6979

Szczegóły
Tytuł 6979
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

6979 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 6979 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

6979 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

REBECCA ORE Zabawki Gai Chcia�abym podzi�kowa� Theresie Croft, Rebece Wright, Jimowi Thomersonowi i Bruce'owi Turnerowi za informacje, kt�re wykorzysta�am przy pisaniu tej ksi��ki. Wszelkie b��dy z dziedziny biologii, psychiatrii czy geografii obci��aj� oczywi�cie moje konto. Rebecca Ore Critz, Wirginia, 5 kwietnia 1994 1 Cz�owiek i modliszka Willie Hunsucker wiedzia�, co mali obrzydliwi urz�dnicy z opieki spo�ecznej szepcz� na jego temat. �Hunsucker jest na zasi�ku od tak dawna, �e ostatnio pi�� razy technicy musieli mu czy�ci� otwory na elektrody smarem �ciernym". Czworo jego towarzyszy le�a�o w interfejsie, cia�a ubrane w sza- re darmowe kombinezony, g�owy �yse; otoczeni byli przez g�ste czarne aureole, urz�dzenie za� t�oczy�o im powietrze do tchawicy przez rurk� podobn� do przewodu ��cz�cego w samochodzie filtr powietrza z ga�nikiem. Niski rang� urz�dnik z rzadk� br�dk� znalaz� kart� Williego na ekranie komputera, a potem podsun�� notatk�, kt�r� w�a�nie nagryzmoli�, pod oczy Jacksonowi Simowi. Zdolno�ci ruchowe oczu Jacksona ogranicza�y si� do mrugania i �ledzenia wzrokiem. Notatka pojawi�a si� na ekranie w postaci rz�du migaj�cych ��to cyfr i liter. -Jedziesz do Roanoke - powiedzia� urz�dnik do Williego. - Furgonetka zabierze ci� do kolejki. Czekaj na niebieskie �wiat�o. Nast�pny. Jackson Sim nie b�dzie pami�ta� nic a nic przy nast�pnym spotkaniu, powiedzmy na balu weteran�w wojny tybeta�skiej, kie- dy starzy wojownicy snu� b�d� opowie�ci bez ko�ca o tym, jak by- �o wysoko, jak zimno i jak Chi�czycy pikowali z wysokich prze��czy w odrzutowych �niegochodach sterowanych za po�rednictwem sa- telity. Willie pami�ta� - rozwalali te wykonane z w��kna szklanego sa- nie i nie znajdowali w �rodku mi�sa rozsmarowanego na pasztet ani oddzielnych kostek, tylko utwardzony g�o�nik, z chichotem rozwodz�cy si� nad tym, jak to tybeta�scy rinpocze podst�pnie na- k�onili Ameryk� do obni�enia produkcji �elaza i stali dla chi�- skich grabarzy. A potem zrobi�a si� z tego wojna idealna - ca�kowicie zautoma- tyzowana. Willie wr�ci� do kraju. Ca�y jego maj�tek stanowi�a bez- u�yteczna znajomo�� tybeta�skiego, trzy kufry pos��k�w miejsco- wych b�stw, kt�re jakie� muzeum natychmiast by mu ukrad�o, gdy- by z g�upoty zdradzi� opiece spo�ecznej, �e je posiada, oraz dom. Ziemia wok� domu by�a teraz cz�ci� licz�cych tysi�c dwie- �cie hektar�w pastwisk dla sztucznie wyhodowanych owiec i kr�w, z kosiarkami, ogrodzeniami, karmnikami, wszystkim tak zautoma- tyzowanym jak na wojnie. A wi�c koniec z upraw� ziemi, ale mia� dom. Poszed� na zasi�ek. Oddajesz im swoj� g�ow�. Oni wyposa�aj� ci� w trody, bloko- wane za pomoc� specjalnie zamykanych nakr�tek. Karmi� ci� p�atkami, tyle �e teraz p�atki nie s� ju� tym co kie- dy�, bardziej przypominaj� papk� z dro�d�y. Zapali�o si� niebieskie �wiat�o nad drzwiami. Willie wsta� z me- ' talowego sk�adanego krzese�ka i wgramoli� si� do furgonetki, kszta�tem przypominaj�cej mu odrzutowe sanie ChiComu. Opad� na fotel uwalany resztkami tytoniu i ziemi� ogrodow�. Jego ogr�d nie bawi� - by�o tam za du�o robak�w. Insekty wyprowadza�y go z r�wnowagi. Jakie� halucynogenne ' ! robactwo dopad�o go w jednej z tybeta�skich wiosek, kiedy jego oddzia� wyruszy� na zwiad. Willie pami�ta� uk�szenie - niczym za- � strzyk z kurary, g��boko w �ydk� - i cztery dni pieprzenia tybeta�- i skiej dziewczyny ze snu, kt�ra okaza�a si� tylko posk�adan� pi�am�. | Wyszed� z tego z cz�onkiem na p� odro�ni�tym w plastykowej to- i rebce przytwierdzonej klejem do brzucha i ud. Nie, nie lubi� pracowa� w ogrodzie. Kleszcze wwiercone w je- go szyj� i nogi, chmary bzykaj�cych komar�w, wij�ce si� w ziemi ro- baki wywo�ywa�y u niego napady histerii. Przeznaczonych na roz- rywk� kredyt�w z zasi�ku u�ywa� do likwidowania wszystkich insek- t�w w domu poza dwudziestocentymetrow� modliszk�, nauczon�, by go nie gryz�a. Halucynogenny owad w Tybecie by� ma�y, taki ja- po�ski �uczek, m�g� by� nawet wyprodukowany z japo�skiego DNA. Rozmiary modliszki sprawia�y, �e mo�na jej by�o ufa�. Jaki� robak wyszed� spod wyk�adziny na pod�odze, alejubbie, t�usta bia�a dziewczyna z g�r, rozdepta�a go czerwonym tramp- kiem wchodz�c do furgonetki. - Hej, Wi�lie, znowu ci� uratowa�am. Co wiesz o Roanoke? - Tylko tyle, �e tam jedziemy. Carter, czarnosk�ry facet, kt�remu nie chcia�o si� robi� nic poza graniem na fortepianie i kupczeniem w�asnym m�zgiem, w�adowa� si� do �rodka. Ko�cisty i blady, przypomina� za spraw� wysoko osadzonego nosa posta� z telewizji, Faraona, pomimo czar- noszarej sk�ry. - Co s�ycha�, Jubbie? - zapyta�. Kierowca spojrza� na nich marszcz�c brwi. - �adnych spekulacji. Tymczasem w domu Williego modliszka rozwa�a�a dost�pne mo�liwo�ci. Wyda�a cichy odg�os, pompuj�c powietrze przez tchawki, pod chitynow� pow�ok� i po ca�ym ciele. Gdyby potrafi- �a naprawd� my�le�, mo�e zda�aby sobie spraw�, �e dwudziesto- centymetrowe modliszki s�usznie zrezygnowa�y ze zdolno�ci latania za cen� lepszego natlenienia tkanek. Nie my�la�a s�owami, jej programy nerwowe oblicza�y zmien- ne wzrostu. Obracaj�c na boki tr�jk�tn� g�ow� z l�ni�cymi grana- towoczarnymi oczami, omin�a spory wzg�rek karmy, kt�ry Willie zostawi� jej, zanim wyszed�, by zapracowa� na sw�j zasi�ek. Potem spostrzeg�a, �e cz�owiek nie wy��czy� reflektor�w nad terrarium. Zmienne osi�gn�y punkt krytyczny, hormony przep�yn�y fal� przez dr��ce mi�nie. Jest jedzenie, jest ciep�o, jest ciasno. Zacz�a si� linka. Wielki owad z trudem wychodzi� z za cia- snej chitynowej pokrywy. Kiedy druga para jeszcze mokrych skrzy- de� wyskoczy�a z pochewek, modliszka z zapa�em zabra�a si� do je- dzenia wylinki. Nape�ni�a tchawki a� do granic mo�liwo�ci i ostro�- nie wspi�a si� po ramieniu reflektora do terrarium. Gdy rozpocz�y si� procesy trawienne i poczu�a oci�a�o��, spr�bowa�a zagra� gumowatymi stopami muzyk�, kt�ra tak koj�- co dzia�a�a na jej cz�owieka. Przy ruchach cia�a komory powietrz- ne w tchawkach wci�� wype�nia�y si� powietrzem. Tlen dociera� do ka�dej kom�rki organizmu. Ludzie na zasi�ku nie mogli szczerze pogada�, bo kierowca furgonetki stal z nimi na stacji kolejki pr�niowej. Nadjecha� po- ci�g, zatrzymany przez magnetyczne zwoje stacji. ��cznik pasa�er- ski zbli�y� si� do poci�gu. Normalni podr�ni jad�cy do Roanoke i dalej wsiedli przed lud�mi z opieki spo�ecznej. ��cznik odsun�� si�, luk zosta� zamkni�ty i poci�g ruszy� z przyspieszeniem wywo- �uj�cym nieomal fizyczny b�l. Gdyby w poci�gu znajdowali si� tyl- ko bezrobotni, stacja wys�a�aby sk�ad jeszcze odrobin� szybciej. Pi�� minut p�niej schwyci�y ich zwoje Roanoke. Willie i pozostali bezrobotni podeszli do umundurowanej ko- ordynatorki. W obecno�ci koordynator�w Willie zawsze czu�, �e jego stawy nie s� po��czone wystarczaj�co solidnie. Koordynato- rzy poruszali si� jak wojskowi, bez najmniejszego luzu w biodrach czy kolanach. Bam, bam, bam, id� za prze�o�onym do furgonetki i czekaj tam na dwa lub trzy tygodnie pustki. Roanoke handlowa- �o w�glem, procesorami mikrobiologicznymi, martwymi drzewami, tytoniem, kwarcem, czerwon� glin�, skrawkami sztucznego mi�sa. I rzeczami tajnymi. - Dlaczego pozbawiaj� nas �wiadomo�ci na ca�y czas? - zapy- ta� Carter. - A nie tylko w trakcie m�zgowania? - �adnych spekulacji - powiedzia�a wielka t�usta dziewczyna, zanim zd��y�a to powiedzie� koordynatorka. Czasem Willie pami�ta� urywki m�zgowania -jego m�zg i komputer wysy�aj�ce tysi�ce znak�w alfa... jak to si� nazywa... li- tery i cyfry, ach tak, tysi�ce znak�w alfanumerycznych na mikro- sekund� - bam, bam, bam, wz�r i manipulacja. Ale z Roanoke nie' pami�ta� nic. Ca�e dwa czy trzy tygodnie pustka. Jedyne wspomnie- nie to szum starych elektrycznych wentylator�w. Wszyscy wgramolili si� do furgonetki. - Chcia�abym zabawi� si� dzisiaj wieczorem - powiedzia�a t�u- sta Jubbie z zadum�. - Podobno na Center Street urz�dzaj� niez�e pota�c�wki. Carter splun�� prze�utym tytoniem, a potem spojrza� na Jubbie. - Do diab�a, cz�owieka na zasi�ku nie sta� na chodzenie w ta- kie miejsca. Willie rozsiad� si� wygodniej, ogl�daj�c stare pomalowane na bia�o drewniane domy wok� stacji kolejki. Ciekawe, czy b�dzie pami�ta� ten widok. Czasem pami�ta�, �e by� w Roanoke, czasem nie. Poczu� sw�dzenie w miejscu, gdzie w jego czaszce tkwi�a elek- troda. Napi�cie, powiedzieli mu, nie drap si�, bo dostaniesz zaka- �enia. Przesun�� si�, tak �eby koordynatorka nic nie zauwa�y�a, po czym podni�s� szybko r�k� i zamiast drapa�, pomasowa� si� wo- k� zakr�tek przy��czy kostkami d�oni. Nie by� tak g�upi, �eby ka- leczy� sobie sk�r� wok� przy��czy przed sesj� m�zgowania. We- wn�trz aureoli skaleczenia ropia�y b�yskawicznie. Od tego miejsca nic nie pami�ta� - wymazywanie wsteczne. Wyszed� spod aureoli chwiejnie, s�ysz�c wycie syren. Technik me- dyczny wytar� mu otwory po trodach betadin�, zamkn�� je zak�a- daj�c nakr�tki, wciskaj�c w ka�d� klucz. Willie nie potrafi� stwier- dzi�, czy syreny wyj� tylko w jego uszach, czy na zewn�trz. Elektro- nicznie sterowane pociski trafiaj� w Roanoke? Psychiczny atak zra- dykalizowanych tybeta�skich mistrz�w duchowych? Nigdy nie ufa� tym przekl�tym mistrzom duchowym, bez wzgl�du na to, czy byli fa�szywi czy nie. - Willie, jeste� przytomny? - zapyta� kierownik. Zamruga� oczami. Czy b�dzie to pami�ta�? Czu� w m�zgu napi�cie, jakby sekundy wlek�y si� w niesko�czono��. Ale sk�d to wycie? - Dyrehy? -J�zyk obraca� mu si� ja�owo w ustach. Spr�bowa� ponownie: - Syreny? - Dzwoni ci w uszach? - Syreny. - Cholera, nie powinien m�wi� takich g�upot. Kierownik przetoczy� go na drug� stron� i wyci�gn�� dwie z��czki, wycieraj�c i zamykaj�c dziury po trodach. Wycie syren �ci- chk>. �cich�o, ale nie znikn�o do ko�ca. - Co si� sta�o? - Nie wiem - odpar� kierownik tak, jakby naprawd� wiedzia�, ale nie chcia� powiedzie�. Willie podejrzewa�, �e zatrudniono go do przenoszenia mate- ria��w wojskowych. Na skraju pola widzenia biega�y mu robaki - nieprawdziwe. Znika�y, kiedy stara� si� skupi� na nich wzrok, ale i tak dr�a� z obrzydzenia. . - To ju� koniec? - zapyta�. - Nie - odpar� kierownik. - Zr�b sobie przerw�. Willie pomy�la�, �e na d�ugo zapami�ta Central� Roanoke. Kierownik przyczepi� mu zegarek z powiadamianiem do prze- gubu. - Nie jeste� tak g�upi, �eby si� zgubi�. Wr��, kiedy zacznie brz�cze�. - Ile mam czasu? - Par� godzin. Alice odprowadzi ci� do wyj�cia. Masz tu chip o warto�ci pi�ciu dolar�w. Zabaw si�, ale bez zanieczyszczania m�zgu. Willie poszed� za koordynatork�, kt�ra odebra�a go na stacji. Alice, nazywa si� Alice. Suka jest jednak cz�owiekiem. Przeprowa- dzi�a go przez budynek, zanim zd��y� si� dobrze rozejrze�, wy- pchn�a na ulic� i powiedzia�a: - Widzisz holograficznego cz�owieka na szczycie naszego bu- dynku? Wracaj�c kieruj si� na niego, a nie zab��dzisz. Holograficzny cz�owiek, wysoki na dobre dziewi��dziesi�t me- tr�w, maszerowa�, maszerowa�, nieustannie maszerowa� w ogrom- nym bloku przezroczystego plastyku. Willie nie by� pewny, czy ma to by� symbol propaguj�cy jak�� ide�. - On wcale nigdzie nie idzie, prawda? Alice spojrza�a na niego, jakby nie wiedzia�a, czy Willie jest wyj�tkowym g�upkiem, czy tylko �artuje. Postanowi�a nie rozstrzy- ga� tej kwestii, poklepa�a go po przegubie. - Pami�taj, �eby wr�ci�, kiedy w��czy si� brz�czyk. Willie zrozumia� - nie chc�, �eby kr�ci� si� w pobli�u, kiedy b�d� co� naprawiali. Ruszy� przed siebie. Otacza�o go Roanoke, zbieranina starych dom�w, nier�wne chromowane powierzchnie, j�k silnik�w pr�niowych wypompowuj�cych powietrze ze stacji kolejki, zapach ozonu i sik�w. Zanuci� uspokajaj�c� melodi� swo- jej modliszki, ale w ni�szej tonacji. Wolny na par� godzin, oddala� si� od holograficznego cz�owieka maszeruj�cego przez wieczno�� w kawale plastyku. Kobieta... czy kupi sobie kobiet� za pi�� dolar�w? Opanowa� histeri� wzbudzon� przez t� my�l, zdusi� wspomnienia dr�cz�cych go halucynacji. Chcia� by� normalny. �cisn�� w d�oni chip. Nie m�g� po prostu wyda� tych pieni�dzy na alkohol. Gdyby si� upi�, wzi�liby go na czyszczenie nerek, rozrywaj�c mu w tym celu �y�y za pomoc� t�pych igie�. Znalaz� automat i sprawdzi� ksi��k� telefo- niczn�. Dobrze, �e zalegalizowali p�atny seks; szkoda, �e zasi�ek nie obejmuje ciupciania. Wybra� dom publiczny, kt�ry podawa� tylko numer telefonu, zadzwoni�. - Do pa�skich us�ug - odezwa�a si� kobieta. Jej g�os nie brzmia� podniecaj�co, przypomina� raczej g�os prze�o�onej. - Co mog� dosta� w zamian za pi�ciodolarowy chip? Nie odpowiada�a przez sekund�. Zapewne sprawdza�a ceny na komputerze. Zwyczajnym, nie pod��czonym do czyjego� m�zgu. - Mo�esz popatrze�, skarbie. Od�o�y� s�uchawk�, zastanowi� si�, czy nie zadzwoni� pod na- st�pny numer, ale zrezygnowa�. Tylko marnuj� czas, pomy�la� id�c ulic�. Odczuwa� jednak na p� �wiadom� ulg�. By� w pobli�u dzielnicy rozrywki. Czy lokale s� otwarte w ci�- gu dnia? Nieomal wr�ci� do budki, �eby sprawdzi� adres w ksi��- ce, ale postanowi� po prostu i�� przed siebie. Kiedy jeste� na za- si�ku, mo�esz zwyczajnie zosta� wyrzucony na ulic�, bo nie wolno ci pi�. Modliszka, teraz d�ugo�ci prawie trzydziestu centymetr�w, ock- n�a si� i zacz�a pi� wod� z poide�ka przymocowanego do �cianki terrarium. Popatrzy�a przez szk�o na resztk� karmy, poruszy�a no- gami, kt�re wci�� by�y gumowate, wypi�a jeszcze troch� wody i prze- �u�a kawa�ek starej chityny, kt�ry przyczepi� si� do prawego ramie- nia. Wjej oczach odbi�o si� �wiat�o, ramiona chwytne porusza�y si� powoli nad pochylon� tr�jk�tn� g�ow�. Bardzo cienkie, niemal przezroczyste �uski odklei�y si� od oczu. Modliszka napi�a si� jesz- cze wody. Poczu�a, �e jej nowy pancerz jest na ni� za lu�ny i za du- �y, terrarium natomiast wydawa�o si� teraz mniejsze ni� wcze�niej. Kiedy ju� przywyk�a do swojej nowej wielko�ci, podnios�a �rodkowe odn�a i d�wign�a si� do g�ry, do kraw�dzi terrarium. Zdumiewa- j�co przybra�a na wadze. Znieruchomia�a na moment szacuj�c w�a- sn� si��, wreszcie opad�a na st� i po sznurze zesz�a na pod�og�. Prze�u�a troch� karmy, a potem spostrzeg�a os� kr���c� nad umywalk�. Programy wpisane w jej ma�y zw�j nerwowy sprawi�y, �e ze- sztywnia�a, pe�na uwagi, ale osa nie znajdowa�a si� w zasi�gu skoku. W ko�cu, znudzona, wczo�ga�a si� za muszl� klozetow�, w mi- �y ch��d bij�cy od rury. Willie zignorowa� zdumione spojrzenia przechodni�w przy arkadach hotelu i wszed� do �rodka - cz�owiek w kombinezonie bezrobotnego na zasi�ku, z zakr�tkami l�ni�cymi na �ysej czaszce, z czarnym plastykowym zegarkiem zapi�tym ciasno na przegubie. Czu� si� kompletnie wyobcowany, co w jednej chwili martwi�o go, a w nast�pnej stawa�o si� ca�kiem oboj�tne. Dzi�ki zasi�kowi ni- gdy nie b�dzie g�odowa�. Opieka spo�eczna posiada aktywa we- wn�trz jego czaszki. Wiedzia�, �e kiedy nadejdzie dzie� jego po- grzebu, opieka spo�eczna odbierze mu to wszystko, zanim ods�- cz�jego t�uszcz, a reszt� spal� na popi� i rozrzuc� nad polem po zmieszaniu ze skompostowan� mazi� z rynsztok�w. Lepiej o tym nie my�le�. Namaca� pi�ciodolarowy chip w kieszeni i pomy�la�, �e m�g�by i�� poogl�da� nagie kobiety, zacz�� z nimi rozmawia�, sprawdzi�, czy da�oby si�... Kobiety, podobnie jak wakacje, by�y te- raz dla niego zupe�nie niepoj�te i nieosi�galne. Wsz�dzie wok� siebie widzia� kobiety w jedwabiu, alpace, sre- brze, futrach, i patrzy� na nie tak g�odnym wzrokiem, �e poczu�y l�k. Kt�ra� kaza�a wyrzuci� go na ulic�. Wyszed� za policjantem nie protestuj�c. Zegarek na jego prze- gubie zabrz�cza�, wi�c poszed� ku hologramowi maszeruj�cego cz�owieka i wszed� do wie�owca. Zatrzyma� si�, przypominaj�c so- bie, co znajduje si� za drzwiami... ...i obudzi� si� ponownie. Cala sk�ra go piekl� i dr�a�a, jakby kry�y si� pod ni� robaki. Nie, to z�udzenie. Spojrza� na kierowni- ka, kt�ry wraz z pomocnikami usuwa� aureol�. Czy�by by� niezdat- ny do u�ytku? Nie pami�ta�, by co� takiego zdarzy�o si� kiedykol- wiek przedtem, i zacz�� pop�akiwa�. - Do diab�a, cz�owieku, nie chcemy faszerowa� ci� prochami ponad miar� - rzek� kierownik. - We�cie kogo� innego i pozw�lcie mu... - zacz�a m�wi� ko- bieta, kt�ra odebra�a go na stacji. - Nie, Jubbie jest niezr�wnowa�ona, a Carterowi nie ufam. - Oszcz�dzi�em wasz pi�ciodolarowy chip - powiedzia� Wil- lie, maj�c nadziej�, �e b�d� dla niego milsi. - No, no, Willie. - Kierownik poklepa� go po ramieniu. Po- tem wszystko znowu znikn�o... ...i znalaz� si� w tybeta�skiej dolinie, w�r�d kwitn�cych rodo- dendron�w i orchidei, zbyt jaskrawych, by mog�y by� prawdziwe. Jego modliszka, dor�wnuj�ca teraz wzrostem o�mioletniemu dziecku, podesz�a do niego i tylnymi odn�ami zagra�a basow� wersj� znanej mu koj�cej melodii. Nie by�a to rzeczywisto��, ale dla Williego liczy� si� tylko spok�j, kt�ry nios�y d�wi�ki wydawane przez modliszk�. By� ciekaw, czy mo�e m�wi�. - �mieszne, �e nie wolno mi hodowa� �adnego stworzenia poza owadem. -Jaki� rinpocze, kieruj�cy moim duchem, musi sta� za tym wszystkim. Pomy�la� leniwie o projekcji astralnej. Potem fal� ruszy�y na niego robaki. Razem z modliszk� chwy- tali je, odrzucali na lewo i prawo. Nagle Willie zda� sobie spraw�, �e transportuje materia�y wojenne, i to du�e ilo�ci. Zaufali jemu, nie t�ustej dziewczynie, nie Carterowi, poniewa� to on by� �o�nie- rzem. I to posiadaj�cym odpowiedni� przepustk�, przypomnia� so- bie teraz. Nie zawsze by� na zasi�ku, nie urodzi� si� przecie� bezro- botny. Modliszka odwr�ci�a si� w jego stron�. Robaki znikn�y. Za szczytami wznosz�cymi si� nad dolin� zaja�nia�a b�yskawi- ca. Willie wiedzia�, �e nakierowywa� g�owice j�drowe, posy�aj�c w �lad za nimi halucynogenne owady. Owady sprowadzaj�ce na cz�owieka chorobliwe wizje. Nic nie m�g� na to poradzi�. Ale wojenna robota w Roa- noke by�a przyjemna, nie musia� przynajmniej ogl�da� p�l bi- tewnych. - Stanowisz jednak jakie� zagro�enie dla planety - powiedzia- �a modliszka. Willie wiedzia�, �e ma na my�li wszystkich ludzi, a nie tylko jego w szczeg�lno�ci. - Co w zwi�zku z tym zrobicie? - zapyta�. - Szybko reagujemy - odpar�a modliszka. - Wy nas przerabia- cie, a my reagujemy jeszcze szybciej pod wp�ywem zmian gene- tycznych, jakich dokonujecie. Mam zaburzenia od tego wszystkiego, co przepuszczaj� mi przez g�ow�. M�g�bym to pami�ta�. Willie zda� sobie spraw�, �e zapami�ta to, dok�adnie w takiej samej formie. Mo�e nawet wie- dzia� wi�cej. Modliszka obejrza�a si� w bok, jakby co� us�ysza�a. - Przesta�e� zapomina�. Nie wiem w jaki spos�b, ale uczysz si� wytwarza� w�asne gniazda danych. Co b�dzie pami�ta�? Modliszka wci�� nas�uchiwa�a czego� z le- wej strony, kiedy... Willie dr�a�, siedz�c w furgonetce z t�ust� dziewczyn� i Car- terem. Czu� napi�t� sk�r� na twarzy - wydepilowanej - i g�owie, wci�� �ysej. Odje�d�ali spod stacji kolejki w Stuart; porusza� si� au- tomatycznie a� do tej chwili. - Trzy tygodnie? � zapyta� kierowca. - Tak, cz�owieku, trzy tygodnie. Williemu tym razem uda�o si� przemyci� wspomnienia z Roa- noke; wspomnienia b�d�ce tre�ci� halucynacji - rododendrony, orchidee, m�wi�ca modliszka wysoka na blisko p�tora metra. Owady, bomby ponad g�rskimi szczytami. - Dzia�o si� w tym czasie co� wa�nego? Kierowca zesztywnia�. Willie namaca� chip, kt�ry da� mu prze�o�ony - pi�� dolar�w. Sprzeda troch� osocza, kiedy jego organizm wydali narkotyki wy- wo�uj�ce amnezj�. - Musia�o si� co� wydarzy�. - Spu�cili bomb� neutronow� na Nakchuka - odpar� Jubbie. � I wok� wcale nie by�o pusto. - Tam s� tylko motyle i yeti - powiedzia� Willie. - I robaki - doda�a Jubbie. Williemu zrobi�o si� zimno w okolicach kr�gos�upa. - Ty suko - rzek� Carter. - Co z t� neutron�wk�, Willie? - Neutron�wk�? Nie mia�aby sensu. - �adnych spekulacji - rzuci� kierowca. Furgonetka zatrzyma- �a si� przy parkingu dla rower�w. Willie wysiad�, znalaz� sw�j rower, zwolni� blokad� przy�o�eniem palca do czytnika i zacz�� peda�owa� w stron� domu. Mo�e zbombardowa�em jakie� robaki nacieraj�ce na Indie? J�dra skurczy�y mu si� na my�l o �uczkach, okr�g�ych �uczkach. Cz�owiek wr�ci� - poczu�a ciep�o d�oni Williego i zacz�a po- rusza� odw�okiem. Oddech cz�owieka wprawi� powietrze w dr�enie 1 ogrza� modliszk�. Willie postawi� j� na stole kuchennym, na sta- rej gazecie, a ona wypr�ni�a si�, po czym zacz�a gra�. Tchawki za- sysa�y i wypycha�y powietrze. Willie westchn��. Modliszka zesz�a z papieru, owin�a nogi wok� przedramienia Williego, zwabiona jego ciep�em. - Za�o�� si�, �e ty te� nie cierpisz robactwa - powiedzia� Willie. Modliszka poczu�a drgania powietrza i przesun�a g�ow�, tak �e wielkimi oczami wyra�nie pochwyci�a obraz cz�owieka - galare- towate gaiki oczne otoczone czterema ruchomymi mi�sistymi fa�- dami. Modliszka zna�a swojego cz�owieka w pewien nie do ko�ca okre�lony spos�b, ten wzorzec, te konkretne powieki, wargi, z�- by, pory sk�ry wype�nione cz�steczkami czerwonej gliny i czar- nym py�em Roanoke. Przesun�a si� odrobin� i zacz�a wydawa� koj�ce d�wi�ki, po czym wypu�ci�a w powietrze ob�oczek feromonu, kt�ry czyni� ich oboje szcz�liwszymi. Willie pami�ta� dzie�, w kt�rym modliszka przest�pi�a pr�g je- go mieszkania, jakby zosta�a zaproszona. Zacz�� wrzeszcze� - w ko�cu by� to owad, nawet je�li o nietypowym kszta�cie - a ona za- gra�a s�odk� melodi�. Dzikie stworzenie czy zbudowane na bazie owadziego DNA zbieg�e narz�dzie militarne o dzia�aniu uspokajaj�cym? Nigdy nie dowiedzia� si� na pewno, ale paru innych ludzi na zasi�ku r�wnie� trzyma�o je jako zwierz�tka domowe. Nie rozmawiali o nich cz�sto, lecz na rynku by�a karma dla modliszek, podejrzewa� wi�c, �e s� sztucznie wytwarzane. Samiec czy samica? Nie wiedzia�. Ona te� nie wiedzia�a. Pi�ciodolarowy chip nie dawa� Williemu spokoju. Mia� go w kieszeni, kiedy zadzwoni� do kurator prowadz�cej jego spraw�. - Cze��, Eileen, to ja, Willie. Musz� z tob� porozmawia�. - O czym? - C�, o zaj�ciu si� czym�, sko�czeniu z zasi�kiem. -Ach tak... Pami�ta�, �e powiedzia�a mu kiedy�, i� jest zdolny i nieg�upi, ale nie ma do�� samozaparcia, �eby my�le� i dzia�a� samodzielnie. K��cili si� tamtego dnia, bo Willie sprzeda� sw�j czas mozgowania prywatnemu programi�cie komputerowemu, kt�ry dobra� si� do zamk�w na zakr�tkach otwor�w w jego g�owie. Faceta nie z�apano z umys�em Williego na gor�cym uczynku, ale kiedy policja siecio- wa schwyta�a go wraz z innym m�zgiem do wynaj�cia podczas kra- dzie�y przez modem w bazie danych �Reader's Digest", ujawni�, �e Willie te� z nim wsp�pracowa�. - Dzwoni�, �eby si� z tob� porozumie�, sprawdzi�, czy nie ro- bi� czego� nielegalnego. - By�oby mi niezmiernie milo, gdyby� przesta! wreszcie �y� z zasi�ku. Mo�esz przedstawi� jaki� plan? Mia� trzydzie�ci cztery lata -jak mia� si� gdzie� zatrudni�, u diab�a, je�li od siedmiu lat �y� z mozgowania, a wcze�niej by� cz�onkiem si� zbrojnych? Chcia� robi� cokolwiek poza siedzeniem na ty�ku w okresach pomi�dzy pod��czeniami. �To nie praca, to przygoda". Takie zdanie przelecia�o mu przez g�ow�. Mia� mn�stwo wolnego czasu w przerwach mi�dzy tygodniami komputerowej pustki. �ciska� pi�ciodolarowy chip. - Willie, nie mog� wymy�li� dla ciebie �adnego scenariusza - powiedzia�a Eileen. -Je�li zaproponujesz co�, co b�dzie legal- ne, zrobi� co w mojej mocy, �eby pom�c ci we wprowadzeniu te- go w �ycie. W porz�dku? - W porz�dku. - Przejdzie si� do miasta, pojedzie kolejk� do publicznego komputera, sprawdzi bazy danych dotycz�ce ofert pracy, test�w na inteligencj�. Za pi�� dolar�w powinien co� za�a- twi�. Mo�e sprzeda modliszk�, je�li oka�e si�, �e jest na nie popyt. Gdy od�o�y� s�uchawk�, modliszka wesz�a do pokoju i za�wier- ka�a melodyjnie. - Nie, skarbie, nie sprzedam ci�. Wyj�� peruk� z licz�cego trzysta lat kredensu z drzewa orze- chowego, kt�ry pomalowa� niebieskim lakierem, kiedy zda� sobie spraw�, �e opieka spo�eczna chce, �eby sprzeda� wszystkie warto- �ciowe rzeczy. Przyklejaj�c peruk�, pomy�la�, �e nigdy nie sprzeda ani kredensu, ani modliszki - by�by wtedy naprawd� biedny. M�g� jednak sprzeda� tybeta�skie dzie�a sztuki. I tak nigdy ich nie ogl�- da�, nie by�y cz�ci�jego matrycy kulturowej, jak powiedzia�by kto� b�d�cy w�a�cicielem swojego m�zgu. Przed lustrem przyklepa� pe- ruk�, �eby si� dobrze trzyma�a. Przykrywa�a zakr�tki otwor�w na elektrody. Do miasta by�o daleko, ale poszed� na piechot�, szybko, �eby ch��d nie dobra� si� do niego przez odlewany p�aszcz, kt�ry dosta� z opieki. O�rodek pobierania osocza znajdowa� si� w starym skle- pie - chromowany lakier �uszczy� si�, okna zamalowano na bia�o. Tutejsi pracownicy nigdy nie wspominali o opiece spo�ecznej. Stu- art by�o jednak ma�ym miastem, wi�c zapewne wiedzieli o wszyst- kim. Dziewczyna zdj�a Williemu odciski palc�w i posadzi�a go w fotelu. Wsun�� lewe rami� pod r�kaw. Fotel zaszumia�, wa��c cia�o, dokonuj�c potrzebnych oblicze�, potem ig�a i rurka wysu- n�y si� z boku oparcia fotela. Dziewczyna wbi�a ig�� w �y��, gdy r�kaw nape�ni� si� powietrzem. Od tego momentu wszystko dzia- �o si� automatycznie. Fotel odwirowywa� osocze od krwinek, mie- sza! krwinki z roztworem soli i wpuszcza� je z powrotem, wymyte, do krwiobiegu. Do wbicia ig�y potrzebny by� jednak cz�owiek. Lub te�, pomy�la� Willie, dziewczyna jest po prostu ta�sza od progra- mu i czujnik�w zdolnych wykrywa� �y�y. Podobnie �atwiej wyko- rzysta� do skanowania pisma r�cznego ludzki m�zg ni� u�ywa� do tego komputera. Krew sp�ywa�a, czerwona i ciep�a, do wn�trza fotela. Potem, mniej wi�cej po p�godzinie, gdy Willie zapad� w drzemk�, krwin- ki powr�ci�y do jego �y�, troch� powyginane i pot�uczone, zawie- szone w ch�odnym roztworze soli, kt�ry �askota� i zi�bi�. Kiedy ig�a si� cofn�a, Willie wzi�� namoczon� alkoholem szmatk� z pojemnika i przycisn�� j� do miejsca uk�ucia. Dziewczy- na kaza�a pokwitowa� jego drugi w tym tygodniu pi�ciodolarowy chip. - Gdzie powinien si� uda� kto�, kto chcia�by sprzeda� troch� tybeta�skich rze�b? - Znam pewnego faceta - odpowiedzia�a dziewczyna. - W Wa- szyngtonie. Tak, ale... - Wzruszy�a ko�cistymi ramionami. - Znam te� kogo� bli�ej, z kim �atwiej robi�oby si� interesy cz�owiekowi ma- j�cemu dost�p do ��czy. - Nie mog� ��czy� si� z nikim za po�rednictwem tych trod. S� wyposa�one w zamek z alarmem. Nawet opieka spo�eczna nie mo�e wys�a� wiadomo�ci do Centrali. Sprawdzaj� tylko, czy zg�a- szam si� na czas na m�zgowanie. - Przykro mi. Powiadomi� faceta, �e sam ma ci� znale��. Willie zadr�a�, cz�ciowo z powodu uczucia zimna wywo�ywa- nego przez kr���c� mu w �y�ach sch�odzon� krew, cz�ciowo na wspomnienie ob�ych, wypuszczaj�cych gaz owad�w. - A co z tym facetem w Waszyngtonie? - Prowadzi sklep na Starym Mie�cie - odpar�a dziewczyna. - Zadzwoni� do niego, podaj mi swoje nazwisko czy jakie� namiary. - Jubbie Carter - powiedzia� Willie. - Wiesz, �e mam obowi�zek zg�asza� wszelkie dochody os�b pobieraj�cych zasi�ek, je�li si� o tym dowiem. Niewa�ne czy do- chody pochodz� z oddawania osocza, czy z innego �r�d�a. Dziewczyna musi dosta� dzia�k� z jego ewentualnego interesu z facetem z Waszyngtonu, �ap�wk� za milczenie i po�rednictwo. - Czy mo�esz da� mi dwie czw�rki za te pi�tki? Wzi�a pieni�dze i poda�a mu pi�tk� i trzy tr�jki. - W domu nic nie trzymam - rzek� Willie z u�miechem. - B�- d� przynosi� po jednej rzeczy naraz. - Musi k�ama�. Nie mo�e jej nic wyjawi� na temat wielko�ci swego maj�tku i ile mu jeszcze zo- sta�o. B�dzie fa�szywy jak ona, pozwalaj�ca mu wyprzeda� wszystko, a potem donosz�ca na niego, �eby straci� ca�e pieni�dze. Tyle �e �atwiej jest ukry� pieni�dze ni� rze�by. W wielkim �wiecie co� si� dzia�o, a on chcia� wiedzie�, dlacze- go miesza si� to z jego wspomnieniami z pracy. M�g� bez trudu zarobi� cztery dolary tygodniowo oddaj�c osocze i kupi� sobie czas klawiaturowy w bazie danych. Szkoda, �e nie mo�e pod��czy� si� przez swoje trody. Gdyby jednak ponownie pr�bowa� oszuka� ich na czasie m�zgowania, to jak powiedzia�a Eileen, zaaplikowa- liby mu halucynacje z robakami. Nigdy nie pr�bowa� si� dowie- dzie�, czy halucynacje by�y wywo�ane przez prawdziwy owadzi gaz, czy przez cyfrowe demony za po�rednictwem procesor�w kompu- terowych. Jedynym owadem, kt�ry mia� ochot� ogl�da�, by�a je- go modliszka. Wymy�li ten cholerny plan. W�o�y� p�aszcz i pomaszerowa� do domu. 2 Do was, ludzi musz�cych �y� w przysz�o�ci, kt�r� ja tworz� Mia�am czterdzie�ci trzy lata, nazywa�am si� Mattie Higgins. Jecha�am z fa�szywym dowodem to�samo�ci i sztucznymi li- niami papilarnymi do Nowego Orleanu. W samochodzie, jak mi powiedziano, zamontowano �adunek wybuchowy, odpalany za po- moc� szyfru radiowego. �rut�wka kalibru 12, z�amana i cynglem do g�ry, jecha�a obok mnie jak cz�owiek: pan Strzelba i jego ludz- ka przyjaci�ka. Lufa zosta�a przyci�ta do minimalnej d�ugo�ci dozwolonej na terenie stan�w, przez kt�re przeje�d�a�am. Chocia� wyposa�y�am strzelb� w poduszk� chroni�c� rami� przed odrzutem, nie znosi- �am u�ywa� broni tak wielkiego kalibru. W Picayune zjecha�am z mi�dzystan�wki i zaparkowa�am xho- shib� przy starym supermarkecie Winn Dixie, gdzie kupi�am sze�� puszek piwa kukurydzianego i dwa opakowania zupy z orzeszk�w ziemnych z ostr� papryk�, po czym przebra�am si� z sukienki i pantofli na obcasie w d�insy i podkoszulek pot�uszczony olejem zawieraj�cym jak�� substancj� rozbijaj�c� moleku�y kordytu - na wypadek gdybym musia�a kogo� zastrzeli�. Moje pantofle potrze- bowa�y podzelowania. Podgrza�am zup� w samochodowej mikro- fal�wce i w��czy�am nagranie Yo Secuve. Zupa by�a droga, ale za- le�a�o mi na produkcie organicznym. Obok zatrzyma�a si� ci�ar�wka pe�na Francuz�w z bagien- nej Luizjany, ocale�c�w ery postocale�czej, naje�onych starymi ASh-95 z lufami ig�owymi obok luf na nabojev Wyloty luf przypo- mina�y obola�e metalowe twarze pozbawione nos�w �jedno stalo- we oko skurczone do male�kiego punktu. Zapami�ta�am numer rejestracyjny Francuz�w, na wypadek gdybym natkn�a si� na nich w drodze powrotnej z Luizjany. Jed�, kobieto, powiedzia�am do siebie, masz pod�o�y� kilka bomb. Wrzu- ci�am puszki do zgniatarki w sklepie i wtoczy�am si� z powrotem na mi�dzystanow�, siedemna�cie godzin jazdy od Waszyngtonu, zwy- czajna samotna kobieta w �rednim wieku ze strzelb� u boku, za stara, za niska, za szczup�a, by mog�a stanowi� fizyczne zagro�e- nie. Wygl�da�oby podejrzanie, gdybym jecha�a nie uzbrojona. Ostatniej nocy przy�ni�o mi si�, �e pr�bowa�am dosta� si� do sieroci�ca. We �nie by�o to niemo�liwe, nie mog�am go znale��. W rzeczywisto�ci kiedy rodzice porzucili mnie w parku nad rzek�, uzna�am, �e jestem do�� doros�a, by sama poszuka� dla siebie sie- roci�ca. Ale nie powiedzia�am nic gliniarzom z Cincinnati. Mo�e przygotowanie mnie do �wiata m�zgowania by�o zemst� policjan- t�w i sieroci�ca za to, �e nie wspomnia�am o moich biologicznych rodzicach. W sieroci�cu nadano mi numer, skopiowano struktur� moje-* go DNA i obraz siatk�wki, po czym wys�ano na szkolenie przy u�y- ciu maszyn ucz�cych. Po opanowaniu programu studenci na tyle opanowuj� pisanie i czytanie, by nadawa� si� do skanowania. Maszyny tocz� oficjalne wojny. Ludzie tocz� ma�e niby-woj- ny. Ja walczy�am, by przesta� by� m�zguj�c� idiotk� skanuj�c� r�cznie pisane raporty do pami�ci komputera. Wielkie marzenie dwudziestego pierwszego stulecia za�ama�o si�, kiedy posiadacze zdali sobie spraw�, �e ludzie rozradzaj� si� na w�asny koszt, lecz w przypadku maszyn potrzeba na to kapita�u. Zbudowanie kom- putera czytaj�cego sygna�y z m�zgu by�o ta�sze ni� stworzenie ca�kowicie sztucznej inteligencji. M�zgi s� od pocz�tku wyposa�o- ne w programy, kt�rych u�ywamy, nie b�d�c nawet �wiadomi ich istnienia. Nie zgodzi�am si� by� �yw� cz�ci� komputera. Wierzy�am, �e ludzie sami potrafi� zbudowa� dla siebie narz�dzia, a przy ich u�y- ciu zdolni s� odmieni� �wiat. Od p�nej m�odo�ci by�am wojow- niczk� ekologiczn�. Dzi�ki naszej organizacji zdoby�am pierwsze- go kochanka i prawdziwe wykszta�cenie. Teraz, zakamuflowana jako kobieta w �rednim wieku jad�- ca �redniej klasy samochodem, w��czy�am si� do ruchu na mi�- dzystanowej, gnaj�c sto pi��dziesi�t na godzin� przez p�aski te- ren okradany cztery razy do roku z bawe�ny, ropy i surowc�w na pasz�, nawo�ony przez przezroczyste rury prowadz�ce od cy- stern, co sprawia�o wra�enie, jakby ziemi� pod��czono pod kro- pl�wk�. Mija�am kombajny na balonowatych oponach, szersze ni� p� autostrady. Czy sprzedawca z Picayune kocha� t� eksploatowan� ponad miar� ziemi�? Min�am Rzek� Per�ow� p�yn�c� wzd�u� wysokich betonowych nabrze�y. Teraz rafinerie - olej skalny, olej ro�linny, t�uszcz z ryb, ptak�w i czworonog�w, palimy to wszystko. Kremato- ria sprzedaj� ludzki t�uszcz jako produkt uboczny. Mamy pe�no trup�w. M�zgownicy, kt�rzy nie utrzymuj� otwor�w na elektrody w czysto�ci, dostaj� zaka�enia m�zgu. AIDS przenosz�cy si� za po- �rednictwem potu nie by� ju� tak gro�ny jak jego odmiany p�ciowe, ale zd��y� wytrzebi� co s�absze jednostki. Skr�ci�am w zjazd na Canal Street, wygra�aj�c durnemu nie- bu, bo pos�a�o mi deszcz. Kilka minut p�niej zatrzyma�am si� i schowa�am strzelb� do futera�u. Ujiczerzy - tak nazywa�y nas w�adze. Ocale�cy pos�uguj�cy si� wy�sz� technologi� woleli nada� nam miano luddyst�w, chocia� nie atakujemy komputer�w osobistych. Bez przesady. Zawr�ci�am i wjecha�am do hotelowego gara�u, kasuj�c bilet za magazynowanie w pozycji pionowej. Szcz�ki �cisn�y prz�d mojego samochodu, unosz�c go odw�okiem do do�u, niczym biolog chwytaj�cy owada. Czy nowe afryka�skie samochody s� konstrukcyjnie przysto- sowane do wiszenia? Najwyra�niej tak. Powiesi� je wszystkie, po- my�la�am, gdy d�wig podci�gn�� samoch�d do kratownicy, po kt�- rej przesuwa�y si� auta niczym ubrania w pralni chemicznej. �adunki wybuchowe zosta�y w �rodku. Detonator mia�am na sobie - klejnocik zawieszony w uchu. Organizacja ch�tnie mnie wykorzystywa�a ze wzgl�du na m�j wygl�d, ni to ameryka�skiej Murzynki, ni to bia�ej. Poza tym niski wzrost wywo�uje sympati� u ludzi. Nie pami�tam jednak, by moi rodzice byli szczeg�lnie niscy czy ciemnej karnacji. W gruncie rze- cZy pami�tam ich r�wnie s�abo jak koszmarne sny. Porzucili mnie, gdy ze s�odkiego dzieciaka wyros�am na krn�brn� o�mio�atk�. Mieszkali w ruinach, tak jak cz�onkowie organizacji. Mo�e prowa- dzili bardziej przest�pcze �ycie - defraudacje i paserstwo, szwindle wymagaj�ce zdolno�ci �wiadomej oceny, do jakiej nie jest zdolny rn�zgownik i komputer. Pa�stwo by�o kiepsk� matk�. Uciek�am, kiedy zda�am sobie spraw�, �e drobny zabieg chirurgiczny zaplanowany na dzie� mo- ich pi�tnastych urodzin ma na celu zainstalowanie mi interfejsu komputerowego. Je�li spieprzy�am spraw� w wieku lat o�miu zg�a- szaj�c si� do sieroci�ca, sze�� lat p�niej by�am m�drzejsza. Nie mia�am zamiaru pozwoli�, by nafaszerowali mi g�ow� przewodami, ryzykowa� zaka�enia m�zgu, o nie, nie ja. Od pi�tnastego roku �ycia sta�am si� jednym z dzieci-renega- t�w �yj�cych z kradzie�y i udzia�u w elektronicznej pornografii. Tolerowani przez rz�d, stanowili�my zagro�enie dla uleg�ych mas mieszcza�stwa. Budzili�my powszechny strach. S�u�by porz�dkowe propagowa�y has�o: �Dajcie wi�cej pieni�dzy na policj�, ochroni- my was przed bachorami". Policja bierze si� od czasu do czasu za dzieci�ce gangi, ale czy strzelaniem mo�na zmieni� �wiat w bardziej bezpieczny? Obejrza- �am si� kiedy� przez rami�. Zobaczy�am przera�onego faceta wa- l�cego do mnie bez opami�tania, jakbym mia�a zaraz wybuchn��, wysadzaj�c w powietrze ca�� dzielnic�. Och, c�. W mojej duszy wci�� o�mioletnia dziewczynka bez ko�ca przemierza Cincinnad w poszukiwaniu sieroci�ca. �a�uj�, �e nie przy��czy�am si� do dzieci�cego gangu na tyle wcze�nie, by to �ycie wydawa�o mi si� normalne. Teraz podr�owa�am obudowana ekologicznymi bombami. Usi�uj�c zapomnie� o w�asnych koszmarach, sprawia�am, �e kosz- mary innych stawa�y si� rzeczywisto�ci�. Wystarczy o mnie. Czy wspomnia�am ju�, �e AIDS by� dla Afry- ki niczym czarna ospa dla moich europejskich przodk�w? Czy wspomnia�am, �e chc�c zarz�dza� wysoce stechnicyzowa- nym, spe�niaj�cym wymogi ekologiczne �wiatem, �rodowiskiem sterowanym w skali mikro, decydenci musz� zar�wno wierzy� wska- zaniom przyrz�d�w kontrolnych, jak i szuka� b��d�w gdzie indziej, nawet je�li sporo to kosztuje? �aden cz�owiek nie jest tak altru- istyczny, uczciwy ani wytrwa�y. Walczymy wi�c z technologi� za pomoc� bomb, je�li podej- rzewamy, �e przyrz�dy ujawniaj� istnienie problem�w, kt�rych de- cydenci nie chc� przyj�� do wiadomo�ci. Gin� ludzie. I co z tego? Walka wymaga ofiar. Indywidualno�� cz�owieka jest r�wnie rzeczy- wista i znacz�ca jak indywidualno�� p�atka �niegu. Wesz�am do hotelu, zameldowa�am si� korzystaj�c z fa�szy- wych linii papilarnych, po czym wjecha�am na g�r� i wzi�am prysznic w gor�cej s�onej wodzie, obracaj�c si� pod parz�cym stru- mieniem. S�odka woda dla w�os�w - wydestylowana z morskiej. Zamiast ��ka kaza�am przygotowa� sobie wypchany bawe�n� materac nakryty lnianym prze�cierad�em. Zdj�am ubranie, wy��- czy�am klimatyzacj� i wreszcie si� po�o�y�am. Bomby by�y daleko. Technologia przeciwko technologii. Za to w nocy musia�am p�aci� demonom. Ropa p�on�a na Missisipi. Zgin�am w eksplozji. Po �mierci w��czy�am si� pr�buj�c by� martwa, pr�buj�c znale�� now� rzeczywisto��, kt�ra by mnie przy- j�a. Obudzi�am si� w �rodku nocy, sparali�owana l�kami, kt�rych nie mog�am sobie przypomnie�, ca�a spocona. Kto� powiedzia� mi kiedy�, �e za pomoc� sn�w cia�o pr�buje przekaza� ostrze�enie umys�owi. Je�li moje koszmary pochodzi�y z cia�a, to wola�abym go nie mie�. Le�a�am w ciemno�ciach nas�uchuj�c, jak kto� w od- dali gra jazz na tr�bce, a� zasn�am ponownie. Rankiem deszcz wzm�g� wszechogarniaj�c� wilgotno��, pa- ruj�c b�yskawicznie na chodnikach. Wk�adaj�c majtki i pantofle zastanawia�am si�, czy do�yj� chwili, kiedy zachoruj� na raka od truj�cych substancji zawartych w miejskim powietrzu. Zapewne nie. W�o�y�am sukienk� i zesz�am na d� na �niada- nie. Dzisiaj mia�am zamiar odpocz��, by� zwyk�� turystk�, nie za- wraca� sobie g�owy, czy setka zab�jc�w wszelkiej mo�liwej ma�ci czyha na mnie zza w�g�a. Samoch�d b�dzie dynda�, wraz z �adun- kami ukrytymi w plastykowej tapicerce. Powr�t do tego b�dzie trudny. Wtedy b�d� si� martwi�a, znowu stan� si� ostro�na. Przeciska�am si� przez t�umy nocnych mark�w wracaj�cych do ��ka o �wicie. ��ka czy trumny - nowoorlea�skie blade wam- piry karmi� si� turystami, kt�rzy wracaj� do domu podnieceni wi- dokiem ran na szyi. Patrz, Henry, autentyczne �lady k��w. Tak znacz�co indywidualni jak p�atki �niegu. Blade by�e isto- ty ludzkie, mroczne o�ywione trupy. Nie, to nie by�y wampiry ani zornbie. Zbyt wielu ludzi - to sprawi�o, �e widzia�am �ywe trupy i potomk�w Draculi w zm�czonych striptizerkach, muzykach, bar- manach i m�zgownikach. M�zgownicy to autentyczne �ywe trupy ery technologicznej. Zbyt wielu ludzi - planeto, przysi�g�am, �e przynios� ci ulg�. Zamienianie nadwy�ki ludzko�ci w szklanookie zombie to za ma�o. Przypomnia�am sobie m�j sen, w kt�rym by�am martwa i nie mia�am gdzie i��, pozbawiona i zapomnienia, i nieba. Pozbawiona nawet piek�a. Moja martwa ja�� ze snu pyta�a: co powinnam teraz zrobi�? Odepchn�� od siebie ten sen. Teraz by�am uczciw� obywatel- k�, zbyt grzeczn� na nocne pokazy, na bary kusz�ce widokiem na- gich cia� wyginaj�cych si� nad kontuarem, zach�caj�ce klient�w do ��czenia si� w pary, pobudzaj�ce hormony. �ycie sta�o si� niemo�liwe z powodu konsekwencji dzia�ania naszych hormon�w. Wysad� w powietrze rafinerie, wywo�aj ska�e- nie, niech to si� sko�czy. Rozwal zapory odgradzaj�ce ocean. Zniszcz groble i niech Missisipi rozleje si� szeroko. Str�� odb�y- �niki s�oneczne z orbity. Niech woda zaleje ziemi�, kiedy stopnie- je pokrywa lodowa. Niech si� zmniejszy liczba ludzi. By�am kiedy� wyznawczyni� technologii, ale to wymaga�o zbyt wielkiej uczciwo�ci. Do zarz�dzania ekosfer� w skali mikro po- trzebne jest idealne panowanie nad w�asnym ego. Zrozumcie jednak, by�am przera�onym dzieckiem, uciekinie- rem, dop�ki nie nauczy�am si� strzela�. Strzelaj�c z karabinu ka- libru 410 sta�am si� mi�osierna dla swoich s�siad�w. Strzelba kali- bru 12 nauczy�a mnie, �e zabijanie mo�e by� bolesne. Sprzedawca w sklepie z artyku�ami erotycznymi i alkoholem ze skrzywion� min� gapi� si� w ekran telewizora, gdzie trwa�a dys- kusja pomi�dzy technopunkiem i katoliczk�. Zobaczy�, �e na nie- go patrz�, i przybra� oboj�tny wyraz twarzy, ale dostrzeg�am, �e kt�re� z uczestnik�w wzbudza jego niech��. - Kto ci� wkurza? - Wszyscy ideologowie - odpar�, postanawiaj�c nie intereso- wa� si� r�wnie� moimi opiniami. Kupi�am od niego wibrator, sztuczn� sperm� i butelk� szkoc- kiej. Zwyczajna turystka, pragn�ca dobrej zabawy, nawet je�li, w prawdziwie technologicznym stylu, wy��cznie we w�asnym towa- rzystwie. Wr�ci�am do pokoju i za pomoc� wibratora wyrzuci�am z sie- bie nocne l�ki. Sz�am na lunch ospa�a jak po stosunku, ukojona fa�szywymi wydzielinami. Zm�czona, nie chcia�am i�� daleko, zja- d�am w drogim lokalu, p�ac�c kart� kredytow� zaprogramowan� tak, by wymaza�a wszystkie dane trzy dni p�niej. Jutro skontaktuj� si� z facetem, kt�ry przemyci mnie do rafi- nerii. Je�li si� nie poka�e, rozwal� morsk� tam� i zatopi� miasto. To jest misja samob�jcza, ale w ko�cu kim�e ja jestem, je�li nie jeszcze jednym ludzkim p�atkiem �niegu? W nocy by�am dzieci�c� bomb� eksploduj�c� przed og�upia- �ym ze strachu gliniarzem. Miliony strz�pk�w cia�a nie wiedzia�y, czy nale�� do mnie, czy do niego. Gdy ju� dosz�am do siebie, za- cz�am rozmy�la�, czy potrafi�abym zostawi� samoch�d z bomb� dyndaj�cy w gara�u, wrzuci� detonator do Missisipi, odej��. Nie mog� pozwoli�, by w�ada�y mn� koszmary. - Problem w tym, �e ludzie rozmna�aj� si� jak kojoty - rzek� facet z rafinerii, podaj�c mi przepustk�. - Zabijacie nas dla dobra �rodowiska, a my rozmna�amy si� jeszcze szybciej. - By� to niski, szczup�y facet o czarnych w�osach i bladej cerze, b��kitnych oczach i wydatnych wargach, urz�dnik z administracji, jak mi po- wiedziano. - Zabijam rop�, nie ludzi - powiedzia�am. -Je�li nie podoba ci si� to, co robimy, dlaczego nam pomagasz? Za�mia� si�, poklepa� mnie po d�oni. - Nie b�dzie mnie tutaj. - Nie b�dziesz wiedzia�, kiedy wejd� do �rodka - odpar�am, rejestruj�c moje zdj�cie i nowe linie papilarne na karcie przepust- ki, w tym samym momencie zdaj�c sobie spraw�, �e si� myl�. - Nie z wyprzedzeniem. - Nie z wyprzedzeniem - powt�rzy}. - A ty nie uciekniesz przed wybuchem? - Mo�e nie zd��� - odpar�am. - Chocia� czeka mnie jeszcze sporo roboty. - Nie �ebym by�a kim� szczeg�lnym, ale szkolenie nowego agenta musia�oby odby� si� kosztem innych operacji. -Ja dostaj� za to pieni�dze - powiedzia� ma�y urz�das. Nie podoba�o mi si� to. Czy powinnam zrezygnowa� z wyko- nania zadania? Z drugiej strony jednak, gdyby przekupi�a go frak- cja posiadaj�ca wi�ksze �rodki, czy powiedzia�by co� takiego? By� mo�e. By� mo�e, powinnam skontaktowa� si� z przyw�d- c� mojej kom�rki. By� mo�e, mia�am obowi�zek to zrobi�. - Czy zdradzi�by� mnie za wi�ksze pieni�dze? - Wy, luddy�ci, podobno jeste�cie m�ciwi. - Nie obchodzi ci� sprawa? - Troch� - rzeki. Mo�e powinnam wysadzi� rafineri� w misji samob�jczej, �e- by dosta� tego g�upca. - A zatem nie zobacz� ci� wi�cej. - Nie - odpar�. Pulchne wargi zal�ni�y lekko. Wys�a�am zdalnie sterowany czujnik udaj�cy zasobnik kurier- ski, chc�c sprawdzi�, czy kto� mnie nie �ledzi. Srebrny czujnik za- wirowa� wok� w�asnej osi, zata�czy� mi�dzy drzwiami, skoczy� do ty�u, potem przede mnie. Ca�a jego powierzchnia by�a wra�liwa na fotony. Nic o sta�ej wielko�ci nie jecha�o za mn� ani r�wnole- gle do mnie. Je�li ma�y urz�das pu�ci� farb�, mo�e �ledz� mnie z wi�kszej odleg�o�ci. Zastanawia�am si�, czy nie wysia� bomb za pomoc� zdalnego sterowania, ale podobno elektromagnetyczne pole ogrodzenia zak��ci�oby wszelkie transmisje. Samoch�d zsun�� si� z hak�w, stan�� na ko�ach. Zap�aci�am got�wk� za gara�owanie i odjecha�am, nie szukaj�c �lad�w ewen- tualnego myszkowania. Od jak dawna populacja ludzka znajdowa�a si� poza granic� wytrzyma�o�ci psychicznej? Od kiedy wynale�li�my kasty, by po- dzieli� si� na pseudogatunki. Jecha�am wzd�u� dok�w, gdzie sta�y rz�dy afryka�skich samochod�w, wala�y si� przer�ne pojemniki, pi�trzy�y bele sztucznego jedwabiu. W tle wznosi�y si� wie�e pluj�- ce w niebo b��kitnym ogniem, sterowane przez ludzi, kt�rzy stali si� zawodami, tak by�my my, dziel�c ich w my�lach na operator�w zawor�w ci�nieniowych, mechanik�w, kontroler�w zdalnego ste- rowania, mogli zredukowa� ci�nienie ludzko�ci. Technologia za- mienia ludzi w cz�ci maszyn. Nie my�lcie o nich jako o ludziach, nie s� nimi. Skaner le��cy na tylnym siedzeniu poinformowa�, �e co� o sta- �ej obj�to�ci jedzie za nami. Zwolni�am, by sprawdzi�, czy wielka ci�ar�wka mnie wyprzedzi. Wyprzedzi�a. Boczne okno zm�tnia- �o i ukaza� si� na nim rysunek m�skiego cz�onka wy�aniaj�cego si� spomi�dzy w�os�w �onowych ponad dwoma j�drami. Dotkn�am pana Strzelby jad�cego obok mnie. Na oknie pojawi� si� napis: B�D� TAKA, SUKO. Hormony kierowcy kaza�y mu my�le�, �e jest kim� szczeg�l- nym. Ci�ar�wka pop�dzi�a dalej. Skaner wola�by chyba by� otwar- ty na wszystkie strony. Jecha�am wzd�u� delty Missisipi, na jej za- chodnim brzegu, ku niebezpiecze�stwu. Znalaz�am skr�t do rafi- nerii i podjecha�am pod bram�. Przepustka by�a w porz�dku. Za d�ugim budynkiem z blachy falistej wysiad�am z samochodu i mu- sia�am na moment oprze� si� o mask�. Mia�am wra�enie, �e mo- je wyczerpane mi�nie dr�a�y od wielu godzin, aja nie by�am tego �wiadoma. Dalej. �ci�gn�am plastykow� tapicerk� i wsun�am j� po- mi�dzy �cian� i nie przystrzy�ony �ywop�ot. Samoch�d zostawa� na miejscu. Mia�am by� podj�ta przez innego cz�onka kom�rki. Powiedziano mi: �Przejd� z powrotem przez bram�, w razie cze- go m�w, �e mia�a� k�opoty z silnikiem. Nie zatrzymuj si�, wyj- dziemy ci na spotkanie. �adunek wybuchowy zniszczy ca�� rafi- neri�". Poczu�am wszechobecny smr�d, gorszy od zapachu oleju z krematorium, tego t�uszczu z przedludzkich czas�w. Wyci�gn�- �am zatyczk� przytrzymuj�c� kolczyk w moim uchu, wypchn�am kamyk z oprawki. Ustawi�am czas eksplozji na pi�� godzin, po czym wcisn�am zapalnik w materia� wybuchowy. Postanowi�am wyjecha� samochodem. W razie jakich� proble- m�w przy bramie b�d� mog�a wydosta� si� szybciej. Xhoshiba nie chcia�a ruszy�. Przelecia�o mi przez g�ow�, czy nie powinnam zmieni� ustawienia zapalnika i wylecie� w powie- trze razem z ca�� rafineri�. Ale nie, musimy wiedzie�, czy zostali- �my zdradzeni. Pu�ci�am si� biegiem do bramy. Je�li maj� mnie schwyta�, b�agam, niech to b�d� oficjalne s�u�by, a nie zgraja tech- nopunk�w. Musz� prze�y�, �eby dowiedzie� si�, co posz�o �le. Zawr�ci�am po strzelb�, a wtedy kto� powiedzia� przez me- gafon: - Nie ruszaj si�. - Otoczy�y mnie �wiat�a. - R�ce do g�ry, po- woli. By�am p�atkiem �niegu, topniej�cym w blasku �ukowych re- flektor�w. Z megafonu pad�o pytanie: - Czy chcesz u�y� zestawu samob�jczego? - Nie. - Blask lamp przebija� si� przez moje zamkni�te po- wieki. - Zosta�a� zrobiona w konia. - Poka�� wam, gdzie jest �adunek - powiedzia�am. Je�li to zro- bi�, mo�e prze�yj�. Albo umr�, zmieniaj�c czas eksplozji na teraz. Koszmar, prawda? Nie by�am w stanie si� poruszy�. Koszmary przy- gotowa�y mnie na t� chwil�. - Zosta� tam, gdzie jeste� - us�ysza�am z megafonu. Z blasku wy�oni� si� m�czyzna. �wiat�a przygas�y. Wykr�ci� mi ramiona do ty�u i sku� kajdankami, po czym rozci�� mi ubranie. Stanie nago w tym o�lepiaj�cym blasku by�o wystarczaj�co nieprzy- jemne, ale fakt, �e obna�ono mnie w zu�ytym i pomarszczonym ciele, by� jeszcze gorszy. - Odsu� si� - poleci�. Dwaj inni m�czy�ni pospiesznie zabrali moje rzeczy. - Poka�� wam, gdzie jest semtex � powiedzia�am. - Po pierwsze, semtex od dawna jest przestarza�y, a po dru- gie, tw�j zapalnik z kolczyka jest elektromagnetycznie nieczynny. Gdzie zostawi�a� �adunek? I jak mia�a� zamiar si� st�d wydosta�? - Autostopem. Samoch�d nie chcia� ruszy�. - Kto zdradzi� kogo? - Samoch�d - rzek� facet. - Bomba jest w samochodzie, ale na wszelki wypadek ubranie te� w��cie do �rodka. I zje�d�amy st�d. Cholera, zwabiono mnie do fa�szywej rafinerii. Mia�am na- dziej�, �e przynajmniej wybuch b�dzie znacz�cy. Spoza �wiate� odezwa� si� g�os: - To ma�a atom�wka. Ekipa saperska w drodze. Ewakuuje- my si�. - Nie mam �adnego ubrania - powiedzia�am. M�czy�ni, kt�- rzy wy�onili si� z blasku, wzi�li mnie pod ramiona i poci�gn�li. Pomy�l, �e to operacja, powiedzia�am sobie, pokroj� ci� dla do- bra sprawy. Ale ukryte w g��bi mej duszy wyg�odzone dziecko na scenie erotycznego pokazu, twarz� w twarz z m�czyznami zbyt l�- kaj�cymi si� zaka�enia, by robi� co� poza ogl�daniem cipy, niena- widzi�o mojej nago�ci. Koszmary, co pr�bowa�y�cie mi powiedzie�? Wyl�dowa� �mig�owiec transportowy. Zosta�am wepchni�ta do �rodka. Wystartowali�my z maksymaln� pr�dko�ci�. Gdy stra�nicy wci�gn�li mnie do przedzia�u na tyle, ujrza�am ma�ego urz�dasa, ubranego teraz w garnitur z odznak� prywatnej firmy ochroniar- skiej w dziurce od guzika. - Przytrzymajcie j� - powiedzia�. - Musimy znale�� jej zestaw samob�jczy. - Dajcie mi jakie� ubranie, a powiem wam, gdzie on jest � rze- k�am. Zestaw samob�jczy nie znajdowa� si� w mojej pochwie, gdzie fa�szywy urz�dnik zanurzy� palce. - Czy sutki s� prawdziwe? - zapyta�. �cisn�� jeden z nich, po czym si�gn�� g��biej we mnie, rozpychaj�c si� palcami. Pragn�- �am, �eby by� skaleczony, a ja zara�ona. Jako pi�tnastolatka wyst�powa�am w erotycznych przedstawie- niach za pieni�dze. Wiedzia�am, �e wytrzymam. - To pra