6975
Szczegóły |
Tytuł |
6975 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6975 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6975 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6975 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Graham Masterton
Wizerunek z�a
Prze�o�y� Pawe� Korombel
Zysk i S-ka Wydawnictwo
Tytu� orygina�u Picture ofEvil Copyright � 1985 by Graham Masterton
Copyright � 1997 for the Polish translation by Zysk i S-ka Wydawnictwo s. c.,
Pozna�
ISBN 83-7150-176-5
Zysk i S-ka
Wydawnictwo s.c.
ul. Wielka 10,61-774 Pozna�
fax 526-326
Dzia� handlowy tel./fax 532-751 Redakcja tel. 532-767
Printed in Germany by Elsnerdruck-Berlin
Boullion, 12 stycznia
Gdy tylko zobaczy� j� stoj�c� pod lipami z podniesionym kciukiem i nylonowym
czerwonym plecakiem opartym obok o barierk�, od razu dostrzeg� w niej
potencjaln� ofiar�. Przejecha� jeszcze dziesi�� czy dwadzie�cia jard�w, a potem
skierowa� wielk�, czarn� limuzyn� Yanden Pl�s do kraw�nika.
Siedzia� bez ruchu, nie wy��czaj�c silnika i �ledz�c j� we wstecznym lusterku.
Widzia�, jak podnosi plecak, robi dwa, trzy kroki w jego kierunku i waha si�,
najwidoczniej niepewna, czy to ze wzgl�du na ni� si� zatrzyma�. �liczna,
pomy�la�. Idealna.
By� mglisty, widmowy poranek. Poni�ej por�czy paruj�c, cicho p�yn�a rzeka
Semois. Ruiny starych zabudowa� Boullion, wznosz�ce si� po obydwu brzegach,
oblepia�y stoki wzg�rza jak porzucone gniazda jask�ek i wron. W Ardenach, w
pobli�u granicy francuskiej, by� stycze�. Czas wilgotnych li�ci, ociekaj�cych
wod� drzew i dzwoni�cej w uszach ciszy. Czas, w kt�rym chmury wisia�y tak nisko,
�e �atwo by�o uwierzy�, i� reszta �wiata znikn�a ze szcz�tem.
Z plecakiem obijaj�cym si� o rami� dziewczyna bieg�a w jego stron�. Ze z�otej
papiero�nicy wyj�� papierosa, ale nie zapala� go. Kiedy zbli�y�a si� do
samochodu, opu�ci� szyb� i czeka�. W porannym powietrzu unosi�a si� ostra wo�
w�dzonych mi�s, tytoniu i rzecznej wody.
� Merci monsieur.�Dziewczyna oddycha�a ci�ko. � Je suis en voyage h Liege.
� A Liege? � U�miechn�� si�.
Cho� siedzia� w samochodzie, mog�a dostrzec, �e jest wysoki. Ponad sze�� st�p
wzrostu. Mia� ko�cist�, arystokratyczn� twarz. Siwe, odrzucone do ty�u w�osy,
wpadni�te policzki, ci�kie powieki. W�skie, subtelne usta. Nosi� jeden z tych
szarych, szytych na miar� garnitur�w, kt�re wygl�da�y, jakby zaprojektowano je
specjalnie z my�l� o w�a�cicielach luksusowych w�oskich hoteli. Jego blado-
kremowa koszula nale�a�a do kategorii �bielizny dla d�entelmen�w". Na szczup�ym
lewym nadgarstku zegarek Piaget, tak p�aski i niepozorny, �e musia� by�
nieprawdopodobnie kosztowny.
� Allez-vous a Liege? � spyta�a dziewczyna.
M�wi�a z ameryka�skim akcentem i teraz, kiedy znalaz�a si� blisko niego, wida�
by�o wyra�nie, jak ameryka�ska by�a r�wnie� jej uroda. W�osy ciemnoblond,
zaplecione w warkoczyki; szeroko otwarte oczy w kolorze lazuru; usta o pe�nych
wargach, jednocze�nie niewinne i prowokuj�ce; zdrowe, bia�e z�by. By�a m�odsza i
drobniejsza, ni� to mu si� pocz�tkowo wydawa�o, cho� pod wiatr�wk� z ��t�
podszewk� dostrzega� kr�g�e kszta�ty, kt�re zawsze robi�y na nim nieodparte
wra�enie.
� Amerykanka? � spyta�.
� Tak � odpar�a, patrz�c na niego z ciekawo�ci�, gdy� jego akcent r�wnie� by�
ameryka�ski. Ostro, wyra�nie modulowane sp�g�oski z lepszych okolic Nowej
Anglii. Mo�e Cap Code albo wiejskie okolice Connecticut.
� A pan? Jest pan Amerykaninem, je�li wolno spyta�?
� Prosz�, wsiadaj. Nie zawioz� ci� a� do Lidge, ale mog� podwie�� ci� do
Rochefort, a stamt�d �atwo b�dzie ci co� z�apa� dalej.
� Ratuje mi pan �ycie � podzi�kowa�a dziewczyna. � My�la�am, �e b�d� tu sta�a do
ko�ca �wiata.
Pochyli� si� i otworzy� drzwi. Wrzuci�a plecak na tylne siedzenie i wsiad�a.
� Dzi� rano uda�o mi si� wreszcie wyk�pa� i umy� w�osy � powiedzia�a.
� Aha � odpar�. On sam roztacza� zapach wody kolo�skiej Chrystiana Diora.
� Jaki wspania�y stary samoch�d � zauwa�y�a, gdy zatrzasn�� drzwi. � Wystarczy
spojrze� na desk� rozdzielcz�. Prawdziwe drewno.
� To limuzyna Yanden Pl�s Princess � wyja�ni�. � Zosta�a wykonana w latach
sze��dziesi�tych dla ksi�cia Luisa de Rochelle. Od czasu do czasu pozwala mi z
niej skorzysta�, kiedy mam ochot� pokr�ci� si� tu i tam.
� Przyja�ni si� pan z ksi�ciem?
Tym razem jego u�miech by� nieco enigmatyczny.
� Przez wi�kszo�� lat po wojnie moja rodzina i ja zajmowali�my cz�� jego zamku.
On sp�dza czas g��wnie na po�udniu Francji, wi�c nie widujemy si� z nim zbyt
cz�sto. Lubi hazard, rozumiesz. Odziedziczy� zbyt wiele, �eby wysz�o mu to na
dobre, i teraz nie potrafi si� powstrzyma� od szastania pieni�dzmi.
Ruszy� od kraw�nika, nie w��czaj�c migacza. Silnik zaj�cza� g�o�no, kiedy
zbli�ali si� do rozjazdu po zachodniej stronie mostu w Boullion.
� Powinienem si� przedstawi� � powiedzia�, wyci�gaj�c d�o�. � Jestem Maurice
Gray.
. � A czy ja powinnam pana zna�? � spyta�a dziewczyna. Kierowca przedstawi� si�
takim tonem, jakby to by�o oczywiste.
� Nie, oczywi�cie, �e nie � odpar�. � Jestem dzieckiem Ameryki, ale zbyt d�ugo
�y�em na obczy�nie, aby ktokolwiek mnie pami�ta�. W�a�nie zesz�ego tygodnia
przeczyta�em w �Timesie", �e odszed� m�j ostatni znajomy z dawnych lat.
Dziewczyna ju� mia�a zaprzeczy�, �e wcale tak staro nie wygl�da. Mo�e na
pi��dziesi�t pi��. Najwy�ej na sze��dziesi�tk�. Ale potem uzna�a, �e lepiej
b�dzie pomin�� milczeniem jego uwag�, wi�c tylko u�miechn�a si�, kiwn�a g�ow�
i powiedzia�a:
� C�, tempus fugit.
Uwa�a�a ten zwrot za beznadziejny komuna�, ale lepsze to ni� powiedzenie czego�
k�opotliwego. Jej matka zawsze m�wi�a k�opotliwe rzeczy, na przyk�ad prosi�a
doktor�w filozofii o porad� w sprawie swoich odcisk�w, i dziewczyna poprzysi�g�a
sobie, �e nigdy nie b�dzie do niej podobna.
� Jestem Alison Shrader. Bali State University w Muncie, Indiana.
� Prosz�, prosz� � powiedzia� Maurice Gray. � Muncie. Zna�em kiedy� okulist� z
Muncie. Zaraz po wojnie pope�ni� samob�jstwo.
Alison nie wiedzia�a, co ma na to odpowiedzie�. Min�li stary, kamienny most.
Rzeczna mg�a k��bi�a si� pod nim jak pe�ne �alu wspomnienia.
� Jad�a� co�? � spyta�.
Alison wskaza�a w kierunku przeciwleg�ego brzegu, na kt�rym usadowi�y si� dwie
czy trzy obskurne kafejki.
� Jad�am �niadanie w Cafe de la Citadelle � wyja�ni�a, wymawiaj�c t� nazw� takim
tonem, jakby m�wi�a o najwspanialszej restauracji w Belgii. � Kaszanka i
szklanka piwa. Pyszne. W ka�dym razie nie najgorsze. Jadalne.
Maurice Gray u�miechn�� si�.
� Mam nadziej�, �e wiesz, z czego robi si� kaszank�.
� Nie musi mi pan przypomina�. Ale to jest chyba po�ywne? Zreszt� nie sta� mnie
na nic innego. Staram si�, by moje wydatki nie przekracza�y stu pi��dziesi�ciu
frank�w dziennie.
� Godne pochwa�y. Mo�na �y� jak kr�l za sto pi��dziesi�t frank�w dziennie,
je�eli si� wie, gdzie jada�, i ma si� bogatych przyjaci�.
Jechali przez boczne ulice miasta; prowadzi� jedn� r�k�, a drug� si�gn�� po
papiero�nic�.
� Masz mo�e ochot� na papierosa?
� Nie pal�, ale prosz� si� nie kr�powa�.
� Nie, nie � powiedzia� Maurice Gray i schowa� papierosa. � Szanuj� prawa
niepal�cych.
� Jaka pi�kna papiero�nica.
� Tak � odpar� � da� mi j� ojciec przed moim wyjazdem do Sudanu. Widzisz, jedna
strona jest dok�adnie wypolerowana, mo�na jej u�ywa� jako heliografu.
Poruszy� papiero�nic� udaj�c, �e �le sygna�y Morse'a przez pustyni�.
� Wielb��dy... padaj�... przy�lijcie... szampana...
Zwolnili, bo zajecha� im drog� ha�a�liwy motorower, prowadzony przez starszego
m�czyzn�. Jego �ona, kt�ra ledwo mie�ci�a si� na baga�niku, trzyma�a obu r�kami
bagietki, seler i p�ta kie�basy.
� Naprawd� mieszka pan w zamku? � pyta�a Alison.
� Z przykro�ci� stwierdzam, �e niezbyt eleganckim. C�, niewiele ich zosta�o.
Wi�kszo�� z�upili kolejni naje�d�cy, a wiele z czasem po prostu si� rozsypa�o.
Nasz nie jest wyj�tkiem.
Opu�cili Boullion i pi�li si� teraz na wzg�rze, kieruj�c ku g��wnej drodze na
Lidge. Pola po obu stronach szosy zalega�a blada mg�a. Na srebrnej trawie pas�o
si� bia�e byd�o rasy fryzyjskiej, kt�re wygl�da�o, jakby zesz�o z pejza�y
Brueghla. Na szczycie wzg�rza sta� wielki pomnik ku czci ofiar drugiej wojny
�wiatowej � rdzewiej�ca kompozycja zespawanych ze sob�, abstrakcyjnie
przedstawionych mieczy i lemieszy. Naje�ona i prymitywna, we mgle robi�a
wra�enie symbolu poga�skiej bitwy.
� Czuj� si�, jakbym by�a tu na pielgrzymce � odezwa�a si� Alison.
� Na pielgrzymce? � spyta� Maurice Gray.
Obj�� spojrzeniem jej sp�owia�e d�insy i zab�ocone buty Care
8
Bears. Ze swym zadartym noskiem prezentowa�a klasyczny ameryka�ski profil.
Marilyn Monroe, Candice Bergen i Bo Derek zmieszane razem w koktajl pieg�w i
�wie�o�ci.
� Jakiego rodzaju? � zainteresowa� si�. � Ze wzgl�d�w sentymentalnych czy
naukowych?
. � M�j ojciec walczy� tu podczas wojny � powiedzia�a Alison. � Bra� udzia� w
bitwie o Bulge.
� Aha � mrukn�� Maurice Gray.
Jego oczy pozosta�y dziwnie martwe, jakby te s�owa nie wywo�ywa�y w nim �adnego
odd�wi�ku.
� Zosta� ranny podczas walk o Li6ge � wyja�ni�a Alison. � Pociskiem z
niemieckiego mo�dzierza, jak twierdzi�. Od�amki utkwi�y mu w m�zgu.
Koniuszkami palc�w dotkn�a lewej skroni, jakby wyczuwaj�c tam szrapnel.
� Oczywi�cie nie wiem, jaki by�, kiedy spotka� matk�. Zawsze opowiada�a, �e
umia� cieszy� si� �yciem. Ja pami�tam go zimnego i pe�nego rezerwy. Wygl�da� i
m�wi� tak, jakby my�lami by� gdzie� daleko. Nigdy nie powiedzia� gdzie. Mama
m�wi�a, �e kiedy wr�ci� z wojny, poczu�a, �e go straci�a. Jakby poleg�. Straci�a
m�czyzn�, za kt�rego wysz�a za m��. Zamiast tego mia�a kogo�, kto wygl�da� jak
jej m�� i m�wi� jak jej m��, ale nim nie by�. Chyba tylko dlatego postanowi�a
mnie urodzi�. Rozumie pan, pr�bowa�a �ci�gn�� go z powrotem z tego jakiego�
psychicznego oddalenia, w jakim �y�.
Maurice Gray milcza� przez chwil�. Potem podni�s� r�k� i odezwa� si� z lekkim
odcieniem ubolewania:
� Wojna przynios�a wiele tragedii. Jest normalne, �e zjawi�a� si� tu, �eby
uczci� je i upami�tni�.
Alison star�a ko�cem szalika zaparowan� swym oddechem szyb�.
� Ojciec ju� nie �yje. Umar� w zesz�ym roku. Czu�am, �e musz� zobaczy� miejsce,
gdzie zosta� ranny, miejsce, w kt�rym naprawd� by� sob�. My�la�am, �e to
otoczenie pomo�e mi go zrozumie�. Nie wiem. W jaki� niezrozumia�y spos�b
wyobra�a�am sobie, �e on tu nadal b�dzie. Czy to nie brzmi g�upio?
Maurice Gray potrz�sn�� g�ow�.
� Kim�e my jeste�my, aby pyta�, kt�ra cz�� istoty ludzkiej zdolna jest
przetrwa� d�ugo po tym, gdy minie jej czas?
� Mia�a ze mn� jecha� przyjaci�ka � powiedzia�a Alison �
ale potem zmieni�a zdanie. No, rodzice kazali jej zmieni� zdanie. Powiedzieli,
�e s� przeciwni uganianiu si� za upiorami. Maurice Gray u�miechn�� si�.
� Ci ludzie z Muncie w Indianie nie si�gaj� szczyt�w subtelno�ci, prawda?
� Dzi�kuj� za komplement, ja te� jestem z Muncie.
� Ale� oczywi�cie. Ale zawsze znajd� si� chlubne wyj�tki � czego jeste�
doskona�ym przyk�adem � kt�re potrafi� stawi� czo�o przes�dom.
Skr�cili z g��wnej szosy i jechali prost�, w�sk� drog� wiod�c� do Rochefort.
Dalej od rzeki mg�a zacz�a rzedn�� i przejrzyste promienie s�o�ca roz�wietli�y
pola, pomalowane na szaro stodo�y oraz ��te i bursztynowe drzewa.
� Czy zamek jest daleko st�d?
� Niedaleko � odpar�. � Jest na samym kra�cu ma�ej wioski o nazwie Ve"ves. Nie
s�dz�, aby� kiedy� o niej s�ysza�a.
Alison potrz�sn�a g�ow�. S�o�ce nagle wype�ni�o wn�trze samochodu i zal�ni�o na
wypolerowanej do po�ysku desce rozdzielczej z drzewa orzechowego.
� Jak przypuszczam, �pieszysz si� do Li&ge? � spyta� Maurice Gray.
� Niespecjalnie. Mam jeszcze tydzie� na Europ�.
� Ot� mam my�l.
� Jak�?
U�miechn�� si� do niej przepraszaj�co.
� Zastanawia�em si�, czy nie zechcia�aby� odwiedzi� mojego zamku i zje�� ze mn�
lunchu. Bardzo nie lubi� by� sam; dlatego zatrzyma�em si� i zaproponowa�em ci
podwiezienie. Uwielbiam towarzystwo i ciekaw� rozmow�. Ale nie czuj si� niczym
zobowi�zana. Je�li wolisz, odwioz� ci� wprost do Rochefort i nie b�d� mia�
�adnych pretensji.
Alison nie mog�a nie odwzajemni� mu si� u�miechem.
� Jest pan taki staro�wiecki. Nie m�wi� tego z�o�liwie. Uwielbiam to. Ale
pa�skie maniery s� jak... no, jak z filmu Przemin�o z wiatrem. Co� w tym stylu.
� C�, �y�em w Europie przez d�ugi czas. Podejrzewam, �e nie mog�em nie zarazi�
si� europejsk� galanteri�. Europejczycy to czaruj�cy ludzie.
10
Alison rozpi�a kurtk�. Maurice Gray ukradkowo zerkn�� w bok i dojrza� kr�g�o��
piersi pod bia�ym, mi�kkim swetrem oraz ostry b�ysk srebrnego krzy�yka.
� Prosz� wybaczy� to, co powiem, ale w tym samochodzie jest naprawd� gor�co.
. � Ogrzewanie mo�na nastawi� tylko na dwie pozycje: Antarktyd� lub Hades.
Alison roze�mia�a si�.
� Naprawd� chce mnie pan zaprosi� na lunch? Nie b�d� nikomu przeszkadza�?
� Komu mia�aby� przeszkadza�?
� Nie wiem. Nie ma pan s�u��cych albo kogo� takiego? Maurice Gray skin�� g�ow�.
� Tak, mamy s�u��cych. Ale mamy ich po to, aby nam s�u�yli. Nasze problemy w tym
wzgl�dzie nie przypominaj� k�opot�w ludzi w Stanach. Nasi s�u��cy s� ch�tni do
pracy i pos�uszni, tak jak to by�o za dawnych, szcz�liwych dni.
� No, je�eli to nie b�dzie przeszkadza�...
Maurice Gray podni�s� d�o�, jakby chcia� po�o�y� j� na udzie Alison, ale
powstrzyma� si� i cofn�� j�, k�ad�c z powrotem na kierownic�.
� R�cz� ci � powiedzia� niezwykle �agodnym g�osem � �e to absolutnie nie b�dzie
przeszkadza�.
Zaj�o im godzin�, nim dotarli do wysokiego masywu g�ruj�cego nad dolin� Mozy.
Zn�w nadci�gn�y chmury i niebo nabra�o szarostalowego koloru. Niemniej jednak
mieli st�d widok na ca�e mile wok�, jakby znale�li si� na dachu �wiata. Lasy,
pola, odleg�e g�ry i wiatr, kt�ry miota� kurzem w poprzek drogi.
Maurice Gray skr�ci� w prawo, w d� w�skiej drogi z drogowskazem �Veves". Po raz
pierwszy poczu�, �e Alison zaczyna mie� w�tpliwo�ci, czy dobrze zrobi�a,
przyjmuj�c jego zaproszenie na przeja�d�k�, u�miechn�� si� wi�c uspokajaj�co i
zanuci� par� takt�w szlagieru Le Pingre de Paris.
Droga wi�a si� w d�, w�r�d opadaj�cych z pochy�o�ci p�l. Szare niebo sta�o si�
tak mroczne, �e Maurice Gray musia� w��czy� �wiat�a. Zacz�o pada� i
przezroczyste krople rozla�y si� na przedniej szybie samochodu.
� Ojciec zawsze powtarza�, �e chcia�by tu wr�ci� � powie-
11
dzia�a Alison. � Ten kraj jest naprawd� dziki, czy� nie? Czuj� si�, jakbym
trafi�a w sam �rodek bajki. Wie pan, jak w �pi�cej Kr�lewnie, gdy wok� zamku
rozrastaj� si� kolczaste krzewy.
� Nie powinna� zbyt du�o czyta� � zauwa�y� Maurice Gray. � Czytanie jest
szkodliwe dla ducha. Pami�tasz, co kto� kiedy� powiedzia�: �Ci, co odczytuj�
symbole, czyni� to na w�asn� zgub�".
� Niezbyt rozumiem, co to znaczy.
� To znaczy, �e z badaniami tego, co ukrywa si� pod powierzchni�, zawsze wi��e
si� ryzyko.
Min�li Chlteau de Ve*ves, wysoki zamek z okr�g�ymi wie�yczkami, z kt�rego, jak
uwa�ano, czerpa� inspiracj� Walt Disney przy kr�ceniu Kr�lewny �nie�ki. Maurice
Gray powiedzia�, �e nie wyobra�a sobie Walta Disney a, w jego wytartym
garniturze i za szerokich spodniach, stoj�cego tu, w �rodku Arden�w, i
podziwiaj�cego ChS-teau de V6ves.
� Ci, co mieszkaj� w Hollywood, nigdy nie podziwiaj� niczego, zw�aszcza tego, co
stwarza obietnic� nie�miertelno�ci. Kiedy swym przekl�tym filmem po�kn� jak��
pi�kn� budowl� � zamek czy pa�ac � zniszcz� go r�wnie pewnie, jak gdyby zjawili
si� w nim z ekip� do wyburzania. To samo jest z lud�mi. Kogokolwiek sfilmuj�,
zabijaj� go r�wnie skutecznie, jakby zamiast kamery wymierzyli w niego
na�adowan� bro�.
� Naprawd� nie rozumiem, o co panu chodzi � powiedzia�a Alison.
Maurice Gray podni�s� palec.
� To bardzo proste. Tw�j obraz jest tym, czym ty jeste�. Pojmujesz to? Obraz, za
po�rednictwem kt�rego ukazujesz si� �wiatu � to ty. Jak my�lisz, dlaczego
tubylcy w Afryce tak si� bali fotografowania? Za tamtych dni wiedziano, �e
dzi�ki pr�no�ci jeste�my zabezpieczeni przed spojrzeniem sobie w twarz.
Wiedziano, �e za ka�dym razem, kiedy kto� maluje tw�j portret lub robi ci
zdj�cie, dos�ownie zabiera ci co�, co� z twego wizerunku, cz�� ciebie. Twoja
twarz starzeje si� nie od wewn�trz, nie ze staro�ci, ale z zewn�trz, poniewa�
korzystaj� z niej i wykorzystuj� j� inni. Twoja twarz starzeje si� dlatego, �e
jest ogl�dana czy fotografowana. Dalej mnie nie rozumiesz? C�, zrozumiesz.
Twoja twarz jest tym samym, co opona samochodowa�wybacz, prosz�, t� niefortunn�
metafor�. Zdzieraj� i niszczy wszystko to, o co si� otrze. Nie od wewn�trz, ale
12
od zewn�trznego tarcia. Jak my�lisz, dlaczego Arabki nosz� kwefy? Nie ze
skromno�ci, ale by uciec przed spojrzeniami innych, by zachowa� m�odo��.
� Naprawd� nie wiem. To znaczy, nie rozumiem. M�wi pan, �e ludzkie twarze
starzej� si� od tego, �e inni na nie patrz� i fotografuj�?
Maurice Gray zwolni�, a potem skr�ci� w prawo, pod g�r� stromej, wysypanej
lu�nym �wirem, cienistej drogi. Po lewej stronie, pod drzewami o nisko
zwisaj�cych ga��ziach, Alison zobaczy�a owce, pas�ce si� na nienaturalnie
zielonej trawie. Przed nimi otwiera� si� ciemny tunel z drzew. W zalegaj�cym tam
mroku Maurice Gray prowadzi� w�z ze swobod� zrodzon� z d�ugiego do�wiadczenia.
Wjechali na przestronny, wysypany bia�ym �wirem podjazd. Przed nimi wznosi� si�
pot�ny gotycki zamek z wielk� centraln� wie��. Pomi�dzy iglicami, wie�yczkami i
niebieskimi okiennicami wida� by�o co najmniej sto okien; na ni�szych pi�trach
rozmieszczono ca�ymi rz�dami wysokie francuskie okna, kt�re b�yszcza�y jak rt��
w mrocznym �wietle poranka. Musia�y znajdowa� si� tam westybule oraz sale balowe
i bankietowe.
Wra�enie by�o takie, jak gdyby wielki londy�ski dworzec kolejowy przeniesiono w
belgijskie lasy i postawiono na grzbiecie wysokiego wzg�rza, panuj�cego nad
romantycznym ogrodem z okr�g�ym stawem, tryskaj�c� fontann� i k�pami jesion�w.
Efekt okaza� si� r�wnocze�nie dramatyczny i onie�mielaj�cy: dzie�o cz�owieka,
kt�ry wyposa�ony w bogactwo i arogancj� usi�uje narzuci� wol� naturze. Z jakiej�
przyczyny, kt�rej nie by�a w stanie zrozumie�, Alison zacz�a czu� si�
osamotniona i nieszcz�liwa. Kiedy Maurice Gray zatrzyma� samoch�d przed
kamiennymi szarymi schodami, po�a�owa�a, �e brak jej odwagi, by poprosi� go o
podwiezienie z powrotem do g��wnej drogi, aby mog�a kontynuowa� podr� do Liege.
� To niewiarygodne � powiedzia�a, rozgl�daj�c si� wok�.
Maurice Gray sta� troch� dalej, z r�kami schludnie w�o�onymi do kieszeni
marynarki. Przypomina�y eleganckie listy, czekaj�ce na wys�anie. U�miechn�� si�
i powiedzia�:
� Podoba ci si�? Jest okropnie wulgarny. Ale chod�my zje�� lunch. Oprowadz� ci�
potem. Lubisz zaj�ca? Dziczyzna jest tu ca�kiem niez�a.
Weszli po schodach i wkroczyli do wielkiego, rozbrzmiewaj �ce-
13
go pog�osem holu, wy�o�onego �y�kowanym marmurem. Sta�y tam palmy w donicach i
zakurzona czerwona kanapa Chesterfield, ale ca�e to miejsce robi�o niemi�e
wra�enie opuszczonego.
Gumowe podeszwy but�w Alison zapiszcza�y na marmurze, kiedy obr�ci�a si� i
powiedzia�a:
� Mo�e lepiej darujmy sobie lunch. Dlaczego po prostu nie podwiezie mnie pan z
powrotem do szosy? Na pewno uda mi si� �atwo z�apa� stop do Liege. Nie musi si�
pan mn� ju� przejmowa�.
� Ale� wcale mi nie przeszkadzasz � powiedzia� Maurice Gray. � Nie czuj si�
onie�mielona tylko dlatego, �e wszystko jest tu tak przyt�aczaj�ce. Wejd�my na
g�r�, poka�� ci wie��. Jest naprawd� niezwyk�a.
� Czuj� si� skr�powana � powiedzia�a Alison. G�os Maurice'a Graya odbi� si�
echem.
� Nie masz powodu. Dlaczego mia�aby� by� skr�powana? Prosz�, chod�. � Roz�o�y�
szeroko r�ce i u�miechn�� si� do niej zach�caj�co. � Przecie� tylko zapraszam
ci� na lunch.
Alison nerwowo potar�a kciuk o z�by i nie odezwa�a si�.
� Prosz� � powt�rzy�.
Alison rozejrza�a si� po holu. W �wietle zmroku wida� by�o unosz�cy si� kurz.
Kurz, kt�ry musia� unosi� si� tu od wielu lat.
� Przepraszam, wszystko jest nie tak. Czuj� si�, jakbym si� narzuca�a.
� Ale� oczywi�cie, �e si� nie narzucasz � zapewni� j� Maurice Gray. Wyci�gn��
pi�knie utrzyman� d�o�. � Jak pami�tasz, to ja ci� zaprosi�em. Trudno wi�c m�wi�
o narzucaniu si�. Chod�. Przez ten czas m�g�bym ci pokaza� zamek.
� Chyba nie chc�. Wiem, �e to brzmi g�upio, ale jest tu co� takiego, �e naprawd�
czuj� niepok�j. Chyba nigdy nie pozna�am nikogo, kto by �y� w tak starym domu.
� Starym? � zdziwi� si� Maurice Gray. � Ten dom nie jest stary. Budowa
zako�czy�a si� zaledwie w jedenastym roku tego stulecia. Trudno przecie�
powiedzie�, �e to dawno. Nie czuj si� tak onie�mielona. Wiem, �e jest tu troch�
grobowo. Nikt z mojej rodziny � poza siostr� � za nim nie przepada, ale ona
zawsze mia�a mani� wielko�ci. Niemniej jednak jest to nasza siedziba, a w lecie
potrafi by� tu ca�kiem uroczo.
� Chyba zrobi�am b��d � powiedzia�a Alison, czuj�c ogarnia-
14
j�c� j� panik�. � Wola�abym si� st�d wydosta�. Prosz�. To moja wina, jestem
histeryczk�. Ale to wszystko jako� mnie przyt�oczy�o, rozumie pan, i naprawd�
wola�abym, �eby mnie pan zawi�z� z powrotem do g��wnej szosy.
� Bez lunchu? � spyta�. . � Prosz�. Nie jestem g�odna.
� Ale�, na lito�� bosk� � u�miechn�� si� Maurice Gray � ostatnia rzecz, jakiej
bym pragn��, to trzymanie ci� tu wbrew woli. Je�eli nie masz ochoty na lunch, to
w porz�dku, rozumiem. Zdaj� sobie spraw�, �e musia�em by� zbyt obcesowy.
Zechciej mi wybaczy�. Jestem samotny i znudzony i nie zada�em sobie trudu, aby
pomy�le�, jakie wra�enie mog� na tobie wywrze�, m�wi�c takie dziwne rzeczy i
sprowadzaj�c ci� do tego ponuro wygl�daj�cego zamczyska. Przepraszam. Zechciej
mi wybaczy�. Powiedz, �e mi wybaczasz.
� No, wybaczam � wymrucza�a niepewnie Alison.
� To wspaniale. Nie powinna� si� obawia� tego miejsca. Pozw�l, �e zabior� ci� na
wie��; jest tam cudownie.
� No dobra � powiedzia�a. � Ale gdzie s� pa�scy s�u��cy?
� S�dz�, �e w kuchni � rzuci� mimochodem Maurice Gray. Wszed� pierwszy przez
ogromne d�bowe drzwi do d�ugiego, wysokiego, wyk�adanego marmurem holu. Po
prawej stronie wielkie schody prowadzi�y na g�rne pi�tra. Na ka�dej �cianie
wisia�y portrety antypatycznie wygl�daj�cych ludzi, w strojach z dawnych epok.
� Rodzina de Rochelle � wyja�ni� Maurice Gray. � Nie ma �adnych zwi�zk�w z nasz�
rodzin�, musisz wiedzie�. Popatrz na ich ma�e, �wi�skie oczka. Trzeba wiek�w
sk�pstwa, aby mie� takie oczy. Rzek�bym, i� to najbardziej chciwa dynastia w
Europie.
Zacz�� wchodzi� odbijaj�cymi echo schodami i Alison nie mia�a innego wyboru,
tylko ruszy� za nim. Zauwa�y�a, �e obcasy jego w�oskich but�w s� wyglansowane do
po�ysku. Zatrzyma� si� na pierwszym pode�cie i pokaza� jej gablotk� pe�n�
porcelany z SeVres.
� Widzisz ten serwis obiadowy? Zosta� zrobiony dla Ludwika XVI. Czterysta
osiemdziesi�t pi�� sztuk, wszystkie r�cznie malowane.
Dotarli do drugiego podestu, kiedy otwar�y si� boczne drzwi i pojawi� si� m�ody
Belg. By� szczup�y i drobny; mia� spiczasty nos. W�osy stercza�y mu na czubku
g�owy jak grzebie� kakadu.
15
� Ach, Paul � powiedzia� Maurice Gray. � Zastanawia�em si�, gdzie si�
podziewasz. Ta m�oda dama jest zaproszona na lunch.
M�ody cz�owiek popatrzy� na Alison szarymi, wodnistymi oczami. Potem schyli�
g�ow� i odezwa� si� z mocnym flamandzkim akcentem.
� Oczywi�cie, panie Gray. Dam zna�, kiedy b�dziemy gotowi.
Alison poczu�a si� teraz du�o pewniej, kiedy wiedzia�a, �e nie jest sama z
Maurice'em Grayem. Znale�� si� w dziwnym, gotyckim zamku w �rodku belgijskich
las�w � to troch� za bardzo przypomina�o wst�p do filmu grozy. Chocia� usi�owa�a
przekona� sam� siebie, �e Maurice Gray jest cz�owiekiem absolutnie godnym
zaufania i �e wok� znajduje si� mn�stwo innych ludzi, czu�a si� dziwnie
nierealnie, kiedy pokonywali jeszcze jedn� kondygnacj� schod�w. Spozieraj�c
przez okna wie�y, widzia�a wysypany �wirem dziedziniec, �yw� ziele� ogrod�w i
niebo koloru atramentu. Samoch�d Maurice' a Graya, zaparkowany przy schodach,
wygl�da� jak zabawka.
� Mam tu pok�j tylko dla siebie � wyja�ni�. � To jedyne miejsce, w kt�rym mog�
za�y� samotno�ci.
� Ale ma pan fantastyczny widok � powiedzia�a Alison.
Dotarli do pokoju Maurice'a Graya. By� stosunkowo ma�y, nie d�u�szy ni�
dwadzie�cia st�p i nie szerszy ni� pi�tna�cie. Jego okna z szybami oprawionymi w
o��w wygl�da�y na zach�d, ku wzg�rzom, pomi�dzy kt�rymi p�yn�a Moza.
Wywoskowana d�bowa pod�oga by�a przykryta szaroniebieskim perskim dywanem.
�ciany by�y nagie, a umeblowanie sk�pe: d�bowe �o�e przykryte bia�� kap� z
brukselskimi koronkami, biurko i krzes�o.
� Jako� tu klasztornie, je�li mo�na tak powiedzie� � zauwa�y�a Alison.
Rozbawiony Maurice Gray potakuj�co kiwn�� g�ow�.
� S�dz�, �e masz racj�. Ale kiedy si� skosztowa�o wszystkich potraw, pi�o wina
wszelkich gatunk�w i do�wiadczy�o wszystkich rodzaj�w romantycznych uniesie� �
c� pozostaje, poza klasztorem?
� Mo�emy teraz zej�� na d�? � spyta�a Alison.
� Oczywi�cie. Ale najpierw pozw�l, �e ci poka�� widok z izby zegarowej.
Weszli teraz na ostatni� kondygnacj� schod�w, kt�ra wygl�da�a jak ciasna spirala
z ozdobnych metalowych pr�t�w. Echo ich krok�w rozbrzmiewa�o a� w holu u st�p
wie�y. Na szczycie znajdowa� si� ma�y,
16
ciemny pok�j, w kt�rym powoli tyka� mechanizm wie�owego, czterostronnego zegara
Z�bate ko�a, spr�yny i osie � wszystko to �agodnie b�yszcza�o od oleju. Tylko
jeden promie� �wiat�a przecina� pok�j , wpadaj�c przez szczelin� obserwacyjn�
obok wschodniej tarczy.
� Sp�jrz tu � zaproponowa� Maurice Gray. � B�dziesz oszo�omiona widokiem.
Alison pochyli�a si� i spojrza�a przez szczelin�. Nag�y promie� �wiat�a
za�wieci� jej w prawe oko �jak przy badaniach w gabinecie okulisty. Oko tak
niebieskie, jak polny chaber. Maurice Gray sta� za ni� z opuszczonymi r�koma i
lekko podniesionym podbr�dkiem: obraz m�czyzny daj�cego wyraz swej pysze w
ustroniu w�asnej izby zegarowej.
� Widz� fontann� � powiedzia�a Alison.
� A dalej?
� Stajnie. Przynajmniej to wygl�da na stajnie. Maurice Gray wyj�� z wewn�trznej
kieszeni n� o kr�tkim, szerokim ostrzu, kt�re b�ysn�o jasno, gdy go podnosi�.
� A co widzisz za stajniami?
� Sad, jak s�dz�. To grusze?
� Tak. Najlepszego gatunku williamsy. Mechanizm zegara tyka� i skrzypia�.
Maurice Gray zrobi� cicho krok do przodu. N� spoczywa� swobodnie w jego
otwartej d�oni.
� Prawie po�udnie � powiedzia�. � Je�li nie chcemy, �eby nam dzwoni�o w uszach
przez reszt� dnia, powinni�my zej�� na d�, zanim zegar zacznie bi�.
� A tam, przy murze, jest ogr�dek zielny? � spyta�a Alison.
Maurice Gray pochyli� si�, jak gdyby chcia� zerkn�� przez ma�e okienko, ale
zamiast tego pchn�� no�em Alison Shrader prosto w plecy. Ostrze wbi�o si� z
wyra�nym chrupni�ciem.
� Ach-ch-ch � odezwa�a si� przerywanym g�osem, a potem upad�a na zakurzon�
drewnian� pod�og�.
Maurice Gray sta� nad ni� przez moment. Zostawi� n� tam, gdzie utkwi� w
plecach. Pchn�� j� tak, aby sparali�owa�, nie zabi�. Wyci�gni�cie no�a
spowodowa�oby krwotok. Bardzo starannie wytar� palce, a potem pochyli� si�, by
dok�adnie przyjrze� si� jej twarzy.
By�a blada jak �ciana. �apa�a powietrze chrapliwie, p�ytko i nier�wno, jak kto�
n�kany koszmarem w g��bokim �nie. Mia�a szeroko otwarte oczy, ale nie by�a
zdolna wykona� ruchu.
17
� Prosz�, prosz�powiedzia� Maurice Gray. � Idealny cios.
Drzwi za jego plecami otworzy�y si�. By� to Paul; ju� wcze�niej zdj�� marynark�
i podwin�� r�kawy. Razem podnie�li Alison, Maurice Gray chwytaj�c za nogi, a
Paul za ramiona, i znie�li j� ostro�nie na d� spiralnymi schodami. Zaj�cza�a,
ale �aden z nich nie zareagowa�. Na zewn�trz zacz�� pada� deszcz. Krople
ha�a�liwie stuka�y o okna, jakby chc�c zwr�ci� na siebie uwag�.
� Znalaz�em j� w Boullion � wyja�ni� Maurice Gray. � Je�dzi�a sama stopem po
Europie. Przez dobre par� miesi�cy nikt nie zauwa�y, �e znikn�a; a do tego
czasu ka�dy, ktokolwiek j� widzia�, zapomni o niej.
� Panienka b�dzie zadowolona � powiedzia� Paul bez cienia szacunku w g�osie.
Zanie�li Alison do pokoju Maurice' a Graya i po�o�yli na perskim dywanie. Paul
zerwa� kap� z bia�ymi koronkami, ods�aniaj�c sztywne, chirurgiczne
prze�cierad�o. Przenie�li j� na ��ko i u�o�yli twarz� w d�, z r�koje�ci� no�a
nadal stercz�c� z ty�u jej ��tej wiatr�wki.
Maurice Gray pochyli� si� i spojrza� z bliska w twarz Alison. Odwzajemni�a mu
si� spojrzeniem pe�nym bezbrze�nego przera�enia. Co mi zrobili�cie? Co si�
sta�o? B�agam � nie mog� si� ruszy�. B�agam �nic nie czuj�. Maurice Gray
u�miechn�� si� i odezwa� do Paula:
� Czy wyobra�asz sobie, jakie to przera�aj�ce � sta� si� ca�kiem bezbronnym? �
Po czym zwr�ci� si� do Alison: � Nie przejmuj si�, moja droga, to wkr�tce si�
sko�czy. Wkr�tce spoczniesz w spokoju.
Paul rozsznurowa� jej buty Care Bears i postawi� je z dba�o�ci�, jeden obok
drugiego na pod�odze. Potem si�gn�� pod ni�, rozpi�� pasek, zamek b�yskawiczny i
zsun�� z niej d�insy i majtki. By�y poplamione i mokre�kiedy Gray pchn�� j�
no�em, straci�a kontrol� nad zwieraczami.
No�ycami przeci�li z ty�u wiatr�wk� i sweter, tak �e mogli je zdj��, nie
wyci�gaj�c ostrza. Poniewa� Alison nie nosi�a biustonosza, by�a teraz naga,
tylko z szyi zwisa� jej srebrny krucyfiks.
� Opatrunek � rzuci� Maurice.
Paul otworzy� g�rn� szuflad� biurka i wyj�� sterylny opatrunek. Maurice Gray
rozerwa� opakowanie i po�o�y� go na stole. Potem uj�� r�koje�� no�a i powoli
wyci�gn�� ostrze. Ciemnoszkar�atna krew natychmiast wyp�yn�a z rany i pociek�a
po obu stronach talii Alison,
18
ale Maurice szybko przy�o�y� opatrunek, przyklejaj�c go wok� miejsca
krwawienia.
� W porz�dku � powiedzia� bardziej do siebie ni� do Paula. � Mog� teraz prosi� o
narz�dzia?
Paul wyj�� ju� z drugiej szuflady ma�� mahoniow� kasetk� wy�cie�an� granatowym
aksamitem, w kt�rej spoczywa�y narz�dzia, i po�o�y� j� obok zbroczonego krwi�
no�a. Maurice Gray otworzy� j�. Spoczywa�y tam u�o�one rz�dami skalpele
chirurgiczne, klamry i ig�y do robienia szw�w. Bez wahania wybra� skalpel i uj��
go pomi�dzy palec wskazuj�cy i kciuk.
� Wszystkie by�y ostrzone dzisiaj rano � szybko wtr�ci� Paul, jakby w obawie
przed skarceniem. Maurice Gray obdarzy� go skrywaj�cym napi�cie, dwuznacznym
�miechem, po czym schyli� si� nad nagimi plecami Alison.
� Przynie� mi brandy. To zabierze mi godzin� czy dwie, maksimum.
� Czy chce pan co� zje��? � spyta� Paul. Maurice Gray spojrza� na niego z
nagan�.
� Oczywi�cie, �e nie, durniu.
Paul sk�oni� tylko g�ow�. By�o widoczne, �e w podobnych momentach czu�, i� mo�e
sobie pozwoli� na okazanie lekcewa�enia swemu chlebodawcy. W takich chwilach
Maurice Gray by� najs�abszy, jak ka�dy cz�owiek, gdy oddaje si� we w�adanie swym
najwi�kszym nami�tno�ciom.
Maurice pracowa� ze zr�czno�ci� maj�c� swe �r�d�a w d�ugotrwa�ej praktyce. Z
kasetki z narz�dziami wyj�� p�askie tr�jk�tne ostrze, wygl�daj�ce jak
chirurgiczna �opatka do tortu. Wsun�� je bokiem w naci�cie na plecach Alison i
powoli zacz�� podnosi� zewn�trzn� warstw� jej sk�ry. Robi� to systematycznie, ze
swego rodzaju elegancj�.
Paul powr�ci� godzin� p�niej i zapali� lampy przy ��ku, podczas kiedy Gray
cofn�� si�, pozwalaj�c sobie na chwil� oddechu.
� Naprawd� pi�kna, nie s�dzisz? � spyta� s�u��cego.
Alison mia�a pe�ne piersi, szczup�� tali�, a p�aska linia brzucha potwierdza�a
jej m�ody wiek. Maurice Gray roztar� mi�dzy palcami par� cienkich, jasnych
w�os�w �onowych, jakby rozciera� li�cie tytoniu.
� Naprawd� pi�kna. Trudno dopatrzy� si� skazy.
19
Potem pochyli� si� i kontynuowa� podcinanie i podnoszenie, a� w ko�cu mia� widmo
jej sk�ry � nieprawdopodobn�, przejrzyst� peleryn�, kt�ra kiedy� nale�a�a do
Alison Shrader.
Na zewn�trz zapada� zmrok. Deszcz uderza� mocno o okna. Maurice Gray by� zlany
potem i musia� wyj�� chusteczk�, aby otrze� twarz.
� Najlepsza z pa�skich wszystkich prac, monsieur�zauwa�y� Paul z szydercz�
uni�ono�ci�. Powtarza� to zawsze, za ka�dym razem.
� Prosz� zanie�� to mademoiselle � rozkaza� ostro Maurice. � Powiedz jej, �e
twarz b�dzie wkr�tce.
� Ale� oczywi�cie, monsieur � sk�oni� si� Paul. � Jak pan sobie �yczy, monsieur.
Kiedy Paul wyszed�, Maurice Gray pochyli� si� nad Alison i spojrza� jej w twarz.
Patrzy�a na niego bezrozumnie. Wiedzia�, �e jej cierpienia przekracza�y wszelkie
ludzkie wyobra�enia na temat b�lu. Gdyby� tylko potrafi� wyt�umaczy� jej bezmiar
w�asnego cierpienia. Jego i ka�dego cz�onka rodziny Gray�w. �ycie za �ycie,
sk�ra za sk�r�. Czu� autentyczne wsp�czucie, autentyczne wyrzuty sumienia. Ale
dopiero gdyby zdolna by�a poj��, jak� m�k� by�o jego �ycie, jak przera�aj�ce,
jak niepewne, jak przekl�te, wtedy mo�e wreszcie zrozumia�aby, dlaczego umiera w
takim b�lu... nawet je�li przy tym nie znalaz�aby w swym sercu i w duszy
przebaczenia. Westchn�� i zabra� si� do pracy nad jej twarz�.
Tylko raz jeszcze otworzy�a oczy. Zrozumia� zawarte w jej spojrzeniu przes�anie.
Kiwn�� g�ow� i u�miechn�� si�. Potem, wzi�wszy skalpel w jedn� r�k�, a drug�
przesy�aj�c jej poca�unek, ci�� szybko i g��boko po gardle.
Odst�pi� w ty�. Praw� d�o� mia� unurzan� we krwi. Tak powinien umiera� ka�dy,
pomy�la�. Niespe�na godzina potwornej udr�ki, a nast�pnie szybki koniec.
Cierpienia, kt�rych dozna�a, otworz� jej bramy niebios i zachowaj� od czy��ca.
Paul powr�ci�, nios�c bia�� serwet�, w kt�r� zawin�� sk�r� twarzy; potem znikn��
powt�rnie. Maurice Gray zszed� na pierwsze pi�tro do �azienki, aby umy� r�ce.
Krew �cieka�a po bia�ej ceramice umywalni. Patrz�c w lustro pomy�la�, �e wygl�da
na zm�czonego. Nie minie wiele czasu, a trzeba b�dzie znale�� kogo� nast�pnego.
P�n� jesieni� Cordelia zawsze musia�a rozgl�da� si� za �wie�ymi
20
lud�mi, on za� w �rodku zimy. To nu�y�o. I nios�o b�l. Ale c� innego mogli
pocz��?
Przycisn�� d�onie do twarzy w ge�cie medytacji. Jak�e ci�ko by�o mu d�wiga� te
wszystkie lata.
Ruszy� wzd�u� podestu schod�w, a� dotar� do biblioteki. By�o to ma�e
pomieszczenie, zwa�ywszy na rozmiary zamku, ciasno zastawione ksi��kami. Par� z
nich mia�o stare, sp�kane sk�rzane ok�adki, ale wi�kszo�� by�a wsp�czesna.
Prawie wszystkie dotyczy�y kwestii zachowania urody, kosmetyki i chirurgii. Ale
Maurice Gray nie spojrza� na �adn�. Zamiast tego podszed� prosto do rze�bionego
d�bowego sekretarzyka, stoj�cego w rogu, otworzy� go i wyj�� karafk� z brandy.
Nape�ni� kieliszek trz�s�cymi si� r�kami.
� �Ci, co schodz� pod powierzchni�, czyni� to na w�asn� zgub�" � zacytowa�,
m�wi�c do siebie. � �Ci, co odczytuj� symbole, czyni� to na w�asn� zgub�".
Podszed� do okna i spojrza� na tereny otaczaj�ce zamek. Opowiedzia� Alison
k�amstwa, rzecz jasna. Rzeczywi�cie, zamek nale�a� kiedy� do ksi�cia de
Rochelle, ale rodzina Gray�w kupi�a go przed laty, kiedy by� zniszczony,
opustosza�y, a dach zapad� si� w po�owie. Kt� wie, co ksi��� de Rochelle teraz
porabia? Prawdopodobnie jest martwy lub pijany albo na wp� martwy, na wp�
pijany. Maurice ' >ray prze�egna� si� i pomodli� nie wierz�c, �e B�g wybaczy mu
to, co musia� dzisiaj uczyni�.
Przez blisko dwie godziny siedzia� w bibliotece, podczas gdy Alison Shrader
le�a�a martwa na g�rze, a ofiara, kt�r� stanowi�a jej �mier�, by�a
zu�ytkowywana. Wypi� trzy du�e miarki brandy, zanim zacz�o mu tak szumie� w
g�owie, �e nie by� ju� pewien, czy zdo�a usta� na nogach.
W ko�cu, kiedy na zewn�trz zapad� mrok, a szyby wygl�da�y, jakby je zala� ciemny
atrament, us�ysza�, jak w korytarzach rozbrzmiewa muzyka z gramofonu. By�a
loArlezjanka Bizeta, jeden z ulubionych utwor�w Cordelii. Podni�s� si� z fotela,
a r�wnocze�nie w drzwiach biblioteki pojawi� si� Paul. Trzyma� po�yskuj�c�
szklank� wody mineralnej Perrier. Na ustach mia� lekcewa��cy u�miech.
� Panna Gray jest teraz gotowa przyj�� pana, monsieur � powiedzia�.
� Czy...?�spyta� Maurice Gray, wskazuj�c kiwni�ciem g�owy g�rny pok�j, w kt�rym
spoczywa�a Alison Shrader.
21
� Oczywi�cie, monsieur. Jak to jest powiedziane w Kr�lewnie �nie�ce? W
najg��bsze, najdziksze le�ne ost�py? Na pastw� dzikich zwierz�t?
Maurice Gray wzi�� z tacy perriera i �apczywie wypi� prawie ca�� szklank�. Potem
�agodnie, ale stanowczo odepchn�� Paula na bok i ruszy� korytarzem do pokoju
Cordelii. Zapuka� w d�bowe drzwi.
� Entrez! � odezwa�a si� Cordelia.
Otworzy� drzwi i wszed� do �rodka. Pok�j by� du�y, trzykrotnie wi�kszy ni�
biblioteka, ale kotary by�y szczelnie zasuni�te, tak �e panowa� w nim
nieprzenikniony mrok.
� Nie mogliby�my zapali� �wiat�a? � spyta� niecierpliwie. R�k� trzyma� na ga�ce
od drzwi.
� Jutro b�d� do ogl�dania. Kiedy wszystko si� u�o�y � powiedzia�a Cordelia.
� Ale czujesz si�... dobrze?
Zapad�a d�uga cisza. Wiedzia�, �e powiedzia� co� niew�a�ciwego; Cordelia by�a
rozdra�niona.
� To pi�kna sk�ra.
� Odpowiednia � odburkn�a.
� Nie jeste� chyba jednak niezadowolona? Podoba ci si�?
� Jest odpowiednia.
Maurice Gray wiedzia�, �e spieranie si� z Cordeli�, kiedy wpada�a w jeden ze
swych nastroj�w, mia�o niewiele sensu. Otworzy� szerzej drzwi i spyta�:
� Spotkamy si� przy �niadaniu?
Milcza�a przez d�u�szy moment. Potem powiedzia�a:
� Maurice, nie znios� ju� tego d�u�ej.
� Czego?
� Wiesz, co mam na my�li. Tego wygnania. Tej izolacji. Tego �ycia.
Maurice nic nie odpowiedzia�. S�ysza� ju� to wiele razy. I ju� wiele razy
t�umaczy� jej, �e ryzyko powrotu do domu jest zbyt wielkie, �e w Belgii
przynajmniej mog� walczy� o przetrwanie, nie nara�aj�c si� na ujawnienie. Ich
ofiary mo�na porzuca� w lesie, gdzie sk�adane w p�ytkie groby zostan� po�arte
przez dziki. Nieznane, nie odnalezione, zapomniane �jak oni sami.
� Jutro znowu porozmawiam z ojcem�powiedzia�a Cordelia.
� Niezaprzeczalnie masz do tego prawo.
22
� Na lito�� bosk�, Maurice, nie b�d� taki ob�udny. Jeste� moim bratem, nie
spowiednikiem.
� Usi�uj� by� twoim opiekunem. Znowu milczenie. Po chwili odezwa�a si�:
� Wiem. Przepraszam, ale naprawd� chc� pojecha� do domu. . � Wystarczy, �eby
rozpozna�a nas tylko jedna osoba. Stanie si� to, co poprzednim razem. Nie stanie
si�, je�eli b�dziemy mieli portret.
Maurice Gray spu�ci� g�ow� i powiedzia� ze spokojem, kt�ry bywa rezultatem
bezgranicznego rozdra�nienia:
� Wiesz r�wnie dobrze jak ja, �e nie ma cienia szansy, aby�my kiedykolwiek go
odnale�li. Zostali�my zdruzgotani, Cordelio. To jedyne okre�lenie. Zdruzgotani i
wygnani.
� Pojad� jeszcze raz do Luksemburga. B�d� rozmawia� z Eu-stachiem Rossim.
� Nie mog� ci tego zabroni�.
� Nie, nie mo�esz � odrzek�a. � A ja pojad�.
ROZDZIA� DRUGI
Nowy Jork, 12 stycznia
Powiedzia� Edwardowi, �e prawdopodobnie b�dzie z powrotem o pi�tej, najp�niej o
sz�stej.
� A przypu��my, �e kto� b�dzie chcia� co� kupi�? � spyta� Edward.
� Je�eli kto� b�dzie chcia� co� kupi�, sprzedasz mu to � wyja�ni� Yincent,
narzucaj�c na siebie granatowy p�aszcz.�To jest interes, rozumiesz. Nie muzeum.
Edward, wyra�nie nieszcz�liwy, rozejrza� si� po galerii.
� Mo�e powinienem zaczeka�, a� wr�cisz. W�a�ciwie prera-faelici nie s� moj�
najsilniejsz� stron�.
Yincent naci�gn�� czarne, sk�rzane r�kawiczki.
� Na mi�o�� bosk�, przecie� to tylko obrazki.
� No, chyba tak � przytakn�� Edward.
To by�o typowe dla Yincenta, okazywa� lekcewa�enie wobec dzie� sztuki z okresu
dojrza�ego wiktorianizmu, maj�cych warto�� siedemnastu milion�w dolar�w,
okre�laj�c je jako �obrazki". Cho-
23
dzi�o o trzech Rossettich, dw�ch Holman�w Hunt�w i niedawno znaleziony portret
Millaisa. Ale c�, Yincent pochodzi� z rodziny, kt�ra zajmowa�a si� kupowaniem i
sprzedawaniem dzie� sztuki na d�ugo przedtem, zanim Rossetti, Millais czy Holman
Hunt chwycili za p�dzel. Dziadek Yincenta upija� si� z Monetem, a pradziadek by�
przyjacielem Sisleya. Sam Yincent by� jednym z najbli�szych kompan�w Marka
Rothko i regularnie jada� lunch z Richardem Anuskie-wiczem.
Kiedy Edward otworzy� drzwi, �eby go wypu�ci�, ostry podmuch grudniowego zimna
wtargn�� do ciep�ego wn�trza galerii. Drzwi by�y zawsze zamkni�te na zamek:
ka�dy, kto chcia� wej�� do �rodka, �eby obejrze� obrazy, musia� nacisn��
najpierw dzwonek i zagl�da� z nadziej� przez zbrojon� szyb�. Na zewn�trz zawy�a
syrena, to tr�bi�a wielka ci�ar�wka. Wsz�dzie unosi� si� zapach zimy, spalin i
gor�cych bu�eczek.
� Prosz� tylko o jedno � powiedzia� Yincent � niech nikt na razie nie bierze
Millaisa. Dick jeszcze nie zd��y� go sfotografowa�. Aha, gdyby dzwoni� Aaron
Halperin, powiedz mu, �e podczas tego weekendu b�d� na wsi. Dosta�em dwa
Johnsony i chc�, �eby je oczy�ci�.
� Tak jest, komandorze. � Edward zasalutowa� podniesion� r�k�, a potem zamkn��
drzwi.
Sta� przy nich przez moment, obserwuj�c odchodz�cego Yincenta, a potem odwr�ci�
si� i spojrza� na obrazy wisz�ce na �cianach galerii, jakby by�y niesfornymi
dzie�mi, kt�re pozostawiono mu pod opiek�.
� Niech to szlag trafi�powiedzia�. Nie lubi�, kiedy zostawiano galeri� pod jego
wy��cznym nadzorem. Zawsze, gdy zostawa� sam, co� si� musia�o zdarzy�. Jak
ostatnim razem, kiedy pojawi� si� starszawy ira�ski emigrant i chcia� za jednym
zamachem kupi� czterech John�w Kanes�w, p�ac�c got�wk� i ��daj�c, aby
przywieziono mu je do hotelu taks�wk�. Taks�wk�, dobry Bo�e. A jeszcze
poprzednio, elegancko ubrany, siwow�osy m�czyzna, z pozoru zamo�ny i pozornie
przy zdrowych zmys�ach, z furi� zaatakowa� nagle parasolem oryginalny br�z Paula
Fairleya. Z jakich� przyczyn sztuka by�a nieodpartym magnesem dla ekscentryk�w,
a Edward zawsze musia� by� sam, kiedy ci ekscentrycy raczyli si� zjawi�.
Przez pierwsze p� godziny nikt nie przycisn�� dzwonka przy
24
drzwiach. By�o wczesne przedpo�udnie, mro�ne i zapowiadaj�ce deszcz ze �niegiem;
marny czas na sprzedawanie wielkiej sztuki. Pora po lunchu zawsze przynosi�a
wi�ksze obroty. Bogaci m�czy�ni wracali wtedy do hoteli z Four Seasons czy 21,
pe�ni dobrego jedzenia i jeszcze lepszego wina, pragn�c zaimponowa� tym pi�knym,
m�odym damom, kt�rych w og�le nie powinni zaprasza� na lunch.
Edward wszed� na pierwsze pi�tro galer. Zab�bni� palcami po por�czy antresoli.
By� szczup�ym, atletycznie zbudowanym m�czyzn� o kr�conych w�osach. Mia�
dwadzie�cia pi�� lat. By� ubrany w grafitowy garnitur z kontrastowo dobran�
kamizelk� i krawatem noszonym przez ch�opc�w z dobrych dom�w, kt�ry na pewno
wzbudzi�by aprobat� szefa dzia�u mody �Playboya". Mimo �e mia� klas� i by�
nieg�upi, zawsze sprawia� wra�enie, jakby w�a�ciwym dla niego strojem by� dres
do joggingu.
Edward by� �rednim z tr�jki rodze�stwa. Jego starszy brat od razu wszed� w
rodzinn� firm� brookersk�. M�odszy wyrodzi� si� kompletnie i pojecha� sprzedawa�
katamarany w San Diego. Ale Edward � g��wnie dlatego, �e nie potrafi� wymy�li�
nic innego, a tak�e poniewa� chcia� udowodni� ojcu, �e jest niezale�ny �jako�
znalaz� si� tu, w Galerii Sztuki Pearsona na Wschodniej Sze��dziesi�tej
Pierwszej Ulicy, z w�tpliwym tytu�em �samodzielnego kustosza". W istocie s�u�y�
Yincentowi Pearsonowi jako automatyczna sekretarka, maszynistka, ch�opiec do
bicia i �ywy kalendarz; by� cz�owiekiem do wszystkiego.
Edward lubi� sztuk�, szczeg�lnie impresjonist�w, ale sam by� pozbawiony talentu
tw�rczego. Gdyby jednak potrafi� sportretowa� t� zim� na p��tnie, u�y�by czystej
sadzy. W pa�dzierniku roztrzaska� doszcz�tnie swojego ukochanego dodge'a
chargera na New Jersey Turnpike. W listopadzie straci� narzeczon�: Laura
porzuci�a go dla barczystego, kr�pego, id�cego w g�r� jak rakieta prawnika,
kt�ry z wygl�du kojarzy� si� bardziej z arme�skim rze�nikiem ni� z gwiazd�
palestry. W dwa dni p�niej zosta� napadni�ty pod swoim domem i obrabowany ze
wszystkich kart kredytowych.
Kiedy tego rana kr��y� po galerii, czu� si� jak urodzony pod ca�� konstelacj�
z�ych gwiazd.
W�a�nie kiedy patrzy� na d� z antresoli pierwszego pi�tra, po raz pierwszy
zobaczy� t� kobiet�. Spogl�da�a na lewe okno wystawowe
25
galerii, w kt�rym, na artystycznie rzuconym kawa�ku szmaragdowego jedwabiu,
wyeksponowano ma�ego Holmana Hunta Amos i kosz letnich owoc�w.
By�a blada, ale nawet z tej odleg�o�ci � i nawet pomimo refleks�w �wietlnych
rzucanych przez zbrojone szk�o wystawowe � wydawa�a si� pi�kna. Mia�a na sobie
ciemn�, futrzan� czapk� i d�ugie futro. Jedn� d�oni�, tak bia�� i doskona�� jak
ze szkicu Leonarda, zaciska�a ko�nierz.
Edward obserwowa� j� przez chwil�. Wydawa�a si� dziwnie podniecona; odchodzi�a
od okna i wraca�a. Co chwila podnosi�a d�o�, jakby chc�c os�oni� oczy przed
blaskiem �wiate� galerii.
Oby tylko nie by� to kolejny wandal z ceg�� w torebce, westchn�� Edward. Nawet
gdyby nie uda�o si� jej rozbi� szyby okiennej, by�by zmuszony wezwa� policj�,
zgromadzi�by si� t�um � zeznania, szarpanina. Pewna kobieta zasmarowa�a ca�e
okno orzechowym tortem tylko dlatego, poniewa� uzna�a za �niestosowne" dwa
pomalowane na r�owo metalowe sze�ciany, nosz�ce nazw� �Akt�w nieoczywistych".
Ale ta kobieta nie zbli�a�a si� do okna i nie wyjmowa�a �adnych cegie� z
torebki. R�wnocze�nie jednak nie odchodzi�a, mimo zimna i t�umu potr�caj�cych j�
ludzi, kt�ry jak zwykle zape�ni� ulice w porze lunchu.
Po jakich� pi�ciu minutach Edward zszed� na d� do g��wnego pomieszczenia
galerii i zbli�y� si� do okna, aby lepiej si� jej przyjrze�. By�a wysoka � o
wiele wy�sza, ni� sobie to pocz�tkowo wyobrazi� � i uderzaj�co pi�kna. Mia�a
szczup��, szlachetn� twarz europejskiej arystokratki � mo�e Angielki, a co
bardziej prawdopodobne, Francuzki. Oczy mia�a du�e, o migda�owym wykroju i
ci�kich powiekach; usta by�y nieco rozchylone i Edward m�g� dostrzec b�ysk
troch� wysuni�tych g�rnych z�b�w. Z jakiego� powodu kobiety z takimi z�bami
zawsze robi�y na nim wra�enie; ka�da z nich wygl�da�a tak, jak gdyby prze�ywa�a
w�a�nie jak�� drobn� erotyczn� przyjemno��.
Patrzy� na ni� dalej, a ona r�wnie cz�sto zacz�a spogl�da� w jego stron�, ale
wyraz twarzy kobiety nie zdradza�, �e go dostrzega.
W ko�cu, kiedy ju� my�la�, �e zbiera si� do odej�cia, podesz�a do drzwi galerii
i nacisn�a dzwonek.
No dobra, pomy�la�, zaczynamy � oto Ekscentryczka Miesi�ca.
26
Zbli�y� si� ze swoim ciep�ym u�miechem samodzielnego kustosza i otworzy� drzwi.
Kiedy wchodzi�a do �rodka, poczu�, jak futro z norek musn�o mu d�o�.
Pieczo�owicie zanikn�� drzwi i obr�ci� si� do niej. By�a bardzo blada, g�ow�
trzyma�a wysoko i dumnie.
� Czy pan jest w�a�cicielem? � spyta�a pewnym siebie tonem, krystalicznie czyst�
angielszczyzn�.
� Jestem kustoszem. W�a�ciciel jest teraz nieobecny.
� Kiedy wr�ci?
� No c�, powiedzia�, �eby nie spodziewa� si� go przed pi�t�. U niego zwykle
oznacza to przed sz�st�.
� Ach, tak�powiedzia�a kobieta. A potem, ciszej: � Ach, tak.
Podesz�a z wolna ku najbli�ej wisz�cemu obrazowi. By�o to Wesele �
nieskazitelnie namalowane, nieskazitelnie powernikso-wane, warstwa po warstwie,
a� sta�o si� prawie nie do rozpoznania.
� Rossetti � orzek�a. Edward kiwn�� g�ow�.
� Mog� poda� pani cen�, je�eli jest pani zainteresowana. Podnios�a g�ow� i
rozejrza�a si� po innych obrazach.
� Doskona�y. Doskona�y zbi�r.
� Dzi�kuj� � przyj�� komplement Edward. Kobieta zmarszczy�a brwi.
� Nie chwali�am pana. Chwali�am artyst�w. To oni s� tw�rcami. Kolekcjonerzy
tylko kolekcjonuj�. A galerie � galerie s� jak przekupnie w �wi�tyni.
Edward uda�, �e go to nie obesz�o.
� Obawiam si�, �e prerafaelici nie s� moj� mocn� stron�. � Kiedy m�wi�, kobieta
obr�ci�a si� do niego ty�em. � Ja sam raczej siedz� w impresjonistach � doda�.
Odpowiedzia�a, nie odwracaj�c twarzy.
� Impresjoni�ci zawsze kojarzyli mi si� ze s�abo�ci�. Zajmuj� si� raczej
�wiat�em ni� form�. �wiat�o jest niczym; jest pozbawione tre�ci. Tylko sk�ra i
ko�ci maj� prawdziwe znaczenie. Cia�o i mi�nie.
� To interesuj�cy punkt widzenia � powiedzia� Edward, staraj�c si� by� uprzejmy.
Ta kobieta by�a przecie� bez w�tpienia bogata. Kto wie? Mog�a z�o�y� ofert� na
jednego z Hunt�w.
Pod��y� za ni�, z r�kami za�o�onymi do ty�u, kiedy sz�a wzd�u� p�kolistej
�ciany galerii, ogl�daj�c po kolei ka�dy obraz.
� Na g�rze � powiedzia� z nadziej� w g�osie � mamy nie
27
rozpoznanego wcze�niej Millaisa. Portret Wielkiego Collinsa, namalowany tu�
przed jego �lubem z Effie Ruskin.
� Tak � powiedzia�a kobieta i Edward odni�s� szczeg�lne wra�enie, �e ten portret
jest jej znany.
� Jest... � zacz��, wskazuj�c w kierunku antresoli. � Ma pani ochot� rzuci� na
niego okiem?
� Nie.
� Och�wymamrota� Edward. Nast�pi�a nieprzyjemna pauza. Po chwili spyta�: � Czy
interesuje pani� co� szczeg�lnego?
� Tak.
Zanim si� odwr�ci�a i spojrza�a na Edwarda, jeszcze raz uwa�nie przyjrza�a si�
obrazom.
� Waldegrave. Czy macie jakie� obrazy Waltera Waldegrave'a? Edward pochyli� si�
do przodu, jakby nie dos�ysza� wyra�nie.
� Waldegrave? Przepraszam...
� By� Anglikiem, urodzony w Londynie. Malowa� g��wnie pejza�e. Bardzo niewiele
portret�w. Ale istnieje jeden konkretny portret, kt�rego nabyciem jestem
szczeg�lnie zainteresowana.
� Mo�e go pani opisa�?
� Pi�� st�p szeroko�ci, trzy wysoko�ci. Bardzo ciemny portret, ukazuj�cy
dwunastoosobow� rodzin� w pracowni malarskiej udra-powanej czerwieni�.
Edward zarumieni� si� na moment, a potem powoli potrz�sn�� g�ow�.
� Przykro mi. Musi pani porozumie� si� z w�a�cicielem.
Czu� zak�opotanie i jaki� dziwny l�k. Zaraz nast�pnego dnia po podj�ciu pracy w
galerii Pearsona Yincent pokaza� mu magazyn, w kt�rym znajdowa�o si� dwie�cie
albo trzysta obraz�w z czas�w rozkwitu epoki wiktoria�skiej umocowanych na
wysuwanych wieszakach i przechowywanych w sta�ej temperaturze i wilgotno�ci.
Yincent pokaza� mu niekt�re z najlepszych, kilka nie b�d�cych niczym wi�cej ni�
zabawnymi kiczami, a tak�e par� z przeznaczonych na sprzeda�, wszystko jedno
komu za prawie ka�d� cen�, wreszcie takie, z kt�rymi rozsta�by si� bardzo
niech�tnie.
Kiedy jednak Edward zacz�� ogl�da� jakie� du�e malowid�o, Yincent podszed� i
schowa� obraz.
� To nie jest na sprzeda� � rzuci� ostro. � To nale�y do prywatnej kolekcji
Pearson�w.
28
Edward powt�rnie wysun�� je na par� cali.
� Rozumiem dlaczego � powiedzia