7346
Szczegóły |
Tytuł |
7346 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7346 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7346 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7346 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Krystyna Boglar
Dalej s� tylko smoki...
1997 r.
Kiedy kartografom ko�czy si� mapa, pisz�:
dalej s� tylko smoki.
Al Idrisi ok. 1154r.
(kartograf arabski)
�A wjechawszy do Jeruzalem z wielkim
pocztem i z bogactwem, a wielb��dowie
nie�li rzeczy wonne i z�ota niezmiernie
wiele, i kamienie drogie... nie przysz�o
nigdy potem tak wiele rzeczy jako te,
kt�re da�a kr�lowa Saby
kr�lowi Salomonowi.�
Ksi�gi Salomonowe
S
iedzia�a na tarasie hotelowej restauracji Alpenrose i jak zahipnotyzowana
wpatrywa�a si� w
pasmo mg�y zakrywaj�ce magiczn�, jak tu nazywano, g�r� Matterhorn.
� Poka�esz si� czy nie? � wymrucza�a zniecierpliwiona. � Do diab�a, nie mam tyle
czasu!
Pomara�czowe plastykowe krzese�ka nie nale�a�y do najwygodniejszych, a na
bia�ym,
prostok�tnym blacie stolika widnia�y paruj�ce niech�tnie w porannym s�o�cu
resztki �niegu. By�
koniec maja, w szwajcarskich dolinach dobrze utrzymane be�owe krowy ze
znudzeniem
prze�uwa�y �wie�� traw�. Ale tu, w Zermatt, na wysoko�ci tysi�ca sze�ciuset
dwudziestu metr�w
�nieg zalega� nie tylko okoliczne czterotysi�czniki, ale nawet chodniki
miasteczka. Jezdni nie.
T�, od wczesnego ranka, czy�ci�y lekkie p�ugi.
Zermatt l�ni� w promieniach wiosennego s�o�ca. Wszystkie domy le��ce wzd�u�
jedynej drogi
prowadz�cej do Winkelmatten, sk�d wyrusza kolejka linowa na Furi, mia�y tylko
jedno zadanie:
przenocowa�, nakarmi�, zaopatrzy� w ka�d� licz�c� si� walut�, sprzeda�, co si�
da, i zgarn��
szmal. Bo tak naprawd� wy��cznie to si� liczy. Jak w ka�dym o�rodku narciarstwa
i turystyki. Z
tym �e ten �yje w blasku s�awy magicznej g�ry: Matterhornu. Wierzcho�kowi, na
kt�rym wci��
gin� wspinacze, podporz�dkowano wszystko. Zadbano nawet o ekologi�. Dlatego nie
ma tu
samochod�w. Oczywi�cie nie licz�c taks�wek elektrycznych. W Zermatt nie ma
parking�w.
Samochody zostawia si� w T�sch, sk�d poci�g elektryczny zabiera turyst�w i ich
baga�e.
Bo magicznej g�ry nie mo�e przes�oni� smog. Ale wci��, a� do znudzenia,
przes�ania j� mg�a.
I szalej�ca powy�ej trzech tysi�cy metr�w zadymka.
Pojawi�a si� zaniepokojona kelnerka. Omiot�a �ciereczk� s�siedni stolik, przy
kt�rym usiad�
nobliwy starszy pan.
� Co poda�?
� Kaw�. Ze �mietank�.
Agata odwr�ci�a g�ow�. Ten facet jecha� ze mn� kolejk� z T�sch. Mia� ma�o
baga�u. Ale
zapami�ta�am jego torb� w intensywnie zielonym kolorze. Z prawdziwej sk�ry.
Krokodylowej.
Takie sprzedaj� w najelegantszych sklepach Kairu. By�a najwyra�niej zbyt ci�ka
dla mocno
starszego pana. Tote� zasapa� si�, zanim j� wyni�s� na peron.
M�czyzna zdj�� kapelusz i lekko skin�� g�ow�. Mia� mi�y u�miech i r�wniutkie,
zbyt bia�e, by
by�y prawdziwe, z�by.
� Czeka pani na cud, madame?
Agata potar�a zmarzni�te d�onie. Gdzie� schowa�a r�kawiczki i, jak zwykle, nie
pami�ta�a
gdzie. Odpar�a w szkolnej niemczy�nie, bo nie by� to j�zyk jej �ycia:
� My�la�am, �e si� poka�e. Ta �wi�ta g�ra Szwajcar�w.
� B��d, madame! Nasz� narodow� �wi�to�ci� s� wy��cznie banki. Im g��bsze maj�
podziemne sejfy, tym lepiej. A tak mi�dzy nami m�wi�c, Matterhorn nie jest tu
g�r� najwy�sz�.
Gdyby by�a lepsza widoczno��, zobaczy�aby pani szczyt Monte Rosa.
Agata pos�a�a mu u�miech. Odsun�a pust� fili�ank�.
� Wiem. Ale wygl�da jak stara, roz�o�ysta koby�a. Widzia�am na zdj�ciu.
Matterhorn jest
smuk�y, elegancki...
Koby�a wyra�nie roz�mieszy�a Szwajcara.
� Pozwoli pani, �e si� przysi�d�. I przedstawi�: Cornelius Tschudi, je�li
mog�...
� Profesor Tschudi? � przerwa�a zdziwiona. Powinnam si� by�a domy�li�, �e to
kto� z
bran�y. Oddawa� przecie� baga� tam gdzie ja.
� Do us�ug. Madame... te� na konferencj�? Niech zgadn�... Austria? Nie. Pani
niemiecki jest
zbyt... s�owia�ski. Praga? Te� nie. Moskwa odpada, bo jedynym przedstawicielem
jest Jurij...
wi�c... ju� wiem! Polska!
Agata skwapliwie u�cisn�a w�sk� i wcale nie tak starcz� d�o�.
� Jest pan nie tylko znanym egiptologiem i �wietnym antropologiem, lecz
r�wnie�...
detektywem! Nazywam si� Agata Lubecka. Uko�czy�am orientalistyk� na
Uniwersytecie
Jagiello�skim...
� Stary, pi�kny Krak�w! � rozczuli� si� Cornelius, siadaj�c ostro�nie. Ba� si�
widocznie, �e
delikatny, pomara�czowy plastyk p�knie z hukiem, a on, gwiazda uczonych z
Zurychu i Lejdy,
wyl�duje na betonie. � Jad�em tam najlepsze eskalopki ze szparagami!
� To jeszcze jedna z pa�skich pasji, profesorze? � Agata zaci�gn�a zamek
puchowej kurtki.
Gratulowa�a sobie, �e j� wzi�a, cho� nale�a�a raczej do stroj�w turystycznych
ni�
konferencyjnych.
� O tak! Lubi� dobre jedzenie. I sam bywam niez�ym kucharzem. Moja �ona,
Lieselotte,
twierdzi, �e si� marnuj� na uniwersytecie. Co pani, madame, s�dzi o pomy�le
przejazdu z
Zermatt do Sankt Moritz s�ynnym Glacier Expressem?
Agata u�miechn�a si�. Zerkn�a na miejsce, gdzie powinien ukaza� si� tajemniczy
szczyt.
C�, mg�a nie podnios�a si� ani o centymetr.
� Troch� si� zdziwi�am. Miejscem konferencji tak�e. Dlaczego Sankt Moritz? A nie
Genewa,
Zurych czy Berno...
� Bo to by�by bana�, madame. A ja nie cierpi� bana��w!
� Pan to wymy�li�, profesorze Tschudi?
� Jak najbardziej. A w�a�ciwie moja �ona, Lieselotte. �Dobry Bo�e, Corneliusie �
powiedzia�a przy porannej kawie � czy chcesz, aby ci wszyscy naukowcy
rozpierzchli si� noc�
po spelunkach dla narkoman�w? Ile razy mo�na ogl�da� t� berne�sk� star�wk� z
fontannami,
wie�� zegarow� i pi�tnastowieczn� katedr�, cho�by i najbardziej gotyck�. A
Genewa? Zegar
kwiatowy, fontanna na jeziorze i Palais des Nations z trzema tysi�cami okropnych
nierob�w...�
Agata wybuch�a �miechem.
� Pa�ska �ona mia�a na my�li urz�dnik�w ONZ?
� Naturalnie. Powiedzia�a rozs�dnie: �Corneliusie, stary o�le, zabierz ich
wszystkich tam,
gdzie si� nie rozpe�zn�. Do Sankt Moritz. Jest tam dostatecznie drogo, gdy�
niczego poni�ej futra
z norek kupi� si� nie da. Wi�c nie b�d� �azi� po sklepach. Najwy�ej, sapi�c,
spr�buj� wspi�� si�
na g�r�. Ale trzeba im zapewni� luksusowe warunki. Skoro przewidzia�e� tylko
dwudziestu
trzech go�ci, Szwajcari� sta� b�dzie na s�ynny Badrutt�s Palace. Sp�dzicie tam
milutki tydzie� i
za�atwicie to, na czym ci zale�y�.
� A na czym panu zale�y, profesorze?
Spojrza� na ni� spod oka. Jego bardzo b��kitne t�cz�wki mia�y ch��d lodowca.
� Nie wie pani, Agatho Christie?
Zdziwi�a si�.
� Dlaczego kojarz� si� panu z najwi�ksz� autork� krymina��w?
� Z listy go�ci zaproszonych, sam j� uk�ada�em, pami�tam, �e ma pani drugie
imi�:
Christine...
� Po polsku: Krystyna.
� Mo�na sobie po�ama� j�zyk. Dla mnie pozostanie pani Agath� Christie. Bo
nazwisko te�
trudno wymawialne: Lu... be... ka?
� Rozbawi� mnie pan, profesorze. Ale... nawiasem m�wi�c, zdziwi�o mnie to
zaproszenie.
Nie jestem ani egiptolo�k�, ani si� nie zajmowa�am wykopaliskami w Jordanii czy
w Izraelu.
Uko�czy�am wydzia� orientalistyki, ale... specjalizowa�am si� raczej w historii
sztuki islamu.
Oczywi�cie sporo wiem o archeologii �r�dziemnomorskiej, wsp�pracowa�am okresowo
z polsk�
misj�...
� W �wi�tyni Hatszepsut, prawda?
� Tak�e w Aleksandrii.
Kelnerka wesz�a na taras przez rozsuwane szklane drzwi.
� Pa�stwo p�ac�?
Agata u�miechn�a si�. Zanim wyj�a portmonetk� z czelu�ci kieszeni kurtki,
profesor ju�
podawa� banknot.
� Prosz� pozwoli� staremu s�udze...
Nie oponowa�a. Mia�a bardzo ma�o frank�w szwajcarskich. Z w�asnego konta
zreszt�.
Zaproszenie przysz�o imienne. Na adres uniwersytetu. A ona nigdy tam nie
pracowa�a. Czy�by
stary Cornelius nie wiedzia� o tym? Ani jego m�dra Lieselotte? Postanowi�a
podda� si� sytuacji
maj�cej ju� na samym wst�pie co� z ducha nieod�a�owanej Agathy Christie.
Przyjecha�a nie
dlatego, �e zainteresowa� j� sam temat oficjalnych referat�w. Bardziej ciekawi�o
j� to, czego w
zaproszeniu nie by�o.
Podnie�li si� jednocze�nie. Cornelius Tschudi mia� niez�� sylwetk�, cho� jego
czarny, d�ugi
p�aszcz i r�wnie mroczny szeroko-skrzyd�y kapelusz tak odbiegaj�cy od tutejszej
sportowej
mody powodowa�y, �e wygl�dem przypomina� nieco doktora Mabuse ze starego,
niemego filmu.
Jego b�yszcz�ce p�buty z dobrej sk�ry �lizga�y si� po mokrej jezdni. Nie,
stanowczo odbija� od
r�nokolorowego t�umu z nartami na ramionach, ci�gn�cego r�wnym sznurkiem ku
okolicznym
kolejkom z�batym i linowym.
� Pozwoli pani, �e j� wezm� pod r�k�?
Agata u�miechn�a si�. Jej porz�dne adidasy nie poddawa�y si� po�lizgom. Ale te�
nie mia�y
nic wsp�lnego z elegancj�.
� Naturalnie, profesorze. Ca�a przyjemno�� po mojej stronie.
Drobili ma�ymi kroczkami, mijaj�c kamienn� wie�� ko�cio�a z zegarem wskazuj�cym
jedenast� czterdzie�ci pi��.
� Prosz� spojrze� na prawo � wysapa� Cornelius, unosz�c d�o� w zamszowej
r�kawiczce.
� Hinter Dorf. Wiekowe, zapadaj�ce si� ze staro�ci domy. Ciekawostk� s� te
kamienne p�yty na
s�upach stod�. Widzi pani?
� Tak. Id�c w t� stron� zastanawia�am si�, czy to aby nie s� jakie�... o�tarze
ofiarne...
Zatrzyma� si� rozbawiony.
� No nie! Zapobiega�y tylko dostawaniu si� myszy do �rodka!
Teraz Agata parskn�a.
� Co za proza �ycia!
Maszerowali ra�niej �rodkiem ulicy, zostawiaj�c po obu stronach ma�e sklepiki
pe�ne
najdro�szych w Europie towar�w. Co krok mijali bank lub cho�by tylko kantor
wymiany
pieni�dzy. Ale Agata czu�a si�, jakby przemierza�a Krup�wki. O ma�y w�os nie
przegapi�a byd�a.
� Prosz� spojrze� na balkony. Co pani tam widzi?
� No... krowy! Wasze wspania�e, mleczne krowy z olbrzymimi dzwonkami na szyjach.
Swoj� drog� zabawne, �e pas� si� w�a�nie na... balkonach!
� Reklama jest d�wigni� handlu, madame. Te zwierz�ta z plastyku wygl�daj� jak
�ywe. A
szwajcarska krowa to �r�d�o sukcesu. Krowy i banki. My lubimy natur� i
pieni�dze. O, stary
znajomy! � zawo�a� zrywaj�c kapelusz z g�owy. � Hej, Michael!
Zapatrzony w wystaw� z wytworn� odzie�� sportow�, wysoki i chudy jak tyka
m�czyzna
odwr�ci� g�ow�. W jego oczach za okularami w cienkich, z�otych oprawkach b�ysn��
ognik
zainteresowania.
� Cornelius, stary przyjacielu! Nie spodziewa�em si� ciebie tutaj, w Zermatt!
� Mia�e� nadziej�, �e uk�adam z kwiat�w bram� tryumfaln� na wasze powitanie w
Sankt
Moritz? Pozwoli madame, �e jej przedstawi� Michaela Burrowsa z Cambridge. M�wi
pani po
angielsku?
Agata poda�a zzi�bni�t� d�o�. Oczy za okularami b�ysn�y ciep�o.
� Agata Lubecka. Z Polski � odpar�a ca�kiem poprawn� angielszczyzn�. Nawet
akcent by�
prawie oksfordzki. � Znam pa�skie dzie�o: �The History of the Qumran Community�.
T�umaczy�am je.
Obj�� jej palce obu d�o�mi.
� Ale� pani zzi�b�a. Och, nie m�wmy teraz o zwojach znad Morza Martwego. Cieszmy
si�
widokiem Alp, dop�ki ten okropny stary zrz�da Cornelius nie usadzi nas w jakiej�
dusznej sali
konferencyjnej! B�agam! � Jego oczy, nieco rozmazane przez szk�a, mia�y blask
bursztynu.
� Dobrze wam m�wi�, moi drodzy! Ca�y program i tak jest na mojej g�owie! Ca�e
szcz�cie,
�e Badrutt�s Palace jest dostatecznie drogi, by zorganizowa� wszystko na
najwy�szym poziomie.
Agata czu�a, �e d�o� profesora wysuwa si� spod jej ramienia. Przyj�a to z
odrobin� ulgi.
Chodniki i jezdnie w pobli�u dworca by�y suche i bezpieczne.
Burrows odziany w skrzy�owanie wielb��da z pikowan� ko�dr� chwia� si� na d�ugich
nogach.
Jego w�skie wargi rozci�gn�y si� w u�miechu.
� A tak naprawd�, stary zbere�niku, ile si� tam p�aci za noc?
Cornelius zmarszczy� brwi. �mieszne siwe w�oski krzaczastych brwi niebezpiecznie
opada�y
mu na oczy.
� Och, niewiele. Co� ponad osiemset frank�w za dob�.
� Ze �niadaniem? � docieka� Michael, wypuszczaj�c wreszcie d�o� Agaty.
� No... tak. Ale od kiedy interesuje ci� forsa, kt�ra nie musi opuszcza� twojego
portfela,
przyjacielu? Szwajcaria wita swoich go�ci nie licz�c koszt�w!
� I to mnie w�a�nie martwi � wymrucza� Burrows tym razem ze �mierteln� powag�.
Agata w g��bi duszy pomy�la�a tak samo. W�a�ciwie dlaczego zosta�am zaproszona?
Razem z
kilkoma naukowcami, o kt�rych wiem, �e zajmuj� si� ka�dy czym innym. Profesor
Tschudi
najwyra�niej mia� jaki� cel. Ale jaki?
� Aurelia! � zawo�a�, machaj�c d�oni� w kierunku grupki stoj�cej przed oszklon�
witryn�
biura turystycznego. � B�d� pozdrowiona w starej Europie!
� Kto to? � spyta�a Agata, gdy Cornelius truchcikiem ruszy� na drug� stron�
jezdni.
� Aurelia Levy � wymrucza� Burrows, chowaj�c r�ce do kieszeni. � Pracownik
naukowy
Uniwersytetu Hebrajskiego. Przedtem si� nazywa�a jako�... inaczej...
� Przedtem?
� No... zanim wyemigrowa�a z Europy do Izraela. Jak oni wszyscy.
� Oni? To znaczy kto?
� �ydzi.
Agata przyjrza�a si� Michaelowi. By� m�czyzn� w nieokre�lonym wieku. M�g� mie�
r�wnie
dobrze pi��dziesi�tk�, jak i sporo wi�cej. Nie�le utrzymana sylwetka, lekko
faluj�ce, nie tkni�te
siwizn� w�osy i co� niemi�ego, czaj�cego si� w k�cikach ust.
� Jest pan... antysemit�, profesorze?
Roz�o�y� d�onie jak cz�owiek uciekaj�cy przed nieszcz�ciem, od kt�rego uciec
si� nie da.
� Ale�, Agatho! Co pani m�wi! To absurd. Zajmuj� si� �ydami od zarania ich
dziej�w!
� A� po holocaust? � spyta�a, cho� zabrzmia�o to jak wyzwanie.
Oddali� si� o par� krok�w.
� Prosz� mnie nie obarcza� win� za papie�a Grzegorza Dziewi�tego! To on w tysi�c
dwie�cie pi�tnastym roku ustanowi� dla �yd�w obowi�zek noszenia na piersiach lub
na plecach
�kr��ka ��tego materia�u, aby odr�niali si� od chrze�cijan w spos�b widoczny�.
Agata u�miechn�a si� k�cikami ust.
� Nie on to wymy�li�. Przed nim by� jeden z rzymskich cesarzy. Prosz� mi
powiedzie�, nad
czym pracuje Aurelia Levy?
Burrows rozpi�� swoje wielb��dzie wdzianko. Robi�o si� ciep�o.
� Wbrew pozorom nie nad histori� i archeologi� Palestyny, lecz nad obszarem
Arabii
Saudyjskiej pomi�dzy Pustyni� �mierci a Oceanem Indyjskim. Dziwn�, such� krain�
zwan�
ongi� Ausan, p�niej Qataban Sabea i wreszcie Himiarites.
Agata potrz�sn�a w�osami.
� Niewiele o tym wiem. W og�le... co pan my�li o konferencji?
Nie zd��y� odpowiedzie�. Cornelius Tschudi holowa� w ich kierunku starsz�,
wytwornie
odzian� w futro z norek dam� o b��kitnawych w�osach. I jeszcze dw�ch m�czyzn w
strojach
zdecydowanie miejskich.
� Aurelia Levy. A to Jacques Trever z Sorbony oraz Tom Collins z British Library
w
Londynie.
Wymieniano u�ciski d�oni.
� A teraz zapraszam was na peron trzeci, sk�d odchodzi nasz Glacier Express! �
zawo�a�
Cornelius, zabawnie klaszcz�c w d�onie. � Podr� do Sankt Moritz potrwa niemal
osiem godzin,
cho� to zaledwie dwie�cie dziewi��dziesi�t kilometr�w! Chcia�em, drodzy pa�stwo,
by�my si�
wcze�niej nieco lepiej poznali. I pokochali, zanim... znienawidzimy si� w
uczonych dysputach.
Wszyscy skwitowali to �miechem.
� A gdzie reszta, profesorze Tschudi? � Francuz wygl�da� bardzo m�odo. I �adnie,
w
b��kitnym moherowym swetrze pod szar� dyplomatk� o nienagannym kroju.
� Jeremy Tavernier poszed� ju� do wagonu restauracyjnego. Chce dopilnowa� menu,
jakim
nas uracz� w trakcie podr�y.
� Kim jest Jeremy? � Agata poci�gn�a za wielb��dzi r�kaw.
� Archeolog. S�abo go znam. Wiem tylko, �e mieszka w Amsterdamie, odkopa� par�
grob�w
z ceramik� na cmentarzysku Tanit w Kartaginie. Kopa� te� w Megiddo...
� Stajnie kr�la Salomona? � Agata roze�mia�a si� g�o�no.
� Niech pani zamilknie, na Boga! � �cisn�� jej rami�, a� zabola�o.
Spojrza�a zaskoczona.
� Przepraszam. Niewiele wiem na ten temat. Nie jestem archeologiem. Z niczego
si� nie
wy�miewam, ale...
� Wszystko, o czym b�dzie mowa na naszej konferencji, jest �miertelnie powa�ne �
wymrucza�.
� Dlaczego?
� Bo Cornelius Tschudi jest znanym skner�. Je�li wyd�uba� tyle pieni�dzy, by nas
go�ci� w
najdro�szym hotelu w Szwajcarii, co� to znaczy.
� Co, u Boga Ojca?
� �e w Lesie Sherwoodzkim dzieje si� co� tajemniczego.
Widocznie uzna� temat za wyczerpany, bo do�� niegrzecznie wysforowa� si� do
przodu,
roztr�caj�c grup� weso�ych narciarzy. Agata chc�c zatrze� niemi�e wra�enie,
odwr�ci�a si�, by po
raz ostatni rzuci� okiem na g�r�-widmo. Niestety. Mg�a wci�� przes�ania�a
szczyt. Co on mia� na
my�li m�wi�c, �e w Lesie Sherwoodzkim... Po�egna�a spojrzeniem nieobecn� g�r�,
zrobi�a krok i
potkn�a si� o par� nart stoj�cych w przej�ciu. Dok�adnie tarasowa�y chodnik.
Run�aby, lecz w
ostatniej chwili podtrzyma�a j� silna m�ska d�o�.
� Oh, excusez-moi... � jej oczy zetkn�y si� z innymi. Przezroczystymi jak
g�rski kryszta� z
c�tkami z�ota.
� To ja przepraszam! � wyszepta� zachwycony. M�wi� po francusku z jakim�
szczeg�lnym
akcentem. � Postawi�em narty w najg�upszym miejscu. Wybaczy pani? � Wpatrywa�
si� w jej
twarz z takim nat�eniem uwagi, jakby od tego zale�a�a jego przysz�o��.
� Nic si� nie sta�o. Przepraszam. Musz� zd��y� na Glacier Express do Sankt
Moritz.
Sta� wysoki i smuk�y w ciemnoniebieskim kombinezonie narciarskim i �miesznej
we�nianej
czapce. Na jego przystojnej, nieco pobru�d�onej twarzy malowa�y si� zmartwienia
ca�ego �wiata.
� Bon Dieu! Pojad� tam za pani�! Gdzie pani mieszka?
Agata roze�mia�a si�. Dawno przekroczy�a trzydziestk� i takie o�wiadczyny na
�rodku drogi
mog�y j� jedynie rozbawi�.
� W jakim� superhotelu. Nie pami�tam nazwy!
Profesor Cornelius Tschudi macha� z daleka r�kami, niczym holenderski wiatrak.
� Agatha! Vite!
Nieznajomy �agodnym ruchem d�oni �ci�gn�� z czapki par� porz�dnych gogli.
Zal�ni�y
b��kitem.
� Merci. Teraz wiem, jak ma pani na imi�! � odwr�ci� si� w stron� �wi�tej g�ry i
pomaszerowa� sztywnym krokiem, bo tylko na tyle pozwala�y plastykowe markery.
Organizatorzy konferencji byli zadowoleni. Oddany wcze�niej baga� le�a� ju� na
p�kach w
eleganckich przedzia�ach poci�gu. Przy wej�ciu do pierwszej klasy sta�
przedstawiciel biura, z
plakietk� w klapie i kartk� zapisanego papieru.
� Przedzia� trzeci... madame Lu... be... ka..., monsieur Tschudi, monsieur
Burrows...
Agata zr�cznie wspi�a si� na schodek, obrzuciwszy uwa�nym spojrzeniem wi�niowo-
szare,
wypucowane do po�ysku wagony. Czuj� si� tak, jakbym wchodzi�a do s�ynnego Orient
Expressu.
C� za wygoda i nieskazitelna elegancja wn�trz! � pomy�la�a.
Istotnie. Sze�cioosobowe przedzia�y z lotniczymi fotelami, obitymi popielat�
mi�kk� tkanin�,
by�y na tyle przestronne, by wygodnie pomie�ci� wyci�gni�te nogi. Nawet tak
d�ugie jak
Burrowsa.
� Ma pani miejsce przy oknie � powiedzia� bez cienia u�miechu.
Skin�a g�ow�. Jej stara torba, sterana licznymi podr�ami, le�a�a na g�rnej
p�ce. Wizyt�wka
ledwie si� trzyma�a, ale to ju� by�a zas�uga arabskich pracownik�w kairskiego
lotniska.
Burrows wyj�� z podr�cznej torby metalow� piersi�wk� i poci�gn�� �yk.
� Wcze�nie pan zaczyna, Michael! � u�miechn�� si� Jacques Trever ze �rodkowego
miejsca.
� C� to takiego?
� Irlandzka whisky. Lepsza od szkockiej. Masz ochot�?
Francuz skrzywi� wargi.
� Wyj�tkowe �wi�stwo! Niech si� pani nigdy nie da na to nabra�! � rzuci� w
kierunku
Agaty.
� Monsieur Burrows nawet mi nie zaproponowa� � powiedzia�a powa�nie, wieszaj�c
kurtk�.
W Michaela jakby piorun strzeli�.
� Ja przepraszam... bardzo! Je�li madame ma ochot�...
Cornelius Tschudi sta� w drzwiach, t�umi�c �miech.
� Dobra nauczka, Agatho! Maniery jakie takie obowi�zuj� nawet profesor�w
Cambridge. I
przesta� poci�ga� z tej okropnej butelki, Michaelu. Tw�j oddech zanieczy�ci
wspania�e g�rskie
powietrze!
Burrows wygl�da� jak zbity szczeniak. Jego z�ote okulary zasz�y mg��. Zdj�� je i
zacz��
bezsensownie wyciera� szalikiem.
� Jeszcze raz przepraszam. �le spa�em tej nocy. My�la�em, �e �yczek pozwoli mi
przetrwa�
tych osiem z�owrogich godzin. Nie znosz� poci�g�w.
� Mi�dzy nami m�wi�c, ja te� � zlitowa�a si� Agata, siadaj�c w fotelu. � Mam
ochot�
wyskoczy� z wagonu ju� po godzinie. Wszystko jedno, w zbo�e czy buraki...
� B�dzie pani mia�a trudno�ci z tymi... burakami. Jedziemy przez lodowce �
odpar� Tom
Collins okropn� francuszczyzn�. � Ja lubi� takie podr�e... ekologiczne! Dobrze
zamro�ona
woda robi na mnie kolosalne wra�enie. Szczeg�lnie po skis�ym, mokrym Londynie. I
widoki s�
osza�amiaj�ce!
Poci�g drgn�� i bezszelestnie ruszy�. Za oknami odp�ywa� w dal dworzec,
zabudowania,
o�nie�one drzewa i... mleczna po�wiata w miejscu �wi�tej g�ry.
Jedno miejsce w przedziale pozosta�o puste, cho� baga� na p�ce wskazywa�, �e
jest zaj�te.
� Gdzie Aurelia? � spyta� Tom, wygl�daj�c na korytarz.
� W s�siednim przedziale. Plotkuje z Samanth�, bo dawno si� nie widzia�y. �
Cornelius bez
d�ugiego p�aszcza i szerokoskrzyd�ego kapelusza wygl�da� nieco starzej. Mo�e
dlatego, �e siwe,
rzadkie w�osy pokrywa�y czaszk� niezbyt szczelnie. W�skie ramiona, obci�gni�te
tabaczkow�
marynark�, robi�y wra�enie przygarbionych. Ale ciep�y u�miech nie schodzi� mu z
warg. �
Wszyscy si� tu znamy. Mniej lub wi�cej. Now� twarz� jest jedynie Agatha. Czy�
nie tak?
� Na szcz�cie jest m�od�, pi�kn� kobiet�! � odezwa� si� Francuz, grzebi�c w
akt�wce z
czarnej sk�ry.
� I znan� t�umaczk�. A tak�e orientalistk�. Jej ojczyzn� jest Polska � dorzuci�
profesor
mi�kko.
� O, wasz kraj oswobodzi� si� wreszcie z moskiewskiego ucisku! � westchn��
Burrows,
wpychaj�c piersi�wk� do podr�cznego baga�u.
� No, nie! � Tom Collins przerwa�, bo d�ugonogi wyra�nie szykowa� si� do dalszej
tyrady.
� Ani s�owa o polityce. Jestem got�w wysi��� w pierwszych lepszych... burakach!
Wszyscy si� roze�miali. I odetchn�li z ulg�. Do wagonu zajrza� blondyn z szop�
kr�conych
w�os�w. Agacie przypomnia� si� natychmiast aktor z �R�owej Pantery�. Mia�
podobny,
dziecinnie naiwny wyraz twarzy i niepewno�� w ruchach.
� Jeremy, wejd�, ch�opcze! � u�miechn�� si� Cornelius, zak�adaj�c nog� na nog�.
� Nasz
specjalista w dziedzinie archeologii, Agatho.
� Tak, wiem. T�umaczy�am jedn� z pa�skich ksi��ek. Czy rzeczywi�cie widzia� pan
stajnie
kr�la Salomona?
W przedziale zapad�a cisza. Dziwna. Grobowa. Za oknami przesuwa� si� przepi�kny
krajobraz
alpejski.
� Sp�jrzcie! � Cornelius szybko przerwa� milczenie. � Co za widok! Na
Mittelallain
kursuje najwy�ej po�o�ona podziemna kolejka z�bata.
� Takie wasze g�rskie metro! � roze�mia� si� R�owa Pantera, wci�� tkwi�c w
przej�ciu.
� Mo�e usi�dziesz ko�o Agathy, Jeremy? Na razie. Pozw�l tym kobietom w
s�siedztwie
pogada� bez �wiadk�w.
M�odzieniec, kt�ry na trzeci rzut oka okaza� si� nie tak zn�w bardzo
m�odzie�czy, mia�
szczere b��kitne spojrzenie i pachnia� bardzo dobr� wod� kolo�sk�.
Bezceremonialnie podni�s�
do ust d�o� Agaty, poca�owa� j� i wyrecytowa� niczym marny aktor szekspirowskiej
trupy:
� �Azali� by�yby one zdolne do gadulstwa ponad wszelk� miar� siedz�c na z�ocie,
kt�rym
kr�l Salomon wy�o�y� sw�j tron z ko�ci s�oniowej i uwie�czy� cedrowe kolumny
swej
�wi�tyni...�
Burrows prychn�� niczym w�ciek�a foka.
� Prosz� przesta�, panie Tavernier! Na Boga! Ksi�gi Salomona to ostatni tekst,
kt�rego
chcia�bym s�ucha� w rytm k� dudni�cych po lodowcu.
Agata czu�a ciep�o d�oni Holendra. Mia� d�ugie, kszta�tne palce, zako�czone
wyj�tkowo
�adnymi paznokciami, co niezmiernie rzadko zdarza si� u m�czyzn.
� Prosz� mnie pu�ci� � wyszepta�a s�abo. Czu�a pod�wiadomie, �e jest obiektem
zainteresowania tych wszystkich ludzi zebranych, nie wiedzie� czemu, przez
Corneliusa i
usadzonych wbrew ich woli na popielatych, ergonomicznych fotelach. Nie znali jej
tak, jak ona
nie zna�a ich. Nie wiedzia�a, czym si� wyr�nia i dlaczego jedzie przez
lodowiec, maj�c po obu
stronach b�yszcz�ce w s�o�cu czterotysi�czniki. Odetchn�a, gdy Jeremy wreszcie
wypu�ci� jej
d�o�.
W dwie minuty p�niej do przedzia�u wszed� szef wagonu restauracyjnego.
� Pa�stwo pozwol�. Lunch zaraz zostanie podany.
Jeremy-R�owa Pantera klasn�� w d�onie:
� Nareszcie! Jestem g�odny jak wszyscy diabli! Ludzie! Chod�my je��!
Cornelius wsta�, podaj�c d�o� Agacie.
� Madame, pani pozwoli, �e j� poprowadz�. Nasze miejsca s� numerowane, ale...
jaki�
nieokrzesany nowobogacki turysta m�g�by je nam pr�bowa� zaj��... t�dy...
Agata wysz�a na korytarz. Z s�siedniego przedzia�u wydostawa�a si� w�a�nie
b��kitnow�osa
Aurelia, porzuciwszy na siedzeniu swoje bezcenne futro i wysoka, lekko
przygarbiona
Amerykanka o nieco przyd�ugim nosie i nieokre�lonego koloru w�osach,
�ci�gni�tych na karku
pot�n� szylkretow� zapink�.
� Samantha York � powiedzia�a, wyci�gaj�c do Agaty ko�cist� d�o�.
� Lu... becka � wymrucza�a Agata wpatrzona w olbrzymi pier�cie� na serdecznym
palcu. �
Co za wspania�y...
� Och, ruszcie si�, moje drogie! � Burrows naciera� z ty�u. � Prosz� si� nie
niepokoi�,
droga Polko. Ten pier�cie� to tylko wspania�a kopia orygina�u pochodz�cego z
wykopalisk w
okolicy Abusir.
� Prezent od doradcy prezydenta Mubaraka � dorzuci�a w�a�cicielka, cofaj�c d�o�.
�
Wszyscy wiedz�, �e by� moim kochankiem. I dlatego dosta�am tam koncesj� na
wykopaliska.
Agata popatrzy�a na ni� ze szczer� sympati�. A przy okazji zapami�ta�a niezwyk�y
rysunek
klejnotu: z�ota kobra z purpurowymi oczami z czystej wody rubin�w, po�eraj�ca
w�asny ogon.
Wagon restauracyjny zape�niony by� zaledwie w po�owie. Czteroosobowe stoliki
nakryte
z�otawymi obrusami zastawiono wyj�tkowo pi�kn� porcelan� i szk�em.
� Przyjrzyjcie si� szklankom. Maj� uko�ne dna. To dlatego, by si� z nich nic nie
wyla�o, gdy
poci�g zacznie si� wspina� pod g�r�. Lub zje�d�a� w d�! Jest nas �semka, moi
mili � m�wi�
profesor Tschudi, wskazuj�c dwa stoliki po obu stronach przej�cia. � Zmie�cimy
si� bez
problemu. W tym uk�adzie geometrycznym b�dziemy mogli nawet ze sob� konwersowa�.
Agata grzecznie czeka�a, a� kto� wska�e jej miejsce. Opr�cz m�odszego Taverniera
jej wiek, z
bied�, mo�na by�o zaliczy� do �nast�pnego pokolenia�. Wypada�o zastosowa� si� do
etykiety.
Cornelius w dalszym ci�gu dyrygowa�. Wydawa�o si�, �e mu to sprawia swoist�
przyjemno��.
� Tom, Aurelia, prosz� przy oknie. Zostawcie dwa miejsca obok dla mnie i Agathy.
Reszta
do stolika na lewo. W uk�adach dowolnych.
Agata odetchn�a z ulg�. Ucieszy�a si�, �e przy stole nie b�dzie mia�a za
s�siada nad�tego i
raczej �le wychowanego Burrowsa. Zaj�a miejsce, przygl�daj�c si� podejrzliwie
sztu�com. Je�li
jest jaki� przyrz�d, kt�rym nie b�d� umia�a si� pos�ugiwa�... no, co� do ostryg
lub homara, to
dam plam�! Raczej poczekam i przyjrz� si�, jak oni tym wymachuj�. Nie... nic
takiego. Zwyk�a
�opatka do ryby. Ufff...
� Przygl�da si� pani porcelanie? � zagadn�� Cornelius, uni�s�szy palec
wskazuj�cy. Maitre
w czarnym smokingu skin�� g�ow�. � To Langenthal. Szwajcarsko-chi�skie dzie�o.
� Wytworne � mrukn�a Aurelia. � Ten szarobia�y dese�... Co nam zaserwujesz,
Corneliusie? Bo mam nadziej�, �e nie wasze plebejskie... sorry, fondue z sera
gruyere...
Milcz�cy dot�d Tom przesun�� d�oni� po nieco przyd�ugich w�osach. Mia� okr�g��,
r�ow�
twarz starego niemowlaka. I wydawa� si� niebezpiecznie zadowolony ze
wszystkiego.
� A ja lubi� fondue. Z serowej mieszanki. Do tego dobrze podpieczon� pol�dwic�.
Aurelia z lekko przechylon� na bok g�ow� przygl�da�a si� Agacie. W jej wzroku
by�o jeszcze
co� opr�cz ciekawo�ci. Kobieca zazdro��?
� Przesta�cie tyle m�wi� o jedzeniu. Corneliusie, dlaczego w�a�ciwie zaprosi�e�
pani� Lu...
be... och, Agatho, pozw�l, �e ci b�d� m�wi�a po imieniu. Jeste� ode mnie m�odsza
o jakie� sto
lat! Wi�c?
Profesor Tschudi otworzy� usta, ale w�a�nie podano consomme ze szparag�w z
ptysiowym
groszkiem. Kelner pochyli� si� w uk�onie.
� Wina z Wallis czy Ticino?
� Wolicie w�oskie? No... prawie w�oskie...
� Ale do czego, Corneliusie? � st�kn�a Aurelia, unosz�c czarne jak smo�a oczy.
Wygl�da�o
to tak, jakby prosi�a znudzonego Jahwe o zmi�owanie nad starym zrz�d�.
� Filets de f�ra aux amandes � westchn�� kelner.
Profesor o�ywi� si�.
� Podadz� filety z ryb. Z migda�ami.
� Dla mnie wino z Wallis � przeci�a b��kitnow�osa. � O ile znam �ycie, to ty
nigdy o
niczym sam nie zdecydujesz!
Profesor wyra�nie si� zmartwi�.
� W�a�nie zadecydowa�em. Wyg�osisz jeden z tych twoich cholernie nudnych
referat�w na
temat szcz�tk�w porozkradanych manuskrypt�w z Qumran. A propos, Aurelio... czy
ty aby nie
odkupi�a� jakich� fragment�w od hiszpa�skich mnich�w? Podobno od lat je skupuj�.
I to
wszystko idzie z Izraela via Watykan do klasztor�w w g�rach.
Aurelia pos�a�a mu martwy u�miech.
� Nie s�d�, �e o tym nie wiemy. Ale co ma zrobi� papie�, skoro mu si� wali ca�a
doktryna
chrze�cija�ska? Od pi��dziesi�ciu lat Ko�ci� ukrywa te fragmenty, kt�re nie
pasuj� do zjawiska
zwanego Jezusem.
� Przesta�cie! � dzieci�tko Tom zacisn�o r�owe wargi. � Nie tylko Watykan je
skupuje.
Tak�e Amerykanie, Brytyjczycy i Francuzi. Nie chce si� przy obiedzie zajmowa�
zwojami z
Qumran. Przecie� nie o nie ci chodzi, Corneliusie!
Agata przys�uchiwa�a si� rozmowie, jedz�c pyszn�, g�st� zup�. By�a bardzo
g�odna. Od
przyjazdu do Zermatt � miejsca zbi�rki dla o�miorga wybranych � nie wzi�a do
ust niczego.
Nie mia�a zbyt wiele pieni�dzy. Chwa�a najwy�szemu, kimkolwiek jest, od teraz
jestem na
ca�kowitym utrzymaniu profesora! Ale dlaczego wci�� przerzucaj� si� s�owami, nie
dotykaj�c
sedna sprawy? Dlaczego sesja naukowa nie ma szczeg�owego programu? To j�
zaskoczy�o ju�
w Warszawie. Studia sko�czy�a dwana�cie lat temu. Nie zosta�a na krakowskim
uniwersytecie,
bo jej nikt o to nie prosi�. Do pomocy przy restaurowaniu �wi�tyni Hatszepsut
pojecha�a na dobr�
spraw� jako wolontariuszka. Nie chcia�a sta�ej posady. Od lat w charakterze
wolnego strzelca
t�umaczy�a z trzech j�zyk�w uczone dzie�a ludzi z Oksfordu, Sorbony i
uniwersytetu w Yale.
By�a w ten spos�b au courent tego wszystkiego, co dzia�o si� od czterech tysi�cy
lat na obszarze
Maghrebu, Palestyny i Arabii. I to wszystko. Dlaczego wi�c zosta�a zaproszona na
lodowiec pod
kr�luj�cy nad nim Piz Nair? Przecie� nie po to, by gra� w golfa na zamarzni�tej
tafli jeziora. Nie
wykupi tak�e karty w�dkarskiej w Gemeindepolizei.
Podano ryb�. Wygl�da�a przepi�knie. Wino mia�o kolor z�otawy z leciutkim
odcieniem
zieleni. Profesor milcza�, nie odpowiedziawszy Tomowi. Wydawa�o si�, �e jaka�
tajemnica
zasnuwa paj�czyn� czteroosobowy stolik i siedz�cych przy nim ludzi.
� Kartofelki jak marzenie! � rozczuli�a si� Aurelia, poch�aniaj�c szybko, troch�
zbyt
szybko, drug� porcj� ryby. � Wiesz, profesorze Tschudi? Mia�e� jednak cholernie
dobry
pomys�, wsadzaj�c nas w ten Train Glacier. Sp�jrzcie tylko za okno. Co za widok!
Czy to nie
prze��cz Oberalp?
Agata od�o�y�a widelec. Ch�tnie by jeszcze zjad�a troch� ryby, g��wnie z powodu
wspania�ego sosu z przetartych migda��w. Ale nie mia�a odwagi. P�misek sta�
przed Aureli�. I
chyba wyci�gn�aby nabity pistolet, gdyby jej kto� zechcia� go zabra�.
Za oknami przesuwa�y si� o�nie�one szczyty. W dolinach poprzecinanych
sp�ywaj�cymi z
lodowc�w rzekami tuli�y si� rz�dy domostw. Tu i �wdzie b�yszcza�y w s�o�cu ��ki
pokryte
wspania�� szmaragdow� zieleni�. Raz po raz poci�g wpada� na przerzucone nad
przepa�ciami
mosty.
Z s�siedniego stolika wychyli�a si� poci�g�a, nieco ko�ska twarz Samanthy York.
� D�ugo b�dziemy si� bawi� w tajemnic�, profesorze Tschudi?
Cornelius powoli odstawi� szklaneczk�.
� No c�... dobrze, uczeni koledzy. Wszyscy i tak wiedz�, o co naprawd� chodzi.
Agata zdziwiona unios�a brwi.
� O co, profesorze?
� Ona ma z tym co� wsp�lnego, Corneliusie? � Palec Samanthy b�d� w powietrze.
Burrows zach�ysn�� si� �ykiem wina. Zakaszla�, otar� usta serwetk� i wypali�:
� Co o niej wiesz, Agatho Lube... ka?
� O kim, na Boga?
Jeremy Tavernier przechyli� g�ow�.
� O kr�lowej Sabejczyk�w. Jak m�wi �wi�ta Biblia, zawioz�a kr�lowi Salomonowi
dary na
sze��dziesi�ciu wielb��dach...
� Saba?
� Mia�a na imi� Bilqis. I diament o wadze stu trzech karat�w. Jej najs�ynniejszy
talizman
zwany...
� Malach Ha-Mavet � dorzuci�a Aurelia. � Co po hebrajsku znaczy �Anio� �mierci�.
Ten
diament znikn��!
?????
Pustynia dr�a�a od upa�u. W powietrzu unosi�y si� drobiny piasku, zasnuwaj�c
delikatn�
mgie�k� wydmy i ska�y a� po horyzont. ��ta tarcza s�o�ca wysy�a�a bezlitosne
promienie,
osuszaj�c z potu twarze ludzi. Zwierz�ta sz�y wolno, z otwartymi pyskami. Na
skudlonej sier�ci
chwia�y si� juki i palankiny z lekkich trzcin, os�aniaj�ce zwojami cienkiego
p��tna siedz�ce tam
kobiety.
Karawana pi��dziesi�ciu wielb��d�w by�a w drodze od trzydziestu dw�ch dni.
Przemierza�a
bezmiar piasku od p�nocy, wzd�u� wybrze�a morza, gdzie zaopatrzywszy si� w
wod�, jarzyny i
daktyle, skr�ci�a na skalist� pustyni�, kieruj�c si� na po�udniowy zach�d.
Wraca�a do swojego
kraju ze stolic� w Marib. Do �wi�tyni Awwam, po�wi�conej wielkiemu bogowi
imieniem Al-
maqa. Po wielu latach pobytu na p�nocy.
M�czy�ni otuleni bia�ymi i niebieskimi szatami, farbowanymi w wywarze z indygo,
ukrywali
na piersiach kr�tkie no�e w oprawie z ci�kiego srebra. Ci, kt�rzy nie stanowili
bezpo�redniej
ochrony, nie�li d�ugie dzidy. Stra� tylna mia�a dodatkowo ko�czany z kory
drzewa, zwanego
balsamowcem, i strza�y, kt�rych groty nigdy nie chybia�y. Wyrobione z ko�ci
s�oniowej
przebija�y cia�a ludzi i zwierz�t, nie daj�c szans uj�cia z �yciem.
Jad�cy przodem starzec o spalonej s�o�cem sk�rze i zapadni�tych oczach, w
kt�rych nie by�o
strachu, tylko b�l, zatrzyma� wielb��da. Odwr�ci� si�, unosz�c d�o�.
� Post�j. Za ska�� o pysku lwa jest studnia. Ostatnia przed wkroczeniem na
obszar Pustyni
�mierci. Oby by�a w niej woda.
Zwierz�ta zatrzyma�y si�. Ich rozd�te chrapy wietrzy�y wilgo�. Zdejmowano juki i
worki.
Starzec podszed� do dw�ch wielb��d�w nios�cych palankiny. Zza zas�ony z cienkiej
materii w
z�ote pasy wyjrza�y oczy siedz�cej tam kobiety.
� Czas � powiedzia�, dotykaj�c d�oni� czo�a.
Zwierz� ukl�k�o na przednie nogi. Potem na tylne. Kobieta zakutana w zaw�j z
��tej materii
zesz�a z grzbietu.
� Noc jeszcze nie nadesz�a, panie.
Nie s�ucha�. Wpatrzony w drgaj�ce od upa�u powietrze zarz�dzi�:
� Kr�lowa jest s�aba. Rozbijemy namiot. Id� jej us�u�, Amati. Je�li chcesz, by
kiedykolwiek
zobaczy�a lwice przed �wi�tyni� i sw�j pa�ac w Marib.
Kobieta przys�oni�a oczy. Blask razi� i powi�ksza� b�l. Drobiny piasku wdziera�y
si� pod
powieki, w nozdrza i do ust.
� Tak, panie.
Bilqis otworzy�a oczy. Czu�a ogromn� s�abo�� i ci�ar w�asnego cia�a, kt�re w
d�ugiej
podr�y wysycha�o na wi�r. Jej d�onie przypomina�y piszczele. Palce ciemne,
przyozdobione
pier�cieniami, kt�rych zdj�� ju� nie by�a w stanie, mia�y wygl�d krogulczych
�ap. Gdzie si�
podzia�a moja moc i uroda? Gdzie kr�g�e cia�o i �ab�dzia szyja, kt�r� tak lubi�
g�aska�? Gdzie
p�aski brzuch i d�ugie, toczone uda, na kt�re patrzy� z u�miechem m�drca
wiedz�cego wszystko?
Dlaczego w swej dobroci i roztropno�ci pozwoli�e� mi zosta� u siebie tak d�ugo?
Za d�ugo. I
dlaczego odda�am ci sw�j amulet mog�cy mnie obroni� przed nag�� �mierci�?
Kocha�am ci�,
kr�lu Izraela, �ydowski w�adco P�nocy. Zbudowa�e� mi pa�ac obok �wi�tyni. A ja
cieszy�am
twoje oczy i zmys�y. Przekaza�am ci kamie�, by ci� chroni� na wieki. Tylko
ciebie! Wprawi�e� go
w gwiazd� twego ojca Dawida i nosi�e� na go�ym torsie. Nie zdejmowa�e� nigdy.
Nawet podczas
ch�odnej k�pieli. Obieca�e� mi to, Salomonie. A ja ci uwierzy�am.
Amati rozsun�a delikatn� tkanin�.
� Zatrzymujemy si� przy studni, kr�lowo. Belham j� znalaz�. Zwierz�ta musz� pi�.
I twoi
ludzie tak�e.
� Dobrze, moja droga. Pom� mi zej�� na piasek. Dlaczego jest tak ciemno?
Kobieta zakry�a usta d�oni�. Nie mog�a powiedzie� prawdy, �e s�o�ce stoi w
zenicie, a cie�
jest kr�tki jak ludzkie �ycie. Kr�lowa poma�u traci�a wzrok. I nikt nie umia�
temu zaradzi�. Jej
jasne i czyste niegdy� �renice o barwie malachitu zachodzi�y mg��. Widzia�a
tylko cienie i zarysy
bliskich ska�.
Namiot by� ju� rozstawiony. Wewn�trz panowa� upa�, ale ci�kie kobierce
przykrywa�y
roz�arzony piach i mo�na by�o na� stan�� nog� obut� w sanda� wyszywany
b�yszcz�cymi
kamykami.
� Wejd�, kr�lowo. Usi�d� na poduszkach. Zaraz Miran przyniesie wody i obmyj�
ca�e twoje
cia�o, pani.
Bilqis maca�a d�oni� wok� siebie.
� Gdzie skrzynka z pachnid�ami? Tam s� przybory do czesania. W�osy mi wy�a��
gar�ciami.
Dlaczego?
Amati zn�w przes�oni�a usta.
� To nic, kr�lowo. Kiedy dotrzemy do naszej krainy, wszystko si� odmieni. Zn�w
b�dziesz
siedzia�a w ogrodach kwitn�cych na bia�o i r�owo. Zn�w strumie� b�dzie szemra�
po�r�d
g�stego listowia. Czeka na ci� tron z alabastru i dwa z�ote lwy...
Bilqis zdj�a chust� okrywaj�c� g�ow� i p� twarzy.
� Ale nie b�d� to lwy Judy. M�j pan mnie wygna�. Ju� nie chcia� ani mojego
cia�a, ani
przepowiedni. Wzi�� sobie �on� innowiercy. Do pa�acu w Megiddo wkroczy�a bogini
Isztar.
Pogwa�ci� prawa swojego kraju. I swoich bog�w. Ta kobieta jest c�rk� fir�aun z
Tanis w Egipcie.
Amati us�ysza�a g�osy s�ug nios�cych wod� w workach ze sk�r gazeli.
� Nie my�l o tym, kr�lowo. By�a� jego sercem i �yciem. �adnej tak nie kocha� jak
ciebie.
�adnej tak nie po��da�.
� To prawda. � Bilqis powoli obna�a�a wychudzone cia�o. Sk�rzany basen musia�
jej
zast�pi� kryszta�owo czyste wody w obramowaniach z marmuru, w kt�rych co dzie�
k�pa�a si�
przed wschodem i zachodem s�o�ca. Tam, na p�nocy. W kraju Izraela. � Jestem
brzydka,
Amati?
S�u��ca delikatnie obmywa�a piersi swojej pani.
� Zawsze b�dziesz pi�kna dla twego ludu.
� Porzuci�am go, Amati. Na tak d�ugo.
� Oni czekaj�, kr�lowo. �wi�te miejsca i tw�j pa�ac o tysi�cu komnatach. Zn�w
przybywa�
zaczn� kupcy z Ofiru i zza morza. Zn�w przywioz� okr�tami z�oto, srebro, ko��
s�oniow� i
koczkodany i pawy...
� M�wi�, �e �aden kraj na �wiecie nie jest tak bogaty jak Sabejczycy. Jak my...
byli�my.
� I zn�w b�dziemy, pani. Tylko nie my�l ju� o kr�lu Izraela. On po�lubi� t�
kobiet� z kraju
zwanego Egiptem, bo musia�. Tak m�wili na jego dworze. Sama s�ysza�am.
� A mnie odprawi�. � Bilqis uczu�a b�l w piersiach. Jej czo�o zrosi� pot. � Obym
dojecha�a... ciemno mi...
Wierna s�u�ka nie potrafi�a zapanowa� nad �zami. P�yn�y bezg�o�nie, mia�a
pewno��, �e
kr�lowa ich nie widzi. Ani jeden szloch nie rozerwa� jej krtani. Zdusi�a go w
sobie.
� Po�� si�, pani. Wszystko minie, gdy tylko przejdziemy pustyni�.
Bilqis wyci�gn�a swe d�ugie cia�o na mi�kkich kobiercach.
� To jest Pustynia �mierci... Ar-Rab al-Chali, Amati. Tak si� nazywa, bo
poch�ania setki
istnie� ludzkich. Nie przejd� jej, wiem. Czuj� to.
S�u�ka z�o�y�a d�onie i dotkn�a czo�em skrzyd�a martwego ptaka, kt�ry onegdaj
run�� z
jasnego nieba przed karawan�. I zosta� na piasku jako znak dany z niebios. Stary
Belham uzna� to
za przepowiedni�. Ale nie pogrzeba� ptaka. Zawiesi� go na palankinie, by strzeg�
od wszelkiego
z�a.
� O Almaqu, panie naszej krainy! Spraw, by kr�lowa Bilqis powr�ci�a w zdrowiu na
sw�j
tron.
� To na nic, Amati. �mier� jest mi pisana. Odda�am Salomonowi m�j kamie�.
B��kitny
Malach Ha-Mavet. Nie zaznam spokoju a� do dnia, gdy kto� mi go wsunie do grobu.
Niech tak
b�dzie. Ta kobieta wprawi�a go w swoj� koron�. Sama pozby�am si� �ycia. Mi�o��
do m�czyzny
jest trucizn�, Amati. Pami�taj o tym. Ale on musi wr�ci� do mnie. Nawet po
�mierci. Inaczej
wszyscy zgin�. Wszyscy. Dlaczego nie s�ysz� ryku zwierz�t? Nie karmi� ich? Nie
poj�?
Wielb��dy zbite w gromad� le�a�y na piasku, prze�uwaj�c pokarm. Napi�y si� do
woli i teraz
g�o�no wyra�a�y swoj� rado�� z ko�cz�cego si� dnia. Ha�asowali m�czy�ni,
obmywaj�c d�onie i
stopy. Ogie� strzela� w suche powietrze. Gotowa�a si� strawa: suszone mi�so z
korzeniami i
s�odkie bulwy za�adowane jeszcze u wybrze�y.
Szykowano si� do obrz�du i ofiary na rzecz kr�lowej. Trysn�a krew z szyi jednej
z k�z.
Kroplami zroszono �wi�ty kamie� z czarnego malachitu. Ten sam, kt�ry podr�owa�
z Bilqis
wiele lat temu, gdy jecha�a z�o�y� pok�on m�dremu w�adcy z p�nocy.
� �wi�ty Almaqu, prowad� jej kroki do ojczyzny � Saby. Nie daj ulecie� duchowi w
Krain�
�mierci. Ani dzi�, ani w czas, gdy deszcze zrosz� ziemi�. � Kap�an Luvim uni�s�
w g�r�
zesztywnia�e d�onie.
Lud pokornie pochyli� czo�a.
Nad pustyni� pojawi� si� cie� ptaka. Lecia� wysoko, a jego w�skie skrzyd�a
roz�o�one by�y jak
p�aszcz bogini. Cichy by� jego lot. Jak cich� jest �mier�.
Kr�lowa Bilqis wiedzia�a, �e nadszed� jej czas. Przygotowywa�a si� do tej chwili
z ca��
staranno�ci�. Obmyte cia�o kaza�a nama�ci� olejkiem, a twarz pokry� alabastrowym
pudrem z
naczynia z obsydianu. Na powieki poleci�a na�o�y� zielony proszek z malachitu,
brwi podbarwi�
galenitem, a ko�ci policzkowe tym najcenniejszym � z antymonu.
� Jak wygl�dam, Amati?
� Pi�knie, pani... ale zjedz co�...
� Nie mam si�.
� Jest gor�ca soczewica...
� Nie.
Amati rozkroi�a dojrza�y owoc, plami�c sokiem palce.
� To k�s granatu... soczystego lub owoc sykomory...
Bilqis z trudem pokr�ci�a g�ow�.
� Zostaw mnie sam�, Amati. Gdybym... wiesz, co masz robi�. Kap�an Luvim te�.
Dziewczyna wysz�a z namiotu, nie mog�c opanowa� szlochu. W p�cieniu igra�y
uko�ne
p�omienie s�o�ca wpadaj�ce przez otwory wyci�te dla ustawienia �erdzi. Wygl�da�y
jak
tryskaj�ce p�omienie ognia. Przez mg�� zasnuwaj�c� oczy Bilqis �ledzi�a ich
drganie.
� To moja wina, �e porzuci�am m�j lud. Jecha�am do �emeq yezreel, do kr�lestwa
Judy, by
pa�� do st�p M�dro�ci, o jakiej wie�ci dociera�y z p�nocy. A� do Szabui, a� za
morze, sk�d do
Hadramautu nadp�ywa�y okr�ty. To ja chcia�am pi� ze skarbnicy wiedzy. Ja
wierzy�am, �e
Salomon powie, jak �y� w zgodzie z w�asnym ludem... I wiedzia�. Wiele si�
nauczy�am. Tylko �e
tej wiedzy nie potrafi� ju� przekaza�. Umr� tu, na p�nocnym kra�cu Ar-Rab al-
Chali. A m�j
gr�b poch�onie br�zowiej�ce ko�ci. I nikt ich nie odnajdzie... chyba... �
s�abn�c� r�k� unios�a do
ust puchar z wod� pachn�c� mokrym piachem. Strumyczek z warg pociek� na pier�.
Osuszy�a go
d�oni�. Tu, na z�otym �a�cuchu grubo�ci palca, powinien spoczywa� b��kitny,
�wi�ty kamie�. Jej
amulet przywieziony przez jeden z tych okr�t�w nadp�ywaj�cych morzem z Indusu,
ze wschodu
na zach�d. Kamie� oderwany od pod�o�a w starej kopalni. Olbrzym po�yskuj�cy
b��kitem
niczym lapis-lazuli. Kupcy nazwali go �Pawim okiem�, bo l�ni� i rzuca� b�yski
niczym napuszony
ptak w okresie godowym. Zanim dotar� do jej pa�acu, przemierzy� d�ugi szlak
handlowy
pomi�dzy Szabu� a Marib, schowany w torbie z cienkiej sk�ry wyt�aczanej z�otem.
By� tak
kosztowny, �e nikt nie m�g� sta� si� jego w�a�cicielem. Kiedy ujrza�a �w
b��kitny b�ysk,
wiedzia�a, �e nikt i nic na �wiecie nie potrafi jej go odebra�. Po�o�y�a d�o� na
ch�odnym, �liskim
szkliwie czuj�c, jak wst�puje w ni� magiczna moc. Kaza�a zap�aci� wielk� ilo�ci�
z�ota,
drzewami kadzidlanymi i balsamowymi wywo�onymi wraz z korzeniami w p��ciennych
jukach.
Skupowa� je kraj le��cy po drugiej stronie morza, na p�nocy. Tam rz�dzili
faraonowie i ich
kap�ani � magowie.
�Pawie oko� zawis�o na jej piersi. Mia�o j� chroni� przed chorobami, uk�szeniem
kobry i
�mierci�. I chroni�o. Ale poznawszy kr�la Judy, odda�a mu talizman, a on go
wzi��, bo urzek�a go
jego pi�kno�� i niezwyk�y kszta�t.
� Jest jak �za boga mego, Jahwe. Gdy p�acze nad ludem swoim.
� Wpraw go w gwiazd� Dawida, ojca twego. Niech s�u�y ca�emu twojemu ludowi.
Niech go
chroni i broni przed nieprzyjacio�y.
Spojrza� na ni� spod powiek.
� Jeste� m�dra i pi�kna, Bilqis. Ale nie mog� ci� uczyni� �on�. Musz� poj�� t�
zza morza. W
przeciwnym razie m�j lud poniesie ci�kie straty. C�rk� Psusennesa Drugiego.
� Ale nie wolno ci jej darowa� �Pawiego oka�.
Pokiwa� g�ow� i zapad� w ci�ki sen. Czuwa�a u jego wezg�owia, a� nasta� �wit.
W jaki� czas p�niej stan�� wraz z kobiet� z Egiptu na szczycie schod�w
�wi�tyni. Z jego
stajni wyprowadzono wszystkie czterysta koni w ci�kiej uprz�y. Lud wiwatowa�.
Drobna,
szczup�a, mlecznosk�ra nosi�a na g�owie koron�. A w niej l�ni� i b�yszcza�
kamie�-talizman.
� Dlaczego nie dotrzyma�e� s�owa, kr�lu? � wyszepta�a Bilqis kamiennymi wargami.
�
Teraz rzucam kl�tw� na t� kobiet� i wszystkich, kt�rzy wezm� Malach Ha-Mavet do
r�ki. Od
dzi� �Pawie oko� nazywa si� �Anio�em �mierci�. Bo �mier� przyniesie ka�demu, kto
stanie si�
jego �wiadomym w�a�cicielem. Dop�ki do mnie nie wr�ci... cho�by do moich
ko�ci... umieram,
niech moj� kl�tw� potwierdzi Wielki Duch... z o�tarza w Awwam. Odchodz�,
rzucaj�c cie�
nocy... o �wi�ty Almaqu... � jej cia�o drgn�o, wypr�y�o si� i zamar�o.
Kopali trzy d�ugie dni i noce. Sze��dziesi�ciu ludzi i starzec o zapadni�tych
oczach. W tym
miejscu, g�rzystym i niedost�pnym dla pustynnych zwierz�t pog��biali gr�b swojej
kr�lowej, jak
nakazywa�a �wi�ta wiara Sabejczyk�w.
Jej cia�o namaszczone olejkiem z wonno�ciami owini�to ciasno tkanin� przetykan�
z�ot� nici�.
Jej g�ow� skierowano na po�udnie. Z�ot� opask� wsuni�to na czo�o. W skale
zostawiono znak:
wyryty w twardym pod�o�u, nier�wny, pi�ciok�tny geometryczny wz�r. Taki, jakim
by� �wi�ty
kamie�, kt�ry mia� jej strzec przed z�em.
� Niech ten znak pozwoli naszej pani spoczywa� tu na wieki. Niech nikt si� nie
odwa�y
otworzy� grobu � kap�an uni�s� r�ce w g�r�. �o�nierze i s�udzy padli twarz� w
piach.
Nad ska�� i otwartym grobem zn�w pojawi� si� wysoko czarny ptak. P�yn��, prawie
nie
poruszaj�c skrzyd�ami. W ko�cu znikn�� na tle gor�cego, zst�puj�cego s�o�ca.
Jakby go
poch�on�o, spali�o na popi�.
� Przywalcie d� kamieniem. I usypcie wzg�rek z od�amanych skalnych p�yt.
Zr�bcie kopiec,
na kt�rego szczycie zostawimy srebrny puchar z wod� � powiedzia� starzec
Belharn, prostuj�c
plecy. � I z��my ofiar� z krwi.
Beczenie k�z przesz�o w rz�enie �mierci. Z poder�ni�tego gard�a chlusn�a na
kopiec
czerwona posoka, sp�ywaj�c strumykami tworz�cymi �wi�ty znak.
Kap�an zn�w wyrzuci� w g�r� r�ce.
� B�g Almaq wys�ucha� pr�b naszej pani. B�dzie, jak chcia�a!
Noc zapad�a, gdy w namiotach k�adziono si� do snu. Wielb��dy le�a�y sp�tane,
wygaszono
ogniska pr�cz jednego podtrzymywanego dla odstraszenia dzikich zwierz�t. Starzec
sta� u
wej�cia do pustego namiotu w�adczyni, wpatrzony w miliony b�yszcz�cych gwiazd.
Czeka� na
znak.
Kap�an podszed� cicho, otulaj�c si� szat� przed nocnym ch�odem.
� Co teraz b�dzie z nami, Belhamie?
Starzec drgn��. D�oni� wskaza� jedn� z gwiazd szybuj�c� ku ziemi.
� Znak! Dla ludu. Znak od pani naszej.
Gwiazda zatrzyma�a si� jakby na przek�r prawom fizyki i lekkim �ukiem
przemie�ci�a si� ku
wzg�rzom, gdzie w ciemno�ciach nocy nie mo�na by�o go�ym okiem dostrzec kopca z
kamieni.
Nagle przyspieszy�a, run�wszy w d�, rozpryskuj�c si� na milion drobin. Tu� nad
�wie�� mogi��.
Obaj m�czy�ni na moment zamkn�li oczy. Gdy je otwarli, czerni nie roz�wietla�
�aden b�ysk.
A i gwiazdy zblad�y. W milczeniu udali si� do namiotu. Wiedzieli, �e to by�
znak. Dla nich. Mieli
poprowadzi� wielb��dy i ludzi przez Pustyni� �mierci a� do Marib, by tam osadzi�
na sabejskim
tronie nowego w�adc�. Bo kraj nie m�g� upa��, a podw�adni dozna� uszczerbku.
Musieli przej��
gor�ce piaski mo�liwie jak najszybciej i bez strat.
Gdy �wit spowi� mgie�k� pustyni�, zwini�to namioty, nabrano wody na zapas.
Napojono
wielb��dy i ludzi. �ywno�� schowano tak, by pi��dziesi�ciostopniowy upa� jej nie
dosi�gn��.
A potem, nie ogl�daj�c si� na �wie�y kopiec, skierowano kroki na ��te piaski i
szare wydmy
Ar-Rab al-Chali. Ku �wi�temu miastu.
?????
Agata otworzy�a oczy. �le spa�a tej pierwszej nocy w Sankt Moritz. P�ny
przyjazd Glacier
Expressu na stacj� w Dorf, wy�adunek baga�u, przejazd doro�kami do hotelu
Badrutt�s Palace,
rzut oka na dalekie, rozleg�e jezioro w kolorze szarego aksamitu. W czystym,
zimnym powietrzu
l�ni�y zarysy szczyt�w Signal i Piz Nair. Mia�a ju� serdecznie do�� widok�w
lodowc�w, b��kitu
�nie�nych j�zor�w i przepastnych dolin. Zamarzy�o jej si� ciep�e morze wok�
Ibizy. I gor�cy,
suchy piasek pla�.
� Zwariowana eskapada! � wymrucza�a wchodz�c do pokoju. By� du�y, z balkonem
wychodz�cym na lodowiec i k�p� �wierk�w, rosn�c� za naro�nikiem. Hotel klasy lux
z holem
wy�o�onym jasnymi dywanami o puszystych, l�ni�co czystych splotach. Us�u�ny boy
w
musztardowej czapeczce wni�s� torb�, wr�czy� klucz i najwyra�niej czeka� na
napiwek. Da�a mu
dwa franki, usi�uj�c odgadn��, czy to du�o, czy ma�o. Powieka ch�opca ani
drgn�a.
Pi�ciogwiazdkowy hotel zatrudnia� fachowc�w wysokiej klasy. Uk�oni� si� nisko i
znikn��.
Zosta�a sama. Oszo�omiona luksusem i dziwaczn� podr� trwaj�c� prawie osiem
godzin,
podczas kt�rej nie sta�a si� m�drzejsza ani o jot�. � Maj� najwyra�niej fio�a na
punkcie tej Saby!
� westchn�a g�o�no, by us�ysze� cho� w�asny g�os w sterylnej ciszy. Grube drzwi
nie
przepuszcza�y d�wi�k�w. � O co tu chodzi? Dlaczego siedmioro naukowc�w porzuca
swoje
zaj�cia uniwersyteckie, by snu� rozwa�ania nad stutrzykaratowym diamentem, kt�ry
gdzie�,
kiedy� znikn��. I sk�d, u Boga Ojca, przysz�o im do g�owy, �e ja co� mog� o nim
wiedzie�!
Zwyczajna t�umaczka ksi��ek. No, translatorka! To oni maj� wiedz�, odkopywali
staro�ytne
miasta z ich grobami, resztkami pa�ac�w i studniami. W czym mog� pom�c ja,
trzydziestosze�cioletnia kobieta po rozwodzie, o pozycji daj�cej sum�
miesi�cznego przychodu
r�wn� trzystu dolarom? Bo�e, jaka jestem zm�czona... � odwr�ci�a si�, s�ysz�c
delikatny
szelest. Cienk� jak ostrze no�a szpar� pod drzwiami kto� z mozo�em przepycha�
b�yszcz�c�,
�lisk� kopert� z hotelowym nadrukiem. Zaintrygowana podnios�a j�. � Zapraszam do
King�s
Club. O jedenastej dwadzie�cia � odczyta�a angielski tekst. � Ma pismo zbli�one
do
demotycznego! Widocznie czyta, biedak, teksty ze stelli grobowych dwudzie