6472
Szczegóły |
Tytuł |
6472 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6472 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6472 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6472 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Zbigniew Nienacki
Pan Samochodzik i cz�owiek z UFO
UUK Quality Books
Background color:
black
white
Font family:
Tahoma
Georgia
Times
Zbigniew Nienacki
Pan Samochodzik i cz�owiek z UFO
Olsztyn-Bia�ystok, 1988
Spis tre�ci
Tabela z 2 kolumn i 20 wierszy
�
PROLOG
�
ROZDZIA� PIERWSZY
�
ROZDZIA� DRUGI
�
ROZDZIA� TRZECI
�
ROZDZIA� CZWARTY
�
ROZDZIA� PI�TY
�
ROZDZIA� SZ�STY
�
ROZDZIA� SI�DMY
�
ROZDZIA� �SMY
�
ROZDZIA� DZIEWI�TY
�
ROZDZIA� DZIESI�TY
�
ROZDZIA� JEDENASTY
�
ROZDZIA� DWUNASTY
�
ROZDZIA� TRZYNASTY
�
ROZDZIA� CZTERNASTY
�
ROZDZIA� PI�TNASTY
�
ROZDZIA� SZESNASTY
�
ROZDZIA� SIEDEMNASTY
�
ROZDZIA� OSIEMNASTY
�
ZAKO�CZENIE
koniec tabeli
PROLOG
[top]
Zdarzy�o si� to miesi�c przed moim s�u�bowym wyjazdem do stolicy Kolumbii,
Bogoty. Pracowa�em
wtedy bardzo intensywnie, przygotowuj�c
materia�y do referatu, jaki w Bogocie na mi�dzynarodowym kongresie, po�wi�conym
sprawie ochrony
muze�w przed coraz liczniejszymi w�amaniami,
mia� wyg�osi� m�j bezpo�redni zwierzchnik, Marczak, dyrektor Centralnego Zarz�du
Muze�w w
Ministerstwie Kultury i Sztuki. Tezy naszego
referatu by�y nast�puj�ce: na ca�ym �wiecie mno�� si� kradzie�e dzie� sztuki i w
zwi�zku z tym muzea
bogatych kraj�w coraz bardziej udoskonalaj�
systemy zabezpieczaj�ce zbiory przed z�odziejami. S� to systemy niezwykle
kosztowne, wyposa�one w
skomplikowane aparatury elektroniczne.
Biedniejszych pa�stw nie sta� na ich zastosowanie. A zreszt�, jak wynika�o z
fakt�w, kt�re skrz�tnie
odnotowywa�em, doskonaleniu system�w
zabezpieczaj�cych towarzyszy�o zawsze doskonalenie sposob�w w�ama� i kradzie�y.
�wiat by�
wi�c widowni� swoistej eskalacji: coraz dro�sze
urz�dzenia zabezpieczaj�ce i coraz sprytniejsze sposoby ich unieszkodliwiania.
Jak d�ugo mia�a trwa�
ta eskalacja?
Stwierdzili�my w naszym referacie, �e indywidualni z�odzieje dzie� sztuki nale��
ju� do przesz�o�ci,
zamiast nich powsta�y ogromne, mi�dzynarodowe
gangi przest�pcze. Tym w�a�nie gangom powinno si� przeciwstawia� nie coraz
lepsze �rodki
zabezpieczaj�ce, ale mi�dzynarodow� organizacj�
dla zwalczania gang�w, z�o�on� z rozmaitych specjalist�w do walki z kradzie�ami
dzie� sztuki. Tylko
powstanie takiej organizacji mog�o � naszym
zdaniem � po�o�y� tam� narastaj�cej fali w�ama� i kradzie�y do muze�w. Albowiem
dane statystyczne
na ten temat by�y po prostu przera�aj�ce.
W ci�gu minionych czterech lat na ca�ym �wiecie skradziono czterdzie�ci dwa
tysi�ce dzie� sztuki o
��cznej warto�ci trzydziestu milion�w
dolar�w. Codziennie �upem z�odziei pada�o �rednio od czterystu pi��dziesi�ciu do
pi�ciuset takich
dzie�...
Pewnego dnia, gdy mozoli�em si� nad doborem najw�a�ciwszych s��w dla
zobrazowania tych
zagadnie�, do mojego pokoju w Ministerstwie wniesiono
nagle drugie biurko. W �lad za nim zjawi�a si� dziwna osoba. Z pocz�tku nie
wiedzia�em, czy to kobieta, czy
m�czyzna, bo mia�a kr�tko przyci�te
w�osy, zmierzwione i przypominaj�ce ptasie gniazdo. Nosi�a ta osoba spodnie i
co� w rodzaju lu�nej,
we�nianej tuniki zrobionej na drutach,
podobnej do worka na pszenic�. Na jej szyi wisia� przedziwny naszyjnik � na
grubym �a�cuszku
ko�ysa�y si� drewniane klocki zupe�nie takie same,
jakimi kiedy� bawi�em si� w przedszkolu. Ile ta osoba mog�a mie� lat? �
dwadzie�cia osiem?
czterdzie�ci? sze��dziesi�t? Tak na dobr� spraw� widzia�em
tylko jasn� cer� policzk�w, mocno zaci�ni�te usta oraz wyra�nie zarysowany
podbr�dek bez zarostu.
� Czego pan lub pani sobie �yczy? � zwr�ci�em si� do niej uprzejmie.
� To pan o mnie nic nie wie? � zdumia�a si� owa osoba g�osem kobiecym i mi�ym
dla ucha. � Jestem
Florentyna, pa�ska sekretarka.
Przera�enie odebra�o mi g�os. Przypomnia�em sobie k�opoty, jakie prze�y�em z
poprzedni� sekretark�,
pann� Monik�. W�wczas to Marczak zgodzi�
si�, �ebym sam sobie wynalaz� odpowiedniego wsp�pracownika, niekoniecznie
zreszt� kobiet�. A oto
teraz przys�ano bez mojej wiedzy jak�� pann�
Florentyn�, dziwn� osob� z klockami na szyi.
Bez s�owa wyszed�em z pokoju i uda�em si� do swego zwierzchnika.
Marczak unika� mego spojrzenia. Co� tam chrz�ka�, pomrukiwa�, przesuwa� papiery
na biurku, a potem
zerkn�wszy w okno o�wiadczy� urz�dowym
tonem:
� Dwa lata w pa�skim dziale by� blokowany wolny etat. Od dw�ch lat obiecywa�
pan, �e wynajdzie sobie
sekretark� i nic z tego nie wysz�o. Nie sta�
nas na tak� rozrzutno��, panie Tomaszu. Prosz� si� wi�c nie dziwi�, �e w tych
dniach minister raczy� si�
osobi�cie zainteresowa� t� spraw�
i musieli�my przyj�� pann� Florentyn�.
� Kim ona jest? � zapyta�em grzecznie.
Marczak bezradnie roz�o�y� r�ce.
� Nie wiem, panie Tomaszu. Minister wezwa� mnie do siebie i powiedzia� jak do
przyjaciela:
�Prowadzisz o�ywion� korespondencj� z muzeami
na ca�ym �wiecie, wyje�d�asz wkr�tce do Bogoty, aby wyg�osi� referat. Panna
Florentyna zna
doskonale dziesi�� j�zyk�w. Taka osoba b�dzie
ci bardzo potrzebna, cho�by z tego wzgl�du, �e referat nale�y prze�o�y� na kilka
j�zyk�w�. Odrzek�em
ministrowi, �e mog� to zrobi� wynaj�ci
t�umacze. Ale on znowu rzek� do mnie jak do przyjaciela: �Ta pani pracowa�a
najpierw w Ministerstwie
Przemys�u Ci�kiego, ale z jakich� tajemniczych
wzgl�d�w wkr�tce jej wym�wiono. Potem zatrudniono j� w Ministerstwie Spraw
Zagranicznych.
Niestety, jest osob� pozbawion� jakichkolwiek
umiej�tno�ci dyplomatycznych i narobi�a im mn�stwo k�opot�w. Zadzwonili do mnie
z Ministerstwa
Spraw Zagranicznych (a wiesz, �e musimy
si� z nimi liczy�) i poprosili, abym znalaz� dla niej u nas jak�� prac�.
� Nie uznaj� protekcji � o�wiadczy�em.
� Ja tak�e, panie Tomaszu � przytakn�� gorliwie Marczak. � Ale w tym wypadku
musimy ust�pi�.
Nasz minister mnie o to poprosi�, a jego poprosi�
inny minister. To jednak pana wina, �e do tej pory nie znalaz� pan sobie
sekretarki.
� I co ja mam z ni� zrobi�? � westchn��em.
� Nie wiem, panie Tomaszu � zak�opota� si� szczerze Marczak. � Mo�e we�miemy j�
ze sob� do
Bogoty, przyda si� nam jako t�umacz w rozmowach z
muzealnikami innych kraj�w. Nasz referat te� prze�o�y na dziesi�� j�zyk�w.
Z ci�kim sercem wr�ci�em do swojego pokoju, gdzie zasta�em pann� Florentyn�,
siedz�c� za
wniesionym niedawno biurkiem i przegl�daj�c� jakie�
zagraniczne czasopismo.
Po�owa referatu na kongres w Bogocie by�a ju� gotowa. Wr�czy�em go jej i
poleci�em, aby
przet�umaczy�a na dziesi�� j�zyk�w.
� Przepraszam pani�, ale jakie j�zyki pani zna? � zapyta�em.
� Angielski, niemiecki, francuski, w�oski, hiszpa�ski, portugalski, rosyjski,
holenderski, grecki,
du�ski. Mog� tak�e do�� swobodnie rozmawia�
po japo�sku, w j�zyku suahili oraz papiamento.
� Papiamento? � pomy�la�em, �e �artuje sobie ze mnie.
Lecz ona odpar�a z powag�:
� Papiamento jest j�zykiem u�ywanym przez ludno�� zamieszkuj�c� Antyle
Holenderskie. To
mieszanina holenderskiego, hiszpa�skiego, portugalskiego,
francuskiego oraz j�zyk�w afryka�skich. Znam r�wnie� troch�...
� Nie, nie, dosy� � o�wiadczy�em b�agalnie.
Od tej chwili przez prawie dwa tygodnie nie odzywali�my si� do siebie ani s�owem
w �adnym j�zyku,
nawet po polsku. Z pocz�tku pr�bowa�em
do niej zagadn��, pyta�em o to i owo, ale zbywa�a mnie p�s��wkami albo po
prostu monosylabami.
Zreszt� tak naprawd� nie mieli�my wsp�lnego
tematu do rozmowy. Ona zna�a dziesi�� j�zyk�w, ja natomiast by�em detektywem.
Mnie interesowali
z�odzieje dzie� sztuki i w�amania do muze�w.
Ona sprawia�a wra�enie osoby zaj�tej jakimi� w�asnymi wewn�trznymi troskami i po
prostu ogranicza�a
si� do wykonywania tego, co jej zleci�em.
A� wreszcie po dw�ch tygodniach us�ysza�em znowu g�os Florentyny. Przegl�da�a
w�a�nie tygodnik
w�oski �Epoca� i nagle wykrzykn�a z najwi�kszym
entuzjazmem:
� Niech pan sobie wyobrazi, �e, jak m�wi� dane statystyczne, do roku tysi�c
dziewi��set
siedemdziesi�tego bardzo du�o Niezidentyfikowanych
Obiekt�w Lataj�cych, czyli Unidentified Flying Objects, zwanych w skr�cie UFO
ukazywa�o si�
w�a�nie nad Kolumbi�.
� I co z tego?
� Przecie� mam z panami wyjecha� do Bogoty. Ach, jakie to b�dzie cudowne, je�li
uda mi si� tam
porozmawia� z kim�, kto widzia� UFO.
� Pani� interesuj� podobne sprawy?
� Ja po prostu �yj� nimi dzie� i noc � wykrzykn�a niemal z dzikim entuzjazmem.
� Przeczyta�am
wszystko, co napisano o UFO i UFO-ludkach. Koresponduj�
z najwi�kszymi znawcami tego zagadnienia oraz z dziesi�tkami ludzi w r�nych
krajach, kt�rzy
widzieli UFO, a nawet kontaktowali si� z UFO-ludkami.
Znajomo�� wielu j�zyk�w jest w tym niezwykle przydatna.
� O tak, oczywi�cie � przytakn��em ze zrozumieniem. � Przepraszam za
niedyskretne pytanie: pani
jest m�atk�? ma pani dzieci?
Florentyna zarumieni�a si� lekko i odpar�a z niech�ci�:
� Nie wysz�am za m�� i mieszkam z mamusi�. Kobieta ogarni�ta pasj� naukow� nie
mo�e traci� czasu na
g�upie randki z m�czyznami. Dzieci te�, oczywi�cie,
nie posiadam.
� Wszystko jasne � kiwn��em g�ow�. � Tak wi�c UFO to pani jedyna nami�tno��. Z
jej powodu
w�druje pani od jednej instytucji do drugiej, nigdzie
d�ugo nie zagrzewaj�c miejsca. Niestety, musz� pani� poinformowa�, �e i ja w
�adne UFO nie wierz�.
Uwa�am t� spraw� za wymys� pseudonaukowc�w
i fantast�w. Je�li pragnie pani pracowa� w moim dziale, to prosz� nigdy przy
mnie nie m�wi� o UFO,
UFO-ludkach i tym podobnych historiach.
W odpowiedzi us�ysza�em ciche:
� Zgadzam si�, panie kierowniku...
A kiedy zerkn��em w jej stron�, zauwa�y�em, �e odsun�a nieco k�pk� kosmyk�w
zas�aniaj�cych jej
czo�o i oczy. W tych oczach � o dziwo, bardzo
du�ych i bardzo �adnych � ujrza�em �zy. A cho� ostrzegano mnie ju� wiele razy,
i� �zy stanowi� bro�
najcz�ciej u�ywan� przez kobiety, poczu�em
g��bok� skruch�, zrobi�o mi si� bardzo przykro i o�wiadczy�em �agodnie:
� Nie jestem kierownikiem tyranem. Przysi�gam, �e na wiele mo�e pani sobie
pozwoli�. Postaram si�
tolerowa� pani ewentualne wychodzenie
po zakupy w godzinach pracy, a nawet je�li najdzie pani� ochota, aby zata�czy�
na w�asnym biurku, nie
powiem z�ego s�owa. Ale o jedno naprawd�
b�agam: ani s�owa o UFO.
Zrozumia�a. I odt�d znowu niewiele ze sob� rozmawiali�my. A� wreszcie przyszed�
dzie� naszego odlotu
do Bogoty i znale�li�my si� w tr�jk� na
mi�dzynarodowym lotnisku na Ok�ciu. Dyrektora Marczaka i mnie celnicy
przepu�cili do samolotu
po pobie�nym tylko sprawdzeniu baga�y.
Natomiast pann� Florentyn� spotka�a z ich strony wielka podejrzliwo��.
Zaprowadzili j� do
specjalnego pomieszczenia, gdzie zosta�a poddana
osobistej rewizji. Na szcz�cie panna Florentyna nie posiada�a rzeczy zakazanych
do wywozu i po
jakim� czasie wraz z nami znalaz�a si� w samolocie.
� Niech si� pani nie martwi, bo to si� niekiedy zdarza � pocieszy� j� dyrektor
Marczak.
� To m�j przepi�kny, nowoczesny naszyjnik wzbudzi� zainteresowanie celnik�w �
o�wiadczy�a
panna Florentyna. � Zbadali dok�adnie wszystkie
klocki podejrzewaj�c, �e zawieraj� schowki, w kt�rych kryj� si� jakie� nie
oclone towary.
A ja poczu�em raptem strach na my�l, �e z tak dziwacznie ubran� osob� b�d�
musia� reprezentowa� nasz
kraj za granic�. Dlatego zapyta�em z�o�liwie:
� A pani tunika? Czy ona nie wzbudzi�a podejrze� celnik�w? Nie s�dzi pani, �e ta
tunika troch�
przypomina worek na pszenic�? O ile wiem, nie
ma w naszym kraju zakazu wywozu work�w na pszenic�. A jednak, je�li kto� wywozi
taki worek...
� Stop � odezwa�a si� ostro, czerwona ze z�o�ci panna Florentyna. � Pan nie ma
gustu i nie zna si� na
nowoczesnej modzie. T� tunik� sama zrobi�am
szyde�kiem, a m�j naszyjnik wszystkim si� podoba. Tak, tak, zauwa�y�am, �e jest
co� we mnie, co budzi
pa�sk� niech��. Teraz wiem co: m�j zbyt
elegancki wygl�d.
To powiedziawszy, panna Florentyna zaj�a w samolocie fotel obok mnie i w ten
spos�b, niemal rami� w
rami�, ale w milczeniu, odlecieli�my do
Bogoty.
ROZDZIA� PIERWSZY
[top]
ZASKAKUJ�CE WYDARZENIE W BOGOCIE � KTO STRACI� G�OW�, A KTO J� TRZYMA�
WYSOKO � ROZPACZ DYREKTORA MARCZAKA � FLORENTYNA TRAFIA NA UFO-LOG�W � NA
CO CHCIA�EM
PO�YCZY� PIENI�DZE � DOBRO� FLORENTYNY � PI�KNA MULATKA � CO KRY�A CZARNA
TOREBKA � JAK ZOSTA�EM NAZWANY �EL SENOR COCHECITO� � CZUJNO�� FLORENTYNY
By� to chyba najwi�kszy skandal, jaki w ostatnim czasie zdarzy� si� w historii
muzealnictwa. Wszystkie
�wiatowe gazety pisa�y o nim na pierwszych
stronach � nie szcz�dz�c ironii, szyderstwa, a tak�e wyraz�w oburzenia i
przestrogi. Po tygodniu
informacje o owym skandalu zesz�y na dalsze
strony, ale nawet najskromniejsza notatka w tej sprawie zawsze zawiera�a
odrobin� szyderstwa, i to pod
adresem muzealnik�w, kt�rych i ja
jestem przedstawicielem. Czytaj�c gazety, ludzie �mieli si� z nas w tramwajach,
metrach, kawiarniach i
prywatnych mieszkaniach. Muzealnicy
stali si� obiektem dowcip�w opowiadanych sobie na przyj�ciach. Pewna wielka
firma o �wiatowej
renomie o ma�o nie zosta�a zrujnowana, kilkunastu
starszych wiekiem muzealnik�w skierowano na emerytury, wielu muzealnych
detektyw�w,
ciesz�cych si� dot�d zas�u�on� s�aw�, ponios�o
szwank na honorze.
Skandal �w nast�pi� podczas Mi�dzynarodowego Zjazdu Muzealnik�w, kt�ry odbywa�
si� w Bogocie i
po�wi�cony by� sprawie zabezpieczenia muze�w
przed coraz bardziej rozprzestrzeniaj�c� si� plag� w�ama�. Trzeciego dnia obrad,
p�nym wieczorem,
gdy na m�wnicy w sali konferencyjnej hotelu
Hilton znalaz� si� przedstawiciel firmy �Wilson and Company�, specjalizuj�cej
si� w systemach
alarmowych, na sal� dotar�a wiadomo��, �e przed
p�godzin� grupa zamaskowanych w�amywaczy u�pi�a stra�nik�w, sforsowa�a idealny
system
alarmowy firmy �Wilson and Company� i zrabowa�a
najcenniejsze eksponaty z magazyn�w s�ynnego na ca�ym �wiecie Muzeum Z�ota w
Bogocie.
Wiadomo�� t� przyni�s� inspektor policji don Salazar
Esponoza. Niespodziewanie wszed� na sal� konferencyjn�, wskoczy� na podium, do��
szorstkim gestem
odsun�� z m�wnicy przedstawiciela firmy �Wilson
and Company� i podniesionym g�osem, z �yw� gestykulacj� w�a�ciw� Latynosom,
powiadomi� nas o
w�amaniu i kradzie�y.
Tego, co si� potem sta�o na sali konferencyjnej, po prostu nie potrafi� opisa�.
Przedstawiciel firmy
�Wilson and Company� zemdlony osun�� si�
na pod�og�, muzealnicy � szacowni przecie� i godni panowie � poderwali si� ze
swych miejsc i
zasypali inspektora setkami pyta�, co spowodowa�o,
�e mo�na by�o og�uchn�� od wrzasku. Na w�asne oczy widzia�em, jak dyrektor Luwru
szarpa� sobie w�osy
na g�owie, przera�ony, �e podobna historia
mo�e si� zdarzy� r�wnie� i w Pary�u, a dyrektor British Museum, ch�odny Anglik z
nieod��czn� fajk� w
z�bach, upu�ci� t� fajk� na ziemi� i,
co gorsza, sam j� potem przydepta� i z�ama�. Nie b�dzie przesady, je�li
stwierdz�, �e wszyscy zachowali
si� tak, jak gdyby na chwil� potracili
zmys�y. Nie b�dzie przesady, je�li dodam, �e jedynie dwaj ludzie pozostali
spokojni: dyrektor Marczak
i ja, jego urz�dnik do specjalnych
porucze�. Siedzieli�my spokojnie w�a�nie dlatego, �e wczoraj na tej samej sali
konferencyjnej
dyrektor Marczak wyg�osi� referat, w kt�rym
starali�my si� przekona� zebranych muzealnik�w z ca�ego �wiata, �e stosowanie
coraz
doskonalszych system�w alarmowych nie ma sensu,
gdy� jednocze�nie doskonal� si� sposoby w�ama�. To, co si� wydarzy�o,
potwierdzi�o nasz� tez�.
Napisa�em, �e w og�lnej wrzawie i tumulcie tylko dyrektor Marczak i ja
zachowali�my spok�j. By� to
jednak spok�j pozorny. Dyrektor Marczak
w latach swej m�odo�ci kilkakrotnie odwiedza� Ameryk� Po�udniow� i wyda� nawet
ksi��k� pt.
�Sztuka prekolumbijska�, dlatego wiadomo��
o okradzeniu magazyn�w s�ynnego Muzeum Z�ota wstrz�sn�a nim r�wnie� mocno jak i
innymi
uczestnikami mi�dzynarodowej konferencji. Ale
Marczak wysoko ceni� sobie godno�� dyrektorsk� i uwa�a�, �e nawet w najbardziej
dramatycznej
chwili powinien okazywa� pow�ci�gliwo��
i spok�j godny zwierzchnika Centralnego Zarz�du Muze�w. Podobnie pozorny by� i
m�j spok�j, a
przenikaj�ce moj� dusz� uczucie dumy nie pozbawione
zosta�o domieszki goryczy, poniewa� nasz referat nie zosta� wys�uchany z
nale�yt� uwag�. I trudno si�
temu dziwi�, skoro na sali znajdowa�o
si� wielu przedstawicieli firm oferuj�cych systemy alarmowe i sekretne zamki,
kt�re mia�y uczyni� muzea
niedost�pnymi dla w�amywaczy twierdzami.
Inspektor policji opu�ci� sal�, czemu si� nikt nie dziwi�, bo przecie� czeka�o
go �ledztwo w sprawie
w�amania i po�cig za przest�pcami. Na odchodnym
obwie�ci�, �e w�amywacze wkr�tce zostan� schwytani, a ich �up odzyskany, w�tpi�
jednak, czy
ktokolwiek wierzy� w to optymistyczne zapewnienie.
Po jego odej�ciu przewodnicz�cy obrad uspokoi� tumult na sali og�aszaj�c przerw�
i zapowiadaj�c na
dzie� jutrzejszy uroczyste zako�czenie
konferencji. Potem � zgodnie z uprzednim planem � wszyscy zaproszeni go�cie
mieli odby�
wycieczk� do s�ynnego Parku Archeologicznego w San
Augustin.
Uczestnik�w konferencji zakwaterowano w hotelu Hilton, w kt�rym si� ona
odbywa�a. Wjechali�my
wind� na czternaste pi�tro, gdzie dano nam dwom
do dyspozycji luksusowy apartament, a pani Florentynie ma�y pok�j. I tutaj
dopiero dali�my upust swoim
prawdziwym odczuciom.
� To straszne, panie Tomaszu. To po prostu okropne � j�kn�� dyrektor Marczak
zapadaj�c si� w
niezwykle mi�kki fotel kryty sk�r�. � Muzeum Z�ota
w Bogocie jest czym� zupe�nie wyj�tkowym. Posiada pi�tna�cie tysi�cy unikatowych
wyrob�w ze
z�ota, pochodz�cych z epoki prekolumbijskiej,
to jest o�miokrotnie wi�cej ni� wszystkie tego rodzaju zbiory na �wiecie. W tym
muzeum znajduje si�
przebogata kolekcja szmaragd�w kolumbijskich,
a w�r�d nich najwi�kszy na �wiecie nie oszlifowany szmaragd. Pal sze�� zreszt�
szmaragdy! Najcenniejsze
s� wyroby starodawnej sztuki z�otniczej.
Nie wszystkie pi�tna�cie tysi�cy przepi�knych wyrob�w ze z�ota mo�na by�o
umie�ci� w gablotach
muzealnych, co jaki� czas przecie� trzeba zmieni�
ekspozycj�. Ogromna ilo�� owych cudownych rzeczy pozostawa�a wi�c w magazynach.
I pomy�le�,
�e pad�y one �upem z�odziei. W tej sprawie nie
ma co m�wi� o stracie warto�ci milion�w dolar�w, poniewa� s� to zabytki o
nieocenionej warto�ci,
nie do odtworzenia, stanowi�ce warto��
historyczn�. Je�li na domiar z�ego owi w�amywacze po prostu przetopi� te
przedmioty w sztaby,
ludzko�� poniesie nieodwracaln� strat�.
Dyrektor Marczak, zapewne powodowany rozpacz�, m�wi� do mnie jak do kogo�, kto
pierwszy raz w
�yciu dowiedzia� si� o istnieniu Muzeum Z�ota.
A przecie� nieobca mi by�a cudowna sztuka prekolumbijska. Swoje pierwsze kroki
po przylocie do
Bogoty skierowa�em w�a�nie do Muzeum Z�ota,
gdzie sp�dzi�em prawie ca�y dzie�. S�ucha�em jednak Marczaka w milczeniu, nie
przerywaj�c, bo
rozumia�em, jakie uczucia miotaj� tym nie
tylko zas�u�onym muzealnikiem (dla kt�rego si�gni�cie r�k� po zabytek by�o
niemal
�wi�tokradztwem), ale i autorem ksi��ki o sztuce prekolumbijskiej.
� Trzeba co� zrobi�, panie Tomaszu, aby uratowa� te skarby. Nie mo�emy tu tkwi�
bezczynnie.
Powinni�my dzia�a�, pomaga� w schwytaniu przest�pc�w
� wo�a� zrozpaczony Marczak, a ja siedzia�em bezradnie w fotelu i �mi�em
znakomite kolumbijskie
cygaro.
Bo c� mogli�my uczyni� dla sprawy odzyskania owych skarb�w w obcym kraju, z
gar�ci� pesos w
kieszeni, dostarczonych nam przez organizator�w
konferencji? Za kilka dni, po obejrzeniu Parku Archeologicznego w San Augustin,
mieli�my odlecie�
do kraju.
Marczak wo�a� do mnie, �e trzeba dzia�a�, pomaga�, robi� co�, aby odzyska�
zrabowane przedmioty, ale
r�wnie dobrze jak i ja wiedzia�, �e nic
uczyni� nie mo�emy. Ta sprawa przerasta�a si�y nie tylko nas dw�ch, ale i
dziesi�tk�w innych
muzealnik�w, ba, nawet policji kolumbijskiej.
Tylko zgromadzone si�y ca�ej �wiatowej policji mog�y dokona� cudu, schwyta�
w�amywaczy i odebra�
im zdobycz. Byli�my bowiem pewni, �e system
alarmowy firmy �Wilson and Company� prze�ama� mog�a tylko doskonale
zorganizowana banda,
wyposa�ona w najnowocze�niejsz� technik�. By� mo�e
ju� w tej chwili kilka helikopter�w nale��cych do bandy przewioz�o zdobycz na
statek stoj�cy niedaleko
brzeg�w Kolumbii. Wkr�tce za� zrabowane
z Muzeum Z�ota skarby znajd� si� w niedost�pnej kryj�wce. Po jakim� czasie
z�odzieje rozpoczn�
pertraktacje z szejkami naftowymi lub innymi
miliarderami, aby ten i �w skradziony przedmiot odsprzeda� po bajo�skiej cenie.
W swoim czasie Marczak i ja stoczyli�my zawzi�t� walk� z �Niewidzialnymi� �
mi�dzynarodowym
gangiem z�odziei dzie� sztuki. Uda�o nam si� nawet
schwyta� ich przyw�dc�, niejakiego Marlona Mendoz�. Po tym fakcie na kr�tko
sko�czy�y si� w�amania do
�wiatowych muze�w, zapewne owa banda szuka�a
nowego przyw�dcy i organizatora. I chyba go znalaz�a, bo potem w�amania zacz�y
si� od nowa, i to
coraz bezczelniejsze. Tym bardziej �e kradzie�e
dzie� sztuki stawa�y si� zaj�ciem lukratywnym. A dzia�o si� tak dlatego, �e
jedynie dzie�a sztuki nie tylko
nie traci�y nic na swej warto�ci w
dobie og�lnej inflacji, ale przeciwnie, ich warto�� ros�a z roku na rok. By�a to
wi�c najlepsza lokata
kapita�u dla kogo�, kto mia� du�o pieni�dzy.
Nietrudno wi�c zgadn��, �e posiadacze ogromnych fortun nabywali dzie�a sztuki
nawet od z�odziei i
trzymali je w sejfach, do kt�rych nikt nie
mia� dost�pu.
W takiej sytuacji powstawa�y nowe gangi, staraj�ce si� sprosta� ��daniom
bogaczy. �upy swoje
gangsterzy zbywali po wysokich cenach i ogromne
sumy inwestowali w dalszy rozw�j gang�w, kt�re stawa�y si� jak gdyby
ponadnarodowymi
przedsi�biorstwami. Dysponowa�y setkami w�amywaczy,
a tak�e specjalistami od wszelkiej innej roboty, nawet od zabijania. Gangsterzy
kupowali my�li i
wynalazki in�ynier�w, aby prze�ama� systemy
alarmowe. Mieli do swej dyspozycji laboratoria, samoloty, statki, przekupywali
celnik�w i
policjant�w. Walka z tak� organizacj� gangstersk�
wymaga�a ogromnych �rodk�w finansowych, a tych, jak zwykle na szlachetne cele,
brakowa�o.
O tym w�a�nie my�la�em s�uchaj�c pe�nych rozpaczy nawo�ywa� dyrektora Marczaka.
Czu�em swoj�
bezradno�� i dlatego nawet nie zabiera�em
g�osu. Milcza�em i pali�em cygaro. W ko�cu i dyrektor Marczak u�wiadomi� sobie
nasz� sytuacj�, tak�e
zamilk� i zamy�li� si�.
Nie wiem, jak d�ugo siedzieliby�my naprzeciw siebie w mi�kkich fotelach, ka�dy z
nas pogr��ony w
nieweso�ych medytacjach, gdyby do naszych
drzwi nie zapuka�a panna Florentyna. Zjawi�a si� ubrana w swoj� straszliw�
tunik� i mia�a jak zwykle na
piersiach klockowaty naszyjnik. Ale
jej czarne oczy b�yszcza�y niezwyk�� rado�ci�:
� Przepraszam pana, panie dyrektorze � zwr�ci�a si� do Marczaka dygaj�c jak ma�e
dziewcz�tko �
bardzo przepraszam, �e dzi� po po�udniu urwa�am
si� z obrad konferencji. Pozna�am tu jednak pewnego UFO-loga, a jak pan wie,
sprawy UFO s� mi
najbli�sze. Ot� ten UFO-log udowodni� mi na podstawie
statystyki, �e najwi�cej lataj�cych spodk�w pokazywa�o si� w Kolumbii nad g�rami
Sierra Nevada de
Santa Marta. Dlaczego w�a�nie tam? Czy to
nie ciekawa sprawa? I czy panowie nie wiedz�, gdzie le�� g�ry Sierra Nevada de
Santa Marta? Gdybym
zosta�a tu troch� d�u�ej, �w UFO-log pozna�by
mnie z pewnym cz�owiekiem, prawdopodobnie jednak wariatem, poniewa� przebywa na
terenie
sanatorium dla nerwowo chorych. Ot� ten cz�owiek
twierdzi, �e jest z UFO...
� Do diab�a z UFO � przerwa� jej gwa�townie dyrektor Marczak. � Pani nie
wype�nia swoich
obowi�zk�w. Powinna pani nam towarzyszy� na obradach,
a tymczasem wymyka si� pani z konferencji. Sta�a si� rzecz straszna. Gdyby pani
by�a wraz z nami, by�
mo�e dzi�ki znajomo�ci dziesi�ciu j�zyk�w,
dowiedzia�aby si� pani jakich� szczeg��w dotycz�cych owej okropnej sprawy.
I dyrektor Marczak opowiedzia� pannie Florentynie o w�amaniu do magazyn�w Muzeum
Z�ota.
Oczy Florentyny straci�y sw�j radosny blask.
� O m�j Bo�e, pan ma racj�! � szepn�a. � Zaniedba�am swoje obowi�zki. Ale
postaram si� wszystko
naprawi�. Zreszt� jest z nami pan Tomasz. Wiem,
�e on nie zna si� na nowoczesnej modzie, ale trzeba mu odda� sprawiedliwo��:
s�ynie jako znakomity
detektyw. S�ysza�am o tym od wielu ludzi
i nawet czyta�am o nim w zagranicznych gazetach.
Marczak pokiwa� g�ow� i rzek� ze smutkiem:
� Pan Tomasz jest rzeczywi�cie dobrym detektywem, ale i on tu nic nie mo�e
zdzia�a�. Jedyne co nam
pozostaje, to po�o�y� si� spa�. Jutro czeka
nas zako�czenie konferencji i wycieczka do Parku Archeologicznego w San
Augustin.
Pochlebia�a mi wiara panny Florentyny w moje umiej�tno�ci. A �e lubimy ludzi,
kt�rzy maj� o nas dobre
zdanie, natychmiast pomy�la�em, �e by�
mo�e panna Florentyna nie jest jednak najgorzej ubran� osob� na �wiecie i opr�cz
wad ma tak�e zalety, a
nale�y do nich obiektywizm.
Pogrzeba�em w kieszeni marynarki i wyj��em z niej gar�� pesos.
� Gdyby tak pan dyrektor po�yczy� mi kilka pesos... � zaproponowa�em nie�mia�o.
� A na co one panu? Teraz, po nocy...
� Na dole jest bar czynny do trzeciej nad ranem. My�l�, �e powinienem tam wypi�
kieliszek brandy.
� Co takiego? � szczerze oburzy� si� Marczak. � Przecie� pan jest abstynentem.
Zawsze stawia�em
pana za wz�r innym pracownikom.
Skruszony opu�ci�em g�ow� na piersi i wyja�ni�em:
� Ostatnio przeczyta�em w pewnej powie�ci ciesz�cej si� ogromnym powodzeniem u
czytelnik�w,
�e bohater, r�wnie� detektyw, gdy tylko mia�
k�opoty, wypija� kieliszek brandy i potem na chwil� rozja�nia�o mu si� w g�owie.
� I to za moje pesos? Za te kilka pesos, kt�re zaoszcz�dzi�em z naszych diet,
�eby kupi� pami�tk� z
Kolumbii? Czy pa�skie pesos na ten cel nie
wystarcz�? � spyta� poirytowany dyrektor.
� Mieszkamy w hotelu Hilton � przypomnia�em Marczakowi. � To najdro�szy hotel w
Bogocie.
Obawiam si�, �e ceny w barze s� odpowiednio wysokie.
Co b�dzie, je�li zam�wi� brandy i zabraknie mi pieni�dzy? Chyba pan nie chce,
abym narazi� na szwank
dobre imi� Centralnego Zarz�du Muze�w?
� Tak, tak, oczywi�cie. Przenigdy nie wolno nam si� kompromitowa� � po�piesznie
zgodzi� si� ze mn�
Marczak.
� Da mi wi�c pan kilka pesos?
Marczak zastanowi� si�.
� A mo�e zam�wi pan tylko wod� sodow�? � zaproponowa�.
� Po wodzie sodowej nie rozja�nia si� w g�owie...
Marczak ci�ko westchn��, pogrzeba� w kieszeni i wreszcie wr�czy� mi monet� �
pi��dziesi�t centavos,
co� w rodzaju pi��dziesi�ciu groszy.
Czyni�c za� ten wspania�omy�lny gest, nie omieszka� g�o�no zastanowi� si�:
� Nie jestem pewien, czy nie �ami� przepis�w. Nie dano nam tych skromnych diet
na alkohol.
Nie pozosta�o mi nic innego, jak schowa� monet� do kieszeni i podzi�kowa�
Marczakowi za jego
szczodro��. Wsta�em z fotela i w towarzystwie Florentyny
opu�ci�em nasz apartament. Kilkana�cie krok�w szli�my w milczeniu korytarzem, a�
w pewnej chwili
znale�li�my si� tu� obok drzwi do jej pokoju.
Wtedy delikatnie dotkn�a mojego ramienia.
� Panie Tomaszu � szepn�a nie�mia�o. � Chc� panu co� ofiarowa�.
To m�wi�c w�o�y�a klucz do zamka drzwi swego pokoju i otworzy�a je na o�cie�.
By�em zaskoczony. A c� takiego chcia�a mi ofiarowa� panna Florentyna,
otwieraj�c przede mn� drzwi?
Lecz ona wbieg�a do pokoju i po chwili wr�ci�a
z gar�ci� pesos w d�oni.
� To, co da� panu dyrektor Marczak, nie wystarczy na kieliszek brandy �
o�wiadczy�a, skromnie kryj�c
oczy za opuszczonymi powiekami. � Oszcz�dza�am
na kupno jakiego� drobiazgu, wiem jednak, �e musz� si� po�wi�ci� dla sprawy.
� Nie mog� przyj�� od pani pieni�dzy � odezwa� si� m�j m�ski honor.
Monet�, kt�r� mi wcisn�a, w�o�y�em z powrotem w jej d�o� i pobieg�em do windy.
Nie zamierza�em, rzecz jasna, raczy� si� alkoholem. Po prostu, gdy siedzia�em na
g�rze naprzeciw
Marczaka, przysz�o mi na my�l, �e nie tylko
my dwaj, lecz tak�e inni uczestnicy konferencji zapewne komentuj� wypadek
w�amania do Muzeum
Z�ota. Muzealnikom za� towarzysz� muzealni
detektywi, a niekt�rzy z nich, podobnie jak bohater wspania�ej powie�ci, lubi�
odwiedza� bary, gdzie
po kieliszku brandy rozja�nia si� im
w g�owie. Chcia�em znale�� si� w�r�d nich, pos�ucha� rozm�w i uwag, dowiedzie�
si� czego� wi�cej o
sprawie w�amania. Gar�� pesos potrzebna
mi by�a, aby dla zacie�nienia znajomo�ci z kim� dobrze poinformowanym,
zaproponowa� mu
w�a�nie kieliszek brandy.
Po ogromnym hallu hotelowym spacerowa� tylko portier w liberii. Nie musia�em
pyta� go o drog�, gdy�
czerwony neon nad schodami prowadz�cymi
do podziemi wyra�nie informowa�: �Coctail-bar�. Zszed�em po tych schodach do
do�� sporego
pomieszczenia, gdzie w p�mroku kr�lowa� ogromny,
p�kolisty bufet z wysokimi sto�kami, a �ciana za barem przypomina�a witryn�
sklepu z najdro�szymi i
najbardziej kolorowymi butelkami
przer�nych alkoholi. Niestety, ku mojemu rozczarowaniu, coctail-bar by� pusty.
A �ci�lej, prawie
pusty. Na wysokim sto�ku siedzia�a samotnie
m�oda kobieta w wieczorowej, sk�pej sukni na cienkich rami�czkach i s�czy�a
przez s�omk� jaki� coctail z
wysokiej, cienkiej szklanki. Za barem
urz�dowa� barman w bia�ej marynarce i z czarn� muszk� pod brod� � chyba Metys,
bo mia� oliwkow�
cer�, wystaj�ce ko�ci policzkowe i nieprzeniknion�
twarz o dziwnie nieruchomych oczach. No c�, nie uwzgl�dni�em faktu, �e
dyrektorzy muze�w
zaproszeni na konferencj� do Bogoty byli przewa�nie
starszymi panami, nienawyk�ymi przesiadywa� nocami w coctail-barach. Detektywi
za�, kt�rych ze
sob� przywie�li, nie nale�eli do os�b sowicie
op�acanych i je�li nasz�a ich ochota na rozja�niaj�c� umys� brandy, woleli chyba
p�j�� do baru na
s�siedni� ulic�, gdzie alkohol kosztowa� taniej.
Zamierza�em wyj�� z podziemia, gdy barman raptownie o�ywi� si�, zrobi�
zapraszaj�cy gest r�k� i
u�miechn�� si� szeroko. W moim kierunku
obr�ci�a si� tak�e samotna dama � przepi�kna, m�oda Mulatka. Przypomnia�em
sobie, �e widzia�em j� na
naszej konferencji, jej uroda zrobi�a na
mnie niezwyk�e wra�enie. A �e zawsze mia�em upodobanie do pi�knych kobiet, tedy
nieco
nonszalanckim krokiem skierowa�em si� do sto�u barowego
i zasiad�em na wysokim sto�ku. Barman wytwornym gestem poda� mi kolorow� kart�
coctaili, win i
w�dek. Skierowa�em wzrok jedynie na ceny i
wybra�em, rzecz jasna, trunek najta�szy. Gdy, sk�adaj�c kart� jak skrzyd�a
kolorowego motyla,
wymieni�em jego nazw� (trudn� zreszt� do wym�wienia
i zapami�tania), barman lekko uni�s� do g�ry brwi, jak gdyby nie potrafi�c
pohamowa� zdumienia. A
jednak z powag� postawi� przede mn� malutkie
naczynie wype�nione... pieprzem.
Pi�kna Mulatka g�o�no roze�mia�a si�, a potem zeskoczy�a ze swego sto�ka,
podesz�a do mnie i
powiedzia�a po angielsku:
� Pan si� zapewne pomyli�, se#241;or Polacco. Nie zauwa�y� pan, �e w karcie
opr�cz du�ych napis�w
w j�zyku hiszpa�skim s� tak�e mniejszymi
literami wydrukowane nazwy trunk�w w j�zyku angielskim, francuskim i niemieckim.
Poprosz�
jeszcze raz o kart� � zwr�ci�a si� do barmana.
Nietrudno by�o zgadn��, sk�d wiedzia�a, �e jestem Polakiem. Do klapy marynarki
mia�em przypi�ty
znaczek konferencji, a na owym znaczku zosta�o
wyszczeg�lnione moje imi�, nazwisko oraz kraj, z kt�rego przyby�em.
� Dzi�kuje, se�#241;ora � odrzek�em grzecznie, jeszcze raz przyjmuj�c kart� i
wczytuj�c si� w ni� ju�
bardzo dok�adnie.
� Se#241;orina � poprawi�a mnie. � Se#241;orina Leticia.
Dowiedzia�em si�, �e jest pann� i przy okazji pozna�em jej imi�. Nie pozosta�o
mi wi�c nic innego, jak
rozsta� si� z kart� alkoholi, zeskoczy�
ze sto�ka, przedstawi� si�, poca�owa� j� w r�k�, a dopiero potem znowu wdrapa�
si� na sto�ek i
kontynuowa� studia nad cenami trunk�w. Wybra�em
najta�szy gin z tonikiem, kt�ry i tak mia� poch�on�� po�ow� moich zasob�w
got�wkowych. W tym
czasie se#241;orina Leticia przenios�a si�
ze swego sto�ka na s�siaduj�cy ze mn�. Na szcz�cie zabra�a ze sob� s�omk� i
szklank� z coctailem.
Umoczy�em usta w szklance z ginem i zapali�em cygaro.
Panna Leticia u�miechn�a si� do mnie jeszcze promienniej i o�wiadczy�a z
g��bokim przekonaniem:
� Wys�ucha�am wczoraj referatu polskiej delegacji. Zamiast nap�dza� pieni�dze do
kas firm
produkuj�cych systemy alarmowe, zalecali�cie
zgromadzenie mi�dzynarodowego funduszu na walk� z gangami rabusi�w dzie� sztuki.
To, co si�
wydarzy�o w Muzeum Z�ota, udowodni�o, �e mieli�cie
ca�kowit� racj�.
M�j Bo�e, kt� z nas nie jest �asy na pochlebstwa. Tym bardziej gdy s�yszy je z
ust pi�knej kobiety. Bo
panna Leticia by�a naprawd� osob� o niezwyk�ej
urodzie. Mia�a smag��, delikatn� cer�, pe�ne usta, czarne, g�ste w�osy
ufryzowane na modne �afro� i
ogromne, czarne oczy w oprawie d�ugich, ciemnych
rz�s (o takich oczach pisze si� w powie�ciach, �e s� aksamitne). Jej ojcem by�
cz�owiek bia�y, a matk�
Murzynka. Tu, w Kolumbii, nie mia�o to
�adnego znaczenia, albowiem Kolumbijczycy szczyc� si� tym, �e nie istnieje u
nich rasizm. Bia�ych nie
traktuje si� w Kolumbii lepiej ani gorzej,
a mo�e nawet troch� gorzej, szczeg�lnie ameryka�skich gringo, jak si� ich tu
nazywa. Uchodz� za ludzi
pysza�kowatych, okazuj� bowiem innym
swoj� wy�szo�� i chc� imponowa� portfelami pe�nymi dolar�w.
� Pani jest bardzo uprzejma � odpowiedzia�em. � Nasz referat by� wynikiem wielu
przemy�le�, a
tak�e do�wiadcze�. Kiedy� uda�o si� nam rozbi�
gang �Niewidzialnych� i potem przez jaki� czas by� spok�j z w�amaniami do
muze�w.
� Zdaje si�, �e czyta�am o tym nawet w naszych kolumbijskich gazetach �
o�wiadczy�a se#241;orina
Leticia, k�ad�c na kontuarze sto�u barowego
swoj� malutk�, czarn� torebk�. � O ile pami�tam, do�� powa�n� rol� odegra� w tej
sprawie pewien
detektyw o bardzo zabawnym pseudonimie �Pan
Samochodzik�.
� To w�a�nie ja � sk�oni�em si� uprzejmie, pe�en pychy. � We Francji nazywaj�
mnie �Monsieur la
Bagnolette�. W Czechach �Pan Autak�, w S�owacji
�Pan Tragacik�. Po polsku za� �Pan Samochodzik�.
� A po hiszpa�sku � klasn�a rado�nie w d�onie � po hiszpa�sku b�dzie �El
Se#241;or Cochecito�.
M�j Bo�e, tak s�awny cz�owiek siedzi w moim
towarzystwie i pije tylko gin z tonikiem. Barman, prosz� o jaki� bardziej
wyszukany trunek.
� O nie, se#241;orina � zaprotestowa�em stanowczo. � Ja pij� tylko tonik. Gin
zam�wi�em
wy��cznie po to, aby nie zrobi� przykro�ci barmanowi.
Wygl�da�a na niezwykle zainteresowan� moj� osob�. Schlebia�em sobie, �e moja
aparycja, a nie fakt
rozbicia gangu �Niewidzialnych�, tak wielkie
uczyni�a na niej wra�enie. Poufale po�o�y�a d�o� na mojej r�ce i zapyta�a:
� Jak pan s�dzi, don Thomas, kto dokona� w�amania do Muzeum Z�ota? Czy zrobi�a
to grupa tutejszych
w�amywaczy, czy jaki� mi�dzynarodowy gang?
� Nie znam szczeg��w, se#241;orina. Ale skoro Muzeum posiada�o system alarmowy
firmy �Wilson and
Company�, to nie mogli go sforsowa� zwykli
amatorzy. S�dz�, �e mi�dzynarodowy gang �Niewidzialnych� zdo�a� si� zorganizowa�
na nowo po
kl�sce, jak� mu zadali�my. W Europie jeszcze
boj� si� dzia�a�, bo ocala�ych z pogromu cz�onk�w gangu �Niewidzialnych� wci��
ma na oku inspektor
Raymond Connor i jego specjalna brygada ze Scotland
Yardu, dlatego prawdopodobnie przerzucili si� na inne kontynenty, przede
wszystkim do Ameryki
Po�udniowej.
� S�dzi pan, �e naszej policji uda si� odzyska� skradzione eksponaty?
� Nie znam umiej�tno�ci kolumbijskiej policji, se#241;orina. By� mo�e znajduj�
si� w jej szeregach
znakomici fachowcy. Rzecz jednak w tym,
�e je�li owego zuchwa�ego rabunku dokonali �Niewidzialni�, to bezcenne zabytki
muzealne s� ju� w tej
chwili poza granicami Kolumbii. My�l�,
�e tak silny gang rozbi� mo�na tylko przy wsp�pracy policji ca�ego �wiata, a
raczej specjalnie powo�anej
do tego celu mi�dzynarodowej brygady.
Na utworzenie czego� takiego trzeba mn�stwo pieni�dzy. A tak si�, niestety,
sk�ada, se#241;orina, �e
�wiat wsp�czesny sta� na kolosalne zbrojenia,
a brakuje pieni�dzy na walk� z handlarzami narkotyk�w i z�odziejami dzie�
sztuki.
W tym momencie w drzwiach baru pokaza�a si� panna Florentyna ubrana w sw� tunik�
i okropny
naszyjnik. Jednym rzutem oka obj�a wn�trze baru,
a potem jak pantera rzuci�a si� w naszym kierunku i po�o�y�a d�o� na torebce
se#241;oriny Leticii.
� Na Boga, panie Tomaszu � j�kn�a. � Czy pan nie widzi, �e w tej torebce jest
ukryty ma�y
magnetofon, kt�ry nagrywa pa�skie s�owa?
Se#241;orina Leticia zrozumia�a, �e zosta�a zdemaskowana. Zdj�a swoj� d�o� z
mojej r�ki, wyrwa�a
torebk� pannie Florentynie i szybkim krokiem
skierowa�a si� do drzwi baru. Zanim znikn�a mi z oczu, odwr�ci�a si� i
posy�aj�c mi u�miech, zawo�a�a:
� Do zobaczenia, amigo!
Po pannie Leticii pozosta� na kontuarze nie dopity kieliszek coctailu. A
poniewa� nie widzia�em, aby za
niego p�aci�a, pomy�la�em ze strachem,
�e na mnie spadnie obowi�zek uiszczenia podw�jnego rachunku.
� Czy mam zap�aci� r�wnie� za t� pani�? � z dr�eniem w g�osie zapyta�em barmana.
� O nie, se#241;or. Ta pani ma u nas otwarty, nieograniczony kredyt.
� Kim ona jest, u licha? � zapyta�em.
� Nie mam poj�cia, se#241;or. Barmana nie interesuj� takie sprawy. Wiem tylko,
�e pan jest prawdziwy
hombre.
Nie zna�em hiszpa�skiego, ale wiedzia�em, �e hombre oznacza stuprocentowego,
twardego,
odwa�nego m�czyzn�.
� Hombre? � zdumia�em si�.
� A tak � skin�� g�ow�, rozejrza� si� po barze, jak gdyby upewniaj�c si�, �e
opr�cz naszej tr�jki nie ma
nikogo obcego, i doda� szeptem: � Z t�
se#241;orin� ma�o kto odwa�y si� rozmawia�. Wszyscy go�cie jej unikaj�. M�wi�,
�e to niebezpieczna
kobieta. A pan zachowa� si� jak prawdziwy
hombre i d�ugo z ni� rozmawia�.
Z ulg� zap�aci�em za sw�j nap�j i razem z pann� Florentyn� opu�ci�em bar. W holu
hotelowym, w
windzie i na korytarzu w milczeniu i ze skruch�
musia�em wys�ucha� jej pe�nej goryczy mowy:
� To tak pan post�puje, panie Tomaszu? Nie mog�am zasn�� my�l�c, �e nie wzi��
pan ode mnie
pieni�dzy i by� mo�e znajduje si� pan w tarapatach
finansowych. Mia�am okropne wyrzuty sumienia. Zaniedba�am bowiem dzi� swoje
obowi�zki. Te
wyrzuty sumienia wygna�y mnie z pokoju na poszukiwanie
pana. I co zobaczy�am? Da� si� pan omota� jakiej� pi�knej Mulatce, zapewne
szpiegowi, kt�ry nagrywa�
rozmow� z panem. Mia� racj� dyrektor
Marczak ostrzegaj�c mnie, �e jest pan flirciarzem, kt�remu ka�da kobieta mo�e
zawr�ci� w g�owie.
Przed drzwiami jej pokoju przyzna�em z godno�ci�:
� Ma pani racj�, panno Florentyno. Ta pi�kna Mulatka mia�a chyba magnetofon
ukryty w torebce i co� mi
si� zdaje, �e �le post�pi�em wdaj�c si� z
ni� w rozmow�.
To powiedziawszy, pe�en skruchy uda�em si� do naszego apartamentu. Na szcz�cie
dyrektor Marczak
ju� spa� i nie musia�em mu zdawa� relacji
z niefortunnej przygody w coctail-barze.
ROZDZIA� DRUGI
[top]
JAK SI� W�AMANO DO MAGAZYN�W MUZEUM Z�OTA � REWELACJA KOLUMBIJSKIEJ GAZETY
� JAK ZOSTA� U�MIERZONY GNIEW MARCZAKA � PI�KNO BOGOTY � KTO� NAS �LEDZI �
PRZYKRA
PRZYGODA MARCZAKA � TAJEMNICZY NIEZNAJOMY � KIM JEST RALF DAWSON? � DZIWNA
PROPOZYCJA � WARIAT CZY OSZUST? � PIERWSZE SPOTKANIE Z CZ�OWIEKIEM Z UFO
Wczesnym rankiem, jeszcze przed �niadaniem, panna Florentyna zjawi�a si� w
naszym apartamencie z
plikiem gazet, w kt�rych spodziewali�my si�
znale�� podane przez dziennikarzy szczeg�y zuchwa�ego w�amania do Muzeum Z�ota.
By�y to miejscowe,
kolumbijskie gazety wydawane w j�zyku
hiszpa�skim, a poniewa� nie zna�em tego j�zyka, musia�em z konieczno�ci zda� si�
na pann�
Florentyn� oraz dyrektora Marczaka, kt�ry tak�e
w�ada� hiszpa�skim.
Marczak przejrza� dwie gazety i poinformowa� mnie, �e, jak wynika z relacji
dziennikarzy, z�odzieje
unieszkodliwili stra�nik�w wpuszczaj�c
usypiaj�cy gaz przez otw�r wentylacyjny, a nast�pnie pos�u�yli si� specjalnie
skonstruowanym
laserem. Z okna domu po�o�onego naprzeciwko
Muzeum wycelowali laser prosto na zawieszon� na �cianie g��wn� skrzynk� alarmow�
i po prostu j�
spalili. W ten spos�b system alarmowy zosta�
unieruchomiony, u�pieni stra�nicy nie stawiali oporu, z�odzieje bez trudu
sforsowali sekretne zamki
pomieszcze� magazynowych. Do sal muzealnych
bali si� wej��, gdy� chroni� je dodatkowy system alarmowy. Gmach opu�cili tylnym
wyj�ciem, �aduj�c
�upy prawdopodobnie do trzech ci�ar�wek,
kt�re odjecha�y w nieznanym kierunku.
� Szukaj wiatru w polu � powiedzia�em. � Te ci�ar�wki wkr�tce znajd� si�
porzucone w g�rach o
pi��dziesi�t kilometr�w od Bogoty, gdzie zapewne
przygotowano uprzednio l�dowisko dla �mig�owc�w. Ci, kt�rzy dokonali w�amania,
nie liczyli si� z
kosztami. �wiadczy o tym tak�e fakt u�ycia
lasera. Przecie� lasera nie mo�na kupi� w sklepie tak jak zwyk�� strzelb�. A to,
zdaje si�, by� laser
specjalnie skonstruowany do tej akcji.
Gdzie szuka� sprawc�w?
� To prawda, panie Tomaszu � zgodzi� si� ze mn� Marczak. � Kolumbia to kraj
rozleg�y, przeci�ty
wzd�u� g�rskimi �a�cuchami, pe�nymi g��bokich
dolin i dzikich pustkowi. A do tego selwas � nieprzebyta d�ungla. Szuka� w takim
kraju kryj�wki
bandyt�w to chyba trudniejsze ni� przys�owiowej
ig�y w stogu siana.
W tym momencie panna Florentyna, zaj�ta studiowaniem kolumbijskich gazet,
zachichota�a g�o�no.
� Minionej nocy � rzek�a � pan Tomasz nie wyda� na pr�no pieni�dzy. Post�pi�
jak szukaj�ca
reklamy hollywoodzka aktorka filmowa, i udzieli�
wywiadu przedstawicielce �Wiadomo�ci Bogoty�. Oto tytu� na pierwszej stronie
wybity t�ustym
drukiem: �Jeden z najwi�kszych detektyw�w muzealnych,
zwany Se#241;or Cochecito, stwierdza autorytatywnie, �e skradzione dzie�a sztuki
znajduj� si� ju� za
granicami Kolumbii�. I dalej: �Se#241;or
Cochecito ma du�e sukcesy w walce ze z�odziejami dzie� sztuki. To on w swoim
czasie pom�g� rozbi�
s�ynny gang �Niewidzialnych�, dzia�aj�cy w Europie,
oraz przyczyni� si� do schwytania jego przyw�dcy o nazwisku Marlon Mendoza.
Korzystaj�c z faktu, �e
tak s�ynny detektyw znajduje si� w�r�d uczestnik�w
konferencji w Bogocie, nasza policja, a szczeg�lnie inspektor Salazar Esponoza,
powinni bezzw�ocznie
zwr�ci� si� o pomoc do tego �wietnego fachowca
w celu odzyskania skradzionych zabytk�w�.
� Do��! Do��! � j�kn��em. � Niech mi pani tylko powie, kto jest podpisany pod
tymi enuncjacjami?
Dyrektor Marczak odebra� Florentynie egzemplarz �Wiadomo�ci Bogoty�, przebieg�
wzrokiem
wydrukowany artyku� i powiedzia� ze srogim marsem
na czole:
� Dziennikarka, kt�ra zrobi�a panu t� reklam�, nazywa si� Leticia Lucinante. Czy
to imi� i nazwisko co�
panu m�wi?
� A� za wiele, dyrektorze. Wczoraj w coctail-barze przysiad�a si� do mnie pewna
bardzo �adna Mulatka i,
okazuj�c ogromne zainteresowanie naszym
referatem, wysondowa�a moj� opini� o w�amaniu do Muzeum Z�ota. Powinienem si�
domy�li�, �e to
dziennikarka.
Florentyna nie omieszka�a si� pochwali�:
� Gdyby nie moja czujno��, panie dyrektorze, kto wie, co jeszcze powiedzia�by
pan Tomasz tej strasznej
kobiecie. Na szcz�cie, pami�tna pa�skich
przestr�g, r�wnie� zesz�am na d� do coctail-baru. Od razu spostrzeg�am
magnetofon ukryty w torebce i
przerwa�am �w �romans�.
� Dzi�kuj� pani, panno Florentyno � pochwali� j� Marczak. � Na przysz�o�� prosz�
nadal opiekowa�
si� Tomaszem, kt�ry rzeczywi�cie traci g�ow�
dla byle sp�dniczki.
� Leticia Lucinante nie by�a w sp�dniczce, ale w bardzo wydekoltowanej sukni �
zauwa�y�em.
� Co za r�nica: sp�dniczka czy suknia? � wzruszy� ramionami Marczak.
� A jednak wa�ne, panie dyrektorze � powiedzia�em. � bO gdyby Leticia Lucinante
by�a ubrana na
przyk�ad w obszern�, szyde�kow� tunik� i chcia�a
ze mn� rozmawia� o UFO, a nie o naszym referacie, na pewno nie uda�oby si� jej
wci�gn�� mnie w
pu�apk�.
� Pan nie zna si� na nowoczesnej modzie � pogardliwie stwierdzi�a Florentyna. �
Czy pan my�li, �e
to takie trudne zmieni� tunik� na kr�tk� sp�dniczk�?
Elegancka kobieta nie powinna jednak tego czyni�.
� Do licha, o czym wy m�wicie? � oburzy� si� Marczak. � Co ma wsp�lnego sprawa
mody z tym
niebywa�ym artyku�em? Czy wiecie, co o nas powiedz�
uczestnicy konferencji? �e jeste�my tanimi reklamiarzami. Pan Tomasz nagada� tej
dziennikarce mas�
g�upstw. Bo jakie s� podstawy, aby twierdzi�,
�e skradzione eksponaty znajduj� si� ju� poza granicami Kolumbii? Je�li
kolumbijska policja wkr�tce
znajdzie kryj�wk� bandyt�w gdzie� w
pobliskich g�rach, pan Tomasz wyjdzie na g�upca. I zarazem skompromituje nasz
Centralny Zarz�d
Muze�w.
Dyrektor Marczak znowu zajrza� do gazety i policzki jego pokry� rumieniec:
� Czy wiecie, co ona napisa�a? �Polska delegacja z profesorem doktorem Janem
Marczakiem na czele
wysun�a na konferencji jedyn� s�uszn�
propozycj�: utworzenia mi�dzynarodowego funduszu do walki ze z�odziejami dzie�
sztuki. W �wietle
tego, co si� sta�o minionej nocy w Muzeum
Z�ota, ta propozycja zyskuje na wadze i powinna zosta� jak najszybciej
rozpatrzona przez kompetentne
czynniki. Nie mamy bowiem do czynienia
ze z�odziejami amatorami, ale z doskonale zorganizowanym gangiem. �wiadczy o tym
fakt u�ycia
lasera i inne szczeg�y techniczne w�amania�.
Po tych s�owach dyrektor Marczak chrz�kn�� z zadowoleniem i rzek� do mnie
�askawie:
� Owszem, to nie jest g�upia osoba. Ona jedna, jak mi si� wydaje, zwr�ci�a uwag�
na znaczenie naszej
propozycji. To nawet nie jest �le, �e wymieni�a
moje nazwisko oraz m�j tytu� naukowy. Dlatego, je�li jeszcze kiedy� zechce pan
p�nym wieczorem
zej�� do baru, po�ycz� panu odpowiedni� kwot�.
Kto wie, mo�e dzi� wiecz�r tak�e zajrz� z panem do tego baru, aby napi� si�
toniku lub wody sodowej.
Letici� Lucinante warto wprowadzi� w szczeg�y
naszej propozycji. Im wi�cej zyskamy sojusznik�w, tym lepiej, panie Tomaszu.
Odetchn��em z ulg�. Dyrektor Marczak by� cz�owiekiem m�drym i wielkim znawc�
muzealnictwa, ale
to wcale nie znaczy, �e nie miewa� sk�onno�ci
do ulegania pochlebstwom. Fakt, �e Leticia Lucinante wymieni�a jego tytu�
naukowy, a przede
wszystkim wskaza�a na niego, jako inspiratora najlepszego
� jej zdaniem � projektu walki ze z�odziejami dzie� sztuki, wprawi� go w dobry
humor. A gdy po zej�ciu
na d� do wsp�lnej sali jadalnej stwierdzi�,
�e wielu delegat�w przygl�da si� nam z �yczliw� ciekawo�ci�, humor mu si�
jeszcze bardziej poprawi�.
Po �niadaniu w holu hotelowym otoczyli
Marczaka przedstawiciele wielu gazet i zasypali pytaniami o �w projekt. Podobno
dziennikarze
poszukiwali r�wnie� i mojej osoby, aby przeprowadzi�
ze mn� wywiad, lecz ja, przewiduj�c to, przezornie umkn��em do apartamentu i
udawa�em, �e nie istniej�,
to znaczy nie otwiera�em drzwi i nie podnosi�em
s�uchawki telefonu. W ten spos�b zaoszcz�dzi�em sobie (dowiedzia�em si� o tym
nieco p�niej)
przykrej rozmowy z inspektorem policji Salazarem
Esponoz�, kt�ry uzna� moj� wypowied� w �Wiadomo�ciach Bogoty� za obra�liw� dla
policji. Zreszt�
wkr�tce okaza�o si�, �e zgodnie z moimi przypuszczeniami,
ci�ar�wki w�amywaczy znaleziono porzucone na g�rskiej prze��czy, na drodze
mi�dzy Bogot� a
miejscowo�ci� Villavicencio. W tym miejscu
policjanci odkryli �lady dw�ch du�ych helikopter�w, kt�re odlecia�y w kierunku
zachodnim, to jest w
stron� wybrze�a Pacyfiku.
Marczak udziela� wywiad�w bardzo d�ugo, a jako t�umaczka s�u�y�a mu panna
Florentyna. Spotka�em si�
z nimi dopiero w po�udnie w sali konferencyjnej,
gdzie zgodnie z wczorajsz� zapowiedzi� mia�o si� odby� uroczyste zako�czenie
mi�dzynarodowego
spotkania. Na trybun� jednak wyszed� profesor
Dawid Rawilson, przewodnicz�cy delegacji brytyjskiej, i w imieniu organizator�w
konferencji
prze�o�y� jej uroczyste zako�czenie na godziny
wieczorne. Tymczasem uczestnicy konferencji mieli bowiem podj�� bardzo wa�n�
rezolucj�, kt�r�
zamierzali dopiero opracowa�.
Do wieczora pozosta�o nam par� godzin.
� Poka�� panu Bogot� � zaproponowa� mi Marczak. � By�em tu przed dwudziestoma
laty, gdy
pisa�em swoj� ksi��k� o sztuce prekolumbijskiej.
My�l�, �e b�d� dobrym przewodnikiem.
� To cudowne � klasn�a w r�ce panna Florentyna. � Ja tak�e bardzo pragn�
zobaczy� Bogot�.
Dyrektor Marczak spojrza� krytycznie na pann� Florentyn�, a �e podczas naszej
porannej rozmowy
zosta� uczulony na sprawy mody, jej obszerna,
szyde�kowa tunika i klockowaty naszyjnik wzbudzi�y w nim w�tpliwo�ci. Jak wielu
m�czyzn,
prawdopodobnie wola� kobiety w sp�dniczkach i
sukienkach. Pomy�la�, �e panna Florentyna b�dzie swoim strojem zwraca� og�ln�
uwag�, a nie chcia� by�
przedmiotem sensacji.
� Niestety, panno Florentyno � rzek� z fa�szywym smutkiem w g�osie. � Przede
wszystkim obowi�zek,
a potem przyjemno��. Prze�o�y�a pani nasz referat
na dziesi�� j�zyk�w i dzi�ki temu zyskali�my sporo zwolennik�w naszych
postulat�w. Zna pani tak�e
j�zyk suahili i papiamento. Mo�e warto w tych
j�zykach przedstawi� cho�by skr�con� tre�� naszego referatu?
W ten oto spos�b pozbyli�my si� panny Florentyny, jej okropnej tuniki i jeszcze
okropniejszego
naszyjnika.
Zreszt� ju� po chwili na ludnej ulicy zapomnieli�my o tej sprawie. Bogota to
cudowne miasto. Le�y w
dolinie d�ugiej na sze��dziesi�t i szerokiej
na czterdzie�ci kilometr�w, otoczonej niebotycznymi g�rami, bardzo �yznej,
pe�nej zieleni,
kana��w irygacyjnych i poci�tej sieci� dr�g.
Kiedy� podobno by� w tym miejscu krater wygas�ego wulkanu, zasypanego w ci�gu
wiek�w
od�amkami ska�.
Bogota, jak� pozna� dyrektor Marczak przed dwudziestu laty i dzisiejsza, to dwa
r�ne miasta. Obecnie
zamieszkuje j� prawie trzy miliony mieszka�c�w,
co roku przybywa sto tysi�cy nowych � przewa�nie ludzi z prowincji: Indian,
Metys�w, Mulat�w,
kt�rzy w stolicy szukaj� �atwiejszego chleba.
Ulice wype�nia ha�as i zaduch spalin tysi�cy samochod�w, na chodnikach t�oczy
si� niezliczone
mrowie ludzkie. W�dr�wka po ulicach jest trudna,
poniewa� wsz�dzie, w bramach i na chodnikach, stoj� strag