6980
Szczegóły |
Tytuł |
6980 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6980 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6980 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6980 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Pawe� Siedlar
Czekaj�c w ciemno�ciach
2002
Opowie�� t� dedykuj� profesorowi Aloisowi Ternclavennie. Jednocze�nie sk�adam mu
wyrazy gor�cej wdzi�czno�ci za pomoc i daleko id�c� cierpliwo�� okazywan� mi na ka�dym
kroku.
Paulus von Zidler
Monice N. � Czarodziejce, kt�ra przywraca do �ycia umar�e ��wie
I
Gdy za kolejnym zakr�tem, hen nisko w dolinie po raz pierwszy ujrza�em niewielkie,
senne miasteczko, odnios�em wra�enie, �e mam przed sob� makiet�, model wykonany r�kami
rozmi�owanego w detalach perfekcjonisty. Ciemne kontury zabudowa� odcina�y si� wyra�nie
od kolorowej szachownicy p�l uprawnych i zielonych po�aci winnic. Ten widok trwa� przez
dwie, mo�e trzy sekundy. Czeka�em, a� za nast�pnym i nast�pnym zakr�tem pojawi si� zn�w
nieco przymglony oddaleniem, lecz mimo to, a mo�e w�a�nie dzi�ki temu doskona�y w swej
formie pejza�.
Szos� poprowadzono ostrymi serpentynami, zboczem g�ry. Jecha�em wi�c do�� wolno.
Dlatego zd��y�em podj�� decyzj�, zanim straci�a ona sens: skr�ci�em w boczn�, ma�o
ucz�szczan� drog� wiod�c� ku odkrytemu w�a�nie miastu.
� Wrota zajazdu �Ksi�na Atrtrox� by�y szeroko otwarte. Kiedy� t�dy na podw�rzec
wje�d�a�y powozy i bryki. Tam wyprz�gano zdro�one konie, zast�puj�c je wypocz�tymi.
Tam mie�ci�y si� ongi� stajnie i szopy. Dzi� na podw�rzu sta�a tylko mocno poobijana �Simca
Rancho�. Zaparkowa�em swego �Land Rovera� i wszed�em do hallu. Nie zasta�em w nim
nikogo. Tylko zawieszony u sufitu wentylator pracowicie miesza� ciep�e powietrze niby
niezbyt g�st� zup�.
� Czy jest kto� w domu? � zawo�a�em w korytarzyk wiod�cy do wn�trza.
Odpowiedzia�a mi cisza.
� Halo, jest tam kto�?
Gdzie� w �rodku, chyba na pi�trze trzasn�y jakie� drzwi. Zaraz potem rozleg� si�
przeci�g�y ha�as, bardzo podobny do tego, jaki wydaje spadaj�cy z drewnianych schod�w w�r
ziemniak�w. Ha�asowi towarzyszy� przeci�g�y okrzyk i nieskutecznie t�umione, za to bardzo
niecenzuralne przekle�stwo. Przez kolejn� minut� nic si� nie dzia�o. Czeka�em cierpliwie.
Wreszcie na ko�cu korytarzyka pojawi� si� za�ywny m�czyzna o bardzo zaspanym
wygl�dzie. Id�c zgi�ty wp�, masowa� sobie plecy lew� r�k� i krzywi�c si�, po�ypywa� na
mnie z wyrzutem.
� Poprosz� o pok�j � za��da�em bez wst�p�w.
� Na jedn� noc, czy mo�e zostanie pan u nas na d�u�ej? � spojrza� na mnie przychylniej i
walcz�c z ziewni�ciem otworzy� ksi��k� meldunkow�. D�o� z d�ugopisem zawis�a nad nieco
poplamion� stronic�.
� Jeszcze nie wiem. To b�dzie zale�a�o.
� W dni �wi�teczne i targowe nie znalaz�by pan u nas miejsca. Wtedy prawie st�d nie
wychodz�. Do miasta zje�d�a ca�a okolica. Wczoraj by� jarmark, wi�c dzi� odpoczywa�em
sobie, bo klienci dokazywali do p�nej nocy. Natomiast w tygodniu wszystkie pokoje s�
zazwyczaj wolne. W restauracji te� przez ca�y dzie� jest pusto. Dopiero po po�udniu i
wieczorem przychodzi troch� ludzi. Miejscowi traktuj� zajazd jako rodzaj klubu, gdzie mo�na
si� spotka�, pogada�, wypi� szklaneczk� lub dwie. Tu nie ma innych rozrywek, a m�j lokal
jest najlepszy w ca�ym Fernquez, bo jedyny � za�artowa�. � Czy �yczy pan sobie bym zaj��
si� pa�skim baga�em?
� Dzi�kuj�. Nie mam baga�y. Nie zna pan przypadkiem kogo�, kto oprowadzi�by mnie po
mie�cie? Dobrze zap�ac�.
� Chwileczk�, niech pomy�l� � zmarszczy� brwi. Chyba znajd� kogo� odpowiedniego.
Taak, chyba mam � zastanawia� si� jeszcze lub udawa� zastanowienie. � To emerytowany
nauczyciel historii. Jest ju� do�� stary, no i nie ma winnicy, nie pracuje te� w polu. Powinien
si� zgodzi�. Niczego nie obiecuj�, ale postaram si� um�wi� go na jutro rano. Kt�ra godzina
panu odpowiada?
� Wstaj� wcze�nie.
� Czy dziewi�ta nie b�dzie k�opotliwa?
� Na pewno nie, ale wtedy prosz� przygotowa� �niadanie na �sm�.
� Oczywi�cie, oczywi�cie. Tylko prosz� nie mie� do mnie pretensji, je�li pan profesor si�
nie zgodzi. To nieco dziwny cz�owiek. Ca�y zatopiony w przesz�o�ci odludek. Czasem trudno
si� z nim dogada�.
* * *
Pok�j okaza� si� jasny i przestronny. Lepszy ni� mog�em przypuszcza�. Jego bia�e �ciany
kontrastowa�y z ciemnym belkowaniem stropu. Pad�em na ��ko i przez d�u�sz� chwil�
le�a�em z r�kami pod g�ow�. Potem wsta�em, podszed�em do okna i otworzy�em je na o�cie�.
Powietrzem ni�s� si� delikatny zapach dymu wypalanych �ciernisk.
Zarzuci�em marynark� i wyszed�em na opustosza�y rynek. S�o�ce chyli�o si� ku
zachodowi. Jego promienie rzuca�y purpurowe blaski na dachy i fasady starych kamieniczek.
Ni�ej, w�r�d biegn�cych u ich st�p podcieni zapada� ju� wczesny zmierzch.
Dooko�a ratuszowej wie�y, na tle purpurowego nieba kr��y�y kawki, przenikliwymi
wrzaskami burz�c senn� harmoni� nadci�gaj�cego wieczoru. Usiad�em na kamiennej
�aweczce w pobli�u roz�o�ystej, ocembrowanej piaskowcem, prastarej studni.
� To kiedy� by�o pi�kne miasto. W�a�ciwie nadal jest � rozmy�la�em, omiataj�c wzrokiem
wyszczerbione attyki i odpadaj�ce tynki. Lito�ciwy zmrok wyg�adza� zadane przez czas rany,
okrywaj�c je swym cieniem. Ogarn�o mnie dziwne, trudne do okre�lenia uczucie, rodzaj
melancholii, nostalgii, podobny nieco do tej, jakiej doznajemy niekiedy otrz�saj�c z powiek
sen, o kt�rym wiedzieli�my, �e jest snem jeszcze w trakcie jego trwania. Albo kiedy
wspominamy czas miniony. Dobrze mi by�o z t� melancholi�, z t� nostalgi�, kt�ra wzi�a si�
nie wiadomo sk�d, a kt�r� przyj��em jako najzupe�niej naturaln� i sam� przez si� zrozumia��.
Gwar ptak�w wok� ratuszowej wie�y ju� usta�. W zapad�ej ciszy da�o si� s�ysze� powolne
cz�apanie kopyt.
Z bocznej uliczki wynurzy� si� m�czyzna prowadz�cy za uzd� konia. Podeszli do studni.
M�czyzna pozdrowi� mnie imieniem boskim, zdj�� z cembrowiny wiadro i opu�ci� je,
wzbudzaj�c g�o�ny plusk w g��bi ch�odnej, mrocznej czelu�ci. Zaczerpn�� wody. Zwierz� pi�o
chciwie. Ch�on��em t� atmosfer�, t� scen� jakby wyj�t� z obrazu dawnego mistrza, jakby z
zamierzch�ej, przeniesionej, przesz�o�ci. Kilka okien rozb�ys�o �wiat�ami. Zaraz do��czy�o do
nich jeszcze par�. Te nieliczne, jasne punkty, nieregularnie rozrzucone po ciemnych
p�aszczyznach mur�w by�y w tej chwili jedynym dowodem na to, �e �yj� tu jacy� ludzie.
M�czyzna z koniem odszed� ju� i tylko odg�os kopyt zdawa� si� b��dzi� zamieraj�cym
echem w�r�d zau�k�w. Zap�on�a osamotniona, ostatnia dzia�aj�ca na rynku latarnia. W
mie�cie Fernquez dobieg� kresu kolejny dzie�, kolejny, male�ki odcinek biegn�cego tu
niezwykle powoli czasu.
Do zajazdu wr�ci�em p�no. D�ugo, d�ugo w nocy nie mog�em zasn��. Omal do �witu
przetrwa�em w zbli�onym do letargu p�nie.
II
Ja Jakub Maria Xi��� Atrtrox pisz� te s�owa zamkni�ty w wie�y, pozbawiony
wszystkiego, com ceni� i kocha� w �yciu. Nie d�br doczesnych mi �al. O te nie dbam wcale
ju� teraz, a nigdy nie zabiega�em zbyt usilnie.
Odebrano mi jednak nadziej� i z�udzenia, a mo�e sam utraci�em je, gdy otworzy�y mi si�
oczy na z�o, kt�rem czyni� bezwiednie, a kt�re moim sta�o si� udzia�em. N�dzniejszym si�
mniemam dzi� by� ni�li �ebrak w �achmanach, o sk�rce chleba marny wiod�cy �ywot.
Starszym si� mniemam by� od starca do�wiadczeniem i wiedz� nabyt�, gdy� w �yciu mym
kr�tkim wi�cej dozna�em ni�li starzec niejeden, co �ycie prze�y� gnu�nie i jednostajnie.
Nie by�o bowiem gnu�nym i jednostajnym �ycie moje. O nie. I cho� dogasam teraz w
wie�y, t�gim do �ciany przykuty �a�cuchem, szczury jeno, a myszy za kompanj� maj�c, cho�
sczezn� nied�ugo, przedtem spisz� swoj� histori� innym ku przestrodze.
Pisz�c me s�owa, my�l� o nie�wiadomych i niedo�wiadczonych, z kt�rymi swoj� pragn�
podzieli� si� experiencj�. Nie spiesz� si� wcale. Bowiem tyle mi �ycia, ile potrzeba na
uko�czenie mej opowie�ci, co nie skarg� jest, gdy� nie zwyk�em si� skar�y� i biada�, a
spowiedzi� zbyt dziwaczn� omal, bym sam w ni� wierzy�. Ot� i nie uwierzy�bym, gdyby mi
kto rzek� o tym i nie wierzy�bym, chocia� moje to, a nie czyje� opisz� koleje. Ale �a�cuchy
zimne, wilgotne mury, glonek sple�nia�ego chleba, a dzban wody obok siebie maj�c, nie mog�
nie wierzy�. Je�li bowiem one istniej�, to istnia�y i okoliczno�ci, kt�re do tak �a�osnego
przywiod�y mnie stanu.
Potworn� jest, dziwaczn� i ohydn� rzecz ca�a i wzdragam si�, do jej spisania
przyst�puj�cy, pragn�c jednocze�nie spisa� j�, nie pomijaj�c niczego, cho�by bolesnym lub
wstr�tnym wyda� si� mia�o. Spisz� j� ca��, a potem umr�. Niech tyle mam chocia�, �e sam
wybior� czas �mierci swojej.
Zacz�� mi wszystko od zarania �ywota mego wypada, o kt�rym d�ugo tyle tylko
wiadomym mi by�o, �e od samego pocz�tku srogie �ciga�o mnie fatum. Narodzi�em si�
bowiem przed czasem oznaczonym. Matka moja zaniemog�a, kiedy ojca mego przywieziono
po bitwie, w kt�rej by� pad� z przetr�conym krzy�em. Brzemienn� b�d�c, na wie�� takow� i
na widok ten zmys�y postrada�a. Kr�tko potem na �wiat mnie wydawszy, dusz� Bogu odda�a.
Owini�tego w grochowiny* hodowa�a mnie �ona s�ugi wiernego Wincenta, dop�kim do
�ycia zdatnym si� nie sta�. Potem matk� mi by�a, a ojcem Wincent. Ojciec za� m�j prawdziwy
w �o�u jeno spoczywa�, nogami nie w�adn�c. We sprawach wszystkich na s�ugi si� tedy zda�,
to jest na s�ug� jednego, rzeczonego Wincenta, kt�ren w bitewnym zam�cie �ycie mu
zratowa� spod kopyt ko�skich i trup�w ludzkich wywlek�szy. Tego dokonawszy, do dom pana
swego na wozie taborowym przywi�z�. Jego jedynie ojciec m�j widywa� chcia�, a i to
niech�tnie. Jemu te� tylko pos�ug wok� siebie zezwoli�. Dla ca�ego �wiata za� odci�� si� i
zamkn��, nie chc�c, by jego, pana na Atrtrox, obce oczy ogl�da�y w bole�ci. Tak zapewne,
mo�ny i w�adny do niedawna, sromu chcia� unikn��, zbyt dumny, by z innymi bole�ci� sw�
si� dzieli�. Nie wiem ja, czy dobrze czyni�, czy �le, do��, �em ojca mego nie widywa� prawie,
a je�li to z boja�ni� wielk�, gdy do komnaty jego, w ramionach wnosi� mnie Wincent, a gdym
podr�s�, za r�k� wi�d�, niewczesnym przej�tego strachem. Ba�em si� tej komnaty dusznej,
gdzie ogie� wiecznie p�on�� w kominie wielkim, ba�em si� schod�w tam prowadz�cych
mrocznych a kr�tych, ale nade wszystko ba�em si� m�a postury ogromnej na �o�u le��cego,
kt�rego Wincent w r�k� ca�owa� mi kaza� i panem ojcem zwa�.
W si�dmej wio�nie na dw�r mnie oddano, kt�remu ojciec m�j wa�kie ongi� po�o�y�
zas�ugi. Tam za� w m�dre, cho� surowe r�ce trafi�em, bawi�c si� zrazu i ucz�c za jedno
obyczaju, manier, etykiety, czytania nieco p�niej. Greki i �aciny lizn��em tak�e, gdy� mentor
m�j stary, w rozmy�laniach dawnych m�drc�w, w�asnej szuka� m�dro�ci. Jednocze�nie w
bardziej memu stanowi i urodzeniu odpowiednich sztukach mnie szkolono, a to wje�dzie
konnej, w szermierce na broniach rozmaitych, fecht�w zmy�lnych nie taj�c. Z czasem nie
mia�em omal � nie chwal�c si� � i r�wnego nawet w�r�d dojrzalszych wiekiem przeciwnika.
W palcaty* albo i na ostre ze starszymi �ciera�em si� po dniach ca�ych nie bez powodzenia.
Pi�tna�cie lat maj�c, w pierwszej mej bitwie udzia� przyj��em, czy te� w potyczce raczej, gdy
starli�my kup� maruder�w na go�ci�cach grasuj�cych. Tak prawdziwie �o�nierskie pozna�em
rzemios�o i katowskie poniek�d, jako �e tych co�my ich nie wyci�li grasant�w, do pobliskiego
miasta pognali�my, kt�rego nazwy nie pomn�, bo si� cudacznie i obco zwa�o, gdzie
powieszono ich zaraz na rynku ku wielkiej uciesze gawiedzi. Licz�c wiosen o�mna�cie,
wielkiego dost�pi�em zaszczytu, asystuj�c milczkiem w radzie wojennej pana von Schwerz,
wodza najemnego z niemieckiego kraju*. Powiadali o nim, �e z dawna nazywa� si� Schwerz i
�e z plebsu si� wywodzi�, a m�stwem i przemy�lno�ci�, godno�ci doszed� znacznych. Pewnie
tak by�o, ale nikt g�o�no o tym nie m�wi� i tylko twardy akcent, z kt�rym m�� �w wydawa�
komendy w chwilach uniesienia, zdradza� go niekiedy.
A mia� �w pan von Schwerz �on� urodziw� wielce, kt�ra na mnie kiedy� swoj� obr�ci�a
uwag�. Mo�e wi�c wyr�nienia, kt�rych dozna�em nie by�y tyle mych zdolno�ci zas�ug�, ile
jej �yczliwo�ci, lub kaprysu. W swoim czasie wyr�ni�a mnie pani von Schwerz w inny
spos�b wielce wdzi�czny, ale i niebezpieczny. Bowiem ma��onek jej, acz latami starawy,
oko�o pi��dziesi�ciu ich bowiem licz�cy, umys�em, werw�, zajad�o�ci� w boju i ramieniem
silnym nad podziw, wiek podesz�y by� omin��. Strasznym bywa� on przeciwnikiem dla
nieogl�dnych, co w prawdziwy, b�d� urojony spos�b czci jego o�mielili si� uchybi�. By� te�
pan von Schwerz pami�tliwy nad wyraz. Tote� pokosztowawszy niebacznie wdzi�k�w
ma��onki tak gro�nego m�a, rozmy�la� pocz��em nad tym, jak rozwik�a� w�ze�, w kt�rym
si� by� wpl�ta� z ochot�. Pani von Schwerz, niewiasta pi�kna, gor�ca jako bywaj� panie jej
wieku doszed�szy, kt�re niby jab�ko na jab�oni wczesn� jesieni� wabi� i kusz� pe�n�
dojrza�o�ci�, zapa�a�a ku mnie nami�tno�ci� wielk�, nie sil�c si� bynajmniej j� skrywa�. Na
szcz�cie moje, wojn� now� los zdarzy�, przeto o przydzia� do regimentu liniowego
wyprosiwszy, w pole uciek�em.
W potrzebie kilkakro� staj�c, patent sw�j oficyjerski wiern� a chwalebn� s�u�b�
potwierdzi�em, osobliwie pod Cassell, gdzie�my przeciwko heretykom czynili. Tam to, jeno
setk� konnych odwodu pod sob� maj�c, przez las si� przekrad�szy uderzy�em z boku na
nieprzyjaciela, kt�ren frontem przeciw si�om naszym g��wnym by� ustawion. M�t si� zrobi�
nieopisany i rze�nia. Wtenczas nasi nast�pili i victori� odnie�li. Z setki mojej jeno
czterdziestu i siedmiu �ywymi pozosta�o, a poranieni wszyscy. Jam ni dra�ni�cia nie dozna�,
przez co potem, jako dziwo, mnie sobie okazywano, bom przecie na samym przedzie lecia�.
Lecz nie dane mi by�o s�u�y� d�ugo, gdy� list ojca do dom mnie wezwa�. Ze s�u�by tedy, nie
bez �alu ze swojej i mych prze�o�onych strony, si� zwolniwszy do Atrtrox wr�ci�em, by
wyj�� naprzeciw swojemu przeznaczeniu. Pod��aj�c w rodzinne strony, nie spodziewa�em si�
tego, co spotka� mnie mia�o. A gdybym nawet spodziewa� si� i tak nie zmieni�bym niczego.
Jad�c przez dni wiele, rozmy�la�em nad mym przysz�ym �yciem, nad maj�tkiem, nad
dobrami, kt�re obj�� mia�em nied�ugo. Gotowa�em si� na �ywot stateczny i z t� my�l� ju�em
si� wp� oswoi�, i� nie tak jak z pocz�tku wstr�tn� mi si� zda�a. Myli�em si� srodze, co oka�e
si� zaraz jasno, gdy tylko opowiem o tym, jak pozna�em Eleonor�, kt�ra sta�a si� dla mnie
pocz�tkiem i ko�cem wszystkiego. Rozpatruj�c bowiem �ywota mego koleje, my�l�, �em nie
�y� wcale, jej nie znawszy. Za� poznawszy zbyt dobrze, dogasam w wie�y, wiod�c
wspomnienia i nie przeklinaj�c losu, gdy� nic by to nie da�o. Na nic bowiem wygra�a� niebu
pi�ci�, na chmury dmucha�, czy inne g�uptactwa czyni�. Do�� rzec b�dzie tymczasem, �e
Eleonora pocz�tkiem i ko�cem wszystkiego w mym �yciu si� sta�a, cho� �y�em przedtem i
�yj� po tym com uczyni�, a jej ju� nie ma pomi�dzy �ywymi.
III
Starszy pan pojawi� si� nieoczekiwanie. Zamy�lony, nie zauwa�y�em, kiedy podszed� do
stolika, przy kt�rym jad�em zupe�nie niez�e ragout. Teraz sta� przede mn�, dzier��c w
uniesionych na wysoko�� piersi d�oniach przedpotopowy melonik.
� Jestem pa�skim przewodnikiem po naszym skromnym mie�cie � oznajmi�, sk�aniaj�c
lekko siw� g�ow�. M�g� mie� oko�o siedemdziesi�tki ale trzyma� si� prosto, czym przywodzi�
na my�l starego oficera.
� Bardzo mi mi�o � wsta�em i odwzajemni�em uk�on. � Napije si� pan kawy? A mo�e
koniaku?
� Kaw� poprosz�, je�li mo�na. Zaraz potem � zerkn�� na moje �niadanie � ruszamy.
Jestem emerytowanym nauczycielem historii � doda�, jakby chcia� tym wyja�ni� przyczyn�
swego po�piechu. My�l, �e b�dzie pr�bowa� traktowa� mnie jak sztubaka, wyda�a mi si�
zabawn�.
� Fernquez to per�a � rzuci�em przypochlebnie pomi�dzy jednym k�sem a drugim.
� Troch� zanieczyszczona i mocno ukryta � odpar� sarkastycznie.
Wiedzia�em jednak, �e moje s�owa sprawi�y mu przyjemno��.
� M�wiono mi o panu jako o wybitnym znawcy regionu, historyku, odkrywcy i
kolekcjonerze dzie� sztuki � u�miechn��em si� przyja�nie, gdy� chcia�em go ob�askawi�.
Wydawa� si� spi�ty, nastroszony, mo�e stremowany?
� Oooch, zaraz kolekcjonera i znawc�. Na dodatek wybitnego. Jestem tylko zbieraczem
pami�tek i mi�o�nikiem tradycji. Zamierzam panu przedstawi� par� ciekawszych fakt�w z
historii miasta. Na poznanie ca�o�ci dziej�w, jak rozumiem, nie ma pan czasu?
� Interesuje mnie przede wszystkim wiek XVI, mo�e i XVII. Spaceruj�c, zauwa�y�em
przewag� element�w XVI, XVII-to wiecznych. St�d moje zainteresowanie tym w�a�nie, a nie
innym okresem.
� To dziwne i trudne czasy. W�a�nie na wiek XVII-ty datuje si� upadek Ferqnuez.
Wcze�niej przez wieki miasto kwit�o. Plan lokacyjny pochodzi z X-go wieku. Ca�y wi�c
uk�ad urbanistyczny jest absolutnie unikalny. Oczywi�cie pojawiaj� si� gdzieniegdzie
elementy nowsze, zwi�zane z modyfikacjami, przebudow�, ale jest ich stosunkowo niewiele.
Te domy wybudowane od XIV go do XVI-go wieku stoj� na fundamentach du�o
wcze�niejszych. Przynajmniej w centrum. Moje Fernquez pozostaje omal nieska�one w swej
odwiecznej formie.
� Pocz�tki miasta gin� w pomroce dziej�w. Osadnictwo istnia�o tu zawsze. �wiadcz� o
tym znaleziska z epoki kamiennej. W okolicy mamy nawet megalityczn� budowl�,
prawdziwie cyklopie mury, kt�rych wiek trudny jest do oszacowania. W jednej z sal ratusza
urz�dzili�my muzeum. P�niej zapoznani pana ze zbiorami. Nie s� bardzo bogate i liczne, ale
dla nas niezwykle cenne � m�wi� troszk� chaotycznie. Najwyra�niej chcia� mi przekaza� jak
najwi�cej informacji, w jak najkr�tszym czasie i obawia� si�, �e nie zd��y tego uczyni�.
� Fernquez d�ugo stanowi�o cz�� d�br lennych ksi���t Atrtrox i by�o z nimi przez wieki
silnie zwi�zane.
Nawet upadek �wietno�ci miasta zbiega si� w czasie z wyga�ni�ciem rodu Atrtrox, cho�
wszystko wskazuje na to, �e wtedy Fernquez ju� do nich nie nale�a�o. C�, nawet pi��set lat
prosperity nie oznacza patentu na powodzenie wieczne. Sic transit gloria mundi, chcia�o by
si� rzec. Niestety, nie dysponujemy prawie �adnymi �r�d�ami pisanymi do 1674 roku.
Wszystko, co mog�o rzuci� �wiat�o na te sprawy, sp�on�o doszcz�tnie w�a�nie wtedy wraz z
po�ow� miasta. Dokumenty p�niejsze s� m�tne, niejasne i niekompletne. Wielu fakt�w
nale�y si� tylko domy�la�.
Dzi� miasto jest biedne, jak pan sam zapewne zauwa�y�. Ale akurat tym razem nie s�dz�,
by mia�o to zwi�zek z jakimkolwiek ksi�ciem. Czasy si� zmieni�y. I klimat. Mniej wi�cej w
po�owie XVII wieku nast�pi�o pewne och�odzenie, kt�re szczeg�lnie dla wy�ej po�o�onych
winnic musia�o mie� fatalne skutki. A uprawiano tu, o ile si� nie myl�, bardzo specyficzne
gatunki winoro�li. Z kolei dzi�, cho� podobno nast�puje globalne ocieplenie, uprawa
szlachetnych odmian nie jest ju� mo�liwa bez bardzo powa�nych nak�ad�w. Dlatego nasze
wina straci�y na znaczeniu i cenie. Po prostu nie s� ju� tak dobre jak kiedy�. A wiem, �e ongi�
wina z Fernquez by�y w stanie konkurowa� z najlepszymi, w�a�nie ze wzgl�du na sw� inno��
i wyj�tkowo��. Moje miasto umiera, prosz� pana. M�odzi ludzie powyje�d�ali w
poszukiwaniu l�ejszej pracy. Zreszt�, nie tylko dlatego. Miasto le�y z dala od zgie�ku
wielkiego �wiata. Tu jest zbyt nudno dla m�odych � stwierdzi� z gorycz�. � M�odzi s� g�upi �
doda� z pogardliwym pob�a�aniem.
Jego kawa od d�u�szej chwili styg�a na stoliku. Zauwa�y� j� wreszcie i wypi� szybko.
� Poza wszystkim jednak � kontynuowa� � Fernquez jest oddalone od ucz�szczanych tras
wycieczkowych, nie przyci�ga wi�c turyst�w, a wraz z nimi pieni�dzy. Ma to i dobre strony,
bo dzi�ki temu wszystko jest tu stare i prawdziwe, a ka�dy kamie� jest �wiadkiem wiek�w.
Niczego nie preparowano, nie sztukowano na u�ytek przyjezdnych. Fernquez unikn�o losu
wielu zabytkowych miast, kt�re mniej lub bardziej nieudolnie restauruj�c, dodaj�c im blichtru
i poz�otki, pozbawiono zarazem duszy. Historia mego miasta, acz pe�na kataklizm�w,
pozostaje w ci�g�o�ci, �agodnie sprz�ga si� z tera�niejszo�ci�. Ludzie �yj� tu spokojnie,
inaczej ni� gdzie indziej, mo�e mniej wygodnie, ale po swojemu. Kultywujemy pewne
tradycje, zachowali�my niekt�re dawne zwyczaje. Czy mo�emy ju� wyruszy�? � spyta�,
widz�c, �e od�o�y�em sztu�ce i rozgl�dam si� za serwetkami.
� Ruszajmy.
� Zaczniemy od ratusza. � Wsta� i nacisn�� melonik zdecydowanym ruchem �o�nierza
nak�adaj�cego he�m.
� Naprz�d � zakomenderowa�. Pos�usznie pod��y�em za nim.
Ratusz Fernquez by� masywn� budowl�, nad kt�r� wznosi�a si� p�kata wie�a.
� Pierwotnie uk�ad rynku by� inny. Jak s�dzimy, rynek by� mniejszy i w�wczas ratusz sta�
bardziej centralnie, �e si� tak wyra��. Mniej wi�cej w po�owie XIV � go wieku rynek
poszerzono. Miasto by�o wtedy wa�nym o�rodkiem handlu i dawny rynek, jako plac targowy,
przesta� mu wystarcza�. Z pewno�ci� wyburzono sporo dom�w. Ratusza nie ruszono. Dlatego
zachowa� tak archaiczn� form�.
� Istotnie nie jest proporcjonalny. Ma jakby skr�con� wie��.
� Dobrze pan to uj��, ale proporcje nie �wiadcz� akurat w tym przypadku o staro�ytno�ci
obiektu. Wie�a zosta�a skr�cona po po�arze, o kt�rym wspomnia�em. Nigdy nie odbudowano
jej w dawnym kszta�cie, tylko przykryto tym zupe�nie nie pasuj�cym do niej p�askim dachem
oko�o roku 1700-go. Dzi� przyda�oby si� j� regotycyzowa� � rzuci� mi badawcze spojrzenie,
jakby sprawdza�, czy rozumiem, o co mu chodzi. Uspokojony, kontynuowa� wyk�ad.
� Po�ar �w by� pierwsz� z serii kl�sk, jakie nawiedzi�y miasto. Po nim przysz�a szara�cza
lub plaga innego, bli�ej nieokre�lonego robactwa i zniszczy�a winnice, rujnuj�c podstaw�
egzystencji Fernquez. Potem nadci�gn�a zaraza na byd�o, jeszcze potem d�uma zwana
morowym powietrzem lub czarn� �mierci�, g��d, a na koniec pow�d� i dla odmiany jeszcze
jeden po�ar, ale wyra�nie mniejszy ni� poprzedni. By� mo�e mniej by�o do spalenia. A
wszystko to zdarzy�o si� w stosunkowo kr�tkim okresie czasu, po dobrych kilku wiekach
wzgl�dnego spokoju. Jednak najgorszy by� pierwszy po�ar, kiedy opr�cz ratusza, posz�o z
dymem p� miasta, w tym ca�a zachodnia pierzeja rynku. Zaraz zobaczy pan wszystko �
otwiera� boczn� furtk� staro�wieckim kluczem. � Postanowi�em zaprowadzi� pana na wie��,
by stamt�d pokaza� miasto i okolic�. Zasiadam w radzie miejskiej. Mam klucze i dost�p
praktycznie rzecz bior�c do wszystkiego � oznajmi� dumnie. � To jest mi bardzo pomocne w
mej pracy szperacza i dziejopisa. A tak, prosz� pana. Spisuj� dzieje Fernquez, systematyzuj�
ocala�e stare dokumenty, badam... � urwa� zasapany. Schody wiod�ce na wie�� by�y bardzo
strome, a on sam � wiekowy.
� Prosz� mi pom�c � poprosi�, gdy dotarli�my na g�r�. Wsp�lnymi si�ami d�wign�li�my
ci�k� klap� w suficie. Zala�o nas jaskrawe, o�lepiaj�ce �wiat�o, w uszy wdar� si� szum
wiatru.
� Prosz� spojrze� � szeroko roz�o�y� ramiona. � Oto moje Fernquez.
� Stary, egzaltowany dziwak zakochany w swym mie�cie � pomy�la�em.
W�a�nie kto� taki by� mi potrzebny.
IV
Wr�ciwszy do d�br rodzinnych, zasta�em je w nie�adzie i zapuszczeniu, wyra�nie silnej
pozbawione r�ki. Sam zamek marnym i biednym mi si� wyda�. Takim by� w istocie rzeczy,
zaniedbany, z pop�kanymi mury, na po�y rozwalon� bram� i z odpadaj�cymi blanki.
Wje�d�aj�c na dziedziniec poros�y traw� i rozmaitym zielskiem, pr�no wypatrywa�em
s�u�by, co by bieg�a strzemi� panu przytrzyma� i koniem si� zaj��. Nikt mnie nie wita�.
Wpad�em do czeladnej, spodziewaj�c si� matu narobi�, lecz t� pust� zasta�em. Do kuchni tedy
nawr�ci�em si�, com j� by� pozna� w dzieci�ctwie dobrze.
I oto com ujrza�, a co gniewem mnie srogim przej�o. Na kuchennym stole, przy kt�rym
kr�lowa�a ongi� Wincentowa �ona, drab jakowy� obmierz�y pokrywa� dziewk� pijan� a
niechlujn�, kt�rej brudne nogi przed oczyma maj�cy, przejecha�em po zadzie wypi�tym, a
go�ym draba onego szpicrutk�. Z rykiem zerwa� si� czynno�ci wiadomych niechaj�c, by
odzie�y nawet nie sprawiwszy, z kopy�ci� na mnie ruszy�. Jak� nauk� mu da�em nie powiem,
nie jest to bowiem do chwalby �aden pow�d. Do��, �em przep�dzi� obwiesia nieznacznie jeno
poszczerbion, a to maj�c urwan� po�� jedn� i guzik�w par�. Dziewce za�, co ze sto�u si� nie
ruszywszy, jazgot straszliwy podnios�a, och�do�y� si� kaza�em, za� ona po swojemu s�owa
me przyj�a i suknie ponad kolano zakasane, wy�ej jeszcze uni�s�szy to mi pokaza�a, czegom
wcale ciekaw akurat u niej nie by�. Gdym jej wprost kaza� si� wynosi�, zakry�a swe wdzi�ki
brudne niemo�ebnie i posz�a precz be�kocz�c s�owa, kt�rych wygodniej mi by�o nie rozumie�.
Wtenczas ruch si� zacz�� i par� ciur�w jakowych� z k�t�w r�nych wype�z�o, w tym drab
�w ju� mi znany, tyle tylko, �e z wid�ami, zamiast kopy�ci w gar�ci. Zbli�a� si� ku mnie
zacz�li wszyscy, osaczaj�c mnie, wra�ych zamiar�w pe�ni. Ko� m�j tymczasem po
dziedzi�ca przeciwleg�ej stronie, skuba� spokojnie traw� wy�a��c� spomi�dzy muru sp�ka� i
nijak mi by�o biec ku niemu w nies�awnej rejteradzie. Doby�em tedy z pochew rapiera, by
broni� si� jak przysta�o. Jednocze�nie g�osem wielkim oznajmia�em imi� swe, s�usznie
miarkuj�c, �e nie�wiadomi nie wiedz� z kim sprawa. Nadziej� mia�em, i� s�ysz�c ktom jest,
odst�pi� mnie, poniechawszy niecnych swych intencji.
Ju�em cienko prz�d�, z odraz� my�l�c o ugnojonych wid�ach we w�asnych trzewiach, gdy
ku�tykaj�c nadbieg� starzec, w kt�rym Wincenta poznawszy, zrozumia�ej rado�ci i ulgi
dozna�em. Padli�my sobie w ramiona, �zy roni�c z rado�ci wielkiej. S�u�ba za�, do opryszk�w
i rzezimieszk�w podobna, k�ania�a si� nisko, wykrzywiaj�c g�by gdym im po miedziaku
rzuci� za m�n� siedziby ochron� przede mn�, co go pono za rozb�jnika wzi�a.
� Do ojca prowad� Wincenty � rzek�em, gdym si� ju� nacieszy� widokiem jego. Nic nie
odrzek� na to, jeno �lozy nowe roni� pocz��, a jam zrozumia�, i�em zbyt p�no przyby�, by
ojca mego �ywym zasta�.
� Kiedy zmar�? � spyta�em.
� Dwie niedziele b�dzie jak pochowali�my pana.
� W kaplicy? � spyta�em, by rzec cokolwiek.
� W kaplicy jako wszystkich przed nim. Przed �mierci� sam� grobowce stawia� kaza�
dwa. Jeden dla nieboszczki pani ma��onki swej, co j� tam przenie�� zamierza�, drugi dla
siebie. Ale�my z robot� nie zd��yli. Grosza nie starczy�o po prawdzie by rzec. Obok twej
matki Jakubie le�y teraz, szcz�liwszy pewnie ni�li za �ycia � prawi�, pocieszaj�c si� i mnie
zarazem. Potem polewk� n�dzn� si� racz�c d�ugo wspominali�my dawne dzieje i wielkie
zmar�ego przewagi. To jest Wincent wi�cej m�wi�, jam s�ucha� jeno, z rzadka s�owo jakie
wtr�caj�c. Ku przysz�o�ci bowiem my�li swe zwr�ci�em, co dalekie od radosnych by�y.
Staruszek kaja� si� mocno i na brak si� wskazywa�, podnosz�c zapuszczenie pi�knych przed
laty, dzi� marnych i okrojonych w�o�ci.
� Stary ju� jestem, si� mi brak, a jak moja Margot odesz�a, nikt tu nie rz�dzi i nikt
pos�uchu nie ma. Kradn� co jest ukra��, pij� na um�r i ginie Atrtrox bez pana. By� nadzorca, a
jak�e i porz�dki swoje chcia� zaprowadzi�, alem go przejrza�, gdy� kiesy w�asnej jeno
dogl�da�. Jako� wygna�em go, a on pewnie nie mia� sumienia czystego, bo znale�li go w rzece
z ran� g��bok� w plecach utopionego. Pewnie �ciga�y go uczynki w�asne r�kami ludzkimi.
Ja sam dop�ki m�odszym by�em, stara�em si� sprawami kierowa�, ale jako� nie
potrafi�em. Mia�em te� starunek o pana, we dnie i w nocy mu s�u��c. Nie�atwo to by�o,
wierzaj. Nijak bowiem jednemu z wieloma si� zmaga� jak ci zapewne panie Jakubie
wiadomo. I nie te tylko by�y sprawy, o kt�rem dba� musia�. Sz�o wszystko jako�, bo sz�o
p�dem w�asnym, ale ostatnimi laty urodzaju nie ma, robactwo w winnicach si� pleni,
przeciwko kt�remu i egzorcyzma nie pomog�y, byd�o pada od zarazy dziwnej jakby
wysychaj�c. Dopust Bo�y panie m�j Jakubie, dopust Bo�y.
� A ojciec m�j? � spyta�em � O ojcu mi praw.
� Ojciec tw�j z komnaty swej si� nie rusza� nigdzie i nikogo prawie nie widywa�. Raz pan
de Mantur go nawiedzi� i to wszystko. Ostatnio posun�� si� mocno, czyta� nawet i pisa�
przesta�, co dawniej ch�tnie czyni�. Bo czyta� on wiele, a potem pisa� przemy�lenia swoje, jak
mi si� zda. Alem w komnacie jego nic nie znalaz�, wi�c co si� sta�o z nimi, nie wiem. Przed
samym za� skonaniem, ostatnich dni kilka jeno w sufit patrza�, strawy nie przyjmuj�c, wod�
za� pij�c chciwie. Za� dnia jednego o ksi�dza si� upomnia� i przyby� spowiednik. Zaraz potem
pan nasz ducha wyzion��.
Zaczem zn�w s�uga stary j�� pr�dko o niedostatkach a nieurodzajach prawi� z Bo�ego
dopustu pono powsta�ych.
� Pociesza� go tedy j��em jak umia�em najlepiej. Za� on o kl�skach i plagach wszelakich
prawi� jeno, co dope�ni�o mej goryczy, kt�rej wszelako nie okaza�em, nie chc�c bezpotrzebnie
rani� starego.
� �o�nierzem jestem jako i ty Wincenty � odezwa�em si� gdy umilk�.
� Damy rad� we dw�ch. Jeszcze b�dzie kwitn�� Atrtrox, nasze Atrtrox.
� Bogiem a prawd� nie wiedzia�em jak sprawy zacz�� i z kt�rej strony, by zapewnie�
swych bu�czucznych dope�ni�, ale i tak Wincent z wdzi�czno�ci� na mnie patrzy�, a ja wiary
w to, co m�wi� nabra�em.
� Ka� podawa� wieczerz� � rozkaza�em.
� Wieczerz�? To� sam wyp�dzi�e� kucharza.
� To by� kucharz? � zdziwi�em si�, zad t�usty na niechlujnej dziewce wspomniawszy. �
No c�, na dzi� niech starczy nam suchar z mej sakwy. Jutro zgodzisz jak�� prost�, robotn�
bab�. Nie musi by� po pa�sku na pocz�tek. Na bezrybiu i rak ryba � jak mawiaj� m�drzy
ludzie. Zgodzisz bab� i dziewk� s�u�ebn�. Ludziom wyp�acisz, ile trzeba. Masz tu na
pocz�tek � si�gn��em do mieszka. � Zatrzymasz tylko tych, kt�rzy rokuj� jakie� nadzieje.
Obibok�w odprawisz � rozkazywa�em, maj�c w pami�ci gromad� obdartus�w z dziedzi�ca.
Jutro pomy�limy, co dalej czyni� nam wypada.
� Na koniec do komnatki mej dawnej i�� chcia�em na spoczynek, ale Wincent inn� mi
wskaza�, t�umacz�c i� wichura dach cz�ciowo zerwa�a czasem nadwer�ony i komnatka
moja pod go�ym omal niebem stoi, jako i znaczna cz�� siedziby pi�knej mo�nego rodu
Atrtrox. Zasn��em g�odno i ch�odno, buk�aczkiem wina si� jeno pokrzepiwszy. Dzi�ki temu
my�li me przed za�ni�ciem nie tak ci�kie by�y, jakie by� mog�y, gdybym tego nie czyni�.
Mia�em nadziej� wskrzesi� dawn� �wietno�� siedziby, a imieniu nowego nada� blasku.
� C� do kro�set � my�la�em � czy� nie jestem m�ody i silny? Czy� nie mam g�owy na
karku? Dlaczeg� nie mia�bym da� rady? Zamiar trzeba mie� wyra�ny i czego si� chce
wiedzie�.
� Wtenczas si� cel osi�ga, gdy si� go pozna i drogi do niego wiod�ce � przypomnia�em
sobie s�owa mistrza mego: � �Cokolwiek czynisz, czy� rozwa�nie i patrz ko�ca�.
� Najm� ludzi, odnowimy zamek. Tego, co mam, starczy na czas jaki�, po�yczy� grosza
te� mo�na, a nieurodzaj i plagi nie b�d� trwa� wiecznie � my�la�em. Wielkie i pi�kne snu�em
plany rozgrzany my�lami w�asnymi i winem. � Powiedzie si�, powiedzie wszystko �
rozmy�la�em z nadziej�. Los zrz�dzi� inaczej.
V
Z galeryjki na dachu wie�y roztacza� si� rozleg�y widok. Domy i miasta skupione by�y
wok� rynku i kilku odchodz�cych od niego uliczek. Poza resztkami dawnych mur�w
obronnych zabudowa stawa�a si� lu�niejsza, bardziej przypadkowa. Pojedyncze bia�e domki
by�y coraz rzadsze i rzadsze, a� wreszcie wtapia�y si� ca�kowicie w otaczaj�c� miasto, �wie��
po padaj�cych ostatnio deszczach ziele�.
� Pi�knie tu, prawda?
� O tak � przytakn��em. � Wczoraj spacerowa�em troch�. Wieczorem jest tu zupe�nie
inaczej, co nie znaczy, �e mniej pi�knie.
� Jak to? � zainteresowa� si�. � To znaczy, jak pan to odbiera?
� Teraz jest rado�nie i weso�o, a wieczorem uroczy�cie i tajemniczo.
� Ma pan wielki dar trafnego okre�lania rzeczy i nazywania ich po imieniu � zauwa�y�. �
Tu w naszym Fernquez wiele jest tajemnic. Niekt�re z nich przedstawi� panu, ale jak s�dz�,
wiele z nich czeka dopiero na swego odkrywc�.
� Na pana?
� By� mo�e na mnie. Czy pan wie, �e zosta�em historykiem, a w efekcie przez lata
wt�acza�em wiedz� do t�pawych g��wek prowincjonalnej dziatwy z powodu pewnej legendy i
dzieci�cej, nie do ko�ca legalnej wycieczki? Ta budowla � wyci�gn�� r�k� daleko przed
siebie � to kaplica zamkowa Atrtrox.
W niej ksi���ta modlili si�, chrzcili swe dzieci, grzebali swych zmar�ych. Od niej zacz�a
si� moja fascynacja przesz�o�ci�, gdy jako dziesi�cio, czy dwunastoletni ch�opiec zajrza�em
tam kiedy� wraz z kilkoma kolegami. To by�o surowo zakazane prosz� pana. Pewnie dlatego
urz�dzili�my ca�� wypraw�. A potem ta atmosfera cokolwiek niesamowita, ogromna, pusta
budowla, grobowce. Wszystko razem zrobi�o na mnie pot�ne wra�enie. St�d p�niejsze
zainteresowania profesjonalne. Pakowanie wiedzy w g�owy m�odocianych g�uptas�w
przypomina�o chwilami rzucanie pere� mi�dzy wiejskie �winki, ale dawa�o pretekst do
pewnych zachowa�, kt�re w wykonaniu rolnika, kowala, czy � dajmy na to � szewca
zapewni�yby mu opini� �agodnego wariata. A ja prowadzi�em badania. Na rudymentarnym
wobec braku �rodk�w poziomie, ale jednak badania. By�em ciekaw, jak ma si� legenda do
rzeczywisto�ci. Nadal jestem. Wiem, �e ju� nied�ugo osi�gn� cel.
Zamek leg� w ruinie. Kaplica przetrwa�a. Jest nieco p�niejsza od samego zamku, a poza
wszystkim nikt nie krad� z niej kamienia i ceg�y. Tak prosz� pana. Po�owa zabudowa�
gospodarskich w okolicy na kamieniu z Atrtrox stoi. Pojedziemy oczywi�cie i tam, ale
p�niej. Opracowa�em plan zwiedzania i chc� si� go trzyma�, by nie wprowadza� chaosu. Nie
oponowa�em. Kilka godzin, a nawet dzie�, czy dwa zw�oki nie mia�y dla mnie �adnego
znaczenia.
� Teraz prosz� spojrze� bli�ej, na rynek. Pierzeja zachodnia wyr�nia si� spo�r�d trzech
pozosta�ych. Jest p�niejsza. Domy tam wybudowano ju� po wielkim po�arze miasta, dlatego
nie s� tak strojne. Nie maj� attyk i nigdy nie mia�y typowych dla epoki ozd�b, kt�re
gdzieniegdzie do dzi� zachowa�y si� na innych kamienicach. To znak czasu. Fernquez
podupad�o i ju� nie by�o w stanie podnie�� si� z upadku. Kl�ski wali�y si� jedna za drug�.
Legenda m�wi, �e by�y kar� za grzechy ojc�w miasta. Pr�buj� doj��, c� to mog�y by� za
grzechy.
� Rozwa�ania o grzechach bywaj� ciekawe � wtr�ci�em. Nie podchwyci� �artu.
Prawdopodobnie nie zauwa�y� go nawet porwany nurtem w�asnej elokwencji.
� Wszystko mia�o si� rozpocz�� tu, w tych murach podczas uczty weselnej ostatniego
potomka rodu Atrtrox z c�rk� burmistrza Fernquez. Pan wyobra�a sobie jaki to musia� by�
skandal? Ksi��� ze starego rodu i mieszczka. Pewnie st�d podanie o grzechach. Zreszt�, co w
tamtych czasach grzechem nie by�o? Podczas weselnej biesiady, odbywaj�cej si� w ratuszu,
wybuch� po�ar. Cz�� biesiadnik�w sp�on�a �ywcem. Podobno pan m�ody mia� celowo
pod�o�y� ogie� z zemsty na kim�. Wcze�niej pozarzyna� pewn� ilo�� go�ci. To w�a�nie ta
legenda tak mnie zaciekawi�a w dzieci�stwie. Potem razi� i intrygowa� mnie brak logiki.
Gdyby w ratuszu odbywa�o si� wesele jego rywala, to co innego. Wtedy podpalenie by�oby w
pewnym sensie usprawiedliwione, umotywowane. Dzia�anie w afekcie i tak dalej. A tak?...
� Budynek wypali� si� od �rodka. Tylko mury ocala�y. Zgorza�o sporo kamienic.
Specjalnie zaprosi�em pana na wie��, bo z g�ry lepiej wida� zmiany dokonane po po�arze.
� Ciekawe, dlaczego uczta odbywa�a si� tu, a nie w zamku Atrtrox?
� Fakt urz�dzenia wesela przez rodzin� panny m�odej mo�e by� dyktowany tradycj�
gminn�, kt�rej pan m�ody, cho� arystokrata, postanowi� by� pos�uszny. Panna m�oda l
najprawdopodobniej mia�a na imi� Eleonora. Jak wspomnia�em by�a c�rk� patrycjusza
Fernquez. W tej sytuacji ratusz miejski wydaje si� miejscem odpowiednim. Co za� do
faktycznej przyczyny po�aru, to mog�a ona by� bardzo prosta: towarzystwo spi�o si� i kto�
zapr�szy� ogie�.
Biesiadnicy nie byli w stanie opanowa� �ywio�u. Legenda wspomina o udziale ksi�cia
d�Atrtrox w podpaleniu zawile, a zarazem sk�po. Przede wszystkim od tragedii up�yn�o
ponad sto lat, zanim kto� zdecydowa� si� j� opisa�. Ten kto� nie m�g� ju� korzysta� ze
�wiadectwa wsp�czesnych po�arowi mieszka�c�w Fernquez. Nie potrafi� si� oprze�
wra�eniu, �e by�y to sprawy w jaki� spos�b wstydliwe, �e nie wszystko wypada�o m�wi�.
� Albo bardzo obawiano si� g�o�no podnosi� temat.
� My�li pan?
� Taki ksi���, jego rodzina, potomkowie mogli bardzo wiele.
� Ma�o to prawdopodobne � pokr�ci� g�ow�. � Akurat ten ksi���, kt�remu przypisuje si�
opr�cz podpalenia jeszcze par� haniebnych wyczyn�w, mia� by� ostatnim z rodu. Nie by�
natomiast z pewno�ci� ulubie�cem skryby spisuj�cego dzieje miasta. W dokumentach
archiwalnych przewija si� nawet przydomek �szalony�. Nie mam jednak stuprocentowej
pewno�ci, czy dotyczy on tego w�a�nie pana.
Wiele wskazuje na to, �e pewne fragmenty p�niejszej kroniki usuni�to celowo. Po prostu
tam, gdzie tekst zaczyna si� ��czy� z osob� ostatniego, urywa si� w�tek albo brakuje karty,
albo te� akurat ten fragment jest kompletnie nieczytelny.
� Dziwne i intryguj�ce.
� No w�a�nie. W Fernquez jest wiele intryguj�cych rzeczy. Urok pracy badacza polega
mi�dzy innymi na niespodziankach, kt�re go spotykaj�, a ja wsz�dzie szuka�em wszystkiego.
Niemniej niekt�re z tych � jak je nazwa�em � niespodzianek, s� bardzo osobliwe. Cho�by
taka na przyk�ad, �e w trakcie penetracji podziemi ratusza odkryli�my ni�szy poziom
korytarzy. Nikt przez stulecia nie podejrzewa� nawet ich istnienia. S� cz�ciowo pozawalane.
Prowadzi�y prawdopodobnie poza obr�b mur�w miejskich jako droga ucieczki mieszka�c�w
na wypadek obl�enia miasta. Mia�em nadziej�, �e uda mi si� tam odnale�� archiwum miasta.
Ale nic z tego. Odkryli�my natomiast w jednym z nich, starannie ociosany i wyg�adzony blok
kamienny o wymiarach 250 na 100 na 130 centymetr�w. Pytanie brzmi: w jaki spos�b i w
jakim celu monolit o wadze dobrych kilku ton przeniesiono do podziemia przez schody,
schodki i korytarze? Zwa�ywszy, �e szeroko�� korytarzy jest w dw�ch miejscach mniejsza
ni� szeroko�� owego bloku i nie przekracza 85-ciu centymetr�w, zagadka wydaje mi si�
trudna do rozwi�zania. Mam na ten temat w�asn� teori�, chyba jedyn� sensown�. Przedstawi�
j� panu, ale jeszcze nie teraz. Nie potrafi� natomiast wyja�ni�, dlaczego miejsce, w kt�rym si�
znajduje �w blok, odgrodzono od reszty korytarzy mocnym murem. Odci�to je, �e tak
powiem, od �wiata oko�o XVIII wieku. Na dodatek zablokowano dost�p gruzem.
� Czy mogliby�my obejrze� te podziemia?
� Oczywi�cie. Zamierza�em pokaza� je panu jako curiosum. Dlatego o nich
wspomnia�em. Przedtem jednak zajrzyjmy do muzeum. Jestem z niego bardzo dumny.
VI
Dogl�da�em w�o�ci mych, codziennie w inne zapuszczaj�c si� strony. Dniami ca�ymi z
grzbietu ko�skiego nie z�a��c, wzd�u� i wszerz zje�dzi�em okolic� po karczmach a zajazdach
nocuj�c, do dom wracaj�c rzadko i na kr�tko. Wsz�dy wielkie znajdowa�em nieporz�dki, a to
pola zamienione w ugory, a to winnice martwe i przez robactwo toczone. Poj��em, i� nie ma z
czego �ci�ga� nale�no�ci i nie ma sk�d spodziewa� si� intrat. Zamierza�em nawet sprzeda�
wszystko za psie pieni�dze i s�u�bie bez reszty si� po�wi�ci�, coraz bardziej zdesperowanym
b�d�c. Ale te� budzi� si� we mnie op�r jakowy� i zaciek�o��.
� Jak�e to? � pyta�em sam siebie coraz cz�ciej w noce bezsenne. � To� od wiek wieka
Atrtrox i okolica do ojc�w i dziad�w nale��. Jak�e mi w obce pu�ci� r�ce ten skrawek,
resztk� nieledwie, co przy nas pozostaje? To� to bez walki podda� si� � z innej beczki
rozpatrywa�em rzecz ca��.
� Ale co czyni� i jak czyni� � pyta�em i nie znajdowa�em odpowiedzi. Tak frasuj�c si�
pomy�la�em o Marcelu, przyjacielu mym i druhu wiernym wojennych pochod�w. By� Marcel
kompanem dobrym do wypitki i do wybitki, do ta�ca i do r�a�ca, z kt�rym� my z jednej
misy � bywa�o � jadali, z jednego dzbana pili, jedn� derk� okrywali�my cia�a nasze w noce
s�otne i jednych dziewek za�ywali�my niekiedy. Ale co najwa�niejsze, rozum mia� Marcel nie
od parady. On to przyczyn� pomoru na konie odkry� w regimentach naszych, co wcale
pomorem nie by�, jeno podst�pem wra�ym. Oto kiedy konie pada� pocz�y, a nikt nie
wiedzia�, przez co si� tak dzieje, Marcel doszed�, �e w obroku siano na r�wni z trzcin�
posiekan� drobno si� znajduje, kt�ra w�tpia zwierz�tom na kszta�t no�y r�nie. Zaraz jednego
dostawc� powieszono, na spytki wzi�wszy pierwej. Wtenczas si� i prawda ca�a pokaza�a, za
czyje pieni�dze tak czyni�. Co najwa�niejsze, konie pada� przesta�y.
Napisa�em do niego pospiesznie, dylemat m�j wiernie przedstawiaj�c. Zaczem
umy�lnego w drog� wyprawiwszy, na odpowied� czeka�em staraj�c si� sam to i owo ku
poprawie czyni�. Wierzy�em w obrotno�� i weso�o�� Marcela, potrafi� on bowiem r�wnie
dobrze w bitwach, czy burdach pospolitych stawa�, jak i zjednywa� sobie ludzi. A �mia�y by�
do wszystkiego.
Do�� nikczemnego stanu by� Marcel. Nie uczono go greki, ni �aciny, w walce za�
zar�wno sztuk� fecht�w a m�stwem, jak i si�� a chytro�ci� wielce by� sposobny.
Rodziciele jego ma�y jaki� folwark dzier�awili i st�d maniery mia� Marcel jak ch�opskie
raczej, ni�li pa�skie dziecko. Ale �wiadom wsi i gospodarskich spraw by�, dlatego pewnie na
my�l mi przyszed�. Przyby� te� tak pr�dko, jakby jeno na moje wezwanie czeka�.
Wprowadzi�em go w przedmiot i sta� mia� si� moj� praw� r�k�, a i g�ow� po prawdzie te�.
Zaraz sprawy ruszy�y �wawiej, chocia� trudno by�o od razu spodziewa� si� poprawy. Tyle
przecie� osi�gn�� by�, �e opu�ci� ludzi marazm jakowy�, w kt�rym grz�li. Wychodzili tedy
na pola gromadnie, pod okiem nadzorc�w. Tych Marcel spo�r�d nich samych naznaczy�,
takich dobieraj�c, kt�rzy pos�uch mieli, a z kt�rych wielu buntowa�o si� i zachwali�o
wcze�niej.
� Poczekaj do zbior�w Jakubie, poczekaj � mawia�. � P�no zacz�li�my, ale nie za p�no
i rok ten prze�yjemy, by� mo�e jeszcze w biedzie. Za to w przysz�ym powetujemy sobie
setnie. A B�g da, mo�e i ten nie b�dzie najgorszy? Jakby nie by�o, lepiej b�dzie ni� by�o �
zwyk� mawia� powa�nie i w tym pewnie mia� racj�, �e gorzej ju� by� nie mog�o.
Tymczasem dno w mym mieszku pokaza�o si� szybciej ni�li bym sobie tego za�yczy�, a
to za spraw� owego dachu nieszcz�snego, co go wichura zdar�a. Bez wichury pewnie te�
niewiele by przetrwa�, z�bem czasu nadwer�ony. Robota na murach stan�a i nic nie mo�na
by�o na to poradzi� ani pieni�dzy sk�d wzi��, kt�rych akurat tyle by�o, by�my do cna g�odem
nie przymierali.
Dzi� wspominam mizeri� ow� z rozrzewnieniem, bo to widz� jasno, �em szcz�liwym by�
wonczas, proste �ycie wiod�c, sen zdrowy i twardy mia�em, a apetyt wilczy. Za� przysz�o��
jawi�a mi si� dobr�, mimo wszystko. Bo mizeria, mizeri�, ale co� si� dzia� zacz�o i
poprawi�o si� pewnie, czego znakiem by�o, �e w�o�cianie czapkowa� mi zacz�li, co dawniej
witali mnie niech�tnie albo i odwracali si� udaj�c, �e pana swego nie widz�. Nie bardzom
krzyw by� o to, gdy� rozumia�em ich n�dz�, co i moj� n�dz� by�a. A cho� inn� jest n�dza
ch�opska od pa�skiej, to o tyle lepsz� ch�opska zda mi si�, �e przyrodzon� �atwiej przychodzi
znosi� zapewne. T� konkluzj� ko�cz�c wyw�d sw�j, to jeszcze powiem, �e wielkie rzeczy
darowane lub zbyt �atwo zdobyte, mniej daj� rado�ci ni�li drobne nawet, kt�re w trudzie si�
osi�ga i znoju. Bo tak jest w�a�nie, �e to, co przychodzi �atwo, ma�o bywa cenione.
� Przej�� mi teraz wypada do rzeczy samej, to jest do Eleonory, kt�r� na swojej
spotka�em drodze, gdym do dom wraca� wieczorem wczesnym na prze�aj przez winnice. Nie
my�l�, �eby przypadek to by�, bo gdybym nie spotka� jej w�wczas, to kiedy indziej sta� by si�
to musia�o. Ko� m�j m�ody, do�� krn�brny, nie ca�kiem uje�d�ony deresz Skoczkiem zwany,
poni�s� by� przel�k�szy si� czego�. Pr�no sil�c si�, by go poskromi�, przesadzi�em omal
bezwiednie niski murek z polnych kamieni posk�adany, winnic� okalaj�cy. Tam osadzi�em
wreszcie znarowionego wierzchowca tu� przed stoj�c� nieruchomie po�rodku �cie�ki pann�.
Ko� ta�czy� w miejscu, trwo�nie kopytami o ziemi� t�uk�c i przera�onymi tocz�c oczyma.
Alem krzepko wodze dzier�y� i klepi�c go po spotnia�ym karku, przemawia�em �agodnie w
stulone nag�ym przestrachem uszy.
� No, nooo, spokojnie, spokojnie � grucha�em pieszczotliwie do uspokajaj�cego si�
dzianeta, k�tem oka pannie wci�� bez ruchu stoj�cej si�, przypatruj�c. Nieruchomo�� ow� za
objaw przestrachu wzi�wszy, sumitowa� si� chcia�em, lecz nim s�owo jedno rzec zd��y�em,
panna pierwsza odezwa�a si� do mnie i nie z trwog� wcale, a z rozbawieniem, g�osem za�
takim, �e ciarki po grzbiecie mi przesz�y, a przeprosiny w gardle uwi�z�y.
� Bawi si� pan osobliwie, by nie rzec inaczej, panie Jakubie d�Atrtrox. Czy zawsze
poczynasz sobie ksi��� podobnie z damami, czy raczej konik poni�s� niewprawnego je�d�ca?
� Nie wiedzia�em, �e jeste� tu pani � odpar�em po prostu. � Wraca�em do dom, t�dy droga
kr�tsza. Wybacz, �e przestraszy�em ci�, ale...
� Wcale nie przestraszy�e� mnie, m�ody panie � odrzek�a nie zmieniaj�c tonu, ni postawy.
Mam zwyczaj spacerowa� o zmierzchu. To winnica mego ojca. Lubi� j� za odludno�� i
samotno��. A ty wtargn��e� tu, m�c�c me my�li i zak��caj�c spok�j. Czy to przystoi
m�odzie�cowi z bardzo dobrego domu? � drwi�a ze mnie, ale nie tak, by by�o mi to niemi�e.
Ca�y czas nie spuszcza�a ze mnie wzroku, kt�ry nie m�wi� nic, gdy� nie by�o w nim
spodziewanego przestrachu ani zdumienia, ni gniewu. Ona patrzy�a w jaki� nieznany mi dot�d
spos�b ni to chwal�c, ni gania�, dra�ni�c i koj�c, patrzy�a, nie patrz�c jednocze�nie.
Nie wiedzia�em, co odrzec na takowe dictum, lecz mocno co� rzec chcia�em. My�li
rozmaite po g�owie mi lata�y, a �adna nie wyda�a si� odpowiedni�. Ponad wszystkie wybija�a
si� jedna: � kim jest panna, sama paraduj�ca po�r�d pustkowia, w czas jakby nie by�o
niespokojny. Ona tymczasem z r�k r�kawiczk� upu�ci�a, kt�r� si� by�a wachlowa�a niedbale.
� �ci�gn��em wodze mocniej jeszcze, obr�ci�em drobi�c w poprzek alejki i schyli�em si�
nisko. Powoduj�c koniem zgrabnie, czu�em na sobie jej spokojny z pozoru, lecz docieraj�cy
do g��bi wzrok. Szacowa�a ka�dy m�j ruch z napi�ciem, kt�rego nie widzia�em, lecz ca�ym
czu�em cia�em. Nazwa�a� mnie niewprawnym je�d�cem panienko � pomy�la�em podnosz�c z
ziemi bia�� r�kawiczk�, modl�c si� jednocze�nie, by popr�g, kt�ry wytrzyma� poprzednie
wyczyny i podskoki, wytrwa� jeszcze i t� pr�b�. Dopiero, gdym zgub� trzyma�, zeskoczy�em
z siod�a i otrzepuj�c z kurzu poda�em na d�oni otwartej, patrz�c prosto w oczy hardej
dziewczyny. Nie opu�ci�a wzroku, nie podzi�kowa�a, nie poda�a r�ki do uca�owania, nie
uczyni�a nic z tego, co czyni� damy upuszczaj�ce r�kawiczki w obecno�ci kawaler�w.
Stali�my przed sob� dobr� chwil�, a� nagle ona u�miechn�a si� tak, �e nogi si� pode mn�
ugi�y i zrozumia�em, �e nie mo�emy si� rozsta� ot zwyczajnie. W g�owie mej kilka my�li
powsta�o, kt�rych wcze�niej nie bywa�o nigdy. A to o mym zubo�eniu, ale te� o nazwisku
s�awnym i rodzie ws�awionym or�em i wiern� od pokole� s�u�b� kr�lom. Zarazem
my�la�em, �e panna ta zamo�n� by� musi, po sukni jej miarkuj�c i po obej�ciu g�rnym. Nie
wiem, dlaczego tak wszystko naraz przesz�o mi przez g�ow�, alem w gar�� si� wzi�� i s�u�by
swe ofiaruj�c, kim jest, spyta�em. Ona za� roze�mia�a si� nieg�o�no z mego zmieszania,
wymieni�a imi� swe � Eleonora i proste nazwisko, kt�re nic mi nie rzek�o. Co widz�c doda�a:
� c�rka burmistrza miasta Fernquez.
W czas rozmowy rozgl�da�em si� za powozikiem jakowym�, s�usznie mniemaj�c, i� nie
sama i nie piechot� tu przysz�a. Alem niczego podobnego nie znalaz�. Pomy�la�em tedy, �e
pewnie przyb�dzie po ni� s�uga, kt�ren j� przywi�z� pierwej. Tymczasem wiecz�r ju� na
dobre si� zrobi� jasny, bo gwiezdny i ksi�ycowy, a nikt si� nie zjawia�. Ju�em my�la�, �e na
siodle w�asnym i przed sob� dzier�y� mi j� przyjdzie w do dom drodze i my�l ta nieca�kiem
z�a mi si� zda�a. Ale Eleonora usta z�o�ywszy, �wist osobliwy wyda�a, zaczem ruch si� zrobi�
w krzakach sumaku i t�tent w alejce si� rozleg�. Zaraz te� pokaza� si� oczom mym ogier kary,
du�y i nad wyraz foremny. Cwa�em ku Eleonorze przypad�szy tu� przy niej stan�� i chrapami
w�os�w jej dotkn�wszy, zar�a� cicho.
� Przedstawiam panu s�ug� i przyjaciela mego wiernego � oznajmi�a.
� Oto Szatanek. Po sarace�skim ogierze Szejtanim to rumak, po nim tako� imi� swe
bierze. Dlatego Szatankiem go zw�, co mi z pocz�tku ojciec broni�, a do dzi� ludzie za z�e
maj�. Ale� ja o ludzi gadanie niewiele stoj�.
Odrzek�em, �em lepiej u�o�onego wierzchowca nie widzia�, nie to maj�c na my�li, �e na
�wistanie przybie�a�, bom ju� widywa� konie na sygna� przychodz�ce pos�usznie, jeno to, �e
w krzakach d�ugo wytrwa�, znaku o sobie �adnego nie daj�c. Podszed�em te� bli�ej, dotkn��
chc�c cuda owego. Panna wszak�e d�o� m� ju� wyci�gni�t� powstrzyma�a, za przegub j�
schwyciwszy, a krzepko.
� Uwa�aj panie � rzek�a. � Ko� to niezwyczajny i obcym tyka� si� nie zezwala. Uk�si�
mo�e. Stajennego, co nowy by� i ku niemu zbli�y� si� niebacznie, srodze poszarpa�, a i to
dobrze, i� w stajni, w przegrodzie stoj�cy, zatem miejsca niewiele maj�c, stratowa� go nie by�
zdolen.
� Ko� to dobry, co na oko wida�. Ale �eby takim dzikim b�d�c, nosi� ci� chcia�?
� To ci� dziwi zapewne, �e niewiast� nosi. Czy tak panie Jakubie d�Atrtrox? Tedy i to
wiedz, �e nikogo krom mnie nosi� nie chce � doda�a, na m�j nie czekaj�c respons. � Osiem
lat mija, jak go ojciec m�j z wyprawy jednej, dalekiej przywi�z�. W�wczas si� cz�sto
wyprawia� z kupcami innymi, co dzi� z rzadka czyni, obowi�zki inne maj�c. Ja za� miast pana
ojca wita� w podw�rcu, zaraz si� konikiem tym zaj�am. Chudy w�wczas by� i zszereszenia�y
po drodze d�ugiej, kt�r� przeby� do wozu uwi�zany. Jam starunek o niego mia�a, wi�cej w
stajni z nim, ni�li na pokojach siedz�c. Wydobrza� i wyr�s� pr�dko. Potem �azi� za mn�,
gdziem si� jeno obr�ci�a. Teraz wierno�ci� i oddaniem mi odp�aca. Mocny jest, wytrzyma�y
na trudy i m�dry.
� Ju� nie dziwno mi, �e sama bez l�ku chadzasz i po zmroku, w razie potrzeby odbie�a�
zawsze mog�c. R�czy to rumak zapewne.
� R�czy jest. Ale wierzaj mi panie, nie bie�a�by on, gdyby z jednym, albo i z dwoma
�o