6426

Szczegóły
Tytuł 6426
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

6426 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 6426 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

6426 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

BORIS AKUNIN AZAZEL Prze�o�y� Jerzy Czech Wydanie oryginalne 1998 Wydanie polskie 2003 Rozdzia� pierwszy, w kt�rym opisany jest pewien cyniczny wybryk W poniedzia�ek trzynastego maja 1876 roku o trzeciej po po�udniu, w dzie� po wiosennemu �wie�y i po letniemu ciep�y, wiele os�b w parku Aleksandrowskim sta�o si� �wiadkami skandalicznego zdarzenia, kt�rego niczyja wyobra�nia nie mog�a przewidzie�. Alejami, po�r�d kwitn�cych bz�w i pa�aj�cych czerwonymi tulipanami klomb�w, przechadza�o si� szykowne towarzystwo: panie pod koronkowymi parasolkami (�eby nie dosta� pieg�w), bony z dzie�mi w marynarskich ubrankach, znudzeni m�odzi ludzie w modnych szewiotowych surdutach albo na angielsk� mod�� kr�tkich marynarkach. Nic nie zapowiada�o, �e wydarzy si� co� przykrego; powietrze, pe�ne aromat�w dojrza�ej, pewnej siebie wiosny, sprzyja�o nastrojowi leniwego zadowolenia i pogodnej nudy. S�o�ce przypieka�o nie na �arty, tote� wszystkie pozostaj�ce w cieniu �awki by�y zaj�te. Na jednej z nich, ustawionej niedaleko Groty i zwr�conej frontem do kraty, za kt�r� zaczyna�a si� ulica Nieglinna i widnia� ��ty mur Mane�u, siedzia�y dwie panie. Jedna, ca�kiem m�oda (najpewniej wcale nie pani, tylko panna), czyta�a ksi��k� w safianowej oprawie, raz po raz z zaciekawieniem zerkaj�c na boki. Druga, du�o starsza, w ciemnogranatowej sukni z we�ny w dobrym gatunku i praktycznych sznurowanych botach, ze skupion� min� przebiera�a drutami, robi�c na nich co� zjadliwie r�owego. Zwraca�a przy tym g�ow� to w prawo, to w lewo, jej spojrzenie za� by�o tak bystre, �e z pewno�ci� nie mog�o przed nim umkn�� nic cho� troch� zajmuj�cego. Na m�odego cz�owieka w w�skich kraciastych spodniach, surducie niedbale rozpi�tym nad bia�� kamizelk� i okr�g�ym szwajcarskim kapeluszu dama od razu zwr�ci�a uwag�; bardzo dziwnie szed� alej� � to zatrzymywa� si�, wypatruj�c kogo� mi�dzy spaceruj�cymi, to gwa�townie rusza� do przodu, to znowu nieruchomia�. Wtem niezr�wnowa�ony osobnik spojrza� na nasze panie i jak gdyby podejmuj�c jak�� decyzj�, skierowa� si� ku nim d�ugimi krokami. Zatrzyma� si� przed �awk� i zwracaj�c si� do m�odziutkiej panny, wykrzykn�� falsetem clowna: � �askawa pani! Czy kto� ju� m�wi� pani, �e jest niewybaczalnie pi�kna? Panna, kt�ra naprawd� byta pi�kna jak poranek, podnios�a wzrok na bezczelnego osobnika i w przestrachu lekko otwar�a poziomkowe usta. Tak�e jej powa�n� towarzyszk� speszy�a taka nies�ychana bezceremonialno��. � Zniewoli�o mnie pierwsze pani spojrzenie! � b�aznowa� nieznajomy, ca�kiem zreszt� przyzwoitej powierzchowno�ci m�ody cz�owiek (modnie podstrzy�one skronie, wysokie blade czo�o, czarne, p�on�ce w podnieceniu oczy). � Raczy pani pozwoli�, bym na jej niewinnym czole wycisn�� jeszcze bardziej niewinny, absolutnie braterski poca�unek! � Ale� pan jestesz upity! � oprzytomnia�a pani z drutami, kt�ra, jak si� okaza�o, m�wi�a z charakterystycznym niemieckim akcentem. � Je�li jestem pijany, to wy��cznie z mi�o�ci � zapewni� j� bezczelny typ i tym samym nienaturalnym g�osem, momentami przechodz�cym w skowyt, za��da�: � Jeden jedyny poca�unek, w przeciwnym razie niezw�ocznie odbior� sobie �ycie! Panna wcisn�a si� w oparcie �awki, zwracaj�c twarzyczk� ku swej obro�czyni. Ta za�, jakkolwiek sytuacja by�a niepokoj�ca, przejawi�a niez�omne m�stwo. � Ftej fili precz! Pan sfariowa�! � Podnios�a g�os i nadstawi�a rob�tk� z wojowniczo stercz�cymi drutami. � Sara fsywam st�jkowy! A wtedy zdarzy�o si� co� ju� zupe�nie niebywa�ego. � Ach, tak! Zosta�em odtr�cony! � zakrzykn�� z udawan� rozpacz� m�ody cz�owiek, teatralnym gestem zas�aniaj�c oczy, po czym z wewn�trznej kieszeni niespodziewanie wyci�gn�� ma�y, po�yskuj�cy czarn� stal� rewolwer. � C� warte jest �ycie, gdy co� takiego mnie spotyka! Jedno pani s�owo, a b�d� �y�! Jedno s�owo, a padn� trupem! � zaapelowa� do panny, kt�ra sama siedzia�a ledwie �ywa. � Pani milczy? W takim razie �egnam! Widok wymachuj�cego broni� m�czyzny nie m�g� nie �ci�gn�� uwagi przechodni�w. Korpulentna dama z wachlarzem w r�ku, dostojny pan z Orderem �wi�tej Anny na szyi, dwie pensjonarki w jednakowych br�zowych sukienkach z pelerynami � wszyscy zastygli w miejscu; nawet za ogrodzeniem, na trotuarze, zatrzyma� si� jaki� student. Kr�tko m�wi�c, mo�na si� by�o spodziewa�, �e kto� natychmiast po�o�y kres tej obrzydliwej scenie. Ale dalszy ci�g nast�pi� tak szybko, �e nikt nie zd��y� interweniowa�. � Na los szcz�cia! � zawo�a� pijany (a mo�e naprawd� szalony), raptownie uni�s� wysoko r�k� z rewolwerem, zakr�ci� b�benkiem i przy�o�y� luf� do g�owy. � B�azen! Nie ma pionta klepka! � zasycza�a dzielna Niemka, ujawniaj�c przy okazji nie najgorsz� znajomo�� potocznej ruszczyzny. Miody cz�owiek, do tej pory blady, j�� dodatkowo szarze� i zielenie�; wreszcie zagryz� doln� warg� i przymkn�� oczy. Panna te� swoje na wszelki wypadek zamkn�a. Post�pi�a s�usznie: oszcz�dzi�o jej to potwornego widowiska. W chwili gdy gruchn�� strza�, g�owa samob�jcy gwa�townie odskoczy�a w bok, a z otworu, przez kt�ry wylecia�a kula, troch� powy�ej lewego ucha, wykwit�a czerwono-bia�a fontanna. Pi�ro nie opisze tego, co si� wtedy zacz�o. Niemka rozejrza�a si� oburzona, jak gdyby wzywaj�c wszystkich na �wiadk�w tego nies�ychanego bezece�stwa, a potem podnios�a niesamowity jazgot, kt�ry do��czy� si� do pisku pensjonarek i przenikliwych krzyk�w korpulentnej damy. Panna le�a�a bez czucia na moment otworzy�a oczy i zaraz omdla�a. Zewsz�d zbiegali si� ludzie, i tylko stoj�cy pod krat� student, wra�liwszej wida� natury, pogna� co si� w przeciwn� stron�, na ulic� Mochow�. * * * Ksawierij Fieofi�aktowicz Gruszyn, prystaw Urz�du �ledczego przy moskiewskim oberpolicmajstrze, westchn�� z ulg� i od�o�y� na lew� kupk� (�Przejrzane�) wykaz wa�nych przest�pstw za dzie� wczorajszy. Minionej doby, to znaczy trzynastego maja, w �adnej z dwudziestu czterech policyjnych dzielnic sze��settysi�cznego miasta nie wydarzy�o si� nic takiego, co wymaga�oby interwencji Urz�du. Jeden zabity w wyniku b�jki mi�dzy pijanymi rzemie�lnikami (zab�jca zosta� zatrzymany na miejscu zbrodni), dwaj ograbieni doro�karze (tym niech si� zajm� rewiry), znikni�cie sumy siedmiu tysi�cy o�miuset pi��dziesi�ciu trzech rubli i czterdziestu kopiejek z kasy Banku Rosyjsko-Azjatyckiego (to ca�kowicie w gestii Antona Siemionowicza z wydzia�u przest�pstw gospodarczych). Przestali ju�, dzi�ki Bogu, n�ka� Urz�d rozmaitymi drobiazgami w rodzaju kradzie�y kieszonkowych, podrzuconych � niemowl�t i pokoj�wek, kt�re si� powiesi�y � do tego s�u�y �Raport policyjny o wydarzeniach w mie�cie�, w drugiej po�owie dnia rozsy�any po wydzia�ach. Ksawierij Fieofi�aktowicz ziewn�� rozkosznie i znad szylkretowego pince-nez spojrza� na kancelist�, urz�dnika czternastej klasy1, Erasta Pietrowicza Fandorina, po raz trzeci przepisuj�cego tygodniowy raport dla oberpolicmajstra. To nic � stwierdzi� w duchu Gruszyn � niech si� od pocz�tku przyucza do staranno�ci, jeszcze potem za to podzi�kuje. Te� wymy�lili � bazgranie stalowym pi�rkiem, i to dla wysokiej zwierzchno�ci! Oj, nie, kochaneczku, pisz no mi po staremu, g�sim pi�rem, nie spiesz�c si�, ze wszystkimi ogonkami i zakr�tasami. Jego ekscelencja dorasta� za cara Miko�aja, wi�c dobrze wie, co znaczy porz�dek i szacunek dla urz�du. Pan Ksawierij ze szczerego serca dobrze �yczy� m�okosowi i �a�owa� go po ojcowsku. Bo te� trzeba przyzna�, �e los okrutnie obszed� si� ze �wie�o upieczonym kancelist�. Kiedy ch�opak mia� lat dziewi�tna�cie, zosta� sierot� � matki nie zna� od ma�ego, a ojciec, gor�ca g�owa, roztrwoni� maj�tek na czcze projekty, po czym opu�ci� ten �wiat. Wzbogaci� si� podczas gor�czki kolejowej, podczas bankowej � zbankrutowa�. Kiedy w zesz�ym roku banki komercyjne zacz�y upada� jeden za drugim, wielu zacnych ludzi posz�o z torbami. Najpewniejsze papiery procentowe zmieni�y si� w zwyk�e �wistki, �miecie. Tak wi�c pan Fandorin, porucznik rezerwy, z kt�rym atak serca upora� si� w jednej chwili, nie zostawi� jedynemu synowi nic opr�cz weksli. Ch�opiec powinien by� uko�czy� gimnazjum, wst�pi� na uniwersytet, a tu raptem musia� i�� z rodzinnego domu w �wiat, zarabia� na kawa�ek chleba. Ksawierij Gruszyn wyda� pe�ne wsp�czucia chrz�kni�cie. Sierota zda� egzamin na rejestratora kolegialnego, rzecz dla tak wykszta�conego m�odzie�ca nietrudna, ale jakie licho zanios�a go do policji? Pracowa�by sobie w statystyce albo cho�by w s�dzie. Ci�gle romantyka w g�owie, ci�gle marzenia, �eby z�apa� jakiego� Rymalda Rymaldyniego! A u nas kochaneczku, o Rymaldyn�w trudno (Ksawierij Fieofi�aktowicz z dezaprobat� pokiwa� g�ow�), u nas najcz�ciej trzeba siedzie� kamieniem i spisywa� protoko�y, jak to mieszczanin Go�opuzow po pijanemu siekier� ukatrupi� ma��onk� z trojgiem male�kich dziatek. Pan Fandorin junior pracowa� w Urz�dzie dopiero trzeci tydzie�, ale Ksawierij Fieofi�aktowicz, stary wyga, do�wiadczony detektyw, wiedzia� ju� dobrze, �e po�ytku z ch�opczyny nie b�dzie. Za subtelny, za delikatnie chowany. Od razu w pierwszym tygodniu wzi�� go na miejsce zbrodni (kiedy to zaszlachtowali �on� kupca Krupnowa), Fandorin za�, ledwo spojrza� na zabit�, zzielenia� ca�y i trzymaj�c si� �ciany, pr�dko, pr�dko � na podw�rze. Widok kupcowej w istocie ma�o by� poci�gaj�cy: gard�o rozharatane od ucha do ucha, wywalony j�zyk, wyba�uszone oczy, no a krwi, ma si� rozumie�, pociek�o ca�e morze. W rezultacie Ksawierij Fieofi�aktowicz musia� sam przeprowadzi� dochodzenie i spisa� protok�. Sprawa zreszt�, szczerze m�wi�c, nie okaza�a si� zbyt zawik�ana. Str� Kuzykin mia� tak rozbiegane oczy, �e Ksawierij Fieofi�aktowicz z punktu rozkaza� st�jkowemu wzi�� go za kark i wsadzi� do ciupy. Kuzykin siedzi ju� dwa tygodnie, wypiera si� wszystkiego, ale to nie szkodzi, przyzna si�, bo przecie nikt inny kupcowej zar�n�� nie m�g� � do takich spraw po trzydziestu latach prystaw mia� niezawodnego nosa. No, a Fandorin i w kancelarii si� przyda. Sumienny, pisze jak nale�y, zna j�zyki, jest rozgarni�ty, a nawet mity w obej�ciu, nie to co pijanica Trofimow, kt�rego w zesz�ym miesi�cu przenie�li z posady kancelisty na stanowisko m�odszego pomocnika rewirowego na Chitrowce. Niech tam si� upija i obra�a prze�o�onych. Gruszyn ze z�o�ci� zab�bni� palcami po stole obitym zwyk�ym urz�dowym suknem, wyj�� z kieszeni kamizelki zegarek (oj, daleko jeszcze do obiadu!) i energicznym ruchem si�gn�� po �wie�y numer �Moskowskich Wiedomosti�. � No, �askawco, czym to nas dzisiaj zabawi� � powiedzia� g�o�no, a m�ody kancelista ochoczo od�o�y� nienawistne g�sie pi�ro, wiedz�c, �e pryncypat zaraz zacznie odczytywa� tytu�y i najr�niejsze kawa�ki, opatruj�c je w�asnymi komentarzami; taki bowiem zwyczaj mia� Ksawierij Gruszyn. � Niech pan popatrzy, panie Era�cie, od razu na pierwszej stronie, w najbardziej widocznym miejscu! Najnowszy ameryka�ski gorset �Lord Byron� z najsolidniejszego rogu wielorybiego. Dla pan�w pragn�cych by� szczup�ymi. Jeden cal w pasie, ca�y s��e� w ramionach! A litery � wielkie na arszyn! A poni�ej maczkiem prawie: Jego Cesarska Mo�� udaje si� do Ems. No i patrzcie, pa�stwo: cesarz, wa�na mi figura, gdzie mu tam do �Lorda Byrona�! Burczenie arcypoczciwego Ksawierija Fieofi�aktowicza podzia�a�o na kancelist� w spos�b zdumiewaj�cy. Nie wiedzie� czemu si� zmiesza�, jego policzki zala�y si� czerwieni�, a d�ugie, dziewcz�ce rz�sy drgn�y jakby na znak skruchy. A skoro ju� mowa o rz�sach, nie od rzeczy b�dzie nieco bardziej szczeg�owo opisa� wygl�d Erasta Pietrowicza, jako �e postaci tej przysz�o odegra� kluczow� rol� w strasznych wydarzeniach, jakie niebawem nast�pi�y. By� to dosy� wysoki m�odzieniec o nader mi�ej powierzchowno�ci, czarnych w�osach (z kt�rych w g��bi duszy by� dumny) i b��kitnych (niestety, lepsze by�yby te� czarne) oczach, bia�ej cerze i z nieszcz�snym rumie�cem na policzkach, kt�rego w �aden spos�b nie m�g� si� pozby�. Wyjawmy przy okazji pow�d konfuzji rejestratora kolegialnego. Przedwczoraj mianowicie wyda� trzeci� cz�� miesi�cznych pobor�w na gorset, kt�rego zalety opiewano tak gorliwie. W �Lordzie Byronie� chodzi� ju� drugi dzie�, w imi� cierpia� nieopisane m�ki, teraz za� nabra� (ca�kowicie bezpodstawnie) podejrze�, �e bystry Ksawierij Fieofi�aktowicz odgad� tajemnic� smuk�ej sylwetki podw�adnego i w�a�nie ma ochot� sobie ze� podworowa�. A prystaw ju� czyta� dalej: Bestialstwa tureckich baszybuzuk�w w Bu�garii No, nie jest to przedobiednia lektura... Wybuch na Ligowce Jak donosi nasz sanktpetersburski korespondent, wczoraj o sz�stej trzydzie�ci rano, na ulicy Znamie�skiej, w czynszowym domu radcy handlowego Wartanowa dosz�o do wybuchu, kt�ry ca�kowicie zrujnowa� mieszkanie na trzecim pi�trze. Przyby�a na miejsce policja odnalaz�a szcz�tki m�odego m�czyzny, zniekszta�cone w stopniu niepozwalaj�cym ustali� to�samo�ci. Wed�ug wszelkich oznak by�y to zw�oki niejakiego docenta P., kt�ry owo mieszkanie wynajmowa�. Wnosz�c z wygl�du lokalu, mie�ci�o si� w nim co� w rodzaju tajnego laboratorium chemicznego. Prowadz�cy �ledztwo radca stanu Brilling wyrazi� przypuszczenie, �e konstruowano tam piekielne machiny przeznaczone dla terrorystycznej organizacji nihilist�w. Dalsze �ledztwo w toku. Nnno tak, dzi�kujmy Bogu, �e tu nie Piter. M�ody Fandorin, s�dz�c po b�ysku w oczach, mia� w tej materii ca�kiem odmienne zdanie. Ca�y jego wygl�d zdawa� si� m�wi�: no, prosz�, w stolicy pracuj� nad powa�nymi sprawami, �cigaj� zamachowc�w i nie musz� przepisywa� po dziesi�� razy papierk�w, w kt�rych, szczerze m�wi�c, pr�no szuka� czegokolwiek interesuj�cego. � Taaa... � Ksawierij Fieofi�aktowicz zaszele�ci� gazet�. Zobaczmy, co tu mamy na miejskiej stronie: Pierwszy moskiewski esternat Znana angielska filantropka, baronowa Astair, kt�rej staraniem w r�nych krajach zak�adane s� tak zwane esternaty, wzorowe przytu�ki dla osieroconych ch�opc�w, o�wiadczy�a naszemu korespondentowi, �e w ko�cu i w naszej �z�otog�owej� Moskwie otworzy podwoje pierwsza taka instytucja. Lady Astair, kt�ra w zesz�ym roku rozpocz�a dzia�alno�� w Rosji i zd��y�a ju� za�o�y� esternat w Petersburgu, postanowi�a uszcz�liwi� tak�e moskiewskie sierotki... Mmmm... Serdeczna wdzi�czno�� wszystkich mieszka�c�w... A gdzie nasi rodzimi Owenowie i baronowe Astair? No, dobra. B�g z nimi, sierotkami. A c� tutaj mamy? Cyniczny wybryk Hmm, ciekawe. Wczoraj w parku Aleksandrowskim zdarzy� si� �a�osny wypadek, ca�kowicie zgodny z duchem cynicznych obyczaj�w wsp�czesnej m�odzie�y. W obecno�ci spaceruj�cych zastrzeli� si� p. N., postawny m�odzian lat dwudziestu i trzech, student Uniwersytetu Moskiewskiego, jedyny spadkobierca milionowego maj�tku. Ho, ho! Jak opowiadaj� �wiadkowie, przed swoim szalonym post�pkiem N. popisywa� si�, wymachuj�c rewolwerem. Pocz�tkowo przechodnie uznali jego zachowanie za pijack� awantur�, N. wszelako nie �artowa� � strzeli� sobie w g�ow� i skona� na miejscu. W kieszeni samob�jcy znaleziono list o tre�ci wyzywaj�co ateistycznej, z kt�rego wynika, �e uczynek N. nie by� chwilowym porywem czy te� nast�pstwem bia�ej gor�czki. Najwidoczniej epidemia samob�jstw bez powodu, kt�ra n�ka�a dot�d gr�d Piotra Wielkiego, dotar�a i do mur�w matki Moskwy. O czasy, o obyczaje! Do jakiego stopnia niewiary i nihilizmu dosz�a nasza z�ota m�odzie�, �eby nawet z w�asnej �mierci czyni� bufonad�? Je�li tak odnosz� si� nasi brutusowie do w�asnego �ycia, to czy� mo�na si� dziwi�, �e grosza niewarte jest dla nich �ycie innych, o ile� godniejszych ludzi? Jak�e chcia�oby si� tutaj zacytowa� nieocenionego p. Fiodora Dostojewskiego, kt�ry w swoim najnowszym, majowym odcinku �Dziennika pisarza� pyta: �Kochani, dobrzy, uczciwi (posiadacie wszystkie te cechy!), dok�d�e uciekacie, dlaczego n�ci was ta ciemna, g�ucha mogi�a? Sp�jrzcie, na niebie �wieci jasne, wiosenne s�o�ce, drzewa si� zazieleni�y, a wy jeste�cie znu�eni, chocia� nie �yli�cie wcale�. Wzruszony Ksawierij Fieofi�aktowicz poci�gn�� nosem, po czym z surow� min� zerkn��, czy te� m�ody pomocnik tego nie zauwa�y�, i dalej czyta� ju� g�osem zdecydowanie bardziej osch�ym. � No i tak dalej, i tak dalej. A czasy, doprawdy, nie maj� tu nic do rzeczy. Te� mi co�! U nas, na Rusi, z dawien dawna mawiali o takich: �Z bogactwa si� zbiesi��. Milionowy maj�tek? Kt� by to m�g� by�? Oj, ci prystawowie z dzielnic, melduj� o najr�niejszych drobiazgach, a o tym, szelmy, ani s�owem nie wspomnieli. Czekaj teraz, cz�owieku, na �Raport o wydarzeniach w mie�cie�! Chocia� tutaj w�a�ciwie... c�, sprawa oczywista, zastrzeli� si� w obecno�ci �wiadk�w... Ale mimo wszystko � ciekawe. Park Aleksandrowski to b�dzie dzielnica Miejska, drugi rewir. A zatem, Era�cie Pietrowiczu, mam nie rozkaz, tylko pro�b� do pana: zechce pan skoczy� do nich na Mochow�. �e niby tytu�em nadzoru, �e to i sio... Niech si� pan dowie, kim jest ten ca�y N. A co najwa�niejsze, kochaneczku, prosz� zrobi� odpis owego listu po�egnalnego. Wieczorem poka�� go swojej Jewdokii Andriejewnie. Ona lubi takie chwytaj�ce za serce historie. I niech pan tam nie marudzi, tylko jak najpr�dzej wraca. Ostatnie s�owa rejestrator kolegialny us�ysza� ju� odwr�cony ty�em, a do wyj�cia tak mu si� spieszy�o, �e omal nie zapomnia� czapki. W rewirze zaprowadzono m�odziutkiego urz�dnika ze �ledczego do samego prystawa. Ten jednak, kiedy zobaczy�, �e ma do czynienia z jak�� pomniejsz� person�, nie trac�c czasu na wyja�nienia, zawo�a� pomocnika. � Niech pan pozwoli z Iwanem Prokofiewiczem � powiedzia� uprzejmie do ch�opaka (chocia� to zupe�na p�otka, ale zawsze z Urz�du). � On panu wszystko poka�e i wszystko opowie. Nawet do mieszkania nieboszczyka pojecha� wczoraj w�a�nie on. No i prosz� przekaza� wyrazy uszanowania Ksawierijowi Fieofi�aktowiczowi. Fandorina posadzono za wysokim kantorkiem, przyniesiono cienk� teczk� z aktami sprawy. Erast Pietrowicz przeczyta� napis: Sprawa samob�jstwa obywatela Piotra Aleksandrowicza Kokorina, lat 23, studenta Wydzia�u Prawa Cesarskiego Uniwersytetu Moskiewskiego. Wszcz�to dnia trzynastego maja, roku 1876. Zamkni�to... dnia... roku... i przeczuwaj�c co� intryguj�cego, dr��cymi palcami rozwi�za� tasiemki. � Synek Aleksandra Artamonowicza Kokorina � wyja�ni� Iwan Prokofiewicz, chudy, tyczkowaty s�u�bista z twarz� pomi�t�, jakby go krowa wyplu�a. � Bardzo bogaty to by� cz�owiek, fabrykant. Trzy lata b�dzie, jak umar�. Wszystko zapisa� synowi. No i �y�by sobie student i cieszy� si� �yciem. Czeg� ci ludzie szukaj�? Erast Pietrowicz skin�� g�ow�, nie bardzo wiedz�c, co na to odpowiedzie�, a potem pogr��y� si� w lekturze zezna� �wiadk�w. Protoko��w by�o sporo, z dziesi��, a najbardziej szczeg�owy opiera� si� na zeznaniach Jelizawiety von Evert-Ko�okolcew, siedemnastoletniej c�rki rzeczywistego tajnego radcy, oraz jej guwernantki, Emmy Pfuhl, lat czterdzie�ci osiem, z kt�rymi samob�jca rozmawia� bezpo�rednio przed oddaniem strza�u. Nawiasem m�wi�c, Erast Pietrowicz nie zaczerpn�� z protoko��w �adnych informacji poza tymi, kt�re s� ju� znane czytelnikowi � wszyscy �wiadkowie powtarzali mniej wi�cej to samo, r�ni�c si� mi�dzy sob� jedynie stopniem przenikliwo�ci: jedni m�wili, �e widok m�odego cz�owieka od razu wzbudzi� w nich trwo�ne przeczucia {�Jak tylko spojrza�am w jego szalone oczy, od razu mi si� w �rodku zimno zrobi�o� � zezna�a tytularna radczyni, pani Chochriakow, kt�ra atoli twierdzi�a dalej, �e widzia�a m�odego cz�owieka wy��cznie od ty�u); inni za�, przeciwnie, zeznawali, �e by� to grom z jasnego nieba. Na samym spodzie teczki z aktami spoczywa� pognieciony kawa�ek b��kitnego papieru z monogramem. Erast Pietrowicz wpi� si� wzrokiem w nier�wne (pewnie wskutek wzburzenia) linijki. Panowie, kt�rzy �yjecie po mojej �mierci! Skoro czytacie, m�j list, to znaczy, �e ju� was opu�ci�em i pozna�em tajemnic� �mierci, kt�ra dla was zamkni�ta jest na siedem spust�w. Ja jestem wolny, a wy musicie jeszcze �y� i dr�czy� si� koszmarami. M�g�bym si� jednak za�o�y�, �e tam, gdzie teraz jestem i sk�d, jak powiedzia� ksi��� du�ski, �aden w�drowiec jeszcze nie powr�ci�, nie ma absolutnie nic. Kto si� ze mn� nie zgadza, zapraszam, niech sprawdzi osobi�cie. Nie dbam zreszt� o was ani troch�, a list pisz� po to, by wam nie przysz�o do g�owy, �e podnios�em na siebie r�k� z powodu jakiej� rzewnej historii. Nudzi mnie wasz �wiat i, doprawdy, przyczyn� t� uwa�am za zupe�nie wystarczaj�c�. O tym za�, �e nie ostatnie bydl� ze mnie, �wiadczy sk�rzana teka. Piotr Kokorin Nie wygl�da to wcale na wzburzenie � to pierwsze, co przysz�o na my�l Erastowi Pietrowiczowi. � O co chodzi�o z t� tek�? � spyta�. Pomocnik prystawa wzruszy� ramionami. � Nie by�o przy nim �adnej teki. C� pan chce, przecie� to by� cz�owiek niespe�na rozumu. Mo�e mia� zamiar co� zrobi�, ale si� rozmy�li� albo zapomnia�. Wszystko �wiadczy o tym, �e paniczowi w g�owie si� pomiesza�o. Czyta� pan, jak kr�ci� b�benkiem? Nawiasem m�wi�c, kula by�a tylko w jednej z sze�ciu kom�r. Ja tam na przyk�ad s�dz�, �e wcale nie chcia� si� zastrzeli�, tylko podra�ni� nerwy, �e tak powiem, dla zaostrzenia �yciowych dozna�. �eby potem si� smaczniej jad�o i pikantniej hula�o. � Tylko jedna kula? A to pech! � zasmuci� si� za zmar�ego Erast Pietrowicz, kt�remu ci�gle nie dawa�a spokoju �sk�rzana teka�. � A gdzie mieszka? To znaczy, mieszka�... � Mia� mieszkanie o�miopokojowe w nowym domu na Osto�ence, i to arcyszykowne. � Iwan Prokofiewicz ochoczo zacz�� si� dzieli� wra�eniami. � Po ojcu odziedziczy� w�asny dom na Zamoskworieczu, ca�y dw�r ze s�u�b�, ale wyni�s� si� stamt�d, wida� nie odpowiada�o mu s�siedztwo kupc�w. � I co, nie by�o tam sk�rzanej teki? Pomocnik prystawa si� zdziwi�. � Jak to, uwa�a pan, �e powinni�my byli zrobi� rewizj�? M�wi� panu, mieszkanie takie, �e strach wpuszcza� agent�w na pokoje; jeszcze kt�rego diabe� skusi. A i po co? Jegor Nikiforycz, �ledczy z prokuratury okr�gowej, da� kamerdynerowi zmar�ego kwadrans na spakowanie rzeczy � i to pod okiem st�jkowego, �eby, nie daj Bo�e, nie zw�dzi� czego� z pa�skiego dobytku � a potem kaza� mi opiecz�towa� drzwi. Do czasu, kiedy zg�osz� si� spadkobiercy. � A kto po nim dziedziczy? � zapyta� Erast Pietrowicz. � W tym ca�y szkopu�. Kamerdyner m�wi, �e Kokorin nie mia� braci ani si�str. S� jacy� pociotkowie, ale tych nawet na pr�g tam nie wpuszczano. Ciekawe te�, komu si� dostan� takie pieni�dze? � Iwan Prokofiewicz westchn�� z zazdro�ci�. Strach nawet pomy�le�... Co tam, nie nasze zmartwienie. Nie dzi�, to jutro zjawi si� adwokat albo wykonawcy testamentu. Przecie� nie min�a nawet doba. A cia�o na razie le�y u nas w lodowni. Mo�e jutro Jegor Nikiforycz zamknie spraw�, wtedy si� zakrz�tn�. � Mimo wszystko to dziwne � zauwa�y� m�ody kancelista, marszcz�c czo�o. � Skoro ju� cz�owiek w przed�miertnym li�cie pisze o jakiej� tece, to nie tak sobie, bez powodu. �Sko�czone bydl� te� nie jest do ko�ca jasne. A nu� teka zawiera co� wa�nego? Jak pan chce, ale ja bezwarunkowo poszpera�bym w mieszkaniu. My�l�, �e list napisany zosta� wy��cznie z powodu owej teki. S�owo daj�, tutaj kryje si� jaka� tajemnica. Erast Pietrowicz pokra�nia� z obawy, �e zabrzmia�o to nadto dziecinnie, ale pomocnik prystawa niczego dziwnego w jego pomy�le nie dostrzeg�. � Prawda, nale�a�o przejrze� bodaj papiery w gabinecie � przyzna�. � Jegor Nikiforycz wiecznie si� spieszy. W rodzinie ma siedem g�b do wy�ywienia, no to zawsze z ogl�dzin albo dochodzenia czym pr�dzej p�dzi�by do domu. Starszy cz�owiek, rok do emerytury, czeg� chcie� od niego... Wiesz pan co, panie Fandorin? Mo�e by�my sami si� przejechali? We dw�ch sobie obejrzymy. A piecz�� p�niej now� zawiesz�, drobiazg. Jegor Nikiforycz nas nie zgani, co tam, nawet podzi�kuje, �e�my go bez potrzeby nie fatygowali. Powiem mu, �e by�o polecenie z Urz�du �ledczego, co? Erastowi Pietrowiczowi wyda�o si�, �e chuderlawy pomocnik ma po prostu ochot� dok�adniej obejrze� �arcyszykowne� mieszkanie, a �zawieszenie piecz�ci� te� chyba jest niezupe�nie w porz�dku, ale pokusie trudno si� by�o oprze�. Rzeczywi�cie, pachnia�o tu jak�� tajemnic�. * * * Umeblowanie mieszkania zmar�ego Piotra Kokorina {frontowa cz�� bogatego domu ko�o Bramy Preczystienskiej) nie wywar�o na Fandorinie wielkiego wra�enia � w kr�tkiej epoce tatusiowego bogactwa mieszka� w nie gorszych apartamentach. Rejestrator kolegialny przemierzy� wi�c marmurowy przedpok�j z wysokim na trzy arszyny zwierciad�em i z�ocon� sztukateri� na suficie, kieruj�c si� pro�ciutko do bawialni szerokiej na sze�� okien, w najmodniejszym stylu a la russe: z malowanymi skrzyniami, d�bow� snycerk� na �cianach i ozdobnym piecem kaflowym. � Mieszka� sobie luksusowo, ju� m�wi�em. � Z jakiego� powodu przewodnik m�wi� szeptem, chuchaj�c Fandorinowi w kark. Erast Pietrowicz by� teraz dziwnie podobny do wypuszczonego pierwszy raz do lasu jednorocznego selera, kt�rego wierc�cy w nozdrzach zapach zwierzyny doprowadza do sza�u. Pokr�ci� g�ow� w prawo i lewo, po czym bezb��dnie okre�li�: � Tamte drzwi to gabinet? � Tak jest, gabinet. � Idziemy tam! Sk�rzanej teki nie musieli d�ugo szuka�; le�a�a po�rodku masywnego biurka, mi�dzy malachitowym przyborem do pisania i popielnic� � muszl� z masy per�owej. Zanim jednak niecierpliwe r�ce Fandorina dotkn�y skrzypi�cej br�zowej sk�ry, wzrok jego pad� na fotografi� w srebrnej ramce, stoj�c� na tym samym biurku, w najbardziej widocznym miejscu. Twarz na portrecie tak mocno przyci�ga�a uwag�, �e Erast Pietrowicz zapomnia� nawet o tece: patrzy�a na� na wp� odwr�cona Kleopatra o pyszystych w�osach i olbrzymich matowoczarnych oczach, d�ugiej, dumnie wygi�tej szyi i z ledwie dostrzegalnym okrucie�stwem w niesfornej linii ust. Do reszty za� oczarowa� rejestratora kolegialnego wyraz spokojnej i pewnej siebie w�adczo�ci, tak niespodziewany na panie�skiej twarzy {jako� bardzo zapragn�� Fandorin, �eby to by�a panna, nie pani). � �adniutka � gwizdn�� Iwan Prokofiewicz, kt�ry znalaz� si� ko�o niego, � Co za jedna? Niech no pan pozwoli... Po czym, bez najmniejszego wahania, �wi�tokradcz� r�k�, wyj�� z ramki cudowne oblicze i obr�ci� zdj�cie na drug� stron�. Uko�nym, szerokim pismem by�o tam napisane: Piotrowi K. A Piotr, wyszed�szy precz, gorzko p�aka�. Je�eli kochacie, nie zapierajcie si� mi�o�ci! A.B. � Przyr�wnuje go do aposto�a Piotra, a siebie najwyra�niej do Jezusa. To ci dopiero pretensje! � parskn�� asystent prystawa. Czy przypadkiem nie z powodu tej osoby nasz student odebra� sobie �ycie, co? O, jest i teczuszka, nie na darmo�my jechali. Iwan Prokofiewicz odchyli� sk�rzan� ok�adk� i wyci�gn�� jedn� jedyn� kartk� znanego ju� Erastowi Pietrowiczowi b��kitnego papieru, tym razem jednak z piecz�ci� notariusza i kilkoma podpisami u do�u. � �wietnie. � Policjant z zadowoleniem kiwn�� g�ow�. Znalaz� si� i testament. O... to interesuj�ce, prosz� szanownego pana. W jednej chwili przebieg� oczami dokument, ale i ta chwila wydala si� wieczno�ci� Erastowi Pietrowiczowi, kt�remu nie wypada�o przecie� zagl�da� tamtemu przez rami�. � Masz, babo, placek! Niez�a siurpryzka dla pociotk�w! � wykrzykn�� Iwan Prokofiewicz z nieoczekiwanie z�o�liw� rado�ci�. � Zuch Kokorin, wszystkim nosa utar�. To si� nazywa po naszemu, po rosyjsku! Tylko �e co�kolwiek niepatriotycznie. Teraz wiadomo, sk�d owo �bydl�. Niecierpliwo�� kaza�a Erastowi Pietrowiczowi zapomnie� o wszelkich zasadach regulaminu i savoir � vivre�u. Wyrwa� wi�c starszemu rang� urz�dnikowi kartk� i przeczyta�, co nast�puje: Testament Ja, ni�ej podpisany, Piotr Aleksandrowicz Kokorin, b�d�c ca�kowicie zdr�w na ciele i umy�le, w przytomno�ci ni�ej wymienionych �wiadk�w og�aszam swoj� wole co do posiadanego przeze mnie maj�tku. Ca�y sw�j realny maj�tek, kt�rego pe�en opis znajduje si� w posiadaniu mojego zaufanego Siemiona Jefimowicza Berenzona, zapisuj� pani baronowej Margaret Astair, poddanej brytyjskiej, aby u�y�a wszystkich tych �rodk�w wedle swego dowodnego uznania w celu wykszta�cenia i wychowania sierot. Jestem przekonany, i� p. Astair rozporz�dzi tymi �rodkami rozumniej i uczciwiej ani�eli nasi genera�owie od dobroczynno�ci. Obecny m�j testament jest ostateczny i nieodwo�alny, posiada moc prawn� i ca�kowicie uniewa�nia testament poprzedni. Wykonawcami testamentu czyni� adwokata Siemiona Jefimowicza Berenzona i studenta Uniwersytetu Moskiewskiego Niko�aja Stiepanowicza Achtyrcewa. Dokument niniejszy spisano w dw�ch egzemplarzach, z kt�rych jeden pozostaje u mnie, drugi za� oddany zostaje na przechowanie do biura adwokackiego p. Berenzona. Moskwa, 12 maja 1876 roku. Piotr Kokorin Rozdzia� drugi, nic poza rozmow� niezawieraj�cy � Jak pan chce, Ksawieriju Fieofi�aktowiczu, ale to mimo wszystko dziwne! � powt�rzy� z zapa�em Fandorin. � Jest w tym jaka� tajemnica, s�owo daj�! � I z uporem podkre�li�: Tak jest, w�a�nie tajemnica! No, bo niech pan sam powie. Przede wszystkim zastrzeli� si� jako� g�upio, �na los szcz�cia�, jedyn� kul� z ca�ego b�benka, tak jakby wcale nie zamierza� si� zabija�. Co za nies�ychany pech! No i ton po�egnalnego listu, zgodzi si� pan ze mn�, jest jaki� osobliwy, jak gdyby samob�jca pisa� w po�piechu, po�r�d tysi�ca innych spraw, a tymczasem porusza niezwykle wa�ny problem. Wcale nieb�ahy! � G�os Erasta Pietrowicza zad�wi�cza� uczuciem. � Ale do tego jeszcze wr�c�, a na razie opowiem o testamencie. Czy nie wydaje si� panu podejrzany? � C� pan, kochaneczku, widzi w nim takiego podejrzanego? � zamrucza� Gruszyn, ze znudzeniem kartkuj�c �Raport policyjny o wydarzeniach w mie�cie� za minion� dob�. Ta niepozbawiona walor�w poznawczych lektura odbywa�a si� zazwyczaj w drugiej po�owie dnia, poniewa� spraw o du�ym znaczeniu �w dokument nie zawiera�; przewa�nie same drobiazgi, zupe�ne g�upstwa, czasem jednak trafia�o si� co� ciekawego. By�o tutaj i doniesienie o wczorajszym samob�jstwie w parku Aleksandrowskim, jednak�e, jak przewidywa� do�wiadczony Ksawierij Fieofi�aktowicz, bez �adnych szczeg��w i oczywi�cie tekstu listu po�egnalnego. � A to mianowicie �e Kokorin strzela� do siebie jak gdyby nie na serio, testament za�, pomijaj�c wyzywaj�cy ton, zosta� sporz�dzony wed�ug wszelkich prawide�: z notariuszem, z podpisami �wiadk�w, ze wskazaniem wykonawc�w. Fandorin wy�amywa� palce. � A maj�tek, powiem panu, jest olbrzymi. Zasi�gn��em informacji: dwie fabryki, trzy manufaktury, domy w r�nych miastach, stocznia w Libawie, samych papier�w warto�ciowych w Banku Pa�stwowym jest na p�l miliona! � Na p� miliona? � j�kn�� Ksawierij Fieofi�aktowicz, odrywaj�c si� od papier�w. � Ma szcz�cie ta Angielka, oj, ma. � W�a�nie, przy okazji prosz� mi wyt�umaczy�, co tu robi ta lady Astair? Dlaczego zapisa� w�a�nie jej, a nie komu� innemu? Co j� ��czy z Kokorinem? To trzeba by wyja�ni�! � Przecie� sam napisa�, �e nie wierzy naszym malwersantom, a Angielk� ju� kt�ry� miesi�c z rz�du wychwalaj� we wszystkich gazetach. Nie, kochany, niech mi pan lepiej powie co innego. Sk�d si� bierze to, �e wasze pokolenie tak ma�o sobie ceni w�asne �ycie? Wystarczy drobiazg i ju� � pif-paf, do tego jeszcze wynio�le, z patosem, lekcewa�eniem ca�ego �wiata! A niby z jakiej racji, z jakiej? � rozz�o�ci� si� Gruszyn, przypomniawszy sobie, jak zuchwale rozmawia�a z nim poprzedniego dnia ukochana c�rka, szesnastoletnia Sasze�ka. Pytanie ali�ci by�o raczej retoryczne, zdanie kancelisty w tej sprawie niezbyt obchodzi�o prystawa, dlatego te� znowu utkwi� wzrok w gazecie. Za to Erast Pietrowicz o�ywi� si� jeszcze bardziej. � A to jest w�a�nie problem, kt�ry chcia�em poruszy�. Prosz� spojrze� na takiego cz�owieka jak Kokorin. Los daje mu wszystko: bogactwo, swobod�, wykszta�cenie i m�sk� urod�. O urodzie Fandorin powiedzia� tak z rozp�du, nie maj�c najmniejszego poj�cia o wygl�dzie zmar�ego. � A on igra ze �mierci� i w ko�cu si� zabija. Chce pan wiedzie� dlaczego? My, m�odzi, �le si� czujemy w waszym �wiecie; Kokorin wprost o tym napisa�, tylko nie rozwin�� tematu. Waszych idea��w � kariery, pieni�dzy, zaszczyt�w � wielu z nas nie ceni ani troch�. Nie to nam si� teraz marzy. Jak pan my�li, czy bez powodu pisze si� o epidemii samob�jstw? Najlepsi spo�r�d wykszta�conej m�odzie�y odchodz�, dusz�c si� z braku tlenu duchowego, a wy, ojcowie spo�ecze�stwa, nie wyci�gacie z tego dla siebie �adnych wniosk�w! Wygl�da�o na to, �e ca�a owa oskar�ycielska pasja godzi�a w Ksawierija Fieofi�aktowicza, bo �adnych innych �ojc�w spo�ecze�stwa� w pobli�u nie by�o, Gruszyn jednak ani troch� si� nie obrazi�, a nawet z wyra�nym zadowoleniem pokiwa� g�ow�. � A propos. � Odchrz�kn�� z wyra�n� kpin�, nie odrywaj�c oczu od raportu. � Co� o braku tlenu duchowego: �Na ulicy Czichaczowskiej, w rewirze trzecim dzielnicy Mieszcza�skiej, o dziesi�tej rano znaleziono zw�oki powieszonego szewca Iwana Bu�dygina, lat dwadzie�cia siedem. Z zezna� str�a Piotra Silina wynika, �e przyczyn� samob�jstwa by� brak �rodk�w na napoje wyskokowe�. Tak to w�a�nie najlepsi z nas odejd�. Zostaniemy tylko my, starzy durnie. � Pan si� �mieje � rzek� z gorycz� Erast Pietrowicz. A w Petersburgu i w Warszawie ka�dego dnia studenci, kursistki, a nawet gimnazi�ci, truj� si�, strzelaj�, topi�. Pana to �mieszy... Jeszcze pan po�a�uje, Ksawieriju Fieofi�aktowiczu, ale wtedy b�dzie za p�no � pomy�la� m�ciwie Fandorin, chocia� my�l o samob�jstwie nigdy dot�d nie przysz�a mu do g�owy; na to m�odzieniec mia� zbyt �ywy charakter. Zapad�a cisza: wyobrazi� sobie skromn� mogi�k�, poza cerkiewnym ogrodzeniem i bez krzy�a, a Gruszyn to wodzi� palcem po linijkach, to zaczyna� szele�ci� kartkami. � W samej rzeczy to jaka� bzdura � zaburcza�. � Co oni wszyscy, powariowali? Prosz�, dwa doniesienia, jedno z rewiru trzeciego dzielnicy Miasnickiej, na stronie �smej, drugie z rewiru pierwszego dzielnicy Rogoskiej, strona dziewi�ta. A wi�c: �O godzinie 12 minut 35 naczelnik cyrku�u Fiedoruk uda� si� na uliczk� Podko�okoln� do domu Moskiewskiego Towarzystwa Ogniowego na ��danie ka�uskiej obywatelki ziemskiej, Awdotii Filip�wny Spicyn {tymczasowo zamieszkuj�cej w Hotelu Bojarskim). Jak zezna�a pani Spicyn, w jej obecno�ci, obok wej�cia do ksi�garni, pewien przyzwoicie ubrany osobnik, lat z wygl�du oko�o dwudziestu pi�ciu, podj�� pr�b� samob�jcz� � przy�o�y� do g�owy pistolet, ale ten widocznie nie wypali�, a niedosz�y samob�jca si� ukry�. Pani Spicyn za��da�a, �eby policja odszuka�a m�odego cz�owieka i przekaza�a go w�adzom duchownym w celu odbycia pokuty ko�cielnej. Poszukiwa� nie wszcz�to z braku zaistnienia przest�pstwa�. � Widzi pan, a co ja m�wi�em?! � zawo�a� triumfalnie Erast Pietrowicz, czuj�c si� pomszczonym w zupe�no�ci. � Czekaj�e, m�odzie�cze, to jeszcze nie wszystko � osadzi� go prystaw. � Niech pan s�ucha dalej. Strona dziewi�ta: �Melduje st�jkowy Siemionow... To z Rogoskiej... O godzinie jedenastej wezwa� go mieszczanin Niko�aj Kukin, subiekt sklepu kolonialnego �Brykin i Synowie�, znajduj�cego si� naprzeciw Ma�ego Mostu Jauskiego. Jak opowiada Kukin, kilka minut przedtem na kamienny s�up mostu wdrapa� si� jaki� student, przystawi� do g�owy pistolet, przejawiaj�c wyra�ny zamiar samob�jczy. Kukin us�ysza� metaliczne szcz�kni�cie, ale wystrza�u nie by�o. Nast�pnie student zeskoczy� na jezdni� i szybko odszed� w kierunku ulicy Jauskiej. Innych �wiadk�w nie znaleziono. Kukin stara si� o utworzenie na mo�cie posterunku policyjnego, poniewa� w roku ubieg�ym utopi�a si� tam ju� panna lekkich obyczaj�w, wskutek czego handel ponosi straty�. � Nic nie rozumiem. � Fandorin roz�o�y� r�ce. � C� to znowu za rytua�? Czy to przypadkiem nie tajny zwi�zek samob�jc�w? � Jaki tam zwi�zek � rzek� powoli Ksawierij Fieofi�aktowicz, po czym zacz�� m�wi� coraz szybciej, stopniowo si� o�ywiaj�c. � �aden zwi�zek, m�j panie. Wszystko jest o wiele prostsze. Teraz wiemy nawet, jak by�o z tym b�benkiem, a wcze�niej jako� nie mogli�my na to wpa��! To nabroi� jeden i ten sam cz�owiek, nasz student Kokorin. Niech no pan tu spojrzy. � Wsta� i szybkim krokiem podszed� do planu Moskwy wisz�cego na �cianie obok drzwi. � To jest Ma�y Most na Jauzie. St�d wyruszy� ulic� Jausk�, po�azi� z godzin� i znalaz� si� na Podko�okolnej, w pobli�u towarzystwa ubezpieczeniowego. Nastraszy� pani� Spicyn i poszed� dalej, w stron� Kremla. A o trzeciej dotar� do parku Aleksandrowskiego, gdzie jego w�dr�wka zako�czy�a si� w znany panu spos�b. � Ale po co? I co to wszystko znaczy? � Erast Pietrowicz wpatrywa� si� w map�. � Co znaczy, tego rozstrzyga� nie musz�. Ale mog� si� domy�la�, jak to wygl�da�o. Z naszego studenta lepszy go��, z�oty m�odzieniec, zamierzy� sobie, �e powie wszystkim adieu. Ale przed �mierci� chcia� sobie jeszcze podra�ni� nerwy. Czyta�em gdzie�, �e nazywa si� to �ameryka�sk� ruletk��. Wymy�lili j� w Ameryce, w kopalniach z�ota. K�adzie si� do b�benka jeden nab�j, kr�ci � i bach! Jak masz, bratku, szcz�cie, to rozbijasz bank, a jak nie � wieczny odpoczynek. No wi�c wybra� si� nasz student na w�dr�wk� po Moskwie, �eby kusi� los. Ca�kiem mo�liwe, �e strzela� do siebie nie trzy razy, ale wi�cej, po prostu nie ka�dy �wiadek wezwie policj�. Czujno�� okazali tylko ta obszarniczka, zbawicielka dusz, oraz Kukin, maj�cy na wzgl�dzie w�asny interes, a ile pr�b w sumie podj�� Kokorin � B�g jeden wie. Mo�e powiedzia� sobie: tyle a tyle razy poigram ze �mierci�. Je�li prze�yj� � na tym koniec. To ju� zreszt� moje fantazje. W parku Aleksandrowskim nie mieli�my do czynienia z �adnym pechem, po prostu oko�o trzeciej student wyczerpa� sw�j zapas szcz�cia. � Prawdziwy z pana talent analityczny, Ksawieriju Fieofi�aktowiczu � zachwyci� si� szczerze Fandorin. � Widz� to wszystko tak, jakbym by� naocznym �wiadkiem. Gruszynowi przyjemnie by�o us�ysze� zas�u�on� pochwa��, cho�by i od m�okosa. � Ano w�a�nie. Mo�na si� czego� nauczy� od starych durni�w � rzek� mentorskim tonem. � Gdyby pan pracowa� jako detektyw tak d�ugo jak ja, i to nie w dzisiejszych o�wieconych czasach, ale za cara Miko�aja! Wtedy nie rozr�niano, co �ledcze, a co nie�ledcze, zreszt� nie by�o jeszcze w Moskwie naszego Urz�du czy cho�by wydzia�u �ledczego. Dzisiaj szuka cz�owiek zab�jc�w, jutro stoi na jarmarku, �eby gawied� poczu�a respekt przed w�adz�, pojutrze po karczmach goni za tymi, co nie maj� papier�w. Za to zyskuje dar obserwacji, znajomo�� ludzi, no i sk�ra na nim twardnieje, a bez tego w naszym policyjnym fachu ani rusz. � Prystaw zrobi� na koniec aluzj� i nagle zauwa�y�, �e kancelista bodaj wcale go nie s�ucha, gn�biony jak�� my�l�, niezbyt wida� pasuj�c� do ca�o�ci. � No, co tam ma pan jeszcze? Prosz� m�wi�. � Tak, jednego tylko nie mog� zrozumie�... � Fandorin nerwowo rusza� pi�knymi jak p�ksi�yce brwiami. � �w Kukin powiada, �e na mo�cie by� student... � No, student, a kt� by inny? � Ale sk�d Kukin m�g� wiedzie�, �e Kokorin jest studentem? By� w surducie i kapeluszu, w parku A�eksandrowskim nikt go nie wzi�� za studenta... Tam w protoko�ach ci�gle tylko �m�ody cz�owiek� i ��w jegomo��. Zagadka! � Panu same zagadki w g�owie. � Gruszyn machn�� r�k�. G�upi jest pa�ski Kukin, ot i ca�a zagadka! Widzi, �e panicz m�ody, w cywilu, no wi�c pomy�la� sobie, �e to student. A mo�e oko ma wyrobione i rozpozna� w nim studenta? Przecie� jako subiekt od rana do nocy ma do czynienia z klientami. � Kukin takiego klienta w �yciu w swoim sklepiku nie ogl�da� � zauwa�y� rozs�dnie Erast Pietrowicz. � To co z tego? � A to, �e nie�le by�oby wypyta� dok�adniej obywatelk� ziemsk� Spicyn i subiekta Kukina. Panu, Ksawieriju Fieofi�aktowiczu, nie wypada oczywi�cie zajmowa� si� takimi g�upstwami, lecz je�li pan pozwoli, to ja sam... � Erast Pietrowicz a� podni�s� si� z krzes�a, tak bardzo chcia�, �eby Gruszyn pozwoli�. Ksawierij Fieofi�aktowicz zamierza� okaza� surowo��, ale si� rozmy�li�. Niech ch�opaczyna posmakuje prawdziwej roboty, nauczy si� rozmawia� ze �wiadkami. Mo�e i b�dzie z niego pociecha. Powa�nym tonem rzek� zatem: � Nie zabraniam. � Uprzedzaj�c za� radosny okrzyk, kt�ry ju� mia� si� wyrwa� z ust rejestratora kolegialnego, doda�: � Ale najpierw trzeba doko�czy� raport dla jego ekscelencji. I wiesz co, kochaneczku? Jest ju� czwarta. P�jd� chyba do domu. A pan mi jutro opowie, jak subiekt wpad� na to, �e Kokorin by� studentem. Rozdzia� trzeci, w kt�rym pojawia si� �karbaty student� Od Miasnickiej, gdzie znajdowa� si� Urz�d �ledczy, do Hotelu Bojarskiego, w kt�rym zgodnie z raportem �tymczasowo zamieszkiwa�a� ziemianka Spicyn, by�o dwadzie�cia minut drogi, tote� Fandorin, cho� mu spieszno by�o, postanowi� przej�� si� piechot�. Dr�czyciel �Lord Byron�, niemi�osiernie �ciskaj�cy boki kancelisty, uczyni� w jego bud�ecie tak istotny wy�om, �e wydatek na fiakra m�g�by w decyduj�cy spos�b odbi� si� na dziennej racji �ywno�ciowej. Poch�aniaj�c piero�ek z jesiotrem, kupiony na rogu Gusiatnikowskiej (musimy pami�ta�, �e w detektywistycznym ferworze Erast Pietrowicz nie zjad� obiadu), m�odzieniec �wawo kroczy� bulwarem Czistoprudnym, gdzie wiekowe staruszki w salopach i czepcach sypa�y okruchy t�ustym, nachalnym go��biom. Po brukowanej jezdni toczy�y si� z �oskotem wolanty i faetony, �e za� by�y du�o szybsze, w my�lach Fandorina pojawi� si� ton urazy. Bo te� istotnie, co to za detektyw bez kolaski? Dobrze, �e �Bojarski� jest na Pokrowce, ale przecie� stamt�d nad Jauz�, do subiekta Kukina, zostanie jeszcze p� godziny jak nic. W tej sprawie op�nienie r�wna si� �mierci � dr�czy� si� Erast Pietrowicz (powiedzmy szczerze, troch� przesadza�) � a tu pan prystaw po�a�owa� pi�tnastu rz�dowych kopiejek. Sam za to ka�dego miesi�ca pobiera z kasy osiemdziesi�t rubelians�w na doro�karza. Macie te przywileje zwierzchno�ci: jednego osobisty doro�karz odwozi do domu, a drugi pieszo dra�uje w s�u�bowej sprawie. Ale z lewej, zza dachu kawiarni Soucheta, ju� wy�oni�a si� dzwonnica cerkwi Troickiej, obok kt�rej znajdowa� si� hotel. Czuj�c zatem przedsmak donios�ych odkry�, Fandorin przyspieszy� kroku. * * * P� godziny p�niej, ponury i przygaszony, wl�k� si� wzd�u� bulwaru Pokrowskiego, gdzie go��bie by�y tak samo spasione i bezczelne jak na Czistoprudnym, tyle �e karmi�y je ju� nie szlachcianki, ale kupcowe. Rozmowa ze �wiadkiem niewiele przynios�a dobrego. Erast Pietrowicz z�apa� obywatelk� ziemsk� w ostatniej chwili, ju� bowiem zamierza�a wsi��� do zawalonego kuframi i pakunkami powozu i wyruszy� z powrotem do guberni ka�uskiej. Dla oszcz�dno�ci pani Spicyn podr�owa�a nie kolej�, tylko po staremu, w�asnymi ko�mi. Fandorin mia� wi�c szcz�cie, bo gdyby tak obszarniczka spieszy�a si� na dworzec, �adnego przes�uchania by nie by�o. Ale sens rozmowy z �yczliw� niewiast� sprowadza� si� do jednego: Ksawierij Fieofi�aktowicz mia� racj�, pani Spicyn widzia�a w�a�nie Kokorina � wymieni�a i surdut, i okr�g�y kapelusz, a nawet lakierki z guzikami, pomini�te w zeznaniach �wiadk�w z parku Aleksandrowskiego. Ca�� nadziej� pozostawa� teraz Kukin, co do kt�rego Gruszyn najpewniej te� si� nie myli�. Subiekcina paln��, co mu �lina na j�zyk przynios�a, a teraz go� przez niego, cz�owieku, po ca�ej Moskwie, �eby potem prystaw mia� si� z czego po�mia�. Oszklone drzwi sklepu kolonialnego �Brykin i Synowie�, z wyobra�eniem g�owy cukru, wychodzi�y wprost na nabrze�e, sk�d most widoczny by� jak na d�oni. Fandorin zauwa�y� to od razu, Zauwa�y� i to, �e okna sklepiku pootwierano, �eby zrobi� przewiew, z czego wynika�o, �e Kukin m�g� us�ysze� �metaliczne szcz�kni�cie� � przecie� do najbli�szego granitowego filaru by�o nie wi�cej ni� pi�tna�cie krok�w. Przez drzwi wyjrza� zaintrygowany czterdziestoletni m�czyzna w czerwonej koszuli, czarnej sukiennej kamizelce, pluszowych spodniach i rozszerzanych u g�ry butach. � Wasza wielmo�no�� czego� potrzebuje? � spyta�. � Pewnikiem pan zab��dzi�? � Kukin? � spyta� surowo Erast Pietrowicz, nie spodziewaj�c si� wiele po wyja�nieniach, kt�re teraz mia�y nast�pi�. � Tak jest, wasza wielmo�no��. � Subiekt nabra� czujno�ci, �ci�gn�� krzaczaste brwi, ale od razu si� po�apa�. � Pan pewnie z policji. Dzi�ki najpokorniejsze. Nie my�la�em, �e tak pr�dko panowie si� mn� zajm�. Pan rewirowy powiedzia�, �e w�adza rozpatrzy, alem sobie nie my�la�, sk�d�e znowu! A c� my tak na progu! Prosz� do sklepu. Jak�e jestem rad, jak�e rad! Uk�oni� si� w pas, uchyli� drzwi i jeszcze r�k� zrobi� zapraszaj�cy gest: �wasza wielmo�no�� pozwoli�, lecz Fandorin nie ruszy� si� z miejsca. Pouczaj�cym tonem rzeki: � S�uchajcie, Kukin, nie przychodz� z cyrku�u, tylko z policji �ledczej. Mam nakaz odszukania stu... tego cz�owieka, o kt�rym donosili�cie naczelnikowi. � Stubenta, znaczy si�? � podpowiedzia� us�u�nie subiekt. Jak�e, �wietniem go zapami�ta�! Strach nawet wspomina�, Bo�e �wi�ty! Jakem zobaczy�, �e na s�up wylaz� i luf� do g�owy przytkn��, tom zamar�: no, my�l�, to ju� koniec, b�dzie znowu jak zesz�ego roku, wo�ami do sklepu nikogo si� nie zaci�gnie. Tylko w czyme�my im zawinili? C� to, most miodem smarujemy, �eby tu si� przychodzili topi�? A id�cie, ludzie, nad rzek� Moskw�, tam i g��bizna wi�ksza, i most wy�szy, a i... � Dosy�, Kukin � przerwa� mu Erast Pietrowicz. � Lepiej popiszcie mi tego studenta. Jak by� ubrany, jak wygl�da� i sk�d w og�le przysz�o wam do g�owy, �e to student. � A to� to by� w�a�nie stubent, wasza wielmo�no��, kt� by. � Subiekt sprawia� wra�enie zdziwionego. � I mundur, i guziki, i szkie�ka na nosie. � Jak to mundur? � omal nie krzykn�� Fandorin. � To on by� w mundurze? � A jak�eby inaczej? � Kukin popatrzy� z politowaniem na t�pego urz�dnika. � Bez tego jak bym wymiarkowa�, czy student, czy nie. C� to ja, nie odr�ni� po mundurze stubenta od skryby? Na t� s�uszn� uwag� Erast Pietrowicz nie znalaz� odpowiedzi, wyci�gn�� wi�c z kieszeni por�czny notesik z o��wkiem, �eby zapisywa� zeznania. Kupi� go przed rozpocz�ciem pracy w Urz�dzie, trzy tygodnie nosi� bez po�ytku i dopiero dzisiaj notesik mu si� przyda� � Fandorin zapisa� w nim maczkiem ju� kilka stron. � Opowiedzcie, jak ten cz�owiek wygl�da�. � Cz�owiek jak cz�owiek. Nic specjalnego, na twarzy troszeczku pryszczaty. Szkie�ka znowu�... � Jakie szkie�ka? Okulary czy pince-nez? � Takie na tasiemce. � Pince-nez. � Fandorin skroba� o��wkiem. � Jeszcze jakie� znaki szczeg�lne? � Mocno si� garbi�. Barki ma�o co nie wy�sze ni� g�owa... No, stubent jak stubent, to� m�wi�... Kukin z niedowierzaniem patrzy� na skryb�, kt�ry zamilk� na d�ugo � mru�y� oczy, porusza� ustami, szele�ci� ma�ym zeszycikiem. Najwyra�niej nad czym� rozmy�la�. �Mundur, pryszczaty, pince-nez, mocno garbaty� � widnia�o w notesie. No, �e troch� pryszczaty, to drobiazg. O pince-nez w opisie rzeczy Kokorina nie by�o ani s�owa. Upu�ci� na ziemi�? Mo�liwe. �wiadkowie nic nie m�wi� o pince-nez, ale te� nie wypytywano ich specjalnie o powierzchowno�� samob�jcy, bo i po co? Garbaty? Hmm. W �Moskowskich Wiedomostiach�, o ile pami�tam, opisany jest �postawny m�odzian�, ale reporter nie by� �wiadkiem wydarzenia, nie widzia� Kokorina, m�g� wi�c t� �postawno�� zmy�li� dla efektu. Pozostaje mundur studencki � temu ju� nie da si� zaprzeczy�. Je�li na mo�cie by� Kokorin, to trzeba przyj��, �e mi�dzy jedenast� a wp� do pierwszej przebra� si�, nie wiedzie� czemu, w surdut. I ciekawe gdzie? Od Jauzy na Osto�enk� i z powrotem do Moskiewskiego Towarzystwa Ogniowego droga daleka, w p� godziny si� jej nie przeb�dzie. Fandorin, kt�rego nagle zacz�o �ciska� w do�ku, zrozumia� zatem, �e ma jedno jedyne wyj�cie: wzi�� subiekta Kukina za kark, zawie�� do rewiru na Mochow�, gdzie w kostnicy ci�gle jeszcze le�y ob�o�one lodem cia�o samob�jcy, i przeprowadzi� rozpoznanie. Erast Pietrowicz wyobrazi� sobie rozwalon� czaszk� ze strupem krwi pomieszanej z m�zgiem i oczywi�cie przypomnia� sobie zamordowan� kupcow� Krupnow, kt�ra do tej pory zwidywa�a mu si� w koszmarnych snach. Nie, jecha� do �ch�odni� zdecydowanie nie mia� ochoty. Ale mi�dzy studentem z Ma�ego Mostu Jauskiego a samob�jc� z parku Aleksandr�wskiego istnia� zwi�zek, kt�ry niezawodnie nale�a�o wyja�ni�. Kto mo�e powiedzie�, czy Kokorin by� pryszczaty, mia� garb i nosi� pince-nez? Po pierwsze, obywatelka ziemska Spicyn, ale ta ju� z pewno�ci� doje�d�a do rogatki ka�uskiej. Po drugie, kamerdyner nieboszczyka, jak mu tam by�o? Niewa�ne, �ledczy tak czy owak wyrzuci� go z mieszkania i teraz szukaj wiatru w polu. Pozostaj� �wiadkowie z parku Aleksandrowskiego, a przede wszystkim panie, z kt�rymi Kokorin rozmawia� w ostatniej minucie �ycia � te ju� z ca�� pewno�ci� obejrza�y go szczeg�owo. W notesiku zapisa� sobie: �C�r. rzecz.t.rd. Jeliz. Aleksandr-na von Evert-Ko�okolcew, 1.17, panna Emma Gottlieb�wna Pfuhl, 1.48, ul. Ma�a Nikicka, dom. w�.�. A jednak nie mog�o si� obej�� bez wydatku na fiakra. * * * Dzie� by� d�ugi. Rze�kie majowe s�o�ce, wcale niezm�czone o�wietlaniem pierwszej z rosyjskich stolic, niech�tnie spe�za�o z linii dach�w, kiedy Erast Pietrowicz, po zjedzeniu obiadu i pozbyciu si� pary dwudziestokopiejkowych monet, wysiad� przed eleganck� will� z doryckimi kolumnami, sztukateri� na fasadzie i marmurowym wej�ciem. Fiakier, widz�c, �e pasa�er zatrzyma� si� niepewnie, powiedzia�: � Ano, to w�a�nie dom genera�a2, jak�eby inaczej! To� nie pierwszy rok po Moskwie je�d��. A jak mnie nie wpuszcz�? Obawa przed mo�liwym poni�eniem zmrozi�a serce Erasta Pietrowicza. Wzi�� b�yszcz�cy spi�owy m�otek i zastuka� dwa razy. Masywne drzwi z lwimi paszczami z br�zu niezw�ocznie si� otwar�y, wyjrza� z nich szwajcar w bogatej liberii ze z�otymi galonami. � Do pana barona? Z urz�du? � spyta� rzeczowo. � Zameldowa� czy tylko jaki list przekaza�? Niech pan wejdzie. W przestronnym przedpokoju, jasno o�wietlonym przez �yrandol i palniki gazowe, przybysz ca�kiem straci� re