6741
Szczegóły |
Tytuł |
6741 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6741 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6741 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6741 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Anne McCaffrey
Lot Pegaza
Prze�o�y�a Lucyna Targosz
Ksi��k� t� � z wyrazami wdzi�czno�ci
i szacunku � dedykuj�
Dianie Tyler i Dian� Pearson
Byli na wielkiej uczcie j�zyk�w i skradli okr
WiUiam Shakc
PROLOG
U schy�ku dwudziestego wieku, kiedy to coraz intensyw-
niej badano kosmos, mia� miejsce znamienny prze�om w od-
krywaniu i dokumentowaniu przypadk�w percepcji poza-
zmys�owej, czyli tak zwanych paranormalnych, psionicz-
nych uzdolnie�. Na jerhatta�skim oddziale intensywnej
opieki medycznej zastosowano Goosegg do monitorowania
pewnego przypadku urazu czaszki � i niechc�cy odkryto
nowe zastosowanie owego przyrz�du (Goosegg to niezmier-
nie czu�y elektroencefalograf, skonstruowany po to, by
bada� fale m�zgowe astronaut�w, kt�rzy uskar�ali si� nie-
kiedy na �jaskrawe b�yski", uznawane za efekt zaburze�
pracy m�zgu lub siatk�wki). Owym pacjentem by� Henry
Darrow, samozwa�czy jasnowidz, o zadziwiaj�co wysokim
odsetku �prawid�owych trafie�". Goosegg zapisywa� fale
m�zgowe Darrowa i przy okazji zarejestrowa� osobliwe
wy�adowanie elektryczne, towarzysz�ce epizodowi jasnowi-
dzenia. Tak oto po raz pierwszy uzyskano naukowe po-
twierdzenie percepcji pozazmys�owej.
Henry Darrow powr�ci� do zdrowia i ufundowa� pierw-
szy w Jerhattanie O�rodek dla Parapsychik�w oraz sfor-
mu�owa� etyczne i moralne zasady, kt�re mia�y okre�li�
powinno�ci os�b obdarzonych udokumentowanymi talen-
tami psionicznymi i zarazem zagwarantowa� im pewne
przywileje w spo�eczno�ci nastawionej sceptycznie lub
wr�cz wrogo do takich uzdolnie�.
Percepcja pozazmys�owa � czyli Talent, jak j� zacz�to
nazywa� � przybiera�a rozmaite formy i zakresy. Najpow-
szechniejsza by�a zwyk�a telepatia o kr�tkim zasi�gu; �w
Talent ujawnia� si� po usuni�ciu psychicznych zahamowa�.
Istnieli r�wnie� .jednokierunkowi" telepaci: niekt�rzy
z nich mogli tylko odbiera� my�li, a inni � tylko nadawa�.
Niekt�rzy ludzie byli empatami � wyczuwali emocje i re-
agowali na nie, czasami zupe�nie nie�wiadomie. Telepaci
potrafili wyczu� bardziej ekstremalne lub wyst�puj�ce
w wi�kszej odleg�o�ci emocje i odpowiedzie� na nie; nie-
kt�rzy z nich mogli st�umi� negatywne a wzmocni� pozy-
tywne aury � takie talenty by�y niezast�pione w kont-
rolowaniu zgromadze�, bo zapobiega�y przemianie t�umu
w bezmy�ln� t�uszcz�. Jednak najcenniejsi byli tacy telepaci,
kt�rzy potrafili odbiera� i przesy�a� my�li, �rozmawia�"
z umys�ami innych, rozsianych po ca�ym �wiecie.
R�wnie cenni byli telekinetycy � Talenty potrafi�ce
manipulowa� przedmiotami za pomoc� energii my�li; jedni
z nich mogli pracowa� na najwi�kszych obiektach, inni �
na mikroskopijnych.
Jasnowidze, czyli prekogsi, obdarzeni byli zdolno�ci�
widzenia przysz�ych wydarze�: tych najbli�szych albo i odle-
g�ych w czasie. Ich wizje cz�sto umo�liwia�y zmian� przysz�o-
�ci i zapobieganie nieszcz�ciom. Niekt�rzy jasnowidze mieli
specyficzne predylekcje: jedni wyczuwali zdarzenia zwi�za-
ne z ogniem, wod� czy wiatrem; drudzy byli �ukierunkowa-
ni" na dzieci, akty przemocy, przest�pcze zamierzenia.
�Poszukiwacze" tak�e mieli swoje predylekcje � nie-
kt�rzy z nich odnajdowali ludzi i zwierz�ta, inni � przed-
mioty nieo�ywione; r�wnie� i te uzdolnienia mia�y r�n�
moc i zasi�g.
Talenty przybiera�y rozmaite formy, przy czym jeszcze nie
wszystkie zosta�y rozpoznane. Specjalistyczne o�rodki, roz-
siane po ca�ym �wiecie, wci�� poszukiwa�y nowych Talen-
t�w, bo zapotrzebowanie by�o o wiele wi�ksze ni� �poda�".
Uzdolnionych � ci�gle zbyt nielicznych � czeka�o intensy-
wne szkolenie, a uzyskiwane rekompensaty nie zawsze wyna-
gradza�y trud i po�wi�cenie, jakich wymagano od Talent�w.
Pomimo to wielu marzy�o o tym, by si� sta� uznanym
Talentem � lecz by�o to dane tylko nielicznym.
1
Tirla, jak zwykle, wychyli�a si� z bocznej uliczki i ze-
rkn�a w g��wn� alej� liniowca G. Dziewczynka cofn�a si�
natychmiast i przywar�a chudym, dwunastoletnim cia�kiem
do �ciany z p�yt plastykowych. Wsz�dzie roi�o si� od pra-
cownik�w Urz�du Zdrowia Publicznego; otaczali poranny
t�um krzepkich robotnik�w, studiuj�cych tablic� og�osze�
w poszukiwaniu pracy na dzi�; k��bili si� wok� matek
prowadz�cych upo�ledzone dzieciaki do o�rodk�w Rehabu;
zaganiali legalne dzieci id�ce do si�owni.
Dziewczynka ostro�nie zerkn�a jeszcze raz, �eby zoba-
czy�, co te� ci z UZP ustawiali na swoich stolikach: jakie�
fiolki i du�e butle ze spr�onym powietrzem do hypo-
spray�w. Tirla cofn�a si�; to, co ujrza�a, wskazywa�o na
kolejne masowe szczepienia. To dziwne, bo nie s�ysza�a
o �adnej nowej zarazie. Nale�y im odda� sprawiedliwo��:
pracownicy UZP zapobiegali nieszcz�ciu, zanim jeszcze si�
ono ujawni�o!
Tirla pospiesznie przejrza�a w my�lach sw�j prywatny
spis matek nielegalnych dzieci, kt�re powinna o tym po-
wiadomi�: najpierw te, kt�re jej p�aci�y, aby je ostrzega�a,
�e maj� schowa� dzieciaki; potem te, kt�re mog�yby za-
p�aci� za skradzione fiolki z dzisiejsz� szczepionk�. Liczy�a
na palcach: na pewno Elpidia, Pilau, Bilala; no i spyta
Mam� Bobczik, czy nie ma jakich� noworodk�w, bo one
potrzebuj� szczepienia; i jeszcze Zawieta, Ariesan i Cyoto.
A, i dla siebie te�, cokolwiek by to by�o; mo�e si� jej uda
zw�dzi� pude�ko, zale�y, jak ten dzisiejszy towar jest po-
pakowany. Wszystko od tego zale�y. Mirda Khan � tak,
lepiej powie tej starej zo�zie, zaraz gdy ostrze�e Mam�.
Potem trzeba si� przebra� w czyste ciuchy; my�a si�, ale
�aszki mia�y ju� pi�� dni, a wygl�da�y na osiem. Ci z UZP
mieli oko na takie detale. Od Mamy Bobczik zawsze mo�na
wyd�bi� �wie�e ciuchy, zw�aszcza je�li Tirla jej pierwszej
doniesie, co si� dzieje. To mo�e by� ca�kiem niez�y dzionek,
pomy�la�a dziewczynka w nag�ym przyp�ywie optymizmu
i ruszy�a uliczk� ku awaryjnym schodkom, ku mecie Mamy
Bobczik.
Wi�kszo�� swego dwunastoletniego �ycia Tirla przetrwa-
�a ca�kiem nielegalnie, paso�ytuj�c na tej wieloetnicznej,
trzydziestopi�trowej wsp�lnocie. Nie mog�a sobie pozwoli�
na przeoczenie czegokolwiek � na przyk�ad dzisiejszej
nieoczekiwanej ob�awy UZP � bo tylko w ten spos�b by�a
w stanie unikn�� surowych kontroli, podst�pnych zasadzek
i ma�ych pu�apek pomys�owo zastawianych przez Rad�
Administracyjn� Kompleksu Jerhattan i przez Organizacj�
Prawa i Porz�dku; za pomoc� takich podst�pnych dzia�a�
chciano identyfikowa� i kontrolowa� ka�d� osob� z nie-
sfornej spo�eczno�ci liniowc�w.
Narody mo�e i zanika�y, ale grupy etniczne na pewno
nie, wi�c cho� ka�dy potrafi� si� porozumie� w basiku, to
mieszkalne liniowce by�y wieloj�zyczne. I na tym w�a�nie
opiera�a si� Tirla.
Nie istnia� �aden oficjalny �lad narodzin Tirli � a prze-
cie� by�a pi�tym dzieckiem Dikki; legalne by�o tylko pier-
wsze � Kail. (Oni sterylizowali kobiet�, kt�ra urodzi�a
drugie dziecko. Wi�c Firza, Lenny, Ahmed i Tirla przyszli
na �wiat w mieszkanku Dikki; przy porodzie pomaga�a
Mama Bobczik, kt�ra co rok � dop�ki jej �ono nie wy-
sch�o � wydawa�a na �wiat nielegalne dziecko). Kail by�
legalny, dop�ki go Dikka nie sprzeda�a, gdy mia� dziesi��
lat. Firza korzysta�a z bransolety ID brata, p�ki matka
korzystnie nie rozporz�dzi�a c�rk�. W nast�pnym roku
Dikka, Lenny i Ahmed zmarli na zaraz� (takie epidemie
wybucha�y co jaki� czas i dziesi�tkowa�y mieszka�c�w li-
niowc�w).
Tirla odziedziczy�a dwie bransolety ID, bo w po�piechu
i zamieszaniu nie odnotowano oficjalnie �mierci Dikki.
Samodzielnej i zaradnej dziewczynce uda�o si� zatrzyma�
mieszkanko matki i odbiera� dwa przydzia�y, dop�ki nie
wykre�lono ID Dikki, kt�ra nie stawi�a si� na kontrolne
badania medyczne.
Tirla �wietnie si� orientowa�a w prawach reguluj�cych
�ycie jej spo�eczno�ci, wi�c nie da�a si� zaskoczy�. Zna�a na
pami�� warunki najmu, paragrafy i podpunkty, tote� bez
trudu wyliczy�a termin anulowania umowy. Dwa dni wcze�-
niej wynios�a sw�j skromny dobytek � grza�k�, najlepszy
�piw�r, magnetofon i b�yskotki, jakie Dikka czasem do-
stawa�a od swoich facet�w. Dziewczynce bardzo brakowa�o
ca�onocnych program�w informacyjnych Tri-D. Wielkie
publiczne Tri-D ko�czy�o nadawanie o p�nocy. Bystry,
lotny, logiczny umys� Tirli rejestrowa� wszystko, co widzia-
�a lub s�ysza�a. Poniewa� mia�a ID Kaila, uda�o jej si�
otrze� o szko��. Jeden z facet�w Dikki mawia�, �e nale�y
pozna� prawa, zanim si� je zacznie �ama�.
Nowa kwatera dziewczynki znajdowa�a si� pi�� pozio-
m�w poni�ej g��wnej alei, w sekcji zasilania liniowca G,
tu� obok b�d�cej pod napi�ciem kraty, kt�ra zagradza�a
dost�p do maszynowni. Pot�ne przewody, zanim wygi�y
si� i ruszy�y w g�r� wewn�trznej �ciany, tworzy�y tu szerok�
platform�; tylko drobna i zwinna os�bka mog�a si� dosta�
do owego orlego gniazda. Tirla pod��czy�a grza�k� i mag-
netofon do biegn�cych nad g�ow� kabli � by�a pewna, �e
nikt nie zauwa�y tak niewielkiego zu�ycia pr�du.
Dziewczynka kierowa�a si� specyficznymi zasadami mo-
ralnymi, typowymi dla ludzi �yj�cych na w�asny rachunek.
Wiedzia�a, kiedy nale�y by� przymiln�, a kiedy trzeba si�
postawi�. Wiedzia�a, jak� grzeczno�� komu wy�wiadczy�
i nigdy o tym nie zapomina�a. Ci, kt�rzy znali Tirl�, dobrze
si� orientowali, �e by�a �nielegalna". Nikt jednak nie do-
ni�s� o jej bezprawnej egzystencji, bo dziewczynka by�a
bardzo u�yteczna dla mieszka�c�w liniowca G, no a poza
tym i tak oficjalnie nie istnia�a.
Tirla nigdy nie opowiada�a o �sprawach", kt�re za�at-
wia�a. Cz�sto dostawa�a za nie �wolne" �etony kredytowe.
�etony takie, p�atne na okaziciela, by�y legalnym �rodkiem
p�atniczym; nie mo�na by�o kontrolowa� ich obiegu i wci��
przechodzi�y z r�k do r�k. Skarb Jerhattanu oraz wszystkie
banki i domy handlowe zgodnie ignorowa�y kr��enie nie-
wielkich ilo�ci owych �wolniak�w", tak jak ignorowa�y
pomniejszych kupczyk�w, dop�ki ci nie sprawiali k�opot�w
i handlowali nieszkodliwym towarem.
Bransoleta Kaila jeszcze przez dwa lata zapewnia�a m�o-
dszej siostrze dzienne wy�ywienie, tygodniowy przydzia�
ubrania i inne u�atwienia � potem �Kail" nie stawi� si�
w Centrum Ewaluacji, cho� mia� na to trzy tygodnie po
swoich szesnastych urodzinach. Wykre�lenie brata z ofic-
jalnych rejestr�w nie przysporzy�o Tirli �adnych k�opo-
t�w � by�a ju� dobrze ustawiona, a klienci i szefowie
gang�w w okolicznych kompleksach przemys�owych prawie
nie mogli si� bez niej obej��. Potrafi�a t�umaczy� na ka�dy
z blisko dziewi��dziesi�ciu dialekt�w i j�zyk�w, dzi�ki cze-
mu klienci unikali nieporozumie� i nie musieli sp�dza�
ca�ych godzin w oficjalnych o�rodkach t�umacze�.
Trzydzie�ci masywnych poziom�w liniowca G g�rowa�o
nad przysadzistymi, pozbawionymi wyrazu bry�ami o�rod-
k�w handlowych F i H, w kt�rych pracowali mieszka�cy
liniowc�w E, G oraz I. Pewnego wolnego dnia Tirla (mia�a
wtedy jeszcze ID brata) posz�a z Mam� Bobczik na Great
Palisades Promenad�; k��bi�y si� tam wielotysi�czne t�umy
ludzi, kt�rzy przyszli, �eby radowa� si� pi�knym wiosen-
nym dniem, popatrze� na wspania�e place, tarasy i olb-
rzymie sto�kowate kompleksy Manhattan Island oraz �eby
pozachwyca� si� jednoszynowymi pojazdami, kt�re � du�e
i mniejsze � �miga�y po torach oplataj�cych budowle
l�ni�cymi, kolorowymi nitkami. Wtedy to po raz pierwszy
ujrza�a p�ywaj�ce po wodzie okr�ty i wielkie powietrzne
statki wycieczkowe. Wydawano w�wczas �wi�teczn� �yw-
no��, o ca�e niebo lepsz� ni� zwyk�e codzienne racje. Bury�,
syn Mamy, mia� speqalny klucz, kt�rym otwiera� dozow-
niki; solidnie si� najedli, zanim w��czy� si� alarm. Dla Tirli
by� to cudowny dzie�. Nawet nie podejrzewa�a, �e �wiat
jest taki wielki.
Owego pami�tnego dnia Bury� opowiedzia� dziewczynce
O kosmicznych platformach � w�a�nie je budowano i po-
trzeba by�o do tego mn�stwa robotnik�w. Kiedy ju� b�d�
gotowe, to wszyscy dostatecznie bogaci i maj�cy �w�a�ciwe
pochodzenie" mieszka�cy Manhattanu b�d� mogli prze-
nie�� si� w przestrze� i znale�� sobie inne �wiaty do zasied-
lenia. A wtedy te pi�kne budowle opustoszej� i ci, kt�rzy
teraz gniot� si� w klitkach liniowc�w, zyskaj� wielkie apar-
tamenty z sypialni� dla ka�dego cz�onka rodziny, nie b�dzie
ju� UZP i OPP i nikt wi�cej nie wysterylizuje �adnego
m�czyzny i �adnej kobiety, bo to tylko ha�bi ludzko��.
Tirla zaskroba�a do drzwi Mamy Bobczik; us�ysza�a, jak
stara kobieta, sapi�c i j�cz�c, d�wiga si� z legowiska.
� Kto stuczitsia? Pieriestan�ie udariatsia. Ochchch, kak
bolit go�owa!
Dziewczynka u�miechn�a si�. O, Mama znowu ma kaca
po w�dce p�dzonej z kartofli, kt�re ona, Tirla, dla niej
�ci�gn�a. �atwo b�dzie co� wy�udzi�.
� To ja, Tirla. UZP jest ju� w alei.
� Bo�e moj! Eto tak? Czy�bym si� jeszcze nie do��
nacierpia�a?
Ale drzwi uchyli�y si� na tyle, �e Tirla zdo�a�a si� w�lizn��
do �rodka.
� Co m�wi�a�? Znowu UZP? Tak pr�dko? I czeg�
chc�?
� Wygl�da to na jakie� nowe szczepienie. �api� ka-
�dego: roboli, student�w, matki z upo�ledzonymi dzie-
ciakami.
� Ach, musimy si� pospieszy�. Elpidia, Zawieta... �
1 Mama Bobczik zacz�a recytowa� list� nazwisk swoich
po�o�nic; Tirla szturchn�a j� w rami�. � Nu, zaczem
bespokoisz mienia? Czego chcesz?
� Nie b�d� mog�a pom�c, je�li nie dostan� czystych
ciuch�w � odpar�a dziewczynka; do�o�y�a stara�, �eby
n�dznie wygl�da� i �eby jej g�os zabrzmia� kompetentnie.
Bury� zablokowa� otw�r dystrybutora ubra� znajduj�ce-
go si� w mieszkaniu matki i dzi�ki temu mogli ich wyci�ga�
wi�cej, ni� im si� nale�a�o. Ch�opak mia� ca�e mn�stwo
�doj��" tego typu, dop�ki Yassim � Tirla na sam� my�l
O tym cz�owieku uczyni�a gest odczyniaj�cy � nie zap�aci�
Mamie olbrzymiej sumy. Bury� nie podzieli� zwyk�ego losu
nabytk�w Yassima, bo mia� niezwyk�� zdolno�� �blokowa-
nia" pa�stwowego sprz�tu; nie by� to jednak Talent; Mama
nie pozwoli�aby, �eby go poddano testom i zabrano od
niej � wiedzia�a przecie�, �e �wolniaki", jakie dostanie za
syna, zapewni� jej spokojn� staro��.
Mama Bobczik zamruga�a zaczerwienionymi i m�tnymi
oczami i spojrza�a na drobn� dziewczynk�.
� Da, da prawo �e! Raq"a!
Pog�aska�a w�osy Tirli i podesz�a do dystrybutora ubra�;
pot�na sylwetka zas�oni�a otw�r dystrybutora i dziewczyn-
ka nie zdo�a�a dostrzec, co Mama tam zrobi�a. Stara kobieta
odwr�ci�a si�, trzyma�a w r�ce paczk�.
� My�am si� rano � oznajmi�a Tirla i natychmiast
wyskoczy�a ze starego �aszka.
Musia�a oczywi�cie zrolowa� r�kawy i nogawki nowego
stroju. Obcisn�a r�wniutko wyloty wok� nadgarstk�w
1 kostek, u�o�y�a r�kawy i nogawki tak, �eby ca�o�� �adniej
wygl�da�a. Opasa�a si� plecionym paskiem, kt�ry odziedzi-
czy�a po matce, nadmiar materia�u sfa�dowa�a na plecach.
� Teraz zawiadomi� Mird� Khan, oblec� ten poziom,
a potem g�r� i d�. Chyba tylko na to starczy mi czasu.
Przyda�oby mi si� ID. Zgarn� mnie, jak zobacz� go�y
przegub.
Autentyczna, wa�na bransoleta ID � to by�o to, czego
Tirla pragn�a najbardziej; mia�aby wtedy legalne miesz-
kanie, mog�aby korzysta� z Tri-D, je�� trzy razy dziennie,
co tydzie� dostawa� nowy str�j. Jej w�asne, najbardziej
w�asne ID! Kt�re nigdy nie nale�a�o do kogo� innego!
Mia�aby nawet dost�p do szkolnych program�w � prawie
�aden ze znanych jej dzieciak�w nie interesowa� si� nimi.
Dziewczynka popatrzy�a na Mam� Bobczik; doskonale
wiedzia�a, �e musi mie� ID, skoro k��bi si� tu tylu pracow-
nik�w UZP. Mama udawa�a, �e si� namy�la, niech si� ma�a
troch� poniepokoi.
� Eto tak! We�miemy jedn� dla UZP.
Zako�ysa�a sp�dnicami � pulchne cia�o Mamy nie zmie-
�ci�oby si� w kombinezon � i odwr�ci�a si� ty�em. Tirla
nas�uchiwa�a z ca�ych si�, lecz nie wykry�a, sk�d Mama
Bobczik wydosta�a owe bezcenne imitacje, wykombinowa-
ne, a jak�eby inaczej, przez Bury�a. By�y to Jednodniowe"
ID: akceptowa� je co prawda przeno�ny czytnik �jak te,
w kt�rych UZP gromadzi� dane zaszczepionych � ale
oszustwo wychodzi�o na jaw, kiedy sprawdzano ca�odzien-
ne spisy.
Mama Bobczik odwr�ci�a si� i pomacha�a cenn� bran-
solet� ID.
� Podzielisz si� ze mn� wp�ywami za ostrze�enie. Jak
zawsze � oznajmi�a; Tirla potwierdzi�a skinieniem g�owy,
wpatrzona w ID. � Je�li zw�dzisz sporo szczepionki, to
dam ci trzydzie�ci procent jej warto�ci.
� Sze��dziesi�t. Przecie� mog� mnie przymkn�� � par-
skn�a dziewczynka.
� No to czterdzie�ci. W ko�cu da�am ci za darmo ID
i wykosztowa�am si� na wtryskiwacz.
� Czterdzie�ci pi��!
Obie targuj�ce si� damy wpatrywa�y si� uparcie w siebie;
w ko�cu na szerokiej twarzy Mamy pojawi� si� u�miech,
wywo�any nieust�pliwo�ci� Tirli. Splun�a w d�o� i wyci�g-
n�a j� ku dziewczynce, �eby ta przybi�a na zgod�.
� Sprytna jeste�. A teraz szybko, pospiesz si�.
Ma�a wy�lizn�a si� przez uchylone drzwi i ruszy�a ostrze-
ga� innych. Z trudem zd��y�a wykona� zadanie, zanim na
poszczeg�lnych poziomach zaroi�o si� od pracownik�w
UZP, sprawdzaj�cych ID mieszka�c�w ka�dego numeru
i zaganiaj�cych ich na d�, do kolejki po hypospray.
Tirla wkr�tce si� dowiedzia�a, �e to nie �adna zaraza,
tylko zjadliwe chor�bsko jelit, kt�re zacz�o si� w liniowcu
B i zdziesi�tkowa�o tamtejszych. Szczepiono wszystkich
ludzi z liniowc�w � mia�o to powstrzyma� plag�. Z g�o�-
nik�w stale p�yn�y kr�tkie wyja�nienia, nadawane we
wszystkich j�zykach u�ywanych w liniowcu G; niekt�re co
bardziej nerwowe matki prosi�y dziewczynk�, �eby im prze-
t�umaczy�a, o co chodzi.
� To po prostu jeszcze jedno zatrucie pokarmowe �
zapewnia�a Tirla niedowiark�w. � Znale�li �r�d�o, �upn�li
im pot�ny mandat i odebrali licencj�.
� Hmmm! � odezwa�a si� Mirda Khan; w jej ciemnych
oczach b�ysn�o niedowierzanie. � I tak j� dostan� z po-
wrotem, jak tylko wp�ac�, gdzie trzeba, odpowiedni� ilo��
forsy. Jak d�ugo b�dzie dzia�a� ta szczepionka?
� Przez ca�y rok!
� Rok? Ale zrobili post�py!
D�uga kolejka przesuwa�a si� powoli. Tirla i Mama
Bobczik dotar�y w ko�cu do UZP, przesun�y bransolety
nad czytnikiem i dosta�y zastrzyk. Mama natychmiast uda-
�a, �e jej s�abo i opar�a si� ci�ko o stolik. Podczas gdy
kobieta z UZP za�egnywa�a �w k�opot, Tirla zsun�a ca��
tac� ampu�ek szczepionki do torby na zakupy, podstawio-
nej przez Mird� Khan (bo i ona ruszy�a na pomoc Mamie).
� Ochchch, kak bolit gotowa! � zaj�cza�a s�abym g�o-
sem Mama, przyk�adaj�c do czo�a pulchn� d�o�; i nie by�o
to ca�kiem udawane, przecie� mia�a pot�nego kaca.
� Co ona m�wi? � zainteresowa�a si� pracowniczka
UZP, wahaj�c si� pomi�dzy irytacj� a zatroskaniem; w po-
szczeg�lnych grupach etnicznych szczepionka mog�a wy-
wo�ywa� najdziwniejsze skutki uboczne.
� G�owa j� boli � odpar�a Tirla.
� To na pewno nie po tym zastrzyku! � zawyrokowa�a
twardo urz�dniczka. � Dalej! Nie blokujcie miejsca!
Mirda Khan i dziewczynka podpiera�y troskliwie Mam�
Bobczik, kt�ra powolutku drepta�a w stron� najbli�szego
bocznego przej�cia. Jak tylko znalaz�y si� w bezpiecznym
miejscu, Mama natychmiast z�apa�a torb� Mirdy i zajrza�a
do �rodka.
� Ca�y pojemniczek? Cudownie, Tirlo, naprawd� wspa-
niale. To wi�cej, ni� si� spodziewa�am. Biegnij i powiedz
im, �eby przychodzi�y, ale w ma�ych grupkach. UZP ju�
sprawdzi� nasze trzy poziomy, jest bezpiecznie.
Dziewczynka ruszy�a w tras�; po drodze pr�bowa�a swo-
j� bransolet� ID na wszystkich dozownikach, kt�re si� jej
nawin�y, bez wzgl�du na to, co wypluwa�y. Ka�d� zdobycz
chowa�a pod sfa�dowany na plecach kombinezon, w r�ka-
wach lub w nogawce. Obci��a�o j� to coraz bardziej i spo
wolnia�o, ale poradzi�a sobie.
Kiedy dzie� si� sko�czy�, mia�a do�� �wolniak�w" i nie
legalnie zdobytych d�br, �eby spokojnie prze�y� nast�pn}
miesi�c. A mo�e i sze�� tygodni; potem rozejrzy si� n
kolejn� robot�.
2
� Nie by�o w tym niebezpiecze�stwa czy gro�by � t�u-
maczy�a Rhyssa Owen Saszy Rozninowi, kt�ry sta� obok
jej pos�ania; w oczach Saszy p�on�� gniew; dotkn�a jego
ramienia, chc�c roz�adowa� napi�cie i popar�a s�owa my�-
lowym przekazem: � Popatrz, to ciekawo��. �W�amanie",
nie gro�ba.
Roznin �zobaczy�" i uspokoi� si�, lecz nadal wpatrywa�
si� z pretensj� w zapis porannego snu Rhyssy: du�a czarna
plama �wiadczy�a, �e jaki� �my�lowy" intruz wyrwa� Rhys-
s� z fazy REM i gwa�townie obudzi�.
Rhyssa Owen, dyrektor Centrum dla Parapsychologicz-
nych Talent�w Wschodniego Wybrze�a Ameryki P�noc-
nej, mieszka�a w dawnej posiad�o�ci Hennera � ostoi
drzew, gazon�w i ogrod�w � w Palisades, nad rzek�
Hudson. �w archaiczny relikt dwudziestowiecznych wil-
lowych suburbii przerywa� monotoni� liniowc�w zamiesz-
kiwanych przez miliony tych, kt�rzy �yli i pracowali w ko-
losalnym kompleksie Jerhattanu. Dom Rhyssy niczym si�
nie wyr�nia� spo�r�d innych, prawie �e wiejskich, trzypi�t-
rowych budyneczk�w, rozrzuconych w�r�d drzew i ogro-
d�w. Podobnie jak wszystkie inne siedziby Talent�w, by�y
one ekranowane i chronione przed niezapowiedzianymi
wtargni�ciami. Owe ekrany by�y tak pomys�owe, �e o ist-
nieniu Centrum nie wiedzieli nawet ci, kt�rzy zamieszkiwali
wielkie liniowce zbudowane na obrze�ach jego rozleg�ych
teren�w. Nikt wi�c nie powinien si� wdziera� do umys�u
Rhyssy, tym bardziej podczas jej snu.
� Paskudne, �e tak ci� poderwali. Potrzebujesz ka�dej
chwili wypoczynku, jak� ci si� uda zdoby� � i Sasza
wys�a�" obraz siebie i Rhyssy, zwini�tych w k��bek w jej
��ku i opatulonych grubym, puchatym kocem.
- Tak tak � odpar�a Rhyssa; zareplikowa�a obrazem
stopy wypychaj�cej Sasz� z ��ka. � / tak by� nic nie
poradzi�, misiaczku, nawet gdyby� tu by�. To wszystko dzia�o
si� w mojej g�owie, w snach. Poza tym to tw�j koc, nie m�j.
Ja nigdy nie korzystam z pled�w.
Rhyssa u�miechn�a si� do� i zamruga�a powiekami,
kpi�c z projekcji Saszy. Z rezygnacj� uni�s� brwi. Oby-
dwoje uwielbiali t� gierk�. Bawili si� tak od lat.
� Dobra, dobra. Nie wykr�caj si� � powiedzia� Sa-
sza. � Chcia�bym wiedzie�, kto wdar� si� do twego umys�u?
I po co?
� Ot� to! � Rhyssa skrzy�owa�a ramiona i zapatrzy�a
si� na niskie chmury i przygn�biaj�cy deszcz, zas�aniaj�cy
wspania�� panoram� Jerhattanu. � To mnie niepokoi i zdu-
miewa.
� Nie my�l teraz o tym, Streaky. B�dziesz potrzebowa�
ca�ej swojej energii, �eby sobie poradzi� z zelotami. � Tu
Sasza przes�a� obraz trzech os�b; ka�da z nich mia�a tak
spl�tane ko�czyny, �e przypomina�a orientalny fetysz, na
karykaturalnych twarzach malowa�o si� nieprzejednanie
i sceptycyzm.
� O, nie! Przesta�! � Rhyssa ze �miechem rozpl�ty-
wa�a ramiona i nogi, przywracaj�c ka�dej postaci w�a�ciwy
wygl�d, wyg�adzaj�c tuniki i spodnie. � Przecie� nie mog�
pami�ta� takiego obrazu, je�li mam z nimi powa�nie roz-
mawia� o pilnym zapotrzebowaniu na Talenty, kt�rych nie
znalaz�am. I tak s� wystarczaj�co zabawni.
� W porz�dku. Zas�u�yli sobie na to. Czy mam po-
prosi� Sirikit, �eby przejrza�a zapisy i sprawdzi�a, kiedy to
si� zdarzy�o po raz pierwszy? Co za zuchwalstwo! � Sasza
da� wyraz swojej irytacji.
� To jest my�l. � Rhyssa u�miechn�a si� ponuro. �
Dopiero tego ranka wpad�am na pomys� sprawdzenia za-
pisu. Naprawd� potrzebuj� snu.
� Pewno to jaki� ujawniaj�cy si� Talent, kt�ry nie ma
Poj�cia o elementarnych zasadach. Tak bym chcia�, �eby
nie nadu�ywali swoich nowo odkrytych zdolno�ci umys-
�owych.
� I to Talent o pot�nej mocy! � Rhyssa z�o�liwie
przes�a�a obraz m�odziutkiej Madlyn Luvaro i ludzi ucie-
kaj�cych przed falami d�wi�ku wydobywaj�cymi si� z sze-
roko otwartych ust dziewczyny.
Sasza skrzywi� si�. Madlyn Luvaro dysponowa�a umie-
j�tno�ci� wysy�ania �my�lowego" wrzasku, kt�ry m�g� do-
si�gn�� stacji kosmicznej i dowolnego z jej dok�w. Roznin
zajmowa� si� szkoleniem i to w�a�nie on mia� nauczy�
Madlyn, jak ogniskowa� i �agodzi� �w �my�lowy" g�os.
Dziewczyna adorowa�a go �arliwie i okazywa�a k�opotliw�
zaborczo��: coraz trudniej by�o mu to ignorowa�, wi�c
z uporem podtrzymywa� wra�enie, �e on i Rhyssa ju�, ju�
maj� zawrze� trwa�y zwi�zek. Rhyssa � uprzejmie � temu
nie zaprzecza�a.
� Powiem Sirikit, �eby sprawdzi�a, czy nie ma innych
�w�ama�".
Rhyssa potrz�sn�a g�ow�, ziewn�a i usiad�a przy biur-
ku; si�gn�a kinetycznie po plik zapis�w, uk�adaj�c je w wa-
chlarz tak, �eby kod by� widoczny. Wybra�a ten, o kt�ry
jej chodzi�o, a pozosta�e u�o�y�a w r�wny stosik, kodami
na zewn�trz. Wybrany zapis wsun�� si� w odtwarzacz;
siateczka czytnika sp�yn�a z zaczepu i lekko osiad�a na
g�owie kobiety. Rhyssa poprawi�a palcem przylg� na lewej
skroni.
� Nie znajdziemy go tutaj � powiedzia�a i by�a r�wnie
zaskoczona jak Sasza, �e powiedzia�a �go", a nie �jej". �
C�, chyba ten przelotny kontakt da� mi wi�cej informacji,
ni� podejrzewa�am.
� Jaki� tajemniczy kochanek?
� Mo�e i tak � mrukn�a Rhyssa.
**Obraz: przebieg�y u�mieszek i zalotna minka skiero-
wane do jakiego� mglistego cienia.** Chocia� stara�a si�
zachowa� beztroski ton, Roznin wyczu�, jak zdumia�a j�
nawet taka nik�a identyfikacja.
� Sprawdz� to � oznajmi� i wyszed�.
Kiedy spada� szybem antygrawitacyjnym z wie�y Rhyssy
do rozleg�ego kompleksu podziemnego, gdzie prowadzono
wi�kszo�� bada� i szkolenia, towarzyszy� mu pulsuj�cy
�yciem my�lowy obraz Rhyssy Owen siedz�cej przy biurku;
jej czarne w�osy okrywa�a siateczka czytnika, wyra�nie
widoczna na tle szerokiego, srebrzystego pasma, rozja�-
niaj�cego czupryn� kobiety od dziesi�tego roku �ycia. Owo
pasmo poszerza�o si� z ka�dym rokiem � kiedy Rhyssa
dobiegnie czterdziestki, jej w�osy b�d� jak celtyckie srebro.
Sasza pomy�la�, �e Rhyssa Owen zawsze zachowa m�o-
dzie�cz� twarz, tak jak jej ojciec i znakomity dziadek,
Daffyd op Owen; m�odzie�cz�, pe�n� �ycia, z ciemnymi
niebieskimi oczami b�yszcz�cymi inteligencj�, poczuciem
humoru i nieposkromion� energi�. Rhyssa by�a niemal
r�wnie wysoka jak m�czy�ni z jej rodziny; odrobink� za
szczup�a, ubiera�a si� elegancko, chocia� cz�sto do�� dzi-
wacznie: zazwyczaj w d�ugie, powiewne szaty, wyr�niaj�ce
j� w spo�ecze�stwie, kt�re ograniczy�o do minimum ozdob-
no�� stroju.
Nie by�a �adna � rysy twarzy, cho� delikatne, by�y
nieregularne i ��le dopasowane"; prawy oczod�, nieco
krzywy, nadawa� jej cz�sto �obuzerski wyraz, na co nie
da�by si� nabra� nikt, kto j� zna�. Lekko garbaty nosek
sprawia�, �e mia�a dumny i wynios�y profil; i jeszcze mocno
zarysowana szcz�ka oraz zbyt wydatne usta. Jednak nikt,
kto spotka� Rhyss� Owen, nie zwraca� uwagi na takie
szczeg�y. Po swoich rodzicach odziedziczy�a charyzmaty-
czn� osobowo�� i silne uzdolnienia psioniczne, a po dziad-
ku � kt�ry walczy� o zachowanie pozycji Talent�w w obec-
nej socjo-ekonomiczno-politycznej atmosferze � wyrafino-
wanie i przebieg�o��.
Sasza Roznin � Talent ju� trzeciej generacji, o trzy
miesi�ce m�odszy od Rhyssy � wola� swoje obecne stano-
wisko naczelnego szkoleniowca i szefa werbunku w Cent-
rum, bo przez ca�e �ycie usi�owa� poskromi� sw�j don-
kiszotowski temperament. Nie dla niego owe kontakty
z oficjelami, z czym tak wspaniale radzi�a sobie Rhyssa.
Ona potrafi�a �by� ponad" szarpi�cymi nerwy nasiad�w-
kami z zarz�dcami Jerhattanu i innymi paskudnymi deta-
lami, kt�re jego ju� po pi�ciu minutach doprowadzi�yby do
furii.
Za to Sasza wykazywa� niezmierzon� wr�cz cierpliwo��
wobec �wie�o ujawnionych Talent�w: schlebia� im, roz-
pieszcza� je, utrzymywa� w karbach, umiej�tnie rozprasza�
ich obawy oraz pozwala� zyska� pewno�� siebie. A kiedy
Rhyssa wypomnia�a przy pewnej okazji, �e takie rozwija-
j�ce si� Talenty s� � na sw�j spos�b � r�wnie niezno�ne
jak zarz�dcy, Roznin twardo odpar�, �e Talenty przynaj-
mniej ucz� si� na swoich b��dach.
Istnia�o tak wiele odmian Talent�w, o rozmaitej mocy:
jasnowidze, kt�rzy potrafili przewidzie� zdarzenia, zwykle
takie, co mia�y katastrofalny wp�yw na �ycie mn�stwa
innych ludzi; tacy, kt�rych �wizje" ogranicza�y si� do ludzi
im znanych lub powierzonych ich pieczy; wreszcie ci, kt�-
rych prekognicja dotyczy�a ognia, wody, kobiet, m�czyzn,
dzieci � �wyb�r" mo�liwo�ci r�wnie rozleg�y jak si�a per-
cepcji.
N�jpowszechniej spotykanym Talentem by�a telepatia,
cho� niekt�rzy mogli tylko odbiera� my�li, a inni � tylko
nadawa�. Telepaci wyczuwali emocje i reagowali na te,
kt�re przewa�a�y. Jednak�e wyszkolony teleempata by�
w stanie albo st�umi� negatywne aury, albo wzmocni� te
pozytywne; potrafi� roz�adowa� napi�cie t�umu i tym sa-
mym zapobiec jego przemianie w t�uszcz�.
Istnia�y Talenty, kt�re umia�y �znajdowa�" obiekty na
podstawie wzoru, a w przypadku ludzi czy zwierz�t � na
podstawie czego�, z czym mieli lub mia�y bezpo�redni
kontakt.
Telekinetycy mogli pracowa� na najwi�kszych przedmio-
tach lub na cz�steczkach niewidocznych go�ym okiem albo
nawet w mikroskopie; lecz by� tylko jeden Talent manipu-
luj�cy genami � Ruth Horvath. Telekinetycy byli niezb�-
dni w tak wielu dziedzinach �ycia, �e ludzi obdarzonych
takimi uzdolnieniami zach�cano do wydawania na �wiat jak
najwi�kszej liczby dzieci.
Najrzadziej trafiali si� �pe�nokrwi�ci" podw�jni telepa-
ci � jak Rhyssa � kt�rzy mogli wysy�a� i odbiera� ko-
munikaty jak �wiat d�ugi i szeroki, dop�ki nie natrafili na
osob�, z kt�r� chcieli �rozmawia�". Rhyssa umia�a wnik-
n�� do ka�dego m�zgu nie chronionego czy to cieniutk�
metalow� pow�ok� noszon� przez nerwicowc�w, czy to
wrodzon� �tarcz�" dan� bardzo niewielu ludziom.
Sasza tak�e by� podw�jnym telepat�, obdarzonym du��
moc�, lecz nie mia� takiego fenomenalnego zasi�gu jak
Rhyssa; i nie �a�owa� tego. Kiedy tylko jej dziadek zorien-
towa� si� w zasi�gu i mocy uzdolnie� wnuczki, dziewczyn�
przypisano do kierownictwa Centrum i zwi�zanych z tym
obowi�zk�w. Roznin wymy�li� sobie kilka sztuczek, dzi�ki
kt�rym nigdy si� nie czu� przez Rhyss� zagro�ony ani jej
nie zazdro�ci�. Swobodnie korzysta�a ze swego Talentu.
Sasza us�ysza� Madlyn Luvaro, zanim wyl�dowa� na
poziomie sutereny. Pr�bowa�a milcze� z takim skutkiem,
jakby stepowa�a na powierzchni wzmacniaj�cej d�wi�k.
� To si� nie uda, Madlyn, dop�ki si� nie nauczysz t�umi�
swojej emanacji. Niew�a�ciwy przep�yw! �eby si� �uciszy�",
potrzebujesz s�abej pozytywnej energii.
� O kurcz�, my�la�am, �e w�a�nie j� mam!
Przes�ana odpowied� by�a pe�na skruchy i zniech�cenia.
Sasza wyszed� z szybu i zobaczy� przyci�ni�t� do �ciany
dziewczyn�.
� �S�ysza�am", �e nadchodzisz.
� Wielki post�p! � �odmy�la�".
Przechodz�c obok niej, �artobliwie szarpn�� j� za kosmyk
sk��bionych, g�stych, czarnych w�os�w. Zast�pi�a mu dro-
g�; wielkie, wyraziste oczy patrzy�y ponuro. Madlyn by�a
wspaniale zbudowan� osiemnastolatk�; usposobienie odpo-
wiada�o zmys�owemu wygl�dowi. I ona, i jej Talent do-
jrza�y, gdy mia�a czterna�cie lat i od tej pory Sasza usi�owa�
wpoi� dziewczynie niezb�dn� dyscyplin�, kt�rej musia� si�
nauczy� ka�dy Talent; a ju� ona na pewno powinna si�
temu podda�, zanim b�dzie mo�na wykorzysta� jej zdo-
lno�ci.
� Sirikit ju� si� tym zaj�a. � Roznin nie pr�bowa�
st�umi� niepokoju.
� Kto� niepokoi Rhyss�?
**Obraz Madlyn dusz�cej wielkiego, bezkszta�tnego in-
truza, zwijaj�cej go w kulk�, kt�r� spuszcza z wod� w to-
alecie.**
Sasza parskn��: dziewczyna naprawd� mog�aby zaatako-
wa� to, co zagra�a�oby Rhyssie. I kto w Centrum by tego
nie zrobi�?
Jedn� z zalet teleempatii by�o to, �e natychmiast rozu-
miano twoje potrzeby. Sirikit ju� przegl�da�a encefalogra-
my Rhyssy z ca�ego poprzedniego miesi�ca. Na niekt�rych
widnia�y znaki �wiadcz�ce o wymuszonym przebudzeniu.
�G�sie jajko" � wymy�lone po to, �eby monitorowa�
dziwne �wietlne rozb�yski dr�cz�ce kosmonaut�w � by�o
znakomite do rejestrowania m�zgowych fal delta, b�d�-
cych, jak to odkryto, siedliskiem paranormalnych, czyli
pozazmys�owych uzdolnie�. Talent nauczony rozpoznawa-
nia niewielkich zmian poprzedzaj�cych aktywno�� paranor-
maln�, wk�ada� siatk� rejestruj�c� dzia�alno�� m�zgu. Wie-
le Talent�w � szczeg�lnie jasnowidze � nosi�o takie siatki
dzie� i noc. By�y leciute�kie, z mocnych, delikatnych dru-
cik�w w kolorze w�os�w danej osoby. Taka siatka mia�a
bezpo�redni� lub zdaln� ��czno�� z g��wnym bankiem da-
nych Centrum, wi�c przypadki paranormalnej aktywno�ci
mog�y by� oficjalnie zapisywane, badane i konsultowane.
Mo�na by�o udowodni� wszystkim niedowiarkom, �e poza-
zmys�owa percepcja istnia�a naprawd�.
� Sp�jrz na zapisy Rhyssy. Nie ma w�tpliwo�ci, �e
incydenty s� coraz cz�stsze � zwr�ci�a si� Sirikit do Saszy,
kiedy podszed� do urz�dzenia u�ywanego do takich por�w-
na�. � Pierwszy wydarzy� si� przed trzema tygodniami,
drugi � cztery dni po nim, nast�pny po trzech dniach,
a w ostatnim tygodniu noc po nocy, ze cztery razy.
Sasza: Osobliwa pora dla podgl�dacza!
Sirikit: Kiedy trzy czwarte populacji �pi w ��kach.
Madlyn: Bezsenno��?
Sasza u�miechn�� si� � nie tylko przyciszy�a odpowied-
nio �g�os", ale i odebra�a ow� kr�tk� wymian� my�li.
Madlyn mo�e i by�a obdarzonym du�� moc� �nadawcz�",
ale �s�ysza�a" tylko tych, kt�rzy byli blisko niej.
Roznin: Nastolatka zwykle trzeba sil� wyrywa� ze snu.
Rhyssa s�dzi, �e to jaki� rozkwitaj�cy Talent.
Madlyn: W k�ko mi powtarzasz, �e rozkwitaj�cy Talent
nie przestrzega �adnych zasad.
� Co z rejestrem bezsennych? � spyta�a Sirikit.
� Zaraz to zaprogramuj� � odpar�a Madlyn.
Odrzuci�a w ty� bujn� grzyw�, usiad�a przed monitorem
i wstuka�a przypisane Centrum kody umo�liwiaj�ce dost�p
do ka�dego banku danych na �wiecie. Pozwala�o jej to na
korzystanie ze zwyk�ych danych, cho� trzeba by�o zna�
specjalne has�a, �eby si� dosta� do poufnych plik�w. Mad-
lyn mo�e i razi�a nadmiernym seksualizmem, lecz umys� �
zawsze dost�pny kontroli � mia�a r�wnie przejrzysty
i szczery jak dziecko.
� C�, to nic nie da � orzek�a dziewczyna. � Bezsen-
no�� mo�e si� przytrafi� ka�demu. Najcz�stsz� przyczyn�
jest l�k. Niekt�rzy ludzie, zw�aszcza starsi, �pi� tylko przez
cztery godziny w ci�gu nocy! **Grymas przera�enia na-
k�adaj�cy si� na skulone cia�o w sk��bionym pos�aniu.**
A ja jestem rozbita, je�li nie prze�pi� o�miu godzin!
Sirikit podnios�a si� znad b�bn�w ustawionych tak, �eby
uwidoczni� ��lady w�amania".
Sirikit: Trzecia trzydzie�ci do czwartej, za wcze�nie dla
wi�kszo�ci pracuj�cych na dni�wki, nawet dla obs�uguj�cych
transport i t�oczenie powietrza.
Roznin nachyli� si� ponad jej ramieniem i wpatrywa�
w szpule, jakby chcia� zmusi� zagadk�, �eby si� rozwi�za�a.
Sasza: Pod��cz si� do jej siatki.
Madlyn g��boko wci�gn�a powietrze i wpatrywa�a si�
w niego nieruchomo. Sirikit zamruga�a powiekami, wes-
tchn�a i podesz�a do g��wnej klawiatury, �eby wpisa�
odpowiedni program.
� Jaki� poranny poszukiwacz wra�e� musi przelaty-
wa� nad Centrum. Pod��cz alarm do jej siatki i z�apiemj
go na gor�cym uczynku. � W g�osie Saszy brzmia�a ch��
zemsty.
Madlyn pos�a�a mu zatroskane spojrzenie. Czu�a bij�cj
ode� fal� silnej, negatywnej energii.
3
Barczenka, Duoml i zarz�dca, jego wysoko�� ksi��� Pha-
nibal Shimaz byli gotowi do spotkania z dyrektorem Cen-
trum Parapsychologicznego, Rhyss� Owen, w wie�y zarz�d-
cy Jerhattanu, olbrzymiej budowli w �rodku Central Parku,
ostatniego reliktu dziewi�tnasto- i dwudziestowiecznego
Manhattanu. Wie�a g�rowa�a ponad najwy�szymi budow-
lami o charakterze handlowym; na wierzchu tkwi�y grona
�mis" ��czno�ciowych, przez co wygl�da�a jak groteskowy
p�k sztywnych stokrotek wetkni�tych w olbrzymi� szklan�
kostk�. Pojazdy lataj�ce, osadzone na l�dowisku, przypo-
mina�y obw�dk� z wielobarwnych li�ci.
Pierwsza wesz�a Ludmi�a Barczenka; dziwaczny podska-
kuj�cy ch�d �wiadczy�, �e wzu�a buty anty grawitacyjne.
Stanowisko zarz�dcy budowy stacji kosmicznej sprawia�o,
�e niecz�ste powroty jej wznios�o�ci pani in�ynier w zasi�g
dzia�ania ci��enia ziemskiego stawa�y si� nie�atw� pr�b� �
dla tych, z kt�rymi si� kontaktowa�a. Powierzchowno��
Ludmi�y ani troch� nie �agodzi�a szorstkiego usposobienia:
by�a to niewiasta kr�pa, gruboko�cista, lecz nie oty�a; twarz
mia�a szerok� i p�ask�, o pospolitych rysach; kr�tko ostrzy-
�one w�osy pr�niowca dope�nia�y obrazu twardej osobo-
wo�ci. Jasne, b��kitne oczy tylko wzmaga�y og�lne wra�enie
zimnej, nieugi�tej nieust�pliwo�ci. Na domiar wszystkiego
Ludmi�a zawsze nosi�a cienki, metalowy kask ekranuj�-
cy � co stanowi�o niemal obelg� dla Rhyssy jako dyrektora
Wschodniego Centrum. Nic nie mo�na by�o zarzuci� od-
daniu jej wznios�o�ci pani in�ynier, lecz �w kask, niestety,
raz jeszcze dowodzi�, �e kompletnie jej brakowa�o taktu
i manier.
Rhyssa nie by�a pewna, czy Barczenka �ekranowa�a si�"
po to, �eby mie� ca�kowite poczucie bezpiecze�stwa, czy
te� dlatego, �e si� chorobliwie obawia�a Talent�w, kt�rych
us�ug potrzebowa�a r�wnie rozpaczliwie, jak bola�a nad ich
uzdolnieniami. Sasza by� przekonany, �e Ludmi�a ma jaki�
Talent � chocia� nie mo�na tego sprawdzi� � i �e z ca�ych
si� odpycha uznanie takiej mo�liwo�ci. Druga Stacja mia�a
zosta� uko�czona � i to bez przekroczenia bud�etu �- do
ko�ca tego roku. Je�li si� we�mie pod uwag�, �e op�nienia
w budowie Pierwszej Stacji Laboratoryjnej wynosi�y pi��
lat i �e przekroczono bud�et o ca�e tryliony � to nale�y
przyzna�, �e jej wznios�o�� pani in�ynier dokona�a nie byle
jakiego wyczynu. Mo�liwo�� podr�y mi�dzygwiezdnych
i fakt, �e planety nadaj�ce si� do zamieszkania znajdowa�y
si� w dw�ch �pobliskich" systemach, powodowa�y wr�cz
niewiarygodn� presj�, �eby wreszcie zapocz�tkowa� pro-
gram kolonizacji. Lecz najpierw trzeba by�o sko�czy� Dru-
g� Stacj� � najwa�niejsz� odskoczni� ku gwiazdom. Pro-
jekt mia� og�lno�wiatowy priorytet i entuzjastyczne popar-
cie ka�dej politycznej i ekonomicznej frakcji na Ziemi.
Rhyssa wiedzia�a � cho� tego nie rozg�aszano � �e jej
wznios�o�� pani in�ynier, pomimo wszystkich wysi�k�w,
zaczyna�a pozostawa� w tyle za harmonogramem. Kr��y�y
pog�oski, �e Barczenka sypia tylko cztery godziny, �e za
dnia wykonuje olbrzymi� parti� roboty i �e oczekuje tego
samego od wszystkich pracuj�cych przy Projekcie. Tak si�
jednak nieszcz�liwie z�o�y�o, �e nie mia�a ani osobowo�ci,
ani umiej�tno�ci post�powania, kt�re budzi�yby lojalno��
czy to wobec niej, czy wzgl�dem Projektu. Talenty pocz�t-
kowo zgodzi�y si� pom�c, ale potem jeden po drugim
odmawia�y odnowienia kontraktu. Na nic si� zda�y wszelkie
pr�by zwabienia ich z powrotem do pracy przy Drugiej
Stacji.
Za Ludmi�� szed� szef personelu, Per Duoml; porusza�
si� ci�ko, jak kto� przyzwyczajony do mniejszego ci��enia,
ale radzi� sobie bez but�w antygrawitacyjnych. Pochodzi�
z Finlandii; by� r�wnie zdolny i oddany sprawie jak Bar-
czenka, lecz nieco przyst�pniejszy ni� ona. Talenty lubi�y
pracowa� z Duomlem: by� uczciwy, kompetentny i uda�o
mu si� nam�wi� kilka z nich do zawarcia specjalnych,
kr�tkoterminowych um�w. Z licznej warstwy bezrobotnych
z ca�ego �wiata werbowano od czasu do czasu ch�tnych do
fizycznej pracy przy budowie Drugiej; Talenty mog�yby
wykona� t� robot� sprawniej i z mniejszym ryzykiem. Nie-
kt�re z nich nawet pracowa�y na kr�tkich kontraktach przy
konstrukcji zr�bu Drugiej, ale si� nie zgodzi�y na rozsze-
rzenie zakresu swoich obowi�zk�w, a nie mo�na ich by�o
do tego zmusi�. I cho� Rhyssa skontaktowa�a si� z dyrek-
torami wszystkich �wiatowych Centr�w, nie zdoby�a dla
Duomla nikogo.
Za Perem wkroczy� dostojnie zarz�dca programu, ksi���
Phanibal Shimaz; jego obecno�� wcale si� Rhyssie nie po-
doba�a. Wykorzystywa� ka�d� sposobno��, �eby si� o ni�
otrze�. By� wszechobecny: arogancki i zupe�nie nieczu�y na
otwarcie mu okazywan� niech��, trawiony nieodwzajem-
nionym po��daniem, kt�re Rhyssa uwa�a�a za wstr�tne od
samego pocz�tku, od czas�w kiedy by�a tylko asystentk�
dziadka. Ksi��� by� komputerowym geniuszem � niekt�-
rzy twierdzili, �e ju� w ��obku my�la� kodami dw�jkowymi,
a przy z�bkowaniu zamiast gryzaka dostawa� chipsy; tu�
w okolicach dwudziestki opanowa� zastosowanie W�z��w
Josephsona (dla niego by�o to �idiotycznie proste") do
absolutnie bezkolizyjnego sterowania nasilonym ruchem
powietrznych transportowc�w i dron�w obs�uguj�cych g��-
wne magazyny i lataj�cych ponad g�sto zaludnionymi ob-
szarami. Teraz pracowa� nad ustaleniem regu� r�wnie bez-
piecznego i p�ynnego transportu kosmicznego.
Rhyssa przybra�a odpowiedni wyraz twarzy i �nastroi�a"
umys�; owa tr�jka sadowi�a si�, a ona u�miecha�a si� z ser-
deczno�ci�, kt�rej wcale wobec nich nie odczuwa�a.
� Oczywi�cie nie masz potrzebnej nam ekipy � za-
cz�a prosto z mostu Ludmi�a g��bokim, gard�owym g�o-
sem, prawie bez �lad�w akcentu ojczystego j�zyka; jasne
oczy patrzy�y oskar�ycielsko na Rhyss�.
� Stale ci powtarzam, zarz�dco, �e nie mog� i nie chc�
zmusza� Talent�w do pracy w przestrzeni.
Ludmi�a uderzy�a pi�ci� w st� � pe�ne b�lu skrzywie-
nie zdradzi�o Rhyssie, �e zawiedziona jej wznios�o�� pani
in�ynier zapomnia�a o r�nicach ci��enia. Jej wznios�o��
wyci�gn�a zmaltretowan� d�o� w ge�cie, kt�ry w stacji
kosmicznej by�by pe�en ognia � tu natomiast by� nieco
przyci�ki i bez gracji.
� Powinna� nalega�...
� Mog� nalega�, a oni mog� si� temu opiera� � wyja�-
ni�a spokojnie Rhyssa.
� Jak�e mog� dotrzymywa� termin�w, skoro brak mi
ludzi do wykonywania niezb�dnych prac? Co dnia zostaje-
my o par� minut w tyle; minut, kt�re twoi ludzie mogliby
nadrobi� w sekund�. Nie zostan� w tyle za harmonogra-
mem. Zd��ymy na czas. Musimy mie� odpowiednich pra-
cownik�w. M�wi�a� mi, �e ich masz, a oto dow�d. � Lud-
mi�a wyci�gn�a spod tuniki p�ytk� i machn�a ni� przed
Rhyss�.
� W tym nagraniu z ca�� pewno�ci� m�wi�, �e skon-
taktuj� si� z ka�dym Centrum i przedstawi� twoje specy-
ficzne zapotrzebowanie. Natomiast nigdy nie obiecywa�am,
�e uzupe�ni� braki w zatrudnieniu.
� Stale kogo� werbujesz. Wszystkim wiadomo, �e zna-
laz�a� nowe Talenty... � Wyp�owia�e oczy Barczenki zw�-
zi�y si�, patrzy�y gro�nie i jadowicie.
� Ale to wcale nie znaczy, �e ci nowo zwerbowani maj�
poszukiwane przez ciebie kinetyczne uzdolnienia � wtr�ci�a
g�adko Rhyssa, zanim Ludmi�a odzyska�a g�os. � I na
pewno nie b�d� namawia� �surowych" Talent�w, �eby si�
nara�a�y na niebezpiecze�stwa przestrzeni...
� Czemu nie? � Barczenka zby�a t� uwag� zamaszys-
tym machni�ciem r�ki, chowaj�c przy okazji p�ytk� do
kieszeni. � W trakcie pracy uczyliby si� przydatno�ci,
ostro�no�ci, zdobywaliby specjalizacje. Pokochaliby kos-
mos. Zarobiliby wiele kredyt�w i staliby si� bogaci.
� Talenty nie gromadz� bogactw, zarz�dco � oznajmi�
Per Duoml monotonnym, matowym g�osem; ani na mo-
ment nie odwraca� spokojnych oczu od twarzy Rhyssy.
� Bzdura! Ka�dy gromadzi bogactwa! � Ludmi�a �y-
wi�a zdecydowan� pogard� dla altruist�w. � Na pocz�tku
pracowa�o dla nas wiele Talent�w.
� Chcieli�my wspiera� Projekt � wtr�ci�a Rhyssa �
lecz nie zgodzi�a� si� na ich warunki, kiedy przysz�o do
odnawiania kontrakt�w.
� Jakie� g�upie wymagania, dla nas nie do przyj�cia.
Co najwy�ej sze�ciogodzinne zmiany, a przecie� my pracu-
jemy na platformie przez dwadzie�cia cztery godziny. Spe-
cjalna ochrona przed ha�asem. W przestrzeni nie ma ha�a-
su. � Barczenka pogardliwie i gniewnie patrzy�a na Rhyss�.
� Owe d�wi�ki s� niedos�yszalne dla ciebie, lecz nad
wyraz nieprzyjemne dla nadwra�liwych...
� Ba! Nadwra�liwi! � Ludmi�a zn�w zby�a t� uwag�
niedba�ym gestem. � Zepsuci, rozpieszczeni; zbyt si� o nich
troszczycie.
� Nie, madame Barczenka, wcale nie zepsuci i nie
rozpieszczeni. Lecz na pewno si� o nich troszczymy � zde-
nerwowa�a si� Rhyssa. � Talenty to wykwalifikowany
personel i nale�� si� im pewne wzgl�dy, �eby mogli jak
najlepiej wykorzysta� swoje uzdolnienia we wrogim �rodo-
wisku przestrzeni.
� To niewiarygodne, �e tak nieliczna grupka mo�e mie�
a� taki wp�yw na gospodark� naszego �wiata � ci�gn�a
Barczenka, jakby nie s�ysza�a powy�szej uwagi. � Kiedy
zamawiam potrzebne nam materia�y, to wsz�dzie � na
lotniskach, na kosmodromach, w przemy�le � spotykam
Talenty, kt�re s� mi niezb�dne do uko�czenia najwa�niej-
szego na �wiecie Projektu; Projektu ciesz�cego si� powsze-
chnym poparciem; Projektu, dzi�ki kt�remu ludzko�� zdo�a
si� wyrwa� poza granice Uk�adu S�onecznego i b�dzie
mog�a bada� gwiazdy. A ty i dyrektorzy pozosta�ych Cen-
tr�w nie pozwalacie, �ebym zaanga�owa�a potrzebnych mi
specjalist�w.
� Tu wcale nie chodzi o zgod� dyrektor�w Centr�w,
lecz o decyzj� samych zainteresowanych � przypomnia�a
jej Rhyssa. � Dyrektorzy Centr�w tylko negocjuj� po-
szczeg�lne kontrakty zawieraj�ce stosowne gwarancje.
� Mog� kupi� kontrakty � zabrzmia�o to jak gro�ba,
� Takich kontrakt�w si� nie sprzedaje, in�ynier Bar-
czenka. Gdyby� si� zgodzi�a na niezb�dne gwarancje, mia-
�aby� wi�cej szcz�cia w anga�owaniu Talent�w! � odpar�a
twardo Rhyssa, kt�rej dogmatyzm Ludmi�y ju� zaczyna�
dzia�a� na nerwy.
Rhyssa Owen mog�a nie dostrzega� �a�obnej miny Pera
Duomla; udawa�o si� jej nie patrze� w p�on�ce oczy ksi�cia
Phanibala, na jego lekko wilgotne wargi i nozdrza pulsuj�ce
przyspieszonym oddechem � lecz owe trzy pary bezustan-
nie wpatrzonych w ni� oczu wyprowadza�y j� z r�wnowagi.
Zwi�kszy�a kontrol� nad obwodowym uk�adem i uda�o si�
jej zachowa� u�miech na wargach.
� Mo�esz nalega� � powt�rzy�a Ludmi�a. � We wszy-
stkich kontraktach jest klauzula, �e w razie nag�ej potrzeby
Centrum mo�e je uniewa�ni�.
Rhyssa opanowa�a gwa�towny przyp�yw gniewu wywo-
�any przez fakt, �e Barczence pokazano kontrakty Talen-
t�w; potem przypomnia�a sobie, �e tre�� takich kontrakt�w
by�a og�lnie znana.
� Moi koledzy dyrektorzy najwyra�niej nie uwa�aj�, �e
jeste� w krytycznej sytuacji, in�ynier Barczenka.
� A ja twierdz�, �e tak! � Ludmi�a po raz pierwsy
si� zdenerwowa�a. � Twierdz�, �e musz� mie� wi�cej ludzi,
�eby sko�czy� na czas �w Projekt o og�lno�wiatowym
priorytecie!
� Masz nieograniczony dost�p do ca�ej puli robot-
nik�w.
� Te� co�! Oni s� do niczego. T�pe, niewykszta�cone,
nie daj�ce si� do niczego przyuczy� wieprze! Nie zbuduj�
platformy, maj�c tylko ich. Potrzebni mi s� kinetycy. I b�d�
ich mie�. Daj� ci na to moje s�owo!
Ludmi�a odwr�ci�a si� na pi�cie i chwiejnie odmaszero-
wa�a; ksi��� Phanibal pod��y� za ni�.
� Nawet i sze�ciu kinetyk�w znakomicie poprawi�oby
sytuacj� � rzek� z uk�onem Per Duoml.
� Ju� par� razy to wyja�nia�am, Perze Duoml: zapew-
nijcie Talentom ekranowane kwatery i sze�ciogodzinne
zmiany, a na pewno ich zdob�dziecie. Skoro macie tyle
kredyt�w, �e mo�ecie sobie pozwoli� na liczne podr�e na
Ziemi� w celu werbowania Talent�w, to na pewno wystar-
czy wam �rodk�w, �eby tym ludziom zapewni� na Drugiej
odpowiednie warunki!
� In�ynier Barczenka musi �ci�le trzyma� si� ustalone-
go bud�etu. W pomieszczeniach personelu nie mo�na do-
konywa� �adnych zmian.
� No, to niech in�ynier Barczenka sama si� martwi
o wyniki. � Rhyssa gor�co pragn�a, �eby Per Duoml
�ods�oni�" sw�j umys�; przekaza�aby mu wtedy bezpo�red-
nio wiadomo��, kt�rej nie mog�a ubra� w s�owa. � Po-
trzebni wam s� kinetycy, kt�rzy przy monta�u Drugiej
zdo�aliby przemieszcza� obiekty znacznej wielko�ci. Musicie
te� mie� kinetyk�w zdolnych ��czy� w pr�ni najprecyzyj-
niejsze elementy. Oba zadania wymagaj� tej samej energii
kinetycznej i s� bardzo wyczerpuj�ce. Wykonuj�cy je ludzie
potrzebuj� spokoju, �eby odzyska� si�y; s� wyczuleni na
drgania samej Drugiej, na nieludzkie zag�szczenie pomiesz-
cze�, na brak mo�liwo�ci odizolowania si� i na przera�aj�co
n�dzne racje �ywno�ci, zbyt ma�e, �eby mogli zregenerowa�
cia�a i umys�y.
Per Duoml oboj�tnie skin�� g�ow�, potem wzruszy� ra-
mionami � nie mia� ochoty tego komentowa�; odwr�ci�
si� i odszed�. Zostawi� Rhyssie jakie� niejasne, niemi�e
przeczucia. �Pomy�la�a" pytanie do Sirikit, pe�ni�cej dy�ur
w punkcie kontrolnym Centrum:
� Nadaj� jacy� jasnowidze?
Sirikit: Nie. A spodziewasz si� jakiego�?
Rhyssa: **Obraz ponurej, zawzi�tej twarzy Ludmi�y Ba-
rczenki.** Mo�e!
4
Ch�opiec mrugn�� trzy razy i kana� na sufitowym ekranie
zn�w si� zmieni�. Westchn��. Znowu jaka� staro�, kt�r�
widzia� ju� tyle razy, �e pami�ta najlepsze kawa�ki. Mruga�,
zmieniaj�c kana�y, a� zda� sobie spraw�, �e nie znajdzie
niczego ciekawego. Nie by�o nawet �adnego nowego pro-
gramu edukacyjnego. Fajnie by�o ogl�da� Tri-D podczas
d�ugich nocy w pierwszych tygodniach sp�dzonych w szpi-
talnej sali. �Wy��cza� si�", gdy przesta�y go dr�czy� b�le
g�owy. Czasem mu ich brakowa�o � wtedy przynajmniej
czu� co� w swoim ciele.
Zn�w westchn��. Przypomnia� sobie, �e mo�e czu�, je�li
b�dzie my�la� pozytywnie; terapeutka Sue twierdzi�a, �e
musi pozytywnie my�le�. Nie pojmowa� ca�ego mn�stwa
z tego, co do� m�wi�a; na przyk�ad, �e powinien sobie
wyobra�a�, i� chodzi i biega jak kiedy� � zanim przywali�a
go ceglana �ciana, kiedy przebiega� ko�o ruin.
Dlaczego? To dr�cz�ce pytanie sprawi�o, �e straci� od-
dech. A ju� si� �udzi�, �e z tym sko�czy�! Zastanawianie
si� �dlaczego" by�o zdecydowanie negatywne i zawsze wp�-
dza�o go w straszliw� depresj�. Dlaczego �ciana zwali�a
si� akurat wtedy, gdy on, Peter Reidinger, przebiega� obok
niej? Czy�by wytr�ci� jaki� od�amek, co spowodowa�o za-
wa�? Czemu, skoro sta�a z pi��dziesi�t albo i sto lat,
wybra�a akurat ten moment, �eby si� zwali�? Jeszcze tylko
trzy sekundy i by�by bezpieczny � umkn��by i �cianie,
i ch�opcom, kt�rzy go �cigali. Dlaczego skr�ci� w ten
zakazany obszar? Przy ko�cu uliczki mia� wyb�r: ponad
murem � ale wydawa� mu si� taki wysoki, bez podparcia
dla st�p; w prawo � lecz wtedy wr�ci�by na terytorium
Kot�w Zau�ka, kt�rzy mogli na� czyha� w zasadzce; albo
w lewo � klucz�c w�r�d ruin, co by im utrudni�o po�cig.
DLACZEGO?
Negatywne! Negatywne! Peter napi�� wszystkie mi�nie
twarzy, a potem je rozlu�ni�, grupa po grupie. P�niej si�
u�miechn��, powoli i �wiadomie rozci�gaj�c usta, unosz�c
ich k�ciki, a� policzki si� podci�gn�y, broda opad�a, a wa-
rgi si� rozchyli�y, ukazuj�c z�by; chcia�, �eby impulsy ner-
w�w twarzy zmieni�y nerwy ko�czyn. Przypomnia� sobie
najszcz�liwsze chwile (tak jak go nauczy�a Sue): swoje
jedenaste urodziny, kiedy to ojciec dosta� urlop z kosmicz-
nej stacji i zd��y� na czas na przyj�cie.
Peter zdecydowanie przeciwstawi� owe wspomnienia dr�-
cz�cemu �dlaczego" i dot�d powtarza� sobie szczeg�y tego
wydarzenia, tego szcz�liwego wydarzenia, a� m�g� wszys-
tko jeszcze raz prze�y�: od chwili, kiedy gong przy drzwiach
oznajmi�, �e ojciec