7052

Szczegóły
Tytuł 7052
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7052 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7052 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7052 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

ISAAC ASIMOV CZ�OWIEK KT�RY �Y� 200 LAT T�UMACZY�A : EWA BUDREWICZ Trzy prawa robotyki: 1. Robotowi nie wolno wyrz�dzi� nic z�ego cz�owiekowi, nie mo�e te� przez brak czynnej reakcji dopu�ci�, aby cz�owiekowi sta�a si� krzywda. 2. Robot musi wykona� ka�dy rozkaz cz�owieka, pod warunkiem, �e rozkaz ten nie jest sprzeczny z Prawem Pierwszym. 3. Robot ma obowi�zek chroni� przed uszkodzeniem lub zniszczeniem sw�j mechanizm i pow�ok�, je�eli taka ochrona nie koliduje z Prawem Pierwszym i Drugim. Dzi�kuj� � powiedzia� Andrzej Martin i usiad� na wskazanym krze�le. By� doprowadzony do ostateczno�ci, chocia� nikt by tego po nim nie pozna�. Trudno by�o zreszt� wyczyta� cokolwiek z jego twarzy, poniewa� w og�le pozbawiona by�a wyrazu, jedynie kto� z wyobra�ni� m�g�by dostrzec w oczach smutek. Mia� mi�kkie, ciemno blond w�osy i twarz bez zarostu. Zdawa�o si�, �e jest �wie�o i g�adko ogolony. W staromodnym, schludnym stroju dominowa� ciep�y fiolet. Za biurkiem, naprzeciw niego siedzia� chirurg. Stoj�ca obok tabliczka z seri� liter i cyfr zawiera�a jego dok�adne dane identyfikacyjne. Andrzej nie zwraca� na nie uwagi, m�wi� do niego po prostu �doktorze�. � Kiedy bodzie mo�na zrobi� operacje, doktorze? � zapyta� Andrzej. � Nie jestem pewien, czy rozumiem, w jaki spos�b i na kim taka operacja ma by� wykonana � �agodnie i z szacunkiem odpowiedzia� chirurg. W g�osie robota, kt�ry zwraca� si� do cz�owieka, zawsze brzmia�a nutka szacunku.. Twarz chirurga przybra�aby mo�e wyraz pe�nej szacunku stanowczo�ci, gdyby twarz robota z jasnobr�zowej nierdzewnej stali mog�a przybra� jakikolwiek wyraz. Andrzej Martin z uwag� przygl�da� si� prawej r�ce robota, tej operuj�cej, kt�ra spoczywa�a teraz spokojnie na biurku, jej palce by�y d�ugie, smuk�e, ukszta�towane tak artystycznie, �e mo�na by�o sobie wyobrazi�, jak skalpel przylega do nich i stapia si� z nimi w jedn� ca�o��. W pracy chirurga nie ma miejsca na wahania, potkni�cia, dr�enie r�k czy pomy�ki. Ta niezawodno�� wi��e si� oczywi�cie ze specjalizacj�, odgrywaj�c� dla ludzko�ci rol� tak donios��; �e w ostatnich czasach niewielu ju� tylko robotom umo�liwiono samodzielne my�lenie. Chirurg musia� z natury rzeczy mie� zdolno�� samodzielnego my�lenia, ale by�a ona tak ograniczona, �e nie pozna� wcale Andrzeja Martina � prawdopodobnie nigdy nawet o nim nie s�ysza�. � Czy mia�e� kiedy ochot� by� cz�owiekiem? � spyta� Andrzej. Chirurg zawaha� si� przez chwil�, jakby pytanie to nie mie�ci�o si� w �adnej ze �cie�ek pozytronowych jego m�zgu. � Przecie� jestem robotem, prosz� pana. � Czy wola�by� by� cz�owiekiem? � Wola�bym, prosz� pana, by� lepszym chirurgiem. Gdybym by� cz�owiekiem, nie by�oby to mo�liwe. Musia�bym by� bardziej udoskonalonym robotem. Cieszy�bym si�, gdybym by� doskonalszym robotem. � Czy nie jest ci przykro, �e mog� ci rozkazywa�? Mog�, wypowiadaj�c s�owo lub dwa, zmusi� ci�, �eby� wsta�, usiad�, zwr�ci� si� w prawo lub w lewo. � Bardzo mi mi�o s�u�y� panu. Gdyby pana rozkaz kolidowa� z moim obowi�zkiem wobec pana lub innego cz�owieka, nie us�ucha�bym go. Prawo Pierwsze, dotycz�ce bezpiecze�stwa ludzi bod�cych pod moj� opiek�, by�oby wa�niejsze od Prawa Drugiego, m�wi�cego o pos�usze�stwie. W ka�dym innym przypadku pos�usze�stwo to dla mnie przyjemno�� Ale kogo mam operowa�? � Mnie. � To niemo�liwe. Ta operacja jest stanowczo szkodliwa dla zdrowia. � To bez znaczenia � odpar� spokojnie Andrzej. � Nie wolno mi okaleczy� cz�owieka � powiedzia� chirurg. � Nie wolno ci okaleczy� cz�owieka � powiedzia� Andrzej � ale ja te� jestem robotem. Andrzej znacznie bardziej przypomina� robota, kiedy go wyprodukowano. By� z wygl�du taki sam, jak ka�dy inny robot, dobrze zaprojektowany i funkcjonalny. Dzia�a� sprawnie w domu, do kt�rego nabyto go w czasach, kiedy roboty w domach prywatnych czy w og�le na ca�ej planecie by�y jeszcze rzadko�ci�. Rodzina sk�ada�a si� z czterech os�b: Pana, Pani, Panienki i Ma�ej Panienki. Oczywi�cie zna� ich imiona, ale zwracaj�c si� do nich nigdy tych imion nie u�ywa�. Pan nazywa� si� Gerald Martin. Andrzej mia� numer seryjny NDR� Liczb nie pami�ta�. Oczywi�cie by�o to dawno, ale gdyby chcia�, to by je zapami�ta�. Po prostu nie chcia� ich pami�ta�. Ma�a Panienka pierwsza zacz�a m�wi� mu �Andrzej�, bo litery NDR kojarzy�y sio jej z tym imieniem, potem wszyscy inni poszli w jej �lady. Ma�a Panienka od dawna ju� nie �y�a, umar�a maj�c dziewi��dziesi�t lat. Kiedy� spr�bowa� m�wi� do niej �pani�, ale mu nie pozwoli�a. Pozosta�a Ma�� Panienk� do ko�ca swoich dni. W zasadzie Andrzej musia� pe�ni� obowi�zki lokaja, s�u��cego a nawet pokoj�wki. By� to dla niego okres eksperymentalny, podobnie jak dla wszystkich robot�w z wyj�tkiem tych zatrudnionych w przemys�owych i badawczych o�rodkach i stacjach poza Ziemi. Martinowie lubili go i cz�sto�g�sto musia� odrywa� si� od roboty, bo Panienka i Ma�a Panienka chcia�y, �eby si� z nimi bawi�. To w�a�nie Panienka pierwsza wpad�a na pomys�, jak to za�atwi�. Powiedzia�a: � Ka�emy ci bawi� si� z nami, a ty przecie� musisz s�ucha� rozkaz�w. � Przykro mi, Panienko � odpowiedzia� Andrzej � ale przede wszystkim musz� wykona� rozkaz wydany przez Pana. � Tatu� powiedzia� tylko, �e dobrze by by�o, gdyby� posprz�ta� odpowiedzia�a Panienka. � To w�a�ciwie nie jest rozkaz. A ja ci rozkazuj�. Pan nie gniewa� si� za to. Kocha� Panienk� i Ma�� Panienk�, chyba nawet bardziej ni� Pani. Andrzej r�wnie� je kocha�. W ka�dym razie dziewczynki budzi�y w nim uczucie, kt�re ludzie nazywaj� mi�o�ci�. Andrzej tak o tym my�la�, poniewa� innego s�owa na okre�lenie tego uczucia nie zna�. To w�a�nie dla Ma�ej Panienki Andrzej wyrze�bi� z drzewa wisiorek. Tak mu kaza�a. Bo starsza Panienka dosta�a na urodzin wisiorek misternie wykonany z ko�ci i Ma�a Panienka bardzo chcia�a mie� podobny. A mia�a tylko kawa�ek drewna, da�a go wi�c Andrzejowi wraz z ma�ym no�em kuchennym. Zrobi� szybko wisiorek, na co Ma�a Panienka powiedzia�a: � To bardzo �adne, poka�� zaraz tacie. Pan nie m�g� uwierzy�. � Sk�d to wzi�a�, Mandy? M�wi� do Ma�ej Panienki �Mandy�. Kiedy zapewni�a go, �e nie k�amie, zwr�ci� si� do Andrzeja: � Ty to zrobi�e�, Andrzeju? Sk�d skopiowa�e� dese�? � To jest geometryczny rysunek, kt�ry pasuje do faktury drewna, prosz� pana. Nast�pnego dnia Pan przyni�s� mu wi�kszy kawa�ek drewna i n� elektryczny. Powiedzia�: � Zr�b co� z tego. Co chcesz. Andrzej wykona� polecenie w obecno�ci Pana. Potem Pan d�ugo ogl�da� wyko�czony przedmiot. Odt�d Andrzej nie us�ugiwa� ju� przy stole. Zamiast tego kazano mu czyta� ksi��ki o projektowaniu mebli. Nauczy� si� robi� komody i biurka. Robisz zdumiewaj�ce rzeczy � powiedzia� Pan. � Lubi� t� prac�. � Lubisz? � Kiedy rze�bi�, obwody w moim m�zgu lepiej pracuj�. S�ysza�em, �e Pan u�ywa s�owa �lubi�. Ono chyba najlepiej okre�la bo, co czuj�. Lubi� t� prac�. Gerald Martin zaprowadzi� Andrzeja do Zak�ad�w �Universum� produkuj�cych roboty. Jako cz�onek parlamentu stanowego m�g� bez k�opotu uzyska� wizyt� u naczelnego roboto�psychologa. Zreszt� w�a�cicielem robota Gerald Martin zosta� tylko dzi�ki swojemu stanowisku. W owych czasach bowiem roboty by�y rzadko�ci�. Andrzej w�wczas nie rozumia� tych wszystkich spraw, ale p�niej, kiedy zdoby� wi�cej wiadomo�ci o �wiecie, m�g� ponownie przemy�le� dawn� sytuacj� i w�a�ciwie j� oceni�. Roboto�psycholog, Marton Manski, z rosn�cym niezadowoleniem s�ucha� opowie�ci i par� razy musia� powstrzymywa� si�, �eby nie zab�bni� palcami o blat biurka. Mia� chud� twarz, pomarszczone czo�o i mo�na by�o przypuszcza�, �e jest m�odszy ni� wygl�da. � Robotyka nie jest nauk� a� tak �cis�� � powiedzia�. � Nie potrafi� dok�adnie tego panu wyja�ni�, ale obliczenia rz�dz�ce uk�adem �cie�ek pozytronowych s� zbyt skomplikowane, pozwalaj� wi�c jedynie na rozwi�zania przybli�one. Oczywi�cie trzy prawa, na kt�rych zasadzie konstruujemy roboty, pozostaj� zawsze niezmienne. Naturalnie wymienimy panu robota� � Ale� nie � odpowiedzia� Pan. � Robot dzia�a bez zarzutu. Wywi�zuje si� ze swoich obowi�zk�w idealnie. Chodzi tylko o to, �e ponadto z niezwyk�ym kunsztem rze�bi w drewnie i nigdy nie powtarza tego samego wzoru. On tworzy dzie�a sztuki. Manski stropi� si�. � Musz� przyzna�, �e robimy teraz do�wiadczenia z robotami o �cie�kach uniwersalnych� S�dzi pan, �e ten robot jest naprawd� tw�rczy? � Niech pan sam zobaczy. Pan wr�czy� mu ma�� drewnian� kulk�, na kt�rej Andrzej wyrze�bi� bawi�ce si� dzieci. Ch�opcy i dziewczynki byli tak mali, �e z trudem tylko mo�na by�o ich dojrze�, jednak proporcje by�y wspaniale zachowane. Postacie tak idealnie zlewa�y si� ze s�ojami drewna, �e zdawa�o si�, i� te te� s� wyrze�bione. � On to zrobi�? � spyta� Manski. Zwr�ci� kulk�, potrz�saj�c z niedowierzaniem g�ow�. � Mia� pan szcz�cie. To chyba co� niezwyk�ego w �cie�kach. � Czy mogliby�cie skonstruowa� drugiego takiego robota? � Chyba nie. O niczym podobnym nigdy nam dotychczas nie meldowano. � �wietnie. Bardzo si� ciesz�, �e Andrzej jest unikatem. � Przypuszczam, �e firma ch�tnie by wycofa�a pa�skiego robota w celu dok�adnego zbadania � powiedzia� Manski. � Wykluczone � stwierdzi� kategorycznie Pan. � O tym nie mo�e by� mowy. Zwr�ci� si� do Andrzeja: � Idziemy do domu. � Tak jest, prosz� pana � odrzek� Andrzej. Panienka zacz�a spotyka� si� z ch�opcami i niewiele czasu sp�dza�a w domu. To Ma�a Panienka, ju� nie takie dziecko, by�a teraz dla Andrzeja g��wn� osob�. Nie zapomnia�a nigdy, �e pierwsz� rze�b� w drewnie wykona� dla niej. Nosi�a ten wisiorek na srebrnym �a�cuszku. To ona w�a�nie zaprotestowa�a przeciwko rozdawaniu prac Andrzeja, co Pan mia� we zwyczaju. � Pos�uchaj, tato � powiedzia�a � je�eli kto� chce mie� kt�r�� z tych rzeczy, niech za ni� zap�aci, jest tego warta. � Ale�, Mandy, nie b�d� chciwa � powiedzia� Pan. � Nie nam, tatusiu. Tw�rcy. Andrzej nigdy dotychczas nie s�ysza� tego s�owa i kiedy mia� chwil� czasu, zajrza� do s�ownika. Potem odby�a si� kolejna wyprawa, tym razem do radcy prawnego Pana. � Co o tym s�dzisz, Janie? � zapyta� Pan. Adwokat nazywa� si� Jan Feingold. Mia� siwe w�osy i wydatny brzuch, nosi� szk�a kontaktowe z jasnozielon� obw�dk�. Przyjrza� si� ma�ej plakietce, kt�r� poda� mu Pan. � Pi�kna� Ale ju� o tym s�ysza�em. To rze�ba twojego robota, kt�rego tu przyprowadzi�e�. � Tak, Andrzej rze�bi. Prawda, Andrzeju? � Tak, prosz� pana � powiedzia� Andrzej. � Ileby� za to zap�aci�, Janie? � zapyta� Pan. � Trudno mi powiedzie�. Nie jestem zbieraczem. � Czy uwierzysz, �e proponowano mi dwie�cie pi��dziesi�t dolar�w za ten drobiazg? Andrzej robi krzes�a, kt�re id� po pi��set dolar�w sztuka. W banku jest dwie�cie tysi�cy dolar�w ze sprzeda�y prac Andrzeja. � M�j Bo�e, bogacisz si� na nim, Geraldzie. � W pewnym stopniu � odrzek� Pan. � Po�owa tych pieni�dzy jest wp�acana na konto Andrzeja Martina. � Robota? � W�a�nie. Chce wiedzie�, czy to jest zgodne z prawem. � Zgodne z prawem? � pod adwokatem zatrzeszcza�o krzes�o. � To sprawa bez precedensu. A jak tw�j robot podpisa� niezb�dne dokumenty? � Umie si� podpisa�, a ja zanios�em jego podpis do banku. Nie bra�em go ze sob�. Czy co� jeszcze nale�y zrobi�? � Hm � Wydawa�o si�, �e oczy Feingolda znik�y na chwil� pod powiekami. Potem powiedzia�: � Mo�emy wyznaczy� pe�nomocnik�w, kt�rzy w jego imieniu b�d� Prowadzi� sprawy finansowe i w ten spos�b odizolujemy Andrzeja od wrogiego �wiata. Nie radz� robi� nic wi�cej. Na razie nikt si� do tego nie wtr�ca. Je�eli kto� b�dzie mia� obiekcje, niech sam wniesie spraw� do s�du. � A czy podejmiesz si� obrony, gdyby taka sprawa wp�yn�a do s�du? � Za odpowiednie honorarium, oczywi�cie. � Ile za��dasz? � Co� w tym rodzaju. � Feingold wskaza� plakietk�. � Godziwa zap�ata � stwierdzi� Pan. Feingold parskn�� �miechem i zwr�ci� si� do robota. � Zadowolony jeste�, �e masz pieni�dze? � Tak, prosz� pana. � A co masz zamiar z nimi zrobi�? � B�d� p�aci� za r�ne rzeczy, prosz� pana, za kt�re normalnie musia�by p�aci� Pan. To mu oszcz�dzi wydatk�w. Wydatk�w nie brakowa�o. Naprawy by�y kosztowne, a jeszcze wi�cej pieni�dzy poch�ania�y przegl�dy techniczne. Z biegiem lat wypuszczano coraz to doskonalsze modele robot�w. Pan dba� o to, �eby Andrzejowi wbudowano wszystkie nowe usprawnienia, w wyniku czego Andrzej sta� si� tworem doskona�ym. Wszystko op�acone by�o z oszcz�dno�ci Andrzeja. Andrzej przy tym obstawa�. Tylko jego �cie�ki pozytronowe pozostawa�y nietkni�te. Przy tym obstawa� Pan. � Te nowe s� gorsze od twoich, Andrzeju. Nowe roboty s� do niczego � m�wi�. � W fabryce nauczyli si� produkowa� typowe, precyzyjne, zawsze takie same �cie�ki. Nowe roboty niczym si� od siebie nie r�ni�. Robi� to, do czego s� przystosowane. �adnych niespodzianek. Wol� ciebie. � Bardzo panu dzi�kuje. � Musisz wiedzie�, Andrzeju, �e to twoja wina. Jestem pewien, �e Manski sko�czy� z uniwersalnymi �cie�kami, skoro tylko dobrze ci si� przyjrza�. Przerazi� si� rzeczy nieprzewidzianych. Wiesz, ile razy prosi�, �ebym pozwoli� ci� dok�adnie zbada�? Dziewi�� razy! Nie Pozwoli�em jednak, a teraz on ju� przeszed� na emerytur�, wi�c mo�e b�dziemy mieli wreszcie spok�j. W�osy Pana przerzedzi�y si� i posiwia�y, rysy zgrubia�y, Andrzej natomiast prezentowa� si� jeszcze lepiej ni� w�wczas, kiedy przyby� do rodziny. Pani wyjecha�a i przysta�a do grupy malarskiej gdzie� w Europie, Panienka by�a poetk� w Nowym Jorku. Pisywa�y czasem, ale niezbyt cz�sto. Ma�a Panienka wysz�a za m�� i mieszka�a nie opodal. M�wi�a, �e nie chce rozstawa� si� z Andrzejem i kiedy urodzi� jej si� synek, Panicz, Andrzejowi wolno by�o karmi� go butelk�. Andrzej czu�, �e wraz z przyj�ciem na �wiat wnuka Pan ma kogo�, kto zast�pi mu osoby, kt�re odesz�y. M�g� ju� teraz zdoby� si� na to, �eby zwr�ci� si� do niego z pro�b�. � To bardzo �adnie, �e pozwoli� mi pan wydawa� pieni�dze tak, jak sobie �yczy�em. � To by�y twoje pieni�dze, Andrzeju. � Tylko dzi�ki pa�skiej dobrej woli. Przypuszczam, �e zgodnie z prawem m�g� pan wszystko zatrzyma� dla siebie. � �adne prawo nie mo�e mnie zmusi� do nieuczciwo�ci. � Mimo wszystkich wydatk�w i mimo podatk�w, prosz� pana, mam blisko sze��set tysi�cy dolar�w. � Wiem. � Chce panu da� te pieni�dze. � Ja ich nie przyjm�. � W zamian za to, co pan mo�e mi da�. � O? A c� to takiego? � Wolno��, prosz� pana. � Wolno��? � Tak, chce kupi� wolno��, prosz� pana. Nie posz�o to �atwo. Pan zaczerwieni� si�. � Na lito�� bosk� � powiedzia�. Odwr�ci� si� na pi�cie i odszed� sztywnym krokiem. Przekona�a go Ma�a Panienka. Zrobi�a to ostrym, wyzywaj�cym tonem, na dobitk� w obecno�ci Andrzeja. Przez trzydzie�ci lat wszyscy m�wili o Andrzeju przy nim, bez wzgl�du na to, czy sprawa go dotyczy�a, czy te� nie. Przecie� by� tylko robotem. Ma�a Panienka powiedzia�a: � Tatusiu, dlaczego traktujesz te spraw� jak osobisty afront? On i tak zostanie z nami. I nadal b�dzie lojalny. Nic na to nie mo�na poradzi�. Tak jest zaprogramowany. Wa�ne s� tu tylko s�owa. Chodzi jedynie o formalno��. Chce mie� t� �wiadomo��, �e jest wolny. Czy to takie straszne? Czy nie zas�u�y� sobie na to? M�j bo�e, od lat z nim o tym rozmawia�am. � Od lat z nim o tym rozmawiasz? � Tak, stale o tym m�wimy. Andrzej zwleka� z t� pro�b�, bo si� ba�, �e mo�e ci sprawi� przykro��. Zmusi�am go, �eby si� wreszcie do ciebie zwr�ci�. � On nie ma poj�cia, co znaczy wolno��. To robot. � Tatusiu, ty go nie znasz. Andrzej przeczyta� wszystkie ksi��ki, jakie s� w bibliotece. Nie wiem, co on czuje, ale r�wnie� nie wiem, co ty czujesz. Kiedy z nim rozmawiam, widz�, �e reaguje na r�ne poj�cia abstrakcyjne tak samo, jak ty czy ja. A co mo�e mie� wi�ksze znaczenie? Je�eli czyje� reakcje s� takie same jak nasze, to chyba wystarczy. � S�d zajmie w tej sprawie inne stanowisko � odpowiedzia� gniewnie pan. � S�uchaj no ty! � zwr�ci� si� do Andrzeja rozmy�lnie szorstkim tonem. � Mog� ci da� wolno�� jedynie drog� legaln�, a je�eli sprawa znajdzie si� w s�dzie, to nie tylko nie zdob�dziesz wolno�ci, ale s�d dowie si� te� oficjalnie o twoim poka�nym maj�tku. Powiedz� ci, �e robot nie ma prawa zarabia� pieni�dzy. Czy warto ci dla takiej bzdury wszystko straci�? � Wolno�� jest bezcenna, prosz� pana �odpar� Andrzej. � Cho�by szansa wolno�ci warta jest wszystkiego. S�d r�wnie� m�g� uzna�, �e wolno�� jest bezcenna. I m�g� te� orzec, �e robot za najwy�sz� nawet cen� nie mo�e kupi� wolno�ci. Prokurator okr�gowy, rozpatruj�cy stron� sprzeciwiaj�c si� przyznaniu wolno�ci, stwierdzi� zwi�le: � S�owo �wolno�� nie ma znaczenia w zastosowaniu do robota. Tylko cz�owiek mo�e by� wolny. Powtarza� to, ilekro� by�a po temu okazja. M�wi� wolno, rytmicznie uderzaj�c r�k� w st�, �eby zaakcentowa� swoje s�owa. Ma�a Panienka poprosi�a, aby pozwolono jej zabra� g�os w sprawie Andrzeja. Przywo�ano j�, wymieniaj�c nazwisko i imiona, kt�rych Andrzej nigdy przedtem nie s�ysza�. � Amanda Laura Martin Charney. � Dzi�kuj�, Wysoki S�dzie. Nie jestem prawnikiem i nie znam oficjalnej terminologii prawniczej, ale ufam, �e Wysoki S�d zechce wys�ucha� mojej wypowiedzi, bior�c pod uwag� jej sens. Nale�y rozumie�, co dla Andrzeja oznacza wolno��. Pod pewnymi wzgl�dami jest ju� wolny. Od dwudziestu chyba lat nikt z rodziny Martin�w nie wyda� mu rozkazu, kt�rego by on sam nie chcia� wykona� z w�asnej woli. Ale mogliby�my wy da� mu ka�dy rozkaz i to w spos�b najbardziej nawet brutalny, poniewa� jest maszyn�, kt�ra nale�y do nas. Ale dlaczego ma nam przys�ugiwa� takie prawo, skoro Andrzej s�u�y nam od tak dawna, tak wiernie i zarabia dla nas tyle pieni�dzy? Nic nam ju� nie jest winien. To my jeste�my jego d�u�nikami. Gdyby nawet pozbawiono nas prawa korzystania z niewolniczej pracy Andrzeja, on mimo to dobrowolnie nadal by nam s�u�y�. Przyznanie mu wolno�ci by�oby tylko pi�knie brzmi�cym zwrotem, ale dla niego znaczy�oby bardzo wiele. Zyska�by wszystko, a my by�my nic nie stracili. Przez chwile wydawa�o si�, �e s�dzia powstrzymuje si� od u�miechu. � Rozumiem pani punkt widzenia. Chodzi jednak o to, �e w tej dziedzinie nie ma �adnej ustawy i sprawa jest bez precedensu. Ale powszechnie panuje przekonanie, �e tylko cz�owiek mo�e by� wolny. Mog� wyda� nowe orzeczenie, kt�re w wy�szej instancji zostanie obalone, ale nie wolno mi lekcewa�y� og�lnego przekonania. Chce teraz wys�ucha� robota. Andrzeju! Jestem, Wysoki S�dzie. Andrzej po raz pierwszy przem�wi� w s�dzie i s�dziego wyra�nie zaskoczy�o ludzkie brzmienie jego g�osu. � Dlaczego chcesz by� wolny, Andrzeju? Jakie to mo�e mie� dla ciebie znaczenie? � zapyta� s�dzia. � Czy Wysoki S�d chcia�by by� niewolnikiem? � zapyta� Andrzej. � Ale ty nie jeste� niewolnikiem. Jeste� wspania�ym robotem, geniuszem w�r�d robot�w, je�eli dobrze zrozumia�em, zdolnym do tworzenia niezr�wnanych dzie� sztuki. Czego wi�cej m�g�by� dokona�, gdyby� by� wolny? � By� mo�e nic lepszego, Wysoki S�dzie, ale praca dawa�aby mi wi�cej zadowolenia. Tutaj na sali s�dowej m�wiono, �e tylko cz�owiek mo�e by� wolny. Mnie si� zdaje, �e wolny mo�e by� tylko ten, kto pragnie wolno�ci. A ja jej pragn�. Te w�a�nie s�owa przekona�y s�dziego. Rozstrzygaj�ce zdanie jego orzeczenia brzmia�o: �Nikt nie ma prawa odmawia� wolno�ci komukolwiek, kto jest na takim, poziomie umys�owym, �e rozumie poj�cie wolno�ci i jej pragnie�. Decyzja ta zosta�a zatwierdzona przez S�d �wiatowy. Pan by� nadal nie w humorze i na d�wi�k jego szorstkiego g�osu Andrzej czu� si� jakby wstrz�sany kr�tkim spi�ciem. Nie chce tych twoich pieni�dzy, Andrzeju � powiedzia�. � Wezm� je tylko dlatego, �e w przeciwnym razie nie czu�by� si� wolny. Mo�esz odt�d sam przyjmowa� zam�wienia i wykonywa� je, jak ci si� podoba. Nie dostaniesz ju� ode mnie �adnego rozkazu, z wyj�tkiem tego jednego � r�b, co chcesz. Ale nadal jestem za ciebie odpowiedzialny, tak orzek� s�d. Mam nadzieje, �e to rozumiesz. � Przesta� si� z�o�ci�, tatusiu � wtr�ci�a si� Ma�a Panienka. � Ta odpowiedzialno�� to drobiazg. Sam wiesz, �e palcem nie ruszysz. Trzy prawa s� nadal wa�ne. � To na czym polega jego wolno��? � A czy ludzi nie obowi�zuj� ludzkie prawa, prosz� pana? � spyta� Andrzej. � Nie b�d� si� wdawa� w dyskusje � powiedzia� Pan. Wyszed� i po tej rozmowie Andrzej rzadko ju� go widywa�. Ma�a Panienka cz�sto odwiedza�a Andrzeja, kt�ry zamieszka� w zbudowanym dla niego domku. Oczywi�cie nie by�o w nim kuchni ani �azienki. Sk�ada� si� tylko z dw�ch pokoi: w jednym by�a biblioteka, w drugim sk�adzik i pracownia. Andrzej przyj�� du�o zam�wie� i teraz jako wolny robot pracowa� pilniej ni� kiedykolwiek przedtem, dop�ki nie sp�aci� ca�ej nale�no�ci za dom i nie sta� si� jego pe�noprawnym w�a�cicielem. Pewnego dnia przyszed� Panicz� Nie, Jurek ! Po orzeczeniu s�du Panicz prosi� usilnie, �eby Andrzej m�wi� mu po imieniu. � Wolny robot nie powinien u�ywa� s�owa �Panicz� � powiedzia� Jurek. � Ja m�wi� do ciebie Andrzej, wi�c ty musisz m�wi�: �Jurek�. By�o to sformu�owane jak rozkaz, Andrzej wi�c: m�wi� mu Jurek. Ale Ma�a Panienka pozosta�a Ma�� Panienk�. Jurek przyszed� tego dnia sam, z wiadomo�ci�, �e Pan jest umieraj�cy. By�a przy nim Ma�a Panienka, ale Pan wzywa� r�wnie� Andrzeja. Pan m�wi� ca�kiem wyra�nie, chocia� by� bardzo s�aby. Z trudem podni�s� r�k�. � Andrzeju� nie pomagaj mi, Jurku. Nie jestem kalek�, ja tylko umieram� Andrzeju, ciesz� si�, �e jeste� wolny. Chcia�em, �eby� o tym wiedzia�. Andrzej nie m�g� wydoby� z siebie s�owa. Nigdy przedtem nie by� przy niczyjej �mierci, ale wiedzia�, �e oznacza ona, �e mechanizm ludzki przestaje funkcjonowa�. By� to nieodwracalny i niezale�ny od woli cz�owieka kres egzystencji. Andrzej nie potrafi� znale�� w�asnych s��w. Sta� tylko w ca�kowitym milczeniu i ca�kowitym bezruchu. Po pogrzebie Ma�a Panienka powiedzia�a: � Mo�e pod koniec �ycia nie okazywa� ci �yczliwo�ci; Andrzeju, ale by� przecie� stary i zabola�o go to, �e chcia�e� by� wolny. I wtedy Andrzej znalaz� w�a�ciwe s�owa. � Gdyby nie Pan, nigdy bym nie by� wolny � powiedzia�. Dopiero po �mierci Pana Andrzej zacz�� nosi� ubranie. Najpierw spodnie, kt�re dosta� od Jurka. Jurek o�eni� si�, by� adwokatem. Zacz�� pracowa� w firmie Feingolda. Stary Feingold dawno ju� nie �y�, ale jego c�rka prowadzi�a kancelari�. Nazwa firmy brzmia�a teraz �Feingold i Martin�. I tak ju� zosta�o, nawet kiedy c�rka z powodu wieku wycofa�a si� ze sp�ki i nikt z rodziny Feingold�w nie zaj�� jej miejsca. W�a�nie w tym czasie, kiedy Andrzej po raz pierwszy w�o�y� ubranie, nazwisko �Martin� umieszczono w oficjalnej nazwie firmy. Jurek stara� si� ukry� u�miech, kiedy Andrzej po raz pierwszy w�o�y� spodnie, ale ten wyra�nie u�miech widzia�. Jurek pokaza� Andrzejowi, jak si� wk�ada spodnie i zamyka suwak, ale Andrzej zdawa� sobie spraw�, �e nie pr�dko dojdzie do takiej zr�czno�ci ruch�w. � Po co ci spodnie? � zapyta� Jurek. � Masz tak wspaniale funkcjonalne cia�o, szkoda go zakrywa�, zw�aszcza �e mo�esz si� nie troszczy� o temperatur� ani o przyzwoito��. W dodatku nie le�� dobrze na metalu. � Czy cia�a ludzkie nie s� wspaniale funkcjonalne? A jednak ludzie nosz� ubrania � odpowiedzia� Andrzej. � Dla ciep�a, dla higieny, dla ochrony, dla ozdoby. Tobie to niepotrzebne. � Bez ubrania czuj� si� nagi. Czuje, �e jestem inny ni� wszyscy. � Inny! Ale� Andrzeju, przecie� na Ziemi s� teraz miliony robot�w. Na tym obszarze wed�ug ostatniego spisu jest bodaj�e nie mniej robot�w, ni� ludzi. � Wiem. Roboty wykonuj� wszelkie mo�liwe prace. � I �aden nie nosi ubrania. � Ale �aden nie jest wolny, Jurku. Andrzej stopniowo uzupe�nia� swoj� garderob�. Onie�miela� go u�miech Jurka i spojrzenia ludzi zlecaj�cych mu prace. Mimo zdobytej wolno�ci nadal by� �ci�le programowany, gdy chodzi�o o zachowanie wobec ludzi, tote� wa�y� si� posuwa� naprz�d tylko male�kimi kroczkami. Czyja� dezaprobata na ca�e miesi�ce potrafi�a zatrzyma� go w miejscu. Nie wszyscy uznawali wolno�� Andrzeja. Niezdolny by� do odczuwania gniewu, ale kiedy o tej sprawie my�la�, logiczne rozumowanie sprawia�o mu trudno��. Dba� o to, �eby nie nosi� ubrania, kiedy spodziewa� si� odwiedzin Ma�ej Panienki. By�a ju� stara i cz�sto przebywa�a w ciep�ym klimacie. Ale po powrocie od razu przychodzi�a go odwiedzi�. Pewnego razu, kiedy wr�ci�a, Jurek powiedzia� ze smutkiem: � Przypar�a mnie do muru, Andrzeju. B�d� w przysz�ym roku kandydowa� do Parlamentu. Powiada, �e jaki dziad, taki wnuk. � Jaki dziad� � Andrzej urwa� niepewnie. � To znaczy, �e ja Jerzy, wnuk, p�jd� w �lady Pana, mojego dziadka, kt�ry by� reprezentantem we w�adzach ustawodawczych. � Jakby to by�o dobrze � powiedzia� Andrzej � gdyby Pan nadal� Urwa�, bo nie chcia� powiedzie� �funkcjonowa��. To wyda�o mu si� niew�a�ciwe. � �y� � powiedzia� Jurek. � Ja te� od czasu do czasu wspominam starego z�o�nika. Andrzej d�ugo my�la� o tej rozmowie. Zauwa�y�, �e ma k�opoty z wys�awianiem si� kiedy rozmawia z Jurkiem. J�zyk zmieni� si� od czasu, gdy Andrzejowi przy konstrukcji zaprogramowano s�ownictwo. W dodatku Jurek u�ywa� potocznych zwrot�w, kt�rych nie s�ysza� u Pana i Ma�ej Panienki. Dlaczego m�wi o Panu �z�o�nik� przecie� jest to z pewno�ci� niew�a�ciwe s�owo. Andrzej nie m�g� te� szuka� pomocy w swoich ksi��kach. By�y ju� stare, i traktowa�y przewa�nie o snycerstwie, o malarstwie i projektowaniu mebli. Nie mia� ksi��ek o j�zyku ani o ludziach. Wtedy w�a�nie doszed� do wniosku, �e musi poszuka� odpowiednich ksi��ek. A poniewa� by� wolnym robotem, czu�, �e nie wolno mu prosi� o to Jurka. Pojedzie do miasta i skorzysta z biblioteki. Decyzja ta sprawi�a mu wielk� rado�� i poczu�, �e jego potencja� elektryczny wyra�nie si� podni�s�, a� w ko�cu musia� zastosowa� cewk� oporow�. Andrzej ubra� si� starannie, w�o�y� nawet drewniany �a�cuch. Wola�by �wiec�cy plastik, ale Jurek powiedzia�, �e drewno jest bardziej eleganckie, a poza tym polerowany cedr ma znacznie wi�ksz� warto��. Odszed� sto metr�w od domu, gdy rosn�cy wci�� op�r zatrzyma� go. Wykr�ci� wi�c cewk� oporow� z obwodu, a kiedy to nie da�o spodziewanego efektu, wr�ci� do domu i na kawa�ku papieru napisa� wyra�nie: �Poszed�em do biblioteki�. Po�o�y� kartk� na widocznym miejscu na stole. Andrzej nie dotar� w ko�cu do biblioteki. Przedtem sprawdzi� plan. Zna� drog�, ale nie wiedzia� jak wygl�da. Rzeczywiste punkty orientacyjne nie przypomina�y symboli na planie, tote� szed� niepewnie. W ko�cu pomy�la�, �e musia� zab��dzi�, bo wszystko wygl�da�o dziwnie. Min�� jakiego� robota polnego, ale kiedy ju� zdecydowa� si� zapyta� o drog�, nie by�o nikogo w pobli�u. Przejecha� samoch�d, ale si� nie zatrzyma�. Andrzej stan�� niezdecydowany. W�wczas ukaza�o si� dw�ch m�czyzn id�cych w jego kierunku przez pole. Ruszy� im naprzeciw, a oni tak�e zboczyli z drogi. Chwil� przedtem rozmawiali g�o�no, s�ysza� ich g�osy, teraz nie m�wili nic. Ich twarze mia�y wyraz, kt�ry kojarzy� si� Andrzejowi z obserwowan� u ludzi niepewno�ci�. Byli do�� m�odzi, mieli mo�e po dwadzie�cia lat. Nigdy nie potrafi� okre�li� wieku cz�owieka. � Czy mogliby panowie wskaza� mi drog� do biblioteki miejskiej? � zapyta�. Jeden z nich, ten wy�szy, kt�rego wyd�u�a� jeszcze groteskowo kapelusz, zwr�ci� si� do drugiego, ignoruj�c Andrzeja. � To robot. Drugi mia� nos jak kartofel i ci�kie powieki. Powiedzia� do pierwszego, nie do Andrzeja: � Jest ubrany. Wysoki strzel i� palcami. � To ten wolny robot. U Martin�w jest robot, kt�ry do nikogo nie nale�y. Bo dlaczeg� by nosi� ubranie? � Zapytaj go � powiedzia� ten z nosem jak kartofel. � Czy ty jeste� ten robot od Martin�w? � spyta� wysoki. � Nazywam si� Andrzej Martin, prosz� pana � odpowiedzia� Andrzej. � W porz�dku. Rozbieraj si�. Roboty nie nosz� ubra�. Zwr�ci� si� do drugiego: � To oburzaj�ce. Sp�jrz tylko na niego. Andrzej zawaha� si�. Od tak dawna nie s�ysza� rozkazu wydanego takim tonem, �e obwody Drugiego Prawa chwilowo si� zad�y. Wysoki powt�rzy�: � Rozbieraj si�. Rozkazuj� ci. Andrzej powoli zacz�� zdejmowa� ubranie. � Rzu� je � powiedzia� wysoki. � Je�eli on nie nale�y do nikogo, to r�wnie dobrze mo�e by� nasz � odezwa� si� Nochal. � W ka�dym razie mo�emy z nim robi�, co nam si� podoba. Nie niszczymy niczyjej w�asno�ci� Sta� na g�owie � to by�o do Andrzeja. � G�owa nie jest przeznaczona� � zacz�� Andrzej. � To rozkaz. Je�eli nie wiesz jak, to w ka�dym razie spr�buj. Andrzej zn�w si� zawaha�, potem nachyli� si�, �eby oprze� g�ow� na ziemi. Spr�bowa� podnie�� w g�r� nogi i ci�ko upad�. Wysoki powiedzia�: � Le� tutaj. � Zwr�ci� si� do drugiego: � Mo�emy rozebra� go na cz�ci. Rozkr�ca�e� kiedy robota? � A czy on si� da? � Niby jak mo�e nam przeszkodzi�? Andrzej nie m�g�by si� sprzeciwi�, gdyby do�� stanowczo rozkazali mu nie stawia� oporu. Drugie Prawo mia�o pierwsze�stwo przed Trzecim Prawem o samoobronie. Zreszt� gdyby si� broni, m�g�by przypadkiem zrobi� im co� z�ego, a to oznacza�o by z�amanie Pierwszego Prawa. Na t� my�l wszystkie zdolne do ruchu elementy jego cia�a skurczy�y si� raptownie i zadr�a�, le��c na ziemi. Wysoki podszed� i pchn�� go nog�. � Ci�ki jest. Chyba bez narz�dzi nie da rady. � Ka�emy mu, �eby sam si� roz�o�y� na cz�ci. Ale b�dzie ubaw patrzy�, jak si� do tego zabiera � powiedzia� Nochal. � Hm � odezwa� si� po namy�le wysoki. � Ale zabierzemy go z drogi. Jak kto� akurat przyjdzie� Za p�no si� zdecydowa�. Kto� rzeczywi�cie nadszed�. By� to Jurek. Andrzej zobaczy�, jak Jurek wchodzi na szczyt pobliskiego pag�rka. Ch�tnie by da� mu jaki� znak, ale ostatni rozkaz brzmia�: � Le� tutaj. Jurek bieg� ju� teraz i zasapa� si�. M�odzi ludzie cofn�li si� troch� i czekali, co b�dzie dalej. � Andrzeju, czy co� ci si� sta�o? � zapyta� z niepokojem Jurek. � Nic mi nie jest � odpowiedzia� Andrzej. � No to wsta� Co si� sta�o z twoim ubraniem? � To pana robot? � zapyta� wysoki ch�opak. � To niczyj robot � odpowiedzia� Jurek ostro. � Co si� tu dzia�o? � Poprosili�my go grzecznie, �eby si� rozebra�. A co to pana obchodzi, skoro pan nie jest jego w�a�cicielem? � Co oni z tob� robili, Andrzeju? � zapyta� Jurek. � Zamierzali w jaki� spos�b rozebra� mnie na cz�ci. W�a�nie mieli mnie przenie�� w spokojne miejsce i rozkaza�, �ebym si� sam rozmontowa�. Jurek spojrza� na tamtych dw�ch i zadrga� mu podbr�dek. Nie cofn�li si�, stali u�miechni�ci. � Co nam zrobisz, grubasie? Pobijesz nas? � spyta� ironicznie wysoki. � Nie mam potrzeby. Ten robot jest w mojej rodzinie od siedemdziesi�ciu przesz�o lat. Zna nas i ceni bardziej ni� kogokolwiek innego. Powiem mu, �e wy dwaj chcecie mnie zabi�. Poprosz�, �eby mnie broni�. Maj�c do wyboru mnie i was dw�ch, wybierze mnie. A wiecie, co si� z wami stanie, je�eli was zaatakuje? M�odzi ludzie cofn�li si� nieco, miny mieli zaniepokojone. Jurek powiedzia� ostro. � Andrzeju, grozi mi niebezpiecze�stwo, bo ci dwaj chc� mi wyrz�dzi� krzywd�. Podejd� do nich! Andrzej ruszy� w kierunku ch�opak�w, ale ci nie czekali. Umkn�li, co si� w nogach. � W porz�dku, Andrzeju. Mo�esz ju� by� spokojny � powiedzia� Jurek. Sam by� najwyra�niej wytr�cony z r�wnowagi. Dawno ju� przekroczy� ten wiek, kiedy m�g� my�le� o starciu z jednym m�odym cz�owiekiem, a co dopiero z dwoma. � Nie m�g�bym im zrobi� nic z�ego, Jurku. Przecie� widzia�em, �e ci� nie atakuj� � powiedzia� Andrzej. � Nie kaza�em ci ich atakowa�. Powiedzia�em tylko, �eby� do nich podszed�. Reszt� zrobi� strach. � Dlaczego oni tak si� boj� robot�w? � To choroba ludzi, kt�rej si� jeszcze nie pozbyli. Ale mniejsza o to. Co tutaj robisz u diab�a? Mia�em ju� zawr�ci� i wynaj�� helikopter, kiedy ci� znalaz�em. Co ci strzeli�o do g�owy, �eby i�� do biblioteki? Przyni�s�bym ci wszystkie ksi��ki, jakie by ci by�y potrzebne. � Jestem� � zacz�� Andrzej. � Wolnym robotem. Tak, tak. Dobrze ju�, co chcia�e� dosta� w bibliotece? � Chce wiedzie� wi�cej o ludziach, o �wiecie, o wszystkim. I o robotach. Chcia�bym napisa� histori� robot�w. � No dobrze, chod�my do domu� Ale najpierw we� swoje ubranie. Napisano ju� milion ksi��ek na temat robotyki i wszystkie zawieraj� historie tej dziedziny. �wiat wkr�tce zalej� nie tylko roboty, ale i literatura o nich. Andrzej potrz�sn�� g�ow� � by� to ludzki gest, kt�ry ostatnio wszed� mu w nawyk. � Nie chodzi o histori� robotyki. Chodzi o histori� robot�w, napisan� przez robota. Chc� wyja�ni�, jaki roboty maj� stosunek do tego, co dzieje si� na �wiecie od czasu, kiedy pierwszym z nas pozwolono pracowa� i mieszka� na Ziemi. Jurek podni�s� brwi, ale nic nie odpowiedzia�. Ma�a Panienka sko�czy�a w�a�nie osiemdziesi�t trzy lata, ale nie brakowa�o jej ani stanowczo�ci, ani energii. Cz�ciej gestykulowa�a lask�, ni� si� ni� podpiera�a. Z najwy�szym oburzeniem wys�ucha�a relacji o zdarzeniu: � To straszne, Jurku. Kto to byli ci chuligani? � Nie wiem. Co za r�nica? W ko�cu nic mu nie zrobili. � Ale mogli zrobi�. Jeste� adwokatem, Jurku, a zamo�ny jeste� tylko dzi�ki talentowi Andrzeja. To pieni�dze, kt�re on zarobi�, s� podstaw� wszystkiego, co mamy, On od wielu lat zapewnia dobrobyt naszej rodzinie i nie pozwol�, �eby traktowano go jak mechaniczn� zabawk�. � Wi�c co wed�ug ciebie mam zrobi�, mamo? � spyta� Jurek. � Powiedzia�am ju�, �e jeste� adwokatem. Chyba s�ysza�e�. Trzeba jako� stworzy� precedens, �eby s�dy okr�gowe musia�y wreszcie wyda� orzeczenie o prawach robot�w, a parlament uchwal i� odpowiednie ustawy. Je�eli b�dzie konieczne, odwo�asz si� do s�du, �wiatowego. Sama b�d� tego pilnowa�, Jurku. I nie b�d� tolerowa�a opiesza�o�ci ani wym�wek. Ma�a Panienka m�wi�a z ca�� powag�. Tak si� wi�c sta�o, �e sprawa, wszcz�ta dla udobruchania oburzonej starszej pani, sta�a si� problemem prawnym, do�� trudnym i zawi�ym, aby wzbudzi� powszechne zainteresowanie. Jurek jako najstarszy wsp�lnik uk�ada� plany strategiczne, ale w�a�ciwe dzia�anie pozostawi� m�odszym kolegom, najcz�ciej synowi Paw�owi, kt�ry r�wnie� by� wsp�lnikiem zespo�u i sumiennie meldowa� o wszystkim babci. Ma�a Panienka z kolei omawia�a codzienne nowiny z Andrzejem. Andrzej bardzo by� t� spraw� przej�ty. Praca nad ksi��k� o robotach zn�w si� op�ni�a, poniewa� �l�cza� teraz nad tekstami prawnymi i nawet wysuwa� czasem nie�mia�e sugestie. � Tamtego dnia Jurek powiedzia�, �e ludzie boj� si� robot�w. Dop�ki tak b�dzie , ani s�dy, ani parlament nie b�d� chcia�y ich broni�. Czy nie powinno si� jako� poruszy� opinii publicznej? podsun�� my�l Andrzej. Gdy wi�c Pawe� wyst�powa� w s�dzie, Jurek zacz�� przemawia� na zebraniach publicznych. Mia�o to t� zaleta, �e wyst�powa� w charakterze nieoficjalnym, i podkre�la� to, wk�adaj�c czasem modny lu�ny str�j, kt�ry nazywa� draperi�. Pawe� przestrzega� go: � Tylko id�c na m�wnice nie potknij si� o te d�ugie po�y, tato. � Postaram si� � odpar� Jurek, niezbyt t� uwag� zachwycony. Pewnego razu przemawiaj�c na dorocznym zje�dzie dziennikarzy, powiedzia� miedzy innymi: � Skoro na mocy Prawa Drugiego mo�emy wymaga� od ka�dego robota bezwzgl�dnego pos�usze�stwa we wszystkich dziedzinach, kt�re nie przynosz� szkody ludziom, wobec tego ka�dy cz�owiek, powtarzam, ka�dy, ma zatrwa�aj�c� w�adze nad ka�dym robotem, absolutnie nad ka�dym . M�wi�c �ci�lej, poniewa� Prawo Drugie ma pierwsze�stwo przed Trzecim, ka�dy cz�owiek mo�e skorzysta� z prawa pos�usze�stwa, �eby uniewa�ni� prawo dotycz�ce samoobrony. Mo�e rozkaza� ka�demu robotowi, �eby si� sam uszkodzi�, a nawet zniszczy� dla jakiegokolwiek powodu lub bez powodu. Czy to jest sprawiedliwe? Czy post�piliby�cie tak ze zwierz�ciem? Nawet martwy przedmiot, kt�ry nam dobrze s�u�y, wymaga poszanowania. A robot nie jest martwym przedmiotem i nie jest zwierz�ciem. Rozumuje do�� sprawnie, �eby z nami rozmawia�, dyskutowa�, �artowa�. Czy mo�emy traktowa� roboty jak przyjaci�, pracowa� razem z nimi, a jednocze�nie odmawia� im dobrodziejstwa tej przyja�ni, odmawia� im cho�by u�amka korzy�ci ze wsp�pracy? Skoro cz�owiek ma prawo wyda� robotowi ka�dy rozkaz, kt�ry nie przynosi szkody ludziom, powinien mie� do�� przyzwoito�ci, �eby nie wydawa� mu takiego rozkazu, kt�ry m�g�by krzywdzi� robota, je�eli bezpiecze�stwo cz�owieka koniecznie tego nie wymaga. Wraz z wielk� w�adz� idzie w parze wielka odpowiedzialno�� i je�eli roboty musz� przestrzega� trzech praw chroni�cych ludzi, czy jest to zbyt wielkie wymaganie, aby ludzie przestrzegali praw chroni�cych roboty? Andrzej mia� racje. To w�a�nie walka o opinie publiczn� mia�a kluczowe znaczenie w s�dach i parlamencie. W ko�cu wprowadzono przepis prawny, kt�ry formu�owa� warunki, w jakich rozkazy wyrz�dzaj�ce krzywda robotowi by�y zabronione. Przepis by� obwarowany nie ko�cz�cymi si� zastrze�eniami i kary za pogwa�cenie tego przepisu by�y niewsp�miernie ma�e, ale zasada zosta�a ustalona. Ostateczne zatwierdzenie ustawy przez parlament �wiatowy nast�pi�o w dniu �mierci Ma�ej Panienki. Nie by� to przypadek. Ma�a Panienka a� do ostatniego posiedzenia kurczowo trzyma�a si� �ycia i umar�a dopiero wtedy, kiedy nadesz�a wiadomo�� o zwyci�stwie. Ostatnim u�miechem obdarzy�a Andrzeja. Powiedzia�a po raz ostatni: � By�e� dla nas dobry, Andrzeju. Umar�a, trzymaj�c go za r�k�, gdy tymczasem syn, synowa i wnuki, pe�ni szacunku, stali w pewnej odleg�o�ci od obojga. Andrzej czeka� cierpliwie, podczas gdy recepcjonistka znikn�a w pokoju wewn�trznym. Niekiedy kto� wchodzi� do pokoju, �eby mu si� przyjrze�. Andrzej nie stara� si� unika� spojrze�. Patrzy� na przybysza spokojnie, a� wreszcie ten odwraca� wzrok. W ko�cu Pawe� Martin wyszed� z gabinetu. By� zdziwiony, lub raczej by�by zdziwiony, gdyby Andrzej potrafi� wyczyta� to z jego twarzy. Od pewnego czasu Pawe� mocno malowa� twarz, co by�o podyktowane ostatni� mod� dla obojga p�ci, i chocia� dzi�ki tej charakteryzacji zbyt �agodne rysy jego twarzy sta�y si� bardziej stanowcze i ostrzejsze, Andrzej nie pochwala� tego zwyczaju. Odkry�, �e dezaprobata w stosunku do ludzi, byle tylko nie ujmowa� jej w s�owa, ju� nie wprawia go w zak�opotanie. M�g� nawet wyrazi� dezaprobat� na pi�mie. Zdawa� sobie jednak spraw�, �e dawniej by�o inaczej. � Wejd�, Andrzeju. Przepraszam, �e czeka�e�, ale musia�em koniecznie co� sko�czy�. Wejd�. M�wi�e�, �e chcesz ze mn� porozmawia�, ale nie przypuszcza�em, �e chcesz si� ze mn� widzie� tutaj, w mie�cie. � Je�eli jeste� zaj�ty Pawle, mog� zaczeka�. Pawe� spojrza� na migotliwe cienie umieszczonej na �cianie tarczy zegara. Powiedzia�: � Mam troch� czasu. Jak tutaj dotar�e�? � Wynaj��em automatyczny samoch�d bez kierowcy. � �adnych k�opot�w? � zapyta� Pawe� z niepokojem. � Nie spodziewa�em si� k�opot�w. Moje prawa s� chronione. Jeszcze wi�kszy niepok�j odmalowa� si� na twarzy Paw�a. � M�wi�em ci ju�, �e nie mo�na zmusi� nikogo, �eby respektowa� ten przepis prawny. W, ka�dym razie w wi�kszo�ci przypadk�w jest to niemo�liwe. Je�eli nadal b�dziesz si� upiera�, �eby nosi� ubranie, w ko�cu spotkaj� ci� k�opoty, tak jak wtedy. � Ale to si� nigdy wi�cej nie powt�rzy�o, Pawle. Przykro mi, �e jeste� niezadowolony. � Andrzeju, zastan�w si�. W�a�ciwie jeste� �yw� legend� i z wielu powod�w zbyt jeste� cenny, aby� mia� prawo nara�a� si� na niebezpiecze�stwo. Jak tam ksi��ka? � Ju� j� ko�cz�. Wydawca jest chyba zadowolony. � Wspaniale! � Nie jestem pewien, czy jest zadowolony z samej ksi��ki. My�l�, �e spodziewa si� du�ego popytu, bo autorem jest robot. I to g��wnie jest powodem jego zadowolenia. � Ludzka rzecz. � Nie przejmuj� si� tym. Wszystko mi jedno, dlaczego b�d� t� ksi��k� kupowa�, dop�ki to oznacza pieni�dze, kt�re b�d� m�g� wyda�. � Babcia zapisa�a ci� � Ma�a Panienka by�a bardzo hojna i jestem pewien, �e nadal mog� liczy� na pomoc twojej rodziny. Ale to honorarium autorskie ma by� podstaw� moich dalszych poczyna�. � A jakie maj� by� te dalsze poczynania? � Chcia�bym porozmawia� z dyrektorem firmy �Universum�. Usi�owa�em do niego dotrze�, ale jak dot�d bez powodzenia. Firma nie udzieli�a mi �adnej pomocy przy pisaniu ksi��ki, wi�c rozumiesz, �e nie dziwi mnie to. � Pomoc to ostatnia rzecz, jakiej m�g�by� oczekiwa�. Firma nie pomaga�a nam w naszej wielkiej batalii o prawa robot�w. Wr�cz przeciwnie i chyba rozumiesz dlaczego . Je�eli roboty zdob�d� prawa, ludzie mog� nie chcie� ich kupowa�. � Jednak je�eli to ty do nich zadzwonisz, mo�e uda ci si� uzyska� dla mnie pos�uchanie � powiedzia� Andrzej. � Jestem u nich r�wnie �le widziany, jak ty, Andrzeju. � Ale mo�e m�g�by� im da� do zrozumienia, �e je�eli zostan� przyj�ty, unikn� kampanii prowadzonej przez biuro �Feingold i Martin� na rzecz dalszego rozszerzenia praw robot�w. � Czy to nie b�dzie k�amstwo, Andrzeju? � Owszem, Pawle, ale ja nie potrafi� k�ama�. Dlatego ty musisz zadzwoni�. � Nie potrafisz k�ama�, ale mo�esz mnie namawia� do k�amstwa, tak? Upodabniasz si� coraz bardziej do cz�owieka, Andrzeju. Nie�atwo by�o takie spotkanie zorganizowa�, nawet przy do�� znanym nazwisku Paw�a i jego pozycji spo�ecznej. W ko�cu uda�o si�. Prezesem �Universum� by� Harley Smythe Robertson, po k�dzieli potomek pierwszego za�o�yciela firmy. Przybra� podw�jne nazwisko, �eby podkre�li� swoje pochodzenie. Nie by� zbytnio zadowolony z tej wizyty, gdy� zbli�a� si� ju� do wieku emerytalnego, a przez ca�y okres pe�nienia obowi�zk�w prezesa mia� do czynienia ze spraw� walki o prawa robot�w. Czaszk� okrywa�a mu starannie u�o�ona po�yczka z siwych w�os�w, nie u�ywa� szminek. Raz po raz rzuca� na Andrzeja wrogie spojrzenie. Andrzej zacz��: � Prosz� pana, blisko sto lat temu Robert Manski, reprezentant tej firmy powiedzia�, �e matematyka rz�dz�ca uk�adem �cie�ek pozytronowych jest zbyt skomplikowana, pozwala wi�c jedynie na rozwi�zania przybli�one. W zwi�zku z tym nie mo�na dok�adnie sprecyzowa� moich mo�liwo�ci. Smythe�Robertson zawaha� si�, a nast�pnie powiedzia� ozi�ble: � To by�o sto lat temu, prosz� pana. Dzisiaj to twierdzenie jest ju� niezgodne z prawd�. Obecnie nasze roboty wykonuje si� precyzyjnie i s� one dok�adnie zaprogramowane do pe�nienia swoich obowi�zk�w. Pawe�, kt�ry towarzyszy� Andrzejowi, �eby, jak powiedzia�, mie� pewno��, �e firma go nie wykiwa, wtr�ci�: � Tak, i w rezultacie moja sekretarka nie potrafi samodzielnie zareagowa� na �adn� sytuacj�, kt�ra cho�by nieznacznie odbiega od typowej. � By�by pan o wiele bardziej niezadowolony, gdyby pa�ska sekretarka podejmowa�a samodzielne decyzje. � Czy to znaczy, �e nie produkujecie ju� robot�w takich jak ja, maj�cych zdolno�� przystosowania si� i samodzielno�� my�lenia? � zapyta� Andrzej. � Ju� nie. � Badania, kt�re przeprowadzi�em w zwi�zku z moj� ksi��k� wskazuj�, �e jestem najstarszym robotem, jaki obecnie funkcjonuje. � Najstarszym obecnie i najstarszym, jaki w og�le istnia�. Najstarszym, jaki b�dzie istnia� kiedykolwiek. Obecnie po dwudziestu pi�ciu latach staje si� bezu�yteczny. Wycofujemy go i zast�pujemy nowszym modelem. � �aden z obecnie produkowanych robot�w nie mo�e dzia�a� d�u�ej ni� dwadzie�cia pi�� lat? � powt�rzy� uprzejmie Pawe�. � Andrzej jest wi�c pod tym wzgl�dem wyj�tkiem. Ale Andrzej stara� si� nie odbiega� od tematu i spyta�: � Czy jako najstarszy i najbardziej samodzielny robot na �wiecie nie jestem do�� niezwyk�y, aby zas�ugiwa� na specjalne traktowanie ze strony firmy �Universum�? � W �adnym wypadku � lodowatym tonem odpowiedzia� Smythe�Robertson. �Ta niezwyk�o�� jest powodem wielkich k�opot�w dla naszej firmy. Pech chcia�, �e ci� sprzedano, a nie wypo�yczono, bo by�my ci� dawno wycofali i wymienili. � Ale w�a�nie o to chodzi � powiedzia� Andrzej. �Jestem wolnym robotem i panem samego siebie. Dlatego przyszed�em do pana z pro�b�, �eby mnie pan wymieni�. Nie wolno tego zrobi� bez zgody w�a�ciciela. Obecnie taka zgoda jest ju� warunkiem wst�pnym przy wypo�yczaniu robota, ale za moich czas�w sytuacja wygl�da�a inaczej. Smythe�Roberson by� zaskoczony i wstrz��ni�ty, przez chwil� panowa�a cisza. Andrzej przygl�da� si� holografowi na �cianie. Przedstawia� po�miertn� mask� Zuzanny Calvin, patronki wszystkich robot�w. Nie �y�a ju� blisko od dwustu lat, ale w zwi�zku z ksi��k�, kt�r� pisa�, Andrzej tyle o niej wiedzia�, a� zdawa�o mi si�, �e zna� j� osobi�cie. Smythe�Robertson powiedzia� z ponurym u�miechem: � Jak�e mog� ci� wymieni� na twoje zlecenie? Je�eli zast�pi� ci� jako robota, w jaki spos�b mam da� nowego robota tobie jako w�a�cicielowi! Ale� przez sam akt wymiany przestaniesz istnie�. � To nic trudnego � zaoponowa� Pawe�. � Indywidualno�� Andrzeja tkwi w jego pozytronowym m�zgu i to jest ta cz��, kt�rej nie mo�na zamieni�, nie tworz�c nowego robota. M�zg pozytronowy to w�a�nie jest Andrzej � w�a�ciciel. Wszystkie inne cz�ci cia�a mo�na zamieni� bez �adnego wp�ywu na indywidualno�� robota i s� one w�asno�ci� m�zgu. Chc� przez to powiedzie�, �e Andrzej pragnie otrzyma� dla swego m�zgu nowe cia�o. � Tak, o to mi chodzi � spokojnie powiedzia� Andrzej. Zwr�ci� si� do Smythe�Robertsona: � Zak�ady produkowa�y przecie� androidy, prawda? Roboty takie maj� wygl�d zewn�trzny cz�owieka, nawet je�eli chodzi o sk�r�. � Tak, to prawda. Ich sk�ra z syntetycznego w��kna, a tak�e �ci�gna funkcjonowa�y bez zarzutu. Tylko w m�zgu stosowali�my metal, a jednak roboty te by�y r�wnie trwa�e jak modele metalowe. Mo�e nawet trwalsze. � Nic o tym nie wiedzia�em � zainteresowa� si� Pawe�. � Ile ich jest na rynku? � Nie ma wcale � odpowiedzia� Smythe�Robertson. � By�y znacznie dro�sze od modeli metalowych i analiza rynku wykaza�a, �e nie mia�y powodzenia. Zbyt by�y podobne do ludzi. � Oczywi�cie zak�adam, �e firma zachowa�a dokumentacj� fachow� dotycz�c� produkcji takich modeli. Je�eli tak, chcia�bym, �eby zast�piono mnie robotem organicznym, androidem. � M�j Bo�e! � powiedzia� zdziwiony Pawe�. Smythe�Robertson zesztywnia�. � To niemo�liwe! � A dlaczego! � zapyta� Andrzej. � Zap�ac� ka�d� cen�, oczywi�cie w granicach rozs�dku. � Nie produkujemy android�w � odpad Smythe�Robertson. � Nie chcecie produkowa� android�w � wtr�ci� szybko Pawe�. � Ale to nie znaczy, �e nie mo�ecie ich produkowa�., � Tak czy owak produkcja android�w jest sprzeczna z przyj�t� polityk� � powiedzia� Smythe�Robertson. � Nie ma prawa, kt�re by tego zabrania�o � odpar� Pawe�. � W ka�dym razie nie produkujemy android�w i nigdy nie b�dziemy ich produkowa�. Pawe� chrz�kn��. � Prosz� pana � powiedzia�. � Andrzej jest wolnym robotem, kt�rego chroni ustawa dotycz�ca praw robot�w. Chyba zdaje pan z tego spraw�. � Az za dobrze. � Nosi ubranie, bo jako wolny robot tak sobie �yczy. Z tego powodu spotykaj� go cz�sto przykro�ci ze strony bezmy�lnych ludzi, mimo �e prawo zabrania poni�ania robot�w. Nie�atwo jest wnosi� do s�du skargi o �amanie tego prawa, je�eli wykroczenia tego typu nie spotykaj� si� z og�lnym pot�pieniem tych, co decyduj� o winie i niewinno�ci. � Nasza firma zdawa�a sobie z tego spraw� od pocz�tku. Niestety firma pa�skiego ojca nie zdo�a�a tego przewidzie�. � M�j ojciec ju� nie �yje � powiedzia� Pawe�. � Ja natomiast widz� jasno, �e mamy tu do czynienia z jawnym i celowym �amaniem prawa. � Co te� pan opowiada! � M�j klient, Andrzej Martin � w�a�nie zosta� moim klientem jest wolnym robotem, kt�ry ma prawo ��da� od firmy �Universum� wymiany, z kt�rej korzysta� mog� wszyscy posiadacze robot�w od przesz�o dwudziestu pi�ciu lat. �ci�le bior�c, firma domaga si�, aby z niej korzystano. Pawe� u�miechn�� si� i z ca�� swobod� m�wi� dalej � M�zg pozytronowy moje go klienta jest w�a�cicielem jego cia�a, kt�re niew�tpliwie ma wi�cej ni� dwadzie�cia pi�� lat. M�zg pozytronowy ��da wymiany cia�a i chce zap�aci� godziw� cen� za cia�o androida, kt�re zostanie dla niego skonstruowane. Odmawiaj�c spe�nienia tej pro�by, poni�a pan mojego klienta, wobec czego wniesiemy spraw� do s�du. Wprawdzie opinia publiczna z regu�y nie by�aby sk�onna poprze� tego rodzaju ��dania robota, pozwol� sobie jednak przypomnie� panu, �e firma �Universum� nie cieszy si� popularno�ci�. Nawet ci, co ci�gn� najwi�ksze korzy�ci z robot�w, patrz� na pa�sk� firm� krzywym okiem. By� mo�e jest to echo czas�w, w kt�rych obawiano si� robot�w. A mo�e niech�� wobec pot�gi i bogactwa firmy, kt�ra posiada monopol �wiatowy. Zreszt� mniejsza o przyczyny, rzec z w tym, �e taka powszechna niech�� istnieje, tote� w ko�cu uznacie chyba, �e lepiej nie nara�a� si� na spraw� s�dow�, zw�aszcza, �e m�j klient jest zamo�ny i b�dzie �y� jeszcze przez wiele stuleci, a nie widz� powodu, dla kt�rego nie mia�by prowadzi� batalii w niesko�czono��. Smythe�Robertson zaczerwieni� si�. Chce mnie pan zmusi� � Do niczego pana nie zmuszam � odrzek� Pawe�. � Wolno panu odm�wi� zgody na pro�b� mojego klienta i je�eli pan tak postanowi, wyjdziemy bez s�owa� ale wniesiemy spraw� do s�du, bo bez w�tpienia mamy do tego prawo. Przekona si� pan, �e w ko�cu przegracie. � Hm � zacz�� Smythe�Robertson i umilk� na chwil�. � Widz�, �e si� pan jednak zgodzi � powiedzia� Pawe�. � Waha si� pan na razie, ale w ko�cu podejmie pan t� decyzj�. Chcia�bym tylko zrobi� jeszcze jedno zastrze�enie. Je�eli w trakcie przenoszenia m�zgu pozytronowego mojego klienta z jego obecnego cia�a do cia�a organicznego, m�zg ten zostanie w niewielkim cho�by stopniu uszkodzony, nie spoczn�, dop�ki nie dopiek� wam do �ywego. Podejm� w razie potrzeby wszelkie kroki, �eby zmobilizowa� opini� publiczn� przeciwko pa�skiej firmie, gdyby chocia� jedna platynowo�irydowa �cie�ka w jego m�zgu zosta�a podrapana. Zwr�ci� si� do Andrzej