6382

Szczegóły
Tytuł 6382
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

6382 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 6382 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

6382 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Steven Erikson Krwawy trop Pierwsza z opowie�ci o Bauchelainie i Koralu Broachu Prze�o�y�: Micha� Jakuszewski Wydanie oryginalne: 2003 Wydanie polskie: 2004 Wst�p Gdy mia�em kilkana�cie lat, raczej nie zdawa�em sobie sprawy z istnienia czego� takiego jak podtekst w powie�ciach i opowiadaniach, jakie poch�ania�em �ar�ocznie w czasie, kt�ry powinienem przeznaczy� na nauk�. Z pewno�ci� te� przypominam sobie bardzo niewiele z wi�kszo�ci szkolnych lektur (wyj�tkami s� W�adca much, Folwark zwierz�cy i Nowy wspania�y �wiat), a zw�aszcza dyskusji o nich, do czego zmuszali nas nauczyciele. W gruncie rzeczy, gdy cofam si� my�l� do tamtych czas�w, w�tpi�, by m�j m�zg funkcjonowa� w�wczas nader intensywnie. Krytyczna my�l wydawa�a mi si� czym� obcym i onie�mielaj�cym, a jedynym, co pracowa�o w moim umy�le na pe�nych obrotach, by�a wyobra�nia. Przypuszczam, �e ta w�a�nie charakterystyczna cecha m�odo�ci le�y u podstaw wszelkiej nostalgii. W ko�cu dziecinny zachwyt oznacza brak sceptycyzmu i dlatego �wiat wolny od niepewno�ci jest atrakcj� zar�wno dla romantycznych idealist�w, jak i spragnionych ucieczki od rzeczywisto�ci. Tym, co wspomina si� z �ezk� � albo z gorzkim �alem � jest z�udzenie prostoty. Dla mnie epoka bezkrytycznego zachwytu trwa�a do wieku kilkunastu lat �ycia, cho� w dzisiejszych czasach wygl�da na to, �e dzieci wypalaj� si� i wyrastaj� z niej, gdy maj� dziewi��, dziesi�� lat. Nadal nie wiem, czy to �le, czy te� jest to dla nich jedyne wyj�cie. Tak czy inaczej, w�tpi�, by w wykazie pisarzy, kt�rych ksi��ki czyta�em, by�o co�, co mo�na by uzna� za wyj�tkowe. Teraz �atwo mi jest prze�ledzi� narastaj�c� komplikacj� moich lektur, w miar� jak z up�ywem lat narasta�o we mnie pragnienie literackiego wyrafinowania. Je�li chodzi o literatur� fantasy, moja w�dr�wka rozpocz�a si� od E.R. Burroughsa (kt�rego pozna�em w wydaniach Ace Books, ze wspania�ymi ok�adkami Franka Frazetty) i poprzez R.E. Howarda (znowu ok�adki Frazetty) doprowadzi�a mnie do Karla Edwarda Wagnera oraz Fritza Leibera. Mo�na tu zaobserwowa� pewne oczywiste trendy � coraz wi�ksze upodobanie do dark fantasy; bardzo realne prawdopodobie�stwo, �e kupowa�em ksi��ki, kieruj�c si� nazwiskami autor�w ich ok�adek; uderzaj�ca nieobecno�� W�adcy pier�cieni na tej li�cie; a tak�e, jak s�dz�, oznaki polepszania si� gustu. Bez wzgl�du na to wszystko (i by wr�ci� z op�nieniem do punktu, od kt�rego zacz��em), nie pami�tam, bym zdawa� sobie spraw� z wywrotowego �adunku ukrytego w dzie�ach tych ostatnich pisarzy, a zw�aszcza opowiadaniach Fritza Leibera opiewaj�cych przygody dw�ch niezwyk�ych bohater�w. Nie docenia�em te� w pe�ni okrutnego humoru zawartego w tych opowiadaniach. Szczerze m�wi�c, nie potrafi�em go doceni� przez d�ugie lata. M�g�bym prze�ledzi� podobny post�p w moich lekturach, gdy chodzi o science fiction, gdzie punktem szczytowym mojej drogi byli zapewne P.K. Dick i Roger Zelazny. Tak czy inaczej, w owych latach nigdy nie przychodzi�a mi do g�owy my�l o zabawie tropami charakterystycznymi dla gatunk�w literackich. Czyta�em dla rozrywki i owi wspaniali pisarze dostarczali mi jej bardzo wiele. Przej�cie od roli czytelnika do roli pisarza wi��e si� z czym� w rodzaju kapitulacji, poniewa� przyjemno�� p�yn�ca z czytania s�abnie, gdy cz�owiek zaczyna dostrzega� techniczne niedoskona�o�ci, niekiedy pokraczny szkielet struktury, oklepane bana�y i powtarzaj�ce si� regularno�ci w budowie zda�. W dzisiejszych czasach czytanie Burroughsa przychodzi mi z trudno�ci� i, szczerze m�wi�c, �a�uj� tego. Od czasu do czasu jednak zdarza mi si� ponownie odwiedzi� jakiego� pisarza i czuj� si� wtedy tak, jakbym czyta� go po raz pierwszy: oczy otwieraj� mi si� nagle na subtelne (a czasami nie takie znowu subtelne) gry, jakim oddaje si� sprytny autor. Bynajmniej nie czuj� si� w�wczas rozczarowany. Mi�e wspomnienia sprzed lat ��cz� si� ze wsp�czesn� �wiadomo�ci� ukrytych intencji, zamiast pozostawa� w konflikcie, i cichy, podst�pny szept, kt�ry rozlega si� pod czaszk�, ostrzegaj�c mnie przed ryzykiem powrotu do tego, co kiedy� kocha�em, milknie. Nie jestem rozczarowany, ale daj� si� porwa�. Przyjemno�� czytania jest r�wnie wielka, cho� z odmiennych powod�w. Wi�kszo�� pisarzy, �wiadomie b�d� nie, sk�ada sw� tw�rczo�ci� ho�d autorom, na kt�rych si� wychowali. Wszyscy pr�bujemy ponownie odnale�� zachwyt, jaki czuli�my w dzieci�stwie, i ofiarowa� go z kolei nowym odbiorcom. Odbiorcom, kt�rzy zapewne nie czytali Burroughsa, Howarda, Wagnera czy Leibera. Cz�sto �w ho�d r�wnie� ma wywrotowy charakter. Autor uchyla kapelusza, lecz jednocze�nie mruga znacz�co, a potem wywraca na nice ca�y schemat opowie�ci. Prawdziwy ho�d nie jest zwyk�ym na�ladownictwem. Celem nie jest proste skinienie g�ow� mistrza lub jego ducha. Nie, chodzi o to, �eby ten mistrz (albo jego duch) a� si� wyprostowa� z wra�enia. To, rzecz jasna, ambitny zamiar, ale na tym w�a�nie polega prawdziwy ho�d. �Krwawy trop� jest pierwsz� z opowie�ci m�wi�cych o mniej lub bardziej incydentalnych przygodach trzech postaci: lokaja, jego pana oraz towarzysza jego pana. Samo w sobie brzmi to ca�kiem zwyczajnie i na pierwszy rzut oka mog�oby si� wydawa� niez�ym sposobem na przedstawienie trzech niech�tnych bohater�w, kt�rzy prze�ywaj� epizodyczne spotkania z si�ami z�a, zwyci�aj� w starciach z nimi i ruszaj� w dalsz� drog�. Co� takiego mog�oby spowodowa�, �e duch Leibera skin��by g�ow� raz albo dwa. To jednak za ma�o. To zdecydowanie niewystarczaj�cy ho�d. Ostatecznie opowiadania Leibera s� znakomite. By�y dla mnie inspiracj� i nadal ni� pozostaj�. Dlatego postanowi�em postawi� ca�y schemat na g�owie. Z�o�y�em mu ho�d. Mam nadziej�, �e gdzie� tam jego duch wyprostuje si� z wra�enia. To by mnie ucieszy�o. Steven Erikson KRWAWY TROP Nad ca�ym Sm�tnym Miastem Laluni� s�ycha� by�o bicie w dzwony. Ich d�wi�k wype�nia� w�skie, kr�te zau�ki, uderzaj�c we wstaj�cych o �wicie, kt�rzy po�piesznie rozk�adali swe towary na rondach handlowych. Dzwony hucza�y, a ich d�wi�k toczy� si� po brudnych brukowcach ku nabrze�om i szarym falom burzliwej zatoki. Ton �elaza pobrzmiewa� przenikliw� nut� histerii. Echa owego przera�aj�cego, niemilkn�cego d�wi�ku si�ga�y do g��bi krytych �upkow� dach�wk� kurhan�w, kt�rym wszystkie dzielnice Laluni zawdzi�cza�y swe wybrzuszone ulice, pochy�e domy i ciasne zau�ki. Kopce te by�y starsze ni� samo Sm�tne Miasto i wszystkie dawno ju� dok�adnie przetrz��ni�to w bezowocnym poszukiwaniu �up�w. Przypomina�y strupy, dzioby pozosta�e po jakiej� staro�ytnej zarazie. Odg�os dzwon�w przenika� a� do rozsypanych, po�amanych ko�ci, pochowanych w wydr��onych k�odach wraz ze zbutwia�ymi futrami, kamiennymi narz�dziami i broni�, paciorkami oraz bi�uteri� z ko�ci b�d� muszelek, skulonymi szkieletami my�liwskich ps�w, a tu i �wdzie r�wnie� ko�mi, kt�rych g�owy uci�to i u�o�ono u st�p ich pan�w. Wszystkie te czaszki mia�y mi�dzy lewym okiem a uchem dziur� po gwo�dziu. Echa nios�y si� po�r�d umar�ych, budz�c cienie z wielusetletniej drzemki. Kilka z owych przera�aj�cych duch�w ockn�o si� w odpowiedzi na zew i wy�oni�o spod �upku, ziemi i ceramicznych skorup w poprzedzaj�cym nadej�cie �witu mroku, czuj�c wo�... kogo�, czego�. Potem wr�ci�y do swych mrocznych domostw, a dla tych, kt�rzy je widzieli, dla tych, kt�rzy wiedzieli cokolwiek o tego rodzaju istotach, ich odej�cie przypomina�o raczej ucieczk�. Na Rondzie �wi�tynnym, w miar� jak s�o�ce wznosi�o si� coraz wy�ej nad po�o�onymi w g��bi l�du wzg�rzami, studnie, fontanny i kamienne misy wype�nia�y si� nadmiarem monet. Na �o�u z miedzi l�ni�o gdzieniegdzie srebro i z�oto. Pod otoczonymi wysokimi murami sanktuariami Po�ogi gromadzi�y si� t�umy � pe�ne ulgi i bezpieczne w blasku wilgotnego poranka � raduj�ce si� z odej�cia nag�ej �mierci i dzi�kuj�ce �pi�cej Bogini za to, �e nadal si� nie budzi�a. Widziano te� wielu lokaj�w wychodz�cych boczn� furtk� ze �wi�tyni Kaptura. To bogacze pr�bowali przekupi� Pana �mierci, licz�c na to, �e obudz� si� nast�pnego dnia, ukojeni na duchu, w swych mi�kkich �o�ach. To dla mnich�w Kr�lowej Sn�w miniona noc by�a powodem do �a�oby ze wzgl�du na sw�j brz�cz�cy tren �elaza, naznaczon� bliznami nocn� twarz cywilizacji. Owa twarz mia�a bowiem imi�, a brzmia�o ono Morderstwo. Dlatego dzwony nie milk�y, a na port Laluni opada� ca�un z�owr�bnego d�wi�ku � zimnego, twardego d�wi�ku, przed kt�rym nie by�o ucieczki... ...podczas gdy w zau�ku za niewielk� rezydencj� przy Niskiej Drodze Kupieckiej, wr�bita pos�uguj�cy si� Tali� Smok�w ha�a�liwie uwalnia� si� od swego �niadania z�o�onego z owoc�w granatu, chleba, suszonych �liwek oraz rozcie�czonego wina, otoczony pier�cieniem ps�w, kt�re cierpliwie czeka�y na swoj� kolej. Drzwi zamkn�y si� z hukiem za Emanciporem Reese�em, wstrz�saj�c lichym zatrzaskiem, po czym znowu zwis�y na wytartych, sk�rzanych zawiasach. M�czyzna wpatrzy� si� w w�ski, cuchn�cy st�chlizn� korytarz, kt�ry mia� przed sob�. Ulokowan� na wysoko�ci pasa wn�k� po jego prawej stronie o�wietla�a pojedyncza �ojowa �wieczka. W jej blasku wida� by�o plamy wilgoci, sp�kany tynk oraz male�ki kamienny o�tarzyk Siostry Soliel, pokryty zwi�d�ymi g��wkami kwiat�w. Na tylnej �cianie, sze�� krok�w od miejsca, w kt�rym sta�, korytarz otwiera� si� na obie strony. Wisia� tam pot�ny pa�asz z czarnego �elaza o poprzecznym jelcu i ga�ce z br�zu. Zapewne rdza po��czy�a go ju� w jedn� ca�o�� ze spatynowan� pochw�. Gdy Emancipor patrzy� na bro� swej m�odo�ci, jego poorana bruzdami, ogorza�a od s�o�ca twarz wyra�a�a przygn�bienie, zw�aszcza wok� oczu. Czu� ka�de z sze�ciu, mo�e siedmiu dziesi�cioleci swego �ycia. Jego �ona uciszy�a si� w kuchni, zaj�ta podgrzewaniem mokrego piasku. Garnek po porannej owsiance oraz talerze stoj�ce obok niego na drewnianej ladzie nadal czeka�y na wyszorowanie. Widzia� j� oczyma wyobra�ni: grub�, nieruchom� niewiast�, oddychaj�c� coraz p�ycej i coraz bardziej nerwowo. � To ty, Mancy? Zawaha� si�. M�g� to zrobi�. Cofn�� si�, wyj�� na ulic�. Zna� si� na sondowaniu i umia� wi�za� w�z�y. Wszystkie rodzaje w�z��w. Niestraszny mu by� ko�ysz�cy si� pok�ad. M�g� opu�ci� to cholerne, zawszone miasto, porzuci� t� kobiet� i wrzeszcz�ce, mizdrz�ce si� bachory, kt�re sp�odzili. M�g�... uciec. � Tak, kochanie � odpar� z westchnieniem. � Czemu nie jeste� w pracy? � zapyta�a bardziej piskliwym g�osem. Zaczerpn�� g��boko tchu. � Zosta�em... � przerwa�, a potem doko�czy�, wypowiadaj�c drugie s�owo g�o�no i wyra�nie: � ...bezrobotnym. � S�ucham? � Bezrobotnym. � Wyla� ci�? Wyla�? Ty g�upi, nieudolny... � Dzwony! � krzykn��. � Dzwony! Nie s�yszysz dzwon�w? W kuchni zaleg�a cisza. � Siostry zmi�ujcie si�! � us�ysza� nagle. � Ty idioto! Czemu nie idziesz szuka� pracy? Znajd� sobie now� robot�. Je�li wydaje ci si�, �e pozwol� ci si� tu obija�, podczas gdy nasze dzieci strac� mo�liwo�� nauki... Emancipor westchn��. Kochana Subly. Zawsze by�a taka praktyczna. � Ju� id�, kochanie. � Wr��, jak znajdziesz robot�. Dobr� robot�. Przysz�o�� naszych dzieci... Zatrzasn�� za sob� drzwi i wbi� wzrok w ulic�. Dzwony nadal nie milk�y. Robi�o si� coraz upalniej. W powietrzu unosi� si� fetor nieczysto�ci, gnij�cych ma��y oraz ludzkiego i zwierz�cego potu. Subly niemal�e sprzeda�a w�asn� dusz� w zamian za stary, zniszczony dom, kt�ry mia� za plecami � czy raczej za dzielnic�, w kt�rej si� znajdowa�. Zdaniem Emancipora �mierdzia�o tu tak samo, jak we wszystkich innych dzielnicach, w kt�rych wcze�niej mieszkali. Pomijaj�c by� mo�e fakt, �e rozmaito�� gnij�cych w rynsztokach warzyw by�a tu wi�ksza. �Lokalizacja, Mancy. Wszystko zale�y od lokalizacji�. Po drugiej stronie ulicy Sturge Weaver wylaz� przed sw�j sklep, by otworzy� zamek �aluzji i odsun�� je na boki. Co chwila spogl�da� znacz�co na niskie wzg�rze kurhanu wznosz�ce si� na ulicy mi�dzy ich domami. Ten ospa�y pierdziel wszystko s�ysza�. Nie szkodzi. Subly upora si� z garnkiem i talerzami w rekordowym czasie, a potem wyjdzie na ulic� i zacznie trzepa� jadaczk�, wytrzeszczaj�c oczy w poszukiwaniu wsp�czucia czy czego tam. To prawda, �e musia� znale�� now� robot� przed zmierzchem, bo inaczej ca�y szacunek, kt�ry uda�o mu si� zdoby� w ci�gu sze�ciu ostatnich miesi�cy, zniknie szybciej ni� p�omie� �wiecy podczas huraganu, wr�ci ponure przezwisko �Niefartowny Mancy�, duch dawnych czas�w pod��aj�cy za jego cieniem, i s�siedzi tacy jak Sturge Weaver znowu zaczn� czyni� znaki chroni�ce przed z�em, gdy tylko ich drogi si� skrzy�uj�. Robota. W tej chwili nie liczy�o si� nic innego. Mniejsza z tym, �e, odk�d nasta�a nowa pora roku, w mie�cie grasowa� jaki� szaleniec i co rano znajdowano straszliwie okaleczone cia�a mieszka�c�w Sm�tnej Laluni. Ich oczy nic nie wyra�a�y � o ile nadal mieli oczy � a ich cia�a... wszystkie te brakuj�ce cz�ci. Emancipor zadr�a�. Mniejsza z tym, �e pan Baltro nie b�dzie ju� nigdy potrzebowa� stangreta � pomijaj�c garstk� bladych, zgarbionych grabarzy, kt�rzy zabior� go w ostatni� podr� do katakumb, w kt�rych spoczywali jego przodkowie, na zawsze k�ad�c� kres jego rodowi. Emancipor otrz�sn�� si�. Gdyby nie makabryczny etap przej�ciowy, m�g�by niemal zazdro�ci� kupcowi tej ostatniej podr�y. Przynajmniej znalaz�bym wreszcie cisz�. Nie chodzi mi oczywi�cie o Subly, ale o dzwony. Cholerne, j�kliwe, wiecznie gderaj�ce dzwony... * * * � Znajd� mnicha na ko�cu tego sznura i skr�� mu kark. Kapral spojrza�, mrugaj�c, na sier�anta, wierc�c si� niespokojnie pod ci�arem stroju pododdzia�u pogrzebowego, na kt�ry sk�ada�a si� pier�cieniowa kolczuga z br�zu upstrzona niebieskimi plamami, garnczkowy he�m z nakarczkiem oraz ci�kie, wy�cie�ane sk�r� naramienniki. Cholera, ch�opak wr�cz p�ywa w tej przekl�tej zbroi. Nie uda�o mu si� te� zaimponowa� gapiom. Nawet nie wyjmowa� tego kr�tkiego miecza. Pochw� ma nadal zalakowan�, do Kaptura. Guld odwr�ci� si�. � Ruszaj, synu. S�ucha� odg�osu cichn�cych za jego plecami krok�w ch�opaka, obserwuj�c z ponur� min�, jak jego oddzia� stara si� otoczy� kordonem cia�o oraz stary kurhan, w kt�rym je pozostawiono, utrzymuj�c na dystans gapi�w i wa��saj�ce si� psy, a tak�e pr�buj�c kopa� go��bie i mewy. Dzi�ki ich wysi�kom to, co zosta�o z zabitego, spoczywa�o w pokoju pod kawa�kiem strzechy, kt�rym nakry� go jaki� lito�ciwy przechodzie�. Wr�bita wynurzy� si� chwiejnym krokiem z s�siedniego zau�ka. Twarz mia� popielat�. Nadworny mag kr�la nie by� cz�owiekiem mieszkaj�cym na ulicy, lecz w tej chwili na kolanach jego bia�ych pantalon�w widnia�y �lady bezpo�redniego kontaktu z brudnymi kamieniami bruku. Guld mia� niewiele szacunku dla rozpieszczonych mag�w. Byli zbyt oddaleni od ludzkich spraw, pogr��eni w ksi�gach, naiwni i dorastali za wolno. Ophan zbli�a� si� ju� do sze��dziesi�tki, ale nadal mia� twarz ma�ego brzd�ca. To oczywi�cie zas�uga alchemii. A wszystko w imi� pr�no�ci. � Stulu Ophan! � zawo�a�, spogl�daj�c w za�zawione oczy maga. � Sko�czy�e� ju� sw�j odczyt? To pytanie �wiadczy�o o braku wra�liwo�ci, ale takie w�a�nie Guld najbardziej lubi� zadawa�. P�katy mag podszed� do niego. � Sko�czy�em � potwierdzi� ochryp�ym g�osem, oblizuj�c sinawe wargi. To wymaga opanowania. Interpretacja talii chwil� po morderstwie. � I co? � To nie by� demon, Sekull ani Jhorligg. To by� cz�owiek. Sier�ant Guld skrzywi� si�, poprawiaj�c he�m w miejscu, gdzie we�niana wy�ci�ka otar�a mu czo�o do �ywego. � O tym ju� wiedzieli�my. To samo powiedzia� nam ostatni uliczny wr�bita. Za co w�a�ciwie kr�l da� ci wie�� w swojej twierdzy? Twarz Stula Ophana pomrocznia�a. � To na rozkaz kr�la tu przyszed�em � warkn��. � Jestem nadwornym magiem. Moje wr�by maj� bardziej... � zaj�kn�� si� � ...bardziej biurokratyczn� natur�. Takie krwawe morderstwo to nie moja specjalno��, prawda? Guld zas�pi� si� jeszcze bardziej. � U�ywasz talii do prowadzenia rejestr�w? To dla mnie nowo��, magu. � Nie b�d� g�upcem. Mia�em na my�li to, �e moja magia koncentruje si� na zagadnieniach administracji. Na sprawach kr�lestwa i tak dalej. � Stul Ophan rozejrza� si� wok�, garbi�c zaokr�glone plecy. Gdy wreszcie odnalaz� wzrokiem przykryte zw�oki, jego cia�o przebieg� dreszcz. � To... to s� najohydniejsze czary, uczynek szale�ca... � Chwileczk� � przerwa� mu Guld. � Zab�jca jest czarodziejem? Stul skin�� g�ow�. Usta mu dr�a�y. � Jest pot�nym nekromant� i biegle maskuje sw�j �lad. Nawet szczury nic nie widzia�y. A przynajmniej nic, co zosta�oby w ich m�zgach... Szczury. Czytanie ich my�li sta�o si� w Laluni sztuk�. ��dni �up�w czarnoksi�nicy tresuj� te cholerstwa i wpuszczaj� je do kurhan�w, gdzie spoczywaj� ko�ci ludu martwego od tak dawna, �e nawet jego nazwa nie zachowa�a si� w pami�ci miasta. Ta my�l uspokoi�a go nieco. Je�li magowie i szczury widzieli to samo, znaczy�o to, �e na �wiecie jest jednak prawda. Dzi�kujmy Kapturowi za szczuro�ap�w. Te nieustraszone skurczybyki splun�yby czarnoksi�nikowi pod nogi, nawet gdyby ta �lina by�a ostatni� kropl� wilgoci na �wiecie. � A go��bie? � zapyta� niewinnie. � Go��bie w nocy �pi� � odpar� Stul, spogl�daj�c z niesmakiem na sier�anta. � Pewnych granic nie zamierzam przekracza�. Szczury s� w porz�dku. Ale go��bie... � Pokr�ci� g�ow�, odchrz�kn�� i rozejrza� si� w poszukiwaniu spluwaczki. Rzecz jasna, nie znalaz� jej, odwr�ci� si� wi�c i splun�� na bruk. � Ponadto, w zab�jcy zrodzi�o si� upodobanie do szlachty... Guld prychn�� pogardliwie. � Nie wyci�gaj pochopnych wniosk�w, magu. To by� daleki kuzyn dalekiego kuzyna. �rednio zamo�ny kupiec tekstylny, kt�ry nie pozostawi� spadkobierc�w... � To wystarczaj�co blisko. Kr�l ��da rezultat�w. � Stul Ophan przygl�da� si� sier�antowi z wyrazem twarzy maj�cym sugerowa� wzgard�. � Tu chodzi o twoj� reputacj�, Guld. � Reputacj�? Sier�ant roze�mia� si� z gorycz�, po czym odwr�ci� si�, zapominaj�c na moment o magu. O reputacj�? To moja g�owa spoczywa na katowskim pie�ku, a szary uk�ada ju� kamienie na stos. Szlacheckie rody ogarn�� pop�och. Podgryzaj� pomarszczone nogi kr�la, gdy tylko nie ca�uj� ich uni�enie. Jedena�cie nocy, jedena�cie ofiar. �adnych �wiadk�w. Ca�e miasto jest przera�one. Sytuacja mo�e si� wymkn�� spod kontroli. Musz� znale�� tego skurwysyna. Musz� zobaczy�, jak wije si� nadziany na szpikulce u Bramy Pa�acowej. Czarodziej to co� nowego. Wreszcie mam jak�� wskaz�wk�. Spojrza� na przykryte kawa�kiem strzechy cia�o kupca. Od ofiar nie dowiedzieli�my si� niczego. To powinno by�o da� mi do my�lenia. A uliczni wr�bici byli dziwnie spi�ci i nerwowi. To mag wystarczaj�co pot�ny, by zastraszy� przeci�tnego u�ytkownika. I, co jeszcze gorsze, nekromanta, ko�, kto potrafi ucisza� dusze albo wysy�a� je do Kaptura, nim jeszcze krew ostygnie. Stul Ophan odchrz�kn�� po raz drugi. � No c� � odezwa� si�. � W takim razie do jutra rana. Guld wzdrygn�� si�, a potem otrz�sn��. � On w ko�cu pope�ni b��d... jeste� pewien, �e zab�jca jest m�czyzn�? � Prawie. Guld wbi� wzrok w maga. Stul Ophan cofn�� si� o krok. � Prawie? A co to w�a�ciwie znaczy? � No wi�c, wszystko wskazuje na to, �e mamy do czynienia z m�czyzn�, ale jest w tym co� dziwnego. Przyj��em za�o�enie, �e po prostu stara� si� zamaskowa� ten fakt przez jakie� nieskomplikowane zakl�tka i tak dalej... � Kiepsko rzucone? Czy to pasuje do maga, kt�ry potrafi ucisza� dusze i usuwa� wspomnienia ze szczurzych m�zg�w? Stul Ophan zmarszczy� brwi. � Hmm, nie, to faktycznie raczej nie ma sensu. � Pomy�l nad tym jeszcze troch�, magu � rozkaza� Guld i cho� by� tylko sier�antem w Stra�y Miejskiej, Ophan odpowiedzia� na jego polecenie po�piesznym skinieniem g�owy. � Co mam powiedzie� kr�lowi? � zapyta� mag. Guld wepchn�� kciuki za pas do miecza. Min�y lata, odk�d ostatnio wyci�ga� bro�, ale w tej chwili wielce by si� ucieszy�, gdyby trafi�a si� okazja. Przyjrza� si� t�umowi, morzu twarzy, kt�re napiera�o na pier�cie� stra�nik�w, zaciskaj�c go coraz bardziej. To mo�e by� ka�de z nich. Ten charcz�cy �ebrak o opadaj�cych k�cikach ust. Tych dw�ch szczuro�ap�w. Tamta staruszka ze swymi lalkami u pasa. To jakiego� rodzaju czarownica, widzia�em j� ju� przedtem, na miejscu ka�dej z tych zbrodni. Teraz gor�co pragnie zabra� si� do roboty nad kolejn� lalk�, jedenast�. Przes�uchiwa�em j� przed sze�cioma dniami. Nie nale�y zapomina�, �e ma tyle w�os�w na podbr�dku, �e mo�na by j� wzi�� za m�czyzn�. Albo mo�e �w nieznajomy o smag�ej twarzy. Pod tym pi�knym p�aszczem ma zbroj�, a u pasa bro� znakomitej roboty. To z pewno�ci� cudzoziemiec, bo w tych okolicach nikt nie u�ywa jednosiecznych bu�at�w. To mo�e by� ka�de z nich. Morderca m�g� przyj�� tu, by obejrze� swe dzie�o w �wietle dnia, przygl�da� si� z triumfem temu z miejskich stra�nik�w, kt�ry ma najwi�cej do�wiadczenia, gdy chodzi o takie sprawy. � Powiedz Jego Kr�lewskiej Mo�ci, �e mam ju� list� podejrzanych. W gardle Stula Ophana zrodzi� si� d�wi�k, kt�ry m�g� wyra�a� niedowierzanie. � Poinformuj te� kr�la Seljure�a � ci�gn�� z przek�sem sier�ant � �e jego nadworny mag okaza� si� w miar� pomocny i �e mam jeszcze do niego wiele pyta�, oczekuj� wi�c, �e po�wi�ci wszystkie swe si�y pomocy w moich dociekaniach. � Oczywi�cie � wychrypia� Stul Ophan. � Z woli kr�la jestem na twe rozkazy, sier�ancie. Odwr�ci� si� i odszed� do czekaj�cej na� karety. * * * Guld westchn��. Lista podejrzanych. Ilu jest mag�w w Sm�tnej Laluni? Stu? Dwustu? A ile jest w�r�d nich prawdziwych talent�w? Ilu przyp�ywa tu na statkach kupieckich? Czy zab�jca to cudzoziemiec, czy te� kto� z miejscowych zszed� na z�� drog�? Zaawansowana magia ukrywa w sobie g��biny, mog�ce wypaczy� nawet najspokojniejszy umys�. A mo�e to cie�, kt�ry wyrwa� si� na swobod�, wylaz� z jakiego� poobijanego kurhanu, ca�y w�ciek�y i nieszcz�liwy? Czy kopano ostatnio jakie� g��bokie do�y? Lepiej zapyta� wyr�wnywaczy. Ale cienie? To nie w ich stylu... Dzwony zad�wi�cza�y jak szalone i nagle umilk�y. Guld zmarszczy� brwi, po czym przypomnia� sobie rozkaz, kt�ry wyda� m�odemu kapralowi. O cholera, czy�by ch�opak potraktowa� to dos�ownie? * * * W sali �Smakowitego Baru�, zagraconej, lecz niemal pozbawionej go�ci, snu� si� poranny dym z paleniska, na kt�rym przygotowywano �niadanie. Emancipor zasiad� za jedynym tu okr�g�ym stolikiem, nieopodal tylnej �ciany, w towarzystwie Kreege�a i Dully�ego, kt�rzy zamawiali wci�� nowe dzbanki, a� wreszcie ranek przeszed� w popo�udnie. Niesmak, jakim zwykle wype�nia�a Emancipora ta para szczur�w portowych, zmniejsza� si� z ka�dym kuflem pienistego ale. Zacz�� nawet s�ucha� prowadzonej przez nich rozmowy. � Seljure zawsze chwiejnie siedzia� na tronie � m�wi� Dully, drapi�c si� w bary�kowat� pier� pod pokryt� plamami soli kamizelk�. � Ju� od czas�w, gdy Jheckowie zdobyli Stygg, a on nie zdecydowa� si� na inwazj�. Teraz mamy hord� dzikus�w po drugiej stronie cie�niny, a Seljure nie potrafi zdoby� si� na nic poza czczymi gro�bami. Znalaz� wesz i uni�s� j�, by przyjrze� si� insektowi, nim wsadzi go sobie do ust. � To nie s� do ko�ca dzikusy � sprzeciwi� si� Kreege, cedz�c powoli s�owa. Potar� szczecin� porastaj�c� jego masywn� �uchw� i przymru�y� powieki ma�ych, ciemnych oczek. � Jheckowie nie nale�� do prostych hord. W ich panteonie roi si� od duch�w, demon�w i tak dalej, a w�dz wojenny jest odpowiedzialny przed starszymi w ka�dej kwestii, pomijaj�c plany bitew. Niewykluczone te�, �e naprawd� jest kim� szczeg�lnym, bior�c pod uwag� jego sukcesy. W ko�cu Stygg pad� w ci�gu jednego dnia i jednej nocy, a kto wie, jak� magi� w�ada sam w�dz. Ale je�li starsi... � To mnie nie obchodzi... � przerwa� mu Dully, wymachuj�c wysmarowan� t�uszczem d�oni�, jakby op�dza� si� od portowych much. � Ciesz si�, �e Jheckowie nie potrafi� wytyczy� prostego kursu na M�tach. S�ysza�em, �e spalili styggijskie galery w portach. Je�li ten przyk�ad t�pog�owej g�upoty nie kosztowa� wodza wojennego jego kapelusza z pi�rami, to ci starsi maj� mniej rozumu ni� je�owce. To wszystko, co mam do powiedzenia. To Seljure, kt�ry chwiejnie siedzi na tronie, mo�e uczyni� ze Sm�tnej Laluni �atw� zdobycz. � To szlachta nak�ada miastu kajdany � nie ust�powa� Kreege. � I Seljure�owi te�. Do tego w niczym mu nie pomaga fakt, �e jego jedyn� dziedziczk� jest niewy�yta ladacznica, zdeterminowana p�j�� do ��ka z ka�dym szlachcicem czystej krwi w ca�ej Laluni. S� r�wnie� kap�ani, kt�rzy tak�e mu nie pomagaj� tymi wszystkimi zapowiedziami zag�ady i innymi takimi bzdurami. Na tym w�a�nie polega problem, i to nie tylko w Sm�tnej Laluni. Tak samo wygl�da to we wszystkich miastach na �wiecie. Zdegenerowane dynastie i wiecznie j�cz�cy kap�ani. Klasyczny przyk�ad podzia�u w�adzy i walki o bogactwa z�upione z prostych ludzi. A my jeste�my tylko mu�ami d�wigaj�cymi jarzmo. � Potrzebny nam kr�l, kt�ry mia�by kawa�ek kr�gos�upa, i to wszystko � poskar�y� si� Dully. � Tak w�a�nie m�wili w Korelu, kiedy ten nad�ty kapitan, Szalony Jelec, zagarn�� tron. Ale wkr�tce potem nikt ju� nic nie m�wi�, bo wszyscy byli martwi albo i gorzej. � Wyj�tek potwierdza regu��... � Nie w polityce. Obaj staruszkowie �ypali na siebie spode �ba. Potem Dully tr�ci� Kreege�a �okciem i powiedzia� do Emancipora: � I co Mancy, znowu szukasz pracy, h�? � Obaj robotnicy portowi u�miechn�li si� szeroko. � Wygl�da na to, �e mia�e� ostatnio szcz�cie Ch�opaka do pracodawc�w. Niech Pani ma w opiece biednego g�upka, kt�ry si� zgodzi ci� zatrudni�. Nie chc� powiedzie�, �e jeste� z�ym pracownikiem, oczywi�cie. Kreege u�miechn�� si� jeszcze szerzej, ods�aniaj�c nier�wne, pr�chnicze pie�ki z�b�w. � A mo�e Kaptur zrobi� ci� swoim Heroldem? � zauwa�y�. � Zastanawia�e� si� nad tym? No wiesz, to si� zdarza. Ostatnio nie mamy tu zbyt wielu wr�bit�w czytaj�cych tali�, wi�c trudno to okre�li�. Pan �mierci wybiera sobie, kogo chce, i nie mo�na nic na to poradzi�, nieprawda�? � Kreege ma troch� racji � popar� go Dully. � Jak umar� tw�j pierwszy pracodawca? S�ysza�em, �e utopi� si� we w�asnym �o�u. Mia� p�uca pe�ne wody i odcisk d�oni na ustach. Na oddech Kaptura, c� za �mier�... Emancipor chrz�kn��, spogl�daj�c na sw�j kufel. � Sier�ant Guld ustali� prawd�, Kreege. To by�o skrytob�jstwo. Luksor wda� si� w niew�a�ciw� gr� z nieodpowiednimi lud�mi. Guld szybko znalaz� zab�jc� i skurwysyn wisia� na haku przez d�ugie dni, zanim wy�piewa�, kto poci�ga� za jego sznurki. Wypi� d�ugi �yk, by uczci� przekl�t� pami�� Luksora. Dully pochyli� si� nad blatem. Jego przekrwione oczy b�yszcza�y. � Ale co z nast�pnym, Mancy? Cyrulik powiedzia�, �e jego serce eksplodowa�o. Wyobra� to sobie tylko. Do tego by� jeszcze taki m�ody, �e m�g�by by� twoim synem. � I taki gruby, �e m�g�by przechyli� karet�, gdyby nie siedzia� po�rodku � odwarkn�� Emancipor. � Ja wiem to najlepiej, bo sam wpycha�em go do �rodka i wyci�ga�em na zewn�trz. Zawsze powtarzam, �e ka�dy sam decyduje o w�asnym losie. Wypi� reszt� ale, by uczci� pami�� biednego, grubego Septryla. � A teraz kupiec Baltro � ci�gn�� Kreege. � S�ysza�em, �e kto� wyci�� mu flaki, a do tego j�zyk, �eby �ledczy nie mogli zmusi� ducha do m�wienia. Ludzie gadaj�, �e by� tam nadworny mag kr�lewski, kt�ry obw�chiwa� buty Gulda. Emancipor uni�s� wzrok i popatrzy�, mrugaj�c, na Kreege�a. Kr�ci�o mu si� w g�owie. � Nadworny mag? Naprawd�? � Chyba nie masz si� czego ba�, co? � zapyta� Dully, unosz�c brwi. � Baltro by� szlachetnie urodzony � stwierdzi� z dr�eniem Kreege. � To, co mu zrobiona mi�dzy nogami... � Zamknij si� � warkn�� Emancipor. � By� dobrym cz�owiekiem, na sw�j spos�b. Pami�taj, �e plucie do morza nie uspokoi wiatru. � Jeszcze jedn� kolejk�? � zapyta� Dully, chc�c za�agodzi� sp�r. Emancipor skrzywi� si� w�ciekle. � Sk�d masz tyle forsy? Dully u�miechn�� si�, d�ubi�c w z�bach. � Pozbywamy si� cia� � wyja�ni�, robi�c przerw� na bekni�cie. � Nie ma dusz, zgadza si�? Znikn�y, nie zostawiaj�c �adnego �ladu. Tak, jakby nigdy ich nie by�o. Kap�ani m�wi�, �e to tylko mi�so. Nie zgadzaj� si� odprawia� obrz�dk�w ani uczci� ich pami�ci, bez wzgl�du na to, ile bliscy zap�acili im z g�ry. Nie chc� nawet dotkn�� tych cia� i kropka. � Naszym zadaniem jest zabiera� je na pla�� � wyja�ni� Kreege. K�apn�� z�bami. � Dzi�ki temu kraby s� t�uste i smaczne. Emancipor wytrzeszczy� oczy. � �apiecie kraby i potem je sprzedajecie! � Czemu by nie? Chyba nie smakuj� inaczej, prawda? Trzy emolle na funt. Ca�kiem nie�le na tym wychodzimy. � To... okropne. � To zwyk�y interes � sprzeciwi� si� Dully. � Zreszt� pijesz za te pieni�dze, Mancy. � No jasne � doda� Kreege. Emancipor potar� twarz, kt�ra nagle mu zdr�twia�a. � No, ale jestem w �a�obie, prawda? � Hej! � zawo�a� Dully, prostuj�c si�. � Widzia�em na placu og�oszenie. Kto� szuka lokaja. Je�li mo�esz jeszcze chodzi� prosto, m�g�by� tam zajrze�. � Zaczekaj... � odezwa� si� Kreege z zak�opotan� min�, ale Dully wymierzy� mu kuksa�ca w bok. � To jest jaki� pomys� � podj�� Dully. � Ta twoja �ona nie lubi, jak jeste� bezrobotny, prawda? Nie chodzi o to, �e jestem w�cibski. Chc� ci tylko pom�c. � Na centralnym s�upie? � Ehe. Na oddech Kaptura. Tych dw�ch handlarzy krabami lituje si� nade mn�. � Lokaja, tak? � Zmarszczy� brwi. Powo�enie karetami by�o dobr� robot�. Wola� konie od wi�kszo�ci ludzi. Ale lokajstwo... musia�by si� ci�gle p�aszczy�. � Nalej mi jeszcze jeden kufel, dla uczczenia pami�ci Baltra, a potem p�jd� to zobaczy�. Dully wyszczerzy� z�by w u�miechu. � W takim w�a�nie duchu... hmm... � Poczerwienia� na twarzy. � Nie chodzi mi o Baltra, oczywi�cie. * * * Id�c w stron� Ronda Rybnego, Emancipor przekona� si�, �e wypi� za du�o piwa. Widzia� mn�stwo prostych linii, ale trudno mu si� by�o ich trzyma�. Gdy dotar� na rondo, �wiat wirowa� ju� wok� niego, a kiedy zamkn�� oczy, czu� si� tak, jakby jego umys� spada� przez mroczny tunel. A gdzie� na jego dnie czeka�a Subly, kt�ra zawsze powtarza�a m�owi, �e pod��y za nim przez Bram� Kaptura, je�li, umieraj�c, zostawi jej d�ug albo wp�dzi w jakie� inne k�opoty. M�g� niemal s�ysze�, jak pyskuje demonom, gdzie� tam na dole. Zakl�� pod nosem i poprzysi�g�, �e b�dzie mia� oczy otwarte. � Nie mog� umrze� � mrukn��. � Poza tym to tylko trunek. Nie umieram ani nie spadam. Jeszcze nie. Cz�owiek potrzebuje pracy, potrzebuje grosza, ma obowi�zki. S�o�ce prawie ju� zasz�o i rondo opustosza�o. Handlarze i rzemie�lnicy naprawiaj�cy sieci zamkn�li swe stragany, a go��bie i mewy przechadza�y si� nie niepokojone przez nikogo po�r�d nagromadzonych w ci�gu dnia �mieci. Nawet opieraj�cy si� o mur przy wej�ciu na rondo Emancipor wyczuwa� nerwowy po�piech handlarzy ryb. Noc przynosi�a teraz ze sob� w Sm�tnej Laluni now� groz� i nikt nie by� sk�onny zwleka�, gdy cienie si� wyd�u�a�y. Emancipor zastanawia� si�, dlaczego nie czuje strachu. Z pewno�ci� by�a to odwaga zrodzona z ale. Ponadto kroki Kaptura nieraz ju� zbli�a�y si� bardzo do �cie�ki jego �ycia i z jakiego� powodu przekona�o go to, �e dzisiejszej nocy nie mo�e go spotka� nic z�ego. � Oczywi�cie � wymamrota� � je�li dostan� t� robot�, wszystko mo�e si� zdarzy�. Musz� mie� oczy otwarte, tak jest. Miejski stra�nik �ledzi� wzrokiem Emancipora, gdy ten podszed� chwiejnym krokiem do s�upa og�oszeniowego stoj�cego po�rodku ronda, w pobli�u Fontanny Beru. Spieniona broda boga sp�ywa�a ospale do wype�nionej pierzem sadzawki. Emancipor machn�� lekcewa��co r�k� do stra�nika, kt�ry przygl�da� si� mu z kamienn� twarz�. � Czuj� si� bezpieczny! � zawo�a�. � Herold Kaptura! To ja nim jestem, he, he! � Zmarszczy� brwi, gdy m�czyzna po�piesznie nakre�li� d�oni� znak chroni�cy przed z�em i odsun�� si� od niego. � To by� �art! � krzykn�� do niego. � Przysi�gam na Kaptura... to znaczy na Siostry! Niech Zdrowie i Zaraza wzbogac� m�j sos... to znaczy los. Wracaj, cz�owieku! �artowa�em! Emancipor znowu zacz�� mamrota�. Rozejrza� si� i przekona�, �e zosta� sam. Wok� nie by�o �ywej duszy. Wszyscy ulotnili si� z nadzwyczajn� szybko�ci�. Wzruszy� ramionami i skupi� uwag� na usmarowanym smo�� drewnianym s�upie. Wisia�a na nim tylko jedna kartka. Przybito j� na wysoko�ci jego piersi. Papier by� dobrej jako�ci, ze szmat. Emancipor chrz�kn��. � To drogi papier, kurcz�. Dziwne, �e wisi tu tak d�ugo. � Nagle zauwa�y� blady znak os�ony, nakre�lony inkaustem w prawym dolnym rogu. To nie by�o pomniejsze zakl�tko, maj�ce wywo�a� czyraki u rodziny tego, kto by�by na tyle g�upi, by ukra�� kartk�, ani nawet co� umiarkowanie paskudnego, jak impotencja czy utrata w�os�w. Nie, wewn�trz okr�g�ego znaku nakre�lono wprawn� kresk� czaszk�. � Na brod� Beru � wyszepta� Emancipor. � �mier�. Ta cholerna kartka prze�yje sam s�up. Zbli�y� si� podenerwowany, by odczyta� s�owa. Ich wygl�d wskazywa� na r�k� wynaj�tego skryby, i to dobrego. Gdyby Emancipor by� trze�wy, m�g�by co� wywnioskowa� z tych wszystkich szczeg��w. Poniewa� by� pijany � i zdawa� sobie z tego spraw� � wysi�ek zwi�zany z powa�nym namys�em wydawa� mu si� stanowczo zbyt wielki. Wiedzia�, �e zachowuje si� nierozwa�nie, ale je�li nie chcia� wraca� do Subly nieodziany w p�aszcz zatrudnionego, musia� podj�� ryzyko. Opar� si� r�k� o s�up i nachyli� nad kartk�, mru��c oczy. Na szcz�cie tekst by� kr�tki. Potrzebny lokaj. Pe�ne godziny pracy. Podr�e. Pensja do uzgodnienia, zale�nie od do�wiadczenia. Czekamy w gospodzie �Pod �a�obnikiem�. �Pod �a�obnikiem�... to tu� za rogiem. I �podr�e�. Na kapuz� Kaptura, to by znaczy�o... no c�, znaczy�oby dok�adnie to, co mia�o znaczy�... Poczu�, �e jego gumowata twarz rozci�ga si� w szerokim u�miechu, a� wreszcie zacz�a go bole� z czystego zachwytu. �oneczka dostanie pieni��ki, a ja b�d� daleko, daleko od domu. He, he. Jego r�ka zsun�a si� ze s�upa. Gdy si� ockn��, le�a� na bruku, wpatruj�c si� w bezchmurne nocne niebo. Bola� go nos, lecz by�o to odleg�e cierpienie. Usiad� i rozejrza� si� wok�, nadal mocno zamroczony. Na rondzie nie by�o nikogo opr�cz kilku ulicznik�w, kt�rzy przygl�dali si� mu z wylotu zau�ka. Wszyscy sprawiali wra�enie rozczarowanych, �e si� obudzi�. � Ulegacie z�udzeniom � mrukn��, wstaj�c. � Id� znale�� now� robot�, natychmiast. � Zachwia� si�, nim zdo�a� si� wyprostowa�. Obmaca� kurtk� i spodnie stangreta, by�o jednak za ciemno, by potrafi� okre�li�, w jakim s� stanie. Rzecz jasna, by�y wilgotne, ale to nie stanowi�o dla� niespodzianki, bior�c pod uwag� g�sty splot sztywnego w ramionach p�aszcza oraz jego d�ugie r�kawy o ciasnych mankietach. � Zreszt� pewnie dadz� mi liberi� � mrukn��. � Mo�e nawet szyt� na zam�wienie. �Pod �a�obnikiem�. T�dy. Wydawa�o mu si�, �e droga trwa bez ko�ca, wreszcie jednak ujrza� szyld z p�acz�cym m�czyzn� umieszczony nad wej�ciem do w�skiej trzypi�trowej gospody. W ��tym �wietle zawieszonej na haku pod szyldem lampy wida� by�o od�wiernego, kt�ry opiera� si� o zdobn� framug�. U jego sk�rzanego pasa wisia� masywny knut. Gdy zobaczy� zbli�aj�cego si� Emancipora, jedna z jego mi�sistych d�oni przesun�a si� na uchwyt. � Zmiataj, staruszku � warkn��. Emancipor zatrzyma� si� na granicy o�wietlonego obszaru, chwiej�c si� lekko na nogach. � Jestem um�wiony � oznajmi�, prostuj�c si� i wysuwaj�c podbr�dek. � Nie tutaj. � Jestem lokajem. Mam tu robot�, tak jest. Od�wierny uni�s� r�k� i podrapa� si� po ciemieniu tu� nad guzowatym czo�em. � Chyba nie na d�ugo, s�dz�c z tego, jak wygl�dasz i cuchniesz. No, ale... � Podrapa� si� znowu, a potem u�miechn�� szeroko. � Zjawiasz si� o odpowiedniej porze. No wiesz, teraz pewnie nie �pi�. W�a� do �rodka i przedstaw si� skrybie. On ci� do nich zaprowadzi. � Tak w�a�nie zrobi�, dobry cz�owieku. Od�wierny otworzy� drzwi. Emancipor posuwa� si� naprz�d ostro�nie i zdo�a� wej�� do �rodka, nie obijaj�c si� o framug�. Przystan��, gdy drzwi zamkn�y si� za nim, i zamruga�, o�lepiony jasnym blaskiem sze�ciu �wiec stoj�cych na p�kach naprzeciwko wieszaka z ubraniami. S�dz�c z wygl�du poz�acanej miski, kt�ra sta�a na p�ce poni�ej �wiec, zapali� je jaki� wyznawca D�rek. Podszed� bli�ej i zajrza� do miski. Wype�nia�a j� k��bi�ca si� masa bia�ych robak�w, kt�rym krew jakiego� nieszcz�snego zwierz�cia nada�a lekko r�ow� barw�. Emancipora dopad�y md�o�ci. Opar� si� d�o�mi o �cian�, czuj�c, �e gard�o wype�nia mu gorzkie pieniste ale. Zwymiotowa� do naczynia, nie widz�c �adnego innego miejsca, w kt�rym m�g�by to zrobi�. Robaki miota�y si� w bursztynowej, usianej plamkami piany ��ci, jakby ton�y. Emancipor zachwia� si�, otar� usta, a potem brzeg miski, i odwr�ci� si� od �ciany. W powietrzu unosi�a si� wo� jakiego� styggijskiego kadzid�a, s�odka jak gnij�ce owoce. Mia� nadziej�, �e to wystarczy, by ukry� smr�d wymiocin. St�umi� kolejny atak md�o�ci, a potem g��boko odetchn��, powoli i ostro�nie. � Kto idzie? � odezwa� si� kto� po prawej w g��bi korytarza. Na korytarz wyszed� z boja�liw� min� chudy, zgarbiony staruszek o palcach czarnych od inkaustu. Gdy tylko zauwa�y� Emancipora, wyprostowa� si�, piorunuj�c intruza spojrzeniem. � Czy ten t�pog�owy w� Dalg do cna oszala�? � Skryba podbieg� do Emancipora. � Wynocha, wynocha! � zawo�a�, wymachuj�c r�kami. Stan�� jednak jak wryty, gdy intruz odpowiedzia� �mia�o: � Wi�cej uprzejmo�ci, m�j panie! Zatrzyma�em si� tu na chwil�, �eby, hmm, z�o�y� ofiar� Robakowi Jesieni. Jesztem lokajem, jeszli �aszka. Sztawi�em si� punktualnie, tak jak mi zlecono. Zaprowad� mnie do pracodawcy, i to migiem. Zanim b�d� musia� z�o�y� kolejn� ofiar�, niech mi D�rek wybaczy. Po pomarszczonej twarzy skryby przebieg� godny aktora ci�g uczu�. Ostatnim z nich by� podszyty strachem szacunek. Staruszek wci�� przesuwa� czarnym koniuszkiem j�zyka po suchych wargach. Po chwili skryba u�miechn�� si� nagle do Emancipora, kt�ry obserwowa� go zafascynowany. � Sprytny jeste�, co? To trafna decyzja. � Dotkn�� palcem czubka nosa. � Tak jest. Po�oga wie, �e do pracy dla tych dw�ch przyszed�bym tylko w takim stanie. To nie znaczy, �e �le im �ycz�, no wiesz. Ale mam sw�j rozum i wiem, �e zalany w pestk� lokaj �wietnie pasuje do godziny i do cienia, jaki oni rzucaj�. To odpowiednia postawa i tak dalej, h�? No wiesz � uj�� Emancipora za rami� i poprowadzi� go w stron� wiod�cych na g�r� schod�w � pewnie ci� wylej�, bo to twoja pierwsza noc i tak dalej, ale i tak warto by�o. S� na najwy�szym pi�trze. To najlepsze pokoje w ca�ej gospodzie, je�li komu� nie przeszkadzaj� nietoperze pod okapem. Id� o zak�ad, �e dla nich to chleb z mas�em. Wspinaczka po schodach i nag�a lekko�� w �o��dku otrze�wi�y nieco Emancipora. Gdy dotarli ze skryb� na czwarty pomost, przeszli w�skim korytarzem i zatrzymali si� przed ostatnimi drzwiami po prawej, zacz�o do niego dociera�, �e z bez�adnej gadaniny skryby mo�na by�o wyczyta� jakie� dziwne fakty na temat jego nowych pracodawc�w. Nowych? To znaczy, �e ju� mnie przyj�li? Nie, nie przypominam sobie niczego w tym rodzaju. Spr�bowa� zastanowi� si�, o co tu mo�e chodzi�... ale bez powodzenia. Oprzytomnia� ju� na tyle, �e przyg�adzi� d�oni� upstrzone siwizn� w�osy, w tej samej chwili gdy zdyszany skryba zaskroba� cicho w drzwi. Po chwili rygiel si� odsun�� i drzwi otworzy�y si� bezg�o�nie. � �askawy panie � odezwa� si� po�piesznie staruszek, pochylaj�c g�ow� � przyszed� wasz lokaj. Pok�oni� si� jeszcze ni�ej i ruszy� z powrotem ku schodom. Emancipor zaczerpn�� g��boko tchu i podni�s� wzrok na przygl�daj�cego mu si� zimno m�czyzn�. Gdy poczu� na sobie pe�en ci�ar spojrzenia jego martwych, szarych oczu, wzd�u� kr�gos�upa przebieg� mu dreszcz, zdo�a� jednak si� nie wzdrygn��. Nie spu�ci� te� wzroku, przyjrza� si� wi�c nieznajomemu r�wnie uwa�nie, jak tamten przygl�da� si� jemu. Jasne oczy mia� g��boko osadzone w bia�ej jak kreda twarzy o wyrazistych rysach. Jego czo�o by�o wysokie i kwadratowe, a siwiej�ce, zaczesane do g�ry w�osy d�ugie jak u marynarza i zwi�zane w ko�ski ogon. Z kanciastego, wystaj�cego podbr�dka stercza�a ostro zako�czona broda, poprzeszywana pasmami barwy �elaza. M�czyzna wygl�da� na czterdzie�ci par� lat i by� odziany w d�ugi podszyty futrem szlafrok, stanowczo za ciep�y na Sm�tn� Laluni�. D�ugopalce d�onie, na kt�rych nie nosi� pier�cieni, spl�t� przed jedwabnym sznurem, kt�ry zast�powa� mu pas. Emancipor odchrz�kn��. � Wielce szlachetny panie! � zagrzmia�. Za g�o�no, niech to szlag. Sk�ra wok� oczu m�czyzny napi�a si� ledwie dostrzegalnie. � Jestem Emancipor Reese, znamienity lokaj, stangret, kucharz... � doda� nieco ciszej. � Jeste� pijany � przerwa� mu m�czyzna. Emancipor nigdy w �yciu nie s�ysza� takiego akcentu. � I masz z�amany nos, chocia� wygl�da na to, �e krwawi coraz s�abiej. � Najpokorniej przepraszam, panie � zdo�a� wykrztusi� Emancipor. � Za m�j stan win� obci��am �a�ob�. Za nos s�up og�oszeniowy albo mo�e brukowce. � �a�ob�? � Tak, panie. Prze�y�em sztraszliw�, oszobiszt� tragedi�. � To bardzo przykre. Wejd� do �rodka, panie Reese. Pomieszczenie zajmowa�o czwart� cz�� najwy�szego pi�tra. Sta�y w nim dwa �o�a z baldachimami, zas�ane wymi�t� po�ciel�, biurko skryby z szufladami i sk�rzanym blokiem listowym, a przed biurkiem taboret. �ciany zdobi�y kiepsko namalowane freski, wprawione w tanie p�yciny. Po lewej stronie biurka znajdowa�a si� wielka garderoba. Przez otwarte drzwi by�o wida�, �e jest pusta. Obok szafy ulokowano wej�cie do prywatnej �azienki, zas�oni�te wyszywan� paciorkami kotar� z mi�kkiej sk�ry. Pod jedn� ze �cian ustawiono cztery poobijane, si�gaj�ce piersi Emancipora kufry podr�ne. Tylko jeden mia� otwart� pokryw� i wida� w nim by�o pi�kne stroje cudzoziemskiego kroju, umieszczone na �elaznych wieszakach. W pokoju nie by�o nikogo wi�cej, lecz wyczuwa�o si� tu obecno�� drugiej osoby, co potwierdza�o r�wnie� niepo�cielone �o�e. Jedyn� naprawd� osobliw� rzecz stanowi�a tu le��ca na bli�szym �o�u p�yta szarego �upku wielko�ci talerza. Emancipor zmarszczy� brwi na jej widok, a potem westchn�� i u�miechn�� si� pogodnie do m�czyzny, kt�ry sta� spokojnie przy drzwiach. Zd��y� je ju� zamkn��, zaciskaj�c p�tl�. Jest wysoki. To u�atwia symulowanie uk�on�w. � Czy mo�esz przedstawi� mi jakie� referencje, panie Reese? � Och, tak, oczywi�cie! � Emancipor z�apa� si� na tym, �e kiwa bez przerwy g�ow�. Spr�bowa� przesta�, ale bez powodzenia. � Od mojej �ony Subly. Trzydzie�ci jeden lat... � Chodzi�o mi o poprzedniego pracodawc�. � On nie �yje. � To od jeszcze poprzedniego. � Te� nie �yje. M�czyzna uni�s� cienk� brew. � A ten, kt�ry by� jeszcze przedtem? � R�wnie� nie �yje. � A przedtem? � Przedtem by�em sternikiem na �aglowcu kupieckim S�ony Osad. Przez dwadzie�cia lat p�ywa�em do Styggu Krwawym Spacerem. � A co si� sta�o z tym statkiem i jego kapitanem? � Le�� sze��dziesi�t s��ni pod wod�, nieopodal Szelfu Ridry. Druga brew unios�a si�, do��czaj�c do pierwszej. � Masz imponuj�c� histori�, panie Reese. Emancipor zamruga�. Jak on to robi z tymi brwiami? � To prawda. A wszystko to byli dobrzy ludzie. � A czy... obchodzisz po nich �a�ob� co noc? � S�ucham? Aha. Nie, nie. Tylko nast�pnego dnia, �askawy panie. Tylko wtedy. Biedny Baltro by� uczciwym cz�owiekiem... � Baltro? Kupiec Baltro? Czy to nie on by� ostatni� ofiar� tego szale�ca, kt�ry grasuje nocami po mie�cie? � W rzeczy samej. By�em ostatnim cz�owiekiem, kt�ry go widzia� �ywego. Brwi m�czyzny unios�y si� jeszcze wy�ej. � Opr�cz zab�jcy, oczywi�cie � doda� Emancipor. � Oczywi�cie. � Nikt nigdy si� na mnie nie skar�y�. � Wywnioskowa�em to z twoich s��w, panie Reese. � M�czyzna rozprostowa� r�ce i wskaza� na stoj�cy przy biurku taboret. � Usi�d�, prosz�. Spr�buj� ci opisa�, czego oczekuj� od swego lokaja. Emancipor ponownie si� u�miechn�� i usiad� na sto�ku. � Czyta�em w og�oszeniu, �e w gr� wchodz� podr�e. � To ci nie odpowiada, panie Reese? M�czyzna przystan�� u st�p jednego z ��ek, ponownie krzy�uj�c r�ce przed sob�. � Bynajmniej. To zaleta. Teraz, gdy na morzach si� uspokoi�o i mo�na zapomnie� o krwawym mycie, ogarn�a mnie t�sknota za morsk� pian�, za ko�ysaniem si� pok�adu i horyzontu, za portami, zwrotami i szotami... czy co� si� sta�o, panie? M�czyzna zacz�� si� wierci� nerwowo, a jego ju� przedtem blada twarz nabra�a szarawego odcienia. � Nie, po prostu wol� podr�owa� l�dem. Jak rozumiem, umiesz czyta�? Czy mo�e kogo� wynajmowa�e�? � Nie, nie, umiem czyta�, panie. Mam do tego talent. Czytam po laluniowemu, kradzie�owemu i styggijsku. Nauczy�em, si� tego z map morskich. No wiesz, panie, nasz pilot lubi� mi�d pitny... � A czy potrafisz r�wnie� pisa� w tych j�zykach, panie Reese? � Tak jest. Czytanie i pisanie. Hej, umiem nawet czyta� po mell�za�sku! � Po malaza�sku? � Nie, mell�za�sku. Chodzi o imperium. � Oczywi�cie. Powiedz mi, czy masz co� przeciwko temu, �eby pracowa� noc�, a spa� za dnia? Jak rozumiem, jeste� �onaty... � To bardzo mi odpowiada, panie. M�czyzna zmarszczy� brwi, a potem skin�� g�ow�. � Bardzo dobrze. W sk�ad obowi�zk�w wchodzi za�atwianie codziennych spraw zwi�zanych z wymogami podr�y. Rezerwacja miejsc na statku, negocjacje z w�adzami portowymi, wyszukiwanie lokum odpowiadaj�cego naszym potrzebom, dbanie o to, by nasze ubiory by�y czyste, wypachnione i wolne od robactwa, i tak dalej. Robi�e� ju� takie rzeczy, panie Reese? � Takie i gorsze... chcia�em powiedzie�: takie i wi�cej, panie. Umiem te� czesa� i podkuwa� konie, naprawia� uprz��, szy�, czyta� mapy, orientowa� si� wed�ug gwiazd, wi�za� w�z�y, splata� liny... � Tak, tak, bardzo dobrze. A teraz pom�wmy o zap�acie... Emancipor u�miechn�� si�. � Jestem wyj�tkowo tani, panie. Wyj�tkowo tani. M�czyzna westchn��. � Z takimi talentami? Nonsens, panie Reese. Nie doceniasz siebie. Zaproponuj� ci roczny kontrakt i zdeponuj� odpowiedni� sum� w szanowanej agencji, by zapewni� regularny transfer �rodk�w do twojej rodziny. Gdy b�dziesz nam towarzyszy� w drodze, o twoje osobiste potrzeby zadbamy gratis. Czy suma tysi�ca dwustu standardowych sztuk srebra rocznie b�dzie do zaakceptowania? Emancipor wytrzeszczy� oczy. � S�ucham? � zapyta� m�czyzna. � No wi�c, hmm... � Dobrze, niech b�dzie tysi�c pi��set. � Zgoda! Tak jest. Oczywi�cie, �askawy panie! Na oddech Kaptura, to wi�cej ni� zarabia Baltro! To znaczy, zarabia�. � Gdzie mam podpisa� kontrakt, �askawy panie? Czy mam zacz�� od zaraz? Emancipor wsta� ze sto�ka, czekaj�c niecierpliwie na odpowied�. M�czyzna u�miechn�� si�. � Kontrakt? Jak sobie �yczysz. Dla mnie to nie ma znaczenia. � Hmm, a jak mam si� do ciebie zwraca�, �askawy panie? ��askawy panie�? � Nazywam si� Bauchelain. Wystarczy zwyk�y pan. � Oczywi�cie, panie. A, hmm, co z tym drugim? � Z tym drugim? � Z twoim towarzyszem podr�y, panie. � Aha. � Bauchelain odwr�ci� si�, zatrzymuj�c w zadumie wzrok na �upkowej p�ycie. � Nazywa si� Korbal Broach. Mo�na powiedzie�, �e jest bardzo skromnym cz�owiekiem. Jako lokaj odpowiadasz przede mn� i tylko przede mn�. W�tpi�, by pan Broach przewidywa� dla ciebie jakie� zadania. � Odwr�ci� si� i u�miechn�� lekko, lecz jego oczy by�y zimne jak zawsze. � Oczywi�cie, mog� si� myli�. No c�, pewnie si� przekonamy. A teraz chcia�bym dosta� co� do jedzenia. Krwiste mi�so i ciemne wino, nie za s�odkie. Mo�esz z�o�y� zam�wienie u skryby na dole. Emancipor pok�oni� si�. � Ju� si� robi, panie. * * * Guld sta� na szczycie poskrzypuj�cej Wie�y Martwego Sekaranda, obserwuj�c miasto. Mru�y� powieki, by przebi� wzrokiem miazmaty drzewnego dymu, wisz�ce niemal nieruchomo nad dachami. Cisza panuj�ca na dole kontrastowa�a dziwnie z nocnymi chmurami nad jego g�ow�. Sk��bione ob�oki p�dzi�y ku morzu. Wydawa�o si�, �e s� tak nisko nad nim, �e zgarbi� si� instynktownie, wsparty o omsza�� balustrad�. Sier�ant czeka� z l�kiem na zapalenie lamp sygna�owych. To by�a typowa dla tej pory roku pogoda. Wydawa�o si�, �e niebo wywraca si� do g�ry nogami, ca�ymi dniami wi꿹c miasto w swym oddechu. Czas chor�b, epidemii, szczur�w wywabianych na ulice przez ta�cz�cy ksi�yc. Wie�� Martwego Sekaranda wybudowano przed niespe�na dziesi�ciu laty, lecz ju� zosta�a opuszczona i opowiadano, �e w niej straszy. Guld nie ba� si� jednak, bo sam osobi�cie karmi� czarne chwasty uporczywych pog�osek. Znalaz� nowy u�ytek dla zbudowanego z matowych kamieni gmachu i owe plotki temu sprzyja�y. Z tego po�o�onego niemal w samym �rodku miasta punktu mo�na by�o obserwowa� stworzony przez niego system umieszczonych na tyczkach lamp sygna�owych w niemal ca�ej Sm�tnej Laluni. W dniach, gdy pa�stwom-miastom Kradzie�y po raz pierwszy zagrozi�o Imperium Mell�za�skie � g��wnie na drugim wybrze�u, gdzie imperialna pi�� Szara Grzywa wysadzi� swe si�y inwazyjne i omal nie podbi� ca�ej wyspy, zanim zamordowali go jego w�a�ni �o�nierze � w dniach dymu i gro�nych wichr�w do Sm�tnej Laluni przyby� Sekarand. Kaza� si� tytu�owa� wielkim czarodziejem i podpisa� kontrakt z kr�lem Seljure�em, zobowi�zuj�c si� pom�c w obronie miasta. Wybudowa� t� wie�� jako o�rodek swej mocy. O tym, co wydarzy�o si� p�niej, po dzi� dzie� wiedziano niewiele, cho� Guld zna� wi�cej szczeg��w ni� wi�kszo�� mieszka�c�w. Sekarand przywo�a� lisze, by dotrzymywa�y mu towarzystwa w zamkni�tym budynku, a one doprowadzi�y go do ob��du b�d� wr�cz zamordowa�y. Wielki czarodziej rzuci� si� � albo zrzucono