6380
Szczegóły |
Tytuł |
6380 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6380 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6380 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6380 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Georges Simenon
Maigret zastawia sid�a
Prze�o�y�a Ma�gorzata Ho�y�ska
Wydanie oryginalne: 1955
Wydanie polskie: 1993
Rozdzia� 1
Rozgardiasz na Quai des Orf?vres
Ju� od trzeciej trzydzie�ci Maigret raz po raz podnosi� g�ow� i patrzy� na zegar. Za dziesi�� czwarta z�o�y� paraf� na ostatnim papierku, pchn�� do ty�u fotel, otar� pot z czo�a i zawaha� si� przed wyborem jednej z pi�ciu le��cych na popielniczce fajek, kt�re wypali� nie zadawszy sobie trudu, by je oczy�ci�. Nacisn�� nog� dzwonek pod biurkiem i niemal jednocze�nie us�ysza� pukanie do drzwi. Ocieraj�c pot wielk� rozpostart� chustk�, mrukn��:
� Wej��.
Wszed� inspektor Janvier, tak�e bez marynarki, ale w krawacie.
� Daj to na maszyny. Jak tylko sko�cz�, niech przynios� mi do podpisania. Com�liau musi to otrzyma� dzi� wieczorem.
Dzia�o si� to 4 sierpnia. Pomimo szeroko rozwartych okien nie odczuwa�o si� �adnego przewiewu; znad rozmi�k�ego asfaltu, rozpalonych kamieni i znad Sekwany, kt�ra zdawa�a si� parowa� jak woda w garnku na kuchni, nap�ywa�a do pokoju fala gor�cego powietrza.
Taks�wki i autobusy, wolniej ni� zwykle, oci�gaj�c si� jecha�y przez most Saint-Michel i nie tylko pracownicy Policji Kryminalnej zawijali r�kawy koszuli � przechodnie nie�li marynarki na ramieniu, a Maigret zauwa�y� nawet kilku m�czyzn w szortach, zupe�nie jak nad brzegiem morza.
W mie�cie pozosta�a chyba jedna czwarta pary�an i wszyscy oni na pewno z zazdro�ci� my�leli o tych, kt�rzy maj� teraz szcz�cie pluska� si� w p�ytkiej wodzie lub �owi� ryby w cieniu drzew nad spokojn� rzeczu�k�.
� Pojawili si� ju� ci z naprzeciwka?
� Jeszcze ich nie widzia�em. Ma ich na oku Lapointe.
Maigret d�wign�� si� ci�ko, jak gdyby ten ruch kosztowa� go sporo wysi�ku; dokona� wyboru fajki, oczy�ci� j� starannie, zbli�y� si� do okna i sta� tak chwil�, szukaj�c wzrokiem niewielkiej knajpy na nadbrze�nym bulwarze Grands-Augustins. Fasada pomalowana na ��to, dwa schodki wiod�ce w d� do lokalu, ch�odnego niew�tpliwie jak piwnica, cynkowa lada na star� mod��, �ciany z �upku, jad�ospis wypisany kred� na tablicy i nieod��czny zapach calvadosu.
Nawet niekt�re stragany bukinist�w by�y zamkni�te.
Przez par� minut Maigret sta� nieruchomo, pykaj�c fajk�. Przed knajpk� zatrzyma�a si� taks�wka, wysiad�o z niej trzech m�czyzn i skierowa�o si� ku schodkom. Maigret pozna� Lognona, inspektora z osiemnastej dzielnicy, kt�ry z daleka wydawa� si� jeszcze ni�szy i chudszy; po raz pierwszy Maigret widzia� go w s�omkowym kapeluszu.
Co zam�wi� do picia? Chyba piwo.
Pchn�� drzwi do pokoju inspektor�w; panowa�a tu atmosfera rozleniwienia jak w ca�ym mie�cie.
� Baron jest w korytarzu?
� Od p� godziny, szefie.
� Kto� jeszcze z prasy?
� Ma�y Rougin. Dopiero co nadszed�.
� Fotoreporterzy?
� Tylko jeden.
D�ugi korytarz wydzia�u kryminalnego by� prawie pusty; kilku interesant�w czeka�o przed drzwiami koleg�w Maigreta. To w�a�nie jeden z nich, komisarz Bodard z sekcji finans�w, spe�niaj�c pro�b� Maigreta, wyznaczy� na godzin� czwart� przes�uchanie osobnika, kt�rym od dw�ch tygodni interesowa�a si� prasa, niejakiego Maxa Bernata, bohatera ostatniej afery finansowej � chodzi�o w niej o miliardy.
Maigret nie mia� z t� spraw� nic wsp�lnego. Bodard na tym etapie �ledztwa nie potrzebowa� �adnego wsparcia, ale �e zapowiedzia�, niby od niechcenia, i� sprowadzi oszusta tego dnia na godzin� czwart�, w korytarzu czeka�o ju� co najmniej dw�ch specjalist�w od kroniki wypadk�w i fotograf. Pozostan� tu a� do ko�ca przes�uchania. Mo�e te� zjawi� si� inni, je�li w por� rozejdzie si� wie�� o wezwaniu Maxa Bernata na Quai des Orf?vres.
Punktualnie o czwartej w pokoju inspektor�w us�yszano ha�as na korytarzu, zwiastuj�cy przybycie aferzysty z wi�zienia Sant�.
Maigret odczeka� jeszcze z dziesi�� minut; kr�ci� si� tu i tam, pali� fajk�, od czasu do czasu ociera� pot i spogl�da� na ��t� knajpk� po drugiej stronie Sekwany. Wreszcie zwr�ci� si� do Janviera i pstrykn�� palcami:
� Jazda!
Janvier podni�s� s�uchawk�, �eby po��czy� si� z Lognonem, kt�ry z pewno�ci� ju� czatowa� przy kabinie telefonicznej, uprzedziwszy knajpiarza: �To do mnie. W�a�nie czekam na telefon�.
Wszystko potoczy�o si� zgodnie z przewidywaniem. Maigret, nieco oci�a�y, troch� niespokojny, wr�ci� do swego gabinetu i, zanim usiad�, nala� sobie szklank� wody.
Dziesi�� minut p�niej na korytarzu rozegra�a si� zwyk�a scena. Lognon i jego kolega z osiemnastej dzielnicy, Korsykanin Alfonsi, szli wolno po schodach, a mi�dzy nimi cz�owiek, kt�ry wygl�da� na za�enowanego i kapeluszem zas�ania� sobie twarz.
Baron i jego kumpel Jean Rougin, waruj�cy przy drzwiach komisarza Bodarda, w lot poj�li, co si� �wi�ci, i ruszyli ku nowo przyby�ym; fotoreporter trzyma� aparat w pogotowiu.
� Kto to taki?
Znali Lognona. Znali personel policyjny prawie tak dobrze jak cz�onk�w swoich redakcji. Skoro dwaj inspektorzy z komisariatu na Montmartrze doprowadzaj� na Quai des Orf?vres faceta, kt�ry zakry� sobie twarz, zanim jeszcze spostrzeg� dziennikarzy, mog�o to znaczy� tylko jedno.
� To do Maigreta?
Lognon nie odpowiedzia�, dyskretnie zapuka� do drzwi gabinetu komisarza. Drzwi otworzy�y si�. Trzej m�czy�ni weszli i drzwi zamkn�y si� za nimi.
Baron i Jean Rougin zerkn�li na siebie jak ludzie, kt�rzy odkryli tajemnic� pa�stwow�, a �e my�l� podobnie, nie musz� dzieli� si� komentarzem.
� Dobrze� go uchwyci�? � spyta� Rougin fotografa.
� Tak, ale twarzy nie wida�.
� Mo�na si� by�o spodziewa�... Podrzu� to czym pr�dzej do redakcji i zaraz wracaj. Trudno zgadn��, kiedy st�d wyjdzie.
Zaraz potem opu�ci� gabinet Alfonsi.
� Kto to? Co za jeden? � zacz�to go wypytywa�.
A inspektor zak�opotany:
� Nic nie mog� powiedzie�.
� Dlaczego?
� Takie mam polecenie.
� Sk�d si� wzi��? Gdzie�cie go nakryli?
� Spytajcie komisarza Maigreta.
� �wiadek?
� Nie wiem.
� Nowy podejrzany?
� Przysi�gam, �e nie wiem.
� Dzi�kuj� za wsp�prac�!
� Gdyby by� morderc�, to my�l�, �e za�o�yliby�cie mu kajdanki?
Alfonsi oddali� si� z min� kogo�, kto mia�by ochot� powiedzie� wi�cej; w korytarzu zn�w zaleg�a cisza. Przez nast�pne p� godziny nikt nie wchodzi� i nikt nie wychodzi�.
Aferzyst� Maxa Bernata wyprowadzono w ko�cu z sekcji finansowej, ale sta� si� ju� postaci� drugoplanow� i tylko dla spokoju sumienia dziennikarze zwr�cili si� z pytaniami do Bodarda.
� Poda� nazwiska?
� Jeszcze nie.
� Zaprzecza, �e korzysta� z poparcia polityk�w?
� Nie zaprzecza, nie zeznaje, nie wyja�nia �adnych w�tpliwo�ci.
� Kiedy go pan zn�w przes�ucha?
� Kiedy zostan� sprawdzone pewne fakty.
Maigret, z twarz� zatroskan�, wyszed� z gabinetu, nadal bez marynarki, z rozpi�tym ko�nierzykiem koszuli, i skierowa� si� w stron� gabinetu dyrektora.
By� to nowy znak: pomimo wakacji, pomimo upa�u Policja Kryminalna przygotowywa�a si� do jednego z wa�nych w jej historii wieczor�w; obaj dziennikarze pami�tali, �e niekt�re przes�uchania trwa�y ca�� noc, nieraz ca�� dob� i d�u�ej � a nie spos�b by�o dowiedzie� si�, co si� dzieje za zamkni�tymi drzwiami.
Wr�ci� fotograf.
� Nic nie m�wi�e� w redakcji?
� Tyle tylko, �eby wy�wietlili film i przygotowali odbitki.
Maigret siedzia� u szefa z p� godziny; wszed� do swego pokoju op�dzaj�c si� od dziennikarzy znu�onym gestem.
� Prosz� nam chocia� powiedzie�, czy to ma zwi�zek z...
� Na razie nie mam nic do powiedzenia.
O sz�stej kelner z �Brasserie Dauphine� przyni�s� piwo. Lucas przeszed� z pokoju inspektor�w do gabinetu komisarza. I jeszcze stamt�d nie wyszed�. Wyszed� natomiast Janvier i w kapeluszu na g�owie wsiad� przed gmachem do jednego z policyjnych woz�w.
Co dziwniejsze, ukaza� si� Lognon i on tak�e � jak przedtem Maigret � skierowa� si� do gabinetu dyrektora. Pozosta� tam wprawdzie tylko dziesi�� minut, ale zamiast potem i�� do domu, wr�ci� do pokoju inspektor�w.
� Nic nie zauwa�y�e�? � spyta� Baron swego koleg� po fachu.
� Ten jego s�omkowy kapelusz?
Inspektora Pechowca � jak go w policji i w prasie nazywano � trudno by�o sobie wyobrazi� w s�omkowym kapeluszu, kt�ry nadawa� mu niemal weso�y wygl�d.
� I nie tylko kapelusz.
� Czy�by si� u�miecha�?
� Nie, ale mia� czerwony krawat.
Lognon zawsze nosi� ciemne krawaty, usztywnione na celuloidowej podk�adce.
� Co by to znaczy�o?
Je�li chodzi o cudze sekrety, Baron by� wszechwiedz�cy i rozg�asza� je z nik�ym u�miechem.
� Jego �ona wyjecha�a na wakacje.
� My�la�em, �e jest przykuta do ��ka.
� By�a.
� Wyzdrowia�a?
W ci�gu d�ugich lat nieszcz�sny Lognon musia� w godzinach wolnych od zaj�� s�u�bowych robi� zakupy, kucharzy�, sprz�ta� ma��e�skie mieszkanie przy placu Constantin-Pecqueur � i na domiar wszystkiego piel�gnowa� �on�, kt�ra raz na zawsze zdecydowa�a si� uchodzi� za inwalidk�.
� Zawar�a znajomo�� z now� s�siadk�, a ta zacz�a jej zachwala� Pougues-les-Eaux i wbi�a jej do g�owy, �e powinna odby� tam kuracj�. No i, rzecz ca�kiem nies�ychana, pojecha�a w towarzystwie s�siadki, bez m�a, bo on nie mo�e teraz opu�ci� Pary�a. Obie damulki s� w tym samym wieku. Ta druga jest wdow�...
Ruch na korytarzu wzm�g� si�: wyszli prawie wszyscy z brygady Maigreta. Ale wr�ci� Janvier. Lucas przybiega� i wybiega�, czym� zaprz�tni�ty, z czo�a sp�ywa� mu pot. Lapointe zjawia� si� raz po raz, podobnie Torrence, Mauvoisin (nowy w ekipie) i inni; zagabywano ich w przelocie � bez skutku.
Wkr�tce nadesz�a ma�a Maguy z gazety porannej, �wie�a jak p�czek r�y, chocia� przez ca�y dzie� panowa� upa� � trzydzie�ci sze�� stopni w cieniu.
� Po co� tu przysz�a?
� Po to samo co wy.
� Czyli...?
� �eby czeka�.
� Sk�d wiesz, �e co� si� dzieje?
Wzruszy�a ramionami i przesun�a po wargach czerwon� kredk�.
� Ilu ich tam jest? � spyta�a wskazuj�c drzwi gabinetu komisarza.
� Pi�ciu, sze�ciu. Ci�gle si� kr�c�. Wygl�da na to, �e si� zmieniaj�.
� �piewa?
� W ka�dym razie musi mu by� gor�co.
� Kazali przynie�� piwo?
� Tak.
Mia�o to swoje znaczenie: ilekro� do gabinetu wnoszono tac� z piwem, zapowiada�o si� na d�u�sze przes�uchanie.
� Jest z nimi Lognon?
� Tak.
� Triumfuj�cy?
� Z nim nigdy nic nie wiadomo. W�o�y� czerwony krawat.
� Dlaczego?
� �ona mu wyjecha�a na kuracj�.
Rozumieli si� w p� s�owa. Nale�eli przecie� do tego samego klanu.
� Widzieli�cie go?
� Kogo?
� No, tego, nad kt�rym si� pastwi�.
� Widzieli�my, ale nie twarz... Ukry� j� za kapeluszem.
� M�ody?
� Ani m�ody, ani stary. Na oko po trzydziestce.
� Jak ubrany?
� Zwyczajnie. Jaki mia� garnitur, Rougin?
� Szarawy.
� Ja powiedzia�bym, �e be�owy.
� Na kogo wygl�da?
� Na byle przechodnia z ulicy.
Us�yszeli kroki na schodach; wszyscy odwr�cili g�owy, a Maguy mrukn�a:
� To pewnie m�j fotograf.
O si�dmej trzydzie�ci, gdy ju� by�o ich na korytarzu pi�cioro, zobaczyli kelnera z �Brasserie Dauphine� nios�cego kolejn� porcj� kanapek i piwa.
Tym razem zapowiada�a si� wielka gra. Dziennikarze jeden po drugim znikali w ma�ym pomieszczeniu na ko�cu korytarza, �eby zatelefonowa� stamt�d do swoich redakcji.
� Idziemy co� zje��?
� A je�li on wyjdzie w tym czasie?
� Wi�c mo�e i my zam�wimy kanapki?
� Fajnie.
� I piwo?
S�o�ce osun�o si� za dachy dom�w, ale jeszcze by�o widno; powietrze, cho� mniej rozgrzane, nie dawa�o och�ody.
O �smej trzydzie�ci Maigret otworzy� drzwi, zm�czony, z w�osami lepi�cymi si� do czo�a. Obrzuci� wzrokiem korytarz; mieli wra�enie, �e chce do nich podej��, cofn�� si� jednak i drzwi si� za nim zamkn�y.
� Chyba ci�ko im idzie.
� A nie m�wi�em, �e mamy przed sob� ca�� noc czekania? By�e� tu, kiedy przes�uchiwano Mestorina?
� Wtedy jeszcze siedzia�em na kolanach u mamusi.
� Dwadzie�cia siedem godzin.
� W sierpniu?
� Nie pami�tam, w kt�rym miesi�cu, ale...
Bawe�niana sukienka Maguy przylgn�a jej do cia�a, pod pachami wyst�pi�y wielkie plamy potu, wyra�niej zarysowa�y si� kontury majteczek i stanika.
� Zagramy w belotk�?
Lampy pod sufitem zap�on�y. Zbli�a�a si� noc. Dy�urny policjant zaj�� swoje miejsce w g��bi korytarza.
� Nie da si� zrobi� troch� przeci�gu?
Dy�urny otworzy� okno i drzwi w jednym z pokoi biurowych, powt�rzy� ten zabieg w pokoju naprzeciw i po kilku minutach, przy dobrych ch�ciach, mo�na by�o odczu� jakby lekki powiew.
� To wszystko, co dla pa�stwa mog� zrobi�.
O jedenastej us�yszeli rumor za drzwiami gabinetu. Pierwszy wyszed� Lucas, w progu przepu�ci� nieznajomego, kt�ry wci�� zas�ania� twarz kapeluszem. Za nimi wyszed� Lognon. Wszyscy trzej ruszyli ku schodom ��cz�cym siedzib� Policji Kryminalnej z Pa�acem Sprawiedliwo�ci, a dalej z celami Sourici?re.
Dziennikarze tr�cili si� �okciami. W korytarzu rozb�ys�y flesze. W niespe�na minut� p�niej oszklone drzwi zatrzasn�y si� i wszyscy run�li hurmem do gabinetu komisarza. Gabinet przypomina� pole bitwy: wsz�dzie niedopa�ki papieros�w, szklanki, popi�, podarte papiery, w powietrzu unosi� si� zapach spalonego tytoniu. Maigret, bez marynarki, na p� schowany w swojej �ciennej szafie, my� r�ce nad emaliowanym zlewem.
� Szepnie nam pan jakie� s��wko, komisarzu?
Spojrza� na nich ze zdziwieniem jak zawsze w podobnych sytuacjach; zdawa� si� nikogo nie poznawa�.
� Jakie� s��wko? � powt�rzy�.
� Kim jest ten go��?
� Kto taki?
� Cz�owiek, kt�ry od pana wyszed�.
� To kto�, z kim przeprowadzi�em do�� d�ug� rozmow�.
� �wiadek?
� Nic jeszcze nie mog� powiedzie�.
� Podpisa� pan nakaz aresztowania?
Maigret o�ywi� si� nieco i odrzek� przepraszaj�co, dobrodusznie:
� Bardzo �a�uj�, panowie, �e nie mog� wam odpowiedzie�. Szczerze m�wi�c, nie mam nic do zakomunikowania.
� A s�dzi pan, �e b�dzie co� do zakomunikowania?
� Nie wiem.
� Zobaczy si� pan z s�dzi� Com�liau?
� Nie teraz.
� Czy to ma zwi�zek z morderc�?
� Raz jeszcze prosz� mi wybaczy�, nie mog� udzieli� �adnej informacji.
� Wraca pan do domu?
� A kt�ra to godzina?
� P� do dwunastej.
� Wobec tego �Brasserie Dauphine� jest jeszcze otwarta, p�jd� tam co� przegry��.
Wyszed� w towarzystwie Janviera i Lapointe�a. Kilku dziennikarzy odprowadzi�o ich a� do restauracji, gdzie wypili po kieliszku przy barze, podczas gdy tamci trzej zaj�li stolik w drugiej sali i zm�czeni, zatroskani, dawali zlecenia kelnerowi.
Wkr�tce do��czy� do nich Lognon; Lucasa wci�� nie by�o. W czw�rk� wi�c rozmawiali p�g�osem tak, �e nie mo�na by�o us�ysze� ani odgadn�� po ruchu warg, o czym m�wi�.
� Zwiewamy? Mam ci� odwie�� do domu, Maguy?
� Nie. Do redakcji.
Gdy tylko wyszli, Maigret przeci�gn�� si� z weso�ym, m�odzie�czym u�miechem na twarzy.
� Ot� to � westchn��.
� Chyba dali si� wyko�owa� � rzek� Janvier.
� Oby!
� Co te� napisz�?
� Nie mam poj�cia, ale znajd� spos�b, �eby wykroi� z tego sensacj�. Zw�aszcza ma�y Rougin.
Rougin, od niedawna w zawodzie, by� m�ody i agresywny.
� A je�li si� spostrzeg�, �e zrobili�my ich w konia?
� Nie powinni si� spostrzec � rzek� Lognon.
Mieli teraz mi�dzy sob� ca�kiem innego Lognona; ten Lognon od czwartej po po�udniu wypi� cztery ma�e piwa i nie odm�wi� kieliszka koniaku, kt�ry w�a�nie postawi� im Maigret.
� Co z twoj� �on�, stary?
� Pisze, �e zabiegi dobrze jej robi�. Martwi si� tylko z mojego powodu.
Nie sk�oni�o go to mimo wszystko do �miechu ani nawet do u�miechu. Istniej� tematy �wi�te. By� jednak mniej spi�ty, niemal optymistycznie nastrojony.
� Doskonale odegra�e� swoj� rol�. Dzi�kuj�. Spodziewam si�, �e opr�cz Alfonsiego nikt o niczym nie wie w twoim komisariacie.
� Nikt.
Rozstali si� o dwunastej trzydzie�ci. Go�cie jeszcze siedzieli na tarasie; po upalnym dniu wi�cej ludzi za�ywa�o wzgl�dnego ch�odu nocy.
� Jedzie pan autobusem?
Maigret pokr�ci� przecz�co g�ow�. Wola� wraca� sam piechot� i w miar� jak przemierza� trotuary, opuszcza�o go podniecenie; na twarzy pojawi� si� wyraz powagi, niemal l�ku.
Mija� samotne kobiety przemykaj�ce si� pod murami dom�w; patrzy�y na niego z dr�eniem, gotowe na byle podejrzany gest z jego strony rzuci� si� do ucieczki albo wzywa� pomocy.
W ci�gu sze�ciu miesi�cy pi�� kobiet, kt�re podobnie jak te wraca�y samotnie do domu lub sz�y z wizyt� do przyjaci�ki, pi�� kobiet na ulicach Pary�a pad�o ofiar� tego samego mordercy.
I, co ciekawe, pi�� zbrodni pope�niono w jednej z dwudziestu dzielnic Pary�a, w osiemnastce, na Montmartrze, i nie tylko w tej samej dzielnicy, ale w znacznie bardziej ograniczonym sektorze, kt�ry wyznacza�y cztery stacje metra: Lamarck, Abbesses, Place Blanche i Place Clichy.
Nazwiska ofiar, czas i miejsce zbrodni � dobrze znane czytelnikom prasy � sta�y si� dla Maigreta prawdziw� obsesj�.
Pami�ta� wszystkie szczeg�y tych spraw, m�g�by je cytowa� bez zaj�kni�cia jak wierszyki wyuczone w szkole.
2 lutego. Avenue Rachel, tu� przy placu Clichy, dwa kroki od o�wietlonego bulwaru Clichy: Arlette Dutour, lat dwadzie�cia osiem, prostytutka, wynajmuj�ca pok�j na ulicy d�Amsterdam.
Dwa ciosy no�em w plecy, z kt�rych jeden spowodowa� natychmiastowy zgon. Regularne �lady po ci�ciu no�em na ubraniu, par� powierzchownych zadra�ni�� sk�ry.
Nie zosta�a zgwa�cona. Nie zabrano taniej bi�uterii ani drobnej sumy pieni�dzy z jej torebki.
3 marca. Ulica Lepic, nieco powy�ej �Moulin de la Galette�. Wieczorem, kwadrans po �smej: J�zefina Simmer, urodzona w Miluzie, po�o�na, lat czterdzie�ci trzy, zamieszka�a przy ulicy Lamarck; wraca�a ze Wzg�rza Montmartre od pacjentki.
Jeden cios no�em w plecy, prosto w serce. Poci�te ubranie, powierzchowne rany cia�a. Torba z narz�dziami akuszeryjnymi le�a�a obok na chodniku.
17 kwietnia. (Ze wzgl�du na zbie�no�� dat: 2 lutego i 3 marca, przewidywano nast�pny atak 4 kwietnia, ale nic si� tego dnia nie wydarzy�o). Ulica Etex, na skraju cmentarza Montmartre, prawie naprzeciw szpitala Bretonneau. Trzy minuty po dziewi�tej wieczorem, Monika Justeaux, krawcowa, lat dwadzie�cia cztery, niezam�na, zamieszka�a u matki na bulwarze Batignolles. Wraca�a od przyjaci�ki z avenue Saint-Ouen. Pada� deszcz, sz�a pod parasolem.
Trzy ciosy no�em. Poci�te ubranie. Kradzie�y nie stwierdzono.
15 czerwca. Mi�dzy dziewi�t� dwadzie�cia a dziewi�t� trzydzie�ci. Ulica Durantin, w tym samym sektorze: Maria Bernard, wdowa, pi��dziesi�t dwa lata, urz�dniczka pocztowa, mieszkaj�ca wraz z c�rk� i zi�ciem przy bulwarze Rochechouart.
Dwie rany zadane no�em. Poci�te ubranie. Drugie pchni�cie no�em przeci�o t�tnic� szyjn�. Brak �lad�w rabunku.
21 lipca. Ostatnia zbrodnia: Georgette Lecoin, zam�na, matka dwojga dzieci, lat trzydzie�ci jeden, zamieszka�a przy ulicy Lepic, niedaleko od miejsca drugiej napa�ci.
M�� denatki pracowa� na nocnej zmianie w gara�u. Jedno z dzieci by�o chore. Georgette Lecoin schodzi�a ulic� Tholoz� w poszukiwaniu otwartej apteki. Zako�czy�a �ycie oko�o dziewi�tej pi��; w pobli�u odbywa�a si� zabawa ludowa.
Jeden cios no�em � Poci�ta suknia.
Ponury, monotonny rejestr. W kwartale Grandes-Carri?res wzmocniono si�y policyjne. Lognon i jego koledzy przesuwali w niesko�czono�� terminy swoich urlop�w. Czy wezm� je kiedykolwiek?
Po ulicach kr��y�y patrole. We wszystkich punktach strategicznych rozstawiono wywiadowc�w. Byli ju� na posterunkach podczas drugiego, trzeciego, czwartego i pi�tego napadu.
� Zm�czony? � spyta�a pani Maigret otwieraj�c drzwi w momencie, kiedy m�� dopiero wchodzi� na podest.
� Ale� upa�!
� Ci�gle nic?
� Nic.
� M�wili przed chwil� w radiu o jakim� zamieszaniu na Quai des Orf?vres.
� Ju�?
� Przypuszczaj�, �e ma to zwi�zek z morderstwami w osiemnastej dzielnicy. To prawda?
� Mniej wi�cej.
� Wpadli�cie na trop?
� Jeszcze nie wiadomo.
� Jad�e� obiad?
� Nawet kolacj�, przed p�godzin�.
Nie nalega�a i wkr�tce potem zasn�li oboje przy szeroko rozwartych oknach.
Nazajutrz Maigret by� ju� w gabinecie o dziewi�tej rano; zabrak�o mu czasu na przeczytanie gazet. Le�a�y teraz na jego biurku. Zabiera� si� w�a�nie do lektury, kiedy zadzwoni� telefon.
� Maigret?
Po pierwszej sylabie pozna�, kto m�wi.
� Tak, panie s�dzio.
By� to oczywi�cie Com�liau, odpowiedzialny za �ledztwo w sprawie pi�ciu zbrodni na Montmartrze.
� To wszystko prawda?
� O czym pan m�wi?
� O tym, co podaj� te pismaki w dzisiejszej prasie.
� Jeszcze do niej nie zajrza�em.
� Aresztowa� pan kogo�?
� Nic mi o tym nie wiadomo.
� Mo�e by�oby dobrze, �eby pan zaraz do mnie przyszed�.
� Ju� id�, panie s�dzio.
Lucas, kt�ry w�a�nie wszed� i by� �wiadkiem tej rozmowy, zrozumia�, co znaczy grymas komisarza.
� Zawiadom dyrektora � rzuci� mu Maigret � �e jestem w Pa�acu Sprawiedliwo�ci i mog� nie zd��y� na raport.
I ruszy� w drog�, kt�r� wczoraj odbyli Lognon, Lucas i tajemniczy osobnik zas�aniaj�cy twarz kapeluszem. W korytarzu pozdrawiali go s�dziowie �ledczy i policjanci; niekt�rzy z czekaj�cych tu podejrzanych lub �wiadk�w dawali mu lekkim ruchem do zrozumienia, �e go poznaj�.
� Prosz� wej��. Prosz� czyta�.
Maigreta ani troch� nie zaskoczy� ten ton, przewidywa�, �e Com�liau b�dzie zdenerwowany i napastliwy, z trudem pow�ci�gaj�cy oburzenie, od kt�rego drga�y mu w�siki.
W jednej z gazet przeczyta�:
�Czy policja nareszcie uj�a morderc�?�
A w innej:
�Rejwach na Quai des Orf?vres. Czy chodzi o maniaka z Montmartre�u?�
� Chcia�bym panu przypomnie�, komisarzu, �e wczoraj o czwartej by�em tutaj, w moim gabinecie, co najwy�ej dwie�cie metr�w od pa�skiego biura, i pod telefonem. By�em tu i o pi�tej, i o sz�stej, dopiero za dziesi�� si�dma odwo�ano mnie do innych zaj��. P�niej zreszt� mo�na mnie by�o zasta� najpierw w domu, a cz�sto tam pan telefonowa�, potem u przyjaci�, ich adres zostawi�em s�u��cemu. Kiedy zdarza si� co� tak wa�nego...
Komisarz, kt�ry ca�y czas s�ucha� stoj�c bez ruchu, podni�s� g�ow� i wymamrota�:
� Nie zdarzy�o si� nic wa�nego.
Com�liau, zbyt rozp�dzony, by m�g� si� natychmiast zatrzyma�, trzepn�� r�k� w plik gazet.
� A to tutaj? Twierdzi pan, �e to wymys�y dziennikarzy?
� Domys�y.
� Innymi s�owy, nic si� absolutnie nie sta�o, a ci panowie domy�laj� si� tylko, �e pan kaza� sprowadzi� nieznanego osobnika, �e go pan przes�uchiwa� ponad sze�� godzin, �e go pan odes�a� do Sourici?re, �e pan...
� Nikogo nie przes�uchiwa�em, panie s�dzio.
Tym razem Com�liau, zbity z panta�yku, spojrza� na Maigreta, nic nie rozumiej�c.
� Lepiej b�dzie, je�li udzieli mi pan dok�adnych wyja�nie�, �ebym ja z kolei m�g� je przekaza� prokuratorowi generalnemu, kt�ry nie omieszka� ju� mnie wezwa�.
� Pewien osobnik istotnie przyszed� do mnie wczoraj po po�udniu w towarzystwie dw�ch inspektor�w.
� Osobnik, kt�rego ci inspektorzy zatrzymali?
� Chodzi�o raczej o wizyt� przyjacielsk�.
� I dlatego ten cz�owiek zas�ania� sobie twarz kapeluszem?
Com�liau wskaza� zdj�cie zajmuj�ce dwie kolumny na pierwszych stronach r�nych gazet.
� Mo�e to kwestia odruchu czy przypadku... Gadali�my...
� Przez sze�� godzin?
� Czas szybko p�ynie.
� I posy�a� pan po piwo i kanapki.
� Zgadza si�, panie s�dzio.
Com�liau zn�w uderzy� otwart� d�oni� w gazet�.
� Podaj� tu szczeg�owo, kto kiedy wchodzi� i wychodzi�.
� Tak, niew�tpliwie.
� Kim jest ten cz�owiek?
� To uroczy ch�opak, nazywa si� Mazet, Piotr Mazet. Zaraz po zdaniu egzamin�w, z dziesi�� lat temu zacz�� prac� w moim wydziale. Poniewa� liczy� na szybszy awans, a tak�e, jak s�dz�, z powodu jakich� k�opot�w sercowych, prosi� o przeniesienie do Afryki R�wnikowej, gdzie przebywa� pi�� lat.
Com�liau, ca�kiem zdezorientowany, zmarszczy� brwi i patrzy� na Maigreta zastanawiaj�c si�, czy aby komisarz z niego nie kpi.
� Musia� wyjecha� z Afryki, bo zachorowa� na malari�; lekarze zabraniaj� mu wraca�. Kiedy si� wzmocni fizycznie, mo�e b�dzie si� stara� o prac� w Policji Kryminalnej.
� Wi�c �eby z nim porozmawia�, stworzy� pan warunki, kt�re dziennikarze nie wahaj� si� nazwa� przygotowaniami do bitwy?
Maigret zbli�y� si� do drzwi, upewni� si�, �e nikt nie pods�uchuje.
� Tak, panie s�dzio � wyzna� w ko�cu. � Potrzebowa�em kogo� najmniej rzucaj�cego si� w oczy, z twarz� nie znan� ani publiczno�ci, ani prasie. Biedny Mazet bardzo si� zmieni� podczas pobytu w Afryce. Rozumie pan?
� Niezupe�nie.
� Nie poda�em reporterom �adnej informacji. S�owem nie napomkn��em, �e te odwiedziny maj� co� wsp�lnego ze zbrodniami na Montmartrze.
� Ale pan temu nie zaprzecza�.
� Powtarza�em, �e nie mam nic do powiedzenia, co jest zgodne z prawd�.
� A oto rezultat! � wykrzykn�� s�dzia, wskazuj�c znowu gazety.
� W�a�nie taki rezultat chcia�em osi�gn��.
� Bez konsultacji ze mn�, naturalnie. Nawet nie powiadomi� mnie pan o tym.
� Tylko dlatego, panie s�dzio, �eby oszcz�dzi� panu dzielenia ze mn� odpowiedzialno�ci.
� Czego pan oczekuje?
Maigret zapali� fajk�, wygas�� od dobrych paru minut, zastanowi� si� i rzek� powoli:
� Tego jeszcze nie wiem, panie s�dzio. Ale my�l�, �e warto zaryzykowa�.
Com�liau nie bardzo wiedzia�, co o tym s�dzi�; patrzy� wci�� na fajk� Maigreta, do kt�rej nie m�g� si� przyzwyczai�. Rzeczywi�cie tylko komisarz Maigret pozwala� sobie na palenie w tym gabinecie i s�dzia uwa�a� to za rodzaj wyzwania.
� Prosz� usi��� � powiedzia� wreszcie z �alem.
I zanim sam usiad�, otworzy� okno.
Rozdzia� 2
Teorie profesora Tissota
W ubieg�y pi�tek wieczorem pa�stwo Maigret szli sobie spokojnie w stron� ulicy Picpus; po drodze mijali ludzi siedz�cych na progach dom�w lub na krzese�kach ustawionych wzd�u� chodnika. Od niespe�na roku, z niewielkimi zmianami, ci�gn�y si� comiesi�czne tradycyjne kolacje u doktorostwa Pardon.
Doktor Pardon nabra� zwyczaju zapraszania r�wnie� swoich koleg�w po fachu; by� to przewa�nie kto� interesuj�cy z uwagi na swoj� osobowo�� lub kierunek prowadzonych bada�. Maigret miewa� cz�sto okazj� spotyka� tam jak�� s�aw� lekarsk� czy wybitnego naukowca.
Pocz�tkowo nie zdawa� sobie sprawy, �e to im zale�a�o na tych spotkaniach: chcieli przyjrze� mu si� z bliska, zarzucali go mn�stwem pyta�. Wszyscy o nim s�yszeli i byli ciekawi go pozna�. Bardzo szybko znajdowali z nim wsp�lny j�zyk i niekt�re rozmowy po kolacji, zakrapiane starym likierem, w zacisznym salonie doktorostwa, z oknami zawsze otwartymi na ruchliw� ulic�, ko�czy�y si� dopiero p�n� noc�.
I bardzo cz�sto w trakcie tych spotka� kto� zwraca� si� nagle do Maigreta, patrz�c na niego z powag�:
� Nigdy nie kusi�y pana studia medyczne?
Odpowiada�, czerwieni�c si� lekko, �e by�o to istotnie jego pierwsze powo�anie, ale po �mierci ojca musia� przerwa� nauk�.
Czy� to nie dziwne, �e po tylu latach wyczuwano w nim lekarza? I on, i oni w ten sam spos�b podchodzili do cz�owieka, rozpatrywali jego dolegliwo�ci i upadki. A komisarz policji nie stara� si� ukry�, jak pochlebia mu fakt, �e cenieni powszechnie profesorowie dyskutuj� z nim o sprawach zawodowych jak z koleg�.
Czy tego wieczoru Maigret zawdzi�cza� zaproszenie zbrodniarzowi z Montmartre�u, kt�ry od miesi�cy zaprz�ta� wszystkie umys�y? Mo�liwe. Doktor Pardon by� cz�owiekiem bezpo�rednim, prostolinijnym, a zarazem niezwykle delikatnym i subtelnym. Tego lata wcze�niej musia� wzi�� urlop, poniewa� na czerwiec uda�o mu si� znale�� zast�pstwo.
Maigret i jego �ona zastali w salonie nieznajom� par� przed tac� z aperitifami: on by� masywnie zbudowany jak wie�niak, w�osy mia� siwiej�ce, sztywne, ostrzy�one na je�a, twarz przekrwion�; ona, �niada brunetka, odznacza�a si� wyj�tkow� �ywo�ci� ruch�w.
� Moi przyjaciele pa�stwo Maigret... pani Tissot... profesor Tissot � dokona� prezentacji gospodarz.
By� to zatem s�awny Tissot, kieruj�cy zak�adem dla ob��kanych Sainte-Anne przy ulicy Cabanis. Mimo �e cz�sto wyst�powa� w s�dzie w roli eksperta, Maigret nie mia� jeszcze sposobno�ci go spotka�. Teraz jawi� si� przed nim nie znany mu dotychczas typ psychiatry: lekarz rzetelny, sumienny, ludzki i jowialny.
Nie czekano d�ugo, by si��� do sto�u. Upa� nie zel�a�, ale pod koniec posi�ku rozpada� si� drobny deszcz; �agodny szmer kropel wody towarzyszy� im przez reszt� wieczoru.
Profesor Tissot w og�le nie bra� urlopu: pr�cz apartamentu w Pary�u mia� posiad�o�� w Ville-d�Avray i co dzie� tam je�dzi� po pracy.
Jak wszyscy jego poprzednicy obserwowa� Maigreta i raz po raz obrzuca� go bystrym spojrzeniem, a ka�de z tych kr�tkich spojrze� wprowadza�o jaki� nowy rys do portretu, jaki przedtem stworzy� sobie w wyobra�ni. Dopiero w salonie, gdy panie oddali�y si�, by pogaw�dzi� we w�asnym gronie, profesor Tissot znienacka przypu�ci� atak.
� Czy pana troch� nie przera�a pa�ska odpowiedzialno��?
Maigret w mig uchwyci� sens pytania.
� M�wi pan zapewne o wypadkach w osiemnastej dzielnicy?
Profesor Tissot przytakn�� mrugni�ciem powiek. I to prawda: w ca�ej swej karierze Maigret nie prowadzi� sprawy bardziej niepokoj�cej. Nie sz�o tu o zwyk�e wykrycie sprawcy zbrodni. Dla spo�ecze�stwa problem nie ogranicza� si� tym razem do ukarania przest�pcy.
By� to problem obrony. Zgin�o pi�� kobiet i nic nie sk�ania�o do przypuszcze�, �e lista jest ju� zamkni�ta.
Na domiar z�ego zawodzi�y dotychczasowe �rodki ostro�no�ci. Machina policyjna, puszczona w ruch po pierwszej napa�ci, nie zapobieg�a �adnej z nast�pnych.
Maigret zdawa� si� pojmowa�, co ma na my�li Tissot m�wi�c o odpowiedzialno�ci. Od niego bowiem, �ci�lej: od sposobu, w jaki rozwa�a� ca�e zagadnienie, zale�a� los pewnej liczby kobiet.
Czy doktor Pardon te� tak to rozumia� i dlatego zorganizowa� im spotkanie?
� Pod pewnym wzgl�dem dotyczy to mojej specjalno�ci � doda� profesor � ale nie chcia�bym by� w pa�skiej sk�rze. Spo�ecze�stwo wpada w panik�, prasa nic nie robi, �eby je uspokoi�, w�adze domagaj� si� podj�cia r�nych, nieraz sprzecznych z sob�, dzia�a�. Tak to wygl�da?
� Dok�adnie tak.
� S�dz�, �e zauwa�y� pan niekt�re charakterystyczne cechy ��cz�ce wszystkie te zbrodnie?
Trafi� od razu w sedno rzeczy i komisarzowi mog�oby si� wydawa�, �e ma przed sob� kt�rego� ze swych koleg�w z Policji Kryminalnej.
� Pozwoli pan... tak mi�dzy nami... �e zapytam, co pana najbardziej zastanowi�o?
Troch� to przypomina�o egzamin i Maigret � cho� mu si� to rzadko zdarza�o � poczerwienia�.
� Typ ofiar � powiedzia� jednak bez wahania. � Pyta pan o zasadnicze cechy, prawda? Nie m�wi�em panu o innych, a s� do�� liczne. Je�li, jak w tym przypadku, mamy do czynienia z seri� przest�pstw, szukamy przede wszystkim cech wsp�lnych.
Trzymaj�c w r�ku kieliszek armaniaku Tissot, kt�rego twarz bardziej pokra�nia�a po kolacji, s�ucha� Maigreta z aprobat� niczym szef podw�adnego.
� Godzina, na przyk�ad?
Najwyra�niej chcia� wykaza� si� znajomo�ci� reali�w; studiowa� je za po�rednictwem prasy i rozwa�a� na r�ne sposoby, a tak�e z czysto policyjnego punktu widzenia.
Teraz z kolei u�miechn�� si� Maigret, bo by�o w tym co� wzruszaj�cego.
� Godzina, istotnie. Pierwsza napa�� o �smej wieczorem w lutym. Zatem w ciemno�ci. 3 marca kwadrans p�niej i tak a� do lipca: kilka minut przed dziesi�t�. Dowodzi to niezbicie, �e morderca czeka na zapadni�cie zmierzchu.
� Daty?
� Przeanalizowa�em je ze dwadzie�cia razy i w ko�cu zrobi� mi si� m�tlik w g�owie. Na moim biurku m�g�by pan zobaczy� kalendarz pe�en znak�w czarnych, niebieskich i czerwonych. Jak przy �amaniu kodu pr�bowa�em wszystkich system�w, wszystkich kluczy. Najpierw m�wili�my o pe�ni ksi�yca.
� Ludzie przypisuj� du�e znaczenie wp�ywowi ksi�yca, kiedy chc� usprawiedliwi� czyny, kt�rych nie umiej� sobie wyt�umaczy�.
� Pan w to wierzy?
� Jako lekarz, nie.
� A jako cz�owiek?
� Nie wiem.
� Tak czy owak to wyja�nienie odpada, bo tylko dwie z pi�ciu zbrodni pope�niono przy pe�ni ksi�yca. Zacz��em wi�c szuka� gdzie indziej. Wzi��em pod uwag� dnie tygodnia. Niekt�rzy upijaj� si� w soboty. Jedno z morderstw pope�niono w sobot�. W pewnych zawodach wolny dzie� nie przypada w niedziel�, lecz w innym dniu...
Odnosi� wra�enie, �e Tissot, podobnie jak on, bra� pod uwag� r�ne hipotezy.
� Pierwszym naszym ustaleniem, �e si� tak wyra�� � ci�gn�� Maigret � jest dzielnica. Morderca niew�tpliwie zna doskonale ka�dy jej zak�tek. Znajomo�ci ulic, miejsc o�wietlonych i nie o�wietlonych, odleg�o�ci mi�dzy jakimi� dwoma punktami nale�y przypisa� fakt, �e nie tylko trudno go pochwyci�, ale i zobaczy�.
� Prasa pisa�a o �wiadkach, kt�rzy twierdz�, �e go widzieli.
� Przes�uchali�my wszystkich. Lokatorka z pierwszego pi�tra domu przy avenue Rachel upiera si� na przyk�ad, �e jest to cz�owiek wysoki, szczup�y, w ��tawym p�aszczu nieprzemakalnym, w kapeluszu pil�niowym nasuni�tym na czo�o. Takim stereotypowym rysopisom, cz�sto podawanym w tego rodzaju sprawach, nie ufamy na Quai des Orf?vres. Ponadto zosta�o udowodnione, �e z okna, przez kt�re rzekomo wygl�da�a ta kobieta, nie mo�na dostrzec miejsca zbrodni. Zeznania pewnego ch�opczyka s� z natury rzeczy wa�niejsze, ale tak m�tne, �e wprost nic nie m�wi�ce. Dotyczy�y zbrodni na ulicy Durantin. Pami�ta pan?
Tissot przytakn��.
� S�owem, ten cz�owiek zna doskonale dzielnic� i dlatego wszyscy my�l�, �e w niej mieszka, co stwarza tam atmosfer� szczeg�lnie niepokoj�c�. S�siedzi obserwuj� si� nawzajem podejrzliwie. Otrzymali�my setki list�w sygnalizuj�cych nam dziwne zachowanie ludzi ca�kiem normalnych. Przyj�li�my hipotez�, �e morderca nie mieszka w tej dzielnicy, ale w niej pracuje.
� Wymaga to nie lada dochodzenia.
� I poch�ania tysi�ce godzin. �e nie wspomn�, ile czasu zaj�o nam sprawdzanie dossiers r�nych kryminalist�w i maniak�w. Do pa�skiego zak�adu, jak do wszystkich innych, dotar� zapewne nasz kwestionariusz z pytaniami o pacjent�w wypisanych w ci�gu paru ostatnich lat.
� Moi wsp�pracownicy ju� go wype�nili.
� Kwestionariusz ten wys�ali�my do zak�ad�w zamkni�tych na prowincji i za granic�, a tak�e do lekarzy praktykuj�cych.
� M�wi� pan jeszcze o innym ustaleniu.
� Ogl�da� pan zdj�cia ofiar w dziennikach. Publikowano je w r�nych okresach. Nie wiem, czy pr�bowa� pan obejrze� te zdj�cia wszystkie razem, u�o�one jedno obok drugiego.
Tissot zn�w skin�� twierdz�co g�ow�.
� Te kobiety pochodz� z r�nych stron. Jedna urodzi�a si� w Miluzie, inna na Po�udniu, jeszcze inna w Bretanii, dwie w Pary�u lub na jego przedmie�ciu. Profesjonalnie nic ich z sob� nie wi��e: prostytutka, po�o�na, krawcowa, urz�dniczka z poczty i matka dzieciom. Nie wszystkie mieszkaj� w osiemnastej dzielnicy. Ustalili�my, �e nie zna�y si� i najprawdopodobniej nigdy nie spotka�y.
� Nie wyobra�a�em sobie, �e prowadzili�cie a� tak wszechstronne �ledztwo.
� Posun�li�my si� jeszcze dalej, upewniaj�c si�, �e nie chodzi�y do tego samego ko�cio�a, nie kupowa�y u tego samego rze�nika, nie mia�y tego samego lekarza ani nawet dentysty, nie bywa�y w okre�lone dni w tym samym kinie czy w sali ta�ca. Skoro powiedzia�em o tysi�cach godzin...
� Nic to nie da�o?
� Nic. Nie spodziewa�em si� zreszt� �adnego rezultatu, ale by�em obowi�zany wszystko posprawdza�. Nie wolno nam lekcewa�y� najmniejszego drobiazgu.
� Pomy�la� pan o wakacjach?
� Rozumiem. Mog�y oczywi�cie sp�dza� je rokrocznie w tej samej miejscowo�ci na wsi b�d� nad morzem, ale tak nie by�o.
� Czyli morderca wybiera� je przypadkowo, korzystaj�c z dogodnej sposobno�ci.
Maigret by� przekonany, �e profesor nie wierzy temu i �e zrobi� ju� to samo spostrze�enie co on.
� Nie, niezupe�nie. Te kobiety, gdy si� im dobrze przyjrze� na zdj�ciach, maj� jednak, jak powiedzia�em, co� wsp�lnego: tusz�. Je�li si� nie por�wnuje ich twarzy, tylko sylwetki, to �atwo zauwa�y�, �e s� do�� niskie i raczej pulchne, niemal t�gie, w�skie w talii i szerokie w biodrach, nawet najm�odsza z tych pi�ciu, Monika Juteaux.
Doktor Pardon i profesor Tissot wymienili znacz�ce spojrzenia. Spojrzenie doktora zdawa�o si� m�wi�: �Wygra�em zak�ad. Komisarzowi te� to nie umkn�o�.
� Moje gratulacje, drogi komisarzu � odezwa� si� z u�miechem Tissot. � Widz�, �e nie mog� pana niczego nauczy�. � I doda� po chwili wahania: � Podzieli�em si� moj� obserwacj� z doktorem, zastanawiaj�c si�, czy policja tego nie przeoczy�a. Dlatego te� i dlatego, �e od dawna pragn��em pana pozna�, Pardon zaprosi� na dzisiejszy wiecz�r moj� �on� i mnie.
Rozmawiali na stoj�co. Gospodarz zaproponowa�, by usiedli blisko okna, przez kt�re dolatywa�y strz�py audycji radiowych. Deszcz wci�� pada� tak drobny, �e kropelki wody zdawa�y si� delikatnie ��czy� z sob�, by pokry� ciemnym lakierem bruk uliczny.
Maigret pierwszy przerwa� milczenie.
� Wie pan, panie profesorze, jaki problem dr�czy mnie najbardziej? Je�li si� go rozwi��e, to, moim zdaniem, b�dzie mo�na uj�� morderc�.
� S�ucham pana.
� Ten cz�owiek nie jest ju� dzieckiem. A zatem prze�y� dwadzie�cia, trzydzie�ci, mo�e wi�cej lat i nie dopu�ci� si� �adnego wykroczenia. I oto w ci�gu sze�ciu miesi�cy pi�� razy zabi�. Pytanie, jakie sobie stawiam, dotyczy momentu pocz�tkowego. 2 lutego przesta� by� nieszkodliwym obywatelem, a sta� si� niebezpiecznym maniakiem. Dlaczego? Czy pan, cz�owiek nauki, znajduje tu jakie� wyt�umaczenie?
Tissot przyj�� te s�owa z u�miechem i raz jeszcze zerkn�� na doktora Pardon.
� Ch�tnie przypisuje si� nam, ludziom nauki, jak pan to okre�li�, wiedz� i w�adz�, kt�rych nie posiadamy, Postaram si� jednak panu odpowiedzie�, wyja�niaj�c nie tylko to, co ma zwi�zek z szokiem inicjacyjnym, ale te� z samym przypadkiem. Nie u�yj� termin�w naukowych czy technicznych, kt�re najcz�ciej s�u�� do maskowania naszej ignorancji. Prawda, doktorze?
By�a to z pewno�ci� z�o�liwa, zrozumia�a dla obu aluzja do kt�rego� z koleg�w po fachu.
� Wobec serii zbrodni, jakie teraz omawiamy, reagujemy zazwyczaj stwierdzeniem, �e chodzi o maniaka lub ob��kanego. Grosso modo jest to s�uszne rozpoznanie. Zabi� pi�� kobiet w okoliczno�ciach nie nasuwaj�cych wyra�nego motywu czynu, a nast�pnie poci�� ich ubranie, wydaje si� sprzeczne z zachowaniem si� jednostki normalnej. Dlaczego i jak si� to zacz�o, pozostaje problemem bardzo skomplikowanym i trudno go rozwi�za�. Prawie co tydzie� wzywaj� mnie w charakterze eksperta do s�du przysi�g�ych. W ci�gu mojej kariery zaobserwowa�em, �e znaczenie odpowiedzialno�ci za czyn przest�pczy ulega ewolucji tak szybkiej, �e moim zdaniem nasze poj�cia o sprawiedliwo�ci uleg�y zmianie, je�li si� w og�le nie zachwia�y. Kiedy� pytano nas: �Czy w chwili pope�niania zbrodni oskar�ony by� odpowiedzialny za sw�j czyn?� I to s�owo odpowiedzialno�� mia�o sw�j do�� konkretny sens. Obecnie wymaga si� od nas wyceniania odpowiedzialno�ci Cz�owieka przez du�e C i niejednokrotnie odnosz� wra�enie, �e to ju� nie funkcjonariusze s�dowi i nie �awnicy decyduj� o losie przest�pcy, lecz my, psychiatrzy. Tymczasem w wi�kszo�ci wypadk�w nie wiemy wi�cej ni� profani. Psychiatria pozostanie nauk� tak d�ugo, jak d�ugo b�d� istnia�y urazy psychiczne, nowotwory, nienormalny rozw�j jakiego� gruczo�u czy jakiej� funkcji organizmu. W takich razach istotnie mo�emy z czystym sumieniem powiedzie�, �e dany cz�owiek jest zdrowy lub chory, odpowiedzialny lub nieodpowiedzialny za swoje post�powanie. Ale takie przypadki rzadko wyst�puj� i wi�kszo�� tych osobnik�w dostaje si� do zak�ad�w zamkni�tych. Dlaczego inni, jak zapewne ten, o kt�rym m�wimy, inaczej post�puj� ni� ich bli�ni? My�l�, panie komisarzu, �e wy wiecie o tym tyle samo, je�li nie wi�cej od nas.
Doktorowa Pardon przynios�a im butelk� armaniaku.
� Nie przerywajcie sobie, panowie. Jeste�my bardzo zaabsorbowane wymienianiem przepis�w kulinarnych. Napije si� pan armaniaku, profesorze?
� P� kieliszeczka.
W �wietle, �agodnym jak deszcz padaj�cy za oknami, rozmawiali a� do pierwszej w nocy. Maigret nie wszystko dok�adnie zapami�ta� z tej d�ugiej pogaw�dki przeplatanej dygresjami, kt�re daleko odbiega�y od g��wnego tematu. Utkwi�a mu na przyk�ad w pami�ci ironiczna uwaga profesora, rzucona tonem cz�owieka, kt�ry ma stare rachunki do wyr�wnania:
� Gdybym stosowa� �lepo teorie Freuda, Adlera czy nawet psychoanalityk�w wsp�czesnych, nie zawaha�bym si� stwierdzi�, �e ten morderca jest maniakiem seksualnym, chocia� nie usi�owa� zgwa�ci� �adnej z kobiet. M�g�bym te� powo�a� si� na kompleksy, na prze�ycia z wczesnego dzieci�stwa...
� Odrzuca pan takie wyja�nienie?
� Nie odrzucam, ale nie dowierzam wyja�nieniom, kt�re s� zbyt �atwe.
� Nie ma pan w�asnej teorii?
� Teorii... nie. Mo�e pewn� ide�, ale, przyznaj�, obawiam si� j� panu zdradzi�, bo nie wolno mi zapomina� o tym, �e na pana barkach ci��y odpowiedzialno�� za �ledztwo. Co prawda, barki ma pan tak szerokie jak moje. Pochodzi pan ze wsi, nie?
� Z Allier.
� A ja z Cantal. M�j osiemdziesi�cioletni ojciec �yje jeszcze na swojej fermie.
Najwyra�niej by� z tego bardziej dumny ni� z tytu��w naukowych.
� Leczy�em wielu ob��kanych lub na p� ob��kanych, �e si� tak nienaukowo wyra��, kt�rzy dopuszczali si� przest�pstw. I jedno z moich ustale�, jak to pan nazwa� przed chwil�, obejmowa�o niemal ich wszystkich: jest to �wiadoma b�d� nie�wiadoma potrzeba sprawdzenia si�. Rozumie pan, co mam na my�li?
Maigret przytakn��.
� Prawie wszyscy, s�usznie czy nies�usznie, uchodzili w swoim �rodowisku za niesolidnych, przeci�tnych albo op�nionych w rozwoju, i to ich upokarza�o. Jak� drog� owo upokorzenie, d�ugi czas t�umione, wybucha nagle w formie zbrodni, zamachu, agresywnego gestu lub brawury? Ani moi koledzy, o ile wiem, ani ja nie mogli�my tego dociec. Nie jest mo�e ortodoksyjne to, co teraz powiem, zw�aszcza streszczone w paru s�owach, ale mam przekonanie, �e wi�kszo�� zbrodni, pozornie bez motyw�w, szczeg�lnie za� zbrodni seryjnych, wynika z manifestowania dumy.
Maigret zamy�li� si�.
� Zgadza si� to z pewnym moim spostrze�eniem � mrukn��.
� Mianowicie?
� �e gdyby przest�pcy nie odczuwali pr�dzej czy p�niej potrzeby pochwalenia si� swoim czynem, by�oby ich znacznie mniej w wi�zieniach. Wie pan, gdzie szukamy sprawcy zbrodni, kt�r� nazywamy bestialsk�? Dawniej w domach schadzek, dzisiaj, poniewa� ju� nie istniej�, w ��kach dziewczyn uprawiaj�cych prostytucj�. Wobec nich kryminali�ci nie boj� si� m�wi�. Nie licz� si� z nimi. S� prze�wiadczeni, �e niczym nie ryzykuj�, i na og� maj� racj�. Zwierzaj� si�. Cz�sto koloryzuj�.
� Pr�bowali�cie zatem...?
� W Pary�u, a szczeg�lnie w okolicy Clichy i Montmartre�u, nie ma dziewczyny tego pokroju, kt�rej by�my w ostatnich miesi�cach nie przes�uchali.
� Bez rezultatu?
� Bez.
� To gorzej.
� Chce pan powiedzie�, �e, nie doznawszy ulgi, zacznie na nowo?
� Tak. Mniej wi�cej.
Maigret przestudiowa� niedawno historyczne przypadki analogiczne do mord�w w osiemnastej dzielnicy � od Kuby Rozpruwacza po Wampira z D�sseldorfu, nie pomijaj�c ulicznego latarnika z Wiednia i Polaka z fermy w departamencie Aisne.
� S�dzi pan, �e sami nigdy ju� nie zdo�aj� si� powstrzyma�? � spyta� Maigret. � A jednak mamy precedens: Kuba Rozpruwacz wycofa� si� i z dnia na dzie� przestano o nim m�wi�.
� Kto panu zar�czy, �e nie zgin�� w wypadku lub po prostu nie umar�? Powiedzia�bym wi�cej, ale nie jako naczelny lekarz z Zak�adu �wi�tej Anny, bo zbytnio si� dystansuj� od teorii oficjalnych. Osobnicy z kategorii pa�skiego mordercy zaczynaj� dzia�a� pod przemo�nym wp�ywem ch�ci, by da� si� z�apa�, co tak�e jest przejawem dumy. Nie znosz� my�li, �e w oczach swego otoczenia uchodz� nadal za miernoty. Pragn� wykrzycze� przed ca�ym �wiatem, co zrobili i do czego s� zdolni. Co nie znaczy, �e robi� to z rozmys�u, ale prawie zawsze w miar� pope�niania kolejnych przest�pstw staj� si� mniej ostro�ni, jak gdyby rzucali wyzwanie policji, w�asnemu losowi. Niekt�rzy m�wili mi, �e po aresztowaniu odczuwaj� ulg�.
� S�ysza�em takie wyznania.
� No widzi pan.
Kto z nich pierwszy � profesor czy komisarz � wpad� na ten pomys�? Podczas d�ugich godzin wieczornych na wszelkie sposoby roztrz�sali interesuj�ce ich zagadnienie i naprawd� trudno by�oby odtworzy� wypowiedzi ka�dego z nich.
Mo�e profesor podsun�� sugesti�, ale tak dyskretnie, �e nawet doktor Pardon tego nie spostrzeg�?
Ju� po p�nocy Maigret mrukn�� jakby sam do siebie:
� Za��my, �e kto� inny zostanie aresztowany i w pewnym sensie zajmie miejsce mordercy, przyw�aszczaj�c sobie to, co tamten uznaje za w�asn� chwa��...
Oto konkluzja, do jakiej doszli obaj.
� My�l�, �e istotnie pa�ski morderca dozna uczucia frustracji � rzek� profesor Tissot.
� Powstaje pytanie, jak zareaguje. A tak�e, kiedy zareaguje.
Maigret na tym jednak nie poprzesta�: odsun�� ju� na bok teori�, �eby zastanowi� si� nad rozwi�zaniem praktycznym.
O zab�jcy z Montmartre�u nic nie wiedziano. �adnych szczeg��w rysopisu. Operowa� dotychczas na okre�lonym terenie, ale nic nie �wiadczy�o o tym, �e jutro nie zjawi si� w innym punkcie Pary�a lub gdziekolwiek indziej.
Gro�ba przybiera�a na sile tym bardziej, �e by�a niesprecyzowana, niejasna.
Czy minie miesi�c, zanim odwa�y si� na nowy mord? Czy mo�e tylko trzy dni?
Nie spos�b by�o utrzymywa� w niesko�czono�� stanu pogotowia na ka�dej ulicy paryskiej. Nawet kobiety, kt�re po ka�dej zbrodni ukrywa�y si� czas jaki� w domu, powraca�y do zwyk�ego trybu �ycia, m�wi�c sobie, �e niebezpiecze�stwo min�o.
� Znane mi s� dwa wypadki � rzek� po kr�tkim milczeniu Maigret � kiedy to kryminali�ci wysy�ali do gazet protest przeciw aresztowaniu niewinnych.
� Ci ludzie cz�sto pisuj� do prasy powodowani tym, co nazywam ich ekshibicjonizmem.
� To by nam pomog�o.
Nawet list u�o�ony z liter wycinanych z gazet mo�e s�u�y� za punkt zaczepienia w �ledztwie nie maj�cym �adnych danych.
� Mo�e zrobi� jeszcze co� innego...
� W�a�nie o tym pomy�la�em.
Owo �co� innego� by�oby now� zbrodni�, nie r�ni�c� si� od poprzednich, dokonan� zaraz po aresztowaniu rzekomego sprawcy...
Po�egnali si� przed domem pa�stwa Pardon, ko�o samochodu profesora, kt�ry wraz z �on� wraca� do Ville-d�Avray.
� Podwie�� pa�stwa, komisarzu?
� Mieszkamy w tej dzielnicy i lubimy chodzi� piechot�.
� Wydaje mi si�, �e i w tej sprawie b�d� musia� wyst�powa� jako ekspert w s�dzie przysi�g�ych.
� Pod warunkiem, �e ujmiemy winnego.
� Wierz� w pana.
U�cisn�li sobie r�ce i Maigret odni�s� wra�enie, �e tego wieczoru zrodzi�a si� mi�dzy nimi przyja��.
� Szkoda, �e nie mia�e� okazji pogada� z jego �on� � rzek�a nieco p�niej pani Maigret, gdy oboje posuwali si� wzd�u� dom�w. � To najinteligentniejsza z kobiet, jakie kiedykolwiek spotka�am. A jej ma�...?
� Bardzo porz�dny cz�owiek.
Deszcz by� �wie�y, orze�wiaj�cy i komisarz � tak jak to robi� w dzieci�stwie � ukradkiem wysuwa� od czasu do czasu j�zyk, by pochwyci� par� kropli o zupe�nie wyj�tkowym smaku; pani Maigret udawa�a, �e tego nie widzi.
� Prowadzili�cie chyba jak�� powa�n� dyskusj�.
� Tak...
I ju� nic wi�cej na ten temat nie powiedzieli. Znale�li si� zn�w u siebie, w swym mieszkaniu; okna ca�y czas by�y otwarte, pani Maigret musia�a tu i tam wytrze� parkiet.
Mo�e zasypiaj�c, mo�e rankiem po przebudzeniu komisarz powzi�� decyzj�. Przypadek chcia�, �e tego� dnia wczesnym przedpo�udniem zjawi� si� w jego gabinecie na Quai des Orf?vres niejaki Piotr Mazet, kt�ry przed o�mioma laty by� jednym z inspektor�w Maigreta.
� A c� ty robisz w Pary�u?
� Nic, szefie. Nabieram si�. Chorowa�em przez te r�ne afryka�skie owady i lekarze nalegaj�, �ebym jeszcze kilka miesi�cy wypoczywa�. No i pomy�la�em sobie, czy nie znalaz�aby si� tu dla mnie jaka� rob�tka.
� Tam do licha!
Dlaczego nie mia�by to by� Mazet? Ch�opak inteligentny i niczym nie ryzykuje, bo nikt go nie zna.
� Chcesz mi odda� przys�ug�?
� Jeszcze pan pyta!
� Wpadnij wi�c do mnie wp� do pierwszej, zjemy co� razem.
Nie w �Brasserie Dauphine�, gdzie zwr�cono by na nich uwag�.
� A raczej nie, nie przychod� tutaj i unikaj pokazywania si� w biurze. Czekaj na mnie przy stacji metra Ch�telet.
Wybrali si� zatem do restauracji na ulicy Saint-Antoine i komisarz wyja�ni� Mazetowi, czego si� po nim spodziewa.
Dla wi�kszego prawdopodobie�stwa lepiej b�dzie, je�li Mazeta doprowadz� nie ludzie z Quai des Orf?vres, lecz inspektorzy z osiemnastej dzielnicy, i komisarz natychmiast pomy�la� o Lognonie. Kto wie? Mo�e to da Pechowcowi jak�� szans�. Zamiast patrolowa� ulice na Montmartrze zwi��e si� �ci�lej ze �ledztwem.
� Dobierz sobie takiego koleg�, o kt�rym na pewno wiesz, �e si� nie wygada.
Lognon wybra� Alfonsiego.
I komedia odnios�a pe�ny sukces, jako �e wszyscy dziennikarze podali wiadomo�� o sensacyjnym aresztowaniu.
� Byli �wiadkami, jak tamci wchodzili i wychodzili, wi�c sami z tego wyci�gn�li wnioski � powtarza� Maigret s�dziemu Com�liau. � Ani ja, ani �aden z moich wsp�pracownik�w z niczym si� nie zdradzi�. Nawet zaprzeczali�my.
Na twarzy s�dziego rzadko widywano u�miech, cho�by tylko ironiczny.
� A je�eli ze wzgl�du na to sfingowane aresztowanie ludzie przestan� by� ostro�ni i dzi� albo jutro wieczorem dowiemy si� o nowej zbrodni?
� Zastanawia�em si� i nad tym. Po pierwsze: w ci�gu najbli�szych wieczor�w wszyscy dyspozycyjni od nas i z osiemnastego komisariatu obstawi� ca�� dzielnic�.
� Ju� to robili�cie i bez wynik�w, o ile wiem.
To prawda. Ale czy dlatego nie nale�