7203
Szczegóły |
Tytuł |
7203 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7203 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7203 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7203 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
KAROL MAY
NAD RIO DE LA PLATA
AM RIO DE LA PLATA
Edycja oparta zosta�a na wydaniu z 1911 r. ilustrowanego tygodnika �Przez L�dy i Morza� we Lwowie. Sk�ad g��wny zosta� w�wczas dokonany w ksi�garni Gebethnera i Wolffa. Redaktorem i wydawc� by� Edmund Uszycki.
ROZDZIA� I
W MONTEVIDEO
Z obszernej zatoki La Plata ci�gn�� ch�odny pampero i wznosi� na ulicach Montevideo tumany kurzu zmieszanego z grubymi kroplami deszczu. Niepodobna by�o w tak� por� wychodzi� do miasta, wi�c siedzia�em w swoim pokoju w hotelu �Oriental�, zaj�ty czytaniem ksi��ki o kraju, do kt�rego przyby�em, a kt�ry nie by� mi jeszcze znany. Ksi��ka ta by�a napisana w j�zyku hiszpa�skim, a ust�p, kt�ry w�a�nie przebiega�em oczyma, by� mniej wi�cej tej tre�ci:
�Ludno�� Urugwaju i kraj�w argenty�skich sk�ada si� z wychod�c�w hiszpa�skich, z kilku nielicznych szczep�w Indian i wreszcie z tzw. gauch�w*, miesza�c�w, b�d�cych potomkami dawnych osadnik�w hiszpa�skich oraz kobiet india�skich. Gauchowie ci uwa�aj� si� pomimo to za nale��cych do rasy bia�ej i s� dumni z tego wielce, cho�, �eni�c si� najcz�ciej ponownie z Indiankami, wracaj� do pierwotnej swej rasy.
Gaucho odznacza si� szalon� odwag� dzikiego cz�owieka, ceni nade wszystko wolno�� i niezale�no��, ma jednak poczucie honoru, a obok dumy jest uczciwy, otwarty i nawet towarzyski jak prawdziwy hiszpa�ski caballero. Sk�onno�ci wrodzone ci�gn� go jednak do �ycia koczowniczego i w og�le do w��cz�gi, pe�nej przyg�d i niebezpiecze�stw. Jest wrogiem wszelkiego przymusu, gardzi maj�tkiem, uwa�aj�c go za zbyteczny k�opot i ci�ar, natomiast lubuje si� w b�yskotkach, kt�re wnet gubi lekkomy�lnie, jak to czyni� dzieci z zabawkami. �mia�y i odwa�ny, a gdy chodzi o obron� rodziny przed niebezpiecze�stwem, nawet bohaterski, jest jednak wobec niej surowy, zreszt� podobnie jak wobec siebie samego. B�d�c niejednokrotnie oszukiwanym, jest nieufny i podejrzliwy, za� chytro�� jest jego cech� wrodzon�. Powa�a obcych, nie okazuj�c im wszak�e serdeczno�ci; s�u�y mieszczaninowi bez zbytniej uni�ono�ci. Oburza go, �e obcy �mi� wkracza� do jego ojczyzny i zajmowa� si� hodowl� trz�d, co dawniej by�o jego specjalno�ci�. Pomimo to s�u�y tym ludziom z dnia na dzie�, nie troszcz�c si� o jutro.
Odk�d w kraju wytworzy�a si� klasa posiadaj�ca, gaucho si� rozleniwi� i, mimo �e ongi zwyci�sko wydoby� si� spod jarzma hiszpa�skiego, zadowala si� teraz skromn� rol� strze�enia cudzego maj�tku, nie ��daj�c za to wiele, pr�cz chyba uznania, �e jest wolnym obywatelem i s�u�y z w�asnej ochoty.
Uzbrojenie gaucha sk�ada si� z d�ugiego rzemienia z p�tlic� na ko�cu, zwanego lassem, oraz boli i na wypadek wojny � lancy. S�ynie z nies�ychanej zr�czno�ci w rzucaniu owego lassa.
Rzemie�, d�ugo�ci oko�o trzydziestu metr�w, przymocowany jest jednym ko�cem do nogi je�d�ca, drugi za� koniec zaopatrzony jest w p�tlic�, na kt�r� gaucho chwyta uciekaj�ce zwierz� za g�ow� lub za nogi. Kiedy p�tlica wskutek oporu z�owionego zwierz�cia zaci�nie si�, je�dziec ci�gnie je za sob� w miejsce, gdzie mu je �atwo obezw�adni�. Ten rodzaj rzucania p�tlic�, zwany laceara muerte, jest bardzo niebezpieczny dla rzucaj�cego i wymaga d�ugotrwa�ych �wicze�. Zdarzaj� si� liczne nieszcz�liwe wypadki wskutek nieumiej�tnego obchodzenia si� z lassem, zw�aszcza gdy idzie o zwierz� zbyt dzikie i silne. Na lassa chwytaj� zazwyczaj gauchowie konie, wo�y i skopy.
Bola jest to r�wnie� d�ugi rzemie� zaopatrzony w trzy ci�kie o�owiane kule. Dwie z nich rzuca si� tak, by obj�y zwierz� lub oplata�y mu nogi, przy czym wystarczy silne poci�gni�cie, by ono upad�o.
S�ab� stron� gaucha jest hazard. Lubi on nami�tnie karty i wystarczy, �e si� dw�ch zejdzie, a przykucaj� wnet gdzie b�d� i, zatkn�wszy no�e w ziemi�, aby mie� mo�no�� w ka�dej chwili przebi� niehonorowego partnera, graj� zawzi�cie.
W estancji* pracuje gaucho tylko w�wczas, gdy ma ochot�, a zachowuje si� przy tym jak niezale�ny, wolny obywatel, ba, nawet jak caballero, i nie znosi, by go inaczej traktowano, jak tylko z uprzejmo�ci� towarzysk�, praktykowan� w warstwach wykszta�conych. Je�eli nie podoba mu si� praca, kt�rej si� podj��, w�wczas o�wiadcza, �e b�dzie pracowa� tylko do oznaczonej godziny i zgodnie z um�wionymi warunkami. Gdyby za� obchodzono si� z nim mniej delikatnie, ani�eli si� tego spodziewa�, domaga si� natychmiast zaPlaty, ale uprzejmie i z godno�ci�, a otrzymawszy j�, dosiada konia i jedzie szuka� zarobku w innej estancji, gdzie w�a�ciciel nie jest tak surowo wzgl�dem robotnik�w usposobiony.
Taki jest gaucho i nie nale�y go uto�samia� z awanturnikami, kt�rzy kradn� i rabuj�, a nawet uprowadzaj� ludzi�.
Tyle wyczyta�em we wspomnianej ksi��ce.
Co do mnie � przyby�em do Montevideo przed kilku godzinami i cho� niewiele wiedzia�em o kraju i o jego mieszka�cach, jednak informacje znalezione w ksi��ce wyda�y mi si� niezupe�nie prawdziwe.
Przede wszystkim zd��y�em ju� zauwa�y�, �e ludno��, o kt�rej by�a mowa w ksi��ce, sk�ada si� nie z samych tylko gauch�w, Indian oraz �wychod�c�w hiszpa�skich�, ale s� tu r�wnie� Anglicy, Francuzi, Polacy, W�osi, Niemcy, W�grzy, nie licz�c takich narodowo�ci, jak Rusini, Czesi, S�owe�cy czy Szwajcarzy.
Nie dowierza�em te� �cis�o�ci opisu rzucania lassa. Czy� bowiem jest na �wiecie tak g�upi je�dziec, kt�ry przywi�za�by sobie lasso do nogi i zarzuca� je nast�pnie na rozjuszonego byka? Przecie� zaatakowane zwierz� �ci�gn�oby go od razu z konia za nog�!
Z ciekawo�ci zapyta�em kogo� z inteligencji o autora ksi��ki i powiedziano mi, �e jest to Adolf Delacour, redaktor �Patriote Fran�ais�, czasopisma wychodz�cego w Montevideo. No � pomy�la�em � taki pan zna zapewne stosunki miejscowe lepiej ode mnie. I doszed�szy do tej konkluzji, pociesza�em si� nadziej�, �e w kr�tkim czasie sprawdz� osobi�cie, czy opisy jego zgadzaj� si� z rzeczywisto�ci�.
W tej w�a�nie chwili pocz�o si� niebo wypogadza� i wkr�tce na ulicach ludnego portowego miasta zapanowa� wzmo�ony ruch. Postanowi�em wyj��. Zaledwie jednak w�o�y�em kapelusz na g�ow�, zapuka� kto� do drzwi i na s�owo �prosz� wszed� do mego pokoju m�czyzna ubrany wed�ug mody francuskiej w str�j uroczysty: frak, bia�� kamizelk�, lakierki; w r�kach trzyma� l�ni�cy cylinder przyozdobiony d�ugimi bia�ymi wst��kami, z czego wywnioskowa�em, �e przybysz nale�y do orszaku �lubnego i pojawi� si� u mnie z zaproszeniem.
Elegancki �w cz�owiek uk�oni� mi si� z przesadn� czo�obitno�ci� i rzek�:
��Moje najg��bsze uszanowanie panu pu�kownikowi!
A nast�pnie powt�rzy� uk�on jeszcze dwa razy z wyszukan� uprzejmo�ci�.
Co znaczy ten wojskowy tytu�? � pomy�la�em zdumiony. � Czy�by w Urugwaju panowa�y te same zwyczaje, co na przyk�ad w Galicji, gdzie kelnerzy ka�dego okazalszego go�cia tytu�uj� panem hrabi� lub baronem?
Przybysz mia� w twarzy co� odpychaj�cego, dlatego odpowiedzia�em kr�tko:
��Dzie� dobry. Czym mog� s�u�y�?
��Przychodz� z�o�y� do us�ug pana wszystko, czym rozporz�dzam � odezwa� si�, wywijaj�c cylindrem w jedn� i drug� stron�, i spojrza� na mnie z ukosa �widruj�cym wzrokiem.
��Tak? Mo�e mi pan b�dzie �askaw przynajmniej powiedzie�, z kim mam przyjemno��
��Nazywam si� se?or Esquilo Anibal Andaro i jestem w�a�cicielem wielkiej estancji w okolicy San Fructuoso. Wasza �askawo�� zapewne raczy�a s�ysze� ju� o mnie�
Zdarza si� czasem, �e ju� samo nazwisko cz�owieka co� o nim m�wi. W tym wypadku nazwisko Ajschylos Hannibal Przemytnik nie wzbudzi�o we mnie zbytniego zaufania.
��Przykro mi � rzek�em � ale dotychczas nie mia�em sposobno�ci s�ysze� podobnego nazwiska. Skoro jednak ju� je znam, mo�e by mi pan powiedzia�, czym pan w�a�ciwie rozporz�dza.
��Ja? C�, mam pieni�dze i� wp�ywy.
To powiedziawszy, znowu spojrza� na mnie z ukosa, wzrokiem szelmowskim, jakby wyczekuj�c odpowiedzi.
��Hm! Pieni�dze i wp�ywy� To s� rzeczy nie do pogardzenia. Czy pan przyby� do mnie istotnie w celu ofiarowania mi us�ug tego w�a�nie rodzaju?
��By�bym bardzo szcz�liwy, gdyby czcigodny pan raczy� skorzysta�
Szczeg�lne! Obcy zupe�nie cz�owiek oferuje mi pieni�dze i rozmaite u�atwienia w stosunkach towarzyskich i spo�ecznych! Co to ma znaczy�?�
��Dobrze, se?or, zgadzam si� na jedno i drugie, ale najpierw wezm� pieni�dze.
��Wasza wielmo�no�� raczy tedy oznaczy� wysoko�� sumy.
��Przyda�oby mi si� na razie pi�� tysi�cy pesos*.
��Drobnostka! � odrzek� ucieszony. � Wasza wielmo�no�� otrzyma t� sum� w ci�gu p� godziny� Tylko om�wimy warunki, kt�re przed�o�y� si� o�miel�.
��S�ucham.
��Najpierw rad bym wiedzie� � rzek�, przybli�aj�c si� do mnie i spogl�daj�c znacz�co � czy pieni�dze te p�jd� na cele oficjalne, czy na wydatki osobiste?
��Oczywi�cie, �e na osobiste wydatki.
��Je�eli tak, to jestem got�w sum� t� wr�czy� nie jako po�yczk�, lecz z�o�y� j� panu jako dar na dow�d mego wysokiego szacunku dla waszej wielmo�no�ci.
��Nie mam nic przeciwko temu.
��Cieszy mnie to niezmiernie i rad bym tylko prosi� wasz� �askawo��, by raczy�a po�o�y� sw�j godny podpis pod kilkoma wierszami, kt�re tu natychmiast skre�l�.
��Jak� tre�� zawiera� b�d� te wiersze?
��O, to drobnostka! Wasza wielmo�no�� stwierdzi swoim podpisem tylko tyle, �e ja, Esquilo Anibal Andaro, w okre�lonym czasie i pod pewnymi �ci�le oznaczonymi warunkami mam zaopatrzy� wasz korpus w karabiny. Jestem w tym szcz�liwym po�o�eniu, �e mog� w ci�gu kilku dni postara� si� o dostateczny zapas wspomnianego towaru.
Teraz dopiero domy�li�em si�, �e us�u�ny se?or Andaro wzi�� mnie za jakiego� oficera, do kt�rego zapewne jestem podobny. Najwidoczniej chcia� za pomoc� �ap�wki wysoko�ci pi�ciu tysi�cy pesos pozby� si� zapas�w dawno ju� przestarza�ej i nie nadaj�cej si� do u�ytku broni, nabytej przez niego za bezcen po jakiej� wojnie zapewne hurtem w magazynach wojskowych.
Go�� nazwa� mnie pu�kownikiem. Zada�em sobie jednak pytanie, czy pierwszy lepszy pu�kownik mo�e na w�asn� r�k� nabywa� bro� dla swego pu�ku� Chyba �e by�by to tak zwany libertador, czyli oswobodziciel, jakich nad La Plata nie brak. S� to przyw�dcy band �upieskich, kt�re mieszka�com po�udniowej Ameryki da�y si� ju� we znaki.
Sprawa zainteresowa�a mnie bardzo �ywo. Ledwie bowiem wst�pi�em na terytorium obcego mi kraju, a ju� mia�em sposobno�� wnikni�cia w najtajniejsze miejscowe stosunki.
Ogarn�a mnie pocz�tkowo ochota do dalszego odgrywania roli osoby, za jak� mnie wzi�� w swej nie�wiadomo�ci se?or Andaro, ale si� rozmy�li�em. Jeszcze bowiem przed podr� stara�em si� dowiedzie� cokolwiek o tutejszych stosunkach i doszed�em do przekonania, �e najlepiej b�dzie, gdy pozostan� zawsze tym, kim jestem, bez podszywania si� pod obce nazwiska, jak to cz�sto w innych krajach by�em zmuszony praktykowa�.
Tak wi�c w odpowiedzi na propozycj� se?ora Andaro odrzek�em:
��Niestety, nie mog� podpisa� panu podobnego o�wiadczenia, gdy� nie mia�bym co robi� z karabinami, nie maj�c najmniejszej potrzeby u�ycia ich w jakimkolwiek celu.
��Jak to? � zapyta� zdziwiony. � Przecie� wasza wielmo�no�� mo�e w ci�gu tygodnia zgromadzi� wok� siebie tysi�ce ludzi?!
��Po co?
Cofn�� si� o krok i, przymru�ywszy jedno oko, u�miechn�� si� chytrze, jakby chcia� w ten spos�b wyrazi�, �e pozna� si� na moim wykr�cie.
��Czy�bym mia� sam przypomnie� to waszej wielmo�no�ci? Dowiedzia�em si�, �e przybywa pan do Montevideo, a �e mam honor ju� go tu ogl�da�, wi�c� i celu domy�la� si� nie trzeba, bo jest znany.
��Myli si� pan, zapewne bior�c mnie za inn� osob�.
��Niemo�liwe! Os�ania si� pan tajemnic� dlatego chyba, �e mo�e panu nie odpowiada interes z karabinami. Ja jednak mog� zaofiarowa� r�ne inne us�ugi.
��I to si� na nic nie przyda, bo niew�tpliwie pomyli� si� pan co do osoby.
Zaprzeczenia moje nie wyprowadzi�y go jednak z b��dnego mniemania, bo ci�gle jeszcze u�miecha� si� tajemniczo, nagabuj�c mnie:
��Z rozmowy tej wnioskuj�, �e wasza wielmo�no�� nie jest dzi� sk�onny do zawarcia jakiegokolwiek interesu, wol� wi�c zaczeka� kilka godzin, a mo�e nadejdzie szcz�liwsza dla mnie chwila. Pozwoli pan, �e zg�osz� si� p�niej?
��Szkoda czasu. Nie jestem tym, za kt�rego mnie pan uwa�a.
��To znaczy, �e nie �yczy pan sobie, abym przyby� powt�rnie?
��Tego nie powiedzia�em. By� mo�e towarzystwo pa�skie b�dzie dla mnie mi�e, ale pod warunkiem, �e da pan sobie wyt�umaczy� pomy�k�. Prosz� mi przynajmniej powiedzie�, jak si� nazywa owa osoba, kt�ra jest tak �udz�co do mnie podobna.
Zmierzy� mnie wzrokiem od st�p do g�owy i, wzruszywszy ramionami, rzek�:
��Znam wasz� �askawo�� jako walecznego i wysoce zas�u�onego oficera, kt�ry w najbli�szej przysz�o�ci wybije si� na najwa�niejsze stanowisko w pa�stwie. Zdolno�ci dyplomatyczne, kt�re od razu u pana mo�na zauwa�y�, po�wiadczaj� to w zupe�no�ci.
��S�dzi wi�c pan, �e si� maskuj�? Prosz�, oto m�j paszport. Poda�em mu dokument, kt�ry on przejrza�, por�wnuj�c szczeg�owo rysopis, przy czym twarz mu si� coraz bardziej wyd�u�a�a.
��Do diab�a! � mrukn��, rzucaj�c paszport na st�. � Teraz doprawdy nie wiem, co my�le�. Nie tylko ja, ale r�wnie� dw�ch moich przyjaci� wzi�o pana za kogo� innego.
��Kiedy mnie widzieli�cie?
��W chwili pa�skiego przybycia, przed hotelem. Ale ten paszport sprawi� mi niema�y k�opot. Czy istotnie przyby� pan z Nowego Jorku?
��Owszem, na �Seagallu�, kt�ry dot�d jeszcze stoi na kotwicy w porcie. Mo�e pan to sprawdzi� u kapitana statku.
��Niech pana diabli wezm�! � krzykn�� gniewnie. � Czemu mi pan tego od razu nie powiedzia�?
��Bo pan o to nie pyta�. Zachowanie pa�skie by�o tego rodzaju, �e musia�em przypuszcza�, i� pan mnie zna doskonale. Dopiero gdy mi pan powiedzia� o karabinach, pozna�em, �e zasz�a jaka� pomy�ka, i zwr�ci�em na to pa�sk� uwag�, co musi mi pan przyzna�.
��Niczego nie przyznaj�! Powinien by� pan przedstawi� mi si� zaraz po moim wej�ciu! � odrzek� gburowato.
Na to spokojnym tonem zwr�ci�em mu uwag�:
��B�d� pan �askaw przestrzega� zwyk�ej towarzyskiej uprzejmo�ci, nie jestem bowiem przyzwyczajony do tego, by mi kto� w �ywe oczy diab��w wywo�ywa�. Nie jestem zreszt� prorokiem, abym, zobaczywszy obcego cz�owieka, m�g� �natychmiast odgadn�� jego my�li i zamiary. W ko�cu zwracam panu uwag�, �e m�g� pan zasi�gn�� wiadomo�ci o mnie u portiera albo u gospodarza hotelu.
��Owszem, dowiadywa�em si�, ale nie uwierzy�em, s�dz�c, �e przybywa pan tu incognito. Zreszt� m�wi pan tak wy�mienicie po hiszpa�sku, �e ju� to samo mog�o zrodzi� w�tpliwo�� co do pa�skiego pochodzenia.
Uwaga ta mi pochlebi�a. Bawi�c bowiem przed laty w Meksyku, pomimo gorliwego �wiczenia si� w j�zyku hiszpa�skim, kaleczy�em t� mow� niemi�osiernie. Praktyka jest jednak najlepsz� nauczycielk�: w ci�gu d�ugich podr�y po Ameryce �rodkowej i Po�udniowej naby�em widocznie wprawy, skoro go�� m�j tak otwarcie to przyzna�.
��A zreszt� � ci�gn�� dalej � dlaczego pan strzy�e brod� na spos�b mieszka�c�w naszego kraju?
��Przede wszystkim z uprzejmo�ci dla nich, a nast�pnie dlatego, aby mnie tu nie uwa�ano za cudzoziemca.
��Ot� to! Sprawa jest jasna. Pan sam przyczyni� si� do tego, i� pana nie pozna�em. �adnemu bowiem cudzoziemcowi nie wolno na�ladowa� naszych zwyczaj�w. S� na przyk�ad liczne gatunki zwierz�t, kt�re w ten spos�b post�puj�, a rozumny cz�owiek nie powinien doprowadza� do tego, by go z nimi por�wnywano.
��Jestem panu wdzi�czny za t� wskaz�wk�, ale mimo to prosz� uprzejmie, by zechcia� si� pan ograniczy� w udzielaniu mi lekcji. Dotychczas przyjmowa�em je z grzeczno�ci, ale teraz by�bym zmuszony odp�aci� panu pi�knym za nadobne.
��Grozisz mi, se?or?
��Nie, tylko pana ostrzegam.
��Prosz� nie zapomina�, gdzie si� pan znajduje!�
��Pan r�wnie� winien sobie uprzytomni�, �e nie jest w pokoju w�asnej hacjendy, lecz w pomieszczeniu nale��cym na razie do mnie! Zdaje mi si�, �e ju� tego wystarczy! Pozwoli pan, �e go po�egnam�
Otworzy�em drzwi na o�cie� i uk�oni�em mu si�, zach�caj�c, by skorzysta� z u�atwienia mu drogi odwrotu.
Waha� si� chwil�, mocno zdetonowany moim sposobem po�egnania, po czym wybieg� szybko, gro��c mi pi�ci� zza progu:
��Do widzenia! Porachujemy si� kiedy� ze sob�!
Taka by�a pierwsza moja rozmowa z tubylcem, a w�a�ciwie pocz�tek, niezbyt r�owo wr�cy mojemu dalszemu tutaj pobytowi. Nie obudzi�o to jednak we mnie �adnych obaw, gdy� mia�em czyste sumienie. Cz�owiek �w obrazi� mnie i dlatego wyprawi�em go za drzwi; jest to rzecz prosta i sama przez si� zrozumia�a, nie mia�em wi�c potrzeby nawet zastanawia� si� nad tym. Zreszt� �w m�czyzna nie robi� wra�enia cz�owieka, przed kt�rym strzec si� nale�a�o.
Przed wyj�ciem do miasta wydoby�em kilka list�w polecaj�cych, kt�re przywioz�em ze sob�. Korzystaj�c dawniej z tego rodzaju u�atwie� w podr�y, przekona�em si�, �e owo polecanie mnie przez znajomych innym osobom by�o bardziej uci��liwe ni� u�yteczne, i dlatego w czasie ostatnich swych woja�y wola�em nawi�zywa� znajomo�ci na w�asn� r�k� i wedle w�asnego upodobania, a listy polecaj�ce oddawa�em na kr�tko przed odjazdem z danej miejscowo�ci, z czego adresaci byli bardzo zadowoleni.
Obecnie jednak postanowi�em z owych list�w skorzysta� od razu. Jeden z nich by� od naczelnika biura wysy�kowego w Nowym Jorku do jego wsp�lnika, kieruj�cego fili� w Montevideo. Owemu jankesowi wy�wiadczy�em kiedy� drobn� przys�ug�, za co poczytywa� sobie za obowi�zek poleci� mnie listownie uprzejmo�ci i opiece swego wsp�lnika. Ponadto w li�cie tym by� przekaz bankowy na z�o�on� przeze mnie w Nowym Jorku sum�, kt�r� mia�em odebra� w rzeczonej filii w Montevideo. Schowa�em do kieszeni inne listy, a ten jeden rzuci�em na st�, ale tak niezr�cznie, �e spad� na pod�og�, przy czym zabezpieczaj�ca go piecz�� lakowa odlecia�a ca�kowicie i koperta si� otworzy�a. List w takim stanie � rzecz prosta � nie m�g� by� dor�czony i nale�a�o zapiecz�towa� go ponownie, i to w taki spos�b, aby tej zmiany na kopercie adresat nie dostrzeg�. A korzystaj�c ze sposobno�ci, mo�e nie zaszkodzi�oby przejrze� go bodaj pobie�nie? Czy jednak to uchodzi? By�by to post�pek niehonorowy.
Tak my�la�em.
Ale kto wie � m�wi� mi g�os wewn�trzny � czy ze wzgl�du na w�asne dobro nie nale�y w�a�nie dopu�ci� si� tej niedyskrecji? Przecie� tu idzie o mnie samego, o nikogo wi�cej.
Wyj��em tedy arkusz z koperty i przeczyta�em. Tre��, po opuszczeniu wst�pu, brzmia�a nast�puj�co:
�List Pa�ski otrzyma�em i zgadzam si� z jego tre�ci� najzupe�niej. Interes jest bardzo ryzykowny, ale, je�li si� uda, mo�emy liczy� na olbrzymi zysk, dla kt�rego warto zaryzykowa� ewentualne straty. Proch za�adowano na �Seagall�. Domieszali�my do� trzydzie�ci procent w�gla drzewnego i mam nadziej�, �e uda si� panu wy�adowa� go na l�d, unikaj�c oPlaty celnej. Niniejszym upowa�niam pana do zawarcia kontraktu z Lopezem Jordanem. Przes�anie dokumentu jest jednak bardzo niebezpieczne, gdy� w razie schwytania pos�a�ca przez nacjonalist�w i znalezienia przy nim papieru m�g�by to przyp�aci� �yciem. Na szcz�cie mog� Panu poleci� pewnego cz�owieka, kt�ry nadaje si� do tej roli przewybornie, a jest nim oddawca niniejszego listu. Nale�y on do niezwykle �mia�ych i odwa�nych drab�w, przez d�ugie lata przebywa� w�r�d Indian, posiada ogromne do�wiadczenie, ale przy tym jest g�upi jak sto�owa noga i nadzwyczaj �atwowierny. O ile wiem, d��y do Santiago i Tucuman, a zatem droga jego wiedzie przez prowincj� Entre Rios. Niech Pan wr�czy mu list polecaj�cy do Jordana, w�o�ywszy do �rodka obydwa kontrakty. Je�li go chwyc� po drodze i rozstrzelaj�, to �wiat straci tylko jednego durnia i ludzko�ci nie stanie si� przez to wielka szkoda. Oczywi�cie niech Pan nie k�adzie swego podpisu na dokumentach; mog� by� podpisane dopiero po odebraniu od Jordana. Zreszt� podr�nik ten nie sprawi Panu k�opotu, bo nie ma zbytnich wymaga�: szklanka kwa�nego wina i kilka s�odkich s��wek wystarcz� do uszcz�liwienia go w zupe�no�ci�.
Oto, co pisa� o mnie ��yczliwy� jankes!
Gdybym nie przeczyta� listu, kto wie, czy nie wpad�bym w pu�apk�. Post�pek jankesa wzgl�dem mnie by� i�cie �ameryka�ski�� �Dure� z Europy mia� z woli �ajdaka z Ameryki odegra� bezwiednie wielk� rol� w wybuchu powstania! A bez w�tpienia sz�o o to w�a�nie, skoro w li�cie by�a mowa o prochu i wymieniono nazwisko s�awnego przyw�dcy bandy, kt�ry tak dalece zagalopowa� si� w dziedzin� zbrodni, �e kaza� zamordowa� w�asnego te�cia, by�ego genera�a i prezydenta Urquiza. Temu opryszkowi zamierzano przes�a� zapas prochu i got�wki, a w podpisaniu kontraktu ja mia�em wzi�� udzia� jako po�rednik.
W�o�y�em pismo do koperty i zapiecz�towa�em j� na nowo za pomoc� zapa�ki, po czym wyszed�em do sympatycznego przedsi�biorcy, kt�ry r�d sw�j wywodzi� z Hiszpanii, nazywa� si� Tupido i mia� swoje biuro przy Pla�a de la Independencia.
Na ulicy nie by�o ju� po deszczu ani �ladu b�ota; pampero r�wnie� przemin��.
Montevideo le�y na w�skim p�wyspie o powierzchni siod�owatej. Z jednej strony teren spada do zatoki, z drugiej do morza. Wskutek takiej konfiguracji gruntu woda po deszczu sp�ywa z miasta tak szybko, �e ulice ju� po kilkunastu minutach s� suche.
Pi�kna, urz�dzona na spos�b europejski, stolica Urugwaju posiada ulice wybrukowane znakomicie, chodniki wygodne i g�adkie, domy okaza�e, przewa�nie otoczone ogrodami, nie brak te� przepysznych pa�ac�w i willi, b�d�cych b�d� w�asno�ci� prywatn�, b�d� te� mieszcz�cych lokale r�nych klub�w, restauracji czy teatr�w. Zdobnictwo dom�w prywatnych jest godne szczeg�lniejszej uwagi. Upi�kszaj� je bogate i gustowne sztukaterie oraz marmury sprowadzane a� z W�och, pomimo �e w kraju jest ich pod dostatkiem.
Kto s�dzi�by, �e mieszka�cy stolicy stanowi� przeci�tny typ ludno�ci kraju, ten bardzo by si� myli�. Na ulicy nie mo�na spotka� ani jednego gaucha, rzadko te� widzi si� tu Indian, a Murzyna �atwiej zobaczy� w Hamburgu lub Trie�cie ni� tutaj. Zar�wno m�czy�ni, jak i kobiety ho�duj� modzie francuskiej, bo te� i ludno�� prawie w po�owie jest pochodzenia europejskiego. Wskutek pomieszania rozmaitych narodowo�ci ka�dy prawie mieszkaniec m�wi kilkoma j�zykami. Cywilizacja w og�le na wskro� europejska i jak d�ugo podr�ny obraca si� w granicach rogatek miejskich, nie widzi �adnych oznak, �wiadcz�cych, �e znalaz� si� w Ameryce Po�udniowej. Takie same bowiem stosunki, t� sam� publiczno��, ten sam ruch uliczny mo�na widzie� w Bordeaux, Trie�cie, Genui i innych wielkich miastach portowych.
Nie spodziewa�em si� i ja, �e napotkam tu tego rodzaju szablon, i tylko jedna oryginalna rzecz rzuci�a mi si� w oczy, a mianowicie bia�e lub czerwone wst�gi, kt�re m�czy�ni nosz� na kapeluszach. P�niej dopiero dowiedzia�em si�, �e ci, kt�rzy nosz� wst�gi bia�e, nale�� do partii politycznej zwanej blanco, a nosz�cy wst�gi czerwone � do partii colorado. Se?or Esquilo Anibal Andaro ze swymi bia�ymi wst��kami przy cylindrze nie by� dru�b�, ale cz�onkiem partii blanco, a najprawdopodobniej i pu�kownik, za kt�rego wzi�� mnie ten cz�owiek, musia� zalicza� si� do tej partii.
Znalaz�szy si� na Pla�a de la Independencia, spostrzeg�em olbrzymi szyld filii sprytnego jankesa z Nowego Jorku. Dom ten wygl�da� z zewn�trz bardzo okazale, aczkolwiek mia� tylko jedno pi�tro. W parterze widnia�a brama, wykuta artystycznie z �elaza. Wchodzi�o si� przez ni� do sieni, wy�o�onej marmurem, i dalej na dziedziniec, r�wnie� marmurami przyozdobiony. Kwit�y tu w olbrzymich wazonach ro�liny egzotyczne, rozsiewaj�c doko�a odurzaj�c� wo�.
Drzwi biura by�y zamkni�te, mimo �e poza nimi znajdowa�o si� wielu interesant�w. Poci�gn��em za dzwonek i otworzy�y si� wskutek odpowiedniego mechanicznego urz�dzenia same.
Lokal biurowy mie�ci� si� po prawej r�ce od g��wnego wej�cia. Znajdowa�o si� tu wielu ludzi zaj�tych prac� przy stolikach i biurkach. W jednym k�cie sta� d�ugi st�, za kt�rym siedzia� okaza�y m�czyzna, zapewne kierownik. Rozmawia� w tej chwili gburowato z jakim� n�dznie odzianym cz�owiekiem.
Dowiedziawszy si� od jednego z urz�dnik�w, �e �w pan, rozmawiaj�cy z obszarpa�cem, jest szefem biura, podszed�em bli�ej i s�ysza�em ca�� rozmow�.
Se?or Tupido niew�tpliwie pochodzi� z Hiszpanii; zdradza�y to jego ostre rysy i pysza�kowaty wyraz twarzy. Brod� strzyg� wed�ug miejscowego zwyczaju w klin.
Jego interesant mia� wygl�d typowego w��cz�gi. Bosy, w obszarpanych, kr�tkich powy�ej �ydek spodniach, mia� na grzbiecie podarty kubrak nieokre�lonego koloru. Zza pasa stercza�a r�koje�� no�a. W r�ku trzyma� s�omkowy kapelusz, pozbawiony jakiegokolwiek fasonu. Twarz mia� opalon� od s�o�ca i wiatru. Prawie br�zowy jej odcie� oraz wystaj�ce szcz�ki i d�ugie czarne w�osy kaza�y si� domy�la�, �e w �y�ach tego cz�owieka p�ynie po cz�ci krew rasy miedzianej.
Tupido nie zauwa�y� mnie prawdopodobnie, gdy� zwr�cony by� do mnie bokiem.
��D�ugi i znowu nic tylko d�ugi! � m�wi� wynio�le do interesanta. � To si� musi sko�czy�! Pracujcie nieco pilniej! Mate obradza znakomicie i jest jej a� nadto wsz�dzie, trzeba tylko troch� dobrych ch�ci i pracy. Pr�niak oczywi�cie nie uzbiera nic.
Bosy m�czyzna �ci�gn�� brwi, ale odpowiedzia� spokojnie i uprzejmie:
��Pr�niakiem nie jestem i nigdy nim nie by�em. Pracowali�my kilka miesi�cy w dziewiczych lasach, �yj�c w�r�d dzikich zwierz�t i jak dzikie zwierz�ta. Trzeba te� by�o walczy� z nimi na ka�dym kroku. A jednak nie zaniedbali�my pracy, ciesz�c si� z g�ry zaPlat�, kt�rej pan teraz nam odmawia, nie dotrzymuj�c s�owa.
��Nie obowi�zuje mnie ono, skoro sp�nili�cie si� z dostaw� dwa dni.
��Dwa dni, se?or? Czy to tak wiele? Czy poni�s� pan jakie� straty z tego powodu?
��Oczywi�cie, bo wskutek waszego op�nienia i ja musz� op�ni� wysy�k� o dwa dni, nara�aj�c si� na zni�k� ceny co najmniej o dwadzie�cia procent.
��Naprawd�?
��Tak, je�li ja to m�wi�! Powinni�cie by� zadowoleni, gdy odci�gn� wam tylko tyle, a nie wi�cej. Obieca�em wam dwie�cie czterdzie�ci talar�w papierowych za bel�; od tego odpada dwadzie�cia procent, zostaj� wi�c sto dziewi��dziesi�t dwa talary; dwa talary potr�ca si� za czynno�ci biurowe, pozostaje zatem sto dziewi��dziesi�t. Pomn�cie to przez liczb� bel, kt�re dostawili�cie, a przekonacie si�, �e jeste�cie mi winni sto talar�w papierowych, to znaczy, �e pobrali�cie o tyle wi�cej zadatku i teraz musicie to zwr�ci�.
��Rachunek istotnie zgadza si�, je�eli pan tyle potr�ca. Ale prosz� wzi�� pod uwag� to, �e pan liczy� nam wo�y po sto pi��dziesi�t talar�w, podczas gdy mogli�my je kupi� po sto. Podobnie policzy� pan wszystkie inne artyku�y dane nam w formie zadatku i teraz w�a�nie z tej przyczyny zamiast zaPlaty za prac� mamy d�ugi! Zreszt� nie mam ani jednego peso przy duszy i towarzysze moi r�wnie� oczekuj� pieni�dzy, bo nie maj� nic. Co mi powiedz�, gdy wr�c� z pr�nymi r�koma i o�wiadcz�, �e maj� jeszcze d�ug do sp�acenia?
��Nie udawaj pan g�upiego i nie t�umacz si� brakiem pieni�dzy. Odrobicie je.
��Ale my nie mamy na to ochoty, bo upatrzyli�my sobie inne zaj�cie.
��Ja r�wnie� obejd� si� bez was i znajd� lepszych zbieraczy mate. Ale w takim razie musicie mi wyp�aci� dwie�cie talar�w w got�wce, i to zaraz!
��Niestety, powiedzia�em ju� panu, �e nie mam �adnych �rodk�w. Zreszt� niech pan zwa�y, �e by�aby to nasza krzywda. Policzy� nam pan towary bardzo drogo, my za� nara�ali�my w�asne zdrowie i �ycie przez par� miesi�cy, dostawiaj�c towar. I oto nagle spotyka nas taka niespodzianka. Dosy� tego! Nie b�dziemy ju� pracowali dla pana!
��Nic przeciw temu nie mam, tylko musicie natychmiast wyp�aci� mi dwie�cie talar�w� Tam, przy kasie! Kto wyst�puje tak �mia�o jak wy, ten powinien mie� pieni�dze.
Biedak zwiesi� g�ow�. Wsp�czu�em mu, gdy� z opis�w wiedzia�em, jak niebezpieczne i pe�ne trud�w oraz niewyg�d jest �ycie zbieraczy mate. I oto ludzie ci musz� wr�ci� do swoich rodzin bez grosza i by� jeszcze zale�ni od bogatego przedsi�biorcy. Nie dziwota, �e takiego w�a�nie cz�owieka dobra� sobie za wsp�lnika chytry jankes z Nowego Jorku.
Zbieracz mate pocz�� teraz prosi� o zmniejszenie ��danej kwoty bodaj o kilkana�cie talar�w.
��Jedno, co dla was mog� zrobi�, to poczeka� do wieczora � zadecydowa� w ko�cu nieugi�ty przedsi�biorca. � W przeciwnym razie pozostaniecie w mojej s�u�bie pod przymusem, dop�ki nie odrobicie ca�ej nale�no�ci. To moje ostatnie s�owo! �egnam!
Biedny cz�owiek zwr�ci� si� ku drzwiom. Gdy przechodzi� ko�o mnie, szepn��em:
��Zaczeka� przed bram�!
Popatrzy� na mnie zdziwiony i wyszed�, ja za� podszed�em do przedsi�biorcy, kt�ry zmierzy� mnie badawczo od st�p do g��w, a sk�oniwszy mi si�, zapyta�:
��Se?or, czemu zawdzi�czam zaszczyt tak niespodziewanej wizyty?
Z takiego powitania wywnioskowa�em, �e i on wzi�� mnie za kogo� innego. Odrzek�em wi�c uprzejmie, ale bez �adnej uni�ono�ci:
��Obecno�� moja w pa�skim biurze nie nale�y do rzeczy nadzwyczajnych. Jestem najzwyklejszym pod s�o�cem �miertelnikiem podr�uj�cym po �wiecie i zobowi�za�em si� odda� panu ten oto list.
Wzi�� ode mnie kopert�, przeczyta� adres, obrzuci� mnie raz jeszcze badawczym wzrokiem i za�mia� si�, �e tak powiem, dyplomatycznie:
��Od mego wsp�lnika z Nowego Jorku! Czy pan utrzymuje z nim stosunki handlowe? Szkoda, �e nie uprzedzi� mnie o pa�skim przybyciu wcze�niej.
��Z pa�skim wsp�lnikiem zetkn��em si� tylko przypadkowo�
Tupido nie s�ucha� moich s��w, rozerwa� kopert�, nie zauwa�ywszy, na moje szcz�cie, naruszenia piecz�ci, przeczyta� list bardzo uwa�nie i wreszcie schowa� go do kieszeni.
��Szczeg�lne! Czy pan istotnie jest owym podr�nikiem, o kt�rym mowa w tym li�cie?
��Przypuszczam, �e w li�cie jest mowa o mnie.
��Ale� rozumie si�; wsp�lnik m�j poleca mi pana jak najgor�cej i jestem got�w do wszelkich us�ug.
��Uprzejmie dzi�kuj�, se?or! Nie mam zamiaru nara�a� pana na trudy.
��Bynajmniej, panie, bynajmniej! Niech si� pan nie kr�puje! Z pocz�tku zdziwi�em si�, zobaczywszy pana, borni pan przypomnia� bardzo �ywo pewn� osob�
��Czy m�g�bym pana prosi� o podanie mi jej nazwiska?
��Dlaczeg� mia�bym odm�wi� panu tej przyjemno�ci? Jest to pu�kownik Latorre, o kt�rym mo�e ju� pan s�ysza��
��Tak, s�ysza�em. Cz�owiek, kt�ry nosi to nazwisko jest podobno bardzo popularny i wiele sobie po nim obiecuj�. Prosz� mi jednak wierzy�, �e opr�cz zewn�trznego wygl�du nie mam z nim nic wsp�lnego. Jestem zwyk�ym turyst� bez talent�w politycznych.
��M�wi pan to przez skromno��. M�j przyjaciel z Nowego Jorku pisze w�a�nie, �e przebywa� pan kilka lat w�r�d Indian, a wi�c musi pan mie� talent, �e si� tak wyra��, wojenny. Mam nadziej�, �e zechce mnie pan �askawie zaszczyci� dzi� wieczorem swymi odwiedzinami w domu, a przy tej sposobno�ci spodziewam si� us�ysze� co� o pa�skich przygodach.
��Jestem do us�ug.
��Pozwol� wi�c sobie zaprosi� pana na obiad o godzinie �smej. Adres m�j � tu da� mi bilet wizytowy � znajdzie pan na tej karcie.
Czym jeszcze mog� panu s�u�y�?
��Je�eli mo�na, prosi�bym o wyp�acenie mi kwoty przekazanej przez pa�skiego wsp�lnika � odrzek�em, podaj�c mu przekaz, kt�ry se?or Tupido obejrza�, napisa� co� na nim i, oddaj�c mi, wskaza� kas�:
��Tam panu wyp�ac�. Tymczasem musz� pana po�egna�. Do zobaczenia wieczorem�
To m�wi�c chcia� odej�� do drugiego pokoju. Ja jednak, zorientowawszy si�, i� uprzejmy przedsi�biorca chcia� mnie na przekazie okpi�, zawo�a�em:
��Se?or, prosz� jeszcze, na sekund�!
��C� jeszcze? � spyta� szorstko, jakby ju� nie ten sam cz�owiek.
��Prawdopodobnie zasz�a tu ma�a pomy�ka� Nale�y mi si� nieco wi�ksza suma.
��Zapomina pan zapewne o nale�no�ci dyskontowej�
��Za pozwoleniem! To jest przekaz i o nale�no�ci takiej nie mo�e by� mowy. Potr�ca mi pan pi�� procent, jakby to by� weksel na d�u�szy termin nie za� czek got�wkowy.
��U nas jest taki zwyczaj. Tyle si� potr�ca�
��Tak, zbieracz mate musi si� stosowa� do pa�skich zwyczaj�w, bo jest od pana uzale�niony, ja jednak w innym znajduj� si� po�o�eniu. Wsp�lnik pa�ski nie wystawi� mi tego przekazu z �aski lub przez grzeczno��; wp�aci�em mu got�wk� tyle co do grosza i tyle mi si� nale�y bez �adnych procentowych potr�ce�.
��Jak pan chce� Nie dam wi�cej.
��Wobec tego niech pan zatrzyma pieni�dze, a przekaz prosz� mi zwr�ci�.
��To niemo�liwe, bo ju� zlikwidowany� Zreszt� odda� mi go pan i od tej chwili jest on moj� w�asno�ci�.
��Spodziewam si�, �e nie na d�ugo, tylko do momentu, a� wr�c� tu z komisarzem policji. �egnam.
Zaciekawieni spraw� pracownicy a� poodk�adali pi�ra, ja za� kiwn��em ich szefowi g�ow�, zamierzaj�c odej��. Ostatnie moje s�owa wywar�y jednak skutek.
��Prosz� zaczeka�, se?or! � ozwa� si� Tupido, pod��aj�c za mn� ku drzwiom.
Widocznie postraszenie policj� nape�ni�o go obaw�, �e sprawa tego rodzaju popsuje mu reputacj�; co wa�niejsze jednak � zadar�szy ze mn�, nie m�g�by mnie ju� u�y� w aferze obmy�lonej przez jego nowojorskiego wsp�lnika.
Wydoby� list, a przebieg�szy go szybko wzrokiem, rzek� z poprzedni� uprzejmo�ci�:
��Przepraszam pana bardzo� przeoczy�em dopisek, w kt�rym m�j wsp�lnik zastrzega, abym nie �ci�ga� procentu wed�ug naszego zwyczaju. Otrzyma wi�c pan ca�� sum� i spodziewam si�, �e wskutek tego ma�ego nieporozumienia nie cofnie pan swego s�owa i zaszczyci mnie swoj� obecno�ci� wieczorem.
��Oczywi�cie, ale pod warunkiem, �e w domu pa�skim nie spotkam si� z jakim� innym tutejszym zwyczajem, kt�ry znowu zmusi�by mnie do protestowania.
��O, nie, nie! � usi�owa� mnie udobrucha� i ze s�odkim u�miechem znikn�� za drzwiami drugiego pokoju.
Odebrawszy swoje pieni�dze, wyszed�em z biura. Przed bram� spostrzeg�em zbieracza herbaty, kt�remu poprzednio da�em znak, aby zaczeka� na mnie. Teraz skin��em na niego, aby szed� za mn�.
W Montevideo niema restauracji podobnych do naszych. Kawiarnie r�wnie� nie n�c� Europejczyka, bo nie dostanie w nich kawy, lecz tylko mate, czyli herbat� paragwajsk�. Najbardziej zbli�one do naszych cukierni s� cafeterie, w kt�rych mo�na dosta� niez�e ciastka, lody i napoje ch�odz�ce.
Poprosi�em tedy zbieracza herbaty do cafeterii. By�o tu pe�no go�ci, nale��cych, jak mi si� zdawa�o, do �dobrego towarzystwa�. W chwili naszego wej�cia oczy wszystkich zwr�ci�y si� na obdartusa, ale ani on, ani ja niewiele robili�my sobie z tego. Z chwil� gdy usiedli�my przy stoliku, inni go�cie nieznacznie odsun�li si� od nas, a zatem mieli�my dosy� miejsca i by�o nam wygodnie. Czy� wobec tego, zamiast si� oburza� na takie potraktowanie, nie powinienem by� wdzi�czny dystyngowanemu towarzystwu za uprzejme ust�pienie nam z drogi? I nie mog� powiedzie�, aby m�j towarzysz nie umia� zachowa� si� przyzwoicie. Jakkolwiek ubranie jego nie pasowa�o do otoczenia, to pod ka�dym innym wzgl�dem nie ust�powa� wcale nawet eleganckim caballero. Proletariusze Ameryki Po�udniowej r�ni� si� bardzo pod tym wzgl�dem od posp�lstwa ze starego kontynentu. Pomimo n�dznego ubrania tutejsi ludzie z gminu zdradzaj� w swoim zachowaniu i szlachetnych ruchach pewn� dystynkcj�, podczas gdy Europejczycy z tej sfery, cho�by ich poubiera� w mundury generalskie, zostan� sob� i z �atwo�ci� mo�na ich odr�ni�.
Pokryta silnym zarostem twarz mego towarzysza by�a bardzo interesuj�ca. Z rys�w jej, a zw�aszcza z oczu, przebija�a wrodzona inteligencja i si�a charakteru. Zdawa�o si�, �e cz�owiek ten ma dwie natury: jedn� pokorn� i potuln� uciemi�onego robotnika, drug� �mia�� i butn� bywalca �wiatowego, kt�ry zdolny jest do czyn�w bynajmniej nie pospolitych. Wybiera� on s�odycze z takim znawstwem i spo�ywa� z tak� wytworno�ci�, �e mog�aby mu pozazdro�ci� niejedna elegancka dama, a przy tym nie zdradza� niczym, i� to ja b�d� za niego p�aci�. Jego gesty by�y za� tak swobodne, jakby od dzieci�stwa przywyk� do tych wykwintnych lokali. I w wyra�aniu si� jego nie mo�na by�o dostrzec b��d�w stylistycznych lub wyraz�w pospolitych.
��Da� mi pan znak � m�wi� � a�ebym zaczeka�. Spe�ni�em pa�sk� wol� i oczekuj� rozkaz�w.
��Nie mam zamiaru panu rozkazywa� � odrzek�em. � Chcia�em tylko prosi� o jedno� By�em �wiadkiem pa�skiej rozmowy z Tupidem i wywnioskowa�em z niej, �e pozostaje pan w przykrej zale�no�ci od tego dorobkiewicza.
��Hm� niby tak � odpar� z u�miechem i min� cz�owieka, kt�ry m�g�by wyrzuci� tysi�c talar�w bez zbytniego uszczerbku dla w�asnej kieszeni.
��S�ysza�em, �e gdyby pan posiada� dwie�cie talar�w, m�g�by si� pan wyzwoli� spod jego w�adzy. Ot� czy by�by pan sk�onny przyj�� ode mnie t� kwot�?
Spojrza� na mnie ze zdziwieniem. Kwota wprawdzie nie by�a wielka, ale dla biednego zbieracza maty mog�a mie� ogromne znaczenie. Po�o�enie tego cz�owieka wzbudzi�o we mnie co� w rodzaju lito�ci i, aczkolwiek sam nie jestem bogaty, postanowi�em podarowa� mu te pieni�dze.
��Pan �artuje, se?or? Co pana sk�ania do tego?
��Co sk�ania? Po prostu radbym panu pom�c w przykrej sytuacji.
��Z lito�ci? Chce mi pan da� ja�mu�n�?
��Nie, tylko zapomog�, a raczej po�yczk�. Uwa�am pana za caballero i nawet nie �mia�bym pomy�le� o ja�mu�nie. Wi�c przyjmie pan po�yczk�?
��Mo�e� A mo�e i nie. Zale�y to od warunk�w. Czy m�g�by pan je wyjawi�?
��Ot� zap�aci mi pan trzy od sta. Wypowiedzenie roczne. Od tej chwili za rok zwr�ci mi pan kapita� z procentem.
��A je�li si� nigdy nie spotkamy?
��W�wczas zatrzyma pan pieni�dze dla siebie albo je wr�czy ubo�szemu.
��Se?or, jeste� szlachetnym cz�owiekiem � rzek�, �ciskaj�c mi r�k�. � Przyjm� po�yczk� i jestem pewien, �e b�d� m�g� j� zwr�ci� co do peso. Rad bym tylko wiedzie�, kim jest i sk�d pochodzi se?or, kt�ry okaza� mi tak bezinteresownie swoj� �yczliwo��.
Da�em mu kart� wizytow�. Przeczyta� j� i u�miechn�� si�, a si�gn�wszy do bocznej kieszeni podartego kubraka, wyj�� zupe�nie przyzwoity portfel i wr�czy� mi swoj� wizyt�wk�, na kt�rej by�o napisane:
Se?or Mauricio Monteso
Guia y Yerbatero.
By� wi�c przewodnikiem podr�nych i herbaciarzem. Wiadomo�� dla mnie nie najgorsza.
��Po jakich okolicach pan podr�owa�? � zapyta�em go. � Ja zmierzam do Santiago i Tucuman i potrzebuj� dobrego przewodnika.
��Naprawd�? Mog� wi�c panu poleci� dzielnego i do�wiadczonego cz�owieka, mego przyjaciela. Niech pan nie my�li, �e to zwyk�y arriero, kt�ry tylko patrzy, jak wyzyska� podr�nego.
��A pan sam nie mia�by ch�ci i czasu podj�� si� tego zadania?
��Hm� � mrukn��, patrz�c na mnie badawczym wzrokiem. � Czy nale�y pan do ludzi bogatych?
��Nie.
��A� a� pieni�dze mi pan po�ycza! Czy mog� zapyta�, w jakim celu pan podr�uje? Czy nie jest pan poszukiwaczem z�ota? A mo�e zajmuje si� pan jakimi� spekulacjami?
��Nie.
��Mo�e si� namy�l� Kiedy pan st�d wyrusza?
��Jak najpr�dzej.
��Ja jednak nie m�g�bym jecha� natychmiast, bo musz� za�atwi� pewn� nie cierpi�c� zw�oki spraw�. A zreszt� m�j przyjaciel, kt�rego panu pragn� poleci�, nie mieszka tutaj; musia�bym pana zaprowadzi� do niego, a to kawa� drogi w g��b Paragwaju. Nad�o�enie drogi na pewno op�aci�oby si� panu, bo przewodnik �w, zwany sendadorem, jest rzeczywi�cie w ca�ym kraju najlepszy. Prosz� wi�c pomy�le� nad t� spraw� i nie bra� byle kogo, bo szkoda by�oby czasu i pieni�dzy.
��Kiedy� wi�c i gdzie m�g�bym si� z panem spotka�, aby powiedzie�, co postanowi�em?
��Ja w�a�ciwie mia�em zamiar sp�dzi� tu tylko dzie� jutrzejszy, ale przed�u�� sw�j pobyt o dob�. Do swojej nory nie chcia�bym pana zaprasza�, wi�c lepiej b�dzie, gdy przyjd� do pana.
��Dobrze, prosz� przyj�� jutro w po�udnie do hotelu �Oriental�. Przypuszczam, �e do tego czasu podejm� decyzj�.
��Przyjd�, se?or. Czy pozwoli pan jeszcze zapyta�, co pana ��czy z Tupidem? Zapewne interesy?
��Wcale nie. Odda�em mu tylko list od wsp�lnego znajomego z Nowego Jorku.
��Zaprosi� pana do siebie?
��Tak, na dzisiejszy wiecz�r do swego mieszkania.
��Wiem� przy bocznej, prowadz�cej do La Unia, ulicy. Mieszka w pi�knej willi, kt�ra si� panu bardzo spodoba. Ale czy domownicy r�wnie� spodobaj� si� panu, mocno w to w�tpi�
��Gospodarza ju� pozna�em i nie jestem nim zachwycony� Dosz�o dzi� nawet mi�dzy nami do ma�ej sprzeczki�
Zauwa�y�em, �e od pewnego czasu towarzysz m�j spoziera� na ulic�, jakby kogo� tam obserwowa�. Nie mog�em jednak widzie�, co zajmowa�o jego uwag�, gdy� by�em odwr�cony plecami do okna.
��Carramba! � rzek� z zak�opotaniem. � Obrazi� go pan mo�e?
��Nie. Wymienili�my tylko kilka przykrych s��w, ale do obrazy nie dosz�o.
��I mimo to zamierza pan p�j�� do niego wieczorem?
��Czemu nie mia�bym i��?
��S�usznie. Tylko niech si� pan ma na baczno�ci. U nas ludzie obra�aj� si� o byle co i mszcz� si� w spos�b wyszukany, zachowuj�c przy tym wszelkie pozory przyzwoito�ci.
��Czy ma pan jakie� podstawy do tego, �eby mnie ostrzega� przed tym cz�owiekiem?
��Prosz�, niech si� pan obejrzy � odrzek�. � Tam, naprzeciwko, stoi oparty o sztachety m�czyzna. Widzi pan?
Spojrza�em przez okno i istotnie zauwa�y�em po przeciwnej stronie ulicy cz�owieka, z kt�rego postawy i zachowania mo�na by�o od razu wywnioskowa�, �e kogo� �ledzi. Ubrany by� na czarno, a na g�owie mia� sombrero o szerokim rondzie. Pali� papierosa, rozkoszuj�c si� wonnym dymem z min� wytrawnego znawcy.
��Co to za osobnik? � zapyta�em towarzysza.
��Jest to s�awny i zdolny prywatny agent, specjalista w pewnych sprawach. Obecnie zadaniem jego jest �ledzi� pana.
��Czy�by?
��Prosz� mi wierzy�. Zauwa�y�em go jeszcze na Pla�a de la Independencia, jak czatowa� na pana, udaj�c, �e spaceruje bez celu i dla zabicia czasu przypatruje si� oboj�tnie przechodniom. Potem, gdy pan wyszed� od se?ora Tupida, jegomo�� ten pod��a� za nami krok w krok. Jestem przekonany, �e ma on na oku nie mnie, lecz pana.
��Ee, mo�e si� panu tylko tak wydaje? Przypadek, nic wi�cej.
��Przypadki podobne u nas si� nie zdarzaj�, se?or! Zreszt� prosz� poobserwowa� go chwil�, ale tak, aby tego nie zauwa�y�. Czy� zachowanie jego nie zdradza, �e kogo� szpieguje? Zobaczy pan, gdy si� st�d oddalimy, �e p�jdzie za panem. Jutro powie mi pan, czy si� myli�em; dzi� jednak radz� szczerze zachowa� jak najdalej id�c� ostro�no��.
��Ale�, se?or! Nie obrazi�em Tupida tak �miertelnie, aby a� godzi� na moje �ycie.
��Mo�e u was nie zwraca si� uwagi na b�ahe nieporozumienia, tu jednak inne s� zwyczaje. Prosz� wzi�� pod uwag�, �e ludno�� tutejsza, wywodz�ca si� ze starej Hiszpanii, ma bardzo �ywy temperament. Zreszt� mo�e si� pan narazi� i komu innemu.
��Ach, prawda! Jaki� bardzo komiczny se?or by� u mnie w hotelu i istotnie rozstali�my si� w ten spos�b, �e grozi� mi pi�ci�� Jednak nie obawiam si� ani troch� zemsty tego p�g��wka.
��Hm! Komiczny se?or� Zemsta� To nieco szczeg�lne� Jak si� nazywa� ten pa�ski go��?
��Esquilo Anibal Andaro.
��Do licha! Ale� to wcale nie komiczny cz�owiek! To najbardziej zagorza�y blanco, jakiego znam, i po nim mo�na spodziewa� si� wszystkiego. Znam go doskonale. Czy mo�e mi pan powiedzie�, w jakim celu odwiedzi� pana?
Opowiedzia�em towarzyszowi przebieg zaj�cia w hotelu, co przyj�� z wielk� powag� i wreszcie rzek�:
��Za�o�� si�, �e to w�a�nie Andaro nas�a� na pana tego draba. Niech si� pan ma na baczno�ci i nie wychodzi z domu bez broni!
��A owego pu�kownika zna pan tak�e?
��Nie widzia�em go nigdy, wiem jednak, �e pewna partia spodziewa si� po nim wielkich rzeczy. Poniewa� se?or jest do niego podobny, mog� z tego wynikn�� dla pana niepo��dane nast�pstwa. �aden z wybitnych cz�onk�w jednej lub drugiej partii politycznej nie jest nigdy pewny swego �ycia, mo�e wi�c i na pana przygotuj� zamach.
��Do diab�a! To rzecz nieprzyjemna, ale bardzo zajmuj�ca!
��Dzi�kuj� za tego rodzaju zajmuj�ce rzeczy. �w Andaro, s�dz�c, �e pan to Latorre, dybie najwyra�niej na pa�skie �ycie.
��To niemo�liwe!
��Tak pan s�dzi?
��Obaj przecie� nale�� do jednego stronnictwa. B�d�c pewnym, �e jestem owym pu�kownikiem, Andaro przyby�, aby zawrze� ze mn� interes.
��Ja w ten interes wcale nie wierz�.
��Przecie� ofiarowa� mi nawet pieni�dze�
��Se?or jeste� molem ksi��kowym, niczym wi�cej � za�mia� si� dobrodusznie. � W �yciu jednak rzeczy uk�adaj� si� inaczej ni� w ksi��kach. Latorre nie nale�y do tego samego stronnictwa co Andaro. Jest to cz�owiek bardzo sprytny i przezorny, ale mimo to wiemy dobrze, do kt�rej partii nale�y.
��Dlaczego wi�c Andaro pragnie z nim handlowa�?
��Pozornie tylko stara si� o to, aby go potem zdemaskowa�; tak przynajmniej mi si� wydaje. Prosz� sobie wyobrazi�, co by to by�a za sensacja, gdyby biali mogli og�osi�, �e maj� podpis Latorre�a, kt�rym ten potwierdza odbi�r pi�ciu tysi�cy za bro� potrzebn� do cel�w powsta�czych! To by go po prostu zdruzgota�o!
��Teraz pojmuj�
��Ot� Andaro uwa�a pana, mimo wszystko, za Latorre�a i jest w�ciek�y, �e nie da� si� pan wci�gn�� w sprytnie obmy�lon� pu�apk�. Albo te� uwierzy�, �e jest pan kim innym, i r�wnie� w�cieka si�, �e tak nieopatrznie zdradzi� przed obcym tajemnice swego stronnictwa i �e mog� st�d wynikn�� dla niego i dla wszystkich cz�onk�w nast�pstwa bardzo niepo��dane. W obu wi�c wypadkach nie powinien pan spodziewa� si� niczego dobrego od bia�ych. A st�d wniosek, �e musi pan jak najpr�dzej znikn�� im z oczu.
��Pan mnie po prostu straszy�
��I mam powody. �w drab nie dla zabawy sterczy godzinami na ulicy. Ho, ho! Znam ja doskonale tutejsze stosunki i prosz� mi wierzy�, �e si� nie myl�.
��Ju� na progu tego pi�knego kraju spotykam si� z tak przykr� awantur��
��Radz� wi�c panu mie� si� dzi� na baczno�ci, a jutro wyjecha� st�d, i b�dzie wszystko dobrze. Jestem zreszt� pewien, �e tej nocy nie minie pana przygoda, i rad b�d� dowiedzie� si� jutro, i� ostrze�enie moje bardzo si� przyda�o.
��Skorzystam ch�tnie z pa�skiej przestrogi, a tymczasem wyp�ac� panu dwie�cie talar�w.
Wr�czy�em mu pieni�dze, kt�re zawin�� w chusteczk� z tak� min�, jakby tu chodzi�o o bibu�k� do papieros�w, po czym u�cisn�� mi r�k�, sk�oni� si� uprzejmie i wyszed�.
Zaj��em natychmiast jego miejsce, by mie� widok na ulic�, gdzie czatowa� wy�ej wzmiankowany drab. Widzia�em, �e przypatrywa� si� uwa�nie wychodz�cemu z cukierni yerbaterowi i mia� min� bardzo zniecierpliwionego, spostrzeg�szy, �e pozosta�em wewn�trz. Niebawem jednak wyszed�em i ja, udaj�c, �e nie zwracam uwagi na owo indywiduum.
Przebieg�em kilka ulic, zatrzymuj�c si� tu i �wdzie przed oknami wystawowymi, i przekona�em si�, �e indywiduum to nie spuszcza mnie z oczu.
Up�yn�a mo�e godzina i zacz�� zapada� zmrok. Nagle odg�os dzwon�w zwr�ci� moj� uwag� i zorientowa�em si�, �e stoj� obok ko�cio�a. Spyta�em jednego z przechodni�w, co to za ko�ci�, i dowiedzia�em si�, �e to katedra i �e za chwil� rozpocznie si� codzienne nabo�e�stwo �Ave Maria de la noche�. Zmiesza�em si� wi�c z t�umem wiernych i wszed�em do �wi�tyni pe�nej jarz�cych si� �wiate� i rozmodlonego ludu. Na g�rze �piewa� ch�r mieszany z towarzyszeniem organ�w. �piewacy byli nie�le wy�wiczeni, ale organista � po�al si� Bo�e! Nie mia� poj�cia o u�yciu rejestr�w i fa�szowa� co chwila tak niezno�nie, �e chcia�o si� uszy zatyka�!
Moim ulubionym instrumentem s� organy, nic wi�c dziwnego, �e od razu pozna�em si� na partactwie organisty. Wszed�em zaciekawiony na ch�r, aby zobaczy� tego fa�szerza najpi�kniejszej kompozycji Palestriny.
By� to niepoka�ny i bardzo ruchliwy cz�owieczek. Spostrzeg�szy, �e mu si� przypatruj�, postanowi� popisa� si� przede mn� i aby to uczyni�, powyci�ga� wszystkie rejestry. Rzecz prosta � organy hukn�y z ca�� si��, zag�uszaj�c ca�kowicie g�osy �piewak�w. Mimo to dyrygent ch�ru nie da� mu �adnego znaku i pie�� doprowadzono w takich warunkach do ko�ca.
Nast�pi�a kr�tka przygrywka znanej mi dobrze melodii. Niestety, organista wyci�gn�� w g�rze vox angelica, vox humana, aeolina iflanta amabile, a w basie najni�sze i najsilniejsze rejestry, wskutek czego bas zag�uszy� pi�kn� melodi�.
Tego by�o mi ju� za wiele. Nie zwa�aj�c, �e mog� z mistrza uczyni� sobie �miertelnego wroga, przyst�pi�em do organ�w i zarejestrowa�em inaczej. W pierwszej chwili organista popatrzy� na mnie ze zdziwieniem, ale s�ysz�c, �e melodia po mojej poprawce wychodzi znacznie lepiej, gra� dalej spokojnie. Po trzeciej zwrotce kap�an za�piewa� g�o�no modlitw�, a organista, korzystaj�c z chwili przerwy, szepn�� do mnie:
��Gra pan na organach?
��Troch�.
��Mo�e pan spr�buje?
��Jak� melodi�?
��Otworz� panu �piewnik. S� tylko trzy wiersze. Dam panu znak, kiedy zacz��. Najpierw bardzo mi�a i pi�kna przygrywka, potem melodia w tonacji dosy� silnej, a po trzecim wierszu fuga na wszystkie g�osy i kontrapunkt.
Sk�oni�em g�ow� twierdz�co, mimo �e jego wskaz�wki przekracza�y moj� znajomo�� rzeczy� Fuga� kontrapunkt�
Gdy kap�an sko�czy� modlitw�, organista szturchn�� mnie w bok, co niew�tpliwie mia�o by� um�wionym znakiem. Zacz��em�
Jak gra�em � mniejsza o to. Nie nale�� do wirtuoz�w i nie wiem, co by powiedzia� znawca na m�j �kontrapunkt�. Ale ludzie, przyzwyczajeni do partackiej gry swego organisty, byli bardzo przej�ci. Z katedry nikt nie wychodzi�, mimo �e nabo�e�stwo ju� si� sko�czy�o, a �piewacy otoczyli mnie ko�em i s�uchali w skupieniu. Musia�em doda� jeszcze jedn� fug� i zako�czy�em t�umacz�c si� brakiem czasu.
Zachwycony organista wzi�� mnie pod r�k�, sprowadzi� z ch�ru i, kiedy znale�li�my si� na ulicy, o�wiadczy�, �e musz� uda� si� do niego w go�cin�.
��To niemo�liwe, se?or � wymawia�em si�. � W�a�nie jestem zaproszony gdzie indziej.
��Do kogo?
��Do se?ora Tupida.
��Je�eli tak, to trudno. Ale mo�e zechce mnie pan zaszczyci� jutro? Prosz� pana do siebie na �niadanie.
��Z przyjemno�ci�, se?or.
��A wi�c spotkamy si� u mnie o dziesi�tej, a potem zagramy na organach na cztery r�ce i cztery nogi. Mam znakomite nuty. Zostanie pan tak�e na obiedzie.
��Co do obiadu, to niestety nie b�d� m�g� skorzysta� z pa�skiej go�cinno�ci, gdy� o tej porze b�d� zaj�ty.
��Szkoda! A mo�e to jako� da�oby si� zmieni�? Nie znam pa�skiego nazwiska i nie wiem, kim pan jest, ale jeste�my niejako kolegami po fachu i spodziewam si�, �e�
��Oto m�j bilet wizytowy.
��Dzi�kuj�, niestety swoim s�u�y� nie mog�, bo portfel mam w domu. Zreszt� to drobnostka. Rad bym nauczy� si� od pana rejestrowania, bo mi to sprawia najwi�cej trudno�ci. Mi�dzy nami m�wi�c, myl� si� zawsze, wyci�gam zgo�a nie te rejestry, kt�re nale�y. Zreszt� trudno si� dziwi�! Cz�