675

Szczegóły
Tytuł 675
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

675 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 675 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

675 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Juliusz S�owacki BENIOWSKI. POEMA. PI�� PIERWSZYCH PIE�NI. BIOGRAM PIE�� PIERWSZA PIE�� DRUGA PIE�� TRZECIA PIE�� CZWARTA PIE�� PI�TA TEKST PRZYGOTOWA�: PAWE� WAWRZYNIAK NA PODSTAWIE WYDANIA: J. S�OWACKI, DZIE�A WSZYSTKIE. POD REDAKCJ� J. KLEINERA, T. V, WROC�AW. OPRACOWANIE: MAREK ADAMIEC; WSPӣPRACA H&M WIRTUALNA BIBLIOTEKA LITERATURY POLSKIEJ VIRTUAL LIBRARY OF POLISH LITERATURE PIE�� PIERWSZA Za panowania kr�la Stanis�awa Mi�szka� ubogi szlachcic na Podolu; Wysoko pot�m go wynios�a s�awa; Szcz�cia mia� ma�o w �yciu, wi�c�j bolu; Albowiem by�a to epoka krwawa I kraj by� ca�y na rumaku, w polu; �any, ogrody le�a�y od�ogiem, Zaraza sta�a u domu za progiem. Maurycy Ka�mierz Zbigniew mia� z ochrzczenia Imiona; rodne nazwisko Beniowski. Tajemnicz� mia� gwiazd� przeznaczenia, Co go broni�a jako cz�stochowski Szkaplerz - od d�umy, g�odu, od p�omienia I od wszystkich plag - pr�cz �mierci i troski; Bo w �yciu swoim namartwi� si� bardzo, A umar�, cho� by� z tych, co �mierci� gardz�. M�odo�� mia� bardzo pi�kn�, niespokojn�. Ach! tak� tylko m�odo�� nazwa� pi�kn�, Kt�ra zaburzy pier� jeszcze niezbrojn�, Od kt�r�j nerwy w cz�owieku nie zmi�kn�, Ale si� stan� niby harf� strojn� I bite pie�ni� zapa�u, nie p�kn�. Przez ca�� m�odo�� pan Beniowski bujnie Za trzech ludzi czu� - a wi�c �y� potr�jnie. Wioseczk� ma�� mia� - ale dziedziczn�, Dwadzie�cia mia� lat - by� u siebie panem. Sprasza� do domu szlacht� okoliczn�, Fortunka jego ci�gle ciek�a dzbanem. Mia� nadto proces i spraw� graniczn�; A pr�dz�j spraw� wygra�by z szatanem Ni� z ow� psiarni� wtenczas palestrant�w: S�owem, �e przysz�o do d�ug�w i fant�w. Pozby� si� naprz�d klin�w i futor�w. Pot�m i konie wyprzeda� z uprz꿱 - Nie znano wtedy jeszcze w Polsce szor�w, O kt�re �ony dzi� m��w ciemi꿱 Pozby� si� pot�m swoich bia�ozor�w, Regentowi da� charty, w r�k� ksi꿱 Ostatnie grosze dwa za ojca dusz� I na ornaty dwa ojca kontusze. Z tych maj�tkowych ostatnich konwulsji Nie zyska�, jedno wyrok przeciw sobie; Wyrok, w kt�rym rzecz by�a o ekspulsji. Ma�o o to dba� (trac�c na chudobie, Dzisiaj s� ludzie m�odzi stokro� czulsi), Lecz pan Beniowski rzek�: "Ja sam zarobi� Na drug� wiosk� et si non mi noces, Fortuna - z wiosk� nab�d� i proces. "I znowu m�j syn b�dzie mia� przyjemno�� Z palestr� jada� i by� Akteonem, I na przyjaci� wzdycha� niewzajemno��, I sta�, tak jak ja, pod ciemnym jesionem, Kt�ry m�j ojciec sadzi�... O nikczemno��!..." Tu pan Kazimierz j�kn�� harfy tonem I na szumi�cy jesion �zawo spojrza�. W t�j chwili zyska� troch� - troch� dojrza�. Troch� skorzysta� w sobie jako prawnik, Troch� skorzysta� jak cz�owiek odarty, Na kt�rego sam pan s�dzia, zastawnik I regent - niby trzy g�odne lamparty Lub jako mu�y puszczone na trawnik, Lub jak na dusz� rozsierdzone czarty Wpadli, ogry�li i na pocieszenie Rzecz zostawili s�odk� - do�wiadczenie. O do�wiadczenie! ty jeste� pancerzem Dla piersi, w kt�r�j serce nie uderza; Jeste� latarni� nad morskim wybrze�em, Do kt�r�j cz�owiek w dzie� pochmurny zmierza; O do�wiadczenie! jeste� ciep�ym pierzem Dla samolub�w; ty� gwiazd� rycerza, Bawe�n� w uszach od ludzkiego j�ku; Dla mnie, �r�d ciemn�j nocy - �wiec� w r�ku. Lecz pan Beniowski liczy� lat dwadzie�cia, O do�wiadczenie jak o grosz z�amany Nie dba� - wola�by mie� wiosk� i te�cia, To jest �lubem by� dozgonnym zwi�zany Z pann� Aniel�. - T�j sztuka niewie�cia Sprawi�a, �e by� srodze zakochany; Na gitarze gra� i rym �piewa� w�oski, I wszystko dobrze sz�o - dop�ki wioski Nie straci�... wtenczas po w�osku: addio! Po polsku: pisuj do mnie na Berdycz�w. Okropne s�owa! je�li nie zabij�, To serce sch�oszcz� tysi�cami bicz�w. Panna Aniela, dziewcz� z bia�� szyj�, By�a z rodziny dostatni�j A...wicz�w... Kocha�a wiernie - wierno�� by�a w modzie Lecz ojciec - ten sta� jak mur na przeszkodzie. Mimo to jednak Aniela, jak r�e, Co nad wysoki mur li�ciem wybiegn� Patrze� na s�o�ce - oczy mia�a du�e, Czarne - jak r�e, co si� nad mur przegn� I mimo czujne ogrodowe str�e Zerwaniu ch�opi�t i dziewcz�t ulegn�, A pot�m gorzki los tych niewini�tek Wi�dn�� na w�osach i sercach dziewcz�tek; Aniela - mimo ojcowskie czuwanie - Widywa�a si� ze swoim Zbigniewem. Kronika milczy, czy to widywanie Odbywa�o si� pod jaworu drzewem, W godzin�, kiedy s�ycha� ps�w szczekanie, Kiedy s�owiki wywo�uj� �piewem Ksi�yc spod ziemi; lecz pozw�l, asindzi�j, �e si� nie mogli widywa� gdzie indzi�j... Zw�aszcza o inn�j porze... Ojciec srogi, Do tego wielki orygina�, splennik; Diabe� wie, jaki�j wiary: w rzymskie bogi Wierzy� i wierzy� w proroctwa i w sennik, Chrystusa tak�e krwi� oblane nogi Ca�owa�; zwa� si� cesarz�w plemiennik... S�owem, by�a to dziwna meskolancja �wi�to�ci, z�ota, folgi - jak monstrancja. To por�wnanie poj��by� od razu, Gdyby� go widzia� w z�ocistym szlafroku, Z �bem �ysym, gdzie jak z Rembrandta obrazu Odstrzeliwa�o s�o�ce; kiedy w mroku Adamaszkowych purpur sta� jak z g�azu K�aniaj�cym si� ludziom na widoku I sta� jak martwy, niczym si� nie wzruszy�, Lecz wida� by�o, �e �y� - bo si� puszy�. Zamek jego sta� nad rzeczk� Ladaw�, Na skale, a pod ska�� staw by� wielki. W tym stawie wida� by�o twarz jaskraw� S�o�ca i bia�e �ab�dzie Anielki; Grobelka z m�y�sk� u ko�ca zastaw�, Za grobl� ko�ci� Panny Zbawicielki Z trzema wie�ami baniastymi w z�ocie I chat okienka niby oczy kocie. Wszystko to by�o dziwnie pi�kne, cudne! Zw�aszcza �e szlachcic, wielki orygina�, G�ry uczyni� do przebycia trudne, W�owe w ska�ach �cie�ki powycina� I mi�dzy r�e, co ros�y odludne, Postawia� golce rzymskie: ten pugina� W r�ku swym trzyma� i twarz mia� brodat� - Sk�d �atwo by�o pozna�, �e to Kato; Apollo w morzu zostawi� koszul� I na Starosty g�rach sta� bez listka; Dal�j w egipskich katakombach... ule; Dal�j pos�gi, kt�rym koniec �wistka Wy�azi� z g�by i przemawia� czule Do pana zamku jak do Antychrystka... Albowiem wszystkie te pomys�y pa�skie Nie katolickie by�y - lecz poga�skie. W ogrodzie sta�a jaka� larwa niema, Czarna, ogromna, rozros�a szeroko; By� to krzesany d�b na Polifema. Jedno w koronie mia� wybite oko, A tyle widzia� nieba, co obiema, I nad sadzawk� co� duma� g��boko, Patrz�c tym jednym okiem w ciemn� wod�: Na deszcz mia� czarny wzrok, jasny w pogod�. Naprzeciw by�a bardzo ciemna grota; Przed ni� si� nieraz siwy rybak sk�oni, Gdy go na stawie ogarnie ciemnota, A sieci pluszcz� �r�d spokojnych toni; Albowiem w grocie Matka Boska z�ota, Z wie�cem r�anych lamp na jasn�j skroni, Jako Dyjana o poranku bia�a, Na staw z r�an�j t�czy wyziera�a... S�owem, by�o to istne g�upstwa wzg�rze, Zwierciad�o czyste cnego antenata, Na kt�rym meszty �wieci�y papu�e, Rzymska, purpur� bramowana szata, Przy ucztach cz�sto na �ysinie - r�e, A w r�ku czara ze �mierci� Sokrata, Tak dobrze, wiernie wykowana rylcem - �e kto pi�, zda� si� m�drcem - nie opilcem. Z tego wszystkiego pan Kazimierz �mia� si�. Lecz zakochany w cudown�j Anieli, Wyjawi� szczerze swoich my�li ba� si�; Polubi� nawet te pos�gi w bieli, Te groty od lamp r�ane - i sta� si� Nabo�nym bardzo w ka�d�j skaln�j celi; W ka�d�j albowiem by�a jego droga I w ka�d�j po ni�j zosta�a cz�� Boga - Wo� jaka�, jaki� duch nieprzenikliwy, Co my�li wtr�ca� i dusz� w marzenia. Ka�dy z nas mia� kraj m�odo�ci szcz�liwy, Kraj, co si� nigdy w my�lach nie odmienia. Ja sam, com widzia� Chrystusa oliwy, G�ry z marmuru i g�ry z p�omienia, Wol� - i s�dz� najpi�kni�jsz� z kraj�w Jedn� male�k� wie�, pe�n� ruczaj�w, Pe�n� ��k jasnych, gdzie kwitnie wilgotna Konwalia, pe�n� sosen, kalin, jode�; Gdzie r�a polna b�yszczy si� samotna, Gdzie brzozy jasnych s� kochank� �r�de� - - A za� przyczyna temu jest istotna, �e na tych bagnach, gdzie potrzeba szczude�, Jam wtenczas buja� na m�odo�ci pi�rach, Jasny i chmurny - jako ksi�yc w chmurach. O Melancholio! nimfo! sk�d ty rodem? Czy� ty chorob� jest epidemiczn�? Sk�d przysz�a� do nas? Co ci jest powodem, �e teraz nawet szlacht� okoliczn� Zara�asz? - Nimfo! za twoim przewodem Ja sam w�dr�wk� ju� odby�em �liczn�! I jestem dzisiaj - niech ci� porwie trzysta! -Nie Polak - ale istny bajronista... Troch� w tym wina jest moj�j m�odo�ci, Troch� - tych grob�w, co si� w Polszcze mno��, Troch� - t�j ci�g��j w �yciu samotno�ci, Troch� - tych duch�w ognistych, co trwo��, Palcami grob�w pokazuj�c ko�ci, Kt�re si� na dzie� s�dny zn�w u�o�� I b�d� chodzi� skrzypi�c, p�acz�c, j�cz�c, A� wreszcie Pana Boga skrusz� - dr�cz�c. Prze�liczna strofa! m�g�bym zacz�� od ni�j Nowy poemat, jak S�d ostateczny; I przy eumenid pokaza� pochodni, Jak jest grzech ka�dy dziwnie niebezpieczny; Jak w jasnym niebie daleko jest ch�odni�j Ni� w piekle, k�dy p�onie ogie� wieczny; Lecz wol� dzie�o to rzuci� na p�ni�j, Bo do porz�dku mnie wo�aj� wo�ni... Ci wo�ni s� to krytycy. - Kolego, By��e� w Arkadii t�j, gdzie jezuici S� barankami?... Pas� si� - i strzeg� Ps�w; i tym �yj�, co z�b ich uchwyci Na pi�cie wieszcza. Kraina niczego! Pe�na w�owych �lin, paj�czych nici I krwi zepsut�j - niebieska kraina, Co za pieni�dze bab - tru� nas zaczyna. O Polsko! je�li ty masz zosta� m�od� I tak� jak ta by�, co dzisiaj �yje, I by� ochrzczona t� przekl�t� wod�, Kt�r�j pies nie chce, w�� nawet nie pije; Je�li masz z twoj� rycersk� urod� I�� mi�dzy ludy jak w��, co si� wije; Je�li masz zr�wna� si� z podst�pnym W�ochem: Zosta�, czym jeste� - ludzi wielkich prochem! Ale to pr�na dla ciebie przestroga! Ciebie anieli niebiescy ostrzeg� O ka�d�j czarze - czy to w ni�j przez wroga, Czyli przez w�a i paj�ka swego Wlane s� jady. - Jeste� c�rk� Boga I siostr� jeste� Ukrzy�owanego. Ciebie si� �adna trucizna nie imie; Krzy� twym papie�em jest - twa zguba w Rzymie! Tam s� legiony zjadliwe robactwa: Czy b�dziesz czeka�, a� tw�j �a�cuch zjedz�? Czy ty rozwiniesz twoje m�ciwe bractwa, Czekaj�c na tych, co pod tronem siedz� I krwi� handluj�, i dusz� biedactwa, I sami tylko o swym k�amstwie wiedz�, I swym bezkrewnym wyszydzaj� palcem Cz�eka, co nie jest trupem - lub padalcem. Lecz pok�j z nimi!... Nie, ten brud ruchomy Nie zna pokoju - wi�c �yczenie pr�ne! Niechaj wi�c w�a�� w zakrwawione domy, Niech plwaj� na miecz - stworzenia ostr�ne, Aby zardzewia�, nim b�dzie �akomy Ich zgi�tych kark�w, niech maj� us�u�ne, W jadzie maczane pi�ra - dusze w bagnie, Niech �yj�: taki�j krwi - nikt nie zapragnie. Czo�em bij�cy w marmur Chrystusowy, Kiedym si� skarzy� na kl�twy i zdrady, Tom si� i o ten kielich krwi octowy Upomnia� - i Gr�b zapar� si�: �e gady Z niego nie wysz�y - lecz z urwan�j g�owy Ten polip odr�s� i lud wyssa� blady. Wygna� go by�a kiedy� wielka praca... Ma nas za trupa ten szakal - i wraca. Precz z nim, lub je�li przyczo�gnie si� �mija, Pod Boga skrzyd�o kryjmy si� i gromy. - Lecz widz�, �e mi� ten liryzm zabija, �e na Parnasu szczyt prowadzi stromy, Kiedy czytelnik t� g�r� omija I woli prosty romans, polskie domy, Pij�ce gard�a, w�sy, psy, kontusze; A nade wszystko szczere, polskie dusze. Wszystko mie� b�dzie, wszystko mu przyrzekam, Tylko o troch� cierpliwo�ci prosz�. Ja sam na muz� i natchnienie czekam I czo�o moje pomarszczone nosz�, I poematu ekspozycj� zwlekam, I weny ducha lekkiego nie p�osz�, Kt�ry na m�zgu jak motyl na r�y Usi�dzie - a� si� kwiat listkami zmru�y, A pot�m nagle odemknie swe �ono �wie�e i jasne - i na okolice Rozeszle wonie, co wszystko poch�on�. - Ja si� zdolno�ci� natchnie� bardzo szczyc� I tu poka��, �e nie jest zmy�lon�, Lecz z moich rym�w czyni b�yskawice, A mym przekle�stwom daje si�� grot�w. Czekajcie! - ju� pie�� zaczn� - ju�em got�w. By� wiecz�r. - Z kwiat�w wychodzi�y wonie Melancholiczne, ciemnia� las d�bowy. Beniowski kaza� osiod�a� dwa konie: Jeden dla siebie, na drugim domowy Mia� jecha� s�uga. Beniowski na skronie - Chcia�bym powiedzie�: w�o�y� he�m stalowy - Lecz nie poemat pisz�c, tylko gadk�, Powiem, �e tylko wdzia� - konfederatk�. Zapi�� na piersiach szpencer z barankami, Zawiesi� burk� z tygrysimi �apy, Wsiad� na ko�, spojrza� na ganek ze �zami, Pog�aska� konia - ko� otworzy� chrapy I w ciemn� domu sie� zaparska� skrami Na po�egnanie. Klas�y dwa harapy - Pana i s�ugi... I pan ze swym s�ug� Wyszli z rodzinnych prog�w - i na d�ugo. O! gdyby wtenczas jaka nimfa sm�tna, Wiadoma ludzki�j przysz�o�ci, krzykn�a: "Ju� ty nie wr�cisz! i stopy tw�j pi�tna S� tu ostatnie! - lecz je�li twe dzie�a Zapisze s�awa wszystkiego pami�tna: Ten dom, z kt�rego ci� n�dza wypchn�a, B�dzie �wi�tyni�, a te ciche �wierki P�jd� na krzy�e i na tabakierki, "A twe koszule por�n� na szkaplerze, A twe papiery - cho�by to by� tylko Od ekonoma list albo przymierze Wieczn�j mi�o�ci z Handzi� lub Marylk� - Sawantka �zami rzewnymi wypierze I w sztambuch wklei albo przypnie szpilk�; �e twa peruka - je�li masz peruk� - Frenologist�w podeprze nauk�; "�e tw�j but prawy powiesz� w Sybilli, A o znikniony lewy b�d� skargi". - Nie m�wi� wi�c�j, bo m�j rym ju� kwili I �zami si� ju� zalewaj� wargi! Lecz gdyby jaka nimfa w ow�j chwili, Kiedy nasz rycerz na �wiata zatargi Puszcza� si�, takie proroctwo wyrzek�a, Uczu�by w sercu co� - co� na kszta�t piek�a... O! dzika ��dzo po�miertnego �alu! Jakim ty jeste� smutnym g�upstwem ludzi! Zw�aszcza �e wiedziesz prosto do szpitalu Rozmarzonego. A nim si� obudzi, Ju� w jego oczach, jak w mglistym opalu, B�yskaj� �wiat�a, szpitalnicy chudzi, Mniszek pacierze, trumien robotnicy, Mg�a - za t� chmur� Pan B�g na kszta�t �wi�cy. Ale to wszystko jedno. - Nasz bohater Dom sw�j opuszcza� ze swym starym s�ug�, Jak opuszcza�a sw�j dom panna Plater... A kiedy�, dawni�j, Czarnecki z kolczug�... Ach, tak jak p�ni�j nasz sejmowy krater, Kt�ry wybuchn�� wielk�, jasn� fug� Z Warszawy - Wis�� przew�drowa� promem... I m�wi, �e jak �limak wyszed� z domem... Ach, tak jak sztaby, klub i wszyscy �wi�ci, Co dzisiaj w ka�d�m s� kalendarzyku Emigracyjnym, niby z krzy�a zdj�ci; Jak ja nareszcie, co w tym s�oneczniku Musz� si� kr�ci�, bo si� ze mn� kr�ci Za ka�d�m s�o�cem - s�o�c mamy bez liku! I trzeba dobrze nam t� my�l� przesi�c, �e dla niezgody s�o�c - kr�lem jest miesi�c. Lecz to dla innych wieszcz�w ta bez twarzy Walka, jak w dawn�j Skandynaw�w wierze Wojna niebieskich krwawych luminarzy. Teraz niech nowi wyst�pi� rycerze, U�ani, dawnych synowie husarzy, Kt�rym krew ruska chor�giewki pierze. Pan Ka�mierz jecha� takim by� u�anem - K�ania�o mu si� zbo�e ca�ym �anem, K�osek mu ka�dy dzi�kowa� ugi�ty, B�awatek ka�dy mu si� przypatrywa� Ani si� skarzy�, cho� kopytem �ci�ty. Beniowski jecha� cicho - s�uga �pi�wa� Jedn� z tych pie�ni, w kt�rych j�k zamkni�ty; A g�os po �anach z�ocistych przep�ywa� I wpada� w ciemny las, na d�b�w s�uchy, Te dr�a�y bij�c skrzyd�ami jak duchy. Ciemnia�o. - Rycerz wyjecha� nad jary, Sk�d rzuci� okiem na dom sw�j kochanki. Ska�a ta jako wielki ob�ok szary Sta�a nad stawem; nad ni� by�y wianki Drzew ogrodowych i dom wielki, stary, Z p�omienistymi okny i kru�ganki. Ca�� t�j g�rze posta� ekscentryczn� Odj�a z�ota noc sw� szat� �liczn�. Nie wida� by�o pos�gu Junony, Dalekim oczom znikn�� gdzie� Apollo; Ale d�b wida� by�o zamy�lony, Co sta� nad zamkiem, �eniony z topol�; Lecz z zamku ksi�yc wybucha� czerwony Jak smutny aktor, co z Hamleta rol� Wyjdzie na scen�. Ksi�yc wst�pi� krwawy I oczerwienia� zacz�� staw Ladawy. Pan Ka�mierz by� z tych, co stawi� na tuza Ca�y maj�tek; przegra� go i plun�� - Lecz patrz�c na ten dom, gdzie wzi�� harbuza I z nadziei swych na wiek wiek�w run��, Westchn��! - i wznios�a mu si� w piersiach �luza, �zami si� zala� i z siod�a si� sun�� Jak cz�owiek, kt�ry dosta� nagle md�o�ci. - Przyskoczy� stary Grze�: "Co jegomo�ci? "�wi�ta Maryjo, ratuj! dziecko kona!" Na to Beniowski rzek�: "Poprawiam strzemi�". Odepchn�� s�ug�, co go bra� w ramiona, W konfederatk� si� chlasn�� i w ciemi�, Spojrza� na ksi�yc, co ze� jak z Memnona Wydoby� j�ki, i ca�e trosk brzemi� Takim westchnieniem wielkim w ksi�yc cisn��, �e ksi�yc ��mi� si� - zmarszczy� - i zn�w b�ysn��. Westchn�wszy jecha� dal�j brzegiem jaru, A za nim s�uga w ceglastym kontuszu. Smutnemu wiatr si� zdaje pe�en gwaru, Lito�� anio��w brz�czy ko�o uszu, Smutny jest got�w do b�jki i swaru, Gor�czkowego pe�en animuszu. Takim Beniowski by� i jego lozak - Szcz�ciem, �e �aden si� nie zjawi� Kozak, Bo w taki�j chwili kochanek rozpaczny Gorszy ni� lwica Wirgilla hirka�ska. Jecha� wi�c smutny rycerz; za nim baczny Na wszystko jecha� Grze� - a w�dka gda�ska W sk�rzan�j flaszy d�wi�k dawa�a smaczny I be�kota�a ta nimfa szata�ska W�a�nie jak go��b, co z mi�o�ci grucha, Lub poetyczna na Litwie ropucha. S�ysz�c, jak s�odko zaprasza�a flasza, Spr�bowa� j�j Grze� raz, dwa i trzy razy; I w oczach mu si� wnet zrobi�a kasza Z gwiazd, a sam ksi�yc by� szperk�, a g�azy Lud�mi. Wi�c jako �ona Eneasza - Zosta� si� w Troi, z konia spad� na �lazy, I tak bohater zby� swojego s�ugi - Ale za koniem jego szed� ko� drugi... I by�o coraz ciemni�j... wtem - o cuda! - Ko� Grzesia zacz�� prze�ciga� panicza: Na nim siedzia�a jaka� wied�ma ruda, Ga��� pokrzywy mia�a zamiast bicza - Tu widz�, �e mi si� poemat uda, �e mi ju� muza swoich �ask u�ycza; Wi�c dal�j! wieszcz�w galopem wyprzed�my, Jest ex machina deus - w kszta�cie wied�my. - Wi�c, jak powiadam, zr�wna�y si� konie. Beniowski nagle ockn�� si� i wzdrygn�� Widz�c, �e siedzia� czart w srebrn�j koronie Na koniu, co go jak wicher prze�cign��... I wzi�� z Ka�mierza r�k w ko�ciane d�onie Lejce, i stepem zamroczonym �mign�� Ci�gn�c za sob� moj�j pie�ni syna. �e Polak daje si� wie�� - nie nowina! Widzia�em... Ale st�j, muzo! bieg krzywy Tu nie przystoi wcale. - Miesi�c �wieci, Na koniu wied�ma ga��zi� pokrzywy Smaga po zadzie konia i tak leci W srebrn�j koronie jak anio� straszliwy, O kt�rym roj� na p� senne dzieci, �e ma ko� ze mg�y, z w��w srebrnych bicze, Skrzyd�a ogniste i nia�ki oblicze... I coraz pr�dz�j, jakby anio� zgonu P�dzi� za naszym rycerzem i bab�. D�wi�k g�uchy kopyt jak j�czenie dzwonu, Jako t�tnienia echo j�cza� s�abo, A r�ka wied�my jak li�� wielki klonu, Gdy sczerwieni�je, lub jak m�wi Strabo, �apa ibisa, czerwona, bez pierza: Za lejc trzyma�a sw�j - i lejc rycerza. W zawrocie g�owy rycerz wlepi� oczy W t� r�k� z trzema czerwonymi �y�y. A wi�c rozmy�la�, czy z konia zeskoczy - Ale mu jego ko� by� bardzo mi�y - Czy �wi�nie szabl�, a� si� �eb potoczy I spadnie z karku wied�my do mogi�y - Ale i ta my�l druga, i ta ch�tka Zdawa�a mu si� niez�a - lecz za pr�dka. A tu bym wiedzie� chcia� twe m�dre zdanie, M�j czytelniku, i tw�j s�d o rzeczy: Gdyby ci� takie spotka�o porwanie I nie spodziewa� si� znik�d odsieczy, I widzia� tak� r�k�, mo�ci panie! Czerwon�? - do miliona krwawych mieczy! Tak� ohydn� r�k�? pe�n� ko�ci, Co pozbawi�a ci� ludzki�j godno�ci! Zw�aszcza je�eli jeste� demokrat� I o sw� godno�� indywidualn� Dbasz wielce - co by� wi�c powiedzia� na to? Gdyby� przez bab� tak such�! fataln�! I - nie wiem pewnie - lecz mo�e w�sat� S�-symonistk� i nie idealn�, Ale ko�cian�, by� pozbawion woli I tchu i czyni� to, co godno�� boli? Nie wiesz? - Wi�c sobie zamawiam tw� �ask� Nadal, na rzeczy wa�niejszych s�dzenie. - Beniowski wi�c wpad� w szata�sk� zatrzask�, Widz� w tym jego gwiazd� - przeznaczenie! I lecia� jak wiatr, patrz�c w blad� mask�, Kt�r� s�oneczne wk�adaj� promienie Na twarz ksi�yca; a w tym pr�dkim biegu �wiat mu si� ca�y zdawa� k��bem �niegu. Nagle - zwolni�a kroku przewodniczka, Roze�mia�a si�, zeskoczy�a z siod�a. Beniowski siedzia� na koniu jak �wi�czka, Patrz�c, gdzie go ta w�dr�wka zawiod�a. Ujrza�, �e chwastem zaros�a uliczka, Mi�dzy ska�ami - co mog� za god�a S�u�y� dw�m sercom rozdartym na wieki - Wiod�a go prosto - prosto - do pasieki. Pasiek� t� zna� dobrze i te ska�y, I t� �cie�eczk�, pe�n� rud�j glinki. Tutaj pasterskie roi� idea�y - Z kt�rych czytelnik mo�e robi� drwinki. - Starosta c�rce da� ten gaik ma�y I od ni�j nazwa� miejsce - Anielinki. A za� ta wied�ma, na poz�r straszliwa, By�a to nia�ka panny, stara Diwa. Pozna� j� rycerz i za t� czerwon�, Za t� ibisa r�k� wnet u�cisn��. "Wi�c ty Iryd� jeste�, a Junon� Jest twoja pani? Teraz ob�ok prysn��! Ach, widz�, jak� mia�em my�l szalon�! I co bym zrobi�, gdybym szabl� �wisn�� I odci�� ci t� r�k�, Diwo stara. Drugi raz nie graj w diab�a i w Tatara". Tak m�wi�c, za sw� Diw� szed� z po�piechem I ze ska� wyszli na ��k� zielon�, Na kt�r� ksi�yc spogl�da� z u�miechem Widz�c tysi�cznych r� otwarte �ono. Chata, nakryta prost�j s�omy wiechem, �cieniona lipy ogromn�j koron�, Sta�a na ��ce, w najciemni�jsz�j g��bi, Z girland� �pi�cych woko�o go��bi. Z dr�eniem za Diw� szed� Beniowski m�ody Prowadz�c konia, co si� wyrwa� z d�oni I poszed� z wolna, parskaj�c, do wody - Ta wygl�da�a spod bia�ych jab�oni Szarf� ksi�yca, b��kitem pogody - Za nim ko� drugi poszed� r��c - a oni, To jest nie konie, lecz nasz rycerz z Diw�, Weszli w lepiank� pochy�� i krzyw�. Staruszek, Diwy m��, po�wieci� w sieni I drzwi otworzy� od panny pokoju. Na progu sta�a jakby sm�tna ksieni Panna Aniela, ca�a w bia�ym stroju; Z dyjamentowych za� miesi�c pier�cieni, Podobny do gwiazd migaj�cych roju, B�yska� na kruczych w�osach rozwini�tych, W�a�nie jakoby z�ote �wiat�o �wi�tych. Beniowski my�la�, �e anio�, i wita� Jak b�stwo: d�ugim, przeci�g�ym westchnieniem, Pot�m si� zmi�sza� i o zdrowie spyta� - Co dzi� by�oby wielkim uchybieniem! Nie�wiatowo�ci�! znakiem, �e nie czyta� Pani Sand, �e si� byronicznym cieniem Nie okry�, �e jest niezgrabny w rozmowie, �e nie wie, jak to m�wi� romansowie. Ja sam si� dziwi�, �e za bohat�ra Wzi��em takiego prostego szlachcica! Oto pierwszy raz swe usta otwi�ra Przed sw� kochank�, kt�ra w n�w ksi�yca Swe w�osy czarnob��kitne ubi�ra Jakby sawantka albo czarownica, I s�yszy - �e nie jak wieszcz lub astronom Kochanek wita j� - lecz jak ekonom. Na niezgrabnego ju� masz patent - a ja, Rycerzu, wypr� si� twoich grubija�stw - I ca�a moich poemat�w zgraja L�ka si� dalszych twoich swar�w, pija�stw; Anhelli ci� ma bia�y za lokaja I Balladyna skora do zabija�stw Wola�aby si� w trup�w ukry� g�stwie, Ni� przyzna�, �e jest z tob� w pokrewie�stwie. Co jest niejak� prawd�, bo te mary Jedne si� rodz� z serca, drugie z g�owy, A trzecie tylko z dziwn�j, tward�j wiary W przysz�o��, a czwarte ob�ok piorunowy, A pi�te mi ko� w stepach przyni�s� kary. - Lecz ten poemat b�dzie narodowy, Poet�w wszystkich mi uczyni bra�mi, Wszystkich - opr�cz tych tylko - kt�rych za�mi. Lecz do powie�ci. - Wi�c na progu sta�a Panna Aniela, prosta, dumna, czysta, Dla zalotnik�w zwyczajnych jak ska�a, Z czego kochanek wybrany korzysta. Albowiem nigdy nie kokietowa�a Dlatego tylko, aby mie� ze trzysta Kornych kochank�w pod wachlarza trzonkiem, Z kt�rych by �aden nie chcia� by� ma��onkiem. Lecz u Polak�w tak: ci�gn� jak s�omki Za oczkiem jaki�j Marysi lub Wandy, Kt�ra im r�ne rozdaje przydomki, A wiosn� listkiem cyprysu, lewandy Z nimi w zielone gra lub wi��e s�omki, Lub w�dk� rzuca w te rybek girlandy, Kt�re za ka�d�m wody pluskiem p�yn�, Skosztuj� - haczek obacz� - i min�. Lecz u Polak�w tak: widzia�em ca�e Przy jedn�j pannie gimnazja, licea; Ta mia�a cz�sto r�cz�ta niebia�e, A z�o�� tak wielk� w sercu jak Medea, A za� korzy�ci z tych mi�o�ci ma�e I ma�e bardzo na p�ni�j trofea. Rozda�y wiele w�os�w, �ez, podwi�zek: �adna nie wesz�a st�d w ma��e�ski zwi�zek. A st�d przestroga, �e takie zbiorowe Mi�o�cie nic s� w mi�o�ci niewarte; �e lepi�j serce zawr�ci� ni� g�ow�, Serca w mi�o�ci bowiem s� uparte, Cho� g�owy stokro� bardzi�j romansowe I stokro� bardzi�j ogni�cie za�arte, I cz�sto widz�c, �e na �wiecie �le tym, Z rozpaczy ko�cz� tak jak Werter w G�tym. Wi�c z drugi�j strony w tym jest kompensacja Dla tych, co dzisiaj s� starymi panny, Gdy na rozstajn�j drodze jaka stacja I kamie�, i trup w bia�� czaszk� ranny �wiadcz� - �e ka�da z nich, jako akacja Okryta s�odkim kwiatem w czas poranny, Brz�cza�a wko�o pszcz� zalotnych wie�cem I ma kochanka w piekle - pot�pie�cem. Takim sposobem wnet jest heroin� I poeci j� rymami zaszczyc�: Ju� j�j nie nazwie nikt w pie�ni dziewczyn�, Lecz musi nazwa� pos�pnie dziewic�, A kochanek j�j, jak Fingal lub Ryno, W chmurach sk��bionych igra z b�yskawic� I �piewa wichrom piekielny tryjolet, Maj�c �zy w oczach - a w r�ku pistolet. Ale to nie by� los panny Anieli. Chocia� tak pi�kna jak �adna �miertelna, Zbli�y� si� ludzie i kocha� nie �mieli. Zosta�a dumna i nieskazitelna, Chodzi�a jako �ab�d� lub anieli, Ko�ysz�c si� na gi�tki�j stopie - strzelna Nie by�a swymi zrennicami - zgo�a! - Lecz oczy czarne j�j - pali�y czo�a. W�osy j�j d�ugie, krucze, w r�g zwini�te, Ci�y�y g�owie sw� jedwabn� wag�. Ta sama g�owa mia�a kszta�ty �wi�te I u�wi�cone snycersk� powag�, Smuk�e, ku plecom w okr�g�o�� �ci�gni�te - Ktokolwiek widzia� marmurow� nag� Florenck� Wenus, nie we�mie za fraszki Tego, co m�wi� tu o formie czaszki - Jak owe jaje, w kt�rym kiedy� Leda Powi�a syna bogu-�ab�dziowi; Jak? - dzisiaj si� to wyt�umaczy� nie da Przez �aden nowszy cud katolikowi; A gdym t�umaczy�, to panna Prakseda �wi�ta - anio�ek jezuicki, wdowi - Jak na kazaniu siedzia�a sanskryckim, A pot�m da�a mi w sam �eb - Witwickim. Wi�c dzi�kowa�em Bogu, �e spod prasy Nie wysz�o jeszcze sze�� psalm�w Bojana, Bobym te wszystkie katolickie kwasy Mia� na �bie, wszystkie sze�� - bo ta kochana Panna Prakseda, gdy chodzi w zapasy I chce traktowa� kogo jak szatana, Co ma pod r�k� katolickich wieszczy, Rzuca na g�ow� i bije, i wrzeszczy. Podzi�kowawszy wi�c Bogu, �e tylko Dosta�em Z�otym O�tarzykiem, kt�ry Ka�d� klamerk� mi� uk�u� jak szpilk�; Na nied�wiadkowe si� bowiem pazury Zamyka - (Czym�e jest b�l? Jedn� chwilk�! - Jak m�wi� w Dziadach Mickiewicza ch�ry) - Podzi�kowawszy za chwilki chwilowo��, Wpadam w opisy zn�w i w romansowo��. Aniela mia�a cudown� postaw�, W noszeniu g�owy cudn� lekko�� - w�osy A l'antique - barwy troszeczka bladawe, Oczy skier pe�ne, teraz pe�ne rosy, Smutne i twarzy kochanka ciekawe, I pytaj�ce si� o w�asne losy. J�j r�ka pi�kna, male�ka i bia�a Za szorstk�, siln� bior�c r�k� - dr�a�a. "Ty wyje�d�a�e�! ty� mi nie powiedzia�! Ale me serce jest mi�o�nym szpiegiem. Nie m�w mi, �e jest mi�dzy nami przedzia� Fortuny. - Jestem nad przepa�ci brzegiem. Usi�d� - opowiem - wszystko b�dziesz wiedzia�! Nie strasz si� tylko trudno�ci szeregiem, Nie strasz si�! jeste� ludziom w poniewierce... Lecz ja ci� kocham jedna - ja mam serce. "Straci�e� ca�y maj�tek? - i c� mi Maj�tek? ludzi s�d? - ja kocham ciebie! Ja twego serca chc� - a nie twych dusz mi Potrzeba - p�jd� o �ebranym chlebie. Nie odpowiadaj mi na to, nie krusz mi Serca - m�j los ju� zapisany w niebie! Ja kocham ciebie! w twoim sercu �yj�, Kto nas rozdzieli� chce - ten mi� zabije! "Dzisiaj przyjecha� Dzieduszycki z drogi, Zn�w si� o�wiadczy� i o moj� r�k� Prosi�. - M�j ojciec sta� si� dla mnie srogi I guwernantka jak na moj� m�k� Za ojcem trzyma. I ludzie, i bogi Przeciwko nam s� - i wuja Sosenk� Przekabacili ju� na swoj� stron�. P�aka�am - patrzaj - oczy mam czerwone. "A tu, jak na z�o��! dla Dzieduszyckiego By� bal. - Czy widzisz, jak jestem ubrana? Musia�am ubra� si� dla ojca mego W ten ksi�yc - lecz ja dla mojego pana, Dla ciebie tylko! dla ciebie samego Ubra�am si� tak w kwiaty - po kolana. Prawda, �e dobrze mi tak bez zawoja? - Ja nie ubra�am si� dla nich - ja twoja! "Lecz ty wyje�d�a�? gdzie? O! ty niewierny! Gdyby nie Diwa, by�by� ju� daleko. Gdzie�e� ty jecha�? - gdy mi� b�l nie�mierny Dr�czy - kiedy mi� przed o�tarze wlek�, Gdy nie zostanie nic, jak si� w cysterny Rzuci� lub twoj� si� zakry� opiek�: Ty� mi� opuszcza� w chwil� tak okrutn�! Ja przebaczy�am ju� - ale mi smutno. "Czy ty nie ufasz, �e ja zdo�am jedna Oprze� si�, zosta� twoj�? - ja niep�ocha! Ty nie wiesz, co to jest kobieta biedna, Kiedy j� dr�cz�, kiedy mocno kocha - Zgubi si�, potem u wszystkich wyjedna �zy nad swym sercem zgubionym i trocha Kwiat�w i wi�c�j te� �adn�j nie trzeba... C� to? - Nie m�wisz nic do mnie? O nieba! "My�la�am, �e ty mi dodasz nadziei" - Tu wypu�ci�a z r�k r�k� kochanka - "My�la�am, �e ty w t�j smutn�j kolei" - Tu blisko, szcz�ciem, sta�a z wod� szklanka, Wzi�a j�... dr��ce w szk�o usteczka klei, Z�bki o kryszta� dzwoni� jak kraszanka, Kiedy si� z drug� spotka w dziecka d�oni. Rzek�by�, �e per�a o dyjament dzwoni: "My�la�am..." - G�os j�j o jedn� oktaw� Zni�y� si� i p�k� jak p�kni�cie struny. - Bole�� z�ama�a j�j gi�tk� postaw�, My�la�by�, �e si� chyli�a do truny, Tak nawet ma�e usteczka jaskrawe Zblad�y uczuwszy gorzkich �ez pio�uny. Pad�a na krzes�o i przez �zawe deszcze B�ysn�� ostatni j�k: "Kochasz mi� jeszcze?" Beniowski ju� by� na kolanach; w d�onie Wzi�� dr��c� r�czk� Anieli... Tu prosz� W�o�y� mi wieniec Petrarki na skronie, Bo na tym pie�� zako�cz� i og�osz� Po dawnych wieszcz�w umar�ych koronie Czas bezkr�lewia; pobuntuj� kosze, Krytyk�w kupi� z Grabowskim prymasem, Reszta owczarzy moja. - A tymczasem Jako pretendent na w�asne poparcie Utworz� ca�e wojsko w drugi�j pie�ni. Epiczny zamiar wyjawi� otwarcie: Wyjd� z dzisi�jsz�j estetyczn�j cie�ni I skrzyde� moj�j muzy rozpostarcie T�czowym blaskiem was o�lepi wcze�ni�j, Ni� mia�em zamiar. Susz� tylko g�ow�, Jak w rzecz wprowadzi� rzeczy nadzmys�owe. Nie podoba�o si� ju� w Balladynie, �e m�j male�ki Skierka w ba�ce z myd�a Cicho po rzece kryszta�ow�j p�ynie, �e ba�ka si� od gazowego skrzyd�a Babki-konika rozbija i ginie, �e w grobie le��c Alina nie zbrzyd�a, Lecz pi�kna z dzbankiem na g�owie martwica Jest jak duch z woni malin i z ksi�yca. Nie podoba�o si�, �e Grabiec spity Jest wierzb�, �e si� Balladyna krwawi, �e w ca��j sztuce tylko nie zabity Sufler i M�oda Polska, co si� bawi Jak ka�dy g�upiec, plwaj�c na sufity Lub w studni�... kt�ra po sobie zostawi Tyle co ba�ka mydlana rozwalin, A pewnie nie wo� mirry - ani malin... O Bo�e! gdyby przez metampsykoz� W Kozaka cia�o wle�� albo w Mazura I ujrze�, jak� pope�ni�em zgroz� Pisz�c - na przyk�ad - Anhellego. Chmura Gwiazd, bia�ych duch�w, kt�re lgn� na �oz� Jak szpaki Danta: rzecz taka ponura, A taka mleczna i niewarta wzmianki - Jak kwiat pos�any dla pierwsz�j kochanki. Pewnie bym takich nie napisa� bredni, Gdybym by� zwiedzi� Sybir sam, realnij, Gdyby mi brakn�� gorzki chleb powszedni, Gdybym �y� jak ci ludzie borealni: Trosk� i sol� z �ez gor�cych - biedni! Tam n�dzni - dla nas pos�pni, nadskalni, Podobni bogom rozkutym z �a�cuch�w, W powietrzu szarym, mglistym, pe�nym duch�w... Pewnie bym... - Lecz ta spowied� jest za d�uga, Dygresje - nudz�; wi�c, m�j czytelniku, Spr�buj, czy ci si� pie�� podoba druga, Gdzie wi�c�j nieco b�dzie gwaru, krzyku, Ko�ci� i wielka s�oneczna framuga, I na t�czowym Duch �wi�ty promyku; Tak�e cokolwiek szlachty. - Powie�� taka Jak dawny, d�ugi, lity pas Polaka. BENIOWSKIPIE�� DRUGA PIE�� DRUGA O! nie l�kajcie si� moj�j goryczy! Dalib�g! nie wiem sam, sk�d mi si� wzi�a; D�ugo po �wiecie, pielgrzym tajemniczy, Chodzi�em farby zbieraj�c do dzie�a, A teraz moja muza strof nie liczy, Lecz z�e i dobre gwiazdy sia� zacz�a; Komu za ko�nierz spadnie przez przypadek Syrius rzucony przez ni� lub Nied�wiadek, Spali si� - lecz ja nie winien. Per Bacco! R�nymi drogi m�j poemat wiod�; Jak Chochlik cz�sto cz�stuj� tabak�, A gdy kichaj�, ja zaczynam od�, Na przyk�ad drug� pi�kn� Od� tak� Jak do m�odo�ci. Mo�e serca m�ode Pokochaj� mnie za to, �em jest �mia�y Jak Roland, kt�ry wp� rozcina� ska�y. I teraz chcia�bym rozci�� - co? - dom jeden, Podolski jeden dom rozci�� na dwoje; I pokaza� wam, jaki szczery eden! Jak nieraz pe�ne anio��w pokoje! Jak z�oty, pi�kny dom�w jest syrede�! - Ukrai�skie to s��weczko, nie moje. Wywo�a� je tu rym przez d�wi�ki bli�nie, Nie mi�o��, kt�r� mam ku Kozaczy�nie. Chcia�bym wi�c rozci�� jeden z dawnych dwor�w, Kt�re na g�rach stoj� nad stawami. Stawy - to tarcze z t�czowych kolor�w, Gdzie si� �ab�dzie bia�e za gwiazdami Goni�, podobne do srebrnych upior�w, A na nie ksi�yc jasnymi oczami Patrzy, na niebie jeden - przez topole, A drugi taki z�oty ksi�yc - w dole. Atoli wn�trze tych dom�w dopi�ro Poetyczne jest - zw�aszcza je�li mi�o�� O�wieci, wonn� je nape�ni mirr� I �cian drewnianych sprostuje pochy�o��; Podolanek s� usta srebrn� lir�, Serca... - Ta strofa ma pewn� zawi�o��, Kt�r�j nie lubi�, lecz j� sko�czy� musz� - Serca s� takie jak anio��w dusze. Sam zna�em jedn� - lecz nie wspomn� o ni�j, Bo si� nadzwyczaj m�j rym rozserdeczni. Od serca mi j�j wia�o tyle woni I tyle �wiat�a, �e mi dzi� s�oneczni�j - Chocia� mi zegar teraz p�noc dzwoni - Ni� gdybym w Boga si� patrza� najwieczni�j. Niech was blu�nierstwa nie rozp�dza trwoga; Ona umar�a ju�. - Jest cz�ci� Boga, Dusz�, �wiat�o�ci�, wol�, jedn� chwil� Wieczno�ci, wiedz� wszystkiego. - O! dosy�! Niech reszt� grobu cyprysy ochyl�. R�om najbielszym j�j �a�ob� nosi�. J� s�o�ca drogi mleczn�j nie omyl�; Zdziwiona blaskiem, b�dzie si� podnosi� Jako harmonii lekki�j g�os, bez ko�ca Ze s�o�c na wielkie s�o�ca i nad s�o�ca. A gdy si� w drogi zatrzyma p�owie, Jak go��b puszcz� za ni� skrzyd�a chy�e - A tu mi r�ce zawi��cie na g�owie I twarz� blad� po��cie na lirze, Jakbym w alp�jskim upad�szy parowie Spoczywa�. - Mia�em ja troski i krzy�e; Wi�c�j, ni� �ni�o si� wam, filozofom. Lecz dajmy pok�j tym my�lom i strofom. Dosy� o sercach strzaskanych, o �wiecie Tu, ziemskim, i tam, nads�onecznym; oba Sm�tne s�. - �wiaty wam utworz� trzecie; Je�eli si� m�j poemat podoba, Zn�w drugi, wielki tom napisz� w lecie, A te zostan� pie�ni jako proba Wcale nie wed�ug mego serca - ale Poniewa� moje s�, otwarcie chwal�. "G�upi! o sobie dobrze m�w!" - wykrzyka Ryszard w okropnym bardzo monologu, Ujrzawszy siebie we �nie jak krwawnika Oczerwienionym, na piekielnym progu - Szkoda, �e w ksi�dzu Kiefali�skim znika Szekspir; przyczyn� jest trudno�� po�ogu W stanie bez�ennym - tak�e to, �e z ksi�dza Nie mo�e nagle by� Makbeta j�dza. O ksi�ach dobrze m�w! - Jest to przestroga Ju� nie Szekspira; na tym fundamencie Moralno�� ca�a stoi. - Lecz na Boga! Gdzie m�j poemat? Moje przedsi�wzi�cie Epiczne? Moja ariostyczna droga? Widz�, �e wszystko mi stoi na wstr�cie, Nawet pisania �atwo�� rzuca plam� - M�wi�, �e w czterech dniach uk�adam dram�. O Bo�e! ile� bym stworzy� romans�w, Gdybym chcia� wszystkich d.....w by� zabaw�, Wysp� dla grubych naszych Sanczo Pans�w, Na kt�r�j by si� uczyli ze s�aw� Sylabizowa�. Lecz z proz� alians�w Nie chc� - do wiersza mam, jak s�dz�, prawo. Sam si� rym do mnie mi�o�nie nagina, Oktawa pie�ci, kocha mi� sestyna. Kto� to powiedzia�, �e gdyby si� s�owa Mog�y sta� nagle indywiduami, Gdyby ojczyzn� by� j�zyk i mowa, Pos�g by m�j sta�, stworzony g�oskami, Z napisem: "Patri patriae". - Jest to nowa Krytyka. - St�j! - ten pos�g b�yska skrami, Spogl�da z g�ry na wszystkie j�zyki, L�ni jak mozaika, �piewa jak s�owiki; Otocz go lasem cyprys�w, modrzewi, On si� rozj�czy jak harfa Eola, W r�e si� same jak dryjada wdrzewi, G�osem wyleci za lasy na pola I roz�ab�dzi wszystko, roze�piewi... Jak smuk�a pe�na s�owik�w topola, Co kiedy w nocy zacznie pie�� skrzydlat�, My�lisz... �e w niebo ulatujesz z chat�, �e porwa� ci� g�os, jasno�� ksi�ycowa, Serce rozkwit�e, rozlatane pieniem. O! gdyby mog�y si� na pos�g s�owa Z�o�y� i stan�� pod cyprys�w cieniem Jak marmur, kt�ry dusz� w sobie chowa I z wolna z�otym wylewa strumieniem, A tak powoli l�je i �agodnie, �e po tysi�cach lat, jak s�o�ce wschodnie Stoi w nim ca�a, ogromna... O! gdyby... Zachcenia moje s� jak Klefta ��dze, Kt�ry chcia� w trumnie mie� dla s�o�ca szyby I dla jask�ek... Na co?... Znowu b��dz� Jak Telimena, gdy wysz�a na grzyby, A zbiera mr�wki (mr�wkami s� ��dze - Na wiatr to m�wi� tylko, lecz w nadziei, �em dostrzeg� jako pozna�czyk - idei). Czy w poemacie tym r�wnie szcz�liwa Krytyka r�wne porobi odkrycia? Nie wiem. - Czasami my�l w eterze p�ywa, Przez pi�kne bardzo przelatuj�c �nicia, Lecz p�ni�j pismo, druk t�cze obrywa Z kszta�t�w. - A teraz odb�ysk mego �ycia Na ten poemat pada niezbyt pi�knie. Patrzcie, jak serce weso�e - gdy p�knie! Szcz�ciem, �e pie�ni t�j bohater m�ody, �wie�y, mi�o�ny i ma ciemne oko, Z�ote po�yskiem zielonaw�j wody, Lecz niezbyt na �wiat patrz�ce g��boko. Owszem, ma nadto serdeczn�j pogody, Nadto mu prawie na �wiecie szeroko. Ach! nieraz szczerze westchniecie z lito�ci, Widz�c, jaki w nim brak artystyczno�ci! Poezja go otacza. - Czytelniku! Na jego mi�jscu, o! ile� by� razy Uczu�, �e dusza twa na wykrzykniku Hipogryfuj�c, leci, tnie wyrazy, Klnie, �e woko�o zimnych serc bez liku! Same szkielety pod ni�, same p�azy! - Beniowski, jakby go B�g o tym ostrzeg�, A priori to czu� - lecz nie spostrzeg�. Co lepsza, nigdy nie m�wi�, nie pisa� - Biedaczek! brak�o mu formy gotow�j! Nigdy si� w my�l�w dzwon nie rozko�ysa�, Idei �adn�j w nim nie by�o now�j; Najnowsze z ustek r�anych wysysa�; I teraz, patrzcie! w pasiece lipow�j Kl�czy pokornie przy kochanki nodze - Oboje na zbyt niebezpieczn�j drodze. Lecz m�odo�� - o! ta, pomimo dewotek, Ta jest najlepsz� obron� dziewicom; To jest kochank�w m�odo��. - Mimo plotek Szesnastoletnim si� przybli�y� licom Pozw�lcie - zw�aszcza gdy ch�opiec-podlotek Zazdro�ci skrzyde� dwu synogarlicom Dlatego tylko, �e si� mog� brata�, Pi�rkami �ciska� i grucha�, i lata�. O! pierwsza mi�o��! t�j wiernym obrazem Jest zamienienie serc bez interesu; T�j idea�em jest latanie razem W krainie, w kt�r�j nie ma ko�ca, kresu. Pot�m si� cz�owiek g�upi staje p�azem; Mimo krew zimn�, z ka�dego karesu Mog� wynikn�� rzeczy z�e i zdro�ne, O kt�rych ksi��ki ju� m�wi� nabo�ne. Za takie rzeczy, nie rozumiem zgo�a, Dlaczego w Rzymie nieszcz�sne grzesznice Sadz� do zamku �wi�tego Anio�a, Pr�cz tych... - Ta strofa musi zakry� lice; Wstydzi si�, �e t� my�l wzi�a od czo�a, Nie za� z profilu. O muzy-dziewice! Zarumienieniem waszym ucieszony, Wracam do bajki moj�j - z inn�j strony. To jest - zostawiam z kochankiem dziewic� �r�d r�, drzew, �wiate� ksi�ycowych, woni, W�d rzucaj�cych srebrne b�yskawice Spod brz�z i biel� okrytych jab�oni; Serce przy sercu i przy licu lice, D�o� niespokojna w niespokojn�j d�oni; Ach! s� to rzeczy bardzo pi�kne, czu�e, Lecz wieszcza mog� przemieni� w gadu��. A wi�c do zamku wracam, gdzie Starosta K�ania� si�, poi�, d��, puszy�, bra� na ton, A chocia� szlachta go s�ucha�a prosta, O rzeczach duszy rozmawia� jak Platon - Na m�zg weso�ych ludzi wielka ch�osta! - Wi�c si� rozeszli wol�c sen - ni� �wiat on, Co si� na�wczas zda� zaatlantyckim. Zosta� si� pan Starosta z Dzieduszyckim... �w Dzieduszycki by� to regimentarz Podolski, wielki wr�g konfederacji, Z kt�r�j niedawno chcia� uczyni� cmentarz, Co do jednego wyci�� - niech go kaci! Z Rulhier[e]a pewnie jego czyn pami�tasz, A tu obaczysz, jak mu si� wyp�aci Konfederacja: jak jest niebezpiecznie Z demokratami by� nie dosy� grzecznie! Przypomn� tylko, �e ten paliwoda Zdrad� na ob�z napad� i wycina�, Czego mu pot�m by�a wielka szkoda, Bowiem go czeka� stryczek lub pugina�. Nie znano jeszcze w�wczas Wallenroda I ko�czy� jak pies, kto zdrad� zaczyna�, Exemplum: oba litewskie biskupy, Na dw�ch latarniach mi�jskich - oba trupy. Dzi� zdrajcom �atwi�j - je�li ich pod lodem Car nie utopi - �atwi�j uj�� latarni. Krukowiecki jest miasta Wallenrodem, Demokratycznym jest Gurowski. - Czarni, Lecz obu wielka my�l by�a powodem, Oba chc� Polski, aby uj�� bezkarni; Bo zna to dobrze ta piekielna para, �e �atwi�j odrwi� Polak�w - ni� cara. Wallenrodyczno��, czyli wallenrodyzm, Ten wiele zrobi� dobrego - najwi�c�j! Wprowadzi� pewny do zdrady metodyzm, Z jednego zrobi� zdrajc�w sto tysi�cy. Tu nie mam wi�c�j ju� rymu na "odyzm", Co od w�oskiego "odiar-lo" - najpr�c�j Mo�e zast�pi� brak polskiego s�owa; Wallenrodyczno�� wi�c - jest to rzecz nowa. M�j czytelniku, powiem co� na ucho: I sam Paszkiewicz... domy�laj si� reszty - "Co? sam Paszkiewicz?" - O tym jeszcze g�ucho, Lecz jestem pewny. - Pomy�la�: "A wiesz ty, �e on by� musi ju� prz�j�ty skruch�? On jest Polakiem a� po same meszty, Kt�re mu dzisiaj wyszy�a Wallida, Aby Turkiem by� dla Abdul Meszyda". - - Tak jest: obaczysz, lecz trzymaj w sekrecie, Co powiedzia�em: nie rzucaj si� w spiski, Bo wielkim rzeczom przeszkodzisz na �wiecie, Rzeczom, co jako piorunowe b�yski W chmurach si� kryj�. - Wi�c ju� rozumiecie, �e Dzieduszycki nie mia� jedn�j kreski Od brzeg�w D�winy po hordy Nogajca; Wszyscy w Ojczy�nie m�wili: "'To zdrajca!" Zwali� to wprawdzie na kr�la rozkazy; Ale si� wypar� kr�l, jak zawsze bywa, Wypar� si� jako �wi�ty Piotr - trzy razy, I ca�a wina na koguta sp�ywa, Dlatego �e pia�. A wi�c wszystkie zmazy Pan regimentarz, kochanek Gradywa, D�wiga� na sobie i chowa� in petto Zemst� jak W�ochy, co si� mszcz� stiletto. Tymczasem chcia� si� o�eni� bogato I okiem wszystkie przemierzywszy domy, Najlepszym z dom�w wyda� mu si� na to �w zamek wielki, malowniczy, stromy, Gdzie mieszka� szlachcic-p�, p�-kr�l, p�-Kato, P�-wariat, a p�-syn cezar�w Romy; Male�ki starzec, p�ysego czo�a, Ojciec, kt�ry mia� c�rk�, p�-anio�a. Wybrawszy te�cia przyjecha� bez swat�w, Z intencj� ojcu si� o�wiadczy�, pannie; Wspomnia� o drzewie swoich antenat�w - Nie wspomnia� ani raz o krwaw�j wannie, Kt�r� chcia� sprawi� dla konfederat�w - Ale o kr�lu m�wi� nieustannie, Pokr�ca� w�sa, zarzuca� wylot�w; Lubi� pi�, bardzo nienawidzi� kot�w. Dlatego kocha� psy; gdy gard�o zala�... Pozwoli� nieraz Anieli szpicowi, Aby mu liza� w�s... za psami szala�, Zaleca� nawet d�br intendentowi, A�eby ch�op�w ps�m k�sa� pozwala�, M�wi�c zazwyczaj, �e to psy uzdrowi Od bolu z�b�w, a st�d od w�cieklizny; Mia� jednak dobr� stron�: anewryzmy - Te dowodzi�y, �e mia� serce. - G�owy Nie dowodzi�a w nim choroba �adna, Lecz materialny kad�ub, z okiem sowy Na szyi zawsze nieruchom�j; sk�adna Figurka, u�miech i uk�on w�owy; Grzeczno��, co w takim panu bardzo �adna! Wielka znajomo�� �wiata, kraj�w, ludzi I wiele tego wszystkiego, co �udzi. �w pan uk�adny wi�c siedzia� przy stole, Przy samym panu Staro�cie, na prawo; Dobija� w�a�nie targu i na czole Wida� mu by�o niecierpliwo�� krwaw�, Gryz�c�; oczy utopi� sokole, Za r�ce te�cia trzyma� r�k� praw�, Lew� na stole, wyci�gni�t� prosto Ku kielichowi i m�wi�: "Starosto! "Jakem cz�ek prawy! jakem Polak prawy! Tak pragn� c�rk� twoj� uszcz�liwi�, Wierzaj mi i b�d�, Starosto, �askawy!" Tu pragn�c trupi g�os nieco o�ywi�, Poci�gn�� wina; pi� jak but dziurawy I zwyk� si� nieco by� po piciu krzywi�; Tak wyci�gn�wszy blisko wina kwart�, Zmarszczy� i czo�o rozja�ni� wytarte. I rozja�niony zn�w do zamku pana: "Starosto, zezw�l na szcz�liwo�� nasz�!" Tak m�wi�c te�cia przysz�ego kolana �cisn�� pod sto�em, i oczy, co strasz� Ch�op�w jak oczy czerwone szatana, Uczyni� cukrem i pon�t� ptasz� - A mia� na oczach swoich, jak jastrz�bek, Z powiek wilgotno-czerwonych obr�bek. Starosta na p� spi�cy, ale grzeczny, Nie wstawa� ani odpowiada� na to; Pan to by� bowiem, co chcia� by� bezpieczny, Zw�aszcza gdy ujrza� twarz ��t�, w�sat�, I wiedzia�, �e gniew mo�e �ci�gn�� wieczny, Gniew, kt�ry czeka z lichw� i z wyp�at�. Siedzia� wi�c zimny, lecz troch� si� puszy�, �e w konkur wielki pan o c�rk� ruszy�. Nie odpowiada� nic, bo przez p�ow� Ju� spa� - a wreszcie nie chcia� odpowiada�. Pan Dzieduszycki zacz�� pro�by nowe, Jak do pacierzy j�� r�ce uk�ada�; Ju� si� by� pocz�� przez s�owa miodowe Do u�pionego na p� serca wkrada�, Ju� widzia� u�miech, co poprzedza wsz�dzie Ostatnie, s�odkie s�owo: "Niech tak b�dzie". Gadaj�c r�ce pokornie z�a�one Na st� po�o�y� obie i wytrzeszcza� Na pana zamku oczy zaiskrzone - Albowiem u�miech mu senny obwieszcza�, �e po pijanemu zdoby� sobie �on� - Wtem nagle jak w�� wzd�� si� i zawrzeszcza�, Wsta�... lecz na stole mia� obiedwie d�onie, A na nich papier i or�a w koronie...