7169

Szczegóły
Tytuł 7169
Rozszerzenie: PDF

Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

7169 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 7169 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 7169 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

7169 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

JEAN-PIERRE HUBERT OBSZAR MARZYCIELA Niesamowita opowie�� o do�wiadczeniu przeprowadzanym przez ekip� naukowc�w obcej cywilizacji na m�zgu ch�opca � kt�ry zgin�� tragicznie � wszczepionym w cia�o wieloryba. Ze sn�w tworz� si� materialne obrazy, wizja staje si� koszmarn� rzeczywisto�ci� i zaczyna zagra�a� bezpiecze�stwu cz�onk�w ekipy... W 1984 roku ksi��ka ta zosta�a uznana za najlepszy utw�r SF w literaturze francuskiej. JEAN-PIERRE HUBERT Urodzi� si� 25 maja 1941 w Strassburgu. Tam te� uko�czy� studia filologiczne, interesuj�c si� g��wnie poezj� barokow� pocz�tku XVII wieku. Po dwuletnim pobycie w Maroku osiad� w Wissembourgu, gdzie od 1969 roku jest nauczycielem literatury. Chocia� pisanie stanowi si�� nap�dow� w jego �yciu, nie znosi specjalizacji i interesuje si� wieloma dziedzinami, m.in. muzyk� dawn�, meblarstwem artystycznym, lutnictwem, nurkowaniem, ta�cami ludowymi, elektroakustyk�. Wyda� dotychczas 9 powie�ci, opublikowa� ponad 50 nowel, jest autorem dw�ch spektakli muzycznych oraz scenariuszy dla telewizji i wideo. JEAN-PIERRE HUBERT OBSZAR MARZYCIELA Prze�o�y�a Bo�ena S�k Pos�owiem opatrzy�a Barbara Ok�lska Ilustrowa�a Anna �oza-Dzidowska Spis tre�ci 7 Prolog 9 Cz�� pierwsza: Wi�zienie Marzyciela 10 1 Bank obraz�w... Narodziny Marzyciela 17 2 Nadmorska p�yta 27 3 Pierwszy 33 4 Sankcje 43 5 Basen 53 6 Szyb niewa�ko�ci 61 7 Okrhud 75 8 Realizacja 85 9 Grabie� 96 10 K�piel 103 Cz�� druga: Kr�l Okrhud 104 1 Pogromca bomby 111 2 Interakcja 122 3 Strefa zewn�trzna 129 4 Sceny z �ow�w 137 5 Wymiana 145 6 Wtajemniczenie 155 7 Powr�t do punktu zero 162 8 Porowata rzeczywisto�� 172 9 Spo�ecze�stwo miecznik�w 181 10 Testament Zerta 187 Epilog 191 Pos�owie PROLOG OBIEKT: Gromada �galaktyk S23. Przekr�j diachroniczny cywilizacji Runy. RODZAJ: Zwi�zek trzech ras �yj�cych w symbiozie uczucio- wej. Przejawy dominacji wykluczone dzi�ki odpowiedniemu rozk�adowi p�l emocjonalnych. DZIEJE (streszczenie wyj�tk�w): U szczytu swego rozwoju cywilizacja runijska sprawuje kontrol� nad stu uk�adami plane- tarnymi i podejmuje automatyczne badania reszty galaktyki. Zasady pacyfistyczne prowadz�ce do konserwatyzmu/ w okresach stagnacji./ W stadiach ekspansji ostro�na polityka asymilacji pozwala utrzyma� w imperium doskona�� stabilno��. Kontakt jest nawi�zywany wy��cznie z rasami �agodnymi lub uzupe�niaj�cymi, unika si� innych form �ycia obdarzonego inteligencj�, nadzoruje si� je, a nawet dok�adnie bada za pomoc� niezwykle z�o�onego pobierania pr�bek mental- nych. /W zwi�zku z tym Runijczycy podejmuj� szeroko zakrojone programy bada� pod�wiadomo�ci na cywilizacjach tworz�cych we Wszech�wiecie enigmatyczne wysepki �parainteligencji"./ Program �Marzyciel" pobudza do dzia�ania energie kinetyczne macierzystej planety przez blisko pi�� wiek�w. Jego przedmiotem jest rasa humanoidal- na o niepokoj�cych mo�liwo�ciach, bliska fizjologicznie, od- izolowana na zagubionym w odleg�ym spiralnym ramieniu galaktyki male�kim �wiecie: Ziemia 1. ETYKA (elementy oceny a posteriori): Zwa�ywszy na szcze- g�lny przebieg niekt�rych spo�r�d tych misji, cz�sto drama- tycznych, wysuni�to hipotez�, jakoby trzy rasy runijskie nie�wiadomie poszukiwa�y czwartego symbiotycznego partnera, niezb�dnego im do zachowania r�wnowagi. Cz�� pierwsza WI�ZIENIE MARZYCIELA Ku tobie p�yn�, wszystko niszcz�cy, lecz nie zwyci�ski wielorybie; do ostatka zmagam si� i tob�, z samego serca piekie� godz� w ciebie; w imi� nienawi�ci plwam na ciebie ostatnim mym tchnieniem! Zrzu� w jedn� topiel wszystkie trumny i wszystkie mary, skoro mnie przypa�� nie mog� w udziale.. .* (MeWille, �Moby Dick") Przek�ad Bronis�awa Ziehnskiego 1 Bank obraz�w... Narodziny Marzyciela Lato 1947 roku. Jasny �wit pod niebem wypranym na wieczno�� ze wszystkich chmur. Tannenburg przygotowuje si� do kolejnego dnia kontynentalnego upa�u, bez jednego podmuchu wiatru, ze s�o�cem przykutym nad zrudzia�� r�wnin�. Z ocala�ych w bombardowaniach fasad dom�w pada na ulice miasteczka cie� w kszta�cie geometrycznych p�l. Kobiety z blaszanka- mi i dzie�mi na r�ku ustawiaj� si� w kolejkach. Dzwoni metal, rozlega si� zduszony p�acz. Kobiety s� ciche. Ma�o m�wi�. Z zaspanymi jeszcze oczami czekaj� na otwarcie sp�dzielni. Dzie� pracy b�dzie d�ugi, zw�aszcza z pustym brzuchem... I ten upa� nie daj�cy rado�ci... Na wybetonowanym podw�rzu bloku 13 Peter snuje marzenia. Jego matka stoi gdzie� w miasteczku przed punktem �ywieniowym. Dwie siostry bawi� si� w mizernym warzywni- ku, zaraz za �elazn� szubienic� s�u��c� do trzepania dywani- k�w podczas wsp�lnych czwartkowych porz�dk�w. Wlok� za sob� wiotk� lalk� mi�dzy pory i g��wki sa�aty, gdzie na bia�ej porcelanie przygotowa�y dla niej obiad. Paplaj�, nuc� i ko�ysz� swoje szmaciane dziecko. Jak �atwo przewi- dzie�, za kilka minut pojawi si� siary Stoltz, �eby, potrz�saj�c lask� inwalidy wojennego, wyrzuci� je ze siarannie zagrabio- nych grz�dek. Nie pami�ta w tej chwili o siostrach. Matka przykaza�a mu, aby ich pilnowa�, ale on wie, �e to niepotrzebne, bo nic im nie grozi. Nie s� jeszcze, jak on, w wieku powa�nych zabaw... Du�a mucha plujka usiad�a na po�yczonej z miej- skiej biblioteki ksi��ce, le��cej grzbietem do g�ry w zasi�gu r�ki (matka wci�� powtarza, �e to niszczy ok�adki). Zabije zu- chwa�� much�, kt�ra czy�ci sobie skrzyde�ka akurat na obrazku przedstawiaj�cym Moby Dicka, przekl�tego wielory- ba; bez trudu m�g�by go osaczy� tego popo�udnia w towa- rzystwie Achaba. � Peter! Matka wr�ci�a. Zaraz zostawi Uwe u s�siadki z drugiego pi�tra. Siostry b�d� si� dalej bawi�y w warzywniku albo przed drzwiami pralni, a on od�o�y ksi��k� i p�jdzie, nie spiesz�c si�, pa teren kazamat. Peda�uje po zapylonej �cie�ce prowadz�rej Ho dawnej stacji rozrz�dowej. Upa� panuje ju� dokuczliwy. Nikogo nie ma na tych p�askich terenach, gdzie pozosta�y jeszcze wyasfaltowane przestrzenie przywodz�ce na pami�� dzielni- ce zr�wnane z ziemi� przez bombardowania w 44 roku. S� tam strefy zakazane, bo nie rozminowane, ale on je od roku przeszukuje z rozs�dnym zuchwalstwem. �eby znale�� nowy skr�t, wystarczy czasami odcisn�� na ziemi cienki �lad opon roweru. Matka domy�la si� na pewno, �e on w��czy si� po tym odludziu. Ale nie ma si�y zareagowa�. Zachowuje si�, jakby nic nie widzia�a. Tak jest pro�ciej i to ob�askawia nieszcz�cie. Pierwszy raz Peter zatrzymuje si� w pobli�u rozbitych wago- nowni, niedaleko od tor�w u�ywanych jeszcze przez konwoje biegn�ce do Pozen. Rower po�o�y� w rowie i czyhc teraz na tajemniczy �piew szyn, kt�ry zapowiada nadej�cie poci�gu za�adowane- go sprz�tem albo lud�mi, odchodz�cego w stron� wschod- nich r�wnin. Jedna z zabaw Petera polega na tym, �e uk�ada na szynach du�e, g�adkie kamienie. Konw�j przetacza si� w piekielnym porywie wiatru, z sapaniem �ar�ocznej bestii, i wystarczy potem zebra� kamienny py� rozsypany na g�ad- kim i ciep�ym metalu, dr��cym jeszcze po przej�ciu potwora. Mo�na tak mia�d�y� r�ne rzeczy, ale najzabawniej jest wtedy, kiedy w gr� wchodzi jakie� istnienie, nawet skromne, jak na przyk�ad �limaka albo pasikonika zamkni�tego w klatce wydr��onej w korku. Nadej�ciu lokomotywy towarzyszy wtedy niepoj�ta emocja. Umieszczona na szynie ofiara nie wie, �e za kilka chwil nadci�gnie nieub�agana si�a, by j� unicestwi�, zamieni� w znak na �elaznym o�tarzu po�wi�co- nym b�stwu-lokomotywie. Niekiedy sam zwodzi przeznacze- nie i ratuje drobne �ycie dok�adnie w chwili, gdy poci�g ukazuje si� na prostej. Emocja jest wtedy u szczytu, a on z zadowoleniem wyobra�a sobie wdzi�czno�� na wieki ze strony ocalonego owada, cho� i jej przeciwie�stwo jest prawdopodobne, bo pasikoniki, podobnie jak wieloryby, pami�taj� swoich dr�czycieli i dobroczy�c�w od czas�w Achaba, przekl�tego obro�cy. Dzisiaj Peter ma co� lepszego do roboty. Konw�j z go- dziny dziesi�tej nic nie poch�onie, gdy� nie przewidzia� na ten cel �adnej bzycz�cej ofiary. Ch�opiec idzie wzd�u� row�w wype�nionych skr�conymi od po�aru belkami. Stoj� w nich cuchn�ce bajorka deszcz�wki. W jednej wagonowni ze zmiecionym dachem kr�luje zardzewia�a lokomotywa zapl�tana w�r�d zwrotnic. Wydaje si� ci�gle waha� mi�dzy kilkoma drogami. Peter dobrze zna t� maszyn�, zbada� j� w najdrobniejszych szczeg�ach. To jego odwet. Ma wra�e- nie, �e potrafi�by poruszy� t� olbrzymi� mas� metalu i skiero- wa� j� wedle ch�ci na rozliczne i tajemnicze drogi stacji rozrz�dowej. W. przeciwie�stwie do zabawki doros�ych, ten przedmiot nale�y do niego i przybli�a go do zadania, bo w ko�cu trzeba b�dzie si� zdecydowa�... Idzie dalej. Grz�dki zieleni wyzieraj� spod podziura- wionych os�on, pr�buj�c zdoby� nowe tereny. Peter nie lubi tego panoszenia si� ro�linno�ci. Gi�tkim pr�tem �cina czubki krzak�w i �amie zielone ga��zki bz�w. Tylko pustynia pasuje do tego miejsca. Wszystko, co przypomina ogr�d lub las, musi by� zniszczone. Nowy ostro�ny post�j w pobli�u starego komina, kt�ry z ka�d� zim� coraz bardziej si� rozsypuje. Stosy oderwanych cegie� tworz� idealn� kryj�wk�. Uspokaja oddech i nas�uchu- je. Wie, �e ponad �wierkaniem ptak�w mo�na us�ysze� ci�kie kroki i trzaskaj�ce pod nimi suche ga��zie. Peter ma wroga. Gro�nego rywala. Unika go b�d� dra�ni, zale�nie od nastroju. Chodzi o w��cz�g�, dobrze znanego w miaste- czku pod przezwiskiem Pollack. Peter znajduje czasami w miejscach os�oni�tych jego urz�dzone na poczekaniu legowiska. To wr�g bezwzgl�dny, z�owr�bny cie� kr���cy nad tym miejscem. Jest stary, a jednak nie bawi si� w zabaw� starc�w. Wiecznie b��dzi w�r�d ruin swej pora�ki, podczas gdy powinien w miasteczku sta� w kolejce razem z innymi. Rzuca kamieniami, kln�c przy tym g�uchym g�osem. Wszystko jest ciche. Muchy brz�cz� nad polem dziewan- ny zajmuj�cym dawny podmurowany teren g��wnej wago- nowni. Peter b�dzie m�g� zaryzykowa� i wyjs'� na s�o�ce. Cie� jest gdzie indziej, mo�e zmia�d�ony pod ko�ami konwo- ju z godziny dziesi�tej. Na poro�ni�tej pokrzywami r�wninie, wyznaczaj�cej dawn� ramp� wy�adowcz�, zauwa�a swojsk� obecno�� czar- nych szczur�w, kt�re upodoba�y sobie to miejsce. Pe�en nadziei, naci�ga proc� i ostro�nie podchodzi. S� tam te p�kate, ruchliwe kulki. Biegaj� z oburzaj�c� �mia�o�ci� zwyci�zc�w. Gryzonie posiadaj� co� w rodzaju miasta, fortecy podobnej do ludzkich. Peter nie lubi miast, zbiorowisk, i ch�tnie je przyr�wnuje do lepu na muchy zawieszonego nad sto�em kuchennym. T�um szuraj�cych ofiar oblepia ulice ustane trupami. Jaki� niepoj�ty, przewrotny urok ruchu na tym cmentarzysku wabi inne ofiary. Najbli�szego szczura widzi w odleg�o�ci zaledwie trzech metr�w. Je�eli �ruba dobrze wyleci, g�owa wroga z t�pym �omotem rozleci si� na kawa�ki. Ale z podniecenia �le celuje. �ruba dzwoni o jaki� przedmiot z metalu, co jest alarmem dla ca�ej spo�eczno�ci. Szczury znikaj� w swoich schronach przeciwlotniczych. Ka�de zwierz� zna naj- kr�tsz� drog� do podziemnej kryj�wki. Peter nie ma tu ju� co robi�. Jak w��cz�ga Pollack, chwyta kilka pierwszych lepszych kamieni i z ca�ej si�y rzuca nimi w stron� nor czarnych zwierz�t. To spadaj�ce na Drezno bomby. Mieszka�cy uwa�ali podziemia za bezpieczne, a tymczasem szerokimi strumieniami sp�ywa do nich fosfor i wypala przera�one oczy dzieci-szczur�w, mam-szczur�w i dziadk�w-szczur�w wiedz�cych, �e to pu�apka. Ka�da dziura staje si� paleni- skiem, piekieln� czelu�ci�, gdzie czo�gi chrz�szcz� we wszechogarniaj�cym smrodzie. Posuwa si� nawet dalej i wyskakuje na ramp�. Jego usta-silnik rycz� dzik� pie�� silnik�w pikuj�cego Messer- schmitta, kt�re pchaj� go w kierunku straszliwego miasta- -rampy. Szrapnele sypi� si� g�r^m gradem, przebijaj� zbyt cienkie os�ony, dziurawi� wypi�te do g�ry zaJki szczur�w modl�cych si� do jakiego� b�stwa dziwnie nie- obecnego. � Skr�ci� w stron� kazamat. Odnajduje swoje szczud�a ukryte w c tworze wentylacyjnym. Teraz b�dzie naprawd� fruwa�. Wspaniale utrzymuje r�wnowag� na dw�ch drewnia- nych nogach, kt�re unosz� go do nieba. Potrafi nawet stan�� w miejscu albo cofn�� si�, nie schodz�c ze swojej grz�dy. Musi przej�� przez sie� szyn przeciwczo�gowych � dzi' ny �ci�ty las, opasuj�cy g��wn� budowl�, potem wej�� ao rowu, gdzie gnije woda barwy �elaza. Najwa�niej- sze to nie straci� r�wnowagi na wybetonowanej p�ycie, sk�d wystaj� metalowe haki przeznaczone do naci�gania drutu kolczastego. W .wodzie rowu widzi siebie z g�ry, jak przechodzi w powietrzu niczym bombowiec. Przypomina mu o robione z samolot�w zdj�cia, ogl�dane w kronikach filmowych. Nie ma jednak �adnej muzyki, �adnego komentarza, tylko cisza przerywana pluskiem szczude� w bajorze-lustrze. Uwolniony od ci�aru, m�g�by wznie�� si� do nieba w kolorze malwy, daleko poza pu�ap, jaki osi�gaj� samoloty odrzutowe, a� do eteru zrytego pociskami V2 von Brauna... Przypuszcza, �e tam kr��� dusze lotnik�w owini�tych w ca�un ze skrz�cego si� lodu. Jakiego� innego raju mogliby ��da�? W przestrzeni wszystko jest proste, czystsze. Nie wida� ju� miast, granic, narod�w, mo�na wierzy�, �e te r�nokolorowe ziemie s� puste niczym olbrzymia plansza gry. Od jednego oceanu do drugiego ci�gn� si� tylko dzikie przestrzenie, jak ta, znad kt�rej unosi si� czasami pi�ropusz dymu bkomotywy gnaj�cej na wsch�d. Przypomina to map� fizyczn� Europy rozpi�t� w chwili odwrotu na jasnym prosto- k�cie pozostawionym przez portret Ftihrera na tapecie w ja- dalni. Nast�puj�ce po sobie zielone r�wniny, br�zowe wzg�rza i o�nie�one wzniesienia. To widok z g�ry, wiekuista zdobycz ofiarowana zamarzni�tym oczom lotnik�w. Od�o�y� szczud�a. Ma wra�enie, �e wieki ca�e straci� na doj�cie do swoich teren�w. Ale s�o�ce nie stoi jeszcze wysoko na niebie. Dobrze znany strach �ciska mu wn�trzno�ci. Wszystkie drobne niebezpiecze�stwa, kt�re dopiero omin��, s� niczym w por�wnaniu z tym, co go czeka teraz. Szybko mija wie�yczki fortyfikacji. Dzisiaj nie rozdzwoni si� stal, kiedy b�dzie nas�uchiwa� podziemnych odg�os�w. Skr�ca nagle mi�dzy k�py brz�z i dochodzi do linii bunkr�w na ty�ach. Miejsce us�ane jest szturmuj�cymi po�amane pnie p�dami konopi, bluszczu i, naturalnie, gigantycznymi pokrzy- wami obecnymi wsz�dzie, gdzie ziemia przetrawi�a wojenne �elastwo. Za pogi�t� krat� jest wej�cie do sk�adu amunicji. Paj�k-dozorca raz jeszcze utka� swoj� pu�apk� w ciem- nym i wilgotnym otworze drzwiowym. Peter szybkim ruchem opu�ci� pr�t � tylko tyle, �eby zniszczy� paj�czyn�. Krzy�ak zn�w uprz�dzie sie� i b�dzie broni� tego miejsca, tak samo jak pokrzywy, kt�rych ci�kie grona nasion powinny opano- wa� ten teren niczym nieuchwytny gaz, odstraszaj�c wszyst- kich go�ci opr�cz niego. Zreszt� jego wr�g, ten w��cz�ga, tutaj nie dociera. Fortyfikacje bez karabin�w maszynowych, bez dzia�, bez �o�nierzy dalej spe�niaj� swoj� rol�... Promienie �wiat�a, d�ugie i cienkie, pstrz� ziemi� w �rodku. Jest tu ch�odno jak w piwnicy; ze �cian �cieka woda. Tam w�a�nie ukrywa swoje narz�dzia i inne skarby. Schron zniszczono miotaczem ognia. To nag�e spotkanie z pustosz�- cymi p�omieniami zostawi�o smugi sadzy w trumnie ze stali i betonu. Zdaniem Petera, wszystko tutaj musia�o si� sko�czy�, tak wojna, jak i ca�a reszta; wszystkie te fascynuj�ce zabawy jego ojca i innych doros�ych, kt�rzy na pewno wiedzieli, co robi�. W obramowaniu strzelnicy k�adzie palec wskazuj�cy na parz�cych si� muchach. Czuje pod opuszkiem dwa przera�one, male�kie istnienia. Naciska mocniej i nagle widzi na betonie wstr�tn�, czerwonaw� plam�, podobn� do ust jego matki, kiedy ugryz� j� �o�nierz... trzy lata temu... Niew�tpliwie w tej samej chwili, kiedy kazamaty plu�y ogniem i czarnymi p�atami, niczym jaki� moloch po�eraj�cy �o�nierzy. Opuszcza sirzelnic�, zabieraj�c �opat�, d�uto i m�otek zawini�te w brezent. Podj�� decyzj�, i to stanowcz�. Bomba utkwi�a w poro�ni�tym traw� pag�rku. Przy- pomina szarawego wieloryba wyrzuconego na bezludn� pla��. Peter cierpliwie ods�oni� j� ze wszystkich stron, gdy� na pocz�tku widoczne by�y tylko skrzyde�ka. Nazywa j� �bomba" albo �Moby Dick", cho� niew�tpliwie jest to pocisk mo�dzierzowy. W zamy�leniu g�adzi mosi�ny, pi�knie wy��obiony pier�cie�, pod�u�ny, troch� tylko zardzewia�y korpus, za- okr�glony pysk. Wczoraj zacz�� wykr�ca� zapalnik, a. ka�dy obr�t stanowi�, pami�ta io, nowe zwyci�stwo nad strachem tkwi�cym w g��bi �o��dka niczym bolesne uk�ucie. Zna oczywi�cie naiur� niebezpiecze�stwa, z kt�rym si� mierzy z wielk� sumienno�ci� zawodow�. Wieloryb jest przera�aj�cy, bo ma chemiczn� pami��. Okazuje si�, �e zapalnik na samym ko�cu jest zablokowany. Trzeba lekko uderzy� d�utem, aby zabra� trofeum; znajdzie si� ono nast�p- nie w�r�d od�amk�w wszelkiego kszta�tu i pochodzenia, trzonk�w granat�w, poskr�canych szrapneli, cierpliwie gro- madzonych na strychu bloku 1 3. Tak, tak, odzyska paszcz� morderczego wieloryba. B�dzie to jedyny nietkni�ty przed- miot po�r�d tych wszystkich sponiewieranych relikwi, kt�re zbiera� niegdy� na ulicach Tannenburga. Z uzyskanego prochu usypie dodatkowy pas ochronny wok� swoich teren�w. Zbli�y� d�uto. Jedno lekkie stukni�cie w pysk potwora, leciutkie... ZAKODOWANY KOMUNIKAT TE 17�3 (PRIORYTETOWY) DWIE MILISEKUNDY WI�KSZEGO WSTRZ�SU � OGRA- NICZONE MO�LIWO�CI PӏNIEJSZEJ �WIADOMO�CI � M�ZG MARZYCIEL TYPU SPE � G��BOKIE PRZE�YCIA W KONCENTRYCZNYCH BRUZDACH WYRA�NIE WIDO- CZNYCH W STREFIE �MIERTELNEJ � WYK�ADNICZA EWOLUCJA ONIRYCZNA � PRZYPADEK ZAPROGRAMO- WANY NA OCZEKIWANIE. 2 Nadmorska p�yta Jorick i Manika zbiegli z niewielkiego, poro�ni�tego traw� pag�rka, kt�ry prowadzi� do doliny. Czuli si� lekcy, niemal bezciele�ni, jak zawsze, kiedy bez masek ochronnych wychodzili na dziwnie upajaj�ce powietrze tej ma�ej planety do�wiadczalnej. B��kitnawe s�o�ce znika�o szybko za falochronami, a od pobliskiego morza nadci�ga� ch�odny, wiej�cy kr�tkimi, porywistymi podmuchami wiatr. � Nie tak szybko, Jorick! � zawo�a�a Manika, osuwaj�c si� na zbocze pierwszej wydmy, jaka poprzedza�a znajduj�cy si� w dole brzeg. M�czyzna zawr�ci�, teatralnie gestykuluj�c. � Ju� dawno min�� czas przyznany nam na �wycieczk� na zewn�trz moja droga. Co powie Przyuczony przy kontroli? � Jeszcze par� minut � powiedzia�a z po��dliw� min�. Odgarn�� rud�, zmierzwion� czupryn� i przylgn�� war- gami do pe�nych ust towarzyszki. Poczu� smak dziwnej mieszaniny soli i czego� bardziej pikantnego. Spodoba�o mu si� to, skosztowa� zatem raz jeszcze. � Co za nieostro�no��! � wyszepta�a, przytulaj�c si� do niego. Pozwoli� sobie na kilka �mielszych pieszczot, ale nie posun�� si� dalej. Manika by�a tylko przyjaci�k�, nie chcia� sprawia� wra�enia, �e wykorzystuje jej upojenie. Przewr�ci� si� na plecy ze wzrokiem zatopionym we fluorescencjach uroczego zmierzchu na Barduanie. � Komendant Ochrony twierdzi, �e niebezpiecznie jest zbyt d�ugo wystawia� si� na podst�pne dzia�anie tego ma�ego raju. � Tumin to g�upiec! � Ostro�ny g�upiec. Mo�liwe, �e to powietrze, prze- pe�nione nieokre�lonymi wyziewami, wydziela jak�� rozleni- wiaj�c� trucizn�. Zdaje si�, �e to pochodzi z py�k�w kwia- towych s�onoro�li, na kt�rych w�a�nie tak wygodnie le�ymy... Z rozbawieniem pokiwa�a g�ow�. > � Ale� z ciebie gadu�a, m�j ty biedaku. Wymy�li�by� nie wiadomo co flla samej przyjemno�ci mielenia j�zykiem. � Zboczenie zawodowe � odpar� z nieszczerze zmartwion� min�. � Deklamator pos�uguje si� przede wszystkim s�owami, a czasem, ale pomocniczo, r�kami. Do s��w do��czy� gest i kilka chwil up�yn�o im w spos�b bardzo przyjemny. Ich oci�a�o�� ros�a i odsuwali moment, kiedy b�d� musieli stawi� si� w p�nocnej �luzie, by podda� si� normalnym kontrolom. Manika za�mia�a si� naraz, jakby przysz�a jej do g�owy jaka� zabawna my�l. � Za�o�� si�, �e Tumin w ko�cu wprowadzi nam tabel� wyj�� podobn� do tablic dekompresji nurk�w. Jednej godzinie wystawienia si� na dzia�anie atmosfery Barduany b�dzie odpowiada� przynajmniej taki sam okres odka�ania i dotleniania. ��- Niewykluczone � przyzna� Jorick uroczy�cie. � Mo�e w�a�nie poj�cie upojenia dra�ni naszych prze�o�onych. Nie zapominaj, �e wszystkie przedsi�wzi�cia, jakie podejmu- jemy, nawet najbardziej szalone, opieraj� si� na wstrzemi�li- wo�ci... Nad oceanem podnosi� si� j�zor mg�y; za nieca�� godzi- n� poch�onie lini� brzegow� wraz z nabrze�ami i nad- morskimi konstrukcjami. Z tego miejsca baza przypomina�a bia�awy mur, wzniesiony na wz�r zapory w poprzek doliny w kszta�cie koryta, b�d�cej spu�cizn� po jednym z okres�w lodowcowych planety. W rzeczywisto�ci by� to szereg za- chodz�cych na siebie okr�g�ych kopu�, st�oczonych w spos�b nieuporz�dkowany. Cienkie, paj�cze siatki, kt�re d�wiga�y kopu�y, wisia�y na niewidocznych linach spinaj�cych ca�� dolin� i biegn�cych nast�pnie na grzbiety g�r, gdzie tworzy�y zwart� sie�, dok�adnie umocowan� na obwodzie. � Wygl�da jak wielkie ciastko � powiedzia�a patrz�ca w t� sam� stron� Manika. Jorick westchn�� i wsta�. Wierzchem d�oni strzepn�� przylepiony do kombinezonu piasek. � Baza na Barduanie to kosztowna zabawka, bardzo kosztowna. Nie nale�y ufa� pozorom. Wyobra� sobie ca�� przemy�lno��, jakiej by�o trzeba, �eby zbudowa� przestronny szyb niewa�ko�ci, kt�ry wrzyna si� w litosfer� planety i za cen� kolosalnej energii odtwarza na sta�ym l�dzie warunki przestrzeni... � Jakbym s�ysza�a Bargnama! � powiedzia�a, parskaj�c �miechem. � Trzeba wraca�, ma�a... � Rozkaz, Deklamatorze! Zdecydowali si� na �luz� nadmorsk�. Droga by�a d�u�- sza, ale woleli do��czy� do Zgodnych, kt�rzy wypoczywali na skalistym wybrze�u przed powrotem do swoich grup roboczych. Jedno ze skrzyde� bazy otwiera�o si� na ocean. Dost�p do niego umo�liwia�a rozleg�a, g�adka p�yta, cz�sto odwiedzana, a nazwana przez bywalc�w �strom� p�yt�". Pozycja pionowa po��czona z wymagaj�cym wysi�ku marszem wywo�ywa�a lekkie zawroty g�owy. Jorick wiedzia�, �e te objawy zwiastuj� faz� euforii, ale w tej chwili nic sobie z nich nie robi�. Przed �luz� sta� jaki� Przyuczony. � Kontrola! Plakietki wyj�cia prosz� � przem�wi�, zagradzaj�c im drog�. � My nie wychodzimy, wracamy � ze znu�eniem Powiedzia�a Manika. Przyuczony my�la� intensywnie. Ten s�dziwy Ailota straci� ju� prawie wszystkie w�asne narz�dy biologiczne. Staro�� pozbawi�a go w ten spos�b wi�kszej cz�ci samego siebie, co wzmaga�o jego �brak kwalifikacji" ze szkod� dla inteligencji, a nawet �wiadomo�ci. � Sfinks, nie czepiaj si� � doda�a Manika z umy�lnym naciskiem na poufa�e przezwisko, jakim specjali�ci z bazy obdarzyli humanoid�w z systemu Aila, od przesz�o dwu- dziestu pokole� stanowi�cych podstawow� si�� robocz� w wyprawach mi�dzygwiezdnych. Stra�nik sta� nieruchomo. Metalowe ko�ki wychodz�ce z jego �ydek wbija�y si� w ziemi�. Stanowi� bry�� cia�a i metalu zdr�twia�� w niezrozumieniu. Kilku wyci�gni�tych na p�ycie Zgodnych obserwowa�o z daleka t� scen� z domy�lnym u�miechem. Uwielbiali stwierdza� niedoskona�o�ci systemu ochrony wymy�lonego przez zwierzchnik�w. Trudno�ci pary Tw�rc�w przy bramie by�y w tej chwili g��wnym tematem ich rozm�w. Jorick wyprostowa� si�, �wiadom �mieszno�ci sy- tuacji. Wcale mu nie odpowiada�a nieoczekiwana reklama uczyniona ich wyj�ciu: Jak Tumin, drobiazgowy komendant Ochrony, kt�ry uwielbia� regulaminowego �ducha", m�g� zostawi� w obiegu Ailot�w do tego stopnia pozbawio- nych przez wiek uczu� ludzkich? Sfinks musi by� ju� o krok od �mierci biologicznej, mo�e wykonywa� tylko dzia�ania mechaniczne. � Ja jestem Jorick, Deklamator, a to Manika z Realiza- cji. Mamy sta�e przepustki. Musisz nas wpu�ci�, tym bardziej �e przychodzimy z zewn�trz. Stra�nik waha� si�. Przest�powa� z nogi na nog�, a ko�ysanie to powodowa�o wyra�ne skrzypienie. Dziwne, ale ten szczeg� uspokoi� Joricka. Mia� pewn� s�abo�� do niezmordowanych kompan�w, bez oporu uczestnicz�cych w ich najbardziej szalonych zachciankach. Dotkn�� ramienia Przyuczonego w miejscu, jak s�dzi�, obj�tym jeszcze ludzk� wra�liwo�ci�. � Nie zmuszaj mnie, Sfinks, �ebym za��da� wyklucze- nia ci� z obiegu � powiedzia�, szeptem. Ailota zadr�a�. Jego zakrzep�a pod sk�rzan� b�on� twarz odwr�ci�a si� powoli. Gdzie� g��boko w jego umy�le prze- trwa�a zasada ostro�no�ci, przypominaj�ca instynkt samo- zachowawczy. Przesun�� si� ca�ym cia�em, jakby scena ta w og�le nie mia�a miejsca. Jorick i Manika z l�ejszym sercem przeszli p/zez bram�. Konflikty uczuciowe, a czasami i spo- �eczne, kt�re przeciwstawia�y sobie trzy runijskie niby- -symbiotyczne rasy, by�y generatorami emocji, a wi�c i nagr�d. Le��cy na p�ycie Zgodni musieli odczu� to samo. Ma�a, ruchliwa posta� Varla zsun�a si� w ich kierunku. � No, nie denerwujcie Sfinksa. On ju� nie ma poczucia humoru, ale szkoda by�oby odes�a� go na z�om. Weso�a twarz Zgodnego skrzywi�a si� w porozumie- wawczym u�miechu i Manika skin�a uspokajaj�co. � Chodzi o zasad�. Przychodzimy z zewn�trz. � �wietnie, �wietnie � przytakn�� Varlo, k�aniaj�c si� kilkakrotnie. � Przypuszczam, �e bardua�skie upojenie nadszarpn�o wam nerwy. Potrz�sn�� g�st�, jasn� czupryn� i chichocz�c z�o�liwie, wyci�gn�� si� na skale. Najwy�ej dwudziestu Zgodnych za�ywa�o rozkoszy wieczoru. W niedba�ych pozach le�eli na kamiennej p�ycie. Niekt�rzy baraszkowali nad sam� wod�, trudno jednak by�o odgadn�� natur� .ich figli. Instynkt�w seksualnych drugiej runijskiej rasy symbiotycznej nie da�o si� przewidzie�. Byle co ich podnieca�o b�d� zniech�ca�o. � Dobrze si� bawicie? � z uprzejmo�ci zapyta� Jorick. � Och, moim zdaniem to przyzwyczajenie... Od czasu pora�ki przy ostatniej makiecie panuje napi�ta atmosfera. � Normalne! Bargnam musi szuka� winowajc�w. � Wiadomo, co to znaczy � rzek� Varlo z niezadowo- leniem na twarzy. Postanowienia centralne zawsze dosi�ga�y ich z pew- nym op�nieniem. Musieli mie� troch� czasu, by przeobrazi� sankcje w zdolno�� do zabawy. Tw�rca Bargnam zdolny by� do bardzo niesprawiedliwych napad�w gniewu, tote� Zgodni, kt�rzy pracowali nad projektem, obawiali si�, �e bezprawnie wykorzysta okazj�. � Ciebie bezpo�rednio to nie dotyczy... � odezwa� si� Jorick. � Pewnie, �e nie, ale sp�jrz na twarz Samtona. Kieruje grup�, kt�ra sk�ada�a t� makiet�. Przypomina mask� Przyuczo- nych, a nie poczciw� g�b� Zgodnego. Nie zapominaj, �e bardzo nam jest potrzebne zadowolenie Tw�rc�w, aby odzyska� r�wnowag� emocjonaln�. __ Wiem, wiem, Varlo � mrukn�� Jorick z roztargnie- niem. Zmru�y� oczy, udaj�c przez chwil�, �e zaciekawi�y go figle innych Zgodnych na p�ycie. Wszyscy byli niewysocy, lecz niezwykle zr�czni w ruchach. Z daleka wygl�dali na dobrze zbudowane dzieci. Ich zabawowe nastroje by�y Tw�rcom niezb�dne na tej samej zasadzie, co techniczna sprawno�� Przyuczonych, ale czasami okazywa�o si�, �e trudno o harmoni� mi�dzy trzema rasami. Zdolno�ci spekula- tywne Tw�rc�w zapewnia�y im oczywi�cie przewag�, i jeden taki ambitny jak Bargnam wystarcza�, �eby w trybach za- zgrzyta� piasek. � Morze jest dzisiaj wzburzone � zauwa�y� Zgodny, nietaktownie przygl�daj�c si� Manice. � Powinni�cie popr�bowa� fal. Najbli�si Zgodni le�eli znu�eni na brzegu. Inni pod- dawali si� naporowi przyby�ych z morza zwa��w wody, kt�re wynosi�y ich na p�yt�, �lisk�,' g�adk� niczym zje�d�alnia ze sztucznego tworzywa. � Wygl�dacie na rozbawionych � odezwa�a si� Manika, lekko zak�opotana obserwacj�, jakiej zosta�a podda- na. � Ale nasze wyj�cie ju� za d�ugo trwa, b�dziemy mieli k�opoty z Tuminem. Varlo prychn�� z odrobin� zniecierpliwienia. � Nast�pny wymys� Tw�rc�w! � zawo�a�. � Powie- trze Barduany jest po prostu pobudzaj�ce, ale wystarczy jedno niepowodzenie na makietach, �e.by�cie szukali zewn�- trznych przyczyn tego, co jest w sumie b��dem w interpreta- cji. Jorick pokiwa� tylko g�ow�. Wszyscy dobrze wiedzieli o niedyskretnej ciekawo�ci Zgodnych, ale o pewnych sprawach lepiej by�o z nimi nie m�wi�. Poprzesta� wi�c na og�lnikowej odpowiedzi, pozbawionej jednak fa�szywych- informacji. � Marzyciel nie da� wi�cej wskaz�wek do makiety .Jednooki Pa�ac". Chodzi niew�tpliwie o struktur� wyryt� w korze m�zgowej starej, a wi�c dla nas nie maj�c� znacze- nia. Bargnam niepotrzebnie si� upiera�. Varlo zachichota�, co zwabi�o do nich jeszcze dw�ch Zgodnych. � Mo�e Marzyciel jest leniwy. Ten �wiat chyba mu si� podoba tak samo jak nam... Teraz odpoczywa, wytwarza cokolwiek, a wy dalej traktujecie to powa�nie. � To organizm niejednolity, bezwolny � odpar� zdenerwowany Jori�k. � Co� podobnego! Nawet przeszczepiony, m�zg pozostaje generatorem nie�adu, a wi�c rozwoju. Wcale nie przestaje �istnie�" tylko dlatego, �e przeszczepili�my go do kory m�zgowej ssaka morskiego. Powoli budzi si� w nim �wiadomo�� otoczenia, nawet je�eli z braku ko�czyn nie mo�e wp�ywa� bezpo�rednio na �rodowisko. Podgl�damy wy��cznie jego oniryczne majaczenia, jakby�my mieli do czynienia ze �r�d�em pochodzenia elektrycznego, a za- pominamy o bezsilnym stworze pluskaj�cym si� w basenie pod czujnym okiem Dekoderki. Niekt�re z tych marze� s� na pewno wyrazem strachu lub odbiciem niepokoj�cej samotno�ci... � Nie szalej, Varlo, nie szalej � powiedzia�a pojedna- wcze Manika. � Samton nie jest winien tego ba�aganu. Pierwszy to nie �lepiec, wie, gdzie szuka� odpowiedzial- nych. � Jorick wtr�ci� si� po chwili milczenia: � By�oby lepiej, gdyby�cie zapomnieli o Jednookim Pa�acu. Co� taKiego nasi przodkowie nazywali ,,malefactum" � przedmiotem ogniskuj�cym niszczycielskie si�y. Je�li o mnie chodzi, to nigdy nie dostrzeg�em najmniejszego zastosowania estetycznego dla projektu, na kt�rym tak Bargnamowi zale�a�o... Przerwa� u�wiadomiwszy obie, �e powiedzia� za du�o. Te s�owa roz�adowa�y jednak atmosfer�. Zgodny Fretz, parskaj�c �miechem, podni�s� si� i pobieg� do rozko�ysanego morza, zwabiony bez w�tpienia jak�� wy�sz� ni� inne fal�. Wykona� wspania�y skok i da� si� ponie�� przemo�nej sile zwa��w tego gigantycznego j�zora wody. Chrz�szcz�ca piana uwi�zi�a na kilka sekund skulone cia�o, po czym wyrzuci�a je na po�yskuj�c� p�yt�. Otoczka, delikatny kokon zakrzep�ej piany, rozpuszcza�a si� szybko, wyzwalaj�c uszcz�liwionego Fretza wstrz�sanego niepohamowanym �miechem. � Przesadza! � powiedzia� Varlo, krzywi�c si�. � To dla niego ulga. Nale�y do grupy Samtona � skomentowa� kt�ry� Zgodny. Jorick wsta� z trudno�ci�. Musz� natychmiast wr�ci� do kopu�y. Przyjemna euforia ust�powa�a teraz nieopanowa- nemu rozdra�nieniu, czemu� w rodzaju odrazy do innych i do samego siebie. Szybka introspekcja nie przynios�a mu zwyk�ej ulgi, jakiej mia� prawo oczekiwa� od swego tw�rcze- go ducha. Czu� si� dziwnie pusty, wyssany a� do szpiku ko�ci i zb�dny w tym miejscu i o tej porze. Kr�tko m�wi�c, nadszed� czas, by zabra� si� do pracy. � Dobrze si� czujesz, Deklamatorze? � rozleg� si� obok jaki� g�os. � Zapadli�my w letarg, bracia � rzek� drwi�co. � A Marzyciel, wbrew pozorom, p�odzi nowe uk�ady, kt�re �le interpretujemy. W jednym punkcie masz racj�, Varlo: ten m�zg jest mikserem bez skazy, tylko nas nie sta� na odpowiedni� selekcj�... � No tak, zdenerwowa� si� � odezwa� si� Varlo wzruszaj�c ramionami. � Wykorzysta�by� lepiej p�yt�... Jorick odsun.�� pomocne rami� i mechanicznie skierowa� si� w stron� �luzy wej�ciowej. W nieruchomej twarzy Sfinksa wolno obr�ci�y si� oczy. � Deklamator Jorick i Realizatorka Manika � otwiera- j�c �luz� powiedzia� wyra�nie grobowym g�osem, jakby wprowadza� ich na przyj�cie. Woda otacza Marzyciela niczym mg�a albo m�tna chmura. Uczucie ci�g�ego ch�odu, ale bez utraty ciep�a. Nie dostrzega wyra�nie w�asnych ruch�w. Wydaje mu si� jednak, �e chwilami p�ywa nad jakim� ksi�ycowym kraj- obrazem. Co� jakby zrujnowany teren, miasto sprowadzone do postaci szachownicy. � Zwyk�e drgni�cie jego dziwnie rozd�tego cia�a wystarcza, by oderwa� go od tej wizji i pchn�� do b��kitna- wego kr�gu przyt�umionego �wiat�a. Porusza si� w tym obcym otoczeniu zupe�nie jak wiecznie skacz�cy ludion. B�l w g�owie. Koszmarne wra�enie okaleczenia. Nie ma ju� r�k, nie ma n�g, a przecie� ledwie cierpi. Musi by� wi�niem. Torturuj�cy lekarze obserwuj� go z daleka i szeptem komentuj� jego bezsilne szamotanie. Nie mo�e nawet krzycze� � k��b waty stan�� mu gdzie� g��boko w gardle. Czasami lituj� si� nad nim. Usypiaj� go. Z przyjemno�ci� w�lizguje si� w sen, tym ch�tniej, �e ucieka w ten spos�b od niezrozumia�ych i mdl�cych dozna�. Usypianie nast�puje stopniowo. Jego cia�o kurczy si� i zanurza w jakby g�bczast� mas�, bez w�tpienia w g�r� puchu. Wie, �e w samym sercu tego zapomnienia czeka na� inny, nale��cy tylko do niego �wiat. Lubi odnajdywa� tamtejsze obrazy, jakiekolwiek... 3 Pierwszy Niezgrabna posta� Zerta sun�a wzd�u� korytarzy prowadz�cych do szybu niewa�ko�ci. Od dw�ch dni Pierwszego m�czy�a uporczywa migrena, kt�ra zniekszta�ca�a odbierane przeze� wra�enia wzrokowe. Tote� nosi� wielkie okulary korekcyjne, nadaj�ce mu niepokoj�cy wygl�d ryby g��binowej. Sterownia sta�a pustk� i przypomina�a polowe stanowi- sko dowodzenia, spiesznie porzucone w obliczu nadchodz�- cych wojsk nieprzyjacielskich. Po pod�odze poniewiera�y si� przezrocza, a kody interwencyjne by�y jeszcze poprzy- czepiane do wyregulowanych ekran�w. Pierwszy mija� te miejsca z mieszanin� wstr�tu i z�o�ci. Wkr�tce te� nasili� si� p�yn�cy z zatok b�l. Zapali� w szybie g��wny pion �wiat�a. Za p�prze�ro- czyst� os�on� mign�a b�yskawica, potem ustali�a si� jako j�zyk ognia zanurzaj�cy si� a� do serca planety. Na prze- strzeni ponad tysi�ca kilometr�w, tak w d�, jak i w g�r�, unosz�ce si� w szybie makiety otoczy�a nierealna po�wiata. Tam, w olbrzymiej tubie chronionej przed dzia�aniem praw grawitacji, wirowa�o sedno misji Marzyciel. W tej gigantycznej prob�wce oniryczne projekcje Marzyciela materializowa�y si� najpierw w formie hologra- m�w. Ekipy realizacyjne utrwala�y te schematy za pomoc� syntetyzator�w materii, zanurzonych w litosferze Barduany. Prace przygotowawcze komplikowa�y si� nast�pnie przy poszukiwaniu struktur estetycznych, doprowadzaj�cych do makiet o�ywionych. Teoretycznie w�a�nie wtedy tw�rczy niepok�j Marzyciela nabiera� znaczenia... Zert wsiad� do zje�d�aj�cego wzd�u� �cian szybu niewa�ko�ci wahad�owego wagonika pneumatycznego. Postanowi� wyrobi� sobie ostateczny pogl�d na temat makiety �Jednooki Pa�ac", kt�rej realizacj� przerwa�. Przy- legaj�cy do os�ony szybu wagonik drgn��, po czym j�� nabiera� powoli szybko�ci, zanurzaj�c si� w g��b konstrukcji. Szybko przesuwa�y si� schody i korytarze. Same makiety s�abo by�o wida�, zreszt� Pierwszemu na ogl�daniu ich na razie nie zale�a�o. Migrena stawa�a si� nie do zniesienia, a strumienie �wiat�a docieraj�ce do niego przy tej pr�dko�ci zjazdu wcale nie przynosi�y ulgi. Wagonik znieruchomia� wreszcie na poziomie E/B i Zert m�g� si� do woli przypa- trywa� unosz�cej si� tam makiecie. By�a to obrzydliwa struktura. Co� jakby p�cherz bez powietrza, usiany krostami przypominaj�cymi pomalowane strzelnice. Wypuk�o�ci pojawia�y si� w r�nych miejscach w postaci nieregularnych naro�li. Mia�o to wygl�d prawie organiczny. Jedynym otworem by�o co� w rodzaju na wp� przys�oni�tego metalow� klapk� oka, ale r�wnie dobrze mo- g�o to przedstawia� otwart� ran�, jak i jaki� organ wewn�trz- ny. Niepok�j wywodzi� si� z mieszaniny beton-cia�o, przywo- dzonej na my�l przez barwy r�owawer szare smugi i odpry- ski tynku, co kojarzy�o si� z jak�� wstr�tn� chorob� sk�ry. Program animacji g�osi�: �Wybuch oka cyklopowego, z p�omieniami t czarnymi chmurami dobywaj�cymi si� z rany. Ud�wi�kowienie: krzyki." To tylko zarys wst�pnego scenariu- sza, ale Pierwszemu wystarcza�. Jak�e ekipa w pe�nym sk�a- dzie mog�a- pracowa� przez ca�y miesi�c nad podobn� niedorzeczno�ci�? Oczywi�cie, �e Marzyciel mia� upodobanie do architektu- ry militarnej swojej macierzystej planety, nie nale�a�o jednak zachowywa� jego widziade� sennych nie b�d�cych nosiciela- mi znacze�. Os�d�w Zerta szczeg�lnie si� obawiano, poniewa� nie by�y obci��one ani krzt� subiektywizmu. Nikt nie m�g� poda� w w�tpliwo�� rozeznania Pierwszego. Wystarczaj�co drogo p�aci� za swoj� w�adz�, by do tego dopu�ci�. Z w�cie- k�o�ci� wcisn�� przycisk wywo�uj�cy: � Odpowiedzialny Bargnam stawi si� bezzw�ocznie w sterowni � powiedzia� zduszonym g�osem. Wagonik odstawi� go do punktu wyj�cia. Wy��czy� pion �wiat�a, zdj�� okulary i przetar� oczy. Niepokoi�y go te drobne dolegliwo�ci okulistyczne. Wybra� NAD-�YCIE, by zosta� Pierwszym tej misji. Poci�ga�o to za sob� przyspieszenie wszystkich czynno�ci �yciowych i umys�owych prowadz�ce, 0 czym dobrze wiedzia�, do przedwczesnej staro�ci. Czy�by to by� jej pierwszy znak? � No, jeste� wreszcie! � zawo�a�, gdy spostrzeg� Bargnama nadbiegaj�cego zewn�trznym korytarzem. � Kie- dy kogo� wzywam, nie znosz� najmniejszej zw�oki � doda� �z pewnym okrucie�stwem, zauwa�ywszy przyspieszony oddech Tw�rcy. � Nie by�em uprzedzony... Wychodz� z odka�ania � zacz�� Bargnam �api�c oddech. By� to ca�kiem m�ody m�czyzna, smuk�y jak wi�kszo�� Tw�rc�w. Na kombinezonie nosi� kilka naszyjnik�w. Rozsie- wa� wok� siebie natarczywy zapach perfum. Czu� si� nie- swojo i z uporem wpatrywa� si� w jaki� punkt w dali, �eby unikn�� spojrzenia w oczy swemu rozm�wcy. � Wszyscy si� zabawiaj� � powiedzia� wolno Zert. � Jestem tu, �eby przywr�ci� porz�dek, bo niewiele czasu mi zosta�o. � Brakowa�o nam szczeg��w � odezwa� si� Bargnam niepewnym g�osem. Zna� doskonale przyczyn� tego nieoczekiwanego wezwania i wola� zmierza� prosto do celu. � Marzyciel zostawi� tylko szkic, jakby niewyra�n� 1 troch� szalon� wizj�. My�la�em... � Jak �wietnie dobierasz s�owa! � krzykn�� Pierwszy. �� Mo�na by s�dzi�, �e to symboliczny poemat na cze�� jakiej� damy. Kod oniryczny nie jest nigdy niewyra�ny, lecz niekompletny. Nie utrzymujemy tej bazy w odleg�o�ci ponad stu lat �wietlnych od Runy po to, �eby pozwoli� Tw�rcom to- bie podobnym na uciele�nianie swoich miernych przywidze�. Bargnam zesztywnia�. Zniewaga by�a ostra. � Ten przedmiot jest malefactum, ale oostanowi�em go odpowiednio rozwin��. Nie mog� odpowiada� za nie- dorzeczno�ci Marzyciela. � Co? Zert zsun�� okulary i z przera�aj�cym nat�eniem wpatrywa� si� w Bargnama zaczerwienionymi od alergii oczami. Tw�rca milcza� teraz, przybity my�l� zogniskowania energii Pierwszego. � Podtrzymujesz te s�owa? � gwa�townie spyta� Zert. Bargnam prze�kn�� �lin�. Nie m�g� si� ju� wycofa�. � Tak. Znalaz�em si� w punkcie, w kt�rym nic wi�cej nie mam do stracenia. � Tak s�dzisz? � Marzyciel rozwija si� zbyt szybko. Umyka nam... � No, dalej! Bargnam m�wi� przyt�umionym g�osem. � Schematy rejestrowane przez cefaloskopy dostarcza- j�ce nam hologram�w odnosz� si� przede wszystkim do fazy snu paradoksalnego, a wi�c najbogatszej w wyra�ne obrazy i materia� oniryczny tworz�cy struktury. Wy�uskali�my zaledwie dwa czy trzy obszary, podczas gdy naliczyli�my oko�o dwudziestu cykli sennych, z kt�rych ka�dy powinien by dostarcza� swojej cz�ci marze�. Wygl�da to tak, jakby jaka� bariera mentalna pl�ta�a linie, miesza�a punkty odnie- sienia. W najlepszym wypadku odtwarzamy gmatwanin� obraz�w i dekoracji. Z takiego chaosu wy��czony zosta� Jednooki Pa�ac, a praktycznie nic nie wiemy o cyklach wybiegaj�cych poza pi��dziesi�t� godzin� snu. ��cz� si� one ze szczeg�lnym typem snu, zjawiskiem, kt�re zupe�nie nam si� wymyka, poniewa� rozmaite stadia stwierdzone w okresie u�pienia wi�cej si� nie powtarzaj�. Skonstatowa- li�my synchroniczne wsp�istnienie blisko stu faz w�skich i g��bokich, wykraczaj�cych poza nasz wykaz. Marzyciel wydaje si� przesy�a� swoje obrazy nie do szybu niewa�ko�- ci, lecz gdzie indziej... Zert westchn��. � Czy ty rzeczywi�cie uwa�asz, �e jeste� tutaj po to, �eby my�le�? � Nie, �eby tworzy�. My�lenie nale�y do ciebie... Bargnam doszed� do etapu, kiedy to nawet �a�osna szczeros'� okazuje si� lepsza od milczenia. � Czy mo�na wiedzie� w takim razie, co s�dzi�e�' o makiecie, kt�r� realizowa�e� ze swoj� ekip�? � Odnios�em wra�enie, �e podoba si� Zgodnym. Ich instynktowne przyzwolenie cz�sto jest pewniejsze od naszych spekulacji. � To wszystko? � Nie poczuwam si� do odpowiedzialno�ci za kl�sk� tego projekty. Zert wydawa� si� zamy�lony. Jego zdenerwowanie zmala�o i spogl�da� na Bargnama bez wyra�nej wrogo�ci. Wreszcie odezwa� si� przez zaci�ni�te z�by. � Zawsze uwa�a�em, �e jeste� �wietnym Tw�rc�, ale pope�ni�e� w�a�nie kilka b��d�w, co sprawia, i� zaczynam pow�tpiewa� w przypisywane ci zdolno�ci. Twoje pr�by usprawiedliwienia si� maj� sens, s� jednak �le wyra�ane, agresywnie, jakby� chcia� mnie pouczy�. Moja w�adza jest albo absolutna, bo jedyna i niepodzielna, albo nie mam jej wcale. Najwyra�niej przesta�e� mnie lubi�. Nie akceptu- jesz mojej nawet chwilowej wy�szo�ci. Twoje w�tpliwo�ci zbli�aj� ci� do prymitywniejszego poziomu �wiadomo�ci Zgodnych. Cofn��e� si�... � Zert! Tym razem emocja d�awi�a Tw�rc�. Po nie by�o nic gorszego od wykluczenia z prac opartego na tego rodzaju analizie. � Twoja skrucha jest zb�dna. Oto moja decyzja: oczywi�cie �adnych sankcji s�u�bowych, ale absolutny zakaz pracy w szybie. Publiczne zniszczenie twojego dzie�a. To wystarczy... � Chcesz powiedzie�, �e odt�d nie b�d� m�g� two- rzy�? � z trudem zapyta� Bargnam. Pierwszy u�miechn�� si� lekko. � Dla ca�ej spo�eczno�ci pozostajesz odpowiedzialny za program, ale nie dotkniesz wi�cej makiet. Poprzestaniesz na przygl�daniu si� pracy innych. � To wszystko? Tw�rca stara� si� zachowa� spok�j, nerwowy tik wykrzy- wia� mu jednak k�cik ust. Zert z satysfakcj� zauwa�y� ten �lad nie kontrolowanego wzburzenia. � Wiem, �e spodziewa�e� si� 'sankcji w trybie admini- stracyjnym. Na przyk�ad degradacji... Nie jeste� jednak Zgodnym. Przy �yciu utrzymuj� ci� bod�ce z szybu. Przy- pominasz Joricka, tylko brakuje ci jego sprytu. W g��bi ducha pogardzasz lud�mi ��dnymi w�adzy. � Nie pogardzam tob�! � zawo�a� Bargnam. � Fakt, �e powiedzia�e� to, jest ju� wyznaniem. C�y po�wi�ci�by� jak ja hipotetyczn� szcz�liw�, o ile nie w dodat- ku spokojn� staro��, by w ci�gu kilku lat spali� wszystkie swoje mo�liwo�ci? � � Nie... Nie, na pewno nie... � To w�a�nie uzasadnia moj� bezwzgl�dno��. Ta misja musi si� uda�, a na razie twoja praca s�u�y tylko tobie. B�dziesz mia� czas przemy�le� sobie t� spraw�. Bargnam sztywno si� po�egna�, a jego niepewny krok d�ugo ni�s� si� po korytarzach. 4 Sankcje Jorick ko�czy� toalet� w swoim kloszu, gdzie sp�dza� wi�kszo�� czasu, kiedy musia� zosta� wewn�trz bazy. By�o tam kilka ksi��ek z daw- nych czas�w, porozrzucane diagramy z osobistymi dygresja- mi, zapisanymi na nich bez wi�kszego przekonania, i po- mniejszony hologram makiety, nad kt�r� pracowa� w szybie. Z mglistym niepokojem przyjrza� si� swemu odbiciu w lustrze. Mimo wieku ci�gle posiada� to, co kobiety z Runy nazywa�y �m�odzie�czym nalotem". Wy�ania� si� on z ca�ej serii drobnych szczeg��w, na kt�re nic nie m�g� poradzi�;* wysoki wzrost, nerwowy, podryguj�cy ch�d i �ywo�� rozgor�czkowanego spojrzenia. Pogrubiony w ciemnym odzieniu Tw�rc�w, sprawia� wra�enie wynios�ej powagi, nieco wystudiowanej, lecz nie bez uroku... � Ale� beznadziejno��! � powiedzia� do swojego odbicia, u�miechaj�c si� z politowaniem. Gry mi�osne w towarzystwie Maniki pozostawia�y mu wra�enie pustki. Traci� czas zupe�nie jak Bargnam i reszta, spodziewaj�c si� jednak uznania zwierzchnik�w. Zertowi zale�a�o, by ca�a obs�uga bazy uczestniczy�a w zniszczeniu makiety. Niew�tpliwie chcia� poruszy� wy- obra�ni�, pobudzi� energi� wszystkich Tw�rc�w skupionych nad swoim dzie�em. Przypadek sprawi�, �e ostrze�enie trafi�o na Bargnama. Odpowiedzialny za program obstawa� przy swoim projekcie z mieszanin� pewno�ci i uporu, jaka dot�d zapewnia�a mu powa�anie ze strony prze�o�onych. Ta pora�ka mog�a ozna- cza� gwa�towne zahamowanie jego kariery, je�eli Zert tak postanowi. Ale Pierwszy miewa� na og� inne rozwi�za- nia, potrafi� wykorzystywa� s�abo�ci czy chwile bezowocnej pracy swoich podw�adnych, aby domaga� si� nowych wy- si�k�w i wi�kszego oddania wsp�lnej sprawie. Jorick bez po�piechu opu�ci� klosz. Mia� jeszcze troch� czasu. Korytarze bazy by�y dziwnie ciche, gdy� ze wzgl�du na okoliczno�ci jedynie prace ci�g�e nadal sz�yi swoim trybem. Aby dotrze� do szybu niewa�ko�ci, musia� przej�� przez taras spacerowy, kt�rego oszklone oltna wychodzi�y na ocean. Za pustymi pomostami domy�la� si� wypuk�o�ci zanurzonych g��wnych kopu�, nieustannie omiatanych falami, i te tylko by�y widoczne, cho� znajdowa�o si� tam ca�e podmorskie osiedle zbudowane wok� basenu Marzy- ciela. Dost�p do tej strefy ogranicza�y �cis�e przepisy. Kogo to mia�o chroni�: Marzyciela czy te� obs�ug� bazy? Nikt nie m�g� da� na to jasnej odpowiedzi, tak g��bok� tajemnic� otaczano pod�wiadom� dzia�alno�� Marzyciela. Zgodni utrzymywali, �e wok� basenu unosz� si� resztki energii mentalnej i �e, tak samo jak atmosfera Barduany, na d�u�sz� met� staj� si� niebezpieczne. Z wielkiej sali zebra� dobiega� go teraz pomruk g�os�w. Lekko przyspieszy�, a�eby unikn�� spotkania z grup� Tw�rc�w, kt�rzy otaczali Lothara, jednego z Realizator�w najbardziej na widoku, od kiedy Bargnam popad� w nie�ask�. Nikt nie w�tpi�, �e je�eli Zert zastosuje sankcje, to ten w�a�nie dr�gal o ziemistej cerze b�dzie programowa� nast�pn� makiet�. Sala by�a cz�ciowo tylko zape�niona i z niepokojem szuka� jakiego� ustronnego k�ta, gdzie nie rzuca�by si� w oczy. Trud okaza� si� daremny, gdy� kobiecy g�os przyku� go do miejsca w chwili, gdy wchodzi� pomi�dzy rz�dy krzese�. � Hej, Deklamatorze! Dalej masz taki z�y humor? Odwr�ci� si�, z przymusem u�miechaj�c si� k�tem ust. � Znasz mnie na tyle dobrze, Maniko, �eby wiedzie�, �e nie znosz� tego rodzaju imprez... � Ale to nie pow�d, �eby unika� przyjaci�! M�wi�a g�o�no i wyra�nie, a g�sta czupryna bardziej ni� kiedykolwiek nadawa�a jej wygl�d lwicy. W przeciwie�- stwie do niego, uwielbia�a wywo�ywa� poruszenie w t�umie, przez kt�ry �mia�o si� przeciska�a. Dpsz�a do niego kilkoma krokami i poci�gn�a go w g��b sali. � Lothar widzi si� ju� na miejscu Bargnama � powie- dzia�a chichocz�c. � Gdybym by�a nim, nie cieszy�abym si� jeszcze. Zert zawsze daje szans�... Tuli�a si� do niego z wyszukan� zmys�owo�ci�. � Jak widz�, jeste� wtajemniczona � powiedzia� Jorick, wbrew sobie daj�c si� wci�gn�� w jej gr�. Bole�nie uszczypn�a go w rami�. � Ale� ty potrafisz by� nieprzyjemny, Jorick. W ko�cu �y�am trzy lata z Zertem i wiem, co m�wi�. � To by�o na Runie, Maniko. To by�o przedtem... Zert, kt�ry dowodzi baz�, nie jest tym samym, kt�rego zna�a�. � Przypu��my. Zobaczymy, kto ma racj�. Nad�sa�a si�, ale nie opu�ci�a go ani na krok � wyra�nie zale�a�o jej na pozostaniu u jego boku w trakcie pokazu. Sala szybko si� wype�nia�a i cich� d�wi�k rozm�w. Kiedy pojawi� si� Bargnam, milczenie zapad�o jak no�em uci��. Szed� niczym lunatyk i niezr�cznie przeciska� si� przez t�um udaj�c, �e nie widzi poruszenia, jakie wywo�a�. Usiad� w pierwszym rz�dzie, unikaj�c wzroku najbli�ej siedz�cych. � Nieswojo si� czuje � szepn�a Manika. Sklepienie g��wnej kopu�y rozsuwa�o si� wolno, ods�a- niaj�c bardua�skie niebo barwy indygo. Szyb niewa�ko�ci by� jeszcze pogr��ony w ciemno�ciach, ale za ekranem zabezpieczaj�cym wyczuwano jego niezbadane g��bie. W sali rozleg� si� suchy g�os. � M�wi Zert, Pierwszy... Nie musz� wam przy- pomina�, dlaczego zebrali�my si� tutaj i dlaczego tracimy z tej okazji drogocenny dzie� pracy... Poka�� wam makiet� �Jednooki Pa�ac" w stanie, w jakim zostawili�my j� w chwili przerwania projektu... Sami os�dzicie... Zert nie umia� przemawia� do publiczno�ci. Jorick stwierdza� to kt�ry� raz z rz�du. Nie dawkowa� wra�e�, p�dzi� ze straszliwym po�piechem, w�a�ciwym mu od czasu modyfikacji fizjologicznych, jakie poprzedzi�y jego funkcj� na Barduanie. Nagle zap�on�y reflektory, dos�ownie rozpalaj�c uno- sz�c� si� w szybie makiet�. O�lepieni] wszyscy odwr�cili oczy. � Tak... Rozumiem wasz� reakcj� � m�wi� dalej Zert. � Zawsze jest przykro znie�� konfrontacj� ze swoimi oczy- wistymi b��dami... Ten przedmiot jest bezu�yteczny i przera- �aj�cy... Tym bardziej przera�aj�cy, �e po�wi�cono mu ponad tysi�c godzin pracy. G�os ucich� i przez kilka chwil istnia� tylko Jednooki Pa�ac. Olbrzymia konstrukcja obraca�a si� �agodnie wok� teoretycznej osi, kt�ra wyra�nie przechyla�a ca�o�� w stosun- ku do poziomu. Tak poruszana, wielka budowla zdawa�a si� jeszcze ci�sza, bardziej plugawa ni� w spoczynku. � Odpowiedzialny za program, Bargnam, kontrolowa� to w�a�nie dzie�o � powiedzia� Zert z drwi�cymi nutkami w g�osie. � Wzorce oniryczne na papierze wydawa�y si� zapowiada� struktury wy�szego rz�du, ale realizacja makiety nagle natkn�a si� na trudno�ci teoretyczne, co mi z niezbit� pewno�ci� dowiod�o, �e projekt by� pretekstem do pracy �ci�le prywatnej. Pycha sprowadzi�a na manowce paru naszych Tw�rc�w. Z�a wola Zgodnych, kt�rych bardziej n�ci p�yta ni� szyb, oraz niepokoj�ca niezr�czno�� Przyuczo- nych dokona�y reszty. Cisza g�stnia�a. Proces Bargnama grozi� rozci�gni�ciem si� na ca�� obs�ug� bazy, i tu i �wdzie w�r�d zgromadzonych pochyla�y si� g�owy. � Przypominam wam, �e jeste�my tutaj, �eby osi�gn�� wyniki o du�ej warto�ci spekulatywnej. Majaki Marzyciela materializuj� si� w szybie niewa�ko�ci w formie schemat�w. Przedstawiaj� one miejsca i sytuacje ukryte w g��bi pami�ci badanej istoty. Naszym zadaniem jest wyj�� poza ten surowiec i ujawni� nowe struktury estetyczne, jakich nasza cywilizacja gwa�townie potrzebuje. Nie mog� na ten temat nic wi�cej powiedzie� ze znanych wam przyczyn. Hologramy s� po to, �eby je wykorzystywa�, a nie ilustrowa�... Obawiam si�, �e m�wi� zbyt teoretycznie, ja�niej wypowiem si� po �pokazie"... D�o� Maniki zacisn�a si� na ramieniu Joricka. � Co mu jest? � wyszepta�a.

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!