6470

Szczegóły
Tytuł 6470
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

6470 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 6470 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

6470 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Timothy Zahn Czarne komando Dylogia: Wyzwolenie tom 1 Tytu� orygina�u THE BLACKCOLLAR Rozdzia� 1 Poranne s�o�ce, �wiec�ce na czystym, b��kitnym niebie, zdawa�o si� podejmowa� tylko symboliczny wysi�ek, by przeciwdzia�a� wiosennemu och�odzeniu, kt�re obj�o wi�ksz� cz�� �rodkowej Europy. Os�aniaj�c si� podniesionym ko�nierzem od p�nocnego wiatru wiej�cego znad Jeziora Genewskiego, Allen Caine przyspieszy� nieco kroku. Wygodniej by�oby przejecha� cho� cz�� drogi, ale tylko kto� niezorientowany czeka�by na taks�wki we wschodniej cz�ci Nowej Genewy w Dniu Zwyci�stwa. Wi�kszo�� pojazd�w zosta�a zarekwirowana do przewiezienia dygnitarzy na stadion, gdzie zorganizowano coroczne obchody zako�czenia wojny mi�dzy Ryqrilami a imperium Terranu. Caine spodziewa� si�, �e zimno spowoduje zmniejszon� frekwencj�. Nie by�o wprawdzie obowi�zku stawiania si� na uroczysto�ciach, lecz w tej udzia� we�mie kilku Ryqril�w, wi�c w�adze Nowej Genewy nie mog�y sobie pozwoli� na nieobecno��. Allen us�ysza� przyt�umione okrzyki dobiegaj�ce ze stadionu oddalonego o dobre trzy kilometry. Zadziwiaj�co bezczelny przejaw hipokryzji, pomy�la� gorzko. Urz�dzono ju� dwudzieste dziewi�te z kolei widowisko na cze�� zwyci�stwa Ryqril�w. Nie znaj�cy fakt�w przybysz doszed�by do wniosku, �e to Demokratyczne Imperium Terranu wygra�o wojn�. Zwykli ludzie ignorowali �wi�to. Na ulicach panowa� t�ok jak co dzie�, wi�c Caine nie mia� problemu ze znikni�ciem w t�umie. Wypraw� do Nowej Genewy uzna� za sp�niony prezent na dwudzieste sz�ste urodziny. Przyby� tu zaledwie dwa tygodnie temu, lecz ju� czu� si� jak miejscowy. Podobnie jak inne ziemskie narody, ten tak�e posiada� niepowtarzalny styl i zachowa� odmienne zwyczaje. Obecne zadanie Allena polega�o w�a�nie na przyswojeniu sobie owego specyficznego sposobu bycia. Dzi�ki przygotowaniu oraz schludnemu wygl�dowi m�g�, w razie konieczno�ci, uchodzi� za studenta, osob� na kierowniczym stanowisku lub, je�li odpowiednio przyci��by brod�, cz�onka jednego z cech�w. W tym rejonie Nowej Genewy, zamieszkanym przez ni�sze warstwy �rednie, nie mia�o to na szcz�cie wielkiego znaczenia, a do dzielnicy rz�dowej przenosi si� dopiero za kilka tygodni. Do tego czasu zd��y wi�c nabra� w�a�ciwych nawyk�w. Dotar� do celu, zanim na dobre przemarz� w zbyt lekkim ubraniu. Niewielka ksi�garnia wci�ni�ta by�a mi�dzy dwa bary. W witrynie sta�y wyblak�e tomy Dickensa i Heinleina. Caine wszed� do �rodka i zatrzyma� si� na moment tu� przy drzwiach, pozwalaj�c oczom przywykn�� do panuj�cego tu p�mroku. Kilka metr�w dalej, przy kasie, siedzia� rozparty w�a�ciciel sklepu. Ciekawie przygl�da� si� przybyszowi. - Chce si� pan tu ogrza�? - zapyta�. - W�a�ciwie nie - odpar� Allen, rozgl�daj�c si� po wn�trzu. Wzd�u� p�ek snu�o si� trzech czy czterech m�czyzn. Przeni�s� spojrzenie na sprzedawc� i uni�s� brwi. Tamten odpowiedzia� lekkim skinieniem g�owy, wi�c Allen powoli ruszy� jednym z dw�ch przej�� mi�dzy rega�ami. Udaj�c, �e z zainteresowaniem przygl�da si� tytu�om ksi��ek, konsekwentnie kierowa� si� na ty�y sklepu. Tam, na wp� schowane za szerok� p�k�, znajdowa�y si� drzwi z napisem �Tylko dla pracownik�w�. Odczekawszy, a� wszyscy klienci b�d� odwr�ceni do niego ty�em, Caine cicho w�lizgn�� si� do zagraconego magazynu. Stan�� na �rodku pod�ogi wy�o�onej terakot�, po czym delikatnie nacisn�� jedn� z p�ytek. Oczekiwano go, poniewa� dwumetrowy kwadrat odsun�� si� natychmiast. Ruszy� w d� po drewnianych stopniach schod�w. Pochyli� si�, a betonowy blok nad jego g�ow� wr�ci� na swoje miejsce i zosta� dodatkowo zabezpieczony stalow� belk�. Allen szed� ostro�nie, tylko jedna lampa bowiem o�wietla�a schody. U ich podstawy znajdowa� si� kr�tki korytarz zako�czony drzwiami. Gdy otworzy� je i wszed� do ciemnego pomieszczenia, same zatrzasn�y si� za jego plecami. Nagle zab�ys�o o�lepiaj�ce �wiat�o. Uni�s� rami�, by os�oni� oczy, i odruchowo zrobi� krok do ty�u. - Kim jeste�? - zapyta� g�os. - Alain Rienzi, adiutant senatora Auriola - odpowiedzia� natychmiast nieprzyjaznym tonem. - Wy��czcie to! Ostre �wiat�o zgas�o. Zast�pi�o je inne, stonowane. Poprzez czerwone plamy skacz�ce przed oczyma Caine dostrzeg� trzech m�czyzn i kobiet� siedz�cych wok� niskiego sto�u. - Wspaniale - rzek� jeden z zebranych, obracaj�c w d�oniach przedmiot przypominaj�cy pude�ko na buty. - �adnego wahania. Nic w jego g�osie nie zdradza k�amstwa i brzmi w nim w�a�ciwa doza arogancji. Jest gotowy, Morrisie. Drugi z siedz�cych skin�� g�ow� i zwr�ci� si� do Caine�a: - Siadaj, Allenie. Przybysz zaj�� wskazane krzes�o i lustrowa� zgromadzonych. Gdy oczy na dobre przyzwyczai�y si� do o�wietlenia, serce zabi�o mu mocniej. To nie by�o jakie� tam spotkanie. Mia� przed sob� przyw�dc�w ruchu oporu na obszarze ca�ej Europy. M�czyzna z pude�kiem - by�y dow�dca Gwiezdnych Si� Terranu - nazywa� si� Bruno Hurlimann. Drugi, Raul Marinos, planowa� i nadzorowa� operacje sabota�owe przeciwko rz�dowi, a nawet bazom wojskowym Ryqril�w przez ostatnich dwadzie�cia dziewi�� lat. Kobieta, Jayne Gibbs, by�a niegdy� powszechnie znan� cz�onkini� rozwi�zanego ju� demokratycznego parlamentu. Morris za� to sam genera� Kratochwil -ostatni dow�dca obrony Ziemi. �adne z nich nie wygl�da�o oczywi�cie na sw�j wiek. Pomimo rz�dowej kontroli, poprzez czarny rynek do ruchu oporu trafia�a wystarczaj�ca ilo�� iduniny, by licz�cy dziewi��dziesi�t dwa lata Kratochwil zachowa� wygl�d czterdziestolatka. Caine spotyka� ju� ich wszystkich, lecz nigdy razem, w jednym miejscu. Musia�o dzia� si� co� wa�nego. Genera� Kratochwil jakby czyta� w my�lach Caine�a. - Obawiam si�, �e okres przygotowa� musi zosta� gwa�townie skr�cony, Allenie - przem�wi�. - Musimy znacznie przyspieszy� dzia�ania. Zaistnia�y nieoczekiwane zmiany. Dlatego wylatujesz do Plinry za nieca�e dwadzie�cia godzin. Caine poczu� sucho�� w gardle. - My�la�em, �e mam zast�pi� Alaina Rienziego za kilka tygodni. - My tak�e - o�wiadczy� genera�. - Rienzi jednak wczoraj wyjecha� na wakacje i nikogo nie powiadomi�, dok�d si� wybiera. Zdecydowali�my si� wi�c wykorzysta� t� okazj�. Do ko�ca okresu adaptacji pozosta�o jeszcze tak wiele... ale zapewne poradzi sobie. - Zdj�li�cie Rienziego? Marinos przytakn��. - Dzi� rano. Bez k�opot�w. - Wskaza� kopert� le��c� na stole. - Tu jest jego identyfikator, oczywi�cie odpowiednio zmieniony, i reszta twoich rzeczy. Allen si�gn�� po pakunek, uwa�aj�c, by nie potr�ci� �wygniatacza pluskiew� w kszta�cie grzyba, elektronicznie o�lepiaj�cego i og�uszaj�cego wszystkie pobliskie urz�dzenia monitoruj�ce. Otworzywszy kopert�, wyj�� niebieski identyfikator, portfel zawieraj�cy osobiste oraz rz�dowe karty kredytowe, ponad tysi�c marek w banknotach DIT, a wreszcie nie potwierdzony bilet do odleg�ego �wiata Plinry. - Bilet jest w�a�ciwie tylko rezerwacj� - wyja�ni� Marinos. - B�dziesz musia� da� w porcie do sprawdzenia sw�j identyfikator, zanim uzyskasz pozwolenie wej�cia na pok�ad. Widniej�ca na dokumencie twarz - poci�g�a, otoczona starannie ufryzowan� szop� blond w�os�w - stanowi�a doskona�� replik� oblicza Caine�a. Jedyna r�nica w wygl�dzie polega�a na tym, �e Allen nosi� brod�. Pod warstw� plastiku, zapewne nie do naruszenia, znajdowa� si� jednak zestaw odcisk�w palc�w i wz�r siatk�wki, kt�re wpisane by�y do mocno strze�onego systemu komputerowego mieszcz�cego si� zaledwie dziesi�� kilometr�w st�d. - Jest pan pewien, �e moje dane zosta�y w�a�ciwie wprowadzone do rz�dowej kartoteki? - zapyta� Marinosa. - Wszystkim si� zaj�li�my - odpar� Raul, a ton jego g�osu �wiadczy� o trudno�ciach, jakie napotkano przy wykonaniu tego zadania. Naruszenie systemu bezpiecze�stwa Ryqril�w to powa�na sprawa. - Nie mamy jeszcze dla ciebie zgody na wgl�d do archiw�w na Plinry - powiedzia� Kratochwil - ale dostarcz� nam j� przed osiemnast�. Udasz si� zatem na t� planet�, naopowiadasz o swojej ksi��ce i wyci�gniesz odpowiednie dane. - U�miechn�� si� do Allena. - W praktyce oczywi�cie to nie takie proste, lecz mam nadziej�, �e zdo�asz poradzi� sobie z wi�kszo�ci� problem�w, kt�re napotkasz. Caine przytakn��. Chocia� nigdy jeszcze nie powierzono mu powa�nej misji, wy�wiczono go mo�liwie najlepiej w walce i sztuce samokontroli. - Jak przedstawia si� bie��cy uk�ad militarny i jaki ma wp�yw na sytuacj� na Plinry? Ryqrilowie za�o�yli tam zapewne swoj� baz�, prawda? - Spodziewamy si� tego, lecz nie powinno ci� to niepokoi�. - Kratochwil zwr�ci� si� do Hurlimanna. - Kapitanie, prosimy o informacje. - Raporty o wielkim zwyci�stwie Ryqril�w nad ras� Chryselli w okolicach Regulusa wydaj� si� prawdziwe - rzek� Hurlimann tonem wyk�adowcy z koled�u. - Prawdopodobnie jednak ponie�li straty wi�ksze, ni� si� przyznaj�. Zabrali ju� z r�nych baz na Ziemi dwa transportowce klasy Elephant oraz pe�ne skrzyd�o Korsarzy. Wys�ali je zapewne na front chrysellijski. Je�eli i na Plinry posiadaj� jak�� baz�, to tam te� mo�e mie� miejsce podobna mobilizacja. Ale takie dodatkowe zamieszanie u�atwi ci wykonanie zadania, je�li tylko b�dziesz mia� w�a�ciwe papiery. - U�miechn�� si� szeroko. - A bior�c pod uwag� nasze cele, im wi�cej Ryqril�w znajdzie si� na terytorium Chryselli, tym lepiej. - Karty, jak widzisz, uk�adaj� si� sprzyjaj�co - uzna� Kratochwil. - S�dzimy, �e do czasu twojego powrotu z potrzebnymi informacjami uda nam si� przygotowa� za�ogi do wyruszenia. - Popatrzy� na reszt� zgromadzonych. - Czy co� jeszcze? - Pomoc na Plinry - podsun�a Jayne Gibbs. - Ach, tak. Allenie, nie mamy �adnego kontaktu z Plinry od czasu, gdy zosta�a zdobyta trzydzie�ci pi�� lat temu, wi�c nie wiemy, co tam si� dzieje. Prawdopodobnie struktura polityczna przypomina t�, jaka jest na Ziemi; grupy Ryqril�w sprawuj� w�adz� poprzez lokalny wiernopodda�czy rz�d. Nie ma jednak sposobu na potwierdzenie tych przypuszcze�. Je�li napotkasz jakiekolwiek problemy, powiniene� skorzysta� z pomocy dzia�aj�cego tam podziemia. - Zak�adaj�c, �e co� takiego istnieje - zauwa�y� Caine. - To prawda - przyzna� wojskowy. - Wci�� jednak �ywi� nadziej�, �e genera� Avril Lepkowski prze�y� kl�sk� planety. Zapami�taj to nazwisko, Allenie. Je�li na Plinry funkcjonuje podziemie, to w�a�nie Lepkowski b�dzie nim kierowa�. Pod koniec wojny zosta�o tam tak�e niemal trzystu blackcollar�w. Cz�� z nich mo�e wci�� �y�. Blackcollarowie. Caine wyprostowa� si� nieco, us�yszawszy to okre�lenie. Nigdy osobi�cie nie pozna� �adnego z tych wspaniale wy�wiczonych wojownik�w specjalizuj�cych si� w walce partyzanckiej, lecz o ich wyczynach podczas wojny kr��y�y legendy. Niewielu ich �y�o jeszcze na Ziemi, a wi�kszo�� zniszczy�a swoje mundury i wtopi�a si� w t�um zwyk�ych ludzi. Garstka blackcollar�w, kt�ra pozosta�a w aktywnej s�u�bie, niemi�osiernie doskwiera�a Ryqrilom w P�nocnej Ameryce. Kratochwil m�wi� dalej: - Postaram si� jak najszybciej zebra� kilka nazwisk ludzi przebywaj�cych na Plinry. Przygotuj� tak�e mikrolist polecaj�cy, na wypadek gdyby� znalaz� genera�a Lepkowskiego. Wiezienie listu b�dzie nieco ryzykowne, ale s�dz�, �e warto. Oczywi�cie decyzja nale�y do ciebie. - Wsta�. Caine oraz pozostali tak�e podnie�li si� z krzese�. - To chyba wszystko, co mo�emy teraz zrobi�. Przyjd� tu ponownie o osiemnastej po reszt� dokument�w i ostatnie instrukcje. Do tego czasu nie gol brody. W�tpi�, aby� tutaj napotka� kt�rego� ze znajomych Rienziego, ale ostro�no�ci nigdy nie za wiele. I jeszcze jedno; od po�udnia b�dziemy na dwugodzinnym cyklu zabezpieczaj�cym w ksi�garni na g�rze. Zwr�� na to uwag�. - Rozumiem. - Dobrze. - Genera� wyci�gn�� r�k� ponad sto�em i u�cisn�� d�o� Caine�a. - Kiedy przyjdziesz wieczorem, mo�e mnie tu nie by�, wi�c �egnam si� ju� teraz. Jeste� dla nas bardzo cenny, Allenie. Uwa�aj na siebie. Ale jednocze�nie pami�taj, �e to najwa�niejsza misja, jak� przedsi�wzi�li�my w ci�gu ostatnich dwudziestu lat. Nie przesadz� m�wi�c, �e szans� na oswobodzenie Ziemi spoczywaj� w twoich r�kach. Mo�e ju� nigdy nie powt�rzy si� okazja do wys�ania kogokolwiek z naszej planety, a wiesz, �e si�� nie zdob�dziemy niezb�dnych do dalszej walki informacji. Nie zawied� nas, Allenie. Caine spojrza� w piwne oczy genera�a. By�y przejrzyste i pe�ne zdecydowania. Jednak spojrzenie dawa�o wyraz bolesnym prze�yciom genera�a. Eliksir m�odo�ci nie zdo�a� tego ukry�. Trzyna�cie lat przegranej w efekcie wojny i kolejnych dwadzie�cia dziewi�� prze�ytych pod panowaniem wroga postarzy�o te oczy tak wyra�nie, i� Allen nagle poczu� si� znowu jak dziecko. Nie potrafi� zdoby� si� na wypowiedzenie silnym g�osem zapewnienia, wi�c wyszepta� tylko: - Zrobi� wszystko, co w mojej mocy, prosz� pana. * * * By�a za pi�� sz�sta. Caine, lawiruj�c w g�stym t�umie wracaj�cych do dom�w robotnik�w, ponownie zbli�a� si� do ksi�garni. Uroczysto�ci zwi�zane z Dniem Zwyci�stwa zako�czy�y si� ju� dawno. Na ulicach znowu pojawi�y si� taks�wki oraz nieliczne prywatne samochody. Allen wiedzia�, �e ruch nie zmniejszy si� jeszcze przez co najmniej godzin�. Mn�stwo czasu na w�lizgni�cie si� do �rodka, zabranie pozosta�ych papier�w i ponowne znikni�cie w morzu pieszych. Caine zacz�� torowa� sobie drog�, aby przej�� na drug� stron� ulicy, gdy nagle widok witryny zapar� mu dech w piersiach. Przy dwugodzinnym cyklu zabezpieczaj�cym, od jego porannej wizyty wystawa mia�a zosta� zmieniona trzykrotnie. Teraz ksi��ka Heinleina powinna wi�c by� odwr�cona o dziewi��dziesi�t stopni, a naprzeciw tomu Dickensa spodziewa� si� zobaczy� le��c� kaset�. Ekspozycja natomiast wygl�da�a tak jak o czternastej. Pierwsza, pe�na nadziei my�l nasuwa�a przypuszczenie, �e kto� zapomnia� dokona� zmiany. To jednak uzna� za niemo�liwe. By�o tylko jedno wyt�umaczenie i Allen dobrze je zna�: w ci�gu ostatnich czterech godzin nast�pi� nalot na ksi�garni�. Oczywi�cie zawsze istnia�o takie prawdopodobie�stwo, ale nigdy wcze�niej nic podobnego nie zdarzy�o si� w jego bezpo�rednim otoczeniu, wi�c ogarn�� go parali�uj�cy strach. Tylko dzi�ki odpowiedniemu treningowi Caine zapanowa� nad sob� i przeszed� obok sklepu bez widocznego wahania. Przystan�� dwie przecznice dalej. By� bezpieczny. Ale na jak d�ugo? Je�eli obserwowano ksi�garni�, wiedziano, �e zagl�da� tam cztery razy w ci�gu ostatnich dw�ch tygodni. Gdyby nawet nie zwr�cono jeszcze na to uwagi, w ko�cu skojarzenia nasun� si� same. Z pewno�ci� co najmniej jeden z czworga przyw�dc�w ruchu oporu znajdowa� si� w �rodku, kiedy napad�y si�y bezpiecze�stwa. Zapewne teraz jest poddawany przes�uchaniom z zastosowaniem weryfiny lub czytnika neuronowego. Caine musia� ucieka�. Ale dok�d? Ruch oporu zorganizowa� wiele kryj�wek, lecz w tej sytuacji �adna nie by�a pewna. Kratochwil i pozostali przeszli najlepszy trening psychologiczny, ale nawet te wyrobione umiej�tno�ci nie wystarcz� na d�ugo przy zastosowaniu przez wroga czytnika neuronowego. Przes�uchiwany za�amie si�, a wtedy w�adze bez trudu znajd� Caine'a gdziekolwiek ukry�by si� na Ziemi. Dotar�o to do niego dopiero po kilku sekundach, ale jednocze�nie przypomnia� sobie o grubej paczce w wewn�trznej kieszeni p�aszcza. Identyfikator Rienziego, pewna suma pieni�dzy... i bilet na Plinry. Je�li pojmali Kratochwila, ruch oporu na tym obszarze by� spalony. Ale niekoniecznie oznacza�o to tak�e wykrycie misji. Gdyby Allenowi uda�o si� uzyska� pomoc genera�a Lepkowskiego i plinria�skiego podziemia, istnia�a jeszcze niewielka szansa na sukces. Do diab�a... mikroskopijna. Ale c� innego pozosta�o? A je�eli nawet nie powiod�oby si�, mia�by przynajmniej satysfakcj�, �e zmusi� Ryqril�w do �cigania go przez osiem parsek�w. Powr�t do mieszkania, zgolenie brody, przebranie si� i zniszczenie dokument�w Allena Caine�a - wszystko to zaj�o mu niespe�na godzin�. Wzi�� do�� eleganckie walizki, odpowiednie dla zwyk�ego urz�dnika, z�apa� taks�wk� i pojecha� do zachodniej cz�ci miasta. Identyfikator Rienziego umo�liwi� mu przejazd do rz�dowego sektora Nowej Genewy. Znalaz� si� tam po raz pierwszy w �yciu. Pierwsza przeszkoda - stra�nik przy bramie - zosta�a pokonana. Teraz jednak Allen stan�� przed nieoczekiwanym problemem. Statek na Plinry startowa� o sz�stej rano. Do odlotu pozosta�o wi�c jedena�cie godzin - zbyt du�o czasu, by przesiedzie� w porcie. Gdyby zarejestrowa� si� w hotelu, musia�by okaza� identyfikator, a im rzadziej go u�ywa�, tym lepiej. Rozwi�zanie by�o oczywiste. Zmieni� tras� taks�wki, zostawi� baga� w portowej skrytce i wybra� si� na wycieczk� po zachodniej Nowej Genewie. Sp�dzi� noc w barach, restauracjach oraz o�rodkach rekreacyjnych. Nigdzie go nie rozpoznano. Wreszcie, gdy niebo na wschodzie zar�owi�o si�, wr�ci� na lotnisko. Nawet o tej porze panowa� tam znaczny ruch. Now� Genew� ustanowiono stolic� Ziemi dopiero po wojnie, wi�c lotnisko zosta�o zaprojektowane do obs�ugi zar�wno samolot�w jak i statk�w kosmicznych. W czasach przedwojennych takie przedsi�wzi�cie wymaga�oby rozbudowy portu ponad wszelk� miar�, ale obecnie, gdy tylko urz�dnicy i akredytowani biznesmeni mogli podr�owa� t� drog�, bez problemu radzono sobie z nap�ywem pasa�er�w. Wzi�wszy baga�, Caine skierowa� si� d�ugim korytarzem ku terminalowi lot�w pozaplanetarnych. Serce wali�o mu g�o�no w piersiach. Punkt kontrolny by� ju� widoczny. W pobli�u bramy wej�ciowej Allen dostrzeg� kilka os�b. Jedni kr��yli niespokojnie, drudzy siedzieli w fotelach. O �cian� opiera� si� wyra�nie znudzony stra�nik. Caine skrzywi� si� ponuro. Ca�o�� wygl�da�a jak klasyczna pu�apka, gdzie wszyscy w promieniu dwustu metr�w s� agentami bezpiecze�stwa w cywilnych strojach. Uzna�, �e ju� za p�no, by si� wycofa�. Je�li to rzeczywi�cie zasadzka, z pewno�ci� zosta� ju� dostrze�ony i rozpoznany. Zawr�cenie przyspieszy�oby tylko skierowane przeciwko niemu dzia�ania. Zacisn�� z�by i szed� dalej. Gdy zbli�y� si�, urz�dnik powita� go u�miechem. - Tak, prosz� pana? - Alain Rienzi. Udaj� si� na Plinry - wycedzi� Caine. Si�gn�� po rezerwacj� oraz identyfikator, jednocze�nie uwa�nie obserwuj�c twarz kontroluj�cego. Nie zauwa�y� �adnej szczeg�lnej reakcji. - Dobrze, prosz� tylko po�o�y� d�o� na tej p�ytce i spojrze� w lewo - powiedzia� urz�dnik, wsuwaj�c kart� w szczelin� konsolety. W odr�nieniu od zwyk�ych ogl�dzin przy zewn�trznym ogrodzeniu, teraz Allen by� poddawany pe�nemu sprawdzeniu to�samo�ci. Wz�r siatk�wki i linie papilarne zostan� por�wnane z tymi na identyfikatorze, a ponadto sprawdzone w danych g��wnego komputera. Je�li Marinos nie dokona� cudu, zmieniaj�c je, wszystko zako�czy si� ju� na lotnisku. Trudny do wychwycenia b�ysk dotkn�� na u�amek sekundy oka Caine�a, a p�ytka rozgrza�a si� pod palcami. Urz�dnik nacisn�� jaki� guzik. Allen wstrzyma� oddech. Na konsolecie zamruga�o zielone �wiate�ko. - Wszystko w porz�dku, panie Rienzi. Na jakie konto zapisa� nale�no��? Allen przyj�� z ulg� to zaskakuj�ce o�wiadczenie. Ponownie zacz�� oddycha�. Zachowuj�c niewzruszony wyraz twarzy, wr�czy� osobist� kart� kredytow� Rienziego. Kontroluj�cy wetkn�� j� w inn� szczelin�, a po kilku sekundach maszyna wypu�ci�a z siebie w�a�ciwy bilet, identyfikator, a ponadto niewielk� kart� magnetyczn�. - Co to? - zapyta� Caine, marszcz�c brwi. - Recepta - wyja�ni� urz�dnik. - Widocznie przebywanie w �rodowisku Plinry mo�e spowodowa� u pana jakie� problemy zdrowotne. Lek mo�na wykupi� w tamtym okienku. Agent podziemia ju� chcia� zapyta�, sk�d, u diab�a, kto� wiedzia�, jakich lekarstw b�dzie potrzebowa� na Plinry, lecz w por� si� zmitygowa�. Zapewne personel rz�dowy mia� w swoich danych tak�e informacje medyczne. Komputer opracowa� je pod k�tem warunk�w panuj�cych na Plinry, b�yskawicznie stawiaj�c diagnoz�. - Dzi�kuj� - rzuci� tylko. - Prosz� bardzo. Na pok�ad zaczynamy wpuszcza� za dziesi�� minut. Zrealizowanie recepty zaj�o farmaceucie niemal kwadrans. Po odej�ciu od okienka Caine natychmiast skierowa� si� do tunelu wej�ciowego, mijaj�c po drodze znudzonego stra�nika, kt�ry zapewne nigdy si� nie dowie, jak blisko by� zdobycia awansu. Allen zastanawia� si�, co powinien zrobi� z tabletkami. Ma�o prawdopodobne, by jego kondycja by�a zbli�ona do stanu zdrowia Rienziego i aby lekarstwo przedstawia�o dla niego jakakolwiek warto��. Z drugiej jednak strony mo�liwe, �e Marinos zamieni� wszystkie dane prawdziwego adiutanta senatora, a wtedy niewykluczone, �e pigu�ki mog� okaza� si� niezb�dne do prze�ycia na Plinry. Postanowi� wreszcie, �e po prostu je zachowa i za�yje w przypadku zaobserwowania jakich� niepokoj�cych objaw�w. Ewentualna choroba zdawa�a si� najmniejszym ze zmartwie�. Jak dot�d Caine ca�� uwag� skoncentrowa� na opuszczeniu Nowej Genewy, zanim ziemski ruch oporu rozpadnie si� niczym domek z kart. Teraz, gdy ju� niemal dotar� na statek kosmiczny, m�g� wreszcie pomy�le� nad rozwi�zaniem innych problem�w. Bez sfa�szowanych dokument�w obiecanych mu przez Krato-chwila, nie mia� zbytnich nadziei, �e dostanie od w�adz Plinry pozwolenie na dost�p do potrzebnych informacji. Tak�e bez listu genera�a r�wnie trudne by�o uzyskanie wsparcia od tamtejszego podziemia. Jedyn� jego szans� stanowi�o skontaktowanie si� z Lepkowskim, je�li ten rzeczywi�cie kierowa� tajn� organizacj�. Gdyby zdo�a� go przekona�, �e jest wsp�pracownikiem Kratochwila, m�g� liczy� na pomoc. A kiedy zdoby�by potrzebne informacje... Caine pokr�ci� g�ow�, pr�buj�c odp�dzi� od siebie my�li nasuwaj�ce si� w tej kwestii. Po co wybiega� w tak dalek� przysz�o��? Ju� teraz mia� przed sob� zbyt wiele problem�w, kt�re zdawa�y si� go przerasta�. Musia� rozwi�zywa� je po kolei. Wyszed� z tunelu wej�ciowego na stanowisko zaj�te przez statek pasa�erski wygl�daj�cy na przerobiony wojskowy frachtowiec. Zmieniaj�c w r�kach walizki, przystan�� i dyskretnie rozejrza� si� wok�. Ze zbudowanego powy�ej poziomu ziemi l�dowiska wida� by�o znaczn� cz�� miasta, jezioro i otaczaj�ce je g�ry. Wzrok Caine�a, niczym przyci�gany magnesem, pow�drowa� ku po�udniowemu zachodowi. Tam, siedem kilometr�w st�d, znajdowa� si� ciemny obszar, gdzie kiedy� t�tni�a �yciem Stara Genewa. Lekko wzruszy� ramionami, po czym skierowa� si� w stron� statku. Wiedzia�, �e Ryqrilowie rozegrali t� gr� w spos�b gwarantuj�cy sukces. Rozdzia� 2 Do pierwszego kontaktu dosz�o na pocz�tku roku 2370, kiedy statek badawczy DIT natkn�� si� na posterunek Ryqril�w oddalony oko�o dw�ch parsek�w od Liano, kolonii Terranu. Po dziesi�ciu latach ustalono regularn� komunikacj� mi�dzy lud�mi a wysokimi, grubosk�rnymi dwunogami. Przygotowano nawet liczne umowy handlowe. Ryqrilowie dziwnie ma�o m�wili o sobie oraz o sprawach dotycz�cych ich imperium, co t�umaczono cechuj�c� t� ras� nie�mia�o�ci�. Pog�osek za� o toczonej przez nich wojnie na odleg�ej granicy nie uda�o si� potwierdzi�. Czterdzie�ci lat p�niej sytuacja uleg�a nagle radykalnej zmianie. Ryqrilowie zaniechali wszelkich wysi�k�w maj�cych na celu �normalizacj� stosunk�w� mi�dzy dwoma rasami, a nowe informacje dostarczone przez wywiad ods�oni�y prawd�. Ryqrilowie rzeczywi�cie prowadzili wojn� i wygrali j� przed niemal dwudziestu laty. Wszystko wskazywa�o na to, �e ich p�niejsza remilitaryzacja dobiega�a w�a�nie ko�ca, a nast�pnym celem ekspansji ma by� Demokratyczne Imperium Terranu. Natychmiast poczyniono odpowiednie przygotowania, ale od pocz�tku by�o jasne, �e s� to daremne zabiegi. DIT kontrolowa� dwadzie�cia osiem planet, a Ryqrilowie sto czterdzie�ci. Niemniej nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e ludzie nie poddadz� si� bez walki. I rzeczywi�cie dosz�o do krwawego starcia. Od ujawnienia rewelacji o nowo poznanej rasie do rozpocz�cia totalnej wojny min�o osiem lat. W tym czasie ludzie zaprojektowali, zbudowali i wypr�bowali imponuj�co wiele rodzaj�w broni: poczynaj�c od r�cznej, a ko�cz�c na ogromnych okr�tach klasy Supernova. Mimo i� DIT nigdy nie walczy� z obcymi, w swej historii mia� wystarczaj�co du�o lokalnych konflikt�w, by nauczy� si� czego� z dziedziny walki kosmicznej. Natomiast niezliczone przedwojenne utarczki z Ryqrilami da�y mieszka�com Terranu okazj� do zwi�kszenia swych umiej�tno�ci. Sytuacja jednak nadal przedstawia�a si� beznadziejnie. Zdesperowani ludzie musieli ponownie przemy�le� z dawna uznane teorie militarne, na przyk�ad dotycz�ce czego� tak podstawowego jak dok�adne okre�lenie, co stanowi bro�. W rezultacie powstali blackcollarowie. Caine zawsze interesowa� si� nimi, ale do przeci�tnych mieszka�c�w Ziemi dociera�o niewiele informacji na ich temat. Teraz, zamkni�ty w statku na dziesi�� dni, z poka�nym zbiorem ta�m traktuj�cych o najnowszej historii, mia� nadziej� zaspokoi� sw� ciekawo��. Nagrania wywo�a�y jednak rozczarowanie. Dostarczy�y bowiem zaledwie garstki nie znanych mu wcze�niej wiadomo�ci. Program tworzenia oddzia��w blackcollar�w rozpocz�� si� w roku 2416, dwa lata przed wybuchem wojny, i trwa� a� do chwili kapitulacji Ziemi. Opr�cz ci�kiego treningu bojowego, kt�ry opiera� si� w znacznej cz�ci na nauce wschodnich sztuk walki, wojownicy przechodzili takie same �wiczenia psycho-mentalne jak Caine. Z pocz�tku Allenowi wydawa�o si� dziwne, �e ta�my milcza�y o r�norodnych preparatach stosowanych podczas szkolenia. S�dzi� bowiem, i� to w�a�nie stanowi�o jeden z najwa�niejszych element�w przygotowania. Blackcollarom aplikowano co najmniej trzy rodzaje specyfik�w: zwyk�� idunin�, kt�ra podawana w ma�ych dawkach utrzymywa�a mi�nie, ko�ci i stawy w idealnym stanie, podczas gdy wygl�d wojownika zmienia� si� z wiekiem; pochodn� RNA, by pom�c zwi�kszy� zdolno�� zapami�tywania i w ten spos�b wydatnie skr�ci� okres szkoleniowy, oraz specjalny �rodek o tajemniczej nazwie �reaktol� , kt�ry podobno podwaja� szybko�� i refleks. W wyniku tego zrodzili si� �o�nierze nie wyr�niaj�cy si� w t�umie - ich identyfikacj� umo�liwia�y jedynie badania psychiki oraz proces�w biochemicznych - zdolni natomiast sprosta� w walce wr�cz Ryqrilom. Niebezpieczni przeciwnicy. Zapewne dlatego, skonstatowa� Caine, dane o nich by�y tak niekompletne. Informacje adresowano wyra�nie do ni�szych urz�dnik�w, a najwy�ej stoj�cy w hierarchii zatajali prawd�, chc�c zminimalizowa� zagro�enie, jakie mogli stanowi� ocaleli blackcollarowie. Wynikaj�ca z tego konkluzja nie napawa�a otuch�: je�li wojownik�w wci�� uznawano za pot�nego wroga, to prawdopodobne, �e pozostali przy �yciu na Plinry s� tak dobrze ukryci, i� mo�e ich nigdy nie znale��. * * * Caine by� jedynym pasa�erem wysiadaj�cym na Plinry -trzecim przystanku spo�r�d siedmiu le��cych na trasie statku. Na tej planecie zaplanowano tankowanie, wi�c Allena omin�� transport promem. M�g� pozosta� w swojej kabinie, podczas gdy rzeczywista grawitacja powoli zast�powa�a sztuczn�. Wreszcie, z zaledwie lekkim wstrz�sem, statek wyl�dowa�. Przej�cie na ramp�, gdzie po�egnali go kapitan i jeden z pracownik�w obs�ugi, zaj�o Caine'owi zaledwie kilka minut. Schodz�c na l�d agent podziemia rozgl�da� si� uwa�nie, by zarejestrowa� w pami�ci jak najwi�cej szczeg��w otoczenia. Znajdowa� si� na skraju ogromnego, pokrytego szkliwem pola, wyra�nie zaprojektowanego do obs�ugi znacznego ruchu. Z prawej strony sta�o sze�� statk�w kosmicznych, g��wnie frachtowc�w �redniej wielko�ci, oraz kilka samolot�w, zapewne do dyspozycji wysokich urz�dnik�w. Po lewej, daleko poza g��wnym portem, za drucianym ogrodzeniem zobaczy� co�, co przyprawi�o Caine�a o nag�y skurcz �o��dka. W r�wnych szeregach sta�o co najmniej trzydzie�ci Korsarzy - my�liwc�w zwiadowczych dalekiego zasi�gu, decyduj�cych o sile uderzeniowej machiny wojennej Ryqril�w. Obs�ugiwa�a je za�oga z�o�ona z jednego do trzech pilot�w i czterech cz�onk�w personelu pomocniczego. Oznacza�o to, �e obcy maj� w tej cz�ci Plinry przynajmniej dwustuosobowy garnizon. Sto metr�w za Korsarzami znajdowa�o si� kolejne ogrodzenie, wygl�daj�ce na solidniejsze. Otacza�o ca�y port, tworz�c barier� mi�dzy szklist� nawierzchni� a ��kami z rozsianymi na nich z rzadka drzewami. Na wprost Allena znajdowa� si� natomiast kompleks kilku budynk�w, stanowi�cy zapewne centrum administracyjne. Jeden z nich wygl�da� na hangar, inne, nie opodal Korsarzy, na koszary. U st�p rampy oczekiwa�o przybysza dw�ch m�czyzn w szarozielonych mundurach. Caine'owi serce zabi�o mocniej, lecz pewnie szed� dalej, nie zwalniaj�c. Wiedzia�, �e my�liwiec zwiadowczy mo�e dolecie� st�d na Ziemi� w nieca�e pi�� dni. Je�li zatem w�adze szybko zdo�a�y z�ama� przyw�dc�w ruchu oporu, na Plinry wiedziano ju� o specjalnym wys�anniku. Nie pozostawa�o wi�c nic innego, jak tylko kontynuowa� marsz. Wy�szy z czekaj�cych zrobi� krok w kierunku zbli�aj�cego si� Caine�a. - Pan Rienzi? - zapyta�. Gdy uzyska� twierdz�c� odpowied�, rzek�: - Jestem prefekt Jamus Galway, szef planetarnych si� bezpiecze�stwa. A to m�j oficer i adiutant Ragusin. Witamy na Plinry. - Bardzo mi mi�o. Czy zawsze wychodzicie na spotkanie turystom? Galway u�miechn�� si� w spos�b, kt�ry powiedzia� Allenowi wi�cej ni� jakiekolwiek s�owa m�czyzny. Nie by� to u�miech szefa si� bezpiecze�stwa skierowany do podejrzanego rebelianta, lecz raczej �wiadomego swego znaczenia polityka, kt�ry obdarzy� nim dygnitarza o wp�ywach wi�kszych ni� jego w�asne. Maska Caine'a pozostawa�a wi�c nie naruszona. - Tak, panie Rienzi - przem�wi� Galway - rzeczywi�cie mam zwyczaj witania odwiedzaj�cych nas po raz pierwszy go�ci i wyja�niania im panuj�cych u nas zwyczaj�w. Pozwala to zaoszcz�dzi� czas wszystkim zainteresowanym. - Wskaza� na budynki. - Je�li jest pan gotowy, prosz� do kontroli celnej. P�niej udamy si� do Capstone. Tam przeprowadzone zostan� rutynowe dzia�ania maj�ce na celu potwierdzenie to�samo�ci. Allen bez wahania skin�� g�ow�. Przeszed� pomy�lnie sprawdzian na Ziemi, a tutejszy nie m�g� by� bardziej wnikliwy. - Prosz� prowadzi�, panie prefekcie. Kontrola celna by�a czyst� formalno�ci�. Opr�cz ubra�, Caine mia� przy sobie tylko kieszonkow� kamer�, kilka czystych kaset i pastylki otrzymane w porcie w Nowej Genewie. Baga� szybko sprawdzono i ju� po kilku minutach agent podziemia wraz z Galwayem siedzieli w samochodzie si� bezpiecze�stwa, zd��aj�cym w kierunku Capstone. Prowadzi� Ragusin, kt�ry sprawia� wra�enie osi�kowatego milczka. Zaj�ty innymi sprawami, Caine nie mia� okazji dok�adnie przyjrze� si� samej planecie. Kiedy popatrzy� przez szyb� auta, by� zaskoczony zar�wno podobie�stwami do rodzinnego �wiata, jak i wyra�nymi r�nicami. Na Ziemi ro�linno�� mia�a przewa�nie kolor zielony, na Plinry za� niebieski, lecz wok� a� si� roi�o od kwiat�w i drzew bij�cych w oczy ��ci�, purpur�, a nawet oran�em. Mniejsze, przytulone do ziemi okazy flory nie da�y si� dok�adnie zaobserwowa� z mkn�cego pojazdu, lecz ich li�cie wydawa�y si� szersze od trawy. Drzewa i zaro�la przypomina�y te pochodz�ce z ziemskiej strefy �r�dziemnomorskiej. Mi�dzy konarami mign�o kilka niewielkich stworze� maj�cych bardziej op�ywowe kszta�ty ni� znane Allenowi ptaki. - �adna planeta - zauwa�y� Caine. - Bardzo kolorowa. Galway przytakn��. - Nie zawsze tak wygl�da�a. Kiedy by�em jeszcze ch�opcem, ro�liny mia�y barw� niebiesk� lub zielon�. Te bardziej kolorowe pojawi�y si� dopiero po wojnie. To mutacje powsta�e w wyniku naziemnego ataku Ryqril�w. Wi�kszo�� z nich zapewne zniknie po pewnym czasie. Caine ponownie spojrza� przez szyb� i poczu�, jak ciarki przebieg�y mu po plecach. W g�osie prefekta nie zabrzmia�a nuta �alu ani wrogo�ci, gdy m�wi� o zniszczeniach dokonanych przez obcych w jego �wiecie. Po prostu sta� po stronie wrog�w. Nikt nie m�g� nale�e� do w�adz DIT-u bez uprzedniego ulojalnienia. To, czy proces podporz�dkowywania ludzi rzeczywi�cie zmienia� pogl�dy, czy te� tylko wywo�ywa� poczucie bezsilno�ci, stanowi�o otwart� kwesti�. Jedno nie ulega�o w�tpliwo�ci: ulojalnione osoby nie potrafi�y s�owem ani czynem dzia�a� przeciwko w�adzy Ryqril�w. Nie mo�na by�o ich zaszanta�owa� ani przekupi�, a tylko przechytrzy� lub zastrzeli�. Caine za� nie posiada� �adnej broni. Wjechali na przedmie�cia - w okolic� zamieszkan� przez klas� �redni�, a nawet wy�sz�. Inaczej ni� na Ziemi, dzielnice mieszkaniowe i przemys�owe nie znajdowa�y si� w wyra�nie oddzielonych, odleg�ych od siebie cz�ciach miasta. Allen zdecydowa� si� o to zapyta�. - Pojazdy stanowi� rzadko�� na Plinry - wyja�ni� Galway. -Nawet zamo�ni pieszo docieraj� wsz�dzie. W nowo powsta�ych dzielnicach domy s� gdzie indziej ni� miejsca pracy. Dalej, w biedniejszych rejonach ludzie cz�sto mieszkaj� i pracuj� w tym samym budynku. Oczywi�cie w Pia�cie wygl�da to inaczej. Mamy sporo taks�wek, wi�c przemieszczanie si� nie powinno panu nastr�cza� k�opot�w. - Piasta, jak wnioskuj�, to centrum rz�dowe? - Tak. Mieszka tam r�wnie� wi�kszo�� rodzin urz�dnik�w rz�dowych. - Wskaza� r�k� przed siebie. - Wida� niekt�re z g��wnych budynk�w. Allen stwierdzi�, �e gmachy s� oddalone zaledwie o par� kilometr�w. Najwy�sze z nich liczy�y sobie zaledwie kilkana�cie pi�ter. Nie by�y to wi�c drapacze chmur, a i tak wznosi�y si� wysoko ponad otaczaj�ce je zabudowania. Allen wywnioskowa�, �e Capstone jest terenem o p�askiej architekturze. Im bli�ej centrum, tym miasto wygl�da�o bardziej ubogo. Niemal wszystkie biurowce na najwy�szych pi�trach mia�y lokale mieszkalne. Chodnikami porusza�o si� wi�cej ludzi ni� na przedmie�ciach. Przy szybko�ci z jak� jechali trudno by�o zauwa�y� wyraz twarzy biednie odzianych pieszych, ale Caine'owi wyda�o si�, �e spogl�dali na pojazd si� bezpiecze�stwa z wrogo�ci�. By� to dobry znak - gdyby powszechnie szanowano w�adze, jego szans� na znalezienie podziemia spad�yby do minimum. Samoch�d skr�ci� i za nast�pnym skrzy�owaniem Allen ujrza� szary mur zagradzaj�cy drog�. Znajdowa�a si� w nim solidna, metalowa, a�urowa brama. Sta�o przy niej dw�ch stra�nik�w w szarozielonych mundurach, takich samych jakie mieli na sobie prefekt i jego adiutant. Jeden z wartownik�w zbli�y� si�, gdy pojazd zahamowa�. - Prosz� o identyfikatory - rzuci�. Wszyscy trzej wr�czyli swoje karty. Po rutynowych ogl�dzinach m�czyzna zwr�ci� dokumenty i skin�� na koleg�. Brama rozsun�a si� i zatrzasn�a z powrotem natychmiast, gdy samoch�d min�� wjazd. Po kr�tkiej je�dzie zatrzymali si� przed czteropi�trowym budynkiem opatrzonym napisem �Departament Bezpiecze�stwa Planetarnego�. Galway i Caine wysiedli przy g��wnym wej�ciu i udali si� do �rodka. Baga� przybysza zosta� w samochodzie, pod opiek� Ragusina. Wjechali na drugie pi�tro. Galway poprowadzi� go�cia do niewielkiego pomieszczenia wyposa�onego w dwa fotele, st�, telefon oraz urz�dzenie podobne do tego z portu w Nowej Genewie. - Prosz� o identyfikator, panie Rienzi... dzi�kuj�. Niech pan oprze d�o� na p�ytce. B�ysk �wiat�a znowu wnikn�� w g��b oczu Allena. Prefekt nacisn�� przycisk i rzek� do go�cia: - Teraz mo�e pan usi��� wygodnie. Obawiam si�, �e sprawdzanie danych potrwa kilka minut. Jeden z miejskich komputer�w zepsu� si� wczoraj, wi�c pozosta�e dwa s� mocno obci��one. Prefekt sta� tu� przy urz�dzeniu testuj�cym, jakby obecno�� dostojnika mog�a zach�ci� maszyn� do szybszej pracy. - Nie ma sprawy - rzek� spokojnie agent ruchu oporu. - Nie widz� powodu, dla kt�rego rutynowy sprawdzian mia�by posiada� szczeg�lny priorytet. Galway tak�e nieco si� rozlu�ni�. - Ciesz� si�, �e pan to rozumie. Prosz� powiedzie�, d�ugo zamierza pan zosta� na Plinry? - Tylko dziesi�� dni, do nast�pnego po��czenia z Ziemi�. Musz� wraca� do pracy. - Ach tak... Kapitan doni�s� przez radio, �e jest pan adiutantem senatora Aurianda. - Auriola - Allen poprawi� go odruchowo. - Tak, to prawda. Pe�ni� niezbyt wa�n� funkcj�, ale tata pomy�la�, �e pracuj�c w senacie, zdob�d� do�wiadczenie polityczne. - Pa�ski ojciec tak�e nale�y do w�adz? - Owszem. Szczerze m�wi�c, jest zaanga�owany w polityk� od ko�ca wojny. Zaczyna� jako radny w Milanie, a teraz zajmuje stanowisko trzeciego ministra edukacji. - Wnioskuj� wi�c, �e zosta� pan przygotowany ju� w m�odym wieku? �Przygotowany� - eufemizm na okre�lenie ulojalnienia. Rozmowa zmierza�a w niew�a�ciwym kierunku. - Kiedy mia�em pi�� lat - odpar� szorstko. Adiutant senatora nie powinien w og�le odpowiada� na takie pytania. Prefekt zrozumia�, o co chodzi i rzek� pospiesznie: - Prosz� wybaczy�. Nie zamierza�em wnika� w pa�skie osobiste sprawy. By�em po prostu ciekaw. - Zamilk� nagle i Caine niemal s�ysza� jego my�li, gdy szuka� bezpieczniejszego tematu do rozmowy. - Czy przyby� pan w interesach, czy tylko na wypoczynek? Allen odetchn�� z ulg�. - Z obu powod�w. Jestem tu na urlopie, ale zamierzam tak�e pracowa� - wyja�ni� z nie�mia�o�ci� lecz i dum� w g�osie. -Chc� napisa� ksi��k�. Brwi Galwaya unios�y si� w pe�nym uprzejmo�ci zdziwieniu. - Doprawdy! O Plinry? - W�a�ciwie o wojnie. Wiem, �e powsta�o na ten temat wiele tekst�w, ale wi�kszo�� opisuje dzia�ania na Ziemi i Centauri. Ja pragn� przedstawi� to wydarzenie z punktu widzenia ludzi zamieszkuj�cych dalsze rejony DIT. Skoro Plinry by�o stolic� sektora i g��wn� baz� wojskow�, s�dz�, �e powinienem znale�� tu wszystkie dane, kt�rych potrzebuj�. - Nasze archiwa s� do�� bogate - przyzna� prefekt. - Posiada pan oczywi�cie w�a�ciwe upowa�nienie? Caine poczu�, �e grunt usuwa mu si� spod n�g. - Co? Potrzeba tu pozwolenia na pisanie ksi��ki? - zapyta� z u�miechem. - Och nie... Mia�em na my�li zgod� na korzystanie z danych. Twarz Allena przybra�a powa�ny wyraz. - O jakie pozwolenie chodzi? Galway zmarszczy� czo�o. - Standardowy formularz DIT, jakiego zawsze wymaga si� w przypadku, gdy kto� chce korzysta� z oficjalnych dokument�w. - Cholera! Pierwsze s�ysz� - krzykn�� z udawanym oburzeniem agent. - Do diab�a, nale�� do w�adz DIT i nic nie powinno by� dla mnie zastrze�one. Dobrze, skorzystam z danych w asy�cie stra�nika. Galway wzruszy� ramionami. - Prosz� spr�bowa�, ale w�tpi�, �eby archiwi�ci si� na to zgodzili. Przykro mi bardzo. Allen spu�ci� wzrok, a potem spojrza� na urz�dzenie weryfikacyjne. - Czy ten cholerny komputer jeszcze nie sko�czy�? - mrukn�� g�osem pe�nym irytacji. - Zaraz sprawdz�. - Prefekt nacisn�� jaki� klawisz i po kilku sekundach zab�ys�a zielona kontrolka, a ze szczeliny wysun�� si� identyfikator Rienziego. - Ju� gotowe - powiedzia� zwracaj�c kart�. Czy�by tak szybko?, pomy�la� Caine. W�tpi�, �e by� to tylko zbieg okoliczno�ci, ale nie mia� zamiaru pyta�. Zaczyna� si� zastanawia�, czy prefekt jest rzeczywi�cie tak uczynnym lokalnym urz�dnikiem. Na szcz�cie idiotyzm by� gr� dla dowolnej liczby uczestnik�w. Je�li Galway istotnie rozmy�lnie przerwa� weryfikacj�, Caine mia� prawo by� w�ciek�y, ale wi�ksz� korzy�� przynios�oby mu przyznanie si� do g�upoty. Bez s�owa wzi�� wi�c kart� i wsta�. - Czy to wszystko? - Tak. Po drodze dam panu zestaw informacyjny. Zawiera wyszczeg�lnienie restauracji, o�rodk�w rozrywkowych, dane o taks�wkach i podr�ach powietrznych, plan miasta oraz mapy okolicznych teren�w. - Zawaha� si� przez chwil�. - Przykro mi, ale nie mo�emy da� panu przewodnika. Niestety brakuje nam tu takich ludzi. - Nie szkodzi - o�wiadczy� wielkodusznie Caine. Jeszcze mu tylko takiej nia�ki brakowa�o. - Nie s�dz�, �eby mi si� na co� przyda�. - Co zamierza pan zrobi�? - zapyta� prefekt, kiedy opu�cili pomieszczenie i szli korytarzem w stron� wind. Allen milcza� przez moment, co sprawia�o wra�enie, �e nie mia� jeszcze czasu tego przemy�le�. - Nie chcia�bym, �eby ta wyprawa zosta�a ca�kiem zmarnowana... Nie uwierzy�by pan, ile kosztowa� bilet. Mo�e porozmawiam z lud�mi, kt�rzy prze�yli wojn�. Nie zamierza�em zaczyna� od tego, ale... - Wzruszy� ramionami, po czym zmarszczy� brwi. - Pami�tam, �e by� tu jaki� wa�ny genera� czy admira�, kiedy wojna dobieg�a ko�ca, ale nie przypominam sobie nazwiska. Wie pan, o kim m�wi�? - Mo�e chodzi o genera�a Lepkowskiego? Dowodzi� tym sektorem, kiedy nast�pi�a kapitulacja. - Niewykluczone, cho� kojarzy�em go z planet� Vladimir. - Chyba stamt�d pochodzi�. Obawiam si� jednak, �e zn�w nie ma pan szcz�cia - zgin�� w ostatniej fazie wojny. Allen poczu� skurcz �o��dka. - Jest pan pewien? - zapyta� najbardziej beztroskim tonem, na jaki by�o go sta�. - Tak. Ostrza� naziemny zniszczy� centrum dowodzenia, w kt�rym przebywa� genera�. - Prefekt urwa�, jakby zaduma� si� nad czym�. - Nie znam nikogo, kto m�g�by panu pom�c. Wielu prze�y�o wojn�, nawet ja sam, ale zapewne nikt nie potrafi przedstawi� jej syntetycznego obrazu. - No c�, spr�buj� kogo� takiego odszuka�. - Wolno narastaj�cy ucisk na klatk� piersiow� spowodowa�, �e Caine zacz�� chrypie�. - Albo zbior� wypowiedzi zwyczajnych ludzi i w nich wyszukam cenne dla siebie informacje. - Co si� dzieje z pa�skim g�osem? - zaniepokoi� si� Galway. Ju� mia� nacisn�� przycisk windy, lecz cofn�� r�k�, podtrzyma� ni� Caine'a i zajrza� mu w oczy. - Nie wiem. Chrypienie przybra�o na sile i Allen poczu� b�l towarzysz�cy oddychaniu. - Ale ja wiem. Wspieraj�c Caine'a, prefekt ruszy� do sekcji wypoczynkowej, znajduj�cej si� na ko�cu korytarza. Jedn� r�k� przekr�ci� zaw�r dystrybutora z wod�, drug� si�gn�� do kieszeni marynarki Allena i wyj�� fiolk� z pigu�kami. Podaj�c kubek z wod�, spojrza� na etykietk�. Wysypa� na d�o� dwie tabletki. - Prosz� to za�y� - poleci�. Ziemianin pos�ucha�. Czu�, �e musi usi���, ale w korytarzu nie by�o krzese� ani �awek, a Galway nie proponowa� przej�cia do kt�rego� z pokoi. Na szcz�cie lekarstwo zadzia�a�o szybko. Po kilku minutach prefekt m�g� go ju� pu�ci�. - Wszystko w porz�dku - rzek� agent podziemia i na pr�b� wzi�� g��boki oddech. B�l znikn��. Po chrypie te� nie by�o �ladu. - Dzi�kuj�. - Nie ma za co. - Galway poda� Caine�owi fiolk�. - S�dzi�em, �e za�y� pan lekarstwo przed l�dowaniem. W przeciwnym razie dopilnowa�bym, �eby zrobi� pan to przy odprawie celnej. Mam nadziej�, �e w przysz�o�ci post�pi pan rozs�dniej. - Bez w�tpienia - zapewni� Allen. - Co to w og�le by�o? - Pewien rodzaj astmy. Atakuje trzy procent przybywaj�cych tu mieszka�c�w innych planet. Wywo�uje j� jaki� sk�adnik wyst�puj�cy w naszym powietrzu. Przypad�o�� ta jest zupe�nie niegro�na, je�li regularnie przyjmuje si� codzienn� dawk� histrophyny. S�dzi pan, �e mo�emy ju� i�� dalej? - Oczywi�cie. Galway ruszy� pierwszy z powrotem ku windom. Kilka minut p�niej Caine sta� przed g��wnym wej�ciem do budynku. Pod pach� trzyma� gruby plik przer�nych informator�w. - Pa�ski baga� powinien ju� znajdowa� si� w pokoju hotelowym - poinformowa� prefekt. - W Pia�cie mamy tylko jeden hotel dla przyjezdnych - �Coronet� - wi�c tam w�a�nie pozwoli�em sobie wys�a� walizki. - W porz�dku. Nie by�o w�tpliwo�ci, �e po drodze przeszukano baga�, lecz Allen nie mia� w nim nic, co mog�oby wzbudzi� jakiekolwiek podejrzenia. Zreszt� im szybciej si�y bezpiecze�stwa dojd� do wniosku, �e Alain Rienzi jest uczciwym, je�li nie wzorowym cz�onkiem w�adz, tym lepiej. - Dzi�kuj� za pomoc, prefekcie. Mam nadziej�, �e jeszcze si� spotkamy. Galway u�miechn�� si� pogodnie. - Bardzo mo�liwe. Mi�ego pobytu, panie Rienzi. * * * �Coronet� , chocia� by� zapewne niczym nie wyr�niaj�cym si� hotelem rz�dowym, stanowi� najbardziej luksusowy obiekt, jaki kiedykolwiek widzia� Caine. Pok�j mia� �azienk�, poka�ne ��ko z bogato zdobion� po�ciel� oraz transporter ��cz�cy go�cia ze s�u�b� hotelow� i stacj� rozrywkow�. Caine zacz�� uk�ada� ubrania w szafce i szufladach wbudowanych w ��ko. Ca�y czas wypatrywa� ukrytych kamer lub pluskiew, ale ich nie zauwa�y�. Zreszt� nie mia�o to istotnego znaczenia - wiedzia�, �e gdzie� musz� by�, a nie zamierza� robi� w pokoju niczego, co mog�oby go zdemaskowa�. Gdy rozpakowa� ju� wszystkie rzeczy, telefonicznie zapozna� si� z menu, po czym z�o�y� zam�wienie. Wreszcie zrzuci� p�buty i ogarni�ty zm�czeniem, skoczy� na ��ko. Plinria�skie s�o�ce znajdowa�o si� w po�owie drogi mi�dzy zenitem a horyzontem. By�o popo�udnie licz�cego trzydzie�ci godzin dnia. Dla Allena, wci�� biologicznie dostosowanego do innego czasu, zbli�a�a si� ju� p�noc. M�g� pozosta� na nogach jeszcze godzin� lub dwie, ale nie widzia� takiej konieczno�ci. Mo�e przecie� przyst�pi� do pracy od jutrzejszego ranka. U�o�ywszy si� wygodnie, zacz�� rozmy�la� nad swoj� sytuacj�. Po ataku astmy jego zmieniona to�samo�� nie powinna budzi� �adnych w�tpliwo�ci. Lekarstwo zosta�o zaordynowane na podstawie danych Rienziego, na co prefekt z pewno�ci� zwr�ci� uwag�. Caine nie m�g� nawet wyobrazi� sobie, jak Marinos zdo�a� zamieni� wszystkie informacje, nawet te dotycz�ce stanu zdrowia. Zaistnia�a sytuacja powinna rozwia� wszelkie w�tpliwo�ci Galwaya. Galway. Allen poruszy� si� niespokojnie. Spr�bowa� stworzy� w my�lach logiczny obraz tego cz�owieka. Nieco napuszony a jednocze�nie s�u�alczy. Na pocz�tku uzna� go za kogo� bez wyrazu, lecz nie zgadza�o si� to ze zdecydowanym dzia�aniem. Potrafi� zachowa� zimn� krew. Gdy nast�pi� atak astmy, postawi� szybk�, w�a�ciw� diagnoz�. Nie wykona� �adnego zb�dnego ruchu. Pami�ta� nawet dok�adnie, gdzie Allen schowa� lekarstwo. Kompetentny, pewny siebie cz�owiek... kt�ry nie szcz�dzi� wysi�k�w, �eby postrzegano go zupe�nie inaczej. Dlaczego? Czy zawsze odgrywa� t� rol� w kontaktach z go��mi, czy te� Caine by� szczeg�lnym przypadkiem? Agenta ruchu oporu ogarn�� niepok�j. Pomy�la�, �e mo�e w�a�nie tego chcia� prefekt. Cichy dzwonek spowodowa�, �e Caine a� podskoczy�. Dopiero po chwili u�wiadomi� sobie, i� to tylko d�wi�k dochodz�cy z transportera. Dostarczono posi�ek. Wsta�, wyj�� z urz�dzenia tac� i przeni�s� j� przez pok�j, do miejsca gdzie ze �ciany automatycznie wysun�y si� st� i krzes�o. Potraw nie zna�, ale by�y smaczne. Podczas jedzenia odzyska� nieco ducha. Misja zaledwie si� rozpocz�a, a ju� doszed� dalej ni� si� spodziewa�. Bezpiecznie dosta� si� na wrogie terytorium i spreparowa� odpowiedni� wym�wk�, pozwalaj�c� mu porusza� si� bez przeszk�d i zadawa� pytania mieszka�com Capstone. Z okna pokoju znajduj�cego si� na trzecim pi�trze widzia� tylko szczyt szarego muru oddzielaj�cego Piast� od reszty miasta. Unosz�c szklank� do ust, wzni�s� toast za znajduj�cych si� po tamtej stronie. Nawet je�li genera� Lepkowski rzeczywi�cie nie �y�, zwykli ludzie na pewno zorganizowali podziemie przeciw Ryqrilom i Pia�cie. Jutro si� przekona. Rozdzia� 3 Dyrektorka archiw�w wygl�da�a m�odo, ale jej oczy �wiadczy�y o zaawansowanym wieku. By�a sroga i powa�na. Mia�a bardzo opieku�czy stosunek do zbior�w. Zachowywa�a si� jak nied�wiedzica broni�ca w�asnych dzieci. - Nie ma �adnych wyj�tk�w, panie Rienzi - o�wiadczy�a twardo. - Wyrazi�am si� chyba jasno. Przykro mi bardzo. Spodziewa� si� takiej odpowiedzi, wi�c nie by� szczeg�lnie zdziwiony, �e to podej�cie zako�czy�o si� niepowodzeniem. Musia� jednak spr�bowa�. - W porz�dku. Rozumiem pani�. Wyszed� z gmachu. Powietrze przesycone by�o �wiat�em wczesnego poranka. W Pia�cie o tej porze ju� panowa�a krz�tanina. Plinrianie zdawali si� powa�nie traktowa� swoj� prac�. Caine usiad� na �awce stoj�cej nie opodal budynku archiwum. Zajrza� do planu miasta. Nie m�g� si� doczeka� wyj�cia poza mur i rozpocz�cia poszukiwa� podziemnej organizacji. Najpierw musia� jednak po�wi�ci� kilka godzin na zdobywanie informacji do swojej �ksi��ki�. Oczywi�cie wypytywanie urz�dnik�w stanowi�o strat� czasu, lecz wygl�da�oby dziwnie, gdyby nie rozpocz�� rozm�w od najwy�ej postawionych. Musia� zachowa� wszelkie pozory na wypadek, gdyby kto� obserwowa� jego zabiegi, a zapewne tak w�a�nie by�o. Znalezienie rozm�wc�w okaza�o si� niezwykle �atwe. Wszyscy, z wyj�tkiem najbardziej zaj�tych, z ochot� zgadzali si� na zmian� porz�dku dnia i wygospodarowanie czasu na przyj�cie go�cia z Ziemi. W pewnym stopniu taki wp�yw na w�asnych wrog�w wydawa� si� Caine'owi zabawny. Z drugiej strony wzbudzanie zainteresowania i rozg�os mog�y zrodzi� niebezpiecze�stwa. Allen nagra� prawie cztery godziny wspomnie� wojennych siedmiu urz�dnik�w. Uzna�, �e to wystarczy. By�o ju� popo�udnie. Nie m�g� pozwoli� sobie na dalsze marnowanie czasu w Pia�cie. Odnalezienie na pewno troch� potrwa, a nie mia� do dyspozycji zbyt wielu dni. Taks�wka podwioz�a go do szarego ogrodzenia. Wysiad� przy p�nocnej bramie - tej, kt�r� wjecha� tu z Galwayem. - Chcia�bym wyj�� - obwie�ci� jednemu z wartownik�w. - Dobrze, prosz� pana - odpar� m�ody agent s�u�by bezpiecze�stwa. - Prosz� wr�ci� do auta, a ja otworz� bram�. Allen pokr�ci� g�ow�. - Id� pieszo. Wartownik zamruga� powiekami ze zdziwienia. - Och... nie radzi�bym panu. - Dlaczego? - Zwykli ludzie bywaj� czasami niezbyt przyja�ni. Mo�e pan narazi� si� na k�opoty. Caine beztrosko machn�� r�k�. - Nic mi nie b�dzie. Prosz� otworzy�. - Tak jest. Stra�nik, mimo ogarniaj�cych go w�tpliwo�ci, podszed� do niewielkiego pa