7002

Szczegóły
Tytuł 7002
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

7002 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 7002 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 7002 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

7002 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

JAN GRABOWSKI. PUC, BURSZTYN i GO�CIE. NASZA KSI�GARNIA ILUSTROWA� KONSTANTY SOPO�KO NASZA KSI�GARNIA WARSZAWA 1988 ROZDZIA� PIERWSZY Dzie� zapowiada� si� wcale nieweso�o. Przede wszystkim by�o pranie. I to nawet wielkie pranie! Z korytarzyka przy kuchni bucha�a na podw�rze para i zapach mydlin. Ju� to jedno mo�e przyprawi� ka�dego psa o md�o�ci. Ale nie dosy� na tym. Najgorsze by�o to, �e kiedy Katarzyna sta�a przy balii, bro� Bo�e by�o pokaza� si� jej na oczy. O byle drobiazg zaraz gwa�t, awantura, wymys�y. Ba, i mokr� bielizn� mo�na by�o jak nic oberwa� po grzbiecie. Na podw�rzu te� nie dzia�o si� nic ciekawego. Nie by�o o co oka zaczepi�. Na co tu patrze�? Kury? Kto by si� tam nimi interesowa�? Kaczki? Jeszcze gorzej! Tapla si� to w najbardziej mokrych miejscach i zjada takie paskudztwa, kt�rych nawet najbardziej znudzony pies nie pow�cha. Trafia�y si� od czasu do czasu wr�ble, to prawda. Ale Pucek wyr�s� ju� z tego wieku, kiedy si� poluje na wr�ble. Niech si� za nimi ugania Bursztyn, je�li po temu ma ochot�. Cho� tego up�dzania si� za wr�blami nie m�g� on Bursztynowi darowa�. W�a�nie jaki� wr�bli amator pokaza� si� na podw�rzu. Bursztyn wyrwa� si� za nim. - Bursztyn! - krzykn�� na niego Puc. - Nie m�wi�em ci to, �eby� wr�bli nie gania�? - Dlaczego ? - zawo�a� Burszty�sio, kt�ry coraz mniej s�ucha� Puca. - On si� pyta! - obruszy� si� Puc. - Nie wypada, i ju�. Zreszt� ja ci to m�wi�. - Wiele sobie z tego robi�! - odburkn�� Burszty�sio i nu� harcowa� za wr�blem. A wr�bel, niecnota, jakby si� umy�lnie droczy� z psem. Frunie kilka krok�w i siada na ziemi. Czeka. Bursztyn do niego. A wr�bel - frrrru! Zakr�ci si� w g�r� i zn�w pada na ziemi�. Burszty�sio up�dza si� po ca�ym podw�rzu, tu, tam. Zziaja� si�, zm�czy�. Najch�tniej by�by odst�pi� od polowania, ale mu by�o przed Puckiem wstyd. Skoczy� wi�c jeszcze raz w g�r�, jak m�g� najwy�ej. Ju� mia� prawie wr�bla w z�bach. Lecz tylko prawie. Za to naprawd� mia� dobrego guza na �epetynie. Bo spadaj�c �upn�� g�ow� w pieniek do r�bania drzewa. - Smarkacz! Szczeniak! - burcza� pod nosem Pucunio. - Wychowuj� to, staram si�, �eby na porz�dnego psa wyros�o. I zawsze temu Bursztynowi szczeni�ce figle w g�owie. We�miesz ty ode mmie po grzbiecie za te wr�ble'. -warkn�� do Bursztynka gro�nie. - A co mam robi�? - spyta� Bursztyn oczochrawszy si� z resztek wi�r�w. - Dobry sobie! A co robi przyzwoity pies w taki upa�? �pi. - A dlaczego ty nie �pisz? - Bo musz� uwa�a� na ciebie - odci�� si� Puc. - Obejdzie si�! - Bursztyn, tylko niech ci si� nie zdaje - zacz�� Pucek i urwa�, bo w�a�nie nad krzakami bzu polatywa� du�y motyl. Puc ju� by� got�w skoczy� do motyla, ale nie by� pewien, czy doros�emu psu, psu, z kt�rego Bursztyn mia� bra� przyk�ad, wypada up�dza� si� za motylkami. Podni�s� si� i patrzy�, co robi Burszty�sio. A Bursztyn tego dnia by� w przekornym usposobieniu. Ujrzawszy motyla skoczy� do niego. - Zobaczysz, �e b�dzie m�j! - zawo�a� do Puca. Pucunio ostro�nie nie odpowiedzia� nic na t� chwalb�. Czeka�. A nu� si� Bursztynowi uda schwyta� motyla? - Ja, je�li zechc�, potrafi� z�apa� ka�dego zwierza, kt�ry fruwa! - powiedzia� na wszelki wypadek. Tymczasem Bursztyn ze sk�ry wyskakiwa�, �eby schwyta� motylka. A, jak na z�o��, motyl by� wielki, ci�ki i polatywa� tu� nad ziemi�. Wreszcie ju� mu si� zdawa�o, �e byle skoczy� w g�r�, zwierzyna mu nie ujdzie. - Mam, mam! - zawo�a� z triumfem do Pucka, odbi� si� od ziemi i �mign�� wysoko do g�ry. - Co masz? Fig�! - drwi� Puc, bo motyl pofrun�� na ogr�d i tyle go widzieli. Za to Bursztyn zbiera� pot�uczone ko�ci z ziemi. - Smarkacz! - rzuci� jeszcze z pogard� Puc i obr�ci� si� do niego ogonem. Bursztyn obrazi� si� tym razem na dobre. Przyskoczy� do Puca i nu� mu dogadywa�: - Smarkacz, smarkacz! Niby� ty doros�y! A pami�tasz, jake� zmyka� przed Lordem? - Nie zmyka�em, ty�kom si� wycofa� z towarzystwa. Nie lubi� mie� do czynienia ze �le wychowanymi psami. - A i teraz nudzisz si�, bo �adnej przyzwoitej zabawy nie umiesz wymy�li�. - Bo mi si� nie chce bawi�. - Nie chce ci si�? - pyta� drwi�co Bursztyn. - A nie chce. �eby� wiedzia�, �e nie chce - upiera� si� Puc. - Ba, �ebym to ja chcia�! - To co? - To nic - odburkn�� Pucunio i dla okazania, �e rozmow� uwa�a za sko�czon�, przewr�ci� si� na drugi bok. Bursztyn widzia�, �e si� z Pucem nie dogada. Podrepta� wi�c pod werand�. Mia�y tam psy sk�ad ko�ci. By�y to gnaty wylizane, wycmoktane, wyg�adzone do czysta. �adnemu psu nie przy- chodzi�o do g�owy, �eby si� tymi ko��mi po�ywi�. S�u�y�y one tylko do zabawy, na wszelki wypadek, kiedy nic innego, lepszego nie by�o. O ten sk�ad zabawek by�y ci�gle walki pomi�dzy psami i Katarzyn�. Ale bo kto m�g� da� sobie rad� z naszymi kundlami? Co pewien czas Katarzyna robi�a w budach porz�dek. Wylatywa�o z nich wszystko na podw�rze: s�oma nie s�oma, ga�gany nie ga�gany, ko�ci nie ko�ci. I wszystkie te nieprawo�ci sz�y do �mietnika. Opr�cz r�nych szczotek, pantofli Katarzyny i wielu innych rzeczy, kt�re, rozumie si�, wraca�y do w�a�ciwego miejsca przeznaczenia. Te porz�dki nie pomaga�y jednak nic. Nie min�� dzie�, a Pucek, Bursztyn i inni nasi lokatorzy naznosili tyle bogactwa do swoich bud, �e po czyszczeniu i wymiataniu nie zostawa�o nawet �ladu. Ot� Bursztyn poszed� do sk�adziku w swojej budzie. Wyci�gn�� stamt�d barani� �opatk� przywleczon� ze �mietnika ko�o koszar. Chwyci� gnat z najgrubszej strony w paszcz�k� i nu� nim targa�. A warcza� przy tym tak gro�nie, �e Puc uzna� za stosowne obr�ci� si� i spojrze�, co si� to wyrabia na podw�rzu. - Bursztyn, co ty wyprawiasz? - spyta� go drwi�co i naumy�lnie nie otwiera� szeroko oczu, aby nie okazywa�, �e go barania �opatka cokolwiek obchodzi. Burszty�sio wpad� w dziki zapa�. Miota si� z ko�ci� jak oszala�y. Ju� nie warczy, ale ryczy! A tak gro�nie, jakby z samym lwem mia� do czynienia. Puc jeszcze si� nie porusza. Lecz kiedy Bursztyn tu� przed samym jego nosem zami�t� ko�ci�, nie wytrzyma�. Poderwa� si� i jak nie krzyknie: - Bursztyn, po�o�ysz ty t� ko��? - Nie zawracaj mi g�owy! - Taki� ty! - rykn�� Puc i skoczy� do Burszty�sia. Co si� sta�o na podw�rzu, to trudno opisa�. Bielizna fruwa�a w powietrzu! Na co tylko psy wpad�y -wszystko lecia�o w puch! Omal nie stratowa�y kury �ysuchy. By�yby rozgniot�y koguta Bia�ka, gdyby nie zd��y� wskoczy� na pieniek, a stamt�d na drwalk�. Przewr�ci�y kaczk� Mela�ci�. Ko�cem ko�ci wzi�� w �epetyn� kaczor Kacperek. Na pr�no Bia�ek z daszku od drwalni wo�a� rozpaczliwym g�osem: - Alarm! Gwa�t! Ratuj si�, kto mo�e! Kacperek, kaczor, jak si� ockn�� nieco, podrepta� za kratk�, gdzie by� kurnik. Majta� obola�� g�ow� i dogadywa�: - Tak, tak, tak! Strach, strach, strach, co te psy wyrabiaj�! Ja si� st�d zaraz wynosz�. Zaraz, zaraz, zaraz! Mela�cia! Idziemy! - wo�a� na �on�. Mela�cia odpowiedzia�a mu chrapliwym rykiem. I nic dziwnego. Ze strachu, chc�c uciec przed psami, wetkn�a g�ow� w siatk� kurnika. I ani rusz nie mog�a jej wyj��. Im si� bardziej szarpa�a, tym mocniej si� wik�a�a. - Ratunku! Dusz� si�! - dar�a si� rozpaczliwie. I by�aby si� mo�e naprawd� udusi�a, gdyby nie psy. W gonitwie wpad�y na Mela�ci�. Odbi�y si� od niej i z ca�ego rozmachu �omotn�y w krat�, a� j�kn�a. G�owa Mela�ci wyskoczy�a sama z p�t. Kaczka odskoczy�a od kraty i co mia�a si� w nogach p�dzi�a do m�a. - Ach, ach, ach! Jaka jestem zdenerwowana! - skar�y�a si� Kacperkowi. Ale Kacperek nigdy nie bra� sobie tego do serca, co nie dotyczy�o jego samego. - Gdzie s� psy, tam mieszka niepewno�� - kwaka� z powag� i rozwar� dzi�b, jakby mia� jeszcze powiedzie� jakie� kacze przys�owie. Ale nie powiedzia� nic, tylko majtn�� par� razy zielonym ogonem i rzuci� kr�tko: - Do ogrodu! I nie czekaj�c na Mela�ci� podrepta�, przetaczaj�c si� na oba boki, ku parkanowi. By� tam prze�az wygrzebany pod p�otem. Przez t� dziur� ptactwo przemyka�o si� do ogrodu. Prze�lizn�� si� sam przez dziur�, za nim Mela�cia. Gdy ju� byli po tamtej stronie parkanu, Kacperek si� zatrzyma� i kwakn�� do �ony: - O ile si� nie myl�, ha�as na podw�rzu nie ustaje. - Dobrze m�wisz, Kacperusiu, ha�as na podw�rzu nie ustaje - przytwierdzi�a Mela�cia, kt�ra zawsze zgadza�a si� z m�em. - Je�li si� nie myl�, sprawcami tego ha�asu s� psy. Czy zgodzisz si� ze mn�, Mela�ciu, �e dot�d nie b�dzie porz�dku na �wiecie, dok�d, zamiast karmi� tylko nas, cz�owiek w sp�dnicy b�dzie stawia� miski i dla tych drapichrust�w, kt�rych nazywaj� psami? - Zgadzam si� z tob�, Kacperuniu - zacz�a Mela�cia i nie sko�czy�a. Bo z podw�rza dolecia� taki wrzask, taki jazgot, taki gwa�t, �e Mela�ci g�os uwi�z� w dziobie. Kacperek zadrepta� w miejscu. Krzykn��: - Naprz�d! - i jak kula potoczy� si� przed siebie. Za nim bieg�a potaczaj�ca si� Mela�cia. Chcia�a ona co� powiedzie� Kacperkowi. Ale wtem od strony podw�rza hukn�o co� jak z armaty. Kacperek wrzasn��: - Za mn�! - i oboje potoczyli si� ku sadzawce w ogrodzie. ROZDZIA� DRUGI A na podw�rzu rzeczywi�cie dzia�y si� rzeczy straszne. Psy goni�y si� z takim ha�asem, �e us�ysza�a to Katarzyna. Wypad�a z kuchni i stan�a na progu. - Jezus, Maria! Psy! A bodaj was! - krzykn�a i niewiele my�l�c schwyci�a za wiadro z mydlinami i chlust � na Burszty�sia i Pucunia. Puc by� w�a�nie wtedy na wierzchu. Wzi�� te� t�gi prysznic. Burszty�sio oberwa� tylko �cierk�. Skorzysta� z tego, �e mydliny szczypa�y Pucka w oczy, i �ap! za ko��. Obejrza� si�, gdzie by tuj� pogry�� w wygodzie i spokoju. Zobaczy� prze�cierad�o le��ce na ziemi. Skoczy� na nie. Dopad�a go tam Katarzyna. �ap za kark! Ale si� jako� wyrwa�. Sunie przed siebie, a mierzy ku furtce. Ju� mia� szmyrgn�� w ulic�. Wtem furkn�o mu co� nad g�ow�. Obejrza� si�. I to go zgubi�o. Bo trzewik Katarzyny trafi� go w kark, odbi� si� od Burszty�sia i b�cn�� w parkan. D�ugo trwa�o, zanim Katarzyna pozbiera�a bielizn� z ziemi, otrzepa�a z piasku, a dobrze utyt�an� w b�ocie zabra�a do przepi�rki. Pucunio przez ca�y ten czas siedzia� jak trusia w k�ciku pomi�dzy drwalk� i parkanem i nie pokazywa� si� wcale. Wygl�da� tylko ostro�nie jednym okiem, co i jak. Nareszcie kiedy Katarzyna posz�a do kuchni i drzwi si� za ni� zatrzasn�y, Puc wysun�� si� z k�ta. Suchego w�oska na nim nie by�o. A do tego ten ohydny zapach mydlin. A� mu si� md�o zrobi�o, gdy sam siebie pow�cha� - Od razu wiedzia�em, �e ten smarkacz, ten szczeni�! Bursztyn wpl�cze mnie w jak�� awantur� - wyrzeka� - Jak to mnie czu�! Ze dwa tygodnie nie b�d� si� m�g�y pokaza� w �adnym psim towarzystwie! Rozgl�da� si� po podw�rzu. Szuka� czego�, w czyn by si� m�g� wytarza�. Ale, jak na z�o��, nie by�o pod r�k� nic takiego, co stanowi psie perfumy. Ani zdech�ej myszy, ani ptaka, nic. Zobaczy� w k�cie troch� zgni�ej marchwi i kartofli, kt�rych Katarzyna nie zd��y�a zakopa� pod winogronami. - No, to Jeszcze jako tako pachnie! - powiedzia� sobie i nu� si� tarza�. Wytar� si� tak, �e mu si� sier�� zlepi�a w str�czki. Pow�cha�, kichn�� i szepn��: - Teraz to mo�na wytrzyma�! Tylko dobrze by by�o wytrze� si� o co. Na sznurze wisia�y koszule i ko�nierzyki. - W sam raz dla mnie - zdecydowa� Puc i przeszed� raz mi�dzy bielizn�, przeszed� drugi. Za ka�dym razem na koszulach zostawa�y brudne smugi, a ko�nierzyki wygl�da�y tak, jakby je kto zamoczy� w kawie. - Teraz si� warto przespa�! Ale lepiej Katarzynie zej�� z oczu. Pranie! Nic dziwnego, �e z�a. Id�my do ogrodu. Poszed�. A tam pod oknem ros�y rdesty, takie do�� rzadkie kwiaty, kt�re �wie�o sprowadzono z Warszawy. Pucunio spojrza� w t� stron� i zdecydowa�, �e miejsce dla niego jak ula�. Po�o�y� si�. Ale �e m�ode p�dy rdest�w k�u�y go w boki, wi�c wsta�. ' - Zawsze tam, gdzie najlepsze miejsce do spania, musz� rosn�� dzikie, chwa�ciska. K�uje to, �e wytrzyma� nie mo�na - pomrukiwa� ze z�o�ci�, bo mu si� pot�nie na sen zbiera�o. I teraz zabra� si� do oczyszczenia miejsca. Szarpn�� jeden m�ody p�d - wyrwa�, targn�� za drugi, trzeci. Czego nie m�g� wyrwa�, to zdepta� albo po�ama�. Nareszcie urz�dzi� sobie legowisko jak si� patrzy. Umie�ci� si� wygodnie, ziewn�� i zaraz zasn��. Zrazu spa� jak kamie�, nic mu si� nie �ni�o. Ale po pewnym czasie pocz�y mu si� marzy� przygody z ko�ci�. On goni Bursztyna, Bursztyn ucieka tak pr�dko, �e Puc ani rusz nie mo�e go dogoni�. Na pr�no majta nogami przez sen i poszczekuje cicho, tak jakby j�cza�. Biegnie, biegnie, a� tu nagle Bursztyn frru! w g�r�! Przygl�da mu si� Pucunio zdziwiony i dopiero teraz widzi, �e to nie Bursztyn. I nie wr�ble! Ale motyl! Macha skrzyde�kami, macha. Skrzyd�a staj� si� coraz wi�ksze, czerwieniej�, nabieraj� plam czy pas�w. Co to? To� to Katarzyna fruwa w powietrzu! Jeszcze tego brakowa�o! Jak tu si� przed ni� ukry�! Kr�ci si� po podw�rzu biedny Pucunio, jak mo�e, a Katarzyna wci�� nad nim �cierk� wywija. - Aj! - j�kn�� przez sen i obudzi� si�. Rozejrza� si� doko�a, Katarzyny wprawdzie nie zobaczy� w powietrzu, ale spostrzeg�, �e go co� w bok uwiera. Ostatnia �ywa ga��zka rdestu. Uci�� j� z�bami przy samej ziemi, obr�ci� si� na drugi bok i zn�w zamkn�� oczy. Przy�ni� mu si� wtedy sen rozkoszny. Zdawa�o mu si�, �e jest przed sklepem rze�nika, tego, do kt�rego Katarzyna zawsze chodzi�a po mi�so. Rze�nik by� gbur i cz�owiek z gruntu nieu�yty. Nigdy nie pozwoli� wpa�� psom, cho�by na jedn� chwileczk�, do jatki. A tym razem nie tylko nie zauwa�y� Puca, jak si� wkrad� za Katarzyn�, nie tylko nie krzykn�� na niego, nie z�apa� za kark i nie wyrzuci� za drzwi, ale udawa�, �e nie widzi, jak Puc �asuje z niecki te och�apy, te zrzyneczki rozkoszne, na kt�re wszystkim psom z okolicy �linka ciek�a do pyszczk�w. Roz�ar� si� Puc, o Bo�ym �wiecie nie wie! Wtem wpada do jatki Karo. Buldog. Potw�r. Zaci�ty wr�g Puca i wszystkich ps�w w mie�cie. Puc do niego. Karo w nogi. �apa� go! Wypad�y na rynek. Ale co to? Jakie� kamienie lec� z g�ry. Jeden, drugi, trzeci. Oj, boli, boli! - Ajajaj! - krzyczy Puc, otworzy� oczy, spojrza� i jak szalony skoczy� przed siebie z podwini�tym ogonem. Nie opar� si� a� na ulicy. Obejrza� si� za siebie. Katarzyna jeszcze mu wygra�a�a kijem. - Dam ja ci, nie b�j si�. We�miesz ty za swoje. Tylko przyjdziesz do domu - obiecywa�a psu. - Nieg�upim - szepn�� Puc w odpowiedzi i lekkim dyrdaczkiem pomkn�� w stron� rynku. Do rogu ulicy mia� ogon opuszczony i st�pa� niepewnie. Na rogu obejrza� si� jeszcze raz na dom. Katarzyny ju� nie by�o wida�. Podni�s� wi�c ogon do g�ry jak kit� i wolno, nie spiesz�c si�, godnie sun�� przed siebie. Na rynku pod studni� zbiera�o si� o ka�dej porze najprzedniejsze psie towarzystwo z ca�ego miasta. Zawsze trafi� tam mo�na by�o na kogo�, z kim i porozmawia� przyjemnie, i pobawi� si� mi�o. Dzi� prowadzi� zabawy Kucu�, pies wysoko ceniony dla swego naprawd� mi�ego charakteru. - �semka czy wy�cigi? - pyta� uprzejmie. - Co panowie wol�? ' Wybrano �semk�. Doko�a studni i latarni. Ju� si� ustawiono, ju� mia�a si� zacz�� zabawa, gdy wtem w sam �rodek ko�a wpad� Bursztyn. . - Ju� po tobie! - krzykn�� Puc i skoczy� do niego. -To� ty przyczyn� tego wszystkiego! Teraz podwieczorek^ a ja w domu pokaza� si� nie mog�! Bursztyn zd��y� krzykn��: / - Wielka nowina! - i zmyka�, bo Puc mia� tak� min�, �e �artowa� z nim by�o niebezpiecznie. - Tch�rz! - rykn�� Pucek i rwa� przed siebie. Bursztyn zmyka�, a� si� za nim kurzy�o. Co chwila jednak obraca� si� za siebie i wo�a�: - Puc! Przesta�! Nowina! - Ja ci dam nowin�! - Bryczka przed domem! - Znam ja twoj� bryczk�! - charcza� Pucunio nie zwalniaj�c biegu. - I pan, i Krysia siedz� ju�! - Ja ci posiedz�! St�j! Bursztyn by�by mo�e i stan��, ale ju� by�o za p�no. Z rozp�du podci�� nogi jakiej� pani, �e omal nie upad�a, wpad� na jakiego� jegomo�cia, kt�ry zajada� wi�nie. Upad�a torba, wi�nie si� rozsypa�y, jegomo�� porwa� za lask�. Ale Bursztyn ju� zrzuci� ze sto�ka straganiark�, wpad� pod ko�a wozu, ledwie go nie przejechali, wreszcie dopad� przeciwleg�ego chodnika i stamt�d krzykn��: - Puc, spiesz si�, bo zaraz rusz�! Pucek zmiarkowa�, �e to prawda, co mu Bursztyn powiedzia�. Skoczy� za nim. Po drodze oberwa� parasolk� od damy, lask� od jegomo�cia z wi�niami, zgni�ym pomidorem od przekupki. Zamroczy�o go troch�, wi�c usiad� na chodniku i obejrza� si�. Bursztyna ju� nie by�o. Pu�ci� si� wi�c ku domowi. Patrzy - przed furtk� pusto. Co tu robi�? Wtem gdzie�, na samym ko�cu ulicy, zamajaczy�o co�, niby Bursztyn. - Ojejej! - j�kn�� i wyrwa� takiego galopa, �e a� mu uszy fruwa�y. Nareszcie bryczka tu�, tu�. Wywiesi� wi�c j�zyk do ziemi, sapa� i bieg� dobrego truchta. Powiada do niego Bursztyn: - A widzisz? A nie m�wi�em? By�by� si� sp�ni�! Puc spojrza� na niego do�� przyja�nie. - Niech ci tam! Sztama. Co mamy si� sprzecza�! Spotka�a ich Plotka. - Chod�cie, chod�cie! - wo�a�a na nich. - Kr�liki s� w ogrodzie! - Nie zawraca� nam teraz g�owy! Nie widzisz to, �e jedziemy z naszym panem? A mia�y takie miny dumne i wspania�e, jakby to naprawd� one jecha�y. . ROZDZIA� TRZECI Bryczka zatrzyma�a si� przed dworcem. Pe�no tam by�o ludzi. Poci�g z Warszawy mia� przyj�� lada chwila. Szepn�� Bursztynowi Pucek, pies bywa�y, kt�ry cz�sto chodzi� na dworzec: - A uwa�aj tylko na tego, co to stoi we drzwiach. To gbur. Bursztyn podszed� do drzwi. Spostrzeg�, �e ten, co odbiera� bilety, zapatrzy� si� w inn� stron�, wi�c szmyrg! tu� pod jego nogami. - P�jdziesz! Gdzie? Wynocha! - krzykn�� na niego bileter. Ale Bursztyn niewiele sobie robi� z tych krzyk�w. Odskoczy� o kilka krok�w, spojrza� na niego z pogard� i szczekn��: - Ogromniem si� przel�k�! B�dzie mi tu grozi�! Nie widzisz, �e z pa�stwem id�? - i zami�t� za sob� nogami. Ruszy� naprz�d w podskokach, pewny siebie jak nigdy. Nie spostrzeg� si�, �e w�a�nie nadje�d�a� poci�g. Hukn�o mu, stukn�o tu� nad g�ow�, parow�z gwizdn�� przera�liwie! Burszty�sio przysiad�, skurczy� si� tak, �e zupe�nie rozp�aszczy� si� na ziemi. - Ratunku! - wrzasn�� nie swoim g�osem, podwin�� ogon pod siebie - i w nogi. Bieg� jak oszala�y wzd�u� toru. Nic nie widzia�, nic nie s�ysza�. �omotn�� g�ow� o jaki� pieniek, odbi� si�, stoczy do rowu i przepad� w trawie. - A co? Nie m�wi�em? Ten Bursztyn zawsze si� zachowuje jak smarkacz - skrzywi� si� Puc, kt�ry patrzy� z politowaniem i wy�szo�ci� na Burszty�siowe wy�cigi. Tymczasem z poci�gu zacz�li wysiada� podr�ni. Puc poci�ga� za ka�dym wysiadaj�cym nosem, obw�chiwa�. - Sami obcy - dziwi� si�. - Ten jest rze�nik, ju� wiem T� bab� czu� mlekiem. A ta, co ma w koszyku? - zaciekawi si� i bieg� par� krok�w za kobiecin�, kt�ra d�wiga�a po wielkim koszu na obydw�ch ramionach. - Ju� wiem, mas�o, mas�o! - ucieszy� si� i nagle pocz�� kr�ci� nosem i parska�. - Co to jest? - wyrzeka�. - To� to ten sam md�y zapach, jaki czu� w szafie, w kt�rej Katarzyna chowa futra na zim�. Stan�� i spogl�da� ciekawie w stron�, sk�d go dziwny zapach dochodzi�. Zobaczy�, jak z drzwi wagonu wyjrza�o najpierw ma�e pud�o. Za nim wi�ksze. P�niej jeszcze wi�ksze. Widzia�, �e Krysia odbiera od kogo� niewidzialnego jedno pude�ko po drugim, ustawia je obok siebie na ziemi. Po pude�kach przysz�a kolej na koszyki, koszyczki, tobo�ki, zawini�tka. Ca�a g�ra si� tego zebra�a! Pies a� przysiad� na zadzie ze zdziwienia. Ale si� zdumia� naprawd� dopiero wtedy, kiedy za wszystkimi zawini�tkami ukaza�a si� posta� d�uga, sucha, ko�cista, z nosem jak pogrzebacz, na kt�rym siedzia�y okularzyska, wielkie niby talerze. - A to kto? - dziwi� si� Puc. - Katarzyna, tylko jeszcze gorsza? Ma�o by�o jednej, jeszcze drug� sobie sprowadzili czy co ? Badylowata dama mia�a na r�ku dwa koszyczki, poda�a je Krysi i powiedzia�a skrzypliwym a s�odyczkowatyrn g�osem: . - Tylko ostro�nie, dziecinko, tylko ostro�nie! Mika duchna �pi! �pi - powt�rzy�a pieszczotliwie. - A Tiuzdunio przez ca�� drog� by� bardzo zdenerwowany. Boj� si� o niego. On taki delikatny. A taki do mnie przywi�zany! Krysia wzi�a obydwa koszyki do r�k. Puc zaci�gn�� si� zapachem. ^ - O, jej! A to co? - pomy�la� i zacz�� si� gwa�tem przepycha� do koszyk�w, i Spostrzeg�a to dama. - Precz! P�jdziesz! - zawo�a�a na niego i zacz�a odp�dza� Puca od koszy, w kt�rych by�y zamkni�te jej skarby. - To nasz Pucek - przedstawi�a psa Krysia. - A, to wasz pies - uspokoi�a si� dama. - Spodziewam si�, �e jest dobrze wychowany i �e moim skarbu�ciom nie zrobi krzywdy. -*-� Pucunio? Krzywdy? Nigdy w �wiecie, prosz� pani. Pucek, przywitaj si� z pani�! Pucunio by� psem dobrze wychowanym i umia� si� znale�� w" towarzystwie. Nie z wielk� wprawdzie ch�ci�, bo mu obca pani nie bardzo przypad�a do serca, ale przez przyzwoito�� skoczy� do niej w pi�knych podrygach i zacz�� j� obszczekiwa�, skaka� do r�k, �asi� si�. - Ale� to nt�zno�ny kundel!.- broni�a si� dama. - No, ju� do�� tych fczu�o�ci! Patrzcie, jakie on ma brudne �apy! Krystynko, jak cz�sto k�piesz swoje pieski? Puc by� pies m�dry. Poczu�, �e pomi�dzy nim a przyjezdni dam� nie b�dzie sympatii. Odskoczy� i chcia� jej odpo> wiedzie�: - Moja pani, k�pi� to ja si� sam! I to w ka�dej wodzie| na jak� tylko natrafi�. Nie jestem brudas. O, nie! - ale| si� rozmy�li�, zmilcza� i pobieg� ku Bursztynowi, kt�ryj w�a�nie pokaza� si� na dworcu. | - Widzia�e�? - szepn�� do niego. - �adna dama, coi\ A wiesz, co tam jest w tych koszykach? - No? - Psy! - Psy? - zdziwi� si� Bursztyn. - A psy. I to ci powiem, �e psa, kt�ry by tak pachnia�, jak tamte, p�ki �yj�, nie spotka�em. Co to si� b�dzie dzia�o, jak one si� poka�� na rynku! Wstyd! - Ka�dy b�dzie wiedzia�, �e to z naszego domu - zmartwi� si� Bursztyn, s - Jak my si� z nimi innym psom na oczy poka�emy?! - Patrz no, patrz! - zawo�a� Bursztyn i a� kucn�� ze zdumienia, a oczy mu si� zrobi�y wielkie jak talary. Ka�dy by si� zreszt� zdziwi�, nie tylko pies. Przyjezdna pani wyj�a z koszyka Tiuzdejka, kt�ry mia� na sobie fraczek w kratk� pomidorow� z zielonym! - Wstyd i ohyda! - zdecydowa� Puc. - Idziemy do domu. Posz�y. Nie obejrza�y si� nawet za siebie. ROZDZIA� CZWARTY Wr�ci�y na rynek. Zasta�y tam jeszcze ca�e towarzystwo. Kucu� przerwa� zabaw�. Obw�cha� starannie obydwa psy i spyta� uprzejmie: - Co panowie jedli? Co u pa�stwa s�ycha�? Burszty�sio ju� otworzy� paszcz�k� i b�kn�� co� o przybyszach, ale go Puc zaraz osadzi�. - Milcz! B�dzie do�� czasu na to, �eby si� ha�by naje�� do syta. Bawmy si�! - powiedzia� do Kucunia i cho� to nie by�o w jego zwyczaju, od razu si� zgodzi� na pierwsz� lepsz� gr�, jak� mu zaproponowano. Min�� pewien czas. Zabawa sz�a na ca�ego. Nagle Burszty�sio, kt�ry by� �ar�okiem i bardzo nie lubi�, gdy mu g��d dokucza�, zatrzyma� Puca i powiada: - Puc, do�� tych igraszek, idziemy na kolacj�! Pucunio spojrza� na niego. Skrzywi� si�. - To ty nie wiesz, �e jak s� go�cie, to Katarzyna sp�nia si� z kolacj�? �eby� teraz nie wiem jak p�aka�, nie dostaniesz ani krzynki. - To ci los! - j�kn�� Burszty�sio. I a� w nim kipia�o na my�l, jakie to nieszcz�cie dla ca�ego domu przynios�y ze sob� te zamorskie potwory, kt�re spad�y im na g�ow�. Musia� Bursztyn wierzy� Pucowi na s�owo. Pucunio zna� dom, no i Katarzyn�. Nie wyrywa� si� wi�c do domu, Usi�owa� bawi� si� w dalszym ci�gu. Lecz co to za zabawa o pustym �o��dku? Burszty�sio biega� wprawdzie w �semk�, ale jakby od niechcenia, szczeka�, ale coraz ciszej. Wreszcie krzykn�� Pucowi: - Niech si� dzieje, co chce, ja wracam do domu! - i co si� w nogach sadzi� przed siebie. Puc za nim. - Wpad�y obydwa w podw�rze. Burszty�sio jak w dym pobieg� wprost do kuchni. Zamkni�ta. - Co to jest? - krzykn�� g�osem ostatniej rozpaczy. - Ano, go�cie - burkn�� Puc. - Zacznie si� teraz chi�ski taniec. Ja to znam. Nauczysz si� i ty. - Chi�ski taniec? Co mi tam po chi�skim ta�cu! Ja si� nie dam uczy� chi�skiego ta�ca! - kaprysi� Bursztyn-, sio. l A trzeba wam wiedzie�, �e Burszty�sio by� dziwnie niech�tnym i, powiedziawszy nawet szczerze, krn�brnym uczniem. Kr�tko - le�. Ani mu w g�owie by�o nauczy� si� czegokolwiek, cho�by najprostszych rzeczy. W k�cie za kredensem by�a psia szko�a. Ka�dy nasz pies po kolei chodzi� do szko�y. | Nauka rozpoczyna�a si� od s�u�enia. Psy na og� uczy�y si� ch�tnie. Ba, nawet by�y pomi�dzy nimi nie lada uczone. Pucunio na przyk�ad nie tylko umia� s�u�y�, chodzi� na tylnych nogach, ale wystarczy�o powiedzie�: ( - Puc ! ta�czy�! - i zagwizda� jak�� melodi�. Pucunio zrywa� si�, stawa� w pozycji i wycina� takiego psiego oberka, �e przyjemnie by�o patrze�. Umia� on te� podawa� �ap�, potrafi� na rozkaz otwieraj drzwi skacz�c do klamki. By� to pies naprawd� uczony, pies sztukmistrz ca�� g�b�. Umia� si� my�. Trzeba by�o tylko si� zdziwi�: - Puc, fe, jakie ty masz brudne uszy! Pucunio wnet stawa� na tylnych �apkach i przednimi wyciera� sobie uszy. A z takim zapa�em, �e zdawa�o si�, i� je sobie urwie. � Umia� te� przemawia�. I to publicznie. Wypowiada� l takie mowy, �e a� ha! Podczas obiad�w czy kolacji Puc siadywa� zwykle na krze�le przy stole. Nie spuszcza� wzroku z tego, co si� dzia�o na obrusie. Co pewien czas spogl�da� nam w oczy. a Czeka� tylko na to, �eby kt�re� z nas powiedzia�o: ^ - Puc, powiedz no mow�! Wtedy zrywa� si�, opiera� przednimi �apkami o st� i poszczekiwa� g�osem powa�nym, jakby co� opowiada�.' Je�li mu kto� powiedzia�: - To tak by�o, Pucuniu? Naprawd�? Biedny piesek! W�wczas Pucunio si� wzrusza� i swoj� mow� wyg�asza� coraz bardziej p�aczliwie. Ko�czy� jednak natychmiast i urywa� w p� zdania, kiedy dosta� co� do zjedzenia. Wtedy chwyta� to, co mu dano, i bieg� do k�ta. Le�a�a tam gazeta. By� to psi obrus. Bo Pucek, a nawet i Bursztyn jada�y w pokoju tylko na psim obrusie. Takie to psie uczono�ci chodzi�y po domu. A Burszty�sio? Burszty�sio by� zupe�ny wyrodek. Chodzi� i on wprawdzie do psiej szko�y, w k�t za kredensem. Ale co to by�a za nauka! Do zachrypni�cia mo�na mu by�o powtarza�: �S�u�, s�u�", pokazywa�, jak nale�y kucn�� na tylnych nogach, kusi� Bursztyna kawa�kami kie�basy, za kt�r� przepada�. Na nic si� to wszystko zda�o. Burszty�sio udawa�, �e si� zupe�nie w k�cie utrzyma� nie mo�e. Jak k�oda, tak ci�ko wali� si� na pod�og�. A zawsze jako� tak wymiarkowa�, �eby do kie�basy by�o najbli�ej i �eby j� niby niechc�cy mo�na by�o chwyci� w z�by. I Krysia si� biedzi�a nad Bursztynem, i ja, i Katarzyna, kt�ra mu perswadowa�a i dobrym s�owem, i r�zg�. Na nic. Burszty�sio si� upar�. Powiedzia� sobie: - Nie b�jcie si�! Ju� ja si� nie dam! Pr�dzej wam si� znudzi ni� mnie! No i przetrzyma�. Bo dali�my wreszcie za wygran�. Nikt ju� z Burszty�sia nie usi�owa� zrobi� uczonego psa. Zosta� on na ca�e �ycie nieukiem, ordynarnym kundlem, kt�ry nawet s�u�y� nie potrafi. Nic wi�c dziwnego, �e na wspomnienie o chi�skim ta�cu rozp�aka� si� Burszty�sio na dobre. Puc s�ucha� j�k�w z obrzydzeniem. Znudzi�o mu si� wreszcie skamlanie i krzykn��: - Bursztyn, do��! Nie drzyj si�! We�miesz od Katarzyny, ani si� obejrzysz! I dziwnie rych�o sprawdzi�a si� ta przepowiednia! Uchyli�y si� drzwi. Wi�c Burszty�sio chlust! w szpar�. I nagle: pisk, wrzask, r�ka Katarzyny, kozio�ek w powietrzu na �rodek podw�rza i bolesny j�k Burszty�sia: - Oj, oj, oj! - A widzisz! - warkn�� Puc. - Nie m�wi�em ci, �e jak s� go�cie, to si� rozpoczyna chi�ski taniec? Teraz si� nauczy�e� chi�skiego ta�ca. Teraz b�dziesz wiedzia�, �e jak s� go�cie, to nic w ca�ym domu nie dzieje si� o zwyk�ej porze, kuchnia jest zamkni�ta, a Katarzyna z�a jak chrzan. Burszty�sio, jak tylko si� nieco otrz�sn�� z upadku, zabra� si� do poszukiwa�. Przede wszystkim wyliza� do czysta swoj� misk�. Nie by�o tam wiele, ale zawsze starczy�o na jeden z�b. Brz�ka� misk� po przymurku, a� si� rozlega�o. Wyjad� wszystkie marchwie i pietruszki, na kt�re w zwyk�ym czasie nawet nie raczy� spojrze� i wywleka� daleko ze swojej miski, trzymaj�c je z obrzydzeniem ledwie ko�cem z�b�w. � Rozjad� si�. � Doszed� do przekonania, �e i w Pucowej misce s� jeszcze wcale niez�e resztki. Podsun�� si� ku niej. Ale ledwie w ni� brz�kn��, zerwa� si� Puc i krzykn��: - Ty, co robisz? Twoje? I za kark Burszty�sia. - Pucuniu, daruj! - j�kn�� Burszty�sio. - W twojej misce nie ma ani �dziebe�ka. Puc pu�ci� Bursztyna. Zajrza� do swojej miski. Rzeczy- wi�cie nie by�o tam nic. Dla porz�dku jednak wyli�� wszystko do czysta. I powiada: - Wiesz, co robi porz�dny pies, kiedy musi czeka� Zasypia g��d. C� pozostawa�o biednym psiakom? Posz�y spa�. U�o�y�y si� jednak tak, �eby nawet przez sen nie traci z oczu drzwi od kuchni i �eby w razie czego wiedzie�, o si� dzieje na ulicy. Spa�y ju� dobr� chwil�. Nagle Puc podni�s� g��w i nastawi� uszy. Burszty�sio spyta� go cicho: - Co? - Cicho - szepn�� Puc. - W krzaki! Obydwa psy skoczy�y w ja�miny. - Nie widz� nic - skar�y� si� Burszty�sio. - Jak ci� utn� dobrze, to zobaczysz. Uwaga! Ulic� wolno, ostro�nie bieg� Lord, buldog. Trzyma w pysku co� wielkiego. Ogl�da� si� niepewnie doko�a Bada�, czy go kto� nie �ledzi. - Za nim! - skomenderowa� Puc. - Tylko ani mrumru Psy wybieg�y na ulic� i chy�kiem te� pod parkanem skrada�y si� za Lordem. Buldog przebieg� ulic�. Skr�ci� w prawo. Tam zaraz za domem rozpoczyna�o si� orne pole. Lord obejrza� si� jeszcze raz. Nie dostrzeg� nic podejrzanego. Szybko wykopa� w zaoranej ziemi d�, wrzuci� to, co ni�s�. Obejrza� si�. I zasypa� d� starannie ziemi�. Sko�czy�. Zn�w si� obejrza� doko�a. Akurat w�a�nie Burszty�sio wysun�� si� naprz�d. Puc rzuci� si� na niego. Zak��bi�o si� na ziemi. Lord spojrza� na psy krwawym zezem. Ju� mia� si� na nie rzuci�, ale si� uspokoi�. - Gryz� si�. To dobrze. Nie widzia�y, gdzie zakopa�em skarb - pomy�la� i ruszy� wolno przed siebie. Gdy tylko Lord zgin�� Pucowi z oczu, pu�ci� on Burszty�sia. - Dostaniesz jeszcze lepiej, jak si� nie b�dziesz pilnowa� - zapowiedzia� mu surowo. - A teraz chod�. Psy pobieg�y do miejsca, gdzie Lord kopa�. Puc natychmiast odkopa� skarb. - W�troba! Ca�a w�troba! - zach�ysn�� si� z zachwytu. By�a to rzeczywi�cie wo�owa w�troba, kt�r� Lord sk�dsi� zdoby�. Buldog by� wielki i silny. Co tam dla takiego psa by�o nie�� szmat mi�sa? Mucha. Ale Pucunio i Bursztyn napoci�y si� niema�o, zanim zdobycz zawlek�y do ogrodu. Siad�y teraz spokojnie obok siebie i rwa�y och�ap, t Jad�y, jad�y i jad�y. Po uczcie reszt� zakopa�y pod r�. I posz�y spa� do budy. Kiedy Katarzyna nala�a im jedzenia do miski, ju� spa�y w najlepsze. Puc ledwo raczy� otworzy� oczy. Burszty�sio nie wytrzyma�. Zerwa� si� i pobieg� do miski. Zjad�, co by�o. Ale wybredza�! Powyjada� najpierw samo mi�so ze spodu, kasz� .ledwie raczy� par� razy skubn��, a na marchew, pietruszk� i kartofle nawet nie spojrza�. ROZDZIA� PI�TY Tymczasem w domu dzia�y si� rzeczy niezwyk�e. W�a�cicielk� Tiuzdejka i Mikaduchny... nazwijmy pann� Agat�, dobrze? Psom zostawmy imiona prawdziwe. Mikaduchna nazywa� si� tak, gdy�, jak twierdzi�a jego pani, mia� on by� rasy japo�skiej. A wiecie, �e mikado jest to tytu� cesarza japo�skiego. Tiuzdejek za� zosta� nazwany Tiuzdejkiem dlatego, �e pani jego otrzyma�a go we wtorek. �e by� podobno rasy angielskiej, i to pono� bardzo rzadkiej, wi�c si� z angielska nazywa� Wtorek, po angielsku Tiuzdej. (Pisze si� ca�kiem inaczej, ale tak si� mniej wi�cej wymawia). Dziwne imi�, prawda? Ale skoro Robinsonowi wolno by�o mie� swego Pi�taszka, to i pannie Agacie wolno by�o mie� swojego Wtoraczka. W ka�dym b�d� razie, jak widzicie, nasze psy mia�y go�ci nie byle jakich. Sama psia arystokracja. Rasa! Nie takie kundle, jak Pucunio i Burszty�sio, co to niby si� zapowiada�y na foksa, ale jak podros�y nieco, wyskoczy� z nich niespodzianie i wy�e�, i jamnik, i kawa�ek wilczura, i wszystkie, zreszt� szlachetne, a znane, psie rasy, opr�cz niekt�rych mniej szlachetnych, no i mniej znanych. Ot� te prawdziwe per�y psiego rodu, Mikaduchna i Tiuzdejek, zosta�y w koszykach za�adowane na bryczk� Przez ca�y czas jazdy panna Agata dr�a�a z niepokoju, czy aby jazda po wyboistym bruku nie zaszkodzi jej skar-bu�ciom. Trzeba by�o jecha� noga za nog�, jakby kt< wi�z� nadp�kni�te garnki. | Ledwie bryczka stan�a przed domem, ju� by� n�w; k�opot. Czy Mikaduchna �atwo si� przyzwyczai do noweg( mieszkania? A czy Tiuzdejkowi b�d� smakowa�y kotlecik z w�tr�bki? Mo�ecie sobie wyobrazi�, jak si� ucieszy�a Katarzyna kiedy si� dowiedzia�a, �e angielskiemu elegantowi ma trzy razy na dzie� sma�y� siekane kotleciki na �wie�yn ma�le i ze �wie�ej ciel�cej w�tr�bki. P�omienie jej przesz�a przez twarz. Widzia�em, �e ma jakie� niebaczne s�owo na ko�cu j�zyka. Katarzyna mia�a wymow� �atw� a przykr� gdy by�a z�a. Ledwiem j� udobrucha�. Ale do ps�w dotkn�� si� nie chcia�a. Krysia wyj�a naszych psich go�ci z bryczki i zanius�szy ich w koszykach do domu. Chcia�a postawi� je w kuchni Kiedy panna Agata to zobaczy�a, wyrwa�a jej koszyk z r�k, do g��bi serca oburzona, - Tiuzdejek jest �wie�o po katarze. Nie znosi przeci�gu Prosz� go umie�ci� w zacisznym miejscu! - zawo�a�a I zacz�o si� bieganie po ca�ym domu w poszukiwaniu zacisznego miejsca dla Tiuzdejka. Ulokowano go nareszcie pod sto�em w jadalni. Mikaduchna z koszem znalaz� si� za szaf� przy piecu Dlaczego? Podobno dlatego, �e pochodzi� z ciep�ych kraj�w. Cho�, prawd� powiedziawszy, u nas by�o lato, s�o�ce pra�y�o �ywym ogniem, wi�c by�o do�� ciep�o nawet dla japo�skiego elegancika. Za to piec by� zimny jak lodownia. Tiuzdejek, ledwie go ustawiono na miejscu, podni�s� si� na swojej poduszce, ziewn�� przera�liwie, skrzywi� si�, jakby mia� cytryn� w pyszczku, i zacz�� si� pogardliwie rozgl�da� doko�a wy�upiastymi oczyma. - Wcale mi si� tu nie podoba! Co to za dom? Co to za ludzie? Chodz� i chodz�, a biedny, chory pies spokoju nie ma - narzeka�. Ale wida� chcia� si� bli�ej pozna� z naszym domem, bo wylaz� z kosza. Jakie� to psisko mia�o d�ugie nogi! Zdawa�o si�, jakby chodzi� na szczud�ach! Id�c podnosi� nogi wysoko, jakby je z b�ota wyci�ga�. Prze�amane to by�o, jakie� ko�lawe. A z�e! Po oczach wida� by�o, �e najch�tniej by�by nas uci�� ka�dego'z osobna i wszystkich razem swoimi po��k�ymi z�bami. Mo�e tam Tiuzdejek by� nawet wysokiej rasy, ale, �e nie by� nadmiernie urodziwy, to pewne. Tiuzdejek obszed�, drepcz�c ko�lawego dyrdaczka, ca�� jadalni�. Zapu�ci� si� nawet do sieni, przez kt�r� przechodzi�o si� do kuchni. I tam w�a�nie trafi� na kotk� Imk�, kt�ra zeskoczy�a z szafy i sz�a na spacer. Kocica skamienia�a na widok psa we fraku. Zrazu przypad�a do ziemi. A� nagle, jak si� wygnie w pa��k, jak parsknie, jak wrza�nie: - Precz, precz, precz! I pac! z jednej strony, pac! z drugiej! Wzi�� dobrze angielski lord po skiszonej buzi. Zaskomla�, zapiszcza�, zaj�cza� i skoczy� do swojej pani. Awantura! - Jak mo�na trzyma� u siebie w domu takiego w�ciek�ego potwora! M�j Tiuzdejek jest taki nerwowy! O, jak mu serduszko bije! Okaleczy�a go ta szalona kotka. A mo�e ona jest w�ciek�a? Tu ju� Katarzyna nie wytrzyma�a: ' - Mo�e pani pies jest i nerwowy, ale �eby nasza kotka by�a w�ciek�a albo szalona, to sobie wypraszam. I wysz�a do kuchni trzasn�wszy za sob� drzwiami. Pomimo to jednak, nie chc�c by� niego�cinn� wzgl�dem panny Agaty i sprawia� jej przykro�ci przez ci�g�� obaw� o to, �e kocica mog�aby pokiereszowa� jej Tiuzdejka, Katarzyna wyrzuci�a Imk� na podw�rze i zamkn�a za ni� drzwi do sionki na zamek. Dlatego to psy nie mog�y si� dosta� do kuchni. Tiuzdejek na pociech� dosta� kotlecik. By� tak �askaw, �e go zjad�. Cho� musz� si� przyzna�, �el kotlet by� wprawdzie skrobany, ale ze zwyczajnej ciel�ciny.; Wieczorem w�tr�bki dosta� nie by�o mo�na. Mikaduchna... o, Mikaduchna by� zupe�nie inny! Nie maza� si�, nie kaprysi�. Wyszed� z kosza, obszed� i obw�cha� starannie wszystkie k�ty w domu. Robi� to z powag� i skupieniem. Przyjrza� si� nam wszystkim po kolei. Gdyby nie to, �e by� male�ki, mniejszy ni� Pucunio, to znaczy, si�ga� mi do p� �ydki najwy�ej, mo�na by by�o powiedzie�, �e spogl�da� na nas z g�ry. - Co�cie wy za jedni? - pyta� nas wzrokiem. Krysia pr�bowa�a go pog�aska�. Pokaza� jej z�by; - Tylko bez poufa�o�ci - o�wiadczy� kr�tko. - Mikaduchna, z�otko, skarbu�ciu - usi�owa�a go mitygowa� panna Agata. Wzi�a go na r�ce. Mikaduchna jednak pieszczot w og�le nie lubi�. Wyrwa� si� pannie Agacie i skoczy� na fotel. Obejrza� si� na nas i przybra� min� tak wspania��, �e bez kija ani przyst�p. -- Co to za dystyngowana posta�, prawdziwie kr�lewskie spojrzenie, mikado, naprawd� mikado - zachwyca�a si� nim panna Agata podziwiaj�c miny japo�skiego pieska, kt�ry istotnie siedzia� na fotelu tak, jak na z�otolitym tronie. Podczas kolacji Tiuzdejek, powiedzmy to od razu i bez. os�onek, by� niemo�liwy, wprost niezno�ny. Nie widzia�em psa tak dokuczliwego. Wpakowa� si� Krysi na kolana. Ale wcale nie po to, aby tam le�e� spokojnie. Co chwila wybiega� na spacer po stole. Tego jak �wiat �wiatem w naszym domu nie bywa�o, �eby si� psisko mia�o wa��sa� po obrusie mi�dzy talerzami. Krysia nie puszcza�a skarbu�cia panny Agaty z kolan. Tiuzdej w�ciek� si� ze z�o�ci, �e mu si� kto o�miela sprzeciwia�. Warcza�, parska�, piszcza� i raz po raz chwyta� Krysi� z�bami za r�ce. Trzeba przyzna�, �e Tiuzdejek tak si� zabawnie z�o�ci�, taki by� w swej irytacji �mieszny, i� ochota bra�a podoku-cza� troch� zrz�dzie, kt�ry ani przez chwil� nie przestawa� si� gniewa�. Mikaduchna za to ani raczy� si� obejrze�, gdy nakrywano do sto�u. Zawo�any, podszed�, obszed� st� doko�a, przygl�da� si� siedz�cym i wreszcie skoczy� mi na kolana. Rozejrza� si� po stole i spojrza� mi w oczy z wym�wk�: - To ty nie wiesz, �e ja wieczorem pijam herbat�, dobrze os�odzon� i zasypan� bu�k�? Da�em mu herbaty i bu�ki na spodeczku. Zjad�. A tak starannie, czysto, schludnie, �e niejeden cz�owiek m�g�by si� od Mikada nauczy�, jak si� nale�y zachowywa� przy stole. Wyliza� sobie starannie kosmaty pyszczek i natychmiast zeskoczy� z kolan na ziemi�. Poszed� na sw�j fotel, po�o�y� si� i jednym okiem spogl�da�, znakomicie oboj�tny na to, co si� wko�o niego dzia�o. Wtem na podw�rzu rozleg� si� dziki wrzask Burszty�sia. Szczeka� on zawsze tak, jakby kto� �piewa� maj�c jednocze�nie czkawk�. Spojrzeli�my po sobie z Krysi�. Pomy�leli�my jednocze�nie : - Co to b�dzie jutro? Jak te nasze domowe skarbu�cie przywitaj� si� z go��mi? ROZDZIA� SZ�STY Na podw�rzu sta�a tylko jedna psia buda. Mia�a ona parter i pi�tro. To pi�tro powsta�o samo przez si�. Katarzyna kiedy� na zim� zrobi�a w budzie sufit ze s�omianki, �eby psom by�o cieplej. Ale Burszty�siowi pomys� z sufitem nie przypad� jako� do smaku. Poty majstrowa�, poty szarpa� z�bami, a� wreszcie naderwa� s�omiank� z jednego boku. I wtedy to, pomi�dzy oderwanym sufitem a daszkiem budy, wytworzy�o si� pi�terko. Okaza�o si�, �e by�o ono potrzebne. Mia�o w�asnego lokatora. Odt�d bowiem na parterze budy sypia�y psy, na poddaszu za� koty. Dawniej rezydowa�a tam Europa, teraz sypia�a Imka. Z samego rana, jak tylko Katarzyna skrzypn�a drzwiami od sieni, w psiej budzie rozpocz�� si� ruch. Pierwszy wytoczy� si� Burszty�sio. Wypchn�� go Puc. Puc jak zawsze wyszed� z budy godnie. Wyci�gn�� za siebie jedn� tyln� nog�, p�niej drug�. Otrz�sn�� si�. Spojrza� na Bursztyna i powiedzia� ostro: - Bursztyn, obud� si�! Ju� czas. Rozumiesz czy nie? Burszty�sio by� �piochem nad �piochy. Sta� przy budzie i chwia� si� na nogach jak nieprzytomny. - Bursztyn - krzykn�� na niego Puc - obud� si�, s�ysza�e�? Bursztyn otworzy� jedno oko m�tne i zaspane. Nie odpowiedzia� nic. Usiad� na ogonie. Rozdar� paszcz�k� i ziewa�. Ale jak ziewa�! A� si� wstrz�sa� ca�y po ka�dym ziewni�ciu. Wreszcie kichn�� pot�nie raz, kichn�� drugi, obejrza� si�. I nagle zerwa� si� z ziemi i zawr�ci� do budy. - Ty dok�d? - pyta go Puc. - Dajcie mi si� wyspa� - b�aga� Burszty�sio. - To ty nie wiesz, �e Katarzyna za chwil� wyjdzie na podw�rze? - Wszystko mi jedno - mamrota� Burszty�sio i pakowa� si� z powrotem do budy. Ale ju� stamt�d lekkim kroczkiem, przeci�gaj�c si� i wyginaj�c, wychodzi�a Imka. Wcale nie mia�a ochoty ust�powa� Burszty�siowi. ' - Zejd� mi z drogi, ty �piochu, ty niedojdo! - krzykn�a na niego z g�ry. Burszty�sio nie odrzek� ani s�owa. Pcha� si� gwa�tem do budy. Kocica da�a mu raz i drugi po zaspanej �epetynie. Burszty�sio wrzasn��: - Co to jest? Co to za porz�dki? - i uciek� pod kurnik. Trzeba wam wiedzie�, �e Imka kr�tko trzyma�a psy. Siadywa�a ona zawsze gdzie� wysoko i spogl�da�a z g�ry na bawi�ce si� szczeni�ta. Wodzi�a za nimi bursztynowymi oczyma. Uwa�a�a, co robi�. Niech no si� psy zbytnio rozfiglowa�y, niech poha�aso-wa�y niepotrzebnie w pokoju albo na podw�rzu! Jak piorun z jasnego nieba spada�a wtedy Imka na psiaki. Bra�y one wnyki, i to porz�dne, bo kocica �artowa� nie lubi�a, l Nic dziwnego wi�c, �e Puc i Bursztyn ba�y si� kotki,! gdy by�y ma�e. Nie przesta�y si� jej ba�, cho� podros�y. Sypia�y z ni� razem, bawi�y si� nieraz, ale mia�y przed ni� respekt. I dlatego Bursztyn jak niepyszny uciek� z budy, gdy mu tylko kocica kaza�a si� wynosi�. Usiad� pod kurnikiem. Rozpocz�� rann� toalet�. Wodzi� pyszczkiem po ca�ym ciele, nie wy��czaj�c ogona. K�apa� zawzi�cie z�bami. Co robi�? �atwo si� domy�li�, �e walczy� z pch�ami. Jak wiecie, Bursztyn ba� si� wody jak ognia, wi�c walka z licznym nieprzyjacielem by�a uci��liwa i trudna. Otworzy�y si� drzwi. Stan�a w nich Katarzyna. Nios�a w misce jedzenie dla drobiu. Puc patrzy� za ni�, ale si� nie ruszy� z miejsca. Bursztyn za to zerwa� si� i drepta� krok w krok za Katarzyn�. A nos mia� zadarty do g�ry. - Bursztyn, na miejsce! - krzykn�� na niego Puc. -Zawsze si� kompromitujesz. Nie wiesz to, �e Katarzyna nie lubi, kiedy si� zagl�da do kurzego jedzenia? Bursztyn udawa�, �e nie s�yszy. Przed sam� furtk� prowadz�c� do kurnika schowa� si� za sp�dnic� Katarzyny. W ten spos�b przedosta� si� za krat�. Przyczai� si� pod desk� i czeka�. Puc spogl�da� na Burszty�siowe machinacje jednym okiem i nie odzywa� si� wcale. Katarzyna zsypywa�a kurze jad�o do miski. T�uczone kartofle z osypk� dla kaczek. Nala�a wody do ceberka, do poide� i posz�a. Puc s�ysza� szcz�k zamykanej furtki. ' - O, to� wpad� - powiedzia� do Burszty�sia. - Widzisz, jak�e si� teraz wydostaniesz? Bursztyn jednak wcale nie uwa�a� na to, co mu Puc m�wi�. Dopad� do kaczego jad�a. I �pa� kartofle z osypk� nie odrywaj�c �ba od koryta. I kto to si� tak objada� kaczymi smako�ykami? Burszty�-sio! Ten gagatek, kt�rego k�u�y w z�by marchew i pietruszka z roso�u. Kt�ry si� krzywi�, kiedy mu dano kromk� chleba! Bursztyn zajada� si� tak, �e zupe�nie nie wiedzia�, co si� wko�o niego dzieje. Kacperek z Mela�ci� stali z daleka. Przygl�dali si� psu to jednym, to drugim okiem. - Mela�ciu, je�li si� nie myl�, to jedzenie, kt�re pa�aszuje ten pies, przeznaczone jest dla nas, kaczek - kwaka� Kacperek. - Nie mylisz si�, Kacperku - odpowiedzia�a zgodna zawsze Mela�ci�. - To jest nasze jedzenie. - Kto rano wstaje, temu g��d dokucza - rzek� Kacperek, kt�ry si� lubowa� w kaczych przys�owiach. - Mam wra�enie, �e je�li pies b�dzie jad� tak �ar�ocznie, wkr�tce nie zostanie dla nas ani na posmakowanie. Mela�cia nie odpowiedzia�a nic. Z rozwartym szeroko dziobem wpatrywa�a si� w koryto. - Mela�ciu, ju� ci wspomina�em o tym, �e nie wypada rozdziera� dzioba tak szeroko. W�a�nie chcia�em ci powiedzie�, co zamierzam uczyni� - zacz�� Kacperek i urwa�. Bo Mela�cia nie czekaj�c na to, co jej powie m��, sama znalaz�a spos�b, i bodaj najlepszy. .., Nie pytaj�c o nic zacz�a wyjada� z koryta, si�gaj�c dziobem jak najdalej od psa. Po�yka�a jad�o z takim po�piechem, �e ledwie zd��y�a porusza� dziobem, a gard�o wydyma�o si� jej jak bania. Spostrzeg� to Kacperek, zadrepta� w miejscu i zabra� si� do koryta z drugiej strony. Burszty�sio dostrzeg� te kacze manewry. . - Precz, kwakaj�y! - warkn�� i skoczy� do Kacperka. - Rata, rata, rata! - wrzasn�� niekaczym g�osem Kacperek. I ucieka�, co mia� si� w kr�tkich nogach. Jeszcze rozpaczliwiej dar�a si� Mela�cia, na kt�r� z kolei* rzuci� si� Burszty�sio. ' � Obydwie kaczki toczy�y si� jak ci�kie kule. Mela�cia' z rozp�du wpad�a na Bia�asa, Bia�as na �ysk�. �yska odbi�a si� od Kacperka i wpad�a na Czarnuch�. Zrobi� si� taki harmider, taki wrzask, �e... Puc krzykn��: - Bursztyn, Katarzyna! Jako� istotnie, tu� przy siatce sta�a ju� Katarzyna. Spojrza�a na to, co si� w kurniku dzia�o i, niewiele my�l�c, �ap - za w�a gumowego do polewania ogrodu! Odkr�ci�a kran i pu�ci�a strug� wody w kurnik. , Kury skoczy�y na siatk�. Kaczki schowa�y si� do kom�rki. Na placu zosta� tylko Burszty�sio. Pami�tacie zapewne, �e Bursztyn ba� si� wody. Ot� wyobra�acie sobie, jak mu by�o mi�o, kiedy go Katarzyna! pola�a lodowat� wod�? ; Wi� si� jak piskorz, krzycza�, miota� si� jak oszala�y. A tu furtka zamkni�ta. - A b�dziesz �azi� do kurnika! B�dziesz wyjada� kaczkom! - Oj, nie b�d�, nie b�d� - j�cza� Bursztyn staraj�c si� uciec przed strumieniem wody. - No, masz do�� - powiedzia�a wreszcie Katarzyna, zakr�ci�a kran od w�a i otworzy�a furtk�. Bursztyn wypad� na podw�rze, jednym susem by� na ulicy, i tyle go widzieli. Puc spojrza� za nim z odraz�, podszed� godnie do Katarzyny, majtn�� kilka razy ogonem i powiedzia� z powag�: - Ja tam nigdy nie chodz� do kurnika! Podstawi� �epetyn� Katarzynie pod r�k� i czeka�, by go pog�aska�a. Katarzyna nieskora by�a jednak do pieszczot, wi�c odsun�a psa i posz�a. Puc za ni�. �e drzwi od kuchni by�y otwarte, a Katarzyna spogl�da�a w�a�nie w ogr�d, wi�c Pucunio ostro�niute�ko si� przewin�� i wsun�� do sionki. W kuchni wyliza� starannie wszystko, co by�o do wylizania. Zajrza� do pokoju. Cisza. Wszed�. I od razu uderzy� go w nos zapach przerozkoszny. - Co to jest?-pomy�la�.-Mi�so? Poszed� za zapachem. W k�cie ko�o kredensu, tam gdzie by�a psia szko�a, sta� stolik. Zazwyczaj na tym stoliku nie by�o nic ciekawego. Fili�anka, czasem kubeczek od mleka. Nie warto by�o zwraca� na to uwagi! Ale dzi�! Dzi� sta� tam talerz. A na tym talerzu, o dziwo, kotlety! Puc w�asnym oczom nie wierzy�. Obw�cha� mi�so starannie, obliza� si�. - Pucuniu, nie rusz - m�wi� sam do siebie. - Pucuniu, jeste� przecie� porz�dny pies. Pucuniu, uwa�aj. Powtarza� sobie te przestrogi i powtarza�. Ale tak jako� samo z siebie si� sta�o, �e kotlet wpad� mu sam w z�by. Nawin�� si� jako�. i^ Puc, opami�taj si� - powiedzia� sobie pies. Ale ju� by�o po kotlecie! Drugi kotlet te� jako� dziwnie sam spad� na ziemi�. Te� jako� nie wiadomo dlaczego. .Czy� mia� tak le�e� na pod�odze? Co komu przyjdzie z takiego ubrukanego kotleta? C� mia� tedy pocz�� biedny Pucunio? Zjad� tak pr�dziutko i ten drugi kotlet, �e si� omal nim nie ud�awi�. Wyliza� pod�og� do czysta. Poszed�. Zaraz w drugim pokoju trafi� na Tiuzdejka. Angielskie cudo le�a�o zwini�te w koszyczku i trz�s�o si� z zimna, pomimo �e mia�o na sobie fraczek pomidorowy w kratk�. Z�ym okiem spogl�da� wyfraczony pies na Puca, kt�ry, i �e by� dobrze wychowany, zbli�a� si� z wyszczerzonymi j w mi�ym u�miechu z�bami i maj ta� naj przyja�niej ogonem. - Po co si� tu wa��sasz? Nie lubi� takich kundl�w jak ty! - warkn�� do niego zgry�liwie Tiuzdejek. - Ty� co powiedzia�? - spyta� go Puc jeszcze zupe�nie j spokojnie, �e jeste� kundel. �e ci� czu� obrzydliwie, i� zaraz s kichn�, je�li st�d nie odejdziesz. A wiedz o tym, �e niedawno mia�em katar i �e je�li b�d� kicha�, to mi to mo�e zaszkodzi�. Puc nie bra� bardzo do serca tych uwag. Zaj�ty by� zupe�nie czym innym. Bardzo mu si� podoba�a poduszka, na kt�rej le�a� Tiuzdej. I koszyk, �adnie sobie sypiasz - powiedzia� z uznaniem. ' - A�eby� wiedzia� - burkn�� Tiuzdej i obr�ci� si� w ko�o na miejscu, moszcz�c si� jak najwygodniej na swojej poduszce. - Mi�kka ta poduszka? - dopytywa� si� Puc. Ale Tiuzdej nie raczy� odpowiedzie�. Zmru�y� oczy i uda�, �e �pi. - No, pytam si�, czy mi�kka poduszka? - powt�rzy� Puc. Tiuzdej milcza�. C� ma pocz�� pies, kt�ry na wa�ne pytanie nie otrzymuje odpowiedzi? Musi spr�bowa� sam da� sobie odpowied�, prawda? Tak te� post�pi� i Puc. Ostro�nie, powolusie�ku, �eby nie by� natr�tnym, postawi� jedn� nog� na poduszce. Poczeka� chwil�. Postawi� drug�. - Mi�kko tu le�e�, bardzo mi�kko - powiedzia� grzecznie do Tiuzdej a i na samym brze�ku koszyka opar� lew� tyln� nog�. P�niej praw�. Usiad� ca�kiem od niechcenia na samym koniuszku kosza i rozkoszowa� si� tym, jak to tu mi�kko i przytulnie. Tiuzdej si� nie porusza�. Wi�c Pucunio ostro�niutko u�o�y� si� na poduszce. Na samym brze�ku, rozumie si�. - Masz do�� miejsca dla siebie, Tiuzdejku, prawda? -dopytywa� si� grzecznie. Nie otrzymawszy odpowiedzi uzna�, �e istotnie nikomu na poduszce nie przeszkadza. Wi�c si� te� roz�o�y� wygodnie. Wyprostowa� nogi. ? - Wyno� si� st�d! - warkn�� tym razem ze z�o�ci� Tiuzdej, kt�ry nagle znalaz� si� na samym brze�ku kosza. - Fe, jaki� ty nieu�yty - oburkn�� go Puc. - Zjem ci t� twoj� poduszk�? - Ale ja ju� nie mam miejsca dla siebie, ju� lec� - z�o�ci� si� Tiuzdej. - Tote� lepiej nie spadaj, bo ci to mo�e zaszkodzi�. Zejd� sam - radzi� Pucunio i rozprostowa� si� tak przestronnie, �e Tiuzdej znalaz� si� na pod�odze. - Zabra� mi kosz! Zepchn�� mnie z mojej poduszki! -maza� si� Tiuzdej. - Fee, jak to nie�adnie tak si� skar�y�. Jaki ty jeste� nieu�yty. Jaki sobek - wy

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!