6472

Szczegóły
Tytuł 6472
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

6472 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 6472 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

6472 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Zbigniew Nienacki Pan Samochodzik i cz�owiek z UFO UUK Quality Books Background color: black white Font family: Tahoma Georgia Times Zbigniew Nienacki Pan Samochodzik i cz�owiek z UFO Olsztyn-Bia�ystok, 1988 Spis tre�ci Tabela z 2 kolumn i 20 wierszy � PROLOG � ROZDZIA� PIERWSZY � ROZDZIA� DRUGI � ROZDZIA� TRZECI � ROZDZIA� CZWARTY � ROZDZIA� PI�TY � ROZDZIA� SZ�STY � ROZDZIA� SI�DMY � ROZDZIA� �SMY � ROZDZIA� DZIEWI�TY � ROZDZIA� DZIESI�TY � ROZDZIA� JEDENASTY � ROZDZIA� DWUNASTY � ROZDZIA� TRZYNASTY � ROZDZIA� CZTERNASTY � ROZDZIA� PI�TNASTY � ROZDZIA� SZESNASTY � ROZDZIA� SIEDEMNASTY � ROZDZIA� OSIEMNASTY � ZAKO�CZENIE koniec tabeli PROLOG [top] Zdarzy�o si� to miesi�c przed moim s�u�bowym wyjazdem do stolicy Kolumbii, Bogoty. Pracowa�em wtedy bardzo intensywnie, przygotowuj�c materia�y do referatu, jaki w Bogocie na mi�dzynarodowym kongresie, po�wi�conym sprawie ochrony muze�w przed coraz liczniejszymi w�amaniami, mia� wyg�osi� m�j bezpo�redni zwierzchnik, Marczak, dyrektor Centralnego Zarz�du Muze�w w Ministerstwie Kultury i Sztuki. Tezy naszego referatu by�y nast�puj�ce: na ca�ym �wiecie mno�� si� kradzie�e dzie� sztuki i w zwi�zku z tym muzea bogatych kraj�w coraz bardziej udoskonalaj� systemy zabezpieczaj�ce zbiory przed z�odziejami. S� to systemy niezwykle kosztowne, wyposa�one w skomplikowane aparatury elektroniczne. Biedniejszych pa�stw nie sta� na ich zastosowanie. A zreszt�, jak wynika�o z fakt�w, kt�re skrz�tnie odnotowywa�em, doskonaleniu system�w zabezpieczaj�cych towarzyszy�o zawsze doskonalenie sposob�w w�ama� i kradzie�y. �wiat by� wi�c widowni� swoistej eskalacji: coraz dro�sze urz�dzenia zabezpieczaj�ce i coraz sprytniejsze sposoby ich unieszkodliwiania. Jak d�ugo mia�a trwa� ta eskalacja? Stwierdzili�my w naszym referacie, �e indywidualni z�odzieje dzie� sztuki nale�� ju� do przesz�o�ci, zamiast nich powsta�y ogromne, mi�dzynarodowe gangi przest�pcze. Tym w�a�nie gangom powinno si� przeciwstawia� nie coraz lepsze �rodki zabezpieczaj�ce, ale mi�dzynarodow� organizacj� dla zwalczania gang�w, z�o�on� z rozmaitych specjalist�w do walki z kradzie�ami dzie� sztuki. Tylko powstanie takiej organizacji mog�o � naszym zdaniem � po�o�y� tam� narastaj�cej fali w�ama� i kradzie�y do muze�w. Albowiem dane statystyczne na ten temat by�y po prostu przera�aj�ce. W ci�gu minionych czterech lat na ca�ym �wiecie skradziono czterdzie�ci dwa tysi�ce dzie� sztuki o ��cznej warto�ci trzydziestu milion�w dolar�w. Codziennie �upem z�odziei pada�o �rednio od czterystu pi��dziesi�ciu do pi�ciuset takich dzie�... Pewnego dnia, gdy mozoli�em si� nad doborem najw�a�ciwszych s��w dla zobrazowania tych zagadnie�, do mojego pokoju w Ministerstwie wniesiono nagle drugie biurko. W �lad za nim zjawi�a si� dziwna osoba. Z pocz�tku nie wiedzia�em, czy to kobieta, czy m�czyzna, bo mia�a kr�tko przyci�te w�osy, zmierzwione i przypominaj�ce ptasie gniazdo. Nosi�a ta osoba spodnie i co� w rodzaju lu�nej, we�nianej tuniki zrobionej na drutach, podobnej do worka na pszenic�. Na jej szyi wisia� przedziwny naszyjnik � na grubym �a�cuszku ko�ysa�y si� drewniane klocki zupe�nie takie same, jakimi kiedy� bawi�em si� w przedszkolu. Ile ta osoba mog�a mie� lat? � dwadzie�cia osiem? czterdzie�ci? sze��dziesi�t? Tak na dobr� spraw� widzia�em tylko jasn� cer� policzk�w, mocno zaci�ni�te usta oraz wyra�nie zarysowany podbr�dek bez zarostu. � Czego pan lub pani sobie �yczy? � zwr�ci�em si� do niej uprzejmie. � To pan o mnie nic nie wie? � zdumia�a si� owa osoba g�osem kobiecym i mi�ym dla ucha. � Jestem Florentyna, pa�ska sekretarka. Przera�enie odebra�o mi g�os. Przypomnia�em sobie k�opoty, jakie prze�y�em z poprzedni� sekretark�, pann� Monik�. W�wczas to Marczak zgodzi� si�, �ebym sam sobie wynalaz� odpowiedniego wsp�pracownika, niekoniecznie zreszt� kobiet�. A oto teraz przys�ano bez mojej wiedzy jak�� pann� Florentyn�, dziwn� osob� z klockami na szyi. Bez s�owa wyszed�em z pokoju i uda�em si� do swego zwierzchnika. Marczak unika� mego spojrzenia. Co� tam chrz�ka�, pomrukiwa�, przesuwa� papiery na biurku, a potem zerkn�wszy w okno o�wiadczy� urz�dowym tonem: � Dwa lata w pa�skim dziale by� blokowany wolny etat. Od dw�ch lat obiecywa� pan, �e wynajdzie sobie sekretark� i nic z tego nie wysz�o. Nie sta� nas na tak� rozrzutno��, panie Tomaszu. Prosz� si� wi�c nie dziwi�, �e w tych dniach minister raczy� si� osobi�cie zainteresowa� t� spraw� i musieli�my przyj�� pann� Florentyn�. � Kim ona jest? � zapyta�em grzecznie. Marczak bezradnie roz�o�y� r�ce. � Nie wiem, panie Tomaszu. Minister wezwa� mnie do siebie i powiedzia� jak do przyjaciela: �Prowadzisz o�ywion� korespondencj� z muzeami na ca�ym �wiecie, wyje�d�asz wkr�tce do Bogoty, aby wyg�osi� referat. Panna Florentyna zna doskonale dziesi�� j�zyk�w. Taka osoba b�dzie ci bardzo potrzebna, cho�by z tego wzgl�du, �e referat nale�y prze�o�y� na kilka j�zyk�w�. Odrzek�em ministrowi, �e mog� to zrobi� wynaj�ci t�umacze. Ale on znowu rzek� do mnie jak do przyjaciela: �Ta pani pracowa�a najpierw w Ministerstwie Przemys�u Ci�kiego, ale z jakich� tajemniczych wzgl�d�w wkr�tce jej wym�wiono. Potem zatrudniono j� w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Niestety, jest osob� pozbawion� jakichkolwiek umiej�tno�ci dyplomatycznych i narobi�a im mn�stwo k�opot�w. Zadzwonili do mnie z Ministerstwa Spraw Zagranicznych (a wiesz, �e musimy si� z nimi liczy�) i poprosili, abym znalaz� dla niej u nas jak�� prac�. � Nie uznaj� protekcji � o�wiadczy�em. � Ja tak�e, panie Tomaszu � przytakn�� gorliwie Marczak. � Ale w tym wypadku musimy ust�pi�. Nasz minister mnie o to poprosi�, a jego poprosi� inny minister. To jednak pana wina, �e do tej pory nie znalaz� pan sobie sekretarki. � I co ja mam z ni� zrobi�? � westchn��em. � Nie wiem, panie Tomaszu � zak�opota� si� szczerze Marczak. � Mo�e we�miemy j� ze sob� do Bogoty, przyda si� nam jako t�umacz w rozmowach z muzealnikami innych kraj�w. Nasz referat te� prze�o�y na dziesi�� j�zyk�w. Z ci�kim sercem wr�ci�em do swojego pokoju, gdzie zasta�em pann� Florentyn�, siedz�c� za wniesionym niedawno biurkiem i przegl�daj�c� jakie� zagraniczne czasopismo. Po�owa referatu na kongres w Bogocie by�a ju� gotowa. Wr�czy�em go jej i poleci�em, aby przet�umaczy�a na dziesi�� j�zyk�w. � Przepraszam pani�, ale jakie j�zyki pani zna? � zapyta�em. � Angielski, niemiecki, francuski, w�oski, hiszpa�ski, portugalski, rosyjski, holenderski, grecki, du�ski. Mog� tak�e do�� swobodnie rozmawia� po japo�sku, w j�zyku suahili oraz papiamento. � Papiamento? � pomy�la�em, �e �artuje sobie ze mnie. Lecz ona odpar�a z powag�: � Papiamento jest j�zykiem u�ywanym przez ludno�� zamieszkuj�c� Antyle Holenderskie. To mieszanina holenderskiego, hiszpa�skiego, portugalskiego, francuskiego oraz j�zyk�w afryka�skich. Znam r�wnie� troch�... � Nie, nie, dosy� � o�wiadczy�em b�agalnie. Od tej chwili przez prawie dwa tygodnie nie odzywali�my si� do siebie ani s�owem w �adnym j�zyku, nawet po polsku. Z pocz�tku pr�bowa�em do niej zagadn��, pyta�em o to i owo, ale zbywa�a mnie p�s��wkami albo po prostu monosylabami. Zreszt� tak naprawd� nie mieli�my wsp�lnego tematu do rozmowy. Ona zna�a dziesi�� j�zyk�w, ja natomiast by�em detektywem. Mnie interesowali z�odzieje dzie� sztuki i w�amania do muze�w. Ona sprawia�a wra�enie osoby zaj�tej jakimi� w�asnymi wewn�trznymi troskami i po prostu ogranicza�a si� do wykonywania tego, co jej zleci�em. A� wreszcie po dw�ch tygodniach us�ysza�em znowu g�os Florentyny. Przegl�da�a w�a�nie tygodnik w�oski �Epoca� i nagle wykrzykn�a z najwi�kszym entuzjazmem: � Niech pan sobie wyobrazi, �e, jak m�wi� dane statystyczne, do roku tysi�c dziewi��set siedemdziesi�tego bardzo du�o Niezidentyfikowanych Obiekt�w Lataj�cych, czyli Unidentified Flying Objects, zwanych w skr�cie UFO ukazywa�o si� w�a�nie nad Kolumbi�. � I co z tego? � Przecie� mam z panami wyjecha� do Bogoty. Ach, jakie to b�dzie cudowne, je�li uda mi si� tam porozmawia� z kim�, kto widzia� UFO. � Pani� interesuj� podobne sprawy? � Ja po prostu �yj� nimi dzie� i noc � wykrzykn�a niemal z dzikim entuzjazmem. � Przeczyta�am wszystko, co napisano o UFO i UFO-ludkach. Koresponduj� z najwi�kszymi znawcami tego zagadnienia oraz z dziesi�tkami ludzi w r�nych krajach, kt�rzy widzieli UFO, a nawet kontaktowali si� z UFO-ludkami. Znajomo�� wielu j�zyk�w jest w tym niezwykle przydatna. � O tak, oczywi�cie � przytakn��em ze zrozumieniem. � Przepraszam za niedyskretne pytanie: pani jest m�atk�? ma pani dzieci? Florentyna zarumieni�a si� lekko i odpar�a z niech�ci�: � Nie wysz�am za m�� i mieszkam z mamusi�. Kobieta ogarni�ta pasj� naukow� nie mo�e traci� czasu na g�upie randki z m�czyznami. Dzieci te�, oczywi�cie, nie posiadam. � Wszystko jasne � kiwn��em g�ow�. � Tak wi�c UFO to pani jedyna nami�tno��. Z jej powodu w�druje pani od jednej instytucji do drugiej, nigdzie d�ugo nie zagrzewaj�c miejsca. Niestety, musz� pani� poinformowa�, �e i ja w �adne UFO nie wierz�. Uwa�am t� spraw� za wymys� pseudonaukowc�w i fantast�w. Je�li pragnie pani pracowa� w moim dziale, to prosz� nigdy przy mnie nie m�wi� o UFO, UFO-ludkach i tym podobnych historiach. W odpowiedzi us�ysza�em ciche: � Zgadzam si�, panie kierowniku... A kiedy zerkn��em w jej stron�, zauwa�y�em, �e odsun�a nieco k�pk� kosmyk�w zas�aniaj�cych jej czo�o i oczy. W tych oczach � o dziwo, bardzo du�ych i bardzo �adnych � ujrza�em �zy. A cho� ostrzegano mnie ju� wiele razy, i� �zy stanowi� bro� najcz�ciej u�ywan� przez kobiety, poczu�em g��bok� skruch�, zrobi�o mi si� bardzo przykro i o�wiadczy�em �agodnie: � Nie jestem kierownikiem tyranem. Przysi�gam, �e na wiele mo�e pani sobie pozwoli�. Postaram si� tolerowa� pani ewentualne wychodzenie po zakupy w godzinach pracy, a nawet je�li najdzie pani� ochota, aby zata�czy� na w�asnym biurku, nie powiem z�ego s�owa. Ale o jedno naprawd� b�agam: ani s�owa o UFO. Zrozumia�a. I odt�d znowu niewiele ze sob� rozmawiali�my. A� wreszcie przyszed� dzie� naszego odlotu do Bogoty i znale�li�my si� w tr�jk� na mi�dzynarodowym lotnisku na Ok�ciu. Dyrektora Marczaka i mnie celnicy przepu�cili do samolotu po pobie�nym tylko sprawdzeniu baga�y. Natomiast pann� Florentyn� spotka�a z ich strony wielka podejrzliwo��. Zaprowadzili j� do specjalnego pomieszczenia, gdzie zosta�a poddana osobistej rewizji. Na szcz�cie panna Florentyna nie posiada�a rzeczy zakazanych do wywozu i po jakim� czasie wraz z nami znalaz�a si� w samolocie. � Niech si� pani nie martwi, bo to si� niekiedy zdarza � pocieszy� j� dyrektor Marczak. � To m�j przepi�kny, nowoczesny naszyjnik wzbudzi� zainteresowanie celnik�w � o�wiadczy�a panna Florentyna. � Zbadali dok�adnie wszystkie klocki podejrzewaj�c, �e zawieraj� schowki, w kt�rych kryj� si� jakie� nie oclone towary. A ja poczu�em raptem strach na my�l, �e z tak dziwacznie ubran� osob� b�d� musia� reprezentowa� nasz kraj za granic�. Dlatego zapyta�em z�o�liwie: � A pani tunika? Czy ona nie wzbudzi�a podejrze� celnik�w? Nie s�dzi pani, �e ta tunika troch� przypomina worek na pszenic�? O ile wiem, nie ma w naszym kraju zakazu wywozu work�w na pszenic�. A jednak, je�li kto� wywozi taki worek... � Stop � odezwa�a si� ostro, czerwona ze z�o�ci panna Florentyna. � Pan nie ma gustu i nie zna si� na nowoczesnej modzie. T� tunik� sama zrobi�am szyde�kiem, a m�j naszyjnik wszystkim si� podoba. Tak, tak, zauwa�y�am, �e jest co� we mnie, co budzi pa�sk� niech��. Teraz wiem co: m�j zbyt elegancki wygl�d. To powiedziawszy, panna Florentyna zaj�a w samolocie fotel obok mnie i w ten spos�b, niemal rami� w rami�, ale w milczeniu, odlecieli�my do Bogoty. ROZDZIA� PIERWSZY [top] ZASKAKUJ�CE WYDARZENIE W BOGOCIE � KTO STRACI� G�OW�, A KTO J� TRZYMA� WYSOKO � ROZPACZ DYREKTORA MARCZAKA � FLORENTYNA TRAFIA NA UFO-LOG�W � NA CO CHCIA�EM PO�YCZY� PIENI�DZE � DOBRO� FLORENTYNY � PI�KNA MULATKA � CO KRY�A CZARNA TOREBKA � JAK ZOSTA�EM NAZWANY �EL SENOR COCHECITO� � CZUJNO�� FLORENTYNY By� to chyba najwi�kszy skandal, jaki w ostatnim czasie zdarzy� si� w historii muzealnictwa. Wszystkie �wiatowe gazety pisa�y o nim na pierwszych stronach � nie szcz�dz�c ironii, szyderstwa, a tak�e wyraz�w oburzenia i przestrogi. Po tygodniu informacje o owym skandalu zesz�y na dalsze strony, ale nawet najskromniejsza notatka w tej sprawie zawsze zawiera�a odrobin� szyderstwa, i to pod adresem muzealnik�w, kt�rych i ja jestem przedstawicielem. Czytaj�c gazety, ludzie �mieli si� z nas w tramwajach, metrach, kawiarniach i prywatnych mieszkaniach. Muzealnicy stali si� obiektem dowcip�w opowiadanych sobie na przyj�ciach. Pewna wielka firma o �wiatowej renomie o ma�o nie zosta�a zrujnowana, kilkunastu starszych wiekiem muzealnik�w skierowano na emerytury, wielu muzealnych detektyw�w, ciesz�cych si� dot�d zas�u�on� s�aw�, ponios�o szwank na honorze. Skandal �w nast�pi� podczas Mi�dzynarodowego Zjazdu Muzealnik�w, kt�ry odbywa� si� w Bogocie i po�wi�cony by� sprawie zabezpieczenia muze�w przed coraz bardziej rozprzestrzeniaj�c� si� plag� w�ama�. Trzeciego dnia obrad, p�nym wieczorem, gdy na m�wnicy w sali konferencyjnej hotelu Hilton znalaz� si� przedstawiciel firmy �Wilson and Company�, specjalizuj�cej si� w systemach alarmowych, na sal� dotar�a wiadomo��, �e przed p�godzin� grupa zamaskowanych w�amywaczy u�pi�a stra�nik�w, sforsowa�a idealny system alarmowy firmy �Wilson and Company� i zrabowa�a najcenniejsze eksponaty z magazyn�w s�ynnego na ca�ym �wiecie Muzeum Z�ota w Bogocie. Wiadomo�� t� przyni�s� inspektor policji don Salazar Esponoza. Niespodziewanie wszed� na sal� konferencyjn�, wskoczy� na podium, do�� szorstkim gestem odsun�� z m�wnicy przedstawiciela firmy �Wilson and Company� i podniesionym g�osem, z �yw� gestykulacj� w�a�ciw� Latynosom, powiadomi� nas o w�amaniu i kradzie�y. Tego, co si� potem sta�o na sali konferencyjnej, po prostu nie potrafi� opisa�. Przedstawiciel firmy �Wilson and Company� zemdlony osun�� si� na pod�og�, muzealnicy � szacowni przecie� i godni panowie � poderwali si� ze swych miejsc i zasypali inspektora setkami pyta�, co spowodowa�o, �e mo�na by�o og�uchn�� od wrzasku. Na w�asne oczy widzia�em, jak dyrektor Luwru szarpa� sobie w�osy na g�owie, przera�ony, �e podobna historia mo�e si� zdarzy� r�wnie� i w Pary�u, a dyrektor British Museum, ch�odny Anglik z nieod��czn� fajk� w z�bach, upu�ci� t� fajk� na ziemi� i, co gorsza, sam j� potem przydepta� i z�ama�. Nie b�dzie przesady, je�li stwierdz�, �e wszyscy zachowali si� tak, jak gdyby na chwil� potracili zmys�y. Nie b�dzie przesady, je�li dodam, �e jedynie dwaj ludzie pozostali spokojni: dyrektor Marczak i ja, jego urz�dnik do specjalnych porucze�. Siedzieli�my spokojnie w�a�nie dlatego, �e wczoraj na tej samej sali konferencyjnej dyrektor Marczak wyg�osi� referat, w kt�rym starali�my si� przekona� zebranych muzealnik�w z ca�ego �wiata, �e stosowanie coraz doskonalszych system�w alarmowych nie ma sensu, gdy� jednocze�nie doskonal� si� sposoby w�ama�. To, co si� wydarzy�o, potwierdzi�o nasz� tez�. Napisa�em, �e w og�lnej wrzawie i tumulcie tylko dyrektor Marczak i ja zachowali�my spok�j. By� to jednak spok�j pozorny. Dyrektor Marczak w latach swej m�odo�ci kilkakrotnie odwiedza� Ameryk� Po�udniow� i wyda� nawet ksi��k� pt. �Sztuka prekolumbijska�, dlatego wiadomo�� o okradzeniu magazyn�w s�ynnego Muzeum Z�ota wstrz�sn�a nim r�wnie� mocno jak i innymi uczestnikami mi�dzynarodowej konferencji. Ale Marczak wysoko ceni� sobie godno�� dyrektorsk� i uwa�a�, �e nawet w najbardziej dramatycznej chwili powinien okazywa� pow�ci�gliwo�� i spok�j godny zwierzchnika Centralnego Zarz�du Muze�w. Podobnie pozorny by� i m�j spok�j, a przenikaj�ce moj� dusz� uczucie dumy nie pozbawione zosta�o domieszki goryczy, poniewa� nasz referat nie zosta� wys�uchany z nale�yt� uwag�. I trudno si� temu dziwi�, skoro na sali znajdowa�o si� wielu przedstawicieli firm oferuj�cych systemy alarmowe i sekretne zamki, kt�re mia�y uczyni� muzea niedost�pnymi dla w�amywaczy twierdzami. Inspektor policji opu�ci� sal�, czemu si� nikt nie dziwi�, bo przecie� czeka�o go �ledztwo w sprawie w�amania i po�cig za przest�pcami. Na odchodnym obwie�ci�, �e w�amywacze wkr�tce zostan� schwytani, a ich �up odzyskany, w�tpi� jednak, czy ktokolwiek wierzy� w to optymistyczne zapewnienie. Po jego odej�ciu przewodnicz�cy obrad uspokoi� tumult na sali og�aszaj�c przerw� i zapowiadaj�c na dzie� jutrzejszy uroczyste zako�czenie konferencji. Potem � zgodnie z uprzednim planem � wszyscy zaproszeni go�cie mieli odby� wycieczk� do s�ynnego Parku Archeologicznego w San Augustin. Uczestnik�w konferencji zakwaterowano w hotelu Hilton, w kt�rym si� ona odbywa�a. Wjechali�my wind� na czternaste pi�tro, gdzie dano nam dwom do dyspozycji luksusowy apartament, a pani Florentynie ma�y pok�j. I tutaj dopiero dali�my upust swoim prawdziwym odczuciom. � To straszne, panie Tomaszu. To po prostu okropne � j�kn�� dyrektor Marczak zapadaj�c si� w niezwykle mi�kki fotel kryty sk�r�. � Muzeum Z�ota w Bogocie jest czym� zupe�nie wyj�tkowym. Posiada pi�tna�cie tysi�cy unikatowych wyrob�w ze z�ota, pochodz�cych z epoki prekolumbijskiej, to jest o�miokrotnie wi�cej ni� wszystkie tego rodzaju zbiory na �wiecie. W tym muzeum znajduje si� przebogata kolekcja szmaragd�w kolumbijskich, a w�r�d nich najwi�kszy na �wiecie nie oszlifowany szmaragd. Pal sze�� zreszt� szmaragdy! Najcenniejsze s� wyroby starodawnej sztuki z�otniczej. Nie wszystkie pi�tna�cie tysi�cy przepi�knych wyrob�w ze z�ota mo�na by�o umie�ci� w gablotach muzealnych, co jaki� czas przecie� trzeba zmieni� ekspozycj�. Ogromna ilo�� owych cudownych rzeczy pozostawa�a wi�c w magazynach. I pomy�le�, �e pad�y one �upem z�odziei. W tej sprawie nie ma co m�wi� o stracie warto�ci milion�w dolar�w, poniewa� s� to zabytki o nieocenionej warto�ci, nie do odtworzenia, stanowi�ce warto�� historyczn�. Je�li na domiar z�ego owi w�amywacze po prostu przetopi� te przedmioty w sztaby, ludzko�� poniesie nieodwracaln� strat�. Dyrektor Marczak, zapewne powodowany rozpacz�, m�wi� do mnie jak do kogo�, kto pierwszy raz w �yciu dowiedzia� si� o istnieniu Muzeum Z�ota. A przecie� nieobca mi by�a cudowna sztuka prekolumbijska. Swoje pierwsze kroki po przylocie do Bogoty skierowa�em w�a�nie do Muzeum Z�ota, gdzie sp�dzi�em prawie ca�y dzie�. S�ucha�em jednak Marczaka w milczeniu, nie przerywaj�c, bo rozumia�em, jakie uczucia miotaj� tym nie tylko zas�u�onym muzealnikiem (dla kt�rego si�gni�cie r�k� po zabytek by�o niemal �wi�tokradztwem), ale i autorem ksi��ki o sztuce prekolumbijskiej. � Trzeba co� zrobi�, panie Tomaszu, aby uratowa� te skarby. Nie mo�emy tu tkwi� bezczynnie. Powinni�my dzia�a�, pomaga� w schwytaniu przest�pc�w � wo�a� zrozpaczony Marczak, a ja siedzia�em bezradnie w fotelu i �mi�em znakomite kolumbijskie cygaro. Bo c� mogli�my uczyni� dla sprawy odzyskania owych skarb�w w obcym kraju, z gar�ci� pesos w kieszeni, dostarczonych nam przez organizator�w konferencji? Za kilka dni, po obejrzeniu Parku Archeologicznego w San Augustin, mieli�my odlecie� do kraju. Marczak wo�a� do mnie, �e trzeba dzia�a�, pomaga�, robi� co�, aby odzyska� zrabowane przedmioty, ale r�wnie dobrze jak i ja wiedzia�, �e nic uczyni� nie mo�emy. Ta sprawa przerasta�a si�y nie tylko nas dw�ch, ale i dziesi�tk�w innych muzealnik�w, ba, nawet policji kolumbijskiej. Tylko zgromadzone si�y ca�ej �wiatowej policji mog�y dokona� cudu, schwyta� w�amywaczy i odebra� im zdobycz. Byli�my bowiem pewni, �e system alarmowy firmy �Wilson and Company� prze�ama� mog�a tylko doskonale zorganizowana banda, wyposa�ona w najnowocze�niejsz� technik�. By� mo�e ju� w tej chwili kilka helikopter�w nale��cych do bandy przewioz�o zdobycz na statek stoj�cy niedaleko brzeg�w Kolumbii. Wkr�tce za� zrabowane z Muzeum Z�ota skarby znajd� si� w niedost�pnej kryj�wce. Po jakim� czasie z�odzieje rozpoczn� pertraktacje z szejkami naftowymi lub innymi miliarderami, aby ten i �w skradziony przedmiot odsprzeda� po bajo�skiej cenie. W swoim czasie Marczak i ja stoczyli�my zawzi�t� walk� z �Niewidzialnymi� � mi�dzynarodowym gangiem z�odziei dzie� sztuki. Uda�o nam si� nawet schwyta� ich przyw�dc�, niejakiego Marlona Mendoz�. Po tym fakcie na kr�tko sko�czy�y si� w�amania do �wiatowych muze�w, zapewne owa banda szuka�a nowego przyw�dcy i organizatora. I chyba go znalaz�a, bo potem w�amania zacz�y si� od nowa, i to coraz bezczelniejsze. Tym bardziej �e kradzie�e dzie� sztuki stawa�y si� zaj�ciem lukratywnym. A dzia�o si� tak dlatego, �e jedynie dzie�a sztuki nie tylko nie traci�y nic na swej warto�ci w dobie og�lnej inflacji, ale przeciwnie, ich warto�� ros�a z roku na rok. By�a to wi�c najlepsza lokata kapita�u dla kogo�, kto mia� du�o pieni�dzy. Nietrudno wi�c zgadn��, �e posiadacze ogromnych fortun nabywali dzie�a sztuki nawet od z�odziei i trzymali je w sejfach, do kt�rych nikt nie mia� dost�pu. W takiej sytuacji powstawa�y nowe gangi, staraj�ce si� sprosta� ��daniom bogaczy. �upy swoje gangsterzy zbywali po wysokich cenach i ogromne sumy inwestowali w dalszy rozw�j gang�w, kt�re stawa�y si� jak gdyby ponadnarodowymi przedsi�biorstwami. Dysponowa�y setkami w�amywaczy, a tak�e specjalistami od wszelkiej innej roboty, nawet od zabijania. Gangsterzy kupowali my�li i wynalazki in�ynier�w, aby prze�ama� systemy alarmowe. Mieli do swej dyspozycji laboratoria, samoloty, statki, przekupywali celnik�w i policjant�w. Walka z tak� organizacj� gangstersk� wymaga�a ogromnych �rodk�w finansowych, a tych, jak zwykle na szlachetne cele, brakowa�o. O tym w�a�nie my�la�em s�uchaj�c pe�nych rozpaczy nawo�ywa� dyrektora Marczaka. Czu�em swoj� bezradno�� i dlatego nawet nie zabiera�em g�osu. Milcza�em i pali�em cygaro. W ko�cu i dyrektor Marczak u�wiadomi� sobie nasz� sytuacj�, tak�e zamilk� i zamy�li� si�. Nie wiem, jak d�ugo siedzieliby�my naprzeciw siebie w mi�kkich fotelach, ka�dy z nas pogr��ony w nieweso�ych medytacjach, gdyby do naszych drzwi nie zapuka�a panna Florentyna. Zjawi�a si� ubrana w swoj� straszliw� tunik� i mia�a jak zwykle na piersiach klockowaty naszyjnik. Ale jej czarne oczy b�yszcza�y niezwyk�� rado�ci�: � Przepraszam pana, panie dyrektorze � zwr�ci�a si� do Marczaka dygaj�c jak ma�e dziewcz�tko � bardzo przepraszam, �e dzi� po po�udniu urwa�am si� z obrad konferencji. Pozna�am tu jednak pewnego UFO-loga, a jak pan wie, sprawy UFO s� mi najbli�sze. Ot� ten UFO-log udowodni� mi na podstawie statystyki, �e najwi�cej lataj�cych spodk�w pokazywa�o si� w Kolumbii nad g�rami Sierra Nevada de Santa Marta. Dlaczego w�a�nie tam? Czy to nie ciekawa sprawa? I czy panowie nie wiedz�, gdzie le�� g�ry Sierra Nevada de Santa Marta? Gdybym zosta�a tu troch� d�u�ej, �w UFO-log pozna�by mnie z pewnym cz�owiekiem, prawdopodobnie jednak wariatem, poniewa� przebywa na terenie sanatorium dla nerwowo chorych. Ot� ten cz�owiek twierdzi, �e jest z UFO... � Do diab�a z UFO � przerwa� jej gwa�townie dyrektor Marczak. � Pani nie wype�nia swoich obowi�zk�w. Powinna pani nam towarzyszy� na obradach, a tymczasem wymyka si� pani z konferencji. Sta�a si� rzecz straszna. Gdyby pani by�a wraz z nami, by� mo�e dzi�ki znajomo�ci dziesi�ciu j�zyk�w, dowiedzia�aby si� pani jakich� szczeg��w dotycz�cych owej okropnej sprawy. I dyrektor Marczak opowiedzia� pannie Florentynie o w�amaniu do magazyn�w Muzeum Z�ota. Oczy Florentyny straci�y sw�j radosny blask. � O m�j Bo�e, pan ma racj�! � szepn�a. � Zaniedba�am swoje obowi�zki. Ale postaram si� wszystko naprawi�. Zreszt� jest z nami pan Tomasz. Wiem, �e on nie zna si� na nowoczesnej modzie, ale trzeba mu odda� sprawiedliwo��: s�ynie jako znakomity detektyw. S�ysza�am o tym od wielu ludzi i nawet czyta�am o nim w zagranicznych gazetach. Marczak pokiwa� g�ow� i rzek� ze smutkiem: � Pan Tomasz jest rzeczywi�cie dobrym detektywem, ale i on tu nic nie mo�e zdzia�a�. Jedyne co nam pozostaje, to po�o�y� si� spa�. Jutro czeka nas zako�czenie konferencji i wycieczka do Parku Archeologicznego w San Augustin. Pochlebia�a mi wiara panny Florentyny w moje umiej�tno�ci. A �e lubimy ludzi, kt�rzy maj� o nas dobre zdanie, natychmiast pomy�la�em, �e by� mo�e panna Florentyna nie jest jednak najgorzej ubran� osob� na �wiecie i opr�cz wad ma tak�e zalety, a nale�y do nich obiektywizm. Pogrzeba�em w kieszeni marynarki i wyj��em z niej gar�� pesos. � Gdyby tak pan dyrektor po�yczy� mi kilka pesos... � zaproponowa�em nie�mia�o. � A na co one panu? Teraz, po nocy... � Na dole jest bar czynny do trzeciej nad ranem. My�l�, �e powinienem tam wypi� kieliszek brandy. � Co takiego? � szczerze oburzy� si� Marczak. � Przecie� pan jest abstynentem. Zawsze stawia�em pana za wz�r innym pracownikom. Skruszony opu�ci�em g�ow� na piersi i wyja�ni�em: � Ostatnio przeczyta�em w pewnej powie�ci ciesz�cej si� ogromnym powodzeniem u czytelnik�w, �e bohater, r�wnie� detektyw, gdy tylko mia� k�opoty, wypija� kieliszek brandy i potem na chwil� rozja�nia�o mu si� w g�owie. � I to za moje pesos? Za te kilka pesos, kt�re zaoszcz�dzi�em z naszych diet, �eby kupi� pami�tk� z Kolumbii? Czy pa�skie pesos na ten cel nie wystarcz�? � spyta� poirytowany dyrektor. � Mieszkamy w hotelu Hilton � przypomnia�em Marczakowi. � To najdro�szy hotel w Bogocie. Obawiam si�, �e ceny w barze s� odpowiednio wysokie. Co b�dzie, je�li zam�wi� brandy i zabraknie mi pieni�dzy? Chyba pan nie chce, abym narazi� na szwank dobre imi� Centralnego Zarz�du Muze�w? � Tak, tak, oczywi�cie. Przenigdy nie wolno nam si� kompromitowa� � po�piesznie zgodzi� si� ze mn� Marczak. � Da mi wi�c pan kilka pesos? Marczak zastanowi� si�. � A mo�e zam�wi pan tylko wod� sodow�? � zaproponowa�. � Po wodzie sodowej nie rozja�nia si� w g�owie... Marczak ci�ko westchn��, pogrzeba� w kieszeni i wreszcie wr�czy� mi monet� � pi��dziesi�t centavos, co� w rodzaju pi��dziesi�ciu groszy. Czyni�c za� ten wspania�omy�lny gest, nie omieszka� g�o�no zastanowi� si�: � Nie jestem pewien, czy nie �ami� przepis�w. Nie dano nam tych skromnych diet na alkohol. Nie pozosta�o mi nic innego, jak schowa� monet� do kieszeni i podzi�kowa� Marczakowi za jego szczodro��. Wsta�em z fotela i w towarzystwie Florentyny opu�ci�em nasz apartament. Kilkana�cie krok�w szli�my w milczeniu korytarzem, a� w pewnej chwili znale�li�my si� tu� obok drzwi do jej pokoju. Wtedy delikatnie dotkn�a mojego ramienia. � Panie Tomaszu � szepn�a nie�mia�o. � Chc� panu co� ofiarowa�. To m�wi�c w�o�y�a klucz do zamka drzwi swego pokoju i otworzy�a je na o�cie�. By�em zaskoczony. A c� takiego chcia�a mi ofiarowa� panna Florentyna, otwieraj�c przede mn� drzwi? Lecz ona wbieg�a do pokoju i po chwili wr�ci�a z gar�ci� pesos w d�oni. � To, co da� panu dyrektor Marczak, nie wystarczy na kieliszek brandy � o�wiadczy�a, skromnie kryj�c oczy za opuszczonymi powiekami. � Oszcz�dza�am na kupno jakiego� drobiazgu, wiem jednak, �e musz� si� po�wi�ci� dla sprawy. � Nie mog� przyj�� od pani pieni�dzy � odezwa� si� m�j m�ski honor. Monet�, kt�r� mi wcisn�a, w�o�y�em z powrotem w jej d�o� i pobieg�em do windy. Nie zamierza�em, rzecz jasna, raczy� si� alkoholem. Po prostu, gdy siedzia�em na g�rze naprzeciw Marczaka, przysz�o mi na my�l, �e nie tylko my dwaj, lecz tak�e inni uczestnicy konferencji zapewne komentuj� wypadek w�amania do Muzeum Z�ota. Muzealnikom za� towarzysz� muzealni detektywi, a niekt�rzy z nich, podobnie jak bohater wspania�ej powie�ci, lubi� odwiedza� bary, gdzie po kieliszku brandy rozja�nia si� im w g�owie. Chcia�em znale�� si� w�r�d nich, pos�ucha� rozm�w i uwag, dowiedzie� si� czego� wi�cej o sprawie w�amania. Gar�� pesos potrzebna mi by�a, aby dla zacie�nienia znajomo�ci z kim� dobrze poinformowanym, zaproponowa� mu w�a�nie kieliszek brandy. Po ogromnym hallu hotelowym spacerowa� tylko portier w liberii. Nie musia�em pyta� go o drog�, gdy� czerwony neon nad schodami prowadz�cymi do podziemi wyra�nie informowa�: �Coctail-bar�. Zszed�em po tych schodach do do�� sporego pomieszczenia, gdzie w p�mroku kr�lowa� ogromny, p�kolisty bufet z wysokimi sto�kami, a �ciana za barem przypomina�a witryn� sklepu z najdro�szymi i najbardziej kolorowymi butelkami przer�nych alkoholi. Niestety, ku mojemu rozczarowaniu, coctail-bar by� pusty. A �ci�lej, prawie pusty. Na wysokim sto�ku siedzia�a samotnie m�oda kobieta w wieczorowej, sk�pej sukni na cienkich rami�czkach i s�czy�a przez s�omk� jaki� coctail z wysokiej, cienkiej szklanki. Za barem urz�dowa� barman w bia�ej marynarce i z czarn� muszk� pod brod� � chyba Metys, bo mia� oliwkow� cer�, wystaj�ce ko�ci policzkowe i nieprzeniknion� twarz o dziwnie nieruchomych oczach. No c�, nie uwzgl�dni�em faktu, �e dyrektorzy muze�w zaproszeni na konferencj� do Bogoty byli przewa�nie starszymi panami, nienawyk�ymi przesiadywa� nocami w coctail-barach. Detektywi za�, kt�rych ze sob� przywie�li, nie nale�eli do os�b sowicie op�acanych i je�li nasz�a ich ochota na rozja�niaj�c� umys� brandy, woleli chyba p�j�� do baru na s�siedni� ulic�, gdzie alkohol kosztowa� taniej. Zamierza�em wyj�� z podziemia, gdy barman raptownie o�ywi� si�, zrobi� zapraszaj�cy gest r�k� i u�miechn�� si� szeroko. W moim kierunku obr�ci�a si� tak�e samotna dama � przepi�kna, m�oda Mulatka. Przypomnia�em sobie, �e widzia�em j� na naszej konferencji, jej uroda zrobi�a na mnie niezwyk�e wra�enie. A �e zawsze mia�em upodobanie do pi�knych kobiet, tedy nieco nonszalanckim krokiem skierowa�em si� do sto�u barowego i zasiad�em na wysokim sto�ku. Barman wytwornym gestem poda� mi kolorow� kart� coctaili, win i w�dek. Skierowa�em wzrok jedynie na ceny i wybra�em, rzecz jasna, trunek najta�szy. Gdy, sk�adaj�c kart� jak skrzyd�a kolorowego motyla, wymieni�em jego nazw� (trudn� zreszt� do wym�wienia i zapami�tania), barman lekko uni�s� do g�ry brwi, jak gdyby nie potrafi�c pohamowa� zdumienia. A jednak z powag� postawi� przede mn� malutkie naczynie wype�nione... pieprzem. Pi�kna Mulatka g�o�no roze�mia�a si�, a potem zeskoczy�a ze swego sto�ka, podesz�a do mnie i powiedzia�a po angielsku: � Pan si� zapewne pomyli�, se#241;or Polacco. Nie zauwa�y� pan, �e w karcie opr�cz du�ych napis�w w j�zyku hiszpa�skim s� tak�e mniejszymi literami wydrukowane nazwy trunk�w w j�zyku angielskim, francuskim i niemieckim. Poprosz� jeszcze raz o kart� � zwr�ci�a si� do barmana. Nietrudno by�o zgadn��, sk�d wiedzia�a, �e jestem Polakiem. Do klapy marynarki mia�em przypi�ty znaczek konferencji, a na owym znaczku zosta�o wyszczeg�lnione moje imi�, nazwisko oraz kraj, z kt�rego przyby�em. � Dzi�kuje, se�#241;ora � odrzek�em grzecznie, jeszcze raz przyjmuj�c kart� i wczytuj�c si� w ni� ju� bardzo dok�adnie. � Se#241;orina � poprawi�a mnie. � Se#241;orina Leticia. Dowiedzia�em si�, �e jest pann� i przy okazji pozna�em jej imi�. Nie pozosta�o mi wi�c nic innego, jak rozsta� si� z kart� alkoholi, zeskoczy� ze sto�ka, przedstawi� si�, poca�owa� j� w r�k�, a dopiero potem znowu wdrapa� si� na sto�ek i kontynuowa� studia nad cenami trunk�w. Wybra�em najta�szy gin z tonikiem, kt�ry i tak mia� poch�on�� po�ow� moich zasob�w got�wkowych. W tym czasie se#241;orina Leticia przenios�a si� ze swego sto�ka na s�siaduj�cy ze mn�. Na szcz�cie zabra�a ze sob� s�omk� i szklank� z coctailem. Umoczy�em usta w szklance z ginem i zapali�em cygaro. Panna Leticia u�miechn�a si� do mnie jeszcze promienniej i o�wiadczy�a z g��bokim przekonaniem: � Wys�ucha�am wczoraj referatu polskiej delegacji. Zamiast nap�dza� pieni�dze do kas firm produkuj�cych systemy alarmowe, zalecali�cie zgromadzenie mi�dzynarodowego funduszu na walk� z gangami rabusi�w dzie� sztuki. To, co si� wydarzy�o w Muzeum Z�ota, udowodni�o, �e mieli�cie ca�kowit� racj�. M�j Bo�e, kt� z nas nie jest �asy na pochlebstwa. Tym bardziej gdy s�yszy je z ust pi�knej kobiety. Bo panna Leticia by�a naprawd� osob� o niezwyk�ej urodzie. Mia�a smag��, delikatn� cer�, pe�ne usta, czarne, g�ste w�osy ufryzowane na modne �afro� i ogromne, czarne oczy w oprawie d�ugich, ciemnych rz�s (o takich oczach pisze si� w powie�ciach, �e s� aksamitne). Jej ojcem by� cz�owiek bia�y, a matk� Murzynka. Tu, w Kolumbii, nie mia�o to �adnego znaczenia, albowiem Kolumbijczycy szczyc� si� tym, �e nie istnieje u nich rasizm. Bia�ych nie traktuje si� w Kolumbii lepiej ani gorzej, a mo�e nawet troch� gorzej, szczeg�lnie ameryka�skich gringo, jak si� ich tu nazywa. Uchodz� za ludzi pysza�kowatych, okazuj� bowiem innym swoj� wy�szo�� i chc� imponowa� portfelami pe�nymi dolar�w. � Pani jest bardzo uprzejma � odpowiedzia�em. � Nasz referat by� wynikiem wielu przemy�le�, a tak�e do�wiadcze�. Kiedy� uda�o si� nam rozbi� gang �Niewidzialnych� i potem przez jaki� czas by� spok�j z w�amaniami do muze�w. � Zdaje si�, �e czyta�am o tym nawet w naszych kolumbijskich gazetach � o�wiadczy�a se#241;orina Leticia, k�ad�c na kontuarze sto�u barowego swoj� malutk�, czarn� torebk�. � O ile pami�tam, do�� powa�n� rol� odegra� w tej sprawie pewien detektyw o bardzo zabawnym pseudonimie �Pan Samochodzik�. � To w�a�nie ja � sk�oni�em si� uprzejmie, pe�en pychy. � We Francji nazywaj� mnie �Monsieur la Bagnolette�. W Czechach �Pan Autak�, w S�owacji �Pan Tragacik�. Po polsku za� �Pan Samochodzik�. � A po hiszpa�sku � klasn�a rado�nie w d�onie � po hiszpa�sku b�dzie �El Se#241;or Cochecito�. M�j Bo�e, tak s�awny cz�owiek siedzi w moim towarzystwie i pije tylko gin z tonikiem. Barman, prosz� o jaki� bardziej wyszukany trunek. � O nie, se#241;orina � zaprotestowa�em stanowczo. � Ja pij� tylko tonik. Gin zam�wi�em wy��cznie po to, aby nie zrobi� przykro�ci barmanowi. Wygl�da�a na niezwykle zainteresowan� moj� osob�. Schlebia�em sobie, �e moja aparycja, a nie fakt rozbicia gangu �Niewidzialnych�, tak wielkie uczyni�a na niej wra�enie. Poufale po�o�y�a d�o� na mojej r�ce i zapyta�a: � Jak pan s�dzi, don Thomas, kto dokona� w�amania do Muzeum Z�ota? Czy zrobi�a to grupa tutejszych w�amywaczy, czy jaki� mi�dzynarodowy gang? � Nie znam szczeg��w, se#241;orina. Ale skoro Muzeum posiada�o system alarmowy firmy �Wilson and Company�, to nie mogli go sforsowa� zwykli amatorzy. S�dz�, �e mi�dzynarodowy gang �Niewidzialnych� zdo�a� si� zorganizowa� na nowo po kl�sce, jak� mu zadali�my. W Europie jeszcze boj� si� dzia�a�, bo ocala�ych z pogromu cz�onk�w gangu �Niewidzialnych� wci�� ma na oku inspektor Raymond Connor i jego specjalna brygada ze Scotland Yardu, dlatego prawdopodobnie przerzucili si� na inne kontynenty, przede wszystkim do Ameryki Po�udniowej. � S�dzi pan, �e naszej policji uda si� odzyska� skradzione eksponaty? � Nie znam umiej�tno�ci kolumbijskiej policji, se#241;orina. By� mo�e znajduj� si� w jej szeregach znakomici fachowcy. Rzecz jednak w tym, �e je�li owego zuchwa�ego rabunku dokonali �Niewidzialni�, to bezcenne zabytki muzealne s� ju� w tej chwili poza granicami Kolumbii. My�l�, �e tak silny gang rozbi� mo�na tylko przy wsp�pracy policji ca�ego �wiata, a raczej specjalnie powo�anej do tego celu mi�dzynarodowej brygady. Na utworzenie czego� takiego trzeba mn�stwo pieni�dzy. A tak si�, niestety, sk�ada, se#241;orina, �e �wiat wsp�czesny sta� na kolosalne zbrojenia, a brakuje pieni�dzy na walk� z handlarzami narkotyk�w i z�odziejami dzie� sztuki. W tym momencie w drzwiach baru pokaza�a si� panna Florentyna ubrana w sw� tunik� i okropny naszyjnik. Jednym rzutem oka obj�a wn�trze baru, a potem jak pantera rzuci�a si� w naszym kierunku i po�o�y�a d�o� na torebce se#241;oriny Leticii. � Na Boga, panie Tomaszu � j�kn�a. � Czy pan nie widzi, �e w tej torebce jest ukryty ma�y magnetofon, kt�ry nagrywa pa�skie s�owa? Se#241;orina Leticia zrozumia�a, �e zosta�a zdemaskowana. Zdj�a swoj� d�o� z mojej r�ki, wyrwa�a torebk� pannie Florentynie i szybkim krokiem skierowa�a si� do drzwi baru. Zanim znikn�a mi z oczu, odwr�ci�a si� i posy�aj�c mi u�miech, zawo�a�a: � Do zobaczenia, amigo! Po pannie Leticii pozosta� na kontuarze nie dopity kieliszek coctailu. A poniewa� nie widzia�em, aby za niego p�aci�a, pomy�la�em ze strachem, �e na mnie spadnie obowi�zek uiszczenia podw�jnego rachunku. � Czy mam zap�aci� r�wnie� za t� pani�? � z dr�eniem w g�osie zapyta�em barmana. � O nie, se#241;or. Ta pani ma u nas otwarty, nieograniczony kredyt. � Kim ona jest, u licha? � zapyta�em. � Nie mam poj�cia, se#241;or. Barmana nie interesuj� takie sprawy. Wiem tylko, �e pan jest prawdziwy hombre. Nie zna�em hiszpa�skiego, ale wiedzia�em, �e hombre oznacza stuprocentowego, twardego, odwa�nego m�czyzn�. � Hombre? � zdumia�em si�. � A tak � skin�� g�ow�, rozejrza� si� po barze, jak gdyby upewniaj�c si�, �e opr�cz naszej tr�jki nie ma nikogo obcego, i doda� szeptem: � Z t� se#241;orin� ma�o kto odwa�y si� rozmawia�. Wszyscy go�cie jej unikaj�. M�wi�, �e to niebezpieczna kobieta. A pan zachowa� si� jak prawdziwy hombre i d�ugo z ni� rozmawia�. Z ulg� zap�aci�em za sw�j nap�j i razem z pann� Florentyn� opu�ci�em bar. W holu hotelowym, w windzie i na korytarzu w milczeniu i ze skruch� musia�em wys�ucha� jej pe�nej goryczy mowy: � To tak pan post�puje, panie Tomaszu? Nie mog�am zasn�� my�l�c, �e nie wzi�� pan ode mnie pieni�dzy i by� mo�e znajduje si� pan w tarapatach finansowych. Mia�am okropne wyrzuty sumienia. Zaniedba�am bowiem dzi� swoje obowi�zki. Te wyrzuty sumienia wygna�y mnie z pokoju na poszukiwanie pana. I co zobaczy�am? Da� si� pan omota� jakiej� pi�knej Mulatce, zapewne szpiegowi, kt�ry nagrywa� rozmow� z panem. Mia� racj� dyrektor Marczak ostrzegaj�c mnie, �e jest pan flirciarzem, kt�remu ka�da kobieta mo�e zawr�ci� w g�owie. Przed drzwiami jej pokoju przyzna�em z godno�ci�: � Ma pani racj�, panno Florentyno. Ta pi�kna Mulatka mia�a chyba magnetofon ukryty w torebce i co� mi si� zdaje, �e �le post�pi�em wdaj�c si� z ni� w rozmow�. To powiedziawszy, pe�en skruchy uda�em si� do naszego apartamentu. Na szcz�cie dyrektor Marczak ju� spa� i nie musia�em mu zdawa� relacji z niefortunnej przygody w coctail-barze. ROZDZIA� DRUGI [top] JAK SI� W�AMANO DO MAGAZYN�W MUZEUM Z�OTA � REWELACJA KOLUMBIJSKIEJ GAZETY � JAK ZOSTA� U�MIERZONY GNIEW MARCZAKA � PI�KNO BOGOTY � KTO� NAS �LEDZI � PRZYKRA PRZYGODA MARCZAKA � TAJEMNICZY NIEZNAJOMY � KIM JEST RALF DAWSON? � DZIWNA PROPOZYCJA � WARIAT CZY OSZUST? � PIERWSZE SPOTKANIE Z CZ�OWIEKIEM Z UFO Wczesnym rankiem, jeszcze przed �niadaniem, panna Florentyna zjawi�a si� w naszym apartamencie z plikiem gazet, w kt�rych spodziewali�my si� znale�� podane przez dziennikarzy szczeg�y zuchwa�ego w�amania do Muzeum Z�ota. By�y to miejscowe, kolumbijskie gazety wydawane w j�zyku hiszpa�skim, a poniewa� nie zna�em tego j�zyka, musia�em z konieczno�ci zda� si� na pann� Florentyn� oraz dyrektora Marczaka, kt�ry tak�e w�ada� hiszpa�skim. Marczak przejrza� dwie gazety i poinformowa� mnie, �e, jak wynika z relacji dziennikarzy, z�odzieje unieszkodliwili stra�nik�w wpuszczaj�c usypiaj�cy gaz przez otw�r wentylacyjny, a nast�pnie pos�u�yli si� specjalnie skonstruowanym laserem. Z okna domu po�o�onego naprzeciwko Muzeum wycelowali laser prosto na zawieszon� na �cianie g��wn� skrzynk� alarmow� i po prostu j� spalili. W ten spos�b system alarmowy zosta� unieruchomiony, u�pieni stra�nicy nie stawiali oporu, z�odzieje bez trudu sforsowali sekretne zamki pomieszcze� magazynowych. Do sal muzealnych bali si� wej��, gdy� chroni� je dodatkowy system alarmowy. Gmach opu�cili tylnym wyj�ciem, �aduj�c �upy prawdopodobnie do trzech ci�ar�wek, kt�re odjecha�y w nieznanym kierunku. � Szukaj wiatru w polu � powiedzia�em. � Te ci�ar�wki wkr�tce znajd� si� porzucone w g�rach o pi��dziesi�t kilometr�w od Bogoty, gdzie zapewne przygotowano uprzednio l�dowisko dla �mig�owc�w. Ci, kt�rzy dokonali w�amania, nie liczyli si� z kosztami. �wiadczy o tym tak�e fakt u�ycia lasera. Przecie� lasera nie mo�na kupi� w sklepie tak jak zwyk�� strzelb�. A to, zdaje si�, by� laser specjalnie skonstruowany do tej akcji. Gdzie szuka� sprawc�w? � To prawda, panie Tomaszu � zgodzi� si� ze mn� Marczak. � Kolumbia to kraj rozleg�y, przeci�ty wzd�u� g�rskimi �a�cuchami, pe�nymi g��bokich dolin i dzikich pustkowi. A do tego selwas � nieprzebyta d�ungla. Szuka� w takim kraju kryj�wki bandyt�w to chyba trudniejsze ni� przys�owiowej ig�y w stogu siana. W tym momencie panna Florentyna, zaj�ta studiowaniem kolumbijskich gazet, zachichota�a g�o�no. � Minionej nocy � rzek�a � pan Tomasz nie wyda� na pr�no pieni�dzy. Post�pi� jak szukaj�ca reklamy hollywoodzka aktorka filmowa, i udzieli� wywiadu przedstawicielce �Wiadomo�ci Bogoty�. Oto tytu� na pierwszej stronie wybity t�ustym drukiem: �Jeden z najwi�kszych detektyw�w muzealnych, zwany Se#241;or Cochecito, stwierdza autorytatywnie, �e skradzione dzie�a sztuki znajduj� si� ju� za granicami Kolumbii�. I dalej: �Se#241;or Cochecito ma du�e sukcesy w walce ze z�odziejami dzie� sztuki. To on w swoim czasie pom�g� rozbi� s�ynny gang �Niewidzialnych�, dzia�aj�cy w Europie, oraz przyczyni� si� do schwytania jego przyw�dcy o nazwisku Marlon Mendoza. Korzystaj�c z faktu, �e tak s�ynny detektyw znajduje si� w�r�d uczestnik�w konferencji w Bogocie, nasza policja, a szczeg�lnie inspektor Salazar Esponoza, powinni bezzw�ocznie zwr�ci� si� o pomoc do tego �wietnego fachowca w celu odzyskania skradzionych zabytk�w�. � Do��! Do��! � j�kn��em. � Niech mi pani tylko powie, kto jest podpisany pod tymi enuncjacjami? Dyrektor Marczak odebra� Florentynie egzemplarz �Wiadomo�ci Bogoty�, przebieg� wzrokiem wydrukowany artyku� i powiedzia� ze srogim marsem na czole: � Dziennikarka, kt�ra zrobi�a panu t� reklam�, nazywa si� Leticia Lucinante. Czy to imi� i nazwisko co� panu m�wi? � A� za wiele, dyrektorze. Wczoraj w coctail-barze przysiad�a si� do mnie pewna bardzo �adna Mulatka i, okazuj�c ogromne zainteresowanie naszym referatem, wysondowa�a moj� opini� o w�amaniu do Muzeum Z�ota. Powinienem si� domy�li�, �e to dziennikarka. Florentyna nie omieszka�a si� pochwali�: � Gdyby nie moja czujno��, panie dyrektorze, kto wie, co jeszcze powiedzia�by pan Tomasz tej strasznej kobiecie. Na szcz�cie, pami�tna pa�skich przestr�g, r�wnie� zesz�am na d� do coctail-baru. Od razu spostrzeg�am magnetofon ukryty w torebce i przerwa�am �w �romans�. � Dzi�kuj� pani, panno Florentyno � pochwali� j� Marczak. � Na przysz�o�� prosz� nadal opiekowa� si� Tomaszem, kt�ry rzeczywi�cie traci g�ow� dla byle sp�dniczki. � Leticia Lucinante nie by�a w sp�dniczce, ale w bardzo wydekoltowanej sukni � zauwa�y�em. � Co za r�nica: sp�dniczka czy suknia? � wzruszy� ramionami Marczak. � A jednak wa�ne, panie dyrektorze � powiedzia�em. � bO gdyby Leticia Lucinante by�a ubrana na przyk�ad w obszern�, szyde�kow� tunik� i chcia�a ze mn� rozmawia� o UFO, a nie o naszym referacie, na pewno nie uda�oby si� jej wci�gn�� mnie w pu�apk�. � Pan nie zna si� na nowoczesnej modzie � pogardliwie stwierdzi�a Florentyna. � Czy pan my�li, �e to takie trudne zmieni� tunik� na kr�tk� sp�dniczk�? Elegancka kobieta nie powinna jednak tego czyni�. � Do licha, o czym wy m�wicie? � oburzy� si� Marczak. � Co ma wsp�lnego sprawa mody z tym niebywa�ym artyku�em? Czy wiecie, co o nas powiedz� uczestnicy konferencji? �e jeste�my tanimi reklamiarzami. Pan Tomasz nagada� tej dziennikarce mas� g�upstw. Bo jakie s� podstawy, aby twierdzi�, �e skradzione eksponaty znajduj� si� ju� poza granicami Kolumbii? Je�li kolumbijska policja wkr�tce znajdzie kryj�wk� bandyt�w gdzie� w pobliskich g�rach, pan Tomasz wyjdzie na g�upca. I zarazem skompromituje nasz Centralny Zarz�d Muze�w. Dyrektor Marczak znowu zajrza� do gazety i policzki jego pokry� rumieniec: � Czy wiecie, co ona napisa�a? �Polska delegacja z profesorem doktorem Janem Marczakiem na czele wysun�a na konferencji jedyn� s�uszn� propozycj�: utworzenia mi�dzynarodowego funduszu do walki ze z�odziejami dzie� sztuki. W �wietle tego, co si� sta�o minionej nocy w Muzeum Z�ota, ta propozycja zyskuje na wadze i powinna zosta� jak najszybciej rozpatrzona przez kompetentne czynniki. Nie mamy bowiem do czynienia ze z�odziejami amatorami, ale z doskonale zorganizowanym gangiem. �wiadczy o tym fakt u�ycia lasera i inne szczeg�y techniczne w�amania�. Po tych s�owach dyrektor Marczak chrz�kn�� z zadowoleniem i rzek� do mnie �askawie: � Owszem, to nie jest g�upia osoba. Ona jedna, jak mi si� wydaje, zwr�ci�a uwag� na znaczenie naszej propozycji. To nawet nie jest �le, �e wymieni�a moje nazwisko oraz m�j tytu� naukowy. Dlatego, je�li jeszcze kiedy� zechce pan p�nym wieczorem zej�� do baru, po�ycz� panu odpowiedni� kwot�. Kto wie, mo�e dzi� wiecz�r tak�e zajrz� z panem do tego baru, aby napi� si� toniku lub wody sodowej. Letici� Lucinante warto wprowadzi� w szczeg�y naszej propozycji. Im wi�cej zyskamy sojusznik�w, tym lepiej, panie Tomaszu. Odetchn��em z ulg�. Dyrektor Marczak by� cz�owiekiem m�drym i wielkim znawc� muzealnictwa, ale to wcale nie znaczy, �e nie miewa� sk�onno�ci do ulegania pochlebstwom. Fakt, �e Leticia Lucinante wymieni�a jego tytu� naukowy, a przede wszystkim wskaza�a na niego, jako inspiratora najlepszego � jej zdaniem � projektu walki ze z�odziejami dzie� sztuki, wprawi� go w dobry humor. A gdy po zej�ciu na d� do wsp�lnej sali jadalnej stwierdzi�, �e wielu delegat�w przygl�da si� nam z �yczliw� ciekawo�ci�, humor mu si� jeszcze bardziej poprawi�. Po �niadaniu w holu hotelowym otoczyli Marczaka przedstawiciele wielu gazet i zasypali pytaniami o �w projekt. Podobno dziennikarze poszukiwali r�wnie� i mojej osoby, aby przeprowadzi� ze mn� wywiad, lecz ja, przewiduj�c to, przezornie umkn��em do apartamentu i udawa�em, �e nie istniej�, to znaczy nie otwiera�em drzwi i nie podnosi�em s�uchawki telefonu. W ten spos�b zaoszcz�dzi�em sobie (dowiedzia�em si� o tym nieco p�niej) przykrej rozmowy z inspektorem policji Salazarem Esponoz�, kt�ry uzna� moj� wypowied� w �Wiadomo�ciach Bogoty� za obra�liw� dla policji. Zreszt� wkr�tce okaza�o si�, �e zgodnie z moimi przypuszczeniami, ci�ar�wki w�amywaczy znaleziono porzucone na g�rskiej prze��czy, na drodze mi�dzy Bogot� a miejscowo�ci� Villavicencio. W tym miejscu policjanci odkryli �lady dw�ch du�ych helikopter�w, kt�re odlecia�y w kierunku zachodnim, to jest w stron� wybrze�a Pacyfiku. Marczak udziela� wywiad�w bardzo d�ugo, a jako t�umaczka s�u�y�a mu panna Florentyna. Spotka�em si� z nimi dopiero w po�udnie w sali konferencyjnej, gdzie zgodnie z wczorajsz� zapowiedzi� mia�o si� odby� uroczyste zako�czenie mi�dzynarodowego spotkania. Na trybun� jednak wyszed� profesor Dawid Rawilson, przewodnicz�cy delegacji brytyjskiej, i w imieniu organizator�w konferencji prze�o�y� jej uroczyste zako�czenie na godziny wieczorne. Tymczasem uczestnicy konferencji mieli bowiem podj�� bardzo wa�n� rezolucj�, kt�r� zamierzali dopiero opracowa�. Do wieczora pozosta�o nam par� godzin. � Poka�� panu Bogot� � zaproponowa� mi Marczak. � By�em tu przed dwudziestoma laty, gdy pisa�em swoj� ksi��k� o sztuce prekolumbijskiej. My�l�, �e b�d� dobrym przewodnikiem. � To cudowne � klasn�a w r�ce panna Florentyna. � Ja tak�e bardzo pragn� zobaczy� Bogot�. Dyrektor Marczak spojrza� krytycznie na pann� Florentyn�, a �e podczas naszej porannej rozmowy zosta� uczulony na sprawy mody, jej obszerna, szyde�kowa tunika i klockowaty naszyjnik wzbudzi�y w nim w�tpliwo�ci. Jak wielu m�czyzn, prawdopodobnie wola� kobiety w sp�dniczkach i sukienkach. Pomy�la�, �e panna Florentyna b�dzie swoim strojem zwraca� og�ln� uwag�, a nie chcia� by� przedmiotem sensacji. � Niestety, panno Florentyno � rzek� z fa�szywym smutkiem w g�osie. � Przede wszystkim obowi�zek, a potem przyjemno��. Prze�o�y�a pani nasz referat na dziesi�� j�zyk�w i dzi�ki temu zyskali�my sporo zwolennik�w naszych postulat�w. Zna pani tak�e j�zyk suahili i papiamento. Mo�e warto w tych j�zykach przedstawi� cho�by skr�con� tre�� naszego referatu? W ten oto spos�b pozbyli�my si� panny Florentyny, jej okropnej tuniki i jeszcze okropniejszego naszyjnika. Zreszt� ju� po chwili na ludnej ulicy zapomnieli�my o tej sprawie. Bogota to cudowne miasto. Le�y w dolinie d�ugiej na sze��dziesi�t i szerokiej na czterdzie�ci kilometr�w, otoczonej niebotycznymi g�rami, bardzo �yznej, pe�nej zieleni, kana��w irygacyjnych i poci�tej sieci� dr�g. Kiedy� podobno by� w tym miejscu krater wygas�ego wulkanu, zasypanego w ci�gu wiek�w od�amkami ska�. Bogota, jak� pozna� dyrektor Marczak przed dwudziestu laty i dzisiejsza, to dwa r�ne miasta. Obecnie zamieszkuje j� prawie trzy miliony mieszka�c�w, co roku przybywa sto tysi�cy nowych � przewa�nie ludzi z prowincji: Indian, Metys�w, Mulat�w, kt�rzy w stolicy szukaj� �atwiejszego chleba. Ulice wype�nia ha�as i zaduch spalin tysi�cy samochod�w, na chodnikach t�oczy si� niezliczone mrowie ludzkie. W�dr�wka po ulicach jest trudna, poniewa� wsz�dzie, w bramach i na chodnikach, stoj� strag