7001

Szczegóły
Tytuł 7001
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7001 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7001 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7001 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Lektura szkolna ALINA i CZES�AW CENTKIEWICZOWIE ILUSTROWA� STANIS�AW ROZWADOWSKI KRAJOWA AGENCJA WYDAWNICZA Szykujecie si� zn�w do podr�y? Odp�ywacie od nas? Dok�d w�drujecie? Do Australii, do Ameryki Po�udniowej? A mo�e a� na afryka�skie wody? Z wianuszka otaczaj�cych profesora pta- k�w, kt�re sta�y pro�ciutko, jeden wysun�� si� naprz�d. Podni�s� �epek i s�ucha� uwa�nie, co m�wi to dziwne stworzenie, trzy razy od niego wi�ksze, kt�re tak jak on, pingwi-nek Adeli, chodzi na dwu nogach. Popatrzy� - jednym oczkiem, popatrzy� drugim i co� so- bie zag�ga�. - Ork, ork, ork -przedrze�nia� go profesor - �ebym to ja zrozumia�, co ty mi t�umaczysz... Pingwinek zatrzepota� kr�tkimi skrzyde�kami, jakby si� ucieszy�, �e cz�owiek zaczyna wreszcie m�wi� po pingwiniemu. Zamy�lony profesor przygl�da� si� bacznie ptakowi. �atwo go by�o rozpozna� w�r�d innych. Na �nie�nobia�ym gorsie czerni�a si� pod�u�na �atka. - Patrzcie go, elegancik! Krawat w�o�y�e� na spotkanie ze mn�, co? Naraz profesor stukn�� palcem w czo�o. Ma�o mu z nosa nie spad�y wielkie przeciws�oneczne okulary. - Wiem! � krzykn��. I roztr�caj�c zdumione pingwinki pobieg� szybko w stron� zasypanego �niegiem domku. - Andrzej, Janek! Wiem ju�, co zrobimy! - wo�a� od progu. � W�adek, s�yszysz? Pozak�adamy pingwinkom na �apki aluminiowe obr�czki. - Po co, profesorze? - spyta� z g��bi izby jaki� g�os. - Jak to po co? Na ka�dej obr�czce wyryjemy taki napis: �Stacja imienia profesora Dobrowolskiego na wschodnich brzegach Antarktydy", potem dzisiejsz� dat� i kolejny numer. .Zawiadomimy przez radio wszystkich polarnik�w, marynarzy i �owc�w wieloryb�w, p�ywaj�cych na morzach Antarktydy. Ktokolwiek z tych ludzi zobaczy pingwinki z obr�czkami, zanotuje, gdzie je i kiedy widzia�, i da nam zna�. A my tu b�dziemy na mapie zaznacza�, kt�r�dy nasze ptaki w�druj�. Ju� gromadz� si� na brzegu oceanu. Nie mamy czasu do stracenia. Lada moment odp�yn�. - Wspaniale! - Zabierajmy si� do roboty! - Czekajcie, ch�opcy. Nie tak pr�dko. Trzeba przedtem zbudowa� z bry� lodu za grod� i sp�dzi� do niej ptaki. Ot, tak z pi��dziesi�t wystarczy chyba. M�odym przyrodnikom nie trzeba by�o dwa razy powtarza� wezwania. Przyp�yn�li przecie� na ten skuty lodem kontynent po to, by bada� �ycie tych dziwnych, nieznanych ptak�w, o kt�rych tak ma�o ludzie jeszcze wiedz�. Nie zwa�aj�c na wielki mr�z � zapowied� zbli�aj�cej si� zimy - z zapa�em wzi�li si� do roboty. Zad�wi�cza�y �opaty, zafurkota�y elektryczne pi�y do ci�cia lodu. Szybko r�s� mur z przezroczystych cegie�ek. - Teraz pingwinki do zagrody! Andrzej i Janek jak burza wpadli w gro- madk� czarno-bia�ych ptak�w rajcuj�cych beztrosko na kraw�dzi przybrze�nego lodu. W�adek skrada� si� do nich po cichu. Pingwinki Adeli nie boj� si� ludzi, ale wcale nie mia�y ochoty maszerowa� tam, gdzie je przyrodnicy zaganiali. Jedne pada�y na l�d, odpycha�y si� �apkami i na brzuszkach jak na saneczkach ucieka�y w g��b l�du. B�c, b�c � i tyle� go widzia�. Inne szuka�y schronienia w oceanie. Skaka�y z rozp�du wprost do wody. A mkn�y w niej zwinnie i szybko. Szybciej ni� ryby, kt�rymi si� �ywi�y. Fala przy brzegu zakot�owa�a si� naraz, spieni�a, wzburzy�a. Z przera�liwym krzykiem, jak za poci�ni�ciem spr�ynki, pingwiny wypryskiwa�y z powrotem na kraw�d� lodu. Wprost w ramiona ludzi. W czarnym oceanie zamigota� srebrzysty, wyd�u�ony jak wielka torpeda kszta�t. - Lampart morski! - Wol� ju� nas ni� tego drapie�c�! - Profesorze, ile pingwink�w mo�e po�re� ta zaka�a spokojnego foczego rodu? - Zaganiajcie, ch�opcy, zaganiajcie! Nie czas na pytania! Zasapa� si� profesor, zasapali si� jego po- mocnicy. Dawno ju� zrzucili futrzane kurty, czapy i r�kawice. Zbli�a�a si� p�noc. S�o�ce nisko sta�o nad horyzontem, kiedy wreszcie w zagrodzie znalaz�o si� trzydzie�ci pingwink�w. - Do�� na dzisiaj! - profesor ociera� pot z czo�a. - Ork, ork, ork - dar� si� najg�o�niej ze wszystkich rozz�oszczony pingwinek, widz�c, �e ludzie lodow� p�yt� zasuwaj� wej�cia do zagrody. - I ty� tu trafi�, eleganciku! - ucieszy� si� profesor. - Patrzcie, to jego krawacik nasun�� mi my�l o znakowaniu ptak�w. No, ch�opcy, przegryziemy teraz co� i spa�. Naganiali�my si� dzi� dosy�. Obr�czki ptakom za�o�ymy jutro. I nie tylko obr�czki. Przygotujcie farby. Tym, co mieszka�y na prawo od naszej chatki, namalujcie czerwony znak na grzbiecie, tym, co na lewo - zielony. Przekonamy si�, czy pingwiny wracaj� do swych gniazd. Pami�tajcie, o sz�stej pobudka! Nast�pnego ranka profesor pierwszy by� przy zagrodzie. Podszed� bli�ej i zd�bia�. Fajka wypad�a mu z ust. Przetar� oczy raz i drugi, jakby sobie sam nie dowierza�: zagroda by�a pusta. Z trzydziestu ptak�w jeden tylko sta� po�rodku wymachuj�c przyja�nie skrzyde�kami. Elegancik. - Ork, ork, ork � pokrzykiwa� co si� w p�ucach. Profesor jak burza wpad� do izby. - Ca�a robota na nic! Wstawajcie! - m�wi�em wam, �e mur jest za niski. Polenili�cie si�, a teraz popatrzcie - wszystkie ptaki nam uciek�y. Zosta� tylko jeden. Zgromieni przyrodnicy rzucili si� zn�w do roboty. Podwy�szyli lodowe �cianki, wyg�adzili jak lustro, �eby nie by�o �adnych wyst�p�w, i reszt� dnia uganiali si� za ptakami. Ale pingwinki Adeli jakby si� ze sob� zm�wi�y. Ju� z daleka na widok ludzi ucieka�y na wszystkie strony. Trudno je by�o dogoni�. Dobrze po p�nocy ledwie �ywi ze zm�czenia polarnicy zamkn�li w zagrodzie zaledwie dwadzie�cia ptak�w. Tej nocy profesor nie zmru�y� oka. Na nogach by� ju� przed pobudk�. Nie zapali� nawet ulubionej fajki, tak si� spieszy�. I nogi ugi�y si� pod nim,.gdy dobieg� na miejsce. W zagrodzie spacerowa�y sobie dwa pingwinki. Elegancik i jaki� drugi, mniejszy. A gdzie reszta? Profesor obchodzi� d�ugo w k�ko lodowe �ciany, puka�, stuka�, szuka� podkopu. I niczego nie znalaz�. - Nie rozumiem! - powtarza� raz po raz zgn�biony. - Czary czy co? - krzykn�� z rozpacz� Andrzej, kt�ry nadbieg� pierwszy, nios�c plecak pe�en aluminiowych blaszek. - Profesorze, a mo�e jednak one noc� fruwaj�? - zapyta� nie�mia�o Janek. Mo�e to wszystko, czego�my si� o tych ptakach dotychczas uczyli, jest nieprawd�? � popar� go W�adek. - G�upi�, sp�jrz sam na te skrzyde�ka. �aden pingwin nie lata! - No to jak? - Ba, w tym ca�a rzecz! Nic nie rozumiem! - powtarza� profesor. - Wiecie co, zagonimy teraz zn�w kilka ptak�w, ale nie zostawimy ich ju� na noc w tej zaczarowanej zagrodzie. Mam tego do��. Zaobr�czkujemy je zaraz po obiedzie. Ledwie �ywi ze zm�czenia, z markotnymi minami zasiedli do jedzenia. �aden si� nie odezwa�. Janek rozbi� sobie mocno kolano, bo rozci�gn�� si� jak d�ugi goni�c pingwinka. Ledwie ku�tyka�. Pod Andrzejem zarwa� si� przybrze�ny l�d i ch�opak sk�pa� si� w lodowatej wodzie oceanu. A profesor zgubi� ulubion� fajk�, z kt�r� si� nigdy nie rozstawa�. Jednym s�owem, same niepowodzenia. Cisz� przerwa� wreszcie terkot. Nad chat� zawis� �mig�owiec. Drzwi otworzy�y si� z trzaskiem. W progu stan�� pilot z s�siedniej stacji polarnej, w kt�rej uczeni mierzyli tem- peratur� powietrza, szybko�� z jak� wiej� wiatry i przeprowadzali wiele innych obser- wacji. �mia� si�, a� �zy ciek�y mu po policz- kach. - Tresujecie pingwiny do cyrku, czy co? - wykrztusi� wreszcie. � Ale� m�dre bestie dobrali�cie sobie. Ma�o si� przez nie nie zabi�em, tak szarpn��em sterem przelatuj�c nad zagrod�. Nigdy bym nie uwierzy�, gdy- bym nie zobaczy� na w�asne oczy. Wy�a�� jak po drabinie. Szkoda, �e nie wzi��em aparatu fotogra... Nim si� pilot obejrza�, izba by�a pusta. Jeden przez drugiego przyrodnicy pop�dzili do zagrody. Oczom ich ukaza� si� dziwny widok. W lodowej zagrodzie o szklist� g�adk� �cian� opiera� si� elegancik. Skrzyde�ka trzyma� szeroko rozpostarte. Na jego plecach, ledwie utrzymuj�c r�wnowag�, sta� drugi pingwinek. A po ich grzbietach, pomagaj�c sobie to �apkami, to dziobkiem, wspina� si� w g�r� trzeci. Na szczycie �ywej piramidy przystan��, rozejrza� si� na wszystkie strony-skoczy� i zjecha� na brzuszku po zboczu lodowej �ciany. W �lad za nim gramoli� si� pod g�r� nast�pny. Inne cierpliwie czeka�y w kolejce. - Oto macie wasze czary - �mia� si� profesor. - Ju� teraz wiemy, jak nam poucieka�y. Nie ma co m�wi�, m�dre ptaki. Szybko przemin�y siarczyste mrozy, d�ugie, ciemne noce i straszne zamiecie, z kt�rych s�ynie Antarktyda, olbrzymi l�d le��cy wok� po�udniowego bieguna Ziemi. S�o�ce z ka�dym dniem wy�ej wznosi�o si� nad horyzontem. L�d hucza� p�kaj�c, jakby wali�y ca�e baterie artyleryjskich dzia�. W domku zasypanym �niegiem przyrodnicy coraz cz�ciej wspominali m�dre pingwinki, kt�re na krach uciek�y przed srog� zim� w cieplejsze strony. W k��bach fajkowego dymu profesor sam czerwonymi punkcikami oznacza� na mapie d�ugie szlaki ich w�dr�wek. Antarktyd� nadchodzi�y radiotelegramy. I _ Na krach Oceanu Indyjskiego znale�li�my stadko pingwink�w z waszymi obr�czkami - donosili radzieccy �owcy wieloryb�w. - W nasze sieci przypadkiem zapl�ta� si� znakowany przez was ptak - depeszowali japo�scy rybacy z w�d Oceanu Spokojnego. - Kiedy wynurzyli�my si� na powierzchni� Oceanu Atlantyckiego, na pok�ad naszej �odzi podwodnej wskoczy� nagle jaki� pingwinek z obr�czk� - zawiadamiali ameryka�scy marynarze. - Pewnie wasz wychowanek. Ni- kogo si� nie ba�. Pok�oni� si� g��boko najpierw kapitanowi, potem wszystkim po kolei. O nikim nie zapomnia�. Zajrza� do ka�dego . k�ta. Co� sobie wykrzykiwa� po swojemu, jakby wydziwia�. Chcieli�my zatrzyma� go u nas, ale widocznie si� znudzi�, bo kt�rej� nocy znik� bez �ladu. - To z pewno�ci� nasz elegancik. On tak potrafi. To ani chybi on � powtarza� profesor. - Chcia�bym go jeszcze kiedy� zobaczy�! Nie wiedzia�, �e tak pr�dko spe�ni si� jego �yczenie. - Pingwinki wracaj�! Profesorze, pr�dzej, pr�dzej! - us�ysza� kt�rego� dnia nagl�cy krzyk m�odych przyrodnik�w. W dali a� si� czerni�o od male�kich postaci. St�oczone na krach jak ludzie na promach, wyskakiwa�y na kraw�d� lodu krzycz�c prze- ra�liwie. I jeden przez drugiego spieszy�y do ton�cych jeszcze w �niegu przybrze�nych ska�. Te z czerwonymi plamkami na prawo, te z zielonymi na lewo. �aden si� nie pomyli�. I Profesor przypatrywa� si� im pilnie. Nim dostrzeg� srebrzysty b�ysk obr�czek, us�ysza� znajomy g�osik: - Ork, ork, ork. � Wr�ci�e�, eleganciku? I ten tak�e! I tamten!- krzycza� uradowany widz�c na wielu r�owych b�oniastych �apkach aluminiowe paseczki. - Kochane ptaki, ju� was nie b�d� nigdy zamyka� - obiecywa� im solennie, a otaczaj�ce profesora ciasnym wianuszkiem pingwinki, wsparte na kusych czarnych ogonkach jak na laskach, przechyla�y na bok �ebki, jakby s�ucha�y uwa�nie, co m�wi ten dziwny cz�owiek, kt�ry tak ma�o o nich jeszcze wiedzia�. Od dawien dawna wraca�y prze- ci� co wiosn� do tych samych ska� Antark- tydy, do tych samych gniazd uwitych z ka- myk�w. Gdyby nauczy� si� m�wi� po pingwiniemu, c5 ,wiio by mu ju� o tym same powiedzia�y. Redaktor: El�bieta Solak Redaktor techniczny: Ludwik Suski Korekta: El�bieta Szczytowska Text � Copyright by Alina i Czes�aw Centkiewiczowie, Warszawa 1969 lilustrations � Copyright by Stanis�aw Rozwadowski, Warszawa 1976 KRAJOWA AGENCJA WYDAWNICZA RSW �PRASA-KSIA�KA-RUCH" WARSZAWA 1988 Wydanie V. Nak�ad 100 000 + 260 egz. Nrprod. I. 1-675/87 Obj�to��: ark. wyd. 1,93; ark. druk. 1,63 Druk i oprawa: Bia�ostockie Zak�ady Graficzne Bia�ystok, Ai. 1000-lecia Pa�stwa Polskiego 2 �em. druk. 1815/87 K-112 K \ .��- �