675
Szczegóły |
Tytuł |
675 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
675 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 675 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
675 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Juliusz S�owacki
BENIOWSKI.
POEMA. PI�� PIERWSZYCH PIE�NI.
BIOGRAM
PIE�� PIERWSZA
PIE�� DRUGA
PIE�� TRZECIA
PIE�� CZWARTA
PIE�� PI�TA
TEKST PRZYGOTOWA�:
PAWE� WAWRZYNIAK
NA PODSTAWIE WYDANIA: J. S�OWACKI, DZIE�A WSZYSTKIE. POD REDAKCJ� J. KLEINERA, T. V, WROC�AW.
OPRACOWANIE: MAREK ADAMIEC;
WSPӣPRACA H&M
WIRTUALNA BIBLIOTEKA LITERATURY POLSKIEJ
VIRTUAL LIBRARY OF POLISH LITERATURE
PIE�� PIERWSZA
Za panowania kr�la Stanis�awa
Mi�szka� ubogi szlachcic na Podolu;
Wysoko pot�m go wynios�a s�awa;
Szcz�cia mia� ma�o w �yciu, wi�c�j bolu;
Albowiem by�a to epoka krwawa
I kraj by� ca�y na rumaku, w polu;
�any, ogrody le�a�y od�ogiem,
Zaraza sta�a u domu za progiem.
Maurycy Ka�mierz Zbigniew mia� z ochrzczenia
Imiona; rodne nazwisko Beniowski.
Tajemnicz� mia� gwiazd� przeznaczenia,
Co go broni�a jako cz�stochowski
Szkaplerz - od d�umy, g�odu, od p�omienia
I od wszystkich plag - pr�cz �mierci i troski;
Bo w �yciu swoim namartwi� si� bardzo,
A umar�, cho� by� z tych, co �mierci� gardz�.
M�odo�� mia� bardzo pi�kn�, niespokojn�.
Ach! tak� tylko m�odo�� nazwa� pi�kn�,
Kt�ra zaburzy pier� jeszcze niezbrojn�,
Od kt�r�j nerwy w cz�owieku nie zmi�kn�,
Ale si� stan� niby harf� strojn�
I bite pie�ni� zapa�u, nie p�kn�.
Przez ca�� m�odo�� pan Beniowski bujnie
Za trzech ludzi czu� - a wi�c �y� potr�jnie.
Wioseczk� ma�� mia� - ale dziedziczn�,
Dwadzie�cia mia� lat - by� u siebie panem.
Sprasza� do domu szlacht� okoliczn�,
Fortunka jego ci�gle ciek�a dzbanem.
Mia� nadto proces i spraw� graniczn�;
A pr�dz�j spraw� wygra�by z szatanem
Ni� z ow� psiarni� wtenczas palestrant�w:
S�owem, �e przysz�o do d�ug�w i fant�w.
Pozby� si� naprz�d klin�w i futor�w.
Pot�m i konie wyprzeda� z uprz꿱 -
Nie znano wtedy jeszcze w Polsce szor�w,
O kt�re �ony dzi� m��w ciemi꿱
Pozby� si� pot�m swoich bia�ozor�w,
Regentowi da� charty, w r�k� ksi꿱
Ostatnie grosze dwa za ojca dusz�
I na ornaty dwa ojca kontusze.
Z tych maj�tkowych ostatnich konwulsji
Nie zyska�, jedno wyrok przeciw sobie;
Wyrok, w kt�rym rzecz by�a o ekspulsji.
Ma�o o to dba� (trac�c na chudobie,
Dzisiaj s� ludzie m�odzi stokro� czulsi),
Lecz pan Beniowski rzek�: "Ja sam zarobi�
Na drug� wiosk� et si non mi noces,
Fortuna - z wiosk� nab�d� i proces.
"I znowu m�j syn b�dzie mia� przyjemno��
Z palestr� jada� i by� Akteonem,
I na przyjaci� wzdycha� niewzajemno��,
I sta�, tak jak ja, pod ciemnym jesionem,
Kt�ry m�j ojciec sadzi�... O nikczemno��!..."
Tu pan Kazimierz j�kn�� harfy tonem
I na szumi�cy jesion �zawo spojrza�.
W t�j chwili zyska� troch� - troch� dojrza�.
Troch� skorzysta� w sobie jako prawnik,
Troch� skorzysta� jak cz�owiek odarty,
Na kt�rego sam pan s�dzia, zastawnik
I regent - niby trzy g�odne lamparty
Lub jako mu�y puszczone na trawnik,
Lub jak na dusz� rozsierdzone czarty
Wpadli, ogry�li i na pocieszenie
Rzecz zostawili s�odk� - do�wiadczenie.
O do�wiadczenie! ty jeste� pancerzem
Dla piersi, w kt�r�j serce nie uderza;
Jeste� latarni� nad morskim wybrze�em,
Do kt�r�j cz�owiek w dzie� pochmurny zmierza;
O do�wiadczenie! jeste� ciep�ym pierzem
Dla samolub�w; ty� gwiazd� rycerza,
Bawe�n� w uszach od ludzkiego j�ku;
Dla mnie, �r�d ciemn�j nocy - �wiec� w r�ku.
Lecz pan Beniowski liczy� lat dwadzie�cia,
O do�wiadczenie jak o grosz z�amany
Nie dba� - wola�by mie� wiosk� i te�cia,
To jest �lubem by� dozgonnym zwi�zany
Z pann� Aniel�. - T�j sztuka niewie�cia
Sprawi�a, �e by� srodze zakochany;
Na gitarze gra� i rym �piewa� w�oski,
I wszystko dobrze sz�o - dop�ki wioski
Nie straci�... wtenczas po w�osku: addio!
Po polsku: pisuj do mnie na Berdycz�w.
Okropne s�owa! je�li nie zabij�,
To serce sch�oszcz� tysi�cami bicz�w.
Panna Aniela, dziewcz� z bia�� szyj�,
By�a z rodziny dostatni�j A...wicz�w...
Kocha�a wiernie - wierno�� by�a w modzie
Lecz ojciec - ten sta� jak mur na przeszkodzie.
Mimo to jednak Aniela, jak r�e,
Co nad wysoki mur li�ciem wybiegn�
Patrze� na s�o�ce - oczy mia�a du�e,
Czarne - jak r�e, co si� nad mur przegn�
I mimo czujne ogrodowe str�e
Zerwaniu ch�opi�t i dziewcz�t ulegn�,
A pot�m gorzki los tych niewini�tek
Wi�dn�� na w�osach i sercach dziewcz�tek;
Aniela - mimo ojcowskie czuwanie -
Widywa�a si� ze swoim Zbigniewem.
Kronika milczy, czy to widywanie
Odbywa�o si� pod jaworu drzewem,
W godzin�, kiedy s�ycha� ps�w szczekanie,
Kiedy s�owiki wywo�uj� �piewem
Ksi�yc spod ziemi; lecz pozw�l, asindzi�j,
�e si� nie mogli widywa� gdzie indzi�j...
Zw�aszcza o inn�j porze... Ojciec srogi,
Do tego wielki orygina�, splennik;
Diabe� wie, jaki�j wiary: w rzymskie bogi
Wierzy� i wierzy� w proroctwa i w sennik,
Chrystusa tak�e krwi� oblane nogi
Ca�owa�; zwa� si� cesarz�w plemiennik...
S�owem, by�a to dziwna meskolancja
�wi�to�ci, z�ota, folgi - jak monstrancja.
To por�wnanie poj��by� od razu,
Gdyby� go widzia� w z�ocistym szlafroku,
Z �bem �ysym, gdzie jak z Rembrandta obrazu
Odstrzeliwa�o s�o�ce; kiedy w mroku
Adamaszkowych purpur sta� jak z g�azu
K�aniaj�cym si� ludziom na widoku
I sta� jak martwy, niczym si� nie wzruszy�,
Lecz wida� by�o, �e �y� - bo si� puszy�.
Zamek jego sta� nad rzeczk� Ladaw�,
Na skale, a pod ska�� staw by� wielki.
W tym stawie wida� by�o twarz jaskraw�
S�o�ca i bia�e �ab�dzie Anielki;
Grobelka z m�y�sk� u ko�ca zastaw�,
Za grobl� ko�ci� Panny Zbawicielki
Z trzema wie�ami baniastymi w z�ocie
I chat okienka niby oczy kocie.
Wszystko to by�o dziwnie pi�kne, cudne!
Zw�aszcza �e szlachcic, wielki orygina�,
G�ry uczyni� do przebycia trudne,
W�owe w ska�ach �cie�ki powycina�
I mi�dzy r�e, co ros�y odludne,
Postawia� golce rzymskie: ten pugina�
W r�ku swym trzyma� i twarz mia� brodat� -
Sk�d �atwo by�o pozna�, �e to Kato;
Apollo w morzu zostawi� koszul�
I na Starosty g�rach sta� bez listka;
Dal�j w egipskich katakombach... ule;
Dal�j pos�gi, kt�rym koniec �wistka
Wy�azi� z g�by i przemawia� czule
Do pana zamku jak do Antychrystka...
Albowiem wszystkie te pomys�y pa�skie
Nie katolickie by�y - lecz poga�skie.
W ogrodzie sta�a jaka� larwa niema,
Czarna, ogromna, rozros�a szeroko;
By� to krzesany d�b na Polifema.
Jedno w koronie mia� wybite oko,
A tyle widzia� nieba, co obiema,
I nad sadzawk� co� duma� g��boko,
Patrz�c tym jednym okiem w ciemn� wod�:
Na deszcz mia� czarny wzrok, jasny w pogod�.
Naprzeciw by�a bardzo ciemna grota;
Przed ni� si� nieraz siwy rybak sk�oni,
Gdy go na stawie ogarnie ciemnota,
A sieci pluszcz� �r�d spokojnych toni;
Albowiem w grocie Matka Boska z�ota,
Z wie�cem r�anych lamp na jasn�j skroni,
Jako Dyjana o poranku bia�a,
Na staw z r�an�j t�czy wyziera�a...
S�owem, by�o to istne g�upstwa wzg�rze,
Zwierciad�o czyste cnego antenata,
Na kt�rym meszty �wieci�y papu�e,
Rzymska, purpur� bramowana szata,
Przy ucztach cz�sto na �ysinie - r�e,
A w r�ku czara ze �mierci� Sokrata,
Tak dobrze, wiernie wykowana rylcem -
�e kto pi�, zda� si� m�drcem - nie opilcem.
Z tego wszystkiego pan Kazimierz �mia� si�.
Lecz zakochany w cudown�j Anieli,
Wyjawi� szczerze swoich my�li ba� si�;
Polubi� nawet te pos�gi w bieli,
Te groty od lamp r�ane - i sta� si�
Nabo�nym bardzo w ka�d�j skaln�j celi;
W ka�d�j albowiem by�a jego droga
I w ka�d�j po ni�j zosta�a cz�� Boga -
Wo� jaka�, jaki� duch nieprzenikliwy,
Co my�li wtr�ca� i dusz� w marzenia.
Ka�dy z nas mia� kraj m�odo�ci szcz�liwy,
Kraj, co si� nigdy w my�lach nie odmienia.
Ja sam, com widzia� Chrystusa oliwy,
G�ry z marmuru i g�ry z p�omienia,
Wol� - i s�dz� najpi�kni�jsz� z kraj�w
Jedn� male�k� wie�, pe�n� ruczaj�w,
Pe�n� ��k jasnych, gdzie kwitnie wilgotna
Konwalia, pe�n� sosen, kalin, jode�;
Gdzie r�a polna b�yszczy si� samotna,
Gdzie brzozy jasnych s� kochank� �r�de� -
- A za� przyczyna temu jest istotna,
�e na tych bagnach, gdzie potrzeba szczude�,
Jam wtenczas buja� na m�odo�ci pi�rach,
Jasny i chmurny - jako ksi�yc w chmurach.
O Melancholio! nimfo! sk�d ty rodem?
Czy� ty chorob� jest epidemiczn�?
Sk�d przysz�a� do nas? Co ci jest powodem,
�e teraz nawet szlacht� okoliczn�
Zara�asz? - Nimfo! za twoim przewodem
Ja sam w�dr�wk� ju� odby�em �liczn�!
I jestem dzisiaj - niech ci� porwie trzysta!
-Nie Polak - ale istny bajronista...
Troch� w tym wina jest moj�j m�odo�ci,
Troch� - tych grob�w, co si� w Polszcze mno��,
Troch� - t�j ci�g��j w �yciu samotno�ci,
Troch� - tych duch�w ognistych, co trwo��,
Palcami grob�w pokazuj�c ko�ci,
Kt�re si� na dzie� s�dny zn�w u�o��
I b�d� chodzi� skrzypi�c, p�acz�c, j�cz�c,
A� wreszcie Pana Boga skrusz� - dr�cz�c.
Prze�liczna strofa! m�g�bym zacz�� od ni�j
Nowy poemat, jak S�d ostateczny;
I przy eumenid pokaza� pochodni,
Jak jest grzech ka�dy dziwnie niebezpieczny;
Jak w jasnym niebie daleko jest ch�odni�j
Ni� w piekle, k�dy p�onie ogie� wieczny;
Lecz wol� dzie�o to rzuci� na p�ni�j,
Bo do porz�dku mnie wo�aj� wo�ni...
Ci wo�ni s� to krytycy. - Kolego,
By��e� w Arkadii t�j, gdzie jezuici
S� barankami?... Pas� si� - i strzeg�
Ps�w; i tym �yj�, co z�b ich uchwyci
Na pi�cie wieszcza. Kraina niczego!
Pe�na w�owych �lin, paj�czych nici
I krwi zepsut�j - niebieska kraina,
Co za pieni�dze bab - tru� nas zaczyna.
O Polsko! je�li ty masz zosta� m�od�
I tak� jak ta by�, co dzisiaj �yje,
I by� ochrzczona t� przekl�t� wod�,
Kt�r�j pies nie chce, w�� nawet nie pije;
Je�li masz z twoj� rycersk� urod�
I�� mi�dzy ludy jak w��, co si� wije;
Je�li masz zr�wna� si� z podst�pnym W�ochem:
Zosta�, czym jeste� - ludzi wielkich prochem!
Ale to pr�na dla ciebie przestroga!
Ciebie anieli niebiescy ostrzeg�
O ka�d�j czarze - czy to w ni�j przez wroga,
Czyli przez w�a i paj�ka swego
Wlane s� jady. - Jeste� c�rk� Boga
I siostr� jeste� Ukrzy�owanego.
Ciebie si� �adna trucizna nie imie;
Krzy� twym papie�em jest - twa zguba w Rzymie!
Tam s� legiony zjadliwe robactwa:
Czy b�dziesz czeka�, a� tw�j �a�cuch zjedz�?
Czy ty rozwiniesz twoje m�ciwe bractwa,
Czekaj�c na tych, co pod tronem siedz�
I krwi� handluj�, i dusz� biedactwa,
I sami tylko o swym k�amstwie wiedz�,
I swym bezkrewnym wyszydzaj� palcem
Cz�eka, co nie jest trupem - lub padalcem.
Lecz pok�j z nimi!... Nie, ten brud ruchomy
Nie zna pokoju - wi�c �yczenie pr�ne!
Niechaj wi�c w�a�� w zakrwawione domy,
Niech plwaj� na miecz - stworzenia ostr�ne,
Aby zardzewia�, nim b�dzie �akomy
Ich zgi�tych kark�w, niech maj� us�u�ne,
W jadzie maczane pi�ra - dusze w bagnie,
Niech �yj�: taki�j krwi - nikt nie zapragnie.
Czo�em bij�cy w marmur Chrystusowy,
Kiedym si� skarzy� na kl�twy i zdrady,
Tom si� i o ten kielich krwi octowy
Upomnia� - i Gr�b zapar� si�: �e gady
Z niego nie wysz�y - lecz z urwan�j g�owy
Ten polip odr�s� i lud wyssa� blady.
Wygna� go by�a kiedy� wielka praca...
Ma nas za trupa ten szakal - i wraca.
Precz z nim, lub je�li przyczo�gnie si� �mija,
Pod Boga skrzyd�o kryjmy si� i gromy. -
Lecz widz�, �e mi� ten liryzm zabija,
�e na Parnasu szczyt prowadzi stromy,
Kiedy czytelnik t� g�r� omija
I woli prosty romans, polskie domy,
Pij�ce gard�a, w�sy, psy, kontusze;
A nade wszystko szczere, polskie dusze.
Wszystko mie� b�dzie, wszystko mu przyrzekam,
Tylko o troch� cierpliwo�ci prosz�.
Ja sam na muz� i natchnienie czekam
I czo�o moje pomarszczone nosz�,
I poematu ekspozycj� zwlekam,
I weny ducha lekkiego nie p�osz�,
Kt�ry na m�zgu jak motyl na r�y
Usi�dzie - a� si� kwiat listkami zmru�y,
A pot�m nagle odemknie swe �ono
�wie�e i jasne - i na okolice
Rozeszle wonie, co wszystko poch�on�. -
Ja si� zdolno�ci� natchnie� bardzo szczyc�
I tu poka��, �e nie jest zmy�lon�,
Lecz z moich rym�w czyni b�yskawice,
A mym przekle�stwom daje si�� grot�w.
Czekajcie! - ju� pie�� zaczn� - ju�em got�w.
By� wiecz�r. - Z kwiat�w wychodzi�y wonie
Melancholiczne, ciemnia� las d�bowy.
Beniowski kaza� osiod�a� dwa konie:
Jeden dla siebie, na drugim domowy
Mia� jecha� s�uga. Beniowski na skronie -
Chcia�bym powiedzie�: w�o�y� he�m stalowy -
Lecz nie poemat pisz�c, tylko gadk�,
Powiem, �e tylko wdzia� - konfederatk�.
Zapi�� na piersiach szpencer z barankami,
Zawiesi� burk� z tygrysimi �apy,
Wsiad� na ko�, spojrza� na ganek ze �zami,
Pog�aska� konia - ko� otworzy� chrapy
I w ciemn� domu sie� zaparska� skrami
Na po�egnanie. Klas�y dwa harapy -
Pana i s�ugi... I pan ze swym s�ug�
Wyszli z rodzinnych prog�w - i na d�ugo.
O! gdyby wtenczas jaka nimfa sm�tna,
Wiadoma ludzki�j przysz�o�ci, krzykn�a:
"Ju� ty nie wr�cisz! i stopy tw�j pi�tna
S� tu ostatnie! - lecz je�li twe dzie�a
Zapisze s�awa wszystkiego pami�tna:
Ten dom, z kt�rego ci� n�dza wypchn�a,
B�dzie �wi�tyni�, a te ciche �wierki
P�jd� na krzy�e i na tabakierki,
"A twe koszule por�n� na szkaplerze,
A twe papiery - cho�by to by� tylko
Od ekonoma list albo przymierze
Wieczn�j mi�o�ci z Handzi� lub Marylk� -
Sawantka �zami rzewnymi wypierze
I w sztambuch wklei albo przypnie szpilk�;
�e twa peruka - je�li masz peruk� -
Frenologist�w podeprze nauk�;
"�e tw�j but prawy powiesz� w Sybilli,
A o znikniony lewy b�d� skargi". -
Nie m�wi� wi�c�j, bo m�j rym ju� kwili
I �zami si� ju� zalewaj� wargi!
Lecz gdyby jaka nimfa w ow�j chwili,
Kiedy nasz rycerz na �wiata zatargi
Puszcza� si�, takie proroctwo wyrzek�a,
Uczu�by w sercu co� - co� na kszta�t piek�a...
O! dzika ��dzo po�miertnego �alu!
Jakim ty jeste� smutnym g�upstwem ludzi!
Zw�aszcza �e wiedziesz prosto do szpitalu
Rozmarzonego. A nim si� obudzi,
Ju� w jego oczach, jak w mglistym opalu,
B�yskaj� �wiat�a, szpitalnicy chudzi,
Mniszek pacierze, trumien robotnicy,
Mg�a - za t� chmur� Pan B�g na kszta�t �wi�cy.
Ale to wszystko jedno. - Nasz bohater
Dom sw�j opuszcza� ze swym starym s�ug�,
Jak opuszcza�a sw�j dom panna Plater...
A kiedy�, dawni�j, Czarnecki z kolczug�...
Ach, tak jak p�ni�j nasz sejmowy krater,
Kt�ry wybuchn�� wielk�, jasn� fug�
Z Warszawy - Wis�� przew�drowa� promem...
I m�wi, �e jak �limak wyszed� z domem...
Ach, tak jak sztaby, klub i wszyscy �wi�ci,
Co dzisiaj w ka�d�m s� kalendarzyku
Emigracyjnym, niby z krzy�a zdj�ci;
Jak ja nareszcie, co w tym s�oneczniku
Musz� si� kr�ci�, bo si� ze mn� kr�ci
Za ka�d�m s�o�cem - s�o�c mamy bez liku!
I trzeba dobrze nam t� my�l� przesi�c,
�e dla niezgody s�o�c - kr�lem jest miesi�c.
Lecz to dla innych wieszcz�w ta bez twarzy
Walka, jak w dawn�j Skandynaw�w wierze
Wojna niebieskich krwawych luminarzy.
Teraz niech nowi wyst�pi� rycerze,
U�ani, dawnych synowie husarzy,
Kt�rym krew ruska chor�giewki pierze.
Pan Ka�mierz jecha� takim by� u�anem -
K�ania�o mu si� zbo�e ca�ym �anem,
K�osek mu ka�dy dzi�kowa� ugi�ty,
B�awatek ka�dy mu si� przypatrywa�
Ani si� skarzy�, cho� kopytem �ci�ty.
Beniowski jecha� cicho - s�uga �pi�wa�
Jedn� z tych pie�ni, w kt�rych j�k zamkni�ty;
A g�os po �anach z�ocistych przep�ywa�
I wpada� w ciemny las, na d�b�w s�uchy,
Te dr�a�y bij�c skrzyd�ami jak duchy.
Ciemnia�o. - Rycerz wyjecha� nad jary,
Sk�d rzuci� okiem na dom sw�j kochanki.
Ska�a ta jako wielki ob�ok szary
Sta�a nad stawem; nad ni� by�y wianki
Drzew ogrodowych i dom wielki, stary,
Z p�omienistymi okny i kru�ganki.
Ca�� t�j g�rze posta� ekscentryczn�
Odj�a z�ota noc sw� szat� �liczn�.
Nie wida� by�o pos�gu Junony,
Dalekim oczom znikn�� gdzie� Apollo;
Ale d�b wida� by�o zamy�lony,
Co sta� nad zamkiem, �eniony z topol�;
Lecz z zamku ksi�yc wybucha� czerwony
Jak smutny aktor, co z Hamleta rol�
Wyjdzie na scen�. Ksi�yc wst�pi� krwawy
I oczerwienia� zacz�� staw Ladawy.
Pan Ka�mierz by� z tych, co stawi� na tuza
Ca�y maj�tek; przegra� go i plun�� -
Lecz patrz�c na ten dom, gdzie wzi�� harbuza
I z nadziei swych na wiek wiek�w run��,
Westchn��! - i wznios�a mu si� w piersiach �luza,
�zami si� zala� i z siod�a si� sun��
Jak cz�owiek, kt�ry dosta� nagle md�o�ci. -
Przyskoczy� stary Grze�: "Co jegomo�ci?
"�wi�ta Maryjo, ratuj! dziecko kona!"
Na to Beniowski rzek�: "Poprawiam strzemi�".
Odepchn�� s�ug�, co go bra� w ramiona,
W konfederatk� si� chlasn�� i w ciemi�,
Spojrza� na ksi�yc, co ze� jak z Memnona
Wydoby� j�ki, i ca�e trosk brzemi�
Takim westchnieniem wielkim w ksi�yc cisn��,
�e ksi�yc ��mi� si� - zmarszczy� - i zn�w b�ysn��.
Westchn�wszy jecha� dal�j brzegiem jaru,
A za nim s�uga w ceglastym kontuszu.
Smutnemu wiatr si� zdaje pe�en gwaru,
Lito�� anio��w brz�czy ko�o uszu,
Smutny jest got�w do b�jki i swaru,
Gor�czkowego pe�en animuszu.
Takim Beniowski by� i jego lozak -
Szcz�ciem, �e �aden si� nie zjawi� Kozak,
Bo w taki�j chwili kochanek rozpaczny
Gorszy ni� lwica Wirgilla hirka�ska.
Jecha� wi�c smutny rycerz; za nim baczny
Na wszystko jecha� Grze� - a w�dka gda�ska
W sk�rzan�j flaszy d�wi�k dawa�a smaczny
I be�kota�a ta nimfa szata�ska
W�a�nie jak go��b, co z mi�o�ci grucha,
Lub poetyczna na Litwie ropucha.
S�ysz�c, jak s�odko zaprasza�a flasza,
Spr�bowa� j�j Grze� raz, dwa i trzy razy;
I w oczach mu si� wnet zrobi�a kasza
Z gwiazd, a sam ksi�yc by� szperk�, a g�azy
Lud�mi. Wi�c jako �ona Eneasza -
Zosta� si� w Troi, z konia spad� na �lazy,
I tak bohater zby� swojego s�ugi -
Ale za koniem jego szed� ko� drugi...
I by�o coraz ciemni�j... wtem - o cuda! -
Ko� Grzesia zacz�� prze�ciga� panicza:
Na nim siedzia�a jaka� wied�ma ruda,
Ga��� pokrzywy mia�a zamiast bicza -
Tu widz�, �e mi si� poemat uda,
�e mi ju� muza swoich �ask u�ycza;
Wi�c dal�j! wieszcz�w galopem wyprzed�my,
Jest ex machina deus - w kszta�cie wied�my. -
Wi�c, jak powiadam, zr�wna�y si� konie.
Beniowski nagle ockn�� si� i wzdrygn��
Widz�c, �e siedzia� czart w srebrn�j koronie
Na koniu, co go jak wicher prze�cign��...
I wzi�� z Ka�mierza r�k w ko�ciane d�onie
Lejce, i stepem zamroczonym �mign��
Ci�gn�c za sob� moj�j pie�ni syna.
�e Polak daje si� wie�� - nie nowina!
Widzia�em... Ale st�j, muzo! bieg krzywy
Tu nie przystoi wcale. - Miesi�c �wieci,
Na koniu wied�ma ga��zi� pokrzywy
Smaga po zadzie konia i tak leci
W srebrn�j koronie jak anio� straszliwy,
O kt�rym roj� na p� senne dzieci,
�e ma ko� ze mg�y, z w��w srebrnych bicze,
Skrzyd�a ogniste i nia�ki oblicze...
I coraz pr�dz�j, jakby anio� zgonu
P�dzi� za naszym rycerzem i bab�.
D�wi�k g�uchy kopyt jak j�czenie dzwonu,
Jako t�tnienia echo j�cza� s�abo,
A r�ka wied�my jak li�� wielki klonu,
Gdy sczerwieni�je, lub jak m�wi Strabo,
�apa ibisa, czerwona, bez pierza:
Za lejc trzyma�a sw�j - i lejc rycerza.
W zawrocie g�owy rycerz wlepi� oczy
W t� r�k� z trzema czerwonymi �y�y.
A wi�c rozmy�la�, czy z konia zeskoczy -
Ale mu jego ko� by� bardzo mi�y -
Czy �wi�nie szabl�, a� si� �eb potoczy
I spadnie z karku wied�my do mogi�y -
Ale i ta my�l druga, i ta ch�tka
Zdawa�a mu si� niez�a - lecz za pr�dka.
A tu bym wiedzie� chcia� twe m�dre zdanie,
M�j czytelniku, i tw�j s�d o rzeczy:
Gdyby ci� takie spotka�o porwanie
I nie spodziewa� si� znik�d odsieczy,
I widzia� tak� r�k�, mo�ci panie!
Czerwon�? - do miliona krwawych mieczy!
Tak� ohydn� r�k�? pe�n� ko�ci,
Co pozbawi�a ci� ludzki�j godno�ci!
Zw�aszcza je�eli jeste� demokrat�
I o sw� godno�� indywidualn�
Dbasz wielce - co by� wi�c powiedzia� na to?
Gdyby� przez bab� tak such�! fataln�!
I - nie wiem pewnie - lecz mo�e w�sat�
S�-symonistk� i nie idealn�,
Ale ko�cian�, by� pozbawion woli
I tchu i czyni� to, co godno�� boli?
Nie wiesz? - Wi�c sobie zamawiam tw� �ask�
Nadal, na rzeczy wa�niejszych s�dzenie. -
Beniowski wi�c wpad� w szata�sk� zatrzask�,
Widz� w tym jego gwiazd� - przeznaczenie!
I lecia� jak wiatr, patrz�c w blad� mask�,
Kt�r� s�oneczne wk�adaj� promienie
Na twarz ksi�yca; a w tym pr�dkim biegu
�wiat mu si� ca�y zdawa� k��bem �niegu.
Nagle - zwolni�a kroku przewodniczka,
Roze�mia�a si�, zeskoczy�a z siod�a.
Beniowski siedzia� na koniu jak �wi�czka,
Patrz�c, gdzie go ta w�dr�wka zawiod�a.
Ujrza�, �e chwastem zaros�a uliczka,
Mi�dzy ska�ami - co mog� za god�a
S�u�y� dw�m sercom rozdartym na wieki -
Wiod�a go prosto - prosto - do pasieki.
Pasiek� t� zna� dobrze i te ska�y,
I t� �cie�eczk�, pe�n� rud�j glinki.
Tutaj pasterskie roi� idea�y -
Z kt�rych czytelnik mo�e robi� drwinki. -
Starosta c�rce da� ten gaik ma�y
I od ni�j nazwa� miejsce - Anielinki.
A za� ta wied�ma, na poz�r straszliwa,
By�a to nia�ka panny, stara Diwa.
Pozna� j� rycerz i za t� czerwon�,
Za t� ibisa r�k� wnet u�cisn��.
"Wi�c ty Iryd� jeste�, a Junon�
Jest twoja pani? Teraz ob�ok prysn��!
Ach, widz�, jak� mia�em my�l szalon�!
I co bym zrobi�, gdybym szabl� �wisn��
I odci�� ci t� r�k�, Diwo stara.
Drugi raz nie graj w diab�a i w Tatara".
Tak m�wi�c, za sw� Diw� szed� z po�piechem
I ze ska� wyszli na ��k� zielon�,
Na kt�r� ksi�yc spogl�da� z u�miechem
Widz�c tysi�cznych r� otwarte �ono.
Chata, nakryta prost�j s�omy wiechem,
�cieniona lipy ogromn�j koron�,
Sta�a na ��ce, w najciemni�jsz�j g��bi,
Z girland� �pi�cych woko�o go��bi.
Z dr�eniem za Diw� szed� Beniowski m�ody
Prowadz�c konia, co si� wyrwa� z d�oni
I poszed� z wolna, parskaj�c, do wody -
Ta wygl�da�a spod bia�ych jab�oni
Szarf� ksi�yca, b��kitem pogody -
Za nim ko� drugi poszed� r��c - a oni,
To jest nie konie, lecz nasz rycerz z Diw�,
Weszli w lepiank� pochy�� i krzyw�.
Staruszek, Diwy m��, po�wieci� w sieni
I drzwi otworzy� od panny pokoju.
Na progu sta�a jakby sm�tna ksieni
Panna Aniela, ca�a w bia�ym stroju;
Z dyjamentowych za� miesi�c pier�cieni,
Podobny do gwiazd migaj�cych roju,
B�yska� na kruczych w�osach rozwini�tych,
W�a�nie jakoby z�ote �wiat�o �wi�tych.
Beniowski my�la�, �e anio�, i wita�
Jak b�stwo: d�ugim, przeci�g�ym westchnieniem,
Pot�m si� zmi�sza� i o zdrowie spyta� -
Co dzi� by�oby wielkim uchybieniem!
Nie�wiatowo�ci�! znakiem, �e nie czyta�
Pani Sand, �e si� byronicznym cieniem
Nie okry�, �e jest niezgrabny w rozmowie,
�e nie wie, jak to m�wi� romansowie.
Ja sam si� dziwi�, �e za bohat�ra
Wzi��em takiego prostego szlachcica!
Oto pierwszy raz swe usta otwi�ra
Przed sw� kochank�, kt�ra w n�w ksi�yca
Swe w�osy czarnob��kitne ubi�ra
Jakby sawantka albo czarownica,
I s�yszy - �e nie jak wieszcz lub astronom
Kochanek wita j� - lecz jak ekonom.
Na niezgrabnego ju� masz patent - a ja,
Rycerzu, wypr� si� twoich grubija�stw -
I ca�a moich poemat�w zgraja
L�ka si� dalszych twoich swar�w, pija�stw;
Anhelli ci� ma bia�y za lokaja
I Balladyna skora do zabija�stw
Wola�aby si� w trup�w ukry� g�stwie,
Ni� przyzna�, �e jest z tob� w pokrewie�stwie.
Co jest niejak� prawd�, bo te mary
Jedne si� rodz� z serca, drugie z g�owy,
A trzecie tylko z dziwn�j, tward�j wiary
W przysz�o��, a czwarte ob�ok piorunowy,
A pi�te mi ko� w stepach przyni�s� kary. -
Lecz ten poemat b�dzie narodowy,
Poet�w wszystkich mi uczyni bra�mi,
Wszystkich - opr�cz tych tylko - kt�rych za�mi.
Lecz do powie�ci. - Wi�c na progu sta�a
Panna Aniela, prosta, dumna, czysta,
Dla zalotnik�w zwyczajnych jak ska�a,
Z czego kochanek wybrany korzysta.
Albowiem nigdy nie kokietowa�a
Dlatego tylko, aby mie� ze trzysta
Kornych kochank�w pod wachlarza trzonkiem,
Z kt�rych by �aden nie chcia� by� ma��onkiem.
Lecz u Polak�w tak: ci�gn� jak s�omki
Za oczkiem jaki�j Marysi lub Wandy,
Kt�ra im r�ne rozdaje przydomki,
A wiosn� listkiem cyprysu, lewandy
Z nimi w zielone gra lub wi��e s�omki,
Lub w�dk� rzuca w te rybek girlandy,
Kt�re za ka�d�m wody pluskiem p�yn�,
Skosztuj� - haczek obacz� - i min�.
Lecz u Polak�w tak: widzia�em ca�e
Przy jedn�j pannie gimnazja, licea;
Ta mia�a cz�sto r�cz�ta niebia�e,
A z�o�� tak wielk� w sercu jak Medea,
A za� korzy�ci z tych mi�o�ci ma�e
I ma�e bardzo na p�ni�j trofea.
Rozda�y wiele w�os�w, �ez, podwi�zek:
�adna nie wesz�a st�d w ma��e�ski zwi�zek.
A st�d przestroga, �e takie zbiorowe
Mi�o�cie nic s� w mi�o�ci niewarte;
�e lepi�j serce zawr�ci� ni� g�ow�,
Serca w mi�o�ci bowiem s� uparte,
Cho� g�owy stokro� bardzi�j romansowe
I stokro� bardzi�j ogni�cie za�arte,
I cz�sto widz�c, �e na �wiecie �le tym,
Z rozpaczy ko�cz� tak jak Werter w G�tym.
Wi�c z drugi�j strony w tym jest kompensacja
Dla tych, co dzisiaj s� starymi panny,
Gdy na rozstajn�j drodze jaka stacja
I kamie�, i trup w bia�� czaszk� ranny
�wiadcz� - �e ka�da z nich, jako akacja
Okryta s�odkim kwiatem w czas poranny,
Brz�cza�a wko�o pszcz� zalotnych wie�cem
I ma kochanka w piekle - pot�pie�cem.
Takim sposobem wnet jest heroin�
I poeci j� rymami zaszczyc�:
Ju� j�j nie nazwie nikt w pie�ni dziewczyn�,
Lecz musi nazwa� pos�pnie dziewic�,
A kochanek j�j, jak Fingal lub Ryno,
W chmurach sk��bionych igra z b�yskawic�
I �piewa wichrom piekielny tryjolet,
Maj�c �zy w oczach - a w r�ku pistolet.
Ale to nie by� los panny Anieli.
Chocia� tak pi�kna jak �adna �miertelna,
Zbli�y� si� ludzie i kocha� nie �mieli.
Zosta�a dumna i nieskazitelna,
Chodzi�a jako �ab�d� lub anieli,
Ko�ysz�c si� na gi�tki�j stopie - strzelna
Nie by�a swymi zrennicami - zgo�a! -
Lecz oczy czarne j�j - pali�y czo�a.
W�osy j�j d�ugie, krucze, w r�g zwini�te,
Ci�y�y g�owie sw� jedwabn� wag�.
Ta sama g�owa mia�a kszta�ty �wi�te
I u�wi�cone snycersk� powag�,
Smuk�e, ku plecom w okr�g�o�� �ci�gni�te -
Ktokolwiek widzia� marmurow� nag�
Florenck� Wenus, nie we�mie za fraszki
Tego, co m�wi� tu o formie czaszki -
Jak owe jaje, w kt�rym kiedy� Leda
Powi�a syna bogu-�ab�dziowi;
Jak? - dzisiaj si� to wyt�umaczy� nie da
Przez �aden nowszy cud katolikowi;
A gdym t�umaczy�, to panna Prakseda
�wi�ta - anio�ek jezuicki, wdowi -
Jak na kazaniu siedzia�a sanskryckim,
A pot�m da�a mi w sam �eb - Witwickim.
Wi�c dzi�kowa�em Bogu, �e spod prasy
Nie wysz�o jeszcze sze�� psalm�w Bojana,
Bobym te wszystkie katolickie kwasy
Mia� na �bie, wszystkie sze�� - bo ta kochana
Panna Prakseda, gdy chodzi w zapasy
I chce traktowa� kogo jak szatana,
Co ma pod r�k� katolickich wieszczy,
Rzuca na g�ow� i bije, i wrzeszczy.
Podzi�kowawszy wi�c Bogu, �e tylko
Dosta�em Z�otym O�tarzykiem, kt�ry
Ka�d� klamerk� mi� uk�u� jak szpilk�;
Na nied�wiadkowe si� bowiem pazury
Zamyka - (Czym�e jest b�l? Jedn� chwilk�! -
Jak m�wi� w Dziadach Mickiewicza ch�ry) -
Podzi�kowawszy za chwilki chwilowo��,
Wpadam w opisy zn�w i w romansowo��.
Aniela mia�a cudown� postaw�,
W noszeniu g�owy cudn� lekko�� - w�osy
A l'antique - barwy troszeczka bladawe,
Oczy skier pe�ne, teraz pe�ne rosy,
Smutne i twarzy kochanka ciekawe,
I pytaj�ce si� o w�asne losy.
J�j r�ka pi�kna, male�ka i bia�a
Za szorstk�, siln� bior�c r�k� - dr�a�a.
"Ty wyje�d�a�e�! ty� mi nie powiedzia�!
Ale me serce jest mi�o�nym szpiegiem.
Nie m�w mi, �e jest mi�dzy nami przedzia�
Fortuny. - Jestem nad przepa�ci brzegiem.
Usi�d� - opowiem - wszystko b�dziesz wiedzia�!
Nie strasz si� tylko trudno�ci szeregiem,
Nie strasz si�! jeste� ludziom w poniewierce...
Lecz ja ci� kocham jedna - ja mam serce.
"Straci�e� ca�y maj�tek? - i c� mi
Maj�tek? ludzi s�d? - ja kocham ciebie!
Ja twego serca chc� - a nie twych dusz mi
Potrzeba - p�jd� o �ebranym chlebie.
Nie odpowiadaj mi na to, nie krusz mi
Serca - m�j los ju� zapisany w niebie!
Ja kocham ciebie! w twoim sercu �yj�,
Kto nas rozdzieli� chce - ten mi� zabije!
"Dzisiaj przyjecha� Dzieduszycki z drogi,
Zn�w si� o�wiadczy� i o moj� r�k�
Prosi�. - M�j ojciec sta� si� dla mnie srogi
I guwernantka jak na moj� m�k�
Za ojcem trzyma. I ludzie, i bogi
Przeciwko nam s� - i wuja Sosenk�
Przekabacili ju� na swoj� stron�.
P�aka�am - patrzaj - oczy mam czerwone.
"A tu, jak na z�o��! dla Dzieduszyckiego
By� bal. - Czy widzisz, jak jestem ubrana?
Musia�am ubra� si� dla ojca mego
W ten ksi�yc - lecz ja dla mojego pana,
Dla ciebie tylko! dla ciebie samego
Ubra�am si� tak w kwiaty - po kolana.
Prawda, �e dobrze mi tak bez zawoja? -
Ja nie ubra�am si� dla nich - ja twoja!
"Lecz ty wyje�d�a�? gdzie? O! ty niewierny!
Gdyby nie Diwa, by�by� ju� daleko.
Gdzie�e� ty jecha�? - gdy mi� b�l nie�mierny
Dr�czy - kiedy mi� przed o�tarze wlek�,
Gdy nie zostanie nic, jak si� w cysterny
Rzuci� lub twoj� si� zakry� opiek�:
Ty� mi� opuszcza� w chwil� tak okrutn�!
Ja przebaczy�am ju� - ale mi smutno.
"Czy ty nie ufasz, �e ja zdo�am jedna
Oprze� si�, zosta� twoj�? - ja niep�ocha!
Ty nie wiesz, co to jest kobieta biedna,
Kiedy j� dr�cz�, kiedy mocno kocha -
Zgubi si�, potem u wszystkich wyjedna
�zy nad swym sercem zgubionym i trocha
Kwiat�w i wi�c�j te� �adn�j nie trzeba...
C� to? - Nie m�wisz nic do mnie? O nieba!
"My�la�am, �e ty mi dodasz nadziei" -
Tu wypu�ci�a z r�k r�k� kochanka -
"My�la�am, �e ty w t�j smutn�j kolei" -
Tu blisko, szcz�ciem, sta�a z wod� szklanka,
Wzi�a j�... dr��ce w szk�o usteczka klei,
Z�bki o kryszta� dzwoni� jak kraszanka,
Kiedy si� z drug� spotka w dziecka d�oni.
Rzek�by�, �e per�a o dyjament dzwoni:
"My�la�am..." - G�os j�j o jedn� oktaw�
Zni�y� si� i p�k� jak p�kni�cie struny. -
Bole�� z�ama�a j�j gi�tk� postaw�,
My�la�by�, �e si� chyli�a do truny,
Tak nawet ma�e usteczka jaskrawe
Zblad�y uczuwszy gorzkich �ez pio�uny.
Pad�a na krzes�o i przez �zawe deszcze
B�ysn�� ostatni j�k: "Kochasz mi� jeszcze?"
Beniowski ju� by� na kolanach; w d�onie
Wzi�� dr��c� r�czk� Anieli... Tu prosz�
W�o�y� mi wieniec Petrarki na skronie,
Bo na tym pie�� zako�cz� i og�osz�
Po dawnych wieszcz�w umar�ych koronie
Czas bezkr�lewia; pobuntuj� kosze,
Krytyk�w kupi� z Grabowskim prymasem,
Reszta owczarzy moja. - A tymczasem
Jako pretendent na w�asne poparcie
Utworz� ca�e wojsko w drugi�j pie�ni.
Epiczny zamiar wyjawi� otwarcie:
Wyjd� z dzisi�jsz�j estetyczn�j cie�ni
I skrzyde� moj�j muzy rozpostarcie
T�czowym blaskiem was o�lepi wcze�ni�j,
Ni� mia�em zamiar. Susz� tylko g�ow�,
Jak w rzecz wprowadzi� rzeczy nadzmys�owe.
Nie podoba�o si� ju� w Balladynie,
�e m�j male�ki Skierka w ba�ce z myd�a
Cicho po rzece kryszta�ow�j p�ynie,
�e ba�ka si� od gazowego skrzyd�a
Babki-konika rozbija i ginie,
�e w grobie le��c Alina nie zbrzyd�a,
Lecz pi�kna z dzbankiem na g�owie martwica
Jest jak duch z woni malin i z ksi�yca.
Nie podoba�o si�, �e Grabiec spity
Jest wierzb�, �e si� Balladyna krwawi,
�e w ca��j sztuce tylko nie zabity
Sufler i M�oda Polska, co si� bawi
Jak ka�dy g�upiec, plwaj�c na sufity
Lub w studni�... kt�ra po sobie zostawi
Tyle co ba�ka mydlana rozwalin,
A pewnie nie wo� mirry - ani malin...
O Bo�e! gdyby przez metampsykoz�
W Kozaka cia�o wle�� albo w Mazura
I ujrze�, jak� pope�ni�em zgroz�
Pisz�c - na przyk�ad - Anhellego. Chmura
Gwiazd, bia�ych duch�w, kt�re lgn� na �oz�
Jak szpaki Danta: rzecz taka ponura,
A taka mleczna i niewarta wzmianki -
Jak kwiat pos�any dla pierwsz�j kochanki.
Pewnie bym takich nie napisa� bredni,
Gdybym by� zwiedzi� Sybir sam, realnij,
Gdyby mi brakn�� gorzki chleb powszedni,
Gdybym �y� jak ci ludzie borealni:
Trosk� i sol� z �ez gor�cych - biedni!
Tam n�dzni - dla nas pos�pni, nadskalni,
Podobni bogom rozkutym z �a�cuch�w,
W powietrzu szarym, mglistym, pe�nym duch�w...
Pewnie bym... - Lecz ta spowied� jest za d�uga,
Dygresje - nudz�; wi�c, m�j czytelniku,
Spr�buj, czy ci si� pie�� podoba druga,
Gdzie wi�c�j nieco b�dzie gwaru, krzyku,
Ko�ci� i wielka s�oneczna framuga,
I na t�czowym Duch �wi�ty promyku;
Tak�e cokolwiek szlachty. - Powie�� taka
Jak dawny, d�ugi, lity pas Polaka.
BENIOWSKIPIE�� DRUGA
PIE�� DRUGA
O! nie l�kajcie si� moj�j goryczy!
Dalib�g! nie wiem sam, sk�d mi si� wzi�a;
D�ugo po �wiecie, pielgrzym tajemniczy,
Chodzi�em farby zbieraj�c do dzie�a,
A teraz moja muza strof nie liczy,
Lecz z�e i dobre gwiazdy sia� zacz�a;
Komu za ko�nierz spadnie przez przypadek
Syrius rzucony przez ni� lub Nied�wiadek,
Spali si� - lecz ja nie winien. Per Bacco!
R�nymi drogi m�j poemat wiod�;
Jak Chochlik cz�sto cz�stuj� tabak�,
A gdy kichaj�, ja zaczynam od�,
Na przyk�ad drug� pi�kn� Od� tak�
Jak do m�odo�ci. Mo�e serca m�ode
Pokochaj� mnie za to, �em jest �mia�y
Jak Roland, kt�ry wp� rozcina� ska�y.
I teraz chcia�bym rozci�� - co? - dom jeden,
Podolski jeden dom rozci�� na dwoje;
I pokaza� wam, jaki szczery eden!
Jak nieraz pe�ne anio��w pokoje!
Jak z�oty, pi�kny dom�w jest syrede�! -
Ukrai�skie to s��weczko, nie moje.
Wywo�a� je tu rym przez d�wi�ki bli�nie,
Nie mi�o��, kt�r� mam ku Kozaczy�nie.
Chcia�bym wi�c rozci�� jeden z dawnych dwor�w,
Kt�re na g�rach stoj� nad stawami.
Stawy - to tarcze z t�czowych kolor�w,
Gdzie si� �ab�dzie bia�e za gwiazdami
Goni�, podobne do srebrnych upior�w,
A na nie ksi�yc jasnymi oczami
Patrzy, na niebie jeden - przez topole,
A drugi taki z�oty ksi�yc - w dole.
Atoli wn�trze tych dom�w dopi�ro
Poetyczne jest - zw�aszcza je�li mi�o��
O�wieci, wonn� je nape�ni mirr�
I �cian drewnianych sprostuje pochy�o��;
Podolanek s� usta srebrn� lir�,
Serca... - Ta strofa ma pewn� zawi�o��,
Kt�r�j nie lubi�, lecz j� sko�czy� musz� -
Serca s� takie jak anio��w dusze.
Sam zna�em jedn� - lecz nie wspomn� o ni�j,
Bo si� nadzwyczaj m�j rym rozserdeczni.
Od serca mi j�j wia�o tyle woni
I tyle �wiat�a, �e mi dzi� s�oneczni�j -
Chocia� mi zegar teraz p�noc dzwoni -
Ni� gdybym w Boga si� patrza� najwieczni�j.
Niech was blu�nierstwa nie rozp�dza trwoga;
Ona umar�a ju�. - Jest cz�ci� Boga,
Dusz�, �wiat�o�ci�, wol�, jedn� chwil�
Wieczno�ci, wiedz� wszystkiego. - O! dosy�!
Niech reszt� grobu cyprysy ochyl�.
R�om najbielszym j�j �a�ob� nosi�.
J� s�o�ca drogi mleczn�j nie omyl�;
Zdziwiona blaskiem, b�dzie si� podnosi�
Jako harmonii lekki�j g�os, bez ko�ca
Ze s�o�c na wielkie s�o�ca i nad s�o�ca.
A gdy si� w drogi zatrzyma p�owie,
Jak go��b puszcz� za ni� skrzyd�a chy�e -
A tu mi r�ce zawi��cie na g�owie
I twarz� blad� po��cie na lirze,
Jakbym w alp�jskim upad�szy parowie
Spoczywa�. - Mia�em ja troski i krzy�e;
Wi�c�j, ni� �ni�o si� wam, filozofom.
Lecz dajmy pok�j tym my�lom i strofom.
Dosy� o sercach strzaskanych, o �wiecie
Tu, ziemskim, i tam, nads�onecznym; oba
Sm�tne s�. - �wiaty wam utworz� trzecie;
Je�eli si� m�j poemat podoba,
Zn�w drugi, wielki tom napisz� w lecie,
A te zostan� pie�ni jako proba
Wcale nie wed�ug mego serca - ale
Poniewa� moje s�, otwarcie chwal�.
"G�upi! o sobie dobrze m�w!" - wykrzyka
Ryszard w okropnym bardzo monologu,
Ujrzawszy siebie we �nie jak krwawnika
Oczerwienionym, na piekielnym progu -
Szkoda, �e w ksi�dzu Kiefali�skim znika
Szekspir; przyczyn� jest trudno�� po�ogu
W stanie bez�ennym - tak�e to, �e z ksi�dza
Nie mo�e nagle by� Makbeta j�dza.
O ksi�ach dobrze m�w! - Jest to przestroga
Ju� nie Szekspira; na tym fundamencie
Moralno�� ca�a stoi. - Lecz na Boga!
Gdzie m�j poemat? Moje przedsi�wzi�cie
Epiczne? Moja ariostyczna droga?
Widz�, �e wszystko mi stoi na wstr�cie,
Nawet pisania �atwo�� rzuca plam� -
M�wi�, �e w czterech dniach uk�adam dram�.
O Bo�e! ile� bym stworzy� romans�w,
Gdybym chcia� wszystkich d.....w by� zabaw�,
Wysp� dla grubych naszych Sanczo Pans�w,
Na kt�r�j by si� uczyli ze s�aw�
Sylabizowa�. Lecz z proz� alians�w
Nie chc� - do wiersza mam, jak s�dz�, prawo.
Sam si� rym do mnie mi�o�nie nagina,
Oktawa pie�ci, kocha mi� sestyna.
Kto� to powiedzia�, �e gdyby si� s�owa
Mog�y sta� nagle indywiduami,
Gdyby ojczyzn� by� j�zyk i mowa,
Pos�g by m�j sta�, stworzony g�oskami,
Z napisem: "Patri patriae". - Jest to nowa
Krytyka. - St�j! - ten pos�g b�yska skrami,
Spogl�da z g�ry na wszystkie j�zyki,
L�ni jak mozaika, �piewa jak s�owiki;
Otocz go lasem cyprys�w, modrzewi,
On si� rozj�czy jak harfa Eola,
W r�e si� same jak dryjada wdrzewi,
G�osem wyleci za lasy na pola
I roz�ab�dzi wszystko, roze�piewi...
Jak smuk�a pe�na s�owik�w topola,
Co kiedy w nocy zacznie pie�� skrzydlat�,
My�lisz... �e w niebo ulatujesz z chat�,
�e porwa� ci� g�os, jasno�� ksi�ycowa,
Serce rozkwit�e, rozlatane pieniem.
O! gdyby mog�y si� na pos�g s�owa
Z�o�y� i stan�� pod cyprys�w cieniem
Jak marmur, kt�ry dusz� w sobie chowa
I z wolna z�otym wylewa strumieniem,
A tak powoli l�je i �agodnie,
�e po tysi�cach lat, jak s�o�ce wschodnie
Stoi w nim ca�a, ogromna... O! gdyby...
Zachcenia moje s� jak Klefta ��dze,
Kt�ry chcia� w trumnie mie� dla s�o�ca szyby
I dla jask�ek... Na co?... Znowu b��dz�
Jak Telimena, gdy wysz�a na grzyby,
A zbiera mr�wki (mr�wkami s� ��dze -
Na wiatr to m�wi� tylko, lecz w nadziei,
�em dostrzeg� jako pozna�czyk - idei).
Czy w poemacie tym r�wnie szcz�liwa
Krytyka r�wne porobi odkrycia?
Nie wiem. - Czasami my�l w eterze p�ywa,
Przez pi�kne bardzo przelatuj�c �nicia,
Lecz p�ni�j pismo, druk t�cze obrywa
Z kszta�t�w. - A teraz odb�ysk mego �ycia
Na ten poemat pada niezbyt pi�knie.
Patrzcie, jak serce weso�e - gdy p�knie!
Szcz�ciem, �e pie�ni t�j bohater m�ody,
�wie�y, mi�o�ny i ma ciemne oko,
Z�ote po�yskiem zielonaw�j wody,
Lecz niezbyt na �wiat patrz�ce g��boko.
Owszem, ma nadto serdeczn�j pogody,
Nadto mu prawie na �wiecie szeroko.
Ach! nieraz szczerze westchniecie z lito�ci,
Widz�c, jaki w nim brak artystyczno�ci!
Poezja go otacza. - Czytelniku!
Na jego mi�jscu, o! ile� by� razy
Uczu�, �e dusza twa na wykrzykniku
Hipogryfuj�c, leci, tnie wyrazy,
Klnie, �e woko�o zimnych serc bez liku!
Same szkielety pod ni�, same p�azy! -
Beniowski, jakby go B�g o tym ostrzeg�,
A priori to czu� - lecz nie spostrzeg�.
Co lepsza, nigdy nie m�wi�, nie pisa� -
Biedaczek! brak�o mu formy gotow�j!
Nigdy si� w my�l�w dzwon nie rozko�ysa�,
Idei �adn�j w nim nie by�o now�j;
Najnowsze z ustek r�anych wysysa�;
I teraz, patrzcie! w pasiece lipow�j
Kl�czy pokornie przy kochanki nodze -
Oboje na zbyt niebezpieczn�j drodze.
Lecz m�odo�� - o! ta, pomimo dewotek,
Ta jest najlepsz� obron� dziewicom;
To jest kochank�w m�odo��. - Mimo plotek
Szesnastoletnim si� przybli�y� licom
Pozw�lcie - zw�aszcza gdy ch�opiec-podlotek
Zazdro�ci skrzyde� dwu synogarlicom
Dlatego tylko, �e si� mog� brata�,
Pi�rkami �ciska� i grucha�, i lata�.
O! pierwsza mi�o��! t�j wiernym obrazem
Jest zamienienie serc bez interesu;
T�j idea�em jest latanie razem
W krainie, w kt�r�j nie ma ko�ca, kresu.
Pot�m si� cz�owiek g�upi staje p�azem;
Mimo krew zimn�, z ka�dego karesu
Mog� wynikn�� rzeczy z�e i zdro�ne,
O kt�rych ksi��ki ju� m�wi� nabo�ne.
Za takie rzeczy, nie rozumiem zgo�a,
Dlaczego w Rzymie nieszcz�sne grzesznice
Sadz� do zamku �wi�tego Anio�a,
Pr�cz tych... - Ta strofa musi zakry� lice;
Wstydzi si�, �e t� my�l wzi�a od czo�a,
Nie za� z profilu. O muzy-dziewice!
Zarumienieniem waszym ucieszony,
Wracam do bajki moj�j - z inn�j strony.
To jest - zostawiam z kochankiem dziewic�
�r�d r�, drzew, �wiate� ksi�ycowych, woni,
W�d rzucaj�cych srebrne b�yskawice
Spod brz�z i biel� okrytych jab�oni;
Serce przy sercu i przy licu lice,
D�o� niespokojna w niespokojn�j d�oni;
Ach! s� to rzeczy bardzo pi�kne, czu�e,
Lecz wieszcza mog� przemieni� w gadu��.
A wi�c do zamku wracam, gdzie Starosta
K�ania� si�, poi�, d��, puszy�, bra� na ton,
A chocia� szlachta go s�ucha�a prosta,
O rzeczach duszy rozmawia� jak Platon -
Na m�zg weso�ych ludzi wielka ch�osta! -
Wi�c si� rozeszli wol�c sen - ni� �wiat on,
Co si� na�wczas zda� zaatlantyckim.
Zosta� si� pan Starosta z Dzieduszyckim...
�w Dzieduszycki by� to regimentarz
Podolski, wielki wr�g konfederacji,
Z kt�r�j niedawno chcia� uczyni� cmentarz,
Co do jednego wyci�� - niech go kaci!
Z Rulhier[e]a pewnie jego czyn pami�tasz,
A tu obaczysz, jak mu si� wyp�aci
Konfederacja: jak jest niebezpiecznie
Z demokratami by� nie dosy� grzecznie!
Przypomn� tylko, �e ten paliwoda
Zdrad� na ob�z napad� i wycina�,
Czego mu pot�m by�a wielka szkoda,
Bowiem go czeka� stryczek lub pugina�.
Nie znano jeszcze w�wczas Wallenroda
I ko�czy� jak pies, kto zdrad� zaczyna�,
Exemplum: oba litewskie biskupy,
Na dw�ch latarniach mi�jskich - oba trupy.
Dzi� zdrajcom �atwi�j - je�li ich pod lodem
Car nie utopi - �atwi�j uj�� latarni.
Krukowiecki jest miasta Wallenrodem,
Demokratycznym jest Gurowski. - Czarni,
Lecz obu wielka my�l by�a powodem,
Oba chc� Polski, aby uj�� bezkarni;
Bo zna to dobrze ta piekielna para,
�e �atwi�j odrwi� Polak�w - ni� cara.
Wallenrodyczno��, czyli wallenrodyzm,
Ten wiele zrobi� dobrego - najwi�c�j!
Wprowadzi� pewny do zdrady metodyzm,
Z jednego zrobi� zdrajc�w sto tysi�cy.
Tu nie mam wi�c�j ju� rymu na "odyzm",
Co od w�oskiego "odiar-lo" - najpr�c�j
Mo�e zast�pi� brak polskiego s�owa;
Wallenrodyczno�� wi�c - jest to rzecz nowa.
M�j czytelniku, powiem co� na ucho:
I sam Paszkiewicz... domy�laj si� reszty -
"Co? sam Paszkiewicz?" - O tym jeszcze g�ucho,
Lecz jestem pewny. - Pomy�la�: "A wiesz ty,
�e on by� musi ju� prz�j�ty skruch�?
On jest Polakiem a� po same meszty,
Kt�re mu dzisiaj wyszy�a Wallida,
Aby Turkiem by� dla Abdul Meszyda". -
- Tak jest: obaczysz, lecz trzymaj w sekrecie,
Co powiedzia�em: nie rzucaj si� w spiski,
Bo wielkim rzeczom przeszkodzisz na �wiecie,
Rzeczom, co jako piorunowe b�yski
W chmurach si� kryj�. - Wi�c ju� rozumiecie,
�e Dzieduszycki nie mia� jedn�j kreski
Od brzeg�w D�winy po hordy Nogajca;
Wszyscy w Ojczy�nie m�wili: "'To zdrajca!"
Zwali� to wprawdzie na kr�la rozkazy;
Ale si� wypar� kr�l, jak zawsze bywa,
Wypar� si� jako �wi�ty Piotr - trzy razy,
I ca�a wina na koguta sp�ywa,
Dlatego �e pia�. A wi�c wszystkie zmazy
Pan regimentarz, kochanek Gradywa,
D�wiga� na sobie i chowa� in petto
Zemst� jak W�ochy, co si� mszcz� stiletto.
Tymczasem chcia� si� o�eni� bogato
I okiem wszystkie przemierzywszy domy,
Najlepszym z dom�w wyda� mu si� na to
�w zamek wielki, malowniczy, stromy,
Gdzie mieszka� szlachcic-p�, p�-kr�l, p�-Kato,
P�-wariat, a p�-syn cezar�w Romy;
Male�ki starzec, p�ysego czo�a,
Ojciec, kt�ry mia� c�rk�, p�-anio�a.
Wybrawszy te�cia przyjecha� bez swat�w,
Z intencj� ojcu si� o�wiadczy�, pannie;
Wspomnia� o drzewie swoich antenat�w -
Nie wspomnia� ani raz o krwaw�j wannie,
Kt�r� chcia� sprawi� dla konfederat�w -
Ale o kr�lu m�wi� nieustannie,
Pokr�ca� w�sa, zarzuca� wylot�w;
Lubi� pi�, bardzo nienawidzi� kot�w.
Dlatego kocha� psy; gdy gard�o zala�...
Pozwoli� nieraz Anieli szpicowi,
Aby mu liza� w�s... za psami szala�,
Zaleca� nawet d�br intendentowi,
A�eby ch�op�w ps�m k�sa� pozwala�,
M�wi�c zazwyczaj, �e to psy uzdrowi
Od bolu z�b�w, a st�d od w�cieklizny;
Mia� jednak dobr� stron�: anewryzmy -
Te dowodzi�y, �e mia� serce. - G�owy
Nie dowodzi�a w nim choroba �adna,
Lecz materialny kad�ub, z okiem sowy
Na szyi zawsze nieruchom�j; sk�adna
Figurka, u�miech i uk�on w�owy;
Grzeczno��, co w takim panu bardzo �adna!
Wielka znajomo�� �wiata, kraj�w, ludzi
I wiele tego wszystkiego, co �udzi.
�w pan uk�adny wi�c siedzia� przy stole,
Przy samym panu Staro�cie, na prawo;
Dobija� w�a�nie targu i na czole
Wida� mu by�o niecierpliwo�� krwaw�,
Gryz�c�; oczy utopi� sokole,
Za r�ce te�cia trzyma� r�k� praw�,
Lew� na stole, wyci�gni�t� prosto
Ku kielichowi i m�wi�: "Starosto!
"Jakem cz�ek prawy! jakem Polak prawy!
Tak pragn� c�rk� twoj� uszcz�liwi�,
Wierzaj mi i b�d�, Starosto, �askawy!"
Tu pragn�c trupi g�os nieco o�ywi�,
Poci�gn�� wina; pi� jak but dziurawy
I zwyk� si� nieco by� po piciu krzywi�;
Tak wyci�gn�wszy blisko wina kwart�,
Zmarszczy� i czo�o rozja�ni� wytarte.
I rozja�niony zn�w do zamku pana:
"Starosto, zezw�l na szcz�liwo�� nasz�!"
Tak m�wi�c te�cia przysz�ego kolana
�cisn�� pod sto�em, i oczy, co strasz�
Ch�op�w jak oczy czerwone szatana,
Uczyni� cukrem i pon�t� ptasz� -
A mia� na oczach swoich, jak jastrz�bek,
Z powiek wilgotno-czerwonych obr�bek.
Starosta na p� spi�cy, ale grzeczny,
Nie wstawa� ani odpowiada� na to;
Pan to by� bowiem, co chcia� by� bezpieczny,
Zw�aszcza gdy ujrza� twarz ��t�, w�sat�,
I wiedzia�, �e gniew mo�e �ci�gn�� wieczny,
Gniew, kt�ry czeka z lichw� i z wyp�at�.
Siedzia� wi�c zimny, lecz troch� si� puszy�,
�e w konkur wielki pan o c�rk� ruszy�.
Nie odpowiada� nic, bo przez p�ow�
Ju� spa� - a wreszcie nie chcia� odpowiada�.
Pan Dzieduszycki zacz�� pro�by nowe,
Jak do pacierzy j�� r�ce uk�ada�;
Ju� si� by� pocz�� przez s�owa miodowe
Do u�pionego na p� serca wkrada�,
Ju� widzia� u�miech, co poprzedza wsz�dzie
Ostatnie, s�odkie s�owo: "Niech tak b�dzie".
Gadaj�c r�ce pokornie z�a�one
Na st� po�o�y� obie i wytrzeszcza�
Na pana zamku oczy zaiskrzone -
Albowiem u�miech mu senny obwieszcza�,
�e po pijanemu zdoby� sobie �on� -
Wtem nagle jak w�� wzd�� si� i zawrzeszcza�,
Wsta�... lecz na stole mia� obiedwie d�onie,
A na nich papier i or�a w koronie...