6634
Szczegóły |
Tytuł |
6634 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6634 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6634 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6634 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Uprowadzenie
ROBIN COOK
Prze�o�y� Norbert Radomski
DOM WYDAWNICZY REBIS Pozna� 2001
Tytu� orygina�u � Abduction
Copyright � 2000 by Robin Cook Ali nghts reserued
Copyright � for the Polish edition by REBIS Publishing House Ltd..
Pozna� 2001
Dla Camerona Witaj, Male�ki!
Rozdzia� 1
Dziwna wibracja wyrwa�a Perry'ego Bergmana z niespokojnego snu. Niemal natychmiast ogarn�o go nieokre�lone, dr�cz�ce uczucie. Dra�ni�cy szmer przypomina� mu odg�os paznokci zgrzytaj�cych o szkoln� tablic�. Wzdrygn�� si�. Odrzuci� cienki koc i wsta�. Wibracja wci�� trwa�a. Teraz, gdy sta� boso na stalowym pok�adzie, kojarzy�a mu si� raczej z wiert�em dentystycznym. M�g� rozr�ni� przebijaj�cy przez ni� zwyk�y pomruk generator�w statku i szum klimatyzator�w.
- Co, u diab�a? - powiedzia� na g�os, cho� w zasi�gu s�uchu nie by�o nikogo, kto m�g�by udzieli� mu odpowiedzi. Poprzedniego wieczoru przyby� na statek, Benthic Explo-rer, helikopterem, po d�ugim locie z Los Angeles przez Nowy Jork do Ponta Delgada na Azorach. Bior�c pod uwag� r�nic� stref czasowych oraz d�ug� dyskusj� na temat problem�w technicznych, na jakie natkn�a si� jego ekipa, jego wyczerpanie by�o zrozumia�e. Nie mia� ochoty by� budzony po raptem czterech godzinach snu, a ju� na pewno nie przez t� irytuj�c� wibracj�.
Energicznym ruchem chwyci� s�uchawk� wewn�trznego telefonu i wystuka� numer na mostek. Czekaj�c na po��czenie, stan�� na palcach i wyjrza� przez okienko swojej VIP-owskiej kajuty. Przy wzro�cie metr sze��dziesi�t osiem nie uwa�a� si� za niskiego - po prostu nie by� wysoki, to wszystko. Na zewn�trz s�o�ce ledwie zd��y�o wynurzy� si� zza horyzontu. Statek rzuca� na Atlantyk d�ug� smug� cienia. Perry patrzy� na zach�d ponad mglistym, spokojnym oceanem, rozpo�cieraj�cym si� niczym olbrzymi p�at kutej cyny. Woda ko�ysa�a si� �agodnie niskimi, z rzadka unosz�cymi si� falami. Spok�j tej sceny zadawa� k�am temu, co dzia�o si� pod
powierzchni�. Dzi�ki komputerowo sterowanym dziobowym i rufowym silnikom manewrowym Benthic Explorer utrzymywany by� w sta�ym po�o�eniu nad fragmentem wulka-nicznie i sejsmicznie aktywnego Grzbietu �r�datlantyckie-go - dziel�cego ocean na p� z�batego pasma g�rskiego o d�ugo�ci dwudziestu tysi�cy kilometr�w. Z nieustannie wylewaj�cymi si� potokami lawy, podmorskimi wybuchami pary i cz�stymi wstrz�sami sejsmicznymi, te zatopione szczyty by�y ca�kowitym przeciwie�stwem letniego spokoju panuj�cego na powierzchni oceanu.
- Mostek - odezwa� si� w s�uchawce znudzony g�os.
- Gdzie jest kapitan Jameson? - warkn�� Perry.
- W swojej koi, o ile mi wiadomo - odpar� g�os niedba�ym tonem.
- Co to, u diab�a, za wibracja? - zapyta� Perry.
- Nie mam poj�cia, ale nie pochodzi z silnik�w statku, je�eli o to pan pyta. W przeciwnym razie maszynownia zg�osi�aby mi to. Najprawdopodobniej to po prostu wiertnica. Chce pan, �ebym skontaktowa� si� z przedzia�em wiertniczym?
Perry nie odpowiedzia�. Po prostu trzasn�� s�uchawk�. Nie m�g� uwierzy�, �e facet na mostku, kimkolwiek jest, nie uzna� za stosowne zaj�� si� t� wibracj� z w�asnej inicjatywy. Nic go to nie obchodzi�o? Zirytowa� go panuj�cy na jego statku nie�ad, postanowi� jednak zaj�� si� tym p�niej. Na razie pr�bowa� skoncentrowa� si� na swojej garderobie. Wci�gn�� na siebie d�insy i gruby we�niany golf. Nie musia� pyta�, �eby si� domy�li�, �e wibracja mog�a pochodzi� z wiertnicy. To by�o zupe�nie oczywiste. Ostatecznie to w�a�nie problemy z wierceniami by�y powodem, dla kt�rego przyby� tu z Los Angeles.
Zdawa� sobie spraw�, �e anga�uj�c si� w obecne przedsi�wzi�cie - wiercenie do wn�trza komory magmowej podmorskiego wulkanu na zach�d od archipelagu Azor�w - postawi� na szali przysz�o�� Benthic Marin�. By� to projekt wykonywany bez zlecenia, co oznacza�o, �e firma wydaje pieni�dze, zamiast je zarabia�, a up�yw got�wki by� zatrwa�aj�cy. Jego zapa� do tego przedsi�wzi�cia bra� si� z przekonania, �e ca�a impreza przyci�gnie powszechn� wyobra�-
nie, skupi zainteresowanie og�u na badaniach g��bin morskich i wywinduje Benthic Marin� na czo�ow� pozycj� w oceanografii. Niestety jednak operacja nie przebiega�a tak, jak planowano.
Ubrany ju� Perry spojrza� w lustro nad umywalk� w pude�kowatej �azience. Jeszcze par� lat temu nie zaprz�ta�by sobie tym g�owy. Ale to si� zmieni�o. Odk�d przekroczy� czterdziestk�, przekona� si�, �e rozczochranie, z kt�rym dawniej by�o mu tak do twarzy, teraz postarza�o go, a w najlepszym razie sprawia�o, �e wygl�da� na zm�czonego. W�osy mu rzed�y i potrzebowa� okular�w do czytania, ale jego u�miech pozosta� zniewalaj�cy. By� dumny ze swych r�wnych, bia�ych z�b�w, zw�aszcza dlatego, �e podkre�la�y opalenizn�, kt�r� z wielkim wysi�kiem utrzymywa�. Zadowolony ze swego odbicia w lustrze wypad� z kajuty i pop�dzi� korytarzem. Gdy mija� drzwi kajut kapitana i pierwszego oficera, korci�o go, �eby grzmotn�� w nie, daj�c w ten spos�b uj�cie swemu rozdra�nieniu. Wiedzia�, �e metalowe powierzchnie odbi�yby d�wi�k jak kot�y, wyrywaj�c �pi�cych mieszka�c�w ze spokojnej drzemki. Jako za�o�yciel, prezes i g��wny udzia�owiec Benthic Marin� spodziewa� si�, �e ludzie b�d� zwija� si� jak w ukropie, gdy on jest na pok�adzie. Czy tylko jego obchodzi�o to wszystko na tyle, by zainteresowa� si� t� wibracj�?
Znalaz�szy si� na pok�adzie, usi�owa� zlokalizowa� �r�d�o dziwnego pomruku, kt�ry teraz zlewa� si� z odg�osem pracuj�cej wiertnicy. Benthic Explorer by� stuczterdziestome-trowej d�ugo�ci statkiem badawczym z wznosz�c� si� na �r�dokr�ciu dwudziestopi�trow� wie�� wiertnicz�, spinaj�c� mostem otwart� studni� mi�dzy kad�ubami. Poza wiertnic�, statek szczyci� si� zespo�em do nurkowania saturowa-nego, �odzi� podwodn� g��bokiego zanurzenia oraz kilkoma zdalnie sterowanymi saniami kamer, z kt�rych ka�de mie�ci�y na sobie imponuj�cy zestaw aparat�w fotograficznych i kamer wideo. Ca�y ten sprz�t, w po��czeniu z bogato wyposa�onym laboratorium, pozwala� jego macierzystej firmie, Benthic Marin�, na prowadzenie szerokiego zakresu operacji i bada� oceanograficznych.
Drzwi przedzia�u wiertniczego otworzy�y si� i ukaza� si� w nich pot�ny m�czyzna. Olbrzym ziewn��, przeci�gn�� si�, po czym prze�o�y� przez ramiona szelki kombinezonu i wetkn�� na g�ow� ��ty kask z napisem: KIEROWNIK ZMIANY, wypisanym wielkimi literami nad daszkiem. Wci�� jeszcze zesztywnia�y od snu, ruszy� w stron� sto�u obrotowego. Wyra�nie nie spieszy� si�, cho� wibracja nios�a si� przez ca�y statek.
Przyspieszywszy kroku, Perry dop�dzi� m�czyzn� akurat w chwili, gdy do��czyli do niego dwaj inni marynarze.
- Rz�zi tak ju� od jakich� dwudziestu minut, szefie! -rykn�� jeden z nich, przekrzykuj�c ha�as urz�dze� wiertniczych. Wszyscy trzej ignorowali Perry'ego.
Pochrz�kuj�c, brygadzista naci�gn�� par� grubych r�kawic ochronnych i �wawo wszed� na w�ski metalowy pomost, spinaj�cy centraln� studni�. Jego zimna krew zaimponowa�a Perry'emu. K�adka robi�a wra�enie niezbyt solidnej, a niska, w�t�a barierka stanowi�a jedyne zabezpieczenie przed upadkiem do znajduj�cego si� dwadzie�cia metr�w ni�ej oceanu. Zbli�ywszy si� do sto�u rotacyjnego, brygadzista wychyli� si� przez por�cz i obur�cz uj�� obracaj�cy si� wa�, nie zaciskaj�c uchwytu, lecz pozwalaj�c mu przesuwa� si� mi�dzy chronionymi przez r�kawice d�o�mi. Z przechylon� na bok g�ow� pr�bowa� zinterpretowa� w�druj�ce wzd�u� wa�u drgania. Nie zaj�o mu to wiele czasu.
- Zatrzyma� wiertnic�! - rykn��.
Jeden z robotnik�w rzuci� si� do zewn�trznej tablicy rozdzielczej. Po chwili st� rotacyjny zatrzyma� si� ze szcz�kiem i dra�ni�ca wibracja usta�a. Brygadzista wr�ci� po k�adce na pok�ad.
- Cholera! Zn�w szlag trafi� wiert�o - powiedzia� z niesmakiem. - To ju� zakrawa na kpiny.
- Na kpiny zakrawa to, �e przez ostatnie cztery czy pi�� dni nie uda�o nam si� przewierci� nawet pe�nego metra -odezwa� si� drugi robotnik.
- Zamknij si�! - hukn�� olbrzym. - Zmykaj st�d i id� podnie�� �wider do g�owicy otworu!
Zgromiony robotnik do��czy� do swego kolegi. Niemal na-
10
tychmiast rozleg� si� nowy odg�os pot�nej maszynerii. To, zgodnie z poleceniem, uruchomiono wci�garki. Statek zadygota�.
- Sk�d pan wie, �e z�ama�o si� wiert�o?! - wrzasn�� Per-ry, przekrzykuj�c nowy ha�as.
Brygadzista spojrza� na niego z g�ry.
- Kwestia do�wiadczenia - zagrzmia�, po czym odwr�ci� si� i ruszy� w stron� rufy.
Perry musia� biec, �eby za nim nad��y�. Ka�dy krok olbrzyma by� jak dwa jego kroki. Pr�bowa� zapyta� o co� jeszcze, ale tamten albo nie s�ysza�, albo po prostu go ignorowa�. Wkr�tce dotarli do schod�w i brygadzista ruszy� pod g�r�, pokonuj�c po trzy stopnie naraz. Dwa pok�ady wy�ej wszed� w boczny korytarz, zatrzymuj�c si� przed drzwiami jednej z kabin. Napis na drzwiach g�osi�: MARK DAYIDSON, KIEROWNIK ROB�T. Brygadzista zapuka� g�o�no. Pocz�tkowo jedyn� odpowiedzi� by� atak kaszlu, lecz po chwili da�o si� s�ysze� wyra�ne: �Prosz�!"
Perry wcisn�� si� za plecami olbrzyma do male�kiej kajuty.
- Z�e wie�ci, szefie - powiedzia� brygadzista. - Obawiam si�, �e zn�w szlag trafi� wiert�o.
- Kt�ra jest, u diab�a, godzina? - zapyta� Mark. Przeci�gn�� palcami po zmierzwionych w�osach. Siedzia� na brzegu koi, ubrany jedynie w podkoszulek i slipki. Jego twarz by�a lekko opuchni�ta, a g�os ochryp�y od snu. Nie czekaj�c na odpowied�, si�gn�� po paczk� papieros�w. Powietrze w kabinie by�o przesi�kni�te zasta�ym dymem.
- Oko�o sz�stej - odpar� brygadzista.
- Jezu -j�kn�� Mark. Dopiero teraz zauwa�y� Perry'ego. Na jego twarzy pojawi�o si� zaskoczenie. Zamruga� powiekami. - Perry? Co ty tu robisz o tej porze?
- Nie spos�b spa� przy tej wibracji.
- Jakiej wibracji? - Mark spojrza� pytaj�co na brygadzist�, ten jednak utkwi� wzrok w Perrym.
- Pan jest Perry Bergman? � zapyta� niepewnie.
- Tak, o ile mi wiadomo - odpar� Perry. Zak�opotanie brygadzisty dawa�o mu odrobin� satysfakcji.
11
- Przepraszam.
- Nic nie szkodzi - stwierdzi� wielkodusznie Perry.
- Czy zesp� wiertniczy zn�w rz�zi�? - spyta� Mark. Brygadzista skin�� g�ow�.
- Tak jak ostatnie cztery razy, mo�e troch� gorzej.
- Zosta�a nam ju� tylko jedna diamentowa koronka -j�kn�� Mark.
- Nie musi mi pan tego m�wi� - odpar� brygadzista.
- Jaka jest g��boko��?
-Prawie taka sama jak wczoraj. Wydali�my czterysta sze�� metr�w rury. Skoro do dna jest nieca�e trzysta metr�w, a osadu nie ma, mo�na powiedzie�, �e zag��bili�my si� w ska�� na plus minus sto dziesi�� metr�w.
- To jest w�a�nie to, co t�umaczy�em ci wczoraj wieczorem - zwr�ci� si� Mark do Perry'ego. - Wszystko sz�o �wietnie, a� cztery dni temu utkn�li�my w miejscu. Od tego czasu nie posun�li�my si� wi�cej ni� o metr, mimo �e zu�yli�my ju� cztery wiert�a.
- Wi�c twierdzisz, �e trafili�cie na tward� warstw�? - zagadn�� Perry, s�dz�c, �e powinien co� powiedzie�. Mark roze�mia� si� sarkastycznie.
- Twarda to ma�o powiedziane. U�ywamy diamentowych koronek rdzeniowych z najbardziej r�wnymi ��obkami, jakie kiedykolwiek wykonano! Co gorsza, przed nami jest jeszcze trzydzie�ci metr�w tego materia�u, czymkolwiek on jest, zanim dotrzemy do komory magmowej, przynajmniej je�li wierzy� naszemu radarowi penetracyjnemu. W takim tempie dowiercimy si� tam za dziesi�� lat.
- Czy w laboratorium przeanalizowali okruchy, kt�re utkwi�y w ostatnim wiertle? - zapyta� brygadzista.
- Tak, zrobili to - odpar� Mark. - To jaki� nie znany dot�d rodzaj ska�y. Przynajmniej tak twierdzi Tad Messen-ger. Sk�ada si� z pewnej odmiany krystalicznego oliwinu, kt�remu, jego zdaniem, towarzysz� mikroskopijne kryszta�y diamentu. Szkoda, �e nie mamy wi�kszej pr�bki. G��wny problem z wierceniami na otwartym morzu tkwi w tym, �e nie dostaje si� z powrotem p�uczki. To jak wiercenie po ciemku.
12
- Nie mogliby�my spu�ci� tam sondy rdzeniowej? � zapyta� Perry.
- Du�o by to pomog�o, skoro nawet diamentowe wiert�o nie zdaje tu egzaminu.
- A mo�e by nasadzi� j� na diamentow� koronk�? Gdyby uda�o nam si� zdoby� prawdziw� pr�bk� tego czego�, przez co pr�bujemy si� przewierci�, mo�e mogliby�my opracowa� jaki� rozs�dny plan dzia�ania. Za du�o zainwestowali�my w t� operacj�, �eby zrezygnowa� bez prawdziwej walki.
Mark spojrza� na brygadzist�, ale ten tylko wzruszy� ramionami. Potem zn�w przeni�s� wzrok na Perry'ego.
- Hej, ty tu jeste� szefem.
- Przynajmniej na razie - odpar� Perry. Nie �artowa�. Zastanawia� si�, jak d�ugo pozostanie szefem, je�li to przedsi�wzi�cie oka�e si� niewypa�em.
- W porz�dku - powiedzia� Mark. Od�o�y� papierosa na skraj przepe�nionej popielniczki. - Podnie�cie wiert�o do g�owicy otworu.
- Ch�opaki ju� to robi� - odpar� brygadzista.
- We�cie z magazynu ostatni� koronk� - powiedzia� Mark. Si�gn�� do telefonu. - Ka�� Larry'emu Nelsonowi uruchomi� zesp� nurkowania saturowanego i zwodowa� batyskaf. Wymienimy wiert�o i zobaczymy, czy uda nam si� zdoby� lepsz� pr�bk� tej ska�y.
- Tak jest - odpar� brygadzista. Odwr�ci� si� i gdy Mark podnosi� do ucha s�uchawk�, by zadzwoni� do kierownika zespo�u nurk�w, wyszed�.
Perry r�wnie� zacz�� zbiera� si� do odej�cia, ale Mark chwyci� go za r�k�. Zako�czywszy rozmow� z Larrym Nelsonem, uni�s� ku niemu wzrok.
- Jest co�, o czym nie wspomnia�em na wczorajszym spotkaniu - powiedzia�. - My�l�, �e powiniene� o tym wiedzie�.
Perry prze�kn�� �lin�. Nagle zasch�o mu w gardle. Nie podoba� mu si� ton g�osu Marka. Wyczuwa� w nim zapowied� dalszych z�ych nowin.
- By� mo�e to nic nie znaczy - ci�gn�� dalej Mark - ale kiedy, jak ju� wspoHTgjj�fes�, badali�my za pomoc� radaru penetracyjnego ^^ar^tw�^kt�r� usi�ujemy przewierci�,
13
dokonali�my przy okazji nieoczekiwanego odkrycia. Mam te dane tu, na biurku. Chcesz je zobaczy�?
- Po prostu mi powiedz - odpar� Perry. - Dane mog� obejrze� p�niej.
- Radar sugeruje, �e zawarto�� komory magmowej mo�e by� inna, ni� ocenili�my na podstawie pierwszych bada� sejsmicznych. By� mo�e wcale nie jest p�ynna.
- �artujesz! - Ta nowa informacja tylko zwi�kszy�a obawy Perry'ego. By�o czystym przypadkiem, �e zesz�ego lata Benthic Explorer odkry� istnienie podmorskiej g�ry, kt�r� obecnie wiercili. Zdumiewaj�ce za� w tym znalezisku by�o to, �e jako cz�� Grzbietu Sr�datlantyckiego obszar ten by� ju� gruntownie przebadany przez Geosat, satelit� grawimetrycznego Marynarki Wojennej Stan�w Zjednoczonych, wykorzystywanego do tworzenia map warstwicowych dna oceanicznego. A jednak jakim� cudem ten konkretny szczyt zdo�a� umkn�� przyrz�dom Geosatu.
Cho� za�odze Benthic Explorera spieszno by�o do domu, przerwali podr� na wystarczaj�co d�ugo, by dokona� paru przej�� nad tajemnicz� g�r�. Dysponuj�c ultranowoczesnym sonarem, przeprowadzili pobie�ne badania wewn�trznej struktury gujotu. Ku zaskoczeniu wszystkich, wyniki okaza�y si� r�wnie niezwyk�e jak sama obecno�� g�ry. Wszystko wskazywa�o na to, �e maj� do czynienia z wyj�tkowo cienko�ciennym, drzemi�cym wulkanem, kt�rego p�ynne wn�trze dzieli od dna oceanu zaledwie sto dwadzie�cia metr�w ska�y. Jeszcze bardziej zdumiewaj�ce by�o to, �e substancja wype�niaj�ca komor� magmow� wykazywa�a propagacj� d�wi�ku identyczn� do obserwowanej w nieci�g�o�ci Mohorovi�i-cia, zwanej w skr�cie Moho, tajemniczej granicy mi�dzy skorup� ziemsk� a p�aszczem. Poniewa� nikomu jak dot�d nie uda�o si� wydoby� magmy z Moho, cho� zar�wno Amerykanie, jak i Rosjanie pr�bowali dokona� tego w okresie zimnej wojny, Perry postanowi� wr�ci� i wwierci� si� w t� g�r� w nadziei, �e Benthic Marin� oka�e si� pierwsz� instytucj�, kt�ra uzyska pr�bki p�ynnej substancji. Argumentowa�, �e ich analiza mog�aby rzuci� nowe �wiat�o na budow�, a mo�e nawet i na pocz�tki ziemskiego globu. A teraz
14
jego kierownik rob�t m�wi mu, �e wyj�ciowe dane sejsmiczne mog�y by� po prostu b��dne!
- Mo�liwe, �e komora magmowa jest pusta - powiedzia� Mark.
- Pusta? - wykrztusi� Perry.
- No, niezupe�nie pusta - poprawi� Mark. - Wype�niona jakim� spr�onym gazem czy mo�e par�. Wiem, �e ekstra-polowanie danych na tej g��boko�ci to dzia�anie na granicy technicznych mo�liwo�ci radar�w penetracyjnych. W rzeczy samej, wielu ludzi uzna�oby, �e wyniki, o kt�rych m�wi�, s� po prostu artefaktem, swego rodzaju �mieciami na wykresie. Ale tak czy inaczej martwi mnie, �e dane z radaru nie zgadzaj� si� z sejsmicznymi. Rozumiesz, szlag by mnie trafi�, gdyby okaza�o si�, �e zadali�my sobie tyle trudu tylko po to, �eby znale�� k��b przegrzanej pary i nic wi�cej. Nikt nie by�by z tego powodu szcz�liwy, a ju� najmniej nasi inwestorzy.
Przygryzaj�c policzek, Perry zamy�li� si� nad troskami Marka. Zaczyna� �a�owa�, �e w og�le kiedykolwiek us�ysza� o Morskim Olimpie, jak za�oga nazwa�a t� p�ask� podwodn� g�r�, kt�r� w�a�nie starali si� przedziurawi�.
- Wspomnia�e� o tym doktor Newell? - zapyta�. Doktor Suzanne Newell by�a g��wnym oceanografem na Benthic Explorerze. - Czy ona widzia�a te dane, o kt�rych m�wi�e�?
- Nikt ich nie widzia� - odpar� Mark. - Wczoraj, kiedy przygotowywa�em si� do twojej wizyty, przez przypadek zauwa�y�em u siebie na komputerze ten cie�. Zastanawia�em si�, czy nie poruszy� tego na wczorajszej naradzie, ale postanowi�em si� wstrzyma� i porozmawia� z tob� na osobno�ci. Nie wiem, czy zwr�ci�e� na to uwag�, ale mamy pewien problem z morale niekt�rych cz�onk�w za�ogi. Wielu ludzi zaczyna dochodzi� do wniosku, �e wiercenie tej g�ry przypomina troch� walk� z wiatrakami. Przeb�kuj�, �e woleliby rzuci� to i wr�ci� do domu, do swych rodzin, zanim �ato si� sko�czy. Nie chcia�bym dolewa� oliwy do ognia.
Perry poczu�, jak uginaj� si� pod nim kolana. Wysun�� krzes�o spod biurka i opad� na nie ci�ko. Potar� r�k� oczy.
15
By� zm�czony, g�odny i zniech�cony. Mia� ochot� wymierzy� sam sobie kopniaka za ryzykowanie do tego stopnia przysz�o�ci swojej firmy na podstawie tak ma�o wiarygodnych danych. Jednak w�wczas to odkrycie wydawa�o mu si� takim u�miechem losu, �e grzechem by�oby przej�� obok niego oboj�tnie.
- Hej, nie chcia�bym by� zwiastunem z�ych wie�ci - powiedzia� Mark. - Zrobimy tak, jak zaproponowa�e�. Spr�bujemy lepiej si� rozezna�, czym jest ta ska�a, kt�r� wiercimy. Nie popadajmy zbytnio w zniech�cenie.
- To raczej trudne, bior�c pod uwag�, jak wiele kosztuje nasz� firm� utrzymywanie tego statku tutaj - odpar� Per-ry. - Mo�e powinni�my po prostu ograniczy� straty.
- Nie mia�by� ochoty czego� zje��? - podsun�� Mark. -Nie ma sensu podejmowa� jakichkolwiek nag�ych decyzji na pusty �o��dek. Szczerze m�wi�c, ch�tnie bym si� przy��czy�, je�li mo�esz poczeka�, a� wezm� prysznic. Do diab�a! Ju� nied�ugo b�dziemy wiedzie� troch� wi�cej o tym g�wnie, w kt�re si� wpakowali�my. Mo�e wtedy si� wyja�ni, co powinni�my zrobi�.
- Ile czasu zajmie wymiana wiert�a? - zapyta� Perry.
- Batyskaf mo�e by� w wodzie za godzin� - odpar� Mark. -Dostarczy koronk� i narz�dzia do g�owicy otworu. Spuszczenie nurk�w trwa d�u�ej, bo musz� przej�� kompresj�, zanim opu�cimy dzwon. To zajmie par� godzin, mo�e troch� d�u�ej, gdyby wyst�pi�y jakie� b�le kompresyjne. Sama wymiana koronki jest do�� prosta. Ca�a operacja powinna zabra� nie wi�cej ni� trzy, cztery godziny.
Perry z wysi�kiem podni�s� si� na nogi.
- Zadzwo� do mojej kabiny, kiedy b�dziesz gotowy i�� na �niadanie - powiedzia�, si�gaj�c do klamki.
-Hej, poczekaj chwil�! - zawo�a� Mark z nag�ym entuzjazmem. - Mam pomys�, kt�ry mo�e ci� troch� rozrusza�. Mo�e wybra�by� si� batyskafem na d�? Podobno jest tam pi�knie, przynajmniej wed�ug Suzanne. Nawet pilot �odzi, Donald Fuller, by�y oficer marynarki wojennej, kt�ry z regu�y jest ma�om�wnym, rzeczowym facetem, twierdzi, �e sceneria jest niesamowita.
16
- Co mo�e by� niezwyk�ego w podwodnej g�rze o p�askim wierzcho�ku? - zapyta� Perry.
- Ja sam nigdy tam nie by�em - przyzna� Mark - ale to ma zwi�zek z budow� geologiczn� terenu. Wiesz, jako cz�� Grzbietu �r�datlantyckiego i w og�le. Ale zapytaj Newell albo Fullera! M�wi� ci, s� wniebowzi�ci, kiedy ka�e im si� zej�� na d�. Przy halogenowych reflektorach na �odzi i przejrzysto�ci wody na tych g��boko�ciach, widoczno�� si�ga od sze��dziesi�ciu do dziewi��dziesi�ciu metr�w.
Perry skin�� g�ow�. Podwodna wyprawa to nie by� g�upi pomys�. W ka�dym razie pozwoli�aby mu cho� na chwil� oderwa� my�li od obecnej sytuacji i da�aby mu poczucie, �e co� robi. Poza tym p�yn�� t� �odzi� podwodn� tylko raz, przy jej odbiorze, u brzeg�w wyspy Santa Catalina, i by�o to dla niego niezapomniane prze�ycie. A do tego b�dzie mia� okazj� zobaczy� t� g�r�, kt�ra przysparza�a mu tylu nerw�w.
- Komu powinienem powiedzie�, �e b�d� cz�onkiem za�ogi? - zapyta�.
- Ja si� tym zajm� - powiedzia� Mark. Wsta� i �ci�gn�� koszulk�. - Zaraz dam zna� Larry'emu Nelsonowi.
Rozdzia� 2
Richard Adams wydoby� z szafki par� workowatych kaleson�w i kopni�ciem zatrzasn�� drzwiczki. W�o�ywszy bielizn�, naci�gn�� na g�ow� czarn� w��czkow� czapk� i tak przyodziany wyszed� z kajuty. Za�omota� do drzwi Louisa Mazzoli i Michaela Donaghue. Obaj odpowiedzieli stekiem wyzwisk. Przekle�stwa stanowi�y tak znaczn� cz�� s�ownictwa tych cz�onk�w za�ogi, �e straci�y ju� zupe�nie swoje ��d�o. Richard, Louis i Michael, zawodowi nurkowie, byli ostro pij�cymi, ostro �yj�cymi facetami, wykonuj�cymi niebezpieczn� prac�. Robili wszystko, co im zlecono, od spawania, wysadzania raf koralowych, po wymian� wierte� podczas wierce� podmorskich. Byli podwodnymi wo�ami roboczymi i szczycili si� tym.
Szkolili si� razem w marynarce wojennej, gdzie stali si� nieroz��cznymi przyjaci�mi, a przy tym znakomitymi �o�nierzami si� podwodnych. Ich wsp�lnym marzeniem by�o dosta� si� do oddzia��w Navy Seals, lecz, niestety, nie by�o im to pisane. Ich upodobanie do piwa i b�jek wykracza�o daleko poza poziom reprezentowany przez ich koleg�w. Fakt, �e wszyscy trzej mieli za ojc�w ograniczonych, bij�cych �ony, niewykszta�conych i wiecznie pijanych brutali, m�g� wyt�umaczy�, ale nie usprawiedliwi� ich zachowanie. Zupe�nie nie zawstydzeni przyk�adem swoich rodzic�w, wszyscy trzej uwa�ali swoje surowe dzieci�stwo za naturalny wst�p do prawdziwej dojrza�o�ci. �adnemu z nich nie przysz�o nigdy na my�l cho� przez chwil� zastanowi� si� nad starym porzekad�em: jaki ojciec, taki syn.
M�sko�� by�a dla nich najwy�sz� warto�ci�. Sroga kara czeka�a ka�dego mi�czaka, kt�ry o�mieli�by si� postawi� nog� w barze, w kt�rym akurat pili. Krzywym okiem pa-
18
trzyli na �prawniczk�w" oraz spasiony personel armii, g��boko pogardzali te� ka�dym, kogo uznali za dupka, palanta lub ciot�. Homoseksualizm dra�ni� ich najbardziej i, je�li 5 to chodzi�o, wojskow� polityk� �nie pytaj i nie m�w" uwa�ali za absurd i osobist� zniewag�.
Cho� marynarka by�a do�� pob�a�liwa wobec nurk�w i przymyka�a oczy na post�pki, kt�rych nie tolerowa�aby u innych, Richard Adams i jego kumple posun�li si� o wiele za daleko. Pewnego upalnego sierpniowego popo�udnia, wyczerpani po podwodnych �wiczeniach, zaszyli si� w swojej ulubionej, ucz�szczanej przez nurk�w knajpie w Point Loma w San Diego. Po wielu kolejkach wzmocnionego piwa i r�wnie wielu za�artych dyskusjach na temat obecnego sezonu baseballowego, ujrzeli nagle, ku swemu zgorszeniu i przera�eniu, wchodz�cych jak gdyby nigdy nic dw�ch facet�w z armii. Jak twierdzili p�niej przed s�dem wojskowym, przybysze zacz�li �migdali� si�" w ustronnym k�cie.
Fakt, �e ludzie ci byli oficerami, bynajmniej nie �agodzi� w�ciek�o�ci nurk�w. Nie zastanowi�o ich, co dwaj oficerowie mog� mie� do roboty w San Diego, znanej bazie marynarki wojennej. Richard, wieczny prowodyr, pierwszy zbli�y� si� do stolika. Zapyta� - z przek�sem - czy mo�e przy��czy� si� do orgii. Oficerowie, �le rozumiej�c intencje Richarda, kt�remu chodzi�o po prostu, �eby wynie�li si� do diab�a, roze�mieli si�, wyja�nili, �e nie urz�dzaj� �adnej orgii, i zaproponowali, �e postawi� mu i jego kumplom kolejk� dla uczczenia znajomo�ci. Efektem by�a jednostronna bijatyka, w wyniku kt�rej obaj oficerowie trafili do Szpitala Marynarki Wojennej w Balboa, za� Richard i jego koledzy do paki. I tak sko�czy�a si� ich kariera w marynarce. Faceci z armii okazali si� cz�onkami JAG, Generalnego Korpusu Prawniczego Armii.
- Chod�cie, palanty! - rykn�� Richard, gdy tamci wci�� si� nie pojawiali. Spojrza� na zegarek. Wiedzia�, �e Nelson b�dzie w�ciek�y. Rozkazy, jakie otrzyma� przez telefon, m�wi�y wyra�nie, �e ma stawi� si� w centrum dowodzenia rob�t nurkowych najszybciej, jak to mo�liwe.
19
Pierwszy pojawi� si� Louis Mazzola. By� niemal o g�ow� ni�szy od maj�cego metr osiemdziesi�t Richarda. Sylwetk� przypomina� kul� bilardow�. Mia� mi�sist� twarz, obro�ni�te cia�o i kr�tkie ciemne w�osy, p�asko przylegaj�ce do kulistej czaszki. Wydawa�o si� �e nie ma szyi; jego g�owa i barki ��czy�y si� bez �adnego wci�cia.
- Sk�d ten po�piech? -j�kn��.
- Idziemy nurkowa� - odpar� Richard.
- Te� mi nowina � powiedzia� Louis �a�o�nie.
Drzwi kajuty Michaela otworzy�y si�. Trzeci z nurk�w wygl�dem plasowa� si� gdzie� po�rodku mi�dzy ko�cistym Richardem i przysadzistym Louisem. Podobnie jak koledzy, by� dobrze umi�niony i w znakomitej kondycji. By� te� r�wnie niechlujny, ubrany w takie same workowate kalesony i trykotowy podkoszulek. Jednak w odr�nieniu od nich, na g�owie mia� nasadzon� na bakier baseballow� czapeczk� Red Sox. Michael pochodzi� z Chelsea w stanie Massachusetts i by� zapalonym fanem Soks�w i Bruins�w.
Otworzy� usta, by poskar�y� si�, �e przerwano mu sen, ale Richard zignorowa� go i ruszy� w stron� g��wnego pok�adu. Louis zrobi� to samo. Wzruszywszy ramionami, Michael powl�k� si� za nimi. Gdy schodzili g��wnym zej�ciem, Louis zawo�a� do Richarda:
- Hej, Adams, wzi��e� karty?
- Jasne, �e wzi��em - odkrzykn�� Richard przez rami�. -Zabra�e� ksi��eczk� czekow�?
- Spadaj - powiedzia� Louis. - Sam przegrywa�e� przy ostatnich czterech zej�ciach.
- To by� plan, stary - odpar� Richard. - Podpuszcza�em ci�.
- Pierdoli� karty - wtr�ci� si� Michael. - Masz ze sob� swoje �wierszczyki, Mazzola?
- My�lisz, �e poszed�bym nurkowa� bez nich? - odpar� Louis. - Do diab�a! Pr�dzej zapomnia�bym p�etw.
- Ale na pewno wzi��e� te z panienkami, nie z ch�opczykami? - zapyta� drwi�co Michael.
Louis zatrzyma� si� tak nagle, �e Donaghue zderzy� si� z nim.
20
- Co� ty, kurna, powiedzia�? - warkn��.
- Po prostu chcia�em si� upewni�, czy zabra�e� te, co trzeba - odpar� Michael z szyderczym u�miechem. - Mo�e b�d� chcia� je sobie po�yczy�, a nie mam ochoty ogl�da� siu-siak�w.
Niespodziewanym ruchem Louis wyci�gn�� d�o� i z�apa� Michaela za podkoszulek. Ten zareagowa�, chwytaj�c lew� r�k� przedrami� Louisa i zwijaj�c praw� d�o� w pi��. Nim dosz�o do czego� wi�cej, zainterweniowa� Richard.
- Przesta�cie, ba�wany! - rykn��, wciskaj�c si� mi�dzy koleg�w. Ciosem z do�u odtr�ci� r�k� Louisa. Rozleg� si� odg�os rozdzieranego materia�u i w zaci�ni�tych palcach Mazzoli pozosta� strz�p podkoszulka Michaela. Rozjuszony jak byk na widok czerwonej p�achty Louis usi�owa� wymin�� Richarda. Gdy to si� nie uda�o, pr�bowa� dosi�gn�� Michaela ponad jego ramieniem. Michael rykn�� �miechem i uskoczy� w bok.
- Mazzola, ty kretynie. On si� po prostu z tob� dra�ni. Opanuj si�, do diab�a! - wrzasn�� Richard.
- Skurwysyn! � zasycza� Louis. Rzuci� oddartym strz�pem materia�u w swego dr�czyciela. Michael zn�w zarechota�.
- Chod�cie! � powiedzia� Richard z niesmakiem, ruszaj�c dalej. Michael schyli� si� i podni�s� strz�pek z pod�ogi, udaj�c, �e chce przyczepi� go sobie z powrotem na piersi. Louis mimo woli parskn�� �miechem. Potem obaj pobiegli, by dop�dzi� Richarda.
Wychodz�c na pok�ad, zauwa�yli, �e �uraw podnosi rur� os�onow�.
- Musieli zn�w z�ama� wiert�o - powiedzia� Michael. Richard i Louis przytakn�li bez s�owa. - Przynajmniej wiemy, co b�dziemy robi�.
Weszli do przedzia�u nurkowego i rozsiedli si� niedbale na trzech sk�adanych krzes�ach tu� obok drzwi. Tu w�a�nie mia� swoje biurko Larry Nelson, cz�owiek odpowiedzialny za przebieg wszystkich prac podwodnych. Za nim, po prawej stronie kabiny a� do jej ko�ca ci�gn�a si� tablica rozdzielcza, mieszcz�ca wszelkie wska�niki, przyrz�dy pomia-
21
rowe i regulatory do obs�ugi urz�dze� nurkowych. Lew� �cian� pomieszczenia zajmowa�y sterowniki i monitory kamer. Tam te� znajdowa�o si� okno wychodz�ce na centraln� studni� statku, przez kt�r� spuszczany by� dzwon nurkowy.
Na Benthic Explorerze do prac podwodnych wykorzystywano metod� nurkowania saturowanego, co oznacza�o, �e podczas ka�dego z zanurze� organizmy nurk�w zostawa�y ca�kowicie nasycone gazem oboj�tnym. W zwi�zku z tym czas dekompresji, niezb�dny do usuni�cia gazu, by� taki sam bez wzgl�du na to, jak d�ugo przebywali pod wod�. Zesp� sk�ada� si� z trzech cylindrycznych pok�adowych kom�r dekompresyjnych (PKD), z kt�rych ka�da mia�a trzy i p� metra szeroko�ci i sze�� metr�w d�ugo�ci. Komory by�y po��czone ze sob�, niczym gigantyczne par�wki, podw�jnymi lukami ci�nieniowymi. W ka�dej mie�ci�y si� cztery koje, kilka sk�adanych stolik�w, toaleta, umywalka i prysznic.
Ka�da komora dekompresyjna mia�a te� z boku w�az, za� u g�ry luk ci�nieniowy, do kt�rego przy��czano dzwon nurkowy, zwany te� komor� transferow� (KT). Kompresja i dekompresja nurk�w odbywa�a si� w PKD. Gdy ci�nienie w komorze osi�ga�o warto�� odpowiadaj�c� g��boko�ci, na kt�rej mieli pracowa�, nurkowie przechodzili do dzwonu, kt�ry nast�pnie od��czano i spuszczano pod wod�. Na odpowiedniej g��boko�ci nurkowie otwierali luk, przez kt�ry wcze�niej dostali si� do dzwonu, po czym p�yn�li na wyznaczone miejsce pracy. Przebywaj�c w wodzie, po��czeni byli z dzwonem p�powin� mieszcz�c� przewody oddechowe, w�e z gor�c� wod� do ogrzewania ich neoprenowych skafandr�w, przewody czujnik�w oraz kable ��czno�ci. Poniewa� nurkowie na Benthic Explorerze u�ywali masek zakrywaj�cych ca�� twarz, komunikacja by�a mo�liwa, cho� utrudniona z powodu zniekszta�ce� g�osu w helowo-tlenowej atmosferze, kt�r� oddychali. Czujniki rejestrowa�y t�tno ka�dego z nurk�w, cz�sto�� oddech�w oraz ci�nienie tlenu w mieszance oddechowej. Wszystkie trzy parametry by�y nieustannie monitorowane.
22
Larry uni�s� g�ow� znad biurka i obrzuci� swoj� drug� ekip� nurk�w pogardliwym spojrzeniem. Nie mie�ci�o mu si� w g�owie, jak mo�na wiecznie wygl�da� tak niechlujnie, bezczelnie i nieprofesjonalnie jak oni. Zauwa�y� zawadiack� czapeczk� i podarty podkoszulek Michaela, ale powstrzyma� si� od komentarzy. Podobnie jak marynarka, tolerowa� u nurk�w zachowania, na jakie nigdy nie pozwoli�by innym cz�onkom swego zespo�u. Pozostali trzej nurkowie, r�wnie zreszt� denerwuj�cy i niesforni, przebywali jeszcze w jednej z kom�r dekompresyjnych po ostatnim zej�ciu do g�owicy otworu. Nurkowanie na g��boko�� niemal trzystu metr�w wymaga czasu dekompresji mierzonego w dniach, nie w godzinach.
- Przykro mi, �e wyrwa�em was, b�azny, z mi�ego snu -powiedzia�. - Do�� d�ugo trwa�o, zanim tu trafili�cie.
- Musia�em sobie wynitkowa� z�by � odpar� Richard.
- A ja musia�em sobie zrobi� manicure - doda� Louis. Po-wachlowa� d�oni� mi�kkim, kobiecym ruchem. Michael przewr�ci� oczami w udanym zgorszeniu.
- Tylko znowu nie zaczynaj! - warkn�� Louis, mierz�c go wzrokiem. Wycelowa� serdelkowaty palec w twarz kolegi. Michael odsun�� go pacni�ciem.
-W porz�dku, s�uchajcie, troglodyci! - rykn�� Larry. -Spr�bujcie si� opanowa�. Nurkujecie na dwie�cie dziewi��dziesi�t osiem metr�w dla przegl�du i wymiany wiert�a.
- Och, co� nowego, nie, szefie? - powiedzia� cienkim, piskliwym g�osem Richard. - To ju� pi�te takie zej�cie i trzecie dla nas. Bierzmy si� do roboty.
- Zamknij si� i s�uchaj - rozkaza� Larry. - Tym razem b�dzie co� nowego. Na�o�ycie sond� rdzeniow� na koronk�. Sprawdzimy, czy uda nam si� zdoby� przyzwoit� pr�bk� tego cholerstwa, kt�re pr�bujemy przewierci�.
- Brzmi nie�le - stwierdzi� Richard.
- Mamy zamiar skr�ci� czas kompresji - powiedzia� Larry. - Na pok�adzie jest pewna szycha, kt�rej spieszy si� do Wynik�w. Spr�bujemy spu�ci� was na d� za dwie godziny. Chc� s�ysze� natychmiast, je�li pojawi� si� jakie� b�le sta-
23
w�w. Nie �ycz� sobie, �eby kt�rykolwiek z was odgrywa� twardziela. Zrozumiano?
Wszyscy trzej kiwn�li g�owami.
- Za�adujemy wam papu, jak tylko wyjdzie z kuchni -ci�gn�� dalej Larry - ale, kolesie, chc�, �eby�cie podczas kompresji byli w swoich kojach, a to znaczy �adnego szwen-dania si� i �adnych b�jek.
- B�dziemy gra� w karty - powiedzia� Louis.
- Gra� w karty mo�ecie, le��c na kojach - odpar� Larry. -I powtarzam: �adnych b�jek. Je�li zaczn� si� awantury, z kartami koniec. Czy wyrazi�em si� jasno?
Spojrza� po kolei na ka�dego z nurk�w, kt�rzy odwracali wzrok. �aden nie zakwestionowa� postawionych warunk�w.
- Uznaj� t� niezwyk�� cisz� za wyraz zgody - powiedzia� wreszcie. � Teraz przejd�my do rzeczy. Adams, ty b�dziesz czerwonym nurkiem. Donaghue, ty b�dziesz zielonym. Maz-zola, ty b�dziesz dzwonowym.
Richard i Michael z triumfalnym okrzykiem nachylili si� do siebie i przybili pi�tki. Louis z niesmakiem wyd�� usta. Rola nurka dzwonowego oznacza�a, �e pozostanie w KT, luzuj�c i zwijaj�c uwi�zie pozosta�ym dw�m oraz obserwuj�c przyrz�dy. Nie wejdzie do wody, chyba �e w sytuacji awaryjnej. Cho� by�a to pozycja bezpieczniejsza, nurkowie nie darzyli jej uznaniem. Okre�le� �czerwony" i �zielony nurek" u�ywano, aby zapobiec wszelkim nieporozumieniom w komunikacji z powierzchni�, kt�re mog�yby wyst�pi�, gdyby u�ywano imion lub nazwisk. Na Benthic Explorerze czerwony uwa�any by� za szefa ekipy.
Larry wyj�� z biurka podk�adk� z klipsem. Poda� j� Ri-chardowi.
- Oto lista kontrolna, czerwony. Teraz zabierzcie dupska do PKD1. Za pi�tna�cie minut chc� zacz�� kompresj�.
Richard wzi�� list� i nurkowie opu�cili kabin�. Louis natychmiast uderzy� w d�ugi p�acz, j�cz�c, �e ju� drugi raz pod rz�d przypada mu rola dzwonowego.
- Najwyra�niej szef uzna�, �e jeste� w tym najlepszy -powiedzia� Richard, mrugaj�c do Donaghue'a. Wiedzia�, �e prowokuje Louisa. Ale nie m�g� nic na to poradzi�. Czu�
24
ulg�, �e nie pad�o na niego, tym bardziej, �e tym razem by�a jego kolej.
Gdy mijali zaj�t� PKD3, ka�dy z nich po�wi�ci� chwil�, by zajrze� do �rodka przez niewielkie okienko i da� znak uniesionym kciukiem jej trzem lokatorom, kt�rych czeka�o jeszcze kilka dni dekompresji. Nurkowie mogli bi� si� mi�dzy sob� od czasu do czasu, jednak ��czy�o ich te� �cis�e kole�e�stwo. Stale towarzysz�ce im ryzyko sprawia�o, �e szanowali si� nawzajem. Odosobnienie i zagro�enia wi���ce si� z nurkowaniem saturowanym by�y, jak na ironi�, zbli�one pod pewnymi wzgl�dami do do�wiadcze� astronaut�w przebywaj�cych na orbicie oko�oziemskiej. Gdyby pojawi� si� problem, mog�o by� nieweso�o i trudno by by�o wr�ci� z takiej wycieczki do domu.
Dotarli do PKD1 i Richard pierwszy przecisn�� si� przez w�ski, okr�g�y w�az z boku cylindra. Aby tego dokona�, musia� uchwyci� poziom� metalow� por�cz, unie�� nogi i wsun�� si� w otw�r stopami do przodu, pomagaj�c sobie w�owymi ruchami ca�ego cia�a.
Wn�trze by�o urz�dzone funkcjonalnie, z kojami na jednym ko�cu i awaryjnymi aparatami oddechowymi na �cianach. Ca�y sprz�t nurkowy, w��czaj�c w to skafandry z neo-prenu, pasy ci�arowe, r�kawice, kaptury i inne elementy wyposa�enia, le�a� z�o�ony w stos pomi�dzy kojami. Maski nurkowe wraz z wszystkimi przewodami i kablami ��czno�ci znajdowa�y si� wewn�trz dzwonu. Na drugim ko�cu komory mie�ci� si� odkryty prysznic, toaleta oraz umywalka. Nurkowanie saturowane by�o spraw� publiczn� w pe�nym tego s�owa znaczeniu. Nie by�o tu mowy o jakiejkolwiek prywatno�ci.
Louis i Michael wsun�li si� do �rodka tu� za Richardem. Louis od razu wspi�� si� do dzwonu nurkowego, podczas gdy Michael zaj�� si� przegl�daniem sterty na pod�odze. W miar� jak Richard odczytywa� z listy poszczeg�lne pozycje, albo jeden, albo drugi odkrzykiwa�, czy stan si� zgadza, a Richard odfajkowywa� to w wykazie. Wszystkie brakuj�ce elementy wyposa�enia dostarczano im natychmiast przez otwarty jeszcze w�az.
25
Przeszed�szy w ten spos�b wszystkie cztery strony listy, Richard za po�rednictwem zamontowanej w suficie kamery pokaza� Larry'emu Nelsonowi uniesiony w g�r� kciuk.
-W porz�dku, czerwony - powiedzia� kierownik przez interkom. - Zamknij i zablokuj luk wej�ciowy i przygotuj si� do rozpocz�cia kompresji.
Richard wype�ni� polecenie. Niemal natychmiast rozleg� si� syk spr�onego gazu i strza�ka analogowego wska�nika ci�nienia ruszy�a powoli w g�r� skali. Nurkowie leniwie opadli na koje. Richard wyci�gn�� z kieszeni kaleson�w wy�wiechtan� tali� kart.
dRozdzia� 3
Perry, ubrany w ciep�� bawe�nian� bluz� i spodnie, na kt�re w�o�y� jeszcze cienki bordowy dres, wszed� na a�urowy pok�ad wystaj�cej poza ruf� statku platformy. Ubi�r doradzi� mu Mark. Jak mu powiedzia�, to w�a�nie mia� na sobie, kiedy ostatnim razem zapuszcza� si� w g��biny. We wn�trzu �odzi podwodnej jest ciasno, wi�c ubranie powinno by� jak najwygodniejsze, za� kilka warstw odzie�y mog�o si� przyda�, bo na dole bywa�o ch�odno. Temperatura wody na zewn�trz wynosi�a zaledwie cztery stopnie Celsjusza, a g�upot� by�oby zu�ywa� zbyt wiele mocy akumulator�w na ogrzewanie.
Z pocz�tku Perry czu� si� nieswojo, gdy stawiaj�c kroki na metalowej kratownicy pok�adu, pod stopami widzia� rozpo�cieraj�c� si� jakie� pi�tna�cie metr�w ni�ej powierzchni� oceanu. Woda mia�a zimny, szarozielony odcie�. Cho� powietrze by�o przyjemnie ciep�e, nagle przeszed� go dreszcz. Zastanawia� si�, czy w og�le powinien schodzi� pod wod�. Dziwny niepok�j, towarzysz�cy mu przy przebudzeniu, powr�ci� znowu, przyprawiaj�c go o g�si� sk�rk�. Cho� nie cierpia� na klaustrofobi� w �cis�ym tego s�owa znaczeniu, nigdy nie czu� si� dobrze w ciasnych pomieszczeniach, jakim by�a kabina batyskafu. Jednym z jego najbardziej przera�aj�cych wspomnie� z dzieci�stwa by�a chwila, gdy starszy brat przy�apa� go na chowaniu si� pod ko�dr� i zamiast �ci�gn�� z niego przykrycie, przydusi� go, d�ugo, niesko�czenie d�ugo nie pozwalaj�c mu wydosta� si� z tego szmacianego wi�zienia. Jeszcze i teraz w koszmarnych snach powraca�a czasem do niego ta scena, wraz z towarzysz�cym jej straszliwym poczuciem, �e jeszcze chwila, a zabraknie mu powietrza.
27
Przystan�� i uwa�nie przyjrza� si� ma�ej �odzi podwodnej, spoczywaj�cej na podp�rkach tu� przy skraju rufy. Nad �odzi� pochyla� si� pot�ny d�wig, zdolny unie�� j� z pok�adu i spu�ci� na wod�. Dooko�a, niczym pszczo�y kr���ce wok� ula, uwijali si� robotnicy. Perry zna� si� na rzeczy wystarczaj�co, by zorientowa� si�, �e dokonuj� ostatniego przegl�du przed wodowaniem.
Z ulg� stwierdzi�, �e ��d�, widziana w ca�o�ci, wygl�da na znacznie wi�ksz�, ni� gdy znajdowa�a si� w wodzie. Spostrze�enie to uspokoi�o jego dopiero co przebudzon� klaustrofobi�. Przy pi�tnastu metrach d�ugo�ci oraz trzech i p� szeroko�ci nie by�a tak mikroskopijna jak wiele podobnych jednostek. Jej p�katy, przypominaj�cy opas�� par�wk� kad�ub wykonany by� ze stali HY-140, nadbud�wka za� z w��kna szklanego. ��d� mia�a cztery iluminatory: dwa z przodu i po jednym z obu bok�w, wykonane z dwudziestocentymetrowej grubo�ci sto�kowych kawa�k�w pleksi-glasu. Ramiona hydraulicznego manipulatora, z�o�one pod dziobem, nadawa�y jej wygl�d olbrzymiego kraba. Kad�ub pomalowany by� na szkar�atne, z bia�ym napisem biegn�cym po obu stronach kiosku. ��d� nazywa�a si� Oceanus, jak grecki b�g otwartego morza.
- �adne male�stwo, prawda? - us�ysza� nagle Perry. Odwr�ci� si�. Obok niego sta� Mark.
- Mo�e lepiej by by�o, gdybym da� sobie spok�j z t� wypraw� - powiedzia� Perry, staraj�c si� nada� g�osowi beztroskie brzmienie.
- A to dlaczego? - zapyta� Mark.
- Nie chc� sprawia� k�opotu - odpar� Perry. - Przyjecha�em tu, �eby pom�c, nie �eby zawadza�. Jestem pewien, �e pilot wola�by nie mie� na karku takiego turysty.
- Bzdury! - powiedzia� bez wahania Mark. - Oboje, Do-nald i Suzanne s� zachwyceni, �e p�yniesz. Rozmawia�em z nimi nieca�e dwadzie�cia minut temu i tak w�a�nie powiedzieli. Zreszt� to w�a�nie Donald jest tam, na rusztowaniu. Nadzoruje po��czenie z �urawiem wodowaniowym. Rozumiem, �e nie mia�e� jeszcze okazji go pozna�.
28
Perry pod��y� wzrokiem za palcem wskazuj�cym Marka. Donald Fuller by� Murzynem o g�adko wygolonej czaszce, schludnym, cienkim jak kreska w�siku i imponuj�co umi�nionej sylwetce. Ubrany by� w starannie odprasowany granatowy kombinezon z pagonami i l�ni�c� plakietk� z nazwiskiem. Nawet z tej odleg�o�ci uwag� Penyego zwr�ci�a wojskowa postawa m�czyzny, a zw�aszcza jego g��boki baryton i zwi�le, rzeczowo wykrzykiwane polecenia. Podczas obecnej operacji nie by�o najmniejszej w�tpliwo�ci, kto tu rz�dzi.
- Chod� - ponagli� Mark, zanim Perry zd��y� cokolwiek powiedzie�. - Przedstawi� ci�.
Perry, chc�c nie chc�c, ruszy� z nim w stron� batyskafu. By�o bole�nie oczywiste, �e nie uda mu si� z honorem wykr�ci� si� od tej wyprawy. Musia�by przyzna� si� do swoich obaw, a to raczej nie wydawa�o mu si� stosowne. Poza tym naprawd� mi�o wspomina� pierwsz� wycieczk� t� �odzi�, cho� owe trzydzie�ci metr�w pod wod� tu� przy przystani na Santa Catalina nie mog�o w �aden spos�b r�wna� si� z nurkowaniem na �rodku Oceanu Atlantyckiego.
Uznawszy, �e po��czenie batyskafu z lin� no�n� zosta�o wykonane jak nale�y, Donald, balansuj�c cia�em, zszed� z rusztowania i zacz�� obchodzi� ��d� dooko�a. Cho� za przegl�d przed wodowaniem odpowiada� zesp� obs�ugi powierzchniowej, chcia� sam przeprowadzi� kontrol� kad�uba. Mark i Perry dogonili go przy dziobie. Mark przedstawi� Perry'e-go jako prezesa Benthic Marin�.
Donald w odpowiedzi strzeli� obcasami i zasalutowa�. Zanim Perry zorientowa� si�, co robi, odsalutowa� mu. Tyle tylko, �e nie umia� salutowa�; nigdy w �yciu nie wykonywa� tego gestu. Poczu� si� r�wnie niezr�cznie, jak prawdopodobnie wygl�da�.
- To dla mnie zaszczyt, panie Bergman - powiedzia� Donald. Sta� wypr�ony jak struna, z zaci�ni�tymi wargami i rozszerzonymi nozdrzami. W oczach Perry'ego sprawia� wra�enie wojownika gotowego do walki.
- Bardzo mi mi�o - odpar� Perry. Gestem wskaza� Oce-anusa. - Nie chcemy panu przeszkadza�.
29
- To �aden problem, panie Bergman - odpar� kr�tko Do-nald.
- Poza tym wcale nie musz� bra� udzia�u w tej wyprawie - powiedzia� Perry. - Nie chcia�bym tam zawadza�. W gruncie rzeczy...
- Nie b�dzie pan zawadza�, panie Bergman.
- Wiem, �e to b�dzie robocze zanurzenie - upiera� si� Perry. - Nie chcia�bym odci�ga� pa�skiej uwagi od pracy.
- Panie Bergman, kiedy pilotuj� Oceanusa, nikt nie jest w stanie odci�gn�� mojej uwagi od pracy!
- Cieszy mnie to - stwierdzi� Perry. - Jednak wcale si� nie obra��, je�li uzna pan, �e powinienem pozosta� na statku. To znaczy, zrozumiem to.
-B�d� szcz�liwy, mog�c pokaza� panu mo�liwo�ci tej �odzi, panie Bergman.
- C�, dzi�kuj� - odpar� Perry. Zrozumia�, �e pr�by wym�wienia si� z wdzi�kiem s� daremne.
- Ca�a przyjemno�� po mojej stronie, panie Bergman -powiedzia� kr�tko Donald.
- Nie musi pan zwraca� si� do mnie �panie Bergman".
- Tak jest, panie Bergman! - odpar� Donald. Jego usta wygi�y si� w cienki u�miech, gdy zorientowa� si�, co powiedzia�. - To znaczy, tak, panie Perry.
- Prosz� mi m�wi� po imieniu.
- Tak jest, panie Bergman - powiedzia� Donald. Zreflektowawszy si�, �e w tak kr�tkim czasie zd��y� pope�ni� nast�pn� gaf�, pozwoli� sobie na drugi u�miech. - Trudno mi zmieni� przyzwyczajenia.
-W�a�nie widz� - stwierdzi� Perry. - Czy s�usznie si� domy�lam, �e swoje do�wiadczenie zawodowe zdoby�e� w si�ach zbrojnych?
- Zgadza si� - odpar� Donald. - S�u�y�em dwadzie�cia pi�� lat na okr�tach podwodnych.
- By�e� oficerem? - zapyta� Perry.
- Tak. Przeszed�em w stan spoczynku w stopniu komandora.
Perry przeni�s� wzrok na ��d� podwodn�. Teraz, gdy po-
l
30
godzi� si� ju� z czekaj�c� go wypraw�, potrzebowa� czego�, co ukoi�oby jego obawy. � Jak si� sprawuje Oceanus?
- Niezawodnie - odpar� Donald.
- Wi�c to porz�dna ��deczka? - zapyta� Perry. Poklepa� zimny stalowy kad�ub.
- Doskona�a. Najlepsza ze wszystkich, jakie dotychczas pilotowa�em, a by�o ich niema�o.
- Czy to nie patriotyzm przez ciebie przemawia? - zapyta� Perry.
- Bynajmniej - odpar� Donald. - Po pierwsze, mo�e zanurzy� si� g��biej ni� kt�rykolwiek inny za�ogowy pojazd, z kt�rym mia�em do czynienia. Jak na pewno wiesz, robocza g��boko�� zanurzenia wynosi sze�� tysi�cy metr�w, a dokumentacja podaje, �e kad�ub ulega zmia�d�eniu dopiero na g��boko�ci wi�kszej ni� dziesi�� tysi�cy sze��set. Ale nawet to nie jest ca�a prawda. Bior�c pod uwag� przewidziany margines bezpiecze�stwa, mogliby�my prawdopodobnie bez problemu zej�� a� na dno Rowu Maria�skiego.
Perry prze�kn�� �lin�. Na s�owo �zmia�d�enie" zn�w przeszed� go dreszcz.
-Mo�e zrobisz Perry'emu szybki przegl�d pozosta�ych parametr�w Oceanusa? ~ wtr�ci� si� Mark. - Tak dla od�wie�enia pami�ci.
- Jasne - odpar� Donald. - Ale zaczekajcie chwil�. - Zwin�� d�onie wok� ust i rykn�� do jednego z pracuj�cych przy przegl�dzie robotnik�w: - Sprawdzili�cie kamery?!
- Tak jest - odpar� robotnik.
Donald ponownie zwr�ci� si� do Perry'ego:
- ��d� ma wyporno�� sze��dziesi�ciu o�miu ton, w kabinie jest miejsce dla dw�ch pilot�w, dw�ch obserwator�w i sze�ciu innych pasa�er�w. Mamy �luz� wyj�ciow� dla nurk�w, a w razie potrzeby mo�emy po��czy� si� z pok�adowymi komorami dekompresyjnymi. Zapas powietrza wystarcza na maksimum dwie�cie szesna�cie godzin. Zasilanie z akumulator�w srebrowo-cynkowych. Nap�d stanowi �ruba o przestawialnym skoku skrzyde�, dodatkowo zwrotno��
31
zwi�kszaj� pionowe i poziome �ruby manewrowe, kierowane za pomoc� bli�niaczych dr��k�w sterowych, zaopatrzonych w przyciski. ��d� jest wyposa�ona w w�skostrumie-niowy sonar boczny bliskiego zasi�gu, radar penetracyjny, magnetometr protonowy i termistory. Do rejestracji s�u�� samonaprowadzaj�ce si� kamery wideo. ��czno�� zapewnia radiotelefon powierzchniowy oraz hydrotelefon UQC. Nawigacja jest inercyjna. - Donald przerwa�, lecz nadal wodzi� oczami po �odzi. � My�l�, �e to tyle, je�li chodzi o sprawy najistotniejsze. Jakie� pytania?
- W tej chwili nie - odpar� szybko Perry. Ba� si�, �e Donald zechce zapyta� go o co�. Z ca�ego monologu w pami�ci utkwi�o mu tylko jedno: granica odporno�ci na zmia�d�enie na g��boko�ci dziesi�ciu tysi�cy sze�ciuset metr�w.
- Gotowi do wodowania Oceanusa! � zatrzeszcza� g�os przez megafon.
Donald odprowadzi� Perry'ego i Marka od batyskafu. Lina no�na napr�y�a si� i ��d� ze zgrzytem unios�a si� z pok�adu, chroniona przed ko�ysaniem przez liny wodowanio-we, zamocowane wzd�u� kad�uba. Wysoki pisk oznajmi� ruch �urawika, kt�ry wyni�s� ��d� poza ruf� statku i powoli opuszcza� j� na wod�.
- Ach, a oto i nasza pani doktor - powiedzia� nagle Mark.
Perry od niechcenia obejrza� si� za siebie, by spojrze� na posta�, kt�ra ukaza�a si� w�a�nie w g��wnych drzwiach wiod�cych do wewn�trznych pomieszcze� statku. Nagle zamruga� gwa�townie. Dotychczas widzia� Suzanne Newell tylko raz, kiedy prezentowa�a wyniki pierwszych bada� sejsmicznych Morskiego Olimpu. Ale to by�o w Los Angeles, gdzie pi�knych twarzy by�o pod dostatkiem. Tu, na �rodku oceanu, na czysto u�ytkowym Benthic Explorerze, w�r�d jego za�ogi z�o�onej niemal wy��cznie z samych niechlujnych m�czyzn, wygl�da�a jak lilia po�r�d chwast�w. Tu� przed trzydziestk�, energiczna i wysportowana, ubrana w kombinezon podobny do tego, jaki nosi� Donald, wydawa�a si� uosobieniem kobieco�ci. Na czubku jej g�owy tkwi�a granatowa czapeczka baseballowa, ze z�otym galonem wyhaftowanym na daszku i napisem BENTHIC EKPLORER. Z ty�u,
32
dponad zapi�ciem, wystawa� ko�ski ogon g�stych, l�ni�cych, kasztanowych w�os�w.
Spostrzeg�szy grup�, Suzanne pomacha�a r�k�, po czym �wawo ruszy�a w ich stron�. Perry z wra�enia powoli rozdziawi� usta. Jego reakcja nie usz�a uwagi Marka.
- Niez�a, co? - powiedzia�.
- Do�� atrakcyjna - przyzna� Perry.
- Dobra, dobra, poczekaj par� dni - odpar� Mark. - Robi si� tym lepsza, im d�u�ej tu jeste�my. Niez�a figura jak na oceanografa, nie uwa�asz?
- Nie spotka�em zbyt wielu oceanograf�w - mrukn�� Perry. Nagle przysz�o mu do g�owy, �e mo�e ta podmorska wyprawa nie b�dzie jednak taka przykra.
- Szkoda, �e nie jest doktorem medycyny - powiedzia� Mark, zni�aj�c g�os. - Nie mia�bym nic przeciwko temu, �eby zbada�a mnie na przepuklin�.
- Je�li pozwolicie, wr�c� zaj�� si� Oceanusem � odezwa� si� Donald.
- Oczywi�cie - odpar� Mark. - Nowe wiert�o i sonda rdzeniowa powinny zaraz tu by�, wi�c jak tylko si� zjawi�, ka�� je od razu za�adowa� do zasobnika.
- Tak jest! - rzuci� kr�tko Donald. Zasalutowa� i odszed� na skraj platformy, by przyjrze� si� spuszczaniu �odzi.
- Jest troch� sztywny � powiedzia� Mark. � Ale to cholernie solidny pracownik.
Perry nie s�ucha�. Nie m�g� oderwa� oczu od Suzanne, kt�ra zbli�a�a si� do nich spr�ystym krokiem. Jej u�miech by� przyjazny i zach�caj�cy. Lew� r�k� przyciska�a do piersi dwie wielkie ksi�gi.
-Pan Perry Bergman! - wykrzykn�a, wyci�gaj�c praw� d�o�. - Z rado�ci� us�ysza�am, �e przyby� pan na statek i ciesz� si�, �e wybiera si� pan z nami pod wod�. Jak si� pan ma? Musi pan by� zm�czony po tak d�ugim locie.
- Czuj� si� �wietnie, dzi�kuj� - odpar� Perry, �ciskaj�c d�o� oceanografki. Machinalnie uni�s� r�k�, by poprawi� w�osy nad rzedn�cym miejscem na szczycie czaszki. Zauwa�y�, �e z�by Suzanne s� r�wnie bia�e jak jego w�asne.
3 � Uprowadzenie
33
- Po naszym spotkaniu w Los Angeles nie mia�am dot�d okazji powiedzie� panu, jak bardzo jestem szcz�liwa, �e postanowi� pan sprowadzi� Benthic Explorera z powrotem nad Morski Olimp.
- Bardzo mi mi�o � odpar� Perry z wymuszonym u�miechem. By� oczarowany oczami Suzanne. Nie potrafi� stwierdzi�, czy s� niebieskie czy zielone. - �a�uj� tylko, �e wiercenia nie przebiegaj� bardziej pomy�lnie.
- Przykro mi z tego powodu - powiedzia�a Suzanne. -Ale musz� przyzna�, �e z mojego osobistego, egoistycznego punktu widzenia to bardzo korzystny obr�t zdarze�. Jak pan sam si� ju� wkr�tce przekona, ta podmorska g�ra jest fascynuj�cym miejscem, a problemy z wierceniami daj� mi okazj� je odwiedza�. Tak wi�c ode mnie nie us�yszy pan �adnych skarg.
- Ciesz� si�, �e chocia� kto� jest z tego wszystkiego zadowolony - odpar� Perry. - C� jest takiego fascynuj�cego w tej g�rze?
- Chodzi o geologi� - wyja�ni�a Suzanne. - Wie pan, co to s� dajki bazaltowe?
- Nie za bardzo - przyzna� Perry - poza tym, �e, jak przypuszczam, s� z bazaltu. - Roze�mia� si� z zak�opotaniem i zdecydowa�, �e jej oczy s� niebieskie, zabarwione na zielono przez ocean. Spostrzeg� te�, �e podoba mu si� jej oszcz�dny makija�. Jej usta wydawa�y si� ledwie m