6434

Szczegóły
Tytuł 6434
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

6434 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 6434 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

6434 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Piotr Pogo� Oczy Prolog Otworzy� oczy. Zala�a go pow�d� �wiat�a. I kolor�w. Us�ysza� g�os jakiej� kobiety ubranej na bia�o. -- Prosz� pana, prosz� pana! Ma pan syna! Postara� si� jej przyjrze� uwa�niej. -- Nie, to nie ona. -- stwierdzi� po chwili. Wiedzia�, �e teraz pami�ta, ale tak nie b�dzie zawsze. Pami�ta�y tylko ma�e dzieci. Dop�ki nie zacz�y rosn��. I samodzielnie my�le�. �wiadomie dopuszcza� do siebie my�li. Ale on postanowi� co� innego. Nawet, je�li zapomni, to w odpowiednim momencie b�dzie pami�ta�. Na pewno. Odnajdzie j�� Tutaj. -- Witaj Piotrze� -- jaki� m�czyzna wzi�� go na r�ce i z u�miechem uni�s� do g�ry na wyci�gni�tych r�kach. Jej oczy by�y tafl� jeziora. Niebiesk� g��bi�. A w tej g��bi� *** Z ka�dym krokiem mg�a rzed�a, a widoczno�� si� poprawia�a. Niewielka posta� dziarsko kroczy�a w sam �rodek chmury mg�y. Mimo, i� nieustannie zag��bia�a si� w niebieskawo bia�e k��by, widzia�a coraz dok�adniej. Na tyle dok�adnie, by w por� zauwa�y�. �e tu� przed ni� ko�czy si� l�d, a zaczyna woda. M�czyzna, bo nim by�a niew�tpliwie owa posta�, usiad� na brzegu. W�a�ciwie nie musia� odpoczywa�. Ale ten widok jako� go zauroczy�. Podczas, gdy tak siedzia�, wi�ksza cz�� mg�y rozwia�a si� w powietrzu, ukazuj�c okoliczny, pi�kny krajobraz. M�czyzna siedzia� nad szerokim jeziorem, kt�rego tafl� nadal pokrywa�a warstwa mg�y. Dalej ci�gn�a si� ca�a pot�na, pag�rkowata kraina, upstrzona lasami i ��kami, a gdzie niegdzie poprzetykana zamkami wraz z otaczaj�cymi je miasteczkami. Wszystko by�o lekko niebieskawe. Ale tutaj nikomu nie robi�o to r�nicy. Tak by�o zawsze. Nagle, gdzie� niedaleko siebie, us�ysza� plusk. I nast�pny. A zaraz potem �miech. Zaciekawiony spojrza� w tamt� stron�. Do brzegu zmierzali wp�aw kobieta i m�czyzna. Nie m�g� dostrzec ich twarzy, poniewa� ci�gle jeszcze spowija�a ich mg�a. Kiedy dotarli do brzegu, szybko wyszli z wody. Siedzi�cego a� zamurowa�o. Nie zd��y� nawet spojrze� w kierunku m�czyzny. Utkwi� swoje zachwycone spojrzenie w kobiecie. Jej wspania�e cia�o otacza�a cieniutka warstewka niebieskawej mg�y. Mimo to m�g� swobodnie delektowa� wzrok jej pi�knem. Mia�a d�ugie, zgrabne nogi; p�aski, gibki brzuch. Potem jego wzrok przesun�� si� na niewielkie, j�drne piersi, kt�re owa pi�kno�� zas�ania�a delikatnymi d�o�mi. Nast�pnie, poprzez �ab�dzi� szyj�, jego wzrok dotar� do twarzy, okolonej kaskad� rozpuszczonych w�os�w. Twarzy, kt�r� natychmiast uzna� za arcydzie�o stw�rcy. Misterne rysy, zawieraj�ce w sobie wi�cej tre�ci, ni� mog�oby pomie�ci� cokolwiek innego. No i te oczy. Widzia� ju� kilka pi�knych i g��bokich oczu. Ale przez te niebieskie �renice nie przeziera�a g��bia. Wr�cz przeciwnie. By�y jakby oknami na zewn�trz, do innego �wiata. Spostrzeg� w nich zalesione r�wniny, pola, na kt�rych dojrzewa�y �any, hasaj�ce swobodnie przy wodopoju przer�ne gatunki le�nych zwierz�t. I jeszcze kolory. Tamten �wiat nie by� tak jak ten monotonny, niebieskawy. Wybucha� eksplozj� kolor�w. Ale kolor�w nie rozrzuconych chaotycznie, lecz dopasowanych, odpowiednio skomponowanych w sp�jn� ca�o��. Odcienie zieleni, br�zu, czerwieni. A niebieskie - tylko woda i niebo. I by�by uton�� w tym spojrzeniu, gdyby nie wyrwa� go z zachwytu d�wi�czny, m�ski g�os. -- Witaj nieznajomy. -- Witaj ksi���. -- nie wiedzia�, czy nie paln�� jakiego� g�upstwa. W ko�cu widzia� tego m�czyzn� pierwszy raz w �yciu. Nie wiedzia�, czy ten jest ksi�ciem. Bo nie musia�. To si� po prostu czu�o. -- Ona -- ksi��� wskaza� ruchem g�owy na swoj� partnerk� -- jest ksi�niczk�. Siedz�cy skin�� g�ow�, po czym naraz zorientowa� si�, �e chyba nie powinien siedzie�. Wi�c wsta�. -- Ma na imi� Rossa. -- doda� jeszcze ksi��e i zaj�� si� wdziewaniem szaty. To samo robi�a jego towarzyszka. Tyle, �e gdyby kto� nie wiedzia�, �e si� przebra�a, nie by�by w stanie odr�ni� sukienki od mg�y otaczaj�cej poprzednio jej nagie cia�o. -- Dlaczego? -- Co: dlaczego? -- Dlaczego Rossa? -- Pierwszy raz spotka�em j� na ��ce. Le�a�a naga na trawie. Powiedzia�a wtedy, �e na mnie czeka�a. Dziwne, bior�c pod uwag�, �e widzia�em j� po raz pierwszy w �yciu. -- ksi��� by� widocznie zm�czony t� d�ug� wypowiedzi�. -- Ksi���ta zwykle s� ma�om�wni. -- zakonotowa� w my�li stoj�cy, mimo, i� by� to pierwszy ksi���, jakiego w �yciu spotka�. -- �eby� ty widzia� te kropelki rosy na jej ciele. Ech� -- doda� konfidencjonalnym szeptem rozmarzony ksi���. -- Dlatego Rossa? -- Mhm. -- A jak brzmi twoje imi� ksi���? -- Pjet. To ona mnie tak nazwa�a. M�wi, �e to ma jaki� zwi�zek z przysz�o�ci�. I �e kiedy� to zrozumiem. Stoj�cy poszuka� wzrokiem spojrzenia ksi�niczki. Kiedy je odnalaz� przes�a� jej nieme pytanie. Potwierdzi�a skinieniem g�owy. -- A jak ty si� nazywasz? -- zapyta� tym razem ksi���. Stoj�cy zak�opota� si�. -- Nikt mnie jeszcze nie nazywa�� -- A kim w takim razie jeste�? -- Pisarzem. -- Co to? -- Co� w rodzaju Poety. -- Epika� -- rzek�a Rossa. Stoj�cy przytakn�� g�ow�. Ksi���, kt�ry pocz�tkowo s�dzi�, �e nie rozumie nic z tej rozmowy, stwierdzi� nagle, �e jednak co� zrozumia�. -- A wi�c nazywasz si� Epic. Chcia�by� z nami podr�owa�? -- A gdzie zd��acie? -- W�a�ciwie, to tutaj. Do tego jeziora. I to ju� trzeci raz. Epic skin�� g�ow�, po raz nie wiadomo kt�ry ju� w trakcie tej rozmowy. Uwiadomi� sobie, �e pojmuje coraz wi�cej, podobnie jak ksi���. I �e powoli si� uosabia. Cokolwiek by to znaczy�o. -- Powiniene� pos�ucha� jej opowie�ci� -- ksi��� najwyra�niej stara� si� podwa�y� tez� przyj�t� poprzednio przez Epica. -- �s� takie� bajeczne! -- usta mu si� w�a�ciwie nie zamyka�y. Epic by� pod wra�eniem opowie�ci Rossy. Mimo, i� ich nie s�ysza�. Po prostu nie m�g� si� nimi nie zachwyci�, s�uchaj�c zachwyt�w Pjeta. W�a�nie przeszli przez niewielki zagajnik, pe�en malin. Niebieskawych oczywi�cie. Przysz�o mu na my�l, �e kiedy nad jeziorem wpatrzy� si� w oczy Rossy, widzia� tam i maliny. Czerwone. Nie wiedzia�, sk�d mu przysz�a do g�owy taka nazwa koloru. To si� sta�o tak po prostu. Wiedzia� i ju�. Rozsiedli si�, najedzeni malin, na du�ej, trawiastej ��ce. Pjet po�o�y� si� w trawie i najwyra�niej zasn��. Rossa po�o�y�a g�ow� na jego wznosz�cej si� i opadaj�cej piersi. A Epic opar� si� o drzewo i siedzia� w cieniu. Siedzia� i my�la�. A w�a�ciwie to my�li, kt�rych wcale nie zaprasza�, same wlatywa�y mu do g�owy. By�y to przer�ne my�li. Pierwsz� by�a my�l maj�ca pom�c mu stwierdzi�, jak ma�o jeszcze wie. Nast�pne stara�y si� zniwelowa� taki stan. I nawet im to wychodzi�o. Dowiadywa� si� r�nych rzeczy. Na przyk�ad, kto to jest P�atnerz. Albo Bard. Na czym polega rolnictwo. A jedna z my�li obja�ni�a mu tak� spraw�, �e zaczerwieni� si� a� po same ko�c�wki sanda��w i natychmiast spu�ci� wzrok, kt�ry jak dot�d tkwi� nieruchomo wycelowany w prawie nagie cia�o Rossy. A my�li wci�� nap�ywa�y� Szli teraz przez wysoki las. Drzewa ros�y tak wysoko, �e przez korony prawie nie prze�wieca�o s�o�ce. Tak wi�c na dole by�o nie tylko ch�odno, ale i ciemno. Epic szed� obok ksi�cia zamy�lony tak bardzo, �e kilka razy potkn�� si� o w�asne stopy. -- Co robisz Epic? -- zapyta� w ko�cu zniecierpliwiony przeci�gaj�cym si� milczeniem. -- My�l�. -- Czy to to, kiedy nagle wiesz o rzeczach, o kt�rych nie wiedzia�e�, �e wiesz? -- Mniej wi�cej. -- W takim razie, ja te� my�l�. Ciekawe, czy to dobrze? -- przez g�ow� ksi�cia, jakby zach�cona pytaniem przebieg�a my�l. -- To dobrze. Bo dobrze jest wiedzie�. -- Co kolwiek by to znaczy�o. -- przytakn�� Epic. -- A ty? Rossa? O czym my�lisz? Obydwaj popatrzyli na ksi�niczk�, kt�ra sz�a obok nich, nie odzywaj�c si� od jakiego� czasu ani s�owem. -- My�l� o bajkach. -- A co to s� bajki? -- ksi��� by� dociekliwy. Jaka� my�l podpowiedzia�a mu, �e powinien. -- To jest bajka� -- odpowiedzia�a rzeczowo. -- Ale czego� mi tu brakuje� -- Epic zna� si� na bajkach. Tak mu si� przynajmniej zdawa�o. �e powinien. Tym razem to Rossa kiwn�a g�ow� na potwierdzenie. -- Czy� czy w bajkach nie powinno by� czarnych charakter�w? Pjet, kt�ry zd��y� wysforowa� si� na czo�o tr�josobowego pochodu, odwr�ci� zaciekawiony g�ow�. -- Uwa� -- zacz�a Rossa. Ale ksi��� zd��y� ju� zapozna� sw�j nos z tward� klatk� piersiow� kamiennego trolla, kt�ry spokojnie sta� na drodze. Ca�y poch�d zatrzyma� si� przed t� �yw�, kamienn� zapor�. -- Troll� -- wyj�ka� zdumiony ksi��� trzymaj�c si� za nos. Tym razem to troll kiwn�� g�ow�. Zza n�g trolla wyskoczy� nagle ma�y ludzik w niebieskiej czapeczce. -- Co za licho? -- ksi��� zapomnia� ju� o bol�cym nosie. -- Jestem Elfem. I to na dodatek Z�ym. -- przedstawi� si� grzecznie Z�y Elf. -- Kt�ra to Rossa? Ksi��e postanowi� nie by� d�u�ny. -- Jestem ksi��� Pjet, a to Epic oraz ksi�niczka Rossa. -- przedstawi� siebie i swoich towarzyszy. -- Przyszli�my po Ross�. -- stwierdzi� spokojnie Elf, a troll wzi�� na ksi�niczk� r�ce. Nie stawia�a oporu. -- Hej! Zaraz� Ona jest ze mn�-- ksi��� by� wyra�nie wzburzony. Epiciem targn�o nag�e przeczucie. Z�apa� wyrywaj�cego si� w stron� trolla Pjeta. -- Nie� Wydaje mi si�, �e tak powinno by�. -- szepn�� mu do ucha. -- Tak, powstrzymaj tego du�ego knypku. Nawet ty mo�esz to zrobi�. Epic popatrzy� na Elfa gro�nie. Zgoda, mo�e by� niewielki. Ale mia� sw�j honor. (Mia�? Co� mu odpowiedzia�o w duszy: No pewnie!) I nie pozwoli si� nazywa� knypkiem temu� temu� -- A masz ty karze�ku, najedz si� tym! -- wycelowa� prosto w szcz�k� Elfa swoim sanda�em. -- Ju� nas tu nie ma! -- krzykn�� obola�y Elf, podnosz�c si� z ziemi, do trolla, kt�ry nadal sta� bez ruchu. Wskoczy� szybko na nog� trolla, kt�ry oddali� si� szybkim krokiem unosz�c w dal nie protestuj�c� ksi�niczk�. -- Musimy pomy�le�. -- stwierdzi� Epic. Ksi��� potwierdzi� kiwni�ciem g�owy. -- Panie, gdzie idziesz? -- ani Epic, ani Pjet nie byli jako� zdziwieni tak� nomenklatur�. Sekund� temu ksi��� podni�s� si� na nogi spod drzewa. My�leli ju� dobre p� godziny. W tym czasie my�li nap�ywa�y do ich g��w i, pomy�lane, pozostawa�y gdzie� w zakamarkach pami�ci. -- Do p�atnerza. -- Mhm. -- I powiedz mi jeszcze jedno� giermku. Kto to jest giermek? -- Po drodze panie, po drodze� -- Epic r�wnie� stan�� na nogi. -- Ksi��� -- p�atnerz sk�oni� si� uni�enie. Pjet odpowiedzia� �askawym skini�ciem g�owy. Epic nie by�by sob�, gdyby nie zauwa�y� pewnej zmiany dostrzegalnej w mimice ksi�cia. Twarz jego, jak dot�d dziecinna i beztroska, by�a teraz inna. Taka� ksi���ca. Wyra�a�a, i� jej w�a�ciciel wie, jakie ma przywileje z okazji bycia arystokrat�, ale te� i obowi�zki w zwi�zku z tym samym powodem. -- Wygl�da to mniej wi�cej tak, jakby odnalaz� wreszcie swoje miejsce w tym �wiecie� -- taka my�la zapuka�a do umys�u Epica. Niestety, nie zosta�a wpuszczona do �rodka. Ale postanowi�a poczeka�. Usiad�a i zacz�a konwersacj� z innymi oczekuj�cymi my�lami. -- Przyszed�e�, panie, odebra� swoj� zbroj�? -- zapyta� niepewnie p�atnerz. Mimo, i� wiedzia�, �e nie zamawiano u niego �adnej zbroi, czu�, �e t� dla ksi�cia ju� i tak wykona�. -- Tak. -- odpowiedzia� Pjet. -- Dla mojego giermka te�� -- Nie panie, -- zaprotestowa� Epic -- ja jestem pisarzem, nie rycerzem, jak ty� -- Wi�c niech i tak b�dzie� Zbroja by�a pi�kna. Niebieska, tak jak wszystko inne, ale jednak wyr�niaj�ca si� z otoczenia. Szczeg�lnie uwag� zwraca� herb przedstawiaj�cy je�d�ca p�dz�cego na koniu, wygrawerowany misternie na ramieniu i na tarczy. -- Teraz, panie, potrzeba nam ju� tylko koni. -- stwierdzi� Epic przygl�daj�c si� ksi�ciu. -- Panie? -- Tak? M�w� -- Panie, tak si� sk�ada, �e mam akurat w stajni wspania�e wierzchowce� -- Panie, gdzie zd��amy? -- Epicu, m�j drogi i wierny s�ugo, a jaki by� pierwotny cel naszej w�dr�wki? -- Jezioro, gdzie pozna�em ciebie i lady Ross�, panie. -- A wi�c znasz ju� odpowiedzi. -- Jeszcze nie wszystkie, panie. Ale czuj�, �e to ju� blisko. Epic spojrza� na ksi�cia. Ksi��� rozmy�la�. I stawa� si� jakby coraz starszy i powa�niejszy. A jego oczy? Dzia�o si� z nimi co� dziwnego. Jezioro le�a�o u ich st�p. Ksi��� wpatrywa� si� w tafl�. Co� mu m�wi�o, �e ju� po raz ostatni odby� podr� do tego jeziora. �e dotar� nareszcie do celu. I nagle w wodzie ujrza� odbicie. Twarz, kt�r� rozpozna�by wsz�dzie. Podni�s� wzrok. Rossa sta�a po drugiej stronie jeziora i patrzy�a wyczekuj�co w jego stron�. Rozejrza� si� na boki. M�g� obej�� jezioro z ka�dej z dw�ch stron. Ale jedn� z dr�g zagradza� swoim cielskiem troll. I t� w�a�nie drog� wybra�. By� przecie� rycerzem. Ruszy� galopem. Tu� za nim p�dzi� Epic. Kamienny stw�r, ku zdziwieniu Pjeta, odsun�� si� na bok w chwili, kiedy tylko on si�gn�� po miecz. Ksi��� dopad� drugiego brzegu i zatrzyma� wierzchowca przed Ross�. -- Ksi�niczko� -- zeskoczy� z konia. -- Ksi��� wiesz, �e masz misj� do spe�nienia? Musisz mnie odnale��. Pomy�l o tym� Pjet pomy�la�. I zrozumia�. Rossa skoczy�a do jeziora. Nawet nie pr�bowa� jej powstrzyma�. Spada�a chwil�, po czym znikn�a w niebieskiej g��bi. Ksi��� tak�e zebra� si� do skoku. Odpi�� pas z mieczem i zbroj�. Stan�� na brzegu. -- Panie! -- Epic wiedzia� ju�, co si� dzia�o z oczyma ksi�cia. Nabiera�y kolor�w. I tym razem wiedzia�, co to znaczy�o. -- Panie� W�a�nie co� poj��em. Co�, co ty tak naprawd� wiedzia�e� od zawsze. Rysy ksi�cia by�y spi�te. Ale to pasowa�o do jego dojrza�ego, szlacheckiego oblicza. -- Pami�tasz ksi��� Pjet, jak spyta�e� mnie w tym miejscu, jak mam na imi�? Kim jestem? Ksi��� skin�� g�ow�. -- Ju� wiem. Jestem cz�ci� ciebie. Tak jak to wszystko. -- zatoczy� r�k� pe�ny okr�g. -- Ca�y ten �wiat. Za wyj�tkiem jej. -- Epic spojrza� w g�adk� powierzchni� jeziora. -- Odnajdziesz j�� Tam. -- doda� niepewnie i u�miechn�� si�. Ksi��� przypomnia� sobie. Z pok�ad�w pod�wiadomo�ci przebi�y si� nigdy nie my�lane my�li. I w jednej chwili ca�y otaczaj�cy go niebieskawy �wiat, w��cznie z Epiciem zadr�a�. Zacz�� si� kurczy�. A� w ko�cu zmniejszy� si� do wielko�ci iskry. I ta niebieska iskra unosi�a si� przed nim w pr�ni. Otworzy� szeroko oczy. Iskra rozb�ys�a tu� przed nimi. Jego oczy wype�ni�y si� kolorami. Sta� tak ju� jaki� czas po�rodku niczego, maj�c pod stopami niebiesk� tafl�. Ale nie wody. Pod tafl� znajdowa�a si� niezmierzona g��bia. W gruncie rzeczy, nie mia� na co czeka�. I tak to nie on decydowa�, kiedy i gdzie przyjdzie jego czas. M�g� jej wog�le nie spotka�. Albo ona mog�aby by� ju� stara. -- Uda si�. -- i zacz�� spada�. Lecia� wg��b w zupe�nej ciemno�ci. Nie wiedzia�, jak d�ugo. Mog�o to trwa� kilka sekund, albo kilka wiek�w. Przecie� czas jest wzgl�dny. A� w ko�cu ujrza� w dole �wiate�ko� *** To wszystko autor ujrza� w jej oczach. Bo oczy s� zwierciad�em duszy, w kt�rym odbijaj� si�: jej dusza i� jego marzenia. Epilog -- I wtedy sobie obieca�em, �e kiedy j� znajd�, b�d� pami�ta�� -- Dobrze, ale po co mi to wszystko opowiadasz? -- Piotr pog�adzi� swoj� d�oni� jej delikatn� d�o�. Spojrza� w jej niebieskie oczy. -- Bo znalaz�em� -- u�miechn�� si�. �