6979
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 6979 |
Rozszerzenie: |
6979 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 6979 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 6979 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
6979 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
REBECCA ORE
Zabawki Gai
Chcia�abym podzi�kowa� Theresie Croft, Rebece Wright,
Jimowi Thomersonowi i Bruce'owi Turnerowi za informacje,
kt�re wykorzysta�am przy pisaniu tej ksi��ki. Wszelkie b��dy
z dziedziny biologii, psychiatrii czy geografii
obci��aj� oczywi�cie moje konto.
Rebecca Ore
Critz, Wirginia, 5 kwietnia 1994
1
Cz�owiek i modliszka
Willie Hunsucker wiedzia�, co mali obrzydliwi urz�dnicy
z opieki spo�ecznej szepcz� na jego temat. �Hunsucker jest
na zasi�ku od tak dawna, �e ostatnio pi�� razy technicy musieli mu
czy�ci� otwory na elektrody smarem �ciernym".
Czworo jego towarzyszy le�a�o w interfejsie, cia�a ubrane w sza-
re darmowe kombinezony, g�owy �yse; otoczeni byli przez g�ste
czarne aureole, urz�dzenie za� t�oczy�o im powietrze do tchawicy
przez rurk� podobn� do przewodu ��cz�cego w samochodzie filtr
powietrza z ga�nikiem.
Niski rang� urz�dnik z rzadk� br�dk� znalaz� kart� Williego
na ekranie komputera, a potem podsun�� notatk�, kt�r� w�a�nie
nagryzmoli�, pod oczy Jacksonowi Simowi. Zdolno�ci ruchowe
oczu Jacksona ogranicza�y si� do mrugania i �ledzenia wzrokiem.
Notatka pojawi�a si� na ekranie w postaci rz�du migaj�cych ��to
cyfr i liter.
-Jedziesz do Roanoke - powiedzia� urz�dnik do Williego. -
Furgonetka zabierze ci� do kolejki. Czekaj na niebieskie �wiat�o.
Nast�pny.
Jackson Sim nie b�dzie pami�ta� nic a nic przy nast�pnym
spotkaniu, powiedzmy na balu weteran�w wojny tybeta�skiej, kie-
dy starzy wojownicy snu� b�d� opowie�ci bez ko�ca o tym, jak by-
�o wysoko, jak zimno i jak Chi�czycy pikowali z wysokich prze��czy
w odrzutowych �niegochodach sterowanych za po�rednictwem sa-
telity.
Willie pami�ta� - rozwalali te wykonane z w��kna szklanego sa-
nie i nie znajdowali w �rodku mi�sa rozsmarowanego na pasztet
ani oddzielnych kostek, tylko utwardzony g�o�nik, z chichotem
rozwodz�cy si� nad tym, jak to tybeta�scy rinpocze podst�pnie na-
k�onili Ameryk� do obni�enia produkcji �elaza i stali dla chi�-
skich grabarzy.
A potem zrobi�a si� z tego wojna idealna - ca�kowicie zautoma-
tyzowana. Willie wr�ci� do kraju. Ca�y jego maj�tek stanowi�a bez-
u�yteczna znajomo�� tybeta�skiego, trzy kufry pos��k�w miejsco-
wych b�stw, kt�re jakie� muzeum natychmiast by mu ukrad�o, gdy-
by z g�upoty zdradzi� opiece spo�ecznej, �e je posiada, oraz dom.
Ziemia wok� domu by�a teraz cz�ci� licz�cych tysi�c dwie-
�cie hektar�w pastwisk dla sztucznie wyhodowanych owiec i kr�w,
z kosiarkami, ogrodzeniami, karmnikami, wszystkim tak zautoma-
tyzowanym jak na wojnie. A wi�c koniec z upraw� ziemi, ale mia�
dom. Poszed� na zasi�ek.
Oddajesz im swoj� g�ow�. Oni wyposa�aj� ci� w trody, bloko-
wane za pomoc� specjalnie zamykanych nakr�tek.
Karmi� ci� p�atkami, tyle �e teraz p�atki nie s� ju� tym co kie-
dy�, bardziej przypominaj� papk� z dro�d�y.
Zapali�o si� niebieskie �wiat�o nad drzwiami. Willie wsta� z me- '
talowego sk�adanego krzese�ka i wgramoli� si� do furgonetki,
kszta�tem przypominaj�cej mu odrzutowe sanie ChiComu. Opad�
na fotel uwalany resztkami tytoniu i ziemi� ogrodow�. Jego ogr�d
nie bawi� - by�o tam za du�o robak�w.
Insekty wyprowadza�y go z r�wnowagi. Jakie� halucynogenne ' !
robactwo dopad�o go w jednej z tybeta�skich wiosek, kiedy jego
oddzia� wyruszy� na zwiad. Willie pami�ta� uk�szenie - niczym za- �
strzyk z kurary, g��boko w �ydk� - i cztery dni pieprzenia tybeta�- i
skiej dziewczyny ze snu, kt�ra okaza�a si� tylko posk�adan� pi�am�. |
Wyszed� z tego z cz�onkiem na p� odro�ni�tym w plastykowej to- i
rebce przytwierdzonej klejem do brzucha i ud.
Nie, nie lubi� pracowa� w ogrodzie. Kleszcze wwiercone w je-
go szyj� i nogi, chmary bzykaj�cych komar�w, wij�ce si� w ziemi ro-
baki wywo�ywa�y u niego napady histerii. Przeznaczonych na roz-
rywk� kredyt�w z zasi�ku u�ywa� do likwidowania wszystkich insek-
t�w w domu poza dwudziestocentymetrow� modliszk�, nauczon�,
by go nie gryz�a. Halucynogenny owad w Tybecie by� ma�y, taki ja-
po�ski �uczek, m�g� by� nawet wyprodukowany z japo�skiego
DNA. Rozmiary modliszki sprawia�y, �e mo�na jej by�o ufa�.
Jaki� robak wyszed� spod wyk�adziny na pod�odze, alejubbie,
t�usta bia�a dziewczyna z g�r, rozdepta�a go czerwonym tramp-
kiem wchodz�c do furgonetki.
- Hej, Wi�lie, znowu ci� uratowa�am. Co wiesz o Roanoke?
- Tylko tyle, �e tam jedziemy.
Carter, czarnosk�ry facet, kt�remu nie chcia�o si� robi� nic
poza graniem na fortepianie i kupczeniem w�asnym m�zgiem,
w�adowa� si� do �rodka. Ko�cisty i blady, przypomina� za spraw�
wysoko osadzonego nosa posta� z telewizji, Faraona, pomimo czar-
noszarej sk�ry.
- Co s�ycha�, Jubbie? - zapyta�.
Kierowca spojrza� na nich marszcz�c brwi.
- �adnych spekulacji.
Tymczasem w domu Williego modliszka rozwa�a�a dost�pne
mo�liwo�ci. Wyda�a cichy odg�os, pompuj�c powietrze przez
tchawki, pod chitynow� pow�ok� i po ca�ym ciele. Gdyby potrafi-
�a naprawd� my�le�, mo�e zda�aby sobie spraw�, �e dwudziesto-
centymetrowe modliszki s�usznie zrezygnowa�y ze zdolno�ci latania
za cen� lepszego natlenienia tkanek.
Nie my�la�a s�owami, jej programy nerwowe oblicza�y zmien-
ne wzrostu. Obracaj�c na boki tr�jk�tn� g�ow� z l�ni�cymi grana-
towoczarnymi oczami, omin�a spory wzg�rek karmy, kt�ry Willie
zostawi� jej, zanim wyszed�, by zapracowa� na sw�j zasi�ek. Potem
spostrzeg�a, �e cz�owiek nie wy��czy� reflektor�w nad terrarium.
Zmienne osi�gn�y punkt krytyczny, hormony przep�yn�y fal�
przez dr��ce mi�nie.
Jest jedzenie, jest ciep�o, jest ciasno.
Zacz�a si� linka. Wielki owad z trudem wychodzi� z za cia-
snej chitynowej pokrywy. Kiedy druga para jeszcze mokrych skrzy-
de� wyskoczy�a z pochewek, modliszka z zapa�em zabra�a si� do je-
dzenia wylinki. Nape�ni�a tchawki a� do granic mo�liwo�ci i ostro�-
nie wspi�a si� po ramieniu reflektora do terrarium.
Gdy rozpocz�y si� procesy trawienne i poczu�a oci�a�o��,
spr�bowa�a zagra� gumowatymi stopami muzyk�, kt�ra tak koj�-
co dzia�a�a na jej cz�owieka. Przy ruchach cia�a komory powietrz-
ne w tchawkach wci�� wype�nia�y si� powietrzem. Tlen dociera�
do ka�dej kom�rki organizmu.
Ludzie na zasi�ku nie mogli szczerze pogada�, bo kierowca
furgonetki stal z nimi na stacji kolejki pr�niowej. Nadjecha� po-
ci�g, zatrzymany przez magnetyczne zwoje stacji. ��cznik pasa�er-
ski zbli�y� si� do poci�gu. Normalni podr�ni jad�cy do Roanoke
i dalej wsiedli przed lud�mi z opieki spo�ecznej. ��cznik odsun��
si�, luk zosta� zamkni�ty i poci�g ruszy� z przyspieszeniem wywo-
�uj�cym nieomal fizyczny b�l. Gdyby w poci�gu znajdowali si� tyl-
ko bezrobotni, stacja wys�a�aby sk�ad jeszcze odrobin� szybciej.
Pi�� minut p�niej schwyci�y ich zwoje Roanoke.
Willie i pozostali bezrobotni podeszli do umundurowanej ko-
ordynatorki. W obecno�ci koordynator�w Willie zawsze czu�, �e
jego stawy nie s� po��czone wystarczaj�co solidnie. Koordynato-
rzy poruszali si� jak wojskowi, bez najmniejszego luzu w biodrach
czy kolanach. Bam, bam, bam, id� za prze�o�onym do furgonetki
i czekaj tam na dwa lub trzy tygodnie pustki. Roanoke handlowa-
�o w�glem, procesorami mikrobiologicznymi, martwymi drzewami,
tytoniem, kwarcem, czerwon� glin�, skrawkami sztucznego mi�sa.
I rzeczami tajnymi.
- Dlaczego pozbawiaj� nas �wiadomo�ci na ca�y czas? - zapy-
ta� Carter. - A nie tylko w trakcie m�zgowania?
- �adnych spekulacji - powiedzia�a wielka t�usta dziewczyna,
zanim zd��y�a to powiedzie� koordynatorka.
Czasem Willie pami�ta� urywki m�zgowania -jego m�zg
i komputer wysy�aj�ce tysi�ce znak�w alfa... jak to si� nazywa... li-
tery i cyfry, ach tak, tysi�ce znak�w alfanumerycznych na mikro-
sekund� - bam, bam, bam, wz�r i manipulacja. Ale z Roanoke nie'
pami�ta� nic. Ca�e dwa czy trzy tygodnie pustka. Jedyne wspomnie-
nie to szum starych elektrycznych wentylator�w.
Wszyscy wgramolili si� do furgonetki.
- Chcia�abym zabawi� si� dzisiaj wieczorem - powiedzia�a t�u-
sta Jubbie z zadum�. - Podobno na Center Street urz�dzaj� niez�e
pota�c�wki.
Carter splun�� prze�utym tytoniem, a potem spojrza� na
Jubbie.
- Do diab�a, cz�owieka na zasi�ku nie sta� na chodzenie w ta-
kie miejsca.
Willie rozsiad� si� wygodniej, ogl�daj�c stare pomalowane na
bia�o drewniane domy wok� stacji kolejki. Ciekawe, czy b�dzie
pami�ta� ten widok. Czasem pami�ta�, �e by� w Roanoke, czasem
nie. Poczu� sw�dzenie w miejscu, gdzie w jego czaszce tkwi�a elek-
troda. Napi�cie, powiedzieli mu, nie drap si�, bo dostaniesz zaka-
�enia.
Przesun�� si�, tak �eby koordynatorka nic nie zauwa�y�a, po
czym podni�s� szybko r�k� i zamiast drapa�, pomasowa� si� wo-
k� zakr�tek przy��czy kostkami d�oni. Nie by� tak g�upi, �eby ka-
leczy� sobie sk�r� wok� przy��czy przed sesj� m�zgowania. We-
wn�trz aureoli skaleczenia ropia�y b�yskawicznie.
Od tego miejsca nic nie pami�ta� - wymazywanie wsteczne.
Wyszed� spod aureoli chwiejnie, s�ysz�c wycie syren. Technik me-
dyczny wytar� mu otwory po trodach betadin�, zamkn�� je zak�a-
daj�c nakr�tki, wciskaj�c w ka�d� klucz. Willie nie potrafi� stwier-
dzi�, czy syreny wyj� tylko w jego uszach, czy na zewn�trz. Elektro-
nicznie sterowane pociski trafiaj� w Roanoke? Psychiczny atak zra-
dykalizowanych tybeta�skich mistrz�w duchowych? Nigdy nie ufa�
tym przekl�tym mistrzom duchowym, bez wzgl�du na to, czy byli
fa�szywi czy nie.
- Willie, jeste� przytomny? - zapyta� kierownik.
Zamruga� oczami. Czy b�dzie to pami�ta�? Czu� w m�zgu
napi�cie, jakby sekundy wlek�y si� w niesko�czono��. Ale sk�d to
wycie?
- Dyrehy? -J�zyk obraca� mu si� ja�owo w ustach. Spr�bowa�
ponownie: - Syreny?
- Dzwoni ci w uszach?
- Syreny. - Cholera, nie powinien m�wi� takich g�upot.
Kierownik przetoczy� go na drug� stron� i wyci�gn�� dwie
z��czki, wycieraj�c i zamykaj�c dziury po trodach. Wycie syren �ci-
chk>. �cich�o, ale nie znikn�o do ko�ca.
- Co si� sta�o?
- Nie wiem - odpar� kierownik tak, jakby naprawd� wiedzia�,
ale nie chcia� powiedzie�.
Willie podejrzewa�, �e zatrudniono go do przenoszenia mate-
ria��w wojskowych. Na skraju pola widzenia biega�y mu robaki -
nieprawdziwe. Znika�y, kiedy stara� si� skupi� na nich wzrok, ale
i tak dr�a� z obrzydzenia. .
- To ju� koniec? - zapyta�.
- Nie - odpar� kierownik. - Zr�b sobie przerw�.
Willie pomy�la�, �e na d�ugo zapami�ta Central� Roanoke.
Kierownik przyczepi� mu zegarek z powiadamianiem do prze-
gubu.
- Nie jeste� tak g�upi, �eby si� zgubi�. Wr��, kiedy zacznie
brz�cze�.
- Ile mam czasu?
- Par� godzin. Alice odprowadzi ci� do wyj�cia. Masz tu chip
o warto�ci pi�ciu dolar�w. Zabaw si�, ale bez zanieczyszczania
m�zgu.
Willie poszed� za koordynatork�, kt�ra odebra�a go na stacji.
Alice, nazywa si� Alice. Suka jest jednak cz�owiekiem. Przeprowa-
dzi�a go przez budynek, zanim zd��y� si� dobrze rozejrze�, wy-
pchn�a na ulic� i powiedzia�a:
- Widzisz holograficznego cz�owieka na szczycie naszego bu-
dynku? Wracaj�c kieruj si� na niego, a nie zab��dzisz.
Holograficzny cz�owiek, wysoki na dobre dziewi��dziesi�t me-
tr�w, maszerowa�, maszerowa�, nieustannie maszerowa� w ogrom-
nym bloku przezroczystego plastyku. Willie nie by� pewny, czy ma
to by� symbol propaguj�cy jak�� ide�.
- On wcale nigdzie nie idzie, prawda?
Alice spojrza�a na niego, jakby nie wiedzia�a, czy Willie jest
wyj�tkowym g�upkiem, czy tylko �artuje. Postanowi�a nie rozstrzy-
ga� tej kwestii, poklepa�a go po przegubie.
- Pami�taj, �eby wr�ci�, kiedy w��czy si� brz�czyk.
Willie zrozumia� - nie chc�, �eby kr�ci� si� w pobli�u, kiedy
b�d� co� naprawiali. Ruszy� przed siebie. Otacza�o go Roanoke,
zbieranina starych dom�w, nier�wne chromowane powierzchnie,
j�k silnik�w pr�niowych wypompowuj�cych powietrze ze stacji
kolejki, zapach ozonu i sik�w. Zanuci� uspokajaj�c� melodi� swo-
jej modliszki, ale w ni�szej tonacji. Wolny na par� godzin, oddala�
si� od holograficznego cz�owieka maszeruj�cego przez wieczno��
w kawale plastyku.
Kobieta... czy kupi sobie kobiet� za pi�� dolar�w? Opanowa�
histeri� wzbudzon� przez t� my�l, zdusi� wspomnienia dr�cz�cych
go halucynacji. Chcia� by� normalny. �cisn�� w d�oni chip. Nie
m�g� po prostu wyda� tych pieni�dzy na alkohol. Gdyby si� upi�,
wzi�liby go na czyszczenie nerek, rozrywaj�c mu w tym celu �y�y za
pomoc� t�pych igie�. Znalaz� automat i sprawdzi� ksi��k� telefo-
niczn�. Dobrze, �e zalegalizowali p�atny seks; szkoda, �e zasi�ek
nie obejmuje ciupciania.
Wybra� dom publiczny, kt�ry podawa� tylko numer telefonu,
zadzwoni�.
- Do pa�skich us�ug - odezwa�a si� kobieta. Jej g�os nie
brzmia� podniecaj�co, przypomina� raczej g�os prze�o�onej.
- Co mog� dosta� w zamian za pi�ciodolarowy chip?
Nie odpowiada�a przez sekund�. Zapewne sprawdza�a ceny
na komputerze. Zwyczajnym, nie pod��czonym do czyjego�
m�zgu.
- Mo�esz popatrze�, skarbie.
Od�o�y� s�uchawk�, zastanowi� si�, czy nie zadzwoni� pod na-
st�pny numer, ale zrezygnowa�. Tylko marnuj� czas, pomy�la� id�c
ulic�. Odczuwa� jednak na p� �wiadom� ulg�.
By� w pobli�u dzielnicy rozrywki. Czy lokale s� otwarte w ci�-
gu dnia? Nieomal wr�ci� do budki, �eby sprawdzi� adres w ksi��-
ce, ale postanowi� po prostu i�� przed siebie. Kiedy jeste� na za-
si�ku, mo�esz zwyczajnie zosta� wyrzucony na ulic�, bo nie wolno
ci pi�.
Modliszka, teraz d�ugo�ci prawie trzydziestu centymetr�w, ock-
n�a si� i zacz�a pi� wod� z poide�ka przymocowanego do �cianki
terrarium. Popatrzy�a przez szk�o na resztk� karmy, poruszy�a no-
gami, kt�re wci�� by�y gumowate, wypi�a jeszcze troch� wody i prze-
�u�a kawa�ek starej chityny, kt�ry przyczepi� si� do prawego ramie-
nia. Wjej oczach odbi�o si� �wiat�o, ramiona chwytne porusza�y si�
powoli nad pochylon� tr�jk�tn� g�ow�. Bardzo cienkie, niemal
przezroczyste �uski odklei�y si� od oczu. Modliszka napi�a si� jesz-
cze wody. Poczu�a, �e jej nowy pancerz jest na ni� za lu�ny i za du-
�y, terrarium natomiast wydawa�o si� teraz mniejsze ni� wcze�niej.
Kiedy ju� przywyk�a do swojej nowej wielko�ci, podnios�a �rodkowe
odn�a i d�wign�a si� do g�ry, do kraw�dzi terrarium. Zdumiewa-
j�co przybra�a na wadze. Znieruchomia�a na moment szacuj�c w�a-
sn� si��, wreszcie opad�a na st� i po sznurze zesz�a na pod�og�.
Prze�u�a troch� karmy, a potem spostrzeg�a os� kr���c� nad
umywalk�. Programy wpisane w jej ma�y zw�j nerwowy sprawi�y, �e ze-
sztywnia�a, pe�na uwagi, ale osa nie znajdowa�a si� w zasi�gu skoku.
W ko�cu, znudzona, wczo�ga�a si� za muszl� klozetow�, w mi-
�y ch��d bij�cy od rury.
Willie zignorowa� zdumione spojrzenia przechodni�w przy
arkadach hotelu i wszed� do �rodka - cz�owiek w kombinezonie
bezrobotnego na zasi�ku, z zakr�tkami l�ni�cymi na �ysej czaszce,
z czarnym plastykowym zegarkiem zapi�tym ciasno na przegubie.
Czu� si� kompletnie wyobcowany, co w jednej chwili martwi�o go,
a w nast�pnej stawa�o si� ca�kiem oboj�tne. Dzi�ki zasi�kowi ni-
gdy nie b�dzie g�odowa�. Opieka spo�eczna posiada aktywa we-
wn�trz jego czaszki. Wiedzia�, �e kiedy nadejdzie dzie� jego po-
grzebu, opieka spo�eczna odbierze mu to wszystko, zanim ods�-
cz�jego t�uszcz, a reszt� spal� na popi� i rozrzuc� nad polem po
zmieszaniu ze skompostowan� mazi� z rynsztok�w. Lepiej o tym
nie my�le�. Namaca� pi�ciodolarowy chip w kieszeni i pomy�la�,
�e m�g�by i�� poogl�da� nagie kobiety, zacz�� z nimi rozmawia�,
sprawdzi�, czy da�oby si�... Kobiety, podobnie jak wakacje, by�y te-
raz dla niego zupe�nie niepoj�te i nieosi�galne.
Wsz�dzie wok� siebie widzia� kobiety w jedwabiu, alpace, sre-
brze, futrach, i patrzy� na nie tak g�odnym wzrokiem, �e poczu�y
l�k. Kt�ra� kaza�a wyrzuci� go na ulic�.
Wyszed� za policjantem nie protestuj�c. Zegarek na jego prze-
gubie zabrz�cza�, wi�c poszed� ku hologramowi maszeruj�cego
cz�owieka i wszed� do wie�owca. Zatrzyma� si�, przypominaj�c so-
bie, co znajduje si� za drzwiami...
...i obudzi� si� ponownie. Cala sk�ra go piekl� i dr�a�a, jakby
kry�y si� pod ni� robaki. Nie, to z�udzenie. Spojrza� na kierowni-
ka, kt�ry wraz z pomocnikami usuwa� aureol�. Czy�by by� niezdat-
ny do u�ytku? Nie pami�ta�, by co� takiego zdarzy�o si� kiedykol-
wiek przedtem, i zacz�� pop�akiwa�.
- Do diab�a, cz�owieku, nie chcemy faszerowa� ci� prochami
ponad miar� - rzek� kierownik.
- We�cie kogo� innego i pozw�lcie mu... - zacz�a m�wi� ko-
bieta, kt�ra odebra�a go na stacji.
- Nie, Jubbie jest niezr�wnowa�ona, a Carterowi nie ufam.
- Oszcz�dzi�em wasz pi�ciodolarowy chip - powiedzia� Wil-
lie, maj�c nadziej�, �e b�d� dla niego milsi.
- No, no, Willie. - Kierownik poklepa� go po ramieniu. Po-
tem wszystko znowu znikn�o...
...i znalaz� si� w tybeta�skiej dolinie, w�r�d kwitn�cych rodo-
dendron�w i orchidei, zbyt jaskrawych, by mog�y by� prawdziwe.
Jego modliszka, dor�wnuj�ca teraz wzrostem o�mioletniemu
dziecku, podesz�a do niego i tylnymi odn�ami zagra�a basow�
wersj� znanej mu koj�cej melodii. Nie by�a to rzeczywisto��, ale
dla Williego liczy� si� tylko spok�j, kt�ry nios�y d�wi�ki wydawane
przez modliszk�.
By� ciekaw, czy mo�e m�wi�.
- �mieszne, �e nie wolno mi hodowa� �adnego stworzenia
poza owadem. -Jaki� rinpocze, kieruj�cy moim duchem, musi
sta� za tym wszystkim. Pomy�la� leniwie o projekcji astralnej.
Potem fal� ruszy�y na niego robaki. Razem z modliszk� chwy-
tali je, odrzucali na lewo i prawo. Nagle Willie zda� sobie spraw�,
�e transportuje materia�y wojenne, i to du�e ilo�ci. Zaufali jemu,
nie t�ustej dziewczynie, nie Carterowi, poniewa� to on by� �o�nie-
rzem.
I to posiadaj�cym odpowiedni� przepustk�, przypomnia� so-
bie teraz. Nie zawsze by� na zasi�ku, nie urodzi� si� przecie� bezro-
botny. Modliszka odwr�ci�a si� w jego stron�. Robaki znikn�y.
Za szczytami wznosz�cymi si� nad dolin� zaja�nia�a b�yskawi-
ca. Willie wiedzia�, �e nakierowywa� g�owice j�drowe, posy�aj�c
w �lad za nimi halucynogenne owady. Owady sprowadzaj�ce na
cz�owieka chorobliwe wizje.
Nic nie m�g� na to poradzi�. Ale wojenna robota w Roa-
noke by�a przyjemna, nie musia� przynajmniej ogl�da� p�l bi-
tewnych.
- Stanowisz jednak jakie� zagro�enie dla planety - powiedzia-
�a modliszka. Willie wiedzia�, �e ma na my�li wszystkich ludzi, a nie
tylko jego w szczeg�lno�ci.
- Co w zwi�zku z tym zrobicie? - zapyta�.
- Szybko reagujemy - odpar�a modliszka. - Wy nas przerabia-
cie, a my reagujemy jeszcze szybciej pod wp�ywem zmian gene-
tycznych, jakich dokonujecie.
Mam zaburzenia od tego wszystkiego, co przepuszczaj� mi
przez g�ow�. M�g�bym to pami�ta�. Willie zda� sobie spraw�, �e
zapami�ta to, dok�adnie w takiej samej formie. Mo�e nawet wie-
dzia� wi�cej.
Modliszka obejrza�a si� w bok, jakby co� us�ysza�a.
- Przesta�e� zapomina�. Nie wiem w jaki spos�b, ale uczysz
si� wytwarza� w�asne gniazda danych.
Co b�dzie pami�ta�? Modliszka wci�� nas�uchiwa�a czego� z le-
wej strony, kiedy...
Willie dr�a�, siedz�c w furgonetce z t�ust� dziewczyn� i Car-
terem. Czu� napi�t� sk�r� na twarzy - wydepilowanej - i g�owie,
wci�� �ysej. Odje�d�ali spod stacji kolejki w Stuart; porusza� si� au-
tomatycznie a� do tej chwili.
- Trzy tygodnie? � zapyta� kierowca.
- Tak, cz�owieku, trzy tygodnie.
Williemu tym razem uda�o si� przemyci� wspomnienia z Roa-
noke; wspomnienia b�d�ce tre�ci� halucynacji - rododendrony,
orchidee, m�wi�ca modliszka wysoka na blisko p�tora metra.
Owady, bomby ponad g�rskimi szczytami.
- Dzia�o si� w tym czasie co� wa�nego?
Kierowca zesztywnia�.
Willie namaca� chip, kt�ry da� mu prze�o�ony - pi�� dolar�w.
Sprzeda troch� osocza, kiedy jego organizm wydali narkotyki wy-
wo�uj�ce amnezj�.
- Musia�o si� co� wydarzy�.
- Spu�cili bomb� neutronow� na Nakchuka - odpar� Jubbie.
� I wok� wcale nie by�o pusto.
- Tam s� tylko motyle i yeti - powiedzia� Willie.
- I robaki - doda�a Jubbie.
Williemu zrobi�o si� zimno w okolicach kr�gos�upa.
- Ty suko - rzek� Carter. - Co z t� neutron�wk�, Willie?
- Neutron�wk�? Nie mia�aby sensu.
- �adnych spekulacji - rzuci� kierowca. Furgonetka zatrzyma-
�a si� przy parkingu dla rower�w. Willie wysiad�, znalaz� sw�j rower,
zwolni� blokad� przy�o�eniem palca do czytnika i zacz�� peda�owa�
w stron� domu. Mo�e zbombardowa�em jakie� robaki nacieraj�ce
na Indie? J�dra skurczy�y mu si� na my�l o �uczkach, okr�g�ych
�uczkach.
Cz�owiek wr�ci� - poczu�a ciep�o d�oni Williego i zacz�a po-
rusza� odw�okiem. Oddech cz�owieka wprawi� powietrze w dr�enie
1 ogrza� modliszk�. Willie postawi� j� na stole kuchennym, na sta-
rej gazecie, a ona wypr�ni�a si�, po czym zacz�a gra�. Tchawki za-
sysa�y i wypycha�y powietrze. Willie westchn��. Modliszka zesz�a
z papieru, owin�a nogi wok� przedramienia Williego, zwabiona
jego ciep�em.
- Za�o�� si�, �e ty te� nie cierpisz robactwa - powiedzia� Willie.
Modliszka poczu�a drgania powietrza i przesun�a g�ow�, tak
�e wielkimi oczami wyra�nie pochwyci�a obraz cz�owieka - galare-
towate gaiki oczne otoczone czterema ruchomymi mi�sistymi fa�-
dami. Modliszka zna�a swojego cz�owieka w pewien nie do ko�ca
okre�lony spos�b, ten wzorzec, te konkretne powieki, wargi, z�-
by, pory sk�ry wype�nione cz�steczkami czerwonej gliny i czar-
nym py�em Roanoke.
Przesun�a si� odrobin� i zacz�a wydawa� koj�ce d�wi�ki, po
czym wypu�ci�a w powietrze ob�oczek feromonu, kt�ry czyni� ich
oboje szcz�liwszymi.
Willie pami�ta� dzie�, w kt�rym modliszka przest�pi�a pr�g je-
go mieszkania, jakby zosta�a zaproszona. Zacz�� wrzeszcze� -
w ko�cu by� to owad, nawet je�li o nietypowym kszta�cie - a ona za-
gra�a s�odk� melodi�.
Dzikie stworzenie czy zbudowane na bazie owadziego DNA
zbieg�e narz�dzie militarne o dzia�aniu uspokajaj�cym? Nigdy nie
dowiedzia� si� na pewno, ale paru innych ludzi na zasi�ku r�wnie�
trzyma�o je jako zwierz�tka domowe. Nie rozmawiali o nich cz�sto,
lecz na rynku by�a karma dla modliszek, podejrzewa� wi�c, �e s�
sztucznie wytwarzane.
Samiec czy samica? Nie wiedzia�. Ona te� nie wiedzia�a.
Pi�ciodolarowy chip nie dawa� Williemu spokoju. Mia� go
w kieszeni, kiedy zadzwoni� do kurator prowadz�cej jego spraw�.
- Cze��, Eileen, to ja, Willie. Musz� z tob� porozmawia�.
- O czym?
- C�, o zaj�ciu si� czym�, sko�czeniu z zasi�kiem.
-Ach tak...
Pami�ta�, �e powiedzia�a mu kiedy�, i� jest zdolny i nieg�upi,
ale nie ma do�� samozaparcia, �eby my�le� i dzia�a� samodzielnie.
K��cili si� tamtego dnia, bo Willie sprzeda� sw�j czas mozgowania
prywatnemu programi�cie komputerowemu, kt�ry dobra� si� do
zamk�w na zakr�tkach otwor�w w jego g�owie. Faceta nie z�apano
z umys�em Williego na gor�cym uczynku, ale kiedy policja siecio-
wa schwyta�a go wraz z innym m�zgiem do wynaj�cia podczas kra-
dzie�y przez modem w bazie danych �Reader's Digest", ujawni�,
�e Willie te� z nim wsp�pracowa�.
- Dzwoni�, �eby si� z tob� porozumie�, sprawdzi�, czy nie ro-
bi� czego� nielegalnego.
- By�oby mi niezmiernie milo, gdyby� przesta! wreszcie �y�
z zasi�ku. Mo�esz przedstawi� jaki� plan?
Mia� trzydzie�ci cztery lata -jak mia� si� gdzie� zatrudni�,
u diab�a, je�li od siedmiu lat �y� z mozgowania, a wcze�niej by�
cz�onkiem si� zbrojnych? Chcia� robi� cokolwiek poza siedzeniem
na ty�ku w okresach pomi�dzy pod��czeniami.
�To nie praca, to przygoda". Takie zdanie przelecia�o mu
przez g�ow�. Mia� mn�stwo wolnego czasu w przerwach mi�dzy
tygodniami komputerowej pustki. �ciska� pi�ciodolarowy chip.
- Willie, nie mog� wymy�li� dla ciebie �adnego scenariusza
- powiedzia�a Eileen. -Je�li zaproponujesz co�, co b�dzie legal-
ne, zrobi� co w mojej mocy, �eby pom�c ci we wprowadzeniu te-
go w �ycie. W porz�dku?
- W porz�dku. - Przejdzie si� do miasta, pojedzie kolejk� do
publicznego komputera, sprawdzi bazy danych dotycz�ce ofert
pracy, test�w na inteligencj�. Za pi�� dolar�w powinien co� za�a-
twi�. Mo�e sprzeda modliszk�, je�li oka�e si�, �e jest na nie popyt.
Gdy od�o�y� s�uchawk�, modliszka wesz�a do pokoju i za�wier-
ka�a melodyjnie.
- Nie, skarbie, nie sprzedam ci�.
Wyj�� peruk� z licz�cego trzysta lat kredensu z drzewa orze-
chowego, kt�ry pomalowa� niebieskim lakierem, kiedy zda� sobie
spraw�, �e opieka spo�eczna chce, �eby sprzeda� wszystkie warto-
�ciowe rzeczy. Przyklejaj�c peruk�, pomy�la�, �e nigdy nie sprzeda
ani kredensu, ani modliszki - by�by wtedy naprawd� biedny. M�g�
jednak sprzeda� tybeta�skie dzie�a sztuki. I tak nigdy ich nie ogl�-
da�, nie by�y cz�ci�jego matrycy kulturowej, jak powiedzia�by kto�
b�d�cy w�a�cicielem swojego m�zgu. Przed lustrem przyklepa� pe-
ruk�, �eby si� dobrze trzyma�a. Przykrywa�a zakr�tki otwor�w na
elektrody.
Do miasta by�o daleko, ale poszed� na piechot�, szybko, �eby
ch��d nie dobra� si� do niego przez odlewany p�aszcz, kt�ry dosta�
z opieki. O�rodek pobierania osocza znajdowa� si� w starym skle-
pie - chromowany lakier �uszczy� si�, okna zamalowano na bia�o.
Tutejsi pracownicy nigdy nie wspominali o opiece spo�ecznej. Stu-
art by�o jednak ma�ym miastem, wi�c zapewne wiedzieli o wszyst-
kim. Dziewczyna zdj�a Williemu odciski palc�w i posadzi�a go
w fotelu. Wsun�� lewe rami� pod r�kaw. Fotel zaszumia�, wa��c
cia�o, dokonuj�c potrzebnych oblicze�, potem ig�a i rurka wysu-
n�y si� z boku oparcia fotela. Dziewczyna wbi�a ig�� w �y��, gdy
r�kaw nape�ni� si� powietrzem. Od tego momentu wszystko dzia-
�o si� automatycznie. Fotel odwirowywa� osocze od krwinek, mie-
sza! krwinki z roztworem soli i wpuszcza� je z powrotem, wymyte,
do krwiobiegu. Do wbicia ig�y potrzebny by� jednak cz�owiek. Lub
te�, pomy�la� Willie, dziewczyna jest po prostu ta�sza od progra-
mu i czujnik�w zdolnych wykrywa� �y�y. Podobnie �atwiej wyko-
rzysta� do skanowania pisma r�cznego ludzki m�zg ni� u�ywa� do
tego komputera.
Krew sp�ywa�a, czerwona i ciep�a, do wn�trza fotela. Potem,
mniej wi�cej po p�godzinie, gdy Willie zapad� w drzemk�, krwin-
ki powr�ci�y do jego �y�, troch� powyginane i pot�uczone, zawie-
szone w ch�odnym roztworze soli, kt�ry �askota� i zi�bi�.
Kiedy ig�a si� cofn�a, Willie wzi�� namoczon� alkoholem
szmatk� z pojemnika i przycisn�� j� do miejsca uk�ucia. Dziewczy-
na kaza�a pokwitowa� jego drugi w tym tygodniu pi�ciodolarowy
chip.
- Gdzie powinien si� uda� kto�, kto chcia�by sprzeda� troch�
tybeta�skich rze�b?
- Znam pewnego faceta - odpowiedzia�a dziewczyna. - W Wa-
szyngtonie. Tak, ale... - Wzruszy�a ko�cistymi ramionami. - Znam
te� kogo� bli�ej, z kim �atwiej robi�oby si� interesy cz�owiekowi ma-
j�cemu dost�p do ��czy.
- Nie mog� ��czy� si� z nikim za po�rednictwem tych trod.
S� wyposa�one w zamek z alarmem. Nawet opieka spo�eczna nie
mo�e wys�a� wiadomo�ci do Centrali. Sprawdzaj� tylko, czy zg�a-
szam si� na czas na m�zgowanie.
- Przykro mi. Powiadomi� faceta, �e sam ma ci� znale��.
Willie zadr�a�, cz�ciowo z powodu uczucia zimna wywo�ywa-
nego przez kr���c� mu w �y�ach sch�odzon� krew, cz�ciowo na
wspomnienie ob�ych, wypuszczaj�cych gaz owad�w.
- A co z tym facetem w Waszyngtonie?
- Prowadzi sklep na Starym Mie�cie - odpar�a dziewczyna. -
Zadzwoni� do niego, podaj mi swoje nazwisko czy jakie� namiary.
- Jubbie Carter - powiedzia� Willie.
- Wiesz, �e mam obowi�zek zg�asza� wszelkie dochody os�b
pobieraj�cych zasi�ek, je�li si� o tym dowiem. Niewa�ne czy do-
chody pochodz� z oddawania osocza, czy z innego �r�d�a.
Dziewczyna musi dosta� dzia�k� z jego ewentualnego interesu
z facetem z Waszyngtonu, �ap�wk� za milczenie i po�rednictwo.
- Czy mo�esz da� mi dwie czw�rki za te pi�tki?
Wzi�a pieni�dze i poda�a mu pi�tk� i trzy tr�jki.
- W domu nic nie trzymam - rzek� Willie z u�miechem. - B�-
d� przynosi� po jednej rzeczy naraz. - Musi k�ama�. Nie mo�e jej
nic wyjawi� na temat wielko�ci swego maj�tku i ile mu jeszcze zo-
sta�o. B�dzie fa�szywy jak ona, pozwalaj�ca mu wyprzeda� wszystko,
a potem donosz�ca na niego, �eby straci� ca�e pieni�dze. Tyle �e
�atwiej jest ukry� pieni�dze ni� rze�by.
W wielkim �wiecie co� si� dzia�o, a on chcia� wiedzie�, dlacze-
go miesza si� to z jego wspomnieniami z pracy. M�g� bez trudu
zarobi� cztery dolary tygodniowo oddaj�c osocze i kupi� sobie
czas klawiaturowy w bazie danych. Szkoda, �e nie mo�e pod��czy�
si� przez swoje trody. Gdyby jednak ponownie pr�bowa� oszuka�
ich na czasie m�zgowania, to jak powiedzia�a Eileen, zaaplikowa-
liby mu halucynacje z robakami. Nigdy nie pr�bowa� si� dowie-
dzie�, czy halucynacje by�y wywo�ane przez prawdziwy owadzi gaz,
czy przez cyfrowe demony za po�rednictwem procesor�w kompu-
terowych. Jedynym owadem, kt�ry mia� ochot� ogl�da�, by�a je-
go modliszka.
Wymy�li ten cholerny plan.
W�o�y� p�aszcz i pomaszerowa� do domu.
2
Do was,
ludzi musz�cych �y�
w przysz�o�ci,
kt�r� ja tworz�
Mia�am czterdzie�ci trzy lata, nazywa�am si� Mattie Higgins.
Jecha�am z fa�szywym dowodem to�samo�ci i sztucznymi li-
niami papilarnymi do Nowego Orleanu. W samochodzie, jak mi
powiedziano, zamontowano �adunek wybuchowy, odpalany za po-
moc� szyfru radiowego. �rut�wka kalibru 12, z�amana i cynglem
do g�ry, jecha�a obok mnie jak cz�owiek: pan Strzelba i jego ludz-
ka przyjaci�ka.
Lufa zosta�a przyci�ta do minimalnej d�ugo�ci dozwolonej na
terenie stan�w, przez kt�re przeje�d�a�am. Chocia� wyposa�y�am
strzelb� w poduszk� chroni�c� rami� przed odrzutem, nie znosi-
�am u�ywa� broni tak wielkiego kalibru.
W Picayune zjecha�am z mi�dzystan�wki i zaparkowa�am xho-
shib� przy starym supermarkecie Winn Dixie, gdzie kupi�am sze��
puszek piwa kukurydzianego i dwa opakowania zupy z orzeszk�w
ziemnych z ostr� papryk�, po czym przebra�am si� z sukienki
i pantofli na obcasie w d�insy i podkoszulek pot�uszczony olejem
zawieraj�cym jak�� substancj� rozbijaj�c� moleku�y kordytu - na
wypadek gdybym musia�a kogo� zastrzeli�. Moje pantofle potrze-
bowa�y podzelowania. Podgrza�am zup� w samochodowej mikro-
fal�wce i w��czy�am nagranie Yo Secuve. Zupa by�a droga, ale za-
le�a�o mi na produkcie organicznym.
Obok zatrzyma�a si� ci�ar�wka pe�na Francuz�w z bagien-
nej Luizjany, ocale�c�w ery postocale�czej, naje�onych starymi
ASh-95 z lufami ig�owymi obok luf na nabojev Wyloty luf przypo-
mina�y obola�e metalowe twarze pozbawione nos�w �jedno stalo-
we oko skurczone do male�kiego punktu.
Zapami�ta�am numer rejestracyjny Francuz�w, na wypadek
gdybym natkn�a si� na nich w drodze powrotnej z Luizjany. Jed�,
kobieto, powiedzia�am do siebie, masz pod�o�y� kilka bomb. Wrzu-
ci�am puszki do zgniatarki w sklepie i wtoczy�am si� z powrotem na
mi�dzystanow�, siedemna�cie godzin jazdy od Waszyngtonu, zwy-
czajna samotna kobieta w �rednim wieku ze strzelb� u boku, za
stara, za niska, za szczup�a, by mog�a stanowi� fizyczne zagro�e-
nie. Wygl�da�oby podejrzanie, gdybym jecha�a nie uzbrojona.
Ostatniej nocy przy�ni�o mi si�, �e pr�bowa�am dosta� si� do
sieroci�ca. We �nie by�o to niemo�liwe, nie mog�am go znale��.
W rzeczywisto�ci kiedy rodzice porzucili mnie w parku nad rzek�,
uzna�am, �e jestem do�� doros�a, by sama poszuka� dla siebie sie-
roci�ca. Ale nie powiedzia�am nic gliniarzom z Cincinnati. Mo�e
przygotowanie mnie do �wiata m�zgowania by�o zemst� policjan-
t�w i sieroci�ca za to, �e nie wspomnia�am o moich biologicznych
rodzicach.
W sieroci�cu nadano mi numer, skopiowano struktur� moje-*
go DNA i obraz siatk�wki, po czym wys�ano na szkolenie przy u�y-
ciu maszyn ucz�cych. Po opanowaniu programu studenci na tyle
opanowuj� pisanie i czytanie, by nadawa� si� do skanowania.
Maszyny tocz� oficjalne wojny. Ludzie tocz� ma�e niby-woj-
ny. Ja walczy�am, by przesta� by� m�zguj�c� idiotk� skanuj�c�
r�cznie pisane raporty do pami�ci komputera. Wielkie marzenie
dwudziestego pierwszego stulecia za�ama�o si�, kiedy posiadacze
zdali sobie spraw�, �e ludzie rozradzaj� si� na w�asny koszt, lecz
w przypadku maszyn potrzeba na to kapita�u. Zbudowanie kom-
putera czytaj�cego sygna�y z m�zgu by�o ta�sze ni� stworzenie
ca�kowicie sztucznej inteligencji. M�zgi s� od pocz�tku wyposa�o-
ne w programy, kt�rych u�ywamy, nie b�d�c nawet �wiadomi ich
istnienia.
Nie zgodzi�am si� by� �yw� cz�ci� komputera. Wierzy�am, �e
ludzie sami potrafi� zbudowa� dla siebie narz�dzia, a przy ich u�y-
ciu zdolni s� odmieni� �wiat. Od p�nej m�odo�ci by�am wojow-
niczk� ekologiczn�. Dzi�ki naszej organizacji zdoby�am pierwsze-
go kochanka i prawdziwe wykszta�cenie.
Teraz, zakamuflowana jako kobieta w �rednim wieku jad�-
ca �redniej klasy samochodem, w��czy�am si� do ruchu na mi�-
dzystanowej, gnaj�c sto pi��dziesi�t na godzin� przez p�aski te-
ren okradany cztery razy do roku z bawe�ny, ropy i surowc�w na
pasz�, nawo�ony przez przezroczyste rury prowadz�ce od cy-
stern, co sprawia�o wra�enie, jakby ziemi� pod��czono pod kro-
pl�wk�.
Mija�am kombajny na balonowatych oponach, szersze ni� p�
autostrady.
Czy sprzedawca z Picayune kocha� t� eksploatowan� ponad
miar� ziemi�? Min�am Rzek� Per�ow� p�yn�c� wzd�u� wysokich
betonowych nabrze�y. Teraz rafinerie - olej skalny, olej ro�linny,
t�uszcz z ryb, ptak�w i czworonog�w, palimy to wszystko. Kremato-
ria sprzedaj� ludzki t�uszcz jako produkt uboczny. Mamy pe�no
trup�w. M�zgownicy, kt�rzy nie utrzymuj� otwor�w na elektrody
w czysto�ci, dostaj� zaka�enia m�zgu. AIDS przenosz�cy si� za po-
�rednictwem potu nie by� ju� tak gro�ny jak jego odmiany p�ciowe,
ale zd��y� wytrzebi� co s�absze jednostki.
Skr�ci�am w zjazd na Canal Street, wygra�aj�c durnemu nie-
bu, bo pos�a�o mi deszcz. Kilka minut p�niej zatrzyma�am si�
i schowa�am strzelb� do futera�u.
Ujiczerzy - tak nazywa�y nas w�adze. Ocale�cy pos�uguj�cy si�
wy�sz� technologi� woleli nada� nam miano luddyst�w, chocia�
nie atakujemy komputer�w osobistych. Bez przesady. Zawr�ci�am
i wjecha�am do hotelowego gara�u, kasuj�c bilet za magazynowanie
w pozycji pionowej. Szcz�ki �cisn�y prz�d mojego samochodu,
unosz�c go odw�okiem do do�u, niczym biolog chwytaj�cy owada.
Czy nowe afryka�skie samochody s� konstrukcyjnie przysto-
sowane do wiszenia? Najwyra�niej tak. Powiesi� je wszystkie, po-
my�la�am, gdy d�wig podci�gn�� samoch�d do kratownicy, po kt�-
rej przesuwa�y si� auta niczym ubrania w pralni chemicznej.
�adunki wybuchowe zosta�y w �rodku. Detonator mia�am na
sobie - klejnocik zawieszony w uchu.
Organizacja ch�tnie mnie wykorzystywa�a ze wzgl�du na m�j
wygl�d, ni to ameryka�skiej Murzynki, ni to bia�ej. Poza tym niski
wzrost wywo�uje sympati� u ludzi. Nie pami�tam jednak, by moi
rodzice byli szczeg�lnie niscy czy ciemnej karnacji. W gruncie rze-
cZy pami�tam ich r�wnie s�abo jak koszmarne sny. Porzucili mnie,
gdy ze s�odkiego dzieciaka wyros�am na krn�brn� o�mio�atk�.
Mieszkali w ruinach, tak jak cz�onkowie organizacji. Mo�e prowa-
dzili bardziej przest�pcze �ycie - defraudacje i paserstwo, szwindle
wymagaj�ce zdolno�ci �wiadomej oceny, do jakiej nie jest zdolny
rn�zgownik i komputer.
Pa�stwo by�o kiepsk� matk�. Uciek�am, kiedy zda�am sobie
spraw�, �e drobny zabieg chirurgiczny zaplanowany na dzie� mo-
ich pi�tnastych urodzin ma na celu zainstalowanie mi interfejsu
komputerowego. Je�li spieprzy�am spraw� w wieku lat o�miu zg�a-
szaj�c si� do sieroci�ca, sze�� lat p�niej by�am m�drzejsza. Nie
mia�am zamiaru pozwoli�, by nafaszerowali mi g�ow� przewodami,
ryzykowa� zaka�enia m�zgu, o nie, nie ja.
Od pi�tnastego roku �ycia sta�am si� jednym z dzieci-renega-
t�w �yj�cych z kradzie�y i udzia�u w elektronicznej pornografii.
Tolerowani przez rz�d, stanowili�my zagro�enie dla uleg�ych mas
mieszcza�stwa. Budzili�my powszechny strach. S�u�by porz�dkowe
propagowa�y has�o: �Dajcie wi�cej pieni�dzy na policj�, ochroni-
my was przed bachorami".
Policja bierze si� od czasu do czasu za dzieci�ce gangi, ale czy
strzelaniem mo�na zmieni� �wiat w bardziej bezpieczny? Obejrza-
�am si� kiedy� przez rami�. Zobaczy�am przera�onego faceta wa-
l�cego do mnie bez opami�tania, jakbym mia�a zaraz wybuchn��,
wysadzaj�c w powietrze ca�� dzielnic�.
Och, c�. W mojej duszy wci�� o�mioletnia dziewczynka bez
ko�ca przemierza Cincinnad w poszukiwaniu sieroci�ca. �a�uj�,
�e nie przy��czy�am si� do dzieci�cego gangu na tyle wcze�nie, by
to �ycie wydawa�o mi si� normalne.
Teraz podr�owa�am obudowana ekologicznymi bombami.
Usi�uj�c zapomnie� o w�asnych koszmarach, sprawia�am, �e kosz-
mary innych stawa�y si� rzeczywisto�ci�.
Wystarczy o mnie. Czy wspomnia�am ju�, �e AIDS by� dla Afry-
ki niczym czarna ospa dla moich europejskich przodk�w?
Czy wspomnia�am, �e chc�c zarz�dza� wysoce stechnicyzowa-
nym, spe�niaj�cym wymogi ekologiczne �wiatem, �rodowiskiem
sterowanym w skali mikro, decydenci musz� zar�wno wierzy� wska-
zaniom przyrz�d�w kontrolnych, jak i szuka� b��d�w gdzie indziej,
nawet je�li sporo to kosztuje? �aden cz�owiek nie jest tak altru-
istyczny, uczciwy ani wytrwa�y.
Walczymy wi�c z technologi� za pomoc� bomb, je�li podej-
rzewamy, �e przyrz�dy ujawniaj� istnienie problem�w, kt�rych de-
cydenci nie chc� przyj�� do wiadomo�ci. Gin� ludzie. I co z tego?
Walka wymaga ofiar. Indywidualno�� cz�owieka jest r�wnie rzeczy-
wista i znacz�ca jak indywidualno�� p�atka �niegu.
Wesz�am do hotelu, zameldowa�am si� korzystaj�c z fa�szy-
wych linii papilarnych, po czym wjecha�am na g�r� i wzi�am
prysznic w gor�cej s�onej wodzie, obracaj�c si� pod parz�cym stru-
mieniem. S�odka woda dla w�os�w - wydestylowana z morskiej.
Zamiast ��ka kaza�am przygotowa� sobie wypchany bawe�n�
materac nakryty lnianym prze�cierad�em. Zdj�am ubranie, wy��-
czy�am klimatyzacj� i wreszcie si� po�o�y�am.
Bomby by�y daleko. Technologia przeciwko technologii. Za
to w nocy musia�am p�aci� demonom. Ropa p�on�a na Missisipi.
Zgin�am w eksplozji. Po �mierci w��czy�am si� pr�buj�c by�
martwa, pr�buj�c znale�� now� rzeczywisto��, kt�ra by mnie przy-
j�a.
Obudzi�am si� w �rodku nocy, sparali�owana l�kami, kt�rych
nie mog�am sobie przypomnie�, ca�a spocona. Kto� powiedzia� mi
kiedy�, �e za pomoc� sn�w cia�o pr�buje przekaza� ostrze�enie
umys�owi. Je�li moje koszmary pochodzi�y z cia�a, to wola�abym
go nie mie�. Le�a�am w ciemno�ciach nas�uchuj�c, jak kto� w od-
dali gra jazz na tr�bce, a� zasn�am ponownie.
Rankiem deszcz wzm�g� wszechogarniaj�c� wilgotno��, pa-
ruj�c b�yskawicznie na chodnikach. Wk�adaj�c majtki i pantofle
zastanawia�am si�, czy do�yj� chwili, kiedy zachoruj� na raka od
truj�cych substancji zawartych w miejskim powietrzu.
Zapewne nie. W�o�y�am sukienk� i zesz�am na d� na �niada-
nie. Dzisiaj mia�am zamiar odpocz��, by� zwyk�� turystk�, nie za-
wraca� sobie g�owy, czy setka zab�jc�w wszelkiej mo�liwej ma�ci
czyha na mnie zza w�g�a. Samoch�d b�dzie dynda�, wraz z �adun-
kami ukrytymi w plastykowej tapicerce. Powr�t do tego b�dzie
trudny. Wtedy b�d� si� martwi�a, znowu stan� si� ostro�na.
Przeciska�am si� przez t�umy nocnych mark�w wracaj�cych
do ��ka o �wicie. ��ka czy trumny - nowoorlea�skie blade wam-
piry karmi� si� turystami, kt�rzy wracaj� do domu podnieceni wi-
dokiem ran na szyi. Patrz, Henry, autentyczne �lady k��w.
Tak znacz�co indywidualni jak p�atki �niegu. Blade by�e isto-
ty ludzkie, mroczne o�ywione trupy. Nie, to nie by�y wampiry ani
zornbie. Zbyt wielu ludzi - to sprawi�o, �e widzia�am �ywe trupy
i potomk�w Draculi w zm�czonych striptizerkach, muzykach, bar-
manach i m�zgownikach. M�zgownicy to autentyczne �ywe trupy
ery technologicznej. Zbyt wielu ludzi - planeto, przysi�g�am, �e
przynios� ci ulg�. Zamienianie nadwy�ki ludzko�ci w szklanookie
zombie to za ma�o.
Przypomnia�am sobie m�j sen, w kt�rym by�am martwa i nie
mia�am gdzie i��, pozbawiona i zapomnienia, i nieba. Pozbawiona
nawet piek�a. Moja martwa ja�� ze snu pyta�a: co powinnam teraz
zrobi�?
Odepchn�� od siebie ten sen. Teraz by�am uczciw� obywatel-
k�, zbyt grzeczn� na nocne pokazy, na bary kusz�ce widokiem na-
gich cia� wyginaj�cych si� nad kontuarem, zach�caj�ce klient�w do
��czenia si� w pary, pobudzaj�ce hormony.
�ycie sta�o si� niemo�liwe z powodu konsekwencji dzia�ania
naszych hormon�w. Wysad� w powietrze rafinerie, wywo�aj ska�e-
nie, niech to si� sko�czy. Rozwal zapory odgradzaj�ce ocean.
Zniszcz groble i niech Missisipi rozleje si� szeroko. Str�� odb�y-
�niki s�oneczne z orbity. Niech woda zaleje ziemi�, kiedy stopnie-
je pokrywa lodowa. Niech si� zmniejszy liczba ludzi.
By�am kiedy� wyznawczyni� technologii, ale to wymaga�o zbyt
wielkiej uczciwo�ci. Do zarz�dzania ekosfer� w skali mikro po-
trzebne jest idealne panowanie nad w�asnym ego.
Zrozumcie jednak, by�am przera�onym dzieckiem, uciekinie-
rem, dop�ki nie nauczy�am si� strzela�. Strzelaj�c z karabinu ka-
libru 410 sta�am si� mi�osierna dla swoich s�siad�w. Strzelba kali-
bru 12 nauczy�a mnie, �e zabijanie mo�e by� bolesne.
Sprzedawca w sklepie z artyku�ami erotycznymi i alkoholem
ze skrzywion� min� gapi� si� w ekran telewizora, gdzie trwa�a dys-
kusja pomi�dzy technopunkiem i katoliczk�. Zobaczy�, �e na nie-
go patrz�, i przybra� oboj�tny wyraz twarzy, ale dostrzeg�am, �e
kt�re� z uczestnik�w wzbudza jego niech��.
- Kto ci� wkurza?
- Wszyscy ideologowie - odpar�, postanawiaj�c nie intereso-
wa� si� r�wnie� moimi opiniami.
Kupi�am od niego wibrator, sztuczn� sperm� i butelk� szkoc-
kiej. Zwyczajna turystka, pragn�ca dobrej zabawy, nawet je�li,
w prawdziwie technologicznym stylu, wy��cznie we w�asnym towa-
rzystwie.
Wr�ci�am do pokoju i za pomoc� wibratora wyrzuci�am z sie-
bie nocne l�ki. Sz�am na lunch ospa�a jak po stosunku, ukojona
fa�szywymi wydzielinami. Zm�czona, nie chcia�am i�� daleko, zja-
d�am w drogim lokalu, p�ac�c kart� kredytow� zaprogramowan�
tak, by wymaza�a wszystkie dane trzy dni p�niej.
Jutro skontaktuj� si� z facetem, kt�ry przemyci mnie do rafi-
nerii. Je�li si� nie poka�e, rozwal� morsk� tam� i zatopi� miasto.
To jest misja samob�jcza, ale w ko�cu kim�e ja jestem, je�li nie
jeszcze jednym ludzkim p�atkiem �niegu?
W nocy by�am dzieci�c� bomb� eksploduj�c� przed og�upia-
�ym ze strachu gliniarzem. Miliony strz�pk�w cia�a nie wiedzia�y,
czy nale�� do mnie, czy do niego. Gdy ju� dosz�am do siebie, za-
cz�am rozmy�la�, czy potrafi�abym zostawi� samoch�d z bomb�
dyndaj�cy w gara�u, wrzuci� detonator do Missisipi, odej��.
Nie mog� pozwoli�, by w�ada�y mn� koszmary.
- Problem w tym, �e ludzie rozmna�aj� si� jak kojoty - rzek�
facet z rafinerii, podaj�c mi przepustk�. - Zabijacie nas dla dobra
�rodowiska, a my rozmna�amy si� jeszcze szybciej. - By� to niski,
szczup�y facet o czarnych w�osach i bladej cerze, b��kitnych
oczach i wydatnych wargach, urz�dnik z administracji, jak mi po-
wiedziano.
- Zabijam rop�, nie ludzi - powiedzia�am. -Je�li nie podoba
ci si� to, co robimy, dlaczego nam pomagasz?
Za�mia� si�, poklepa� mnie po d�oni.
- Nie b�dzie mnie tutaj.
- Nie b�dziesz wiedzia�, kiedy wejd� do �rodka - odpar�am,
rejestruj�c moje zdj�cie i nowe linie papilarne na karcie przepust-
ki, w tym samym momencie zdaj�c sobie spraw�, �e si� myl�. -
Nie z wyprzedzeniem.
- Nie z wyprzedzeniem - powt�rzy}. - A ty nie uciekniesz
przed wybuchem?
- Mo�e nie zd��� - odpar�am. - Chocia� czeka mnie jeszcze
sporo roboty. - Nie �ebym by�a kim� szczeg�lnym, ale szkolenie
nowego agenta musia�oby odby� si� kosztem innych operacji.
-Ja dostaj� za to pieni�dze - powiedzia� ma�y urz�das.
Nie podoba�o mi si� to. Czy powinnam zrezygnowa� z wyko-
nania zadania? Z drugiej strony jednak, gdyby przekupi�a go frak-
cja posiadaj�ca wi�ksze �rodki, czy powiedzia�by co� takiego?
By� mo�e. By� mo�e, powinnam skontaktowa� si� z przyw�d-
c� mojej kom�rki. By� mo�e, mia�am obowi�zek to zrobi�.
- Czy zdradzi�by� mnie za wi�ksze pieni�dze?
- Wy, luddy�ci, podobno jeste�cie m�ciwi.
- Nie obchodzi ci� sprawa?
- Troch� - rzeki.
Mo�e powinnam wysadzi� rafineri� w misji samob�jczej, �e-
by dosta� tego g�upca.
- A zatem nie zobacz� ci� wi�cej.
- Nie - odpar�. Pulchne wargi zal�ni�y lekko.
Wys�a�am zdalnie sterowany czujnik udaj�cy zasobnik kurier-
ski, chc�c sprawdzi�, czy kto� mnie nie �ledzi. Srebrny czujnik za-
wirowa� wok� w�asnej osi, zata�czy� mi�dzy drzwiami, skoczy� do
ty�u, potem przede mnie. Ca�a jego powierzchnia by�a wra�liwa
na fotony. Nic o sta�ej wielko�ci nie jecha�o za mn� ani r�wnole-
gle do mnie. Je�li ma�y urz�das pu�ci� farb�, mo�e �ledz� mnie
z wi�kszej odleg�o�ci. Zastanawia�am si�, czy nie wysia� bomb za
pomoc� zdalnego sterowania, ale podobno elektromagnetyczne
pole ogrodzenia zak��ci�oby wszelkie transmisje.
Samoch�d zsun�� si� z hak�w, stan�� na ko�ach. Zap�aci�am
got�wk� za gara�owanie i odjecha�am, nie szukaj�c �lad�w ewen-
tualnego myszkowania.
Od jak dawna populacja ludzka znajdowa�a si� poza granic�
wytrzyma�o�ci psychicznej? Od kiedy wynale�li�my kasty, by po-
dzieli� si� na pseudogatunki. Jecha�am wzd�u� dok�w, gdzie sta�y
rz�dy afryka�skich samochod�w, wala�y si� przer�ne pojemniki,
pi�trzy�y bele sztucznego jedwabiu. W tle wznosi�y si� wie�e pluj�-
ce w niebo b��kitnym ogniem, sterowane przez ludzi, kt�rzy stali
si� zawodami, tak by�my my, dziel�c ich w my�lach na operator�w
zawor�w ci�nieniowych, mechanik�w, kontroler�w zdalnego ste-
rowania, mogli zredukowa� ci�nienie ludzko�ci. Technologia za-
mienia ludzi w cz�ci maszyn. Nie my�lcie o nich jako o ludziach,
nie s� nimi.
Skaner le��cy na tylnym siedzeniu poinformowa�, �e co� o sta-
�ej obj�to�ci jedzie za nami. Zwolni�am, by sprawdzi�, czy wielka
ci�ar�wka mnie wyprzedzi. Wyprzedzi�a. Boczne okno zm�tnia-
�o i ukaza� si� na nim rysunek m�skiego cz�onka wy�aniaj�cego si�
spomi�dzy w�os�w �onowych ponad dwoma j�drami. Dotkn�am
pana Strzelby jad�cego obok mnie. Na oknie pojawi� si� napis:
B�D� TAKA, SUKO.
Hormony kierowcy kaza�y mu my�le�, �e jest kim� szczeg�l-
nym. Ci�ar�wka pop�dzi�a dalej. Skaner wola�by chyba by� otwar-
ty na wszystkie strony. Jecha�am wzd�u� delty Missisipi, na jej za-
chodnim brzegu, ku niebezpiecze�stwu. Znalaz�am skr�t do rafi-
nerii i podjecha�am pod bram�. Przepustka by�a w porz�dku. Za
d�ugim budynkiem z blachy falistej wysiad�am z samochodu i mu-
sia�am na moment oprze� si� o mask�. Mia�am wra�enie, �e mo-
je wyczerpane mi�nie dr�a�y od wielu godzin, aja nie by�am tego
�wiadoma.
Dalej. �ci�gn�am plastykow� tapicerk� i wsun�am j� po-
mi�dzy �cian� i nie przystrzy�ony �ywop�ot. Samoch�d zostawa�
na miejscu. Mia�am by� podj�ta przez innego cz�onka kom�rki.
Powiedziano mi: �Przejd� z powrotem przez bram�, w razie cze-
go m�w, �e mia�a� k�opoty z silnikiem. Nie zatrzymuj si�, wyj-
dziemy ci na spotkanie. �adunek wybuchowy zniszczy ca�� rafi-
neri�".
Poczu�am wszechobecny smr�d, gorszy od zapachu oleju
z krematorium, tego t�uszczu z przedludzkich czas�w. Wyci�gn�-
�am zatyczk� przytrzymuj�c� kolczyk w moim uchu, wypchn�am
kamyk z oprawki. Ustawi�am czas eksplozji na pi�� godzin, po
czym wcisn�am zapalnik w materia� wybuchowy.
Postanowi�am wyjecha� samochodem. W razie jakich� proble-
m�w przy bramie b�d� mog�a wydosta� si� szybciej.
Xhoshiba nie chcia�a ruszy�. Przelecia�o mi przez g�ow�, czy
nie powinnam zmieni� ustawienia zapalnika i wylecie� w powie-
trze razem z ca�� rafineri�. Ale nie, musimy wiedzie�, czy zostali-
�my zdradzeni. Pu�ci�am si� biegiem do bramy. Je�li maj� mnie
schwyta�, b�agam, niech to b�d� oficjalne s�u�by, a nie zgraja tech-
nopunk�w. Musz� prze�y�, �eby dowiedzie� si�, co posz�o �le.
Zawr�ci�am po strzelb�, a wtedy kto� powiedzia� przez me-
gafon:
- Nie ruszaj si�. - Otoczy�y mnie �wiat�a. - R�ce do g�ry, po-
woli.
By�am p�atkiem �niegu, topniej�cym w blasku �ukowych re-
flektor�w. Z megafonu pad�o pytanie:
- Czy chcesz u�y� zestawu samob�jczego?
- Nie. - Blask lamp przebija� si� przez moje zamkni�te po-
wieki.
- Zosta�a� zrobiona w konia.
- Poka�� wam, gdzie jest �adunek - powiedzia�am. Je�li to zro-
bi�, mo�e prze�yj�. Albo umr�, zmieniaj�c czas eksplozji na teraz.
Koszmar, prawda? Nie by�am w stanie si� poruszy�. Koszmary przy-
gotowa�y mnie na t� chwil�.
- Zosta� tam, gdzie jeste� - us�ysza�am z megafonu.
Z blasku wy�oni� si� m�czyzna. �wiat�a przygas�y. Wykr�ci� mi
ramiona do ty�u i sku� kajdankami, po czym rozci�� mi ubranie.
Stanie nago w tym o�lepiaj�cym blasku by�o wystarczaj�co nieprzy-
jemne, ale fakt, �e obna�ono mnie w zu�ytym i pomarszczonym
ciele, by� jeszcze gorszy.
- Odsu� si� - poleci�.
Dwaj inni m�czy�ni pospiesznie zabrali moje rzeczy.
- Poka�� wam, gdzie jest semtex � powiedzia�am.
- Po pierwsze, semtex od dawna jest przestarza�y, a po dru-
gie, tw�j zapalnik z kolczyka jest elektromagnetycznie nieczynny.
Gdzie zostawi�a� �adunek? I jak mia�a� zamiar si� st�d wydosta�?
- Autostopem. Samoch�d nie chcia� ruszy�. - Kto zdradzi�
kogo?
- Samoch�d - rzek� facet. - Bomba jest w samochodzie, ale
na wszelki wypadek ubranie te� w��cie do �rodka. I zje�d�amy
st�d.
Cholera, zwabiono mnie do fa�szywej rafinerii. Mia�am na-
dziej�, �e przynajmniej wybuch b�dzie znacz�cy.
Spoza �wiate� odezwa� si� g�os:
- To ma�a atom�wka. Ekipa saperska w drodze. Ewakuuje-
my si�.
- Nie mam �adnego ubrania - powiedzia�am. M�czy�ni, kt�-
rzy wy�onili si� z blasku, wzi�li mnie pod ramiona i poci�gn�li.
Pomy�l, �e to operacja, powiedzia�am sobie, pokroj� ci� dla do-
bra sprawy. Ale ukryte w g��bi mej duszy wyg�odzone dziecko na
scenie erotycznego pokazu, twarz� w twarz z m�czyznami zbyt l�-
kaj�cymi si� zaka�enia, by robi� co� poza ogl�daniem cipy, niena-
widzi�o mojej nago�ci.
Koszmary, co pr�bowa�y�cie mi powiedzie�?
Wyl�dowa� �mig�owiec transportowy. Zosta�am wepchni�ta do
�rodka. Wystartowali�my z maksymaln� pr�dko�ci�. Gdy stra�nicy
wci�gn�li mnie do przedzia�u na tyle, ujrza�am ma�ego urz�dasa,
ubranego teraz w garnitur z odznak� prywatnej firmy ochroniar-
skiej w dziurce od guzika.
- Przytrzymajcie j� - powiedzia�. - Musimy znale�� jej zestaw
samob�jczy.
- Dajcie mi jakie� ubranie, a powiem wam, gdzie on jest � rze-
k�am.
Zestaw samob�jczy nie znajdowa� si� w mojej pochwie, gdzie
fa�szywy urz�dnik zanurzy� palce.
- Czy sutki s� prawdziwe? - zapyta�. �cisn�� jeden z nich, po
czym si�gn�� g��biej we mnie, rozpychaj�c si� palcami. Pragn�-
�am, �eby by� skaleczony, a ja zara�ona.
Jako pi�tnastolatka wyst�powa�am w erotycznych przedstawie-
niach za pieni�dze. Wiedzia�am, �e wytrzymam.
- To pra