662
Szczegóły |
Tytuł |
662 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
662 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 662 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
662 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Autor: JIDDU KRISHNAMURTI
Tytul: WOLNO�� OD ZNANEGO
--------------------------------------
- I -
LUDZKIE POSZUKIWANIA - UMYS� UDR�CZONY - PODEJ�CIE TRADYCYJNE - PU�APKA SZACUNKU - ISTOTA LUDZKA A INDYWIDUALNO�� - PRAWDA - PRZEMIANA SIEBIE - ROZPASZANIE ENERGII - WOLNOSC OD AUTORYTETU
W ci�gu wiek�w cz�owiek szuka� czego� poza sob�, poza materialnym dobrobytem - czego�, co nazywamy prawd�, Bogiem czy rzeczywisto�ci� w jej stanie pozaczasowym, czego�, czego nie mog� zak��ci� niesprzyjaj�ce okoliczno�ci, my�li czy ludzkie zepsucie.
Cz�owiek zawsze zadawa� sobie pytanie: czym jest wszystko wok�? Czy �ycie ma w og�le jaki� sens? Widz�c nieustanny chaos, brutalno��, rewolucje i wojny, nie maj�ce ko�ca roz�amy na tle religijnym, ideologicznym i narodowym, cz�owiek pyta z poczuciem g��bokiego niepokoju: co nale�y czyni�? Czym jest to, co nazywamy �yciem? Czy istnieje co� poza nim? I nie znajduj�c tej bezimiennej rzeczy, kt�ra ma tysi�ce imion i kt�ra od wiek�w stanowi przedmiot ludzkich poszukiwa�, �ywi wiar� - wiar� w zbawiciela lub jaki� idea�. Wiara za� jest �r�d�em przemocy.
W tej ci�g�ej walce, zwanej przez nas �yciem, staramy si� u�o�y� kodeks post�powania zgodny z obyczajami spo�ecze�stwa, w kt�rym si� wychowali�my, komunistycznego czy innego. Jako hindusi, muzu�manie, chrze�cijanie przyjmujemy wzory zachowania zgodne z nasz� tradycj�. Ogl�damy si� za kim�, kto by nam powiedzia�, co wypada, a czego nie wypada robi�, kt�ra my�l jest s�uszna, a kt�ra b��dna. Skoro reagujemy automatycznie, kieruj�c si� takim wzorcem zachowania i my�lenia, to stajemy si� jakby mechanizmami spo�ecznymi. Na sobie samych mo�emy to zreszt� bardzo �atwo zaobserwowa�.
Od stuleci karmi� nas gotow� wiedz� nauczyciele, �wi�ci, autorytety i dzie�a. Prosimy: "Powiedz nam wszystko o tym, co znajduje si� za g�rami, co znajduje si� poza ziemi�?", a otrzymana odpowied� i opisy zadowalaj� nas. Oznacza to, �e �yjemy s�owami, a �ycie nasze jest ja�owe i puste. �yjemy jakby "z drugiej r�ki"; �yjemy tym, co nam kto� powiedzia�; �yjemy, kieruj�c si� swymi przekonaniami lub b�d�c pod przymusem sytuacji, jak� tworzy nasze �rodowisko. Jeste�my wynikiem wszelkiego rodzaju wp�yw�w i nie ma w nas niczego nowego, niczego oryginalnego, pierwotnego i jasnego.
W ci�gu ca�ej historii religii jej przyw�dcy zapewniali nas, �e je�eli b�dziemy dope�nia� pewnych obrz�d�w, powtarza� pewne modlitwy lub mantry, stosowa� pewne rytua�y, t�umi� pragnienia, kontrolowa� my�li, wycisza� nami�tno�ci, ogranicza� swe apetyty i powstrzymywa� si� od zaspokajania seksualnych pragnie�, to dzi�ki takiemu umartwieniu umys�u i cia�a znajdziemy co� poza samym �yciem. To w�a�nie czyni�y w ci�gu wiek�w miliony tak zwanych religijnych ludzi, ju� to �yj�c w odosobnieniu na pustyniach, w g�rach, w jaskiniach albo w�druj�c od wsi do wsi z �ebraczymi miseczkami, ju� to grupowo skupiaj�c si� w klasztorach i zmuszaj�c swoje umys�y do uznania jakiego� ustalonego wzorca my�lenia. Ale umys� udr�czony, umys� z�amany, umys�, kt�ry pragnie uciec od wszelkiego zgie�ku, kt�ry wyrzek� si� zewn�trznego �wiata i z powodu dyscypliny i konformizmu sta� si� t�py -je�eli taki umys�, cho�by najd�u�ej szuka�, cokolwiek znajdzie, to znajdzie to tylko na miar� w�asnego zniekszta�cenia.
Aby wi�c odkry�, czy poza t� niespokojn�, wyst�pn�, opart� na wsp�zawodnictwie egzystencj� istnieje co� jeszcze - moim zdaniem - trzeba podej�� do sprawy ca�kiem odmiennie. Tradycyjne podej�cie zwraca si� od obwodu ku �rodkowi, by stopniowo, poprzez �wiczenia i wyrzeczenia, w miar� up�ywu czasu cz�owiek m�g� dociera� do owego kwiatu wewn�trznego, owego wewn�trznego pi�kna i mi�o�ci. W rzeczywisto�ci czyni on wszystko, aby sta� si� ciasnym, ma�ym i t�pym. Oczyszczaj�c si� po trosze, powoli korzysta z czasu, kt�ry b�dzie przecie� jutro czy w nast�pnym �yciu, a� w ko�cu dochodzi do �rodka. Okazuje si�, �e nie ma tam nic, poniewa� jego umys� sta� si� niezdolny, t�py i niewra�liwy. Obserwuj�c ten proces, zastanawiamy si�, czy nie istnieje jakie� ca�kiem odmienne podej�cie do zagadnienia: czy nie mo�na zacz�� od �rodka?
�wiat przyjmuje i stosuje tradycyjne podej�cie. Pierwotn� przyczyn� bez�adu w nas jest szukanie rzeczywisto�ci przez kogo� nam obiecanej; idziemy mechanicznie za kim�, kto zapewnia nam wygodne �ycie duchowe. Jest to niezwykle dziwne, �e cho� wi�kszo�� z nas przeciwstawia si� tyranii politycznej czy wszelkiej formie dyktatury, w tym wypadku przyjmujemy cudzy autorytet i poddajemy si� tyranii, by zwichn�� sw�j umys� i wykrzywi� sw� drog� �ycia. Je�li jednak ca�kowicie odrzucimy (i to aktywnie, a nie tylko rozumowo) wszelkie tak zwane autorytety duchowe, wszelkie obrz�dy, rytua�y i dogmaty, to stwierdzimy, �e znajdujemy si� w konflikcie ze spo�ecze�stwem, tracimy szacunek spo�eczny. Ale zas�uguj�ca na szacunek istota ludzka nie mo�e �adn� miar� zbli�y� si� do rzeczywisto�ci, kt�ra jest niesko�czona i niezmierzona.
Zaczynacie wi�c od zaprzeczenia czego�, co jest absolutnie fa�szywe - od odrzucenia tradycyjnego podej�cia. Je�li jednak odrzucenie to jest tylko swego rodzaju reakcj�, natychmiast stworzycie sobie nowy wzorzec, kt�ry znowu zamknie was w pu�apce. Je�eli powiecie sobie w g��bi ducha, �e odrzucenie tradycyjnego podej�cia jest �wietnym pomys�em, ale nic wi�cej w tej sprawie nie zrobicie, to nie b�dziecie mogli p�j�� naprz�d. Je�li natomiast odrzucicie tradycyjne podej�cie, poniewa� dotar�o do was, �e jest bezsensowne, je�eli odrzucicie je z pe�nym zrozumieniem, poniewa� jeste�cie wolni i nie boicie si� tego zrobi�, to tym samym stworzycie w sobie i dooko�a was chaos, ale b�dziecie mogli wydosta� si� z pu�apki, jak� stanowi ludzkie powa�anie. Wtedy odkryjecie, �e ju� d�u�ej nie trzeba szuka�. A to jest pierwsza umiej�tno��, jak� trzeba zdoby�: nie szuka�. Bowiem kiedy szukacie, tak naprawd� "ogl�dacie tylko wystawy sklepowe".
Na pytanie o to, czy istnieje B�g, prawda, rzeczywisto�� - jakkolwiek zechcecie nazwa� problem, kt�ry was dr�czy - nie udziel� wam odpowiedzi ani ksi�gi, ani kap�ani, ani filozofowie czy zbawiciele. Opr�cz was samych nikt i nic nie odpowie wam na to pytanie, dlatego te� musicie pozna� siebie. Niedojrza�o�� polega jedynie na zupe�nej nieznajomo�ci siebie. Zrozumienie samego siebie jest pocz�tkiem m�dro�ci.
A czym�e jest ka�dy z was, czym jest indywidualne ja? S�dz�, �e istnieje zasadnicza r�nica pomi�dzy istot� ludzk� a indywidualn� jednostk�. Indywidualna jednostka jest �ci�le zlokalizowana, �yje w konkretnym kraju, przynale�y do okre�lonej kultury, okre�lonego spo�ecze�stwa i okre�lonej religii. Istota ludzka jako taka nie jest umiejscowiona. Jest wsz�dzie. Je�eli indywidualna jednostka dzia�a tylko w �ci�le okre�lonym zak�tku ogromnego pola �ycia, to tym samym jej dzia�alno�� nie jest powi�zana w pe�ni z ca�o�ci�. Tote� nale�y pami�ta�, �e m�wimy tu o ca�o�ci, a nie o cz�ci, gdy� w tym, co wi�ksze, mie�ci si� to, co mniejsze, a nie odwrotnie. Indywidualna jednostka jest drobn�, s�abo wyposa�on� i sfrustrowan� istot�, kt�ra zadowala si� swymi ma�ymi bogami i ma�ymi tradycjami, natomiast istota ludzka interesuje si� powszechnym dobrobytem, powszechn� n�dz� i powszechnym zam�tem w �wiecie.
My, ludzkie istoty, jeste�my tacy, jakimi byli�my przez miliony lat: chciwi, zawistni, agresywni, zazdro�ni, niespokojni i zrozpaczeni, czasami z przeb�yskami rado�ci czy mi�o�ci. Jeste�my prawdziw� mieszanin� nienawi�ci, strachu i �agodno�ci; jest w ,nas jednocze�nie i przemoc, i pok�j. Dokonano zewn�trznego post�pu od wozu zaprz�onego w woni do odrzutowca, ale pod wzgl�dem psychologicznym cz�owiek nie zmieni� si�. Struktur� spo�ecze�stwa na ca�ym �wiecie tworz� ludzie, a zewn�trzna struktura spo�ecze�stwa jest rezultatem wewn�trznej, psychologicznej struktury naszych ludzkich powi�za�, gdy� poszczeg�lna jednostka jest wynikiem ca�ego do�wiadczenia, wiedzy i post�powania cz�owieka. Ka�dy z nas jest magazynem ca�ej przesz�o�ci. Jednostka jest cz�owiekiem, a ten ca�� ludzko�ci�. Ca�a historia cz�owieka jest w nas zapisana.
Zaobserwujcie, co si� obecnie dzieje w was i poza wami, w otaczaj�cej was kulturze konkurencji - w kulturze, w kt�rej ludzie pragn� w�adzy, stanowiska, presti�u, nazwiska, sukcesu i wszystkiego, co si� z tym ��czy. Obserwujcie osi�gni�cia, z kt�rych jeste�cie tak dumni - to ca�e pole zwane przez was �yciem. Wyst�puje w nim konflikt w ka�dej formie mi�dzyludzkich stosunk�w, konflikt rodz�cy nienawi��, antagonizm, brutalno�� i nie ko�cz�ce si� wojny. To pole, owo �ycie, jest wszystkim, co znamy, a �e nie jeste�my w stanie zrozumie� wielkiej walki o byt, tym samym boimy si� jej i uciekamy przed ni� na wszelkie subtelne sposoby. Trwo�y nas te� nieznane: boimy si� �mierci, obawiamy si� tego, co czeka nas po dniu jutrzejszym. Boimy si� tego, co znamy, i zarazem tego, co nie jest nam znane. Takie jest nasze codzienne �ycie i nie ma w nim nadziei. Dlatego ka�da odmiana filozofii, ka�da koncepcja religijna jest tylko ucieczk� od aktualnej rzeczywisto�ci, od tego, co jest.
Wszystkie zewn�trzne formy zmian spowodowanych przez wojny, rewolucje, reformacje, prawa i ideologie zawiod�y ca�kowicie, je�li wzi�� pod uwag� problem zmiany zasadniczej natury cz�owieka, a tym samym spo�ecze�stwa. Jako istoty ludzkie �yj�ce w niewiarygodnie potwornym �wiecie, postawmy sobie pytanie: czy to spo�ecze�stwo oparte na wsp�zawodnictwie, brutalno�ci i strachu mo�e mie� kres? Mam na my�li nie intelektualn� koncepcj�, nie nadziej�, lecz bezwzgl�dny stan: �wie�y, odnowiony i niewinny umys� tego spo�ecze�stwa, dzi�ki kt�remu mo�na by stworzy� ca�kiem odmienny �wiat. S�dz�, �e mo�e do tego doj�� tylko wtedy, gdy ka�dy z nas przyjmie do wiadomo�ci zasadniczy fakt: my, jako jednostki, jako ludzkie istoty, jeste�my ca�kowicie odpowiedzialni za obecny stan �wiata, i to niezale�nie od tego, w jakiej cz�ci �wiata �y� nam wypad�o i do jakiej kultury przynale�ymy.
Ka�dy z nas ponosi odpowiedzialno�� za ka�d� wojn�, gdy� sami jeste�my agresywni, egoistyczni, przepojeni szowinizmem, ideologiami i uprzedzeniami. To wszystko nas dzieli. Stanowimy cz�stk� tego potwornego spo�ecze�stwa wraz z jego wojnami, podzia�ami, szpetot�, brutalno�ci� i zazdro�ci�, poniewa� przyczyniamy si� do tego wszystkiego naszym codziennym �yciem. Dopiero wtedy zaczniemy dzia�a�, gdy zdamy sobie spraw� - i to nie rozumowo, ale naprawd�, tak jak rozpoznajemy, �e jeste�my g�odni lub �e cierpimy z powodu b�lu - i� jeste�my odpowiedzialni za ca�y istniej�cy chaos, za wszelk� n�dz� ca�ego �wiata.
C� jednak istota ludzka mo�e uczyni�, co mo�ecie wy albo ja uczyni�, by stworzy� ca�kiem odmienne spo�ecze�stwo? Pytanie jest zasadnicze. Czy w og�le mo�na cokolwiek zrobi�? Co my mo�emy zrobi�? Czy kto� nam to powie? Ludzie nam to m�wili. Tak zwani przyw�dcy duchowi, kt�rzy rzekomo rozumiej� te sprawy lepiej od nas, m�wi� nam to, staraj�c si� wcisn�� nas w nowy schemat i pod�ug niego ukszta�towa�. Niedaleko nas to zaprowadzi�o. Przem�drzali i uczeni ludzie r�wnie� m�wili swoje, lecz to nie posun�o nas o wiele dalej. M�wi si� nam, �e wszelkie �cie�ki prowadz� do prawdy - �cie�ki, kt�rymi d��� hindusi, chrze�cijanie czy muzu�manie - �e wszystkie one wiod� do tej samej bramy. Je�eli spojrze� na to trze�wo, jest to oczywist� niedorzeczno�ci�. Do prawdy nie wiod� �adne �cie�ki, bo to jest pi�knem prawdy, �e jest ona �ywa. �cie�ka mo�e prowadzi� do rzeczy martwej, gdy� rzecz martwa tkwi w jednym miejscu, jest statyczna. Gdy ujrzycie, �e prawda jest czym� �ywym, poruszaj�cym si�, nie znaj�cym spoczynku, �e nie ma ona �wi�tyni, meczetu czy ko�cio�a, �e nie mo�e was do niej zaprowadzi� �adna religia, �aden nauczycie!, �aden filozof, nikt w og�le, wtedy te� zrozumiecie, �e �ywym elementem prawdy jest to, czym obecnie jeste�cie - wasz gniew, wasza brutalno��, wasza przemoc, rozpacz, cierpienie i smutek. Zrozumienie tego wszystkiego jest prawd� i mo�ecie j� poj�� tylko wtedy, gdy dowiecie si�, jak nale�y na te problemy w waszym �yciu patrze�. Nie mo�na tego ujrze� przez pryzmat ideologii, s��w, uczucia nadziei czy strachu.
Widzicie wi�c, �e nie mo�ecie si� na nikim oprze�. Nie ma przewodnika, nie ma nauczyciela, nie ma autorytetu. Jeste�cie tylko wy - wasz stosunek do innych ludzi i do �wiata - poza tym nie ma nic. Zrozumienie tego albo wywo�a w was wielk� rozpacz, z kt�rej zrodzi si� cynizm i rozgoryczenie, albo te� spogl�daj�c prosto w twarz rzeczywisto�ci, ujrzycie, �e nikt inny, tylko wy jeste�cie odpowiedzialni za �wiat, za siebie samych, za to, co my�licie, co czujecie i co robicie. Zniknie wtedy wszelkie litowanie si� nad sob�. Zazwyczaj bowiem dobrze si� czujemy, mog�c zrzuci� win� na innych ludzi, a jest to tylko forma litowania si� nad sob� samym.
Czy potrafimy wi�c, wy i ja, dokona� w sobie - bez jakiegokolwiek zewn�trznego wp�ywu, bez przekonywania, bez strachu przed kar� - dokona� w samej tre�ci naszej istoty ca�kowitej rewolucji, przeobra�enia, tak aby�my ju� nie byli brutalni, gwa�towni, wsp�zawodnicz�cy, niespokojni, l�kliwi, zazdro�ni, zawistni, ale by�my byli wolni od przejaw�w swej natury zbudowanej przez zepsute spo�ecze�stwo, w kt�rym toczy si� nasze codzienne �ycie?
Trzeba przyj�� na samym pocz�tku, �e nie pr�buj� tu sformu�owa� �adnej filozofii ani teologicznej konstrukcji poj�� czy religijnych koncepcji. Wszelkie ideologie wydaj� mi si� idiotyczne. Wa�na jest nie filozofia �ycia, ale obserwacja tego, co si� obecnie w naszym codziennym �yciu dzieje. Je�eli b�dziecie bardzo dok�adnie obserwowa� i bada� to, co si� dzieje, przekonacie si�, �e �ycie opiera si� na intelektualnej koncepcji i �e intelekt nie stanowi ca�ego pola istnienia; jest tylko jego fragmentem. Fragment za�, cho�by jak najprzemy�lniej uk�adany obok innych, cho�by obci��ony najbardziej staro�ytn� tradycj�, pozostaje nadal tylko drobn� cz�stk� bytu, a my mamy do czynienia z ca�o�ci� �ycia. Widz�c, co dzieje si� na �wiecie, zaczynamy pojmowa�, �e nie ma granicy pomi�dzy zewn�trznym a wewn�trznym procesem - jest tylko jeden jednolity proces. Jest on ca�kowitym, pe�nym ruchem: ruchem wewn�trznym, kt�ry wyra�a si� na zewn�trz, i zewn�trznym, kt�ry oddzia�uje z kolei na wewn�trzny. Wydaje si�, �e trzeba tylko umie� na to spojrze�, je�li bowiem umiemy patrze�, to ca�a sprawa staje si� bardzo jasna. Patrzenie za� nie wymaga ani filozofii, ani nauczy ciel�. Nie potrzeba wam nikogo, kto by m�wi�, jak nale�y patrze�. Po prostu patrzycie.
Czy potraficie - widz�c ten wizerunek, widz�c go nie jako s�owa opisu, ale w rzeczywisto�ci - przeobrazi� siebie �atwo i spontanicznie? To jest moment decyduj�cy. Czy mo�na przeprowadzi� pe�n� rewolucj� w psychice cz�owieka?
Zastanawiam si�, jaka jest wasza reakcja na to pytanie. Mo�ecie powiedzie�: "Nie pragn� zmiany", i wi�kszo�� ludzi jej nie chce, zw�aszcza ci, kt�rzy czuj�, �e s� nale�ycie zabezpieczeni pod wzgl�dem spo�ecznym i ekonomicznym lub trzymaj� si� dogmat�w wiary i wystarcza im akceptacja siebie oraz taki stan rzeczy, jaki jest, co najwy�ej nieco ulepszony. Ta grupa ludzi nas nie interesuje.
Mo�ecie te� odpowiedzie� subtelniej: "To jest zbyt trudne, to nie dla mnie". W takim wypadku ju� zablokowali�cie siebie, przestali�cie docieka� i nie ma sensu i�� dalej.
Mo�ecie jeszcze rzec: "Widz� konieczno�� zasadniczej zmiany wewn�trznej w sobie, lecz jak mam to zrobi�? Prosz�, wska� mi drog�, pom� mi w tym". Je�eli tak m�wicie, nie jeste�cie zainteresowani sam� zmian�, nie obchodzi was naprawd� zasadnicza rewolucja - szukacie tylko metody, systemu dokonywania zmiany.
Je�eli by�bym tak ograniczony, �e poda�bym wam jaki� system, za� wy byliby�cie tak ograniczeni, �e zacz�liby�cie si� nim kierowa�, to kopiowaliby�cie tylko, na�ladowaliby�cie, przystosowywaliby�cie si� i akceptowaliby�cie. Kiedy ju� dokonaliby�cie tego, natychmiast powsta�by konflikt mi�dzy wami a ustanowionym w was cudzym autorytetem. Czuliby�cie, �e musicie zrobi� to lub tamto, poniewa� wam tak kto� zaleci�, a jednak nie potrafiliby�cie tego robi�. Macie bowiem swe osobiste sk�onno�ci i mo�liwo�ci, ulegacie naciskom, kt�re k��c� si� z systemem, do kt�rego - waszym zdaniem - powinni�cie si� stosowa�. St�d bior� si� sprzeczno�ci. Oto prowadzicie wi�c podw�jne �ycie, tkwi�c pomi�dzy ideologi� systemu a codzienno�ci� waszego �ycia. Staraj�c si� dostosowa� do ideologii, t�umicie siebie, a prawd� nie jest ideologia, lecz to, czym jeste�cie. Je�li staracie si� bada� siebie wed�ug kogo� innego, to na zawsze pozostaniecie lud�mi "z drugiej r�ki".
Cz�owiek, kt�ry m�wi: "Chc� si� zmieni�, powiedz mi, jak to zrobi�?", pozornie m�wi bardzo powa�nie, bardzo serio, ale w rzeczywisto�ci tak nie jest. Pragnie on autorytetu, po kt�rym spodziewa si�, �e �w zrobi w nim porz�dek. Wymuszony z zewn�trz porz�dek musi zawsze zrodzi� zam�t. Potraficie t� prawd� dostrzec rozumem, ale czy potraficie obecnie zastosowa� j� tak, aby wasz umys� nie wyobra�a� ju� sobie �adnego autorytetu - ksi��ki, nauczyciela, �ony czy m�a, rodzic�w, przyjaciela czy spo�ecze�stwa? Poniewa� zawsze dot�d dzia�ali�my w obr�bie jakiego� wzorca czy jakiej� formu�y, formu�a sta�a si� ideologi� i autorytetem. Z chwil� jednak, gdy naprawd� zrozumiecie, �e pytanie "W jaki spos�b mog� si� zmieni�?" ustanawia tylko nowy autorytet w miejsce starego, w�wczas sko�czycie z autorytetem na zawsze.
Ustalmy to jeszcze raz jasno. Ka�dy z nas widzi ju�, �e musi si� zmieni� zupe�nie, a� do sedna swojej istoty. Nie mo�e d�u�ej zale�e� od tradycji, bo ona w�a�nie doprowadzi�a do tego kolosalnego rozleniwienia, akceptacji i pos�usze�stwa. �adn� miar� nie mo�e oczekiwa� od kogokolwiek pomocy w zmienianiu siebie - ani od nauczyciela, ani od Boga, ani od religii, ani od �adnego systemu, ani od �adnego zewn�trznego nacisku czy wp�ywu. C� zatem pocz��?
Przede wszystkim: czy potraficie odrzuci� wszelki autorytet? Je�eli to potraficie, oznacza to, �e ju� pozbyli�cie si� obawy. C� si� wtedy dzieje? Gdy odrzucacie co� fa�szywego, co nosili�cie w sobie od pokole�, gdy odrzucacie jaki� ci�ar, co si� w�wczas dzieje? Macie wtedy wi�cej energii, nieprawda�? Macie wi�ksze mo�liwo�ci, macie wi�cej si�y i energii �yciowej, jeste�cie bardziej przedsi�biorczy. Je�eli tego nie czujecie, oznacza to, �e nie odrzucili�cie jeszcze brzemienia, nie pozbyli�cie si� balastu autorytetu.
Gdy go jednak zrzucicie i b�dziecie mie� w sobie energi�, kt�ra w og�le nie zna strachu - strachu przed pomy�k�, strachu przed zrobieniem czego� dobrego lub z�ego - to czy sama ta energia nie b�dzie przeobra�eniem? Potrzeba nam ogromnej ilo�ci energii, a my j� rozpraszamy przez strach. Jednak w chwili gdy jest ona w nas - a rodzi si� ona z odrzucenia wszelkiej formy strachu - sama ta energia powoduje radykaln� przemian� wewn�trzn�. I nie musicie ju� nic czyni� w zwi�zku z tym.
Tak wi�c pozostawieni jeste�cie samym sobie - i taka jest sytuacja cz�owieka, kt�ry traktuje ten problem powa�nie. Gdy ju� nie ogl�dacie si� na nikogo i od nikogo nie oczekujecie pomocy, wtedy jeste�cie na tyle wolni, by dokonywa� odkry�. Wolno�� wyzwala te� energi�; a wolno�� nie mo�e zrobi� nic z�ego. Wolno�� jest zupe�nie r�na od buntu. Gdy w kim� jest wolno��, nie ma mowy o czynieniu dobra i z�a. Jeste�cie wolni i z tego centralnego punktu dzia�acie. Od tej chwili nie ma strachu, a umys�, kt�ry si� nie boi, jest zdolny do wielkiej mi�o�ci. A mi�o�� mo�e czyni�, co zechce.
Tote� wypada nam teraz uczy� si� siebie samych - nie opinii mojej czy jakiego� psychoanalityka lub filozofa, bowiem gdy uczymy si� siebie wed�ug kogo� innego, uczymy si� tylko jego, a nie siebie. Przyst�pujemy zatem do uczenia si� tego, czym aktualnie jeste�my.
Zrozumiawszy, �e chc�c dokona� ca�kowitej przemiany w strukturze swej psychiki, nie mo�emy opiera� si� na �adnym zewn�trznym autorytecie, spotykamy si� z niesko�czenie wi�ksz� trudno�ci� odrzucenia swego w�asnego wewn�trznego autorytetu, autorytetu swych odr�bnych, drobnych do�wiadcze� i nagromadzonych opinii, wiedzy, poj�� i idea��w. Je�li wczorajsze do�wiadczenie czego� was nauczy�o, to staje si� ono nowym autorytetem - ten autorytet dnia wczorajszego jest r�wnie szkodliwy jak autorytet sprzed tysi�cy lat. Aby zrozumie� siebie, nie potrzeba wcale ani autorytetu dnia wczorajszego ani autorytetu sprzed tysi�cy lat, poniewa� jeste�my �ywymi istotami zawsze w ruchu, nigdy w spoczynku. Gdy patrzymy na siebie pod�ug martwego autorytetu z dnia wczorajszego, nie udaje nam si� zrozumie� �ywego ruchu ani pi�kna i warto�ci tego ruchu.
Aby by� wolnym od wszelkiego autorytetu, w�asnego i cudzego, trzeba umrze� dla wszystkiego co wczorajsze tak, aby wasz umys� by� zawsze �wie�y, zawsze m�ody, nieskalany - pe�en energii i pasji. Tylko w tym stanie cz�owiek si� uczy i obserwuje. Do tego potrzeba wielkiego stopnia czujnej �wiadomo�ci, �wiadomo�ci tego, co si� w was dzieje, bez poprawiania czegokolwiek i bez os�dzania, co by� powinno, albowiem w chwili, gdy cokolwiek poprawiacie, ustanawiacie zarazem nowy autorytet, now� cenzur�.
Tak wi�c przyst�pujemy razem do badania siebie samych, ale nie w ten spos�b, �e jedna osoba wyja�nia, a wy w miar� czytania zgadzacie si� lub nie zgadzacie z ni�; chodzi o to, by podj�� wsp�lnie podr�, odkrywcz� podr� do najtajniejszych zak�tk�w swego umys�u. By podj�� tak� podr�, musimy czu� si� lekko; nie mo�emy d�wiga� brzemienia opinii, przes�d�w i wniosk�w - ca�ego starego wyposa�enia, zgromadzonego w ci�gu ostatnich dw�ch lub wielu tysi�cy lat. Zapomnijcie o wszystkim, co wiecie o sobie; zapomnijcie o wszystkim, co kiedykolwiek my�leli�cie o sobie; startujemy z miejsca, w kt�rym nic o sobie nie wiemy.
W nocy pada� silny deszcz, a teraz niebo zaczyna si� przeja�nia�; mamy nowy, �wie�y dzie�. Prze�yjmy ten �wie�y dzie� tak, jakby to by� jedyny dzie�. Zacznijmy razem sw� podr�, pozostawiwszy poza sob� wszelkie wspomnienie dnia wczorajszego - zacznijmy rozumie� siebie po raz pierwszy.
- II -
UCZENIE SI� SIEBIE - PROSTOTA I POKORA UWARUNKOWANIE
Je�li s�dzicie, �e poznawanie samego siebie jest wa�ne tylko dlatego, �e ja lub ktokolwiek inny powiedzia� wam, �e jest to wa�ne, to obawiam si�, i� ko�czy si� ca�e nasze wzajemne rozumienie. Je�li jednak zgadzamy si�, �e pe�ne zrozumienie siebie jest spraw� �yciowo donios��, to mo�emy podj�� szcz�liwie staranne i inteligentne dociekania, bowiem nasz wzajemny kontakt ma zupe�nie inny charakter.
Nie wymagam od was wiary; nie wyst�puj� jako autorytet. Nie mam niczego do nauczenia: �adnej nowej filozofii, �adnego nowego systemu, �adnej nowej "�cie�ki" do rzeczywisto�ci - �cie�ki, kt�rej nie ma, tak samo jak nie ma �cie�ki do prawdy. Wszelki autorytet, jakiegokolwiek by�by rodzaju, szczeg�lnie za� autorytet w dziedzinie my�li i pojmowania, jest szkodliwy i z�y. Nauczyciele niszcz� swych uczni�w i, odwrotnie, uczniowie swych nauczycieli. Musicie by� sami sobie nauczycielami i swymi w�asnymi uczniami. Musicie stawia� pod znakiem zapytania wszystko, co ludzie przyjmuj� za warto�ciowe i niezb�dne.
Je�li nie idziecie za nikim, czujecie si� tym samym bardzo samotni. B�d�cie wi�c samotni. Dlaczego boicie si� samotno�ci? Poniewa� zobaczyli�cie siebie takimi, jakimi jeste�cie, i stwierdzili�cie, �e jeste�cie pu�ci, t�pi, g�upi, �li, winni i niespokojni, �e stanowicie ma�e, tandetne, wybrakowane istoty.
Stawcie czo�o temu faktowi; przyjrzyjcie si� mu i nie uciekajcie przed nim. Z chwil� gdy zaczynacie ucieka�, rodzi si� w was strach.
Wnikaj�c badawczo w g��b siebie, nie izolujemy si� od reszty �wiata. I nie jest to wcale niezdrowy proces. Na ca�ym �wiecie ludzie s� zapl�tani w te same codzienne problemy, tote� badaj�c samych siebie, nie popadamy wcale w nerwic�, poniewa� nie ma r�nicy pomi�dzy jednostk� a zbiorowo�ci�. To jest faktem. Stworzy�em �wiat taki, jakim ja jestem. Nie dajmy si� wi�c zagubi� w tej walce pomi�dzy cz�ci� a ca�o�ci�.
Musz� sta� si� �wiadomy ca�ego pola swego "ja", b�d�cego �wiadomo�ci� jednostki i spo�ecze�stwa. Tylko wtedy, gdy umys� wykracza poza indywidualn� i spo�eczn� �wiadomo��, mog� by� dla siebie �wiat�em, kt�re nigdy nie ga�nie.
W kt�rym wi�c momencie zaczniemy rozumie� samych siebie? Skoro jestem tutaj, jak mam studiowa� siebie, obserwowa� siebie i dostrzega�, co teraz dzieje si� wewn�trz mnie? Obserwowa� siebie mog� tylko w powi�zaniu ze �wiatem, gdy� �ycie jest powi�zaniem. Na nic si� nie zda siedzenie w k�ciku i medytowanie nad sob�. I nie ma sensu. Nie mog� istnie� sam przez si�. Istniej� tylko w zwi�zkach z lud�mi, rzeczami i poj�ciami; studiuj�c sw�j stosunek zewn�trzny tak do rzeczy i ludzi, jak i do siebie samego, zaczynam rozumie� siebie. Wszelka inna forma rozumienia jest tylko abstrakcj�, a nie mog� studiowa� siebie jako abstrakcji; nie jestem abstrakcj�. Dlatego musz� studiowa� siebie takiego, jakim teraz jestem - jakim jestem, a nie jakim pragn� by�.
Rozumienie nie jest intelektualnym procesem. Zdobywanie wiedzy o sobie i uczenie si� siebie samego to dwie r�ne sprawy, gdy� wiedza, kt�r� gromadzicie o sobie, stanowi zawsze przesz�o��, a umys� obci��ony przesz�o�ci� jest smutnym umys�em. Uczenie si� samego siebie nie jest podobne do uczenia si� j�zyka obcego, technologii czy jakiej� dyscypliny naukowej. Musieliby�my gromadzi� i zapami�tywa� informacje, bo niedorzeczno�ci� by�oby ci�gle zaczyna� wszystko od nowa. Psychologicznie rzecz bior�c, uczenie si� samego siebie odbywa si� zawsze w tera�niejszo�ci, natomiast wiedza dotyczy zawsze przesz�o�ci. Poniewa� wi�kszo�� z nas �yje w przesz�o�ci i zadowala si� przesz�o�ci�, wiedza nabiera dla nas szczeg�lnej warto�ci. Dlatego te� wielkim szacunkiem obdarzamy erudyt�w, ludzi bystrych i sprytnych. Jednak gdy b�dziecie stale si� uczy�, je�li b�dziecie si� uczy� w ka�dej minucie, je�li b�dziecie si� uczy�, patrz�c i s�uchaj�c, patrz�c i dzia�aj�c, to stwierdzicie wtedy, �e uczenie si� jest nieustannym ruchem poza przesz�o�ci�.
Je�li m�wicie, �e uczycie si� siebie samych stopniowo, krok za krokiem, po trochu, to nie badacie w�wczas siebie takich, jakimi jeste�cie, ale za po�rednictwem nagromadzonej wiedzy. Uczenie si� implikuje wielk� wra�liwo��. Nie ma wra�liwo�ci tam, gdzie istnieje jakie� poj�cie dotycz�ce przesz�o�ci i dominuj�ce nad tera�niejszo�ci�. W�wczas umys� nie jest ju� ani szybki, ani gi�tki, ani czujny. Wi�kszo�� z nas nie jest wra�liwa nawet fizycznie. Przejadamy si�, nie dbamy o racjonaln� diet�, nadmiernie palimy i pijemy, tak i� cia�a nasze staj� si� oci�a�e i niewra�liwe, a jako�� uwagi t�pieje w samych organizmach. Jak�e bowiem umys� mo�e by� rze�ki, wra�liwy i jasny, je�li sam organizm jest oci�a�y i t�py? Mo�emy by� wra�liwi na sprawy, kt�re nas osobi�cie dotycz�. Jednak aby istnia�a pe�na wra�liwo�� na wszystko, co wi��e si� z �yciem, nie mo�e by� najmniejszego rozdzia�u mi�dzy organizmem a psyche. Zar�wno organizm, jak i psyche, musz� by� w ci�g�ym ruchu.
Aby cokolwiek zrozumie�, trzeba tym �y�, trzeba to obserwowa�, pozna� ca�� tre�� tego, natur�, struktur�, ruch. Czy pr�bowali�cie kiedykolwiek �y� z sob�? Je�li tak, to dostrzegli�cie, �e nie jeste�cie stanem statycznym, lecz ra�n�, �yw� istot�. Aby jednak �y� z �yw� istot�, umys� wasz musi by� r�wnie� �ywy. A nie dojdzie do tego, p�ki jest uwi�ziony w sieci opinii, os�d�w i warto�ci. By obserwowa� ruch w�asnego umys�u, serca i ca�ej swej istoty, musicie mie� wolny umys�. Nie taki umys�, kt�ry si� zgadza lub nie zgadza, staj�c po kt�rej� stronie w sporze czy dyskutuj�c nad niewa�nymi s�owami, lecz raczej umys�, kt�ry kieruje si� intencj� zrozumienia. Osi�gni�cie tego stanu jest bardzo trudne, gdy� wi�kszo�� z nas nie wie, jak patrze� na w�asn� istot� lub s�ucha� jej, tak samo jak nie umiemy patrze� na pi�kno rzeki lub s�ucha� podmuchu wiatru w�r�d drzew.
Gdy co� pot�piamy lub usprawiedliwiamy, w�wczas nie mo�emy tego widzie� jasno; nie mo�emy tak�e, gdy umys� nasz nieustannie m�wi. Nie obserwujemy wtedy tego, co jest, lecz ogl�damy tylko wyobra�enia, kt�re sami stworzyli�my. Ka�dy z nas ma wyobra�enie tego, co my�li lub czym powinien by�, i to wyobra�enie, ten obraz, kompletnie uniemo�liwia zobaczenie siebie takiego, jakim si� jest.
Patrze� na co� prosto to jedna z najtrudniejszych umiej�tno�ci. Poniewa� umys� nasz jest bardzo z�o�ony, przeto utracili�my cech� prostoty. Nie mam tu na my�li prostoty ubioru lub po�ywienia, noszenia opaski na biodrach, bicia rekordu postu czy jakiej� niedojrza�ej niedorzeczno�ci, kt�rej oddaj� si� �wi�ci asceci. Mam na my�li prostot�, kt�ra potrafi patrze� na rzeczy bezpo�rednio, bez l�ku, kt�ra pozwala nam widzie� siebie samych bez jakichkolwiek zniekszta�ce�, widzie� samych siebie takimi, jakimi teraz w�a�nie jeste�my. Oznacza to, �e je�eli w�a�nie k�amiemy, zarazem widzimy, i� k�amiemy - nie skrywamy tego przed sob�, ani nie uciekamy przed tym faktem.
Aby zrozumie� siebie, potrzeba nam r�wnie� wiele pokory. Je�li kto� powiada "znam siebie", to ju� przesta� uczy� si� samego siebie. Gdy kto� m�wi "nie mam czego uczy� si� o sobie, bo jestem tylko k��bkiem wspomnie�, poj��, do�wiadcze� i tradycji", r�wnie� przesta� uczy� si� samego siebie.
Z chwil� gdy co� osi�gn�li�cie, koniec z niewinno�ci� i pokor�; z chwil� gdy doszli�cie do jakiego� wniosku lub te� gdy zaczynacie badania, opieraj�c si� na wiedzy, koniec z prawd�, bo ka�de �ywe poj�cie przek�adacie natychmiast na terminy wzi�te z przesz�o�ci. Kiedy natomiast nie macie w niczym oparcia, gdy� nie macie pewno�ci i nic nie osi�gacie, wtedy w�a�nie osi�gacie wolno�� patrzenia. Gdy patrzycie na co� wolni, to jest to zawsze nowe. Cz�owiek pewny siebie jest martw� istot�.
Jak�e jednak mo�emy by� wolni, by patrze� i uczy� si�, je�li umys� nasz od chwili urodzenia a� do �mierci jest urabiany przez okre�lon� kultur� zgodnie z jej ciasnym wzorcem? W ci�gu wielu stuleci zostali�my uwarunkowani narodowo�ci�, kast�, klas� spo�eczn�, tradycj�, religi�, j�zykiem, wychowaniem, literatur�, sztuk�, obyczajem, konwenansem, propagand� wszelkiego rodzaju, ekonomicznym naciskiem, spo�ywanym pokarmem, klimatem, w jakim �yjemy, nasz� rodzin�, naszymi przyjaci�mi, naszymi do�wiadczeniami - jednym s�owem wszelkim wp�ywem, jaki potrafimy wymy�li�. Dlatego w�a�nie nasza odpowied� na ka�dy problem jest uwarunkowana.
Czy jeste� �wiadomy tego, �e jeste� uwarunkowany? To jest pierwsze pytanie, jakie powiniene� sobie postawi�, zanim spytasz siebie o to, jak uwolni� si� od swego uwarunkowania. Mo�e nigdy nie b�dziesz od tego wolny. Je�eli kto� m�wi "musz� si� od tego uwolni�", to mo�e wpa�� w inn� pu�apk�, kt�r� b�dzie stanowi� inna forma uwarunkowania. Czy jeste� wi�c �wiadom swego uwarunkowania? Czy wiesz, �e nawet gdy, patrz�c na drzewo, m�wisz "to jest d�b" lub "to jest drzewo banianu", u�ycie nazwy drzewa nale��cej do wiedzy botanicznej tak warunkuje tw�j umys�, �e s�owo wchodzi pomi�dzy ciebie a w�a�nie widziane drzewo. By wej�� w kontakt z drzewem, musisz po�o�y� na nim d�o�, a s�owo w tym dotkni�ciu nic ci nie pomo�e.
Sk�d wiecie, �e jeste�cie uwarunkowani? Co wam o tym m�wi? Sk�d wiecie, �e jeste�cie g�odni? Nie z teorii, lecz dzi�ki aktualnemu stanowi g�odu. Analogicznie: jak odkrywacie fakt uwarunkowania? Czy nie przez reakcj� na jaki� problem, wyzwanie? Na ka�de wyzwanie odpowiadacie zgodnie ze swym uwarunkowaniem, a poniewa� to uwarunkowanie nie jest wystarczaj�ce, reakcja b�dzie zawsze niew�a�ciwa.
Czy z chwil�, gdy staniecie si� go �wiadomi, owo uwarunkowanie ras�, religi� i kultur� da wam poczucie uwi�zienia?
We�cie pod uwag� jedn� tylko form� uwarunkowania - narodowo��. Sta�cie si� go w pe�ni �wiadomi. Stwierd�cie, czy lubicie je, czy te� buntujecie si� przeciw niemu. Je�li czujecie si� zbuntowani, to czy chcecie przedrze� si� przez nie na wolno��? Je�li za� buntujecie si� przeciw temu uwarunkowaniu, to czy chcecie r�wnie� przebi� si� przez wszelkie inne uwarunkowania? Je�li wasze uwarunkowanie sprawia wam zadowolenie, to nie zrobicie nic. Je�li jednak nie jeste�cie ze� zadowoleni, to z chwil�, gdy je sobie u�wiadomicie, przyjdzie zrozumienie, �e nigdy nic poza nim nie czynicie. Nigdy! I dlatego zawsze �yjecie w martwej przesz�o�ci.
Do jakiego stopnia jeste�cie uwarunkowani, b�dziecie w stanie stwierdzi� dopiero wtedy, gdy pojawi si� konflikt w trakcie ci�g�ego doznawania przyjemno�ci lub unikania b�lu. Gdy wszystko wok� ciebie uk�ada si� szcz�liwie, gdy �ona ci� kocha, a ty kochasz j�, gdy macie �adny dom, dzieci, du�o pieni�dzy - w�wczas nie jeste�cie wcale �wiadomi swego uwarunkowania. Gdy jednak pojawia si� zak��cenie - �ona zaczyna ogl�da� si� za kim� innym, tracicie pieni�dze, pojawia si� zagro�enie wojn�, dotyka was b�l czy niepok�j - wtedy zauwa�acie, �e jeste�cie uwarunkowani. Gdy zwalczacie jakie� zak��cenie lub bronicie si� przeciw jakiemu� zewn�trznemu lub wewn�trznemu zagro�eniu, wtedy widzicie, �e jeste�cie uwarunkowani. A �e wi�kszo�� z nas cz�sto prze�ywa k�opoty, powierzchownie czy g��boko, ju� one same �wiadcz�, �e jeste�my uwarunkowani. Dop�ki rozpieszczamy zwierz�, jego reakcje s� �agodne, z chwil� jednak gdy je uderzymy, ujawnia ca�� gwa�towno�� swej natury.
�ycie, polityka, sytuacja ekonomiczna, strach, brutalno��, smutek zar�wno �wiata, jak i w�asny - wszystko to sprawia nam k�opot, a wskutek tego u�wiadamiamy sobie, jak bardzo jeste�my uwarunkowani. I c� mamy pocz��? Pogodzi� si� z k�opotami i niepokojem i �y� z nimi, jak czyni to wi�kszo�� z nas? Przyzwyczai� si� do nich tak, jak cz�owiek przyzwyczaja si� do b�lu w krzy�u? Znosi� je cierpliwie?
W ka�dym z nas istnieje sk�onno�� do znoszenia cierpliwie trudno�ci, przyzwyczajania si� do nich i pot�piania za nie okoliczno�ci. "Ach, gdyby sytuacja by�a normalna, by�bym inny", powiadamy. Albo m�wimy: "Dajcie mi szans�, a poka�� wam, na co mnie sta�". M�wimy tak�e: "Jestem przygnieciony niesprawiedliwo�ci� tego wszystkiego", bowiem zawsze zrzucamy win� za swoje niepowodzenia na innych, na �rodowisko lub sytuacj� ekonomiczn�.
Je�li cz�owiek przyzwyczaja si� do k�opot�w, znaczy to, �e jego umys� sta� si� przyt�piony. Podobnie mo�na przyzwyczai� si� do otaczaj�cego pi�kna w takim stopniu, �e si� go ju� nie zauwa�a. Cz�owiek staje si� oboj�tny, twardy i grubosk�rny, a umys� jego t�pieje coraz bardziej. Je�li przyzwyczaili�my si� do k�opot�w, to staramy si� chocia� od nich uciec, ju� to za�ywaj�c leki lub narkotyki, ju� to przyst�puj�c do jakiej� grupy politycznej, ju� to krzycz�c, pisz�c, udaj�c si� na mecz pi�ki no�nej, do �wi�tyni, ju� to znajduj�c sobie jeszcze inn� form� sp�dzenia czasu.
Dlaczego uciekamy przed faktami? Boimy si� �mierci - na przyk�ad - i wynajdujemy sobie wszelkiego rodzaju teorie, wierzenia i nadzieje, aby ukry� fakt �mierci, lecz fakt ten nadal istnieje. Aby zrozumie� fakt, musimy mu si� przyjrze�, a nie ucieka� od niego. Wi�kszo�� z nas boi si� zar�wno �y�, jak i umrze�. Boimy si� o swoj� rodzin�, obawiamy si� opinii publicznej, utraty pracy, l�kamy si� o swoje bezpiecze�stwo. Boimy si� jeszcze stu innych rzeczy. Po prostu: boimy si� - a nie: boimy si� tego czy tamtego. Dlaczego jednak nie mo�emy stawi� czo�a temu faktowi? Stawi� czo�o faktowi mo�na tylko w tera�niejszo�ci. Je�li nigdy nie pozwalamy mu by� obecnym, bo zawsze przed nim uciekamy, tym samym nie mo�emy stawi� mu czo�a. Poniewa� za� wytworzyli�my ca�� sie� sposob�w uciekania, przeto jeste�my w niej uwi�zieni.
Je�eli jednak jeste�my cho� troch� wra�liwi i powa�ni, musimy sobie u�wiadomi� nie tylko swoje uwarunkowania, ale tak�e niebezpiecze�stwa, jakie z tego wynikaj�. Skutkiem tych uwarunkowa� jest brutalno�� i nienawi��. Dlaczego zatem nie dzia�amy, skoro dostrzegamy niebezpiecze�stwo swego uwarunkowania? Czy dlatego, �e jeste�my leniwi, a lenistwo jest brakiem energii? A przecie� nie zabrak�oby nam energii, gdyby�my zobaczyli bezpo�rednie zagro�enie fizyczne, na przyk�ad w�a na �cie�ce przed sob�, przepa�� lub po�ar. Dlaczego wi�c nie dzia�amy, gdy widzimy niebezpiecze�stwo wynikaj�ce z uwarunkowania? Czy nie dzia�aliby�my, gdyby�my dostrzegli, �e zagra�a nam nacjonalizm?
Odpowiecie, �e nie dostrzegacie niebezpiecze�stwa. W rozumowym procesie analizy potraficie dostrzec, �e nacjonalizm prowadzi do samozag�ady, ale brak w tym spostrze�eniu �adunku emocjonalnego. O�ywiacie si� dopiero wtedy, gdy ten sk�adnik emocjonalny jest obecny.
Skoro dostrzegacie niebezpiecze�stwo swego uwarunkowania tylko jako poj�cie intelektualne, nigdy nic przeciw niemu nie zrobicie. Gdy widzi si� zagro�enie tylko jako poj�cie, powstaje konflikt mi�dzy poj�ciem a dzia�aniem. Ten konflikt poch�ania wasz� energi�. B�dziecie dzia�a� tylko wtedy, gdy uwarunkowanie i wynikaj�ce z niego zagro�enie b�dziecie widzie� bezpo�rednio, tak jakby�cie widzieli przepa��. Bowiem widzie� w ten spos�b, to zarazem dzia�a�.
Wi�kszo�� z nas idzie przez �ycie nieuwa�nie, reaguj�c bezmy�lnie, podobnie jak �rodowisko, w kt�rym si� wychowali�my. Takie reakcje stwarzaj� tylko nowe wi�zy, nowe uwarunkowania. Z chwil� jednak, gdy zwr�cimy ca�� uwag� na swoje uwarunkowania, nagle zobaczymy, �e jeste�my wolni od przesz�o�ci, �e odpada ona od nas zupe�nie naturalnie.
- III -
�WIADOMO�� - SUMA �YCIA - �WIADOMO�� SIEBIE
Poj�wszy swe uwarunkowania, zrozumiemy r�wnie� ca�okszta�t swej �wiadomo�ci. �wiadomo�� jest obszarem, na kt�rym dzia�a my�l, a tak�e wszelkie wzajemne stosunki. Na tym obszarze odnajdujemy wszystkie motywy, intencje, pragnienia, przyjemno�ci, l�ki i strachy, natchnienia, t�sknoty, nadzieje, smutki i rado�ci. Doszli�my ju� do tego, �e podzielili�my �wiadomo�� na aktywn� i u�pion�, na wy�szy i ni�szy jej poziom, to znaczy na codzienne my�li, uczucia i czynno�ci znajduj�ce si� na powierzchni �wiadomo�ci oraz na b�d�c� pod ni� pod�wiadomo��, kt�rej nie znamy, ale kt�ra czasami daje zna� o sobie poprzez pewne znaki, intuicj� i sny.
Zajmujemy si� ma�ym zak�tkiem �wiadomo�ci, kt�ry dla wi�kszo�ci z nas stanowi ca�e nasze �ycie. Co do reszty, kt�r� nazywamy pod�wiadomo�ci�, ze wszystkimi jej motywami, l�kami, cechami dziedzicznymi i rasowymi, nawet nie wiemy, jak si� do niej dosta�. Ale - zapytam was - czy w og�le istnieje co� takiego jak pod�wiadomo��? Pos�ugujemy si� tym s�owem bardzo swobodnie. Przyj�li�my, �e istnieje co� takiego, i wch�on�li�my do swego j�zyka wszystkie powiedzenia i ca�y �argon psychoanalityk�w i psycholog�w. Czy jednak istnieje pod�wiadomo��? I dlaczego nadajemy jej a� takie znaczenie? (Wydaje mi si�, �e pod�wiadomo�� jest r�wnie banalna i ograniczona jak umys� �wiadomy - r�wnie ciasna, fanatyczna, uwarunkowana, pe�na trwogi i tandetna).
Czy mo�liwe jest pe�ne widzenie ca�ego pola �wiadomo�ci, a nie tylko jego cz�ci, fragmentu? Je�eli potrafimy by� �wiadomi ca�ego pola, to dzia�amy w�wczas z pe�n� uwag�, a nie tylko z cz�ciow� uwag�. Jest to o tyle istotne, �e nie ma w�wczas tarcia - widzicie ca�e pole �wiadomo�ci. Tarcie powstaje tylko wtedy, gdy �wiadomo��, kt�ra jest ca�o�ci� my�li, uczu� i dzia�a�, dzielona jest na poziomy.
�yjemy fragmentami. Jeste� kim innym w biurze, kim innym w domu. M�wisz o demokracji, a w g��bi serca jeste� autokrat�. M�wisz o mi�o�ci bli�niego, a zabijasz go konkurencj�. Ka�da nasza cz�� dzia�a i spostrzega niezale�nie od drugiej. Czy jeste�my �wiadomi tej fragmentaryczno�ci w swym �yciu? Czy jest mo�liwe, aby umys�, kt�ry w dzia�aniu swym, w my�leniu, rozpad� si� na cz�ci, by� w stanie dostrzec ca�e pole �wiadomo�ci? Czy jest mo�liwe, by spojrze� na ca�o�� �wiadomo�ci w spos�b zupe�ny, ca�kowity? Dopiero osi�gni�cie tego stanu oznacza�oby, �e jest si� w pe�ni istot� ludzk�.
Pr�buj�c zrozumie� ca�� struktur� swego "ja", swej ja�ni, ca�� jej niezwyk�� z�o�ono��, post�powa� b�dziemy krok za krokiem, odkrywaj�c warstw� za warstw�, badaj�c ka�d� my�l, ka�de uczucie i ka�dy motyw. Uwik�amy si� wtedy w analityczny proces, kt�ry mo�e nam zaj�� tygodnie, miesi�ce i lata. Za� gdy w procesie zrozumienia siebie wprowadzimy element czasu, b�dziemy musieli rozpatrze� ka�d� form� zniekszta�cenia, gdy� ja�� jest z�o�on� istot�, poruszaj�c� si�, �yj�c�, walcz�c�, pragn�c�, odrzucaj�c� i pozostaj�c� bezustannie pod ci�nieniem i wszelkiego rodzaju wp�ywami. Odkryjemy wtedy sami dla siebie, �e nie t�dy droga; zrozumiemy, �e jedyny spos�b patrzenia na siebie to spojrzenie zupe�ne, bezpo�rednie, bez uwzgl�dniania czynnika czasu. Mo�emy siebie widzie� ca�kowicie tylko wtedy, gdy umys� nie jest podzielony na cz�ci. To, co ujrzymy wtedy, jest prawd�.
Czy potrafimy to zrobi�? Wi�kszo�� z nas tego nie potrafi, poniewa� wi�kszo�� z nas nigdy nie podesz�a do problemu tak powa�nie. Nigdy nie przygl�damy si� sobie naprawd�. Nigdy. Spychamy win� na innych, usprawiedliwiamy siebie lub boimy si� spojrze� na siebie. Kiedy jednak popatrzymy na siebie w spos�b pe�ny, wtedy skupimy ca�� sw� uwag�, ca�� sw� istot� - oczy, uszy, nerwy; b�dziemy obserwowa� w zupe�nym zapomnieniu o sobie. Nie b�dzie w�wczas miejsca na strach ani na sprzeczno�ci. Dlatego te� nie b�dzie i miejsca na konflikt.
Uwaga nie jest tym samym, co koncentracja. Koncentracja polega na wy��czeniu; uwaga, kt�ra jest pe�n� �wiadomo�ci�, nie wyklucza niczego. Wydaje mi si�, �e wi�kszo�� z nas nie jest w pe�ni �wiadoma nie tylko tego, o czym m�wimy, ale nawet swego otoczenia, barw, ludzi, kszta�tu drzew, chmur, ruchu, wody. Nie jeste�my obiektywnie �wiadomi mo�e dlatego, �e tak bardzo zajmujemy si� sob�, swymi drobnymi, b�ahymi problemami, swymi poj�ciami, przyjemno�ciami, pragnieniami i ambicjami. Niemniej jednak du�o m�wimy o pe�ni �wiadomo�ci.
Pewnego razu podr�owa�em po Indiach samochodem. Kierowca prowadzi� w�z, a ja siedzia�em obok niego. Za mn� siedzia�o trzech pan�w dyskutuj�cych z przej�ciem o pe�nej �wiadomo�ci. Zadawali mi mn�stwo pyta� na ten temat. W pewnej chwili kierowca zagapi� si� i, niestety, przejecha� koz�. Trzej panowie nadal dyskutowali o pe�ni �wiadomo�ci, zupe�nie nie�wiadomi tego, co si� sta�o. Gdy tym trzem panom, zastanawiaj�cym si� nad pe�ni� �wiadomo�ci, wskaza�em ten brak uwagi, byli bardzo zaskoczeni.
Tak jest te� z wi�kszo�ci� z nas. Nie zauwa�amy fakt�w zewn�trznych ani wewn�trznych. Je�eli chcemy zrozumie� pi�kno ptaka, muchy, li�cia lub cz�owieka w ca�ej ich z�o�ono�ci, to musimy zwr�ci� na nie ca�� uwag�, bowiem jest ona pe�ni� �wiadomo�ci. Zwr�ci� ca�� uwag� mo�emy dopiero wtedy, gdy nas to obchodzi, to znaczy wtedy, gdy naprawd� pragniemy zrozumie�; w�wczas, aby osi�gn�� to zrozumienie, oddajemy temu ca�e serce i umys�.
Taka przytomno�� umys�u podobna jest do wsp�lnego zamieszkiwania w jednym pokoju z w�em; obserwujemy wtedy ka�dy jego ruch, jeste�my bardzo wra�liwi i czujni na najl�ejszy wydany przez niego d�wi�k. Taki stan uwagi skupia ca�� nasz� energi� - w tak czujnej �wiadomo�ci objawia si� w jednej chwili pe�nia naszej istoty.
Skoro ju� spojrzeli�my w siebie tak g��boko, mo�emy p�j�� o wiele g��biej. Gdy m�wimy "g��biej", nie chodzi nam o por�wnywanie. My�limy z zasady za pomoc� por�wna�: g��boki i p�ytki, szcz�liwy i nieszcz�liwy. Zawsze mierzymy, por�wnujemy. Czy jednak umys� nasz jest g��boki czy p�ytki? Kiedy m�wi� "m�j umys� jest p�ytki, ciasny, ograniczony", to sk�d ja to wiem? St�d, �e por�wna�em sw�j umys� z innym, kt�ry jest bardziej bystry, zdolniejszy, bardziej inteligentny i wra�liwy. Czy mog� co� wiedzie� o swej znikomo�ci bez por�wnywania? Gdy jednak jestem g�odny, nie por�wnuj� tego g�odu z wczorajszym swym g�odem. Wczorajszy g��d jest tylko wyobra�eniem, wspomnieniem.
Je�eli stale mier�� siebie, por�wnuj�c si� z kim� innym, walcz�c o to, by by� do kogo� podobnym, wtedy zaprzeczam temu, co jest mn�. Zatem stwarzam iluzj�. Je�li jednak zrozumia�em, �e wszelkie por�wnywanie prowadzi tylko do coraz wi�kszego z�udzenia i coraz wi�kszej niedoli (podobnie jak wtedy, gdy analizuj�c siebie, powi�kszam sw� wiedz�, cz�stka za cz�stk�, lub uto�samiam si� z czym� poza sob�, czy to z pa�stwem, czy to ze zbawicielem, czy te� z jak�� ideologi�), je�li zatem zrozumia�em, �e wszystkie takie procesy wiod� tylko do coraz wi�kszego konformizmu, a zatem i do coraz wi�kszego konfliktu - gdy wszystko to dostrzegam, odrzucam por�wnywanie ca�kowicie. Wtedy m�j umys� przestaje poszukiwa�. Zrozumienie tego punktu jest niezmiernie istotne. Umys� m�j ju� d�u�ej nie porusza si� po omacku, nie szuka, nie w�tpi. Nie znaczy to wcale, �e umys� m�j jest zadowolony z tego, co jest, ale wolny jest przynajmniej od z�udze�. Umys� taki mo�e si� porusza� w ca�kiem innym wymiarze. Wymiar, w kt�rym zwykle �yjemy, czyli nasze �ycie b�d�ce cierpieniem, przyjemno�ci� i strachem, uwarunkowa�o nasz umys�, ograniczy�o jego natur�. Wraz ze znikni�ciem cierpienia, przyjemno�ci i strachu (co nie znaczy, �e ju� nie doznajecie rado�ci; rado�� jest uczuciem ca�kiem innym od przyjemno�ci) umys� zaczyna dzia�a� w innym wymiarze, w kt�rym nie ma konfliktu ani poczucia "inno�ci".
Werbalnie nie mo�emy si� ju� dalej posun��. Tego, co le�y poza t� granic�, nie da si� wyrazi� s�owami, poniewa� s�owo \ nie jest t� rzecz�. Do tego punktu mo�emy opisywa� i wyja�nia�, ale �adne s�owa czy wyja�nienia nie s� w stanie otworzy� ! tych drzwi. Otworzy je codzienna �wiadomo�� siebie i uwaga, czyli �wiadomo�� tego, jak i co m�wimy, jak chodzimy, jak my�limy. Przypomina to porz�dkowanie pokoju i sta�e utrzymywanie go w �adzie. Utrzymywanie �adu w pokoju jest wa�ne z pewnego punktu widzenia, ale ca�kiem niewa�ne z innego. Porz�dek w pokoju jest niezb�dny, ale porz�dek nie otworzy drzwi ani okien. Tym, co otworzy drzwi, nie jest nasza wola ani pragnienie. Nie mo�na zaprosi� tego, co nieznane. Mo�emy jedynie utrzymywa� pok�j w porz�dku, co samo przez si� jest cnot�, ale nie ze wzgl�du na to, co mo�e sprawi�, by by� zdrowym, rozumnym, uporz�dkowanym. Mo�e wtedy, je�eli mamy du�o szcz�cia, okno si� otworzy i wleci powiew wiatru. Ale mo�e si� to nie stanie. Zale�y to od stanu naszego umys�u. A stan ten mo�emy tylko sami zrozumie�, obserwuj�c go i nie staraj�c si� nigdy go formowa�, nigdy nie staj�c po czyjej� stronie, nigdy nie oponuj�c, nigdy nie wyra�aj�c zgody, nigdy nie usprawiedliwiaj�c, ani nie pot�piaj�c, nigdy nie os�dzaj�c, chodzi tu bowiem o obserwacj� bez os�du. I mo�e dzi�ki tej czystej �wiadomo�ci siebie otworz� si� wreszcie drzwi i poznacie wymiar, w kt�rym nie ma konfliktu ani czasu.
- IV -
POGO� ZA PRZYJEMNO�CI� - PRAGNIENIA - PRZEWROTNO�� MY�LI - PAMI�� - RADO��
Powiedzieli�my w poprzednim rozdziale, �e rado�� jest czym� ca�kiem r�nym od przyjemno�ci. Spr�bujmy teraz zastanowi� si�, na czym polega przyjemno�� i czy mo�na w og�le �y� w �wiecie, w kt�rym nie by�oby przyjemno�ci, lecz tylko poczucie ogromnej rado�ci i szcz�cia.
Wszyscy uczestniczymy w pogoni za przyjemno�ciami w tej czy innej postaci - w pogoni za przyjemno�ci� intelektualn�, zmys�ow�, kulturaln�, przyjemno�ci� poprawiania, m�wienia innym, co maj� robi�, naprawiania z�a spo�ecznego, czynienia dobra, przyjemno�ci� wi�kszej w�adzy, wi�kszej fizycznej satysfakcji, wi�kszego do�wiadczenia, wi�kszego zrozumienia �ycia i posiadania wszelkich umiej�tno�ci umys�u; najwi�ksz� za� przyjemno�ci� jest oczywi�cie posiadanie Boga.
Przyjemno�� stanowi o strukturze spo�ecze�stwa. Od dzieci�stwa a� do �mierci, skrycie, chytrze albo jawnie uganiamy si� za przyjemno�ci�. Tote� jakakolwiek jest forma naszej przyjemno�ci, powinni�my - moim zdaniem - widzie� j� jasno, gdy� ona kieruje naszym �yciem i nadaje mu kszta�t. Dlatego te� wa�ne jest dla ka�dego z nas odkry�, co stanowi t� przyjemno�� i zbada� to dok�adnie, ostro�nie i delikatnie. Znalezienie przyjemno�ci i podtrzymywanie jej stanowi podstawow� potrzeb� �ycia; bez niej egzystencja staje si� nudna, g�upia, pusta i bezsensowna.
Mo�na wi�c zapyta�, dlaczego �yciem nie mo�e kierowa� l przyjemno��? Pow�d jest bardzo prosty. Przyjemno�� musi o przynie�� b�l, frustracj�, smutek i strach, a wskutek strachu - przemoc i gwa�t. Je�li chcemy �y� w ten spos�b, �yjmy tak. Wi�kszo�� ludzi czyni to przecie�. Ale je�li chcecie by� wolni od smutku, musicie zrozumie� struktur� przyjemno�ci.
Zrozumie� przyjemno��, to nie znaczy j� negowa�. Nie pot�piamy jej, ani nie m�wimy, �e jest dobra lub z�a. Ale skoro ju� jej szukamy, r�bmy to z otwartymi oczami, wiedz�c, �e umys�, kt�ry stale szuka przyjemno�ci, musi koniecznie znale�� jej cie�, b�l. Nie mo�na ich oddzieli�, chocia� szukamy przyjemno�ci i staramy si� unikn�� b�lu.
Dlaczego w�a�ciwie umys� tak domaga si� przyjemno�ci? Dlaczego pope�niamy czyny szlachetne i nieszlachetne ze wzgl�du na przyjemno��? Dlaczego ponosimy ofiary i znosimy cierpienia nanizane na cienk� nitk� przyjemno�ci? Czym jest przyjemno�� i jak ona powstaje? Zastanawiam si�, czy ktokolwiek z was zada� sobie to pytanie i szuka� odpowiedzi a� do ko�ca?
Przyjemno�� powstaje w czterech fazach. S� nimi: postrze�enie, wra�enie, dotkni�cie i po��danie. Powiedzmy, �e widz� pi�kny samoch�d. Reakcj� na ogl�danie go jest wywierane na o mnie wra�enie; dotykam go albo te� sobie wyobra�am, jak o dobrze bym si� w nim czu�, a wtedy zjawia si� pragnienie posiadania go i zaimponowania innym. Albo widz� ob�ok czy g�r� wyrazi�cie rysuj�c� si� na tle nieba, lub te� li��, kt�ry w�a�nie rozwin�� si� na wiosn�, czy te� g��bok� dolin� pe�n� pi�kna i uroku, wspania�y zach�d s�o�ca lub pi�kn� twarz, �yw� i inteligentn�, a nie�wiadom� swej pi�kno�ci (w odwrotnym przypadku nie by�aby ju� pi�kna). Patrz� na to wszystko z g��bok� przyjemno�ci� i gdy to obserwuj�, w�wczas nie istniej� jako obserwator, jednak jest samo to czyste pi�kno, jak mi�o��. Przez chwil� ja, ze wszystkimi swoimi problemami, niepokojami i niedol�, jestem nieobecny, a istnieje tylko ta cudowna rzecz. Mog� na ni� patrze� z rado�ci� i za chwil� o niej zapomnie�, albo te� w��czy si� umys�. Wtedy zaczyna si� problem. Umys� zacznie rozmy�la� nad tym, co widzia�, i jakie to by�o pi�kne. M�wi� sobie, �e rad bym to zobaczy� jeszcze wiele razy. My�l zaczyna por�wnywa�, ocenia� i powiada: "Jutro musz� to zn�w mie�". Ci�g�o�� do�wiadczenia, kt�re da�o rado�� przez chwil�, zostaje podtrzymana przez my�l.
To samo dzieje si� z pragnieniem seksualnym i ka�d� inn� postaci� po��dania. W pragnieniu nie ma nic z�ego. Reak