7254

Szczegóły
Tytuł 7254
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7254 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7254 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7254 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Stanis�aw LEM Przyjaciel Automateusza Pewien robot, maj�c wyruszy� w dalek� a niebezpieczn� drog�, pos�ysza� o wielce po- �ytecznym urz�dzeniu, kt�re wynalazca jego nazwa� elektrycznym przyjacielem. Pomy- �la�, �e ra�niej mu b�dzie na duszy, je�li otrzyma towarzysza, cho�by mia�a by� nim tylko maszyna, uda� si� wi�c do wynalazcy i poprosi�, aby opowiedzia� o sztucznym przyjacielu. � S�u�� ci � odpar� wynalazca. (Jak wiadomo, w bajkach wszyscy si� �tykaj��, nawet smok�w nie tytu�uje si� panami i jedynie do kr�l�w trzeba si� odzywa� w liczbie mno- giej.) To m�wi�c, wyj�� z kieszeni gar�� metalowych ziarenek, podobnych do drobnego �rutu. � Co to jest? � zdziwi� si� robot. � A jak si� nazywasz, bo zapomnia�em ci� o to zapyta� we w�a�ciwym miejscu tej bajki? � spyta� wynalazca. � Nazywam si� Automateusz. � To dla mnie za d�ugie, b�d� ci� nazywa� Automkiem. � Kiedy to od Automasza, ale niech ci b�dzie � odpar� tamten. � A zatem, m�j zacny Automku, masz przed sob� gar�� elektroprzyjaci�. Musisz wie- dzie�, �e z powo�ania i specjalizacji jestem miniaturyzatorem. To znaczy urz�dzenia wiel- kie i ci�kie zmieniam na ma�e i przeno�ne. Ka�de takie ziarenko jest koncentratem elektrycznego my�lenia, niezmiernie wszechstronnym i rozumnym. Nie powiem ci, �e to geniusz, gdy� by�aby to przesada, podobna do fa�szywej reklamy. Co prawda, zamiarem moim jest w�a�nie stworzy� elektrycznych geniusz�w i nie spoczn�, p�ki nie zrobi� tak malutkich, aby ich mo�na by�o nosi� w kieszeni tysi�ce; dopiero kiedy wsypi� ich do wor- k�w i b�d� sprzedawa� na wag�, jak piasek, dopn� wymarzonego celu. Ale mniejsza o te moje plany na przysz�o��. Na razie sprzedaj� elektroprzyjaci� na sztuki i to niedrogo: za jednego bior� tyle, ile zawa�y w brylantach. Przyznasz chyba, jaka to umiarkowana cena, wzi�wszy pod uwag�, �e mo�esz takiego elektroprzyjaciela w�o�y� do ucha, gdzie b�dzie ci szepta� dobre rady i s�u�y� wszelk� informacj�. Tu masz kawa�ek mi�kkiej waty, kt�r� zatkasz ucho, aby przyjaciel nie wypad�, kiedy sk�onisz g�ow� w bok. Czy bierzesz go? Gdyby� reflektowa� na tuzin, m�g�bym odst�pi� taniej... � Nie, na razie wystarczy mi jeden � odpar� Automateusz. � Ale chcia�bym jeszcze wiedzie�, czego w�a�ciwie mog� si� po nim spodziewa�? Czy potrafi dopom�c w ci�kiej sytuacji �yciowej? � Jasne, przecie� po to w�a�nie jest! � odpar� pogodnie wynalazca. Podrzuci� na d�oni gar�� ziaren, l�ni�cych metalicznie, gdy� by�y sporz�dzone z rzadkich motali i ci�gn��: � Oczywi�cie, nie mo�esz liczy� na pomoc w sensie fizycznym, ale nie o ni� przecie� chodzi. Pokrzepiaj�ce uwagi, dobre i bystre rady, rozs�dne refleksje, korzystne dla ciebie wska- zania, napomnienia, przestrogi, jak r�wnie� s�owa otuchy, sentencje, dodaj�ce wiary we w�asne si�y, oraz g��bokie my�li, pozwalaj�ce sprosta� ka�dej, jakiejkolwiek trudnej, a nawet gro�nej sytuacji � oto tylko drobna cz�� repertuaru moich elektroprzyjaci�. S� absolutnie oddani, wierni, stale przytomni, bo nigdy nie �pi�, s� te� nad wyraz trwali, estetyczni, a sam widzisz, jacy por�czni! Wi�c jak, bierzesz tylko jednego? � Tak � odpar� Automateusz. � Powiedz mi jeszcze, prosz�, co b�dzie, je�eli mi go kto� ukradnie? Czy wr�ci do mnie? Czy doprowadzi z�odzieja do zguby? � Co to, to nie � odrzek� wynalazca. � B�dzie mu s�u�y� tak samo pilnie i wiernie jak poprzednio tobie. Nie mo�esz wymaga� zbyt wiele, m�j Automku, nie opu�ci ci� w bie- dzie, je�li ty jego nie opu�cisz. Ale to ci nie grozi, je�eli tylko w�o�ysz go do ucha i b�- dziesz mia� je zawsze zatkane wat�... � Dobrze � zgodzi� si� Automateusz. � A jak mam do niego m�wi�? � Wcale nie musisz m�wi�, wystarczy, aby� bezd�wi�cznie wyszepta� cokolwiek, a us�yszy ci� doskonale. Co do jego imienia, to zwie si� Wuch. Mo�esz m�wi� do� �m�j Wuchu�, to wystarczy. � Doskonale � odpar� Automateusz. Zwa�yli Wucha, wynalazca otrzyma� za� �adny brylancik, a robot, uspokojony, �e ma ju� towarzysza, blisk� dusz� na dalek� drog�, ruszy� przed siebie. By�o mu bardzo wygodnie podr�owa� z Wuchem, kt�ry, je�li sobie tego �yczy�, budzi� go co rana, wgwizduj�c mu do �rodka g�owy cichute�k�, rozweselaj�c� pobudk�, opo- wiada� te� rozmaite �artobliwe historyjki, rych�o jednak Automateusz zakaza� mu tego, je�li znajdowa� si� w towarzystwie, inni bowiem zacz�li go podejrzewa� o g�uptactwo, po- niewa� co jaki� czas wybucha� �miechem bez �adnej widomej przyczyny. Takim sposo- bem podr�owa� Automateusz najpierw l�dem, a� dotar� do brzegu morskiego, gdzie oczekiwa� go pi�kny, bia�y okr�t. Niewiele mia� dobytku, w mig tedy ulokowa� si� w przytulnej kajucie i z zadowoleniem przyj�� hurkot, oznajmiaj�cy podniesienie kotwicy i pocz�tek wielkiej �eglugi. Przez kilka dni bia�y okr�t p�yn�� weso�o w�r�d fal, pod promie- niami pogodnego s�o�ca, a w nocy ko�ysa� do snu, osrebrzany ksi�ycem, a� jednego ranka wybuch�a przera�liwa burza. Fale, trzy razy wy�sze od maszt�w, wali�y si� na trzeszcz�cy we wszystkich spojeniach statek i �oskot panowa� tak przera�liwy, �e Auto- mateusz nie s�ysza� ani jednego s�owa ze wszystkich pociesze�, jakie bez w�tpienia pod- czas owych ci�kich chwil wszeptywa� mu Wuch. Nagle da� si� s�ysze� niesamowity trzask, s�ona woda buchn�a do kajuty i na oczach przera�onego Automateusza okr�t j�� si� rozpada� w kawa�y. Wybieg� na pok�ad, tak jak sta�, a ledwo wskoczy� do ostatniej �odzi ratunkowej, przy- bieg�a olbrzymia fala, obruszy�a si� na statek i poci�gn�a go w kot�uj�ce si� g��biny oce- anu. Automateusz nie widzia� ani jednego cz�onka za�ogi, znajdowa� si� w �odzi ratunko- wej sam jak palec, po�r�d rozhukanego morza, i dr�a�, oczekuj�c chwili, kiedy kolejny ba�wan zatopi skacz�c� ��dk� wraz z nim. Wiatr wy�, z niskich chmur potoki siek�y wzbu- rzon� powierzchni� morza i wci�� nie m�g� dos�ysze�, co mia� mu do powiedzenia Wuch. Wtem dostrzeg� w�r�d odm�t�w jakie� niewyra�ne kszta�ty, zalewane kipi�c� biel�; by� to brzeg nieznanego l�du, przy kt�rym �ama�y si� fale. ��d� ze zgrzytem osiad�a na ka- mieniach, Automateusz za�, przemoczony do nitki, ociekaj�cy s�on� wod�, pu�ci� si� na chwiejnych nogach ze wszech si� w g��b zbawczego l�du, byle dalej od fal oceanu. Pod jak�� ska�� osun�� si� na ziemi� i zapad� w nieprzytomny sen wyczerpania. Obudzi�o go delikatne na�wistywanie. To Wuch przypomina� mu o swej przyjaznej obecno�ci. � Ach, doskonale, �e jeste�, Wuchu, teraz dopiero widz�, jak to dobrze, �e mam ci� przy sobie, a w�a�ciwie nawet w sobie! � zawo�a� Automateusz, ockn�wszy si� z g��bo- kiej bezpami�ci. Spojrza� wok�. S�o�ce �wieci�o, morze falowa�o jeszcze, ale znik�y gro�- ne ba�wany, chmury, deszcz; niestety � wraz z nimi znik� r�wnie� statek. Burza musia�a w nocy szale� z niewymown� si��, zabra�a bowiem i unios�a na pe�ne morze ��d�, kt�ra uratowa�a Automateusza. Zerwa� si� na r�wne nogi i j�� biec wzd�u� brzegu, aby ju� po dziesi�ciu minutach wr�ci� na to samo miejsce. Znajdowa� si� na wysepce bezludnej, i to bardzo ma�ej. Po�o�enie jego nie by�o weso�e. C� z tego, skoro mia� przy sobie Wucha! Szybko powiadomi� go o stwierdzonym stanie rzeczy i prosi� o rad�. � Ha! Ba! M�j kochany! � rzek� Wuch. � To nie byle sobie sytuacja! Pozw�l, a zasta- nowi� si� g��boko. Czego ci w�a�ciwie trzeba? � Ale� jak to? Wszystkiego: pomocy, ratunku, odzie�y, �rodk�w do �ycia, przecie� tutaj nie ma nic opr�cz piasku lub ska�! � Hm! Tak m�wisz? Czy jeste� tego ca�kiem pewny? A nie walaj� si� gdzie� po pla�y skrzynie z rozbitego okr�tu, pe�ne narz�dzi, ciekawej lektury, stroj�w na r�ne okoliczno- �ci oraz strzelniczego prochu? Automateusz wzd�u� i wszerz przebieg� pla��, lecz niczego nie znalaz�, nawet jednej szczapy nie by�o, odpry�ni�tej z okr�tu, kt�ry snad� ca�y zaton�� jak kamie�. � Nie ma nic, m�wisz? Hm, to bardzo dziwne. Bogata literatura o �yciu na wyspach bezludnych niezbicie dowodzi, �e rozbitek zawsze znajduje w swym pobli�u topory, gwo�dzie, s�odk� wod�, olej, �wi�te ksi�gi, pi�y, c�gi, strzelby i mn�stwo innych po�y- tecznych rzeczy. Ale jak nie, to nie. Mo�e jest cho� daj�ca schronienie jaskinia w ska- �ach? � Nie, nie ma �adnej jaskini. � Nie ma, powiadasz? Ba, to ju� niezwyk�e! Mo�e b�dziesz wi�c taki dobry i wejdziesz na najwy�sz� ska��, by rzuci� okiem wko�o? � Zaraz to zrobi�! � zawo�a� Automateusz, wspi�� si� na strom� ska�� po�rodku wyspy i os�upia�: wulkaniczn� wysepk� ze wszech stron otacza� bezmiar oceanu! S�abym g�osem zakomunikowa� to Wuchowi, poprawiaj�c dr��cym palcem wat� w uchu, aby tylko nie utraci� przyjaciela. � Co za szcz�cie, �e nie wypad�, kiedy okr�t ton�� � pomy�la� jeszcze, a �e poczu� ponowny nap�yw zm�czenia, usiad� na skale, czekaj�c niecierpliwie przyjaznej pomocy. � Uwaga, przyjacielu! Oto rady, jakich spiesz� ci udzieli� w tej trudnej sytuacji! � ozwa� si� wreszcie wyczekiwany z ut�sknieniem g�osik Wucha. � Na podstawie oblicze�, kt�rych dokona�em, wnioskuj�, �e znajdujemy si� na nieznanej wysepce, stanowi�cej rodzaj rafy, a raczej szczyt podmorskiego �a�cucha g�r, kt�ry powoli wynurza si� z odm�t�w i po��czy si� z l�dem sta�ym za trzy do czterech milion�w lat. � Mniejsza o te miliony, co robi� teraz?! � zawo�a� Automateusz. � Wysepka le�y z dala od szlak�w okr�towych. Szansa przypadkowego pojawienia si� w jej pobli�u jakiego� statku wynosi jeden do czterystu tysi�cy. � O, wielkie nieba! � wykrzykn�� zrozpaczony rozbitek. � To straszne! Wi�c co mi radzisz robi�? � Powiem ci zaraz, je�li tylko nie b�dziesz mi wci�� przerywa�. Udaj si� na brzeg morski i wejd� do wody, mniej wi�cej po pier�. W ten spos�b nie b�dziesz musia� si� zbytnio nachyla�, co by�oby niewygodne. Nast�pnie zanurzysz g�ow� i wci�gniesz tyle wody, ile tylko b�dziesz m�g�. Jest gorzka, wiem o tym, ale to nie potrwa d�ugo. Tym bardziej je�li b�dziesz zarazem maszerowa� przed siebie. Wnet staniesz si� ci�ki, a s�ona woda, wype�niwszy twoje wn�trze, w oka mgnieniu przerwie wszelkie organiczne procesy i takim obrotem natychmiast stracisz �ycie. Dzi�ki temu unikniesz d�ugotrwa�ych m�k pobytu na tej wysepce, jak r�wnie� powolnego konania, a nawet zagra�aj�cego ci przedtem pomieszania umys�owego. Mo�esz te� wzi�� do ka�dej r�ki po ci�kim kamieniu. Nie jest to konieczne, wszelako... � Zwariowa�e� chyba! � wrzasn��, zrywaj�c si� z miejsca, Automateusz. � Mam si� utopi�? Nak�aniasz mnie do samob�jstwa? A to mi dopiero �yczliwa rada! I ty mienisz si� moim przyjacielem?! � Ale� tak! � odpar� Wuch. � Wcale nie zwariowa�em, gdy� nie le�y to w moich mo�liwo�ciach. Ja nigdy nie trac� umys�owej r�wnowagi. Tym przykrzej by�oby mi towarzyszy� tobie, m�j kochany, kiedy by� ujrza� si� jej pozbawionym i powoli gin�� w promieniach tego pal�cego s�o�ca. Zapewniam ci�, �e dok�adnie przeanalizowa�em ca�� sytuacj� i po kolei wykluczy�em wszelkie szans� ratunku. Nie sporz�dzisz �odzi czy tratwy, bo nie masz po temu materia��w; nie wyratuje ci� st�d, jak si� ju� rzek�o, �aden statek; nad wysp� nie przelatuj� nawet samoloty, z kolei sam te� nie zdo�asz zbudowa� maszyny lataj�cej. M�g�by�, oczywi�cie, wybra� powolne konanie zamiast �mierci szybkiej i lekkiej, ale jako tw�j najbli�szy przyjaciel gor�co odradzam ci tak nierozs�dn� decyzj�. Je�eli tylko dobrze wci�gniesz wod�... � A niech ci� pioruny trzasn� z twoj� dobrze wci�gan� wod�!! � zawrzasn��, trz�s�c si� z gniewu, Automateusz. � I pomy�le�, �e za takiego przyjaciela da�em pi�knie szlifowany brylant! Wiesz, kim jest tw�j wynalazca? Zwyk�ym wydrwigroszem, rzezimieszkiem, oczajdusz�! � Na pewno cofniesz te s�owa, kiedy wys�uchasz mnie do ko�ca � odpar� spokojnie Wuch. � A wi�c nie powiedzia�e� mi jeszcze wszystkiego? Czy mo�e masz zamiar bawi� mi� opowie�ciami o oczekuj�cym mnie �yciu pozagrobowym? Za to dzi�kuj�! � Nie ma �adnego �ycia pozagrobowego � odpar� Wuch. � Nie zamierzam te� ok�amywa� ci�, bo ani chc�, ani umiem to robi�. Nie tak pojmuj� �wiadczenie przyjacielskich us�ug. Pos�uchaj mnie tylko uwa�nie, m�j drogi! Jak ci wiadomo, cho� na og� si� o tym nie my�li, �wiat jest niesko�czenie r�norodny i bogaty. Znajduj� si� w nim wspania�e miasta, pe�ne gwaru i skarb�w nagromadzonych, kr�lewskie pa�ace, lepianki, urocze i pos�pne g�ry, szumi�ce gaje, �agodne jeziora, upalne pustynie i bezkresne �niegi p�nocy. Taki, jaki jeste�, nie mo�esz jednak do�wiadczy� naraz wi�cej, ani�eli jednego, jedynego miejsca spo�r�d tych, kt�re wymieni�em, i milion�w, jakie przemilcza�em. Mo�na zatem bez �adnej przesady powiedzie�, �e dla miejsc, w kt�rych jeste� nieobecny, przedstawiasz jak gdyby umar�ego, albowiem nie zaznajesz ani pieszczoty bogactw pa�acowych, ani nie uczestniczysz w ta�cach kraj�w Po�udnia, ani te� nie napawasz oka t�czowaniem lod�w P�nocy. One nie istniej� dla ciebie w spos�b r�wnie doskona�y, jak nie istniej� w�a�nie tylko podczas �mierci. Tym samym, je�li si� dobrze zastanowisz i zg��bisz umys�em to, co ci przedstawiam, pojmiesz, �e, nie b�d�c wsz�dzie, to jest w tych wszystkich miejscach czarownych, jeste� prawie �e nigdzie. Miejsc dla pobytu jest bowiem, jak si� rzek�o, milion milion�w, a ty mo�esz zazna� tylko tego jednego, nieciekawego, monotoni� sw� nawet przykrego, ba � wstr�tnego, jakie stanowi ta skalista wysepka. Ot�, mi�dzy �wsz�dzie�, a prawie �e nigdzie� jest r�nica ogromna i ta jest twoim normalnym �yciowym udzia�em, bo zawsze by�e� w jednym, jedynym miejscu naraz. Natomiast mi�dzy �prawie �e nigdzie�, a �nigdzie� zachodzi r�nica, m�wi�c prawd�, mikroskopijna. Tak zatem matematyka wra�e� dowodzi, �e ju� teraz w�a�ciwie ledwo �e �yjesz, bo niemal wsz�dzie jeste� nieobecny, w�a�nie jak nieboszczyk! To po pierwsze. Po wt�re: sp�jrz na ten piasek zmieszany ze �wirem, kalecz�cy twe delikatne stopy � czy uwa�asz go za bezcenny? Na pewno nie. Oto mn�stwo s�onej wody, jej obrzyd�y nadmiar � czy ci ona potrzebna? Sk�d�e znowu! Oto nieco ska� i upalny, wysuszaj�cy stawy cz�onk�w b��kit nieba nad tob�. Potrzebujesz tego skwaru nie do wytrzymania, tych martwo rozpalonych g�az�w? Oczywi�cie, �e nie! A zatem nie potrzebujesz absolutnie niczego ze wszystkich otaczaj�cych ci� rzeczy, tego, na czym stoisz, co ci� nakrywa kopu�� niebosk�onu. C� pozostaje, je�li to odj��? Troch� szumu w g�owie, ucisku w skroniach, dudnienia w piersi, nieco dygotania kolan i innych chaotycznych porusze�. Potrzebujesz, z kolei, owego szumu, ucisku, dudnienia czy dygotania? Bynajmniej, m�j drogi! A je�li i z tego zrezygnowa�, co wtedy zostanie? Nieco my�lowej gonitwy, te wyrazy, jak�e podobne do przekle�stw, kt�rymi w duchu obsypujesz mnie, twego przyjaciela, jak r�wnie� dusz�cy ci� gniew i md�o�ci budz�ca trwoga. Potrzebowa��eby�, pytam na koniec, tego strachu wstr�tnego i bezsilnej w�ciek�o�ci? Oczywi�cie, �e i to ci na nic. Je�li przeto odejmiemy i owe uczucia zb�dne, nie pozostanie ju� nic, ale to nic, powiadam, zero i tym w�a�nie zerem, to jest stanem wiekuistej r�wnowagi, trwa�ego milczenia i doskona�ego spokoju pragn� ci�, jako prawdziwy przyjaciel, obdarzy�! � Ale� ja chc� �y�! � rykn�� Automateusz. � Chc� �y�! �y�!! Czy s�yszysz?! � A, to ju� mowa nie o tym, czego doznajesz, ale czego sobie �yczysz � odpar� spokojnie Wuch. � Pragniesz �y�, to jest posiada� przysz�o��, kt�ra staje si� tera�niejszo�ci�, do tego bowiem sprowadza si� przecie� �ycie. Niczego wi�cej w nim nie ma. Ot� �y� nie b�dziesz, bo nie mo�esz, jake�my ju� ustalili. Rzecz w tym tylko, w jaki spos�b przestaniesz �y� � podczas d�ugich m�czarni czy te� lekko, kiedy, wci�gn�wszy jednym haustem wod�... � Dosy�! Nie chc�! Precz! Precz!!! � krzycza� z ca�ych si� Automateusz, podskakuj�c na miejscu z zaci�ni�tymi ku�akami. � A to co znowu? � odpar� Wuch. � Mniejsza nawet o t� obra�liw� form� rozkazu, kt�ra kojarzy mi si� nieodparcie z wypowiedzeniem przyja�ni, ale jak mo�esz wyra�a� si� tak nierozumnie? Jak mo�esz wo�a� do mnie �precz�? Czy ja mam nogi, na kt�rych m�g�bym sobie odej��? Czy cho�by r�ce, by na nich si� odczo�ga�? Przecie� wiesz doskonale, �e tak nie jest. Je�li chcesz si� mnie pozby�, b�d� �askaw wyj�� mnie z ucha, kt�re, zapewniam, wcale nie jest najmilszym miejscem na �wiecie i porzu� mnie gdziekolwiek! � Dobrze! � wrzasn�� zapami�ta�y w gniewie Automateusz. � Zaraz to zrobi�! � Lecz pr�no szpera� i d�uba� w uchu, dobieraj�c si� tam palcem. Przyjaciel jego zbyt dok�adnie zosta� wci�ni�ty w g��b i �adn� miar� nie m�g� go wydoby�, chocia� trz�s� na wszystkie strony g�ow� jak szalony. � Zdaje si�, �e nic z tego � ozwa� si� Wuch po dobrej chwili. � Wygl�da na to, �e nie roz��czymy si�, chocia� nie jest to ani po twojej, ani po mojej my�li. Je�li tak, to z faktem tym nale�y si� pogodzi�, fakty bowiem to maj� do siebie, �e racja jest zawsze po ich stronie. Dotyczy to, nawiasem m�wi�c, tak�e twego obecnego po�o�enia. Pragniesz mie� przysz�o�� i to za wszelk� cen�. Wydaje mi si� to nieroztropne, ale niech i tak b�dzie. Pozw�l wi�c, abym ci t� przysz�o�� odmalowa� w grubszym zarysie, znane boyiem lepsze jest zawsze od nieznanego. Gniew, kt�ry miota tob� obecnie, rych�o ust�pi miejsca poczuciu bezsilnej rozpaczy, t� za�, po szeregu tylu� gwa�townych, co daremnych wysi�k�w odkrycia ratunku, zast�pi z kolei bezmy�lne ot�pienie. Tymczasem pot�ny skwar s�oneczny, kt�ry nawet mnie dochodzi w tym zacienionym miejscu twej osoby, b�dzie, zgodnie z nieub�aganymi prawami fizyki i chemii, wysusza� coraz bardziej ca�e twoje jestestwo. Najpierw ulotni si� smar twoich staw�w i przy ka�dym najmniejszym poruszeniu b�dziesz zgrzyta� i skrzypia� okropnie, m�j biedaku! Nast�pnie, gdy czerep rozpali ci si� od �aru, zobaczysz wiruj�ce kr�gi rozmaitych barw, ale nie b�dzie to podobne bynajmniej do ogl�dania t�czy, poniewa�... � Zamilknij wreszcie, ty, m�czyduszo! � wykrzykn�� Automateusz. � Wcale nie chc� s�ysze�, co si� ze mn� stanie! Milcz i nie odzywaj si�, rozumiesz?! � Nie potrzebujesz tak krzycze�. Wiesz doskonale, �e dochodzi mnie ka�dy tw�j najs�abszy szept. A wi�c nie chcesz zna� m�k swej przysz�o�ci? Z drugiej strony pragniesz j� mie�? C� za nielogiczno��! Dobrze, wobec tego zamilkn�. Zaznacz� tylko, �e post�pujesz niew�a�ciwie, koncentruj�c na mnie sw�j gniew, zupe�nie jak gdybym to ja by� winien twemu godnemu po�a�owania po�o�eniu. Sprawc� nieszcz�cia by�a, jak wiesz, burza, ja za� jestem twym przyjacielem i uczestniczenie w oczekuj�cych ci� m�kach, ca�y �w porozdzielany na akty spektaki cierpie� i konania ju� teraz sprawia mi, w antycypacji, rzeteln� przykro��. Strach ogarnia mi� doprawdy na my�l, co b�dzie, kiedy olej... � A wi�c nie chcesz zamilkn��? Czy te� nie mo�esz, ty, obrzyd�y potworze?! � zarycza� Automateusz i paln�� si� w ucho, w kt�rym tkwi� jego przyjaciel. � O, gdybym mia� tu, pod r�k�, bodaj ga��zk� jak�� czy kawa�ek patyka, kt�rym m�g�bym ci� wyd�uba�, natychmiast uczyni�bym to i roztrzaska� ci� pod obcasem! � Marzysz o tym, aby mnie zniszczy�? � rzek� zasmucony Wuch. � Zaiste, nie zas�ugujesz ani na elektro-przyjaciela, ani na �adn� inn�, po bratersku wsp�czuj�c� ci istot�! Automateusz uni�s� si� z kolei nowym gniewem i tak si� k��cili, przepierali i argumentowali, a� min�o po�udnie i biedny robot, os�ab�y od krzyk�w, podskok�w i wymachiwania pi�ciami, opad�szy z si�, spocz�� na g�azie i od czasu do czasu wydaj�c tylko pe�ne beznadziei westchnienia, wpatrywa� si� w pustk� oceanu. Par� razy wzi�� r�bek wygl�daj�cej zza widnokr�gu chmurki za dym parowca, ale z�udzenia owe rozprasza� Wuch w samym zarodku, przypominaj�c o szansie jednego do czterystu tysi�cy, co zn�w do skurcz�w rozpaczy i gniewu przywodzi�o Automateusza, tym bardziej �e za ka�dym razem Wuch, jak si� okazywa�o, mia� s�uszno��. Wreszcie zapad�o mi�dzy nimi d�ugie milczenie. Rozbitek wpatrywa� si� teraz w d�u�sze ju� cienie ska�, dotykaj�ce bia�ego piasku pla�y, gdy Wuch ozwa� si�: � Czemu nic nie m�wisz? Czy mo�e lataj� ci ju� przed oczyma te kr�gi, o kt�rych wspomnia�em? Automateusz nie raczy� nawet odpowiedzie�. � Aha! � monologowa� Wuch. � Wi�c nie tylko kr�gi, ale, wed�ug wszelkiego prawdopodobie�stwa, tak�e i owo bezmy�lne odr�twienie, kt�re tak precyzyjnie uda�o mi si� przewidzie�. Dziwna rzecz, doprawdy, jak nierozumnym stworzeniem jest istota rozumna, zw�aszcza przyci�ni�ta okoliczno�ciami. Zamkn�� j� na wyspie bezludnej, gdzie musi zgin��, udowodni�, jak dwa a dwa cztery, �e to nieuchronne, ukaza� jej furtk� wyj�cia z tej sytuacji, w kt�r� zmierzaj�c uczyni jedynie mo�liwy u�ytek ze swej woli i rozumu � czy b�dzie za to wdzi�czna? Gdzie� tam, pragnie nadziei, a je�li jej nie ma i by� nie mo�e, czepia si� pozor�w i woli wej�� w g��b szale�stw ni� do wody, kt�ra... � Przesta� m�wi� o wodzie!! � zachrypia� Automateusz. � Chodzi�o mi tylko o podkre�lenie twych motyw�w irracjonalnych � odpar� Wuch. � Nie namawiam ci� ju� do niczego. To znaczy do �adnych czyn�w, bo je�li chcesz umiera� powoli albo raczej, nie chc�c nic robi� w og�le, bierzesz si� do takiego umierania, nale�y t� rzecz dobrze przemy�le�. Jak�e fa�szywe i niem�dre jest l�kanie si� �mierci jako stanu, kt�ry zas�uguje raczej na apologi�! C� mo�e si� r�wna� z doskona�o�ci� nieistnienia? Zapewne, prowadz�ca do� agonia, jako taka, nie stanowi zjawiska atrakcyjnego, ale z drugiej strony nie by�o jeszcze nikogo tak s�abego duchem czy cia�em, kto by jej nie wytrzyma� i nie potrafi� ca�kowicie, bez reszty i do samiute�kiego ko�ca skona�. Wi�c nie jest ona niczym godnym specjalnego wyr�nienia, je�li nale�y do rzeczy, kt�re potrafi byle s�abeusz, osio� i huncfot. Co wi�cej, je�li ka�dy mo�e da� jej rad� (a przyznasz chyba, �e tak jest, ja przynajmniej nie s�ysza�em o nikim, komu by nie starczy�o na ni� si�), to lepiej porozkoszowa� si� my�l� o wszech�askawej nico�ci, kt�ra rozpo�ciera si� tu� za jej progiem. Poniewa�, skonawszy, niepodobna my�le�, jako �e �mier� i my�lenie nawzajem si� wykluczaj�, kiedy�, je�li nie za �ycia jeszcze, godzi si� roztropnie i dok�adnie przedstawi� sobie te wszystkie przywileje, wygody i przyjemno�ci, jakimi obsypie ci� �mier�?! Pomy�l tylko, prosz�: �adnych zmaga�, trw�g ani l�k�w, �adnych cierpie� ducha ni cia�a, �adnych z�ych przyg�d, i to w jakiej skali! Cho�by si� wszystkie z�e moce zwi�za�y i sprzysi�g�y przeciwko tobie, nie dosi�gn� ci�! O, doprawdy, niezr�wnane jest s�odkie bezpiecze�stwo umar�ego! A je�li jeszcze doda�, �e nie jest ono niczym przelotnym, nietrwa�ym, przemijaj�cym, �e nic nie mo�e odwo�a� go ani naruszy�, w�wczas niezr�wnany zachwyt... � A bodaje� sczez� � doszed� go s�aby g�os Automateusza, a tym s�owom lakonicznym zawt�rowa�o kr�tkie, lecz dosadne przekle�stwo. � Jak�e mi przykro, �e to niemo�liwe! � natychmiast odpar� Wuch. � Nie tylko wzgl�dy egoistycznej zazdro�ci (bo nie ma nic ponad �mier�, jak w�a�nie m�wi�em), ale najczystszy altruizm sk�ania mnie do towarzyszenia ci w nico��. Wszelako nie da si� tego zrobi�, poniewa� m�j wynalazca sporz�dzi� mnie niezniszczalnym, pewno ze wzgl�du na swe konstruktorskie ambicje. Doprawdy, gdy pomy�l�, �e b�d� tkwi� wewn�trz twego zaskorupia�ego od soli morskiej, wysch�ego zew�oku, kt�rego rozpad na pewno b�dzie szed� powoli, �e b�d� tak siedzia� i gada� do samego siebie, ogarnia mnie smutek. A ile si� potem naczekam, zanim przyb�dzie wreszcie �w, pierwszy z czterechset tysi�cy, statek, kt�ry, zgodnie z rachunkiem prawdopodobie�stwa, natknie si� w ko�cu na t� wysepk�... � Co?! Ty nie zmarniejesz tu?! � zawo�a� wyrwany �tymi s�owami Wucha z odr�twienia Automateusz. � Wi�c ty b�dziesz �y�, podczas kiedy ja... O! Niedoczekanie! Nigdy! Nigdy!! Nigdy!!! I z przera�liwym rykiem porwawszy si� na nogi, j�� skaka�, potrz�sa� g�ow�, ze wszech si� d�uba� w uchu, wyczyniaj�c przy tym najdziwaczniejsze podrygi i rzuty ca�ym cia�em � daremnie jednak. Podczas tego wszystkiego Wuch piszcza� co si�y: � Ale� przesta�! Co, czy ju� oszala�e�? Chyba za wcze�nie na to! Uwa�aj, zaszkodzisz sobie! Jeszcze ci si� co� z�amie lub zwichnie! Uwa�aj na kark! Przecie� to nie ma sensu! Co innego, gdyby� m�g� od razu, wiesz... ale w ten spos�b tylko si� okaleczysz! No, m�wi� ci, �e jestem niezniszczalny i kwita, niepotrzebnie si� wi�c m�czysz! Nawet gdyby� mnie wytrz�sn��, nie zdo�asz uczyni� mi nic z�ego, to jest dobrego, chcia�em powiedzie�, bo wszak zgodnie z tym, co ju� tak szeroko przedstawi�em, �mier� jest czym� godnym zazdro�ci. Au! Przesta� wreszcie! Jak mo�na tak skaka�! � Automateusz jednak miota� si� dalej, nie zwa�aj�c na nic i doszed� do tego, �e j�� tryka� g�ow� g�az, na kt�rym przedtem siedzia�. I wali� ni� tak, z iskrami w oczach i dymkiem prochowym w nozdrzach, og�uszany si�� w�asnych cios�w, a� Wuch wylecia� nagle z jego ucha i potoczy� si� mi�dzy kamienie, ze s�abym okrzykiem ulgi, �e si� to wreszcie sko�czy�o. Automateusz nie od razu dostrzeg�, jak skuteczne okaza�y si� jego wysi�ki. Osun�wszy si� na rozpalone s�o�cem kamienie, spoczywa� na nich dobr� chwil�, a�, niezdolny jeszcze ruszy� r�k� czy nog�, wymamrota�: � To nic, to tylko przej�ciowe os�abienie. Ale ju� ja ci� wytrz�s�, ju� ja ci� wezm� pod obcas, m�j ty przyjacielu kochany, czy s�yszysz? S�yszysz? Hej! A to co?! Usiad� nagle, bo poczu� pustk� w uchu. Rozejrza� si� nie ca�kiem przytomnie i, przykl�kn�wszy, j�� gor�czkowo? szuka� Wucha, przetrz�saj�c drobny �wir. � Wuchu! Wuchuuu!!! Gdzie jeste�? Odezwij si�!! � wo�a� przy tym przera�liwie. Wuch wszak�e, czy to z przezorno�ci, czy z jakiej� innej przyczyny, nawet nie pisn��. Automateusz j�� wi�c wabi� go z kolei najczulszymi s�owy, zapewnia�, �e odmieni� ju� zdanie, �e jedynym jego �yczeniem jest p�j�� za dobrymi radami elektroprzyjaciela i utopi� si�, pragnie tylko przedtem wys�ucha� ponownie-pochwa�y �mierci. Ale i to nie da�o rezultatu, Wuch milcza� jak zakl�ty. Wtedy rozbitek, kln�c w �ywy kamie�^ j�� systematycznie przetrz�sa� cal po calu ca�e otoczenie. Nagle, zamierzaj�c ju� odrzuci� precz garstk� �wiru, Automateusz przybli�y� j� do oczu i zatrz�s� si� z przewrotnej uciechy, ujrza� bowiem w�r�d kamyczk�w Wucha^ kt�ry l�ni� sobie matowym, spokojnym blaskiem metalicznego ziarenka. � A! Jeste�, m�j robaczku! Jeste�, przyjacielska kruszyno! Mam ci�, m�j ty drogi, wiecznotrwa�y! � zasycza�, �ciskaj�c uwa�nie mi�dzy palcami Wucha, kt�ry ani nie zipn��. � No, zaraz zobaczymy, jak to tam jest z t� twoj� solidno�ci�, z t� wiekuisto�ci� wykonania, zaraz j� sprawdzimy. Masz!!! Tym s�owom towarzyszy�o pot�ne uderzenie obcasem^ po�o�ywszy elektroprzyjaciela na powierzchni g�azu, Automateusz skoczy� na� ca�ym swym ci�arem i dla pewno�ci obr�ci� si� jeszcze na podkutej pi�cie, a� zazgrzyta�o. Wuch si� nie odezwa�, tylko g�az zachrobota� niby pod stalowym wiert�em; pochyliwszy si� Automateusz ujrza�, �e ziarenko by�o nie naruszone, jedynie ska�a pod nim nieco si� wyszczerbi�a. Wuch le�a� teraz w jej malutkim zag��bieniu. � Co, taki� mocny? Zaraz znajdziemy twardszy kamie�! � warkn�� i j�� biega� po ca�ej wysepce, wyszukuj�c co najpot�niejsze krzemienie, bazalty i porfiry, aby rozdepta� na nich Wucha. T�uk�c go obcasami, zarazem przemawia� do� z udanym spokojem lub obrzuca� go obelgami, jakby liczy� na to, �e �w odpowie, a mo�e nawet uderzy w b�agania i pro�by. Wuch milcza� wszak�e jak zakl�ty. Powietrze nios�o tylko pog�os t�pych raz�w� deptania, krusz�cych si� kamieni i sapliwych przekle�stw Automateusza. Przekonawszy si� po d�u�szym czasie, �e Wuchowi naprawd� nie szkodz� najstraszliwsze ciosy, Automateusz, rozgor�czkowany i os�ab�y, ponownie usiad� na brzegu z elektroprzyjacielem w gar�ci. � Je�eli nawet nie uda mi si� ciebie rozgnie�� � rzek� ze sztucznym opanowaniem, w kt�rym dr�a�a skrywana w�ciek�o�� � to b�d� spokojny, �e si� tob� zaopiekuj�, jak nale�y. Na ten okr�t b�dziesz sobie musia� poczeka�, m�j kochany, bo cisn� ci� w g��b morza i pole�ysz tam a� do si�dmej niesko�czono�ci. B�dziesz mia� moc czasu na przemi�e rozmy�lania w samotno�ci tak hermetycznej! Nie zyskasz nowego przyjaciela, ju� ja si� o to postaram! � M�j ty poczciwcze � odezwa� si� znienacka Wuch � i c� mi zaszkodzi pobyt na dnie morskim? Rozumujesz kategoriami istoty nietrwa�ej, st�d twoje omy�ki. Przecie�, zrozum to, albo morze wyschnie kiedy�, albo pierwej ca�e dno jego wyd�wignie si� jako g�ra i stanie si� l�dem. Czy to nast�pi za sto tysi�cy lat, czy za miliony � nie ma dla mnie znaczenia. Nie tylko jestem niezniszczalny, ale i niesko�czenie cierpliwy, jak winiene� by� zauwa�y�, cho�by po spokoju, z jakim znosi�em objawy twego za�lepienia. Wi�cej ci powiem: nie odpowiada�em na twe wo�ania; pozwalaj�c siebie szuka�, bo chcia�em ci oszcz�dzi� daremnej fatygi. Milcza�em te�, gdy� po mnie skaka�, aby niebacznym s�owem nie wzm�c twej zaciek�o�ci, boby ci to jeszcze mog�o zaszkodzi�: Zadr�a� Automateusz, s�ysz�c to szlachetne wyznanie, z nowo zbudzonej w�ciek�o�ci. � Rozdepcz� ci�! W proch ci� zetr�, ty, �ajdaku!! � rykn�� i ob��dny taniec po g�azach, skoki, ciosy i przytupywanie na miejscu rozpocz�y si� od nowa. Tym razem jednak akompaniowa�y im �yczliwe popiskiwania Wucha: � Nie wierz�, by ci si� uda�o, ale pr�buj! Prosz�! Jeszcze go raz! Nie tak, bo zbyt szybko si� um�czysz! Razem nogi! I hop � w g�r�! I hopsa-sa! Hopsa-sa! Skacz wy�ej, powiadam, to i si�a uderzenia wzro�nie! Nie mo�esz ju�? Doprawdy? Co, nie potrafisz? O, to, to w�a�nie! Wal kamieniem z g�ry! O, tak! Mo�e we�miesz inny? Czy�by nie by�o wi�kszego? Jeszcze raz! �upu-cupu, przyjacielu drogi! Jaka szkoda, �e nie jestem w stanie ci pom�c! Czemu przesta�e�? Czy�by� si� wyzby� si� tak pr�dko? Jaka szkoda... No, ale to nic... Zaczekam, odpocznij sobie! Niech ci� wiaterek och�odzi... Automateusz zwali� si� z rumorem na kamienie i wpatrywa� si� z p�omienn� nienawi�ci� w le��ce na rozwartej d�oni metalowe ziarno, s�uchaj�c, chc�c czy nie chc�c, jak przemawia�o: � Gdybym nie by� twym elektroprzyjacielem, powiedzia�bym, �e post�pujesz haniebnie. Okr�t zaton�� wskutek burzy, wyratowa�e� si� ze mn�, s�u�y�em ci porad�, jak umia�em, a kiedy nie obmy�li�em ratunku, gdy� to niemo�liwe, uwzi��e� si�, za s�owa szczerej prawdy i rady, by mnie zniszczy� � mnie, jedynego twego towarzysza. Co prawda w ten spos�b odzyska�e� przynajmniej jaki� cel w �yciu, wi�c cho�by za to winiene� mi wdzi�czno��. Ciekawe, �e te� my�l o moim przetrwaniu wydaje ci si� tak nienawistna... � To si� dopiero poka�e, czy przetrwasz! � zazgrzyta� p�g�bkiem Automateusz. � Jeszcze si� nie rzek�o ostatniego s�owa. � Nie, ty doprawdy jeste� paradny. Wiesz co? Spr�buj po�o�y� mnie na klamrze twego pasa. Jest stalowa, a stal chyba twardsza od g�az�w. Mo�esz spr�bowa�, chocia� osobi�cie przekonany jestem, �e i to na nic, ale rad bym ci jako� pom�c... Automateusz, jakkolwiek z pewnym oci�ganiem, poszed� w ko�cu za t� rad�, ale tylko tego dokona�, �e powierzchnia klamry pokry�a si� drobnymi do�eczkami pod wp�ywem zaciek�ych raz�w. Kiedy nie zaszkodzi�y nawet najbardziej rozpaczliwe ciosy, Automateusz popad� w prawdziwie czarn� melancholi� i, zrozpaczony, wyzuty z si�, patrza� t�po na metalow� drobin�, kt�ra cienko do� przemawia�a: � A to mi rozumna istota, dalib�g! Popada w otch�a� stroskania, bo nie mo�e zetrze� z powierzchni ziemi jedynej bratniej istoty w ca�ym tym martwym obszarze! Powiedz, czy ci nie wstyd cho� troch�, m�j Autom ateuszku? � Milcz, �mieciu gadatliwy! � sykn�� rozbitek. � Dlaczego mam mikze�? Widzisz, gdybym �le ci �y czy�, zamilk�bym ju� dawno, ale wci�� jestem twoim elektroprzyjacielem. B�d� ci te� towarzyszy� w m�kach konania jako druh niez�omny, cho�by� si� na g�owie postawi�, a ty nie wrzucisz mnie do morza, luby, albowiem zawsze lepiej jest mie� publiczno��. B�d� zatem publiczno�ci� twej agonii, kt�ra przez to na pewno wypadnie lepiej, ni� w skrajnym osamotnieniu; wa�ne s� uczucia, mniejsza o to, jakie. Nienawi�� do mnie, twego prawdziwego przyjaciela, wesprze ci�, uczyni odwa�niejszym, uskrzydli tw� dusz�, nada j�kom brzmienie czyste i przekonywaj�ce, usystematyzuje te� drgawki i �ad wprowadzi w ka�d� z ostatnich twoich chwil, a to przecie niema�o... Co do mnie obiecuj�, �e b�d� m�wi� niewiele i nie komentowa� niczego, bo gdybym post�powa� inaczej, jeszcze bym niechc�cy m�g� roztrzaska� ci� takim nadmiarem przyja�ni, kt�rego by� nie zni�s�, gdy�, po prawdzie, paskudny masz charakter. Ja wszak�e i temu podo�am, albowiem, dobroci� odpowiadaj�c na z�o��, unicestwi� ci�, w ten spos�b za� wybawi� ci� od siebie samego � z przyja�ni, powtarzam, nie z za�lepienia, gdy� sympatia nie zamyka mi oczu na ohyd� twej natury... � S�owa te przerwa� ryk, kt�ry nagle wyrwa� si� z piersi Automateusza. � Okr�t! Okr�t!! Okr�t!!! � wrzeszcza� nieprzytomnie i, zerwawszy si�, j�� biega� po brzegu w obie strony, ciska� do wody kamienie, wymachiwa� z ca�ych si� r�kami, a przede wszystkim wydziera� si� wniebog�osy a� do ca�kowitego zachrypni�cia � niepotrzebnie zreszt�, okr�t bowiem wyra�nie zmierza� w stron� wysepki i wnet wys�a� ku niej ratunkow� szalup�. Jak si� potem okaza�o, kapitan okr�tu, kt�ry wi�z� by� Automateusza, tu� przed zatoni�ciem zd��y� jeszcze wys�a� radiotelegram, wzywaj�cy pomocy, dzi�ki czemu ca�y obszar morski przetrz�sa�y liczne statki, a jeden z nich dotar� w�a�nie do wysepki. Gdy szalupa z marynarzami wp�yn�a na p�ytk� wod� u brzegu, Automateusz z pocz�tku chcia� wskoczy� do niej sam, ale po namy�le wr�ci� biegiem po Wucha, ba� si� bowiem, �e ten podniesie krzyk, kt�ry us�ysz� przybyli, to za� mog�oby doprowadzi� do niemi�ych pyta�, a mo�e i oskar�e� rzucanych przez elektroprzyjaciela. By tego unikn��, porwa� Wucha, a nie wiedz�c, jak i gdzie go schowa�, czym pr�dzej wetkn�� go sobie na powr�t do ucha. Nast�pi�y wylewne sceny powitania i dzi�kczynienia, podczas kt�rych Automateusz zachowywa� si� bardzo ha�a�liwie, ba� si� bowiem, �e kt�ry� z marynarzy pos�yszy g�osik Wucha. Elektroprzyjaciel m�wi� bowiem przez ca�y czas, powtarzaj�c: � No, no, to by�o doprawdy nieoczekiwane! Wypadek jeden na czterysta tysi�cy... Ale te� szcz�ciarz z ciebie! Mam nadziej�, �e stosunki mi�dzy nami u�o�� si� teraz wybornie, tym bardziej i� nie odm�wi�em ci niczego w najtrudniejszych chwilach, poza tym jestem dyskretny i co by�o, a nie jest, nie pisze si� W rejestr! Kiedy okr�t przybi� po d�ugiej �egludze do brzegu, Automateusz zadziwi� nieco otoczenie, wyra�aj�c niezrozumia�� dla nikogo ch�� zwiedzenia pobliskiej huty, w kt�rej pracowa� wielki m�ot parowy. Opowiadano, �e zachowywa� si� podczas zwiedzania dosy� osobliwie, albowiem, podszed�szy do stalowego kowad�a w ogromnej hali, j�� z ca�ej si�y rzuca� g�ow�, jakby chcia� sobie wytrz��� m�zg z ucha na podstawion� r�k�, a nawet podskakiwa� na jednej nodze, obecni udali wszak�e, �e tego nie dostrzegaj�, gdy� uwa�ali, �e osoba, wyratowana tak niedawno z przera�liwej opresji, mo�e przejawia� niewyt�umaczalne ekstrawagancje, wywo�ane naruszeniem umys�owej r�wnowagi. Co prawda, i p�niej Automateusz odmieni� dawniejszy tryb �ycia, popad�szy najwidoczniej w zmieniaj�ce si� manie. To zbiera� jakie� �rodki wybuchowe, a nawet pr�bowa� dokona� eksplozji w swym mieszkaniu, co udaremnili s�siedzi, zwracaj�c si� do w�adz, to znowu j�� ni z tego, ni z owego kolekcjonowa� m�oty i pilniki karborundowe, a znajomym opowiada�, i� zamierza zbudowa� nowy typ maszyny do czytania my�li. Sta� si� p�niej samotnikiem i nabra� zwyczaju g�o�nego rozmawiania z samym sob�, a czasem s�ycha� by�o, jak, biegaj�c po domu, g�o�no monologuje, a nawet wykrzykuje s�owa, podobne do przekle�stw. Wreszcie, po wielu latach, popad�szy w now� obsesj�, zacz�� skupowa� ca�ymi workami cement. Utoczy� z niego ogromn� kul�, a gdy stwardnia�a, wywi�z� j� w niewiadomym kierunku. Opowiadano, jakoby wynaj�� si� na str�a przy opuszczonej kopalni i w jej szyb str�ci� pewnej nocy ogromny kloc betonowy, a potem do ko�ca swych dni kr��y� po okolicy i nie by�o takiego �miecia, kt�rego nie zbiera�by, aby je ciska� w g��b pustego szybu. Istotnie, przejawia� obyczaje dosy� niezrozumia�e, ale wi�kszo�� owych plotek nie zas�uguje chyba na wiar�. Trudno uwierzy�, aby przez ca�e lata nosi� jeszcze w sercu uraz� do elektroprzyjaciela, kt�remu tak wiele przecie� zawdzi�cza�. ?????????? �????????� � http://andrey.tsx.org/ 8 ?????????? �????????� � http://andrey.tsx.org/ ?????????? �????????� � http://andrey.tsx.org/ ?????????? �????????� � http://andrey.tsx.org/