6446

Szczegóły
Tytuł 6446
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

6446 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 6446 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

6446 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Stephen King Bunt Kaina Garrish schroni� si� przed ostrym blaskiem majowego s�o�ca w ch��d hallu akademika. Min�o kilka dobrych chwil, zanim jego oczy przywyk�y do panuj�cego wewn�trz budynku p�mroku, dlatego tez na samym pocz�tku Harry, kt�rego przezywano Bobrem, objawi� mu si� jako bezcielesny g�os dobiegaj�cy z cienia. - Ale nam zadali bobu, sam powiedz - gor�czkowa� si� B�br. - To prawdziwe cholerstwo, no nie? - Aha - potwierdzi� Garrish. - By�o ci�ko. Teraz dopiero zdo�a� dostrzec Bobra. Ch�opak tar� d�oni� usiane pryszczami czo�o, a pot perli� mu si� nawet pod oczami. Na nogach mia� sanda�y, a ubrany by� w sportow� koszulk� z kr�tkim r�kawem i numerem 69. Do koszuli mia� przypi�ty okr�g�y znaczek z napisem, kt�ry g�osi�, �e niejaki Pip�ci�ski to szuja i gnojek. Olbrzymie wystaj�ce siekacze Bobra ja�nia�y w ponurym mroku westybulu. - A mia�em zamiar da� sobie z tym spok�j jeszcze w styczniu, zamieni� na cokolwiek innego - zwierza� si� B�br. - Wci�� m�wi�em sobie: zdecyduj si�, p�ki jest jeszcze czas. I wtedy termin na zamian� min��, no i musia�em albo zdawa� to dziadostwo, albo mie� ty�y. My�l�, �e obla�em, Curt. Jak Boga kocham. Kierowniczka akademika sta�a na rogu, przy przegr�dkach na poczt�. By�a to niezwykle wysoka kobieta, z urody przypominaj�ca nieco Rudolfa Valentino. Jedn� d�o� trzyma�a w�a�nie w kr�tkim r�kawie sukienki, usi�uj�c wsun�� na miejsce rami�czko halki, kt�re jej si� zsun�o, drug� za� w tym samym czasie przytwierdza�a do tablicy og�osze� kartk� z ostateczn� dat� opuszczenia akademika. - Tak, ci�ko by�o - powt�rzy� Garrish. - Chcia�em �ci�gn�� troch� od ciebie, ale zabrak�o mi odwagi, jak Boga kocham. Ten facet ma sokoli wzrok. My�lisz, �e zda�e� na pi�tk�? - By� mo�e nawet obla�em - powiedzia� Garrish. Bobrowi opad�a szcz�ka. - Naprawd� my�lisz, �e mog�e� obla�? Ty? Naprawd� my�lisz, �e... - Teraz id� wzi�� prysznic, dobra? - Jasne, Curt. No pewnie, id�. Czy to by� tw�j ostatni egzamin? - Aha - potwierdzi� Garrish. - To by� m�j ostatni egzamin. Garish przeci�� holl i pchn�� drzwi prowadz�ce na klatk� schodow�. Klatka pachnia�a jak bokserski ochraniacz naj�dra po wyj�tkowo zajad�ej walce. Kt�ry to ju� raz szed� tymi starymi schodami? Jego pok�j znajdowa� si� na pi�tym pi�trze. Quinn i jeszcze jeden idiota z trzeciego o obficie ow�osionych goleniach stali po przeciwleg�ych stronach klatki jak kolumny, przerzucaj�c si� pi�k� do softballu. Jaki� niski facecik patrz�c b��dnym wzrokiem przez szk�a okular�w w rogowej oprawie, po�yskuj�ce nad wojownicz� kozi� br�dk�, z tablicami logarytmicznymi przyci�ni�tymi do piersi jak Biblia, min�� go pomi�dzy czwartym a pi�tym, nieprzerwanie poruszaj�c wargami i mamrocz�c pod nosem litanie wzor�w. Oczy mia� puste jak wytarte tablice. Garrish zatrzyma� si�, by spojrze� za nim, my�l�c sobie, czy dla ch�opaka nie by�oby lepiej, gdyby nie �y�, ale po ma�ym go�ciu pozosta� ju� tylko chybocz�cy i malej�cy cie� na �cianie. Cie� zachybota� si� raz jeszcze i znikn�� zupe�nie. Garrish wspi�� si� na pi�te pi�tro i rusza� korytarzem w stron� swojego pokoju. Prosiak wyjecha� ju� dwa dni temu. Cztery ko�cowe egzaminy w trzy dni systemem zaku�-zda�-zapomnie�, trzaska-prask i do chaty. Prosiak umia� si� urz�dzi�. Pozosta�o po nim jedynie kilka rozebranych babek przypi�tych do �ciany, dwie brudne skarpetki frote', ka�da z innej pary, i fajansowa karykatura Rodinowskiego "My�liciela" siedz�cego w zadumie na klozecie. Garrish w�o�y� klucze do dziurki i przekr�ci�. - Curt! Hej, Curt! Rollins, ten skretynia�y gospodarz pi�tra, przez kt�rego Jimmy Brody znalaz� sie na dywaniku u dziekana za pija�stwo, zbli�a� si� w�a�nie korytarzem, machaj�c do Garrisha r�k�. Wysoki, dobrze zbudowany, kr�tko ostrzy�ony, symetryczny. Sprawia� wra�enie wypolerowanego na wysoki po�ysk. - Zda�e� ju� wszystko? - zapyta� Rollins. - Aha. - Nie zapomnij zamie�� pod�ogi w pokoju i wype�nij protok� jego zdania, dobrze? - Aha. - Wsun��em ci formularz pod drzwi w zesz�y czwartek, prawda? - Aha. - Je�li nie b�dzie mnie w pokoju, to wsu� wype�niony protok� pod moje drzwi razem z kluczem. - Dobra. Rollins u�cisn�� mu d�o� i energicznie ni� potrz�sn��. D�o� Rollins by�a sucha, pokryta szorstk� sk�r�. �ciskaj�c j�, mo�na by�o odnie�� wra�enie, �e nabra�o si� pe�n� gar�� soli. - �ycz� ci mi�ych wakacji. - Dzi�ki. - Tylko si� nie przepracowywuj. - Nie ma obaw. - Pou�ywaj sobie, ale nie nadu�ywaj. - Z ch�ci� i bro� Bo�e. Przez chwil� Rollins sta� zmieszany, nic nie rozumiej�c, ale zaraz potem wybuchn�� �miechem. - No, to trzymaj si�. - Poklepa� Garrisha po ramieniu, a nast�pnie odszed� korytarzem, zatrzymuj�c si� tylko raz, aby upomnie� Rona Frane,a, by �ciszy� magnetofon. Garrish by� w stanie wyobrazi� sobie Rollinsa martwego w przydro�nym rowie z larwami much wy�eraj�cymi mu oczy. Albo my po�remy �wiat, albo �wiat po�re nas. Niezale�nie od tego, kto kogo, wszystko jest w najlepszym porzadku. Garrish sta� zamy�lony, patrz�c w �lady za Rollinsem, dop�ki ten nie znikn�� z pola widzenia, a nast�pnie wszed� do swojego pokoju. Teraz, kiedy wszystkie klamoty Prosiaka- na og� rozw��czone w straszliwym nie�adzie jak po przej�ciu tornadoznikn��e wraz ze swoim w�a�cicielem, pok�j wydawa� si� ogo�ocony i sterylny. Na ��ku wsp�lokatora po sko�tunionym bar�ogu ze zmi�tej i pokr�conej po�cieli pozosta� jedynie go�y i czysty materac, je�li nie liczy� kilku plam po nocnych polucjach. Nad ��kiem dwa kociaki na rozk�ad�wkach z "Playboya" spogl�da�y zalotnie, unieruchomione w kusz�cych dwuwymiarowych pozach. W cz�ci pokuj nale��cy do Garrisha, zazwyczaj bij�cej w oczy koszarowym porz�dkiem, nie wida� by�o wi�kszych zmian. Gdyby spu�ci� �wier�dolarow� monet� na r�wniutko naci�gni�ty koc przykrywaj�cy porz�dnie zas�anie ��ko, z pewno�ci� odbi�aby si� jak od gimnastycznej batut. Ca�� ta schludno�� nie�le dzia�a�a Prosiakowi na nerwy. Nazywa� Garrisha pedancikiem. Jedyn� rzecz� zajmuj�c� �cian� nad ��kiem Garrisha by�o olbrzymie zdj�cie Humphreya Bogarta, kt�re kupi� w uniwersyteckiej ksi�garni. Bogie mia� spodnie na szelkach i w ka�dej z d�oni trzyma� pistolet automatyczny. Prosiak twierdzi�, �e zar�wno pistolety, jak i szelki to symbol impotencji. Garrish w�tpi�, �eby Bogart by� impotentem, aczkolwiek nigdy nic o nim nie czyta�. Podszed� do szafy, w�o�y� kluczyk w drzwi i otworzy� je, po czym wyj�� ze �rodka wielki sztucer magnum, kalibru .325 z orzechow� kolb�, kt�ry jego ojciec, kap�an ko�cio�a metodyst�w, sprezentowa� mu na gwiazdk�. W marcu sam dokupi� do niego celownik teleskopowy. Trzymanie broni w pokoju by�o surowo zabronione, dotyczy�o to tak�e strzelb my�liwskich, ale nie by�o z tym wi�kszych problem�w. Odebra� sztucer z uniwersyteckiej przechowalni na podstawie sfa�szowanej obieg�wki. Schowa� go do nieprzemakalnego sk�rzanego pokrowca i ukry� w lasku za boiskiem do futbolu. Tej nocy, o trzeciej nad ranem wyszed� z akademika i wni�s� go na pi�tro przez u�pione korytarze. Usiad� na ��ku z broni� na kolanach i przez chwil� pop�aka�. �My�liciel� przypatrywa� mu si� ze swojego sedesu. Garrish u�o�y� sztucer na ��ku, przeszed� przez pok�j i zwali� figurk� ze stolika Prosiaka na pod�og�, gdzie roztrzaska�a si� na drobne kawa�eczki. Wtedy us�ysza� pukanie do drzwi. Szybkim ruchem wsun�� strzelb� pod ��ko. - Prosz�. W drzwiach stan�� Bailey ubrany w �mieszn� jednocz�ciow� pid�am� zapinan� z przodu na guziki. Oczywi�cie by� porozpinany, a z p�pka wystawa� mu k��bek waty. Bailey nie mia� przed sob� �adnej przysz�o�ci. Na pewno o�eni si� z g�upi� g�si� i b�dzie mia� g�upie dzieci. P�niej umrze na raka lub niewydolno�� nerek. 1 Jak tam ko�cowy z chemy, Curt? 2 W porz�siu. 3 M�g�by� mi po�yczy� swoich notatek. Podchodz� jutro. 4 Spali�em je dzi� rano ze wszystkimi �mieciami. 5 Aha. O Jezu! Czy prosiak sam to zrobi�?- Wskaza� palcem na resztki po �My�licielu�. 6 Chyba tak. 7 Ciekawe, co mu odbi�o? Podoba� mi si� ta figurka. Chcia�em ja od niego odkupi�. - Baily mia� ostre, szczurze rysy. Jego pid�ama by�a ca�a w strz�pach i mia�a mocno wypchane siedzenie. Garrish m�g� go sobie wyobrazi� umieraj�cego na rozedm� p�uc lub inne chor�bsko w namiocie tlenowym. Niemal widzia� jego po��k�� twarz. M�g�bym ci pom�c, pomy�la� Garrish. 8 My�lisz, �e mia�by co� przeciwko temu, �ebym przyj�� te laski? 9 Chyba nie. 10 To fajnie.- Baily przeszed� przez pok�j, ostro�nie stawiaj�c na pod�odze go�e stopy, aby nie wdepn�� w ceramiczne okruchy, odczepi� rozk�ad�wki. 11 Ten plakat Bogarta te� jest ekstra. Niby nie ma tu �adnych cyck�w, ale mimo to klasa, co nie?- Bailey spojrza� na Garrisha, czekaj�c, czy si� roze�mieje. Nie doczekawszy si�, ci�gn�� dalej: - Mam nadziej�, �e nie planujesz wyrzuci� go do �mieci? 12 Nie. Planuj� w�a�nie wzi�� prysznic. 13 Jasne, jasne. No to mi�ych wakacji, je�li si� ju� nie zobaczymy. 14 Dzi�ki. Bailey ruszy� z powrotem do drzwi, obracaj�c ku Garrishowi obwis�e siedzenie swojej jednocz�ciowej pi�amy. W drzwiach zatrzyma� si�. 20 Zn�w �rednia powy�ej czterech w tym semestrze? 21 Co najmniej. 22 Nie�le. No to do nast�pnego roku. Wyszed�, zamykaj�c za sob� drzwi. Garrish siedzia� przez chwil� na skraju ��ka, potem wyci�gn�� spod niego bro�, wyj�� z pokrowca, roz�o�y� i wyczy�ci�. Po chwili uni�s� wylot lufy na wysoko�� oka i spojrza� na malutki kr��ek �wiat�a po jej drugiej stronie. Lufa by�a czy�ciutka. Z powrotem z�o�y� sztucer. W trzeciej szufladzie jego biurka znajdowa�y si� trzy ci�kie pude�ka amunicji do winchestera. U�o�y� je na parapecie. Zamkn�� drzwi pokoju na klucz i wr�ci� do okna. Podni�s� �aluzje. Po zalanym s�o�cem i obro�ni�tym soczyst� zieleni� deptaku przechadza�y si� t�umy student�w. Quinn wraz ze swym mato�kowatym przyjacielem markowali na trawie co� w rodzaju dwuosobowego softballu. Biegali bez�adnie tam i z powrotem jak pokiereszowane mr�wki umykaj�ce z zawalonego korytarza mrowiska. 23 Powiem ci co� - Garrish zwr�ci� si� do Bogiego. - B�g w�ciek� si� na Kaina, poniewa� Kainowi wydawa�o si�, �e B�g jest wegetarianinem. Jego brat by� lepiej zorientowany. B�g stworzy� �wiat na sw�j obraz i podobie�stwo, wi�c je�li ty nie jesz �wiata, �wiat je ciebie. Wi�c Kain zapyta� brata: �Czemu� mi nic nie powiedzia�?�. A na to braciszek: �Czemu� nie s�ucha�?�. Wtedy Kain rzek�: �Dobra, teraz pos�ucham�. Po czym za�atwi� swego braciszka i m�wi: �Hej, Bo�e? Chcesz mi�ska! To masz, cz�stuj si�! Wolisz gulasz czy �eberka, a mo�e abelburgery?�. A wtedy B�g powiedzia� mu, �eby spada�. Wiec... co o tym my�lisz ? Ze strony Bogiego nie pad�a �adna odpowied�. Garrish otworzy� podnoszone do g�ry okno i u�o�y� �okcie na parapecie, nie pozwalaj�c, aby lufa jego trzystapi��dziesi�tkidw�jki wysun�a si� na �wiat�o dzienne. Spojrza� w celownik. Mierzy� w �e�ski akademik znajduj�cy si� po drugiej stronie deptaka. Akademik ten znano powszechnie pod nazw� �psiarnia�. Na przeci�ciu linii celownika znalaz� si� du�y ford kombi. Jaka� blondyneczka wbita w d�insy i niebiesk� bluzeczk� na rami�czkach rozmawia�a ze swoj� mam�, podczas gdy ojczulek, �ysiej�cy m�czyzna ca�y czerwony na twarzy, �adowa� walizki do tylnej cz�ci samochodu. Kto� zapuka� do drzwi. Garrish odczeka� w ciszy. Pukanie powt�rzy�o si�. 24 Curt? Dam ci p� brudasa za ten poster z Bogartem. Bailey. Garrish nie odpowiedzia�. Dziewczyna i jej matka z czego� si� rado�nie �mia�y, nie zdaj�c sobie sprawy, �e w ich jelitach kr��� mikroby, od�ywiaj�ce si�, dziel�ce, rozmna�aj�ce. Ojciec studentki podszed� do nich i tak stali razem w s�o�cu, tworz�c sielankowy rodzinny portret w okr�g�ych ramach celownika. Prze�o�y�: ZBIGNIEW A. KR�LICKI 26 Do diab�a!- zakl�� Bailey. Odg�os jego krok�w zacz�� oddala� si� korytarzem. Garrish nacisn�� spust. Poczu� silne uderzenie w rami�- przyjemne, gwa�towne szarpniecie, jakie zawsze czuje strzelec, gdy precyzyjne u�o�y kolb� broni we w�a�ciwym miejscu. Roze�miana twarz blondynki znikn�a, jakby nagle co� obci�o jej g�ow�. Jej mama �mia�a si� jeszcze przez moment, lecz po chwili jej d�o� pow�drowa� do ust. Przez palce przes�czy� si� okropny krzyk przera�enia. Garrish strzeli� w miejsce, sk�d si� wydobywa�. D�o� i g�owa znikn�y w czerwonym rozbryzgu. M�czyzna, kt�ry �adowa� baga�e, rzuci� si� do niezdarnej, panicznej ucieczki. Garrish przez chwil� wodzi� za nim luf�, po czy strzeli� mu w plecy. Nast�pnie uni�s� g�ow� i rozejrza� si� ponad celownik. Quinn �ciska� w r�ce pi�k� do softballu, wpatruj�c si� w m�zg w m�zg blondynki rozchlapany na znaku zakazu parkowania, wymalowanym na betonie za jej rozci�gni�tym horyzontalnie cia�em, le��cym twarz� do ziemi. Quinn nie by� w stanie si� poruszy�. Wszyscy ludzie na deptaku zamarli, niczym dzieci bawi�ce si� w �pomnik�. Kto� za�omota� do drzwi, a nast�pnie zacz�� op�ta�czo szarpa� za klamk�. 27 Curt? Nic ci si� nie sta�o, Curt? Chyba kto�... 28 Jest napitek, jest mi�siwo! Dobry Bo�e, jedz, a �ywo!- zawo�a� Garrish na ca�y g�os i wymierzy� w Quinna. Szarpn�� za spust, zamiast go powoli przycisn�� i pocisk chybi� celu. Quinn rzuci� si� do ucieczki. Co za problem. Drugi strza� trafi� Quinna w kark z tak� si��, �e ch�opak przelecia� z sze�� metr�w, zanim upad� na ziemi�. 29 Curt Garrish strzela do siebie!- wrzeszcza� Bailey. - Rollins! Rollins! Chod� tu pr�dko! Ponownie tupot jego st�p ucich� w g��bi korytarza. Teraz ju� wszyscy rozbiegli si� w panice. Garrish s�ysza� ich przera�one krzyki. S�ysza� gor�czkowe tupanie w alejkach. Spojrza� na Bogiego. Bogie trzyma� w d�oniach swoje pistolety i patrzy� gdzie� ponad nim. Garrish spojrza� na pokruszone resztki �My�liciela�, kt�ry nale�a� do Prosiaka, i zastanawia� si�, co te� jego wsp�lokator mo�e robi� w tej chwil, czy jeszcze odsypia sesj�, czy ogl�da co� w telewizji, czy te� zafundowa� sobie jakie� wspania�e �arcie. Jedz �wiat, Prosiaku, pomy�la� w duchu Garrish. �ykaj go wielkimi k�sam. 30 Garrish!- tym razem by� to Rollins, wal�cy pi�ciami w drzwi. - Otwieraj, Garrish! 31 Zamkni�te na klucz- dysza� Bailey. - Wygl�da� dzi� okropnie, zabi� si� jak nic, jestem tego pewny. Garrish zn�w wysun�� luf� przez okno. Jaki� ch�opak w madrasowej koszuli przykucn�� za krzakiem, rozbieganymi oczami z desperacj� omiataj�c okna akademiku. Garrish wiedzia�, �e tamten ma ochot� ucieka� stamt�d jak najdalej, ale nogi odmawia�y mu pos�usze�stwa. 32 Dobra Bo�e, jedz, a �ywo- wymrucza� Garrish i ponownie nacisn�� spust.