7184

Szczegóły
Tytuł 7184
Rozszerzenie: PDF

Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

7184 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 7184 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 7184 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

7184 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

Jules Verne SEKRET WILHELMA STORITZA Powie�� oparta na Le Secret de Wilhelm Storitz [Tajemnica Wilhelma Storitza]; znacznie zmieniona przez Michela Verne'a T�umaczenie: Wac�aw Leszek Kobiela Wydanie I 1990 I �I przyb�d� naj�pieszniej jak b�dziesz m�g�, m�j drogi Henryku. Oczekuj� ci� z niecierpliwo�ci�. Poza tym kraj to cudowny, a region Dolnych W�gier jest w stanie zainteresowa� in�yniera. Cho�by z tego punktu widzenia nie b�dziesz �a�owa� swej podr�y. Ca�ym sercem z tob� Marc Vidal� Tak ko�czy� si� list, kt�ry otrzyma�em od brata 4 kwietnia 1757. �aden zwiastun nieszcz�cia nie poprzedzi� nadej�cia tego listu. Dotar� do mnie zwyk�ym sposobem, to znaczy za po�rednictwem kolejno listonosza, odd�wiernego i mego s�u��cego. Ten�e, doceniaj�c wag� gestu, poda� mi go ze spokojem na tacy. Ja tak�e by�em spokojny, gdy otwiera�em kopert� i czyta�em list a� do ko�ca, do ostatniej linijki, a zawiera� przecie� w sobie zarodek nadzwyczajnych wydarze�, w jakie zosta�em p�niej zamieszany. Takie jest za�lepienie ludzi! W ten spos�b snuje si� bez przerwy, bez udzia�u ich �wiadomo�ci, przedziwna ni� przeznaczenia! M�j brat m�wi� prawd�. Nie �a�uj� tej podr�y. Lecz czy mam racj�, chc�c o niej opowiedzie�? Czy nie s� to sprawy, o kt�rych lepiej milcze�? Kto da wiar� historii tak dziwnej, �e najbardziej zuchwali poeci nie odwa�yliby si� zapewne jej opisa�? Wi�c dobrze, niech b�dzie! Podejm� ryzyko. Bez wzgl�du na to, czy b�d� wiarygodny, odczuwam nieodpart� potrzeb� ponownego prze�ycia tej serii przedziwnych wydarze�, kt�rych zapowied� stanowi� w pewnym sensie list brata. Marc, maj�cy w owym czasie dwadzie�cia osiem lat, osi�gn�� ju� budz�ce nadziej� sukcesy jako portrecista. ��czy�y nas najczulsze, najg��bsze uczucia. Ja darzy�em go mi�o�ci� troch� ojcowsk�, gdy� by�em od niego starszy o osiem lat. Byli�my jeszcze mali, gdy stracili�my ojca, a potem matk�, i to ja, starszy brat, musia�em si� zaj�� edukacj� Marka. Kiedy ujawni� zadziwiaj�ce zdolno�ci malarskie, nak�oni�em go do tej kariery, maj�cej przynie�� mu sukcesy tak znaczne i tak zas�u�one. Lecz oto Marc by� w przededniu swego �lubu. Ju� od jakiego� czasu przebywa� w Ragz, znacz�cym mie�cie po�udniowych W�gier. Wiele tygodni sp�dzonych w Buda-Peszcie, stolicy, gdzie wykona� pewn� ilo�� bardzo udanych portret�w, szczodrze op�aconych, pozwoli�o mu doceni� przyj�cie, z jakim spotykaj� si� arty�ci na W�grzech. Nast�pnie, zako�czywszy sw�j pobyt tutaj, pop�yn�� Dunajem z Buda-Pesztu do Ragz. Po�r�d pierwszych rodzin tego miasta wymieniano rodzin� doktora Rodericha, jednego z najznakomitszych lekarzy w ca�ych W�grzech. Dziedzic znacznej fortuny, powi�kszy� j� niebagatelnie dzi�ki uprawianiu swej profesji. Podczas wakacji, kt�rych udziela� sobie co roku i kt�re przeznacza� na podr�e zapuszczaj�c si� czasami a� do Francji, W�och lub Niemiec, bogaci pacjenci bardzo narzekali na jego nieobecno��. Biedni tak�e, gdy� nigdy nie odmawia� im pomocy, a jego mi�osierdzie nie pogardza�o najubo�szymi, co przysparza�o mu u wszystkich szacunku. Rodzina Roderich�w sk�ada�a si� z doktora, jego �ony, syna - kapitana Haralana, i c�rki Myry. Marc odwiedzaj�c ten go�cinny dom, nie m�g� pozosta� nieczu�ym na wdzi�k i urod� m�odej dziewczyny, co przed�u�a�o w niesko�czono�� jego pobyt w Ragz. Lecz je�li Myra Roderich podoba�a si� jemu, nie b�dzie przesady r�wnie� w stwierdzeniu, �e i on podoba� si� Myrze Roderich. Nale�y si� zgodzi� ze mn�, �e zas�ugiwa� na to, gdy� Marc by� - i jest jeszcze, Bogu niech b�d� dzi�ki! - dzielnym i czaruj�cym ch�opcem, wzrostu powy�ej �redniego, o bardzo �ywych niebieskich oczach, kasztanowych w�osach, twarzy poety, szcz�liwej fizjonomii cz�owieka, kt�rego los obdarza radosn� powierzchowno�ci�, kryj�c pod ni� charakter swobodny i temperament artysty - entuzjasty rzeczy pi�knych. Je�li chodzi o Myr� Roderich, zna�em j� jedynie z pe�nych uniesienia list�w Marka i p�on��em ch�ci� jej ujrzenia. M�j brat �yczy� sobie jeszcze bardziej ochoczo mi j� przedstawi�. Prosi�, bym przyby� do Ragzu jako g�owa rodziny, i oczekiwa�, �e m�j pobyt nie b�dzie trwa� kr�cej ni� miesi�c. Jego narzeczona - nieustannie przypomina� mi o tym - oczekuje mnie z niecierpliwo�ci�. Po moim przybyciu ustal� dat� �lubu. Myra przedtem chcia�aby zobaczy� na w�asne oczy przysz�ego szwagra, o kt�rym opowiadano jej tyle dobrego pod ka�dym wzgl�dem - przynajmniej tak si� wyra�a�a!... Wydaje si�, �e jest to minimum, jakiego mo�na spodziewa� si� po cz�onkach rodziny, do kt�rej ma si� zamiar wej��. Oczywi�cie nie powie �tak�, zanim Henryk nie b�dzie jej przedstawiony... Wszystko to m�j brat relacjonowa� mi w swych listach z wielkim entuzjazmem. Czu�em, �e jest nieprzytomnie zakochany w Myrze Roderich. Powiedzia�em, �e zna�em j� tylko z �arliwych s��w Marka. Jednak�e, skoro brat m�j by� malarzem, by�oby mu do�� �atwo wzi�� j� za modelk� i przenie�� na p��tno lub co najmniej na papier, w pozie pe�nej gracji, ubran� w naj�adniejsz� sukni�. M�g�bym podziwia� j�, mo�na by rzec, naocznie... Lecz Myra nie wyrazi�a na to zgody. Chcia�a si� osobi�cie ukaza� moim ol�nionym oczom - twierdzi� Marc, kt�ry, jak my�l�, nie nalega�, aby zmieni�a zdanie. Oboje chcieli uzyska� to, �e in�ynier Henryk Vidal pozostawi swe zaj�cia i zjawi si� w salonach rezydencji Roderich�w, gdzie b�dzie najznakomitszym go�ciem. Czy� trzeba wi�cej powod�w, aby si� zdecydowa� na wyjazd? Na pewno nie, i nie mog�em przecie� pozwoli�, aby brat o�eni� si� bez mej obecno�ci na �lubie. Nie zwlekaj�c wi�c, stawi� si� przed Myr� Roderich, i to zanim zostanie moj� szwagierk� - z francusk� �pi�kn� siostr��. Poza tym, co zreszt� zaznaczy� brat w li�cie, doznam du�ej przyjemno�ci i korzy�ci zwiedzaj�c ten region W�gier. To kraj w pe�nym tego s�owa znaczeniu madziarski, kt�rego przesz�o�� jest bogata w tyle wydarze� heroicznych i kt�ry, oporny na jakiekolwiek mieszanie si� z rasami germa�skimi, zajmuje znacz�ce miejsce w historii centralnej Europy. Je�li chodzi o podr�, oto jakimi �rodkami postanowi�em j� odby�: po�ow� dyli�ansem pocztowym, po�ow� pop�yn�� Dunajem w d�, a powr�t wy��cznie poczt�. Wszystko wskazuje na to, �e sp�yw t� wspania�� rzek� rozpoczn� w Wiedniu. Mimo �e nie przep�yn� ca�ych jej siedmiuset mil d�ugo�ci, to zobacz� jednak cz�� najbardziej interesuj�c�, biegn�c� przez Austri� i W�gry a� do Ragzu przy granicy serbskiej. Tam b�dzie koniec mej podr�y. Zabraknie mi czasu, aby odwiedzi� miasta, kt�re dalej op�ywa Dunaj swymi bogatymi wodami, tam gdzie oddziela Wo�oszczyzn� i Mo�dawi� od Turcji, po przekroczeniu s�awnych �elaznych Wr�t: Vidin, Nikopol, Ruse, Silistr�, Brail�, Ga�acz - a� do potr�jnego uj�cia do Morza Czarnego. Wydawa�o mi si�, �e na tak projektowan� podr� powinno wystarczy� trzech miesi�cy. Miesi�c wykorzystam na podr� mi�dzy Pary�em a Ragz. Myra Roderich powinna zdoby� si� na nieco cierpliwo�ci i pozwoli� na tak� zw�ok� podr�nemu. Po tak samo d�ugim pobycie w nowej ojczy�nie mego brata, reszt� czasu po�wi�c� na powr�t do Francji. Porz�dkuj�c kilka pilnych spraw i przygotowuj�c dokumenty potrzebne Markowi, szykowa�em si� wi�c do odjazdu. Moje przygotowania, bardzo proste, wymaga�y niewiele czasu i nie mia�em r�wnie� zamiaru prze�adowania baga�y. Zabior� tylko jedn� walizk�, bardzo ma��, zawieraj�c� str�j konieczny do uroczystej ceremonii, kt�ra wzywa mnie na W�gry. Nie musia�em si� wcale niepokoi� o j�zyki mijanych kraj�w; niemiecki pozna�em w czasie podr�y przez prowincje na P�nocy. Nie napotkam pewno zbyt du�o trudno�ci ze zrozumieniem j�zyka w�gierskiego, zw�aszcza �e francuski jest powszechnie u�ywany na W�grzech, przynajmniej w wy�szych sferach; m�j brat nie mia� nigdy k�opot�w poza granicami austriackimi w tej materii. �Pan jest Francuzem, ale ma pan prawa obywatelskie na W�grzech� - powiedzia� kiedy� pewien hospodar do jednego z naszych rodak�w i w tym serdecznym zdaniu przejawi�o si� ca�e uczucie narodu madziarskiego wobec Francji. W odpowiedzi na ostatni list Marka poprosi�em go, by przekaza� Myrze Roderich, �e moja niecierpliwo�� dor�wnuje jej niecierpliwo�ci i �e przysz�y szwagier p�onie ch�ci� poznania swej przysz�ej szwagierki. Doda�em, �e wyjad� niebawem, lecz nie mog� okre�li� dok�adnie dnia mego przybycia do Ragzu, gdy� zale�y to od przypadk�w w podr�y. Zapewni�em jednak�e brata, �e nie b�d� jej op�nia�. Je�li wi�c rodzina Roderich�w zechcia�aby, mo�e ju� bez dalszej zw�oki ustali� na ostatnie dni maja dat� �lubu. �Prosz� nie rzuca� na mnie kl�tw - zako�czy�em w formie konkluzji - je�li nie z ka�dego etapu podr�y wy�l� list oznaczaj�cy m� obecno�� w takim to a takim mie�cie. Napisz� jednak�e kilkakrotnie, aby pozwoli�o to Mile Myrze ustali� ilo�� mil, jakie b�d� jeszcze mnie dzieli� od jej rodzinnego miasta. W ka�dym razie uprzedz� we w�a�ciwym czasie o swoim przyje�dzie z dok�adno�ci� co do godziny, a je�li b�dzie to mo�liwe, nawet co do minuty�. W przeddzie� wyjazdu, 13 kwietnia, poszed�em do biura porucznika policji, z kt�rym pozostawa�em w przyjacielskich stosunkach - by go po�egna� i odebra� paszport. Wr�czaj�c dokument, przekaza� moc pozdrowie� dla mego brata, kt�rego zna� zar�wno z otaczaj�cej go s�awy, jak i osobi�cie, i o kt�rego zamiarach ma��e�skich ju� by� powiadomiony. - Ponadto wiem - doda� - �e rodzina doktora Rodericha, do kt�rej wejdzie pana brat, jest jedn� z najzacniejszych w Ragz. - Czy�by m�wiono panu o niej? - zapyta�em. - Tak, a dok�adnie wczoraj, na przyj�ciu w ambasadzie austriackiej. - I od kogo otrzyma� pan takie informacje? - Od pewnego oficera z garnizonu w Buda-Peszcie, kt�ry zaprzyja�ni� si� z pana bratem w czasie jego pobytu w stolicy w�gierskiej i kt�ry nie m�g� si� go nachwali�. Pa�ski brat odni�s� tam wielki sukces, a przyj�cie, z jakim spotka� si� w Buda-Peszcie, potwierdzi�o si� r�wnie� w Ragz, co nie powinno pana dziwi�, m�j drogi Vidal. - A - nalega�em - czy ten oficer by� r�wnie� zachwycony rodzin� Roderich�w? - Oczywi�cie. Doktor jest uczonym w pe�nym tego s�owa znaczeniu. Cieszy si� powszechnym uznaniem w ca�ym cesarstwie austro-w�gierskim. Otrzyma� wszystkie mo�liwe godno�ci i w og�le to dobr� parti� robi pa�ski brat, gdy� jak si� wydaje, Mile Myra Roderich jest bardzo pi�kn� osob�. - Nie zaskocz� wi�c pana, drogi przyjacielu - odrzek�em - potwierdzaj�c panu, �e Marc tak� j� znajduje, i jak s�dz�, jest bardzo w niej zakochany. - Tym lepiej, m�j drogi Vidal. Zechce pan przekaza� gratulacje i �yczenia bratu, kt�rego szcz�cie osi�gnie takie wy�yny, �e przysporzy mu to zawistnik�w... Lecz - z wahaniem powstrzyma� si� m�j rozm�wca - nie wiem, czy nie pope�ni�em niedyskrecji, m�wi�c to panu... - Niedyskrecji? - zdziwi�em si�. - Pa�ski brat pisa� do pana dopiero kilka miesi�cy przed swym przybyciem do Ragzu... - Przed swym przybyciem? - powt�rzy�em. - Tak... Mile Myra Roderich... Przede wszystkim, m�j drogi Vidal, to mo�liwe, �e brat o niczym nie wiedzia�. - Prosz� wyja�ni�, drogi przyjacielu, gdy� absolutnie nie pojmuj�, do czego czyni pan aluzje. - No dobrze, wydaje si�, co nie b�dzie niespodziank�, �e Mile Roderich uwielbia�o wielu, a szczeg�lnie pewna osobisto��, kt�ra nie by�a wcale pierwsz� lepsz�. To w�a�nie opowiedzia� mi m�j kolega, �w oficer z ambasady, kt�ry jeszcze przed pi�cioma tygodniami przebywa� w Buda-Peszcie. - A ten rywal? - Zosta� odprawiony przez doktora Rodericha. - Zatem nie ma potrzeby tym si� zajmowa�. Zreszt�, gdyby Marc zna� rywala, na pewno wspomnia�by o nim w swych listach. Skoro nie pisn�� ani s�owa, rzecz jest bez znaczenia. - Zapewne, m�j drogi Vidal, wszak�e starania tego osobnika o r�k� Mile Roderich wywo�a�y sporo szumu w Ragzu i w sumie b�dzie lepiej, aby pan by� poinformowany. - Na pewno, i s�usznie pan mnie uprzedzi�, gdy� nie jest to zwyk�a plotka... - Oczywi�cie, �e nie, informacja ca�kowicie pewna... - Lecz na szcz�cie jest ju� po sprawie - odpowiedzia�em. - To najwa�niejsze. A poniewa� chcia�em ju� wyj�� - zapyta�em: - A propos, drogi przyjacielu, czy pa�ski oficer wymieni� nazwisko tego odrzuconego zalotnika? - Tak. - I on si� nazywa?... - Wilhelm Storitz. - Wilhelm Storitz?... Syn tego chemika czy raczej alchemika? - W�a�nie tego. - Ach tak! To s�awne nazwisko!... Uczony, kt�rego odkrycia uczyni�y s�awnym. - I z kt�rego Niemcy s� s�usznie bardzo dumni, m�j drogi Vidal. - Czy� on nie zmar�? - Tak, przed kilku laty, lecz �yje jego syn, a wed�ug mojego rozm�wcy ten Wilhelm Storitz jest cz�owiekiem niepokoj�cym. - Niepokoj�cym?... Co pan przez to rozumie, drogi przyjacielu? - Jak by tu rzec... Je�li wierzy� memu oficerowi z ambasady, to Wilhelm Storitz jest niepodobny do innych. - Do kro�set! - wykrzykn��em rozbawiony. - Oto kto staje si� wzruszaj�cym orygina�em! Czy� nasz zakochany posiada trzy nogi albo cztery r�ce, lub mo�e sz�sty zmys�? - Tego mi nie wyja�niono - odrzek� �miej�c si� m�j rozm�wca. - W ka�dym razie mam podstawy przypuszcza�, �e ten os�d dotyczy raczej strony moralnej ni� fizycznej Wilhelma Storitza, kt�rego, je�li dobrze zrozumia�em, nale�a�oby si� wystrzega�... - B�dziemy si� go wystrzega�, drogi przyjacielu, co najmniej do dnia, gdy Mademoiselle Myra Roderich zostanie Madame Vidal. Sko�czywszy na tym i nie przejmuj�c si� zbytnio informacj�, u�cisn��em serdecznie r�k� porucznika i wr�ci�em do siebie, by doko�czy� przygotowania do podr�y. II Opu�ci�em Pary� 14 kwietnia, o si�dmej rano, pocztow� berlink�. Za jakie� dziesi�� dni powinienem dotrze� do stolicy Austrii. Prze�lizgn� si� szybko po tej pierwszej cz�ci podr�y. Nie zaznaczy�a si� �adnym wydarzeniem, a przebyte okolice zacz�y ju� by� zbyt znane, by zas�ugiwa�y na dok�adniejszy opis. Strasburg by� pierwszym powa�niejszym postojem. Przy wyje�dzie z tego miasta pochyli�em si� ku oknu. Wysoka iglica Katedry zdawa�a mi si� ca�a sk�pana w promieniach s�o�ca, �wiec�cego z po�udniowego wschodu. Sp�dzi�em wiele nocy ko�ysany muzyk� k� mia�d��cych �wir na drodze, tym monotonnym szumem, kt�ry usypia lepiej ni� cisza. Przeby�em kolejno Oos, Bade, Karlsruhe i kilka innych miast. Nast�pnie zosta�y za mn� Stuttgart i Ulm w Wirtembergii, a w Bawarii Augsburg i Monachium. Przed granic� austriack� nieco d�u�szy post�j zatrzyma� mnie w Salzburgu i w ko�cu 25 kwietnia, o sz�stej trzydzie�ci pi�� wieczorem, paruj�ce konie zajecha�y na podw�rze najlepszej gospody w Wiedniu. W stolicy sp�dzi�em zaledwie trzydzie�ci sze�� godzin, w tym dwie noce. Zamierza�em zwiedzi� j� dok�adniej w czasie powrotu. Dunaj ani nie przep�ywa przez Wiede�, ani go nie op�ywa. Musia�em przeby� prawie mil� powozem, by dosta� si� na brzeg rzeki, kt�rej us�u�ne wody ponios� mnie do Ragzu. W przeddzie� zapewni�em sobie miejsce na galarze �Dorota�, przystosowanym do przewozu pasa�er�w. Na pok�adzie galaru by�o wszystkiego po trosze, s�ysza�o si� przedstawicieli r�nych narodowo�ci: Niemc�w, Austriak�w, W�gr�w, Rosjan, Anglik�w. Pasa�erowie zajmowali ty� statku, gdy� prz�d wype�nia�y towary i nikt tam ju� by si� nie zmie�ci�. M� podstawow� trosk� by�o otrzyma� koj� na noc we wsp�lnej sali. Ale o wniesieniu walizki do tej sypialni nie by�o nawet co marzy�. Musia�em wi�c pozostawi� j� na zewn�trz obok �awki, na kt�rej zamierza�em sp�dzi� znaczn� cz�� podr�y, rzucaj�c od czasu do czasu okiem na swoj� w�asno��. Dzi�ki podw�jnemu impulsowi - pr�du i do�� porywczego wiatru - galar p�yn�� �wawo, tn�c swym dziobem ��tawe wody pi�knej rzeki, gdy� wydawa�y si� one raczej zabarwione ochr� ni� lazurytem, o czym m�wi legenda. Mijali�my liczne statki - z �aglami napi�tymi przez wiatr, przewo��ce produkty wsi, rozci�gaj�cych si� jak okiem si�gn�� po obu brzegach. Przep�ywali�my r�wnie� obok ogromnych tratw, drewnianych poci�g�w utworzonych chyba z ca�ego lasu, na kt�rych postawiono p�ywaj�ce wioski budowane na pocz�tku sp�awu, a rozbierane na ko�cu, kt�re przypomina�y olbrzymie jangady brazylijskie na Amazonce. Nast�pnie jedne po drugich wyspy, kapry�nie rozsiane, du�e lub ma�e, w wi�kszo�ci ledwie wynurzone i czasami tak niskie, �e przyb�r wody na kilka palc�w je zatapia�. Radowa�o si� serce, gdy patrzy�e� na nie, tak zieleniej�ce, tak �wie�e, z szeregiem wierzb, topoli, osik, wilgotn� traw� przetykan� kwiatami w �ywych kolorach. Mijali�my r�wnie� wioski nawodne, zbudowane przy samym brzegu rzeki. Zdawa�o si�, �e fala, wzburzona przez statki, ko�ysze palami, na kt�rych si� wspieraj�. Cz�stokro� przep�ywali�my tak�e pod lin� zawieszon� mi�dzy jednym a drugim brzegiem, ryzykuj�c zaczepieniem o ni� naszym masztem, pod lin� promu, na kt�rym dwie tyczki unosi�y bander� narodow�. W ci�gu tego dnia stracili�my z oczu Fischamend, Rigelsbrun, a wieczorem �Dorota� zawin�a do uj�cia Marchu , lewego dop�ywu, p�yn�cego z Moraw granicz�cych z kr�lestwem w�gierskim. Tu sp�dzili�my noc z 27 na 28 kwietnia i wyruszyli�my rankiem, o �wicie, pchani wiatrem, przez tereny, gdzie w XVI-ym wieku Francuzi i Turcy bili si� z tak� zaci�to�ci�. Nast�pnie po zawini�ciu do Petronelu, do Altenburga, Hainburga, po przebyciu prze�omu W�gierskich Wr�t, po otwarciu si� mostu zwodzonego galar przybi� do nabrze�y Preszburga. Post�j dwudziestoczterogodzinny, potrzebny do prze�adunku towar�w, pozwoli� mi zwiedzi� miasto, zas�uguj�ce na uwag� podr�nych. Sprawia wra�enie zbudowanego na prawdziwym przyl�dku. To morze powinno rozpo�ciera� si� u jego st�p i fale winny obmywa� jego fundamenty, zamiast spokojnych w�d rzeki nie kryj�cych w sobie �adnych niespodzianek. Powy�ej linii cudownych bulwar�w rysowa�y si� sylwetki dom�w zbudowanych z widoczn� symetri�, w pi�knym stylu. Podziwia�em katedr� z kopu�� zwie�czon� z�ot� koron�, liczne hotele, kilka pa�ac�w nale��cych do arystokracji w�gierskiej. P�niej wspi��em si� na wzg�rze, do kt�rego przylepi� si� zamek, i zwiedzi�em t� rozleg�� czworoboczn� budowl� flankowan� na swych rogach przez wie�e, jak ruiny �redniowieczne. Mo�na by �a�owa� tej wspinaczki, gdyby nie roztacza�a si� st�d szeroka panorama na wspania�e winnice w pobli�u i niesko�czon� r�wnin�, po kt�rej p�ynie Dunaj. Poni�ej Preszburga, rankiem 30 kwietnia, �Dorota� zag��bi�a si� w puszt�. Puszta to po��czenie rosyjskich step�w i ameryka�skiej sawanny. Jej niezmierzone r�wniny rozci�gaj� si� przez ca�e �rodkowe W�gry. Nadzwyczaj ciekawy teren z nie ko�cz�cymi si� pastwiskami, na kt�rych czasami mo�na dostrzec w dzikim galopie niezliczone tabuny koni, a kt�re �ywi� r�wnie� tysi�czne stada wo��w i bawo��w. St�d zaczyna si� swymi licznymi zygzakami prawdziwy Dunaj w�gierski. Zasilony ju� pot�nymi dop�ywami zd��aj�cymi z Ma�ych Karpat i Alp Styryjskich, nabiera odt�d wygl�du wielkiej rzeki i nie sprawia ju� wi�cej wra�enia zwyk�ego dop�ywu, jak to by�o na terenie Austrii. W wyobra�ni cofa�em si� wzd�u� jego biegu, a� do odleg�ego �r�d�a, tu� przy granicy francuskiej w Wielkim Ksi�stwie Badenii, granicz�cym z Alzacj�, i s�dz�, �e to w�a�nie deszcze z Francji zasilaj� pierwsze wody. Wieczorem galar przyby� do Raab i zacumowa� przy nabrze�u na noc, nast�pny dzie� i kolejn� noc. Wystarczy�o mi dwana�cie godzin, by zwiedzi� t� miejscowo��, bardziej fortec� ni� miasto, kt�r� Madziarzy zw� Gy�r. Nazajutrz, kilka mil poni�ej Raabu, dostrzegli�my nie zatrzymuj�c si�, s�awn� cytadel� w Kromorn , zbudowan� ca�kowicie w XV wieku przez Mathiasa Corvina, tam rozegra� si� ostatni akt powstania. Nie mog�em nic lepszego uczyni� w tej cz�ci terytorium w�gierskiego, jak tylko podda� si� pr�dowi Dunaju. Wci�� kapry�ne meandry, ostre zakola, kt�re urozmaicaj� krajobraz, niskie wyspy wp�zatopione, a ponad nimi wzlatuj�ce �urawie i bociany. Wok� puszta w ca�ej okaza�o�ci, ju� to jako bujna ��ka, ju� to jako faluj�ce na horyzoncie wzg�rza. Tu uzyskuje si� najlepsze na W�grzech zbiory z winnic. Produkcj� tego kraju, znajduj�cego si� na li�cie region�w uprawy winoro�li tu� za Francj�, a przed W�ochami i Hiszpani�, ocenia si� na ponad milion beczek - nie licz�c tokaju. Ten plon, jak m�wi�, jest prawie ca�kowicie spo�ywany na miejscu. Nie b�d� ukrywa�, �e pozwoli�em sobie opr�ni� kilka butelek w przybrze�nych ober�ach. O tyle mniej pozosta�o dla garde� madziarskich. Trzeba zaznaczy�, �e sposoby uprawy roli w puszcie poprawiaj� si� z roku na rok. Jest jeszcze jednak du�o do zrobienia. Nale�a�oby zbudowa� sie� kana��w irygacyjnych, kt�re zapewni�yby tej ziemi nadzwyczajn� urodzajno��, zasadzi� tysi�ce drzew tworz�cych d�ugie i szerokie pasy obronne jako bariery przeciwko szkodliwym wiatrom. Wtedy plony zb� mog�yby si� podwoi� lub potroi�. Niestety, na W�grzech istniej� zbyt du�e maj�tki. Dobra le��ce od�ogiem s� znaczne, bo jak w�a�ciciel mo�e eksploatowa� w pe�nym zakresie ziemi� o powierzchni dwudziestu pi�ciu mil kwadratowych? Drobni rolnicy s� posiadaczami nawet nie czwartej cz�ci tego rozleg�ego terytorium. Taki stan rzeczy, szkodliwy dla kraju, zmieni si� stopniowo i jedynie ta nieunikniona logika posiada przysz�o��. Ch�op w�gierski nie wzbrania si� wcale przed post�pem. Ma wiele dobrych ch�ci, du�o odwagi i inteligencji. By� mo�e, �e jest troch� zbyt zadowolony z siebie, w ka�dym razie du�o mniej ni� ch�op germa�ski. Mi�dzy nimi istnieje taka r�nica, i� je�li pierwszy s�dzi, �e mo�e wszystkiego si� nauczy�, to drugiemu wydaje si�, �e ju� wszystko wie. By�o to na wysoko�ci Gran, gdy zauwa�y�em zasadnicz� zmian� krajobrazu. R�wninna puszta zacz�a ust�powa� d�ugim i szerokim wzg�rzom, ko�cowym partiom Karpat i Alp Noryckich, �ciskaj�cym rzek� i zmuszaj�cym j� do przeciskania si� w�skimi prze�omami. Gran jest siedzib� arcybiskubstwa i prymasa W�gier i bez w�tpienia najbardziej godnym pozazdroszczenia ze wszystkich biskupstw na ca�ym globie, je�li dobra tego �wiata maj� jakikolwiek powab dla katolickiego purpurata. Rzeczywi�cie, w�a�ciciel tej siedziby - kardyna�, prymas, legat, Ksi��� Cesarstwa - uzyskuje doch�d mog�cy przekroczy� nawet milion funt�w. Poni�ej Granu wraca ponownie puszta. Trzeba stwierdzi�, �e natura jest wielkim artyst�. Stosuje ona prawo kontrast�w we wszystkim, co czyni. Tutaj w�a�nie zechcia�a, by krajobraz, po tak zmiennych widokach mi�dzy Preszburgiem i Granem, sta� si� smutny, przygn�biaj�cy, monotonny. W tym miejscu �Dorota� musia�a wybra� jedno z dw�ch ramion okalaj�cych wysp� �wi�tego Andrzeja, oba zreszt� �aglowne. Obrali�my lewe, co pozwoli�o mi zobaczy� miasto Waitzen, nad kt�rym g�rowa�o z p� tuzina dzwonnic, a ko�ci�, zbudowany w�r�d masy zieleni nad samym brzegiem, przegl�da� si� w wodzie. Jeszcze dalej pejza� zacz�� znowu si� zmienia�. Na r�wninie ukaza�y si� uprawy warzyw, po rzece sun�y liczne �odzie. Spok�j ust�pi� miejsca o�ywieniu. By�o widoczne, �e zbli�amy si� do stolicy. I to jakiej stolicy! Podw�jnej jak niekt�re gwiazdy, a je�li te gwiazdy nie s� nawet pierwszej wielko�ci, to niemniej w konstelacji w�gierskiej b�yszcz� przepychem. Galar okr��y� ostatni� zadrzewion� wysp�. Najpierw ukaza�a si� Buda, nast�pnie Peszt. To w�a�nie w tych dw�ch miastach, nieroz��cznych jak bli�ni�ta syjamskie, od 3 do 6 maja spo�yj� kilka posi�k�w i zm�cz� si� ponad wszelk� miar�, zwiedzaj�c je sumiennie. Mi�dzy Bud� i Pesztem, mi�dzy miastem tureckim i miastem w�gierskim, kursuj� flotylle barek zapewniaj�cych przew�z mi�dzy nimi. Jest to rodzaj galeot - na przodzie z masztem flagowym, wyposa�onych w pot�ny ster z niezmiernie wyd�u�onym dr�giem. Obie strony rzeki przekszta�cone s� w nabrze�a, otoczone budynkami o ciekawej architekturze, ponad kt�rymi wystrzelaj� smuk�e wie�yczki i dzwonnice. Buda, miasto tureckie, le�y na prawym brzegu, Peszt na lewym, a Dunaj, usiany zieleniej�cymi wyspami, tworzy z nich p�okr�g�y sznur nale��cy do miasta w�gierskiego. Z tej strony jest to r�wnina, na kt�rej miasto mog�o dot�d i b�dzie mog�o rozwija� si� �atwo w przysz�o�ci. Od strony Budy natomiast opadaj� wzg�rza pokryte bastionami wie�cz�cymi cytadel�. Z tureckiej Buda stara si� przekszta�ci� w w�giersk� i jak mo�na �atwo zaobserwowa�, r�wnie� w austriack�. Bardziej wojskowa ni� handlowa; brakuje jej ruchu w interesach. Nie dziwi wi�c, �e na jej ulicach ro�nie i okala chodniki trawa. Mieszka�cy to przewa�nie �o�nierze. M�wi si� tu, �e �yj� oni w mie�cie b�d�cym w stanie obl�enia. W wielu miejscach powiewa narodowa flaga, kt�rej jedwab rozwija si� na wietrze. Jest to wi�c, bior�c wszystko pod uwag�, miasto nieco martwe, kt�remu przeciwstawia si� tak �ywy Peszt. Mo�na by rzec, �e Dunaj p�ynie tutaj mi�dzy przysz�o�ci� i przesz�o�ci�. Mimo �e Buda posiada arsena�, �e wiele jest koszar, mo�na tu r�wnie� zwiedza� liczne pa�ace o dostojnym wygl�dzie. Odczuwa�em jakie� wzruszenie stoj�c przed starymi ko�cio�ami, przed katedr�, zamienion� na meczet pod panowaniem dynastii otoma�skiej. Podziwia�em rozleg�e widoki na domy z tarasami jak na Wschodzie, otoczone kratami. Przebiega�em sale Ratusza otoczonego barierami w kolorze ��to-czarnym. Rozmy�la�em nad grobowcem Gull-Baby, odwiedzanym przez pielgrzym�w tureckich. Jednak�e to w�a�nie Peszt zaj�� mi, jak r�wnie� wi�kszo�ci cudzoziemc�w, najwi�cej czasu. I nie by� to wcale czas stracony, mo�na mi wierzy�, gdy� doprawdy dwa dni nie wystarcz� do zwiedzenia stolicy w�gierskiej, imponuj�cego centrum uniwersyteckiego. Nale�y najpierw wdrapa� si� na wzg�rze le��ce na po�udnie od Budy, na kra�cu przedmie�cia Taban, by mie� pe�ny widok na oba miasta. Z tego punktu mo�na dostrzec nabrze�a Pesztu oraz place otoczone pa�acami i hotelami o pi�knym uk�adzie architektonicznym, tu i �wdzie kopu�y o z�oconych �ebrach, wie�e zuchwale wznosz�ce si� ku niebu. Wygl�d Pesztu jest niew�tpliwie wspania�y i nie bez racji czasami przek�ada si� go nad Wiede�. Podmiejska wie�, usiana willami, rozprzestrzenia�a si� w ogromn� r�wnin� Rakosz, gdzie dawniej rycerze w�gierscy uczestniczyli w wielkim zgie�ku, w narodowych sejmach. Nie mo�na tak�e zaniedba� starannego zwiedzania Muzeum i ogl�dania tego, co zawiera: obraz�w i rze�b, sal historii przyrody i zabytk�w prehistorycznych, napis�w, monet, kolekcji etnograficznych o du�ej warto�ci. Nast�pnie trzeba zobaczy� wysp� Ma�gorzaty z jej zagajnikami, ��kami, k�pieliskami zasilanymi gor�cymi �r�d�ami, a tak�e ogr�d publiczny Stadtwaldchen, oblewany ma�� rzeczk�, po kt�rej p�ywaj� lekkie ��dki, jego cieniste aleje, namioty rozrywki, kt�rym oddaje si� �wawy, zuchowaty t�um, gdzie spotyka si� moc godnych uwagi typ�w m�czyzn i kobiet. W przeddzie� odjazdu wst�pi�em do jednej z g��wnych restauracji w mie�cie, by chwil� odpocz��. Ulubiony nap�j Madziar�w, bia�e wino zmieszane z �elazist� wod�, przyjemnie mnie od�wie�y�. Poszed�em dalej zwiedza� miasto, gdy nagle wzrok m�j zatrzyma� si� na rozpostartej gazecie. Wzi��em j� odruchowo i wkr�tce moj� uwag� przyci�gn�� tytu� napisany du�ymi gotyckimi literami: �Rocznica �mierci Storitza�. By�o to nazwisko, kt�re wymieni� porucznik policji. Nazwisko s�awnego alchemika niemieckiego, a tak�e odepchni�tego pretendenta do r�ki Myry Roderich. Nie mo�na mie� w tym wzgl�dzie w�tpliwo�ci. Oto co przeczyta�em: �Za dwadzie�cia dni, 25 maja, b�dzie obchodzona w Sprembergu rocznica �mierci Ottona Storitza. Mo�na spodziewa� si�, �e ludno�� zjawi si� t�umnie na cmentarzu w rodzinnym mie�cie s�awnego uczonego. Jak wiadomo, ten niezwyk�y cz�owiek okry� s�aw� Niemcy dzi�ki swym wspania�ym dzie�om, zadziwiaj�cym odkryciom, dzi�ki wynalazkom, kt�re przyczyni�y si� do rozwoju nauk fizycznych�. Autor artyku�u wcale nie przesadza�. Otto Storitz by� rzeczywi�cie s�awny w �wiecie nauki. Najwi�cej do my�lenia da� mi dalszy ci�g artyku�u: �Nikt nie zaprzecza, �e za �ycia, dla pewnych umys��w sk�onnych do wiary w rzeczy nadprzyrodzone, Otto Storitz sta� si� czarnoksi�nikiem. Nie ma w�tpliwo�ci, �e wiek lub dwa wcze�niej by�by pojmany, osadzony i spalony na oczach gawiedzi. Dodajmy, �e po jego �mierci wielu ludzi, oczywi�cie sk�onnych do �atwowierno�ci, uznawa�o go tym bardziej za sprawc� czar�w i zakl��, za posiadaj�cego moc nadludzk�. Uspokaja�a ich my�l, �e swe sekrety zabra� do grobu. Nie mo�na liczy� na to, �e tym poczciwym ludziom otworz� si� kiedykolwiek oczy. Dla nich Otto Storitz zostanie przede wszystkim kabalist�, magiem, istot� op�tan� przez demony�. Niech b�dzie, czym chce, my�la�em sobie, lecz najwa�niejsze jest to, �e jego syn zosta� ostatecznie odprawiony przez doktora Rodericha. Je�li chodzi o reszt�, ma�o mnie obchodzi! Gazeta ko�czy�a tymi s�owy: �Nale�y wi�c przypuszcza�, �e na ceremonii rocznicowej b�dzie wielki t�um, tak jak w latach poprzednich, nie licz�c przyjaci� wiernych pami�ci Ottona Storitza. Nie b�dzie przesad� s�dzi�, �e bardziej zabobonna ludno�� Sprembergu oczekuje na jaki� cud i chce by� tego �wiadkiem. Wed�ug tego, co powtarza si� powszechnie na mie�cie, cmentarz mo�e by� scen� najbardziej nieprawdopodobnych i zadziwiaj�cych zjawisk. Nikt nie by�by zaskoczony, gdyby w�r�d og�lnego przera�enia podni�s� si� kamie� na grobie i niezwyk�y uczony zmartwychwsta� w pe�ni swej chwa�y. Wed�ug opinii niekt�rych z nich Otto Storitz wcale nie umar� i urz�dzono fa�szyw� ceremoni� w dniu pogrzebu. Nie omieszkamy zaprzeczy� podobnym bredniom. Lecz jak ka�dy wie, logika nie ma czego szuka� w przes�dach i du�o lat up�ynie, zanim zdrowy rozs�dek zwyci�y te �mieszne legendy�. Lektura ta wcale nie kojarzy�a mi si� z jakimi� pesymistycznymi refleksjami. �e Otto Storitz zmar� i zosta� pochowany, to zupe�nie pewne; �e gr�b jego mo�e si� otworzy� 25 maja, a on uka�e si� t�umowi jako nowy �azarz - nie warto nad tym zatrzymywa� si� ani chwili. Lecz je�li zgon ojca by� faktem niezaprzeczalnym, tym bardziej pewne by�o to, �e jego syn Wilhelm Storitz, odrzucony przez rodzin� Roderich�w, �y� i to ca�kiem nie�le. Czy nie nale�a�o si� obawia�, �e znienawidzi� Marka, �e b�dzie stara� si� przeszkodzi� jego �lubowi? W porz�dku! - powiedzia�em do siebie odrzucaj�c gazet� - ja chyba bredz�. Wilhelm Storitz prosi� o r�k� Myry... odm�wiono mu... A potem? Nie widziano go wi�cej, a poniewa� Marc nie napisa� mi nigdy ani s�owa o tej sprawie, nie wiem, dlaczego mia�bym do niej przywi�zywa� jak�kolwiek uwag�. Poprosi�em o papier, pi�ro, atrament i napisa�em do brata, anonsuj�c mu, �e nazajutrz opuszcz� Peszt i przyb�d� 11 maja po po�udniu, gdy� jestem najwy�ej o siedemdziesi�t pi�� mil od Ragzu. Doda�em r�wnie�, �e jak dot�d podr� przebiega bez zak��ce� i op�nie� i nie widz� �adnego powodu, aby nie zako�czy�a si� tak samo. Nie zapomnia�em tak�e do��czy� pozdrowie� dla pa�stwa Roderich�w, a dla Myry zapewnie� o mej serdecznej sympatii, kt�re Marc zechce jej przekaza�. Nazajutrz o �smej �Dorota� odbi�a od pomostu zbudowanego wzd�u� nabrze�a, a �agle wype�ni�y si� wiatrem. Rozumie si� samo przez si�, �e do Wiednia na ka�dym postoju zmienia� si� sk�ad pasa�er�w. Jedni wysiadali w Preszburgu, w Raab, w Gren, w Buda-Peszcie, drudzy wsiadali przed odp�yni�ciem z tych�e miast. By�o zaledwie pi�ciu lub sze�ciu, kt�rzy p�yn�li statkiem od stolicy austriackiej, mi�dzy innymi Anglicy, p�yn�cy a� do Morza Czarnego. W Peszcie, podobnie jak w innych portach, �Dorota� wzi�a r�wnie� nowych pasa�er�w. Jeden z nich przyci�ga� szczeg�lnie moj� uwag�, gdy� jego wygl�d wydawa� mi si� do�� dziwny. By� to m�czyzna oko�o trzydziestopi�cioletni, wysoki, o w�osach ognistorudych, o surowej twarzy, w�adczym spojrzeniu, a og�lnie niezbyt sympatyczny. Jego postawa wskazywa�a, �e jest cz�owiekiem nieprzyst�pnym, okazuj�cym pogard� dla otoczenia. Wiele razy zwraca� si� do za�ogi, co pozwoli�o mi us�ysze� jego osch�y g�os i zauwa�y� nieprzyjemnie ostry ton brzmi�cy w zadawanych pytaniach. Pasa�er ten, jak si� wydawa�o, nie chcia� z nikim przestawa�. Nic mnie to nie obchodzi�o, gdy� dot�d odnosi�em si� z wielk� rezerw� wobec towarzyszy podr�y. W�a�ciciel �Doroty� by� jedynym, do kt�rego zwraca�em si� o informacje. Oceniaj�c tego osobnika, mia�em podstawy s�dzi�, �e by� to Niemiec, pochodz�cy najprawdopodobniej z Prus. To si� czu�o, jak zwyk�o si� mawia�. Wszystko u niego nosi�o pi�tno teuto�skie. Rzecz� niemo�liw� by�oby pomyli� go z dzielnymi W�grami, tymi sympatycznymi Madziarami, prawdziwymi przyjaci�mi Francji. Galar, opu�ciwszy Buda-Peszt, nie p�yn�� ju� szybciej ni� pr�d rzeki. Bardzo lekka bryza nadawa�a mu jedynie niewielk� szybko�� w�asn�. Stwarza�o to mo�liwo�� obserwowania w szczeg�ach krajobrazu przesuwaj�cego si� przed naszymi oczami. Gdy podw�jne miasto zosta�o ju� z ty�u, �Dorota� dotar�a do wyspy Czepel, dziel�cej Dunaj na dwie odnogi, i wp�yn�a do tej lewej. By� mo�e czytelnik zdziwi si� - przyjmuj�c, �e b�d� mia� czytelnik�w! - ca�kowit� banalno�ci� podr�y, kt�r� rozpocz��em chwal�c jej niezwyk�o��. Je�li tak jest, prosz� go o cierpliwo��. W nied�ugim czasie b�dzie mia� tyle dziwnych rzeczy, ile tylko mo�e sobie �yczy�. Pierwsze zdarzenie, kt�re zachowuj� w pami�ci, mia�o miejsce dok�adnie w momencie, gdy �Dorota� op�ywa�a wysp� Czepel. Incydent w zasadzie nic nie znacz�cy. Czy mam prawo nazywania �incydentem� faktu o tak ma�ym znaczeniu, i co wi�cej, ca�kowicie urojonego, czego dow�d mia�em natychmiast? Cokolwiek by to by�o, oto jak si� rzecz mia�a. Sta�em na tyle statku, obok mej ma�ej walizki, na kt�rej znajdowa�a si� nalepka, gdzie ka�dy, kto chcia�, m�g� odczyta� moje imi�, nazwisko, adres i zaw�d. Oparty o por�cz, pozwala�em b��dzi� b�ogo oczom po puszcie, rozci�gaj�cej si� poni�ej Pesztu, i przyznaj�, �e nie my�la�em o niczym. Nagle dozna�em dziwnego wra�enia, �e kto� znajduje si� za mn�. Ka�dy do�wiadczy� zapewne tego t�umionego skr�powania, jakie odczuwamy, gdy jeste�my ogl�dani bez naszej wiedzy przez kogo�, kogo obecno�ci nie jeste�my �wiadomi. Jest to zjawisko s�abo lub w og�le niewyt�umaczalne i do�� tajemnicze. W�a�nie w tym momencie dozna�em tego rodzaju skr�powania. Odwr�ci�em si� gwa�townie. W pobli�u nie by�o nikogo. Wra�enie by�o tak dojmuj�ce, �e przez kilka minut sta�em z otwartymi ustami po stwierdzeniu, i� jestem sam. W ko�cu jednak musia�em wr�ci� do rzeczywisto�ci i uzna�, �e od najbli�szych pasa�er�w dzieli mnie co najmniej dziesi�� s��ni. Karc�c si� za t� niedorzeczn� nerwowo��, wr�ci�em do poprzedniej pozycji. Na pewno nie zachowa�bym w pami�ci nic z tego b�ahego incydentu, gdyby wydarzenia, kt�rych wcale nie oczekiwa�em, nie kaza�y mi przywo�a� go z pami�ci. W ka�dym razie przesta�em o tym my�le�, przyku�em wzrok do puszty, kt�ra roztacza�a si� woko�o, ze swymi ciekawymi efektami mira�u, ze swymi rozleg�ymi r�wninami, zieleniej�cymi pastwiskami, uprawami bardziej skupionymi, bardziej obfitymi w s�siedztwie du�ego miasta. Na rzece nadal przesuwa�y si� jak paciorki r�a�ca p�askie wysepki ze stercz�cymi wierzbami, kt�rych czuby wy�ania�y si� jak p�kate k�py w kolorze bladej szaro�ci. Tego� dnia, 7 maja, zrobili�my prawie dwadzie�cia mil, p�yn�c wzd�u� licznych meandr�w rzeki, pod niebem zamglonym, daj�cym wi�cej niepogody ni� s�o�ca. Z nadej�ciem wieczora zatrzymali�my si� mi�dzy Duna Pentele i Duna Foldvar. Dzie� nast�pny by� ca�kiem podobny, a post�j wypad� na p�askiej r�wninie, kilkana�cie mil powy�ej Batty. 9 maja rozpogodzi�o si�, wyruszyli�my z zamiarem dotarcia przed wieczorem do Mohacza. Oko�o godziny dziewi�tej, w chwili, gdy wchodzi�em na ruf�, niemiecki pasa�er stamt�d schodzi�. Potr�ci�em go lekko i by�em zaskoczony osobliwym spojrzeniem, jakim mnie obrzuci�. Mimo �e to jedynie przypadek zbli�y� nas do siebie po raz pierwszy, w jego spojrzeniu by�a nie tylko impertynencja, lecz r�wnie� - nie mia�em co do tego w�tpliwo�ci - nienawi��. Czeg� m�g� chcie� ode mnie ten typ? Nienawidzi� mnie jedynie dlatego, �e jestem Francuzem? Pomy�la�em, �e m�g� on przeczyta� moje nazwisko na pokrywie walizki lub na nalepce mego sakwoja�u, le��cym na jednej z �awek na rufie. Prawdopodobnie w taki spos�b zosta�em rozszyfrowany. No dobrze! Zna� moje nazwisko, lecz ja postanowi�em go zignorowa�, gdy� osobnik �w wcale mnie nie interesowa�. �Dorota� zawin�a do Mohacza do�� p�no, i z tego stosunkowo wa�nego o�rodka dostrzeg�em jedynie dwie spiczaste wie�e, wznosz�ce si� nad pogr��on� w cieniu bry�� miasta. Jednak�e zszed�em na l�d i po godzinnej przechadzce wr�ci�em na pok�ad. O �wicie, 10 maja, zabrali�my kilku pasa�er�w i odbili�my od brzegu. Tego dnia spotka�em si� wielokrotnie na pok�adzie z tym�e indywiduum, uporczywie spogl�daj�cym na mnie z min�, kt�ra zdecydowanie mi si� nie podoba�a. Nie lubi� szuka� zaczepki z lud�mi, lecz tym bardziej nie lubi�, gdy obserwuje si� mnie z tak� aroganck� natarczywo�ci�. Je�li ten impertynent mia� mi co� do powiedzenia, dlaczego tego nie uczyni�? Nie by�o przecie� konieczno�ci m�wienia oczyma, nawet je�li nie zna� francuskiego, gdy� mog�em mu odpowiedzie� w jego j�zyku ojczystym. W ka�dym razie, je�li b�d� musia� za��da� wyja�nie� od Teutona, b�dzie lepiej postara� si� wcze�niej o troch� informacji na jego temat. Zapyta�em w�a�ciciela galaru, czy zna tego pasa�era. - Widz� go po raz pierwszy - odpowiedzia�. - Pewno jest Niemcem? - Niew�tpliwie, monsieur Vidal, i s�dz�, �e jest nim nawet dwa razy, gdy� musi to by� i Niemiec, i Prusak. - A to jest ju� o jednego za du�o! - zawo�a�em. Przyznaj�, by� to okrzyk niezbyt dobrze brzmi�cy w ustach cz�owieka kulturalnego, lecz spodoba� si� on kapitanowi, kt�ry by� z pochodzenia W�grem. Po po�udniu statek znalaz� si� na wysoko�ci Samboru, zbyt oddalonego od lewego brzegu rzeki, by mo�na go by�o dostrzec. Jest to miejscowo�� bardzo wa�na, usytuowana, tak jak Szeged, na rozleg�ym p�wyspie utworzonym przez Dunaj i Cis�. Nazajutrz, zostawiaj�c za sob� liczne zakr�ty, �Dorota� skierowa�a si� ku Vukovarowi, zbudowanemu na prawym brzegu. P�yn�li�my wi�c wzd�u� granicy ze S�awoni�, gdzie rzeka zmienia�a sw�j kierunek p�nocno-po�udniowy na wschodni. St�d rozpoczyna�o si� terytorium Pogranicza Wojskowego. W pewnych odst�pach wida� by�o, nieco oddalone od brzegu, liczne posterunki po��czone ze sob� chodz�cymi w t� i z powrotem wartownikami. Zajmowali oni sza�asy z drewna i budki wartownicze z ga��zi. Terytorium to pozostaje pod administracj� wojskow�. Wszyscy mieszka�cy, nazywani tu grenzer, s� �o�nierzami. Prowincje, dystrykty, parafie zosta�y skre�lone i ust�pi�y miejsca regimentom, kompaniom tej specjalnej armii. Pod nazw� Pogranicze Wojskowe rozumie si�, od brzeg�w Adriatyku a� do g�r Transylwanii, powierzchni� sze�ciuset dziesi�ciu mil kwadratowych, kt�rej ludno�� - ponad milion sto tysi�cy dusz - poddana jest surowej dyscyplinie. Ta organizacja datuje si� jeszcze sprzed panowania obecnej kr�lowej Marii-Teresy i ma swoje uzasadnienie nie tylko jako obrona przed Turkami, lecz tak�e jako kordon sanitarny przeciwko d�umie. Jedno nie lepsze od drugiego. Pocz�wszy od Vukovaru nie widzia�em ju� Niemca na pok�adzie. Bez w�tpienia wysiad� w tym mie�cie. Pozby�em si� wi�c jego obecno�ci, co oszcz�dzi�o mi nieprzyjemnych wyja�nie�. Zreszt� obecnie inne my�li zajmowa�y m�j umys�. Za kilka godzin statek przyb�dzie do Ragzu. Co za rado�� z ponownego ujrzenia brata, z kt�rym by�em rozdzielony od ponad roku, z u�ciskania go, z opowiedzenia sobie o rzeczach tak nas interesuj�cych, z poznania nowej rodziny! Oko�o pi�tej po po�udniu na lewym brzegu, mi�dzy wierzbami, za zas�on� top�l, ukaza�o si� kilka ko�cio��w, jedne zwie�czone kopu�ami, inne z g�ruj�cymi nad nimi wie�ami, odcinaj�cymi si� od nieba, po kt�rym p�dzi�y ob�oki. By�y to pierwsze zarysy du�ego miasta, by�o to Ragz. Za ostatnim zakr�tem rzeki ukaza�o si� ca�kowicie, malowniczo po�o�one u st�p wysokich pag�rk�w. Na jednym z nich sta� stary feudalny zamek, zwyczajowy akropol starych miast na W�grzech. Popchni�ty podmuchem wiatru galar zbli�y� si� do przystani. Przybi� do brzegu. Dok�adnie w tej w�a�nie chwili nast�pi� drugi incydent mej podr�y. Czy zas�uguje, aby opowiedzie� o nim?... Os�d�cie sami. Sta�em obok por�czy bakburty, rozgl�daj�c si� wzd�u� linii nabrze�a, podczas gdy wi�kszo�� pasa�er�w pozostawa�a w kabinach. Na zej�ciu z pomostu znajdowa�o si� wielu oczekuj�cych, i nie w�tpi�em, �e w�r�d nich jest Marc. I gdy wypatrywa�em go pilnie, us�ysza�em tu� obok siebie, wyskandowane wyra�nie po niemiecku, te mianowicie s�owa: �Je�li Marc Vidal po�lubi Myr� Roderich, spotka ich nieszcz�cie!� Odwr�ci�em si� raptownie... By�em sam. Jednak�e kto� m�wi� do mnie przed chwil�! Tak, m�wiono do mnie i, powiem wi�cej, g�os nie by� mi obcy!... Mimo to nie by�o nikogo, powtarzam, nikogo!... Oczywi�cie, musia�em si� pomyli� s�dz�c, �e s�ysza�em te s�owa gro�by... Rodzaj halucynacji, nic wi�cej... Moje nerwy musia�y by� w fatalnym stanie, skoro mia�em podobne omamy w ci�gu dw�ch kolejnych dni!... Og�upia�y, rozejrza�em si� ponownie dooko�a siebie... Nie, nie by�o nikogo... C� m�g�bym zrobi� innego, jak tylko wzruszy� ramionami i wysi��� zwyczajnie i po prostu? I to w�a�nie uczyni�em, toruj�c sobie z trudem przej�cie w�r�d g�o�nego t�umu zape�niaj�cego pomost. III Tak jak przypuszcza�em, Marc oczekiwa� mnie na nabrze�u z wyci�gni�tymi ramionami. U�ciskali�my si� serdecznie. - Henryku... m�j drogi Henryku! - powtarza� wzruszony, z wilgotnymi oczyma, mimo �e ca�a twarz promienia�a szcz�ciem. - M�j drogi Marc - powtarza�em ze swej strony - niech ci� jeszcze u�ciskam! Nast�pnie, po tych wylewno�ciach, wykrzykn��em: - Jed�my! W drog�! My�l�, �e zabierzesz mnie do siebie? - Tak, do hotelu Temesvar, o dziesi�� minut st�d, na ulicy Ksi�cia Mi�osza... lecz przedstawi� ci� przedtem memu przysz�emu szwagrowi. Nie dostrzeg�em dot�d oficera, kt�ry trzyma� si� nieco z ty�u Marka. By� to kapitan. Nosi� mundur piechoty Pogranicza Wojskowego. W wieku dwudziestu o�miu lat lub nieco wi�cej, wzrostu powy�ej �redniego, pi�knej postawy, w�sy i br�dka kasztanowate, mina dumnego arystokraty w�gierskiego, lecz spojrzenie ujmuj�ce, twarz u�miechni�ta, w og�le bardzo sympatyczny. - Kapitan Haralan Roderich - przedstawi� Marc. U�cisn��em r�k�, kt�r� wyci�gn�� do mnie kapitan Haralan. - Monsieur Vidal - powiedzia� - jeste�my szcz�liwi mog�c pana zobaczy�. Trudno sobie wyobrazi�, jak� rado�� sprawi� pan ca�ej naszej rodzinie swym tak niecierpliwie oczekiwanym przybyciem. - Czy r�wnie� pannie Myrze? - zapyta�em. - Nie w�tpi� w to! - wykrzykn�� m�j brat - i to nie jest twoja wina, m�j drogi Henryku, �e �Dorota� nie robi�a swych dziesi�ciu mil na godzin� od twego wyjazdu z Wiednia! Nale�y zauwa�y�, �e kapitan Haralan m�wi� biegle po francusku, tak samo jak jego ojciec, matka i siostra, kt�rzy podr�owali po Francji. A poniewa� Marc i ja znali�my doskonale j�zyk niemiecki i powierzchownie w�gierski, mogli�my odt�d rozmawia� bez r�nicy w tych j�zykach, czasami je mieszaj�c. Pow�z zabra� m�j baga�. Kapitan Haralan i Marc wsiedli r�wnie� ze mn� i po kilku minutach zatrzymali�my si� przed hotelem Temesvar. Moja pierwsza wizyta u rodziny Roderich by�a ustalona na dzie� nast�pny, a ja zosta�em sam z bratem w pokoju do�� komfortowym, s�siaduj�cym z apartamentem, kt�ry Marc zajmowa� od swego przyjazdu do Ragzu. Nasza rozmowa przeci�gn�a si� a� do kolacji. - M�j drogi Marku - rzek�em - oto w ko�cu spotkali�my si� obaj, w dobrym zdrowiu, nieprawda�?... Je�li si� nie myl�, to ca�y d�ugi rok trwa�a nasza roz��ka. - Tak, Henryku, i czas ten bardzo mi si� d�u�y�, mimo �e towarzystwo mej drogiej Myry bardzo skraca�o mi go w ostatnich miesi�cach... Lecz, jak widzisz, mimo twej nieobecno�ci, nie zapomnia�em, �e jeste� moim starszym bratem. - Twoim najlepszym przyjacielem, Marku. - A tak�e, Henryku, jak sam rozumiesz, m�j �lub nie m�g�by si� odby� bez twojej obecno�ci przy mnie!... Poza tym, czy nie musz� poprosi� ci� o zgod�?... - Moj� zgod�? - Tak, tak jak prosi�bym o ni� naszego ojca, gdyby tu by�. I co wi�cej, nie b�dziesz m�g� odm�wi� mi jej, gdy poznasz m� narzeczon�... - Znam j� ju� z list�w i wiem, �e jeste� szcz�liwy. - Bardziej, ni� mog� to wys�owi�. Zobaczysz j�, ocenisz i polubisz, jestem tego pewien! B�dzie najlepsz� siostr�, jak� m�g�bym ci ofiarowa�. - I kt�r� zaakceptuj�, m�j drogi Marku, wiedz�c z g�ry, �e mog�e� zrobi� tylko doskona�y wyb�r. Lecz dlaczeg� by nie z�o�y� wizyty doktorowi Roderichowi tego wieczoru? - Nie, jutro... Nie przypuszczali�my, �e statek przyp�ynie tak wcze�nie, i oczekiwali�my ci� dopiero wieczorem. Haralan i ja znale�li�my si� na nabrze�u jedynie dzi�ki nadmiernej ostro�no�ci, i dobrze si� sta�o, gdy� mogli�my asystowa� przy zawijaniu galaru do portu. Ach! gdyby moja droga Myra wiedzia�a o tym!... Jak�e b�dzie �a�owa�!... Lecz, jak ju� m�wi�em, jeste� oczekiwany dopiero jutro. Madame Roderich i jej c�rka zadysponowa�y ju� ten wiecz�r, a jutro na pewno b�d� tego �a�owa�y i przeprasza�y ci� najmocniej. - Rozumiem to, Marku - odrzek�em - a poniewa� b�dziemy mieli dzisiaj kilka godzin dla siebie, zu�yjmy je na rozmow� o przesz�o�ci i przysz�o�ci, na opowiedzenie sobie wszystkiego, co dwaj bracia mog� pami�ta� po roku roz��ki. Marc opowiedzia� mi wi�c o swej w�dr�wce od momentu, kiedy opu�ci� Pary�, o wszystkich etapach znaczonych sukcesami, o swym pobycie w Wiedniu, w Preszburgu, gdzie otworzy�y si� przed nim szeroko wrota artystycznego �wiata. W sumie nie dowiedzia�em si� niczego nowego. Portret sygnowany przez Marka Vidala by� poszukiwany, dyskutowany, i to z takim samym entuzjazmem przez bogatych Austriak�w, co i bogatych Madziar�w. - Nie mog�em podo�a�, m�j drogi Henryku. Zam�wienia i podbijanie cen ze wszystkich stron! C� chcesz, jak powiedzia� jeden z poczciwych mieszczan Preszburga: �Marc Vidal maluje bardziej podobnym, ni� si� jest w rzeczywisto�ci�. Wydaje mi si� ca�kiem prawdopodobne - doda� m�j brat �miej�c si� - �e pewnego dnia zostan� portrecist� ca�ego wiede�skiego dworu! - Uwa�aj, Marku, uwa�aj! Czy wiesz, ile sprawi�by� k�opot�w, gdyby� musia� opu�ci� teraz Ragz, by uda� si� na dw�r! - Odpowiedzia�bym odmownie na zaproszenie najbardziej zaszczytne w �wiecie, m�j przyjacielu. Teraz nie pora na portrety... a w�a�ciwie dopiero co sko�czy�em ostatni. - Jej portret, nieprawda�? - Jej, i wydaje mi si�, �e uda� si� nie najgorzej. - Kto wie? - zawo�a�em. - Gdy malarz zaj�ty jest bardziej modelem ni� portretem... - Przecie� go zobaczysz, Henryku!... Powtarzam ci, bardziej podobna ni� w rzeczywisto�ci!... To m�j styl, jak si� wydaje. Przez ca�y czas, gdy moja kochana Myra pozowa�a, nie mog�em od niej oderwa� oczu. Lecz ona traktowa�a to powa�nie. To nie narzeczonemu, lecz malarzowi chcia�a po�wi�ci� te godziny up�ywaj�ce zbyt szybko... I m�j p�dzel szybko przebiega� po p��tnie... i z jak� pasj�! Czasami wydawa�o mi si�, �e portret o�yje, nabierze �ycia jak pos�g Galatei... - Spokojnie, Pigmalionie, spokojnie. Opowiedz mi raczej, w jaki spos�b pozna�e� rodzin� Roderich�w. - Pisa�em ci o tym. - Tak, lecz opowiedz dok�adniej... - Ju� od pierwszych dni po przybyciu do Ragzu wiele salon�w przyjmowa�o mnie z nale�nym szacunkiem. Sprawia�a mi ogromn� przyjemno�� mo�no�� sp�dzania w taki spos�b wieczor�w, zawsze d�u��cych si� w obcym mie�cie. Bywa�em wytrwale w tych salonach, gdzie spotyka�em si� z dobrym przyj�ciem, i to w�a�nie w jednym z nich odnowi�em znajomo�� z kapitanem Haralanem. - Odnowi�e�?... - zdziwi�em si�. - Tak, Henryku, gdy� spotyka�em go ju� wiele razy w Peszcie. By� bardzo zdolnym oficerem, kt�remu wr�ono pi�kn� przysz�o��, a r�wnocze�nie najmilszym cz�owiekiem, kt�ry na pewno zosta�by bohaterem w czasie wojen Macieja Corvina... - Gdyby �y� w tamtej epoce! - doko�czy�em �miej�c si�. - Tak jak rzek�e� - podj�� Marc tym samym tonem. - S�owem, widywali�my si� tutaj codziennie i nasze stosunki, na pocz�tku do�� lu�ne, zmieni�y si� stopniowo w szczer� przyja��. Zapragn�� przedstawi� mnie swej rodzinie, na co przysta�em tym ch�tniej, �e spotka�em ju� Myr� na kilku przyj�ciach i... - I - doko�czy�em - siostra by�a nie mniej urocza ni� brat, a twe wizyty w domu doktora Rodericha stawa�y si� coraz cz�stsze... - Tak, Henryku. Od trzech miesi�cy ka�dego wieczoru tam by�em. By� mo�e s�dzisz, �e przesadzam, m�wi�c o mej ukochanej Myrze... - Ale� nie, m�j przyjacielu, wcale nie, nie przesadzasz! Jestem pewien, �e nie mo�na by�oby przesadzi� m�wi�c o niej. R�wnie�, je�li chcesz pozna� moj� szczer� opini�, wyznam ci, �e znajduj� ci� nawet zbyt pow�ci�gliwym. - Ach! Drogi Henryku, jak ja j� kocham! - To daje si� zauwa�y�. Poza tym rad jestem wiedz�c, �e wejdziesz do jednej z najbardziej zacnych rodzin... - I najbardziej szanowanych - doda� Marc. - Doktor Roderich jest lekarzem bardzo cenionym i to r�wnie� przez swych koleg�w po fachu. Jednocze�nie ten wspania�y cz�owiek i godny ojciec... - Swej c�rki - doda�em - tak samo jak Madame Roderich zas�uguje nie mniej, bez w�tpienia, aby by� matk�. - Jest wspania�� kobiet�! - zawo�a� Marc. - Uwielbian� przez wszystkich swych bliskich, pobo�n�, �yczliw�, zajmuj�c� si� dobrymi uczynkami... - Z tak� doskona�o�ci� b�dzie te�ciow�, jakiej nie znalaz�oby si� we Francji, czy� nie tak, Marku? - �arty!... �arty!... Po pierwsze, Henryku, nie jeste�my tutaj we Francji, lecz na W�grzech, w tym madziarskim kraju, gdzie obyczaje zachowuj� co� z dawnej surowo�ci, gdzie ro

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!