6954
Szczegóły |
Tytuł |
6954 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6954 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6954 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6954 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Joanna Chmielewska
Du�a polka
Na dmuchanym materacu, plecami do g�ry, le�a�o wielkie i grube cielsko. Przysz�o
i po�o�y�o si� kr�tko po obiedzie, po czym chyba zasn�o, bo nie poruszy�o si�,
nie zmieni�o pozycji, nawet nie drgn�o. Ludzie zacz�li schodzi� z pla�y,
zbli�a�a si� pora kolacji, na �pi�ce cielsko nikt nie zwraca� uwagi.
Widzia�am je z daleka od momentu, kiedy pad�o na ten materac. Nadmucha�o go
przedtem. Zauwa�y�am scen� tylko dzi�ki temu, �e wypatrywa�am mojego
g�upkowatego kuzyna w celu ukrycia si� przed nim, je�li przyjdzie na pla��,
gapi�am si� zatem w tamtym kierunku. Kuzyn nie by� podobny, prezentowa� si�
raczej chudo, wr�cz tyczkowato, ale to cielsko by�o takie wielkie i zwaliste, �e
a� mnie zaciekawi�o. Pomy�la�am nawet z zawi�ci�, �e problem noszenia ci�kich
walizek dla takiego pot�nego byka nie istnieje, wobec czego wszystkie ma pewnie
na k�kach. I by� to m�j jedyny wniosek, nic wi�cej nie przysz�o mi do g�owy.
Musia�am mie� za�mienie wzroku i umys�u. Poprzygl�da�am mu si� z du�ej
odleg�o�ci, a� nadmucha� i pad�, zamieraj�c w bezruchu, po czym wr�ci�am do
kuzyna.
P�niej, zapewne ju� po kwadransie, przenios�am si� bli�ej z dw�ch powod�w. Kuzyn
wylaz� z lasku na wydmach i ruszy� w moim kierunku. Dostrzeg�szy go, schowa�am
si� za cudzym parawanem. Przeszed� obok i uda� si� dalej, nie widz�c mnie na
szcz�cie, jednak�e miejsce pla�owe znalaz� sobie niezbyt odleg�e i ba�am si�,
�e w ko�cu mnie dojrzy. Szczeg�lnie �e �w cudzy parawan nale�a� do rodziny z
trojgiem dzieci, upiornie ha�a�liwych i ruchliwych, nasypa�y mi piasku na
g�ow�, za pomoc� ma�ej pi�ki wyrwa�y z r�ki ksi��k�, przejecha�y po nogach jakim� cholernym wiatraczkiem na k�kach, dar�y si�
przy tym przera�liwie tu� nad uchem i nawet bez kuzyna te� bym przy nich nie
wytrzyma�a. Ponadto dzieci przyci�ga�y uwag�, ka�dy na nie spogl�da�, kuzyn
�lepy nie by�, wreszcie by mnie wy�owi�.
W ten spos�b znalaz�am si� zaledwie o par� metr�w od cielska i na w�asne oczy
widzia�am, �e przez ca�y czas le�a�o samotnie i nieruchomo. Mog�o sobie le�e�,
nie moje kwiaty, by�o ju� troch� opalone, wi�c pora�enie mu nie grozi�o, a s�o�ce
na ba�tyckiej pla�y nie jest znowu takie dobijaj�ce.
Kicha�am na wczesn� kolacj�, nie zale�a�o mi, postanowi�am opu�ci� pla��
ostatnia, pilnuj�c tylko, kt�r�dy p�jdzie kuzyn, kt�ry na og� stosowa� si� do
godzin posi�k�w. Te antyrodzinne podchody india�skie musia�am kultywowa�, bo
inaczej dosta�abym ob��du.
M�j kuzyn, Zygmu�, nie po raz pierwszy zatruwa� mi �ycie. Zacz�� do�� dawno,
kiedy mia�am pi�tna�cie lat, on za� dziewi�tna�cie. Zakocha� si� we mnie, czysta
rozpacz, przysi�gam na kolanach, �e bez cienia wzajemno�ci. Nie podoba� mi si�
zupe�nie wyj�tkowo, niby normalny facet, �adnych odra�aj�cych szczeg��w nie
posiada�, ani zeza, ani zaj�czej wargi, ani nawet przesadnych pryszczy,
a jednak! Prawie patrze� na niego nie mog�am, on za� uparcie pr�bowa� chwyta�
mnie w obj�cia i nosi� na r�kach, nie kryj�c zamiar�w matrymonialnych. Nie
byli�my spokrewnieni, tylko spowinowaceni przez ma��e�stwa starszego pokolenia,
wi�c m�g� si� ze mn� �eni� ile chc�c, bez dyspensy, ale taka perspektywa ju�
wtedy budzi�a we mnie my�li na zmian�, to samob�jcze, to mordercze. Sama si�
dziwi�am, sk�d ten gwa�towny wstr�t. P�niej wysz�o szyd�o z worka, nerwicowiec, megaloman i w og�le p�g��wek, wi�d� mnie zapewne zdrowy instynkt.
Sk�onno�� ku mnie wcale mu z wiekiem nie przesz�a, a bliskie
powi�zania rodzinne stwarza�y okazje kontakt�w. W chwili bie��cej by� na etapie
wiary w siebie. Geniusz si� w nim objawi�, szala� w rozmaitych dziedzinach, a
wszystko co robi� nosi�o znamiona bosko�ci. Musia� mi oczywi�cie prezentowa�
dowody talentu, kt�re w��czy� ze sob� wsz�dzie, nawet na pla��, i koniecznie
mia�am czyta� pisma urz�dowe i r�kopisy w�asne r�nej tre�ci, w tym poezje.
Ratunku. I nagminnie �apa� mnie za �okie� albo za kolano, albo przyciska� do
m�skiej piersi. Z�o�liwy przypadek sprawi�, �e sp�dza� urlop akurat tutaj, gdzie
z istotnych powod�w znalaz�am sobie �wietne lokum i nie mia�am ani ochoty, ani
mo�liwo�ci odje�d�a� gdzie indziej.
Z Zygmusiem przy boku musia�abym chyba ca�e popo�udnie przesiedzie� w wodzie.
Ba�tyk to nie Polinezja, poza tym Zygmu� wlaz�by za mn� i w morskich falach
recytowa� swoje utwory, co drugie zdanie chwytaj�c mnie za nogi i ci�gn�c w
to�, uwa�aj�c to w dodatku za dowcip wysokiej klasy i przejaw b�yskotliwego
poczucia humoru. Nie mia�am potrzeby snu� �adnych przypuszcze�, robi� to,
dysponowa�am do�wiadczeniem.
Ludzie opuszczali pla��, jedna z ostatnich schodzi�a rodzina z trojgiem �ywych
dzieci. Zygmu� szcz�liwie wyby� wcze�niej. Cielsko wci�� le�a�o bez zmian i
prawie o nim zapomnia�am.
Odkrycia dokona� ten �redni, czteroletni ch�opczyk. Usi�owa�am przyr�wna� go do
czego�, ale nic r�wnie ruchliwego nie istnieje w przyrodzie. Mnie przypadkiem omin��, potkn�� si� kawa�ek dalej i zwali� na cielsko. Poderwa� si� z
wrzaskiem.
- Mama, zimne! Ten pan jest zimny! Ten pan jest lody! Ja chc� lody!
Rodzice zlekcewa�yli okrzyk, ale zimnym panem zainteresowa�a si� o rok starsza siostrzyczka, w pe�ni godna braciszka. Symuluj�c
potkni�cie, run�a na cielsko przy akompaniamencie piskliwego chichotu.
No i teraz ju� nie by�o si�y. Piskliwy chichot w mgnieniu oka przeistoczy� si� w
autentyczny wrzask trwogi.
- Tatusiu!!! Ten pan jest sztuczny!!! Ten pan jest mro�ony kamie�!!!
Nie tyle mo�e mro�ony kamie�, ile kompletny brak reakcji na dwoje kolejnych
dzieci, zaintrygowa� zar�wno rodzic�w, jak i dwie przechodz�ce obok osoby,
faceta i dziewczyn�. Tak�e mnie.
- Czy nie dosta� udaru? - powiedzia� facet, zatrzymuj�c si�. - Przepraszam
pa�stwa, jestem lekarzem.
- Niekt�rzy to maj� szcz�cie - odezwa�a si� zawistnie jaka� baba tu� za mn�. -
Byle co, a ju� doktor pod r�k�.
- Bo�e drogi, on jest rzeczywi�cie lodowato zimny! - wykrzykn�a r�wnocze�nie
mamusia Ruchliwych dzieci, macaj�c plecy nieruchomej figury. -Ma�gosiu,
Grzesiu, odejd�cie!
Ma�gosia i Grze�, gdyby mogli, rozszarpaliby mro�onego pana na drobne kawa�ki
w�asnymi R�czkami i z�bkami. Najm�odszy braciszek rwa� si� do pomocy z r�k
mamusi.
- Prosz� mi pom�c - zwr�ci� si� energicznie lekarz do tatusia dzieci. - Trzeba
go odwr�ci�!
Dusza powiadomi�a mnie o stanie faktycznym, zanim jeszcze doktor wyg�osi� swoj�
opini�. Przelotnie zaciekawi�am si�, jaki te� jest teraz pogl�d na szcz�cie owej
zawistnej baby za mn�. W niewielkiej odleg�o�ci r�s� ju� kr�g ludzi, kt�rych,
zdawa�oby si�, prawie wcale na pla�y nie by�o.
By� natomiast prawdziwy trup, le��cy par� metr�w ode mnie. Mog�am wsta�,
wypu�ci� powietrze z materaca i p�j�� sobie, taki du�y i gruby trup to �aden
widok. Nie uczyni�am tego z grzeczno�ci. Osoba, kt�ra sp�dzi�a par� godzin w
blisko�ci zw�ok, z natury rzeczy musi by� jednostk� podejrzan� lub te� cennym
�wiadkiem, gliny musia�yby mnie szuka�, niepotrzebnie marnuj�c czas, niech ju�
mnie maj� pod r�k�. On m�g� umrze� na serce, ale okoliczno�ci
wymagaj� dochodzenia.
- Nieprzyjemna sprawa - powiedzia� lekarz, marszcz�c brwi. - Trzeba wezwa�
policj�. Stwierdzam, �e nie �yje, a w og�le jestem na urlopie.
Karetka do przewo�enia zw�ok i gliny nadjecha�y r�wnocze�nie. Ca�e te trzy
kwadranse sp�dzi�am nie ruszaj�c si� z miejsca, tyle �e w�o�y�am kieck� i z
materaca zrobi�am fotel.
Doktor odes�a� swoj� dziewczyn� i zaczeka� przy
nieboszczyku.
Policja zachowa�a si� w�a�ciwie, przyjecha�a z fotografem, pstrykn�li zdj�cia.
Zauwa�yli mnie od razu. Komendant podszed� zaraz po kr�tkiej konferencji z
doktorem.
- To formalno��, prosz� pani, znam pani�, ale mo�e ma pani dow�d? I mo�e zna
pani denata? Chocia�by z widzenia?
Dow�d i prawo jazdy mia�am przy sobie, podnios�am si�, dla formalno�ci podesz�am
i spojrza�am, bez �adnych z�ych przeczu�. Dozna�am szoku i omal r�wnie� trupem
nie pad�am.
Jezus kochany, Gawe�!!!
*
* *
*
*
* Pani sama dobrze wie, �e ojciec wytrzymywa� tropikalne upa�y bez mrugni�cia
okiem - powiedzia� do mnie dziko zdenerwowany syn Gaw�a, Jacek. - Jakby go mia�
szlag trafi� od s�o�ca, to nie tu, tylko na takiej Florydzie. Albo w Casablance.
W Brazylii, do cholery! Nic mu nie by�o, dba� o siebie, ci�nienie w normie,
serce jak dzwon! Co tu si� sta�o, od czego, do diab�a, cz�owiek mo�e umrze�
nagle bez �adnej katastrofy?!
- Od morderstwa- odpar�am ponuro. -Nie chc� ci wmawia�, ale nie widz� innego
powodu. Samob�jstwo mu nie le�a�o w charakterze.
-A oni tu co?
- A oni zrobi� sekcj�, bo w takich wypadkach zawsze robi�. Nie tu, w Nowym
Dworze. Przyznam ci si�, �e zna�am twojego ojca i te� si� dziwi�.
- Ze�ar� co�?
- Mo�liwe. Lubi� ryby.
- To ja tam lec�. Sekcj� mo�na zrobi� r�nie, porz�dnie i na odpierdol.
Przypilnuj�.
Polecia�. Zosta�am sama, nie�le wytr�cona z r�wnowagi i przede wszystkim
zastanowi�am si�, dok�d by tu p�j��, �eby mnie Zygmu� nie dopad�. Koniecznie
chcia�am troch� pomy�le�.
Nie podoba�o mi si� to zej�cie Gaw�a na pla�y o par� metr�w ode mnie. Zna�am go
od przesz�o trzydziestu lat i ca�y czas lubi�am, chocia� w ostatnim okresie
widywa�am rzadko. Niegdy� wy�wiadczyli�my sobie wzajemnie du�e przys�ugi i na
zawsze pozostali�my w zwyczajnej przyja�ni.
Nie rozpozna�am go z daleka, bo nie by� moim gachem i nigdy w �yciu nie
ogl�da�am go bez odzie�y, w samych k�piel�wkach, a do tego w czapeczce z
daszkiem. G�owa bez czapeczki, by� mo�e, wpad�aby mi w oko. Potem, kiedy ju�
znalaz�am si� bli�ej, le�a� plecami do g�ry, a jego plec�w te� osobi�cie nie
zna�am, pomijaj�c ju� to, �e wielu rzeczy mog�am si� spodziewa�, ale nie Gaw�a w
Krynicy Morskiej. Urlopy sp�dza� w kurortach egzotycznych i nie zdziwi�by
mnie jego widok w Rio de Janeiro, w Miami, w Biarritz, w Palermo. Nie tu!
Dziwnie jako� umar�.
W dodatku powody, dla kt�rych sama przebywa�am w tak swojsko sielankowym
miejscu jak Krynica Morska, wcale nie by�y r�wnie sielankowe. G��wn� przyczyn�
mojej lokalizacji by�a presja moralna.
Presj� wywar� na mnie niejaki Bodzio, z kt�rym ju� dawno mia�am ci�ki krzy�
pa�ski.
W jakim� stopniu czu�am si� za niego odpowiedzialna, od lat bowiem szala�y po
mnie komplikacje uczuciowe, zwi�zane z jego ojcem. Kocha�am si� w tym ojcu
�miertelnie jako jednostka niezupe�nie pe�noletnia, Bodzia za�, rzecz jasna, nie
by�o wtedy na �wiecie. Jego przysz�y ojciec nawet zwraca� na mnie uwag�, ale w
sensie negatywnym, widzia� w mojej osobie podziwu godzien zestaw wad.
Zrezygnowa�am z niego z nad�amanym sercem, straci�am go z oczu, o�eni� si� z kim
innym i Bodzia urodzi�a inna osoba, nie ja. Po latach i licznych rozwodach tatu�
Bodzia nagle zmieni� zdanie, na do�� d�ugi czas sta�am si� b�stwem, dzieci innej
osoby za� przywyk�y do mnie. Szczeg�lnie Bodzio. Rozstanie z jego ojcem, raczej
do�� okropne i wielce dramatyczne, nie zmieni�o sytuacji, moje uczucia bowiem
nie mia�y ju� szesnastu lat i zgodzi�am si� pozosta� ratunkiem �yciowym,
zw�aszcza �e ojciec, rozstaj�c si� ze mn�, rozsta� si� zarazem ze swoimi
dzie�mi, co by�o ju� zupe�nym krety�stwem. Reakcje m�czyzn bywaj� niepoj�te.
W ka�dym razie ojca Bodzio straci� tak, jakby go w og�le nigdy nie mia� i si��
rozp�du liczy� na mnie.
Przylecia� jeszcze w Warszawie, b�agaj�c, �ebym sp�dzi�a urlop w Krynicy
Morskiej. Nie mia�am nic przeciwko Krynicy Morskiej, lubi�am j� bardzo od
dawna, ale zazwyczaj bywa�am tam w porach roku niezbyt turystycznych, w
listopadzie, w lutym, w marcu. Letni t�ok mnie zniech�ca�. Pomys�, �e Raz
wreszcie mog�abym si� tam znale�� w lipcu, z jednej
strony przestraszy� mnie, a z drugiej zainteresowa�.
- Bo co? - spyta�am podejrzliwie, pe�na mieszanych uczu�. - Dlaczego mam jecha�
akurat do Krynicy Morskiej?
- Boja te� tam b�d� - odpar� Bodzio pos�pnie. - I chyba czai si� na mnie co�
�mierdz�cego. Nie wiem co, wi�c pani nie powiem. Na razie w�sz�.
- I co ci z tego w�szenia wychodzi? W co si� tym razem wda�e�?
- Zdawa�oby si�, �e w porz�dny interes. Ale zaczyna zalatywa�. M�wi�em pani o
nim par� tygodni temu.
Przypomnia�am sobie. Rzeczywi�cie, przed kilkoma tygodniami pochwali� si�, �e
zatrudni�a go w charakterze po�rednika, czy te� dystrybutora, na doskona�ych
warunkach pot�na firma farmaceutyczna. Z miejsca zal�g�a si� wtedy we mnie
mglista nieufno��. Powod�w do niej nie by�o �adnych, poza osobliwym niefartem
Bodzia. Im lepiej co� albo kogo� ocenia�, im bardziej by� czym� albo kim�
zachwycony, im wspanialej zapowiada� mu si� jaki� interes, tym gorsze okazywa�y
si� wszystkie rezultaty. W tym wypadku te� pomy�la�am. pomy�la�am to za du�e
s�owo, zamajaczy�o mi, �e pewnie ta firma paskudzi produkty, sprzedaje �wi�stwo
i kiedy wyjdzie to na jaw, ca�e odium spadnie na dystrybutora.
- To s� takie kosmetyki lecznicze - opowiada� w�wczas Bodzio, p�on�c zapa�em. -
Krem na parchy, na przyk�ad, albo na oparzenia, upi�ksza przy okazji, pasta do
z�b�w przeciwko pr�chnicy jak szminka, to na spierzchni�cie jak puder, to te�
na co� tam, jak szampon, to na �upie� i tak dalej. Pani to pewnie rozumie lepiej
ni� ja.
Rozumie� rozumia�am, ale entuzjazmem nie uda�o mi si� zap�on��. Bodzio wda� si�
w interes i oto teraz okazywa�o si�, �e nie taki on pi�kny, jak na to wygl�da�.
- No? - spyta�am og�lnie. - Pami�tam, co m�wi�e�. Co
si� porobi�o?
- W�a�nie nie wiem. Aluzje s�ysz� jakie� takie. Pojawi� si� boss, kt�ry co�
paskudzi, tak zrozumia�em. Dowiem si� konkretnie w Krynicy Morskiej i wola�bym,
�eby pani te� tam by�a.
Zastanowi�am si�.
- I co ci ze mnie przyjdzie?
- Nie wiem. Przyda si� �wiadek. Pomoc w nag�ych wypadkach. Pani jest ma�o
strachliwa.
- A tam b�d� grasowa� upiory. Nie mo�esz powiedzie� wi�cej?
- Nie mog�. Nie potrafi�. Tyle �e mi �mierdzi. Na wszelki wypadek, tam, na
miejscu, nie znamy si� wcale.
Op�r w stosunku do dziwnej afery czu�am w sobie wyra�ny, ale pobyt nad morzem
n�ci�. Kr�ci�am nosem, Bodzio za� nalega� coraz bardziej desperacko. Eksponowa�
tajemniczego bossa, wreszcie wyjawi�, �e w tej Krynicy Morskiej czekaj� na niego
chyba elementy kontrastowe, mo�e wielka forsa, a mo�e niedu�a trumna.
W obliczu tak urozmaiconych ewentualno�ci z�ama�am si� wreszcie, zgodzi�am si�
jecha� na Mierzej� i tak si� ta ca�a polka zacz�a.
Nie maj�c zielonego poj�cia, o co w�a�ciwie chodzi z tym Bodziem, na wszelki
wypadek wola�am nie robi� wok� siebie wielkiego szumu, przynajmniej do chwili,
kiedy po�api� si� w sytuacji. Ju� sam Zygmu� stanowi� niepo��dany nadmiar,
jeszcze mi tylko brakowa�o znajomego nieboszczyka! Do Gaw�a ju� si� przyzna�am,
gdyby okaza�o si�, �e umar� podejrzanie, ulgowo mi to nie przejdzie. Dusza we
mnie ockn�a si� nagle i z wyra�nym naciskiem zacz�a informowa�, �e co� tu
jest okropnie nie w porz�dku, nie zrobi�a jednak tej grzeczno�ci, �eby
konkretnie powiedzie� co. Naprawd� powinnam si� spokojnie zastanowi�.
Nie mia�am fartu. Kiedy zamyka�am na klucz drzwi pokoju, Zygmu� chwyci� mnie w
obj�cia.
- No-no, no, nie uciekniesz! - zakomunikowa� z radosn� satysfakcj�. - Gdzie� ty
by�a, szukam ci�, chc� ci pokaza� ma�y esej, w�a�nie go znalaz�em, opini�-
opini�, ceni� sobie twoje zdanie, wracamy do ciebie.
Ju� si� rozp�dzi�am, akurat.
Zwyczajne ch�ci i upodobania nie wchodzi�y w rachub�, na Zygmusia dzia�a�y tylko
argumenty solidne. W u�amku sekundy rozwa�y�am jakie te� mog� mie� gwa�towne
potrzeby. Stwierdzi�am w�a�nie, �e mam wszy i lec� po naft�. Albo po sabadyl,
istnia�o kiedy� co� takiego. Stru�am si� i dosta�am w�ciek�ego rozstroju.
a, nie, to by�by pow�d do przebywania w pobli�u �azienki. �mierdziel.
Karaluchy.!!!
- Mowy nie ma - odpar�am stanowczo, z wielk� nadziej�, �e gospodyni mnie nie
s�yszy. - Wyobra� sobie, zobaczy�am w moim pokoju karalucha i napsika�am
arabsk� trucizn�. Przez par� godzin tam nie wejd�, no, przynajmniej, do
dziesi�tej. Karalucha szlag trafi�, okno otwarte, do wieczora wywietrzeje.
Chod�my gdzie indziej.
- Do mnie! - ucieszy� si� Zygmu�.
- Wol� poby� na �wie�ym powietrzu.
Kwestiami zdrowotnymi Zygmu� interesowa� si� r�wnie� i dokonywa� na tym tle rozmaitych odkry�. Przej�� si� tak, �e wypu�ci� mnie z obj��, z czego
natychmiast skorzysta�am i stworzy�am mi�dzy nami pewien dystans.
- Tlenu-tlenu - g�osi� autorytatywnie, id�c za mn� przez hol.
- S�usznie, masz
w�a�ciwe podej�cie, dotlenione oskrzeliki stawiaj� op�r, g��boko oddychaj,
g��boko-g��boko.
Odetchn�am g��boko, niekoniecznie na skutek jego wskaza�, i przypomnia�am
sobie, �e nie jad�am kolacji. Zawsze
wieczorem bywam g�odna, co stanowi obrzydliw� w�a�ciwo�� organizmu, od kolacji
si� tyje. By� mo�e, zrezygnowa�abym z niej, gdyby nie Zygmu�.
- Musz� co� zje�� - zawiadomi�am go ponuro. - Nie by�am na kolacji, mia�am
go�cia.
Ugryz�am si� w j�zyk za p�no. Adres Gaw�a poda�am policji wczoraj,
alternatywny, nie pami�ta�am numeru domu, 115 czy 117, willa na Sadybie,
listonosz powinien takie rzeczy wiedzie�. Do Jacka wys�ano wiadomo��, dowiedzia�
si� o nieszcz�ciu rano, zd��y� przyjecha� przed czwart�, porozumia� si� z
policj� i ze szpitalem w Nowym Dworze Gda�skim, a potem blisko godzin�
sp�dzili�my na rozmowie. Nie mia�am najmniejszego zamiaru informowa� o sprawie
Zygmusia.
Skoro ju� mi si� wyrwa�o, przepad�o, ca�kiem ze�ga� nie mog�am, Zygmu� by nie
darowa�.
- Jeden znajomy facet by� tu na wczasach i umar� nagle wyja�ni�am z rezygnacj�. -
Jego syn przyjecha� i odwiedzi� mnie. Ju� poszed�.
Zygmu� chcia� wiedzie�, po co mnie odwiedza�, dok�d poszed�, co teraz robi i na
co umar� znajomy. Poza wszystkim, by� w�cibski. Mia�am straszliw� ochot�
powiedzie�, �e Gawe� wpad� pod tramwaj, ale pohamowa�am si� jako�. Opisuj�c
wydarzenie og�lnikowo, rozgl�da�am si� za jakim� po�ywieniem. Sma�one ryby
sprzedawano wsz�dzie, ale o tej porze panowa� t�ok, znalaz�am wreszcie kr�tk�
kolejk� do patelni i wolny stolik na �wie�ym powietrzu, usiad�am nad sandaczem
z piwem.
Zygmu� natychmiast obliczy�, ile pieni�dzy trac�, �ywi�c si� w ten spos�b.
Obliczenia przeplata� wtr�tami na temat � r�nych objaw�w czci, jak�
przyt�aczaj� go wprost wszystkie redakcje i wydawnictwa, czyta� sw�j esej,
ka��c mi zapami�ta� na zawsze co pi�kniejsze sformu�owania, co par� zda� nawraca� do Gaw�a i Jacka. Dziw, �e mi ten sandacz nie zaszkodzi�, chyba tylko dzi�ki temu, �e zdo�a�am nie s�ucha�. Og�upi�o mnie jednak�e to wszystko do tego stopnia, �e
pope�ni�am kolejny b��d, mianowicie wyjawi�am mu, �e Jacek jest upiornie bogaty.
Powiedzia�am prawd�. By� bogaty sam z siebie, poniewa� Gawe� zadba� o syna i
nauczy� go robi� interesy ju� w siedemnastym roku �ycia, teraz za� spad� na
niego ca�y maj� tek ojca. Inni spadkobiercy nie istnieli, Gawe� zostawi�
testament, Jacek dziedziczy� wszystko. Wedle mojego Rozeznania m�g� sobie
sprawi� eskadr� prywatnych odrzutowc�w, flotyll� jacht�w pe�nomorskich i naby�
par� zamk�w nad Loar�. Zygmusia zainteresowa�o to do szale�stwa i od razu
zaproponowa�, �eby Jacek w�asnym kosztem wyda� zbi�r jego felieton�w w
niezwyk�ej szacie graficznej. Wymusi� na mnie obietnic� za�atwienia z nim tej
cudownej inwestycji.
Odczepi� si� od Zygmusia i zyska� chwil� spokoju. Jak to zrobi�? Gada� bez
przerwy swoj� og�uszaj�c� manier� bardzo -bardzo, tylko-tylko, za dobre, za-za-
za, jego utwory, rzecz jasna, za dobre, �eby je drukowa�, og� nie zrozumie,
per�y-per�y przed wieprze. O Jezu. Kamie� by tego nie wytrzyma�. ��da�
ponadto, �ebym na niego patrzy�a, bo inaczej strac� w�tek. Usilnie staraj�c
si� nie s�ucha�, od samego pocz�tku nie mia�am poj�cia, o czym w�a�ciwie rozmawiamy, o ile ten jednostronny klekot mo�na nazwa� rozmow�.
Pos�usznie spogl�da�am na Zygmusia, pr�buj�c go nie widzie�. Oko t�sknie bieg�o
ku wszystkiemu, co znajdowa�o si� za jego plecami. Akurat by� to pawilonik z
bursztynami w przyjemnie urz�dzonym plenerze, ale gdyby na jego miejscu
wznosi�a si� kupa gnoju z rojowiskiem przyn�ty na Ryby, te� bym wola�a ten
widok.
Dooko�a bursztynowego pawiloniku b��ka� si� jaki� facet. Dok�adnie i wnikliwie
ogl�da� wyeksponowany towar, przechodzi� z jednej strony na drug� i co chwila
zwraca� si� ku mnie twarz�. Ta twarz zaczyna�a mnie m�czy�. Bardzo d�ugo
patrzy�am na ni� idealnie bezmy�lnie, czuj�c tylko jakie� delikatne i niewyra�ne
drgawki pami�ci, a� wreszcie pami�� musia�a si� zdenerwowa� moim brakiem
reakcji, bo drgn�a silniej. Bo�e drogi, ale� ja znam tego cz�owieka! Seweryn
Wierzchowicki!
Pami�� da�a mi spok�j, ale za to obudzi�a si� my�l.
Jaki znowu Seweryn Wierzchowicki, co za bzdura, ostatni raz widzia�am go przesz�o trzydzie�ci lat temu, niemo�liwe, �eby przez trzydzie�ci par� lat nie zmieni� si� kompletnie! Teraz mia�by blisko osiemdziesi�t, ju� to widz�, fenomen natury, g�adka twarz, czarne w�osy, m�oda sylwetka, m�g�by si� pokazywa� za pieni�dze. Nonsens.
Wpatrywa�am si� w faceta nadal, a ca�e gadanie Zygmusia przeistoczy�o si� w
nierozpoznawalny, brz�kliwy turkot. Nie do wiary, jednak Seweryn Wierzchowicki!
Pami�ta�am cz�owieka doskonale, widywa�am go we wczesnym dzieci�stwie prawie
codziennie przez blisko dziesi�� lat i nienawidzi�am �ywio�owo, co zapewne
pomog�o wizerunkowi zagnie�dzi� si� we mnie na mur. Co to mia�o znaczy�,
sobowt�r? Te� idiotyzm, sobowt�r w odst�pie pokolenia!
Zaskoczenie i zdumienie zacz�o mi przechodzi�, nagle odgad�am, �e musi to by�
jego syn. Ostatni raz widzia�am tego syna, kiedy mia� jedena�cie lat i ju�
wtedy przejawia� szalone podobie�stwo do ojca. I syn ogl�da� teraz bursztyny
w pawiloniku, bezwzgl�dnie syn, bo nie mo�na by� do tego stopnia podobnym do drugiego cz�owieka bez bliskiego pokrewie�stwa! A w dodatku jeszcze przy tym
rodzaju urody!
- I co ty-co ty na to? - dopytywa� si� Zygmu� z naciskiem. - Teraz chc� us�ysze� twoje zdanie. S�ucham-s�ucham. No m�w-m�w, prosz�
bardzo, co ty na to? No-no-no?
Ciekawe, co ja na co? S�owa jednego nie s�ysza�am, diabli nadali.
- Masz absolutn� racj� - zapewni�am go stanowczo, �eby przypadkiem nie pr�bowa�
ze mn� polemizowa�. - Dok�adnie to samo my�l�, co i ty.
Zygmu� rozpromieni� si� wielkim blaskiem, co z miejsca zaniepokoi�o ten szcz�tek
mojej �wiadomo�ci, kt�ry nie by� zaj�ty facetem przy pawiloniku.
- �wietnie-�wietnie! Tak si� spodziewa�em! Zatem tworzymy sp�k� i zaraz-zaraz
rozpoczynasz! Materia�y mam przy sobie, konspekt, fragmenty opracowane, pocz�tek
doskona�y, sama-sama si� przekonasz, bierzesz-bierzesz ze sob�, tylko nie zgub,
niech niech, niech ci przypadkiem nie zginie! Ju� ci daj�, od razu-od razu!
Nami�tnie uca�owa� mnie w �okie� i niczym furia j�� przekopywa� swoj� walizk�.
Teoretycznie mia�a to by� akt�wka, ale rozmiarami przypomina�a raczej kufer.
Nosi� w niej swoje wszystkie osi�gni�cia wsz�dzie, chyba nawet do lasu na
grzyby. Nie widzia�am Zygmusia bez tego baga�u, prawdopodobnie zabiera� go do
�azienki i ustawia� w g�owach ��ka, bo pod poduszk� z pewno�ci� si� nie
mie�ci�.
Korzystaj�c z jego zaabsorbowania zawarto�ci� owej koby�y, nieznacznie wytar�am
�okie� o kieck� na kolanach i zn�w po�wi�ci�am uwag� facetowi przy pawiloniku.
Tajemnicza sp�ka z Zygmusiem sp�oszy�a mnie nieco, ale mia�am nadziej�, �e si�
jako� wy�gam. Nie po raz pierwszy Zygmu� wpada� na pomys� wsp�pracy ze mn� i
zawsze udawa�o mi si� tego szcz�cia unikn��.
Co� gada� dalej, wyszarpuj�c z walizki pliki papieru. Zn�w przesta�am s�ucha�.
Facet przy pawiloniku odwr�ci�
si� akurat twarz� do mnie i skrzywi� lekko, unosz�c jedn� brew. Wypisz wymaluj
identycznie krzywi� si� jego ojciec, co zapad�o mi w pami��, bo zbyt cz�sto si�
przytrafia�o, �e przybiera� ten wyraz twarzy, spogl�daj�c na mnie. Nie
stanowi�am dla niego upragnionego widoku. Prawie pozby�am si� teraz resztek
w�tpliwo�ci, to musia� by� jego syn!
Zna�am doskonale pochodzenie rodziny, rdzenne Mazowsze. Sk�d im si� wzi�a ta
idealnie w�oska uroda, B�g raczy wiedzie�. Czarne w�osy, czarne oczy, oliwkowa
cera, rysy znad Morza �r�dziemnego, koci wdzi�k w sylwetce. Nie gorzej zna�am
charakter tatusia i od razu przypomnia�o mi si�, �e syn od urodzenia zapchany
by� ojcowskimi genami, powinien by� wyrosn�� na to samo. A je�li jeszcze
dodatkowo wpl�ta�a si� mamusia. Konglomerat eksplozywny.
Nagle poczu�am si� rzetelnie zaintrygowana i postanowi�am nie zostawia� go
od�ogiem.
Niejeden raz w przesz�o�ci doznawa�am b�ysku zaciekawienia, co te� si� z nimi
dzieje. W mojej rodzinie byli wspominani do�� rzadko, ale jednak. Syn by�
pierwszym w moim �yciu konkurentem, o�wiadcza� mi si� ju� w wieku lat
dziewi�ciu i uzyska� nieco m�tn� odpowied� odmown�. Potem znik� mi z oczu
ca�kowicie i jedyna informacja, jaka przed kilku laty otar�a si� o mnie, to, �e
ojciec ju� podobno nie �yje. Nic wi�cej. Skoro nie �yje, tym bardziej nie mo�e
lata� dooko�a kiosku. Syn mnie rozpozna� nie mia� szans, od czas�w
dzieci�stwa zmieni�am si� nieco, a moje podobie�stwo do matki w og�le si� nie
liczy�o w obliczu jego podobie�stwa do ojca. Nazwisko te� nosi�am inne.
- Tu-tu-tu - �wierka� Zygmu�. - Patrz, no patrz, numeracja stron przechodzi,
a, to jest a, p�niej be. Tu zmiana, nowa-nowa paginacja.
Pomy�la�am, �e cholery dostan�. Mie� Zygmusia nad
karkiem akurat w takiej chwili! Facet mnie ciekawi�, w�tpi�am w pomy�k�, ale
chcia�am popatrze� na niego porz�dnie i z bliska, przyjrze� si�, upewni�
ostatecznie, �e to istotnie on, syn dawnego przyjaciela rodziny, chocia� tego
przyjaciela nale�a�oby mo�e upi�kszy� cudzys�owem. Bezczelnie �erowa� na moim
ojcu, uroki roztacza� na konto matki, kt�ra na szcz�cie nie by�a zbytnio
sk�onna do uwielbie�, przeciwnie, w ka�dym m�czy�nie widzia�a raczej
potencjalnego niewolnika. Pewnie dlatego stosunki zosta�y w ko�cu zerwane. Ten�e
w�a�nie osobnik, ujrzany nagle w postaci w�asnego syna, bo, do licha ci�kiego,
musia� to by� jego syn, r�bn�� mnie troch�. Cholera. Czy ten Zygmu� zamknie
wreszcie g�b�?!!!
Zygmu� zawali� stolik stosem papier�w, cz�� lokuj�c w talerzu po sandaczu.
- Rozumiesz? - pyta� natr�tnie. - Ju� rozumiesz? Powt�rz-powt�rz, jeste�
roztargniona jak wszyscy tw�rcy, nie s�uchasz uwa�nie, ja ci to jeszcze raz
jeszcze raz.
Jeszcze raz, jeszcze raz, jeszcze Raz, ptaszku m�j, le� a piej. O ma�o tego
Ptasznika z Tyrolu nie zacytowa�am na g�os. Podnios�am si� od stolika.
- Na razie musz� i�� do wychodka - oznajmi�am brutalnie i bez ogr�dek, bo nic
lepszego nie przysz�o mi do g�owy. a poza tym wiedzia�am, �e jest to jedyne
miejsce, do kt�rego Zygmu� nie pod��y za mn�. - Zaraz wr�c�. Zam�w mi jeszcze
jedno piwo.
Facet popatrzy� na zegarek, porzuci� pawilonik i ruszy� powoli alejk� w
kierunku morza. Nieco szybszym krokiem posz�am za nim i wyprzedzi�am go,
bo jeszcze raz chcia�am zobaczy� t� twarz, wyra�nie i z bliska. Czu�am go za
plecami.
W chwili kiedy ju� mia�am si� odwr�ci� i dokona� tych ogl�dzin, nagle ujrza�am
przed sob� Bodzia, bladego i zgn�bionego. Jego widok zaskoczy� mnie dok�adnie,
spodziewa�am si� go dopiero pojutrze, tak by�o um�wione. Sk�d si� tu wzi��, do licha?!
Mimo woli, odruchowo i ca�kowicie bezmy�lnie unios�am r�k� w powitalnym ge�cie.
Prawie mi t� r�k� sparali�owa�o.
Bodzio wr�s� w ziemi�, jakby trafi� na �cian�, a w jego oczach mign�a panika,
absolutnie �miertelna i tak pot�na, �e wr�cz mnie uderzy�a. Eksplodowa�o we
mnie ol�nienie i chyba te� na moment wros�am w ziemi�. Cholern� r�k� ch�tnie bym
sobie odr�ba�a, zaiskrzy�o mi si� wszystko naraz w jednym u�amku sekundy. Tu, w
tej Krynicy Morskiej, mia�o si� rozegra� co� podejrzanego, pop�och Bodzia,
tajemniczy boss, o kt�rym gl�dzi� w Warszawie, za moimi plecami Seweryn
Wierzchowicki, charakter tatusia. Nie my�la�am nic, wszystko tylko czu�am,
trafi� mnie grom z jasnego nieba!
Rozpaczliwie rozejrza�am si� w t�umie przed sob�, prawie ud�awiona nag�ym
zdenerwowaniem, ci�gle z t� idiotyczn� r�k� w g�rze, i cud nast�pi�, dostrzeg�am
ratunek. Zaraz za Bodziem laz�a powoli Marysia.
- Cze��, Marysiu! - wrzasn�am gromko i zd��y�am jeszcze ujrze�, jak panika w
oczach Bodzia zmienia si� w bezgraniczn� ulg�. - Wiedzia�am, �e ci� tu spotkam!
Gruntowny brak sensu w tym okrzyku wr�cz przywr�ci� mi r�wnowag�. Po pierwsze, o
pobycie Marysi w Krynicy Morskiej nie mia�am zielonego poj�cia. Po drugie, nie
widzia�y�my si� od wiek�w i wcale nie zamierza�y�my ogl�da�. Po
trzecie, ja j� nawet do�� lubi�am, ale ona mnie nie znosi�a, nie trawi�a
kompletnie i �adne spotkania nie wchodzi�y w rachub�. Pomy�la�am, �e teraz ju�
uzna mnie za ostateczn� kretynk�.
- Rozumiem, �e si� za mn� st�skni�a�? - powiedzia�a do�� cierpko.
- Tak - przyzna�am rado�nie i zawr�ci�am razem z ni�,
wykry�, �e z dw�ch ewentualno�ci oczekuje go ta druga, nie wielkie pieni�dze,
tylko ma�a trumna. W co si� m�g� wpl�ta�, do wszystkich diab��w?!
Da�am spok�j Marysi, bo spe�ni�a ju� swoje zadanie i nie musia�am wymaga� od niej
po�wi�ce� nad si�y, poza tym czu�am si� nie�le wstrz��ni�ta. Zaczyna�o mnie
ogarnia� zniecierpliwienie, chcia�am wreszcie spotka� si� z tym Bodziem i
cokolwiek wyja�ni�. Um�wieni byli�my do�� osobliwie.
Uzgodniwszy z nim w Warszawie, �e w Krynicy Morskiej w og�le si� nie znamy,
zmuszona by�am wykombinowa� jakie� odpowiednie miejsce, w kt�rym nikt by nas nie
widzia�. Miejsc do spotykania si� potajemnie Krynica Morska posiada
zatrz�sienie, ale Bodzio jej nie zna�. Wymy�li�am zatem zaplecze sma�alni ryb
naprzeciwko damskiego fryzjera, bo fryzjera �atwo by�o znale��, i ustalili�my
godzin� jedenast�, bo o tej porze z pewno�ci� zapada�a ju� ciemno��. Pomy�la�am
teraz, �e nie ma tego z�ego, co by na dobre nie wysz�o, gdybym nie nadzia�a si�
na Bodzia na deptaku, zaplecze sma�alni zacz�abym wizytowa� dopiero pojutrze i
Bodzio przez ten czas dosta�by nerwicy.
Dodatkow� korzy�� dla mnie stanowi� fakt, �e blisko tego miejsca uda�o mi si�
wynaj�� pok�j z �azienk� na wysokim parterze, z tym �e owa wysoko�� nie
przeszkadza�a wcale ewentualnemu wy�a�eniu przez okno. Nie maj�c poj�cia, co si�
mo�e zdarzy�, na wszelki wypadek wola�am dysponowa� tak� mo�liwo�ci�.
Wracaj�c do Zygmusia, nadal widzia�am Bodzia w�r�d ludzi przed sob�. Zacz�am go
dogania�, kiedy nagle znik� mi z oczu.
Okaza�o si�, �e ugrz�z� akurat obok mojego stolika z czystej uczynno�ci. �ci�le
bior�c, ugrz�z� pod stolikami. Przy s�siednim, tu� obok, po�ywia�a si� jaka�
rodzina z dwojgiem
co wypad�o znacznie bardziej naturalnie, ni� gdybym ni z tego, ni z owego
odwraca�a si� sama.
Znalaz�am si� z facetem twarz� w twarz. Nie by�o si�y, Seweryn Wierzchowicki.
Nosi� takie samo imi� jak jego ojciec, obaj nazywali si� jednakowo. Mog�am
wywin�� numer straszliwy, krzykn�� nagle do niego: "Jak si� masz, Sewu�, kop�
lat!" i prawie mnie korci�o, ale pohamowa�am ten atak, poniewa� Bodzio
m�g�by dosta� konwulsji.
Jedno, co nie zdziwi�o mnie wcale, to obecno�� Marysi. Krynica Morska zrobi�a
si� modna, a mo�e po prostu przyzwoicie zagospodarowana, i przez cztery dni
pobytu zd��y�am tu spotka� szesna�cie znajomych os�b, pomijaj�c Zygmusia i
Gaw�a. Osobi�cie reklamowa�am miejscowo�� ju� od lat, osoby znajome zapewne
uleg�y reklamie i pchn�y j� dalej, niekt�rym dawa�am nawet numery telefon�w do
pensjonat�w i dom�w prywatnych, mog�am si� spodziewa� sp�du towarzyskiego.
Marysia by�a siedemnasta i przytrafi�a mi si� najszcz�liwiej.
- Siedz� z kuzynem - poinformowa�am j� szczerze. ju� go nie wytrzymuj�, wi�c
oddali�am si� na chwil� i teraz przemy�liwam, jak by tu nie wr�ci�. To kretyn.
- Ci�gnie sw�j do swego - skomentowa�a Marysia grzecznie.
- Mo�e masz racj�, ale to uci��liwe. Pozw�l, �e ci przez chwil� potowarzysz�.
D�ugo tu b�dziesz?
- Na szcz�cie jutro wyje�d�am.
- A, nie. Na og� unikam kuzyna inaczej. Wyj�tkowo mi si� �le z�o�y�o,
wykorzystam zatem szcz�liwy przypadek.
Przede mn� ci�gle chwia�y si� plecy Bodzia. Normalnie ch�opak jak brzytwa,
teraz robi� wra�enie widma bladego po chorobie. Gorzej wygl�da� ni� w
Warszawie, przez te cztery dni musia�o mu si� przydarzy� co� okropnego, mo�e
Zdo�a� si� w co� wpl�ta�.
Dzieci, ch�opiec i dziewczynka, nie dor�wnywali tamtym trojgu z pla�y, ale te�
zaprezentowali du�e zdolno�ci. Uda�o im si� rozwali� ca�� zawarto�� wielkiej
torby. Pi�ki, wiaderka, �opatki, jakie� klocki, mokre kostiumy, pomara�cze,
pomidory, wrotki. po jak� ci�k� choler� zabierali na pla�� wrotki?. gumowe
sanda�y, kubeczki i rozmaite kosmetyki poniewiera�y si� mi�dzy stolikami i pod
krzes�ami, skutecznie tarasuj�c przej�cie. Dodatkowo dziewczynka zapl�ta�a si� w
sznurek od balonika, kt�ry ci�gn�� ku g�rze i b�bni� po ludzkich twarzach.
Bodzio pom�g� to wszystko zbiera�.
Podesz�am do swojego krzes�a od drugiej strony, zdecydowana pozby� si� Zygmusia
za wszelk� cen�.
- No, wreszcie-wreszcie! - zawo�a� z nagan�. - Tu masz materia�y.
- Powinno si� skombinowa� ze dwa zasobniki na ryby albo skrzynki po piwie -
oznajmi�am pe�n� piersi�, zwracaj�c si� tak jakby do w�asnych n�g. - Ustawi�
pod oknem, wle�� na to i odegra� scen� balkonow�. Poza tym, jedena�cie to za
du�o, lepsze jest dziesi��.
Siedz�cy w kucki pod s�siednim stolikiem Bodzio zrozumia�, prawie zastrzyg�
uszami i kiwn�� g�ow� do wielkiej, nadmuchanej kaczki. Zygmu� zbarania�.
- Co--co-co?
- Nic. Przychodz� mi do g�owy r�ne teksty w r�nych momentach i staram si� je
zapami�ta�. To wszystko chcesz mi wtryni�? Gdzie moje piwo? O, jest, czekaj,
od razu zap�ac�.
Zygmu� mia� pe�ne r�ce roboty. No, mo�e nie tyle r�ce, ile g�b�, bo musia�
wyg�osi� do mnie or�dzie na temat alkoholizmu, dwa piwa, powinnam si� leczy�.
R�wnocze�nie usi�owa� powt�rzy� wskaz�wki i przekaza� tre�� utworu. Ogromnie
p�kata i dwustronnie wi�zana teczka z makulatur� ju� na mnie czeka�a.
Pretekst stanowi�a doskona�y. O�wiadczy�am, �e zaraz zaczn� czyta� w skupieniu,
wobec czego wracam do domu. Zygmu� chcia� czyta� razem ze mn�, ale zdo�a�am go
przekona�, �e do skupienia potrzebna mi jest samotno��. Odprowadzi� mnie
oczywi�cie. Po drodze uda�o mi si� obejrze�, Bodzio mia� jeszcze troch� rozumu,
laz� za nami, zgodnie z instrukcj�.
O karaluchach przypomnia�am sobie w ostatniej chwili. Zatrzyma�am si� w po�owie
drogi do drzwi pokoju, pozosta�am w silnie zapiaszczonym holu, usiad�am w
trzcinowym fotelu, teczk� kaza�am Zygmusiowi po�o�y� na stoliku i rozwi�za�am
tasiemki z jednej strony. Tym sposobem uda�o mi si� wreszcie od niego odczepi�,
poszed� z wielkim wysi�kiem.
* * *
- To by� on - powiedzia� Bodzio o dziesi�tej g�osem wielce ponurym. - My�la�em,
�e pani tak do mnie macha, i o ma�o na serce nie pad�em. By�aby pani spalona, on
szed� za pani�.
- Wiem - odpar�am sucho.
- Sk�d?!
- Odgad�am. Zdaje si�, �e znam go od wczesnego dzieci�stwa. Jak on si� nazywa?
Dezorientacja Bodzia widoczna by�a nawet w ciemno�ci.
- Po pierwsze, znajomo�ci to pani ma dziwne, a po drugie, chyba nie rozumiem, co
pani m�wi. Zna go pani od dzieci�stwa i nie wie pani, jak on si� nazywa?
- Jak si� teraz nazywa. Bo mo�e inaczej ni� zaraz po urodzeniu.
- A jak si� nazywa� po urodzeniu?
- Seweryn Wierzchowicki. A teraz?
- Nie mam zielonego poj�cia - wyzna� Bodzio ze skruch�. - Znam go tylko z twarzy.
Zaplecze sma�alni okaza�o si� niez�e. Siedzieli�my na jakich� drewnianych
skrzynkach, co prawda w towarzystwie czterech du�ych zasobnik�w na �mieci,
szcz�tk�w ryb, kilkunastu kot�w i kilkudziesi�ciu komar�w, ale za to w
kompletnej czerni. Zwr�ceni twarzami do siebie, nie widz�c si� wzajemnie,
mieli�my w zamian widok na dwie strony i dostrzegliby�my ka�dego zbli�aj�cego
si� wroga. Dooko�a by�o znacznie ja�niej, tylko nasze miejsce obrad stanowi�o
ciemn� plam�. O d�wi�ki r�wnie� mogli�my si� nie troszczy�, spo�ecze�stwo
zag�usza�o doskonale. Z jakich� dw�ch okien rycza�y telewizory, ka�dy co innego,
gdzie� za moimi plecami niestrudzenie dziamgota� ma�y piesek, za plecami Bodzia
chichota�o grono m�odzie�y, wzmocnione oprzyrz�dowaniem muzycznym, z
niewielkiej odleg�o�ci dobiega�y gromkie �omoty dyskoteki, nieco dalej dar�o si�
niemowl�, a wszystkiemu akompaniowa� bezustanny warkot rozmaitych silnik�w.
Gdyby�my oddalili si� od siebie o p� metra, przestaliby�my s�ysze� w�asne
s�owa.
- Przesta� mnie wreszcie denerwowa� i m�w, o co chodzi? - za��da�am. - Rozumiem,
�e lecia� za mn� ten tw�j tajemniczy boss, sk�d ci si� wzi�a jego twarz jak
tu jecha�am, nie mia�e� jeszcze o nim poj�cia! I w og�le co si� dzieje?
Bodzio westchn�� i zatrzeszcza� swoj� skrzynk�. Nale�a�o siedzie� delikatnie, bo
konstrukcja by�a chwiejna.
- No wi�c w�a�nie. Powiem pani wszystko.
Wreszcie dowiedzia�am si�, jak wygl�da�a jego wsp�praca z ow� firm�
farmaceutyczn�. Z wielkim zapa�em zgodzi� si� Reklamowa� produkty i rozwozi� je po krajach o�ciennych, z tym �e wsch�d w gr� nie wchodzi� ze wzgl�d�w
zrozumia�ych, raczej Niemcy i Szwecja. Dosta� wielkie pud�o z pr�bkami,
dosta� s�u�bowego poloneza i dwukrotnie odwali�
Berlin. K�opot�w nie mia� �adnych, wszystko wzi�� od r�ki jeden cz�owiek,
prostota transakcji zaskoczy�a nawet Bodzia. Siup i gotowe, jeden telefon, jedna
wizyta byle gdzie, nawet nie w �adnym domu, tylko w takiej jakby altance
ogrodowej. Prowizja dla po�rednika z r�czki do r�czki, reszta podobno na jakie�
tam konto.
Mo�e by nie rzuci� si� na ten proceder a� tak euforycznie, gdyby nie straszliwy
brak pieni�dzy, w kt�ry wp�dzi� go aktualny zleceniodawca. Umia� nie p�aci�. Nie
on pierwszy zreszt�, na takich utalentowanych Bodzio nadziewa� si� ustawicznie,
kolejny raz odwali� wielk� robot� w�asnymi �rodkami, zad�u�aj�c si�
niemi�osiernie, po czym nawet drobnej cz�ci nie m�g� odzyska�. Wpad� w rozpacz,
kontrahent zwodzi� go z dnia na dzie�, mia� ju� ochot� si� powiesi�, kiedy
firma b�ysn�a szybk� got�wk�.
- No, niech pani sama powie - zwierza� si� grobowo, trzeszcz�c skrzynk� i
pal�c jednego papierosa za drugim przeciwko komarom. - U szefa ich spotka�em,
tych dw�ch go�ci, powa�ni faceci w kwiecie wieku, z tych takich ludzi interesu,
co si� obecnie rozplenili. Propozycja sensowna, wykonanie gra, szmal do r�ki,
jak ja mia�em nie wierzy�? No i teraz wylaz�o to szyd�o. Narkotyki.
- Co?
- Narkotyki. A powa�ni panowie to zwyk�e bandziory od mokrej roboty.
- Cholera - skomentowa�am z trosk� po kr�tkim milczeniu.
- W tamtej chwili nawet mi nie za�wita�y, zmyli�a mnie ilo��. No i jako��. Pud�a
takie wielkie, ledwo mi si� w tym polonezie mie�ci�y, opakowania eleganckie,
rozmaite, zafoliowane fabrycznie, kto w og�le widzia� tak� ilo�� narkotyk�w?
- Par� os�b vi dzia�o. Podobno ma�ych ilo�ci ju� si� nie op�aca wozi�.
Chcia�em z�apa� co� du�ego, zyska� dowody, no, cokolwiek, mo�e bym jako� wyszed� na
czysto?
Zabi�am na twarzy komara, zapali�am papierosa, otoczy�am si� dymem i przyzna�am,
�e pomys� nie jest g�upi, aczkolwiek nie mam poj�cia, co nale�y uwa�a� za du�e,
a co za ma�e. Spyta�am o tych dw�ch rzekomych biznesmen�w. Jeden z nich by�
szczup�y i brodaty, drugi ogolony i do�� okr�g�y, obaj wysocy, wra�enie robili
zgo�a salonowe i posiadali nawet nazwiska, ale wymamrotali je niewyra�nie,
Bodzio zapomnia�, co powiedzieli, po czym tego b��du nie zdo�a� ju� nadrobi�.
- No dobrze, a ten boss? - spyta�am z irytacj�, potrzaskuj�c siedziskiem. - Sk�d
ci -si� wzi��? Jak go dopad�e�?
Bodzio zn�w westchn�� ci�ko.
- Przypadek. Nie wiem, czy si� nie narazi�em przy okazji. Poszed�em do tego
mojego skur. czonego i my�la�em, �e id� po pieni�dze, bo tak si� ze mn� um�wi�.
Ci�gle jest mi winien, zaprzysi�ga� si�, �e wreszcie wszystko zap�aci, a mnie to
robi du�� r�nic�. Tymczasem wyzemda� z siebie ledwo troch� i na�ga�, �e tu,
zaraz, czeka na fors�, facet ma przynie�� i tak dalej, tak si� kr�ci� jak
nerwowa kijanka, patrzy� na zegarek, uszu nadstawia�, �e o, mo�e w�a�nie idzie,
wyjrza� za drzwi i arrivederci Roma. Zmy� si�.
- A ciebie zostawi�?
- Jak garbatego na pustyni.
- I gdzie to by�o?
- No jak to gdzie, u niego. W tej nie wyko�czonej willi. Domu jeszcze nie ma, ale
biuro ju� sobie zrobi�, moj� w�asn� r�k�. Poczeka�em, postanowi�em obieca� mu to
wszystko, co pan i Radzi�a.
Otrz�sn�am si� z lekka. Nie wszystkie moje rady nadawa�y si� do wcielania w
�ycie.
Teraz nikomu nie op�aca si� przemyca�, teraz przerzucaj� si� na hurt. Zdaje si�, �e tym
razem pobi�e� w�asne rekordy. Sk�d wiesz, �e narkotyki?
- Sami mnie o tym zawiadomili. Pokazali mi nawet. Gulki takie sraczkowate jak
mysie bobki i bia�y proszek. �ebym nie my�la�, �e to kit. No i skromny
szanta�yk. Po�redniczy�em? Po�redniczy�em. Szmal wzi��em? Wzi��em. No to maj� na
mnie haka.
Zdenerwowa�am si�.
- I do czego im ten hak? Szanta� to nie jest sztuka dla sztuki, musi mie� sw�j
cel!
-A ma, co ma nie mie�. Czego� ode mnie chc�, co� kombinuj� i strasz�, dali mi do
zrozumienia, �e tym interesem kr�ci boss, kt�ry nie lubi opornych. Co� nawijali o
punkcie kontaktowym na wybrze�u, kazali mi jecha� do Krynicy Morskiej, foch�w
�adnych nie stroi�, albo p�jd� siedzie�.
Nie spodoba�o mi si� to wszechstronnie.
- Zawracanie gitary - powiedzia�am gniewnie. - Niby jak ci� posadz�? Do s�du
polec�? Z donosem na samych siebie?
- Dlaczego nie? �api� czasem ten narkotyczny przemyt i zaczynam podejrzewa�, �e
wpadaj� w�a�nie tacy jak ja. Odmawiaj�, niepotrzebni, a ukara� nale�y. A i tak s�d
to ma�e piwo, pr�dzej dadz� ostry wycisk. A je�li dalej b�d� si� upiera� przy
swoim, zrobi� ze mnie kalek�. Nieznani sprawcy.
- Czekaj, a w�a�ciwie o co si� czepiaj�? Po prostu �eby� przewozi�?
- �ebym przewozi� tak, jak mi ka��, bez �adnych grymas�w- Co� tam szemrali o
sposobach nietypowych. A ja chc� si� z tego wy�ga� �ywy i zdrowy, do glin nie
mam z czym lecie�, bo za ma�o wiem, znam tylko tych dw�ch i nikogo wi�cej. I tak
my�l�, a jakby si� uda�o im zaszkodzi�?
- Tymczasem zamiast niego przysz�o moich dw�ch mocodawc�w - kontynuowa� Bodzio z gorycz�. - Grzecznie, mi�o, ale to oni obiecali mnie, a nie ja im. Wtedy w�a�nie pokazali mi te przysmaki, to by�o przedwczoraj, mam jecha� do Krynicy o poranku,
na miejscu si� dowiem po co. �adnego luzu, zamierza�em z kim� pogada�, nic z
tego. Tylko pani mi zosta�a. W pani moja ca�a nadzieja.
- O mnie za chwil�. Czekaj. Z tego wynika, �e tw�j legalny zleceniodawca te� w
tym bagnie siedzi?
-A w�a�nie nie wiem. Teraz ju� mam ca�kiem inne podejrzenia. Jako� mu si� nie
�pieszy z wyko�czeniem ca�o�ci, czyli oficjalnie nic tam jeszcze nie ma. Nikt
nie mieszka, nikt nie zameldowany, prowizoryczne biuro i tyle. Jak ono
prowizoryczne, to ja jestem hurysa. Mo�e mu p�ac� za ten brak po�piechu, maj�
punkt kontaktowy anonimowy idealnie. Tak mi to przysz�o wtedy na my�l. Mo�liwe. Zatem po drugie, �ci�gn�� ci� tam na ich polecenie, a forsa by�a
tylko pretekstem?
- Na to patrzy. No, mieli mo�e k�opoty z kontaktem telefonicznym, bo ja si� ju�
troch� zacz��em miga�.
- I co by�o dalej?
- Om�wili szczeg�y i won. Jeszcze drzwi przede mn� elegancko otworzyli.
- A sk�d boss?
- W�a�nie do niego dochodz�. Najpierw zg�upia�em z tego wszystkiego i
poszed�em, a potem, dopiero na ulicy, przypomnia�em sobie, �e mia�em baga�,
reklam�wk� z paroma drobiazgami, zostawi�em j� w znajomym k�cie, tak na
wsiaki s�uczaj, bo po co ten ko�ek ma wiedzie�, co ja posiadam.
- A co tam mia�e�?
- Telefon, mi�dzy innymi.
Kiwn�am g�ow� czego w ciemno�ci nie by�o vi da�.
I Telefon kom�rkowy swoje kosztowa�, molestowany o fors�
zleceniodawca, m�g�by uzna� Bodzia za krezusa, kt�remu : pieni�dze nie s�
potrzebne i mo�e na nie poczeka�.
- No dobrze, co dalej?
- Wr�ci�em. Nie musia�em koniecznie g��wnymi drzwiami. Jak si� robi wszystkie
instalacje, to si� zna teren. Od tej nie wyko�czonej strony sobie wszed�em i
us�ysza�em. no, zorientowa�em si�, �e tam dzwoni telefon. A co mi szkodzi�o
pos�ucha�?
- Bardzo rozs�dnie - pochwali�am. - I co?
- Szef to by�. Znaczy, ten boss. Wydawa� im polecenia. Za dziesi�� minut maj� by�
gdzie� tam i czeka� na telefon od niego. W pi�� sekund ich wymiot�o.
- A ty?
- A ja tam jeszcze sobie siedzia�em i pr�bowa�em my�le�. Ruszy�em si� wreszcie i
zobaczy�em faceta, kt�ry tam wszed� jak w mas�o, mia� klucze, tkn�o mnie, wi�c
poczeka�em. Obejrza�em go dok�adnie i wiem, co robi� w gabinecie tego mojego
szubrawca. Otwiera� sejf.
- Sk�d wiesz?
- Na s�uch. Sam go zabezpiecza�em. Pods�ucha�em odg�osy. no, ma si� te par�
przyrz�d�w. Potem dzwoni� i wydawa� polecenia bardziej szczeg�owe. Nie ma
si�y, to by� boss. Przyjrza�em mu si� jeszcze, jak wychodzi�, on mnie nie
widzia�. Dopiero potem wypad�o gorzej.
- Nie kiwaj si�, bo trzeszczysz i zaczynam �le s�ysze� powiedzia�am gniewnie. -
Jak�� g�upot� zrobi�e�?
- Nie wiem. Odczeka�em, wyszed�em troch� p�niej i na ulicy nadzia�em si� na
mojego szwindlarza jak wraca�. Rzuci�em si� na niego, �e niby gdzie si�
podzia�, ja tu czekam jak g�upi i po ca�ej okolicy go szukam, fors� mia� dosta�!
Dopytywa� si� strasznie, gdzie by�em, czy aby nie w biurze, znaczy
jednak podpad�em. A do tego reklam�wk� mia�em w r�kach, wi�c musia�em struga�
gieroja. Tak z tego zg�upia�, �e do�o�y� mi jeszcze par� z�otych. No i tutaj go
zobaczy�em zaraz za pani�.
- Prawd� m�wi�c, macha�am do ciebie - mrukn�am. ale na szcz�cie pl�cze si� tu
zatrz�sienie znajomych. Czekaj, a w�a�ciwie po choler� nam te sztuki? Dlaczego
musimy ukrywa� znajomo��?
- Nie wiem - wyzna� zn�w Bodzio szczerze i �a�o�nie. oni si� ukrywaj�.
- W jakim sensie?
- Nie znamy si�. �adnych jawnych kontakt�w. Z bossem te� si� nie znaj�. Spotykamy
si� konspiracyjnie. Pani stanowi moje jedyne zabezpieczenie, lepiej niech oni o
pani nie wiedz�. Mam trzyma� g�b� na k��dk�, jeszcze wymy�l�, �e pani co
powiedzia�em i wywin� jaki numer. A tak, nie b�d� si� pani wystrzega� i mo�e co
z tego wyniknie.
- Nie spodziewa�am si� ciebie wcze�niej ni� pojutrze rzek�am w zamy�leniu. -
Wiesz ju� chyba, gdzie mieszkam?
- Wiem.
- Awaryjnie mo�esz przylecie� pod okno, a nawet wle�� do �rodka, zamkni�te nie
b�dzie, chyba tylko przy okazji gradobicia.
- Z�odziei si� pani nie boi?
- A co mi ukradn�? Bi�uterii nie posiadam, a pieni�dze nosz� przy sobie.
Maszyn� do pisania, ale i tak zabra�am t� gorsz�. Jak jeste� z nimi um�wiony?
- W Le�nicz�wce. Jeszcze nie wiem, gdzie to jest. Mam tam jecha� pierwszym
autobusem, jaki jedzie po jedenastej. Pani zna to miejsce?
- Ma�o jest miejsc na tej Mierzei, kt�rych nie znam. Kiedy� tam by�a plac�wka
WOP-u, ale ju� jej nie ma, zlikwidowana. Za to bywaj� obozy harcerskie i nie wiem jak teraz, bo nie sprawdza�am.
- Oni m�wili, �e tam pusto.
- Jak nie ma obozu, rzeczywi�cie pusto.
- Podobno przy drodze pod wydmami buda stoi.
- To nie buda - przerwa�am. - To taka jednoosobowa budka wartownicza, jeszcze
z czas�w wojny. Betonowa.
- Wszystko jedno. To tam. W �rodku znajd� pakunek z instrukcj�, a dalej wedle
instrukcji.
- Instrukcja. Ciekawe na czym, na papierze czy na korze brzozowej. Przecie�
to krety�stwo! Tu robi� jakie� idiotyczne sztuki z budami, a tu dow�d rzeczowy na
pi�mie.
- Nie - przerwa� z kolei Bodzio pos�pnie. - Utleni si�. G�ow� daj�, �e dostan�
j� w folii, a po rozpakowaniu w pi�� minut zniknie. �adne tam sympatyczne
atramenty, to prze�ytek, ale jest mn�stwo produkt�w, kt�re si� utleniaj�
b�yskawicznie. Mam si� szybko nauczy� na pami��.
Zn�w kiwn�am g�ow�, czego w ciemno�ciach Bodzio nie widzia�. Za skarby �wiata
nie mog�am sobie przypomnie�, co to by�o, to co�, co mi znik�o sprzed oczu.
Zetkn�am si� z ow� substancj�, mia�am jaki� tekst, mo�e rachunek, mo�e notatki,
trzyma�am kartk� w torebce i po dw�ch dniach chcia�am to jeszcze raz przeczyta�.
Kartk� rozpozna�am, ale po napisie na niej nie by�o nawet �ladu, czego przez
d�ug� chwil� nie mog�am zrozumie�. Rzecz oczywista, nikt tego nie zastosowa�
specjalnie, szczeg�lnie je�li pisa�am to sama, diabli wiedz� czym, ale fakt
pozostawa� faktem. Tre�� znik�a i �egnaj, Kalifornio. Nic mi wtedy na tym tle
nie przysz�o do g�owy.
- Aparat - powiedzia�am odkrywczo. - Fotograficzny. Najpierw zdj�cie, a potem
praca umys�owa.
- A jak mnie zobacz�?
-No co� ty?! Musieliby ci� podgl�da� przez szpary, przytykaj�c do nich oko.
jakie szpary, co ja m�wi�, to jest lity beton, gdzie mu do szpar!
- E tam. Niech mnie pani nie roz�miesza. A kamery od czego? Rusza takie bydl�
na fotokom�rk�, wygl�da jak paj�k albo w og�le jak byle co.
- Tam ciemno.
- Na podczerwie�! Rozz�o�ci�am si�.
- Do diab�a z tymi wszystkimi wynalazkami! A poza tym, puknij si� w umys�,
brednie wygadujemy obydwoje, co to jest, afera szpiegowska?! Kto si� teraz
wdaje w takie sztuki przy g�upim przemycie?!
- Narkotyki.
- No to co, �e narkotyki?! - wrzasn�am i gwa�townie z�apa�am Bodzia za rami�,
bo skrzynka si� pode mn� za�ama�a. - Jawnie je sprzedaj� po rogach ulic! Niech
szlag ci�ki trafi t� ca�� konspiracj�, �mierdzi mi ze �mietnika! Jazda, idziemy
do mnie i przesta�my si� wyg�upia�! Mo�esz wle�� przez okno, a zasobniki po
rybach ustawisz tam jutro.
- Mi�dzy nami m�wi�c, ju� je ustawi�em.
Ha�asy wok� nas zaczyna�y przycicha�, na co prawie nie zwr�ci�am uwagi. Chyba
pierwsze umilk�o niemowl�, potem wy��czy� si� jeden telewizor. Piesek dziamgota�
z przerwami, za to kto� blisko zacz�� r�ba� drzewo. Porzucili�my skrzynki,
koty i ca�e zaplecze sma�alni, Bodzio rzeczywi�cie wlaz� przez okno,
zaci�gn�am zas�ony i zapali�am �wiat�o. Dalszy ci�g konferencji odby� si� w
warunkach cywilizowanych.
- Sam si� nad tym ca�ym idiotyzmem zastanawiam powiedzia� Bodzio, wsypuj�c sobie kaw� do szklanki. - My�la�em, �e to mo�e przez Interpol, ale i tak jakie� to
wszystko g�upie. Nie wiem, o co im biega, i dlatego si� boj�. Te