7378
Szczegóły |
Tytuł |
7378 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7378 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7378 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7378 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Tim Powers
Ostatnia Odzywka
(Last call)
T�umaczy� Miros�aw P. Jab�o�ski
Dla Glorii Batsford
Ze szczerymi podzi�kowaniami za udzielan� mi przez ponad dekad� pomoc, za rady,
wspania�e kolacje i przyja��; �eby�my wszyscy prze�yli jeszcze wi�cej takich
dekad.
A tak�e z podzi�kowaniami dla Chrisa i Theresy Arenow, Mike'a Autreya, Beth
Bailey, Louigiego Bakera, Jima Blaylocka, Lou i Myrny Donato, Dona Ellisona,
Mike'a Gaddy'ego, Russa Galena, Keitha Holmberga, Dona Johnsona, Mike'a Kelleya,
Dorothei Kenney, Dany Kunkel, Scotta Landre'a, Jeffa Levina, Marka Lipinskiego,
Joe Machugi, Tima McNamary, Steve'a i Tammie Malk�w, Dennisa Meyera, Phila
Pace'a, Richarda Powersa, Sereny Powers, Randala Robba, Betty Schlossberg, Eda
Silberstanga, Carltona Smitha, Eda i Pat Thomas�w oraz Marva, Carol i Rexa
Torrez�w.
PROLOG
1948. ZAMEK NA JA�OWEJ ZIEMI
W marcu 1951 roku, zeznaj�c przed Senack� Komisj� Kryminaln� Kefauvera, Virginia
Hill o�wiadczy�a, i� Siegel powiedzia� jej, �e Flamingo Hotel by� wywr�cony "do
g�ry nogami" - chocia� nie potrafi�a okre�li�, co m�g� rozumie� przez takie
stwierdzenie.
Colin Lepovre, Siegel Agonistes
I odwr�cone w d� w powietrzu trwa�y wie�e
Dzwoni�c wspomnieniem dzwon�w znacz�cych godziny
I �piewy z pustych cystern, studni wyczerpanych.
T.S. Eliot, Ja�owa ziemia1
Synu, widzia�em pi�kny statek �egluj�cy
Kilem do g�ry, a masztami w d�, w niebiesiech,
I solidne wie�yczki strzelnicze do g�ry nogami w powietrzu...
Lord Alfred Tennyson, Idylle kr�lewskie
ROZDZIA� 1
"Nadal b�d� ci� mia�, Sonny Boy"
Georges Leon trzyma� mocno d�o� swojego ma�ego synka i spogl�da� spod ronda
kapelusza na niebo, kt�re by�o nienaturalnie ciemne jak na po�udniow� por�.
Wiedzia�, �e deszcz, wiruj�cy pod chmurami na pustyni w wysokich poszarpanych
kolumnach, widoczny by� dla ka�dego kierowcy przemierzaj�cego rozdzielone pasma
Boulder Highway; powodzie skrada�y si� ju� prawdopodobnie przez dwie nitki
autostrady nr 91, odcinaj�c stoj�cy za miastem Flamingo Hotel jak wysp�. A po
drugiej stronie Ziemi, pod jego stopami, by�a pe�nia Ksi�yca.
Ksi�yc i G�upiec, pomy�la� rozpaczliwie. Niedobrze - ale nie mog� si� teraz
zatrzyma�.
Jak�� przecznic� czy dwie dalej warcza� pies; w jednej z tamtych alejek lub na
kt�rym� z parking�w. Wbrew sobie, Leon pomy�la� o psie, kt�ry pojawia� si� na
karcie G�upca w talii tarota, oraz o psach, kt�re w mitologii greckiej
towarzyszy�y Artemidzie, bogini Ksi�yca. I, oczywi�cie, obrazek na karcie
Ksi�yca ukazywa� padaj�cy deszcz. Chcia�by m�c si� upi�.
- B�dzie lepiej, jak p�jdziemy do domu, Scotty - powiedzia� do ch�opca,
powstrzymuj�c si� z pewnym wysi�kiem od tonu ponaglania.
Niech si� stanie, pomy�la�.
Zaszumia�y palmowe li�cie, zrzucaj�c na chodnik wielkie krople.
- Do domu? - zaprotestowa� Scotty. - Nie, powiedzia�e�...
Poczucie winy spowodowa�o, �e Leon sta� si� burkliwy.
- Dosta�e� ekstra-�niadanie, lunch i pe�n� kiesze� dziurkowanych �eton�w oraz
sp�aszczonych drobniak�w.
Zrobili jeszcze kilka krok�w po pokrytym ka�u�ami chodniku w kierunku Center
Street i skr�cili w prawo, w stron� bungalowu. Mokra ulica pachnia�a niczym
bia�e wytrawne wino.
- Powiem ci co� - rzek�, gardz�c sob� samym zaczynienie fa�szywej obietnicy. -
Dzi� wieczorem, po kolacji, ta burza rozgoni chmury i b�dziemy mogli wyjecha� z
teleskopem za miasto, �eby popatrze� na gwiazdy.
Ch�opiec westchn��.
- Dobra - odpar�, truchtaj�c obok ojca, by dotrzyma� mu kroku; palcami drugiej
r�ki, schowanej w kieszeni, przebiera� z grzechotem mi�dzy drobniakami i
okaleczonymi �etonami. - Ale b�dzie pe�nia. To za�mi wszystko inne, co nie?
Bo�e, zamknij si�, pomy�la� Leon.
- Nie - stwierdzi�, jakby wszech�wiat m�g� go us�ysze� i dokona� tego, co on
powiedzia�. - Nie, to nie zmieni rzeczy.
Leon chcia� znale�� jak�� wym�wk�, �eby zatrzyma� si� we Flamingo Hotel, siedem
mil za miastem wzd�u� Dziewi��dziesi�tej Pierwszej, wi�c zabra� tam Scotta na
�niadanie.
Flamingo by� obszernym, dwupi�trowym hotelem z przybud�wk� na trzecim pi�trze,
niestosownie zielonym na tle otaczaj�cej go br�zowej pustyni. Dooko�a budynku
sta�y przywiezione tu palmy, a o�lepiaj�ce s�o�ce, �wiec�ce tego poranka z
czystego nieba, nadawa�o �ywemu zielonemu trawnikowi przekorny charakter.
Leon pozwoli� boyowi odstawi� samoch�d i obaj ze Scottem poszli, r�ka w r�k�,
wzd�u� pasa trotuaru do frontowych stopni wiod�cych do drzwi kasyna.
Po lewej stronie, poni�ej schod�w i za �ywop�otem, Leon wyd�uba� dawno temu
poka�n� dziur� w murze, a dooko�a niej wyskroba� r�ne symbole. Tego poranka
przykucn�� u podn�a stopni, by zasznurowa� but. Wyj�� z kieszeni p�aszcza
paczk�, pochyli� si� i wepchn�� j� do dziury.
- Kolejna rzecz, kt�ra mo�e ci� zrani�, tatusiu? - zapyta� Scotty szeptem.
Ch�opiec spogl�da� przez rami� na okrutne promieniste s�o�ca i chude jak patyki
postaci, kt�re ��obi�y tynk oraz �uszcz�c� si� zielon� farb�.
Leon wsta�. Spojrza� w d� na syna, zastanawiaj�c si�, dlaczego w og�le
powierzy� ch�opcu ten sekret. Nie, �eby to mia�o teraz jakiekolwiek znaczenie.
- Zgadza si�, Scotto - powiedzia�. - A co to jest?
- Nasza tajemnica.
- Znowu dobrze. G�odny?
- Jak pluskwa.
W jaki� spos�b sta�o si� to jednym z fragment�w ich zwyczajowych rozm�w.
- Chod�my.
Pustynne s�o�ce �wieci�o przez okna, po�yskuj�c na ma�ych miedzianych
rynienkach, w kt�rych podano jajecznic� i w�dzone �ledzie. Chocia� nie byli
go��mi hotelowymi, to �niadanie jedli "na koszt firmy", poniewa� Leon by� znany
jako wsp�lnik interes�w Bena Siegela, za�o�yciela hotelu. Nawet kelnerki czu�y
si� ju� uprawnione do otwartego wyra�ania si� o nim jako o "Bugsy" Siegelu.
By�a to pierwsza rzecz, kt�ra wprawia�a Leona w zak�opotanie - je�� na koszt
tego szczeg�lnego umarlaka.
Jednak Scotty znakomicie si� bawi�, s�cz�c coca-col� ze staromodnej szklanki
zwie�czonej wisienk� i zerkaj�c po sali pe�nej �wiatowej atmosfery.
- To teraz tw�j lokal, co, tato? - spyta�, gdy wychodzili przez okr�g�e
pomieszczenie, kt�re by�o kasynem.
Karty odwracano z trzaskiem, a ko�ci toczy�y si� po zielonym filcu ze st�umionym
grzechotem, ale Leon nie spojrza� na �aden ze szcz�liwych kolor�w ani na �adn�
z liczb, kt�re okre�la�y ten moment.
Nie wydawa�o si�, by kt�rykolwiek z rozdaj�cych karty czy krupier�w us�ysza�
s�owa ch�opca.
- Nie... - zacz�� Leon.
- Wiem - powiedzia� Scotty zdj�ty nag�ym poczuciem wstydu. - "Nie m�w o wa�nych
rzeczach w obecno�ci kart".
Wyszli przez drzwi prowadz�ce na Dziewi��dziesi�t� Pierwsz� i musieli zaczeka�,
a� przyprowadzono ich samoch�d z drugiej strony budynku - z tej, po kt�rej okno
znajduj�ce si� na poziomie przybud�wki sprawia�o wra�enie, �e budynek wygl�da�
jak jednooka twarz gapi�ca si� na pustyni�.
Karta Cesarz, my�la� teraz Leon, ci�gn�c Scotty'ego wzd�u� pociemnia�ego od
deszczu trotuaru Center Street; dlaczego nie otrzyma�em od niej �adnych
sygna��w? Stary m�czyzna z profilu, siedz�cy na tronie ze skrzy�owanymi nogami
z powodu jakiego� cielesnego uszczerbku. To od roku by�a moja karta. Mog� to
udowodni� dzi�ki Richardowi, mojemu starszemu synowi - a niebawem b�d� m�g� tego
dowie�� i dzi�ki Scotty'emu.
Na przek�r sobie zacz�� si� zastanawia�, na jakiego cz�owieka wyr�s�by Scotty,
je�liby to nie mia�o si� zdarzy�. W 1964 roku ch�opiec mia�by dwadzie�cia jeden
lat; czy by�a gdzie� teraz na �wiecie ma�a dziewczynka, kt�ra mog�aby pozna� go
pewnego dnia i po�lubi�? Czy w zwi�zku z tym znalaz�aby sobie kogo� innego? Na
jakiego cz�owieka wyr�s�by Scotty? Grubego, chudego, szczerego, nieuczciwego?
Czy odziedziczy�by talent swojego ojca do matematyki?
Leon zerkn�� w d� na ch�opca i zastanowi� si�, co Scotty znalaz� takiego
interesuj�cego w spos�pnia�ych od deszczu szczeg�ach ulicy - w ponurych,
czerwonych i niebieskich hieroglifach neonu, �wiec�cego w malutkich okr�g�ych
oknach baru, w mokrych markizach trzepocz�cych w wilgotnym powiewie, w
samochodach nurzaj�cych si� jak �odzie podwodne w przefiltrowanym, szarym
�wietle...
Przypomina� sobie Scotty'ego, bij�cego kijem w ga��zie r�anego krzaka podczas
przechadzki po terenach Flamingo Hotel w jasny s�oneczny dzie� kilka miesi�cy
temu, i wykrzykuj�cego:
- Sp�jrz, tatusiu! Te li�cie s� tego samego koloru, co miasto z Krainy Oz!
Leon widzia�, �e li�cie krzak�w, zamiast mie� barw� zakurzonej ciemnej zieleni,
by�y niemal czarne i przez chwil� martwi� si� niezdolno�ci� Scotty'ego do
rozpoznawania kolor�w - a potem kucn�� obok ch�opca, g�owa przy g�owie, i
spostrzeg�, �e sp�d ka�dego li�cia by� jasnym szmaragdem, ukrytym przed ka�dym
przechodniem, kt�ry mia� wi�cej ni� cztery stopy wzrostu.
Od tej pory Leon zwraca� szczeg�ln� uwag� na obserwacje swojego syna. Cz�sto
bywa�y one �mieszne - jak w�wczas, gdy twierdzi�, �e grudka t�uczonych
ziemniak�w na jego talerzu wygl�da dok�adnie tak, jak Wallace Beery; ale
niekiedy, jak podczas dzisiejszego lunchu, Leon uznawa� je za mrocznie
przera�aj�ce.
Po �niadaniu, gdy s�o�ce nadal �wieci�o, a deszczowe chmury by�y tylko
faluj�cymi �aglami, przy kt�rych Spring Mountains na zachodzie wydawa�y si�
kar�owate, pojechali obaj nowym buickiem do znajduj�cego si� w centrum Las Vegas
Club, gdzie Leon pracowa� za osiem dolar�w dziennie jako krupier przy stoliku
blackjacka.
Zamieni� sw�j czek na got�wk�, wzi�� z tego pi��dziesi�t cent�w w drobniakach i
poszed� do kantorku szefa, by Scotty m�g� wzi�� stos starych, zu�ytych �eton�w,
kt�re kasyno okaleczy�o �miertelnie przez wybicie w nich dziurek. Potem poszli
na tory na zach�d od stacji Union Pacific, gdzie Leon pokaza� synowi, jak k�a��
na szynach drobniaki, �eby sp�aszczy�y je p�dz�ce do Los Angeles poci�gi.
Przez prawie godzin� podbiegali na tory, by k�a�� na gor�cych stalowych szynach
b�yszcz�ce monety. Odsuwali si� na bezpieczn� odleg�o��, czekaj�c na poci�g, a
potem, gdy wygl�daj�cy jak pojazd kosmiczny sk�ad nadje�d�a�, gnaj�c ze stacji,
po czym przelatywa� obok nich z rykiem i zaczyna� nikn�� na zachodzie,
podchodzili ostro�nie do tor�w, po kt�rych przemkn�� olbrzym, i starali si�
znale�� pozbawione rysunku miedziane owale. Z pocz�tku by�y zbyt gor�ce, by
mo�na je by�o wzi�� do r�ki, wi�c Leon zrzuca� je na piasek trzymanym na sztorc
kapeluszem, �eby ostyg�y. W ko�cu powiedzia�, �e nadesz�a pora na lunch. Chmury
na zachodzie by�y teraz wi�ksze.
Pokr�cili si� po okolicy i znale�li Moulin Rouge - nowe kasyno znajduj�ce si� w
kolorowej dzielnicy na zach�d od Dziewi��dziesi�tej Pierwszej. Leon nawet nie
s�ysza� o tym, �e buduje si� taki lokal, a poza tym nie lubi� kolorowych, ale
Scotty by� g�odny, a Leon niecierpliwy, wi�c poszli tam. Kiedy Scotty'emu
powiedziano, �e jego sp�aszczone drobniaki nie wprawi� w ruch k� w automatach
do gry, weszli do sali restauracyjnej i zam�wili p�miski czego�, co okaza�o si�
zaskakuj�co dobrym gulaszem z homara.
Kiedy Scotty zjad� ze swojej porcji tyle, ile by� w stanie, i odsun�� sos na
brzeg talerza, ze �rodka, spomi�dzy rozbabranego jedzenia, wyjrza�a posta�
arlekina, kt�ra stanowi�a najwyra�niej symbol Moulin Rouge.
Ch�opiec patrzy� przez chwil� na bia�� twarz, a potem podni�s� wzrok na ojca i
powiedzia�:
- Joker.
Pod��aj�c za spojrzeniem syna, Georges nie okaza� �adnych emocji.
Hermafrodytyczna posta� arlekina naprawd� przypomina�a zwyczajowego jokera z
talii kart, a Leon wiedzia�, �e joker by� jedyn� kart� Wielkiego Wtajemniczenia,
kt�ra przetrwa�a zredukowanie siedemdziesi�cioo�miokartowej talii tarota do
wsp�czesnej pi��dziesi�ciotrzykartowej wersji talii kart do gry.
We wcze�niejszych wiekach figura ta nazywa�a si� G�upcem, kt�rego przedstawiano
jako posta� ta�cz�c� na kraw�dzi przepa�ci, trzymaj�c� lask� i �cigan� przez psa
- ale joker i G�upiec byli bezsprzecznie t� sam� Osob�.
Kawa�ek homara ocienia� jedno ze �miej�cych si� oczu arlekina.
- Jednooki joker - doda� Scotty rado�nie.
Leon uregulowa� po�piesznie rachunek i wyci�gn�� syna na deszczow� burz�, kt�ra
nadci�gn�a nad miasto w czasie ich posi�ku. Pojechali z powrotem a� do Las
Vegas Club, a potem, poniewa� czu�, �e rzucaj� si� w oczy w wielkim samochodzie,
Leon upar� si�, �eby zostawi� go tam i na�o�ywszy kapelusze, przej�� kilka
przecznic z powrotem przez zanikaj�cy deszcz do bungalowu przy Bridge Avenue,
kt�ry by� ich domem.
Richard, osiemnastoletni starszy brat Scotty'ego, siedzia� na dachu, obserwuj�c
badawczo pobliskie ulice i frontony budynk�w. Nie spojrza� w d�, kiedy si�
zbli�yli, otworzyli drzwi bungalowu i weszli do �rodka.
�ona Leona sta�a w drzwiach kuchennych, a u�miech na jej w�skiej, zniszczonej
twarzy wygl�da� na wymuszony.
- Wcze�nie wr�cili�cie do domu.
Georges Leon przeszed� obok niej i usiad� przy kuchennym stole. Zab�bni� palcami
w laminatow� powierzchni� - koniuszki jego palc�w zdawa�y si� dr�e�, jakby wypi�
zbyt wiele kawy.
- Zacz�o pada� - powiedzia�. - Mog�aby� mi poda� col�?
Patrzy� na swoj� b�bni�c� d�o�, zauwa�aj�c siwe w�oski na grzbietach palc�w.
Donna otworzy�a pos�usznie lod�wk�, wyj�a butelk� i podwa�y�a kapsel w
otwieraczu przytwierdzonym do �ciany.
By� mo�e zach�cony tym b�bnieniem albo staraj�c si� rozproszy� napi�cie, kt�re
zdawa�o si� t�amsi� atmosfer� w pomieszczeniu. Scotty podbieg� do miejsca, w
kt�rym siedzia� ojciec.
- Sonny Boy - powiedzia�.
Georges Leon spojrza� na syna i postanowi� po prostu nie robi� tego, co
zamierza� by� uczyni�.
Przez blisko dwadzie�cia lat Leon pracowa� na pozycj�, kt�r� teraz zajmowa�, i
podczas ca�ego tego okresu nie by� w stanie postrzega� ludzi inaczej, jak w
postaci liczb oraz statystyk, kt�rych u�y�, aby do tego miejsca dotrze�. Dopiero
dzisiaj, przy tym ch�opaku, zacz�� podejrzewa� istnienie w podj�tym
postanowieniu swego rodzaju zamierzonych niedoci�gni��.
Powinien by� je dostrzec du�o wcze�niej.
Wycieczki ��dk� po jeziorze Mead by�y na przyk�ad pewn� strategi�, ale widzia�
teraz, �e cieszy� si� entuzjazmem ch�opca, jaki ten czerpa� z zak�adania
przyn�ty na haczyk i wios�owania. Z kolei dzielenie si� niekt�rymi z jego ci�ko
zdobytych m�dro�ci na temat kart i gry w ko�ci sta�o si�, jak powinien by�
zauwa�y�, raczej przekazywaniem przez ojca synowi swoich umiej�tno�ci ni�
zwyczajn�, ch�odn� ostro�no�ci�.
Donna postawi�a z brz�kiem przed nim butelk�, a on poci�gn�� w zadumie �yk coli.
Potem, na�laduj�c g�os piosenkarza, kt�rego widzieli pewnego wieczoru w sali
klubowej Las Vegas Club, powiedzia�:
- "Usi�d� mi na kolanach, Sonny Boy".
Scotty zastosowa� si� do tego ochoczo.
- "Kiedy niebo jest szare..." - za�piewa� Leon.
- "Co ci wcale nie przeszkadza?" - wyrecytowa� Scotty.
- "Nie przeszkadza mi szare niebo..."
- "Co mam z nim zrobi�?"
- "Pomaluj je na niebiesko..."
- "Jak mam na imi�?"
- "Sonny Boy".
- "Co uczyni� dla ciebie przyjaciele?"
Leon zastanowi� si�, do kt�rych przyjaci� mog�o to nawi�zywa�. Zawaha� si�
przed za�piewaniem kolejnej linijki tekstu.
M�g� to przerwa�. Wr�ci� na brzeg, ukry� si� przed facetami, kt�rzy z pewno�ci�
szukaliby go; prze�y� reszt� swojego �ycia - kolejne dwadzie�cia jeden lat,
gdyby osi�gn�� standardowe trzy dwudziestki i dziesi�tk� - jako normalny
cz�owiek. By� mo�e jego drugi syn, Richard, m�g�by nawet wyzdrowie�.
- "Co uczyni� dla ciebie przyjaciele?" - powt�rzy� Scotty.
Leon spojrza� na ch�opca i zrozumia� z ponur� rozpacz�, �e pokocha� go w
przeci�gu tych pi�ciu lat. Zdawa�o si�, �e s�owa piosenki domaga�y si� przez
chwil� spe�nienia obietnicy - mo�liwe, �e Scotty m�g�by uczyni� to szare niebo
b��kitnym. Czy G�upiec wysuwa� ofert� ostatniej szansy? Mog�o tak by�.
Ale...
Ale to nie mia�o znaczenia. By�o za p�no. Leon zaszed� ju� za daleko, goni�c za
czym�, czego niewyra�ny kszta�t i potencja� zacz�� odkrywa� w statystycznych
obliczeniach, prowadzonych przez siebie w Pary�u, kiedy mia� oko�o dwudziestu
lat. Za du�o ludzi umar�o; zainwestowa� w to zbyt wiele z samego siebie. Chc�c
zmieni� tera�niejszo��, musia�by zacz�� wszystko od pocz�tku - stary, bezbronny
i maj�cy przeciwko sobie u�o�on� tali� kart.
- "Przyjaciele mog� mnie opu�ci�" - raczej wypowiedzia� t� linijk�, ni� j�
za�piewa�.
Niech wszyscy mnie opuszcz�, pomy�la�. Nadal b�d� ci� mia�, Sonny Boy.
Wsta� i z �atwo�ci� posadzi� sobie syna na ramionach.
- Wystarczy tej piosenki, Scotty. Masz nadal swoje pieni�dze?
Ch�opiec zagrzechota� w kieszeni bezwarto�ciowymi drobniakami i �etonami.
- Wi�c chod�my do kryj�wki.
- Po co? - spyta�a Donna, trzymaj�c d�onie zahaczone o tylne kieszenie d�ins�w.
- M�skie sprawy - wyja�ni� jej Leon. - Prawda, Scotto?
Scotty zako�ysa� si�, szcz�liwy, na ramionach ojca.
- Prawda!
Udaj�c, �e zamierza uderzy� g�ow� ch�opca o framug� drzwi, Leon przeszed�
wyprostowany przez pomieszczenie, a potem, w ostatniej chwili, przykucn��
gwa�townie i przekroczy� pr�g. Wykona� t� sam� sztuczk� w drzwiach kryj�wki -
wywo�uj�c tym dziki chichot Scotty'ego - a p�niej opu�ci� go i rzuci�
energicznie na sw�j sk�rzany fotel, czemu towarzyszy�o pla�ni�cie. P�omie� lampy
zamigota� w wywo�anym ruchem podmuchu, rzucaj�c szale�cze cienie na grzbiety
ksi��ek, kt�re w ryzykowny spos�b wype�nia�y si�gaj�ce od pod�ogi do sufitu
p�ki.
Niebieskie oczy Scotty'ego by�y szeroko otwarte i Leon wiedzia�, �e ch�opiec
jest zaskoczony tym, �e pozwolono mu, po raz pierwszy, usi��� na fotelu, nad
kt�rym wisia�o na drutach jab�ko, ostrze lancy i korona.
- To fotel Kr�la - wyszepta� ch�opiec.
- Zgadza si�. - Leon prze�kn�� �lin� i jego g�os sta� si� pewniejszy. - A ka�dy,
kto w nim siedzi... staje si� Kr�lem. Zagrajmy w karty. Otworzy� biurko i wyj��
z niego gar�� z�otych monet oraz skrzynk� z wypolerowanego drewna wielko�ci
Biblii. Rzuci� monety na dywan.
- Pula jest niepe�na.
Scotty wyci�gn�� z kieszeni dziurawe �etony oraz sp�aszczone drobniaki i cisn��
je na pod�og� przed fotelem. U�miechn�� si� niepewnie do ojca.
- Teraz jest pe�na.
Uszkodzona waluta przeciwko z�otu, pomy�la� Leon. Pula jest rzeczywi�cie w
porz�dku.
Kucn�wszy przed ch�opcem, Leon otworzy� pude�ko i wysypa� na d�onie tali� kart
ponadnormalnej wielko�ci. Roz�o�y� je na dywanie, wskazuj�c na nie i zakrywaj�c
ich wizerunki.
- Patrz - powiedzia� cicho.
Pomieszczenie wype�ni� zapach kadzid�a i gor�cego metalu. Leon spogl�da� raczej
w twarz ch�opca, a nie na karty tarota. Przypomina� sobie noc z 1925 roku, gdy
na o�wietlonym �wiecami poddaszu w Marsylii ujrza� po raz pierwszy t� wersj�,
okrojon� tali� Lombardy Zero; i przypomnia� sobie, jak g��boko poruszaj�ce by�y
te tajemnicze obrazki, jak g�owa wydawa�a mu si� pe�na g�os�w i jak potem musia�
walczy� ze sob�, �eby nie spa� prawie przez tydzie�.
Oczy ch�opca zw�zi�y si�; oddycha� g��boko i wolno. Straszliwa m�dro�� zdawa�a
si� postarza� delikatnie rysy jego twarzy, a Leon stara� si� odgadn��, ze zmiany
u�o�enia ust, na jak� kart� syn patrzy w danym momencie: G�upiec, w tej wersji
bez charakterystycznego psa, stoj�cy na ostrej jak laubzega kraw�dzi klifu i
maj�cy na twarzy wyraz wrogiego idiotyzmu; �mier�, tak�e stoj�ca na pofalowanej
kraw�dzi przepa�ci, wygl�daj�ca bardziej jak rozszczepiona wzd�u� mumia ni�
szkielet, i trzymaj�ca �uk przypominaj�cy w dziwaczny spos�b �uk Kupidyna; S�d
Ostateczny, na kt�ry Kr�l wywo�uje z grobu nagich ludzi; rozmaite nomina�y kart
Puchar�w, Bu�aw, Mieczy i Denar�w... a wszystkie z umieszczonymi na przedzie,
niewinnie wygl�daj�cymi ornamentami ga��zi, li�ci winoro�li lub bluszczu... i
wykonane w naj�ywszym z�ocie, czerwieniach i oceanicznych b��kitach...
W oczach Scotty'ego b�yszcza�y �zy. Leon mrugni�ciem odegna� w�asne, po czym
zebra� karty i zacz�� je tasowa�. Umys� ch�opca by� otwarty i nie po��czony.
- Teraz - powiedzia� Leon po�piesznie - wybierzesz �sm� ka...
- Nie - przerwa�a Donna od drzwi.
Leon spojrza� na ni� ze z�o�ci�, a potem, kiedy zobaczy� ma�y pistolet, kt�ry
trzyma�a obur�cz, przybra� wyraz zupe�nej oboj�tno�ci.
Dwie lufy, du�y kaliber, prawdopodobnie czterdziestka pi�tka. Derringer.
W chwili, w kt�rej Leon ujrza� bro�, na dach�wkach nad ich g�owami da� si�
s�ysze� st�umiony �oskot, ale teraz nie dochodzi� stamt�d �aden d�wi�k.
- Nie tak�e i jego - powiedzia�a Donna.
Oddycha�a szybko, sk�ra na jej policzkach by�a napi�ta, a usta mia�a bia�e.
- Na�adowa�am to gilzami 410 ze �rutem. Wiem, zrozumia�am, co zrobi�e�
Richardowi, jasne? Poj�am, �e dla niego jest ju� za p�no.
Wzi�a g��boki wdech i wypu�ci�a powietrze.
- Ale nie b�dziesz mia� tak�e Scotty'ego.
Wyr�wnanie i du�e przebicie, powiedzia� Leon do siebie.
By�e� zbyt zaj�ty swoimi kartami, by patrze� w oczy wszystkich pozosta�ych
graczy.
Rozpostar� r�ce jakby w ge�cie trwo�liwego przyznania si� do pora�ki, a potem
jednym g�adkim ruchem uskoczy� w bok, zmi�t� Scotty'ego z fotela i wsta�,
trzymaj�c syna jak tarcz� na wysoko�ci twarzy i klatki piersiowej. I druzgoc�ce
podbicie stawki do ciebie, pomy�la�.
- Ch�opak - powiedzia�. - Do ciebie.
- Sprawdzam - odpar�a Donna.
Obni�y�a kr�tk� grub� luf� i wystrzeli�a.
ROZDZIA� 2
�adnego zapachu r�
P�on�cy b��kitem podmuch og�uszy� j� i oszo�omi�, ale ujrza�a, �e m�czyzna i
ch�opiec padli gwa�townie w prz�d; dziecko zderzy�o si� z jej kolanami i zwali�o
j� w ty�, na biblioteczk�. Jedn� zdr�twia�� r�k� �ciska�a nadal ma�y pistolet, a
drug� chwyci�a Scotty'ego za ko�nierz.
Leon garbi� si�, nadal na czworakach, na splamionym krwi� dywanie, ale teraz
cofn�� si�, trzymaj�c w gar�ci roz�o�one jak wachlarz karty. Jego twarz by�a
bezbarwn� mask� wysi�ku, ale kiedy przem�wi�, g�os mia� mocny.
- Patrz!
Spojrza�a, a on cisn�� w ni� kartami.
Kilka gwizdn�o obok jej twarzy i zastukota�o o grzbiety ksi��ek za plecami.
Przez sw�j chwyt na ko�nierzu syna poczu�a, �e ma�y si� wzdrygn��.
Potem odwr�ci�a si� i ruszy�a nieudolnie wzd�u� korytarza, wykrzykuj�c s�owa, co
do kt�rych mia�a nadziej�, i� daj� do zrozumienia, �e ma nadal w broni jeden nie
wystrzelony �adunek. Przy drzwiach kuchennych porwa�a z haczyka kluczyki od
samochodu i kiedy stara�a si� my�le�, kiedy stara�a si� przypomnie� sobie, czy w
baku jej chevroleta jest benzyna, us�ysza�a skomlenie Scotty'ego.
Spojrza�a w d� - i zdawa�o si�, i� dzwonienie w jej uszach narasta, gdy
spostrzeg�a, �e karta, przywarta kraw�dzi� do twarzy ch�opca, tkwi�a w istocie w
jego prawym oku.
W rozci�gni�tej do nieprawdopodobie�stwa sekundzie, w czasie kt�rej nic innego
si� nie dzia�o, jej zdr�twia�a r�ka wepchn�a bro� do kieszeni, si�gn�a w d�,
dwoma palcami wyci�gn�a kart� i upu�ci�a j�. Karta klapn�a na pod�og�,
obrazkiem do linoleum.
Zmagaj�c si� z drzwiami, otworzy�a je i poci�gn�a zdr�twia�ego z powodu szoku
syna przez ch�odne, wy�wirowane podw�rze do samochodu. Otworzy�a drzwiczki po
stronie kierowcy, wpakowa�a tam ch�opaka i sama wsiad�a, popychaj�c go w g��b
samochodu. Przekr�ci�a kluczyk w stacyjce, naciskaj�c jednocze�nie na
akcelerator, i szarpn�a kierownic� w bok.
Silnik zaskoczy�; wrzuci�a ze zgrzytem bieg. Podczas gdy ty� samochodu zamiata�
po �wirze, w��czy�a gwa�townym ruchem reflektory, i kiedy w ich blasku pokaza�a
si� brama wyjazdowa na drog�, odbi�a z powrotem kierownic�, by ustawi� ko�a na
wprost. Potem, wgniataj�c bok auta po stronie kierowcy o jeden ze s�upk�w bramy,
przejechali przez ni� i znale�li si� na ulicy.
- W porz�dku, Scotty - mamrota�a bezg�o�nie. - Za�atwimy ci pomoc, ma�y, trzymaj
si�...
Dok�d? pomy�la�a. Boulder, to musi by� Boulder. Jest tam stary Six Companies
Hospital. Wszystkie szpitale w mie�cie s� zbyt blisko, Georges zbyt �atwo by go
znalaz�.
Skr�ci�a w prawo, we Fremont.
- On jest bogaty - powiedzia�a. Mruga�a, ale nie spuszcza�a wzroku z
sygnalizator�w �wietlnych, wisz�cych na tle neonu kasyna, kt�ry tworzy� na
mokrej ulicy po�yskliw� t�cz�. - My�la�am o tobie, przysi�gam... Chryste, on ci�
lubi�, wiem, �e tak! Richard przepad�, dla Richarda jest ju� za p�no, a nigdy
nie my�la�am, �e potrzebowa�by wi�cej ni� jednego.
Kiedy zawin�a autem obok poruszaj�cej si� wolno p�ci�ar�wki, Scotty
zaskomla�. G�ow� mia� opart� o s�upek i jedn� r�k� trzyma� si� klamki, podczas
gdy drug� przykrywa� uszkodzone oko.
- Przepraszam. B�dziemy w Boulder za pi�tna�cie minut, obiecuj�, jak tylko
wydostaniemy si� st�d. On ma jednak mn�stwo pieni�dzy. Pracuje w Club tylko
dlatego, by pozostawa� w bliskim kontakcie z kartami - i falami, jak m�wi - by
by� w kontakcie z falami. Jakby mieszka� na wybrze�u i pr�bowa� �ledzi�
przyp�ywy czy co� tam.
- Tutaj tak�e s� przyp�ywy - powiedzia� ch�opiec cicho, gdy wstrz�s samochodu
zako�ysa� nim na siedzeniu. - A karty s� tym, dzi�ki czemu je �ledzisz.
Matka spojrza�a na niego pierwszy raz od chwili, gdy skr�ci�a na po�udnie, we
Fremont. Jezu, pomy�la�a, ty i on byli�cie ze sob� cholernie blisko, czy� nie?
Tw�j ojciec dzieli� si� z tob� mn�stwem rzeczy. Jak zatem m�g� chcie� ci�
wymaza�? Wymaza� ciebie, nie twoje ma�e cia�o, oczywi�cie. Twoje cia�o, jak
s�dz�, mia�o sko�czy� przycupni�te na dachu z Richardem - jeden z was patrzy�by
na zach�d, a drugi na wsch�d, dzi�ki czemu Georges m�g�by siedzie� w swojej
kryj�wce i mie� co� w rodzaju trzystusze��dziesi�ciostopniowego ruchomego
stereoptikonu.
Przed chevroletem, na Fremont, wytoczy� si� z Si�dmej Ulicy kabriolet packard z
dwoma osobami w �rodku.
- Cholera - wymrucza�a Donna z roztargnieniem.
Zdj�a nog� z gazu, pozwalaj�c zwolni� maszynie - p�ki nie spojrza�a we wsteczne
lusterko i nie nabra�a natychmiast pewno�ci, �e widoczna za ni� para reflektor�w
towarzyszy�a jej od kilku ostatnich przecznic, dostosowuj�c si� do ka�dej zmiany
jej jazdy. W tamtym samochodzie tak�e by�o dwoje ludzi.
Odczu�a w �o��dku nag�� pustk� i ch��d. Zdusi�a w gardle rozpaczliwy, ci�g�y
j�k.
W packardzie jest Bailey i kto� jeszcze, pomy�la�a, a za nami mo�e znajdowa� si�
jakakolwiek dw�jka z tuzina facet�w, kt�rzy dla niego pracuj�, pope�niaj�
zbrodnie i go czcz�. Przypuszczalnie inne samochody s� tak�e na
Dziewi��dziesi�tej Pierwszej, na wschodzie i na zachodzie, by mnie zatrzyma�,
gdybym zamierza�a uciec do Los Angeles lub Salt Lake City.
Chevrolet nadal zwalnia�, wi�c doda�a gazu, �eby trzyma� si� z dala od samochodu
z ty�u, a potem, przy Dziewi�tej Ulicy - zredukowa�a do dw�jki i wcisn�a gaz do
dechy, skr�caj�c z po�lizgiem w prawo. Z chodnika krzyczeli na ni� przechodnie,
podczas gdy ona walczy�a z kierownic�; potem opony z�apa�y przyczepno�� i
pogna�a na po�udnie wzd�u� Dziewi�tej. Si�gn�a po omacku do deski rozdzielczej
i wy��czy�a reflektory.
- Naprawd� s�dz�, �e by�oby lepiej, gdyby� umar� - powiedzia�a przenikliwym
szeptem, kt�rego Scotty nie m�g� przypuszczalnie s�ysze� ponad rykiem silnika -
ale zobaczmy, co mo�na zrobi�.
W przodzie b�yszcza�y �wiat�a stacji Texaco. Spojrzenie we wsteczne lusterko
przekona�o j�, �e chwilowo zgubi�a �cigaj�cy j� samoch�d, wi�c nacisn�a na
hamulec - wiedzia�a, �e jedzie zbyt szybko, �eby skr�ci� na stacj�, i zatrzyma�a
si� przy kraw�niku tu� za ni� - z dymem opon i po�r�d wstrz�s�w. Scotty waln��
o kokpit i spad� na pod�og�.
Donna szarpn�a swoje pogi�te drzwiczki, otworzy�a je i wyskoczy�a na zewn�trz,
szuraj�c stopami po mokrym asfalcie, �eby z�apa� r�wnowag�. Bro� mia�a w r�ku,
ale ze stacji wytacza�a si� ci�ar�wka, ci�gn�ca na przyczepie ��d�, kt�ra na
chwil� zas�oni�a jej pole widzenia. Pojazd skr�ci� niezgrabnie w prawo, by
przejecha� obok niej.
Op�akuj�c swoje nieszcz�sne dziecko, upu�ci�a bro�, pochyli�a si� w g��b
samochodu i wyci�gn�a za kostki okaleczone cia�o Scotty'ego. Pochwyci�a tylko
migni�cie krwawej maski, jak� by�a twarz syna, a potem z�apa�a go za pasek
spodni oraz za ko�nierz i - gdy ci�gni�ta za ci�ar�wk� ��d� przetacza�a si� za
ni� - w ostatnim, rozpaczliwym wysi�ku, kt�ry zdawa� si� rozrywa� wszystkie
�ci�gna jej plec�w, ramion i n�g, podnios�a go najwy�ej, jak tylko mog�a.
Ch�opiec zawis� na moment w powietrzu, jego ramiona i nogi porusza�y si� s�abo w
bia�ym �wietle, a potem ju� go nie by�o - wpad� do �rodka, a mo�e na dach, cho�
prawdopodobnie przetoczy� si� po nim i spad� na ulic� po drugiej stronie.
Reakcja na ten rzut spowodowa�a, �e Donna uderzy�a plecami o chevroleta i
opanowa�a gro��cy jej upadek na tyle, �e wyl�dowa�a na siedzeniu kierowcy. Prawa
d�o�, niemal bez udzia�u jej woli, wyci�gn�a si� i uruchomi�a silnik.
��d� oddala�a si� spokojnie. Donna nie widzia�a, by na drodze le�a�o ma�e cia�o.
Za ni� pokaza�y si� �wiat�a reflektor�w zbli�aj�ce si� od Fremont. Wci�gn�a
nogi do auta, zatrzasn�a drzwiczki i zawr�ci�a na pierwszym biegu z piskiem
opon, kieruj�c sw�j samoch�d prosto w zbli�aj�ce si� �wiat�a czo�owe. Wrzuci�a
drugi bieg, jak tylko mog�a najszybciej.
Reflektory usun�y si� z jej z drogi, a za sob� us�ysza�a pisk hamulc�w i d�wi�k
podobny do tego, jaki towarzyszy zatrza�ni�ciu bardzo ci�kich drzwi, ale nie
obejrza�a si�. Na Fremont zredukowa�a bieg i skr�ci�a w prawo, po raz kolejny
zmierzaj�c w kierunku Boulder, odleg�ego o dwadzie�cia pi�� mil.
Ga�ka d�wigni zmiany bieg�w mrozi�a jej d�o�, kiedy w��czy�a tr�jk�, a potem
czw�rk�.
By�a teraz zupe�nie spokojna, niemal szcz�liwa. Wszystko by�o sko�czone, a
ka�da chwila, jaka jej jeszcze pozosta�a, stanowi�a dodatkow� gratyfikacj�, by�a
premi�. Donna opu�ci�a szyb� i oddycha�a ch�odnym powietrzem pustyni.
Chevrolet gna� teraz wzd�u� Las Vegas Boulevard, a przed ni� znajdowa�a si� ju�
tylko pustynia... oraz niemo�liwe do osi�gni�cia g�ry, zapora i jezioro.
Widzia�a, �e reflektory za ni� szybko si� zbli�aj� - z pewno�ci� packard.
Tamto bia�e Bo�e Narodzenie w 1929 roku w Nowym Jorku, my�la�a, podczas gdy
biegn�ca przez pustyni� autostrada szumia�a pod ko�ami jej samochodu. Mia�am
dwadzie�cia jeden lat, a Georges trzydzie�ci - przystojny, b�yskotliwy m�ody
Francuz, �wie�o upieczony absolwent Ecole Polytechnique i cz�onek Bourbaki Club,
kt�ry wiedzia� sk�d� wystarczaj�co wiele na temat mi�dzynarodowych finans�w, by
zdoby� bogactwo przed nadej�ciem Wielkiego Kryzysu. I chcia� mie� dzieci.
Jak mog�am mu si� oprze�?
Przypomnia�a sobie migni�cie krwawej, eksploduj�cej miazgi, kt�r� zaledwie kilka
minut temu zrobi� z jego pachwiny �adunek czterysta dziesi�tki.
Strza�ka pr�dko�ciomierza opar�a si� o sztyft poni�ej liczby 120.
Po jej prawej r�ce zbli�a� si� szybko jaki� anonimowy, betonowo-�u�lowy budynek.
Bo�e, Georges, pomy�la�a, bior�c konstrukcj� na cel swoich reflektor�w, jak
unieszcz�liwili�my si� wzajemnie.
Leon od�o�y� s�uchawk� telefonu i opad� w ty� w swoim kr�lewskim fotelu. Krew
tworzy�a gor�ce ka�u�e wok� jego po�ladk�w i powodowa�a, �e nogawki spodni
przywiera�y mu ci�ko do ud.
Dobra, my�la� monotonnie, dobra, jest ile, jest bardzo �le, ale nie straci�e�
wszystkiego.
Zadzwoni� do Abramsa. Facet zaklina� si�, �e zjawi si� tu za kilka minut, z par�
innych ludzi, kt�rzy b�d� w stanie przenie�� Leona do samochodu i zawie�� go do
Southern Nevada Hospital, pi�� mil na zach�d przy Charleston Boulevard. Leon
rozwa�a� przez chwil�, czy nie zatelefonowa� najpierw do szpitala po karetk�,
ale rzut okiem na pachwin� nie pozostawi� mu w�tpliwo�ci co do tego, �e jego
genitalia s� zniszczone - w zwi�zku z tym najwa�niejsze sta�o si� odzyskanie
Scotty'ego, ostatniego syna, jakiego sp�odzi�.
Nie straci�e� wszystkiego.
Ca�e podbrzusze mia� wiotkie - gor�ce, mokre i rozwalone - i teraz, gdy od�o�y�
s�uchawk�, mia� dwie wolne r�ce, by m�c zaciska� si� kurczowo, trzyma� si�
wewn�trz.
Nie wszystko sko�czone, powiedzia� sobie. Nie umrzesz od zwyk�ej rany
postrza�owej, twoja krew jest w jeziorze Mead, a ty jeste� w Las Vegas i
Flamingo stoi nadal w deszczu, tam, przy autostradzie nr 91. Nie straci�e�
wszystkiego.
Ksi�yc i G�upiec. Mrugn��, odp�dzaj�c z powiek krople potu, po czym spojrza� na
karty, kt�re le�a�y rozrzucone na pod�odze doko�a p�ek z ksi��kami oraz w
wej�ciu do pomieszczenia; pomy�la� o karcie, kt�ra opu�ci�a pok�j, wbita
kraw�dzi� - ta my�l spowodowa�a, �e zdr�twia� - w oko Scotty'ego.
Moje panowanie nie sko�czy�o si� jeszcze.
Skrzy�owa� nogi; zdawa�o si� to przeciwdzia�a� b�lowi.
Odrzuci� g�ow� do ty�u i poci�gn�� nosem, ale w pomieszczeniu nie by�o zapachu
r�. Kr�ci�o mu si� w g�owie i by�o mu s�abo, ale przynajmniej nie czu� zapachu
r�.
W noc, gdy zabi� Bena Siegela, przypomina� sobie sennie, jego twarz dzieli�y
cale od kwitn�cego krzaku r�. Ga��zki by�y poskr�cane i zawini�te wok� kraty
pergoli niczym rysunek �y� lub delty rzeki.
Zanim Leon zabi� Siegela, podchodzi� go niemal dziesi�� lat
Mafijni bossowie ze Wschodniego Wybrze�a zdawali si� przeczuwa� istnienie w
Stanach Zjednoczonych kr�lestwa, kt�rego nikt dot�d nie obj�� jeszcze w
posiadanie. Joseph Doto przybra� nazwisko Joe Adonis i podj�� trud zachowania
m�odego wygl�du, a Abner "Longy" Zwillman zabi� swojego rywala nazwiskiem Leo
Kaplus, strzelaj�c mu w j�dra, a nie w serce; w 1938 roku Tony Cornero
zakotwiczy� za� p�ywaj�ce kasyno poza trzymilow� stref� przybrze�n� w okolicy
Santa Monica. Cornero "nazwa� statek "Rex", po �acinie "kr�l", a Siegel mia� w
tym przedsi�wzi�ciu pi�tna�cie procent. W ko�cu prokurator generalny przypu�ci�
zmasowany atak i automaty do gry, ruletki oraz sto�y do ko�ci i blackjacka - ze
wszelkimi liczbami, tak nami�tnie rozwa�anymi przez rzesze hazardzist�w -
zosta�y wrzucone do uniewa�niaj�cego wszystko morza.
Pewnej nocy, na kilka tygodni przed nalotem, Leon wynaj�� jedn� z niewielkich
motor�wek, pe�ni�cych rol� wodnych taks�wek, i pop�yn�� na statek, gdzie obszed�
tyle zakamark�w pok�adu, ile by�o udost�pnionych dla publiczno�ci. Z dogodnego
miejsca obserwowa� m�czyzn�, kt�ry z w�dk� wyci�gni�t� z ciemnej wody wraca� z
rufy ni�szym pok�adem. Leon zapyta� stewarda, kim jest ten samotny nocny
w�dkarz, a steward wyja�ni� mu, �e to jeden z w�a�cicieli statku, pan Benjamin
Siegel.
Jeden z obcas�w Leona po�lizgn�� si� do przodu po nasi�kni�tym krwi� dywanie i
pierwszy b�l ogarn�� jego brzuch niczym napinaj�ce si� druty. Leon zacisn�� z�by
i j�kn��.
Im wi�cej czasu zabierze Abramsowi dotarcie tutaj, tym straszliwsza b�dzie pe�na
wstrz�s�w jazda do szpitala. Gdzie, do diab�a, jeste�, Abrams?
Gdy b�l zel�a� nieco, Leon wspomnia� przez moment kart�, kt�rej nie by�o w
pokoju. A potem skierowa� swoje my�li ku minionej wiktorii, polegaj�cej na
zaj�ciu zachodniego tronu.
Leon przeni�s� si� z Nowego Jorku do Los Angeles w 1938 roku, przywo��c ze sob�
trzydziestoletni� �on� i o�mioletniego syna, Richarda. Dowiedzia� si� wkr�tce,
�e Siegel ubieg� go w tej pielgrzymce na zach�d. Po rozpoznawczej wizycie na
"Reksie", Leon wst�pi� do Hillcrest Country Club w Beverly Hills, i tam pozna� w
ko�cu tego cz�owieka.
Chocia� Siegel mia� dopiero trzydzie�ci dwa lata, to bi�a od niego prawdziwa
w�adczo��. O�ywia�a go, podobnie jak Joe Adonisa, ch�� utrzymania dobrej
kondycji fizycznej i m�odego wygl�du - takiego, jaki powinien mie� kr�l - ale
Siegel zdawa� si� wiedzie�, �e niezb�dne b�dzie co� wi�cej ni� tylko wylana
krew, m�sko�� i pozerstwo.
Poznali si� w barze, a m�czyzna, kt�ry ich sobie przedstawi�, zauwa�y�, �e ci
dwaj byli jedynymi lud�mi w pomieszczeniu, kt�rzy pili wod� sodow�.
Zdawa�o si�, �e ta wzmianka skupi�a na Leonie uwag� Siegela.
- George, nieprawda�? - spyta�, a jego p�przymkni�te oczy os�abia�y wymow�
u�miechu.
Br�zowe w�osy mia� poci�gni�te brylantyn� i sczesane do ty�u z wysokiego czo�a.
- Ca�kiem blisko - odpar� Leon.
- Grywasz w karty, George? - Brookly�ski akcent Siegela powodowa�, �e s�owo
"karty" brzmia�o jak "korty".
- Oczywi�cie - powiedzia� Leon, pochylaj�c g�ow� nad swoj� szklank�, by rozm�wcy
nie objawi� si� przy�pieszony puls na jego szyi. - Mia�by� czasem ochot� zagra�
w pokera?
Siegel zapatrzy� si� na niego.
- Nie, nie s�dz� - rzek� w ko�cu. - To mnie nudzi, kiedy walety bij� moje kr�le.
- Mo�e to ja b�d� mia� kr�le.
Siegel roze�mia� si�.
- Nie, je�li ja rozdam karty - a zawsze to robi�.
Leon usi�owa� zap�aci� za napoje, ale Siegel zby� ten pomys� machni�ciem r�ki,
m�wi�c przy tym z przymru�eniem oka, �e jego pieni�dze nie s� odpowiednie.
Sp�aszczone drobniaki i przedziurawione �etony, pomy�la� teraz Leon.
Leon trzyma� si� tropu tego m�czyzny.
Latem tego roku Siegel zorganizowa� wypraw� na poszukiwanie skarb�w na Cocos
Island, kilkaset mil na zach�d od wybrze�y Kostaryki. W listopadzie by� z
powrotem i zaprzeczy� doniesieniom, jakoby znalaz� tam z�ot� statu� wielko�ci
cz�owieka, prawdopodobnie pos�g Marii Panny.
Jednak Leon uzyska� zdj�cie tej figury od starego pijaczyny nazwiskiem Bili
Bowbeer, kt�ry dostarczy� oryginaln� map� wiod�c� do skarbu. Fotografia by�a
zamazana i poplamiona, ale mimo to Leon by� w stanie dostrzec, �e metalowa
posta� nosi koron� w kszta�cie sierpa ksi�yca, kt�ry obejmuje tarcz� s�o�ca -
bardziej jak u egipskiej bogini Izis ni� chrze�cija�skiej Marii.
Nied�ugo potem Siegel wyjecha� do W�och z hrabin�, kt�ra finansowa�a wypraw�
poszukiwawcz�, a kilka tygodni p�niej Leon otrzyma� list od swojego kumpla z
Mediolanu.
Z kolekcji w pa�acu Sforzy zgin�a jedna z pi��dziesi�ciu dziewi�ciu kart do
gry; informator nie wiedzia� wystarczaj�co wiele o zbiorach, by m�c okre�li�,
kt�rej karty brakowa�o.
Leon kupi� bilet na nast�pny samolot do Mediolanu.
Karty Sforzy zosta�y znalezione w wyschni�tych od dawna, �redniowiecznych
cysternach - podczas renowacji zamku Sforzy na prze�omie stuleci. Stanowi�y
mieszanin� le��cych mniej wi�cej warstwowo jedenastu rozmaitych
zdekompletowanych talii, kt�rych wierzchni pok�ad by� wystarczaj�co m�ody, by
nosi� francuskie kolory Kielich�w, Bu�aw, Denar�w i Mieczy; ale najni�ej le��ce
karty pochodzi�y z talii tarota namalowanej w 1499 roku i Leon by� pewny, �e ta
zaginiona by�a w�a�nie jedn� nich. Skatalogowa� je szczeg�owo w 1927 roku, by�
wi�c prawdopodobnie jedynym cz�owiekiem, kt�ry m�g� stwierdzi�, jaka karta
znikn�a.
Po dotarciu do Mediolanu przekona� si�, �e brakuj�ca karta pochodzi�a istotnie z
najstarszej talii. By�a to Wie�a. Dzi�ki notatkom, kt�re sporz�dzi� jedena�cie
lat wcze�niej, Leon wiedzia�, �e ca�a karta przedstawia�a wie��, w kt�r� uderza
b�yskawica, a dwie ludzkie postaci, wraz z kawa�kami potrzaskanej kamieniarki,
uchwycone s� w trakcie upadku.
Przez nast�pne osiem lat Leon nie by� w stanie odgadn��, dlaczego Siegel chcia�
mie� t� konkretn� kart�.
Pukanie do drzwi wej�ciowych rozleg�o si� tylko par� sekund wcze�niej, zanim
Leon us�ysza�, �e kto� przeszed� przez kuchenne drzwi, kt�re Donna zostawi�a
najwyra�niej otwarte.
- Georges? - zawo�a� g�os, rozpoznawalny jako nale��cy do Guillena. - Gdzie
jeste�?
Leon, zbyt s�aby, �eby odpowiedzie�, usiad� prosto i skoncentrowa� si� na
oddychaniu oraz czekaniu, a� go znajd�. S�ysza�, �e Guillen otwiera frontowe
drzwi i wpuszcza Abramsa, a potem kroki ich obu, kr���cych nerwowo po salonie.
W ko�cu Abrams zajrza� ostro�nie do kryj�wki.
- Jezu, Georges! - wykrzykn��, �piesz�c do miejsca, gdzie Leon siedzia�
zag��biony w fotelu. - Jezu, nie�le ci� za�atwili. Ale nie martw si�, lekarze
wyci�gn� ci� z tego. Guillen! Dawaj tutaj piorunem tych facet�w!
Kilka chwil p�niej p� tuzina m�czyzn nios�o Leona przez korytarz do kuchni,
podczas gdy Abrams przytrzymywa� drzwi i wykrzykiwa� napi�tym g�osem polecenia.
Kiedy wtoczyli si� do kuchni, Abrams schyli� si�, �eby podnie�� le��c� obrazkiem
do spodu kart�.
- Nie - wychrypia� Leon. - Zostaw j� tam.
Abrams jecha� szybko, ale unika� wywo�ywania wstrz�s�w czy wykonywania
gwa�townych skr�t�w. Pomimo to b�l wr�ci� i ku swemu upokorzeniu Leon nie by� w
stanie powstrzyma� niekt�rych gwa�townych chrz�kni��. Jego wci�ni�te w pachwiny
d�onie by�y �liskie od krwi, a kiedy raz powi�d� wzrokiem w d�, chc�c spojrze�
na siebie, to w�asne r�ce wyda�y mu si� czarne i po�yskuj�ce wielokolorowymi
odbiciami mijanego neonu.
Nie straci�em wszystkiego, przypomnia� sobie gor�czkowo. Siegel tak, ale ja nie.
Sam Leon w�dkowa� w 1939 roku w bezksi�ycowe noce na ko�cu Santa Monica Pier,
�api�c wielkie, zdeformowane nocne samog�owy i zjadaj�c je na surowo zaraz tam,
na zniszczonych deskach mola. Wyhodowa� gigantyczne, dziwacznie pr��kowane dynie
w ogrodzie swojego ma�ego domku w Venice Beach i zatopi� najwi�ksze i
najwspanialsze z nich przy rozmaitych zaporach i w zbiornikach wodnych Los
Angeles oraz hrabstw Orange i San Bernardino. Bra� udzia� w setkach prywatnych
rozgrywek pokerowych i zdoby� reputacj� jako nadzwyczaj niedba�y, ekscentryczny
gracz. Zape�ni� gara� zarysowanymi kartami, mapami i wykresami, na kt�rych
zaznacza� nowe kropki na podstawie tego, co wyczyta� w gazetach ca�ego �wiata,
oraz kieruj�c si� w�asnymi obserwacjami pogody. I, jak Siegel, zacz�� utrzymywa�
przyja�nie z bogat� arystokracj� Beverly Hills. Pluton by� tak�e bogiem
bogactwa, powiedzia� sobie.
I bardzo szybko Leon zacz�� dostrzega� rezultaty swych dzia�a�: pozycja Siegela
zacz�a si� chwia�. Zosta� dwukrotnie aresztowany jako podejrzany o zamordowanie
nowojorskiego zakapiora nazwiskiem Harry Greenbaum, a w kwietniu 1941 zatrzymano
go za ukrywanie gangstera Louisa "Lepke" Buchaltera.
Siegel udowodni�, �e jest w stanie umkn�� przed tymi oskar�eniami, ale niczym
znajduj�cy si� w obronie kr�l w rozgrywce szachowej - musia� przyzna�, �e jest
atakowany.
Zanim jednak Leon m�g� ostatecznie obali� swojego rywala, Japo�czycy
zbombardowali Pearl Harbor, wci�gaj�c Stany Zjednoczone do uczestnictwa w
drugiej wojnie �wiatowej, i kruche wzory oraz abstrakcyjne figury, kt�re Leon
wypie�ci� na podstawie swoich wykres�w, zosta�y ukryte pod zdecydowanymi
zarz�dzeniami, dotycz�cymi przemys�owych, spo�ecznych i ekonomicznych wysi�k�w
wojennych. Jego modele by�y niczym g�osy duch�w, zagubione w zak��ceniach
atmosferycznych, kiedy odbiornik dostroi si� do czystego sygna�u; kilka
czynnik�w, takich jak pogoda, pokazywa�o ci�gle spontaniczn�, wyrafinowan�
przypadkowo��, kt�rej potrzebowa�, ale przez cztery lata pracowa� tylko na
utrzymanie swojej pozycji w grze, tak jak pokerzysta, kt�ry pasuje raz za razem
i ma nadziej�, �e mr�wki nie zjedz� jego zapas�w pieni�dzy.
W ko�cu prezydent Truman wr�ci� w 1945 roku z konferencji w Poczdamie - graj�c
gor�czkowo dzie� i noc w pokera z dziennikarzami podczas trwaj�cej tydzie�
podr�y do domu - i ju� w Waszyngtonie podj�� decyzj� o zrzuceniu bomby atomowej
na Japoni�. Zwiadowczy samolot dla nios�cej bomb� superfortecy "Enola Gay"
nazywa� si� "Poker".
Z ko�cem wojny Leon m�g� podj�� na nowo swoj� agresj�.
A w 1946 roku, ponownie jak oblegany kr�l, Siegel odczu� ataki i zastosowa�
roszad�.
Wi�kszo�� ludzi z przemys�u gier hazardowych uwa�a�o, �e Siegel musia� by�
megalomanem, skoro zbudowa� skandalicznie drogi luksusowy hotel i kasyno na
pustyni, siedem mil od Las Vegas - ale Leon, ku swemu zatrwo�eniu, dostrzeg�
kryj�c� si� za t� roszad� celowo��.
Hazard zalegalizowano w Nevadzie w 1931 roku - w tym samym, w kt�rym zacz�to
prace nad budow� Zapory Hoovera - a do 1935 roku tama zosta�a uko�czona i
g��bokie doliny poza ni� wype�ni�o jezioro Mead, najwi�kszy sztuczny zbiornik
�wiata. Poziom jeziora wznosi� si� i opada� zgodnie z planem, odzwierciedlaj�c
dop�yw wody w g�rze, a zapotrzebowanie na ni� w dole rzeki. Flamingo, tak Siegel
nazwa� hotel, by� zamkiem na ja�owej ziemi, w pobli�u kt�rego znalaz�o si�
mn�stwo ujarzmionej wody.
Flamingo Hotel by� niemal chorobliwie wielki, o grubych, marmurowych �cianach i
drogich boazeriach, otoczony specjalnie sprowadzonymi i posadzonymi tu palmami,
z gigantycznym basenem i indywidualn� kanalizacj� dla ka�dego z
dziewi��dziesi�ciu dw�ch pokoi - ale Leon rozumia�, �e to by� totem jego
fundatora i w zwi�zku z tym musia� by� fizycznie tak doskona�y jak jego
za�o�yciel.
Leon wiedzia� teraz, dlaczego Siegel ukrad� kart� z Wie��: maj�ca za pierwowz�r
wie�� Babel, symbolizowa�a g�upi�, pe�n� pychy ambicj� i nie tylko stanowi�a
ostrze�enie przed takim zmierzaj�cym potencjalnie ku bankructwu kursem, ale
tak�e prowadzi�a do niego. Je�eli jednak odwr�ci� j� do g�ry nogami, jej wymowa
by�a nieco os�abiona; zwi�zane z ni� zgubne aspekty stawa�y si� troch� bardziej
odleg�e.
Odwr�cona, mog�a pozwoli� Kr�lowi na zbudowanie ol�niewaj�cego zamku i
utrzymanie go.
By ca�kowicie zidentyfikowa� si� z budynkiem, a tak�e w celu ugruntowania swego
statusu jako wsp�czesnego awatara Dionizosa, Tammuza, Attisa, Ozyrysa, Kr�la
Rybaka i ka�dego innego boga, kt�ry umar� w zimie i narodzi� si� na wiosn�,
Siegel otworzy� hotel w dzie� po �wi�tach Bo�ego Narodzenia. Hotel zamkni�to -
"umar�" - dwa tygodnie p�niej, po czym otwarto go ponownie 27 marca.
Wystarczaj�co blisko Bo�ego Narodzenia, Wielkiego Pi�tku i Wielkanocy.
Kiedy otworzyli tylne drzwiczki furgonetki, pachn�ce bylic� powietrze och�odzi�o
spocon� twarz Leona.
- Dobra, ostro�nie teraz, jest postrzelony i straci� mn�stwo krwi. Guillen, ty
na tylne siedzenie i pchaj, podczas gdy my b�dziemy ci�gn��.
Lekarze w bia�ych kitlach p�dzili obok w�zka, na kt�ry prze�o�ono Leona, ale
zanim przejechali z nim przez drzwi sali przyj��, Georges wyci�gn�� r�k� i
chwyci� Abramsa za r�kaw.
- Nie wiesz, czy znale�li ju� Scotty'ego?
Gdziekolwiek ch�opiec si� znajdowa�, by� nada� fizycznie otwarty, nadal nie
pod��czony.
- Nie, Georges - odpar� Abrams nerwowo - ale niczego nie mog�em si� dowiedzie�.
Wyszed�em z domu, gdy tylko odebra�em tw�j telefon.
- Znajd� go - powiedzia� Leon w chwili, gdy jeden z lekarzy pokona� jego s�aby
uchwyt i zacz�� popycha� ambulatoryjny w�zek - i daj mi zna�! Znajd� go!
Wtedy ja tak�e m�g�bym p�j�� i wys�awia�, pomy�la� gorzko.
Na po�udniowy zach�d, po autostradzie nr 91, gna�a przez pustynny krajobraz w
kierunku odleg�ego Los Angeles ci�ar�wka z �odzi�, a blask jej reflektor�w
wydawa� si� zbyteczny wobec �wiat�a pe�ni ksi�yca.
ROZDZIA� 3
Dobranoc. �pij spokojnie...
Miesi�c p�niej Leon zn�w siedzia� na miejscu pasa�era w samochodzie Abramsa,
teraz jechali jednak znacznie wolniej, oddalaj�c si� od szpitala o�wietlonymi
s�o�cem ulicami. Podn�a wzg�rz mia�y wyp�owia�y, br�zowy kolor, a spryskiwacze
rozrzuca�y b�yszcz�ce spirale wody na sztucznie zielone trawniki.
Leon by� obanda�owany niczym niemowlak. Lekarze usun�li mu prostat�, znaczn�
cz�� jelita cienkiego i grubego, natomiast jego genitalia stanowi�y tak
poszarpan� miazg�, �e po prostu odesz�y od cia�a razem ze slipkami, gdy lekarze
rozci�li je no�yczkami.
Ale nie straci�em wszystkiego, powiedzia� sobie po raz tysi�czny. Siegel tak,
ale ja nie. Nawet je�li nie b�d� ju� mia� wszystkich flak�w, kt�re mia�em.
- Powiedz, je�li za bardzo trz�sie - odezwa� si� Abrams.
- W porz�dku - odpar� Leon.
W swojej roli Kr�la Rybaka, nadprzyrodzonego kr�la ziemi i p�odno�ci, Ben Siegel
uprawia�, opr�cz innych rzeczy, r�any ogr�d na terenach Flamingo Hotel. R�e
stanowi�y pot�ny symbol przemijania �ycia, a Siegel uwa�a�, �e utrzymuj�c
ob�askawiony ich zagon, oswoi w symboliczny spos�b �mier�. Hodowanie kwiat�w
sta�o si� dla niego w ko�cu rutyn� i nie wymaga�o po�wi�cania tego rodzaju
psychicznej uwagi, do jakiej, jako Kr�l Rybak, by� zdolny.
Leon s�ysza�, �e w czerwcu 1947 roku, zanim zabi� Siegela, r�e kwit�y
szale�czo, zrzucaj�c czerwone p�atki na �cie�k� obok basenu, a nawet wypuszcza�y
p�dy przez szczeliny pomi�dzy betonowymi p�ytami.
Nadal mieszkaj�c w Los Angeles, Leon atakowa� pozosta�e s�abe punkty Siegela; te
aspekty jego �ycia, kt�re nie kry�y si� za �cianami zamku na pustyni.
S�abe punkty by�y dwa: transameryka�ska s�u�ba telegraficzna i kobieta, kt�r�
Siegel po�lubi� w tajemnicy jesieni� 1946 roku.
Bukmacherstwo nie mog�o si� oby� bez telegrafu, kt�rym przekazywano natychmiast
wyniki wy�cig�w w poprzek kraju, i Siegel, jako przedstawiciel gangu Capone'a,
wprowadzi� na ameryka�ski Zach�d s�u�b� Trans-America, b�d�c� rywalk� dla
poprzedniego monopolu, Continental Press Service Jamesa Regana, maj�cego swoj�
siedzib� w Chicago.
Towarzystwo Trans-America prosperowa�o w najlepsze i Siegel zarabia� mn�stwo
forsy... p�ki Georges Leon nie odwiedzi� Jamesa Regana w Chicago w czerwcu 1946
roku i nie zabi� go. Gang Capone'a przej�� szybko Continental od ludzi Regana i
wtedy Trans-America sta� si� zb�dny. Capone spodziewa� si�, �e Siegel przeniesie
wszystkich swoich klient�w do Continentalu, a potem zwinie telegraf Trans-
America, ale Leon dopilnowa�, aby owo polecenie zosta�o przekazane w mo�liwie
najbardziej arogancki spos�b. W ten spos�b, na co Georges mia� nadziej�, Siegel
odm�wi� zlikwidowania swojej s�u�by telegraficznej, a zamiast tego zaproponowa�
zarz�dowi szef�w Combination odkupienie jej za dwa miliony dolar�w.
Flamingo by� ju� wtedy w budowie i Siegel zmaga� si� z ci�gle skutecznymi
restrykcjami budowlanymi czasu wojny oraz priorytetami materia�owymi. Leon
wiedzia�, �e Siegel potrzebuje dochod�w z Trans-America.
Georges doprowadzi� tak�e do tego, �e pozna� Virgini� Hill, kt�ra nadal cz�sto
odwiedza�a Los Angeles, rezyduj�c w�wczas w Beverly Hills. Rzekomo by�a
dziewczyn� Siegela, ale Leon widzia�, �e nosi�a obr�czk�, s�ysza�, jak skamla�y
psy, kiedy znajdowa�a si� w ich pobli�u, i zauwa�y�, �e zostawa�a ca�� noc na
przyj�ciach, gdy na niebie wisia� ksi�yc w pe�ni - i domy�la� si�, �e Virginia
by�a w tajemnicy �on� Siegela.
Georges zmusza� si� do tego, �eby nie okazywa� podniecenia, jakie odczuwa� w
zwi�zku z odkrytym sekretem swego przeciwnika; niczym gracz, kt�ry ods�ania
ro�ki kart i widzi pokera, nie zmieni� niczego w swoim codziennym zachowaniu.
Ale je�li mia� racj� co do Virginii Hill, to wychwyci�