6725
Szczegóły |
Tytuł |
6725 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6725 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6725 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6725 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Julia Dmytruk
Mi�o�ci szukaj w wietrze
Autorka pisze o sobie:
Rocznik 1985, w�a�cicielka czarnego kota i mn�stwa niesamowitych pomys��w,
czekaj�cych na literack� realizacj�. "Mi�o�ci szukaj w wietrze" to tylko jeden z
nich, ale niew�tpliwie pierwszy, kt�ry doczeka� si� publikacji. Poza szeroko
poj�t� fantastyk� interesuj� si� astronomi� i arabistyk� - i to niekoniecznie
dlatego, �e obie zaczynaj� si� na liter� "a". Uwielbiam te� hiszpa�sk� muzyk�,
hiszpa�sk� pi�k� no�n� i fantasy - tym razem polsk�.
Ta noc by�a wyj�tkowo mroczna.
Porywisty wicher gna� z po�udnia jesienne, burzowe chmury, kt�re niczym macki
potwora po�yka�y kolejne gwiazdy. Nied�ugo, gdy dope�zn� do kra�ca nieba,
przys�oni� zawieszony nad p�nocnym horyzontem pomara�czowy rogalik ksi�yca.
Nic nie roz�wietli ciemno�ci.
Wraz z burz� z po�udnia p�dzi� samotny je�dziec, otulony w ciemno�� niczym w
mi�kki p�aszcz. Wprawdzie by� niewidzialny dla oczu nie�wiadomych �miertelnik�w,
jednak jego obecno�� napawa�a przera�eniem wszystkie istoty, kryj�ce w swych
sercach cho� odrobin� dobra. T�tent kopyt karego rumaka zrywa� ze snu
mieszka�c�w mijanych wsi i miast. Zwierz�ta, przepe�nione �lepym strachem,
kuli�y si�, pr�buj�c uciec przed jego pal�cym spojrzeniem. I tylko koty, k�ad�c
p�asko uszy, sycza�y gniewnie, gotowe broni� swoich dom�w i swoich ludzi. A gdy
je�dziec znika� za kolejnym wzg�rzem, z ulg� zasypia�y wiedz�c, i�
niebezpiecze�stwo min�o. Nie na zawsze, ale przynajmniej do nast�pnej nocy,
kiedy to zn�w na po�udniu rozszaleje si� burza.
A je�dziec wci�� pop�dza� konia, niczym forpoczta wichury. Cwa�owa� tak ca��
noc, wci�� na p�noc, a� wreszcie godzin� przed �witem dotar� do wioski nad
po�udniowym brzegiem Morza Rhun. Gdy wpad� pomi�dzy drewniane budynki, strzechy
chat po obu stronach drogi stan�y w p�omieniach. Czarna posta� nie zwraca�a
�adnej uwagi na ch�op�w wybiegaj�cych z trawionych ogniem domostw i dopiero
przed samymi drzwiami ostatniego domu zatrzyma�a gwa�townie wierzchowca, kt�ry
stan�� d�ba.
Z domu wybieg� niem�ody ju� m�czyzna. Wpatrywa� si� w przybysza, jawi�cego mu
si� jako mroczny cie� chybocz�cy w �wietle po�ar�w. Niczym zahipnotyzowana przez
w�a ofiara miota� si� pomi�dzy instynktownym pragnieniem ucieczki a obcym,
zimnym jak ostrze sztyletu nakazem odcumowania �odzi i przeprawienia si� na
wysp�. Uleg� szybko, raptem po paru sekundach walki, pomimo �e wyp�yni�cie na
Morze w tak� sztormow� pogod� r�wne by�o wyrokowi �mierci. To by�a jego ostatnia
podr�.
***
Ponad wzburzonymi falami bij�cymi o strome brzegi Morza Rhun wznosi�y si�
kamienne mury gotyckiego zamku stoj�cego na wyspie. Jeszcze wy�ej pi�y si�
granitowe wie�e. Na samym szczycie najwy�szej z nich, po�udniowej, na
nieos�oni�tym przed uderzeniami wichru tarasie, sta� wysoki m�czyzna. Z pozoru
zdawa� si� by� m�odzie�cem: kruczoczarne, spi�te na karku srebrn� klamr� w�osy,
smag�a, szczup�a twarz, wyprostowana dumnie sylwetka. Jednak jego szare oczy
zadawa�y temu k�am. By�y to oczy cz�owieka, kt�ry ujrza� w swoim �yciu zbyt
wiele.
Nadci�ga�a burza. Gwa�towny wiatr rozwiewa� po�y granatowego, aksamitnego
p�aszcza. M�czyzna wpatrywa� si� w nadci�gaj�ce z po�udnia chmury, nie zwa�aj�c
na przepa�� otwieraj�c� si� tu� u jego st�p. Niczym rumak pe�nej krwi rozdyma�
nozdrza, jakby wicher ni�s� cenne wie�ci. Po chwili przymkn�� oczy, u�miechaj�c
si� lekko.
***
Gospodarz zamku zszed� z wie�y w momencie, gdy ��d� dobi�a do brzegu. Odziana w
czarny p�aszcz posta�, nie ogl�daj�c si� na przewo�nika, wysiad�a i wesz�a do
wn�trza. Tam, stoj�c w korytarzu o�wietlonym tysi�cem �wiec, zrzuci�a okrycie.
By�a to najpi�kniejsza istota, jaka kiedykolwiek pojawi�a si� na wsch�d od
Anduiny. Jej si�gaj�ce ramion szczeroz�ote loki przytrzymywa�a otaczaj�ca g�ow�
srebrna, cieniutka obr�cz. Odziana w lekk� jak rosa, bia��, si�gaj�c� ziemi
sukni� wygl�da�a na bardzo wysok�, lecz gdy podesz�a bli�ej, przekona� si�, i�
si�ga mu nie wy�ej ramienia. Oczy barwy p�ynnego z�ota, o kszta�cie migda��w,
mlecznobia�a sk�ra promieniuj�ca w�asnym �wiat�em, tak uroczym i delikatnym, i�
�wiece, ura�one jej blaskiem, zamigota�y i zgas�y. Wszystko to, wraz z kr�lewsk�
godno�ci� i gracj� jej ruch�w, �wiadczy�o, �e nie by�a cz�owiekiem.
Ujrzawszy j�, jak�e pi�kn�, przykl�kn��, pochylaj�c g�ow�, i powiedzia� to, co
jedyne przysz�o mu na my�l.
- Ele! - "Patrzcie!", okrzyk, jaki wed�ug legendy wydali elfowie, gdy
przebudziwszy si� nad wodami Kuivienen, ujrzeli pierwsz� gwiazd�. - Czym�e
zas�u�y�em by go�ci� ci�, Elentari?
Elfka u�miechn�a si�.
- A czym zn�w ja zas�u�y�am, by zosta� nazwan� "Kr�low� Gwiazd"? Wsta�,
Turamarcie, i nie dziw si�, �e znam twe imi�. My, Eldarowie, wiemy o wielu
rzeczach, zar�wno o tych tajemnych, ukrytych, jak i oczywistych. Wyruszy�am tu,
gdy tylko dosz�a mnie wie��, i� na wschodzie zamieszka� czarodziej, kt�ry nie
przyby� z Zachodu, lecz jest cz�owiekiem. Bardzo chcia�am ci� pozna�.
Min�a go, muskaj�c lekko palcami �cian�.
- Pi�kny zamek. Sam go zbudowa�e�?
- Nie, pracowa�em razem z moim mistrzem, a raczej mu pomaga�em. Wiesz, �e uczy�
mnie M�drzec, Istari.
To nie by�o pytanie, lecz stwierdzenie faktu. Mimo to odpowiedzia�a.
- Oczywi�cie, musia�e� mie� nauczyciela. Nawet my, elfowie, nie wiemy
wszystkiego tylko dlatego, �e jeste�my elfami. Uczymy si� od siebie. Nawiasem
m�wi�c, od was, ludzi, te� czego� si� nauczyli�my. Wejdziemy dalej?
***
Na pro�b� go�cia Turamarth zaprowadzi� j� na szczyt po�udniowej wie�y, kt�r�
przed chwil� opu�ci�. W tym kr�tkim czasie chmury zd��y�y ju� przes�oni�
wszystkie gwiazdy z wyj�tkiem widniej�cego tu� nad p�nocnym horyzontem
gwiazdozbioru Menelmakara - zbrojnego wojownika oczekuj�cego na Ostatnia Bitw�.
Stali d�ugo w milczeniu, nas�uchuj�c wycia wichru. Pierwsza odezwa�a si� elfka,
m�wi�c cicho, jakby do siebie.
- Ze wszystkich gwiazd Vardy pozosta� tylko ten, kt�ry zwiastuje ostateczn�
walk� z Nieprzyjacielem. Czy to znak, �e i Sierp Valar�w zosta� poch�oni�ty
przez burz� znad Mordoru? Przyjecha�am z po�udnia, z dalekiego po�udnia, z
twierdzy ork�w w G�rach Popielnych - doda�a g�o�niej. Jej z�ote oczy wpatrywa�y
si� w odleg�� przesz�o��, a na pi�knej, delikatnej twarzy malowa� si� taki b�l i
smutek, �e Turamarth a� wzdrygn�� si� na my�l, co uczyniono tej cudownej
istocie.
- Z Mordoru, pani?
- Z Mordoru. Ja, Imriel, by�am niegdy� dw�rk� Kelebriany, c�rki w�adc�w
Lothlorien, �ony Elronda P�elfa, i wraz z ni� zosta�am uwi�ziona przez ork�w w
G�rach Mglistych. Niestety, przewie�li mnie do twierdzy w G�rach Popielnych
zanim przyby�a odsiecz. W ko�cu, po ca�ych wiekach niewoli, uda�o mi si� uciec.
A poniewa� na po�udniu by� Mordor, do kt�rego wcale mi si� nie spieszy�o, a na
wschodzie i zachodzie dzikie pustkowia, ucieka�am na p�noc.
- Wi�c nic nie wiedzia�a�, pani, o mnie?
- Na pocz�tku nie. Ale p�niej dowiedzia�am si�, i� daleko, w wielkim zamku,
�yje pot�ny czarodziej. I tak postanowi�am tu przyby�.
- W szcz�liw� godzin� podj�a�, pani, t� decyzj�. Bo wprawdzie nie znam si� na
tych pot�gach, co w�adaj� �r�dziemiem i nie mieszam si� do ich wojen, to jednak
ka�dy, kogo uznam za mego go�cia, mo�e czu� si� chroniony przed zakusami
Nieprzyjaciela.
- Nie w�tpi� w szczero�� twych intencji, Turamarcie, ani w twe umiej�tno�ci,
lecz zwracaj wi�ksz� uwag�, co tu m�wisz. Czy�by� s�dzi�, �e ten huragan ominie
tw�j zamek? - Odgarn�a pasmo w�os�w, kt�re wiatr wyszarpn�� zza srebrnej
obr�czy, i spojrza�a mu w oczy. Turamarth nie odwr�ci� spojrzenia.
- Nie licz� na to szcz�cie, pani, lecz huragan nadejdzie i przeminie, a moja
twierdza pozostanie.
- W takim razie schro�my si� w twej niewzruszonej twierdzy. - Z tymi s�owami
odwr�ci�a si� i nie czekaj�c na niego zesz�a spiralnymi schodami. Wysz�a na
dziedziniec, kt�ry w por�wnaniu z wysoko po�o�onym tarasem zdawa� si� miejscem
wr�cz przytulnym i zacisznym.
M�czyzna zszed� chwil� p�niej i zaprowadzi� elfk� do obszernej biblioteki,
o�wietlonej przez p�on�cy na kominku ogie�.
- Wiem, �e jest ju� bardzo p�no, ale chcia�abym jeszcze us�ysze� co� o tobie -
Imriel usiad�a na jednym z dw�ch wygodnych, mi�kkich foteli, bior�c do r�ki
podany kryszta�owy kielich wina. - Sk�d pochodzisz, kto ci� uczy�?
- Jestem Easterlingiem. Dawno, bardzo dawno temu by�em synem w�adcy Tarlamu,
ma�ego pa�stewka na Dalekim Wschodzie. Pewnego dnia przyby� do nas M�drzec
Ataromen, co w naszym j�zyku brzmi "Padre l'Est" - "Ojciec Wschodu". Opowiada� o
pot�nych zachodnich kr�lestwach i o gro�nym Cieniu, czaj�cym si� w�r�d popio��w
Mordoru. Lecz ani m�j ojciec, ani cz�onkowie Wysokich Rod�w nie chcieli go
s�ucha�. Teraz, z perspektywy czasu, widz�, jak daleko na wsch�d si�ga moc
Saurona. Wprawdzie nie otwarcie, ale powoli i cicho zatruwa� dusze tych ludzi,
tak, i� w ko�cu Ataromen musia� odej�� pod gro�b� �mierci. By�em wtedy jeszcze
dzieckiem, ale zauroczony jego powie�ciami o pi�knych, pot�nych elfach,
uciek�em razem z nim. W ko�cu przyw�drowali�my tu, nad Morze Rhun, b�d�ce
niegdy� wschodni� granic� Kr�lestwa Gondoru i Arnoru. Nauczy� mnie wielu rzeczy
- to dzi�ki niemu pozna�em mow� elf�w, wasze pie�ni, histori� �r�dziemia. Tu�
przed odej�ciem ofiarowa� mi prawdziwy skarb: Zwierciad�o Eldar�w, wykonane w
zamierzch�ych czasach, zanim jeszcze wykuto Pier�cienie W�adzy.
Imiriel zerwa�a si� z fotela. - Zwierciad�o Eldar�w? To samo magiczne
zwierciad�o, pozwalaj�ce pokona� czas i przestrze�, by ujrze� przesz�o��,
tera�niejszo�� lub przysz�o��?
Turamarth skin�� g�ow�. - Je�li chcesz, pani, mog� ci je pokaza�, pod warunkiem,
i� nie zechcesz w nie zagl�da�. Lecz mo�e zaczekasz do jutra? W tak� noc, jak
ta, lepiej si� do niego nie zbli�a�.
***
Imriel pozosta�a na Wyspie jeszcze jeden dzie�, a potem tydzie� i miesi�c.
Codziennie Turamarth znajdowa� kolejny wa�ny pow�d, by j� zatrzyma�, a� w ko�cu
i ona zacz�a wyra�nie odwleka� sw�j wyjazd.
***
By� 14 stycze� 3019 roku. W tym samym czasie, daleko na zachodzie, Dru�yna
Pier�cienia przemierza�a mroczne sale krasnoludzkiego Cudu P�nocy - Morii.
Z�ote plamy zimowego s�o�ca ta�czy�y po marmurowej pod�odze biblioteki.
Powietrze wype�nia� zapach kurzu, starych ksi�g i truskawek, le��cych w srebrnej
misie obok szachownicy. Truskawki w zimie to niew�tpliwa korzy�� z bycia magiem.
- M�j ruch? - Turamarth z trudem oderwa� wzrok od elfki i poruszy� misternie
rze�bion� figur� czarnego konia. Z nieskrywanym zainteresowaniem przygl�da� si�
jej, niedbale p�le��cej na nied�wiedziej sk�rze. A Imriel, zdaj�c sobie z tego
spraw�, nadal ignorowa�a jego zachwycone spojrzenie, po�wi�caj�c ca�� sw� uwag�
grze w szachy.
Po chwili zastanowienia unios�a na d�oni bia�� kr�low�.
- Nie martw si�, i tak grasz nie�le. - Uwa�nie obejrza�a figurynk� i opu�ci�a
r�k�.
- Szach. - W ko�cu spojrza�a na niego. - I mat. - U�miecha�a si�, a w jej
niesamowitych oczach ta�czy�y ogniste iskry. Wsta�a i wci�� �ledzona jego
wzrokiem obesz�a szachownic�, by usi��� obok niego tak blisko, �e s�ysza� bicie
jej serca.
- Czemu tu przyby�a�? - wyszepta� cicho, prawie niedos�yszalnie.
- Tak chcia�o przeznaczenie. - Spojrza�a mu prosto w oczy, w t� bezkresn�
przestrze�, szar� niczym zimowe niebo. - Ataromen nada� ci imi� Turamarth. Czy
wiesz, co ono oznacza?
- Wiem, "Pan Przeznaczenia".
- A czy wiesz, kto siebie tak nazwa�? "Turamarth" znaczy to samo, co "Turambar",
imi� przyj�te przez Turina, syna Hurina.
M�czyzna pochyli� g�ow� i rzek� ze smutkiem - Czy�by mia�o mnie czeka� to samo,
co spotka�o nieszcz�snego Turina Turambara? Czy r�wnie� mam utraci� tych,
kt�rych kocham?
Imriel dotkn�a lekko jego d�oni.
- Nie musi tak si� sta�. Gdybym tylko w�ada�a tak� moc�, jak� ma Zwierciad�o
Eldar�w...
- Nie! - Turamarth zerwa� si� na r�wne nogi i stan��, patrz�c na ni� z wyrzutem
i niedowierzaniem.
- Przepraszam, nie powinnam o to prosi�. - Elfka r�wnie� wsta�a i powoli, krok
za krokiem, podchodzi�a do niego.
- Wybacz mi, ale musia�am spr�bowa�, bo to naprawd� mog�oby pom�c, ale skoro nie
chcesz... - przemawia�a do niego cicho, �agodnie, jak do dziecka. - Ju�
dobrze...
Spojrzenie jej oczu, aksamitny g�os uderza�y mu do g�owy niczym najlepsze wino.
I tylko przez chwil�, zanim zanurzy� si� w upajaj�cym ja�minowym wietrze,
b�ysn�a mu trze�wa my�l, i� Imriel mo�e z nim zrobi� wszystko, co tylko zechce.
***
Mija� ju� sz�sty miesi�c od ich pierwszego spotkania i Imriel coraz cz�ciej
wspomina�a o wyje�dzie. Pewnego wieczoru, gdy stwierdzi�a, �e wyje�d�a
nazajutrz, Turamarth wezwa� j� do zachodniej wie�y. Gdy wesz�a po kr�tych,
ciemnych stopniach na sam szczyt, ujrza�a okr�g�� komnat�, kt�rej jedyn� ozdob�
by�o du�e, stoj�ce na �rodku lustro. Od zwierciad�a oprawionego w polerowany
maho� bi� taki blask, �e o�wietla� jasno ca�e pozbawione okien pomieszczenie.
- Oto ono - Turamarth sta� obok drzwi, a jego czarne loki sp�ywa�y swobodnie do
ramion.
Na twarzy Imriel pojawi� si� wyraz zaskoczenia. Powoli, z niedowierzaniem
podesz�a par� krok�w, zamar�a. Nagle gwa�townie odwr�ci�a si�, jakby zamierza�a
wybiec st�d i opad�a na kolana.
- Imriel! - Mag podbieg� i przykl�kn�� obok niej. - Przecie� sama tego chcia�a�,
wi�c prosz�, mo�esz je zabra�, tylko nie odchod�!
Imriel ukry�a twarz w d�oniach.
- Zabierz je st�d, zabierz ode mnie! Ja nie mog�, nie rozumiesz?! - Unios�a ku
niemu swoje wielkie, z�ote oczy, b�yszcz�ce od �ez. - To nie jest tak, jak
my�lisz. Nie jestem Imriel, a raczej... Teraz ju� jestem, ale wcze�niej by�am
kim� zupe�nie innym, kim� gorszym! Stworzonym dzi�ki mocy Jedynego Pier�cienia.
Ta obr�cz... - dotkn�a srebrnej ozdoby - przez d�ugi czas by�a moim domem. Jest
na niej wyryte moje imi�, moje prawdziwe imi�, kt�rego nie pami�tam. Ja...
sta�am si� Imriel w podziemiach twierdzy w G�rach Popielnych. Ale ona nie
umar�a, zosta�a we mnie, w moich my�lach. S�ysza�am j�, s�ysza�am, jak
przera�liwie krzycza�a i b�aga�a o pomoc... P�niej du�o rozmawia�y�my, bo ja...
Wiesz, zawsze chcia�am by� taka jak ona, taka pi�kna, szlachetna, kochana. Ale
On kaza� mi tu przyjecha�, zdoby� Zwierciad�o i odnale�� Pier�cie�. A odk�d tu
jestem, nie s�ysza�am jej g�osu ani razu. Boj� si�... Boj� si�, �e zgin�a, �e
jej wi�cej nie us�ysz�...
- Cicho, ciiiiicho - Turamarth przytuli� j� i spojrza� na litery widniej�ce na
cieniutkiej obr�czy: "ANAEL". - Bez wzgl�du na to, czym by�a�, teraz jeste�
prawdziw� elfk� o imieniu Imriel. Nie mo�esz by� Anael, przecie� nie
pokocha�bym...
Nie patrzy�a na niego, tylko gdzie� w przestrze�.
- Boj� si�... On te� si� boi. Nie wiem czego, ale czuj� jego strach, jego my�li,
gor�czkowo szukaj�ce kogo�... czego�... Pier�cienia? Nie mo�e go zobaczy�, nie
wie, gdzie jest...
- Wi�c spojrzyj w Zwierciad�o, znajd� Jedynego i przeka� go Sauronowi. Wtedy
b�dziesz bezpieczna.
- On mnie zniszczy! Zniszczy te� ciebie i mnie, i ca�y �wiat, i elfy te�
zniszczy. Odbierze mi wszystko...
Nagle zesztywnia�a, a �renice jej oczu rozszerzy�y si� gwa�townie.
By� 25 Marca 3019 roku. Frodo Baggins i Sam Gamgee dotarli do Orodruiny. Smeagol
zwany Gollumem wyrwa� Frodowi Pier�cie� i run�� w Szczeliny Zag�ady. Pierwotny
ogie� poch�on�� Jedyny Pier�cie�, Czarna Wie�a zamieni�a si� w py�.
Imriel u�miechn�a si� blado.
- To ju� koniec... Odnajdziesz mnie... w wietrze... - wyszepta�a, osuwaj�c si�
na kamienn� posadzk�.