7288

Szczegóły
Tytuł 7288
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7288 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7288 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7288 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

JAMES OLIVER CURWOOD TAJEMNICa JOHNA KEITHA Tytu� orygina�u. The riveu's Projekt ok�adk, Ma�gorzata Wrzos Opracowa�, redakcyjne; ^ �^ Opracowanie technice: A��aGlanowska , Korekta Barbara Piotrowska Rozdzia� l JAK UMIERA� COIMNISTON by Krajowa Agencja 'wmcza. Lublin 199t Ir-f�" ,^ ISBN 83-03-03330-1 A D,�k ' L Anczyca w Krakowie, ul. Wadow.cka 8 19650egz. Pomi�dzy Connistonem z Kr�lewskiej Konnej Policji, a Keithem � zbrodniarzem, istnia�o uderzaj�ce podobie�- stwo. Oczywi�cie, obaj o tym wiedzieli. Zawi�za�o to nawet miedzy nimi pewn� ni� ufno�ci. Tworzy�o nieuchwytn�, a jednak siln� duchow� wi�, narzucaj�c nieraz Connisto- nowi ch�� post�powania niezgodnie z obowi�zkiem. Niemal przez ca�y miesi�c d�awi� w sobie te porywy. By� przed- stawicielem prawa. By� nawet uosobieniem prawa. Od dwudziestu siedmiu miesi�cy �ciga� Keitha i wci�� tkwi� mu w g�owie jeden z paragraf�w otrzymanej instrukcji. �Nie wraca�, zanim nie uda si� schwyta� zbrodniarza �ywego lub martwego!" � Inaczej m�wi�c... Chrapliwy kaszel pogmatwa� mu bieg my�li, a Keith, s�ysz�c j�k b�lu, kt�ry wraz z krwi� wybiega� na wargi chorego, zbli�y� si� szybko i silnym ramieniem podpar� mu plecy. Obaj milczeli. Po chwili Conniston star� krew i za- �mia� si� cichutko, jakkolwiek w oczach mia� jeszcze �lad cierpienia. Po�o�y� d�o� na przegubie r�ki Keitha, w miejscu, gdzie dot�d czerwienia�o wspomnienie kajdan. Ten widok uprzytomni� mu ponur� rzeczywisto��. Prawd� m�wi�c, los dziwnie spl�ta� prz�dz� ich przeznaczenia. ~~ Dzi�kuj� ci, stary druhu! � rzek� Conniston. Dzi�kuj�! nie Ponad ich g�owami w�ciekle szala� podbiegunowy hura gan, jak gdyby usi�uj�c zmia�d�y� male�k� chat�, zbudo wan� w�r�d brunatnosiwej pustyni, gdzie� na samym ko�cu �wiata. W porywach wichru brzmia�y rozdzieraj�ce �kania, dziwaczne zgrzyty i przera�liwe wycia, a gdy wreszcie orkan zamar� i nasta�a niesamowita cisza, obaj m�czy�ni czuli, jak zmarzni�ty grunt pod ich stopami drga, wstrz�sany dalekim �omotem krusz�cych si� lodowych p�l. Wraz z dy- gotem ziemi p�yn�� zd�awiony, lecz uparty grzmot, niby huk grom�w z placu boju, czasem przerywany, gdy szklista g�ra p�ka�a na p�, rykiem podobnym do g�osu ci�kiego dzia�a. W Zatoce Hudsona biliony ton lodu rwa�y naprz�d, krusz�c i mia�d��c wszystko po drodze, niby dzikie zast�py Hun�w. � Po�� si� lepiej! � doradzi� Keith. Zamiast us�ucha�, Conniston wsta� i wolno podszed� do sto�u, na kt�rym p�on�a lampa nape�niona foczym t�uszczem. Id�c, zatacza� si� troch�. Usiad�. Keith siad� naprzeciwko. Pomi�dzy nimi le�a�a wy�wiechtana talia kart. Conniston machinalnie zacz�� je rozrzuca�, a jednocze�n spojrza� na Keitha i u�miechn�� si� blado. � To wszystko jest diablo dziwaczne! � rzek�. � Prawda, Keith? Dziwaczne i zabawne? Conniston by� Anglikiem i jego b��kitne oczy l�ni�y ch�odn� ironi�. � Dziwaczne, lecz wcale nie zabawne! � odpar� Keith. � Owszem, zabawne! � upiera� si� Conniston. � W�a�nie dwadzie�cia siedem miesi�cy temu, do terminu brakuje zaledwie trzech dni, by�em wys�any dla schwytania ciebie, Keith! Kazano mi dostarczy� ci� �ywym lub martwym i po up�ywie dwudziestu sze�ciu miesi�cy schwyta�em ci� � �ywego. Prawd� m�wi�c, zas�u�y�e� raczej na sto lat szcz�- �cia, ni� na stryczek, za wytrwa�o�� z jak� wymyka�e� mi si� z r�k. Zanim ci� dosta�em, przeszed�em siedem kr�g�w pie- kielnych. Marz�em, g�odowa�em, ton��em! W ci�gu p�tora roku nie ogl�da�em twarzy bia�ej kobiety. To by�o straszne.' Ale zwyci�y�em wreszcie! W tym w�a�nie jest ca�y komizm e. sytuacji. Zwyci�y�em ciebie, schwyta�em ci� i na przegubach twoich r�k po dzi� dzie� widnieje �wiadectwo tej prawdy. Wygra�em! Zgadzasz si� z tym, prawda? Musisz by� szczery, stary druhu, gdy� to by�a przecie� moja ostatnia gra... Ko�cowe zdanie wypowiedzia� g�osem z�amanym i pe�- nym �alu. Keith skin�� g�ow�. � Wygra�e�! � rzek�. � Wygra�e� tak dalece, �e odmro- zi�e� sobie p�uca! � Nie skorzysta�e� z tego! � przerwa� Conniston. � Keith, tu w�a�nie zaczyna si� zabawa! Tu wchodzi w gr� komizm! By�e� w kajdanach i nieodwo�alnie przeznaczony na szubienic�. Nagle trzask. Fala mrozu nadgryz�a mi p�uca i karty si� zmieniaj�. A ty, zamiast post�pi� ze mn� tak, jak ja mia�em zamiar post�pi� z tob�, zamiast zabi� mnie lub uciec, gdy by�em bezsilny, Keith, stary druhu, ty stara�e� si� mnie wyleczy�! Czy� to nie jest zabawne? Czy� cokolwiek mog�oby by� jeszcze bardziej �mieszne? Wyci�gn�� r�k� przez st� i chwyci� d�o� Keitha. Potem skuli� si� znowu, schyli� g�ow� i dygota�r-wstrz�sany nowym atakiem chrapliwego kaszlu. Keith wyczuwa� m�k� towa- rzysza w ostrym u�cisku jego palc�w. Gdy wreszcie Conni- ston uni�s� g�ow�, na jego wargach widnia�a smuga krwi. � Widzisz, ustali�em sw�j termin, co do dnia niemal! � ci�gn�� Anglik, wytar�szy uprzednio krew szmat�, pe�n� ju� czerwonych plam. � Dzi� mamy czwartek. Niedzieli pewnie ju� nie zobacz�. Skonam w pi�tek noc�, albo najdalej w sobot� rano. Niejednokrotnie obserwowa�em jak post�- puje choroba przy odmro�eniu p�uc, rozumiesz? Mam przed sob� dwa dni pe�ne i jeden w�tpliwy. Potem musisz wykopa� jam� i pochowa� mnie, w�wczas przestanie ci� obowi�zywa� s�owo honoru, kt�re mi da�e�, gdy zdj��em ci kajdany. Wi�c Pytam ci�, co zamierzasz wtedy uczyni�? Na twarzy Keitha widnia�y g��bokie bruzdy. Wczoraj por�wnywali sw�j wzajemny wiek. Keith mia� trzydzie�ci osiem lat i by� niewiele m�odszy od cz�owieka, kt�ry �ciga� go ongi�, a teraz umiera� w godzinie w�tpliwego triumfu. Poprzednio nigdy szczeg�owo nie omawiali sytuacji. Dla Keitha by�a to rzecz k�opotliwa, gdy�, jakkolwiek m�g�by w swoim czasie zamordowa� prze�ladowc�, dzi� nie o�miela� si� powiedzie� mu, �e �mier� jest blisko. Teraz, gdy Con- niston samorzutnie okre�li� czas trwania w�asnej m�ki � a uczyni� to z zadziwiaj�cym spokojem � z ramion Keitha spad� ogromny ci�ar. Poprzez szeroko�� sto�u patrzyli sobie w oczy i tym razem palce Keitha zwar�y si� na prze- gubie d�oni Connistona. W s�abym �wietle foczego t�uszczu wygl�dali jak bracia. � Co zamierzasz uczyni�1? � powt�rzy� Conniston. Twarz Keitha postarza�a si� nagle. � S�dz�, �e powr�c� tam! � rzek� cicho. � My�lisz wraca� nad Zatok� Koronacyjn�? Do tej �mierdz�cej eskimoskiej wsi? Je�li to uczynisz, zwariujesz. � Mam nadziej�, �e tak! � rzek� t�po Keith. � Zreszt�, brak mi wyboru! Wiesz o tym dobrze. Tak, ty przede wszy- stkim wiesz, jak mnie tropi�. Gdybym poszed� na po�udnie... Conniston w zadumie skin�� g�ow�. � Tak, oczywi�cie! � przyzna�. � �cigaj� ci� zaciekle, a ty wodzisz ich za nos. Ale schwytaj� ci� w ko�cu, nawet tam. Doprawdy, szkoda!... D�onie ich rozdzieli�y si�. Conniston nabi� fajk� i zapali� j�. Keith dostrzeg�, �e r�ce policjanta nie dr�� ani troch�. Zaiste, Conniston mia� stalowe nerwy. � Przykro mi... �zacz�� znowu Anglik. � Lubi� ciebie! Wiesz, Keith, chcia�bym, �eby�my si� urodzili bra�mi i �eby� nie zamordowa� cz�owieka! Tej nocy, gdy za�o�y�em ci kajdanki, czu�em si�, naprawd�, wcielonym diab�em. Nie m�wi�bym ci tego, gdyby nie moje p�uca. Teraz jednak nie ma ju� sensu czegokolwiek tai�. To pod�a rzecz kaza� komu� �y� w takim kraju i w ci�gu trzech lat zmusza� go do ukrywania si� po dziurach, niby szczur, by wreszcie zapro- wadzi� go na szubienic�. Wiem, �e w twoim przypadku jest to bezwzgl�dnie z�e! Czuj� to. Nie chc� ci� bynajmniej c 8 zmusza� do wyjawiania swych tajemnic, stary, ale przy- znam, nie wierz� w wyniki �ledztwa. Poszed�bym o zak�ad, �e nie jeste� takim, jakim ci� odmalowa�o prawo. I rad bym wiedzie�, dlaczego zabi�e� s�dziego Kirkstona? Pi�ci Keitha zwar�y si� po�rodku sto�u. Conniston do- strzeg�, �e b��kitne oczy zbiega poczernia�y raptem i �e zap�on�� w nich dziki ogie�. W chacie zapad�a niezwyk�a cisza, a nieustanne, denerwuj�ce naszczekiwanie bia�ych lis�w rozbrzmiewa�o g�o�niej na tle oddalonego huku p�kaj�cych lod�w. Rozdzia� II DLACZEGO KEITH ZABI�? � Dlaczego zabi�em s�dziego Kirkstona? � powt�rzy� Keith niezwykle wolno. Zaci�ni�te mi�nie zwiotcza�y, ale w oczach p�on�� wci�� dziki b�ysk. � Jakie fakty poda�o ci �ledztwo? � �e zamordowa�e� go z zimn� krwi� i �e honor policji b�dzie wystawiony na szwank, o ile nie uda si� ciebie powiesi�! � S� r�ne punkty widzenia! A gdybym ci powiedzia�, �e nie zabi�em s�dziego Kirkstona?! Conniston pochyli� si� gwa�townie do przodu. Okropny kaszel porwa� go znowu, a gdy min��, jego oddech wydziera� si� z piersi chrapliwie i �wiszcz�co, jakby p�yn�c spod mocnego knebla. � M�j Bo�e, Keith! � westchn��. � Nie umr� ani w sobot�, ani w niedziel�, tylko jutro... � Nie! Mylisz si�! � zaprzeczy� Keith, czuj�c, jak mu co� twardego staje w gardle. � Musisz si� po�o�y�! Conniston na nowo zebra� si�y. � I umiera� w legowisku, jak kr�lik! Dzi�kuj� ci, stary druhu! Idzie mi teraz o wydobycie prawdy, wszak to nie�adnie k�ama� umieraj�cemu... Czy zabi�e� s�dziego Kirk- stona? 10 � Nie wiem! � odpowiedzia� wolno Keith, patrz�c uparcie w oczy tamtego. � My�l�, �e nie, ale pewno�ci nie mam. Poszed�em tej nocy z zamiarem otrzymania od niego zado��uczynienia lub te� zabicia go. Chcia�bym, Conniston, �eby� m�g� spojrze� na t� kwesti� z mego punktu widzenia. M�g�by� to uczyni�, gdyby� zna� mojego ojca. Widzisz, matka mi umar�a, gdy by�em male�ki, wi�c ros�em wraz z ojcem, jak dwaj koledzy. Zdaje mi si�, �e nawet my�la- �em o nim nie jako o ojcu jedynie. Ojciec, to rzecz zwyk�a. On by� czym� wi�cej. Od dnia, gdy sko�czy�em dziesi�� lat, stali�my si� wprost nieroz��czni. Mia�em co� oko�o dwu- dziestki, gdy wyzna� mi, �e mi�dzy nim a s�dzi� Kirkstone istnieje �miertelna nienawi��. To mi zreszt� nigdy nie zak��ci�o snu, gdy� nie przywi�zywa�em do tego wi�kszego znaczenia. Ale pewnego dnia Kirkstone zacz�� dzia�a�. Upewni�em si� w�wczas, �e stary grzechotnik ju� od lat szuka� okazji. Zastawi� pu�apk� i ojciec da� si� schwyta�. Nawet wtedy s�dzi�, �e to polityczni wrogowie tak go ubrali; Kirkstona wcale nie podejrzewa�. Wkr�tce jednak poj�li�my prawd�. Ojciec dosta� dziesi�� lat wi�zienia. By� jednak niewinny. Jedynym cz�owiekiem, kt�ry m�g� dowie�� jego niewinno�ci, by� Kirkstone. S�uchaj, gdyby� wiedzia� o tym wszystkim i by� na moim miejscu, jakby� post�pi�? Conniston zapala� w�a�nie now� fajk� nad p�omieniem kaganka. Odpowiedzia� wymijaj�co: � Nie wiem jeszcze, stary! A ty co zrobi�e�? � Poszed�em niemal na kolanach do tego �otra! � ci�gn�� Keith. � B�aga�em, jak tylko cz�owiek b�aga� mo�e o �ask� dla ojca, o te par� s��w, kt�re mog�y go wydosta� 2 Wl?zienia. Ofiarowa�em w zamian wszystko, co tylko posiada�em na ziemi, nawet moje cia�o i dusz�. O Bo�e, nigdy nie zapomn� tej nocy! S�dzia siedzia� tuczny, opas�y, 2 dwoma pier�cieniami na t�ustych palcach, potworna ropucha w ludzkiej postaci, a chichota� i �mia� si� pe�en rado�ci, jak gdybym by� klownem. A we mnie przecie� dusza krwawi�a. Potem wszed� jego syn, r�wnie opas�y. Kl�� 11 i drwi�... Doprawdy, nie przypuszcza�em, �e na �wieci istnieje podobna nienawi��, ani �e zemsta mo�e zrodzi� ta piekieln� rado��. Gdy, zataczaj�c si�, wyszed�em, s�ysza�a . wci�� ich ochryp�y �miech. Prze�ladowa� mnie. Powtarza�y go drzewa. Powtarza� go wiatr. Mia�em pe�n� g�ow� tych drwin. Zawr�ci�em nagle, wszed�em bez pukania i spojrza- �em im obu w twarz. Tym razem musia�em albo otrzyma� sprawiedliwo�� albo zabi�. Nie przynios�em jednak�e ze sob� �adnej broni. W drzwiach by� klucz, przekr�ci�em go. Potem wyniszczy�em spraw�. Nie traci�em s��w na pr�no! Keith wsta� od sto�u i zacz�� przemierza� pok�j tam i z powrotem. Wiatr ponownie ucich�. Obaj s�yszeli ujadanie lis�w i niski grzmot p�kaj�cych lodowc�w. � Syn zacz�� pierwszy! � m�wi� dalej Keith. � Skoczy� na mnie! Zwali�em go z n�g. Potem wzi�li�my si� za bary, a ojciec przyby� mu z pomoc�, wymachuj�c czym� w rodzaju or�a. Nie wiedzia�em, co to takiego, lecz czu�em, �e jest ci�kie. Pierwszy cios omal nie zdruzgota� mi ramienia. W zamieszaniu wydar�em mu bro� z r�ki. By� to d�ugi, miedziany blok, u�ywany jako przycisk do papier�w. W tej samej chwili syn porwa� ze sto�u podobny przedmiot, wy- wracaj�c jednocze�nie lamp�. Walczyli�my dalej w ciem- no�ci. Wcale nie mia�em wra�enia, �e walcz� z lud�mi. To by�y potwory i doznawa�em przy tym uczucia, �e wok� mnie pe�zaj� gady. To by�o okropne. Tak, nie �a�owa�em cios�w! Lecz oni bili tak�e, a nikt z nas nie m�g� nic dojrze�. Raptem poczu�em, �e moja bro� trafi�a. S�dzia Kirkstone run�� g�ucho. Co potem si� sta�o, wiesz dobrze. W tym pokoju znaleziono tylko jeden miedziany przycisk; syn drugi ukry�. Ten co zosta�, mia� na sobie krew s�dziego Kirkstona i jego w�osy. Nie pozosta�a mi najmniejsza szansa ratunku. Uciek�em. W sze�� miesi�cy p�niej m�j ojciec zmar� w wie- zieniu, a mnie tropiono przez trzy lata, jakbym by� lisem gonionym przez sfor�. Oto wszystko! Czy zabi�em s�dziego Kirkstona? Nie wiem! Ale je�li tak, i cho�bym mia� przez to wisie�, czy s�dzisz, �e �a�uj�? 12 � Siadaj! G�os Anglika brzmia� jak komenda. Keith opad� na krzes�o, dysz�c ci�ko. Zauwa�y�, �e w oczach Connistona drga dziwne �wiat�o. _ S�uchaj, Keith, gdy cz�owiek wie, �e b�dzie �y�, to nie dostrzega wielu rzeczy. Ale gdy wie, �e umrze, sprawa przedstawia si� inaczej. Gdyby� mi opowiedzia� t� sam� histori� przed miesi�cem, odda�bym ci� w r�ce kata. To stanowi moj� powinno��; t�umaczy�bym si� sam przed sob�, �e k�amiesz. Ale teraz nie masz powodu mnie tumani�. Kirkstone zas�u�y� na �mier�. Obmy�li�em wi�c ju�, co masz dalej czyni�. Nie wr�cisz nad Zatok� Koronacyjn�. P�j- dziesz na po�udnie, ku krainie bo�ej. Ale nie jako John Keith, morderca, lecz jako Derwent Conniston z Kr�- lewskiej P�nocno-Zachodniej Konnej Policji! Czy pojmu- jesz, co mam na my�li? Czy mnie rozumiesz? Keith patrzy� bez s�owa. Anglik podkr�ci� w�sa, a w jego oczach l�ni� p�ironiczny u�miech. U�o�y� sobie ten plan od dawna i z g�ry przewidywa�, �e wywo�a piorunuj�ce wra- �enie. � Dziwaczny pomys�, prawda, stary przyjacielu? Lubi� ciebie, wiesz? M�wi� bez �enady, �e mam o tobie jak naj- lepsze zdanie, wi�c nie widz� przyczyn, dla kt�rych nie mia�by� chodzi� po ziemi w mojej sk�rze. Nie mam �adnych moralnych obiekcji. Nikt nie b�dzie mnie �a�owa�. Tam, w Anglii, by�em w�r�d swoich czarn� owc�, jako m�odszy brat i w og�le... Gdy w swoim czasie mia�em wybiera� Pomi�dzy Afryk� i Kanad�, wybra�em Kanad�. Duma Anglika jest najdziksz� rzecz� na �wiecie. Pewien jestem, 2e w kraju s�dz�, i� umar�em. Od sze�ciu, czy siedmiu lat me pisa�em do nich ani s�owa. Zapomniano o mnie. A naj- lepsze w tym wszystkim jest to, �e jeste�my do siebie tak niezwykle podobni. Skr�cisz troch� brod� i w�sy, zrobisz sobie blizn� nad prawym okiem i �mia�o mo�esz stan�� Przed samym Mac Dowellem. Id� o zak�ad, �e stary skoczy �a tw�j widok i powie: �Na Boga, ale� to Conniston we 13 15 r ycznych brak�w i r�nic. Zapu�ci�em zarost na dwa lata jrzed pocz�tkiem tej wyprawy. �cina�em zawsze brod� v klin. Radz� ci szczerze, nie u�ywaj lepiej brzytwy. Z wy- I <ju nikt ci� nie pozna. Chodzi wi�c o co innego. W ci�gu najbli�szych dwudziestu czterech godzin musisz si� wyuczy� na pami�� historii Derwenta Connistona od dnia, gdy wst�pi� do Kr�lewskiej Konnej Policji. Nie si�gniemy dalej, sdy� nie ma tam nic ciekawego, zreszt�, zamierzch�e dzieje nie b�d� ci nigdy potrzebne. Najci�sze przej�cie czeka ci� z Mac Dowellem, dow�dc� Fortu w Prince Albert. Jest to lis kuty na cztery nogi, nosi zawiesisty w�s i przejrzy cz�owieka na wylot. Ale ma z�ote serce. By� mi dobrym przyjacielem, to te� dzieje Derwenta Connistona wi��� si� �ci�le z histori� Mac Dowella. Jest wiele rzeczy... O, Bo�e!... Przycisn�� d�oni� pier�. Podczas, gdy straszliwy kaszel przyprawia� go niemal o konwulsj�, w chacie czai�a si� nie- samowita groza. Wiatr zawodzi� ponownie, t�umi�c uja- danie lis�w i gromy p�kaj�cych lod�w. Tej nocy, w md�ym blasku lampy, nape�nionej foczym t�uszczem, rozpocz�y si� tytaniczne zapasy. Z wyrazem skupienia na twarzach, jeden, czuj�c blisko�� �mierci i wal- cz�c z jej zwyci�skim pochodem, drugi, b�agaj�c los o zw�ok�. Conniston i Keith dokonywali przemiany osobowo�ci. Con- niston zmaga� si� bohatersko, a Keith, patrz�c na�, wiedzia�, �e ten szalony wysi�ek skraca i tak ju� niewielk� ilo�� darowanych mu godzin. Keith kocha� dot�d jedn� tylko istot�: swego ojca. W tej chwili pokocha� Connistona. Raz nie wytrzyma� i rozp�aka� si� jak dziecko, m�wi�c, �e on sam powinien raczej umrze�, byle Conniston �y�. Konaj�cy Anglik po�o�y� mu r�k� na d�oni i zbieg poczu�, �e r�ka ta Jest lepka od ch�odnego potu. � ci�gu straszliwych godzin, jakie nast�pi�y potem, Keith doznawa� wra�enia, �e hart umieraj�cego Connistona udziela si� tak�e jemu. By� to istny epos. Conniston za- chowywa� si� bohatersko, a Keith czu�, jak jego zrozpaczony 1 zdemoralizowany duch nabiera powoli nowej mocy. By� w�asnej osobie!" Wszystko, co ci mog� pozostawi� w spadkuj Keith, to przyodziewek zmar�ego cz�owieka i jego imi�) Prosz�, we� jedno i drugie. Pojutrze nic mi ju� nie b�dzi potrzebne! � To niemo�liwe! � wybuchn�� wreszcie Keith. Conniston, czy ty rozumiesz, co m�wisz? � Najzupe�niej, stary druhu! Licz� si� przeto z ka�dym s�owem, bo boli mnie, gdy m�wi�. Zatem prosz�, nie zmuszaj mnie do przekonywania ciebie. Nadchodzi najwa�niejsza chwila w moim �yciu. Wkr�tce umr�. Pochowaj mnie, prosz�, pod pod�og�, �eby lisy nie mog�y cia�a wygrzeba�. Ale moje imi� b�dzie jeszcze �y�o! Wdziejesz moje ubranie, wr�cisz do Prince Albert i opowiesz Mac Dowellowi, jak schwyta�e� zbiega i jak on tu umar�, maj�c odmro�one p�uca. Jako dow�d spakujesz sw�j w�asny przyodziewek, wraz - z paroma innymi osobistymi rzeczami i zostaniesz sier�an- tem! Mac Dowell ci to obieca�, je�li schwytasz zbiega. Zro- zumiano? A Mac Dowell nie widzia� mnie ju� od dw�ch lat i trzech miesi�cy, nawet je�li spostrze�e pewn� zmian�, uzna to za rzecz naturaln�. Obaj w��czyli�my si� przecie� ca�y ten czas po samej kraw�dzi �wiata. Zreszt�, jeste�my do siebie tak niezwykle podobni. Doprawdy, co za wspania�y pomys�! W zapale Conniston zapomnia� nawet o bliskiej �mierci. A Keith, kt�remu serce wa�i�o, jak m�otem, obj�� b�yska- wicznie my�l� niezwyk�� bezczelno�� tego planu, oraz widoki jego pomy�lnej realizacji. Po czteroletniej nieobec- no�ci nikt nie rozpozna w nim Johna Keitha. Ongi� mia� �wie�e policzki, ramiona lekko zgarbione i wiotkie mi�nie. Dzi� by� istnym atlet�. Wieloletnie zmagania z rozszala�ymi si�ami przyrody wycisn�y na nim swoje pi�tno. Por�wnywa� sw�j wygl�d z wygl�dem Connistona. Robili bowiem wra- �enie, jakby byli bli�ni�tami. Policjant zdawa� si� czyta� w my�lach Keitha. Jego oczy by�y pe�ne weso�ych iskier. � Zdaje mi si�, �e to g��wnie z powodu zarostu! � rzek�. � Wiesz, stary, �e broda i w�sy mog� pokry� wiele 14 podniecony my�l�, �e musi du�o nad sob� pracowa�, stan�� na wysoko�ci tego Anglika. Na pierwszy ogie� posz�y prze�ycia Connistona. Zacz�� opowiada� od chwili poznania Mac Dowella. Pomi�� paroksyzmami kaszlu, kt�re nape�nia�y mu usta krwi�, si ni� b�ahych wydarze� i u�miecha� si� blado, wzmiankuj; jak Mac Dowell kaza� mu raz przysi�c, i� utrzyma w i jemnicy pewn� eskapad� zwierzchnika. Po up�ywie godzi: Keith sta� po�rodku izby, a Conniston, wsparty �okciaa o st�, zgarbiony i dygoc�cy, przerabia� z nim musztri Potem wr�czy� zbiegowi zniszczon� ksi��eczk�, zawieraj�c przepisy s�u�bowe i kaza� j� przestudiowa�, podczas gdy 01 sam b�dzie wypoczywa�. Keith pom�g� choremu dowlec sif do tapczanu i spr�bowa� czyta�. Ale �mi�o mu si� w oczach,] a m�zg odmawia� pos�usze�stwa. M�cz�cy �wist oddechu Anglika sprawia� mu niemal fizyczny b�l. Wreszcie, czuj�c d�awienie w gardle, wsta� i wyszed� z chaty, w obj�cia szarej, upiornej nocy. Wci�gn�� w p�uca lodowaty powiew. Nie by�o zbyt ch�odno. Nadesz�a ju� Kweski-hu, czyli Wielka Zmiana. Powietrze by�o przesycone odg�osem walki zimowej arier- gardy z forpocztami wiosny i zima przegrywa�a na ca�ej linii. Grunt pod stopami Keitha dygota�, wstrz�sany zmaganiem dwu pot�g. S�ysza� teraz wyra�niej huk i �oskot mia�d�o- nych lodowc�w, kt�re pr�d pi�trzy� w Zatoce Hudsona. Ponad nim rozpostar�a skrzyd�a niesamowita noc. Niebo nie by�o czarne, lecz mia�o widmowy siny odcie�, a z chaosu chmurnych wy�yn p�yn�y dziwaczne d�wi�ki, spl�tane z za- wodzeniem wichru. Keith pomy�la�, �e d�u�szy, samotny pobyt w tym otoczeniu bezwzgl�dnie przyprawi�by go o ob��d. I teraz jeszcze wydawa�o mu si� chwilami, �e spod niewidzialnych gwiazd p�ynie lament ludzkich g�os�w. W ci�gu minionych miesi�cy niejednokrotnie s�ysza� w tej pustce �kanie dzieci, pl�cz kobiet lub te� demoniczny chichot. Widzia� nie raz, jak Eskimosi, urodzeni w tym Piekle, lecz doprowadzeni do sza�u tortur� niesko�czonej 16 darli na sobie szaty i nadzy p�dzili w obj�cia bezli- f10 nego mroku na pewn� �mier�. Conniston nigdy nie mia� sil dowiedzie�, jak bliskim ob��du by� Keith w chwili, gdy zosta� wreszcie uj�ty. Zbieg nigdy mu si� nie przyzna�, �e jego umys� sta� ju� na kraw�dzi szale�stwa. Policjant uratowa� go od ob��kania, ale Keith zachowa� to dla siebie. Skuli� si� mimo woli, gdy� poryw wiatru wstrz�sn�� chat� i zawy� przejmuj�co. Wnet jednak wzruszy� ramionami i parskn�� �miechem; ujadanie lis�w nie wywo�a�o ju� w nim nerwowego dygotu. Oczami duszy ogl�da� ojczyste strony � Bo�y kraj! Zielone bory i wody, z�ocone s�o�cem, wszystko to, o czym ju� prawie zapomnia�. Widzia� zn�w twarze bia�ych kobiet. S�ysza� znajom� mow� i pie�ni ptasie; czu� pod stopami aksamitny kobierzec traw nizanych kwie- ciem. Tak, wszystko prawie posz�o w niepami��. Wczoraj majaczy�o tylko co� na kszta�t fantasmagorii. Ogarnia� go ob��d. Dzi� widzia� wyra�nie s�oneczny kraj na po�udniu i wraca� tam. Rozpostar� ramiona i krzykn�� przejmuj�co. Wzbiera� w nim triumf; szalona egzaltacja poszerza�a pier�. Trzy lata ta- kiego �ycia � i on wytrzyma�! Trzy lata przemykania z nory do nory, trzy lata g�odu, ch�odu i samotno�ci tak okropnej, �e niemal przyprawia�a go o ob��d. A teraz � wraca! Odetchn�� g��boko i wszed� do chaty. Stoj�c ju� w progu, ujrza� blad� twarz Anglika, s�abo majacz�c� w md�ym �wietle lampy. Conniston przyciska� d�oni� pier�, a po jego wargach b��dzi� p�ironiczny, p�a�osny u�miech. Zegarek stoj�cy na stole wskazywa� p�noc � lekcja rozpocz�a si� od nowa. Nieco p�niej Conniston rozpali� luf� rewolweru, trzy- maJ�c j� dobr� chwil� nad p�omykiem lampy. Trzeba ci zrobi� t� blizn� nad okiem, stary! B�dzie �ole�, ale trudno! Ale b�dzie to pyszny kawa�! �, nie spuszcza� jednak oczu z twarzy Kei- leghri�� si� dziwnie i powt�rzy� w zadumie: dopraw�jk. pyszny kawa�! miJ^th: 17 Rozdzia� III IMA PO�UDNIE �wit, zmierzch, znowu noc � i Keith uni�s� wykrzywion� twarz znad tapczanu Connistona. Z ust wydar�o mu si� kobiece �kanie. Anglik umar�, trzymaj�c si� m�nie do ostatniego tchnienia. Nirn zamkn�� oczy, po raz ostatni wyszepta� jeszcze zdanie, powtarzane ju� wcze�niej kilka- krotnie: �Pami�taj, stary druhu, wygrasz lub przegrasz w chwili, gdy Mac Dowell ujrzy ci� po raz pierwszy!" Potem zgrzytn�o mu co� w piersi, niby t�umiony p�acz i skona�. A oczy Keitha zatopi�a fala �ez. Poczu� si� dumnym, �e od tej chwili wolno mu nosi� imi� Derwenta Connistona. Tak, to by�o teraz jego imi�. John Keith umar�! Derwent Conniston �y�! Patrz�c w d�, na ch�odne, nieruchome oblicze bohaterskiego Anglika, Keith my�la�, �e zdoby� ju� jego posta�, a trudno�� le�y w przyswojeniu sobie jego nieugi�tego ducha. Tej nocy �oskot lodowych p�l brzmia� wyra�niej, gdy� nie t�umi� go j�k wiatru. Niebo by�o bezchmurne, a gwiazdy robi�y wra�enie ��tych �lepi, spogl�daj�cych przez dziura- w�, czarn� opon�. Keith, wyszed�szy z chaty dla zaczerpni�- cia �wie�ego powietrza, obj�� wzrokiem nocny krajobraz i wzdrygn�� si�. Gwiazdy �ledzi�y go, niby �ywe istoty. Poo ich upiornym l�nieniem bia�e lisy odprawia�y szalone harce. .t 18 Keith dozna� uczucia, �e chytre zwierz�ta zwar�y si� g�ciej ok� chaty i �e w ich ujadaniu brzmi nowy ton, bardziej rczywy j krwio�erczy. Conniston przewidzia� zakusy bia�ych grabarzy i Keith, wr�ciwszy do chaty, zabra� si� do spe�niania obietnicy danej zmar�emu. Gdy upiorny �wit zajrza� przez okno, zasta� ju� prac� uko�czon�. W p� godziny p�niej Keith sta� na skraju zmierzwionych chaszczy, opasuj�cych r�wnin� i po raz ostatni spogl�da� na chat�, pod pod�og� kt�rej spoczywa� Anglik. Powolnym ruchem, obna�aj�c g�ow�, wyszepta�: � Niech ci� B�g ma w swej opiece, Connistonie! � i bez po�piechu zawr�ci� na po�udnie. Przed sob� mia� osiemset mil dziczy. Osiemset mil le�a�o pomi�dzy nim a ma�� mie�cin� nad rzek� Saskatchewan, w kt�rej Mac Dowell dowodzi� dywizj� Francuskiej Kr�- lewskiej Konnej Policji. Nie trwo�y�a go my�l o tej odleg�o�ci. Czteroletni pobyt na kra�cu �wiata przyzwyczai� go do bezkresnych przestrzeni oraz do wszelkiego rodzaju wyrze- cze�. Tej zimy Conniston tropi� go z uporem �asicy, zmu- szaj�c do tysi�cmilowej w��cz�gi wzd�u� polarnego kr�gu. Cudem jakim� Keith nie zg�adzi� policjanta w czasie tej pogoni. By unikn�� po�cigu, nie potrzebowa� nawet plami� w�asnych r�k. Zaprzyja�nieni Eskimosi na pierwsze skinie- nie gotowi byli odda� mu t� przys�ug�. Lecz Keith darowa� �ycie Anglikowi, a on, cho� martwy, wraca� mu teraz wolno��. Nie posiada� ani sani, ani ps�w. Jego w�asny zaprz�g zgin�� ju� dawno, a zdradziecki Kogmollok z Roes Welcome okrad� Connistona w czasie ostatniego etapu pogoni. Wszy- stk o, co Keith d�wiga�, nale�a�o do policjanta. Na sobie mia� jedynie w�asny futrzany kaptur, kurtk�, a na plecach sw�j karabin. Nawet zegarek by� w�asno�ci� Connistona. Plecak wazy� niewiele. Podstaw� stanowi�y: odrobina m�ki, trzy- untowy namiot i worek do spania. Poza tym Keith zabra� mordercy, zcze par� drobiazg�w, maj�cych ustali� to�samo�� zmar- Ie�0 rnorderrv T^h~� f �:�!.� Keitha. 19 Pierwszego dnia podr�y, godzina za godzin�, wierci� m�zg monotonny skrzyp �nie�nych rakiet. Nie m�g� o czym my�le�. Zdawa�o mu si� raz po raz, �e co� ci�gnie ^ wstecz, i wci�� s�ysza� g�os Connistona, a w szarej mg�awu wci�� ogl�da� jego twarz. Przebrn�� w�skie pasmo zaro�L kt�ry dziwny kaprys natury rzuci� w poprzek martwi r�wniny, i zn�w majaczy� na bia�ej przestrzeni Barrenu, niby czarna, ruchoma plama. Pod wiecz�r, na po�udnio- wym kra�cu horyzontu rozr�ni� ciemn� smug� i wiedzia�, �e to pierwszy las, jaki ogl�da od dnia, gdy przed p�tora rokiem zgin�� mu w oddaleniu b�r, porastaj�cy brzegi Mackenzie. By� to nareszcie widomy �lad zasz�ej zmiany. Las stanowi� okre�lon� granic� pomi�dzy tym ponurym �wia- tem, a jego ziemi� rodzinn�. Osiemset mil drogi, kt�re mia� przeby�, znaczy�y mniej, ni� te kilkaset metr�w. Dotar� do lasu w chwili, gdy szarzyzna dnia przesyca�a si� ju� g��bsz� czerni� zmierzchu i ustawi� namiot pod os�on� k�py kar�owatych sosen. Potem zgromadzi� paliwo i roznie- ci� ogie�. Nie rachowa� kawa�k�w drzewa, jak to czyni� uprzednio w ci�gu tylu miesi�cy. By� szczodry, rozrzutny. Od rana uszed� czterdzie�ci mil, jednak nie czu� zm�czenia. Zbiera� susz i u�o�y� go na podor�dziu. J�zyki ognia bi�y w g�r� coraz wy�ej i wy�ej, a� ig�y sosen skwiercza�y od �aru. Ugotowa� garnek s�abej herbaty, kt�ra wraz z ka- wa�kiem pieczeni karibu, oraz drobin� suchar�w, stanowi�a jego kolacj�. Potem usiad�, wsparty plecami o drzewo, i patrzy� w p�omienie. Ogie�, buzuj�cy przed jego oczami, by� jak pot�ny lek. Budzi� uczucia dawno pogrzebane w g��bi duszy. Obraca� w niwecz ci�ki nalot czteroletniego ot�pienia, �ywo ma- luj�c wypadki miesi�cy d�ugich jak stulecia. P�k�y okowy wiod�ce go do ob��du. Ka�dy nerw drga�, tr�cany pulso- waniem �ywotnego ognia, m�zg dzia�a� sprawnie, zwolnio- ny wreszcie z kr�puj�cych p�t. W sercu p�omieni widzia� dom, nadziej�, �ycie! � wszystkie rzeczy, znane i cenione przed laty, kt�re zosta�y w jego umy�le zwarzone lodowatym 20 tchnieniem p�nocy. Ogl�da� szeroki Saskatchewan, p�y- wspaniale w�r�d z�otych r�wnin i stok�w g�r, otulony zow� mg�� porank�w, ujrza� rodzinne miasto, schodz�ce domami niemal nad sam brzeg rzeki, s�ysza� rytmiczne sapanie starej dr�gi, czerpi�cej z�oto oraz zgrzyt jej �a�cu- ch�w, podczas gdy wy�awia�a tony piachu dla zdobycia paru cennych ziaren. Ponad g�ow� mia� zn�w b��kitne niebo, przybrane iluzj� ob�ok�w, s�ysza� brzmienie g�os�w, d�wi�k �miechu, tupot n�g. Gdy dusza od�y�a w nim na nowo, wsta� i przeci�gn�� ramiona, a� mu trzasn�y stawy. Nie, nikt go tam nie pozna! Roze�mia� si� cicho na my�l o dawnym Johnie Keith. Ludzie, zamieszkuj�cy nieliczne uliczki miasta, pachn�ce �wierkow� �ywic�, wo�ali go Johnny. Stary Reddy Mac Tabb nazywa� go praw� r�k� ojca. Keith wspomina� teraz przesz�o�� spokojnie i zupe�nie trze�wo. Nawet nienawi�� wygorza�a w nim do cna i bez zbytniego zdenerwowania zastanawia� si� nad tym, czy dom s�dziego Kirkstona stoi, jak dawniej, na szczycie wzg�rza oraz, czy Miriam Kirk- stone wr�ci�a do ojcowskiej siedziby pomimo rozegranej tam tragedii. Cztery lata! To nie by� ostatecznie zbyt wielki szmat czasu, jakkolwiek wl�k� si� dla� niesko�czenie d�ugo. Zapewne nie zasz�o tak wiele zmian. Wsz�dzie jest po dawnemu, wsz�dzie pr�cz jego rodzinnego domu. Obaj z ojcem ustalili w swoim czasie jego plan, a potem sami dogl�dali budowy. By� to dworek masywny, wzniesiony z grubych bali, zaraz za miastem, maj�cy rzek� u st�p i las za Plecami. Bezpa�ski w ci�gu czterech lat, musia� si� mocno zestarze�. Machinalnie przebieraj�c palcami w kieszeni, Keith na- maca� zegarek Connistona. Wyj�� go i otwar�szy, podda� Pieszczocie z�otych b�ysk�w ognia. Dochodzi�a dziesi�ta, ewn�trz koperty Conniston umie�ci� w swoim czasie palenki portrecik. Sta�o si� to zapewne przed wielu laty, T ^Z twarz by�a wyblak�a i niemal ca�kowicie zatarta. ynie oczy zachowa�y dawny wyraz i w �wietle ognia 21 patrzy�y jak �ywe. Twarz nale�a�a, do dziewczynki, pensj< narki dziesi�cio�dwunastoletniej, tak j� przynajrnnii okre�li� Keith. Tylko oczy zdawa�y si� starsze, rniaj prosz�cy wzrok, jakby chc�c wzrokiem przes�a� my�l zro dzon� w g��bi duszy. Keith zamkn�� zegarek. Jego tykanjj rozbrzmiewa�o g�o�niej. Wsun�� go do kieszeni, ale i ter; s�ysza� d�wi�czny, miarowy ch�d. Ga���, przesycona �ywic�, buchn�a nagle jaskrawo, jj rakieta, a jednocze�nie Keith dozna� raptownego wstrz�si By� pewien, �e przez mgnienie ogl�da� twarz Connistona i 2 Anglik patrzy� na� wzrokiem podobnym do oczu dziew czynki z zegarka. Wizja by�a tak realna, �e cofn�� sia o krok. Mimo woli szukaj�c wko�o cienia zjawy, uprzyj tomni� sobie, jak bardzo wyczerpuj�ce �ycie prowadzi! w ci�gu paru ostatnich dni. Od dawna nie zazna� d�u�szego! wypoczynku. Nie by� jednak wcale senny i zaledwie odczu- wa� znu�enie. Samozachowawczy instynkt kaza� mu umie- �ci� worek do spania na warstwie jod�owych ga��zek pod namiotem i lec na par� godzin. Lecz i teraz nawiedzi�a go tylko mecz�ca bezsenno��. Zamkn�� oczy, ale w kr�tkim czasie musia� je zn�w otwo- rzy�. D�wi�ki nocy, straszliwie wyra�ne, bi�y w niego ze wszystkich stron: trzask ognia, �mijowy syk skwiercz�cej �ywicy, szept ga��zi drzew, oraz uparte tykanie chronometru Connistona. A na pustynnym Barrenie, poza os�on� le�nej g�stwiny, wiatr podj�� na nowo zawodzenie i j�kliwy lament. Keith zaciska� pi�ci, gna� z m�zgu absurdaln� my�l, a jednak zdawa�o mu si� raz po raz, �e w porywach wichru s�yszy g�os Anglika. I raptem zada� sobie pytanie � co to znaczy? O czym w�a�ciwie Conniston zapomnia�? Co chcia� wyrazi�, id�c za nim przez ca�y dzie� trop w trop p� o�nie�onym Barrenie? Czy chcia� go zwabi� z powrotem? Czy chcia� go przestrzec? Stara� si� pozby� tych przygn�biaj�cych my�li. By� jednak pewien, �e w ci�gu ostatniej p� godziny, nim �mier� wesz�a do chaty, Conniston chcia� mu co� wyzna� i zd�awi� w sobie 22 - Ko�cowe jego s�owa: �Pami�taj, stary druhu, z lub przegrasz w chwili, gdy Mac Dowell spojrzy na 1 raz pierwszy!" Jednak w momencie, gdy agonia na zawsze pozbawi�a go mo�no�ci mowy, Anglik bez- d^i�cznie poruszy� wargami, chc�c wyrzec s�owa, z kt�- r mi do ostatka zwleka�. A teraz Keith, �owi�c wyt�onym s�uchem skowyt wichru i trzask ognia, raz po raz zadawa� sobie pytanie: co w�a�ciwie Conniston chcia� powiedzie�? Wiatr zawy� przera�liwiej, a zegarek Connistona pod metalow� kopert� bi�, niby ludzkie serce i zdawa� si� m�wi�: wracaj, wracaj, wracaj... Keith zaszlocha�, roz�alony poczuciem w�asnej s�abo�ci i wsun�� zegarek g��boko pod pos�anie. Tam tykanie przy- cich�o, a jego zm�g� wreszcie ci�ki, ma�o posilny sen. O brzasku wyszed� z namiotu i roznieci� ogie�. Znalaz� jeszcze w�r�d popio�u par� tl�cych si� w�gli, zbudzi� je do �ycia i posypa� warstw� chrustu. Nie m�g� zapomnie� koszmar�w ubieg�ej nocy, nie zastanawia� si� ju� jednak nad ich znaczeniem. Parskn�� teraz �miechem nad w�asn� g�u- pot� i rozwa�a�, co by rzek� Conniston, s�ysz�c o takiej sarabandzie nerw�w. Po raz pierwszy od dawna wspomnia� lata sp�dzone w szkole, gdy mi�dzy innymi studiowa� z zapa�em psychologi�. Uwa�a� siebie w swoim czasie za eksperta w dziedzinie wyja�niania fenomen�w my�li. Ongi� �y� wed�ug filozoficznych nakaz�w, a fakt, �e zwyk�e wyczerpanie tak go dr�czy�o ubieg�ej nocy, wyda� mu si� zabawnym. Rozwi�zanie nie przedstawia�o �adnych trud- no�ci. Po prostu umys� zmordowa� si� do cna po cztero- etniej udr�ce. Teraz czu� si� ju� lepiej. M�zg mia� jasny, ^os�ucha� tykania zegarka i znalaz� go najzupe�niej normal- nym Przyrz�dzaj�c �niadanie, Keith pogwizdywa� cicho. Ujad�szy, spakowa� manatki i ruszy� zn�w na po�udnie. ^astanawia� si�, czy te� Conniston zna� kiedy� r�wnie S2 adnie Jak on teraz, policyjny regulamin. Pod koniec d 8� dnia umia� go na wyrywki, od deski do deski. Co an� przystawa� na chwil� i salutowa� w przepisowy 23 � dy �je wiedz�c, kiedy w�a�nie oko sprawiedliwo�ci 01 �' v maskarad� i nada sprawom w�a�ciwy bieg. Zda- przejrzy takie rozwa�anie wprowadza�o go , & j spos�b. By� pewien, �e tu Mac Dowell nie potrafi�by skrytykowa�. � Jestem Derwent Conniston! � powtarza� sobie raz raz. � John Keith nie �yje! Pochowa�em go pod pod�� chaty, zbudowanej przez sier�anta Trossy i jego ludzi w role tysi�c dziewi��set �smym. Na imi� mi Derwent, Derwen Conniston! W ci�gu d�ugich lat samotno�ci przyzwyczai� si� m�wi� do siebie g�o�no lub te� rozmawia� sam ze sob� dla podtrzy mania energii i zdrowych zmys��w. � Keith, stary ch�opi musimy i to jeszcze przetrwa�! � mawia� nieraz. Obecn powtarza� z uporem: � Connistonie, stary druhu, zwyci�st lub �mier�! � A po up�ywie trzech dni wspomina� Joh, Keitha ju� tylko jako cz�owieka zmar�ego. � John Keit umar� dzielnie, sir! � m�wi� do Mac Dowella, stoj�ceg przed nim w postaci wynios�ego drzewa. � By� to najlepsz ch�op, jakiego kiedykolwiek widzia�em! Sz�stego dnia sta� si� cud. Po raz pierwszy od wielu miesi�cy John Keith ujrza� s�o�ce. Widywa� je ju� poprzed- nio, prze�wiecaj�ce przez blady welon mgie� i opar�w, zwisaj�cych ponad Barrenem, lecz tego dnia zobaczy� je w ca�ej glorii, jakkolwiek tylko przez chwil�. Teraz ju� s�o�ce by�o z ka�dym dniem cieplejsze i bli�sze, w miar�, jak �nie�ne chmury i mro�ne tumany pozostawa�y w tyle, a gdy poja�nia�o zupe�nie, Keith skr�ci� na zach�d. Nie �pieszy� si� zbytnio, gdy�, odzyskawszy swobod�, chcia� mie� mo�- no�� samotnego radowania si� w�asnym szcz�ciem. Poza tym wiedzia�, �e nale�y nabra� si� i hartu, aby odnie�� zwyci�stwo w nadchodz�cej walce. Teraz, gdy s�o�ce i b��kit otrze�wi�y mu umys�, spostrzeg� na swojej drodze setki do��w, widzia� setki mo�liwych po�lizgni��, setki potrzask�w, czyhaj�cych na moment os�a- bienia, czy te� nierozwagi. Dobrowolnie oddawa� si� w r�ce kata. Tam, dok�d szed�, b�dzie �y� stale w cieniu szubienicy- Nigdy nie b�dzie pewien �ycia. Dniem i noc� b�dz'e zmuszony pilnowa� i strzec, kontrolowa� mow�, ruchy> 24 if , , . . t n szalonego l�ku, podsuwaj�c jednocze�nie inne spo- Whv rozwi�zania. Lecz wnet s�ysza� tu� obok ch�odny, K�inwv e�os Connistona, czu� w �y�ach przyp�yw gor�cej D�J ^ "J & . 1 j � krwi i nie zmienia� kierunku drogi. By� Derwentem Connistonem! Jednak, raz po raz bilo mu w m�zgu pytanie, kim w�a�ciwie jest �w Derwent Con- niston? Ni� za nici� pl�t� sznur przypuszcze�, ��cz�c w jedno b�ahe, wiadome mu fakty i zawsze dochodzi� do martwego punktu. Anglik, kt�ry umar� dla swoich bliskich, je�li w og�le bliskich posiada, emigrant i najlepszy, najdzielniej- szy cz�owiek honoru, jakiego kiedykolwiek zna�. To by�o wszystko. Niewiadoma przyczyna ko�cowego stadium bu- dzi�a w nim stale wzruszenie, nie odczuwane nigdy wcze�niej. Anglik zdecydowanie i ponuro zabra� ze sob� do gro- bu w�asn� tajemnic�. Jemu, Johnowi Keith, b�d�cemu obecnie Derwentem Connistonem, pozostawi� w dziedzi- ctwie nieodgadnion� zagadk� oraz zadanie, je�li go ten cel poci�gnie, dowiedzie� si�, kim on w�a�ciwie by�, sk�d przyby� i po co. Z dni plot�y si� tygodnie, a pod stopami Keitha topnie- j�ca pow�oka �niegu wy�ania�a wilgotn�, s�odko pachn�c� ziemi�. Na pocz�tku maja, gdy Barren zosta�o w tyle, oddalone o trzysta mil, Keith znalaz� si� w okolicy jeziora ndeer. Ca^ tydzie� przemieszka� w chacie samotnego |rapera, po czym ruszy� w stron� Cumberland House. o faktorii przyby� po up�ywie dziesi�ciu dni, a w dwa dni P�niej w s�oneczne popo�udnie rozpali� ogie� nad brzegiem zo�"go Saskatchewanu. zn�0^^ rzeka' uk�chanie ch�opi�cych lat, pie�ci�a go �w tej nocy dawno zapomnian�, czerwon� g�d�b�. Ksi�- pal�cT? nad W�d�> Z Po�udnia wia� ^Pty wiatr> a Keith' gota� ' % siedzia� d�ugi czas> nas�uchuj�c perlistego bul- ma fal, przewalaj�cych si� u jego n�g. 25 26 Wyr�s� nad t� rzek� i zr�s� si� z ni� w jedn� ca�o�� Ko�ysa�a jego pierwsze sny, strzeg�a m�odzie�czych p0r, w�w. Wraz z ni� marzy� o rzeczach, kt�re mia�y przyj��. By� mu koleg� i przyjacielem. Zda�o mu si� obecnie, �e w j{ szepcie drga rado��, szemrze powitalny d�wi�k. Obj�� wzro kiem srebrzyste mielizny, migoc�ce w blasku ksi�yc i zala�a go fala wspomnie�. Trzydzie�ci lat nie by�o zn�w tal d�ugim okresem, by nie pami�ta� swej drogiej matki i jej ba�ni, kt�re opowiada�a o zachodzie s�o�ca przed u�o��- niem go do snu. Najpi�kniejsze bajki m�wi�y o kistecziwum, czyli o rzece, o tym jak bra�a sw�j pocz�tek w�r�d za- chodniego �a�cucha g�r, daleko, poza zasi�giem ludzkich st�p i oczu, jak sp�ywa�a ze szczyt�w na ni�sze pag�rki, a stamt�d w doliny, rosn�c wszerz i wzd�u� i nabieraj�c j mocy, a� nurt jej przebiega� opodal ich drzwi, nios�c w swym �onie ziarna z�otego piasku, daj�ce ludziom bogactwo. Dzisiejszej nocy rzeka stanowi�a jego jedyny skarb. By�a jedynym druhem, do kt�rego przyja�ni m�g� si� odwo�a�. Tylko jej, bez obaw zdrady, �mia� powierzy� swe troski. Wyci�gaj�c ramiona, zawo�a�: � O rzeko, moja rzeko! To ja, Johny Keith! Wr�ci�em! A rzeka zdawa�a si� odpowiada� szeptem: � To Johny Keith! Johny Keith wr�ci�! Rozdzia� IV PRINCE ALBERT John Keith w�drowa� ca�y tydzie� brzegami Saskatche- wanu. Faktori� Kompanii Zatoki Hudsona, Cumberland House, od miasta Prince Albert dzieli�o zaledwie sto czter- dzie�ci mil lotem ptaka, lecz Keith nie trzyma� si� prostej drogi. Jedynie od czasu do czasu korzysta� z udeptanych szlak�w. Szed� kraw�dzi� rzeki, czyni�c w ten spos�b dodatkowych sze��dziesi�t mil. Teraz, gdy godzina pr�by by�a tak bliska, potrzebowa� stanowczo obecno�ci mo- carnego druha. Szept toni dodawa� mu odwagi i wiary w sie- bie, s�uchaj�c go, m�g� ja�niej my�le�. Nocami koczowa� po ��tych, otwartych wydmach, a gdy spa�, gwiazdy migota�y mu nad g�ow�. Napawa� si� brzmieniem d�wi�k�w, do kt�rych t�skni� ob��dnie ca�ymi latami, �wiergotem nie- wiadomych ptasz�t, poluj�cych lub kojarz�cych si� w pary Przy �wietle ksi�yca, hukaniem s�w i pluskiem kurek wu,,nych, w�druj�cych w�a�nie z po�udnia na p�noc ^ *aclj�d- Z po�udnia r�wnie�, kiedy miejscami prerie piera�y las a� nad sam� rzek�, p�yn�o czasem jakby psie konn C ma�y�h' ��tych kujot�w � towarzyszy dawnych wilk" karc�w, a z drugiego brzegu nios�o si� wycie Ta �W' Keith kroczy� w�sk� miedz�, dziel�c� dwa �wiaty. !edz� by�a w�a�nie rzeka. Po jednej stronie, w nie- 27 ,w w�asnej osobie. W nast�pnej chwili Keith si� T wyci�gn�� d�o� na powitanie. P dczas gdy Duggan zbli�a� si� szybko, Keith czu�, �e * . u::,-. *vtii �r r�if�reiar*�i C^7\T-7 rnAo� �rv\f_ we znacznym oddaleniu falowa�y prerie, zieleni�y si� �any zb( wrasta�y w ziemi� domy i osiedla, po drugiej za�, le�a�a dzi( a jej wrota wci�� jeszcze sta�y dla niego otworem. Si�drne< dnia podr�y, o zmierzchu, nowy d�wi�k obi� mu si� o us By� to gwizd lokomotywy z Prince Albert. W ci�gu czterech lat ten gwizd nie uleg� �adnej zmian i w sercu Keitha drgn�y wszystkie struny. By� to pierwsj g�os, witaj�cy go na progu domowych pieleszy. Wspornni< ni� osaczy�y go niby fale potopu. Teraz poznawa� ju� ws; stko, ka�dy szczeg�. Wiedzia�, co mu objawi najbli�szy; kret. Po paru minutach us�ysza� sapanie dr�gi. By�a oczywi�cie �Betty M.", dozorowana przez starego Ani Mac Duggana, kt�ry z czarn� fajk� w z�bach, ry� piach t przesz�o dwudziestu lat. l Keith widzia� niemal Duggana, jak tkwi na swym poste-] runku, owiany chmur� tytoniowego dymu, czerwono brody, z rozwichrzon� czupryn�, kolos zwany przyja�nie przez ca�e miasto rzecznym piratem. Keith u�miechn�� si�, przypomniawszy sobie sentyment Mac Duggana do wszel- kich w�dlin. Wok� �Betty M." unosi� si� stale zapach w�dzonki, a niekt�rzy dowodzili nawet, �e sam Andy wonieje ni� na znaczn� nawet odleg�o��. Teraz Keith porzuci� brzeg rzeki i wst�pi� na star� le�n� drog�. Pomimo i� od dawna hartowa� nerwy na �w �psycho- logiczny moment" �jak m�wi� Conniston�czu� przykre pod- niecenie. Rozpoczyna� oto wielk� gr�. Za par� godzin mia� rzu- ci� na st� sw�j jedyny atut. Je�li wygra, �ycie u�miechnie si? do niego na nowo, je�li przegra., wyszczerzy z�by � �mier�. Wraca�o stare pytanie, d�awione tylokrotnie i z takim trudem. Czy warto ryzykowa�? Czy� ten dziwaczny splot wydarze� nie zosta� zapocz�tkowany w chwili ob��du? Las by� tu�! M�g� w ka�dej chwili zawr�ci�! Gra w�a�ci*16 jeszcze si� nie zacz�a. M�g� ukry� karty, cofn�� wyci�- gni�t� d�o�! Przez chwil� got�w by� prawie to uczyni�- Wtem, wy�oniwszy si� z g�stwiny na otwart� przestrze�* zobaczy� drag�, po kt�rej kroczy� naprzeciw niego Andy 28 H s S szalone, bije mu w piersiach. Czy� m�g� przy- e > - ^ Qtarv eo nie pozna? Zapomnia� o brodzie, kt�r� nnszczac, ze !>l" * B r � ,, � i Obecnie nosi�, i o tym, jak wielka zmiana zasz�a w mm ci�gu tych czterech lat. Pami�ta�, �e Duggan by� jego przyjacielem, �e setki razy w pogodne dni o zmierzchu, sia- w tym miejscu, baja� o rzece, kt�r� obaj tak mocno [kochali. Duggan m�wi� przewa�nie o mitycznym raju, ikrytym gdzie� za zachodnim �a�cuchem g�r, o �r�dle rzeki, lenie z�otych mamide�, gdzie Saskatchewan bierze sw�j ;z�tek i k�dy on sam przed laty szuka� ukrytego skarbu, [a cho� pewny, �e istnieje, nie m�g� go znale��. Czteroletni okres nie zmieni� Duggana ani troch�. Tylko brod� mia� troch� d�u�sz� i nieco czerwie�sz�, a czupryn� bardziej zwichrzon�. Keith wy�owi� w powietrzu znan� wo� w�dliny. Wch�on�� j� rozwartymi nozdrzami. By� rad. Ongi� obrzyd�a mu, teraz got�w by� j� w�cha� i w�cha�. Mia� te� szalon� ch�tk� wyci�gn�� d�o� do nadchodz�cego Duggana i rzec: � Jestem John Keith! Czy� nie poznajesz mnie, Andy? � zd�awi� w sobie jednak t� ch�� i wybe�kota�: � Mamy dzi� pi�kny dzie�! Duggan niepewnie skin�� g�ow�. Najwidoczniej nie wie- dzia�, kim jest stoj�cy przed nim m�czyzna i to wprawi�o go w zak�opotanie. Odpar�: �- Nad rzek� jest zawsze pi�knie, deszcz, czy pogoda! MOWI? prawd�! rzekY l� WCl�Z dawny Duggan> got�w walczy� o honor swej ochr t/ y kt�� chcia� JeJ cokolwiek zarzuci�. Keith mia� * go u�ciska�. Zwali� na ziemi� plecak i rzek�: '""'" ~n nad ni� ca�y tydzie�, tak po prostu, dla Id� z Cumberland House. Przyjemnie jest - -" domu! stareg0� �Zapk� ' wytrzyma� na sobie badawczy wzrok 29 dzenie nadbieg�o do nich w siedmiomilowych butach no�� wzros�a trzykrotnie. By� bogaty! Ale jednoc umar�! W ka�dym razie umrze oficjalnie z chwil�, gdy. sw�j raport w�adzy. Co za komiczna walka zap�onie rni spadkobiercami nie �yj�cego Johna Keitha! Stara buda sta�a wci�� na dawnym miejscu, obok ro�nego sk�adu produkt�w spo�ywczych. Fryzjer by� je< nowy. Znajdowa� si� w izbie sam jeden. Keith udzieli szczeg�owych instrukcji i pokaza� fotografie Connisi w jego legitymacji. Broda i w�sy musz� by� w�a�nie �ci�te, bardzo wytwornie, po angielsku i po wojskowem dok�adnie, w�osy skr�cone w miar� i g�adko zaczi do ty�u. Gdy operacja strzy�enia by�a sko�czona, Keith pow szowa� fryzjerowi i sobie. Opalony na br�z jak Indianin dymem ogniska i smaganiem wichru, prosty niby st z mi�niami pe�nymi mocy pierwotnego stworu � u�miec n�� si�, patrz�c w lustro i por�wnuj�c dawnego Johi Keitha z obecnym Derwentem Connistonem. Zanim w szed�, podci�gn�� pas o jedn� dziurk� cia�niej. Potem rusz] prosto w stron� koszar Kr�lewskiej Konnej P�nocno-Za chodniej Policji. Droga jego wiod�a przez g��wn� arteri� miasta. Mija szeregi sklep�w, kt�re istnia�y ju� przed czterema lat] Min�� hotel Saskatchewan i niewielkie biuro wymiany znajduj�ce si� w dawnym miejscu, u szczytu stromeg' sk�onu opadaj�cego ku rzece. A przed biurem sta� sekretafi Anglik, Perci val Clary. Jak�e jednak zmieniony! Rozr�s� si< wszerz i wyci�gn�� wzd�u�. Wyhodowa� w�sik, teraz nie- nagannie napomadowany. Spodnie mia� starannie zapf3 sowane, trzewiki l�ni�ce i tkwi� przed drzwiami sweg wa�nego przedsi�biorstwa, nonszalancko wsparty na Jasce Keith u�miechn�� si�, stwierdzaj�c, �e Percival Clary z1111 ni� si� na r�wni z miastem wraz z nadej�ciem t�ustych 'a � Id�c dalej szuka� wzrokiem znajomych twarzy. Od cza do czasu spostrzega� je, jednak wi�kszo�� przechodni�w 32 ludzie wiecznie si� gdzie� �piesz�cy i poch�oni�ci byli obcy w'ami Po uiiCy przeje�d�a� co pewien czas wlasny to^obil; jeden z dwudziestu znajduj�cych si� jaki� au kt�fe' jeszcze do niedawna nie zna�o w og�le takich pojazd�w. Ilekro� Keith spotyka� kobiet� b�d� dziewczyn�, z tru- dem utrzymywa� wzrok na wodzy. Dopiero teraz nabra� absolutnej pewno�ci, �e kobieta i anio� to jedno. W drodze do koszar spotka� ich oko�o tuzina i za ka�dym razem chcia� przystan��, by nasyci� oczy ich widokiem. Nigdy nie by� kobieciarzem. Szanowa� kobiety, wierzy�, �e stanowi� lepsz� cz�� ludzko�ci, wielbi� matk�, ale serce jego nie zna�o dot�d mi�osnej rozkoszy ani rozpaczy. Teraz ca�� dusz� modli� si� do tych dwunastu napotkanych anio��w. Jedne by�y wprost ordynarne, inne szpetne, lecz widzia� te� par� �adnych twarzyczek. Dla Keitha ich zewn�trzny wy- gl�d nie podlega� obecnie �adnej krytyce. To by�y bia�e kobiety i w jego oczach wszystkie stanowi�y idea� pi�kna. Najbrzydsz� nawet uwa�a� za �liczn�. Chcia� rzuci� do g�ry kapelusz i wiwatowa� rado�nie. Cztery lata i oto zn�w wr�ci� do krainy bo�ej! Przez chwil� nawet zapomnia� o Mac Dowellu. W g�owie mu szumia�o, gdy dotar� do koszar. �ycie by�o jednak pi�kne! Warto o nie walczy�, a on przecie� jest dobrym zapa�nikiem. Ruszy� wprost do biura Mac Dowella. ^astuka� do drzwi i po chwili ukaza� si� w nich sekretarz T InsPektor jest zaj�ty! � rzek� w odpowiedzi na py- fcnie Johna Keitha. - Ale zamelduj� mu! K , ^Jestem tu w bardzo wa�nej sprawie! � uzupe�ni� przv ' Przyjmie mnie niezw�ocznie, gdy pan powie, �e ^ynosz� wie�ci, dotycz�ce niejakiego Johna Keitha. dohr -^ znikn*� w jednych z dalszych drzwi. Min�o ore PO! minuty zanim wr�ci� ^.Inspektor prosi! -rzek�. odetchn�� g��boko, by uciszy� rozszala�e serce. 33 Czy Conmston mia� racje? -w �*, Rozdzia� V �APACZ LUDZI Pierwsz� osob�, na kt�r� spojrza� Keith, nie by� wcale Mac Dowell, lecz m�oda dziewczyna. Siedzia�a na wprost drzwi, spogl�daj�c na wchodz�cego m�czyzn�, a �wiat�o padaj�ce przez okno, wydziela�o wyra�nie z og�lnego t�a jej twarz i w�osy. Wygl�da�a nadzwyczaj efektownie. By�a uderzaj�co pi�- kna. S�o�ce, zalewaj�c pok�j z�otym blaskiem, nadawa�o jej splotom migotliwe b�yski, a oczy, jak to Keith zauwa�y�, mia�y siwy, niezwykle �adny odcie� i patrzy�y z ogromn� uwag�, podczas gdy w zesztywnieniu twarzy i cia�a malo- wa�o si� silne napi�cie. Keith spostrzeg� to wszystko w jednym mgnieniu, po czym zwr�ci� si� do Mac Dowella. Inspektor siedzia� przy stole zarzuconym papierami wzrkh natychmiast wyczu� na sobie jego przenikliwy ^zro . przez chwii� doznaj przykreg0 zmieszania. Potem '�- -an spojrza� prosto w oczy Mac Dowella. By�y to, jak uprzedza� P ' ' stal ^onniston, �renice, mog�ce przewierci� nawet kenaW� ^' Nieokre�lonej barwy, g��boko osadzone pod pierw ZWlchrzonych> siwych brwi, wpi�y si� w niego od n'e na�680 Wejrzenia' Keith zobaczy� szpakowate, staran- � i �WanC W�sy' kr�tko Przyci�t� siw� czupryn�, muskularn� twarz i z�o�y� wojskowy uk�on. 35 Na plecach czu� zimny dreszcz. W stalowych inspektora nie by�o �ladu powitalnego drgnienia, ani przyjaznego u�miechu. Lecz raptem twarz Mac DO\V zmieni�a si� nieznacznie i Keith po raz pierwszy zo cz�owieka, b�d�cego nie tylko zwierzchn