7171

Szczegóły
Tytuł 7171
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7171 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7171 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7171 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Siergiej �ukjanienko Jesienne wizyty Tytu� orygina�u: Osiennyje wizity Przek�ad: Ewa Sk�rska Data wydania polskiego: 2003 Straszny on jest i gro�ny, od niego samego pochodzi s�d i w�adza jego. Ksi�ga Proroka Awwakuma Diamentowym ostrzem otworzy�em pier�. Teraz krzycz� w g�os, teraz �miej� si�, serce obna�one, serce rozt�tnione, i czarne promienie, co nie widz� mnie. Siergiej Ka�ugin � To tylko s�owa � powiedzia� Zabijaj�cy S�owem. � Tylko wiatr, kt�ry zerwa� si� z twoich ust. Naprawd� s�dzisz, �e przestrasz� si� wiatru? Jaros�aw �arow Usi�d�cie przy mnie. Usi�d�cie, to b�dzie d�uga historia. Sam nawet nie wiedzia�em, jak bardzo d�uga, gdy zaczyna�em j� opowiada�. Lubicie straszne bajki? Ja � nie. W ka�dym razie tak mi si� wydawa�o. Ale rzadko mo�emy robi� tylko to, co lubimy. Najwa�niejsze, co musicie zapami�ta� od razu na samym pocz�tku � ta bajka nie jest o Was. Ona mog�a si� zdarzy� i mo�e si� zdarzy� � ale nie Wam. Jeste�cie bezpieczni w swoim twardym i pewnym �wiecie. Nie ma Was w tej bajce, i nawet, je�li wyda Wam si�, �e jest inaczej, pomylili�cie si�. Mo�ecie mi wierzy�. I je�li doczytacie do ko�ca i poczujecie dotyk ciemno�ci � nie b�jcie si�. To tylko straszna bajka, kt�r� opowiadaj� straszni ludzie. Ta bajka nie jest o Was. Ale je�li kiedy� w nocy w pustym mieszkaniu obudzi Was pstrykni�cie w��cznika, nie spieszcie si�, by podnie�� g�ow� i zapyta�: �Kto to?� Mo�liwe, �e to b�dziecie Wy sami. CZʌ� PIERWSZA PRZYJ�CIE 0 �ciany by�y tu drewniane, ale pod niemalowanymi sosnowymi deszczu�kami le�a� o��w. Tylko drewno � pod�oga z d�bowego parkietu, �ciany z sosny, g��boki, ale twardy fotel, malutki okr�g�y stolik. Na stoliku otwarty zeszyt, dwa zaostrzone o��wki, trzy �wiece w wystruganym z drewna �wieczniku. M�czyzna, kt�ry wszed� do pokoju, szczelnie zamkn�� za sob� drzwi i usiad� przy stole. Wzi�� o��wek, podni�s� do oczu, tak �eby koniec grafitu zas�oni� p�omie� �wiecy. Obejrza�, czy dobrze zaostrzony, i przysun�� do siebie zeszyt. Pod ostatnim krzywym i niedba�ym zapiskiem: �Dy�ur zda�em. Pi�ty pa�dziernika, osiemnasta� � starannie zapisa�: �Przej��em dy�ur. Pi�ty pa�dziernika, mniej wi�cej osiemnasta�. Zegara oczywi�cie nie by�o. Wojskowych biurokrat�w zawsze doprowadza�o to do sza�u. Ale nie odwa�yli si� spiera� z esperami. Po co. M�czyzna odchyli� si� na wysokie twarde oparcie patrzy� na pl�saj�ce j�zyczki p�omienia. Patrzy�, powoli si� rozlu�niaj�c, pozwalaj�c p�omykowi �wiecy wype�ni� sob� ca�y �wiat. Dr��cy p�omie� wok�, a on w �rodku. Przej�� dy�ur... Gdyby otworzy� jedyne wychodz�ce z drewnianego pokoju drzwi, to ukaza�by si� d�ugi, mroczny korytarz. Tylko na ko�cu s�abo �wieci� matowy plafon, jakby zaznaczaj�c granic�, za kt�r� znowu zaczyna� si� wiek dwudziesty. Sze�� takich korytarzy zbiega�o si� w malutkiej sali, w kt�rej by�y dwie windy, zaplombowane na amen awaryjne schody, szyb wentylacyjny i st� obity blach�. Przy stole m�ody kapitan w mundurze wewn�trznych si� zbrojnych kartkowa� stary numer �Andrieja�, zostawiony nie wiadomo kiedy i nie wiadomo przez kogo. Z wewn�trznymi si�ami zbrojnymi m�czyzna mia� tyle wsp�lnego co z konduktorami. Obiekt �psi� niegdy� podlega� wywiadowi wojskowemu, ale przez ostatnie dziesi�� lat dzia�a� jako osobna kom�rka, podlegaj�ca bezpo�rednio prezydentowi. Przechodz�c obok nudz�cego si� kapitana, kolejny raz zapoznaj�cego si� z histori� rosyjskiej erotyki, mo�na by�o wezwa� wind�. Zwyk�y czerwony plastikowy przycisk znajdowa� si� na �cianie obok rozsuwanych drzwi. Drugi, potwierdzaj�cy wezwanie windy, malutki i prawie niewidoczny, by� wmontowany w st�. W czasie trwaj�cego trzy minuty wjazdu windy na powierzchni� znudzony kapitan mia� obowi�zek zadzwoni� i potwierdzi�, �e w windzie s� swoi. Ten dziwny porz�dek pojawi� si� w sze��dziesi�tym dziewi�tym roku (by�y wtedy tylko trzy korytarze, a telefon na stole wojskowy, �elazny), po tym, jak jeden z esper�w udusi� dy�urnego, zabra� mu pistolet, wjecha� na g�r�, wystrzela� ochron� i przez dwie godziny d�uba� co� w stacjonarnej wojskowej radiostacji. Oddzia� wartownik�w za�atwi� szale�ca bez specjalnego trudu i dalszych strat. Ale nawet trzyletnia praca jednego z syberyjskich utajnionych instytut�w nie da�a odpowiedzi na zasadnicze pytania: co esper, zoolog z wykszta�cenia, robi� z radiostacj�, dlaczego s�abiutkie krzemowe tranzystory nie spali�y si� przy napi�ciu dwustu siedemdziesi�ciu wolt�w, sk�d si� takie napi�cie wzi�o i dok�d odesz�o z anteny, zwini�tej w kszta�t muszli kauri? Teraz ka�dego nast�pc� biednego zoologa powita�aby na g�rze w poczekalni uzbrojona ochrona, a pro�ciutkie urz�dzenie po zarejestrowaniu odg�osu wystrza��w b�d� g�o�nych krzyk�w zamkn�oby wszystkie drzwi i wype�ni�o pomieszczenie gazem �zawi�cym. Je�li natomiast wszystko by�o w porz�dku, to po zej�ciu schodami z ogromnego i r�wnie� podziemnego kompleksu, mo�na by�o przez piwnic� dosta� si� do budynku Instytutu �rodk�w Propagandy Wizualnej, przedsi�biorstwa, kt�re mia�o podnosi� moralnego ducha bojownik�w niegdy� radzieckiej, a obecnie rosyjskiej armii. Z Instytutu, ju� bez wi�kszych problem�w, mo�na by�o wyj�� na star� uliczk� w centrum Moskwy. Kierownictwo obiektu �psi� by�o dumne z dw�ch powod�w: �e ani jedno zagraniczne mocarstwo nie wie o jego istnieniu oraz �e nigdzie, nawet w Stanach, wed�ug danych wywiadu, nie by�o podobnego obiektu. M�czyzna siedz�cy teraz w drewnianym pokoju by� jednym z esper�w �psi�. Jak m�g� przypuszcza�, ich grupa liczy�a oko�o czterdziestu ludzi, trzech esper�w nawet zna�. Gdyby si� nieco wysili�, m�g�by pozna� dok�adn� liczb� pracownik�w, ale praca w �psi� ju� dawno oduczy�a go d��enia do niepotrzebnej wiedzy. Co trzy dni przychodzi� do Instytutu, okazywa� przepustk�, schodzi� na pi�tro minus pierwsze, okazywa� drug� przepustk�, a nast�pnie wyg�asza� do mikrofonu wierszyk � has�o obecnego miesi�ca. Kiedy� lekko schrypni�tym g�osem m�czyzna zadeklamowa� nie�mierteln� fraz� o zacnym wujku, kt�rego niemoc zwali�a z n�g. Le��c p� godziny pod luf� pistoletu na betonowej pod�odze, esper omal nie powt�rzy� losu owego wujaszka. Od kilku lat w �psi� planowano zamontowa� system identyfikacji siatk�wki oka, ale na razie wszystko ko�czy�o si� na gadaniu. By� mo�e dlatego, �e po�ytek z �psi� by� nadal kwestionowany przez zwierzchnictwo. Kiedy� m�czyzna pracowa� w drugim korytarzu podziemnego centrum. Przesiaduj�c po dwana�cie godzin w identycznym pokoju, zajmowa� si� dziwn� rzecz� � rozmy�la�, czy w stron� Rosji nie zosta�y wystrzelone ameryka�skie b�d� chi�skie pociski j�drowe. I kiedy� poczu� � z bolesn� jasno�ci�, niemal zobaczy�, jak z lodowatej szaro�ci wody wyskakuj� tytanowe cielska polaris�w, zatrzymuj� si�, ta�cz�c na ognistym s�upie, i powoli wyruszaj� w swoj� ostatni� drog�. �ykaj�c k�uj�ce powietrze, m�czyzna wybieg� z pokoju Paragraf pierwszy: w przypadku przewidzenia... i rykn�� na dy�urnego, siedz�cego za obitym blach� sto�em, a je�li to pomy�ka? je�li pomy�ka... �eby to by�a pomy�ka... spiesz�c si�, �eby zd��y�, chocia�, co mo�na by�o zrobi�, je�li zobaczy� to, co ju� si� sta�o? Dy�urny, �api�c s�uchawk� telefonu, powoli blad�. I nagle esper poczu�, �e wszystko znik�o, rakiety ju� nie wyskakiwa�y z wody, za to na stalowej pod�odze le�a� stary m�czyzna w obcym mundurze wojskowym i krew p�yn�a z okr�g�ego otworu po kuli w skroni �e przysz�o��, kt�ra nie zd��y�a si� wydarzy�, staje si� tylko mo�liwo�ci�. Potem poili go koniakiem, a wyrwani ze snu koledzy pr�bowali jeszcze co� z niego wydoby�. Niemal miesi�c czeka� na decyzj� zwierzchnictwa co do swojej zawodowej przydatno�ci. To by� bardzo d�ugi miesi�c, w czasie kt�rego wywiad wy�awia� okruchy �ci�le tajnych informacji o ameryka�skim admirale, kt�ry oszala�... Esper dosta� awans, bardzo wysok� premi� i zosta� wys�any z rodzin� do sanatorium. Nie m�g� ju� jednak wr�ci� do pracy w grupie przewidywania ataku j�drowego. Zbyt dobrze pami�ta� szare op�ywowe sto�ki wynurzaj�ce si� ze spienionej wody. Proponowano mu przej�cie do grupy przewidywania katastrof przemys�owych Tak, Czernobyla ch�opaki nie zobaczyli, ale Czernobyl mia� by� zaledwie trzeci� z atomowych awarii. albo do grupy konflikt�w spo�ecznych. Ale on wybra� najnowszy sektor � grup� zagro�e� og�lnoplanetarnych. Jakie niebezpiecze�stwa mieliby przewidzie� � tego nigdzie wyra�nie nie okre�lono. Jak m�wi� jeden z esper�w � od trz�sienia ziemi na Tajwanie do wyga�ni�cia s�o�ca... ale na razie, po dw�ch latach pracy, wydzia� nie m�g� sformu�owa� �adnych prognoz. Siadaj�c wygodniej � dy�ur mia� trwa� sze�� godzin � esper nie po raz pierwszy pomy�la� o tym, �e wydzia� zagro�e� og�lnoplanetarnych nie by� nawet danin� z�o�on� politycznej modzie, jak s�dzi� na pocz�tku (bo jakie mog�y by�, do diab�a, �og�lnoludzkie warto�ci� w ich organizacji?), lecz po prostu synekur� dla esper�w, kt�rzy swoje �odrobili�. Ci, kt�rzy podobnie jak on prze�yli wyrazist� �wpadk� rzeczywisto�ci�, nie mogli ju� normalnie funkcjonowa�. Psychika zawodzi�a: albo podrzucaj�c fa�szywe przeczucia, utkane ze wspomnie�, albo starannie nie zauwa�aj�c realnych niebezpiecze�stw. Ale emerytury tu nie by�o. Wykluczy� ludzi z etatu, daj�c im ochron� i bior�c pod dwudziestoczterogodzinn� obserwacj� � tego nawet by nie zdzier�y� bud�et �psi�. No to wymy�lono nowy sektor � nieszkodliwy i bezpretensjonalny. Jedna ze �wiec dopala�a si� powoli. M�czyzna zgasi� j� � strumyczek dymu odp�yn�� w wywietrznik � i pomaca� st� w poszukiwaniu nowej �wiecy. Nikt nie wiedzia�, dlaczego elektryczne o�wietlenie oraz metal i plastik t�umi�y nadnaturalne zdolno�ci. To by� aksjomat, i... ci�ar w skroniach pomieszczenia esper�w s� wyposa�one... p�omie�, p�omie� przed oczami, ognik �wiecy ur�s�, przemieni� si� w pochodni�, co si� ze mn� dzieje? co si� ze mn� dzieje? wpadka Nagle zobaczy� � zobaczy� tak wyra�nie, �e tamta g�o�na wpadka z polarisami, kt�ra przynios�a mu s�aw�, sta�a si� jedynie blad� akwarel� na tle r�nobarwnego pejza�u. Zobaczy� twarze. Tylko twarze. Sze�cioro... A za nimi �mier�. M�czyzna nie zd��y� wyj�� zza sto�u � upad� twarz� w ciep�y wosk zgaszonego ogarka. Stan�o serce � po prostu �cisn�o si� i ju� nie chcia�o si� rozkurczy�. Jakby postanowi�o, �e ma do��. B�lu nie by�o. Esper zsun�� si� na pod�og�, a przed oczami migota�y obrazy � przysz�o��, kt�r� mia� obserwowa� i �ledzi�, kt�rej powinien by� zapobiec. Nawet umieraj�c, w tych sekundach, gdy pozbawiony tlenu m�zg nadal �y�, pr�bowa� poj��, co takiego nape�ni�o go tym strasznym przera�eniem, kt�rego imi� brzmia�o �mier�. Zrozumia�. I umar� ze �wiadomo�ci� cz�owieka, kt�ry mia� szcz�cie, kt�ry, cho� za najwy�sz� cen�, ale zd��y� si� uratowa�. Anatolij W�adimirowicz Szestakow, nigdy nie zak�adaj�cy munduru podpu�kownik, trzydziestosiedmioletni esper, kt�rego zgodnie z tradycj� �psi� nie nazywano po imieniu, le�a� w drewnianym pokoju, g��boko pod moskiewskimi ulicami, i u�miecha� si�. Dopali�a si� druga �wieca, p�mrok rozsun�� �ciany, przydaj�c pomieszczeniu przestronno�ci i powagi. Potem, migocz�c, �cisn�� si� w iskr� knot trzeciej �wiecy. I zapad� mrok, w kt�rym nie by�o ani wymiar�w, ani strachu, ani czasu. 1 Cz�owiek, kt�ry od p� godziny stoi na zimnym p�pi�trze ty�em do a�urowego szybu windy, zwykle ma ku temu powody. Mo�e by� niespiesz�cym si� palaczem, kt�ry przed noc� zaopatruje organizm w nikotyn�, mo�e zapomnia� kluczy i czeka na sp�niaj�c� si� ma��onk�, albo te� czatuje na d�u�nika. Ilja Karamazow nie pali� i nigdy nie by� �onaty. W jakim� stopniu pasowa� do niego wariant trzeci. Patrz�c na ciemnoniebieski kolor �cian, czeka� cierpliwie i oboj�tnie. Od czasu do czasu przymyka� oczy, jakby ws�uchuj�c si� w co� w g��bi siebie. Mo�e tak w�a�nie by�o. Minuty p�yn�y powoli i ma�o kto by wytrzyma�, nie zmieniaj�c ani pozycji, ani wyrazu twarzy. Ale Ilja mia� bogate do�wiadczenie w takim oczekiwaniu. Z rzadka tylko przest�powa� z nogi na n�g?. W pewnym momencie wzdrygn�� si� i gwa�townie poruszy� ramionami. Jesie� by�a zimna i d�uga. Gdzie� na g�rze trzasn�y ci�kie drzwi i Karamazow sta� si� czujny. G�o�ne kroki na klatce, cisza, szczek w��czaj�cej si� windy. Ilja znowu si� odpr�y�. Praca nie lubi nerwowo�ci. Gdy kroki rozleg�y si� na dole, twarz Ilji przybra�a wyraz zaciekawienia i niemal dzieci�cej niecierpliwo�ci. Czeka� na szum jad�cej w g�r� windy, ale silniki milcza�y. Pi�knie. Jego klient nigdy nie traci� okazji, by wej�� na pierwsze pi�tro. Codzienna porcja ruchu niem�odego biznesmena, zbyt leniwego, �eby pogra� w tenisa... Ilja wyci�gn�� z g��bokiej kieszeni p�aszcza makarowa i odbezpieczy�. P�ynnie przesun�� si� wzd�u� szybu windy, tak �eby przez kratk� widzie� drzwi mieszkania numer dziewi��dziesi�t dwa. Przyjemnie jest pracowa� w du�ych domach � to �wietnie, �e w ludziach, kt�rych sta� na w�asny dom, nadal tkwi silne d��enie do niewyr�niania si�. Na schodach pojawi� si� cz�owiek � szary p�aszcz, niemal takiego samego kroju jak ten, kt�ry mia� na sobie Ilja, z du�ymi wygodnymi kieszeniami; kr�tkie w�osy. Karamazow zamar� w zbawczym p�mroku klatki schodowej. Ten wyczuje ruch. To godny przeciwnik. Napi�cie przebieg�o po ca�ym ciele k�uj�cymi iskrami. M�czyzna wszed� na p�pi�tro i stan�� pomi�dzy drzwiami dw�ch mieszka� � dziewi��dziesi�t jeden i dziewi��dziesi�t dwa. Ilja odwr�ci� wzrok od jego twarzy. Mogli wyczu� si� nawzajem � dw�ch m�czyzn w p�aszczach z g��bokimi kieszeniami, kt�rych drogi przeci�y si� z powodu trzeciego. Potem pojawi� si� klient. Oci�a�y, stary, ubrany z lekk� nonszalancj�. Niemodne palto, kapelusz chyba z radzieckich czas�w. � Do jutra, Igor � rzek� klient brz�cz�c kluczami. Ochroniarz nie odpowiedzia� � nadal patrzy� na schody. Nie widzia�, ale czu�. Otworzy�y si� ci�kie pancerne drzwi. � Do zobaczenia, Edwardzie Pietrowiczu. Ochroniarz poczeka�, a� drzwi si� zamkn�, i zszed� na d�. Niepewnie, jakby czuj�c, �e nie zrobi� wszystkiego, co powinien. Ilja dzia�a� bez zastanowienia. Mia� tylko sekundy, te sekundy, gdy klient zdejmuje palto i buty, dop�ki ma pewno��, �e jego ochroniarz jest obok. Ilja zszed� na d� po schodach, nie�wiadomie na�laduj�c tempo i ruchy ochroniarza. W momencie, gdy tamten wyszed� z klatki, Ilja znalaz� si� przy drzwiach klienta i nacisn�� przycisk dzwonka. Gdzie� obok, s�abo s�yszalna za grubymi �cianami i pancern� stal�, zagra�a wesolutka muzyczka. Na dole trzasn�y drzwi wyj�ciowe. I jednocze�nie otworzy�y si� drzwi mieszkania. � Co, Igor?... � M�czyzna urwa�, widz�c twarz Ilji. Karamazow pchn�� go szybko i mocno, odrzucaj�c w g��b przedpokoju. Strzelanie z tak bliskiej odleg�o�ci nie by�o przyjemne. Makarow wystrzeli� dwa razy, najpierw prawie nies�yszalnie, potem z lekkim, niewyra�nym d�wi�kiem. Edward Pietrowicz, nadal z tym samym zdumieniem na twarzy, upad� na bursztynowo��ty parkiet. Ilja w zadumie popatrzy� na cia�o. Kontrolnego wystrza�u w g�ow� nie robi� nigdy � po pierwsze, nadawa�o to zab�jstwu odcie� braku profesjonalizmu, po drugie, pozwala�o rodzinie po�egna� si� ze zmar�ym po ludzku. Przedtem strzela� tylko raz, ale jakie� p� roku temu dowiedzia� si�, �e niekt�rzy ludzie maj� serce bardziej z prawej strony, i zacz�� strzela� dwa razy. Na wszelki wypadek. Pozostawa�a ostatnia formalno�� wchodz�ca w sk�ad zam�wienia. Powinien dope�ni� jej przed akcj�, ale Ilja nie widzia� specjalnej r�nicy pomi�dzy chwil� przed i chwil� po. � To procenty wiadomego ci kredytu, Edwardzie Pietrowiczu � wyg�osi� krzywi�c si� � co za bezsensowne i nad�te zdanie. Praca dla ekspansywnych po�udniowc�w zawsze wi�za�a si� z podobnymi idiotyzmami, ale tej jesieni nie mia� zbyt wielu zam�wie�. Z klatki starego �stalinowskiego� domu Ilja wyszed� dopiero po starannym sprawdzeniu, czy na p�aszczu nie ma plam. Przeszed� przez d�ugie podw�rze, min�� grupk� ma�olat�w okupuj�cych altank�. Brudno��te li�cie us�a�y asfalt jesiennym kobiercem. Si�pi� drobny deszczyk i przechodnie si� spieszyli. Dobry dzie� na prac�. Mijaj�c rz�dy kiosk�w i malutki bazarek, Ilja wtopi� si� w t�um p�yn�cy w stron� metra. Pi�tna�cie minut jazdy od stacji Elektrozawodskiej do Komsomolskiej wystarczy�o Karamazowowi, by si� odpr�y�. W przej�ciu kupi� kilka gazet i z roztargnieniem przejrza� je w wagonie, spogl�daj�c to na tekst, to na stoj�c� kilka krok�w od niego dziesi�cioletni� dziewczynk�. Dziewczynka by�a bardzo powa�na, jej skupiona twarz pasowa�aby raczej do doros�ej kobiety. Ilji si� takie podoba�y. Zapragn�� jak najszybciej znale�� si� w domu. 2 Kiry� lubi� jesie�. Jaki wp�yw na los cz�owieka mo�e mie� upodobanie do tej czy innej pory roku? Nie wiadomo. Na pewno jaki� zwi�zek istnieje, ale jaki � na to pytanie nie odpowie nawet najbardziej utalentowany psycholog. Mo�na kocha� zim� i mie� w sobie ciep�o, mo�na lubi� lato, pozostaj�c kawa�kiem lodu. Kiry�owi podoba�a si� jesie�. Ale nie ta, purpurowoz�ota, opiewana przez Puszkina, lecz najzwyklejsza, moskiewska � z niskim szarym niebem i zimnym wilgotnym wiatrem hulaj�cym po ulicach. Nigdy nie pr�bowa� zrozumie�, jakie struny poruszaj� w jego duszy chlapa i deszcz. W wieku trzynastu lat rzadko zadajemy sobie takie pytania. Ale por�wnanie z Puszkinem nieco mu pochlebi�o. Kiedy Kiry� mia� cztery lata, po raz pierwszy nazwano go poet�. To mo�e doprowadzi� do wszystkiego � ale nie do zani�onej samooceny. By� wysokim jak na sw�j wiek, ale drobnym ch�opcem o dzieci�cej twarzy. Wielu jego r�wie�nik�w ju� zacz�o rozrasta� si� w ramionach, przemieniaj�c si� w karykatur� doros�ych z uporem godnym lepszej sprawy. A Kiry� nadal pozostawa� ch�opcem. Gdyby kto� mu powiedzia�, �e si� z tego cieszy, szczerze by si� zdumia�. Ale tak w�a�nie by�o. Kiry� Korsakow ba� si� dorosn��. Wyszed� ze szko�y po trzeciej lekcji � zaj�cia nigdy nie wydawa�y mu si� czym� wymagaj�cym szczeg�lnego traktowania. Jakie� dziwne uczucie ow�adn�o nim od rana � dawno, dawno temu, gdy jeszcze nazywano go najm�odszym poet� �wiata, Kiry� okre�la� taki nastr�j jako �wierszowy�. U�ywa� tego s��wka r�wnie� teraz, gdy trzeba si� by�o usprawiedliwi� za nieodrobione lekcje albo wymiga� od jakiej� pracy w domu. W szkole przesta�o to ju� dzia�a�, ale w domu... �Mamo, mam taki wierszowy nastr�j...� Dzia�a�o bez zarzutu. Jedynym problemem by�o to, �e Kiry� od dawna nie pisa� ju� �adnych wierszy. � Gdzie idziesz? � Kolega Kiry�a z klasy Maksym S�ugin, kt�ry uciek� z ostatnich lekcji �do towarzystwa�, obj�� go za ramiona. By� to zapewne najdziwniejszy z przyjaci� Kiry�a � mocno zbudowany, prostolinijny ch�opak, nie wiadomo jak i dlaczego przechodz�cy z klasy do klasy. Z poet�w zna� tylko Puszkina i Kiry�a Korsakowa, przy czym o s�uszno�ci swojej wiedzy by� przekonany na pi��dziesi�t procent. Zachowa� jednak szacunek dla cudzego talentu, kt�ry pojawi� si� ju� w pierwszej klasie, kiedy Kiry� jednego dnia obdarzy� wszystkie dzieci z�o�liwymi rymowankami. � Do domu. � Pisa� wiersze? Najprostsze wyj�cie � skin�� g�ow�. I to w�a�nie Kiry� zrobi�. � Aha � burkn�� usatysfakcjonowany Maksym, wyci�gaj�c papierosy. Zapali�, nie zwalniaj�c kroku i demonstruj�c spore do�wiadczenie. � Napijesz si� piwa? � Nie mam pieni�dzy � sk�ama� Kiry�. � Nie szkodzi, ja stawiam. � Zimno, gard�o mo�e rozbole�. Maksym wzruszy� ramionami. Problem�w z anginami nigdy nie mia�, ale na wszelki wypadek zaproponowa�: � We�miemy mocne, leczy przezi�bienie jak w�dka... � Nie mam ochoty, daj mi spok�j! � Jak sobie chcesz � Maksym si� nie obrazi�. � Id� pisa�. Potem poczytasz. Ostatnia pro�ba nale�a�a do tradycji i by�a absolutnie niezobowi�zuj�ca. S�ugin zadowala� si� przyja�ni� z poet�, wiersze niewiele go obchodzi�y. Przy najbli�szej budce oddali� si�, z uwag� studiuj�c rz�dy puszek piwa. Kiry� skr�ci� w najbli�sz� ulic�, �eby dobroduszny jak cielak i lepki jak ta�ma klej�ca Maksym nie zmieni� zdania i nie rzuci� si� za nim w pogo� z puszk� w r�ku. Trac�c Kiry�a z pola widzenia, S�ugin po minucie zapomni o jego istnieniu, tak jak Korsakow o nim. Kiry� z rozp�du wpad� na jakiego� m�czyzn�, kt�ry rzuci� za ch�opcem przekle�stwo, skr�ci� jeszcze raz i zatrzyma� si� za rogiem. Strasznie chcia� zosta� sam. Co� by�o nie tak, a on w �aden spos�b nie m�g� zrozumie�, co. Nagle poczu�, �e traci oddech. Nic takiego � po prostu na chwil� zabrak�o mu powietrza. Ju� mu si� co� podobnego zdarza�o, gdy uporczywie nie wychodzi� prawie wymy�lony wiersz. Tamto odczucie by�o niemal przyjemne � potem udawa�y mu si� naprawd� dobre strofy. Ale teraz nie chodzi�o o wiersze. Tylko spad�a na� przyt�aczaj�ca zas�ona. � Ch�opcze, �le si� czujesz? Zatrzyma�a si� przy nim starszawa kobieta � z tych, co to regularnie pisz� listy do gazet, pomagaj� pijanym na przystankach wsi��� w odpowiedni trolejbus i terroryzuj� sprzedawc�w w supermarketach. � Nie jeste� chory? Nie bra�e� jakiego� �wi�stwa? Kiry� od razu poczu� si� lepiej. � Prosz� mnie zostawi� w spokoju! � krzykn��. � Nic nie bra�em! Ura�ona kobieta natychmiast posz�a dalej. Kiry� odprowadzi� j� stropionym spojrzeniem. Co si� ze mn� dzieje? Zacz�� i�� powoli, odruchowo pod��aj�c za kobiet�. Ta w pewnym momencie odwr�ci�a si� i spostrzeg�szy id�cego za ni� ch�opca przyspieszy�a kroku. Ma�oletni narkoman to niezbyt ciekawy towarzysz. Kiry� opami�ta� si� i stan��. Jeszcze godzin� temu mia� ochot� pow��czy� si� po starych ulicach centrum, ale teraz rzeczywi�cie zapragn�� znale�� si� w domu. Zamkn�� si� w swoim pokoju, uwolni� si�... od czego? od dr�cz�cego spojrzenia... Sam by� zdumiony, �e rozwi�zanie zagadki okaza�o si� takie proste. Zwyk�e spojrzenie w plecy... Kiry� odwr�ci� si�, podejrzliwie przygl�daj�c si� przechodniom. Nikogo, kto cho� przez chwil� popatrzy�by na przestraszonego ch�opaka. Nikogo... i nie mog�o nikogo by� � to wra�enie, przyt�aczaj�ce wra�enie czyjego� spojrzenia prze�ladowa�o Kiry�a od rana i w domu, i w szkole, narasta�o z ka�d� minut�, nadci�ga�o jak morska fala na �agodny brzeg. Kiry� st�umi� szalone pragnienie rozp�akania si� i pobieg� z powrotem do metra, w niejasnej nadziei, �e pod ziemi�, w rw�cym we wszystkie strony t�umie spojrzenie zniknie. Dziesi�� minut p�niej zrozumia�, �e nadzieja by�a daremna. 3 Tylko m�odzi mog� nazywa� staro�� czasem spokoju. Zrozumiej�, �e si� mylili, gdy sami si� zestarzej�. Arkadij Lwowicz sta� przy zaparowanym oknie, patrz�c na m��cy deszcz. Deszcz to nie ogie� i nie morska fala, nie mo�na patrze� na niego bez ko�ca, zatapiaj�c si� w niemal �ywym ruchu. Deszcz zawsze umiera, nawet dla potopu nadszed� czterdziesty pierwszy dzie�. To by�a ostatnia jesie� � i deszcz ni�s� ze sob� ostatni� gorzk� pociech�. Arkadij Lwowicz odwr�ci� si� powoli i zacz�� ws�uchiwa� w siebie. Niczego � ani b�lu, ani najmniejszego nawet dyskomfortu. To, co go zabije, jeszcze drzema�o, zbieraj�c si�y. � Tato, wychodz� � dobieg�o z korytarza. Arkadij Lwowicz przeszed� przez pok�j, w kt�rym niepo�cielone ��ko nik�o pomi�dzy rega�ami pe�nymi ksi��ek. Dawno temu kto� mu powiedzia�, �e ten pok�j przypomina dekoracj� do filmu o wielkim uczonym. Odpowiedzia� wtedy bez zastanowienia: �Sam jestem ju� tylko dekoracj��. I dopiero znacznie p�niej zrozumia�, �e tak by�o w istocie. Zi�� sznurowa� buty, pochylaj�c si� z m�cz�c� desperacj� oty�ego cz�owieka. Zerkn�� na wychodz�cego z korytarza te�cia. � Jedzenie jest w lod�wce. Czajnik postawi�em na ogniu. � Dzi�kuj�, Andriusza. Arkadij Lwowicz lubi� zi�cia, tak jak mo�na lubi� cz�owieka, kt�ry nie spe�ni� pok�adanych w nim nadziei, a wobec kt�rego nie sprawdzi�y si� najgorsze przeczucia. Andriej ani dwadzie�cia lat temu, ani teraz nie traktowa� swojej �ony �yd�wki jak nieruchomo�ci, a te�cia profesora jak odskoczni w swojej karierze. Co prawda pozosta�, teraz ju� na zawsze, szeregowym uczonym bez talentu. Ale to ju� jest dar bo�y, a wszystko, co dost�pne cz�owiekowi, Andriej wykonywa� uczciwie. � Wiera zajrzy jutro � oznajmi� prostuj�c si�. � Posprz�ta... Nale�a�oby tu zrobi� remont, Arkadiju Lwowiczu... �Potem � pojawi�o si� na ko�cu j�zyka � przed sprzeda���. Arkadij Lwowicz nigdy nie pr�bowa� zrozumie�, jak� rol� w mi�o�ci jego bliskich do niego odgrywa to mieszkanie. W ka�dym razie os�odzi im smutek. � Do widzenia. � Do widzenia, Andriej. Zamkn�� drzwi i poszed� do kuchni, gdzie niespiesznie gotowa�a si� woda w czajniku. Zajrza� do lod�wki � kefir i kie�basa carycy�ska. Dobrze. Cz�owieka, kt�ry wie, �e pozosta�o mu tylko p� roku �ycia, nadal ciesz� ma�e rado�ci. Arkadij Lwowicz stan�� przy kuchennym oknie. Czy to nie wszystko jedno, w kt�r� stron� b�dzie patrzy� cz�owiek stoj�cy w deszczu? Odprowadzi� wzrokiem zi�cia przeskakuj�cego ka�u�e. Komiczny widok... Nie zawsze talenty kulinarne �ony wychodz� m�owi na dobre. Z tej strony domu okna wychodzi�y na kr�tk� cich� uliczk�, nie spaskudzon� ani nadmiarem sklep�w, ani szyldami biur sprzeda�y wszystkiego jak leci. Przez siatk� deszczu staruszek patrzy� na r�wny strumie� przechodni�w. Wi�kszo�� si� spieszy�a. Tylko na rogu, po drugiej stronie ulicy zastyg�a drobna ch�opi�ca figurka � mo�e ch�opak czemu� si� przygl�da�, a mo�e nagle zaton�� we w�asnych my�lach. Dziwny ch�opak. W czajniku zagotowa�a si� woda i Arkadij Lwowicz na chwile odszed� do kuchenki. Gdy wr�ci�, ch�opca nie by�o ju� na rogu, lecz bieg�, jakby chcia� si� od czego� uwolni�. Zabawne. Dlaczego od czego�, a nie od kogo�? Przeniesienie w�asnych odczu� nadci�gaj�cej �mierci na ch�opca, kt�ry jeszcze si� nawet nad tym nie zastanawia�? Arkadij Lwowicz odwr�ci� si�. W ch�opaku by�o zbyt du�o �ycia i niecierpliwo�ci, patrzenie na niego by�o m�k�. Arkadij Lwowicz przygotowa� nieskomplikowane �niadanie, precyzyjnie i sumiennie, jak zwyk� robi� wszystko. Zaparzy� mocn� herbat�, u�miechaj�c si� do siebie: �Arkasza, u ciebie jak zwykle dobra herbata...� Tak. Nie �a�ujcie li�ci... Zreszt�, nie wszyscy zd��yli w opluwanych ci�gle czasach sowieckich osi�gn�� wystarczaj�cy sukces, by przestrzega� tej prostej zasady. Wiele os�b dzisiejsza wolno�� pozbawi�a ca�ej aresztanckiej otoczki, kt�ra sta�a si� taka obowi�zkowa. Sam Arkadij Lwowicz nigdy nie wypowiada� si� na temat polityki, za wyj�tkiem tej prostej konstatacji, �e ka�da w�adza to g�wno. Uda�o mu si� wst�pi� na uniwersytet jeszcze za �ycia Stalina, obroni� si� za Chruszczowa, zosta� profesorem i do woli poje�dzi� po �wiecie za Bre�niewa. Nie przeszkodzi�y mu ani nazwisko Zaltzman, ani bezpartyjno��. Konformizm? Mo�liwe. Ale jego niewzruszone przekonanie, �e g�upi i m�drzy pojawili si� na �wiecie znacznie wcze�niej ni� komuni�ci i kapitali�ci, wytrzyma�o pr�b� czasu. Umy� naczynia i znowu wr�ci� do okna. Na biurku czeka� zacz�ty p� roku temu artyku�. Arkadij Lwowicz starannie sp�aca� ostatnie d�ugi. Malutkie szcz�cie wiedzy � odej��, nie zostawiaj�c po sobie niewykonanych zada�. Ale najpierw trzeba odrobin� sprz�tn�� w mieszkaniu. � Jakbym na co� czeka� � powiedzia� na g�os. I tym razem nie zdumia�a go ta forma. W�a�nie na co�. I to przyjdzie. Wcze�niej ni� �mier� � mo�e jako jej pos�aniec. 4 � Ods�o� mi los � powiedzia� cz�owiek. � Nie masz losu � odpar� sfinks. � W takim razie umieraj. Cz�owiek odwr�ci� si� od �a�osnego legowiska na piaszczystym zboczu, od wyblak�ych ko�ci, kruszonych �apami potwora, od strumyczk�w popio�u p�yn�cych jak umieraj�cy dym. Przed nim by�a droga � stalowe nici na betonowym pasie i b�yski zachodu s�o�ca w szklanych ig�ach od�amk�w. Za jego plecami staro�ytna jak �wiat istota wygi�a si� w konwulsjach. To, co przywyk�a darowa� ludziom, przybli�y�o si� do niej samej. � Nie... Nie, Zabijaj�cy S�owem... ja nie mog� umrze�. Cz�owiek zacz�� pogwizdywa�. Melodia rodzi�a si� i umiera�a pomi�dzy zboczem wzg�rza i nie ko�cz�c� si� r�wnin�. Potem wplot�y si� w ni� s�owa: Wiecz�r przychodzi nawet do �lepc�w, Do nie�miertelnych przychodzi �mier�. Dar umierania dostali jedni, Drudzy witaj� �mier�. �wiat�o zr�wna�o si� z ciemno�ci�, Ranek zobaczy tylko proch. Przyjmujesz swoj� �mier� z godno�ci�, �yj�cy w �wiatach dw�ch... Sfinks uni�s� si�, cia�o lwa � br�z sier�ci, i pi�kna kobieca twarz � z�oto w�os�w, wszystko zosta�o przes�oni�te mgie�k�. Tylko w oczach nadal p�on�� w�ciek�y ��ty p�omie�. � Poczekaj, Zabijaj�cy S�owem... nie widz� twojego losu, ale powiem ci, kto go zna. Cz�owiek zatrzyma� si�. Cisza to muzyka �mierci. I znowu g�os... Rozk�adowi � tlen, szkieletowi � ruch, St�j, czekaj�c ostatnich s��w. Sfinks wyprostowa� si�, sta� si� wy�szy od cz�owieka. W�ciek�o��, nienawi�� i strach zmiesza�y si� w jego g�osie: � W �wiecie sn�w, niedost�pnych tobie... w �wiecie sn�w, cz�owieku. Tam znaj� twoje przeznaczenie. Tam s� twoje korzenie � ale ty ich nie znajdziesz. � Dzi�kuj� � rzek� cz�owiek i popatrzy� na sfinksa � d�ugo, po�egnalnie. � A teraz s�uchaj... Sfinks zacharcza�. Klikni�cie � i komputer po�kn�� napisan� stron�. Jaros�aw nie lubi� przerywa� w �rodku my�li, ale przesta�o mu si� �pisa�. To nic, zdarza si�. Przejrza� tekst od pocz�tku. Zachwyci� si�, jak to wszystko �adnie wygl�da na ekranie. R�wniutkie linijki, przyjemna czcionka i tak samo g�adki tekst. Ka�d� rzecz pocz�tkowo pisze si� lekko i fantasy � bajka dla doros�ych � nie jest wyj�tkiem. A te powie��, �Ksi�gi Drogi�, Jaros�aw zacz�� pisa� dawno temu, gdy jeszcze nie wiedzia�, jak w��czy� komputer. Pisa� wtedy gorzej. Zapewne. Ale za to jak lekko, m�j Bo�e, jak lekko... I nie trzeba by�o podkr�ca� si� kaw� z koniakiem, papierosami, muzyk�. Po prostu siada� i pisa� � na �oskocz�cej, eleganckiej jak kawa� mosi�dzu moskwie. I linijki by�y krzywe, i b��d�w pi�� razy wi�cej. Ale pisa�o si� tak lekko! Nala� do fili�anki resztk� kawy. Szczodrze doda� cukru i koniaku. Spr�bowa�. Tak, t� kaw� trzeba b�dzie wypi� jednym haustem. Dobrze... witaj, �o��dku, jak si� masz, serce, co s�ycha�, w�trobo? A teraz najprzyjemniejszy dodatek do kawy � papieros. Hello, p�uca! Bycie pisarzem to zaj�cie z lekka samob�jcze. Niekt�rzy radz� sobie bez stymulator�w. Innym nie wystarczaj� ju� papierosy i alkohol. Trzy ksi��ki rocznie � inaczej nie spos�b wy�y�, niechby nawet dwie z nich by�y cha�tur�, mas�wk�, kosmicznymi operami i fantasy. Najwa�niejsze to pozosta� w pierwszej dziesi�tce. Ka�dy zaw�d ma niepisane prawo � najpierw ty zapracowujesz na autorytet, potem autorytet pracuje na ciebie. Niestety, w literaturze autorytet utrzymuje si� nied�ugo... a w�a�ciwie nie ma go wcale, poza ma�ymi wyj�tkami. Ka�dy tekst to wyzwanie rzucone ludziom umiej�cym czyta�. Sam fakt jego istnienia wymaga od nich niezgadzania si�. I to jest s�uszne. Literatura mo�e na pewno nauczy� jednego � niezgadzania si�. Jaros�aw wyszed� z windows�w, popatrzy� przez chwil� na ��to-niebieskie okna nortona i w��czy� �Wizyt� w ciemno�ci� � ulubion� zabawk� ostatniego miesi�ca. Uczciwa, niewymagaj�ca rozrywka, polegaj�ca na machaniu mieczem. Cha�tura po cha�turze... Kiedy Jaros�aw wymy�la� �Ksi�gi Drogi�, nie uwa�a� ich za mas�wk�. Chcia� opowiedzie� o mi�o�ci i nienawi�ci, o ch�opcu, kt�ry staje si� m�czyzn�, o tym, �e �adne zwyci�stwa nie s� warte przyja�ni i mi�o�ci... Czy sta� si� m�drzejszy od tamtej pory? Bardziej cyniczny? Zabawka cierpliwie czeka�a. Malutka figurka rycerza sta�a na skraju lasu wsparta na dwur�cznym mieczu, popatruj�c to przed siebie, to przez ekran na Jaros�awa. A Jaros�aw pali�, patrz�c na p�yn�ce po ekranie ob�oki, ko�ysan� wiatrem traw�, l�ni�ce oczy. Narysowany �wiat, narysowany bohater, narysowane l�ki. On zajmowa� si� tym samym. Rysowa� niebezpiecze�stwo i zwyci�stwo, nienawi�� i mi�o��. Po prostu umia� rysowa� s�owami. Rycerz na ekranie poruszy� ramionami, podni�s� miecz i ruszy� w stron� narysowanego lasu. Nawet wymy�leni bohaterowie maj� prawo wyboru. Odchylaj�c si� na oparcie fotela, Jaros�aw zamkn�� oczy. Dziwny dzie�. Niby wszystko jak zwykle � poranna wyprawa po jedzenie i papierosy, grzebanina z komputerem, tym malutkim �wiatem samym w sobie, nowe strony tekstu � jedyne, co naprawd� umia� robi�. Wszystko w porz�dku. Ale z jakiego� powodu przez ca�y czas nie opuszcza�o go napi�cie. Walka. Ca�e �ycie to walka. Mo�na odci�� si� od polityki, kariery, mi�o�ci, schowa� si� za kawa�kiem p��tna albo kartk� papieru � a �ycie i tak b�dzie pojedynkiem, przes�czy si� w farby obrazu i linijki tekstu. W przeciwnym razie obraz i tekst nie by�yby nikomu potrzebne. �ycie to tylko materia�, poprzez kt�ry realizuje si� �mier�. Nic wi�cej. I �eby powiedzie� co� o mi�o�ci, trzeba m�wi� o nienawi�ci. Jaros�aw nie patrz�c wyci�gn�� r�k� i wy��czy� komputer. Ledwie s�yszalny szum wentylatora ucich�, zapad�a cisza. Wiecz�r pracy dobieg� ko�ca. W tym samym momencie zadzwoni� telefon � jakby cierpliwie czeka�, a� Jaros�aw sko�czy pisa�. Zach�ystuj�ca si� s�owami telefonistka po��czy�a mi�dzymiastow�... Jaros�aw si�gn�� po s�uchawk�. � Nie zechcia�by pan poprosi� do telefonu... Spos�b m�wienia Stiepana nie zmienia� si� nigdy. � Witaj � zerkn�� na zegarek. Moskwianie nigdy nie pami�taj� o istnieniu stref czasowych. Malutka s�abo�� mieszka�c�w stolicy � zreszt� Stiepan wiedzia�, �e on pracuje do p�na w nocy. � Dobry wiecz�r. Nie �pisz? � Nie. � Ja tylko na chwil�. Pami�tasz o propozycji �Basreliefu�? � Oczywi�cie. � Zgodzili si� na twoj� stawk�. Podpiszesz umow�? � Uprzedzi�e� ich, �e nie wierz� w parapsycholog�w, kosmit�w i inne brednie? Daleko, tysi�ce kilometr�w dalej Stiepan roze�mia� si�. � A co ich to obchodzi? Oni te� nie wierz�. Najwa�niejsze, �eby� przekona� czytelnik�w. Comiesi�czne artyku�y w popularnym czasopi�mie... Jaros�aw nie mia� zamiaru udawa� ani przed sob�, ani przed przyjacielem. � Dobrze. Pomy�l, jak przekaza� urnowe. � Maj� korespondenta w A�ma Acie, zapisz telefon... � Dyktuj. � Tylko si� za bardzo nie wci�gaj. Zd��ysz sko�czy� swoj� powie��? Jaros�aw zawaha� si� przez chwile. �Ksi�gi Drogi�? Zd��y, oczywi�cie, zawsze zd��a�. Wi�c sk�d ten niepok�j... � Dyktuj numer � powiedzia�. 5 Raszid Hajretdinow z min� cierpi�tnika p�le�a� na kanapie. Pozycja nie pasowa�a ani do niego � zbyt krzepkiego, by wygl�da� na udr�czonego chorob�, ani do drogiego garnituru, jakby specjalnie lekko pomi�tego. � Mo�e przyjd� wieczorem? � referent by� jednym wielkim wsp�czuciem. � To nic, Tolik, to nic... � Raszid Gulamowicz si�gn�� po szklank� z ciep�� wod� mineraln� i zacz�� j� pi� drobnymi �yczkami jak lekarstwo. � Przejdzie. M�w. � Ranking spad� niemal o dwa procent � zacz�� ostro�nie referent. � Na razie jeszcze pan przechodzi, ale je�li tendencja si� utrzyma, powt�rne wybory pan przegra. � Niedobrze � Raszid odstawi� szklank�. � Ale wiesz, nie zdziwi�e� mnie. Od rana to czu�em. Jakie zalecenia? � Nie uda nam si� zagra� na kwestii narodowo�ciowej � referent pozwoli� sobie na przepraszaj�cy u�miech. � W obietnice ekonomiczne nikt nie uwierzy. Tylko konkretne kwestie, podj�te w odpowiednim momencie... � Przest�pczo�� � zasugerowa� Hajretdinow. � I co� masowego. Nie napady na banki czy zab�jstwa biznesmen�w, lecz... � zamilk�. � Prawo posiadania broni, kara �mierci dla gwa�cicieli, izolacja homoseksualist�w... � Stare � Hajretdinow zerkn�� na biurko. � Terroryzm komputerowy. Pieni�dze i tajemnice Rosji wyciekaj� za granic� � a wszystko przez komputeryzacje. Kraj zubo�a�, wystawiony na zaoceaniczne pokusy. Ka�dy komputer to ko� troja�ski. Rozumiesz, nar�d nie wie, z kt�rej strony podej�� do tej maszynki. Dla niego komputer jest... ee... �wiadectwem, �e on jest g�upi. Gdyby opowiedzie� kilka okropnych historii � o z�ocie partii, kt�re odp�yn�o przez kable do Izraela, na przyk�ad. Referent skin�� g�ow�. � Pomy�lcie � Raszid Gulamowicz wsun�� d�o� pod koszul�, pomasowa� brzuch. � Policzcie. Ile stracimy, ile zyskamy. Jak uruchomi� problem i z kt�rej strony zareagowa�. � Dobrze. � No, id� ju�. Odprowadzi� referenta serdecznym spojrzeniem. Staranny ch�opak, troch� zarozumia�y, ale w normie. Z takimi mo�na d�ugo pracowa�, nie spodziewaj�c si� zdrady... kt�rej nale�y oczekiwa� zawsze i wsz�dzie. Krzywi�c si�, narodowy deputowany z okr�gu saratowskiego wsta� z kanapy. Ile� razy zarzeka� si�, �e nie b�dzie pi� wina... ze swoim chorym �o��dkiem. Ale trudno. Za to rozmowa by�a d�uga i po�yteczna. Drzwi gabinetu uchyli�y si� i us�ysza�: � Raszidzie Gulamowiczu... � Wejd�, Tanieczka � Hajretdinow zamar� obok fotela. D�ugo musia� si� uczy� wstawania w obecno�ci kobiet, ale za to teraz nie robi� wyj�tk�w nawet dla w�asnej sekretarki. � Dzwoni� do pana, Raszidzie Gulamowiczu, a pan wy��czy� telefon. � Kto dzwoni? � W�adimir Paw�owicz. � ��cz � Hajretdinow opad� na fotel, podni�s� s�uchawk�. � Raszid? � S�ucham ci�. � Straszna wiadomo��. Trzy godziny temu zabili Siemienieckiego... � Co ty m�wisz... � Raszid Gulamowicz si�gn�� po papierosa, ugni�t� go w palcach. Przedtem pali� fajk�, ale zbyt udatnie go wyszydzono w jakiej� karykaturze, podkre�laj�c podobie�stwo do �ojca narod�w�. � Na klatce w�asnego domu. Zastrzelili. � Edik, Edik... � Hajretdinow westchn�� zaci�gaj�c si�. � C�, wszyscy�my r�wni przed Bogiem... Zab�jc� z�apali? � Co ty... Podejrzewaj�, �e zastrzeli� go jego w�asny ochroniarz. Raszid Gulamowicz u�miechn�� si�. Jego rozm�wca pewnie te�. � Straszne... planowali�my spotkanie w przysz�ym tygodniu, a tu popatrz... Rozmawiali jeszcze z pi�� minut, umo�liwiaj�c z�o�enie raportu zwierzchnictwu tym, kt�rzy mieli obowi�zek kontrolowa� ich rozmowy. Zab�jstwo Siemienieckiego nie wzbudzi wi�kszego zainteresowania � za tym opornym handlowcem ma�o kto stal. Ale zaczn� szuka� koz�a ofiarnego... Udzia� ochroniarza raczej nie zostanie dowiedziony. W g��bi duszy Raszid Gulamowicz by� znacznie mniej spokojny ni� jego rozm�wca. Na miesi�c przed wyborami nawet cie� podejrzenia m�g� okaza� si� zgubny. Raszid chcia�by us�ysze� jeszcze jedn� smutn� nowin� � o �mierci niczym nie wyr�niaj�cego si� ch�opaka spod Moskwy... Na przyk�ad, �e wpad� pod poci�g, wracaj�c po p�nocy do domu. Podobnie W�adimir Paw�owicz, zazwyczaj cynik i ryzykant, szczerze wierzy� w to, �e jego wykonawca jest niezast�piony. Albo nietykalny, co na to samo wychodzi. Od�o�y� s�uchawk�, w��czy� centralk�. � Tania, kieliszek koniaku. � Przecie� jest pan chory, Raszidzie Gulamowiczu. Hajretdinow nie odpowiedzia�. �mieszy�a go i troch� wzrusza�a troska tej m�odej kobiety, pracuj�cej dla niego od trzech lat. Ani razu si� nie przespali � po co ��czy� prac� i wypoczynek? Kto� przecie� powinien ci� kocha� platonicznie � to takie rzadkie uczucie... Tania w milczeniu przynios�a koniak, chyba w najmniejszym kieliszku, jaki znalaz�a. Raszid Gulamowicz przez chwil� obraca� go w d�oni, grzej�c trunek. Napi� si�. Niech ci ziemia lekk� b�dzie, Edwardzie Siemieniecki. B�g widzi, �e tego nie chcia�em. I wcale nie czuj� teraz ulgi, tylko lepki, dziwny niepok�j... jakby to po raz pierwszy paczka dolar�w zrobi�a swoj� robot�. 6 Wszystko by�o nie tak. Od rana. Anna rozumia�a, �e to zap�ata za wczorajszy wiecz�r, kiedy to upi�a si� w spos�b haniebny. W domu, sama, jak jaka� alkoholiczka, kupuj�c po drodze z pracy butelk� taniej bu�garskiej brandy. Ale tak jej by�o sm�tnie i ci�ko na duszy. I alkohol pom�g� � na jaki� czas. Jak ka�dy ma�o pij�cy cz�owiek wstawi�a si� szybko, nie wiadomo kiedy, i po paru minutach przesz�a od trze�wej udr�ki do t�pej senno�ci. Posiedzia�a chwil� przed telewizorem, chcia�a obejrze� jaki� serial. Ale kartonowe dekoracje i marni aktorzy stali si� nagle tacy �mieszni... Teraz bola�a j� g�owa. Z trudem znalaz�a w kuchni pude�ko aspiryny, po�kn�a dwie tabletki. Nie ameryka�ska, ale trudno. Trzeba wzi�� z pracy opakowanie analgetyk�w. Wiedzia�a, sk�d si� bierze ten dr�cz�cy b�l w piersi i niezno�ny wstyd � gdy nie chce si� patrze� ludziom w oczy. Trzy �mierci w ci�gu jednego dy�uru. To ju� nie szpital, to hospicjum, przytu�ek dla umieraj�cych... kt�rzy powinni byli prze�y�. W telewizji reklamuj� bez przerwy dziesi�tki postaci paracetamolu, jakby nazwa �panadol� czyni�a go bardziej efektywnym. Reklama �rodk�w na kaca, reklama tabletek na kaszel... A trzysta kilometr�w od Moskwy umieraj� ludzie � bo nie ma silnych �rodkow przeciwb�lowych, nowoczesnych antybiotyk�w, betabloker�w. A raczej wszystko jest. Ale za ceny dost�pne nielicznym. Anna nie wiedzia�a, czy oni rozumiej�, �e odmawiaj�c kupowania lekarstw skazuj� si� na �mier�. Chyba nie. Zbyt �ywe s� w pami�ci czasy, gdy leczono bezp�atnie. �le czy dobrze, ale leczono... uczciwie m�wi�c: �Niech pan spr�buje zdoby�...�, gdy nie by�o niezb�dnego preparatu. Ale nigdy nie trzeba by�o wk�uwa� analgetyku zamiast pantoponu chorym, kt�rzy krzyczeli z b�lu podczas ataku kolki w�trobowej. Ubra�a si� w malutkim przedpokoju, oczy�ci�a szczotk� jasny p�aszcz, przez chwil� ogl�da�a si� uwa�nie w lustrze. Nie�le. Nikt by nie powiedzia�, �e wczoraj wychla�a szklank� koniaku. Po prostu zm�czona m�oda kobieta, jedna z miliona. Mo�e nawet sympatyczniejsza ni� inne. I pewnie g�upsza. Cztery lata pracy w zawodzie lekarza i do tej pory nie potrafi si� przyzwyczai� do �mierci. Mo�e gdzie� tam jest lepszy �wiat, ale dlaczego ten jest taki okrutny... Autobus by� prze�adowany. Szpital zbudowano na peryferiach, obok starej utajnionej fabryki (ale kto� wymy�li�) i od p� roku musia�a je�dzi� w towarzystwie robotnik�w. Kiedy� ich zmiana zaczyna�a si� wcze�niej, wi�c prawie nie styka�a si� z tym t�umem. A teraz albo im przesun�li grafik, albo skr�cili dzie� pracy. I trzeba si� by�o przyzwyczai�. Drogi nie zauwa�a si� tylko wtedy, gdy ludzie wok� s� nieznajomi, bezosobowi, nie rozmawiaj� ze sob�. Ale je�li widzi si� ich codziennie, w dodatku rano, gdy my�li nie s� jeszcze zaj�te minionym dniem, to bardzo szybko zaczyna si� odbiera� podr�nych jak osobowo�ci. Niechby ci� nawet nie zaczepiali (i czym�e odstraszam przypadkowych lowelas�w?) i tak mimo woli przys�uchujesz si� i przypatrujesz. Na przekle�stwa Anna nie zwraca�a uwagi. W sali operacyjnej tyle si� nas�ucha koleg�w, �e niejeden proletariusz by si� zaczerwieni�. Dzisiaj rano m�wili o polityce, oczywi�cie u�ywaj�c doborowego s�ownictwa. Anna niemal od razu przesta�a s�ucha� rozmowy. Wszystko jej obrzyd�o do szale�stwa. Zacz�a przygl�da� si� ch�opakowi, kt�ry sta� obok niej w przej�ciu. M�ody, sympatyczny, wygl�da� na przodownika pracy z radzieckich film�w. Zazwyczaj nie w��cza� si� do rozm�w. I teraz te� jecha� w milczeniu, patrz�c w okno ponad g�owami ludzi. Ciekawe, czy mog�aby si� w kim� takim zakocha�? A wyj�� za niego za m��? I co powiedzieliby jej znajomi na m�a proletariusza? Ann� rozbawi�a i zak�opota�a ta my�l. Nagle wyda�a si� sobie star� pann�, wybieraj�c� narzeczonych �drugiej �wie�o�ci�. Na co jej przysz�o... Mi�dzy odsuwaj�cymi si� (zdumiewaj�co uprzejmie) lud�mi, zacz�a przeciska� si� do drzwi. Wysiad�a na przystanku sama, poprawi�a p�aszcz. By�o wietrznie i nieprzyjemnie przed tymi pos�pnymi betonowymi korpusami, wetkni�tymi przez nieznanego architekta w po�owie drogi mi�dzy osiedlem i fabryk�. Zimowymi wieczorami, gdy wcze�nie zapada� zmierzch. Anna stara�a si� nie chodzi� na przystanek sama. Dzisiaj w nocy dy�ur mia�a Toni�, straszna ba�aganiara, ale lekarz z iskr� bo��. Z tych, co wszystko robi� na p� gwizdka, a chory zdrowieje z godziny na godzin�. Anna zawsze uwa�a�a to za niesprawiedliwe, �e cz�owiek, kt�ry zosta� lekarzem przypadkiem i nie czuje do zawodu najmniejszego szacunku, umie to, czego ona do emerytury si� nie nauczy. Ale co zrobi�... Drzwi do pokoju lekarskiego by�y zamkni�te od wewn�trz. Toni� oczywi�cie nie mia�a zamiaru robi� porannego obchodu. Anna ze dwie minuty stuka�a w pomalowane na bia�o szk�o, zanim w �rodku kto� si� poruszy�. � Ojej, przepraszam � wymamrota�a sennie Toni�, otwieraj�c drzwi. � Co ty tak rano, jeszcze nie ma �smej. � Nie chcia�o mi si� spa� � odpowiedzia�a Anna wchodz�c. Toni� mia�a fartuch za�o�ony na go�e cia�o, by�a rozczochrana i radosna. Intuicj� mia�a absolutnie genialn�. Czy trzeba b�dzie biec w nocy do umieraj�cego chorego � wiedzia�a ju� wieczorem. � Nie robi�a� obchodu? � Robi�am � u�miechn�a si� Toni�, podchodz�c do szafy i zrzucaj�c fartuch. � Tak, wieczorem. A zapisa�a� na rano. � Korni�owa, nie udawaj ordynatora... � Toni� wcisn�a si� w d�insy i spojrza�a na ni� ironicznie. � Wszystko w porz�dku, nikt nie umar�. � I nikt nie ma zamiaru? � Szedczenko � odpowiedzia�a Toni� bez chwili zastanowienia. � On potrzebuje hemodializy, wiesz przecie�. Anna nic nie odpowiedzia�a. Tymczasem Toni� sko�czy�a si� ubiera� i zamar�a przed lustrem. � Komu� si� pogorszy�o? � Takie tam, drobiazgi... � zbagatelizowa�a pytanie Toni�, wysuwaj�c szmink� z oprawki. � Ogl�da�a� wczoraj wiadomo�ci? � Nie. � W Dumie przyj�li ustaw� o dofinansowaniu... � Toni� zacisn�a usta, skrzywi�a si�, patrz�c, jak le�y szminka � ... szpitali. Wi�c szykuj si� do leczenia wed�ug podr�cznik�w. Uzbek jednak dopi�� swego. � Hajretdinow? A co w nim jest uzbeckiego pr�cz nazwiska? � Imi� � odparowa�a Toni�. � I wschodnia ekspansywno��. Anna waha�a si� przez chwil�, ale jednak odpowiedzia�a: � Nie ma w nim �adnej ekspansywno�ci, tym bardziej wschodniej. To na Kaukazie maj� ekspansywno�� we krwi. A on tylko gra pod publiczk�. Napijesz si� herbaty? � Wszystko jedno i tak zuch... Dzi�kuj�, wytrzymam jako� do domu. W�o�y�a kurtk�, zarzuci�a torb� na rami�. Zerkn�a na Ann� � pewna siebie, sympatyczna, �adna. � Mi�ego dy�uru. Obserwuj Szedczenk�, reszta da sobie rad�. Wystarczy wczorajszej tr�jki, i tak nas objad� w poniedzia�ek. � Na razie, Toniu. Anna zosta�a sama. Plik historii chor�b na stole, cicho szumi�cy czajnik. Mimo wszystko trzeba b�dzie zrobi� obch�d. Toni� to m�dra dziewczyna, ale r�nie si� mo�e zdarzy�. Zbyt niespokojnie na duszy. Zimno za oknem, zimno w sercu. Jesie�... 7 Wed�ug scenariusza sz�sta armia zmotoryzowanej piechoty �niebieskich� atakowa�a Kij�w z kierunku p�nocno-wschodniego. To by�o rzeczywi�cie najbardziej realne � powt�rzenie do�wiadczenia drugiej wojny �wiatowej, gdy wojska radzieckie wyzwala�y Ukrain�. Pu�kownik Niko�aj Szedczenko sta� nad map�. My�li kr��y�y daleko, uparcie nie chc�c powr�ci� do maj�cych si� wkr�tce zacz�� manewr�w na poligonie. Zaj�cie Sewastopola, obrona Krymu przed flot� rosyjsk�, ataki czo�g�w na Winnice i Lw�w... bzdury. Gdyby ju�, nie daj Bo�e, dosz�o do wojny pomi�dzy Ukrain� i Rosj�, to wszystkie scenariusze zdadz� si� psu na bud�. Wybuchn� rozruchy w Doniecku, dojdzie do roz�amu w armii i nie zd��y przyj�� z pomoc� korpus ameryka�ski, kt�ry bra� udzia� w szkoleniu... To nieprawda, �e wojna jest kontynuacj� polityki. To dodatek, �a�osny i niepotrzebny. Oczywi�cie Rosja i Ukraina nie maj� zamiaru walczy�. Ale przeprowadzi� manewry na poligonie, pokaza�, na co s� gotowe... Szedczenko podszed� do okna. Do licha z tymi manewrami. �Zieloni� zwyci꿹, oczywi�cie. �Niebiescy� w ha�bie cofn� si� do Moskwy. Wojskowy attache dobrodusznie poklepie po ramieniu dow�dc� sztabu. Prezydent leniwie podpisze kilka rozkaz�w, rozdaj�c medale i tytu�y bohaterom. A on w tym momencie b�dzie na terytorium �potencjalnego przeciwnika�, w malutkim miasteczku Sasowo, obok p�acz�cej siostry i siostrze�ca przyg�upa. Dawno nie widzia� Saszki, chyba z pi�� lat. Zd��y� si� zmieni� z zadziornego ch�opaczka w chamowatego m�odziana � przynajmniej takie wra�enie odni�s� z list�w siostry. Zreszt� teraz to ju� niewa�ne, Saszka jednak si� doigra� na tym swoim motocyklu. Rozbi� si�, motor sp�on��, nie wiadomo, czy uda mu si� z tego wykaraska�... Szedczenko nigdy nie by� specjalnie blisko ze starsz� siostr� ani tym bardziej z jej jedynym op�nionym w rozwoju synem. Wielu przyjaci� w�asnego syna zna� lepiej ni� rodzonego siostrze�ca i uwa�a� ich za znacznie lepszych reprezentant�w m�odzie�y. Ale dosz�o do nieszcz�cia i co� j�kn�o w piersi, sm�tnie i gorzko. Jakby to on by� winien rozbitego �ycia siostry, jej wiecznych problem�w z ch�opami, k��tni z synem, n�dzy szpitala, w kt�rym pr�buj� uratowa� Saszk�... Co on w og�le mo�e w tamtym �wiecie? Jak zdo�a pom�c? Pieni�dzmi... niezbyt du�ymi... kamienn� fizjonomi� wojaka, kt�ry nie raz widzia� �mier�? Ale jecha� trzeba. Dobrze chocia�, �e tak �atwo dali urlop. Wielu chcia�oby spi� �mietank� z tych manewr�w, i idiota, kt�ry wyje�d�a w takim momencie, wywo�uje tylko powszechn� aprobat�. Dopiero p�niej kto� zacznie si� doszukiwa� w tym podtekstu politycznego... niech�ci do uczestniczenia w �wiczeniach przeciwko �umownie rosyjskiemu� przeciwnikowi. A na razie wszyscy wsp�czuj� g��boko oboj�tnemu im Saszce i dziel� si� historiami o cudownych uzdrowieniach poparzonych i po�amanych. To nic. Nie widzia� siostry pi�� lat i mo�liwe, �e ju� nigdy nie zobaczy siostrze�ca. �ona nie powiedzia�a ani s�owa, gdy bra� pieni�dze od�o�one na nowy garnitur, dzi�ki jej za t