6631

Szczegóły
Tytuł 6631
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

6631 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 6631 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

6631 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

DAN BROWN Anio�y i demony ANGELS AND DEMONS Prze�o�y�a: BO�ENA JӏWIAK Wydanie polskie: 2003 Podzi�kowania Mam d�ug wdzi�czno�ci wobec Emily Bestler, Jasona Kaufmana, Bena Kaplana oraz pracownik�w wydawnictwa Pocket Books za ich wiar� w to przedsi�wzi�cie. Wobec Jake�a Elwella, mojego przyjaciela i agenta, za jego entuzjazm i nies�abn�cy wysi�ek. Wobec legendarnego George�a Wiesera za przekonanie mnie do pisania powie�ci. Wobec mojego drogiego przyjaciela Irva Sittlera za zorganizowanie mi audiencji u papie�a, zapoznanie mnie z zak�tkami Watykanu, kt�re niewielu widzia�o, oraz dostarczenie mi niezapomnianych wspomnie� z Rzymu. Wobec Johna Langdona, jednego z najbardziej pomys�owych i utalentowanych �yj�cych artyst�w, kt�ry cudownie sprosta� postawionemu przeze mnie, niemal niewykonalnemu zadaniu i stworzy� ambigramy dla cel�w tej powie�ci. Wobec Stana Plantona, dyrektora biblioteki Ohio University � Chillicothe, za to, �e sta� si� moim najlepszym �r�d�em informacji na niezliczone tematy. Wobec Sylvii Cavazzini za �askawe oprowadzenie mnie po tajemnym Passetto. Oraz wobec najlepszych rodzic�w, jakich mo�na mie�, Dicka i Connie Brown�w... za wszystko. Podzi�kowania dla CERN-u, Henry�ego Becketta, Bretta Trottera, Papieskiej Akademii Nauk, Brookhaven Institute, FermiLab Library, Olgi Wieser, Dona Ulscha z National Security Institute, Caroline H. Thompson z Uniwersytetu Walijskiego, Kathryn Gerhard i Omara Al Kindi, Johna Pike�a i Federation of American Scientists, Heimlicha Viserholdera, Corinny i Davisa Hammond�w, Aizaz Ali, Galileo Project of Rice University, Julie Lynn i Charliego Ryana z Mockingbird Pictures, Gary�ego Goldsteina, Dave�a (Vilasa) Arnolda i Andry Crawford, Global Fraternal Network, Phillips Exeter Academy Library, Jima Barringtona, Johna Maiera, wyj�tkowo uprzejmego spojrzenia Margie Wachtel, alt.masonic.members, Alana Wooleya, Wystawy Manuskrypt�w Watyka�skich w Bibliotece Kongresu, Lisy Callamaro i Agencji Callamaro, Jona A. Stowella, Muzeum Watyka�skiego, Aldo Baggii, Noaha Alireza, Harriet Walker, Charlesa Terry�ego, Micron Electronics, Mindy Homan, Nancy i Dicka Curtin�w, Thomasa D. Nadeau, NuvoMedia and Rocket E-books, Franka i Sylvii Kennedych, Rzymskiej Izby Turystycznej, Maestro Gregory�ego Browna, Vala Browna, Wernera Brandesa, Paula Krupina z Direct Contact, Paula Starka, Toma Kinga z Computalk Network, Sandy i Jerry�ego Nolan�w, Lindy George � guru Internetu, Narodowej Akademii Sztuki w Rzymie, fizyka i pisarza Steve�a Howe�a, Roberta Westona, ksi�garni przy Water Street w Exeter w stanie New Hampshire oraz Obserwatorium Watyka�skiego. Fakty W najwi�kszym �wiatowym centrum badawczym, czyli Europejskim O�rodku Bada� J�drowych (CERN � Conseil Europ�en pour la Recherche Nucl�aire) z siedzib� w Genewie, uda�o si� ostatnio wyprodukowa� pierwsze cz�steczki antymaterii. Antymateria jest identyczna z materi�, poza tym �e sk�ada si� z cz�steczek, kt�rych �adunek elektryczny ma znak przeciwny w stosunku do cz�steczek zwyk�ej materii. Antymateria jest najpot�niejszym ze znanych �r�de� energii. Mo�na z niej otrzymywa� energi� ze stuprocentow� sprawno�ci�, podczas gdy sprawno�� przy rozszczepieniu j�drowym wynosi 1,5 procent. Ponadto nie powstaje przy tym �adne szkodliwe promieniowanie ani zanieczyszczenia. Jedna kropla antymaterii mog�aby zaspokoi� ca�odzienne zapotrzebowanie energetyczne Nowego Jorku. Istnieje jednak pewien problem... Antymateria jest wysoce niestabilna. Jej zetkni�cie z materi� wywo�uje natychmiastow� anihilacj�. Jeden gram antymaterii ma w sobie tak� sam� energi� jak bomba atomowa o mocy dwudziestu kiloton, czyli taka, jak� zrzucono na Hiroszim�. Do niedawna antymateri� produkowano tylko w ilo�ciach symbolicznych (rz�du kilku atom�w). Jednak obecnie CERN dokona� prze�omu w swoich badaniach i liczy, �e dzi�ki nowemu deceleratorowi antyproton�w b�dzie m�g� j� wytwarza� w znacznie wi�kszych ilo�ciach. Pozostaje jednak pytanie, czy ta wysoce nietrwa�a substancja zbawi �wiat, czy raczej zostanie wykorzystana do stworzenia najgro�niejszej broni w dziejach ludzko�ci. Od autora Wszystkie wymienione dzie�a sztuki, grobowce, tunele oraz elementy architektury rzymskiej istniej� naprawd� i znajduj� si� w miejscach opisanych w ksi��ce. Bractwo iluminat�w r�wnie� nie jest dzie�em wyobra�ni autora. Prolog Fizyk Leonardo Vetra poczu� sw�d przypalanego w�asnego cia�a. Spojrza� z przera�eniem na pochylaj�c� si� nad nim ciemn� posta�. � Czego chcesz?! � La chiave � odpar� chrapliwy g�os. � Has�o. � Ale... ja nie... Napastnik ponownie przycisn�� do jego piersi bia�y, roz�arzony przedmiot, wbijaj�c go jeszcze g��biej. Rozleg� si� syk pal�cego si� cia�a. � Nie ma �adnego has�a! � krzykn�� Vetra pod wp�ywem straszliwego b�lu. Czu�, �e powoli odp�ywa w nie�wiadomo��. Posta� przeszy�a go wzrokiem pe�nym nienawi�ci. � Ne avevo paura. Tego si� obawia�em. Vetra walczy� usilnie o zachowanie przytomno�ci, ale stopniowo ogarnia�a go ciemno��. Jedyn� pociech� by�o dla niego przekonanie, �e napastnikowi nie uda si� zdoby� tego, po co przyszed�. Jednak chwil� p�niej posta� wyci�gn�a n� i przysun�a do jego twarzy. Ostrze zawis�o na moment, ustawiaj�c si� z chirurgiczn� precyzj�. � Na mi�o�� bosk�! � krzykn�� Vetra, ale ju� by�o za p�no. 1 M�oda kobieta stoj�ca wysoko na stopniach piramidy w Gizie roze�mia�a si� i zawo�a�a: � Robercie, pospiesz si�! Jednak trzeba by�o wyj�� za kogo� m�odszego! � Jej u�miech by� naprawd� czaruj�cy. Robi�, co m�g�, aby dotrzyma� jej kroku, ale nogi mia� jak z kamienia. � Poczekaj � b�aga�. � Prosz�... Oczy mu si� zamgli�y, w uszach s�ysza� dudnienie. Musz� j� dogoni�! Jednak kiedy ponownie spojrza� w g�r�, kobiety ju� tam nie by�o. Jej miejsce zaj�� stary m�czyzna z pr�chniej�cymi z�bami. Wpatrywa� si� w niego, wyginaj�c usta w smutnym grymasie. Potem wyda� z siebie bolesny krzyk, kt�ry poni�s� si� daleko przez pustyni�. Robert Langdon ze wzdrygni�ciem obudzi� si� z tego snu. Telefon stoj�cy przy ��ku dzwoni� nieust�pliwie. Oszo�omiony podni�s� s�uchawk�. � Tak? � Szukam Roberta Langdona � odezwa� si� m�ski g�os. Langdon usiad� na pustym ��ku i stara� si� zebra� my�li. � M�wi... Robert Langdon. � Zerkn�� na elektroniczny budzik. By�a pi�ta osiemna�cie rano. � Musz� natychmiast si� z panem zobaczy�. � Z kim rozmawiam? � Nazywam si� Maximilian Kohler. Jestem fizykiem zajmuj�cym si� cz�stkami elementarnymi. � Kim? � Langdon nie potrafi� si� skupi�. � Jest pan pewien, �e dodzwoni� si� do w�a�ciwego Langdona? � Jest pan profesorem ikonologii religijnej na Uniwersytecie Harvarda. Napisa� pan trzy ksi��ki na temat symboliki i... � Czy pan wie, kt�ra jest godzina? � Przepraszam bardzo, ale mam co�, co musi pan zobaczy�. Nie mog� o tym rozmawia� przez telefon. Langdon nie zdo�a� powstrzyma� j�ku. To ju� si� nieraz zdarza�o. Jednym z niebezpiecze�stw wi���cych si� z napisaniem ksi��ki o symbolice religijnej okaza�y si� telefony od fanatyk�w religijnych, kt�rzy ��dali od niego potwierdzania autentyczno�ci znak�w zes�anych im przez Boga. W ubieg�ym miesi�cu striptizerka z Oklahomy obieca�a mu seks, jakiego w �yciu nie do�wiadczy�, je�li przyleci do niej i zweryfikuje autentyczno�� �ladu w kszta�cie krzy�a, kt�ry w tajemniczy spos�b pojawi� si� na jej prze�cieradle. Langdon nazwa� go sobie Ca�unem z Tulsy. � Sk�d pan ma m�j numer? � spyta�, staraj�c si� zachowa� uprzejmo��, pomimo nieprawdopodobnej godziny. � Z Internetu. By� na stronie po�wi�conej pa�skiej ksi��ce. Langdon uni�s� brwi. By� ca�kowicie przekonany, �e nie poda� tam numeru domowego telefonu. Jego rozm�wca najwyra�niej k�ama�. � Musz� si� z panem spotka� � nalega� m�czyzna. � Dobrze panu zap�ac�. Langdona zacz�a ogarnia� z�o��. � Przykro mi, ale naprawd�... � Je�li od razu pan wyjedzie, mo�e pan tu by� przed... � Nigdzie si� nie wybieram! Jest pi�ta rano! � Od�o�y� s�uchawk� i opad� z powrotem na ��ko. Przymkn�wszy oczy, pr�bowa� ponownie zasn��. Nic z tego. Nie m�g� wyrzuci� z my�li snu przerwanego przez dzwonek telefonu. W ko�cu niech�tnie w�o�y� szlafrok i zszed� na d�. Przeszed� boso przez sw�j pusty wiktoria�ski dom w Massachusetts i przygotowa� zwyczajowe lekarstwo na bezsenno�� � kubek gor�cego nesquika. Przez wykuszowe okno wpada� do pokoju blask kwietniowego ksi�yca, maluj�c plamy na orientalnych dywanach. Koledzy Langdona cz�sto �artowali, �e jego lokum wygl�da bardziej na muzeum antropologiczne ni� dom. P�ki pe�ne by�y przedmiot�w o znaczeniu religijnym, pochodz�cych z ca�ego �wiata, takich jak ekuaba z Ghany, z�oty krzy� z Hiszpanii, cykladzki bo�ek z wybrze�a Morza Egejskiego, a nawet rzadki tkany boccus z Borneo, symbol wiecznej m�odo�ci tamtejszych wojownik�w. Siedz�c na mosi�nej skrzyni Maharishiego i delektuj�c si� ciep�em czekolady, dostrzeg� w oknie swoje odbicie. Obraz by� zdeformowany i blady... jak duch. Starzej�cy si� duch, pomy�la�, brutalnie zmuszony do przypomnienia sobie, �e jego m�ody duch mieszka w �miertelnym ciele. Langdon nie by� mo�e uderzaj�co przystojny, ale w wieku czterdziestu pi�ciu lat prezentowa� typ � jak to nazywa�y jego kole�anki � �poci�gaj�cego uczonego�: przeb�yski siwizny w g�stych br�zowych w�osach, b��kitne oczy o badawczym spojrzeniu, urzekaj�co g��boki g�os i szeroki, beztroski u�miech uniwersyteckiego sportowca. W szkole �redniej i podczas studi�w nale�a� do szkolnej reprezentacji w skokach do wody i do dzi� zachowa� sylwetk� p�ywaka. Dobrze umi�nione, maj�ce ponad sto osiemdziesi�t centymetr�w cia�o utrzymywa� w dobrej kondycji, przep�ywaj�c codziennie pi��dziesi�t d�ugo�ci w uniwersyteckim basenie. Dla przyjaci� zawsze stanowi� pewnego rodzaju zagadk�. Postrzegali go jako cz�owieka nale��cego jednocze�nie do dw�ch �wiat�w. W weekendy przechadza� si� w d�insach po dziedzi�cu uniwersyteckim i wdawa� si� ze studentami w pogaw�dki na temat grafiki komputerowej czy historii religii. Innym razem mo�na go by�o zobaczy� na zdj�ciach w eleganckich czasopismach po�wi�conych sztuce, jak ubrany w tweedowy garnitur i �akardow� kamizelk� uczestniczy w otwarciu jakiej� wystawy muzealnej, zaproszony do wyg�oszenia wyk�adu. Langdon by� ostrym i wymagaj�cym wyk�adowc�, lecz jednocze�nie cz�owiekiem, kt�ry z zapa�em korzysta� z ka�dej okazji do, jak to nazywa�, �zaginionej sztuki dobrej, czystej zabawy�. Oddawa� si� wypoczynkowi z tak zara�liwym fanatyzmem, �e zyska� sobie bratersk� akceptacj� student�w. W kampusie nosi� przezwisko Delfin, co odnosi�o si� zar�wno do jego przyjaznego charakteru, jak i do legendarnej umiej�tno�ci nurkowania, kt�ra umo�liwia�a mu wyprowadzenie w pole ca�ej dru�yny przeciwnik�w w meczu pi�ki wodnej. Kiedy tak siedzia� zamy�lony, nieobecnym wzrokiem wpatruj�c si� w ciemno��, cisz� domu zak��ci� kolejny dzwonek, tym razem faksu. B�d�c zbyt wyczerpany, �eby si� z�o�ci�, zdoby� si� na nieweso�y chichot. Lud bo�y, pomy�la�. Dwa tysi�ce lat czekaj� na swojego mesjasza i nadal s� wytrwali jak cholera. Ze znu�eniem odni�s� pusty kubek do kuchni i powoli poszed� do wy�o�onego d�bow� boazeri� gabinetu. Faks zosta� ju� wydrukowany i le�a� na tacy. Z westchnieniem podni�s� kartk� i rzuci� na ni� okiem. Natychmiast poczu�, �e robi mu si� s�abo. Na kartce widnia�o zdj�cie zw�ok m�czyzny. Cia�o by�o rozebrane do naga, a jego g�ow� wykr�cono ca�kowicie do ty�u. Na piersi ofiary wida� by�o straszliwe oparzenie. Tego cz�owieka po prostu napi�tnowano... wypalono mu na ciele jedno s�owo. Langdon dobrze je zna�. Bardzo dobrze. Z niedowierzaniem wpatrywa� si� w ozdobne litery. � Illuminati � przeczyta�. � Iluminaci � wyj�ka� z trudem, czuj�c, jak wali mu serce. To niemo�liwe... Powoli, obawiaj�c si� tego, co za chwil� zobaczy, obr�ci� kartk� o sto osiemdziesi�t stopni. Spojrza� ponownie. Nie m�g� z�apa� oddechu. Mia� wra�enie, jakby uderzy�a w niego ci�ar�wka. Niemal nie wierz�c w�asnym oczom, zn�w obr�ci� faks, przeczyta� napis w normalnym po�o�eniu i do g�ry nogami. � Iluminaci � wyszepta�. Opad� na krzes�o. Siedzia� przez chwil�, maj�c w g�owie ca�kowity zam�t. W ko�cu jego wzrok przyci�gn�o pulsowanie czerwonej lampki na faksie. Cz�owiek, kt�ry wys�a� mu to zdj�cie, jeszcze si� nie roz��czy�... czeka�, �eby porozmawia�. Langdon przez d�u�sz� chwil� przygl�da� si� mrugaj�cemu �wiate�ku. Potem dr��c� r�k� podni�s� s�uchawk�. 2 � Czy teraz mnie pan wys�ucha? � zapyta� m�ski g�os, kiedy Langdon w ko�cu si� odezwa�. � Tak, z pewno�ci�. Mo�e pan si� wyt�umaczy, do cholery? � Usi�owa�em to zrobi� wcze�niej. � G�os brzmia� sucho, mechanicznie. � Jestem fizykiem. Kieruj� laboratorium badawczym. Mieli�my tu morderstwo, a na zdj�ciu widzi pan zw�oki. � Jak pan mnie znalaz�? � Langdon nie m�g� si� skupi�. Jego umys� chcia� si� uwolni� od tego, co przed chwil� zobaczy�. � Ju� panu m�wi�em, w Internecie. Na stronie prezentuj�cej pa�sk� ksi��k� Sztuka bractwa iluminat�w. Langdon usi�owa� zebra� my�li. Jego ksi��ka by�a praktycznie nieznana w szerokich kr�gach literackich, ale w sieci doczeka�a si� sporej grupy entuzjast�w. Jednak jego rozm�wca i tak mija� si� z prawd�. � Na tej stronie nie podano informacji, jak si� ze mn� kontaktowa�. Jestem tego pewien. � Mam tu w laboratorium ludzi doskonale radz�cych sobie z wydobywaniem informacji o u�ytkownikach z WWW. Langdon nie bardzo mu wierzy�. � Wygl�da na to, �e wasze laboratorium sporo wie o �wiatowej Paj�czynie. � Oczywi�cie � odparowa� m�czyzna. � My�my j� wynale�li. Co� w jego g�osie przekona�o Langdona, �e to nie �art. � Musz� si� z panem spotka� � nalega� rozm�wca. � To nie jest sprawa na telefon. Moje laboratorium jest tylko o godzin� lotu od Bostonu. Langdon sta� w p�mroku gabinetu i uwa�nie przygl�da� si� trzymanemu w r�ku faksowi. Widok napisu dos�ownie go obezw�adnia�. By�o to prawdopodobnie najwi�ksze odkrycie epigraficzne stulecia, dziesi�� lat jego bada� potwierdzone jednym symbolem. � To pilne � naciska� g�os. Langdon jednak nie potrafi� oderwa� wzroku od napisu. Illuminati, czyta� w k�ko. Jego praca opiera�a si� na symbolicznych odpowiednikach skamielin � staro�ytnych dokumentach i historycznych pog�oskach. Tymczasem to, co widzia�, pochodzi�o z czas�w obecnych. To czas tera�niejszy. Czu� si� jak paleontolog, kt�ry nagle stan�� oko w oko z �ywym dinozaurem. � Pozwoli�em sobie wys�a� po pana samolot � kontynuowa� jego rozm�wca. � B�dzie w Bostonie za dwadzie�cia minut. Langdon poczu� nag�� sucho�� w ustach. Godzinny lot... � Prosz� wybaczy�, �e tak si� z tym pospieszy�em, ale potrzebuj� pana tutaj. Langdon ponownie spojrza� na faks � potwierdzenie starodawnego mitu czarno na bia�ym. Implikacje pojawienia si� tego napisu by�y przera�aj�ce. Z roztargnieniem wyjrza� przez okno. Przez ga��zki brz�z w jego ogrodzie przes�cza�y si� ju� pierwsze blaski �witu, ale dzisiejszego ranka wszystko wydawa�o mu si� troch� inne ni� zwykle. Czuj�c dziwne pomieszanie l�ku z rado�ci�, zrozumia�, �e nie ma wyboru. � Wygra� pan � odezwa� si�. � Prosz� mi powiedzie�, gdzie b�dzie czeka� samolot. 3 Tysi�ce kilometr�w od jego domu toczy�a si� rozmowa dw�ch m�czyzn. Do spotkania dosz�o w mrocznej �redniowiecznej komnacie o kamiennych �cianach. � Benvenuto � odezwa� si� gospodarz. Siedzia� w cieniu, tak �e nie by�o go wida�. � Uda�o si�? � Si � odpar�a ciemna posta�. � Perfectamente. � Jego g�os by� r�wnie twardy jak kamienne �ciany. � I nie b�dzie najmniejszych w�tpliwo�ci, kto za to odpowiada? � �adnych. � Doskonale. Masz to, o co prosi�em? Czarne oczy zab�jcy rozb�ys�y. Wyj�� ci�kie elektroniczne urz�dzenie i po�o�y� je na stole. M�czyzna schowany w cieniu sprawia� wra�enie zadowolonego. � Dobrze si� spisa�e�. � S�u�enie bractwu to zaszczyt � odpar� zab�jca. � Wkr�tce rozpoczyna si� faza druga. Odpocznij troch�. Dzi� w nocy zmienimy �wiat. 4 Saab 900S Langdona przedosta� si� przez tunel Callahana i wynurzy� po wschodniej stronie Boston Harbor w pobli�u wej�cia na lotnisko Logana. Langdon sprawdzi� otrzymane wskaz�wki, odnalaz� Aviation Road i skr�ci� w lewo, mijaj�c budynek linii lotniczych Eastern. W odleg�o�ci mniej wi�cej trzystu metr�w, patrz�c wzd�u� drogi dojazdowej, majaczy� w p�mroku hangar. Kiedy podjecha� bli�ej, zobaczy� wymalowan� na �cianie du�� czw�rk�. Langdon zaparkowa� ko�o niego i wysiad�. Zza hangaru wyszed� puco�owaty m�czyzna w niebieskim mundurze pilota. � Robert Langdon? � zawo�a� pytaj�cym tonem. Jego g�os brzmia� przyja�nie i s�ycha� w nim by�o akcent, kt�rego Langdon nie potrafi� zidentyfikowa�. � To ja � odpar�, zamykaj�c samoch�d. � Doskonale si� zgrali�my � zauwa�y� m�czyzna. � W�a�nie wyl�dowa�em. Prosz� p�j�� za mn�. Kiedy okr��ali budynek, Langdon poczu� niepok�j. Nie by� przyzwyczajony do tajemniczych rozm�w telefonicznych i sekretnych schadzek z nieznajomymi. Nie wiedz�c, co go czeka, ubra� si� w str�j, kt�ry nosi� zazwyczaj na wyk�ady � spodnie z grubej bawe�ny, golf i tweedow� marynark�. Id�c, pomy�la� o schowanym w kieszeni marynarki faksie, nadal nie mog�c uwierzy� w to, co w nim zobaczy�. Pilot wyczu� jego niepok�j. � Chyba latanie nie jest dla pana problemem? � Absolutnie nie � odpar� Langdon. Problemem s� dla mnie zw�oki z wypalonym napisem. Latanie mog� znie��. M�czyzna poprowadzi� go wzd�u� ca�ej d�ugo�ci hangaru, po czym okr��yli naro�nik i wyszli na pas startowy. W�wczas Langdon stan�� jak wryty i ze zdumieniem wpatrzy� si� w stoj�c� tam maszyn�. � Tym mamy lecie�? M�czyzna u�miechn�� si�. � Podoba si�? � Podoba? A co to u diab�a jest? Maszyna by�a ogromna, podobna nieco do wahad�owca kosmicznego, tyle �e g�rna cz�� zosta�a jakby �ci�ta na p�asko. Stoj�c na pasie startowym, przypomina�a ogromny klin. W pierwszym odruchu Langdon pomy�la�, �e �ni. Ten pojazd wydawa� si� r�wnie zdolny do lotu, co buick. Skrzyde� praktycznie nie by�o, tylko dwa kr�tkie stateczniki z ty�u kad�uba. Z tylnej cz�ci wyrasta�y jeszcze dwie p�etwy grzbietowe, a reszt� samolotu stanowi� kad�ub d�ugo�ci oko�o sze��dziesi�ciu metr�w, ca�kowicie pozbawiony okien. � Dwie�cie pi��dziesi�t ton, kiedy jest zatankowany do pe�na � poinformowa� go dumnie pilot, jak ojciec przechwalaj�cy si� swym nowo narodzonym dzieckiem. � Nap�dzany ciek�ym wodorem. Pow�ok� stanowi struktura tytanowa wzmocniona w��knami krzemowo-w�glowymi. Stosunek ci�gu do masy wynosi dwadzie�cia do jednego, podczas gdy w wi�kszo�ci odrzutowc�w jest to siedem do jednego. Naszemu dyrektorowi musi cholernie zale�e� na spotkaniu z panem. Zazwyczaj nie wysy�a naszego beniaminka. � To lata? � wykrztusi� Langdon. Pilot tylko si� u�miechn��. � Pewno. � Poprowadzi� go w stron� samolotu. � Wygl�da troch� zaskakuj�co, wiem, ale lepiej niech pan si� zacznie przyzwyczaja�. Za jakie� pi�� lat wsz�dzie b�d� takie cuda. To HSCT � Szybki Transport Cywilny. Nasze laboratorium jest jedn� z pierwszych instytucji, kt�re posiadaj� co� takiego. Musi to by� niez�e laboratorium, pomy�la� Langdon. � To, co pan widzi, to prototyp boeinga X-33 � wyja�nia� dalej pilot � ale jest jeszcze wiele innych: odrzutowiec NASP, czyli National Aero Space Plane, rosyjski Scramjet, brytyjski HOTOL. To nasza przysz�o��, tyle �e troch� potrwa, zanim si� rozpowszechni w sektorze publicznym. W ka�dym razie wkr�tce b�dzie mo�na po�egna� tradycyjne odrzutowce. Langdon skierowa� niepewne spojrzenie na maszyn�. � Ja chyba jednak wol� normalne samoloty. Pilot wskaza� mu r�k� schodni�. � T�dy, prosz�, panie Langdon. Prosz� uwa�a� pod nogi. Kilka minut p�niej Langdon siedzia� ju� w pustej kabinie. Pilot przypi�� go pasem w pierwszym rz�dzie foteli i znikn�� w przedniej cz�ci maszyny. Sama kabina wygl�da�a do�� zaskakuj�co � jak w normalnym szerokokad�ubowym liniowcu. R�nica polega�a na tym, �e nie by�o okien, co wprawi�o go w lekki niepok�j. Przez ca�e �ycie cierpia� na �agodn� odmian� klaustrofobii b�d�c� nast�pstwem pewnego zdarzenia z dzieci�stwa, z kt�rym jego psychika nie do ko�ca sobie poradzi�a. Niech�� do zamkni�tej przestrzeni nie przeszkadza�a mu normalnie funkcjonowa�, jednak zawsze powodowa�a u niego frustracj�. Objawia�a si� w bardzo subtelny spos�b. Na przyk�ad, unika� sport�w rozgrywanych w salach, takich jak racquetball czy squash, i z rado�ci� zap�aci� ma�� fortun� za sw�j przestronny wiktoria�ski dom z wysokimi sufitami, cho� m�g� skorzysta� z niedrogiego lokum oferowanego przez uniwersytet. Podejrzewa� nawet, �e jego zainteresowanie sztuk� w latach dzieci�cych pobudzi�y du�e, otwarte przestrzenie w muzeach. Silniki pod nim nagle z rykiem zbudzi�y si� do �ycia, przyprawiaj�c o dr�enie ca�y kad�ub. Langdon prze�kn�� z wysi�kiem �lin� i czeka�. Czu�, �e samolot zacz�� ko�owa�. Z g�o�nik�w nad g�ow� dobieg�y go ciche d�wi�ki muzyki country. Telefon wisz�cy na �cianie odezwa� si� dwukrotnie. Podni�s� s�uchawk�. � Tak? � Wygodnie panu? � Nie. � Prosz� si� odpr�y�. Za godzin� b�dziemy na miejscu. � A gdzie dok�adnie jest to miejsce? � spyta� Langdon, kt�ry u�wiadomi� sobie, �e nie ma poj�cia, dok�d si� wybiera. � W Genewie � odpar� pilot, zwi�kszaj�c ci�g silnik�w. � Laboratorium jest w Genewie. � W Genewie � powt�rzy� Langdon, czuj�c nieznaczn� ulg�. � Na p�nocy stanu Nowy Jork. Mam rodzin� w pobli�u jeziora Seneca. Nie mia�em poj�cia, �e w Genewie jest laboratorium fizyczne. � Nie w Genewie w stanie Nowy Jork, panie Langdon � roze�mia� si� pilot. � W Genewie w Szwajcarii. Chwil� trwa�o, zanim to do niego dotar�o. � W Szwajcarii? � Poczu� przyspieszone bicie serca. � Przecie� pan m�wi�, �e laboratorium jest o godzin� drogi st�d! � Bo jest. � Rozleg� si� chichot. � Ten samolot osi�ga pr�dko�� pi�tnastu mach�w. 5 Na jednej z ruchliwych europejskich ulic zab�jca lawirowa� w�r�d t�umu. By� pot�nym m�czyzn�, ciemnym i silnie zbudowanym, a przy tym zaskakuj�co zwinnym. Nadal jeszcze czu� napi�cie w mi�niach po emocjonuj�cym spotkaniu, kt�re przed chwil� odby�. Dobrze posz�o, stwierdzi� w duchu. Wprawdzie jego pracodawca nie pokaza� mu twarzy, ale zab�jca czu� si� zaszczycony, �e m�g� przebywa� w jego towarzystwie. Czy naprawd� min�o zaledwie pi�tna�cie dni od chwili, gdy zleceniodawca nawi�za� z nim kontakt? Nadal pami�ta� ka�de s�owo z tamtej rozmowy... � Nazywam si� Janus � przedstawi� si� cz�owiek, kt�ry do niego zadzwoni�. � ��czy nas pewnego rodzaju powinowactwo. Mamy wsp�lnego wroga. S�ysza�em, �e pa�skie umiej�tno�ci s� do wynaj�cia. � To zale�y, kogo pan reprezentuje � odpar� p�atny zab�jca. Rozm�wca powiedzia� mu. � Czy to ma by� �art? � Jak rozumiem, s�ysza� pan o nas. � Oczywi�cie. Przecie� to bractwo jest legendarne. � A jednak w�tpi pan, �e m�wi� prawd�. � Wszyscy wiedz�, �e bracia znikn�li ju� z powierzchni ziemi. � To tylko podst�p. Najniebezpieczniejszy wr�g to taki, kt�rego nikt si� nie obawia. Zab�jca nadal nie dowierza�. � To znaczy, �e bractwo nadal istnieje? � W podziemiu g��bszym ni� kiedykolwiek. Nasze wp�ywy przenikaj� wszystko... nawet �wi�t� fortec� najbardziej zaprzysi�g�ego wroga. � Niemo�liwe. Oni s� nie do ruszenia. � Nasze wp�ywy si�gaj� bardzo daleko. � Nikt nie si�ga a� tak daleko. � Wkr�tce pan uwierzy. Ju� dokonano niepodwa�alnej demonstracji pot�gi bractwa. Pojedynczy akt zdrady, a jednocze�nie dow�d. � Co zrobili�cie? Rozm�wca zaspokoi� jego ciekawo��. Oczy zab�jcy rozszerzy�y si� z niedowierzaniem. � To niemo�liwe do wykonania. Nast�pnego dnia gazety na ca�ym �wiecie ukaza�y si� z takimi samymi nag��wkami. Zab�jca uwierzy�. Teraz, pi�tna�cie dni p�niej, jego wiara umocni�a si� do tego stopnia, �e nie pozosta�o miejsca na najmniejsze w�tpliwo�ci. Bractwo trwa, pomy�la�. Dzi� w nocy wyjdzie z podziemia, by pokaza� swoj� moc. Kiedy tak szed� ulicami, jego czarne oczy b�yszcza�y oczekiwaniem tego, co ma nast�pi�. Jedno z najgro�niejszych i najbardziej tajnych stowarzysze�, jakie kiedykolwiek istnia�y na �wiecie, powo�a�o go do s�u�by. M�drze wybrali, pomy�la�. Znany by� bowiem ze swej dyskrecji, z kt�r� r�wna� si� mog�o tylko idealne dotrzymywanie termin�w wykonania zada�. Jak dot�d dobrze im s�u�y�. Dokona� zleconego morderstwa i dostarczy� Janusowi przedmiot, o kt�ry ten prosi�. Reszta zale�y od Janusa, kt�ry musi u�y� swoich wp�yw�w, �eby umie�ci� to urz�dzenie tam, gdzie trzeba. Umie�ci�... Zastanawia� si�, jakim cudem uda mu si� tego dokona�. Niew�tpliwie musi mie� powi�zania wewn�trz. Najwyra�niej zakres wp�yw�w bractwa jest nieograniczony. Janus, pomy�la�. Niew�tpliwie pseudonim. Ciekawe, czy to odniesienie do rzymskiego boga o dw�ch twarzach... czy do ksi�yca Saturna? Zreszt� to nie ma najmniejszego znaczenia. Janus posiada� nieograniczon� w�adz�. Ju� to udowodni�. Id�c dalej, zab�jca wyobra�a� sobie, �e przodkowie u�miechaj� si� do niego z niebios. Dzi� toczy� ich wojn�, walczy� z tym samym wrogiem, kt�rego oni starali si� pokona� od setek lat, pocz�wszy od jedenastego wieku... kiedy to armie krzy�owc�w po raz pierwszy najecha�y ich ziemie, gwa�c�c i zabijaj�c, og�aszaj�c, �e s� nieczy�ci, i bezczeszcz�c ich �wi�tynie i bog�w. Jego przodkowie stworzyli w�wczas niewielk�, lecz �miertelnie niebezpieczn� armi� do obrony swoich terytori�w. Wkr�tce armia sta�a si� s�awna � do�wiadczeni wojownicy przemierzali kraj, zabijaj�c wszystkich wrog�w, kt�rych uda�o im si� wytropi�. Znani byli nie tylko z brutalnych zab�jstw, lecz r�wnie� ze sposobu czczenia swych zwyci�stw. Wprawiali si� w�wczas w stan narkotycznego oszo�omienia, a narkotykiem, kt�ry stosowali, by� hashish. Z czasem, gdy opowie�ci o nich coraz bardziej si� rozprzestrzenia�y, zacz�to ich nazywa� jednym s�owem � Hassassin, co dos�ownie oznacza �mi�o�nik haszyszu�. S�owo Hassassin sta�o si� synonimem �mierci w wi�kszo�ci j�zyk�w. Nadal jest u�ywane, tyle �e podobnie jak sztuka zabijania, zd��y�o przez ten czas wyewoluowa� i na przyk�ad we wsp�czesnym angielskim brzmi assassin, czyli zab�jca. 6 Dok�adnie po sze��dziesi�ciu czterech minutach Robert Langdon z niedowierzaniem zszed� po schodkach na zalan� s�o�cem p�yt� lotniska. Odczuwa� lekkie md�o�ci. Rze�ki wietrzyk porusza� klapami jego tweedowej marynarki. Cudownie by�o zn�w znale�� si� na otwartej przestrzeni. Wsz�dzie wok� lotniska widzia� bujn� ziele� wspinaj�c� si� a� po pokryte �niegiem wierzcho�ki g�r. To na pewno sen. Lada chwila si� obudz�. � Witamy w Szwajcarii � wykrzykn�� pilot. Langdon spojrza� na zegarek. Pokazywa� siedem po si�dmej. � W�a�nie przeby� pan sze�� stref czasowych � wyja�ni� pilot. � Tutaj jest kilka minut po pierwszej. Langdon przestawi� zegarek. � Jak si� pan czuje? Pomasowa� �o��dek. � Jakbym si� najad� styropianu. Pilot skin�� g�ow�. � Choroba wysoko�ciowa. Lecieli�my na wysoko�ci dwudziestu kilometr�w. Tam cz�owiek jest o trzydzie�ci procent l�ejszy. Szcz�cie, �e mieli�my do wykonania tylko taki �abi skok. Gdybym mia� lecie� do Tokio, musieliby�my si� wznie�� na ponad sto kilometr�w. To dopiero wywraca wn�trzno�ci. Langdon nieznacznie skin�� g�ow� i uzna�, �e w takim razie mia� szcz�cie. Bior�c pod uwag� okoliczno�ci, lot by� zadziwiaj�co zwyczajny. Opr�cz wt�aczaj�cego go w fotel przyspieszenia podczas startu, podr� by�a typowa � od czasu do czasu niewielka turbulencja, kilka razy zmiana ci�nienia, gdy si� wznosili, ale nic takiego, co by wskazywa�o, �e p�dz� w przestrzeni powietrznej z osza�amiaj�c� pr�dko�ci� ponad siedemnastu tysi�cy kilometr�w na godzin�. Grupa mechanik�w wybieg�a na pas, �eby zaj�� si� maszyn�. Pilot natomiast zaprowadzi� Langdona do czarnego peugeota znajduj�cego si� na parkingu za wie�� kontroln�. Chwil� p�niej p�dzili szos� biegn�c� dnem doliny. W oddali pojawi�a si� s�abo jeszcze widoczna grupa budynk�w. Po obu stronach drogi rozci�ga�y si� poro�ni�te traw� ��ki, kt�re przy tej szybko�ci wygl�da�y jak rozmazany pas. Langdon z niedowierzaniem patrzy�, jak wskaz�wka szybko�ciomierza waha si� w okolicy stu siedemdziesi�ciu kilometr�w na godzin�. Czy ten facet ma obsesj� szybko�ci? � Mamy pi�� kilometr�w do laboratorium � wyja�ni� pilot. � Zawioz� tam pana w dwie minuty. Langdon na pr�no szuka� pasa bezpiecze�stwa. Czy nie lepiej, �eby to trwa�o trzy minuty i dojechaliby�my �ywi? Samoch�d p�dzi� dalej. � Lubisz Reb�? � spyta� pilot, wciskaj�c kaset� do magnetofonu. Kobiecy g�os zacz�� �piewa�: �To tylko strach przed samotno�ci�...�. Czego tu si� ba�, pomy�la� Langdon z roztargnieniem. Kole�anki nieraz mu dokucza�y, �e jego kolekcja dzie� sztuki to tylko �atwa do przejrzenia pr�ba wype�nienia pustego domu, kt�ry, ich zdaniem, niezmiernie by zyska� na obecno�ci kobiety. �mia� si� z ich docink�w, przypominaj�c im, �e ma ju� w �yciu trzy mi�o�ci � symbolizm, pi�k� wodn� i stan kawalerski. Ten ostatni daje mu wolno�� podr�owania po �wiecie, spania tak d�ugo, jak ma ochot�, i delektowania si� spokojnymi wieczorami w domu, z brandy i dobr� ksi��k�. � Mamy tu co� w rodzaju ma�ego miasta � odezwa� si� pilot, wyrywaj�c go z zamy�lenia. � Nie tylko laboratoria. S� supermarkety, jest szpital i nawet kino. Langdon kiwn�� oboj�tnie g�ow� i przyjrza� si� licznym budynkom, kt�re przed nimi wyros�y. � Poza tym � doda� pilot � mamy te� najwi�ksz� maszyn� na �wiecie. � Naprawd�? � Langdon przebieg� wzrokiem po okolicy. � Tam jej pan nie zobaczy � roze�mia� si� jego rozm�wca. � Jest schowana sze�� pi�ter pod powierzchni� ziemi. Langdon nie zd��y� spyta� o nic wi�cej. Kierowca bez najmniejszego ostrze�enia wcisn�� hamulce i samoch�d �lizga� si� przez chwil�, by w ko�cu stan�� przed wzmocnion� budk� stra�nicz�. Przed nimi widnia� napis SECURITE. ARRETEZ. Langdon poczu� nag�y przyp�yw paniki, gdy� w ko�cu u�wiadomi� sobie, gdzie si� znalaz�. � Bo�e! Nie zabra�em paszportu! � Paszporty s� tu zb�dne � zapewni� go pilot. � Mamy sta�e uzgodnienia z rz�dem szwajcarskim. Os�upia�y Langdon patrzy�, jak jego kierowca podaje stra�nikowi sw�j identyfikator, a ten przesuwa go przez elektroniczne urz�dzenie potwierdzaj�ce to�samo��. Maszyna b�ysn�a zielonym �wiat�em. � Nazwisko pasa�era? � Robert Langdon. � Czyj go��? � Dyrektora. Stra�nik uni�s� brwi. Odwr�ci� si� i sprawdzi� wydruk komputerowy, por�wnuj�c go z danymi na ekranie. Potem ponownie obr�ci� si� do okna. � Mi�ego pobytu, panie Langdon. Samoch�d ponownie wystrzeli� do przodu i przeby� jeszcze oko�o dwustu metr�w wok� du�ego ronda prowadz�cego do g��wnego wej�cia o�rodka. Dalej wida� by�o prostopad�o�cienny, supernowoczesny budynek ze szk�a i stali. Langdon by� zachwycony uderzaj�c� prostot� projektu. Zawsze ogromnie interesowa� si� architektur�. � Szklana Katedra � poinformowa� go pilot. � Ko�ci�? � Nie, u licha. Ko�ci� to jedyne, czego tu nie mamy. W tym miejscu to fizyka jest religi�. Mo�e pan do woli u�ywa� imienia Bo�ego nadaremno � roze�mia� si� � ale biada, je�li obrazi pan jakie� kwarki albo mezony. Langdon siedzia� oszo�omiony, podczas gdy kierowca b�yskawicznie przejecha� przez bram� i zatrzyma� si� przed szklanym budynkiem. Kwarki i mezony? Nie ma kontroli granicznej? Samolot o szybko�ci pi�tnastu mach�w? Kim, u diab�a, s� ci ludzie? Odpowiedzi udzieli� mu napis wyryty na granitowej p�ycie przy wej�ciu: CERN Conseil Europ�en pour la Recherche Nucl�aire � Badania j�drowe? � spyta� Langdon, kt�ry mniej wi�cej zrozumia� napis. Kierowca nie odpowiedzia�. Pochylony do przodu, manipulowa� przy magnetofonie kasetowym. � Tu pan wysiada. Dyrektor spotka si� z panem przy g��wnym wej�ciu. Langdon zauwa�y�, �e z budynku wyje�d�a m�czyzna na w�zku inwalidzkim. M�g� mie� troch� po sze��dziesi�tce. By� bardzo chudy i ca�kowicie �ysy, z ostro zarysowan� szcz�k�. Mia� na sobie bia�y laboratoryjny kitel i eleganckie buty na nogach opartych mocno o podn�ek w�zka. Nawet z pewnej odleg�o�ci jego oczy wydawa�y si� pozbawione �ycia � wygl�da�y jak dwa szare kamienie. � Czy to on? � spyta� Langdon. Kierowca podni�s� wzrok. � Niech mnie licho! � Obr�ci� si� i spojrza� na niego z�owieszczo. � O wilku mowa... Langdon, nie bardzo wiedz�c, czego si� spodziewa�, wysiad� z samochodu. M�czyzna na w�zku podjecha� do nich i poda� mu wilgotn� r�k�. � Pan Langdon? Rozmawiali�my przez telefon. Nazywam si� Maximilian Kohler. 7 Maximilian Kohler, dyrektor naczelny CERN-u, zyska� sobie za plecami przydomek K�nig � Kr�l. Wyra�a� on jednak nie tyle szacunek, co strach przed cz�owiekiem, kt�ry rz�dzi� swym kr�lestwem z tronu inwalidzkiego w�zka. Niewiele os�b zna�o go osobi�cie, ale przera�aj�ca historia o tym, jak sta� si� inwalid�, by�a powszechnie znana w CERN-ie i trudno by�oby znale�� kogo�, kto mia�by mu za z�e zgorzknienie... lub jego ca�kowite oddanie czystej nauce. Langdon przebywa� w towarzystwie Kohlera zaledwie od kilku minut, ale ju� zd��y� wyczu�, �e to cz�owiek, kt�ry ma zwyczaj utrzymywa� dystans. Teraz musia� prawie biec, �eby nad��y� za elektrycznym w�zkiem dyrektora zmierzaj�cym bezg�o�nie ku g��wnemu wej�ciu. Nigdy wcze�niej nie widzia� takiego w�zka � wyposa�onego w ca�y zestaw urz�dze� elektronicznych, w tym wieloliniowy telefon, system przywo�uj�cy, ekran komputerowy, a nawet ma��, odczepian� kamer� wideo. Ruchome centrum dowodzenia Kr�la Kohlera. Langdon wszed� przez mechanicznie otwierane drzwi do ogromnego g��wnego holu. Szklana Katedra, pomy�la�, podnosz�c wzrok ku niebu. Nad jego g�ow� dach z niebieskawego szk�a mieni� si� w popo�udniowym s�o�cu. Wpadaj�ce przez niego promienie tworzy�y w powietrzu geometryczne wzory, nadaj�c wn�trzu atmosfer� przepychu. Pod�u�ne cienie wygl�da�y jak �y�y na wy�o�onych bia�ymi p�ytkami �cianach i marmurowych posadzkach. Powietrze by�o sterylnie czyste. Przed sob� widzia� naukowc�w spiesz�cych w r�ne strony, a ich kroki odbija�y si� echem w przestronnym holu. � T�dy, prosz�, panie Langdon. � G�os jego gospodarza brzmia�, jakby wydobywa� si� z komputera: sztywny i precyzyjny, podobnie jak ostre rysy twarzy. Kohler zakaszla� i wytar� usta bia�� chusteczk�, wpatruj�c si� jednocze�nie martwymi szarymi oczami w Langdona. � Prosz� si� pospieszy�. � Jego w�zek inwalidzki sprawia� wra�enie, jakby skaka� po wy�o�onej p�ytkami posadzce. Langdon szed� za nim, mijaj�c po drodze niezliczone korytarze odchodz�ce od g��wnego atrium. W ka�dym z nich wida� by�o ludzi, a wszyscy, kt�rzy dostrzegli Kohlera, wpatrywali si� w nich zaskoczeni, jakby si� zastanawiali, kim musi by� Langdon, �eby zas�u�y� sobie na takie towarzystwo. � Wstyd mi si� przyzna� � zaryzykowa� uwag� Langdon, staraj�c si� nawi�za� rozmow� � ale nigdy nie s�ysza�em o CERN-ie. � Wcale mnie to nie dziwi � odpar� Kohler ostrym, autorytatywnym tonem. � Wi�kszo�� Amerykan�w nie postrzega Europy jako lidera w dziedzinie bada� naukowych. Traktuj� nas wy��cznie jako rejon, gdzie mo�na dokonywa� oryginalnych zakup�w. Do�� dziwne, je�li zwa�y� na pochodzenie takich ludzi, jak Einstein, Galileusz czy Newton. Langdon nie bardzo wiedzia�, co ma odpowiedzie�. Wyci�gn�� zatem z kieszeni otrzymany od gospodarza faks. � Ten cz�owiek na fotografii... czy m�g�by pan... Kohler przerwa� mu ruchem r�ki. � Prosz�, nie tutaj. W�a�nie pana do niego prowadz�. � Wyci�gn�� d�o�. � Lepiej to wezm�. Langdon wr�czy� mu kartk� i w milczeniu ruszy� dalej. Po chwili skr�cili w lewo i znale�li si� w szerokim korytarzu ozdobionym licznymi nagrodami i dyplomami. Szczeg�lnie du�a tablica znajdowa�a si� tu� przy wej�ciu i Langdon zwolni�, �eby przeczyta� wyryty w br�zie napis: NAGRODA ARS ELECTRONICA Za innowacje kulturalne w epoce cyfrowej Przyznana Timowi Bernersowi Lee i CERN za wynalezienie INTERNETU A niech mnie licho, pomy�la�. Ten facet nie �artowa�. Langdon zawsze s�dzi�, �e Internet jest wynalazkiem ameryka�skim. No, ale w ko�cu jego wiedza na ten temat ogranicza�a si� do witryny po�wi�conej jego ksi��ce oraz przeszukiwania od czasu do czasu zasob�w sieciowych Luwru i Prado. � Internet � odezwa� si� Kohler, ponownie kaszl�c i wycieraj�c usta � mia� sw�j pocz�tek tutaj, jako system umo�liwiaj�cy wsp�prac� tutejszych komputer�w. Dzi�ki niemu naukowcy z r�nych dzia��w mogli codziennie wymienia� si� informacjami na temat dokonanych odkry�. Oczywi�cie, ca�emu �wiatu si� wydaje, �e WWW to ameryka�ska technologia. Langdon pod��a� za nim korytarzem. � To dlaczego nikt tego nie sprostuje? Kohler wzruszy� ramionami, wyra�aj�c brak zainteresowania t� kwesti�. � To tylko drobne nieporozumienie na temat ma�o znacz�cej koncepcji. CERN to co� bez por�wnania wa�niejszego ni� �wiatowa sie� komputer�w. Nasi naukowcy niemal codziennie s� autorami cud�w. Langdon rzuci� mu pytaj�ce spojrzenie. � Cud�w? � Z ca�� pewno�ci� s�owo �cud� nie by�o u�ywane przez naukowc�w zajmuj�cych si� naukami �cis�ymi na Harvardzie. Rezerwowano je raczej dla Wydzia�u Teologicznego. � Pa�ski g�os brzmi sceptycznie � zauwa�y� Kohler. � S�dzi�em, �e zajmuje si� pan symbolik� religijn�. Nie wierzy pan w cudy? � Nie jestem co do nich przekonany � odpar�. Szczeg�lnie je�li chodzi o cudy dokonuj�ce si� w laboratoriach naukowych. � Mo�e rzeczywi�cie u�y�em niew�a�ciwego s�owa. Po prostu stara�em si� m�wi� pa�skim j�zykiem. � Moim j�zykiem? � Langdon poczu� si� nieswojo. � Nie chcia�bym pana rozczarowa�, ale ja badam symbole religijne. Jestem naukowcem, a nie ksi�dzem. Kohler nagle zwolni� i odwr�ci� si� do niego, a jego spojrzenie odrobin� z�agodnia�o. � Oczywi�cie. Jakie� to by�o uproszczenie z mojej strony. Nie trzeba mie� raka, �eby analizowa� jego symptomy. Langdon nigdy nie s�ysza�, aby kto� uj�� to w podobny spos�b. Kiedy ruszali dalej, Kohler skin�� z zadowoleniem g�ow�. � My�l�, �e doskonale si� b�dziemy rozumieli, panie Langdon. Jednak Langdon jako� w to w�tpi�. W miar� jak si� posuwali, do Langdona zacz�o dobiega� coraz g�o�niejsze dudnienie. Ha�as pot�nia� z ka�dym krokiem, wzmocniony dodatkowo odbiciem od �cian. Dochodzi� najwyra�niej ze znajduj�cego si� przed nimi ko�ca korytarza. � Co to jest? � zapyta� wreszcie, zmuszony krzycze�. Mia� wra�enie, �e zbli�aj� si� do czynnego wulkanu. � Komora swobodnego spadania � odpar� Kohler, kt�rego tubalny g�os bez trudu pokona� ha�as. Jednak niczego dalej nie wyja�nia�. A jego go�� nie pyta�. By� ju� wyczerpany, a Maximilian Kohler najwyra�niej nie pretendowa� do nagrody za go�cinno��. Langdon przypomnia� sobie, dlaczego si� tu znalaz�. Iluminaci. Gdzie� w tym ogromnym laboratorium znajdowa�o si� cia�o... cia�o naznaczone symbolem, kt�ry chcia� zobaczy�. I po to w�a�nie przelecia� prawie pi�� tysi�cy kilometr�w. Kiedy zbli�yli si� do za�omu korytarza, dudnienie sta�o si� niemal og�uszaj�ce i w ca�ym ciele czu� wibracje pod�ogi. Skr�cili, a w�wczas po prawej stronie ujrza� galeri� widokow�. W wygi�tej koli�cie �cianie zamontowane by�y cztery wysokie okna o grubych szybach, przypominaj�ce bulaje okr�tu podwodnego. Langdon zatrzyma� si� i zajrza� przez jedno z nich. Zdarzy�o mu si� w �yciu widzie� r�ne dziwne rzeczy, ale ta by�a najbardziej niezwyk�a. Zamruga� kilkakrotnie oczyma, niepewny, czy to nie halucynacje. Patrzy� w�a�nie na ogromn� kulist� komor�, w kt�rej unosili si� ludzie, zupe�nie jakby ich cia�a nic nie wa�y�y. By�o ich troje. Jedna z os�b pomacha�a do niego i zrobi�a salto w powietrzu. Bo�e, pomy�la�, jestem w krainie Oz. Posadzka tego pomieszczenia przypomina�a ogromny arkusz siatki ogrodzeniowej o heksagonalnych oczkach. Pod ni� wida� by�o metaliczny po�ysk ogromnego wiatraka. � Komora swobodnego spadania � oznajmi� Kohler, zatrzymuj�c si�, �eby na niego zaczeka�. � Swobodne spadanie w zamkni�tym pomieszczeniu. Pomaga roz�adowa� stres. To pionowy tunel aerodynamiczny. Langdon nadal przygl�da� si� temu ze zdumieniem. Jedna z unosz�cych si� os�b, t�ga kobieta, podp�yn�a do okna. Rzuca�y ni� pr�dy powietrzne, ale patrzy�a na niego z u�miechem i przes�a�a mu znak uniesionych w g�r� kciuk�w. U�miechn�� si� lekko i odwzajemni� gest, zastanawiaj�c si�, czy ma ona poj�cie, �e w staro�ytno�ci by� to symbol falliczny oznaczaj�cy m�sko��. Zwr�ci� uwag�, �e tylko ta kobieta mia�a co� przypominaj�cego miniaturowy spadochron. Wydymaj�cy si� nad ni� p�at tkaniny wygl�da� jak zabawka. � Do czego jej ten male�ki spadochron? � spyta� Kohlera. � Przecie� on nie ma nawet metra �rednicy. � Tarcie � wyja�ni� jego gospodarz. � Zmniejsza jej w�asno�ci aerodynamiczne, dzi�ki czemu wentylator mo�e j� unie��. � Ruszy� dalej. � Materia� o powierzchni o�miu dziesi�tych metra kwadratowego zmniejsza szybko�� spadania o prawie dwadzie�cia procent. Langdon skin�� oboj�tnie g�ow�. Nie m�g� w�wczas wiedzie�, �e jeszcze tej nocy w kraju oddalonym o setki kilometr�w od laboratorium ta wiedza uratuje mu �ycie. 8 Kiedy wyszli tylnym wyj�ciem z g��wnego budynku CERN-u prosto w ostre szwajcarskie s�o�ce, Langdon poczu� si�, jakby go przeniesiono z powrotem do domu. Rozci�gaj�cy si� przed nim widok do z�udzenia przypomina� kampus kt�rego� z dobrych uniwersytet�w ameryka�skich. Poro�ni�te traw� zbocze schodzi�o tarasami ku rozleg�emu terenowi, gdzie k�py klon�w dodawa�y uroku dziedzi�com ograniczonym budynkami z ceg�y i chodnikami. Uczenie wygl�daj�ce osoby z nar�czami ksi��ek wchodzi�y do budynk�w lub z nich wychodzi�y. Jakby dla podkre�lenia uczelnianej atmosfery, dw�ch d�ugow�osych hippis�w rzuca�o do siebie lataj�cym talerzem, s�uchaj�c jednocze�nie Czwartej Symfonii Maniera dobiegaj�cej z otwartego okna. � To nasze budynki mieszkalne � wyja�ni� Kohler, zje�d�aj�c szybko �cie�k�. � Jest tu ponad trzy tysi�ce fizyk�w. CERN zatrudnia ponad po�ow� �wiatowych specjalist�w od fizyki cz�stek, najwspanialszych umys��w na �wiecie. Mamy tu Niemc�w, Japo�czyk�w, W�och�w, Holendr�w, d�ugo by mo�na wymienia�. Nasi fizycy reprezentuj� ponad pi��set uniwersytet�w i sze��dziesi�t narodowo�ci. Langdon s�ucha� tego wszystkiego ze zdumieniem. � A jak si� porozumiewaj�? � Po angielsku, oczywi�cie. To uniwersalny j�zyk nauki. Zawsze s�ysza�, �e to matematyka jest uniwersalnym j�zykiem nauki, ale by� zbyt zm�czony, by si� sprzecza�. Pod��a� zatem dalej za swym przewodnikiem. W po�owie drogi na d� przebieg� obok nich m�ody m�czyzna w koszulce z napisem NIE MA S�AWY BEZ GUT-u. Zdziwiony Langdon pod��y� za nim wzrokiem. � A c� to jest GUT*? � Jednolita teoria pola � teoria ��cz�ca oddzia�ywanie elektryczne, magnetyczne i grawitacyjne. � Rozumiem � odpar�, chocia� nie rozumia� absolutnie niczego. � Czy s�ysza� pan o fizyce cz�stek elementarnych, panie Langdon? Wzruszy� ramionami. � Znam si� troch� na fizyce og�lnej; spadanie cia�, tego typu rzeczy. � Lata skok�w do wody nauczy�y go g��bokiego szacunku dla przera�aj�cej mocy przyspieszenia grawitacyjnego. � Fizyka cz�stek zajmuje si� badaniem atom�w, tak? Kohler potrz�sn�� przecz�co g�ow�. � W por�wnaniu do tego, czym my si� zajmujemy, atomy s� wielkie jak planety. Nas interesuje j�dro atomu, zaledwie jedna dziesi�ciotysi�czna cz�� ca�o�ci. � Znowu zakaszla�, jakby by� chory. � Pracownicy CERN-u szukaj� odpowiedzi na te same pytania, kt�re ludzko�� zadaje sobie od zarania dziej�w. Sk�d si� wzi�li�my? Z czego powstali�my? � I te odpowiedzi mo�na znale�� w laboratorium fizycznym? � Zdaje si�, �e to pana zdumiewa. � Oczywi�cie. Wydaje mi si�, �e to pytania raczej duchowej natury. � Panie Langdon, wszystkie pytania by�y kiedy� natury duchowej. Od pocz�tku naszych dziej�w duchowo�� i religi� wykorzystywano do wype�nienia luk, z kt�rymi nauka nie potrafi�a sobie poradzi�. Wsch�d i zach�d S�o�ca przypisywano niegdy� Heliosowi i jego ognistemu rydwanowi. Trz�sienia ziemi i fale p�ywowe t�umaczono gniewem Posejdona. Nauka udowodni�a, �e ci bogowie byli tylko fa�szywymi bo�kami. Wkr�tce wszyscy bogowie oka�� si� tym samym. Nauka dostarczy�a odpowiedzi na niemal wszystkie pytania, jakie cz�owiek potrafi� zada�. Zosta�o ju� tylko kilka i te maj� charakter ezoteryczny. Sk�d pochodzimy? Co tu robimy? Jaki jest sens �ycia i wszech�wiata? Langdon poczu� rozbawienie. � I na te pytania CERN usi�uje odpowiedzie�? � Poprawka. To s� pytania, na kt�re w�a�nie odpowiadamy. Langdon zamilk� i ju� bez s�owa pod��a� za swoim gospodarzem, lawiruj�cym pomi�dzy budynkami. W pewnej chwili nad ich g�owami rozleg� si� �wist i tu� przed nimi wyl�dowa� lataj�cy talerz. Kohler zignorowa� go i ruszy� dalej. Z przeciwnej strony dziedzi�ca dobieg�o ich wo�anie: � S�il vous pla�t! Langdon spojrza� w tamtym kierunku. Zobaczy�, �e macha do niego starszy, siwow�osy m�czyzna w bluzie z napisem COLLEGE PARIS. Podni�s� talerz z ziemi i zr�cznie go odrzuci�. M�czyzna z�apa� go na jeden palec, kilkakrotnie podrzuci� i dopiero potem cisn�� przez rami� do swojego partnera. � Merci! � zawo�a� do Langdona. � Gratulacje � odezwa� si� Kohler, gdy Langdon wreszcie go dogoni�. � W�a�nie pan zagra� z laureatem Nagrody Nobla Georges�em Charpakiem, wynalazc� wielodrutowej komory proporcjonalnej. Langdon skin�� g�ow�. M�j szcz�liwy dzie�. Min�y jeszcze trzy minuty, zanim doszli do celu � du�ego, zadbanego budynku stoj�cego w otoczeniu osik. W por�wnaniu do innych wydawa� si� luksusowy. Na umieszczonym przed nim kamieniu wyryto napis BUDYNEK C. Ale� si� wysilili, pomy�la� Langdon. Jednak pomimo nieciekawej nazwy, sam budynek odpowiada� jego architektonicznym upodobaniom. By� konserwatywny i solidny. Zbudowany z czerwonej ceg�y, z ozdobn� balustrad� i obramowany starannie przyci�tymi, symetrycznymi �ywop�otami. Kiedy pod��ali kamienn� �cie�k� w kierunku drzwi wej�ciowych, przeszli przez bram� utworzon� przez dwie marmurowe kolumny. Na jednej z nich kto� przyklei� karteczk� z napisem: TA KOLUMNA JEST JO�SKA Czy to ma by� graffiti fizyk�w?, zastanawia� si� Langdon, przygl�daj�c si� kolumnie i chichocz�c w duchu. � Mi�o widzie�, �e nawet b�yskotliwi fizycy pope�niaj� b��dy. Kohler spojrza� uwa�nie: � Co pan ma na my�li? � Ten, kto napisa� t� karteczk�, pomyli� si�. To nie jest kolumna jo�ska. Kolumny jo�skie maj� r�wny przekr�j na ca�ej d�ugo�ci, a ta si� zw�a. To kolumna dorycka... grecki odpowiednik. Cz�sty b��d. � To mia� by� �art, panie Langdon � wyja�ni� mu gospodarz bez u�miechu. � Jo�ska ma oznacza�, �e zawiera jony: elektrycznie na�adowane cz�stki. Znajduj� si� w wi�kszo�ci przedmiot�w. Langdon obejrza� si� na kolumn� i j�kn��. Nadal jeszcze czu� si� g�upio, gdy wysiada� z windy na ostatnim pi�trze budynku C. Poszed� za Kohlerem �adnie urz�dzonym korytarzem, kt�rego wystr�j nieco go zaskoczy� � wi�niowa sofa, porcelanowy wazon na pod�odze i ozdobnie toczona stolarka. � Pragniemy, aby nasi zatrudnieni na sta�e naukowcy czuli si� wygodnie � wyja�ni� Kohler. Na to wygl�da, pomy�la� Langdon. � Zatem m�czyzna, kt�rego widzia�em na zdj�ciu, tu w�a�nie mieszka�? By� jednym z wa�niejszych pracownik�w? � W�a�nie. Nie przyszed� dzi� rano na um�wione ze mn� spotkanie i nie odpowiada�, gdy dzwoni�em na jego pager. Przyszed�em tu, �eby go poszuka�, i znalaz�em go martwego w salonie. Langdona przebieg� dreszcz, gdy u�wiadomi� sobie, �e za chwil� ujrzy zw�oki. Jego �o��dek nigdy nie by� zbyt odporny, je�li chodzi�o o tego typu sprawy. Odkry� w sobie t� s�abo�� jeszcze jako student akademii sztuk pi�knych, gdy nauczyciel opowiedzia� klasie, i� Leonardo da Vinci pozna� tak doskonale budow� ludzkiego cia�a dzi�ki ekshumowaniu zmar�ych i dokonywaniu sekcji ich mi�ni. Kohler zaprowadzi� go na koniec korytarza, gdzie znajdowa�y si� tylko jedne drzwi. � Mo�na by rzec: apartament dla VIP-�w � oznajmi� i wytar� sobie pot z czo�a. Langdon spojrza� na wizyt�wk� na d�bowych drzwiach i przeczyta�: LEONARDO VETRA � Leonardo Vetra sko�czy�by w przysz�ym tygodniu pi��dziesi�t osiem lat � poinformowa� go Kohler. � By� jednym z najwybitniejszych naukowc�w naszych czas�w. Jego �mier� stanowi niepowetowan� strat� dla nauki. Przez chwil� Langdonowi wydawa�o si�, �e widzi cie� emocji na kamiennej twarzy Kohlera, ale to wra�enie szybko min�o. Dyrektor si�gn�� do kieszeni i wyci�gn�� du�y p�k kluczy, w�r�d kt�rych zacz�� szuka� w�a�ciwego. Nagle Langdon u�wiadomi� sobie, �e co� tu jest nie w porz�dku. Budynek by� opustosza�y. � Gdzie s� wszyscy? � spyta�. Za chwil� mieli si� znale�� na miejscu zbrodni, a nie by�o tu �adnego ruchu. � Mieszka�cy s� w swoich laboratoriach � wyja�ni� jego gospodarz, znajduj�c w ko�cu klucz. � Mam na my�li policj� � u�ci�li�. � Czy ju� odjechali? R�ka Kohlera znieruchomia�a w po�owie drogi do zamka. � Policj�? � Policj�. Przys�a� mi pan faks informuj�cy o morderstwie. Przecie� musia� pan wezwa� policj�. � Bynajmniej. � Co? Szare oczy Kohlera spojrza�y na niego ostro. � Sytuacja jest bardzo skomplikowana, panie Langdon. Langdon poczu� przyp�yw l�ku. � Ale... przecie� z pewno�ci� kto� jeszcze o tym wie! � Tak. Adoptowana c�rka Leonarda. Ona te� jest fizykiem i tu pracuje. Maj� wsp�lne laboratorium. S� partnerami. W minionym tygodniu panna Vetra wyjecha�a, aby wykona� badania w terenie. Powiadomi�em j� o �mierci ojca i ju� tu jedzie. � Ale t