6711
Szczegóły |
Tytuł |
6711 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6711 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6711 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6711 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Przymierze nowoczesnej teologii z filozofi� ku obaleniu religii Chrystusowej
Wprowadzenie
Poni�szy nie tylko arcyciekawy, lecz wprost rewelacyjny tekst jest dos�ownym przedrukiem. Nie chcemy
do��cza� �adnego komentarza do tekstu, kt�ry a� nadto wyra�nie i dobitnie m�wi sam za siebie. Chcemy tylko
zapewni�, �e jest to tekst autentyczny, a stanowi jak gdyby protok� narady w sprawach bardzo istotnych wtedy,
gdy si� ta narada odby�a, i r�wnie istotnych do dzisiaj.
Dzie�o streszczone w Przegl�dzie Katolickim (rocznik 1873), wysz�o w Wenecji. Jest to naturalne, poniewa� z
r�nych podtekst�w wynika, �e ta narada "filozof�w" i "teolog�w" musia�a si� odby� we W�oszech, nie gdzie
indziej, i to przed kasat� Jezuit�w, kt�r� papie� Klemens XIV og�osi� w r. 1773. Sk�d autor tego dzie�ka
Przymierze nowoczesnej (podkre�l. - H.C.) teologii z filozofi� ku obaleniu religii Chrystusowej zaczerpn�� te z
natury rzeczy poufne informacje? Niepodobna dzi� na to odpowiedzie�. Kt� wie, mo�e nale�a� do grona
uczestnik�w narady i zawartego w czasie niej przymierza, lecz z biegiem lat opu�ci� grono spiskowc�w i uzna� za
obowi�zek sumienia tym anonimowym �wiadectwem ostrzec przynajmniej w�osk� opini� katolick� i w�adze
Ko�cio�a przed zagro�eniem, czaj�cym si� nie tylko w lo�ach "filozof�w" (tj. wolnomularzy), ale i w podziemiach
samego Ko�cio�a, w kt�rych "teologowie" ju� wtedy prowadzili sw� diabelsk� robot�.
Powy�ej okre�lili�my ten zamieszczony w Aneksie tekst jako arcyciekawy i rewelacyjny, jest to jednak okre�lenie
nieadekwatne. Tekst, kt�ry przedk�adamy do bardzo uwa�nego przestudiowania, jest w�a�ciwie piorunuj�cy,
zw�aszcza gdy si� we�mie pod uwag� czas jego powstania - ponad dwie�cie lat temu!
Ciekawy dokument z ko�ca XVIII wieku wyj�ty z "PRZEGL�DU KATOLICKIEGO"
Rocznik 1873
W 1787 r. Ukaza�a si� we W�oszech niewielka ksi��ka pod tytu�em Przymierze nowoczesnej teologii z
filozofi� ku obaleniu religii Chrystusowej. Do obecnej chwili nie wiadomo, kto jest autorem tego dzie�a; �e by�
to cz�owiek niepospolitego umys�u, ka�dy przyzna� musi, komu ksi��ka ta w r�ce si� dosta�a.
Niedawno prze�o�y� j� na j�zyk niemiecki biskup Paderborn, a poprzednio jeszcze wysz�o t�umaczenie
francuskie.
W kr�tkim wyci�gu wzi�tym z Historisch-Politische Bl�tter (rok 1823, zeszyt 3) postaramy si� przedstawi� tre��
tego wielce pouczaj�cego dzie�ka. Zwi�z�o�� naszego sprawozdania b�dzie odbiciem zwi�z�o�ci wyk�adu
samego autora.
Pewien rodzaj "filozof�w", czytamy tam, ju� od dawna wszelkich �rodk�w nadaremnie pr�bowa� ku
zaprowadzeniu og�lnej religii "czysto ludzkiej". Niestrudzonym zabiegom oko�o szerzenia "o�wiaty, religijnej
wolnomy�lno�ci i powszechnego braterstwa" zawsze stawa�a na przeszkodzie surowa i w �adne uk�ady z
doktrynami nie wdaj�ca si� religia Ko�cio�a katolickiego. W walce z ni� okaza�y si� bezskuteczne nie tylko tak
zwana nauka, lecz nawet podst�p i pochlebstwo, a do u�ycia si�y "filozofowie" nie chcieli si� jeszcze ucieka� z
tego niby powodu, �e przywo�anie si�y na pomoc nie zgadza si� z wznios�ymi zasadami filozoficznej m�dro�ci.
Lecz istnia�a ju� wtedy pewna szko�a teologiczna, kt�ra nie mog�a w �aden spos�b pogodzi� si� z zasadami
Ko�cio�a Rzymskiego. Najwi�cej nie przypada�a do jej gustu niezmienno�� nauki, odpychaj�ca od siebie
wszelkie wymagania "ducha czasu". Owa szko�a teologiczna bowiem postawi�a sobie za cel przeprowadzi�
"post�pow� reform� Ko�cio�a", to jest jego dogmaty i urz�dzenia tak przykroi�, aby w zupe�no�ci odpowiada�y
"potrzebom duchowym epoki". Na tak przygotowanym gruncie mia�o nast�pi� po��czenie wszystkich wyzna�
chrze�cija�skich. Post�powe zabiegi nie odnosi�y wszak�e po��danego skutku, jakkolwiek "nowoczesna szko�a
teologiczna" wi�kszymi rezultatami szczyci� si� mog�a od owoc�w zebranych przez ca�e zast�py "filozof�w".
W tym zak�opotaniu obu stron powsta�a my�l po��czenia si� ze sob� i wsp�lnego dla jednej sprawy dzia�ania. Na
propozycj� przymierza "filozofowie" ch�tnie przystali. Widzieli oni wprawdzie, �e tym sposobem nauk� swoj�
na czas niejaki w poni�enie podaj�, lecz jasno i to zrozumieli, �e w�asnym si�om zostawieni niezbyt �wietnych
zdobyczy spodziewa� si� mog�. "Teologom" u�miecha�a si� nadzieja pr�dszego urzeczywistnienia swoich idei
przy pomocy "filozof�w" i pot�nego zast�pu ich poplecznik�w.
Rozpocz�to wi�c uk�ady celem obmy�lenia planu wsp�lnej kampanii (ksi��ka wydana w 1787 r.!). Pierwszy
g�os dano "teologom" jako tym, kt�rzy wi�kszymi triumfami ni� "filozofowie" w walce przeciwko Ko�cio�owi
ju� si� odznaczyli. "Filozofowie" za� w s�usznym poczuciu ni�szo�ci wzgl�dem swoich "teologicznych
mistrz�w" zgodzili si� na odgrywanie roli wykonawc�w tego, co do�wiadcze�si zalec�.
I. Nim przyst�piono do dalszych rokowa�, przyj�to za maksym�, kt�rej nigdy spuszcza� z uwagi nie mieli, �eby
prace ich nie by�y jawne. Wszystkie bowiem zamachy na Ko�ci� dlatego si� nie udawa�y, �e ich kierownicy
zawsze wyst�powali z podniesion� przy�bic�. Losy Wiklefa i Husa, Lutra i Kalwina przekonuj� o potrzebie
odmiennej taktyki wzgl�dem Ko�cio�a.
II. Na jakie terytorium nale�y przenie�� dzia�ania wojenne? Odpowied�: na terytorium samego Ko�cio�a. My
wszyscy, g�osi przyw�dca "teolog�w" (r. 1787!), nawet wy, "filozofowie", kt�rzy w nic nie wierzycie, musimy
tak rozprawia� i tak� przybra� postaw�, jakby�my mieli g��bok� i niewzruszon� wiar� w to wszystko, czego
Ko�ci� katolicki naucza. Niczym nie nale�y zdradza� zamiaru zerwania z Ko�cio�em. "Pozosta�my na jego
�onie, jakby�my dzie�mi jego byli. Ko�ci� nie mo�e nas od siebie wy��czy�: dla tym skuteczniejszej zguby
Ko�cio�a trzymajmy si� go tak, jak oset trzyma si� cia�a, do kt�rego si� przyczepi. Podobnie jak prawdziwi jego
wyznawcy, ci�gle powo�ywa� si� b�dziemy na Pismo �w. i tradycje, z jak najwi�kszym namaszczeniem i
ujmuj�cym serca ludzkie zapa�em. G��boko op�akiwa� b�dziemy upadek karno�ci i wiary w Ko�ciele. Konieczn�
jest rzecz�, aby�my prze�cigali samych katolik�w w utyskiwaniach nad coraz gro�niejszym zamieraniem dobra
w �wiecie, a to celem zam�cenia w g�owach ludziom, kt�rzy w ko�cu nie b�d� wiedzieli, czego si� trzyma�
nale�y. Poniewa� w powszechnym zamieszaniu walki obie wojuj�ce strony u�ywa� b�d� jednakowej broni,
jednakowych oznak i chor�gwi, niepodobie�stwem wi�c stanie si� odr�ni� przyjaci� od nieprzyjaci�. Burzy�
tedy b�dziemy Ko�ci� w�asn� jego broni�. Zniszczymy fundamenty, przekonywuj�c ludzi, �e je tylko
wzmacniamy. Obalimy ca�y budynek, byle�my nie przestali g�osi�, �e nam jedynie o napraw� chodzi. Powoli,
jeden za drugim, przecina� b�dziemy w�z�y wi���ce katolik�w z Ko�cio�em, lecz ani na chwil� nie przestaniemy
ich przekonywa�, �e pomimo to ci�gle prawdziwymi s� katolikami".
Oznaczywszy wi�c cel walki i terytorium, na kt�rym zapasy toczy� si� mia�y, zabrano si� do wypracowania
szczeg�owego planu. "Filozofowie", cho� ufni w przenikliwo�� swoich teologicznych kierownik�w,
pow�tpiewa� zacz�li o mo�no�ci dopi�cia zamierzonego celu, gdy� na sercu ich, niby ci�ki kamie�, zaleg�a
my�l o w�adzy papieskiej. Z godn� pochwa�y szczero�ci� wypowiedzieli "teologom" trosk� swoj� pod tym
wzgl�dem.
III. Przyw�dca "teolog�w" ze zdumiewaj�cym spokojem wys�ucha� w�tpliwo�ci "filozof�w", niezmiernie si�
dziwi�c ich naiwno�ci. Zdaniem jego, w�a�nie pierwszy atak powinien by� wymierzony przeciwko w�adzy
papie�a, gdy� usuni�cie tej przeszkody, jakkolwiek bardzo trudne, decyduje wszak�e o losie kampanii. Je�eli si�
uda ten cios skutecznie zada�, reszta p�jdzie bez trudno�ci. Lecz przede wszystkim strzec si� trzeba otwartej
napa�ci! Tylko o tym nie wspomina�, �e postanowiono obali� w�adz� papiesk�! W pocz�tkach nale�y
zachowywa� wszystkie pozory pos�usze�stwa wzgl�dem papie�a, p�niej dopiero wyst�pi� z ��daniem
usuni�cia nadu�y�, a nast�pnie zbija� przesadzone poj�cia o jego dostoje�stwie.
Trzy s� sposoby zadania tego ciosu, kt�re, umiej�tnie stosowane, doprowadz� do zupe�nego zniweczenia
wszelkiej w�adzy w Ko�ciele. W tym celu musi nast�pi� podzia� pracy.
1) Wy "filozofowie" pierwsi ruszycie w ogie�. Idzie bowiem g��wnie o to, aby rozszerzy� przekonanie, �e
w�adza papieska jest niebezpieczna dla spo�ecze�stw cywilnych. Poniewa� macie wst�p do mo�nych, musicie
wi�c przej�� na siebie t� cz�� zadania. Kiedy ich ju� ostatecznie urobicie, pe�ni w�tpliwo�ci i wahania zwr�c�
si� do nas "teolog�w" z ��daniem o rad�. Wtedy my �atwo sobie poradzimy. Z pomoc� teologicznych
rozumowa� (Pismo �wi�te dostarczy niewyczerpanego materia�u, a reszta znajdzie si� w historii ko�cielnej),
potrafimy ich przekona�, �e mo�na pozosta� dobrym katolikiem i jednocze�nie opiera� si� w�adzy papieskiej.
Nie dosy� na tym: wy�o�ymy im bowiem nast�pnie, �e obowi�zkiem ich sumienia jest opiera� si� powadze
papieskiej zar�wno w interesie dobra oraz bezpiecze�stwa publicznego, jak i w obronie prawdy objawionej.
Nawiasem m�wi�c i to doda� winienem, prawi� dalej przyw�dca "teolog�w", �e jednym z najskuteczniejszym
�rodk�w do osi�gni�cia naszego celu jest umiej�tne korzystanie z historii Ko�cio�a. Potrzeba tylko pewne
wypadki w naszym �wietle przedstawi�, pewnych pisarzy naprz�d wysun��, przeciwnik�w pokry� milczeniem, a
nast�pnie kwestie te wprowadzi� do rodzin, na place publiczne i zgromadzenia ludowe, a rezultat�w dla nas
pomy�lnych mo�emy by� zupe�nie pewni. Nic nie oddzia�ywa wi�cej na wp�wykszta�conych ludzi, jak takie
historyczne wywody, i nie tylko �wieccy ludzie stawa� b�d� po naszej stronie, lecz nawet wielu z
duchowie�stwa do nas przejdzie."
2) "Drugim �rodkiem b�dzie podburzanie biskup�w przeciwko Stolicy Apostolskiej. Z nimi naj�atwiej sobie
poradzimy, dra�ni�c ich mi�o�� w�asn� i usi�uj�c wzbudzi� w nich jak najwi�ksze poj�cie o w�adzy, kt�r�
sprawuj�. Im przychylniejsze ucho nadstawia� b�d� biskupi naszym radom, im wi�cej przyw�aszcza� sobie b�d�
nieprzynale�ne im uprawnienia, tym wi�ksza st�d wyniknie szkoda dla przemo�nej powagi papieskiej, tym
pewniejszy i pr�dszy b�dzie upadek samej nawet w�adzy biskupiej, sztucznie przez nas rozd�tej ku ich w�asnej
zgubie".
3) "Podobnie� powinni�my si� stara� o podniecanie duchowie�stwa, zw�aszcza parafialnego, przeciwko
biskupom. To b�dzie trzeci i najskuteczniejszy �rodek obalenia dyscypliny Ko�cio�a, gdy� tym sposobem
uczynimy duchowie�stwo przedmiotem pogardy w oczach ludu i pozbawionym woli narz�dziem przewrotu
religijnego.
Nie mo�e by� najmniejszej w�tpliwo�ci, �e ogl�dnie i roztropnie krocz�c powy�szymi trzema drogami, zdo�amy
zniszczy� wielk� i na poz�r nieprzezwyci�on� tam� Ko�cio�a katolickiego, sp�jno�� jego hierarchii, a nade
wszystko przewag� papiesk�".
IV. "Dlatego, m�wi� inny "teolog", gdy przyw�dca po wypowiedzeniu owych wznios�ych my�li, obsypany
oklaskami, spocz�� na krze�le prezydialnym, dlatego jednocze�nie zaj�� si� winni�my drug� cz�ci� naszego
zadania, a mianowicie obaleniem istniej�cej karno�ci urz�dze� ko�cielnych. Dra�liwa to wprawdzie materia, lecz
wielkiego znaczenia".
I ze s�odkim u�miechem, w�a�ciwym tego rodzaju ludziom, zaproponowa� post�powy "teolog" tak�e trzy drogi
ku urzeczywistnieniu owej drugiej cz�ci zadania.
1) "Przede wszystkim nale�y odwo�a� si� do cn�t i dobrych stron natury ludzkiej. Je�eli wi�c rozpowiada�
b�dziemy, �e naszym zamiarem jest przywr�ci� obyczaje i obrz�dy pierwotnych czas�w Ko�cio�a, tak wysoko
cenionych przez wszystkich prawdziwych katolik�w, to �atwo pojmiecie, czcigodni "filozofowie", �e po naszej
stronie b�d� wszystkie szlachetniejsze i bardziej religijne charaktery. Jak za� tylko ich sobie zyskamy,
rozpoczniemy ca�y szereg skarg i lamentacji nad ci�gle rosn�cymi nadu�yciami wsp�czesnego Ko�cio�a, a z
ka�d� tak� skarg� nad obecnym upadkiem po��czymy porywaj�ce opowie�� o dawnych �wi�tych obyczajach.
Przemawia� za� b�dziemy zawsze j�zykiem �w. Hieronima lub Bernarda, przekonywaj�c ludzi, �e przyczyn�
wszystkiego z�ego jest istniej�ca karno�� ko�cielna i �e duch pierwszych czas�w wygasn�� musia� wskutek
wzmo�enia si� czysto zewn�trznej strony, r�a�c�w, nowenn, bractw, pielgrzymek, procesji itp. Taka metoda
prowadzi do wytkni�tego celu, je�eli tylko zachowamy ostro�no��, �e ci�gle powo�uj�c si� na "pierwotne
wspania�e �ycie ko�cielne", unika� b�dziemy wszelkich bli�szych obja�nie� co do tej lub owej instytucji
pierwotnego Ko�cio�a. I to jest pierwsze.
2) Po drugie, powinni�my ognistymi s�owy prorok�w i �wi�tych, gorliwych w sprawie Bo�ej, g�osi� i rozszerza�
surow� moralno��. Nie powinni�my szcz�dzi� wyra�e� oburzenia i wzgardy ku tej n�dznej, lu�nej moralno�ci
jezuickiej, kt�ra zatruwa ca�y Ko�ci�. Sam� pobo�no��, wiar� i sumienie powo�amy do walki przeciwko
zgubnej moralno�ci Ko�cio�a. B�dziemy przedstawia� cz�ste spowiedzi, nie wywo�uj�ce widocznej poprawy,
cz�ste komunie, �atwe do odprawienia pokuty, jako przyczyny zguby dusz ludzkich. W majestatycznych
obrazach kre�li� b�dziemy groz� kar Bo�ych, konieczno�� zast�pienia niezliczonych nabo�e�stw, spowiedzi i
komunii dzie�ami cnoty oraz mi�o�ci bli�niego i "mi�ym Bogu nabo�e�stwem". Nadto nie pominiemy �adnej
sposobno�ci, aby nie wyg�asza�, �e w�a�nie jezuicka ta moralno�� opl�ta�a ca�y Ko�ci�. W ten spos�b, opr�cz
os�abienia powagi Rzymu, coraz wi�cej upada� b�dzie chrze�cija�skie �ycie, przyjmowanie sakrament�w, cze��
dla s�u�by Bo�ej. Je�eliby za� komu przysz�o do g�owy wyst�pi� do walki przeciwko nam na tym polu, to
zdruzgoczemy go, wpo�r�d oklask�w ludzi najbogobojniejszych, tym jednym okrzykiem: "O, n�dzny,
przewrotny stronnik jezuit�w! Uwodziciel dusz ludzkich, kt�ry zasiewa k�kol na roli Pana!"
�atwo pojmiecie, �e taka surowo��, kt�ra wreszcie nas samych nie obowi�zuje, po��dane musi przynie�� owoce.
Tym pewniej, je�eli nie przestaniemy wzdycha� i z gorycz� napomyka�: "A wszak�e Rzym nie chce widzie�
tego upadku w nauce i �yciu Ko�cio�a, nie chce s�ysze� ostrze�e� zewsz�d si� podnosz�cych, gdy� my�li on o
jednym - o rozszerzeniu swojej pot�gi politycznej."
Od spe�nienia tych warunk�w zale�y pomy�lny koniec kampanii.
3) Jednak�e, aby wymagania powy�sze niezbyt ludziom ci��y�y, musimy pozostawi� im swobod� w
podejmowaniu zasad i nauk religijnych. I b�dzie to trzeci �rodek ku obaleniu karno�ci i urz�dze� ko�cielnych!
�rodka tego nale�y wszak�e z wielk� ostro�no�ci� u�ywa�. Nie trzeba bowiem zbyt du�o drew k�a�� na gorej�ce
ognisko, gdy� st�d zanadto straszny dla wszystkich po�ar powsta� mo�e. Lecz dzia�aj�c ogl�dnie, wytrwale, z
pomoc� s�odkich frazes�w, do �wietnych dojdziemy rezultat�w.
Ca�a wi�c tajemnica sposobu, w jaki ma by� zadany �w drugi cios, spoczywa w tym, aby ju� to przez
odwo�ywanie si� do surowej moralno�ci, ju� to przez szerzenie wolnomy�lnych poj�� o wierze, najpierw w �yciu
i praktyce, odstr�czy� katolik�w od Ko�cio�a, gdy� potem jak naj�atwiejsz� b�dzie rzecz� umys�y ich skierowa�,
gdzie si� nam podoba".
G��boko obmy�lony plan nie zjedna� wszak�e m�wcy gor�cych oklask�w, kt�rymi obsypano jego poprzednika,
nie z tego wprawdzie powodu, aby "filozofowie" nie oceniali g��boko�ci jego pomys��w, lecz �e ca�kowite
przeprowadzenie radykalnej przeciw Ko�cio�owi kampanii niejak� trwog� ich przyj�o. "Filozofowie" bowiem
s� to ludzie roztropni, a wi�c omijaj�cy drogi, na kt�rych jakowy szwank spotka� ich mo�e. Oblicza ich
zachmurzy�y si� bardzo.
"Bardzo to wszystko dobre, zacz�li szepta� mi�dzy sob�, lecz czy nie narazimy si� na zbyt wielkie
niebezpiecze�stwa tak dalece si� posuwaj�c? A je�eli przeciwnik, domy�laj�c si� naszych zamiar�w, pierwszy
nam wojn� otwart� wypowie, co w�wczas nast�pi? Rzym ju� tyle razy rzuca� kl�twy i wyroki pot�pienia, a
prawie zawsze rokoszanie do pos�usze�stwa wzgl�dem niego wracali".
V. Powy�sza uwaga wprawi�a m�wc� w pewne zak�opotanie. "Rozumiem was, odrzek� podra�niony, piosenk� t�
nie po raz pierwszy s�yszymy. Lecz mamy niep�onn� nadziej�, �e i z trudno�ciami, o kt�rych wspominacie,
�atwo sobie poradzimy. To� przecie� nasza "teologia" nie jest tak mizerna i ciasna! Pot�ne i zdumiewaj�ce
znajdziemy w niej zasoby. Czy� wi�c mo�ecie przypuszcza�, �e nie przygotowali�my si� na wszelkie przygody,
rozpoczynaj�c walk� z Ko�cio�em?
Zamiarem naszym nigdy nie by�o otwarcie i wprost wyst�powa� przeciwko powadze Ko�cio�a. Otwarty rokosz
przeciwko Ko�cio�owi by� wielkim b��dem dotychczasowych jego przeciwnik�w. My w zupe�nie odmienny
spos�b operowa� b�dziemy. Nie l�kajcie si� o to, �e doprowadzi si� nas do poddania si�: pos�usze�stwo jest
cnot� w�a�ciw� tylko s�abym umys�om. Je�eliby Ko�ci� powsta� przeciwko nam, to u�yjemy �rodk�w, kt�re
nieuniknion� jego zgub� sprowadzi� musz�. Lecz i pod tym wzgl�dem trojak� zmierza� b�dziemy drog�.
1) Najprostszym �rodkiem udaremniania wszelkich atak�w Rzymu b�dzie powo�ywanie si� na s�ynn� r�nic�
"quaestio juris et facti". Z tym or�em nie umiano si� dotychczas obchodzi�. Z pomoc� qaestio juris et facti"
przyprawiamy Ko�ci� Rzymski o zupe�n� niemoc, nie �ci�gaj�c na samych siebie zarzutu odst�pstwa. Gromy
Ko�cio�a przeciwko nam miotane nie dotkn� nas. Z najzupe�niejszym spokojem przyznawa� mu b�dziemy
prawo wyklinania nas, a wszak�e kl�twom poddawa� si� nie b�dziemy. Op�r nasz b�dzie wyra�ny, a pomimo to
Ko�ci� nie b�dzie m�g� nazwa� nas opornymi. W najuroczystszych wyrazach i formach g�osi� b�dziemy, �e
Ko�ci� posiada prawo i obowi�zek karcenia b��du; je�eli za� tego prawa przeciwko nam u�yje, z pokor�
o�wiadczymy, �e nagana i kara nie do nas si� stosuj�, gdy� Ko�ci� nie zrozumia� s��w naszych.
To nam wystarczy. Tak� drog� post�puj�c, odrzucimy nawet Objawienie, je�eli si� tego oka�e potrzeba, nie
pozbywaj�c si� nazwy katolik�w. Pomimo wszelkich uchwa� w�adz ko�cielnych b�dziemy mogli szerzy� nasze
poj�cia w zupe�nym spokoju i bezpiecze�stwie do chwili, kiedy subiektywizm zasi�dzie na tronie �ycia
moralnego i dzie�o przez nas przygotowane do pomy�lnego ko�ca doprowadzi.
2) Jednak nie poprzestajemy na wy�ej podanym �rodku. Nie od dzisiaj pracujemy nad wykorzenieniem wiary w
nieomylno�� papiesk�, do kt�rej tak� wag� przywi�zywa�y ciemnota i barbarzy�stwo ubieg�ych wiek�w. Od
dawna wszelkich usi�owa� dok�adali�my ku rozszerzeniu przekonania, �e mo�na pozosta� katolikiem odrzucaj�c
wiar� Ko�cio�a i b�d�c w wyra�nej sprzeczno�ci ze Stolic� Apostolsk�.
Powo�ywa� si� b�dziemy np. na Ko�ci� gallika�ski, kt�ry na jednym ze swoich zgromadze� podobne zasady
publicznie wyg�osi�, co nam wybornie si� nadaje, bo mo�emy si� nimi zas�ania� - i nikt nie b�dzie m�g� robi�
zarzutu kacerstwa. Przeciwko powszechnej zgodzie wszystkich innych Ko�cio��w �wiata: hiszpa�skiego,
w�oskiego, belgijskiego, polskiego, niemieckiego - powo�ywa� si� b�dziemy na biskup�w francuskich, kt�rych
nauki pobo�no�ci i znajomo�ci historii Ko�cio�a nie b�dziemy si� mogli dosy� nawys�awia�. Z pomoc�
pochlebstw uda nam si� tego i owego biskupa za�lepi�. Zyskani w ten spos�b sprzymierze�cy stan� si� w r�kach
naszych narz�dziami do obalenia powagi papieskiej.
Dopi�wszy tego za pomoc� uwiedzionych biskup�w, zwr�cimy si� nast�pnie przeciwko nim samym. Nasi
sprzymierze�cy mog� sobie rzuca� gromy na nas w swoich odezwach i listach pasterskich: to wszystko
najmniejszej szkody ju� nam nie przyniesie. Gdy� na tym, szanowni panowie, najwi�ksza sztuka polega, aby
przez czas niejaki zr�cznie wyzyskiwa� tych, kt�rzy mog� nam by� pomocni, a nast�pnie, skoro zaczynaj�
przeszkadza�, umie� �atwo si� ich pozby�.
Lecz nie na tym koniec. Pozostaje jeszcze jeden �rodek, kt�ry na zawsze bezpiecze�stwo i bezkarno�� nam
zapewni - sob�r powszechny. Sob�r powszechny! wo�acie z przera�eniem? Tak, panowie "filozofowie". W�a�nie
sob�r powszechny, ani mniej, ani wi�cej. Je�eli inne drogi b�d� przed nami zamkni�te, nie tylko bez obawy, lecz
z najwi�ksz� ufno�ci� odwo�amy si� do niego. �adne niebezpiecze�stwo z tej strony nam nie zagra�a. Gdy�
je�eli papie� ni�szy jest od soboru, jak tego naucza "zdrowa teologia", to mo�emy i powinni�my od wyrok�w
Rzymu odwo�ywa� si� do wyrok�w soboru. Powiadacie nam, �e dostaniemy si� wtedy z deszczu pod rynn�.
Panowie "filozofowie", przenikliwo�� wasza pod tym wzgl�dem niedaleko si�ga. Ka�demu wiadomo, �e sob�r
powszechny nie tak �atwo przychodzi do skutku. I to ju� jeden bardzo wa�ny pow�d naszej apelacji do soboru.
Tym sposobem najpierw wygrywamy w czasie, rzeczy wielce kosztownej, a po wt�re spraw� stawiamy na tym
punkcie, �e tymczasem nie b�dzie dla nas w Ko�ciele widzialnego i sta�ego s�dziego, kt�ry by stanowczo o nas
m�g� wyrokowa�.
Przypu��my nawet, �e sob�r powszechny przychodzi do skutku. C� wtedy? Zak�opotane oblicza wasze, l�kliwi
"filozofowie", rozja�ni� si�, skoro us�yszycie o niewyczerpanych zasobach lekcewa�onej niekiedy przez was
"zdrowej teologii". Poka�emy wam bowiem, jak ani jeden w�os z g�owy nam i wam nie spadnie, chocia�by
nawet sob�r mia� rzeczywi�cie zebra�.
Ot� wystawiamy najpierw "teologiczne" warunki prawomocno�ci soboru i jego uchwa�. Wszyscy biskupi
musz� w nim wzi�� udzia�. Bez zupe�nej jednomy�lno�ci albo raczej bez moralnej jednomy�lno�ci (termin
"moralna jednomy�lno��" lepiej odpowiada celowi, jako nieokre�lony) nie mo�e by� mowy o "prawomocnych"
postanowieniach soboru. Im wi�cej za� b�dzie g�osuj�cych, tym wi�ksza prawdopodobnie r�nica zda�.
Przypuszczaj�c nawet, co najmniej jest prawdopodobne, �e wszyscy zabior� g�os przeciwko nam, to wtedy
wyst�pimy z nast�puj�c� argumentacj�: �e nauki i opinie starszych i znakomitszych Ko�cio��w maj�
pierwsze�stwo przed twierdzeniami wszystkich innych Ko�cio��w, �e zdarza si� niekiedy, i� prawd�
przechowuje mniejszo��, kiedy tymczasem wi�kszo�� obstaje za b��dem, �e w ka�dej uchwale powszechnej
zbada� nale�y wewn�trzn� wag� dowod�w, a przede wszystkim, �e potrzeba pilnie rozwa�y� warto�� i
znaczenie ka�dego cz�onka soboru. Argumenty powy�sze mo�na por�wna� do wa��w, mur�w i wysuni�tych
naprz�d fortyfikacji, kt�re nawet wobec powszechnego soboru pozycj� nasz� czyni� niemo�liw� do zdobycia.
Opr�cz tego na rozmaitych innych drogach mo�emy stawia� skuteczny op�r. I tak, je�eliby nas wyrugowano z
warowni, co jest prawie niemo�liwe, to o�wiadczymy kr�tko i stanowczo, �e przecie� biskupi nie s� panami
Ko�cio�a, �e i pozosta�e duchowie�stwo ma swoje prawa z Bo�ego ustanowienia, �e i jemu przys�uguje prawo
�wiadczenia o wierze Ko�cio�a, �e i �wieccy ludzie s� �wiadkami tradycji, a w ko�cu, �e prawomocno�� soboru
zale�y od zgody i przychylenia si� wiernych.
Je�eli najprz�d takie warunki postawimy sobie, je�eli postaramy si� o ich rozszerzenie mi�dzy katolikami (a
szczeg�lniej mi�dzy duchowie�stwem), to niechaj wtedy zwo�uj� sobie cho�by najpowszechniejszy i
najdostojniejszy sob�r, wszystko to na niczym spe�znie.
I czy po tym wszystkim, co wy�o�yli�my wam, dostojni "filozofowie", mamy si� jeszcze czego obawia� ze
strony Ko�cio�a? A cho�by nas zaczepi�, to zobaczycie dopiero, jaki triumfem okryje si� nasza sprawa.
Ca�e wi�c nasze rozumowanie mo�na uj�� w nast�puj�c� formu��: "Prawi�c o Ko�ciele, soborach, �yciu
ko�cielnym, moralno�ci, pierwotnych prawach biskup�w, Bo�ym ustanowieniu proboszcz�w, tradycji, historii
Ko�cio�a i Pi�mie �wi�tym, pozb�dziemy si� w ko�cu i Pisma �wi�tego i historii Ko�cio�a, tradycji i
proboszcz�w, biskup�w i papie�y, �ycia ko�cielnego i moralno�ci, sobor�w i samego Ko�cio�a".
"Filozofowie", zawsze mi�o�ci� prawdy odznaczaj�cy si�, nie mogli oprze� si� przekonywaj�cym dowodom
"teolog�w". Z pokor� wi�c wyznali, �e wszystkie ich pisma i zabiegi nie doprowadzi�yby do niczego, gdyby
"teologowie" nie wsparli ich umiej�tn� pomoc�. Czynili nawet sobie wyrzuty, �e tak p�no przejrzeli prawd�, i
aby nieudolno�� dotychczasow� cho� w cz�ci wynagrodzi�, w spos�b uroczysty zobowi�zali si� popiera� i
rozszerza� wszystkimi �rodkami "zdrow� i post�pow� teologi�".
VI. "W�a�nie tego pragniemy, odrzek� przyw�dca "teolog�w", na nowo zabieraj�c g�os, aby wy�o�y�, jak nale�y
zapewni� owoce kampanii. "Gdy� je�eli my, "teologowie", z wielkim mozo�em i niebezpiecze�stwem do tego
doprowadzimy, �e sami katolicy z soboru naigrawa� si� b�d�, to ju� wtedy zostanie odniesione stanowcze
zwyci�stwo. Ze zwyci�stwa tego trzeba wszak�e pospiesznie wszelkie po�ytki wyci�gn��, obawia� si� bowiem
nale�y, aby w przeciwnym razie nie wymkn�o si� z r�k naszych.
Idzie wi�c teraz o wyja�nienie czwartego i ostatniego punktu, a mianowicie o to, aby przezornie rozwa�y�, jak
post�powa� po odniesieniu zwyci�stwa.
1) Nie potrzebujemy si� rozwodzi� nad tym, jak po�piech jest nieodzownie potrzebny w podobnych sprawach.
Je�eli w spos�b wy�ej podany Ko�ci� w swoich podstawach zachwiany zostanie, to trzeba, o ile mo�na jak
najpr�dzej, sk�adowe cz�ci owych podstaw wyrwa� i na bok uprz�ta�, gdy� w przeciwnym razie przebieg�y i
wytrwa�y Ko�ci� Rzymski nie omieszka�by zebra� nagromadzone przez nas ruiny i wznie�� now� budowl�, by�
mo�e mocniejsz� jeszcze od poprzedniej. Ani na chwil� nie nale�y go wi�c pozostawia� w pokoju, lecz wszyscy
przeciwnicy ze wszystkich stron wszystkimi si�ami uderzy� na� powinni.
2) Aby za� przeci�� Ko�cio�owi wszelkie drogi do odzyskania utraconego stanowiska, g�osi� b�dziemy
nieustannie zasad� powszechnej religijnej wolno�ci i tolerancji. St�d wielkie wyp�yn� korzy�ci. M�wi�
b�dziemy: "Religia jest kwesti� przekonania. Ko�ci� nie ma prawa w jaki b�d� spos�b przynagla� ludzi do
wyznawania swojej nauki i wolno mu przekonywa�, lecz nie zmusza�". Tym sposobem zyskujemy zupe�n�
swobod� do rozszerzania naszych nauk. Lecz nie mo�emy si� sami trzyma� tych zasad w stosunku do Ko�cio�a!
Tak dalece nieodzownie potrzebna jest nam si�a dla utrzymania Ko�cio�a w karbach pos�usze�stwa, �e bez niej
wszystkie nasze przewyborne zasady ma�o skutkowa�yby.
3) Wy za� "filozofowie", stara� si� macie, aby Ko�ci� swoich przekona� nie by� w mo�no�ci przeprowadzi�.
Pracowa� wi�c winni�cie nad przeprowadzeniem zasady, �e je�eli wy��cznie s�ugom Ko�cio�a powierza si�
nauczanie wiary i moralno�ci, pomy�lno�� spo�ecze�stwa na ci�kie bywa nara�ona niebezpiecze�stwa i spok�j
spo�eczny dotkliwie na tym cierpi. Jest to ustanowieniem "pa�stwa w pa�stwie", co koniecznie prowadzi do
zawichrze� i nieporz�dk�w. Nast�pnie b�dziemy dowodzi�, �e "w�adza Ko�cio�a rozci�ga si� tylko do rzeczy
czysto duchowych i wewn�trznych, pod �adnym za� pozorem nie rozci�ga si� do �adnych spraw zewn�trznych".
4) Najwi�ksze us�ugi przyniesie nam zasada, �e "Chrystus nie po to przyszed� na �wiat, aby spo�eczny porz�dek
narusza�, a niekt�re nauki Ko�cio�a katolickiego zak��caj� ten porz�dek. Nie od Chrystusa wi�c bior� one sw�j
pocz�tek i nie mog� stanowi� przedmiotu wiary".
Powtarzam, �e takim rozumowaniem zupe�nie pobijecie przeciwnik�w. Katolicy bowiem jednozgodnie
przyjmuj� pierwsz� cz�� powy�szego rozumowania. Zaprzeczaj� tylko drugiej tj. twierdzeniu, jakoby niekt�re
nauki Ko�cio�a rzeczywi�cie zagra�a�y porz�dkowi spo�ecznemu. Nale�y wi�c umie� argumentowa�. Je�eli si�
b�dziecie powo�ywa� na zasady, z pewno�ci� przegracie ca�� spraw�, gdy� maj� oni na swoj� obron� liczne
dowody. Trzeba wam tedy, co do tego twierdzenia, opiera� si� wi�cej na sile waszego przemawiania. Nie
dozwalajcie im wi�c zapuszcza� si� w obja�nienia i dowody, utrzymujcie, �e poniewa� zasada wasza wszystkim
je znana i przez wszystkich przyj�ta, by�oby wi�c czyst� strat� czasu d�u�ej si� nad ni� rozwodzi�, a gdyby kto� i
na to zgodzi� si� nie chcia�, zamknijcie mu usta wykrzyknikiem: "Jeste� wrogiem porz�dku publicznego!"
Tu jeszcze raz zak�opotali si� "filozofowie". Uciekanie si� do gwa�tu czy nie oka�e si� szkodliwe i uw�aczaj�ce
sprawie o�wiaty i wolno�ci, kt�rej jeste�my przedstawicielami? Czy godzi si� wyrywa� z serc ludzkich
najdro�sze dla nich przekonania?
Na te s�owa "teologowie" nie mogli si� powstrzyma� od u�miechu politowania. "Nigdy nie przypuszczali�my,
rzekli, aby wasza wznios�a filozofia mog�a tak� delikatno�ci� si� odznacza�. Je�eli m�wimy o sile, to czy� przez
to rozumie� si� ma otwarta i gruba si�a? Czy� wi�c to tylko u�yciem si�y si� nazywa, je�eli chwytamy kogo za
gard�o, a nast�pnie dusimy go i zabijamy? Tak pojmowano te rzeczy w czasach barbarzy�stwa. Czy� nie ma
delikatnego u�ycia si�y? Czy nie mo�na w spos�b przyjacielski w z�otym pucharze zatruty nap�j podawa�
naszym nieprzyjacio�om? Pewna b�dzie, cho� powolna ich �mier�, a co najwa�niejsze, nikt nawet ci, kt�rych o
powolne konanie przyprawimy, nie b�d� mogli na o zab�jstwo czyni� zarzut�w. Tak mo�na i nale�y
post�powa�. Oczywiste jest wszak�e, �e nie nale�y m�wi�, i� dzieje si� to z powodu religii, lecz z przyczyny
dobra spo�ecznego i post�pu �wiata!
5) Z pomoc� wi�c dobrej, rozumnej, a nawet katolickiej zasady, �e jedno�� nauk jest konieczna i �e niezgodno��
pod tym wzgl�dem jest wielce szkodliwa, mo�na u�atwi� sobie robot�. Katedry dogmatyki i innych
teologicznych przedmiot�w obsadzi si� lud�mi naszej partii, stosuj�c w obiorze wielk� ogl�dno��, aby nie
dopu�ci� nikogo, kto nie z�o�y� licznych dowod�w swego usposobienia. Niewiele b�dzie wtedy potrzeba czasu
na to, aby duchowie�stwo i wykszta�ce�sza cz�� spo�ecze�stwa przej�y si� naszymi teoriami.
6) Jest jeszcze wiele innych �rodk�w, kt�rych na przemiany u�ywa� trzeba dla dopi�cia naszych zamiar�w.
Patrze� powinni�my, z kim mamy do czynienia. Do tego lub owego �rodka ucieka� si� b�dziemy w miar�
r�nego usposobienia os�b.
S�abym umys�om twierdzi� b�dziemy, �e niestety Ko�ci� dzisiejszy odst�pi� od ducha �agodno�ci i s�odyczy
swego Za�o�yciela. Taka argumentacja bardzo szybko sprowadza religijny indyferentyzm w ludziach, w kt�rych
rozum niezbyt daleko si�ga.
Je�eli b�dziemy mieli przed sob� ludzi w�tpliwych obyczaj�w i moralno�ci, to pami�tajmy na zdanie, �e ka�dy
tym ch�tniej podejrzewa innych o zdro�no�ci, im wi�cej sam im ulega, i �e wi�cej zawsze zabieramy si� do
poprawy innych ni� siebie samego. B�dziemy tedy gada� na ksi�y, zakonnik�w i zakonnice i w jaskrawych
kolorach przedstawia� ich u�omno�ci, ospalstwo i hipokryzj�. W s�uchaczach naszych znajdziemy grunt, na
kt�ry rzucony posiew obfite wyda nam owoce. Mowa wasza b�dzie s�odk� och�od� dla ich serca.
W ludziach, kt�rzy nienawidz� wszelkich praktyk religijnych i nie lubi�, aby zagl�dano do ich sumienia,
naj�atwiej wzbudzimy zaufanie, wyst�puj�c przeciwko jakimkolwiek praktykom religijnym. B�dziemy
powtarzali s�owa Ewangelii: "Duchem jest B�g, a ci, kt�rzy Go chwal�, potrzeba, aby Go chwalili w duchu i
prawdzie" (Jan 4, 24).
P�niej uda nam si� odstr�czy� od Ko�cio�a sam lud prosty, tak rozmi�owany w religii i jej praktykach. Do tego
nie b�dzie potrzeba wielkich wysile�. Po co te nabo�e�stwa, ta s�u�ba Bo�a, kt�re tyle pieni�dzy kosztuj�? Czy�
nie lepiej by�oby u�y� tych pieni�dzy na filantropijne cele? Ko�ci� pod tym wzgl�dem zostaje w sprzeczno�ci z
duchem nauki chrze�cija�skiej, gdy� samo Pismo �wi�te m�wi, �e B�g chce mi�osierdzia, a nie ofiary (Mat. 12,
7). W miar� za� tego, jak s�u�ba Bo�a traci� b�dzie na okaza�o�ci, jak domy Bo�e coraz b�d� ubo�sze, zamiera�
b�dzie w ludzie prostym przywi�zanie do religii.
Przede wszystkim oburza� si� trzeba na dotychczasowe przywileje ksi�y i wszelkimi sposobami odstr�cza�
m�odych ludzi od wst�powania do stanu duchownego. Im mniej b�dzie ksi�y, tym lepiej.
7) Jeszcze raz przypominamy, �e je�eli chcecie najskuteczniej dzia�a� przeciwko Ko�cio�owi i zupe�nie
przyt�umi� wiar� w jego niezmienno�� i nieomylno��, to nie przestawajcie wyrzeka� przeciwko najgorliwszym
obro�com Ko�cio�a - "jezuitom". Rozumie si�, m�wi� nale�y, �e jezuit�w jest bardzo wielu, daleko wi�cej, ni�
powszechnie si� s�dzi. Tym sposobem podacie w podejrzenie ka�dego, kto by cokolwiek �mielej przeciw wam
wyst�pi�, obudzicie wi�c niedowierzanie jednocze�nie i do os�b, i do nauki, kt�re przedstawiaj�. Je�eli za� bez
ustanku g�osi� b�dziemy, w wyra�eniach o ile mo�na jak najbardziej uderzaj�cych (najlepiej do tego pos�ugiwa�
si� cytatami z Pisma �wi�tego, a szczeg�lnie z Prorok�w), �e jezuici zaw�adn�li Ko�cio�em, duchowie�stwem i
biskupami, �e Kuria Rzymska od ju� od dawna my�li i robi to tylko, na co jej pozwol� lub co jej rozka��, to
mo�na z ca�� pewno�ci� stwierdzi�, �e wiara w Ko�ci� wyt�piona zostanie do szcz�tu nawet z serc
najwierniejszych jego syn�w".
"Oto, zako�czy� m�wca, og�lny zarys planu naszej kampanii przeciwko Ko�cio�owi, owoc g��bokich studi�w i
d�ugiego rozwa�ania, rezultat naszych spostrze�e� nad biegiem rzeczy ludzkich. Co nie si� uda�o wszystkim
naszym poprzednikom, kt�rzy zbyt wyra�nie przeciwko Ko�cio�owi wyst�powali, tego mo�emy i musimy
dopi�� z pomoc� subtelno�ci. Ko�ci� uwa�a nas za swoje podpory, lecz w�a�nie przez to upadnie.
Na ustach mie� b�dziemy najpi�kniejsze s�owa i zapewnienia, w sercu za� szydzi� b�dziemy z niego. Cytatami z
Objawienia wyprzemy si� ca�ego Objawienia, broni� z wiary wzi�t� wyt�pimy wiar� na ziemi, wracaj�c do
pierwotnego Ko�cio�a, obalimy Ko�ci�.
Sko�czy�em."
"Filozofowie" ju� ani s��wka doda� nie mogli do tego, co im "teologowie" wy�o�yli. Dziwili si� tylko w duszy,
jak mogli tak d�ugo uwa�a� "teologi�" za swoj� nieprzyjaci�k�. Ze szczerym �alem za sw� pomy�k�, zawarli
serdeczny, wieczny sojusz z "teologami". Obie strony zobowi�za�y si� udziela� sobie wszelkiej pomocy w
obop�lnych pracach i zabiegach, a przede wszystkim wspiera� si� w zyskiwaniu korzystnych miejsc i urz�d�w,
oraz w zjednywaniu sobie rozg�osu i znaczenia. Nast�pnie uroczy�cie przyj�to plan nakre�lony przez "teolog�w"
i postanowiono natychmiast zabra� si� do wprowadzenia go w �ycie.
***
To nam przedstawia ma�a ksi��eczka z r. 1787 w prostych i pe�nych tre�ci wyrazach.
Tu wspomnie� nale�y, �e owi "teologowie" i "filozofowie", kt�rych niepor�wnan� charakterystyk� podaje
ksi��eczka, postarali si� o ca�kowite jej zniszczenie zaraz po ukazaniu si� w druku, tak �e orygina� nale�y teraz
do bibliograficznych rzadko�ci.
Ten sam los spotka� francuskie t�umaczenie z 1825 r. Okazuje si� st�d, �e owi "teologowie" i "filozofowie", o
kt�rych tu mowa, wcale nie byli tylko "straszyd�em dla dzieci", lecz �e byli to ludzie z cia�a i ko�ci i �e istotnie
wielki wp�yw wywierali oraz rozporz�dzali niepospolitymi �rodkami. "Teologowie" ci od�yli teraz w
starokatolikach niemieckich (po Soborze Watyka�skim I - uw. H.C.).
A�eby dope�ni� wiadomo�ci o losach tej pouczaj�cej ksi��eczki, dodam, �e wydawca Analecta Juris Pontifici
umie�ci� na swoich szpaltach francuski jej przek�ad (Analecta, 1868, seria X, zeszyt 84, s. 1-32), aby j� ocali� od
zupe�nej zag�ady.
Jest to dos�owny przedruk dwudziestu stronic z dzie�a Kilka s��w o Masoneryi przez F.E., Warszawa,
Wydawnictwo "Kroniki rodzinnej", 1901; s. 73-94.