7010
Szczegóły |
Tytuł |
7010 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7010 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7010 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7010 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Mariusz Ma�lanka
Bidul
Projekt ok�adki Ma�gorzata Karkowskn
Zdj�cie na ok�adce Flash Press Media
Redaktor serii Pawe� Szwed
Redaktor prowadz�cy
Ewa Niepok�lczycka
Redakcja
Mira ��tkowska
Redakcja techniczna
Lidia Lamparska
Korekta
Bo�enna Burzy�ska El�bieta jaroszuk
Copyright � by Mariusz Ma�lanka, 2004
Copyright � for the Polish edition by Bertelsmann Media Sp. z o.o., 2004
�wiat Ksi��ki
Warszawa 2004
Bertelsmann Media Sp. z o.o.
ul. Roso�a 10, 02-786 Warszawa
Sk�ad i �amanie Joanna Duchnowska
Druk i oprawa Rzeszowskie Zak�ady Graficzne S.A.
ISBN 83-7391-454-4 Nr 4698
Wie�niaki
Gdyby teraz kto� niewidzialny odezwa� si� do mnie, na przyk�ad Pan Nikt, i poprosi�by mnie, �ebym mu si� przedstawi�, to powiedzia�bym tak: �Dzie� dobry. Nazywam si� Borys Mleczko i mam dziesi�� lat". I tyle. Nie lubi� o sobie m�wi�.
A gdyby Pana Nikt to nie zadowoli�o i dalej prosi�by mnie, �ebym powiedzia� mu co� wi�cej o sobie, i dodawa�by, �e chce zosta� moim kumplem i takie tam r�ne, to dla �wi�tego spokoju - �eby mnie wi�cej nie denerwowa�, bo i tak jestem ju� nie�le wnerwiony - powiedzia�bym, �e obecnie siedz� w autobusie wtulony w szyb�. Autobus przed chwil� wjecha� do miasta.
W mie�cie jestem po raz drugi w �yciu, ale nie interesuj� mnie mijane widoki, tak jak za pierwszym razem, kiedy by�em w mie�cie.
Panie Nikt, teraz autobus zatrzymuje si� na �wiat�ach, ludzie przechodz� przez ulic�, zmienia si� �wiat�o, po czym autobus rusza i jedzie dalej, do dworca, a ja ci�gle gapi� si� t�po przez okno i nic mnie nie interesuje: budynki, ludzie, drzewa, samochody. My�l� o tym, co b�dzie i jak to wszystko b�dzie wygl�da�, kiedy dojedziemy tam, gdzie mamy dojecha�.
Autobus jest pe�en pasa�er�w. Obok mnie siedzi gruba baba z w�sami, kt�ra dosiad�a si� do mnie jaki� czas temu, poniewa� siedzia�em sam. Baba wcina chrupki i po-
twornie przy tym szele�ci torebk�. Od czasu do czasu spogl�dam na te chrupki. Wtedy baba zerka na mnie podejrzliwie i r�koma zakrywa chrupki, jakby si� ba�a, �e je zjem oczami.
W dupci mam jej chrupki!
Przede mn� siedz� moi m�odsi bracia - Tytus i Dawid -i od czasu do czasu odwracaj� si� do mnie, i z tej baby si� �miej�. Wtedy tato, kt�ry siedzi przed nimi z nasz� m�odsz� siostr� Nadi�, m�wi do nich, �eby siedzieli spokojnie i nie rechotali. Tytus z Dawidem w�wczas si� uspokajaj�, ale po chwili z powrotem zaczynaj� rechota�.
Z nami nie jedzie nasz najm�odszy brat Kuba i mama. Kuba przebywa w szpitalu albo cholera wie, gdzie on teraz jest, ale tato m�wi�, �e si� dowiemy, kiedy dojedziemy na miejsce. Natomiast mama zosta�a w domu na wsi, poniewa� nie chcia�a z nami jecha�.
Pierwszym razem by�em w mie�cie dwa lata temu. Wtedy wujek zabra� mnie do fryzjera. By� to prezent dla mnie na moj� Pierwsz� Komuni� �wi�t�.
Gdy fryzjer posadzi� mnie na krze�le i zabra� si� do obcinania moich w�os�w - by�em podekscytowany, stremowany i troch� wystraszony. I siedzia�em nieruchomo na krze�le, �eby fryzjer przypadkiem nie obci�� mojego ucha, gdy� by� to m�j debiut u fryzjera. Wcze�niej moje w�osy obcina� tylko tato. R�wnie� tato obcina w�osy mojemu rodze�stwu. Tato tak�e obcina w�osy swoim kolegom, z kt�rymi potem pije wina. Gdy wypij� wina, wtedy koledzy taty id� do swoich dom�w �krokiem w�owym" i czasem si� wywracaj� na ziemi�, bo si� potykaj� o w�asne nogi, ale po chwili si� podnosz� i id� dalej. Kiedy jestem w domu, to zawsze ich obserwuj�, jak tak id�, i zastanawiam si�, ile razy si� wywr�c�, zanim znikn� z moich oczu. Gdy kto� upadnie, �miej� si� do rozpuku, a gdy nikt nie upada -jestem z�y, bo nie ma si� z czego �mia�.
Kiedy fryzjer obci�� moje w�osy, wsta�em i przejrza�em
si� w lustrze. Wtedy wujek, kt�ry sta� za mn�, zapyta�: �No i jak �opcino fryzjyr? Jak ci si� podobo?". Ja na to odpar�em: �Tak samo jak tata!". W�wczas fryzjer z niedowierzaniem spojrza� na mnie.JJa chwili wujek mu zap�aci�, po czym wyszli�my od fryzjera i poszli�my na spacer po mie�cie.
Gdy tak spacerowali�my, to wchodzili�my do r�nych sklep�w, a wujek kupowa� sobie jakie� �rubki i cz�ci zamienne do roweru. Drepcz�c przy wujku, nie wiedzia�em, na co mam si� patrze�, bo tyle by�o sklep�w, samochod�w, ludzi i jeszcze nie wiadomo czego. Rozgl�da�em si� na wszystkie strony i �a�owa�em, �e nie mam dodatkowej pary oczu tam, gdzie mam uszy, albo z ty�u g�owy - tyle wtedy chcia�em zobaczy� i a� taki by�em napalony na patrzenie na to wszystko, co mnie otacza�o. A �e mam tylko jedn� par� oczu, moja g�owa ci�gle lata�a na wszystkie strony, a� w pewnym momencie wszed�em w s�up i do domu wr�ci�em z guzem na czole.
A teraz to co?! No co? Siedz� w autobusie wtulony w szyb� i nie interesuj� mnie mijane widoki. Ci�gle my�l�, jak to wszystko b�dzie wygl�da�o, kiedy dojedziemy tam, gdzie mamy dojecha�. Ciekawo�� potwornie mnie z�era. Robi� si� mniejszy i mniejszy. Jeszcze jestem, ale ciekawo�� nied�ugo mnie po�re. Nie b�dzie mnie. Dojed�my ju� tam, gdzie mamy dojecha�! Panie Nikt, koniec na razie z tymi gadkami. 1 nie powiem panu, dok�d jedziemy. Daj mi pan troch� spokoju. Potem panu opowiem wi�cej. A jak b�dzie si� pan upiera�, �ebym dalej opowiada�, to panu powiem: � Fakju!"
Przed chwil� wysiedli�my z autobusu.
Teraz stoimy na peronie dla wysiadaj�cych. Tato zapina guziki przy kurtce Nadii, Dawid d�ubie w nosie, a Tytus �mieje si� z niego. No a ja stoj� kilka metr�w od nich i si� im przygl�dam.
- Chod�ta - m�wi tato, kiedy ko�czy zapina� guziki przy kurtce Nadii.
Idziemy. Po chwili wychodzimy z dworca. Tato zatrzymuje si� i wyci�ga kartk� z kieszeni. Czyta. Po chwili zatrzymuje starsz� kobiet� i pyta si� jej, jak dojecha� na ulic� Szcz�liw�. Kobieta patrzy si� na nas jak na zjawy, po czym odpowiada, �e trzeba wsi��� w autobus miejski / z numerem 7, 25, 30 lub 51. /
- Z przystanku obok tego budynku - i pokazuje r�k� na budynek po drugiej stronie ulicy. - A po co pan tam jedzie?
Tato m�wi: dzi�kuj�, i odchodzi od kobiety, lecz ona go zatrzymuje i m�wi, �e mu wyt�umaczy. Tato patrzy si� na kobiet�, a ona m�wi, �e 7 jedzie do ulicy R�wnej i trzeba si� jeszcze kawa�ek przej��. 25 jedzie na ulic� Szcz�liw�, ale kursuje bardzo rzadko. A je�li si� pojedzie 30, to tak�e trzeba kawa�ek przej��. Natomiast 51 jedzie tylko do ulicy G��bokiej i trzeba jeszcze i�� przez ma�y park, a potem ulic� R�wn�, �eby doj�� do Szcz�liwej.
Tato, s�uchaj�c tego wszystkiego, drapie si� po g�owie, dzi�kuje kobiecie i m�wi, �e i tak tego wszystkiego nie zapami�ta, bo on nie jest z tego miasta, tylko ze wsi, a gdzie ma wysi���, to b�dzie si� pyta� ludzi w autobusie.
- Ale ja panu wyt�umacz� - nalega kobieta. - Zapami�ta pan.
I tato, s�uchaj�c kobiety dalej, non stop jej dzi�kuje i m�wi, �e nie zapami�ta, a ona dalej mu t�umaczy, jak ma dojecha� na ulic� Szcz�liw�.
- A najlepiej b�dzie, jak pan b�dzie si� pyta� ludzi w autobusie, gdzie ma pan wysi���, bo to jest daleko i mo�e pan nie zapami�ta� - ko�czy kobieta po kilku minutach t�umaczenia. - To pana dzieci? - pyta si� taty, patrz�c na nas.
. - No! - odpowiada tato. - Moje.
- A sk�d pan jest?
- Z Cornego Lasu. ,
8
- A gdzie to jest?
- Dzi�kuj� pani. - Tato odchodzi od kobiety i m�wi do nas: - Chod�ta, dzieci.
Idziemy. Obok taty idzie Nadia. Za nimi idzie Tytus z Dawidem. A ja id� na ko�cu i ogl�dam si� za siebie, i widz�, �e kobieta ci�gle stoi w miejscu i patrzy si� na nas, jak si� oddalamy.
Nie polubi�em tej kobiety, chocia� wyt�umaczy�a nam, jak mamy dojecha� na ulic� Szcz�liw�. A nie polubi�em jej dlatego, bo przypomina mi pewn� kobiet�, kt�ra przyje�d�a na moj� wie� podczas wakacji do swojej rodziny i wszystko j� interesuje, a szczeg�lnie moja rodzina. W zesz�e wakacje czasem wchodzi�em z moim koleg� Marcinem mi�dzy k�osy �yta lub chowali�my si� w krzakach i rzucali�my w jej stron� jab�kami, kiedy ona spacerowa�a. Wtedy ona rozgl�da�a si� wok� siebie i nie wiedzia�a, sk�d nadlatuj� jab�ka, i mamrota�a pod nosem: �Jezus Maria, sk�d te jab�ka?". No i dalej rozgl�daj�c si� wok� siebie, szybko si� oddala�a, a my cicho chichotali�my tam, gdzie byli�my schowani.
A mo�e ta baba teraz patrzy si� tak na nas, jak si� oddalamy, bo jeste�my obdarci i mamy obciachowe ubrania? Ciekawe, czy ona wie, �e jedziemy do domu dziecka?... Panie Nikt, teraz opowiem panu, dok�d jedziemy.
Ponad miesi�c temu tato powiedzia� nam, �e b�dzie nas musia� odda� do domu dziecka. Wtedy spyta�em si� go: �Co to jest dom dziecka?". A on odpowiedzia�, �e mieszka tam du�o dzieci, a mo�e ma�o, i my b�dziemy mieszka� tam razem z nimi, a on czasem b�dzie nas odwiedza�. A jak jest w domu dziecka, to on nie wie, bo tam nigdy nie mieszka� ani cho�by przez chwil� tam nie by�. Mama doda�a, �e wreszcie b�dzie mia�a od nas spok�j i w ko�cu sobie od nas odpocznie, a my. przynajmniej b�dziemy mieli co je��, bo ojciec przepija wszystkie pieni�dze. Na co tato, akurat nie naprany w trzy dupy, powiedzia� jej �eby prze-
sta�a pierdoli�, bo j� znowu zamknie w wariatkowie lub jej zaraz przypierdoli. Potem ju� by�o jak zwykle. Po chwili dodawa�, �eby si� umy�a, bo �mierdzi, a on nie b�dzie wk�ada� swojego fiuta w �mierdz�c� pizd�. Mama odpowiada�a, �e i tak j� gwa�ci po pijanemu i �e jego pijacki kutas r�wnie� �mierdzi. Ojcu w�wczas piana sz�a z pyska, wi�c si� dalej k��cili, wyzywali i cz�sto rzucali w siebie tym, co mieli pod r�k�: �y�k�, widelcem, talerzem, kubkiem, sto�kiem, drewnem, m�otkiem. Te k��tnie i walki zawsze wygrywa� tato, a mama zap�akana i zakrwawiona wybiega�a z domu. Po kilku godzinach wraca�a i ojciec dalej j� pra�.
By�em bardzo ciekaw, jak jest w domu dziecka, i odlicza�em dni, kiedy tato nas tam odwiezie.
Przed tym, jak tato nam powiedzia�, �e b�dzie nas musia� odda� do domu dziecka, kilka razy by�y w moim domu jakie� baby z S�du Rodzinnego czy co� podobnego. Rozmawia�y z mam�. Mama m�wi�a tym babom, �eby nas wzi�y do domu dziecka, bo ojciec nas tyle narucha� i przepija pieni�dze, kt�re zarobi, a ona jest chora i musi si� leczy� w psychiatryku i nie ma ju� do nas si�y i nie ma tak�e si�y do pracy, a tam, w domu dziecka, b�dziemy mie� na pewno lepiej, a ona sobie wtedy odpocznie. Zawsze kiedy te baby przychodzi�y, taty nie by�o w domu, poniewa� by� w pracy albo nie wiadomo gdzie. Mnie r�wnie� prawie zawsze nie by�o w domu, poniewa� by�em w szkole, w lesie lub w domu u mojego kolegi Marcina. Kiedy by�em u Marcina, wtedy przybiega� po mnie kto� z mojego rodze�stwa i m�wi�, �e jakie� baby przysz�y do domu i chcia�y ze mn� rozmawia�. Szed�em wi�c do domu. Baby pyta�y, jak mi si� mieszka w domu. Czy lubi� tat� i mam�? Czy mam co je��? Jak si� ucz� i czy odrabiam lekcje? Zadawa�y mn�stwo r�nych pyta�, a ja na wszystkie odpowiada�em �tak" lub �dobrze" i si� �mia�em. Wtedy baby m�wi�y, �e chyba k�ami�, bo w domu nie ma co
10
je��, a ja m�wi�, �e nie jestem g�odny, a one maj� inne informacje ze szko�y i od ludzi ze wsi. Ale ja nie k�ama�em - nigdy nie by�em g�odny. Jad�em zawsze u Marcina albo u innego kolegi. U Marcina jak jego mama dawa�a mu jedzenie, wtedy dawa�a tak�e i mnie. A jak poszed�em do innego kolegi - r�wnie� jego mama dawa�a mi jedzenie i zawsze m�wi�y, �ebym jad� i si� nie wstydzi�, bo pewnie jestem g�odny. Cz�sto nie mog�em wszystkiego zje��, ale g�upio mi by�o odmawia�, bo mo�e i by si� obrazi�y i nast�pnym razem by mi ju� nic nie da�y. Potem, gdzie� przez godzin�, nie mog�em si� rusza�, bo tak mi brzuch wypycha�o. W domu jad�em bardzo rzadko. Mojemu rodze�stwu, kiedy chodzili sobie po wsi, tak�e kto� dawa� je��. No a w szkole dostawa�em kanapki od Marcina, kt�re zabiera� z domu do szko�y dla siebie i dla mnie. Niekt�re dzieci, co tak jak i ja nie mia�y kanapek, prosi�y go, �eby im te� da�, ale Marcin im nie dawa� i m�wi�, �eby przynios�y sobie z domu. Wtedy te dzieci �mia�y si� ze mnie, �e jestem biedak, ale ja mia�em to w dupce i wcina�em kanapki.
- O, to chyba tutej - m�wi tato, pokazuj�c r�k� na du�y budynek. - Ten du�y dum! Chod�ta dzieci! Chod�-ta, chod�ta.
Rozgl�daj�c si� na wszystkie strony, przechodzimy przez bram�, po czym wchodzimy po schodach i stajemy przed drzwiami do budynku. Tato naciska na dzwonek przy drzwiach, a ja zaciskam mocno usta, bo za chwil� wejdziemy do �rodka i wszystko zobacz�; denerwuj� si� i wszystko we mnie drga. Wewn�trz budynku s�ysz� wrzask i �miech. Co chwil� do drzwi podbiega jakie� dziecko, wygl�da przez szybk�, kt�ra jest w drzwiach, patrzy si� na nas, �mieje si� i ucieka.
Tato naciska na dzwonek jeszcze raz, gdy� nikt nam nie otwiera.
11
Tymczasem ja zagl�dam przez t� szybk�, bo chc� zobaczy�, jak jest wewn�trz budynku.
- Co si�, kurwa, patrzysz, wsioku?! - krzyczy ch�opiec, kt�ry nagle z tamtej strony podbiega do drzwi.
Odskakuj� od drzwi, gdy� si� wystraszy�em jego krzyku jak psa, kt�ry nagle, nie wiadomo sk�d, podbiega do cz�owieka i zaczyna ujada�.
Ch�opiec robi do mnie miny i odchodzi od drzwi.
Tato patrzy si� na mnie, a mnie si� wydaje, jakby ten ch�opiec by� psem uwi�zanym przy budzie na podw�rku u Marcina. Bo na psa Marcina trzeba uwa�a�, poniewa� ma d�ugi �a�cuch i nagle, kiedy przechodzi si� obok, mo�e wyskoczy� z budy i z�apa� za nogawk� lub gorzej -za nog�. Czasem trenuj� refleks na psie Marcina. Zak�adam si� z Marcinem, �e podejd� bardzo blisko budy jego psa. Marcin wtedy rysuje patykiem na ziemi lini�, do kt�rej mam podej��, a ja powoli podchodz� do tej narysowanej linii. Kiedy pies wyskakuje z budy - wtedy szybko odbiegam. Zawsze staram si� podej�� jak najbli�ej narysowanej linii i, jak do tej pory, pies Marcina jeszcze mnie nigdy nie dopad�. Ale tak�e jeszcze nigdy nie doszed�em do samej linii. Zak�ad zawsze przegrywam, bo pies Marcina wyskakuje z budy wtedy, kiedy ja mam jeszcze mo�e z metr do narysowanej linii. Wydaje mi si�, �e pies Marcina co� czuje, �e jak ja podejd� do tej linii - wtedy Marcin przegra zak�ad. Cwana bestia z tego psa.
Wysoki, gruby i �ysy facet otwiera nam drzwi.
- Nazywom si� Stanis�of Mlecko - m�wi tato do �ysego faceta. - Przywiuzem dzieci. Tutej mom skierowanie z Sondu Rodzinnego - tato pokazuje skierowanie �ysemu facetowi. - Kozali mi tutej �odwie� dzieci.
- Prosz� wej�� - m�wi facet.
Wchodzimy g�siego do budynku. Dzieci, chichocz�c, przygl�daj� si� nam. Czuj�, jakby mr�wki lata�y po moim ciele i staram si� na nikogo nie patrze�.
12
- Prosz� za mn� - m�wi facet. Idziemy.
- Nowi - m�wi kto�.
- Wsioki - m�wi inny.
- Prosz� si� uspokoi�! - m�wi facet.
Ale dzieci si� nie uspokajaj� i dalej chichocz�. Idziemy wi�c korytarzem za tym facetem, a ja udaj�, �e niczego nie s�ysz� i patrz� si� na �ciany albo w sufit, byleby tylko nie patrze� si� na mijane dzieci.
- Zobacz na tego!
- A jakie ten drugi ma obciachowe kozaki!
- Patrzcie, jak� ten ma wiejsk� kapot�!
- A ten, jaki przybity!
- S�oma mu z but�w wystaje.
- Wie�niaki! Czujecie, jak zalatuje wioch�? Wszyscy wybuchaj� �miechem.
- Ty, mo�e jajka przywie�li?
- Albo mo�e s�onin� maj�? No nie, to tak tutaj jest?
- Mo�e zimnioki mota?
- Handlujeta kartoflami?
- A cebul�, marchewk�, pietruszk�?
Wreszcie pokonujemy d�ugi korytarz i wchodzimy do du�ego pokoju. W pokoju stoi pi�� ��ek. Facet m�wi, �eby�my sobie usiedli. Siadamy wi�c i rozgl�damy si� po pokoju. W oknie widz� kraty.
Co to?! Co to, wi�zienie?
Facet prosi tat� na rozmow� i razem wychodz� z pokoju.
Gdy tylko wychodz�, Tytus natychmiast zaczyna si� �mia� z Dawida, kt�ry d�ubie w nosie, a Nadia nie wie, o co chodzi i gdzie jest, a ja my�l�, �e w pokoju jest pi�� ��ek, to pewnie tutaj b�dziemy spa�. I pewnie jak Kuba wyjdzie ze szpitala albo stamt�d, gdzie jest, to b�dzie tutaj spa� z nami. Bo Kub� zabra�a karetka pogotowia ponad
13
dwa miesi�ce temu, poniewa� by� na co� chory, tylko nie wiem, na co, ale my�l�, �e to pewnie dlatego, �e by� chudy jak patyk, bo ca�ymi dniami siedzia� w swoim ��eczku i p�aka�, a jak mu si� znudzi�o p�akanie, to bawi� si� swoimi kupami.
M�wi� do Tytusa, �eby przesta� si� zgrywa� z Dawida, bo go zaraz waln�. Tytus na to wypina do mnie ty�ek i m�wi, �e g�wno mu zrobi�. My�l�, �eby go stukn�� w �eb, ale powstrzymuj� si�, bo mo�e zacz�� si� drze� i przyjdzie ten facet z tat�. I Tytus dalej si� �mieje z Dawida, a mnie pieron strzela, bo nie mog� go stukn��. W domu dawno ju� bym go waln�� w czaszk� i zaraz przesta�by si� �mia�.
- Dawid, nie d�ub w nosie, bo Tytus si� z ciebie �mieje - m�wi� w ko�cu.
Dawid wyci�ga palec z nosa, wk�ada do buzi i patrzy si� w sufit.
- Kozojad - m�wi Tytus.
Do pokoju wchodzi tato i Nadia od razu biegnie do niego i si� przytula.
- No co si� nie rozbierota? - pyta si� nas tato. - Zdym-ta kapoty, bo tutej jes goronco.
Tato zdejmuje kurtk� z Nadii, a my swoje zdejmujemy sobie sami, po czym k�adziemy kurtki na ��kach. Tato tak�e zdejmuje swoj� kurtk� i k�adzie j� na ��ku. Siada obok Dawida i bierze Nadi� na kolana.
Tato patrzy na zegarek i m�wi, �e b�dzie ju� wraca� do domu, bo musi jeszcze i�� do pracy na drug� zmian�. Nadia zaczyna p�aka�, przytula si� do taty i m�wi, �eby j� zabra� do domu i nie zostawia� tutaj. Dawid, jak zawsze, d�ubie w nosie i zjada to, co tam wykopie, a Tytus, jak zawsze, �mieje si� z niego. A ja z kolei patrz� si� na nich i ka�demu po kolei si� przygl�dam. Chce mi si� p�aka�, ale nie wypuszcz� �adnej �ezki. I zaciskam mocno usta
14
i robi� solidn� tam� dla �ez. Smutno mi, ale nie chc� wraca� do domu, bo chc� zobaczy�, jak si� tutaj mieszka.
Tato wstaje z ��ka i m�wi, �e b�dzie nas odwiedza�. I nie wiem, kt�ry ju� dzi� raz powtarza, �eby�my si� dobrze zachowywali, to mo�e nas nied�ugo przewioz� do prawdziwego domu dziecka, bo to miejsce, w kt�rym na razie b�dziemy mieszka�, to nie jest prawdziwy dom dziecka, tylko pogotowie opieku�cze. W pogotowiu opieku�czym mieszka si� tylko przez pewien czas, a potem jest si� przewo�onym do prawdziwego domu dziecka -tak m�wi tato. Tato dowiedzia� si� tego od tego �ysego faceta, kt�ry poprosi� go na rozmow�, jak tutaj weszli�my. Tato dowiedzia� si� tak�e, gdzie jest teraz Kuba. Kuba mieszka w domu ma�ego dziecka, gdzie mieszkaj� dzieci do czwartego roku �ycia, i na razie nie b�dzie mieszka� z nami.
Jaka� pani prowadzi nas na pi�tro, na pokoje, i zn�w mijane dzieci chichocz�, przygl�daj�c si� nam. Udaj�, �e tego nie s�ysz�, id� ze spuszczon� g�ow� i patrz� si� pod nogi.
Kiedy po�egnali�my si� z tat�, przysz�a po nas jaka� pani i zaprowadzi�a nas na obiad. Dzieci patrzy�y si� na nas, kiedy jedli�my ten obiad, i by�em jako� skr�powany, czuj�c tyle par oczu na sobie. No i kilku ch�opak�w rzuca�o si� mi�dzy sob� ziemniakami, i jaki� pan wygoni� ich ze sto��wki. Po obiedzie inna pani zaprowadzi�a nas do piel�gniarki. Piel�gniarka po kolei sprawdza�a nam g�owy i m�wi�a: �Do zlewania. Wszy!". Wzruszy�em ramionami, bo przecie� wcale mi to nie przeszkadza�o, �e one sobie tam biegaj� po mojej g�owie. Czasem tylko denerwowa�o mnie to drapanie si�, no i mam pe�no strup�w na g�owie. Czasem sobie te strupki obrywam. Najcz�ciej wtedy, kiedy mi si� nudzi w szkole.
W szkole na wsi nie by�o piel�gniarki, a tylko co jaki�
15
J
czas przyje�d�a�a piel�gniarka z o�rodka zdrowia i sprawdza�a nam g�owy. Ale ostatnim razem by�a w szkole ponad p� roku temu i nie wytropi�a u mnie robaczk�w, bo wtedy chyba ich jeszcze nie mia�em. Ale za to wytropi�a robaczki u jednej dziewczyny i potem w szkole wszyscy si� z niej �miali, i nikt nie chcia� siedzie� z ni� w �awce. Pewnie jakby u mnie co� znalaz�a, to i ze mnie by si�
�miali.
Gdy piel�gniarka nas odwszawi�a, wtedy zabra�a nas od niej pani, kt�ra w�a�nie teraz prowadzi nas do pokoju, w kt�rym b�dziemy mieszka�.
Wchodzimy do du�ego pokoju i pani m�wi, �e w tym pokoju b�d� mieszka� ja i Tytus, a Dawid z Nadi� b�d� mieszka� pi�tro wy�ej, w przedszkolu.
Rozgl�dam si� wi�c po pokoju i my�l�, �e jaki on du�y, po czym licz� ��ka i doliczam si� jedenastu.
To tyle co dru�yna pi�karska!
- Nie wiem, kt�re ��ka s� wolne - m�wi pani - ale jak przyjd� ch�opcy, kt�rzy mieszkaj� w tym pokoju, to wam powiedz�. S� w waszym wieku, wi�c si� pewnie zako-legujecie. Oni gdzie� tutaj s� na budynku. Poznajcie si� z nimi a ja zaprowadz� Dawida i Nadi� do przedszkola.
Patrzymy si� na pani� i nic nie m�wimy.
Pani zabiera Dawida i Nadi� i wychodzi z nimi z pokoju.
Podchodz� do okna, a Tytus siada na ��ku i patrzy si� na mfie. Za oknem widz� las, �mietnik i boisko. Wszystko to pokryte jest �niegiem, gdy� teraz jest zima - ostatni dzie� ferii zimowych. Jutro zaczyna si� szko�a.
Nagle do pokoju wchodzi trzech starszych ch�opak�w, wi�c odwracam si� od okna i patrz� na nich. Ch�opaki u�miechaj� si�, ale i tak wygl�daj� gro�nie: maj� podwini�te r�kawy swetr�w i na ich r�kach widz� tatua�e i blizny, jakby no�em ci�te.
M�j tato te� ma tatua�e. Na jednej r�ce ma wytatuowane serce przebite strza��, a na drugiej - go�� bab�.
16
- Sk�d jeste�cie, m�odzi? - pyta si� ten najwy�szy. Nie odpowiadamy; patrzymy si� na nich.
- No co, m�ody? - m�wi teraz do mnie ten najni�szy. -Nie umiesz odpowiada�? Kiedy stara gwardia si� pyta, to si� odpowiada!
- Cicho, Dziara! - najwy�szy szturcha najni�szego. -Nie pierdol i nie strasz m�odego.
- No, m�ody, co si� dygasz? - m�wi. - Nie dygaj - klepie mnie po ramieniu. - No, m�ody, sk�d jeste�cie?
- Z Czarnego Lasu - odpowiadam.
- No, m�ody, widzisz, umiesz m�wi�. - Znowu klepie mnie po ramieniu i wskazuje palcem na Tytusa. - To tw�j brat? -pyta si�.
Kiwam g�ow�, �e tak.
- Ja jestem Chudy - m�wi najwy�szy, trzymaj�c swoj� d�o� na moim ramieniu. - A to jest Dziara - wskazuje palcem na najni�szego. - A to jest �omot - teraz wskazuje palcem na �redniego. - No to jak, m�ody, masz co� kasy? Brakuje nam do wina. Jak co� masz, to nam po�ycz. Nie b�j si�, oddamy.
Kr�c� g�ow�, �e nic nie mam, ale k�ami�, bo mam co� kasy.
- Oddamy ci - powtarza Chudy.
- Nic nie mam - m�wi�.
- E, m�ody, pierdolisz! - wtr�ca si� Dziara. - Przyjecha�e� z domu, to pewnie ci starzy albo jaka� ciotka, albo wujek w�o�yli jaki� banknocik do kieszeni. Jeste� tu nowy, a tu jest ci�kie �ycie. Lepiej mie� plecy, bo inaczej jest naprawd� ci�ko...
- Dziara, cicho! - przerywa mu Chudy. - M�wi�em ci, �eby� nie straszy� m�odego.
Patrz� si� na nich; boj� si� i nie wiem, co mam zrobi�.
- No, m�ody, b�d� cz�owiek - chudy puszcza mi oczko. - Poratuj - klepie mnie po ramieniu i si� do mnie u�miecha. - No nie b�d� �y�a.
17
- Sk�d wam wezm� kas�? Nic nie mam.
- M�ody, a jak ci sprawdzimy kieszenie - m�wi Dzia-ra - to wszystko, co znajdziemy, jest nasze, dobra?
Ch�opaki patrz� si� na siebie i puszczaj� sobie oczka, a ja spod byka patrz� si� na nich i nie wiem, co mam odpowiedzie�.
Nagle otwieraj� si� drzwi od pokoju i w drzwiach staje pani, kt�ra nas tutaj przyprowadzi�a. W r�kach trzyma jakie� szmaty. Ch�opaki m�wi� jej, �e przyszli si� zapozna� z nowymi, m�odszymi kolegami, po czym wychodz� z pokoju.
- Przynios�am wam r�czniki, pi�amy i myd�o - m�wi pani i k�adzie na ��ku to ca�e ta�atajstwo, kt�re przynios�a.
H Patrzymy si� to na ni�, to na to, co przynios�a. k Pani podchodzi do Tytusa i g�aszcze go po g�owie. '" - Wstydzicie si�? - m�wi, g�aszcz�c Tytusa i patrz�c si� na mnie. - Nie wstyd�cie si�... No, ale to nic, �e si� wstydzicie. Tak jest zawsze na pocz�tku. Ka�dy si� wstydzi na pocz�tku, ale z czasem nabiera odwagi i przestaje si� wstydzi�.
Patrzymy si� na pani�, a ona na nas. Po chwili pani odchodzi od Tytusa i podchodzi do mnie, po czym k�adzie r�k� na mojej g�owie i zaczyna mnie g�aska�.
Odsuwam si� od niej, bo co to ja jestem, piesek, �eby mnie g�aska�?
- Id�cie i poznajcie si� z ch�opakami - m�wi. - Oni gdzie� tutaj biegaj� po budynku albo s� na �wietlicy.
Pani odchodzi ode mnie i wychodzi z pokoju.
Jestem w kiblu i robi� kup�, ale w innych warunkach ni� w domu na wsi.
Na wsi mamy kibel na dworze i kiedy jest zima, to trzeba si� �pieszy�, bo dupka marznie. Oj, okropnie marznie! W szkole na wsi wychodek tak�e by� na dworze. A tutaj
18
wszed�em sobie na sedes, wypi��em ty�ek, sram sobie spokojnie, bez po�piechu, a ty�ek mi nie marznie. Pierwszy raz w �yciu robi� kup� w takim kiblu. Jest ca�kiem, ca�kiem nie�le. Przykucam sobie na sedesie, gdy� nie siad�em na tym bia�ym okr�g�ym, bo jest obsikane, i czytam napisy na �cianach. �Dziara to huj". �Czerstfy tszepie kapucyna". �Co si� kurwa patrzysz?". �Jeba� wyhowaf-cuf". �Jeszcze si� taka nie urodzi�a rzeby mi porzondnie kutasa wydoi�a". I tak dalej.
W kiblu nie ma papieru, wi�c nie wycieram sobie ty�ka. Na �cianie i drzwiach jest du�o br�zowych kresek, my�l� wi�c, �e chyba wszyscy tutaj wycieraj� sobie dupk� palcami. Ale ja sobie nie b�d� wyciera� palcem. Nie podetr� si� wcale. W domu na wsi podciera�em sobie ty�ek tylko wtedy, kiedy w kiblu by�a gazeta, wi�c z tego wzgl�du cz�sto mia�em na majtkach br�zow� kresk�.
Teraz te� mam na majtkach br�zow� kresk�.
Schodz� z sedesu. Wyci�gam pieni�dze z kieszeni spodni i wk�adam do kieszonki w spodenkach, a jeden banknot, o najmniejszym nominale, zostawiam w spodniach - to taka podpucha na wypadek, gdyby ch�opaki chcia�y mnie przeszuka�.
Podci�gam spodnie i zapinam guziki.
Teraz mog� mnie przeszukiwa�!
Pieni�dze zbieram na magnetofon.
Kiedy tato powiedzia� nam, �e b�dzie musia� nas odwie�� do domu dziecka, zacz��em sprzedawa� ch�opakom plakaty, kt�re zbiera�em od trzech lat, i kt�rych si� troch� nazbiera�o. Potem sprzeda�em Marcinowi narty i �y�wy, kt�re dosta�em od pewnego pana, kt�ry m�wi�, �e jest moim wujkiem, cho� ja widzia�em go po raz pierwszy. Ale mnie nie obchodzi�o, co on m�wi - wa�ne, �e dawa� narty i �y�wy. Poza tym wiem, �e tato musia� potem z nim pi� wina za te narty i �y�wy.
Tacie nie chc� da� pieni�dzy na przechowanie, bo boj�
19
si�, �e przepije. Wtedy musia�bym zbiera� od nowa, ale ju� nie mia�bym co sprzeda�, gdy� wszystko, co mia�em ju� sprzeda�em.
Wychodz� z kibla. Przy oknie stoi dw�ch starszych ch�opak�w; pal� papierosy i patrz� si� na mnie.
- Kurwa, m�ody, spu�ci�e� wod�? - m�wi jeden.
Wchodz� z powrotem do kibla i, rozgl�daj�c si�, g��wkuj�, co mam zrobi�, �eby polecia�a woda. Wiem, �e w miastach s� kible, w kt�rych trzeba spuszcza� wod�, ale nie wiem, jak to si� robi, poniewa� jeszcze nigdy tego nie robi�em.
Kopi� w sedes, ale nic nie leci.
- M�ody, co tam robisz? - pyta si� kt�ry� z ch�opak�w. -Trzepiesz si�?
Obydwaj wybuchaj� �miechem.
Poci�gam drut, kt�ry zwisa z pojemnika wysoko nad kiblem.
Nagle do kibla wlatuje strumie� wody.
Odskakuj� ze strachu, �e mo�e poci�gn��em nie to, co trzeba.
Ale nie! Wszystko w porz�dku. Woda przestaje lecie�, a kupy nie ma.
Wychodz� z kibla. Ch�opaki dalej pal� papierosy i mi si� przygl�daj�. Nie patrz� si� na nich i szybko wychodz� z �azienki.
Spaceruj� po budynku. W pokojach s�ysz� rozmowy i �miech, ale nigdzie nie wchodz�. Czasem kto� mnie minie na korytarzu, popatrzy si� na mnie i p�jdzie dalej.
Dom, w kt�rym mam mieszka�, jest bardzo du�y. Z zewn�trz wydawa� si� wielki - parter, dwa pi�tra i du�o okien - a wewn�trz wydaje si� jeszcze wi�kszy - d�ugie korytarze robi� wra�enie. Na pierwszym pi�trze mieszcz� si� pokoje ch�opc�w, a na drugim dziewcz�t i ma�e przedszkole. Na drzwiach do niekt�rych pokoi s� tabliczki z na-
20
pisami: �Pok�j wychowawc�w", ��wietlica", �Magazyn", �Dyrektor". Natomiast na parterze znajduje si� izolatka (to ten pok�j, w kt�rym byli�my rano, kiedy tato nas tutaj przywi�z�) i tak�e gabinet piel�gniarki. Nast�pne pomieszczenia na parterze - to sale lekcyjne. Nie mog� uwierzy�, �e tutaj szko�a jest na miejscu. A dalej jest sto��wka i kuchnia.
Pozna�em si� ju� z ch�opakami, z kt�rymi mam mieszka� w pokoju. Zosta� z nimi Tytus i rozmawia, a ja wyszed�em od nich z pokoju jaki� czas temu i w�a�nie spaceruj� po budynku, i patrz�, gdzie co jest.
- Ej, m�ody, co tak �azisz? - m�wi kto� za mn�. Odwracam si�.
Podchodzi do mnie ch�opak troch� wy�szy i grubszy ode mnie.
- Nie dygaj - m�wi, wyci�gaj�c do mnie r�k�. - Stasiu jestem.
- Borys - m�wi� i podaj� mu r�k�. Witamy si�.
- Nowy jeste�? - pyta si� Stasiu, uwalniaj�c moj� d�o� z u�cisku.
- Tak. . .. . . .
- Ile masz lat?
- Dziesi��. A ty?
- E, ja to mam ju� jedena�cie sko�czone.
- To jeste� starszy ode mnie.
- No! Grasz w pi�k�?
- No! Ale teraz zima. Nie pogramy.
- E, tam, chuj! Nied�ugo wiosna. Starsze ch�opaki graj� z tubylcami, a my, m�odzi, podajemy im pi�k�. Czasem postawi� nas na obronie, ale jak co� spierdolisz, to dostaniesz kopa i wi�cej nie zagrasz.
- A u mnie na wsi wie� gra przeciwko innej wsi w ka�d� niedziel�. Graj� tylko starsi. A ja nie opu�ci�em jeszcze �adnego meczu i z moim koleg� Marcinem poda-
21
jemy im pi�k�, kiedy wyleci na aut albo za bramk�. Inni si� nie licz�, bo biegaj� zbyt wolno, �eby kt�rego� z nas prze�cign��.
- Masz starszego brata?
- Nie. Ja jestem najstarszy i mam trzech braci i siostr�.
- E, ja mam trzech starszych braci i nikt mnie tutaj nie ruszy.
Prze�ykam �lin�, s�ysz�c s�owa �nie ruszy", i natychmiast zaczynam si� ba�. Stasiu tymczasem dalej opowiada mi o zwyczajach tutaj panuj�cych: o tym, �e rz�dz� starsi; o tym, �e nie wolno kablowa�, bo si� przepada; o koc�wach w nocy; o braniu do japy; o przecweleniu. S�ucham tego wszystkiego i nie wiem, co to znaczy: �branie do japy", �koc�wa" i �przecwelenie", ale wstydz� si� zapyta�, �eby nie wyj�� na g�upka.
- A z kim �pisz w pokoju? - pyta Stasiu. Zastanawiam si�, bo ju� wylecia�y mi z pami�ci imiona
tych ch�opak�w, z kt�rymi mieszkam.
- Pozna�em si� z nimi - m�wi� po chwili - ale wylecia�o mi z pami�ci, jak si� nazywaj�... No i jeszcze z moim bratem.
- A jaki numer pokoju?
- Siedemna�cie.
- To tam �pi Bocian, Kotek, Waldek, Wnucek, Pawe�... no i ten... No! Nie wiem, jak si� nazywa, bo te� jest nowy od tygodnia. No i �pi tam jeszcze Landrynek i Grzesiu. Chod� na �wietlic�. Mo�e zagramy w ping-ponga? Umiesz gra� w ping-ponga?
- Nie. W takiego prawdziwego jeszcze nigdy nie gra�em - zaczerwieniam si� ze wstydu, �e nie umiem gra� w ping-ponga.
Na wsi, w domu Marcina, kiedy jego rodzice byli w pracy, rozk�adali�my du�y st�, kt�ry stoi w najwi�kszym pokoju, na �rodku sto�u k�adli�my desk� i grali�my. Ale to co innego ni� prawdziwy ping-pong.
22
- To co! - m�wi Stasiu. - Nauczysz si�.
Idziemy. Po chwili wchodzimy na �wietlic� i rozgl�damy si� po niej.
Par� chwil temu, kiedy spacerowa�em po budynku, widzia�em j� troch� przez uchylone drzwi.
Teraz jestem w �wietlicy: po jednej stronie stoi st� do ping-ponga i graj� przy nim dwaj panowie. Jeden gruby i �ysy, a drugi szczup�y i niczym szczeg�lnym si� nie wyr�niaj�cy. W rogu �wietlicy stoi telewizor, a przed nim siedzi kilku starszych ch�opak�w i ogl�daj� jaki� program. Natomiast po drugiej stronie �wietlicy stoi kilka rz�d�w r�wno poustawianych krzese�.
- Chod�! - Stasiu ci�gnie mnie za bluzk�. - I tak nie zagramy. Pan Marian z panem Irkiem b�d� gra� do ko�ca dy�uru pana Irka. Pan Marian zostaje jeszcze na dy�ur nocny. - Stasiu patrzy na zegarek. - No widzisz, kurwa! To jeszcze dwie godziny, a� ten kutas p�jdzie do domu. Za p� godziny kolacja. Nie zagramy! Potem pan Marian b�dzie si� kaza� my� i powie starszym ch�opakom, �eby was przypilnowali - Stasiu wzrusza ramionami. - Ja to mam luzy. Mam starszych braci i nie musz� si� my�.
Wychodzimy ze �wietlicy.
Le�� w ��ku i rozmy�lam o minionym dniu, a ch�opaki rozmawiaj� i si� wyg�upiaj�.
Tak jak m�wi� Stasiu, gdzie� z godzin� po kolacji, pan Marian wygoni� nas, m�odych, do mycia i powiedzia� starszym ch�opakom, �eby nas przypilnowali, a sam poszed� z jednym starszym ch�opakiem dalej gra� w ping-ponga. Starsi ch�opcy, pal�c papierosy, przygl�dali si� nam, jak si� myli�my, i od czasu do czasu dmuchali w nas dymem z papieros�w i si� z tego �miali. Kiedy dmuchali we mnie - wtedy si� odsuwa�em i stara�em si�, �eby nie patrze� im w oczy. Kilku m�odych ch�opak�w dosta�o od nich po kilka �karczych", tak po prostu. Mnie nie uderzyli
23
ani razu, gdy� szybko si� umy�em i zwia�em z �azienki. Potem siedzia�em z ch�opakami w pokoju: wyg�upiali�my si� i rozmawiali�my. O godzinie 22.00 pan Marian przyszed� do nas, do pokoju. Zgasi� nam �wiat�o i powiedzia�, �eby�my po�o�yli si� spa� i si� ju� nie wyg�upiali. Ale gdy tylko pan Marian zamkn�� drzwi - wszyscy znowu zacz�li rozmawia�. Ja te� jeszcze troch� z ch�opakami porozmawia�em, a potem si� wy��czy�em, i w�a�nie teraz o tym wszystkim rozmy�lam.
- Borys, a b�dziesz st�d ucieka�? - pyta si� Wnucek i przerywa moje rozmy�lania.
- Nie wiem - odpowiadam.
Wtem drzwi do pokoju powoli si� uchylaj� i ch�opaki natychmiast przestaj� rozmawia� i wyg�upia� si�, i udaj�, �e �pi�.
- Landrynku, m�j zaj�czku, ju� jestem - m�wi kto� za drzwiami.
Landrynek podnosi si� z ��ka i wpatruje si� w drzwi, a Grzesiu z Kotkiem zaczynaj� chichota�. Do pokoju wchodzi wysoki ch�opak, po czym zapala �wiat�o. Na jego twarzy spostrzegam mas� pryszczy, a na nosie wielkie okulary w czarnych oprawkach. Widz� go po raz pierwszy, ale na oko - ma mo�e czterna�cie lub pi�tna�cie lat.
- Cze��, Pyton - m�wi� ch�rem Grzesiu i Kotek.
- Cze�� wam! - odpowiada Pyton.
Tymczasem Landrynek przykrywa si� ko�dr� tak, �e wystaj� mu spod niej tylko oczy i czubek g�owy, i przygl�da si� Pytonowi.
- Landrynek, a ty nie powiesz mi �cze��" albo �spierdalaj"? - pyta si� Pyton.
- Cze��! - odpowiada Landrynek.
- A wy? - Pyton patrzy na reszt� ch�opak�w.
- Cze��! - m�wimy ch�rem. Pyton patrzy si� na mnie i na Tytusa.
- Nowi jeste�cie?
I
Kiwam g�ow�, �e tak.
- Bracia?
- No!
- Wygl�dacie na spoko go�ci - m�wi, rozgl�daj�c si� po pokoju.
Ch�opaki le�� cicho, a tylko Grzesiu z Kotkiem nie przestaj� si� �mia�. My�l�, �e oni mog�, bo maj� starszych braci, a ja wol� si� nie wychyla�, gdy� nikogo takiego nie mam.
- Wiesz, po co przyszed�em? - m�wi Pyton do Landrynka.
- Nie, Pyton... - j�czy Landrynek. - M�wi�e� poprzednim razem, �e to ju� b�dzie koniec. Ja ju� ci tego nie b�d� robi�. Niech ci to robi kto inny.
- Teraz, Landryneczku, b�dzie naprawd� ostatni raz -Pyton podchodzi do Landrynka. - Nie k�ami�.
- Nie, Pyton! Ja nie chc�!
- Chcesz, chcesz, tylko o tym nie wiesz.
- Pyton, daj mu! - m�wi Kotek, chichocz�c.
- Powiem pani - m�wi Landrynek.
- Bajki opowiadasz. - Pyton u�miecha si�, po czym szybkim ruchem �ci�ga z Landrynka ko�dr� i rzuca j� na pod�og�.
Landrynek le�y na ��ku z r�koma przy brodzie, jakby dalej trzyma� t� ko�dr�, i przygl�da si� Pytonowi, a po jego policzkach zaczynaj� sp�ywa� �zy. Tymczasem Pyton zdejmuje spodnie i majtki i moim oczom ukazuje si� jego fiut, kt�ry jest wok� obro�ni�ty czarnymi w�osami.
Ale wielki fiut! Jeszcze takiego nie widzia�em. Tak naprawd�, to widzia�em tylko swojego. Ale m�j jest malutki i nie jest jeszcze obro�ni�ty wok� w�osami.
- Ruszaj! - m�wi Pyton do Landrynka.
Grzesiu z Kotkiem znowu chichocz�, a reszta ch�opak�w le�y cicho, wi�c ja tak�e le�� cicho i przygl�dam si�, co b�dzie dalej.
24
25
- Nie, Pyton! - pochlipuje Landrynek. - Nie b�d�!
- No, Landrynku, ruszaj do dzie�a!
- Nie!
- Kurwa, ruszaj sk�r�! - Pyton �apie Landrynka za szyj� i przyci�ga do siebie, po czym bierze swojego fiuta w dwa palce i chlasta nim Landrynka po twarzy.
Landrynek, patrz�c si� Pytonowi w oczy, bierze jego fiuta do r�ki. Po chwili powoli zaczyna nim rusza� wte i nazad i nie przerywa patrzenia Pytonowi w oczy. Fiut Pytona powoli robi si� wi�kszy, jakby p�cznia�, a� wreszcie robi si� ogromny. Przeogromny!
- Szybciej i energiczniej! - m�wi Pyton, u�miechaj�c si�. - Szybciej i energiczniej, bo ci przyjebi�. Poprzednim razem robi�e� to lepiej.
- Landrynek ci�gnie lach� - chichocze Grzesiu.
- Landrynek lachoci�g - wt�ruje mu Kotek.
- Ch�opaki, nie przeszkadzajcie Landrynkowi - m�wi Pyton, puszczaj�c do nich oczko.
Jednak Grzesiu z Kotkiem ci�gle chichocz�. Natomiast reszta ch�opak�w i ja dalej le�ymy cicho i si� przygl�damy.
- Teraz do buzi - m�wi Pyton.
Landrynek, g��boko patrz�c Pytonowi w oczy, dotyka jego fiuta swoimi ustami, po czym ca�uje i powoli wk�ada go sobie do buzi.
A fe! Zaraz si� porzygam. A fe! Kutasa do buzi? Przecie� kutas �mierdzi... no chyba �e si� go umyje, to wtedy
nie �mierdzi.
Landrynek dalej trzyma fiuta Pytona w swojej buzi i rusza g�ow� wte i nazad.
A jak Pyton b�dzie i mnie kaza� wzi�� jego fiuta do buzi?... O cholera! Nie wezm�! Odgryz� mu go! Bo�e, nie pozw�l, �eby Pyton kaza� mi bra� swojego fiuta do buzi. Jezu Chryste, kt�ry� jest w niebie... i na ziemi... i wsz�dzie... i gdzie tylko jeste�, to nie pozw�l... �eby Pyton da�
26
mi do buzi swojego fiuta. B�d� grzeczny, tylko nie pozw�l na to. Nie b�d� bi� swojego brata, nawet jak zas�u�y... 1 b�d� si� s�ucha� doros�ych. I co tylko zechcesz, ale nie pozw�l. I nie b�d� ju� nigdy na nikogo plu�. I nie b�d� nikogo wyzywa�, tylko nie pozw�l, �eby Pyton kaza� mi bra� swojego fiuta do buzi...
Pyton zaczyna j�cze� i g�aska� Landrynka po g�owie. Po chwili wyci�ga swojego fiuta z jego ust i co� bia�ego wylatuje na twarz Landrynka.
To bia�e to pewnie sperma?... To tak wygl�da sperma...
Sperma sp�ywa po twarzy Landrynka i miesza si� z jego �zami, kt�re powoli p�yn� mu po policzkach.
Tymczasem Pyton podnosi z pod�ogi ko�dr� Landrynka i wyciera sobie o ni� fiuta, po czym rzuca ko�dr� z powrotem na pod�og� i podci�ga sobie majtki i spodnie.
- No, widzisz! - m�wi Pyton do Landrynka, zapinaj�c spodnie. -Ju� po robocie. By�e� boski. Ile p�ac�?
Landrynek nie odpowiada. Podnosi ko�dr� z pod�ogi, siada na ��ku i rogiem poszewki wyciera sperm� ze swojej twarzy.
- Spermochlip Landrynek - chichocze Grzesiu. Pyton patrzy na wszystkich po kolei, a Landrynek
przykrywa si� ko�dr� i dalej pochlipuje.
- Widzieli�cie co�? - m�wi Pyton do nas. Kr�cimy g�owami na znak, �e nic nie widzieli�my.
- Tak my�la�em.
- Ja widzia�em! - m�wi Grzesiu.
- Grzesiu po�� si� i nie pierdziel - m�wi Pyton.
- Jak dasz Landrynkowi jeszcze raz - targuje si� Grzesiu - to powiem, �e nic nie widzia�em.
- Dam mu, ale innym razem.
- Teraz! - Grzesiu nie daje za wygran�.
- Innym razem.
- Dobra! Ale masz mu da�...
- Dam mu - Pyton puszcza oczko do Grzesia.
27
Patrz�, jak Pyton poprawia sobie spodnie, i zastanawiam si�, czy zaraz b�dzie chcia� da� i mnie do buzi. jak mi wepchnie fujar� do buzi, to mu j� odgryz�!
Landrynek dalej cicho pop�akuje pod ko�dr�. Grzesiu z Kotkiem dalej chichocz�, a reszta ch�opak�w siedzi cicho i tak jak ja przygl�da si� Pytonowi.
- Co mi si� tak przygl�dacie? - pyta si� nas Pyton. Nie odpowiadamy, a tylko kilku ch�opak�w si� u�miecha.
- Dobra, spadam! - m�wi Pyton. Podchodzi do drzwi, gasi �wiat�o i wychodzi z pokoju.
Uff!
- Landrynek dojapnik - m�wi Grzesiu.
- Dojapnik Landrynek! - wtr�ca Kotek. - Lachoci�g!
- Spermochlip.
- Spermojad.
- Jutro przyjedzie moja mama - m�wi Landrynek -i mnie st�d zabierze - wstaje z ��ka i poprawia sobie prze�cierad�o. Po chwili z powrotem k�adzie si� do ��ka.
- Landrynek, spermojadzie - m�wi Grzesiu - ty masz grub� i g�upi� matk�. �mierdzi od niej.
Ch�opaki zaczynaj� si� �mia�, to i ja r�wnie� zaczynam
si� �mia�.
- A ty nie masz matki wcale! - odpowiada mu Landrynek.
- A ty bierzesz do japy - odgryza si� Grzesiu, po czym
podnosi si� z ��ka i pluje na Landrynka.
- Grzesiu, ty chuju! - krzyczy Landrynek, wycieraj�c si�.
- Ty jeste� chujem - m�wi Grzesiu. - A twoja matka si�
pierdoli.
- Landrynek, twojej matce wk�adaj� szczotk� w pizd� - dodaje Kotek.
Landrynek nakrywa si� ko�dr� i dalej p�acze. Grzesiu z Kotkiem zaczynaj� na niego plu�. Landrynek nie reaguje i dalej pop�akuje pod ko�dr�. Potem przestaj� plu� i k�ad� si� w swoich ��kach. W ko�cu w pokoju robi si� cicho
28
i tylko czasem kto� si� za�mieje. W ko�cu Landrynek te� przestaje pop�akiwa�.
Ale tutaj si� dzieje... Chcia�bym ju� zasn��. Ciekawe, si� wydarzy jutro?
co
Szko�a
Budz� si�. Rozgl�dam si� po pokoju. Ch�opaki jeszcze �pi�. Za oknem jasno.
- Pobudka! - krzyczy kto� na korytarzu. Po chwili otwieraj� si� drzwi do pokoju, i staje w nich gruby pan, kt�rego widz� po raz pierwszy.
- Pobudka! - krzyczy gruby, stoj�c w drzwiach. -Wstawa�!
Patrz� si� na niego i my�l�, �e gdyby chcia� zapi�� marynark�, kt�r� ma na grzbiecie, to pewnie by nie m�g�, bo brzuch by mu przeszkadza�.
Tymczasem ch�opaki wstaj� i zaczynaj� s�a� ��ka, wi�c ja te� wstaj� i robi� to samo. Po chwili ko�czymy s�a� ��ka, po�ciel chowamy do tapczan�w.
- Teraz gimnastyka, maluchy - m�wi gruby. - Ka�dy po dziesi�� przysiad�w.
Robimy przysiady.
- No, a teraz uciekajcie do mycia - m�wi, kiedy ko�czymy robi� przysiady.
Bierzemy r�czniki i idziemy do �azienki my� si�.
Siedz� na lekcjach i rozgl�dam si� po klasie.
Mam najkr�tsz� drog� do szko�y, jak� mo�na chyba mie�: schodz� po schodach na parter i ju� jestem w szkole, gdy� tutaj szko�a jest na miejscu i zajmuje cztery sale lekcyjne. W ka�dej ucz� si� po dwie ��czone klasy. Ja jestem w klasie razem z trzecioklasistami. Najpierw nauczycielka
29
m�wi do trzecioklasist�w, a potem do czwartoklasist�w, czyli i do mnie.
Po �niadaniu, przed lekcjami, mieli�my na �wietlicy apel. Apel zacz�� si� od udzielenia przez dyrektora nagany tym ch�opakom i dziewczynom, kt�rzy co� prze-skrobali. Dyrektor wywo�ywa� po kolei tych, kt�rzy co� przeskrobali, a oni wychodzili z szeregu i si� u�miechali. Dyrektor m�wi�, co przeskrobali, udziela� im nagany, a oni dalej si� u�miechali. Kiedy dyrektor ko�czy� m�wi�, pozwala� im wst�pi� z powrotem do szeregu. Jeden ch�opak, kiedy wst�powa� do szeregu, pu�ci� g�o�nego b�ka i wszyscy wybuchn�li �miechem. Dyrektor machn�� r�k� i wywo�a� nast�pnego podpadzioch�. Potem odczyta� list� wychowank�w, kt�rzy dzisiaj pojad� do domu dziecka. Kiedy dyrektor odczytywa� t� list�, to im zazdro�ci�em, bo i ja tak�e z moim rodze�stwem chcia�em ju� jecha� do domu dziecka, gdy� na razie mi si� tutaj nie podoba. Po prostu jest wstr�tnie i wola�bym by� teraz na wsi lub oboj�tnie gdzie, byleby to by�o inne miejsce ni� to. Gdy dyrektor sko�czy� czyta� list�, powiedzia�: �Osoby, kt�re wyczyta�em, prosz� o pozostanie na �wietlicy, a reszta mo�e ju� i�� na lekcje. �ycz� mi�ego dnia i samych dobrych ocen".
Wyszli�my ze �wietlicy, po czym zeszli�my po schodach na parter i ju� byli�my w szkole.
Pierwsz� lekcj� by�a historia. Po historii mia�a by� matematyka, ale jej nie by�o, bo nauczycielka nie przysz�a, wi�c przyszed� wychowawca i powiedzia�, �eby�my siedzieli cicho i czym� si� zaj�li, i wyszed�. Bardzo z tego faktu si� ucieszyli�my, od razu zacz�li�my wyrywa� kartki z zeszyt�w, zrobili�my sobie papierowe samoloty i rzucali�my nimi po klasie. Kiedy samoloty si� nam znudzi�y, rzucali�my si� kred�. Po pewnym czasie ch�opaki zacz�y si� plu� mi�dzy sob� i oplu�y tak�e mnie, wi�c �eby im odda�, przy��czy�em si� do zabawy. Zar�bi�cie by�o! No,
30
ale si� sko�czy�o, bo przysz�a nauczycielka od polskiego i zacz�a si� kolejna lekcja.
Tak wi�c siedz� teraz w �awce i s�ucham tego, co m�wi nauczycielka, ale jako� jej s�owa nie trafiaj� do mnie, gdy� nauczycielka co chwila ucisza dziewczyny i ch�opak�w, kt�rzy rozmawiaj�, i cz�ciej patrz� na nich.
Le�� w ��ku przykryty ko�dr�. Ch�opaki ju� poza-sypia�y, a ja nie mog� zasn�� i my�l� o minionym dniu, a tak�e o tym, co tam s�ycha� na wsi. Chcia�bym by� teraz na wsi.
Nagle drzwi do pokoju otwieraj� si� i szybko nakrywam si� ko�dr� tak, �e wystaje mi spod niej tylko po�owa g�owy. Do pokoju wchodzi trzech starszych ch�opak�w: Chudy, Dziara i �omot. Chudy zapala �wiat�o i podchodz� do mojego ��ka, a ja zamykam oczy i udaj�, �e �pi�.
- E, m�ody, �pisz? - szturcha mnie Chudy. Otwieram oczy, przeci�gam si� i udaj�, �e si� budz�.
- M�ody, po�ycz no na wino - m�wi Chudy i k�adzie swoj� r�k� na moim ramieniu. - Potem ci oddamy.
- Nie mam pieni�dzy - m�wi�. - Przecie� ju� wam po�yczy�em to, co mia�em. Wi�cej nie mam.
Dzisiaj po�yczy�em im ten banknot, kt�ry mia�em w kieszeni na podpuch�, bo ch�opaki, kiedy tylko mnie zobaczy�y, to non stop chcieli, �ebym im po�yczy� na wino. Dziara opowiada� o ci�kim �yciu tutaj, a Chudy m�wi�, �e b�d� mnie broni�, jakby kto� chcia� mnie ruszy�, wi�c �eby mie� wreszcie od nich spok�j, da�em im ten banknot. Ale wi�cej pieni�dzy ju� nie ruszam i im nie po�ycz�.
- No, m�ody, wygl�dasz na porz�dnego go�cia - m�wi Chudy i puszcza do mnie oczko. - We� no po�ycz. Pi� nam si� chce. Melina jest w pobli�u. Jak masz grub� kas�, to nie dygaj, reszt� ci przyniesiemy. No, m�ody, b�d� cz�owiek i poratuj potrzebuj�cych w potrzebie.
31
- Nie mam ju� kasy. Sk�d ci wezm�? To, co mia�em, ju� wam po�yczy�em. Wi�cej ju� nie mam.
Chudy siada obok mnie i znowu puszcza do mnie oczko. U�miecha si� i pyta (nie wiem, kt�ry ju� raz od wczoraj), ile mam lat i sk�d jestem. Odpowiadam, a on znowu m�wi, �ebym by� cz�owiek i poratowa� potrzebuj�cych w potrzebie, bo im si� chce pi�. A jakby kto� chcia� mnie tutaj ruszy� (to te� ju� m�wi nie wiem kt�ry raz od wczoraj), to mam prosto wali� do niego i on si� wtedy z tym kim� rozliczy. A ja tradycyjnie odpowiadam, �e nie mam kasy. Wtr�ca si� Dziara i m�wi, �e tutaj jest ci�kie �ycie i lepiej mie� plecy, bo mo�na przepa��. Patrz� si� na nich, jak tak sobie gadaj� do mnie, i my�l�, �e i tak z tego nic nie b�dzie, bo i tak im nie po�ycz�. Stasiu m�wi�, �e jak mam jakie� pieni�dze, to �ebym nie po�ycza� starszym ch�opakom, bo mi nie oddadz�. Ale nie powiedzia�em Stasiowi, �e mam pieni�dze.
Ciekawe, sk�d oni wiedz�, �e ja mam pieni�dze? Przecie� nikomu o tym nie m�wi�em.
- No, m�ody, we� po�ycz - m�wi Chudy i znowu klepie mnie po ramieniu. - Wiem, �e masz.
- Sk�d mam mie�?
- Chod�, Chudy - m�wi Dziara. - Mam pomys�.
- Cicho, Dziara - odpowiada mu Chudy i dalej puszcza do mnie oczka, u�miechaj�c si� i poklepuj�c mnie po ramieniu. - No, m�ody, we� no po�ycz?... B�dziesz moim kumplem... B�d� ci� broni� w razie czego.
- Sk�d ci wezm� kas�? Nie mam nic.
Dziara patrzy si� na mnie spod byka. Boj� si� go.
- Dobra, chod� ju�, Chudy - m�wi Dziara i ci�gnie Chudego za bluzk�.
- Zaraz - odpowiada Chudy i odpycha Dziar�.
- Dobra, chod�, Chudy - wtr�ca si� �omot, kt�ry do tej pory nic si� nie odzywa�. - Przecie� m�ody m�wi ci, �e nie ma kasy. Chod�, mo�e naruchamy co� kasy gdzie indziej.
32
Chudy wstaje, puszcza do mnie oczko i zostawiaj� mnie, po czym Chudy gasi �wiat�o i wychodz� z pokoju. Mam nadziej�, �e ju� nie przyjd�.
G�wno sobie kupi�!
Siedz� na lekcjach w klasie i rozmy�lam o pieni�dzach.
Noc�, kiedy spa�em, kto� zawin�� mnie w ko�dr�, zwi�za� prze�cierad�em i zrzuci� z ��ka. Wystraszy�em si� i zacz��em si� szamota�, ale nic to nie da�o, gdy� kto� trzyma� mnie bardzo mocno. Gdy zosta�em puszczony, us�ysza�em tylko trza�niecie drzwiami, a jak si� ju� wygramoli�em z tej ca�ej po�cieli, co by�em w ni� zawini�ty, poza �pi�cymi ch�opakami w pokoju nikogo ju� nie by�o. Siedzia�em na pod�odze, rozgl�da�em si� i nie wiedzia�em, o co chodzi. Po chwili wsta�em, po�cieli�em ��ko, po czym po�o�y�em si� z powrotem i szybko zasn��em.
Rankiem wsta�em, zrobi�em dziesi�� przysiad�w, kt�re nam kaza�a zrobi� pani Zuza, kt�ra nas obudzi�a, i po�cieli�em ��ko. Z tapczanu wyci�gn��em ubranie, ubra�em si� i poszed�em do �azienki, aby si� umy� i odla�. Gdy si� umy�em, wszed�em do kibla, odla�em si� i w�o�y�em d�o� do kieszeni, aby prze�o�y� pieni�dze z kieszeni spodni do kieszonki w spodenkach. Pieni�dzy jednak w kieszeni nie by�o. Sta�em i zastanawia�em si�, jak to jest mo�liwe. Przecie� wieczorem wyj��em pieni�dze z kieszonki w spodenkach, �eby mi z niej nie wypad�y podczas snu, i w�o�y�em do kieszeni w spodniach, a spodnie wrzuci�em do tapczanu, �eby mi ich kto� w nocy nie ukrad�. My�la�em, �e gdyby kto� chcia� podnie�� tapczan razem ze mn�, kiedy b�d� spa�, to si� obudz� i nakryj� z�odzieja.
Tak wi�c sta�em w kiblu i powoli zaczyna�em kojarzy�
33
fakty, w nocy ten kto� po to obwi�za� mnie po�ciel�, �ebym nie widzia�, jak mnie b�dzie okrada�.
Wkurzony wyszed�em z kibla i poszed�em na �niadanie. Jedz�c �niadanie, my�la�em o pieni�dzach, przygl�da�em si� starszym ch�opakom i zastanawia�em si�, kto to m�g� zrobi�. I gdy si� tak przygl�da�em starszym ch�opakom, Chudy zauwa�y�, �e si� na niego patrz� i rzek�: �No i jak, m�ody, masz co� kasy?", po czym u�miechn�� si� i pu�ci� do mnie oczko. �Po�ycz no" - doda�. Ja nie odpowiada�em i dalej patrzy�em na niego, a Chudy u�miecha� si� i puszcza� do mnie oczka. Po chwili siedz�cy obok niego Dziara te� spojrza� na mnie, u�miechn�� si� i powiedzia�: �M�ody, po�ycz no na wino. Tylko nie m�w, �e nic nie masz kasy, bo i tak ci nie uwierz�". Wtedy wtr�ci� si� �omot, kt�ry siedzia� z nimi przy stoliku, i rzek�: �E, dajcie m�odemu spok�j. M�ody pewnie nie ma kasy. Przecie� tyle razy wam ju� m�wi�, �e nic nie ma", po czym �omot kiwn�� do mnie g�ow� i doda�: �Prawda, m�ody?". Ale ja dalej nie odpowiada�em.
Kiedy wyszli, my�la�em, �eby i�� do wychowawcy i powiedzie�, �e w nocy skradziono mi pieni�dze. Ale szybko da�em sobie z tym spok�j. Bo gdybym nawet powiedzia�, to i tak pieni�dzy by nie znale�li. Przecie� wszystkie pieni�dze s� takie same i sk�d bym wiedzia�, kt�re s� moje? No sk�d?! Przecie� ich nie podpisa�em ani nie ma na nich mojej podobizny! Kiedy pan znalaz�by u ch�opak�w pieni�dze - ch�opaki powiedzia�yby, �e to s� ich pieni�dze. I co ja mia�bym na to powiedzie�? No co?!
1 jad�em dalej �niadanie, i zaczyna�em �a�owa�, �e nie da�em pieni�dzy na przechowanie kt�remu� wychowawcy. I wtedy sobie pomy�la�em, �e g�wno sobie kupi�, a nie
magnetofon.
- Borys! - m�wi nauczycielka i wytr�ca mnie z zamy�lenia. - Borys, o czym ty tak my�lisz? Dlaczego nie przepi-
34
sujesz z tablicy tego, co napisa�am? Przepisuj szybko, bo zaraz �cieram i pisz� co� nowego.
Nie odpowiadam i patrz� si� na nauczycielk�.
- Pani! - wtr�ca si� Zimior siedz�cy w ostatniej �awce. - Pani, on �pi. Nie budzi� go.
Klasa wybucha �miechem.
- No, uspokoi� si�! - krzyczy nauczycielka. - Co to jest? Boisko?
Klasa milknie.
- Borys, bierz si� za przepisywanie - m�wi nauczycielka. - Zaraz �cieram tablic� i pisz� co� nowego. Nie b�d� czeka�a na ciebie, a� ty raczysz wzi�� si� za p