6752
Szczegóły |
Tytuł |
6752 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6752 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6752 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6752 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Jerzy Ficowski
Ga��zka z Drzewa
S�o�ca
Ba�nie cyga�skie
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000
Sk�d jeste�?
Zewsz�d.
Dok�d idziesz?
Wsz�dzie.
A po co?
�eby zaprzyja�ni� si�
ze �wiatem.
THAGAR SOVNAKUNO
Moim wnukom, Filipowi i Karolowi,
na d�ug�, pi�kn� i szcz�liw� w�dr�wk�,
kt�r� nazywamy �yciem.
5
Ba�� przed ba�niami
Nazywali j� Cyganie Siostr� Ptak�w. Dyktowa�a ptakom, jak maj� �piewa�. Je�li zechcia�a,
aby w lesie �piewa�y tylko turkawki � �piewa�y tylko turkawki. Je�li chcia�a s�ysze� tylko
kuku�ki � by�o s�ycha� tylko kukanie kuku�ek. Wystarczy�o, aby zarzuci�a ��t� chust� na
ramiona � a ju� ca�y las by� pe�en trel�w ��tych wilg; kiedy w�o�y�a r�owy fartuch � zi�by
�wiergota�y na wszystkich drzewach; kiedy ubra�a si� w rud� sp�dniczk� � do lasu zlatywa�y
si� zewsz�d �wierkaj�ce rudziki. Mia�a te� str�j w ciemne pr��ki. By� to str�j do wr�enia, bo
kiedy w nim sz�a przez las � nie milk�y kuku�ki, podpowiadaj�c jej swoim kukaniem, co ma
m�wi� i jak� ludziom wr�y� przysz�o��.
Siostra Ptak�w mia�a starego dziadka, kt�ry dawno ju� o�lep� i by� zupe�nie niewidomy. Podpiera�
si� bia�ym kosturem, wyci�tym z brzozowej ga��zi, i bardzo lubi� m�wi� o kolorach.
Pewnego dnia us�ysza� �piew setek zi�b i wilg.
� Oho! � powiedzia� dziadek. � Siostra Ptak�w pi�knie si� dzi� ubra�a: nadchodzi w�a�nie
w ��tej chu�cie i r�owym fartuchu!
Dziadek nie omyli� si�, tak w�a�nie by�o. Siostra Ptak�w nie wybiera�a si� tego dnia do wsi
na wr�by, wi�c swoj� kuku�czo pr��kowan� sukni� schowa�a do kuferka, a sama ubra�a si�
kolorowo. Cho� jej nikt pr�cz ptak�w nie widzia�, przyodzia�a si� tak barwnie, aby sprowadzi�
dla dziadka najpi�kniejsz� ptasi� muzyk�.
Wtedy w�a�nie przyszed�em na polan� i us�ysza�em �wiergot, i zobaczy�em Siostr� Ptak�w
i jej dziadka, siedz�cego u wej�cia do namiotu.
� Dok�d idziesz? � zapyta�a mnie Siostra Ptak�w.
� Przed siebie � odpowiedzia�em. � S�ysza�em, �e kiedy idzie si� przed siebie, zawsze si�
gdzie� dojdzie, i rzeczywi�cie: doszed�em do tej polany i spotka�em was, cho� nie wiedzia�em,
�e tu jeste�cie. Gdybym nie ruszy� si� z domu, na pewno nie spotka�bym nikogo.
� Prawd� m�wisz � odrzek�a Siostra Ptak�w. � Ale powiedz mi, czego szukasz.
� Ba�ni � powiedzia�em. � Ale jako� nie znalaz�em jeszcze ani jednej. Zebra�em troch� jag�d,
kilka grzyb�w, ale dot�d nie natkn��em si� na �adn� bajk�.
� Zosta� z nami � powiedzia�a Siostra Ptak�w. � Kiedy wyruszymy na dalsz� w�dr�wk� z
lasu do lasu, ty pojed� razem ze mn� i z moim dziadkiem. Na pewno napotkamy w drodze
niejedn� cyga�sk� bajk�, bo o tej porze od bajek w tych lasach a� si� roi.
� Dobrze � odpowiedzia�em. � Zostan� z wami.
I zosta�em.
Wiecz�r ju� zapad� i Siostra Ptak�w posz�a spa� do namiotu razem ze swoim dziadkiem. Noc
by�a ciep�a, po�o�y�em si� wi�c na trawie pod go�ym niebem i patrzy�em w gwiazdy. Nagle spostrzeg�em,
�e gwiazdy jedna po drugiej znikaj� z moich oczu i niebo, kt�re by�o nakrapiane z�otem,
staje si� zupe�nie czarne. Wdrapa�em si� na szczyt ogromnej topoli, aby przyjrze� si� gwiazdom
z bliska i zobaczy�, dlaczego znikaj� i gasn�. Kiedy by�em ju� blisko wierzcho�ka, ujrza�em
wielkiego ptaka Czarana, kt�ry wydziobywa� z nieba gwiazdy tak, jak kury dziobi� proso. Ptak
Czarana siedzia� na wysokim drzewie i nie �piewa�, ale skrzypia� jak z�amana ga���.
� Dlaczego zjadasz gwiazdy i skrzypisz po swojemu?! � zawo�a�em. � Czy Siostra Ptak�w
pozwoli�a ci na to?
6
� Wcale jej nie pyta�em � powiedzia� ptak Czarana. � Teraz jest noc, a w nocy usypiaj�
kolory i Siostra Ptak�w nie ma nad nikim w�adzy. My, ptaki Czarana, od pocz�tku �wiata
�ywimy si� gwiazdami i mlekiem, kt�rym karmi� nas kobiety. Nie przeszkadzaj mi!
Powiedziawszy te s�owa, ptak Czarana wydzioba� z nieba reszt� gwiazd i zrobi�o si� zupe�nie
ciemno. Strach mnie ogarn�� i postanowi�em roznieci� ogie�, �eby w jego �wietle przesiedzie�
a� do rana. Nie mia�em jednak zapa�ek, ruszy�em wi�c po omacku przed siebie, a�
natrafi�em na wielki, g�adki krzemie�, kt�ry stercza� na polanie do po�owy zaryty w ziemi�.
Uderzy�em we� kawa�kiem �elaza, ale wtedy us�ysza�em j�k krzemienia i s�owa:
� Nie rusz mnie. Czy nie widzisz, �e nie sypi� si� ze mnie z�ote iskry, tylko czerwone jak
krew?
Rzeczywi�cie, od uderzenia �elazem z krzemiennego g�azu posypa�y si� czerwone iskry. A
krzemie� m�wi� dalej:
� By�am z�� Urm� i zamienia�am ludzi w kamienie. Spotka�a mnie za to kara: Bakrengro
przemieni� mnie w krzemie�. Zostaw mnie. Poszukaj lepiej ma�ych krzemyk�w na ziemi u
moich st�p; to s� zwyk�e krzemyki w kt�rych mieszkaj� zwyk�e z�ote iskry.
Prawd� m�wi�a Urma zamieniona w krzemie�. Znalaz�em par� ma�ych krzemyk�w i ju�
po chwili na polanie pali�o si� jasne ognisko, do kt�rego dok�ada�em wci�� chrustu i suchych
szyszek. Do rana by�o jeszcze daleko, kiedy okaza�o si�, �e nie mam ju� ani jednego patyczka,
ani jednej szyszki do podsycenia ognia.
� Co tu robi�? � powiedzia�em do siebie samego. � Za chwil� zn�w ciemno b�dzie cho�
oko wykol.
Ledwie zd��y�em to powiedzie�, gdy nagle w miejscu, w kt�rym wczoraj pali� si� ogie�, ziemia
poruszy�a si�, jakby kret uni�s� j� na swoim grzbiecie, i spod ziemi wychyn�� potw�r Phuwusz.
Nie zna�em go dot�d osobi�cie, tylko ze s�yszenia, a wyda� mi si� okropniejszy ni� my�la�em.
Podszed� do ogniska i odezwa� si� do mnie w te s�owa:
� Wiem, co ci� gn�bi. Boisz si�, �e ogie� wyga�nie i zostaniesz znowu bez �wiat�a w bezgwiezdnej
nocy. Pos�uchaj wi�c mojej rady: we� bia�y, brzozowy kostur �lepego dziadka Siostry
Ptak�w i uderz tym kosturem siedem razy w ognisko.
Rzek�szy to, Phuwusz znik� pod ziemi�, a ja zrobi�em tak, jak mi poradzi�.
Kiedy uderzy�em w ognisko, wyfruwa�y z niego iskry i lecia�y wysoko do nieba, aby tam
zamieni� si� w gwiazdy. Po si�dmym uderzeniu niebo by�o ju� pe�ne gwiazd, a bia�y kij
dziadka sczernia� i nie pozosta� na nim nawet �lad bia�ej kory.
Ognisko wkr�tce wygas�o do cna, ale noc by�a jasna znowu, bo niebo �wieci�o usiane
gwiazdami.
Rankiem dziadek wzi�� sw�j kostur w r�k� i a� oniemia� na chwil� ze zdumienia! Bielmo
na jego oczach znik�o, jak znik�a kora brzozowa na jego kosturze, a oczy widzia�y znowu
wszystkie kolory �wiata. Oczy mia� teraz czarne jak kostur osmolony w ogniu. Staruszek cieszy�
si� i podskakiwa�, a Siostra Ptak�w z rado�ci ubra�a si� we wszystkie kolory � i zaraz las
nape�ni� si� �piewem wilg, zi�b, sikor, rudzik�w, turkawek, kuku�ek, kowalik�w, krasek, mucho�apek
i mn�stwa innych ptak�w.
Zwin�li�my namiot i wyruszyli�my w stron� Kro�cienka. W Kro�cienku Siostra Ptak�w
kupi�a w sklepie troch� zielononiebieskiego jedwabiu, bo chcia�a urz�dzi� koncert zimorodk�w
na najbli�szym le�nym postoju. A ja opowiedzia�em dziadkowi o ptaku Czarana, kt�rego
widzia�em w nocy.
� Ptak Czarana ju� nie �yje � powiedzia� dziadek. � Umar� tej nocy.
� Sk�d wiesz o tym? � zapyta�em.
� Ptaki przynios�y mi wiadomo�� � rzek� dziadek. � Zreszt� od kuku�ek dowiedzia�em si�
ju� dawno, �e Czarana nie po�yje d�ugo.
I opowiedzia� mi dziadek ca�� d�ug� histori� ptaka Czarana. Zapisa�em j� w�glem z ogniska
na korze brzozowej.
7
Tak zacz�o si� zapisywanie cyga�skich opowie�ci, z kt�rych potem z�o�y�a si� ta ksi��ka.
Wszystkie one pochodz� od dziadka i Siostry Ptak�w. Niekt�re wy�piewa�y im ptaki, inne
opowiedzia� le�ny wiatr szumi�cy w ga��ziach. Bywa�o i tak, �e dziadek zaczyna� opowie�� i
zasypia� nie doko�czywszy jej. Wtedy dopowiada�y j� do ko�ca las i ptaki. Zapisywa�em
wszystko na bia�ych arkuszach kory brzozowej, kt�re chowa�em w wielkiej dziupli starego
d�bu.
Min�o lato i jesie�. Kiedy pewnego dnia obudzi�em si� wcze�nie i wyjrza�em z namiotu,
ca�y �wiat byt ju� okryty bia�ym �niegiem, kt�ry cichaczem napada� w ci�gu nocy. Zmartwi�em
si� bardzo. My�la�em bowiem, �e wraz z ko�cem lata umilk�y a� do wiosny opowie�ci
cyga�skich las�w, �e zapad�y w sen zimowy. Ju� chcia�em po�egna� si� z Cyganami i wr�ci�
do mego miasta, gdy rzek�a mi Siostra Ptak�w:
� Martwisz si�, �e umilkn� ba�nie, ale jeste� w b��dzie. Zaraz przywo�am kruki, kawki i
gawrony, kt�re opowiedz� ci takie pi�kne historie, o jakich ci si� nie �ni�o.
Rzek�szy te s�owa, Siostra Ptak�w rozpu�ci�a swoje d�ugie, czarne w�osy i ubra�a si� w nie,
jak w d�ugi, czarny p�aszcz, i ju� po chwili, kracz�c wniebog�osy, zlecia�y si� ze wszystkich
stron kawki, gawrony i kruki. Usiad�y na �niegu, a potem przebieg�y ca�� polan� na prze�aj,
znikaj�c w g�stwinie.
� Uciek�y! � zawo�a�em. � Nie powiedzia�y ani s�owa i uciek�y!
� Nie martw si� � rzek� dziadek. � Opowiedzia�y ci ju� wszystko, co mia�y opowiedzie�,
tylko nie zauwa�y�e� tego. Czy widzisz tysi�ce �lad�w ptasich n�ek na �niegu? Kto odczyta
te znaki, ten pozna najpi�kniejsze ba�nie. Ja znam te ptasie litery pisane na �niegu. Je�li
chcesz, to ci przeczytam, co napisa�y kruki, gawrony i kawki. Jedna ba�� opowiada o bia�ej
�ani, a druga o dziewi�ciu krukach.
Ba�� o bia�ej �ani przeczyta� mi dziadek, a ja zapisa�em j� na nowym kawa�ku kory brzozowej.
Potem szybko nauczy�em si� ptasich liter i sam, bez niczyjej pomocy, przeczyta�em
drug� ba�� � t� o krukach. Pewno, �e nie czyta�em tak p�ynnie jak dziadek, tylko sylabizowa�em
od ja�owca do ja�owca, od pocz�tku � do ko�ca. Potem spisa�em wszystko na korze i
schowa�em w d�bowej dziupli. Zreszt� w najmro�niejsze dni przeprowadza�em si� z namiotu
do dziupli, gdzie by�o zaciszniej i przytulniej.
Pewnego dnia rankiem us�ysza�em wo�anie. Wyskoczy�em czym pr�dzej z dziupli i przybieg�em
do namiotu. Tam zobaczy�em dziadka, kt�ry na znak �a�oby czerni� sobie siwiutk�
brod� w�glami z ogniska. Gdy mnie ujrza�, zawo�a� ze smutkiem:
� Dzi� w nocy znik�a Siostra Ptak�w! I to w�a�nie teraz, kiedy lada dzie� zacznie si� ju�
wiosna i powr�c� wszystkie kolorowe ptaki! Jeszcze wida� jej �lady na �niegu!
� Jed�my za ni� po tych �ladach! � powiedzia�em.
Zaprz�g�em konia, zwin��em namiot i ruszyli�my w drog�. Jechali�my trzy dni i trzy noce.
Kiedy rankiem czwartego dnia s�o�ce wzesz�o, spotkali�my si� z wiosennym wiatrem, kt�ry
rozpu�ci� �nieg i �lady Siostry Ptak�w na �niegu. Teraz ju� nie wiadomo by�o, w kt�r� stron�
jecha�. Dziadek posmutnia�, cho� wiosna zawsze rozwesela�a go, nawet wtedy, kiedy by�
jeszcze �lepy.
S�o�ce grza�o coraz silniej. Wyci�gn��em z namiotu czerwon� pierzyn� dziadka i rozwiesi�em
na konarze wi�zu, aby przewietrzy�a si� w ciep�ym powietrzu i aby odetchn�o w niej
pierze, kt�re przez ca�� zim� by�o skulone i zmarzni�te.
Ledwo to uczyni�em, ze wszystkich stron lasu zlecia�y si� czerwone gile i co� m�wi� zacz�y
do mnie, ale nie rozumia�em ich �wierkania. Wtedy gile napisa�y mi �apkami na resztce
�niegu, kt�ry ocala� jeszcze pod roz�o�ystym ja�owcem:
Przylatujemy na widok czerwonej pierzyny, bo same jeste�my czerwone. Wezwa�e� nas w
ostatniej chwili. My mieszkamy tu przez ca�� zim�, a teraz kiedy zaczyna si� wiosna, odlatujemy
st�d. Czego chcesz od nas?
8
� Chc�, �eby�cie mi powiedzia�y, gdzie Jest Siostra Ptak�w i co si� z ni� sta�o.
Wtedy gile wypisa�y na �niegu takie s�owa:
Siostra Ptak�w obudzi�a si� w �rodku w nocy, s�ysz�c jakie� �wierkanie ko�o namiotu. Wysz�a
na dw�r i zobaczy�a bia�� �asic� trzymaj�c� w z�bach wr�bla, kt�ry wyrywa� si� i piszcza�.
Kiedy chcia�a uwolni� ptaka, �asica zacz�a ucieka�. Siostra Ptak�w pobieg�a za ni�.
Gonitwa trwa�a cztery dni. Pi�tego dnia �asica zamieni�a si� w czarownic� � z�� Urm�,
schwyta�a Siostr� Ptak�w i uwi�zi�a j� w swym zamku... Odlatujemy zaraz st�d i b�dziemy
lecie� w stron� zamku z�ej Urmy. Jed�cie za nami.
To by�a jazda! Ko� galopowa� ile si�, pop�dza�em go bez przerwy, aby nie straci� z oczu
gil�w, kt�re lecia�y nad lasem, wskazuj�c nam kierunek.
Kiedy dojechali�my w pobli�e zamku z�ej Urmy, gile odlecia�y.
Zamek by� otoczony woko�o wysokim murem i szerok� wod�. Si�gn��em do kuferka i
wyj��em r�owy fartuch Siostry Ptak�w. Za chwil� przylecia�y tysi�ce zi�b i ka�da z nich
zostawi�a mi po jednym r�owym pi�rku. Potem wyci�gn��em ��t� chust� � i przyfrun�o
tysi�c wilg, a ka�da podarowa�a mi jedno ��te pi�ro. W�wczas wzi��em z kuferka p�acht�
szarobur� � i przylecia�o tysi�c skowronk�w i dziesi�� tysi�cy wr�bli, a ka�dy z nich da� mi
jedno pi�rko. Wyj��em z kuferka bia�e prze�cierad�o i w tej samej chwili przyfrun�a, g�gaj�c,
dzika g� i zanios�a te wszystkie pi�rka Siostrze Ptak�w uwi�zionej na zamkowej wie�y.
Dwa dni i dwie noce Siostra Ptak�w szy�a sobie skrzyd�a, a trzeciego dnia wyfrun�a przez
okienko wie�y i przylecia�a prosto do nas.
Ptaki rozgada�y i roz�wierka�y ca�� histori� we wszystkich lasach. Niebawem zacz�y si�
zewsz�d zje�d�a� wozy cyga�skie, aby �wi�towa� wielk� uroczysto�� uratowania Siostry
Ptak�w. Rozpalono wiele ognisk i starzy Cyganie zacz�li opowiada� ba�nie, a ja zapisywa�em
jedn� po drugiej: i o czerwonym w�u, i o Andruszu, co nie lubi� fasoli, i o braciach przemienionych
w konie, i o wszystkowiedz�cym lusterku...
I wtedy przypomnia�em sobie, �e wiele ba�ni zostawi�em daleko st�d, w dziupli wielkiego
d�bu. Zmartwi�em si� bardzo. Ale Siostra Ptak�w rozpu�ci�a swoje d�ugie, czarne w�osy i
ubra�a si� w nie jak w d�ugi, czarny p�aszcz. Przylecia�y kawki, kt�rym kaza�em przynie�� z
dziupli moje bajki. Pofrun�y � i przynios�y. Niekt�re kawa�ki kory by�y ju� nadgryzione
przez korniki: jedna ba�� mia�a zjedzone zako�czenie, inna � pocz�tek, inna zn�w � sam �rodek.
Musia�em je wi�c odtwarza� z pami�ci, a tam gdzie nic nie pami�ta�em � dopisywa�em
brakuj�c� cz�� z niepami�ci.
Tak zebra�em do worka du�o, du�o cyga�skich ba�ni. O�eni�em si� z Siostr� Ptak�w, a
kiedy urodzi�y si� nam c�reczki � Je�ynka, Magduszka i Anulajka � postanowi�em przepisa�
wszystkie opowie�ci na czysto i wydrukowa� je w tej ksi��ce dla moich trzech dziewczynek i
dla wszystkich innych dzieci, kt�re lubi� ba�nie cyga�skie.
Odwr�� kartk�: za ni� w�a�nie
zaczynaj� si� te ba�nie.
9
Zaczarowana skrzynka
Na granicy boru jod�owego i lasu bukowego mieszkali latem biedni Cyganie. Na zim� odchodzili
ze swoimi tobo�kami do opuszczonego, starego m�yna, �eby w mro�ne dni mie� dach
nad g�ow�. Wiosn� wracali na granic� boru jod�owego i lasu bukowego i tam rozbijali na polanie
sw�j namiot po�atany i postrz�piony przez wiatry.
By�o ich dwoje: Cygan i Cyganka jego �ona. Chocia� min�o ju� siedem zim i siedem wiosen,
lat i jesieni, nie mieli oni dzieci, a bardzo, bardzo pragn�li mie� synka. Pewnego dnia
Cyganka posz�a do boru jod�owego po szyszki. Zbiera�a je z ziemi do wielkiej chusty, zbiera�a
i popatrywa�a woko�o. Widzia�a, jak w�skimi �cie�kami, tak w�ziutkimi jak paznokie�,
sz�y d�ugim szeregiem mr�wki i nios�y bia�e zawini�tka, w kt�rych spa�y ich dzieci � malutkie
mr�wcz�ta. �Szcz�liwe mr�wki!...� � wzdycha�a Cyganka i dalej zbiera�a szyszki. Widzia�a
jak w krzaku ja�owca zi�ba karmi swoje piskl�ta czarnymi muchami. �Szcz�liwa zi�ba!...�
� wzdycha�a Cyganka i dalej zbiera�a szyszki. Widzia�a jak je� prowadzi� na przechadzk�
cztery ma�e je��tka. �Szcz�liwy je�!...� � westchn�a Cyganka, zarzuci�a na plecy
chust� pe�n� szyszek i wr�ci�a do swojego namiotu na pograniczu boru jod�owego i lasu bukowego.
Wysypa�a szyszki i rozpali�a ognisko, bo ju� zacz�o si� robi� ch�odno, wia� wiatr i z
jod�owego boru szed� szum, a z bukowego � szelest. Usiad�a Cyganka przy ognisku, obok niej
usiad� Cygan.
� Szkoda, �e rozpali�a� takie du�e ognisko � powiedzia� Cygan do �ony. � Dla nas dwojga
starczy�oby o wiele mniejsze.
� Tak, to prawda � odrzek�a Cyganka. � Ale gdyby�my mieli dzieci, siedzia�yby wok�
ogniska i dla ka�dego starczy�oby ciep�a. Wtedy nie �al by mi by�o wrzuci� naraz do ognia
wszystkie szyszki z jod�owego boru.
Szyszki pali�y si� wielkim ogniem. Czerwone p�omienie trzepota�y z�otymi skrzyd�ami,
jakby chcia�y pofrun��. Ale nie mog�y. Kiedy ognisko wypali�o si�. Cygan i Cyganka poszli
spa� do namiotu i �ni� im si� obojgu ten sam sen: sen o ma�ym, czarnow�osym ch�opcu, kt�ry
by� ich synkiem.
O �wicie Cyganka zbudzi�a si� i posz�a ze swoj� chust� do bukowego lasu, aby zbiera� bukiew,
z kt�rej robi�a pi�kne naszyjniki, nawlekaj�c bukowe orzeszki na w�os z ko�skiego
ogona. Naszyjniki takie sprzedawa�a potem na targu, bo pomaga�y na b�l w ko�ciach temu,
kto je nosi� na szyi. Bukwi by�o mn�stwo, ale ledwie Cyganka zebra�a trzy gar�cie, ujrza�a
kobiet� wygl�daj�c� z dziupli starego buka. By�a to dusza drzewa imieniem Matuja. Wychyli�a
si� z dziupli i powiedzia�a do Cyganki:
� Nie b�j si� mnie, jestem dusz� drzewa bukowego i nie zabraniam ci zbiera� bukowych
orzeszk�w. M�w, czego pragniesz, a wszystko spe�ni�.
� Duszo bukowa! � powiedzia�a przestraszona Cyganka. � Chcia�abym mie� synka.
� B�dziesz mia�a synka � odrzek�a Matuja. � Zr�b tak, jak ci poradz�. Kiedy p�jdziesz do
wsi na wr�by, poszukaj dyni, a kiedy j� znajdziesz, zetnij i przynie� do swojego namiotu.
Pami�taj tylko, �e dynia musi by� wielka i dojrza�a jak wschodz�cy ksi�yc. Wydr��ysz j� i
nalejesz do �rodka mleka, a potem wypijesz je a� do dna, do ostatniej kropelki. Je�li tak zro-
10
bisz, urodzi ci si� ch�opiec pi�kny i szcz�liwy. A kiedy doro�nie, niech idzie w �wiat szuka�
szcz�cia, kt�re jest mu przeznaczone. Aby nie musia� w�drowa� z pustymi r�kami, daj� ci
oto skrzyneczk� z bukowego drzewa, kt�ra mo�e mu si� kiedy� przyda�...
To m�wi�c, Matuja da�a Cygance ma�� drewnian� skrzynk� i znik�a, a dziupla w okamgnieniu
zaros�a kor� bukow�.
Uradowana Cyganka tak pr�dko bieg�a w stron� swojego namiotu na granicy boru jod�owego
i lasu bukowego, �e pogubi�a po drodze po�ow� uzbieranej bukwi. Przynios�a ze wsi
p�kat� dyni�, wydr��y�a j�, nala�a do wn�trza garniec koziego mleka, kt�re dosta�a za naszyjnik
od b�lu ko�ci. Wypi�a mleko a� do dna, tak jak jej przykaza�a Matuja. A potem, czekaj�c
na przyj�cie na �wiat synka, taka by�a zamy�lona, �e przez pomy�k� nawleka�a orzeszki bukowe
na swoje w�asne w�osy. Spostrzeg�a si� dopiero wtedy, kiedy naszyjniki porozrywa�y
si�, a orzeszki rozsypa�y po mchu. Zacz�a wi�c niza� je znowu, ale przez roztargnienie nawleka�a
orzeszki na nitk� paj�czyny, kt�ra by�a jeszcze cie�sza i s�absza ni� w�os. Orzeszki
rozlecia�y si� na wszystkie strony, ale Cyganka nie zmartwi�a si� tym, bo wielka rado�� zapanowa�a
na granicy jod�owego i bukowego lasu; przysz�o na �wiat ma�e Cygani�tko.
Cygan i Cyganka obmyli malutkiego ch�opca w le�nym strumyku, kt�ry mia� swoje �r�d�o
w bukowym lesie i p�yn�� do boru jod�owego i dalej a� do morza, kt�re by�o za jod�owym
borem. Wyk�pawszy synka, dali mu imi� Bachta�o, to znaczy Szcz�liwy.
Odt�d ju� przy ognisku na polanie ogrzewa�o si� ich troje � Cygan, Cyganka i Cygani�tko.
I dla ka�dego starczy�o ciep�a. Szcz�liwi byli rodzice ch�opca, ale biedni. Mija� rok za rokiem,
sz�y ch�ody i g�ody. Cyganka nie mia�a czym synka przyodzia� w mro�ne zimowe miesi�ce,
kiedy przenosili si�, jak zwykle, do starego, opuszczonego m�yna. Mija�y lata, a przepowiednia
Matui nie spe�nia�a si� jako� i tylko imi� ch�opca by�o szcz�liwe.
Tak min�o dwadzie�cia lat. Pewnego dnia wyszed� Bachta�o rankiem z namiotu, po�egna�
si� z rodzicami i poszed� w �wiat szuka� szcz�cia. Wzi�� ze sob� skrzynk� bukow� na szcz�cie
i patyk, �eby si� nim od z�ych ps�w op�dzi�. Szed� lasem, drogi wybiera� kr�te, a spotkane
w g�stwinie zwierz�ta przyja�nie doradza�y mu, kt�r�dy najlepiej i�� w �wiat. Bo Bachta�o
�y� ze zwierz�tami w zgodzie od swoich najm�odszych lat i rozumia� ich mow� rozmait�: lisi�,
wilcz� i wiewi�rcz� czy borsucz�. Szed� Bachta�o lasami, ale swojego szcz�cia nigdzie
nie m�g� znale��, cho� szuka� go na ziemi, w dziuplach i na najwy�szych ga��ziach drzew. A�
pewnego dnia stary borsuk powiedzia� mu, �e trzeba i�� na po�udnie. Bo na po�udniu mieszka
bogaty le�ny kr�l, kt�ry obieca� uszcz�liwi� tego, kto zrobi co�, czego jeszcze �wiat nie widzia�.
� A czym uszcz�liwia ten kr�l? � spyta� Bachta�o.
Stary borsuk odpowiedzia�:
� Kr�l obieca� odda� dzielnemu m�odzie�cowi swoj� c�rk� za �on� oraz p� kr�lestwa.
Sam zastanawia�em si�, czy nie spr�bowa� szcz�cia. Gdyby mi si� uda�o, otrzyma�bym kr�lewn�
i wielu poddanych. Ale rozmy�li�em si�, bo ju� jestem za stary i uszy mi ca�kiem osiwia�y.
Ty, Bachta�o, jeste� m�ody � doda� borsuk � i powiniene� spr�bowa�. A mo�e ci si�
uda spe�ni� ��danie kr�la i zosta� m�em jego c�rki?... Id� na po�udnie.
� Dobrze. Dzi�kuj� ci � powiedzia� Bachta�o i poszed� na po�udnie. Szed� przez b�r jod�owy
i las bukowy, przez sosnowy i klonowy, a� dotar� do wielkiej polany, kt�ra by�a stolic�
le�nego kr�la. Na �rodku polany sta� wielki, czerwony namiot, w kt�rym mieszka� kr�l ze
swoj� rodzin�. Wszed� Bachta�o do namiotu kr�lewskiego i powiada:
� Jestem Cygan Bachta�o. Przychodz� do ciebie kr�lu, �eby spe�ni� twoje ��danie...
Ale w tej samej chwili s�udzy kr�la wypchn�li go z namiotu, bo kr�l by� zaj�ty s�uchaniem
le�nego szumu, nie mia� wi�c czasu.
� Pami�taj � rzek� Cyganowi s�uga � �e kr�l codziennie s�ucha szumu lasu od godziny
pi�tej do si�dmej i wtedy nie wolno mu przeszkadza�. Przyjd� jutro wcze�niej.
11
Bachta�o odszed� poszuka� sobie jakiego� legowiska w lesie i pomy�la�, �e powinien by
zobaczy� kr�lewn�, zanim zn�w stanie przed kr�lem.
A� oto zobaczy�, �e nad lasem wschodzi ksi�yc p�katy i wielki jak dynia. O�wietli� ksi�yc
jezioro, w kt�rym k�pa�a si� w�a�nie c�rka le�nego kr�la. Bachta�o pomy�la�, �e jest bardzo
pi�kna, i nie myli� si�, bo by�a pi�kna naprawd�.
Nazajutrz rano poszed� Bachta�o do kr�la i tak mu powiada:
� S�ysza�em, kr�lu, �e chcesz odda� swoj� c�rk� za �on� temu, kto zrobi co�, czego jeszcze
�wiat nie widzia�. Ot� wiedz, �e ja chc� wzi�� twoj� c�rk�, powiedz tylko, co mam zrobi�?
Zap�on�� kr�l wielkim gniewem, gdy us�ysza� te s�owa, i zakrzykn��:
� C� ty sobie my�lisz? Pytasz mnie, co masz robi�? To� wiesz, �e tylko temu oddam c�rk�,
kto zmajstruje tak� rzecz, jakiej jeszcze nie bywa�o! Za takie g�upie pytanie p�jdziesz do
wiezienia!
W tej samej chwili zbiegli si� pacho�kowie kr�lewscy i wsadzili biednego Cygana do
ciemnych loch�w pod korzeniami starego d�bu. Zamkn�li loch wielkim kamieniem i Bachta�o
zosta� sam jeden w ciemno�ci. Zimno by�o pod ziemi�, bo nie wschodzi�o tam s�o�ce ani nawet
ksi�yc. A je�li nawet wschodzi� jaki� ksi�yc podziemny, to musia� by� czarny, bo go
wcale nie by�o wida�. Przychodzi�y do Bachta�y krety, �eby go ogrzewa� swoim ciep�ym futerkiem.
Ich te� Bachta�o nie m�g� widzie� w podziemnej ciemno�ci, ale pozna� je po g�osie,
bo zna� kreci� mow�.
Nie wiadomo jak d�ugo siedzia�, gdy nagle w lochu zrobi�o si� zielonkawo, a potem a�
bia�o od �wiat�a i ukaza�a si� ch�opcu Matuja. Mia�a d�ugie w�osy srebrne jak strumie�.
Odezwa�a si� szeptem, a Bachtale wyda�o si� w pierwszej chwili, �e to nie szept, tylko
wiatr, albo �e kto� nad nim w lesie chrust grabi i szyszki. Po chwili Bachta�o zacz�� ju� rozumie�
szeptane s�owa Matui. A by�y one takie:
� Nie b�j si� i nie martw, Bachtato. Jeszcze wyjdziesz st�d i po�lubisz c�rk� le�nego kr�la.
Jestem Matuja i obieca�am, zanim jeszcze przyszed�e� na �wiat, �e b�dziesz szcz�liwy. Teraz
przysz�am, �eby dotrzyma� obietnicy. Masz przecie� przy sobie ma�� skrzynk� z bukowego
drewna...
� Mam � odpowiedzia� Bachta�o mru��c oczy od �wiat�a � ale na nic mi si� nie przyda�a.
Zbiera�em kostki nietoperzy, kt�re przynosz� szcz�cie i wk�ada�em do tej skrzyneczki. Zrywa�em
czterolistne koniczynki i wrzuca�em je do niej, ale zesch�y si� i rozsypa�y w proch. A
szcz�cia jak nie by�o, tak nie ma.
� Nie martw si�, Bachta�o � zaszepta�a Matuja. � A czy masz patyk z bukowej ga��zki?
� Mam � odpowiedzia� Bachta�o. � Wcale mi si� nie przyda�, bo nie spotka�em ani jednego
psa, przed kt�rym musia�bym si� ogania�. Ale gdybym nawet spotka� i odp�dzi� � to czy�
mia�oby to ju� by� szcz�cie?
� Nie martw si� � odpowiedzia�a Matuja. � We� pasmo moich w�os�w i odetnij je.
Gdy Bachta�o zrobi� to, rzek�a jeszcze:
� A teraz umocuj cz�� tego pasma na twej skrzynce, a reszt� przywi�� do patyka bukowego.
Odt�d skrzynka b�dzie radowa�a ludzi albo zasmuca�a, jak zechcesz.
Wzi�a Matuja w d�onie skrzynk� i przy�o�ywszy j� do ust za�mia�a si� cichutko do jej
wn�trza. Potem zap�aka�a i kilka �ez stoczy�o si� jej z oczu prosto do skrzynki.
� We� teraz patyk i przesuwaj nim po skrzynce, po moich w�osach, tam i z powrotem.
Spr�bowa� Bachta�o tak uczyni� i oto ze skrzynki zacz�y p�yn�� w �wiat najpi�kniejsze
tony. Matuja znik�a, ciemno zrobi�o si� w lochu, a Bachta�o gra� i gra�. Najpierw zagra� powoli
i smutno. S�ucha�y go w g��bi ziemi �lepe krety i my�la�y, �e to ju� jesie�, �e smutne
mg�y w��cz� si� nad ziemi� i rude li�cie opadaj� w ka�u�e. A potem zagra� Bachta�o skocznie
i weso�o, a� cieplej si� sta�o w lochach, s�ycha� by�o trzepot ptasich skrzyde�ek i �wiergot
tysi�cy gardzio�ek.
12
Wtem jasno zrobi�o si� w jamie wi�ziennej. Bachta�o my�la�, �e to Matuja wraca, promieniej�c
swym �wiat�em. Ale nie! To by�o �wiat�o dnia. To kr�l le�ny us�ysza� granie i kaza�
swoim s�ugom odwali� g�az i wyprowadzi� wi�nia z loch�w.
Stan�� Bachta�o przed kr�lem i rzek�:
� Patrz, kr�lu, i s�uchaj! Oto rzecz, jakiej jeszcze �wiat nie widywa�, nie s�ychiwa�.
l zagra� na swej skrzynce. Najpierw smutn� pie��. Kr�l zap�aka� strasznie, a od �ez jego �
jak po deszczu � mn�stwo grzyb�w wyros�o. Potem zagra� weso�� piosenk�. Kr�l u�miechn��
si�, a wraz z nim u�miechn�li si� dworzanie, rodzina kr�lewska i ca�y las. Najpi�kniej
u�miechn�a si� kr�lewna i jeszcze tego samego dnia urz�dzono na kr�lewskiej polanie wesele.
Bachta�o przyprowadzi� swoj� matk� i swojego ojca z pogranicza lasu bukowego i boru
jod�owego i wszyscy razem jedli i pili, i bawili si� przez trzy dni. A Bachta�o gra� najweselsze
piosenki. Le�ny kr�l przesta� ju� s�ucha� szum�w le�nych od pi�tej do si�dmej, bo muzyka
zaczarowanej skrzynki by�a stokro� pi�kniejsza od szumu.
Tak oto przysz�y na �wiat skrzypce.
13
Stworzenie �wiata
Za dawnych, pradawnych czas�w nie by�o jeszcze �wiata, tylko wielka woda. Bogu Baro
znudzi�a si� szumi�ca woda bez �adnego brzegu lub cho�by male�kiej wysepki. Pomy�la�
wi�c sobie B�g Baro, �e warto by jaki� �wiat stworzy�, ale nie wiedzia� ani � jak si� to robi,
ani � jaki powinien by� ten �wiat. Zabra�by si� B�g Baro do roboty, popr�bowa�by tak i inaczej,
mo�e by mu z tego wreszcie co� wysz�o, ale nie chcia�o mu si� ruszy� palcem. Siedzia�
sobie na powietrzu osowia�y i znudzony, bo nie mia� brata, ani nawet przyjaciela, a samemu
na �wiecie � nieweso�o. Ogania� si� tylko czasem od ob�oczk�w, co mu pod sam nos podfruwa�y.
Dojada�a Bogu Baro samotno��, a� zagniewany cisn�� sw�j kostur, kt�rym si� podpiera� w
w�dr�wkach po chmurach. Polecia� kostur z r�ki Boga Baro prosto w wod�, kt�ra si� rozpo�ciera�a
wsz�dzie i nie mia�a ani pocz�tku, ani ko�ca.
Zawrza�o w wodzie i nagle w tym miejscu, w kt�rym si� pogr��y� kostur, wyros�o drzewo
olbrzymie, zielone i roz�o�yste. Tylko jedna z jego ga��zi by�a sucha. Przycupn�� na niej
dziwny jaki� stw�r � jasnow�osy i kosmaty. By� to sam Diabe�, pierwszy z diablego rodu.
U�miechn�� si� do Boga Baro i rzek�:
� Dzie� dobry, kochany braciszku. Nie masz brata ani nawet przyjaciela: ja ci b�d� przyjacielem
i bratem.
Ucieszy� si� B�g Baro i powiada:
� Dobrze. B�d� moim przyjacielem, ale nie bratem. Bo ja jestem jedynak. Kt� to s�ysza�,
�eby B�g mia� brata?
Zaprzyja�nili si� wi�c i przez dziesi�� dni p�ywali po wielkiej wodzie ��dk�, kt�r� Diabe�
wyci�� z suchej ga��zi olbrzymiego drzewa. Z pocz�tku B�g Baro zadowolony by� z tego
p�ywania, bo kiedy mieszka� w powietrzu, wysoko, �ywi� si� tylko ptakami i ju� mu przesta�y
smakowa�. A teraz m�g� je�� smakowite, t�uste ryby. Ale Diab�u znudzi�o si� �owienie ryb. I
B�g Baro zauwa�y�, �e ju� dziewi�tego dnia z�owione ryby Diabe� sam ukradkiem pozjada�.
Nazajutrz rano powiada Diabe�:
� Braciszku kochany. �le nam si� �yje we dw�ch tylko, kiedy nigdzie, jak okiem si�gn��
nie ma �ywej duszy. Ch�tnie bym stworzy� jeszcze kogo�...
� Stw�rz, je�li chcesz � odrzek� B�g Baro.
� Ba, nie umiem � powiedzia� Diabe�. � Ju� raz chcia�em stworzy� wielki �wiat, ale nie
da�em rady, nic z tego nie wysz�o.
� Dobrze wi�c � rzek� B�g Baro. � Ja stworz� �wiat, tylko nie nud� ju� wi�cej. Skocz zaraz
w wielk� wod� i przynie� mi z dna piasku, bo w�a�nie z piasku chc� stworzy� Ziemi�.
� Jak�e to mo�na z piachu zrobi� Ziemi�?! � wykrzykn�� Diabe�.
� Ca�kiem zwyczajnie � odpowiedzia� B�g Baro. � Wypowiadam swoje boskie imi� � i
ju�. Id� i przynie� piasku.
Skoczy� Diabe� do wody, zanurzy� si� w g��binie. Tam pomy�la� sobie, �e b�dzie lepiej, je�li
sam stworzy �wiat, bez niczyjej pomocy. Wydoby� wi�c na powierzchni� spor� kup� piachu
i wyrzek� nad ni� swoje diabelskie imi�, a jest to imi�: Beng.
14
Bia�y piasek oz�oci� si�, potem zrudzia� i buchn�� dymem w twarz Diab�a, sparzy� go i
osmali�. A �wiata jak nie by�o, tak nie by�o. Rzuci� Diabe� gor�cy piasek z powrotem do wody,
a� zasycza�o i wzlecia�y w g�r� k��by pary.
Wr�ci� Diabe� do Boga z pustymi r�kami i powiada:
� Nie znalaz�em piasku na dnie.
A B�g Baro na to:
� Id�, m�wi� ci, i przynie� mi piasku, jake� przyrzek�.
Przez dziewi�� dni skaka� Diabe� w wielk� wod�, d�wiga� z dna piach, wynurza� si� na
powierzchni� jak najdalej od Boga Baro, wypowiada� imi� Beng � a piasek parzy� i osmala�,
tak �e trzeba go by�o czym pr�dzej wrzuca� do wody. Tyle pary z tego sz�o, a� g�sta mg�a
wsta�a nad wielk� wod�.
Piasek by� tak gor�cy i tak przypieka�, �e Diabe� po dziewi�ciu dniach by� ju� ca�kiem
czarny. Gdy dziewi�tego dnia zn�w przyszed� z pustymi r�kami, B�g Baro rzek�:
� Jeste� zupe�nie czarny, i dusza w tobie � te� czarna. Z�y z ciebie przyjaciel. Id� natychmiast
i przynie� piasku. Ale nie wymawiaj swego imienia, bo sp�oniesz i zamienisz si� w popi�.
Poszed� Diabe� jeszcze raz po piasek i wreszcie przyni�s� go Bogu.
B�g Baro uczyni� wi�c Ziemi�, a Diabe� uradowany zawo�a�:
� Tu, pod tym wielkim drzewem, jest moje mieszkanie, a ty, braciszku, poszukaj sobie
miejsca gdzie indziej!
Rozgniewa� si� B�g strasznie i krzykn��:
� Taki z ciebie przyjaciel? Nie chc� ci� zna�. Id� precz! Niech twoje dzieci i wnuki: diab�y,
diabliki i diabl�ta � b�d� czarne jak ty teraz.
W tej�e chwili zjawi� si� wielki, czarny byk, wzi�� Diab�a na grzbiet i wraz z nim zapad�
si� pod ziemi� u st�p olbrzymiego drzewa. Ale by�o to boskie drzewo. B�g Baro uczyni� czar
� i z ga��zi wyl�g�o si� mn�stwo zwierz�t i ludzi, i wszyscy po kolei zeskakiwali na now�
Ziemi�, mokr� jeszcze i bez trawy i zi�.
Tak B�g Baro stworzy� Ziemi�, zwierz�ta biegaj�ce po niej i ludzi.
Ale sam wyprowadzi� si� na sta�e do nieba, bo w g��bi Ziemi zadomowi� si� Diabe�, a B�g
Baro nie chcia� go mie� za s�siada.
15
Matka S�o�ca
Przed wielu, wielu laty, kiedy Kr�l Chmur by� jeszcze bardzo m�odziutki, �y� w wielkiej
przyja�ni z Kr�lem S�o�ca. To by�y dobre czasy! Kiedy Kr�l S�o�ca odpoczywa�, zm�czony
po d�ugiej w�dr�wce, w�wczas Kr�l Chmur wychodzi� ze swego pa�acu i rozkazywa� swoim
s�ugom, aby nawodnili deszczem spragnion� ziemi�. Nigdy nie zdarzy�o si� w owych czasach,
aby pra�y�o s�o�ce, kiedy ludzie prosili o deszcz; nigdy te� nie bywa�o, aby pada�
deszcz, kiedy ludzie pragn�li s�o�ca.
Razu pewnego � a by�o to po po�udniu � Kr�l S�o�ca spotka� swojego przyjaciela, kr�la
Chmur, i rzek� mu:
� Kochany przyjacielu, jestem dzi� bardzo znu�ony, bo mia�em wiele roboty. By�em w
kraju, w kt�rym noc� by�a ulewa rz�sista, musia�em wi�c dwoi� si� i troi�, aby wysuszy�
ziemi�, bo biedni ludzie mieliby kiepskie plony. B�d� tak dobry i nie przeszkadzaj mi, kiedy
p�jd� ju� spa�.
� Przykro mi bardzo � odrzek� Kr�l Chmur � ale w�a�nie ruszam w drog� do tego kraju,
gdzie wczoraj by�a ulewa. Niepotrzebnie wysila�e� si� na suszenie ziemi, bo ja postanowi�em,
�e w owym kraju b�dzie pada� przez dziewi�� tygodni bez ustanku. Niech ludzie wiedz�, kto
ja jestem!
� Za co chcesz kara� biednych ludzi! � zapyta� Kr�l S�o�ca.
� Zaraz si� dowiesz � odpowiedzia� Kr�l Chmur. � W kraju tym panuje w�adca, kt�ry ma
przecudn� c�rk�. Chc�, aby zosta�a ona moj� �on�, ale kr�l, jej ojciec, sprzeciwi� si� moim
zamiarom i rzek�, �e nie ma �adnej c�rki dla jakiego� tam Kr�la Chmur. Je�li tak, to ja ju�
poka�� ludziom, kim jestem! Zabior� ze sob� wszystkie moje s�ugi � Deszcz, Wiatr, B�yskawice,
Grzmot, Grad i �nieg i wypuszcz� jak psiarni�, wszystkie naraz, �eby nasyci� serce
moje zemst�!
Na to rzek� Kr�l S�o�ca:
� Nic nie zrobili ci z�ego biedni ludzie. Obrazi�e� si� na ich kr�la, to na nim si� zem�cij!
� Nic mnie to nie obchodzi! � powiedzia� Kr�l Chmur. � Kt� mi mo�e zabroni�?
� Ja! � zawo�a� Kr�l S�o�ca.
� Chcia�bym to widzie�! Bardzo jestem ciekaw! � za�mia� si� Kr�l Chmur, odwr�ci� si� na
pi�cie i odszed�.
Ale dobry Kr�l S�o�ca nie zasypia� gruszek w popiele. Pop�dzi� naj�pieszniej, jak tylko
umia�, w stron� owej krainy i dotar� tam, zanim jeszcze Kr�l Chmur zd��y� przyby� na miejsce
wraz ze swoimi s�ugami. A kiedy wreszcie i on si� zjawi�, nie m�g� nic wsk�ra�, bo s�o�ce
tak �wieci�o i grza�o, �e s�udzy Kr�la Chmur musieli si� ratowa� ucieczk�, aby nie sp�on��.
W�ciek�y z gniewu Kr�l Chmur powr�ci� do swojej ojczyzny ze s�u�b� poparzon� i
osmolon� od s�onecznego skwaru. Odt�d cz�sto wyrusza� ze swej siedziby po�o�onej na
szczytach najwy�szych g�r �wiata i nadci�ga� wraz ze s�u�b� nad �w kraj rz�dzony przez
kr�la, kt�remu poprzysi�g� zemst�. Ale zawsze uprzedza� go Kr�l S�o�ca i przep�dza� stamt�d
ca�� z�owrog� band�. W�ciek�o�� Kr�la Chmur pot�nia�a z dnia na dzie� i z miesi�ca na
16
miesi�c. Zacz�� przemy�liwa� sobie, jak by tu wszelk� moc odebra� Kr�lowi S�o�ca i wszelk�
w�adz�. Podzieli� si� swoimi troskami i zamys�ami ze s�u�b�, a wtedy rzek� mu Wiatr:
� Mam my�l! Wszyscy wiecie, �e Kr�l S�o�ca, nasz wsp�lny wr�g, wyfruwa w �wiat
wczesnym rankiem � i jest wtedy malusie�kim dzieckiem. W po�udnie jest ju� m�em dojrza�ym,
a wieczorem kiedy wraca do domu, jest s�dziwym starcem i zasypia na kolanach swej
matki. Gdyby nie usn�� na jej kolanach, nie odmieni�by si� rankiem w dziecko, ale na zawsze
by ju� zosta� starcem bezsilnym, i nie m�g�by ju� nazajutrz wyfrun�� w �wiat. Musimy wi�c
pojma� jego matk�, a wtedy ju� jej syn nie b�dzie m�g� nam szkodzi�!
Wys�uchawszy rady Wiatru, wszyscy w rado�� wpadli i z uciechy wrzeszcze� zacz�li jak
g�upi jeden przez drugiego. �nieg i Grad zawo�ali:
� Knarr! Klirr! To dopiero spos�b!
B�yskawica j�a biega� z k�ta w k�t, pokrzykuj�c:
� Kiskos! Kis! Kos! To ci heca! Kos! Koskis!
Grzmot zadudni�:
� Bumbaro, bumbaro, bummm! Dobrze b�dzie!
Deszcz zaszepta�:
� Bri szint! Szint! Szint! Przebieg�y z ciebie wietrzyk, nasz braciszku!
Po chwili ozwa� si� sam Kr�l Chmur:
� Dobra to rada! Spr�buj� schwyta� Matk� S�o�ca.
Rzek�szy, uda� si� do mieszkania Kr�la S�o�ca, kiedy ten by� w�a�nie gdzie� daleko w
�wiecie. Po drodze Kr�l Chmur przemieni� si� w siwego konia, a przycwa�owawszy do z�otego
domku Kr�la S�o�ca, rzek� do Matki S�o�ca siedz�cej u progu:
� Dzie� dobry, kochana pani! Jestem Wichrokoniem. Tw�j syn, Kr�l S�o�ca, przys�a� mnie
tutaj, abym ci� jak najszybciej zani�s� do niego. Znajduje si� on teraz w zalanej wod� krainie
i si� mu ju� zabrak�o, by j� osuszy�. Chcia�by wi�c przespa� si� godzink� na twoich kolanach,
aby nabra� nowej si�y!
� Tego m�j syn nigdy ode mnie nie ��da�! � odpowiedzia�a matka. � Ale je�li naprawd�
tak os�ab�, to chc� mu pom�c jak naj�pieszniej. Udam si� do niego z twoj� pomoc�, je�li mi
pozwolisz wsi��� na sw�j grzbiet!
O to w�a�nie Kr�lowi Chmur chodzi�o. Matka S�o�ca dosiad�a konia, a on szybko jak wicher
pomkn�� przed siebie, a� wpad� do wielkiej jaskini. Tam przemieni� si� na powr�t w
Kr�la Chmur i zamkn�� Matk� S�o�ca w skalnej pieczarze.
Zapad� wiecz�r. Kr�l S�o�ca by� ju� zdro�onym starcem. Kiedy wr�ci� do domu, nie zasta�
swojej matki, nie m�g� wi�c usn�� na jej kolanach, jak to czyni� dot�d zawsze od pocz�tku
�wiata. Biedny os�ab� do cna i wcale nie m�g� si� poruszy�. Nazajutrz nie wzesz�o s�o�ce i
noc nie odesz�a, bo Kr�l S�o�ca nie wyszed� z domu. Ciemno�� by�a wsz�dzie, a Kr�l Chmur
ze s�u�b� m�g� bez przeszk�d gospodarzy� po swojemu.
Ale nied�ugo. Z chmury sfrun�a ostra i jasna b�yskawica i uderzy�a w pieczar�, od�upuj�c
kawa� ska�y. Matka S�o�ca schwyci�a ostry koniec pioruna i od�ama�a go. Tym od�amkiem
b�yskawicy, jak najostrzejszym no�em, wyd�uba�a otw�r w �cianie pieczary i przecisn�a si�
przeze� na wolno��. Natychmiast po�pieszy�a do swego syna i wzi�a jego zm�czon�, z�ot�
g�ow� na kolana. Kr�l S�o�ca zasn��, a kiedy si� obudzi�, by� malutkim dzieckiem.
Wyfrun�� przez okno i rozja�ni� ca�y �wiat. Ludzie we wszystkich miastach, wsiach i lasach
cieszyli si�, �piewaj�c i ta�cz�c z rado�ci. Dzi�kowali s�o�cu, �e �wieci, bo ciemno��
trwa�a przez p� dnia i wszyscy ju� stracili nadziej�, �e nadejdzie kiedy� znowu bia�y dzie�. A
Kr�l S�o�ca przep�dzi� daleko Kr�la Chmur.
Od tamtych czas�w mi�dzy Kr�lem S�o�ca a Kr�lem Chmur nie ma ju� zgody ani przyja�ni,
tylko wrogo�� i wieczna zwada jak mi�dzy psem a kotem albo ogniem i wod�.
17
Dlaczego ksi�yc
to ro�nie, to maleje
Stary Cygan, mieszkaj�cy na skraju podg�rskiej wioski, mia� ju� tyle lat, �e dobrze zd��y�
pozna� �ycie. Ale najlepiej pozna� g��d. Im Cygan by� starszy, im mniej mia� si�, tym trudniej
mu by�o zarobi�, tym mocniej g��d dawa� mu si� we znaki. W�drowa� w g�ry, zbiera� chrust
na rozpa�k� i sprzedawa� go za grosze wie�niakom. Niewiele mia� z tego, ale zawsze starcza�o
mu na kupno kukurydzy. Co dzie� gotowa� sobie zup� kukurydzian� i zjada� jej pe�n� misk�.
Pewnego wieczoru wr�ci� do domu, d�wigaj�c wielki w�r chrustu. Kiedy zbli�y� si� do
swej chaty, przerazi� si�, bo zobaczy�, �e drzwi do izby s� otwarte szeroko. �wiat�o ksi�yca
zagl�da�o do �rodka i wida� by�o siedz�cego przy stole jakiego� starca z d�ug�, popielat� brod�.
Siedzi i najspokojniej zajada zup� kukurydzian�. Zanurza w misie wielk� drewnian� �y�k�
i czerpie ni� ��t�, g�st�, rozgotowan� kukurydz�.
Gdy to stary Cygan zobaczy�, cisn�� w�r chrustu na ziemi� i wrzasn��:
� Z�odziej! Rabu�! Jak �miesz je�� moj� kukurydz�? Kto ci pozwoli�?!
Starzec odpowiedzia�:
� Jestem zm�czony i g�odny. Kiedy zobaczy�em t� ��t� i smakowit� kukurydziank�, nie
mog�em si� powstrzyma�, �eby jej nie spr�bowa�.
� Patrzcie go! � zawo�a� Cygan. � Zobaczy� mis� z ��t� straw� i j�zyk mu zacz�� skaka� z
�akomstwa! Je�li tak lubisz ��ty kolor, to id� i jedz to!
To m�wi�c, Cygan wskaza� palcem ksi�yc, kt�ry w�a�nie wisia� za oknem, wielki jak dynia.
Nie odpowiedzia� starzec ani s�owa, tylko d�wign�� si� z �awy, wzi�� sw�j kostur i chcia�
odej��. Ale Cygan zast�pi� mu drog� i wrzasn��:
� Hola, z�odziejaszku! Nie wyjdziesz, p�ki mi nie zap�acisz za zjedzon� kukurydziank�!
Nale�y mi si� siedem grajcar�w.
� Nie mam ani grosza � odpowiedzia� starzec. � Daruj mi. By�em naprawd� bardzo g�odny.
� Nie daruj� ci! � krzykn�� Cygan. � Musisz zap�aci� mi za to!
Starzec rozpi�� sw�j p�aszcz i wyci�gn�� na wierzch wszystkie kieszenie: by�y zupe�nie puste.
I rzek� jeszcze raz:
� Daruj mi! Na wiosn�, kiedy zaczn� si� rozwija� li�cie, zap�ac� ci za wszystko i wynagrodz�
stokrotnie.
� Nie! � odrzek� Cygan i zamkn�� drzwi chaty, aby starzec nie m�g� si� wymkn��.
Wtedy starzec, przygarbiony dot�d i dr��cy, wyprostowa� si�, oczy za�wieci�y mu jasnym
blaskiem, s�katy kostur w jego r�ce zamieni� si� w lask� ze szczerego z�ota. Cygan cofn�� si�
ze strachem, a starzec rzek�:
� Dobrze, b�dzie tak, jak chcia�e�. Wiedz, �e jestem w�adc� s�o�ca, ksi�yca i wszystkich
gwiazd. Przyni�s�bym ci wiosn� tyle z�ota, �e sta�by� si� najbogatszym cz�owiekiem na �wiecie.
Tw�j s�siad go�ci� mnie u siebie przez trzy dni i nie za��da� ode mnie ani grosza za t�
go�cin�. Za to dam mu szcz�cie i bogactwo. Ale i ty dostaniesz zap�at�. B�dziesz mieszka�
na ksi�ycu i je�� ksi�yc! I nie wr�cisz na ziemi�, dop�ki nie zjesz go do cna!
18
To rzek�szy, starzec skin�� lask� i znikn��, a Cygan, porwany czarodziejsk� si��, wyfrun��
przez komin w nocne niebo i lecia� tak d�ugo, a� si� znalaz� na ksi�ycu. C� mia� robi�?
Trzeba si� by�o pogodzi� z tym, co si� sta�o. Cygan za m�odu w�drowa� niema�o, przywyk�
wi�c pr�dko do ksi�yca, jako �e nigdy si� nie przywi�zywa� do jednego miejsca. Ostrzyg�
kilka dzikich baran�w ksi�ycowych, uprz�d� ich we�n�, utka� z niej pi�kn� tkanin� i zrobi� z
niej namiot.
Chocia� wiele g�odu zazna� ju� w �yciu, nigdy na ziemi nie bywa� jeszcze tak g�odny jak
na ksi�ycu! Jad� ksi�yc �apczywie, wielkimi k�sami i wci�� nie m�g� jako� zaspokoi� g�odu.
Najbardziej smakowa� Cyganowi wschodz�cy ksi�yc, r�owy! Bo wtedy by� najsoczystszy
i najs�odszy. Mniej smaczny si� stawa� ksi�yc, kiedy �wieci� bledziutkim, ��tawym
�wiat�em i wisia� najwy�ej, jak tylko umia�. Wtedy by� cierpki w smaku i du�o by�o w nim
pestek, kt�re trzeba by�o wypluwa�.
Ale co tam! Taki czy siaki, s�odki czy cierpkawy � wszystko jedno. Cygan wci�� by� g�odny
i jad� bez przerwy. A� pewnego dnia pomy�la� sobie, �e lepiej mu by�o na ziemi, i westchn��:
� M�j Bo�e! W mojej chatce wystarczy�a mi miska kukurydzianki i g��d mija�, a tu chyba
nigdy nie najem si� do syta.
I zn�w zabra� si� do jedzenia. Ksi�yca ubywa�o i ubywa�o, stawa� si� coraz cie�szy,
wreszcie podobny by� do sk�rki i ledwo, ledwo �wieci�. Ale g�odu nie ubywa�o ani troch�.
By� g��d i nic wi�cej. Nikogo, z kim Cygan m�g�by pogada�, komu by si� wy�ali�.
� M�j Bo�e! � westchn�� Cygan. � My�la�em, �e mi b�dzie wszystko jedno, bo ca�e �ycie
przew�drowa�em i nigdy nie �al mi by�o miejsc, kt�re porzuca�em, ani drogi, co zostawa�a za
mn�!
I zn�w zabra� si� do jedzenia. Jad� tak dzie� po dniu i tydzie� po tygodniu i rok po roku i z
pewno�ci� dawno zjad�by ju� ca�y ksi�yc, gdyby nie to, �e B�g si� w to wmiesza�, i sprawi�
B�g, �e ksi�yc ci�gle odrasta. Czasem zdaje si�, �e ju� nic z ksi�yca nie zosta�o, ale to nieprawda:
ksi�yc odrasta i nigdy nie b�dzie zjedzony przez Cygana do szcz�tu. A Cygan nigdy
nie nasyci g�odu za kar�, �e po�a�owa� g�odnemu paru �y�ek kukurydzianki. Za to b�dzie �y�
wiecznie, ale nikt mu takiego �ycia nie zazdro�ci!
Kiedy nad lasem �wieci ksi�yc, Cyganie przygotowuj� w swoich namiotach miski pe�ne
strawy i daj� si� po�ywi� ka�demu, kto ich o to poprosi. Nie chc� bowiem zas�u�y� na tak�
kar�, jakiej doczeka� si� tysi�ce tysi�cy lat temu stary Cygan z podg�rskiej wioski.
19
Sk�d si� wzi�li ludzie
o jasnych w�osach
Przed wielu, wielu laty r�d cyga�ski Kukuja przyby� jesieni� do st�p wielkiej g�ry i rozbi�
obozowisko, aby przemieszka� tam a� do wiosny. By�o to dobre miejsce, bo g�ra os�ania�a od
zimnych, p�nocnych wiatr�w.
Tymczasem jesie� by�a s�oneczna i pi�kna. Cyganie �piewali i ta�cowali ca�ymi dniami,
nie my�leli o zimie i by�o im weso�o.
Pewnego dnia �piewali i ta�czyli jak zwykle przed swoimi namiotami, a s�o�ce �wieci�o i
�piewa�y ptaki.
Nagle �wiat poblad� i posmutnia�, niebo w okamgnieniu spochmurnia�o. Piosenka umilk�a,
a tancerze przytupywali jeszcze przez chwil�, jakby nie zauwa�yli chmur i wiatru, kt�ry za�opota�
p��tnem namiot�w. Znienacka zak��bi�a si� g�sta �nie�yca, pobieli�a traw� i w�osy ta�cz�cych.
Ch�ostani wiatrem i �niegiem, kt�ry zacina� ze wszystkich stron, Cyganie pobiegli
przez zawiej�, aby schroni� si� w namiotach.
Nagle zatrzymali si� jak wryci! Przed namiotem wodza sta�a m�oda dziewczyna niezwyk�ej
urody. Jej twarz i r�ce by�y bia�e jak �nieg, a w�osy b�yszcza�y jak z�oto o�wietlone s�o�cem.
Oczy mia�a b��kitne jak niebo wczesn� wiosn�.
Cyganie zgromadzili si� wok� niej i przygl�dali si� jej szeroko otwartymi, czarnymi
oczami, oniemiali ze zdumienia i trwogi. A ona cichutkim, szepcz�cym g�osikiem rzek�a:
� Jestem c�rk� Kr�la Mgie�. Mieszkam daleko st�d, w krainie wiecznych �nieg�w. Dosz�y
mnie tam wie�ci, �e ludzie umiej� kocha� i mi�o�� przynosi im czasem szcz�cie, a czasem
b�l. Nie wiem, co to znaczy szcz�cie, nie wiem te�, co to jest b�l, ani � co to jest mi�o��.
Chcia�abym bardzo odczu� ciep�o mi�o�ci, bo na wskro� przemarzni�ta jestem od mrozu i
serce moje ca�kiem zlodowacia�o. Kto z was powie mi, co to jest mi�o��?
Pi�kny m�odzieniec imieniem Korkoro wyskoczy� z gromady przypatruj�cych si� ludzi,
podbieg� do Jasnow�osej i zawo�a�:
� Pokocha�em ci� od pierwszej chwili, kiedy tylko zjawi�a� si� przed naszymi oczami, pokocha�em
ci�, zanim jeszcze powiedzia�a� s�owo! To, co czuje moje serce, to jest w�a�nie
mi�o��. Ona ogrzeje twoje serce i ty mnie pokochasz.
Rzek�szy te s�owa, Korkoro wzi�� w swoje d�onie r�k� Jasnow�osej, ale wnet pu�ci� j�, bo
zimna by�a jak �nieg. Wtedy uca�owa� Jasnow�os�, ale twarz jej by�a jak l�d. Nie zwa�aj�c na
to, zaprowadzi� j� do swego namiotu i nazajutrz o�eni� si� z w�adczyni� �niegu.
Po pewnym czasie Cyganie ze zdumieniem spostrzegli, �e Jasnow�osa zmieni�a si� nie do
poznania. Jej twarz nie by� ju� taka bia�a, jak dotychczas, ale zar�owi�a si� niby mg�a o
wschodzie s�o�ca, jej w�osy nie �wieci�y ju� jak z�oto, lecz sta�y si� podobne do ��tawych
�d�be� lnu.
By�a jeszcze pi�kniejsza ni� wprz�dy, bo wiedzia�a ju� teraz, co to jest mi�o��.
Tak min�o dwadzie�cia lat � w szcz�ciu i rado�ci. Jasnow�osa mia�a ju� dwadzie�cioro
dzieci, wszystkie zupe�nie do niej podobne. Mi�o�� mi�dzy ni� a jej m�em Korkoro wzrasta�a
ci�gle, z ka�dym rokiem stawa�a si� g��bsza i silniejsza.
20
Ale Kr�l Mgie� od dawna gniewa� si�, �e c�rka jego tak d�ugo nie wraca, i postanowi�
roz��czy� j� z Cyganem na zawsze. Pewnego dnia, kiedy m�� Jasnow�osej wyruszy� w dalek�
podr�, aby kupi� par� koni, Kr�l Mgie� rzuci� na �wiat mg�� tak wielk� i g�st�, �e cz�owiek
nie m�g� dojrze� w�asnego nosa.
Cygan zab��ka� si� w bezdro�ach, a podst�pna mg�a odprowadza�a go coraz dalej od siedziby
rodu Kukuja, a� zaprowadzi�a na drugi koniec �wiata, sk�d ju� nie by�o powrotnej drogi.
Chc�c nie chc�c musia� wi�c Cygan tam pozosta�.
Jasnow�osa, ci�gle tak samo pi�kna i m�oda jak przed dwudziestu laty, czeka�a d�ugo na
powr�t m�a. Wreszcie, w czasie g�stej mg�y, przyby� do niej ze swego dalekiego �wiata ojciec
i opowiedzia�, co si� sta�o z Korkoro. I kaza� jej wraca�.
Jasnow�osa gorzko zap�aka�a i rzek�a Cyganom:
� M�j ojciec wzywa mnie do siebie, musz� wi�c was opu�ci�. Opiekujcie si� moimi
dzie�mi, wychowujcie je i kochajcie tak, jak ja was pokocha�am!
Biedna Jasnow�osa nie mog�a ju� m�wi� d�u�ej, bo g�os jej uwi�z� w gardle, a �zy zn�w
nap�yn�y do oczu.
Najpierw �zy jej by�y gor�ce, potem � letnie, potem � ch�odne, potem � zimne, a w ko�cu z
oczu kr�lewny posypa� si� grad. Jej r�owe policzki stawa�y si� blade, coraz bledsze, a�
wreszcie � bia�e jak �nieg. Jej lniane w�osy, kt�re ta�czy�y na wietrze, sta�y si� sztywne, ci�kie
i pocz�y l�ni� jak z�oto.
Wtedy przyfrun�� k��b g�stej mg�y i otoczy� Jasnow�os�. Cyganie d�ugo jeszcze widzieli, wyt�aj�c
oczy, jak wznosi�a si� ona w ob�oku mg�y hen, ponad szczytami g�r, a� znik�a w oddali.
Jej dzieci po latach po�eni�y si� i powychodzi�y za m��, doczeka�y si� dzieci, wnuk�w i prawnuk�w.
I tak na �wiecie zjawili si� i rozmno�yli ludzie o jasnych w�osach.
21
Sk�d si� wzi�ty pch�y
W�drowali po �wiecie � Brud i Niedba�o��. By�a to bardzo zakochana para, bardzo si� sobie
podobali nawzajem. Bo jak mogli sobie nie przypa�� do serca, je�li on by� brudny i niechlujny,
a ona niedba�a i leniwa? Wyruszyli razem na w�dr�wk�, kiedy wyp�dzono ich z
pewnego wielkiego miasta. W�drowali, nie rozstaj�c si� ani na chwil� i nie zatrzymuj�c si�
nigdzie, bo wszyscy � ludzie, a nawet zwierz�ta � przep�dzali ich od siebie jak najdalej. Po
d�ugiej w��cz�dze Brud i Niedba�o�� przybyli do kraju, w kt�rym zawsze �wieci�o s�o�ce, a
ludzie � bez wielkiego trudu i nie pracuj�c ci�ko � mogli �y� syto i szcz�liwie.
� Tutaj b�dzie nam dobrze! � powiedzia� Brud. � Powinni�my tu zosta�. Co my�lisz o tym,
moja najdro�sza?
� Niech i tak b�dzie � zabe�kotala Niedba�o�� i ziewn�a szeroko na powitanie.
Kogo to wita�a tak dziwacznie? Swoj� star� ciotk� Nud� kt�ra w�a�nie w tej chwili przyby�a
tak�e do s�onecznego kraju.
Ucieszyli si� wszyscy troje z tego spotkania, bo i Brudowi, i leniwej Niedba�o�ci ra�niej
jest i milej, kiedy im Nuda towarzyszy. Zagospodarowali si� szybko na nowym miejscu. Brud
naznosi� znad rzeki mu�u, wytarza� si� w nim i dobrze mu z tym by�o. Niedba�o�� postrz�pi�a
sobie ubranie do cna i dobrze jej z tym by�o, bo w kraju tym nie bywa�o ch�od�w. Nuda wylegiwa�a
si� na ziemi i ziewa�a od ucha do ucha i od brody a� do oczu � tak �e �yka�a spore
ptaszki, kt�re wpada�y jej do g�by w czasie tego ziewania. Brud stawa� si� z ka�dym dniem
grubszy i wkr�tce wygl�da� jak wielki po�e� usmolonego i okopconego boczku. Tylko Niedba�o��
nie uty�a wcale i by�a chuda jak wprz�dy. Zwierzy�a si� ze swoich zmartwie� ciotce
Nudzie, a ta rzek�a jej na to:
� Mam ja dobr� my�l! �wietna b�dzie z was para! Kochacie si�, pobierzcie si� wi�c, a na
pewno b�dziecie szcz�liwi. Ty obro�niesz brudem i przez to staniesz si� t�usta. A Brud nauczy
si� od ciebie jeszcze wi�kszego lenistwa i niedba�o�ci.
Jak poradzi�a Nuda, tak uczynili. Nad brzegiem ma�ego bajorka odby�o si� wesele. M�oda
para wytarza�a si� w b�ocie, a potem ca�a tr�jka zasiad�a do weselnej uczty. Jedli pijawki, psie
grzybki, a potem � zdech�ego psa; popijali za� g�st� wod� z bajorka. Po uczcie zacz�� si�
koncert. Muzykantami by�y rechocz�ce �aby. Zamiast ta�czy� � Brud, Niedba�o�� i Nuda
czochrali si� o kor� drzew, rosn�cych na brzegu bajorka, a zamiast �piewa� � ziewali wielce
uszcz�liwieni.
Odt�d bardzo weso�o �y�o si� m�odym.
Niedba�o�� wkr�tce sta�a si� tak samo brudna i t�usta, jak jej m�� Brud, i dawne jej zmartwienia
znik�y.
Min�� rok i ciotka Nuda przygotowa�a wszystko na chrzciny, bo w�a�nie Niedba�o�� mia�a
zosta� matk�.
Przyszed� oczekiwany dzie� i Niedba�o�� urodzi�a malutk�, czarn� pch��, kt�ra od razu zacz�a
skaka� i k�sa�. Najpierw pogryz�a swoj� rodzon� matk�, i cho� Niedba�o�� nigd