6486

Szczegóły
Tytuł 6486
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

6486 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 6486 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

6486 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Eliza Orzeszkowa Meir Ezofowicz TOM PIERWSZY Wszystkim ziomkom moim z dobr� wiar� i wol� pragn�cym �wiat�a i pokoju, bez wzgl�du na to, gdzie jak oddaj� oni cze�� Bogu � powie�� t� po�wi�cam. AUTORKA WST�P U szczyt�w cywilizacji zbiegaj� si� i zgodnie ��cz� si� ze sob� r�norodne ga��zie wielkiego drzewa ludzko�ci. O�wiata najlepszym jest aposto�em powszechnego braterstwa. Wyg�adza ona chropowato�ci zewn�trzne i �cina wewn�trzne wybuja�o�ci, dozwala przyrodzonym cechom plemion r�nych rozwija� si� obok siebie we wzajemnym poszanowaniu, same nawet religijne wierzenia oczyszcza z naro�li wytworzonych przez zmienne czasy, a sprowadzaj�c je do najprostszego ich wyrazu sprawia, i� spotykaj� si� one ze sob� bez wstr�t�w i szk�d. Inaczej dzieje si� w g��boko�ciach, w spo�ecznych dolinach, nad kt�rymi nie �wieci s�o�ce wiedzy. Tam ludzie s� jeszcze dzi� takimi, jakimi byli w odleg�ych stuleciach. Czas, kopi�c mogi�y przodkom ich, nie zagrzeba� wraz z nimi form i tre�ci, kt�re, wci�� odradzaj�c si�, tworz� po�r�d zdumionych spo�ecze�stw niepoj�te ju� im anachronizmy. Tam istniej� odr�bno�ci, ostrymi kantami odpychaj�ce wszystko, co nie jest nimi, czo�gaj� si� n�dze fizyczne i moralne, z imienia nawet nie znane tym, kt�rzy stan�li u szczyt�w. Tam s� zbiorowiska ciemnych postaci odskakuj�ce od jasnego t�a reszty �wiata w m�tnych zarysach sfinks�w strzeg�cych grob�w i szeroko rozk�adaj� si� skamienia�o�ci wiar, uczu� i obyczaj�w, istnieniem swych zdaj�ce si� �wiadczy� o tym, �e geniusze wielu stuleci jednocze�nie nad �wiatem panowa� mog�. Patrycjat i plebs przeistaczaj�c z up�ywem czasu natur� sw� i racj� swego bytu zamienili dzi� dawne swe role. Pierwszy sta� si� obro�c� i krzewicielem r�wno�ci, drugi uparcie trwa przy wyr�nieniach i odr�bno�ciach. I je�eli niegdy� przemoc i uciski przybywa�y od tych, kt�rzy stali wysoko, ku tym, kt�rzy w prochu i pokorze roili si� na g��boko�ciach, teraz z g��boko�ci podnosz� si� niezdrowe wyziewy te i ci�kie kamienie obrazy, kt�re zatruwaj� �ycie i utrudniaj� drogi wybra�com cywilizacji. Nieszcz�sne i unieszcz�liwiaj�ce doliny takie, otoczone i z reszt� �wiata rozdzielone grubym �a�cuchem g�r z mgie� i ciemno�ci, istniej� w spo�ecze�stwie izraelskim r�wnie� jak w innych, wi�cej nawet ni� w innych. Zbyt przed�u�one istnienie ich wynikiem jest wielu przyczyn dziejowych i cech plemiennych. Dzi� s� one zjawiskami wabi�cymi ku sobie wzrok my�liciela i artysty niezmiernym wp�ywem, kt�ry wywieraj� doko�a, i niepospolito�ci� kolorytu swego, na kt�ry sk�adaj� si� mroki tajemnicze i przerzynaj�ce je jaskrawe ognie. A jednak � kt� bada je i zna? Ci nawet, kt�rych jedno�� krwi i tradycji poci�ga� by powinna ku miejscom tym zagubionym w ciemno�ciach, nie posy�aj� ku nim malarzy ani aposto��w, nie zawsze nawet wierzy� chc� w ich istnienie. Jak�e, na przyk�ad, zdziwionym by�oby towarzystwo izraelskie zgromadzone w najwi�kszym z miast krajowych, z�o�one z pan�w wykszta�conych, uczonych, oddaj�cych si� zawodom stoj�cym na czele umys�owo�ci ludzkiej, i pa�, kt�re we wdzi�ku, wykwintno�ci, dowcipie nie ust�puj� cz�stokro� najwydatniejszym postaciom kobiecym innych spo�ecze�stw � jak�e zdziwionym by�oby towarzystwo to ubrane w czarne fraki i jedwabne suknie, gdyby ktokolwiek opowiada� mu zacz�� nagle o tym, co to jest Szyb�w i co si� dzieje w Szybowie! Szyb�w? na jakiej planecie znajduje si� miejsce to? a je�eli na naszej, jaka je zamieszkuje ludno��, z bia�ych, czarnych czy br�zowych ludzi z�o�ona? Ot�, czytelnicy, podejmuj� si� zaznajomi� was z t� g��bok�, bardzo g��bok� dolin� spo�eczn�, kt�ra nosi tylko co wymienion� nazw�. Niedawno odegra� si� w niej dramat ciekawy, godzien �yczliwego spojrzenia waszego, silnego uderzenia serca i d�ugiej, sm�tnej chwili zadumy. �e jednak dla pe�nego uwydatnienia fakt�w i postaci nale�y ukaza� je na tle, �r�d kt�rego powsta�y one i rozwin�y si� i w kt�rego g��bokich perspektywach mieszcz� si� �ywio�y b�d�ce przyczyn� ich bytu, pozw�lcie, abym przed ods�oni�ciem zas�ony ukrywaj�cej pierwsze sceny dramatu opowiedzia�a wam w kr�tkich rysach zawart� h i s t o r i � m a � e g o m i a s t e c z k a. * Daleko, daleko od tej ga��zi kolei �elaznych, kt�ra przerzyna bia�oruskie strony, daleko nawet od przebiegaj�cej je sp�awnej rzeki D�winy, w jednym z najustronniejszych zak�tk�w, jakie dot�d jeszcze istnie� mog� w Europie, po�r�d g�adkich, cichych, rozleg�ych r�wnin, na zbiegu dw�ch szerokich piaszczystych dr�g, kt�re wywijaj�c si� spod sk�on�w bladego nieba znikaj� w g��biach czarnego lasu � szarzeje gromada kilkuset domostw mniejszych i wi�kszych, tak �ci�le zbli�onych ku sobie, �e patrz�c na nie mo�na by rzec, i� by�y one kiedy� w wielkiej jakiej� trwodze i zbieg�y si� tak ku sobie, aby we skupionej gromadce m�c �atwiej zamienia� si� szeptami i �zami. Jest to Szyb�w, miasteczko zamieszkiwane przez izraelsk� ludno�� wy��czniej jeszcze ni� wiele innych miejsc podobnych, ca�kiem prawie wy��cznie, bo z wyj�tkiem jednej tylko uliczki znajduj�cej si� na samym skraju miasteczka, przy kt�rej w kilku chatach i dworkach mieszka kilkudziesi�ciu bardzo ubogich mieszczan i bardzo cichych, starych emeryt�w. Jedyna te� to jest uliczka, �r�d kt�rej panuje cisza i w lecie kwitn� skromne kwiaty. Gdzie indziej nie ma kwiat�w, ale panuje wielki i nieustanny gwar. Gwarz� tam ludzie i ruszaj� si� nieustannie, zapobiegliwie, nami�tnie we wn�trzach domostw i na ciasnych, b�otnistych przej�ciach nosz�cych nazw� ulic, i na okr�g�ym, do�� obszernym rynku po�rodku miasteczka umieszczonym, doko�a kt�rego otwieraj� si� niskie drzwiczki cuchn�cych kramik�w, na kt�rych po cotygodniowych targach sprowadzaj�cych okoliczn� ludno�� pozostaje niezmierzona i nieprzebrana ilo�� b�ota i �miecia, nad kt�rym na koniec panuje wysoki, ciemny, dziwnego kszta�tu dom modlitwy. Budowa ta jest jednym z rzadkich ju� okaz�w architektoniki izraelskiej. Malarz i archeolog mog� zatrzymywa� na niej wzrok sw�j z jednostajn� ciekawo�ci�. Od pierwszego zaraz rzutu oka pozna� mo�na, �e jest to �wi�tynia, jakkolwiek poz�r jej czyni j� niepodobn� do wszystkich innych �wi�ty�. Cztery jej grube, wysokie, ci�kie �ciany zarysowuj� monotonne linie ogromnego czworok�ta i maj� ciemn�, brunatn� barw� przyoblekaj�c� j� pi�tnem powagi, staro�ci i smutku. Stare te� to s�, odwieczne �ciany niezawodnie, bo pod�u�nymi pasy porasta je tu i �wdzie zielonawy mech. U g�ry, wysoko, przerzyna je szereg d�ugich, w�skich, g��boko osadzonych okien, przypominaj�cych kszta�tem swym strzelnice warownych mur�w; powy�ej za� ca�� budow� okrywa dach, kt�rego trzy ci�kie, wzajem na siebie opadaj�ce pi�tra podobne wydaj� si� do trzech brunatnych, omszonych, olbrzymich grzyb�w. Wszystko, co tylko poka�niejszy posiada poz�r i do og�lnego u�ytku s�u�y, skupia si� tu i chroni pod os�on� brunatnych �cian �wi�tyni i grzybiastego jej dachu. Tu, doko�a obszernych dziedzi�c�w, stoj� przyszk�ki, chedery, miejsca zgromadze� zwierzchno�ci kahalnej; tu przysiad� niziuchny, czarny domek o dw�ch okienkach, istna lepianka, kt�r� od kilku ju� wiek�w i wielu pokole� zamieszkuj� rabini ze s�ynnej w gminie i daleko poza gmin� rodziny Todros�w pochodz�cy; tu na koniec panuje zawsze czysto�� wzorowa, a cho� gdzie indziej, w jesiennych szczeg�lnie i wiosennych porach, ludzie topi� si� niemal w b�ocie i zakopuj� w �mieciu, podw�rze szkolne okrywaj� zawsze suche i bia�e kamienie; �d�b�a s�omy nawet trudno by na nich dopatrze�, bo je�li i znajdzie si� kiedy jakie, wnet podnosi je r�ka przechodnia, dba�ego o pi�kno�� miejsc �ciel�cych si� do st�p �wi�tyni. Jakie znaczenie Szyb�w posiada dla ludno�ci izraelskiej zamieszka�ej w stronach bia�oruskich, a nawet dalej jeszcze, na szerokich przestrzeniach Litwy, wnie�� mo�na z k�opotliwego do�� wydarzenia, kt�re spotka�o szlachcica pewnego, wi�cej weso�ego ni� m�drego, w rozmowie z pewnym �ydkiem � faktorem pokornym, wi�cej jednak dowcipnym ni� pokornym. �ydek � faktor sta� u drzwi gabinetu pa�skiego, pochylony nieco ku pa�skiemu obliczu, u�miechniony, got�w zawsze do spr�ystego poskoku w celu us�u�enia panu i do dowcipnego s��wka w celu oburzenia dobrego jego humoru. Pan by� w dobrym humorze i �artowa� z �ydka. � Chaimku � m�wi� � czy by�e� ty w Krakowie? � Nie by�em, ja�nie panie! � To� ty, Chaimku, bardzo niem�dry! Chaimek uk�oni� si�. � Chaimku, czy by�e� ty w Rzymie? � Nie by�em, ja�nie panie! � To� ty, Chaimku, bardzo niem�dry! Chaimek uk�oni� si� powt�rnie, ale zarazem o dwa kroki bli�ej pana przyst�pi�. Na ustach zaigra� mu jeden z tych u�miech�w w�a�ciwych ludziom jego plemienia, sprytnych, przebieg�ych, o kt�rych powiedzie� na pewno nie mo�na, czy pokora w nich maluje si� albo tajemny tryumf, pochlebstwo albo szyderstwo. � Przepraszam jasnego pana � rzek� z cicha � czy jasny pan by� w Szybowie? Szyb�w odleg�ym by� od miejsca, na kt�rym toczy�a si� rozmowa, o jakich mil dwadzie�cia. Szlachcic odpowiedzia�: � Nie by�em. � A co teraz b�dzie? � ciszej jeszcze szepn�� Chaimek. Podanie zamilcza o tym, co na k�opotliwe pytanie to odpowiedzia� weso�y szlachcic, ale z pos�u�enia si� Szybowem jako argumentem odpieraj�cym ubli�aj�ce twierdzenie, a raczej wywzajemniaj�cym si� za nie, wnie�� mo�na, i� dla Chaimka Szyb�w by� tym, czym dla szlachcica by� Krak�w i Rzym, wi�c miejscem skupiaj�cym w sobie i przedstawiaj�cym cywilne i religijne powagi. Gdyby ktokolwiek zapyta� by� pod�wczas �ydka � faktora, dlaczego tak wysokie znaczenie przywi�zuje do mie�ciny ma�ej, zapad�ej w�r�d g�uchych r�wnin, wymieni�by on prawdopodobnie dwa tylko nazwiska b�d�ce nazwiskami dw�ch rod�w od wiek�w w Szybowie zamieszka�ych: Ezofowicz�w i Todros�w. Pomi�dzy dwoma rodami tymi taka zachodzi�a r�nica i tak wytworzy� si� podzia�, �e Ezofowiczowie przedstawiali sob� do wysokiego stopnia spot�gowany �ywio� �wieckich �wietno�ci, jako to: licznego rozrodzenia si� i zestosunkowania, bogactwa i bystrej zr�czno�ci w robieniu interes�w i powi�kszaniu maj�tku � Todrosowie za� przedstawicielami byli �ywio�u duchownego: pobo�no�ci, religijnej uczono�ci, surowej a� do ascetyzmu czysto�ci �ycia. By� mo�e nawet, i� Chaimek zapytany o przyczyn� znaczenia przywi�zywanego do ma�ej mie�ciny zapomnia�by o wymienieniu Ezofowicz�w; jakkolwiek bowiem bogactwem i wp�ywami rodu tego chlubili si� Izraelici wszyscy na wiele dziesi�tk�w mil doko�a niby jedn� ze swych chwa� narodowych, blask ten, czysto �wiatowy, blad� przy promieniach duchowej �wi�to�ci, kt�rymi otoczonym by�o od niezmiernie dawna imi� Todros�w. Todrosowie uwa�anymi byli od dawien dawna przez ca�� ludno�� izraelsk�, Bia�oru� i Litw� zamieszkuj�c�, za sko�czony wz�r i nienaruszon� ark� prawowierno�ci religijnej. Czy by�o tak w istocie? Znajdowali si� tu i �wdzie uczeni talmudy�ci, kt�rzy na wzmiank� o talmudycznej prawowierno�ci Todros�w u�miechali si� jako� dziwnie i gdy si� zeszli z sob�, smutnie co� o niej szeptali. Wiele, wiele do my�lenia dawa�a uczonym talmudystom owa s�awiona prawowierno�� talmudyczna Todros�w. Stanowili oni przecie� ogromn� mniejszo��; kilku ich by�o zaledwie lub kilkunastu w�tpliwych wobec wierz�cych t�um�w. T�umy wierzy�y, wielbi�y i do Szybowa d��y�y, jako do miejsca u�wi�conego, z pok�onem, po nauk�, rad�, pociechy i leki. Nie zawsze przecie� Szyb�w posiada� tak� s�aw� prawowierno�ci. Owszem, pierwszymi za�o�ycielami jego byli odszczepie�cy, przedstawiciele w Izraelu ducha opozycji i rozbioru, karaici. Niegdy�, bardzo dawno temu, nawr�cili si� oni byli na wiar� sw� mo�ny lud zamieszkuj�cy p�yn�c� winem i z�otem ziemi� Chersonesu i stali si� jej kr�lami. Potem ze wspomnieniami kr�lowania tego, z jedyn� religijn� i prawodawcz� ksi�g� sw�, Bibli�, pow�drowali w �wiat podw�jni wygna�cy Palestyny i Krymu, a ma�a cz�stka ich, sprowadzona na Litw� przez w. Ksi�cia litewskiego Witolda, posun�a si� a� na Bia�oru� i tam osiad�a w gromadce domk�w i lepianek, kt�r� nazwano Szybowem. Natenczas w pi�tkowe i sobotnie wieczory planowa�a w miasteczku g�ucha cisza i ciemno��, karaici bowiem wbrew talmudystom nie spotykali �wi�tego dnia sabatu �wiat�em rz�sistym, gwarnym weselem i obfitymi ucztami, ale witali go ciemno�ci�, milczeniem, smutkiem i rozmy�laniem nad upadkiem �wi�tyni chwa�y i mocy ojczystej. Wtedy z czarnych wn�trzy domostw, zza ma�ych m�tnych okienek, wyp�ywa�y na zewn�trz przyciszone, przeci�g�e, �piewne i �a�o�liwe d�wi�ki, kt�rymi ojcowie opowiadali dzieciom swym o prorokach, kt�rzy nad rzekami Babilonu t�ukli harfy swe i ucinali palce u r�k, aby nikt zmusi� ich nie m�g� do �piewu w niewoli o b�ogos�awionej krainie Chawili, k�dy� na po�udniu Arabii po�o�nej, w kt�rej dziesi�� pokole� izraelskich mieszka�o w swobodzie, szcz�ciu i pokoju, nie znaj�c, co to k��tnia albo miecz, o �wi�tej rzece Sabationu, kryj�cej izraelskich tu�aczy przed oczami ich wrog�w. Przysz�a jednak pora, w kt�rej tu i �wdzie w pi�tkowe wieczory okienka domk�w b�yska� pocz�y �wiat�ami i rzuca� na zewn�trz gwar g�o�nych rozm�w i ch�ralnych modlitw. Rabbanici przybywali. Czciciele talmudycznych powag, przedstawiciele �lepej wiary w podania ustne zebrane i przekazane przez kohen�w, tanait�w i gaon�w nachodzili i wypierali z siedlisk garstk� kacerzy � rozbitk�w. Pod wp�ywem naj�cia tego gmina karaicka topnia�a z wolna; ostatni cios zada� jej m�� znany w dziejach Izraelit�w polskich, Micha� Ezofowicz, Senior. Pierwszy to by� Ezofowicz, kt�rego imi� wy�oni�o si� z cieni�w niewiadomo�ci. Rodzina jego, niezmiernie dawno w Polsce osiad�a, jedn� z tych by�a, kt�re za kr�l�w Jagiellon�w pod wp�ywem praw i zwyczaj�w, wytworzonych niezwykle wysokim na one czasy stanem o�wiaty w Polsce, �yczliwymi wysokim na one czasy stanem o�wiaty w Polsce, �yczliwymi w�z�y po��czy�y si� z miejscow� ludno�ci�. Seniorem, czyli starszym nad �ydami wszystkimi i Litw�, i Bia�oru� zamieszkuj�cymi, mianowa� go kr�l Zygmunt I dyplomem, kt�rego ust�p g��wny brzmia�, jak nast�puje: My, Zygmunt, Z Bo�ej �aski itd., wiadomo czynimy wszystkim �ydom zamieszka�ym w pa�stwie, Ojczy�nie naszej...Zwa�ywszy na wierne ku nam us�ugi �yda, Micha�a Ezofowicza, i bacz�c, aby�cie w sprawach waszych z Nami w niczym nie doznawali przeszkody i op�nienia, wed�ug sprawiedliwo�ci stanowimy: aby Micha� Ezofowicz wszystkie wasze sprawy przy Nas za�atwia� i by� nad wami wszystkim starszym, a wy macie za jego po�rednictwem do Nas si� udawa� i by� jemu we wszystkim uleg�ymi. B�dzie on was s�dzi� i rz�dzi� wami wed�ug zwyczaju waszego prawa, i winnych kara� z przyzwoleniem Naszym, ka�dego wed�ug zas�ugi... Z kilku wzmianek, kt�re czyni o nim historia, �atwo pozna� w Seniorze cz�owieka silnej i spr�ystej woli. W pewn� siebie d�o� uj�� on powierzone mu nad wsp�wyznawcami rz�dy, a na tych, kt�rzy podda� si� im nie chcieli, na karait�w mianowicie, rzuci� kl�tw� wy��czaj�c� ich spo�r�d spo�ecze�stwa izraelskiego i odbieraj�c� im prawo do wsp�plemiennej pomocy i przyja�ni. Pod uderzeniem ciosu tego egzystencja dawnych mieszka�c�w Szybowa, do�� smutna, uboga i bezczynna przedtem, ostatecznemu uleg�a rozpr�eniu. Potomkowie chazarskich w�adc�w, kacerze, stanowi�cy, jak zwykle bywa, �r�d spo�ecze�stwa swego ogromn� mniejszo�� i b�d�cy dla� przedmiotem niech�ci i wstr�tu, zn�kani i biedni, z upartym swym a wy��cznym przywi�zaniem do Biblii w sercu, ze swymi poetycznymi legendami na ustach, opu�cili miejsce, kt�re im da�o chwilowy przytu�ek. Rozeszli si� w �wiat szeroki i nieprzyjazny, za ca�y �lad dwuwiekowego pobytu swego w szarej gromadce domostw rzuconej �r�d bia�oruskich roz�og�w pozostawiaj�c kilka rodzin wytrwalszych, nami�tniej przywi�zanych do starych grob�w, kt�re schroni�y ko�ci ich ojc�w, i do wzg�rza usianego gruzami �wi�tyni ich, obalonej przez zwyci�skich rabbanit�w. Rabbanici zaj�li Szyb�w w posiadanie zupe�ne i, co prawda, czynno�ci� sw�, zapobiegliwo�ci�, �cis�� sp�jno�ci� dzia�a� swych, kt�re �r�d�o si�y swej czerpa�y z bezprzyk�adnej niemal wzajemnej pomocy, zamienili szar� mie�cin� z miejsca ciszy, smutku i ub�stwa w miejsce ruchu, gwaru, zachodu i bogactw. W og�le zreszt� dobrze si� dzia�o w czasach onych �ydom poddanym w�adzy Seniora. Opr�cz materialnych powodze� �wita� dla nich zacz�a nadzieja wyd�wigni�cia si� z umys�owej ciemnoty i ze spo�ecznego poni�enia. Senior posiada� musia� umys� bystry i jasny, skoro zza wiekowych uprzedze� i przes�d�w dojrze� potrafi� ducha czasu i potrzeby ludu swego. Nie przez fanatyzm religijny zapewne, ale dla czysto administracyjnych lub i szerzej spo�ecznych cel�w odrzuci� on by� karait�w od Izraelowego �ona, jakkolwiek bowiem rabbanit� by�, wi�c obowi�zanym do bezwzgl�dnej czci i wiary wzgl�dem religijnych powag, skeptycyzm, najlepsza ta, a mo�e i jedyna droga ku m�dro�ci, nawiedza� niekiedy umys� jego. W jednym z poda� swych do kr�la odpieraj�c zarzuty, kt�re czyniono sprawiedliwo�ci dokonywanych przeze� s�d�w, smutnie i nieco ironicznie pisa� on: Ksi�gi nasze r�nie i r�nie nakazuj�; nie wiemy cz�sto, jak post�pi�, kiedy Gamaliel tak, a Elizer inaczej rozkazuj�. W Babilonie jedna, w Jerozolimie druga jest prawda[1]. My s�uchamy drugiego Moj�esza[2], a nowi nazywaj� go kacerzem. Zach�cam ja uczonych do pisania takich m�drych rzeczy, aby rozumni i g�upi s�ucha� ich mogli. By�a to w�a�nie pora, w kt�rej na Zachodzie w�r�d Izraelit�w osiad�ych w Hiszpanii i Francji podni�s� si� wielki sp�r o to, czy nauka �wiecka wzbronion� lub dozwolon� ma by� wyznawcom Biblii i Talmudu. Zdania wa�y�y si�, lecz d�ugo wa�y� si� nie mog�y, gdy� stronnicy bezwarunkowego wy��czenia si� Izraela spo�r�d umys�owych prac i d��e� ludzko�ci stanowili wi�kszo�� ogromn�. Na spo�ecze�stwo ka�de nachodz� niekiedy chwile takiego zapadania w ciemno��. Zdarza si� to wtedy najcz�ciej, gdy �ywotno�� i energia narodu zm�czon� uczuje si� d�ugim pasmem dokonanych wysile� i przetrwanych m�czarni, os�abion� potokami wylanej krwi. �ydzi zachodni po kilku stuleciach istnienia w trwodze, tu�actwie, we krwi i ogniu przebywali w wieku XVI chwil� tak�. Dalekimi ju� by�y od nich czasy te, w kt�rych z �ona ich powstawali s�awni doktorowie umiej�tno�ci �wieckich, mi�owani przez ludy, powa�ani przez samych kr�l�w; dalek� od nich, zapomnian� ju�, 1 Dwa wydania Talmudu, babilo�skie i jerozolimskie, niezupe�nie ze sob� zgodne (przyp. aut.). 2 Majmonidesa (przyp. aut.). wzgardzon� by�a szeroka i wysoka my�l Majmonidesa, kt�ry oddaj�c nale�n� cze�� izraelskiemu prawodawcy wielbi� te� greckich m�drc�w, kt�ry nauk� biblijn� i talmudyczn� oprze� i utrwali� usi�owa� na podstawach matematycznych i astronomicznych prawd, otwarcie wyznawa� pragnienie zawarcia dwu tysi�cy pi�ciuset arkuszy Talmudu w jednym chocia�by, byle jasnym jak dzie� rozdziale, kt�ry mniema� nierozs�dnych religijnymi nawet nie usprawiedliwiaj�c wierzeniami utrzymywa�, �e �oczy umieszczonymi s� z przodu g�owy cz�owieka, nie za� z ty�u, dlatego, aby wolno mu by�o patrze� przed siebie�. I przepowiada�, ��e �wiat ca�y nape�ni si� kiedy� wiedz�, tak jak wod� nape�nionymi s� otch�anie morza�. Cztery wieki min�o, odk�d znikn�a z powierzchni �wiata powa�na, s�odka, wysoce sympatyczna posta� izraelskiego my�liciela, kt�ry zreszt� by� jednym z najwi�kszych w og�le my�licieli �rednich wiek�w. Olbrzyma z orlim wzrokiem i p�omiennym sercem zast�pi�y kar�y o piersi zm�czonej i przesyconej gorycz�, o spojrzeniu spogl�daj�cym na �wiat m�tnie, ciasno, podejrzliwie. �Strze� si� m�dro�ci greckiej � wo�a� do syna swego J�zef Ezobi � albowiem podobn� ona jest do sodomskiej winnicy lej�cej w g�ow� cz�owieka pija�stwo i grzech�. �Obcy ludzie wciskaj� si� w bramy Syjonu!� � wyrzek� Abba � Mazi na wie�� o �ydowskiej m�odzie�y ucz�cej si� u innowierczych mistrz�w. A wszyscy spo�em, rabini i naczelnicy gmin �ydowskich na Zachodzie, wydaj� rozkaz, a�eby nikt przed sko�czeniem trzydziestu lat �ycia nie ima� si� zaj�� oko�o nauki �wieckiej. �Ten tylko bowiem � powiadaj� � kt�ry nape�ni� ju� umys� sw�j Bibli� i Talmudem, posiada prawo ogrzewania si� przy obcych p�omieniach�. �Rabbi! � odpowiadali na to �mielsi nieco, lubo niemniej poddaj�cy si� kornie rozporz�dzeniu duchowych zwierzchnik�w swych � a jako� b�dziemy badali wiedz� �wieck� po trzydziestu latach naszego �ycia, skoro do czasu tego umys�y nasze st�piej�, pami�� um�czy si� i nie b�dziemy ju� mieli ochoty i si�y m�odo�ci?� Sta�o si� przecie� tak, jak nakazanym by�o. Umys�y ich st�pi�y si�, pami�� zm�czona omdla�a, opad�y z nich si�y i ch�ci m�odo�ci. Gr�b Majmonidesa, milcz�cy i nieruchomy, sta� po�r�d morza ciemno�ci, kt�re rozla�o si� na lud, przez niego wiedziony ku �wiat�u. Na pami�� jego rzucono kl�tw�, a zuchwa�a r�ka star�a mu z grobowca napis pe�ny wdzi�czno�ci i chwa�y, zast�puj�c go s�owami suchymi i okrutnymi jak ciemnota i fanatyzm: �Tu spoczywa Moj�esz Majmonides, wykl�ty kacerz�. Te� spory w tym�e samym czasie powsta�y i w�r�d Izraelit�w w Polsce osiad�ych, tylko �e nie tyle znu�eni udr�czeniami, kt�rych do�wiadczyli niesko�czenie mniej ni� wsp�bracia ich na Zachodzie, swobodniejsi, pewniejsi praw swych do bytu i przysz�o�ci, mniej nami�tny wstr�t okazywali oni do �obcych p�omieni�. Owszem, utworzy�o si� �r�d nich do�� liczne stronnictwo, kt�re wielkim g�osem wo�a�o o nauk� �wieck�, o pobratanie si� z reszt� ludzko�ci w umys�owych trudach i d��eniach. Jednym z ludzi stoj�cych na czele stronnictwa tego by� Senior litewski, Ezofowicz. Za jego to przewa�nie staraniem wydan� zosta�a przez synod �ydowski w czasie tym zgromadzony odezwa do wszystkich �yd�w polskich, kt�rej g��wny ust�p brzmia�, jak nast�puje: Jehowa ma liczne sefiroty, Adam mia� r�ne doskona�o�ci wyp�ywy. Izraelita te� na jedne nauce (religijnej)przestawa� nie powinien. Pierwsza jest �wi�ta nauka, ale dlatego inne nie opuszczaj� si�. Najlepszy jest owoc rajskie jab�ko, ale dlatego czyli� nie mamy mniej smacznego je�� jab�ka?... Byli �ydzi u kr�l�w na dworze,Mardochej by� uczonym, Ester by�a m�dra, Nehemiasz by� radc� perskim � i lud wybawili z niewoli. Uczcie si�,b�d�cie u�ytecznymi kr�lami i panom, a b�d� was szanowa�. Ile gwiazd na niebie, ile piasku w morzu, tyle jest �yd�w na �wiecie; ale nie �wiec� oni jako gwiazdy, lecz ka�dy ich depcze jako piasek... Jednak rzuca wiatr nasiona r�nych drzew i nikt si� nie pyta, sk�d najpyszniejsze drzewo ma poch�d. Czemu�by i z nas cedr liba�ski miasto tarniny powsta� nie m�g�? M��, pod kt�rego natchnieniem napisan� zosta�a odezwa wzywaj�ca �yd�w polskich, aby obracali si� twarzami w stron�, z kt�rej nadchodzi�y �wiat�a przysz�o�ci, spotka� si� oko w oko z cz�owiekiem zapatrzonym w przesz�o�� i w ciemno��. By� nim �wie�o przyby�y z Hiszpanii do Polski a w Szybowie osiad�y Nehemiasz Todros, potomek owego s�ynnego Todrosa Abulaffi Haleviego, kt�ry przez czas jaki� s�yn�� z talmudycznej m�dro�ci swej i prawowierno�ci, da� si� potem uwie�� ponurym tajemnicom kabalistyki i wspieraj�c j� powag� sw�, przyczyni� si� znacznie do wytworzenia w Izraelu jednego z najstro�szych ob��d�w, jakiemu duch narodu ulec mo�e. Wie�� niesie, �e ten�e Nehemiasz Todros, nosz�cy tytu� ksi���cy nassi, pierwszy przywi�z� do Polski ksi�g� Zohar, zawieraj�c� w sobie wyk�ad, a raczej kwintesencj� zgubnej doktryny, i �e odt�d w�a�nie datuje si� w Polsce zmieszanie nauk talmudycznych z kabalistyk�, kt�re coraz og�lniej i szkodliwiej dzia�a� mia�o na umys�y i �ycie polskich �yd�w. Historia milczy o rozterkach i walkach wznieconych innowacj� t� w�r�d ludu, kt�ry ju�, ju� wybi� si� mia� z ogarniaj�cych go d�ugo ciemno�ci, ale podania, �wi�tobliwie przechowywane w �onach rodzin, opowiadaj�, i� w walce, kt�ra d�ugo i zawzi�cie toczy�a si� pomi�dzy Micha�em Ezofowiczem, �ydem z dawna polskim, a Nehemiaszem Todrosem, hiszpa�skim przybyszem, pierwszy zwyci�onym zosta�. Strawiony zgryzot�, kt�r� sprawia� mu widok ludu jego zwracaj�cego si� na drogi b��dne, gn�biony intrygami wzniecanymi przeciw niemu przez pos�pnego przeciwnika, umar� on w sile lat i wieku. Imi� jego przechowywanym by�o w rodzinie Ezofowicz�w z pokolenia na pokolenie. Wszyscy oni szczycili si� wspomnieniem tym, jakkolwiek z up�ywem czasu coraz mniej rozumieli istotne jego znaczenie. Od czasu to owego datuje si� wielka powaga duchowa Todros�w i stopniowe umniejszanie si� wp�yw�w moralnych wywieranych przez Ezofowicz�w. Ci ostatni, wyparci przez pierwszych z dziedziny szerokich spo�ecznych dzia�a�, wszystkie zdolno�ci swe zwr�cili na pole stara� i zabieg�w maj�cych na celu dobra materialne. Sp�awne rzeki okrywa�y si� rokrocznie statkami b�d�cymi ich w�asno�ci� a wioz�cymi ku dalekim portom ogromne zasoby przer�nych przedmiot�w handlu; dom ich stoj�cy w�r�d lichej mie�ciny stawa� si� coraz bardziej g��wnym ogniskiem krajowego kredytu i przemys�u; ku nim, jak ku nowoczesnym Rotszyldom, zwracali si� wszyscy ci, kt�rzy dla powodzenia zamiar�w swych i przesi�bierstw potrzebowali z�otej podpory. Ezofowicze dumni byli zdobyt� pot�g� kruszcu i przestali ca�kiem troszczy� si� o inn�, o t� pot�g� wp�yw�w na ducha i los narodu, kt�r� posiada� pradziad ich, a kt�r� na zawsze, zda si�, wydarli im z r�k Todrosowie, ci Todrosowie, kt�rzy ubodzy wiecznie, n�dzarze niemal, zamieszkuj�cy lich� chatk� u st�p �wi�tyni przysiad��, gardz�cy wszystkim, co mia�o poz�r wykwintu, pi�kna, a cho�by wygody, s�yn�li przecie� szeroko na wsze strony kraju i poci�gali ku sobie najpobo�niejsze westchnienia, najgor�tsze marzenia i t�sknoty ludu swego. I raz tylko w ci�gu dw�ch wiek�w jeden jeszcze Ezofowicz pokusi� si� nie ju� tylko o materialne, ale i moralne dostoje�stwo. Zdarzy�o si� to u ko�ca zesz�ego stulecia. W Warszawie zasiada� wielki Sejm Czteroletni. Odg�osy toczonych tam obrad dosz�y a� do bia�oruskiej mie�ciny. Ludno�� zamieszkuj�ca j� ciekawie nadstawi�a ucha, s�ucha�a, czeka�a. Z ust do ust bieg�a wie�� nabrzmia�a nadziej� i trwog�; radz� tam i o �ydach! � Co tam o nas gadaj�? co tam o nas pisz�? � zadawali sobie wzajem pytania d�ugobrodzi przechodnie ciasnych uliczek Szybowa, ubrani w d�ugie cha�aty i w wielkie futrzane czapki. Ciekawo�� wzrasta�a z dniem ka�dym tak bardzo, �e a� powstrzymywa�a w spos�b zupe�nie niezwyk�y ruch pieni�nych i handlowych interes�w. Niekt�rzy puszczali si� nawet w dalek� i trudn� podr� do Warszawy, aby znale�� si� bli�ej �r�d�a, z kt�rego wychodzi�y wiadomo�ci, a znalaz�szy si� tam przesy�ali wsp�braciom pozosta�ym w bia�oruskiej mie�cinie d�ugie listy, zmi�te i wyplamione dzienniki, kartki powydzierane z rozlicznych broszur i ksi��ek. Spomi�dzy tych wszystkich, kt�rzy pozostali w miasteczku, najpilniej i najniespokojniej nadstawiali ucha dwaj ludzie: Nochim Todros, rabin, i Hersz J�zefowicz, bogaty kupiec. Stosunek wzajemny tych dw�ch ludzi zawiera� w sobie g�uch�, tajemnie wrz�c� niech��. Nie lubili si�. Na poz�r zostawali ze sob� w zgodzie, ale przy ka�dej wa�niejszej sposobno�ci wychodzi� na jaw i burzliwie nieraz wybucha� antagonizm zachodz�cy pomi�dzy prawnukiem Micha�a Seniora, Majmonidesowego ucznia, a potomkiem Nehemiasza Todrosa, fanatyka kabalisty. Raz na koniec przyby�a z Warszawy do Szybowa kartka papieru z��k�ego i zmi�tego w d�ugiej podr�y, a na niej wypisanymi by�y nast�puj�ce wyrazy: Wszelkie r�nice w ubiorze, j�zyku i obyczajach pomi�dzy �ydami a miejscow� ludno�ci� zachodz�ce znie��. Wszystko, co si� religii tyczy, pozostawi� nietykalnym. Sekty nawet tolerowa�, je�eli te nie b�d� wp�ywa� szkodliwie na moralno��. �adnego �yda, zanim dojdzie dwudziestu lat �ycia, do chrztu nie przyjmowa�. Prawo do nabywania grunt�w �ydom udzieli�, a nawet tych, kt�rzy by si� rolnictwem zatrudnia� chcieli, na pi�� lat od podatk�w uwolni� i inwentarzem rolnym obdarzy�. Wzbroni� zawierania ma��e�stw przed rokiem dwudziestym dla m�czyzn a osiemnastym dla kobiet. Kartk� t� noszono po ulicach, placach i domach, czytano po setne razy, powiewano ni� w powietrzu niby chor�gwi� triumfu lub �a�oby dop�ty, a� w tych tysi�cach r�k niecierpliwych i dr��cych rozpad�a si� ona w drobne szmatki, ulotni�a si� w ��tawy py� i � znikn�a. Zdania jednak o tym, co przeczytanym zosta�o, ludno�� Szybowa nie wyra�a�a zrazu. Cz�� jej, znacznie mniejsza, pytaj�ce spojrzenia zwr�ci�a ku Herszowi, inna, ogromnie wi�ksza, bada�a twarz reba Nochima. Reb Nochim wyszed� przed pr�g swej lepianki i chude r�ce swe w znak grozy i rozpaczy wznosz�c nad g�ow� okryt� siwymi w�osy, zawo�a� po razy kilka: � Asybe! asybe! dajge! � Nieszcz�cie! nieszcz�cie! biada! � powt�rzy� za nim t�um zalegaj�cy w dniu owym podw�rzec �wi�tyni. Ale w tej samej chwili Hersz Ezofowicz stoj�cy u samych drzwi domu modlitwy za�o�y� bia�� r�k� za szeroki pas at�asowego cha�ata, drug� powi�d� po �niadej, rudawej br�dce, podni�s� wysoko g�ow� okryt� cenn� bobrow� czapk� i nie mniej dono�nie od rabina, innym tylko wcale g�osem zawo�a�: � Ofenung! ofenung! frajd! � Nadzieja! nadzieja! rado��! � nie�mia�o troch�, z cicha i z uko�nym na rabina wejrzeniem powt�rzy�a za nim nieliczna gromadka jego przyjaci�. Ale stary rabin s�uch mia� dobry. Us�ysza�. Bia�a broda jego zatrz�s�a si�, czarne oczy rzuci�y w stron� Hersza wejrzenie pe�ne b�yskawic. � Rozka�� nam brody goli� i kr�tkie suknie nosi� � zawo�a� �a�o�nie i gniewnie. � Rozum nasz uczyni� d�u�szym i serca w piersiach naszych rozszerz� � odpowiedzia� mu od drzwi �wi�tyni donios�y g�os Hersza. � Zaprz�g� nas do p�ug�w i ka�� nam uprawia� krain� wygnania! � krzycza� reb Nochim. � Otworz� przed nami skarby ziemi i rozka�� jej, aby ojczyzn� nam by�a! � wo�a� Hersz. � Zabroni� nam koszery zachowywa� i z Izraela uczyni� lud chazarnik�w! � Dla dzieci naszych szko�y pobuduj� i z Izraela uczyni� cedr liba�ski miasto tarniny! � Twarze syn�w naszych brodami porosn�, zanim wolno im b�dzie �ony poj�� sobie! � Kiedy pojm� oni swe �ony, rozum w ich g�owach i si�a w ich r�kach b�d� ju� wyros�e! � Rozka�� nam grza� si� przy obcych p�omieniach i pi� z sodomskiej winnicy! � Przybli�� do nas Jobel-ha-Gadol, �wi�to rado�ci, w kt�rym jagni� bezpiecznie spoczywa� b�dzie obok tygrysa! � Herszu Ezofowiczu! Herszu Ezofowiczu! przez usta twoje m�wi dusza pradziada twego, kt�ry wszystkich �yd�w zaprowadzi� chcia� do cudzych p�omieni! � Reb Nochim! Reb Nochim! przez oczy twoje patrzy dusza twego pradziada, kt�ry wszystkich �yd�w zatopi� w wielkich ciemno�ciach! Tak w�r�d og�lnej g��bokiej ciszy t�umu, z dala od siebie stoj�c, rozmawiali ze sob� dwaj ci ludzie. G�os Nochima stawa� si� coraz cie�szy i ostrzejszy, Hersza brzmia� coraz silniejszymi, g��bszymi tony. ��te policzki starego rabina okry�y si� plamami ceglastych rumie�c�w, twarz m�odego kupca zblad�a. Rabin trz�s� nad g�ow� wysch�ymi d�o�mi, rzuca� posta� w ty� i naprz�d, a srebrna broda jego rozwia�a mu si� na oba ramiona; kupiec sta� prosto i nieruchomo, w szarych oczach jego b�yska�o gniewne szyderstwo, a r�ka za pasem tkwi�ca odbija�a bia�o�ci� od g��bokiej czerni at�asu. Par� tysi�cy oczu szybkimi spojrzeniami biega�o od twarzy jednego z dw�ch przyw�dc�w ludu ku twarzy drugiego, par� tysi�cy ust dr�a�o, lecz � milcza�o. Na koniec rozszed� si� po podw�rzu �wi�tyni przeszywaj�cy powietrze, ostry, przeci�g�y krzyk reb Nochima: � Asybe! asybe! dajge! � j�cza� starzec z �kaj�c� piersi� i za�amanymi nad g�ow� r�kami. � Ofenung! ofenung! frajd! � podnosz�c w g�r� bia�� r�k� i g�osem rado�ci� brzmi�cym wykrzykn�� Hersz. T�um milcza� jeszcze chwil� i sta� nieruchomy, potem g�owy jego pochyla� si� zacz�y ku sobie na kszta�t fal ko�ysanych w przeciwne strony i na kszta�t w�d szemrz�cych szemra� pocz�y usta, a� nagle par� tysi�cy r�k podnios�o si� w g�r� z gestem trwogi i b�lu i par� tysi�cy piersi wyda�o ch�ralny ogromny okrzyk: � Asybe! asybe! dajge! Reb Nochim zwyci�y�. Hersz powi�d� okiem doko�a. Stronnicy jego otaczali go �ci�nionym ko�em. Nie powtarzali wprawdzie okrzyk�w t�umu, ale � milczeli. Pospuszczali g�owy i nie�mia�e wzroki utkwili w ziemi. Po ustach Hersza przelecia� u�miech wzgardliwy i kiedy lud t�umn�, j�cz�c� fal� cisn�� si� do �wi�tyni, kiedy reb Nochim biegn�c na czele jego potrz�sa� wci�� nad siw� g�ow� ��tymi r�kami i przed progiem �wi�tyni jeszcze rozpoczyna� wielkim g�osem modlitw� odmawian� w godzin� niebezpiecze�stwa, kiedy na koniec brunatne �ciany domu modlitwy rozbrzmiewa�y ogromnym, �kaj�cym krzykiem: �Bo�e, ratuj nar�d Tw�j! zbaw zguby ostatki Izraela!� � m�ody kupiec sta� d�ugo nieruchomy, z g��bok� zadum� w ziemi� wpatrzony, potem wolnym krokiem przeszed� obszerny rynek miasteczka i znikn�� w g��bi stoj�cego przy nim obszernego i poka�nego domu. Dom by� to najobszerniejszy i najpoka�niejszy z ca�ego miasteczka, nowy jeszcze zupe�nie, bo przez Hersza samego zbudowany, ��tymi �cianami i jasnymi oknami b�yszcz�cy. We wn�trzu jego, w izbie du�ej, na bardzo prostym drewnianym sprz�cie Hersz przesiedzia� d�ugo z chmurnym wzrokiem i z czo�em w d�oniach ukrytym. Podni�s� potem g�ow� i zawo�a�: � Frejda! Frejda! Na wo�anie to otworzy�y si� drzwi s�siedniej izby i w z�otym o�wietleniu ogniska szeroko tam p�on�cego ukaza�a si� w progu m�oda, wysmuk�a kobieta. Na g�owie mia�a ona wielki bia�y zaw�j, bia�y fartuch spada� od szyi jej, zdobnej w kilka sznur�w pere�, a� ku do�owi kwiecistej sp�dnicy. Ogromne, czarne oczy jej �wieci�y weso�o i p�omiennie po�r�d �ci�g�ej, �agodnej twarzy. Stan�a naprzeciw m�a i zapytywa�a go wzrokiem tylko. Hersz wskaza� jej oczami �aw�, na kt�rej te� wnet usiad�a. � Frejdo! � zacz�� � czy ty s�ysza�a o tym, co u nas dzia�o si� w miasteczku? � S�ysza�am � odpowiedzia�a z cicha � brat m�j, Joze, zachodzi� do mnie i m�wi�, �e ty bardzo k��ci� si� dzi� z reb Nachimem. � On chce mnie zje��, tak jak pradziad jego zjad� mego pradziada. W czarnych oczach Frejdy odmalowa�a si� trwoga. � Hersz! � zawo�a�a � ty z nim nie k��� si�! on wielki i �wi�ty! za nim wszyscy b�d�. � Nu � po chwili milczenia odpowiedzia� z u�miechem m�� � ju� ty nie l�kaj si�! Teraz ju� inne czasy id�! On mnie nic nie zrobi. A ja nie mog� zamyka� moich ust, kiedy moje serce g�o�no krzyczy na mnie, �ebym ja gada�! I ja nie mog� patrze� na to, jak ten cz�owiek m�wi, �e to, co dobre jest, z�e jest, a g�upi nar�d patrzy jemu w oczy i krzyczy potem to, co i on, cho� nic nie rozumie. Nu! a sk�d on ma co rozumie�? Czy Todrosy uczyli jego kiedy rozpoznawa� z�e od dobrego i to, co by�o, z tym, co b�dzie? Po chwilowym milczeniu Hersz zacz�� znowu: � Frejda! � Co, Herszu? � Czy ty nie zapomnia�a� jeszcze tego, co ja tobie opowiada�em o Michale Seniorze? Kobieta splot�a nabo�nie r�ce. � Na co ja mia�am zapomina�! � zawo�a�a. � Ty mnie pi�kne historie o nim opowiada�! � To by� wielki, bardzo wielki cz�owiek! Todrosy go zjedli. �eby go oni nie zjedli, on by wielkie rzeczy dla �yd�w zrobi�. Ale to nic. Ja jego zapytam si�, jak on chcia� robi�; to on mnie nauczy � i ja zrobi�! Frejda zblad�a. � A jak ty jego zapytasz si� � szepn�a z trwog� � kiedy on ju� dawno nie �yje! Tajemniczy u�miech przelecia� � Ju� ja wiem jak! Czasem Pan B�g tak daje, �e i ci, kt�rzy dawno nie �yj�, gada� mog� i uczy� prawnuk�w swoich. � Frejda! � zacz�� po chwili � czy ty wiesz, co Micha� Senior robi�, jak poczu�, �e Todrosy zjedz� go i �e on umrze wprz�d, nim inne czasy przyjd�? � Nu, co on robi�? � On zamkn�� si� w izbie sam jeden i d�ugo tam siedzia� nic nie jedz�c i nic nie pij�c, i nie �pi�c i � tylko pisa�. A co on pisa�? tego jeszcze nikt nie dowiedzia� si�, bo on pisanie swoje gdzie� schowa� bardzo g��boko; a kiedy jemu ju� �le przysz�o i on poczu�, �e b�dzie po nim, to on swoim synom powiedzia�: �Ja napisa� wszystko, co ja wiedzia� i co ja czu�, i co ja zrobi� my�la�, ale pisanie moje schowa�em przed wami, bo teraz takie czasy przysz�y, �e ono na nic si� nie przyda. Todrosy panuj� i d�ugo panowa� b�d�, i tak zrobi�, �e ani wy, ani wasze dzieci i wnuki pisania mego zobaczy� nie chc�; a �eby i zobaczyli, toby rozszarpali je i wiatrom dali na zniszczenie, i m�wiliby, �e Micha� Senior by� kofrim (niedowiarek), i wykl�liby go tak, jak wykl�li drugiego Moj�esza. Ale przyjdzie zn�w czas taki, �e praprawnuk m�j b�dzie bardzo chcia� pisanie moje mie�, �eby u niego zapyta� si�, co my�le� i jak robi�, �eby �yd�w z niewoli Todros�w wybawi� i ich do tego s�o�ca zaprowadzi�, przy kt�rym grzej� si� inne narody. Ten praprawnuk m�j, co tego bardzo zechce, pisanie moje znajdzie, a wy tylko wszyscy m�wcie w godzin� �mierci waszej najstarszym synom waszym, �e ono jest i �e w nim bardzo m�dre rzeczy napisane stoj�. I nich tak b�dzie z pokolenia na pokolenie. Ja wam tak rozkazuj�. Pami�tajcie pos�uszni by� temu, kt�rego dusza zas�u�y�a sobie na to, a�eby by� nie�mierteln�!�[3] 3 Doktryna Moj�esza Majmonidesa o nie�miertelno�ci duszy ludzkiej, wed�ug kt�rej cz�owiek ka�dy kszta�ceniem umys�u swego i doskona�o�ci� moraln� nie�miertelno�� sobie zdobywa� musia�, a kar� z�ych czyn�w jego mia�o by� � nicerstwo (przyp. aut.) Hersz sko�czy� m�wi�. Frejda siedzia�a nieruchoma, wpatrzona w twarz m�a wzrokiem pe�nym ciekawo�ci. � Ty tego pisma b�dziesz szuka�? � zapyta�a z cicha. � Ja jego b�d� szuka� � powt�rzy� m�� � i ja je znajd�, bo ja jestem ten praprawnuk, o kt�rym m�wi� Micha� Senior, kiedy umiera�. Ja pisanie to znajd�. Ty, Frejda, szuka� mi pomagaj! Kobieta stan�a wyprostowana, rozpromieniona rado�ci�. � Ty dobry jeste�, Hersz! � zawo�a�a z g��bi piersi � ty dobry jeste�, �e mnie, kobiet�, do takich wa�nych interes�w i do takich wielkich my�li przypuszczasz! � A czemu bym ja ciebie przypuszcza� do nich nie mia�? Czy ty domu mego �le pilnujesz albo dzieci moje �le hodujesz? Ty wszystko dobrze robisz, Frejda, i twoja dusza taka sama pi�kna jak twoje oczy! Szkar�atnym p�omieniem obla�a si� bia�a twarz m�odej Izraelitki. Spu�ci�a oczy, ale koralowe usta jej szepta�y z cicha niedos�yszalne wyrazy jakie� � mi�o�ci czy dzi�kczynienia. � Hersz wsta�. � Gdzie my pisania tego szuka� b�dziem? � zacz�� w zamy�leniu. � Gdzie? � powt�rzy�a kobieta. � Frejda � m�wi� m�� � Micha� Senior pisania swego schowa� nie m�g� w ziemi, bo on wiedzia�, �e gdyby je schowa� w ziemi, robaki by go zjedli albo zamieni�oby si� ono w proch. Czy te pisanie jest w ziemi? � Nie � odpowiedzia�a kobieta � jego w ziemi nie ma! � I w �ciany on go schowa� nie m�g�, bo on wiedzia�, �e one spr�chniej� pr�dko i ich zrzuc�, a�eby nowe postawi�. Ja te nowe �ciany sam stawi� i w starych �cianach szuka� bardzo, ale pisania w nich �adnego nie by�o. � Nie by�o! � z �alem ozwa�a si� Frejda. � I w dachu on go schowa� nie m�g�, bo on wiedzia�, �e dach zgnije i �e jego rozrzuc�, �eby nowy zrobi�. Jak ja urodzi� si�, to ju� na starym domu naszym by� dziesi�ty mo�e dach, ale mnie zdaje si�, �e pisania tego w dachu �adnym nie by�o. � Nie by�o! � powt�rzy�a kobieta. � To gdzie ono mo�e by�? Zamy�lili si� oboje. Nagle po d�ugiej chwili kobieta zawo�a�a: � Hersz! ja ju� wiem! te pisanie jest tam! M�� podni�s� g�ow�. Kobieta wyci�gni�tym palcem wskazywa�a wielk� oszklon� szaf� stoj�c� w rogu izby i nape�nion� od g�ry do do�u wielkimi ksi�gami w szarej opylonej oprawie. � Tam? � zapyta� Hersz wahaj�cym si� g�osem. � Tam � stanowczo powt�rzy�a kobieta. � Czy ty mnie nie m�wi�, �e to ksi��ki Micha�a Seniora i �e je tu wszyscy Ezofowicze na pami�tk� po nich chowali, ale �e ich nikt nigdy nie czyta�, bo takich ksi��ek Todrosy czyta� nie pozwalaj�? Hersz powi�d� d�oni� po czole, kobieta m�wi�a dalej: � Micha� Senior m�dry by� cz�owiek i przed oczami jego widna by�a przysz�o��. On wiedzia�, �e tych ksi��ek d�ugo nikt czyta� nie b�dzie i �e ten tylko, kto czyta� ich zechce, b�dzie tym praprawnukiem jego, co innych czas�w doczeka i pisanie jego znajdzie! � Frejda! Frejda! � zawo�a� Hersz � ty jeste� m�dra kobieta. Pod �nie�nym zawojem czarne oczy kobiece skromnie spu�ci�y si� ku ziemi. � Herszu! ja p�jd�, zobacz� dzieci nasze i zako�ysz� najm�odsze, kt�re zap�aka�o. Rozdam robot� s�ugom naszym i zgasi� ka�� ognisko, potem przyjd� tu pomaga� tobie w robocie twojej. � Przyjd�! � rzek� Hersz, a gdy kobieta odchodzi�a do izby, w kt�rej gwarzy�y g�osy dzieci i domownik�w, wi�d� za ni� wzrokiem i p�g�osem m�wi�: � �M�dra �ona dro�sz� jest nad z�oto i per�y. Przy niej serce m�a spokojne!� Wr�ci�a po chwili, zasun�a rygle u drzwi i z cicha zapyta�a m�a: � A gdzie klucz? Hersz znalaz� klucz od szafy pradziada, otworzy� j� i zacz�li oboje zdejmowa� z p�ek wielkie ksi�gi. K�adli je potem na ziemi, przysiadali nad nimi i powoli, z uwag� nadzwyczajn�, odwracali jedn� po drugiej karty, z��k�e od wielkiej staro�ci. Chmury py�u podnosi�y si� ze stos�w papieru nie tkni�tych przez wieki r�k� niczyj�, osiada�y na �nie�nym zawoju Frejdy i szar� warstw� przysypywa�y z�otawe w�osy Hersza. Oni jednak pracowali niezmordowanie, a z tak uroczystym wyrazem na twarzy, �e mog�o si� zdawa�, i� rozkopywali gr�b pradziadka, aby wydoby� ze� zagrzebane z nim razem wielkie jego my�li. Dzie� ju� mia� si� ku ko�cowi, kiedy nareszcie z piersi Hersza wydoby� si� krzyk podobny do tego, jakim ludzie witaj� szcz�cie i zwyci�stwo. Frejda nic nie rzek�a, tylko z ziemi powsta�a i splecione r�ce wyci�gn�a wysoko nad g�ow� dzi�kczynnym ruchem. Potem widziano Hersza modl�cego si� d�ugo i �arliwie przed oknem, z kt�rego wida� by�o wschodz�ce na niebo pierwsze gwiazdy nocy. Potem przez noc ca�� w oknie tym �wiat�o nie gas�o, a przy stole, z g�ow� na obu d�oniach wspart�, Hersz wczytywa� si� w ��te jakie�, wielkie, rozwarte przed nim arkusze. O �wicie za�, zaledwie wschodni kraniec nieba p�on�� pocz�� r�owymi barwami, wyszed� on przed pr�g domostwa swego ubrany w p�aszcz podr�ny i wielk� sw� czapk� bobrow�, usiad� na w�z us�any s�om� i odjecha�. Odje�d�aj�c by� tak zamy�lony, �e ani dzieci swych, ani domownik�w t�ocz�cych si� w sieni domu nie �egna�, tylko g�ow� skin�� ku Frejdzie, kt�ra sta�a na ganku w bia�ym zawoju swym zr�owionym od �wiate� jutrzenki i czarnymi oczami pe�nymi smutku i dumy zarazem �ciga�a d�ugo odje�d�aj�cego m�a. Kiedy potem Frejda wr�ci�a do wn�trza domu i zamy�lona stan�a u rozpalonego przez s�ugi kuchennego ogniska, przybieg� do niej najstarszy syn jej, kilkoletni Saul, i zapyta�: � Dok�d tate pojecha�? � Tate � odpowiedzia�a kobieta � pojecha� daleko, za g�ry i lasy... � A po co on tam pojecha�? � dopytywa�o si� dzieci�. � On tam pojecha�, a�eby wielkie rzeczy robi�! � odpar�a matka. Ma�y Saul my�la� d�ugo, potem wspinaj�c si� ku szyi matczynej, tak aby dosi�gn�� zdobi�cych j� pere�, zapyta� jeszcze: � Czy tate du�o z�ota stamt�d przywiezie? Frejda u�miechn�a si�, ale nic nie odpowiedzia�a. Czu�a ona zapewne, wiedzia�a, �e s� na ziemi rzeczy wa�niejsze i dro�sze nad z�oto, lecz dla okre�lenia rzeczy tych synowi umiej�tno�ci i s��w jej zabrak�o. Dok�d Hersz pojecha�? Za g�ry, za lasy, za rzeki... W dalek� stron� kraju, k�dy w�r�d bagnistych r�wnin i czarnych bor�w Pi�szczyzny mieszka� wymowny poplecznik sprawy r�wnouprawnienia i cywilizacji �yd�w polskich, pose� sejmowy, Butrymowicz. Szlachcic, karmazyn to by� i � my�liciel. Widzia� jasno i daleko, nietajnymi mu by�o, tajne dla innych, zwi�zki, czynniki i konieczno�ci dziejowe. Kiedy Hersz, wprowadzony do wn�trza szlacheckiego dworu, stan�� przed powa�nym obliczem m�drego pos�a, pok�oni� mu si� nisko i w spos�b nast�puj�cy mow� sw� zacz��: � Jestem Hersz J�zefowicz, kupiec z Szybowa, praprawnuk Micha�a Ezofowicza, co nad wszystkimi �ydami starszym by� i nazywa� si� wed�ug rozkazu samego kr�la Seniorem. Przyjecha�em ja z daleka. A po co ja tu przyjecha�em? Po to, �eby zobaczy� wielkiego pos�a i pogada� z wielkim autorem, z kt�rego s��w upad� na oczy moje i twarz blask taki jasny, jak od promieni s�o�ca. Blask ten jest bardzo wielki, ale mnie nie o�lepi�, bo jak ro�linka ziemska okr�ca si� ko�o ga��zi wysokiego d�bu, tak ja chc�, �eby my�l moja okr�ci�a si� oko�o twojej wielkiej my�li i �eby one obie rozpostar�y si� nad lud�mi jako t�cza, po kt�rej nie b�dzie ju� na �wiecie k��tni ani ciemno�ci! Kiedy na przemow� t� pose� odpowiedzia� uprzejmie i zach�caj�co, Hersz ci�gn�� dalej: � Jasny pan to powiedzia�, �e trzeba zrobi� wieczn� zgod� pomi�dzy dwoma narodami, kt�re na jednej ziemi tocz� ze sob� wojn�?... � Powiedzia�em to... � przytwierdzi� pose�. � Jasny pan to powiedzia�, �e �yd, por�wnany z chrze�cijaninem we wszystkim, nigdy szkodliwym nie b�dzie? � Powiedzia�em to. � Jasny pan to powiedzia�, �e �yd�w ma za obywateli polskich i �e trzeba, a�eby oni dzieci swoje do �wieckich szk� posy�ali i �eby oni mieli prawo ziemi� kupowa�, i �eby mi�dzy nimi skasowane by�y r�ne rzeczy, kt�re ani dobre s�, ani rozumne? � Powiedzia�em to � powt�rzy� pose�. Wtedy wysoki, okaza�ej postaci �yd, z dumnym czo�em i rozumnym wejrzeniem, pochyli� si� szybko i zanim pose� mia� czas obejrze� si� i obroni�, r�k� jego do ust swych przycisn��. � Ja tu przybysz � rzek� z cicha � go�� w tym kraju, m�odszy brat... Wyprostowa� si� potem i si�gn�wszy do kieszeni at�asowego ubrania wydoby� z niej zw�j z��k�ego papieru. � Ot, co ja panu przywioz�em � rzek� � to dro�sze dla mnie jak wszystkie z�oto, per�y i diamenty... � C� to jest? � zapyta� pose�. Hersz uroczystym tonem odpowiedzia�: � To testament przodka mego, Micha�a Ezofowicza Seniora. Przez ca�� noc siedzieli we dw�ch i przy �wietle �wiec woskowych czytali. Potem przestali czyta�, a zacz�li rozmawia�. Rozmawiali z cicha, z blisko ku sobie pochylonymi g�owami, z twarzami pa�aj�cymi. Potem, przy �wietle dnia ju�, powstali obaj, razem, jednocze�nie wyci�gn�li ku sobie d�onie i spoili je w silnym u�cisku. O czym przez ca�� noc czytali, o czym m�wili, co uradzili, jakie uczucia zapa�u i nadziei po��czy�y ich r�ce u�ci�nieniem przymierza? Nikt nie dowiedzia� si� nigdy. Zapad�o to w t� ciemn� noc tajemnic dziejowych, na dnie kt�rej skry�o si� przed nami wiele s�onecznych pragnie� i my�li. Przeciwno�ci je tam str�ci�y. Skry�y si� one, lecz nie przepad�y, bo gdy zapytujemy siebie nieraz: sk�d b�yskawice te my�li i pragnie�, kt�rych nikt wprz�dy nie zna�? � nie wiemy, �e �r�d�em ich bywaj� cz�sto chwile, kt�rych na kartach �adnych nie zapisa� �aden kronikarz... Nazajutrz przed ganek szlacheckiego dworu zajecha�a sze�ciokonna karoca. Wsiad� do niej dziedzic dworu wraz z izraelskim go�ciem swym i poci�gn�li w drog� dalek� � do stolicy kraju. Z Warszawy Hersz wr�ci� do Szybowa po paru miesi�cach. Wr�ciwszy rusza� si� po miasteczku i okolicy �wawo i gorliwie, m�wi�, opowiada�, t�umaczy�, przekonywa�, jedna� stronnik�w dla przygotowuj�cych si� zmian i przekszta�ce� we wszechstronnym �yciu jego ludu. Potem wyje�d�a� znowu, wraca� i wyje�d�a�... Trwa�o tak lat par�. Nagle Hersz z podr�y jednej, ostatniej wr�ci� zmieniony bardzo, z m�tnym wzrokiem i z czo�em zoranym trosk�. Wszed� do domu swego, ci�ko opu�ci� si� na �aw� i podpar�szy g�ow� r�k� g�o�no wzdycha�. Frejda sta�a przed nim zasmucona, niespokojna, lecz cicha i cierpliwa. Pyta� nie �mia�a. Oczekiwa�a spojrzenia i zwierzenia m�a. Podni�s� na koniec wzrok m�tny, smutny i wym�wi�: � Wszystko przepad�o! � Dlaczego przepad�o? � z cicha szepn�a Frejda. Hersz uczyni� r�k� gest oznaczaj�cy upadanie czego� wielkiego. � Kiedy budowa jaka rozpada si� w kawa�ki � rzek� � tym, kt�rzy w niej mieszkaj�, belki padaj� na g�owy i py� zasypuje oczy... � To prawda! � potwierdzi�a kobieta. � Jedna wielka budowa rozpad�a si�...[4] Belki pospada�y na wszystkie wielkie ��dania i wielkie prace nasze, a proch przysypa� je... na d�ugo! Wsta� potem, spojrza� na Frejd� oczami, w kt�rych wielkie �zy sta�y, i rzek�: � Trzeba schowa� testament Seniora, bo on zn�w na nic si� teraz nie przyda... Chod�, Frejda, schowamy go bardzo g��boko... Mo�e go prawnuk jaki nasz szuka� b�dzie i znajdzie... Od tego dnia Hersz starza� si� widocznie. Oczy jego gas�y, plecy garbi�y si�. Siadywa� cz�sto na �awie godzinami ca�ymi, przechylaj�c posta� ca�� z boku na bok, wzdychaj�c g�o�no i z cicha powtarzaj�c: � Asybe! asybe! asybe! dajge! Nieszcz�cie! nieszcz�cie! nieszcz�cie! biada! Doko�a smutnego cz�owieka tego cicho i troskliwie kr��y�a smuk�a posta� niewie�cia w kwiecistej sukni i bia�ym zawoju. Czarne oczy jej cz�sto nape�nia�y si� �zami, a krok by� tak ostro�nym i lekkim, �e per�y nawet zdobi�ce jej szyj� nie przerwa�y nigdy zadumy jego najl�ejszym dzwonieniem. Niekiedy Frejda ze zdumieniem patrza�a na m�a. Smutek jego zasmuca� j�, ale nie rozumia�a go dobrze. Nad czym�e biada�? Bogactwa jego nie umniejszy�y si�, dzieci wzrasta�y zdrowo, wszystko by�o jak przedtem, jak przed dniem owej wielkiej k��tni z reb Nochimem i wynalezienia owych starych, z��k�ych papier�w! Nie rozumia�a dobrze kobieta, kochaj�ca i roztropna, lecz ca�y �wiat sw�j widz�ca w czterech �cianach swego domu, �e duch m�a jej porwany zosta� w kr�g wielkich idei i upodoba� sobie w p�omiennym tym �wiecie, a wygnany ze� si�� wrogich wypadk�w uleczy� si� nie m�g� z t�sknoty i �alu po nim. Nie wiedzia�a ona, �e s� na ziemi t�sknoty i �ale nie tycz�ce si� ani rodzic�w, ani dzieci, ni �ony, ni maj�tku, ni domu w�asnego i �e z