7070
Szczegóły |
Tytuł |
7070 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7070 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7070 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7070 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Maria Valtorta
� POEMAT BOGA-CZ�OWIEKA �
Wydawnictwo "Vox Domini"
(http://www.voxdomini.com.pl)
Ksi�ga VII - Uwielbienie
Spis Tre�ci
1. PORANEK ZMARTWYCHWSTANIA
2. �WIT WIELKIEJ NOCY. LAMENT. MODLITWA MARYI
3. ZMARTWYCHWSTANIE
4. JEZUS UKAZUJE SI� MATCE
5. MI�OSIERNE NIEWIASTY PRZY GROBIE
6. W ZWI�ZKU Z POPRZEDNI� SCEN�
7. JEZUS UKAZUJE SI� PRZYJACIO�OM. �AZARZ
8. JEZUS UKAZUJE SI� JOANNIE
9. JEZUS UKAZUJE SI� NIKODEMOWI, J�ZEFOWI I MANAENOWI
10. JEZUS UKAZUJE SI� PASTERZOM
11. JEZUS UKAZUJE SI� UCZNIOM Z EMAUS
12. JEZUS UKAZUJE SI� INNYM PRZYJACIO�OM
13. JEZUS UKAZUJE SI� APOSTO�OM
14. POWR�T TOMASZA
15. JEZUS UKAZUJE SI� APOSTO�OM I TOMASZOWI
16. ZMARTWYCHWSTA�Y JEZUS W GETSEMANI
17. APOSTO�OWIE ID� NA GOLGOT�. A POTEM...
18. JEZUS W RӯNYCH MIEJSCACH POTWIERDZA SWE ZMARTWYCHWSTANIE U TYCH, KT�RZY W NIEGO WIERZ�. [por. J 20,30-31]
18b. U Joachima i Marii w Bozrze.
19. JEZUS UKAZUJE SI� NA BRZEGU JEZIORA
20. JEZUS NA G�RZE TABOR
21. JEZUS DO APOSTO��W I UCZNI�W
22. DODATKOWA PASCHA
23. WNIEBOWST�PIENIE PANA JEZUSA
24. WYB�R MACIEJA NA APOSTO�A
25. ZES�ANIE DUCHA �WI�TEGO
26. PIOTR NIE JEST JU� PROSTYM RYBAKIEM, LECZ NOSI SZATY ARCYKAP�ANA
27. MARYJA PRZYJMUJE �AZARZA I J�ZEFA Z ARYMATEI
28. MARYJA I JAN NA MIEJSCACH M�KI
29. MARYJA OTRZYMUJE CA�UN
30. M�CZE�STWO SZCZEPANA
31. ZRӯNICOWANE KONSEKWENCJE SPOTKA� Z CHRYSTUSEM
32. Z�O�ENIE �WI�TEGO SZCZEPANA DO GROBU
33. GAMALIEL ZOSTAJE CHRZE�CIJANINEM
34. ROZMOWA PIOTRA Z JANEM
35. B�OGOS�AWIONE ODEJ�CIE [DUCHA] MARYI [DO NIEBA]
36. WZI�CIE DO NIEBA [CIA�A] MARYI
37. WYJA�NIENIA NA TEMAT ODEJ�CIA DUCHA MARYI I WZI�CIA DO NIEBA JEJ CIA�A
38. PO�EGNANIE Z DZIE�EM
1. PORANEK ZMARTWYCHWSTANIA
Napisane 1 kwietnia 1945 r. A, 11829-11862
Niewiasty podejmuj� na nowo prac� nad [przygotowaniem] olejk�w, kt�re w ch�odzie nocy, na podw�rzu, skrzep�y jak g�sta ma��.
Jan i Piotr my�l�, �e dobrze b�dzie uporz�dkowa� Wieczernik. Myj� naczynia. Jednak potem ustawiaj� wszystko tak, jakby Wieczerza dopiero si� sko�czy�a.
�On tak powiedzia�� � m�wi Jan.
�Powiedzia� te�: �Nie �pijcie!� Powiedzia�: �Nie b�d� taki pyszny, Piotrze! Czy nie wiesz, �e w�a�nie ma nadej�� godzina pr�by?� I... i powiedzia�: �Ty si� Mnie zaprzesz...� � Piotr znowu p�acze, m�wi�c w g��bokim b�lu: � I zapar�em si� Go!�
�Dosy�, Piotrze! Teraz wr�ci�e�. Do�� tej udr�ki!�
�Nigdy, nigdy dosy�!... Cho�bym do�y� staro�ci pierwszych patriarch�w, cho�bym �y� siedem czy osiem wiek�w, jak Adam i jego pierwsi potomkowie, ta udr�ka nigdy mnie nie opu�ci.�
�Nie ufasz Jego Mi�osierdziu?� [� pyta Jan.]
�Ufam. Gdybym w nie nie wierzy�, popad�bym w rozpacz jak Iskariota. Ale nawet gdy On mi przebaczy � z �ona Ojca, na kt�re powr�ci� � ja sobie nie wybacz�! Ja! Ja! Ja, kt�ry powiedzia�em: �Nie znam Go!�... Bo zna� Go by�o wtedy niebezpiecznie, bo wstydzi�em si�, �e by�em Jego uczniem, ba�em si� m�ki... On szed� na �mier�, a ja... ja chcia�em ocali� swe �ycie... i �eby je ocali�, odtr�ci�em Go, jak grzeszna niewiasta, kt�ra � przed powrotem nie�wiadomego ma��onka � odtr�ca przy porodzie owoc swego �ona, bo niebezpiecznie jest mie� go przy sobie. Jestem gorszy od cudzo�o�nicy... gorszy od...�
Wchodzi Maria Magdalena, przyci�gni�ta jego krzykiem:
�Nie krzycz tak. Maryja ci� s�yszy. Jest tak wyczerpana! Nie ma ju� si� na nic i wszystko J� m�czy. Twoje krzyki, daremne i bez�adne, ponownie zadaj� Jej b�l przez to, jacy byli�cie...�
�Widzisz? Widzisz, Janie? Niewiasta mo�e mi nakaza� milczenie! I ma racj�. My bowiem, m�czy�ni po�wi�ceni Bogu, potrafili�my tylko k�ama� lub ucieka�. Niewiasty by�y dzielne. Ty, cho� jeste� tak m�ody, by�e� jak niewiasty... Potrafi�e� zosta�, bo jeste� czysty. A my, my � silni, m�czy�ni � uciekli�my. O! Jak�e �wiat musi mn� gardzi�! Powiedz mi to, powiedz, niewiasto! Masz racj�! Podepcz moje usta, kt�re sk�ama�y. Na podeszwach twoich sanda��w zosta�o mo�e troch� Jego Krwi. Bo jedynie ta Krew zmieszana z b�otem drogi mo�e da� odrobin� przebaczenia, troch� pokoju temu, kt�ry si� zapar�. Musz� si� przyzwyczai� do pogardy �wiata! Czym�e jestem? Powiedz: czym jestem?�
�Jeste� sam� pych� � odpowiada ze spokojem Magdalena. � Cierpisz? To tak�e. Ale wierz mi, �e twoje cierpienia s� w po�owie � bo nie chc� ci� obrazi� m�wi�c, �e w wi�kszej cz�ci � b�lem z tego powodu, �e jeste� kim�, kim mo�na gardzi�. I naprawd� pogardz� tob�, je�li b�dziesz tylko j�cza� i narzuca� wszystkim swe u�alanie si�, jak czyni to jaka� g�upia baba! Co si� sta�o, to si� nie odstanie. �adne lamenty tego nie naprawi� i nie zma��. Przyci�gaj� tylko uwag� i �ebrz� o wsp�czucie, na kt�re nie zas�ugujemy. B�d� m�ny w twej skrusze. Nie krzycz. Dzia�aj. Ja... ty wiesz, kim by�am... ale kiedy zrozumia�am, �e by�am bardziej godna wzgardy ni� wymioty, nie podda�am si� wzburzeniu. Dzia�a�am... Publicznie... Nie pob�a�a�am sobie i nie ��da�am lito�ci. Ludzie mn� gardzili? Mieli racj�. Zas�u�y�am na to. Ludzie m�wili: �Nowy kaprys nierz�dnicy?� I nazywali blu�nierstwem moje przyj�cie do Jezusa. Mieli racj�. Moje dawne prowadzenie si�, kt�re �wiat pami�ta�, usprawiedliwia�o wszystkie te uwagi. A wi�c? Trzeba by�o przekona� �wiat, �e Maria - grzesznica ju� nie istnieje. Przekona�am �wiat moimi czynami. R�b tak samo i milcz.�
�Jeste� surowa, Mario� � zauwa�a Jan.
�Bardziej dla siebie ni� dla innych. Jednak zgadzam si� z tym, �e nie mam lekkiej r�ki Matki. Ona jest Mi�o�ci�. Ja... o, ja! Zniszczy�am moj� zmys�owo�� batem mojej woli. I b�d� to dalej robi�. Czy my�lisz, �e ja wybaczy�am sobie to, �e by�am uosobieniem Rozpusty? Nie. Jednak nie m�wi� tego nikomu, tylko sobie. I zawsze b�d� to sobie powtarza�. Umr� trawiona tym tajemnym �alem, �e niszczy�am sam� siebie. Umr� w niepocieszonym b�lu, �e zniewa�a�am sam� siebie i �e mog�am Mu da� tylko zdeptane serce... Widzisz... przygotowywa�am balsamy, pracuj�c przy tym bardziej ni� inne... i z wi�ksz� odwag� ni� inne Go ods�oni�... O Bo�e! Jaki On teraz b�dzie!� Maria z Magdali blednie na sam� my�l o tym.
�Pokryj� Go nowymi wonno�ciami po usuni�ciu tych olejk�w, kt�re na pewno b�d� ju� wszystkie zepsute na tych niezliczonych ranach... Uczyni� to, bo inne [niewiasty] b�d� podobne do powoi po nawa�nicy... Ale odczuwam b�l z tego powodu, �e b�d� to czyni� r�koma, kt�re dawa�y tyle lubie�nych pieszczot... �e podejd� do Jego �wi�to�ci z moim ska�onym cia�em... Chcia�abym... chcia�abym mie� r�k� Matki Dziewicy do wykonania tego ostatniego namaszczenia...�
Maria p�acze cicho, bez �ka�. Jak�e si� r�ni od tej teatralnej Magdaleny, kt�r� si� nam zawsze ukazuje! Takie same ciche �zy wylewa�a w dniu otrzymania przebaczenia w domu faryzeusza.
�M�wisz, �e... niewiasty b�d� odczuwa�y strach?� � pyta Piotr.
�Nie tyle strach... Ale na pewno b�d� onie�mielone wobec tego Cia�a, ju� zepsutego... nabrzmia�ego... czarnego... a poza tym na pewno b�d� si� l�ka� stra�nik�w.�
�Chcesz, �ebym ja poszed�? I Jan?�
�Ach, nie! P�jdziemy my wszystkie. Jak by�y�my wszystkie tam, tak te� s�usznym jest, �eby�my wszystkie by�y przy Jego �miertelnym �o�u. Ty i Jan zostaniecie tutaj. Ona nie mo�e zosta� sama!...�
�Ona nie p�jdzie?� [� pyta Piotr.]
�Nie pozwolimy Jej i��.�
�Jest przekonana, �e On zmartwychwstanie... A ty?�
�Po Maryi to ja najsilniej wierz�. Zawsze wierzy�am, �e tak mo�e si� sta�. On to powiedzia�. On nigdy nie k�amie... On!... O!... Przedtem nazywa�am Go Jezusem, Nauczycielem, Zbawicielem, Panem... Teraz czuj�, �e jest tak wielki, �e nie umiem, nie o�mielam si� ju� wymawia� Jego imienia. Co Mu powiem, kiedy Go ujrz�?...�
�Ale naprawd� wierzysz, �e zmartwychwstanie?...�
�Jeszcze jeden! Och, m�wi�, �e �wierz�. Ale kiedy b�d� s�ysze�, �e wy nie wierzycie, to w ko�cu nawet i ja przestan� wierzy�! Wierzy�am i wierz�. Wierzy�am i od dawna przygotowywa�am Mu szat�. I na jutro, bo jutro jest trzeci dzie�, przynios� j� tu gotow�...�
�Skoro jednak m�wisz, �e b�dzie czarny, opuchni�ty i brzydki...�
�Brzydki? Nigdy! Brzydki jest grzech. Ale... ale tak! B�dzie czarny. C�... czy� �azarz ju� nie gni�? A przecie� powsta� z martwych. Jego cia�o si� odnowi�o. A wi�c m�wi� wam... Milczcie, niedowiarki! We mnie te� ludzki rozum m�wi: �Umar� i nie powstanie�. Lecz m�j duch, �Jego� duch � bo ja dosta�am od Niego nowego ducha � wo�a i zdaje si�, �e to srebrne tr�by graj�: �Zmartwychwstanie! Zmartwychwstanie! Zmartwychwstanie!�. Dlaczego rozbijacie moj� wiar� jak ��dk� o raf� waszego zw�tpienia? Ja wierz�! Wierz�, m�j Panie! �azarz by� pos�uszny Nauczycielowi w udr�ce i zosta� w Betanii... Ja wiem, kim jest �azarz, syn Teofila: nie jest tch�rzliwym zaj�cem, lecz cz�owiekiem silnym. Potrafi� doceni� jego ofiar� pozostawania w cieniu, a nie przy Nauczycielu. By� jednak pos�uszny. W tym pos�usze�stwie by� bardziej bohaterski, ni� gdyby z broni� w r�ku wyrwa� Jezusa uzbrojonym ludziom. Ja wierzy�am i wierz�. I w tym wytrwam. B�d� czeka� jak Ona. Pozw�lcie mi i��. Dzie� wstaje... Kiedy tylko b�dzie wystarczaj�co jasno, p�jdziemy do Grobu...�
Magdalena odchodzi z zap�akan� twarz�, ale zawsze m�na. Wst�puje do Maryi, [kt�ra pyta]: �Co si� sta�o Piotrowi?�
�Atak nerwowy, ale to ju� przesz�o.�
�Nie b�d� surowa, Mario. On cierpi.�
�Ja te�. A jednak widzisz, �e nie prosi�am Ci� nawet o jedn� pieszczot�. Jego b�l ju� u�mierzy�a�... Ja za� my�l�, �e tylko Ty, Matko moja, potrzebujesz leczniczego balsamu. Matko moja, �wi�ta, umi�owana! Nabierz odwagi... Jutro trzeci dzie�... Zamkniemy si� tu w �rodku � my dwie, kt�re Go kochamy. Ty � Mi�uj�ca �wi�ta, ja � biedna mi�uj�ca... jestem ni�, jak potrafi�, ca�� sob�. I b�dziemy Go oczekiwa�... Tych, kt�rzy nie wierz�, zamkniemy obok razem z ich w�tpliwo�ciami. I przynios� tu r�e... I ka�� tu przynie�� skrzyni�... Teraz p�jd� do pa�acu i dam polecenia Lewiemu. Schowamy wszystkie te straszne rzeczy! Nasz Zmartwychwsta�y nie mo�e ich zobaczy�... Tyle r�... Ubierzesz si� w now� sukni�... Nie tak� powinien Ci� ujrze�... Uczesz� Ci�, obmyj� Ci t� biedn�, zmienion� p�aczem twarz. Wieczna Dziecino, b�d� Ci s�u�y� za matk�... Posi�d� w ko�cu rado�� opiekowania si� z matczyn� trosk� stworzeniem bardziej niewinnym ni� nowo narodzone! Moja kochana!�
Magdalena z serdeczn� wylewno�ci� przygarnia do piersi g�ow� siedz�cej Maryi. Ca�uje J�, g�aszcze, zaczesuje za uszy zwichrzone pukle w�os�w i swym welonem ociera nowe �zy, ci�gle sp�ywaj�ce [po twarzy Maryi]... wci�� nowe...
Wchodz� niewiasty z lampami, amforami i naczyniami o szerokich dziobach. Maria Alfeuszowa niesie ci�ki mo�dzierz.
�Nie mo�na przebywa� na dworze. Wieje wiatr i gasi lampy� � wyja�nia.
Zajmuj� miejsca po jednej stronie. Na w�skim i d�ugim stole rozk�adaj� wszystkie sk�adniki. Ko�cz� przygotowywanie wonno�ci: gar�ciami wyjmuj� z torby bia�y proszek, kt�ry mieszaj� w mo�dzierzu z g�stymi olejkami. Pracuj� energicznie. Potem nape�niaj� mieszanin� naczynie o szerokim dziobie. Odstawiaj� je na ziemi�. To samo robi� z innym. Wonne olejki i �zy sp�ywaj� na �ywice.
Maria Magdalena m�wi:
�Nie takie namaszczenie chcia�am Ci przygotowa�...�
Magdalena bowiem � bardziej w tym bieg�a od pozosta�ych niewiast � nadzorowa�a i kierowa�a mieszaniem balsam�w. Ich wo� jest tak ostra, �e niewiasty decyduj� si� otworzy� drzwi i uchyli� okno wychodz�ce na ogr�d, kt�ry zaczyna si� rozja�nia�. Po cichej uwadze Magdaleny wszystkie p�acz� g�o�niej. Sko�czy�y prac�. Wszystkie naczynia s� pe�ne. Wychodz� z pustymi amforami, niepotrzebnym ju� mo�dzierzem i wieloma lampami. W ma�ej izbie zostawiaj� tylko dwa kaganki. Ich p�omyki dr��, jakby i one �ka�y pulsuj�cym �wiat�em...
Niewiasty wracaj� i zamykaj� okno, bo �wit jest ch�odny. Wk�adaj� p�aszcze i zabieraj� obszerne torby, do kt�rych w�o�y�y naczynia z balsamem. Maryja te� wstaje i szuka Swego p�aszcza. Wszystkie jednak skupiaj� si� przy Niej i przekonuj� J�, �eby nie wychodzi�a.
�To ponad Twoje si�y, Maryjo. W ci�gu dw�ch dni zjad�a� tylko odrobin�...�
�Tak, Matko, zrobimy to dobrze i pr�dko. Zaraz wr�cimy.�
�Nie b�j si�. Nama�cimy Go jak kr�la. Widzisz, jaki wspania�y balsam sporz�dzi�y�my! I jak du�o!...�
�B�dziemy uwa�a� na r�ce, na nogi i na rany. U�o�ymy je na miejscu w�asnymi r�koma. Jeste�my silne i jeste�my matkami. U�o�ymy Go jak dziecko w ko�ysce. Innym pozostanie tylko zamkni�cie.�
Maryja nalega, m�wi�c:
�To M�j obowi�zek. Zawsze Go piel�gnowa�am. Tylko przez te trzy lata nale�a� do �wiata. Innym odst�pi�am trosk� o Niego, gdy by� z dala ode Mnie. Teraz, gdy �wiat Go odepchn�� i zapar� si� Go, jest znowu M�j. I jestem znowu Jego s�u�ebnic�.�
Piotr, kt�ry wraz z Janem podszed� do drzwi, niezauwa�ony przez niewiasty, uciek�, us�yszawszy te s�owa. Wciska si� do jakiego� k�ta, �eby op�akiwa� sw�j grzech. Jan zostaje na progu i nic nie m�wi. Chcia�by bardzo p�j�� z niewiastami, ale czyni ofiar� dla Matki i zostaje z Ni�.
Maria Magdalena odprowadza Maryj� do Jej krzes�a. Kl�ka przed Ni�, obejmuje J� za kolana i, podnosz�c ku Niej bolesn� kochaj�c� twarz, przyrzeka:
�On, Swoim Duchem, wie i widzi wszystko. Ale Jego Cia�u wypowiem poca�unkami Twoj� mi�o�� i Twoje pragnienie. Ja wiem, czym jest mi�o��. Wiem, jakim bod�cem i jakim g�odem jest mi�owanie. Wiem, jak si� t�skni, �eby by� z tym, kt�ry jest dla nas mi�o�ci�. Tak jest nawet w grzesznych mi�ostkach, kt�re si� wydaj� z�otem, a s� b�otem. Kiedy grzesznica dowiaduje si� potem, czym jest �wi�ta mi�o�� do �yj�cego Mi�osierdzia, kt�rego ludzie nie umieli pokocha�, wtedy potrafi lepiej zrozumie�, czym jest Twoja mi�o��, Matko. Ty wiesz, �e ja umiem kocha�. Ty wiesz, �e w wiecz�r mego prawdziwego narodzenia, tam, na brzegu naszego pogodnego jeziora, On powiedzia�, �e �Maria potrafi bardzo kocha�. Ot� ta moja spontaniczna mi�o�� sp�yn�a na Niego jak woda, kt�ra wylewa si� z przechylonego zbiornika; [wyros�a] jak kwitn�cy kwiat r�y, kt�ry wznosi si� ponad mur; [rozpali�a si�] jak podsycany i powi�kszaj�cy si� p�omie�, kt�ry wznosi si� coraz wy�ej. [Moja mi�o�� wyla�a si�] ca�kowicie na Tego, kt�ry jest Mi�o�ci� i z kt�rego czerpa�a sw� moc... O! Dlaczego moja moc kochania nie mog�a sprawi�, �ebym Go zast�pi�a na Jego Krzy�u!... Cierpie�, przela� krew, umrze� zamiast Niego w�r�d szyderstw ca�ego �wiata... By�abym szcz�liwa, szcz�liwa, szcz�liwa, �e cierpi� zamiast Niego. Jestem pewna, �e wtedy moje biedne �ycie zosta�oby bardziej spalone przez mi�o�� zwyci�sk� ni� przez ha�bi�c� szubienic�. Z popio��w wyr�s�by �wie�y kwiat ja�niej�cy nowym �yciem, czystym, dziewiczym, nie znaj�cy niczego pr�cz Boga.
Wszystko, czego nie mog�am zrobi� dla Niego, mog� jeszcze zrobi� dla Ciebie... Matko, kt�r� kocham ca�ym sercem, zaufaj mi. W domu faryzeusza Szymona umia�am tak delikatnie ca�owa� Jego �wi�te stopy. Teraz � z dusz�, kt�ra coraz bardziej otwiera si� na �ask� � b�d� umia�a jeszcze delikatniej pie�ci� Jego �wi�te r�ce i nogi. Opatrz� Jego rany, namaszcz� je bardziej moj� mi�o�ci�, bardziej balsamem p�yn�cym z mego serca, ogarni�tego mi�o�ci� i cierpieniem, ni� wonno�ciami. I �mier� nie zniszczy tych r�k i st�p, kt�re dawa�y tyle mi�o�ci, a tak niewiele jej otrzyma�y. �mier� ucieknie. Bo Mi�o�� jest od niej silniejsza. Mi�o�� jest niepokonana. A ja, Matko, ��cz�c ca�� moj� mi�o�� z Twoj�, doskona��, namaszcz� mojego Kr�la Mi�o�ci.�
Maryja ca�uje rozp�omienion� [Mari�], kt�ra ostatecznie otrzymuje to, na co zas�ugiwa�o tak gor�ce jej przekonywanie: [Maryja] ust�puje na jej pro�by. Niewiasty zabieraj� jedn� lamp�, drug� zostawiaj� w izbie. Ostatnia wychodzi Magdalena. Jeszcze raz ca�uje pozostaj�c� Matk�. Ca�y dom ogarnia mrok i milczenie. Droga jest jeszcze ciemna i pusta. Jan pyta: �Naprawd� mnie nie chcecie?�
�Nie. Mo�esz by� tu potrzebny. �egnaj.�
Jan wraca do Matki.
�Nie chcia�y mnie...� � m�wi cicho.
�Nie martw si�. One � dla Jezusa, ty � dla Mnie. Janie, pom�dlmy si� razem przez chwil�. Gdzie jest Piotr?�
�Nie wiem. W domu... ale go nie widz�. I... s�dzi�em, �e jest silniejszy... Ja te� cierpi�, ale on...�
�On ma dwie bole�ci, ty � jedn�. Chod�, m�dlmy si� tak�e za niego.�
Maryja odmawia powoli Ojcze nasz. Potem g�aszcze Jana i m�wi: �Id�, poszukaj Piotra. Nie zostawiaj go samego. By� w takich ciemno�ciach w ostatnich godzinach, �e nie znosi nawet lekkiego �wiat�a. B�d� aposto�em dla twego zab��kanego brata. Zacznij od niego twoje nauczanie. Na twojej drodze � a b�dzie d�uga � zawsze b�dziesz spotyka� podobnych do niego. Zacznij prac� od twego towarzysza...�
�Ale co mam mu powiedzie�?... Nie wiem... Wszystko doprowadza go do p�aczu.�
�Przytocz mu Jezusowe przykazanie mi�o�ci. I powiedz mu, �e ten, kto si� tylko l�ka, nie zna jeszcze wystarczaj�co Boga, gdy� B�g jest Mi�o�ci�. A je�li ci powie: �zgrzeszy�em�, odpowiedz, �e B�g tak umi�owa� grzesznik�w, �e dla nich wys�a� Swego Jedynego Syna. Powiedz mu, �e na tak� Mi�o�� trzeba odpowiedzie� mi�o�ci�. A mi�o�� budzi ufno�� w Najlepszego Pana. To zaufanie pozwala nam nie l�ka� si� Jego s�du, gdy� dzi�ki niemu poznajemy M�dro�� i Dobro� Bo�� i mo�emy m�wi�: �Jestem n�dznym stworzeniem, ale On o tym wie. I daje mi Chrystusa jako r�kojmi� przebaczenia i kolumn� do wsparcia si�. Moja n�dza zostaje pokonana dzi�ki zjednoczeniu z Chrystusem. I w Imi� Jezusa wszystko zostanie przebaczone...� Id�, Janie. Powiedz mu to. Ja zostaj� tu z Moim Jezusem...�
Maryja g�aszcze Chust�.
Jan wychodzi, zamykaj�c za sob� drzwi. Maryja � tak jak poprzedniego wieczora � kl�ka z twarz� przy Obliczu odbitym na welonie Weroniki. I modli si�, i rozmawia ze Swoim Synem. Jest silna, gdy daje moc innym. Kiedy jednak jest sama, ugina si� pod przygniataj�cym J� krzy�em. A jednak od czasu do czasu � tak jak p�omie�, kt�ry nie jest t�umiony pod korcem � Jej dusza wznosi si� w nadziei, kt�ra nie mo�e w Niej umrze�. A nawet wzrasta z up�ywem godzin... I m�wi o Swej nadziei Ojcu. O Swej nadziei i o pragnieniu.
2. �WIT WIELKIEJ NOCY.
LAMENT. MODLITWA MARYI
Napisane 21 lutego 1944 r. A, 1952-1962
Przez ca�y dzie� widzia�am ukrzy�owanego Jezusa oraz Maryj� i Jana u st�p Krzy�a. Dzi� rano podczas Komunii �w. zdawa�o mi si�, �e jestem przed �yj�cym o�tarzem, bo Oni byli tam i patrzyli na mnie spojrzeniem nadprzyrodzonej mi�o�ci. Czym by�a tak przyj�ta Komunia �w., tego si� nie da opisa�.
Potem, pod wiecz�r, us�ysza�am wewn�trznie takie zdanie: �Nie takie namaszczenie pragn�am Ci przygotowa�. M�wi� to g�os kobiecy: pe�ny, ciep�y, o brzmieniu kontraltu, g�os pe�en uczucia. Nie by� to s�odki g�os Maryi, m�ody, czysty, dziewiczy, brzmi�cy jak sopran. Wiem, �e m�wi�a to jaka� nowa posta�, lecz nie potrafi� jej nada� imienia ani okre�li� twarzy, zanim nie b�d� mia�a wizji.
Widz� znowu pomieszczenie w go�cinnym domu. Maryja p�acze. Jest wci�� tutaj, na Swoim sto�eczku, przygn�biona, wyczerpana, zmieniona z powodu wielu wylanych �ez.
S� te� niewiasty. W �wietle lamp oliwnych przygotowuj� wonno�ci, mieszaj�c w mo�dzierzu sk�adniki wyj�te z r�nych amfor. Potem wk�adaj� je do naczy� o szerokich dziobach. Balsam mo�na z nich �atwo wyjmowa� palcami.
Niewiasty pracuj�, p�acz�c. To w�a�nie Maria Magdalena � z twarz� jakby poparzon� z powodu wylanych �ez � wypowiedzia�a [us�yszane przeze mnie] s�owa. Wszystkie niewiasty p�acz� jeszcze bardziej.
Po uko�czeniu pracy otulaj� si� chustami lub p�aszczami. Maryja tak�e wstaje. Wszystkie jednak otaczaj� J�, przekonuj�c, �eby zosta�a. By�oby straszne zobaczy� ponownie Syna, tak poranionego, kt�ry o �wicie trzeciego dnia po �mierci b�dzie z pewno�ci� ju� ca�y sczernia�y wskutek rozk�adu. Poza tym jest zbyt wyczerpana, �eby chodzi�. Tylko p�aka�a i modli�a si�. Nic nie jad�a, wcale nie spa�a. Ma by� spokojna i zaufa� im. Z mi�o�ci� uczennic wykonaj� powinno�� matki, zapewniaj�c �wi�temu Cia�u wszystko, czego wymaga z�o�enie do grobu.
Maryja ust�puje. Magdalena siada na pi�tach u Jej st�p, w swej zwyk�ej pozie. Obejmuje Jej kolana, unosi ku Niej oblicze spalone �zami i przyrzeka, �e namaszczaj�c Jezusa, wypowie Mu ca�� mi�o�� Matki. Ona wie, czym jest mi�o��. Przesz�a od grzesznego mi�owania do �wi�tej mi�o�ci do �yj�cego Mi�osierdzia, kt�re ludzie zabili. Ona umie kocha�. Jezus jej powiedzia� � tego wieczora, kt�ry by� porankiem jej nowego �ycia � �e ona umie bardzo kocha�. Matka ma jej zaufa�. Ona, ocalona, umia�a tak delikatnie namaszcza� stopy Jezusa. B�dzie umia�a teraz g�aska� Jego rany i zabalsamuje je, bardziej sw� mi�o�ci� ni� wonno�ciami, aby �mier� nie zniszczy�a Cia�a, kt�re da�o tak wiele mi�o�ci, a tak ma�o jej otrzyma�o.
G�os Magdaleny jest pe�en gor�cej mi�o�ci. Ma brzmienie organ�w. Zdaje si�, �e s� to organy otoczone aksamitem, brzmi�ce tonami �agodnymi, ciep�ymi i pe�nymi mi�o�ci. W jej g�osie s�ycha� poruszenie duszy. Potrafi�a dr�e�. Teraz ma dr�e� i kocha�. Teraz, kiedy Jezus j� ocali�, potrafi dr�e� i kocha� dla Boskiej Mi�o�ci. Nie zapomn� g�osu tej niewiasty, wyznaj�cej ca�� sw� dusz�. Nigdy go nie zapomn�.
Niewiasty wychodz�, nios�c latarni�. Dom jest ca�y pogr��ony w ciemno�ciach i droga tak�e jest mroczna. W dali, na wschodzie, ukazuje si� zaledwie �lad �wiat�a. �wiat�o ch�odnego i czystego kwietniowego poranka. Droga jest cicha i pusta. Niewiasty, wszystkie okryte p�aszczami, id� w milczeniu w stron� Grobu Jezusa.
Nie towarzysz� im. Wracam do Maryi. Jezus kaza� mi do Niej wr�ci�.
Maryja, teraz gdy jest sama, powraca do modlitwy. Kl�ka przy welonie Weroniki, rozci�gni�tym wzd�u� p�ki, przytrzymywanym przez gwo�dzie i pogrzebowe p��tno. Modli si� i m�wi do Swego Syna. Jest nadal w bezustannej udr�ce, niespokojna, cho� miesza si� z ni� nadzieja:
�Jezu! Jezu! Jeszcze nie wracasz? Twoja biedna Mama nie wytrzymuje ju� �wiadomo�ci, �e jeste� tam, martwy. M�wi�e� o tym, lecz nikt Ci� nie poj��. Ale Ja Ci� zrozumia�am! �Zburzcie �wi�tyni� Boga, a Ja w trzech dniach j� odbuduj�. To jest pocz�tek trzeciego dnia. O! M�j Jezu! Nie czekaj, a� si� sko�czy, aby wr�ci� do �ycia, do Twojej Mamy. Ona musi Ci� ujrze� �ywego, �eby nie umrze� na wspomnienie Twojej �mierci. Musi Ci� ujrze� pi�knego, zdrowego, zwyci�skiego, �eby nie umrze� na wspomnienie stanu, w jakim Ci� pozostawi�a!
O! Ojcze! Ojcze! Zwr�� Mi Mojego Syna! Niech Go ujrz� na nowo jako Cz�owieka, a nie � martw� istot�; jako Kr�la, a nie � skaza�ca. Wiem, �e potem wr�ci do Ciebie, do Nieba. Ale ujrz� Go uzdrowionego z tylu bole�ci. Zobacz� Go silnego po takiej niemocy. Ujrz� Go zwyci�skiego po tylu zmaganiach. Zobacz� Go jako Boga po udr�czeniu dla ludzi Jego ludzkiej natury. I b�d� szcz�liwa, chocia� utrac� Jego blisko��. B�d� wiedzia�a, �e jest z Tob�, Ojcze �wi�ty. B�d� wiedzia�a, �e na zawsze jest poza Bole�ci�. Teraz jednak nie mog�, nie mog� zapomnie�, �e jest w grobie, �e Go zabi�o tak wiele zadanych Mu cierpie�, �e On, M�j Syn - B�g, dzieli ludzki los w ciemno�ciach grobu... On, Tw�j �yj�cy.
Ojcze! Ojcze! Wys�uchaj Tw� s�u�ebnic�! Z powodu tego: �tak�... Nigdy o nic Ci� nie prosi�am za to, �e by�am pos�uszna Twoim zamys�om. To by�a Twoja Wola, a Twoja Wola by�a Moj�. Niczego nie powinnam wymaga� w zamian za to, �e ofiarowa�am Moj� wol� Tobie, Ojcze �wi�ty. Ale teraz... ale teraz, dla tego �tak�, kt�re powiedzia�am zwiastuj�cemu Anio�owi, o Ojcze, wys�uchaj Mnie!
Jego nie dosi�ga ju� m�ka, gdy� wszystko wype�ni� trzygodzinn� agoni�, po porannych udr�kach. Ja jednak trwam od trzech dni w agonii. Ty widzisz Moje serce i s�yszysz jego bicie... Nasz Jezus powiedzia�, �e ptak nie zgubi pi�ra, by� Ty o tym nie wiedzia�, �e kwiat nie zwi�dnie na polu, by� Ty nie pocieszy� jego agonii s�o�cem i ros�... O, Ojcze, umieram od tej bole�ci! Obejd� si� ze Mn� tak jak z wr�blem, kt�rego okrywasz nowym upierzeniem, i jak z kwiatem, kt�ry ogrzewasz i zraszasz w Swej lito�ci. Umieram, wyczerpana cierpieniem. Nie mam ju� krwi w �y�ach. Niegdy� sta�a si� ona samym mlekiem dla nakarmienia Syna Twojego i Mojego. Teraz sta�a si� ca�a �zami, bo nie mam ju� Syna. Zabili Mi Go, zabili, Ojcze, i Ty wiesz, w jaki spos�b!
Nie mam ju� krwi! Przela�am j� wraz z Nim w noc Czwartkow� i w bolesny Pi�tek. Odczuwam ch��d, jak kto�, komu przeci�to �y�y. Nie mam ju� s�o�ca, bo On nie �yje, Moje �wi�te S�o�ce, Moje S�o�ce b�ogos�awione, S�o�ce zrodzone z Mojego �ona dla rado�ci Jego Mamy i dla zbawienia �wiata. Nie mam ju� umocnienia, bo Jego nie mam: najs�odszego ze �r�de� dla Jego Mamy, kt�ra pi�a Jego S�owo i gasi�a pragnienie Jego obecno�ci�. Jestem jak kwiat na suchym piasku. Umieram, umieram, �wi�ty Ojcze. Nie przera�a Mnie �mier�, bo On tak�e nie �yje. Ale co zrobi� te dzieci, ta ma�a trz�dka Mego Syna, taka s�aba, taka boja�liwa, taka niesta�a, je�li nie b�dzie mie� kogo�, kto j� podtrzyma? Jestem niczym, Ojcze, ale dla [wype�nienia] pragnie� Mego Syna jestem jak zbrojne zast�py. Broni� i b�d� broni�a Jego Nauki i Jego spu�cizny tak, jak wilczyca broni swych wilcz�tek. Ja, podobna do owieczki, przemieni� si� w wilczyc� dla obrony tego, co nale�y do Mego Syna, a zatem tego, co jest Twoje.
Widzia�e�, Ojcze... Przed o�mioma dniami to miasto ogo�oci�o swe drzewa oliwne, opu�ci�o swe domy i ogrody, a jego mieszka�cy wyszli i ochrypli od krzyku: �Hosanna Synowi Dawidowemu! B�ogos�awiony, kt�ry idzie w imi� Pa�skie!� A kiedy On przechodzi� po kobiercu z ga��zi, p�aszczy, sukna i kwiat�w, mieszka�cy � pokazuj�c Go sobie � m�wili: �To Jezus, Prorok z Nazaretu, z Galilei. To Kr�l Izraela!� A potem, kiedy jeszcze nie zwi�d�y kwiaty i ga��zie, a g�os mieszka�c�w wci�� by� ochryp�y od krzyk�w: �Hosanna�, zmienili swe wo�anie na oskar�enia, z�orzeczenia, na domaganie si� �mierci. A z ga��zi zerwanych na tryumf uczynili kije, aby bi� Twego Baranka, kt�rego prowadzili na �mier�...
C� uczyni�, gdy On powr�ci do Ciebie, skoro to zrobili, kiedy by� jeszcze mi�dzy nimi, kiedy m�wi� do nich i u�miecha� si�, kiedy ich b�ogos�awi� i poucza�, kiedy patrzy� na nich spojrzeniem, pod kt�rym topnia�y serca i porusza�y si� kamienie?
Widzia�e� Jego uczni�w. Jeden Go zdradzi�, inni uciekli. Wystarczy�o, �e zosta� ugodzony, a rozpierzchli si� jak tch�rzliwe owce. Nie potrafili wytrwa� przy Nim, kiedy umiera�. Pozosta� tylko jeden jedyny, najm�odszy. Teraz przyszed� najstarszy. Ale i On si� Go zapar�. Gdy Jezusa ju� tu nie b�dzie, aby go strzec, czy wytrwa w wierze?
Jestem niczym, ale co� z Mego Syna jest we Mnie, a Moja mi�o�� niweczy i usuwa Moj� niedoskona�o��. Dzi�ki temu staj� si� u�yteczna dla sprawy Twego Syna, dla Jego Ko�cio�a, kt�ry nigdy nie znajdzie pokoju i musi g��boko zapu�ci� korzenie, aby go nie wyrwa�y zawieruchy. B�d� T�, kt�ra si� o niego troszczy. Jak pilny ogrodnik b�d� czuwa�, �eby wzrasta�, silny i prawy od pocz�tku. Potem nie b�d� si� przejmowa� Moj� �mierci. Ale nie mog� ju� �y� d�u�ej bez Jezusa...
O! Ojcze, kt�ry dla dobra ludzi opu�ci�e� Syna, lecz potem Go umocni�e� � bo z pewno�ci� przyj��e� Go na Swoje �ono � nie pozostawiaj Mnie d�u�ej w opuszczeniu. Znosz� to i sk�adam w ofierze dla dobra ludzi. Ale teraz pociesz Mnie, Ojcze. Ojcze, lito�ci! Lito�ci, Synu M�j! Lito�ci, Boski Duchu! Wspomnij na Sw� Dziewic�!�
Maryja upad�a na ziemi�. Zdaje si� modli� samym tym gestem i sercem. To biedna przybita Istota. Wygl�da jak martwy z pragnienia kwiat, o kt�rym m�wi�a. Nie zauwa�a nawet kr�tkiego, lecz gwa�townego wstrz�su, trz�sienia ziemi, kt�re wywo�uje krzyk i ucieczk� gospodarza i gospodyni domu.
Piotr i Jan, trupio bladzi, dowlekli si� do progu Jej izby. Widz�c jednak, �e jest poch�oni�ta Sw� modlitw� � wy��czona, daleka od wszystkiego, co nie jest Bogiem � wycofuj� si�, zamykaj� drzwi i wracaj� wystraszeni do Wieczernika.
3. ZMARTWYCHWSTANIE
Napisane 1 kwietnia 1945. A, 11848-11860
W ogrodzie wszystko jest ciche i b�yszczy od rosy. Ponad nim niebo usiane gwiazdami � kt�re przez ca�� noc czuwa�y nad �wiatem � staje si� coraz bardziej szafirowe, odk�d porzuci�o sw�j granatowoczarny kolor. Jutrzenka ogarnia od wschodu do zachodu te jeszcze ciemne okolice, jak robi to morze podczas przyp�ywu, kiedy zbli�a si� coraz bardziej, aby wreszcie zala� ciemny brzeg i zast�pi� czerni� szaro�� wilgotnego piasku, a ska�y zala� lazurem morskiej wody.
Jaka� gwiazdka nie chce jeszcze zgasn��. Sw� mleczn� biel� z odcieniami szaro�ci � jak� maj� li�cie zaspanych oliwek wie�cz�cych pobliskie wzg�rze � spogl�da, coraz s�absza, na fal� jasnozielonego �wiat�a porannej zorzy. A p�niej [gwiazda ta] tonie, ogarni�ta fal� brzasku jak ziemia zalewana wod�. A potem jeszcze o jedn� mniej... I jeszcze o jedn� mniej... i [ga�nie] jeszcze jedna... potem inna... Niebo traci swe skupiska gwiazd i tylko tam w dali, na zachodzie, zostaj� trzy, nast�pnie dwie, a potem � jedna. Patrz� na ten codzienny cud, jakim jest wstaj�cy �wit.
Kiedy r�owe pasmo znaczy lini� na turkusowym jedwabiu wschodniego nieba, tchnienie wiatru � muskaj�c li�cie i trawy � m�wi: �Przebud�cie si�. Nadszed� dzie�.� Budzi jednak tylko trawy i li�cie, kt�re dr�� diamentami rosy i � z powodu spadaj�cych kropli � wydaj� delikatny szum, [podobny do] brzmienia harfy.
Ptaki nie budz� si� jeszcze ani w bujnych ga��ziach wielkiego cyprysu, kt�ry zdaje si� g�rowa� jak pan w swym kr�lestwie, ani w spl�tanym g�szczu wawrzynowego �ywop�otu, chroni�cego je przed p�nocnym wiatrem.
[Por. Mt 27,62-66] Stra�nicy � znudzeni, przemarzni�ci, drzemi�cy w r�nych pozach � czuwaj� przy Grobie. Kamienne zamkni�cie zosta�o wzmocnione na brzegach grub� warstw� wapna, jakby dla wykonania przypory. Na matowej bieli wyr�niaj� si� podobne do du�ych rozet piecz�cie �wi�tyni, wykonane z czerwonego wosku, odbite bezpo�rednio na �wie�ym wapnie.
Stra�nicy musieli pali� w nocy ogie�, bo wida� popi�, a na ziemi [le��] jeszcze nie dopalone g�ownie. Chyba grali i jedli, bo na ziemi znajduj� si� jeszcze rozrzucone resztki jedzenia oraz oczyszczone kostki. Z pewno�ci� s�u�y�y do jakiej� gry. S� podobne do naszego domina lub do [kostek u�ywanych] w dzieci�cej halmie. Grali na prymitywnej szachownicy nakre�lonej na �cie�ce. Potem porzucili wszystko, szukaj�c bardziej lub mniej wygodnych pozycji, aby zasn�� lub aby czuwa�.
Nie ma jeszcze ani jednego promienia s�o�ca. Na niebie, od strony wschodu, jest teraz ca�kiem zar�owiony obszar. Coraz bardziej powi�ksza si� on na pogodnym niebosk�onie. I ukazuje si� ja�niej�cy meteor, przybywaj�cy z nieznanych g��bin. To spadaj�ca kula ognia, kt�rej blasku nie mo�na znie��. Za nim � b�yszcz�ca smuga, kt�ra by� mo�e jest tylko odblaskiem jego wspania�o�ci na naszej siatk�wce. Z ogromn� szybko�ci� zst�puje na ziemi�. Rozsiewa �wiat�o tak intensywne, tak nadzwyczajne, tak przera�aj�ce w swym pi�knie, �e r�owy blask jutrzenki znika, pokonany t� roz�arzon� biel�.
Stra�nicy podnosz� g�owy, zdziwieni, gdy� wraz ze �wiat�em dochodzi te� grzmot, pot�ny, harmonijny, podnios�y, nape�niaj�cy sob� ca�e Stworzenie. Przychodzi z rajskich przestworzy. To �alleluja�, anielska chwa�a, kt�ra towarzyszy duchowi Chrystusa powracaj�cemu w Swym chwalebnym Ciele.
Meteor spada na zamkni�cie Grobu, kt�re niczemu nie s�u�y: odrywa je i odrzuca. Ha�as napawa l�kiem stra�nik�w, postawionych dla pilnowania Pana Wszech�wiata. Duch Pana wywo�uje Swym powrotem na ziemi� nowe trz�sienie ziemi, podobnie jak to uczyni�, kiedy odchodzi� ze �wiata. Wdziera si� w mrok Grobu, o�wietla go sw� nieopisan� �wiat�o�ci� i zastyga w nieruchomym powietrzu. Duch wst�puje ponownie w Cia�o, kt�re nie porusza si� pod pogrzebowymi p��tnami.
Wszystko to trwa mniej ni� minut�, u�amek minuty... Tak szybkie by�o ukazanie si�, zst�pienie, wnikni�cie i znikni�cie Boskiego �wiat�a...
�Chc� Boskiego ducha, [wypowiedziane] do Jego zimnego Cia�a, jest bezd�wi�czne. M�wi to Jego Istota do nieruchomej Materii. Ucho ludzkie nie s�yszy �adnego d�wi�ku. Cia�o otrzymuje nakaz i jest pos�uszne, wydaj�c g��bokie westchnienie...
Nic wi�cej przez kilka minut.
Pod chust� i pod ca�unem chwalebne Cia�o na nowo przyjmuje wieczne pi�kno. Budzi si� ze �miertelnego snu, powraca z �nico�ci�, w kt�rej przebywa�o; zabite � odzyskuje �ycie. Z pewno�ci� budzi si� serce i po raz pierwszy uderza, wlewa do �y� zlodowacia�� krew, kt�ra jeszcze pozosta�a, stwarza w jednej chwili pe�n� jej ilo�� w pustych �y�ach, w znieruchomia�ych p�ucach, w zamroczonym m�zgu. Przywraca ciep�o, zdrowie, si��, my�l.
Jeszcze jedna chwila i oto nag�e poruszenie si� pod ci�kim ca�unem... Ruch jest gwa�towny. Poruszy� skrzy�owanymi r�koma i ukazuje si� stoj�c: dostojny, w najwy�szym stopniu zachwycaj�cy, w Swej szacie z niematerialnego sukna, nadprzyrodzenie pi�kny i wspania�y. Powaga Go przemienia i wywy�sza, a jednak pozostaje Sob�.
Oko z trudno�ci� nad��a za t� przemian�. Teraz Go podziwia. Jak�e r�ni si� On od [tego Jezusa], kt�ry pozosta� w moich wspomnieniach, kiedy by� jeszcze �ywy, bez ran i �lad�w krwi. Promieniuje blaskiem, kt�ry tryska potokami z pi�ciu ran i wychodzi ze wszystkich por�w Jego sk�ry.
Robi pierwszy krok. Przy tym ruchu promienie tryskaj�ce z Jego r�k i st�p otaczaj� Go aureol� �wietlistych ostrzy. Blask otacza Go od g�owy do kraju szaty. [G�ow�] okala �wiat�o�� diademu, kt�ry powsta� z niezliczonych ran po koronie. Nie wydobywa si� ju� z nich krew, lecz tylko � blask. Kiedy otwiera ramiona, kt�re mia� skrzy�owane na piersiach, ukazuje si� znowu obszar bardzo �ywego �wiat�a. Przenika ono przez szat�, nadaj�c Jezusowi blask s�o�ca na wysoko�ci serca. To prawdziwa ��wiat�o��, kt�ra przyj�a Cia�o. Nie jest to biedna �wiat�o�� ziemska, mizerna �wiat�o�� gwiazd, uboga �wiat�o�� s�o�ca. To �wiat�o�� Boga. To ca�y blask Raju. Skupia si� on w jednym jedynym Bycie. Nadaje �renicom sw�j niepoj�ty lazur, w�osom � swe z�ote p�omienie, szatom i barwom � sw� anielsk� jasno��. Tego wszystkiego nie mo�na opisa� ludzkimi s�owami. To najwznio�lejszy �ar Tr�jcy Przenaj�wi�tszej, kt�ra poch�ania Sw� gorej�c� moc� ka�dy ogie� Raju. Wch�ania go w Siebie, aby go na nowo rodzi� w ka�dej chwili wiecznego Czasu. To Serce Nieba. Ono przyci�ga i rozlewa Swoj� krew, niezliczone krople Swej niematerialnej krwi: zbawionych, anio��w i wszystkiego, co jest Rajem: mi�o�� Boga i mi�o�� do Boga. Tym wszystkim jest �wiat�o��, kt�ra jest i formuje Chrystusa Zmartwychwsta�ego.
Gdy dochodzi do wyj�cia i kiedy oko mo�e dostrzec jeszcze co� poza Jego blaskiem, ukazuj� mi si� dwie bardzo pi�kne �wietlane postacie. S� jednak podobne jedynie do gwiazd przy s�o�cu. Jedna z nich znajduje si� z jednej, a druga � z drugiej strony progu. Upad�y na twarze, adoruj�c swego Boga. On za� � otoczony Swym �wiat�em � przechodzi i uszcz�liwia u�miechem. Wychodzi z grobowej groty. Powraca, by znowu st�pa� po ziemi. Budzi j� rado��. Ca�a l�ni ros�, barwami traw, r� i niezliczonych kwiat�w jab�oni, rozkwit�ych cudem w pierwszych promieniach ca�uj�cego je s�o�ca i w S�o�cu wiecznym, przechodz�cym pod nimi.
Stra�nicy zemdleli... Zdeprawowane pot�gi ludzkie nie widz� Boga. Tymczasem czyste si�y wszech�wiata: kwiaty, trawy, ptaki, podziwiaj� i oddaj� cze�� Pot�nemu, kt�ry przechodzi, otoczony blaskiem w�asnej �wiat�o�ci oraz �wiat�em s�o�ca.
Jego u�miech i spojrzenie spoczywa na kwiatach, na wznosz�cych si� ku pogodnemu niebu ga��ziach. I wszystko pi�knieje. Delikatniejsze i bardziej jedwabiste staj� si� miliony p�atk�w, kt�re tworz� kwietny ob�ok na g�ow� Zwyci�zcy. �ywsze staj� si� diamenty rosy. I bardziej niebieskie staje si� niebo, kt�re odbija [blask] Jego b�yszcz�cych oczu. Weselsze jest te� s�o�ce barwi�ce rado�nie ob�oczek, niesiony przez lekki wiatr, kt�ry przyby�, aby uca�owa� swego Kr�la woniami porwanymi ogrodom i pieszczotami jedwabistych p�atk�w.
Jezus podnosi d�o� i b�ogos�awi. Potem za� � gdy ptaki �piewaj� g�o�niej, a wiatr niesie swe wonie � znika mi z oczu. Pozostawia jednak rado��, kt�ra wymazuje najmniejsze wspomnienie smutku, cierpienia i niepewno�ci o jutro...
4. JEZUS UKAZUJE SI� MATCE
Napisane 21 lutego 1944 r. A, 1962-1969
Maryja le�y z twarz� przy ziemi. Wygl�da jak jaki� biedny, powalony przedmiot. Przypomina kwiat umieraj�cy z pragnienia, o kt�rym m�wi�a.
Zamkni�te okno otwiera si� z gwa�townym trzaskiem ci�kich okiennic. Wraz z pierwszym promieniem s�o�ca wchodzi Jezus. Maryja � kt�ra, s�ysz�c ha�as, poruszy�a si� i podnios�a g�ow�, �eby zobaczy�, co to za wiatr otwar� okiennice � zauwa�a Swego promieniej�cego Syna. Jest pi�kny, niesko�czenie pi�kniejszy ni� by� wtedy, gdy jeszcze nie cierpia�, u�miechni�ty, �yj�cy, bardziej ja�niej�cy ni� s�o�ce, odziany w biel, kt�ra wydaje si� utkana ze �wiat�a.
Podchodzi do Niej. Maryja podnosi si� i, kl�cz�c, krzy�uj�c r�ce na piersiach. M�wi w szlochu, kt�ry jest r�wnocze�nie �miechem i p�aczem: �Panie, M�j Bo�e.�
Trwa w takiej postawie, kontempluj�ca, z obliczem zalanym �zami, ale i rozpogodzonym, i uspokojonym przez u�miech i ekstaz�. Chrystus jednak nie chce widzie� Jej � Swej Mamy � na kolanach jak s�u�ebnicy. Wo�a wi�c J�, wyci�gaj�c do Niej r�ce, z kt�rych wychodz� promienie, czyni�ce jeszcze bardziej �wietlistym Jego uwielbione Cia�o: �Mamo!�
Nie jest to pe�ne smutku s�owo, [jakim by�o w czasie] rozm�w i po�egna� przed M�k�. Nie jest to ju� rozdzieraj�ca skarga ze spotkania na Kalwarii i [z czasu] agonii. To okrzyk zwyci�stwa, rado�ci, wyzwolenia, �wi�ta, mi�o�ci, wdzi�czno�ci. Jezus pochyla si� nad Sw� Matk�, kt�ra nie o�miela si� Go dotkn��. Ujmuje d�o�mi Jej zgi�te �okcie, podnosi, tuli do Swego Serca i ca�uje.
O! Wtedy Maryja pojmuje, �e to nie jest wizja, �e to jest Jej Syn, naprawd� zmartwychwsta�y; �e to jest Jej Jezus, Syn, kt�ry kocha J� wci�� jako Syn. Z okrzykiem rzuca Mu si� na szyj�, obejmuje i ca�uje Go, �miej�c si� przez �zy. Ca�uje Jego czo�o, na kt�rym nie ma ju� ran; Jego g�ow�, kt�ra nie jest ju� rozczochrana ani pokryta krwi�; Jego ja�niej�ce oczy, Jego zdrowe policzki, Jego usta, kt�re nie s� ju� obrzmia�e. Potem ujmuje Jego r�ce i ca�uje promieniste rany, wierzch i wn�trze d�oni. Nast�pnie upada Mu nagle do st�p, odkrywa je, unosi Jego wspania�� szat� i ca�uje je. Potem wstaje, patrzy onie�mielona. Jezus rozumie. U�miecha si�. Rozchyla Sw� szat� na piersi i m�wi:
�A tej rany, Mamo, nie uca�ujesz? Tej, kt�ra zada�a Ci tyle b�lu i kt�r� Ty jedna jeste� godna poca�owa�? Poca�uj Moje Serce, Mamo. Tw�j poca�unek odejmie Mi ostatnie wspomnienie wszelkiej bole�ci i da Mi t� rado��, kt�rej brak jeszcze w Moim szcz�ciu Zmartwychwsta�ego.�
I Jezus bierze w Swe r�ce Twarz Matki i przyk�ada Jej usta do brzeg�w rany Boku, z kt�rego wychodz� potoki �ywego �wiat�a. Twarz Maryi jest otoczona tym �wiat�em, zanurzona w jego promieniach. Ca�uje, ca�uje... Jezus za� g�aszcze J�. Nie ustaje w ca�owaniu [tej rany. Maryja] wygl�da jak kto� spragniony, kto przylgn�� ustami do �r�d�a. Pije �ycie, kt�re z Niej ucieka�o. Jezus m�wi:
�Wszystko si� sko�czy�o. Nie musisz ju� d�u�ej op�akiwa� Swego Syna. Pr�ba dobieg�a kresu. Przysz�o Odkupienie. Mamo, dzi�kuj� Ci, �e Mnie pocz�a�, wychowa�a�, pomog�a� Mi w �yciu i w �mierci.
Odczuwa�em dochodz�ce do Mnie Twoje modlitwy. By�y Moj� si�� w b�lu, by�y Moimi towarzyszkami w Mojej w�dr�wce po ziemi i poza ziemi�. Posz�y ze Mn� na Krzy� i do Otch�ani. By�y kadzid�em poprzedzaj�cym Najwy�szego Kap�ana. On wzywa� Swe s�ugi, aby je poprowadzi� do �wi�tyni, kt�ra nie umiera: do Mojego Nieba. [Twoje modlitwy] przysz�y te� ze Mn� do Raju. Jak anielski g�os poprzedza�y orszak odkupionych, prowadzonych przez Odkupiciela, �eby anio�owie byli gotowi powita� Zwyci�zc�, powracaj�cego do Swego Kr�lestwa. Zosta�y us�yszane i dostrze�one przez Ojca i przez Ducha. Wywo�a�y Ich u�miech jak najpi�kniejszy kwiat i najs�odsza pie�� zrodzona w Raju. Poznali [Twoje modlitwy] Patriarchowie i nowi �wi�ci: nowi pierwsi mieszka�cy Mojego Jeruzalem. Przynosz� Ci ich podzi�kowania, Mamo. Wraz z poca�unkami rodzic�w oraz z ich b�ogos�awie�stwem przynosz� Ci tak�e [b�ogos�awie�stwo] J�zefa, ma��onka Twej duszy.
Ca�e Niebo �piewa hosanna Tobie, Moja Matko, Mamo �wi�ta! To �hosanna� nie umiera i nie jest fa�szywe jak to, kt�re Mi ofiarowano przed kilkoma dniami!
Teraz id� do Ojca w Mojej szacie Cz�owieka. Raj musi ujrze� Zwyci�zc� w Jego Ludzkiej szacie, w kt�rej pokona� Grzech cz�owieka. Ale potem przyjd� jeszcze. Musz� umocni� wiar� tych, kt�rzy jeszcze nie wierz�, a musz� uwierzy�, �eby innych doprowadzi� do wiary. Musz� umocni� tch�rzliwych, kt�rzy b�d� potrzebowali bardzo wielkiej si�y, �eby przeciwstawi� si� �wiatu.
Potem wst�pi� do Nieba, ale nie zostawi� Ci� samej, Mamo. Widzisz ten welon? W Moim poni�eniu wydoby�em jeszcze moc cudu dla Ciebie, aby Ci udzieli� tej pociechy. Dokonuj� dla Ciebie jeszcze innego cudu: w Sakramencie [Eucharystii] b�dziesz Mnie posiada� rzeczywistego, takiego, jakim by�em, kiedy Mnie nosi�a�. Nigdy nie b�dziesz sama. W tych dniach by�o tak. Jednak dla Mojego [dzie�a] Odkupienia potrzebny by� i ten b�l, jakiego do�wiadczy�a�. Wiele cierpie� stale b�dzie dodawanych do Odkupienia, grzech bowiem b�dzie si� mno�y� nieustannie. Wezw� wszystkie Moje s�ugi do tego odkupie�czego wsp�uczestnictwa. Ty sama dokona�a� wi�cej ni� wszyscy �wi�ci razem wzi�ci. R�wnie� dlatego by�o potrzebne to d�ugie opuszczenie. Teraz si� sko�czy�o.
Nie jestem ju� oddzielony od Ojca. Ty r�wnie� nie b�dziesz ju� od��czona od Syna. A posiadaj�c Syna, masz Nasz� Tr�jc�. Ty � �yj�ce Niebo � wniesiesz na ziemi� Tr�jc� mi�dzy ludzi i u�wi�cisz Ko�ci�: Ty, Kr�lowa Kap�an�w i Matka Chrze�cijan. Potem przyjd� Ci� zabra�. I ju� nie b�d� tylko Ja w Tobie, lecz Ty we Mnie, w Moim Kr�lestwie, dla upi�kszenia Raju.
Teraz odchodz�, Mamo. Id� uszcz�liwi� drug� Mari�. Potem p�jd� do Ojca. Stamt�d b�d� przychodzi� do tych, kt�rzy nie wierz�. Mamo, [dajesz Mi] poca�unek jako b�ogos�awie�stwo, a [Ja udzielam Ci] Mojego Pokoju, �eby Ci towarzyszy�. �egnaj.�
I Jezus znika w s�o�cu, kt�re rozlewa si� potokami z pogodnego porannego nieba.
5. MI�OSIERNE NIEWIASTY PRZY GROBIE
Napisane 2 kwietnia 1945 r. A, 11862-11884
[por. Mt 28,1nn; Mk 16,1nn, �k 24,1nn] W tym czasie niewiasty, kt�re wysz�y z domu, pod��aj� w ciemno�ci jak cienie, tu� pod murami. Os�oni�te id� przez jaki� czas milcz�c, przestraszone cisz� i pustk�. Potem, widz�c, �e w mie�cie panuje spok�j, id� obok siebie i o�mielaj� si� rozmawia�.
�Czy Bramy b�d� ju� otwarte?� � pyta Zuzanna.
�Na pewno. Patrz, pierwszy ogrodnik wchodzi z jarzynami. Idzie na targ� � odpowiada Salome.
�Nic nam nie powiedz�?� � zastanawia si� Zuzanna.
�Kto?� � pyta Magdalena.
��o�nierze przy Bramie S�dziowskiej. Ma�o ludzi tamt�dy wchodzi... a jeszcze mniej wychodzi... Wywo�amy podejrzenia...�
�A czym? Popatrz� na nas, zobacz� pi�� niewiast, kt�re id� na wie�. Mo�emy te� by� osobami, kt�re � po �wi�cie Paschy � wracaj� do swoich wiosek.�
�Jednak... �eby nie zwr�ci� uwagi kogo� nie�yczliwego, mog�yby�my wyj�� inn� Bram�, a potem przej�� wzd�u� mur�w.�
�Wyd�u�y�yby�my drog� [� sprzeciwia si� Magdalena.]
�Ale by�yby�my bezpieczniejsze. Wyjd�my przez Bram� Wodn�...�
�O, Salome! Na twoim miejscu wybra�abym Bram� Wschodni�. Wtedy okr��enie, kt�re musia�aby� zrobi�, by�oby jeszcze d�u�sze. Trzeba to szybko wykona� i szybko wraca�!�
To Magdalena jest taka ostra.
�Wi�c wyjd�my inn� Bram�, byle nie S�dziowsk�. B�d� tak dobra...� � prosz� wszystkie.
�No, dobrze, skoro tego chcecie, ale wst�pmy do Joanny. Prosi�a, �eby jej da� zna�. Gdyby�my posz�y prosto, mo�na by si� bez tego obej��, ale je�eli chcecie zrobi� d�u�sze okr��enie, to chod�my po drodze do niej.�
�O, tak! Tak�e ze wzgl�du na stra�nik�w, kt�rych tam postawili... Ona jest znana i boj� si� jej.�
�A ja bym radzi�a, �eby wst�pi� tak�e do J�zefa z Arymatei. On jest w�a�cicielem tego miejsca� [� odzywa si� Marta.]
�No, dobrze! A teraz uformujmy orszak, �eby nie zwraca� na siebie uwagi. O! Jak�� ja mam boja�liw� siostr�. Albo, wiesz Marto, mo�e zrobimy tak: ja p�jd� naprz�d i zbadam... Wy z Joann� p�jdziecie za mn�. Je�li pojawi�oby si� niebezpiecze�stwo, to zatrzymam si� na �rodku drogi. Zobaczycie mnie i zawr�cimy. Ale zapewniam was, �e stra�nicy, kiedy otrzymaj� to, o czym pomy�la�am, (pokazuje wype�nion� monetami sakiewk�,) pozwol� nam wszystko zrobi�.�
�Masz racj�. Powiemy te� o tym Joannie.�
�Zatem pozw�lcie mi i��.�
�Idziesz sama, Mario? P�jd� z tob�� � m�wi Marta obawiaj�c si� o siostr�.
�Nie. Ty p�jdziesz z Mari� Alfeuszow� do Joanny. Salome i Zuzanna poczekaj� na ciebie przy Bramie na zewn�trz mur�w. Potem przyjdziecie g��wn� drog�, wszystkie razem. �egnajcie.�
I Maria Magdalena ucina dalsze komentarze, odchodz�c szybko z torb� pe�n� balsam�w oraz z trzosem w zanadrzu. Niemal frunie, tak szybki jest jej krok. Droga staje si� mniej ponura z pierwszym r�em brzasku jutrzenki. Przechodzi przez Bram� S�dziowsk�, �eby by� szybciej, i nikt jej nie zatrzymuje...
Inne patrz� za odchodz�c�, zwracaj� si� ty�em do rozwidlenia dr�g, gdzie si� zatrzyma�y, i wchodz� na inn� drog�, ciemn� i w�sk�. W pobli�u Sykstusa wchodz� na drog� szersz� i wygodniejsz�, przy kt�rej stoj� pi�kne domy. Teraz rozstaj� si�. Salome i Zuzanna id� dalej, a Marta i Maria Alfeuszowa ko�acz� do �elaznej bramy, a potem pokazuj� si� w otworze, uchylonym przez od�wiernego.
Wchodz� i szukaj� Joanny. Ju� wsta�a. Ubrana jest w ciemnofioletow� sukni�, kt�ra uwydatnia jej blado��. Ona tak�e, wraz ze sw� piastunk� i z jedn� ze s�u��cych, przygotowuje balsamy.
�Przysz�y�cie? Niech wam B�g to wynagrodzi, ale gdyby�cie nie przysz�y i tak bym sama posz�a... �eby znale�� pocieszenie... bo od tego straszliwego dnia... wiele spraw si� zam�ci�o... I �eby nie odczuwa� samotno�ci, musz� i�� do tego Kamienia i ko�ata�, i prosi�: �Nauczycielu, to ja, biedna Joanna... Nie zostawiaj mnie samej r�wnie� i Ty...��
Joanna p�acze cicho w g��bokim b�lu, a jej piastunka Estera, nak�adaj�c na ni� p�aszcz, rozk�ada szeroko r�ce w niezrozumia�ym ge�cie.
�Wychodz�, Estero.�
�Niech ci� B�g pocieszy!�
Wychodz� z pa�acu, �eby si� przy��czy� do towarzyszek. W tym w�a�nie momencie nast�puje kr�tkie, silne trz�sienie ziemi, kt�re wywo�uje now� panik� w�r�d mieszka�c�w Jerozolimy, jeszcze prze�ywaj�cych trwog� z powodu wydarze� Pi�tku.
Trzy niewiasty natychmiast zawracaj�. Zostaj� w przestronnej sieni, ze s�ugami i s�u��cymi, krzycz�cymi i wzywaj�cymi Pana... Nie wychodz�, obawiaj�c si� nowych wstrz�s�w.
[por. J 20,1; Mt 28,2-4] Magdalena natomiast jest dok�adnie na granicy ma�ej �cie�ki, prowadz�cej do ogrodu J�zefa z Arymatei, kiedy zaskakuje j� pot�ny, lecz harmonijny grzmot znaku z Nieba. Na wschodzie pojawia si� i rozlewa lekko na niebie r�owe �wiat�o jutrzenki. Na zachodzie b�yszczy jeszcze wytrwale jedna gwiazda, kt�ra rozja�nia dot�d zielonkawe powietrze. [Niebo za�] rozpala si� od wielkiego �wiat�a, kt�re zst�puje niby wspania�a roz�arzona kula, przecinaj�c zygzakiem spokojne powietrze.
Maria z Magdali, niemal mu�ni�ta przez �wietlist� kul�, zostaje powalona na ziemi�. Przez chwil� trwa pochylona i szepcze:
�M�j Pan!�
Potem prostuje si� jak �odyga po przej�ciu wiatru i jeszcze szybciej biegnie do ogrodu. Wpada szybko jak �cigany ptak, kt�ry szuka swego gniazda w pobli�u wykutego w skale Grobu. Bardzo si� spieszy. Mimo to nie zd��y�a dotrze� tam ani wtedy, gdy niebia�ski meteor pe�ni funkcj� d�wigni i p�omienia na piecz�ciach z wapna, po�o�onych dla umocowania ci�kiego kamienia, ani wtedy, gdy z ko�cowym �omotem odpada kamienne zamkni�cie, wywo�uj�c przy tym wstrz�s. ��czy si� on z kr�tkim, ale tak gwa�townym trz�sieniem ziemi, �e powala na ziemi� stra�nik�w, kt�rzy le�� jak martwi.
Maria, dochodz�c tam, widzi tych bezu�ytecznych str��w Zwyci�zcy, rzuconych na ziemi� jak wi�zki skoszonych k�os�w. Magdalena nie kojarzy jednak trz�sienia ziemi ze Zmartwychwstaniem. Patrz�c na to widowisko s�dzi, �e B�g pokara� profanator�w Grobu Jezusa, i pada na kolana z okrzykiem:
�Niestety, ju� Go zabrali!�
I jest naprawd� zrozpaczona. P�acze jak dziewczynka, kt�ra przychodzi pewna, �e znajdzie szukanego ojca, a tymczasem zastaje puste mieszkanie.
[por. J 20,2-10] Wstaje, biegnie z powrotem, by zawiadomi� Piotra i Jana o tym, co si� sta�o. Nie my�li ju� o spotkaniu z towarzyszkami ani o zatrzymaniu si� w drodze. Jak gazela szybko pokonuje drog�, kt�r� ju� przesz�a. Przechodzi przez bram� S�dziowsk� i mknie po niezbyt o�ywionych drogach, energicznie puka do drzwi goszcz�cego ich domu. Otwiera gospodyni.
�Gdzie Piotr i Jan?� � pyta zasapana Maria Magdalena.
�Tam!� � Niewiasta pokazuje Wieczernik.
Maria z Magdali wchodzi. Kiedy jest ju� w �rodku, m�wi do obu zdumionych [aposto��w], cicho wprawdzie, ze wzgl�du na Matk�, ale bardziej gor�czkowo, ni� gdyby krzycza�a:
�Zabrano Pana z Grobu! Nie wiadomo, gdzie Go po�o�ono!�
Po raz pierwszy zatacza si� i chwieje. Chwyta si�, czego tylko mo�e, �eby nie upa��.
�Jak to? Co m�wisz?� � pytaj� obaj.
Odpowiada im, sapi�c:
�Posz�am przed innymi... �eby przekupi� stra�e... �eby nam pozwolili... Le�� tam jak martwi... Gr�b jest otwarty, kamie� � na ziemi... Kto?... Kto to m�g� zrobi�? Och! Chod�cie! Biegnijmy...�
Piotr i Jan wychodz� natychmiast, Magdalena idzie par� krok�w za nimi. Potem wraca, chwyta gospodyni� zarz�dzaj�c� domem, potrz�sa ni� gwa�townie i w swej przezornej mi�o�ci szepcze jej w twarz:
�Nie wa� si� wpuszcza� nikogo do Niej. (Pokazuje drzwi izby Maryi.) Pami�taj, �e ja tu jestem pani�. B�d� pos�uszna i nie m�w nic.�
Potem puszcza j�, wystraszon�, i dogania aposto��w, kt�rzy wielkimi krokami spiesz� do Grobu...
[por. Mk 16,4-7] W tym czasie Zuzanna i Salome, po opuszczeniu towarzyszek i po doj�ciu do mur�w, zostaj� zaskoczone trz�sieniem ziemi. Przera�one chroni� si� pod drzewem. Pozostaj� tam, walcz�c ze sob�: maj� i�� za gor�cym pragnieniem dotarcia do Grobu czy te� wr�ci� do Joanny? Ale mi�o