7254
Szczegóły |
Tytuł |
7254 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7254 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7254 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7254 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Stanis�aw LEM
Przyjaciel Automateusza
Pewien robot, maj�c wyruszy� w dalek� a niebezpieczn� drog�, pos�ysza� o wielce
po-
�ytecznym urz�dzeniu, kt�re wynalazca jego nazwa� elektrycznym przyjacielem.
Pomy-
�la�, �e ra�niej mu b�dzie na duszy, je�li otrzyma towarzysza, cho�by mia�a by�
nim tylko
maszyna, uda� si� wi�c do wynalazcy i poprosi�, aby opowiedzia� o sztucznym
przyjacielu.
� S�u�� ci � odpar� wynalazca. (Jak wiadomo, w bajkach wszyscy si� �tykaj��,
nawet
smok�w nie tytu�uje si� panami i jedynie do kr�l�w trzeba si� odzywa� w liczbie
mno-
giej.) To m�wi�c, wyj�� z kieszeni gar�� metalowych ziarenek, podobnych do
drobnego
�rutu.
� Co to jest? � zdziwi� si� robot.
� A jak si� nazywasz, bo zapomnia�em ci� o to zapyta� we w�a�ciwym miejscu tej
bajki? � spyta� wynalazca.
� Nazywam si� Automateusz.
� To dla mnie za d�ugie, b�d� ci� nazywa� Automkiem.
� Kiedy to od Automasza, ale niech ci b�dzie � odpar� tamten.
� A zatem, m�j zacny Automku, masz przed sob� gar�� elektroprzyjaci�. Musisz
wie-
dzie�, �e z powo�ania i specjalizacji jestem miniaturyzatorem. To znaczy
urz�dzenia wiel-
kie i ci�kie zmieniam na ma�e i przeno�ne. Ka�de takie ziarenko jest
koncentratem
elektrycznego my�lenia, niezmiernie wszechstronnym i rozumnym. Nie powiem ci, �e
to
geniusz, gdy� by�aby to przesada, podobna do fa�szywej reklamy. Co prawda,
zamiarem
moim jest w�a�nie stworzy� elektrycznych geniusz�w i nie spoczn�, p�ki nie
zrobi� tak
malutkich, aby ich mo�na by�o nosi� w kieszeni tysi�ce; dopiero kiedy wsypi� ich
do wor-
k�w i b�d� sprzedawa� na wag�, jak piasek, dopn� wymarzonego celu. Ale mniejsza
o te
moje plany na przysz�o��. Na razie sprzedaj� elektroprzyjaci� na sztuki i to
niedrogo: za
jednego bior� tyle, ile zawa�y w brylantach. Przyznasz chyba, jaka to
umiarkowana cena,
wzi�wszy pod uwag�, �e mo�esz takiego elektroprzyjaciela w�o�y� do ucha, gdzie
b�dzie
ci szepta� dobre rady i s�u�y� wszelk� informacj�. Tu masz kawa�ek mi�kkiej
waty, kt�r�
zatkasz ucho, aby przyjaciel nie wypad�, kiedy sk�onisz g�ow� w bok. Czy
bierzesz go?
Gdyby� reflektowa� na tuzin, m�g�bym odst�pi� taniej...
� Nie, na razie wystarczy mi jeden � odpar� Automateusz. � Ale chcia�bym jeszcze
wiedzie�, czego w�a�ciwie mog� si� po nim spodziewa�? Czy potrafi dopom�c w
ci�kiej
sytuacji �yciowej?
� Jasne, przecie� po to w�a�nie jest! � odpar� pogodnie wynalazca. Podrzuci� na
d�oni
gar�� ziaren, l�ni�cych metalicznie, gdy� by�y sporz�dzone z rzadkich motali i
ci�gn��: �
Oczywi�cie, nie mo�esz liczy� na pomoc w sensie fizycznym, ale nie o ni�
przecie� chodzi.
Pokrzepiaj�ce uwagi, dobre i bystre rady, rozs�dne refleksje, korzystne dla
ciebie wska-
zania, napomnienia, przestrogi, jak r�wnie� s�owa otuchy, sentencje, dodaj�ce
wiary we
w�asne si�y, oraz g��bokie my�li, pozwalaj�ce sprosta� ka�dej, jakiejkolwiek
trudnej, a
nawet gro�nej sytuacji � oto tylko drobna cz�� repertuaru moich
elektroprzyjaci�. S�
absolutnie oddani, wierni, stale przytomni, bo nigdy nie �pi�, s� te� nad wyraz
trwali,
estetyczni, a sam widzisz, jacy por�czni! Wi�c jak, bierzesz tylko jednego?
� Tak � odpar� Automateusz. � Powiedz mi jeszcze, prosz�, co b�dzie, je�eli mi
go
kto� ukradnie? Czy wr�ci do mnie? Czy doprowadzi z�odzieja do zguby?
� Co to, to nie � odrzek� wynalazca. � B�dzie mu s�u�y� tak samo pilnie i
wiernie jak
poprzednio tobie. Nie mo�esz wymaga� zbyt wiele, m�j Automku, nie opu�ci ci� w
bie-
dzie, je�li ty jego nie opu�cisz. Ale to ci nie grozi, je�eli tylko w�o�ysz go
do ucha i b�-
dziesz mia� je zawsze zatkane wat�...
� Dobrze � zgodzi� si� Automateusz. � A jak mam do niego m�wi�?
� Wcale nie musisz m�wi�, wystarczy, aby� bezd�wi�cznie wyszepta� cokolwiek, a
us�yszy ci� doskonale. Co do jego imienia, to zwie si� Wuch. Mo�esz m�wi� do�
�m�j
Wuchu�, to wystarczy.
� Doskonale � odpar� Automateusz.
Zwa�yli Wucha, wynalazca otrzyma� za� �adny brylancik, a robot, uspokojony, �e
ma
ju� towarzysza, blisk� dusz� na dalek� drog�, ruszy� przed siebie.
By�o mu bardzo wygodnie podr�owa� z Wuchem, kt�ry, je�li sobie tego �yczy�,
budzi�
go co rana, wgwizduj�c mu do �rodka g�owy cichute�k�, rozweselaj�c� pobudk�,
opo-
wiada� te� rozmaite �artobliwe historyjki, rych�o jednak Automateusz zakaza� mu
tego,
je�li znajdowa� si� w towarzystwie, inni bowiem zacz�li go podejrzewa� o
g�uptactwo, po-
niewa� co jaki� czas wybucha� �miechem bez �adnej widomej przyczyny. Takim
sposo-
bem podr�owa� Automateusz najpierw l�dem, a� dotar� do brzegu morskiego, gdzie
oczekiwa� go pi�kny, bia�y okr�t. Niewiele mia� dobytku, w mig tedy ulokowa� si�
w
przytulnej kajucie i z zadowoleniem przyj�� hurkot, oznajmiaj�cy podniesienie
kotwicy i
pocz�tek wielkiej �eglugi. Przez kilka dni bia�y okr�t p�yn�� weso�o w�r�d fal,
pod promie-
niami pogodnego s�o�ca, a w nocy ko�ysa� do snu, osrebrzany ksi�ycem, a�
jednego
ranka wybuch�a przera�liwa burza. Fale, trzy razy wy�sze od maszt�w, wali�y si�
na
trzeszcz�cy we wszystkich spojeniach statek i �oskot panowa� tak przera�liwy, �e
Auto-
mateusz nie s�ysza� ani jednego s�owa ze wszystkich pociesze�, jakie bez
w�tpienia pod-
czas owych ci�kich chwil wszeptywa� mu Wuch. Nagle da� si� s�ysze� niesamowity
trzask, s�ona woda buchn�a do kajuty i na oczach przera�onego Automateusza
okr�t j��
si� rozpada� w kawa�y.
Wybieg� na pok�ad, tak jak sta�, a ledwo wskoczy� do ostatniej �odzi ratunkowej,
przy-
bieg�a olbrzymia fala, obruszy�a si� na statek i poci�gn�a go w kot�uj�ce si�
g��biny oce-
anu. Automateusz nie widzia� ani jednego cz�onka za�ogi, znajdowa� si� w �odzi
ratunko-
wej sam jak palec, po�r�d rozhukanego morza, i dr�a�, oczekuj�c chwili, kiedy
kolejny
ba�wan zatopi skacz�c� ��dk� wraz z nim. Wiatr wy�, z niskich chmur potoki
siek�y wzbu-
rzon� powierzchni� morza i wci�� nie m�g� dos�ysze�, co mia� mu do powiedzenia
Wuch.
Wtem dostrzeg� w�r�d odm�t�w jakie� niewyra�ne kszta�ty, zalewane kipi�c� biel�;
by�
to brzeg nieznanego l�du, przy kt�rym �ama�y si� fale. ��d� ze zgrzytem osiad�a
na ka-
mieniach, Automateusz za�, przemoczony do nitki, ociekaj�cy s�on� wod�, pu�ci�
si� na
chwiejnych nogach ze wszech si� w g��b zbawczego l�du, byle dalej od fal oceanu.
Pod
jak�� ska�� osun�� si� na ziemi� i zapad� w nieprzytomny sen wyczerpania.
Obudzi�o go delikatne na�wistywanie. To Wuch przypomina� mu o swej przyjaznej
obecno�ci.
� Ach, doskonale, �e jeste�, Wuchu, teraz dopiero widz�, jak to dobrze, �e mam
ci�
przy sobie, a w�a�ciwie nawet w sobie! � zawo�a� Automateusz, ockn�wszy si� z
g��bo-
kiej bezpami�ci. Spojrza� wok�. S�o�ce �wieci�o, morze falowa�o jeszcze, ale
znik�y gro�-
ne ba�wany, chmury, deszcz; niestety � wraz z nimi znik� r�wnie� statek. Burza
musia�a
w nocy szale� z niewymown� si��, zabra�a bowiem i unios�a na pe�ne morze ��d�,
kt�ra
uratowa�a Automateusza. Zerwa� si� na r�wne nogi i j�� biec wzd�u� brzegu, aby
ju� po
dziesi�ciu minutach wr�ci� na to samo miejsce. Znajdowa� si� na wysepce
bezludnej, i to
bardzo ma�ej. Po�o�enie jego nie by�o weso�e. C� z tego, skoro mia� przy sobie
Wucha!
Szybko powiadomi� go o stwierdzonym stanie rzeczy i prosi� o rad�.
� Ha! Ba! M�j kochany! � rzek� Wuch. � To nie byle sobie sytuacja! Pozw�l, a
zasta-
nowi� si� g��boko. Czego ci w�a�ciwie trzeba?
� Ale� jak to? Wszystkiego: pomocy, ratunku, odzie�y, �rodk�w do �ycia, przecie�
tutaj nie ma nic opr�cz piasku lub ska�!
� Hm! Tak m�wisz? Czy jeste� tego ca�kiem pewny? A nie walaj� si� gdzie� po
pla�y
skrzynie z rozbitego okr�tu, pe�ne narz�dzi, ciekawej lektury, stroj�w na r�ne
okoliczno-
�ci oraz strzelniczego prochu?
Automateusz wzd�u� i wszerz przebieg� pla��, lecz niczego nie znalaz�, nawet
jednej
szczapy nie by�o, odpry�ni�tej z okr�tu, kt�ry snad� ca�y zaton�� jak kamie�.
� Nie ma nic, m�wisz? Hm, to bardzo dziwne. Bogata literatura o �yciu na wyspach
bezludnych niezbicie dowodzi, �e rozbitek zawsze znajduje w swym pobli�u topory,
gwo�dzie, s�odk� wod�, olej, �wi�te ksi�gi, pi�y, c�gi, strzelby i mn�stwo
innych po�y-
tecznych rzeczy. Ale jak nie, to nie. Mo�e jest cho� daj�ca schronienie jaskinia
w ska-
�ach?
� Nie, nie ma �adnej jaskini.
� Nie ma, powiadasz? Ba, to ju� niezwyk�e! Mo�e b�dziesz wi�c taki dobry i
wejdziesz
na najwy�sz� ska��, by rzuci� okiem wko�o?
� Zaraz to zrobi�! � zawo�a� Automateusz, wspi�� si� na strom� ska�� po�rodku
wyspy i os�upia�: wulkaniczn� wysepk� ze wszech stron otacza� bezmiar oceanu!
S�abym g�osem zakomunikowa� to Wuchowi, poprawiaj�c dr��cym palcem wat� w
uchu, aby tylko nie utraci� przyjaciela. � Co za szcz�cie, �e nie wypad�, kiedy
okr�t
ton�� � pomy�la� jeszcze, a �e poczu� ponowny nap�yw zm�czenia, usiad� na skale,
czekaj�c niecierpliwie przyjaznej pomocy.
� Uwaga, przyjacielu! Oto rady, jakich spiesz� ci udzieli� w tej trudnej
sytuacji! �
ozwa� si� wreszcie wyczekiwany z ut�sknieniem g�osik Wucha. � Na podstawie
oblicze�,
kt�rych dokona�em, wnioskuj�, �e znajdujemy si� na nieznanej wysepce,
stanowi�cej
rodzaj rafy, a raczej szczyt podmorskiego �a�cucha g�r, kt�ry powoli wynurza si�
z
odm�t�w i po��czy si� z l�dem sta�ym za trzy do czterech milion�w lat.
� Mniejsza o te miliony, co robi� teraz?! � zawo�a� Automateusz.
� Wysepka le�y z dala od szlak�w okr�towych. Szansa przypadkowego pojawienia si�
w jej pobli�u jakiego� statku wynosi jeden do czterystu tysi�cy.
� O, wielkie nieba! � wykrzykn�� zrozpaczony rozbitek. � To straszne! Wi�c co mi
radzisz robi�?
� Powiem ci zaraz, je�li tylko nie b�dziesz mi wci�� przerywa�. Udaj si� na
brzeg
morski i wejd� do wody, mniej wi�cej po pier�. W ten spos�b nie b�dziesz musia�
si�
zbytnio nachyla�, co by�oby niewygodne. Nast�pnie zanurzysz g�ow� i wci�gniesz
tyle
wody, ile tylko b�dziesz m�g�. Jest gorzka, wiem o tym, ale to nie potrwa d�ugo.
Tym
bardziej je�li b�dziesz zarazem maszerowa� przed siebie. Wnet staniesz si�
ci�ki, a s�ona
woda, wype�niwszy twoje wn�trze, w oka mgnieniu przerwie wszelkie organiczne
procesy
i takim obrotem natychmiast stracisz �ycie.
Dzi�ki temu unikniesz d�ugotrwa�ych m�k pobytu na tej wysepce, jak r�wnie�
powolnego konania, a nawet zagra�aj�cego ci przedtem pomieszania umys�owego.
Mo�esz te� wzi�� do ka�dej r�ki po ci�kim kamieniu. Nie jest to konieczne,
wszelako...
� Zwariowa�e� chyba! � wrzasn��, zrywaj�c si� z miejsca, Automateusz. � Mam si�
utopi�? Nak�aniasz mnie do samob�jstwa? A to mi dopiero �yczliwa rada! I ty
mienisz si�
moim przyjacielem?!
� Ale� tak! � odpar� Wuch. � Wcale nie zwariowa�em, gdy� nie le�y to w moich
mo�liwo�ciach. Ja nigdy nie trac� umys�owej r�wnowagi. Tym przykrzej by�oby mi
towarzyszy� tobie, m�j kochany, kiedy by� ujrza� si� jej pozbawionym i powoli
gin�� w
promieniach tego pal�cego s�o�ca. Zapewniam ci�, �e dok�adnie przeanalizowa�em
ca��
sytuacj� i po kolei wykluczy�em wszelkie szans� ratunku. Nie sporz�dzisz �odzi
czy
tratwy, bo nie masz po temu materia��w; nie wyratuje ci� st�d, jak si� ju�
rzek�o, �aden
statek; nad wysp� nie przelatuj� nawet samoloty, z kolei sam te� nie zdo�asz
zbudowa�
maszyny lataj�cej. M�g�by�, oczywi�cie, wybra� powolne konanie zamiast �mierci
szybkiej i lekkiej, ale jako tw�j najbli�szy przyjaciel gor�co odradzam ci tak
nierozs�dn�
decyzj�. Je�eli tylko dobrze wci�gniesz wod�...
� A niech ci� pioruny trzasn� z twoj� dobrze wci�gan� wod�!! � zawrzasn��,
trz�s�c
si� z gniewu, Automateusz. � I pomy�le�, �e za takiego przyjaciela da�em pi�knie
szlifowany brylant! Wiesz, kim jest tw�j wynalazca? Zwyk�ym wydrwigroszem,
rzezimieszkiem, oczajdusz�!
� Na pewno cofniesz te s�owa, kiedy wys�uchasz mnie do ko�ca � odpar� spokojnie
Wuch.
� A wi�c nie powiedzia�e� mi jeszcze wszystkiego? Czy mo�e masz zamiar bawi� mi�
opowie�ciami o oczekuj�cym mnie �yciu pozagrobowym? Za to dzi�kuj�!
� Nie ma �adnego �ycia pozagrobowego � odpar� Wuch. � Nie zamierzam te�
ok�amywa� ci�, bo ani chc�, ani umiem to robi�. Nie tak pojmuj� �wiadczenie
przyjacielskich us�ug. Pos�uchaj mnie tylko uwa�nie, m�j drogi! Jak ci wiadomo,
cho� na
og� si� o tym nie my�li, �wiat jest niesko�czenie r�norodny i bogaty. Znajduj�
si� w
nim wspania�e miasta, pe�ne gwaru i skarb�w nagromadzonych, kr�lewskie pa�ace,
lepianki, urocze i pos�pne g�ry, szumi�ce gaje, �agodne jeziora, upalne pustynie
i
bezkresne �niegi p�nocy. Taki, jaki jeste�, nie mo�esz jednak do�wiadczy� naraz
wi�cej,
ani�eli jednego, jedynego miejsca spo�r�d tych, kt�re wymieni�em, i milion�w,
jakie
przemilcza�em. Mo�na zatem bez �adnej przesady powiedzie�, �e dla miejsc, w
kt�rych
jeste� nieobecny, przedstawiasz jak gdyby umar�ego, albowiem nie zaznajesz ani
pieszczoty bogactw pa�acowych, ani nie uczestniczysz w ta�cach kraj�w Po�udnia,
ani te�
nie napawasz oka t�czowaniem lod�w P�nocy. One nie istniej� dla ciebie w spos�b
r�wnie doskona�y, jak nie istniej� w�a�nie tylko podczas �mierci. Tym samym,
je�li si�
dobrze zastanowisz i zg��bisz umys�em to, co ci przedstawiam, pojmiesz, �e, nie
b�d�c
wsz�dzie, to jest w tych wszystkich miejscach czarownych, jeste� prawie �e
nigdzie.
Miejsc dla pobytu jest bowiem, jak si� rzek�o, milion milion�w, a ty mo�esz
zazna� tylko
tego jednego, nieciekawego, monotoni� sw� nawet przykrego, ba � wstr�tnego,
jakie
stanowi ta skalista wysepka. Ot�, mi�dzy �wsz�dzie�, a prawie �e nigdzie� jest
r�nica
ogromna i ta jest twoim normalnym �yciowym udzia�em, bo zawsze by�e� w jednym,
jedynym miejscu naraz. Natomiast mi�dzy �prawie �e nigdzie�, a �nigdzie�
zachodzi
r�nica, m�wi�c prawd�, mikroskopijna. Tak zatem matematyka wra�e� dowodzi, �e
ju�
teraz w�a�ciwie ledwo �e �yjesz, bo niemal wsz�dzie jeste� nieobecny, w�a�nie
jak
nieboszczyk! To po pierwsze. Po wt�re: sp�jrz na ten piasek zmieszany ze �wirem,
kalecz�cy twe delikatne stopy � czy uwa�asz go za bezcenny? Na pewno nie. Oto
mn�stwo s�onej wody, jej obrzyd�y nadmiar � czy ci ona potrzebna? Sk�d�e znowu!
Oto
nieco ska� i upalny, wysuszaj�cy stawy cz�onk�w b��kit nieba nad tob�.
Potrzebujesz tego
skwaru nie do wytrzymania, tych martwo rozpalonych g�az�w? Oczywi�cie, �e nie! A
zatem nie potrzebujesz absolutnie niczego ze wszystkich otaczaj�cych ci� rzeczy,
tego,
na czym stoisz, co ci� nakrywa kopu�� niebosk�onu. C� pozostaje, je�li to
odj��? Troch�
szumu w g�owie, ucisku w skroniach, dudnienia w piersi, nieco dygotania kolan i
innych
chaotycznych porusze�. Potrzebujesz, z kolei, owego szumu, ucisku, dudnienia czy
dygotania? Bynajmniej, m�j drogi! A je�li i z tego zrezygnowa�, co wtedy
zostanie? Nieco
my�lowej gonitwy, te wyrazy, jak�e podobne do przekle�stw, kt�rymi w duchu
obsypujesz mnie, twego przyjaciela, jak r�wnie� dusz�cy ci� gniew i md�o�ci
budz�ca
trwoga. Potrzebowa��eby�, pytam na koniec, tego strachu wstr�tnego i bezsilnej
w�ciek�o�ci? Oczywi�cie, �e i to ci na nic. Je�li przeto odejmiemy i owe uczucia
zb�dne,
nie pozostanie ju� nic, ale to nic, powiadam, zero i tym w�a�nie zerem, to jest
stanem
wiekuistej r�wnowagi, trwa�ego milczenia i doskona�ego spokoju pragn� ci�, jako
prawdziwy przyjaciel, obdarzy�!
� Ale� ja chc� �y�! � rykn�� Automateusz. � Chc� �y�! �y�!! Czy s�yszysz?!
� A, to ju� mowa nie o tym, czego doznajesz, ale czego sobie �yczysz � odpar�
spokojnie Wuch. � Pragniesz �y�, to jest posiada� przysz�o��, kt�ra staje si�
tera�niejszo�ci�, do tego bowiem sprowadza si� przecie� �ycie. Niczego wi�cej w
nim nie
ma. Ot� �y� nie b�dziesz, bo nie mo�esz, jake�my ju� ustalili. Rzecz w tym
tylko, w jaki
spos�b przestaniesz �y� � podczas d�ugich m�czarni czy te� lekko, kiedy,
wci�gn�wszy
jednym haustem wod�...
� Dosy�! Nie chc�! Precz! Precz!!! � krzycza� z ca�ych si� Automateusz,
podskakuj�c
na miejscu z zaci�ni�tymi ku�akami.
� A to co znowu? � odpar� Wuch. � Mniejsza nawet o t� obra�liw� form� rozkazu,
kt�ra kojarzy mi si� nieodparcie z wypowiedzeniem przyja�ni, ale jak mo�esz
wyra�a� si�
tak nierozumnie? Jak mo�esz wo�a� do mnie �precz�? Czy ja mam nogi, na kt�rych
m�g�bym sobie odej��? Czy cho�by r�ce, by na nich si� odczo�ga�? Przecie� wiesz
doskonale, �e tak nie jest. Je�li chcesz si� mnie pozby�, b�d� �askaw wyj�� mnie
z ucha,
kt�re, zapewniam, wcale nie jest najmilszym miejscem na �wiecie i porzu� mnie
gdziekolwiek!
� Dobrze! � wrzasn�� zapami�ta�y w gniewie Automateusz. � Zaraz to zrobi�! �
Lecz pr�no szpera� i d�uba� w uchu, dobieraj�c si� tam palcem. Przyjaciel jego
zbyt
dok�adnie zosta� wci�ni�ty w g��b i �adn� miar� nie m�g� go wydoby�, chocia�
trz�s� na
wszystkie strony g�ow� jak szalony.
� Zdaje si�, �e nic z tego � ozwa� si� Wuch po dobrej chwili. � Wygl�da na to,
�e nie
roz��czymy si�, chocia� nie jest to ani po twojej, ani po mojej my�li. Je�li
tak, to z faktem
tym nale�y si� pogodzi�, fakty bowiem to maj� do siebie, �e racja jest zawsze po
ich
stronie. Dotyczy to, nawiasem m�wi�c, tak�e twego obecnego po�o�enia. Pragniesz
mie�
przysz�o�� i to za wszelk� cen�. Wydaje mi si� to nieroztropne, ale niech i tak
b�dzie.
Pozw�l wi�c, abym ci t� przysz�o�� odmalowa� w grubszym zarysie, znane boyiem
lepsze
jest zawsze od nieznanego. Gniew, kt�ry miota tob� obecnie, rych�o ust�pi
miejsca
poczuciu bezsilnej rozpaczy, t� za�, po szeregu tylu� gwa�townych, co daremnych
wysi�k�w odkrycia ratunku, zast�pi z kolei bezmy�lne ot�pienie. Tymczasem
pot�ny
skwar s�oneczny, kt�ry nawet mnie dochodzi w tym zacienionym miejscu twej osoby,
b�dzie, zgodnie z nieub�aganymi prawami fizyki i chemii, wysusza� coraz bardziej
ca�e
twoje jestestwo. Najpierw ulotni si� smar twoich staw�w i przy ka�dym
najmniejszym
poruszeniu b�dziesz zgrzyta� i skrzypia� okropnie, m�j biedaku! Nast�pnie, gdy
czerep
rozpali ci si� od �aru, zobaczysz wiruj�ce kr�gi rozmaitych barw, ale nie b�dzie
to
podobne bynajmniej do ogl�dania t�czy, poniewa�...
� Zamilknij wreszcie, ty, m�czyduszo! � wykrzykn�� Automateusz. � Wcale nie chc�
s�ysze�, co si� ze mn� stanie! Milcz i nie odzywaj si�, rozumiesz?!
� Nie potrzebujesz tak krzycze�. Wiesz doskonale, �e dochodzi mnie ka�dy tw�j
najs�abszy szept. A wi�c nie chcesz zna� m�k swej przysz�o�ci? Z drugiej strony
pragniesz j� mie�? C� za nielogiczno��! Dobrze, wobec tego zamilkn�. Zaznacz�
tylko,
�e post�pujesz niew�a�ciwie, koncentruj�c na mnie sw�j gniew, zupe�nie jak
gdybym to
ja by� winien twemu godnemu po�a�owania po�o�eniu. Sprawc� nieszcz�cia by�a,
jak
wiesz, burza, ja za� jestem twym przyjacielem i uczestniczenie w oczekuj�cych
ci�
m�kach, ca�y �w porozdzielany na akty spektaki cierpie� i konania ju� teraz
sprawia mi,
w antycypacji, rzeteln� przykro��. Strach ogarnia mi� doprawdy na my�l, co
b�dzie,
kiedy olej...
� A wi�c nie chcesz zamilkn��? Czy te� nie mo�esz, ty, obrzyd�y potworze?! �
zarycza� Automateusz i paln�� si� w ucho, w kt�rym tkwi� jego przyjaciel. � O,
gdybym
mia� tu, pod r�k�, bodaj ga��zk� jak�� czy kawa�ek patyka, kt�rym m�g�bym ci�
wyd�uba�, natychmiast uczyni�bym to i roztrzaska� ci� pod obcasem!
� Marzysz o tym, aby mnie zniszczy�? � rzek� zasmucony Wuch. � Zaiste, nie
zas�ugujesz ani na elektro-przyjaciela, ani na �adn� inn�, po bratersku
wsp�czuj�c� ci
istot�!
Automateusz uni�s� si� z kolei nowym gniewem i tak si� k��cili, przepierali i
argumentowali, a� min�o po�udnie i biedny robot, os�ab�y od krzyk�w, podskok�w
i
wymachiwania pi�ciami, opad�szy z si�, spocz�� na g�azie i od czasu do czasu
wydaj�c
tylko pe�ne beznadziei westchnienia, wpatrywa� si� w pustk� oceanu. Par� razy
wzi��
r�bek wygl�daj�cej zza widnokr�gu chmurki za dym parowca, ale z�udzenia owe
rozprasza� Wuch w samym zarodku, przypominaj�c o szansie jednego do czterystu
tysi�cy, co zn�w do skurcz�w rozpaczy i gniewu przywodzi�o Automateusza, tym
bardziej
�e za ka�dym razem Wuch, jak si� okazywa�o, mia� s�uszno��. Wreszcie zapad�o
mi�dzy
nimi d�ugie milczenie. Rozbitek wpatrywa� si� teraz w d�u�sze ju� cienie ska�,
dotykaj�ce
bia�ego piasku pla�y, gdy Wuch ozwa� si�:
� Czemu nic nie m�wisz? Czy mo�e lataj� ci ju� przed oczyma te kr�gi, o kt�rych
wspomnia�em?
Automateusz nie raczy� nawet odpowiedzie�.
� Aha! � monologowa� Wuch. � Wi�c nie tylko kr�gi, ale, wed�ug wszelkiego
prawdopodobie�stwa, tak�e i owo bezmy�lne odr�twienie, kt�re tak precyzyjnie
uda�o mi
si� przewidzie�. Dziwna rzecz, doprawdy, jak nierozumnym stworzeniem jest istota
rozumna, zw�aszcza przyci�ni�ta okoliczno�ciami. Zamkn�� j� na wyspie bezludnej,
gdzie
musi zgin��, udowodni�, jak dwa a dwa cztery, �e to nieuchronne, ukaza� jej
furtk�
wyj�cia z tej sytuacji, w kt�r� zmierzaj�c uczyni jedynie mo�liwy u�ytek ze swej
woli i
rozumu � czy b�dzie za to wdzi�czna? Gdzie� tam, pragnie nadziei, a je�li jej
nie ma i
by� nie mo�e, czepia si� pozor�w i woli wej�� w g��b szale�stw ni� do wody,
kt�ra...
� Przesta� m�wi� o wodzie!! � zachrypia� Automateusz.
� Chodzi�o mi tylko o podkre�lenie twych motyw�w irracjonalnych � odpar� Wuch. �
Nie namawiam ci� ju� do niczego. To znaczy do �adnych czyn�w, bo je�li chcesz
umiera�
powoli albo raczej, nie chc�c nic robi� w og�le, bierzesz si� do takiego
umierania, nale�y
t� rzecz dobrze przemy�le�. Jak�e fa�szywe i niem�dre jest l�kanie si� �mierci
jako stanu,
kt�ry zas�uguje raczej na apologi�! C� mo�e si� r�wna� z doskona�o�ci�
nieistnienia?
Zapewne, prowadz�ca do� agonia, jako taka, nie stanowi zjawiska atrakcyjnego,
ale z
drugiej strony nie by�o jeszcze nikogo tak s�abego duchem czy cia�em, kto by jej
nie
wytrzyma� i nie potrafi� ca�kowicie, bez reszty i do samiute�kiego ko�ca skona�.
Wi�c nie
jest ona niczym godnym specjalnego wyr�nienia, je�li nale�y do rzeczy, kt�re
potrafi
byle s�abeusz, osio� i huncfot. Co wi�cej, je�li ka�dy mo�e da� jej rad� (a
przyznasz
chyba, �e tak jest, ja przynajmniej nie s�ysza�em o nikim, komu by nie starczy�o
na ni�
si�), to lepiej porozkoszowa� si� my�l� o wszech�askawej nico�ci, kt�ra
rozpo�ciera si� tu�
za jej progiem. Poniewa�, skonawszy, niepodobna my�le�, jako �e �mier� i
my�lenie
nawzajem si� wykluczaj�, kiedy�, je�li nie za �ycia jeszcze, godzi si�
roztropnie i
dok�adnie przedstawi� sobie te wszystkie przywileje, wygody i przyjemno�ci,
jakimi
obsypie ci� �mier�?! Pomy�l tylko, prosz�: �adnych zmaga�, trw�g ani l�k�w,
�adnych
cierpie� ducha ni cia�a, �adnych z�ych przyg�d, i to w jakiej skali! Cho�by si�
wszystkie
z�e moce zwi�za�y i sprzysi�g�y przeciwko tobie, nie dosi�gn� ci�! O, doprawdy,
niezr�wnane jest s�odkie bezpiecze�stwo umar�ego! A je�li jeszcze doda�, �e nie
jest ono
niczym przelotnym, nietrwa�ym, przemijaj�cym, �e nic nie mo�e odwo�a� go ani
naruszy�, w�wczas niezr�wnany zachwyt...
� A bodaje� sczez� � doszed� go s�aby g�os Automateusza, a tym s�owom
lakonicznym
zawt�rowa�o kr�tkie, lecz dosadne przekle�stwo.
� Jak�e mi przykro, �e to niemo�liwe! � natychmiast odpar� Wuch. � Nie tylko
wzgl�dy egoistycznej zazdro�ci (bo nie ma nic ponad �mier�, jak w�a�nie
m�wi�em), ale
najczystszy altruizm sk�ania mnie do towarzyszenia ci w nico��. Wszelako nie da
si� tego
zrobi�, poniewa� m�j wynalazca sporz�dzi� mnie niezniszczalnym, pewno ze wzgl�du
na
swe konstruktorskie ambicje. Doprawdy, gdy pomy�l�, �e b�d� tkwi� wewn�trz twego
zaskorupia�ego od soli morskiej, wysch�ego zew�oku, kt�rego rozpad na pewno
b�dzie
szed� powoli, �e b�d� tak siedzia� i gada� do samego siebie, ogarnia mnie
smutek. A ile
si� potem naczekam, zanim przyb�dzie wreszcie �w, pierwszy z czterechset
tysi�cy,
statek, kt�ry, zgodnie z rachunkiem prawdopodobie�stwa, natknie si� w ko�cu na
t�
wysepk�...
� Co?! Ty nie zmarniejesz tu?! � zawo�a� wyrwany �tymi s�owami Wucha z
odr�twienia Automateusz. � Wi�c ty b�dziesz �y�, podczas kiedy ja... O!
Niedoczekanie!
Nigdy! Nigdy!! Nigdy!!!
I z przera�liwym rykiem porwawszy si� na nogi, j�� skaka�, potrz�sa� g�ow�, ze
wszech si� d�uba� w uchu, wyczyniaj�c przy tym najdziwaczniejsze podrygi i rzuty
ca�ym
cia�em � daremnie jednak. Podczas tego wszystkiego Wuch piszcza� co si�y:
� Ale� przesta�! Co, czy ju� oszala�e�? Chyba za wcze�nie na to! Uwa�aj,
zaszkodzisz
sobie! Jeszcze ci si� co� z�amie lub zwichnie! Uwa�aj na kark! Przecie� to nie
ma sensu!
Co innego, gdyby� m�g� od razu, wiesz... ale w ten spos�b tylko si� okaleczysz!
No,
m�wi� ci, �e jestem niezniszczalny i kwita, niepotrzebnie si� wi�c m�czysz!
Nawet
gdyby� mnie wytrz�sn��, nie zdo�asz uczyni� mi nic z�ego, to jest dobrego,
chcia�em
powiedzie�, bo wszak zgodnie z tym, co ju� tak szeroko przedstawi�em, �mier�
jest
czym� godnym zazdro�ci. Au! Przesta� wreszcie! Jak mo�na tak skaka�!
� Automateusz jednak miota� si� dalej, nie zwa�aj�c na nic i doszed� do tego, �e
j��
tryka� g�ow� g�az, na kt�rym przedtem siedzia�. I wali� ni� tak, z iskrami w
oczach i
dymkiem prochowym w nozdrzach, og�uszany si�� w�asnych cios�w, a� Wuch wylecia�
nagle z jego ucha i potoczy� si� mi�dzy kamienie, ze s�abym okrzykiem ulgi, �e
si� to
wreszcie sko�czy�o. Automateusz nie od razu dostrzeg�, jak skuteczne okaza�y si�
jego
wysi�ki. Osun�wszy si� na rozpalone s�o�cem kamienie, spoczywa� na nich dobr�
chwil�,
a�, niezdolny jeszcze ruszy� r�k� czy nog�, wymamrota�:
� To nic, to tylko przej�ciowe os�abienie. Ale ju� ja ci� wytrz�s�, ju� ja ci�
wezm� pod
obcas, m�j ty przyjacielu kochany, czy s�yszysz? S�yszysz? Hej! A to co?!
Usiad� nagle, bo poczu� pustk� w uchu. Rozejrza� si� nie ca�kiem przytomnie i,
przykl�kn�wszy, j�� gor�czkowo? szuka� Wucha, przetrz�saj�c drobny �wir.
� Wuchu! Wuchuuu!!! Gdzie jeste�? Odezwij si�!! � wo�a� przy tym przera�liwie.
Wuch wszak�e, czy to z przezorno�ci, czy z jakiej� innej przyczyny, nawet nie
pisn��.
Automateusz j�� wi�c wabi� go z kolei najczulszymi s�owy, zapewnia�, �e odmieni�
ju�
zdanie, �e jedynym jego �yczeniem jest p�j�� za dobrymi radami
elektroprzyjaciela i
utopi� si�, pragnie tylko przedtem wys�ucha� ponownie-pochwa�y �mierci. Ale i to
nie
da�o rezultatu, Wuch milcza� jak zakl�ty. Wtedy rozbitek, kln�c w �ywy kamie�^
j��
systematycznie przetrz�sa� cal po calu ca�e otoczenie. Nagle, zamierzaj�c ju�
odrzuci�
precz garstk� �wiru, Automateusz przybli�y� j� do oczu i zatrz�s� si� z
przewrotnej
uciechy, ujrza� bowiem w�r�d kamyczk�w Wucha^ kt�ry l�ni� sobie matowym,
spokojnym blaskiem metalicznego ziarenka.
� A! Jeste�, m�j robaczku! Jeste�, przyjacielska kruszyno! Mam ci�, m�j ty
drogi,
wiecznotrwa�y! � zasycza�, �ciskaj�c uwa�nie mi�dzy palcami Wucha, kt�ry ani nie
zipn��. � No, zaraz zobaczymy, jak to tam jest z t� twoj� solidno�ci�, z t�
wiekuisto�ci�
wykonania, zaraz j� sprawdzimy. Masz!!!
Tym s�owom towarzyszy�o pot�ne uderzenie obcasem^ po�o�ywszy elektroprzyjaciela
na powierzchni g�azu, Automateusz skoczy� na� ca�ym swym ci�arem i dla pewno�ci
obr�ci� si� jeszcze na podkutej pi�cie, a� zazgrzyta�o. Wuch si� nie odezwa�,
tylko g�az
zachrobota� niby pod stalowym wiert�em; pochyliwszy si� Automateusz ujrza�, �e
ziarenko by�o nie naruszone, jedynie ska�a pod nim nieco si� wyszczerbi�a. Wuch
le�a�
teraz w jej malutkim zag��bieniu.
� Co, taki� mocny? Zaraz znajdziemy twardszy kamie�! � warkn�� i j�� biega� po
ca�ej wysepce, wyszukuj�c co najpot�niejsze krzemienie, bazalty i porfiry, aby
rozdepta�
na nich Wucha. T�uk�c go obcasami, zarazem przemawia� do� z udanym spokojem lub
obrzuca� go obelgami, jakby liczy� na to, �e �w odpowie, a mo�e nawet uderzy w
b�agania
i pro�by. Wuch milcza� wszak�e jak zakl�ty. Powietrze nios�o tylko pog�os t�pych
raz�w�
deptania, krusz�cych si� kamieni i sapliwych przekle�stw Automateusza.
Przekonawszy
si� po d�u�szym czasie, �e Wuchowi naprawd� nie szkodz� najstraszliwsze ciosy,
Automateusz, rozgor�czkowany i os�ab�y, ponownie usiad� na brzegu z
elektroprzyjacielem w gar�ci.
� Je�eli nawet nie uda mi si� ciebie rozgnie�� � rzek� ze sztucznym opanowaniem,
w
kt�rym dr�a�a skrywana w�ciek�o�� � to b�d� spokojny, �e si� tob� zaopiekuj�,
jak
nale�y. Na ten okr�t b�dziesz sobie musia� poczeka�, m�j kochany, bo cisn� ci� w
g��b
morza i pole�ysz tam a� do si�dmej niesko�czono�ci. B�dziesz mia� moc czasu na
przemi�e rozmy�lania w samotno�ci tak hermetycznej! Nie zyskasz nowego
przyjaciela,
ju� ja si� o to postaram!
� M�j ty poczciwcze � odezwa� si� znienacka Wuch � i c� mi zaszkodzi pobyt na
dnie morskim? Rozumujesz kategoriami istoty nietrwa�ej, st�d twoje omy�ki.
Przecie�,
zrozum to, albo morze wyschnie kiedy�, albo pierwej ca�e dno jego wyd�wignie si�
jako
g�ra i stanie si� l�dem. Czy to nast�pi za sto tysi�cy lat, czy za miliony � nie
ma dla
mnie znaczenia. Nie tylko jestem niezniszczalny, ale i niesko�czenie cierpliwy,
jak
winiene� by� zauwa�y�, cho�by po spokoju, z jakim znosi�em objawy twego
za�lepienia.
Wi�cej ci powiem: nie odpowiada�em na twe wo�ania; pozwalaj�c siebie szuka�, bo
chcia�em ci oszcz�dzi� daremnej fatygi. Milcza�em te�, gdy� po mnie skaka�, aby
niebacznym s�owem nie wzm�c twej zaciek�o�ci, boby ci to jeszcze mog�o
zaszkodzi�:
Zadr�a� Automateusz, s�ysz�c to szlachetne wyznanie, z nowo zbudzonej
w�ciek�o�ci.
� Rozdepcz� ci�! W proch ci� zetr�, ty, �ajdaku!! � rykn�� i ob��dny taniec po
g�azach, skoki, ciosy i przytupywanie na miejscu rozpocz�y si� od nowa. Tym
razem
jednak akompaniowa�y im �yczliwe popiskiwania Wucha:
� Nie wierz�, by ci si� uda�o, ale pr�buj! Prosz�! Jeszcze go raz! Nie tak, bo
zbyt
szybko si� um�czysz! Razem nogi! I hop � w g�r�! I hopsa-sa! Hopsa-sa! Skacz
wy�ej,
powiadam, to i si�a uderzenia wzro�nie! Nie mo�esz ju�? Doprawdy? Co, nie
potrafisz? O,
to, to w�a�nie! Wal kamieniem z g�ry! O, tak! Mo�e we�miesz inny? Czy�by nie
by�o
wi�kszego? Jeszcze raz! �upu-cupu, przyjacielu drogi! Jaka szkoda, �e nie jestem
w
stanie ci pom�c! Czemu przesta�e�? Czy�by� si� wyzby� si� tak pr�dko? Jaka
szkoda... No,
ale to nic... Zaczekam, odpocznij sobie! Niech ci� wiaterek och�odzi...
Automateusz zwali� si� z rumorem na kamienie i wpatrywa� si� z p�omienn�
nienawi�ci� w le��ce na rozwartej d�oni metalowe ziarno, s�uchaj�c, chc�c czy
nie chc�c,
jak przemawia�o:
� Gdybym nie by� twym elektroprzyjacielem, powiedzia�bym, �e post�pujesz
haniebnie. Okr�t zaton�� wskutek burzy, wyratowa�e� si� ze mn�, s�u�y�em ci
porad�, jak
umia�em, a kiedy nie obmy�li�em ratunku, gdy� to niemo�liwe, uwzi��e� si�, za
s�owa
szczerej prawdy i rady, by mnie zniszczy� � mnie, jedynego twego towarzysza. Co
prawda w ten spos�b odzyska�e� przynajmniej jaki� cel w �yciu, wi�c cho�by za to
winiene� mi wdzi�czno��. Ciekawe, �e te� my�l o moim przetrwaniu wydaje ci si�
tak
nienawistna...
� To si� dopiero poka�e, czy przetrwasz! � zazgrzyta� p�g�bkiem Automateusz. �
Jeszcze si� nie rzek�o ostatniego s�owa.
� Nie, ty doprawdy jeste� paradny. Wiesz co? Spr�buj po�o�y� mnie na klamrze
twego
pasa. Jest stalowa, a stal chyba twardsza od g�az�w. Mo�esz spr�bowa�, chocia�
osobi�cie przekonany jestem, �e i to na nic, ale rad bym ci jako� pom�c...
Automateusz, jakkolwiek z pewnym oci�ganiem, poszed� w ko�cu za t� rad�, ale
tylko
tego dokona�, �e powierzchnia klamry pokry�a si� drobnymi do�eczkami pod wp�ywem
zaciek�ych raz�w. Kiedy nie zaszkodzi�y nawet najbardziej rozpaczliwe ciosy,
Automateusz popad� w prawdziwie czarn� melancholi� i, zrozpaczony, wyzuty z si�,
patrza� t�po na metalow� drobin�, kt�ra cienko do� przemawia�a:
� A to mi rozumna istota, dalib�g! Popada w otch�a� stroskania, bo nie mo�e
zetrze�
z powierzchni ziemi jedynej bratniej istoty w ca�ym tym martwym obszarze!
Powiedz, czy
ci nie wstyd cho� troch�, m�j Autom ateuszku?
� Milcz, �mieciu gadatliwy! � sykn�� rozbitek.
� Dlaczego mam mikze�? Widzisz, gdybym �le ci �y czy�, zamilk�bym ju� dawno, ale
wci�� jestem twoim elektroprzyjacielem. B�d� ci te� towarzyszy� w m�kach konania
jako
druh niez�omny, cho�by� si� na g�owie postawi�, a ty nie wrzucisz mnie do morza,
luby,
albowiem zawsze lepiej jest mie� publiczno��. B�d� zatem publiczno�ci� twej
agonii,
kt�ra przez to na pewno wypadnie lepiej, ni� w skrajnym osamotnieniu; wa�ne s�
uczucia, mniejsza o to, jakie. Nienawi�� do mnie, twego prawdziwego przyjaciela,
wesprze ci�, uczyni odwa�niejszym, uskrzydli tw� dusz�, nada j�kom brzmienie
czyste i
przekonywaj�ce, usystematyzuje te� drgawki i �ad wprowadzi w ka�d� z ostatnich
twoich
chwil, a to przecie niema�o... Co do mnie obiecuj�, �e b�d� m�wi� niewiele i nie
komentowa� niczego, bo gdybym post�powa� inaczej, jeszcze bym niechc�cy m�g�
roztrzaska� ci� takim nadmiarem przyja�ni, kt�rego by� nie zni�s�, gdy�, po
prawdzie,
paskudny masz charakter. Ja wszak�e i temu podo�am, albowiem, dobroci�
odpowiadaj�c
na z�o��, unicestwi� ci�, w ten spos�b za� wybawi� ci� od siebie samego � z
przyja�ni,
powtarzam, nie z za�lepienia, gdy� sympatia nie zamyka mi oczu na ohyd� twej
natury... � S�owa te przerwa� ryk, kt�ry nagle wyrwa� si� z piersi Automateusza.
� Okr�t! Okr�t!! Okr�t!!! � wrzeszcza� nieprzytomnie i, zerwawszy si�, j��
biega� po
brzegu w obie strony, ciska� do wody kamienie, wymachiwa� z ca�ych si� r�kami, a
przede wszystkim wydziera� si� wniebog�osy a� do ca�kowitego zachrypni�cia �
niepotrzebnie zreszt�, okr�t bowiem wyra�nie zmierza� w stron� wysepki i wnet
wys�a� ku
niej ratunkow� szalup�.
Jak si� potem okaza�o, kapitan okr�tu, kt�ry wi�z� by� Automateusza, tu� przed
zatoni�ciem zd��y� jeszcze wys�a� radiotelegram, wzywaj�cy pomocy, dzi�ki czemu
ca�y
obszar morski przetrz�sa�y liczne statki, a jeden z nich dotar� w�a�nie do
wysepki. Gdy
szalupa z marynarzami wp�yn�a na p�ytk� wod� u brzegu, Automateusz z pocz�tku
chcia� wskoczy� do niej sam, ale po namy�le wr�ci� biegiem po Wucha, ba� si�
bowiem,
�e ten podniesie krzyk, kt�ry us�ysz� przybyli, to za� mog�oby doprowadzi� do
niemi�ych
pyta�, a mo�e i oskar�e� rzucanych przez elektroprzyjaciela. By tego unikn��,
porwa�
Wucha, a nie wiedz�c, jak i gdzie go schowa�, czym pr�dzej wetkn�� go sobie na
powr�t
do ucha. Nast�pi�y wylewne sceny powitania i dzi�kczynienia, podczas kt�rych
Automateusz zachowywa� si� bardzo ha�a�liwie, ba� si� bowiem, �e kt�ry� z
marynarzy
pos�yszy g�osik Wucha. Elektroprzyjaciel m�wi� bowiem przez ca�y czas,
powtarzaj�c: �
No, no, to by�o doprawdy nieoczekiwane! Wypadek jeden na czterysta tysi�cy...
Ale te�
szcz�ciarz z ciebie! Mam nadziej�, �e stosunki mi�dzy nami u�o�� si� teraz
wybornie,
tym bardziej i� nie odm�wi�em ci niczego w najtrudniejszych chwilach, poza tym
jestem
dyskretny i co by�o, a nie jest, nie pisze si� W rejestr!
Kiedy okr�t przybi� po d�ugiej �egludze do brzegu, Automateusz zadziwi� nieco
otoczenie, wyra�aj�c niezrozumia�� dla nikogo ch�� zwiedzenia pobliskiej huty, w
kt�rej
pracowa� wielki m�ot parowy. Opowiadano, �e zachowywa� si� podczas zwiedzania
dosy�
osobliwie, albowiem, podszed�szy do stalowego kowad�a w ogromnej hali, j�� z
ca�ej si�y
rzuca� g�ow�, jakby chcia� sobie wytrz��� m�zg z ucha na podstawion� r�k�, a
nawet
podskakiwa� na jednej nodze, obecni udali wszak�e, �e tego nie dostrzegaj�, gdy�
uwa�ali, �e osoba, wyratowana tak niedawno z przera�liwej opresji, mo�e
przejawia�
niewyt�umaczalne ekstrawagancje, wywo�ane naruszeniem umys�owej r�wnowagi. Co
prawda, i p�niej Automateusz odmieni� dawniejszy tryb �ycia, popad�szy
najwidoczniej w
zmieniaj�ce si� manie. To zbiera� jakie� �rodki wybuchowe, a nawet pr�bowa�
dokona�
eksplozji w swym mieszkaniu, co udaremnili s�siedzi, zwracaj�c si� do w�adz, to
znowu
j�� ni z tego, ni z owego kolekcjonowa� m�oty i pilniki karborundowe, a znajomym
opowiada�, i� zamierza zbudowa� nowy typ maszyny do czytania my�li. Sta� si�
p�niej
samotnikiem i nabra� zwyczaju g�o�nego rozmawiania z samym sob�, a czasem
s�ycha�
by�o, jak, biegaj�c po domu, g�o�no monologuje, a nawet wykrzykuje s�owa,
podobne do
przekle�stw.
Wreszcie, po wielu latach, popad�szy w now� obsesj�, zacz�� skupowa� ca�ymi
workami
cement. Utoczy� z niego ogromn� kul�, a gdy stwardnia�a, wywi�z� j� w
niewiadomym
kierunku. Opowiadano, jakoby wynaj�� si� na str�a przy opuszczonej kopalni i w
jej szyb
str�ci� pewnej nocy ogromny kloc betonowy, a potem do ko�ca swych dni kr��y� po
okolicy i nie by�o takiego �miecia, kt�rego nie zbiera�by, aby je ciska� w g��b
pustego
szybu. Istotnie, przejawia� obyczaje dosy� niezrozumia�e, ale wi�kszo�� owych
plotek nie
zas�uguje chyba na wiar�. Trudno uwierzy�, aby przez ca�e lata nosi� jeszcze w
sercu
uraz� do elektroprzyjaciela, kt�remu tak wiele przecie� zawdzi�cza�.
?????????? �????????� � http://andrey.tsx.org/
8
?????????? �????????� � http://andrey.tsx.org/
?????????? �????????� � http://andrey.tsx.org/
?????????? �????????� � http://andrey.tsx.org/