7295

Szczegóły
Tytuł 7295
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7295 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7295 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7295 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Adam Bahdaj Stawiam na Tolka Banana Data wydania: 1987 Wydanie IV SPIS TRE�CI SPIS TRE�CI......................... 2 ROZDZIA� PIERWSZY.................... 3 ROZDZIA� DRUGI...................... 22 ROZDZIA� TRZECI...................... 36 ROZDZIA� CZWARTY.................... 48 ROZDZIA� PI�TY...................... 68 ROZDZIA� SZ�STY..................... 77 ROZDZIA� SI�DMY..................... 102 ROZDZIA� �SMY...................... 119 ROZDZIA� DZIEWI�TY.................... 142 ROZDZIA� PIERWSZY � Luluniu, pani Tecia m�wi�a, �e wczoraj znowu ogl�da�e� w telewizji jaki� kryminalny film � powiedzia�a pani Seratowiczowa. Siedzieli na werandzie. By�o duszno. Wielkie chmury wy�ania�y si� spoza linii dach�w, zalewaj�c czyst� przestrze� nieba. � Ameryka�ski � odpar� po chwili ch�opiec. � Straszna bzdura. Pewien facet zastrzeli� barmana z baru �Savoya" w Miami... � Przecie� prosi�am, �eby� nie ogl�da� tych film�w. Od ilu lat by� dozwolo- ny? � Od szesnastu, ale ko� by si� u�mia�. Ten facet zastrzeli� go tylko dlatego, �e barman nie poda� mu w por� szklaneczki whisky. Zupe�na lipa. Czy mo�na za to zastrzeli� cz�owieka? � Nie mo�na, ale ja prosi�am ci�... � Wiem, mamo, tylko co mia�em robi�. Strasznie si� nudzi�em. I w og�le film by� zupe�nie do kitu. Ten facet kocha� si� w jakiej� Meksykance, kt�ra ta�czy�a w tym lokalu. Nic nie robi�, tylko kupowa� jej rozmaite brylanty i futra, a ona jednak wola�a jednego toreadora, kt�ry podczas corridy zakatrupi� byka. Ja te� bym wola�, bo tamten �adowany facet by� gangsterem i przemyca� z Hongkongu narkotyki. Pani Seratowiczowa westchn�a bole�nie. � A ty na to patrzysz. � Gdybym wiedzia�, �e to taka bzdura, to nawet nie otworzy�bym telewizora. �wietny by� tylko po�cig za tym gangsterem przez pustyni� w Nowym Meksyku. On nawiewa� helikopterem, ale wysiad� mu silnik i musia� naj�� mulnik�w. Po- dobno mu�y mog� i�� przez pustyni� ca�y tydzie� bez jedzenia i bez wody. Tak m�wi� Krzy� Sekoci�ski, a on wszystko wie... � W�a�nie � podj�a g�osem znu�onym pani Seratowiczowa. � Czy zamiast ogl�da� ten niedorzeczny film, nie mog�e� zadzwoni� do Krzysia i zaprosi� go do siebie? � Ju� wol� ogl�da� takie filmy. � Czego ty w�a�ciwie chcesz od Krzysia? Przecie� to bardzo mi�y ch�opiec. � Za bardzo. Mama nawet nie wie, jaki on mi�y. Ja przy nim s�owa nie mog� powiedzie�, bo on wszystko wie lepiej. On nawet wie, kiedy Napoleon przecho- dzi� koklusz i kto wynalaz� maszynk� do wyrywania w�os�w z nosa. Genialny ch�opiec, daj� s�owo, czyta ju� angielskie ksi��ki, a na obiad m�wi: lunch. Kicha� mi si� chce, jak na niego patrz�. I w og�le... Pani Seratowiczowa uwa�niej spojrza�a na ch�opca. � Przesadzasz, m�j drogi. Krzy� jest �wietnie u�o�ony i bardzo bym chcia�a, �eby� si� z nim zaprzyja�ni�. � Dzi�kuj�. Zdaje mi si� przy nim, �e jestem mato�em. � On by ci� podci�gn��, zaj��... � Dzi�kuj� � u�miechn�� si� cierpko. � Zanudzi�by mnie na cacy. � Jak ty si� wyra�asz? � Przecie� tak si� m�wi. � To chyba jacy� chuligani u�ywaj� takich zwrot�w. � Nie chuligani, tylko morowi ch�opcy. � I dziwi� si� bardzo... � zawaha�a si� chwil�. Naraz uj�a d�o� ch�opca i spojrza�a mu w oczy. � Powiedz mi, m�j drogi, dlaczego ty nie masz koleg�w? Ch�opiec �achn�� si�. � Mama by chcia�a, �ebym mia� koleg�w, a jak kiedy� przyprowadzi�em An- tosia Fuflewicza, to przez dwa dni wietrzy�a mama mieszkanie. � Bo, delikatnie m�wi�c, Fuflewicz nie my� sobie n�g. � Nie my� n�g, ale za to morowy ch�opiec. �eby mama widzia�a, jak on gra w ga��. � W co? � No, w pi�k�. Jest najlepszym napastnikiem i zawsze gra na prawym skrzy- dle. � A ty, na jakim grasz skrzydle? Przez jasn� twarz ch�opca przenikn�� cie� rozpaczy. � Mnie nigdy jeszcze nie wstawili do sk�adu. � Dlaczego? Ch�opiec wzruszy� ramionami. � Eee... - westchn�� � m�wi�, �e jestem pata�ach. � Przecie� nie�le grasz w tenisa. � Tenis u nich si� nie liczy, u nich najwa�niejsza ga�a. Pani Seratowiczowa chcia�a ogarn�� go ramieniem. Ch�opiec odsun�� si� gwa�townie. � Co ci si� sta�o? � Nic. Mama i tak mnie nie zrozumie. � A kt� ci� zrozumie lepiej ode mnie? � Mama by chcia�a, �ebym tylko siedzia� w domu i czyta� ksi��ki... i dys- kutowa� z Krzy�kiem... � Zagryz� warg� i twarz jego nagle st�a�a. � Dlatego ch�opcy nie chc� si� ze mn� kolegowa�. M�wi�, �e jestem pata�ach, i nabijaj� si� ze mnie. � Bo szukasz zawsze nieodpowiedniego towarzystwa. Masz przecie� mi�ych koleg�w: Wiesia. � Taki sam lalu�, jak ja. Mo�e jeszcze gorszy. Nawet nie umie gra� w tenisa. � A Marek Stanisz? � �amaga i do tego skar�y na koleg�w. Pani Seratowiczowa roz�o�y�a szeroko r�ce. � Luluniu, widz�, �e si� nie rozumiemy. Masz takie dobre warunki. Ojciec przysy�a ci najdro�sze rzeczy, a ty stale chodzisz skwaszony. Czego ci jeszcze potrzeba? Ch�opiec cmokn�� zniecierpliwiony. � W�a�nie! Niczego mi nie brak, a mama mnie nie rozumie. � Mo�e zaprowadzi� ci� do psychiatry? Pani doktor Sekoci�ska m�wi�a, �e zna �wietnego specjalist�. Ch�opiec �achn�� si� gniewnie. � Tego jeszcze brakowa�o. Gdyby si� ch�opcy dowiedzieli, to dopiero �adnie bym wygl�da�. Powiedzieliby, �e mam szmergla w g�owie. � Co takiego? � Mama by chcia�a, �ebym by� po�miewiskiem. � Przecie� nikt si� nie dowie, �e by�e� u lekarza. � To si� mama myli. Oni zaraz skapuj�. � Ch�opcze, jak ty si� wyra�asz � westchn�a �a�o�nie pani Seratowiczowa. Chcia�a jeszcze co� doda�, ale w tej chwili rozleg� si� dzwonek. � Pewno go�cie na bryd�a � powiedzia�a jakby do siebie. Ch�opiec spojrza� na ni� z rozpacz�. � Znowu bryd�? � Przecie� wiesz, �e w niedziel� zapraszam go�ci. � Wiem � wyszepta�. Nie spojrzawszy na matk�, skierowa� si� w g��b domu. Min�� wielki hali z pal- mami, przedpok�j, zatrzyma� si� przy schodach. Zastanawia� si�, co robi�, lecz czu�, �e na nic nie ma ochoty. Wolnym krokiem wspi�� si� na pierwsze pi�tro. Wszed� do swego pokoju. Naraz ogarn�� go �al. Uni�s� d�onie do twarzy i zap�a- ka� gorzko bez �ez. Chcia� by� innym. Nieraz, kiedy spojrza� w lustro, czu� wstr�t do siebie. Pa- trzy�: niby normalny ch�opiec, wszystko na swoim miejscu � oczy, usta, nos, a tymczasem ca�kiem nie to, co powinno by�. Wykrzywia� si� do swego odbicia, pokazywa� j�zyk i ch�tnie da�by sobie porz�dnego kuksa�ca, �eby przynajmniej co� si� zmieni�o. Inni ch�opcy mieli koleg�w, mieli swoje k�opoty, zmartwienia, a on czu� tylko nud�. Nudzi� umia� si� za pi�ciu. Najbardziej nudzi� si� w niedziel� popo�udniu, kiedy do matki przychodzili go�cie na bryd�a. Zjawia� si� zwykle mecenas Dylewicz, redaktor Rz�ska i pani doktor Sekoci�ska, kt�ra wycina�a mu kiedy� migda�ki i od tego czasu uwa�a, �e powinien by� jej za to bezgranicznie wdzi�czny. � Lulusiu � szczebiota�a � gdyby nie ja, do tej pory ka�dej zimy przecho- dzi�by� angin�, a tak, chwa�a Bogu, ro�niesz i coraz wi�kszy z ciebie kawaler. Zaciska� z�by, powtarza�, jak go matka uczy�a: � Dzi�kuj�, pani doktor, rzeczywi�cie od tego czasu nie choruj� na angin�, ani na inn� chorob�. Mecenas Dylewicz poprawia� okulary, kr�ci� z podziwu g�ow� � Ho, ho... jaki ten nasz Lulu� rezolutny i jaki m�dry. M�wi� ci, ch�opcze, zrobisz karier�. Redaktor Rz�ska dodawa�: � Jeszcze nieraz b�dziemy o nim pisali w gazecie. Zobaczycie, pa�stwo � i klepa� ch�opca po ramieniu. Julka a� skr�ca�o. Mia� ochot� powiedzie� redaktorowi, �e ma w nosie jego i jego gazet�, ale u�miecha� si� cierpko i m�wi� przez z�by: � Bardzo mi b�dzie mi�o, gdy pan kiedy� napisze o mnie. Wiedzia�, dlaczego go�cie matki s� dla niego tacy s�odcy. Dzi�ki temu, �e oj- ciec jest znakomitym specjalist� od budowy nowoczesnych cukrowni, stale prze- bywa za granic� i przysy�a matce kup� forsy, matka mo�e zaprasza� go�ci na bry- d�a, urz�dza� wystawne przyj�cia i cz�stowa� zagranicznymi trunkami. Ot, ca�a tajemnica. Sam by w to nie uwierzy�, gdyby kiedy� nie us�ysza� rozmowy mece- nasa z redaktorem w �azience. Nie pods�uchiwa�. Po prostu nie zamkn�li drzwi, a on w�a�nie przechodzi� tamt�dy. � Tej Teresie przewr�ci�o si� w g�owie � m�wi� szeptem mecenas Dyle- wicz. � Sama ju� nie wie, co na siebie w�o�y� i na jaki kolor ufarbowa� sobie w�osy. � Niech pan da spok�j � za�mia� si� redaktor. � U kogo popijaliby�my taki koniak i mieliby�my tak� wy�erk�. � Swoj� drog� kuchni� to oni maj� wy�mienit�... wy�mienit�, daj� s�owo. Reszty rozmowy Julek nie us�ysza�, bo odkr�cono kran i szum wody wszystko zag�uszy�. Mia� powiedzie� o tym matce, lecz by� nie�mia�y i nie chcia� jej robi� przykro- �ci. Zrozumia� jednak, dlaczego by� dla nich taki rezolutny i dlaczego b�d� o nim kiedy� pisali w gazecie. By�a lipcowa niedziela. Popo�udnie. Na tarasie grali w bryd�a. Julek le�a� u siebie, na g�rze. Nie by�o mu ani smutno, ani weso�o, tak jakby by�, a w�a- �ciwie go nie by�o. Po prostu okropnie si� nudzi� i zdawa�o mu si�, �e wszyscy i wszystko nudzi si� doko�a. Marzy� o tym, �eby nagle co� si� sta�o. Co� okropnego. A tu nic, tylko mu- cha �azi po suficie, a z werandy dochodz� g�osy bryd�yst�w: karo... pik... dwa trefle... dwa kara... dwa piki... pas... pas... I osa brz�czy mi�dzy szybami. A wszystko jakby na niby. Niby jest niedziela, niby ojciec wyjecha� do Akry, niby mama zaprosi�a go�ci, niby on jest Julianem Seratowiczem, ma trzyna�cie lat, przeszed� do si�dmej klasy i pani doktor Sekoci�ska wyci�a mu migda�ki. Po co? Czy z migda�kami bardziej by si� nudzi�? Chyba nie. M�g�by przecie� mie� teraz angin�, a to by�oby zabawniejsze. Bola�oby go gard�o, a wieczorem matka, zamiast i�� z ca�ym towarzystwem do teatru, gra�aby z nim w warcaby lub w remi... A tak nic mu si� nie chcia�o, nawet zej�� do kuchni po szklank� wody sodowej, ba, nawet my�le�, dlaczego mu si� nie chce. I to by�o najokropniejsze. Pragn�� jedynie, �eby si� co� sta�o. Niestety, nic si� nie chcia�o sta�. Wtedy pomy�la�, �e p�jdzie do parku Skaryszewskiego. B�dzie si� wa��sa�, b�dzie patrzy� na bezchmurne niebo, na ludzi, drzewa... mo�e nareszcie co� prze- rwie t� piekieln� nud�. Zszed� na d�. Niestety, musia� przej�� przez werand�, gdy� frontowe drzwi by�y zamkni�te. Mia� jednak nadziej�, �e go nie zauwa��, lecz gdy by� ju� na schodkach, us�ysza� za sob� g�os matki: � A ty dok�d, Lulusiu? � A... tak sobie � odpar� nie odwracaj�c si�. � Jak to: tak sobie? Bez opowiedzenia? � M�ody cz�owiek chce si� troch� przewietrzy� � zauwa�y� mecenas Dyle- wicz, �miej�c si� ni w pi��, ni w dziewi��. A pani doktor Sekoci�ska dorzuci�a sponad wachlarza kart: � Tak, tak, Tereso, jemu potrzeba troch� wi�cej ruchu. � No, dobrze � zgodzi�a si� matka. � Tylko uwa�aj na jezdni. Tyle teraz wypadk�w. Powiedzia�, �e b�dzie uwa�a�. C� mu to szkodzi�o. M�g� nawet doda�, �e nie b�dzie pi� w budce sodowej wody, bo mo�na si� zarazi� jak�� chorob�; b�- dzie unika� z�ego towarzystwa, uk�oni si� spotkanym znajomym, nie w�o�y r�k do kieszeni ani nie pod�o�y nikomu nogi... Szed� zamy�lony. Nie spostrzeg�, kiedy si� znalaz� na rondzie Waszyngtona, min�� pomnik �o�nierzy radzieckich i skierowa� si� w g��wn� alej� parku. By� piekielny upa�. Ludzie siedzieli na �awkach, patrzyli t�po przed siebie, jedli lody, milczeli. Dwaj �o�nierze spacerowali z dziewczyn� w r�owej sukience. Pod ich twardymi podeszwami zgrzyta� �wir, a dziewczyna sz�a jakby za chwil� mia�a unie�� si� w powietrze. I szpaki szuka�y w trawie owad�w. I by�o jeszcze nudniej ni� w domu. Szed� przed siebie, nie wiedz�c, dok�d idzie. Naraz zatrzyma� si�. Przed nim wznosi�a si� wysoka siatka druciana, wok� ci�gn�y si� g�ste krzaki i zaro�la, w�r�d nich bieg�a w�ska �cie�ka. Zorientowa� si�, �e jest przy kortach tenisowych. By�o zupe�nie cicho, tak cicho, �e s�ysza� szelest trawy i g�uchy odg�os tenisowych pi�ek. Naraz wyczu�, �e kto� skrada si� w krzakach. Chcia� si� odwr�ci�. W tej sa- mej chwili kto� gwa�townym ruchem zarzuci� mu na g�ow� kawa� mi�kkiego ma- teria�u. Krzykn��, lecz g�os utkn�� mu w gardle. Szarpn�� si�, ale kto� zr�cznym ruchem przydusi� go do ziemi. Po chwili ze zdumieniem us�ysza� g�os dziewczyny: � Zaprowadzi� go do meliny. � Mo�e go zwi�za�? � zapyta� ten, kt�ry go trzyma�. � Nie trzeba � odpar�a dziewczyna. � Nie stawia oporu. Schwycili go pod ramiona, unie�li i prowadzili w nieznanym kierunku. Na g�o- wie mia� cuchn�cy st�chlizn� worek, pod stopami czu� mi�kki trawnik, a w g�owie chaos. Po chwili pomy�la�, �e to mo�e kidnaperzy. Z�apali go, �eby wy�udzi� od ro- dzic�w okup. Wieczorem zadzwoni� do domu i podadz� miejsce, w kt�rym mat- ka b�dzie musia�a z�o�y� fors�. Ciekawe tylko, ile? Pewno ze sto tysi�cy, a mo�e i wi�cej. To zale�y, na ile go oceni�. Matka, oczywi�cie, b�dzie si� okropnie ba�a i nie zawiadomi milicji. Dziwna sytuacja. Matka, jak gdyby nigdy nic, licytu- je z pani� doktor szlemika, a tu jej syn w r�kach niebezpiecznych przest�pc�w. �adna historia! Wtedy ogarn�� go strach. Wyobrazi� sobie, �e zaprowadz� go do ciemnej piwnicy i b�d� trzymali o chlebie i wodzie. Nogi si� pod nim ugi�y, poczu�, �e si� poci... Zatrzymali si�. Kto� zerwa� mu worek z g�owy. Julek zamruga� odwyk�ymi od �wiat�a oczami. Nie chcia� wierzy�... Przed nim sta�a dziewczyna; czternastka, mo�e najwy�ej pi�tnastka, jak to m�wi� ch�opcy. I do tego bardzo �adna... * * Stali naprzeciw siebie bez s�owa. Naraz z boku us�ysza� g�os ch�opca: � Cegie�ka, daj mu w ucho, �eby wiedzia�, z kim ma do czynienia. Czeka� na cios. Mo�e nareszcie dowie si� z kim ma do czynienia. Ale ch�opiec, kt�ry mia� go uderzy�, podsun�� mu tylko pie�� pod nos i powiedzia�: � Szkoda si� babra�, to mi�czak. Dziewczyna u�miechn�a si� wzgardliwie. � Nawet si� nie broni. A drugi ch�opiec, kt�ry sta� za nim, doda�: � Grzeczny i potulny jak nowo narodzone niemowl�. Dziewczyna podesz�a bli�ej, wysun�a g�ow� do przodu, przymru�y�a oczy i zapyta�a: � Boisz si�? � Nie � odpar�. � Ale najad�e� si� strachu? � Nie. � A wiesz, z kim masz do czynienia? � Nie, ale, bardzo chcia�bym si� dowiedzie�. � To sobie zapami�taj: z gangiem Karioki. A Karioka to ja. � Bardzo mi mi�o � wydusi� Julek z zaci�ni�tego gard�a. Dziewczyna pokiwa�a z politowaniem g�ow�. � Mi�o, mi�o... Mog�abym kaza� przefasonowa� ci t� twoj� g�adk� buziuch- n�. Babcia by ci� nie pozna�a. � Przepraszam � wtr�ci� nie�mia�o � ale nie mam babci. � Szczeniak � prychn�� stoj�cy za nim ch�opak. � I jeszcze si� szarpie � doda� drugi z boku. � M�drkuje. � Wcale nie m�drkuje � �achn�� si� Julek � tylko... tylko bardzo mi si� podobacie i chcia�bym nale�e� do waszego gangu. Roze�miali si�, a Karioka podesz�a jeszcze bli�ej, z�apa�a go za rami�czko szelek, naci�gn�a je i pu�ci�a, a� zapiek�o. � Za s�aby jeste� dla nas. U�miechn�� si� gorzko, chcia� co� powiedzie�, lecz w tej chwili zbli�y� si� z boku ch�opiec, kt�rego nazywali Cegie�k�. � Jakie sza�owe szelki � powiedzia� z b�yskiem w oczach. � Sk�d je masz? � Ojciec przywi�z� mi z Pary�a. Cegie�ka gwizdn�� z podziwu. � Francuskie? Oryginalne? � Mog� ci je da�, bo mam jeszcze jedne. � Bez �aski � wtr�ci�a Karioka. � To my mo�emy ci wzi��, je�eli nam si� spodoba. � Mo�ecie, ale przyjmijcie mnie do gangu. � Takich nam nie trzeba � za�mia�a si� dziewczyna. � Na takich to my napadamy. � To mo�ecie na mnie jeszcze raz napa��, zabra� mi szelki, a potem przyj�� mnie do gangu � powiedzia� b�agalnie. � Masz babo placek! � j�kn�a Karioka. � Nic nie rozumie. I co z takim robi�? � Musimy si� naradzi� � odezwa� si� ch�opiec, kt�ry sta� za Julkiem. � Dobra � zgodzi� si� szef gangu. Skin�a na ch�opc�w. Po chwili wyszli z szopy. Zosta� sam. By�o ciemno, pachnia�o zesch�ymi li��mi. Nie wiedzia�, gdzie si� znajduje. W melinie? Ale w jakiej? Dopiero po chwili ujrza� w k�cie wielk� skrzy- ni� na piasek, a obok narz�dzia ogrodnicze. Domy�li� si�, �e jest w szopie za kortami, gdzie ogrodnicy przechowuj� narz�dzia. W�a�ciwie wcale go to nie inte- resowa�o, gdzie si� znajduje. By� natomiast ogromnie przej�ty i ciekawy, co z nim zrobi�. Do tej pory zachowywali si� zupe�nie przyzwoicie, ale kto to wie, co takim mo�e strzeli� do g�owy. A nu� zechce im si� przefasonowa� mu buziuchn�? Ju� co� o tym wspominali. By�o ich troje, a mo�e wi�cej. W ciemno�ci nie zdo�a� ich policzy�. Karioka, Cegie�ka, ten, kt�ry sta� ca�y czas za nim, i jeszcze jeden, kt�rego nie widzia�. �adny komplet, sztuka w sztuk�. I dobrze im z oczu nie patrzy�o. A� dziw, �e do tej pory tak si� z nim cackali. Najbardziej zainteresowa�a go dziewczyna. Sk�d si� wzi�a mi�dzy nimi? �adna, szkoda gada�, i do tego szef gangu. Sensacja najwi�kszego kalibru. Spoza �ciany dochodzi�y podniesione g�osy. K��cili si�, co zrobi� z je�cem. Julek wspi�� si� na palce i drobnymi krokami zbli�y� si� do drzwi, lecz zanim dotar� do szpary, zza paki us�ysza� piskliwy g�os: � Nie ruszaj si�! Mam ci� na muszce. Przez moment zdawa�o mu si�, �e kto� wo�a do niego zza �ciany, wnet jednak w k�cie, za pak�, ujrza� ch�opca z wymierzonym w jego kierunku b�benkowcem. � R�ce do g�ry � rozkaza� malec. � A jak si� ruszysz, to ci� sprz�tn� jak much�. Julek uni�s� szybko r�ce. Zrobi�o mu si� md�o. Czu�, �e za chwil� upadnie, lecz z wielkim wysi�kiem opanowa� si�. Nie wypada�o. Ch�opiec, kt�ry trzyma� go na muszce, by� chyba o po�ow� mniejszy od niego. Mia� twarz dziecka i oczy b�yszcz�ce jak w�gielki wbite w przyrumienione ciasto. � Daj spok�j � powiedzia� Julek. � Widzisz, �e nie mam ochoty ucieka�. � Spr�buj! � za�mia� si� ch�opiec. � Sprz�tn� ci� jednym strza�em. � Wcale nie chc� pr�bowa�. Na chwil� zapanowa�a zupe�na cisza. Julek s�ysza� tylko w�asny oddech, wi- dzia� okr�g�y otw�r lufy i czu�, �e jest zupe�nie mokry od potu. Wreszcie ch�opiec zapyta�: � Te szelki to naprawd� z Pary�a? � Z Pary�a � odpar� Julek z ulg�. � To zdejmuj. � Jak mog� zdj�� skoro r�ce trzymam do g�ry. � To opu��, tylko gazem! Bez szemrania spe�ni� jego �yczenie. Szybko odpi�� szelki. � Rzu�! � rozkaza� tamten. Julek rzuci� szelki w jego stron�. Ch�opiec schwyci� je w locie, zwin�� po- spiesznie i w�o�y� za koszul�. � A teraz mo�esz usi��� � zezwoli� wspania�omy�lnie. � Tylko nie m�w im o tych szelkach, boby mi zabrali. � B�d� spokojny � odpar� � na szelkach mi nie zale�y. Sam chcia�em wam odda�. � Tak bra� za darmo to niehonorowo. Julkowi wydawa�o si� to nieco dziwne: wzi�� � niehonorowo, a wymusi� pod luf� � honorowo. Wnet jednak pomy�la�, �e nie zna jeszcze ich zwyczaj�w. � Co oni ze mn� zrobi�? � zapyta� spokojnie. � To zale�y. � Od czego? � Od humoru Karioki. � A w jakim humorze jest dzisiaj Karioka? Ch�opiec nie zd��y� odpowiedzie�, gdy� nagle zaskrzypia�y drzwi, a do szopy wsypa�a si� ca�a tr�jka. Pierwsza wesz�a Karioka. By�a wysoka, smuk�a, zgrabna. Mia�a czarne w�osy, twarz �niad�, wielkie szare oczy. Ogromnie podoba�a si� Jul- kowi. Pomy�la� nawet, �e ch�tnie poszed�by z ni� do kina. W tej sytuacji nie �mia� jednak zaproponowa� spotkania. Ona tymczasem stan�a przed nim, u�miechn�a si� pogardliwie i zapyta�a: � Jak si� nazywasz? � Julian Seratowicz. � Gdzie mieszkasz? � Na D�br�wki. � Klawo. A tw�j staruszek czym si� zajmuje? � Jest in�ynierem, specjalist� od urz�dze� i maszyn cukrowniczych. � Aha... � zamienili mi�dzy sob� porozumiewawcze spojrzenia, jakby fakt, �e ojciec jest specjalist�, wzbudzi� w nich podejrzenie. � Mo�e jaki dyrektor? � zagadn�� z respektem Cegie�ka. � Nie � odpar� � tylko dobry specjalista. � I zarabia mn�stwo forsy � doko�czy�a Karioka. � Tak � powiedzia� bez namys�u. Postanowi� by� wobec nich szczery, �eby nie my�leli, �e chce si� wy�ga�. � Przywozi mi rozmaite rzeczy. M�g�bym wam przynie��... � Co? � wyrwa� si� ten trzeci, kt�ry stale sta� za nim. � Cicho, Cygan � ofukn�a go Karioka. Naraz podesz�a do Julka i strzeli�a mu pod nosem na palcach: � A ameryka�sk� gum� do �ucia masz? � Nie, gumy nie mam, bo mi si� sko�czy�a, ale mog� wam przynie�� aparat fotograficzny, kt�ry w ci�gu minuty sam wywo�uje zdj�cia. � Buja � sykn�� z niedowierzaniem Cygan. � Daj� s�owo � zaprotestowa�. � W ci�gu minuty jest gotowe zdj�cie. Al- bo. .. ma�y aparat tranzystorowy... japo�ski... Da�bym wam ch�tnie, gdyby�cie mnie przyj�li do gangu. Propozycja zrobi�a piorunuj�ce wra�enie. Zamilkli na chwil�. Zupe�nie ich za- murowa�o. By�o tak cicho, �e s�yszeli dochodz�ce z kort�w uderzenia tenisowych rakiet i g�uchy odg�os upadaj�cych pi�ek. Pierwszy odezwa� si� Cegie�ka: � Co nam szkodzi. Mo�emy go przyj��. � Nie � powiedzia�a stanowczo Karioka. � Nie znamy go. M�g�by nas sypn��. � Z�o�y przysi�g�. � Nie ma mowy � powt�rzy�a, przypatruj�c si� badawczo je�cowi. � Na- robi szumu i wpadniemy. Nie mam do takich mi�czak�w zaufania. � Ja... � zaj�kn�� si� Julek � ja jeszcze nikogo nie sypn��em. Mo�ecie mnie przyj�� na pr�b�. � Co nam szkodzi � szepn�� Cegie�ka. W oczach dziewczyny pojawi� si� gro�ny b�ysk. � Kto tu decyduje, ty czy ja? Ja mu nie wierz�. Znam si� na takich. Pu�ci w domu farb�, i cze��. � Mieliby�my radio tranzystorowe � j�kn�� ma�y. � Japo�skie, Karioka. Karioka zlekcewa�y�a jego uwag�. Pokiwa�a g�ow� nad Julkiem i rzuci�a mu prosto w twarz: � Nas, ch�optasiu, nie przekupisz. � Nie chc� was przekupi�! � zawo�a� p�aczliwie. � Mog� si� z wami po- dzieli�. � Za s�aby jeste� dla nas � powt�rzy�a z kpi�cym u�mieszkiem. � Umiesz si� prze�egna�? � Umiem � doda� zaskoczony. � To prze�egnaj si� i podzi�kuj Bozi, �e ci tak g�adko oblecia�o. � Masz dobr� pami��? � zagadn�� z boku Cygan. � Mam �j�kn�� Julek. � To zapami�taj sobie, �e nas nie tak �atwo wyko�owa�. � A teraz zje�d�aj! � rozkaza�a Karioka. � I nie p�taj si� w tych okolicach, bo mo�esz mie� przykro�ci. Wzi�a go za rami�, pchn�a mocno w stron� drzwi. Nie opiera� si�. Wyszed� jak zmyty, a gdy uszed� kilka krok�w, rozp�aka� si�. Nie m�g� powstrzyma� p�aczu. Podda� si�. P�aka� za siebie, za matk�, kt�ra w tej chwili rozgrywa�a szlemika, za ojca, kt�ry mo�e na tarasie jakiego� hotelu popija� coca col� i zastanawia� si�, co by przywie�� synowi w prezencie. Niech ju� nic nie przywozi. I tak wszystko psu na bud�, skoro Karioka nie chcia�a nawet japo�skiego tranzystora. Ch�opcom w klasie oczy na wierzch wychodzi�y, a Ka- rioka nawet nie chcia�a obejrze�. �Do ko�ca �ycia zostan� pata�achem � powtarza� w my�li. � I �adna porz�d- na paczka nie przyjmie mnie do siebie. A niech tam! W nosie mani gang Karioki, w nosie mam aparat tranzystorowy i redaktora Rz�sk�. Na z�o�� wszystkim zo- stan� najwi�kszym pata�achem pod s�o�cem, maminsynkiem. Niech si� ciesz�, skoro im na tym zale�y. A ja mam wszystko w nosie, w nosie, w nosie..." Nagle us�ysza�, �e kto� biegnie za nim i wo�a go. Obejrza� si�. Zobaczy� zbli- �aj�cego si� Cegie�k�. Dopiero teraz m�g� mu si� lepiej przyjrze�. Ch�opiec bieg� utykaj�c na jedn� nog�. Zdawa�o si�, �e lekko podskakuje, nie zginaj�c nogi w ko- lanie. By� chudy, ko�cisty, zaniedbany. Mia� na sobie czarne, drelichowe spodnie, flanelow� koszul� w krat�, bia�e tenis�wki, a wszystko podarte, po�atane, wysza- rza�e. I twarz mia� r�wnie wyszarza�� i smutn�. Tylko oczy, du�e, jasno- z�ociste, b�yska�y czasem �ywszym blaskiem. � Poczekaj � zawo�a� dobiegaj�c. Dysza� ci�ko i u�miecha� si� tajemniczo, lecz przyja�nie. Julek ukradkiem otar� �zy. Nie m�g� jednak powstrzyma� gwa�- townych spazm�w. Cegie�ka po�o�y� mu r�k� na ramieniu. � Nie becz, bracie, mo�e uda si� co� zrobi�. � Nie chc� � szarpn�� si�. � Niech si� wypchaj�. Nie zale�y mi na nich. � Pogadam z nimi. Mo�e ci� przyjm�. Tylko nie becz, bo gdyby ci� teraz zobaczyli, to klapa, cz�owieku. � Na niczym ju� mi nie zale�y... � To si� tylko tak m�wi � powiedzia� Cegie�ka �agodnie. � My by�my ci� przyj�li, ale Karioka si� upar�a. Ale to da si� zrobi�. Tylko musisz jej pokaza�, �e z ciebie nie taki znowu mi�czak. � Mi�czak jestem, i ju� � powt�rzy� z uporem. � Nic mnie nie obchodzi wasz gang. Mog� by� pata�achem, mi�czakiem. Wolno mi. Cegie�ka z�apa� go mocniej za rami�. � Plu� na to wszystko, to ci ul�y. Julek spojrza� na niego ze zdumieniem. � No, plu�, na co czekasz? Zobaczysz, �e to pomaga. Julek splun�� z pasj�. � No, widzisz! � zawo�a� Cegie�ka. � Ju� ci lepiej. Ja na twoim miejscu to- bym si� nie martwi�. Masz taki wdechowy aparat fotograficzny i odbiornik na tranzystorach, masz francuskie szelki i jeszcze si� �amiesz. � Naraz spojrza� z ukosa i zapyta�: � A gdzie podzia�e� szelki? � Zabra� mi ten ma�y. � Filipek? To nie mog�e� paln�� go w ucho? � Nie mog�em, bo trzyma� mnie na muszce. Cegie�ka gestem rozpaczy z�apa� si� za g�ow�. � Cz�owieku, uwierzy�e�, �e to prawdziwa spluwa? Stary grat bez cyngla i bez b�benka. Ale ci� nabra�! Cwaniak z tego naszego Filipka. Nie martw si�, jutro b�dziesz mia� szelki... Julek wzruszy� ramionami. � Po co mi? Nie zale�y mi na nich. � Eee... � skrzywi� si� Cegie�ka � tobie to na niczym nie zale�y. Z ciebie dziwna sztuka, cz�owieku, masz wszystko i udajesz, �e si� nie cieszysz. � Bo nie... � Szelki b�dziesz mia�, to ja ci m�wi� � powiedzia� Cegie�ka w zamy�le- niu. � Nie lubi�, jak szczeniak robi takie kawa�y. A z Kariok� to sam pogadam. Powiem, �e z ciebie r�wny ch�opak. Julek patrzy� na jego chud�, ogorza�� i brudn� twarz i nie m�g� zrozumie�, co ten ch�opiec chce od niego. Cegie�ka tymczasem przymru�y� oczy, u�miechn�� si� pojednawczo. � Splu� jeszcze raz i nie �am si�, bo mi si� kiszki przewracaj�, gdy patrz� na ciebie. Julek zatrzyma� si�. Trzy razy splun�� z pasj�. Poczu� ulg�. Uwierzy� w czaro- dziejsk� si�� samego spluwania. Cegie�ka waln�� go pi�ci� w bok. � No, widzisz. Nie jest tak �le. Tylko zawsze trzeba trzyma� fason. � Chcesz, p�jdziemy na lody � powiedzia� Julek. � Nie. Lubi� lody, ale po lodach bol� mnie z�by. � To chod� na rurki z kremem. � Na rurki to co innego. Poszli w kierunku ronda Waszyngtona. � Kto to jest ta Karioka? � zapyta� Julek. � Taka jedna z Saskiej K�py. Niedawno wysz�a z przedszkola. � Z przedszkola? � zdumia� si�. � Przecie� ona wygl�da na czternastk�. � Zgad�e� � stwierdzi� powa�nie Cegie�ka. � A przedszkole w naszym j�- zyku to taka buda specjalna dla trudnej m�odzie�y. Mieszka si� w internacie, wy- �erka na miejscu, a nauczyciele nic nie robi�, tylko g�owi� si�, �eby� by� lepszy. � Ty mo�e te� by�e� w przedszkolu? � Mnie chcieli zamkn�� w poprawczaku, ale nie by�o miejsca, wi�c dali mi kuratora. Julka zupe�nie zamurowa�o. Spojrza� z ukosa na Cegie�k�. Do tej pory zdawa�o mu si�, �e Cegie�ka to po prostu Cegie�ka, a tymczasem szed� z ch�opcem, kt�rego otacza�a tajemnica. � W poprawczaku? � powiedzia� po chwili. � To niemo�liwe! � Zupe�nie mo�liwe � stwierdzi� rzeczowo Cegie�ka. � I wcale nie mam do nich �alu, bo s�usznie. � A za co? � Eee... � oci�ga� si� chwil�. � G�upia sprawa. Maniek Kiziak powiedzia�, �e m�j stary to z�odziej i alkoholik... � zamilk�. Jego chuda twarz st�a�a, a oczy przygas�y. Szed� ku�tykaj�c miarowo. � G�upia sprawa � powiedzia� jakby do siebie. � Mo�e kiedy� ci powiem, ale teraz... za ma�o si� znamy. � Je�eli nie chcesz, to nie m�w. � Zreszt�... mog� ci powiedzie�. Ten Maniek nazwa� mnie kuternog� i na- trz�sa� si� ze mnie i z mojego starego. By�em ci�ty na niego i nie wytrzyma�em... powiedzia�em mu do s�uchu, a wtedy on... Ale ty i tak tego nie zrozumiesz. U�miechn�� si� gorzko. Przyspieszy�. Szed� tak szybko i tak lekko odbija� si� na chromej nodze, �e Julek musia� pobiec, �eby si� z nim zr�wna�. � Powiedz, co� mu zrobi�? � Nie chcia�em, ale co� mnie za�lepi�o... zreszt� nie mog�em inaczej... � wyszepta�. � Nie, jeszcze ci nie powiem, bo pomy�lisz, �e ze mnie okropny chu- ligan. � Widz�, �e� morowy kolega. � Jeszcze mnie nie znasz. Jak mnie poznasz, to b�dziesz m�g� m�wi�. Zamilkli. D�ugo szli bez s�owa. Cegie�ka westchn�� g�o�no, Julek zawt�rowa� mu westchnieniem. Wiedzia�, �e jest mu ci�ko, i chcia� go pocieszy�. Zapyta� wi�c zuchowato: � Dawno macie ten gang? � Nie, dopiero od kilku dni. � A dlaczego wybrali�cie Kariok� na szefa? � Szefa si� nie wybiera. Szef jest, i kropka. � To dlaczego ona jest szefem? � Bo tak wypad�o. Julek nie zrozumia�, dlaczego w�a�nie tak wypad�o, lecz nie zapyta�, �eby Ce- gie�ka nie pomy�la� �le o nim. I tak ju� dostatecznie si� po�wieci�. Zamiast zosta� w melinie i planowa� rozmaite napady, szed� z najwi�kszym pod s�o�cem pata- �achem na rurki z kremem, on, kt�rego mieli zamkn�� w poprawczaku, on, kt�ry ma kuratora. � Co to jest kurator? � zapyta� nie�mia�o. Cegie�ka u�miechn�� si� wyrozumiale. � To taki facet, co martwi si� za ciebie i chce koniecznie, �eby� si� poprawi�, a jak jest jaka� wsypa, to zaraz wali na milicj� i t�umaczy, �e to warunki rodzinne winne, a nie ty. W og�le nieszcz�liwy cz�owiek. � A ty jakiego masz kuratora? � Pierwszorz�dnego � odpar� z uznaniem. � Pani� Tu�ajow�. Znasz j�? � Nie. � Pierwszorz�dna pani. Opiekuje si� bezdomnymi psami, kotami i trudn� m�odzie��. �al mi jej, bo strasznie si� o mnie martwi i wci�� powtarza, �e si� zmarnuj�... � przerwa� nagle, gdy� uwag� jego zaprz�tn�� wielki napis na skrzy- ni z piaskiem. Stan�� jak wryty, chwil� pokr�ci� g�ow�, potem �wisn�� przez z�by i wyszepta� z przej�ciem: � Ju� si� zaczyna. � Co si� zaczyna? � zdumia� si� Julek. � Przeczytaj. Na skrzyni widnia�y wielkie, nasmarowane kred� litery: TOLEK BANAN NIE DA SI� TOLEK BANAN JEST WSZ�DZIE TOLEK BANAN CZUWA � Co to znaczy? � zapyta� Julek. � Nie czyta�e� o Tolku Bananie? Wzruszy� ramionami, jak gdyby chcia� si� wykr�ci� od odpowiedzi. � Pisali o nim w �Expressie" � wyja�ni� Cegie�ka przysiadaj�c na le��cym obok skrzyni stosie p�yt kamiennych. � Zwia� z domu poprawczego i nigdzie nie mog� go znale��. � Czy ma co� na sumieniu? � Zrobi� fantastyczny numer. Ty naprawd� nic nie wiesz? Nie, nic nie wiedzia� o Tolku Bananie ani o jego fantastycznym wyczynie. Tak si� zawstydzi�, �e nic nie odpowiedzia�. Na szcz�cie Cegie�ka zlitowa� si� i zacz�� opowiada�. � Fantastyczny numer � powt�rzy� z przej�ciem. � Nikt jeszcze nie zrobi� czego� podobnego. Wyobra� sobie, pos�a� poczt� stu rencistom i inwalidom po dziesi�� patyk�w. Julek wzruszy� ramionami. � G�upi kawa� pos�a� biednemu renci�cie kilka zwyk�ych patyk�w. Cegie�ka splun�� zniecierpliwiony. � Jeden patyk to tysi�c z�otych, rozumiesz? � Nie wiedzia�em. � To sobie zapami�taj. Tak si� m�wi i tak jest. Wi�c Tolek Banan wybra� ta- kich najbiedniejszych i zabawi� si� w �wi�tego Miko�aja. Nic nikomu nie powie- dzia�, tylko wys�a�, A tamtym, jakby ta forsa z nieba spad�a. Wszyscy zachodzili w g�ow�, co to za milioner, a� wreszcie bomba wybuch�a... � No w�a�nie � przerwa� mu Julek zniecierpliwiony � sk�d ten Tolek mia� tyle forsy? Ca�y milion! Cegie�ka u�miechn�� si� wyrozumiale. � Widz�, �e liczy� to ty umiesz, ale za�o�� si�, �e nigdy by� si� nie domy�li�, sk�d on wzi�� te moniaki. � Nie � przyzna� ze skruch�. � Ja te� nie � pocieszy� go Cegie�ka � gdybym nie przeczyta� w �Expres- sie". Na pierwszej stronie o tym pisali. A by�o tak: Jak Tolek Banan nawia� z po- prawczaka, to prysn�� nad morze pod Koszalin do PGR-u i tam naj�� si� do roboty przy kopaniu burak�w. Pewnego dnia le�y sobie pod drzewem, a tu patrzy, do lasu zaje�d�a luksusowa limuzyna, a z limuzyny wyskakuj� dwaj podejrzani osobni- cy... � Sk�d wiedzia�, �e podejrzani? � Wtedy jeszcze nie wiedzia�, ale wnet si� okaza�o, bo faceci wyci�gn�li z baga�nika �opaty i zacz�li kopa� w krzakach mogi�k�... � Zabili kogo�! � Nie przerywaj. Nikogo nie zabili, tylko po chwili, dawaj, �adowa� w t� mogi�k� kuferek, a Tolek wszystko widzi, bo siedzi w krzakach i nic nie robi, tylko kikuje. Zasypali pi�knie, przyklepali, na wierzchu po�o�yli �wie�� dar�, na drzewie wyci�li jakie� znaki, a potem do limuzyny i set� wal� z powrotem. � A Tolek? Cegie�ka cmokn�� zniecierpliwiony. � Nie przerywaj, m�wi� ci. Tolek, bracie, wylaz� z krzak�w i, dawaj, odkopy- wa� mogi�k�. My�la�, �e w kuferku znajdzie jakiego� nieboszczyka w kawa�kach, a tymczasem oczom w�asnym nie chcia� uwierzy�. Milion, bracie, r�wniutki mi- lion, i to samymi pi��setkami. Mia� ch�op fantazj�, nie wzi�� z tego ani jednej z�o- t�wki, tylko zabawi� si� w �wi�tego Miko�aja dla inwalid�w... A teraz to o nim ju� w poci�gach harmoni�ci �piewaj�, a moja ciotka da�a na msz�, �eby go nie z�apali. � Poczekaj � wtr�ci� Julek. � Jednego nie mog� zrozumie�, dlaczego go szukaj�, skoro nie zabra� ani jednej z�ot�wki, a wszystko rozes�a� inwalidom i ka- lekom? Cegie�ka westchn�� zniecierpliwiony. � Wys�uchaj do ko�ca. Przecie� ta forsa nie by�a jego. � A czyja? � W�a�nie to jest najciekawsze. Forsa nie by�a ani jego, ani tych osobnik�w, bo oni zrobili szacher macher w jakiej� sp�dzielni w Szczecinie, a potem, gdy im milicja zacz�a depta� po pi�tach, prysn�li z fors�. � Cegie�ka jeszcze raz spojrza� na skrzyni� z piaskiem i na ko�lawe litery nakre�lone pospiesznie kred� na deskach. � Tak � szepn�� z przej�ciem � Tolek Banan jest w Warszawie, a my nic o tym nie wiemy. Zapada� zmierzch, kiedy Julek Seratowicz wr�ci� do domu. Wszed� ostro�nie do ogrodu, okr��y� klomb z r�ami, zajrza� na werand�. By�a pusta... Na stoliku bryd�owym le�a�y dwie rozrzucone talie kart, obok fili�anki z czarnym osadem fus�w, popielniczka pe�na niedopa�k�w i blok z tajemniczymi drabinkami zapisu. Pomy�la�, �e matka zapewne wysz�a z go��mi. Ucieszy� si�, gdy� w ten spos�b unikn�� pyta� pani doktor Sekoci�skiej i poklepywania redaktora Rz�ski. Prze- mkn�� cichaczem przez obszerny hali i ju� mia� si� skierowa� na schody, gdy w kuchni us�ysza� ciche pobrz�kiwanie naczy�. �Pani Tecia wr�ci�a z wychodne- go" � przemkn�a mu radosna my�l. Mia� ochot� pogada� z gosposi�. In�ynier Seratowicz nazywa� pani� Teci� ministrem aprowizacji. Jej minister- stwo mie�ci�o si� w kuchni i spi�arni. Je�eli pan redaktor Rz�ska tak bardzo za- chwala� kuchni� Seratowicz�w, by�a to jej zas�uga. Nikt bowiem na Saskiej K�- pie nie umia� tak upiec kurczak�w i tak wspaniale zrobi� karpia w galarecie, jak pani Tecia. I nikt nie umia� tak pi�knie opowiada� o wypadkach drogowych, za- b�jstwach, a przede wszystkim o duchach. To w�a�nie ona wymy�li�a pewnego upiora, kt�ry straszy� pono� na strychu domu Seratowicz�w. Mia� to by� duch pewnego esesmana, kt�rego zastrzelono na ulicy D�br�wki podczas zajmowania Saskiej K�py. Od tego czasu pokutowa� na strychu za swe zbrodnie. Domownik�w unika�. Zjawia� si� jedynie pani Teci, kiedy sz�a rozwie- sza� bielizn�. By� podobno w czarnym mundurze, stalowym he�mie, a zamiast oczu mia� dwie ogniste swastyki. Gosposia, zanim wesz�a na strych, ciska�a we� okropnymi wymys�ami: �Ty szwabi� nieskrobany! Zbrodniarzu wojenny, ludob�jco! Nie do�� ci by�o polskiej krwi? Nie do�� niewinnych ofiar? Zgi�, przepadnij!" � nast�pnie �egna�a si� krzy�em i wkracza�a na schody. Zdawa�o si�, �e bez tego hitlerowskiego upiora pani Tecia nie mog�aby �y�, tak si� do niego przywi�za�a. Julek zatrzyma� si� przy progu. Spojrza� w g��b kuchni. Pani Tecia sta�a przy kuchence gazowej, wielk� �y�k� miesza�a w miedzianym kocio�ku. By�a to osoba po pi��dziesi�tce, niska, p�kata i �jak si� Julkowi zdawa�o � podobna do Ta- deusza Ko�ciuszki. Twarz mia�a bowiem szlachetn�, nos zadarty, a oczy prawie zawsze wpatrzone w niebo, jak naczelnik, kiedy na rynku krakowskim sk�ada� przysi�g�, �e wyp�dzi wroga i b�dzie strzeg� honoru... Na widok ch�opca unios�a �y�k� i zapyta�a z przek�sem: � Podobno mama chce ci� wys�a� do psychiatry? � Podobno � westchn�� ch�opiec. � I zap�aci pewno pi��set z�otych za wizyt�. � Nie wiem, ile zap�aci. � Co taki psychiatra mo�e ci powiedzie�? � Nic. � No w�a�nie, ci�gn� tylko pieni�dze, a nic nie powiedz�. Skaranie boskie! Pi��set z�otych daje si� lekk� r�czk�, a mnie to od dw�ch lat nie podnosi si� pensji. Julek pomy�la�, �e gdyby od niego zale�a�o, to dawno by jej podni�s�, bo warta by�a tego. Ale nie po to przecie� przyszed� do kuchni. � Pani Teciu � zahaczy� nie�mia�o � czy pani czyta�a o Tolku Bananie? � A jak�e! � zawo�a�a o�ywiona. � Przecie w �Kulisach" przez trzy numery 0 nim pisali. � S�ysza�em, �e w �Expressie" � sprostowa�. � W �Expressie" te�, ale w �Kulisach" to ho, ho... trzy d�ugie artyku�y. Nawet by� wywiad z dwoma takimi, co dostali od niego po dziesi�� tysi�cy. Mia� fantazj�, co? � Mia�... Ale... czy to prawda? Pani Tecia natar�a na Julka. � Jak�e nieprawda! Nawet by�o jego zdj�cie, kiedy przyst�powa� do pierw- szej Komunii. �liczny ch�opaczek, a jakie spojrzenie. Ju� wtedy mu z oczu pa- trzy�o, �e daleko zajedzie... � Zajecha�, ale do poprawczaka � przerwa� jej � a w og�le to szuka go podobno milicja. � Co ty wygadujesz � oburzy�a si�. � To pewnie nieprawda. Jak by on m�g� co� z�ego zrobi�?... Podobno nawet jacy� uczeni zebrali si� i mieli ca�� dyskusj�: czy pope�ni� przest�pstwo, czy nie pope�ni�. Kobiety z Grochowa chcia- �y delegacj� do ministra sprawiedliwo�ci wysy�a�, �eby mu przebaczy�. Ja bym mu przebaczy�a. I niejeden inwalida modli si� za niego. W tym momencie za oknem da� si� s�ysze� ostry gwizd. Pani Tecia wbi�a w sufit przera�one oczy. My�la�a zapewne, �e to duch esesmana daje zna� o so- bie. Julek natomiast podbieg� do okna. Za ogrodzeniem ujrza� szczup�� posta� Cegie�ki. Ucieszy� si�. Nie spodziewa� si� tak rych�ej wizyty. Cegie�ka czeka� ju� na niego przy furtce. R�ce wbi� w kieszenie, przygarbi� si�, wysun�� do przodu g�ow� 1 patrzy� po swojemu, troch� nieufnie i zaczepnie. � Si� masz � przywita� Julka. � Sk�d wiedzia�e�, gdzie mieszkam? � Phi � u�miechn�� si� tajemniczo. Po chwili doda� powa�nie i rzeczowo: � Przynios�em ci szelki. Filipek szarpa� si� troch�, ale go przycisn��em i odda�. Wyj�� z kieszeni starannie zwini�te szelki. � Dzi�kuj� ci, ale naprawd� s� mi niepotrzebne. Je�eli chcesz, mo�esz je zatrzyma�. � Nie, Filipek m�g�by pomy�le�, �e dla siebie zabra�em. Zreszt�, po co mi. Wol� pasek. � Szkoda... � Nie ma o czym gada�. � I co s�ycha�? Cegie�ka u�miechn�� si� przyja�nie. � Dobrze jest. Gada�em z Kariok�. Mo�esz przyj�� jutro o dziesi�tej... Julek a� sykn�� z wra�enia. Chcia� skaka�, �ciska� koleg�, lecz nale�a�o za- chowa� spok�j i godno��. Zapyta� wi�c dr��cym g�osem: � Przyj�li mnie? � Jeszcze nie, ale to si� da zrobi�. Trzeba tylko przeg�osowa�. � My�lisz, �e wszyscy si� zgodz�? � Dlaczego nie. Ja ju� to za�atwi�. Julek wyci�gn�� r�k�. � Dzi�kuj� ci. � Nie ma za co � u�cisn�� mu mocno d�o� i rzuci� pospiesznie: � No to cze��! Wal�, bo mi Franek Sa�yga obieca� dwie tranzystorowe lampy. � Robisz radio na tranzystorach? � Tak... grzebi� troch�. � To ciekawe. Poka�esz? � Jeszcze nie gotowe. Pani Tecia wychyli�a si� przez okno. � Chod�cie, ch�opcy, co tak stoicie w ciemno�ci? Cegie�ka cofn�� si� o p� kroku. � Cz�owieku, nie mam czasu, musz� wali� do Franka Sa�ygi. � To poczekaj, odprowadz� ci�. � No chod��e ju�, Lulu� � zabrzmia� z g��bi kuchni zniecierpliwiony g�os gosposi. Ch�opiec skin�� Cegie�ce, ruszy� biegiem w stron� domu. Gdy stan�� w kuchni, pani Tecia zapyta�a: � Co to za jeden? � Kolega � odpar� niech�tnie. � Sk�ra i ko�ci � westchn�a. � Nie wszystkim tak si� dobrze powodzi, nie wszystkim. Dlaczego go nie zawo�asz? � Nie ma czasu. Pani Tecia pokr�ci�a g�ow�. � A� �al na niego patrze�. Energicznym ruchem otworzy�a lod�wk�, wyj�a p�misek z pieczon� pol�- dwic� i odkraja�a spory kawa� mi�sa. Doda�a jeszcze du�� pajd� chleba, zawin�a to wszystko w serwetk�. � Pocz�stuj go � powiedzia�a � bo tu si� wszystko tylko marnuje. Julek wzi�� od niej zawini�tko. � Dzi�kuj�. Szkoda, �e sam o tym nie pomy�la�em. Wybieg� na ulic�. Ce- gie�ka sta� oparty plecami o �elazne pr�ty ogrodzenia, podrzuca� drobne kamyki i kopa� je na drug� stron� jezdni. � C�e� tak d�ugo siedzia�? � Gosposia mnie zawo�a�a. � My�la�em, �e to ciotka albo babcia. � Naraz �wisn�� przez z�by i doda�: � Luksus, bracie, i komfort. Pewno ci czy�ci buty i myje uszy. � Nie � zaprotestowa� �ywo. � Buty sam czyszcz�. � Naraz zrobi�o mu si� strasznie przykro. Spojrza� na koleg�, nie wiedzia�, jak mu da� wa��wk�. Zawaha� si�. � Odp�ywamy � rzuci� tamten weso�o. � Poczekaj � zatrzyma� go. � Pani Tecia przys�a�a ci troch�... Cegie�ka cofn�� si� gwa�townie. � Nie jestem g�odny. � Nie szkodzi, zjemy na sp�k�. Cegie�ka ruszy� wolnym krokiem. Gdy odszed� spory kawa�ek, zawo�a� nie odwracaj�c si�: � Chod�, bo nie mam czasu! Julek opu�ci� bezsilnie r�ce. By�o mu �al, �e tak niezr�cznie zaproponowa� koledze pocz�stunek. W d�oni �ciska� serwetk� z kanapk�. Cegie�ka odwr�ci� si� nagle. Usta mia� mocno zaci�ni�te, a oczy przymru�one. Patrzy� wyzywaj�co. � Idziesz? � zapyta�. � Chyba nie... � To pami�taj, jutro o dziesi�tej pod kasztanem przy Klondike. � Gdzie? � Przy melinie, tam, gdzie�my ci� z�apali. � Uni�s� d�o� do czo�a. � Cze��! Pami�taj, o dziesi�tej! ROZDZIA� DRUGI W ten spos�b Julian Seratowicz mia� zosta� cz�onkiem gangu, kt�ry bez zmro- �enia oka napada na banki, strzela, ucieka przed policjantami, robi takie rzeczy, od kt�rych w�osy je�� si� na g�owie. Jemu te� si� je�y�y i d�ugo rzuca� si� i majaczy�, zanim zasn��. Zdawa�o mu si�, �e w Miami, w barze �Savoya", zabi� pewnego barmana, kt�- ry nie w por� poda� mu szklank� whisky and soda. Siedzia� wtedy z Kariok�. Ona by�a w sukni ze z�otego brokatu, a on w najmodniejszym smokingu z czarn� musz- k�. Rozmawiali, oczywi�cie, nie o napadzie, tylko o wy�cigach konnych, a bar- man zagapi� si�. Nie wiedzia�, z kim ma do czynienia. Julek musia� go sprz�tn��, bo przy Karioce inaczej nie wypada�o. Potem zastanawia� si�, co pomy�li o nim ojciec, kiedy z afryka�skiego wydania �New Yorker" dowie si� o tym zdarzeniu. Za chwil� ni st�d, ni zow�d znale�li si� z Kariok� w Nowym Meksyku. Wszy- scy barmani w ca�ych Stanach wiedzieli ju�, �e strzela, wi�c Murzyn, kt�ry mu podawa� whisky, zblad� na jego widok i by� szary, a Julek o�wiadczy� si� Karioce i powiedzia�, �e pryska do Meksyku, na helikopterze, oczywi�cie... Niestety heli- kopter wysiad� na samym �rodku pustyni, a on musia� wynaj�� mulnik�w. I zacz�� si� piekielny po�cig... Na szcz�cie w momencie, kiedy ju� policja dogania�a ka- rawan�, obudzi� si�. Nic wi�c dziwnego, �e gdy o dziesi�tej stan�� pod stuletnim kasztanem, g�ow� mia� nabit� rozmaitymi historiami. Dzie� by� upalny, w listowiu �piewa�y ptaki, dzi�cio� ku� na pobliskiej topoli, a on niecierpliwie oczekiwa� zjawienia si� Ce- gie�ki. Tymczasem, jak na z�o��, Cegie�ka nie przychodzi�. Pierwsza na horyzoncie ukaza�a si� Kariok�. By�a �liczna jak w tym �nie. Nie mia�a oczywi�cie sukni ze z�otego brokatu ani nie popija�a przy barze whisky, lecz z takim zainteresowaniem spojrza�a na Julka, jak gdyby przed chwil� sprz�tn�� barmana z baru �Savoya". � Nie widzia�a� Cegie�ki? � zapyta� nie�mia�o. � Nie � odpar�a i usiad�a na trawie. Mia�a na sobie w�skie spodnie w zielo- no-szar� kratk�, letnie sanda�y i zielon� bluzk�. I jeszcze koszyczek z �yka, a w ko- szyczku kilka drobiazg�w. Julek nie wiedzia�, czy usi���, czy dalej stercze�. Jej kr�tkie �nie" nie zach�ca�o do rozmowy. W takich wypadkach najzr�czniej roz- mawia� o pogodzie. � �adny mamy dzie� � wykrztusi�. � Rzeczywi�cie �adny. � I tak pi�knie ptaki �piewaj�. � Naprawd� �adnie. � I jutro te� b�dzie pogoda. � Prawdopodobnie. Zamurowa�o go. Oto szef gangu, dziewczyna, kt�ra chodzi�a do szko�y dla trudnej m�odzie�y, a on jej o pogodzie i ptaszkach. Tak si� speszy�, �e nie m�g� wyduka� najg�upszego s�owa. Ona zupe�nie si� tym nie przej�a. Nawet nie spojrza�a na niego, tylko si�gn�a do koszyczka, wyci�gn�a paczk� carmen�w. � Palisz? Julek nie pali�, lecz nie wypada�o przyzna� si�. Zapali� te� nie wypada�o, bo jak by wygl�da�, gdyby si� zakrztusi�. Odpar� wi�c dyplomatycznie: � Tym razem dzi�kuje. Nie zrobi�o to na niej najmniejszego wra�enia. Wysup�a�a papierosa, zapali�a. I zn�w d�u�szy czas panowa�a przygn�biaj�ca cisza. Karioka zachowywa�a si� jak dama ze srebrnego ekranu, on � jak ostatni p�tak. M�czy� si�, nie wiedz�c, jak nawi�za� rozmow�. G�ow� mia� coraz bardziej pust� i coraz wi�kszy wstyd go ogarnia�. Tymczasem ona pali�a i puszcza�a dym nosem, jakby urodzi�a si� z papierosem w ustach. Wreszcie nie wytrzyma� i paln��: � Kiedy nareszcie przyjdzie ten Cegie�ka? Spojrza�a na niego zdziwiona. � Co si� tak denerwujesz? � No, bo mia� by�. � Siadaj i nie wier� si�, bo strasznie �miesznie wygl�dasz. Usiad� o dwa kroki od niej. Czeka�, kiedy zacznie opowiada� o planach napadu na bank, o sprawach, od kt�rych w�osy d�ba staj� na g�owie, a ona tymczasem si�gn�a do koszyczka i wyj�a tabliczk� czekolady. � Lubisz czekolad�? � zapyta�a. � Tak sobie � odpar�, od�amuj�c najmniejszy kawa�ek. � A kt�ra aktorka najbardziej ci si� podoba? �Egzaminuje mnie � pomy�la�. � Musz� si� dobrze trzyma�, �eby si� nie skompromitowa�''. � �adna � powiedzia� zuchowato. � Mnie te rzeczy nie imponuj�. My�la�, �e to m�skie o�wiadczenie zrobi na niej piorunuj�ce wra�enie, lecz ona spojrza�a nieco uwa�niej i si�gn�a znowu do koszyczka. Po chwili wyj�a portfelik, a z portfelika fotografi�. � To m�j ch�opiec � powiedzia�a, podaj�c mu zdj�cie. �Chce zaznaczy�, �e nie mam u niej �adnych szans". Patrzy� na fotografi�, lecz zamiast podobizny widzia� jedynie mglist� plam�. � Klasa ch�opiec, no nie? � zapyta�a. � Klasa. � Ze Szko�y Morskiej. By� w Gibraltarze, a z Kairu przys�a� mi zdj�cie. On z koleg� na dwugarbnym wielb��dzie. Kocha si� we mnie, aleja go lekcewa��. � Dlaczego? � Bo kocham si� w innym. � No, pewno � wymamrota� ni w pi��, ni w dziewi��. C� dla niej, szefa gangu, jaki� marynarz ze Szko�y Morskiej. Sta� j� na co� lepszego. � W kim si� kochasz? � W Burcie. � W Burcie? � No, w Burcie Lancasterze. Nie znasz Burta? � Fiu!... � �wisn�� przez z�by. Jak�e m�g�by nie zna� Burta Lancastera, szkar�atnego pirata, kt�ry na Mo- rzu Karaibskim napada� na hiszpa�skie karawele i jednym ci�ciem potrafi� k�a�� trzech �o�nierzy (w filmie oczywi�cie), a do tego z najwy�szej rei skaka� na pok�ad i nic mu si� nie sta�o. � Nawet do niego pisa�am � doda�a. � Znasz adres? � Nie. Napisa�am po prostu: Burt Lancaster � Hollywood. My�l�, �e go wszyscy znaj�. � To jasne. I co, odpisa�? � Jeszcze nie. � �winia. Ja bym ci ju� dawno odpisa�. � Widocznie jest bardzo zaj�ty. � Tak � stara� si� j� pocieszy�. � Z aktorami to tak zawsze, albo kr�c� filmy, albo si� rozwodz�. Ciekaw jestem, ile ju� �on mia� Burt? � Jedn�. Podobno jest wzorowym m�em i ojcem. � To nie masz u niego szans. � Nie � westchn�a. � Ale czasem tak przyjemnie jest pomarzy�. � W�a�nie � zawt�rowa� jej westchnieniem � ja te� marz�, �eby�cie mnie przyj�li do gangu. � To si� jeszcze oka�e... Chcia� zapyta�, co si� ma okaza�, lecz nie zd��y�, bo w�a�nie w tej chwili pod kasztanem zjawi� si� Cygan. W melinie Cygan ca�y czas sta� za Julkiem, wi�c ten nie m�g� go nawet zobaczy�. Wyobra�a� go sobie jako wysokiego, silnego, tymczasem ujrza� przed sob� szczup�ego, drobnego i delikatnego ch�opca. Mia� czarne k�dzierzawe w�osy, �nia- d� twarz i du�e, ciemne, niemal granatowe oczy. Jednym s�owem, egzotyczny typ. Ubrany by� troch� jak cyrkowiec, a troch� jak kolarz podczas Wy�cigu Pokoju: spodnie z granatowej popeliny, do tego fioletowa koszulka w ��te pasy i czerwo- na czapka z wielkim daszkiem, a na nogach czarne buty o d�ugich czubach. Mo�na powiedzie�, ca�y w t�czowych barwach, a przy tym szyk i elegancja: spodnie za- prasowane, czapka z fantazj� na uchu, a fryzura wed�ug najnowszych wymog�w beatlesowskiego stylu. � Si� masz � przywita� Kariok�. Julka nie raczy� drasn�� nawet spojrzeniem. Pod ramieniem trzyma� spor� paczk� zawini�t� starannie w papier. U�miecha� si� ni to chytrze, ni tajemniczo. I po chwili doda�: � Nareszcie po�yczy�em... � Pewno skrzypce? � Zgad�a�. Ukl�kn�� na trawie, po�o�y� przed sob� paczk�, zacz�� j� ostro�nie rozwija�. Karioka przypatrywa�a si� z kpi�cym u�mieszkiem. � Komu� zdmuchn��? � M�wi� ci, �e po�yczy�em. � Od kogo? � Tajemnica... � b�ysn�� niebieskawymi bia�kami oczu i zdrowymi z�ba- mi. � Cud, nie skrzypce. Teraz b�d� m�g� gra� w knajpach i na weselach. � Muzykant! Cygan wyj�� z opakowania czarny futera�, pog�aska� go, a potem ostro�nie otworzy�. Wyj�� skrzypce. Oczy b�ysn�y mu �ywiej. Uj�� instrument delikatnie, jak co� bardzo kruchego, i smag�ymi, d�ugimi palcami szarpn�� struny. � S�yszysz? � Phi... � wyd�a wargi. � Ty lubisz skrzypce, a ja wol� saksofon i elek- tryczn� gitar�. Julek chcia� zwr�ci� na siebie jego uwag�. Chrz�kn�� i powiedzia�: � Grasz z Cyganami? Elegant pos�a� mu zaczepne spojrzenie. � Ja nie Cygan, mnie tak tylko nazywaj�. � Przepraszam. � Nie ma za co... I w og�le co ty tu robisz? � Daj spok�j � wtr�ci�a Karioka � to sw�j ch�opak. Przyjmujemy go dzisiaj do gangu. � Jego? � zdziwi� si� elegant. Chcia� jeszcze co� powiedzie�, ale w tej chwili na �cie�ce ukaza� si� Filipek. Filipek by� po prostu Filipkiem i drugiego takiego nie by�o na �wiecie. Wygl�- da� jak wyro�ni�ty nad norm� osesek: pulchny, r�owy, z zalotn� grzywka, tylko go sfotografowa� i da� jako reklam� p�atk�w owsianych albo bevitanu. Tak w�a- �nie wygl�da� Filipek, p�ki nie spojrza� na cz�owieka. Bo spojrzenie mia� ch�odne i uwa�ne. � Ciao � powiedzia� na przywitanie. � Si� masz � odpowiedzieli mu Karioka i Cygan. Julek milcza�. Wstydzi� si�, �e da� si� nabra� takiemu konusowi. Uda�, �e go nie spostrzega. Nic mu to jednak nie pomog�o. Filipek skierowa� si� wprost do niego: � Masz te szelki? � Nie. � To znaczy Cegie�ka ci nie odda�? � Odda�, tylko nie przynios�em. � Szkoda, bo by�my zahandlowali. � Nie wierz mu � za�mia�a si� Karioka. � On co drugie s�owo buja. Filipkowi nawet nie drgn�a powieka. Twarz mia� nieruchom� jak kauczukowa lalka i oczy wbite w Julka. � Muka � powiedzia� spokojnie. By�o to jego ulubione s�owo, kt�rym wyra- �a� wszystkie swe uczucia: gniew, rado��, zdziwienie, smutek... W tym wypadku �muk