7162

Szczegóły
Tytuł 7162
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7162 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7162 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7162 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

DOUGLAS ADAMS CZE��, I DZI�KUJ� ZA RYBY Cze��, i dzi�ki za ryby to kolejna � czwarta ju� � cz�� pi�ciocz�ciowej L " 5TY 1988 trylogii Autostopem przez Galaktyk� pi�ra Douglasa Adamsa, jednego z naj- bardziej znanych i poczytnych pisarzy angielskich. , Po powrocie Artura Denta na Zie- mi� okaza�o si�, �e niby wszystko po- zosta�o bez zmian, ale.. Czy to na pew- no ta sama Ziemia? Wiele wskazuje na to, �e ca�e zamieszanie jest jedynie wy- nikiem eksperymentu CIA ze zbiorowy- mi halucynacjami. W ko�cu po co� sk�adano gwa�towne dementi. Najgor- sze jednak, �e n e ma delfin�w. Jedyn� osob�, kt�ra mo�e powiedzie� co� wi�- cej na ten temat, jest Wonko Rozs�dny, kt�ry mieszka na kalifornijskiej pla�y w... domu wir' ft�w ,Na szcz�cie jest jeszcze Fenchi i aa dziewczyna, kt�ra dawno te- r lia�a, dlaczego do tej pory wszystko wychodzi�o na opak, i wpad�a na pomys�, co zrobi�, by �wiat sta� si� dobry i szcz�liwy. To w niej Artur si� zakocha, z ni� zacznie lata� w chmurach, z ni� pojedzie bada� ostateczne przes�anie Boga do �wiata. A wi�c � nie panikuj! AUTOSTOPEM PRZEZ GALAKTYK� Trylogia w pi�ciu cz�ciach: Autostopem przez Galaktyk� Restauracja na ko�cu wszech�wiaty, �ycie, wszech�wiat i ca�a reszta Cze��, i dzi�ki za ryby W zasadzie r' gro�na Douglas A CZE��, I DZI�KI ZA RYBY T�umaczy� Pawe� Wieczorek Jane Z podzi�kowaniami dla Ricka i Heidi za nierobienie z tego wielkiego wydarzenia, dla Mogensa i Andy 'ego i wszystkich w Huntsham Court za szereg niewielkich wydarze�, szczeg�lnie za� dla Sonny'ego Mehty za wielko�� � mimo wszystkich wydarze� Prolog Na dalekich peryferiach Galaktyki, w nieciekawym zak�tku na ko�cu jej zachodniego ramienia, �wieci mizerne ��te s�o�- ce. Wok� niego, w odleg�o�ci oko�o stu pi��dziesi�ciu milio- n�w kilometr�w, kr��y niewa�na ma�a niebiesko-zielona pla- neta, zamieszkana przez pochodz�ce od ma�p bioformy � tak zadziwiaj�co prymitywne, �e do dzi� uwa�aj� zegarki elektro- niczne za �wietny wynalazek. Planeta ta ma, a raczej mia�a pewien problem � wi�- kszo�� mieszkaj�cych na niej ludzi by�a ci�gle nieszcz�liwa. Przedstawiano liczne propozycje, jak temu zaradzi�, ale przewa�a�y pomys�y dotycz�ce g��wnie modyfikacji obiegu zielonych kawa�k�w papieru, co by�o o tyle zdumiewaj�ce, �e przecie� nie te zielone papierki by�y nieszcz�liwe. Tak wi�c problem nie znika�. Szerzy�y si� pod�o��, miernota i ub�stwo, nieszcz�liwi byli nawet ci, kt�rzy mieli elektroniczne zegarki. Coraz wi�cej mieszka�c�w planety uwa�a�o, �e pope�niono wielki b��d, schodz�c z drzew. Niekt�rzy twierdzili nawet, �e b��dem by�o wchodzenie na drzewa � nikt nigdy nie powi- nien by� opu�ci� g��bin ocean�w. Kt�rego� czwartku � prawie dwa tysi�ce lat po tym, jak pewien cz�owiek zosta� przybity gwo�dziami do drzewa, bo twierdzi�, i� by�oby wspaniale, gdyby dla odmiany ludzie spr�- bowali by� mili wzgl�dem siebie � pewna dziewczyna, sie- dz�ca samotnie w kawiarence w Rickmansworth, nagle zrozu- mia�a, dlaczego ca�y czas wszystko wychodzi�o nie tak, jak trzeba, i wpad�a na pomys�, co zrobi�, by �wiat sta� si� dobry i szcz�liwy. Pomys� by� sensowny, na pewno by si� powi�d� i nie trzeba by nikogo przybija� do czegokolwiek gwo�dziami. Niestety, nim zd��y�a podej�� do telefonu, by komu� o tym powiedzie�, Ziemia zosta�a nieoczekiwanie zniszczona, by zro- bi� miejsce nowej hiperprzestrzennej drodze szybkiego ruchu, i pomys� przepad�, zdawa�oby si�, na zawsze. Niniejsza opowie�� jest histori� tej dziewczyny. Rozdzia� 1 Zmrok zapad� wcze�nie, co by�o normalne o tej porze roku. Panowa� zi�b i hula� wiatr � co te� by�o normalne. Zacz�o pada� � to by�o szczeg�lnie normalne. L�dowa� statek kosmiczny � i to normalne nie by�o. Nie by�o nikogo, kto m�g�by obserwowa� statek poza pa- roma wybitnie g�upimi czworonogami, one jednak nie mia�y poj�cia, co z nim zrobi�, czy oczekuje si� od nich, by cokol- wiek zrobi�y � zjad�y go albo co. W rezultacie uczyni�y to samo, co zawsze, czyli uciek�y, pr�buj�c chowa� si� jedno pod drugie, co zreszt� nigdy si� nie udawa�o. Statek sp�ywa� z nieba, jakby balansowa� na promieniu �wiat�a. Z daleka trudno by�o to zauwa�y� przez rozdzierane b�y- skawicami burzowe chmury, ale z bliska pojazd wygl�da� dziw- nie pi�knie � szara, elegancko wymodelowana, niewielka bry�a. Oczywi�cie, nigdy nie mo�na przewidzie�, jakiego wzrostu i budowy oka�� si� przedstawiciele rasy, z kt�r� mamy si� spot- ka�; gdyby�my jednak uznali, �e ostatni �rodkowogalaktyczny spis ludno�ci zawiera rzetelne dane, zak�adaliby�my, �e w stat- ku jest sze�� istot, i mieliby�my racj�. Prawdopodobnie i tak ka�dy zak�ada�by co� podobnego. Spis ludno�ci, jak wi�kszo�� ekspertyz, kosztowa� mas� pieni�- dzy i nie stwierdza� niczego, co nie by�oby og�lnie znane � z wyj�tkiem tego, i� statystyczny mieszkaniec Galaktyki ma 2,4 nogi i posiada jedn� hien�. Poniewa� to oczywista nieprawda, nie pozosta�o nic innego, jak wyrzuci� wyniki spisu na �miet- nik. Statek ze�lizgiwa� si� powoli przez deszcz, s�abe �wiat�a l�dowania spowija�y go w bajeczne t�cze. Bucza� cichutko, a im by� ni�ej, tym bardziej d�wi�k si� nasila� i robi� ni�szy. Dwadzie�cia centymetr�w nad ziemi� buczenie przemieni�o si� w g��bokie dudnienie. W ko�cu statek osiad� i ucich�. Otworzy� si� luk. Wysun�y si� kr�tkie schodki. Otw�r po- ja�nia�, w mokr� noc wyp�yn�o jasne �wiat�o. W statku poru- szy�y si� cienie. W �wietle stan�a wysoka posta�. Rozejrza�a si�, wzdrygn�a i szybko ruszy�a schodkami w d�. Pod pach� trzyma�a wielk� torb� na zakupy. Odwr�ci�a si� i kr�tkim, gwa�townym ruchem pomacha�a w kierunku statku. Z w�os�w �cieka�a jej ju� woda. � Dzi�kuj�! � krzykn�a posta�. � Bardzo wam... Przerwa� jej suchy trzask grzmotu. Zaniepokojona spojrza- �a w niebo i gwa�townie zacz�a szpera� w wielkiej plastyko- wej torbie, kt�ra � co dopiero teraz zauwa�y�a � mia�a w dnie dziur�. Nadrukowany na torbie wielkimi literami napis oznajmia� (umiej�cym czyta� pismo centauria�skie): MEGA- MARKET WOLNOC�OWY, PORT BRASTA, RIGIL CEN- TAURUS. B�D� JAK DWUDZIESTY DRUGI KOSMICZ- NY S�O� O ZWI�KSZONEJ WARTO�CI � SZCZEKAJ! � Zaczekajcie! � krzykn�a posta�, machaj�c w kierun- ku statku. Schodki, kt�re w�a�nie zacz�y si� chowa�, stan�y, roz�o- �y�y si� z powrotem i pozwoli�y postaci wr�ci� do �rodka. Po kilka sekundach zn�w si� pojawi�a � w r�ku mia�a podarty, wy�wiechtany r�cznik, kt�ry zacz�a wpycha� do torby. Zn�w pomacha�a, wcisn�a torb� pod pach� i ruszy�a biegiem, by znale�� schronienie pod drzewami. Statek natychmiast zacz�� si� unosi�. Kiedy b�yskawice rozerwa�y niebo, posta� na chwil� stan�- �a, zaraz jednak pospieszy�a dalej, zmieniaj�c kierunek tak, by omin�� drzewa szerokim �ukiem. Porusza�a si� �wawo, raz i drugi straci�a grunt pod nogami, przygarbiona walczy�a z co- raz rz�si�ciej padaj�cym deszczem, lej�cym, jakby �ci�gano go z nieba si��. Brn�a przez b�oto. Przez g�ry przewali� si� grzmot. Posta� star�a z twarzy wod�, ale by� to pr�ny trud. Potykaj�c si�, par�a do przodu. Pojawi�y si� kolejne �wiat�a. Nie by�y to b�yskawice, lecz bardziej rozproszone i m�tne �wiat�a, kt�re pe�z�y za horyzont, gdzie powoli ciemnia�y i znika�y. Posta� zatrzyma�a si�, przez chwil� je obserwowa�a, potem ruszy�a w zdwojonym tempie, kieruj�c si� ku miejscu na horyzoncie, gdzie pojawia�y si� mi- gotania. Robi�o si� stromo, teren wyra�nie si� wznosi�. Po dwustu, mo�e trzystu metrach na drodze pojawi�a si� przeszkoda. Po- sta� zacz�a j� bada�, po chwili przerzuci�a g�r� torb� i sama zacz�a j� forsowa�. Ledwie dotkn�a ziemi po drugiej stronie, z deszczu wy�oni�a si� p�dz�ca z ogromn� pr�dko�ci� maszyna, rozcinaj�c �cian� wody jaskrawym �wiat�em. Posta� przycisn�- �a plecy do przeszkody, maszyna p�dzi�a w jej kierunku. By�a niska i p�kata, podobna do �migaj�cego po falach ma�ego wie- loryba � g�adka, szara, ob�a, porusza�a si� niezwykle szybko. Posta� instynktownie unios�a r�ce w obronnym ge�cie, ale uderzy�a w ni� tylko fontanna wody. Maszyna �mign�a i za- cz�a oddala� si� w ciemno��. Niebo roz�wietli�a kolejna b�y- skawica, dzi�ki czemu, nim maszyna znikn�a, ociekaj�ca wod� posta� na skraju szosy zd��y�a w u�amku sekundy odczyta� znajduj�cy si� z ty�u napis. Ku swemu najwy�szemu zdumieniu posta� przeczyta�a: M�J DRUGI SAMOCH�D TO TE� POR- SCHE. Rozdzia� 2 Rob McKenna by� n�dznym �ajdakiem i wiedzia� o tym, gdy� przez minione lata zwr�ci�o mu na to uwag� wiele os�b. W�a�ciwie nie widzia� powodu, by si� z nimi sprzecza�, poza jednym oczywistym: lubi� si� sprzecza� z lud�mi, zw�aszcza z tymi, kt�rych nie lubi�, co w tej chwili oznacza�o wszy- stkich. Westchn�� i zredukowa� bieg. Droga robi�a si� coraz bardziej stroma, a jego ci�ar�wka by�a za�adowana po brzegi du�skimi termostatami do kalory- fer�w. Nie posiada� wrodzonej sk�onno�ci do bycia zgry�liwym � przynajmniej tak� mia� nadziej�. To tylko deszcz go przy- gn�bia�, zawsze tylko deszcz. W�a�nie, dla odmiany, pada�o. Pada� ten rodzaj deszczu, kt�rego szczeg�lnie nie lubi�, gdy jecha� samochodem. Mia� na jego okre�lenie numer. By� to deszcz numer 17. Rob McKenna przeczyta� gdzie�, �e Eskimosi maj� ponad dwie�cie okre�le� �niegu, bez kt�rych ich rozmowy by�yby za- pewne bardzo monotonne. Podobno dostrzegaj� r�nice mi�dzy drobno i g�sto padaj�cym �niegiem, lekkim i ci�kim, rozpa�- kanym, zmro�onym, �niegiem niesionym �nie�yc�, nawiewa- nym wiatrem, a tak�e przyniesionym na butach przez s�siada, kt�ry w�a�nie przyszed� z wizyt� i roznosi go po czy�ciutkiej pod�odze igloo. �nieg zimowy, wiosenny, �nieg zapami�tany z dzieci�stwa, znacznie lepszy od wsp�czesnego, �nieg drob- ny, puszysty, �nieg ze wzg�rz, z dolin, padaj�cy o poranku, padaj�cy noc�, spadaj�cy nagle w�a�nie wtedy, kiedy zamierza si� i�� na ryby, i �nieg, na kt�ry wbrew wszelkim pr�bom od- zwyczajenia ich od tego, nasika�y psy zaprz�gowe. Rob McKenna mia� w notesie list� dwustu trzydziestu jeden rodzaj�w deszczu i nie lubi� �adnego. Zredukowa� bieg i silnik zwi�kszy� obroty. Ci�ar�wka z zadowoleniem mrukn�a do za�adowanych na ni� du�skich termostat�w. Od czasu gdy wczorajszego popo�udnia opu�ci� Dani�, Rob McKenna przeje�d�a� przez deszcze numer 33 (drobna si�pi�ca m�awka, od kt�rej droga robi si� �liska), 39 (grube pojedyncze krople), 47 do 51 (pionowo padaj�cy drobny kapu�niaczek i kilka rodzaj�w bardzo sko�no siek�cej, drobnej i �redniej, o�ywczej m�awki), 87 i 88 (dwa nieznacznie r�ni�ce si� wa- rianty lej�cej prosto z g�ry ulewy), 100 (zimny szkwa� po ule- wie), wszystkie rodzaje morskiej burzy mi�dzy 192 i 213 naraz, 123, 124, 126, 127 (delikatne i o �rednim nasileniu zimne szkwa�y, powoduj�ce regularne i synkopowane b�bnienie w dach kabiny), 11 (intensywne kropienie), a na koniec ten, kt�rego nie lubi� najbardziej � deszcz numer 17. Deszcz numer 17 to wstr�tne walenie strug wody w prze- dni� szyb�, tak intensywne, �e jest oboj�tne, czy s� w��czone wycieraczki. Rob McKenna sprawdzi� t� teori�, wy��czaj�c je na chwil�, ale okaza�o si�, �e znacznie pogorszy�o to widocz- no��. Teoria okaza�a si� na tyle s�uszna, �e kiedy ponownie w��czy� wycieraczki, widoczno�� nie poprawi�a si� ani na jot�. Jedna z wycieraczek zacz�a odpada�. Plap, plap, plap, klap, plap, plap, klap, plap, plap, klap, plap, klap, klap-frup-krrrchchch. Rob McKenna waln�� pi�ciami w kierownic�, tupn�� w pod- �og�, trzasn�� d�oni� w magnetofon, a� nagle za�piewa� Barry Manilow, wtedy wali� tak d�ugo, a� Barry Manilow przesta�, i zacz�� kl��, kl��, kl��, kl��, kl��. Dok�adnie wtedy, kiedy jego w�ciek�o�� osi�ga�a apoge- um, w �wietle reflektor�w zamajaczy�a na poboczu, ledwie wi- doczna przez wal�ce strugi deszczu, posta�. By�a uszargana, wyn�dznia�a, dziwnie odziana, zmoczona bardziej od wydry w pralce. Wyra�nie pr�bowa�a jecha� autostopem. Biedny, n�dzny palant � pomy�la� Rob McKenna, kiedy dotar�o do niego, �e ma przed sob� kogo� maj�cego wi�ksze od niego prawo czu� si� �le traktowanym przez �wiat. Musi by� przemarzni�ty do szpiku ko�ci. Autostop w tak wredn� noc to naprawd� g�upota. Cz�owiek jedynie marznie, moknie i ochlapuj� go przeje�d�aj�ce ci�ar�wki". Pokr�ci� ponuro g�ow�, westchn�� i szarpn�� kierownic�, by wjecha� w �rodek wielkiej ka�u�y. Rozumiesz, co mam na my- �li? � duma�, pr�c przez ni�. � Stoj�c tak na poboczu cz�o- wiek nic, tylko si� u�wini". Kilka sekund p�niej zobaczy� autostopowicza we wstecz- nym lusterku � sta� na poboczu i ocieka� wod� jak zmok�y pies. Przez chwil� ten widok cieszy� Roba McKenn�, ale zaraz zrobi�o mu si� przykro, �e go to cieszy. Potem ucieszy� si� z tego, �e zrobi�o mu si� przykro, �e si� cieszy�, i zadowolony pomkn�� dalej w noc. Nie przej�� si� nawet tym, �e wyprzedzi�o go porsche, kt�re skutecznie blokowa� przez ostatnie trzydzie�ci kilometr�w. Rob McKenna jecha� dalej, a deszczowe chmury ci�gn�y za nim, bo cho� nie mia� o tym poj�cia, by� Bogiem Deszczu. Rob McKenna wiedzia� jedno � �e jego dni pracy s� okro- pne i nast�puj� po nich n�dzne dni wolne. Chmury te� wie- dzia�y jedno � �e go kochaj� i chc� by� blisko, pie�ci� go i zrasza�. Rozdzia� 3 Dw�ch nast�pnych ci�ar�wek nie prowadzili bogowie de- szczu, ale ich kierowcy zrobili to samo, co Rob McKenna. Po- sta� maszerowa�a � czy raczej brn�a � dalej, a� droga zn�w zacz�a si� wznosi�, a zdradziecka monstrualna ka�u�a zosta�a daleko z ty�u. Po pewnym czasie deszcz zacz�� s�abn�� i zza chmur wyj- rza� na chwil� ksi�yc. Nadjecha� renault. Jego kierowca entuzjastycznymi i nad- zwyczaj skomplikowanymi ruchami dawa� znaki wlok�cej si� noga za nog� postaci, �e normalnie z rado�ci� by j� podwi�z�, ale tym razem nie mo�e, poniewa� jedzie gdzie indziej i to niezale�nie od tego, w jakim kierunku posta� zd��a, ale jest pewien, �e go rozumie. Kierowca zako�czy� gestykulacj� opty- mistycznym uniesieniem kciuka, jakby chcia� wyrazi� nadziej�, i� postaci jest dobrze mimo przemarzni�cia i przemoczenia do suchej nitki i �e nast�pnym razem na pewno j� podwiezie. Posta� cz�apa�a dalej. Przejecha� fiat i kierowca zrobi� to samo, co kierowca renaulta. Z przeciwnego kierunku nadjecha�a furgonetka. Kierowca b�ysn�� reflektorami na wlok�c� si� posta�, cho� nie wiadomo by�o, czy ma to znaczy� �Cze��!", �Przepraszam, ale jedziemy w innym kierunku" czy �Zobacz, kto� chodzi po deszczu! Ale cymba�". Zielony pasek na g�rze przedniej szyby informowa�, �e � jakakolwiek by by�a � wiadomo�� pochodzi�a od Ste- ve'a i Caroli. By�o ju� po burzy i grzmoty pomrukiwa�y jedynie nad da- lekimi wzg�rzami niczym kto�, kto m�wi: �A z drugiej stro- ny..." po tym, jak dwadzie�cia minut wcze�niej zgubi� w�tek. Nocne powietrze by�o przejrzyste, ale wyra�nie si� och�o- dzi�o. D�wi�ki rozchodzi�y si� znakomicie. Zagubiona, rozpa- czliwie dygoc�ca posta� dotar�a w�a�nie do odchodz�cej od g��wnej szosy w�skiej drogi. Po drugiej stronie zakr�tu sta� drogowskaz. Posta� szybko do niego podbieg�a i zacz�a go lustrowa� z gor�czkow� ciekawo�ci�, odwracaj�c si� jedynie na chwil�, kiedy przejecha� kolejny samoch�d. Potem przejecha� jeszcze jeden. Pierwszy �mign��, drugi bez sensu mign�� �wiat�ami. Poja- wi� si� ford cortina i zacz�� hamowa�. Posta�, zaskoczona, za- chwia�a si� na nogach, przycisn�a torb� do piersi i rzuci�a si� w kierunku samochodu. W ostatniej chwili ford zabuksowa� ko�ami w b�ocie i odjecha�, zabawnie zarzucaj�c. Posta� zwol- ni�a, stan�a � zagubiona i zdeprymowana. Jak to czasem bywa, nast�pnego dnia kierowca cortiny trafi� do szpitala z zapaleniem wyrostka robaczkowego. Z powodu zabawnego zbiegu okoliczno�ci chirurg zamiast wyci�� wyro- stek amputowa� nog� i nim znaleziono wolny termin na po- nowne przeprowadzenie operacji, zapalenie wyrostka przesz�o w pociesznie powa�ny przypadek zapalenia otrzewnej i spra- wiedliwo�ci sta�o si� zado��. Posta� mozoli�a si� dalej. Obok zahamowa� saab. Opad�a boczna szyba i przyjazny g�os zapyta�: � D�ugo tak w�drujesz? Posta� odwr�ci�a si� ku g�osowi. Zatrzyma�a si� i chwyci�a klamk� drzwi. Posta�, samoch�d i klamka znajdowa�y si� na planecie zwa- nej Ziemi�, na temat kt�rej w przewodniku Autostopem przez Galaktyk� napisano trzy s�owa: W zasadzie niegro�na. Autor has�a zwa� si� Ford Prefect i przebywa� w�a�nie na planecie, kt�r� trudno by okre�li� jako niegro�n�. Siedzia� w barze, kt�ry te� trudno by okre�li� jako niegro�ny, i w�a�nie sprowadza� na siebie k�opoty. Rozdzia� 4 Przypadkowy obserwator nie by�by w stanie odr�ni�, czy Ford robi� to, poniewa� by� pijany, chory lub samob�jczo sza- lony, nie jest to jednak istotne, gdy� w barze �Pod Starym R�- �owym Psem" na po�udniowym kra�cu Han Dold City, nie by�o przypadkowych obserwator�w. To nie miejsce, gdzie mo�na sobie pozwoli� na cokolwiek przypadkowego � oczywi�cie, je�li chce si� pozosta� przy �yciu. Wszyscy tutejsi obserwato- rzy byli wrednymi, jastrz�biookimi, ci�ko uzbrojonymi obser- watorami i ka�demu pulsowa�o bole�nie w g�owie, co powo- dowa�o, �e kiedy obserwowali co�, co im si� nie podoba�o, robili szalone rzeczy. W barze w�a�nie zapanowa�a okropna cisza, w rodzaju tych, kt�re zapadaj� tu� przed wzajemnym ostrza�em rakietowym. Zamilk� nawet siedz�cy na wbitym w bar paliku obrzydliwy ptak, wywrzaskuj�cy bezp�atnie nazwiska i adresy miejsco- wych p�atnych morderc�w. Wszystkie oczy patrzy�y na Forda Prefecta. Niekt�re by�y osadzone na szypu�kach. Spos�b, jaki Ford wybra� na lekkomy�lne igranie z �yciem, polega� na pr�bie zap�acenia rachunku za drinki (opiewaj�cego na sum� r�wn� bud�etowi na wydatki wojskowe niewielkiego pa�stwa) kart� kredytow� American Express, nie uznawan� nigdzie we wszech�wiecie. � Czym si� denerwujecie? � spyta� Ford weso�o. � Dat� wa�no�ci? Nie s�yszeli�cie o neowzgl�dno�ci? Istniej� zu- pe�nie nowe ga��zie fizyki, zajmuj�ce si� zwi�zanymi z ni� za- gadnieniami, efektami rozszerzania czasu, relatywistyk� cza- sow�... � Nie denerwujemy si� dat� wa�no�ci � odpar� m�czy- zna, do kt�rego skierowano powy�sz� uwag�, czyli niebezpie- czny barman w niebezpiecznym mie�cie. M�wi� z cichym, �a- godnym pomrukiem, podobnym do cichego, �agodnego pomruku towarzysz�cego otwieraniu silosa rakiety mi�dzykontynental- nej. R�wnocze�nie w kontuar puka�a podobna do po��wki wie- prza r�ka, pozostawiaj�c lekkie wgniecenia. � No to �wietnie � odpar� Ford, pakuj�c plecak i zbie- raj�c si� do wyj�cia. Palec pukaj�cej w bar r�ki wyprostowa� si� i delikatnie spo- cz�� na barku Forda, co uniemo�liwi�o mu odej�cie. Palec by�, co prawda, po��czony z mi�sist� d�oni�, a d�o� z maczugowa- tym przedramieniem, ale przedrami� nie by�o po��czone z ni- czym, chyba �e w sensie przeno�nym � z barem, b�d�cym domem r�ki. Kiedy� r�ka by�a po��czona w znacznie bardziej konwencjonalny spos�b z poprzednim w�a�cicielem baru, kt�ry na �o�u �mierci niespodziewanie przekaza� j� Akademii Medy- cznej. Uznano tam jednak, �e nie da si� patrze� na r�k� i zwr�- cono j� barowi �Pod Starym R�owym Psem". Nowy w�a�ciciel baru nie wierzy� w zjawiska nadprzyro- dzone, duchy ani podobne g�upstwa, ale na pierwszy rzut oka rozpoznawa� sojusznika. Tak wi�c r�ka siedzia�a na barze. Przyjmowa�a zam�wienia, podawa�a drinki, obchodzi�a si� morderczo z tymi, kt�rzy zachowywali si� tak, jakby chcieli zosta� zamordowani. Ford Prefect siedzia� bez ruchu. � Nie denerwujemy si� dat� wa�no�ci � powt�rzy� bar- man, zadowolony z tego, �e Ford Prefect skupia� uwag� wy��- cznie na nim. � Denerwuje nas ten kawa�ek plastyku jako taki. � Co? � zdziwi� si� Ford. Wygl�da� na nieco zaskoczo- nego. � Nie przyjmujemy tego! � sykn�� barman, podnosz�c do g�ry kart�, jakby by�a rybk�, kt�rej duszyczka trzy tygodnie temu poszybowa�a do rybiej Krainy Wiecznego B�ogos�awie�stwa. Ford my�la� przez chwil�, czy wspomnie�, �e nie ma przy sobie innych �rodk�w p�atniczych, postanowi� jednak walczy� dalej. R�ka trzyma�a jego rami� w dw�ch palcach. �agodnie, ale mocno. � Chyba nie dotar�o do was � wyraz twarzy Forda prze- mienia� si� z lekkiego zaskoczenia w jawne niedowierzanie � �e to karta kredytowa American Express. To najelegantszy zna- ny cz�owiekowi spos�b p�acenia rachunk�w. Nie czytacie re- klam�wek, kt�rymi zasypuj� ludzi? Weso�o�� w g�osie Forda zaczyna�a dra�ni� barmana. Brzmia�a dla niego, jakby w trakcie jednego z pos�pniej szych fragment�w rewuiem wojennego. kto� popiskiwa�na okarynie. Jaka� ko�� w barku Forda zacz�a trze� o inn� w spos�b sugeruj�cy, �e posiadana przez r�k� wiedza o b�lu pochodzi od wykwalifikowanego kr�garza. Ford mia� nadziej�, �e uda mu si� za�agodzi� spraw�, nim r�ka zacznie trze� kt�r�� z ko�ci ramienia o ko�ci w innych cz�ciach cia�a. Na szcz�cie r�ka trzyma�a nie to rami�, przez kt�re Ford przewiesi� plecak. Barman pchn�� kart� przez bar w stron� Forda. � Jeszcze nigdy � wysycza� z powstrzymywan� w�cie- k�o�ci� � nie s�yszeli�my o czym� takim. Nic w tym zaskakuj�cego. Ford otrzyma� kart� dopiero pod koniec pi�tnastoletniego pobytu na Ziemi i to tylko z powodu powa�nego b��du komputera. Jak powa�nego, American Ex- press Company dowiedzia�a si� bardzo szybko, a coraz bardziej natarczywe i paniczne ��dania Dzia�u Odzyskiwania D�ug�w umilk�y dopiero w momencie nieoczekiwanego zniszczenia planety przez Vogon�w, kt�rzy robili miejsce na now� hiper- przestrzenn� drog� szybkiego ruchu. Ford zachowa� kart�, poniewa� uwa�a� za korzystne posia- danie waluty, kt�rej nikt nie uznaje. � Jak zapatruje si� pan na... kredyt? � zapyta� Ford, na- tychmiast dodaj�c: � Ghrrrhhh... W barze �Pod Starym R�owym Psem" wypowiedzenie s�o- wa �kredyt" by�o nierozerwalnie zwi�zane z nast�pnym d�wi�kiem. � Zdawa�o mi si�... � wydysza� Ford � �e to lokal z klas�... Rozejrza� si�, omiataj�c wzrokiem pstr� zbieranin� zab�jc�w, alfons�w i szef�w firm fonograficznych, czaj�cych si� na obrze- �ach wysp m�tnego �wiat�a, rozrzuconych tu i �wdzie w g��bo- kiej ciemno�ci baru. Wszyscy oni z pe�nym rozmys�em patrzyli wsz�dzie, ale nie na Forda, i podejmowali przerwane w�tki roz- m�w o morderstwach, handlu narkotykami i produkcji p�yt. Zda- wali sobie spraw�, co zaraz nast�pi, i nie zamierzali si� temu przygl�da�, gdy� mog�o to odwr�ci� ich uwag� od drink�w. � Koniec z tob�, ch�opcze � cicho mrukn�� barman, a prawo by�o najwyra�niej po jego stronie. Kiedy� w barze wi- sia� szyld z napisem: PROSZ� NIE PROSI� O KREDYT, PONIEWA� CIOS PIʌCI� W NOS CZ�STO BOLI, ale dla wi�kszej dok�adno�ci zamieniono napis na: PROSZ� NIE PROSI� O KREDYT, PONIEWA� WYRYWANIE GARD�A PRZEZ DRAPIE�NEGO PTAKA, PODCZAS GDY G�OWA WALI O BAR TRZYMANA PRZEZ R�K� BEZ TU�OWIA, CZ�STO BOLI. Niestety, zmiana spowodowa�a, �e napis sta� si� nieczytelny, a zdanie przesta�o dobrze brzmie�, postanowio- no wi�c usun�� szyld. Uznano, �e wie�� i tak b�dzie si� roz- chodzi�, i nie pomylono si�. � Pozw�l mi jeszcze raz rzuci� okiem na rachunek � poprosi� Ford. Wzi�� kartk� i zacz�� j� studiowa�, obrzucany wrogimi spojrzeniami barmana i nie mniej wrogimi spojrzenia- mi ptaka, drapi�cego szponami g��bokie rysy w drewnie baru. Papier by� do�� d�ugi. Na samym dole znajdowa�y si� cyfry przypominaj�ce wybijany na spodzie drogich zestaw�w ste- reofonicznych numer seryjny, wymagaj�cy mn�stwa czasu, by przepisa� go na gwarancji. W ko�cu Ford siedzia� w barze ca�y dzie�, wypi� mas� r�nych mieszanek z b�belkami i postawi� okropnie du�o kolejek zebranym w barze zab�jcom, alfonsom i szefom firm fonograficznych, kt�rzy nagle nie mogli sobie przypomnie�, kim on jest. Odchrz�kn�� bez zdenerwowania i poklepa� si� po kiesze- niach. Wiedzia�, �e niczego tam nie ma. Lew� d�o� po�o�y� lekko, acz zdecydowanie, na odchylonej klapie plecaka. R�ka bez tu�owia nasili�a ucisk. � Musisz mnie zrozumie� � powiedzia� barman, kt�re- go twarz zdawa�a si� ko�ysa� przed Fordem jak symbol z�a. � Musz� dba� o reputacj�. Mam nadziej�, �e mnie rozumiesz. �No c� � pomy�la� Ford. � Nie by�o innej mo�liwo�ci. Zrobi� wszystko, �eby przestrzega� przepis�w, dokona� szcze- rej pr�by zap�acenia rachunku, ale ofert� odrzucono. Jego �ycie znajdowa�o si� w niebezpiecze�stwie." � No c�... � powiedzia� spokojnie � je�li chodzi o pa�sk� reputacj�... B�yskawicznym ruchem otworzy� plecak i rzuci� na bar egzemplarz Autostopem przez Galaktyk� i legitymacj�, z kt�rej wynika�o, �e jest pracownikiem terenowym przewodnika i nie wolno mu robi� tego, co w�a�nie zamierza� zrobi�. � Chce pan dosta� dobr� krytyk�? Twarz barmana zamar�a. Szpony ptaka zamar�y w �rodku wydrapywanej rysy. R�ka powoli rozlu�ni�a uchwyt. � By�oby to niezwykle mi�e... � szepn�� ledwie s�yszal- nie barman wyschni�tymi nagle ustami. Rozdzia� 5 Autostopem przez Galaktyk� jest niezwykle wp�ywow� in- stytucj�. Ma tak kolosalne znaczenie, �e redakcja musia�a usta- li� sztywne regu�y, zapobiegaj�ce nadu�ywaniu pozycji, jak� dzi�ki pracy dla przewodnika uzyskuj� jego wsp�pracownicy. I tak, pracownikom terenowym nie wolno korzysta� z �adnych us�ug, rabat�w ani przywilej�w w zamian za przys�ugi zwi�- zane z dzia�alno�ci� wydawnicz� Autostopem, chyba �e: a) szczerze pr�bowali zap�aci� za us�ug�, b) by�oby zagro�one ich �ycie, c) wyra�nie sobie tego �ycz�. Poniewa� punkt c oznacza odst�powanie redaktorowi na- czelnemu dzia�ki, Ford zawsze preferowa� powo�ywanie si� na kt�r�� z pierwszych dw�ch regu�. Wyszed� na ulic� i ruszy� �wawo przed siebie. By�o duszno, ale Fordowi si� to podoba�o, uwielbia� bo- wiem miejsk� duchot�, powietrze wype�nione podniecaj�co ob- rzydliwymi zapachami, niebezpieczn� muzyk� i p�yn�cymi z dala odg�osami walcz�cych z sob� szwadron�w policyjnych. Ni�s� plecak, ko�ysz�c lekko nadgarstkiem, by m�c porz�d- nie zdzieli� ka�dego, kto zamierza�by zabra� mu go bez pyta- nia. W plecaku mia� ca�y sw�j dobytek, a nie by�o tego du�o. Ulic� ha�a�liwie jecha�a wielka limuzyna. Przemkn�a mi�- dzy stertami p�on�cych �mieci i przestraszy�a stare zwierz� po- ci�gowe, kt�re r��c, usun�o si� z drogi, uderzy�o w wystaw� zielarni, uruchomi�o alarm i pocz�apa�o na dr��cych nogach dalej, by w ko�cu z premedytacj� spa�� ze schod�w, prowa- dz�cych do znajduj�cej si� w suterenie restauracyjki specjalizu- j�cej si� w potrawach z makaron�w, gdzie � jak wiedzia�o � zostanie sfotografowane i nakarmione. Ford szed� na p�noc. Uwa�a�, �e idzie do kosmodromu, ale tak samo my�la�, nim wszed� do knajpy. Wiedzia�, �e znaj- duje si� w dzielnicy, gdzie ludzie cz�sto gwa�townie zmieniaj� plany. � Mia�by� ochot� si� zabawi�? � zapyta� g�os z bramy. � O ile wiem, ju� to robi�. Dzi�kuj� bardzo. � Jeste� bogaty? � spyta� inny g�os. Forda tak to rozbawi�o, �e si� roze�mia�. Odwr�ci� si� w stron� g�osu i rozpostar� ramiona. � Wygl�dam na bogatego? � Nie mam poj�cia � odpar�a dziewczyna. � Mo�e tak, mo�e nie. Mo�e kiedy� zostaniesz bogaty. Mam dla boga- tych co� specjalnego... � Naprawd�? � Ford by� zainteresowany, lecz ostro�ny. � Co? � M�wi� im, �e nie ma nic z�ego w byciu bogatym. Z okna na kt�rym� z wy�szych pi�ter rozleg�y si� strza�y, �mier� poni�s� jednak tylko gitarzysta basowy � za z�e za- granie trzy razy z rz�du tego samego akordu, ale gitarzyst�w basowych jest w Han Dold City mn�stwo. Ford sta� i wpatrywa� si� w ciemno�� bramy. Dziewczyna wybuchn�a �miechem i podesz�a krok do przodu. By�a wysoka i emanowa�a spokojn� wstydliwo�ci�, mog�c� przy umiej�tnym jej okazywaniu zdzia�a� cuda. � To m�j hit � powiedzia�a, zauwa�aj�c zachwyt Forda. � Mam magisterium z ekonomii spo�ecznej i umiem by� prze- konuj�ca. Ludzie to uwielbiaj�, zw�aszcza w tym mie�cie. � Goosnargh � powiedzia� Ford Prefect. By�o to betel- geusa�skie s�owo, kt�rego u�ywa� zawsze wtedy, kiedy uzna- wa�, �e powinien co� powiedzie�, a nie wiedzia�, co. Usiad� na schodkach i wyj�� z plecaka butelk� starego d�an- kskiego sznapsa i r�cznik. Wyci�gn�� korek i przetar� szyjk� r�- cznikiem, co przynios�o skutek zupe�nie przeciwny do zamierzo- nego. Stary d�ankski sznaps natychmiast bowiem unicestwi� miliony bakcyli, kt�re powoli budowa�y na co bardziej �mierdz�- cych cz�ciach r�cznika skomplikowan� i o�wiecon� cywilizacj�. � Chcesz si� napi�? � zapyta� Ford, dopiero jednak, gdy sam poci�gn�� ju� spory �yk. Dziewczyna wzruszy�a ramionami i si�gn�a po oferowan� jej butelk�. Siedzieli potem przez pewien czas i spokojnie przys�uchi- wali si� dzwoni�cym w s�siednim bloku alarmom. � Tak si� sk�ada, �e r�ni ludzie s� mi winni mn�stwo forsy. B�d� m�g� ci� odwiedzi�, je�li j� kiedy� dostan�? � Jasne, b�d� tu gdzie dzi�. Ile to jest mn�stwo? � Diety za pi�tna�cie lat. � Za co? � Za napisanie trzech s��w. � �wi�ty Zarkwonie! � dziewczyn� niemal zatka�o. � Kt�re pisa�e� najd�u�ej? � Drugie. Kiedy je mia�em, pozosta�e dwa same wpad�y mi do g�owy kt�rego� dnia po lunchu. Z okna na kt�rym� z wy�szych pi�ter wylecia�a elektroni- czna perkusja i roztrzaska�a si� na jezdni tu� przed nimi. Wkr�tce by�o jasne, �e niekt�re alarmy w budynku obok zosta�y rozmy�lnie uruchomione przez jeden ze szwadron�w policyjnych, by zwabi� w pu�apk� inny szwadron. Zacz�y si� zje�d�a� radiowozy na sygnale, jednak tylko po to, by si� prze- kona�, �e s� wy�uskiwane przez nadlatuj�ce mi�dzy gigantycz- nymi wie�owcami helikoptery. - Tak naprawd� � Ford musia� przekrzykiwa� panuj�cy ha�as � by�o troch� inaczej. Napisa�em straszn� mas� s��w, ale skr�cono mi artyku�. � Wyj�� z plecaka Autostopem. � Potem planeta zosta�a zniszczona. Bardzo przydatna robota, co? Mimo to musz� zap�aci�. � Pracujesz dla tego? � odkrzycza�a dziewczyna, wska- zuj�c na Autostopem. � Tak. � Niez�a rzecz. � Chcesz zobaczy�, co napisa�em? � krzycza� Ford. � Nim zostanie wymazane? Dzi� wiecz�r maj� zosta� dokonane poprawki. Kto� musia� si� dowiedzie�, �e planeta, na kt�rej sp�- dzi�em pi�tna�cie lat, przesta�a istnie�. W czasie kilku ostatnich redakcji przeoczyli spraw�, ale nie mog�a wiecznie uchodzi� ich uwagi. � Powoli rozmowa staje si� niemo�liwa, co? � Co? Dziewczyna wzruszy�a ramionami i pokaza�a palcem w g�- r�. Tu� nad ich g�owami kr��y� helikopter, najwyra�niej uwi- k�any w utarczk� ze znajduj�cym si� na kt�rym� z wy�szych pi�ter zespo�em. Oknami bucha� dym. Z jednego z nich zwisa� technik d�wi�ku, trzymaj�c si� parapetu ko�cami palc�w, w kt�re t�uk� p�on�c� gitar� oszala�y gitarzysta solowy. Strzelano do obydwu z helikoptera. � Mo�e sobie p�jdziemy? Ruszyli ulic�, oddalali si� od ha�asu. Wkr�tce natkn�li si� na teatr uliczny, kt�rego cz�onkowie chcieli zagra� im jedno- akt�wk� o problemach centrum miasta; trupa szybko jednak zrezygnowa�a i znikn�a w restauracyjce, niedawno zaszczyco- nej przez zwierz� poci�gowe. Ford stuka� w klawisze Autostopem. Na chwil� schronili si� w zau�ku mi�dzy blokami. Ford przysiad� na kuble na �mieci, przez ekran przewodnika zacz�y mkn�� kolumny s��w. Ford znalaz� sw�j wpis. Ziemia: W zasadzie niegro�na. Prawie w tej samej chwili ekran wype�ni�o mn�stwo infor- macji systemowych. � Zaczyna si� � stwierdzi� Ford. Prosz� czeka� � brzmia�a informacja. � Has�a s� w�a�- nie aktualizowane. Niniejszy zapis jest poprawiany. System b�- dzie wy��czony przez dziesi�� sekund. W g��bi zau�ka pojawi�a si� i zaraz znikn�a sta�owoszara limuzyna. � S�uchaj, jak ci zap�ac�, wpadnij � odezwa�a si� dziew- czyna. � Teraz mam niestety mas� roboty, czeka na mnie pa- r� os�b. Musz� i��. Ruchem d�oni odsun�a na bok nie do ko�ca wypowiedzia- ny protest Forda i zostawi�a go przygn�bionego na kuble na �mieci. Ford szykowa� si� do obejrzenia, jak efekty znakomitej wi�kszo�ci jego zawodowego �ycia ulatuj� w niebyt. Sytuacja na ulicy nieco si� uspokoi�a. Bitwa,mi�dzy poli- cjantami przenios�a si� do innej dzielnicy, pozostali przy �yciu cz�onkowie zespo�u rockowego postanowili zaakceptowa� r�- nice swych muzycznych gust�w i rozpocz�� kariery solowe, zesp� teatru ulicznego opu�ci� restauracyjk� makaronow� ra- zem ze zwierz�ciem poci�gowym, t�umacz�c mu, �e zabior� je do pewnego doskonale sobie znanego baru, gdzie zostanie po- traktowane z wi�kszym szacunkiem, troch� dalej za�, przy kra- w�niku, cicho zaparkowa�a stalowoszara limuzyna. Dziewczyna ruszy�a w jej kierunku spiesznym krokiem. W ciemno�ci zau�ka za jej plecami twarz Forda Prefecta zala�a zielonkawa, migocz�ca po�wiata, a jego oczy powoli roz- szerza�y si� ze zdziwienia. Tam gdzie oczekiwa�, �e nie b�dzie niczego i ujrzy jedynie pustk� po wymazanym, skre�lonym wpisie, sun�� nieprzerwany strumie� danych: teksty, wykresy, kolumny cyfr i rysunki; po- ruszaj�ce opisy surfingu na australijskich pla�ach, jogurtu pro- dukowanego na greckich wyspach, restauracji, kt�rych nale�y unika� w Los Angeles, interes�w, jakich nie nale�y robi� w Stambule, pogody, jakiej nale�y unika� w Londynie, bar�w, do kt�rych mo�na chodzi� wsz�dzie. Strony, strony, strony. By�o wszystko, ka�de s�owo, jakie napisa�. Marszczy� coraz bardziej czo�o. W ca�kowitym niezrozu- mieniu przeskakiwa� do przodu albo cofa� si�, od czasu do cza- su zatrzymuj�c si� na wybranych fragmentach. Rady dla Obcych odwiedzaj�cych Nowy Jork: L�dowanie: Oboj�tnie gdzie, mo�e by� w Central Parku, nie ma to znaczenia. Nikt si� nie przejmie, nikt nawet nie za- uwa�y. Przetrwanie: Zdob�d� natychmiast prac� jako taks�wkarz. Praca taks�wkarza polega na wo�eniu ludzi tam, dok�d chc�, ��t� maszyn� zwan� taks�wk�. Nie przejmuj si�, je�li nie wiesz, jak taka maszyna dzia�a, nie znasz j�zyka, nie masz po- j�cia o topografii miasta ani nie rozumiesz podstawowych praw fizycznych panuj�cych na Ziemi, a z g�owy wyrastaj� ci zielone anteny. Uwierz � nie ma lepszego sposobu konspiracji. Je�li twoje cia�o jest naprawd� dziwaczne, pokazuj je na ulicy za pieni�dze. Amfibiczne bioformy ze wszystkich planet w systemach ob- rz�kowych, obrzydowych i wymiotnych b�d� szczeg�lnie za- chwycone East River, o kt�rej to rzece m�wi si�, �e zawiera wi�cej smakowitych �yciodajnych sk�adnik�w ni� najprzedniej- szy gatunek najbardziej morderczej laboratoryjnie syntetyzo- wanej brei. Zabawa: Rozleg�y problem. Nie ma mo�liwo�ci bawienia si� w Nowym Jorku bez uprzedniego elektrycznego wypalenia centr�w rozkoszy w m�zgu... Na klawiszu, kt�ry Ford nacisn��, by�o napisane MOD� EXECUTE READY, zamiast staromodnego ju� napisu: GO- TOWO�� KOMUNIKACYJNA, kt�ry niezwykle dawno temu zast�pi� pochodz�ce chyba z epoki kamienia �upanego W��- CZONE � WY��CZONE. Ford by� �wiadkiem ca�kowitego zniszczenia Ziemi, obser- wowa� je na w�asne oczy � czy raczej, o�lepiony piekielnymi eksplozjami powietrza i �wiat�a, czu� pod stopami, jak wzbu- rzona falami energii, wyrzucanymi z obrzydliwych ��tych stat- k�w Vogon�w, Ziemia staje d�ba i dudni�c zaczyna pulsowa�, uderzaj�c z si�� m�ota kowalskiego w stopy tych, co si� na niej znajdowali. Pi�� sekund po momencie, kt�ry musia� by� ostami, Ford poczu� �agodnie pulsuj�ce nudno�ci dematerializacji i zo- sta� wraz z Arturem Dentem wyemitowany w atmosfer� jak wiadomo�ci sportowe. Nie myli� si�, nie mog�o by� pomy�ki. Ziemia zosta�a bezpo- wrotnie zniszczona. Ostatecznie, stuprocentowo. Wyparowa�a w kosmos. Mia� jednak przed sob� � ponownie w��czy� Auto- stopem � w�asny reporta� na temat, jak sp�dzi� mile czas w Boumemouth w hrabstwie Dorset w Anglii. Zawsze by� nie- zwykle dumny z tego artyku�u, poniewa� uwa�a� go za jeden z najdziwaczniejszych pomys��w, na jakie kiedykolwiek wpad�. Ponownie go przeczyta� i pokr�ci� g�ow� w niemym podziwie. Nagle zrozumia�, jakie jest wyja�nienie dr�cz�cego go pro- blemu: musia�o w�a�nie dzia� si� co� dziwnego. Je�li naprawd� dzia�o si� co� dziwnego, to chcia�, by dzia�o si� to z nim. Wepchn�� Autostopem do plecaka i wypad� na ulic�. Ruszy� zn�w na p�noc. Min�� parkuj�c� przy kraw�niku stalowoszar� limuzyn�, z pobliskiej bramy dolecia�y go wypo- wiadane �agodnym tonem s�owa: �Nie ma w tym nic z�ego, skarbie, naprawd� nic w tym z�ego. Musisz si� nauczy� tym cieszy�. Zwr�� uwag�, jak skonstruowana jest gospodarka..." Ford wyszczerzy� z�by w u�miechu, omin�� stoj�cy w p�o- mieniach nast�pny blok, zauwa�y� stoj�cy bez nadzoru helikop- ter policyjny, w�ama� si� do niego, zapi�� pasy, splun�� trzy razy przez lewe rami� na szcz�cie i wzlecia� w niebo, wyko- nuj�c seri� nieporadnych ewolucji. Wznosi� si�, mro��cymi krew w �y�ach esami-floresami, pomi�dzy przypominaj�cymi gigantyczny w�w�z �cianami wie�owc�w, zostawi� je pod sob� i zacz�� si� przebija� przez wisz�c� nieprzerwanie nad miastem chmur� czarno-czerwonego dymu. Dziesi�� minut p�niej � podczas gdy ka�da syrena heli- koptera wy�a jak w�ciek�a, a ka�de jego dzia�ko szybkostrzelne plu�o jak oszala�e i zupe�nie bez�adnie w chmury � Ford Pre- fect spikowa� mi�dzy wie�yczki nawigacyjne i latarnie kierun- kowe kosmodromu Han Dold, gdzie osiad� na pasie jak olbrzy- mi, przera�ony i niezwykle ha�a�liwy komar. Poniewa� niezbyt zdemolowa� helikopter, uda�o mu si� za- mieni� go na bilet pierwszej klasy na pierwszy opuszczaj�cy system statek kosmiczny. W �rodku natychmiast usadowi� si� wygodnie w jednym z ogromnych, rozkosznych, pieszcz�cych cia�o foteli. Kiedy statek migocz�c �wiat�ami zacz�� bezg�o�nie poko- nywa� niesamowicie d�ug� mi�dzygwiezdn� tras�, a obs�uga wpad�a w sw�j zwyk�y, ekstrawagancki rytm, pomy�la�, �e robi si� weso�o. � Tak, poprosz� � m�wi� do steward�w za ka�dym ra- zem, kiedy podchodzili p�ynnym krokiem, by mu co� zapropo- nowa�. Ponownie czytaj�c odtworzony tajemniczo artyku� o Ziemi, Ford u�miecha� si� w dziwny, radosny, wariacki spos�b. Mia� przed sob� kawa� tekstu, kt�ry b�dzie m�g� nareszcie doko�- czy�, i sprawia�o mu przyjemno��, �e �ycie nieoczekiwanie po- stawi�o mu powa�ny cel. Nagle dotar�o do niego, �e nie wiadomo dlaczego zastana- wia si�, gdzie przebywa Artur Dent i czy zdaje sobie spraw� z tego, co si� w�a�nie wydarzy�o. Artur Dent przebywa� tysi�c czterysta trzydzie�ci siedem lat �wietlnych od Forda. Siedzia� w samochodzie osobowym i by� mocno przestraszony. Za jego plecami siedzia�a dziew- czyna, z powodu kt�rej uderzy� si� przy wsiadaniu w g�ow�. Nie wiedzia�, czy dlatego �e by�a to pierwsza dziewczyna jego gatunku, kt�r� widzia� od lat, czy z innego powodu. W ka�dym razie czu� si� og�upia�y. �Przecie� to absurdalne � pomy�la�. � Uspok�j si�. Nie jeste� w dobrej formie i rozs�dek nie jest obecnie twoj� naj- mocniejsz� stron�" � poucza� siebie najbardziej zdecydowa- nym wewn�trznym g�osem, na jaki umia� si� zdoby�. � �W�a�nie przejecha�e� autostopem sto tysi�cy lat �wietlnych w poprzek Galaktyki, jeste� przem�czony, nieco rozkojarzony i nieodporny na ciosy. Odpr� si�, nie panikuj, spr�buj wzi�� kilka g��bokich wdech�w". � Spojrza� za siebie. � Na pewno nic jej nie jest? � spyta�. Poza tym, �e by�a tak pi�kna, a� �omota�o mu serce, Artur wiele nie widzia�. Nie by� w stanie zauwa�y� ani jej wzrostu, ani wieku, ani koloru w�os�w. Niestety, nie m�g� jej te� o nic zapyta�, poniewa� by�a nieprzytomna. � Jest pod wp�ywem narkotyk�w � poinformowa� brat dziewczyny, wzruszaj�c ramionami i nie odwracaj�c wzroku od jezdni. � I to ma by� w porz�dku? � Artur poczu� niepok�j. � Mnie pasuje � odpar� brat. � O! � powiedzia� Artur. Po chwili zastanowienia do- da�: � Hm. Konwersacja toczy�a si� jak po grudzie. Wkr�tce po wybuchu powitalnych uprzejmo�ci Artur i Russell (brat przepi�knej dziewczyny mia� na imi� Russell) odkryli, �e zupe�nie si� nie lubi�. Arturowi imi� to zawsze kojarzy�o si� z barczystym facetem z utapirowanymi w�osami i blond w�sami, stroj�cym si� z byle powodu w smoking z aksamitu i koszul� z gorsem w r�yczki, facetem, kt�rego nale�y si�� powstrzymy- wa� od wyg�aszania uwag na temat mecz�w snookera. Russell by� barczysty. Mia� blond w�sy. Jego fryzura by�a elegancka, w�osy utapirowane. Aby jednak by� wobec niego w porz�dku � cho� Artur nie widzia� ku temu �adnego po- wodu poza duchow� warto�ci� do�wiadczenia � on sam (to znaczy, Artur) sprawia� do�� ponure wra�enie. Nie mo�na prze- jecha� stu tysi�cy lat �wietlnych, w dodatku g��wnie w prze- dzia�ach baga�owych, i nie wygl�da� nieco mizernie. Artur wy- gl�da� niezwykle mizernie. � Nie jest narkomank� � powiedzia� nieoczekiwanie Russell, jakby uwa�a�, �e kto� jest w samochodzie. � Jest na �rodkach uspokajaj�cych. � To straszne. � Artur ponownie odwr�ci� si� do dziew- czyny. Jakby lekko si� poruszy�a. G�owa opad�a jej na rami�, ciem- ne w�osy zsun�y si� na twarz i szczelnie j� zas�oni�y. � Co jej jest? Choruje? � Nie � odpar� Russell. � Ma tylko kuku na muniu. � Ma co? � Artur by� przera�ony. � Ma hyzia, zbzikowa�a. W�a�nie wracam z ni� do szpi- tala, �eby jeszcze raz spr�bowali. Wypisali j�, cho� nie prze- sta�o jej si� wydawa�, �e jest je�em. � Je�em?! Russell w�ciekle nacisn�� na klakson, tr�bi�c na samoch�d z przeciwka, kt�ry wjecha� na nie sw�j pas, zmuszaj�c ich do zjechania na pobocze. Z�o�� wyra�nie poprawia�a mu nastr�j. � Mo�e i nie je�em � rzek� uspokojony � cho� mo�e lepiej, gdyby nim by�a. Komu� uwa�aj�cemu si� za je�a wy- starczy�oby chyba wcisn�� do r�ki lusterko oraz par� zdj�� je�y i kaza� si� por�wna�, potem i�� sobie i wr�ci�, jak mu si� poprawi. Medycyna mog�aby wyci�gn�� z tego korzy��. Dla Fenny nie jest jeszcze do�� rozwini�ta. � Fenny? � Wiesz, co da�em jej na Gwiazdk�? � A sk�d? � Leksykon lekarski Blacka. � Pi�kny prezent. � Te� mi si� tak zdawa�o. Opisuje tysi�ce chor�b, a wszy- stkie s� uporz�dkowane alfabetycznie. � Ma na imi� Fenny? � Tak. Powiedzia�em jej, �e ma wolny wyb�r. Wszystko, o czym pisz� w leksykonie, mo�na leczy�, przepisa� odpowied- nie leki, ale nie, ona musi mie� co� innego. Tylko po to, by utrudni� cz�owiekowi �ycie. Ju� w szkole taka by�a. � Naprawd�? � Tak. Przewr�ci�a si� przy hokeju i z�ama�a sobie ko��, o kt�rej nikt nie s�ysza�. � Rozumiem, to mo�e by� denerwuj�ce... � przyzna� Artur z pow�tpiewaniem w g�osie. By� rozczarowany, �e dziew- czyna nazywa si� Fenny. C� za idiotyczne, przygn�biaj�ce imi�, pasuj�ce najwy�ej do pozbawionej wdzi�ku starej panny, kt�ra nie mo�e wi�cej znie�� imienia Fenella. � Nie powiem, �ebym jej nie wsp�czu� � ci�gn�� Rus- sell � ale z czasem zrobi�o si� to nieco denerwuj�ce. Miesi�- cami ku�tyka�a. Zwolni�. � To nie twoje skrzy�owanie? � Eee... nie � odpar� Artur. � Moje jest dziesi�� kilo- metr�w dalej. Je�li ci to nie przeszkadza. � Sk�d�e � powiedzia� Russell po przerwie tak dobra- nej, by da� do zrozumienia, �e mu przeszkadza, i doda� gazu. W rzeczywisto�ci by�o to skrzy�owanie, na kt�rym Artur po- winien wysi���, nie chcia� jednak tego robi�, nie dowiedziawszy si� czego� o dziewczynie, kt�ra nawet nieprzytomna robi�a na nim tak wielkie wra�enie. M�g� wysi��� na kt�rym� z dw�ch nast�pnych skrzy�owa�. Z obu mo�na by�o wr�ci� do miasteczka, gdzie kiedy� by� jego dom. Zamierza� tam wr�ci�, mimo i� wola� nie my�le�, co zastanie. W czasie jazdy jak duchy przemyka�y dobrze znane Arturowi miejsca. Wywo�ywa�y w nim dreszcze, jakiejest w stanie wywo�a� jedynie co� doskonale znanego, kiedy ujrzy si� to nieoczekiwanie, w dodatku w niezwyk�ym �wietle. W jego osobistej skali czasu � oczywi�cie, o ile dok�adne mog�y by� obliczenia kogo�, kto tyle prze�y� pod dziwnie kr�- ��cymi dalekimi s�o�cami � od momentu gdy opu�ci� Ziemi�, min�o osiem lat, nie pr�bowa� jednak okre�li� nawet w przy- bli�eniu, ile czasu min�o tutaj. Prawd� powiedziawszy, w jego zm�czonej g�owie nie mie�ci�o si� nic, co tu si� wydarzy�o, poniewa� planeta nie powinna ju� istnie�. Zosta�a zniszczona, rozbita w py� osiem lat temu w porze lunchu przez olbrzymie ��te statki kosmiczne Vogon�w, kt�re zawis�y na niebie, jakby prawo ci��enia by�o jedynie zarz�dze- niem burmistrza a jego z�amanie niczym powa�niejszym od z�ego parkowania. � Majaki � rzek� Russell. � S�ucham? � Artur zosta� gwa�townie wytr�cony z roz- my�la�. � Ona twierdzi, �e nachodz� j� okropne majaki, �e �yje w realnym �wiecie. Nie nale�y jej m�wi�, �e �yje w realnym �wiecie, poniewa� odpowiada, i� w�a�nie dlatego majaki s� tak okropne. Nie wiem jak ty, ale ja uwa�am podobne rozmowy za do�� wyczerpuj�ce. Moja rada brzmi: dajcie jej par� pigu� i chod�my na piwo. W jej przypadku, uwa�am, mo�na jedynie udawa�, �e co� si� pomo�e. Artur, nie po raz pierwszy, zmarszczy� czo�o. � No c�... � Do tego te sny i gadki o nocnych koszmarach... i ci lekarze gadaj�cy o skokach w falach m�zgu... � Skokach? � Ten � powiedzia�a w tym momencie Fenny. Artur gwa�townie si� odwr�ci� i wbi� wzrok w jej nagle otwarte, cho� nadal puste oczy. Niewa�ne, co widzia�a � nie by�o tego w samochodzie. W jej oczach jakby co� zamigota�o, g�owa drgn�a i dziewczyna spokojnie zasn�a. � Co ona powiedzia�a? � z l�kiem spyta� Artur. � Powiedzia�a: ten. � Ten co? � Ten co? Sk�d mam, do diab�a, wiedzie�? Ten je�, tam- ten murek nad kominkiem, owa peseta Don Alfonso. Ma kuku na muniu, chyba ju� o tym wspomina�em. � Nie wygl�da na to, by� si� tym bardzo przejmowa�. � Cho� Artur spr�bowa� powiedzie� to jak najoboj�tniej, wyra�- nie mu si� nie uda�o. � S�uchaj, kole�... � Dobrze, przepraszam. Nie m�j interes. Nie chcia�em, �e- by to tak zabrzmia�o � pr�bowa� si� t�umaczy� Artur. � Wiem, �e w rzeczywisto�ci bardzo si� przejmujesz � k�ama� � i musisz sobie z tym jako� radzi�. Wybacz, ale w�a�nie przyjecha�em autostopem z tamtej strony Mg�awicy Konia. Artur wbi� wzrok w ciemno�� na zewn�trz. Zadziwia�o go, �e akurat kiedy wraca do domu, o kt�rym s�dzi�, i� rozp�yn�� si� w nico�ci, spo�r�d walcz�cych o miejsce w jego g�owie my�li rzuca go na kolana jedynie obsesyjne zain- teresownie przedziwn� dziewczyn�, o kt�rej nie wie niczego poza tym, �e powiedzia�a �ten" i ma brata, kt�rego nie �yczy�by nawet Vogonowi. � No tak, hm... co to za skoki, no te, o kt�rych wspomnia- �e�...? � spyta�, wyrzucaj�c z siebie s�owa najszybciej, jak umia�. � S�uchaj, przyjacielu, to moja siostra i nie rozumiem, dla- czego mia�bym o niej z tob� rozmawia�... � Oczywi�cie, przepraszam. Mo�e lepiej b�dzie, jak mnie wysadzisz. To w�a�nie... Kiedy to powiedzia�, wysiadanie sta�o si� niemo�liwe, po- niewa� burza, kt�ra ich min�a, nagle wybuch�a ze zdwojon� intensywno�ci�. Niebo przeci�y b�yskawice, a z g�ry zdawa�o si� wylewa� co� bardzo przypominaj�cego przelewany przez sito Ocean Atlantycki. Russell zakl�� i kiedy deszcz za�omota� w samoch�d, skon- centrowa� si� naje�dzie. Da� upust w�ciek�o�ci, przyspieszaj�c z fantazj�, by wyprzedzi� ci�ar�wk� z napisem McKENNA � US�UGI PRZEWOZOWE NA KA�D� POGOD�. Kiedy deszcz os�ab�, napi�cie spad�o. � Wszystko zacz�o si� od historii z agentem CIA, kt�rego znaleziono w sztucznym jeziorze, a ludzie zacz�li dostawa� ha- lucynacji i tak dalej... Pami�tasz? Artur przez chwil� my�la�, czy nie powinien ponownie na- pomkn��, �e w�a�nie przyjecha� autostopem z przeciwleg�ego kra�ca Mg�awicy Konia, wi�c dlatego, a tak�e z innych zaska- kuj�cych powod�w, nie jest na bie��co, ale uzna�, �e jedynie skomplikowa�oby to sytuacj�. � Nie � odpar�. � Wtedy jej odbi�o. Siedzia�a w kawiarni. W Rickmans- worth. Nie wiem dok�adnie, co zrobi�a, ale tam sfiksowa�a. Po- dobno wsta�a i najspokojniej w �wiecie o�wiadczy�a, �e doko- na�a niezwyk�ego odkrycia, po czym lekko si� zachwia�a, rozejrza�a b��dnym wzrokiem i z krzykiem pad�a twarz� na le��cy na stole sandwicz z jajkiem. Artur wzdrygn�� si�. � Bardzo mi przykro � powiedzia� do�� dr�two. Russell wyda� z siebie dziwny charkot. Artur postanowi� podtrzyma� rozmow�. � Co robi� agent CIA w sztucznym jeziorze? � zapyta�. � Buja� si� na wodzie. Nie �y�. � Ale co... � Przyjacielu, przecie� doskonale wiesz... Halucynacje. Ka�dy twierdzi�, �e CIA nie uda� si� eksperyment z broni� nar- kotyczn� czy czym� w tym rodzaju. Pojawi�a si� idiotyczna teoria, �e zamiast napada� na obcy kraj, znacznie taniej i sku- teczniej b�dzie wywo�a� u jego mieszka�c�w wra�enie, �e zo- stali zaatakowani. � Na czym dok�adnie polega�y te halucynacje? � zapy- ta� Artur do�� spokojnie. � Nie rozumiem, o co ci chodzi... przecie� m�wi� o historii z wielkimi ��tymi statkami kosmicznymi, o masowej histerii, przekonaniu, �e wszyscy musz� zgin��, i znikni�ciu statk�w z ci- chym �pop", kiedy psychoza os�ab�a. CIA z�o�y�a dementi, co oznacza, �e rzeczywi�cie przeprowadzali eksperyment. Artur poczu� lekkie zawroty g�owy. Wyci�gn�� r�k�, by si� czego� chwyci�. Jego usta rytmicznie si� otwiera�y i zamyka�y, jakby zamierza� co� powiedzie�. Niczego jednak nie wykrztusi�. � W ka�dym razie � ci�gn�� Russell � niewa�ne, ja- kiego u�yli narkotyku, u Fennyjego dzia�anie nie chcia�o ust�- pi�. Zabiera�em si� ca�kiem powa�nie do zaskar�enia CIA, ale przyjaciel prawnik powiedzia� mi, �e to jak pr�ba zaatakowania domu wariat�w bananem, tak wi�c... � wzruszy� ramionami. � Vogoni... � zapiszcza� Artur. � ��te statki... znik- n�y? � Oczywi�cie, przecie� to by�y halucynacje � odpar� Russell, przygl�daj�c si� Arturowi z ukosa. � Chcesz mi wm�wi�, �e nic nie pami�tasz? Gdzie ty, do diab�a, by�e�? Pytanie by�o tak trafne, �e Artur ze strachu o ma�o nie wy- pad� z fotela. � Rany!!! � wrzasn�� Russell, walcz�c o panowanie nad samochodem, kt�ry nagle wpad� w po�lizg. Gwa�townym skr�- tem kierownicy unikn�� zderzenia z nadje�d�aj�c� z przeciwka ci�ar�wk� i bokiem zary� w k�p� krzew�w. Kiedy samoch�d stan��, dziewczyn� rzuci�o o fotel Russella i spad�a niezgrabnie na pod�og�. Artur, przera�ony, odwr�ci� si� ku niej. � Nic jej si� nie sta�o? � powiedzia� przez zaci�ni�te z�by. Russell z w�ciek�o�ci� przeczesywa� tapirowane w�osy. Szarpn�� w�sy i popatrzy� na Artura. � Czy m�g�by� pu�ci� r�czny hamulec? � spyta�. Rozdzia� 6 Mia� do wsi siedem kilometr�w marszu. Dwa do skrzy�o- wania, do kt�rego obrzydliwy Russell z w�ciek�o�ci� odm�wi� podwiezienia, a stamt�d � kolejne pi�� wij�c� si� poln� drog�. Saab wyparowa� w ciemno�ci nocy. Artur patrzy� na znika-