7338
Szczegóły |
Tytuł |
7338 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7338 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7338 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7338 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Agatha Christie
Tajemnica gwiazdkowego puddingu
prze�o�y�a Krystyna Bockenheim
Tytu� orygina�u: The Adventure of the Christmas Pudding
Przedmowa Agathy Christie
T� ksi��k� o bo�onarodzeniowej uczcie mo�na okre�li� jako �Wyb�r szefa�. Szefem jestem ja!
S� tu dwa g��wne dania: �Tajemnica gwiazdkowego puddingu� i �Zagadka hiszpa�skiej skrzyni� oraz wyb�r przystawek: �Szale�stwo Greenshawa�, �Sen�, �Popychad�o�, i sorbet: �Dwadzie�cia cztery kosy�.
�Zagadka hiszpa�skiej skrzyni� to ulubiona sprawa Herkulesa Poirota. Uwa�a, �e pokaza� w niej najwy�sz� klas�! Z kolei panna Marple by�a zawsze zadowolona z przenikliwo�ci, jak� wykaza�a si� w �Szale�stwie Greenshawa�.
Moj� s�abostk� jest �Tajemnica gwiazdkowego puddingu�, poniewa� przywo�uje w pami�ci bardzo przyjemne �wi�ta mojej m�odo�ci. Po �mierci ojca matka i ja sp�dza�y�my zawsze Bo�e Narodzenie z rodzin� mego szwagra na p�nocy Anglii. Dla dziecka by�y to wspania�e �wi�ta! W Abney Halli nie brak�o niczego. Ogr�d szczyci� si� kaskad�, strumieniem i tunelem pod drog� dojazdow�. �wi�teczny posi�ek bywa� gargantuiczny. By�am chudym dzieckiem, z wygl�du mizernym, ale naprawd� krzepkim, zdrowym i nieustannie g�odnym. Ch�opcy z naszej rodziny i ja rywalizowali�my o to, kto z nas w �wi�teczny dzie� zje wi�cej. Zupa z ostryg i turbot nie wzbudza�y nadmiernego entuzjazmu, ale potem zjawia� si� indyk, pieczony i gotowany, oraz olbrzymia pol�dwica wo�owa. Ch�opcy i ja jedli�my wszystkie trzy dania! Potem rzucali�my si� na pudding, babeczki, trifle* i wszelkie desery.
Po po�udniu opychali�my si� czekoladkami. Nigdy nie by�o nam niedobrze ani nie chorowali�my. Cudownie jest mie� jedena�cie lat i by� �akomczuchem!
By� to dzie� rado�ci ze wzgl�du na znajdywane rano w ��ku �po�czochy�, kol�dy, �wi�teczny obiad, prezenty i wyczekiwany fina�owy moment zapalania �wieczek na choince!
Jak�e g��bok� wdzi�czno�� �ywi� dla mi�ych i go�cinnych gospodarzy, kt�rzy musieli ci�ko pracowa�, by Bo�e Narodzenie by�o cudownym wspomnieniem nawet jeszcze na staro��.
Pozw�lcie mi wi�c zadedykowa� t� ksi��k� pami�ci Abney Hall - jego �yczliwo�ci i go�cinno�ci.
Wszystkim Czytelnikom tej ksi��ki �ycz� weso�ych �wi�t.
Tajemnica gwiazdkowego puddingu
I
Niezmiernie �a�uj� - powiedzia� Herkules Poirot.
Przerwano mu. Wcale nie niegrzecznie. �agodnie, zr�cznie, raczej przekonuj�c ni� zaprzeczaj�c.
- Prosz� nie odmawia� bez namys�u, panie Poirot. To s� powa�ne kwestie pa�stwowe. Pa�ska wsp�praca zostanie wysoko oceniona w najwy�szych sferach.
- Jest pan zbyt uprzejmy - skin�� d�oni� Poirot - ale naprawd� nie mog� podj�� si� tego, o co pan prosi. O tej porze roku...
Pan Jesmond przerwa� ponownie.
- Okres �wi�teczny - przekonywa� - staro�wieckie Bo�e Narodzenie na angielskiej prowincji...
Herkules Poirot wzdrygn�� si�. My�l o angielskiej prowincji o tej porze roku nie poci�ga�a go.
- Prawdziwa, staro�wiecka Gwiazdka! - podkre�li� pan Jesmond.
- Nie jestem Anglikiem. W moim kraju Bo�e Narodzenie urz�dza si� dla dzieci. Uroczy�cie obchodzimy Nowy Rok.
- Ach - odpar� Jesmond. - Bo�e Narodzenie w Anglii jest wspania�� imprez� i zapewniam pana, �e w Kings Lacey zobaczy�by je pan w najlepszym wydaniu. To cudowny, stary dom. Jedno skrzyd�o pochodzi z czternastego wieku.
Poirot znowu si� wzdrygn��. My�l o czternastowiecznym angielskim dworzyszczu nape�nia�a go l�kiem. Zbyt cz�sto cierpia� w historycznych rezydencjach angielskich. Popatrzy� z zadowoleniem na swoje wygodne nowoczesne mieszkanie z kaloryferami, tak zaprojektowane, by wykluczy� wszelkie przeci�gi.
- W zimie - o�wiadczy� stanowczo - nie opuszczam Londynu.
- S�dz�, �e nie zdaje pan sobie w pe�ni sprawy z powagi sytuacji - rzek� pan Jesmond i rzuciwszy okiem na swego towarzysza, zwr�ci� si� ponownie do Poirota.
Drugi go�� Poirota nie powiedzia� dot�d nic, opr�cz oficjalnego powitania. Siedzia� teraz, wpatruj�c si� w czubki swoich nienagannie wyczyszczonych but�w z wyrazem kra�cowego przygn�bienia na �niadej twarzy. By� m�odym cz�owiekiem, licz�cym nie wi�cej ni� dwadzie�cia trzy lata i bardzo nieszcz�liwym.
- Tak, tak - odpar� Poirot. - Oczywi�cie sprawa jest powa�na. Rozumiem to w pe�ni. Mam wiele sympatii dla jego wysoko�ci.
- Sytuacja jest niezmiernie delikatna - zapewni� Jesmond.
Poirot przeni�s� swoje spojrzenie z m�odego cz�owieka na jego starszego towarzysza. Gdyby kto� chcia� okre�li� pana Jesmonda jednym s�owem, brzmia�oby ono - dyskrecja. Wszystko wok� niego by�o dyskretne. Jego dobrze skrojone, ale nie rzucaj�ce si� w oczy ubranie, mi�y g�os dobrze wychowanego cz�owieka, rzadko wznosz�cy si� ponad sympatyczn� monotoni�, jasnobr�zowe przerzedzone na skroniach w�osy, blada, powa�na twarz. Herkulesowi Poirotowi wyda�o si�, �e zna� ju� tuzin pan�w Jesmond�w, a wszyscy wcze�niej czy p�niej u�ywali tego samego zwrotu: �sytuacja jest niezmiernie delikatna�.
- Policja potrafi by� bardzo dyskretna, jak pan wie.
Pan Jesmond potrz�sn�� g�ow� stanowczo.
- Tylko nie policja. Aby odzyska� to, co chcemy, konieczne by�oby podj�cie post�powania w s�dzie, a wiemy tak niewiele. Podejrzewamy, ale nie wiemy.
- Wsp�czuj� panom.
Myli� si�, je�eli s�dzi�, �e jego wsp�czucie znaczy cokolwiek dla jego go�ci. Nie pragn�li wsp�czucia, chcieli konkretnej pomocy. Pan Jesmond znowu zacz�� m�wi� o urokach angielskiej Gwiazdki.
- Wie pan, prawdziwe, staro�wieckie Bo�e Narodzenie zanika. Ludzie sp�dzaj� dzi� �wi�ta w hotelach. Jednak prawdziwa angielska Gwiazdka, gromadz�ca ca�� rodzin�, z po�czochami na prezenty, z choink�, indykiem, zimnymi ogniami. Ba�wan za oknem...
W imi� �cis�o�ci Poirot przerwa�.
- �eby zrobi� ba�wana, potrzeba �niegu - stwierdzi� powa�nie. - Nie mo�na zam�wi� �niegu, nawet na angielskie �wi�ta.
- Rozmawia�em nie dalej ni� dzisiaj z przyjacielem z instytutu meteorologicznego - rzek� pan Jesmond - i on powiada, �e na te �wi�ta prawdopodobnie spadnie �nieg.
Powiedzia� co� niew�a�ciwego. Herkules Poirot wstrz�sn�� si� jeszcze mocniej ni� poprzednio.
- �nieg na wsi! To by�oby jeszcze gorsze. Wielki, lodowaty, kamienny dw�r.
- Wcale nie - odpar� Jesmond. - W ci�gu ostatnich dziesi�ciu lat wiele si� zmieni�o. Za�o�ono olejowe centralne ogrzewanie.
- W Kings Lacey jest centralne ogrzewanie? - spyta� Poirot. Pierwszy raz objawi� wahanie.
Pan Jesmond chwyci� okazj�.
- Oczywi�cie. Jest tak�e ciep�a woda. Kaloryfery w ka�dej sypialni. Zapewniam pana, drogi panie Poirot, �e Kings Lacey jest zim� bardzo komfortowe. M�g�by pan nawet uzna�, �e jest tam za ciep�o.
- To praktycznie niemo�liwe.
Z d�ugoletni� wpraw� pan Jesmond bada� delikatnie grunt.
- M�g�by pan oceni� okropny dylemat, przed kt�rym stoimy.
Herkules Poirot skin�� g�ow�. Istotnie, problem by� nie naj�atwiejszy. M�ody przysz�y potentat, jedyny syn w�adcy bogatego i wa�nego pa�stewka, przyby� do Anglii przed paroma tygodniami. Jego kraj przechodzi� w�a�nie okres niepokoj�w. Opinia publiczna, lojalna wobec ojca, kt�rego spos�b �ycia by� stale tradycyjnie wschodni, mia�a w�tpliwo�ci co do m�odszej generacji. Kaprysy ksi�cia by�y zachodnie i budzi�y dezaprobat�.
Ostatnio jednak zapowiedziano jego zar�czyny. Mia� po�lubi� kuzynk�, m�od� kobiet�, kt�ra cho� wykszta�cona w Cambridge, stara�a si� nie demonstrowa� we w�asnym kraju wp�yw�w Zachodu. Ustalono dat� �lubu i m�ody ksi��� przyjecha� do Anglii, przywo��c kilka znanych klejnot�w rodzinnych, kt�re mia�y zosta� na nowo oprawione u Cartiera. W�r�d nich by� wyj�ty ze staro�wieckiego, ci�kiego naszyjnika bezcenny rubin, kt�remu s�ynni jubilerzy nadali modny szlif. Pocz�tkowo wszystko sz�o dobrze, ale zjawi�a si� przeszkoda. Nale�a�o si� spodziewa�, �e m�ody cz�owiek, maj�cy taki maj�tek i towarzyskie usposobienie, pope�ni kilka weso�ych szale�stw. Na razie nikt go nie strofowa�. Uwa�ano, �e m�odzi ksi���ta musz� si� zabawi�. Zabranie aktualnej przyjaci�ki na spacer na Bond Street i obdarowanie jej szmaragdow� bransolet� lub diamentow� broszk� w nagrod� za przyjemno��, jakiej mu dostarczy�a, wydawa�o si� ksi�ciu rzecz� naturaln� i stosown�, podobnie jak fakt, �e jego ojciec ofiarowywa� cadillaki ulubionym tancerkom.
Ksi��� jednak okaza� si� znacznie bardziej nieostro�ny. Po�echtany zainteresowaniem damy, pokaza� jej rubin w nowej oprawie, a w ko�cu by� tak niem�dry, �e uleg� jej pro�bom i zgodzi� si�, by go w�o�y�a, tylko na jeden wiecz�r!
Dalszy ci�g by� kr�tki i smutny. Dama odesz�a od stolika, �eby przypudrowa� nos. Czas mija�. Nie wr�ci�a. Opu�ci�a lokal innymi drzwiami i znik�a. Najgorsze by�o to, �e rubin w nowej oprawie znik� razem z ni�.
Tak przedstawia�y si� fakty, kt�rych ujawnienie mia�oby fatalne konsekwencje. Rubin by� czym� wi�cej ni� tylko klejnotem, mia� wielk� warto�� historyczn�, a okoliczno�ci jego znikni�cia sprawi�y, �e nadmierny rozg�os m�g�by spowodowa� bardzo powa�ne konsekwencje polityczne.
Pan Jesmond nie nale�a� do ludzi, kt�rzy przedstawiliby te fakty prostym j�zykiem. Zasypa� je lawin� s��w. Poirot nie wiedzia�, kim w�a�ciwie by� pan Jesmond. Spotyka� ju� takich Jesmond�w w swojej karierze. Nie by�o jasne, czy jest powi�zany z Ministerstwem Spraw Wewn�trznych, Spraw Zagranicznych czy z jak�� tajn� s�u�b�. Dzia�a� w interesie wsp�lnoty. Rubin musia� zosta� odnaleziony.
A pan Poirot, jak utrzymywa� delikatnie pan Jesmond, by� w�a�nie tym cz�owiekiem, kt�ry mia� to zrobi�.
- Tak, to mo�liwe - przyzna� Poirot. - Jednak niewiele mo�e mi pan powiedzie�. Sugestia, podejrzenia... wszystko to za ma�o, �eby zacz��.
- Chwileczk�, panie Poirot, na pewno nie przekracza to pana mo�liwo�ci.
- Nie zawsze odnosz� sukcesy.
By�a to tylko fa�szywa skromno��. W g�osie Poirota mo�na by�o us�ysze�, �e podj�cie przez niego misji jest synonimem powodzenia.
- Jego wysoko�� jest bardzo m�ody. By�oby smutne, gdyby ca�e jego �ycie leg�o w gruzach z powodu m�odzie�czej nieostro�no�ci.
Detektyw spojrza� �yczliwie na przygn�bionego m�odzie�ca.
- M�odo�� ma swoje prawa - doda� mu odwagi. - Dla zwyk�ego cz�owieka takie sprawy nie maj� wi�kszego znaczenia. Dobry papa p�aci za wszystko, rodzinny prawnik pomaga wywik�a� si� z k�opot�w, a m�ody cz�owiek zdobywa do�wiadczenie i wszystko ko�czy si� jak najlepiej. W takiej sytuacji jak pa�ska to naprawd� trudne. Zbli�aj�ce si� ma��e�stwo...
- W�a�nie. O to chodzi. - M�odzieniec odezwa� si� po raz pierwszy. - Widzi pan, ona jest bardzo, bardzo powa�na. Bierze �ycie bardzo powa�nie. Pozna�a w Cambridge wiele wznios�ych idei. Chce szerzy� o�wiat� w moim kraju. Tworzy� szko�y i wiele innych rzeczy. Wszystko w imi� post�pu, rozumie pan, w imi� demokracji. M�wi, �e nie b�dzie tak jak za czas�w mego ojca. Naturalnie spodziewa si�, �e b�d� mia� w Londynie rozrywki, ale nie dopuszcz� do skandalu, gdy� tego nie zniesie. Widzi pan, ten rubin jest bardzo, bardzo znany. Ma za sob� d�ug� histori�. Wiele rozlanej krwi - niejedna �mier�!
- �mier� - powiedzia� Poirot, patrz�c w zamy�leniu na pana Jesmonda. - Miejmy nadziej�, �e do tego nie dojdzie?
Pan Jesmond wyda� szczeg�lny d�wi�k, jak kura zamierzaj�ca znie�� jajko, a potem zastanowi� si�.
- Ale� nie - powiedzia� dosy� sztywno. - Jestem pewny, �e nic podobnego nie wchodzi w rachub�.
- Tego nie mo�e by� pan pewny. Niezale�nie od tego, kto ma teraz kamie�, jest wiele innych os�b, kt�re go po��daj� i nie zawahaj� si� przed niczym.
- Nie s�dz� - odpar� pan Jesmond jeszcze bardziej sztywno - �eby�my musieli ucieka� si� do takich spekulacji. To zupe�nie bezcelowe.
- Ja - o�wiadczy� Herkules Poirot, nagle staj�c si� bardzo cudzoziemski - ja osobi�cie badam wszystkie mo�liwo�ci, podobnie jak politycy.
Pan Jesmond przyjrza� mu si� z pow�tpiewaniem. Zebrawszy si� w sobie, powiedzia�:
- C�, mog� przyj��, �e ustalili�my wszystko? Pojedzie pan do Kings Lacey?
- A jak uzasadni� sw�j przyjazd?
Pan Jesmond u�miechn�� si� z g��bokim przekonaniem.
- To b�dzie bardzo �atwe do zaaran�owania. Mog� pana zapewni�, �e wszystkim wyda si� to zupe�nie naturalne. - I doda�: - Przekona si� pan, �e Laceyowie to przemili ludzie.
- A nie oszuka� mnie pan, m�wi�c o tym olejowym centralnym ogrzewaniu?
- Nie, naprawd� nie - wydawa�o si�, �e Poirot zrani� uczucia pana Jesmonda. - Zapewniam pana, �e znajdzie pan tam wszelkie wygody.
- Tout comfort moderne* - mrukn�� Poirot do siebie. - Eh bien* - powiedzia�. - Zgadzam si�.
II
W czasie gdy Poirot rozmawia� z pani� Lacey przy wielkim gotyckim oknie, przyjemna temperatura w d�ugiej bawialni wynosi�a dwadzie�cia stopni. Pani Lacey trzyma�a w r�kach rob�tk�. Tym razem nie by� to jednak haft krzy�ykowy ani wyszywane na jedwabiu kwiaty. Zamiast tego mozoli�a si� nad obr�bianiem �cierek. Szyj�c, m�wi�a cichym, pe�nym zadumy g�osem, kt�ry Poirot uzna� za bardzo uroczy.
- Mam nadziej�, �e spodoba si� panu nasze �wi�teczne przyj�cie, panie Poirot. Zebra�a si� tylko rodzina. Moja wnuczka i wnuk z przyjacielem, i Bridget, kt�ra jest moj� cioteczn� wnuczk�, i kuzynka Diana, i David Welwyn, nasz bardzo stary przyjaciel. Po prostu rodzina. Ale Edwina Morecombe twierdzi�a, �e o to w�a�nie panu chodzi. Staro�wieckie Bo�e Narodzenie. Nic nie mog�oby by� bardziej staro�wieckie ni� my! M�j m�� �yje wy��cznie przesz�o�ci�. Lubi, �eby wszystko by�o dok�adnie tak, jak w czasach, kiedy by� dwunastoletnim ch�opcem i przyje�d�a� tu na wakacje.
U�miechn�a si� do siebie.
- Wci�� jest tak samo: choinka i porozwieszane po�czochy, zupa z ostryg i indyk - dwa indyki, gotowany i pieczony - i pudding z pier�cionkiem i guzikiem starego kawalera, i tak dalej. Nie wrzuca si� ju� do puddingu sze�ciopens�wek, poniewa� nie s� z czystego srebra. Ale s� wszystkie tradycyjne desery, r�ne rodzaje suszonych �liwek, migda�y i rodzynki, kandyzowane owoce w imbirze. Och, to brzmi jak katalog Fortnuma i Masona!
- Pobudza pani moje soki trawienne, madame.
- Przypuszczam, �e do jutrzejszego wieczoru wszyscy b�dziemy mieli okropn� niestrawno��. Dzi� nie ma zwyczaju jada� tak du�o, prawda?
Przerwa�y jej g�o�ne okrzyki i wybuchy �miechu, dobiegaj�ce zza okna. Wyjrza�a na zewn�trz.
- Nie wiem, co oni tam robi�. Przypuszczam, �e bawi� si� w jak�� gr�. Zawsze obawia�am si�, �e nasze Bo�e Narodzenie b�dzie nudzi� tych m�odych ludzi. Tak jednak nie jest. Wr�cz przeciwnie. Wprawdzie m�j syn i c�rka, i ich przyjaciele wym�drzaj� si� troch� na temat �wi�t. M�wi�, �e to wszystko bzdury, za wiele zamieszania i �e by�oby znacznie lepiej pojecha� gdzie� do hotelu i pota�czy�. Ale m�odsze pokolenie uwa�a �wi�ta za bardzo przyjemne. Poza tym ch�opcy i dziewcz�ta w wieku szkolnym s� zawsze g�odni, prawda? Uwa�am, �e w tych szko�ach musz� ich g�odzi�. Ostatecznie wiadomo, �e dziecko w tym wieku je tyle, ile trzech silnych m�czyzn.
Poirot za�mia� si�.
- To niezwykle uprzejme ze strony pani i jej m�a w��czy� mnie w ten spos�b do rodzinnego grona.
- Och, oboje jeste�my zachwyceni. A je�li stwierdzi pan, �e Horace jest troch� szorstki, prosz� nie zwraca� uwagi. Ma ju� taki spos�b bycia.
To, co jej m�� powiedzia� naprawd�, brzmia�o: �Nie rozumiem, dlaczego chcesz, by jeden z tych przekl�tych cudzoziemc�w pl�ta� si� tu w czasie �wi�t. Czemu nie mo�e przyjecha� kiedy indziej? Nie mog� znie�� cudzoziemc�w! Dobrze, dobrze, wiem, �e wcisn�a go nam Edwina Morecombe. Chcia�bym wiedzie�, co ona ma z nim wsp�lnego? Dlaczego sama nie sp�dza z nim �wi�t?
- Poniewa�, jak dobrze wiesz, Edwina zawsze jedzie do Claridge�a - odpar�a pani Lacey.
M�� popatrzy� na ni� przenikliwie.
- A mo�e jeste� niespokojna, Em?
- Niespokojna? - pani Lacey szeroko otworzy�a niebieskie oczy. - Ale� nie. Dlaczego mia�abym si� niepokoi�?
Stary pu�kownik Lacey za�mia� si� gromko.
- Nie da�bym za to trzech groszy, Em - powiedzia�. - Kiedy wygl�dasz bardzo niewinnie, masz co� na my�li.
Rozpami�tuj�c te sprawy, pani Lacey ci�gn�a:
- Edwina m�wi, �e mo�e potrafi�by pan nam pom�c... Zupe�nie nie wiem jak, ale wed�ug niej poratowa� pan kiedy� jej przyjaci� w podobnej sytuacji. Ja... a mo�e nie wie pan, o czym m�wi�?
Poirot patrzy� na ni� zach�caj�co. Pani Lacey dobiega�a siedemdziesi�tki, by�a prosta jak struna, mia�a �nie�ne w�osy, r�owe policzki, b��kitne oczy, zabawny nosek i stanowczy podbr�dek.
- Je�li mog� co� zrobi�, b�d� naprawd� ogromnie szcz�liwy. Chodzi, o ile rozumiem, o niefortunne za�lepienie rn�odej dziewczyny.
Pani Lacey przytakn�a.
- Tak. To niezwyk�e, musz�... a w�a�ciwie chc� m�wi� z panem na ten temat. Mimo wszystko jest pan kim� obcym...
- I do tego cudzoziemcem - wtr�ci� Poirot ze zrozumieniem.
- To prawda, ale mo�e to u�atwia spraw�. W ka�dym razie Edwina s�dzi, �e mo�e pan wiedzie� co� - jak to wyrazi� - co� u�ytecznego o m�odym Desmondzie Lee-Wortleyu.
Poirot zatrzyma� si� na chwil�, podziwiaj�c pomys�owo�� pana Jesmonda i �atwo��, z jak� wykorzysta� lady Morecombe dla osi�gni�cia w�asnych cel�w.
- Rozumiem, �e ten m�ody cz�owiek nie ma zbyt dobrej reputacji? - zacz�� delikatnie.
- Doprawdy nie! Ma bardzo z�� reputacj�! Ale to nie ma znaczenia, je�eli Sarah jest nim zainteresowana. M�wienie dziewcz�tom, �e m�czyzna ma z�� opini�, nie przynosi �adnego po�ytku, prawda? To... to je tylko zach�ca!
- Ma pani racj� w stu procentach.
- Za moich czas�w - ci�gn�a pani Lacey - (o Bo�e, to ju� tak dawno!) ostrzegano nas przed m�odymi lud�mi pewnego typu i, oczywi�cie, to wzmaga�o nasze zainteresowanie i ch�� zata�czenia z nimi albo znalezienia si� sam na sam w ciemnej oran�erii - za�mia�a si�. - Dlatego nie pozwoli�am Horace�owi zrobi� niczego, na co mia� ochot�.
- Prosz� mi powiedzie� - rzek� Poirot - co pani� naprawd� niepokoi.
- Nasz syn zgin�� na wojnie - odpar�a. - Synowa zmar�a przy urodzeniu Sarah, wi�c dziewczynka by�a zawsze z nami i wychowywali�my j� sami. Mo�e wychowywali�my j� niem�drze - nie wiem. Uwa�ali�my jednak, �e trzeba zostawi� jej maksymalnie du�o swobody.
- S�dz�, �e to rozs�dnie. Nie mo�na sprzeciwia� si� post�powi.
- Nie mo�na - potwierdzi�a pani Lacey. - Tak to w�a�nie rozumia�am. A dzisiejsze dziewcz�ta robi� takie rzeczy.
Poirot spojrza� pytaj�co.
- Mo�na powiedzie�, �e Sarah zaprzyja�ni�a si� z paczk� z�otej m�odzie�y. Nie chodzi na ta�ce, nie pokazuje si� tam gdzie trzeba, nie chce bywa� w towarzystwie. Zamiast tego ma dwa paskudne pokoje w Chelsea, gdzie� nad rzek�, nosi takie dziwne rzeczy, jak to oni lubi�, czarne po�czochy albo jaskrawozielone. Bardzo grube po�czochy. (Zawsze uwa�a�am, �e musz� drapa�!) Chodzi nie umyta i nie uczesana.
- �a, c�est toutfait naturelle* - powiedzia� Poirot. - Taka jest teraz moda. Wyrastaj� z tego.
- Tak, wiem. To mnie nie martwi. Ale widzi pan, ona jest zaj�ta tym Desmondem Lee-Wortleyem, a on ma naprawd� bardzo z�� opini�. W wi�kszym czy mniejszym stopniu utrzymuje si� z zamo�nych dziewcz�t. Najwyra�niej szalej� za nim. By� bliski po�lubienia panny Hope, ale jej rodzina odda�a j� pod s�dow� kuratel� czy co� w tym rodzaju. Naturalnie to w�a�nie chce zrobi� Horace. Powiada, �e musi j� chroni�. Ale ten pomys� mi si� nie podoba. Przecie� mog� uciec razem do Szkocji, Irlandii czy Argentyny, czy gdzie indziej i tam pobra� si� albo �y� bez �lubu. Nie b�d� si� przejmowa� postanowieniem s�du. A przecie� nie o to nam chodzi, prawda? Szczeg�lnie kiedy rodzi si� dziecko. Wtedy trzeba ust�pi� i pozwoli� im na �lub. A potem prawie zawsze, jak mi si� wydaje, po roku lub dw�ch nast�puje rozw�d. Dziewczyna wraca do domu i zwykle po paru latach wychodzi za m�� za kogo� tak mi�ego, �e a� nudnego, i stabilizuje si�. Gorzej, gdy w gr� wchodzi dziecko, poniewa� nie jest oboj�tne, czy wychowuje je ojczym, cho�by nawet by� mi�ym cz�owiekiem. Nie, uwa�am, �e lepiej za�atwi� to tak jak za moich m�odych lat, kiedy pierwszy ukochany dziewczyny by� kim� nieodpowiednim. Pami�tam, �e prze�ywa�am wielk� mi�o�� do m�odego cz�owieka, kt�ry nazywa� si�... zaraz, jak brzmia�o jego imi�? - To dziwne, �e zupe�nie nie pami�tam, jak si� nazywa�! Nazwisko chyba by�o Tibbitt. M�ody Tibbitt. Oczywi�cie m�j ojciec wym�wi� mu dom, on jednak zaprasza� mnie na zabawy i chodzili�my razem ta�czy�. A czasem wymykali�my si� i siedzieli�my na dworze lub je�dzili�my z przyjaci�mi na pikniki. Oczywi�cie to by�o bardzo podniecaj�ce, mia�o smak zakazanego owocu i cieszy�o nas ogromnie. Ale �adna z nas nie posuwa�a si� tak daleko jak dzisiejsze dziewcz�ta. A potem, po jakim� czasie, pan Tibbitt zblad� i znikn�� z moich uczu�. I wie pan, kiedy zobaczy�am go po czterech latach, by�am zdziwiona, co mog�am w nim widzie�! Wyda� mi si� taki nieciekawy. Niby b�yskotliwy, ale nie umia� prowadzi� ciekawej konwersacji.
- Zawsze wydaje si�, �e w m�odo�ci wszystko by�o lepsze - zauwa�y� sentencjonalnie Poirot,
- Wiem. To niezno�ne, prawda? Nie powinnam pana nudzi�. Mimo to nie chc�, �eby Sarah, kt�ra jest kochan� dziewczyn�, po�lubi�a Desmonda Lee-Wortleya. Ona i David Welwyn, kt�ry jest teraz u nas, byli zawsze przyjaci�mi, bardzo si� lubili i mieli�my z Horace�em nadziej�, �e pobior� si�, kiedy dorosn�. Ale oczywi�cie ona uwa�a go teraz za nudnego i jest zupe�nie zafascynowana Desmondem.
- Nie bardzo rozumiem, madame. Ten Desmond Lee-Wortley mieszka teraz tu, u pa�stwa?
- To moja robota - odpar�a pani Lacey. - Horace by� zdania, �e trzeba zakaza� jej widywania go. Oczywi�cie, w czasach Horace�a ojciec czy opiekun m�g� p�j�� do mieszkania m�odego cz�owieka z pejczem. Horace chcia� zabroni� mu wst�pu do domu i zakaza� dziewczynie spotyka� si� z nim. Wyt�umaczy�am mu, �e to zupe�nie niew�a�ciwa postawa. �Nie - powiedzia�am - zapro� go tutaj. B�dziemy go mieli na �wi�ta w rodzinnym gronie�. Oczywi�cie m�� o�wiadczy�, �e zwariowa�am! �W ka�dym razie spr�bujmy, kochanie - powiedzia�am. - Niech zobaczy go w naszym gronie i w naszym domu, b�d�my dla niego uprzejmi i mili, a mo�e wyda si� jej mniej interesuj�cy!�
- Uwa�am, �e co� w tym jest, madame. Pani punkt widzenia jest bardzo m�dry. Bardziej ni� pani m�a.
- C�, mam nadziej�, �e tak jest - powiedzia�a pani Lacey z pow�tpiewaniem. - Na razie nie bardzo to wychodzi. Ale te� jest tu dopiero par� dni.
Na jej pomarszczonych policzkach nagle pokaza�y si� do�eczki.
- Musz� si� panu z czego� zwierzy�. Nie mog� oprze� si� uczuciu sympatii dla niego. Nie s�dz�, �ebym naprawd� go lubi�a, ale wyczuwam jego urok. Tak, rozumiem, co Sarah w nim widzi. Jestem jednak star� kobiet� i mam wystarczaj�co du�o do�wiadczenia, �eby zdawa� sobie spraw�, �e to zupe�ny nicpo�. Nawet je�li lubi� jego towarzystwo. Cho� s�dz� - doda�a pani Lacey z zadum� - �e ch�opiec ma par� zalet. Zapyta�, czy m�g�by sprowadzi� tu siostr�. Przesz�a operacj� i by�a w szpitalu. Powiedzia�, �e przykro jej by�oby zosta� w lecznicy przez �wi�ta i chcia� wiedzie�, czy nie sprawi�oby k�opotu, gdyby zabra� j� do nas. O�wiadczy�, �e b�dzie jej nosi� posi�ki i zajmowa� si� ni�. To chyba dosy� mi�e z jego strony, prawda, panie Poirot?
- Wskazuje to na rozwag�, kt�ra wyra�nie nie pasuje do jego charakteru.
- Och, nie wiem. Mo�na przejawia� uczucia rodzinne, a jednocze�nie polowa� na bogat� dziewczyn�. Sarah b�dzie bardzo zamo�na, nie tylko dzi�ki temu, co jej zostawimy - tego oczywi�cie nie b�dzie tak wiele, poniewa� wi�kszo�� pieni�dzy przejdzie wraz z posiad�o�ci� na mego wnuka, Colina. Jej matka by�a jednak bardzo maj�tn� kobiet� i Sarah odziedziczy wszystkie pieni�dze po niej, kiedy sko�czy dwadzie�cia jeden lat. Teraz ma dopiero dwadzie�cia. Nie, jednak uwa�am za mi�e ze strony Desmonda, �e troszczy si� o siostr�. I wcale nie stwarza pozor�w, �e ona jest kim� nadzwyczajnym. Dziewczyna jest stenotypistk�. Zdaje si�, �e pracuje jako sekretarka gdzie� w Londynie. Dotrzyma� s�owa i nosi jej posi�ki. Oczywi�cie nie zawsze, ale cz�sto. My�l� wi�c, �e ma tak�e zalety. Mimo wszystko jednak - o�wiadczy�a pani Lacey z determinacj� - nie chc�, �eby Sarah za niego wysz�a.
- Z tego, co s�ysza�em i co mi powiedziano, wynika, �e by�aby to katastrofa.
- S�dzi pan, �e by�by w stanie jako� nam pom�c?
- Uwa�am to za mo�liwe - odpar� Poirot - ale nie chcia�bym obiecywa� zbyt wiele. Tacy m�czy�ni bywaj� sprytni, madame. Prosz� jednak nie rozpacza�. Co� da si� zrobi�. W ka�dym razie podejm� wszelkie wysi�ki, cho�by tylko w podzi�ce za to, �e pani zaprosi�a mnie na te �wi�ta.
Rozejrza� si�.
- A to wcale nie�atwa rzecz urz�dzi� dzi� Gwiazdk�.
- Rzeczywi�cie nie - westchn�a pani Lacey. Pochyli�a si� ku niemu. - Wie pan, o czym naprawd� marz� - co chcia�abym mie� za wszelk� cen�?
- Prosz� mi powiedzie�, madame.
- T�skni� po prostu do ma�ego, nowoczesnego bungalowu. Mo�e nie dos�ownie bungalowu. Chcia�abym mieszka� w ma�ym, nowoczesnym, �atwym do prowadzenia domku, postawionym gdzie� tu w parku, ze wsp�cze�nie urz�dzon� kuchni�, bez d�ugich korytarzy. Wszystko by�oby �atwe i proste.
- To bardzo realny pomys�.
- Nie dla mnie. M�j m�� uwielbia ten dom. �yje mu si� tu wspaniale. Mniejsza o to, �e troch� niewygodnie, mniejsza o k�opoty, on po prostu nie zni�s�by mieszkania w ma�ym, nowoczesnym domku w parku!
- A pani po�wi�ca si� dla jego zachcianek?
Pani Lacey wyprostowa�a si�.
- Nie uwa�am tego za po�wi�cenie, panie Poirot. Po�lubiaj�c Horace�a pragn�am uczyni� go szcz�liwym. By� dla mnie dobrym m�em i sprawi�, �e przez tyle lat by�am bardzo szcz�liwa, i chc� mu da� to samo.
- Wi�c b�dzie pani nadal tu mieszka�.
- Naprawd� nie jest tak bardzo niewygodnie.
- Ale� nie - potwierdzi� spiesznie Poirot. - Przeciwnie, jest bardzo wygodnie. Centralne ogrzewanie i �azienki s� znakomite.
- Wydali�my mas� pieni�dzy, �eby przystosowa� ten dom do obecnych standard�w. Mieli�my do sprzedania troch� ziemi, gotowej pod zabudow�, jak to nazywaj�. Na szcz�cie nie wida� jej z domu, le�y po drugiej stronie parku. Dosy� paskudny kawa�ek gruntu, ale wzi�li�my za niego kawa� grosza. Dlatego mogli�my pozwoli� sobie na te wszystkie udogodnienia.
- A co ze s�u�b�?
- Z tym mieli�my mniej trudno�ci, ni� m�g�by pan przypuszcza�. Oczywi�cie nie mo�na liczy� na tak� obs�ug� jak dawniej. Troch� ludzi przychodzi z wioski. Dwie kobiety rano, dwie, �eby ugotowa� lunch i pozmywa�, a jeszcze jedna wieczorem. Jest wiele os�b, kt�re chc� przychodzi� na kilka godzin dziennie. Na �wi�ta mamy szcz�cie. Moja kochana pani Ross przyje�d�a na ka�de Bo�e Narodzenie. Jest cudown� kuchark�, naprawd� pierwsza klasa. Posz�a na emerytur� dziesi�� lat temu, ale przyje�d�a pom�c nam w ka�dej potrzebie. No i jest Peverell.
- Kamerdyner?
- Tak. Jest ju� na emeryturze i mieszka w ma�ym domku na terenie posiad�o�ci, ale obstaje przy tym, by obs�ugiwa� nas na Bo�e Narodzenie. Niestety, ze staro�ci bardzo dr�� mu r�ce, tote� ci�gle boj� si�, �e co� upu�ci. Cz�owiek m�czy si�, patrz�c na niego. I serce ma te� niezbyt zdrowe, wi�c musz� uwa�a�, �eby si� nie przem�czy�. Zrani�abym jednak bardzo jego uczucia, nie pozwalaj�c mu przyj��. Chrz�ka i okazuje dezaprobat�, kiedy widzi, w jakim stanie s� nasze srebra, i w ci�gu trzech dni swojego pobytu tutaj doprowadza je znowu do doskona�o�ci. Tak. Jest cudownym, wiernym przyjacielem. U�miechn�a si� do Poirota.
- A wi�c jeste�my gotowi do szcz�liwej Gwiazdki. Bia�ej Gwiazdki - doda�a, spojrzawszy przez okno. - Widzi pan? Zaczyna pada� �nieg. Ach, nadchodz� dzieci. Musi pan je pozna�.
Poirot zosta� przedstawiony ze stosownym ceremonia�em. Najpierw pozna� Colina i Michaela, wnuka i jego przyjaciela, grzecznych pi�tnastoletnich ch�opc�w, z kt�rych jeden by� jasnow�osy, a drugi ciemny. Potem ich kuzynk�, Bridget, czarnow�os� dziewczynk� w tym samym wieku, niezwykle �yw�.
- A to moja wnuczka, Sarah - powiedzia�a pani Lacey.
Poirot popatrzy� z pewnym zainteresowaniem na Sarah, przystojn� dziewczyn� z burz� rudych w�os�w. Jej spos�b bycia wyda� mu si� nerwowy i prowokacyjnie lekcewa��cy, swojej babce okazywa�a jednak prawdziwe uczucie.
- A to pan Lee-Wortley.
Pan Lee-Wortley nosi� rybacki sweter i obcis�e czarne d�insy; mia� dosy� d�ugie w�osy i mo�na by�o w�tpi�, czy goli� si� dzi� rano. Kontrastowa� z nim m�ody cz�owiek, przedstawiony jako David Welwyn, spokojny i solidny, z mi�ym u�miechem, u�ywaj�cy wody i myd�a wr�cz na�ogowo. By� tam jeszcze jeden cz�onek paczki, sympatyczna, stanowcza dziewczyna, przedstawiona jako Diana Middleton.
Podano herbat�. Obfity pocz�stunek sk�ada� si� z j�czmiennych placuszk�w, bu�eczek, kanapek i trzech rodzaj�w ciasta. M�odsi cz�onkowie towarzystwa docenili posi�ek. Na koniec zjawi� si� pu�kownik Lacey.
- Herbata? No tak, herbata - zauwa�y�.
Wzi�� z r�k �ony fili�ank�, na�o�y� sobie dwa placuszki, spojrza� z awersj� na Desmonda Lee-Wortleya i usadowi� si� jak najdalej od niego. By� to wielki m�czyzna, z krzaczastymi brwiami i czerwon�, ogorza�� twarz�. Mo�na go by�o wzi�� raczej za farmera ni� za w�a�ciciela zamku.
- Zacz�o sypa� - powiedzia�. - B�dzie bia�a Gwiazdka. Po herbacie towarzystwo rozesz�o si�.
- Pewnie teraz b�d� puszcza� sobie muzyk� z ta�m - poinformowa�a Poirota pani Lacey. Spojrza�a pob�a�liwie na wychodz�cego wnuka. W jej g�osie brzmia� ton osoby m�wi�cej: �Teraz dzieci zamierzaj� bawi� si� �o�nierzykami�.
- Podchodz� do tego fachowo i powa�nie - doda�a. Ch�opcy wraz z Bridget zdecydowali si� jednak p�j�� nad jezioro i sprawdzi�, czy l�d nadaje si� ju� do jazdy na �y�wach.
- My�la�em, �e mogliby�my po�lizga� si� ju� dzi� rano - o�wiadczy� Colin. - Ale stary Hodgkins powiedzia�, �e nie. Zawsze jest strasznie ostro�ny.
- Chod�my na spacer, Davidzie - powiedzia�a cicho Diana Middleton.
David zawaha� si� przez moment, patrz�c na rud� g��wk� Sarah. Dziewczyna wpatrywa�a si� w Desmonda, trzymaj�c r�k� na jego ramieniu.
- Dobrze - odpar� David. - Idziemy.
Diana wsun�a mu szybko r�k� pod rami� i skierowali si� ku drzwiom prowadz�cym do ogrodu.
- P�jdziemy z nimi, Desmond? W domu jest okropnie duszno - spyta�a Sarah.
- Komu chcia�oby si� chodzi�? - odpar� Desmond.
- Wyprowadz� samoch�d i pojedziemy do Nakrapianego Ody�ca napi� si� czego�.
Sarah zawaha�a si�.
- Pojed�my do Market Ledbury, do Bia�ego Jelenia. Tam jest znacznie zabawniej.
Cho� Sarah nie przyzna�aby si� do tego za nic w �wiecie, odczuwa�a instynktowny sprzeciw przed p�j�ciem z Desmondem do miejscowego pubu. To jako� nie le�a�o w tradycji Kings Lacey. Kobiety z zamku nigdy nie chodzi�y do Nakrapianego Ody�ca. Mia�a niejasne uczucie, �e gdyby tam posz�a, sprawi�aby przykro�� staremu pu�kownikowi i jego �onie. Dlaczego nie? Tak powiedzia�by Desmond. W momencie rozdra�nienia Sarah poczu�a, �e powinien wiedzie� dlaczego! Nie powinno si� denerwowa� takich kochanych staruszk�w jak dziadek i najmilsza Em, o ile to nie by�o konieczne. Byli naprawd� bardzo zacni, pozwalali jej prowadzi� w�asne �ycie, mimo i� nie rozumieli, dlaczego chcia�a �y� w Chelsea w�a�nie w taki spos�b, akceptowali to. Oczywi�cie dzia�o si� to dzi�ki Em. Dziadek urz�dza�by nie ko�cz�ce si� awantury.
Sarah nie mia�a z�udze� co do pogl�d�w dziadka. Zaproszenie Desmonda do Kings Lacey nie by�o jego zas�ug�. Sprawi�a to Em, kt�ra by�a i b�dzie zawsze najkocha�sza.
Kiedy Desmond poszed� po samoch�d, Sarah zajrza�a znowu do pokoju.
- Jedziemy do Market Ledbury. Chcemy wypi� drinka w Bia�ym Jeleniu.
W jej g�osie zabrzmia�o lekkie wyzwanie, ale pani Lacey zdawa�a si� tego nie zauwa�a�.
- Dobrze, kochanie. Jestem pewna, �e b�dzie bardzo przyjemnie. David i Diana poszli na spacer. Bardzo si� ciesz�. To by�a genialna my�l, �eby zaprosi� Dian�. Smutna rzecz owdowie� tak m�odo - ma zaledwie dwadzie�cia dwa lata. Mam nadziej�, �e wkr�tce znowu wyjdzie za m��.
Sarah spojrza�a na ni� bystrze.
- Co kombinujesz, Em?
- To m�j ma�y plan - wyja�ni�a pani Lacey rado�nie. - My�l�, �e by�aby odpowiednia dla Davida. Wiem oczywi�cie, �e on by� zakochany po uszy w tobie, kochanie, ale poniewa� nie obchodzi� ciebie ani troch�, stwierdzi�am, �e nie jest w twoim typie. Nie chc�, �eby by� nieszcz�liwy, i uwa�am, �e Diana b�dzie dla niego w sam raz.
- Ale� z ciebie swatka, Em.
- Wiem. Stare kobiety zawsze swataj�. Dianie on si� ju� podoba. Nie s�dzisz, �e b�dzie dla niego odpowiednia?
- Nie powiedzia�abym. Wydaje mi si�, �e Diana jest zbyt... zbyt zasadnicza, zbyt powa�na. Przypuszczam, �e David uzna�by ma��e�stwo z ni� za okropnie nudne.
- No c�, zobaczymy. W ka�dym razie ty go nie chcesz, prawda?
- Naprawd� nie chc� - potwierdzi�a szybko Sarah. W nag�ym odruchu spyta�a:
- Podoba ci si� Desmond, Em?
- Na pewno jest bardzo mi�y.
- Dziadek go nie lubi.
- Trudno oczekiwa�, �eby go lubi� - stwierdzi�a pani Lacey rozs�dnie - ale nie w�tpi�, �e kiedy� oswoi si� z my�l� o nim. Nie mo�esz go ponagla�. Starzy ludzie bardzo wolno zmieniaj� pogl�dy, a dziadek jest dosy� uparty.
- Nie obchodzi mnie, co dziadek my�li lub m�wi. Wyjd� za Desmonda, jak mi si� tylko spodoba!
- Wiem, kochanie, wiem. Spr�buj jednak pomy�le� realnie. Dziadek m�g�by sprawi� mas� k�opot�w. Jeste� jeszcze niepe�noletnia. W przysz�ym roku zrobisz, co b�dziesz chcia�a. Spodziewam si�, �e Horace zmieni zdanie na d�ugo przedtem.
- Jeste� po mojej stronie, prawda? - spyta�a Sarah. Zarzuci�a babce ramiona na szyj� i uca�owa�a j� serdecznie.
- Chcia�abym, �eby� by�a szcz�liwa. Ach! Tw�j przyjaciel w�a�nie przyprowadzi� samoch�d. Wiesz, podobaj� mi si� te bardzo obcis�e spodnie, kt�re nosz� teraz panowie. Wygl�daj� tak elegancko - cho� oczywi�cie podkre�laj� krzywe nogi.
Rzeczywi�cie, pomy�la�a Sarah, Desmond ma krzywe nogi, a przedtem tego jako� nie zauwa�y�a.
- Id�, kochanie, i baw si� dobrze - po�egna�a j� pani Lacey.
Patrzy�a za ni�, jak idzie do samochodu, potem, przypomniawszy sobie zagranicznego go�cia, posz�a do biblioteki. Zajrzawszy, stwierdzi�a jednak, �e Herkules Poirot uci�� sobie przyjemn� drzemk�, wi�c u�miechaj�c si� do siebie, uda�a si� przez hali do kuchni, na konferencj� z pani� Ross.
- Chod�, moja �liczna - powita� Sarah Desmond. - Rodzinka zdenerwowa�a si�, �e idziesz do pubu? Strasznie s� tu zacofani.
- Wcale nie robi� afer - o�wiadczy�a szorstko Sarah, wsiad�szy do samochodu.
- A c� to za pomys�, sprowadzi� tutaj tego cudzoziemca? To detektyw, prawda? Co ma tu wy�ledzi�?
- Och, nie jest tu zawodowo. Edwina Morecombe, moja druga babcia, chcia�a, �eby go przyj��. On chyba ju� dawno temu przeszed� na emerytur�.
- Robi wra�enie starej, wys�u�onej szkapy doro�karskiej.
- Zdaje si�, �e chcia� zobaczy� tradycyjne angielskie Bo�e Narodzenie - powiedzia�a Sarah niepewnie.
Desmond za�mia� si� pogardliwie:
- Kupa bzdur - powiedzia�. - Nie wiem, jak to wytrzymujesz.
Sarah gwa�townie potrz�sn�a rud� czupryn� i o�wiadczy�a wyzywaj�co:
- Mnie si� to podoba!
- Ale� to niemo�liwe, dziecinko. Sko�czmy z tym jutro. Jed�my do Scarborough lub gdzie� indziej.
- Nie mog�.
- Ale� dlaczego?
- To sprawi�oby im przykro��.
- Gadasz g�upoty. Chyba nie bawi� ci� te sentymentalne, dziecinne bzdury...
- Rzeczywi�cie, mo�e i nie, ale... - Sarah przerwa�a. Z uczuciem winy stwierdzi�a, �e z przyjemno�ci� oczekuje wi�kszo�ci �wi�tecznych obrz�d�w. Lubi�a je, ale wstydzi�a si� przyzna� do tego Desmondowi. Nie wypada�o przecie� cieszy� si� Gwiazdk� i �yciem rodzinnym. �yczy�a sobie niemal, by Desmond nie przyjecha� tu na Bo�e Narodzenie. O wiele zabawniej by�o spotyka� si� z nim w Londynie ni� tu, w domu.
Tymczasem ch�opcy wraz z Bridget wracali znad jeziora, wci�� rozwa�aj�c powa�nie problem �lizgawki. �nieg nadal pada� i patrz�c w niebo, mo�na by�o przepowiedzie�, �e niebawem nadejdzie �nie�yca.
Perspektywa by�a przyjemna.
- Ulepmy ba�wana - zaproponowa� Michael.
- O Bo�e - zawo�a� Colin - nie lepi�em ba�wana od... no, od czasu kiedy mia�em cztery lata.
- To chyba nie jest takie proste - rzek�a Bridget. - Musicie wiedzie�, jak si� to robi.
- Mo�emy zrobi� podobizn� pana Poirota - o�wiadczy� Colin. - Damy mu wielkie czarne w�sy. S� w jednym z pude� z kostiumami.
- Wiecie - powiedzia� Michael w zamy�leniu - nie rozumiem, jak pan Poirot m�g� by� detektywem. Nie wyobra�am sobie, jak m�g�by zmieni� wygl�d.
- Jasne - zawo�a�a Bridget. - Nie mo�na wyobrazi� go sobie biegaj�cego z lup� i szukaj�cego �lad�w czy mierz�cego odciski st�p.
- Mam pomys� - wykrzykn�� Colin. - Zr�bmy mu kawa�.
- Jaki kawa�? - spyta�a Bridget.
- Urz�d�my mu morderstwo.
- �wietny pomys� - przyklasn�a Bridget. - Masz na my�li trupa na �niegu, czy co� w tym rodzaju?
- Tak. Od razu poczuje si� jak w domu, prawda?
Bridget zachichota�a.
- Nie wiem, czy posun�abym si� a� tak daleko.
- Je�eli �nieg b�dzie pada� - rzek� Colin - b�dziemy mieli idealne t�o. Cia�o i �lady st�p - b�dziemy musieli to przemy�le� starannie, gwizdn�� jeden ze sztylet�w dziadka i przygotowa� troch� krwi.
Zatrzymali si� i niepomni na padaj�cy obficie �nieg, pogr��yli w gor�cej dyskusji.
- W starym pokoju szkolnym jest pude�ko z farbami. Mogliby�my namiesza� troch� krwi - mam na my�li szkar�atn� czerwie�.
- Szkar�at jest chyba zbyt r�owy - wtr�ci�a Bridget. - Kolor powinien by� troch� bardziej brunatny.
- Kto b�dzie trupem? - spyta� Michael.
- Ja - zawo�a�a szybko Bridget.
- My�la�em, �e ja - rzek� Colin.
- Och nie, nie - upiera�a si� Bridget. - To musz� by� ja. To powinna by� dziewczyna. To bardziej emocjonuj�ce. Pi�kna martwa dziewczyna na �niegu.
- Pi�kna dziewczyna, no, no - zakpi� Michael.
- Mam przecie� czarne w�osy - doda�a Bridget.
- No to co?
- Wygl�daj� dobrze na �niegu i do tego b�d� mia�a czerwon� pi�am�.
- Je�eli za�o�ysz czerwon� pi�am�, nie b�dzie wida� plam krwi - zauwa�y� rzeczowo Michael.
- Ale b�d� efektownie odbija� od �niegu, na bia�ych wypustkach krew b�dzie widoczna. Czy to nie b�dzie wspania�e? S�dzisz, �e on si� nabierze?
- Je�eli zrobimy to dobrze... B�dziemy mieli twoje �lady st�p na �niegu i �lady innej osoby, przychodz�cej i odchodz�cej od cia�a - oczywi�cie m�czyzny. On nie zechce ich zniszczy�, wi�c nie b�dzie wiedzia�, �e naprawd� nie jeste� martwa. Nie przychodzi wam do g�owy... - Michael przerwa�, zaskoczony nag�� my�l�. - Nie przychodzi wam do g�owy, �e on si� rozgniewa?
- Nie s�dz� - odpar�a Bridget optymistycznie. - Na pewno zrozumie, �e chcieli�my go rozerwa�. Taki rodzaj �wi�tecznej zabawy.
- Chyba nie powinni�my robi� tego w pierwszy dzie� �wi�t - zastanowi� si� Colin. - Dziadkowi to by si� nie podoba�o.
- No to w drugi dzie� - zaproponowa�a Bridget.
- Drugi dzie� �wi�t b�dzie w sam raz - potwierdzi� Michael.
- I dzi�ki temu b�dziemy mieli wi�cej czasu - ci�gn�a Jridget. - Mamy mas� przygotowa�. Chod�my i obejrzyjmy wszystkie rekwizyty.
Po�pieszyli do domu.
III
Wiecz�r by� pe�en zaj��. Przyniesiono wielkie ilo�ci ostrokrzewu i jemio�y, a w jednym z ko�c�w jadalni ustawiono choink�. Wszyscy pomagali j� ubiera�, umie�ci� ga��zki ostrokrzewu za obrazami i powiesi� jemio�� w hallu.
- Nie mia�em poj�cia, �e co� tak archaicznego jeszcze si� robi - mrukn�� Desmond do Sarah szyderczo.
- U nas zawsze tak by�o - odpar�a Sarah defensywnie.
- Te� mi pow�d!
- Przesta� mnie m�czy�, Desmond. Uwa�am, �e to fajne.
- Sarah, skarbie, nie mo�esz tak my�le�!
- Mo�e tak naprawd� mi si� nie podoba, ale co� w tym jest.
- Kto nie boi si� �niegu i p�jdzie na pasterk�? - spyta�a sani Lacey za dwadzie�cia dwunasta.
- Nie ja - rzek� Desmond. - Chod�, Sarah. Po�o�ywszy jej r�k� na ramieniu, skierowa� si� do biblioteki i si�gn�� do p�yt.
- S� pewne granice - o�wiadczy�. - Te� mi co�, pasterka!
- Masz racj� - odpowiedzia�a Sarah.
Wi�kszo�� towarzystwa wysz�a z tupotem, �miej�c si� przy wdziewaniu p�aszczy. Obaj ch�opcy, Bridget, Diana i David wybrali si� w dziesi�ciominutow� drog� do ko�cio�a, id�c w padaj�cym �niegu. Ich �miechy zamar�y w oddali.
- Pasterka! - sarkn�� pu�kownik Lacey. - Za moich czas�w nie chodzi�o si� na pasterk�. Msza, co� podobnego! I to papieska. Ach, prosz� mi wybaczy�, panie Poirot.
Poirot skin�� r�k�.
- W porz�dku. Prosz� nie zwraca� na mnie uwagi.
- Chcia�em powiedzie�, �e ka�demu powinno wystarczy� poranne nabo�e�stwo. Prawdziwe niedzielne nabo�e�stwo. �S�uchajcie, co wam zwiastuj� �piewem anio�owie� i te wszystkie stare, dobre kol�dy. A potem powr�t na �wi�teczny obiad. W�a�nie tak, prawda, Em?
- Tak, m�j drogi - odpar�a pani Lacey. - Tak my robimy. Ale m�odzi ciesz� si� na pasterk�. To naprawd� mi�o, �e chc� p�j��.
- Sarah i ten go�� nie id�.
- Uwa�am, �e teraz ty si� mylisz. Sarah mia�a ochot� p�j��, ale ba�a si� to powiedzie�.
- Nie mog� poj��, czemu ona troszczy si� o jego opini�.
- Jest naprawd� bardzo m�oda - odpar�a pani Lacey �agodnie. - Idzie pan spa�, panie Poirot? Dobranoc. Mam nadziej�, �e b�dzie pan spa� dobrze.
- A pani, madame! Jeszcze si� pani nie k�adzie?
- Jeszcze nie. Musz� nape�ni� po�czochy r�nymi �miesznymi drobiazgami. Wiem, �e s� ju� doro�li, ale wci�� to lubi�. I sprawia im to wiele uciechy.
- Pracuje pani bardzo ci�ko, aby ten dom by� szcz�liwy na Bo�e Narodzenie.
Szarmancko podni�s� jej r�k� do ust.
- Hmm - chrz�kn�� pu�kownik Lacey po wyj�ciu detektywa. - Malowniczy go��. Jednak ci� docenia.
Pani Lacey pokaza�a mu do�eczki w u�miechu.
- Zauwa�y�e�, Horace, �e stoj� pod jemio��? - zapyta�a ze skromno�ci� dziewi�tnastolatki. Herkules Poirot wszed� do sypialni. By� to przestronny pok�j, ogrzewany kaloryferami. Podchodz�c do wielkiego �o�a z baldachimem, zauwa�y� le��c� na poduszce kopert�. Otworzy� j� i wyj�� kartk�. By�a na niej notatka, napisana krzywymi drukowanymi literami.
�NIE JEDZ ANI K�SA PUDDINGU. KTO�, KTO CI DOBRZE �YCZY.�
Herkules Poirot podni�s� brwi, wpatruj�c si� w list.
- Tajemnicza historia - mrukn��. - I zupe�nie niespodziewana.
IV
Obiad �wi�teczny zacz�� si� o drugiej po po�udniu. Ogromne k�ody trzaska�y weso�o w wielkim kominku, a ponad ich trzask wznosi� si� harmider wielu g�os�w. Zjedzono ju� zup� z ostryg, dwa olbrzymie indyki zamieni�y si� w stos ko�ci. Nadszed� uroczysty moment wniesienia �wi�tecznego puddingu. Stary Peverell, kt�rego r�ce i kolana osiemdziesi�ciolatka trz�s�y si� ze s�abo�ci, nie pozwoli� go przynie�� nikomu innemu. Pani Lacey zaciska�a r�ce ze zdenerwowania. Obawia�a si�, �e podczas kt�rych� �wi�t Peverell padnie trupem. Maj�c do wyboru zaryzykowa� jego �mier� lub zranienie uczu�, dosz�a do wniosku, �e wola�by by� raczej martwy ni� ura�ony, wybra�a wi�c pierwsz� mo�liwo��. �wi�teczny pudding spoczywa� w chwale na srebrnym p�misku; wielka kula puddingu z ga��zk� ostrokrzewu, zatkni�t� jak triumfalna flaga, i wznosz�ce si� naoko�o wspania�e czerwono-niebieskie p�omienie. Rozleg�y si� okrzyki rado�ci i podziwu.
Pani Lacey dokona�a jednego: wymog�a na Peverellu, by nie obnosi� p�miska dooko�a sto�u, tylko umie�ci� pudding przed ni�, �eby mog�a nak�ada� porcje. Kiedy pudding bezpiecznie wyl�dowa� na stole, odetchn�a z ulg�. Talerze kr��y�y szybko, p�omienie jeszcze liza�y porcje.
- Prosz� wypowiedzie� �yczenie, panie Poirot - zawo�a�a Bridget. - Zanim p�omie� zga�nie. Szybko, babuniu, szybko.
Pani Lacey opar�a si� z westchnieniem satysfakcji. Operacja �Pudding� zako�czy�a si� sukcesem. Przed ka�dym sta�a p�on�ca porcja deseru. Wok� sto�u zapad�a chwilowa cisza, kiedy wszyscy my�leli o swoich �yczeniach.
Nikt nie zwr�ci� uwagi na dziwny wyraz twarzy pana Poirota, badaj�cego porcj� puddingu na swoim talerzu. �Nie jedz ani k�sa puddingu�. Co, u diab�a, znaczy�o to ponure ostrze�enie? W jego porcji nie mog�o by� nic innego ni� w pozosta�ych! Westchn�wszy, przyzna�, �e jest zbity z tropu - a Herkules Poirot tego nie lubi� - i zaatakowa� deser �y�k� i widelcem.
- Troch� karmelowego sosu, panie Poirot?
Poirot ch�tnie na�o�y� sobie sosu.
- Znowu zw�dzi�a� moj� najlepsz� brandy, co, Em? - zapyta� dobrotliwie pu�kownik z drugiego ko�ca sto�u. Pani Lacey mrugn�a do niego.
- Pani Ross upiera si� przy najlepszej brandy, kochanie. Twierdzi, �e od tego wszystko zale�y.
- Dobrze, dobrze - odpar� pu�kownik. - �wi�ta s� tylko raz w roku, a pani Ross jest niezr�wnana. Wspania�a kobieta i wspania�a kucharka.
- Rzeczywi�cie tak jest - przy�wiadczy� Colin. - Bombowy pudding. Mmm... - W�o�y� do ust pot�n� porcj�.
Herkules Poirot bardzo ostro�nie napocz�� porcj� puddingu. Zjad� jeden k�s. By� wy�mienity! Zjad� jeszcze jeden. Na jego talerzu co� cicho zabrz�cza�o. Zbada� t� rzecz widelcem. Siedz�ca po jego lewej stronie Bridget przysz�a mu z pomoc�.
- Pan tu co� ma - powiedzia�a. - Ciekawe, co to jest. Poirot oddzieli� ma�y srebrny przedmiot od oblepiaj�cych go rodzynek.
- Och - j�kn�a Bridget. - To kawalerski guzik! Pan Poirot znalaz� kawalerski guzik!
Detektyw zanurzy� srebrny guziczek w miseczce z wod� do mycia palc�w, stoj�cej obok jego talerza, i op�uka� z okruszk�w.
- Jest bardzo �adny - zauwa�y�.
- To znaczy, �e zostanie pan kawalerem - wyja�ni� Colin.
- Tego mo�na si� by�o spodziewa� - odpar� powa�nie Poirot. - By�em przez wiele lat kawalerem i w�tpliwe, bym mia� teraz zmieni� sw�j stan.
- Prosz� nie traci� nadziei - wtr�ci� Michael - czyta�em w gazecie, �e jaki� dziewi��dziesi�ciopi�cioletni staruszek o�eni� si� z dziewczyn� dwudziestodwuletni�.
- To dodaje mi otuchy.
Pu�kownik Lacey wyda� nag�y okrzyk. Jego twarz poczerwienia�a, a r�k� podni�s� do ust.
- A niech to diabli, Emmeline - rykn��. - Dlaczego pozwalasz kucharce wk�ada� do puddingu szk�o?
- Szk�o?! - wykrzykn�a zaskoczona pani Lacey. Pu�kownik wydoby� niebezpieczny przedmiot z ust.
- Mo�na z�ama� z�b - burkn��. - Albo te� po�kn�� to �wi�stwo i dosta� zapalenia wyrostka.
Wrzuci� szk�o do miseczki z wod�, wyp�uka� i wyj��.
- Wielki Bo�e - zawo�a�. - To czerwony kamyk wyj�ty z jarmarcznej broszki. - Podni�s� go w g�r�.
- Pozwoli pan?
Si�gaj�c zr�cznie przed nosem swojego s�siada, Poirot wyj�� szk�o z palc�w pu�kownika i przyjrza� mu si� uwa�nie. Zgodnie ze s�owami gospodarza by� to ogromny czerwony kamie� o odcieniu rubinu. Kiedy go obraca�, �wiat�o odbija�o si� w jego fasetach. Kto� gwa�townie odsun�� i znowu przysun�� krzes�o.
- Fiu! - gwizdn�� Michael. - Ale by�by numer, gdyby okaza� si� prawdziwy.
- Mo�e jest - powiedzia�a Bridget z nadziej�.
- Nie b�d� g�upia, Bridget. Taki wielki rubin by�by wart ob��dne tysi�ce funt�w. Prawda, panie Poirot?
- Na pewno - odpar� Poirot.
- Nie mog� jednak poj�� - zauwa�y�a pani Lacey - jak trafi� do puddingu.
- Ooch! - j�kn�� Colin, zaj�ty ostatnim k�sem. - Dosta�em prosiaka. To nie fair.
- Colin ma prosi�! Colin ma prosi�! Colin jest �akomym, niena�artym prosiakiem! - za�piewa�a natychmiast Bridget.
- Ja dosta�am pier�cionek - odezwa�a si� Diana wysokim, jasnym g�osem.
- Masz szcz�cie, Diano, wyjdziesz za m�� najszybciej z nas.
- A ja dosta�am naparstek - lamentowa�a Bridget.
- Bridget zostanie star� pann� - za�piewali obaj ch�opcy. - A fe, Bridget b�dzie star� pann�.
- Kto dosta� monet�? - dopytywa� si� David. - W puddingu jest prawdziwa z�ota dziesi�cioszyling�wka. Wiem o tym. Pani Ross mi powiedzia�a.
- My�l�, �e ja jestem tym szcz�ciarzem - rzek� Desmond Lee-Wortley.
Obaj s�siedzi pu�kownika us�yszeli, jak mamroce pod nosem:
- Pewnie, to ci pasuje.
- A ja te� dosta�em pier�cionek - o�wiadczy� David. Spojrza� na Dian�. - Co za zbieg okoliczno�ci.
Rozleg� si� �miech. Nikt nie zauwa�y�, �e pan Poirot, roztargniony, jakby my�l�c o czym� innym, w�o�y� czerwony kamie� do kieszeni.
Po puddingu podano jeszcze babeczki z jab�kami i bakaliami oraz �wi�teczny deser. Starsi uczestnicy przyj�cia rozeszli si� na mi�� sjest� przed ceremoni� zapalenia �wieczek na choince w porze podwieczorku. Herkules Poirot jednak nie urz�dzi� sobie sjesty. Zamiast tego uda� si� do ogromnej, starej kuchni.
- Czy wolno mi - zapyta� rozpromieniony, rozgl�daj�c si� dooko�a - pogratulowa� kucharce znakomitego posi�ku, kt�ry w�a�nie zjad�em?
Nast�pi� moment ciszy, a potem pani Ross wyst�pi�a naprz�d i powita�a go majestatycznie. By�a t�g� osob�, o imponuj�cej postawie i godno�ci ksi�nej ze sceny teatralnej. Dwie chude, siwow�ose kobiety zmywa�y naczynia, a p�owow�osa dziewczyna uwija�a si� mi�dzy kuchni� a zmywalni�. Ale to by� tylko plebs. Kr�low� kuchni by�a pani Ross.
- Mi�o mi s�ysze�, �e smakowa�o panu, sir - odpar�a z godno�ci�.
- Smakowa�o! - wykrzykn�� Herkules Poirot. Przesadnym, cudzoziemskim gestem podni�s� jej r�k� do ust, uca�owa� i pos�a� poca�unek ku sufitowi. - Przecie� pani jest geniuszem, pani Ross! Prawdziwym geniuszem! Nigdy nie jad�em tak wspania�ego posi�ku. Zupa z ostryg... - cmokn�� znacz�co. - A orzechowy farsz do indyka... Czego� podobnego nigdy nie jad�em!
- Zabawne, �e pan to powiedzia�, sir - odpar�a pani