7368
Szczegóły |
Tytuł |
7368 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7368 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7368 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7368 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
BOHDAN PETECKI
KR�LOWA KOSMOSU
Tam gdzie purchawki graj� i maluj�
� Popatrzcie za siebie; Prawda, �e nasza stacja wygl�da
dzisiaj jak pa�ac z bajki? � rzek� z nie ukrywan� dum� doktor
Micha� Olcha.
Od tych s��w, wypowiedzianych na pok�adzie ma�ego,
lataj�cego pojazdu zwanego ��limaczkiem", zaczyna si�
nasza opowie�� o katastrofie pionierskiej stacji badawczej na
komecie K-1 i o niezwyk�ym ocaleniu jej mieszka�c�w. O
cz�owieku zagubionym w lodowych czelu�ciach
wszech�wiata i kosmicznych przemytnikach, o tajemniczych
praktykach uczonych w zwariowanej bazie na Neptunie i zbyt
zach�annym kolekcjonerze, o zbyt upartym pilocie i...
Kr�lowej �niegu (tej z bardzo starej bajki). O �licznych
niebieskich oczach zmieniaj�cych si� jak niebo nad praw-
dziw� Ziemi� i wspania�ych warkoczach, jakimi nie mog�a
poszczyci� si� �adna z komet, a tak�e o...
Ale nie uprzedzajmy wypadk�w.
Trzy g�owy odwr�ci�y si� pos�usznie.
� Wu-wu-wu � stwierdzi� Radek, starszy syn doktora
Micha�a Olchy.
Radek mia� czterna�cie lat i osiem miesi�cy, jasn�
czupryn�, szare oczy, gromadk� pieg�w wok� nosa
oraz zwyczaj informowania �wiata o stanie swoich uczu�
przy pomocy dwojakiego rodzaju odg�os�w:
.wszystko, co �adne, ciekawe i przyjemne, kwitowa�:
d�wi�cznym �wu-wu-wu", a to, co budzi�o jego nie-
zadowolenie � sycz�cym �fu-fu-fu".
� Wu-wu-wu! � powt�rzy� teraz.
� Oooo! � zawt�rowa� mu z entuzjazmem jego
dziewi�cioletni brat Bartosz, zwany przez rodzin� po prostu
Basiem. Przy tym okrzyku twarz Basia, z natury okr�g�a,
upodobni�a si� do ksi�yca w pe�ni.
Nik Zadra te� skin�� g�ow�.
� Owszem, owszem... � mrukn�� �askawie. Swoje
niezbyt bujne rude w�osy Nik czesa� g�adko do ty�u, jakby
specjalnie po to, by �wiat m�g� bez przeszk�d podziwia� jego
wysokie czo�o. Poza tym by� zawsze sztywno wyprostowany,
powa�ny, nieczu�y na tak pospolite atrakcje, jak, powiedzmy,
orbitalne
weso�e miasteczka czy wy�cigi meteoryt�w, i niezno�nie
pewny siebie.
Radek pos�a� posiadaczowi �my�l�cego" czo�a kose
spojrzenie, ale nic nie powiedzia�, tylko z powrotem
pow�drowa� wzrokiem w stron� miejsca wskazanego przez
ojca.
Niczym jasna, okr�g�a czapeczka � nasadzona na kolist�
lini� horyzontu � widnia�a tam kopu�a stacji badawczej K-1.
Zazwyczaj niepozorna, jakby skulona od kosmicznego
mrozu, teraz przedstawia�a widok niezwyk�y i malowniczy. Na
tle czarnogranatowego wygwie�d�onego nieba ja�nia�
bowiem nad ni� olbrzymi, przestrzenny obraz. Przecina�y si�
w nim r�nej wielko�ci ko�a i elipsy, po kt�rych kr��y�y
kolorowe bry�y. Ka�dy cz�owiek obyty z kosmosem, tak jak
pasa�erowie �limaczka, na pierwszy rzut oka rozpoznawa� w
tym obrazie artystyczne wyobra�enie ojczystego uk�adu
planetarnego.
� T� dekoracj� przygotowali�my ju� przedwczoraj �
wyja�ni� doktor Olcha. � Mozolili�my si� ca�y dzie�, �eby jak
najpi�kniej zaprogramowa�, a potem umie�ci� wok� stacji
specjalne laserowe projektory. Chcieli�my godnie przywita�
Dni Starej Ziemi. Kto m�g� przypuszcza�, �e akurat w �wi�ta
dadz� o sobie zna� te przekl�te purchawki i, zamiast si�
bawi�, b�dziemy na gwa�t budowa� nowy posterunek
obserwa-cyjny?! Patt postanowi�a nawet upiec tort...
� Tort? � o�ywi� si� Ba�. � I co? Nie zd��y�a! � j�kn��.
� Owszem, zd��y�a � uspokoi� go ojciec u�miechaj�c si�
melancholijnie. � Wy tak�e zd��yli�cie wyl�dowa� � doda�
z westchnieniem.
� Ca�e szcz�cie! � wyrwa�o si� Radkowi.
Nik skrzywi� si� tylko z wy�szo�ci� i wycedzi�:
� Ja i tak by�bym teraz tutaj. M�j ojciec mo�e l�dowa�
wsz�dzie, gdzie zechce. Ma specjalne pozwolenie. A poza
tym przybyli�my w�asn� rakiet� � doda� od niechcenia.
Ciche Radkowe �fu-fu-fu" zag�uszy� piskliwy okrzyk Basia:
� �W�asn� rakiet�! W�asn� rakiet�!" Samochwa�a!
Purchawka!
� Bartoszu! � zawo�a� z wyrzutem ojciec.
� On my�la� o tutejszych, kosmicznych purchawkach �
powiedzia� pr�dko starszy brat Bartosza, nazywanego
pe�nym imieniem tylko w skrajnie kryzysowych sytuacjach. �
Zawsze bardzo chcieli�my pozna� twojego ojca�ci�gn���i
cieszymy si�... cieszymy si�, �e jeste�cie z nami �
zako�czy� zwyci�sko.
Cz�ciowo by�a to prawda. Radek zna� i lubi� ksi��ki Olega
Zadry, s�ynnego astrografa i podr�nika, podziwia� jego filmy
kr�cone w najdzikszych zak�tkach Uk�adu S�onecznego.
Tote� a� podskoczy� z rado�ci, kiedy wczoraj, wkr�tce po ich
przybyciu na komet�, dy�uruj�ca w dyspozytorni Patt Hardy
zawiadomi�a szefa stacji K-1, profesora Stanka Yaica, �e
stateczek Zadr�w podchodzi do l�dowania.
� Masz, babo, placek! � j�kn�� wtedy profesor. Radek
darzy� profesora, kt�ry by� znakomitym uczonym, jednym z
tw�rc�w superszybkich rakiet, ogromnym szacunkiem. Ten
szacunek zwi�kszy� si� jeszcze, kiedy ujrza� Yaica na w�asne
oczy. Sprawi�a to pi�kna siwizna profesora, jego powa�na,
surowa twarz, a nade wszystko � nies�ychanie krzaczaste
brwi, kt�re szef stacji potrafi� unosi� tak, �e zakrywa�y mu
po�ow� wysokiego czo�a. Mimo to wzmianka o placku, a
zw�aszcza o babie, wyda�a si� ch�opcu nader ma�o wytworna,
i to nie tylko przez wzgl�d na osob� Olega Zadry.
Po prostu Patt by�a m�odziutk� brunetk� o �niadej cerze,
ogromnych zielonych oczach i �licznej figurze. Na wszelki
wypadek Radek uda�, �e niczego nie us�ysza�, a w chwil�
p�niej rzeczywi�cie zapomnia� i o dyplomatycznych
antytalentach wielkich uczonych, i o urodzie ich niekt�rych
wsp�pracowniczek.
W otwartych drzwiach �luzy ukaza�y si� dwie wysokie
sylwetki. S�ynny podr�nik � lekko szpakowaty szatyn, o
twarzy opalonej na ciemny br�z i jasnych szarych oczach �
�mia� si� ju� z daleka, natomiast krocz�cy obok jego
pi�tnastoletni syn, kt�ry od niedawna towarzyszy� ojcu w
kr�tszych wyprawach, zachowywa� kamienny wyraz twarzy.
Nik mia� blad�, by nie rzec: wyblak��, cer� i stara� si�
sprawia� wra�enie cz�owieka zawsze pogr��onego w
najg��bszych dociekaniach.
� I c� ja z wami zrobi�! � za�ama� r�ce szef stacji K-1.
� Akurat dzi� rano odkryli�my co�, co mo�e si� okaza�
najwi�ksz� rewelacj� w historii podboju kosmosu! Mamy
pe�ne r�ce roboty.
� Rewelacje to nasza specjalno�� � oznajmi� ch�odno
Nik.
Te s�owa, a zw�aszcza ton, jakim zosta�y wypowiedziane,
sprawi�y, �e Radek, kt�ry ju� zamierza� wyrazi� swoj� rado��
z poznania tak znakomitych os�b, cofn�� si� od razu.
P�niejsze zachowanie syna s�ynnego Olega Zadry
potwierdzi�o tylko to pierwsze, niesympatyczne wra�enie. Nic
dziwnego, �e teraz Radkowi trudno by�o ca�kowicie szczerze
pot�pi� Basia, kt�remu wyrwa� si� �w fatalny okrzyk:
�Samochwa�a! Purchawka!"
Przez d�u�sz� chwil� w ciasnej kabinie �limaczka
panowa�o milczenie. Przerwa� je ponownie Ba�, kt�-
rego wiadomo�� o przygotowanym przez Patt torcie wprawi�a
w tak wy�mienity humor, �e g�adko prze�kn�� nawet surowe
ojcowskie: �Bartoszu!" Ch�on�c rozanielonym wzrokiem
�wi�teczn� dekoracj� stacji K-1, powiedzia� z rozmarzeniem:
� Wiecie, to wygl�da jak bardzo wielka porcja lod�w a la
Saturn...
Micha� Olcha za�mia� si� kr�tko.
� Ca�e szcz�cie, �e nie ma tutaj autor�w naszej
dekoracji, kt�rzy w�o�yli w swoje dzie�o tyle tw�rczego
zapa�u! Nazwa� artystyczn� wizj� Uk�adu S�onecznego
wielk� porcj� lod�w... Nie, lito�ci! � wzni�s� r�ce z
komicznym ubolewaniem.
� Dlaczego? � zdziwi� si� szczerze Ba�. � .Lody a la
Saturn s� bardzo pi�kne � podkre�li� z g��bokim
przekonaniem.
�limaczek, przechylaj�c si� nieznacznie, zatoczy� �agodny
�uk, co odwr�ci�o uwag� jego pasa�er�w od kolorowego
obrazu. Spojrzeli znowu przed siebie.
Omin�li w�a�nie �agodne wzniesienie i ponownie znale�li
si� nad r�wnin�. Jej powierzchnia odbija�a l�nienie gwiazd i
przypomina�a troch� olbrzymie lodowisko. Ale. tafla tego
lodowiska by�a nier�wna, miejscami wypi�trza�a si� w
nieregularne garby i nie mia�a nic wsp�lnego z poczciw�,
zamarzni�t� wod�. Niebo,� pe�ne miliard�w male�kich,
z�otych iskier � otula�o �w niego�cinny l�d jakby zbyt
obszernym pokrowcem uszytym z czarnogranatowego
aksamitu.
Wypada wreszcie opowiedzie� spokojnie i po kolei o
czasie, miejscu, a tak�e okoliczno�ciach, w jakich znajdowali
si� Radek i Ba� oraz ich ojciec, astrofizyk doktor Micha�
Olcha, i szalenie powa�ny Nik Zadra.
Czas:
Min�o dok�adnie trzysta lat od za�o�enia na Marsie
pierwszej ziemskiej osady i dziesi�� lat od zako�czenia
Operacji P, czyli programu zasiedlenia Uk�adu S�onecznego.
Na pami�tk� dnia, w kt�rym cz�owiek pierwszy raz
zamieszka� poza swoim macierzystym globem, obchodzono
co roku �wi�ta Starej Ziemi, zwane tak�e �B��kitnymi
Igrzyskami". W�a�nie wczoraj rozpocz�y si� uroczysto�ci
rocznicowe we wszystkich o�miuset trzydziestu wielkich
kosmicznych miastach, osiedlach oraz ma�ych bazach
orbitalnych w ca�ym Uk�adzie S�onecznym. Tak�e i za�oga
stacji K-1 mia�a zamiar godnie uczci� B��kitne Igrzyska,
przygotowa�a ju� nawet wspania�� dekoracj�, jednak, jak
wiemy, na skutek pewnych nieprzewidzianych wypadk�w
uczeni i piloci � zamiast �wi�towa� � musieli be� zw�oki
przyst�pi� do nowej pracy. Miejsce:
�K-1" � by�a to nazwa nie tylko stacji badawczej, lecz
tak�e komety, na kt�rej t� stacj� zbudowano.
Ka�demu, kto kiedykolwiek ogl�da� z Ziemi p�on�cy na
niebie ognik z imponuj�cym z�otym warkoczem lub chocia�by
tylko fotografi� komety, mog�oby si� zdawa�, �e Radek lec�c
teraz tu� nad powierzchni� K-1 powinien ton�� w
o�lepiaj�cym blasku bij�cym od owego warkocza, a nie
spogl�da� na mroczn�, lodowat� pustyni�. W rzeczywisto�ci
jednak sprawa z kometami ma si� troch� inaczej. S� ich
miliardy miliard�w, a tylko bardzo rzadko kt�ra� z nich
ukazuje si� ludzkim oczom jako ogoniasta gwiazda. Obiegaj�
one S�o�ce, podobnie jak Ziemia, ale nie w czasie jednego
roku, tylko w ci�gu tysi�cy, nawet setek tysi�cy lat.
Najcz�ciej przebywaj� wi�c daleko w kosmosie, gdzie
poruszaj�c si� w ��wim tempie, przybieraj� posta�
skurczonych, lodowych globik�w. Dopiero
kiedy docieraj� w okolice wielkich planet, nabieraj� nieco
�ycia. Pod wp�ywem blisko�ci S�o�ca przy�pieszaj�,
zaczynaj� si� powoli topi� i wtedy to uciekaj�ce z nich gazy
tworz� owe wspania�e ogony, kt�re mo�na by por�wna� do
roziskrzonego dymu wyrzucanego przez p�dz�cy,
przedpotopowy parow�z.
W chwili gdy na K-1 znale�li si� Radek i Ba�, kometa
wraca�a ju� ku S�o�cu po tysi�cletnim pobycie w czelu�ciach
kosmosu. Nied�ugo i ona mia�a rozwin�� za sob� pi�kny,
ognisty warkocz. Na razie jednak by�a zamro�on� grudk� o
�rednicy zaledwie dwudziestu o�miu kilometr�w. Na takiej to
lodowej okruszynie ludzie zbudowali niespe�na rok temu
pierwsz� w dziejach stacj� badawcz� poza obszarem
w�asnego uk�adu planetarnego.
Okoliczno�ci:
Dziesi�� lat temu, o czym ju� by�a mowa, zako�czono
zasiedlanie Uk�adu S�onecznego. A poniewa� cz�owiek w
swojej historii nigdy nie m�g� i nie chcia� poprzesta� na tym,
czego ju� dokona�, wi�c teraz my�li wszystkich skierowa�y si�
z kolei ku gwiazdom.
Aby jednak utorowa� drog� statkom, kt�re mia�y ponie��
ludzi do innych s�o�c i Galaktyk, trzeba by�o jeszcze
dok�adniej ni� dotychczas zbada� warunki panuj�ce w
g��binach wszech�wiata. Powo�ano wi�c Instytut
Galaktyczny, kt�ry nast�pnie uruchomi� dwie plac�wki
badawcze: baz� na orbicie Neptuna i... male�k� stacj� K-1.
Uczeni doszli bowiem do wniosku, �e kometa � w�druj�ca z
dala od uk�adu planetarnego � �wietnie si� nadaje, aby z
niej w�a�nie prowadzi� obserwacje i studia konieczne do
przygotowania przysz�ych wypraw. Doktor Micha� Olcha,
wraz z czworgiem innych pracownik�w Instytutu Galak-
tycznego, znalaz� si� wi�c tam wtedy, kiedy K-1 by�a jeszcze
bardzo oddalona od S�o�ca i kiedy w zwi�zku
z tym grupka budowniczych, a potem mieszka�c�w stacji
mog�a prowadzi� swoje badania w warunkach prawdziwej
mi�dzygwiezdnej pustki. Praca ich przynios�a wiele bardzo
ciekawych wynik�w, a przebiega�a' na og� spokojnie. Gdy K-
1, stale przybli�aj�c si� do S�o�ca, przekroczy�a granic�
uk�adu planetarnego, w bazie na orbicie Neptuna zacz�to
przygotowywa� do startu dwa pot�ne bezza�ogowe statki.
Mia�y zawie�� uczonym nies�ychanie dla nich wa�ny, dodat-
kowy sprz�t � bez kt�rego nie mogli uko�czy� pewnych
bada� � i powr�ci� ju� z ca�� za�og� stacji, kt�ra nie mog�a
przecie� czeka�, a� kometa, po przekroczeniu rejonu
wielkich planet, zacznie si� topi�.
Wtedy to, po dramatycznych radiowych rozmowach, doktor
Micha� Olcha zgodzi� si�, aby tymi statkami przyjechali na
kilkudniow� wycieczk� Radek i Ba�. Zacz�y si� �wi�teczne
ferie, podr� wielkimi rakietami bazy zapewnia�a ca�kowite
bezpiecze�stwo, a dla doktora Olchy by�a to ostatnia okazja
pokazania synom stacji, na kt�rej sp�dzi� tyle czasu. Poza
tym... no c�, astrofizyk po prostu bardzo st�skni� si� ju� za
swoimi pociechami.
Radek i Ba� wyl�dowali wczoraj. Drugim statkiem �
prowadzonym zdalnie z pierwszego � mia�a przyby� c�rka
kolegi doktora Olchy, Piotra Jardin, ale statek ten sp�ni� si�,
bo napotka� po drodze potok meteor�w, kt�ry trzeba by�o
omin��. Za to zupe�nie niespodziewanie, zaraz po Radku i
Basiu, zameldowali si� na komecie Zadrowie. I jedni, i drudzy
przybyli, jak ju� wiemy, nie w por�. Tego dnia rano zasz�o
bowiem co�, co postawi�o uczonych w stan ostrego alarmu.
Na K-1 by�o jedno miejsce szczeg�lne. W otoczeniu
niskich, �agodnych wzniesie� otwiera� si� nagle r�wny jak st�
placyk, po�rodku kt�rego le�a�a pryzma dziw-
nych kamyk�w, jakby pozosta�o�� po bardzo starej,
wykruszonej piramidzie. Kamyki te przypomina�y do
z�udzenia dorodne, ziemskie purchawki, tyle �e by�y twarde i,
oczywi�cie, zimne jak l�d. Uczeni zbadali je przesz�o p� roku
temu i wtedy nie znale�li w nich nic godnego uwagi. Poza
osobliwo�ci� kszta�t�w � �purchawki" nie r�ni�y si� pod
�adnym innym wzgl�dem od pierwszego lepszego kawa�ka
zmarzni�tego gruntu wyr�banego w dowolnym punkcie
komety;
Dopiero kiedy K-1 przekroczy�a granic� Uk�adu S�onecznego
i zacz�a przy�piesza�, czemu towarzyszy� nieznaczny
wzrost temperatury...
Dy�ur w dyspozytorni pe�ni� wtedy profesor Sean O,Claha.
Ku swojemu zdumieniu, a potem przera�eniu zauwa�y�, �e
na ekranie przenosz�cym monotonny obraz szarawego l�du
przyt�oczonego czerni� nieba ukazuj� si� ni st�d, ni zow�d
jakie� przedziwne kolorowe esy-floresy, �e ca�a kabina, w
kt�rej przebywa�, jest ju� jedn� przestrzenn� aren� pe�n�
p�on�cych wszystkimi barwami kropek, tasiemek, figur
geometrycznych i cudacznych postaci miotanych czarodziej-
skim ta�cem. A zaraz potem us�ysza� muzyk�. Brzmia�a
pot�nie i gro�nie.
Profesor O,Claha, znakomity matematyk, s�yn�� z tego, �e
zawsze m�wi bardzo du�o, bardzo szybko i bardzo g�o�no.
Ale tym razem przeszed� samego siebie. Trudno si� wi�c
dziwi�, �e przebudzony jego wo�aniem szef K-1, powa�ny
Stanko Yaic, zacz�� biega� na o�lep po korytarzu i krzycze�:
� Zderzenie! Zderzenie! � a Patt, kt�ra niedawno sko�czy�a
dy�ur i w�a�nie posila�a si� porcj� syntetycznego indyka,
po�kn�a od razu wielkie udko wraz z ca�� d�ug� ko�ci�. Na
szcz�cie syntetyczne ko�ci trawi si� r�wnie �atwo, jak
mi�so, bo inaczej biedna Patt ani chybi pow�drowa�aby
prosto do sali operacyjnej.
Kiedy w ko�cu wszyscy zebrali si� w dyspozytorni,
profesor O,Claha wyrzuci� z siebie co�, co brzmia�o mniej
wi�cej nast�puj�co:
� Toskaczeiryczytojakie�dzikusyzinnego�wiata!!! Ju� po
pierwszych pomiarach i badaniach okaza�o si�, �e obrazy i
d�wi�k wype�niaj�ce kabin� pochodz� z owego placyku
zas�anego bia�awymi grudkami. Wtedy O,Claha stwierdzi�:
� Totepurchawkimaluj�i�piewaj�mniesi�toniepodo-ba!!!
� A mnie si� podoba � odpowiedzia� cicho Piotr Jardin,
ch�on�c wzrokiem ta�cz�ce w takt kosmicznej muzyki
kolorowe zjawy. � Nareszcie co� naprawd� nowego.
To �nowe" mog�o si� jednak okaza� gro�ne. Nie ulega�o
w�tpliwo�ci, �e wbrew poprzednim orzeczeniom �lodowe
kamienie", jak je nazywali uczeni, lub � je�li kto� woli �
�purchawki" r�ni� si� w spos�b bardzo istotny od
otaczaj�cych je martwych lod�w komety. Co zrobi� za
godzin�, za dzie�, dwa, kiedy K-1 znajdzie si� jeszcze bli�ej
S�o�ca, kiedy temperatura jej powierzchni wzro�nie jeszcze o
kilka kresek?
Na to pytanie nikt nie umia� odpowiedzie�. Nie spos�b by�o
jednak wykluczy�, �e kamyczki, kt�re potrafi� gra� i
malowa�, mog� si� popisa� tak�e innymi sztuczkami. Czy
nie zaczn� na przyk�ad wysy�a� zab�jczego promieniowania?
Czy nie spowoduj� eksplozji, po kt�rej z K-1 zostan� tylko �
kr���ce w wiecznej nocy wszech�wiata � mikroskopijne
strz�pki?
� Mo�e jednak zawr�ci� dzieci? � powiedzia� z wa-
haniem profesor Yaic.
� Dzieci s� na pok�adzie statk�w, kt�re wioz� nam sprz�t.
Bez tego sprz�tu nie zd��yliby�my ju�. przeprowadzi�
niezb�dnych, dodatkowych bada�. I dlaczego zaraz
przewidywa� najgorsze � odpar� ojciec
Radka i Basia. � W razie czego na pewno zd��ymy opu�ci�
komet�.
Przez chwil� w dyspozytorni rozbrzmiewa�a tylko
tajemnicza muzyka.
� Wiem, co zrobimy � powiedzia� nagle Piotr Jardin. �
Musimy mie� na oku te muzykalne bry�ki, i to do ostatniej
chwili. Zbudujemy obok nich posterunek obserwacyjny. Kto
wie, mo�e nie my jedni wybrali�my akurat t� kometk�, �eby z
niej prowadzi� badania...
Nikt nie odpowiedzia�. Przypuszczenie, �e lodowe kamyki
mog� by� jakimi� �ywymi lub martwymi instrumentami
pozostawionymi tutaj przez inn� cywilizacj� kosmiczn�,
brzmia�o wprawdzie zupe�nie fantastycznie, ale ostatecznie
to, co te purchawki robi�y w tej chwili, tak�e zakrawa�o na
ob��d, a jednak dzia�o si� naprawd�. Poza tym... w kosmosie
trzeba by� przygotowanym na wszystko. A �adnych lodo-
wych kamieni nie mog�o by� na K-1, kiedy ta tysi�c lat temu
opuszcza�a Uk�ad S�oneczny. Stanowi�a przecie� wtedy tylko
roz�arzon� chmur�, pozbawion� sta�ej skorupy, a wi�c nic,
absolutnie nic, poza pierwotnym materia�em, z kt�rego
kiedy� powsta�a, nie mog�o na niej przetrwa�.
� Mamy jeszcze troch� czasu � b�kn�� po chwili Jardin.
� Zobaczymy. Mo�e nic si� nie stanie. A mo�e akurat teraz,
pod sam koniec naszych prac, odkryjemy WIELK�
TAJEMNIC�? Pos�uchajcie mnie. Zbudujemy ma�y,
jednoosobowy posterunek obserwacyjny niedaleko tej
purchawkowej piramidki...
� Wiem nawet, kto b�dzie obserwatorem � przerwa�
ponuro profesor Yaic, patrz�c spod swoich krzaczastych brwi
na m�wi�cego.
Piotr Jardin u�miechn�� si�. Jego z�by b�ysn�y ol-
�niewaj�c� biel� w �niadej, a� zaskakuj�co m�odej twarzy.
� Oczywi�cie, �e ja � przytakn��, prostuj�c si�, co zaj�o
mu troch� czasu, poniewa� mierzy� dobre dwa metry
wzrostu. � Po pierwsze, pomys� jest m�j, a po drugie, jako
egzobiolog mam najwi�ksze kwalifikacje.
� Tamprzyda�bysi�raczejgrajekimalarz! � wtr�ci� po
swojemu O,Claha.
Po kr�tkiej, cho� burzliwej naradzie postanowiono jednak
przyj�� projekt Piotra Jardin. W�a�nie dzisiaj, wcze�nie rano,
ekipa robocza wyposa�ona w komplet automat�w wyruszy�a
do pracy. Wraz z naukowcami na budow� podstacji
obserwacyjnej uda� si� tak�e Oleg Zadra. Nik, jak by�o do
przewidzenia, koniecznie chcia� lecie� z ojcem.
� Tym razem nie � rzek� kr�tko s�ynny astrograf.
� Przecie� zawsze jeste�my tam, gdzie dzieje si� co�
ciekawego � argumentowa� Nik. � Ja tak�e chc� kiedy�
pisa� o kosmosie, robi� reporta�e i filmy, a poza tym... �
zawaha� si� przez moment � poza tym wiesz przecie�, �e
zbieram r�ne pami�tki. Taki lodowy kamyk by�by dla mnie...
No, tato!
� Nie.
� I tak �aden z tych kamyczk�w nie m�g�by wzbogaci�
twojej kolekcji � t�umaczy� �agodnie Yaic. � Nie znamy
jeszcze przecie� ich w�a�ciwo�ci. Nie wiadomo nawet, czy
dowi�z�by� go na Ziemi�, a gdyby ci si� to uda�o � czy taka
jedna ma�a bry�ka nie zagrozi�aby ca�ej ludzko�ci. Jako
zbieracz powiniene� ju� wiedzie�, �e ka�dy drobiazg
pochodz�cy z kosmosu musi by� poddany niezwykle
dok�adnym badaniom, zanim otrzyma przepustk� do
planetarnych laboratori�w czy muze�w. Mo�e na przyk�ad
zawiera� nie znane naszej nauce bakterie, kt�re zaatakuj�
ludzi.
Kolekcjoner i przysz�y podr�nik ostentacyjnie odwr�ci� si�
plecami do szefa stacji.
� Tato? � wykrztusi� b�agalnie.
� Nie � powt�rzy� kr�tko i stanowczo Oleg Zadra. Wtedy
do akcji wkroczy� doktor Olcha.
� Ja nie jad� razem z wami, bo musz� jeszcze wykona�
tutaj pewne prace � powiedzia� do astrogra-fa. � Kiedy
sko�cz�, chcia�bym zabra� ze sob� Radka i Basia, �eby
zobaczyli kawa�ek naszej pi�knej K-1. Niech tw�j syn
pojedzie z nami. We�miemy �limaczka, to bardzo bezpieczny
pojazd. Potem ja wysi�d� ko�o nowego posterunku, a
komputer pokieruje �limacz-kiem w powrotnej drodze. Dzieci
wr�c� z pewno�ci� ca�e i zdrowe.
W�a�nie dzi�ki tej pojednawczej interwencji Micha�a Olchy
lecieli teraz nad powierzchni� komety razem:
astrofizyk, jego dwaj synowie oraz blady i nieco obra�ony
Zadra-junior.
�limaczek zwolni�.
� Wida� ju� te kamienie � powiedzia� doktor Olcha.
Ch�opcy wytrzeszczyli oczy.
� To one s� takie ma�e? � b�kn�� niepewnie Radek.
Ojciec za�mia� si�.
� Nasze graj�ce bry�ki przypominaj� troch� ma�e porcyjki
lod�w � mrugn�� na Basia � chocia�, oczywi�cie, nie a la
Saturn, tylko a la K-1. Ma�e, lecz licho wie, do czego zdolne...
� To nie s� lody � stwierdzi� z niesmakiem Ba�.
� Czy te aktywne kamienie � spyta� Nik � ca�y czas
emituj� sygna�y?
� Popatrzcie i pos�uchajcie sami � powiedzia� doktor
Olcha i przesun�� ma�� r�czk� w pulpicie sterowniczym.
Slimaczek stan��, a raczej zawis� nieruchomo jakie�
dziesi�� metr�w nad powierzchni� gruntu.
W oddali wida� by�o jak na d�oni ma��, kolist� r�wnin�
otoczon� �agodnymi kopczykami. W �rodkowej cz�ci placu
wznosi�a si� sterta lodowych kamieni, a na jego skraju trwa�a
gor�czkowa krz�tanina automat�w buduj�cych posterunek
obserwacyjny. Wygl�da� on jak miniaturka macierzystej
stacji. Mia� p�kolist� kopu��, z kt�rej stercza�y kr�tkie pr�ciki
anten. Drzwi prowadz�ce do ma�ego przedsionka, w kt�rym
mie�ci�a si� komora �luzy, by�y jeszcze otwarte. Sta�y tam
dwie sylwetki odcinaj�ce si� biel� skafandr�w od szarzyzny
krajobrazu i czarnogranatowego nieba.
Doktor Olcha wcisn�� jeden z guziczk�w w pulpicie
��czno�ci. Wewn�trz �limaczka pociemnia�o. Pojazd przesta�
by� prze�roczysty. Nagle na jego pasa�er�w run�a lawina
niesamowitych, przejmuj�cych d�wi�k�w. Muzyka, dzika i
chaotyczna, by�a zarazem tak przejmuj�ca i obca, �e
s�uchaj�cych przenikn�� zimny dreszcz.
� Oj! � krzykn�� Ba�, odruchowo zatykaj�c sobie
palcami uszy.
� Ach! � zawt�rowa� bratu Radek.
� No, tak... � wyszepta� Nik. Jego blada twarz sta�a si�,
je�li to mo�liwe, jeszcze bledsza, ale potrafi� utrzyma� na niej
wyraz dostojnej powagi.
�ciany �limaczka zbieg�y si� raptem, jakby chcia�y zdusi�
siedz�cych w �rodku ludzi, a w nast�pnej chwili znikn�y jak
zdmuchni�te. Radek poczu�, �e otacza go niezmierzona
przestrze� i �e ta przestrze� zaczyna atakowa� jego wzrok
olbrzymimi tr�jwymiarowymi obrazami. Zobaczy� wielkie
wiruj�ce ko�a, jakby utworzone z b��kitnych p�omieni, wok�
kt�rych ta�czy�y z�ote gwiazdy, wi�y si� kolorowe serpentyny,
na przemian gas�y i zapala�y si� fioletowe, r�owe i srebrne
tarcze, a wszystko to przestrzeliwa�y cienkie niczym struny
�wietliste linie. Na moment zamkn�� oczy.
Kiedy otworzy� je ponownie, dostrzeg� d�o� ojca, cofaj�c�
si� od pulpitu. W kabinie panowa�a cisza. �ciany wr�ci�y na
swoje miejsce, po ruchomych obrazach nie pozosta�o �ladu.
� Co... co to by�o?... -� zdo�a� wybe�kota�.
� To kosmos opowiada i pokazuje nam swoje bajki �
odpowiedzia� powa�nie doktor Olcha.
D�u�sz� chwil� nikt nic nie m�wi�. Nagle Nik pochyli� si� do
przodu i wpatrzy� zach�annie w bia�awe bry�ki tworz�ce �w
dziwny stos na �rodku placyku w�r�d lodowych wzg�rz.
Radek, kt�ry siedzia� tu� obok niego, dos�ysza� zduszony
szept:
� Musz� mie� tak� purchawk� � d�o� Nika spoczywaj�ca
na oparciu fotela zacisn�a si� w pi��.� Musz�...
� Co m�wisz? � zainteresowa� si� astrofizyk. Przysz�y
podr�nik spostrzeg�, �e wszyscy na niego patrz�, i usi�owa�
zrobi� zdziwion� min�.
� Ja?
� Wida� mi si� zdawa�o � rzek� doktor Olcha, kr�c�c z
niedowierzaniem g�ow�. � Chocia� przysi�g�bym, �e
wspomnia�e� co� o purchawce.
Radek ju� otwiera� usta, chc�c dyplomatycznie da� do
zrozumienia, �e ma bardzo dobry s�uch, ale Nik nie da� mu
doj�� do s�owa.
� Prosz� pana � spojrza� przymilnie na uczonego �
dlaczego s�yszy si� i widzi to, co nadaj� te kamienie, tylko
przy specjalnie ustawionych antenach?
� Obrazy i muzyka naszych bry�ek s� przenoszone
wy��cznie w pewnym okre�lonym pa�mie cz�stotliwo�ci �
wyja�ni� zapytany i doda�: � Na szcz�cie. Inaczej nikt z nas
nie m�g�by opu�ci� stacji, bo w og�le nie mogliby�my
porozumiewa� si� ze sob�.
� Panie doktorze � ton Nika sta� si� obrzydliwie
s�odki � bardzo bym chcia� jeszcze przez chwil� popatrzy� i
pos�ucha�. Tylko chwileczk�.
� Nie! Nie! � zaprotestowa� ostro Ba�. Astrofizyk spojrza�
przepraszaj�co na m�odszego syna, zerkn�� na zegarek,
westchn�� i wreszcie � bez przekonania � ponownie
si�gn�� do pulpitu.
� Ale naprawd� tylko chwil� � zastrzeg� si�. �
Powinienem by� ju� na dole, a w dodatku kto� tutaj, jak si�
okazuje, nie lubi bajek.
� Lubi�, ale nie takie � sprostowa� Ba�, by nast�pnie
zawczasu demonstracyjnie zatka� sobie uszy.
Radek mia� wielk� ochot� p�j�� w jego �lady, ale wstydzi�
si� Nika.
Znowu zabrzmia�a niesamowita muzyka, znowu wok�
pasa�er�w �limaczka zacz�y ta�czy� ogniste, kolorowe
obrazy. Micha� Olcha odczeka� kilkana�cie sekund i w�a�nie
zamierza� z powrotem przestawi� odbiornik, kiedy w pot�ne
akordy nie znanych Ziemianom instrument�w wmiesza� si�
pojedynczy, do�� cienki g�osik.
� Tato! Tato! � wo�a� g�osik. � Jestem ju� tutaj! S�yszysz
mnie? Podobno tam zostajesz? Ja m u s z � do ciebie
przyjecha�!!!
�Znowu kto� co� musi � przemkn�o przez g�ow�
Radkowi. � Musi, czego nie tylko nie musi, ale i nie
powinien, a w og�le nie mo�e" � doprowadzi� swoj� my�l do
ko�ca, z wra�enia nie zwracaj�c uwagi na jej do�� swobodn�
konstrukcj� logiczn�.
W g�o�niku rozleg�y si� trzaski, z kt�rych po chwili wyp�yn��
wzgl�dnie czysty, m�ski baryton:
� Anik? C�reczko, ca�uj� ci� bardzo, bardzo mocno!
Niestety, teraz nie mo�emy si� zobaczy�. Ale nie martw si�.
To potrwa zaledwie par� dni. Potem wr�c� i razem polecimy
z powrotem do bazy. Trzymaj si� dzielnie i...
Dalsze s�owa m�czyzny uton�y w huraganowym
przyp�ywie purchawkowej muzyki. Dopiero po d�u�szej chwili
doktor Olcha i ch�opcy wy�uskali z pos�pnej kakofonii jaki�
inny kobiecy g�os, mi�kki i ciep�y.
� Kochanie, pomyli�a� klawisze w centralce ��czno�ci �
odgadli, �e to m�wi Patt Hardy. � W ten spos�b trudno wam
si� b�dzie porozumie�, bo z wszystkich g�o�nik�w p�ynie
teraz ha�as, jaki robi� te kamyki.
� Tatusiu! Tatusiu! � cienki g�osik nie dawa� za wygran�.
By�o jasne, �e os�bka, do kt�rej nale�a�, nie ma
najmniejszego zamiaru przyj�� do wiadomo�ci faktu istnienia
purchawek ze wszystkimi ich obrazkami i melodyjkami. �
Tatusiu, tylko na kilka minut!
� To niemo�liwe. Anik, b�d� dzielna...
� Ja nie chc� czeka�, s�yszysz?! Tatusiu, s�yszysz?!
� S�yszy, s�yszy � wyr�czy� uczonego Ba�, kt�ry chwil�
temu odj�� d�onie od uszu. � Kto by nie s�ysza�? � doda�
zgry�liwie. � Baba potrafi zag�uszy� nawet kosmos.
� One s� teraz w bazie same � zatroska� si� nagle Nik,
spogl�daj�c znacz�co na doktora Olch�. � Czy m o � e m y
im zaufa�?
Astrofizyk przez chwil� milcza�, przygl�daj�c si� z pewnym
zdziwieniem blademu osobnikowi, kt�ry tak niespodziewanie
objawi� si� jako wsp�gospodarz kosmicznej stacji. Wreszcie
podrapa� si� w g�ow�, odchrz�kn�� i powiedzia� z ca��
powag�:
� Mo�emy, Patt jest odpowiedzialnym cz�owiekiem, wielk�
nadziej� naszego Instytutu. A c�rka Piotra na pewno tak�e
da sobie rad�. No, do�� tego.
Wy��czy� g�o�nik, unicestwiaj�c za jednym zamachem bajki
kosmosu i g�osy ludzi. W�o�y� pr�niowy kask, sprawdzi�
szczelno�� skafandra, a nast�pnie ot
worzy� drzwi prowadz�ce do miniaturowej �luzy �li-maczka.
� Jak tylko zamkn� za sob� w�az, komputer zacznie
realizowa� zapisany w nim program, czyli odwie-zie was
szybko i bezpiecznie do domu, to znaczy, do stacji �
poprawi� si�. � B�d�cie mili dla Anik � poprosi� jeszcze �
dziewczyna mia�a doprawdy paskudnego pecha. Przylecie�
po tylu miesi�cach i sp�ni� si� o kilkana�cie minut... Cze��,
ch�opcy! No!
Po tym ostatnim wykrzykniku da� si� s�ysze� trzask
zamykanych pancernych drzwi. R�wnocze�nie na jas-
nozielonym ekraniku komputera zap�on�� napis:
powr�t do stacji.
� Poczekaj chwil�! � zawo�a� Ba�. Z ekranu natychmiast
znikn�y literki tworz�ce napis, a ich miejsce zaj�� zgrabny
znak zapytania.
� Realizacja programu powrotu: za pi�� minut � poprawi�
brata Radek.
Znak zapytania ulotni� si� i ekran zafalowa� �agodnym
�wiat�em, jakby komputer odpowiedzia�: dobrze.
Nasta�a cisza. Wszyscy trzej pow�drowali wzrokiem w
stron� niedalekiego placyku z kupk� zagadkowych bia�awych
bry�ek i �wie�o wzniesion� ma�� budowl�. Tam w�a�nie � po
opuszczeniu �limaczka przy pomocy specjalnej, male�kiej
windy�zmierza� doktor Olcha. Min�� ju� ostatnie �agodne
wzniesienie i wyszed� na p�aski teren. Wtedy stan��, odwr�ci�
si� i pomacha� w stron� �limaczka. W tym momencie jego
wyprostowana sylwetka w bia�ym skafandrze zas�oni�a sob�
ca�y teren budowy. Radek u�miechn�� si� bezwiednie. Ojciec
by� jeszcze wy�szy od Piotra Jardin. Ch�opcu wyda�o si�, �e
widzi za wielkim pr�niowym kaskiem tak dobrze mu znan�
twarz o wyra�nie zarysowanych ko�ciach policzkowych,
pogodnych szarych oczach, prostym nosie, ustach, kt�rych
k�ciki znamio-
nowa�y sk�onno�� do �miechu, i nieco wysuni�tym, ostro
�ci�tym podbr�dku. Radek odruchowo uni�s� d�o� i
odpowiedzia� na jego po�egnalny gest. Wtedy ojciec, jakby
m�g� to zauwa�y�, odwr�ci� si� znowu i ruszy� dalej. W chwili
kiedy zatrzyma� si� przed ma�� budowl�, zgas�y dwa
najsilniejsze reflektory o�wietlaj�ce miejsce pracy automat�w
i ludzi � podstacja obserwacyjna by�a gotowa.
Maszyny budowlane uformowa�y zwarty szyk i po-pe�z�y w
stron� wzg�rz. Na miejscu pozosta�y jeszcze dwa �aziki
czekaj�ce na ludzi, kt�rzy �egnali si� teraz pewnie wewn�trz
budowli z ojcem Anik.
Radek oderwa� wzrok od kopu�ki podstacji i spojrza� prosto
przed siebie, tam gdzie wyra�nie zaokr�glony horyzont
wyznacza� granic� ma�ej komety. Jak okiem si�gn��
wsz�dzie niewielkie wzniesienia, zimne wydmy kosmicznej
pla�y. Por�wnanie z pla�� by�o idiotyczne. Ch�opiec poczu�,
�e przez plecy przemaszerowa�y mit zmarzni�te na ko��
mr�wki, i wzdrygn�� si� odruchowo.
W tym momencie zauwa�y� daleko za placykiem dwa
male�kie �wiate�ka. B�ysn�y mi�dzy pag�rkami i znikn�y,
ale po chwili ukaza�y si� znowu, jakby odrobin� bli�ej.
Przemkn�y jeszcze przez trzy czy cztery bruzdy, starannie
unikaj�c wierzcho�k�w wzniesie�, jakby kry�y si� przed
wzrokiem ludzi znajduj�cych si� w podstacji, po czym �
znieruchomia�y. Wy-gl�da�y zupe�nie jak czo�owe reflektory
�azika. Ale sk�d tam mia�by si� wzi�� jeszcze jeden �azik?
Nonsens. Przecie� Patt i Anik z pewno�ci� nie opu�ci�y
stacji, a wszyscy pozostali byli tutaj, wewn�trz posterunku.
Ch�opiec wyt�y� wzrok. Nie, to nie z�udzenie. Tam
naprawd� b�yszcz� dwa reflektorki. Trwaj� teraz bez ruchu,
jakby kto�, kto sobie nimi przy�wieca�, posta
nowi� zaczeka�, a� Piotr Jardin zostanie sam. Ta my�l
przysz�a Radkowi zupe�nie niespodziewanie. Nie wiedzia�
czemu, ale tajemnicze ogniki tl�ce tam, gdzie nie mog�o, a w
ka�dym razie nie powinno by� nikogo � wyda�y mu si�
jakie� ponure i z�owieszcze.
Uni�s� d�o�, �eby szturchn�� Basta i spyta�, czy on tak�e
zauwa�y� te reflektorki, ale w tym w�a�nie momencie dalekie
�wiate�ka zgas�y.
Pi�� minut min�o. Na ekranie ponownie pojawi� si� napis:
powr�t do stacji. Tym razem nikt ju� nie pr�bowa� nak�ania�
komputera, by ten jeszcze chwil� poczeka�.
Gwiezdni rozbitkowie
� Mamo! � j�kn�� z zachwytu Oleg Zadra. � Jakie�
boskie warkocze!
� Cudowne... � szepn�� cichutko Radek, czuj�c, �e jego
serce zmienia si�, nie wiedzie� czemu, w oszala�� z
po�piechu �ab�.
� S�odkie � dorzuci� Ba�, oblizuj�c si� nerwowo. Po raz
pierwszy tego wieczoru smutn� twarzyczk� Anik rozja�ni�
przelotny u�mieszek.
� To ojciec nie pozwoli� mi ich �ci�� � rzuci�a zdawkowo.
� Poza tym s� wygodne na lekcjach zaj�� kosmicznych.
Zwijam je wtedy na g�owie w podu-szeczk� i w ten spos�b
pr�niowy kask nigdy mnie nie gniecie.
Ba� wytrzeszczy� na ni� oczy.
� O czym ty m�wisz? � wykrztusi�.
� Ha, ha, ha � powiedzia� Nik. Nie za�mia� si�, tylko
w�a�nie: powiedzia�.
� Wszystko w porz�dku, wszystko w porz�dku, wszystko
w porz�dku � po�pieszy� z pojednawcz� interwencj�
poczciwy profesor O,Claha. � I jedne warkocze, i drugie
warkocze s�ozdob�naszego�wi�ta.
� Racja � potwierdzi� doktor Olcha, spogl�daj�c z
figlarnym b�yskiem w oczach na Radka, kt�ry jed
nak nie m�g� tego zauwa�y�, poniewa� druzgota� w�a�nie
morderczym wzrokiem nieszcz�snego Basia.
Anik przesta�a si� u�miecha�. Spojrza�a na wspaniale
zastawiony st� i zaczerwieni�a si� a� po ko�nierzyk bia�ego
kombinezonu. Teraz dopiero zrozumia�a, �e Ba� wcale nie
patrzy� na jej, sk�din�d naprawd� �liczne, kasztanowe
warkocze, tylko po�era� oczami tort, kt�ry przed chwil�
wp�yn�� na �rodek srebrzystego obrusa i mia� stanowi�
szczytowy punkt �wi�tecznej uczty. Tort by� ogromny, mia�
kszta�t komety i d�wiga� na sobie wspania�y warkocz
upleciony z najwymy�lniejszych aromatycznych krem�w
szczodrze nadziewanych bakaliami. By�o to istne arcydzie�o,
�wiadcz�ce o nadzwyczajnych talentach Patt Hardy. Autorka
s�odkiego poematu nie wygl�da�a jednak w tej chwili na
tw�rc�, kt�rego rozpiera s�uszne poczucie dumy. Utkwi�a
b�agalne spojrzenie w twarzy Anik, wyra�nie g�owi�c si�, co
by tu powiedzie�, �eby oczy�ci� atmosfer� zm�con�
fatalnym nieporozumieniem. Niestety! Zanim zdo�a�a co�
wymy�li�, spraw� przes�dzi� profesor Stanko Yaic.
� Dawno temu ludzie wierzyli, �e pojawienie si� komety
wr�y kataklizmy i nieszcz�cia � nadmieni� uprzejmym
tonem. � Na wszelki wypadek palili wtedy na stosach m�ode
dziewczyny z warkoczami, jako czarownice.
� Okropno��! � wzdrygn�� si� Oleg Zadra. � Na
szcz�cie K-1 nie ma jeszcze z�owieszczego ogona, a
warkocze, kt�re tu widzimy...
� Och, przesta�cie! � przerwa� mu bole�ciwy okrzyk.
Anik, jakby ju� poczu�a �ar bij�cy od ognistego stosu,
zerwa�a si� z miejsca i skoczy�a w stron� drzwi.
� Ja... ja nie jestem g�odna! Ja... przepraszam! �
wydysza�a jeszcze i znikn�a w korytarzu.
Zebranym mign�� tylko pi�kny gruby warkocz, kt�ry w
�wietle lamp zal�ni� przez moment najczystszym z�otem.
� Noicoterazb�dzie � westchn�� O,Claha.
� Biedne dziecko � szepn�a Patt. � Ma tylko Piotra...
Wiecie przecie�, �e jej matka zgin�a w katastrofie promu
kosmicznego, kiedy Anik mia�a dwa latka. Przylecia�a a� z
Gagarina i nie mog�a si� zobaczy� z ojcem. Nic dziwnego, �e
jest zdenerwowana. A teraz jeszcze zrobili�cie jej wielk�
przykro��.
� Co ja takiego powiedzia�em? � przestraszy� si� s�ynny
podr�nik. � Przecie� chcia�em tylko...
� To nie pan! � nie pozwoli� mu sko�czy� Radek, kt�ry
dopiero w tej chwili odzyska� zdolno�� mowy. � To Ba�! �
wysycza�, zaciskaj�c kurczowo pi�ci. � Ten �ar�ok! Ta bu�a
nadziewana! Ta... ta... ta purchawka!
� Ten � poprawi� odruchowo profesor Yaic. � Ten
purchawka.
� Co ja? Co ja? Dlaczego ja? � protestowa� purchawka.
� Uspok�jcie si� � Patt spojrza�a na Basia smutnym
wzrokiem i po�o�y�a mu r�k� na ramieniu. � Widzisz,
zacz�li�cie m�wi� o warkoczach i Anik pomy�la�a, �e chodzi
o ni�, a potem, kiedy zrozumia�a, �e si� pomyli�a, by�o jej
przykro. Ka�dej dziewczynie zrobi�oby si� g�upio w takiej
sytuacji. Ale wszystko mo�na by�o jeszcze naprawi�, gdyby
nie to, co profesor Yaic powiedzia� o paleniu czarownic. Nasz
szef powinien uprzedza�, kiedy ma zamiar za�artowa� �
ci�gn�a niewinnym tonem, wznosz�c oczy ku sufitowi � bo
czy m�wi o czarownicach, torcie, czy te� o najnowszych
badaniach Galaktyki IC 40, brzmi to zawsze tak, jakby
informowa� o niebywa�ym odkryciu naukowym... Biedna Anik
� zako�czy�a.
� Tak brzmi? � zdziwi� si� Yaic. � Tak � odpowiedzia�
sam sobie. � Niedobrze. Bardzo niedobrze � wyrazi�
ubolewanie.
� Czy d�ugo b�dziemy jeszcze roztrz�sa� ten nie maj�cy
�adnego znaczenia incydent? � spyta� nosowym g�osem
Nik.
Radek w pierwszej chwili nie dowierza� w�asnym uszom.
Nast�pnie doszed�szy do przekonania, �e jednak us�ysza�
dobrze, poczu� nieprzepart� ch�� porwania ze sto�u
feralnego tortu i umieszczenia go na rudej g�owie
zarozumialca.
Na szcz�cie, zanim dosz�o do tej ostateczno�ci, w ak-cj�
wkroczy� ojciec niedosz�ej ofiary.
� M�j syn udaje, �e obchodz� go tylko jego zbiory,
podr�e kosmiczne i zawi�e problemy astrografii � stwierdzi�
pogodnie. � Nie przejmuj� si�, bo wiem, ze mu to przejdzie.
Najlepiej nie zwracajmy na niego uwagi.
Radek wpatrzy� si� z wdzi�czno�ci� i zachwytem w
u�miechni�te oblicze s�ynnego podr�nika. Wypada
wyja�ni�, cho� w gruncie rzeczy sprawa jest a� nadto
oczywista, �e kasztanowe warkocze Anik, jej wielkie
niebieskie oczy, ma�e do�eczki w policzkach i zgrabna figurka
od pierwszej chwili wywar�y na bracie �ar�ocznego Basia
kolosalne wra�enie.
� Nie�adnie wysz�o � westchn�� po d�u�szej chwili
milczenia doktor Olcha � ale dajmy dziewczynie och�on�� i
zajmijmy si� nareszcie twoimi warkoczami � zerkn�� z
u�miechem na Patt.
� Tak, tato, tak � popar� go skwapliwie Ba�. Patt Hardy
unios�a r�ce na znak kapitulacji, a nast�pnie ukraja�a
pierwsz�, wielk� porcj�.
� To dla Anik � powiedzia�a, odstawiaj�c talerzyk na bok.
W jadalni zapanowa�o teraz pe�ne skupienia milcze-
nie przerywane jedynie g�uchymi pomrukami ucztuj�cych.
Pierwszy sko�czy� Oleg Zadra.
� Pycha! � odsapn��. � Biedny Piotr...
� Ummm... urn... � mamrota� z rozkosz� Ba�.
� Poemat...
� A propos Piotr � profesor Yaic podni�s� si� ci�ko �
musz� was przeprosi� i usi��� przed ekranem. Piotrowi
pewnie nudzi si� samemu. Zreszt� i tak nie powinni�my go
traci� z oczu.
� Niem�wmuotorcie � przestrzega� O,Claha. � Got�w
wszystko rzuci� i przylecie�tunapiechot�!
Szef stacji K-1 odpowiedzia� powa�nym skinieniem g�owy,
po czym wyszed� do s�siedniej kabiny, pozostawiaj�c
otwarte drzwi. Radek obserwowa�, jak siada w wygodnym
fotelu przed ekranem, z kt�rego chwil� p�niej wyjrza�a
u�miechni�ta twarz ojca Anik. Obraz na ekranie by� tak
wyrazisty, i� mog�o si� wydawa�, �e Piotr Jardin naprawd�
uczyni� to, czego obawia� si� profesor O,Claha � przyszed�
na �wi�teczn� kolacje.
� Co b�dziemy robi�? � Oleg Zadra rozejrza� si�
pytaj�co po obecnych.
� Mia�y by� trzy dni �wi�t � przypomnia� z melancholi�
doktor Olcha. � Ta�ce, hulanki, swawola.
� O ta�cach nie ma mowy � uci�a zdecydowanie Patt.
� Kiedy pomy�l� o tamtej kosmicznej muzyce... brrr... �
wzdrygn�a si�.
� Mo�e zagramy w szachy? � zaproponowa� po namy�le
s�awny podr�nik.
� A czy s� tutaj prawdziwe szachy? � wyrazi� w�tpliwo��
Nik.
� Oczywi�cie!
� Niechb�dzie! � zgodzi� si� O,Claha. Patt Hardy wsta�a.
Wzi�a zarezerwowan� dla Anik porcj� tortu i skierowa�a si�
ku drzwiom.
� Przygotujcie wszystko, a ja p�jd� z misj� dobrej woli �
o�wiadczy�a. � Nie mo�emy przecie� zostawi� dziewczyny
samej przez ca�y wiecz�r. Spr�buj� j� nam�wi�, �eby te�
zagra�a.
St� z resztkami uczty pow�drowa� pod �cian�. Od pod�ogi
do sufitu kabin� wype�ni�o delikatne, r�nobarwne
rusztowanie. Za�oga stacji mia�a p r a w d z i-w e szachy.
Specjalny zestaw projektork�w rzuca� krzy�uj�ce si� w
przestrzeni pojedyncze promienie �wiat�a. Bia�e linie tworzy�y
tr�jwymiarow� szachownic�. Pionki i figury powsta�y ze
zgrabnie ukszta�towanych plam, jakby z kolorowego szk�a.
Ich ruchy dyktowali gracze komputerowi, kt�ry przekazywa�
polecenia projektorom. No� a je�li chodzi o oznaczenie p�l,
na kt�re chcia�o si� przesun�� figur�... C�, szachi�ci ery
kosmicznej od dziecka s� przecie� za pan brat z
przestrzeni�. Wystarczy im uruchomi� wyobra�ni�, aby
widzie� tr�jwymiarow� szachownic� dok�adnie tak samo, jak
dawniej ludzie widzieli przed sob� dwubarwne kwadratowe
p�lka.
Wr�ci�a Patt, prowadz�c ze sob� nieco zmieszan� Anik.
� Ktozkimgra? � zawo�a� szybko profesor O,Claha, nie
chc�c dopu�ci�, aby kto� wyrwa� si� z jakimi� przeprosinami
lub, co gorzej, z wyja�nieniami. Niczego by one nie wyja�ni�y,
mog�yby najwy�ej rozp�ta� now� burz� �warkoczow�".
Oleg Zadra gra� z Anik, Radkowi, kt�remu sekundowa�
Ba�, przysz�o si� zmierzy� z Nikiem, a Patt przypad� jako
przeciwnik Sean O,Claha. Doktor Olcha o�wiadczy�, �e musi
p�j�� pom�c profesorowi, i przeszed� do s�siedniego
pomieszczenia. Mo�e rzeczywi�cie chcia� si� przekona�, co
s�ycha� u Piotra Jardin, a mo~ �e po prostu postanowi� nie
psu� zabawy. Prawdziwe
szachy maj� bowiem to do siebie, �e najwygodniej gra si� w
sze�� os�b.
O,Claha po skomplikowanej rozgrywce pokona� Patt, co
skwitowa� wyg�oszeniem triumfalnej mowy, jak zwykle niezbyt
zrozumia�ej. Radek, ku swojemu wielkiemu zmartwieniu,
uleg� Nikowi, kt�ry okaza� si� nadspodziewanie dobrym
graczem, natomiast Anik wygra�a ze s�ynnym Olegiem Zadr�.
� Brawo! � zawo�a� rycersko ten ostatni. � Ju� dawno
nikt mnie tak g�adko nie pokona�!
� Uda�o mi si� � odrzek�a z min� niewini�tka Anik.
Skromno�� nie przeszkodzi�a jej jednak okry� si�
radosnym rumie�cem, z kt�rym wygl�da�a tak �licznie, �e
Radek musia� natychmiast sprawdzi�, czy na suficie nie
dzieje si� co�, co wymaga�oby jego interwencji.
� Gramy jeszcze? � spyta� Nik.
� Nienienie � wycofa� si� profesor O,Claha. �
Wygra�emichc�p�j��spa� z wie�cem laurowym nag�owie.
� Wie�cem? � powt�rzy� bezwiednie Radek, ci�gle
szukaj�c czego� nad sob�.
� Mo�e kolacja by�a zbyt obfita? � Anik unios�a brwi,
przez co jej wielkie, niebie�ciutkie oczy zrobi�y si� jeszcze
odrobin� wi�ksze. � Ojciec zawsze m�wi, �e s�odycze
fatalnie wp�ywaj� na funkcjonowanie umys�u.
� Mnie nie zaszkodzi�y � podkre�li� sucho Nik.
Dziewczyna sk�oni�a si� z wdzi�kiem.
� Tobie wida� nic nie jest w stanie zaszkodzi� �
stwierdzi�a z ba�wochwalczym podziwem, odrobink� tylko
zbyt przymilnym tonem.
Nast�pnie potrz�sn�a g�ow�, tak aby jej kaszta
nowe warkocze zawin�y szerokiego m�y�ca, ukazuj�c si�
�wiatu w ca�ej swej okaza�o�ci.
Patt roze�mia�a si� serdecznie, natomiast Radek popad�
niespodziewanie w zadum� nad niezg��bion� zagadk�
kobiecych charakter�w.
Nik pomin�� dyplomatycznym milczeniem uznanie, z jakim
spotka�a si� jego odporno�� na torty. Wsta�, podszed� do
drzwi, za kt�rymi widnia�y plecy profesora Yaica i Micha�a
Olchy, po czym odwr�ci� si� do ojca.
� Czy mog� tam wej��? Chcia�bym przyjrze� si� pracy
pana Jardin.
Oleg Zadra spojrza� pytaj�c� na O,Clah�, a kiedy ten
skin�� potakuj�c� g�ow�, powiedzia�:
� Mo�esz. Tylko nic nie m�w, bo oni maj� teraz ��czno��
g�osow�, je�li wi�c nagle odezwie si� kto� nowy, Piotr got�w
pomy�le�, �e to jaka� purchawka wtr�ca swoje trzy grosze.
� Chod�mytamwszyscy! � przerwa� profesor O,Claha.
Chwil� p�niej ca�a si�demka sta�a za fotelami, w kt�rych
tkwili uczeni dotrzymuj�cy towarzystwa ojcu Anik.
� Zobaczcie teraz, co dzieje si� na zewn�trz � dobieg�
ich lekko st�umiony przez odleg�o�� g�os.
Obraz na ekranie zmieni� si�. Miejsce wn�trza podstacji
zaj�a lodowa pustynia pod czarnym niebem. To niebo by�o
nieco rozja�nione tu� nad horyzontem, jakby wkr�tce mia�o
tam wzej�� jakie� na wp� wy-gas�e, ciemnoniebieskie
s�o�ce. Bli�ej widnia� powi�kszony fragment krajobrazu
komety, z placykiem otoczonym zmarzni�tymi wydmami i
pryzm� tajemniczych kamieni po�rodku.
� Spokojnie tu, prawda? � m�wi� niewidoczny
teraz Piotr Jardin. � Kiedy prze��czam odbiornik, s�ysz� ca�y
czas kosmiczn� orkiestr� i widz� te ta�cz�ce rysuneczki. Nic
si� nie dzieje. Mo�e tylko ta muzyka brzmi troszeczk�
g�o�niej.
� Robisi�corazcieplej � wtr�ci� O,Claha, nie bacz�c na
niedawne ostrze�enie Zadry.
Jednak samotny mieszkaniec posterunku obserwacyjnego
od razu pozna� g�os uczonego.
� Witam, profesorze! � za�mia� si�. � Wbrew twoim
obawom to wszystko zaczyna mi si� nawet podoba�. Kto
wie, czy nie przerzuc� si� na sprawy sztuki. Zostan�
pierwszym w dziejach krytykiem muzycznym i plastycznym
kosmicznych tw�rc�w. B�d� si� mieli z pyszna!
� Czy... czy przyniesiono pr�bki tych lodowych kamieni do
laboratorium? � wyszepta� Nik wprost do ucha profesora
O,Clahy. � Czy na stacji jest w tej chwili chocia� kilka takich
aktywnych bry�ek?
� A to kto? � zaniepokoi� si� ojciec Anik. Urz�dzenia
��czno�ci na K-1 by�y bardzo czu�e;
� Nic, nic � uspokoi� go Oleg Zadra. � To tylko taki
jeden kolekcjoner marzy o zdobyciu kosmicznej purchawki.
No c�, marzenia jeszcze nikomu nie zaszkodzi�y.
Nikowi odpowiedzia� profesor Yaic.
� Nie ma tutaj ani jednej aktywnej bry�ki � rzek�, nie
odwracaj�c g�owy od pulpitu. � Przedtem, kiedy nic o nich
nie wiedzieli�my, przeprowadzili�my tylko pobie�ne badania
na miejscu, a teraz...
� Przeniesienie ich do ciep�ego laboratorium mog�oby si�
okaza� niebezpieczne � uzupe�ni� doktor Olcha.
� A czy ojcu nic si� nie stanie? � zapyta�a przestraszona
Anik.
� Przecie� on nie rusza purchawek � powiedzia�
Zadra. � A nie ma tam nikogo innego, kto m�g�by na tych
kosmicznych �mieciach rozpali� ognisko.
W tym momencie Radek przypomnia� sobie �wiate�ka,
kt�re dostrzeg� z kabiny �limaczka. Ju� otwiera� usta, �eby
spyta� ojca, co to mog�o by�, kiedy zabrzmia� stanowczy g�os
profesora Yaica.
� No, kochani, spa�! �niadania jadamy tutaj wcze�nie, a
poza tym jutro b�dzie mn�stwo pracy. Dobranoc.
� Ja zostan� tu jeszcze chwil� � doktor Olcha obj��
syn�w przepraszaj�cym spojrzeniem. � Po�o�ycie si� beze
mnie, dobrze? Nied�ugo przyjd�.
Patt wzi�a Anik pod r�k� i u�miechn�a si� do niej.
� Ty p�jdziesz ze mn� � powiedzia�a. � Nareszcie nie
b�d� spa� sama.
Radek ju� przedtem zauwa�y�, �e oczy pi�knej Patt Hardy
nabieraj� ciep�ego, a nawet czu�ego wyrazu, kiedy m�oda
badaczka kosmosu zwraca si� do c�rki Piotra Jardin. Teraz
spostrzeg�, �e Patt obdarzy�a nie mniej wymownym
spojrzeniem wielki ekran, gdy znikn�� z niego obraz
martwego l�du, a na jasnose-ledynowej tarczy ponownie
ukaza�a si� przystojna twarz egzobiologa. �Oho!" �
pomy�la�, niezbyt jasno, po czym wzi�� Basia za r�k� i
wyprowadzi� go na korytarz.
Kabinka by�a ma�a, ale przytulna. �agodne �wiat�o,
padaj�ce ze �cian, oblewa�o wygodne rozk�adane fotele,
nisz� z czterema pr�niowymi skafandrami, szafk�,
miniaturow� umywalk� z prysznicem i w�ski ��ty pulpit
centralki ��czno�ci. Dzi�ki tej ostatniej mo�na by�o w
dowolnej chwili po��czy� si� nie tylko z innymi mieszka�cami
stacji, lecz tak�e z komputerem, aby zapyta� o naj�wie�sze
nowiny lub za��da� sprawdzenia jakiej� teorii, kt�ra w�a�nie
przysz�a ko-
mus do g�owy. Uczeni my�l� bowiem zawsze. Bywa i tak, �e
wielkie ol�nienia sp�ywaj� na nich akurat wtedy, kiedy u�o��
si� ju� wygodnie do snu i przymkn� powieki.
� Na co czekasz! � burkn�� Radek, �ci�gaj�c bluz� i
ruszaj�c w stron� umywalki. � Rozbieraj si�.
Ba� spojrza� niepewnie najpierw w lewo, potem w prawo,
wreszcie westchn�� ci�ko i utkwi� wzrok we wn�ce ze
skafandrami.
Radek stan�� i przyjrza� si� uwa�nie dziwnej wypuk�o�ci
bluzy na piersi brata. Nagle zrodzi�o si� w nim podejrzenie.
� Co tam masz? Poka�! � wyci�gn�� r�k�, chc�c
pomaca� osobliw� naro�l. Ba� cofn�� si� jak oparzony.
� Nie! Nic!
� Poka�!
Na poblad�ej twarzy najm�odszego Olchy odmalowa�a si�
rozpacz. Jeszcze raz powi�d� po kabinie ob��kanym
wzrokiem, j�kn��, po czym desperackim ruchem rozpi��
bluz�. Oczom Radka ukaza�y si� przylepione do sportowej
koszulki �a�osne resztki kometowego tor.tu. Ba�, uwolniony
wreszcie od strasznej tajemnicy, odzyska� dobry humor i z
najwi�kszym spokojem zacz�� wytrz�sa� sw�j �up na fotel,
kt�ry wybra� sobie do spania jego starszy brat.
� Bartoszu! � zawo�a� grubym g�osem Radek, usi�uj�c
na�ladowa� ojca.
Natychmiast jednak zapomnia� o powadze, jak� wypada�o
zachowa� w tych po�a�owania godnych okoliczno�ciach.
Rykn�� jak lew i zdzieli� Basia trzymanym w r�ku r�cznikiem.
Wraz z op�ta�czym wrzaskiem skarconego �akomczucha
pod sufit polecia�y b��kitne, r�owe i z�ote strz�py
aromatycznego warkocza.
� Wstyd! Wstyd! Wstyd! � wykrzykiwa� Radek.
Ty beko! Ty spasiona purchawo! Przecie� zobacz�, �e
brakuje ca�ej g�ry! Wstyd!
� Zostaw! Tatusiu! Tatusiuuu!
� Tss...
Radek przestraszy� si� nagle, �e wycie jego ofiary mo�e
�ci�gn�� tutaj nie tylko ojca, lecz tak�e Patt lub nawet... Nie,
to by�oby zbyt okropne!
� Wiem, co zrobi�! � w jego oczach pojawi�y si� nagle
m�ciwe b�yski. � Zjem wszystko sam! Nie dostaniesz ani...
Oj! � zako�czy� niespodziewanie wysok� i przejmuj�c� nut�,
bo Ba� � do g��bi poruszony potworn� gro�b� � wykona�
jaki� op�ta�czy taniec obronny wok� fotela, rozdeptuj�c po
drodze wielki palec u bosej stopy swego prze�ladowcy.
Radek sp�dzi� teraz d�u�sz� chwil� bez ruchu, obur�cz
obejmuj�c obola�e miejsce, a kiedy w kabinie umilk�y
wreszcie odg�osy smakowitego Basiowego mlaskania,
powiedzia� grobowym g�osem:
� Nie mam ju� brata...
� Oddajtortoddajtortoddajtort! � sykn�� O,Claha krzywi�c
twarz w szata�skim grymasie. � Inaczej powiem
wszystkimwszystkimwszystkim wszystkowszy-stkowszystko!
� Fu-fu-fu � broni� si� s�abo Radek � to przecie� nie ja...
� Posad�cie go na purchawkach � powiedzia� przez nos
Nik Zadra. � Mo�e co� wysiedzi... skoro one reaguj� na
ciep�o.
� Fu-fu-fu � powt�rzy� Radek czuj�c, �e na czo�o
wyst�puj� mu kropelki potu.
� Zdrajca! Zjad� warkocz! � pisn�� nagle dziewcz�cy
g�os. A Nik dod