7288
Szczegóły |
Tytuł |
7288 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7288 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7288 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7288 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
JAMES OLIVER CURWOOD
TAJEMNICa
JOHNA
KEITHA
Tytu� orygina�u. The riveu's
Projekt ok�adk, Ma�gorzata Wrzos
Opracowa�, redakcyjne; ^ �^
Opracowanie technice: A��aGlanowska ,
Korekta Barbara Piotrowska
Rozdzia� l
JAK UMIERA� COIMNISTON
by Krajowa Agencja
'wmcza. Lublin 199t
Ir-f�" ,^
ISBN 83-03-03330-1
A D,�k
' L Anczyca w Krakowie, ul. Wadow.cka 8
19650egz.
Pomi�dzy Connistonem z Kr�lewskiej Konnej Policji,
a Keithem � zbrodniarzem, istnia�o uderzaj�ce podobie�-
stwo. Oczywi�cie, obaj o tym wiedzieli. Zawi�za�o to nawet
miedzy nimi pewn� ni� ufno�ci. Tworzy�o nieuchwytn�,
a jednak siln� duchow� wi�, narzucaj�c nieraz Connisto-
nowi ch�� post�powania niezgodnie z obowi�zkiem. Niemal
przez ca�y miesi�c d�awi� w sobie te porywy. By� przed-
stawicielem prawa. By� nawet uosobieniem prawa. Od
dwudziestu siedmiu miesi�cy �ciga� Keitha i wci�� tkwi�
mu w g�owie jeden z paragraf�w otrzymanej instrukcji. �Nie
wraca�, zanim nie uda si� schwyta� zbrodniarza �ywego lub
martwego!" � Inaczej m�wi�c...
Chrapliwy kaszel pogmatwa� mu bieg my�li, a Keith,
s�ysz�c j�k b�lu, kt�ry wraz z krwi� wybiega� na wargi
chorego, zbli�y� si� szybko i silnym ramieniem podpar� mu
plecy. Obaj milczeli. Po chwili Conniston star� krew i za-
�mia� si� cichutko, jakkolwiek w oczach mia� jeszcze �lad
cierpienia. Po�o�y� d�o� na przegubie r�ki Keitha, w miejscu,
gdzie dot�d czerwienia�o wspomnienie kajdan. Ten widok
uprzytomni� mu ponur� rzeczywisto��. Prawd� m�wi�c, los
dziwnie spl�ta� prz�dz� ich przeznaczenia.
~~ Dzi�kuj� ci, stary druhu! � rzek� Conniston. Dzi�kuj�!
nie
Ponad ich g�owami w�ciekle szala� podbiegunowy hura
gan, jak gdyby usi�uj�c zmia�d�y� male�k� chat�, zbudo
wan� w�r�d brunatnosiwej pustyni, gdzie� na samym ko�cu
�wiata. W porywach wichru brzmia�y rozdzieraj�ce �kania,
dziwaczne zgrzyty i przera�liwe wycia, a gdy wreszcie orkan
zamar� i nasta�a niesamowita cisza, obaj m�czy�ni czuli,
jak zmarzni�ty grunt pod ich stopami drga, wstrz�sany
dalekim �omotem krusz�cych si� lodowych p�l. Wraz z dy-
gotem ziemi p�yn�� zd�awiony, lecz uparty grzmot, niby
huk grom�w z placu boju, czasem przerywany, gdy szklista
g�ra p�ka�a na p�, rykiem podobnym do g�osu ci�kiego dzia�a.
W Zatoce Hudsona biliony ton lodu rwa�y naprz�d, krusz�c
i mia�d��c wszystko po drodze, niby dzikie zast�py Hun�w.
� Po�� si� lepiej! � doradzi� Keith.
Zamiast us�ucha�, Conniston wsta� i wolno podszed�
do sto�u, na kt�rym p�on�a lampa nape�niona foczym
t�uszczem. Id�c, zatacza� si� troch�. Usiad�. Keith siad�
naprzeciwko. Pomi�dzy nimi le�a�a wy�wiechtana talia kart.
Conniston machinalnie zacz�� je rozrzuca�, a jednocze�n
spojrza� na Keitha i u�miechn�� si� blado.
� To wszystko jest diablo dziwaczne! � rzek�. �
Prawda, Keith? Dziwaczne i zabawne?
Conniston by� Anglikiem i jego b��kitne oczy l�ni�y
ch�odn� ironi�.
� Dziwaczne, lecz wcale nie zabawne! � odpar� Keith.
� Owszem, zabawne! � upiera� si� Conniston. �
W�a�nie dwadzie�cia siedem miesi�cy temu, do terminu
brakuje zaledwie trzech dni, by�em wys�any dla schwytania
ciebie, Keith! Kazano mi dostarczy� ci� �ywym lub martwym
i po up�ywie dwudziestu sze�ciu miesi�cy schwyta�em ci� �
�ywego. Prawd� m�wi�c, zas�u�y�e� raczej na sto lat szcz�-
�cia, ni� na stryczek, za wytrwa�o�� z jak� wymyka�e� mi si�
z r�k. Zanim ci� dosta�em, przeszed�em siedem kr�g�w pie-
kielnych. Marz�em, g�odowa�em, ton��em! W ci�gu p�tora
roku nie ogl�da�em twarzy bia�ej kobiety. To by�o straszne.'
Ale zwyci�y�em wreszcie! W tym w�a�nie jest ca�y komizm
e.
sytuacji. Zwyci�y�em ciebie, schwyta�em ci� i na przegubach
twoich r�k po dzi� dzie� widnieje �wiadectwo tej prawdy.
Wygra�em! Zgadzasz si� z tym, prawda? Musisz by� szczery,
stary druhu, gdy� to by�a przecie� moja ostatnia gra...
Ko�cowe zdanie wypowiedzia� g�osem z�amanym i pe�-
nym �alu.
Keith skin�� g�ow�.
� Wygra�e�! � rzek�. � Wygra�e� tak dalece, �e odmro-
zi�e� sobie p�uca!
� Nie skorzysta�e� z tego! � przerwa� Conniston. �
Keith, tu w�a�nie zaczyna si� zabawa! Tu wchodzi w gr�
komizm! By�e� w kajdanach i nieodwo�alnie przeznaczony
na szubienic�. Nagle trzask. Fala mrozu nadgryz�a mi p�uca
i karty si� zmieniaj�. A ty, zamiast post�pi� ze mn� tak,
jak ja mia�em zamiar post�pi� z tob�, zamiast zabi� mnie lub
uciec, gdy by�em bezsilny, Keith, stary druhu, ty stara�e�
si� mnie wyleczy�! Czy� to nie jest zabawne? Czy� cokolwiek
mog�oby by� jeszcze bardziej �mieszne?
Wyci�gn�� r�k� przez st� i chwyci� d�o� Keitha. Potem
skuli� si� znowu, schyli� g�ow� i dygota�r-wstrz�sany nowym
atakiem chrapliwego kaszlu. Keith wyczuwa� m�k� towa-
rzysza w ostrym u�cisku jego palc�w. Gdy wreszcie Conni-
ston uni�s� g�ow�, na jego wargach widnia�a smuga krwi.
� Widzisz, ustali�em sw�j termin, co do dnia niemal! �
ci�gn�� Anglik, wytar�szy uprzednio krew szmat�, pe�n� ju�
czerwonych plam. � Dzi� mamy czwartek. Niedzieli pewnie
ju� nie zobacz�. Skonam w pi�tek noc�, albo najdalej
w sobot� rano. Niejednokrotnie obserwowa�em jak post�-
puje choroba przy odmro�eniu p�uc, rozumiesz? Mam przed
sob� dwa dni pe�ne i jeden w�tpliwy. Potem musisz wykopa�
jam� i pochowa� mnie, w�wczas przestanie ci� obowi�zywa�
s�owo honoru, kt�re mi da�e�, gdy zdj��em ci kajdany. Wi�c
Pytam ci�, co zamierzasz wtedy uczyni�?
Na twarzy Keitha widnia�y g��bokie bruzdy. Wczoraj
por�wnywali sw�j wzajemny wiek. Keith mia� trzydzie�ci
osiem lat i by� niewiele m�odszy od cz�owieka, kt�ry �ciga�
go ongi�, a teraz umiera� w godzinie w�tpliwego triumfu.
Poprzednio nigdy szczeg�owo nie omawiali sytuacji. Dla
Keitha by�a to rzecz k�opotliwa, gdy�, jakkolwiek m�g�by
w swoim czasie zamordowa� prze�ladowc�, dzi� nie o�miela�
si� powiedzie� mu, �e �mier� jest blisko. Teraz, gdy Con-
niston samorzutnie okre�li� czas trwania w�asnej m�ki �
a uczyni� to z zadziwiaj�cym spokojem � z ramion Keitha
spad� ogromny ci�ar. Poprzez szeroko�� sto�u patrzyli
sobie w oczy i tym razem palce Keitha zwar�y si� na prze-
gubie d�oni Connistona. W s�abym �wietle foczego t�uszczu
wygl�dali jak bracia.
� Co zamierzasz uczyni�1? � powt�rzy� Conniston.
Twarz Keitha postarza�a si� nagle.
� S�dz�, �e powr�c� tam! � rzek� cicho.
� My�lisz wraca� nad Zatok� Koronacyjn�? Do tej
�mierdz�cej eskimoskiej wsi? Je�li to uczynisz, zwariujesz.
� Mam nadziej�, �e tak! � rzek� t�po Keith. � Zreszt�,
brak mi wyboru! Wiesz o tym dobrze. Tak, ty przede wszy-
stkim wiesz, jak mnie tropi�. Gdybym poszed� na po�udnie...
Conniston w zadumie skin�� g�ow�.
� Tak, oczywi�cie! � przyzna�. � �cigaj� ci� zaciekle,
a ty wodzisz ich za nos. Ale schwytaj� ci� w ko�cu, nawet
tam. Doprawdy, szkoda!...
D�onie ich rozdzieli�y si�. Conniston nabi� fajk� i zapali�
j�. Keith dostrzeg�, �e r�ce policjanta nie dr�� ani troch�.
Zaiste, Conniston mia� stalowe nerwy.
� Przykro mi... �zacz�� znowu Anglik. � Lubi� ciebie!
Wiesz, Keith, chcia�bym, �eby�my si� urodzili bra�mi i �eby�
nie zamordowa� cz�owieka! Tej nocy, gdy za�o�y�em ci
kajdanki, czu�em si�, naprawd�, wcielonym diab�em. Nie
m�wi�bym ci tego, gdyby nie moje p�uca. Teraz jednak nie
ma ju� sensu czegokolwiek tai�. To pod�a rzecz kaza� komu�
�y� w takim kraju i w ci�gu trzech lat zmusza� go do
ukrywania si� po dziurach, niby szczur, by wreszcie zapro-
wadzi� go na szubienic�. Wiem, �e w twoim przypadku jest
to bezwzgl�dnie z�e! Czuj� to. Nie chc� ci� bynajmniej
c
8
zmusza� do wyjawiania swych tajemnic, stary, ale przy-
znam, nie wierz� w wyniki �ledztwa. Poszed�bym o zak�ad,
�e nie jeste� takim, jakim ci� odmalowa�o prawo. I rad bym
wiedzie�, dlaczego zabi�e� s�dziego Kirkstona?
Pi�ci Keitha zwar�y si� po�rodku sto�u. Conniston do-
strzeg�, �e b��kitne oczy zbiega poczernia�y raptem i �e
zap�on�� w nich dziki ogie�. W chacie zapad�a niezwyk�a
cisza, a nieustanne, denerwuj�ce naszczekiwanie bia�ych
lis�w rozbrzmiewa�o g�o�niej na tle oddalonego huku
p�kaj�cych lod�w.
Rozdzia� II
DLACZEGO KEITH ZABI�?
� Dlaczego zabi�em s�dziego Kirkstona? � powt�rzy�
Keith niezwykle wolno. Zaci�ni�te mi�nie zwiotcza�y, ale
w oczach p�on�� wci�� dziki b�ysk. � Jakie fakty poda�o
ci �ledztwo?
� �e zamordowa�e� go z zimn� krwi� i �e honor policji
b�dzie wystawiony na szwank, o ile nie uda si� ciebie
powiesi�!
� S� r�ne punkty widzenia! A gdybym ci powiedzia�, �e
nie zabi�em s�dziego Kirkstona?!
Conniston pochyli� si� gwa�townie do przodu. Okropny
kaszel porwa� go znowu, a gdy min��, jego oddech wydziera�
si� z piersi chrapliwie i �wiszcz�co, jakby p�yn�c spod
mocnego knebla.
� M�j Bo�e, Keith! � westchn��. � Nie umr� ani
w sobot�, ani w niedziel�, tylko jutro...
� Nie! Mylisz si�! � zaprzeczy� Keith, czuj�c, jak mu
co� twardego staje w gardle. � Musisz si� po�o�y�!
Conniston na nowo zebra� si�y.
� I umiera� w legowisku, jak kr�lik! Dzi�kuj� ci, stary
druhu! Idzie mi teraz o wydobycie prawdy, wszak to
nie�adnie k�ama� umieraj�cemu... Czy zabi�e� s�dziego Kirk-
stona?
10
� Nie wiem! � odpowiedzia� wolno Keith, patrz�c
uparcie w oczy tamtego. � My�l�, �e nie, ale pewno�ci nie
mam. Poszed�em tej nocy z zamiarem otrzymania od niego
zado��uczynienia lub te� zabicia go. Chcia�bym, Conniston,
�eby� m�g� spojrze� na t� kwesti� z mego punktu widzenia.
M�g�by� to uczyni�, gdyby� zna� mojego ojca. Widzisz,
matka mi umar�a, gdy by�em male�ki, wi�c ros�em wraz
z ojcem, jak dwaj koledzy. Zdaje mi si�, �e nawet my�la-
�em o nim nie jako o ojcu jedynie. Ojciec, to rzecz zwyk�a.
On by� czym� wi�cej. Od dnia, gdy sko�czy�em dziesi�� lat,
stali�my si� wprost nieroz��czni. Mia�em co� oko�o dwu-
dziestki, gdy wyzna� mi, �e mi�dzy nim a s�dzi� Kirkstone
istnieje �miertelna nienawi��. To mi zreszt� nigdy nie
zak��ci�o snu, gdy� nie przywi�zywa�em do tego wi�kszego
znaczenia. Ale pewnego dnia Kirkstone zacz�� dzia�a�.
Upewni�em si� w�wczas, �e stary grzechotnik ju� od lat
szuka� okazji. Zastawi� pu�apk� i ojciec da� si� schwyta�.
Nawet wtedy s�dzi�, �e to polityczni wrogowie tak go ubrali;
Kirkstona wcale nie podejrzewa�. Wkr�tce jednak poj�li�my
prawd�. Ojciec dosta� dziesi�� lat wi�zienia. By� jednak
niewinny. Jedynym cz�owiekiem, kt�ry m�g� dowie�� jego
niewinno�ci, by� Kirkstone. S�uchaj, gdyby� wiedzia� o tym
wszystkim i by� na moim miejscu, jakby� post�pi�?
Conniston zapala� w�a�nie now� fajk� nad p�omieniem
kaganka. Odpowiedzia� wymijaj�co:
� Nie wiem jeszcze, stary! A ty co zrobi�e�?
� Poszed�em niemal na kolanach do tego �otra! �
ci�gn�� Keith. � B�aga�em, jak tylko cz�owiek b�aga� mo�e
o �ask� dla ojca, o te par� s��w, kt�re mog�y go wydosta�
2 Wl?zienia. Ofiarowa�em w zamian wszystko, co tylko
posiada�em na ziemi, nawet moje cia�o i dusz�. O Bo�e,
nigdy nie zapomn� tej nocy! S�dzia siedzia� tuczny, opas�y,
2 dwoma pier�cieniami na t�ustych palcach, potworna
ropucha w ludzkiej postaci, a chichota� i �mia� si� pe�en
rado�ci, jak gdybym by� klownem. A we mnie przecie� dusza
krwawi�a. Potem wszed� jego syn, r�wnie opas�y. Kl��
11
i drwi�... Doprawdy, nie przypuszcza�em, �e na �wieci
istnieje podobna nienawi��, ani �e zemsta mo�e zrodzi� ta
piekieln� rado��. Gdy, zataczaj�c si�, wyszed�em, s�ysza�a .
wci�� ich ochryp�y �miech. Prze�ladowa� mnie. Powtarza�y
go drzewa. Powtarza� go wiatr. Mia�em pe�n� g�ow� tych
drwin. Zawr�ci�em nagle, wszed�em bez pukania i spojrza-
�em im obu w twarz. Tym razem musia�em albo otrzyma�
sprawiedliwo�� albo zabi�. Nie przynios�em jednak�e ze
sob� �adnej broni. W drzwiach by� klucz, przekr�ci�em go.
Potem wyniszczy�em spraw�. Nie traci�em s��w na pr�no!
Keith wsta� od sto�u i zacz�� przemierza� pok�j tam
i z powrotem. Wiatr ponownie ucich�. Obaj s�yszeli ujadanie
lis�w i niski grzmot p�kaj�cych lodowc�w.
� Syn zacz�� pierwszy! � m�wi� dalej Keith. � Skoczy�
na mnie! Zwali�em go z n�g. Potem wzi�li�my si� za bary,
a ojciec przyby� mu z pomoc�, wymachuj�c czym� w rodzaju
or�a. Nie wiedzia�em, co to takiego, lecz czu�em, �e jest
ci�kie. Pierwszy cios omal nie zdruzgota� mi ramienia.
W zamieszaniu wydar�em mu bro� z r�ki. By� to d�ugi,
miedziany blok, u�ywany jako przycisk do papier�w. W tej
samej chwili syn porwa� ze sto�u podobny przedmiot, wy-
wracaj�c jednocze�nie lamp�. Walczyli�my dalej w ciem-
no�ci. Wcale nie mia�em wra�enia, �e walcz� z lud�mi.
To by�y potwory i doznawa�em przy tym uczucia, �e wok�
mnie pe�zaj� gady. To by�o okropne. Tak, nie �a�owa�em
cios�w! Lecz oni bili tak�e, a nikt z nas nie m�g� nic dojrze�.
Raptem poczu�em, �e moja bro� trafi�a. S�dzia Kirkstone
run�� g�ucho. Co potem si� sta�o, wiesz dobrze. W tym
pokoju znaleziono tylko jeden miedziany przycisk; syn drugi
ukry�. Ten co zosta�, mia� na sobie krew s�dziego Kirkstona
i jego w�osy. Nie pozosta�a mi najmniejsza szansa ratunku.
Uciek�em. W sze�� miesi�cy p�niej m�j ojciec zmar� w wie-
zieniu, a mnie tropiono przez trzy lata, jakbym by� lisem
gonionym przez sfor�. Oto wszystko! Czy zabi�em s�dziego
Kirkstona? Nie wiem! Ale je�li tak, i cho�bym mia� przez
to wisie�, czy s�dzisz, �e �a�uj�?
12
� Siadaj!
G�os Anglika brzmia� jak komenda. Keith opad� na
krzes�o, dysz�c ci�ko. Zauwa�y�, �e w oczach Connistona
drga dziwne �wiat�o.
_ S�uchaj, Keith, gdy cz�owiek wie, �e b�dzie �y�, to nie
dostrzega wielu rzeczy. Ale gdy wie, �e umrze, sprawa
przedstawia si� inaczej. Gdyby� mi opowiedzia� t� sam�
histori� przed miesi�cem, odda�bym ci� w r�ce kata. To
stanowi moj� powinno��; t�umaczy�bym si� sam przed sob�,
�e k�amiesz. Ale teraz nie masz powodu mnie tumani�.
Kirkstone zas�u�y� na �mier�. Obmy�li�em wi�c ju�, co masz
dalej czyni�. Nie wr�cisz nad Zatok� Koronacyjn�. P�j-
dziesz na po�udnie, ku krainie bo�ej. Ale nie jako John
Keith, morderca, lecz jako Derwent Conniston z Kr�-
lewskiej P�nocno-Zachodniej Konnej Policji! Czy pojmu-
jesz, co mam na my�li? Czy mnie rozumiesz?
Keith patrzy� bez s�owa. Anglik podkr�ci� w�sa, a w jego
oczach l�ni� p�ironiczny u�miech. U�o�y� sobie ten plan od
dawna i z g�ry przewidywa�, �e wywo�a piorunuj�ce wra-
�enie.
� Dziwaczny pomys�, prawda, stary przyjacielu? Lubi�
ciebie, wiesz? M�wi� bez �enady, �e mam o tobie jak naj-
lepsze zdanie, wi�c nie widz� przyczyn, dla kt�rych nie
mia�by� chodzi� po ziemi w mojej sk�rze. Nie mam �adnych
moralnych obiekcji. Nikt nie b�dzie mnie �a�owa�. Tam,
w Anglii, by�em w�r�d swoich czarn� owc�, jako m�odszy
brat i w og�le... Gdy w swoim czasie mia�em wybiera�
Pomi�dzy Afryk� i Kanad�, wybra�em Kanad�. Duma
Anglika jest najdziksz� rzecz� na �wiecie. Pewien jestem,
2e w kraju s�dz�, i� umar�em. Od sze�ciu, czy siedmiu lat
me pisa�em do nich ani s�owa. Zapomniano o mnie. A naj-
lepsze w tym wszystkim jest to, �e jeste�my do siebie tak
niezwykle podobni. Skr�cisz troch� brod� i w�sy, zrobisz
sobie blizn� nad prawym okiem i �mia�o mo�esz stan��
Przed samym Mac Dowellem. Id� o zak�ad, �e stary skoczy
�a tw�j widok i powie: �Na Boga, ale� to Conniston we
13
15
r ycznych brak�w i r�nic. Zapu�ci�em zarost na dwa lata
jrzed pocz�tkiem tej wyprawy. �cina�em zawsze brod�
v klin. Radz� ci szczerze, nie u�ywaj lepiej brzytwy. Z wy-
I <ju nikt ci� nie pozna. Chodzi wi�c o co innego. W ci�gu
najbli�szych dwudziestu czterech godzin musisz si� wyuczy�
na pami�� historii Derwenta Connistona od dnia, gdy
wst�pi� do Kr�lewskiej Konnej Policji. Nie si�gniemy dalej,
sdy� nie ma tam nic ciekawego, zreszt�, zamierzch�e dzieje
nie b�d� ci nigdy potrzebne. Najci�sze przej�cie czeka ci�
z Mac Dowellem, dow�dc� Fortu w Prince Albert. Jest
to lis kuty na cztery nogi, nosi zawiesisty w�s i przejrzy
cz�owieka na wylot. Ale ma z�ote serce. By� mi dobrym
przyjacielem, to te� dzieje Derwenta Connistona wi��� si�
�ci�le z histori� Mac Dowella. Jest wiele rzeczy... O, Bo�e!...
Przycisn�� d�oni� pier�. Podczas, gdy straszliwy kaszel
przyprawia� go niemal o konwulsj�, w chacie czai�a si� nie-
samowita groza. Wiatr zawodzi� ponownie, t�umi�c uja-
danie lis�w i gromy p�kaj�cych lod�w.
Tej nocy, w md�ym blasku lampy, nape�nionej foczym
t�uszczem, rozpocz�y si� tytaniczne zapasy. Z wyrazem
skupienia na twarzach, jeden, czuj�c blisko�� �mierci i wal-
cz�c z jej zwyci�skim pochodem, drugi, b�agaj�c los o zw�ok�.
Conniston i Keith dokonywali przemiany osobowo�ci. Con-
niston zmaga� si� bohatersko, a Keith, patrz�c na�, wiedzia�,
�e ten szalony wysi�ek skraca i tak ju� niewielk� ilo��
darowanych mu godzin. Keith kocha� dot�d jedn� tylko
istot�: swego ojca. W tej chwili pokocha� Connistona. Raz
nie wytrzyma� i rozp�aka� si� jak dziecko, m�wi�c, �e on sam
powinien raczej umrze�, byle Conniston �y�. Konaj�cy
Anglik po�o�y� mu r�k� na d�oni i zbieg poczu�, �e r�ka ta
Jest lepka od ch�odnego potu.
� ci�gu straszliwych godzin, jakie nast�pi�y potem,
Keith doznawa� wra�enia, �e hart umieraj�cego Connistona
udziela si� tak�e jemu. By� to istny epos. Conniston za-
chowywa� si� bohatersko, a Keith czu�, jak jego zrozpaczony
1 zdemoralizowany duch nabiera powoli nowej mocy. By�
w�asnej osobie!" Wszystko, co ci mog� pozostawi� w spadkuj
Keith, to przyodziewek zmar�ego cz�owieka i jego imi�)
Prosz�, we� jedno i drugie. Pojutrze nic mi ju� nie b�dzi
potrzebne!
� To niemo�liwe! � wybuchn�� wreszcie Keith.
Conniston, czy ty rozumiesz, co m�wisz?
� Najzupe�niej, stary druhu! Licz� si� przeto z ka�dym
s�owem, bo boli mnie, gdy m�wi�. Zatem prosz�, nie zmuszaj
mnie do przekonywania ciebie. Nadchodzi najwa�niejsza
chwila w moim �yciu. Wkr�tce umr�. Pochowaj mnie,
prosz�, pod pod�og�, �eby lisy nie mog�y cia�a wygrzeba�.
Ale moje imi� b�dzie jeszcze �y�o! Wdziejesz moje ubranie,
wr�cisz do Prince Albert i opowiesz Mac Dowellowi, jak
schwyta�e� zbiega i jak on tu umar�, maj�c odmro�one p�uca.
Jako dow�d spakujesz sw�j w�asny przyodziewek, wraz
- z paroma innymi osobistymi rzeczami i zostaniesz sier�an-
tem! Mac Dowell ci to obieca�, je�li schwytasz zbiega. Zro-
zumiano? A Mac Dowell nie widzia� mnie ju� od dw�ch lat
i trzech miesi�cy, nawet je�li spostrze�e pewn� zmian�, uzna
to za rzecz naturaln�. Obaj w��czyli�my si� przecie� ca�y ten
czas po samej kraw�dzi �wiata. Zreszt�, jeste�my do siebie
tak niezwykle podobni. Doprawdy, co za wspania�y pomys�!
W zapale Conniston zapomnia� nawet o bliskiej �mierci.
A Keith, kt�remu serce wa�i�o, jak m�otem, obj�� b�yska-
wicznie my�l� niezwyk�� bezczelno�� tego planu, oraz
widoki jego pomy�lnej realizacji. Po czteroletniej nieobec-
no�ci nikt nie rozpozna w nim Johna Keitha. Ongi� mia�
�wie�e policzki, ramiona lekko zgarbione i wiotkie mi�nie.
Dzi� by� istnym atlet�. Wieloletnie zmagania z rozszala�ymi
si�ami przyrody wycisn�y na nim swoje pi�tno. Por�wnywa�
sw�j wygl�d z wygl�dem Connistona. Robili bowiem wra-
�enie, jakby byli bli�ni�tami.
Policjant zdawa� si� czyta� w my�lach Keitha. Jego oczy
by�y pe�ne weso�ych iskier.
� Zdaje mi si�, �e to g��wnie z powodu zarostu! �
rzek�. � Wiesz, stary, �e broda i w�sy mog� pokry� wiele
14
podniecony my�l�, �e musi du�o nad sob� pracowa�,
stan�� na wysoko�ci tego Anglika.
Na pierwszy ogie� posz�y prze�ycia Connistona. Zacz��
opowiada� od chwili poznania Mac Dowella. Pomi��
paroksyzmami kaszlu, kt�re nape�nia�y mu usta krwi�, si
ni� b�ahych wydarze� i u�miecha� si� blado, wzmiankuj;
jak Mac Dowell kaza� mu raz przysi�c, i� utrzyma w i
jemnicy pewn� eskapad� zwierzchnika. Po up�ywie godzi:
Keith sta� po�rodku izby, a Conniston, wsparty �okciaa
o st�, zgarbiony i dygoc�cy, przerabia� z nim musztri
Potem wr�czy� zbiegowi zniszczon� ksi��eczk�, zawieraj�c
przepisy s�u�bowe i kaza� j� przestudiowa�, podczas gdy 01
sam b�dzie wypoczywa�. Keith pom�g� choremu dowlec sif
do tapczanu i spr�bowa� czyta�. Ale �mi�o mu si� w oczach,]
a m�zg odmawia� pos�usze�stwa. M�cz�cy �wist oddechu
Anglika sprawia� mu niemal fizyczny b�l. Wreszcie, czuj�c
d�awienie w gardle, wsta� i wyszed� z chaty, w obj�cia szarej,
upiornej nocy.
Wci�gn�� w p�uca lodowaty powiew. Nie by�o zbyt
ch�odno. Nadesz�a ju� Kweski-hu, czyli Wielka Zmiana.
Powietrze by�o przesycone odg�osem walki zimowej arier-
gardy z forpocztami wiosny i zima przegrywa�a na ca�ej linii.
Grunt pod stopami Keitha dygota�, wstrz�sany zmaganiem
dwu pot�g. S�ysza� teraz wyra�niej huk i �oskot mia�d�o-
nych lodowc�w, kt�re pr�d pi�trzy� w Zatoce Hudsona.
Ponad nim rozpostar�a skrzyd�a niesamowita noc. Niebo
nie by�o czarne, lecz mia�o widmowy siny odcie�, a z chaosu
chmurnych wy�yn p�yn�y dziwaczne d�wi�ki, spl�tane z za-
wodzeniem wichru. Keith pomy�la�, �e d�u�szy, samotny
pobyt w tym otoczeniu bezwzgl�dnie przyprawi�by go
o ob��d. I teraz jeszcze wydawa�o mu si� chwilami, �e
spod niewidzialnych gwiazd p�ynie lament ludzkich g�os�w.
W ci�gu minionych miesi�cy niejednokrotnie s�ysza� w tej
pustce �kanie dzieci, pl�cz kobiet lub te� demoniczny
chichot. Widzia� nie raz, jak Eskimosi, urodzeni w tym
Piekle, lecz doprowadzeni do sza�u tortur� niesko�czonej
16
darli na sobie szaty i nadzy p�dzili w obj�cia bezli-
f10 nego mroku na pewn� �mier�. Conniston nigdy nie mia�
sil dowiedzie�, jak bliskim ob��du by� Keith w chwili, gdy
zosta� wreszcie uj�ty. Zbieg nigdy mu si� nie przyzna�, �e jego
umys� sta� ju� na kraw�dzi szale�stwa. Policjant uratowa� go
od ob��kania, ale Keith zachowa� to dla siebie.
Skuli� si� mimo woli, gdy� poryw wiatru wstrz�sn�� chat�
i zawy� przejmuj�co. Wnet jednak wzruszy� ramionami
i parskn�� �miechem; ujadanie lis�w nie wywo�a�o ju�
w nim nerwowego dygotu. Oczami duszy ogl�da� ojczyste
strony � Bo�y kraj! Zielone bory i wody, z�ocone s�o�cem,
wszystko to, o czym ju� prawie zapomnia�. Widzia� zn�w
twarze bia�ych kobiet. S�ysza� znajom� mow� i pie�ni ptasie;
czu� pod stopami aksamitny kobierzec traw nizanych kwie-
ciem. Tak, wszystko prawie posz�o w niepami��. Wczoraj
majaczy�o tylko co� na kszta�t fantasmagorii. Ogarnia� go
ob��d. Dzi� widzia� wyra�nie s�oneczny kraj na po�udniu
i wraca� tam.
Rozpostar� ramiona i krzykn�� przejmuj�co. Wzbiera�
w nim triumf; szalona egzaltacja poszerza�a pier�. Trzy lata ta-
kiego �ycia � i on wytrzyma�! Trzy lata przemykania z nory
do nory, trzy lata g�odu, ch�odu i samotno�ci tak okropnej,
�e niemal przyprawia�a go o ob��d. A teraz � wraca!
Odetchn�� g��boko i wszed� do chaty. Stoj�c ju� w progu,
ujrza� blad� twarz Anglika, s�abo majacz�c� w md�ym
�wietle lampy. Conniston przyciska� d�oni� pier�, a po jego
wargach b��dzi� p�ironiczny, p�a�osny u�miech.
Zegarek stoj�cy na stole wskazywa� p�noc � lekcja
rozpocz�a si� od nowa.
Nieco p�niej Conniston rozpali� luf� rewolweru, trzy-
maJ�c j� dobr� chwil� nad p�omykiem lampy.
Trzeba ci zrobi� t� blizn� nad okiem, stary! B�dzie
�ole�, ale trudno! Ale b�dzie to pyszny kawa�!
�, nie spuszcza� jednak oczu z twarzy Kei-
leghri�� si� dziwnie i powt�rzy� w zadumie:
dopraw�jk. pyszny kawa�!
miJ^th:
17
Rozdzia� III
IMA PO�UDNIE
�wit, zmierzch, znowu noc � i Keith uni�s� wykrzywion�
twarz znad tapczanu Connistona. Z ust wydar�o mu si�
kobiece �kanie. Anglik umar�, trzymaj�c si� m�nie do
ostatniego tchnienia. Nirn zamkn�� oczy, po raz ostatni
wyszepta� jeszcze zdanie, powtarzane ju� wcze�niej kilka-
krotnie: �Pami�taj, stary druhu, wygrasz lub przegrasz
w chwili, gdy Mac Dowell ujrzy ci� po raz pierwszy!" Potem
zgrzytn�o mu co� w piersi, niby t�umiony p�acz i skona�.
A oczy Keitha zatopi�a fala �ez. Poczu� si� dumnym, �e od tej
chwili wolno mu nosi� imi� Derwenta Connistona.
Tak, to by�o teraz jego imi�. John Keith umar�! Derwent
Conniston �y�! Patrz�c w d�, na ch�odne, nieruchome
oblicze bohaterskiego Anglika, Keith my�la�, �e zdoby� ju�
jego posta�, a trudno�� le�y w przyswojeniu sobie jego
nieugi�tego ducha.
Tej nocy �oskot lodowych p�l brzmia� wyra�niej, gdy� nie
t�umi� go j�k wiatru. Niebo by�o bezchmurne, a gwiazdy
robi�y wra�enie ��tych �lepi, spogl�daj�cych przez dziura-
w�, czarn� opon�. Keith, wyszed�szy z chaty dla zaczerpni�-
cia �wie�ego powietrza, obj�� wzrokiem nocny krajobraz
i wzdrygn�� si�. Gwiazdy �ledzi�y go, niby �ywe istoty. Poo
ich upiornym l�nieniem bia�e lisy odprawia�y szalone harce.
.t
18
Keith dozna� uczucia, �e chytre zwierz�ta zwar�y si� g�ciej
ok� chaty i �e w ich ujadaniu brzmi nowy ton, bardziej
rczywy j krwio�erczy. Conniston przewidzia� zakusy
bia�ych grabarzy i Keith, wr�ciwszy do chaty, zabra� si� do
spe�niania obietnicy danej zmar�emu. Gdy upiorny �wit
zajrza� przez okno, zasta� ju� prac� uko�czon�.
W p� godziny p�niej Keith sta� na skraju zmierzwionych
chaszczy, opasuj�cych r�wnin� i po raz ostatni spogl�da� na
chat�, pod pod�og� kt�rej spoczywa� Anglik. Powolnym
ruchem, obna�aj�c g�ow�, wyszepta�: � Niech ci� B�g ma
w swej opiece, Connistonie! � i bez po�piechu zawr�ci� na
po�udnie.
Przed sob� mia� osiemset mil dziczy. Osiemset mil le�a�o
pomi�dzy nim a ma�� mie�cin� nad rzek� Saskatchewan,
w kt�rej Mac Dowell dowodzi� dywizj� Francuskiej Kr�-
lewskiej Konnej Policji. Nie trwo�y�a go my�l o tej odleg�o�ci.
Czteroletni pobyt na kra�cu �wiata przyzwyczai� go do
bezkresnych przestrzeni oraz do wszelkiego rodzaju wyrze-
cze�. Tej zimy Conniston tropi� go z uporem �asicy, zmu-
szaj�c do tysi�cmilowej w��cz�gi wzd�u� polarnego kr�gu.
Cudem jakim� Keith nie zg�adzi� policjanta w czasie tej
pogoni. By unikn�� po�cigu, nie potrzebowa� nawet plami�
w�asnych r�k. Zaprzyja�nieni Eskimosi na pierwsze skinie-
nie gotowi byli odda� mu t� przys�ug�. Lecz Keith darowa�
�ycie Anglikowi, a on, cho� martwy, wraca� mu teraz
wolno��.
Nie posiada� ani sani, ani ps�w. Jego w�asny zaprz�g
zgin�� ju� dawno, a zdradziecki Kogmollok z Roes Welcome
okrad� Connistona w czasie ostatniego etapu pogoni. Wszy-
stk o, co Keith d�wiga�, nale�a�o do policjanta. Na sobie mia�
jedynie w�asny futrzany kaptur, kurtk�, a na plecach sw�j
karabin. Nawet zegarek by� w�asno�ci� Connistona. Plecak
wazy� niewiele. Podstaw� stanowi�y: odrobina m�ki, trzy-
untowy namiot i worek do spania. Poza tym Keith zabra�
mordercy,
zcze par� drobiazg�w, maj�cych ustali� to�samo�� zmar-
Ie�0 rnorderrv T^h~� f �:�!.�
Keitha.
19
Pierwszego dnia podr�y, godzina za godzin�, wierci�
m�zg monotonny skrzyp �nie�nych rakiet. Nie m�g� o
czym my�le�. Zdawa�o mu si� raz po raz, �e co� ci�gnie ^
wstecz, i wci�� s�ysza� g�os Connistona, a w szarej mg�awu
wci�� ogl�da� jego twarz. Przebrn�� w�skie pasmo zaro�L
kt�ry dziwny kaprys natury rzuci� w poprzek martwi
r�wniny, i zn�w majaczy� na bia�ej przestrzeni Barrenu,
niby czarna, ruchoma plama. Pod wiecz�r, na po�udnio-
wym kra�cu horyzontu rozr�ni� ciemn� smug� i wiedzia�,
�e to pierwszy las, jaki ogl�da od dnia, gdy przed p�tora
rokiem zgin�� mu w oddaleniu b�r, porastaj�cy brzegi
Mackenzie. By� to nareszcie widomy �lad zasz�ej zmiany. Las
stanowi� okre�lon� granic� pomi�dzy tym ponurym �wia-
tem, a jego ziemi� rodzinn�. Osiemset mil drogi, kt�re mia�
przeby�, znaczy�y mniej, ni� te kilkaset metr�w.
Dotar� do lasu w chwili, gdy szarzyzna dnia przesyca�a si�
ju� g��bsz� czerni� zmierzchu i ustawi� namiot pod os�on�
k�py kar�owatych sosen. Potem zgromadzi� paliwo i roznie-
ci� ogie�. Nie rachowa� kawa�k�w drzewa, jak to czyni�
uprzednio w ci�gu tylu miesi�cy. By� szczodry, rozrzutny.
Od rana uszed� czterdzie�ci mil, jednak nie czu� zm�czenia.
Zbiera� susz i u�o�y� go na podor�dziu. J�zyki ognia bi�y
w g�r� coraz wy�ej i wy�ej, a� ig�y sosen skwiercza�y od
�aru. Ugotowa� garnek s�abej herbaty, kt�ra wraz z ka-
wa�kiem pieczeni karibu, oraz drobin� suchar�w, stanowi�a
jego kolacj�. Potem usiad�, wsparty plecami o drzewo,
i patrzy� w p�omienie.
Ogie�, buzuj�cy przed jego oczami, by� jak pot�ny lek.
Budzi� uczucia dawno pogrzebane w g��bi duszy. Obraca�
w niwecz ci�ki nalot czteroletniego ot�pienia, �ywo ma-
luj�c wypadki miesi�cy d�ugich jak stulecia. P�k�y okowy
wiod�ce go do ob��du. Ka�dy nerw drga�, tr�cany pulso-
waniem �ywotnego ognia, m�zg dzia�a� sprawnie, zwolnio-
ny wreszcie z kr�puj�cych p�t. W sercu p�omieni widzia�
dom, nadziej�, �ycie! � wszystkie rzeczy, znane i cenione
przed laty, kt�re zosta�y w jego umy�le zwarzone lodowatym
20
tchnieniem p�nocy. Ogl�da� szeroki Saskatchewan, p�y-
wspaniale w�r�d z�otych r�wnin i stok�w g�r, otulony
zow� mg�� porank�w, ujrza� rodzinne miasto, schodz�ce
domami niemal nad sam brzeg rzeki, s�ysza� rytmiczne
sapanie starej dr�gi, czerpi�cej z�oto oraz zgrzyt jej �a�cu-
ch�w, podczas gdy wy�awia�a tony piachu dla zdobycia
paru cennych ziaren. Ponad g�ow� mia� zn�w b��kitne
niebo, przybrane iluzj� ob�ok�w, s�ysza� brzmienie g�os�w,
d�wi�k �miechu, tupot n�g. Gdy dusza od�y�a w nim na
nowo, wsta� i przeci�gn�� ramiona, a� mu trzasn�y stawy.
Nie, nikt go tam nie pozna!
Roze�mia� si� cicho na my�l o dawnym Johnie Keith.
Ludzie, zamieszkuj�cy nieliczne uliczki miasta, pachn�ce
�wierkow� �ywic�, wo�ali go Johnny. Stary Reddy Mac
Tabb nazywa� go praw� r�k� ojca. Keith wspomina� teraz
przesz�o�� spokojnie i zupe�nie trze�wo. Nawet nienawi��
wygorza�a w nim do cna i bez zbytniego zdenerwowania
zastanawia� si� nad tym, czy dom s�dziego Kirkstona stoi,
jak dawniej, na szczycie wzg�rza oraz, czy Miriam Kirk-
stone wr�ci�a do ojcowskiej siedziby pomimo rozegranej
tam tragedii. Cztery lata! To nie by� ostatecznie zbyt wielki
szmat czasu, jakkolwiek wl�k� si� dla� niesko�czenie d�ugo.
Zapewne nie zasz�o tak wiele zmian. Wsz�dzie jest po
dawnemu, wsz�dzie pr�cz jego rodzinnego domu. Obaj
z ojcem ustalili w swoim czasie jego plan, a potem sami
dogl�dali budowy. By� to dworek masywny, wzniesiony
z grubych bali, zaraz za miastem, maj�cy rzek� u st�p i las
za Plecami. Bezpa�ski w ci�gu czterech lat, musia� si�
mocno zestarze�.
Machinalnie przebieraj�c palcami w kieszeni, Keith na-
maca� zegarek Connistona. Wyj�� go i otwar�szy, podda�
Pieszczocie z�otych b�ysk�w ognia. Dochodzi�a dziesi�ta,
ewn�trz koperty Conniston umie�ci� w swoim czasie
palenki portrecik. Sta�o si� to zapewne przed wielu laty,
T ^Z twarz by�a wyblak�a i niemal ca�kowicie zatarta.
ynie oczy zachowa�y dawny wyraz i w �wietle ognia
21
patrzy�y jak �ywe. Twarz nale�a�a, do dziewczynki, pensj<
narki dziesi�cio�dwunastoletniej, tak j� przynajrnnii
okre�li� Keith. Tylko oczy zdawa�y si� starsze, rniaj
prosz�cy wzrok, jakby chc�c wzrokiem przes�a� my�l zro
dzon� w g��bi duszy. Keith zamkn�� zegarek. Jego tykanjj
rozbrzmiewa�o g�o�niej. Wsun�� go do kieszeni, ale i ter;
s�ysza� d�wi�czny, miarowy ch�d.
Ga���, przesycona �ywic�, buchn�a nagle jaskrawo, jj
rakieta, a jednocze�nie Keith dozna� raptownego wstrz�si
By� pewien, �e przez mgnienie ogl�da� twarz Connistona i 2
Anglik patrzy� na� wzrokiem podobnym do oczu dziew
czynki z zegarka. Wizja by�a tak realna, �e cofn�� sia
o krok. Mimo woli szukaj�c wko�o cienia zjawy, uprzyj
tomni� sobie, jak bardzo wyczerpuj�ce �ycie prowadzi!
w ci�gu paru ostatnich dni. Od dawna nie zazna� d�u�szego!
wypoczynku. Nie by� jednak wcale senny i zaledwie odczu-
wa� znu�enie. Samozachowawczy instynkt kaza� mu umie-
�ci� worek do spania na warstwie jod�owych ga��zek pod
namiotem i lec na par� godzin.
Lecz i teraz nawiedzi�a go tylko mecz�ca bezsenno��.
Zamkn�� oczy, ale w kr�tkim czasie musia� je zn�w otwo-
rzy�. D�wi�ki nocy, straszliwie wyra�ne, bi�y w niego ze
wszystkich stron: trzask ognia, �mijowy syk skwiercz�cej
�ywicy, szept ga��zi drzew, oraz uparte tykanie chronometru
Connistona. A na pustynnym Barrenie, poza os�on� le�nej
g�stwiny, wiatr podj�� na nowo zawodzenie i j�kliwy lament.
Keith zaciska� pi�ci, gna� z m�zgu absurdaln� my�l,
a jednak zdawa�o mu si� raz po raz, �e w porywach wichru
s�yszy g�os Anglika. I raptem zada� sobie pytanie � co to
znaczy? O czym w�a�ciwie Conniston zapomnia�? Co chcia�
wyrazi�, id�c za nim przez ca�y dzie� trop w trop p�
o�nie�onym Barrenie? Czy chcia� go zwabi� z powrotem?
Czy chcia� go przestrzec?
Stara� si� pozby� tych przygn�biaj�cych my�li. By� jednak
pewien, �e w ci�gu ostatniej p� godziny, nim �mier� wesz�a
do chaty, Conniston chcia� mu co� wyzna� i zd�awi� w sobie
22
- Ko�cowe jego s�owa: �Pami�taj, stary druhu,
z lub przegrasz w chwili, gdy Mac Dowell spojrzy na
1 raz pierwszy!" Jednak w momencie, gdy agonia
na zawsze pozbawi�a go mo�no�ci mowy, Anglik bez-
d^i�cznie poruszy� wargami, chc�c wyrzec s�owa, z kt�-
r mi do ostatka zwleka�. A teraz Keith, �owi�c wyt�onym
s�uchem skowyt wichru i trzask ognia, raz po raz zadawa�
sobie pytanie: co w�a�ciwie Conniston chcia� powiedzie�?
Wiatr zawy� przera�liwiej, a zegarek Connistona pod
metalow� kopert� bi�, niby ludzkie serce i zdawa� si� m�wi�:
wracaj, wracaj, wracaj...
Keith zaszlocha�, roz�alony poczuciem w�asnej s�abo�ci
i wsun�� zegarek g��boko pod pos�anie. Tam tykanie przy-
cich�o, a jego zm�g� wreszcie ci�ki, ma�o posilny sen.
O brzasku wyszed� z namiotu i roznieci� ogie�. Znalaz�
jeszcze w�r�d popio�u par� tl�cych si� w�gli, zbudzi� je do
�ycia i posypa� warstw� chrustu. Nie m�g� zapomnie�
koszmar�w ubieg�ej nocy, nie zastanawia� si� ju� jednak nad
ich znaczeniem. Parskn�� teraz �miechem nad w�asn� g�u-
pot� i rozwa�a�, co by rzek� Conniston, s�ysz�c o takiej
sarabandzie nerw�w. Po raz pierwszy od dawna wspomnia�
lata sp�dzone w szkole, gdy mi�dzy innymi studiowa�
z zapa�em psychologi�. Uwa�a� siebie w swoim czasie za
eksperta w dziedzinie wyja�niania fenomen�w my�li. Ongi�
�y� wed�ug filozoficznych nakaz�w, a fakt, �e zwyk�e
wyczerpanie tak go dr�czy�o ubieg�ej nocy, wyda� mu si�
zabawnym. Rozwi�zanie nie przedstawia�o �adnych trud-
no�ci. Po prostu umys� zmordowa� si� do cna po cztero-
etniej udr�ce. Teraz czu� si� ju� lepiej. M�zg mia� jasny,
^os�ucha� tykania zegarka i znalaz� go najzupe�niej normal-
nym Przyrz�dzaj�c �niadanie, Keith pogwizdywa� cicho.
Ujad�szy, spakowa� manatki i ruszy� zn�w na po�udnie.
^astanawia� si�, czy te� Conniston zna� kiedy� r�wnie
S2 adnie Jak on teraz, policyjny regulamin. Pod koniec
d 8� dnia umia� go na wyrywki, od deski do deski. Co
an� przystawa� na chwil� i salutowa� w przepisowy
23
� dy �je wiedz�c, kiedy w�a�nie oko sprawiedliwo�ci
01 �' v maskarad� i nada sprawom w�a�ciwy bieg. Zda-
przejrzy takie rozwa�anie wprowadza�o go
, & j
spos�b. By� pewien, �e tu Mac Dowell nie potrafi�by
skrytykowa�.
� Jestem Derwent Conniston! � powtarza� sobie raz
raz. � John Keith nie �yje! Pochowa�em go pod pod��
chaty, zbudowanej przez sier�anta Trossy i jego ludzi w role
tysi�c dziewi��set �smym. Na imi� mi Derwent, Derwen
Conniston!
W ci�gu d�ugich lat samotno�ci przyzwyczai� si� m�wi� do
siebie g�o�no lub te� rozmawia� sam ze sob� dla podtrzy
mania energii i zdrowych zmys��w. � Keith, stary ch�opi
musimy i to jeszcze przetrwa�! � mawia� nieraz. Obecn
powtarza� z uporem: � Connistonie, stary druhu, zwyci�st
lub �mier�! � A po up�ywie trzech dni wspomina� Joh,
Keitha ju� tylko jako cz�owieka zmar�ego. � John Keit
umar� dzielnie, sir! � m�wi� do Mac Dowella, stoj�ceg
przed nim w postaci wynios�ego drzewa. � By� to najlepsz
ch�op, jakiego kiedykolwiek widzia�em!
Sz�stego dnia sta� si� cud. Po raz pierwszy od wielu
miesi�cy John Keith ujrza� s�o�ce. Widywa� je ju� poprzed-
nio, prze�wiecaj�ce przez blady welon mgie� i opar�w,
zwisaj�cych ponad Barrenem, lecz tego dnia zobaczy� je
w ca�ej glorii, jakkolwiek tylko przez chwil�. Teraz ju�
s�o�ce by�o z ka�dym dniem cieplejsze i bli�sze, w miar�, jak
�nie�ne chmury i mro�ne tumany pozostawa�y w tyle, a gdy
poja�nia�o zupe�nie, Keith skr�ci� na zach�d. Nie �pieszy�
si� zbytnio, gdy�, odzyskawszy swobod�, chcia� mie� mo�-
no�� samotnego radowania si� w�asnym szcz�ciem. Poza
tym wiedzia�, �e nale�y nabra� si� i hartu, aby odnie��
zwyci�stwo w nadchodz�cej walce.
Teraz, gdy s�o�ce i b��kit otrze�wi�y mu umys�, spostrzeg�
na swojej drodze setki do��w, widzia� setki mo�liwych
po�lizgni��, setki potrzask�w, czyhaj�cych na moment os�a-
bienia, czy te� nierozwagi. Dobrowolnie oddawa� si� w r�ce
kata. Tam, dok�d szed�, b�dzie �y� stale w cieniu szubienicy-
Nigdy nie b�dzie pewien �ycia. Dniem i noc� b�dz'e
zmuszony pilnowa� i strzec, kontrolowa� mow�, ruchy>
24
if , , . .
t n szalonego l�ku, podsuwaj�c jednocze�nie inne spo-
Whv rozwi�zania. Lecz wnet s�ysza� tu� obok ch�odny,
K�inwv e�os Connistona, czu� w �y�ach przyp�yw gor�cej
D�J ^ "J & . 1 j �
krwi i nie zmienia� kierunku drogi.
By� Derwentem Connistonem! Jednak, raz po raz bilo mu
w m�zgu pytanie, kim w�a�ciwie jest �w Derwent Con-
niston? Ni� za nici� pl�t� sznur przypuszcze�, ��cz�c w jedno
b�ahe, wiadome mu fakty i zawsze dochodzi� do martwego
punktu. Anglik, kt�ry umar� dla swoich bliskich, je�li
w og�le bliskich posiada, emigrant i najlepszy, najdzielniej-
szy cz�owiek honoru, jakiego kiedykolwiek zna�. To by�o
wszystko. Niewiadoma przyczyna ko�cowego stadium bu-
dzi�a w nim stale wzruszenie, nie odczuwane nigdy wcze�niej.
Anglik zdecydowanie i ponuro zabra� ze sob� do gro-
bu w�asn� tajemnic�. Jemu, Johnowi Keith, b�d�cemu
obecnie Derwentem Connistonem, pozostawi� w dziedzi-
ctwie nieodgadnion� zagadk� oraz zadanie, je�li go ten
cel poci�gnie, dowiedzie� si�, kim on w�a�ciwie by�, sk�d
przyby� i po co.
Z dni plot�y si� tygodnie, a pod stopami Keitha topnie-
j�ca pow�oka �niegu wy�ania�a wilgotn�, s�odko pachn�c�
ziemi�. Na pocz�tku maja, gdy Barren zosta�o w tyle,
oddalone o trzysta mil, Keith znalaz� si� w okolicy jeziora
ndeer. Ca^ tydzie� przemieszka� w chacie samotnego
|rapera, po czym ruszy� w stron� Cumberland House.
o faktorii przyby� po up�ywie dziesi�ciu dni, a w dwa dni
P�niej w s�oneczne popo�udnie rozpali� ogie� nad brzegiem
zo�"go Saskatchewanu.
zn�0^^ rzeka' uk�chanie ch�opi�cych lat, pie�ci�a go
�w tej nocy dawno zapomnian�, czerwon� g�d�b�. Ksi�-
pal�cT? nad W�d�> Z Po�udnia wia� ^Pty wiatr> a Keith'
gota� ' % siedzia� d�ugi czas> nas�uchuj�c perlistego bul-
ma fal, przewalaj�cych si� u jego n�g.
25
26
Wyr�s� nad t� rzek� i zr�s� si� z ni� w jedn� ca�o��
Ko�ysa�a jego pierwsze sny, strzeg�a m�odzie�czych p0r,
w�w. Wraz z ni� marzy� o rzeczach, kt�re mia�y przyj��. By�
mu koleg� i przyjacielem. Zda�o mu si� obecnie, �e w j{
szepcie drga rado��, szemrze powitalny d�wi�k. Obj�� wzro
kiem srebrzyste mielizny, migoc�ce w blasku ksi�yc
i zala�a go fala wspomnie�. Trzydzie�ci lat nie by�o zn�w tal
d�ugim okresem, by nie pami�ta� swej drogiej matki i jej
ba�ni, kt�re opowiada�a o zachodzie s�o�ca przed u�o��-
niem go do snu. Najpi�kniejsze bajki m�wi�y o kistecziwum,
czyli o rzece, o tym jak bra�a sw�j pocz�tek w�r�d za-
chodniego �a�cucha g�r, daleko, poza zasi�giem ludzkich
st�p i oczu, jak sp�ywa�a ze szczyt�w na ni�sze pag�rki,
a stamt�d w doliny, rosn�c wszerz i wzd�u� i nabieraj�c j
mocy, a� nurt jej przebiega� opodal ich drzwi, nios�c w swym
�onie ziarna z�otego piasku, daj�ce ludziom bogactwo.
Dzisiejszej nocy rzeka stanowi�a jego jedyny skarb. By�a
jedynym druhem, do kt�rego przyja�ni m�g� si� odwo�a�.
Tylko jej, bez obaw zdrady, �mia� powierzy� swe troski.
Wyci�gaj�c ramiona, zawo�a�:
� O rzeko, moja rzeko! To ja, Johny Keith! Wr�ci�em!
A rzeka zdawa�a si� odpowiada� szeptem:
� To Johny Keith! Johny Keith wr�ci�!
Rozdzia� IV
PRINCE ALBERT
John Keith w�drowa� ca�y tydzie� brzegami Saskatche-
wanu. Faktori� Kompanii Zatoki Hudsona, Cumberland
House, od miasta Prince Albert dzieli�o zaledwie sto czter-
dzie�ci mil lotem ptaka, lecz Keith nie trzyma� si� prostej
drogi. Jedynie od czasu do czasu korzysta� z udeptanych
szlak�w. Szed� kraw�dzi� rzeki, czyni�c w ten spos�b
dodatkowych sze��dziesi�t mil. Teraz, gdy godzina pr�by
by�a tak bliska, potrzebowa� stanowczo obecno�ci mo-
carnego druha. Szept toni dodawa� mu odwagi i wiary w sie-
bie, s�uchaj�c go, m�g� ja�niej my�le�. Nocami koczowa� po
��tych, otwartych wydmach, a gdy spa�, gwiazdy migota�y
mu nad g�ow�. Napawa� si� brzmieniem d�wi�k�w, do
kt�rych t�skni� ob��dnie ca�ymi latami, �wiergotem nie-
wiadomych ptasz�t, poluj�cych lub kojarz�cych si� w pary
Przy �wietle ksi�yca, hukaniem s�w i pluskiem kurek
wu,,nych, w�druj�cych w�a�nie z po�udnia na p�noc
^ *aclj�d- Z po�udnia r�wnie�, kiedy miejscami prerie
piera�y las a� nad sam� rzek�, p�yn�o czasem jakby psie
konn C ma�y�h' ��tych kujot�w � towarzyszy dawnych
wilk" karc�w, a z drugiego brzegu nios�o si� wycie
Ta �W' Keith kroczy� w�sk� miedz�, dziel�c� dwa �wiaty.
!edz� by�a w�a�nie rzeka. Po jednej stronie, w nie-
27
,w w�asnej osobie. W nast�pnej chwili Keith
si� T wyci�gn�� d�o� na powitanie.
P dczas gdy Duggan zbli�a� si� szybko, Keith czu�, �e
* . u::,-. *vtii �r r�if�reiar*�i C^7\T-7 rnAo� �rv\f_
we
znacznym oddaleniu falowa�y prerie, zieleni�y si� �any zb(
wrasta�y w ziemi� domy i osiedla, po drugiej za�, le�a�a dzi(
a jej wrota wci�� jeszcze sta�y dla niego otworem. Si�drne<
dnia podr�y, o zmierzchu, nowy d�wi�k obi� mu si� o us
By� to gwizd lokomotywy z Prince Albert.
W ci�gu czterech lat ten gwizd nie uleg� �adnej zmian
i w sercu Keitha drgn�y wszystkie struny. By� to pierwsj
g�os, witaj�cy go na progu domowych pieleszy. Wspornni<
ni� osaczy�y go niby fale potopu. Teraz poznawa� ju� ws;
stko, ka�dy szczeg�. Wiedzia�, co mu objawi najbli�szy;
kret. Po paru minutach us�ysza� sapanie dr�gi. By�a
oczywi�cie �Betty M.", dozorowana przez starego Ani
Mac Duggana, kt�ry z czarn� fajk� w z�bach, ry� piach t
przesz�o dwudziestu lat. l
Keith widzia� niemal Duggana, jak tkwi na swym poste-]
runku, owiany chmur� tytoniowego dymu, czerwono
brody, z rozwichrzon� czupryn�, kolos zwany przyja�nie
przez ca�e miasto rzecznym piratem. Keith u�miechn�� si�,
przypomniawszy sobie sentyment Mac Duggana do wszel-
kich w�dlin. Wok� �Betty M." unosi� si� stale zapach
w�dzonki, a niekt�rzy dowodzili nawet, �e sam Andy
wonieje ni� na znaczn� nawet odleg�o��.
Teraz Keith porzuci� brzeg rzeki i wst�pi� na star� le�n�
drog�. Pomimo i� od dawna hartowa� nerwy na �w �psycho-
logiczny moment" �jak m�wi� Conniston�czu� przykre pod-
niecenie. Rozpoczyna� oto wielk� gr�. Za par� godzin mia� rzu-
ci� na st� sw�j jedyny atut. Je�li wygra, �ycie u�miechnie si?
do niego na nowo, je�li przegra., wyszczerzy z�by � �mier�.
Wraca�o stare pytanie, d�awione tylokrotnie i z takim
trudem. Czy warto ryzykowa�? Czy� ten dziwaczny splot
wydarze� nie zosta� zapocz�tkowany w chwili ob��du? Las
by� tu�! M�g� w ka�dej chwili zawr�ci�! Gra w�a�ci*16
jeszcze si� nie zacz�a. M�g� ukry� karty, cofn�� wyci�-
gni�t� d�o�! Przez chwil� got�w by� prawie to uczyni�-
Wtem, wy�oniwszy si� z g�stwiny na otwart� przestrze�*
zobaczy� drag�, po kt�rej kroczy� naprzeciw niego Andy
28
H s
S szalone, bije mu w piersiach. Czy� m�g� przy-
e
> - ^ Qtarv eo nie pozna? Zapomnia� o brodzie, kt�r�
nnszczac, ze !>l" * B r � ,, � i
Obecnie nosi�, i o tym, jak wielka zmiana zasz�a w mm
ci�gu tych czterech lat. Pami�ta�, �e Duggan by� jego
przyjacielem, �e setki razy w pogodne dni o zmierzchu, sia-
w
tym miejscu, baja� o rzece, kt�r� obaj tak mocno
[kochali. Duggan m�wi� przewa�nie o mitycznym raju,
ikrytym gdzie� za zachodnim �a�cuchem g�r, o �r�dle rzeki,
lenie z�otych mamide�, gdzie Saskatchewan bierze sw�j
;z�tek i k�dy on sam przed laty szuka� ukrytego skarbu,
[a cho� pewny, �e istnieje, nie m�g� go znale��.
Czteroletni okres nie zmieni� Duggana ani troch�. Tylko
brod� mia� troch� d�u�sz� i nieco czerwie�sz�, a czupryn�
bardziej zwichrzon�. Keith wy�owi� w powietrzu znan� wo�
w�dliny. Wch�on�� j� rozwartymi nozdrzami. By� rad. Ongi�
obrzyd�a mu, teraz got�w by� j� w�cha� i w�cha�. Mia� te�
szalon� ch�tk� wyci�gn�� d�o� do nadchodz�cego Duggana
i rzec: � Jestem John Keith! Czy� nie poznajesz mnie,
Andy? � zd�awi� w sobie jednak t� ch�� i wybe�kota�:
� Mamy dzi� pi�kny dzie�!
Duggan niepewnie skin�� g�ow�. Najwidoczniej nie wie-
dzia�, kim jest stoj�cy przed nim m�czyzna i to wprawi�o
go w zak�opotanie. Odpar�:
�- Nad rzek� jest zawsze pi�knie, deszcz, czy pogoda!
MOWI? prawd�!
rzekY l� WCl�Z dawny Duggan> got�w walczy� o honor swej
ochr t/ y kt�� chcia� JeJ cokolwiek zarzuci�. Keith mia�
* go u�ciska�. Zwali� na ziemi� plecak i rzek�:
'""'" ~n nad ni� ca�y tydzie�, tak po prostu, dla
Id� z Cumberland House. Przyjemnie jest
- -" domu!
stareg0� �Zapk� ' wytrzyma� na sobie badawczy wzrok
29
dzenie nadbieg�o do nich w siedmiomilowych butach
no�� wzros�a trzykrotnie. By� bogaty! Ale jednoc
umar�! W ka�dym razie umrze oficjalnie z chwil�, gdy.
sw�j raport w�adzy. Co za komiczna walka zap�onie rni
spadkobiercami nie �yj�cego Johna Keitha!
Stara buda sta�a wci�� na dawnym miejscu, obok
ro�nego sk�adu produkt�w spo�ywczych. Fryzjer by� je<
nowy. Znajdowa� si� w izbie sam jeden. Keith udzieli
szczeg�owych instrukcji i pokaza� fotografie Connisi
w jego legitymacji. Broda i w�sy musz� by� w�a�nie
�ci�te, bardzo wytwornie, po angielsku i po wojskowem
dok�adnie, w�osy skr�cone w miar� i g�adko zaczi
do ty�u.
Gdy operacja strzy�enia by�a sko�czona, Keith pow
szowa� fryzjerowi i sobie. Opalony na br�z jak Indianin
dymem ogniska i smaganiem wichru, prosty niby st
z mi�niami pe�nymi mocy pierwotnego stworu � u�miec
n�� si�, patrz�c w lustro i por�wnuj�c dawnego Johi
Keitha z obecnym Derwentem Connistonem. Zanim w
szed�, podci�gn�� pas o jedn� dziurk� cia�niej. Potem rusz]
prosto w stron� koszar Kr�lewskiej Konnej P�nocno-Za
chodniej Policji.
Droga jego wiod�a przez g��wn� arteri� miasta. Mija
szeregi sklep�w, kt�re istnia�y ju� przed czterema lat]
Min�� hotel Saskatchewan i niewielkie biuro wymiany
znajduj�ce si� w dawnym miejscu, u szczytu stromeg'
sk�onu opadaj�cego ku rzece. A przed biurem sta� sekretafi
Anglik, Perci val Clary. Jak�e jednak zmieniony! Rozr�s� si<
wszerz i wyci�gn�� wzd�u�. Wyhodowa� w�sik, teraz nie-
nagannie napomadowany. Spodnie mia� starannie zapf3
sowane, trzewiki l�ni�ce i tkwi� przed drzwiami sweg
wa�nego przedsi�biorstwa, nonszalancko wsparty na Jasce
Keith u�miechn�� si�, stwierdzaj�c, �e Percival Clary z1111
ni� si� na r�wni z miastem wraz z nadej�ciem t�ustych 'a �
Id�c dalej szuka� wzrokiem znajomych twarzy. Od cza
do czasu spostrzega� je, jednak wi�kszo�� przechodni�w
32
ludzie wiecznie si� gdzie� �piesz�cy i poch�oni�ci
byli obcy w'ami Po uiiCy przeje�d�a� co pewien czas
wlasny to^obil; jeden z dwudziestu znajduj�cych si�
jaki� au kt�fe' jeszcze do niedawna nie zna�o w og�le
takich pojazd�w.
Ilekro� Keith spotyka� kobiet� b�d� dziewczyn�, z tru-
dem utrzymywa� wzrok na wodzy. Dopiero teraz nabra�
absolutnej pewno�ci, �e kobieta i anio� to jedno. W drodze
do koszar spotka� ich oko�o tuzina i za ka�dym razem chcia�
przystan��, by nasyci� oczy ich widokiem.
Nigdy nie by� kobieciarzem. Szanowa� kobiety, wierzy�, �e
stanowi� lepsz� cz�� ludzko�ci, wielbi� matk�, ale serce jego
nie zna�o dot�d mi�osnej rozkoszy ani rozpaczy. Teraz ca��
dusz� modli� si� do tych dwunastu napotkanych anio��w.
Jedne by�y wprost ordynarne, inne szpetne, lecz widzia� te�
par� �adnych twarzyczek. Dla Keitha ich zewn�trzny wy-
gl�d nie podlega� obecnie �adnej krytyce. To by�y bia�e
kobiety i w jego oczach wszystkie stanowi�y idea� pi�kna.
Najbrzydsz� nawet uwa�a� za �liczn�. Chcia� rzuci� do g�ry
kapelusz i wiwatowa� rado�nie. Cztery lata i oto zn�w
wr�ci� do krainy bo�ej! Przez chwil� nawet zapomnia�
o Mac Dowellu.
W g�owie mu szumia�o, gdy dotar� do koszar. �ycie by�o
jednak pi�kne! Warto o nie walczy�, a on przecie� jest
dobrym zapa�nikiem. Ruszy� wprost do biura Mac Dowella.
^astuka� do drzwi i po chwili ukaza� si� w nich sekretarz
T InsPektor jest zaj�ty! � rzek� w odpowiedzi na py-
fcnie Johna Keitha. - Ale zamelduj� mu!
K , ^Jestem tu w bardzo wa�nej sprawie! � uzupe�ni�
przv ' Przyjmie mnie niezw�ocznie, gdy pan powie, �e
^ynosz� wie�ci, dotycz�ce niejakiego Johna Keitha.
dohr -^ znikn*� w jednych z dalszych drzwi. Min�o
ore PO! minuty zanim wr�ci�
^.Inspektor prosi! -rzek�.
odetchn�� g��boko, by uciszy� rozszala�e serce.
33
Czy Conmston mia� racje?
-w �*,
Rozdzia� V
�APACZ LUDZI
Pierwsz� osob�, na kt�r� spojrza� Keith, nie by� wcale
Mac Dowell, lecz m�oda dziewczyna. Siedzia�a na wprost
drzwi, spogl�daj�c na wchodz�cego m�czyzn�, a �wiat�o
padaj�ce przez okno, wydziela�o wyra�nie z og�lnego t�a jej
twarz i w�osy.
Wygl�da�a nadzwyczaj efektownie. By�a uderzaj�co pi�-
kna. S�o�ce, zalewaj�c pok�j z�otym blaskiem, nadawa�o jej
splotom migotliwe b�yski, a oczy, jak to Keith zauwa�y�,
mia�y siwy, niezwykle �adny odcie� i patrzy�y z ogromn�
uwag�, podczas gdy w zesztywnieniu twarzy i cia�a malo-
wa�o si� silne napi�cie. Keith spostrzeg� to wszystko
w jednym mgnieniu, po czym zwr�ci� si� do Mac Dowella.
Inspektor siedzia� przy stole zarzuconym papierami
wzrkh natychmiast wyczu� na sobie jego przenikliwy
^zro . przez chwii� doznaj przykreg0 zmieszania. Potem
'�- -an spojrza� prosto w oczy Mac Dowella. By�y to, jak
uprzedza� P ' '
stal ^onniston, �renice, mog�ce przewierci� nawet
kenaW� ^' Nieokre�lonej barwy, g��boko osadzone pod
pierw ZWlchrzonych> siwych brwi, wpi�y si� w niego od
n'e na�680 Wejrzenia' Keith zobaczy� szpakowate, staran-
� i �WanC W�sy' kr�tko Przyci�t� siw� czupryn�,
muskularn� twarz i z�o�y� wojskowy uk�on.
35
Na plecach czu� zimny dreszcz. W stalowych
inspektora nie by�o �ladu powitalnego drgnienia, ani
przyjaznego u�miechu. Lecz raptem twarz Mac DO\V
zmieni�a si� nieznacznie i Keith po raz pierwszy zo
cz�owieka, b�d�cego nie tylko zwierzchn