7326

Szczegóły
Tytuł 7326
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7326 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7326 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7326 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

David Brin BRZEG NIESKO�CZONO�CI Ksi�ga druga nowej trylogii o wspomaganiu T�umaczy� Micha� Jakuszewski Tytu� orygina�u Infinity�s Shore Dla Ariany Mae, cudownej wys�anniczki, kt�ra przem�wi w naszym imieniu na progu fantastycznego dwudziestego drugiego wieku LISTA POSTACI Alvin cz�ekona�ladowczy przydomek Hph-wayuo, hoo�skiego m�odzie�ca z Wuphonu. Asx - cz�onek jija�skiej Rady Najwy�szych M�drc�w, reprezentuj�cy w niej traekich. Baskin Gillian - agentka Rady Terrage�skiej, lekarka, pe�ni�ca obowi�zki kapitana delfiniego statku zwiadowczego �Streaker�. Brookida - delfin, metalurg ze �Streakera�. Brzeszczot - niebieski qheuen, syn Gryz�cej K�ody, rze�bi�cy w drewnie przyjaciel Sary Koolhan. Cambel Lester - najwy�szy m�drzec Ziemian na Jijo. Chuchki - samica delfina, drugi in�ynier ze �Streakera�. Creideiki - delfin, by�y kapitan �Streakera�. Zaginiony przed wieloma laty na Kithrupie. Dedinger - ludzki fanatyk pragn�cy, by wszystkie gatunki na Jijo uwsteczni�y si�, odzyskuj�c w ten spos�b niewinno��, z kt�rej pewnego dnia wyprowadzi je wspomaganie. Dwer - syn papiernika Nela Koolhana, g��wny tropiciel Wsp�lnoty Sze�ciu Gatunk�w. Emerson D�Anite - ludzki in�ynier, kt�ry, nim rozbi� si� na Jijo, by� cz�onkiem za�ogi statku kosmicznego Rady Terrage�skiej �Streaker�. Ewasx - jophurski stos pier�cieni stworzony ze starego m�drca Asxa poprzez na�o�enie nowego pier�cienia w�adzy. Fallon - emerytowany tropiciel, dawny nauczyciel Dwera. Foo Ariana - emerytowana najwy�sza m�drczyni ludzkiego szczepu. Harullen - szary qheuen, intelektualista. Przyw�dca heretyckiej sekty, kt�rej cz�onkowie wierz�, �e nielegalni osadnicy powinni dobrowolnie zaprzesta� rozmna�ania i pozostawi� Jijo od�ogiem. Hikahi - by�y trzeci oficer �Streakera�, zaginiona na Kithrupie. Hph-Wayuo - oficjalne hoo�skie imi� Alvina. Huck - cz�ekona�ladowczy przydomek przyjaci�ki Alvina, g�Keckiej sieroty wychowanej w Wuphonie. Huphu - noorka Alvina. Jass - m�ody my�liwy z bandy z Szarych Wzg�rz. Dawny dr�czyciel Rety. Jedyny W Swoim Rodzaju - prastary mierzwopaj�k, wyznaczony do dekompozycji ruin po�o�onych wysoko w G�rach Obrze�nych. Jimi - �b�ogos�awiony�, kt�ry urodzi� si� jako posuni�ty dalej na �cie�ce Odkupienia. Jomah - m�ody syn Henrika Wysadzacza. Jop - nadrzewny farmer z Dolo, wyznawca staro�ytnych �wi�tych Zwoj�w. Joshu - nie�yj�cy zalotnik Sary, w�drowny introligator zmar�y w Biblos na pieprzow� osp�. Kaa - delfin, pilot �Streakera�. Dawniej znany jako Kaa Szcz�ciarz. Karkaett - in�ynier pok�adowy ze �Streakera�. Keepiru - by�y pierwszy pilot �Streakera�, zaginiony na Kithrupie. Koniuszek Szczypiec - czerwony qheuen, przyjaciel Alvina, kt�ry wyrze�bi� z pnia drzewa batyskaf �Marzenie Wuphonu�. Kunn - ludzki pilot rothe�sko-danickiego statku. Kurt - przyw�dca Cechu Wysadzaczy. Stryj Jomaha. Lark - przyrodnik, m�odszy m�drzec Wsp�lnoty i heretyk. Ling - Daniczka z za�ogi rothe�skiego statku. Zdolny biolog. L�ni�ca Jak N� Wnikliwo�� - niebieska qheuenka, najwy�sza m�drczyni reprezentuj�ca qheuen�w. Makanee - samica delfina, chirurg ze �Streakera�. Melina - nie�yj�ca �ona Nela Koolhana; matka Larka, Sary i Dwera. Mopol - samiec delfina, astronauta drugiej klasy ze �Streakera�. Nelo - papiernik z Dolo, patriarcha rodziny Koolhan�w. Niss - rozumny komputer, wypo�yczony �Streakerowi� przez agent�w tymbrimskiego wywiadu. Orley, Thomas - agent Rady Terrage�skiej pe�ni�cy misj� na �Streakerze�, zaginiony na Kithrupie. M�� Gillian Baskin. Ozawa, Danel - zast�pca m�drca, znaj�cy tajemnice ludzkiego szczepu. Peepoe - samica delfina, genetyk i piel�gniarka ze �Streakera�. Phwhoon-dau - hoo�ski najwy�szy m�drzec. Prastare Istoty - og�lna nazwa �emerytowanych� gatunk�w z Fraktalnego �wiata. Prity - neoszympansica, s�u��ca Sary obdarzona zdolno�ciami do matematycznego obrazowania. Purofsky - m�drzec z Biblos specjalizuj�cy si� w zaawansowanej fizyce. Rann - dow�dca Danik�w, ludzi z rothe�skiego statku. Rety - ludzka przedterminowa osadniczka, uciekinierka z bandy zdzicza�ych ludzi, kt�rzy za�o�yli koloni� w�r�d Szarych Wzg�rz. Ro-kenn - rothe�ski �w�adca�, kt�rego ludzkimi podw�adnymi byli mi�dzy innymi Rann, Ling, Besh i Kunn. Ro-pol - Rothenka, by� mo�e towarzyszka �ycia Ro-kenna, zabita przed bitw� na Polanie. Shen Jeni - ludzka sier�ant milicji. Skarpetka - dziki noor, kt�remu imi� nada� Dwer Koolhan. Strong Lena - cz�onkini dowodzonej przez Danela Ozaw� ekspedycji w Szare Wzg�rza. Suessi Hannes - in�ynier ze �Streakera�, cyborg zmodyfikowany przez Prastare Istoty. Taine - uczony z Biblos, kt�ry ongi� ubiega� si� o r�k� Sary Koolhan. Tsh�t - samica delfina, ongi� pi�ta w hierarchii oficer�w �Streakera�, obecnie dziel�ca dow�dztwo z Gillian Baskin. Tyug - traecki alchemik z Ku�ni Mount Guenn, jeden z g��wnych wsp�pracownik�w Uriel Kowalicy. Ulgor - uryjska majsterka, zwolenniczka Urunthai. Urdonnol - uryjska uczennica terminuj�ca u Uriel. Uriel - uryjska mistrzyni kowalska z Ku�ni Mount Guenn. Ur-Jah - uryjska najwy�sza m�drczyni. Ur-ronn - uryjska przyjaci�ka Alvina. Uczestniczka ekspedycji �Marzenia Wuphonu�. Siostrzenica Uriel. Uthen - szary qheuen, przyrodnik. Wsp�pracowa� z Larkiem przy pisaniu przewodnika po jija�skich gatunkach. Vubben - g�Kecki najwy�szy m�drzec. Worley Jenin - cz�onkini dowodzonej przez Danela Ozaw� ekspedycji w Szare Wzg�rza. yee - uryjski samiec, kt�ry po wyrzuceniu z torby przez dawn� partnerk� �po�lubi�� przedterminow� osadniczk�, Rety. Zhaki - samiec delfina, astronauta trzeciej klasy na �Streakerze�. Ci, kt�rzy �akn� m�dro�ci, cz�sto szukaj� jej na najwi�kszych wysoko�ciach lub w otch�annych g��binach. A przecie� cuda znajduje si� na p�yciznach, gdzie powstaje, rozwija si� i ginie �ycie. Jakie� szczyty czy wynios�e g�ry udzielaj� lekcji tak przejmuj�cej, jak p�yn�ca rzeka, p�kaj�ca rafa albo gr�b? Z buyurskiego napisu �ciennego, kt�ry odkryto, cz�ciowo poch�oni�ty przez bagno, w pobli�u Dalekiego Wilgotnego Rezerwatu ZA�OGA (Pi�� jadur wcze�niej) Kaa * Jaki� to niezwyk�y los prowadzi� mnie * W ucieczce przed wirami zimy * Przez pi�� galaktyk? * * Po to tylko, bym znalaz� schronienie * Na opuszczonej planecie (nago!) * W laminarnym przepychu! * Takie my�li przemyka�y mu przez g�ow�, gdy wywija� obroty przez g�ow�, popycha� naprz�d g�adkie, szare cia�o radosnymi uderzeniami ogona i napawa� si� dotykiem wody pieszcz�cej jego nag� sk�r�. Migotliwy blask s�o�ca przeszywa� przejrzyste jak kryszta� p�ycizny l�ni�cymi snopami padaj�cymi z ukosa w lukach mi�dzy p�ywaj�cymi matami morskich kwiatuszk�w. Srebrzyste jija�skie stworzenia przypominaj�ce ryby o cofni�tych szcz�kach �miga�y przez kolumny blasku, przyci�gaj�c jego wzrok. Kaa st�umi� instynktowne pragnienie po�cigu. Mo�e p�niej. Na razie wystarczy� mu dotyk otaczaj�cej jego cia�o wody, niepodobnej do lepkiej cieczy wype�niaj�cej oleiste morza Oakka, owego tak bardzo zielonego �wiata, na kt�rym, gdy tylko wynurza� si�, by zaczerpn�� powietrza, z jego otworu nosowego wypada�y strumienie baniek przypominaj�cych mydlane. Co prawda, na Oakka wr�cz nie warto by�o oddycha�. Na tym koszmarnym globie dobrego powietrza nie wystarczy�oby nawet dla pogr��onej w �pi�czce wydry. Tutejsze morze mia�o przy tym przyjemny smak, nie tak, jak na Kithrupie, gdzie ka�dy wypad poza statek oznacza� poch�oni�cie toksycznej dawki ci�kich metali. Woda na Jijo by�a czysta i mia�a s�onawy posmak, przypominaj�cy Kaa Golfsztrom obok Florydzkiej Akademii, w owych szcz�liwych dniach, kt�re sp�dzi� na odleg�ej Ziemi. Spr�bowa� zmru�y� oczy i wyobrazi� sobie, �e jest w domu i �ciga cefale nieopodal Key Biscaine, bezpieczny przed bezlitosnym wszech�wiatem. Nie uda�o mu si�. Pewien fundamentalny czynnik wci�� przypomina� mu, �e przebywa na obcym �wiecie. D�wi�k: - szum przyp�ywu uderzaj�cego o kontynentalny szelf, skomplikowany rytm, pod��aj�cy nie za jednym, lecz za trzema ksi�ycami. - echo fal za�amuj�cych si� na brzegu, kt�rego dra�ni�cy piasek by� niezwykle ostry w dotyku. - od czasu do czasu odleg�y j�k, kt�ry zdawa� si� dobiega� z samego dna oceanu. - powrotne wibracje impuls�w jego sonaru, informuj�ce o �awicach rybopodobnych stworze�, kt�re porusza�y p�etwami w nieznany mu spos�b, - nade wszystko za� buczenie silnika tu� za nim... rytmiczny szum maszynerii, kt�ry wype�nia� jego dni i noce ju� od pi�ciu d�ugich lat. A teraz r�wnie� inny terkocz�cy, j�kliwy d�wi�k. Urywana poezja obowi�zku. * Zlituj si�, Kaa, powiedz nam, * W prozie badaczy, * Czy mo�na bezpiecznie wyp�yn��? * G�os �ciga� go niczym trzepotliwy, d�wi�kowy wyrzut sumienia. Kaa zawr�ci� z niech�ci�, kieruj�c si� ku �odzi podwodnej �Hikahi�, skleconej ze staro�ytnych cz�ci, kt�re znale�li porozrzucane na g��bokim oceanicznym dnie tej planety. To prowizoryczne ustrojstwo znakomicie komponowa�o si� z za�og� zbieg�w i nieudacznik�w. �upinowe drzwi zamkn�y si� oci�ale niczym szcz�ki olbrzymiego drapie�nika. �luza wype�ni�a si�, by wypu�ci� nast�pnych cz�onk�w za�ogi... o ile Kaa powie, �e droga wolna. Sformu�owan� w troistym odpowied� wzmocni� saser, zamontowany w czaszce za lewym okiem. * Gdyby woda by�a wszystkim * Byliby�my w niebie. * Ale zaczekajcie! Sprawdz�, na g�rze!* Zaczyna� ju� odczuwa� potrzeby p�uc. Pos�ucha� instynktu i pomkn�� po spirali w g�r�, ku po�yskuj�cej powierzchni. Niewa�ne, czy jeste� gotowa, Jijo! Id� do ciebie! Uwielbia� chwil�, w kt�rej przebija� napi�t� granic� dziel�c� niebo od morza, zawisa� przez moment niewa�ki, po czym obraca� si� ty�em do fali, czemu towarzyszy� g�o�ny plusk i buchaj�ca z nozdrzy piana. Zawaha� si� jednak, nim wci�gn�� powietrze w p�uca. Cho� przyrz�dy przewidywa�y, �e napotkaj� tu atmosfer� zbli�on� do ziemskiej, czyni�c to, poczu� nerwowe dr�enie. Powietrze smakowa�o jeszcze lepiej od wody! Kaa odwr�ci� si� b�yskawicznie i plasn�� z rado�ci� ogonem o powierzchni�, ciesz�c si�, �e porucznik Tsh�t pozwoli�a mu zg�osi� si� na ochotnika do tego zadania, by� pierwszym delfinem, pierwszym Ziemianinem p�ywaj�cym w tym cudownym, obcym morzu. Wtem jego wzrok przyci�gn�a postrz�piona, szarobr�zowa linia, kt�ra ci�gn�a si� bardzo blisko, zas�aniaj�c horyzont. Brzeg. G�ry. Zatrzyma� si� w po�owie obrotu, by spojrze� na pobliski kontynent. Wiedzieli ju�, �e jest zamieszkany. Ale przez kogo? Na Jijo nie powinno by� �adnych rozumnych form �ycia. Mo�e tylko ukrywaj� si� tu przed wrogim kosmosem, tak samo jak my. To by�a jedna z teorii. Przynajmniej wybrali sobie sympatyczny �wiat - doda� w my�li, napawaj�c si� powietrzem, wod� i przepi�knymi �awicami cumulus�w, unosz�cych si� nad olbrzymi� g�r�. Ciekawe, czy tutejsze ryby s� jadalne. * Czy czekaj�c na ciebie, * Zamkni�ci w t�ocznej �luzie, * Mamy gra� w bezika? * Kaa wzdrygn�� si�, s�ysz�c sarkazm w g�osie porucznik. Wys�a� po�piesznie ku niej modulowan� fal�. * Los zn�w si� u�miechn��, * Do naszej bandy znu�onych �otrzyk�w, Witajcie, przyjaciele, na Brzegu Ifni. * Wzywanie imienia bogini przypadku i przeznaczenia, kapry�nej Ifni, kt�ra wci�� prze�ladowa�a za�og� �Streakera� nowymi niespodziankami - nieoczekiwanymi katastrofami lub szcz�liwymi ocaleniami - mog�o si� wydawa� zarozumia�o�ci�, niemniej Kaa zawsze czu� sympati� do nieoficjalnego b�stwa astronaut�w. W Terrage�skiej S�u�bie Zwiadowczej mogli s�u�y� piloci lepsi od niego, lecz �aden z nich nie darzy� przypadku g��bszym szacunkiem. Czy� nie nosi� przydomka �Szcz�ciarz�? Do niedawna. Z do�u dobieg� pomruk �upinowych drzwi, kt�re otworzy�y si� po raz drugi. Tsh�t i pozostali do��cz� wkr�tce do niego, by rozpocz�� wst�pne badania powierzchni Jijo - �wiata, kt�ry dot�d widzieli jedynie przelotnie z orbity, potem za� obserwowali go z najg��bszej i najzimniejszej otch�ani jego m�rz. Za chwil� zjawi� si� jego towarzysze, lecz jeszcze przez kr�tki moment b�dzie mia� jedwabist� wod�, p�ywowe rytmy, wonne powietrze, niebo i chmury tylko dla siebie. �wisn�� ogonem, unosz�c si� wy�ej, by si� rozejrze�. To nie s� zwyczajne chmury - zrozumia�, spogl�daj�c na wielk� g�r�, kt�ra dominowa�a nad wschodnim horyzontem. Jej szczyt spowija� bia�y, k��bi�cy si� ca�un. Wszczepiona w jego prawe oko soczewka, wyposa�ona w spektralny skaner, kt�ry przesy�a� dane bezpo�rednio do nerwu wzrokowego, wykry�a obecno�� pary i tlenk�w w�gla, a tak�e gor�cy b�ysk p�ynnej lawy. Wulkan - pomy�la� Kaa. Ta �wiadomo�� st�umi�a nieco jego zapalczywo��. Przebywali w geologicznie aktywnej cz�ci planety. Te same si�y, kt�re czyni�y z niej dobr� kryj�wk�, mog�y r�wnie� okaza� si� niebezpieczne. Na pewno stamt�d dobiegaj� te j�ki - przemkn�o mu przez g�ow�. Aktywno�� sejsmiczna. Minitrz�sienia i eksplozje krustalnego gazu, wchodz�ce w interakcj� z cienk� warstewk� morza. Jego uwag� przyci�gn�� kolejny b�ysk - mniej wi�cej w tym samym kierunku, lecz znacznie bli�ej. Jasny, rosn�cy szybko kszta�t r�wnie� m�g�by by� chmur�, gdyby nie fakt, �e za�opota� nagle jak ptasie skrzyd�o, po czym wyd�� si� rado�nie, id�c z wiatrem w zawody. �agiel - zrozumia� Kaa, obserwuj�c mkn�cy na coraz silniejszym wietrze statek, pe�en wdzi�ku, dwumasztowy szkuner. Serce delfina przeszy�o b�lem wspomnienie rodzinnego Morza Karaibskiego. Dzi�b �aglowca pru� fale, zostawiaj�c �lad torowy, w kt�rym z rozkosz� pomkn��by ka�dy z pobratymc�w Kaa. Obraz powi�kszy� si� i nabra� ostro�ci, a� wreszcie delfin ujrza� zamazane dwuno�ne postacie, kt�re ci�gn�y liny i krz�ta�y si� po pok�adzie, zupe�nie jak ludzcy marynarze. ...Nie byli to jednak ludzie. Kaa zauwa�y� pokryte �usk� plecy, ozdobione szeregiem ostrych kolc�w. Nogi porasta�a g�sta bia�a sier��, a pod szerokimi podbr�dkami pulsowa�y b�oniaste worki, podobne do wyst�puj�cych u �ab. Za�oga �piewa�a nisk�, rytmiczn�, pomagaj�c� w pracy pie��, kt�r� delfin s�ysza� niewyra�nie nawet z tak wielkiej odleg�o�ci. Przeszy� go nieprzyjemny dreszcz rozpoznania. Hoonowie! Sk�d si� tu wzi�li, na wszystkie Pi�� Galaktyk? Us�ysza� szum pruj�cych wod� ogon�w. Nadp�ywa�a Tsh�t z pozosta�ymi. Musi im zameldowa�, �e mieszkaj� tu wrogowie Ziemi. Zda� sobie z przygn�bieniem spraw�, �e ta wiadomo�� nie pomo�e mu w szybkim odzyskaniu utraconego przydomka. Po raz kolejny przysz�a mu na my�l kapry�na bogini niepewnego przeznaczenia. Nagle znowu us�ysza� w�asn�, wypowiedzian� w troistym fraz�, kt�ra odbija�a si� od otaczaj�cych go obcych w�d, by wr�ci� do punktu wyj�cia. * Witajcie... * Witajcie... * Witajcie na Brzegu Ifni... * OSADNICY Nieznajomy Istnienie wydaje si� w�dr�wk� przez wielki, pe�en chaosu dom, spustoszony przez trz�sienia ziemi i po�ary, a teraz wype�niony gorzk� mg�� niewiadomego pochodzenia. Czasami udaje mu si� wywa�y� jakie� drzwi, ods�oni� niewielki fragment przesz�o�ci, lecz za ka�de takie objawienie p�aci falami dojmuj�cego cierpienia. Z czasem uczy si� nie zwa�a� na b�l. Ka�de uk�ucie staje si� dla niego drogowskazem, znakiem m�wi�cym, �e odnalaz� w�a�ciwy trop. Po przybyciu na ten �wiat - runi�ciu z gorej�cego nieba - powinno go czeka� lito�ciwe zapomnienie. Jaki� to los zrzuci� jego p�on�ce cia�o ze stosu i cisn�� w smrodliwe bagno, kt�re je ugasi�o? Bardzo osobliwy. Od tego czasu doskonale pozna� wszystkie rodzaje cierpienia, od t�pych ucisk�w a� po delikatne uk�ucia. Sporz�dzi� ich katalog, pozna� wszystkie mo�liwe postacie b�lu. Ten najwcze�niejszy, zaraz po katastrofie, przeszywa� brutalnie jego cia�o, promieniuj�c z ran i straszliwych oparze�. Targa� nim huragan tak straszliwej udr�ki, �e ledwie uda�o mu si� zauwa�y� niedobran� grup� miejscowych barbarzy�c�w, kt�rzy podp�yn�li do niego w topornej wios�owej �odzi niczym grzesznicy pragn�cy wyci�gn�� upad�ego anio�a z b�otnistych moczar�w. Uratowa� go przed utoni�ciem po to tylko, by spotka�y go inne formy pot�pienia. Istoty, kt�re zmusi�y go do walki o zrujnowane �ycie, cho� znacznie �atwiej by�oby mu si� podda�. P�niej, gdy najbardziej widoczne rany zagoi�y si� ju� lub przerodzi�y w blizny, symfoni� b�lu kontynuowa�y inne jego rodzaje. Dotycz�ce umys�u. * * * Ca�e jego �ycie pe�ne jest dziur, ogromnych plam, pozbawionych �wiat�a i pustych. Wspomnienia o nich musia�y ongi� obejmowa� ca�e megaparseki i lata �ycia. Ka�da luka wydaje mu si� zimna i nieczu�a. Jest nag� pustk�, bardziej irytuj�c� ni� sw�dz�ce miejsce, kt�rego nie spos�b podrapa�. Od chwili rozpocz�cia w�dr�wki po tym niezwyk�ym �wiecie, nieustannie sonduje zawart� we w�asnej ja�ni ciemno��. Optymizmem napawa go kilka drobnych trofe�w, kt�re zdoby� w tej walce. Jednym z nich jest s�owo �Jijo�. Umys� wype�nia mu jego brzmienie. Jest to nazwa planety, na kt�rej sze�� gatunk�w zbieg�w zawar�o ze sob� prymitywny rozejm, tworz�c mieszan� kultur� niepodobn� do �adnej innej pod niezliczonymi gwiazdami. Coraz mniej trudno�ci, w miar� powtarzania, sprawia mu te� drugie s�owo. Sara. To ona, gdy by� bliski �mierci, piel�gnowa�a go w domku na drzewie, kt�ry wisia� nad staro�wieckim m�ynem wodnym... uspokoi�a narastaj�c� w nim panik�, kiedy obudziwszy si�, ujrza� wok� szczypce, pazury i �luzowate stosy pier�cieni - postacie hoon�w, traekich, qheuen�w i innych istot dziel�cych z nimi prymitywny �ywot wygna�c�w. Zna te� wi�cej s��w, takich jak �Kurt� i �Prity�... imiona przyjaci�, kt�rym ufa prawie r�wnie mocno, jak Sarze. Czuje si� dobrze, gdy prze�lizguj� si� przez jego umys� tak g�adko, jak w dniach przed okaleczeniem zwyk�y to czyni� wszystkie s�owa. Szczeg�lnie dumny jest z pewnej niedawnej zdobyczy. Emerson... To jego w�asne imi�, kt�re tak d�ugo mu si� wymyka�o. Przywo�a�a je z ciemno�ci seria gwa�townych szok�w, kt�re prze�y� przed niespe�na dob�, wkr�tce po tym, jak sprowokowa� band� ludzkich buntownik�w do zdradzenia swych uryjskich sojuszniczek, wywo�uj�c mordercz� walk� na no�e, w por�wnaniu z kt�r� bitwa w kosmosie wydawa�a si� sterylna. Krwawemu sza�owi kres po�o�y�a nag�a eksplozja, kt�ra wstrz�sn�a brudnym karawanowym namiotem. Blask przebi� si� przez zaci�ni�te powieki Emersona, przedzieraj�c si� przez bariery rozumu. I wtedy, po�r�d jasnych promieni, dostrzeg� przelotnie... swego kapitana. Nazywa� si� Creideiki... O�lepiaj�ca �una przerodzi�a si� w �wietlist� pian�, w kt�rej porusza�y si� uderzaj�ce gwa�townie ogony. Wy�oni�a si� z niej d�uga, szara posta�. W jej butelkowatym pysku zal�ni�y z�by. G�adka g�owa u�miecha�a si�, cho� za lewym okiem widnia�a straszliwa rana... podobna do tej, kt�ra pozbawi�a Emersona zdolno�ci mowy. Z muszelkowatych p�cherzyk�w wy�oni�y si� kszta�ty s��w, wypowiedzianych w j�zyku nieprzypominaj�cym �adnego z u�ywanych przez jija�skich tubylc�w albo przez wielkie klany Galakt�w. * Mkn�c po �uku cykloidy, * Trzeba czasem Wznie�� si� w g�r�. * Znowu podj�� oddychanie, dzia�anie. * Po��czy� si� Z wielkim snem morza. * Taka chwila nadesz�a dla ciebie, stary przyjacielu. * Pora si� obudzi� i sprawdzi�, co si� pieni... * Rozpozna� go ze zdumieniem, kt�remu towarzyszy�y fale ostrego cierpienia, gorszego ni� wszelkie cielesne dolegliwo�ci czy irytuj�ca dr�twota. Ma�o brakowa�o, by zala�a go w�wczas fala wstydu. �adna rana, kt�ra nie doprowadzi�a do �mierci, nie mog�a t�umaczy� tego, �e z jego pami�ci znikn�li... Creideiki... Terra... Delfiny... Hannes... Gillian... Jak m�g� o nich wszystkich zapomnie� na ca�e d�ugie miesi�ce, podczas kt�rych w�drowa� po tym barbarzy�skim �wiecie �odzi�, bark� i jako cz�onek karawany? W owej chwili przypomnienia mog�oby go sparali�owa� poczucie winy... ale potrzebowali go nowi przyjaciele. Musia� dzia�a� szybko, by wykorzysta� przelotn� szans�, jak� da�a im eksplozja, obezw�adni� tych, kt�rzy ich porwali, i wzi�� ich do niewoli. Gdy nad podartym na strz�py namiotem i zmasakrowanymi cia�ami zapada� zmierzch, pom�g� Sarze i Kurtowi zwi�za� ocala�ych wrog�w - tak ludzi, jak i ursy - aczkolwiek kobieta by�a przekonana, �e odzyskali wolno�� tylko na chwil�. Wkr�tce mia�y nadci�gn�� dalsze oddzia�y fanatyk�w. Emerson wiedzia�, o co im chodzi. Chcieli go pojma�. Nie by�o tajemnic�, �e przyby� z gwiazd. Buntownicy zamierzali sprzeda� go gwiezdnym �owcom, w nadziei, �e zamieni� jego zmaltretowane cia�o na gwarancj� ocalenia. Jakby cokolwiek mog�o ocali� zamieszkuj�cych Jijo wyrzutk�w, gdy Pi�� Galaktyk wiedzia�o ju� o ich istnieniu. Skuleni wok� ledwie si� tl�cego ogniska, pozbawieni wszelkiej os�ony poza strz�pami namiotu, Sara i pozostali obserwowali przera�aj�ce omeny przesuwaj�ce si� po�r�d bezlito�nie zimnych gwiazdozbior�w. Najpierw pojawi� si� ogromny kosmiczny tytan, kt�ry pomkn��, warcz�c, ku pobliskim g�rom, by dope�ni� straszliwej zemsty. P�niej t� sam� tras� pokona� drugi lewiatan, tak gigantyczny, �e wydawa�o si�, i� przyci�ganie Jijo os�ab�o, gdy przelatywa� nad ich g�owami, nape�niaj�c wszystkich g��bokim l�kiem. Nied�ugo potem mi�dzy g�rskimi szczytami rozb�ys�y z�ociste b�yskawice. Dosz�o do zwady olbrzym�w. Emersona nie obchodzi�o, kto zwyci�y�. Wiedzia�, �e �aden z nich nie by� jego statkiem, kosmicznym domem, za kt�rym t�skni�... i modli� si� o to, by nigdy go ju� nie zobaczy�. Je�li sprzyja�o mu szcz�cie, �Streaker� by� gdzie� daleko od tego skazanego na zag�ad� �wiata, podobnie jak ukryty w jego �adowni znaleziony skarb - staro�ytne tajemnice, kt�re mog�y okaza� si� kluczem do nowej galaktycznej ery. Przecie� po�wi�ci� tak wiele po to, by mu w tym pom�c. Giganty oddali�y si�, pozostawiaj�c jedynie gwiazdy i zimny wiatr poruszaj�cy such�, stepow� traw�. Emerson poszed� poszuka� jucznych zwierz�t, kt�re rozpierzch�y si� przera�one. Je�li odnajdzie os�y, mo�e jego przyjacio�om uda si� uciec, nim pojawi� si� kolejne grupy fanatyk�w. Wtem us�ysza� jaki� �oskot. Grunt pod jego stopami zatrz�s� si�. Rytmiczna kadencja brzmia�a mniej wi�cej tak: taranta taranta taranta taranta Odg�osy galopu mog�y pochodzi� jedynie od uryjskich kopyt. Zbli�a�y si� posi�ki, na kt�re czekali buntownicy. Znowu mieli zosta� je�cami. Wydarzy� si� jednak cud. Z mroku wy�onili si� sojusznicy, niespodziewani wybawcy - ursy i ludzie - kt�rzy przywiedli ze sob� zdumiewaj�ce zwierz�ta. Konie. Widok osiod�anych wierzchowc�w by� dla Sary tak� sam� niespodziank� jak dla niego. Emerson s�dzi� dot�d, �e owe zwierz�ta na Jijo wygin�y. Niemniej widzia� je przed sob�. Wy�oni�y si� z mroku niczym ze snu. Tak rozpocz�� si� kolejny etap jego odysei. Pojechali na po�udnie, uciekaj�c przed cieniem m�ciwych statk�w ku widocznemu na horyzoncie zarysowi niespokojnego wulkanu. Przez jego udr�czony m�zg przemyka pytanie: Czy jest w tym jaki� plan? Czy dok�d� zmierzamy? Stary Kurt najwyra�niej ufa tym niespodziewanym wybawcom, z pewno�ci� jednak kryje si� w tym co� wi�cej. Emersona zm�czy�a ju� nieustanna ucieczka. Zdecydowanie wola�by dok�d� zmierza�. Kiedy jego wierzchowiec mknie naprz�d, do stanowi�cej t�o jego �ycia muzyki do��czaj� si� nowe dolegliwo�ci: b�l w otartych udach i posiniaczonym grzbiecie, odzywaj�cy si� przy ka�dym uderzeniu kopyt o ziemi�. taranta, taranta, taranta-tara taranta, taranta, taranta-tara Poczucie winy dr�czy go wspomnieniem nie spe�nionych obowi�zk�w. Pogr��a si� w �a�obie nad losem, kt�ry z pewno�ci� czeka jego nowych przyjaci� po odkryciu jija�skiej kolonii. Mimo to... Z czasem na nowo uczy si� dostosowywa� do rytmu rozko�ysanego siod�a. Gdy wschodz�ce s�o�ce wzbija ros� z wachlarzowatych li�ci rosn�cych nad rzek� drzew, w jego padaj�cych uko�nie promieniach zaczynaj� ta�czy� roje jaskrawych owad�w, kt�re zapylaj� porastaj�ce ca�e pole fioletowe kwiaty. Sara ogl�da si� na niego z grzbietu swego konia, b�yskaj�c z�bami w rzadkim u niej u�miechu. W�asne cierpienia przestaj� mu si� wydawa� tak wa�ne. Nawet strach przed przera�aj�cymi gwiazdolotami przeszywaj�cymi niebo arogancj� swych gniewnych silnik�w, nie potrafi st�umi� narastaj�cego uniesienia, kt�re czuje, gdy grupa zbieg�w galopuje ku nieznanym niebezpiecze�stwom. Nie jest w stanie nad sob� zapanowa�. W jego naturze le�y chwytanie si� nawet najdrobniejszej iskierki nadziei. Ko�skie kopyta uderzaj� w prastar� jija�sk� gleb�. Ich kadencja przypomina mu znajom�, rytmiczn� muzyk�, zupe�nie niepodobn� do uporczywego �a�obnego trenu. tarantara, tarantara tarantara, tarantara Pod wp�ywem uporczywej pieszczoty tego pulsuj�cego d�wi�ku co� budzi si� nagle w jego umy�le. Cia�o reaguje mimo woli, gdy z jakiego� izolowanego zakamarka jego ja�ni wyp�ywaj� s�owa, kt�rym towarzyszy chwytaj�ca za serce melodia. Tekst p�ynie niepodzielnym strumieniem, wype�niaj�c p�uca i gard�o, nim jeszcze Emerson zdaje sobie spraw�, �e �piewa: Chocia� umys� nasz i cia�o, { tarantara, tarantasa} Wype�nia dr�cz�ca nie�mia�o��, { tarantara!} I doskona�e znamy { tarantara, tarantara} Gro�b�, przed kt�r� uciekamy { tarantasa!} Jego przyjaciele u�miechaj� si�. Zdarza�o si� to ju� wcze�niej. To gdy jest tu� za nami {tarantara, tarantara} Starannie zapominamy {tarantara!} O wrogach za plecami, Na sp�k� z towarzyszami, Na sp�k� z towarzyszami! Sara wybucha �miechem, �piewaj�c refren razem z nim. Nawet eskortuj�ce ich ponure ursy wyci�gaj� d�ugie szyje, by sepleni� razem z innymi. To gdy jest tu� za nani { tarantara, tarantasa} Starannie zafoninany { tarantasa!} O wrogach za flecani, Na sf�k� z towarzyszani, Na sf�k� z towarzyszani! CZʌ� PIERWSZA Ka�dy z gatunk�w przedterminowych osadnik�w tworz�cych Jija�sk� Wsp�lnot� przekazuje z pokolenia na pokolenie opowie��, kt�ra wyja�nia, dlaczego jego przodkowie wyrzekli si� boskich mocy i narazili na straszliwe kary, by dotrze� w to odleg�e miejsce, przemykaj�c si� w skradaczach obok patroli Instytut�w, robot�w-stra�nik�w oraz kul Zang�w. Siedem fal grzesznik�w, kt�re przyby�y tu po to, by bezprawnie zostawi� swe nasienie na �wiecie og�oszonym za zamkni�ty dla wszelkiego osadnictwa. �wiecie, kt�ry mia� odpoczywa� i wraca� spokojnie do siebie, lecz przeszkodzili mu w tym podobni do nas. Pierwsi do po�o�onej mi�dzy mglistymi g�rami a �wi�tym morzem krainy, kt�r� zwiemy Stokiem, przybyli g�Kekowie. Min�o w�wczas p� miliona lat od chwili, gdy Jijo opu�cili ostatni prawowici lokatorzy, Buyurowie. Dlaczego owi g�Keccy za�o�yciele dobrowolnie wyrzekli si� �ycia w�druj�cych mi�dzy gwiazdami bog�w, obywateli Pi�ciu Galaktyk? Dlaczego wybrali �ycie upad�ych prymityw�w, pozbawionych zapewnianych przez technik� wyg�d, oraz wszelkiej moralnej pociechy poza kilkoma wyrytymi w platynie zwojami? Legendy m�wi�, �e naszym g�Keckim kuzynom grozi�a eksterminacja, przera�aj�ca kara za rujnuj�ce straty, kt�re przyni�s� im hazard. Nie mamy jednak pewno�ci, gdy� do chwili przybycia ludzi pismo by�o tu zapomnian� sztuk�, wszelkie relacje m�g� wi�c zniekszta�ci� up�yw czasu. Wiemy jednak, �e gro�ba, kt�ra sk�oni�a ich do porzucenia umi�owanego �ycia gwiezdnych w�drowc�w i szukania schronienia na masywnej Jijo, kt�rej skalisty grunt tak bardzo utrudnia funkcjonowanie ich ko�om, nie mog�a by� b�aha. Czy�by ich przodkowie dostrzegli czworgiem swych bystrych, spogl�daj�cych we wszystkich kierunkach oczu osadzonych na wdzi�cznych szypu�kach z�owieszczy los, kt�ry nios�y im galaktyczne wiatry? Czy owo pierwsze pokolenie uwa�a�o, �e nie ma innego wyboru? By� mo�e ten n�dzny byt mia� si� sta� dla ich potomk�w ostatni� szans� ratunku. Nied�ugo po g�Kekach, przed oko�o dwoma tysi�cami lat, z nieba spad�a nagle grupa traekich, kt�rzy sprawiali wra�enie, �e l�kaj� si� po�cigu jakich� przera�aj�cych nieprzyjaci�. Nie trac�c czasu, zatopili sw�j skradacz w najg��bszym z oceanicznych row�w, po czym osiedlili si� na Stoku, staj�c si� naj�agodniejszym z naszych plemion. Jaka� to nemezis wygna�a ich ze spiralnych szlak�w? Gdy rodowity Jijanin widzi znajome stosy t�uszczowych torus�w, wype�niaj�ce ka�d� wiosk� na Stoku wonnymi oparami i spokojn� m�dro�ci�, trudno mu sobie wyobrazi�, by traeki mogli mie� wrog�w. Z czasem zdradzili innym prawd�. Wrogiem, przed kt�rym uciekali, nie by� jaki� inny gatunek ani �miertelna wendeta gwiezdnych bog�w z Pi�ciu Galaktyk. Chodzi�o o aspekt ich w�asnych ja�ni. Pewne pier�cienie - sk�adniki ich cia� - zmodyfikowano niedawno w spos�b, kt�ry uczyni� z ich rasy przera�aj�ce istoty, pot�nych Jophur�w, postrach szlachetnych galaktycznych klan�w. Traeccy za�o�yciele nie mogli znie�� my�li o podobnym losie, postanowili wi�c zosta� banitami - przedterminowymi osadnikami na ob�o�onym tabu �wiecie - by umkn�� przed owym straszliwym przeznaczeniem. Zobowi�zaniem do wielko�ci. Podobno glawery nie przyby�y na Jijo ze strachu, lecz po to, by odnale�� �cie�k� Odkupienia - bezmy�ln� niewinno��, kt�ra niweluje wszelkie d�ugi. Uda�o im si� to znacznie lepiej ni� komukolwiek innemu. Wskazali nam wszystkim drog�, kt�r� mo�emy pod��y�, je�li tylko si� odwa�ymy. Bez wzgl�du na to, czy wejdziemy na �w �wi�ty szlak, ich osi�gni�cie zas�uguje na nasz szacunek. Przeobrazili si� bowiem z wykl�tych zbieg�w w gatunek b�ogos�awionych prostaczk�w. Jako nie�miertelnych gwiezdnych w�drowc�w mo�na by ich by�o poci�gn�� do odpowiedzialno�ci za wszystkie zbrodnie, w tym r�wnie� inwazj� na Jijo. Teraz jednak uda�o im si� znale�� azyl, czysto�� ignorancji pozwalaj�c� na nowy start. Pozwalamy im pob�a�liwie ry� w naszych �mietnikach, zagl�da� pod k�ody w poszukiwaniu owad�w. Cho� ongi� by�y obdarzone pot�nymi intelektami, ich gatunku nie zalicza si� dzi� do przedterminowych osadnik�w. Nie ci��� ju� na nich grzechy przodk�w. Qheueni pierwsi z przyby�ych po��czyli ostro�no�� z ambicj�. Rz�dzeni przez fanatyczne, krabokszta�tne szare matrony, koloni�ci z pierwszego pokolenia strzelali pogardliwie wszystkimi pi�cioma szczypcami na my�l o unii z pozosta�ymi gatunkami wygna�c�w. Woleli si�gn�� po dominacj� nad nimi. Z czasem ich plany spali�y na panewce. Niebiescy i czerwoni qheueni porzucili swe historyczne role poddanych i postanowili pod��y� w�asn� drog�, a sfrustrowane szare cesarzowe nie by�y w stanie zmusi� ich do spe�niania dawnych feudalnych powinno�ci. Gdy nasi wysocy hoo�scy bracia s�ysz� pytanie: �Dlaczego tu przybyli�cie?�, wci�gaj� g��boko powietrze w p�uca, wype�niaj�c imponuj�ce worki rezonansowe niskim, medytacyjnym burkotem. Starsi tego gatunku odpowiadaj� dudni�cym tonem, �e ich przodkowie nie uciekali przed �adnym wielkim niebezpiecze�stwem, prze�ladowaniami ani niechcianymi zobowi�zaniami. Po c� w takim razie osiedlili si� nielegalnie na Jijo, nara�aj�c sw�j gatunek na straszliwe kary, je�li ich potomkowie zostaliby kiedykolwiek schwytani? Najstarsi hoonowie na Jijo wzruszaj� tylko ramionami z irytuj�c� beztrosk�, zupe�nie jakby nie znali ich motyw�w i nic ich one nie obchodzi�y. Niekt�rzy z nich wspominaj� jednak o pewnej legendzie. Zgodnie z ow� kr�tk� opowie�ci� galaktyczna wyrocznia poinformowa�a ongi� klan hoo�skich gwiezdnych w�drowc�w, �e je�li tylko wyka�� si� niezb�dn� odwag�, otworzy si� przed nimi niepowtarzalna szansa. Okazja odzyskania czego�, co im ukradziono, cho� nawet nie wiedz� �e im tego brak. Drogocennego dziedzictwa, kt�re mo�na odnale�� na zakazanej planecie. Gdy jednak kt�ra� z wysokich istot nadyma worek rezonansowy, by �piewa� o minionych czasach, najcz�ciej wykonuje nisk� radosn� ballad� o prymitywnych tratwach, �odziach i oceanicznych statkach, kt�re hoonowie samodzielnie wynale�li wkr�tce po przybyciu na Jijo. Im pozbawionym poczucia humoru gwiezdnym kuzynom nigdy by si� nie chcia�o wyszukiwa� informacji o podobnych rzeczach we wszechwiedz�cej Galaktycznej Bibliotece, nie wspominaj�c ju� o ich budowaniu. Z legend opowiadanych przez klan bystronogich urs wynika, �e ich prababki by�y wyrzutkami, przyby�ymi na Jijo po to, by si� rozmna�a�, uciec przed ograniczeniami obowi�zuj�cymi w cywilizowanych cz�ciach Pi�ciu Galaktyk. Ich kr�tkie �ycie, gwa�towny temperament i nieokie�znana p�odno�� sprawia�y, �e ursy mog�yby do dzi� zape�ni� ca�� Jijo swym potomstwem... albo wygin��, jak mityczne centaury, kt�re nieco przypominaj�. Unikn�y jednak obu tych pu�apek. Dzi�ki wielu wysi�kom tak w ku�niach, jak i na polu bitwy, zdoby�y zaszczytne miejsce we Wsp�lnocie Sze�ciu Gatunk�w. Liczne stada, umiej�tno�� produkcji stali i intensywna aktywno�� pozwalaj� im nadrobi� kr�tkotrwa�o�� �ycia. Na koniec, przed dwoma stuleciami, przybyli Ziemianie, kt�rzy sprowadzili ze sob� szympansy, a tak�e inne skarby. Najwspanialszym darem, jaki od nich otrzymali�my, by� jednak papier. Drukowana skarbnica wiedzy w Biblos uczyni�a z nich nauczycieli naszej �a�osnej wsp�lnoty wygna�c�w. Druk i edukacja zmieni�y �ycie na Stoku, stworzy�y now� naukow� tradycj�, dzi�ki kt�rej p�niejsze pokolenia wyrzutk�w odwa�y�y si� podj�� badania swego nowego �wiata, swej hybrydowej cywilizacji, a nawet siebie samych. Je�li za� chodzi o to, dlaczego ludzie tu przybyli, �ami�c galaktyczne prawo i nara�aj�c wszystko po to, by ukrywa� si� przed straszliwym niebem wraz z innymi banitami, jest to jedna z najdziwniejszych opowie�ci znanych jija�skim klanom wygna�c�w. Etnografia Stoku Dorti Chang-Jones i Huph-alch-Huo OSADNICY Alvin Gdy le�a�em oszo�omiony i na wp� sparali�owany w metalowej celi, ws�uchuj�c si� w buczenie silnika mechanicznego morskiego smoka, kt�ry unosi� mnie i moich przyjaci� w nieznane, nie mia�em nic, co pozwoli�oby mi okre�li� up�yw czasu. Nim wr�ci�em do siebie na tyle, by zada� sobie pytanie: �Co z nami b�dzie?�, min�o chyba z par� dni od chwili zniszczenia naszej prowizorycznej �odzi podwodnej, naszego pi�knego �Marzenia Wuphonu�. Przypominam sobie niejasno oblicze morskiego potwora, takie, jakim je zobaczyli�my przez nasze prymitywne, szklane okno. O�wietla� go jedynie wykonany przez nas w�asnym przemys�em reflektor �Marzenia�. Trwa�o to tylko moment. Ogromna, metalowa machina wychyn�a z czarnej, lodowatej otch�ani. Nasza czw�rka - Huck, Koniuszek, Ur- ronn i ja - pogodzi�a si� ju� ze �mierci�... z tym, �e czeka nas nieunikniona katastrofa, zguba na morskim dnie. Wyprawa zako�czy�a si� kl�sk�. Nie czuli�my si� ju� jak odwa�ni podmorscy podr�nicy, lecz jak przera�one dzieci. Opr�niali�my wn�trzno�ci ze strachu, czekaj�c, a� okrutna otch�a� zmia�d�y nasz pusty w �rodku pie� drzewa, rozbijaj�c go na niezliczone, mokre drzazgi. I nagle olbrzymi kszta�t run�� ku nam, rozwieraj�c paszcz� tak szeroko, �e po�kn�� �Marzenie Wuphonu� w ca�o�ci. No, prawie w ca�o�ci. Wpadaj�c do �rodka, otarli�my si� o �cian�. Wstrz�s rozbi� nasz� male�k� kabin�. To, co wydarzy�o si� p�niej, wci�� pozostaje pe�n� b�lu, zamazan� plam�. Chyba wszystko jest lepsze od �mierci, po zderzeniu prze�ywa�em jednak chwile, gdy plecy bola�y mnie tak bardzo, �e chcia�em tylko wyda� z udr�czonego worka rezonansowego jeden ostatni burkot, a potem powiedzie� ��egnaj� m�odemu Alvinowi Hph-wayuo, pocz�tkuj�cemu poliglocie, cz�ekona�ladowczemu pisarzowi, superpo�yskliwemu �mia�kowi oraz niewdzi�cznemu synowi Mu-phauwq i Yowg-wayuo, a tak�e Wuphonowi, Stokowi, Jijo, Czwartej Galaktyce i wszech�wiatowi. Jako� jednak prze�y�em. Rzecz chyba w tym, �e gdybym da� za wygran� po wszystkim, przez co przeszli�my z towarzyszami, by si� tu dosta�, zachowa�bym si� nie po hoo�sku. Co, je�li tylko ja ocala�em? By�em winien Huck i pozosta�ym dalsz� walk�. Moje pomieszczenie - cela? pok�j szpitalny? - ma wymiary zaledwie dwa na dwa na trzy metry. To do�� ciasno dla hoona, nawet nie w pe�ni wyro�ni�tego. Jeszcze cia�niej robi si� tu, gdy tylko kt�ry� z sze�ciono�nych, spowitych w metal demon�w pr�buje wcisn�� si� do �rodka, by zaj�� si� moimi rannymi plecami, szturchaj�c je z czym�, co jak s�dz� (mam nadziej�!) jest niezgrabn� form� delikatno�ci. Bez wzgl�du na ich wysi�ki, raz po raz zalewaj� mnie straszliwe fale cierpienia. Rozpaczliwie t�skni� za �rodkami przeciwb�lowymi produkowanymi przez starego �mierdziucha - naszego traeckiego farmaceut�. Przysz�o mi do g�owy, �e mo�e ju� nigdy nie b�d� m�g� chodzi�... nigdy nie zobacz� rodzic�w ani morskich ptak�w ko�uj�cych nad odpadowcami, kt�re kotwicz� pod kopulastymi drzewami os�onowymi w Wuphonie. Pr�bowa�em przemawia� do owadopodobnych olbrzym�w, kt�re co jaki� czas zagl�daj� do mojej celi. Cho� sp�aszczony z ty�u tu��w ka�dego z nich przewy�sza d�ugo�ci� wzrost mojego taty, a rurowate skorupy s� twarde jak buyurska stal, wci�� wyobra�am je sobie jako ogromne phuvnthu, sze�cionogie szkodniki o nieprzyjemnym, s�odko-ostrym zapachu, kt�re wgryzaj� si� w �ciany drewnianych dom�w. Te stwory pachn� jednak jak przeci��ona maszyneria. Cho� wypr�bowa�em z tuzin ziemskich i galaktycznych j�zyk�w, sprawiaj� wra�enie jeszcze mniej rozmownych ni� phuvnthu, kt�re �apali�my z Huck w latach dzieci�stwa, by tresowa� je do wyst�p�w w naszym miniaturowym cyrku. W owych mrocznych chwilach brak mi by�o Huck, jej bystrego g�Keckiego umys�u i sarkastycznego dowcipu, a nawet tego, �e wkr�ca�a sobie moj� sier�� w ko�a, �eby wyrwa� mnie z transu hoo�skich �eglarzy, je�li - pogr��ony w nim - zbyt d�ugo wpatrywa�em si� w horyzont. Ujrza�em przelotnie, jak owe ko�a kr�ci�y si� bezsilnie w paszczy morskiego smoka, chwil� po tym, jak pot�ne szcz�ki zmia�d�y�y nasze wspania�e �Marzenie� i wysypali�my si� ze szcz�tk�w zbudowanej przez nas amatorskiej �odzi podwodnej. Dlaczego nie pogna�em z pomoc� przyjaci�ce w tych pos�pnych chwilach tu� po katastrofie? Cho� bardzo pragn��em to uczyni�, trudno mi by�o cokolwiek zobaczy� albo us�ysze�, gdy� do komory wtargn�� zawodz�cy przera�liwie wicher, kt�ry wygna� na zewn�trz okrutne morze. Z pocz�tku trudno mi by�o cho� z�apa� oddech. P�niej, gdy spr�bowa�em si� poruszy�, moje plecy nie zareagowa�y. Pami�tam te�, �e dostrzeg�em po�r�d chaosu Ur-ronn, kt�ra miota�a z wrzaskiem d�ug� szyj� i m��ci�a wszystkimi czterema nogami oraz dwiema szczup�ymi r�kami, przera�ona kontaktem z ohydn� wod�. Krwawi�a tam, gdzie jej sk�r� o barwie niefarbowanego zamszu przebi�y ostre od�amki - szcz�tki szklanego okna, kt�re z tak� dum� wykona�a w po�o�onym pod wulkanem warsztacie nale��cym do Uriel Kowalicy. By� tam r�wnie� Koniuszek Szczypiec, najlepiej spo�r�d nas przystosowany do prze�ycia pod wod�. Jako czerwony qheuen by� przyzwyczajony do brodzenia na pi�ciu pokrytych chityn� ko�czynach po morskich p�yciznach, lecz przypadkowy upadek w niezg��bion� pustk� przekracza� nawet jego mo�liwo�ci. Przypomina�em sobie niejasno, �e chyba by� �ywy... a mo�e to tylko my�lenie �yczeniowe? W moich ostatnich, niejasnych wspomnieniach dotycz�cych �upadku� pe�no jest obraz�w przemocy. Potem zemdla�em... i ockn��em si� w celi, samotny i dr�czony majakami. Czasami phuvnthu poddaj� m�j kr�gos�up jakim� �leczniczym� zabiegom. Jest to tak bolesne, �e natychmiast zdradzi�bym im wszystkie znane mi tajemnice. O ile zadawa�yby mi jakie� pytania, czego nigdy nie czyni�. Dlatego ani s�owem nie wspomnia�em o misji, kt�r� zleci�a naszej czw�rce Uriel Kowalica - poszukiwaniu zakazanego skarbu, kt�ry jej protoplastki schowa�y przed stuleciami na morskim dnie. Skrytki pozostawionej nieopodal brzegu przez uryjskie osadniczki, kt�re porzuci�y swe statki i zaawansowane technicznie urz�dzenia, by do��czy� do grona upad�ych gatunk�w. Tylko wyj�tkowo powa�ny kryzys m�g�by sk�oni� Uriel do z�amania Przymierza poprzez wydobycie z morza podobnej kontrabandy. My�l� sobie, �e s�owo �kryzys� trafnie opisuje przybycie obcych bandyt�w, kt�rzy napadli na Zgromadzenie Sze�ciu Gatunk�w, gro��c eksterminacj� ca�ej Wsp�lnoty. B�l w kr�gos�upie uspokoi� si� wreszcie na tyle, �e mog�em przerzuci� zawarto�� plecaka, wydoby� postrz�piony dziennik i kontynuowa� relacj� ze swych pechowych przyg�d, co podnios�o mnie odrobin� na duchu. Nawet je�li nikt z nas nie ocaleje, moje zapiski mog� pewnego dnia trafi� do domu. Wychowywa�em si� w ma�ej hoo�skiej wiosce i wr�cz po�era�em ludzkie powie�ci przygodowe takich autor�w, jak Clarke, Rostand, Conrad i Xu Xiang. Marzy�em o tym, �e mieszka�cy Stoku pewnego dnia powiedz�: �Kurcz�, ten Alvin Hph-wayuo potrafi� snu� opowie�ci nie gorzej od dawnych Ziemian�. To mog�a by� moja jedyna szansa. Dlatego d�ugimi midurami �ciska�em w wielkiej hoo�skiej pi�ci kr�tk� i grub� kredk� z w�gla drzewnego, bazgrz�c kolejne fragmenty relacji z wydarze�, przez kt�re znalaz�em si� w tej rozpaczliwej sytuacji. Opowiedzia�em, jak czw�rka przyjaci� zbudowa�a prowizoryczn� ��d� podwodn� ze sk�r scynk�w i wydr��onej k�ody drzewa garu, marz�c o poszukiwaniu skarb�w w Wielkim �mietnisku. Jak Uriel Kowalica, w�adczyni g�rskiej ku�ni, udzieli�a nam poparcia, przeradzaj�c dziecinne marzenie w prawdziw� ekspedycj�. Jak zakradli�my si� we czw�rk� do obserwatorium Uriel i pods�uchali�my ludzkiego m�drca, opowiadaj�cego o dostrze�onych przez niego na niebie gwiazdolotach, kt�re by� mo�e przynosi�y Sze�ciu Gatunkom zapowiedziany s�d. I jak �Marzenie Wuphonu� wkr�tce potem opuszczono na linie z Kra�cowej Ska�y, w miejscu, gdzie �wi�ty r�w �mietniska przebiega w pobli�u l�du. Uriel powiedzia�a nam, sycz�c przez rozszczepion� g�rn� warg�, �e na p�nocy rzeczywi�cie wyl�dowa� statek. Nie przylecieli nim jednak galaktyczni s�dziowie, lecz przest�pcy innego rodzaju ni� my, jeszcze gorsi od naszych grzesznych przodk�w. Potem zamkn�li�my klap� i wielki b�ben zacz�� si� obraca�. Gdy jednak dotarli�my do zaznaczonego na mapie punktu, przekonali�my si�, �e skrytki Uriel ju� tam nie ma! Co gorsza, podczas poszukiwa� tego cholerstwa �Marzenie Wuphonu� zgubi�o drog� i zwali�o si� z podmorskiego urwiska. Gdy cofn� si� o kilka stron, widz�, �e moj� relacj� pisa� kto� dr�czony pora�aj�cym b�lem. Jest w niej jednak dramatyzm, kt�rego w tej chwili nie potrafi� ju� osi�gn��. Zw�aszcza w scenie, w kt�rej dno osun�o si� spod naszych k� i poczuli�my, �e spadamy do w�a�ciwego �mietniska. Ku niechybnej �mierci. A potem z�apa�y nas phuvnthu. Tak oto znalaz�em si� tutaj, we wn�trzu metalowego wieloryba, kt�rym w�adaj� tajemnicze, milcz�ce istoty, nie wiedz�c, czy moi przyjaciele jeszcze �yj�, czy te� zosta�em sam. Czy tylko sta�em si� kalek�, czy te� umieram. Czy moi stra�nicy maj� co� wsp�lnego z gwiazdolotami, kt�re wyl�dowa�y w g�rach? A mo�e s� inn� zagadk�, wywodz�c� si� z zamierzch�ej przesz�o�ci Jijo? Potomkami zaginionych Buyur�w? Albo jeszcze starszymi duchami? Znam niewiele odpowiedzi, a uko�czywszy sprawozdanie z upadku w przepa�� i zag�ady �Marzenia Wuphonu�, nie �miem marnowa� papieru na czcze spekulacje. Musz� od�o�y� o��wek, nawet je�li trac� w ten spos�b ostatni� os�on� przed samotno�ci�. Ca�e �ycie inspiracj� by�y dla mnie ksi��ki w ludzkim stylu. Lubi�em sobie wyobra�a�, �e jestem bohaterem jakiej� superpo�yskliwej opowie�ci. A teraz, by nie straci� zmys��w, musz� si� nauczy� by� cierpliwy. Z oboj�tno�ci� traktowa� up�yw czasu. �y� i my�le� jak hoon. Asx Mo�ecie zwa� mnie Asxem. wy, wielobarwne pier�cienie, skupione w wielki, sto�kowaty stos, wydzielaj�ce intensywne wonie, dziel�ce si� od�ywczym sokiem, kt�ry wspina si� wzd�u� naszego wsp�lnego rdzenia, albo karmi�ce si� woskiem pami�ci, skapuj�cym z naszego szczytu sensorycznego. wy, pier�cienie, kt�re pe�nicie rozmaite funkcje w naszym wsp�lnym ciele, p�katym sto�ku dor�wnuj�cym niemal wzrostem hoonowi, ci�kim jak niebieski qheuen i poruszaj�cym si� po ziemi powoli jak stary g�Kek o p�kni�tej osi. wy, pier�cienie, kt�re codziennie g�osujecie nad tym, czy przed�u�y� nasz� koalicj�. To od was ja-my domagamy si� teraz decyzji. Czy b�dziemy nadal utrzymywa� t� fikcj�? Tego �Asxa�? Jednolite istoty - ludzie, ursy i inni nasi drodzy partnerzy w wygnaniu - uparcie u�ywaj� terminu �Asx� na oznaczenie tego lu�no powi�zanego stosu t�uszczowych torus�w, jakby�my my-ja rzeczy wi�cie mieli sta�e imi�, a nie tylko tymczasow� etykiet�. Rzecz jasna, jednolite istoty maj� nie po kolei w g�owie. My, traeki, dawno ju� pogodzili�my si� z tym, �e �yjemy we wszech�wiecie pe�nym egotyzmu. Nie mogli�my jednak przysta� na perspektyw�, �e sami staniemy si� najwi�kszymi egotystami, i to w�a�nie sta�o si� przyczyn� naszego wygnania. W swoim czasie nasz-m�j stos opas�ych d�tek pe�ni� funkcj� skromnego wiejskiego farmaceuty. S�u�yli�my innym swymi prostymi wydzielinami nieopodal nadmorskich moczar�w Dalekiego Wilgotnego Rezerwatu. Potem zacz�li oddawa� nam-mnie ho�dy i zwa� nas �Asxem�, najwa�niejszym z m�drc�w traeckiego szczepu i cz�onkiem Najwy�szej Rady Sze�ciu. A teraz stoimy na spopielonym pustkowiu, kt�re do niedawna by�o pi�kn� zgromadzeniow� ��k�. Nasze czuciowe pier�cienie i neuronowe witki cofaj� si� ze wstr�tem od obraz�w i d�wi�k�w, kt�rych postrzegania nie mog� znie��. Wskutek tego jeste�my niemal ca�kowicie �lepi. Nasze sk�adowe torusy cierpi� z powodu straszliwych p�l dw�ch wielkich jak g�ry gwiazdolot�w. �wiadomo�� blisko�ci statk�w zanika jednak. Ogarnia nas ciemno��. Co si� przed chwil� sta�o! Spok�j, moje pier�cienie. Takie rzeczy ju� si� zdarza�y. Zbyt silny szok mo�e pozbawi� r�wnowagi traecki stos, powoduj�c luki w pami�ci chwilowej. Istnieje jednak inny, pewniejszy spos�b na to, by si� przekona�, co w�a�ciwie zasz�o. Pami�� neuronowa jest ulotna. Znacznie lepiej jest polega� na powolnym, lecz niezawodnym wosku. Rozwa�cie �wie�y wosk, nadal gor�cy i ciek�y, kt�ry ze�lizguje si� po naszym wsp�lnym rdzeniu, nios�c ze sob� zapis wydarze�, jakie rozegra�y si� przed chwil� na owej nieszcz�snej polanie, gdzie jeszcze niedawno sta�y barwne namioty, a na szcz�liwych jija�skich wiatrach �opota�y chor�gwie. Trwa�o typowe, doroczne zgromadzenie Sze�ciu Gatunk�w ku czci trwaj�cego od stu lat pokoju. A� do chwili... Czy to tego wspomnienia szukamy? Sp�jrzcie... na Jijo przybywa gwiazdolot! Nie zakrada si� tu noc�, jak nasi przodkowie. Nie trzyma si� na dystans, jak tajemnicze kule Zang�w. Nie, to by� arogancki kr��ownik z Pi�ciu Galaktyk pod dow�dztwem wynios�ych obcych istot zwanych Rothenami. Prze�led�cie wspomnienie owej chwili, gdy po raz pierwszy ujrzeli�my rothe�skich w�adc�w, kt�rzy raczyli si� wreszcie wy�oni� ze swej metalowej kryj�wki - imponuj�cy, szlachetni i dumni, otoczeni aur� majestatycznej charyzmy, kt�ra przewy�szy�a blaskiem nawet ich s�ugi, ludzi z nieba. Jak�e wspaniale jest by� gwiezdnym bogiem! Nawet takim, kt�ry w my�l galaktycznego prawa jest �przest�pc��. Czy� nie przy�mili nas, nieszcz�snych barbarzy�c�w, tak jak s�o�ce przy�miewa blask �ojowej �wiecy? My, m�drcy, poj�li�my jednak przera�aj�c� prawd�. Gdy ju� ograbi� ten �wiat przy pomocy wynaj�tych tubylc�w, Rotheni nie zechc� zostawi� �wiadk�w. Nie pozwol� nam �y�. Nie, cofn�li�my si� zbyt daleko. Spr�bujmy raz jeszcze. A co z tymi drugimi jaskrawymi �ladami, moje pier�cienie? Z czerwon�, gorej�c� kolumn�, kt�ra zm�ci�a ciemno�ci nocy? Z eksplozj�, kt�ra zak��ci�a nasz� �wi�t� pielgrzymk�? Czy przypominacie sobie widok rothe�sko-danickiej stacji, jej powyginanych, dymi�cych d�wigar�w? Spalonego sk�adu pr�bek biologicznych? I tego, co najstraszniejsze - dw�ch zabitych niebianek, Rothenki i ludzkiej kobiety? Ro-kenn i nasi najwy�si m�drcy obrzucali si� nawzajem w blasku wstaj�cego �witu ohydnymi oskar�eniami. Pad�y przera�aj�ce gro�by. Nie, to wydarzy�o si� przed ponad dob�. Pog�aszczcie �wie�szy wosk. Natrafiamy na szerok� p�aszczyzn� grozy, kt�rej przera�aj�cy blask wdziera si� w g��b naszego oleistego rdzenia. Ziarnisto�� jej barw ��czy gor�c� krew z zimnym ogniem. Bije od niej dusz�ca wo� p�on�cych drzew i zw�glonych cia�. Czy pami�tacie, jak Ro-kenn, ocala�y rothe�ski w�adca, poprzysi�g� wywrze� zemst� na Sze�ciu Gatunkach, wyda� rozkaz swym robotom-zab�jcom? �Zlikwidujcie ich wszystkich! Nikt nie mo�e ocale�, by o tym opowiedzie�!� I wtedy ujrzeli�my cud! Plutony naszej dzielnej milicji. Z pobliskiego lasu wypadli jija�scy barbarzy�cy, uzbrojeni jedynie w �uki, �rut�wki i odwag�. Czy pami�tacie, jak run�li na unosz�ce si� w powietrzu �mierciono�ne demony... i zwyci�yli! Wosk nie k�amie. Trwa�o to zaledwie kilka chwil. Te stare traeckie pier�cienie mog�y tylko gapi� si� w og�upieniu na straszliwe zniszczenia, zdumione, �e my-ja nie przerodzili�my si� w stos p�on�cych torus�w. Cho� wok� nas le�a�y sterty zabitych i rannych, nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e zwyci�yli�my. Sze�� Gatunk�w zatriumfowa�o! Ro-kenna i jego podobne bogom s�ugi rozbrojono. Wytrzeszczali tylko oczy, zdumieni i oburzeni tym nowym rzutem nieznaj�cych spoczynku ko�ci Ifni. Tak, moje pier�cienie. Wiem, �e to nie ostatnie wspomnienie. Do tych wydarze� dosz�o przed wieloma midurami. Od tego czasu z pewno�ci� musia�o si� sta� co� jeszcze. Co� strasznego. By� mo�e danicka podniebna ��d� wr�ci�a ze zwiadowczej wyprawy, przynosz�c jednego z gwa�townych ludzkich wojownik�w, kt�rzy czcz� swych rothe�skich pan�w i opiekun�w. Niewykluczone te�, �e przylecia� rothe�ski gwiazdolot i jego za�oga - zamiast zabra� spodziewane biologiczne �upy - dowiedzia�a si�, �e pr�bki zniszczono, stacja uleg�a zag�adzie, a cz�onk�w ekspedycji