7169
Szczegóły |
Tytuł |
7169 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7169 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7169 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7169 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
JEAN-PIERRE HUBERT
OBSZAR MARZYCIELA
Niesamowita opowie�� o do�wiadczeniu
przeprowadzanym przez ekip�
naukowc�w obcej cywilizacji
na m�zgu ch�opca �
kt�ry zgin�� tragicznie �
wszczepionym w cia�o wieloryba.
Ze sn�w tworz� si� materialne obrazy,
wizja staje si�
koszmarn� rzeczywisto�ci�
i zaczyna zagra�a� bezpiecze�stwu
cz�onk�w ekipy...
W 1984 roku ksi��ka ta zosta�a uznana
za najlepszy utw�r SF
w literaturze francuskiej.
JEAN-PIERRE
HUBERT
Urodzi� si� 25 maja 1941
w Strassburgu.
Tam te� uko�czy� studia filologiczne,
interesuj�c si� g��wnie
poezj� barokow� pocz�tku XVII wieku.
Po dwuletnim pobycie w Maroku
osiad� w Wissembourgu,
gdzie od 1969 roku
jest nauczycielem literatury.
Chocia� pisanie stanowi si�� nap�dow�
w jego �yciu, nie znosi specjalizacji
i interesuje si� wieloma dziedzinami,
m.in. muzyk� dawn�, meblarstwem
artystycznym, lutnictwem, nurkowaniem,
ta�cami ludowymi, elektroakustyk�.
Wyda� dotychczas 9 powie�ci,
opublikowa� ponad 50 nowel,
jest autorem dw�ch spektakli muzycznych
oraz scenariuszy dla telewizji i wideo.
JEAN-PIERRE HUBERT
OBSZAR MARZYCIELA
Prze�o�y�a
Bo�ena S�k
Pos�owiem opatrzy�a
Barbara Ok�lska
Ilustrowa�a
Anna �oza-Dzidowska
Spis tre�ci
7 Prolog
9 Cz�� pierwsza: Wi�zienie Marzyciela
10 1 Bank obraz�w... Narodziny Marzyciela
17 2 Nadmorska p�yta
27 3 Pierwszy
33 4 Sankcje
43 5 Basen
53 6 Szyb niewa�ko�ci
61 7 Okrhud
75 8 Realizacja
85 9 Grabie�
96 10 K�piel
103 Cz�� druga: Kr�l Okrhud
104 1 Pogromca bomby
111 2 Interakcja
122 3 Strefa zewn�trzna
129 4 Sceny z �ow�w
137 5 Wymiana
145 6 Wtajemniczenie
155 7 Powr�t do punktu zero
162 8 Porowata rzeczywisto��
172 9 Spo�ecze�stwo miecznik�w
181 10 Testament Zerta
187 Epilog
191 Pos�owie
PROLOG
OBIEKT: Gromada
�galaktyk S23. Przekr�j diachroniczny cywilizacji Runy.
RODZAJ: Zwi�zek trzech ras �yj�cych w symbiozie uczucio-
wej. Przejawy dominacji wykluczone dzi�ki odpowiedniemu
rozk�adowi p�l emocjonalnych.
DZIEJE (streszczenie wyj�tk�w): U szczytu swego rozwoju
cywilizacja runijska sprawuje kontrol� nad stu uk�adami plane-
tarnymi i podejmuje automatyczne badania reszty galaktyki.
Zasady pacyfistyczne prowadz�ce do konserwatyzmu/
w okresach stagnacji./ W stadiach ekspansji ostro�na polityka
asymilacji pozwala utrzyma� w imperium doskona�� stabilno��.
Kontakt jest nawi�zywany wy��cznie z rasami �agodnymi lub
uzupe�niaj�cymi, unika si� innych form �ycia obdarzonego
inteligencj�, nadzoruje si� je, a nawet dok�adnie bada za
pomoc� niezwykle z�o�onego pobierania pr�bek mental-
nych. /W zwi�zku z tym Runijczycy podejmuj� szeroko
zakrojone programy bada� pod�wiadomo�ci na cywilizacjach
tworz�cych we Wszech�wiecie enigmatyczne wysepki
�parainteligencji"./ Program �Marzyciel" pobudza do
dzia�ania energie kinetyczne macierzystej planety przez
blisko pi�� wiek�w. Jego przedmiotem jest rasa humanoidal-
na o niepokoj�cych mo�liwo�ciach, bliska fizjologicznie, od-
izolowana na zagubionym w odleg�ym spiralnym ramieniu
galaktyki male�kim �wiecie: Ziemia 1.
ETYKA (elementy oceny a posteriori): Zwa�ywszy na szcze-
g�lny przebieg niekt�rych spo�r�d tych misji, cz�sto drama-
tycznych, wysuni�to hipotez�, jakoby trzy rasy runijskie
nie�wiadomie poszukiwa�y czwartego symbiotycznego
partnera, niezb�dnego im do zachowania r�wnowagi.
Cz��
pierwsza
WI�ZIENIE
MARZYCIELA
Ku tobie p�yn�, wszystko niszcz�cy,
lecz nie zwyci�ski wielorybie;
do ostatka zmagam si� i tob�,
z samego serca piekie� godz� w ciebie;
w imi� nienawi�ci plwam na ciebie
ostatnim mym tchnieniem!
Zrzu� w jedn� topiel
wszystkie trumny i wszystkie mary,
skoro mnie przypa�� nie mog�
w udziale.. .*
(MeWille, �Moby Dick")
Przek�ad Bronis�awa Ziehnskiego
1
Bank
obraz�w...
Narodziny
Marzyciela
Lato 1947 roku. Jasny
�wit pod niebem wypranym na wieczno�� ze wszystkich
chmur. Tannenburg przygotowuje si� do kolejnego dnia
kontynentalnego upa�u, bez jednego podmuchu wiatru,
ze s�o�cem przykutym nad zrudzia�� r�wnin�. Z ocala�ych
w bombardowaniach fasad dom�w pada na ulice miasteczka
cie� w kszta�cie geometrycznych p�l. Kobiety z blaszanka-
mi i dzie�mi na r�ku ustawiaj� si� w kolejkach. Dzwoni metal,
rozlega si� zduszony p�acz. Kobiety s� ciche. Ma�o m�wi�.
Z zaspanymi jeszcze oczami czekaj� na otwarcie sp�dzielni.
Dzie� pracy b�dzie d�ugi, zw�aszcza z pustym brzuchem...
I ten upa� nie daj�cy rado�ci...
Na wybetonowanym podw�rzu bloku 13 Peter snuje
marzenia. Jego matka stoi gdzie� w miasteczku przed punktem
�ywieniowym. Dwie siostry bawi� si� w mizernym warzywni-
ku, zaraz za �elazn� szubienic� s�u��c� do trzepania dywani-
k�w podczas wsp�lnych czwartkowych porz�dk�w. Wlok�
za sob� wiotk� lalk� mi�dzy pory i g��wki sa�aty, gdzie na
bia�ej porcelanie przygotowa�y dla niej obiad. Paplaj�,
nuc� i ko�ysz� swoje szmaciane dziecko. Jak �atwo przewi-
dzie�, za kilka minut pojawi si� siary Stoltz, �eby, potrz�saj�c
lask� inwalidy wojennego, wyrzuci� je ze siarannie zagrabio-
nych grz�dek.
Nie pami�ta w tej chwili o siostrach. Matka przykaza�a
mu, aby ich pilnowa�, ale on wie, �e to niepotrzebne, bo
nic im nie grozi. Nie s� jeszcze, jak on, w wieku powa�nych
zabaw... Du�a mucha plujka usiad�a na po�yczonej z miej-
skiej biblioteki ksi��ce, le��cej grzbietem do g�ry w zasi�gu
r�ki (matka wci�� powtarza, �e to niszczy ok�adki). Zabije zu-
chwa�� much�, kt�ra czy�ci sobie skrzyde�ka akurat na
obrazku przedstawiaj�cym Moby Dicka, przekl�tego wielory-
ba; bez trudu m�g�by go osaczy� tego popo�udnia w towa-
rzystwie Achaba.
� Peter!
Matka wr�ci�a. Zaraz zostawi Uwe u s�siadki z drugiego
pi�tra. Siostry b�d� si� dalej bawi�y w warzywniku albo przed
drzwiami pralni, a on od�o�y ksi��k� i p�jdzie, nie spiesz�c
si�, pa teren kazamat.
Peda�uje po zapylonej �cie�ce prowadz�rej Ho dawnej
stacji rozrz�dowej. Upa� panuje ju� dokuczliwy. Nikogo nie
ma na tych p�askich terenach, gdzie pozosta�y jeszcze
wyasfaltowane przestrzenie przywodz�ce na pami�� dzielni-
ce zr�wnane z ziemi� przez bombardowania w 44 roku.
S� tam strefy zakazane, bo nie rozminowane, ale on je od
roku przeszukuje z rozs�dnym zuchwalstwem. �eby znale��
nowy skr�t, wystarczy czasami odcisn�� na ziemi cienki �lad
opon roweru.
Matka domy�la si� na pewno, �e on w��czy si� po tym
odludziu. Ale nie ma si�y zareagowa�. Zachowuje si�, jakby
nic nie widzia�a. Tak jest pro�ciej i to ob�askawia nieszcz�cie.
Pierwszy raz Peter zatrzymuje si� w pobli�u rozbitych wago-
nowni, niedaleko od tor�w u�ywanych jeszcze przez konwoje
biegn�ce do Pozen.
Rower po�o�y� w rowie i czyhc teraz na tajemniczy
�piew szyn, kt�ry zapowiada nadej�cie poci�gu za�adowane-
go sprz�tem albo lud�mi, odchodz�cego w stron� wschod-
nich r�wnin.
Jedna z zabaw Petera polega na tym, �e uk�ada na
szynach du�e, g�adkie kamienie. Konw�j przetacza si�
w piekielnym porywie wiatru, z sapaniem �ar�ocznej bestii,
i wystarczy potem zebra� kamienny py� rozsypany na g�ad-
kim i ciep�ym metalu, dr��cym jeszcze po przej�ciu potwora.
Mo�na tak mia�d�y� r�ne rzeczy, ale najzabawniej jest
wtedy, kiedy w gr� wchodzi jakie� istnienie, nawet skromne,
jak na przyk�ad �limaka albo pasikonika zamkni�tego w klatce
wydr��onej w korku. Nadej�ciu lokomotywy towarzyszy
wtedy niepoj�ta emocja. Umieszczona na szynie ofiara nie
wie, �e za kilka chwil nadci�gnie nieub�agana si�a, by j�
unicestwi�, zamieni� w znak na �elaznym o�tarzu po�wi�co-
nym b�stwu-lokomotywie. Niekiedy sam zwodzi przeznacze-
nie i ratuje drobne �ycie dok�adnie w chwili, gdy poci�g
ukazuje si� na prostej. Emocja jest wtedy u szczytu, a on
z zadowoleniem wyobra�a sobie wdzi�czno�� na wieki
ze strony ocalonego owada, cho� i jej przeciwie�stwo jest
prawdopodobne, bo pasikoniki, podobnie jak wieloryby,
pami�taj� swoich dr�czycieli i dobroczy�c�w od czas�w
Achaba, przekl�tego obro�cy.
Dzisiaj Peter ma co� lepszego do roboty. Konw�j z go-
dziny dziesi�tej nic nie poch�onie, gdy� nie przewidzia�
na ten cel �adnej bzycz�cej ofiary. Ch�opiec idzie wzd�u�
row�w wype�nionych skr�conymi od po�aru belkami. Stoj�
w nich cuchn�ce bajorka deszcz�wki. W jednej wagonowni
ze zmiecionym dachem kr�luje zardzewia�a lokomotywa
zapl�tana w�r�d zwrotnic. Wydaje si� ci�gle waha� mi�dzy
kilkoma drogami. Peter dobrze zna t� maszyn�, zbada� j�
w najdrobniejszych szczeg�ach. To jego odwet. Ma wra�e-
nie, �e potrafi�by poruszy� t� olbrzymi� mas� metalu i skiero-
wa� j� wedle ch�ci na rozliczne i tajemnicze drogi stacji
rozrz�dowej. W. przeciwie�stwie do zabawki doros�ych, ten
przedmiot nale�y do niego i przybli�a go do zadania, bo
w ko�cu trzeba b�dzie si� zdecydowa�...
Idzie dalej. Grz�dki zieleni wyzieraj� spod podziura-
wionych os�on, pr�buj�c zdoby� nowe tereny. Peter nie
lubi tego panoszenia si� ro�linno�ci. Gi�tkim pr�tem �cina
czubki krzak�w i �amie zielone ga��zki bz�w. Tylko pustynia
pasuje do tego miejsca. Wszystko, co przypomina ogr�d
lub las, musi by� zniszczone.
Nowy ostro�ny post�j w pobli�u starego komina, kt�ry
z ka�d� zim� coraz bardziej si� rozsypuje. Stosy oderwanych
cegie� tworz� idealn� kryj�wk�. Uspokaja oddech i nas�uchu-
je. Wie, �e ponad �wierkaniem ptak�w mo�na us�ysze�
ci�kie kroki i trzaskaj�ce pod nimi suche ga��zie. Peter
ma wroga. Gro�nego rywala. Unika go b�d� dra�ni, zale�nie
od nastroju. Chodzi o w��cz�g�, dobrze znanego w miaste-
czku pod przezwiskiem Pollack. Peter znajduje czasami
w miejscach os�oni�tych jego urz�dzone na poczekaniu
legowiska. To wr�g bezwzgl�dny, z�owr�bny cie� kr���cy
nad tym miejscem. Jest stary, a jednak nie bawi si� w zabaw�
starc�w. Wiecznie b��dzi w�r�d ruin swej pora�ki, podczas
gdy powinien w miasteczku sta� w kolejce razem z innymi.
Rzuca kamieniami, kln�c przy tym g�uchym g�osem.
Wszystko jest ciche. Muchy brz�cz� nad polem dziewan-
ny zajmuj�cym dawny podmurowany teren g��wnej wago-
nowni. Peter b�dzie m�g� zaryzykowa� i wyjs'� na s�o�ce.
Cie� jest gdzie indziej, mo�e zmia�d�ony pod ko�ami konwo-
ju z godziny dziesi�tej.
Na poro�ni�tej pokrzywami r�wninie, wyznaczaj�cej
dawn� ramp� wy�adowcz�, zauwa�a swojsk� obecno�� czar-
nych szczur�w, kt�re upodoba�y sobie to miejsce. Pe�en
nadziei, naci�ga proc� i ostro�nie podchodzi.
S� tam te p�kate, ruchliwe kulki. Biegaj� z oburzaj�c�
�mia�o�ci� zwyci�zc�w. Gryzonie posiadaj� co� w rodzaju
miasta, fortecy podobnej do ludzkich. Peter nie lubi miast,
zbiorowisk, i ch�tnie je przyr�wnuje do lepu na muchy
zawieszonego nad sto�em kuchennym. T�um szuraj�cych
ofiar oblepia ulice ustane trupami. Jaki� niepoj�ty, przewrotny
urok ruchu na tym cmentarzysku wabi inne ofiary.
Najbli�szego szczura widzi w odleg�o�ci zaledwie
trzech metr�w. Je�eli �ruba dobrze wyleci, g�owa wroga
z t�pym �omotem rozleci si� na kawa�ki. Ale z podniecenia
�le celuje. �ruba dzwoni o jaki� przedmiot z metalu, co jest
alarmem dla ca�ej spo�eczno�ci. Szczury znikaj� w swoich
schronach przeciwlotniczych. Ka�de zwierz� zna naj-
kr�tsz� drog� do podziemnej kryj�wki. Peter nie ma tu ju�
co robi�.
Jak w��cz�ga Pollack, chwyta kilka pierwszych lepszych
kamieni i z ca�ej si�y rzuca nimi w stron� nor czarnych
zwierz�t. To spadaj�ce na Drezno bomby. Mieszka�cy
uwa�ali podziemia za bezpieczne, a tymczasem szerokimi
strumieniami sp�ywa do nich fosfor i wypala przera�one
oczy dzieci-szczur�w, mam-szczur�w i dziadk�w-szczur�w
wiedz�cych, �e to pu�apka. Ka�da dziura staje si� paleni-
skiem, piekieln� czelu�ci�, gdzie czo�gi chrz�szcz� we
wszechogarniaj�cym smrodzie.
Posuwa si� nawet dalej i wyskakuje na ramp�. Jego
usta-silnik rycz� dzik� pie�� silnik�w pikuj�cego Messer-
schmitta, kt�re pchaj� go w kierunku straszliwego miasta-
-rampy. Szrapnele sypi� si� g�r^m gradem, przebijaj�
zbyt cienkie os�ony, dziurawi� wypi�te do g�ry zaJki
szczur�w modl�cych si� do jakiego� b�stwa dziwnie nie-
obecnego. �
Skr�ci� w stron� kazamat. Odnajduje swoje szczud�a
ukryte w c tworze wentylacyjnym. Teraz b�dzie naprawd�
fruwa�. Wspaniale utrzymuje r�wnowag� na dw�ch drewnia-
nych nogach, kt�re unosz� go do nieba. Potrafi nawet
stan�� w miejscu albo cofn�� si�, nie schodz�c ze swojej
grz�dy. Musi przej�� przez sie� szyn przeciwczo�gowych
� dzi' ny �ci�ty las, opasuj�cy g��wn� budowl�, potem
wej�� ao rowu, gdzie gnije woda barwy �elaza. Najwa�niej-
sze to nie straci� r�wnowagi na wybetonowanej p�ycie, sk�d
wystaj� metalowe haki przeznaczone do naci�gania drutu
kolczastego.
W .wodzie rowu widzi siebie z g�ry, jak przechodzi
w powietrzu niczym bombowiec. Przypomina mu o robione
z samolot�w zdj�cia, ogl�dane w kronikach filmowych. Nie
ma jednak �adnej muzyki, �adnego komentarza, tylko cisza
przerywana pluskiem szczude� w bajorze-lustrze.
Uwolniony od ci�aru, m�g�by wznie�� si� do nieba
w kolorze malwy, daleko poza pu�ap, jaki osi�gaj� samoloty
odrzutowe, a� do eteru zrytego pociskami V2 von Brauna...
Przypuszcza, �e tam kr��� dusze lotnik�w owini�tych
w ca�un ze skrz�cego si� lodu. Jakiego� innego raju mogliby
��da�? W przestrzeni wszystko jest proste, czystsze. Nie
wida� ju� miast, granic, narod�w, mo�na wierzy�, �e te
r�nokolorowe ziemie s� puste niczym olbrzymia plansza
gry. Od jednego oceanu do drugiego ci�gn� si� tylko dzikie
przestrzenie, jak ta, znad kt�rej unosi si� czasami pi�ropusz
dymu bkomotywy gnaj�cej na wsch�d. Przypomina to map�
fizyczn� Europy rozpi�t� w chwili odwrotu na jasnym prosto-
k�cie pozostawionym przez portret Ftihrera na tapecie w ja-
dalni. Nast�puj�ce po sobie zielone r�wniny, br�zowe
wzg�rza i o�nie�one wzniesienia. To widok z g�ry, wiekuista
zdobycz ofiarowana zamarzni�tym oczom lotnik�w.
Od�o�y� szczud�a. Ma wra�enie, �e wieki ca�e straci�
na doj�cie do swoich teren�w. Ale s�o�ce nie stoi
jeszcze wysoko na niebie. Dobrze znany strach �ciska mu
wn�trzno�ci. Wszystkie drobne niebezpiecze�stwa, kt�re
dopiero omin��, s� niczym w por�wnaniu z tym, co go
czeka teraz.
Szybko mija wie�yczki fortyfikacji. Dzisiaj nie rozdzwoni
si� stal, kiedy b�dzie nas�uchiwa� podziemnych odg�os�w.
Skr�ca nagle mi�dzy k�py brz�z i dochodzi do linii bunkr�w
na ty�ach. Miejsce us�ane jest szturmuj�cymi po�amane pnie
p�dami konopi, bluszczu i, naturalnie, gigantycznymi pokrzy-
wami obecnymi wsz�dzie, gdzie ziemia przetrawi�a wojenne
�elastwo. Za pogi�t� krat� jest wej�cie do sk�adu amunicji.
Paj�k-dozorca raz jeszcze utka� swoj� pu�apk� w ciem-
nym i wilgotnym otworze drzwiowym. Peter szybkim ruchem
opu�ci� pr�t � tylko tyle, �eby zniszczy� paj�czyn�. Krzy�ak
zn�w uprz�dzie sie� i b�dzie broni� tego miejsca, tak samo
jak pokrzywy, kt�rych ci�kie grona nasion powinny opano-
wa� ten teren niczym nieuchwytny gaz, odstraszaj�c wszyst-
kich go�ci opr�cz niego. Zreszt� jego wr�g, ten w��cz�ga,
tutaj nie dociera. Fortyfikacje bez karabin�w maszynowych,
bez dzia�, bez �o�nierzy dalej spe�niaj� swoj� rol�...
Promienie �wiat�a, d�ugie i cienkie, pstrz� ziemi�
w �rodku. Jest tu ch�odno jak w piwnicy; ze �cian �cieka woda.
Tam w�a�nie ukrywa swoje narz�dzia i inne skarby. Schron
zniszczono miotaczem ognia. To nag�e spotkanie z pustosz�-
cymi p�omieniami zostawi�o smugi sadzy w trumnie ze stali
i betonu. Zdaniem Petera, wszystko tutaj musia�o si� sko�czy�,
tak wojna, jak i ca�a reszta; wszystkie te fascynuj�ce zabawy
jego ojca i innych doros�ych, kt�rzy na pewno wiedzieli,
co robi�.
W obramowaniu strzelnicy k�adzie palec wskazuj�cy
na parz�cych si� muchach. Czuje pod opuszkiem dwa
przera�one, male�kie istnienia. Naciska mocniej i nagle
widzi na betonie wstr�tn�, czerwonaw� plam�, podobn�
do ust jego matki, kiedy ugryz� j� �o�nierz... trzy lata temu...
Niew�tpliwie w tej samej chwili, kiedy kazamaty plu�y ogniem
i czarnymi p�atami, niczym jaki� moloch po�eraj�cy �o�nierzy.
Opuszcza sirzelnic�, zabieraj�c �opat�, d�uto i m�otek
zawini�te w brezent. Podj�� decyzj�, i to stanowcz�.
Bomba utkwi�a w poro�ni�tym traw� pag�rku. Przy-
pomina szarawego wieloryba wyrzuconego na bezludn�
pla��. Peter cierpliwie ods�oni� j� ze wszystkich stron, gdy�
na pocz�tku widoczne by�y tylko skrzyde�ka. Nazywa j�
�bomba" albo �Moby Dick", cho� niew�tpliwie jest to
pocisk mo�dzierzowy.
W zamy�leniu g�adzi mosi�ny, pi�knie wy��obiony
pier�cie�, pod�u�ny, troch� tylko zardzewia�y korpus, za-
okr�glony pysk. Wczoraj zacz�� wykr�ca� zapalnik, a. ka�dy
obr�t stanowi�, pami�ta io, nowe zwyci�stwo nad strachem
tkwi�cym w g��bi �o��dka niczym bolesne uk�ucie.
Zna oczywi�cie naiur� niebezpiecze�stwa, z kt�rym
si� mierzy z wielk� sumienno�ci� zawodow�. Wieloryb jest
przera�aj�cy, bo ma chemiczn� pami��. Okazuje si�, �e
zapalnik na samym ko�cu jest zablokowany. Trzeba lekko
uderzy� d�utem, aby zabra� trofeum; znajdzie si� ono nast�p-
nie w�r�d od�amk�w wszelkiego kszta�tu i pochodzenia,
trzonk�w granat�w, poskr�canych szrapneli, cierpliwie gro-
madzonych na strychu bloku 1 3. Tak, tak, odzyska paszcz�
morderczego wieloryba. B�dzie to jedyny nietkni�ty przed-
miot po�r�d tych wszystkich sponiewieranych relikwi, kt�re
zbiera� niegdy� na ulicach Tannenburga. Z uzyskanego prochu
usypie dodatkowy pas ochronny wok� swoich teren�w.
Zbli�y� d�uto. Jedno lekkie stukni�cie w pysk potwora,
leciutkie...
ZAKODOWANY KOMUNIKAT TE 17�3 (PRIORYTETOWY)
DWIE MILISEKUNDY WI�KSZEGO WSTRZ�SU � OGRA-
NICZONE MO�LIWO�CI PӏNIEJSZEJ �WIADOMO�CI �
M�ZG MARZYCIEL TYPU SPE � G��BOKIE PRZE�YCIA
W KONCENTRYCZNYCH BRUZDACH WYRA�NIE WIDO-
CZNYCH W STREFIE �MIERTELNEJ � WYK�ADNICZA
EWOLUCJA ONIRYCZNA � PRZYPADEK ZAPROGRAMO-
WANY NA OCZEKIWANIE.
2
Nadmorska
p�yta
Jorick i Manika zbiegli
z niewielkiego, poro�ni�tego traw� pag�rka, kt�ry prowadzi�
do doliny. Czuli si� lekcy, niemal bezciele�ni, jak zawsze,
kiedy bez masek ochronnych wychodzili na dziwnie upajaj�ce
powietrze tej ma�ej planety do�wiadczalnej. B��kitnawe
s�o�ce znika�o szybko za falochronami, a od pobliskiego
morza nadci�ga� ch�odny, wiej�cy kr�tkimi, porywistymi
podmuchami wiatr.
� Nie tak szybko, Jorick! � zawo�a�a Manika, osuwaj�c
si� na zbocze pierwszej wydmy, jaka poprzedza�a znajduj�cy
si� w dole brzeg.
M�czyzna zawr�ci�, teatralnie gestykuluj�c.
� Ju� dawno min�� czas przyznany nam na �wycieczk�
na zewn�trz moja droga. Co powie Przyuczony przy
kontroli?
� Jeszcze par� minut � powiedzia�a z po��dliw�
min�.
Odgarn�� rud�, zmierzwion� czupryn� i przylgn�� war-
gami do pe�nych ust towarzyszki. Poczu� smak dziwnej
mieszaniny soli i czego� bardziej pikantnego. Spodoba�o
mu si� to, skosztowa� zatem raz jeszcze.
� Co za nieostro�no��! � wyszepta�a, przytulaj�c
si� do niego.
Pozwoli� sobie na kilka �mielszych pieszczot, ale nie
posun�� si� dalej. Manika by�a tylko przyjaci�k�, nie chcia�
sprawia� wra�enia, �e wykorzystuje jej upojenie. Przewr�ci�
si� na plecy ze wzrokiem zatopionym we fluorescencjach
uroczego zmierzchu na Barduanie.
� Komendant Ochrony twierdzi, �e niebezpiecznie
jest zbyt d�ugo wystawia� si� na podst�pne dzia�anie tego
ma�ego raju.
� Tumin to g�upiec!
� Ostro�ny g�upiec. Mo�liwe, �e to powietrze, prze-
pe�nione nieokre�lonymi wyziewami, wydziela jak�� rozleni-
wiaj�c� trucizn�. Zdaje si�, �e to pochodzi z py�k�w kwia-
towych s�onoro�li, na kt�rych w�a�nie tak wygodnie le�ymy...
Z rozbawieniem pokiwa�a g�ow�. >
� Ale� z ciebie gadu�a, m�j ty biedaku. Wymy�li�by�
nie wiadomo co flla samej przyjemno�ci mielenia j�zykiem.
� Zboczenie zawodowe � odpar� z nieszczerze
zmartwion� min�. � Deklamator pos�uguje si� przede
wszystkim s�owami, a czasem, ale pomocniczo, r�kami.
Do s��w do��czy� gest i kilka chwil up�yn�o im w spos�b
bardzo przyjemny. Ich oci�a�o�� ros�a i odsuwali moment,
kiedy b�d� musieli stawi� si� w p�nocnej �luzie, by podda�
si� normalnym kontrolom. Manika za�mia�a si� naraz, jakby
przysz�a jej do g�owy jaka� zabawna my�l.
� Za�o�� si�, �e Tumin w ko�cu wprowadzi nam
tabel� wyj�� podobn� do tablic dekompresji nurk�w. Jednej
godzinie wystawienia si� na dzia�anie atmosfery Barduany
b�dzie odpowiada� przynajmniej taki sam okres odka�ania
i dotleniania.
��- Niewykluczone � przyzna� Jorick uroczy�cie. �
Mo�e w�a�nie poj�cie upojenia dra�ni naszych prze�o�onych.
Nie zapominaj, �e wszystkie przedsi�wzi�cia, jakie podejmu-
jemy, nawet najbardziej szalone, opieraj� si� na wstrzemi�li-
wo�ci...
Nad oceanem podnosi� si� j�zor mg�y; za nieca�� godzi-
n� poch�onie lini� brzegow� wraz z nabrze�ami i nad-
morskimi konstrukcjami. Z tego miejsca baza przypomina�a
bia�awy mur, wzniesiony na wz�r zapory w poprzek doliny
w kszta�cie koryta, b�d�cej spu�cizn� po jednym z okres�w
lodowcowych planety. W rzeczywisto�ci by� to szereg za-
chodz�cych na siebie okr�g�ych kopu�, st�oczonych w spos�b
nieuporz�dkowany. Cienkie, paj�cze siatki, kt�re d�wiga�y
kopu�y, wisia�y na niewidocznych linach spinaj�cych ca��
dolin� i biegn�cych nast�pnie na grzbiety g�r, gdzie tworzy�y
zwart� sie�, dok�adnie umocowan� na obwodzie.
� Wygl�da jak wielkie ciastko � powiedzia�a patrz�ca
w t� sam� stron� Manika.
Jorick westchn�� i wsta�. Wierzchem d�oni strzepn��
przylepiony do kombinezonu piasek.
� Baza na Barduanie to kosztowna zabawka, bardzo
kosztowna. Nie nale�y ufa� pozorom. Wyobra� sobie ca��
przemy�lno��, jakiej by�o trzeba, �eby zbudowa� przestronny
szyb niewa�ko�ci, kt�ry wrzyna si� w litosfer� planety i za
cen� kolosalnej energii odtwarza na sta�ym l�dzie warunki
przestrzeni...
� Jakbym s�ysza�a Bargnama! � powiedzia�a,
parskaj�c �miechem.
� Trzeba wraca�, ma�a...
� Rozkaz, Deklamatorze!
Zdecydowali si� na �luz� nadmorsk�. Droga by�a d�u�-
sza, ale woleli do��czy� do Zgodnych, kt�rzy wypoczywali
na skalistym wybrze�u przed powrotem do swoich grup
roboczych. Jedno ze skrzyde� bazy otwiera�o si� na
ocean. Dost�p do niego umo�liwia�a rozleg�a, g�adka p�yta,
cz�sto odwiedzana, a nazwana przez bywalc�w �strom�
p�yt�".
Pozycja pionowa po��czona z wymagaj�cym wysi�ku
marszem wywo�ywa�a lekkie zawroty g�owy. Jorick wiedzia�,
�e te objawy zwiastuj� faz� euforii, ale w tej chwili nic
sobie z nich nie robi�. Przed �luz� sta� jaki� Przyuczony.
� Kontrola! Plakietki wyj�cia prosz� � przem�wi�,
zagradzaj�c im drog�.
� My nie wychodzimy, wracamy � ze znu�eniem
Powiedzia�a Manika.
Przyuczony my�la� intensywnie. Ten s�dziwy Ailota
straci� ju� prawie wszystkie w�asne narz�dy biologiczne.
Staro�� pozbawi�a go w ten spos�b wi�kszej cz�ci samego
siebie, co wzmaga�o jego �brak kwalifikacji" ze szkod�
dla inteligencji, a nawet �wiadomo�ci.
� Sfinks, nie czepiaj si� � doda�a Manika z umy�lnym
naciskiem na poufa�e przezwisko, jakim specjali�ci z bazy
obdarzyli humanoid�w z systemu Aila, od przesz�o dwu-
dziestu pokole� stanowi�cych podstawow� si�� robocz�
w wyprawach mi�dzygwiezdnych.
Stra�nik sta� nieruchomo. Metalowe ko�ki wychodz�ce
z jego �ydek wbija�y si� w ziemi�. Stanowi� bry�� cia�a
i metalu zdr�twia�� w niezrozumieniu.
Kilku wyci�gni�tych na p�ycie Zgodnych obserwowa�o
z daleka t� scen� z domy�lnym u�miechem. Uwielbiali
stwierdza� niedoskona�o�ci systemu ochrony wymy�lonego
przez zwierzchnik�w. Trudno�ci pary Tw�rc�w przy bramie
by�y w tej chwili g��wnym tematem ich rozm�w.
Jorick wyprostowa� si�, �wiadom �mieszno�ci sy-
tuacji. Wcale mu nie odpowiada�a nieoczekiwana reklama
uczyniona ich wyj�ciu: Jak Tumin, drobiazgowy komendant
Ochrony, kt�ry uwielbia� regulaminowego �ducha", m�g�
zostawi� w obiegu Ailot�w do tego stopnia pozbawio-
nych przez wiek uczu� ludzkich? Sfinks musi by� ju� o krok
od �mierci biologicznej, mo�e wykonywa� tylko dzia�ania
mechaniczne.
� Ja jestem Jorick, Deklamator, a to Manika z Realiza-
cji. Mamy sta�e przepustki. Musisz nas wpu�ci�, tym bardziej
�e przychodzimy z zewn�trz.
Stra�nik waha� si�. Przest�powa� z nogi na nog�,
a ko�ysanie to powodowa�o wyra�ne skrzypienie. Dziwne,
ale ten szczeg� uspokoi� Joricka. Mia� pewn� s�abo�� do
niezmordowanych kompan�w, bez oporu uczestnicz�cych
w ich najbardziej szalonych zachciankach. Dotkn�� ramienia
Przyuczonego w miejscu, jak s�dzi�, obj�tym jeszcze ludzk�
wra�liwo�ci�.
� Nie zmuszaj mnie, Sfinks, �ebym za��da� wyklucze-
nia ci� z obiegu � powiedzia�, szeptem.
Ailota zadr�a�. Jego zakrzep�a pod sk�rzan� b�on� twarz
odwr�ci�a si� powoli. Gdzie� g��boko w jego umy�le prze-
trwa�a zasada ostro�no�ci, przypominaj�ca instynkt samo-
zachowawczy. Przesun�� si� ca�ym cia�em, jakby scena ta
w og�le nie mia�a miejsca. Jorick i Manika z l�ejszym sercem
przeszli p/zez bram�. Konflikty uczuciowe, a czasami i spo-
�eczne, kt�re przeciwstawia�y sobie trzy runijskie niby-
-symbiotyczne rasy, by�y generatorami emocji, a wi�c
i nagr�d.
Le��cy na p�ycie Zgodni musieli odczu� to samo. Ma�a,
ruchliwa posta� Varla zsun�a si� w ich kierunku.
� No, nie denerwujcie Sfinksa. On ju� nie ma poczucia
humoru, ale szkoda by�oby odes�a� go na z�om.
Weso�a twarz Zgodnego skrzywi�a si� w porozumie-
wawczym u�miechu i Manika skin�a uspokajaj�co.
� Chodzi o zasad�. Przychodzimy z zewn�trz.
� �wietnie, �wietnie � przytakn�� Varlo, k�aniaj�c
si� kilkakrotnie. � Przypuszczam, �e bardua�skie upojenie
nadszarpn�o wam nerwy.
Potrz�sn�� g�st�, jasn� czupryn� i chichocz�c z�o�liwie,
wyci�gn�� si� na skale.
Najwy�ej dwudziestu Zgodnych za�ywa�o rozkoszy
wieczoru. W niedba�ych pozach le�eli na kamiennej p�ycie.
Niekt�rzy baraszkowali nad sam� wod�, trudno jednak by�o
odgadn�� natur� .ich figli. Instynkt�w seksualnych drugiej
runijskiej rasy symbiotycznej nie da�o si� przewidzie�. Byle
co ich podnieca�o b�d� zniech�ca�o.
� Dobrze si� bawicie? � z uprzejmo�ci zapyta�
Jorick.
� Och, moim zdaniem to przyzwyczajenie... Od czasu
pora�ki przy ostatniej makiecie panuje napi�ta atmosfera.
� Normalne! Bargnam musi szuka� winowajc�w.
� Wiadomo, co to znaczy � rzek� Varlo z niezadowo-
leniem na twarzy.
Postanowienia centralne zawsze dosi�ga�y ich z pew-
nym op�nieniem. Musieli mie� troch� czasu, by przeobrazi�
sankcje w zdolno�� do zabawy. Tw�rca Bargnam zdolny
by� do bardzo niesprawiedliwych napad�w gniewu, tote�
Zgodni, kt�rzy pracowali nad projektem, obawiali si�, �e
bezprawnie wykorzysta okazj�.
� Ciebie bezpo�rednio to nie dotyczy... � odezwa�
si� Jorick.
� Pewnie, �e nie, ale sp�jrz na twarz Samtona. Kieruje
grup�, kt�ra sk�ada�a t� makiet�. Przypomina mask� Przyuczo-
nych, a nie poczciw� g�b� Zgodnego. Nie zapominaj, �e
bardzo nam jest potrzebne zadowolenie Tw�rc�w, aby
odzyska� r�wnowag� emocjonaln�.
__ Wiem, wiem, Varlo � mrukn�� Jorick z roztargnie-
niem.
Zmru�y� oczy, udaj�c przez chwil�, �e zaciekawi�y go
figle innych Zgodnych na p�ycie. Wszyscy byli niewysocy,
lecz niezwykle zr�czni w ruchach. Z daleka wygl�dali na
dobrze zbudowane dzieci. Ich zabawowe nastroje by�y
Tw�rcom niezb�dne na tej samej zasadzie, co techniczna
sprawno�� Przyuczonych, ale czasami okazywa�o si�, �e
trudno o harmoni� mi�dzy trzema rasami. Zdolno�ci spekula-
tywne Tw�rc�w zapewnia�y im oczywi�cie przewag�, i jeden
taki ambitny jak Bargnam wystarcza�, �eby w trybach za-
zgrzyta� piasek.
� Morze jest dzisiaj wzburzone � zauwa�y� Zgodny,
nietaktownie przygl�daj�c si� Manice. � Powinni�cie
popr�bowa� fal.
Najbli�si Zgodni le�eli znu�eni na brzegu. Inni pod-
dawali si� naporowi przyby�ych z morza zwa��w wody,
kt�re wynosi�y ich na p�yt�, �lisk�,' g�adk� niczym zje�d�alnia
ze sztucznego tworzywa.
� Wygl�dacie na rozbawionych � odezwa�a si�
Manika, lekko zak�opotana obserwacj�, jakiej zosta�a podda-
na. � Ale nasze wyj�cie ju� za d�ugo trwa, b�dziemy mieli
k�opoty z Tuminem.
Varlo prychn�� z odrobin� zniecierpliwienia.
� Nast�pny wymys� Tw�rc�w! � zawo�a�. � Powie-
trze Barduany jest po prostu pobudzaj�ce, ale wystarczy
jedno niepowodzenie na makietach, �e.by�cie szukali zewn�-
trznych przyczyn tego, co jest w sumie b��dem w interpreta-
cji.
Jorick pokiwa� tylko g�ow�. Wszyscy dobrze wiedzieli
o niedyskretnej ciekawo�ci Zgodnych, ale o pewnych
sprawach lepiej by�o z nimi nie m�wi�. Poprzesta� wi�c na
og�lnikowej odpowiedzi, pozbawionej jednak fa�szywych-
informacji.
� Marzyciel nie da� wi�cej wskaz�wek do makiety
.Jednooki Pa�ac". Chodzi niew�tpliwie o struktur� wyryt�
w korze m�zgowej starej, a wi�c dla nas nie maj�c� znacze-
nia. Bargnam niepotrzebnie si� upiera�.
Varlo zachichota�, co zwabi�o do nich jeszcze dw�ch
Zgodnych.
� Mo�e Marzyciel jest leniwy. Ten �wiat chyba mu si�
podoba tak samo jak nam... Teraz odpoczywa, wytwarza
cokolwiek, a wy dalej traktujecie to powa�nie.
� To organizm niejednolity, bezwolny � odpar�
zdenerwowany Jori�k.
� Co� podobnego! Nawet przeszczepiony, m�zg
pozostaje generatorem nie�adu, a wi�c rozwoju. Wcale nie
przestaje �istnie�" tylko dlatego, �e przeszczepili�my go
do kory m�zgowej ssaka morskiego. Powoli budzi si� w nim
�wiadomo�� otoczenia, nawet je�eli z braku ko�czyn nie
mo�e wp�ywa� bezpo�rednio na �rodowisko. Podgl�damy
wy��cznie jego oniryczne majaczenia, jakby�my mieli do
czynienia ze �r�d�em pochodzenia elektrycznego, a za-
pominamy o bezsilnym stworze pluskaj�cym si� w basenie
pod czujnym okiem Dekoderki. Niekt�re z tych marze�
s� na pewno wyrazem strachu lub odbiciem niepokoj�cej
samotno�ci...
� Nie szalej, Varlo, nie szalej � powiedzia�a pojedna-
wcze Manika. � Samton nie jest winien tego ba�aganu.
Pierwszy to nie �lepiec, wie, gdzie szuka� odpowiedzial-
nych. �
Jorick wtr�ci� si� po chwili milczenia:
� By�oby lepiej, gdyby�cie zapomnieli o Jednookim
Pa�acu. Co� taKiego nasi przodkowie nazywali ,,malefactum"
� przedmiotem ogniskuj�cym niszczycielskie si�y. Je�li
o mnie chodzi, to nigdy nie dostrzeg�em najmniejszego
zastosowania estetycznego dla projektu, na kt�rym tak
Bargnamowi zale�a�o...
Przerwa� u�wiadomiwszy obie, �e powiedzia� za du�o.
Te s�owa roz�adowa�y jednak atmosfer�. Zgodny Fretz,
parskaj�c �miechem, podni�s� si� i pobieg� do rozko�ysanego
morza, zwabiony bez w�tpienia jak�� wy�sz� ni� inne fal�.
Wykona� wspania�y skok i da� si� ponie�� przemo�nej sile
zwa��w tego gigantycznego j�zora wody. Chrz�szcz�ca
piana uwi�zi�a na kilka sekund skulone cia�o, po czym
wyrzuci�a je na po�yskuj�c� p�yt�. Otoczka, delikatny kokon
zakrzep�ej piany, rozpuszcza�a si� szybko, wyzwalaj�c
uszcz�liwionego Fretza wstrz�sanego niepohamowanym
�miechem.
� Przesadza! � powiedzia� Varlo, krzywi�c si�.
� To dla niego ulga. Nale�y do grupy Samtona �
skomentowa� kt�ry� Zgodny.
Jorick wsta� z trudno�ci�. Musz� natychmiast wr�ci�
do kopu�y. Przyjemna euforia ust�powa�a teraz nieopanowa-
nemu rozdra�nieniu, czemu� w rodzaju odrazy do innych
i do samego siebie. Szybka introspekcja nie przynios�a mu
zwyk�ej ulgi, jakiej mia� prawo oczekiwa� od swego tw�rcze-
go ducha. Czu� si� dziwnie pusty, wyssany a� do szpiku
ko�ci i zb�dny w tym miejscu i o tej porze. Kr�tko m�wi�c,
nadszed� czas, by zabra� si� do pracy.
� Dobrze si� czujesz, Deklamatorze? � rozleg� si�
obok jaki� g�os.
� Zapadli�my w letarg, bracia � rzek� drwi�co. �
A Marzyciel, wbrew pozorom, p�odzi nowe uk�ady, kt�re
�le interpretujemy. W jednym punkcie masz racj�, Varlo:
ten m�zg jest mikserem bez skazy, tylko nas nie sta� na
odpowiedni� selekcj�...
� No tak, zdenerwowa� si� � odezwa� si� Varlo
wzruszaj�c ramionami. � Wykorzysta�by� lepiej p�yt�...
Jorick odsun.�� pomocne rami� i mechanicznie skierowa�
si� w stron� �luzy wej�ciowej.
W nieruchomej twarzy Sfinksa wolno obr�ci�y si� oczy.
� Deklamator Jorick i Realizatorka Manika � otwiera-
j�c �luz� powiedzia� wyra�nie grobowym g�osem, jakby
wprowadza� ich na przyj�cie.
Woda otacza Marzyciela niczym mg�a albo m�tna
chmura. Uczucie ci�g�ego ch�odu, ale bez utraty ciep�a.
Nie dostrzega wyra�nie w�asnych ruch�w. Wydaje mu si�
jednak, �e chwilami p�ywa nad jakim� ksi�ycowym kraj-
obrazem. Co� jakby zrujnowany teren, miasto sprowadzone
do postaci szachownicy. �
Zwyk�e drgni�cie jego dziwnie rozd�tego cia�a
wystarcza, by oderwa� go od tej wizji i pchn�� do b��kitna-
wego kr�gu przyt�umionego �wiat�a. Porusza si� w tym
obcym otoczeniu zupe�nie jak wiecznie skacz�cy ludion.
B�l w g�owie. Koszmarne wra�enie okaleczenia. Nie
ma ju� r�k, nie ma n�g, a przecie� ledwie cierpi. Musi by�
wi�niem. Torturuj�cy lekarze obserwuj� go z daleka
i szeptem komentuj� jego bezsilne szamotanie. Nie mo�e
nawet krzycze� � k��b waty stan�� mu gdzie� g��boko
w gardle.
Czasami lituj� si� nad nim. Usypiaj� go. Z przyjemno�ci�
w�lizguje si� w sen, tym ch�tniej, �e ucieka w ten spos�b
od niezrozumia�ych i mdl�cych dozna�. Usypianie nast�puje
stopniowo. Jego cia�o kurczy si� i zanurza w jakby g�bczast�
mas�, bez w�tpienia w g�r� puchu. Wie, �e w samym sercu
tego zapomnienia czeka na� inny, nale��cy tylko do niego
�wiat. Lubi odnajdywa� tamtejsze obrazy, jakiekolwiek...
3
Pierwszy
Niezgrabna posta�
Zerta sun�a wzd�u� korytarzy prowadz�cych do szybu
niewa�ko�ci. Od dw�ch dni Pierwszego m�czy�a uporczywa
migrena, kt�ra zniekszta�ca�a odbierane przeze� wra�enia
wzrokowe. Tote� nosi� wielkie okulary korekcyjne, nadaj�ce
mu niepokoj�cy wygl�d ryby g��binowej.
Sterownia sta�a pustk� i przypomina�a polowe stanowi-
sko dowodzenia, spiesznie porzucone w obliczu nadchodz�-
cych wojsk nieprzyjacielskich. Po pod�odze poniewiera�y
si� przezrocza, a kody interwencyjne by�y jeszcze poprzy-
czepiane do wyregulowanych ekran�w. Pierwszy mija� te
miejsca z mieszanin� wstr�tu i z�o�ci. Wkr�tce te� nasili�
si� p�yn�cy z zatok b�l.
Zapali� w szybie g��wny pion �wiat�a. Za p�prze�ro-
czyst� os�on� mign�a b�yskawica, potem ustali�a si� jako
j�zyk ognia zanurzaj�cy si� a� do serca planety. Na prze-
strzeni ponad tysi�ca kilometr�w, tak w d�, jak i w g�r�,
unosz�ce si� w szybie makiety otoczy�a nierealna po�wiata.
Tam, w olbrzymiej tubie chronionej przed dzia�aniem praw
grawitacji, wirowa�o sedno misji Marzyciel.
W tej gigantycznej prob�wce oniryczne projekcje
Marzyciela materializowa�y si� najpierw w formie hologra-
m�w. Ekipy realizacyjne utrwala�y te schematy za pomoc�
syntetyzator�w materii, zanurzonych w litosferze Barduany.
Prace przygotowawcze komplikowa�y si� nast�pnie przy
poszukiwaniu struktur estetycznych, doprowadzaj�cych do
makiet o�ywionych. Teoretycznie w�a�nie wtedy tw�rczy
niepok�j Marzyciela nabiera� znaczenia...
Zert wsiad� do zje�d�aj�cego wzd�u� �cian szybu
niewa�ko�ci wahad�owego wagonika pneumatycznego.
Postanowi� wyrobi� sobie ostateczny pogl�d na temat
makiety �Jednooki Pa�ac", kt�rej realizacj� przerwa�. Przy-
legaj�cy do os�ony szybu wagonik drgn��, po czym j��
nabiera� powoli szybko�ci, zanurzaj�c si� w g��b konstrukcji.
Szybko przesuwa�y si� schody i korytarze. Same makiety
s�abo by�o wida�, zreszt� Pierwszemu na ogl�daniu ich na
razie nie zale�a�o. Migrena stawa�a si� nie do zniesienia,
a strumienie �wiat�a docieraj�ce do niego przy tej pr�dko�ci
zjazdu wcale nie przynosi�y ulgi. Wagonik znieruchomia�
wreszcie na poziomie E/B i Zert m�g� si� do woli przypa-
trywa� unosz�cej si� tam makiecie.
By�a to obrzydliwa struktura. Co� jakby p�cherz bez
powietrza, usiany krostami przypominaj�cymi pomalowane
strzelnice. Wypuk�o�ci pojawia�y si� w r�nych miejscach
w postaci nieregularnych naro�li. Mia�o to wygl�d prawie
organiczny. Jedynym otworem by�o co� w rodzaju na wp�
przys�oni�tego metalow� klapk� oka, ale r�wnie dobrze mo-
g�o to przedstawia� otwart� ran�, jak i jaki� organ wewn�trz-
ny. Niepok�j wywodzi� si� z mieszaniny beton-cia�o, przywo-
dzonej na my�l przez barwy r�owawer szare smugi i odpry-
ski tynku, co kojarzy�o si� z jak�� wstr�tn� chorob� sk�ry.
Program animacji g�osi�: �Wybuch oka cyklopowego,
z p�omieniami t czarnymi chmurami dobywaj�cymi si� z rany.
Ud�wi�kowienie: krzyki." To tylko zarys wst�pnego scenariu-
sza, ale Pierwszemu wystarcza�. Jak�e ekipa w pe�nym sk�a-
dzie mog�a- pracowa� przez ca�y miesi�c nad podobn�
niedorzeczno�ci�?
Oczywi�cie, �e Marzyciel mia� upodobanie do architektu-
ry militarnej swojej macierzystej planety, nie nale�a�o jednak
zachowywa� jego widziade� sennych nie b�d�cych nosiciela-
mi znacze�.
Os�d�w Zerta szczeg�lnie si� obawiano, poniewa�
nie by�y obci��one ani krzt� subiektywizmu. Nikt nie m�g�
poda� w w�tpliwo�� rozeznania Pierwszego. Wystarczaj�co
drogo p�aci� za swoj� w�adz�, by do tego dopu�ci�. Z w�cie-
k�o�ci� wcisn�� przycisk wywo�uj�cy:
� Odpowiedzialny Bargnam stawi si� bezzw�ocznie
w sterowni � powiedzia� zduszonym g�osem.
Wagonik odstawi� go do punktu wyj�cia. Wy��czy� pion
�wiat�a, zdj�� okulary i przetar� oczy. Niepokoi�y go te drobne
dolegliwo�ci okulistyczne. Wybra� NAD-�YCIE, by zosta�
Pierwszym tej misji. Poci�ga�o to za sob� przyspieszenie
wszystkich czynno�ci �yciowych i umys�owych prowadz�ce,
0 czym dobrze wiedzia�, do przedwczesnej staro�ci. Czy�by
to by� jej pierwszy znak?
� No, jeste� wreszcie! � zawo�a�, gdy spostrzeg�
Bargnama nadbiegaj�cego zewn�trznym korytarzem. � Kie-
dy kogo� wzywam, nie znosz� najmniejszej zw�oki � doda�
�z pewnym okrucie�stwem, zauwa�ywszy przyspieszony
oddech Tw�rcy.
� Nie by�em uprzedzony... Wychodz� z odka�ania
� zacz�� Bargnam �api�c oddech.
By� to ca�kiem m�ody m�czyzna, smuk�y jak wi�kszo��
Tw�rc�w. Na kombinezonie nosi� kilka naszyjnik�w. Rozsie-
wa� wok� siebie natarczywy zapach perfum. Czu� si� nie-
swojo i z uporem wpatrywa� si� w jaki� punkt w dali, �eby
unikn�� spojrzenia w oczy swemu rozm�wcy.
� Wszyscy si� zabawiaj� � powiedzia� wolno Zert. �
Jestem tu, �eby przywr�ci� porz�dek, bo niewiele czasu
mi zosta�o.
� Brakowa�o nam szczeg��w � odezwa� si� Bargnam
niepewnym g�osem.
Zna� doskonale przyczyn� tego nieoczekiwanego
wezwania i wola� zmierza� prosto do celu.
� Marzyciel zostawi� tylko szkic, jakby niewyra�n�
1 troch� szalon� wizj�. My�la�em...
� Jak �wietnie dobierasz s�owa! � krzykn�� Pierwszy.
�� Mo�na by s�dzi�, �e to symboliczny poemat na cze��
jakiej� damy. Kod oniryczny nie jest nigdy niewyra�ny, lecz
niekompletny. Nie utrzymujemy tej bazy w odleg�o�ci ponad
stu lat �wietlnych od Runy po to, �eby pozwoli� Tw�rcom to-
bie podobnym na uciele�nianie swoich miernych przywidze�.
Bargnam zesztywnia�. Zniewaga by�a ostra.
� Ten przedmiot jest malefactum, ale oostanowi�em
go odpowiednio rozwin��. Nie mog� odpowiada� za nie-
dorzeczno�ci Marzyciela.
� Co?
Zert zsun�� okulary i z przera�aj�cym nat�eniem
wpatrywa� si� w Bargnama zaczerwienionymi od alergii
oczami. Tw�rca milcza� teraz, przybity my�l� zogniskowania
energii Pierwszego.
� Podtrzymujesz te s�owa? � gwa�townie spyta� Zert.
Bargnam prze�kn�� �lin�. Nie m�g� si� ju� wycofa�.
� Tak. Znalaz�em si� w punkcie, w kt�rym nic wi�cej
nie mam do stracenia.
� Tak s�dzisz?
� Marzyciel rozwija si� zbyt szybko. Umyka nam...
� No, dalej!
Bargnam m�wi� przyt�umionym g�osem.
� Schematy rejestrowane przez cefaloskopy dostarcza-
j�ce nam hologram�w odnosz� si� przede wszystkim do
fazy snu paradoksalnego, a wi�c najbogatszej w wyra�ne
obrazy i materia� oniryczny tworz�cy struktury. Wy�uskali�my
zaledwie dwa czy trzy obszary, podczas gdy naliczyli�my
oko�o dwudziestu cykli sennych, z kt�rych ka�dy powinien
by dostarcza� swojej cz�ci marze�. Wygl�da to tak, jakby
jaka� bariera mentalna pl�ta�a linie, miesza�a punkty odnie-
sienia. W najlepszym wypadku odtwarzamy gmatwanin�
obraz�w i dekoracji. Z takiego chaosu wy��czony zosta�
Jednooki Pa�ac, a praktycznie nic nie wiemy o cyklach
wybiegaj�cych poza pi��dziesi�t� godzin� snu. ��cz� si�
one ze szczeg�lnym typem snu, zjawiskiem, kt�re zupe�nie
nam si� wymyka, poniewa� rozmaite stadia stwierdzone
w okresie u�pienia wi�cej si� nie powtarzaj�. Skonstatowa-
li�my synchroniczne wsp�istnienie blisko stu faz w�skich
i g��bokich, wykraczaj�cych poza nasz wykaz. Marzyciel
wydaje si� przesy�a� swoje obrazy nie do szybu niewa�ko�-
ci, lecz gdzie indziej...
Zert westchn��.
� Czy ty rzeczywi�cie uwa�asz, �e jeste� tutaj po to,
�eby my�le�?
� Nie, �eby tworzy�. My�lenie nale�y do ciebie...
Bargnam doszed� do etapu, kiedy to nawet �a�osna
szczeros'� okazuje si� lepsza od milczenia.
� Czy mo�na wiedzie� w takim razie, co s�dzi�e�'
o makiecie, kt�r� realizowa�e� ze swoj� ekip�?
� Odnios�em wra�enie, �e podoba si� Zgodnym. Ich
instynktowne przyzwolenie cz�sto jest pewniejsze od naszych
spekulacji.
� To wszystko?
� Nie poczuwam si� do odpowiedzialno�ci za kl�sk�
tego projekty.
Zert wydawa� si� zamy�lony. Jego zdenerwowanie
zmala�o i spogl�da� na Bargnama bez wyra�nej wrogo�ci.
Wreszcie odezwa� si� przez zaci�ni�te z�by.
� Zawsze uwa�a�em, �e jeste� �wietnym Tw�rc�, ale
pope�ni�e� w�a�nie kilka b��d�w, co sprawia, i� zaczynam
pow�tpiewa� w przypisywane ci zdolno�ci. Twoje pr�by
usprawiedliwienia si� maj� sens, s� jednak �le wyra�ane,
agresywnie, jakby� chcia� mnie pouczy�. Moja w�adza jest
albo absolutna, bo jedyna i niepodzielna, albo nie mam
jej wcale. Najwyra�niej przesta�e� mnie lubi�. Nie akceptu-
jesz mojej nawet chwilowej wy�szo�ci. Twoje w�tpliwo�ci
zbli�aj� ci� do prymitywniejszego poziomu �wiadomo�ci
Zgodnych. Cofn��e� si�...
� Zert!
Tym razem emocja d�awi�a Tw�rc�. Po nie by�o nic
gorszego od wykluczenia z prac opartego na tego rodzaju
analizie.
� Twoja skrucha jest zb�dna. Oto moja decyzja:
oczywi�cie �adnych sankcji s�u�bowych, ale absolutny zakaz
pracy w szybie. Publiczne zniszczenie twojego dzie�a. To
wystarczy...
� Chcesz powiedzie�, �e odt�d nie b�d� m�g� two-
rzy�? � z trudem zapyta� Bargnam.
Pierwszy u�miechn�� si� lekko.
� Dla ca�ej spo�eczno�ci pozostajesz odpowiedzialny
za program, ale nie dotkniesz wi�cej makiet. Poprzestaniesz
na przygl�daniu si� pracy innych.
� To wszystko?
Tw�rca stara� si� zachowa� spok�j, nerwowy tik wykrzy-
wia� mu jednak k�cik ust. Zert z satysfakcj� zauwa�y� ten
�lad nie kontrolowanego wzburzenia.
� Wiem, �e spodziewa�e� si� 'sankcji w trybie admini-
stracyjnym. Na przyk�ad degradacji... Nie jeste� jednak
Zgodnym. Przy �yciu utrzymuj� ci� bod�ce z szybu. Przy-
pominasz Joricka, tylko brakuje ci jego sprytu. W g��bi ducha
pogardzasz lud�mi ��dnymi w�adzy.
� Nie pogardzam tob�! � zawo�a� Bargnam.
� Fakt, �e powiedzia�e� to, jest ju� wyznaniem. C�y
po�wi�ci�by� jak ja hipotetyczn� szcz�liw�, o ile nie w dodat-
ku spokojn� staro��, by w ci�gu kilku lat spali� wszystkie
swoje mo�liwo�ci? �
� Nie... Nie, na pewno nie...
� To w�a�nie uzasadnia moj� bezwzgl�dno��. Ta misja
musi si� uda�, a na razie twoja praca s�u�y tylko tobie.
B�dziesz mia� czas przemy�le� sobie t� spraw�.
Bargnam sztywno si� po�egna�, a jego niepewny krok
d�ugo ni�s� si� po korytarzach.
4
Sankcje
Jorick ko�czy� toalet�
w swoim kloszu, gdzie sp�dza� wi�kszo�� czasu, kiedy
musia� zosta� wewn�trz bazy. By�o tam kilka ksi��ek z daw-
nych czas�w, porozrzucane diagramy z osobistymi dygresja-
mi, zapisanymi na nich bez wi�kszego przekonania, i po-
mniejszony hologram makiety, nad kt�r� pracowa� w szybie.
Z mglistym niepokojem przyjrza� si� swemu odbiciu
w lustrze. Mimo wieku ci�gle posiada� to, co kobiety z Runy
nazywa�y �m�odzie�czym nalotem". Wy�ania� si� on z ca�ej
serii drobnych szczeg��w, na kt�re nic nie m�g� poradzi�;*
wysoki wzrost, nerwowy, podryguj�cy ch�d i �ywo��
rozgor�czkowanego spojrzenia. Pogrubiony w ciemnym
odzieniu Tw�rc�w, sprawia� wra�enie wynios�ej powagi,
nieco wystudiowanej, lecz nie bez uroku...
� Ale� beznadziejno��! � powiedzia� do swojego
odbicia, u�miechaj�c si� z politowaniem.
Gry mi�osne w towarzystwie Maniki pozostawia�y
mu wra�enie pustki. Traci� czas zupe�nie jak Bargnam
i reszta, spodziewaj�c si� jednak uznania zwierzchnik�w.
Zertowi zale�a�o, by ca�a obs�uga bazy uczestniczy�a
w zniszczeniu makiety. Niew�tpliwie chcia� poruszy� wy-
obra�ni�, pobudzi� energi� wszystkich Tw�rc�w skupionych
nad swoim dzie�em.
Przypadek sprawi�, �e ostrze�enie trafi�o na Bargnama.
Odpowiedzialny za program obstawa� przy swoim projekcie
z mieszanin� pewno�ci i uporu, jaka dot�d zapewnia�a mu
powa�anie ze strony prze�o�onych. Ta pora�ka mog�a ozna-
cza� gwa�towne zahamowanie jego kariery, je�eli Zert
tak postanowi. Ale Pierwszy miewa� na og� inne rozwi�za-
nia, potrafi� wykorzystywa� s�abo�ci czy chwile bezowocnej
pracy swoich podw�adnych, aby domaga� si� nowych wy-
si�k�w i wi�kszego oddania wsp�lnej sprawie.
Jorick bez po�piechu opu�ci� klosz. Mia� jeszcze troch�
czasu. Korytarze bazy by�y dziwnie ciche, gdy� ze wzgl�du
na okoliczno�ci jedynie prace ci�g�e nadal sz�yi swoim
trybem. Aby dotrze� do szybu niewa�ko�ci, musia� przej��
przez taras spacerowy, kt�rego oszklone oltna wychodzi�y
na ocean. Za pustymi pomostami domy�la� si� wypuk�o�ci
zanurzonych g��wnych kopu�, nieustannie omiatanych
falami, i te tylko by�y widoczne, cho� znajdowa�o si� tam
ca�e podmorskie osiedle zbudowane wok� basenu Marzy-
ciela. Dost�p do tej strefy ogranicza�y �cis�e przepisy. Kogo
to mia�o chroni�: Marzyciela czy te� obs�ug� bazy? Nikt nie
m�g� da� na to jasnej odpowiedzi, tak g��bok� tajemnic�
otaczano pod�wiadom� dzia�alno�� Marzyciela. Zgodni
utrzymywali, �e wok� basenu unosz� si� resztki energii
mentalnej i �e, tak samo jak atmosfera Barduany, na d�u�sz�
met� staj� si� niebezpieczne.
Z wielkiej sali zebra� dobiega� go teraz pomruk g�os�w.
Lekko przyspieszy�, a�eby unikn�� spotkania z grup�
Tw�rc�w, kt�rzy otaczali Lothara, jednego z Realizator�w
najbardziej na widoku, od kiedy Bargnam popad� w nie�ask�.
Nikt nie w�tpi�, �e je�eli Zert zastosuje sankcje, to ten
w�a�nie dr�gal o ziemistej cerze b�dzie programowa�
nast�pn� makiet�.
Sala by�a cz�ciowo tylko zape�niona i z niepokojem
szuka� jakiego� ustronnego k�ta, gdzie nie rzuca�by si�
w oczy. Trud okaza� si� daremny, gdy� kobiecy g�os przyku�
go do miejsca w chwili, gdy wchodzi� pomi�dzy rz�dy
krzese�.
� Hej, Deklamatorze! Dalej masz taki z�y humor?
Odwr�ci� si�, z przymusem u�miechaj�c si� k�tem ust.
� Znasz mnie na tyle dobrze, Maniko, �eby wiedzie�,
�e nie znosz� tego rodzaju imprez...
� Ale to nie pow�d, �eby unika� przyjaci�!
M�wi�a g�o�no i wyra�nie, a g�sta czupryna bardziej
ni� kiedykolwiek nadawa�a jej wygl�d lwicy. W przeciwie�-
stwie do niego, uwielbia�a wywo�ywa� poruszenie w t�umie,
przez kt�ry �mia�o si� przeciska�a. Dpsz�a do niego kilkoma
krokami i poci�gn�a go w g��b sali.
� Lothar widzi si� ju� na miejscu Bargnama � powie-
dzia�a chichocz�c. � Gdybym by�a nim, nie cieszy�abym si�
jeszcze. Zert zawsze daje szans�...
Tuli�a si� do niego z wyszukan� zmys�owo�ci�.
� Jak widz�, jeste� wtajemniczona � powiedzia�
Jorick, wbrew sobie daj�c si� wci�gn�� w jej gr�.
Bole�nie uszczypn�a go w rami�.
� Ale� ty potrafisz by� nieprzyjemny, Jorick. W ko�cu
�y�am trzy lata z Zertem i wiem, co m�wi�.
� To by�o na Runie, Maniko. To by�o przedtem...
Zert, kt�ry dowodzi baz�, nie jest tym samym, kt�rego
zna�a�.
� Przypu��my. Zobaczymy, kto ma racj�.
Nad�sa�a si�, ale nie opu�ci�a go ani na krok � wyra�nie
zale�a�o jej na pozostaniu u jego boku w trakcie pokazu.
Sala szybko si� wype�nia�a i cich� d�wi�k rozm�w.
Kiedy pojawi� si� Bargnam, milczenie zapad�o jak no�em
uci��. Szed� niczym lunatyk i niezr�cznie przeciska� si� przez
t�um udaj�c, �e nie widzi poruszenia, jakie wywo�a�. Usiad�
w pierwszym rz�dzie, unikaj�c wzroku najbli�ej siedz�cych.
� Nieswojo si� czuje � szepn�a Manika.
Sklepienie g��wnej kopu�y rozsuwa�o si� wolno, ods�a-
niaj�c bardua�skie niebo barwy indygo. Szyb niewa�ko�ci
by� jeszcze pogr��ony w ciemno�ciach, ale za ekranem
zabezpieczaj�cym wyczuwano jego niezbadane g��bie.
W sali rozleg� si� suchy g�os.
� M�wi Zert, Pierwszy... Nie musz� wam przy-
pomina�, dlaczego zebrali�my si� tutaj i dlaczego tracimy
z tej okazji drogocenny dzie� pracy... Poka�� wam makiet�
�Jednooki Pa�ac" w stanie, w jakim zostawili�my j� w chwili
przerwania projektu... Sami os�dzicie...
Zert nie umia� przemawia� do publiczno�ci. Jorick
stwierdza� to kt�ry� raz z rz�du. Nie dawkowa� wra�e�,
p�dzi� ze straszliwym po�piechem, w�a�ciwym mu od czasu
modyfikacji fizjologicznych, jakie poprzedzi�y jego funkcj�
na Barduanie.
Nagle zap�on�y reflektory, dos�ownie rozpalaj�c uno-
sz�c� si� w szybie makiet�. O�lepieni] wszyscy odwr�cili
oczy.
� Tak... Rozumiem wasz� reakcj� � m�wi� dalej Zert.
� Zawsze jest przykro znie�� konfrontacj� ze swoimi oczy-
wistymi b��dami... Ten przedmiot jest bezu�yteczny i przera-
�aj�cy... Tym bardziej przera�aj�cy, �e po�wi�cono mu
ponad tysi�c godzin pracy.
G�os ucich� i przez kilka chwil istnia� tylko Jednooki
Pa�ac. Olbrzymia konstrukcja obraca�a si� �agodnie wok�
teoretycznej osi, kt�ra wyra�nie przechyla�a ca�o�� w stosun-
ku do poziomu. Tak poruszana, wielka budowla zdawa�a si�
jeszcze ci�sza, bardziej plugawa ni� w spoczynku.
� Odpowiedzialny za program, Bargnam, kontrolowa�
to w�a�nie dzie�o � powiedzia� Zert z drwi�cymi nutkami
w g�osie. � Wzorce oniryczne na papierze wydawa�y si�
zapowiada� struktury wy�szego rz�du, ale realizacja makiety
nagle natkn�a si� na trudno�ci teoretyczne, co mi z niezbit�
pewno�ci� dowiod�o, �e projekt by� pretekstem do pracy
�ci�le prywatnej. Pycha sprowadzi�a na manowce paru
naszych Tw�rc�w. Z�a wola Zgodnych, kt�rych bardziej
n�ci p�yta ni� szyb, oraz niepokoj�ca niezr�czno�� Przyuczo-
nych dokona�y reszty.
Cisza g�stnia�a. Proces Bargnama grozi� rozci�gni�ciem
si� na ca�� obs�ug� bazy, i tu i �wdzie w�r�d zgromadzonych
pochyla�y si� g�owy.
� Przypominam wam, �e jeste�my tutaj, �eby osi�gn��
wyniki o du�ej warto�ci spekulatywnej. Majaki Marzyciela
materializuj� si� w szybie niewa�ko�ci w formie schemat�w.
Przedstawiaj� one miejsca i sytuacje ukryte w g��bi pami�ci
badanej istoty. Naszym zadaniem jest wyj�� poza ten surowiec
i ujawni� nowe struktury estetyczne, jakich nasza cywilizacja
gwa�townie potrzebuje. Nie mog� na ten temat nic wi�cej
powiedzie� ze znanych wam przyczyn. Hologramy s� po
to, �eby je wykorzystywa�, a nie ilustrowa�... Obawiam si�,
�e m�wi� zbyt teoretycznie, ja�niej wypowiem si� po
�pokazie"...
D�o� Maniki zacisn�a si� na ramieniu Joricka.
� Co mu jest? � wyszepta�a.