7257
Szczegóły |
Tytuł |
7257 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7257 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7257 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7257 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Stanis�aw LEM
Uranowe uszy
�y� raz pewien in�ynier-kosmogonik, kt�ry rozja�nia� gwiazdy, �eby pokona� ciem-
no��. Przyby� do mg�awicy Andromedy, gdy jeszcze by�a pe�na czarnych chmur.
Skr�ci�
zaraz wir wielki, a gdy ten ruszy�, kosmogonik si�gn�� po swoje promienie. Mia�
ich trzy:
czerwony, fioletowy i niewidzialny. Za�egn�� kul� gwiazdow� pierwszym i zaraz
sta�a si�
czerwonym olbrzymem, ale nie zrobi�o si� ja�niej w mg�awicy. Uk�u� gwiazd�
drugim
promieniem, a� zbiela�a. Powiedzia� do swego ucznia: � Pilnuj mi jej! � a sam
poszed�
inne rozpala�. Ucze� czeka� tysi�c lat i drugi tysi�c a in�ynier nie wraca�.
Znudzi�o mu si�
to czekanie. Podkr�ci� gwiazd� i z bia�ej sta�a si� b��kitna. Spodoba�o mu si�
to i pomy-
�la�, �e ju� wszystko umie. Chcia� jeszcze podkr�ci�, ale si� sparzy�. Poszuka�
w puzder-
ku, kt�re zostawi� kosmogonik, a tam nic nie ma, jako� zanadto nic; patrza� i
nawet dna
nie zobaczy�. Domy�li� si�, �e to niewidzialny promie�. Chcia� poszturcha� nim
gwiazd�,
nie wiedzia� jednak � jak. Wzi�� puzderko i cisn�� ca�e w ogie�. Wszystkie
chmury An-
dromedy zaja�nia�y wtedy, jakby sto tysi�cy s�o�c naraz za�wieci�o i sta�o si� w
ca�ej
mg�awicy jasno jak w dzie�. Uradowa� si� ucze�, ale nied�uga by�a jego uciecha,
gwiazda
bowiem p�k�a. Nadlecia� wtedy Kosmogonik, widz�c szkod�, a �e niczego nie chcia�
zmarnowa�, chwyta� p�omienie i urabia� z nich planety. Pierwsz� stworzy� gazow�,
drug�
w�glow�, a do trzeciej ju� mu tylko najci�sze metale zosta�y, wysz�a wi�c z
tego kula
aktynowc�w. Kosmogonik �cisn�� j�, pu�ci� w lot i powiedzia�: � Za sto milion�w
lat wr�-
c�, zobaczymy, co z tego b�dzie. � I pomkn�� szuka� ucznia, kt�ry ze strachu
przed nim
uciek�.
A na planecie tej, Aktynurii, powsta�o wielkie pa�stwo Palatynid�w. Ka�dy z nich
by�
tak ci�ki, �e tylko po Aktynurii m�g� chodzi�, bo na innych planetach grunt si�
pod nim
zapada�, a kiedy krzykn��, g�ry pada�y. Ale u siebie w domu lekko st�pali i
g�osu nie
�mieli podnie��, albowiem w�adca ich, Architor, nie zna� miary w okrucie�stwie.
Mieszka�
w pa�acu, z g�ry platynowej wyciosanym, w kt�rym by�o sze��set ogromnych sal, a
w
ka�dej jedna jego d�o� le�a�a, taki by� wielki. Wyj�� z pa�acu nie m�g�, ale
wsz�dzie mia�
szpieg�w, taki by� podejrzliwy, i n�ka� te� poddanych swoj� chciwo�ci�.
Nie potrzebowali Palatynidzi �adnych lamp ani ogni noc�, bo wszystkie g�ry ich
pla-
nety by�y radioaktywne, �e o nowiu mo�na by�o szpilki liczy�. W dzie�, kiedy
s�o�ce zbyt
dawa�o si� we znaki, spali w podziemiach swoich g�r i tylko nocami schodzili si�
w meta-
lowych dolinach. Ale okrutny Architor kaza� do kot��w, w kt�rych topiono pallad
z platy-
n�, wrzuca� bry�y uranu i obwie�ci� o tym w ca�ym pa�stwie. Ka�dy Palatynida
musia�
przyby� do pa�acu kr�lewskiego, gdzie mu brano miar� na nowy pancerz i zak�adano
na-
ramienniki i szyszak, r�kawice i nagolenniki, przy�bic� i he�m, a wszystko
samo�wiec�ce,
bo odzienie to by�o z blachy uranowej, a najmocniej �wieci�y si� uszy.
Odt�d nie mogli ju� Palatynidzi gromadzi� si� dla wsp�lnej rady, bo je�li
zbiegowisko
stawa�o si� zbyt t�oczne, wybucha�o. Musieli w'�c p�dzi� �ywot samotnie,
omijaj�c siebie
z daleka, w trwodze przed reakcj� �a�cuchow�, Architor za� radowa� si� ich
smutkiem i
obci��a� ich coraz nowymi daninami. Mennice jego w sercu g�r bi�y dukaty
o�owiane, o�o-
wiu bowiem najmniej by�o na Aktynurii i najwi�ksz� mia� cen�.
Wielk� bied� cierpieli poddani z�ego w�adcy. Niekt�rzy pragn�li wznieci� bunt
przeciw
Architorowi i porozumiewali si� w tym celu na migi, ale nic z tego nie
wychodzi�o, bo
zawsze znalaz� si� kto� mniej poj�tny, kto zbli�a� si� do reszty, aby zapyta�, o
co chodzi,
i wskutek jego nierozgarni�cia spisek natychmiast wylatywa� w powietrze.
By� na Aktynurii m�ody wynalazca, zw�cy si� Pyron, kt�ry nauczy� si� ci�gn��
druty z
platyny tak cienkie, �e mo�na z nich by�o robi� sieci, w kt�re chwyta�y si�
ob�oki. Wyna-
laz� Pyron telegraf z drutem, a potem tak cienki drut wyci�gn��, �e ju� go nie
by�o, i w
ten spos�b powsta� telegraf bez drutu. Nadzieja wst�pi�a w mieszka�c�w
Aktynurii, my-
�leli bowiem, �e teraz uda si� spisek zawi�za�. Ale chytry Architor pods�uchiwa�
wszystkie
rozmowy, trzymaj�c w ka�dej z sze�ciuset r�k przewodnik platynowy, dzi�ki czemu
wie-
dzia�, co jego poddani m�wi�, a ledwo dosz�o do� s�owo �bunt� albo �rokosz�,
natych-
miast wysy�a� pioruny kuliste, kt�re spiskowc�w zamienia�y w p�omienist� ka�u��.
Pyron postanowi� podej�� z�ego w�adc�. Kiedy zwraca� si� do przyjaci�, zamiast
�bunt�
m�wi� �buty�, zamiast �spiskowa� � �odlewa�, i w ten spos�b przygotowywa�
powsta-
nie. Architor za� dziwi� si�, czemu jego poddani tak si� naraz szewstwem zaj�li,
bo nie
wiedzia�, �e kiedy m�wi� �na kopyto wzi��, rozumiej� przez to �wbi� na pal
ognisty�, a
buty za ciasne oznaczaj� jego tyrani�. Ale ci, do kt�rych zwraca� si� Pyron, nie
zawsze go
dobrze pojmowali, gdy� nie m�g� im inaczej wyja�ni� swych plan�w, ani�eli w
szewskiej
mowie. Wyk�ada� im tak i owak, a gdy byli niepoj�tni, przez nieostro�no��
zatelegrafowa�
raz: �z plutonu pasy drze�, niby na zel�wki. Ale tu kr�l przerazi� si�, pluton
bowiem jest
krewnym najbli�szym uranu, a uran � toru, Architor za� brzmia�o jego imi�.
Wys�a� wi�c
natychmiast stra� pancern�, kt�ra uj�a Pyrona i rzuci�a na o�owian� posadzk�
przed obli-
cze kr�la. Pyron nie przyzna� si� do niczego, ale kr�l uwi�zi� go w palladowej
baszcie.
Wszelka nadzieja opu�ci�a Palatynid�w, ale nadszed� ju� czas i wr�ci� w ich
strony Ko-
smogonik, tw�rca trzech planet.
Przyjrza� si� z dala porz�dkom, panuj�cym na Aktynurii, i rzek� sobie: � Tak nie
mo�e
by�! � Za czym uprz�d� najcie�sze i najtwardsze promieniowanie, jak w kokonie,
z�o�y�
w nim w�asne cia�o, aby czeka�o na jego powr�t, a sam przybra� posta� ubogiego
ciury i
zeszed� na planet�.
Kiedy ciemno�� zapad�a i tylko dalekie g�ry zimnym � pier�cieniem o�wietla�y
platyno-
w� dolin�, Kosmogonik chcia� si� zbli�y� do poddanych kr�la Architora, ale ci
unikali go z
najwi�ksz� trwog�, obawiali si� bowiem uranowej eksplozji, a on na pr�no goni�
za tym
lub za owym, bo nie rozumia�, dlaczego tak przed nim uciekaj�. Kr��y� wi�c po
wzg�-
rzach, do tarcz rycerskich podobnych, krokiem dzwoni�cym, a� zaszed� do podn�a
baszty, w kt�rej Architor trzyma� skutego Pyrona. Zobaczy� go Pyron przez kraty
i wyda�
mu si� Kosmogonik, cho� w postaci skromnego robota, inny od wszystkich
Palatynid�w:
nie �wieci� bowiem w ciemno�ci ani troch�, lecz ciemny by� jak trup. Dzia�o si�
tak dlate-
go, poniewa� w zbroi jego nie by�o ani krzty uranu. Okrzykn�� chcia� go Pyron,
ale usta
mia� za�rubowane, wi�c tylko skrzesa� iskier, bij�c g�ow� o �ciany swego
wi�zienia, a Ko-
smogonik, ujrzawszy ten b�ysk, zbli�y� si� do baszty i zajrza� w zakratowane
okienko.
Pyron nie m�g� m�wi�, ale m�g� dzwoni� �a�cuchami, wydzwoni� wi�c ca�� prawd�
Ko-
smogonikowi.
� Cierp i czekaj � rzek� mu �w � a doczekasz si�. Kosmogonik uda� si� w
najdziksze
g�ry Aktynurii i szuka� przez trzy dni kryszta��w kadmu, a kiedy je znalaz�, na
blach� je
rozp�aszczy� bij�c palladowymi g�azami. Wykroi� z blachy kadmowej nauszniki i
k�ad� je na
progach wszystkich domostw. Palatynidzi za�, kt�rzy je znajdowali, zdziwieni
nak�adali je
zaraz, bo by�a zima.
Noc� pojawi� si� w�r�d nich Kosmogonik i pr�cikiem roz�arzonym porusza� tak
szybko,
�e si� z tego uk�ada�y ogniste linie. W ten spos�b pisa� do nich w ciemno�ci:
,,Mo�ecie si�
ju� zbli�y� bezpiecznie, kadm was przed zgub� uranow� ochroni.� Oni jednak
my�leli, �e
jest kr�lewskim szpiegiem i nie ufali jego radom. Rozgniewa� si� Kosmogonik, �e
mu nie
wierz�, poszed� w g�ry i zbiera� w nich rud� uranow�, wytapia� z niej metal
srebrzysty i
bi� z niego l�ni�ce dukaty; na jednej stronie by� profil �wietlisty Architora, a
na drugiej �
wizerunek jego sze�ciuset r�k.
Objuczony dukatami uranowymi powr�ci� Kosmogonik w dolin� i pokaza� Palatynidom
taki dziw: rzuca� dukaty z dala od siebie, jeden na drugi, �e uczyni� si� z nich
dzwoni�cy
stos, a kiedy dorzuci� jeszcze jeden dukat nad miar�, powietrze zadr�a�o, z
dukat�w
strzeli�a jasno�� i obr�ci�y si� w kul� bia�ego p�omienia, a gdy wiatr wszystko
rozwia�, tyl-
ko krater zosta�, wytopiony w skale.
Potem drugi raz j�� rzuca� Kosmogonik dukaty z wora, ale ju� inaczej, bo co
dukat
rzuci�, to go z wierzchu przykry� p�ytk� kadmow�, i cho� powsta� z tego stos
sze�� razy
wi�kszy ni� poprzednio, nic si� nie sta�o. Uwierzyli mu wtedy Palatynidzi i,
skupiwszy si�,
z najwi�ksz� ochot� spisek zaraz przeciwko Architorowi zawi�zali. Chcieli obali�
kr�la, ale
nie wiedzieli jak, pa�ac by� bowiem murem promienistym otoczony, a na zwodzonym
mo-
�cie sta�a maszyna katowska, i kto nie zna� has�a, tego rozcina�a na sztuki.
Zbli�a�a si� w�a�nie p�atno�� nowej daniny, kt�r� chciwy Architor ustanowi�.
Rozda�
Kosmogonik poddanym kr�lewskim uranowe dukaty i nimi radzi� sp�aca� danin�. Tak
te�
uczynili.
Cieszy� si� kr�l, �e tak wiele �wiec�cych dukat�w idzie do jego skarbca, bo nie
wiedzia�,
�e s� uranowe, a nie o�owiane. W nocy za� Kosmogonik stopi� wi�zienne kraty i
wyswo-
bodzi� Pyrona, a kiedy milcz�c szli dolin� w �wietle radioaktywnych g�r, jakby
pier�cie�
Ksi�yc�w spad� i opasa� koliskiem widnokr�gi, naraz �wiat�o�� wybuch�a
straszliwa, bo
stos uranowych dukat�w w skarbcu kr�lewskim nazbyt ju� ur�s� i wszcz�a si� w
nim re-
akcja �a�cuchowa. Eksplozja podniebna rozerwa�a pa�ac i cielsko metalowe
Architora, a
si�a jej by�a taka, �e sze��set oderwanych d�oni tyrana polecia�o w pr�ni�
mi�dzy-
gwiezdn�. Na Aktynurii zapanowa�a rado��, Pyron zosta� jej sprawiedliwym w�adc�,
a Ko-
smogonik, powr�ciwszy w ciemno��, cia�o swoje wydoby� z promienistego kokonu i
od-
szed�, by gwiazdy zapali�. Sze��set za� platynowych r�k Architora do dzisiaj
kr��y wok�
planety, jako pier�cie�, podobny do Satumowego, �wiec�c wspania�ym blaskiem,
sto-
krotnie od �wiat�a g�r radioaktywnych silniejszym, i powiadaj� uradowani
Palatynidzi: �
Patrzcie, jak dobrze Tor nam �wieci. � A poniewa� niekt�rzy katem do dzi� go
nazywaj�,
powiedzenie to sta�o si� porzekad�em, dosz�o do nas po d�ugiej w�dr�wce w�r�d
wysp
galaktycznych i dlatego powiadamy: �Kat mu �wieci.�
?????????? �????????� � http://andrey.tsx.org/
2
?????????? �????????� � http://andrey.tsx.org/
?????????? �????????� � http://andrey.tsx.org/
?????????? �????????� � http://andrey.tsx.org/