7130
Szczegóły |
Tytuł |
7130 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7130 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7130 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7130 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Joyce Carol Oates
BLONDYNKA
Powie��
Hlonl\nki to zbeletryzowany portret Marilyn Monroe, intymny i bezlitosny jak �aden inny: portret dziecka, kobiety, dziewczyny, gwiazdy, nad kt�r� zawis�o fatum.
Wybitna ameryka�ska pisarka Joyce Carol Oates opowiada w swojej powie�ci o wra�liwej, utalentowanej Normie Jeane.
kt�ra nieustannie przedefiniowuje swoj� to�samo��, bez.
przerwy zmaga si� z okrutnym losem, wci�� poszukuje mi�o�ci: u enigmatycznej matki.
nieznanego ojca, licznych kochank�w.
Jako Marilyn Munroe jest uwielbian� przez ca�y �wiat gwiazd�, ale co si� tak naprawd� dzieje w g��bi jej duszy?
W swojej naj..imtymniejszej ksi��ce Oates z sympatii) bada �ycie wewn�trzne kobiety, kt�rej przeznaczeniem by�o sta� si� najwi�ksz�- legend� Hollywood i najs�ynniejszym symbolem seksu XX wieku.
Autorka portretuje tak�e m�czyzn jej �ycia Kks-Sportowca.
Dramaturga, Prezydenta, Ciemnow�osego Ksi�cia.
Klonii\nk(i to doskona�y, poruszaj�cy obraz kultury zahipnotyzowanej przez w�asne mity, a tak�e niepewnej rzeczywisto�ci kruchych �ywot�w, kt�re kultura ta pochwyci�a w sw�j drapie�ny u�cisk.
OD AUTORKI
Blondynka jest radykalnie przedestylowanym "�yciem" w formie utworu powie�ciowego i, mimo ca�ej jej obszerno�ci, zasad� przybli�enia jest w niej synekdocha.
Blondynka nie zawiera zatem opisu licznych rodzin zast�pczych, w kt�rych Norma Jeane przebywa�a, lecz tylko jednej, i to fikcyjnej;
zamiast licznych kochank�w, kryzys�w zdrowotnych, aborcji, pr�b samob�jstwa, a tak�e wyst�p�w ekranowych, przedstawia kilka wybranych, symbolicznych.
Marilyn Monroe rzeczywi�cie prowadzi�a co� w rodzaju dziennika, pisa�a wiersze czy te� fragmenty wierszy.
Spo�r�d nich tylko dwa wersy znalaz�y si� w ostatnim rozdziale ("Pomocy, pomocy!
"); inne wiersze zosta�y wymy�lone.
Pewne wypowiedzi w rozdziale "Marilyn Monroe dzie�a zebrane" pochodz� z wywiad�w, inne za� s� fikcyjne; pod koniec wspomnianego rozdzia�u znalaz� si� cytat zaczerpni�ty z konkluzji O powstawaniu gatunk�w Charlesa Darwina.
Fakt�w z biografii Marilyn Monroe nale�y szuka� nie w Blondynce - kt�ra nie powsta�a jako dokument historyczny - tylko w literaturze przedmiotu.
(Autorka korzysta�a z takich prac jak Legend: The Life and Death of Marilyn Monroe Freda Guilesa, 1985; Bogini.
Tajemnice �ycia i �mierci Marilyn Monroe Anthonyego Summersa, 1986;
Marilyn Monroe: A Life oftbe Actress Carla E.
Rollysona juniora, 1986.
Bardziej subiektywne ksi��ki o Monroe jako postaci mitycznej to Marilyn MonroeGrahama McCanna, 1987, oraz Marilyn Normana Mailera, 1973.) Co do informacji na temat ameryka�skiej polityki, zw�aszcza zwi�zanej z Hollywood lat czterdziestych i pi��dziesi�tych, najbardziej pomocna okaza�a si� praca Naming Names Yictora Navaskyego.
Spo�r�d cytowanych ksi��ek traktuj�cych o aktorstwie The Thinking Body Mabel Todd, O technice aktora Michai�a Czechowa, Praca aktora nad sob� i Moje �ycie w sztuce K.onstimtmn Stanis�awskiego to dzie�a prawdziwe, natomiast do zmy�lonych nale�� Z �ycia aktora oraz Paradoks aktorstwa.
Podobnie zmy�lona jest Ksi�ga ameryka�skiego patrioty.
Fragment z zako�czenia Wehiku�u czasu H.
G. Wellsa zosta� zacytowany dwukrotnie, w rozdzia�ach "Koliber" i "Odeszli wszyscy do jasnego �wiata".
Fragmenty poezji Emily Dickinson pojawi�y si� w rozdzia�ach zatytu�owanych "K�piel", "Sierota" i "Pora wyj�� za m��".
Urywek pracy �wiat jako wola i przedstawienie Arthura Schopenhauera znalaz� si� w "�mierci Rumpelstiltzkina".
Wyj�tek z Kultury jako �r�d�a cierpie� Zygmunta Freuda sparafrazowano w "Snajperze".
Ust�py z My�li Blaisea Pascala wykorzystano w "Roslyn 196l".
Fragmenty tej powie�ci ukaza�y si� - w rozmaitych wersjach - w "Play boyu", "Conjunctions", "Yale Review", "Ellery Queen Mystery Magazine", "Michigan Quarterly Review" i "TriQuarterly".
Dzi�kuj� redaktorom tych magazyn�w.
Daniel Halpern, Jane Shapiro i C.
K. Williams zas�uguj� na moje szczeg�lne podzi�kowania.
Na scenie, w kr�gu �wiat�a i po�r�d mroku, odnosisz wra�enie, �e jeste� ca�kowicie sam (...).Jest to tak zwana samotno�� w�r�d publiczno�ci (...).
Podczas przedstawienia, przed widowni� z�o�on� z tysi�cy, zawsze mo�esz si� schowa� w tym kr�gu jak �limak w muszli (...).
I zabra� go ze sob�, gdziekolwiek si� udasz.
Konstantin Stanis�awski, Praca aktora nad sob�
Sfera gry aktorskiej jest �wi�tym miejscem (..,), gdzie aktor nie mo�e umrze�.
Michael Goldman, The Actors Freedom
Geniusz nie jest darem losu, tylko drog�, jak� osoba znajduje w rozpaczliwej sytuacji.
Jean Paul Sartre .
PROLOG
3 sierpnia 1962 .
PRZESY�KA SPECJALNA
Przyby�a �mier�, p�dz�c wzd�u� bulwaru w gasn�cym sepiowym �wietle.
Przyby�a �mier� mkn�ca niczym w kresk�wkach dla dzieci na ci�kim, pozbawionym ozd�b rowerze pos�a�ca.
Przyby�a �mier� nieomylna.
�mier�, kt�rej nie da si� nic wyperswadowa�.
�mier�, kt�rej si� spieszy.
�mier� naciskaj�ca z pasj� na peda�y.
�mier� wioz�ca paczk� oznaczon� OSTRO�NIE PRZESY�KA SPECJALNA w solidnym koszyku tu� za siode�kiem.
�mier� lawiruj�ca �mia�o mi�dzy lud�mi i r�nymi pojazdami przy skrzy�owaniu Wilshire i La Brea, gdzie - z powodu remontu ulicy - dwa pasy ruchu biegn�ce w kierunku zachodnim przechodzi�y w jeden.
�mier� jak�e chy�a!
�mier� graj�ca na nosie tym kierowcom w �rednim wieku, kt�rzy nie mogli si� powstrzyma� przed u�yciem klaksonu.
�mier� roze�miana: Pieprz si�, facet!
I ty te�.
Przemykaj�ca jak Kr�lik Bugs obok b�yszcz�cych masek drogich, nowych samochod�w.
Przyby�a �mier� nieczu�a na przesycone dymem, zepsute powietrze Los Angeles.
Na ciep�e, radioaktywne powietrze po�udniowej Kalifornii, gdzie przysz�a na �wiat.
Zgadza si�, ujrza�am �mier�.
�ni�am o �mierci poprzedniej nocy.
�ni�am o niej od dawna.
I wcale si� nie ba�am.
Przyby�a �mier� jak�e rzeczowa.
�mier� pochylona nad br�zow� od plamek rdzy kierownic� niezgrabnego, lecz solidnego roweru.
Przyby�a �mier� ubrana w bawe�nian� koszulk� z napisem Cal Tech, w wypranych, ale nie uprasowanych spodenkach koloru khaki, w trampkach, bez skarpetek.
�mier� z umi�nionymi �ydkami i nogami poro�ni�tymi ciemnymi w�osami.
�mier� o wygi�tym kr�gos�upie z rz�dem zaokr�glonych kr�g�w.
�mier� o pryszczatej twarzy niedorostka.
�mier� o dzielnym sercu, bezlito�nie o�lepiana promieniami s�o�ca, kt�re odbija�y si� od szyb samochod�w i chromowanych powierzchni niczym od bu�at�w.
Coraz wi�cej klakson�w odzywa�o si� za plecami nonszalanckiej �mierci.
�mierci ostrzy�onej na je�a.
�mierci �uj�cej gum�.
�mierci niezwykle oddanej �mudnej pracy - pi�� dni w tygodniu plus za dop�at� soboty i niedziele.
"Hollywoodzkie Us�ugi Kurierskie".
�mier� osobi�cie dor�czaj�ca przesy�ki specjalne.
�mier� przyby�a do Brentwood nieoczekiwanie!
Przyby�a, mkn�c po w�skich i -jak to w sierpniu - opustosza�ych willowych uliczkach.
Przyby�a do Brentwood, do pr�no�ci pracowicie wypiel�gnowanych rezydencji, kt�re mija, peda�uj�c: z animuszem i jednostajnie.
Alta Vista, Campo,Jacumba, Brideman, Los Olivos.
A� do Fifth Helena Drive, �lepej, martwej uliczki.
Drzewa palmowe, bugenwilla, czerwone r�e.
Zapach gnij�cych kwiat�w.
Zapach schn�cej w s�o�cu trawy.
Ogrody otoczone murami, wistaria.
Okr�ne podjazdy.
Okna szczelnie zas�oni�te storami przed s�o�cem.
�mier� z podarunkiem w paczce bez adresu zwrotnego.
"MM" ZAMIESZKA�A 12305 FIFTH HELENA DRIVE BRENTWOOD, KALIFORNIA USA PLANETA ZIEMIA
Na Fifth Helena �mier� zacz�a peda�owa� wolniej, sprawdzaj�c numery dom�w.
�mierci nie zdziwi�a wcale nietypowo zaadresowana paczka.
Bardzo dziwny prezent wewn�trz b�yszcz�cej, cukierkowej bibu�ki, kt�ra wygl�da�a na u�ywan�.
Z bia�� satynow� kokard� przyklejon� przezroczyst� ta�m�.
Paczka o wymiarach osiem na dziesi�� cali.
Wa��ca zaledwie kilka uncji.
Pusta?
Wype�niona papierem?
Nie. Gdyby ni� potrz�sn��, okaza�oby si�, �e w �rodku co� jednak jest.
Jaki� mi�kki przedmiot, mo�e z materia�u.
�mier� przyby�a wczesnym popo�udniem trzeciego sierpnia 1962 roku.
�mier� zadzwoni�a do drzwi przy 12505 Fifth Helena Drive.
�mier� otar�a spocone czo�o baseballow� czapeczk�.
�mier� �u�a gum� szybko i niecierpliwie.
Nie s�ysza�a odg�osu krok�w.
Nie mog�a zostawi� tej cholernej paczuszki na stopniu schod�w, musia�a zdoby� pokwitowanie.
S�ysza�a jedynie buczenie wmontowanej w okno klimatyzacji.
A mo�e radia?
To by� ma�y domek w hiszpa�skim stylu, parterowa "hacjenda".
O �cianach, kt�re wygl�da�y, jakby je wzniesiono z ceg�y suszonej na s�o�cu, o dachu z jaskrawopomara�czowej dach�wki, z zas�oni�tymi oknami.
Skurczony, ma�y niczym domek dla lalek, nic szczeg�lnego jak na t� dzielnic�.
�mier� za dzwoni�a po raz drugi, naciskaj�c mocno przycisk dzwonka.
Tym razem drzwi otworzy�y si�.
Przyj�am podarunek z r�k �mierci.
Pomy�la�am, �e wiem, co to jest.
Kto mi to przes�a�.
Na widok adresu na paczuszce roze�mia�am si� i bez wahania podpisa�am potwierdzenie odbioru.
DZIECKO
1932-1938 .
POCA�UNEK
Ten film ogl�da�am przez ca�e �ycie, cho� nigdy do ko�ca.
Mog�aby niemal rzec: Ten film jest moim �yciem!
Mia�a dwa, mo�e trzy lata, gdy Matka zabra�a j� tam po raz pierwszy.
To jej najwcze�niejsze wspomnienie, i jak�e ekscytuj�ce!
Graumans Egyptian Theatre przy Hollywood Boulevard.
Wiele lat wcze�niej, nim mog�a poj�� chocia�by najbardziej podstawowe zasady, jakimi si� rz�dzi opowie�� filmowa.
Ch�on�a jak zaczarowana ruch, bezustanne falowanie p�ynnego ruchu na olbrzymim ekranie nad g�ow�.
Jeszcze nie mog�a pomy�le�: To jest ten sam wszech�wiat, w kt�rym odbywa si� projekcja niezliczonych i niemo�liwych do nazwania form �ycia.
Ile� to razy w latach straconego dzieci�stwa i w latach dojrzewania b�dzie wraca�a do tego filmu z t�sknot�, rozpoznaj�c go od razu, mimo rozmaito�ci tytu��w i wielo�ci aktor�w.
Zawsze bowiem pojawia�a si� w nim Jasnow�osa Ksi�niczka.
I zawsze zjawia� si� Ciemnow�osy Ksi���.
Splot okoliczno�ci popycha� ich ku sobie i roz��cza�, znowu zbli�a� i ponownie roz��cza�, p�ki - gdy film zbli�a� si� do ko�ca, a muzyka osi�ga�a punkt kulminacyjny - nie padli sobie nami�tnie w ramiona.
Co jednak nie zawsze by�o r�wnoznaczne ze szcz�liwym zako�czeniem.
Zako�czenie bywa�o niewiadom�.
Zdarza�o si�, �e jedno kl�ka�o przy �o�u drugiego i poca�unek kochank�w zwiastowa� �mier�.
Nawet je�li on (lub ona) prze�ywa� �mier� ukochanej (ukochanego), cz�owiek wiedzia� ju�, �e �ycie przesta�o mie� jakikolwiek sens.
Bo tylko film nadaje �yciu znaczenie.
I nie istnieje opowie�� filmowa bez zaciemnionej sali kinowej.
Ale� to denerwuj�ce, nigdy nie obejrze� zako�czenia!
Gdy� zawsze co� przeszkadza�o, uk�ada�o si� nie tak.
A to powstawa�o jakie� zamieszanie i zapalano �wiat�a; a to odzywa� si� alarm przeciwpo�arowy (bez �adnego ognia?
czy mo�e by� ogie�?
pewnego razu wydawa�o si� jej, �e czuje zapach dymu) i wszystkich proszono do wyj�cia; kiedy indziej sama by�a ju� sp�niona na spotkanie i musia�a wyj��; albo zasypia�a w fotelu i traci�a zako�czenie, budzi�a si� o�lepiona jaskrawymi �wiat�ami, wok� za� nieznajomi podnosili si� i kierowali do drzwi.
Ju� koniec?
Jak to mo�liwe?
Nawet jako dojrza�a kobieta wci�� poszukiwa�a tego filmu.
Wchodzi�a ukradkiem do kina w jakiej� podrz�dnej dzielnicy lub w nie znanym jej miasteczku.
Cierpia�a na bezsenno��, zdarza�o si� wi�c, �e kupowa�a bilet na seans nocny.
Zdarza�o si� te�, i� kupowa�a bilet na pierwszy seans danego dnia, czyli przed po�udniem.
Nie ucieka�a od w�asnego �ycia (cho� to �ycie przysparza�o jej coraz wi�cej k�opot�w, tak jak ka�de doros�e �ycie), ale znajdowa�a chwil� wytchnienia, umieszczaj�c si� niejako w nawiasie owego �ycia, zatrzymuj�c czas w taki spos�b, w jaki dziecko mo�e po wstrzyma� ruch wskaz�wek zegarka: si��.
Wchodzi�a do mrocznej sali kinowej (cz�sto pachn�cej zat�ch�ym popcornem, p�ynem do w�os�w, �rodkami do dezynfekcji), podniecona jak m�oda dziewczyna pragn�ca ujrze� na ekranie jeszcze raz Och, kolejny raz!
jeszcze jeden raz!
�liczn� kobiet� o blond w�osach, kt�ra wygl�da, jakby si� w og�le nie starza�a, kt�ra ma cia�o jak ka�da inna kobieta, ale posiada tak�e niepowtarzalny wdzi�k, jakiego �adna zwyczajna kobieta nie ma, kt�ra promienieje blaskiem po chodz�cym nie tylko z jej l�ni�cych oczu, ale z ka�dego kawa�eczka sk�ry.
Dusz� moj� jest sk�ra.
Inna dusza nie istnieje.
Dostrzegacie we mnie obietnic� ludzkiej rado�ci.
Ona, kt�ra w�lizguje si� do kina, wybiera fotel w rz�dzie blisko ekranu i bez reszty po�wi�ca uwag� filmowi, kt�ry sprawia wra�enie jednocze�nie znanego i nieznanego, jak niezbyt dobrze zapami�tany, lecz uporczywie powracaj�cy sen.
Wraz z up�ywem lat zmieniaj� si� kostiumy aktor�w, fryzury, nawet twarze i g�osy, ale jest w stanie przypomnie� sobie - niezbyt wyra�nie, tylko we fragmentach - utracone emocje, samotno�� dzieci�cego wieku, kt�r� tylko cz�ciowo �agodzi� olbrzymi ekran.
Inny �wiat do zamieszkania.
Gdzie?
Nadszed� taki dzie�, nadesz�a taka godzina, kiedy u�wiadomi�a sobie, �e Jasnow�osa Ksi�niczka - kt�ra jest taka pi�kna, poniewa� jest taka pi�kna i poniewa� jest Jasnow�os� Ksi�niczk� - zmuszona jest szuka� w oczach innych potwierdzenia swego istnienia.
Nie mo�emy by� tacy, jakimi nas widz�, je�eli nikt nas nie widzi.
Prawda?
Niepok�j doros�o�ci i rosn�ce przera�enie.
Ta opowie�� filmowa jest skomplikowana i pogmatwana, cho� zarazem znajoma albo prawie znajoma.
Mo�e zosta�a �le zmontowana.
Mo�e ma dra�ni�.
Mo�e retrospekcje mieszaj� si� z tera�niejszo�ci�.
Albo z przysz�o�ci�!
Zbli�enia Jasnow�osej Ksi�niczki wydaj� si� zbyt intymne.
Pragniemy obserwowa� innych z zewn�trz, nie chcemy, aby nas wci�gano do �rodka.
Gdybym tak mog�a powiedzie�: Prosz� bardzo, oto ja!
Ta kobieta, stworzenie na ekranie, oto kim jestem.
Ale ona nie zna zako�czenia.
Nigdy nie widzia�a ostatniej sceny, nigdy nie obejrza�a, jak na ekranie przesuwaj� si� napisy ko�cowe.
W tym w�a�nie, w momencie wykraczaj�cym poza ostatni poca�unek, tkwi klucz do tajemnicy filmu - wie o tym.
Tak samo klucz do tajemnicy �ycia stanowi� organy ludzkiego cia�a, usuni�te podczas sekcji zw�ok.
Lecz nadejdzie taki czas, mo�e to si� zdarzy tego w�a�nie wieczoru, gdy nieco zadyszana sadowi si� w obitym pluszem, starym, przybrudzonym fotelu w drugim rz�dzie starego kina w zrujnowanej dzielnicy miasta, pod stopami czuje wybrzuszon� niczym kula ziemska lepk� pod�og�, do kt�rej przyklejaj� si� podeszwy jej drogich but�w; publiczno�� jest nieliczna, rozproszona, z�o�ona przewa�nie z samotnych os�b; z ulg� sobie u�wiadamia, �e w przebraniu (ciemne okulary, porz�dna peruka, p�aszcz przeciwdesz czowy) nikt jej tam nie rozpozna i �e nikt z jej znajomych nie domy�la si�, gdzie jest ani gdzie mog�aby by�.
Tym razem obejrz� to do samego ko�ca.
W�a�nie tym razem Dlaczego?
Nie mia�a poj�cia.
Bo akurat naprawd� kto� gdzie� na ni� czeka, ju� si� sp�ni�a o par� godzin, niewykluczone, �e jaki� samoch�d mia� j� zawie�� na lotnisko, chyba �e sp�ni�a si� ju� o par� dni albo nawet tygodni; bo jako osoba doros�a buntuje si� przeciwko czasowi Czym�e jest czas, jak nie tym, czego oczekuj� od nas inni?
Gr�, w kt�r� gra� nie chcemy.
O, w�a�nie zauwa�y�a, �e tak�e Jasnow�os� Ksi�niczk� czas zbi� z tropu.
Zbi�a j� z tropu fabu�a filmu.
Cz�owiek otrzymuje sygna�y od innych.
Co si� dzieje, je�li nikt z otoczenia ich nie wysy�a?
Jasnow�osa Ksi�niczka w tym filmie nie jest ju� �wie�a jak wiosenny kwiat, ale oczywi�cie wci�� pi�kna, bladolica i promienna, kiedy wychodzi z taks�wki wprost w otwart� przestrze� ulicy; dla niepoznaki w�o�y�a du�e przeciws�oneczne okulary, peruk� z g�adkimi ciemnymi w�osami i p�aszcz, kt�ry mocno �cisn�a paskiem; kamera �ledzi j� z bliska: ukradkowe wej�cie do kina, zakup biletu, zaj�cie miejsca w drugim rz�dzie.
Poniewa� jest Jasnow�os� Ksi�niczk�, inni widzowie oczywi�cie zerkaj� na ni�, lecz jej nie rozpoznaj�;
mo�e jest zwyczajn� kobiet�, wprawdzie pi�kn�, ale nieznajom�.
Po rozpocz�ciu seansu zdejmuje okulary przeciws�oneczne i bez reszty pogr��a si� w filmie.
Musi odchyli� g�ow� do ty�u, aby dobrze widzie� ekran.
Patrzy do g�ry z min� wystraszonego dziecka.
�wiat�o z ekranu ko�ysze si� na jej twarzy jak refleksy s�o�ca na wodzie.
Zapatrzona, zupe�nie nie wie, �e Ciemnow�osy Ksi��� szed� za ni� do kina; kamera zajmuje si� nim przez kilka d�ugich, pe�nych napi�cia minut; m�czyzna stoi za postrz�pion� aksamitn� zas�on� przy bocznym rz�dzie krzese�.
Jego przystojna twarz ginie w cieniu.
Jej wyraz podpowiada, �e w ko�cu musi si� co� wydarzy�.
M�czyzna ma na sobie ciemny garnitur, ale nie w�o�y� krawata, na g�owie za� lekko przekrzywiony filcowy kapelusz.
Na sygna� muzyczny szybko podchodzi i pochyla si� nad ni�, nad samotn� kobiet� w drugim rz�dzie.
Szepcze co� do niej, ona odwraca si� przej�ta.
Wydaje si� rzeczywi�cie zdziwiona, cho� na pewno zna scenariusz: w ka�dym razie do tej chwili i mo�e nieco w przysz�o��.
Ukochany!
To ty.
Nigdy nie by�o nikogo pr�cz ciebie.
W migocz�cym �wietle bij�cym od olbrzymiego ekranu twarze kochank�w s� pe�ne wyrazu - kochank�w, kt�rzy s� pos�a�cami z minionych bezpowrotnie czas�w wspania�o�ci.
Jakby, cho� pomniejszeni i �miertelni, musieli gra� t� scen� do ko�ca.
B�d� gra� t� scen� do ko�ca.
On �mia�o chwyta j� za szyj�, unieruchamia.
Panuje nad ni�, bierze j� w posiadanie.
Jak�e silne s� jego palce, jak�e zimne; dziwne i szkliste l�nienie jego oczu, nigdy nie widzia�a ich z bliska.
Ale ona kolejny raz wzdycha i podnosi sw� doskona�� twarz w oczekiwaniu na poca�unek Ciemnow�osego Ksi�cia.
HPIEL
Cechy urodzonego aktora pojawiaj� si� w dzieci�stwie, bo w�a�nie w�wczas �wiat postrzegany jest zrazu jako Tajemnica.
�r�d�em gry aktorskiej jest improwizacja w obliczu Tajemnicy.
T. Navarro, Paradoks aktorstwa
Widzisz?
Ten m�czyzna jest twoim ojcem.
By� taki dzie�, dzie� sz�stych urodzin Normy Jeane, pierwszy dzie� czerwca 1932 roku, magiczny poranek, o�lepiaj�cy, zapieraj�cy dech w piersiach, pora�aj�cy biel� w Venice Beach w Kalifornii.
Od Pacyfiku wia� wiatr, �wie�y, ch�odny i orze�wiaj�cy, ni�s� powietrze tylko odrobin� zepsute przez zwyczajn� wo� wodnej zgnilizny i �mieci.
Mog�o si� zdawa�, �e ten sam wiatr przywia� Matk�, kobiet� o wychudzonej twarzy, zmys�owych ustach i cienkich brwiach.
Przysz�a po Norm� Jeane, kt�ra mieszka�a z dziadkami przy Venice Boulevard w dziobatej ruinie o be�owych stiukach.
"Normo Jeane, chod�!
" I Norma Jeane pobieg�a, pobieg�a do Matki!
Pulchn� r�czk� chwyci�a za szczup�� d�o� w czarnej a�urowej r�kawiczce - jakie� to by�o dziwne i zarazem cudowne uczucie.
D�onie babki by�y spracowanymi d�o�mi starszej kobiety, tak jak zapach babki by� zapachem starszej kobiety, za to zapach Matki wydawa� si� s�odki, mi�y i lekko osza�amiaj�cy, niczym smak gor�cej lemoniady.
"Normo Jeane, moja kochana...
Chod�." Matka mia�a na imi� Gladys, Gladys by�a prawdziw� matk� tego dziecka.
Kiedy ju� zdecydowa�a si� ni� by�.
Kiedy mia�a do�� si�y.
Kiedy nie sta�y na przeszkodzie obowi�zki w Wytw�rni.
�ycie Gladys to czy�o si� w "trzech wymiarach przechodz�cych w cztery" i nie by�o "p�askie niczym plansza do ludo", jak w wypadku wi�kszo�ci ludzi.
Na oczach roztrz�sionej babci Delii Matka triumfalnie wyprowadzi�a Norm� Jeane z mieszkania na trzecim pi�trze, gdzie cuchn�o cebul�, szarym myd�em, ma�ci� na odciski i tytoniem fajkowym dziadka, ignoruj�c gniew starszej kobiety, jakby by� to komicznie rozgor�czkowany g�os dochodz�cy z radia: "Gladys, czyim samochodem teraz je�dzisz?
Sp�jrz na mnie, dziewczyno.
Bra�a� co�?
Pi�a�?
Kiedy mi oddasz wnuczk�?
A�eby ci�!
Poczekaj, musz� na�o�y� buty, ja te� schodz�!
Gladys!
" A Matka nuci�a tylko spokojnym, doprowadzaj�cym do pasji sopranem: Quesera, sera.
�miej�c si� jak dzieci, kt�re w�a�nie co� zbroi�y i uciekaj�, Matka z C�rk� pomkn�y w d� po schodach niczym po zboczu g�ry, zadyszane, z��czone d�o�mi, byle na dw�r!
pod otwarte niebo!
na Venice Boulevard, do zaparkowanego przy kraw�niku samochodu Gladys, kt�ry za ka�dym razem m�g� by� inny; tego za� jasnego, l�ni�cego ranka pierwszego czerwca 1932 roku Norma Jeane zatrzyma�a si� z u�miechem przed garbatym nashem w odcieniu wody, jaka pozostaje po zmywaniu naczy�, gdy piana ju� si� ca�kiem rozejdzie; okno pasa�era z nitkami zabezpieczonych ta�m� klej�c� p�kni�� przypomina�o paj�czyn�.
Mimo wszystko by� to cudowny samoch�d, a Gladys wygl�da�a pi�knie i m�odo.
Gladys, kt�ra w og�le rzadko dotyka�a Normy Jeane, teraz podnosi�a j� obiema d�o�mi w r�kawiczkach i pomaga�a usi��� na miejscu pasa�era: "Hej-ho, i ju�, kochane male�stwo!",
jak gdyby podnosi�a j� do wielkiego m�yna na molo w Santa Monica, by c�rka poszybowa�a, zdumiona i oczarowana, w niebo.
I z g�o�nym trzaskiem zamkn�a drzwi.
I sprawdzi�a, czy rzeczywi�cie s� zamkni�te.
(Istnia�a stara obawa, strach Matki o C�rk�, �e podczas tego rodzaju wycieczek drzwi samochodu mog� si� otworzy�, niczym zapadnia pu�apki w kt�rym� z niemych film�w, i C�rka zginie!
) I wspi�a si� na miejsce za kierownic� jak Lindbergh do kokpitu Spirit ofSt.
Louis.
Zwi�kszy�a obroty silnika, zmieni�a biegi i w��czy�a si� do ruchu, nie reaguj�c na to, �e biedna babcia Delia, za�ywna kobieta o nakrapianej c�tkami twarzy, ubrana w wyblak�y bawe�niany fartuch, zwini�te skarpety i buty staruszki, wypad�a przed budynek jak Charlie Chaplin, komicznie rozgor�czkowany Ma�y Tramp.
- Poczekaj!
Och, poczekaj!
Pomylona kobieto!
�punko!
Zabraniam!
We zw� policj�!
Nie by�o czasu do stracenia, oj, nie.
Ani nawet �eby porz�dnie odetchn��.
-Nie przejmuj si� babci�, kochanie.
Ona jest z niemego filmu, a my z d�wi�kowego.
Bo Gladys, jedyna prawdziwa matka tej dziewczynki, owego szczeg�lnego dnia nie da si� nabra� na Matczyn� Mi�o��.
Tak oto, czuj�c si� "nareszcie pewniej", z kilkoma dolarami w kieszeni, Gladys przyjecha�a po Norm� Jeane w dniu jej urodzin (sz�stych?
ju�?
och, Chryste, to przygn�biaj�ce), tak jak obieca�a.
- Czy wiatr wieje, czy s�onko �wieci, nic nas nie rozdzieli, a� po �mierci dzie�.
Przysi�gam.
- Teraz nawet trz�sienie ziemi nie zmieni�oby nastroju
K�piel
Gladys.
- Nale�ysz do mnie.
Jeste� do mnie podobna.
Nikt mi ci� nie ukradnie, Normo Jeane, jak moich innych c�rek.
Tych triumfalnych, okropnych s��w Norma Jeane nie s�ysza�a, nie s�ysza�a, nie, nie, poni�s� je hen, daleko porywisty wiatr.
�w dzie�, dzie� urodzin, b�dzie pierwszym, jaki Norma Jeane zapami�ta wyra�nie.
Ten cudowny dzie� sp�dzony z Gladys, kt�ra bywa�a Matk�, albo z Matk�, kt�ra bywa�a Gladys.
Kobiet� niczym ruchliwy i smuk�y ptak o bystrym, czujnym spojrzeniu, u�miechu, jak to sama okre�la�a, drapie�cy i ostrych �okciach, kt�rymi d�ga�a ci� w �ebra, je�li zbytnio si� do niej zbli�y�a�.
Wypuszcza�a przez nos �wiec�cy dym, kt�ry przypomina� zakrzywione s�oniowe k�y, i wtedy w og�le nie mia�a� odwagi zwr�ci� si� do niej, a ju� na pewno nie s�owami "mamusiu" czy "mamciu" - u�ywaj�c tych "do porzygania s�odziutkich zwrot�w", o kt�rych Gladys ju� dawno temu zapomnia�a - ani nawet patrze� na ni� zbyt natarczywie.
"Przesta� na mnie zerka�!
�adnych zbli�e�, p�ki nie b�d� gotowa".
W takich chwilach ostry, �ami�cy si� �miech Gladys brzmia� dok�adnie tak, jak odg�os wbijania szpikulca w bry�� lodu.
Ten dzie� objawienia Norma Jeane b�dzie wspomina�a przez reszt� swojego �ycia, kt�re potrwa trzydzie�ci sze�� lat, sze��dziesi�t trzy dni i zako�czy si� przed �mierci� Gladys, jedno �ycie zmie�ci si� w drugim jak ma�a laleczka, kt�r� mo�na schowa� wewn�trz wi�kszej lali.
Czy pragn�am innego szcz�cia?
Nie.
Nie chcia�am niczego, tylko by� z ni�.
Mo�e troch� si� poprzytula�, zasn�� z ni� w jej ��ku, gdyby mi pozwoli�a.
Tak bardzo j� kocha�am.
W istocie istnia�y dowody na to, �e Norma Jeane sp�dza�a z matk� jeszcze inne dni swych urodzin, w ka�dym razie na pewno pierwsze urodziny, cho� nie mog�a niczego sobie przypomnie�, chyba �e bra�a do r�ki zdj�cia - NORMIE JEANE WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO W PIERWSZ� ROCZNIC� URODZIN!
- odr�czny napis na papierowym transparencie udrapowanym - niczym szarfa jakiej� pi�kno�ci w stroju k�pielowym - na za�zawionym berbeciu o puco�owatej, kr�g�ej jak ksi�yc w pe�ni twarzy z do�kami w policzkach, z kr�conymi ciemnoblond w�osami i wplecionymi w nie satynowymi wst��kami; jak stare marzenia owe zdj�cia by�y rozmazane i porysowane, widocznie ich autorem by� jaki� "przyjaciel"; wida� na nich bardzo m�od�, �adn� Gladys, niezwykle o�ywion�, w poskr�canych loczkach, o wyd�tych ustach jak u Clary Bow, trzymaj�c� swe dwunastomiesi�czne dziecko - Norm� Jeane - sztywno na kolanach, tak jak mo�na by trzyma� przedmiot kruchy i cenny, z obaw�, je�li nie z widoczn� przyjemno�ci�, z surow� dum�, je�li nie z mi�o�ci�; na odwrocie wszystkich tych zdj�� widnia�a data zapisana niezgrabnym pismem, 1 czerwca 1927.
Ale sze�cioletnia Norma Jeane zapami�ta�a z tego tyle samo, co z chwili narodzin - chcia�a zapyta� Gladys albo babci�, jak przychodzi si� na �wiat, czy trzeba zrobi� co� samemu?
- na oddziale po�o�niczym Los Angeles County General Hospital po dwudziestu dw�ch godzinach "nie ustannego piek�a" (jak mawia�a Gladys o tej ci�kiej pr�bie) albo z czas�w, gdy przez osiem miesi�cy i jedena�cie dni tkwi�a w "specjalnym worku" pod jej sercem.
Nie mog�a pami�ta�!
Mimo wszystko, ilekro� z przej�ciem patrzy�a na te zdj�cia, kt�re Gladys zgadza�a si� roz�o�y� na ��ku w jakiej� wynajmowanej "rezydencji", nigdy nie w�tpi�a, �e niemowl� na zdj�ciach to ona, poniewa� wszystko w swoim �yciu b�d� poznawa�a poprzez �wiadectwa i nazwy u�ywane przez inne osoby.
Tak jak Jezus w ewangeliach jest postaci�, o kt�rej pisz�, rozprawiaj� i opowiadaj� inni.
Poznam sw� egzystencj� oraz jej warto�� innymi oczami, kt�rym, jak wierzy�am, mog� zaufa�, podczas gdy nie mog� zaufa� moim w�asnym.
Gladys patrzy�a na c�rk�, kt�rej nie widzia�a od - c�, od miesi�cy.
Powiedzia�a podniesionym g�osem:
- Nie denerwuj si�.
Nie zerkaj na mnie tak, jakbym w ka�dej chwili mog�a rozbi� ten samoch�d.
Oczy sobie popsujesz, dorobisz si� okular�w i tak si� to wszystko sko�czy.
I postaraj si� nie wierci� jak ma�y w��, kt�remu chce si� siku.
Nigdy nie uczy�am ci� takich obyczaj�w.
Wcale nie za mierzam rozbi� tego samochodu, je�li si� tego obawiasz, tak jak twoja �a�osna stara babka.
Przyrzekam!
Gladys spogl�da z ukosa na dziecko, niby to nerwowo, lecz zarazem kusz�co, co u niej nigdy nie powinno dziwi�: przyci�ga�a ci� do siebie, potem odpycha�a; teraz za� doda�a niskim, ochryp�ym g�osem:
- Z okazji urodzin Mama ma dla ciebie niespodziank�.
Kt�ra ju� czeka specjalnie na ciebie.
- N...niespodziank�?
Gladys zasysa policzki i u�miecha si� podczas jazdy.
- D...dok�d jedziemy, Mamo?
Szcz�cie przeszywa Norm� Jeane niczym ostre kawa�eczki szk�a w ustach.
Cho� jest ciep�o i wilgotno, Gladys nosi modne a�urowe r�kawiczki
w czarnym kolorze, aby chroni� delikatn� sk�r�.
Bezwiednie zaciska obie
d�onie na kierownicy.
- Pytasz, dok�d jedziemy?
Jakby ci� tak pos�ucha�, mo�na by odnie�� wra�enie, �e nigdy wcze�niej nie by�a� w hollywoodzkiej rezydencji swojej matki.
Norma Jeane jest zmieszana, u�miecha si�.
Stara si� my�le�.
Czy rzeczywi�cie?
Zdaje si�, �e zapomnia�a o czym� bardzo istotnym, dopu�ci�a si� czego� w rodzaju zdrady, rozczarowa�a.
Mimo wszystko wydaje si�, �e Gladys cz�sto si� przeprowadza�a.
Czasami informowa�a o tym Deli�, czasem nie.
Jej �ycie by�o skomplikowane i owiane tajemnic�.
Mia�a jakie� problemy z w�a�cicielami lokali do wynaj�cia i s�siadami; popada�a w k�opoty z "pieni�dzmi" i ze "�rodkami utrzymania".
Poprzedniej zimy kr�tkie i gwa�towne trz�sienie ziemi uczyni�o z niej na dwa tygodnie osob� bezdomn�, zmuszon� do mieszkania u przyjaci�, bez jakiegokolwiek kontaktu z Deli�.
Jednak�e Gladys zawsze mieszka�a w Hollywood.
Albo w West Hollywood.
Wymaga�a tego od niej praca w Wytw�rni.
Poniewa� nale�a�a do "pracownic kontraktowych" (Wytw�rnia by�a najwi�kszym przedsi�biorstwem filmowym w Hollywood, a tym samym na �wiecie; szczyci�a si�, �e zwi�za�a kontraktami "wi�cej gwiazd, ni� ich b�yszczy w konstelacjach"), jej �ycie w�a�ciwie do niej nie nale�a�o: "Tak samo jak katolickie zakonnice s� po�lubione Chrystusowi".
Gladys musia�a oddawa� na wychowanie Norm� Jeane, odk�d uko�czy�a ona zaledwie dwana�cie dni, zazwyczaj babce, za pi�� dolar�w tygodniowo plus wydatki, takie to ju� by�o to cholernie ci�kie �ycie, takie wyczerpuj�ce, smutne, ale jaki mia�a wyb�r, skoro ca�ymi godzinami pracowa�a w Wytw�rni, czasem dwie zmiany pod rz�d, na "jedno skinienie" szefa - jak mog�a jednocze�nie podj�� si� opieki nad ma�ym dzieckiem?
"Niech nikt si� nie wa�y mnie os�dza�.
P�ki nie znajdzie si� na moim miejscu.
Niewa�ne, czy to b�dzie m�czyzna, czy kobieta.
Ale zw�aszcza kobieta niech si� nie wa�y.
Tak, zw�aszcza kobieta!
"
Gladys wyrzuca�a te s�owa z tajemniczym gniewem.
Mo�e chodzi�o jej o matk�.
O Deli�, z kt�r� prowadzi�a wojn�.
Kiedy si� k��ci�y, Delia twierdzi�a, �e Gladys jest "walni�ta" - czy raczej "nawalona"?
- a Gladys natychmiast protestowa�a, m�wi�c, �e to jawne k�amstwo, oszczerstwo; w �adnym razie, nigdy nawet nie czu�a zapachu marihuany, a c� dopiero m�wi� o paleniu.
"A tym bardziej opium.
Nigdy!
" Delia s�ysza�a zbyt wiele niesamowitych i nieprawdopodobnych opowie�ci na temat ludzi filmu.
To prawda, Gladys czasami popada�a w stan nadmiernej ekscytacji.
Ogie� p�onie we mnie!
Cudowny ogie�.
To prawda, innym razem robi�a si� sm�tna, ogarnia�a j� "czarna rozpacz", wpada�a w "do�ek".
Jak gdyby moja dusza stawa�a si� roztopionym o�owiem, wycieka�a i twardnia�a.
Mimo wszystko Gladys by�a atrakcyjn� m�od� kobiet�, mia�a wielu przyjaci�.
M�czyzn.
Kt�rzy komplikowali jej �ycie uczuciowe.
"Gdyby ci faceci zostawili mnie w spokoju, z Gladys wszystko by�oby w porz�dku".
Ale oni rzecz jasna nie zostawili jej w spokoju, wi�c Gladys ratowa�a si� regularnym przyjmowaniem lek�w.
Medykament�w przepisanych przez lekarza albo mo�e te� �rodk�w podawanych jej przez tych�e facet�w.
�y�a na aspirynie Bayera i w znacznym stopniu uodporni�a si� na jej dzia�anie:
rozpuszcza�a tabletki w czarnej kawie niczym ma�e kostki cukru, m�wi�c:
"Nie czuj� ich smaku!
"
Tego ranka Norma Jeane zorientowa�a si� natychmiast, �e Gladys ma sw�j "wzlot": jest rozkojarzona, o�ywiona, nieprzewidywalna, chwiejna jak p�omie� �wiecy w przeci�gu.
Jej woskowoblada sk�ra wydziela�a fale ciep�a jak ulice w letnim s�o�cu, a jej oczy!
- ruchliwe, b��dz�ce, o rozszerzonych �renicach.
Oczy, kt�re kocha�am.
Nie mog�am na nie patrze�.
Gladys prowadzi�a samoch�d beztrosko i szybko.
Z Gladys je�dzi�o si� tak jak samochodzikami w weso�ym miasteczku: trzeba si� by�o mocno trzyma�.
Jecha�y w g��b l�du, oddalaj�c si� od Venice Beach i oceanu.
Na p�noc, w kierunku La Cienega i Sunset Boulevard, mijaj�c znajome ulice, kt�re Norma Jeane pami�ta�a z wcze�niejszych przeja�d�ek w towarzystwie matki.
Ale� grzechota� stary nash, mkn�c naprz�d, reaguj�c na niecierpliwe przyciskanie peda�u gazu.
Podskoczy�y na torach tramwajowych, zatrzyma�y si� w ostatniej chwili przed czerwonymi �wiat�ami, a� Norma Jeane zacz�a dzwoni� z�bami, cho� jednocze�nie chichota�a nerwowo.
Czasami samoch�d Gladys wpada� w po�lizg na �rodku skrzy�owania i momentalnie stawa� si� elementem sceny jakby �ywcem wyj�tej z filmu: koncert klakson�w, krzyki, wymachiwanie pi�ciami; chyba �e kierowcami byli samotni m�czy�ni, w�wczas wszelkie gesty wydawa�y si� �agodniejsze.
Kilka razy Gladys zignorowa�a gwizdek policjanta i uciek�a.
"Wiesz, nie zrobi�am niczego z�ego!
Nie chc�, aby wygra�a�y mi jakie� �obuzy".
Delia lubi�a narzeka� ni to �artobliwie, ni to gniewnie, �e Gladys "straci�a" swoje prawo jazdy, co oznacza�o...
No w�a�nie, co?
Straci�a je tak, jak ludzie gubi� r�ne przedmioty?
Zawieruszy�a je?
Czy mo�e ten dokument zabra� jej policjant, aby j� ukara�, a Normy Jeane przy tym nie by�o?
Jedno Norma Jeane wiedzia�a na pewno: nie odwa�y si� zapyta� o to Gladys.
Z Sunset Boulevard wjecha�y w boczn� ulic�, potem skr�ci�y w nast�pn� i wreszcie w La Mesa, nieefektown� uliczk� pe�n� ma�ych przedsi�biorstw, bistr, koktajlbar�w i blok�w mieszkalnych; Gladys wyja�ni�a, �e to jest jej "nowe s�siedztwo, kt�re w�a�nie poznaj�, a musisz wiedzie�, �e przyj�to mnie tu bardzo serdecznie".
Doda�a, �e do Wytw�rni "mo�na st�d dojecha� w sze�� minut".
Istnia�y "osobiste powody", kt�re przemawia�y za zamieszkaniem w tym miejscu, ale s� one zbyt skomplikowane, by si� nad nimi rozwodzi�.
Ale Norma Jeane sama zobaczy.
"To cz�� niespodzianki".
Gladys zaparkowa�a samoch�d przed frontem mizernego hiszpa�skiego domu z bia�ymi stiukami, zniszczonymi zielonymi markizami i zniekszta�conymi schodami przeciwpo�arowymi.
HACJENDA.
DO WYNAJ�CIA POKOJE I MA�E MIESZKANIA NA TYGODNIE I MIESI�CE.
INFORMACJA WEWN�TRZ.
Dom oznaczono numerem 387.
Norma Jeane patrzy�a, zapisuj�c w pami�ci to, co widzia�a; by�a jak aparat fotograficzny rejestruj�cy obrazy na kliszy; gdyby kt�rego� dnia zgubi�a si�, wtedy b�dzie musia�a znale�� drog� do tego miejsca, kt�rego nigdy wcze�niej nie widzia�a, ale z Gladys takie chwile by�y bardzo wa�ne, tajemnicze i pe�ne emocji, a� cz�owiekowi serce si� w piersiach t�uk�o jak po za�yciu jakiego� lekarstwa.
Jakpoprzyj�ciu amfetaminy- ten sam ci�ar gatunkowy.
Przez ca�e �ycie tam wraca�am.
Niczym lunatyk wychodzi�am z �ycia i wraca�am na La Mesa, do Hacjendy i do miejsca na HighlandAvenue, gdzie znowu by�am dzieckiem, znowu pod jej opiek�, pod jej urokiem, a ten koszmar jeszcze si� nie zacz��.
Gladys dostrzeg�a wyraz twarzy Normy Jeane, kt�rego sama dziewczynka nie mog�a zobaczy�, i roze�mia�a si�.
- Ma�a jubilatko!
B�d� co b�d�, sze�� lat ma si� tylko raz w �yciu.
Do siedmiu mo�esz nawet nie do�y�.
Chod�my.
D�o� Normy Jeane by�a mokra od potu, wi�c Gladys nie chwyci�a jej.
Szturchn�a dziewczynk� - pi�ci� w r�kawiczce, lekko, rzecz jasna �artobliwie, kieruj�c j� do g�ry po nieco wyszczerbionych stopniach zewn�trznych schod�w Hacjendy, do nagrzanego wn�trza z zapiaszczon� klatk� schodow� i linoleum na wewn�trznych schodach.
"Kto� na nas czeka i pewnie ju� si� zaczyna niecierpliwi�.
No, dalej".
Spieszy�y si�.
Bieg�y.
Galopowa�y coraz wy�ej.
Gladys, w swych wspania�ych butach na wysokich obcasach, nagle wpad�a w panik�; czy mo�e udawa�a, �e w ni� wpad�a?
czy by�a to jedna z jej scen?
Na g�rze matka i c�rka nie mog�y z�apa� tchu.
Gladys otworzy�a drzwi do swojej obecnej "rezydencji", niewiele r�ni�cej si� od poprzedniej, kt�r� Norma Jeane ledwie pami�ta�a.
Trzy ciasne izby z poplamionymi tapetami, poplamiony sufit, w�skie okna, p�aszczyzny lu�nego linoleum na nagich deskach, kilka meksyka�skich chodnik�w, nie szczelna, troch� cuchn�ca lod�wka, kuchenka dwupalnikowa, naczynia w zlewie i uciekaj�ce w pop�ochu czarne karaluchy, kt�re b�yszcza�y niczym nasiona arbuza.
Na �cianie kuchni wisia�y przypi�te pinezkami plakaty do film�w, w kt�rych produkcj� Gladys by�a zaanga�owana i z kt�rych by�a dumna: Kiki z Mary Pickford, Na Zachodzie bez zmian z Lew Ayresem, �wiat�a wielkiego miasta z Charliem Chaplinem, w kt�rego pe�ne uczucia oczy Norma Jeane mog�a patrze� i patrze�, przekonana, �e Chaplin j� widzi.
Niejasne by�o, co Gladys mia�a wsp�lnego z tymi s�awnymi filmami, ale Norm� Jeane oczarowa�y twarze aktor�w.
Oto, co znaczy dom.
To miejsce pami�tam.
Znajomy by� r�wnie� ciep�y zaduch mieszkania - Gladys nie mia�a w zwyczaju uchyla� okien na czas swojej nieobecno�ci - ostra wo� potraw, zmielonej kawy, papierosowego popio�u, spalenizny, perfum i tego tajemniczego, ostrego, chemicznego zapachu, kt�rego Gladys nigdy nie mog�a ca�kowicie zmy�, cho� nieustannie szorowa�a d�onie myd�em leczniczym, a� by�y poobcierane do krwi.
Mimo wszystko owe zapachy uspokaja�y Norm� Jeane, bo przywodzi�y na my�l dom.
Miejsce, gdzie by�a Matka.
Nowe mieszkanie!
By�o jakie� dziwne.
Panowa�a tu wi�ksza ciasnota i nieporz�dek ni� w poprzednich mieszkaniach.
Albo mo�e Norma Jeane by�a teraz starsza i wi�cej dostrzega�a?
Kiedy znalaz�a si� wreszcie w �rodku, nast�pi� ten okropny moment zawieszenia mi�dzy pierwszym poruszeniem ziemi i nast�pnym, naprawd� silnym dr�eniem, kt�rego nie da si� zignorowa� ani zakwestionowa�.
Czeka�a, nie maj�c odwagi odetchn��. Sta�o tu wiele otwartych, ale nie rozpakowanych pude�, na kt�rych odci�ni�to napis W�ASNO�� WYTW�RNI.
Stosy ubra� le�a�y na kuchennym blacie i wisia�y na drucianych wieszakach na sznurze rozwieszonym w kuchni, tak �e na pierwszy rzut oka mo�na by odnie�� wra�enie, �e t�ocz� si� w niej ludzie, kobiety w "kostiumach" - Norma Jeane wiedzia�a, co to s� kostiumy, �e to co� innego ni� "ubrania", cho� nie potrafi�a wyja�ni�, na czym polega r�nica.
W�r�d tych kostium�w znajdowa�y si� efektowne i ol�niewaj�ce kr�tkie sukienki z w�skimi rami�czkami.
Inne, te z d�ugimi mankietami, by�y powa�niejsze.
Majtki, staniki i po�czochy suszy�y si� na sznurze.
Gladys przygl�da�a si� Normie Jeane, jak ta z otwart� buzi� wpatruje si� w ubrania ko�ysz�ce si� nad jej g�ow�.
Na widok jej zmieszania wybuchn�a �miechem.
- Co� nie tak?
Nie pochwalasz tego?
Delia tego nie pochwala?
Kaza�a ci mnie szpiegowa�?
Teraz idziemy tu.
T�dy.
No, dalej.
D�gn�a Norm� Jeane �okciem i skierowa�a j� do nast�pnego pokoju, do sypialni.
Ma�e pomieszczenie, z okropnymi zaciekami na �cianach i suficie, z pojedynczym oknem cz�ciowo zas�oni�tym sp�kanymi i poplamionymi �aluzjami.
By�o te� znajome ��ko z b�yszcz�cymi, cho� nieco wytartymi ga�kami i puchowymi poduchami, biurko z sosnowego drewna, nocny stolik z buteleczkami na tabletki, magazyny ilustrowane, ksi��ki w mi�kkich ok�adkach, pe�na popielniczka na egzemplarzu "Hollywood Tatier"; woko�o wisia�o jeszcze wi�cej ubra� i sta�o tu wi�cej otwartych, lecz nie rozpakowanych pude�; nad ��kiem wielkie, jaskrawe zdj�cie z "The Hollywood Revue" z 1929 roku przedstawiaj�ce Marie Dressler w bia�ej przejrzystej sukni.
Gladys wygl�da�a na podniecon�, oddycha�a szybko i przygl�da�a si�, jak Norma Jeane rozgl�da si� woko�o z niepokojem - no bo gdzie si� podzia�a "niespodzianka"?
Schowa�a si�?
Pod ��kiem?
W garderobie?
(Lecz garderoby tu nie by�o, tylko stoj�ca pod �cian� szafa z p�yty pil�niowej.) Brz�cza�a samotna mucha.
Przez okno w pokoju wida� by�o jedynie pust�, brudn� �cian� s�siedniego budynku.
Norma Jeane zachodzi�a w g�ow�:
Gdzie?
Kto to taki?
, nawet w�wczas gdy Gladys uk�u�a j� lekko mi�dzy �opatkami, upominaj�c troch� gniewnie:
-Normo Jeane, daj� s�owo, czasem jeste� nierozgarni�ta jak...
jak nie
przymierzaj�c p�g��wek.
Naprawd� nie widzisz?
Otw�rz oczy i popatrz.
Ten m�czyzna jest twoim ojcem.
Wreszcie Norma Jeane zorientowa�a si�, na co wskazuje Gladys.
To nie m�czyzna.
To zdj�cie m�czyzny, wisz�ce na �cianie obok lustra
na komodzie.
W dniu sz�stych urodzin poraz pierwszy ujrza�am jego twarz.
Wcze�niej nic o tym nie wiedzia�am- mia�am ojca!
Ojca jak inne dzieci.
Zawsze podejrzewa�am, �e jego nieobecno�� ma co� wsp�lnego ze mn�.
Z czym� z�ym, nieodpowiednim, co tkwi�o we mnie.
Dlaczego nikt mi wcze�niej nie powiedzia�?
Ani matka, ani babcia, ani
dziadek.
Nikt.
A jednak nigdy nie spojrz� na jego prawdziw� twarz.
I umr� przed nim.
- I co, Normo Jeane?
Nie uwa�asz, �e jest przystojny?
Tw�j ojciec.
G�os Gladys, kt�ry czasem wydawa� si� beznami�tny, bezbarwny, odrobin� drwi�cy, dr�a� teraz jak u niedo�wiadczonej dziewczyny.
Norma Jeane bez s�owa wpatrywa�a si� w m�czyzn�, kt�ry by� podobno
jej ojcem.
W m�czyzn� z fotografii.
M�czyzn� na �cianie obok lustra na
komodzie.
Ojciec?
Ca�e jej cia�o wydawa�o si� rozpalone i pulsuj�ce jak
skaleczony kciuk.
- O, prosz�.
Ale uwa�aj. Nie wolno go dotyka� lepkimi palcami.
Uroczystym gestem Gladys zdj�a ze �ciany oprawion� fotografi�.
Prawdziw� fotografi�.
Norma Jeane dostrzeg�a po�ysk charakterystyczny dla prawdziwego zdj�cia, a nie plakatu czy strony wyrwanej z jakiego� pisma.
Gladys z namaszczeniem trzyma�a fotografi� w d�oniach obci�gni�tych wspania�ymi r�kawiczkami.
Norma Jeane wprawdzie mia�a zdj�cie na po ziomie oczu, ale nie mog�aby go dotkn�� bez wysi�ku.
A jak�e bardzo w takiej chwili pragn�a go dotkn��!
Wiedzia�a jednak z do�wiadczenia, �e nie nale�y dotyka� specjalnych rzeczy Gladys.
- On...
On jest moim ojcem?
- Z ca�� pewno�ci�.
Masz jego seksowne, niebieskie oczy.
- A gdzie...
gdzie on...
- Sza!
Patrz.
To by�a scena z jakiego� filmu.
Norma Jeane niemal s�ysza�a skoczn� melodi�.
Jak�e d�ugo obie patrzy�y!
W ciszy pe�nej uszanowania kontemplowa�y "m�czyzn� w ramkach", "m�czyzn� na zdj�ciu", "m�czyzn�, kt�ry by� ojcem Normy Jeane", m�czyzn� z�owrogo przystojnego, m�czyzn� o g�adkich, pokrytych brylantyn� g�stych w�osach, m�czyzn� z cieniutk� lini� w�s�w na g�rnej wardze, m�czyzn� o bladych, niemal niedostrzegalnie opadaj�cych powiekach nad przenikliwymi oczami.
M�czyzn� o mi�sistych, lekko rozchylonych w u�miechu ustach, m�czyzn�, kt�ry zdawa� si� wstydliwie unika� ich spojrze�, m�czyzn� o uniesionym podbr�dku, o dumnym, orlim nosie i z wg��bieniem w lewym policzku, do�kiem jak u Normy Jeane.
Albo blizn�.
By� starszy od Gladys, ale tylko troch�.
Mia� trzydzie�ci kilka lat, twarz aktora z wystudiowanym wyrazem �wiadcz�cym o du�ej pewno�ci siebie.
Filcowy kapelusz przechylony z fantazj� na dumnie uniesionej g�owie i bia�a koszula z mi�kkim, falbaniastym ko�nierzykiem sprawia�y wra�enie kostiumu filmowego z minionych czas�w.
M�czyzna, jak si� wydawa�o Normie Jeane, ju�, ju� mia� si� odezwa�, ale w ko�cu nie zrobi� tego.
Tak usilnie nas�uchiwa�am.
Jakbym wcze�niej og�uch�a.
Serce trzepota�o w piersi Normy Jeane jak skrzyd�a kolibra.
Bi�o g�o�no, rozbrzmiewa�o w ca�ym pokoju.
Lecz Gladys niczego nie zauwa�y�a i nie odezwa�a si�.
Sama wpatrywa�a si� w m�czyzn� na zdj�ciu �arliwie i z za chwytem, powtarzaj�c w uniesieniu niczym natchniona piosenkarka:
- Tw�j ojciec.
Nosi pi�kne nazwisko, nazwisko kogo� wa�nego, ale nie mog� go ujawni�.
Nawet Delia go nie zna.
Delii mo�e si� zdawa�, �e jest inaczej, ale ona naprawd� nic nie wie.
I nie mo�e si� dowiedzie�!
Nawet o tym, �e ty go widzia�a�.
Nasza sytuacja jest bardzo skomplikowana, rozumiesz.
Kiedy si� urodzi�a�, tw�j ojciec przebywa� daleko st�d; nawet teraz jest daleko i niepokoi si� o swoje bezpiecze�stwo.
Uwielbia po dr�e i gdyby �y� w dawnych czasach, pewnie zosta�by wojownikiem.
Tak si� z�o�y�o, �e nara�a� �ycie w s�u�bie demokracji.
G��boko w naszych sercach on i ja nale�ymy do siebie...
jeste�my m�em i �on�.
Chocia� gardzimy konwencjami i nie przystajemy na nie.
"Kocham ci�, kocham nasz� c�rk�, a pewnego dnia wr�c� po was do Los Angeles"...
oto, co mi obieca� tw�j ojciec, Normo Jeane.
Obieca� nam obu.
Gladys zamilk�a na chwil�, zwil�y�a usta.
Cho� m�wi�a do Normy Jeane, sprawia�a wra�enie, jakby nie do ko�ca mia�a �wiadomo�� jej obecno�ci.
Wpatrywa�a si� w fotografi�, od kt�rej zdawa�y si� odbija� wi�zki rozszczepionego �wiat�a.
Jej pokryta potem sk�ra p�on�a rumie�cem, usta wygl�da�y na opuchni�te, jakby otarte pod warstw� jasnoczerwonej szminki; d�onie w a�urowych r�kawiczkach nie znacznie dr�a�y.
Norma Jeane zapami�ta, �e pr�bowa�a si� skoncentrowa� na s�owach matki, a nie na szumie w uszach i nieprzyjemnym ucisku g��boko w brzuchu, jakby musia�a koniecznie i�� do toalety, ale nie �mia�a si� odezwa� ani nawet poruszy�.
- Tw�j ojciec mia� kontrakt z Wytw�rni�, kiedy si� spotkali�my, przed o�miu laty, w dzie� po Niedzieli Palmowej; zawsze b�d� pami�ta�a!
Nale�a� do najbardziej obiecuj�cych m�odych aktor�w, lecz...
C�, mimo naturalnego talentu i znakomitej prezencji - drugi Valentino, jak powiada� sam pan Thalberg - brakowa�o mu dyscypliny, cierpliwo�ci i powagi.
Wygl�d, styl i osobowo��, Normo Jeane, to nie wszystko, trzeba jeszcze przestrzega� pewnych zasad.
Okazywa� pokor�.
Ukrywa� w�asn� dum� i harowa� jak ko�.
Kobietom to wszystko przychodzi �atwiej.
Ja tak�e podpisa�am kiedy� umow�, na kr�tko.
Jako m�oda aktorka.
Ale zmieni�am dzia�k�.
Z w�asnej woli!
Bo zrozumia�am, �e nic z tego nie b�dzie.
Ale on by� oczywi�cie typem buntownika.
Przez pewien czas pracowa� jako dubler Chestera Morrisa i Donalda Reeda.
W ko�cu jednak odszed�.
"Maj�c do wyboru dusz� i karier�, wybieram dusz�", powiedzia�.
W podnieceniu Gladys dosta�a ataku kaszlu.
Ni�s� si� od niej silny zapach perfum, zmieszany z nik��, kwa�nocytrynow� woni� chemikali�w, kt�rymi wydawa�a si� nasi�kni�ta jej sk�ra.
Norma Jeane zapyta�a, gdzie jest ojciec.
Gladys odpowiedzia�a ze z�o�ci�:
- Daleko, g�uptasie.
Ju� ci m�wi�am.
Nastr�j Gladys ulega� zmianom.
Cz�sto tak bywa�o.
Podk�ad muzyczny te� si� gwa�townie zmieni�.
Teraz przypomina� zgrzyt pi�y albo szum fal, kt�re bezlito�nie wdzieraj� si� na pla��, gdzie Delia, utyskuj�ca i zadyszana z powodu "wysokiego ci�nienia", chodzi�a "dla zdrowia" z Norm� Jeane po ubitym piasku.
Nigdy nie zapyta�abym dlaczego.
Dlaczego nikt mi nie powiedzia� a� do tamtej chwili.
Dlaczego dowiedzia�am si� o tym teraz.
Gladys powiesi�a fotografi� z powrotem.
Tylko �e gw�d� nie trzyma� si� ju� tak pewnie w gipsowej �cianie.
Samotna mucha nadal brz�cza�a, uderzaj�c ustawicznie i z nadziej� o szyb�.
- Przekl�ta mucha, kt�rej brz�k "przez �mier� s�ysza�am"" - zauwa�y�a tajemniczo Gladys.
Taka w�a�nie by�a Gladys.
Wyra�a�a si� tajemniczo w obecno�ci Normy Jeane, cho� niekoniecznie zwraca�a si� do niej.
C�rka by�a �wiadkiem, uprzywilejowanym obserwatorem, jak str� w kinie - szefowie udaj�, �e go nie dostrzegaj� albo naprawd� go nie dostrzegaj�.
Up�yn�o troch� czasu, nim gw�d� znowu mocno utkwi� w �cianie i nim ramka zawis�a r�wno.
Je�li chodzi�o o tego rodzaju drobiazgi, Gladys by�a perfekcjonistk�, upomina�a Norm� Jeane, gdy ta krzywo powiesi�a r�cznik albo niestarannie po ustawia�a ksi��ki na p�kach.
Kiedy m�czyzna na fotografii wr�ci� bez piecznie na �cian� przy lustrze komody, Gladys post�pi�a kilka krok�w w ty� i odpr�y�a si� nieco.
Norma Jeane wci�� patrzy�a na zdj�cie jak zaczarowana.
Oto tw�j ojciec.
Ale to nasza tajemnica, Normo Jeane.
Narazie wystarczy, jak b�dziesz wiedzia�a, �e jest daleko.
Ale pewnego dnia - mo�e ju� wkr�tce - wr�ci do Los Angeles.
Obieca�.
B�dzie si� m�wi�o, �e nie by�am szcz�liwa jako dziecko, �e moje dzieci�stwo by�o okresem rozpaczy, lecz ja wam powiem: nigdy nie by�am nie szcz�liwa.
Nigdy nie by�am nieszcz�liwa, p�ki mia�am matk�, a pewnego dnia pojawi� si� tak�e ojciec.
I jego te� mog�am kocha�.
By�a jeszcze babcia Delia, matka matki Normy Jeane.
Silna kobieta o brwiach g�stych niczym szczotki i �obuzerskim w�siku pod nosem.
Delia w swoisty spos�b stawa�a w drzwiach wej�ciowych albo na werandzie budynku.
Z r�koma opartymi na biodrach wygl�da�a jak kufel z dwoma uchami.
Sklepikarze bali si� jej gro�nego wzroku i ci�tego j�zyka.
Przepada�a za kowbojem Williamem S.
Hartem, uwielbia�a Charliego Chaplina, geniusza mimiki, i che�pi�a si�, �e pochodzi "z dobrego rodu ameryka�skich pionier�w"; przysz�a na �wiat w Kansas, przenios�a si� do Nevady, potem do po�udniowej Kalifornii, gdzie spotka�a i po�lubi�a ojca Gladys, kt�ry zosta� podtruty, jak powiada�a Delia z wyrzutem, w Argonne oko�o roku 1918...
"Przynajmniej �yje.
Nareszcie za co� mo�na by� wdzi�cznym rz�dowi Stan�w, nie?
"
Tak, by� jeszcze dziadek Monroe, m�� Delii, kt�ry z nimi mieszka�.
Norma Jeane �y�a w przekonaniu, �e jej nie lubi, ale w�a�ciwie dziadka i tak jakby tam nie by�o.
Na pytanie o niego Delia niezmiennie odpowiada�a wzruszeniem ramion i s�owami: "Przynajmniej �yje".
Babcia Delia!
Posta� znana w ca�ym s�siedztwie.
Babcia Delia by�a �r�d�em wszystkiego, co Norma Jeane wiedzia�a - albo co wydawa�o si� jej, �e wie o Gladys.
Najwa�niejszy fakt dotycz�cy Gladys by� te� jej g��wn� tajemnic�: nie mog�a by� prawdziw� matk� dla Normy Jeane.
Nie teraz.
- Nie obwiniajcie mnie - o�wiadczy�a Gladys, nerwowo zapalaj�c papierosa.
- Niech nikt z was mnie nie obwinia.
B�g wystarczaj�co mnie ukara�.
Ukara�?
W jaki spos�b?
Gdy Norma Jeane mia�a odwag� zada� takie pytanie, Gladys przymyka�a powieki nad swymi �licznymi, cho� nieco przekrwionymi szarob��kitnymi oczyma, w kt�rych ci�gle b�yszcza�a wilgo�.
Nawet nie pytaj.
Po tym wszystkim, co uczyni� B�g.
Rozumiesz?
Norma Jeane u�miechn�a si�.
U�miech nie oznacza� wcale, �e rozumie, ale �e jest szcz�liwa, nie rozumiej�c.
Niemniej: wiadomo by�o, �e przed Norm� Jeane Gladys mia�a "inne dziewczynki" - "dwie dziewczynki".
Ale gdzie si� one podzia�y?
- Niech mnie nikt z was nie obwinia, do licha!
Zdaje si�, �e Gladys, cho� w wieku trzydziestu jeden lat wygl�da�a bardzo m�odo, mia�a za sob� dwa ma��e�stwa.
Pewne natomiast by�o - co Gladys potwierdza�a do�� pogodnie, w spos�b charakterystyczny dla postaci filmowej z komicznymi nawykami albo tikiem - �e jej nazwisko cz�sto si� zmienia�o.
Delia opowiada�a histori�, jedn� z jej najbardziej bolesnych matczynych historii, o tym, jak Gladys urodzi�a si� i zosta�a ochrzczona jako Gladys Pearl Monroe w Hawthorne, hrabstwo Los Angeles, w roku 1902.
Jako siedemnastolatka po�lubi�a (wbrew woli Delii) m�czyzn� o nazwisku Baker, zatem zosta�a pani� Gladys Baker, lecz (oczywi�cie!
) ten zwi�zek nie przetrwa� nawet roku, wi�c si� rozwiod�a i wysz�a za "parkingowego Mortensena" (ojca dw�ch zaginionych, nieobecnych starszych si�str?
), ale i to nie wypali�o (oczywi�cie!
) i Mortensen odszed� z �ycia Gladys - chwa�a Bogu.
Tyle �e nazwisko Gladys nadal brzmia�o Mortensen na pewnych dokumentach, kt�rych nie zmieni�a i nie chcia�a zmienia�, poniewa� przera�a�o j� wszystko, co wi�za�o si� z papierami i prawem.
Mortensen nie by� rzecz jasna ojcem Normy Jeane, ale jego nazwiskiem Gladys pos�ugiwa�a si� od pierwszego dnia �ycia dziewczynki.
A jednak - oto fakt, kt�ry najbardziej w�cieka� Deli�, taki by� perwersyjny - oficjalne nazwisko Normy Jeane brzmia�o Baker, nie Mortensen.
- Wiesz dlaczego?
- Delia mog�a zapyta� kogo� z s�siedztwa, je�li tylko ten kto� mia� do�� cierpliwo�ci, by wys�uchiwa� tego rodzaju g�upot.
- Poniewa� moja zwariowana c�rka "mniej nienawidzi�a" Bakera.
-