7121
Szczegóły |
Tytuł |
7121 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7121 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7121 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7121 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Kir Bu�yczow
�wi�tynia czarownic
Przek�ad Tadeusz Gosk
P�nym wieczorem z pok�adu statku kosmicznego �Granat", parkuj�cego na orbicie wok�planetarnej, dostrze�ono wielki po�ar. Po�ar szala� na stepie w rejonie stacji badawczej. W owym momencie na stacji znajdowa�o si� siedmioro cz�onk�w jej za�ogi oraz jeden � Andrew Bruce. Bruce uda� si� na powierzchni� globu pok�adowym kutrem planetarnym, aby odwie�� poczt� i brakuj�ce wyposa�enie stacji, a w powrotnej drodze zabra� zgromadzone pr�bki i chorego naukowca.
Nikt z kosmonaut�w nie by� przedtem na planecie, i dlatego na pok�adzie statku niewiele o niej wiedziano poza tym, �e pe�no tam wszelkiego rodzaju potwor�w, za� rozumni mieszka�cy step�w � dzicy koczownicy � nieustannie ze sob� walcz�.
Po�ar, o kt�rym mowa, by� tego wieczoru ju� kt�rym� z kolei. Zarejestrowano ich co najmniej cztery. Jeden wielki � p�on�� step, i trzy ma�e � wyniki napad�w i potyczek.
Stacja by�a dobrze zabezpieczona przed atakami dzikus�w, z pocz�tku wi�c po�ar nie wzbudzi� w nikim niepokoju. Dy�urny radiotelegrafista na wszelki wypadek wywo�a� stacj�, aby zapyta�, czyjej za�oga nie potrzebuje pomocy.
Stacja nie odpowiada�a.
Radiotelegrafista zameldowa� o tym oficerowi wachtowemu.
Wachtowy rozkaza� wystrzeli� �oko" � satelit� obserwacyjne-pozosta� w kabinie radiowej, podczas gdy radiotelegrafista nadal wywo�ywa� stacj�.
�Oko" zesz�o nad powierzchni� planety i przekaza�o jej obraz. P�on�a w�a�nie stacja.
Pali�y si� jej sto�kowate, podobne do wigwam�w tubylc�w budynki. P�omienie ogarn�y nawet kuter planetarny, stoj�cy o jakie� pi��dziesi�t metr�w od zabudowa�. Na ekranie mo�na by�o rozr�ni� postacie miotaj�ce si� mi�dzy j�zorami p�omieni. Dym � czarny, g�sty i t�usty � zasnuwa� pogorzelisko i ci�gn�� si� na par� kilometr�w w step.
Oficer wachtowy obudzi� kapitana i poleci� przygotowa� do startu drugi kuter planetarny. Zgodnie z instrukcj� kosmiczny statek liniowy mia� dwa kutry, z kt�rych jeden musia� by� w stanie pe�nej gotowo�ci operacyjnej. Ale w�a�nie on pali� si� teraz na po-
wierzchni planety, odkonserwowanie wi�c rezerwowego musia�o troch� potrwa�.
Kapitan potwierdzi� rozkaz oficera wachtowego. Kutrem ruszy� na planet� lekarz, drugi nawigator Griszyn i dwaj in�ynierowie.
Podczas gdy przygotowywano kuter, wydawano bro� i �adowano lekarstwa, w ster�wce zastanawiano si� gor�czkowo, co te� na stacji mog�o si� wydarzy�.
Gdyby nawet w kt�rym� z wigwam�w wybuch� przypadkowy po�ar, to zosta�by on szybko ugaszony przez automaty po�arnicze. Zreszt� ma�o prawdopodobny by� po�ar a� tak nag�y, by m�g� przeszkodzi� w nawi�zaniu ��czno�ci z �Granatem". Najwidoczniej na stacj� kto� napad�, a atak by� tak dobrze przygotowany, �e zaskoczy� nawet do�wiadczonego szefa stacji Konrada �mud� i kapitana Floty Kosmicznej Andrewa Bruce'a.
Los tego ostatniego niepokoi� kapitana najbardziej. Byli starymi kolegami, razem studiowali, razem uczyli si� lata�. Po katastrofie, kt�rej Andrew uleg� par� lat temu, musia� zrezygnowa� ze s�u�by liniowej i polecie� w charakterze przedstawiciela Floty Kosmicznej na planet� Pe-U. Prze�y� tam wiele niebezpiecznych przyg�d (opisanych w powie�ci �Agent FK") i dopiero teraz, wylizawszy si� z ran, wraca� do Centrum Galaktycznego, gdzie mia� otrzyma� nowy przydzia� s�u�bowy.
Andrew by� cz�owiekiem energicznym i przymusowa bezczynno�� na pok�adzie �Granatu", kt�ry niespiesznie w�drowa� od planety do planety, zaopatruj�c stacje badawcze i wymieniaj�c ich za�ogi, bardzo go nu�y�a. Kiedy poprosi�, aby pozwolono mu zamiast nawigatora polecie� na planet�, kapitan statku z przyjemno�ci� si� na to zgodzi�. Teraz okaza�o si�, �e pope�ni� b��d, bo wyprawa ta mog�a si� dla Andrewa bardzo �le sko�czy�.
Kuter planetarny wyl�dowa� obok stacji mniej wi�cej w p�torej godziny od zauwa�enia po�aru.
Po�ar ju� dogasa� p�omie� poch�on�� wszystko, co by� w stanie po�re�. Ze stacji pozosta�y jedynie czarne szkielety �wigwam�w" i nawet kuter by� w �rodku kompletnie wypalony. Na pogorzelisku uda�o si� odszuka� zw�oki czworga ludzi, z kt�rych jednego rozpoznano jako Konrada �mud�. Reszta zw�ok by�a w takim stanie, �e identyfikacja by�a mo�liwa jedynie w Centrum Galaktycznym, gdzie przechowywano karty uz�bienia naukowc�w. Opodal spalonej stacji znaleziono Ingrid Han, geologa z za�ogi naukowej. By�a w bardzo ci�kim stanie, niemal konaj�ca. G�ow� mia�a rozbit� jakim� ci�kim przedmiotem.
Podczas gdy lekarz stara� si� udzieli� rannej pierwszej pomocy, a jeden z in�ynier�w kr�ci� film, aby potem na statku spr�bowa� dociec przyczyn tragedii, nawigator z drugim in�ynierem ruszyli ku zaro�ni�tej krzewami dolince, gdzie �oko" wypatrzy�o kilka niewielkich sk�rzanych namiot�w, w jakich mieszkali koczownicy.
Zwiadowcy ostro�nie podeszli do wigwam�w, przed kt�rymi t�oczyli si� ich mieszka�cy � brudni, prymitywni, niemal nadzy ludzie, kt�rzy gwa�town� gestykulacj� od-
�egnywali si� od udzia�u w zniszczeniu stacji, powtarzaj�c s�owa �oktin hasz". Ich zaprzeczenia jednak by�y mocno nieprzekonuj�ce, poniewa� nawigator zauwa�y� w osadzie przedmioty pochodz�ce z wyposa�enia stacji, a ponadto twarze i r�ce wi�kszo�ci dzikus�w by�y wymazane sadz�. By�o oczywiste, �e przynajmniej wynie�li ju� co si� da�o z pogorzeliska.
Tymczasem �oko" bada�o okolice stacji. Zdo�a�o wypatrze� i sfotografowa� kilka grup je�d�c�w. Na stepie zacz�� si� pe�ny podniecenia ruch i zapewne wiadomo�� o zag�adzie stacji szeroko si� ju� rozesz�a. W grupach je�d�c�w zauwa�onych z powietrza nie by�o ani jednego z trzech zaginionych naukowc�w. Nie mo�na by�o zreszt� wykluczy�, �e oni r�wnie� zgin�li w po�arze.
Poniewa� niedaleko stacji wykryto skupisko gigantycznych, drapie�nych gad�w, zwanych tyranozaurami, zacz�to podejrzewa�, �e stacja uleg�a zag�adzie w wyniku ich napadu, co by�o prawdopodobne, gdy� na samej granicy terenu stacji uda�o si� odszuka� �lady �ap jednego z tych potwor�w � wgniecenia gruntu o �rednicy oko�o metra.
Dalszych poszukiwa� trzeba by�o na razie zaniecha�, poniewa� lekarzowi nie uda�o si� ocuci� Ingrid Han, kt�ra jego zdaniem mog�a w ka�dej chwili umrze�. Postanowiono natychmiast wraca� na statek, a o �wicie kontynuowa� poszukiwania. �Oko" pozosta�o nad stepem, rejestruj�c ruchy koczownik�w.
Przez ca�� noc w ster�wce �Granatu" analizowano zdj�cia przekazane przez �oko". Jednak�e i tym razem w grupach je�d�c�w i w grupach skupionych w obozowiskach na stepie nie uda�o si� wypatrzy� ani jednego z Ziemian.
Rano kuter znowu polecia� na powierzchni� planety i wyl�dowa� ko�o wielkiego obozowiska, znajduj�cego si� oko�o trzydziestu kilometr�w od stacji. Obozowisko akurat szykowa�o si� do zmiany miejsca i przyj�o ludzi niech�tnie, �eby nie powiedzie� wrogo. Szuka� Ziemian w licz�cym wiele setek skupisku ludzi, kt�rzy zaprz�gali konie, zwijali namioty, pakowali dobytek, przygotowywali posi�ek, by�o spraw� nie�atw�. Ani naukowc�w, ani przedmiot�w pochodz�cych ze stacji nie znaleziono.
�Granat" pozostawa� na orbicie. Czekano, a� Ingrid Han odzysk przytomno��. Obserwacje stepu trwa�y nadal, ale nikogo poza tubylcami i masami niezwyk�ych zwierz�t, wygl�daj�cych tak, jakby zesz�y z kart atlasu paleontologicznego, nie zauwa�ono. Tak min�� drugi dzie� i nast�pi� trzeci.
Z ka�d� chwil� nadzieja na odnalezienie Andrewa Bruce'a i dw�ch naukowc�w ze stacji stawa�a si� coraz bardziej iluzoryczna.
Andrew Bruce by� wdzi�czny kapitanowi za to, �e pozwoli� mu zaprowadzi� kuter na powierzchni� planety i pozosta� tam do rana.
Kuter wyl�dowa� na zielonej ��czce obok grupy sto�kowatych budynk�w stacji. Na
4
jego powitanie wysz�a ca�a siedmioosobowa za�oga.
Kiedy cz�owiek widzi jak�� grup� ludzi po raz pierwszy i wie, �e za kilkana�cie godzin rozstanie si� z nimi na zawsze, ca�a uwaga koncentruje si� na jednej lub dw�ch twarzach.
Andrew pozna� przed kilkoma laty Konrada �mud�, szefa stacji, kt�ry od tego czasu uty�, postarza� si� i wy�ysia�, ale nie straci� energii i pewno�ci siebie bardzo silnego i zdrowego cz�owieka.
Stacja istnia�a na planecie ju� p�tora roku i jej za�oga st�skni�a si� za nowymi twarzami. Konrad �ciska� i obejmowa� Andrewa z takim entuzjazmem, jakby odzyska� dawno zaginionego brata. Nast�pnie przedstawi� go innym naukowcom i wzrok Andrewa zatrzyma� si� na przystojnej, szczup�ej kobiecie w szortach i koszulce gimnastycznej, kt�ra okaza�a si� geologiem Ingrid Han.
Przed wej�ciem do budynku stacji Andrew rozejrza� si� doko�a.
By�o gor�co i bezwietrznie. �Wigwamy" sta�y na �agodnym zboczu opadaj�cym ku niewielkiemu jeziorku, kt�re otacza�y zaro�la trzciny. Dalej zaczyna� si� step. Gdzieniegdzie pi�trzy�y si� na nim wzg�rza poro�ni�te rzadkimi krzewami i k�pami drzew. Gra�y cykady, og�uszaj�co szczebiota�y ptaki. Step ju� przekwita�, ale trawa jeszcze nie po��k�a i wydziela�a ci�kie, wilgotne aromaty.
W oddali, przy k�pie drzew stali ludzie. Ich postacie, widziane przez g�ste od gor�ca powietrze, ko�ysa�y si� i falowa�y.
� Kto to? � zapyta� Andrew.
� Nasi s�siedzi � odpar� Konrad. � Uciekinierzy. P�niej dok�adniej ci o nich opowiem.
Weszli do wn�trza sto�ka. W �rodku by�o nieco ch�odniej.
� Nie w��czamy klimatyzacji � powiedzia� Konrad. � Tak jest zdrowiej, unika si� przezi�bie�, katar�w. Noc� jest tu ch�odno. Odpoczywaj. Wy�adujemy sprz�t i zrobimy kolacj�. Wieczorem zobaczysz widowisko.
� Jakie?
� Nie b�d� taki niecierpliwy. Ciekawe.
Wbieg� malutki, czarniawy m�czyzna, kt�rego zro�ni�te brwi nadawa�y jego twarzy wyraz zas�pienia i rozpaczy. Rzuci� worek z poczt� i wyszarpn�� zza pasa blaster.
� Jakby czu�y! � krzykn�� i rzuci� si� do wyj�cia.
� Co si� sta�o?
Konrad otworzy� szaf� �cienn� i wyj�� stamt�d drugi blaster.
� Mo�esz popatrze� � powiedzia�. � Tylko nie odchod� od wigwamu. One maj� niez�e z�by!
Andrew zwyk� by� s�ucha� rad ludzi do�wiadczonych. W po�owie �ycia zaczyna si� rozumie�, �e ciekawo�� jest naganna, zw�aszcza w nieznanym miejscu.
Stoj�c pod drzwiami budynku zobaczy�, �e nad polan� zataczaj� szybkie, nerwowe kr�gi, przypominaj�ce w sposobie lotu nietoperze, ciemne, mniej wi�cej metrowe i paskudne na oko stworzenia, z d�ugimi, ostroz�bnymi pyskami, b�oniastymi skrzyd�ami i kr�tkimi, zaostrzonymi ogonami. To by�y pterodaktyle.
Od czasu do czasu kt�ry� z nich pikowa� w d�, usi�uj�c wczepi� si� z�bami w cz�owieka lub w jedn� ze skrzynek u�o�onych obok kutra.
Konradowi uda�o si� trafi� jednego gada i str�ci� go na ziemi�. Pozosta�e, zapomniawszy o ludziach, rzuci�y si� na zestrzelonego pterodaktyla, kt�ry momentalnie znikn�� w kot�owaninie rozszarpuj�cych go na strz�py wsp�braci.
Bruce zagapi� si� na to widowisko i nie zauwa�y�, �e nie wszystkie pterodaktyle zaj�y si� kanibalizmem, lecz jeden z nich postanowi� wybra� za przedmiot ataku jego g�ow�. Tak szarpn�� Andrewa za w�osy, �e z oczu trysn�y mu �zy b�lu.
Czarniawy m�czyzna obr�ci� si� i strzeli�.
Okropnie cuchn�cy pterodaktyl spad� na Bruce'a i zwali� go z n�g.
Konrad podbieg� do Andrewa i, pomagaj�c mu wsta�, powiedzia� z wyrzutem w g�osie:
� Przecie� prosi�em ci�, �eby� nie wychodzi� na zewn�trz!
� Ale�cie nahodowali sobie paskudztwa... � powiedzia� Bruce i przy�o�y� d�o� do potylicy. D�o� dotkn�a czego� wilgotnego i ciep�ego.
� Zupe�nie jak wrony � powiedzia� Konrad. � Przyzwyczai�y si� do �ywienia na �mietnikach. Pe�no ich przy ka�dym obozowisku.
Popatrzy� na pterodaktyle pospiesznie po�eraj�ce zestrzelonego gada.
� Teraz na�r� si� i odlec� � powiedzia� Konrad. � �eby tylko s�siedzi nie zauwa�yli... � I natychmiast doda�: � Zauwa�yli.
W ich stron� bieg�o kilku dzikus�w, kt�rzy ci�gn�li za sob� wielk� sie� o rzadkich okach.
� A ci czego tu chc�? � zapyta� Bruce, patrz�c na pokrwawion� d�o�.
� Przemyj ran�, �eby nie dosz�o do infekcji � powiedzia� Konrad.
� Oczywi�cie � odpar� Bruce.
M�czy�ni z sieci� byli niewysocy, cienkonodzy i ubrani jedynie w kr�tkie sk�rzane sp�dniczki. Ich str�j uzupe�nia�y naszyjniki z z�b�w i kamieni oraz dziwne fryzury: niewielki grzebie� w�os�w w poprzek ogolonej g�owy. Wszyscy krzyczeli i �miali si�, ukazuj�c bia�e z�by jaskrawo odbijaj�ce od ciemnych twarzy.
Ingrid wydoby�a z kutra plastikow� plandek� i z pomoc� czarniawego m�czyzny zacz�a przykrywa� ni� skrzynki i pojemniki le��ce na trawie. Ciep�a stru�ka krwi pociek�a Bruce�owi po karku. Trzeba by�o istotnie doprowadzi� si� do porz�dku. Ale kt�re z nich by�o lekarzem?
M�czy�ni z sieci� dobiegli do rojowiska pterodaktyli, narzucili na nie sie� i kiedy
gady zorientowa�y si�, �e zbytnio zaj�wszy si� posi�kiem straci�y wolno�� � by�o ju� za p�no. Trzepota�y pod sieci�, staraj�c si� wzlecie�, a m�czy�ni kr�tkimi w��czniami i kamiennymi toporkami rozprawiali si� z nimi po kolei. Wybuch� okropny harmider.
� Hej! � krzykn�� Bruce. � A ty dok�d?
Jeden z tubylc�w, korzystaj�c z zamieszania, podbieg� do sterty skrzy�, odrzuci� r�g plandeki i chwyci� p�ask�, srebrzyst� skrzynk�. Ingrid zobaczy�a to i zacz�a ci�gn�� skrzynk� w swoj� stron�. Z pomoc� pospieszy� jej Konrad. Szczup�y, wysoki m�czyzna w szortach gromko beszta� rabusia. J�zyk, kt�rym m�wi�, by� szybki, urywany i d�wi�czny niczym �wiergot le�nego ptaka.
S�owa pot�pienia, a zw�aszcza fiasko bezczelnej grabie�y, uspokoi�y my�liwych. Po trzech minutach oddalili si�, wlok�c sie� pe�n� ubitych pterodaktyli i z g�o�nym �miechem opowiadaj�c sobie nawzajem o w�asnych wyczynach.
� Bruce � powiedzia� Konrad � przecie� ci m�wi�em, �e trzeba przemy� i opatrzy� ran�.
Okaza�o si�, �e role lekarza stacji pe�ni�a geolog Ingrid.
Wystrzyg�a Andrewowi w�osy na potylicy i po oczyszczeniu rany zala�a j� plastikiem. B�dzie musia� pochodzi� ze dwa dni z t� �at�. Ale je�li Bruce sobie �yczy, mo�na go ostrzyc jak koczownika. Jean te� zamierza sobie zafundowa� tak� ozdob�...
� Po co mu to?
� To genialny filolog. �eby pan s�ysza�, jakie dyskusje prowadzi z mieszka�cami stepu! Przyj�li go do hordy. Teraz zdemoralizuj� naszego Jeana. Nie maj� �adnych zasad moralnych, nie wiedz�, co dobre, a co z�e. Gotowi s� ca�� stacj� rozgrabi�. Bia�ka, wyj�tkowo sympatyczne stworzonko, bardzo j� lubi�, ukrad�a lusterko, i powiesi�a je sobie z przodu na sp�dniczce, wyobra�a pan sobie? Horda tak si� �mia�a, �e nie mogli�my przez ca�� noc spa�. W porz�dku, mo�e pan ju� i��. Trzeba to by�o opatrzy�, bo ptero-daktyle miewaj� na z�bach jad trupi.
� My�la�em, �e one s� wi�ksze.
� Bywaj� nawet znacznie wi�ksze, ale na szcz�cie takie tu nie przylatuj�. Przyszed� Konrad.
� Nie za gor�co? � zapyta�. � Mo�emy w��czy� klimatyzacj�.
� Dzi�kuj�, nie. Dlaczego wpuszczacie tubylc�w na stacj�?
� Nie � uspokoi�a go Ingrid. � Do pomieszcze� ich nie wpuszczamy.
� Dy�urny zawsze mo�e w��czy� z pulpitu sterowniczego pole si�owe � powiedzia� Konrad. � A na noc robimy to obowi�zkowo.
� Konrad im wsp�czuje � powiedzia�a Ingrid. � To jego horda.
� A ty im nie wsp�czujesz?
� Wsp�czuj� � odpar�a Konradowi Ingrid. � Ale w niczym nie mo�emy im pom�c.
� A co si� im przytrafi�o? � zapyta� Andrew. Plastik �ci�ga� mu sk�r� i przeszkadza�.
� Dzi� zobaczysz � odpowiedzia� Konrad. � Z�o�y nam wizyt� sam Oktin Hasz.
� Wydaje mi si�, �e nie przyjedzie � powiedzia�a Ingrid. � Przy�le swojego kata.
� Przyjedzie � zapewni� j� Konrad. � Rozmawia�em z nim. Jest bardzo ciekawski. Andrew Bruce poprosi� o kubek wody i wypi� j� wolno, ma�ymi �yczkami. Woda by�a
�wie�a, �r�dlana.
� Nasi s�siedzi, wedle tutejszej terminologii horda Bia�ego Wilka � powiedzia�a Ingrid � koczowali przedtem o jakie� dwie�cie kilometr�w st�d. Za�o�yli�my stacj� w bezludnej okolicy. Nawet zamiast kopu� postawili�my �wigwamy", �eby si� nie wyr�nia�.
� Oni wszystko o nas wiedzieli � powiedzia� Konrad. � My�liwy potrafi przej�� w ci�gu doby setk� kilometr�w. A je�dziec przejecha� jeszcze wi�cej.
� Przychodzili do nas � powiedzia�a Ingrid. � Jeste�my dla nich inn� hord�. Bardzo bogat� hord�. U�o�yli�my sobie z nimi stosunki, przywykli do nas, ale pojawiali si� niezbyt cz�sto. Okra�� nas trudno, a �elaza im nie dajemy. Ale potem przyszed� Oktin Hasz.
� Kim on jest? � zapyta� Andrew.
� Attyl�, miejscowym Attyl� � odpar� Konrad. � Przyszed� ze swoj� hord� z po�udnia. Tak nam m�wiono. Inni uwa�aj�, �e zawsze koczowa� nad Zielon� Rzek�, a jakie� dwa lata temu sta� si� silny.
� Wied�my mu pomog�y � zauwa�y�a Ingrid, chowaj�c narz�dzia do szafki. � Tak uwa�a nasza horda.
� Wied�my albo zdolno�ci organizatorskie � powiedzia� Konrad. � W ka�dym razie zdo�a� podporz�dkowa� sobie wszystkie hordy z tego stepu i planuje wielk� wypraw� ku morzu. A wojny s� tu nieskomplikowane: �mier� albo niewola. Horda Bia�ego Wilka te� zosta�a rozbita i uciek�a pod nasz� opiek�. Oktinowi Haszowi zupe�nie si� to nie podoba, bo nie chce dzieli� z nami stepu, ale nie ma odwagi napa��.
� A jak si� nazywa wasza horda? � zapyta� Andrew.
� Horda �elaznego Ptaka � odpowiedzia� Konrad. � Tylko nie pomy�l, �e nam si� to wszystko podoba. Gdyby nie unikatowa fauna i miliony zwi�zanych z ni� zagadek, dawno by�my si� ju� st�d wynie�li.
� Macie na to ochot�?
� Wiesz, jak w Biurze Eksploracji nazywaj� nasz� planet�? Koszew. Koszew, koszmar ewolucyjny. Tutaj masz wszystko naraz: trias i okres mezozoiczny, kenozoik i homo sapiens. Nowe gatunki pojawia�y si�, a stare nie wymiera�y. To jest teoretycznie nie-
mo�liwe, ale si� zdarzy�o. Dlatego chcemy tu pracowa�, chocia�by za cen� pertraktacji z Oktinem Haszem.
Do pokoju zajrza� filolog Jean.
� Przysz�a Bia�ka � powiedzia�. � Jej ojciec zachorowa�.
� Co mu si� sta�o? � zapyta�a Ingrid.
� By� na polowaniu. Nic wi�cej nie chce powiedzie�. Tabu.
� P�jd� � powiedzia�a Ingrid. � Powiedz Medei, �e kulebiak jest w piecyku.
� Sam go dopilnuj� � uspokoi� j� Konrad. � We� ze sob� naszego rannego. On tu wszystkiego jest ciekaw.
� Dzi�kuj� � powiedzia� Andrew. � P�jd� z przyjemno�ci�.
� Zaczekamy na was z kolacj� � obieca� Konrad.
Przed wyj�ciem Konrad wyda� Andrewowi pas z blasterem.
� Mamy tutaj mn�stwo gro�nych gad�w � powiedzia�. � Co prawda, w naszych okolicach rzadko si� pojawiaj� ze wzgl�du na ha�as i obce zapachy. Boj� si�, ale jednak czasem przylatuj�. Sam widzia�e�.
Poszli w tr�jk�. Do osady by�o oko�o trzystu metr�w. Przodem szed� Jean. Ni�s� przewieszon� przez rami� torb� lekarsk� Ingrid. W �rodku kroczy�a Ingrid z r�k� na pasie. Andrew zamyka� poch�d. Ingrid co chwila odwraca�a si�, pilnowa�a, �eby Andrew nie zosta� w tyle.
Ingrid i Jean wygl�dali do�� operetkowo � mieli na sobie lekkie koszulki i szorty, szerokie pasy z blasterami na boku, wysokie buty. Typowi zdobywcy kosmicznych przestworzy z film�w dla dzieci.
Szli szerok�, wydeptan� w trawie �cie�k�. Trawa by�a soczysta, zielona, poprzetyka-na mn�stwem kwiat�w. Brz�cza�y pszczo�y. Ogromny, wielko�ci d�oni konik polny wyskoczy� na �cie�k�, przysiad� i da� dziesi�ciometrowego susa. W poprzek �cie�ki w�drowa�y wielkie ��te mr�wki, drobne r�owe motylki roi�y si� nad bia�ymi baldaszkami kwiat�w. Andrew odp�dzi� od twarzy trzmiela wielko�ci pi�ci. Owad zabucza� z irytacj�, ale odlecia�.
� One nie ��dl�? � zapyta� Andrew.
� Wyleczymy � odpar�a uspokajaj�co Ingrid.
� Mimo wszystko trzeba tu uwa�a� � powiedzia�, odwracaj�c si�, Jean. � Ingrid wprawdzie wyleczy, ale przedtem b�dzie bola�o.
� W jeziorze te� nie wolno si� k�pa�? � upewni� si� Andrew.
� W �adnym wypadku � odpowiedzia�a Ingrid. � Na to nawet m�j optymizm nie pozwala.
� Optymizm nie ma tu nic do rzeczy � powiedzia� Jean. � Kiedy� na brzeg wy-
pe�z�a taka gadzina, �e Konrad wdrapa� si� na szczyt �wigwamu" po absolutnie g�adkiej �cianie. My�la�em, �e umr� ze �miechu.
S�uchaj�c ponurego g�osu Jeana, trudno by�o sobie wyobrazi�, jak umiera� ze �miechu.
� Aksel Akopian go zastrzeli� � powiedzia�a Ingrid. � Sk�ra wisi w jadalni. Mo�e pan sobie obejrze�.
� Nie � powiedzia� Jean. � Ju� j� zapakowali�my.
Z bliska wigwamy hordy Bia�ego Wilka wygl�da�y �a�o�nie. Kilka zwi�zanych u szczytu �erdzi, oplecionych cie�szymi ga��ziami i byle jak przykrytych wylenia�ymi sk�rami.
Teren wok� namiot�w by� wydeptany. Przera�aj�co cuchn�o. Najwi�kszy smr�d wydziela�y martwe pterodaktyle, kt�re kobiety sprawia�y na powietrzu. Unosi�y si� nad nimi tumany niebieskich much. Kobiety przerwa�y prac� i zacz�y si� gapi� na przybysz�w. Najbardziej zainteresowa� je Andrew. Nieznajomy cz�owiek, i ubrany inaczej. Granatowe, d�ugie spodnie, srebrzyste kamasze i bia�a koszulka bez r�kaw�w.
Go�e dzieciaki, wszystkie trzymaj�ce w �apkach ko�ci, kt�re obgryza�y � w obozowisku najwidoczniej by�o du�o mi�sa � zbieg�y si�, �eby dotkn�� go�ci. Jedna z kobiet wsta�a i odp�dzi�a je patykiem.
Nadjecha� wierzchem ch�opak w futrzanej sp�dniczce. Zeskoczy� z konia i klepn�� go po pysku.
� H� ka-wa sej � powiedzia� gard�owo. Jean odpowiedzia� d�ugim zdaniem.
Z najwi�kszego wigwamu, przez niski otw�r, wype�z� gruby starzec. Ukucn�� i zacz�� si� klepa� po policzkach.
� To brat wodza � powiedzia�a Ingrid. � Pokazuje, jakie wielkie nieszcz�cie ich spotka�o.
Andrew chcia� uciec przed dojmuj�cym, przenikaj�cym wszystko smrodem. Muchy przylecia�y do go�ci i zacz�y im brz�cze� przed samymi oczami. Rudy, kulawy pies z pokrwawionym pyskiem przysiad� na tylnych �apach i warkn��.
� Chod�my do wigwamu � powiedzia�a Ingrid. � Tam nie ma much.
W wigwamie by�o troch� ch�odniej. Oczy szybko przywyk�y do zielonkawego p�mroku, wigwam w �rodku okaza� si� obszerniejszy ni� mo�na by�o przypuszcza�, ogl�daj�c go z zewn�trz. Cuchn�o ostro i gorzko � w �rodku dymi�o ognisko, przy kt�rym le�a�o nar�cze trawy.
Przy ognisku przykucn�a dziewczyna. Rzuci�a w ogie� gar�� trawy i lekko si� podnios�a. W ciemnej twarzy �wieci�y bia�ka oczu i z�by.
� Przysz�a� � powiedzia�a i leciutko, na moment, przylgn�a czo�em do ramienia Ingrid.
10
Sterta sk�r za ogniskiem poruszy�a si�. Dobieg� stamt�d niski g�os. Jean odpowiedzia�.
� W�dz by� na polowaniu � powiedzia� Jean. � Dop�dzi� go lew. Ingrid podesz�a do rannego i zacz�a z nim rozmawia�. Jean t�umaczy�.
Andrew rozumia�, �e nie ma tam nic do roboty, ale nie mia� ochoty wychodzi� na gor�co i smr�d.
Obok ogniska, w ziemi� by� wkopany pie� ze skr�conymi ga��ziami, na kt�rych wisia�a bro�. Andrew podszed� i przyjrza� si� kr�tkim w��czniom z szerokimi kamiennymi grotami i prostemu, z�batemu mieczowi.
Dziewczyna sta�a plecami do niego, przygl�daj�c si�, co robi Ingrid. Jej kr�tka sp�dniczka z ko�skiej sk�ry by�a bardzo zgrabnie uszyta. By� to jedyny element stroju. Fryzur� mia�a dziwn� � skronie wysoko podgolone i je�yk na czubku g�owy.
� W ten spos�b mo�na straci� nog� � powiedzia�a Ingrid. Ranny o co� zapyta�, odpowiedzia� mu Jean.
Dziewczyna poczu�a wzrok Andrewa i odwr�ci�a si�. Znacznie szybciej ni� obracaj� si� miejskie dziewcz�ta, kt�re nie czuj� obcych spojrze� i nie przywyk�y si� ich obawia�.
Oczy mia�a jasne, uwa�ne. Andrew u�miechn�� si�. Dziewczyna po sekundzie odwzajemni�a u�miech.
� Ciebie nie widzia�am � powiedzia�a. � Jeste� nowy. Jeste� z nieba?
� Z nieba � odpar� Bruce. � Sk�d znasz nasz j�zyk?
� Jean mnie uczy � powiedzia�a dziewczyna. � Nikt nie zna j�zyka ludzi nieba. Ja znam. Jestem m�dra. Jestem c�rk� wodza.
� Jak si� nazywasz?
� Billere, a twoi ludzie nazywaj� mnie Bia�ka. Dlaczego?
� Ich o to zapytaj, ale to dobre imi�.
W Bia�ce by�o co� z ptaka zrywaj�cego si� do lotu � w osadzeniu g�owy, uwa�nym spojrzeniu, cienkim ko��cu. Od ramienia do niewielkiej piersi bieg�a cienka blizna. Bia�ka zauwa�y�a spojrzenie Andrewa i powiedzia�a:
� Uderzy� mnie wrar i spad�am z g�ry. Prosto na s�k.
� Znasz wiele s��w � powiedzia� Andrew � ja za� nie wiem, co to jest wrar.
� To nied�wied� jaskiniowy � powiedzia� Jean. � Tu ich nie ma, s� na p�nocy, gdzie dawniej koczowa�a horda.
� Dawniej �yli�my pod lasem � powiedzia�a Bia�ka. � Potem przyszed� Oktin Hasz i zabi� mn�stwo m�czyzn, i wzi�� kobiety. A my uciekli�my. Mnie te� chcia� wzi��. B�dziecie z nami je��?
� Nie, dzi�kujemy � powiedzia�a Ingrid. � Konrad na nas czeka. B�dziemy je�� w domu.
11
� A Jean boi si� naszego jedzenia � powiedzia�a Bia�ka. � Boi si�, �e b�dzie go bola� brzuch od zarazk�w.
Do wigwamu wpe�z�a kobieta i o co� zapyta�a. Jean jej odpowiedzia�.
Dopiero teraz, kiedy si� �egnali, Andrew zobaczy� ojca Bia�ki. W�dz le�a� na plecach. Oczy mia� zamkni�te. Ingrid da�a mu zastrzyk u�mierzaj�cy i teraz odpoczywa� od b�lu.
Bia�ka wyfrun�a za nimi na placyk. Andrewowi zrobi�o si� s�abo od smrodu. Sprawianie pterodaktyli zbli�a�o si� do ko�ca. Dzieci odp�dza�y psy, �eby nie porozci�-ga�y mi�sa.
Do obozowiska przygalopowali dwaj je�d�cy. Unie�li w��cznie, pozdrawiaj�c go�ci. Jeden z nich, jednooki, roze�mia� si� i wy�wiergota� d�ugie zdanie.
Jean odpowiedzia�. Ingrid zrozumia�a i przet�umaczy�a Andrewowi:
� On �a�uje, �e nie uda�o mu si� zw�dzi� nam b�yszcz�cej skrzynki. To okropne z�odziejaszki. Gdyby przetrz�sn�� wigwamy, znalaz�oby si� tam wszystko, co zgin�o ze stacji przez ostatnie p� roku.
Jean te� si� �mia�. Bia�ka powiedzia�a:
� Zabiera� cudze jest �le.
Popatrzy�a na Andrewa. Z do�u do g�ry. By�a od niego o g�ow� ni�sza.
� �le � potwierdzi� Andrew.
� G�owa ci b�yszczy. To rana?
� Jak si� domy�li�a�?
� Ingrid zawsze smaruje rany rzadk� ma�ci�, kt�ra potem twardnieje. Kto na ciebie napad�?
� Pterodaktyl � powiedzia� Andrew. � Wiesz, co to jest?
� Wiem. To s� korpy. Le�� tutaj. Robimy z nich odzie�, kiedy jest zimno. No i jemy. Mamy teraz mn�stwo mi�sa. Chcesz troch�?
� Chod�my � powiedzia�a Ingrid � bo zupe�nie stracimy apetyt.
� �wi�te s�owa � powiedzia� Andrew.
Bia�ka patrzy�a za nimi. Zobaczy�a, �e Andrew si� odwr�ci� i krzykn�a:
� Jeste� �adny!
� Jeszcze jedna wielbicielka � powiedzia�a Ingrid. � Dlaczego w ca�ym Kosmosie kapitanowie Floty Kosmicznej ciesz� si� takim powodzeniem?
� Nie mam poj�cia � wyzna� Andrew. � Dawniej to samo m�wiono o huzarach.
� To wszystko przez mundur � powiedzia� Jean. � Patrzcie pod nogi, �mija! �mija �mign�a przez �cie�k� i skry�a si� w trawie.
Bruce d�ugo pluska� si� pod prysznicem. Wydawa�o mu si�, �e na wskro� przesi�k�
12
odorem obozowiska. Przy kolacji Kondrad powiedzia�:
� Masz szcz�cie.
� Ciesz� si�, �e tam by�em � powiedzia� Andrew. � To by�o bardzo ciekawe, tylko okropnie cuchn�o.
� Nie to mia�em na my�li. Obiecuj� ci bajeczne widowisko. Wybiera si� do nas w go�ci sam Oktin Hasz.
� Attyla?
� To m�dry cz�owiek � powiedzia� Konrad. � Rozmawia�em z nim. Zdaje sobie spraw� ze swej historycznej misji.
� Je�li misja historyczna polega na grabie�y i rozboju � powiedzia�a Ingrid z oburzeniem � to nietrudno j� sobie u�wiadomi�. Zupa wam smakuje?
� Nies�ychanie! � zapewni� j� Andrew.
� Nauczyli�my si� tu wielu rzeczy � powiedzia�a Ingrid. � Wiemy, jakie zio�a s� po�yteczne, a jakich ro�lin nie wolno je��.
� Dzi�ki Bia�ce? � zapyta� Andrew.
� Spodoba�a si� panu? Cudowny dzieciak, nieprawda�?
� Ile ona ma lat?
� Nie wiem. Jean, ile lat ma twoja Bia�ka?
� Tutejszy rok jest nieco d�u�szy od ziemskiego � odpar� Jean. � Ponadto w spo�ecze�stwie pierwotnym obowi�zuje inna rachuba czasu. Dziewice oddaje si� do s�siedniego rodu gdzie� w czternastym roku �ycia.
� A dlaczego Bia�ki nie oddali?
� By�a przeznaczona dla ch�opaka z hordy Dinozaur�w, ale ta horda zosta�a wybita do nogi. Bia�ka jest dziewic�-wdow�. To wielka wada.
� Kto chce jeszcze zupy? � zapyta�a Ingrid.
Przyszed� czarniawy, ruchliwy jak �ywe srebro Aksel Akopian. Przysiad� si� do sto�u i zacz�� operowa� �y�k� w takim tempie, jakby zamierza� pobi� rekord w jedzeniu zupy na czas.
� Widzieli�cie dymy? � powiedzia�.
� S�ysza�em, �e horda Oktina Hasza zagarn�a tabory hordy Szarego Rekina. By�a bitwa � powiedzia� Jean.
� Bo�e, kiedy to si� sko�czy! � wykrzykn�a Ingrid.
� G�upiej� od tutejszych aromat�w � poskar�y� si� Konrad. � Tutaj wszystko cuchnie.
Dy�uruj�ca w kuchni bujnokszta�tna, dobroduszna Medea przynios�a p�misek duszonego mi�sa.
� Zgadnij, co to takiego � powiedzia� Konrad.
� Niech pan lepiej nie pr�buje � ostrzeg�a Ingrid. � Ja staram si� nad takimi rze-
13
czami nie zastanawia�. Dobrze jeszcze, �e mamy nietkni�ty zapas konserw.
� To akurat nic gro�nego � powiedzia� Jean. � Jelenina. Poka�� panu rogi tego byka. Dwa metry szerokie.
� Dlaczego tu wszystko jest takie nielogiczne? � zapyta� Andrew. � Prawa ewolucji s� niezmienne i uniwersalne. Jedno zamiera i ust�puje miejsca innemu.
� Tutaj nie ust�pi�o � powiedzia� Konrad.
� Tutaj jest potrzebny co najmniej stuosobowy zesp� badawczy � powiedzia� Aksel. � Napisa�em raport, ale w centrali ci�gle zwlekaj�. Ta planeta jest nafaszerowa-na tajemnicami. Patrzysz na prawo � tak nie mo�e by�! Ale jest. Patrzysz na lewo � tak si� nie mo�e zdarzy�, ale si� zdarzy�o. Rozumie mnie pan?
� Nie � odpar� Andrew. � Jestem tu zaledwie od dw�ch godzin.
� Jutro wsi�dziemy do �azika i przewioz� pana po sztyletowym kanionie.
� Poka� cz�owiekowi tunel-szarotk� � powiedzia�a Medea. � Rozdziawi usta i tak ju� zostanie.
� Jutro rano odlatuj� � powiedzia� Andrew.
� Nie szkodzi � powiedzia� Konrad. � Tym razem wy�lemy do centrali tyle materia��w, �e wreszcie b�d� musieli si� ruszy�. S� rzeczy, kt�rych nie mo�na uzna� za przypadek.
� A kiedy zobacz�, co wykaza�a analiza radiow�glowa, to z�api� si� za g�owy! � o�wiadczy� uroczystym tonem Aksel.
� Nie, Andrewowi co� jednak trzeba pokaza�. Do zmroku pozosta�o jeszcze dwie godziny � powiedzia� Jean. � Mo�e przewioz� go �lizgaczem?
� Dzi�kuj� � powiedzia� Andrew. Wstyd mu si� by�o przyzna�, �e jest bardzo �pi�cy. Zreszt� przenikliwa Ingrid domy�li�a si� tego sama.
� Bruce nigdzie nie poleci � powiedzia�a. � Po co drzema� w �lizgaczu, kiedy mo�e pospa� w wigwamie. Cz�owiek jest u nas po raz pierwszy, Przypomnijcie sobie, jak wszyscy tu z pocz�tku spali�my. Konrad, odst�pisz go�ciowi ��ko?
� A kompot? � zdziwi� si� Aksel Akopian.
� Niech idzie � powiedzia�a Ingrid. � Za dwie godziny go obudzimy.
� Za godzin� � powiedzia� Andrew.
Nie pami�ta�, jak dotar� do pos�ania. Za wiele na�yka� si� g�stego od zapach�w planetarnego powietrza.
Konrad obudzi� Bruce'a za dwie i p� godziny.
� Nie wybaczysz mi, je�li pozwol� ci spa� do rana � powiedzia�. W r�ku trzyma� fili�ank� kawy.
� Sam sobie nie wybacz� � powiedzia� Andrew. � Dzi�kuj� ci. Co� takiego jeszcze mi si� nie przytrafi�o.
14
� Zaobserwowali�my przez satelit�, �e Oktin Hasz ju� wyjecha� � powiedzia� Konrad. � Chcesz zobaczy�?
� Nikt mi niczego nie opowiada � poskar�y� si� Andrew, bior�c kubek z kaw�. Kawa by�a gor�ca i bardzo mocna, s�owem przyzwoita.
Pok�j Konrada by� zastawiony tekami rysunk�w i obrazami olejnymi. Konrad uwa�a� si� za potencjalnie wielkiego malarza. Mo�e lepiej, �e nie zosta� malarzem, tylko dobrym biologiem. Obrazy przedstawia�y g��wnie stepowe pejza�e z zachodz�cym s�o�cem.
� Po co on do was jedzie?
� Jeste�my o�ciennym mocarstwem, wi�c sk�ada nam wizyt� � powiedzia� Konrad. � Uwa�a si�, �e wzi�li�my pod swoje skrzyd�a hord� Bia�ego Wilka i mo�emy pretendowa� do ich dawnych teren�w. Polityka to skomplikowana rzecz.
� A co im zaproponowa�e�?
� Zasady kontaktu nie s� uniwersalne. Ludzie tu s� tak dalece pierwotni, �e nasza obecno�� nie zak��ca ich �ycia. Oni s� prehistoryczni, nie mo�emy zatem wej�� do ich historii. Planeta zapomni o nas wcze�niej ni� osi�gnie poziom cywilizacji niezb�dny do wytworzenia pisma.
� Ale wzi�li�cie jedn� hord� pod swoj� opiek�?
� W przeciwnym razie wyt�ukliby ich ludzie Oktina Hasza. Chcesz tego?
� Konradzie, z�o�cisz si�, a wi�c nie masz racji.
� �ycie cz�owieka jest pi�kne, kiedy siedzi w Centrum Galaktycznym, a za niego my�li komputer. Widzia�e� Bia�k�? Widzia�e� jej m�odszych braciszk�w? Rozmawia�e� z jej ojcem? Oni chc� �y�, rozumiesz?
� Postanowili�cie wi�c spotka� si� z Oktinem Haszem?
� To on postanowi� si� z nami spotka�.
� Uwa�a was za bog�w?
� Oni wyznaj� bardzo pierwotn� religi�, ub�stwiaj� si�y natury. Nie dopracowali si� jeszcze koncepcji boga w ludzkiej postaci i dlatego nie mo�emy by� dla nich bogami. Jeste�my silnym plemieniem, kt�re ma mn�stwo broni i dobytku. Pokona� nas nie spos�b, wi�c trzeba si� z nami dogada�. On zupe�nie nie rozumie, czego my chcemy, a ciekawo�� jest jedn� z najstarszych ludzkich cech.
� Je�dzi�e� do niego?
� Tak.
� Nie ba�e� si�?
� Nie. Istniej� stepowe prawa. Ju� je znamy: kontakt z hord� Bia�ki jest dla nas �r�d�em bezcennych informacji. Kiedy �cigali uciekinier�w, to podeszli pod nasz ob�z. Zrozumieli, �e nasza twierdza jest nie do zdobycia i �e ja jestem wielkim wodzem.
� A czego ty si� spodziewasz po tym spotkaniu?
15
� Tylko tego, �eby zostawili nas w spokoju. �eby przestali napada� na nasze grupy badawcze. Step jest wielki. Niechaj id� dalej. Ta ziemia � Konrad zatoczy� r�k� � od jeziora do wzg�rz jest nasza.
W�dz hordy �elaznego Ptaka...
� Przecie� nie mog� t�umaczy� Oktinowi Haszowi, �e przylecieli�my z Centrum Galaktycznego w celu dokonania bada� kompleksowych. Z wariatami tu si� nie cackaj�: w��cznia w serce i po krzyku.
Do pokoju zajrza�a Ingrid.
� Jad� � powiedzia�a. Chod�my do kabiny ��czno�ci, popatrzymy.
Satelita ��czno�ciowy zawis� nad obozem koczownik�w. Gdyby sam Oktin Hasz, w�adca p�nocnego stepu, podni�s� g�ow� do g�ry, m�g�by na niebosk�onie dostrzec jedynie nik�� iskierk�, nic wi�cej.
Na wielkim ekranie widnia� k��b szarego kurzu, o wiele ja�niejszy ni� trawa i b��kitne powietrze. Kwatera g��wna Oktina Hasza znajdowa�a si� na brzegu niewielkiej stepowej rzeczu�ki od paru tygodni, wi�c ludzie i konie wydepta�y do szcz�tu traw�. S�aby wietrzyk spycha� ob�ok kurzu w bok i z py�u, niczym z mg�y, stercza�y garby namiot�w, zupe�nie innych ni� wigwamy hordy Bia�ego Wilka. K�y mastodont�w obci�gni�te by�y sk�r� dinozaur�w. Namioty rozbiega�y si� promieni�cie od �rodka obozu, gdzie sta� wielki namiot wodza. Ob�z ogrodzony by� pier�cieniem woz�w taborowych, za kt�rymi rozci�ga�y si� daleko sza�asy i daszki na palach, gdzie gnie�dzili si� niewolnicy i s�udzy, zamkni�ty za� kolejnym pier�cieniem �mietnisk, stert zwierz�cych ko�ci, nawozu, po�amanych woz�w, do��w, do kt�rych wrzucano zmar�ych � Oktin Hasz lubi� porz�dek w obozie i nie interesowa� si� tym, co dzieje si� poza jego granicami.
Przed namiotem Oktina Hasza wznosi�o si� kilka wysokich s�up�w z zawieszonymi na nich ko�skimi ogonami, przed wej�ciem p�on�y dwa ogniska, wype�niaj�ce nisko �ciel�cy si� kurz pomara�czowym blaskiem. Je�d�cy, w he�mach ze zwierz�cych czaszek i pelerynach ze skrzyde� pterodaktyli � wysuszone pazury stercza�y nad ich ramionami jak groteskowe epolety z niewielkimi l�ni�cymi tarczami z rekiniej sk�ry, �ciskali bosymi pi�tami boki kosmatych konik�w i wymachiwali w��czniami. Czekali na wodza.
Dw�ch wojownik�w ze stra�y przybocznej, zakutych w pancerze iguanodon�w, wysz�o przed wodzem z namiotu. Rozsun�li sk�rzan� p�acht� zas�aniaj�c� wej�cie i w�wczas, ton�c po kolana w kurzu, wyszed� sam Oktin Hasz.
By� niewysoki, o g�ow� ni�szy od id�cych za nim ludzi. Korona z czerwonych pi�r podkre�la�a jeszcze jego ma�y wzrost.
Ubrany by� oszcz�dnie w sam� tylko kr�tk� sp�dniczk� z tygrysiej sk�ry.
16
Zamiast konia nadzy niewolnicy przyprowadzili mu gigantycznego jaszczura.
� Stegozaur � powiedzia�a Ingrid. � Mamy zdj�cia ca�ych karawan tych gad�w, wioz�cych �adunki przez pustynie. S� t�pe i pos�uszne. Lepsze od ci�ar�wek, bo nie wymagaj� paliwa. Wystarczy, �e popasa si� na trawie i znowu s� gotowe do drogi.
Mi�dzy pionowymi, wysokimi na metr, p�ytami kostnymi na grzbiecie jaszczura znajdowa�o si� wygodne siedzenie ze sk�r. Drugie, z przodu, przeznaczone by�o dla poganiacza. Uk�uty w��czni� gad pokornie podkurczy� grube nogi i dotkn�� brzuchem ziemi. Dwaj stra�nicy ukl�kli, �eby w�dz m�g� wej�� na ich plecy, a stamt�d na grzbiet gada. Stegozaur wsta� i znieruchomia�.
Je�d�cy zacz�li w�ciekle harcowa� doko�a, a potem ruszyli galopem do przodu.
Gad, niespiesznie przestawiaj�c nogi, ruszy� za nimi jak kr��ownik p�yn�cy za kutrami torpedowymi.
� On wcale nie jest taki powolny, jak si� wydaje. Robi oko�o dwunastu kilometr�w na godzin� � powiedzia� Konrad.
� S� daleko st�d?
� Nie, b�d� za jakie� p�torej godziny. Trzeba si� przygotowa�. Jean, ostrzeg�e� hord�?
� Zaraz tam p�jd� � powiedzia� filolog.
� Logika czasem jest zawodna � powiedzia� Konrad, zwracaj�c si� do Andrewa. � Jedzie zawrze� z nami pok�j. Niby bardzo dobrze. Ale jad� z nim zuchy, kt�re mog� wyr�n�� ca�� osad� naszej hordy. Dlatego trzeba j� ostrzec.
� Tutaj ich schowacie?
� Wycofaj� si� do lasu. Tak si� um�wili�my.
� Wpu�cicie go na stacj�?
� Naturalnie � powiedzia�a Ingrid. � Wpu�ci� Konrada do swojego namiotu. Nie wpu�ci� do domu, znaczy �miertelnie obrazi�.
� A nie zechce skorzysta� ze wspania�ej okazji?
� Oczywi�cie, odpowiednio si� zabezpieczymy...
Andrew popatrzy� na ekran. Satelita nie traci� z pola widzenia poselstwa krocz�cego ku stacji.
Z przodu harcowali je�d�cy. Niczym pszczo�y odrywaj�ce si� od roju myszkowali na boki i znowu powracali do gigantycznego stegozaura. Starszyzna i czarownicy jechali spokojnie, trzymaj�c si� za ogonem gada. Mi�dzy p�ytami grzbietowymi jaszczura ko�ysa�a si� czerwona iskierka upierzonej g�owy Oktina Hasza.
� Medeo, sprawd� ze Stachem pole si�owe � poprosi� Konrad. � Na stacj� wpu�cimy tylko Oktina Hasza i jego doradc�w. Mamy godzin� czasu na zastanowienie si�, jak to zrobi�.
Andrew wyszed� na zewn�trz.
17
By�o ciep�o. Bardzo g�o�no gra�y cykady. Niedalekie ujadanie psa przebi�o si� przez ten d�wi�k i ucich�o. Gwiazdy by�y jaskrawe i nieznajome. Malutki ksi�yc szybko w�drowa� po niebie, przes�aniaj�c gwiazdy. Tam, gdzie zasz�o s�o�ce, niebo by�o zielone, poliniowane czarnymi smugami ob�ok�w. Wielki, szybki cie� przemkn�� nad g�ow� i Andrew odskoczy� ku drzwiom.
Ko�o �a�cucha zielonych ognik�w, granicy strefy si�owej, pojawi�y si� dwie czarne sylwetki. Ogniki pod ich stopami na sekund� zgas�y, a potem zap�on�y jaskrawym, bia�ym �wiat�em � w barierze si�owej powsta�o przej�cie.
Jean i Bia�ka podeszli do Andrewa.
� Spaceruje pan? � zapyta� Jean.
� Cykady wam nie przeszkadzaj�? � zapyta� Andrew.
� Ja si� przyzwyczai�em � odpar� Jean. � Nie s�ysz� ich, jak starego zegara w pokoju sypialnym. Bia�ka postanowi�a poby� z nami.
� A pozostali?
� Pozostali ukryli si� w lesie. Nie lubi�, kiedy wok� siebie maj� otwarty step.
� Nie mo�na uciec � powiedzia�a Bia�ka.
� Dlaczego nie posz�a� ze wszystkimi?
� Chcia�am zobaczy� ciebie � powiedzia�a Bia�ka. Jean u�miechn�� si� lekko.
� Nie przywyk� pan jeszcze do tutejszej prostoty uczu� i emocji � powiedzia�. � Bia�ka zawsze m�wi to, co my�li.
� Jean, ty si� ze mnie �miejesz?
� Nie, ja nigdy si� z nikogo nie �miej�.
� Andrew to tw�j przyjaciel? Dlaczego on musi odlecie�?
� Mam prac� daleko st�d � powiedzia� Andrew.
� Jeste� my�liwym?
� Nie, przewodnikiem karawan.
Bia�ka zwr�ci�a si� w stron� Jeana, czekaj�c, �eby jej wyt�umaczy�.
� Andrew chce powiedzie�, �e prowadzi wozy z towarem.
� Lepiej, �eby� by� wojownikiem � powiedzia�a Bia�ka pot�piaj�co.
Poszli w kierunku stacji. Tam, przy �wietle, Andrew m�g� si� dziewczynie dok�adnie przypatrzy�. Wystroi�a si�. Mia�a na sobie kr�tki p�aszcz z szarych i czarnych pi�r, a na szyi kilka sznur�w paciork�w z kamyk�w, ostrych pomara�czowych z�b�w i jakich� suszonych jag�d. Niestety, wysmarowa�a tez brwi sadz� i na policzkach wymalowa�a sobie zielone wzory.
� �adnie? � zapyta�a, pochwyciwszy spojrzenie Andrewa.
� Nie wiem � odpowiedzia� Andrew. � Jestem tutaj dopiero pierwszy dzie�.
� Dziwnie m�wisz � obrazi�a si� Bia�ka. � Jeden dzie�, dwa dni, wiele dni: albo �adnie, albo nie�adnie.
18
� A koniecznie trzeba to malowa�? � zapyta� Andrew.
� Koniecznie. To nasz znak. Popatrz.
Bia�ka wyci�gn�a do Andrewa r�k�, na kt�rej by�y wytatuowane takie same wzory, jakie namalowa�a na policzkach.
� Kiedy stan� si� kobiet� � powiedzia�a � na policzkach wytatuuj� mi takie same rysunki. Jestem c�rk� wodza.
Stali w hallu stacji. Jeszcze par� godzin temu panowa� tu ba�agan, pe�no by�o skrzynek z pr�bkami i sprz�tem przywiezionym z �Granatu". Teraz to wszystko sprz�tni�to i przedpok�j przejechano odkurzaczem. Dwa fotele, przyniesione z mesy, sta�y obok siebie pod �cian�. Pewnie dla Konrada i Oktina Hasza.
Bia�ka szybko podesz�a do foteli i usiad�a w jednym z nich.
� Siadaj obok � powiedzia�a. � Ty b�dziesz Konrad, a ja Oktin Hasz. Andrew us�ucha�.
� Ale Oktin Hasz tu nie usi�dzie � o�wiadczy�a Bia�ka. � My siedzimy na pod�odze.
� A ty?
� Ja przywyk�am. Mnie si� tu podoba. Jean powiedzia�, �e kiedy b�dziecie odlatywa�, to we�miecie mnie ze sob�. Wcale si� z wami nie boj�.
� A kiedy si� boisz?
� Biega�e� kiedy�? Andrew nie zrozumia�.
� Biega�e�, �eby ci� nie zabili? Innych zabili, a ty biegniesz, uciekasz. Oktin Hasz zabi� mojego przyjaciela. A potem zabi� moj� matk�. Ona le�a�a martwa, a my uciekli�my i nie mogli�my po�o�y� jej w ziemi. To bardzo �le.
� To �le � zgodzi� si� Andrew.
� M�j przyjaciel chcia� wr�ci�. M�j przyjaciel powiedzia�: przyszed�em do twojego rodu. Znajd� twoj� matk�. Oktin Hasz zobaczy� go. Oktin Hasz zostawi� swoich ludzi. Jest bardzo chytry. Jego ludzie czekali na mojego przyjaciela. Przywie�li jego g�ow� i rzucili j�. Ja zakopa�am j� w ziemi.
Bia�ka podkurczy�a nogi i wygodnie usadowi�a si� w fotelu. Nogi mia�a podrapane, na kolanie biela�a blizna.
� Oni nie znajd� naszych w lesie � powiedzia�a Bia�ka. � Oni boj� si� chodzi� noc� do lasu.
� Tutaj te� nie masz si� czego ba�. Tutaj nikt ci nie zrobi krzywdy.
� Obronisz mnie?
� Nic ci nie mog� zrobi�. Przecie� wiesz, �e doko�a tego domu jest niewidzialna �ciana.
� A gdzie jest tw�j n�?
19
� Nie potrzebuj� no�a.
� Twoi maj� no�e, kt�re bij� z daleka. Wiesz?
� Wiem.
� Oktin Hasz chcia� mnie wzi��, �ebym z nim �y�a, gotowa�a mu mi�so i rodzi�a dzieci.
� Widzia� ci�?
� Przyje�d�a� do nas, �eby m�wi� o pokoju. Siedzieli z ojcem, a ja przynosi�am mi�so. Powiedzia� ojcu: oddaj c�rk�, b�dziemy jak jedna horda. A ojciec powiedzia�, �e jestem ju� obiecana. Oktin Hasz �mia� si� i powiedzia�, �e i tak mnie we�mie. On jest bardzo weso�y.
Bia�ka spr�bowa�a si� u�miechn��. Bez powodzenia.
� On zawsze przychodzi m�wi� o pokoju, kiedy chce zabi�. Powiedzia�am Jeanowi. On idzie do was m�wi� o pokoju, a my�li jak was zabi�. Jean powiedzia�, �e si� nie boi.
Do pokoju wszed� Konrad. U�miecha� si� z zadowoleniem.
� Sala audiencjonalna gotowa. Szkoda tylko, �e nie mamy z�otych foteli � powiedzia�. � Andrew, zajrzyj do jadalni. Jean wymieni ci �adunek w blasterze.
� Po co?
� Za�aduje ci pociski usypiaj�ce. Nie chcia�bym, je�li dojdzie do nieprzewidzianych wypadk�w, �eby kto� zgin��.
� Mimo wszystko obawiasz si� k�opot�w?
� Oktin Hasz jest zdobywc�. Wprawdzie prehistorycznym, ale jednak zdobywc�. A zdobywcy sami ustalaj� zasady moralne.
� Mia�em okazj� osobi�cie si� o tym przekona� � powiedzia� Andrew.
� Bia�ka, id� do kuchni, Medea znajdzie dla ciebie co� smacznego.
� Boisz si�, �e Oktin Hasz mnie zobaczy? � zapyta�a dziewczyna, lekko podrywaj�c si� z fotela.
� A ty masz ochot� go zobaczy�?
� Niech Oktin Hasz wie, �e mamy wielkich przyjaci�. Niech wie. A potem ruszymy na wypraw� i zabijemy go, prawda?
� Marsz do kuchni!
Bia�ka wymkn�a si� z pokoju.
Konrad denerwowa� si�, nie by� przecie� zdobywc�.
Stali od paru minut przy zielonych �wiate�kach wyznaczaj�cych granic� pola si�owego.
Niebo, g�sto podziurawione otworkami jaskrawych, o wiele ja�niejszych od ziemskich gwiazd, by�o zielone tam, gdzie niedawno zasz�o s�o�ce. Przez granie cykad przebija�o si� odleg�e, ponure wycie.
20
� Wilki wysz�y na polowanie � powiedzia� Konrad.
Poselstwo wyda�o si� Andrewowi przed�u�eniem nieba � nad horyzontem pojawi� si� �a�cuch pomara�czowych gwiazdek. Gwiazdki migota�y, zbli�a�y si� i stawa�y coraz ja�niejsze � je�d�cy Oktina Hasza trzymali w r�kach pochodnie. Odblaski p�omieni migota�y na l�ni�cych bokach stegozaura, kt�ry na podobie�stwo czarnej g�ry wy�oni� si� z mroku. Poganiacz wyda� urywany okrzyk i stegozaur znieruchomia�. Jego malutkie �lepka gorza�y w �wietle pochodni jaskraw�, drapie�n� czerwieni�. Potw�r wolno ko�ysa� g�ow� na boki, jakby wyw�chiwa� przysz�� zdobycz.
Na widok grupy powitalnej je�d�cy rozwrzeszczeli si�, zacz�li wymachiwa� w��czniami i pochodniami. Stegozaur wolno opad� na brzuch.
� Witam ci�, Oktinie Haszu, wielki wodzu i m�j bracie � powiedzia� Konrad. Jean przet�umaczy� jego s�owa.
Kilku je�d�c�w zeskoczy�o z koni. Dwaj podbiegli do stegozaura i opadli na czworaki, podstawiaj�c plecy wodzowi.
Konrad uzna�, �e nasta� odpowiedni moment do zaprezentowania niespodzianki. Podni�s� r�k� i na ten znak na stacji w��czono lataj�c� latarni�. Zawis�y nad g�owami reflektor zap�on�� nieoczekiwanym, o�lepiaj�cym �wiat�em. Andrew zmru�y� oczy. Gdy je otworzy�, wszystko doko�a wygl�da�o zupe�nie inaczej. Stegozaur poderwa� si� na tylne nogi, a pazury jego przednich �ap dar�y powietrze nad g�owami je�d�c�w. Poganiacz nie zdo�a� si� utrzyma�, zsun�� si� na wodza i razem z nim stoczy� pod kopyta koni. Wrzaski, ryk stegozaura, przekle�stwa Konrada, stukot kopyt, brz�k broni zla�y si� w okropny harmider przypominaj�cy odg�osy zaciek�ej bitwy.
I ju� w nast�pnej chwili, opanowawszy si�, je�d�cy rzucili si� do przodu, tworz�c barier� mi�dzy wodzem a Ziemianami. Z�baty grot w��czni wyr�s� nagle tu� przed oczami Andrewa.
Jean, kt�ry rzuci� si� na pomoc Oktinowi Haszowi, wpad� na wojownika, kt�ry jednym ciosem powali� go na ziemi�.
Rozleg� si� skrzekliwy g�os wodza.
Andrew, pomagaj�c Jeanowi podnie�� si� z ziemi, zobaczy�, �e w�dz ju� stoi spr�ony, czujny i majestatyczny.
Gwardzi�ci zacz�li uspokaja� stegozaura. W��cznie opad�y. Jean wyg�osi� d�ugie zdanie, prosz�c go�ci o wybaczenie. Potem by�a pauza. Jean zwr�ci� si� do Konrada.
� Wyt�umaczy�em � powiedzia� cicho � �e nie pragn�li�my z�a. �e chcieli�my jedynie godnie o�wietli� miejsce spotkania...
Wtedy odezwa� si� Oktin Hasz.
� Mnie nie mo�na przestraszy� � t�umaczy� Jean. � Ja si� niczego nie boj�, ale wystraszyli�cie nasze zwierz�ta. Tak si� nie wita dostojnych go�ci.
Bardzo gruba kobieta, z oczami zap�yni�tymi t�uszczem, ubrana w ci�kie, obszerne
21
futro, pochyliwszy si� z trudem, podnios�a z ziemi pomi�t� koron� z czerwonych pi�r, doprowadzi�a j� do porz�dku i za�o�y�a na �ys� g�ow� Oktina Hasza.
� Odje�d�amy � zako�czy� t�umaczenie Jean. � Mi�dzy nami b�dzie wojna.
� Jaka znowu wojna! � nie wytrzyma� Konrad. � B�dziemy rozmawia�. Nie zrobili�my nic z�ego. Andrew, zr�b co�, pom�. Przecie� my musimy tu pracowa�!
� Powiedz mu, Jean � Andrew nie uwierzy� w gniew wodza � �e nie mie�ci nam si� w g�owach, �eby taki wielki i dzielny w�dz jak Oktin Hasz zmieni� nagle swoj� decyzj� tylko dlatego, �e nad jego g�ow� zapali�o si� �wiat�o.
M�wi�c to, nie odrywa� oczu od wodza. Wyda�o mu si�, �e cienkie wargi Oktina Hasza drgn�y w lekkim u�miechu.
Oktin Hasz odpowiedzia� Andrewowi:
� Wielki w�dz � z wyra�n� ulg� w g�osie przet�umaczy� Jean � raczy� przyj�� wyt�umaczenie wodza hordy �elaznego Ptaka i b�dzie z nim rozmawia�. Dok�d mamy
i��?
Przej�cie w polu si�owym by�o otwarte i Oktin Hasz �mia�o ruszy� do przodu. Za nim t�um starszyzny i wojownik�w.
� Poczekajcie! � krzykn�� Konrad. � Jean, powiedz mu, �eby reszta poczeka�a tutaj.
Jean nie zd��y� przet�umaczy�, gdy� Ingrid, kt�ra obserwowa�a t� scen� od strony pulpitu sterowniczego, w��czy�a zn�w pole si�owe i pozostali na zewn�trz wojownicy wpadli na powietrzn� �cian�.
Oktin Hasz zatrzyma� si�.
� Dlaczego oni tam zostali? � zapyta�.
� Tu jest ciasno � odpar� Konrad.
� Noc jest zimna, a moi wojownicy s� g�odni. Kto ich nakarmi?
� Tego tylko brakowa�o! � zirytowa� si� Konrad.
� On ma racj�. Gwa�cimy stepowe prawo go�cinno�ci � powiedzia� Jean.
� Powiedz mu, �e jedzenie zostanie wyniesione na polan�. Tam jest du�o miejsca. Niech troch� poczekaj�. Jad�o b�dzie niebawem gotowe.
Kiedy Jean przet�umaczy�, Oktin Hasz po kr�tkim namy�le skin�� g�ow� i rozkaza� wojownikom, aby spokojnie czekali.
� Trzeba b�dzie otworzy� konserwy � powiedzia� Konrad wiedz�c, �e ka�de jego s�owo s�ycha� na stacji. � Pami�tajcie, �e tam jest co najmniej dwudziestu ludzi!
Pierwszy ruszy� w stron� domu, warcz�c pod nosem:
� Oni doprowadz� nas do ruiny!
� Dobrze jeszcze, �e nie przyjecha� z wi�ksz� �wit� � powiedzia� Andrew.
22
Weszli do hallu. Oktin Hasz natychmiast dostrzeg� dwa fotele.
Patrzy�, jak Konrad podchodzi� do jednego z nich.
W�dz znakomicie panowa� nad sob�, Andrew musia� mu to przyzna�. Przecie� dzikus nigdy nie by� wewn�trz stacji i bia�e �ciany, bia�a pod�oga, jasne �wiat�o, meble � wszystko to musia�o go zaskoczy�. Towarzysz�ca mu kilkuosobowa �wita przysiad�a w kucki przy wej�ciu, l�kaj�c si� wej�� do �rodka.
Konrad usiad� i wskaza� go�ciowi s�siedni fotel. Oktin Hasz nie skorzysta� z zaproszenia.
Oni przecie� nie znaj� �adnych sto�k�w, pomy�la� Andrew.
Nagle w�dz tubylc�w szybkim, ma�pim susem wskoczy� na fotel i usiad� w nim z podkulonymi nogami.
Jego asysta g�o�nymi okrzykami zachwytu skwitowa�a ten wspania�y wyczyn.
� Jeste�my radzi � powiedzia� Konrad, staraj�c si� zachowa� powag� � �e wielki s�siad przyby� do nas z pokojem.
� Ja te� kocham pok�j � odpar� w�dz. Oczy mia� czarne i b�yszcz�ce, jak �lepia myszy. � Wzi��em step pod swoj� opiek�. Wszyscy, kt�rzy s� mi pos�uszni, b�d� je�� mn�stwo mi�sa...
� Ho! Ho! � ucieszy�a si� jego �wita.
� Oktin Hasz proponuje wam odda� mu ten dom i wszystkie rzeczy, kt�re w nim s�. Za to zawsze b�dziecie syci i zadowoleni. Oktin Hasz wie, �e macie wielu m�czyzn i ma�o kobiet. Oktin Hasz da wam mn�stwo dobrych kobiet.
� Jean, przeka� naszemu go�ciowi � powiedzia� Konrad � �e nie pozostaniemy tu d�ugo. �e nie chcemy w�adzy nad innymi hordami. �e pragniemy pokoju i nie chcemy, �eby wojownicy Oktina Hasza napadali na naszych ludzi.
� On zarzuca ci k�amstwo � przet�umaczy� Jean. � M�wi, �e wzi�li�my w niewol� hord� Bia�ego Wilka, kt�ra uciek�a od Oktina Hasza.
� Oni nie s� naszymi niewolnikami � odpar� Konrad. � Przyszli tu z w�asnej woli.
� I dasz mi c�rk� ich wodza, imieniem Billeguri. Moje b�ogos�awione oczy spocz�y na niej.
� A ona si� zgadza?
� Pytasz o pragnienia malutkiej kobiety?
� Tak u nas jest przyj�te.
Kiedy Jean przet�umaczy� s�owa Konrada