6741

Szczegóły
Tytuł 6741
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

6741 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 6741 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

6741 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Anne McCaffrey Lot Pegaza Prze�o�y�a Lucyna Targosz Ksi��k� t� � z wyrazami wdzi�czno�ci i szacunku � dedykuj� Dianie Tyler i Dian� Pearson Byli na wielkiej uczcie j�zyk�w i skradli okr WiUiam Shakc PROLOG U schy�ku dwudziestego wieku, kiedy to coraz intensyw- niej badano kosmos, mia� miejsce znamienny prze�om w od- krywaniu i dokumentowaniu przypadk�w percepcji poza- zmys�owej, czyli tak zwanych paranormalnych, psionicz- nych uzdolnie�. Na jerhatta�skim oddziale intensywnej opieki medycznej zastosowano Goosegg do monitorowania pewnego przypadku urazu czaszki � i niechc�cy odkryto nowe zastosowanie owego przyrz�du (Goosegg to niezmier- nie czu�y elektroencefalograf, skonstruowany po to, by bada� fale m�zgowe astronaut�w, kt�rzy uskar�ali si� nie- kiedy na �jaskrawe b�yski", uznawane za efekt zaburze� pracy m�zgu lub siatk�wki). Owym pacjentem by� Henry Darrow, samozwa�czy jasnowidz, o zadziwiaj�co wysokim odsetku �prawid�owych trafie�". Goosegg zapisywa� fale m�zgowe Darrowa i przy okazji zarejestrowa� osobliwe wy�adowanie elektryczne, towarzysz�ce epizodowi jasnowi- dzenia. Tak oto po raz pierwszy uzyskano naukowe po- twierdzenie percepcji pozazmys�owej. Henry Darrow powr�ci� do zdrowia i ufundowa� pierw- szy w Jerhattanie O�rodek dla Parapsychik�w oraz sfor- mu�owa� etyczne i moralne zasady, kt�re mia�y okre�li� powinno�ci os�b obdarzonych udokumentowanymi talen- tami psionicznymi i zarazem zagwarantowa� im pewne przywileje w spo�eczno�ci nastawionej sceptycznie lub wr�cz wrogo do takich uzdolnie�. Percepcja pozazmys�owa � czyli Talent, jak j� zacz�to nazywa� � przybiera�a rozmaite formy i zakresy. Najpow- szechniejsza by�a zwyk�a telepatia o kr�tkim zasi�gu; �w Talent ujawnia� si� po usuni�ciu psychicznych zahamowa�. Istnieli r�wnie� .jednokierunkowi" telepaci: niekt�rzy z nich mogli tylko odbiera� my�li, a inni � tylko nadawa�. Niekt�rzy ludzie byli empatami � wyczuwali emocje i re- agowali na nie, czasami zupe�nie nie�wiadomie. Telepaci potrafili wyczu� bardziej ekstremalne lub wyst�puj�ce w wi�kszej odleg�o�ci emocje i odpowiedzie� na nie; nie- kt�rzy z nich mogli st�umi� negatywne a wzmocni� pozy- tywne aury � takie talenty by�y niezast�pione w kont- rolowaniu zgromadze�, bo zapobiega�y przemianie t�umu w bezmy�ln� t�uszcz�. Jednak najcenniejsi byli tacy telepaci, kt�rzy potrafili odbiera� i przesy�a� my�li, �rozmawia�" z umys�ami innych, rozsianych po ca�ym �wiecie. R�wnie cenni byli telekinetycy � Talenty potrafi�ce manipulowa� przedmiotami za pomoc� energii my�li; jedni z nich mogli pracowa� na najwi�kszych obiektach, inni � na mikroskopijnych. Jasnowidze, czyli prekogsi, obdarzeni byli zdolno�ci� widzenia przysz�ych wydarze�: tych najbli�szych albo i odle- g�ych w czasie. Ich wizje cz�sto umo�liwia�y zmian� przysz�o- �ci i zapobieganie nieszcz�ciom. Niekt�rzy jasnowidze mieli specyficzne predylekcje: jedni wyczuwali zdarzenia zwi�za- ne z ogniem, wod� czy wiatrem; drudzy byli �ukierunkowa- ni" na dzieci, akty przemocy, przest�pcze zamierzenia. �Poszukiwacze" tak�e mieli swoje predylekcje � nie- kt�rzy z nich odnajdowali ludzi i zwierz�ta, inni � przed- mioty nieo�ywione; r�wnie� i te uzdolnienia mia�y r�n� moc i zasi�g. Talenty przybiera�y rozmaite formy, przy czym jeszcze nie wszystkie zosta�y rozpoznane. Specjalistyczne o�rodki, roz- siane po ca�ym �wiecie, wci�� poszukiwa�y nowych Talen- t�w, bo zapotrzebowanie by�o o wiele wi�ksze ni� �poda�". Uzdolnionych � ci�gle zbyt nielicznych � czeka�o intensy- wne szkolenie, a uzyskiwane rekompensaty nie zawsze wyna- gradza�y trud i po�wi�cenie, jakich wymagano od Talent�w. Pomimo to wielu marzy�o o tym, by si� sta� uznanym Talentem � lecz by�o to dane tylko nielicznym. 1 Tirla, jak zwykle, wychyli�a si� z bocznej uliczki i ze- rkn�a w g��wn� alej� liniowca G. Dziewczynka cofn�a si� natychmiast i przywar�a chudym, dwunastoletnim cia�kiem do �ciany z p�yt plastykowych. Wsz�dzie roi�o si� od pra- cownik�w Urz�du Zdrowia Publicznego; otaczali poranny t�um krzepkich robotnik�w, studiuj�cych tablic� og�osze� w poszukiwaniu pracy na dzi�; k��bili si� wok� matek prowadz�cych upo�ledzone dzieciaki do o�rodk�w Rehabu; zaganiali legalne dzieci id�ce do si�owni. Dziewczynka ostro�nie zerkn�a jeszcze raz, �eby zoba- czy�, co te� ci z UZP ustawiali na swoich stolikach: jakie� fiolki i du�e butle ze spr�onym powietrzem do hypo- spray�w. Tirla cofn�a si�; to, co ujrza�a, wskazywa�o na kolejne masowe szczepienia. To dziwne, bo nie s�ysza�a o �adnej nowej zarazie. Nale�y im odda� sprawiedliwo��: pracownicy UZP zapobiegali nieszcz�ciu, zanim jeszcze si� ono ujawni�o! Tirla pospiesznie przejrza�a w my�lach sw�j prywatny spis matek nielegalnych dzieci, kt�re powinna o tym po- wiadomi�: najpierw te, kt�re jej p�aci�y, aby je ostrzega�a, �e maj� schowa� dzieciaki; potem te, kt�re mog�yby za- p�aci� za skradzione fiolki z dzisiejsz� szczepionk�. Liczy�a na palcach: na pewno Elpidia, Pilau, Bilala; no i spyta Mam� Bobczik, czy nie ma jakich� noworodk�w, bo one potrzebuj� szczepienia; i jeszcze Zawieta, Ariesan i Cyoto. A, i dla siebie te�, cokolwiek by to by�o; mo�e si� jej uda zw�dzi� pude�ko, zale�y, jak ten dzisiejszy towar jest po- pakowany. Wszystko od tego zale�y. Mirda Khan � tak, lepiej powie tej starej zo�zie, zaraz gdy ostrze�e Mam�. Potem trzeba si� przebra� w czyste ciuchy; my�a si�, ale �aszki mia�y ju� pi�� dni, a wygl�da�y na osiem. Ci z UZP mieli oko na takie detale. Od Mamy Bobczik zawsze mo�na wyd�bi� �wie�e ciuchy, zw�aszcza je�li Tirla jej pierwszej doniesie, co si� dzieje. To mo�e by� ca�kiem niez�y dzionek, pomy�la�a dziewczynka w nag�ym przyp�ywie optymizmu i ruszy�a uliczk� ku awaryjnym schodkom, ku mecie Mamy Bobczik. Wi�kszo�� swego dwunastoletniego �ycia Tirla przetrwa- �a ca�kiem nielegalnie, paso�ytuj�c na tej wieloetnicznej, trzydziestopi�trowej wsp�lnocie. Nie mog�a sobie pozwoli� na przeoczenie czegokolwiek � na przyk�ad dzisiejszej nieoczekiwanej ob�awy UZP � bo tylko w ten spos�b by�a w stanie unikn�� surowych kontroli, podst�pnych zasadzek i ma�ych pu�apek pomys�owo zastawianych przez Rad� Administracyjn� Kompleksu Jerhattan i przez Organizacj� Prawa i Porz�dku; za pomoc� takich podst�pnych dzia�a� chciano identyfikowa� i kontrolowa� ka�d� osob� z nie- sfornej spo�eczno�ci liniowc�w. Narody mo�e i zanika�y, ale grupy etniczne na pewno nie, wi�c cho� ka�dy potrafi� si� porozumie� w basiku, to mieszkalne liniowce by�y wieloj�zyczne. I na tym w�a�nie opiera�a si� Tirla. Nie istnia� �aden oficjalny �lad narodzin Tirli � a prze- cie� by�a pi�tym dzieckiem Dikki; legalne by�o tylko pier- wsze � Kail. (Oni sterylizowali kobiet�, kt�ra urodzi�a drugie dziecko. Wi�c Firza, Lenny, Ahmed i Tirla przyszli na �wiat w mieszkanku Dikki; przy porodzie pomaga�a Mama Bobczik, kt�ra co rok � dop�ki jej �ono nie wy- sch�o � wydawa�a na �wiat nielegalne dziecko). Kail by� legalny, dop�ki go Dikka nie sprzeda�a, gdy mia� dziesi�� lat. Firza korzysta�a z bransolety ID brata, p�ki matka korzystnie nie rozporz�dzi�a c�rk�. W nast�pnym roku Dikka, Lenny i Ahmed zmarli na zaraz� (takie epidemie wybucha�y co jaki� czas i dziesi�tkowa�y mieszka�c�w li- niowc�w). Tirla odziedziczy�a dwie bransolety ID, bo w po�piechu i zamieszaniu nie odnotowano oficjalnie �mierci Dikki. Samodzielnej i zaradnej dziewczynce uda�o si� zatrzyma� mieszkanko matki i odbiera� dwa przydzia�y, dop�ki nie wykre�lono ID Dikki, kt�ra nie stawi�a si� na kontrolne badania medyczne. Tirla �wietnie si� orientowa�a w prawach reguluj�cych �ycie jej spo�eczno�ci, wi�c nie da�a si� zaskoczy�. Zna�a na pami�� warunki najmu, paragrafy i podpunkty, tote� bez trudu wyliczy�a termin anulowania umowy. Dwa dni wcze�- niej wynios�a sw�j skromny dobytek � grza�k�, najlepszy �piw�r, magnetofon i b�yskotki, jakie Dikka czasem do- stawa�a od swoich facet�w. Dziewczynce bardzo brakowa�o ca�onocnych program�w informacyjnych Tri-D. Wielkie publiczne Tri-D ko�czy�o nadawanie o p�nocy. Bystry, lotny, logiczny umys� Tirli rejestrowa� wszystko, co widzia- �a lub s�ysza�a. Poniewa� mia�a ID Kaila, uda�o jej si� otrze� o szko��. Jeden z facet�w Dikki mawia�, �e nale�y pozna� prawa, zanim si� je zacznie �ama�. Nowa kwatera dziewczynki znajdowa�a si� pi�� pozio- m�w poni�ej g��wnej alei, w sekcji zasilania liniowca G, tu� obok b�d�cej pod napi�ciem kraty, kt�ra zagradza�a dost�p do maszynowni. Pot�ne przewody, zanim wygi�y si� i ruszy�y w g�r� wewn�trznej �ciany, tworzy�y tu szerok� platform�; tylko drobna i zwinna os�bka mog�a si� dosta� do owego orlego gniazda. Tirla pod��czy�a grza�k� i mag- netofon do biegn�cych nad g�ow� kabli � by�a pewna, �e nikt nie zauwa�y tak niewielkiego zu�ycia pr�du. Dziewczynka kierowa�a si� specyficznymi zasadami mo- ralnymi, typowymi dla ludzi �yj�cych na w�asny rachunek. Wiedzia�a, kiedy nale�y by� przymiln�, a kiedy trzeba si� postawi�. Wiedzia�a, jak� grzeczno�� komu wy�wiadczy� i nigdy o tym nie zapomina�a. Ci, kt�rzy znali Tirl�, dobrze si� orientowali, �e by�a �nielegalna". Nikt jednak nie do- ni�s� o jej bezprawnej egzystencji, bo dziewczynka by�a bardzo u�yteczna dla mieszka�c�w liniowca G, no a poza tym i tak oficjalnie nie istnia�a. Tirla nigdy nie opowiada�a o �sprawach", kt�re za�at- wia�a. Cz�sto dostawa�a za nie �wolne" �etony kredytowe. �etony takie, p�atne na okaziciela, by�y legalnym �rodkiem p�atniczym; nie mo�na by�o kontrolowa� ich obiegu i wci�� przechodzi�y z r�k do r�k. Skarb Jerhattanu oraz wszystkie banki i domy handlowe zgodnie ignorowa�y kr��enie nie- wielkich ilo�ci owych �wolniak�w", tak jak ignorowa�y pomniejszych kupczyk�w, dop�ki ci nie sprawiali k�opot�w i handlowali nieszkodliwym towarem. Bransoleta Kaila jeszcze przez dwa lata zapewnia�a m�o- dszej siostrze dzienne wy�ywienie, tygodniowy przydzia� ubrania i inne u�atwienia � potem �Kail" nie stawi� si� w Centrum Ewaluacji, cho� mia� na to trzy tygodnie po swoich szesnastych urodzinach. Wykre�lenie brata z ofic- jalnych rejestr�w nie przysporzy�o Tirli �adnych k�opo- t�w � by�a ju� dobrze ustawiona, a klienci i szefowie gang�w w okolicznych kompleksach przemys�owych prawie nie mogli si� bez niej obej��. Potrafi�a t�umaczy� na ka�dy z blisko dziewi��dziesi�ciu dialekt�w i j�zyk�w, dzi�ki cze- mu klienci unikali nieporozumie� i nie musieli sp�dza� ca�ych godzin w oficjalnych o�rodkach t�umacze�. Trzydzie�ci masywnych poziom�w liniowca G g�rowa�o nad przysadzistymi, pozbawionymi wyrazu bry�ami o�rod- k�w handlowych F i H, w kt�rych pracowali mieszka�cy liniowc�w E, G oraz I. Pewnego wolnego dnia Tirla (mia�a wtedy jeszcze ID brata) posz�a z Mam� Bobczik na Great Palisades Promenad�; k��bi�y si� tam wielotysi�czne t�umy ludzi, kt�rzy przyszli, �eby radowa� si� pi�knym wiosen- nym dniem, popatrze� na wspania�e place, tarasy i olb- rzymie sto�kowate kompleksy Manhattan Island oraz �eby pozachwyca� si� jednoszynowymi pojazdami, kt�re � du�e i mniejsze � �miga�y po torach oplataj�cych budowle l�ni�cymi, kolorowymi nitkami. Wtedy to po raz pierwszy ujrza�a p�ywaj�ce po wodzie okr�ty i wielkie powietrzne statki wycieczkowe. Wydawano w�wczas �wi�teczn� �yw- no��, o ca�e niebo lepsz� ni� zwyk�e codzienne racje. Bury�, syn Mamy, mia� speqalny klucz, kt�rym otwiera� dozow- niki; solidnie si� najedli, zanim w��czy� si� alarm. Dla Tirli by� to cudowny dzie�. Nawet nie podejrzewa�a, �e �wiat jest taki wielki. Owego pami�tnego dnia Bury� opowiedzia� dziewczynce O kosmicznych platformach � w�a�nie je budowano i po- trzeba by�o do tego mn�stwa robotnik�w. Kiedy ju� b�d� gotowe, to wszyscy dostatecznie bogaci i maj�cy �w�a�ciwe pochodzenie" mieszka�cy Manhattanu b�d� mogli prze- nie�� si� w przestrze� i znale�� sobie inne �wiaty do zasied- lenia. A wtedy te pi�kne budowle opustoszej� i ci, kt�rzy teraz gniot� si� w klitkach liniowc�w, zyskaj� wielkie apar- tamenty z sypialni� dla ka�dego cz�onka rodziny, nie b�dzie ju� UZP i OPP i nikt wi�cej nie wysterylizuje �adnego m�czyzny i �adnej kobiety, bo to tylko ha�bi ludzko��. Tirla zaskroba�a do drzwi Mamy Bobczik; us�ysza�a, jak stara kobieta, sapi�c i j�cz�c, d�wiga si� z legowiska. � Kto stuczitsia? Pieriestan�ie udariatsia. Ochchch, kak bolit go�owa! Dziewczynka u�miechn�a si�. O, Mama znowu ma kaca po w�dce p�dzonej z kartofli, kt�re ona, Tirla, dla niej �ci�gn�a. �atwo b�dzie co� wy�udzi�. � To ja, Tirla. UZP jest ju� w alei. � Bo�e moj! Eto tak? Czy�bym si� jeszcze nie do�� nacierpia�a? Ale drzwi uchyli�y si� na tyle, �e Tirla zdo�a�a si� w�lizn�� do �rodka. � Co m�wi�a�? Znowu UZP? Tak pr�dko? I czeg� chc�? � Wygl�da to na jakie� nowe szczepienie. �api� ka- �dego: roboli, student�w, matki z upo�ledzonymi dzie- ciakami. � Ach, musimy si� pospieszy�. Elpidia, Zawieta... � 1 Mama Bobczik zacz�a recytowa� list� nazwisk swoich po�o�nic; Tirla szturchn�a j� w rami�. � Nu, zaczem bespokoisz mienia? Czego chcesz? � Nie b�d� mog�a pom�c, je�li nie dostan� czystych ciuch�w � odpar�a dziewczynka; do�o�y�a stara�, �eby n�dznie wygl�da� i �eby jej g�os zabrzmia� kompetentnie. Bury� zablokowa� otw�r dystrybutora ubra� znajduj�ce- go si� w mieszkaniu matki i dzi�ki temu mogli ich wyci�ga� wi�cej, ni� im si� nale�a�o. Ch�opak mia� ca�e mn�stwo �doj��" tego typu, dop�ki Yassim � Tirla na sam� my�l O tym cz�owieku uczyni�a gest odczyniaj�cy � nie zap�aci� Mamie olbrzymiej sumy. Bury� nie podzieli� zwyk�ego losu nabytk�w Yassima, bo mia� niezwyk�� zdolno�� �blokowa- nia" pa�stwowego sprz�tu; nie by� to jednak Talent; Mama nie pozwoli�aby, �eby go poddano testom i zabrano od niej � wiedzia�a przecie�, �e �wolniaki", jakie dostanie za syna, zapewni� jej spokojn� staro��. Mama Bobczik zamruga�a zaczerwienionymi i m�tnymi oczami i spojrza�a na drobn� dziewczynk�. � Da, da prawo �e! Raq"a! Pog�aska�a w�osy Tirli i podesz�a do dystrybutora ubra�; pot�na sylwetka zas�oni�a otw�r dystrybutora i dziewczyn- ka nie zdo�a�a dostrzec, co Mama tam zrobi�a. Stara kobieta odwr�ci�a si�, trzyma�a w r�ce paczk�. � My�am si� rano � oznajmi�a Tirla i natychmiast wyskoczy�a ze starego �aszka. Musia�a oczywi�cie zrolowa� r�kawy i nogawki nowego stroju. Obcisn�a r�wniutko wyloty wok� nadgarstk�w 1 kostek, u�o�y�a r�kawy i nogawki tak, �eby ca�o�� �adniej wygl�da�a. Opasa�a si� plecionym paskiem, kt�ry odziedzi- czy�a po matce, nadmiar materia�u sfa�dowa�a na plecach. � Teraz zawiadomi� Mird� Khan, oblec� ten poziom, a potem g�r� i d�. Chyba tylko na to starczy mi czasu. Przyda�oby mi si� ID. Zgarn� mnie, jak zobacz� go�y przegub. Autentyczna, wa�na bransoleta ID � to by�o to, czego Tirla pragn�a najbardziej; mia�aby wtedy legalne miesz- kanie, mog�aby korzysta� z Tri-D, je�� trzy razy dziennie, co tydzie� dostawa� nowy str�j. Jej w�asne, najbardziej w�asne ID! Kt�re nigdy nie nale�a�o do kogo� innego! Mia�aby nawet dost�p do szkolnych program�w � prawie �aden ze znanych jej dzieciak�w nie interesowa� si� nimi. Dziewczynka popatrzy�a na Mam� Bobczik; doskonale wiedzia�a, �e musi mie� ID, skoro k��bi si� tu tylu pracow- nik�w UZP. Mama udawa�a, �e si� namy�la, niech si� ma�a troch� poniepokoi. � Eto tak! We�miemy jedn� dla UZP. Zako�ysa�a sp�dnicami � pulchne cia�o Mamy nie zmie- �ci�oby si� w kombinezon � i odwr�ci�a si� ty�em. Tirla nas�uchiwa�a z ca�ych si�, lecz nie wykry�a, sk�d Mama Bobczik wydosta�a owe bezcenne imitacje, wykombinowa- ne, a jak�eby inaczej, przez Bury�a. By�y to Jednodniowe" ID: akceptowa� je co prawda przeno�ny czytnik �jak te, w kt�rych UZP gromadzi� dane zaszczepionych � ale oszustwo wychodzi�o na jaw, kiedy sprawdzano ca�odzien- ne spisy. Mama Bobczik odwr�ci�a si� i pomacha�a cenn� bran- solet� ID. � Podzielisz si� ze mn� wp�ywami za ostrze�enie. Jak zawsze � oznajmi�a; Tirla potwierdzi�a skinieniem g�owy, wpatrzona w ID. � Je�li zw�dzisz sporo szczepionki, to dam ci trzydzie�ci procent jej warto�ci. � Sze��dziesi�t. Przecie� mog� mnie przymkn�� � par- skn�a dziewczynka. � No to czterdzie�ci. W ko�cu da�am ci za darmo ID i wykosztowa�am si� na wtryskiwacz. � Czterdzie�ci pi��! Obie targuj�ce si� damy wpatrywa�y si� uparcie w siebie; w ko�cu na szerokiej twarzy Mamy pojawi� si� u�miech, wywo�any nieust�pliwo�ci� Tirli. Splun�a w d�o� i wyci�g- n�a j� ku dziewczynce, �eby ta przybi�a na zgod�. � Sprytna jeste�. A teraz szybko, pospiesz si�. Ma�a wy�lizn�a si� przez uchylone drzwi i ruszy�a ostrze- ga� innych. Z trudem zd��y�a wykona� zadanie, zanim na poszczeg�lnych poziomach zaroi�o si� od pracownik�w UZP, sprawdzaj�cych ID mieszka�c�w ka�dego numeru i zaganiaj�cych ich na d�, do kolejki po hypospray. Tirla wkr�tce si� dowiedzia�a, �e to nie �adna zaraza, tylko zjadliwe chor�bsko jelit, kt�re zacz�o si� w liniowcu B i zdziesi�tkowa�o tamtejszych. Szczepiono wszystkich ludzi z liniowc�w � mia�o to powstrzyma� plag�. Z g�o�- nik�w stale p�yn�y kr�tkie wyja�nienia, nadawane we wszystkich j�zykach u�ywanych w liniowcu G; niekt�re co bardziej nerwowe matki prosi�y dziewczynk�, �eby im prze- t�umaczy�a, o co chodzi. � To po prostu jeszcze jedno zatrucie pokarmowe � zapewnia�a Tirla niedowiark�w. � Znale�li �r�d�o, �upn�li im pot�ny mandat i odebrali licencj�. � Hmmm! � odezwa�a si� Mirda Khan; w jej ciemnych oczach b�ysn�o niedowierzanie. � I tak j� dostan� z po- wrotem, jak tylko wp�ac�, gdzie trzeba, odpowiedni� ilo�� forsy. Jak d�ugo b�dzie dzia�a� ta szczepionka? � Przez ca�y rok! � Rok? Ale zrobili post�py! D�uga kolejka przesuwa�a si� powoli. Tirla i Mama Bobczik dotar�y w ko�cu do UZP, przesun�y bransolety nad czytnikiem i dosta�y zastrzyk. Mama natychmiast uda- �a, �e jej s�abo i opar�a si� ci�ko o stolik. Podczas gdy kobieta z UZP za�egnywa�a �w k�opot, Tirla zsun�a ca�� tac� ampu�ek szczepionki do torby na zakupy, podstawio- nej przez Mird� Khan (bo i ona ruszy�a na pomoc Mamie). � Ochchch, kak bolit gotowa! � zaj�cza�a s�abym g�o- sem Mama, przyk�adaj�c do czo�a pulchn� d�o�; i nie by�o to ca�kiem udawane, przecie� mia�a pot�nego kaca. � Co ona m�wi? � zainteresowa�a si� pracowniczka UZP, wahaj�c si� pomi�dzy irytacj� a zatroskaniem; w po- szczeg�lnych grupach etnicznych szczepionka mog�a wy- wo�ywa� najdziwniejsze skutki uboczne. � G�owa j� boli � odpar�a Tirla. � To na pewno nie po tym zastrzyku! � zawyrokowa�a twardo urz�dniczka. � Dalej! Nie blokujcie miejsca! Mirda Khan i dziewczynka podpiera�y troskliwie Mam� Bobczik, kt�ra powolutku drepta�a w stron� najbli�szego bocznego przej�cia. Jak tylko znalaz�y si� w bezpiecznym miejscu, Mama natychmiast z�apa�a torb� Mirdy i zajrza�a do �rodka. � Ca�y pojemniczek? Cudownie, Tirlo, naprawd� wspa- niale. To wi�cej, ni� si� spodziewa�am. Biegnij i powiedz im, �eby przychodzi�y, ale w ma�ych grupkach. UZP ju� sprawdzi� nasze trzy poziomy, jest bezpiecznie. Dziewczynka ruszy�a w tras�; po drodze pr�bowa�a swo- j� bransolet� ID na wszystkich dozownikach, kt�re si� jej nawin�y, bez wzgl�du na to, co wypluwa�y. Ka�d� zdobycz chowa�a pod sfa�dowany na plecach kombinezon, w r�ka- wach lub w nogawce. Obci��a�o j� to coraz bardziej i spo wolnia�o, ale poradzi�a sobie. Kiedy dzie� si� sko�czy�, mia�a do�� �wolniak�w" i nie legalnie zdobytych d�br, �eby spokojnie prze�y� nast�pn} miesi�c. A mo�e i sze�� tygodni; potem rozejrzy si� n kolejn� robot�. 2 � Nie by�o w tym niebezpiecze�stwa czy gro�by � t�u- maczy�a Rhyssa Owen Saszy Rozninowi, kt�ry sta� obok jej pos�ania; w oczach Saszy p�on�� gniew; dotkn�a jego ramienia, chc�c roz�adowa� napi�cie i popar�a s�owa my�- lowym przekazem: � Popatrz, to ciekawo��. �W�amanie", nie gro�ba. Roznin �zobaczy�" i uspokoi� si�, lecz nadal wpatrywa� si� z pretensj� w zapis porannego snu Rhyssy: du�a czarna plama �wiadczy�a, �e jaki� �my�lowy" intruz wyrwa� Rhys- s� z fazy REM i gwa�townie obudzi�. Rhyssa Owen, dyrektor Centrum dla Parapsychologicz- nych Talent�w Wschodniego Wybrze�a Ameryki P�noc- nej, mieszka�a w dawnej posiad�o�ci Hennera � ostoi drzew, gazon�w i ogrod�w � w Palisades, nad rzek� Hudson. �w archaiczny relikt dwudziestowiecznych wil- lowych suburbii przerywa� monotoni� liniowc�w zamiesz- kiwanych przez miliony tych, kt�rzy �yli i pracowali w ko- losalnym kompleksie Jerhattanu. Dom Rhyssy niczym si� nie wyr�nia� spo�r�d innych, prawie �e wiejskich, trzypi�t- rowych budyneczk�w, rozrzuconych w�r�d drzew i ogro- d�w. Podobnie jak wszystkie inne siedziby Talent�w, by�y one ekranowane i chronione przed niezapowiedzianymi wtargni�ciami. Owe ekrany by�y tak pomys�owe, �e o ist- nieniu Centrum nie wiedzieli nawet ci, kt�rzy zamieszkiwali wielkie liniowce zbudowane na obrze�ach jego rozleg�ych teren�w. Nikt wi�c nie powinien si� wdziera� do umys�u Rhyssy, tym bardziej podczas jej snu. � Paskudne, �e tak ci� poderwali. Potrzebujesz ka�dej chwili wypoczynku, jak� ci si� uda zdoby� � i Sasza wys�a�" obraz siebie i Rhyssy, zwini�tych w k��bek w jej ��ku i opatulonych grubym, puchatym kocem. - Tak tak � odpar�a Rhyssa; zareplikowa�a obrazem stopy wypychaj�cej Sasz� z ��ka. � / tak by� nic nie poradzi�, misiaczku, nawet gdyby� tu by�. To wszystko dzia�o si� w mojej g�owie, w snach. Poza tym to tw�j koc, nie m�j. Ja nigdy nie korzystam z pled�w. Rhyssa u�miechn�a si� do� i zamruga�a powiekami, kpi�c z projekcji Saszy. Z rezygnacj� uni�s� brwi. Oby- dwoje uwielbiali t� gierk�. Bawili si� tak od lat. � Dobra, dobra. Nie wykr�caj si� � powiedzia� Sa- sza. � Chcia�bym wiedzie�, kto wdar� si� do twego umys�u? I po co? � Ot� to! � Rhyssa skrzy�owa�a ramiona i zapatrzy�a si� na niskie chmury i przygn�biaj�cy deszcz, zas�aniaj�cy wspania�� panoram� Jerhattanu. � To mnie niepokoi i zdu- miewa. � Nie my�l teraz o tym, Streaky. B�dziesz potrzebowa� ca�ej swojej energii, �eby sobie poradzi� z zelotami. � Tu Sasza przes�a� obraz trzech os�b; ka�da z nich mia�a tak spl�tane ko�czyny, �e przypomina�a orientalny fetysz, na karykaturalnych twarzach malowa�o si� nieprzejednanie i sceptycyzm. � O, nie! Przesta�! � Rhyssa ze �miechem rozpl�ty- wa�a ramiona i nogi, przywracaj�c ka�dej postaci w�a�ciwy wygl�d, wyg�adzaj�c tuniki i spodnie. � Przecie� nie mog� pami�ta� takiego obrazu, je�li mam z nimi powa�nie roz- mawia� o pilnym zapotrzebowaniu na Talenty, kt�rych nie znalaz�am. I tak s� wystarczaj�co zabawni. � W porz�dku. Zas�u�yli sobie na to. Czy mam po- prosi� Sirikit, �eby przejrza�a zapisy i sprawdzi�a, kiedy to si� zdarzy�o po raz pierwszy? Co za zuchwalstwo! � Sasza da� wyraz swojej irytacji. � To jest my�l. � Rhyssa u�miechn�a si� ponuro. � Dopiero tego ranka wpad�am na pomys� sprawdzenia za- pisu. Naprawd� potrzebuj� snu. � Pewno to jaki� ujawniaj�cy si� Talent, kt�ry nie ma Poj�cia o elementarnych zasadach. Tak bym chcia�, �eby nie nadu�ywali swoich nowo odkrytych zdolno�ci umys- �owych. � I to Talent o pot�nej mocy! � Rhyssa z�o�liwie przes�a�a obraz m�odziutkiej Madlyn Luvaro i ludzi ucie- kaj�cych przed falami d�wi�ku wydobywaj�cymi si� z sze- roko otwartych ust dziewczyny. Sasza skrzywi� si�. Madlyn Luvaro dysponowa�a umie- j�tno�ci� wysy�ania �my�lowego" wrzasku, kt�ry m�g� do- si�gn�� stacji kosmicznej i dowolnego z jej dok�w. Roznin zajmowa� si� szkoleniem i to w�a�nie on mia� nauczy� Madlyn, jak ogniskowa� i �agodzi� �w �my�lowy" g�os. Dziewczyna adorowa�a go �arliwie i okazywa�a k�opotliw� zaborczo��: coraz trudniej by�o mu to ignorowa�, wi�c z uporem podtrzymywa� wra�enie, �e on i Rhyssa ju�, ju� maj� zawrze� trwa�y zwi�zek. Rhyssa � uprzejmie � temu nie zaprzecza�a. � Powiem Sirikit, �eby sprawdzi�a, czy nie ma innych �w�ama�". Rhyssa potrz�sn�a g�ow�, ziewn�a i usiad�a przy biur- ku; si�gn�a kinetycznie po plik zapis�w, uk�adaj�c je w wa- chlarz tak, �eby kod by� widoczny. Wybra�a ten, o kt�ry jej chodzi�o, a pozosta�e u�o�y�a w r�wny stosik, kodami na zewn�trz. Wybrany zapis wsun�� si� w odtwarzacz; siateczka czytnika sp�yn�a z zaczepu i lekko osiad�a na g�owie kobiety. Rhyssa poprawi�a palcem przylg� na lewej skroni. � Nie znajdziemy go tutaj � powiedzia�a i by�a r�wnie zaskoczona jak Sasza, �e powiedzia�a �go", a nie �jej". � C�, chyba ten przelotny kontakt da� mi wi�cej informacji, ni� podejrzewa�am. � Jaki� tajemniczy kochanek? � Mo�e i tak � mrukn�a Rhyssa. **Obraz: przebieg�y u�mieszek i zalotna minka skiero- wane do jakiego� mglistego cienia.** Chocia� stara�a si� zachowa� beztroski ton, Roznin wyczu�, jak zdumia�a j� nawet taka nik�a identyfikacja. � Sprawdz� to � oznajmi� i wyszed�. Kiedy spada� szybem antygrawitacyjnym z wie�y Rhyssy do rozleg�ego kompleksu podziemnego, gdzie prowadzono wi�kszo�� bada� i szkolenia, towarzyszy� mu pulsuj�cy �yciem my�lowy obraz Rhyssy Owen siedz�cej przy biurku; jej czarne w�osy okrywa�a siateczka czytnika, wyra�nie widoczna na tle szerokiego, srebrzystego pasma, rozja�- niaj�cego czupryn� kobiety od dziesi�tego roku �ycia. Owo pasmo poszerza�o si� z ka�dym rokiem � kiedy Rhyssa dobiegnie czterdziestki, jej w�osy b�d� jak celtyckie srebro. Sasza pomy�la�, �e Rhyssa Owen zawsze zachowa m�o- dzie�cz� twarz, tak jak jej ojciec i znakomity dziadek, Daffyd op Owen; m�odzie�cz�, pe�n� �ycia, z ciemnymi niebieskimi oczami b�yszcz�cymi inteligencj�, poczuciem humoru i nieposkromion� energi�. Rhyssa by�a niemal r�wnie wysoka jak m�czy�ni z jej rodziny; odrobink� za szczup�a, ubiera�a si� elegancko, chocia� cz�sto do�� dzi- wacznie: zazwyczaj w d�ugie, powiewne szaty, wyr�niaj�ce j� w spo�ecze�stwie, kt�re ograniczy�o do minimum ozdob- no�� stroju. Nie by�a �adna � rysy twarzy, cho� delikatne, by�y nieregularne i ��le dopasowane"; prawy oczod�, nieco krzywy, nadawa� jej cz�sto �obuzerski wyraz, na co nie da�by si� nabra� nikt, kto j� zna�. Lekko garbaty nosek sprawia�, �e mia�a dumny i wynios�y profil; i jeszcze mocno zarysowana szcz�ka oraz zbyt wydatne usta. Jednak nikt, kto spotka� Rhyss� Owen, nie zwraca� uwagi na takie szczeg�y. Po swoich rodzicach odziedziczy�a charyzmaty- czn� osobowo�� i silne uzdolnienia psioniczne, a po dziad- ku � kt�ry walczy� o zachowanie pozycji Talent�w w obec- nej socjo-ekonomiczno-politycznej atmosferze � wyrafino- wanie i przebieg�o��. Sasza Roznin � Talent ju� trzeciej generacji, o trzy miesi�ce m�odszy od Rhyssy � wola� swoje obecne stano- wisko naczelnego szkoleniowca i szefa werbunku w Cent- rum, bo przez ca�e �ycie usi�owa� poskromi� sw�j don- kiszotowski temperament. Nie dla niego owe kontakty z oficjelami, z czym tak wspaniale radzi�a sobie Rhyssa. Ona potrafi�a �by� ponad" szarpi�cymi nerwy nasiad�w- kami z zarz�dcami Jerhattanu i innymi paskudnymi deta- lami, kt�re jego ju� po pi�ciu minutach doprowadzi�yby do furii. Za to Sasza wykazywa� niezmierzon� wr�cz cierpliwo�� wobec �wie�o ujawnionych Talent�w: schlebia� im, roz- pieszcza� je, utrzymywa� w karbach, umiej�tnie rozprasza� ich obawy oraz pozwala� zyska� pewno�� siebie. A kiedy Rhyssa wypomnia�a przy pewnej okazji, �e takie rozwija- j�ce si� Talenty s� � na sw�j spos�b � r�wnie niezno�ne jak zarz�dcy, Roznin twardo odpar�, �e Talenty przynaj- mniej ucz� si� na swoich b��dach. Istnia�o tak wiele odmian Talent�w, o rozmaitej mocy: jasnowidze, kt�rzy potrafili przewidzie� zdarzenia, zwykle takie, co mia�y katastrofalny wp�yw na �ycie mn�stwa innych ludzi; tacy, kt�rych �wizje" ogranicza�y si� do ludzi im znanych lub powierzonych ich pieczy; wreszcie ci, kt�- rych prekognicja dotyczy�a ognia, wody, kobiet, m�czyzn, dzieci � �wyb�r" mo�liwo�ci r�wnie rozleg�y jak si�a per- cepcji. N�jpowszechniej spotykanym Talentem by�a telepatia, cho� niekt�rzy mogli tylko odbiera� my�li, a inni � tylko nadawa�. Telepaci wyczuwali emocje i reagowali na te, kt�re przewa�a�y. Jednak�e wyszkolony teleempata by� w stanie albo st�umi� negatywne aury, albo wzmocni� te pozytywne; potrafi� roz�adowa� napi�cie t�umu i tym sa- mym zapobiec jego przemianie w t�uszcz�. Istnia�y Talenty, kt�re umia�y �znajdowa�" obiekty na podstawie wzoru, a w przypadku ludzi czy zwierz�t � na podstawie czego�, z czym mieli lub mia�y bezpo�redni kontakt. Telekinetycy mogli pracowa� na najwi�kszych przedmio- tach lub na cz�steczkach niewidocznych go�ym okiem albo nawet w mikroskopie; lecz by� tylko jeden Talent manipu- luj�cy genami � Ruth Horvath. Telekinetycy byli niezb�- dni w tak wielu dziedzinach �ycia, �e ludzi obdarzonych takimi uzdolnieniami zach�cano do wydawania na �wiat jak najwi�kszej liczby dzieci. Najrzadziej trafiali si� �pe�nokrwi�ci" podw�jni telepa- ci � jak Rhyssa � kt�rzy mogli wysy�a� i odbiera� ko- munikaty jak �wiat d�ugi i szeroki, dop�ki nie natrafili na osob�, z kt�r� chcieli �rozmawia�". Rhyssa umia�a wnik- n�� do ka�dego m�zgu nie chronionego czy to cieniutk� metalow� pow�ok� noszon� przez nerwicowc�w, czy to wrodzon� �tarcz�" dan� bardzo niewielu ludziom. Sasza tak�e by� podw�jnym telepat�, obdarzonym du�� moc�, lecz nie mia� takiego fenomenalnego zasi�gu jak Rhyssa; i nie �a�owa� tego. Kiedy tylko jej dziadek zorien- towa� si� w zasi�gu i mocy uzdolnie� wnuczki, dziewczyn� przypisano do kierownictwa Centrum i zwi�zanych z tym obowi�zk�w. Roznin wymy�li� sobie kilka sztuczek, dzi�ki kt�rym nigdy si� nie czu� przez Rhyss� zagro�ony ani jej nie zazdro�ci�. Swobodnie korzysta�a ze swego Talentu. Sasza us�ysza� Madlyn Luvaro, zanim wyl�dowa� na poziomie sutereny. Pr�bowa�a milcze� z takim skutkiem, jakby stepowa�a na powierzchni wzmacniaj�cej d�wi�k. � To si� nie uda, Madlyn, dop�ki si� nie nauczysz t�umi� swojej emanacji. Niew�a�ciwy przep�yw! �eby si� �uciszy�", potrzebujesz s�abej pozytywnej energii. � O kurcz�, my�la�am, �e w�a�nie j� mam! Przes�ana odpowied� by�a pe�na skruchy i zniech�cenia. Sasza wyszed� z szybu i zobaczy� przyci�ni�t� do �ciany dziewczyn�. � �S�ysza�am", �e nadchodzisz. � Wielki post�p! � �odmy�la�". Przechodz�c obok niej, �artobliwie szarpn�� j� za kosmyk sk��bionych, g�stych, czarnych w�os�w. Zast�pi�a mu dro- g�; wielkie, wyraziste oczy patrzy�y ponuro. Madlyn by�a wspaniale zbudowan� osiemnastolatk�; usposobienie odpo- wiada�o zmys�owemu wygl�dowi. I ona, i jej Talent do- jrza�y, gdy mia�a czterna�cie lat i od tej pory Sasza usi�owa� wpoi� dziewczynie niezb�dn� dyscyplin�, kt�rej musia� si� nauczy� ka�dy Talent; a ju� ona na pewno powinna si� temu podda�, zanim b�dzie mo�na wykorzysta� jej zdo- lno�ci. � Sirikit ju� si� tym zaj�a. � Roznin nie pr�bowa� st�umi� niepokoju. � Kto� niepokoi Rhyss�? **Obraz Madlyn dusz�cej wielkiego, bezkszta�tnego in- truza, zwijaj�cej go w kulk�, kt�r� spuszcza z wod� w to- alecie.** Sasza parskn��: dziewczyna naprawd� mog�aby zaatako- wa� to, co zagra�a�oby Rhyssie. I kto w Centrum by tego nie zrobi�? Jedn� z zalet teleempatii by�o to, �e natychmiast rozu- miano twoje potrzeby. Sirikit ju� przegl�da�a encefalogra- my Rhyssy z ca�ego poprzedniego miesi�ca. Na niekt�rych widnia�y znaki �wiadcz�ce o wymuszonym przebudzeniu. �G�sie jajko" � wymy�lone po to, �eby monitorowa� dziwne �wietlne rozb�yski dr�cz�ce kosmonaut�w � by�o znakomite do rejestrowania m�zgowych fal delta, b�d�- cych, jak to odkryto, siedliskiem paranormalnych, czyli pozazmys�owych uzdolnie�. Talent nauczony rozpoznawa- nia niewielkich zmian poprzedzaj�cych aktywno�� paranor- maln�, wk�ada� siatk� rejestruj�c� dzia�alno�� m�zgu. Wie- le Talent�w � szczeg�lnie jasnowidze � nosi�o takie siatki dzie� i noc. By�y leciute�kie, z mocnych, delikatnych dru- cik�w w kolorze w�os�w danej osoby. Taka siatka mia�a bezpo�redni� lub zdaln� ��czno�� z g��wnym bankiem da- nych Centrum, wi�c przypadki paranormalnej aktywno�ci mog�y by� oficjalnie zapisywane, badane i konsultowane. Mo�na by�o udowodni� wszystkim niedowiarkom, �e poza- zmys�owa percepcja istnia�a naprawd�. � Sp�jrz na zapisy Rhyssy. Nie ma w�tpliwo�ci, �e incydenty s� coraz cz�stsze � zwr�ci�a si� Sirikit do Saszy, kiedy podszed� do urz�dzenia u�ywanego do takich por�w- na�. � Pierwszy wydarzy� si� przed trzema tygodniami, drugi � cztery dni po nim, nast�pny po trzech dniach, a w ostatnim tygodniu noc po nocy, ze cztery razy. Sasza: Osobliwa pora dla podgl�dacza! Sirikit: Kiedy trzy czwarte populacji �pi w ��kach. Madlyn: Bezsenno��? Sasza u�miechn�� si� � nie tylko przyciszy�a odpowied- nio �g�os", ale i odebra�a ow� kr�tk� wymian� my�li. Madlyn mo�e i by�a obdarzonym du�� moc� �nadawcz�", ale �s�ysza�a" tylko tych, kt�rzy byli blisko niej. Roznin: Nastolatka zwykle trzeba sil� wyrywa� ze snu. Rhyssa s�dzi, �e to jaki� rozkwitaj�cy Talent. Madlyn: W k�ko mi powtarzasz, �e rozkwitaj�cy Talent nie przestrzega �adnych zasad. � Co z rejestrem bezsennych? � spyta�a Sirikit. � Zaraz to zaprogramuj� � odpar�a Madlyn. Odrzuci�a w ty� bujn� grzyw�, usiad�a przed monitorem i wstuka�a przypisane Centrum kody umo�liwiaj�ce dost�p do ka�dego banku danych na �wiecie. Pozwala�o jej to na korzystanie ze zwyk�ych danych, cho� trzeba by�o zna� specjalne has�a, �eby si� dosta� do poufnych plik�w. Mad- lyn mo�e i razi�a nadmiernym seksualizmem, lecz umys� � zawsze dost�pny kontroli � mia�a r�wnie przejrzysty i szczery jak dziecko. � C�, to nic nie da � orzek�a dziewczyna. � Bezsen- no�� mo�e si� przytrafi� ka�demu. Najcz�stsz� przyczyn� jest l�k. Niekt�rzy ludzie, zw�aszcza starsi, �pi� tylko przez cztery godziny w ci�gu nocy! **Grymas przera�enia na- k�adaj�cy si� na skulone cia�o w sk��bionym pos�aniu.** A ja jestem rozbita, je�li nie prze�pi� o�miu godzin! Sirikit podnios�a si� znad b�bn�w ustawionych tak, �eby uwidoczni� ��lady w�amania". Sirikit: Trzecia trzydzie�ci do czwartej, za wcze�nie dla wi�kszo�ci pracuj�cych na dni�wki, nawet dla obs�uguj�cych transport i t�oczenie powietrza. Roznin nachyli� si� ponad jej ramieniem i wpatrywa� w szpule, jakby chcia� zmusi� zagadk�, �eby si� rozwi�za�a. Sasza: Pod��cz si� do jej siatki. Madlyn g��boko wci�gn�a powietrze i wpatrywa�a si� w niego nieruchomo. Sirikit zamruga�a powiekami, wes- tchn�a i podesz�a do g��wnej klawiatury, �eby wpisa� odpowiedni program. � Jaki� poranny poszukiwacz wra�e� musi przelaty- wa� nad Centrum. Pod��cz alarm do jej siatki i z�apiemj go na gor�cym uczynku. � W g�osie Saszy brzmia�a ch�� zemsty. Madlyn pos�a�a mu zatroskane spojrzenie. Czu�a bij�cj ode� fal� silnej, negatywnej energii. 3 Barczenka, Duoml i zarz�dca, jego wysoko�� ksi��� Pha- nibal Shimaz byli gotowi do spotkania z dyrektorem Cen- trum Parapsychologicznego, Rhyss� Owen, w wie�y zarz�d- cy Jerhattanu, olbrzymiej budowli w �rodku Central Parku, ostatniego reliktu dziewi�tnasto- i dwudziestowiecznego Manhattanu. Wie�a g�rowa�a ponad najwy�szymi budow- lami o charakterze handlowym; na wierzchu tkwi�y grona �mis" ��czno�ciowych, przez co wygl�da�a jak groteskowy p�k sztywnych stokrotek wetkni�tych w olbrzymi� szklan� kostk�. Pojazdy lataj�ce, osadzone na l�dowisku, przypo- mina�y obw�dk� z wielobarwnych li�ci. Pierwsza wesz�a Ludmi�a Barczenka; dziwaczny podska- kuj�cy ch�d �wiadczy�, �e wzu�a buty anty grawitacyjne. Stanowisko zarz�dcy budowy stacji kosmicznej sprawia�o, �e niecz�ste powroty jej wznios�o�ci pani in�ynier w zasi�g dzia�ania ci��enia ziemskiego stawa�y si� nie�atw� pr�b� � dla tych, z kt�rymi si� kontaktowa�a. Powierzchowno�� Ludmi�y ani troch� nie �agodzi�a szorstkiego usposobienia: by�a to niewiasta kr�pa, gruboko�cista, lecz nie oty�a; twarz mia�a szerok� i p�ask�, o pospolitych rysach; kr�tko ostrzy- �one w�osy pr�niowca dope�nia�y obrazu twardej osobo- wo�ci. Jasne, b��kitne oczy tylko wzmaga�y og�lne wra�enie zimnej, nieugi�tej nieust�pliwo�ci. Na domiar wszystkiego Ludmi�a zawsze nosi�a cienki, metalowy kask ekranuj�- cy � co stanowi�o niemal obelg� dla Rhyssy jako dyrektora Wschodniego Centrum. Nic nie mo�na by�o zarzuci� od- daniu jej wznios�o�ci pani in�ynier, lecz �w kask, niestety, raz jeszcze dowodzi�, �e kompletnie jej brakowa�o taktu i manier. Rhyssa nie by�a pewna, czy Barczenka �ekranowa�a si�" po to, �eby mie� ca�kowite poczucie bezpiecze�stwa, czy te� dlatego, �e si� chorobliwie obawia�a Talent�w, kt�rych us�ug potrzebowa�a r�wnie rozpaczliwie, jak bola�a nad ich uzdolnieniami. Sasza by� przekonany, �e Ludmi�a ma jaki� Talent � chocia� nie mo�na tego sprawdzi� � i �e z ca�ych si� odpycha uznanie takiej mo�liwo�ci. Druga Stacja mia�a zosta� uko�czona � i to bez przekroczenia bud�etu �- do ko�ca tego roku. Je�li si� we�mie pod uwag�, �e op�nienia w budowie Pierwszej Stacji Laboratoryjnej wynosi�y pi�� lat i �e przekroczono bud�et o ca�e tryliony � to nale�y przyzna�, �e jej wznios�o�� pani in�ynier dokona�a nie byle jakiego wyczynu. Mo�liwo�� podr�y mi�dzygwiezdnych i fakt, �e planety nadaj�ce si� do zamieszkania znajdowa�y si� w dw�ch �pobliskich" systemach, powodowa�y wr�cz niewiarygodn� presj�, �eby wreszcie zapocz�tkowa� pro- gram kolonizacji. Lecz najpierw trzeba by�o sko�czy� Dru- g� Stacj� � najwa�niejsz� odskoczni� ku gwiazdom. Pro- jekt mia� og�lno�wiatowy priorytet i entuzjastyczne popar- cie ka�dej politycznej i ekonomicznej frakcji na Ziemi. Rhyssa wiedzia�a � cho� tego nie rozg�aszano � �e jej wznios�o�� pani in�ynier, pomimo wszystkich wysi�k�w, zaczyna�a pozostawa� w tyle za harmonogramem. Kr��y�y pog�oski, �e Barczenka sypia tylko cztery godziny, �e za dnia wykonuje olbrzymi� parti� roboty i �e oczekuje tego samego od wszystkich pracuj�cych przy Projekcie. Tak si� jednak nieszcz�liwie z�o�y�o, �e nie mia�a ani osobowo�ci, ani umiej�tno�ci post�powania, kt�re budzi�yby lojalno�� czy to wobec niej, czy wzgl�dem Projektu. Talenty pocz�t- kowo zgodzi�y si� pom�c, ale potem jeden po drugim odmawia�y odnowienia kontraktu. Na nic si� zda�y wszelkie pr�by zwabienia ich z powrotem do pracy przy Drugiej Stacji. Za Ludmi�� szed� szef personelu, Per Duoml; porusza� si� ci�ko, jak kto� przyzwyczajony do mniejszego ci��enia, ale radzi� sobie bez but�w antygrawitacyjnych. Pochodzi� z Finlandii; by� r�wnie zdolny i oddany sprawie jak Bar- czenka, lecz nieco przyst�pniejszy ni� ona. Talenty lubi�y pracowa� z Duomlem: by� uczciwy, kompetentny i uda�o mu si� nam�wi� kilka z nich do zawarcia specjalnych, kr�tkoterminowych um�w. Z licznej warstwy bezrobotnych z ca�ego �wiata werbowano od czasu do czasu ch�tnych do fizycznej pracy przy budowie Drugiej; Talenty mog�yby wykona� t� robot� sprawniej i z mniejszym ryzykiem. Nie- kt�re z nich nawet pracowa�y na kr�tkich kontraktach przy konstrukcji zr�bu Drugiej, ale si� nie zgodzi�y na rozsze- rzenie zakresu swoich obowi�zk�w, a nie mo�na ich by�o do tego zmusi�. I cho� Rhyssa skontaktowa�a si� z dyrek- torami wszystkich �wiatowych Centr�w, nie zdoby�a dla Duomla nikogo. Za Perem wkroczy� dostojnie zarz�dca programu, ksi��� Phanibal Shimaz; jego obecno�� wcale si� Rhyssie nie po- doba�a. Wykorzystywa� ka�d� sposobno��, �eby si� o ni� otrze�. By� wszechobecny: arogancki i zupe�nie nieczu�y na otwarcie mu okazywan� niech��, trawiony nieodwzajem- nionym po��daniem, kt�re Rhyssa uwa�a�a za wstr�tne od samego pocz�tku, od czas�w kiedy by�a tylko asystentk� dziadka. Ksi��� by� komputerowym geniuszem � niekt�- rzy twierdzili, �e ju� w ��obku my�la� kodami dw�jkowymi, a przy z�bkowaniu zamiast gryzaka dostawa� chipsy; tu� w okolicach dwudziestki opanowa� zastosowanie W�z��w Josephsona (dla niego by�o to �idiotycznie proste") do absolutnie bezkolizyjnego sterowania nasilonym ruchem powietrznych transportowc�w i dron�w obs�uguj�cych g��- wne magazyny i lataj�cych ponad g�sto zaludnionymi ob- szarami. Teraz pracowa� nad ustaleniem regu� r�wnie bez- piecznego i p�ynnego transportu kosmicznego. Rhyssa przybra�a odpowiedni wyraz twarzy i �nastroi�a" umys�; owa tr�jka sadowi�a si�, a ona u�miecha�a si� z ser- deczno�ci�, kt�rej wcale wobec nich nie odczuwa�a. � Oczywi�cie nie masz potrzebnej nam ekipy � za- cz�a prosto z mostu Ludmi�a g��bokim, gard�owym g�o- sem, prawie bez �lad�w akcentu ojczystego j�zyka; jasne oczy patrzy�y oskar�ycielsko na Rhyss�. � Stale ci powtarzam, zarz�dco, �e nie mog� i nie chc� zmusza� Talent�w do pracy w przestrzeni. Ludmi�a uderzy�a pi�ci� w st� � pe�ne b�lu skrzywie- nie zdradzi�o Rhyssie, �e zawiedziona jej wznios�o�� pani in�ynier zapomnia�a o r�nicach ci��enia. Jej wznios�o�� wyci�gn�a zmaltretowan� d�o� w ge�cie, kt�ry w stacji kosmicznej by�by pe�en ognia � tu natomiast by� nieco przyci�ki i bez gracji. � Powinna� nalega�... � Mog� nalega�, a oni mog� si� temu opiera� � wyja�- ni�a spokojnie Rhyssa. � Jak�e mog� dotrzymywa� termin�w, skoro brak mi ludzi do wykonywania niezb�dnych prac? Co dnia zostaje- my o par� minut w tyle; minut, kt�re twoi ludzie mogliby nadrobi� w sekund�. Nie zostan� w tyle za harmonogra- mem. Zd��ymy na czas. Musimy mie� odpowiednich pra- cownik�w. M�wi�a� mi, �e ich masz, a oto dow�d. � Lud- mi�a wyci�gn�a spod tuniki p�ytk� i machn�a ni� przed Rhyss�. � W tym nagraniu z ca�� pewno�ci� m�wi�, �e skon- taktuj� si� z ka�dym Centrum i przedstawi� twoje specy- ficzne zapotrzebowanie. Natomiast nigdy nie obiecywa�am, �e uzupe�ni� braki w zatrudnieniu. � Stale kogo� werbujesz. Wszystkim wiadomo, �e zna- laz�a� nowe Talenty... � Wyp�owia�e oczy Barczenki zw�- zi�y si�, patrzy�y gro�nie i jadowicie. � Ale to wcale nie znaczy, �e ci nowo zwerbowani maj� poszukiwane przez ciebie kinetyczne uzdolnienia � wtr�ci�a g�adko Rhyssa, zanim Ludmi�a odzyska�a g�os. � I na pewno nie b�d� namawia� �surowych" Talent�w, �eby si� nara�a�y na niebezpiecze�stwa przestrzeni... � Czemu nie? � Barczenka zby�a t� uwag� zamaszys- tym machni�ciem r�ki, chowaj�c przy okazji p�ytk� do kieszeni. � W trakcie pracy uczyliby si� przydatno�ci, ostro�no�ci, zdobywaliby specjalizacje. Pokochaliby kos- mos. Zarobiliby wiele kredyt�w i staliby si� bogaci. � Talenty nie gromadz� bogactw, zarz�dco � oznajmi� Per Duoml monotonnym, matowym g�osem; ani na mo- ment nie odwraca� spokojnych oczu od twarzy Rhyssy. � Bzdura! Ka�dy gromadzi bogactwa! � Ludmi�a �y- wi�a zdecydowan� pogard� dla altruist�w. � Na pocz�tku pracowa�o dla nas wiele Talent�w. � Chcieli�my wspiera� Projekt � wtr�ci�a Rhyssa � lecz nie zgodzi�a� si� na ich warunki, kiedy przysz�o do odnawiania kontrakt�w. � Jakie� g�upie wymagania, dla nas nie do przyj�cia. Co najwy�ej sze�ciogodzinne zmiany, a przecie� my pracu- jemy na platformie przez dwadzie�cia cztery godziny. Spe- cjalna ochrona przed ha�asem. W przestrzeni nie ma ha�a- su. � Barczenka pogardliwie i gniewnie patrzy�a na Rhyss�. � Owe d�wi�ki s� niedos�yszalne dla ciebie, lecz nad wyraz nieprzyjemne dla nadwra�liwych... � Ba! Nadwra�liwi! � Ludmi�a zn�w zby�a t� uwag� niedba�ym gestem. � Zepsuci, rozpieszczeni; zbyt si� o nich troszczycie. � Nie, madame Barczenka, wcale nie zepsuci i nie rozpieszczeni. Lecz na pewno si� o nich troszczymy � zde- nerwowa�a si� Rhyssa. � Talenty to wykwalifikowany personel i nale�� si� im pewne wzgl�dy, �eby mogli jak najlepiej wykorzysta� swoje uzdolnienia we wrogim �rodo- wisku przestrzeni. � To niewiarygodne, �e tak nieliczna grupka mo�e mie� a� taki wp�yw na gospodark� naszego �wiata � ci�gn�a Barczenka, jakby nie s�ysza�a powy�szej uwagi. � Kiedy zamawiam potrzebne nam materia�y, to wsz�dzie � na lotniskach, na kosmodromach, w przemy�le � spotykam Talenty, kt�re s� mi niezb�dne do uko�czenia najwa�niej- szego na �wiecie Projektu; Projektu ciesz�cego si� powsze- chnym poparciem; Projektu, dzi�ki kt�remu ludzko�� zdo�a si� wyrwa� poza granice Uk�adu S�onecznego i b�dzie mog�a bada� gwiazdy. A ty i dyrektorzy pozosta�ych Cen- tr�w nie pozwalacie, �ebym zaanga�owa�a potrzebnych mi specjalist�w. � Tu wcale nie chodzi o zgod� dyrektor�w Centr�w, lecz o decyzj� samych zainteresowanych � przypomnia�a jej Rhyssa. � Dyrektorzy Centr�w tylko negocjuj� po- szczeg�lne kontrakty zawieraj�ce stosowne gwarancje. � Mog� kupi� kontrakty � zabrzmia�o to jak gro�ba, � Takich kontrakt�w si� nie sprzedaje, in�ynier Bar- czenka. Gdyby� si� zgodzi�a na niezb�dne gwarancje, mia- �aby� wi�cej szcz�cia w anga�owaniu Talent�w! � odpar�a twardo Rhyssa, kt�rej dogmatyzm Ludmi�y ju� zaczyna� dzia�a� na nerwy. Rhyssa Owen mog�a nie dostrzega� �a�obnej miny Pera Duomla; udawa�o si� jej nie patrze� w p�on�ce oczy ksi�cia Phanibala, na jego lekko wilgotne wargi i nozdrza pulsuj�ce przyspieszonym oddechem � lecz owe trzy pary bezustan- nie wpatrzonych w ni� oczu wyprowadza�y j� z r�wnowagi. Zwi�kszy�a kontrol� nad obwodowym uk�adem i uda�o si� jej zachowa� u�miech na wargach. � Mo�esz nalega� � powt�rzy�a Ludmi�a. � We wszy- stkich kontraktach jest klauzula, �e w razie nag�ej potrzeby Centrum mo�e je uniewa�ni�. Rhyssa opanowa�a gwa�towny przyp�yw gniewu wywo- �any przez fakt, �e Barczence pokazano kontrakty Talen- t�w; potem przypomnia�a sobie, �e tre�� takich kontrakt�w by�a og�lnie znana. � Moi koledzy dyrektorzy najwyra�niej nie uwa�aj�, �e jeste� w krytycznej sytuacji, in�ynier Barczenka. � A ja twierdz�, �e tak! � Ludmi�a po raz pierwsy si� zdenerwowa�a. � Twierdz�, �e musz� mie� wi�cej ludzi, �eby sko�czy� na czas �w Projekt o og�lno�wiatowym priorytecie! � Masz nieograniczony dost�p do ca�ej puli robot- nik�w. � Te� co�! Oni s� do niczego. T�pe, niewykszta�cone, nie daj�ce si� do niczego przyuczy� wieprze! Nie zbuduj� platformy, maj�c tylko ich. Potrzebni mi s� kinetycy. I b�d� ich mie�. Daj� ci na to moje s�owo! Ludmi�a odwr�ci�a si� na pi�cie i chwiejnie odmaszero- wa�a; ksi��� Phanibal pod��y� za ni�. � Nawet i sze�ciu kinetyk�w znakomicie poprawi�oby sytuacj� � rzek� z uk�onem Per Duoml. � Ju� par� razy to wyja�nia�am, Perze Duoml: zapew- nijcie Talentom ekranowane kwatery i sze�ciogodzinne zmiany, a na pewno ich zdob�dziecie. Skoro macie tyle kredyt�w, �e mo�ecie sobie pozwoli� na liczne podr�e na Ziemi� w celu werbowania Talent�w, to na pewno wystar- czy wam �rodk�w, �eby tym ludziom zapewni� na Drugiej odpowiednie warunki! � In�ynier Barczenka musi �ci�le trzyma� si� ustalone- go bud�etu. W pomieszczeniach personelu nie mo�na do- konywa� �adnych zmian. � No, to niech in�ynier Barczenka sama si� martwi o wyniki. � Rhyssa gor�co pragn�a, �eby Per Duoml �ods�oni�" sw�j umys�; przekaza�aby mu wtedy bezpo�red- nio wiadomo��, kt�rej nie mog�a ubra� w s�owa. � Po- trzebni wam s� kinetycy, kt�rzy przy monta�u Drugiej zdo�aliby przemieszcza� obiekty znacznej wielko�ci. Musicie te� mie� kinetyk�w zdolnych ��czy� w pr�ni najprecyzyj- niejsze elementy. Oba zadania wymagaj� tej samej energii kinetycznej i s� bardzo wyczerpuj�ce. Wykonuj�cy je ludzie potrzebuj� spokoju, �eby odzyska� si�y; s� wyczuleni na drgania samej Drugiej, na nieludzkie zag�szczenie pomiesz- cze�, na brak mo�liwo�ci odizolowania si� i na przera�aj�co n�dzne racje �ywno�ci, zbyt ma�e, �eby mogli zregenerowa� cia�a i umys�y. Per Duoml oboj�tnie skin�� g�ow�, potem wzruszy� ra- mionami � nie mia� ochoty tego komentowa�; odwr�ci� si� i odszed�. Zostawi� Rhyssie jakie� niejasne, niemi�e przeczucia. �Pomy�la�a" pytanie do Sirikit, pe�ni�cej dy�ur w punkcie kontrolnym Centrum: � Nadaj� jacy� jasnowidze? Sirikit: Nie. A spodziewasz si� jakiego�? Rhyssa: **Obraz ponurej, zawzi�tej twarzy Ludmi�y Ba- rczenki.** Mo�e! 4 Ch�opiec mrugn�� trzy razy i kana� na sufitowym ekranie zn�w si� zmieni�. Westchn��. Znowu jaka� staro�, kt�r� widzia� ju� tyle razy, �e pami�ta najlepsze kawa�ki. Mruga�, zmieniaj�c kana�y, a� zda� sobie spraw�, �e nie znajdzie niczego ciekawego. Nie by�o nawet �adnego nowego pro- gramu edukacyjnego. Fajnie by�o ogl�da� Tri-D podczas d�ugich nocy w pierwszych tygodniach sp�dzonych w szpi- talnej sali. �Wy��cza� si�", gdy przesta�y go dr�czy� b�le g�owy. Czasem mu ich brakowa�o � wtedy przynajmniej czu� co� w swoim ciele. Zn�w westchn��. Przypomnia� sobie, �e mo�e czu�, je�li b�dzie my�la� pozytywnie; terapeutka Sue twierdzi�a, �e musi pozytywnie my�le�. Nie pojmowa� ca�ego mn�stwa z tego, co do� m�wi�a; na przyk�ad, �e powinien sobie wyobra�a�, i� chodzi i biega jak kiedy� � zanim przywali�a go ceglana �ciana, kiedy przebiega� ko�o ruin. Dlaczego? To dr�cz�ce pytanie sprawi�o, �e straci� od- dech. A ju� si� �udzi�, �e z tym sko�czy�! Zastanawianie si� �dlaczego" by�o zdecydowanie negatywne i zawsze wp�- dza�o go w straszliw� depresj�. Dlaczego �ciana zwali�a si� akurat wtedy, gdy on, Peter Reidinger, przebiega� obok niej? Czy�by wytr�ci� jaki� od�amek, co spowodowa�o za- wa�? Czemu, skoro sta�a z pi��dziesi�t albo i sto lat, wybra�a akurat ten moment, �eby si� zwali�? Jeszcze tylko trzy sekundy i by�by bezpieczny � umkn��by i �cianie, i ch�opcom, kt�rzy go �cigali. Dlaczego skr�ci� w ten zakazany obszar? Przy ko�cu uliczki mia� wyb�r: ponad murem � ale wydawa� mu si� taki wysoki, bez podparcia dla st�p; w prawo � lecz wtedy wr�ci�by na terytorium Kot�w Zau�ka, kt�rzy mogli na� czyha� w zasadzce; albo w lewo � klucz�c w�r�d ruin, co by im utrudni�o po�cig. DLACZEGO? Negatywne! Negatywne! Peter napi�� wszystkie mi�nie twarzy, a potem je rozlu�ni�, grupa po grupie. P�niej si� u�miechn��, powoli i �wiadomie rozci�gaj�c usta, unosz�c ich k�ciki, a� policzki si� podci�gn�y, broda opad�a, a wa- rgi si� rozchyli�y, ukazuj�c z�by; chcia�, �eby impulsy ner- w�w twarzy zmieni�y nerwy ko�czyn. Przypomnia� sobie najszcz�liwsze chwile (tak jak go nauczy�a Sue): swoje jedenaste urodziny, kiedy to ojciec dosta� urlop z kosmicz- nej stacji i zd��y� na czas na przyj�cie. Peter zdecydowanie przeciwstawi� owe wspomnienia dr�- cz�cemu �dlaczego" i dot�d powtarza� sobie szczeg�y tego wydarzenia, tego szcz�liwego wydarzenia, a� m�g� wszys- tko jeszcze raz prze�y�: od chwili, kiedy gong przy drzwiach oznajmi�, �e ojciec