7153

Szczegóły
Tytuł 7153
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7153 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7153 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7153 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Siergiej �ukjanienko Zimne Brzegi (Ho�odnyje Bieriega) Prze�o�y�a Ewa Sk�rska CZʌ� PIERWSZA SMUTNE WYSPY Rozdzia� pierwszy, w kt�rym wyci�gam wnioski i pr�buj� w nie uwierzy� Bat w r�ku nadzorcy zdawa� si� �y�. Czasem spa� na jego muskularnych, poro�ni�tych k�dzierzawymi, rudymi w�osami r�kach, czasem wyci�ga� si� leniwie, dotykaj�c grzbiet�w kator�nik�w, czasem, rozw�cieczony, zaczyna� si� miota�, po�yskuj�c malutk� miedzian� ko�c�wk�. A twarz nadzorcy, oboj�tna i znudzona, m�wi�a: to nie ja, nie ja, nie miejcie �alu! To on, on, wyrabia co chce... � No, zb�je, mordercy... b�dziemy si� buntowa�? Ch�r g�os�w odpowiedzia�, �e nie, nie mamy zamiaru. Nadzorca u�miechn�� si� z zadowoleniem: � To dobrze, cieszycie starego... Jak na nadzorc� rzeczywi�cie by� stary � m�g� mie� ze czterdzie�ci lat. W tej pracy rzadko doci�ga si� do takiego wieku � jednego udusz� �a�cuchem, innego stratuj� nogami, a jeszcze inny sam odejdzie, jak tylko troch� pieni�dzy zaoszcz�dzi. Lepiej maszerowa� w szeregu albo szlifowa� bruk, patroluj�c ulice w pancerzu stra�nika, ni� mie� do czynienia z kilkunastoma gotowymi na wszystko �ajdakami. Ale ten, o przezwisku Kpiarz, by� zbyt ostro�ny, �eby wpa�� w r�ce doprowadzonego do ostateczno�ci mordercy, i wystarczaj�co m�dry, �eby nie z�o�ci� bez potrzeby ca�ego transportu. Czy to takie trudne � rozezna� si�, kto naprawd� zawini�, nim pu�cisz w ruch bat, albo hukn�� na kucharza, �eby z resztek prowiantu spr�bowa� uszykowa� co� jadalnego? Jednak nie ka�dy rozumie, dlatego w �adowniach statk�w wybuchaj� zaciek�e bunty, po kt�rych zak�opotani oficerowie nie mog� znale�� w�ciek�ych, pot�nych jak byki nadzorc�w. Pozostaje im wtedy jedno � powiesi� co trzeciego. Ale nawet to uspokoi kator�nik�w jedynie na jaki� czas. � A ty, Ilmar? Jeszcze� nie poj��, co i jak z k��dkami? Na moje rami� spad�a ci�ka r�ka. Kawa� ch�opa z tego Kpiarza. Nie chcia�bym go rozgniewa� � nawet gdybym by� bez �a�cuch�w. � Co� ty, Kpiarzu. Nie da�bym rady takim k��dkom. Nadzorca, kt�ry zawis� nad moj� koj� � zaszczytn�, dziobow�, z jednym tylko s�siadem � wyszczerzy� z�by w u�miechu. � Co prawda to prawda, Ilmar... Ale pr�cz r�k masz przecie� j�zyk, nie? Mo�e masz S�owo, a na tym S�owie � p�k kluczy? Na mgnienie oka jego spojrzenie sta�o si� twarde, �widruj�ce. Niebezpieczne. � Gdybym mia� S�owo, Kpiarzu... � powiedzia�em cicho � nie le�a�bym drugi tydzie� w tym smrodzie. Kpiarz my�la�. Sufit w �adowni by� niski � po co wysila� si� dla kator�nik�w � i nadzorca zgarbi� si�, �eby nie zahaczy� o wisz�c� tu� nad jego g�ow� lamp�. � Te� prawda, Ilmar. A wi�c taki ju� tw�j los � w�cha� gn�j. Odszed� w ko�cu, a ja odetchn��em. Gn�j to jeszcze nic takiego. Nie takie rzeczy znosi�em. Znacznie gorzej w�cha� smr�d kopal�, od niego naprawd� mo�na oduczy� si� oddycha�. Nadzorca wyszed�, pomajstrowa� przy zasuwie. Na trapie za�omota�y jego buciory. �adownia od razu o�y�a. Kpiarz nie nale�a� do tych, co udaj�, �e odchodz�, a potem pods�uchuj� pod drzwiami. � Gdzie� wsadzi� karty, co, �ysy? � Wrzasn�� Loki, kieszonkowiec, kt�ry trafi� na katorg� przez z�o�liwo�� losu. Zgodnie z prawem nale�a�a mu si� najwy�ej ch�osta, no, mo�e odci�cie palca. Ale nie spodoba� si� s�dziemu albo mo�e s�dzia przypomnia� sobie przyjaci�k�, kt�rej na bazarze wyczy�cili kieszenie, i koniec. P�y� na Smutne Wyspy, �ud� si�, �e m�odo�� pomo�e ci przetrwa� trzy odmierzone lata. Zreszt�, Loki nigdy nie traci� rezonu. Tacy jak on zawsze trzymaj� fason. Nie na darmo dosta� swoje przezwisko na cze�� p�nocnego staro�ytnego boga �art�w... � Poszukaj, poszukaj, ty� u nas mistrz � odpowiedzia� pos�pnie �ysy, drobny urz�dnik, kt�ry trafi� tu za koniokradztwo. Oho, dzisiaj jest nie w humorze... W odleg�ym k�cie Wolly podj�� przerwan� wej�ciem nadzorcy pie��. D�ugi j�zyk zaprowadzi� go na katorg�, ale �piewak nie wyci�gn�� �adnych wniosk�w. Trzeci raz go wsadzili. Wolly uczciwe odsiadywa� swoje p� roku � wi�cej za buntownicze pie�ni nie daj� � i znowu robi� to samo. Poborca rzek� � nowy podatek No c�, zap�ac�, co mam pocz��... G�os mia� rzeczywi�cie dobry, bezczelno�ci te� mu nie brakowa�o, ale nic wi�cej w duszy �piewak nie mia�. Pewnie oklaskiwali go w wioskach i dzielnicach rzemie�lnik�w... zreszt� Wolly innej s�awy nie szuka�. Z konieczno�ci s�ucha�em, co te� bohater pie�ni w�o�y� do wielkiego kosza, jak to nazwa�, i jak os�upia� t�py poborca podatk�w, gdy bohater wywali� zawarto�� kosza na w�z z podatkami. �piewa�by ju� lepiej cudze pie�ni, g�upiec... o mi�o�ci, o �wietle ksi�yca na wodzie, o tajemnicy S�owa. �y�by dostatnio i ludzi radowa�. � Dawaj jeszcze raz! � zawo�a� Loki. Dzisiaj sz�a mu karta. Mo�e to fart, a mo�e zr�czne palce? Ciekawe, o co graj� � o racje, dy�ur, interes? � Wystarczy � powiedzia�em, patrz�c w ko�ysz�cy si� drewniany sufit. Sufit poskrzypywa� � kto� chodzi� po pok�adzie. � Pograli�cie i wystarczy. Pora spa�. � Ilmar, daj spok�j... � zacz�� niepewnie Loki. � Powiedzia�em � do��! Nie u�miecha�o mi si� przewodzenie dwudziestce drani. Ale musia�em si� tym zaj��. W przeciwnym razie ca�y transport trzyma�by w gar�ci S�awko-pa�ka � morderca, z�apany przy �wie�ym trupie. Sto kilo mi�ni i ko�ci, i kilka szarych kom�rek pod tward� czaszk�. Mia�em szczer� nadziej�, �e w kopalniach przypadkiem przycisn� go za�adowanym wagonikiem. Sam ch�tnie przy�o�y�bym do tego r�k�. Ale ja nie mia�em zamiaru w og�le schodzi� pod ziemi�. A to znaczy, �e trzeba b�dzie wy�lizn�� si� jutro. Ucieka�, ukrywa� si�, zaciera� �lady. Udowodni�, �e nie na darmo s�yn� jako najzr�czniejszy z�odziej w ca�ym Mocarstwie. Ucieczka z kopalni jest ma�o prawdopodobna � ca�a nadzieja w kr�tkiej drodze z portu w g�ry. Trzeba si� wyspa�. Wsta�em i zgasi�em knot w lampie. Zapachnia�o spalon� oliw�. W ciemno�ci od razu da� si� s�ysze� plusk fal za burt�, jakby s�uch si� wyostrzy�. Poskrzypywa�y koje, kto� pospiesznie odb�bnia� wieczorne modlitwy do Zbawiciela. Wolly p�g�osem �piewa� swoj� piosenk� � nigdy nie umia� przerwa� w po�owie; nawet na niego nie krzycza�em. � Mia�em ja kiedy� dziewk�... � S�awko zacz�� jedn� ze swoich historii, kt�re tradycyjnie opowiada� co wiecz�r. Na katordze lepiej nie m�wi� o kobietach. Ju� pod koniec drugiego tygodnia ludzie rozpalaj� si� niepotrzebnie i zaczyna si� rozpusta. Ale S�awkowi nie przerywa�em � wszystkie jego opowie�ci by�y tak t�pe i obrzydliwe, �e dzia�a�y lepiej ni� brom, kt�ry nadzorcy dodawali do naszego �arcia. Rozpala� si� nimi tylko sam S�awko, i to do tego stopnia, �e ju� drugiego dnia poradzi�em Kpiarzowi, �eby zamieni� ludzi na kojach. Teraz obok S�awka le�a� pot�ny milcz�cy drab z jakiej� zapomnianej przez pradawnych bog�w rosyjskiej wsi. Jak trafi� do Mocarstwa, gdzie nauczy� si� naszego j�zyka, za co wys�ano go na katorg� � nie wiem. By� chyba nawet silniejszy ni� S�awko, zdaje si�, �e tam u siebie by� kowalem. Szkoda tylko, �e zupe�nie zamkn�� si� w sobie. Siebie obroni, ale nie zdo�a utrzyma� ludzi w ryzach. Ch�opca, kt�ry pocz�tkowo le�a� obok mordercy, umie�ci�em nad swoim ��kiem � wprawdzie starszy transportu ma prawo do pewnego komfortu, ale za to b�dzie spokojniej. Mo�e w�a�nie wtedy Siostra Or�downiczka spojrza�a na mnie z niebia�skich wy�yn... � ...A na trzeci dzie�, jak czy�ci�a chlewik, podszed�em, niby przypadkiem... � pl�t� S�awko. � Sp�dnice zadar�a nad kolana, �eby jej nie zapaskudzi�, a tu ja jak nie podejd�... � Jak m�wisz o kobietach! � z przygn�bieniem i w�ciek�o�ci� wykrzykn�� kowal. To by� jego czu�y punkt, widocznie w tym jego dzikim kraju nadal w�adz� mia�y baby. Ka�dego wieczoru morderca musia� si� wi� i g�sto t�umaczy�. � No jak to? � z naiwnym zwierz�cym sprytem zapyta� S�awko. � Dobrze m�wi�! �adna z niej by�a baba! � Kobieta! � No... kobieta... sp�dnic�, m�wi�, zadar�a... � Nie wolno tak m�wi�! � Dlaczego nie wolno? � S�awko by� szczerze wstrz��ni�ty. � Nogi mia�a �adne. Mord�... � Twarz! � Twarz, twarz... Twarz � nie daj Bo�e, ale nogi � o! Mo�na przecie� powiedzie�, �e kobieta jest �adna? � Mo�na � przyzna� kowal po chwili zastanowienia. � To dobre s�owa. � A �e mor... twarz ma �adn�? � Mo�na... � A �e nogi ma �adne? � Te� mo�na... � przyzna� stropiony kowal. � Tote� w�a�nie m�wi� � nogi mia�a takie, �e oj! A ja si� z ty�u podkrad�em i jak j� nie klepn�! Le�y jak d�uga, tu si� niby gniewa, ale mor... twarz wyciera i u�miecha si�! �ysy zachichota�. Miejskiemu urz�dnikowi prymitywizm S�awka wydawa� si� bardzo zabawny. Urz�dnik nie traci� dobrego humoru, licz�c nie bez podstaw, �e dwa lata katorgi zlec� mu na czystej pracy ksi�gowego. Problem�w by�o z nim znacznie mniej, ni� si� spodziewa�em, dlatego czasem os�ania�em go od mo�liwych nieprzyjemno�ci. Kt�ry� z kator�nik�w, po raz kolejny rozczarowany opowie�ci� S�awka, splun�� soczy�cie. � Co to jest, S�awko, �e wszystkie twoje historie s� o tym, jak baba leci w b�oto. Albo jeszcze gorzej... � A bo ja lubi�, jak ba... kobieta jest bli�ej matki ziemi � wyzna� uczciwe morderca. � To... � Dobra, wszyscy spa�! � w��czy�em si�. Kowal m�g�, mimo wszystko, odebra� s�owa mordercy jako obraz� p�ci pi�knej i udusi� idiot� na jego w�asnej pryczy. Pewnie, �e dobrze by zrobi�, ale przecie� nie na statku! Kpiarz tak skatowa�by biednego kowala, �e krwi� by plu�... � Nie masz racji, Ilmar, oj, nie masz! � rzek� S�awko, jak mu si� wydawa�o, chytrze. � Ch�opaki bajki ciekawi pos�ucha�, a ty rozkazujesz. Ale nikt go nie popar�. Nikogo ju� jego bajki nie bawi�y. No, no, pod starszym pr�buje kopa�... nie z jego rozumem... � Zamknij pysk! � warkn��em, a kowal ochoczo dorzuci�: � Bo ja ci zamkn�! Czuje moje serce, �e niedobre rzeczy m�wisz! Morderca natychmiast zamilk� i zapanowa�a b�oga cisza. Skrzypia�y koje, czasem ugina� si� pod czyimi� krokami pok�ad, o burt� uderza�y fale. Stateczek by� niewielki, to nie szybki wi�zienny kliper, by�o nas za ma�o i przysz�o p�yn�� d�ugo. Le�a�em zawini�ty w kurtk�, czasem odruchowo rozprostowuj�c palce d�oni, jakbym chcia� troch� pomajstrowa� przy k��dce. Ciemno�ci panowa�y absolutne � �ar knota dawno zgas�, a iluminator�w nie by�o. Pospa�by sobie cz�owiek... ale nie wolno. Musia�em co� sprawdzi�. Albo zacz��em mie� nocne halucynacje, albo... A jednak! Nie wydawa�o mi si�! Us�ysza�em nad sob� ledwie s�yszalny szcz�k metalu. Inni mog� sobie my�le�, �e to �a�cuch z br�zu, ale ja wiem, jaki d�wi�k wydaje k��dka, gdy pr�buje si� w niej grzeba� kawa�kiem stali. Le�a�em, szepcz�c podzi�kowanie Siostrze Or�downiczce. Nie porzuci�a w biedzie nieszcz�snego brata, nie zagoni�a pod ziemi� na siedem d�ugich lat! Dzi�ki ci, Siostro, obiecuj�, �e jak wr�c� na s�oneczny kontynent, przyjd� do �wi�tyni, padn� ci do n�g, b�d� ca�owa� marmurowe stopnie i po�o�� na o�tarzu pi�� monet, chocia� wiem, �e pieni�dze ci na nic, i monety trafi� do kieszeni kap�ana. Dzi�kuj�, Siostro, �e pos�a�a� mi szcz�cie! A to szczeniak! Przeni�s� na statek �elazo! Tylko gdzie je schowa� � przecie� kontrola by�a skrupulatna, zagl�dali w takie miejsca, �e cz�owiekowi nieprzyjemnie na samo wspomnienie. A on przeni�s�! A ja przez ca�y tydzie� przeszukiwa�em �adowni�, czy poprzedni transport nie zostawi� jakiego� podarunku, czy w deskach nie ma przypadkowego gwo�dzia, wszystkich obserwowa�em i tylko na ma�ego nie zwraca�em uwagi. Nie wiedzia�em, �e przyniesie mi szcz�cie! Zreszt�, kto by przypuszcza�? Ch�opak jak ch�opak, ledwie wszed� w lata, �eby na podstawie edyktu �o wykorzenianiu �ajdactwa w�r�d m�odzie�y� trafi� na katorg�. Wyczy�ci� kieszenie komu� wa�nemu albo zakrad� si� do czyjego� domu. Ch�opak niewiele m�wi�, a wszelkie wypytywanie od razu ukr�ci�em � nie wolno! Mo�e po�kn�� metal? Nie, niemo�liwe, przez pierwsze trzy dni nie spuszcza�em oka z kibla, ca�y czas patrzy�em, czy kto� nie grzebie w swoim g�wnie. Wi�c to naprawd� Siostra zapewni�a mu powodzenie. Kto� krzykn�� przez sen, mo�e zobaczy� kopalni�, a mo�e przypomnia� sobie swoje post�pki i brz�k nade mn� ucich�. To nic, przyjacielu. Poczekam. Jak on wni�s� �elazo? Szlachetno�� � oto, co powinno by�o wzbudzi� moj� czujno��. Czu�o si� w nim b��kitn� krew � twarz delikatna, rysy regularne, spojrzenie uparte, twarde. Tacy nie w��cz� si� po bazarach. Pewnie czyje� dziecko z nieprawego �o�a. Kto� go na katorg� wys�a�, a kto� inny pom�g�. Wsun�� kilka monet Kpiarzowi, �eby ten zapomnia� o regulaminie, przeni�s� wytrych i wsun�� ch�opcu do r�ki. Innej mo�liwo�ci nie by�o. Cisza panowa�a absolutna, ale ch�opak nadal si� czai�. W ko�cu szcz�kn�o �elazo. W tym momencie zeskoczy�em z koi, �ciskaj�c r�k� �a�cuch, �eby nie zad�wi�cza�. Ale ch�opak us�ysza�. Szarpn�� si�, ale by�o ju� za p�no � chwyci�em go za r�k�, le��c� na k��dce, przycisn��em, wyszepta�em p�g�osem: � Cicho, g�upi! Zamar�. Moje palce rozwar�y jego d�o�. Sprawdzi�em � nic. Ostro�nie pu�ci�em �a�cuch i dwoma r�kami przesun��em po w�skiej koi, w nadziei, �e palce wyczuj� ch��d stali. Nic! Obmaca�em k��dk�, obszuka�em koj�, przesun��em r�k� pod ch�opcem i wok� niego. Spa� tak jak wszyscy � w ubraniu. M�g� spokojnie schowa� wytrych do kieszeni albo za pazuch�. Pusto. � Co robicie! � oburzy� si� szeptem ch�opak. Niepotrzebnie. Gdyby mia� czyste sumienie, a mnie podejrzewa� o brzydkie rzeczy, zacz��by krzycze�. Skoro si� kryje... � Zabierzcie �apy! B�d� krzycza�! Za p�no, za p�no. Zrozumia�, �e pope�ni� b��d, ale za p�no. Sta�em, trzymaj�c ch�opca za r�ce i gor�czkowo my�la�em. Nie wyrywa� si�. Czeka�. I gdy ju� by�em pewien, �e przera�ony ch�opak po prostu po�kn�� wytrych i nic ju� teraz nie poradz� � przecie� nie b�d� mu rozpruwa� brzucha jak temu wilkowi z bajki, ani sadza� go na kiblu. Rano dop�yniemy do Smutnych Wysp, nic ju� nie wysiedzi... wtedy w�a�nie Siostra Or�downiczka znowu spojrza�a na mnie przychylnym okiem. Pokr�ci�a g�ow�, patrz�c, jak ja, fajt�apa, trzymam w r�ku odpowied� i nadal nic nie rozumiem, westchn�a i zes�a�a zrozumienie. Ze zdenerwowania mocno �cisn��em ch�opcu r�ce. Potem praw� r�k� wzi��em jego lew�, lew� praw� i odwrotnie. Ch�opiec milcza�. Widocznie wszystko zrozumia�. � Nie b�dziesz krzycza�, przyjacielu � wyszepta�em. � Nie b�dziesz. Gdybym ci nawet wszystkie palce po�ama�, s�owa nie pi�niesz. Ale nie b�j si�, ma�y, teraz ju� wszystko dobrze. Teraz jeste�my najlepszymi przyjaci�mi... Prawa d�o� ch�opaka by�a zimna! Lodowata! Oto ca�a odpowied�. � Zrobimy tak � wyszepta�em, gor�czkowo pr�buj�c sobie przypomnie�, jak mu na imi�. Pierwszego dnia mi je poda�, ale wtedy nie mia�em do tego g�owy, musia�em zaprowadzi� porz�dek w �adowni, a potem wszyscy wo�ali na niego Ma�y. � Zrobimy tak, Mark. Si�dziemy sobie i porozmawiamy. Cichutko, po przyjacielsku... � Nie mamy o czym rozmawia�! � warkn��, gdy zdj��em go z pryczy i posadzi�em na swojej. Wok� panowa�a cisza. Je�li nawet kto� us�ysza� nasz� szamotanin�, to wiadomo, co sobie pomy�la�. Niech sobie my�l�, co chc�, teraz ju� na pewno nie b�d� szed� z nimi za jednym w�zkiem! � Mamy o czym, Mark! � wyszepta�em ch�opcu do ucha. � Mamy. Ty znasz S�owo! Szarpn�� si�, ale trzyma�em mocno. � Nie spiesz si� � przekonywa�em. � I pomy�l. Drug� noc grzebiesz w k��dce i nic nie wsk�ra�e�. A jutro ju� port... a potem kopalnia. Tam zdejm� z ciebie �a�cuchy, bez obaw. Ale z kopalni jest tylko jedno wyj�cie i zamk�w tam nie ma � stoj� stra�nicy. Wiem, bo tam by�em. Jak stracisz szans�, S�owo ci nie pomo�e! Ch�opiec uspokoi� si�. � A gdyby� nawet zdj�� k��dk�? � Za�mia�em si� cichutko. � Co dalej? My�lisz, �e ja nie mog� otworzy� swojej? Pomacaj! Zmusi�em go, �eby dotkn�� �uku k��dki � a sam szybko wymaca�em w kieszeni trzyman� na czarn� godzin� szczapk� � mocn�, dobr�, cudem oderwan� od ��ka � i przekr�ci�em mechanizm. K��dka pstrykn�a cicho, otwieraj�c si�. � Rozumiesz? � No to dlaczego... � Dlaczego tu jestem? A gdzie mam i��? Za��my, �e z zasuw� te� sobie poradz�. A dalej? Skaka� za burt�? � Szalupa... � Tak, doskona�a, �eby przep�yn�� w niej setk� mil. Zuch ch�opak. Chcesz, to ci� wypuszcz�? Uciekaj... tylko zostaw mi sw�j metal... Przy okazji, co tam masz? Mark uda�, �e nie us�ysza� pytania. A mo�e naprawd� si� zastanawia�? � To co mo�na zrobi�? � Poczeka� na port. Poprowadz� nas na linie, jak zwykle. No i wtedy... mo�na uciec. � Jak? Podekscytowany, prawie krzykn��. Zacisn��em d�o� na jego ustach. � Cicho! Jak � to ju� m�j problem. Najwa�niejsze, �e w�a�nie wtedy b�dzie potrzebny metal. Szczapk� zdo�am otworzy� najwy�ej to g�upstwo. A przyjdzie otwiera� du��, porz�dn� k��dk�, i to szybko! � No�em zdo�acie? � Masz n�? No tak... poka�! Powiedzia�em i ugryz�em si� w j�zyk. Pro�ba by�a zbyt gwa�towna. I zbyt g�o�na. Ale Mark jednak si� zdecydowa�. Co� wyszepta� � samymi wargami, nic nie us�ysza�em � wyci�gn�� do mnie r�k�. D�o� by�a zimna, jakby ch�opiec przez kilka minut trzyma� j� na lodzie. Czuj�c, jak zamiera mi serce, u�wiadomi�em sobie, �e obok mnie rzeczywi�cie siedzi cz�owiek znaj�cy S�owo. Stal by�a ciep�a, ogrzana r�k�. Nie na pr�no powiadaj�, �e mrozi tylko �ywe S�owo. � Uwaga, ostry! � Pad�o sp�nione ostrze�enie. Oblizuj�c skaleczony palec, wymaca�em n� drug� r�k� � kr�tki i w�ski kind�a�. Obustronny. R�koje�� z ko�ci, rze�biona. Stal musi by� dobra, skoro ch�opak nie z�ama� klingi i nie wyszczerbi� ostrza, nieumiej�tnie grzebi�c w zamku. � Nadaje si� � powiedzia�em. � Daj no... Oczywi�cie, nie da�. Oczywi�cie, nie liczy�em na to. Jeszcze przez sekund� trzyma�em kling� w r�ku, a potem znik�a. Rozp�yn�a si� pod palcami i teraz trzyma�em powietrze. � I tak b�dziesz musia� mi zaufa� � uprzedzi�em. � Wyja�nijcie. Nie mia�em innego wyj�cia. � S�uchaj, bo nie b�d� powtarza�. Poprowadz� nas na linie... Przez dziesi�� minut t�umaczy�em mu sw�j plan, kilka razy przy tym podkre�laj�c, �e tak czy siak b�dzie musia� da� mi n�. Ch�opiec milcza�, ale mia�em wra�enie, �e si� zgodzi. � To znaczy, �e si� dogadali�my? � zapyta�em na wszelki wypadek. � Tak. S�usznie. Zreszt�, jaki ma wyb�r? Nie jest g�upi, wie, �e w labiryntach starych kopal�, do kt�rych wrzuc� tysi�ce kator�nik�w, nic dobrego go nie czeka. � Rano trzymaj si� blisko mnie. Jak nas wyprowadz� i b�d� przywi�zywa� do liny � staniesz za mn�. Jak przyjdzie pora, dam ci znak. � Ja nie mog� na Wyspy... � wyszepta� ch�opiec. � Zgadza si�, nie mo�esz. � Nie rozumiecie. Nie mog� zej�� ze statku. � Dlaczego? � Ja... trafi�em do transportu przypadkiem. Stara �piewka. Wszyscy�my tu niewinni, wierni synowie Zbawiciela, nieszcz�ni bracia Siostry. A wok� nas sami z�odzieje i mordercy... � Powinni byli mnie straci�. Wszystkiego si� spodziewa�em, tylko nie czego� takiego. Ch�opak m�wi� z tak g��bokim przekonaniem, �e nie pozostawa�o miejsca na w�tpliwo�ci. A przecie� nie wieszaj� za niewinno��, s�dziowie to wprawdzie bydl�ta, ale wol� pos�a� zb�ja na katorg�, �eby grzbiet zgina� w kopalniach, nie chc� marnowa� sznurka. Zazwyczaj wieszaj� takich nikczemnik�w, kt�rych kator�nicy w kopalni i tak rozerw� na strz�py. Na przyk�ad, jak kto� zabije kobiet� nosz�c� dziecko pod sercem � to ju� bez dw�ch zda�, to sama Siostra przykaza�a, jak j� na stos prowadzili. Zabi� �pi�cego albo bezbronnego to te� grzech �miertelny. Je�li zabijesz wi�cej ni� dwunastu ludzi, to te� jasna sprawa. Zbawiciel przecie� rzek�: � �Kto tuzin zabije, ale skruch� oka�e, ten czysty jest przede mn�...� A o drugim tuzinie nie wspomina�. Mo�na oczywi�cie zawini� wobec Domu � tylko co musia�by zrobi� taki p�tak, �eby rozgniewa� Dom? Na wszelki wypadek odsun��em si� od Marka. Je�li ch�opak ma co� nie w porz�dku z g�ow�, lepiej trzyma� si� od niego z daleka. Wystarczy chwila, �eby si�gn�� S�owem w Ch��d i wyj�� n�... a co ja zrobi� przeciwko stali, w dodatku w takiej ciemno�ci, gdy czubka w�asnego nosa nie wida�? � Nie b�jcie si�! � powiedzia� ch�opiec. A� si� �achn��em od takiej bezczelno�ci, ale nic nie powiedzia�em. Co zrobi�, naprawd� si� boj�. Gdyby by�a tu cho�by odrobina �wiat�a, cho� szczelina w pok�adzie, kaganek w drugim ko�cu �adowni... do r�nych rzeczy przywyk�em: po sakso�skich podziemiach si� czo�ga�em, w kurhanach kirgiskich grzeba�em i chi�skie pa�ace nocami pl�drowa�em, gdy tylko emalia fosforyzuj�ca z sufitu �wieci�a... ale tutaj nie by�o nic. Sied� i my�l, czy ch�opak wbije ci w bok kind�a� czy nie. � I za jakie� to sprawki mieliby ci� wiesza�? � Moja rzecz. � To prawda. Ale czego si� teraz boisz? Wyrok dosta�e�, na statek wsiad�e�, do Wysp prawie dop�yn��e�. Czujesz, jak fale o burt� uderzaj�? To ju� przybrze�ne ko�ysanie, nawigator jest niedo�wiadczony, boi si� wchodzi� noc� do zatoki. � Je�li oni zrozumiej�... tam... � To co? Kliper za tob� przy�l�? Taki� wa�ny? Najwy�ej przy okazji po�l� rozkaz, �eby powiesi� ci� na miejscu albo odes�a� z powrotem. � Mo�e kliper, a mo�e nawet szybowiec... No, no. R�nie to bywa. Pami�tam jednego typka, dziewczyn� zgwa�ci�, a potem trz�s� si� w celi � powiesz� mnie, powiesz�... a dosta� jedynie baty i powl�k� si� do domu. � K�ad� no si� spa� � poleci�em, jakby to Mark si� o rozmow� naprasza� i na moj� koj� wszed�. � Jutro b�d� potrzebne si�y. Pami�taj � spryt sprytem, ale jak nie umiesz biega�, to po tobie. Podsadzi�em ch�opaka na g�r�, �a�cuch brz�kn�� g�o�no, budz�c niejednego kator�nika. Zakr�cili si�, zakas�ali, zasapali, kto� sennie zakl��. A ja si� po�o�y�em, swoj� wiern� drzazg� zamkn��em k��dk� i zasn��em. To wielka rzecz zna� S�owo. Nie raz takich widzia�em, tylko zazwyczaj wysoko nad sob�. Na wojnie, gdy si� w m�odo�ci z g�upoty do armii zaci�gn��em, a tak�e z ciemnego k�ta w cudzym domu, modl�c si� do Siostry, �eby gospodarz mnie omin��, nie zmusza� do mno�enia grzech�w. Ale tak, �eby obok siedzie�, za r�k� trzyma�, gdy S�owo szepcz� i do Ch�odu si�gaj�, tak to jeszcze nigdy. By� wprawdzie Cichy Gomez, prawdziwy �ajdak, ale nie okrutnik i nie zwierz�. Pili�my razem i hulali�my razem. A potem znale�li go w ciemnym zau�ku, poci�tego i pok�utego. Wszyscy zrozumieli � torturami pr�bowano wyci�gn�� z niego S�owo. Na twarzy Gomeza zastyg� straszny u�miech. Widocznie wszystko wytrzyma�, a S�owa nie zdradzi�... Ale sk�d ch�opiec mia�by zna� S�owo? Ojciec mu podarowa�? W takim razie to ju� na pewno arystokrata. Ach, Kpiarzu, Kpiarzu... mnie �e� si� przygl�da�, na �ysego popatrywa�e� i nie zrozumia�e�, kto S�owo ukrywa�. Nakarmili nas szybko i ju� zupe�nie otwarcie � �wi�stwem. Marynarze zhardzieli, ju� si� buntu nie boj�. Kpiarz sam przyni�s� kocio� z kleist� kasz� bez jakiejkolwiek okrasy oraz miski. Sta� przy drzwiach, patrzy�, jak kator�nicy, krzywi�c si�, napychaj� brzuchy i kiwa� batem. Statek ko�ysa� si� na falach, ale lekko, leniwie, nawet ci, kt�rzy cierpieli na chorob� morsk�, poweseleli. Wyhucza� si� ju� spuszczaj�cy kotwic� kabestan i ca�kiem blisko, tu� za burt� da�o si� s�ysze� st�umione g�osy. Nic dziwnego, nie tylko nas � byd�o robocze, przywieziono, ale r�wnie� prowiant sto�eczny dla oficer�w, bro�, odzie�, narz�dzia. Miasteczko by�o ca�kiem du�e, w pobli�u garnizonu wielu si� po�ywi. � No, czas na was! � Kpiarz wy�o�y� na twarz sw�j najserdeczniejszy u�miech. � Rad jestem za was, z�odzieje wy, moi nieszcz�ni. Jak uczciw� prac� winy odkupicie, na pewno was z powrotem zawioz�. � Tylko si� pospiesz � burkn�� Loki. Jeszcze wczoraj oberwa�by batem za tak� bezczelno��, a dzisiaj mu si� upiek�o, nadzorca nie zwr�ci� uwagi. Kpiarz szed� po �adowni, zatrzymuj�c si� przy zaj�tych kojach i odpinaj�c �a�cuchy. By� odwa�nym cz�owiekiem mimo wszystko � nie ba� si� sam jeden zdejmowa� ok�w dw�m dziesi�tkom bandyt�w. Zreszt�, dobrze wiedzia�, �e na pok�adzie i kei roi si� teraz od stra�nik�w. Gdy podszed� do mnie, zapyta�: � Zdj�� k��dk� czy sam otworzysz? � A, ju� zdejmij � poprosi�em. Kpiarz pokr�ci� g�ow�. � �eby taki z�odziej jak ty nie umia� k��dki drzazg� otworzy�... Serce na moment stan�o, ale nadzorca otworzy� k��dk� i poszed� dalej. Nie, jednak niczego nie podejrzewa. Pewnie si� rozczarowa�, �e Ilmar Przebieg�y okaza� si� takim dzieciuchem. To nic, poczekaj chwil�, przyjacielu. Ju� nied�ugo b�dziesz mia� swoje przedstawienie... Mark zeskoczy� z g�rnej p�ki, pocieraj�c obtarte �a�cuchem nadgarstki. Zawsze to samo z dzieciakami, skuli go za mocno, �eby nie wysun�� w�skiej d�oni z �a�cucha. Ale Mark nie przejmowa� si� krwawi�cym �ladem. Popatrzy� na mnie z tak gro�n� min�, �e natychmiast si� odwr�ci�em. Kpiarz nie jest g�upi i ma nosa, nie ma sensu gniewa� Siostry i w�asn� g�upot� prosi� si� o nieprzyjemno�ci. � Pojedynczo, pojedynczo na g�r�! � krzykn�� Kpiarz. � Rusza� si�! By�em pi�ty albo sz�sty, za mn� szed� Mark. Po dziesi�ciu dniach uwi�zienia w ciasnym, dusznym, smrodliwym pomieszczeniu wyj�cie z �adowni wydawa�o si� cudem. Wszystko cz�owieka cieszy�o: i korytarz, i stromy trap, i � co za szcz�cie! � kwadrat bezchmurnego nieba w luku. � Dalej, nie zatrzymywa� si� � warkn�li na mnie z pok�adu. Mru��c oczy od ostrego �wiat�a, poszed�em dalej. Dosta�em dobroduszne, ale mocne pchni�cie w plecy i przy��czy�em si� do stoj�cej ju� na pok�adzie grupki kator�nik�w. Statek, kt�rym dostarczono nas na Smutne Wyspy, by� niewielki, ale mocny i czysty. Pok�ad wyszorowany, �agle starannie opuszczone i sklarowane, wszystko na swoim miejscu, wszystko ma swoje surowe morskie przeznaczenie i niezrozumia�� nazw�. Gdybym nie by� z�odziejem, mo�e zosta�bym marynarzem... Dziesi�ciu ochraniaj�cych nas stra�nik�w wygl�da�o na bardziej zapuszczonych ni� marynarze z naszego statku. Wprawdzie uzbrojeni byli w kusze i pa�asze z br�zu, jeden mia� nawet kulomiot, ale ich mundury by�y brudne, mordy kwa�ne i obrzmia�e. Prawdy �elazem nie ukryjesz. Przed stra�nikami le�a�a buchta grubej liny � tradycyjnie. To dobrze. Na to w�a�nie liczy�em. Oderwa�em spojrzenie od ochrony i zachwyci�em si� wyspami. Oczy �zawi�y, ale to nic, po ciasnocie �adowni �wiadomo��, �e na �wiecie s� takie rzeczy jak odleg�o�ci i perspektywa, by�a czyst� rozkosz�. Smutne Wyspy s� trzy, a my stali�my przy brzegu najpi�kniejszej, najwi�kszej i najbardziej zaludnionej. Skaliste brzegi, poro�ni�te pi�kn� zieleni�, brunatne wzg�rza nad zatok�, miasteczko przytulone do portu, weso�e, gwarne, kolorowe. W oddali, w g�rach, wida� dymy piec�w. Kiedy� dymi�y znacznie bardziej. By�o pi�knie. Tym umieraj�cym, po�egnalnym pi�knem, kt�re kocham najbardziej... po�rodku miasta wznosi�y si�: iglica ko�cio�a Zbawiciela i kopu�a �wi�tyni Siostry Or�downiczki. Zazdro�nie zauwa�y�em, �e iglica jest znacznie wy�sza, a poz�ota na drewnie niedawno odnowiona. Ech, Siostro, jak prze�yj�, z�o�� ofiar�. Niedobrze, �e o tobie zapominaj�. Statek sta� przy samej kei, po przerzuconych mostkach �azili tam i z powrotem tragarze, spogl�daj�c na nas z pob�a�liwym u�miechem. Jeszcze zobaczymy, kto b�dzie si� �mia� ostatni. Mark wl�k� si� prawie po omacku, ledwie odnajduj�c drog�. Stra�nicy chichotali, obserwuj�c nasze niezgrabne ruchy, najwidoczniej nie spodziewali si� �adnego podst�pu. Kt�ry� z kator�nik�w nawet upad�, wywo�uj�c wybuch weso�o�ci. Ja rozkoszowa�em si� �wiat�em. Oczy ju� si� przyzwyczai�y, w mojej pracy to konieczne; pier� nie mog�a nacieszy� si� s�odycz� czystego powietrza. Nawet przekle�stwa stra�nik�w poprawia�y mi humor � zawsze to nowi ludzie, a nie te obrzyd�e, ogl�dane przez tydzie� mordy. � Do liny � rozkaza� w ko�cu jeden ze stra�nik�w. � No, ju�, kt�ry tam �mia�y... Mark zrobi� krok do przodu. Smarkacz! Szczeniak! Omal nie krzykn��em: st�j! Ale nie wolno mi by�o zwraca� na siebie uwagi. W �adnym wypadku! � Zuch � pochwali� Marka stra�nik, niem�ody m�czyzna o dobrodusznej twarzy. � S�uchaj rozkaz�w, czcij Zbawiciela, a wr�cisz do domu... Zr�cznie zarzuci� na szyj� ch�opca p�tl�, kr�tkim sznurem po��czon� z drug� p�tl�, bardzo w�sk�. Wyszarpn�� z buchty koniec smo�owanej liny, przeci�gn�� przez ma�� p�tl� i troskliwie zapyta�: � Nie �ciska? Mark pokr�ci� g�ow� i oczywi�cie zaci�gn�� sprytnie zawi�zan� p�tl�. Stra�nicy zar�eli. Dobroduszny stra�nik rozlu�ni� w�ze�, powiedzia� pouczaj�co: � Nie kr�� g�ow�, udusisz si�. Nast�pny! Starannie obmy�lony plan wali� si� w gruzy. Jednak odepchn��em Lokiego, kt�ry ju� zrobi� krok do przodu. Podszed�em do liny. W milczeniu czeka�em na za�o�enie smyczy, potem nachyli�em si� i zacz��em rozwija� bucht�. � Ej, co jest? � zdumia� si� stra�nik. � Ch�opak si� udusi, je�li b�dzie szed� pomi�dzy dwoma doros�ymi. � wyja�ni�em. � Powinien i�� pierwszy. � Rzeczywi�cie... � stra�nik zmierzy� wzrokiem kator�nik�w. Najwidoczniej rozgl�da� si�, kogo by tu postawi� za Markiem. Ale jak na z�o�� kator�nicy byli ro�li jak d�by. I ja naprawd� wydawa�em si� najni�szy. Zw�aszcza teraz, gdy starannie si� garbi�em i lekko ugina�em kolana. � Dobra, stawaj za nim � powiedzia� zak�opotany stra�nik. � Id� uwa�nie, jak si� ch�opak udusi, dostaniesz baty! Nie by�o ju� mowy o jakiejkolwiek dowolno�ci, niski wzrost Marka pozbawi� stra�nik�w spodziewanej rozrywki. Kator�nik�w ustawiano wed�ug wzrostu, przeklinaj�c s�dzi�w, kt�rzy wys�ali ch�opaka na doros�y transport. Mark mia� racj�, m�wi�c, �e trafi� do kopalni przypadkiem. Zazwyczaj zsy�ano tu krzepkich, ros�ych m�czyzn. Dla dzieci s� kary odpowiednie do ich si�: p�ukanie z�otego piasku na p�nocy albo wyszukiwanie resztek rudy na ha�dach starych kopalni �elaza... Stan��em za Markiem i wykorzystuj�c og�lne zamieszanie, zasycza�em: � Co ty wyrabiasz? � Przecie� sami powiedzieli�cie � pomi�dzy dwoma doros�ymi si� udusz�. � Odpar� szeptem ch�opiec. �ga�. Dopiero po moich s�owach wymy�li� to usprawiedliwienie. Chodzi�o o co innego � nie chcia� wypuszcza� no�a z r�ki... � Nie otworzysz k��dki! � Wy otworzycie... Czeka�em, gotuj�c si� ze z�o�ci. W ko�cu wszystkich nas nanizali na lin�, a ko�ce zacisn�li w drewnianych belkach, zamykanych na ci�kie k��dki. Tak... du�y klucz, podw�jne pi�ro, trzy naci�cia, przekr�ca si� w lewo... No�em zajmie jakie� dwana�cie sekund. Za du�o. Trzeba szybciej. Nawet, je�li tutejsi stra�nicy maj� wszystko gdzie� � w ci�gu dwunastu sekund najbardziej t�py i leniwy zauwa�y, �e co� jest nie tak. � Naprz�d, do�� tego pr�niactwa! � Gdy wszyscy byli�my ju� powi�zani, ton stra�nik�w zmieni� si�. Niby ci�gle ta sama drwina, ale bardziej z�a, rozdra�niona. � Rusza�! Ruszyli�my do trapu. Rozdzia� drugi w kt�rym wszyscy biegn�, ale niewielu wie, dok�d i po co. Nie�atwo jest chodzi� w linie. Twarda, smo�owana, le�y na ramieniu jak pr�t, ani drgnie. Troch� zwolnisz, lekko przyspieszysz albo jeszcze gorzej, b�dziesz chcia� p�j�� w bok, p�tla szarpnie ci�, zaci�nie si� na szyi. Jak kto� upadnie � mo�e zgin��. Niezgrabnym, ludzkim krokiem poszli�my w poprzek pok�adu. Pierwszy na trap zszed� Mark. Szed� prawie na palcach, �eby cho� troch� os�abi� napi�cie liny. Siostro Or�downiczko, Zbawicielu, nie pozw�lcie mu upa��! I sam zginie i ze mn� koniec... Nie na darmo kator�nik�w prowadz� na linie! Przecie� mogliby za�o�y� okowy, by�oby nawet pewniej, ale nie! Sznur � to przypomnienie haniebnej �mierci. �eby� poczu� si� poni�ony, �eby� by� got�w na szubienicy zawisn��. �eby� zrozumia�, �e katorga to nie raj. Je�li mnie pami�� nie myli, jeszcze nas poprowadz� przez plac Knuta, �eby�my zobaczyli, jak si� karze niepokornych. Dawno nie by�em na Smutnych Wyspach, chyba z pi�tna�cie lat min�o. Jak tu trafi�em, by�em tylko troch� starszy od Marka, dobrze chocia�, �e za drobiazg i na nieca�y rok. � Ruszaj si�! � pokrzykiwa� stra�nik, kt�ry szed� obok mnie. Wygl�d mia� dobroduszny i pyzaty, taki po bazarach powinien chodzi�, bra� pieni�dze od handlarek. Ale dali go do kator�nik�w i teraz si� puszy, si�� poczu�. Opu�ci�em g�ow�, wzrok utkwi�em w ziemi�. Stra�nik popatrzy� na mnie chwil� i poszed� dalej. � Po jakie licho stan��e� pierwszy? � szepn��em do Marka. Ch�opak, nie odwracaj�c si�, przynajmniej na to starczy�o mu rozumu, odpowiedzia�: � Ja sam przetn� lin� i uciekniemy. � Ptaszka sobie obetnij! Ci��e� kiedy� smo�owan� lin�? Mark pokr�ci� g�ow�. � Nawet mieczem z rozmachu jej nie przer�biesz! Ostrze uwi�nie! Ch�opiec straci� rezon. Przesun�� d�oni� po linie, odwr�ci� si� � w jego oczach wida� by�o konsternacj�, chyba zrozumia�. Potem dotkn�� narzuconej na szyj� p�tli. Nie�atwo j� �ci�gn��, nikt nawet nie pr�buje � udusisz si�, ale no�em przeci�� � nic prostszego. � Niech ci nawet do g�owy nie przyjdzie ci�� obro�� � przypomnia�em mu to, co wyja�nia�em jeszcze wczoraj. � Sam jeden daleko nie uciekniesz, musz� wszyscy jednocze�nie... Oczywi�cie, gdyby innemu da� n� i ten mia� pi�� minut, m�g�by przeci�� lin�. Je�li jest silny jak byk, je�li Zbawiciel si� u�miechnie, je�li stra�nicy si� odwr�c�... Ale nigdy nie dzieje si� tak, �eby wszystko zdarzy�o si� w tej samej chwili: ostry n�, umiej�tno�� wielka i si�a straszna, i przekupieni stra�nicy... � Ja otworz�... k��dk� otworz�... Obok nas przeszed� drugi stra�nik. Spojrza� podejrzliwie, ale zapyta� spokojnie: � Co�cie si� rozgadali, �mieci? � Ch�opak si� boi, uspokajam go... W oczach stra�nika mign�o wsp�czucie. Nie dla mnie rzecz jasna, dla ch�opca. � Nie trzeba by�o zb�jowa�... � powiedzia�, jakby sam siebie przywo�uj�c do porz�dku. � Prawo jest jedno dla wszystkich. Do�� tego gadania! Ale nie pilnowa� nas, poszed� do przodu; tam na ulicy zebra� si� ju� spory t�um. Pomacha� kusz� � przechodzi�, rozej�� si�... t�um odsun�� si� tylko o metr. Ludzie nie bali si� stra�nika, w ko�cu on b�dzie musia� tu �y�, chodzi� wieczorami po ulicach. Wyspiarze nie mieli zamiaru rezygnowa� ze swojej rozrywki. � Zb�je! � cienko krzykn�a w t�umie jaka� dziewczyna. Znam takie histeryczki z p�on�cymi oczami... Sama pewnie co roku dziecko usuwa i dlatego innych od razu s�dzi� gotowa. � Zab�jcy! Gwa�ciciele! �eby wam r�ce i nogi pousycha�y! �eby was... To jeszcze nic. Ten t�um by� spokojny. Nawet dziewczyna � pokrzycza�a, pokrzycza�a i wr�ci�a do swoich spraw, ko�ysz�c plecionym koszykiem. Pewnie sz�a na rynek. Gdyby wraca�a � nie po�a�owa�aby podgni�ego pomidora czy zgniecionego jajka... � Nie otworzysz k��dki � powiedzia�em. � S�yszysz, Mark? To trzeba umie�. Milcza�. Pewnie sam to rozumie, gnojek. � Pochyl si� troch� do przodu � kaza�em. � �eby belka spocz�a ci na ramionach. � Zrozumiej�... � Co si� wleczesz jak wesz! � wrzasn��em i kopn��em ch�opaka w ty�ek. Mark szarpn�� si�, run�� do przodu, przycisn�� si� do drewna, kt�re zaciska�o jego lin�. Stra�nicy rechotali. Kator�nikom nerwy nie wytrzymuj�. Zawsze jaka� rozrywka. Przesun��em si� za ch�opcem, wpi�em si� spojrzeniem w k��dk�. Ech, nie mam farta, niemiecka robota, z takimi trudno sobie poradzi�... � Nie przesadzaj! � rzuci� mi wracaj�cy stra�nik. � Jeszcze si� ch�opak udusi... Gdybym mia� wytrych, cienki wytrych, z podw�jnym wygi�ciem, wtedy bez problemu... A my ju� podchodzili�my do placu Knuta. Idealne miejsce do ucieczki. Potem b�dziemy szli po wzg�rzach, miejsca go�e i bezludne, nie ma gdzie si� ukry�... Niemiecka robota, dobra stal, spr�yna, klucz z trzema naci�ciami... W �yciu nie otworz� takiego zamka no�em! Jak tylko to zrozumia�em, od razu zacz��em dzia�a�. Nie wolno poddawa� si� panice. � N�! � zasycza�em w plecy Marka. Przynajmniej raz nie dyskutowa�. Poruszy� r�k�, jakby si�ga� gdzie� daleko, daleko... nawet ja poczu�em oddech Ch�odu, gdy w r�ku ch�opaka b�ysn�� n�. Dobra klinga. Za tak� domek pod miastem oddadz� bez targ�w. Wyci�gn��em r�k� nad jego ramieniem, wzi��em n� � ch�opakowi zadr�a�y palce, ale odda�. Nawet, cho� nie prosi�em, przytrzyma� sztab�, �eby by�o mi wygodniej dzia�a�. Na szcz�cie stra�nicy akurat na nas nie patrzyli, zaprowadzali porz�dek na ko�cu kolumny. Przed nami nie by�o ludzi. Tylko jedna malutka umorusana dziewczynka sta�a na rogu, ssa�a brudny kciuk i patrzy�a na nas. Gdyby by�a starsza, podnios�aby krzyk. A tak tylko jej oczy zab�ys�y, wpatrzy�a si� w n�, opu�ci�a r�czki, zapomnia�a zamkn�� buzi�... Patrz, ma�a, patrz, tylko nie krzycz, b�agam ci�! Siostra Or�downiczka nie kaza�a uciekinier�w wydawa�! Nie krzycz, prosz� ci�, ze�le ci Siostra za to lalk� porcelanow�, sukienk� now�, a jak wyro�niesz � m�a bogatego i dom dostatni. Tylko nie krzycz! W my�lach zaklina�em dziewczynk� i jednocze�nie grzeba�em w zamku... ju� jakby co� wymaca�em, stal zgrzyta�a, n� b�yszcza� w s�o�cu, czasu by�o ma�o, tyle, co do pi�ciu zliczy�... Kator�nicy za mn� ju� zrozumieli. S�awko zamycza� � przygotowa� si�. Tacy to zawsze czerpi� korzy�� z cudzych zdolno�ci! Kowal st�kn��, zmyli� krok, pewnie chcia� co� powiedzie�, ale nijak nie m�g� poradzi� sobie z j�zykiem... � Co tam robicie? � krzykn�� kt�ry� z konwojent�w. Jeszcze nie widzia�, ale ju� wyczul; wszystko przepad�o, czemu, Siostro, czemu� ze mnie zakpi�a... Gdy tylko pomodli�em si� do Siostry, przekl�ta k��dka szcz�kn�a, luk si� otworzy�, wyskoczy� z otworu, drewno si� rozesz�o i upad�o na ziemi�. Mark zwolni� kroku, szturchn��em go � szybko uwolni� si� z liny, ja skoczy�em za nim. Z ty�u ju� napierali � i S�awko, i kowal, i reszta. Jedni rzeczywi�cie zdecydowali si� na ucieczk�, innych nap�r popchn��. Na to w�a�nie liczy�em. Niczym susz�ce si� ryby z zerwanego sznura, kator�nicy rozsypali si� po ulicy. Jedni bezmy�lnie rzucili si� do przodu. Aha, na plac, prosto w �apy t�umu. Za pojmanie uciekiniera p�ac� trzy monety. A je�li przynie�� g�ow�, r�k� albo nog� � dwie. T�um g�upi nie jest i umie dodawa�. Umie te� odejmowa�. T�um to potw�r, ale nie g�upi. Najbardziej zdesperowani kator�nicy rzucili si� na stra�nik�w. Tego, kt�ry mia� kulomiot, przewr�cili od razu. Mo�e pozosta�ych te� zadepcz�. Wszystko si� mo�e zdarzy�. Mo�e nawet statek odbij�. Ale �o�nierze wezw� z garnizonu dwa szybowce i spal� buntownik�w razem ze statkiem... A ja, jak ostatni idiota, szamota�em si� z ch�opakiem. Mark zabiera� mi n�, ju� sobie palce pokaleczy�, ale nie puszcza�. Nie, ma�y, nie mam zamiaru z tob� umiera�! Pu�ci�em n�, niech si� cieszy, mo�e zd��y si� poci��, i skoczy�em w boczn� w�sk� uliczk�, w biegu zdzieraj�c p�tl� z szyi. Obok mnie bieg� kowal i S�awko � prosz�, kto okaza� si� najsprytniejszy! Ale wtedy S�awko z wrodzonej t�poty i brutalno�ci pope�ni� b��d. Na jego drodze znalaz�a si� tamta umorusana dziewczynka, zbyt m�odziutka, by domy�li� si�, �e trzeba ucieka�. � Z drogi! � rykn�� S�awko. Odepchn�� dziewczynk�. No i po co, pytam si�? Straci� wi�cej czasu, ni� gdyby j� zwyczajnie omin��! � Krzywdzisz kobiety! � wrzasn�� kowal. W jego g�osie by�a w�ciek�o�� i jednocze�nie triumf. W ko�cu upewni� si�, �e S�awko to �ajdak. Chwil� p�niej kowal przyciska� morderc� do jakiego� kramu i wali� jego g�ow� w �cian�, powtarzaj�c: � Nie wolno krzywdzi� kobiet! Grzech! Nie wolno krzywdzi� kobiet! Przepro�! Nie wolno... Przebieg�em obok wyj�cego S�awka, rozgniewanego kowala i p�acz�cej dziewczynki. Nic jej si� nie sta�o... Dzi�ki ci, Siostro! Nie opuszczaj kowala, zatroszcz si� o niego, to dobry cz�owiek, chocia� ciemny. Zaraz nadbiegn� ludzie, przylec� stra�nicy z portu, mo�e go nie zabij�? Chyba nie ma zamiaru ucieka�, stoi i �omocze zb�ja. Mo�e prze�yje. W kopalniach potrzebuj� robotnik�w. Siostro, pozw�l mi uciec... � Ilmar! Odwr�ci�em si� w biegu. Mark ju� si� zorientowa�, gdzie trzeba ucieka�. Dobrze bieg�, dogoni� mnie. No�a w r�kach oczywi�cie ju� nie mia�, p�tli te� si� pozby�. � Szczeniaku! � krzykn��em. � Omal �e� wszystkiego nie popsu�... � Nie porzucajcie mnie! Ju� si� mia�em odgry��, ale zmieni�em zdanie. Gdy los si� do ciebie u�miechn��, nie wolno innym odmawia� pomocy. Od razu fortuna by si� odwr�ci�a. Po prostu dalej bieg�em, z cich� nadziej�, �e ch�opak zostanie w tyle. Ale Mark nie by� s�abeuszem. Dwa razy wpadali�my na id�cych z naprzeciwka ludzi. Pierwszy, mocny, ale wida� m�dry ch�op, nie zaryzykowa� zatrzymywania nas. Nadmiernie wojowniczego staruszka z kosturem u�o�y�em na ulicy jednym ciosem. Nie powiniene�, dziadku, �akn�� cudzej krwi. Nie w twoim wieku. � Ilmar... Ch�opiec zacz�� zostawa� z ty�u. Chyba opada� z si�. Nogi mia� m�ode i mocne, ale to ja ucieka�em przez ca�e �ycie. � Ilmar... Dobrze wybra�em kierunek. Domy stawa�y si� coraz gorsze, potem zacz�y si� jakie� nory, opuszczone chaty, zgliszcza. Pod nogami by�a teraz ubita ziemia, gdzieniegdzie ros�a trawa. P� miasta by�o opuszczone. Nawet na Smutnych Wyspach z�o�a si� wyczerpuj� i ludzie si� rozje�d�aj�. Kiedy ju� prawie uwierzy�em, �e uciekli�my, Mark krzykn��. Zatrzyma�em si� i obejrza�em. Ch�opak pr�bowa� wsta�, trzymaj�c si� za lew� nog�. Z�ama�? Nikogo wok� nie by�o i ja, przeklinaj�c swoj� g�upot�, mimo wszystko wr�ci�em do ch�opca. Mark �apczywie chwyta� ustami powietrze. � Boli? � Tak... Ca�a nogawka we krwi. Ko�� przebi�a sk�r�? Wtedy to ju� po wszystkim, koniec. Dopiero po chwili u�wiadomi�em sobie, �e ch�opiec ma poranione d�onie i sam siebie wymaza� krwi�. Podwin��em nogawk�, obmaca�em nog�. Ko�ci ca�e. Pewnie tylko mi�sie� naderwa�... Ale co za r�nica, z�ama� czy naci�gn��, je�li pogo� jest tu�-tu� i nie wolno zwleka�? � Spr�buj wsta�. Wsta�. I nawet zrobi� krok, zanim upad�. Milczeli�my obaj. � Taki wida� tw�j los, Mark � powiedzia�em. � Rozumiesz? Skin�� g�ow�. W oczach b�ysn�y �zy � nie z b�lu, ze strachu. � Mo�e si� jako� wywiniesz � pocieszy�em go. � Doczo�gaj si� do tych ruin i ukryj si�. Do wieczora noga przestanie bole�, a potem ju� sam my�l... Mark milcza�. Splun��em z irytacj�. � Nie mog� ci� przecie� nie�� na plecach! Zrozum! Tak to ju� tutaj jest... ka�dy za siebie, tylko jeden Zbawiciel za wszystkich... nie my�l o mnie �le. Ch�opiec powoli odpe�za� w ruiny. � Jak ci wystarczy si�, to nak�am stra�nikom, �e uciek�em tam � machn��em r�k� w stron� morza. � Tobie wszystko jedno, ale mnie pomo�e. � Ja... � zamilk�. No i trudno. Ja tam bym go nie przegoni�, nawet bym mu pom�g�. Sam jest sobie winien, m�g� patrze� pod nogi. Odwr�ci�em si� i zacz��em i�� ulic�, pr�buj�c uspokoi� oddech przed nowym biegiem. � Ilmar! Odwr�ci�em si� mimo wszystko. Mark zamachn�� si� r�k� i w powietrzu b�ysn�a stal. Przez mgnienie by�em pewien, �e n� wbije si� w moje czo�o i zaraz upadn� obok ch�opaka. N� upad� przed moimi nogami. � Mnie... mnie si� ju� nie przyda... Mark czo�ga� si� w stron� wisz�cych na przegni�ych drewnianych zawiasach drzwiach. Co za g�upiec. �lad za sob� ci�gnie, tylko �lepy by nie zauwa�y�. Pochyli�em si� i podnios�em kind�a�. Po wypa�kanej krwi� r�koje�ci bieg� rze�biony wz�r. Ostrze by�o wytrawione takim samym wzorem, chyba jaki� herb. Stara robota, prawdziwy metal, prawdziwa stal. A najwa�niejsze, �e go nie odebra�em, ch�opiec sam mi go da�. Wi�c n� b�dzie s�u�y�. Jak powiedzia�a Siostra Zbawicielowi, gdy przynios�a mu do wi�zienia n�? �Je�li mnie si� wyprzesz, nie obrazisz, ale n� we�...�. � Bydl� z ciebie, Mark, �ajdak i zb�j � zakl��em bezradnie. � Obaj zdechniemy! Zawsze si� tak dzieje, gdy szcz�cie samo w r�ce wchodzi. Szcz�cie to ptak kapry�ny, nie utrzymasz go przy sobie. Ju� dawno zrozumia�em, �e je�li los si� do ciebie u�miechn�� � wkr�tce spodziewaj si� biedy. Zdrowy rozs�dek nakazywa� ucieka� z miasta i ukry� si� albo na wzg�rzach, albo w przybrze�nych ska�ach. Ale nie w pustym domu! Je�li puszcz� tropem cho�by jednego psa, przepad�em. Trafi si� bardziej uwa�ny stra�nik � te� b�dzie po mnie. Wiele nie zwojuj� z tym starodawnym kind�a�em! A przecie� ju� przekroczy�em po�ow� w swoim tuzinie... Co powiem Zbawicielowi, jak b�d� w p�tli wisia�? Ale nie by�o czasu martwi� si� na zapas. Pierwsz� sal� przebieg�em z Markiem na r�kach, nie zatrzymuj�c si�, zbyt by�o tu brudno. Nocowali tu ludzie, nocowa�y szczury i bezpa�skie psy. I ka�dy jad�, ka�dy brudzi�. W drugiej sali by�o czy�ciej. Pewnie dlatego, �e sufit si� tu zawali� dawno temu, pod�oga by�a przysypana kawa�kami drewna i dach�wki. Kto mia�by ochot� nocowa� pod go�ym niebem? Opu�ci�em Marka na belk�, kt�ra wygl�da�a na mocn�, chcia�em jeszcze raz powiedzie�, co o tym wszystkim my�l�... ale nie by�o czasu. Tylko machn��em r�k� i wybieg�em z powrotem. W pierwszym pokoju, pluj�c z obrzydzenia, wzi��em dwie gar�ci suchego szczurzego �ajna i wyszed�em na ulic�. Rozrzuci�em wok�, rozdepta�em podeszwami. Lepiej by�oby jeszcze rozetrze� naw�z w r�kach, jak uczy� stary Hans, ale na to si� nie zdoby�em. Czy�cioch ze mnie, co zrobi�. Psy szczur�w nie lubi�. I boj� si�, pr�cz ma�ych ps�w, specjalnie szkolonych do polowania. Ostry smr�d zag�uszy nasz zapach... je�li wierzy� Hansowi. Z usychaj�cej akacji, kt�ra ros�a pod �cian�, od�ama�em ga��zk�, staraj�c si�, �eby nie by�o wida� �ladu z�amania. Rank� na pniu zatar�em brudem i zacz��em zamiata� �lady. Ile mia�em czasu? Minut�, dziesi�� minut, a mo�e p� godziny da mi Siostra? Nie wiem. Py� zak��bi� si�, opadaj�c leniwie. Pobieg�em ulic�, specjalnie mocno st�paj�c. Potem, sto metr�w dalej, gdzie p�yn�� przy drodze ma�y kana�, zatrzyma�em si� i wr�ci�em po w�asnych �ladach. Niech pomy�l�, �e dalej poszed�em wod�. Niech uwierz�, niech szukaj�. Je�li mam szcz�cie, kana� b�dzie si� ci�gn�� do wzg�rz, a mo�e nawet wpadnie w jak�� nieznan� mi rzeczk� i podp�ynie z ni� do morza. Pobieg�em z powrotem, jednym susem wskoczy�em przez otwarte na o�cie� drzwi. Przymkn��em je i nieco posprz�ta�em w pierwszym pokoju � a raczej przywr�ci�em mu poprzedni wygl�d. Chyba nie by�o ju� �adnych �lad�w. Chyba ju� wszystko zrobione. Ga��zk� rzuci�em w odleg�y k�t. Le�a�a tam ca�a sterta chrustu � li�cie ga��zki by�y teraz pokryte py�em, nie spos�b ich odr�ni� od uschni�tych. Kto� tutaj nocowa�. Naprawd� nie czu� wstr�tu? � Mark, �yjesz jeszcze? � zapyta�em p�g�osem. � Tak. � G�os ch�opca by� napi�ty, ale raczej ze strachu ni� z b�lu. � A wy�cie... nie odeszli? Jakby swoim czynem pozwoli� mi odej��! Przecie� to by�oby jak spluniecie w twarz Or�downiczki! � Nie odszed�em � powiedzia�em, przymykaj�c za sob� drugie drzwi. Mark g�adzi� nog�, patrzy� na mnie przestraszony i strwo�ony. � Lepiej mi pom�. � Tak... a w czym? � Pom� pomy�le�! � warkn��em. � Co dalej? �lady zamiot�em, ale i tak tu zajrz�. Dop�ki stra�nicy mnie nie pojmaj�, nie uspokoj� si�. Mark zmarszczy� czo�o, uczciwie pr�buj�c pom�c. Ech, gdzie si� tam po tobie, bastardzie, pomocy spodziewa�... � Ilmar... jeste� z�odziejem? Nawet on � nie tylko o nim �le pomy�la�em. � Tak. � Ten dom... jest bogaty? By� bogaty? Jakby nie widzia�! Pokoje ogromne, wieloma oknami prze�wietlone, �ciany stoj� do dzi�, na zawalonym suficie wida� chyba resztki fresk�w. Dom by� zbudowany porz�dnie, gospodarz biedy nie klepa�. � Tak, kupiecki albo oficerski. Raczej kupiecki, oficer by takiego bogactwa nie porzuci�. I plan domu te� jest kupiecki. � Gdyby z�odzieje pr�bowali tu co� ukra��... gdzie szukaliby schowk�w? Na chwil� zamilk�em. Czyja straci�em ca�y spryt? � Czekaj tu � poleci�em i wyskoczy�em z pokoju. Zaraz przy wej�ciu by�a sala, w kt�rej prowadzono handel. A tu, gdzie sufit si� za�ama�, by� pok�j go�cinny. Kupiec drugiej, mo�e nawet pierwszej gildii, powszechnie powa�any, musia� pewnie urz�dza� przyj�cia... Zobaczy�em ten dom tak, jak wygl�da� dwadzie�cia lat temu. Gobeliny na �cianach, sufity pokryte malunkami, drzwi z �elaznymi zamkami... W tych pokoikach mieszka�a s�u�ba. Niedu�o, dwie, trzy osoby, do pracy w gospodarstwie, do ochrony... handlu kupiec nie powierzy obcym. Te pokoje by�y ju� lepsze, tutaj mieszkali dalsi krewni, rezydenci. Te� pracownicy, tylko darmowi, za st� i dach nad g�ow�. Na pierwsze pi�tro prowadzi�y schody. Por�cze gdzieniegdzie by�y po�amane, ale stopnie mocne, d�bowe. Pobieg�em na g�r� i na wszelki wypadek wyci�gn��em zza pasa kind�a�. W tych salach spustoszenie by�o jeszcze wi�ksze. Ale o to nie w��cz�dzy i szczury si� postara�y, lecz sami gospodarze. Gdy wyje�d�ali, zrywali najcenniejsze rzeczy ze �cian i deski rze�bione, i marmurowe p�askorze�by. Meble zabrali wszystkie, musia�y by� porz�dne. Nawet parkiet z pod�ogi zerwali. To nawet dobrze, to znaczy, �e w��cz�dzy nie mieli tu nic do roboty. Kupiec by� bogaty i Mark mia� racj� � schowki musia�y tu by�. I to du�e. Nie wszyscy p�ac� z�otem i �elazem. Futer, tkanin, przypraw korzennych w woreczkach nie trzyma�by w magazynie. Kupiec musia� mie� pewny schowek. Teraz na pewno pusty, ale teraz nie jestem z�odziejem, ale uciekinierem. A tam, gdzie si� chowa drogocenno�ci, tam jest najlepsze miejsce dla uciekiniera. Tylko jak znale�� schowek? Ju� nawet znalaz�em sypialni� kupca � ogromneg