7171
Szczegóły |
Tytuł |
7171 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7171 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7171 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7171 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Siergiej �ukjanienko
Jesienne wizyty
Tytu� orygina�u: Osiennyje wizity
Przek�ad: Ewa Sk�rska
Data wydania polskiego: 2003
Straszny on jest i gro�ny, od niego samego
pochodzi s�d i w�adza jego.
Ksi�ga Proroka Awwakuma
Diamentowym ostrzem otworzy�em pier�.
Teraz krzycz� w g�os, teraz �miej� si�,
serce obna�one, serce rozt�tnione,
i czarne promienie, co nie widz� mnie.
Siergiej Ka�ugin
� To tylko s�owa � powiedzia� Zabijaj�cy S�owem.
� Tylko wiatr, kt�ry zerwa� si� z twoich ust.
Naprawd� s�dzisz, �e przestrasz� si� wiatru?
Jaros�aw �arow
Usi�d�cie przy mnie. Usi�d�cie, to b�dzie d�uga historia. Sam nawet nie
wiedzia�em, jak
bardzo d�uga, gdy zaczyna�em j� opowiada�.
Lubicie straszne bajki? Ja � nie. W ka�dym razie tak mi si� wydawa�o.
Ale rzadko mo�emy robi� tylko to, co lubimy.
Najwa�niejsze, co musicie zapami�ta� od razu na samym pocz�tku � ta bajka nie
jest o
Was. Ona mog�a si� zdarzy� i mo�e si� zdarzy� � ale nie Wam.
Jeste�cie bezpieczni w swoim twardym i pewnym �wiecie. Nie ma Was w tej bajce, i
nawet, je�li wyda Wam si�, �e jest inaczej, pomylili�cie si�. Mo�ecie mi
wierzy�.
I je�li doczytacie do ko�ca i poczujecie dotyk ciemno�ci � nie b�jcie si�. To
tylko
straszna bajka, kt�r� opowiadaj� straszni ludzie.
Ta bajka nie jest o Was.
Ale je�li kiedy� w nocy w pustym mieszkaniu obudzi Was pstrykni�cie w��cznika,
nie
spieszcie si�, by podnie�� g�ow� i zapyta�: �Kto to?�
Mo�liwe, �e to b�dziecie Wy sami.
CZʌ� PIERWSZA
PRZYJ�CIE
0
�ciany by�y tu drewniane, ale pod niemalowanymi sosnowymi deszczu�kami le�a�
o��w.
Tylko drewno � pod�oga z d�bowego parkietu, �ciany z sosny, g��boki, ale twardy
fotel,
malutki okr�g�y stolik. Na stoliku otwarty zeszyt, dwa zaostrzone o��wki, trzy
�wiece w
wystruganym z drewna �wieczniku.
M�czyzna, kt�ry wszed� do pokoju, szczelnie zamkn�� za sob� drzwi i usiad� przy
stole.
Wzi�� o��wek, podni�s� do oczu, tak �eby koniec grafitu zas�oni� p�omie� �wiecy.
Obejrza�,
czy dobrze zaostrzony, i przysun�� do siebie zeszyt. Pod ostatnim krzywym i
niedba�ym
zapiskiem: �Dy�ur zda�em. Pi�ty pa�dziernika, osiemnasta� � starannie zapisa�:
�Przej��em
dy�ur. Pi�ty pa�dziernika, mniej wi�cej osiemnasta�.
Zegara oczywi�cie nie by�o. Wojskowych biurokrat�w zawsze doprowadza�o to do
sza�u.
Ale nie odwa�yli si� spiera� z esperami. Po co.
M�czyzna odchyli� si� na wysokie twarde oparcie patrzy� na pl�saj�ce j�zyczki
p�omienia.
Patrzy�, powoli si� rozlu�niaj�c, pozwalaj�c p�omykowi �wiecy wype�ni� sob� ca�y
�wiat.
Dr��cy p�omie� wok�, a on w �rodku. Przej�� dy�ur...
Gdyby otworzy� jedyne wychodz�ce z drewnianego pokoju drzwi, to ukaza�by si�
d�ugi,
mroczny korytarz. Tylko na ko�cu s�abo �wieci� matowy plafon, jakby zaznaczaj�c
granic�,
za kt�r� znowu zaczyna� si� wiek dwudziesty. Sze�� takich korytarzy zbiega�o si�
w malutkiej
sali, w kt�rej by�y dwie windy, zaplombowane na amen awaryjne schody, szyb
wentylacyjny
i st� obity blach�. Przy stole m�ody kapitan w mundurze wewn�trznych si�
zbrojnych
kartkowa� stary numer �Andrieja�, zostawiony nie wiadomo kiedy i nie wiadomo
przez kogo.
Z wewn�trznymi si�ami zbrojnymi m�czyzna mia� tyle wsp�lnego co z konduktorami.
Obiekt �psi� niegdy� podlega� wywiadowi wojskowemu, ale przez ostatnie dziesi��
lat dzia�a�
jako osobna kom�rka, podlegaj�ca bezpo�rednio prezydentowi.
Przechodz�c obok nudz�cego si� kapitana, kolejny raz zapoznaj�cego si� z
histori�
rosyjskiej erotyki, mo�na by�o wezwa� wind�. Zwyk�y czerwony plastikowy przycisk
znajdowa� si� na �cianie obok rozsuwanych drzwi. Drugi, potwierdzaj�cy wezwanie
windy,
malutki i prawie niewidoczny, by� wmontowany w st�. W czasie trwaj�cego trzy
minuty
wjazdu windy na powierzchni� znudzony kapitan mia� obowi�zek zadzwoni� i
potwierdzi�,
�e w windzie s� swoi. Ten dziwny porz�dek pojawi� si� w sze��dziesi�tym
dziewi�tym roku
(by�y wtedy tylko trzy korytarze, a telefon na stole wojskowy, �elazny), po tym,
jak jeden z
esper�w udusi� dy�urnego, zabra� mu pistolet, wjecha� na g�r�, wystrzela�
ochron� i przez
dwie godziny d�uba� co� w stacjonarnej wojskowej radiostacji.
Oddzia� wartownik�w za�atwi� szale�ca bez specjalnego trudu i dalszych strat.
Ale nawet
trzyletnia praca jednego z syberyjskich utajnionych instytut�w nie da�a
odpowiedzi na
zasadnicze pytania: co esper, zoolog z wykszta�cenia, robi� z radiostacj�,
dlaczego s�abiutkie
krzemowe tranzystory nie spali�y si� przy napi�ciu dwustu siedemdziesi�ciu
wolt�w, sk�d si�
takie napi�cie wzi�o i dok�d odesz�o z anteny, zwini�tej w kszta�t muszli
kauri?
Teraz ka�dego nast�pc� biednego zoologa powita�aby na g�rze w poczekalni
uzbrojona
ochrona, a pro�ciutkie urz�dzenie po zarejestrowaniu odg�osu wystrza��w b�d�
g�o�nych
krzyk�w zamkn�oby wszystkie drzwi i wype�ni�o pomieszczenie gazem �zawi�cym.
Je�li natomiast wszystko by�o w porz�dku, to po zej�ciu schodami z ogromnego i
r�wnie�
podziemnego kompleksu, mo�na by�o przez piwnic� dosta� si� do budynku Instytutu
�rodk�w Propagandy Wizualnej, przedsi�biorstwa, kt�re mia�o podnosi� moralnego
ducha
bojownik�w niegdy� radzieckiej, a obecnie rosyjskiej armii. Z Instytutu, ju� bez
wi�kszych
problem�w, mo�na by�o wyj�� na star� uliczk� w centrum Moskwy. Kierownictwo
obiektu
�psi� by�o dumne z dw�ch powod�w: �e ani jedno zagraniczne mocarstwo nie wie o
jego
istnieniu oraz �e nigdzie, nawet w Stanach, wed�ug danych wywiadu, nie by�o
podobnego
obiektu.
M�czyzna siedz�cy teraz w drewnianym pokoju by� jednym z esper�w �psi�. Jak
m�g�
przypuszcza�, ich grupa liczy�a oko�o czterdziestu ludzi, trzech esper�w nawet
zna�. Gdyby
si� nieco wysili�, m�g�by pozna� dok�adn� liczb� pracownik�w, ale praca w �psi�
ju� dawno
oduczy�a go d��enia do niepotrzebnej wiedzy. Co trzy dni przychodzi� do
Instytutu, okazywa�
przepustk�, schodzi� na pi�tro minus pierwsze, okazywa� drug� przepustk�, a
nast�pnie
wyg�asza� do mikrofonu wierszyk � has�o obecnego miesi�ca. Kiedy� lekko
schrypni�tym
g�osem m�czyzna zadeklamowa� nie�mierteln� fraz� o zacnym wujku, kt�rego niemoc
zwali�a z n�g. Le��c p� godziny pod luf� pistoletu na betonowej pod�odze, esper
omal nie
powt�rzy� losu owego wujaszka. Od kilku lat w �psi� planowano zamontowa� system
identyfikacji siatk�wki oka, ale na razie wszystko ko�czy�o si� na gadaniu. By�
mo�e dlatego,
�e po�ytek z �psi� by� nadal kwestionowany przez zwierzchnictwo.
Kiedy� m�czyzna pracowa� w drugim korytarzu podziemnego centrum. Przesiaduj�c
po
dwana�cie godzin w identycznym pokoju, zajmowa� si� dziwn� rzecz� � rozmy�la�,
czy w
stron� Rosji nie zosta�y wystrzelone ameryka�skie b�d� chi�skie pociski j�drowe.
I kiedy�
poczu� � z bolesn� jasno�ci�, niemal zobaczy�, jak z lodowatej szaro�ci wody
wyskakuj�
tytanowe cielska polaris�w, zatrzymuj� si�, ta�cz�c na ognistym s�upie, i powoli
wyruszaj� w
swoj� ostatni� drog�. �ykaj�c k�uj�ce powietrze, m�czyzna wybieg� z pokoju
Paragraf pierwszy: w przypadku przewidzenia...
i rykn�� na dy�urnego, siedz�cego za obitym blach� sto�em,
a je�li to pomy�ka? je�li pomy�ka... �eby to by�a pomy�ka...
spiesz�c si�, �eby zd��y�, chocia�, co mo�na by�o zrobi�, je�li zobaczy� to, co
ju� si�
sta�o?
Dy�urny, �api�c s�uchawk� telefonu, powoli blad�. I nagle esper poczu�, �e
wszystko
znik�o,
rakiety ju� nie wyskakiwa�y z wody, za to na stalowej pod�odze le�a� stary
m�czyzna w
obcym mundurze wojskowym i krew p�yn�a z okr�g�ego otworu po kuli w skroni
�e przysz�o��, kt�ra nie zd��y�a si� wydarzy�, staje si� tylko mo�liwo�ci�.
Potem poili go koniakiem, a wyrwani ze snu koledzy pr�bowali jeszcze co� z niego
wydoby�. Niemal miesi�c czeka� na decyzj� zwierzchnictwa co do swojej zawodowej
przydatno�ci. To by� bardzo d�ugi miesi�c, w czasie kt�rego wywiad wy�awia�
okruchy �ci�le
tajnych informacji o ameryka�skim admirale, kt�ry oszala�...
Esper dosta� awans, bardzo wysok� premi� i zosta� wys�any z rodzin� do
sanatorium.
Nie m�g� ju� jednak wr�ci� do pracy w grupie przewidywania ataku j�drowego. Zbyt
dobrze pami�ta� szare op�ywowe sto�ki wynurzaj�ce si� ze spienionej wody.
Proponowano
mu przej�cie do grupy przewidywania katastrof przemys�owych
Tak, Czernobyla ch�opaki nie zobaczyli, ale Czernobyl mia� by� zaledwie trzeci�
z
atomowych awarii.
albo do grupy konflikt�w spo�ecznych. Ale on wybra� najnowszy sektor � grup�
zagro�e�
og�lnoplanetarnych.
Jakie niebezpiecze�stwa mieliby przewidzie� � tego nigdzie wyra�nie nie
okre�lono. Jak
m�wi� jeden z esper�w � od trz�sienia ziemi na Tajwanie do wyga�ni�cia s�o�ca...
ale na
razie, po dw�ch latach pracy, wydzia� nie m�g� sformu�owa� �adnych prognoz.
Siadaj�c wygodniej � dy�ur mia� trwa� sze�� godzin � esper nie po raz pierwszy
pomy�la� o tym, �e wydzia� zagro�e� og�lnoplanetarnych nie by� nawet danin�
z�o�on�
politycznej modzie, jak s�dzi� na pocz�tku (bo jakie mog�y by�, do diab�a,
�og�lnoludzkie
warto�ci� w ich organizacji?), lecz po prostu synekur� dla esper�w, kt�rzy swoje
�odrobili�.
Ci, kt�rzy podobnie jak on prze�yli wyrazist� �wpadk� rzeczywisto�ci�, nie mogli
ju�
normalnie funkcjonowa�. Psychika zawodzi�a: albo podrzucaj�c fa�szywe
przeczucia, utkane
ze wspomnie�, albo starannie nie zauwa�aj�c realnych niebezpiecze�stw. Ale
emerytury tu
nie by�o. Wykluczy� ludzi z etatu, daj�c im ochron� i bior�c pod
dwudziestoczterogodzinn�
obserwacj� � tego nawet by nie zdzier�y� bud�et �psi�. No to wymy�lono nowy
sektor �
nieszkodliwy i bezpretensjonalny.
Jedna ze �wiec dopala�a si� powoli. M�czyzna zgasi� j� � strumyczek dymu
odp�yn�� w
wywietrznik � i pomaca� st� w poszukiwaniu nowej �wiecy. Nikt nie wiedzia�,
dlaczego
elektryczne o�wietlenie oraz metal i plastik t�umi�y nadnaturalne zdolno�ci. To
by� aksjomat,
i...
ci�ar w skroniach
pomieszczenia esper�w s� wyposa�one...
p�omie�, p�omie� przed oczami, ognik �wiecy ur�s�, przemieni� si� w pochodni�,
co si� ze
mn� dzieje?
co si� ze mn� dzieje?
wpadka
Nagle zobaczy� � zobaczy� tak wyra�nie, �e tamta g�o�na wpadka z polarisami,
kt�ra
przynios�a mu s�aw�, sta�a si� jedynie blad� akwarel� na tle r�nobarwnego
pejza�u.
Zobaczy� twarze. Tylko twarze. Sze�cioro...
A za nimi �mier�.
M�czyzna nie zd��y� wyj�� zza sto�u � upad� twarz� w ciep�y wosk zgaszonego
ogarka.
Stan�o serce � po prostu �cisn�o si� i ju� nie chcia�o si� rozkurczy�. Jakby
postanowi�o, �e
ma do��.
B�lu nie by�o. Esper zsun�� si� na pod�og�, a przed oczami migota�y obrazy �
przysz�o��,
kt�r� mia� obserwowa� i �ledzi�, kt�rej powinien by� zapobiec.
Nawet umieraj�c, w tych sekundach, gdy pozbawiony tlenu m�zg nadal �y�, pr�bowa�
poj��, co takiego nape�ni�o go tym strasznym przera�eniem, kt�rego imi� brzmia�o
�mier�.
Zrozumia�.
I umar� ze �wiadomo�ci� cz�owieka, kt�ry mia� szcz�cie, kt�ry, cho� za
najwy�sz� cen�,
ale zd��y� si� uratowa�.
Anatolij W�adimirowicz Szestakow, nigdy nie zak�adaj�cy munduru podpu�kownik,
trzydziestosiedmioletni esper, kt�rego zgodnie z tradycj� �psi� nie nazywano po
imieniu,
le�a� w drewnianym pokoju, g��boko pod moskiewskimi ulicami, i u�miecha� si�.
Dopali�a si� druga �wieca, p�mrok rozsun�� �ciany, przydaj�c pomieszczeniu
przestronno�ci i powagi.
Potem, migocz�c, �cisn�� si� w iskr� knot trzeciej �wiecy. I zapad� mrok, w
kt�rym nie
by�o ani wymiar�w, ani strachu, ani czasu.
1
Cz�owiek, kt�ry od p� godziny stoi na zimnym p�pi�trze ty�em do a�urowego
szybu
windy, zwykle ma ku temu powody. Mo�e by� niespiesz�cym si� palaczem, kt�ry
przed noc�
zaopatruje organizm w nikotyn�, mo�e zapomnia� kluczy i czeka na sp�niaj�c� si�
ma��onk�, albo te� czatuje na d�u�nika.
Ilja Karamazow nie pali� i nigdy nie by� �onaty. W jakim� stopniu pasowa� do
niego
wariant trzeci. Patrz�c na ciemnoniebieski kolor �cian, czeka� cierpliwie i
oboj�tnie. Od czasu
do czasu przymyka� oczy, jakby ws�uchuj�c si� w co� w g��bi siebie.
Mo�e tak w�a�nie by�o.
Minuty p�yn�y powoli i ma�o kto by wytrzyma�, nie zmieniaj�c ani pozycji, ani
wyrazu
twarzy. Ale Ilja mia� bogate do�wiadczenie w takim oczekiwaniu. Z rzadka tylko
przest�powa� z nogi na n�g?. W pewnym momencie wzdrygn�� si� i gwa�townie
poruszy�
ramionami. Jesie� by�a zimna i d�uga.
Gdzie� na g�rze trzasn�y ci�kie drzwi i Karamazow sta� si� czujny. G�o�ne
kroki na
klatce, cisza, szczek w��czaj�cej si� windy. Ilja znowu si� odpr�y�.
Praca nie lubi nerwowo�ci.
Gdy kroki rozleg�y si� na dole, twarz Ilji przybra�a wyraz zaciekawienia i
niemal
dzieci�cej niecierpliwo�ci. Czeka� na szum jad�cej w g�r� windy, ale silniki
milcza�y.
Pi�knie. Jego klient nigdy nie traci� okazji, by wej�� na pierwsze pi�tro.
Codzienna porcja
ruchu niem�odego biznesmena, zbyt leniwego, �eby pogra� w tenisa...
Ilja wyci�gn�� z g��bokiej kieszeni p�aszcza makarowa i odbezpieczy�. P�ynnie
przesun��
si� wzd�u� szybu windy, tak �eby przez kratk� widzie� drzwi mieszkania numer
dziewi��dziesi�t dwa. Przyjemnie jest pracowa� w du�ych domach � to �wietnie, �e
w
ludziach, kt�rych sta� na w�asny dom, nadal tkwi silne d��enie do niewyr�niania
si�.
Na schodach pojawi� si� cz�owiek � szary p�aszcz, niemal takiego samego kroju
jak ten,
kt�ry mia� na sobie Ilja, z du�ymi wygodnymi kieszeniami; kr�tkie w�osy.
Karamazow
zamar� w zbawczym p�mroku klatki schodowej. Ten wyczuje ruch. To godny
przeciwnik.
Napi�cie przebieg�o po ca�ym ciele k�uj�cymi iskrami.
M�czyzna wszed� na p�pi�tro i stan�� pomi�dzy drzwiami dw�ch mieszka� �
dziewi��dziesi�t jeden i dziewi��dziesi�t dwa. Ilja odwr�ci� wzrok od jego
twarzy. Mogli
wyczu� si� nawzajem � dw�ch m�czyzn w p�aszczach z g��bokimi kieszeniami,
kt�rych
drogi przeci�y si� z powodu trzeciego.
Potem pojawi� si� klient. Oci�a�y, stary, ubrany z lekk� nonszalancj�. Niemodne
palto,
kapelusz chyba z radzieckich czas�w.
� Do jutra, Igor � rzek� klient brz�cz�c kluczami. Ochroniarz nie odpowiedzia� �
nadal
patrzy� na schody. Nie widzia�, ale czu�. Otworzy�y si� ci�kie pancerne drzwi.
� Do zobaczenia, Edwardzie Pietrowiczu.
Ochroniarz poczeka�, a� drzwi si� zamkn�, i zszed� na d�. Niepewnie, jakby
czuj�c, �e nie
zrobi� wszystkiego, co powinien.
Ilja dzia�a� bez zastanowienia. Mia� tylko sekundy, te sekundy, gdy klient
zdejmuje palto i
buty, dop�ki ma pewno��, �e jego ochroniarz jest obok. Ilja zszed� na d� po
schodach,
nie�wiadomie na�laduj�c tempo i ruchy ochroniarza. W momencie, gdy tamten
wyszed� z
klatki, Ilja znalaz� si� przy drzwiach klienta i nacisn�� przycisk dzwonka.
Gdzie� obok, s�abo
s�yszalna za grubymi �cianami i pancern� stal�, zagra�a wesolutka muzyczka.
Na dole trzasn�y drzwi wyj�ciowe. I jednocze�nie otworzy�y si� drzwi
mieszkania.
� Co, Igor?... � M�czyzna urwa�, widz�c twarz Ilji. Karamazow pchn�� go szybko
i
mocno, odrzucaj�c w g��b przedpokoju. Strzelanie z tak bliskiej odleg�o�ci nie
by�o
przyjemne.
Makarow wystrzeli� dwa razy, najpierw prawie nies�yszalnie, potem z lekkim,
niewyra�nym d�wi�kiem. Edward Pietrowicz, nadal z tym samym zdumieniem na
twarzy,
upad� na bursztynowo��ty parkiet. Ilja w zadumie popatrzy� na cia�o.
Kontrolnego wystrza�u
w g�ow� nie robi� nigdy � po pierwsze, nadawa�o to zab�jstwu odcie� braku
profesjonalizmu, po drugie, pozwala�o rodzinie po�egna� si� ze zmar�ym po
ludzku. Przedtem
strzela� tylko raz, ale jakie� p� roku temu dowiedzia� si�, �e niekt�rzy ludzie
maj� serce
bardziej z prawej strony, i zacz�� strzela� dwa razy. Na wszelki wypadek.
Pozostawa�a ostatnia formalno�� wchodz�ca w sk�ad zam�wienia. Powinien dope�ni�
jej
przed akcj�, ale Ilja nie widzia� specjalnej r�nicy pomi�dzy chwil� przed i
chwil� po.
� To procenty wiadomego ci kredytu, Edwardzie Pietrowiczu � wyg�osi� krzywi�c
si� �
co za bezsensowne i nad�te zdanie. Praca dla ekspansywnych po�udniowc�w zawsze
wi�za�a
si� z podobnymi idiotyzmami, ale tej jesieni nie mia� zbyt wielu zam�wie�.
Z klatki starego �stalinowskiego� domu Ilja wyszed� dopiero po starannym
sprawdzeniu,
czy na p�aszczu nie ma plam. Przeszed� przez d�ugie podw�rze, min�� grupk�
ma�olat�w
okupuj�cych altank�. Brudno��te li�cie us�a�y asfalt jesiennym kobiercem.
Si�pi� drobny
deszczyk i przechodnie si� spieszyli. Dobry dzie� na prac�.
Mijaj�c rz�dy kiosk�w i malutki bazarek, Ilja wtopi� si� w t�um p�yn�cy w stron�
metra.
Pi�tna�cie minut jazdy od stacji Elektrozawodskiej do Komsomolskiej wystarczy�o
Karamazowowi, by si� odpr�y�. W przej�ciu kupi� kilka gazet i z roztargnieniem
przejrza� je
w wagonie, spogl�daj�c to na tekst, to na stoj�c� kilka krok�w od niego
dziesi�cioletni�
dziewczynk�. Dziewczynka by�a bardzo powa�na, jej skupiona twarz pasowa�aby
raczej do
doros�ej kobiety. Ilji si� takie podoba�y.
Zapragn�� jak najszybciej znale�� si� w domu.
2
Kiry� lubi� jesie�.
Jaki wp�yw na los cz�owieka mo�e mie� upodobanie do tej czy innej pory roku? Nie
wiadomo. Na pewno jaki� zwi�zek istnieje, ale jaki � na to pytanie nie odpowie
nawet
najbardziej utalentowany psycholog. Mo�na kocha� zim� i mie� w sobie ciep�o,
mo�na lubi�
lato, pozostaj�c kawa�kiem lodu.
Kiry�owi podoba�a si� jesie�. Ale nie ta, purpurowoz�ota, opiewana przez
Puszkina, lecz
najzwyklejsza, moskiewska � z niskim szarym niebem i zimnym wilgotnym wiatrem
hulaj�cym po ulicach. Nigdy nie pr�bowa� zrozumie�, jakie struny poruszaj� w
jego duszy
chlapa i deszcz. W wieku trzynastu lat rzadko zadajemy sobie takie pytania. Ale
por�wnanie z
Puszkinem nieco mu pochlebi�o. Kiedy Kiry� mia� cztery lata, po raz pierwszy
nazwano go
poet�. To mo�e doprowadzi� do wszystkiego � ale nie do zani�onej samooceny.
By� wysokim jak na sw�j wiek, ale drobnym ch�opcem o dzieci�cej twarzy. Wielu
jego
r�wie�nik�w ju� zacz�o rozrasta� si� w ramionach, przemieniaj�c si� w
karykatur� doros�ych
z uporem godnym lepszej sprawy. A Kiry� nadal pozostawa� ch�opcem.
Gdyby kto� mu powiedzia�, �e si� z tego cieszy, szczerze by si� zdumia�. Ale tak
w�a�nie
by�o.
Kiry� Korsakow ba� si� dorosn��.
Wyszed� ze szko�y po trzeciej lekcji � zaj�cia nigdy nie wydawa�y mu si� czym�
wymagaj�cym szczeg�lnego traktowania. Jakie� dziwne uczucie ow�adn�o nim od
rana �
dawno, dawno temu, gdy jeszcze nazywano go najm�odszym poet� �wiata, Kiry�
okre�la� taki
nastr�j jako �wierszowy�. U�ywa� tego s��wka r�wnie� teraz, gdy trzeba si� by�o
usprawiedliwi� za nieodrobione lekcje albo wymiga� od jakiej� pracy w domu. W
szkole
przesta�o to ju� dzia�a�, ale w domu... �Mamo, mam taki wierszowy nastr�j...�
Dzia�a�o bez
zarzutu.
Jedynym problemem by�o to, �e Kiry� od dawna nie pisa� ju� �adnych wierszy.
� Gdzie idziesz? � Kolega Kiry�a z klasy Maksym S�ugin, kt�ry uciek� z ostatnich
lekcji
�do towarzystwa�, obj�� go za ramiona. By� to zapewne najdziwniejszy z
przyjaci� Kiry�a �
mocno zbudowany, prostolinijny ch�opak, nie wiadomo jak i dlaczego przechodz�cy
z klasy
do klasy. Z poet�w zna� tylko Puszkina i Kiry�a Korsakowa, przy czym o
s�uszno�ci swojej
wiedzy by� przekonany na pi��dziesi�t procent. Zachowa� jednak szacunek dla
cudzego
talentu, kt�ry pojawi� si� ju� w pierwszej klasie, kiedy Kiry� jednego dnia
obdarzy� wszystkie
dzieci z�o�liwymi rymowankami.
� Do domu.
� Pisa� wiersze?
Najprostsze wyj�cie � skin�� g�ow�. I to w�a�nie Kiry� zrobi�.
� Aha � burkn�� usatysfakcjonowany Maksym, wyci�gaj�c papierosy. Zapali�, nie
zwalniaj�c kroku i demonstruj�c spore do�wiadczenie. � Napijesz si� piwa?
� Nie mam pieni�dzy � sk�ama� Kiry�.
� Nie szkodzi, ja stawiam.
� Zimno, gard�o mo�e rozbole�.
Maksym wzruszy� ramionami. Problem�w z anginami nigdy nie mia�, ale na wszelki
wypadek zaproponowa�:
� We�miemy mocne, leczy przezi�bienie jak w�dka...
� Nie mam ochoty, daj mi spok�j!
� Jak sobie chcesz � Maksym si� nie obrazi�. � Id� pisa�. Potem poczytasz.
Ostatnia pro�ba nale�a�a do tradycji i by�a absolutnie niezobowi�zuj�ca. S�ugin
zadowala�
si� przyja�ni� z poet�, wiersze niewiele go obchodzi�y. Przy najbli�szej budce
oddali� si�, z
uwag� studiuj�c rz�dy puszek piwa.
Kiry� skr�ci� w najbli�sz� ulic�, �eby dobroduszny jak cielak i lepki jak ta�ma
klej�ca
Maksym nie zmieni� zdania i nie rzuci� si� za nim w pogo� z puszk� w r�ku.
Trac�c Kiry�a z
pola widzenia, S�ugin po minucie zapomni o jego istnieniu, tak jak Korsakow o
nim.
Kiry� z rozp�du wpad� na jakiego� m�czyzn�, kt�ry rzuci� za ch�opcem
przekle�stwo,
skr�ci� jeszcze raz i zatrzyma� si� za rogiem. Strasznie chcia� zosta� sam. Co�
by�o nie tak, a
on w �aden spos�b nie m�g� zrozumie�, co.
Nagle poczu�, �e traci oddech. Nic takiego � po prostu na chwil� zabrak�o mu
powietrza.
Ju� mu si� co� podobnego zdarza�o, gdy uporczywie nie wychodzi� prawie wymy�lony
wiersz. Tamto odczucie by�o niemal przyjemne � potem udawa�y mu si� naprawd�
dobre
strofy.
Ale teraz nie chodzi�o o wiersze. Tylko spad�a na� przyt�aczaj�ca zas�ona.
� Ch�opcze, �le si� czujesz?
Zatrzyma�a si� przy nim starszawa kobieta � z tych, co to regularnie pisz� listy
do gazet,
pomagaj� pijanym na przystankach wsi��� w odpowiedni trolejbus i terroryzuj�
sprzedawc�w
w supermarketach.
� Nie jeste� chory? Nie bra�e� jakiego� �wi�stwa?
Kiry� od razu poczu� si� lepiej.
� Prosz� mnie zostawi� w spokoju! � krzykn��. � Nic nie bra�em!
Ura�ona kobieta natychmiast posz�a dalej. Kiry� odprowadzi� j� stropionym
spojrzeniem.
Co si� ze mn� dzieje?
Zacz�� i�� powoli, odruchowo pod��aj�c za kobiet�. Ta w pewnym momencie
odwr�ci�a
si� i spostrzeg�szy id�cego za ni� ch�opca przyspieszy�a kroku. Ma�oletni
narkoman to niezbyt
ciekawy towarzysz. Kiry� opami�ta� si� i stan��.
Jeszcze godzin� temu mia� ochot� pow��czy� si� po starych ulicach centrum, ale
teraz
rzeczywi�cie zapragn�� znale�� si� w domu. Zamkn�� si� w swoim pokoju, uwolni�
si�... od
czego?
od dr�cz�cego spojrzenia...
Sam by� zdumiony, �e rozwi�zanie zagadki okaza�o si� takie proste. Zwyk�e
spojrzenie w
plecy... Kiry� odwr�ci� si�, podejrzliwie przygl�daj�c si� przechodniom. Nikogo,
kto cho�
przez chwil� popatrzy�by na przestraszonego ch�opaka. Nikogo... i nie mog�o
nikogo by� �
to wra�enie, przyt�aczaj�ce wra�enie czyjego� spojrzenia prze�ladowa�o Kiry�a od
rana i w
domu, i w szkole, narasta�o z ka�d� minut�, nadci�ga�o jak morska fala na
�agodny brzeg.
Kiry� st�umi� szalone pragnienie rozp�akania si� i pobieg� z powrotem do metra,
w
niejasnej nadziei, �e pod ziemi�, w rw�cym we wszystkie strony t�umie spojrzenie
zniknie.
Dziesi�� minut p�niej zrozumia�, �e nadzieja by�a daremna.
3
Tylko m�odzi mog� nazywa� staro�� czasem spokoju.
Zrozumiej�, �e si� mylili, gdy sami si� zestarzej�.
Arkadij Lwowicz sta� przy zaparowanym oknie, patrz�c na m��cy deszcz. Deszcz to
nie
ogie� i nie morska fala, nie mo�na patrze� na niego bez ko�ca, zatapiaj�c si� w
niemal
�ywym ruchu. Deszcz zawsze umiera, nawet dla potopu nadszed� czterdziesty
pierwszy dzie�.
To by�a ostatnia jesie� � i deszcz ni�s� ze sob� ostatni� gorzk� pociech�.
Arkadij Lwowicz odwr�ci� si� powoli i zacz�� ws�uchiwa� w siebie. Niczego � ani
b�lu,
ani najmniejszego nawet dyskomfortu. To, co go zabije, jeszcze drzema�o,
zbieraj�c si�y.
� Tato, wychodz� � dobieg�o z korytarza.
Arkadij Lwowicz przeszed� przez pok�j, w kt�rym niepo�cielone ��ko nik�o
pomi�dzy
rega�ami pe�nymi ksi��ek. Dawno temu kto� mu powiedzia�, �e ten pok�j przypomina
dekoracj� do filmu o wielkim uczonym. Odpowiedzia� wtedy bez zastanowienia: �Sam
jestem
ju� tylko dekoracj��. I dopiero znacznie p�niej zrozumia�, �e tak by�o w
istocie.
Zi�� sznurowa� buty, pochylaj�c si� z m�cz�c� desperacj� oty�ego cz�owieka.
Zerkn�� na
wychodz�cego z korytarza te�cia.
� Jedzenie jest w lod�wce. Czajnik postawi�em na ogniu.
� Dzi�kuj�, Andriusza.
Arkadij Lwowicz lubi� zi�cia, tak jak mo�na lubi� cz�owieka, kt�ry nie spe�ni�
pok�adanych w nim nadziei, a wobec kt�rego nie sprawdzi�y si� najgorsze
przeczucia. Andriej
ani dwadzie�cia lat temu, ani teraz nie traktowa� swojej �ony �yd�wki jak
nieruchomo�ci, a
te�cia profesora jak odskoczni w swojej karierze. Co prawda pozosta�, teraz ju�
na zawsze,
szeregowym uczonym bez talentu. Ale to ju� jest dar bo�y, a wszystko, co
dost�pne
cz�owiekowi, Andriej wykonywa� uczciwie.
� Wiera zajrzy jutro � oznajmi� prostuj�c si�. � Posprz�ta... Nale�a�oby tu
zrobi�
remont, Arkadiju Lwowiczu...
�Potem � pojawi�o si� na ko�cu j�zyka � przed sprzeda���.
Arkadij Lwowicz nigdy nie pr�bowa� zrozumie�, jak� rol� w mi�o�ci jego bliskich
do
niego odgrywa to mieszkanie. W ka�dym razie os�odzi im smutek.
� Do widzenia.
� Do widzenia, Andriej.
Zamkn�� drzwi i poszed� do kuchni, gdzie niespiesznie gotowa�a si� woda w
czajniku.
Zajrza� do lod�wki � kefir i kie�basa carycy�ska. Dobrze. Cz�owieka, kt�ry wie,
�e pozosta�o
mu tylko p� roku �ycia, nadal ciesz� ma�e rado�ci.
Arkadij Lwowicz stan�� przy kuchennym oknie. Czy to nie wszystko jedno, w kt�r�
stron�
b�dzie patrzy� cz�owiek stoj�cy w deszczu? Odprowadzi� wzrokiem zi�cia
przeskakuj�cego
ka�u�e. Komiczny widok... Nie zawsze talenty kulinarne �ony wychodz� m�owi na
dobre.
Z tej strony domu okna wychodzi�y na kr�tk� cich� uliczk�, nie spaskudzon� ani
nadmiarem sklep�w, ani szyldami biur sprzeda�y wszystkiego jak leci. Przez
siatk� deszczu
staruszek patrzy� na r�wny strumie� przechodni�w. Wi�kszo�� si� spieszy�a. Tylko
na rogu,
po drugiej stronie ulicy zastyg�a drobna ch�opi�ca figurka � mo�e ch�opak czemu�
si�
przygl�da�, a mo�e nagle zaton�� we w�asnych my�lach. Dziwny ch�opak.
W czajniku zagotowa�a si� woda i Arkadij Lwowicz na chwile odszed� do kuchenki.
Gdy
wr�ci�, ch�opca nie by�o ju� na rogu, lecz bieg�, jakby chcia� si� od czego�
uwolni�.
Zabawne. Dlaczego od czego�, a nie od kogo�? Przeniesienie w�asnych odczu�
nadci�gaj�cej �mierci na ch�opca, kt�ry jeszcze si� nawet nad tym nie
zastanawia�? Arkadij
Lwowicz odwr�ci� si�. W ch�opaku by�o zbyt du�o �ycia i niecierpliwo�ci,
patrzenie na niego
by�o m�k�.
Arkadij Lwowicz przygotowa� nieskomplikowane �niadanie, precyzyjnie i sumiennie,
jak
zwyk� robi� wszystko. Zaparzy� mocn� herbat�, u�miechaj�c si� do siebie:
�Arkasza, u ciebie
jak zwykle dobra herbata...� Tak. Nie �a�ujcie li�ci...
Zreszt�, nie wszyscy zd��yli w opluwanych ci�gle czasach sowieckich osi�gn��
wystarczaj�cy sukces, by przestrzega� tej prostej zasady. Wiele os�b dzisiejsza
wolno��
pozbawi�a ca�ej aresztanckiej otoczki, kt�ra sta�a si� taka obowi�zkowa. Sam
Arkadij
Lwowicz nigdy nie wypowiada� si� na temat polityki, za wyj�tkiem tej prostej
konstatacji, �e
ka�da w�adza to g�wno. Uda�o mu si� wst�pi� na uniwersytet jeszcze za �ycia
Stalina,
obroni� si� za Chruszczowa, zosta� profesorem i do woli poje�dzi� po �wiecie za
Bre�niewa.
Nie przeszkodzi�y mu ani nazwisko Zaltzman, ani bezpartyjno��. Konformizm?
Mo�liwe. Ale
jego niewzruszone przekonanie, �e g�upi i m�drzy pojawili si� na �wiecie
znacznie wcze�niej
ni� komuni�ci i kapitali�ci, wytrzyma�o pr�b� czasu.
Umy� naczynia i znowu wr�ci� do okna. Na biurku czeka� zacz�ty p� roku temu
artyku�.
Arkadij Lwowicz starannie sp�aca� ostatnie d�ugi. Malutkie szcz�cie wiedzy �
odej��, nie
zostawiaj�c po sobie niewykonanych zada�.
Ale najpierw trzeba odrobin� sprz�tn�� w mieszkaniu.
� Jakbym na co� czeka� � powiedzia� na g�os. I tym razem nie zdumia�a go ta
forma.
W�a�nie na co�.
I to przyjdzie. Wcze�niej ni� �mier� � mo�e jako jej pos�aniec.
4
� Ods�o� mi los � powiedzia� cz�owiek.
� Nie masz losu � odpar� sfinks.
� W takim razie umieraj.
Cz�owiek odwr�ci� si� od �a�osnego legowiska na piaszczystym zboczu, od
wyblak�ych
ko�ci, kruszonych �apami potwora, od strumyczk�w popio�u p�yn�cych jak
umieraj�cy dym.
Przed nim by�a droga � stalowe nici na betonowym pasie i b�yski zachodu s�o�ca w
szklanych ig�ach od�amk�w.
Za jego plecami staro�ytna jak �wiat istota wygi�a si� w konwulsjach. To, co
przywyk�a
darowa� ludziom, przybli�y�o si� do niej samej.
� Nie... Nie, Zabijaj�cy S�owem... ja nie mog� umrze�.
Cz�owiek zacz�� pogwizdywa�. Melodia rodzi�a si� i umiera�a pomi�dzy zboczem
wzg�rza i
nie ko�cz�c� si� r�wnin�. Potem wplot�y si� w ni� s�owa:
Wiecz�r przychodzi nawet do �lepc�w,
Do nie�miertelnych przychodzi �mier�.
Dar umierania dostali jedni,
Drudzy witaj� �mier�.
�wiat�o zr�wna�o si� z ciemno�ci�,
Ranek zobaczy tylko proch.
Przyjmujesz swoj� �mier� z godno�ci�,
�yj�cy w �wiatach dw�ch...
Sfinks uni�s� si�, cia�o lwa � br�z sier�ci, i pi�kna kobieca twarz � z�oto
w�os�w,
wszystko zosta�o przes�oni�te mgie�k�. Tylko w oczach nadal p�on�� w�ciek�y
��ty p�omie�.
� Poczekaj, Zabijaj�cy S�owem... nie widz� twojego losu, ale powiem ci, kto go
zna.
Cz�owiek zatrzyma� si�. Cisza to muzyka �mierci. I znowu g�os...
Rozk�adowi � tlen, szkieletowi � ruch,
St�j, czekaj�c ostatnich s��w.
Sfinks wyprostowa� si�, sta� si� wy�szy od cz�owieka. W�ciek�o��, nienawi�� i
strach
zmiesza�y si� w jego g�osie:
� W �wiecie sn�w, niedost�pnych tobie... w �wiecie sn�w, cz�owieku. Tam znaj�
twoje
przeznaczenie. Tam s� twoje korzenie � ale ty ich nie znajdziesz.
� Dzi�kuj� � rzek� cz�owiek i popatrzy� na sfinksa � d�ugo, po�egnalnie. � A
teraz
s�uchaj...
Sfinks zacharcza�.
Klikni�cie � i komputer po�kn�� napisan� stron�. Jaros�aw nie lubi� przerywa� w
�rodku
my�li, ale przesta�o mu si� �pisa�.
To nic, zdarza si�.
Przejrza� tekst od pocz�tku. Zachwyci� si�, jak to wszystko �adnie wygl�da na
ekranie.
R�wniutkie linijki, przyjemna czcionka i tak samo g�adki tekst. Ka�d� rzecz
pocz�tkowo
pisze si� lekko i fantasy � bajka dla doros�ych � nie jest wyj�tkiem. A te
powie��, �Ksi�gi
Drogi�, Jaros�aw zacz�� pisa� dawno temu, gdy jeszcze nie wiedzia�, jak w��czy�
komputer.
Pisa� wtedy gorzej. Zapewne. Ale za to jak lekko, m�j Bo�e, jak lekko... I nie
trzeba by�o
podkr�ca� si� kaw� z koniakiem, papierosami, muzyk�. Po prostu siada� i pisa� �
na
�oskocz�cej, eleganckiej jak kawa� mosi�dzu moskwie. I linijki by�y krzywe, i
b��d�w pi��
razy wi�cej. Ale pisa�o si� tak lekko!
Nala� do fili�anki resztk� kawy. Szczodrze doda� cukru i koniaku. Spr�bowa�.
Tak, t� kaw�
trzeba b�dzie wypi� jednym haustem. Dobrze... witaj, �o��dku, jak si� masz,
serce, co
s�ycha�, w�trobo? A teraz najprzyjemniejszy dodatek do kawy � papieros. Hello,
p�uca!
Bycie pisarzem to zaj�cie z lekka samob�jcze. Niekt�rzy radz� sobie bez
stymulator�w.
Innym nie wystarczaj� ju� papierosy i alkohol.
Trzy ksi��ki rocznie � inaczej nie spos�b wy�y�, niechby nawet dwie z nich by�y
cha�tur�, mas�wk�, kosmicznymi operami i fantasy. Najwa�niejsze to pozosta� w
pierwszej
dziesi�tce. Ka�dy zaw�d ma niepisane prawo � najpierw ty zapracowujesz na
autorytet,
potem autorytet pracuje na ciebie. Niestety, w literaturze autorytet utrzymuje
si� nied�ugo... a
w�a�ciwie nie ma go wcale, poza ma�ymi wyj�tkami. Ka�dy tekst to wyzwanie
rzucone
ludziom umiej�cym czyta�. Sam fakt jego istnienia wymaga od nich niezgadzania
si�. I to jest
s�uszne. Literatura mo�e na pewno nauczy� jednego � niezgadzania si�.
Jaros�aw wyszed� z windows�w, popatrzy� przez chwil� na ��to-niebieskie okna
nortona i
w��czy� �Wizyt� w ciemno�ci� � ulubion� zabawk� ostatniego miesi�ca. Uczciwa,
niewymagaj�ca rozrywka, polegaj�ca na machaniu mieczem. Cha�tura po cha�turze...
Kiedy Jaros�aw wymy�la� �Ksi�gi Drogi�, nie uwa�a� ich za mas�wk�. Chcia�
opowiedzie�
o mi�o�ci i nienawi�ci, o ch�opcu, kt�ry staje si� m�czyzn�, o tym, �e �adne
zwyci�stwa nie
s� warte przyja�ni i mi�o�ci...
Czy sta� si� m�drzejszy od tamtej pory? Bardziej cyniczny?
Zabawka cierpliwie czeka�a. Malutka figurka rycerza sta�a na skraju lasu wsparta
na
dwur�cznym mieczu, popatruj�c to przed siebie, to przez ekran na Jaros�awa. A
Jaros�aw
pali�, patrz�c na p�yn�ce po ekranie ob�oki, ko�ysan� wiatrem traw�, l�ni�ce
oczy.
Narysowany �wiat, narysowany bohater, narysowane l�ki. On zajmowa� si� tym
samym.
Rysowa� niebezpiecze�stwo i zwyci�stwo, nienawi�� i mi�o��. Po prostu umia�
rysowa�
s�owami.
Rycerz na ekranie poruszy� ramionami, podni�s� miecz i ruszy� w stron�
narysowanego
lasu. Nawet wymy�leni bohaterowie maj� prawo wyboru.
Odchylaj�c si� na oparcie fotela, Jaros�aw zamkn�� oczy. Dziwny dzie�. Niby
wszystko jak
zwykle � poranna wyprawa po jedzenie i papierosy, grzebanina z komputerem, tym
malutkim �wiatem samym w sobie, nowe strony tekstu � jedyne, co naprawd� umia�
robi�.
Wszystko w porz�dku. Ale z jakiego� powodu przez ca�y czas nie opuszcza�o go
napi�cie.
Walka. Ca�e �ycie to walka. Mo�na odci�� si� od polityki, kariery, mi�o�ci,
schowa� si� za
kawa�kiem p��tna albo kartk� papieru � a �ycie i tak b�dzie pojedynkiem,
przes�czy si� w
farby obrazu i linijki tekstu. W przeciwnym razie obraz i tekst nie by�yby
nikomu potrzebne.
�ycie to tylko materia�, poprzez kt�ry realizuje si� �mier�. Nic wi�cej. I �eby
powiedzie� co�
o mi�o�ci, trzeba m�wi� o nienawi�ci.
Jaros�aw nie patrz�c wyci�gn�� r�k� i wy��czy� komputer. Ledwie s�yszalny szum
wentylatora ucich�, zapad�a cisza. Wiecz�r pracy dobieg� ko�ca. W tym samym
momencie
zadzwoni� telefon � jakby cierpliwie czeka�, a� Jaros�aw sko�czy pisa�.
Zach�ystuj�ca si�
s�owami telefonistka po��czy�a mi�dzymiastow�... Jaros�aw si�gn�� po s�uchawk�.
� Nie zechcia�by pan poprosi� do telefonu...
Spos�b m�wienia Stiepana nie zmienia� si� nigdy.
� Witaj � zerkn�� na zegarek. Moskwianie nigdy nie pami�taj� o istnieniu stref
czasowych. Malutka s�abo�� mieszka�c�w stolicy � zreszt� Stiepan wiedzia�, �e on
pracuje
do p�na w nocy.
� Dobry wiecz�r. Nie �pisz?
� Nie.
� Ja tylko na chwil�. Pami�tasz o propozycji �Basreliefu�?
� Oczywi�cie.
� Zgodzili si� na twoj� stawk�. Podpiszesz umow�?
� Uprzedzi�e� ich, �e nie wierz� w parapsycholog�w, kosmit�w i inne brednie?
Daleko, tysi�ce kilometr�w dalej Stiepan roze�mia� si�.
� A co ich to obchodzi? Oni te� nie wierz�. Najwa�niejsze, �eby� przekona�
czytelnik�w.
Comiesi�czne artyku�y w popularnym czasopi�mie... Jaros�aw nie mia� zamiaru
udawa� ani
przed sob�, ani przed przyjacielem.
� Dobrze. Pomy�l, jak przekaza� urnowe.
� Maj� korespondenta w A�ma Acie, zapisz telefon...
� Dyktuj.
� Tylko si� za bardzo nie wci�gaj. Zd��ysz sko�czy� swoj� powie��?
Jaros�aw zawaha� si� przez chwile. �Ksi�gi Drogi�? Zd��y, oczywi�cie, zawsze
zd��a�.
Wi�c sk�d ten niepok�j...
� Dyktuj numer � powiedzia�.
5
Raszid Hajretdinow z min� cierpi�tnika p�le�a� na kanapie. Pozycja nie pasowa�a
ani do
niego � zbyt krzepkiego, by wygl�da� na udr�czonego chorob�, ani do drogiego
garnituru,
jakby specjalnie lekko pomi�tego.
� Mo�e przyjd� wieczorem? � referent by� jednym wielkim wsp�czuciem.
� To nic, Tolik, to nic... � Raszid Gulamowicz si�gn�� po szklank� z ciep�� wod�
mineraln� i zacz�� j� pi� drobnymi �yczkami jak lekarstwo. � Przejdzie. M�w.
� Ranking spad� niemal o dwa procent � zacz�� ostro�nie referent. � Na razie
jeszcze
pan przechodzi, ale je�li tendencja si� utrzyma, powt�rne wybory pan przegra.
� Niedobrze � Raszid odstawi� szklank�. � Ale wiesz, nie zdziwi�e� mnie. Od rana
to
czu�em. Jakie zalecenia?
� Nie uda nam si� zagra� na kwestii narodowo�ciowej � referent pozwoli� sobie na
przepraszaj�cy u�miech. � W obietnice ekonomiczne nikt nie uwierzy. Tylko
konkretne
kwestie, podj�te w odpowiednim momencie...
� Przest�pczo�� � zasugerowa� Hajretdinow. � I co� masowego. Nie napady na banki
czy zab�jstwa biznesmen�w, lecz... � zamilk�.
� Prawo posiadania broni, kara �mierci dla gwa�cicieli, izolacja
homoseksualist�w...
� Stare � Hajretdinow zerkn�� na biurko. � Terroryzm komputerowy. Pieni�dze i
tajemnice Rosji wyciekaj� za granic� � a wszystko przez komputeryzacje. Kraj
zubo�a�,
wystawiony na zaoceaniczne pokusy. Ka�dy komputer to ko� troja�ski. Rozumiesz,
nar�d nie
wie, z kt�rej strony podej�� do tej maszynki. Dla niego komputer jest... ee...
�wiadectwem, �e
on jest g�upi. Gdyby opowiedzie� kilka okropnych historii � o z�ocie partii,
kt�re odp�yn�o
przez kable do Izraela, na przyk�ad.
Referent skin�� g�ow�.
� Pomy�lcie � Raszid Gulamowicz wsun�� d�o� pod koszul�, pomasowa� brzuch. �
Policzcie. Ile stracimy, ile zyskamy. Jak uruchomi� problem i z kt�rej strony
zareagowa�.
� Dobrze.
� No, id� ju�.
Odprowadzi� referenta serdecznym spojrzeniem. Staranny ch�opak, troch�
zarozumia�y, ale
w normie. Z takimi mo�na d�ugo pracowa�, nie spodziewaj�c si� zdrady... kt�rej
nale�y
oczekiwa� zawsze i wsz�dzie.
Krzywi�c si�, narodowy deputowany z okr�gu saratowskiego wsta� z kanapy. Ile�
razy
zarzeka� si�, �e nie b�dzie pi� wina... ze swoim chorym �o��dkiem. Ale trudno.
Za to rozmowa
by�a d�uga i po�yteczna.
Drzwi gabinetu uchyli�y si� i us�ysza�:
� Raszidzie Gulamowiczu...
� Wejd�, Tanieczka � Hajretdinow zamar� obok fotela. D�ugo musia� si� uczy�
wstawania w obecno�ci kobiet, ale za to teraz nie robi� wyj�tk�w nawet dla
w�asnej
sekretarki.
� Dzwoni� do pana, Raszidzie Gulamowiczu, a pan wy��czy� telefon.
� Kto dzwoni?
� W�adimir Paw�owicz.
� ��cz � Hajretdinow opad� na fotel, podni�s� s�uchawk�.
� Raszid?
� S�ucham ci�.
� Straszna wiadomo��. Trzy godziny temu zabili Siemienieckiego...
� Co ty m�wisz... � Raszid Gulamowicz si�gn�� po papierosa, ugni�t� go w
palcach.
Przedtem pali� fajk�, ale zbyt udatnie go wyszydzono w jakiej� karykaturze,
podkre�laj�c
podobie�stwo do �ojca narod�w�.
� Na klatce w�asnego domu. Zastrzelili.
� Edik, Edik... � Hajretdinow westchn�� zaci�gaj�c si�. � C�, wszyscy�my r�wni
przed Bogiem... Zab�jc� z�apali?
� Co ty... Podejrzewaj�, �e zastrzeli� go jego w�asny ochroniarz.
Raszid Gulamowicz u�miechn�� si�. Jego rozm�wca pewnie te�.
� Straszne... planowali�my spotkanie w przysz�ym tygodniu, a tu popatrz...
Rozmawiali jeszcze z pi�� minut, umo�liwiaj�c z�o�enie raportu zwierzchnictwu
tym,
kt�rzy mieli obowi�zek kontrolowa� ich rozmowy. Zab�jstwo Siemienieckiego nie
wzbudzi
wi�kszego zainteresowania � za tym opornym handlowcem ma�o kto stal. Ale zaczn�
szuka�
koz�a ofiarnego... Udzia� ochroniarza raczej nie zostanie dowiedziony.
W g��bi duszy Raszid Gulamowicz by� znacznie mniej spokojny ni� jego rozm�wca.
Na
miesi�c przed wyborami nawet cie� podejrzenia m�g� okaza� si� zgubny. Raszid
chcia�by
us�ysze� jeszcze jedn� smutn� nowin� � o �mierci niczym nie wyr�niaj�cego si�
ch�opaka
spod Moskwy... Na przyk�ad, �e wpad� pod poci�g, wracaj�c po p�nocy do domu.
Podobnie
W�adimir Paw�owicz, zazwyczaj cynik i ryzykant, szczerze wierzy� w to, �e jego
wykonawca
jest niezast�piony. Albo nietykalny, co na to samo wychodzi.
Od�o�y� s�uchawk�, w��czy� centralk�.
� Tania, kieliszek koniaku.
� Przecie� jest pan chory, Raszidzie Gulamowiczu.
Hajretdinow nie odpowiedzia�. �mieszy�a go i troch� wzrusza�a troska tej m�odej
kobiety,
pracuj�cej dla niego od trzech lat. Ani razu si� nie przespali � po co ��czy�
prac� i
wypoczynek? Kto� przecie� powinien ci� kocha� platonicznie � to takie rzadkie
uczucie...
Tania w milczeniu przynios�a koniak, chyba w najmniejszym kieliszku, jaki
znalaz�a.
Raszid Gulamowicz przez chwil� obraca� go w d�oni, grzej�c trunek. Napi� si�.
Niech ci
ziemia lekk� b�dzie, Edwardzie Siemieniecki. B�g widzi, �e tego nie chcia�em. I
wcale nie
czuj� teraz ulgi, tylko lepki, dziwny niepok�j... jakby to po raz pierwszy
paczka dolar�w
zrobi�a swoj� robot�.
6
Wszystko by�o nie tak. Od rana. Anna rozumia�a, �e to zap�ata za wczorajszy
wiecz�r,
kiedy to upi�a si� w spos�b haniebny. W domu, sama, jak jaka� alkoholiczka,
kupuj�c po
drodze z pracy butelk� taniej bu�garskiej brandy. Ale tak jej by�o sm�tnie i
ci�ko na duszy. I
alkohol pom�g� � na jaki� czas. Jak ka�dy ma�o pij�cy cz�owiek wstawi�a si�
szybko, nie
wiadomo kiedy, i po paru minutach przesz�a od trze�wej udr�ki do t�pej senno�ci.
Posiedzia�a
chwil� przed telewizorem, chcia�a obejrze� jaki� serial. Ale kartonowe dekoracje
i marni
aktorzy stali si� nagle tacy �mieszni...
Teraz bola�a j� g�owa. Z trudem znalaz�a w kuchni pude�ko aspiryny, po�kn�a
dwie
tabletki. Nie ameryka�ska, ale trudno.
Trzeba wzi�� z pracy opakowanie analgetyk�w.
Wiedzia�a, sk�d si� bierze ten dr�cz�cy b�l w piersi i niezno�ny wstyd � gdy nie
chce si�
patrze� ludziom w oczy. Trzy �mierci w ci�gu jednego dy�uru. To ju� nie szpital,
to
hospicjum, przytu�ek dla umieraj�cych... kt�rzy powinni byli prze�y�. W
telewizji reklamuj�
bez przerwy dziesi�tki postaci paracetamolu, jakby nazwa �panadol� czyni�a go
bardziej
efektywnym. Reklama �rodk�w na kaca, reklama tabletek na kaszel...
A trzysta kilometr�w od Moskwy umieraj� ludzie � bo nie ma silnych �rodkow
przeciwb�lowych, nowoczesnych antybiotyk�w, betabloker�w. A raczej wszystko
jest. Ale za
ceny dost�pne nielicznym.
Anna nie wiedzia�a, czy oni rozumiej�, �e odmawiaj�c kupowania lekarstw skazuj�
si� na
�mier�. Chyba nie. Zbyt �ywe s� w pami�ci czasy, gdy leczono bezp�atnie. �le czy
dobrze, ale
leczono... uczciwie m�wi�c: �Niech pan spr�buje zdoby�...�, gdy nie by�o
niezb�dnego
preparatu.
Ale nigdy nie trzeba by�o wk�uwa� analgetyku zamiast pantoponu chorym, kt�rzy
krzyczeli z b�lu podczas ataku kolki w�trobowej.
Ubra�a si� w malutkim przedpokoju, oczy�ci�a szczotk� jasny p�aszcz, przez
chwil�
ogl�da�a si� uwa�nie w lustrze. Nie�le. Nikt by nie powiedzia�, �e wczoraj
wychla�a szklank�
koniaku. Po prostu zm�czona m�oda kobieta, jedna z miliona. Mo�e nawet
sympatyczniejsza
ni� inne.
I pewnie g�upsza. Cztery lata pracy w zawodzie lekarza i do tej pory nie potrafi
si�
przyzwyczai� do �mierci. Mo�e gdzie� tam jest lepszy �wiat, ale dlaczego ten
jest taki
okrutny...
Autobus by� prze�adowany. Szpital zbudowano na peryferiach, obok starej
utajnionej
fabryki (ale kto� wymy�li�) i od p� roku musia�a je�dzi� w towarzystwie
robotnik�w. Kiedy�
ich zmiana zaczyna�a si� wcze�niej, wi�c prawie nie styka�a si� z tym t�umem. A
teraz albo
im przesun�li grafik, albo skr�cili dzie� pracy.
I trzeba si� by�o przyzwyczai�. Drogi nie zauwa�a si� tylko wtedy, gdy ludzie
wok� s�
nieznajomi, bezosobowi, nie rozmawiaj� ze sob�. Ale je�li widzi si� ich
codziennie, w
dodatku rano, gdy my�li nie s� jeszcze zaj�te minionym dniem, to bardzo szybko
zaczyna si�
odbiera� podr�nych jak osobowo�ci. Niechby ci� nawet nie zaczepiali (i czym�e
odstraszam
przypadkowych lowelas�w?) i tak mimo woli przys�uchujesz si� i przypatrujesz. Na
przekle�stwa Anna nie zwraca�a uwagi. W sali operacyjnej tyle si� nas�ucha
koleg�w, �e
niejeden proletariusz by si� zaczerwieni�.
Dzisiaj rano m�wili o polityce, oczywi�cie u�ywaj�c doborowego s�ownictwa. Anna
niemal od razu przesta�a s�ucha� rozmowy. Wszystko jej obrzyd�o do szale�stwa.
Zacz�a
przygl�da� si� ch�opakowi, kt�ry sta� obok niej w przej�ciu. M�ody, sympatyczny,
wygl�da�
na przodownika pracy z radzieckich film�w. Zazwyczaj nie w��cza� si� do rozm�w.
I teraz te�
jecha� w milczeniu, patrz�c w okno ponad g�owami ludzi.
Ciekawe, czy mog�aby si� w kim� takim zakocha�? A wyj�� za niego za m��?
I co powiedzieliby jej znajomi na m�a proletariusza?
Ann� rozbawi�a i zak�opota�a ta my�l. Nagle wyda�a si� sobie star� pann�,
wybieraj�c�
narzeczonych �drugiej �wie�o�ci�. Na co jej przysz�o...
Mi�dzy odsuwaj�cymi si� (zdumiewaj�co uprzejmie) lud�mi, zacz�a przeciska� si�
do
drzwi. Wysiad�a na przystanku sama, poprawi�a p�aszcz. By�o wietrznie i
nieprzyjemnie przed
tymi pos�pnymi betonowymi korpusami, wetkni�tymi przez nieznanego architekta w
po�owie
drogi mi�dzy osiedlem i fabryk�. Zimowymi wieczorami, gdy wcze�nie zapada�
zmierzch.
Anna stara�a si� nie chodzi� na przystanek sama.
Dzisiaj w nocy dy�ur mia�a Toni�, straszna ba�aganiara, ale lekarz z iskr� bo��.
Z tych, co
wszystko robi� na p� gwizdka, a chory zdrowieje z godziny na godzin�. Anna
zawsze
uwa�a�a to za niesprawiedliwe, �e cz�owiek, kt�ry zosta� lekarzem przypadkiem i
nie czuje do
zawodu najmniejszego szacunku, umie to, czego ona do emerytury si� nie nauczy.
Ale co
zrobi�...
Drzwi do pokoju lekarskiego by�y zamkni�te od wewn�trz. Toni� oczywi�cie nie
mia�a
zamiaru robi� porannego obchodu. Anna ze dwie minuty stuka�a w pomalowane na
bia�o
szk�o, zanim w �rodku kto� si� poruszy�.
� Ojej, przepraszam � wymamrota�a sennie Toni�, otwieraj�c drzwi. � Co ty tak
rano,
jeszcze nie ma �smej.
� Nie chcia�o mi si� spa� � odpowiedzia�a Anna wchodz�c. Toni� mia�a fartuch
za�o�ony na go�e cia�o, by�a rozczochrana i radosna. Intuicj� mia�a absolutnie
genialn�. Czy
trzeba b�dzie biec w nocy do umieraj�cego chorego � wiedzia�a ju� wieczorem. �
Nie
robi�a� obchodu?
� Robi�am � u�miechn�a si� Toni�, podchodz�c do szafy i zrzucaj�c fartuch.
� Tak, wieczorem. A zapisa�a� na rano.
� Korni�owa, nie udawaj ordynatora... � Toni� wcisn�a si� w d�insy i spojrza�a
na ni�
ironicznie. � Wszystko w porz�dku, nikt nie umar�.
� I nikt nie ma zamiaru?
� Szedczenko � odpowiedzia�a Toni� bez chwili zastanowienia. � On potrzebuje
hemodializy, wiesz przecie�.
Anna nic nie odpowiedzia�a. Tymczasem Toni� sko�czy�a si� ubiera� i zamar�a
przed
lustrem.
� Komu� si� pogorszy�o?
� Takie tam, drobiazgi... � zbagatelizowa�a pytanie Toni�, wysuwaj�c szmink� z
oprawki. � Ogl�da�a� wczoraj wiadomo�ci?
� Nie.
� W Dumie przyj�li ustaw� o dofinansowaniu... � Toni� zacisn�a usta, skrzywi�a
si�,
patrz�c, jak le�y szminka � ... szpitali. Wi�c szykuj si� do leczenia wed�ug
podr�cznik�w.
Uzbek jednak dopi�� swego.
� Hajretdinow? A co w nim jest uzbeckiego pr�cz nazwiska?
� Imi� � odparowa�a Toni�. � I wschodnia ekspansywno��.
Anna waha�a si� przez chwil�, ale jednak odpowiedzia�a:
� Nie ma w nim �adnej ekspansywno�ci, tym bardziej wschodniej. To na Kaukazie
maj�
ekspansywno�� we krwi. A on tylko gra pod publiczk�. Napijesz si� herbaty?
� Wszystko jedno i tak zuch... Dzi�kuj�, wytrzymam jako� do domu.
W�o�y�a kurtk�, zarzuci�a torb� na rami�. Zerkn�a na Ann� � pewna siebie,
sympatyczna, �adna.
� Mi�ego dy�uru. Obserwuj Szedczenk�, reszta da sobie rad�. Wystarczy
wczorajszej
tr�jki, i tak nas objad� w poniedzia�ek.
� Na razie, Toniu.
Anna zosta�a sama. Plik historii chor�b na stole, cicho szumi�cy czajnik. Mimo
wszystko
trzeba b�dzie zrobi� obch�d. Toni� to m�dra dziewczyna, ale r�nie si� mo�e
zdarzy�. Zbyt
niespokojnie na duszy. Zimno za oknem, zimno w sercu. Jesie�...
7
Wed�ug scenariusza sz�sta armia zmotoryzowanej piechoty �niebieskich� atakowa�a
Kij�w
z kierunku p�nocno-wschodniego. To by�o rzeczywi�cie najbardziej realne �
powt�rzenie
do�wiadczenia drugiej wojny �wiatowej, gdy wojska radzieckie wyzwala�y Ukrain�.
Pu�kownik Niko�aj Szedczenko sta� nad map�. My�li kr��y�y daleko, uparcie nie
chc�c
powr�ci� do maj�cych si� wkr�tce zacz�� manewr�w na poligonie. Zaj�cie
Sewastopola,
obrona Krymu przed flot� rosyjsk�, ataki czo�g�w na Winnice i Lw�w... bzdury.
Gdyby ju�,
nie daj Bo�e, dosz�o do wojny pomi�dzy Ukrain� i Rosj�, to wszystkie scenariusze
zdadz� si�
psu na bud�. Wybuchn� rozruchy w Doniecku, dojdzie do roz�amu w armii i nie
zd��y przyj��
z pomoc� korpus ameryka�ski, kt�ry bra� udzia� w szkoleniu...
To nieprawda, �e wojna jest kontynuacj� polityki. To dodatek, �a�osny i
niepotrzebny.
Oczywi�cie Rosja i Ukraina nie maj� zamiaru walczy�. Ale przeprowadzi� manewry
na
poligonie, pokaza�, na co s� gotowe...
Szedczenko podszed� do okna. Do licha z tymi manewrami. �Zieloni� zwyci꿹,
oczywi�cie. �Niebiescy� w ha�bie cofn� si� do Moskwy. Wojskowy attache
dobrodusznie
poklepie po ramieniu dow�dc� sztabu. Prezydent leniwie podpisze kilka rozkaz�w,
rozdaj�c
medale i tytu�y bohaterom.
A on w tym momencie b�dzie na terytorium �potencjalnego przeciwnika�, w malutkim
miasteczku Sasowo, obok p�acz�cej siostry i siostrze�ca przyg�upa. Dawno nie
widzia�
Saszki, chyba z pi�� lat. Zd��y� si� zmieni� z zadziornego ch�opaczka w
chamowatego
m�odziana � przynajmniej takie wra�enie odni�s� z list�w siostry. Zreszt� teraz
to ju�
niewa�ne, Saszka jednak si� doigra� na tym swoim motocyklu. Rozbi� si�, motor
sp�on��, nie
wiadomo, czy uda mu si� z tego wykaraska�...
Szedczenko nigdy nie by� specjalnie blisko ze starsz� siostr� ani tym bardziej z
jej
jedynym op�nionym w rozwoju synem. Wielu przyjaci� w�asnego syna zna� lepiej
ni�
rodzonego siostrze�ca i uwa�a� ich za znacznie lepszych reprezentant�w
m�odzie�y. Ale
dosz�o do nieszcz�cia i co� j�kn�o w piersi, sm�tnie i gorzko.
Jakby to on by� winien rozbitego �ycia siostry, jej wiecznych problem�w z
ch�opami,
k��tni z synem, n�dzy szpitala, w kt�rym pr�buj� uratowa� Saszk�...
Co on w og�le mo�e w tamtym �wiecie? Jak zdo�a pom�c? Pieni�dzmi... niezbyt
du�ymi...
kamienn� fizjonomi� wojaka, kt�ry nie raz widzia� �mier�?
Ale jecha� trzeba. Dobrze chocia�, �e tak �atwo dali urlop. Wielu chcia�oby spi�
�mietank�
z tych manewr�w, i idiota, kt�ry wyje�d�a w takim momencie, wywo�uje tylko
powszechn�
aprobat�. Dopiero p�niej kto� zacznie si� doszukiwa� w tym podtekstu
politycznego...
niech�ci do uczestniczenia w �wiczeniach przeciwko �umownie rosyjskiemu�
przeciwnikowi.
A na razie wszyscy wsp�czuj� g��boko oboj�tnemu im Saszce i dziel� si�
historiami o
cudownych uzdrowieniach poparzonych i po�amanych.
To nic. Nie widzia� siostry pi�� lat i mo�liwe, �e ju� nigdy nie zobaczy
siostrze�ca. �ona
nie powiedzia�a ani s�owa, gdy bra� pieni�dze od�o�one na nowy garnitur, dzi�ki
jej za t