6457

Szczegóły
Tytuł 6457
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

6457 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 6457 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

6457 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

STEVEN SAYLOR DOM WESTALEK The House of the Vestals Przek�ad: Janusz Szczepa�ski Wydanie oryginalne: 1992, 1993, 1994, 1995, 1997 by Steven Saylor Wydanie polskie: 2004 Trzem tajemniczym kobietom, kt�re by�y inspiracj� do stworzenia tych opowiada�: Janet Hutchings, Hildegarde Withers i (ku pami�ci) Lillian de la Torre, po�wi�cam. Jedna z nich (co najmniej) jest postaci� fikcyjn� � cho� nie mam pewno�ci kt�ra... PRZEDMOWA Posta� Gordianusa Poszukiwacza, detektywa ze staro�ytnego Rzymu, zosta�a wprowadzona w Rzymskiej krwi, pierwszej z cyklu kilku powie�ci, kt�ry p�niej zatytu�owa�em �Roma sub rosa�. Rzymska krew osadzona jest w realiach roku 80 p.n.e., po krwawej wojnie domowej, w wyniku kt�rej dyktator Sulla zosta� tymczasowym panem Rzymu. Powie�� opowiada o procesie, w kt�rym m�ody orator Cycero po raz pierwszy zab�ysn�� jako prawnik, broni�c cz�owieka oskar�onego o ojcob�jstwo. To w�a�nie Gordianusa, w�wczas trzydziestoletniego m�czyzn� o szczeg�lnym talencie do wygrzebywania na �wiat�o dzienne ludzkich brudnych sekret�w, pocz�tkuj�cy adwokat wezwa� do pomocy przy szukaniu prawdy. Akcja nast�pnej powie�ci, Ramiona Nemezis, toczy si� w 72 r. p.n.e., podczas buntu niewolnik�w pod wodz� Spartakusa. Tak wi�c mi�dzy obiema pozycjami mamy o�mioletni� �bia�� plam� w karierze Gordianusa. Zaciekawieni czytelnicy zasypywali autora pytaniami o poczynania bohatera w tych �brakuj�cych� latach. Odpowied�, przynajmniej cz�ciow�, znajd� oni w tej ksi��ce. Chronologicznie powinna ukaza� si� jako druga w cyklu, opisuje bowiem �ledztwa prowadzone przez Gordianusa w owym czasie. I tu nie zabraknie zbrodni, porwa�, tajemniczych znikni��, egzekucji, �wi�tokradztw, fa�szowania testament�w, zwyk�ych kradzie�y i upiornych historii. W kilku opowiadaniach przewija si� posta� Ekona, niemego ch�opca, kt�rego bohater pozna� w Rzymskiej krwi. Spotykamy te� Bethesd�, na�o�nic� pochodzenia egipsko-�ydowskiego, kt�ra r�wnie� wykazuje si� zdolno�ciami detektywistycznymi. Jedno z opowiada� m�wi o tym, w jaki spos�b Gordianus zyska� swego wiernego ochroniarza Belbona, w innym poznajemy najwcze�niejsze jego przygody jako m�odzie�ca-obie�y�wiata w Aleksandrii. Wa�ne role odgrywaj� Cycero i Katylina, a tu� za kulisami akcji czujemy obecno�� Marka Krassusa i m�odego Juliusza Cezara. Dowiemy si� te�, jakie �r�d�o mia�a przyja�� Gordianusa z jego dobroczy�c�, patrycjuszem Lucjuszem Klaudiuszem. Gospodarstwo w Etrurii, kt�re Poszukiwacz odwiedza w �Kr�lu pszcz� i miodzie�, jest t� sam� posiad�o�ci�, kt�r� mia� p�niej odziedziczy� po Lucjuszu w Zagadce Katyliny. Podobnie willa na Palatynie z opowiada� �Znikni�cie srebra Saturnali�w� i �Kot z Aleksandrii� kiedy� b�dzie nale�a�a do niego. Opowiadania u�o�one s� w porz�dku chronologicznym. Czytelnicy, kt�rzy ceni� histori� na r�wni z sensacj�, znajd� na ko�cu ksi��ki szczeg�owe kalendarium oraz kilka uwag na temat �r�de� historycznych. �MIER� NOSI MASK� � Ekonie, czy to znaczy, �e jeszcze nigdy nie ogl�da�e� �adnej sztuki? � spyta�em. Spojrza� na mnie swoimi wielkimi br�zowymi oczami i potrz�sn�� g�ow�. � Nigdy nie �mia�e� si� z k��tni pary ofermowatych niewolnik�w? Nigdy nie mdla�e� na widok m�odziutkiej bohaterki uprowadzonej przez pirat�w? Nie czu�e� tego dreszczyku emocji, kiedy okazywa�o si�, �e nasz bohater jest spadkobierc� olbrzymiej fortuny? Oczy Ekona zrobi�y si� jeszcze wi�ksze i potrz�sn�� g�ow� jeszcze gwa�towniej. � W takim razie musimy to naprawi� � powiedzia�em. � I to jeszcze dzisiaj! Dzia�o si� to w idy wrze�niowe. Jesienny dzie� by� tak pi�kny. Bogowie chyba nigdy dot�d nie stworzyli tak pi�knego jesiennego dnia. S�o�ce s�a�o ciep�e promienie na w�skie uliczki i szemrz�ce fontanny; znad Tybru dolatywa� lekki wietrzyk, przyjemnie ch�odz�c siedem wzg�rz miasta; niebo by�o jak misa najczystszego lazuru, bez najmniejszej chmurki. By� to dwunasty z szesnastu dni wyznaczonych na doroczne obchody �wi�ta Rzymu, najstarszego w historii miasta. Kto wie, czy to nie sam Jowisz zarz�dzi�, by pogoda by�a tak doskona�a; przecie� �wi�to odbywa�o si� na jego cze��. Dla Ekona ten czas okaza� si� niesko�czonym pasmem fascynuj�cych odkry�. Pierwszy raz w �yciu zobaczy� wy�cig rydwan�w w Circus Maximus, walki zapa�nik�w i bokser�w na miejskich placach; zjad� te� pierwszy w swoim �yciu ciel�cy m�d�ek z migda�ow� kie�bask� z ulicznego straganu. Wy�cigi ogromnie go podekscytowa�y, g��wnie ze wzgl�du na konie; by� oczarowany ich pi�knem. Pi�ciarze za to szybko go znudzili, widzia� bowiem w swym �yciu ju� niejedn� uliczn� b�jk�. Kie�baska za� wyra�nie mu nie pos�u�y�a, cho� niewykluczone, �e wina le�a�a po stronie zielonych jab�ek sma�onych z korzennymi przyprawami, na kt�re skusi� si� tu� po niej. Min�y ju� cztery miesi�ce od chwili, kiedy uratowa�em Ekona z r�k zgrai ch�opak�w �cigaj�cych go z kijami i okrutnymi szyderstwami na ustach po zakamarkach Subury. Niewiele jeszcze wtedy o nim wiedzia�em; pozna�em go tylko przelotnie tamtej wiosny, kiedy prowadzi�em �ledztwo dla Cycerona. Owdowia�a matka zdecydowa�a si�, najwyra�niej w akcie desperacji, porzuci� ma�ego Ekona, pozostawiaj�c go w�asnemu losowi. Czy� mog�em nie zabra� go do siebie? Od razu uderzy�a mnie w nim jego niezwyk�a, jak na dziesi�cioletniego ch�opca, m�dro��. Wiedzia�em, w jakim jest wieku, poniewa� zapytany o to, pokazywa� dziesi�� palc�w. Nie by� niemow� od urodzenia, lecz zosta� nim w wyniku przebytej choroby � tej samej, kt�ra wcze�niej zabra�a jego ojca. Eko mia� bardzo dobry s�uch, potrafi� te� liczy�, ale jego j�zyk pozostawa� bezu�yteczny. Pocz�tkowo jego niezdolno�� m�wienia stanowi�a dla nas obu olbrzymi� przeszkod�. Eko jest na pewno zdolnym mimem, jednak gestami nie da si� przekaza� wszystkiego. Kto� nauczy� go alfabetu, ale ch�opiec umia� czyta� i pisa� tylko najprostsze s�owa. Zacz��em sam go uczy�, lecz jego niemota znacznie ogranicza�a post�py w nauce. Jego praktyczna znajomo�� rzymskich ulic by�a dog��bna, ale za to bardzo w�ska. Zna� tylne wej�cia do wszystkich sklep�w Subury i dobrze wiedzia�, w kt�rym miejscu nad Tybrem handlarze mi�sa i ryb wyrzucali wieczorem resztki towaru. Nigdy jednak nie by� na Forum ani w Circus Maximus, nie s�ysza� przemowy �adnego polityka (szcz�ciarz!) ani nie ogl�da� przedstawienia w teatrze. Tego lata sp�dzi�em wiele godzin, pokazuj�c mu miasto; na nowo odkrywa�em wspania�o�ci Rzymu, patrz�c na nie oczami dziesi�ciolatka. Dwunastego dnia �wi�t, kiedy przebieg� ko�o nas herold, og�aszaj�c, �e za godzin� zesp� Kwintusa Roscjusza b�dzie dawa� przedstawienie, zdecydowa�em, �e nie mo�emy przegapi� takiej okazji. � Ach, trupa Roscjusza Komedianta! � powiedzia�em. � Organizatorzy �wi�t nie posk�pili pieni�dzy. Nie ma dzi� s�ynniejszego aktora ni� Kwintus Roscjusz ani bardziej znanej trupy aktorskiej! Zeszli�my z Subury na Forum, gdzie �wi�tuj�ce t�umy wype�nia�y otwarte place. Mi�dzy �wi�tyni� Jowisza a �a�ni� Seniusza rozstawiono prowizoryczny teatr. Drewnian� scen� wzniesiono na w�skiej przestrzeni mi�dzy ceglanymi murami, kt�rej reszt� wype�nia�y rz�dy �awek. � Pewnego dnia jaki� szukaj�cy popularno�ci w�r�d plebsu polityk zbuduje pierwszy sta�y teatr w Rzymie � zauwa�y�em. � Wyobra� sobie: prawdziwy kamienny amfiteatr w greckim stylu, niewzruszony jak �wi�tynia! Konserwaty�ci b�d� zbulwersowani. Nienawidz� teatru, poniewa� pochodzi z Grecji, a wed�ug nich wszystko, co greckie, jest dekadenckie i niebezpieczne. Dobra nasza, Ekonie! Jeste�my na miejscu wcze�nie. Powinni�my dosta� dobre miejsca. Porz�dkowy przydzieli� nam siedzenia tu� przy �rodkowym przej�ciu, zaledwie pi�� rz�d�w od sceny. Pierwsze cztery rz�dy, oddzielone od reszty purpurowym sznurem, zarezerwowane by�y dla senator�w i wy�szych urz�dnik�w miejskich. Od czasu do czasu ten sam porz�dkowy kroczy� przej�ciem, prowadz�c jakiego� wa�nego go�cia w todze z osobami towarzysz�cymi, opuszcza� sznur i z szacunkiem wskazywa� miejsca. Kiedy widownia z wolna si� zape�nia�a, pokazywa�em Ekonowi poszczeg�lne elementy tego prowizorycznego teatru. Niewielka wolna przestrze� przed pierwszym rz�dem krzese�, zwana orchestr�, by�a przeznaczona dla muzyk�w. Na scen� prowadzi�o kilka schodk�w umieszczonych po obu jej stronach. Sam� scen� z trzech stron zamyka�y drewniane �ciany zaopatrzone w drzwi dla aktor�w. Gdzie� zza niej dobiega�y d�wi�ki instrument�w; muzycy przygotowywali si� do wyst�pu, graj�c urywki znanych melodii. � Gordianusie! Odwr�ci�em si� i ujrza�em g�ruj�c� nad nami wysok� i chud� sylwetk�. � Statiliusie, mi�o ci� widzie�! � przywita�em go. � Ciebie te�. Ale kog� to masz ze sob�? � Statilius wyci�gn�� d�o� i poczochra� kasztanow� czupryn� Ekona. � To jest Eko � przedstawi�em ch�opca. � Dawno nie widziany siostrzeniec? � Niezupe�nie. � Ach, a zatem... b��d m�odo�ci? � Statilius uni�s� brwi. � R�wnie� nie. � Poczu�em, �e si� rumieni�, ale jednocze�nie przemkn�o mi przez g�ow� pytanie, jak czu�bym si�, mog�c odpowiedzie�: �Tak, to m�j syn�. Nie pierwszy ju� raz zastanawia�em si� nad mo�liwo�ci� prawnej adopcji Ekona... i szybko odepchn��em od siebie t� my�l. Kto� taki jak ja, kto cz�sto ryzykuje �ycie, nie ma co marzy� o ojcostwie; tak sobie w ka�dym razie powtarza�em. Gdybym rzeczywi�cie pragn�� syn�w, o�eni�bym si� z odpowiedni� kobiet�... Rzymiank�... i dzi� mia�bym ju� ich ca�� gromadk�. Zmieni�em temat. � Statiliusie, gdzie twoja maska i str�j? Dlaczego nie jeste� za kulisami, szykuj�c si� do wyst�pu? Zna�em go od dzieci�stwa. Statilius zosta� aktorem jako m�odzieniec; przysta� do jakiej� trupy, potem do innej, staraj�c si� uczy� rzemios�a aktorskiego od znanych komediant�w. Przed rokiem przyj�� go pod swoje skrzyd�a Wielki Roscjusz. � Och, mam jeszcze sporo czasu. � A jak tam �ycie w zespole najwi�kszego aktora Rzymu? � Cudownie, ma si� rozumie�. Zmarszczy�em brwi, s�ysz�c w jego g�osie nut� fa�szywego entuzjazmu. Nie usz�o to uwagi mojego rozm�wcy. � Ach, Gordianusie, ty zawsze potrafisz przejrze� mnie na wylot! No, dobra. Wcale nie cudownie, wr�cz okropnie! Istny potw�r z tego Roscjusza. Genialny, to prawda, ale potw�r. Gdybym by� niewolnikiem, nie zobaczy�by� mojej sk�ry pod siniakami; smaga mnie za to j�zykiem jak najlepszy nadzorca biczem. Nie popu�ci ani troch� i nigdy nie jest zadowolony. Sprawia, �e cz�owiek si� czuje jak byle robak. Gorzej nie jest chyba nawet na galerach ani w kopalniach. Czy to moja wina, �e jestem ju� za stary, by gra� heroiny, a jeszcze nie nabra�em odpowiedniego g�osu do r�l starych sk�pc�w czy �o�nierzy-samochwa��w? Kto wie, mo�e Roscjusz ma racj�? Jestem do niczego. Beztalencie! Przynosz� tylko wstyd zespo�owi. � Aktorzy s� wszyscy tacy sami � szepn��em do Ekona. � Trzeba ich bardziej dopieszcza� ni� niemowlaki. � Odwr�ci�em si� do Statiliusa i g�o�no zaprotestowa�em: � Opowiadasz bzdury! Widzia�em ci� wiosn�, podczas �wi�ta Wielkiej Matki, kiedy Roscjusz wystawia� Braci. By�e� wspania�y w roli bli�niak�w! � Naprawd� tak my�lisz? � Kln� si� na co chcesz. Tak si� �mia�em, �e omal nie spad�em z �awki. Aktor troch� si� rozchmurzy�, ale zaraz zn�w zmarszczy� czo�o. � Szkoda, �e Roscjusz ma inne zdanie. Mia�em dzisiaj zagra� Eukliona, starego sk�pca... � Ach, wi�c wystawiacie Garnek z�ota? � Tak. � To jedna z moich ulubionych sztuk, Ekonie. Mo�e nawet najlepsza ze wszystkich komedii Plauta. Prostacka, ale dobra... � Mia�em gra� Eukliona � powt�rzy� Statilius nieco ostrzejszym tonem, kieruj�c rozmow� na w�a�ciwy tor, czyli na siebie. � A� tu nagle rano Roscjusz wpada w sza� i krzyczy, �e zepsu�em ca�� rol� i �e on nie m�g�by znie�� wstydu, jakiego bym mu narobi� przed ca�ym Rzymem. Mam wi�c gra� Megadorusa, s�siada Eukliona. � To te� dobra rola � zauwa�y�em, staraj�c si� przypomnie� sobie t� posta�. Statilius tylko prychn�� pogardliwie i ci�gn�� tym samym tonem: � A komu dosta� si� Euklion? Temu paso�ytowi Panurgusowi! Zwyk�emu niewolnikowi, kt�ry nie lepiej czuje komedi� ni� �limak... � Urwa� nagle i znieruchomia�. � Och, nie! Tylko nie to! Obejrza�em si� przez rami� w �lad za jego spojrzeniem. Porz�dkowy prowadzi� w�a�nie do przednich rz�d�w przysadzistego brodacza, za kt�rym pod��a� olbrzymi blondyn z nosem przekre�lonym wielgachn� blizn�. Wiedzia�em, �e to jego ochroniarz; dobrze znam ten typ wynaj�tego zbira z Subury. Porz�dkowy pokaza� im nasz rz�d; przybyli zaj�li miejsca tu� obok Ekona. Statilius zgi�� si� nisko, chowaj�c si� za mn�, i szepn�� mi do ucha: � Jak bym ma�o mia� zmartwie�! To ten wredny lichwiarz Flawiusz i jeden z jego p�atnych zb�j�w. Jedyny cz�owiek w Rzymie zas�uguj�cy na miano jeszcze wi�kszego potwora od Roscjusza! � A ile w�a�ciwie jeste� winien temu Flawiuszowi? Nie doko�czy�em jeszcze pytania, kiedy nagle czyj� gromki ryk zza kulis zag�uszy� p�yn�c� z orchestry kakofoni� d�wi�k�w. � Ach, ty tumanie! Teraz mi m�wisz, �e zapomnia�e� roli? � To Roscjusz � szepn�� Statilius. � Wydziera si� na Panurgusa, mam nadziej�. Straszny z niego choleryk. �rodkowe drzwi na scenie otworzy�y si� gwa�townie i ukaza� si� w nich niski, kr�py m�czyzna ubrany ju� w kostium: wspania�� bia�� peleryn� z mi�kkiej tkaniny. Jego grubo ciosana twarz, teraz wykrzywiona w gniewnym grymasie, rzeczywi�cie mog�a przepe�nia� trwog� serca podw�adnych; a przecie� by� to cz�owiek powszechnie uznawany za najzabawniejszego w mie�cie. Jego legendarnie przymru�one oczy ledwie by�o wida� spod powiek, ale gdy spojrza� w nasz� stron�, poczu�em si� tak, jakby sztylet �wisn�� mi ko�o ucha i wbi� si� w pier� Statiliusa. � A ty gdzie si� szwendasz? � rykn��. � Za kulisy, biegiem! Nie dooko�a, ale prosto przez scen�! � komenderowa� tonem tresera krn�brnego psa. Statilius ruszy� przej�ciem, jak spi�ty ostrog�. Wskoczy� na scen� i znikn�� za drzwiami, zd��ywszy jednak rzuci� ukradkowe spojrzenie na sadowi�cego si� jeszcze lichwiarza Flawiusza. Odwr�ci�em si� ku przybyszowi, napotykaj�c jego nieprzyjazny wzrok. Nie wygl�da� na kogo� w nastroju do ogl�dania komedii. Odchrz�kn��em i zagadn��em uprzejmie, pochylaj�c si� ku niemu nad kolanami Ekona: � Zobaczysz dzi� Garnek z�ota. Zaskoczony Flawiusz a� drgn�� i zmarszczy� krzaczaste krwi. � To jedna z najlepszych komedii Plauta, nie uwa�asz? � doda�em. Lichwiarz rozchyli� usta i spojrza� na mnie podejrzliwie. Blond osi�ek te� wlepi� we mnie oczy, w kt�rych wida� by�o tylko bezdenn� g�upot�. Wzruszy�em ramionami i przesta�em zwraca� na nich uwag�. Za nami herold wykrzykiwa� ostatnie zach�ty. �awki szybko si� zape�ni�y, sp�nialscy i niewolnicy stawali gdzie popad�o, t�ocz�c si� i wspinaj�c na palce. Na scen� wyszli zza kulis dwaj muzykanci i zeszli do orchestry, a po chwili rozleg�y si� d�wi�ki ich d�ugich tr�b. Przez widowni� przebieg� szmer; bywalcy rozpoznawali znajome takty melodii sk�pca Eukliona, pierwsze zwiastuny dzisiejszego przedstawienia. Porz�dkowy kroczy� przej�ciami tam i z powrotem, �artobliwie uciszaj�c co ha�a�liwszych widz�w. Wreszcie uwertura si� sko�czy�a. �rodkowe drzwi zgrzytn�y zawiasami i na scen� wszed� Roscjusz w bia�ej pelerynie i groteskowej masce wykrzywionej w radosnym u�miechu. Przez otwory widzia�em jego zmru�one oczy; jego aksamitny g�os rozleg� si� echem w ca�ym teatrze. � Na wypadek, gdyby�cie nie wiedzieli, kim jestem, niech mi b�dzie wolno si� przedstawi�. Jestem duchem opieku�czym tego domostwa, nale��cego do Eukliona. Zajmuj� si� nim od wielu, wielu lat... � Roscjusz p�ynnie wyg�asza� prolog, wprowadzaj�c widz�w w znan� wszystkim histori�: jak dziadek Eukliona ukry� pod pod�og� domu garnek pe�en z�ota, jak c�rka gospodarza kocha si� w siostrze�cu najbli�szego s�siada i do szcz�cia ma��e�skiego brakuje jej tylko posagu, oraz jak on, duch opieku�czy, zawiedzie chciwca Eukliona na trop owego garnka, wprawiaj�c tym samym w ruch ca�y ci�g wydarze�. Zerkn��em na Ekona, kt�ry wpatrywa� si� w posta� w masce zafascynowany, s�uchaj�c �apczywie ka�dego s��wka. Twarz lichwiarza Flawiusza zastyg�a w kwa�nym grymasie, a jego ochroniarz siedzia� z otwartymi ustami, od czasu do czasu drapi�c si� po bli�nie na nosie. Zza kulis dobieg�y st�umione odg�osy jakiego� zamieszania. � Ach, oto i stary Euklion, jak zawsze zrz�dliwy � zaanonsowa� teatralnym szeptem Roscjusz. � Musia� ju� znale�� z�oto i chce je w sekrecie przeliczy�, wyrzuca wi�c z domu star� gospodyni�. Aktor bezszelestnie zszed� ze sceny drzwiami po prawej stronie. Ze �rodkowych za� wysun�a si� posta� w masce starca i w jaskrawo��tej szacie, kt�ry to kolor tradycyjnie przypisany jest chciwcom. By� to Panurgus, aktor niewolnik, kt�ry sprz�tn�� Statiliusowi sprzed nosa rol� Eukliona. Ci�gn�� za sob� kogo� przebranego za niewolnic�; gwa�townym ruchem pchn�� go na �rodek sceny. � Wynocha! � krzykn��. � Ju� ci� nie ma! Na Hades, wyno� si�, ty stary w�cibski worku gnat�w! Statilius nies�usznie krytykowa� talent komiczny Panurgusa. Ju� po tych paru zdaniach na widowni rozleg�y si� �miechy. � Co ja takiego zrobi�am? Co? � j�cza� drugi aktor. Jego kobieca maska by�a zwie�czona okropn�, zmierzwion� peruk�. Poszarpana suknia pl�ta�a mu si� wok� kolan. � Czemu mnie bijesz, biedn�, cierpi�c� staruch�? � �eby� by�a jeszcze bardziej biedna, ot co! I �eby� cierpia�a takie m�ki, jakie ja znosz� na sam tw�j widok! Panurgus z koleg� uwijali si� po scenie przy rosn�cym rozbawieniu widowni. Eko podskakiwa� na �awce i klaska� w d�onie. Lichwiarz i jego ochroniarz siedzieli z za�o�onymi r�kami bez cienia u�miechu. � Ale czemu wyganiasz mnie z domu? � Czemu? Od kiedy to musz� ci si� t�umaczy�? Domagasz si� �wie�ej porcji siniak�w! � O, bogowie! Lepiej mi skoczy� ze ska�y, ni� d�u�ej znosi� tak� s�u�b�! � Co ona tam mamrocze pod nosem? Zastanawiam si�, czy nie kaza� ci oczu wy�upi�, ty stara wied�mo! W ko�cu starucha znikn�a, a sk�piec wr�ci� do domu liczy� z�ote znalezisko; na scen� wyszli s�siad Megadorus i jego siostra Eunomia. Po g�osie pozna�em, �e gra j� ten sam aktor, kt�ry przed chwil� by� niewolnic�; musi si� specjalizowa� w rolach kobiecych. M�j znajomy Statilius gra� nie�le, cho� trzeba by�o przyzna�, �e nie jest w tej samej klasie co Roscjusz, a nawet jego rywal Panurgus. Jego wysi�ki wzbudza�y raczej uprzejme parskni�cia ni� salwy �miechu. � Drogi bracie, poprosi�am ci� tu, aby pom�wi� o twoich sprawach osobistych. � Jak to mi�o z twojej strony! Jeste� r�wnie troskliwa jak pi�kna. Ca�uj� tw� d�o�. � Co takiego? Czy m�wisz do kogo� stoj�cego za mn�? � Ale� sk�d! Jeste� naj�adniejsz� kobiet�, jak� znam. � Nie wyg�upiaj si�. Ka�da kobieta jest brzydsza od ka�dej innej, w taki czy inny spos�b. � Hmm... Naturalnie, skoro tak twierdzisz... � Pos�uchaj mnie teraz, bracie. Chcia�abym, �eby� si� o�eni�... � Ratunku! Morduj�! Ona chce mnie zrujnowa�! � Och, daj�e spok�j... Nawet ten dialog, zazwyczaj budz�cy �yw� reakcj� widz�w, tym razem wywo�a� tylko pojedyncze �mieszki. Z wolna przesta�em s�ucha� tekstu, koncentruj�c si� na kostiumie Statiliusa. By� uszyty z dobrej niebieskiej we�ny i ozdobiony ��tym haftem. Maska zwraca�a uwag� przesadnie uniesionymi brwiami, nadaj�cymi jej wyraz nieustannego zadziwienia. Pomy�la�em, �e dla aktora to kiepska wr�ba, kiedy widza bardziej interesuje jego szata ni� deklamacja. Biedny Statilius dosta� si� do najbardziej powa�anej trupy aktorskiej w Rzymie, ale bynajmniej w niej nie b�yszcza�. Nic dziwnego, �e tak wymagaj�cy szef jak Roscjusz tak go gn�bi. Nawet Eko zaczyna� si� nudzi�, a siedz�cy przy nim Flawiusz nachyli� si� do swego ochroniarza i co� mu szepn�� do ucha; domy�li�em si�, �e komentuje nieudolno�� komedianta, kt�ry jest mu winien pieni�dze. W ko�cu siostra Megadorusa odesz�a, pojawi� si� za� sk�piec Euklion i wda� si� w rozmow� z s�siadem. Widz�c ich obu � Statiliusa i jego rywala Panurgusa � razem na scenie, nie mog�em nie dostrzec dziel�cej ich zawodowej przepa�ci. Panurgus by� wyra�nie g�r� i to nie tylko dlatego, �e jego tekst by� lepszy. � Chcesz zatem po�lubi� moj� c�rk�, Megadorusie... Nie mam nic przeciwko temu, ale musisz wiedzie�, �e nie mam ani miedziaka na jej posag. � Nie spodziewam si� ani p� miedziaka, Euklionie. Jej cnota i dobre imi� mi wystarcz�. � Mam na my�li... To znaczy, przecie� nie znalaz�em nagle jakiego�, hm... zakopanego skarbu... powiedzmy, garnka ze z�otem ukrytego przez dziadka czy co� w tym rodzaju... � Oczywi�cie, �e nie! �mieszny pomys�. Nie m�w ju� o tym. A wi�c dasz mi sw� c�rk� za �on�? � Zgoda. Ale co to? Och, nie, zrujnuj� mnie! � Na Jowisza, co si� sta�o? � Zdawa�o mi si�, �e s�ysz� brz�k �opaty... jakby kto� kopa�. � Ale� to tylko m�j ogrodnik. Wykopuje jakie� korzenie. Uspok�j si�, s�siedzie... J�kn��em w duchu, lituj�c si� nad Statiliusem. Trzeba jednak przyzna�, �e cho� kiepski z niego recytator, nauczy� si� p�ynnie wykonywa� wskaz�wki swego mistrza co do ruch�w. Roscjusz s�ynie nie tylko z o�ywiania starych komedii wymy�lnymi kostiumami i maskami, przyjemnymi dla oka widza, ale i z doskona�ej choreografii. Statilius i Panurgus ani przez chwil� nie stali w miejscu, jak aktorzy z po�ledniejszych zespo��w, ale okr��ali si� wzajemnie w nieustannym komicznym ta�cu, wirze b��kitu i ��ci ich szat. Eko poci�gn�� mnie za r�kaw. Ruchem ramienia wskaza� mi swoich s�siad�w. Flawiusz zn�w co� szepta� umi�nionemu blondynowi, kt�ry zmarszczy� czo�o w wyra�nym wysi�ku umys�owym. Po chwili ochroniarz wsta� i niezgrabnie ruszy� ku przej�ciu. Eko b�yskawicznie podci�gn�� w g�r� stopy, ale ja by�em zbyt powolny. Gigant nadepn�� mi na palce, a� zawy�em z b�lu. Inni wok� zacz�li mnie na�ladowa�, s�dz�c, �e wyra�am w ten spos�b opini� o talentach aktor�w. Blondyn nawet nie spojrza� w moj� stron�. Eko zn�w poci�gn�� mnie za r�kaw. � Daj spok�j, Ekonie � powiedzia�em. � Trzeba si� nauczy� nie zwraca� uwagi na chamstwo w teatrze. Ch�opak tylko przewr�ci� oczyma i z irytacj� za�o�y� r�ce na piersi. Zna�em ten gest: �Gdybym tylko umia� m�wi�!� Na scenie dwaj s�siedzi dobili targu i �lub c�rki Eukliona z Megadorusem zosta� postanowiony. Rozbrzmia�y flety i cymba�y, aktorzy zeszli ze sceny i tak dobieg� ko�ca pierwszy akt. Muzykanci wkr�tce zmienili melodi� i po chwili pojawi�y si� nowe postacie: dwaj k��c�cy si� kucharze, wynaj�ci do przygotowania uczty weselnej. Rzymska widownia uwielbia dowcipy o jedzeniu i ob�arstwie, im prymitywniejsze, tym lepsze. Podczas gdy ja kwitowa�em ka�dy kiepski �art pomrukiem dezaprobaty, Eko �mia� si� w g�os, co przypomina�o ochryp�e szczekanie. Nagle zamar�em; ponad rubasznym �miechem widz�w dotar� do mnie przera�liwy krzyk. By� to g�os m�czyzny i wyra�a� nie strach, lecz b�l. Eko wy�owi� go tak�e i spojrza� na mnie pytaj�co. Na widowni chyba nikt nie zwr�ci� na to uwagi, ale aktorzy bez w�tpienia go s�yszeli, poniewa� zacz�li myli� kwestie i niezgrabnie odwr�cili si� ku drzwiom prowadz�cym za kulisy, potr�caj�c si� przy tym i depcz�c sobie po palcach, co wzbudzi�o jeszcze wi�ksz� powszechn� weso�o��. W ko�cu dobrn�li do ko�ca tekstu i znikn�li. Scena pozosta�a pusta. Pauza przeci�ga�a si� coraz bardziej. Zza kulis dobiega�y dziwne, niewyt�umaczalne d�wi�ki: st�umione g�osy, szuranie n�g, czyj� okrzyk. Widzowie zacz�li szepta� mi�dzy sob� i wierci� si� niecierpliwie na �awkach. Wreszcie otworzy�y si� drzwi po lewej stronie i pojawi� si� w nich aktor w masce sk�pca Eukliona. By� ubrany w ��t� szat�, lecz nie t� sam� co poprzednio. Wzni�s� r�ce w g�r� i zawo�a�: � Katastrofa!!! Poczu�em zimny dreszcz. � Katastrofa! � powt�rzy�. � �lub c�rki to jedna wielka katastrofa. Jak ktokolwiek mo�e sobie na to pozwoli�? W�a�nie co wr�ci�em z rynku. Nie uwierzycie, ile oni chc� za jagni�! Rozb�j w bia�y dzie�, powiadam wam! By� to Euklion, ale nie gra� go ju� Panurgus. Pod mask� kry� si� sam Roscjusz. Widownia zdawa�a si� nie zauwa�a� zmiany, a w ka�dym razie nic jej to nie obesz�o; niemal od pierwszych s��w rozleg� si� �miech ze sk�pca i jego wyrzeka�. Roscjusz wyrecytowa� tekst bezb��dnie, z wypraktykowan� komiczn� intonacj� i rytmem, jakich nabiera si� po wielokrotnym odegraniu roli, zdawa�o mi si� jednak, �e s�ysz� w jego g�osie dziwne dr�enie. Kiedy stan�� tak, �e mog�em dostrzec jego oczy w otworach maski, nie znalaz�em ani �ladu jego s�ynnego przymru�enia powiek. Z jego szeroko otwartych oczu wyziera� strach. Czy by�y to oczy aktora Roscjusza, przera�onego czym� nader realnym, czy Eukliona boj�cego si�, �e k��tliwi kucharze znajd� jego skarb? � C� to za wrzaski w kuchni? � zakrzykn��. � Och, nie! Domagaj� si� wi�kszego garnka na kurczaka! Och, m�j garnek z�ota! Roscjusz wybieg� za kulisy, niemal przewracaj�c si� o w�asn� szat�. Po chwili dobieg� stamt�d brz�k rozrzucanych naczy�. Wkr�tce potem trzasn�y pchni�te gwa�townie �rodkowe drzwi i na scen� wypad� jeden z kucharzy, wrzeszcz�c w panice: � Na pomoc! Na pomoc! By� to g�os Statiliusa! Zmartwia�em i ju� chcia�em zerwa� si� na nogi, ale szybko okaza�o si�, �e to tylko dalszy ci�g sztuki. � To� to istny dom wariat�w! � Statilius zeskoczy� na widowni� i wbieg� w g��wne przej�cie mi�dzy �awkami. � Stary sk�piec do cna oszala�! Bije nas garnkami i patelniami! Obywatele, ratujcie nas! Ta�czy� jak op�tany, dop�ki nie znalaz� si� przy mnie. Zgi�� si� nisko i szepn�� przez z�by tak, �e tylko ja mog�em go us�ysze�: � Gordianusie, chod� natychmiast za scen�! Drgn��em i spojrza�em mu w oczy. � Za scen�! � sykn�� ponownie. � Szybko! Sztylet... krew... Panurgus zabity! Zza labiryntu parawan�w, baldachim�w i postument�w dobiega�y od czasu do czasu g�osy aktor�w, d�wi�ki flet�w, przetykane wybuchami �miechu na widowni. Wok� mnie reszta zespo�u Kwintusa Roscjusza kr�ci�a si� w panice, zmieniaj�c kostiumy, nak�adaj�c sobie wzajemnie maski, mamrocz�c pod nosem kwestie z napr�dce zamienianych r�l; i kt�rzy dodawali sobie wzajem ducha lub warczeli na siebie ze z�o�ci�. Wszyscy usilnie starali si� dzia�a� tak, jakby by�o to tylko kolejne, rutynowe przedstawienie, podczas kt�rego nikt nie zosta� zamordowany. Cia�o Panurgusa le�a�o w niewielkiej wn�ce w alei biegn�cej za �wi�tyni� Jowisza. By�a tam prosta publiczna toaleta, jedna z wielu rozmieszczonych w zau�kach na obrze�ach Forum Romanum � os�oni�ta dwiema �cianami nachylona pod�oga z otworem �ciekowym po��czonym z Cloaca Maxima. Panurgus najwyra�niej wyszed� za potrzeb� w przerwie mi�dzy scenami; teraz le�a� martwy z no�em wbitym w pier� tu� nad sercem. Na jasno��tym kostiumie widnia�a okr�g�a czerwona plama, a strumyk krwi leniwie sp�ywa� po kafelkach ku �ciekowi. Panurgus okaza� si� starszy, ni� my�la�em. By� niemal w wieku swojego pana; mia� poryte zmarszczkami czo�o i sporo siwych w�os�w. Usta i oczy mia� szeroko otwarte w zastyg�ym wyrazie grozy; martwe �renice po�yskiwa�y jak nie oszlifowane szmaragdy. Eko patrzy� na zw�oki, �ciskaj�c mnie za r�k�. Po chwili do��czy� do nas zdyszany i blady Statilius. Mia� na sobie znowu niebieski kostium, a w r�ku trzyma� mask� Megadorusa. � Szale�stwo, czyste szale�stwo � wyszepta�. � Czy nie powinni�cie przerwa� przedstawienia? � spyta�em. � Roscjusz nie chce. Nie z powodu niewolnika, powiedzia�. Nie o�mieli� si� te� poinformowa� o zbrodni widz�w. Wyobra� sobie: morderstwo za kulisami w �rodku sztuki, i to w �wi�to samego Jowisza, w cieniu jego �wi�tyni... co za omen! Kt�ry urz�dnik zatrudni�by kiedykolwiek potem jego trup�? Nie, przedstawienie trwa, cho� musimy nie�le kombinowa�, �eby dziewi�� r�l rozdzieli� na pi�ciu aktor�w zamiast sze�ciu. A niech to... w og�le si� nie uczy�em kwestii siostrze�ca! � Statiliusie! � krzykn�� Roscjusz, kt�ry w�a�nie zszed� ze sceny. Jego twarz by�a prawie tak samo groteskowo wykrzywiona, jak maska Eukliona, kt�r� cisn�� z furi� na ziemi�. � Co ty sobie my�lisz? Nie ma �adnego stania po k�tach i mamrotania pod nosem! Skoro ja gram Eukliona, to ty musisz gra� siostrze�ca! � Potar� zmru�one oczy, po czym pacn�� si� otwart� d�oni� w czo�o. � Ale nie, to niemo�liwe... Megadorus i siostrzeniec musz� by� na scenie w tym samym czasie. Co za katastrofa! Jowiszu, dlaczego to spada na mnie? Aktorzy kr�cili si� jak miniaturowy r�j podra�nionych pszcz�. Garderobiani nie wiedzieli, co pocz��, i stali niepewnie, r�wnie u�yteczni jak manekiny. W trupie Kwintusa Roscjusza niepodzielnie kr�lowa� chaos. Spojrza�em na bia�� twarz Panurgusa, kt�rego to wszystko ju� nic nie obchodzi�o. Wszyscy ludzie w �mierci s� tacy sami, obywatel czy niewolnik, Rzymianin czy Grek, geniusz czy nieudacznik. Sztuka wreszcie dobieg�a ko�ca. Stary kawaler Megadorus unikn�� ma��e�skich kajdan, sk�piec Euklion straci� i odzyska� sw�j garnek z�ota, uczciwy niewolnik, kt�ry mu go zwr�ci�, zosta� wyzwolony, swarliwi kucharze op�aceni przez Megadorusa i odes�ani, sk�d przybyli, m�odzi kochankowie za� szcz�liwie po�lubieni. Jak to si� uda�o w tych okoliczno�ciach, nie mia�em poj�cia. Jakim� teatralnym cudem wszystko posz�o bez najmniejszego potkni�cia. Aktorzy wyszli razem na scen� przy og�uszaj�cym aplauzie widowni i wr�cili za kulisy, natychmiast zmieniaj�c rozradowane miny odpowiednio do ponurej rzeczywisto�ci po tej stronie sceny, bole�nie �wiadomi �mierci swego kolegi. � Szale�stwo � powt�rzy� Statilius, staj�c zn�w nad zw�okami. Wiedz�c, jaki by� jego stosunek do zmar�ego, nie mog�em si� nie zastanawia�, czy przypadkiem w duchu si� nie cieszy. Wydawa� si� zaszokowany, ale w ko�cu mog�o to by� aktorstwo. � A ten to kto? � warkn�� Roscjusz, patrz�c na mnie i zdzieraj�c z siebie ��t� szat� sk�pca. � Nazywam si� Gordianus. Ludzie zw� mnie Poszukiwaczem. Aktor uni�s� brwi i skin�� g�ow�. � Ach, tak, s�ysza�em o tobie. Minionej wiosny, w zwi�zku ze spraw� Sekstusa Roscjusza... to nie m�j krewny, stwierdzam to z przyjemno�ci�, a je�eli, to bardzo, bardzo daleki. Zdoby�e� sobie uznanie u obu stron tego procesu. Wiedz�c, �e Roscjusz pozostawa� w za�y�ych stosunkach z dyktatorem Sull�, kt�remu wtedy powa�nie podpad�em, skwitowa�em te s�owa jedynie skinieniem g�owy. � Ale co robisz tutaj? � spyta�. � To ja mu o tym powiedzia�em � wtr�ci� Statilius. � Poprosi�em Gordianusa, �eby przyszed� za scen�. To by�a moja pierwsza my�l. � Wprowadzi�e� tu obcego, Statiliusie? G�upiec z ciebie! Co go teraz powstrzyma przed rozpaplaniem tej tragedii na ca�e Forum? Skandal by�by z tego katastrofalny! � Zapewniam ci�, �e potrafi� by� dyskretny... dla klienta � powiedzia�em. � Ach, rozumiem... � Roscjusz popatrzy� na mnie bystro. � Kto wie, mo�e to niez�y pomys�, pod warunkiem �e rzeczywi�cie mo�esz mi pom�c. � My�l�, �e m�g�bym � przytakn��em skromnie, w my�lach ju� obliczaj�c honorarium. Roscjusz jest, by�o nie by�o, najlepiej op�acanym aktorem na �wiecie. Plotka g�osi, �e zarabia a� p� miliona sesterc�w rocznie, mo�e wi�c sobie pozwoli� na szczodro��. Roscjusz popatrzy� na zw�oki i pokr�ci� z gorycz� g�ow�. � To by� jeden z moich najbardziej obiecuj�cych uczni�w. Mo�e nie mia� prawdziwego talentu, ale i tak wart by� swojej ceny. Po co jednak ktokolwiek mia�by zabija� niewolnika? Panurgus nie mia� wrog�w, na�og�w ani nawet pogl�d�w politycznych. � Ma�o kto nie ma wroga � odpar�em, nie mog�c si� powstrzyma� od rzucenia okiem ku Statiliusowi, kt�ry natychmiast odwr�ci� wzrok. W�r�d st�oczonych aktor�w i pomocnik�w zapanowa�o jakie� poruszenie. Rozst�pili si�, robi�c przej�cie wysokiemu, chudemu jak szkielet m�czy�nie z grzyw� rudych w�os�w. � Cherea! Gdzie� ty by�? � burkn�� gniewnie Roscjusz. Przyby�y spojrza� z g�ry najpierw na trupa, potem na szefa trupy. � Jad� z mojej willi w Fidenach � odpar� takim samym tonem. � O� mi si� z�ama�a w rydwanie. Sp�ni�em si� nie tylko na przedstawienie, jak widz�. � To Gajusz Fanniusz Cherea � szepn�� mi do ucha Statilius. � Pierwszy w�a�ciciel Panurgusa. Kiedy stwierdzi�, �e niewolnik wykazuje zdolno�ci aktorskie, przekaza� go Roscjuszowi na nauk� na zasadach wsp�w�asno�ci. � Nie wygl�daj� na zaprzyja�nionych � odszepn��em. � Ci�gle si� spieraj�, jak oblicza� dochody z wyst�p�w Panurgusa. � Wi�c to tak, Kwintusie Roscjuszu, dbasz o nasz� wsp�lna w�asno��? � rzuci� Cherea, jeszcze bardziej zadzieraj�c sw�j d�ugi nos. � Kiepski z ciebie zarz�dca, mo�na powiedzie�. Niewolnik nie jest teraz nic wart. Przy�l� ci rachunek za m�j udzia�. � Co takiego? Winisz za to mnie? � Roscjusz jeszcze bardziej zmru�y� oczy. � By� pod twoj� piecz�, a teraz nie �yje. Ach, komedianci! Kompletnie nieodpowiedzialni. � Cherea przeci�gn�� d�oni� przez bujn� czupryn� i wzruszy� wynio�le ramionami. � Oczekuj jutro mojego rachunku � doda� i odszed� ku czekaj�cemu w alejce swemu orszakowi. � Inaczej spotkamy si� w s�dzie � rzuci� jeszcze przez rami�. � Co� podobnego! � Roscjusz nie posiada� si� ze z�o�ci. � Hej, ty! To dla ciebie robota! � Wskaza� na mnie ko�cistym palcem. � Dowiedz si�, kto to zrobi� i dlaczego. Je�li to jaki� niewolnik albo biedak, ka�� go rozerwa� ko�mi. Je�li za� kto� bogaty, wytocz� mu taki proces za zniszczenie mojej w�asno�ci, �e si� nie pozbiera. Pr�dzej p�jd� do Hadesu, ni� dam Cherei satysfakcj� i pozwol� mu m�wi�, �e to ja tu zawini�em! Przyj��em zlecenie z powa�nym skinieniem g�owy, staraj�c si� nie u�miecha�. Niemal namacalnie czu�em, jak na g�ow� pada mi deszcz srebra. Potem k�tem oka uchwyci�em wykrzywion� �miertelnym grymasem twarz Panurgusa i dotar�a do mnie w pe�ni powaga mojego zadania. W Rzymie rzadko kiedy szuka si� sprawiedliwo�ci za �mier� niewolnika. Poprzysi�g�em sobie, �e znajd� zab�jc� nie dla Roscjusza i jego denar�w, ale aby uczci� cie� artysty tak okrutnie zabitego w kwiecie wieku i mo�liwo�ci. � Dobrze wi�c, Roscjuszu � powiedzia�em. � Musz� zada� kilka pyta�. Dopilnuj, �eby nikt z zespo�u nie odszed�, zanim sko�cz�. Najpierw chcia�bym porozmawia� z tob� w cztery oczy. Mo�e kubek wina dobrze by nam obu zrobi�? P�nym popo�udniem tego dnia siedzia�em na �awce w cieniu drzewa oliwnego w cichej uliczce nieopodal �wi�tyni Jowisza. Eko zaj�� miejsce przy mnie, pos�pnie wpatrzony w gr� �wiat�a i cienia na bruku. � No i co, Ekonie? � spyta�em. � Co o tym my�lisz? Dowiedzieli�my si� czegokolwiek przydatnego? Pokr�ci� ponuro g�ow�. � Jeste� za szybki w ocenie! � Za�mia�em si�. � Pomy�l: po raz ostatni widzieli�my Panurgusa �ywego w scenie ze Statiliusem pod koniec pierwszego aktu. Potem obaj wyszli, zagra�y flety, a po chwili pojawili si� dwaj kucharze. Wkr�tce us�yszeli�my krzyk. To musia� by� Panurgus, pchni�ty no�em przez morderc�. Wywo�a�o to zamieszanie za kulisami. Roscjusz sprawdzi�, co si� dzieje, i znalaz� trupa w toalecie. Wie�� si� szybko roznios�a w�r�d aktor�w. Roscjusz za�o�y� mask� zabitego i ��t� szat� podobn� do tej, kt�r� nosi� Panurgus, teraz zakrwawion�, i pogna� na scen�, aby nie przerywa� sztuki. Tymczasem Statilius przebra� si� w kostium kucharza, �eby m�c zeskoczy� na widowni� i poprosi� mnie o pomoc. St�d wiemy przynajmniej tyle: aktorzy graj�cy kucharzy s� niewinni, podobnie jak muzykanci, poniewa� w chwili morderstwa wszyscy byli w akcji. Eko zrobi� kwa�n� min�, okazuj�c, �e m�j wyw�d mu nie zaimponowa�. � Tak, przyznaj�, �e to wszystko elementarne rzeczy, ale mur si� buduje, zaczynaj�c od jednej cegie�ki. Teraz powiedz mi, kto w chwili zbrodni by� za kulisami, nie ma �adnego �wiadka, kt�ry m�g�by potwierdzi�, co robi�, i m�g� chcie� �mierci Panurgusa? Eko zeskoczy� z �awki na r�wne nogi, got�w do gry. Odta�czy� pantomim�, k�api�c szcz�k� i wskazuj�c obiema r�kami na siebie. U�miechn��em si� smutno; ten ma�o pochlebny �ywy portret m�g� przedstawia� jedynie mojego gadatliwego i zaj�tego w�asn� osob� znajomego, Statiliusa. � Tak, Statilius musi by� g��wnym podejrzanym, cho� przykro mi to powiedzie� � potwierdzi�em. � Wiemy, �e mia� powody, by nienawidzi� Panurgusa. Dop�ki niewolnik �y�, cz�owiek o tak s�abym talencie jak on w og�le nie m�g� liczy� na najlepsze role. Od zespo�u dowiedzieli�my si� te�, �e kiedy rozleg� si� krzyk, nikt nie widzia�, co i gdzie robi Statilius. Mo�e to tylko zbieg okoliczno�ci, wyt�umaczalny w tym chaosie, jaki zazwyczaj panuje za kulisami podczas przedstawienia. On sam przysi�ga, �e by� zaj�ty poprawianiem kostiumu w jakim� zak�tku. Na jego korzy�� przemawia fakt, �e najwyra�niej by� wstrz��ni�ty �mierci� niewolnika... ale m�g� tylko udawa�. Nazywam go przyjacielem, ale czy naprawd� go znam? � zastanawia�em si� przez chwil�. � Kto jeszcze, Ekonie? Ch�opiec przygarbi� si�, skrzywi� i zmru�y� oczy. � Tak, Roscjusz te� by� za kulisami, kiedy Panurgus krzykn��. Jego te� nikt w tamtej chwili nie widzia�. To on odkry� zw�oki... a mo�e by� na miejscu, kiedy n� wbija� si� w cel? Roscjusz jest cz�owiekiem gwa�townego usposobienia, potwierdzaj� to wszyscy cz�onkowie trupy. S�yszeli�my, jak si� na kogo� drze przed rozpocz�ciem przedstawienia, pami�tasz? �Tumanie, zapomnia�e� roli?� Krzycza� pono� w�a�nie na Panurgusa. Czy�by gra niewolnika w pierwszym akcie tak go rozsierdzi�a, �e wpad� w sza� i go zamordowa�? To bardzo ma�o prawdopodobne. Wydawa�o mi si�, �e Panurgus gra bardzo dobrze. Roscjusz, podobnie jak Statilius, sprawia� wra�enie wstrz��ni�tego zbrodni�. No, ale w ko�cu jest wielkim aktorem. Eko wspar� r�ce na biodrach i j�� si� przechadza� z zadartym wysoko nosem. � Ach, Cherea. Chcia�em o nim m�wi�. Twierdzi, �e nie dojecha� na miejsce przed ko�cem sztuki, a mimo to prawie nie zareagowa�, widz�c zw�oki. To a� za wiele stoicyzmu, nie uwa�asz? By� pierwszym w�a�cicielem zabitego niewolnika. W zamian za szlifowanie talentu Panurgusa, Roscjusz zyska� po�ow� w�asno�ci, ale Cherea wydaje si� bardzo niezadowolony z tego uk�adu. Mo�e uzna�, �e niewolnik b�dzie wi�cej dla niego wart martwy ni� �ywy? Obwinia za jego strat� Roscjusza i zamierza go zmusi� do zap�acenia po�owy jego warto�ci brz�cz�c� monet�. Maj�c dobrego adwokata, wygra�by w s�dzie bez problemu. � Odchyli�em si� do ty�u, opieraj�c plecy o pie� drzewa. � Szkoda jednak, �e nie odkryli�my w zespole kogo� innego z r�wnie wyra�nym motywem, kto by przy tym mia� okazj� to zrobi�. Nikt jako� nie chowa� urazy do Panurgusa i prawie wszyscy mogli udowodni�, gdzie przebywali, kiedy niewolnik zgin��. Oczywi�cie morderc� m�g� by� kto� spoza zespo�u. Toaleta jest miejscem publicznym, m�g� tam wej�� ka�dy, kto przechodzi� alejk� na ty�ach �wi�tyni. Roscjusz jednak twierdzi, a inni potwierdzaj�, �e Panurgus prawie nie mia� kontakt�w z kimkolwiek z zewn�trz. Nie gra� w ko�ci, nie bywa� w domach publicznych, nie po�ycza� pieni�dzy ani nie uwodzi� cudzych �on. Poch�ania�a go wy��cznie sztuka, tak w ka�dym razie wszyscy o nim m�wili. Zreszt� gdyby nawet kogo� obrazi� czy skrzywdzi�, z ca�� pewno�ci� ta osoba dochodzi�aby swoich praw nie u Panurgusa, ale u Roscjusza, poniewa� on by� jego prawowitym w�a�cicielem i odpowiada� za niego. � Westchn��em ci�ko. � Narz�dziem �mierci by� zwyczajny sztylet, bez �adnych znak�w szczeg�lnych. Wok� zw�ok nie znale�li�my �adnych �lad�w st�p, na �adnym kostiumie nie by�o plam od krwi. Nie by�o �wiadk�w, chyba �e o kim� nie wiemy. Niestety! Deszcz srebra w mojej wyobra�ni przeszed� w drobny kapu�niaczek i szybko usta�. Nie maj�c �adnych wynik�w, b�d� mia� szcz�cie, je�eli Roscjusz zap�aci mi cho�by s�ab� dni�wk� za m�j trud. Co gorsza, czu�em si�, jakby obserwowa� mnie cie� Panurgusa. Przysi�g�em wykry� jego zab�jc�, ale chyba post�pi�em zbyt pochopnie. Tego wieczoru zjad�em kolacj� w zapuszczonym ogrodzie po�rodku mego domu. Lampy pali�y si� s�abymi p�omykami, mi�dzy kolumnami perystylu uwija�y si� srebrzy�cie po�yskuj�ce �my. Z do�u, z uliczek Subury od czasu do czasu dobiega�y echa niewyszukanych zabaw. � Bethesdo, kolacja by�a doskona�a � powiedzia�em, k�ami�c w �ywe oczy. Mo�e i ja m�g�bym by� niez�ym aktorem, pomy�la�em. Bethesdy jednak nie zwiod�em. Spojrza�a na mnie spoza d�ugich rz�s i u�miechn�a si� lekko. Przeczesa�a d�oni� bujne, l�ni�ce w�osy i skwitowa�a m�j komplement eleganckim wzruszeniem smuk�ych ramion, po czym wzi�a si� do sprz�tania ze sto�u. Kiedy odchodzi�a do kuchni, �ledzi�em wzrokiem faluj�ce ruchy jej bioder pod lu�n� zielon� sukni�. Kupi�em j� na targu niewolnik�w w Aleksandrii nie z powodu jej talent�w kulinarnych... Gotowa� nie nauczy�a si� nigdy, ale pod innymi wzgl�dami by�a bliska idea�u. Zatopi�em wzrok w czerni jej si�gaj�cych owych rozfalowanych bioder w�os�w; wyobrazi�em sobie zagubione w nich srebrne �my, niczym migocz�ce gwiazdy na bezksi�ycowym niebie. Zanim w moim �yciu zjawi� si� Eko, niemal ka�dy wiecz�r sp�dzali�my z Bethesd� we dwoje, w zaciszu mojego ogrodu... Z zamy�lenia wyrwa�o mnie poci�gni�cie za brzeg tuniki. � O co chodzi, Ekonie? Ch�opiec, kt�ry le�a� dot�d na s�siedniej sofie, z�o�y� obie pi�ci razem i rozsun�� je w g�r� i w d�, jakby rozwija� zw�j pergaminu. � Ach, twoja lekcja czytania. Nie by�o na ni� dzi� czasu, co? Ale moje oczy maj� ju� dosy�, a podejrzewam, �e twoje te�. No i my�li mam zaj�te czym� innym... Zmarszczy� czo�o w udawanym przygn�bieniu i trwa� tak, dop�ki nie ust�pi�em. � No, dobrze. Przysu� tu t� lamp�. Co chcia�by� dzisiaj poczyta�? Eko wskaza� na siebie i pokr�ci� g�ow�, a potem zwr�ci� palec ku mnie. Przy�o�y� otwarte d�onie do uszu i zamkn�� oczy. Zawsze wola� (ja zreszt� te�, cho� si� do tego nie przyznawa�em), kiedy sam czyta�em, a on m�g� po prostu s�ucha�. Ca�e to lato � w leniwe popo�udnia i d�ugie, jasne wieczory � sp�dzali�my w ten spos�b wiele godzin w ogrodzie. Gdy czytywa�em histori� Hannibala autorstwa Pizona, Eko lubi� przycupn�� u mych st�p i wypatrywa� kszta�t�w s�oni w�r�d bia�ych chmur. Przy opowie�ci o porwaniu Sabinek k�ad� si� na wznak i wpatrywa� w ksi�yc. Ostatnio nasz� lektur� by� Platon; dosta�em ten stary, wys�u�ony egzemplarz od Cycerona, kt�ry robi� porz�dki w ksi�gozbiorze. Eko rozumia� grek�, cho� alfabetu nie zna�; fascynowa�y go subtelno�ci filozoficznych wywod�w, cho� czasami dostrzega�em w jego oczach b�ysk smutku, �e nie mo�e mie� nadziei na w�asny czynny udzia� w takich dysputach. � Mam ci poczyta� Platona? � spyta�em. � M�wi�, �e szczypta filozofii po posi�ku dobrze robi na trawienie. Eko kiwn�� g�ow� i pobieg� do biblioteki. Po chwili wynurzy� si� z zacienionego perystylu, dzier��c obur�cz wybrany zw�j. Nagle stan�� jak wryty i zamar� w bezruchu z dziwnym wyrazem twarzy. � Co si� sta�o, Ekonie? Czy�by zachorowa�? Co prawda rybne piero�ki i rzep� w sosie kminkowym w wykonaniu Bethesdy trudno zaliczy� do delikates�w, nie by�y jednak tak z�e, �eby wywo�a� niestrawno��. Ch�opak zapatrzy� si� gdzie� przed siebie i zdawa� si� mnie nie s�ysze�. � Ekonie? Co ci jest? Sta� wypr�ony i dr��cy; przez twarz przemkn�� mu skurcz, kt�ry m�g�bym zinterpretowa� jako grymas strachu albo ekstazy. Nagle otrz�sn�� si� z zamy�lenia i rzuci� si� ku mnie, podsun�� mi pergamin pod nos i gor�czkowo na� pokazywa�. � W �yciu nie widzia�em ch�opca r�wnie ��dnego wiedzy! � Roze�mia�em si�, ale dla Ekona nie by�a to zabawa. By� absolutnie powa�ny. � Ale to jest ten sam tom Platona, kt�ry czytali�my chyba ca�e lato! Czemu nagle tak ci� ekscytuje? Eko cofn�� si� o krok, by zacz�� sw� zwyk�� w takich sytuacjach pantomim�. Pchni�cie wyimaginowanym sztyletem w pier� mog�o oznacza� tylko zabitego Panurgusa. � Panurgus i Platon? Nie widz� zwi�zku... Eko zagryz� warg� i zakr�ci� si� w miejscu, wyra�nie zdenerwowany, �e nie mo�e szybko przekaza� swoich my�li. Wreszcie pobieg� zn�w do domu i wr�ci�, �ciskaj�c dwa przedmioty, kt�re rzuci� mi na kolana. � Uwa�aj, Ekonie! Ten kyliks jest zrobiony z cennego zielonego szk�a i pochodzi a� z Aleksandrii. I czemu dajesz mi kawa�ek czerwonej dach�wki? Musia�a spa�� z dachu... Eko wskaza� kilka razy ka�dy z przedmiot�w po kolei, ale nie mog�em si� domy�li�, o co mu chodzi. Znikn�� znowu i przyni�s� woskow� tabliczk� z rylcem. Napisa� na niej s�owa �czerwony� i �zielony�. � Tak, Ekonie, widz�, �e kyliks jest zielony, a dach�wka czerwona. Czerwona... jak krew? Potrz�sn�� g�ow� i dotkn�� palcem oczu. � Panurgus mia� zielone oczy... � Ujrza�em je w pami�ci, martwe i wpatrzone w niebo. Eko tupn�� ze z�o�ci� i pokr�ci� g�ow�, daj�c mi do zrozumienia, �e jestem daleko od celu. Wzi�� czark� i rozbit� dach�wk� i zacz�� przerzuca� je z r�ki do r�ki. � Ekonie, przesta�! M�wi�em, �e to droga rzecz! Od�o�y� je, wcale nie delikatnie, i zn�w si�gn�� po rylec. Star� oba s�owa i napisa� �niebieski�. Mia�em wra�enie, �e chce napisa� inny wyraz, ale nie wie jak. Zagryz� koniec rylca i pokr�ci� g�ow�. � Eko, ty chyba masz gor�czk�. Nic z tego nie rozumiem. Wyj�� mi z r�k pergamin i zacz�� go rozwija�, bezsilnie tocz�c wzrokiem po tek�cie. Nawet gdyby by� napisany po �acinie, z wielkim trudem m�g�by go odcyfrowa� i znale�� to, czego szuka�; w grece nie mia� na to �adnych szans. Cisn�� zw�j na ziemi� i zn�w zacz�� pantomim�, ale by� zbyt podekscytowany i przez to niezgrabny. Nie mog�em nic zrozumie� z jego gor�czkowej gestykulacji. Wzruszy�em ramionami i pokr�ci�em g�ow� ze zniecierpliwieniem. Eko nagle si� rozp�aka�; zn�w pochwyci� zw�j i wskaza� na swe oczy. Czy chcia� powiedzie�, �e powinienem go przeczyta�, czy te� pokazywa� mi �zy? Zagryz�em warg� i roz�o�y�em bezradnie r�ce. Nie mog�em mu pom�c. Ch�opiec rzuci� mi pergamin na kolana i pobieg� do domu. Z jego gard�a wydobywa� si� chrapliwy, st�umiony, rozdzieraj�cy serce d�wi�k w niczym nie przypominaj�cy zwyk�ego p�aczu. Powinienem okaza� wi�cej cierpliwo�ci, ale jak mia�em go zrozumie�? Bethesda wychyn�a z kuchni i rzuci�a mi oskar�ycielskie spojrzenie, po czym pod��y�a za cichn�cym p�aczem do ma�ego pokoju s�u��cego Ekonowi za sypialni�. Spojrza�em na le��cy na moich kolanach pergamin. By�o na nim tyle s��w! Kt�re z nich podsun�y ch�opcu jaki� pomys� i co to mia�o wsp�lnego z zamordowanym Panurgusem? Czerwony, zielony, niebieski... Mgli�cie pami�ta�em ust�p, w kt�rym Platon snu� rozwa�ania na temat natury �wiat�a i barw, ale nie mog�em sobie przypomnie� tre�ci, z kt�rej zreszt� niewiele zrozumia�em. By� tam jaki� rysunek, jakby zachodz�ce na siebie sto�ki stercz�ce z oka ku przedmiotowi albo odwrotnie. Czy to w�a�nie Eko sobie przypomnia�? Mog�o mie� to dla niego jakie� nowe znaczenie? Przebieg�em wzrokiem po pergaminie w poszukiwaniu odpowiedniej wzmianki, ale nie natrafi�em na nic podobnego. Oczy zaczyna�y mi si� klei�, lampa zaskwiercza�a i zadymi�a, z trudem rozr�nia�em greckie litery. Bethesda powinna teraz przyj�� i pom�c mi u�o�y� si� do snu, ale wida� uzna�a, �e bardziej jest potrzebna Ekonowi. Zasn��em na sofie pod gwiazdami, rozmy�laj�c o jasno��tej szacie splamionej krwi� i o martwych zielonych oczach skierowanych na puste, b��kitne niebo. Nazajutrz Eko by� chory, albo tylko udawa�. Bethesda poinformowa�a mnie z powa�n� min�, �e ch�opiec nie chce wsta� z ��ka. Poszed�em do niego i pr�bowa�em go poderwa� na nogi �agodnym przypomnieniem, �e �wi�ta trwaj� w najlepsze i �e tego dnia w Circus Maximus ma si� odby� pokaz dzikich zwierz�t, a tak�e kolejne przedstawienie w wykonaniu innej trupy. W odpowiedzi tylko si� odwr�ci� do mnie plecami i naci�gn�� sobie koc na g�ow�. � Chyba powinienem go ukara� � szepn��em do siebie, usi�uj�c postawi� si� w roli normalnego rzymskiego ojca. � Chyba nie powiniene� � szepn�a Bethesda, przechodz�c za mn� korytarzem. Jej wynios�a postawa sprawi�a, �e od razu spokornia�em. Wyszed�em sam na poranny spacer, po raz pierwszy od wielu dni bez Ekona, bole�nie �wiadomy jego nieobecno�ci. Subura wyda�a mi si� nudnym grajdo�kiem, gdy nie patrzy�em na ni� oczyma dziesi�ciolatka. Dzi� mia�em tylko w�asne oczy do dyspozycji, a one widzia�y to wszystko ju� z milion razy. Zdecydowa�em, �e kupi� mu prezent. I jemu, i Bethesdzie; zawsze udawa�o mi si� j� w ten spos�b udobrucha�, kiedy zaczyna�a mnie traktowa� z t� wynios�� ozi�b�o�ci�. Kupi�em mu czerwon� sk�rzan� pi�k� do gry w trygon, dla dziewczyny chcia�em znale�� szal z granatowej prz�dzy, przetykanej srebrnymi �mami, ale uzna�em, �e wystarczy zwyk�y lniany. Na ulicy ze sklepami b�awatnymi odszuka�em ten prowadzony przez mojego starego znajomego, Rusona. Poprosi�em, by pokaza� mi jaki� ciemnoniebieski szal. Jakby za spraw� magii Ruso roz�o�y� na ladzie w�a�nie taki szal, jaki sobie wyobrazi�em: delikatny i zwiewny, niczym utkany z czarno-granatowych paj�czych nici i srebra. By� to zarazem najdro�szy towar w sklepie, zgani�em wi�c kupca �artobliwie za dra�nienie mnie luksusem, na jaki mnie nie sta�. Ruso wzruszy� ramionami. � Nigdy nic nie wiadomo; mo�e w�a�nie gra�e� w ko�ci i dzi�ki rzutowi Wenus zdoby�e� fortun�. Chcesz ta�szych, prosz� bardzo. � Z u�miechem zaprezentowa� kolekcj� innych szali. � Nie, nie widz� tu nic, co by mi si� podoba�o � rzek�em. � Chyba si� nie zdecyduj�. � To mo�e co� w ja�niejszym odcieniu? Jasnoniebieski, lazurowy jak niebo. � Nie, raczej nie... � Ach, ju� wiem, co ci musz� pokaza�. Feliks! Feliksie, przynie� mi jeden z tych nowych szali, kt�re dopiero co nadesz�y z Aleksandrii. Ten niebieski z ��tymi szwami. M�ody niewolnik nerwowo zagryz� warg� i jakby si� skuli�. Zdziwi�o mnie to, gdy� zna�em Rusona jako cz�owieka o umiarkowanym temperamencie i na pewno nie okrutnego pana. � No, id��e, na co czekasz? � Kupiec odwr�ci� si� do mnie, kr�c�c g�ow� z poirytowaniem. � Nie mam z tego nowego niewolnika najmniejszego po�ytku, cho� handlarz tak go zachwala�. Radzi sobie nie�le z rachunkami, ale tu w sklepie... No, nie! Zn�w to samo! Nie do wiary. Feliksie, co z tob�? Robisz mi na z�o�� czy co? Chyba b�d� musia� z�oi� ci sk�r�, bo d�u�ej tego nie znios�! Niewolnik skuli� si� jeszcze bardziej; wygl�da� na zdezorientowanego i bezradnego. W