7138

Szczegóły
Tytuł 7138
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7138 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7138 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7138 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Jerzy Szczygie� Nigdy ci� nie opuszcz� Warszawa 1972 Rozdzia� l � Niech pan szybko wraca � powiedzia�. Doktor spojrza� na niego zaciekawiony. Tadek mimo woli zaczerwieni� si�. � Czujesz si� pewniej, kiedy jestem w domu? � Mo�e. Doktor u�miechn�� si�. � Wr�c� wieczorem, ale J�drka po�� wcze�niej i nie zapomnij go wyk�pa�. Wzi�� do r�ki swoj� nieod��czn� walizk� z narz�dziami i lekami i znikn�� w hallu. Tadek s�ysza�, jak kierowca uruchamia motor, a po chwili zapanowa�a dooko�a cisza. Wyszed� na dw�r, rozejrza� si�. I zn�w to z�udzenie, �e ich dom stoi jak dawniej, ca�y i mocny. � J�dreeeek! � zawo�a�. � Id�! � piskliwa odpowied� dolecia�a gdzie� spoza wypalonej �ciany, a wkr�tce ukaza� si� i sam J�drek. Ci�gn�� za sob� na pasku psa. � Ile razy m�wi�em ci, �eby� tam nie chodzi�! � Nic mi si� nie stanie. �ciana przecie� nie przewr�ci si�. � Je�li p�jdziesz tam jeszcze raz... � To co? Mo�e mnie uderzysz? � Rozwi�� ten pasek, udusisz psa. � A kiedy on ucieka, a potem musz� goni� za nim po ca�ej ulicy. Tadek wsun�� r�k� do kieszeni. � Trzymaj. � Tadziu kochany! Sk�d masz? � Znalaz�em. � Jaki� ty dobry! Prawdziwa obro�a. � Nie p�jdziesz tam wi�cej? J�drek nie chcia� patrze� mu w oczy. Spogl�da� na psa, pr�buj�cego z�apa� z�bami pasek. � Co ci to przeszkadza? � rzek� cicho. � Ta �ciana naprawd� lada chwila mo�e run��. � Jak wchodz� przez wypalone drzwi, to mi si� zdaje, �e zaraz zobacz� mam�. � Id� do miasta. Nie oddalaj si� nigdzie. W duch�wce masz gor�c� zup�. Nalej sobie i zjedz. � Tadek, we� mnie ze sob�. � Pilnuj domu. Kr�ci si� pe�no z�odziei. Tylko czekaj�, aby co� ukra��. � Boj� si� sam siedzie�. � Zamknij si� od �rodka na klucz. � Zawsze uciekasz. Nudno tak samemu. � Masz przecie� psa. � A jak z psem rozmawia�? Ale Tadek ju� nie s�ucha�. Zatrzasn�� furtk�, wsun�� d�o� w szczelin� mi�dzy pr�tami i spu�ci� dobrze zamaskowany rygiel. Na ulicy by�o pusto, jedynie przy skrzy�owaniu paru �o�nierzy ci�gn�o lini� telefoniczn�. Rozwijali przew�d, wspinali si� na s�upy, odcinali k��by spl�tanych drut�w i zak�adali nowe. Podszed�szy bli�ej, stan�� i przygl�da� si�. Dopiero teraz uprzytomni� sobie, dlaczego tak pusto i smutno wygl�da�a ulica. To nawet nie strzaskane drzewa i leje po bombach ani tu i �wdzie wypalone budynki, lecz te poszarpane przewody elektryczne i telefoniczne szczeg�lnie dotkliwie zubo�a�y ulic�. Bez nich wygl�da�a jak wymar�a. Nie lubi� tych zwoj�w stalowych, pl�cz�cych si� pod nogami. Ba� si� ich jak �ywych, z�o�liwych stworze�. Pami�ta� dzie�, kiedy w czasie trwania frontu poszed� do centrum miasta. Niemcy przez lornet� musieli ujrze� jego posta� na placu dobrze widocznym a� zza Wis�y. Sypn�y si� pociski. Zacz�� ucieka� i wtedy na nodze zacisn�a si� taka zdradliwa p�tla. Na pr�no szarpa� si� i miota�. To tylko pogarsza�o sytuacj�. Na szcz�cie opanowa� si�. Usiad� na chodniku i cierpliwie rozplata� drut. Gdy p�niej znalaz� si� w bezpiecznym miejscu, d�ugo nie m�g� uspokoi� szalej�cego ze strachu serca. Tamto wspomnienie wydawa�o mu si� takie odleg�e i a� nieprawdziwe. Gdyby nie te druty... � Przyszed�e� pomaga�? U�miechn�� si� do �o�nierzy i pomaszerowa� dalej ulic�. Na dziedzi�cu szkolnym pe�no by�o dziewczyn i ch�opak�w. �Sk�d si� ich tyle wzi�o?" � pomy�la�. Od powrotu do miasta wydawa�o mu si� ono takie bezludne. Dawniej, szczeg�lnie na g��wnej ulicy, w jedn� i w drug� stron� d��y�y grupy przechodni�w, jecha�y furmanki, doro�ki, przemykali rowerzy�ci. Teraz ukazywali si� tylko nieliczni mieszka�cy. Nieraz przez godzin�, stoj�c przy furtce, nie widzia� �ywego ducha. Ludzie nie mieli po co chodzi�: sklepy i instytucje by�y zamkni�te, ci wi�c, kt�rzy ju� powr�cili, kr�cili si� wok� swoich dom�w, zagospodarowuj�c je na nowo. T�um m�odzie�y wyda� si� Tadkowi czym� niezwyk�ym. Zamiast i�� do bramy, prze- laz� przez dziur� w murze. Rozgl�da� si� po twarzach. Szuka� znajomych, nikogo jednak nie poznawa�. Wszyscy wydawali mu si� prawie doro�li i obcy. Tylko w niekt�rych twarzach dojrza� co� znajomego. Ten dryblas, wysoki prawie na dwa metry, przypomina Mr�wkojada, ale Mr�wkojad by� o wiele ni�szy. Czy to mo�liwe, by przez p� roku tak si� wyci�gn��? Jemu te� przygl�dano si� z zaciekawieniem. Odskoczy� nerwowo, kiedy kto� szturchn�� go tward� pi�ci� w �ebra. Got�w by� odda�. Odwr�ci� si� b�yskawicznie. Przed nim sta� u�miechni�ty szeroko i jak zwykle nieprawdopodobnie zaro�ni�ty i rozczochrany � Jasio Mr�z. � �yjesz? � spyta�. � I ty te� � powiedzia� Tadek. � Ale jestem inwalida. Patrz � Jasio wyci�gn�� lew� r�k�. Trzy �rodkowe palce mia� urwane. � W jaki spos�b? � spyta� Tadek. � Pomaga�em partyzantom, jeszcze w lipcu. Dowozi�em na rowerze amunicj�. Obok mnie wybuch� granat. � Nie wierz mu. On k�amie. Wsadzi� �ap� w m�ockarni�. Tu� przy nich stan�a wysoka, szczup�a dziewczyna, z tak� sam� jasn� i zwichrzon� czupryn�. Jasio zaczerwieni� si� po uszy. � Wynocha st�d! � sykn��. � G�upia g�! Musi wtyka� nos. � Bohater! � prychn�a. � Nawet nie wiesz, jakie to przekle�stwo mie� siostr�. Ale nie m�w o tej m�ockarni nikomu, dobra? B�d� si� zaraz �mia�. Tadek skin�� g�ow�. � Zapisa�e� si� ju�? � Tak, o klas� wy�ej � m�wi� Mr�z. � Wszystkie papiery szkolne pogin�y, a nauczyciele nowi. Nikt nic nie pami�ta. Ka�dy podaje klas�, jak� chce, i tak zapisuj�. A jak pytaj� o �wiadectwa, wystarczy powiedzie�, �e spali�y si�. Nie b�d� g�upi, zapisz si� te� wy�ej. � Nie mam zamiaru chodzi� do szko�y � rzek� Tadek. � Przyszed�em zapisa� J�drka. � A co b�dziesz robi�? � Jeszcze nie wiem. Mo�e pojad� na Zach�d. � I co? � Podobno tam nawet ch�opak�w w naszym wieku przyjmuj� do milicji obywatelskiej. � �artujesz. � G�owy nie dam, ale tak s�ysza�em. 4 � Jad� z tob�, jak Boga kocham! � zapali� si� nagle Mr�z. � Jeszcze dzi�. � To nie takie proste. Na razie musz� zaj�� si� J�drkiem. � A matka? � Umar�a. Jasio spojrza� ze wsp�czuciem. Tadek skierowa� si� do sto�u, przy kt�rym siwow�osa kobieta wpisywa�a na listy nowych uczni�w. Odczeka� chwil�, a potem poda� imi� i nazwisko. � Kt�ra klasa? � Pierwsza. Kobieta podnios�a wzrok. � Tw�j brat? � domy�li�a si�. � Tak. � A dlaczego nie przyszli rodzice? � Nie �yj�. Chwil� wpatrywa�a si� w niego uwa�nie. � Data urodzenia J�drka? � Zdaje si�, �e w grudniu sko�czy� siedem lat. � Nie wiesz dok�adnie? � Nie pami�tam. � Dobrze. A ty do kt�rej klasy? � Ja... � zaci�� si�. � Ja nie mam czasu na szko�� � rzuci� szybko. Kto� si� za�mia�, lecz kobieta ze zrozumieniem pokiwa�a g�ow�. � Zapisz si� jednak � powiedzia�a. � Mo�e w ko�cu znajdziesz troch� czasu. Tadek poma�u odwr�ci� si� i odszed�. Nie mia� najmniejszej ochoty skazywa� si� dobrowolnie na przesiadywanie po kilka godzin dziennie w klasie. Szko�a nie poci�ga�a go nigdy, tym bardziej teraz, kiedy mia� tyle obowi�zk�w. Umia� czyta�, pisa�. Czego wi�cej m�g� si� nauczy�? Inni mog� chodzi�, maj� rodzic�w, ale on? Wystarczy, �e p�jdzie J�drek. Ten zreszt� a� rwie si� do szko�y. Wyobra�a sobie, �e tam B�g wie jakie ciekawe rzeczy si� dziej�. � Zapisa�e� go? � zn�w wyr�s� przed nim Jasio. � Zapisa�em. � Chod�. Za �mietnikiem, w grabowej alei, stoi czterolufowe dzia�ko przeciwlotnicze, nie uszkodzone. Jest amunicja. Mo�na strzela�. � Dziwne, �e do tej pory wojsko nie zabra�o � powiedzia� Tadek. � Po co im. Wsz�dzie tego pe�no. I za dziesi�� lat nie uprz�tn�. Min�li szkolne boisko i znale�li si� w k�pie grab�w. Przy dziale kr�ci�o si� kilku ch�opak�w. Spychali si� z siode�ka, biegali dooko�a, uruchamiaj�c po kolei ca�� maszyneri�. Ujrzawszy Jasia, odsun�li si� przezornie. Byli znacznie m�odsi i okazywali mu wyra�ny szacunek. � Przynie�cie amunicj� � zakomenderowa�. B�yskawicznie wykonali polecenie. Po chwili dzia�o plun�o ogniem. Jasio czu� si� w swoim �ywiole. Nie ba� si�, szczerzy� z�by, �adowa� amunicj� i strzela�. � Przesta�! Zaraz przyjdzie patrol. � E, co dzie� tu strzelam. Wojsko na takie rzeczy nie zwraca uwagi. Przyzwyczaili si� i my�l�, �e to �o�nierze. Chcesz popuka�, to si�d�, poka�� ci, jak to si� robi. Tadek zaj�� miejsce na siode�ku. Nagle kto� gwizdn�� przera�liwie. Wszyscy rozpierzchli si� w mgnieniu oka. Nim Tadek zeskoczy� na ziemi�, ju� zza drzew wypad�o dw�ch milicjant�w z pepeszami. � Ty strzela�e�? � Nie. � A kto? � Uciekli. � K�amiesz! � Nawet nie wiem, jak to si� robi. Milicjanci mieli najwy�ej po osiemna�cie lat. � P�jdziesz z nami. � Dok�d? � Dowiesz si�. � Ja nie strzela�em. � Nie szkodzi. Tam powiesz, kto strzela�. Zbli�yli si� do dzia�a, przygl�dali. Jeden pokr�ci� korb�, uruchomi� jak�� d�wigni�. Tadek pomy�la�, �e te� mieliby ch�� pu�ci� sobie kilka serii w niebo. Skorzysta� z ich nieuwagi, wszed� mi�dzy drzewa i bez zbytniego po�piechu oddali� si�. Kiedy ju� by� na ulicy, przypad� do niego Jasio Mr�z. � Zwia�e�? Ten starszy � m�wi� � to m�j cioteczny brat, ale gorszy ni� obcy. Odk�d wst�pi� do milicji, ci�ko z nim wytrzyma�. Nawet w�asnego ojca chcia� aresztowa� za ukrywanie broni. Tadek przystan�� i patrzy� na kolumn� je�c�w niemieckich zd��aj�cych pod stra�� gdzie� do centrum miasta. Ka�dy z nich trzyma� na ramieniu �opat�. Mieli pochmurne twarze i nie przypominali ju� niedawnych zwyci�zc�w, butnie krocz�cych ulicami miasta. � Id� odgruzowywa� � wyja�ni� Jasio Mr�z. � Podobno nie puszcz� ich, dop�ki nie odbuduj� ca�ej Polski. � Wola�bym ich nie ogl�da� � rzek� Tadek. � Chocia� maj� �opaty zamiast pistolet�w maszynowych i spuszczaj� nisko �by, nie ufam im. � Wczoraj widzia�em star� kobiet�, kt�ra rzuci�a si� na nich z go�ymi r�kami. Uciekli przed ni� jak przera�one zaj�ce. Radzieccy konwojenci nie mogli jej uspokoi�. Wo�a�a: �Zabili m�a i syn�w, a wy ich bronicie!" Rosjanom opad�y r�ce. Patrzyli po sobie zawstydzeni. Dopiero oficer wzi�� j� pod r�k� i odprowadzi� na bok, t�umacz�c co� po cichu. � Pami�tam, jak oni p�dzili je�c�w rosyjskich � powiedzia� Tadek. � Kopali, bili kolbami, goni�c przez miasto niby byd�o. A teraz nasi obchodz� si� z nimi jak z jajkiem, jeszcze chroni� przed ludno�ci�. � Ja bym ich nie �a�owa� � stwierdzi� Mr�z. � Nale�y im si� dobra szko�a, aby nie zacz�li zn�w my�le� o nowej wojnie. W pobli�u benzynowni Tadek po�egna� si� i skr�ci� w swoj� ulic�. Jasio Mr�z patrzy� za nim i wyra�nie waha� si�. Od dw�ch godzin powinien ju� by� w domu, ale po tak d�ugiej roz��ce ulice, domy, wszystko ciekawi�o i by�o takie niezwyk�e. � Zaczekaj! � krzykn�� i pobieg� za Tadkiem. � Zobacz� tylko wasz dom. Jeszcze tam nie by�em. Ojciec zagrozi� laniem, je�eli nie przyjd� punktualnie, ale teraz i tak wszystko przepad�o. Sp�ni�em si� dwie czy trzy godziny, to ju� nie ma znaczenia � za�mia� si� grubo i szturchn�� Tadka w bok. � Ty masz dobrze, nikt ci� nie pilnuje. � Wola�bym, aby pilnowa�. � Wiesz, jaki jest m�j ojciec. A jeszcze jak kt�rego� dnia dowiedzia� si�, �e rozerwa�o dw�ch ch�opak�w majsterkuj�cych przy pocisku, sta� si� wprost niezno�ny. Przegl�da wszystkie moje rzeczy, rewiduje kieszenie. Boi si�, bym nie nosi� granat�w za pazuch�. A gorsza od niego jest siostra. Szpieguje mnie dla w�asnej przyjemno�ci. Nie wiem, czy i w tej chwili nas sk�d� nie podgl�da. � Wasz dom ocala�? � zagadn�� Tadek. � Tak. Wylecia�y tylko szyby. Szcz�liwie nawet nic nie zgin�o. Dom Gi�tka sp�on��. Patrz, komin tylko pozosta�. Mieszka z matk� w tym bunkrze. Przechodz�c ko�o furtki, Tadek w�o�y� dwa palce do ust i gwizdn��. Chwil� czekali, lecz nikt nie wyszed�. � Nie ma ich � stwierdzi� Mr�z. � A was nie okradli? � Popatrzy� na widoczny spo�r�d drzew front domu Tadka. � Nie wiem. � Jak to nie wiesz? � Zwyczajnie. � Przecie� mieszkasz tam. � Mieszkamy obok, u doktora. � Uwa�aj. Pe�no teraz dzikich lokator�w. Tak zaj�li dom mojej ciotce. Ledwo ich stamt�d wyrzuci�a. � Nie boj� si�. Kiedy znale�li si� blisko, Jasio Mr�z stan�� zaskoczony. � Ach, to tak � powiedzia�. Tadek otworzy� furtk� do ogrodu doktora. � Zajd� do nas. J�drek wypad� przed dom, a tu� za nim pies. Obaj byli niezwykle podnieceni. � Tadek, kto� wlaz� oknem. Dopiero co... Siedzi tam na g�rze. My�la�, �e dom pusty. Trzyma�em psa, aby nie szczeka�. � Kt�rym oknem? Widzia�e� go? � Widzia�em. W czarnym ubraniu. W berecie. � Jest! � zawo�a� Mr�z. Spojrzeli do g�ry. W oknie, oparty silnymi r�kami o parapet, sta� m�czyzna mo�e trzydziestoletni i przygl�da� im si� niepewnie. � Sami jeste�cie? � zagadn��. � Tatusiu! Wujku! Jaki� pan wlaz� na pi�tro! � krzykn�� Jasio Mr�z kieruj�c si� do drzwi domu. Tadek w mig zorientowa� si�. Wbieg� do wn�trza z krzykiem, ha�asuj�c, potr�caj�c meble. Kundel ujada�. M�czyzna nie wytrzyma� nerwowo, skoczy� z okna wprost na klomb, dopad� furtki i znikn�� za �ywop�otem. J�drek szybko zatrzasn�� za nim furtk�. � Da� si� nabra� � powiedzia� Jasio Mr�z. � Na wszelki wypadek mia�em co� pod r�k�, zobacz � wyj�� z kieszeni par� zapalnik�w do granat�w. � Takie co� mo�e nap�dzi� strachu. Pokaza� wam? Otworzy� okno, odbezpieczy� i cisn�� zapalnik do ogrodu. Mimo woli padli na pod�og�. Czekali kr�tko. Domem wstrz�sn�a detonacja. � R�bn�o, co? Zabi� to chyba nie zabije, ale strachu nap�dzi. Mog� ci da� kilka. Mam tego ca�� skrzyni�, dobrze ukryt�. � Daj mnie � poprosi� J�drek. Jasio zawaha� si�. � Niepotrzebne nam to � powiedzia� Tadek. � A ty � zwr�ci� si� do brata � pilnuj lepiej psa, bo o ma�o go ten zapalnik nie rozerwa�. Pies przera�ony skomli� i gwa�townie drapa� �apami do drzwi. � Widzia�em. Jak zobaczy�, �e co� pada w krzaki, rzuci� si� w tamt� stron�. G�upi burek. Gdyby z�apa� w z�by, urwa�oby mu �eb. � Jasio za�mia� si�. J�drek spogl�da� na nich przera�ony. � A ty my�la�e�, �e to takie kapiszony, jakie si� kupuje na odpu�cie � zadrwi� z niego Tadek. Potem, nie zwa�aj�c ju� na koleg� i brata, zabra� si� do szklenia okien. Doktor zdo- by� gdzie� skrzynie szk�a i zamierza� sam wstawi� szyby, ale Tadek postanowi� zrobi� niespodziank�. Zna� si� na tym dobrze. W czasie okupacji pomaga� szkli� inspektowe okna ogrodnikowi z s�siedniej ulicy. Teraz wi�c zabra� si� do roboty z rado�ci�. To zaj�cie sprawia�o mu przyjemno��. J�drek patrzy� jak urzeczony. Podawa� gwo�dzie, ugniata� kit, stara� si� odgadywa� my�li Tadka. Brat mu wyra�nie imponowa�. � Ch�tnie bym zosta� tu z wami. Tak mi si� nie chce i�� do domu � powiedzia� Jasio. � Nie radz� ci nosi� tych zapalnik�w � odezwa� si� nagle Tadek szorstko. � Ty by� si� ba�, co? � To nie odwaga, ale g�upota. Przecie� to w ka�dej chwili mo�e ci si� rozerwa� w kieszeni. � E, nie takie rzeczy ju� nosi�em � odpar�, ale spos�pnia� nieco. Tadek przyg�adza� no�em kit i ju� milcza�. � To jak z tym Zachodem? Kiedy by�my pojechali? � Tadek nigdzie nie pojedzie � wtr�ci� si� J�drek. � A co ty masz do gadania? � rzek� Mr�z. � Wi�cej ni� ty! � odci�� si� J�drek. � Je�li b�d� jecha�, dam ci zna� � oznajmi� Tadek. � Macie co� do �arcia mo�e? Od rana nic nie jad�em. � Zosta�o troch� zupy? � zagadn�� Tadek J�drka. Ten spu�ci� g�ow�. � Zjedli�my we dw�ch � powiedzia� wskazuj�c oczami psa. � No, w takim razie p�jd� sobie, ale pami�taj, daj mi zna�, gdyby� jecha�. � Dobra, nie zapomn� � przyrzek� Tadek. W tej�e chwili rozleg� si� warkot samochod�w i niecierpliwe tr�bienie klakson�w. Wyskoczyli przed dom. Ko�o furtki sta�y: wojskowy jeep i ci�ar�wka. Z szoferki wysiad�o dw�ch milicjant�w. � Z kim doktor mieszka? � zwr�cili si� do ch�opc�w. � Z nami � powiedzia� Tadek. � Tylko z wami? � Tak. Ale nie ma go, pojecha�. Nagle J�drek wysun�� si� naprz�d. � Przecie� doktor pojecha� z wami tym samochodem. Gdzie on jest? � spyta�. Milicjanci popatrzyli na siebie znacz�co. � Kiedy doktor wr�ci? � rzek� J�drek zaniepokojony. � Nigdy nie wr�ci � odpar� milicjant spuszczaj�c g�ow�. Skierowa� si� do szoferki. � Gdyby�cie czego� potrzebowali, dajcie nam zna�. J�drek z�apa� go za r�kaw. � Gdzie jest doktor? � powt�rzy� natarczywie. Milicjant spojrza� z wahaniem. � To wasz ojciec? � Nie. A gdzie on jest? � Napadli na nas w lesie. Zabili go. � Jak to? � nie rozumia�. Milicjant ju� siedzia� w �rodku. � Le�y w kostnicy. Mo�ecie p�j�� po�egna� si� z nim. Zatrzasn�� drzwiczki. Samoch�d ruszy� natychmiast. Patrzyli na oddalaj�ce si� wozy, to na siebie. � Co on m�wi�? � spyta� J�drek bledn�c gwa�townie. � To niemo�liwe � powiedzia� Tadek. � P�jd� sobie � szepn�� Mr�z i poma�u zacz�� odchodzi�. Tadek obj�� ramieniem J�drka. � Chod�, b�dziemy szkli� dalej. Ale ten wyrwa� si� i zacz�� biec w stron� miasta. � St�j! J�drek! Jeszcze przy�pieszy�. Tadek pu�ci� si� za nim, nie m�g� go jednak dogoni�. Gnali tak a� do samego szpitala. J�drek ledwo przebieg� furtk�, skierowa� si� w stron� drewnianej kostnicy. Przed otwartymi jej drzwiami sta�y samochody, a przy nich �o�nierze i milicjanci. Doktor le�a� najbli�ej drzwi. Obok niego znajdowa� si� rz�d noszy ze zw�okami w wojskowych mundurach. Cia�a by�y cz�ciowo przykryte, ale twarze ods�oni�te. Wszystkie one by�y dziwnie podobne do siebie. Jeden tylko mia� ciemne w�osy i odr�nia� si� nieco. J�drek przybli�y� si� i prawie dotyka� twarzy doktora. � Tadek, co teraz b�dzie? Nie odpowiedzia�. Przypomnia� sobie, �e zostawili otwarty dom. Wyszed� za pr�g kostnicy, ale raptem straci� ochot�, aby wraca� do willi. � Co b�dzie z nami? � szepn�� do siebie. Ukry� si� za ci�ar�wk�. Nie chcia� p�aka�, ale rozpacz rozrywa�a mu piersi. �zy o�lepi�y go. Nie zauwa�y�, kiedy obok stan�li �o�nierze. Nic go w tej chwili nie obchodzi� �wiat. Nienawidzi� wszystkiego i wszystkich. Nie m�g� zrozumie�, dlaczego musia�o to spotka� doktora i ich. Co on zawini�? Co oni zawinili? Oprzytomnia� dopiero czuj�c na ramieniu d�o�. � Nie p�acz ju� � poprosi� J�drek. Tadek otrz�sn�� si�, jakby go kto� przestraszy�. Otar� palcami �zy. W milczeniu wracali do pustego domu. Rozdzia� 2 W dniu pogrzebu doktora zjawili si� wwilli obcy ludzie. Tadek pocz�tkowo nie chcia� ich wpu�ci� do domu, ale t�ga kobieta w �rednim wieku energicznie pchn�a drzwi. � Co ty tu robisz? � rzuci�a ostro. � Mieszkam! � odpar� takim samym tonem. � Bezczelny smarkacz! Ciekawa jestem, kto ci pozwoli� tu wchodzi�?! Milcza� ponuro, gdy tymczasem J�drek trzyma� psa za obro�� i pr�bowa� go uspokoi�. Wkr�tce wyja�ni�o si�, �e s� to krewni doktora. Nie zwa�aj�c na ch�opc�w, rozgo�cili si� w pokoju na dole. Po chwili przynie�li z kuchni w�dk� i konserwy. Tadek spogl�da� oburzony. Doktor trzyma� to w osobnej szafce. Kiedy� powiedzia�, �e to na czarn� godzin�. � Zabierajcie si� st�d! � rzuci� jeden z m�czyzn, zauwa�ywszy wrogie spojrzenia ch�opc�w. � To jest dom doktora i nasz � rzek� Tadek wyzywaj�co. � Co� z nimi trzeba b�dzie zrobi� � powiedzia�a kobieta. � Gdzie wasi rodzice? � spyta� kto�. � To nasza sprawa! � mrukn�� Tadek. Naraz przypomnia� sobie milicjanta i jego s�owa. � Chod� � poci�gn�� J�drka za sob�. Biegli co tchu do komendy miasta. Mieli szcz�cie: na dziedzi�cu spotkali milicjanta, kt�ry cz�sto zachodzi� do doktora. Tadek urywanymi zdaniami opowiedzia� mu wszystko. Wys�uchawszy ich, zagadn��: � Macie tam jakie� swoje rzeczy? � Troch� � przyzna�. � Przynie�cie je tutaj. Na razie zamieszkacie z nami. � Ale dlaczego? � zaprotestowa�. � Dom by� w�asno�ci� doktora, a teraz odziedziczy�a wszystko rodzina � wyja�ni� milicjant. 11 � Oni nigdy nie przychodzili do doktora. � Ja wiem � rzek� � lecz teraz, kiedy nie �yje, zg�osili si� po maj�tek i maj� do tego prawo. Po�o�y� wielk� d�o� na g�owie J�drka. � Nie martw si�, u nas b�dzie wam dobrze. I psa te� we� ze sob� � u�miechn�� si�. Potem podszed� do wartownika spaceruj�cego przed wej�ciem i co� mu t�umaczy�, wskazuj�c na ch�opc�w. Pokoik by� male�ki. Dwa ��ka sta�y przy sobie. W jednym k�cie znajdowa�a si� niska szafka, a w drugim � taboret, miednica i dwa wiadra. Po obszernych, jasnych pokojach willi doktora izdebka wydawa�a im si� ponura i uboga. Niewielkie, zakratowane okienko przepuszcza�o sk�pe �wiat�o. Siedzieli naprzeciw siebie pos�pni i milcz�cy. Pies te� wydawa� si� przygn�biony, jakby rozumia� nieweso�� sytuacj�. U�o�y� si� na pod�odze przy drzwiach, podkuli� ogon i patrzy� to na jednego, to na drugiego. Gdzie� za �cian� s�ycha� by�o stuk maszyny do pisania i czyj� monotonny podniesiony g�os. � G�odny jestem � poskar�y� si� J�drek. � Wzi��e� chleb? Tadek zaprzeczy� ruchem g�owy. � I tak patrzyli na mnie jak na z�odzieja. Pytali, czy na pewno wszystko, co zabieram, jest moje. � I co teraz b�dzie z nami? � Nie wiem, ale ty od jutra idziesz do szko�y. � Doktor mi obieca� zeszyty i ksi��ki... � Postaramy si�, tylko nie zaczynaj zn�w p�aka�. � Przecie� ty te� p�aczesz. � Zamknij g�b�! Ja wcale nie p�acz�! � wrzasn�� Tadek, gwa�townie zrywaj�c si� z ��ka. Pies nagle warkn�� i stan�� tu� przy J�drku. Ch�opiec z�apa� go za obro��. Tadek zaskoczony patrzy� na obydwu. � Widzisz, on nie da�by mnie skrzywdzi�. � W g�osie J�drka wyra�nie brzmia�a duma. Przytuli� twarz do psiej mordy. � Kochany jeste� � powiedzia� � ale jednocze�nie taki g�upi kundel z ciebie. � P�jd� zdoby� co� do jedzenia... i te zeszyty. Tadek ruszy� ku drzwiom. Zaraz w s�siednim pokoju dowiedzia� si�, �e na czas pobytu w komendzie wci�gni�ci zostali na list� prowiantow� i b�d�, tak jak wszyscy milicjanci, otrzymywa� gor�ce posi�ki i suche racje �ywno�ciowe. 12 Gorzej przedstawia�a si� sprawa z zeszytami i ksi��kami. Przypomnia� sobie, �e przechodz�c kilka dni temu obok starej szko�y, zburzonej cz�ciowo przez pociski artyleryjskie, zobaczy� jakie� stosy ksi��ek poniewieraj�ce si� na dziedzi�cu. Pomy�la� teraz, �e mo�e to podr�czniki, i postanowi� je obejrze�. By�o ju� p�ne popo�udnie. Na ulicy Staszica prawie zmierzcha�o. Tu zawsze panowa� mrok, id�cy od wysokich, pot�nych lip, rosn�cych blisko siebie. Nie lubi� tej ulicy. Tchn�a jak�� ponur� tajemniczo�ci�. Ma�o kto ni� chodzi�. Kiedy� stanowi�a cz�� parku, ale p�niej u�o�ono w alei bruk, zmieniaj�c j� w szos� � po co, nikt nie wiedzia�, bo i tak nie je�dzi�y t�dy samochody ani furmanki. Podobno mia�a to by� kr�tsza droga do stacji kolejowej, lecz sko�czy�o si� na wy�o�eniu niewielkiego odcinka alei kocimi �bami. Dalej rozci�ga�y si� pola i ogrody. W�a�ciwie wej�cie do szko�y znajdowa�o si� od s�siedniej ulicy Ko���taja, dla ch�opc�w jednak z tej cz�ci miasta, gdzie mieszka� Tadek, by�a to zbyt okr�na droga, skracali wi�c j� sobie, prze�a��c przez dziur� w siatce i �ywop�ocie. Odruchowo poszed� w�a�nie t�dy. Tu i �wdzie mi�dzy brukiem pojawi�a si� m�oda trawa. Zna� by�o, �e od dawna nikt po nim nie chodzi�. �ywop�ot za siatk� lekko zacz�� si� zieleni�. Ostre, blade p�czki przeobra�a�y si� gdzieniegdzie w w�t�e li�cie. Nad lipami jak zawsze kr��y�y stada wron i kawek. W dw�ch miejscach zobaczy� prawie identyczne wzg�rki z drewnian� tabliczk� i he�mem. Podobnych grob�w spotyka�o si� w mie�cie niema�o. W czasie frontu chowano zabitych najcz�ciej w pobli�u miejsca, gdzie padli, starano si� tylko, aby by�y to ciche, ocienione zak�tki, jak gdyby umarli czuli si� w takich ustroniach spokojniej. Prze�a��c przez dziur� w szkolnym parkanie, zawadzi� nog� o olbrzymi armatni pocisk, na wp� zasypany ziemi�. Boisko wygl�da�o op�akanie. Bramki do pi�ki no�nej i koszyk�wki znik�y. Bie�nia � wysypana dawniej czerwon�, t�uczon� ceg�� � zryta zosta�a nieprawdopodobnie przez g�sienice czo�g�w, kt�re tu wida� parkowa�y. St�pa� ostro�nie, gdy� wok� le�a�o sporo pocisk�w i ma�ych rozrywaj�cych bomb, przypominaj�cych po�yskliwe srebrzyste zabawki z wiatraczkami. A� co� kusi�o, by wzi�� jedn� z nich do r�ki. Tu r�wnie� dojrza� mogi��, tylko bez tabliczki i he�mu. Dach szko�y by� zerwany. �ciana frontowa i boczne zmieni�y si� w stosy gruzu, a tylna � porysowana w wielu miejscach g��bokimi p�kni�ciami � grozi�a lada chwila upadkiem. Stara� si� nie zbli�a� zbytnio. Rozgl�da� si� pilnie w poszukiwaniu ksi��ek. Rzeczywi�cie zapami�ta� dobrze: le�a�o ich kilkadziesi�t blisko bocznego wyj�cia. Wzi�� pierwsz� z brzegu do r�ki. Rozsypywa�a si� niemal od wielomiesi�cznego le�enia pod go�ym niebem, na �niegu, deszczu i wietrze. Druk zatar� si� w wielu miejscach i trudno go by�o odczyta�. Dopiero po chwili zorientowa� si�, �e s� to ksi��ki niemieckie. Podni�s� ze cztery, jedn� po drugiej. Wreszcie roz�alony straci� nadziej�, cisn�� je w ka�u�� i ju� chcia� odchodzi�, kiedy zwr�ci�a jego uwag� d�uga kolorowa ta�ma mio- 13 taj�ca si� na wietrze. Szarpn�� j�. I wtedy z �omotem obsun�� si� ze �ciany du�y z�om muru, jakby otwar�y si� drzwi. Ujrza� brzeg jasnej sosnowej szafy. D�u�sz� chwil� sta� i zastanawia� si�, czy podej��, zobaczy�, co si� mie�ci w �rodku. Utworzona przed chwil� wyrwa stanowi�a jedyne doj�cie do owej wp�zasypanej izby. Skrada� si� na palcach. Z g�ry sypa� si� wapienny py�. Lada sekunda zn�w mog�y run�� poruszone ceg�y. Nie zd��y�by uskoczy�. Znalaz�szy si� wewn�trz izby, tu� przy szafie, a� si� przerazi� w�asnej �mia�o�ci. Nad nim wisia� strop pop�kany i wybrzuszony. Wszystko dooko�a budzi�o groz�. Ba� si� odetchn��. Ostro�nie poci�gn�� uchylone drzwi szafy. Stanowi�a ona jedyny sprz�t obszernej klasy. Wydawa�o mu si�, �e ledwo poruszy� palcami, gdy raptem drzwi wypad�y i z hukiem run�y pod jego nogi. Uspokaja� przera�one serce. W szafie nie by�o p�ek, tylko na samym dnie le�a� plik grubych zeszyt�w w czarnych ceratowych ok�adkach, a obok sta� wysoki s��j nape�niony jakim� p�ynem, w kt�rym wi� si� d�ugi pr�gowany w��. Odczeka� chwil�. Strach parali�owa� jego ruchy. Dopiero kiedy py� wzniecony upadkiem drzwi osiad� powoli, wzi�� zeszyty, a potem s��j i ostro�nie wymkn�� si� z pu�apki. Odetchn�� g��boko. �wiat dooko�a wyda� mu si� nowy i ciekawy, jak chyba nigdy dotychczas. Dopiero za bram�, czuj�c dr�enie w kolanach, postawi� s��j i usiad� na skrzynce le��cej pod parkanem. Ulica by�a pusta. Ta cz�� miasta najwi�cej ucierpia�a podczas dzia�a� wojennych. Wi�kszo�� dom�w sp�on�a. Wsz�dzie widnia�y ogromne leje po bombach. Pociski skosi�y drzewa i s�upy. Otworzy� pierwszy z brzegu zeszyt. Stronice by�y ponumerowane na przemian czerwonym i zielonym atramentem, ale poza tym bruliony wygl�da�y jak nowe. Bardzo si� tym ucieszy�. Wyj�� z kieszeni sznurek, zwi�za� je, p�niej dorobi� z drutu r�czk� do s�oja i skierowa� si� do centrum miasta, starannie wymijaj�c dziesi�tki przeszk�d. Na g��wnej ulicy kr�ci�o si� kilkana�cie os�b. Z ich zachowania wyczu�, �e chodz� bez okre�lonego celu. Miasto wyra�nie jeszcze nie mog�o otrz�sn�� si� z wojennej martwoty. Mijaj�c budynek nowej szko�y, tu� przy samej bramie natkn�� si� na ow� siwow�os� nauczycielk�, u kt�rej zapisywa� J�drka do pierwszej klasy. Pozna�a go i wyra�nie by�a rada ze spotkania. Stali naprzeciw siebie. Ona u�miecha�a si� przyja�nie i patrzy�a z ogromnym zainteresowaniem na s��j. � Niesiesz to do szko�y? � spyta�a. � T... tak. � Brawo! Ja w�a�nie ucz� przyrody. Nie mamy na razie �adnych eksponat�w. Trzeba 14 zbiera� wszystko od nowa. Ten wa� b�dzie szcz�liwym pocz�tkiem. Chod�, ustawimy s��j w kancelarii na honorowym miejscu. A wiesz, �e jest bardzo wiele legend w�a�nie 0 tym w�u? Jest ogromnie jadowity. �yje w Afryce. Pochodzi z tak zwanej rodziny Elapidae, a nazywa si� mamba. Jest to ma�y okaz. Jego brat, czarna mamba, dochodzi do trzech i p� metra d�ugo�ci. To postrach mieszka�c�w d�ungli, gdy� nawet nie zaczepiony atakuje cz�owieka. Wyj�a z torebki klucz, otworzy�a drzwi i ruszy�a pierwsza d�ugim, czysto wyszorowanym korytarzem. Kiedy ustawi�a na niskiej eta�erce s��j, zagadn�a, czy te zeszyty r�wnie� przyni�s� dla szko�y, ale spyta�a takim tonem, i� nie �mia� zaprzeczy�. Obejrza�a jeden. � Ale�, s�uchaj! � wykrzykn�a. � To b�d� wspania�e dzienniki szkolne, a tak si� dzi� zastanawiali�my, sk�d je zdoby�. Wzi�a je z jego r�k. � Tw�j brat � rzek�a, jakby zgaduj�c my�li Tadka � dostanie zeszyty w szkole, a ode mnie w prezencie �Elementarz" i �Arytmetyk�". Tadek popatrzy� na ni� z wdzi�czno�ci�. � My�l�, �e go przyprowadzisz jutro. W pierwszym dniu b�dzie mu ra�niej z tob�. A gdyby� i ty zechcia� chodzi�... To b�dzie najkr�tszy rok szkolny � od marca do czerwca, jedynie cztery miesi�ce. Dla klas starszych specjalnie przy�pieszymy materia�. Wielu z was jest bardzo op�nionych w nauce przez wojn�. � Gdzie wy mieszkacie? � odezwa�a si�, gdy zn�w wyszli na ulic�. � W komendzie milicji. Widz�c jej zaciekawiony wzrok, doda�: � Dopiero od dzi�. Przedtem mieszkali�my u doktora, ale on nie �yje. W poniedzia�ek zgin��... � Wiem. S�ysza�am � przerwa�a. Ul�y�o mu, �e nie musia� opowiada� wszystkiego po kolei. Wola� nie m�wi�, gdy� to jedynie na nowo odradza�o �al. � Mam du�o ciekawych ksi��ek. Zajd� kiedy� do mnie. Mieszka�am w Kamieniu, odleg�ym o trzydzie�ci kilometr�w st�d, ale tam nie ma ju� szko�y, zniszczona zosta�a doszcz�tnie, przyjecha�am wi�c tu, aby uczy�. Ca�e �ycie tylko uczy�am � za�mia�a si�. � Mieszkam w takim ��tym domu niedaleko �a�ni miejskiej, na pi�trze. Chwil� jeszcze patrzy� za ni�, jak odchodzi. St�pa�a bez po�piechu, lecz w tym jej chodzie czu�o si� wielk� pogod�, jakby si� cieszy�a, �e idzie, �e patrzy na niebo, miasto 1 ziemi�. �Dziwna" � Tadek wzruszy� ramionami i zamy�lony wraca� do swojego nowego domu. Co b�dzie robi� jutro, pojutrze? Nie mia� ochoty i�� do szko�y, siedzie� w czterech �cianach jak w wi�zieniu. Za nic w �wiecie. Woli jecha� na Zach�d. Jeszcze dzi� po- 15 rozmawia ze znajomym milicjantem. Mo�e to prawda, �e na Zachodzie przyjmuj� takich, jak on, do milicji? Przyjrza� si� swoim r�kom. Ogarn�y go w�tpliwo�ci. D�onie szczup�e, o cienkich palcach, nie przypomina�y silnych m�skich r�k. Ca�y zreszt� by� chudy jak strach na wr�ble. Nawet taki Jasio Mr�z, chocia� r�wie�nik, wydawa� si� starszy i silniejszy. Marcowe s�o�ce zachodzi�o krwawo, kiedy dotar� wreszcie na miejsce. D�ugo musia� t�umaczy� i prosi� nieznajomego milicjanta, aby go wpu�ci� na tylny dziedziniec budynku. Wartownik nie chcia� w og�le s�ucha� wyja�nie�. Powtarza� szorstkim, nieprzyjaznym tonem: � Wyno� si�! Wyno�! Zjawienie si� J�drka z tym jego kundlem na smyczy przekona�o milicjanta, �e Tadek m�wi prawd�. Poszed� jednak za nimi, obejrza� izdebk� podejrzliwie i zdziwiony spyta�: � Od kiedy tu mieszkacie? � M�wi�em, �e od dzi� � odpar� Tadek, odruchowo czuj�c do niego niech��. � Ja bym was tu nie wpu�ci�. To przecie� nie przytu�ek, tylko komenda. Wycofa� si� na korytarz. � A pies po co? � rzek� ostro. � To m�j � stwierdzi� J�drek. � Przep�d� go. � Komendant pozwoli� � powiedzia� Tadek oburzony. � Nie k�am! Komendanta od tygodnia nie ma. � To jego zast�pca � nie ust�powa�. Wartownik ruszy� ku drzwiom wiod�cym na dw�r. � Macie siedzie� cicho! I nie wolno kr�ci� si� po terenie, zrozumiano? Chwil� jakby czeka� na odpowied�, potem trzasn�� drzwiami i wyszed�. Ch�opcy patrzyli na siebie, zaskoczeni tym, co zasz�o. � Musisz p�j�� do tego znajomego i opowiedzie� wszystko � wybuchn�� J�drek. � Dosta�e� suchy prowiant? � Tadek rozejrza� si� po izbie. � Nie i jestem bardzo g�odny. Ta pani, co pisze na maszynie, mia�a zdoby� podpis na naszej karcie prowiantowej i obieca�a zaprowadzi� ciebie do magazynu. � Ona ju� dawno posz�a do domu. Widzia�em, jak wychodzi�a z teczk�. Chodzili po korytarzu. Mieli nadziej�, �e spotkaj� znajomego milicjanta, upomn� si� o �ywno��, a przy okazji poskar�� na wartownika. Pokoje, do kt�rych pukali, by�y zamkni�te. Dopiero przy ko�cu korytarza us�yszeli gwar dochodz�cy zza wp�oszklonych drzwi. Tadek zapuka�, a nie s�ysz�c zaproszenia, nacisn�� lekko klamk�. W pierwszej chwili nie m�g� nic dojrze� poprzez tytoniowy dym. Dopiero kiedy 16 oczy oswoi�y si� nieco, zobaczy� du�y kwadratowy st�, a wok� niego gromad� milicjant�w i �o�nierzy korpusu bezpiecze�stwa. Znajomy milicjant akurat przemawia� stoj�c bokiem do drzwi. Tadek nie wiedzia�, co robi� � wej�� g��biej, sta� czy wycofa� si�. Wreszcie milicjant zauwa�y� go. Popatrzy� z niezadowoleniem. � Co chcia�e�? � spyta�. � Nie dostali�my nic do jedzenia! � zawo�a� J�drek przepychaj�c si� naprz�d. Kilku m�czyzn wybuchn�o �miechem. Milicjant skrzywi� si�. Podszed� do szafki stoj�cej w rogu pokoju, czego� w niej szuka�, a potem poda� im p� bochenka chleba i du�� mi�sn� konserw�. � Na przysz�o�� nie wchod�cie tutaj. Trzeba wcze�niej my�le� o jedzeniu. Tadek czu�, �e policzki p�on� mu ze wstydu. Chcia� powiedzie�, �e dla siebie by nie przyszed�, ale zagryz� tylko usta i wycofa� si�. J�drek, uradowany, pu�ci� si� przez korytarz. W pokoju od razu zabra� si� do otwierania puszki. Tadek siad� na ��ku osowia�y. J�drek kroi� chleb t�pawym scyzorykiem i �y�k� nak�ada� mi�so. � Trzymaj � poda� Tadkowi. � Jedz sam. Widz�, jak ci si� oczy �wiec� i �lina cieknie po brodzie. � We�, a ja sobie zaraz przygotuj�. Gryz� chleb, jednak bez apetytu. Jaka� my�l nie dawa�a mu spokoju. � Musimy znale�� sobie inne mieszkanie � powiedzia� na koniec. J�drek spojrza� na niego z wdzi�czno�ci� i raptem � nie wiadomo dlaczego � wybuchn�� p�aczem. � Co ci si� sta�o? � spyta� Tadek. � Nie chcia�em ci m�wi� � powiedzia� �kaj�c. � Kiedy poszed�e�, spotka�a mnie na korytarzu ta urz�dniczka. Powiedzia�a, �e ju� wys�a�a pismo w naszej sprawie do sieroci�ca. Maj� tam nas za par� dni zawie��. Tadek poderwa� si� jak pora�ony. � Nie przes�ysza�e� si�? � Zapami�ta�em dobrze ka�de s�owo. � Szybko jedz i zaraz si� pakujemy. Nie zostan� tu nawet godziny. Widmo sieroci�ca ju� dawno wisia�o nad nimi. Doktor tylko raz spyta�, czy woleliby tam mieszka� razem z innymi ch�opcami, ale Tadek kategorycznie zaprotestowa�. Sama my�l o tym przejmowa�a go strachem. W czasie wojny na s�siedniej ulicy znajdowa� si� sierociniec. Przechodzi� tamt�dy kilka razy dziennie. Teren wok� budynku ogrodzony by� siatk�. Dzieciom nie wolno by�o wyj�� poza furtk�. Blade, smutne, ubrane na szaro, wiecznie sta�y przy siatce, spogl�da�y na przechodni�w id�cych po chodniku, nie u�miecha�y si�, milcza�y i patrzy�y. I to zar�wno te ma�e, jak i du�e. Tadek zagadn�� kiedy� jednego z tych ch�opak�w, lecz ten popatrzy� i nic nie odpowiedzia�, jakby nie zro- 17 zumia� pytania. Niekiedy wychodzi�y na ulic� parami, prowadzone przez chud� kobiet� w �rednim wieku, z twarz� drapie�nego ptaka. Szczeg�lnie jej oczy, przes�oni�te wielkimi okularami o wypuk�ych szk�ach, przypomina�y �lepia przera�onej sowy. Wiadomo�� podana przez J�drka przej�a go trwog�. Rzeczy spakowali szybko. Nie mieli tego zbyt wiele. Zastanawiali si�, jak wyj�� niepostrze�enie, aby nie zauwa�y� ich wartownik. Na ty�ach budynku, za rozleg�ym dziedzi�cem, na kt�rym sta�y samochody, ci�gn�� si� ogr�d warzywny zasadzony owocowymi drzewami. Znali ten ogr�d. Tu ros�y �wietne jab�ka i gruszki. Tadek nieraz zakrada� si� wieczorem z kolegami i pustoszyli sad, pieczo�owicie piel�gnowany przez Niemc�w zajmuj�cych przez ca�� okupacj� obecny budynek komendy miasta. W�a�nie tam wymkn�li si� cicho, wybrawszy moment, kiedy wartownik � zagl�daj�cy od czasu do czasu na dziedziniec � znikn�� po przeciwnej stronie gmachu. Ziemia, nasi�kni�ta wod� w czasie �nie�nych roztop�w, ugina�a si� pod butami. Ju� min�li na wp� zniszczon� cieplarni�, gdy naraz zamarli ze strachu. O krok od nich, sadz�c olbrzymimi susami, przebieg� wysoki m�czyzna ubrany jedynie w spodnie i koszul�. P�dzi� od komendy i w pierwszej chwili my�leli, �e to ich �ciga. Raptem na dziedzi�cu gruchn�a seria z pistoletu maszynowego. W mgnieniu oka zakot�owa�o si�. Rozleg�y si� krzyki, strza�y, nawo�ywania. Stali za p�nocn� �cian� cieplarni. Dwaj milicjanci o ma�o nie stratowali ich, wypad�szy nagle z pistoletami spoza naro�nika. Jednym z nich by� znajomy ch�opc�w. � Widzieli�cie zbiega? � rzuci� szybko. Tadek odruchowo popatrzy� w kierunku, gdzie znikn�� cz�owiek w koszuli. To milicjantom wystarczy�o. Jeden z nich pu�ci� seri� ponad drzewami. Ju� pochyleni p�dzili, tratuj�c krzaki. � T�dy � Tadek wskaza� J�drkowi parkan. Pami�ta�, �e jest tu gdzie� dziura w p�ocie. Zastanawia� si� tylko, czy nie zabito jej deskami. Znalaz� i odetchn�� g��boko. Deska wisia�a jedynie na g�rnym gwo�dziu. Wystarczy�o przesun�� j� na bok. Ju� znajdowali si� na s�siedniej posesji. Nowy parkan. Potem na czworakach, pod kolczastymi drutami, wreszcie niewielka ��czka i ogr�d Gi�tka. Le�eli za grubym pniem drzewa, przywarci do siebie i z niepokojem s�uchali narastaj�cej strzelaniny. Przybli�a�a si�, to zn�w oddala�a. Nietrudno by�o domy�li� si�, �e kto� uciek� z posterunku i st�d ob�awa i strza�y. Trwa�o tak oko�o godziny. Zdawa�o si�, �e ca�e miasto ockn�o si� ze snu, o�y�o. Po ulicy przemyka�y auta to zn�w motocykle, a nad posterunkiem rozb�ys�y dwa reflektory. Przemarzli na wskro�. Noc przejmowa�a wilgotnym, dokuczliwym zimnem. Zbli�ywszy si� do drzwi wiod�cych w g��b ziemianki Gi�tka, Tadek z rozpacz� zobaczy� 18 wielk� jak ko�ska podkowa k��dk�. Gietek wspomina� o swoim wyje�dzie na wie�, lecz w�wczas nie zwr�ci� na jego s�owa uwagi. W mie�cie uspokoi�o si� zupe�nie. Na nie o�wietlonych ulicach panowa�y g��bokie ciemno�ci. � Zapomnia�em o latarce � �ali� si� J�drek. � Zostawi�em j� w przedpokoju ko�o licznika. Chwil� milczeli. � Chod� ze mn� � poprosi� J�drek. � Musz� nam odda�. Tam by�a nowa bateria i �ar�wka. Da� mi doktor. � Dobrze � zgodzi� si� Tadek. Ukryli swoje tobo�ki w stercie desek pi�trz�cych si� na podw�rzu i trzymaj�c si� za r�ce, pod��yli w stron� domu doktora. Rozdzia� 3 Furtka zamkni�ta by�a na k��dk�. � Nikogo tam nie ma � powiedzia� Tadek. � To jeszcze lepiej � szepn�� J�drek i pierwszy zacz�� si� drapa� na drug� stron�. Ledwo wspi�� si� do po�owy parkanu, gdy wtem zakot�owa�o si� wok� nich. � To pies! � zawo�a� J�drek ucieszony. � Odszuka� nas. Kundel skaka�, szala� i piszcza� z rado�ci. � Podsad� go. Podaj � powiedzia� J�drek znalaz�szy si� w ogrodzie. Do domu dostali si� bez trudu. Tadek wspi�� si� po rynnie na pi�tro, silnym szarpni�ciem oderwa� dykt� zast�puj�c� szyb� i ju� by� w pokoju. Pami�ta� dobrze, gdzie znajduj� si� zapasowe klucze. Sam je tam ukry�. Mieszkanie wyda�o im si� ciep�e i przytulne, chocia� na stole le�a�o pe�no brudnych naczy�, wsz�dzie poniewiera�y si� papiery i szmaty, a z kredensu znik�y wszystkie zapasy �ywno�ci. Zosta�a tylko p�kilogramowa kostka grochu prasowanego razem z mi�sem. Zwykle dorzucali do zupy troch� koncentratu, lecz teraz Tadek, rozpaliwszy pod kuchni� ogie�, wkruszy� do garnka z wod� od razu p� kostki. Znale�li te� par� suchar�w. Gry�li je, my�l�c z gniewem o ludziach, kt�rzy si� tu panoszyli. Za �ycia doktora w kredensie zawsze le�a� chleb, smalec, cukier i inne dobre rzeczy. Od kuchennego pieca promieniowa�o �agodne ciep�o. Przez uchylone drzwiczki pada� czerwony blask i zabarwia� pod�og�, meble i �ciany. J�drek przyci�gn�� taboret i siad� naprzeciw paleniska. � Jak dobrze � powiedzia�. � Kiedy� tak by�o w naszym domu. Pami�tasz? Pies, z�akniony ciep�a, wyci�gn�� si� u jego n�g. Suche sosnowe polana pali�y si� z trzaskiem. Niekiedy iskra wyskakiwa�a na zewn�trz. W powietrzu czu�o si� zapach zw�glonej sier�ci, lecz kundel nie reagowa�. Przymru�y� �lepia i od czasu do czasu uderza� ko�cem ogona o buty J�drka. W garnku zaczyna�a bulgota� grochowa zupa. Obaj mimo woli prze�ykali �lin�. T�sknili za wieczorami sp�dzonymi w towarzystwie doktora. Zawsze razem z nim przygotowywali kolacj�. Nie pozwala� im siedzie� bezczynnie. Kaza� nakrywa� do sto�u, 20 podk�ada� drew do ognia, razem sprz�tali, zmywali, opowiadaj�c wra�enia z minionego dnia. � Dlaczego oni zostawili ten dom? � spyta� J�drek. � Po co im pusty budynek. Na pewno maj� swoje mieszkania. Tadek ustawi� talerze, kt�re zmywa� jeszcze poprzedniego dnia, i rozla� do nich zup�. � Po kolacji obejrzymy piwnic�. Kiedy� doktor m�wi�, �e tam mo�e si� jeszcze co� znale�� do jedzenia. � Ca�e szcz�cie, �e mam latark� � odezwa� si� J�drek ziewaj�c. � I dobrze, �e tu jeste�my, nie podoba�o mi si� tam w milicji. � Ja im si� nie dziwi� � podj�� Tadek. � Za du�o mieli z nami k�opotu. Sko�czy� zup� i od�o�y� �y�k�, kiedy niespodziewanie us�ysza� za sob� kaszlni�cie. Poderwa� si� b�yskawicznie. W progu sta� m�czyzna wysoki, barczysty, ubrany tylko w spodnie i jasn� koszul�. Tadek pozna� go od razu. To by� ten sam cz�owiek, kt�rego gonili milicjanci. Pies podni�s� �eb, warkn��, lecz zaraz uspokoi� si�. Przyzwyczajony by�, �e do doktora przychodzili najrozmaitsi ludzie i nie wolno by�o na nich szczeka�. � Sami jeste�cie? � spyta� m�czyzna. Zbyt d�ugo zastanawiali si�, co odpowiedzie�. � Nie b�jcie si�. Czego tak na mnie patrzycie? Wszed�em, bo mam spraw� do doktora. � Doktor nie �yje! � wyrwa� si� J�drek. Tadek spiorunowa� go wzrokiem. � Kiedy? Jak to si� sta�o? � m�czyzna by� szczerze zdumiony. Nie odpowiadali d�u�sz� chwil�. � Macie klucze? � zagadn�� podchodz�c do nich bli�ej. � Trzeba zamkn�� drzwi. Skoro jeste�cie sami, powinni�cie si� dobrze zabezpieczy�. Po miasteczku kr�ci si� pe�no podejrzanych typ�w. W�sz� po pustych domach i kradn�, co tylko si� da. Tadek wsta� niezdecydowany. Przybysz ich nie pozna� albo w og�le nie zauwa�y� tam, przy cieplarni. � Zamknij wreszcie te drzwi � powt�rzy� nieznajomy. Tadek wolno przeszed� do przedpokoju.�A gdyby teraz wypa�� na ulic�..." Zatrzyma� si� mo�e minut�, dwie przy drzwiach wyj�ciowych. � Zamkn��e�? � zabrzmia� g�os tu� za nim. Szybko przekr�ci� klucz. Ca�e szcz�cie, �e nie wybieg�. Co by si� w�wczas sta�o z J�drkiem? � Jestem bardzo g�odny. Macie co� do jedzenia? � Nie � rzek� sucho Tadek. M�czyzna przyjrza� mu si� bacznie. 21 � Tadek, zapomnia�e� � wtr�ci� J�drek � przecie� jeszcze... Speszy� si� widz�c w�ciek�y wzrok brata. � No, doko�cz � powiedzia� m�czyzna. � Jest p� kostki mielonego grochu, ale nie b�d� mia� jutro nic dla niego � wyja�ni� Tadek. � Ale tu, w garnku, zosta�o jeszcze troch� zupy. Wzi�� rozgrzany garnek i postawi� na stole. Patrzyli z podziwem, jak nieznajomy prze�yka gor�c� potraw� z nieprawdopodobn� szybko�ci�. � Od tygodnia nie mia�em w ustach nic ciep�ego � oznajmi� wyskrobawszy naczynie do ostatniego �d�b�a. Schyli� si�, podni�s� z ziemi gar�� drew i dorzuci� do ognia. � Dacie mi nocleg u siebie? Przygl�da� si� pilnie Tadkowi. � To nie jest nasz dom. � Wiem doskonale, ale skoro tu mieszkacie... � Ma tu jeszcze przyj�� dzisiaj rodzina doktora � brn�� Tadek dalej. � Ju� p�no. Na pewno nie przyjd�. A zreszt�, mog� przychodzi�. Nie pytaj�c si�, wzi�� latark� le��c� na stole obok J�drka, o�wietli� wszystkie k�ty kuchni i uda� si� w g��b domu. S�ycha� by�o jego ci�kie st�pni�cia na schodach, a potem na pi�trze. � Kto to jest? � zagadn�� J�drek. � Nie wiem, ale lepiej si� nim nie interesowa�. � On ci si� nie podoba. � A tobie? � Mnie te� nie � przyzna� J�drek. � Gdyby� w nocy zauwa�y�, �e wychodz�, le� cicho i nie odzywaj si�, o nic nie pytaj. I trzymaj j�zyk za z�bami. Nie tak jak z tym grochem. � Przecie� on od tygodnia nie jad� nic gor�cego. � G�upi jeste�. Nic nie wiesz � powiedzia� Tadek. J�drek zaintrygowany chcia� o co� spyta�, ale w korytarzu rozleg�y si� st�pni�cia. � Ja b�d� spa� na g�rze � oznajmi� m�czyzna zaraz od progu. � A gdzie s� wasze pos�ania? � Tam za �cian� � rzek� Tadek. � W takim razie k�ad�cie si� ju�, nie ma co siedzie�. � Nam dobrze tu, przy ogniu � szepn�� J�drek. � Daj mi klucze od drzwi � zwr�ci� si� m�czyzna do Tadka. � Po co panu? � Mo�e b�d� chcia� wcze�niej wyj��. 22 � Ja si� obudz� i otworz�. � Daj. Po co masz si� zrywa� za wcze�nie. W g�osie brzmia�a ukryta gro�ba. � Klucze s� w zamku � powiedzia�. � No, w takim razie dobrej nocy. Lekko u�miechn�� si�, ale nie by� to u�miech weso�y, raczej jaki� grymas. S�uchali krz�taniny na g�rze. Pobrz�kiwa�o wiadro i miednica. M�czyzna musia� my� si� dok�adnie, bo ha�asy trwa�y d�u�szy czas. Potem s�yszeli, jak zaskrzypia�o drewniane ��ko, w kt�rym sypia� doktor. � Po�o�y� si� ju� � szepn�� J�drek. A zaraz, prawie ze �zami, wybuchn��: � On mi zabra� latark� i na pewno ju� nie odda. Znasz go? Nigdy u doktora nie bywa�. � Przesta�! � sykn�� Tadek. Siedzieli w mroku i ciszy, nie odzywaj�c si� do siebie. W palenisku pociemnia�o. W kuchni zrobi�o si� ch�odno: � Idziemy spa� � podni�s� si� Tadek. Po omacku trafili do pokoju, gdzie znajdowa�y si� ich pos�ania. Odnale�li je �atwo. Krewni doktora nie zd��yli tu jeszcze nic zmieni�. Tylko pod nogami le�a�o pe�no papier�w i rupieci, najwidoczniej wyrzuconych z szuflad i szaf. J�drek rozbiera� si� i w ciemno�ci pr�bowa� z�o�y� ubranie w kostk�. M�wi� g�o�no, co robi, jakby nie chcia� straci� kontaktu z Tadkiem. � Psa wyp�d� na korytarz � poleci� Tadek � bo zn�w pche� naniesie. J�drek, ju� w nocnej koszuli, wyprowadzi� kundla za drzwi. � B�dzie skomla� i piszcza� � wstawi� si� za nim nie�mia�o, wr�ciwszy do pokoju. Lecz Tadek uda�, �e nie s�yszy. � Opowiedz mi co� � poprosi� J�drek. � Dzi� nie mam ch�ci. Musz� pomy�le�, co b�dziemy robi� dalej. � Ja jutro id� do szko�y. � Tak. Dlatego �pij. Musimy wsta� wcze�niej. Rano wyszoruj� ci� porz�dnie i odczyszcz� spodnie. � Bardzo jeste� dobry, Tadek. S�owa J�drka zabrzmia�y niewyra�nie i w par� sekund potem ju� spa�. Tadek le�a� na pos�aniu z r�kami pod g�ow�. W willi i za oknami panowa�a absolutna cisza. Zastanawia� si�, co robi�. Obecno�� tego cz�owieka na g�rze niepokoi�a go. �Poczekam jaki� czas, niech tamten za�nie mocno, a wtedy wymkn� si� na dw�r. Ale kim on jest?" Co� drapn�o w drzwi. Pomy�la�, �e to pies, lecz nagle od progu strzeli� snop elektrycznego �wiat�a. Blask o�wietli� ��ko, na kt�rym le�a� Tadek. � Dlaczego jeste� ubrany? 23 Tadek siad� przestraszony. � Czy ty mnie ju� gdzie� widzia�e�? I tym razem za d�ugo waha� si� z odpowiedzi�. � No? � g�os zabrzmia� gro�nie. � Tak. Widzia�em, jak pan ucieka� z posterunku. Ju� �a�owa� swoich s��w. � Pozna�em ci� i zapami�ta�em, chocia� by�o ciemno. Skoro si� przyzna�e�, to chyba nie masz wobec mnie z�ych zamiar�w. I raptem, nim si� Tadek spostrzeg�, zosta� b�yskawicznie skr�powany d�ugim mocnym sznurem. � My�l�, �e nie b�dziesz krzycza�, bo obudzisz brata. Na wszelki wypadek zwi��emy i jego. � Niech pan tego nie robi � poprosi�. � Ja go nie obudz� i b�d� spa� cicho. � Nie k�amiesz? � Je�li pan go wyrwie ze snu, narobi wrzasku. On tak zawsze. � No, dobrze. Ale pami�taj, czasem �art jest niebezpieczny. Oddali� si� bezszelestnie. Tadek nawet nie by� pewien, czy odszed�, czy te� stan�� gdzie� za framug� drzwi i czeka. Po nied�ugim czasie zacz�y mu dr�twie� r�ce i nogi, skr�powane zbyt mocno. Poza tym by�o mu zimno. Wprawdzie ko�dra le�a�a obok, ale nie umia� jej przyci�gn��. Kiedy pr�bowa� z�apa� j� z�bami, zsun�a si� z ��ka na pod�og�. R�ce przywi�zane mia� wzd�u� cia�a, nogi te� �ci�ni�te poni�ej i powy�ej kolan. Wszelkie wysi�ki, aby rozlu�ni� nieco sznury, jeszcze pogarsza�y sytuacj�. W�yna�y si� g��biej w cia�o, powoduj�c dotkliwy b�l. Pr�bowa� zasn��, by w ten spos�b jak najpr�dzej min�a noc, ale nadaremnie zaciska� powieki. Narasta� w nim coraz wi�kszy niepok�j. � Niech pan mnie rozwi��e � powiedzia� szeptem, a potem g�o�no. Lecz w pobli�u by�o cicho. Kilkakrotnie powt�rzy� ��danie. A� w ko�cu upewni� si�, �e jednak m�czyzna poszed� na g�r�. Odwr�ci� si� na bok, chc�c zmieni� nieco pozycj�. I wtedy us�ysza� szept J�drka: � Ja nie �pi� i wszystko s�ysza�em. � Przykryj mnie ko�dr�. Bardzo zmarz�em � poprosi� Tadek. J�drek okry� go troskliwie i po�o�y� si� przy nim. � Co on nam zrobi? � spyta� cicho. � Nic, tylko si� boi, aby�my nie poszli na milicj�. � A ty my�lisz, �e lepiej p�j��? � Nie wiem, kim on jest i po co przyszed�. Je�li tylko przenocowa�, to rano na pewno si� wymknie. � Rozwi�za� ci�? 24 � Przetnij scyzorykiem. Bardzo �cisn�� mi r�ce. Wkr�tce r�ce mia� wolne. Teraz ju� sam przeci�� sznur na nogach. � P�jdziesz na milicj�? � spyta� J�drek. Tadek rozciera� obola�e miejsca. � Boj� si� o ciebie. � Chod�my razem � szepn�� J�drek. Tadek milcza� i zastanawia� si�. � Dobrze � zdecydowa�. � Ubieraj si� szybko, a ja tymczasem otworz� okno. St�pa� delikatnie, a przy ka�dym skrzypni�ciu pod�ogi zamiera� w p� kroku. Wreszcie trafi� na klamk� okienn�. Przekr�ci� poma�u. � Ju� jestem � szepn�� J�drek staj�c obok. Z dworu wion�a fala zimnego powietrza. Parapet by� wysoki. Tadek wi�c podsadzi� brata, a potem wspi�� si� sam. � Ja zeskocz� i pomog� ci. Ale J�drek nie czeka� i pierwszy znalaz� si� na dole. I w tej samej chwili rozleg�o si� gwa�towne ujadanie psa. Wpad� do pokoju, a zobaczywszy, �e ch�opcy znikli, narobi� piekielnego ha�asu. Przez chwil� sparali�owa�o ich. Wreszcie Tadek z�apa� J�drka za rami� i pu�ci� si� p�dem do furtki. Gnali co si� w nogach. P�ot przesadzili w mgnieniu oka. Nie zatrzymywali si�, nie nas�uchiwali. Byli pewni, �e s� �cigani. J�drek nie nad��a�. Tadek ci�gn�� go za sob�, my�l�c z przera�eniem o rosn�cym niebezpiecze�stwie. � Nie mog�. Pu�� � j�cza� J�drek. Potkn�� si� pad� na kolana. Tadek schyli� si�, wzi�� go na r�ce. � Trzymaj si� mnie mocno � powiedzia�. Bieg� dalej Ujrzawszy b�ysk reflektora przed komend� milicji, odetchn�� z ulg�. Postawi� zn�w J�drka na ziemi. Biegli ju� troch� wolniej. � Sta�! � krzykn�� wartownik, nim zbli�yli si� do furtki. � To my � powiedzia� Tadek. � Jacy my? Nie zbli�a� si�. Latarka o�wietli�a ich od st�p do g��w. � Czego chcecie? � My do zast�pcy komendanta. Musimy go koniecznie zobaczy�. � Przyjd�cie jutro rano. Teraz �pi. � Ale mamy co� wa�nego powiedzie�. � W takim razie m�wcie mnie. � My wiemy... � zakas�a� si� Tadek. � Szybciej. Co wiecie? � Gdzie jest ten szpieg. Milicjant z�apa� go mocno za rami�. 25 � Chod�cie. Wbiegli p�dem do budynku. Milicjant nagle stan��, jakby zmieniwszy zamiar. Jeszcze raz o�wietli� ch�opc�w latark�. � Ej�e, ptaszki! � zdj�� pepesz�. � Kto was tu przys�a�? No, szybko! � Tr�ci� Tadka luf�. Obaj ch�opcy oparli si� plecami o �cian�. � My sami. Naprawd�! � rzuci� Tadek. � Sk�d wiecie o jakim� zbiegu? Kto wam powiedzia�? � Widzieli�my wieczorem, jak ucieka�. Nagle skrzypn�y drzwi. � Co tu si� dzieje? � To my, prosz� pana. � Melduj�, towarzyszu poruczniku, �e przynie�li wiadomo�� o jakim� zbiegu. � Dlaczego nie zostali�cie tu na noc? � Naprawd� wiemy, gdzie on jest. �pi na g�rze w willi dokto