654

Szczegóły
Tytuł 654
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

654 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 654 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

654 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

+ziarno 1 + MIKROPOWIE�� TONY DANIEL ziarno (1) (Grist) Prze�o�y� Marcin Wawrzy�czak Tony Daniel urodzi� si� i wychowa� w Alabamie. Uko�czy� uniwersytet w St. Louis oraz Uniwersytet Po�udniowokalifornijski, p�niej za� cz�sto zmienia� miejsce zamieszkania i ima� si� r�nych zaj�� � mi�dzy innymi prowadzi� warsztaty pisarskie na wielu college�ach, mieszka� na wyspie w cie�ninie Puget i w starym szkolnym autobusie, wyg�asza� prelekcje o fantastyce naukowej, wiele podr�owa�, sporo pisa�, w poszukiwaniu ducha Kafki odwiedzi� Prag�, zdoby� nagrod� czytelnik�w �Asimov�s Science Fiction�. Obecnie mieszka w Nowym Jorku, gdzie zajmuje si� pisaniem oraz uczestniczy w comiesi�cznej audycji radiowej pt. �Automatic Vaudeville�. (anak) Rzeczy, kt�re s� naprawd� wa�ne, chocia� nie s� okre�lone na ca�� wieczno��, nawet je�li przychodz� bardzo p�no, i tak przychodz� we w�a�ciwym czasie. MARTIN HEIDEGGER � �O HUMANIZMIE� Midnight Standard w �Westway Diner� Stoj�c ponad wszelkim stworzeniem, pow�tpiewaj�cy ksi�dz wysika� si�. Strz�sn�� ostatnie kropelki moczu, spojrza� pomi�dzy stopami na gwiazdy i zapi�� spodnie. Spu�ci� wod� i si�a od�rodkowa dokona�a reszty. Andre Sud wr�ci� do swojego stolika w �Westway Diner�. Przeszed� nad �ywym ogniem komory spr�onego powietrza, nad ca�� otch�ani� � i praktycznie nic nie zauwa�y�. Chocia� to miejsce mia�o dla niego szczeg�lne znaczenie, w gruncie rzeczy by�a to tylko kolejna knajpa z przezroczyst� pod�og� � szyb� cienk� jak papier i tward� jak diament. Dziesi�� cent�w za tuzin, jak mawiano tysi�c lat wcze�niej. B�yszcz�cy neon przy wej�ciu g�osi�: DOSTAWA DARMO. Inny oznajmia�: CZYNNE CA�� DOB�. Ten by� nieo�wietlony. Knajpa w ko�cu przestanie istnie�. Ksi�dz usiad� i zamiesza� czarn� herbat�. Przeczyta� neon od ty�u, zastanawiaj�c si�, czy s�owa, kt�re wypowiada na g�os, maj� cokolwiek wsp�lnego z dawnym angielskim. Nosi� w g�owie p�ytk� z ziarnem, wi�c trudno by�o to rozstrzygn��. Wszyscy rozumiej� si� na poziomie og�lnym, pomy�la� Andre Sud. Mniej wi�cej wiedz�, o co ci chodzi. Metalowa podstawka na serwetki b�yszcza�a nie�adnie. Solniczka by�a do po�owy pusta. Laminowany blat sto�u wytar� si� w miejscach, gdzie zwykle sta�y talerze. P�yta pil�niowa pod spodem �ciemnia�a od wilgoci. W drewnie tkwi�o swobodne ziarno l�ni�ce jak mika: kiedy� by�o to ziarno czyszcz�ce, teraz jednak, wyrwane z kontrolnego algorytmu restauracji, mog�o tylko l�ni�. Jak o�wiecony pielgrzym Drogi Zielonego Drzewa. Wyrwane i l�ni�ce. A co zam�wisz do tego hamburgera? Ziarno. Nada y ziarno. Ziarno y nada. Prze�ywam okres depresji, przypomnia� sam sobie Andre. Rozwa�am nawet porzucenie stanu kap�a�skiego. Membrana Andrego � jego mikroskopijna, algorytmiczna cz�� rozci�gni�ta w przestrzeni doko�a � m�wi�a do niego jakby z bardzo daleka. To si� dzieje ka�dej zimy. I ostatnio z bezsenno�ci�. Pozb�d� si� tego za pomoc� nada y nada. Wszystko jest fizyczne, przecie� wiesz. Opr�cz ciebie, pomy�la� Andre w odpowiedzi. Zazwyczaj my�la� o swojej membranie jako o niewielkim ob�oku symboli algebraicznych otaczaj�cym go na podobie�stwo chmary muszek. W rzeczywisto�ci membrana by�a oczywi�cie niewidzialna. Opr�cz nas, odpar�a membrana. A zatem w porz�dku. Jak dot�d. Za�piewaj piosenk� albo co� takiego, dobrze? Po chwili us�ysza� d�wi�ki oboju. By� to stary hymn Zielonego Drzewa � �W�tpliwo�ci na bok� � kt�ry matka �piewa�a mu do ucha, kiedy by� ma�y. Wychowany w wierze. Membrana odtwarza�a go w kilku wersjach, ale melodia zawsze by�a koj�ca dla ucha. Istnia� spos�b obliczenia, ile zim Diafania Ziemia-Mars otrzyma w ziemskim roku, ale Andre nigdy tego nie sprawdza� przed powrotem do seminarium na coroczne odosobnienie i zimy zawsze go zaskakiwa�y. Cz�owiek budzi si� kt�rego� dnia i widzi, �e wszystko pociemnia�o. Drzwi lokalu otworzy�y si� i stan�� w nich kardyna� Filmbuff, pot�ny m�czyzna o srebrnych w�osach. Wype�nia� swoj� sylwetk� ca�y prze�wit. By� przystosowany do przebywania w przestrzeni kosmicznej, a twarz mia� bia�� jak ko��. Nosi� si� na czarno, ze szpilk� w kszta�cie drzewka, oczywi�cie zielonego, w klapie. � Ojcze Andre � zawo�a� Filmbuff przez ca�� d�ugo�� pomieszczenia. Jego g�os brzmia� jak kr�tkofal�wka gliniarza Sieci. � Czy mog� si� dosi���? Andre wskaza� miejsce obok siebie. Filmbuff podszed�, stawiaj�c wielkie kroki i ci�ko opad� na fotel. � Czy nie za p�no na spacery, Morton? � zapyta� Andre. Upi� �yk herbaty. Zaparza�a si� zbyt d�ugo i mia�a gorzki smak. Za d�ugo sika�em, pomy�la�. � Pr�bowa�em dodzwoni� si� do ciebie w o�rodku odosobnieniowym seminarium � rzek� Filmbuff. � Zazwyczaj jestem tu. Kiedy nie jestem tam. � Czy nadal przychodz� tutaj s�uchacze seminarium? � Tak. Jak pies wracaj�cy do w�asnych wymiocin, nieprawda�? Albo czyich� wymiocin. Podszed� do nich kelner. � Potrzebujecie kart? Musz� je przynie��, bo stoliki nie dzia�aj�. � Mo�e co� zam�wi� � powiedzia� Filmbuff. � Mo�e lhasi. Kelner skin�� g�ow� i odszed�. � Nadal pracuj� tutaj prawdziwi ludzie? � zdziwi� si� Filmbuff. � Chyba nie maj� pieni�dzy na zmiany. Filmbuff rozejrza� si� woko�o. By� jak latarnia morska. � Miejsce wygl�da do�� czysto. � Chyba takie jest � potwierdzi� Andre. � Podstawowa warstwa nadal dzia�a, tylko skomplikowane ziarno si� zepsu�o. � Podoba ci si� tutaj. Andre zda� sobie spraw�, �e wpatruje si� w fusy herbaciane i nie utrzymuje kontaktu wzrokowego ze swoim szefem. Odchyli� si� w fotelu i u�miechn�� do Filmbuffa. � Od kiedy przyjecha�em do seminarium, �Westway Diner� zawsze by�o moim drugim domem. � Napi� si� herbaty. � Wiesz, to tutaj osi�gn��em satori. � Tak s�ysza�em. To raczej legendarna historia. Jad�e� ziemniaki piure. � W rzeczywisto�ci by�y to s�odkie ziemniaki. Nazywaj� to �talerzem warzyw�. Daj� ci trzy kombinacje do wyboru i wybra�em s�odkie ziemniaki, s�odkie ziemniaki i s�odkie ziemniaki. � Nigdy mi nie smakowa�y. � To tylko z�udzenie. Ka�demu smakuj� pr�dzej czy p�niej. Filmbuff parskn�� �miechem. Jego wielka g�owa zwr�ci�a si� ku sufitowi, a miedziane oczy zab�ys�y w br�zowym �wietle. � Andre, chcemy, �eby� wr�ci� do nauczania. Albo zaj�� si� badaniami. � Brakuje mi wiary. � Wiary w siebie. � Jak dobrze wiesz, jest to to samo, co wiara jako taka. � Jeste� zbyt dobrym naukowcem i kap�anem, �eby targa�y tob� takie w�tpliwo�ci. Nabieram podejrze�, �e o czym� nie pomy�la�em. � W�tpliwo�ci to nie twoja dzia�ka, Morton. Wr�ci� kelner. � Zdecydowali�cie? � Czekoladowe lhasi � odpar� Filmbuff bez wahania. � I troch� wiary dla ojca Andre. Kelner patrzy� na niego przez chwil� nic nie rozumiej�cym wzrokiem. Jego ziarno nie przet�umaczy�o s��w kardyna�a albo przet�umaczy�o je jako nonsens. Musi by� spoza Promienia Szcz�liwego Ogrodu, pomy�la� Andre. Wi�kszo�� obs�ugi jest w Cylindrze Seminarium. Znaj� tam �argon handlowy i tysi�c dziwacznych dialekt�w. Po��czone w sie� Rozleg�e Uk�ady Osobowo�ci s� biedne jak mysz ko�cielna i nie spos�b kupi� dobrego ziarna za pensje Cylindra. � Iye ftip � powiedzia� Andre do kelnera w �argonie Szcz�liwego Ogrodu. � To �art. Kelner u�miechn�� si� niepewnie. � Poprosz� jeszcze o odrobin� wrz�tku do mojej herbaty. � Andre odwzajemni� u�miech. Kelner odszed� uspokojony. Drapie�na obecno�� Filmbuffa potrafi�a by� onie�mielaj�ca. � Nie ma empirycznych dowod�w na to, �e brakuje ci wiary. � Filmbuff spowa�nia�. � Twoje kap�a�stwo jest bez zarzutu. Mamy doskona�e raporty z Trytona. Linsdale, pomy�la� Andre. Zaiste, podr�uj�cy mnich. Raczej podr�uj�cy kapu�. Na nast�pnym zgromadzeniu nie zostawi� na nim suchej nitki. � Jestem tam szcz�liwy. Mam mi�� trz�dk� i zajmuj� si� r�wnowa�eniem ska�. � Tak. Jeste� w tym podobno bardzo dobry. � Tryton ma pod tym wzgl�dem najlepsz� grawitacj� w Uk�adzie S�onecznym. � Widzia�em niekt�re z twoich dzie�. S� pi�kne. � Dzi�kuj�. � Co si� z nimi dzieje? � Och � Andre skrzywi� si� � spadaj�, kiedy przestanie si� na nie patrzy�. Kelner przyni�s� czekoladowe lhasi i samopodgrzewaj�c� si� karafk� z wod� dla Andrego. Filmbuff poci�gn�� przez s�omk� i za jednym zamachem wypi� po�ow� swojego drinka. � Doskona�e. � Opar� si� wygodniej, westchn�� i bekn��. � Andre, mia�em wizj�. � C�, to tw�j zaw�d. � Ujrza�em ciebie. � Czy siedzia�em w �Westway Diner�? � Spada�e� poprzez niesko�czony ocean gwiazd. Woda w karafce zabulgota�a, wi�c Andre doda� wrz�tku do swojej herbaty. Nie u�y� �y�eczki do zamieszania. � W ko�cu spocz��e� na konarach wielkiego drzewa. W�a�ciwie spad�e� na nie i konary pochwyci�y ci�. � Yggdrasil? � Nie s�dz�. To by�o inne drzewo. Nigdy wcze�niej go nie widzia�em. To bardzo niepokoj�ce, bo my�la�em, �e istnieje tylko Jedno Drzewo. To by�o jednak r�wnie wielkie. � Tak wielkie jak Drzewo �wiata? Jak Zielone Drzewo? � R�wnie wielkie. Ale inne. � Filmbuff spojrza� na gwiazdy pod stopami. Jego oczy pociemnia�y i zasrebrzy�y si�. Oczy przystosowane do przebywania w kosmosie zawsze przybiera�y barw� tego, na co patrzy�y. � Andre, nie masz poj�cia jak rzeczywiste to by�o. I nadal jest. Trudno to wyja�ni�. Wiesz o mojej drugiej wizji, o nadci�gaj�cej wojnie? � Spalenie Jednego Drzewa? � Tak. � Jest s�ynna na Drodze. � Nie obchodzi mnie to. Nikt nie chce s�ucha�. W ka�dym razie ta nowa wizja przes�oni�a tamte wizje dotycz�ce wojny. Teraz, kiedy siedz� tutaj z tob�, wszystko wydaje mi si� by� sztuk�. Sceniczn� sztuk�. Ty. Ja. Nawet nadchodz�ca wojna. Tak naprawd� to sztuka traktuj�ca o tym cholernym Drzewie. I nie chce mnie pu�ci�. � Jak to, nie chce ci� pu�ci�? Filmbuff wyci�gn�� r�ce, d�o�mi do g�ry, jakby podtrzymywa� niewidzialn� kul� przed sob�. Wbi� wzrok w przestrze�, jakby by�y to g��biny wszelkiego stworzenia, jego oczy znieruchomia�y, wpatrzone w co� odleg�ego. Nie zaszkli�y si� jednak ani nie straci�y ostro�ci spojrzenia. Jego wzrok by� tak intensywny i przeszywaj�cy, �e trudno by�o wytrzyma� to spojrzenie. Twarz Filmbuffa wibrowa�a, kiedy wchodzi� w trans. Ten drobny efekt m�g� zaniepokoi� nawet kogo� przyzwyczajonego. Filmbuff by� ca�kowicie skoncentrowany, lecz nie mo�na by�o skoncentrowa� si� na nim. Wydawa�o si�, �e jest go za du�o w dost�pnej przestrzeni. Albo za ma�o by�o patrz�cego. Obserwuj� chronologiczny przekaz kwantowy, pomy�la� Andre. Natychmiastow� integracj� informacji z przysz�o�ci przefiltrowanych przez archetypowe zasoby ludzkiego m�zgu Filmbuffa. I wszystko to jawi si� jako metafora. � Drzewo jest ju� zupe�nie spalone � oznajmi� Filmbuff, m�wi�c w transie. Jego s�owa by�y jak kamienie. � Po�ar dobieg� ko�ca. Ale to nie w�giel widz�, o nie. � Zacisn�� d�onie, potem otworzy� je ponownie. � Stare Drzewo jest cieniem. Spalone resztki Jednego Drzewa s� w rzeczywisto�ci zaledwie cieniem drugiego, nowego Drzewa. Jest to jakby cie� rzucany przez nowe Drzewo. � Cie� � us�ysza� sw�j w�asny szept Andre. Jego d�onie by�y zaci�ni�te, jakby dla dostrojenia si� do wibracji Filmbuffa. � �yjemy w czasie cienia. � Kardyna� rozlu�ni� si� odrobin�. � Dwa drzewa niemal ca�kowicie na siebie zachodz�. Jeszcze nigdy w �yciu nie by�em niczego tak pewny. Filmbuff, pomimo ca�ego swego melodramatyzmu, nie zwyk� ubarwia� swoich wizji dla osi�gni�cia wi�kszego efektu. M�czyzna siedz�cy naprzeciw Andrego stanowi� jedynie aspekt � ludzk� cz�� � rozleg�ej wsp�lnoty osobowo�ci. Wszystkie zosta�y zjednoczone pod przewodnictwem centralnej istoty. Kardyna� Filmbuff by� w takim samym stopniu kukie�k�, co jego cieplny odpowiednik licz�cy, zasysaj�cy energi� na Merkurym, czy w�z�y wyspecjalizowanego ziarna rozrzucone po ludzkiej przestrzeni, rozszyfrowuj�ce zmienne w antycz�steczkowych wirach i jednocze�nie poruszaj�ce si� wstecz w czasie. Po prostu nie by� ju� cz�owiekiem, kt�ry wyk�ada� wst�p do kap�a�skiego szamanizmu w seminarium Andrego. Dziesi�� lat wcze�niej Droga Zielonego Drzewa stworzy�a rozleg�y uk�ad osobowo�ci, by pozna� przysz�o��, i Filmbuffa wybrano do zreplikowania. By�em w zespole, kt�ry go zaprojektowa�, pomy�la� Andre. Oczywi�cie dzia�o si� to w czasach, kiedy pe�ni�em obowi�zki asystenta. Zanim Chodzi�em po Ksi�ycu. � Wizja jest tym, co rzeczywiste. � Filmbuff ponownie w�o�y� s�omk� do ust i opr�ni� szklank� do dna. Andre zaciekawi� si�, gdzie w jego wn�trzu podziewa si� nap�j. Czy� facet nie mia� zasilania elektrycznego? � To jest maja, Andre. � Wierz�, ci, Morton. � Rozmawia�em o tym z Erasmusem Kellym � ci�gn�� Filmbuff. � Przekaza� wszystko Wolnej Przestrzeni naszego T�umacza. � I co oni powiedzieli? Filmbuff pchn�� swoj� pust� szklank� w stron� Andrego. � �e istnieje nowe Drzewo. � Jak, do diab�a, mo�e istnie� nowe Drzewo? Drzewo jest cz�ci� naszego DNA, jak seks i oddychanie. Mo�e nawet jest seksem i oddychaniem. � Sk�d mam wiedzie�? Istnieje nowe Drzewo. Andre upi� odrobin� herbaty. Akurat taka jak trzeba. � A wi�c istnieje nowe drzewo � powiedzia�. � Co to ma wsp�lnego ze mn�? � S�dzimy, �e ma to jaki� zwi�zek z twoimi badaniami. � Jakimi badaniami? Zajmuj� si� r�wnowa�eniem ska�. � Z przedtem. � Zanim straci�em wiar� i zosta�em w�drownym kap�anem? � Wykonywa�e� �wietn� robot� w seminarium. � Chodzi ci o wie�e czasowe? To by�a �lepa uliczka. � Rozumiesz je lepiej ni� ktokolwiek inny. � Poniewa� nie pr�buj� znale�� w nich �adnego sensu. S�dzisz, �e to nowe Drzewo ma jaki� zwi�zek z tymi rzeczami? � To mo�liwe. � W�tpi�. � W�tpisz we wszystko. � Wie�e czasu to stare rozklekotane wielkie gamy osobowo�ci, kt�re uton�y we w�asnym ty�ku. � Andre, wiesz, co mam na my�li. � Jeste� moim szefem. � Poza tym. � Jeste� wielokrotny. Jeste� Rozleg�ym Uk�adem Osobowo�ci, stworzonym jako wykrywacz zjawisk kwantowych � zapewne najlepszy w ludzkiej historii. Cz�ci ciebie rozci�gaj� si� przez ca�y wewn�trzny uk�ad s�oneczny, i masz wsz�dzie swoje macki. Je�li m�wisz, �e mia�e� wizj� mnie i tego nowego Drzewa, to musi to co� oznacza�. Nie wymy�lasz tego, Morton, widzisz przysz�o�� i ja tam jestem. � Jeste� tam. Jeste� specjalist� Drogi od zagadnie� czasu. Co to wszystko wed�ug ciebie oznacza? � Co chcesz, �ebym ci powiedzia�? �e nowe Drzewo stanowi kolejny etap ewolucji odczuwania, jako �e Zielone Drzewo to my? � Tak w�a�nie my�li Erasmus Kelly i jego ludzie. Potrzebuj� od ciebie bardziej wnikliwej analizy. � W porz�dku. Nie chodzi tutaj o wie�e czasu. � A o co? � Lepiej, �eby� nie wiedzia�. � Jednak mi powiedz. � Thaddeus Kaye. � Thaddeus Kaye nie �yje. Pope�ni� samob�jstwo. Biedak, co� by�o z nim nie tak. � Wiem, �e wy, rozleg�e uk�ady osobowo�ci, lubicie tak my�le�. � By� zboczony. Zabi� si� z powodu kobiety, nieprawda�? � Daj spok�j, Morton. Zboczeniec krzywdzi innych ludzi. Kaye skrzywdzi� sam siebie. � Co on ma z tym wszystkim wsp�lnego? � A je�li wcale si� nie zabi�? Je�li jest tylko ranny i zagin��? Wiesz, jakiego rodzaju jest istot�. � Jest Rozleg�ym Uk�adem Osobowo�ci, tak jak ja. � Ty tylko widzisz przysz�o��, Morton. Thaddeus Kaye mo�e na ni� wp�ywa�. � Co z tego? Robimy to ka�dego dnia naszego �ycia. � To nie to samo. Natychmiastowa kontrola chwili. Co efekt kwantowy robi z przestrzeni�, Thaddeus Kaye mo�e robi� z czasem. On kszta�tuje przysz�o��. Wstecz i naprz�d w czasie. Jest jak kamie� wrzucony do wody. � Wi�c m�wisz, �e jest Bogiem? � Nie. Ale je�li twoja wizja jest prawdziwa, a wiem, �e jest, to Kaye mo�e by� wojn�. � To znaczy powodem wojny? � Tak, ale jeszcze czym� wi�cej. Pomy�l o tym jako o fali, Morton. Je�li istnieje grzbiet, musi istnie� niecka. Thaddeus Kaye jest grzbietem, a wojna nieck�. Jest czym� w rodzaju zasady fizycznej. W ten spos�b zaprojektowano jego proces integracji. Nie dok�adnie jako si��, lecz zosta� odci�ni�ty na w�a�ciwo�ci czasu. � Zasada Przysz�o�ci? � Ot� to. Tak. W pewnym sensie on jest przysz�o�ci�. My�l�, �e nadal �yje. � I sk�d to wiesz? � Nie wiedzia�em, dop�ki nie opowiedzia�e� mi swojej wizji. O co innego mo�e chodzi�? Chyba �e nadci�gaj� obcy. � By� mo�e nadci�gaj� obcy. Mieliby swoje w�asne Drzewo. Zapewne. � Morton, czy widzisz obcych w swoich snach? � Nie. � No w�a�nie. Filmbuff zakry� oczy d�o�mi i spu�ci� g�ow�. � Powiem ci, co nadal widz� � rzek� niskim g�osem, kt�ry brzmia� jak odleg�y grzmot. � Widz� p�on�ce Zielone Drzewo. Widz� je obwieszone milionem cia�, powieszonych za kark, r�wnie� p�on�cych. Do czasu najnowszej wizji to w�a�nie widzia�em. � Czy dostrzegasz jakie� wyj�cie? Filmbuff podni�s� wzrok. Jego oczy by�y r�wnie bia�e jak d�onie, kiedy przem�wi�: � Kiedy�. Nie teraz. Fluktuacje kwantowe zapad�y si� w jedn� wielk� makrorzeczywisto��. Mo�e nie dzisiaj, mo�e nie jutro, ale wkr�tce. Andre westchn��. Wierz�, pomy�la�. Nie chc� wierzy�, ale wierz�. �atwo jest uwierzy� w zniszczenie. � Chc� tylko wr�ci� na Trytona i r�wnowa�y� ska�y � powiedzia�. � Tylko to utrzymuje mnie przy zdrowych zmys�ach. Kocham ten wielki stary ksi�yc. Filmbuff odsun�� szklank� jeszcze dalej i wsta� z fotela z lekkim skrzypieniem przypominaj�cym odg�os rozci�ganego winylu. � Ciekawe czasy � rzuci� w przestrze�. � Czy jest to z�udzenie, czy nie, by�o to zapewne ostatnie dobre lhasi, jakie b�d� mia� okazj� wypi� przez d�u�szy czas. � Morton? � Tak, ojcze Andre? � Musisz zap�aci� teraz. Nie odejm� ci od rachunku. � Co� takiego. � Kardyna� poklepa� czarny materia� okrywaj�cy jego bia�e nogi. Oczywi�cie nie mia� kieszeni. � Chyba nie mam przy sobie pieni�dzy. � Nie martw si�. Wezm� to na siebie. � Naprawd�? Nie chcia�bym, �eby ten biedny kelner goni� mnie po ulicy. � Nie martw si� o to. � Porozmawiamy jutro po medytacji. � Nie by�a to pro�ba. � Porozmawiamy. � Dobranoc, Andre. � Dobranoc, Morton. Filmbuff odszed�, a bia�a grzywa w�os�w powiewa�a za nim, jakby targa� ni� wiatr. Albo s�oneczny blask. Przed wyj�ciem z �Westway� odwr�ci� si�, zgodnie z przewidywaniami Andrego, i zada� ostatnie pytanie przez ca�� d�ugo�� lokalu. � Zna�e� Thaddeusa Kaye, nieprawda�, ojcze Andre? � Zna�em cz�owieka nazwiskiem Ben Kaye. Dawno temu � odpar� Andre, lecz by�o to tylko potwierdzenie tego, co powiedzia� Filmbuffowi jego rozprzestrzeniony umys�. Drzwi zamkn�y si� i kardyna� znikn�� w ciemno�ciach. Andre upi� �yk herbaty. Po jakim� czasie wr�ci� kelner. � Nied�ugo zamykamy � powiedzia�. � Dlaczego tak wcze�nie? � Jest bardzo p�no. � Pami�tam czasy, kiedy to miejsce nigdy nie by�o zamykane. � Nie s�dz�. Zawsze by�o zamykane. � Nie w czasach, kiedy studiowa�em w seminarium. � Wtedy te� by�o zamykane. � Kelner wyci�gn�� �ciereczk� w kieszeni fartucha, uruchomi� j� przekr�ceniem i zacz�� wyciera� pobliski stolik. � Jestem pewien, �e si� mylisz. � M�wi� mi, �e nigdy nie by�o tak, �eby to miejsce nie by�o zamykane. � Kto m�wi? � Ludzie. � A ty im wierzysz. � Dlaczego mia�bym wierzy� tobie? Jeste� lud�mi. � Kelner uni�s� brwi. � To by� dowcip � dorzuci� po chwili. � Chyba nieprzet�umaczalny. � Przynie� mi jeszcze herbaty i zaraz p�jd�. Kelner skin�� g�ow� i poszed� po herbat�. Gdzie� w pobli�u gra�a muzyka. Delikatne d�wi�ki oboj�w. Och tak. Jego membrana nadal gra�a hymn. Co my�lisz? My�l�, �e wyruszamy w podr�. Tak s�dz�. Czy wiesz, gdzie jest Thaddeus Kaye? Nie, ale chyba wiem, jak znale�� Bena. A tam gdzie jest Ben, musi r�wnie� by� Thaddeus Kaye. Dlaczego nie powiesz komu� innemu, jak go znale��? Bo nikt inny nie zrobi tego co ja, kiedy go znajdzie. Co takiego? Nic. Ach tak. Wyruszymy po doko�czeniu archiwizacji. Trzecia cz�� wielokrotnej osobowo�ci Andrego, konwertyta, by� w tej chwili wy��czony, przechodz�c proces archiwizowania i usuwania b��d�w. Temu g��wnie s�u�y�o odosobnienie, jako �e informatyczne zasoby Zielonego Drzewa by�y darmowe dla ksi�y. Wykonanie tego samego na Trytonie kosztowa�oby Andrego tyle, co pokrycie domu nowym dachem. Dlaczego nie po�l� kogo�, kto ma silniejsz� wiar� ni� my? Nie wiem. Pewnie lepiej pos�a� apostat�, �eby usidli� apostat�. Od jakiego boga Thaddeus Kaye jest apostat�? Od siebie samego. A skoro ju� o tym mowa, co z nami? To samo. Oto nadchodzi herbata. Zagrasz jeszcze raz t� pie��? To by�a ulubiona melodia Matki. S�dzisz, �e to mo�e by� takie proste. �e zosta�em ksi�dzem z powodu tego hymnu? Pytasz mnie? Po prostu graj muzyk� i pozw�l mi wypi� herbat�. Kelner chyba chce, �eby�my sobie poszli. � B�dzie panu przeszkadza�o, je�li zaczn� zamiata�? � zapyta� kelner. � Ju� nied�ugo id�. � Prosz� sobie siedzie�, je�li nie b�dzie panu przeszkadza�o moje sprz�tanie. � Nie b�dzie. Andre s�ucha� �a�obnych d�wi�k�w oboj�w i patrzy�, jak kelner wylewa wod� na niesko�czony wszech�wiat, a potem zaczyna gwa�townie szorowa� go szczotk�. Jill Gdzie� w ciemno�ciach kryje si� samica szczura, kt�r� zamierzam zabi�. Ma trzyna�cioro potomstwa i b�d� je gryz�a, gryz�a, gryz�a. B�d� je gryz�a. Mierzwa pachnie tutaj wilgotnymi g�upimi szczurami biegaj�cymi biegaj�cymi i nie ma ju� dok�d biec, bo to jest to, to jest Czyrak, i teraz jestem tutaj i to jest naprawd� koniec tego wszystkiego, ale szczur nie mo�e znie�� tej wiedzy i nie przyjmie mnie, dop�ki nie b�d� musieli mi uwierzy�. Teraz mi uwierz�. Moje w�sy dotykaj� czego� mi�kkiego. Resztki jedzenia? Nie, to martwy jele�; wyczuwam zapach jego kodu, cia�o jest martwe, ale kod pulsuje i pulsuje. Ta mierzwa nie pozwala mu wyschn��, a on nawet nie chce umrze�. Czyrak to sam koniec, lecz kod nie wie tego albo wie, ale nie chce przyj�� do wiadomo�ci. Tr�cam go i odrobina padliny przykleja mi si� do nosa i ziarno pr�buje mnie otoczy�, ale nie, nie s�dz�, �eby mia�o mu si� uda�. W�sz� i wysy�am moje ziarno, moje Jillowe fretkowe ziarno, i �aden szczurzy kod nie ma najmniejszej szansy, najmniejszej. Szczur zombie sztywnieje, kiedy jego twardy, �ylasty kod � kto wie, jak stary, jak wiele podr�y maj�cy na koncie, by w ko�cu umrze� tutaj, na Ko�cu Wszystkiego � kiedy ten kod rozsypuje si� w nonsens w otch�ani kuli nico�ci, kt�r� otacza go moje ziarno. Potem ziarno wraca do mnie i szczur zombie ju� nie pulsuje. Ju� nie. Czasem konieczno�� zabicia wszystkiego jest przeszkod�. Naprawd� chc� dorwa� t� samic� i jej m�ode i musz� i�� dalej. Do dziury i w g��b spi�arni. S� tutaj kawa�ki mi�sa i czu� smr�d robaczych �ciek�w zebranych w za�omach mi�dzy mi�niami i organami. Lecz szczury maj� mi�so z podw�rka farmera Jana i nie jest ono jeszcze ca�kiem martwe, ma robaczy, odporny kod, tak jak ten martwy jele�, ale nie do�� bystry, by wiedzia�o, �e jest martwe, po prostu z�o�liwy kod wbity z�bami w nog� albo udziec i nie chc�cy si� rozproszy�. Z�o�liwy i nie chce umrze�. Ale ja jestem jeszcze z�o�liwsza. Och, czuj� j�. Mama szczur jest blisko. Dok�d uciekasz? Nie ma ju� dok�d ucieka�. Bomi w�lizguje si� do spi�arni i tr�camy si� nosami. Wyczuwam krew na jej ciele. Zabi�a m�odego samca, s�dz�c po zapachu krwi. Jest tak wilgotno i ciep�o, Jill. Bomi dr�y i zwin�a si� w k��bek. Nie jest najbystrzejsz� fretk�. Kocham go, kocham go, i wracam, �eby si� w nim po�o�y�. To niedobrze. Niedobry nawyk. Nie obchodzi mnie to. Zabi�am go; jest m�j. R�b, co chcesz, ale to szczur twojego faceta Boba. Nie, jest m�j. On ci� karmi, Bomi. Nie obchodzi mnie to. A wi�c k�ad� si�. Zrobi� to. Bez po�egnania Bomi odchodzi, by u�o�y� si� w swojej ofierze. Ja nigdy tego nie robi�. TB nie by�by zadowolony, a poza tym chodzi o zabijanie, nie o posiadanie. Kto potrzebuje martwego szczura, �eby si� w nim po�o�y�, kiedy s� nowe obiekty do zagryzienia? Bomi powiedzia�a mi, gdzie b�dzie, bo zabezpiecza si� na wypadek, gdyby si� nie pokaza�a i Bob zacznie zadawa� pytania. Bomi jest g�upi� fretk� i ciesz� si�, �e nie nale�y do TB. Ale ja � do kolejnej dziury, g��biej, coraz g��biej. Jest tutaj prawie pe�no. Szczurzyca my�la�a, �e si� ukry�a, ale zostawi�a sw�j zapach, r�wnie charakterystyczny jak numer seryjny na ko�ci. Zagryz� ci�, mamu�ko. Potem znajduj� si� w �lepym zau�ku, kt�rego si� spodziewa�am. Ostatnia nadzieja szczurzycy. Nic jej nie pomo�e. Och, ale jest wielka. Ogromna. Mo�e nawet najwi�ksza, z jak� mia�am do czynienia. Jestem bardzo, bardzo szcz�liwa. Szczurzyca ze swoimi ma�ymi st�oczonymi wok� niej. Razem trzyna�cioro, obliczam po piskach. S�odkie nagie popiskiwania. Maj� mniej ni� dwa tygodnie. Krew i mi�so. Ale interesuje mnie teraz mama. Szczurzyca wyczuwa mnie i wrzeszczy, jakby �ama�a si� ko��, i robi si� wielka jak ja. Wi�ksza. Zagryz� ci�. Chod� i spr�buj, ma�a Jill. Zabij� ci�. Po�ar�am worek pieni�dzy w banku miejskim i dopadli mnie, i poci�li na kawa�ki, i zosta� po mnie tylko ogon � i wyhodowa�am nast�pnego szczura! Co takiego z�ego mo�esz mi zrobi�, Jill? Lepiej si� mnie b�j. Zabijaj�c twoje dzieci, zrobi� to jednym k�apni�ciem szcz�k. Nie sprawi� im b�lu. Nie zabijesz moich dzieci. Na ni�. Na ni�, poniewa� nie ma nic wi�cej do powiedzenia, �adnych wiadomo�ci do przes�ania poprzez nasze ziarno i zapachy. Atakuje jej sutek, ona robi szybki unik, ale nie do�� szybki i mam skrawek jej sutka w ustach. P�ynie krew. �uj� czubek jej sutka. Krew i mleko mamy. Rusza na mnie i gryzie mnie w grzbiet, jej d�ugie siekacze przebijaj� moj� sier��, przebijaj� sk�r�, jak zakrzywione ig�y, i wychodz� z drugiej strony. Jest ci�ka. Gryzie mnie i czuj�, jak jej z�by tr� o m�j kr�gos�up. Pr�buj� strz�sn�� j� z siebie, udaje mi si�, ale zostawiam w jej pysku kawa�ek mojego cia�a. Jestem do�� mocno skaleczona, ale uwalniam si�. Wycofuj� si�, s�dz�c, �e spr�buje stworzy� kopi�, i wypuszczam ziarno i oto jest, tam jak my�la�am, chwytam i zabijam diabelstwo, zanim zd��y si� zreprodukowa� i wyhodowa� kolejnego szczura. Jeden szczur tych rozmiar�w to wystarczaj�co du�o, wystarczaj�co na zawsze. Szczurzyca wyczuwa, �e zabi�am jej wypustk�, i teraz jest bardziej zdesperowana. To wszystko, co ci� czeka. Zapomnienie i ruina, i czas, by zako�czy� po�cig. To tutaj umrzesz. Ponownie mnie atakuje, ale robi� unik i � zanim zdo�a natrze� ponownie � chwytam ma�e szczurz�tko. Jest martwe, zanim zd��y wyda� pisk. Wypluwam siekanin� ko�ci i mi�sa. Ale mama nie jest g�upim szczurem, o nie, wcale nie jest g�upia, i nie dostaje sza�u na widok tego, co si� sta�o. Ale wiem, �e darzy mnie ca�� swoj� szczurz� nienawi�ci�. Gdyby by�o ja�niej, zobaczy�abym jej oczy rozjarzaj�ce si� w�ciek�� ��ci�. Chod�, mamusiu, zanim wezm� si� za nast�pne dziecko. Celuje w stop� i ponownie uskakuj�, ale chwyta mnie za pier�. Podnosi si�, w g�r�, w g�r�. Ubity brud sklepienia, bum, bum, i jej siekacze zaciskaj� si� wok� mojego mostka, niech j� diabli, i podnosi mnie do ust szybko jak kolczasty grot strza�y. Szarpanina, i nigdy nie zna�am takiego b�lu, takiego rozkosznego... Drapi� jej oczy przednim pazurem, wbijam nogi w brzuch. G��boko, g��boko, i czuj�, jak jej sk�ra rozst�puje si�, jak rozchodz� si� fa�dy t�uszczu, i moje stopy wbijaj� si� g��boko, g��boko. Znowu strz�sa mnie z siebie i czuj� tylko zapach mojej w�asnej krwi i jej �liny, a potem ostre, drobne uk�szenia w okolicy grzbietu. Ma�e szczurz�tka. Wskakuj� na mnie, pr�buj�c pom�c matce. Nie mog� nic zrobi�. Nic tylko dalej wbija� pazury tylnych n�g. Wbija�, wbija�. P�ywam w jej wn�trzno�ciach. Czuj�, jak op�r ust�puje. Czuj� rozrywaj�ce si� cia�o. O tak. Potem m�j mostek p�ka i szczurzyca ju� nie trzyma mnie z�bami. L�duj� po�r�d ma�ych, jestem oszo�omiona, a one wspinaj� si� na mnie i pr�buj� wydrapa� mi oczy, a jedno przegryza mi ucho na p�, lecz b�l otrze�wia mnie i zabijam to, kt�re ugryz�o mnie w ucho. Rzucam si� na nast�pne. Szczurzyca przemieszcza si�. Podnosz� si�, pr�buj�c stan�� na czterech nogach. Nie mog�. Szczurz�tko k�sa mnie w tyln� nog�. Odwracam si� i zabijam je. Znowu obr�t. Przednie nogi uginaj� si� pode mn�. Nie mog� si� podnie��, �eby stawi� czo�o szczurzycy, i s�ysz�, �e si� zbli�a. Czy�bym mia�a tutaj umrze�? Och, chc�, �eby tak to si� odby�o! Do zabicia mnie potrzebny by� najwi�kszy szczur w historii Sieci. Suka po�ar�a kiedy� ca�y worek pieni�dzy. Zbli�a si� do mnie. S�ysz�, jak nadchodzi. Jest taka wielka. Czuj� po zapachu, jak jest wielka. Chowam pod siebie tylne nogi, zbieram si�y. W ten spos�b umieram. Zagryz� ci�. Ale nie ma z jej strony odpowiedzi, tylko ochryp�e sapanie. Ziemia cuchnie nasz� krwi�. Wsz�dzie doko�a mnie le�� martwe ma�e szczurz�tka. Jestem bardzo, bardzo szcz�liwa. Szczurzyca naciera na mnie z wrzaskiem. Czekam chwil�. Czekam. Daj� susa, wystrzeliwuj�c nisko jak wypuszczona z procy. Jestem pomi�dzy jej nogami. Jestem pod ni�. Podnosz� si�. Dosi�gam jej poszarpanego podbrzusza. Gryz�! Gryz�! Gryz�! Ca�y jej ci�ar spoczywa na mnie. �uj�. Drapi� pazurami. Czuj� zapach jej serca. Czuj� zapach nowej krwi jej serca! S�ysz� je! Czuj� jego zapach! Gryz�c i drapi�c zbli�am si� do niego. Gryz�. O tak. Szczurzyca zaczyna wierzga� i wrzeszcze�, wierzga� i wrzeszcze�, krew jej serca tryska na mnie, zalewa mnie, a� ca�a moja sier�� jest ni� uwalana, a� ca�y ciemny �wiat staje si� krwi�. Po d�ugim czasie szczurzyca umiera. Wysy�am ziarno, os�abiona, ale nie ma �adnych wypustek do zabicia, nikt nie pr�buje uciec. Wszystkie si�y w�o�y�a w walk� ze mn�. Wszystko, co mia�a, zu�y�a na nasz� bitw�. Wyswobadzam si� spod niej. W k�cie s�ysz� szurgotanie ma�ych. Teraz kiedy mama nie �yje, nie wiedz�, co si� dzieje. Musz� je zagry��. Musz� zabi� je wszystkie. Nie mog� u�y� przednich n�g, ale mam jeszcze tylne. Posuwam si� w ich stron�, szoruj�c brzuchem po ziemi niczym w��. Znajduj� je st�oczone w najdalszym k�cie, wdrapuj�ce si� w przera�eniu jedne na drugie. Nie ma ucieczki. Robi� to, co obieca�am szczurzycy. Zabijam je jednym k�apni�ciem z�b�w, licz�c po kolei. Trzy plus dziesi�� r�wna si� trzyna�cie. A potem jest po wszystkim i wszystkie s� martwe. Zabi�am je wszystkie. No tak. Jest tylko jedna droga na zewn�trz: ta, kt�ra tu przysz�am. Tam w�a�nie si� kieruj�, �lizgaj�c si�, czo�gaj�c, odwracaj�c to w t�, to w tamt� stron�, �eby nie urazi� ods�oni�tej ko�ci. Po jakim� czasie budzi si� b�l znieczulony dot�d ferworem walki. Nigdy dot�d nie czu�am si� tak �le. Czo�gam si� i czo�gam, nie wiem ju� jak d�ugo. Gdybym spotka�a kolejnego szczura, nie prze�y�abym. Ale s� albo martwe, albo przestraszone, i nie wyczuwam ani nie s�ysz� �adnego z nich. Czo�gam si� ku temu, co jak s�dz� jest g�r�, co jak mam nadziej�, jest g�r�. I po straszliwie d�ugim czasie, kiedy ca�a krew na mojej sier�ci jest ju� zaschni�ta i zaczyna odpada� ma�ymi p�atkami przypominaj�cymi br�zowe li�cie, wystawiam g�ow� na �wiat�o. TB jest tutaj. Czeka� na mnie. Delikatnie, delikatnie, wyci�ga mnie ze szczurzej nory. Ostro�nie, ostro�nie, wk�ada mnie do mojego worka. � Jill, opatrz� ci� � m�wi. Wiem. � To musia�a by� Wielka Matka szczur�w. By�a wielka, tak wielka i z�o�liwa. By�a odwa�na i sprytna, i silna. To by�o cudowne. � Co jej zrobi�a�? Zagryz�am j�. � Nigdy nie zobacz� nikogo podobnego do ciebie, Jill. Zabi�am j�, a potem zabi�am wszystkie jej dzieci. � Wracajmy do domu, Jill. Tak. Do domu. W ciemnym wn�trzu worka s�ysz� wezwanie ziarna TB, �ebym zasn�a, poczu�a si� lepiej, i westchn�wszy zwijam si� w k��bek najlepiej, jak potrafi�, i zapadam si�, zapadam si� w sny, gdzie biegn� wzd�u� �lad�w rozpry�ni�tej krwi, trop jest �wie�y, i �cigam szczury, i TB jest obok mnie, i zagryz� szczura zaraz, zaraz, zaraz... Skromny pok�j z dobrym �wiat�em Wracaj, Andre Sud. Tw�j umys� b��dzi i teraz musisz si� skoncentrowa�. Szybciej. Tak szybko, jak tylko mo�esz. Czas kosmiczny. Zbiorowiska roj�w galaktyk. Przeci�tny r�j. Dwuramienna spirala. ��ta gwiazda. Oto sie� kabli spinaj�cych wszystkie wewn�trzne planety. Artefakt �wiadomo�ci, jak m�wi� niekt�rzy. Merkury, Wenus, Ziemia, Mars, obwieszone b�yszcz�c� paj�czyn� rozci�gaj�c� si� przez pust� przestrze�, a� po asteroidy. Grube na sto kilometr�w kable zwieszaj�ce si� z niebios, zbiegaj�ce si� przy ogromnych uniwersalnych z��czach oliwionych przez �yw� magm� planetarnych wn�trzno�ci. Moment obrotowy i falowanie. Szybciej. Gdzie� na wiciowym zakr�cie pomi�dzy Ziemi� i Marsem, Diafani�, znajdziesz siebie. Bli�ej. Obracaj�ca si� kuleczka niczym stukilometrowy paciorek na d�ugim na milion kilometr�w naszyjniku. Zbli� si� najbardziej, jak mo�esz. W ca�ej przestrzeni Diafanii Ziemia-Mars Andre widzia� przygotowania do wojny, jak nigdy dot�d. Wydawa�o si�, �e ca�a Sie� � paj�czyna mi�dzyplanetarnych kabli � zosta�a zamieniona w fortec�, przypadkowo tylko zamieszkan� przez ludzi. Pojazd, kt�rym si� porusza�, ci�gle notowa� sp�nienia, jako �e wsz�dzie odbywa�y si� ruchy wojsk i militarne ziarno rozprzestrzenia�o si� na wszystkie strony, wykonuj�c przer�ne zadania. �yjemy w tej wiecznej nocy po�r�d karbonowych kabli, pomy�la� Andre, po�r�d ciemnych po�yskuj�cych korytarzy, gdzie powierzchnia szepce do powierzchni, a wi�ksze kody, wydzielone szkielety miliard�w umys��w, spotykaj� si� na cmentarzu logiki, �ciskaj�c sobie d�onie, nieustannie �ciskaj�c ko�ciste, algorytmiczne d�onie i post�puj�c wed�ug surowego i koniecznego protoko�u dla cel�w zniszczenia. Ames � u�ywa� tylko tego imienia, jakby by� to tytu� � �wietnie prezentowa� si� w wojskowym rynsztunku. Nowy Napoleon, m�wili reporterzy telewizyjni w formie przyjaznego �artu. Och, reporterzy byli cali w skowronkach. Od stuleci nie prowadzono �adnej dobrej wojny. Ludzie ju� zm�czyli si� nieustaj�c� demokracj�, nieprawda�? Andre s�ysza� tak� wypowied� w telewizji. Jak�e przyjemnie b�dzie ogl�da� na ekranie dla odrobiny podniety �mier� miliard�w, pomy�la�. Przyby� do Connacht Bolsa w kiepskim nastroju, ale kiedy wysiad� z pojazdu, poczu� zapach �wie�ego deszczu. Dopiero spory kawa�ek drogi od stacji u�wiadomi� sobie, co to za zapach. Na ziemi zauwa�y� ka�u�e b�d�ce rezultatem dzia�ania staromodnego ziarna do czyszczenia ulic u�ywanego w Connachcie. Miejscami wci�� jeszcze pada�o � niewielki deszcz z wysoko�ci kilku centymetr�w nad ziemi�. Ma�e chmurki przesuwa�y si� nad ulicami na podobie�stwo miniaturowego frontu burzowego, czyszcz�c powierzchnie z pozosta�o�ci nocy. Connacht by�o przedmie�ciem Phobos City, najg�ciej zaludnionej cz�ci Sieci. Sto lat wcze�niej, za czas�w najwi�kszego rozkwitu Phobos City, Connacht sta�o si� weekendowym schronieniem dla intelektualist�w, artyst�w, maj�tnych narkoman�w � i cz�sto nierozr�nialnej zbieraniny �eruj�cych na nich oszust�w, szarlatan�w i naci�gaczy. Teraz ca�y obszar by� zapuszczony i membrana Andrego napotka�a liczne roje nostalgii przesuwaj�ce si� ulicami niczym gromady szczur�w � tyle �e kupcy specjalnie je hodowali i dokarmiali dla przyci�gni�cia turyst�w poszukuj�cych �lad�w dawnej �wietno�ci. Jedyne, co wywo�a�y u Andrego, to wspomnienie Molly. Konwertyta Andrego � elektroniczna cz�� jego istoty � pos�usznie przywo�a� pami�tne sceny z czas�w seminarium. Konwertyta zazwyczaj milcza�, wol�c komunikowa� si� za po�rednictwem sugestywnych wzorc�w danych � jak �wiadomo�� obdarzona nieugi�t� logik� i bezb��dn� pami�ci�. Andre szed�, spogl�daj�c na ob�oki pod nogami, konwertyta zaprojektowa� obrazy w kszta�ty tych ob�ok�w i w po�yskuj�c� powierzchni� ka�u�, kt�re zostawiali za sob�. Mam bardzo zwodnicze sumienie, pomy�la� Andre, ale pozwoli� obrazom pojawia� si� dalej. � Molly Index, Ben Kaye i Andre w �Westway�, w trakcie jednej z d�ugich dyskusji na temat estetyki, gdy pracowali nad swoj� wst�pn� rozpraw�. �Wiedza, obserwacja i dzia�anie: potr�jny aspekt o�wiecenia�. � Ja chc� dzia�a�! � zawo�a�a Molly prze�miewczo, ciskaj�c zgniecionym kawa�kiem papieru w Bena. Ben schwyci� kulk�, rozprostowa� j� i zr�cznymi ruchami zamieni� w papierowy samolot. � Tak w�a�nie powinno si� to odbywa� � rzek�. � Ja dzia�am. Ty obserwujesz. I oboje wiemy, kto ma wiedzie�. Zwr�cili si� ku Andremu i u�miechn�li s�pimi u�miechami. � Nie wiem, co s�dzicie, �e wiem, ale nie wiem tego � powiedzia� Andre, a potem prawie dosta� samolotem w oko. Dwudziestoczteroletnie cia�o Molly oblepione czerwonym marsja�skim piaskiem pod molo na pla�y w Tharsis. Jej b��kitne oczy spogl�daj�ce na r�owe niebo. Jej sutki jak czarne kamyki. Ben trzydzie�ci krok�w dalej, wy�aniaj�cy si� z szarozielonej wody jeziora, otrzepuj�cy si� z piany. Oczywi�cie pobieg� p�dem do wody, gdy tylko przyszli na miejsce. Ben nie lubi� czeka� na cokolwiek. Ale Molly wybra�a mnie. Nie mog� uwierzy�, �e wybra�a mnie. Poniewa� czeka�em na ni� i zaci�gn��em j� pod molo i poca�owa�em, zanim zdo�a�em to sobie wyperswadowa�. Poniewa� poczeka�em na w�a�ciwy moment. Czy to dobre �dzia�anie�? Wsp�lne �ycie, podczas gdy Molly studiowa�a na akademii sztuk pi�knych, a on zalicza� kolejne etapy nauki zaawansowanej medytacji w seminarium. Molly opuszczaj�ca go, poniewa� nie chcia�a po�lubi� ksi�dza. Zabijesz si� na tym ksi�ycu. Zginie tylko to cia�o. Dostan� nowe. Jest ju� hodowane. To nie tak. Taka jest Droga Zielonego Drzewa. To w�a�nie czyni ksi�dza prawdziwym szamanem. �wiadomo��, jak to jest umrze� i powr�ci�. Je�li pojedziesz Chodzi� po Ksi�ycu, dowiesz si�, jak to jest straci� kochank�. Molly, Chodzenie to co�, do czego przygotowywa�em si� przez siedem lat. Wiesz o tym. Nie mog� tego znie��. Nie znios�. Mo�e m�g� j� przekona�. Mo�e m�g� sk�oni� j� do zmiany zdania. Ale pojawi�a si� Alethea Nightshade i sta�o si�, jak si� sta�o. Kiedy wr�ci� z ksi�yca osadzony w swoim sklonowanym ciele, Molly mia�a ju� now� kochank�. � Jego propozycja pokoju odrzucona s�owami starej ludowej piosenki, wywr�conymi na nice: �Bezu�yteczne s� kwiaty, kt�re dajesz, kiedy dusza znikn�a�. � Siedzenie przy nagim stole w nagim �wietle, s�uchanie tych s��w raz po raz, decyzja, by nigdy wi�cej si� z ni� nie widzie�. Pi�tna�cie lat wcze�niej, wed�ug ziemskiej miary czasu. Dzi�kuj�, wystarczy, powiedzia� do konwertyty. W jego umy�le pojawi� si� na moment obraz dostojnego lokaja, zginaj�cego si� w uk�onie. Potem mew wzlatuj�cych ku zachodz�cemu s�o�cu. Ka�u�e sta�y si� ponownie ka�u�ami, male�kie chmury � tylko burzowymi chmurami, kt�rych jedynym zadaniem by�o uczynienie �wiata odrobin� czystszym. Molly malowa�a obraz w stylu Jacksona Pollocka, kiedy przyszed� do jej pracowni. Jego ci�kie buty, odpowiednie na s�ab� grawitacj� Trytona, stuka�y ha�a�liwie po drewnianych schodach, gdy wspina� si� na drugie pi�tro. W Connachcie stworzono warunki odpowiadaj�ce ziemskim. Zapuka�by, ale drzwi by�y ju� otwarte. � Nie uwierzy�abym, dop�ki nie zobaczy�abym tego na w�asne oczy � powiedzia�a Molly. Nie przesta�a pracowa�. � M�j kochanek z seminarium przyszed� mnie prze�ladowa�. � Fe � rzuci� Andre. Wszed� do �rodka. Connacht, jak wiele starych obracaj�cych si� prostych cylindr�w na Diafanii, o�wietla�a lampa biofuzyjna na�laduj�ca cykl ziemskiego dnia. Teraz by� dzie� i przez otwory w suficie wpada�o jasne �wiat�o, tworz�c wyra�ne cienie. Z wielkich okien rozci�ga� si� widok na wiosk�. �wiat�o przypomina�o Andremu �wiat�o na ksi�ycu. Nieugi�te, silne, odkupie�cze �wiat�o, zanim jego stare cia�o do��czy�o do innych w szama�skiej Dolinie Ko�ci. � Poprzedniego dnia widzia�am faceta wyprowadzaj�cego psa z odci�tymi nogami. � Molly umoczy�a czubek p�dzla w plamie niebieskiej farby na palecie. � Kto nie mia� n�g, facet czy pies? � Mo�e dzie�. � Dotkn�a p�dzlem p��tna. By�o jak za dawnych czas�w. � Co malujesz? � Co� bardzo starego. � Przypomina Pollocka. � Bo to on. Przez jaki� czas by�am poza obiegiem i kto� u�ywa� go jako obrusa. Albo stolika kuchennego, je�li si� nad tym zastanowi�. Andre spojrza� na p��tno rozpi�te na du�ej desce, wysokiej jak on sam. Niekt�re fragmenty mog�y zaciekawi�, lecz inne wygl�da�y, jakby niemowl� wyla�o na p��tno sw�j przecierany groszek. Ale mo�e mimo wszystko by�o to dzie�o Pollocka. � Sk�d mo�esz wiedzie�, jak odtworzy� t� bazgranin�? � Istniej� zdj�cia. � Molly wskaza�a drewnianym czubkiem p�dzla na lewy r�g obrazu. Jej ruchy zawsze by�y zdecydowane i precyzyjne. � Wida� r�wnie� zarysy obrazu, tak jak wygl�da�, zanim... zanim wyla�o si� na niego, cokolwiek to by�o. Do szczeg��w u�ywam r�wnie� ziarna. Czy chcia�e� porozmawia� o Benie? � Tak. � Domy�li�am si�, �e nie przyszed�e� wspomina� starych czas�w. � To by�y dobre czasy. Czy nadal wykonujesz t� sztuczk� z lustrem? � O tak. Czy jeste� teraz ksi�dzem przestrzegaj�cym celibatu? � Nie, nie jestem takim ksi�dzem. � Obawiam si�, �e zapomnia�am wi�kszo�� tego, co wiedzia�am na temat religii. � Tak jak ja. � Andre, co chcesz wiedzie� o Benie? � Molly przytkn�a drewniany czubek p�dzla do palety i stukn�a dwa razy. Co� w dw�ch powierzchniach rozpozna�o si� nawzajem i p�dzel przyklei� si� do palety. L�ni�cy r�j ziarna unosi� si� wok� p�dzla, utrzymuj�c go w odpowiedniej wilgotno�ci. Molly usiad�a w krze�le przy oknie, Andre zaj�� miejsce naprzeciw niej. Pomi�dzy nimi sta� niewielki stolik. � Herbaty zen? � zapyta�a Molly. � Z ch�ci�. Stolik zapulsowa� i na jego blacie zacz�y tworzy� si� dwie fili�anki. Gdy kraw�dzie stwardnia�y, galaretka wewn�trz zamieni�a si� w p�yn. � �adny stolik. Wydaje si�, �e dobrze sobie radzisz, Molly. � Lubi� maksymaln� prostot� w pracowni, �eby m�c skoncentrowa� si� na tworzeniu. Pozwalam sobie na odrobin� luksusu. � Malujesz jeszcze dla siebie? To znaczy w�asne rzeczy? Molly si�gn�a po fili�ank�, upi�a �yk i wskaza�a na Pollocka. � Te rzeczy maluj� dla siebie. To moja ma�a tajemnica. Czyni� je swoimi. Albo one bior� mnie w posiadanie. � To mi�a tajemnica. � Teraz ju� j� znasz. Tak jak zna� j� Ben. A raczej Thaddeus. � Wchodzi�a� w sk�ad zespo�u, kt�ry go stworzy�, nieprawda�? � Jako konsultant do spraw estetyki. Ben przekona� ich, �eby mnie �ci�gn�li. Kaza� mi my�le� o tym jako o stypendium dla artysty. � Straci�em was oboje z oczu po tym, jak... sko�czy�em studia. � Mia�e� nowe obowi�zki i by�e� zaj�ty. Ja by�am zaj�ta. Wszyscy byli�my zaj�ci. � Nie by�em a� tak zaj�ty. � Ben �ledzi� twoje post�py. To mi�dzy innymi dlatego postanowi� zrobi� to, co zrobi�. � Nie wiedzia�em o tym. � Teraz wiesz. Czyta� twoj� prac� na temat podr�y w czasie. T�, kt�ra spowodowa�a tyle zamieszania. � To by�a ostatnia rzecz, jak� napisa�em. � Zafascynowa�y ci� ska�y? � S�ysza�a� o tym? � Jak s�dzisz, kto pos�a� za tob� reporter�w z telewizji? � Molly, nie zrobi�a� tego?! � Poczeka�am, a� dosz�am do wniosku, �e wykonujesz swoj� najlepsz� robot�. � Sk�d wiedzia�a�, �e...? � Spojrza� w jej oczy i ju� zna� odpowied�. Charakterystyczny wyraz. Odleg�y i nieobecny. � Jeste� Rozleg�ym Uk�adem Osobowo�ci. Molly podnios�a fili�ank� do ust i upi�a starannie odmierzony �yk herbaty. � S�dz�, �e mo�esz mnie teraz zakwalifikowa� jako wielokrotn� osobowo��. Nieustannie si� dziel�. To projekt artystyczny, kt�ry zapocz�tkowa�am kilka lat temu. Alethea przekona�a mnie do tego, kiedy by�y�my razem. � Opowiesz mi o niej? Prze�ladowa�a mnie przez ca�e lata. Wyobra�a�em j� sobie jako kogo� w rodzaju femme fatale filmu noir. Zniszczy�a wszystkie moje marzenia, zabieraj�c ciebie. � Nikt mnie nie zabra�. Odesz�am. Czasem si� zastanawiam, co my�la�am. Alethea Nightshade nie by�a �atw� osob�, wierz mi. Mia�a pierwsze ze swoich za�ama�, kiedy by�y�my razem. � Za�ama�? � Mia�a schizofreni� zapisan� w genach. Chcia�a zosta� RUO, ale nie wolno jej by�o z tego powodu. Medyczne ziarno przewa�nie kontrolowa�o jej stan, ale raz na jaki� czas... udawa�o jej si� je przechytrzy�. By�a zbyt inteligentna i cierpia�a z tego powodu. � Czy to dlatego zosta�a� RUO? Poniewa� ona nie mog�a? � M�wi�am sobie, �e robi� to dla siebie, ale tak. Wtedy. Teraz sprawy maj� si� inaczej. � Molly u�miechn�a si� i �wiat�o w pomieszczeniu by�o akurat takie, jak trzeba. Andre ujrza� skraj wielokrotno�ci w jej oczach. Fraktal w �renicy repliki. � Nie masz poj�cia, jakie to wspania�e � co potrafi� zobaczy�! � Molly za�mia�a si� i Andre zadr�a�. Podziw czy l�k? Nie mia� poj�cia. � By�a tylko kobiet�. My�l�, �e pochodzi�a z okolic Jowisza. Ksi�yca czy czego� w tym rodzaju. � Molly wskaza�a za okno. Jak dla wielu mieszka�c�w wewn�trznego uk�adu, uk�ad zewn�trzny by� dla niej wielk� niewiadom�, i tym samym. � Wychowywa�a si� na jakiej� dziwnej farmie. � Wolny folwark na Callisto? � Jestem pewna, �e nie wiem. Nie m�wi�a o tym zbyt wiele. � Jaka by�a? � Trudna. � Co to znaczy? � Powiem ci. � �yk herbaty. Andre zda� sobie spraw�, �e jeszcze nie zacz�� swojej. Podni�s� fili�ank�, spr�bowa� � wspania�a, ca�a z ziarna. My�l o wypiciu jej by�a odrobin� przera�aj�ca. Zajm� si� tym, nie obawiaj si�, powiedzia�a jego membrana. Wiem, �e to zrobisz. � Alethea mia�a dwie cechy, kt�re nigdy nie powinny spotka� si� w jednym organicznym umy�le. Wielki intelekt i wielkie serce. Czu�a wszystko i o wiele za du�o o wszystkim my�la�a. Urodzi�a si�, by zosta� RUO. I w ko�cu znalaz�a spos�b, by tego dokona�. � Znalaz�a Bena. � Zakochali si� w sobie. Mia�a r�wnie� szcz�cie, �e Ben m�g� przeprowadzi� j� przez procedur� wst�pn�. Ale Alethea zawsze by�a w czepku urodzona. Mia�a szcz�cie na poziomie kwantowym. Dop�ki go jej nie zabrak�o. � A wi�c by�a z Benem, dop�ki on nie zosta�... Thaddeusem. � Przez rok. � Czy by�a� zazdrosna? � Mia�am ju� jej wtedy do��. Zawsze b�d� j� kocha�a, ale pragn� �ycia, kt�re b�dzie... zwyczajne. Ona stanowi�a w�ze�, kt�rego nie potrafi�am rozpl�ta�. � Molly dotkn�a palcami nosa i skrzywi�a go odrobin�. By� to uroczy gest. � Poza tym � doda�a � to ona mnie opu�ci�a. � Jak to wp�yn�o na twoje relacje z Benem? � Wcale. Kocham Bena. Jest moim najlepszym przyjacielem. M�wi�a o nim w czasie tera�niejszym, ale Andre pu�ci� to mimo uszu. � Molly, dlaczego on zmieni� imi�? Nigdy tego nie rozumia�em. � Poniewa� nie by� RUO. � Jak to? Oczywi�cie, �e by�. Szczeg�lnego rodzaju. Bardzo szczeg�lnego. Ale mimo wszystko... � Nie. Powiedzia�, �e jest czym� nowym. �e nie jest ju� Benem. Potraktowa� to jak co� w rodzaju dowcipu. Poniewa�, oczywi�cie, nadal by� Benem. Thaddeus m�g� by� kim� wi�cej ni� cz�owiekiem, ale z pewno�ci� by� przynajmniej cz�owiekiem, a ten cz�owiek to Ben Kaye. Nigdy nie potrafi� mi tego wyja�ni�. � Przenoszenie w czasie bez nak�adania si� �wiadomo�ci. To by� zawsze problem z RUO wie� czasowych. Wzorce interferencji. B��dy. Ale z Thaddeusem uda�o im si� wreszcie ustali� w�a�ciw� cz�stotliwo��. Jedna �wiadomo�� przes�ana w przysz�o�� i odes�ana w antycz�steczkowym zasieku kwantowym. � Nigdy nie zrozumiem waszego naukowego �argonu. � Stworzyli�my Boga. Molly prychn�a i herbata wyp�yn�a jej nosem. Za�mia�a si�, a� pociek�y jej �zy. � Stworzyli�my co�. Co� bardzo r�nego od tego, co przysz�o wcze�niej. Ale, Andre, ja zna�am Thaddeusa. By� ostatni� rzecz� we wszech�wiecie, kt�r� mia�abym zamiar czci�. � Niekt�rzy nie podzielaj� twojej opinii. � Thaddeus uwa�a�, �e s� szaleni. Sprawiali, �e czu� si� nieswojo. � Czy Alethea by�a jedn� z nich? � Alethea? Alethea by�a zimn� jak kamie� ateistk�, je�li chodzi�o o Thaddeusa. Ale to, co zrobi�a, by�o gorsze. Du�o gorsze. � Co masz na my�li? � Zakocha�a si� w nim. � Nie rozumiem. � Alethea zakocha�a si� w Thaddeusie. � Ale ona ju� kocha�a Thaddeusa. � Pomy�l o tym, co powiedzia�am. � Kocha�a Bena... � mrukn�� Andre po chwili. � Thaddeus i Ben nie byli t� sam� osob�! � To by�a bardzo melodramatyczna sytuacja. � Ben straci� swoj� mi�o�� na rzecz... innej wersji samego siebie! � Nowy, ulepszony Ben narodzi� si� w Thaddeusie. Oczywi�cie, to jego mia�a pokocha� Alethea. Problem w tym, �e stary Ben nie znikn��. � Bo�e! Jak... � Dziwnie? � Jak bardzo dziwnie. Molly wsta�a i podesz�a do okna. Przeci�gn�a palcem po szybie, zostawiaj�c ledwie widoczn� smug�. W Connachcie �wiat�o by�o jednolite i czyste, niemal idealne, je�li komu� zale�a�o na w�a�ciwym o�wietleniu. Andre spojrza� na sylwetk� Molly na tle �wiat�a. Jej zarys by� pi�kny. � Rozwi�zanie okaza�o si� zgodne z tym, co we tr�jk� wymy�lili � powiedzia�a Molly. � Dziwne. � Alethea mia�a sta� si� taka sama jak Thaddeus. � Jak to odgad�e�? � Jest w tym pewna logika. Powstanie nowa Alethea i stara Alethea zostanie dla Bena. � Tak. Logika rozpaczy. Nie uwzgl�dniono tylko jednego czynnika. � Serca Alethei. � Zgadza si�. Kocha�a Thaddeusa. Nie kocha�a ju� Bena. Nie w ten sam spos�b. � Molly odwr�ci�a si�, by spojrze� na Andrego, ale jego nadal o�lepia�o �wiat�o wpadaj�ce przez okna. � Ale pozwoli�a im zrobi� to, co chcieli. Tego nigdy jej nie wybacz�. � Poniewa� chcia�a zosta� RUO. � To by�o dla niej najwa�niejsze. Wa�niejsze od mi�o�ci do Bena. Wa�niejsze od mi�o�ci do Thaddeusa. Ale s�dz�, �e zosta�a za to ukarana. Wszyscy zostali za to ukarani. � Jak uda�o jej si� pokona� test wst�pny? Stan psychiczny, w kt�rym si� znajdowa�a, powinien jej uniemo�liwi�... � Znasz Bena. Thaddeus i Ben uznali, �e chc�, �eby si� to sta�o. S� lud�mi bardzo inteligentnymi i przekonywaj�cymi. Tak bardzo inteligentnymi i przekonywaj�cymi. Andre podni�s� si� i stan�� obok niej przy oknie, plecami do �wiat�a. Poczu� ciep�o na karku. � Powiedz mi... � Zamkn�� oczy i pr�bowa� tylko s�