7135

Szczegóły
Tytuł 7135
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7135 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7135 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7135 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

A.J. QUINNELL PIEK�O T�umaczyli: Jan Zakrzewski i Ewa Krasnod�bska Tytu� orygina�u: Message From Heli Data wydania polskiego: 1998 r. Data pierwszego wydania oryginalnego: 1996 r. Mormor In memonam Dzi�kuj� sier�antowi Mik� 'owi Allenowi za oprowadzenie po niebezpiecznych miejscach. Autor PROLOG M�czyzna by� stary, a palce jego prawej d�oni, chude i ko�ciste, przypomina�y raczej szpony. Trzymany w nich znaczek identyfikacyjny odbija� padaj�ce z okna �wiat�o. � Znaczek identyfikacyjny. � Wiem, co to jest. � Nie�miertelnik1 ameryka�skiego �o�nierza. � Powiedzia�em: wiem. Mog� obejrze�? Szpony zwar�y si� na blaszce, jakby chroni�y bezcenny skarb. � To mojego syna. � Widzia�em, jak umiera pa�ski syn. Dosta� seri� z Ka�asznikowa. � Sprawdza� pan, �e nie �yje? � Nie. Byli�my pod ostrza�em. Wpadli�my w zasadzk� i uciekali�my w pop�ochu. Widzia�em, jak Jake oberwa�. Seria z Ka�asznikowa, jak ju� powiedzia�em. Le�a� sto metr�w od nas, nie by�o sposobu do niego wr�ci�. Ja te� oberwa�em i mia�em wielkie szcz�cie, �e mi si� uda�o wydosta�. � Wi�c w�a�ciwie nie wie pan, czy Jake umar�? Creasy zaprzeczy� ruchem g�owy. � O tym wiedzie� mog� tylko ci, kt�rzy do niego strzelali. Siedzieli w k�cie brukselskiego baru. Creasy wpad� tu, �eby wypi� szklaneczk� z barmanem � starym przyjacielem. Nim zdo�a� posmakowa� drinka, pojawi� si� u jego boku �w starzec o s�pich szponach i poprosi� o rozmow�. Bar odwiedzali byli najemnicy, b�d� ci, kt�rzy ich udawali, oraz kandydaci na najemnik�w. � Czy mog� z panem porozmawia� na osobno�ci? � spyta� nalegaj�co stary cz�owiek. Nie�miertelnik � popularna nazwa znaku umo�liwiaj�cego identyfikacje �o�nierza na polu walki. W Armii USA nie�miertelnik, zwany tak�e psim numerkiem (dog tag) sk�ada sie z dw�ch blaszek ze stali nierdzewnej w kszta�cie prostok�ta o zaokr�glonych rogach, na kt�rych wyt�oczone jest: nazwisko, grupa krwi i numer s�u�bowy �o�nierza. Blaszki, po��czone kr�tkim �a�cuszkiem, nosi sie na d�ugim �a�cuszku wok� szyi. Po �mierci �o�nierza kr�tki �a�cuszek rozpina sie, do��czaj�c jedn� z blaszek do aktu zgonu lub zawiesza si� j� na grobie, a druga pozostaje wraz z d�ugim �a�cuszkiem przy zw�okach (przyp. red.) Creasy przyjrza� si� uwa�nie pobru�d�onemu zmarszczkami obliczu, kt�re wyra�a�o pal�cy niepok�j. Mia� dobr� pami�� do twarzy, ale ta nie budzi�a �adnych skojarze�. By�o co� jednak w oczach tego cz�owieka, co sk�oni�o Creasy'ego do wskazania stolika w rogu. Usiedli naprzeciwko siebie. Wtedy w�a�nie starzec si�gn�� do kieszeni, wyci�gn�� nie�miertelnik i powiedzia�: � Jestem ojcem Ja-ke'aBentsena. � Jak mnie pan znalaz�? � spyta� Creasy. Starzec g��boko westchn��. � To nie by�o proste. Ale m�j s�siad ma kuzyna, kt�ry pracuje jako analityk w CIA w Langley. Kuzyn poszpera� w archiwum i powiedzia�, �e wci�� jest pan najemnikiem, i �e mo�na pana znale�� w tym barze. Tydzie� temu przylecia�em do Brukseli i codziennie tu na pana czekam. Pyta�em barmana, ale nic si� od niego nie dowiedzia�em. Zamierza�em w poniedzia�ek wr�ci� do San Diego. � �le panu powiedziano. Ju� nie jestem najemnikiem, przynajmniej w znaczeniu profesjonalnym. Wpad�em do Brukseli przejazdem, odwiedzam starego przyjaciela. Jutro wyje�d�am. Jak mnie pan pozna�? Sk�d pan wiedzia�, �e to ja? � Z opisu w jednym z list�w Jake'a. Nie opu�ci� ani jednej blizny na pa�skiej twarzy. Creasy w zamy�leniu patrzy� na starego cz�owieka. � Niech mi pan poka�e t� blaszk� � powiedzia�. M�czyzna powoli rozwar� palce i obr�ci� d�o�. Nie�miertelnik upad� na st�. Creasy d�ugo patrzy� na wyt�oczone w metalu imi�, nazwisko i numer s�u�bowy. Upi� �yk ze szklanki i wreszcie spyta�: � Sk�d pan to ma? � Przed dwoma tygodniami dostarczono mi to do domu w San Diego. � Kto dostarczy�? � Nie wiem, panie Creasy. To znaczy nie wiem, jak si� nazywa i sk�d przybywa�. Us�ysza�em dzwonek do drzwi. Otworzy�a �ona. Przed wej�ciem sta� kr�py Azjata. Poda� jej paczuszk� i poszed� sobie. � W tej paczuszce by� tylko nie�miertelnik czy co� jeszcze? Ko�ciste palce ponownie pow�drowa�y do kieszeni i wyj�y z niej pognieciony kawa�ek brunatnego pakowego papieru. Creasy wyg�adzi� papier na stole i odczyta� nabazgrane s�owa. Tylko trzy s�owa: CREASY W-NAM K-BOD�A Litery na skrawku papieru skre�lone by�y w po�piechu. Creasy podni�s� wzrok na zniszczon� twarz starca. � Panie Bentsen, to mo�e by� po prostu okrutny, chory �art. To zdarza�o si� ju� w przesz�o�ci. Jake zgin�� dwadzie�cia sze�� lat temu na granicy wietnamsko--kambod�a�skiej. M�czyzna intensywnie wpatrywa� si� w tabliczk� i skrawek papieru. � Pojecha�em z tym do Waszyngtonu � powiedzia�, nie podnosz�c g�owy. � Do Biura MIA2. Powiedzieli mi, �e w ich przekonaniu nie�miertelnik jest autentyczny. Cia�a Jake'a nigdy nie znaleziono, jego blaszki tak�e nie. Nie potrafili powiedzie�, czy na tym skrawku papieru jest pismo Jake'a. Zanios�em go do grafologa wraz z jednym z list�w Jake'a. Powiedzia�, �e dostrzega wiele wsp�lnych cech. M�czyzna podni�s� g�ow�, ale nie napotka� spojrzenia Creasy'ego, kt�ry, ze zmarszczonymi brwiami, wci�� wpatrywa� si� w blaszk� i papierek. Starzec m�wi� dalej: � Jake cz�sto o panu pisa�. Nie mia� zbyt wielu idoli. W pewnym sensie Jake by� sam dla siebie bohaterem. Ale na pana patrzy� z zachwytem. Jak nigdy na nikogo innego. Mia� dok�adnie dwadzie�cia jeden lat. Tak, zgin�� w swoje urodziny. Nigdy nie znaleziono jego cia�a. Nikt nie wr�ci�, by go poszuka�... Creasy powoli podni�s� g�ow�. Si�gn�� po blaszk�, podni�s� j� i zacisn�� w d�oni. � A pan uwa�a, �e nadszed� czas, by wr�ci�? 2Missing in Action � zaginieni w akcji (przyp. red.) ROZDZIA� PIERWSZY � Masz poczucie winy? Creasy westchn�� g��boko: � Nie. � Wi�c co? O co ci chodzi? Creasy spojrza� na przyjaciela po drugiej stronie sto�u. Znali si� d�u�ej, ni� Creasy lubi� si�ga� pami�ci�. Jako najemnicy uczestniczyli rami� przy ramieniu w dziesi�tkach bitew na przestrzeni paru dziesi�tk�w lat, p�ki Maxie si� nie o�eni� i nie kupi� tego baru w Brukseli, gdzie osiad�, cho� nazwa� to mo�na by�o tylko wzgl�dnym ustatkowaniem si�. W barze siedzieli Maxie i Creasy, Du�czyk o nazwisku Jens Jensen i Francuz 0 okr�g�ej twarzy, zwany Sow�. Jensen by� eks-naczelnikiem wydzia�u os�b zaginionych kopenhaskiej policji. Sowa by� eks-gangsterem i eks-ochroniarzem szef�w marsylskiej mafii. Przed laty Creasy w trakcie pewnej operacji skontaktowa� Jensena i Sow�, kt�rzy obecnie byli wsp�w�a�cicielami agencji detektywistycznej, specjalizuj�cej si� w odnajdywaniu wszystkiego, co mo�e zagin��. M�g� to by� m�� lub �ona, pies lub diament. Du�czyk Jensen zbli�a� si� do czterdziestki, mia� lekk� nadwag�, rzedniej�ce blond w�osy, �on� nauczycielk� i malutk� c�rk�. Poza sw� rodzin� i Sow� by� jeszcze przywi�zany do notebooka IBM, zawsze znajduj�cego si� w zasi�gu r�ki. W epoce, w kt�rej ludzie tylko rozprawiali o Infostradzie i Internecie, Jensen zdo�a� si� ju� pod��czy� do Internetu i �eglowa� w�asnym szlakiem. Francuz by� w po�owie drogi mi�dzy czterdziestk� a pi��dziesi�tk� i skrz�tnie ukrywa� sw�j prawdziwy charakter za grubymi, okr�g�ymi szk�ami, z powodu kt�rych zas�u�y� na miano Sowy. W jego �yciu tylko cztery osoby mia�y jakie� znaczenie: Creasy i rodzina Jensen�w. Opr�cz nich jeszcze tylko dwie rzeczy si� liczy�y: walkman Sony, wiecznie uwieszony u pasa i dostarczaj�cy jedynej rozrywki, kt�rej potrzebowa�: d�wi�k�w wspania�ych dzie� wielkich mistrz�w, kt�rych �yciorysy i tw�rczo�� zna� na pami�� i w�r�d kt�rych Mozart by� bogiem; oraz ryglowany przez obr�t lufy francuski pistolet MAB PA15. Trzyma� go zawsze pod lew� pach� w kaburze z irchy i w razie potrzeby wyci�ga� z tak� pr�dko�ci�, 1 strzela� z tak� precyzj�, �e zawstydzi�yby wielu strzelc�w wyborowych. Jensen i Sowa stanowili nieprawdopodobn� par�, ale z�yt�, zgran� i dope�niaj�c� si�. Jensen mia� dar pakowania si� w k�opoty, Sowa za� dar wyci�gania go z nich. Jensen by� m�zgiem, Sowa �ci�ga� j�zyk spustowy. * * * Jensen i Sowa przyjechali do Brukseli w poszukiwaniu �ony du�skiego przemys�owca. Znale�li j� poprzedniego wieczoru w ��ku czarnego saksofonisty. Poniewa� by�a wyra�nie zadowolona z miejsca pobytu, Jens ograniczy� si� do odebrania jej pier�cionka zar�czynowego z pi�ciokaratowym brylantem i grubej z�otej obr�czki, w celu oddania obu przedmiot�w klientowi, do kt�rego zadzwoni� z wiadomo�ci�, �e mo�e ju� podejmowa� kroki rozwodowe. Jens i Sowa przed kilku laty uczestniczyli z Creasym i Maxie'em w paru przedsi�wzi�ciach, nic wi�c dziwnego, �e na ostatni� kolacj� w Brukseli wybrali si� do baru Maxie'ego. Spotkanie Creasy'ego by�o mi�ym zaskoczeniem. Wraz z Maxie'em wys�uchali opowie�ci o rzekomo od dawna nie�yj�cym �o�nierzu i tajemniczym zwrocie nie�miertelnika wraz ze skrawkiem pakowego papieru. � Masz poczucie winy? � powt�rzy� pytanie Maxie. � Wiesz, jak to jest � odpar� Creasy. � By�e� w podobnej sytuacji dziesi�tki razy. Facet z twojego oddzia�u obrywa i instynkt od razu ci m�wi: oberwa� na dobre, czy mo�e si� wyli�e. Dziewi�� razy na dziesi�� instynkt podpowiada ci dobrze. Ucieka�em z zasadzki, ale dobrze widzia�em, jak ch�opak dosta�. Zakr�ci� si� jak b�k i pad�. Ja te� oberwa�em, ale niegro�nie. � No wi�c, je�li nie o poczucie winy chodzi, to o co? Creasy wydawa� si� nieco poirytowany. � Nie czuj� si� winny, ale my�l�, �e mo�e powinni�my byli wr�ci�, �eby si� upewni�... Mnie tylko drasn�o, wystarczy�o kilka szw�w i jeden dzie� w polowym szpitalu. Oczywi�cie od razu nie mogli�my tam wr�ci�, ale po paru dniach, w wi�kszej sile... Du�czyk ma�ymi �yczkami pi� wino. � Dowodzi�e� tym patrolem? � Nie. To by� patrol Si� Specjalnych. Wzi�li mnie jako najemnika-ochotnika. � Wi�c o co chodzi? To nie by�a twoja sprawa. � Niby nie. Ale dow�dca patrolu by� kretynem. Mo�e powinienem by� zebra� paru ch�opak�w z oddzia�u najemnik�w, i�� tam i rozejrze� si�. Maxie spojrza� zdumiony na przyjaciela. � Co ty gadasz, Creasy? W takiej sytuacji nikt nie wraca pod ogie�, �eby szuka� prawie na pewno zabitego faceta. � Wskaza� na le��c� na stole blaszk�. � Po dwudziestu sze�ciu latach kto� to dostarcza z kawa�kiem papieru. Kto� chory umys�owo albo spryciarz, kt�ry zamierza skubn�� ojca ch�opaka na du�� fors�. Takie rzeczy ju� si� zdarza�y. � Mo�e masz racj�. Maxie wzi�� do r�ki nie�miertelnik i zacz�� obraca� go w palcach. � Co to by� za ch�opak? Creasy chwil� si� zastanawia�. � W porz�dku. Nieco inny. Zawsze okropnie si� ba�. Maxie roze�mia� si�. � Co ty opowiadasz? Zawsze si� ba�? Wzi�li go do Si� Specjalnych, w Wietnamie sp�dzi� ponad rok, a ty m�wisz, �e si� zawsze ba�? � Tak. By� pewien, �e tego po nim nie wida�. Udawa� twardziela. Odnios�em wra�enie, �e ju� si� urodzi�, robi�c w pieluszki ze strachu, a potem przez wszystkie lata swego �ycia usi�owa� sam siebie przekona�, �e jest bohaterem. Stale za mn� �azi�. Jak pies. Gada� jak cholerny twardziel, a pod spodem widzia�em przestraszonego ch�opaczka. W�a�ciwie to go polubi�em. W�a�nie tak, jak mo�na polubi� wiernego psiaka. Kiedy robi�o si� gor�co, kaza�em mu si� trzyma� blisko siebie, ale akurat tego dnia nasz durny dow�dca patrolu wys�a� go jako zwiadowc�. No i pierwszy oberwa�. Maxie przyjrza� si� pokiereszowanej twarzy przyjaciela. � Nie ma najmniejszego powodu do wyrzut�w sumienia. Nawet nie by�e� w tym pieprzonym wojsku. By�e� najemnikiem, jednym z wielu, o kt�rych nawet nie wolno by�o wspomina�. Nie dowodzi�e�. Za nic i za nikogo nie odpowiada�e�. P�acili ci dobrze, ale nie a� tak dobrze, by� ryzykowa� �yciem i szed� szuka� faceta, kt�ry w twoim przekonaniu ju� nie �y�. Wracaj do siebie, na Gozo, opalaj si� i zapomnij o ca�ej sprawie. Creasy uj�� w palce �wistek br�zowego papieru. � Dzi�ki za rad�, Maxie, ale Wietnam powr�ci�, powr�ci�a Kambod�a. W mojej �wiadomo�ci. Chyba pojad� tam i porozgl�dam si� za szczeniakiem. Maxie spojrza� na Jensa i Sow�. � Wygl�da mi to na szukanie ig�y w stogu siana, a raczej na tysi�cu hektar�w p�l ry�owych � powiedzia� Du�czyk. � Gdzie zamierzasz zacz�� szuka�? Obracaj�c w d�oni szklaneczk� z winem, Creasy odpar� pytaniem: � Czy co� w tej chwili robicie, ty i Sowa? � Nie mamy nic specjalnego � przyzna� Jens. � W�a�nie zamkn�li�my jedno zlecenie. Zamierzali�my troszk� odsapn��. Creasy odstawi� szklank�. � Mieliby�cie ochot� popracowa� ze mn�? Du�czyk i Francuz spojrzeli po sobie. � A co, tatu� tego faceta jest nadziany? � W�tpi�. Urz�dnik na emeryturze. Chyba z niej �yje. Gdyby�cie si� przy��czyli, to ja by�bym waszym klientem. Creasy ponownie wszystkich zaskoczy�. � B�dziesz za darmo szuka� jego syna? � zapyta� Maxie. � Pyta�e�, czy czuj� si� winny. Winny nie jestem, wiem o tym, ale jestem bardzo ciekawy. Chc� wiedzie�, sk�d si� wzi�� nie�miertelnik i dlaczego. � Spojrza� 10 na Du�czyka. � Chc� wynaj�� ciebie i Sow� na jakie� dwa tygodnie. Ile bierzecie dziennie? Nagle Sowa wyda� z siebie przedziwny odg�os. Spojrzeli na niego z niepokojem, p�ki nie zdali sobie sprawy, �e to �miech. Sowa szybko si� opanowa� i ju� powa�nie o�wiadczy�: � Nigdy nie spodziewa�em si� podobnego pytania z twojej strony, Creasy. Przed trzema laty wdar�e� si� w moje �ycie, to znaczy w to, co bra�em za normalne �ycie, i przewr�ci�e� je do g�ry nogami... Nada�e� mu sens. Partnerstwo z Jensem po raz pierwszy pozwoli�o mi mie� rodzin�. Tak, Jensowie s� moj� rodzin�, i teraz masz czelno�� pyta� mnie, ile wezm�, �eby ci odda� drobn� przys�ug�? � Gdyby nie ty, Creasy, nadal siedzia�bym w zapyzia�ym biurze kopenhaskiej policji, grzebi�c w papierkach � wtr�ci� si� Jens. � Zamknij wi�c buzi� i przesta� m�wi� o pieni�dzach. Mo�esz tylko m�wi�, czego od nas oczekujesz. Creasy spojrza� na Maxie'ego, kt�ry pokiwa� g�ow�: � Nie powiniene� obra�a� starych przyjaci�, Creasy. W oczach Creasy'ego na chwil� pojawi� si� ognik gniewu, ale zaraz zgas�. Rozsiad� si� wygodniej. � Dzi�ki, Jens. Dzi�ki, Sowa. Oczywi�cie pokryj� wszystkie koszty. A kto wie, czy nie urodz� si� z tego jakie� pieni�dze. Cz�sto tak bywa. Je�li tak, to dzielimy na trzy. � Umowa stoi. Teraz m�w, czego ci potrzeba. Creasy z p� minuty my�la�, zanim odpowiedzia�: � Armia ma w Waszyngtonie Biuro MIA. Spo�ecze�stwo ameryka�skie jest nies�ychanie wyczulone na los �o�nierzy, kt�rzy zagin�li podczas wojen poza granicami kraju. To problem, kt�ry wzbudza wiele emocji, cz�sto wi�c wykorzystuj� go politycy. W dalszym ci�gu usi�uje si� ustali� los zaginionych �o�nierzy, albo ich szcz�tk�w, podczas wojny korea�skiej przed czterdziestu pi�ciu laty. Waszyngton stale odmawia dyplomatycznego uznania Wietnamu, p�ki nie jest za�atwiona sprawa MIA. � Rzuci� okiem na Du�czyka. � Poszukiwania zaginionych �o�nierzy to w�a�ciwie to samo, w czym specjalizujecie si� ty i Sowa. I dlatego przyda�aby mi si� wasza pomoc. Chcia�bym, aby�cie polecieli do Waszyngtonu i porozmawiali z lud�mi z MIA. Oczywi�cie Bentsen kontaktowa� si� ju� z nimi natychmiast po otrzymaniu nie�miertelnika. Powiedzieli mu, �e jest autentyczny. Potrzebna mi jest wasza opinia na temat ca�ej sprawy. Do tych facet�w w biurze dociera mn�stwo informacji. Cz�sto s� to spekulacje, kt�rych nie przekazuje si� rodzinom zaginionych, by nie budzi� z�udnych nadziei. Dla mnie to mog� by� cenne wskaz�wki. Ja w tym czasie pojad� do San Diego. B�dziemy si� posuwali krok po kroku. Troch� ju� rozpytywa�em. Szefem Biura MIA jest pu�kownik Elliot Friedman. Pogadajcie z nim. Du�czyk schyli� si� i spomi�dzy n�g wyci�gn�� na st� swojego notebooka. Po chwili wystukiwa� kryptonim nowej operacji: ZAGINIONY SZCZENIAK. ROZDZIA� DRUGI Wniosek by� logiczny: znale�� pos�a�ca, by przez niego dotrze� do nadawcy. Ale gdzie rozpocz�� poszukiwania? Oczywi�cie tam, gdzie pos�aniec dostarczy� przesy�k�. Creasy siedzia� w prze�adowanym meblami saloniku domu w San Diego i s�czy� Budweisera. Naprzeciwko niego siedzia�a para starych ludzi. Pili kaw�, a ich twarze wyra�a�y zak�opotanie i niepok�j. � Mamy pewne oszcz�dno�ci, panie Creasy, no i emerytury � zacz�a kobieta. � Mo�emy panu co� zap�aci�... Creasy zupe�nie �wiadomie by� brutalny: � Pani Bentsen, normalnie za takie zlecenie wzi�liby�my z g�ry sto tysi�cy dolar�w i o wiele wi�cej na koszty operacji. Ale sytuacja nie jest normalna. Mam zamiar po�wi�ci� dwa tygodnie w celu zaspokojenia w�asnej ciekawo�ci. Tak si� sk�ada, �e po ostatnich dw�ch operacjach nie mam problem�w finansowych. Od pa�stwa oczekuj� nie pieni�dzy, lecz informacji. Macie pogrzeba� w pami�ci, wydoby� z niej wszystkie szczeg�y i dok�adnie opisa� mi cz�owieka, kt�ry wam dostarczy� znaczek identyfikacyjny syna. Marina Bentsen mia�a twarz wychud��, w�sk�, ale oczy �ywe, spojrzenie inteligentne. � Azjata � zacz�a m�wi� w pe�nym skupieniu. � Co do tego nie ma w�tpliwo�ci. W San Diego jest kilka azjatyckich skupisk. Spora kolonia chi�ska, japo�ska, korea�ska, no i oczywi�cie wietnamska. Trudno ich rozr�ni�. Nie tylko trudno rozpozna� narodowo��, ale i wiek. Ten cz�owiek nie by� m�ody. Powiedzia�abym, �e mi�dzy pi��dziesi�tk� a sze��dziesi�tk�... Nie mia� pomarszczonej twarzy. W�osy oczywi�cie czarne, i raczej kr�tkie, przedzia�ek po�rodku. Oczy ma�e i bardzo ciemne. Nos nieco haczykowaty. I bardzo w�ski podbr�dek. Mia� na sobie ciemnoniebieskie spodnie i jasnoniebiesk� wiatr�wk�. Tenis�wki. Kiedy odchodzi�, zauwa�y�am, �e lekko utyka. � Na kt�r� nog�? � Wola� si� wspiera� na lewej. � Jest pani bardzo spostrzegawcza, pani Bentsen. Po raz pierwszy w�skie usta na wychud�ej twarzy drgn�y w leciutkim u�miechu. � To chyba dlatego, �e maluj�... 12 � Pani jest malark�? Wskaza�a �ciany saloniku. Creasy zacz�� przygl�da� si� obrazom. Pi�� krajobraz�w i jeden portret m�odego m�czyzny. Creasy rozpozna� Jake'a Bentsena. � Bardzo dobre obrazy, a podobie�stwo do syna uderzaj�ce. � Rozpozna� go pan? � zapyta�a pe�nym smutku g�osem. � Tak. Ale potrzebne mi b�d� fotografie, kt�re powi�ksz�. � Mamy ich du�o. Zrobili�my ju� powi�kszenia i sporo odbitek dla Biura MIA. � Ojciec Jake' a podszed� do biurka, otworzy� szuflad� i wyj�� du�� kopert�. Creasy obejrza� z dziesi�� powi�ksze�, dwadzie�cia na dwadzie�cia pi�� i z aprobat� skin�� g�ow�. � Czy potrafi�aby pani narysowa� z pami�ci pos�a�ca? Leciutko si� u�miechn�a. � Zrobi�am to tego samego wieczoru, kiedy tu by�. M��, kt�ry ju� wraca� na sw�j fotel, zawr�ci� do biurka i po chwili poda� Creasy'emu rulon w elastycznej opasce. Po rozwini�ciu go, Creasy ujrza� wyrazisty szkic w�glem. Twarz wydawa�a si� �ywa, a ponad wydatnymi ko�ciami policzkowymi gorza�y ma�e czarne oczy. Para starszych ludzi przygl�da�a si� Creasy'emu, kt�ry ze skupieniem studiowa� portret. � Czy jest pani pewna podobie�stwa? � spyta� wreszcie. � Absolutnie. Ta twarz wyry�a si� w mojej pami�ci. Pracowa�am nad tym przez p� nocy. Zar�czam panu, �e to twarz pos�a�ca. Creasy powr�ci� do kontemplacji portretu. � Czy to panu pomo�e? � spyta� m�czyzna. � Ja znam tego cz�owieka, panie Bentsen � odpar� cicho Creasy. Zapad�a cisza, kt�r� przerwa�a Marina Bentsen wykrzykuj�c podniecona: � A wi�c to panu pomo�e! � Tak i nie � odpar� Creasy. � Nie rozumiem? Creasy postuka� palcem w portret. � Podobnie jak wasz syn, ten cz�owiek nie powinien ju� �y�. � Sk�d mo�e pan by� pewien? � spyta� m�czyzna. � Bo ja go zabi�em. ROZDZIA� TRZECI Po wyj�ciu Creasy'ego Bentsenowie przez wiele minut siedzieli w milczeniu. Wreszcie kobieta wsta�a i podesz�a do biurka w rogu. Wr�ci�a na swoje miejsce, nios�c pude�ko od but�w. Postawi�a je na stole, otworzy�a i wyj�a pakiet kopert przewi�zanych ��t� wst��eczk�. Wiedzia�a dok�adnie, o kt�ry list jej chodzi. Przekartkowa�a pakiet i wyj�a w�a�ciw� kopert�. Kartki papieru zaszele�ci�y. M�� czeka� cierpliwie, a� �ona znajdzie odpowiedni akapit. Moja jednostka wykonuje PDZ (patrole dalekiego zasi�gu) na terytorium Wietkongu � zacz�a czyta�. � Taki patrol mo�e trwa� wiele dni, albo nawet i tygodni. Zupe�nie inaczej ni� w tych jednostkach, kt�re udaj� si� na czterdziestoo�miogodzinny spacerek i dostaj� gor�ce �niadanka dowo�one przez helikoptery. Mamy niebezpieczne zadania, ale zbytnio si� nie martwcie. Jeste�my elitarn� jednostk�. Dobrze wiemy, co i jak robi�. G��wnym naszym zadaniem jest rozpoznanie, czasami jednak natrafiamy na przeciwnika. Wymiana ognia jest wtedy kr�tka i ostra. Dotychczas jeste�my g�r�, chocia� mieli�my paru rannych. Do naszej jednostki przydzielono kilku �nieoficjalnych". Tak nazywa si� najemnik�w. Nie wolno mi m�wi�, sk�d oni s�, ale jedno mog� powiedzie�: brali udzia� w wielu wojnach i przy nich jeste�my ��todziobami. Ale uczymy si� szybko. Kobieta westchn�a i czyta�a dalej: Zaprzyja�ni�em si� troch� z jednym z tych nieoficjalnych. Mo�e to za wielkie s�owo �zaprzyja�ni�em". Zbli�yli�my si�. Wydaje mi si�, �e on w og�le nie ma przyjaci�. Kr��� na jego temat r�ne plotki. Podobno by� we francuskiej Legii Cudzoziemskiej i bi� si� wsz�dzie, gdzie by�o mo�na. Ma okropnie pokiereszowan� twarz. Opowiadaj�, �e bra� udzia� w wojnach w Biafrze i w Kongo. Ale jak go o co� spyta�, to wzrusza ramionami i m�wi, �e nie pami�ta. Ja jestem tutaj najm�odszy w naszej jednostce i niekt�rzy z moich koleg�w daj� mi to odczu�. Czasami w bardzo przykry spos�b. Ale nie on. On traktuje 14 mnie serio. Czasami uczy mnie r�nych sztuczek w terenie, sposobu u�ywania broni i r�nych innych rzeczy. Wie o wiele wi�cej ni� wszyscy nasi podoficerowie i porucznik. I kiedy od czasu do czasu udziela rady, to nale�y jej s�ucha�. Je�li mamy jakie� potyczki, to staram si� trzyma� blisko niego. To chyba naturalne. I tak mi si� co� wydaje, �e on wie o tym. Nie mam nic konkretnego na poparcie takiego wra�enia. Podpowiada mi to intuicja. Chcia�bym by� jego prawdziwym przyjacielem. Nazywa si� Creasy. Kobieta z�o�y�a list i schowa�a z powrotem do koperty. Z pakietu wyj�a inn� kopert�, z niej list i znowu zacz�a na g�os czyta�: W�a�nie wr�cili�my z kolejnego PDZ z miejsc po�o�onych daleko na P�nocy. Nigdy sobie nie wyobra�a�em, �e mo�na tak si� zm�czy�. Zupe�nie opad�em z si�. Szed�em chyba tylko dlatego, �e szli inni. Mo�e taki jest w�a�nie mechanizm. Wszyscy patrz� na wszystkich, czyhaj� na pierwszego, kt�ry si� za�amie, �eby mie� wym�wk�. Tym razem nie mieli�my kontaktu z �Charlie'em" (ju� wiecie, �e tak nazywa si� tych z Wietkongu), ale wydarzy�o si� co� bardzo interesuj�cego. Otrzymali�my zadanie rozpoznania pewnej doliny i znajduj�cej si� tam wioski. Weszli�my do wioski o �wicie i zabrali�my ich w�jta na przes�uchanie. To jest brudna wojna, sami dobrze o tym wiecie, i nie zaskoczy was, je�li powiem, �e przes�uchania bywaj� brutalne. Dobrzy faceci, to znaczy my, nigdy takich rzeczy nie robi�. Zawsze towarzyszy nam paru �o�nierzy z armii po�udniowowietnamskiej, �eby t�umaczy� i wykonywa� t� brudn� robot�. Ale tym razem okaza�o si�, �e ten w�jt by� wykszta�cony i m�wi� po francusku. Nasz porucznik jakoby zna francuski, ale chyba s�abiutko, bo w�jt prawie nic nie rozumia�. Porucznik si� w�cieka� i kaza� naszym Wietnamcom przepytywa� w�jta. Ale Creasy ich powstrzyma� i odby� z w�jtem d�ug� rozmow� po francusku. Tak, ten Creasy chyba by� legionist�. Rozmowa dobrze im sz�a. W�jt u�miecha� si�, a potem to nawet g�o�no si� �mia�. Creasy powiedzia� porucznikowi, �e wie ju� wszystko, co trzeba. Jeszcze kilka s��w zamieni� z w�jtem i potem pobi� go do krwi. Strasznie go pobi�. Nie po�ama� mu �adnych ko�ci, ale w�jt sp�ywa� krwi�. Nie mogli�my zrozumie�, dlaczego to zrobi�. Nawet porucznik by� zaskoczony. Przecie� w�jt z nami wsp�pracowa�. Wi�kszo�� naszych dosz�a do wniosku, �e Creasy jest po prostu sadyst� i chcia� si� zabawi�. Nie mog�em w to uwierzy�. Tego wieczoru po kolacji poszed�em do Creasy'ego i zapyta�em, dlaczego to zrobi�. Odpowiedzia� mi, �ebym raz skorzysta� z szarych kom�rek i zastanowi� si�. 15 My�la�em przez par� dni i wreszcie wymy�li�em. Ju� wiedzia�em, 0 co chodzi�o Creasy'emu. Znajdowali�my si� g��boko na zapleczu wroga. Nie by�o w�tpliwo�ci, �e kiedy nast�pnym razem jaka� jednostka Wietkongu trafi do tej wioski, to si� dowie, �e tam byli�my 1 zacznie przepytywa� w�jta. Je�liby by� zdr�w i ca�y, wzbudzi�oby to ich podejrzenia. I podejrzenia by�yby jeszcze wi�ksze, gdyby zosta� tylko powierzchownie pobity. W tym wszystkim najdziwniejsze jest to, �e Creasy nie ujawni� powod�w swego zachowania ani mnie, ani nikomu innemu. Creasy jest dziwny. �yje w�asnym wewn�trznym �yciem. I ten trzeci list pow�drowa� z powrotem do koperty. Kobieta wybra�a z pakietu nast�pny, a zarazem ostatni list pe�en zachwyt�w. Jake uko�czy� w�a�nie sze�cio-tygodniowy kurs saperski. Wiedzia� teraz �wietnie, jak si� k�adzie miny i jak sieje rozbraja. Ta nowa specjalno��, uzupe�niaj�ca zdobyte poprzednio, przynios�a mu awans na �specjalist� pierwszej klasy". Kobieta pami�ta�a, jak oboje z ojcem byli dumni, gdy otrzymali ten list �jakby Jake dosta� promocj� z wyr�nieniem na Harwardzie. Ale po trzech tygodniach przysz�o pismo z Pentagonu. Z MIA. Nast�pi�y miesi�ce wyczekiwania i modlitw, nadziei, �e nadejdzie wiadomo��, i� syn �yje, cho� jest w niewoli. Dwadzie�cia sze�� lat oczekiwania. M�czyzna wsta�, z r�k �ony delikatnie wyj�� pude�ko po butach, zani�s� je do biurka, schowa� do szuflady i zamkn�� j� na kluczyk. ROZDZIA� CZWARTY � Pieprzone komputery! Pu�kownik Elliot Friedman rozejrza� si� po obszernym gabinecie i powiedzia� do Du�czyka: � Od trzydziestu lat pracuj� w tym biurze. Pami�tam, kiedy po raz pierwszy pojawi�y si� te burz�ce stary porz�dek szczeniaki z tymi swoimi komputerami. Powiedzieli, �e do��, koniec z papierkami. Bzdura! Mimo tych wszystkich maszyn mamy teraz wi�cej papierk�w ni� przedtem. Wi�cej ich wytwarzamy. Wie pan dlaczego? � Nie wiem, ale domy�lam si� � odpar� Jensen. � Przez lata pracowa�em w wydziale os�b zaginionych du�skiej policji. Mieli�my komputery i, oczywi�cie, drukarki, kt�re pracowa�y na okr�g�o. Przypomina mi si� anegdota z ubieg�ego stulecia, kiedy to Bismarck dowiedzia� si�, �e niemiecka biurokracja ma dwa wielkie magazyny pe�ne bezu�ytecznych dokument�w. Poleci� spali� wszystko, co zb�dne. Po dw�ch latach przypomnia� sobie to polecenie i kaza� swemu szefowi sztabu sprawdzi� jego wykonanie. Szef sztabu zameldowa�, �e spalono tylko dziesi�� procent niepotrzebnych papier�w. �Dlaczego tak ma�o?" � zapyta� Bismarck. �Urz�dnicy powiedzieli mi, �e potrzeba jeszcze wielu lat, by sporz�dzi� kopie dokument�w, kt�re maj� by� spalone" � otrzyma� odpowied�. Pu�kownik po raz pierwszy si� u�miechn��. Mia� prac� nie do pozazdroszczenia. Budynek mie�ci� dziesi�tki tysi�cy akt dotycz�cych zaginionych �o�nierzy � pocz�wszy od pierwszej wojny �wiatowej. Oczywi�cie teraz tylko zaginieni podczas wojen korea�skiej i wietnamskiej wywo�ywali jeszcze b�l w sercach ich bliskich. �aden kraj na �wiecie nie po�wi�ca� tyle czasu i pieni�dzy na ustalenie los�w swoich zaginionych �o�nierzy. Z powod�w emocjonalnych i politycznych. I dlatego te� ostatnio prezydenci ameryka�scy tak niech�tnie zgadzaj� si� na udzia� Armii Stan�w Zjednoczonych w operacjach wojennych poza granicami kraju. I dlatego, je�li ju� si� na to decyduj�, u�ywaj� ci�kiego m�ota do st�uczenia skorupy orzecha. Jens wszystko to wiedzia�. By� w Waszyngtonie dopiero od tygodnia, ale dobrze ju� pozna� Biuro MIA. Zorientowa� si�, �e pu�kownik Friedman jest dobrym, g��boko zaanga�owanym w swoj� prac� oficerem, a, mimo wysokiego stopnia wojskowego, nigdy nie w�cha� prochu. Kierowa� zespo�em trzystu ludzi, w kt�- 17 rym znajdowali si� tak�e eksperci od identyfikacji szcz�tk�w ludzkich. Du�czyk poda� pu�kownikowi blaszk�. � Wiem, �e pa�scy ludzie ju� to widzieli. Powiedzieli, �e jest autentyczna. Pu�kownik przez d�ug� chwil� przygl�da� si� nie�miertelnikowi. � Wygl�da na prawdziwy. Z wojny wietnamskiej. O co konkretnie panu chodzi? � Sprawa dotyczy mego przyjaciela. Bardzo bliskiego przyjaciela. Nie�miertelnik nale�a� do �o�nierza Si� Specjalnych. By� z moim przyjacielem, kiedy zagin�� podczas patrolu w pobli�u granicy kambod�a�skiej. W sze��dziesi�tym �smym. Pu�kownik trzyma� blaszk� w otwartej d�oni i nadal mu si� przygl�da�. � Sze��dziesi�ty �smy, to by� z�y rok. Jake. Czy to przezwisko, czy imi�? � Imi�. Pu�kownik spojrza� na klawiatur� komputera. Wzruszy� ramionami, s�abo si� u�miechn�� i powiedzia�: � M�g�bym nacisn�� par� klawiszy i dokumentacja wyskoczy niby diabe�ek na ekran. Ale ja jestem jak ci urz�dnicy Bismarcka. Troch� staro�wiecki. Nacisn�� guzik interkomu. � Susan, potrzebna mi jest teczka specjalisty pierwszej klasy, Jake'a Bentsena, zaginionego w sze��dziesi�tym �smym w Wietnamie. Musieli teraz czeka�, a� osoba imieniem Susan znajdzie w archiwum dokumenty dotycz�ce Jake'a Bentsena. Pu�kownik nala� trzy kubki kawy z maszynki stoj�cej w k�cie gabinetu, wr�ci� z nimi do biurka, mrugn�� porozumiewawczo i z szuflady wyj�� butelk� Martela. � Polepsza smak � o�wiadczy�. � Wojskowa kawa wymaga wszelkiej mo�liwej pomocy z zewn�trz. Wla� po poka�nej porcji do ka�dego z kubk�w, jeden podsun�� Jensowi, drugi milcz�cemu przez ca�y czas Sowie, trzeci podni�s� sam. � Skal! � powiedzia� Jens. � By� pan kiedy� w moim kraju? � Owszem � odpar� pu�kownik. � W latach siedemdziesi�tych, ale wi�cej czasu sp�dzi�em w Szwecji. Sporo ch�opak�w zdezerterowa�o podczas wojny wietnamskiej. Wielu uchyli�o si� od poboru. Liczna gromadka schroni�a si� w Kanadzie, nieco mniejsza w Szwecji. Zw�aszcza czarnych. Mieli�my wypadki, �e tak zachachm�cili, �e uznano ich za MIA, a potem pojawiali si� w Szwecji. Pracowa�em jako oficer ��cznikowy z w�adzami szwedzkimi. Szczerze m�wi�c, Sztokholm jak i Szwedzi wydaj� mi si� bardzo nudni. Dlatego podczas weekend�w wsiada�em na prom i jecha�em na kr�tki urlop do Kopenhagi. Du�czycy maj� lepsze poczucie humoru, alkohol by� ta�szy, no i wspania�e dziewczyny. � Jaki by� pana ulubiony lokal? � �Kakadu"... Jeszcze istnieje? � Istnieje, i dziewczyny te� s�, ale klientela g��wnie japo�ska. 18 Min�o mniej wi�cej dziesi�� minut od chwili, gdy pu�kownik prosi� o akta Bentsena, kiedy us�yszeli pukanie do drzwi gabinetu. Po chwili wesz�a kobieta w kapita�skim mundurze i po�o�y�a na biurku pu�kownika grub� teczk�. Nim wysz�a, obrzuci�a Jensa i Sow� ciekawym spojrzeniem. Teczka by�a czerwona, zabezpieczona czarn� elastyczn� opask�. Prawy g�rny r�g teczki opatrzony by� piecz�ci�: MIA (MIN). Pu�kownik pchn�� teczk� w stron� Jensa m�wi�c: � Jest to wbrew przepisom, ale skoro w waszej stolicy tak dobrze si� bawi�em, to niech pan sobie to przejrzy. Nie mog� panu pozwoli� na robienie �adnych kopii bez pisemnej zgody sekretarza obrony. Du�czyk podzi�kowa� skinieniem g�owy i, stukaj�c palcem w ok�adk�, spyta�: � Co oznaczaj� te litery w nawiasie? � Wielko�� szansy odnalezienia zaginionego. MIN oznacza, �e szans� s� minimalne. Nie ma nadziei, �e ten cz�owiek �yje, a nawet �e odnajdziemy jego szcz�tki. � Pu�kownik spojrza� na blaszk� na biurku. � Chocia� teraz, skoro odniesiono rodzicom do domu nie�miertelnik, mo�e powinni�my zmieni� kategori�. Jens otworzy� teczk� i zacz�� przegl�da� papiery. By�o w niej par�na�cie szczeg�owych raport�w, poczynaj�c od meldunku porucznika dowodz�cego patrolem. Nast�pny dokument pochodzi� od oficera wywiadu dywizji, dalsze zawiera�y rezultaty przes�ucha� wi�ni�w i powracaj�cych do Stan�w by�ych je�c�w wojennych, meldunki biur Czerwonego Krzy�a i analizy informacji otrzymanych od rz�du zjednoczonego Wietnamu, kiedy ten doszed� do wniosku, �e trzeba kooperowa� z rz�dem ameryka�skim, by zosta�y zniesione sankcje. Wszystkie raporty by�y negatywne. �adnego �ladu zaginionego. Du�czykowi, kt�ry by� mistrzem szybkiego czytania, zapoznanie si� z wszystkimi dokumentami zaj�o p� godziny. W tym czasie pu�kownik systematycznie dope�nia� kubki kawy zawarto�ci� butelki Martela, a� w ko�cu pili prawie czysty koniak. � W pe�ni rozumiem dlaczego zakwalifikowali�cie ten przypadek jako MIN � powiedzia� Jens, zamykaj�c teczk�. � Niemniej widz� w tej teczce rezultat wielkich stara�. Moje gratulacje. Twarz pu�kownika posmutnia�a. Patrzy� na fotografi� stoj�c� na biurku. � W sze��dziesi�tym si�dmym straci�em w Wietnamie syna. Jego cia�o wr�ci�o do Stan�w. Jest pochowany na cmentarzu arlingto�skim. Niekt�rzy nie potrafi� zrozumie�, co to znaczy dla rodzic�w wiedzie�, �e ich syn znalaz� godne miejsce spoczynku. Cho�by pod ziemi�. Bardzo wielu oficer�w naszego biura, kobiet i m�czyzn, jest w tej samej sytuacji. Traktujemy nasz� prac� bardzo powa�nie. Codziennie napotykamy na ludzki b�l. B�l towarzysz�cy przez d�ugie lata niepewno�ci, nadziei i smutkowi. Ten b�l jest dla nas motywacj�. � Pu�kownik spojrza� przez okno na drugi brzeg rzeki Potomak. Ci�gn�� dalej, dziel�c si� w�asnymi my�lami: � Rozmy�laj�c nad ostatnimi latami dostrzegam zmiany, jakie 19 nast�pi�y w Ameryce. Do lat sze��dziesi�tych wi�zy rodzinne by�y bardzo silne, a nasi �o�nierze jechali na wojny w Europie i w Korei w poczuciu wykonywania wa�nej misji. Rozumieli, po co ryzykuj� �yciem. Wietnam wszystko zmieni�. Lata sze��dziesi�te zmieni�y tak�e charakter wi�z�w rodzinnych. Jednak�e rodzice tych, kt�rzy zgin�li, nie zmienili si�. W dalszym ci�gu chc� wierzy�, �e ich ofiara mia�a cel i pr�buj� znale�� w tym sens. W dalszym ci�gu maj� nadziej�, �e ich po�wi�cenia nie posz�y na marne. � Pu�kownik powr�ci� do teczki: � Rodzice Jake'a Bentsena musz� mie� teraz po sze��dziesi�tce. Po tylu latach nagle otrzymali nie�miertelnik. To musia�o z jednej strony rozbudzi� nadzieje, z drugiej odnowi� cierpienia. Pu�kownik zmieni� nagle temat: � Ten pa�ski przyjaciel to �o�nierz regularnej armii? Du�czyk pokr�ci� g�ow�. � Niegdy� by� w piechocie morskiej, ale to by�o jeszcze przedtem, nim zaci�gn�� si� do Legii Cudzoziemskiej, i nast�pnie zosta� najemnikiem. I w tym w�a�nie charakterze by� w Wietnamie. Pu�kownik pokiwa� g�ow�. � Tak, mieli�my takich sporo. Ale przyznaj�, �e s�ysz� po raz pierwszy, by kt�ry� z nich po dwudziestu sze�ciu latach rusza� na poszukiwanie niemal na pewno zabitego. Najemnicy nie nale�� do ludzi tego typu. Ten zaginiony musia� by� jego wyj�tkowo bliskim przyjacielem. � Nie byli przyjaci�mi w codziennym znaczeniu tego s�owa � odpar� Du�czyk. � Szczerze m�wi�c, pu�kowniku, sam nie rozumiem, po co m�j przyjaciel chce jecha� do Wietnamu... Z drugiej strony on zawsze by� inny. Bardzo r�ni� si� od wszystkich najemnik�w, kt�rzy byli gotowi bi� si� za pieni�dze i kt�rych tylko pieni�dze interesowa�y. Z g�rnej kieszonki marynarki wyj�� wizyt�wk� i po�o�y� j� na biurku pu�kownika. � Tysi�czne dzi�ki. Je�li kiedy� wr�ci pan do Kopenhagi, to prosz� do mnie zadzwoni�. P�jdziemy sobie na dobrego sznapsa. Jens by� ju� przy drzwiach, kiedy zatrzyma� go g�os pu�kownika. � Je�li pa�ski przyjaciel podr�uje z paszportem ameryka�skim, to mo�e mie� pewne trudno�ci z wjazdem do Wietnamu. A je�li go nawet wpuszcz�, to narobi sobie powa�nych k�opot�w, gdy zechce nieoficjalnie zadawa� pytania na temat ameryka�skich MIA. � By� mo�e ma pan racj�, pu�kowniku � odpar� Jensen. � Ja jestem tylko detektywem, natomiast m�j przyjaciel... Je�li idzie o k�opoty, jest mistrzem w ich pokonywaniu. Raz jeszcze serdeczne dzi�ki. Albo, je�li pan woli, z pewno�ci� pan to s�ysza� podczas nocnych spacer�w po Kopenhadze � Tusind tak! ROZDZIA� PI�TY � Kto� zastawia pu�apk�. To jedyne wyt�umaczenie. Byli w hotelowym pokoju w �r�dmie�ciu San Diego. Creasy sta� przy oknie, wpatrzony w zas�on� g�stego deszczu. Sowa siedzia� na fotelu w rogu, Du�czyk za� na ��ku z teczk� i komputerem na kolanach. � Pu�apk� na kogo? � spyta� Creasy przez rami�. � Na ciebie, oczywi�cie � odpar� Jens. � Najpierw znaczek identyfikacyjny i skrawek papieru z twoim nazwiskiem. Nast�pnie dowiadujesz si�, �e dostarczy� to Bentsenom cz�owiek, kt�rego znasz, i o kt�rym wiesz, �e nie powinien �y�. Creasy odwr�ci� si�. � Wcale nie jest pewne, �e ja go znam. Widzia�em szkic jego twarzy i otrzyma�em informacj�, �e utyka� na lew� nog�. � Nie wierz� w takie zbiegi okoliczno�ci � w��czy� si� do rozmowy Sowa. � Kim by� ten cz�owiek, kt�ry wed�ug ciebie nie �yje? � Pracowa� w po�udniowowietnamskiej policji. Nazywa� si� Van Luk Wan. By� wy�szym oficerem w wydziale wywiadu. To oznacza, �e torturowa� wielu ludzi. Jedn� z torturowanych by�a moja przyjaci�ka. Dziewczyna, kt�ra pracowa�a w sajgo�skim barze. Wanowi wpad�o do g�owy, bez najmniejszych podstaw, �e jest informatork� Wietkongu. W�a�ciwie by�o mu oboj�tne, jest czy nie jest. Takim by� cz�owiekiem. Zam�czy� j� na �mier�. Okropn� �mier�. � Wi�c go zabi�e�? � Tak mi si� wydawa�o. By�a noc, o�wietlenie fatalne. Ale znajdowa� si� o kilka metr�w ode mnie. Z takiej odleg�o�ci zwykle nie chybiam. � Nie sprawdzi�e�? � Nie by�o na to czasu. Odda�em jeden strza� i wzi��em nogi za pas. � P�niej niczego si� nie dowiedzia�e�? Nie pyta�e�? � zagadn�� Jens. � Nie. Tej samej nocy odlecia�em z lotniska Than Son Nut do Bangkoku. I ju� nigdy nie wr�ci�em do Wietnamu. Mia�em do�� tej ca�ej wietnamskiej awantury. Sowa wystuka� co� na komputerze. � Ten policjant Wan, czy dobrze ci� zna�? � spyta� znad klawiatury. � Bardzo dobrze. Tydzie� przedtem wezwa� mnie na przes�uchanie. Bez �adnych si�owych pr�b wydobycia zezna�. Wobec Amerykan�w nie stosowano metod, kt�re by�y zwyczajowe w stosunku do w�asnych obywateli. 21 � No to po co ci� przes�uchiwa�? Creasy ponownie zapatrzy� si� w deszcz za oknem. � Musisz zrozumie� czas i miejsce. Samo apogeum wojny. Po Sajgonie kr�cili si� najrozmaitsi ludzie. Chyba zwalili si� tam wszyscy oszu�ci i kanciarze �wiata. Ja pracowa�em dla Amerykan�w w charakterze najemnika. Amerykanie mieli swoje Si�y Specjalne, Zielone Berety i Rangers�w, i B�g wie kogo jeszcze, ale jak by�a do odwalenia robota przedstawiaj�ca du�e ryzyko, wynajmowali takich jak ja. W wojskowym �argonie byli�my nazywani �spisani na straty". Nie mieli�my ojc�w ani matek, kt�rzy p�akaliby nad zapakowanym w plastikow� torb� cia�em wys�anym do Stan�w. Czasami u�ywali nas do wzmocnienia patroli wojskowych. P�acili du�e pieni�dze, wi�c zg�asza�o si� wielu g�upk�w. Pozosta�o�ci z tego, co zosta�o po Kongo i Biafrze. W�r�d najemnik�w by�o sporo zupe�nie dobrych go�ci, nawet paru by�ych legionist�w. Ale wi�kszo�� to ostatnie �mieci. I gdy nie znajdowali si� w terenie, uczestniczyli we wszystkich mo�liwych szwindlach i kombinacjach, jakie mo�na sobie wyobrazi�, od narkotyk�w, przez prostytucj� do handlu broni� i wymuszenia. Wan sta� na czele wydzia�u, kt�rego oficjalnym zadaniem by�o zwalczanie tych przest�pstw. � Creasy za�mia� si� ironicznie. � Ale zar�wno on, jak i wi�kszo�� jego ludzi w nich uczestniczy�a. Korupcja w Sajgonie by�a wprost niewyobra�alna. Oczywi�cie musia� jako� zaspokoi� swoich prze�o�onych, wi�c od czasu do czasu wzywa� kt�rego� z najemnik�w na przes�uchanie. � Widzia�, kto do niego strzela�? � spyta� Jens. � Tak, przecie� nie strzeli�em mu w plecy. Zanim poci�gn��em za spust, powiedzia�em: �To za Ming!". Wiedzia�, �e Ming by�a moj� przyjaci�k�. Du�czyk wystuka� co� na komputerze. � Pami�tasz dzie�, dok�adn� dat�, kiedy do niego strzela�e�? � Czy to jest istotne? � Owszem, jest. By� mo�e uda mi si� trafi� do szpitalnej dokumentacji. Archiwa mog�y ocale�. Mo�e dowiem si�, czy prze�y�, czy te� zmar�. � Spojrza� na Creasy'ego z u�miechem. � Tak zawsze robi� policjanci: szukaj� w archiwach. Zwykli �o�nierze, tacy jak ty, nie maj� poj�cia o podobnych rzeczach. Creasy zerkn�� na Sow� i zauwa�y�: � Tw�j kumpel zapomina czasami, kto p�aci rachunki. � Masz racj�, ale musisz pami�ta�, �e on ma m�zg wi�kszy od jaj � odpar� Sowa. � Do�� wulgarno�ci � odezwa� si� Jens. � Staraj si� przypomnie� sobie dat� lub cho�by tydzie�. Creasy podpar� brod� pi�ci� i zamy�li� si�. Po p� minucie powiedzia�: � To by�o w sze��dziesi�tym �smym, na tydzie� przed Bo�ym Narodzeniem. Du�czyk wprowadzi� informacj� do komputera. � Postaram si� o kalendarz sze��dziesi�tego �smego i ustal� dzie�. 22 Sowa zrobi� co� nieoczekiwanego: wsta� i zacz�� przechadza� si� po pokoju. A nale�a� do ludzi my�l�cych zwykle w pozycji siedz�cej. Zacz�� m�wi�, jakby Jensa i Creasy'ego nie by�o w pobli�u: � Je�li ten facet prze�y� i chcia� zem�ci� si� na Creasym, to dlaczego czeka� przez te wszystkie lata? Je�li nie�miertelnik mia� by� przyn�t�, to znaczy, �e wiedzia�, i� ojciec Jake'a Bentsena odnajdzie Creasy'ego. A to przecie� oznacza, �e m�g� sam to zrobi�. M�g� pojecha� do Brukseli i zaczai� si� na niego w jakim� zau�ku. � Logiczne rozumowanie � odpar� Jens. � P�ynie st�d wniosek, �e facetowi zale�y na zwabieniu Creasy'ego do Po�udniowo-Wschodniej Azji. Moim zdaniem Jake Bentsen od dawna nie �yje. Znaczek identyfikacyjny i skrawek papieru przys�ano na wabia. Natomiast za Van Luk Wanem musi kry� si� jeszcze kto�. � A sk�d ten b�yskotliwy wniosek? � spyta� Creasy. Du�czyk zdj�� z kolan komputer, zamkn�� go i po�o�y� ostro�nie na ��ku. Przeci�gn�� si� i uwa�nie spojrza� na Creasy'ego. � Czasami nawet geniusze polegaj� na w�asnej intuicji � powiedzia� w ko�cu. � Moim zdaniem jaka� gruba ryba w Po�udniowo-Wschodniej Azji poluje na tw�j ty�ek. Ile masz tam wrogich grubych ryb? Creasy przez d�ug� chwil� zastanawia� si�, a potem zerkn�� na zegarek i powiedzia�: � Chod�my co� zje��, a ja b�d� my�la�, i sporz�dz� list�. ROZDZIA� SZ�STY Na pierwszy rzut oka wydawa�a si� pi�kna. Dopiero drugie spojrzenie wyprowadza�o z b��du. Ko�ci policzkowe zbyt wydatne i osadzone za wysoko, nos niemal�e haczykowaty. Dopiero jednak oczy usuwa�y wszelkie my�li o urodzie. Za plecami nazywano j� Kobr�, a przezwisko to zawdzi�cza�a jadowi p�yn�cemu z jej spojrzenia. Nikt nie by� na tyle szalony, by powiedzie� jej to w oczy. Prawdziwe nazwisko brzmia�o Connie Lon Crum. Connie ��czy�a w sobie w r�wnej proporcji wyrafinowanie z okrucie�stwem. Siedz�cy naprzeciwko niej tajski biznesmen co� nieco� o niej wiedzia�. Jej ojcem by� powszechnie znany Bili Crum, podejrzany typ, p� Chi�czyk, p� Amerykanin. Podczas wojny wietnamskiej zbi� fortun�, dostarczaj�c whisky i inne towary do wojskowych kantyn. W celu otrzymania kontrakt�w przekupi� wielu Amerykan�w, od sier�ant�w zaopatrzenia do dwugwiazdkowych genera��w. Zmar� w 1977 roku podczas tajemniczego po�aru w kt�rej� z dzielnic Nowych Terytori�w Hongkongu. Jej matk� by�a kambod�a�ska prostytutka. Connie Lon Crum przeciwstawi�a swoje francuskie wykszta�cenie ma��e�stwu z oficerem Czerwonych Khmer�w, kt�rego p�niej zabi�a w przyst�pie zazdro�ci. Po ojcu odziedziczy�a talent do ciemnych interes�w, a po matce umiej�tno�� manipulowania m�czyznami. Patrz�c na ni� tajski biznesmen poczu� po��danie i jednocze�nie l�k. Po obu stronach sta�y za ni� dwie m�ode, niskie i nieco zbyt t�gie Khmerki. Mia�y na sobie czarne kurtki i spodnie, a do pasa przypi�te kabury z pistoletami. Twarze p�askie i bez wyrazu, tylko oczy wpatrywa�y si� w m�czyzn�. By� ubrany w zupe�nie niestosowny w�oski garnitur, jedwabn� kremow� koszul� i jedwabny krawat w paski. Na nogach mia� p�buty od Gucciego. Nie wydawa� si� to w�a�ciwy str�j na spotkanie w tropikalnej d�ungli na pograniczu taj-sko-kambod�a�skim; z drugiej strony samo spotkanie by�o niezwyk�e. Kobieta podsun�a w jego kierunku p�askie drewniane pude�ko i powiedzia�a: � Bardzo mi si� �pieszy. Ma pan pi�tna�cie minut na podj�cie decyzji. P�atno�� w dolarach, frankach szwajcarskich lub w z�ocie. M�czyzna otworzy� pude�ko i zobaczy� kamienie. Szafiry i kawa�ki naturalnego jaspisu. Wzi�� do r�k jeden z kawa�k�w wa��cy oko�o pi��dziesi�ciu gram�w. Z boku zeszlifowano �okienko": jaspis by� bladozielony, niemal przejrzysty. 24 M�czyzna podni�s� wzrok i zobaczy� martwy u�miech na wargach kobiety. � Wiem, �e w normalnych okoliczno�ciach chcia�by pan zabra� to ze sob� do Bangkoku w celu obejrzenia przez jeszcze wi�kszego eksperta ni� pan. Ale na to nie ma czasu, panie Ponnosan. Tu, gdzie jeste�my, wszystko zawiera element ryzyka, �ycie tak�e. Drewniany barak, w kt�rym siedzieli, nie by� klimatyzowany. M�czyzna czu� sp�ywaj�cy po brzuchu pot. Mia� ochot� rozlu�ni� krawat, ale powstrzyma� si�. Po raz pierwszy w �yciu przeprowadza� transakcj� z kobiet�. Wiedzia�, �e inni w Bangkoku handluj� z ni� od miesi�cy. Niekt�rzy wiele na tym zarobili, inni nie. Zdawa� sobie spraw�, �e jest jakby w kasynie i gra w ruletk�. Gra w ruletk� w d�ungli. Kobieta spojrza�a na z�otego Rolexa, m�czyzna powr�ci� do drogocennych kamieni. By�o ich w pude�ku dwadzie�cia kilka. Podzieli� je na dwie kupki. Kobieta powiedzia�a: � Bierze pan wszystkie albo nic. � Znam dobrze procedur�. Pi��dziesi�t tysi�cy dolar�w � zaproponowa�. Na jej twarzy pojawi� si� cyniczny u�miech. � Kupuje pan klejnoty, a nie szkie�ka, panie Ponnosan. Bez �art�w, prosz�. Targowali si� przez niespe�na pi�� minut. Osi�gn�li kompromis przy osiemdziesi�ciu pi�ciu tysi�cach dolar�w. Kobieta si�gn�a po pude�ko, zamkn�a je i przesun�a na swoj� stron� sto�u. � Niech pan wyci�gnie lew� r�k�, wewn�trzn� stron� do g�ry � powiedzia�a. Pos�ucha�, wiedz�c, co teraz nast�pi. Jedna z dw�ch kobiet stoj�cych za Con-nie Crum obesz�a st�, uj�a jego d�o� i w skupieniu zacz�a z niej czyta�. Gdy sko�czy�a, obr�ci�a si� do swej pani i skin�a g�ow�. Connie przesun�a pude�ko na �rodek sto�u � kupuj�cy zosta� zaakceptowany. Wsta�, rozpi�� marynark� oraz koszul�, i wyci�gn�� pas. Z jego kieszonki wyj�� jeden tysi�cdolarowy banknot i poda� kobiecie. Sprawdzi�a go pod �wiat�o i na stole. Skin�a g�ow�. M�czyzna odliczy� pozosta�e osiemdziesi�t cztery banknoty, po czym odszed� z pude�kiem. * * * Gdy jego Mercedes odjecha� gruntow� drog� w kierunku tajskiej granicy, przed barak zajecha� podniszczony d�ip Willys. Wyskoczy� z niego m�czyzna w �rednim wieku, w wyp�owia�ych d�insach i w grubych szk�ach na nosie. Gdy wchodzi� do baraku, obie Khmerki czujnie na niego spojrza�y, ale szybko rozpozna�y przybysza i uspokoi�y si�. Connie Crum zak�ada�a w�a�nie czarna elastyczn� opask� na plik banknot�w. Obdarzy�a przybysza szerokim u�miechem. � Witam podr�nika! � powiedzia�a. Usiad�, zerkaj�c na pieni�dze. � Ubi�a� dobry interes? � spyta� po francusku. 25 U�miechn�a si� jeszcze szerzej. � Nie, Wan. Bardzo z�y. Zap�aci� mi osiemdziesi�t pi�� tysi�cy dolar�w za kamienie warte dwa razy tyle. � Czy�by� sta�a si� filantropk�? � Ach, nie. To by� prawiczek. Jego pierwsza transakcja. Wr�ci do Bangkoku, stwierdzi, �e doskonale zarobi� i b�dzie my�la�, �e wcale nie jestem taka sprytna, jak m�wi�. Przyjedzie po wi�cej i po raz drugi zrobi doskona�y interes. Tak b�dzie ze trzy, mo�e cztery razy. Zrobi si� bardzo pewny siebie i chciwy. I wtedy go wykastruj�. Wietnamczyk u�miechn�� si� do Connie. � Jakie wie�ci przywozisz z Ameryki? � spyta�a. � Wszystko uk�ada si� pomy�lnie. Trzeciego ubieg�ego miesi�ca dostarczy�em nie�miertelnik i kawa�ek papieru. Staruszek po dw�ch dniach polecia� do Europy i wr�ci� do San Diego po tygodniu. Nasi ludzie widzieli, jak wieczorem trzynastego do jego domu wchodzi� Creasy. Przebywa� tam godzin�. Zgodnie z instrukcj�, nasi ludzie nie pr�bowali za nim i��. Kobieta rozpar�a si� w prostym drewnianym krze�le. Wzrok utkwi�a w jaki� punkt na �cianie nad g�ow� Wana. � Czy mo�esz im zaufa�? Wzruszy� ramionami. � To s� Amerykanie i kochaj� pieni�dze. Ich agencja detektywistyczna cieszy si� dobr� reputacj�. Nie znali nazwiska Creasy'ego. Mieli tylko jego rysopis. Dok�adnie opisali mi m�czyzn�, kt�ry wchodzi� do domu Bentsen�w. Nie ma najmniejszej w�tpliwo�ci, �e to by� Creasy. Connie Crum si�gn�a po plik banknot�w, wsta�a i przeci�gn�a si�. Przypomina�a teraz szykuj�cego si� do skoku w�a. Jej oczy mia�y wyraz zadowolenia, kt�ry widuje si� u kota wpatrzonego w �pi�c� smacznie mysz. ROZDZIA� SI�DMY Podobno nawi�zanie ��czno�ci z kimkolwiek gdziekolwiek na �wiecie wymaga najwy�ej trzech rozm�w telefonicznych. Jens Jensen �wi�cie w to wierzy�. W konkretnym wypadku chcia� si� skontaktowa� z wiarygodnym �r�d�em informacji w mie�cie o nowej nazwie Ho Szi Min, czyli w dawnym Sajgonie. Podczas lat sp�dzonych w policji odda� niejedn� przys�ug� dziennikarzom, nigdy nie prosz�c o nic w zamian. Teraz jednak nie by� ju� policjantem. Podni�s� s�uchawk� telefonu i po��czy� si� z redaktorem zagranicznego �Morgenavisen Jyllandsposten". Po wymianie paru grzeczno�ci i obietnicy spotkania si� na drinka w porze lunchu podczas najbli�szej wizyty w Arhus, poruszy� w�a�ciwy temat: � Czy macie korespondenta w Po�udniowo-Wschodniej Azji? � Mamy dw�ch � us�ysza� w odpowiedzi. � Jednego w Hongkongu, drugiego w Bangkoku. Obs�uguj� oni ca�y obszar Po�udniowo-Wschodniej Azji, wi�c du�o podr�uj�. Czego ci potrzeba? � Potrzebny mi jest kontakt w Ho Szi Min. Nowa nazwa Sajgonu... W s�uchawce us�ysza� prychni�cie. � Mnie to m�wisz? Jestem kierownikiem dzia�u zagranicznego du�skiej gazety, kt�ra bije rekordy, je�li idzie o liczb� korespondent�w rozsianych po ca�ym �wiecie... � Okay, nie denerwuj si�. Wszyscy wiedz�, �e nale�ysz do grona dziennikarskich geniuszy. Najwa�niejsze jest, czy mo�esz mi pom�c? � Gdzie teraz jeste�? � W domu. � Oddzwoni�. �ona Jensa, Birgitte, przygotowa�a na lunch skipperlabskovs, co mo�na przet�umaczy� jako �ulubione danie kapitana". By� to rodzaj potrawki z kartofli, mi�sa i jarzyn, posypanej zmielon� szynk�. By�a to r�wnie� ulubiona potrawa Jensa. W�a�nie zasiad� do buchaj�cego par� specja�u, kiedy zadzwoni� telefon. Odebra�a Birgitte i po chwili zawo�a�a m�a: � Dzwoni Henrik z Arhus. Jens szpetnie zakl��, ale wsta� i podszed� do telefonu. � Zawsze wybierasz najgorszy czas na oddzwanianie. 27 Henrik roze�mia� si�. � A co? Akurat sp�kowa�e� ze swoj� pi�kn� �on�? � Nie. Robi�em co� znacznie lepszego. W�a�nie zasiada�em do skipperlab-skovs. � Wyra�am wsp�czucie. Ale kiedy prosisz o przys�ug�, nie mo�esz wyznacza� czasu... Masz papier i pi�ro? � Mam i s�ucham. � Rozmawia�em z moim cz�owiekiem w Bangkoku. Ma przyjaciela od kieliszka, kt�rego w�a�nie przeniesiono z biura A.P. Mollera w Bangkoku do ich nowego biura ��cznikowego w Ho Szi Min, kt�re, nota bene, nazywa�o si� dawniej Sajgon. � Ju� dobrze, dobrze, nie m�cij si�, tylko daj mi namiary na go�cia. * * * Po zjedzeniu lunchu i zasypaniu Birgitte komplementami, Jens obliczy� r�nic� czasu mi�dzy Kopenhag� a Wietnamem. W Ho Szi Min powinien by� p