6376

Szczegóły
Tytuł 6376
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

6376 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 6376 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

6376 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Steven Erikson Wspomnienie lodu: Cie� przesz�o�ci Opowie�� z Malaza�skiej ksi�gi poleg�ych Prze�o�y�: Micha� Jakuszewski Wydanie oryginalne: 2001 Wydanie polskie: 2002 R. S. Lundinowi Dramatis Personae Karawanseraj Zrz�da: stra�nik karawanowy Stonny Menackis: stra�niczka karawanowa Harllo: stra�nik karawanowy Buke: stra�nik karawanowy Bauchelain: podr�nik Korbal Broach: jego ma�om�wny towarzysz Emancipor Reese: s�u��cy Keruli: kupiec Marmur: czarodziej W Capustanie Brukhalian: �miertelny Miecz Reve Fenera (Szare Miecze) Itkovian: Tarcza Kowad�o Reve Fenera (Szare Miecze) Karnadas: Bo�y Je�dziec Reve Fenera (Szare Miecze) Rekrutka Velbara: (Szare Miecze) Starszy Sier�ant Norul: (Szare Miecze) Farakalian: (Szare Miecze) Nakalian: (Szare Miecze) Torun: (Szare Miecze) Sidlis: (Szare Miecze) Nilbanas: (Szare Miecze) Jelarkan: ksi��� i w�adca Capustanu Arard: ksi��� i w�adca in absentia Koralu Rath�Fener: (kap�an z Rady Masek) Rath�Tron Cienia: (kap�an z Rady Masek) Rath�Kr�lowa Sn�w: (kap�anka z Rady Masek) Rath�Kaptur: (kap�an z Rady Masek) Rath�D�rek: (kap�an z Rady Masek) Rath�Trake: (kap�an z Rady Masek) Rath�Po�oga: (kap�anka z Rady Masek) Rath�Togg: (kap�an z Rady Masek) Rath�Fanderay: (kap�anka z Rady Masek) Rath�Dessembrae: (kap�anka z Rady Masek) Rath�Oponn: (kap�an z Rady Masek) Rath�Beru: (kap�an z rady Masek) Zast�p jednor�kiego Dujek Jednor�ki: dow�dca armii malaza�skich renegat�w S�jeczka: zast�pca dow�dcy armii malaza�skich renegat�w Skr�t: dow�dca Czarnych Moranth�w Artanthos: chor��y armii malaza�skich renegat�w Koszar: oficer ��cznikowy Hareb: szlachetnie urodzony kapitan Ganoes Paran: kapitan, Podpalacze Most�w Nerwusik: sier�ant, Si�dma Dru�yna, Podpalacze Most�w Wyka�aczka: kapral, Si�dma Dru�yna, Podpalacze Most�w Detoran: �o�nierka, Si�dma Dru�yna Trzpie�: mag i saper, Si�dma Dru�yna Niewidka: �o�nierka, Si�dma Dru�yna M�otek: uzdrowiciel, Dziewi�ta Dru�yna P�ot: saper, Dziewi�ta Dru�yna Biegunek: �o�nierz, Dziewi�ta Dru�yna Szybki Ben: mag, Dziewi�ta Dru�yna Chwiejny: (kapral Podpalaczy Most�w) Bucklund: (sier�ant Podpalaczy Most�w) Knypek: (saper Podpalaczy Most�w) Mierzwa: (uzdrowiciel Podpalaczy Most�w) Niebieska Per�a: (mag Podpalaczy Most�w) Gole�: (mag Podpalaczy Most�w) Paluch: (mag Podpalaczy Most�w) Zast�p Broda Caladan Brood: naczelny w�dz armii wyzwole�czej na Genabackis Anomander Rake: w�adca Odprysku Ksi�yca Kallor: wielki kr�l, zast�pca Brooda Mhybe: matrona rhivijskich plemion Srebrna Lisica: rhivijska odrodzona Korlat: jednopochwycona Tiste Andii Orfantal: brat Korlat Hurlochel: zwiadowca armii wyzwole�czej Starucha: Wielki Kruk, towarzyszka Anomandera Rake�a Barghastowie Humbrall Taur: w�dz wojenny klanu Bia�ych Twarzy Hetan: jego c�rka Cafal: jego pierwszy syn Netok: jego drugi syn Darud�ysta�skie poselstwo Coll: ambasador Estraysian D�Arle: cz�onek Rady Baruk: alchemik Kruppe: obywatel Murillio: obywatel T�lan Imassowie Kron: w�adca T�lan Imass�w Krona Cannig Tol: w�dz klanu Bek Okhan: rzucaj�cy ko�ci Pran Chole: rzucaj�cy ko�ci Okral Lom: rzucaj�cy ko�ci Bendal Home: rzucaj�cy ko�ci Ay Estos: rzucaj�cy ko�ci Olar Ethil: Pierwsza Rzucaj�ca Ko�ci i Pierwsza Jednopochwycona Tool, Odrzucony: dawniej Pierwszy Miecz Kilava: rzucaj�ca ko�ci � renegatka Lanas Tog: z T�lan Imass�w Kerluhma Pannion Domin Jasnowidz: kr�l-kap�an Domin Ultentha: septarcha Koralu Kulpath: septarcha oblegaj�cej armii Inal: septarcha Lest Anaster: Dziecko Martwego Nasienia z Tenescowri Jasnodomin Kahlt Inni K�rul: pradawny b�g Draconus: pradawny b�g Siostra Zimnych Nocy: pradawna bogini Pani Zawi��: mieszkanka Morn Gethol: herold Treach: Pierwszy Bohater (Tygrys Lata) Toc M�odszy: Aral Fayle, malaza�ski zwiadowca Garath: wielki pies Baaljagg: jeszcze wi�ksza wilczyca Mok: Seguleh Thurule: Seguleh Senu: Seguleh Przykuty: tajemniczy Ascendent (znany te� jako Okaleczony B�g) Czarownica Tennes Munug: rzemie�lnik Daru Talamandas: barghascka sznuro�apka Ormulogun: artysta z Zast�pu Jednor�kiego Gumble: jego krytyk Haradas: karawanmistrz Gildii Kupieckiej Trygalle Azra Jael: �o�nierz piechoty morskiej z Zast�pu Jednor�kiego S�oma: �o�nierz Motta�skich Pospolitak�w Chlewik: �o�nierz Motta�skich Pospolitak�w Kikut: �o�nierz Motta�skich Pospolitak�w Kliwer Pie�: �o�nierz Motta�skich Pospolitak�w PROLOG Pradawne wojny mi�dzy T�lan Imassami a Jaghutami rozdar�y �wiat na strz�py. Ogromne armie toczy�y boje o spustoszone krainy, trupy tworzy�y wysokie stosy, ich ko�ci stawa�y si� ko��mi wzg�rz, a krew krwi� ocean�w. Pot�ne czary sprawia�y, �e niebo ogarnia� ogie�... Historia staro�ytna, tom I Kinicik Karbar�n I Maeth�ki Im (Pogrom Zgni�ego Kwiatu), trzydziesta trzecia wojna jaghucka, 298665 lat przed snem Po�ogi Nad bagnami unosi�y si� chmury meszek, po�r�d kt�rych �miga�y jask�ki. Niebo ponad b�otami nadal by�o szare, lecz utraci�o ju� zimowy po�ysk rt�ci, a ciep�y wietrzyk szemrz�cy nad spustoszon� krain� ni�s� zapach uzdrowienia. Powsta�e ze stopnia�ych jaghuckich lodowc�w �r�dl�dowe, s�odkowodne morze, zwane przez Imass�w Jaghra Til, by�o w agonii. Na po�udniu � tak daleko, jak okiem si�gn�� � blade chmury odbija�y si� w coraz bardziej kurcz�cych si� sadzawkach, w kt�rych woda si�ga�a kolan, lecz mimo to w krajobrazie dominowa� nowo powsta�y l�d. Z�amanie czaru, kt�ry sprowadzi� zlodowacenie, przywr�ci�o dawny, naturalny rytm p�r roku, wci�� jednak utrzymywa�o si� tu wspomnienie o wysokich jak g�ry lodowcach. Na p�nocy wida� by�o ods�oni�t� ska��, pe�n� �leb�w i szczelin, a zag��bienia terenu wype�nia�y g�azy narzutowe. G�sty i�, kt�ry stanowi� ongi� dno �r�dl�dowego morza, nadal bulgota� od uwalniaj�cych si� gaz�w, lecz ziemia, kt�ra ju� od o�miu lat nie musia�a d�wiga� straszliwego ci�aru lodowc�w, powoli si� podnosi�a. �ycie Jaghra Til trwa�o kr�tko, lecz i�, kt�ry osadzi� si� na jego dnie, by� g��boki. I zdradziecki. Pran Chole, rzucaj�cy ko�ci klanu Canniga Tola z Imass�w Krona, siedzia� nieruchomo na szczycie niemal ca�kowicie skrytego pod ziemi� g�azu. Stok przed nim porasta�a kr�tka, ostra trawa. Pe�no te� tam by�o zmursza�ych kawa�k�w przyniesionego tu ongi� przez fale drewna. W odleg�o�ci dwunastu krok�w teren opada� lekko, przechodz�c w szerok�, b�otn� nieck�. Dwadzie�cia krok�w od jej brzegu w trz�sawisku ugrz�z�y trzy ranagi. Byk, samica i ciel� utworzy�y �a�osny kr�g obronny. Uwi�zione i bezradne, z pewno�ci� wyda�y si� �atwymi ofiarami stadu ay, kt�re je tu odnalaz�y. B�ota by�y jednak zdradzieckie. Wielkie tundrowe wilki spotka� ten sam los, co ranagi. Pran Chole naliczy� sze�� ay, w tym jednego roczniaka. Tropy wskazywa�y, �e inny roczniak okr��y� zapadlisko dziesi�tki razy, po czym oddali� si� na zach�d. Osamotniony, z pewno�ci� nie uniknie �mierci. Jak dawno temu wydarzy� si� �w dramat? Nie spos�b by�o tego okre�li�. Zar�wno na ranagach, jak i na ay, b�oto stwardnia�o ju�, tworz�c sp�kane, gliniane p�aszcze. Plamy jaskrawej zieleni wskazywa�y miejsca, w kt�rych z naniesionych wiatrem nasion wyros�y ro�liny. Rzucaj�cy ko�ci przypomnia� sobie wizje, kt�re ujrza�, chodz�c z duchami: zalew prozaicznych szczeg��w przeobra�onych w co� nierealnego. Dla tych zwierz�t walka b�dzie trwa�a po wsze czasy. �owcy i ofiary zosta�y wsp�lnie uwi�zione na wieki. Kto� podszed� do niego i usiad� obok. Pran Chole nie spuszcza� wzroku ze znieruchomia�ych postaci. Rytm krok�w ju� wcze�niej zdradzi� mu to�samo�� towarzysza, a teraz poczu� te� ciep�e zapachy, r�wnie charakterystyczne, jak wpatrzone w jego twarz oczy. � Co kryje si� pod glin�, rzucaj�cy ko�ci? � zapyta� Cannig Tol. � Tylko to, co nada�o jej kszta�t, wodzu klanu. � Nie dostrzegasz w tych zwierz�tach �adnego omenu? � A ty dostrzegasz? � odpar� z u�miechem Pran Chole. � W tej okolicy nie spotyka si� ju� ranag�w � stwierdzi� po chwili zastanowienia Cannig Tol. � Ay r�wnie� nie. Mamy przed sob� staro�ytn� bitw�. W owym przekazie kryje si� g��bia, gdy� porusza on moj� dusz�. � Moj� r�wnie� � przyzna� rzucaj�cy ko�ci. � Sami wyniszczyli�my ranagi swymi polowaniami, a potem ay zgin�y z g�odu, gdy� polowali�my te� na tenagi, a� one r�wnie� wymar�y. Agkory, kt�re chodz� za stadami bhederin, nie chcia�y si� nimi dzieli� z ay i teraz tundra jest pusta. Wyp�ywa st�d wniosek, �e nasze polowania by�y bezmy�lnym marnotrawstwem. � Musieli�my wykarmi� dzieci. � A potrzebowali�my ich bardzo wielu. � I nadal ich potrzebujemy, wodzu klanu. � Jaghuci byli w tych okolicach nies�ychanie pot�ni, rzucaj�cy ko�ci � rzek� z g�o�nym steknieciem Cannig Tol. � Nie chcieli ucieka�. Nie z pocz�tku. Wiesz, jak wiele krwi kosztowa�o to Imass�w. � A obfito�� tej krainy stanowi nasz� zap�at�. � Wspomaga nas w wojnie. � Tak w�a�nie dociera si� do g��bi. W�dz klanu skin�� g�ow�. Pran Chole czeka� cierpliwie. S�owa, kt�re dot�d wymienili, dotkn�y jedynie sk�ry sprawy. Chwila ods�oni�cia mi�ni i ko�ci jeszcze nie nadesz�a. Cannig Tol nie by� jednak g�upcem, a ponadto oczekiwanie nie trwa�o d�ugo. � Jeste�my jak te zwierz�ta. Rzucaj�cy ko�ci przeni�s� wzrok na po�udniowy horyzont. Na jego twarzy pojawi�o si� napi�cie. � Jeste�my glin�, a nasza trwaj�ca bez ko�ca wojna z Jaghutami jest szamocz�cym si� w niej zwierz�ciem � ci�gn�� Cannig Tol. � To, co kryje si� wewn�trz, nadaje kszta�t powierzchni. � Wyci�gn�� r�k�. � Te obracaj�ce si� powoli w kamie� stworzenia to kl�twa wieczno�ci. To jeszcze nie by� koniec. Pran Chole milcza�. � Ranagi i ay � kontynuowa� Cannig Tol � prawie ca�kowicie znikn�y z kr�lestwa �miertelnik�w. � Zar�wno �owcy, jak i ofiary. � A� po ko�ci � wyszepta� Pran Chole. � Gdyby� tylko dostrzeg� omen � mrukn�� w�dz klanu, prostuj�c si�. Rzucaj�cy ko�ci r�wnie� si� podni�s�. � Gdybym tylko go dostrzeg� � zgodzi� si�. W jego g�osie pobrzmiewa�o jedynie w�t�e echo gorzkiej ironii rozm�wcy. � Czy jeste�my ju� blisko, rzucaj�cy ko�ci? Pran Chole zerkn�� na w�asny cie�, przyjrza� si� ozdobionej poro�em sylwetce, postaci ukrytej pod futrzan� peleryn�, niewyprawionymi sk�rami oraz nakryciem g�owy. Promienie s�o�ca pada�y pod ostrym k�tem, wskutek czego wydawa� si� wysoki. Prawie tak wysoki, jak Jaghut. � Jutro � stwierdzi�. � S�abn� ju�. Ca�onocna w�dr�wka os�abi ich jeszcze bardziej. � �wietnie. W takim razie klan rozbije tu dzi� ob�z. Rzucaj�cy ko�ci nas�uchiwa�, jak Cannig Tol oddala si� ku czekaj�cym na niego pozosta�ym cz�onkom klanu. Gdy zapadnie zmrok, Pran Chole b�dzie chodzi� z duchami. Wyruszy do szepcz�cej ziemi, szukaj�c swych pobratymc�w. Cho� �cigana zwierzyna s�ab�a ju�, klan Canniga Tola by� jeszcze s�abszy. Zosta�o w nim niespe�na tuzin doros�ych, a gdy �ciganymi byli Jaghuci, r�nica mi�dzy my�liwym a zwierzyn� nie mia�a wi�kszego znaczenia. Uni�s� g�ow� i pow�szy�. W wieczornym powietrzu wyczuwa� �atwy do rozpoznania od�r innego rzucaj�cego ko�ci. Zastanawia� si�, kto to mo�e by� i czemu w�druje sam, bez klanu i rodziny. Wiedz�c, �e tamten r�wnie� z pewno�ci� wyczu� ich obecno��, zada� sobie pytanie, dlaczego si� z nimi nie skontaktowa�. Wygramoli�a si� z b�ota i osun�a na piaszczysty brzeg, dysz�c ci�ko i chrapliwie. Syn i c�rka wysun�li si� z jej ci�kich jak o��w ramion i wczo�gali dalej na brzeg niewysokiej wysepki. Jaghucka matka opuszcza�a powoli g�ow�, a� wreszcie dotkn�a czo�em ch�odnego, wilgotnego piasku. Jego ziarenka wbija�y si� ostro w sk�r� jej twarzy. Oparzenia by�y zbyt �wie�e, by mog�y si� ju� zagoi�. Zapewne nie zd���, gdy� by�a pokonana, a �mier� czeka�a tylko na przybycie �owc�w. Dobrze chocia�, �e znali si� na swej robocie. Tych Imass�w nie poci�ga�y tortury. Szybki, zab�jczy cios, najpierw dla niej, a potem dla dzieci. To oni � ta male�ka, obdarta rodzina � byli ostatnimi Jaghutami na kontynencie. �aska mia�a r�ne oblicza. Gdyby nie wzi�li udzia�u w przykuciu Raesta, wszyscy � Imassowie i Jaghuci � musieliby kl�kn�� przed tyranem. To jednak by� wy��cznie tymczasowy sojusz. Mia�a wystarczaj�co wiele rozs�dku, by uciec, gdy tylko uwi�zienie si� dokona�o. Ju� wtedy zdawa�a sobie spraw�, �e klan Imass�w natychmiast wznowi po�cig. Matka nie czu�a goryczy, nie zmniejsza�o to jednak jej desperacji. Unios�a nagle g�ow�, wyczuwaj�c na wysepce czyj�� obecno��. Jej dzieci zamar�y w bezruchu. Gapi�y si� przera�one na kobiet� Imass�w, kt�ra sta�a teraz przed nimi. Matka przymru�y�a szare oczy. � Sprytnie, rzucaj�ca ko�ci. Moje zmys�y by�y nastrojone na tych, kt�rzy s� za nami. Dobrze, ko�cz z tym. M�oda, czarnow�osa kobieta rozci�gn�a usta w u�miechu. � Nie pr�bujesz dobi� targu, Jaghutko? Zawsze szukacie czego�, co pozwoli wam uratowa� dzieci. Czy�by� zerwa�a ju� ni� pokrewie�stwa ��cz�c� ci� z t� dw�jk�? Chyba s� na to za ma�e. � Targi nie maj� sensu. Wy nigdy si� na nie nie zgadzacie. � To prawda, ale wy nie przestajecie pr�bowa�. � Nie b�d� si� targowa�a. Zabij nas. Szybko. Kobieta Imass�w by�a odziana w sk�r� pantery. W jej czarnych oczach odbija�y si� ostatnie rozb�yski zmierzchu. Wygl�da�a na dobrze od�ywion�. Wielkie, nabrzmia�e piersi �wiadczy�y, �e niedawno wyda�a na �wiat dziecko. Jaghucka matka nie mog�a nic wyczyta� z jej oblicza, nie dostrzega�a w nim jednak typowej zawzi�tej pewno�ci, kt�r� zwykle kojarzy�a z obcymi, okr�g�ymi twarzami Imass�w. � Moje r�ce zbroczy�o ju� wystarczaj�co wiele krwi Jaghut�w � odpar�a rzucaj�ca ko�ci. � Zostawi� was klanowi Krona, kt�ry dotrze tu jutro. � Nic mnie nie obchodzi, kto spo�r�d was nas zabija � warkn�a matka. � Liczy si� tylko to, �e nas zabijacie. Kobieta wykrzywi�a w grymasie szerokie usta. � Rozumiem tw�j punkt widzenia. Mimo obezw�adniaj�cego zm�czenia jaghucka matka zdo�a�a usi���. � Czego chcesz? � wydysza�a. � Dobi� z tob� targu. Jaghucka matka wstrzyma�a oddech i wpatrzy�a si� w ciemne oczy rzucaj�cej ko�ci. Nie znalaz�a w nich drwiny. Zerkn�a przelotnie na syna i c�rk�, po czym spojrza�a spokojnie w oczy kobiety Imass�w. Rzucaj�ca ko�ci powoli skin�a g�ow�. Kiedy� w przesz�o�ci p�k�a tu ziemia. Rana by�a tak g��boka, �e wyp�yn�a z niej rzeka lawy, rozleg�a od horyzontu po horyzont. Pot�ny, czarny pas ska�y i popio�u ci�gn�� si� na po�udniowy zach�d, ku odleg�emu morzu. Zdo�a�y tu zapu�ci� korzenie jedynie najdrobniejsze ro�linki. Rzucaj�ca ko�ci � d�wigaj�ca pod obiema pachami po jaghuckim dziecku � wzbija�a stopami w powietrze g�ste ob�oki py�u, kt�re wcale nie chcia�y opada� na ziemi�. Pomy�la�a, �e ch�opiec ma z pi�� lat, a jego siostra zapewne cztery. Dzieci sprawia�y wra�enie nie do ko�ca �wiadomych. Z pewno�ci� �adne z nich nie zrozumia�o matki, gdy ta u�ciska�a je na po�egnanie. Po d�ugiej ucieczce przez L�amath i Jaghra Til by�y w szoku. Z pewno�ci� nie pomaga� im te� fakt, �e widzia�y na w�asne oczy makabryczn� �mier� ojca. Uczepi�y si� rzucaj�cej ko�ci brudnymi r�czkami, przypominaj�cymi jej o dziecku, kt�re niedawno utraci�a. By�y tak rozpaczliwie g�odne, �e po chwili zacz�y ssa� jej piersi. Wkr�tce potem zasn�y. W miar�, jak zbli�a�a si� do wybrze�a, wyciek lawy stawa� si� coraz cie�szy. Po prawej stronie pojawi�y si� wzg�rza, przechodz�ce w odleg�e g�ry. Przed ni� ci�gn�a si� p�aska r�wnina, ko�cz�ca si� odleg�� o p�torej mili grani�. Cho� tego nie widzia�a, zdawa�a sobie spraw�, �e za grani� teren opada ku morzu. R�wnina by�a usiana regularnie rozmieszczonymi wzniesieniami. Rzucaj�ca ko�ci zatrzyma�a si�, by przyjrze� si� im uwa�niej. Wzg�rza tworzy�y koncentryczne kr�gi, w kt�rych centrum znajdowa�a si� wi�ksza kopu�a. Wszystko to pokrywa� p�aszcz lawy i popio�u. Na skraju r�wniny, u podn�a pierwszego szeregu wzg�rz, wznosi�a si� przypominaj�ca spr�chnia�y z�b wie�a. Same wzg�rza � co zauwa�y�a ju� wtedy, gdy dotar�a tu po raz pierwszy � by�y zbyt regularnie rozmieszczone, by mog�y by� tworem natury. Rzucaj�ca ko�ci unios�a g�ow�. ��cz�ce si� ze sob� zapachy by�y �atwe do rozpoznania, jeden staro�ytny i martwy, a drugi... mniej. Ch�opiec poruszy� si� w jej ramionach, ale si� nie obudzi�. � Ach � wyszepta�a. � Ty te� to czujesz. Ruszy�a brzegiem r�wniny ku poczernia�ej wie�y. Brama groty znajdowa�a si� tu� za zmursza�� budowl�. Wisia�a w powietrzu, na wysoko�ci sze�ciokrotnie wi�kszej ni� wzrost rzucaj�cej ko�ci. Widzia�a j� jako czerwon� pr�g� � ran�, kt�ra przesta�a ju� krwawi�. Nie poznawa�a groty, gdy� dawne uszkodzenia zamazywa�y charakterystyk� portalu. Ogarn�� j� lekki niepok�j. Po�o�y�a dzieci pod �cian� wie�y, po czym usiad�a na zwalonym fragmencie muru. Popatrzy�a na dwoje m�odych Jaghut�w, kt�rzy nadal spali, zwini�ci na �o�u z popio�u. � Jaki mam wyb�r? � wyszepta�a. � To musi by� Omtose Phellack. Z pewno�ci� nie jest to Tellann. Starvald Demelain? Ma�o prawdopodobne. � Co� nieustannie przyci�ga�o jej wzrok do pier�cieni wzg�rz. � Kto tu mieszka�? Kto jeszcze zwyk� wznosi� budowle z kamienia? � Umilk�a na chwil�, po czym ponownie przenios�a uwag� na ruiny. � Ta wie�a to ostateczny dow�d. Z pewno�ci� jest dzie�em Jaghut�w, a nie wznie�liby podobnej budowli w s�siedztwie nieprzyjaznej groty. Nie, ta brama musi prowadzi� do Omtose Phellack. By�y te� jednak inne niebezpiecze�stwa. Je�li doros�y Jaghut spotka w grocie dwoje dzieci nieswojej krwi, mo�e je z r�wnym prawdopodobie�stwem zabi�, jak i adoptowa�. � Ale w takim przypadku ich �mier� obci��y kogo� innego. Jaghuta. � Ta my�l nie pocieszy�a jej zbytnio. �Nic mnie nie obchodzi, kto spo�r�d was nas zabija. Liczy si� tylko to, �e nas zabijacie�. � Wypu�ci�a z sykiem powietrze mi�dzy z�bami. � Jakie mam wyj�cie? � zapyta�a raz jeszcze. Pozwoli im chwil� pospa�. Potem wy�le je na drug� stron� bramy. Zamieni s�owo z ch�opcem: �Opiekuj si� siostr�. Podr� nie b�dzie trwa�a d�ugo�. Obojgu powie: �Czeka tam na was matka�. To b�dzie k�amstwo, potrzebowali jednak czego�, co da im odwag�. Je�li ona was nie znajdzie, uczyni to kto� z jej krewnych. Id�cie. Znajdziecie tam bezpiecze�stwo i ratunek�. Ostatecznie, c� mog�o by� gorsze od �mierci? Wsta�a, gdy si� zbli�yli. Pran Chole pow�szy� i zmarszczy� brwi. Jaghutka nie ods�oni�a swej groty. By�o jeszcze co� bardziej niepokoj�cego: gdzie si� podzia�y jej dzieci? � Wita nas ze spokojem � mrukn�� Cannig Tol. � To prawda � zgodzi� si� rzucaj�cy ko�ci. � To mi si� nie podoba. Powinni�my zabi� j� natychmiast. � Chce z nami porozmawia� � wskaza� Pran Chole. � Spe�nienie tego pragnienia grozi�oby �mierci�. � Nie mog� temu zaprzeczy�, wodzu klanu. Niemniej jednak... co zrobi�a z dzie�mi? � Nie wyczuwasz ich? Pran Chole potrz�sn�� g�ow�. � Przygotuj w��cznik�w � rzuci�, ruszaj�c w stron� Jaghutki. Jej oczy by�y pe�ne spokoju, tak g��bokiej akceptacji nadchodz�cej �mierci, �e rzucaj�cy ko�ci by� wstrz��ni�ty. Pran Chole przeszed� przez si�gaj�c� �ydek wod�, wyszed� na piaszczyst� wysepk� i przyjrza� si� Jaghutce. � Co z nimi zrobi�a�? � zapyta�. Matka u�miechn�a si�, ods�aniaj�c d�ugie k�y. � Tu ich nie ma. � A gdzie s�? � Poza twoim zasi�giem, rzucaj�cy ko�ci. Pran Chole zas�pi� si� jeszcze bardziej. � To s� nasze ziemie. Nie ma tu �adnego miejsca, kt�re by�oby poza naszym zasi�giem. Czy�by� zabi�a je w�asnymi r�kami? Jaghutka unios�a g�ow�, przygl�daj�c si� Imassowi. � Zawsze s�dzi�am, �e jeste�cie zjednoczeni w nienawi�ci do naszego rodzaju. By�am dot�d przekonana, �e takie poj�cia, jak lito�� i wsp�czucie, s� obce waszej naturze. Rzucaj�cy ko�ci wpatrywa� si� w kobiet� przez d�ugi czas, po czym opu�ci� wzrok, by przyjrze� si� mi�kkiej, gliniastej glebie. � By�a tu kobieta Imass�w. Rzucaj�ca ko�ci... � Ta, kt�rej nie mog�em znale��, gdy chodzi�em z duchami. Ta, kt�ra mi na to nie pozwoli�a. � Co ona zrobi�a? � Zbada�a t� krain� � odpar�a Jaghutka � i daleko na po�udniu znalaz�a bram�, kt�ra prowadzi do Omtose Phellack. � Ciesz� si�, �e nie jestem matk� � odrzek� Pran Chole. A ty, kobieto, powinna� si� cieszy�, �e nie jestem okrutny. Skin�� d�oni�. Ci�kie w��cznie przeszy�y powietrze. Sze�� d�ugich, ��obionych grot�w wbi�o si� pier� Jaghutki. Kobieta zachwia�a si�, a potem osun�a na ziemi� z grzechotem drzewc. Tak zako�czy�a si� trzydziesta trzecia wojna jaghucka. Pran Chole odwr�ci� si� b�yskawicznie. � Nie mamy czasu na cia�opalenie. Musimy rusza� na po�udnie. Szybko. Gdy wojownicy wyci�gali w��cznie ze zw�ok, Cannig Tol podszed� do rzucaj�cego ko�ci i przyjrza� si� mu, mru��c powieki. � Co ci� niepokoi? � Dzieci zabra�a rzucaj�ca ko�ci � renegatka. � Na po�udnie? � Do Morn. W�dz klanu zmarszczy� brwi. � Chcia�a uratowa� dzieci tej kobiety. Jest przekonana, �e rozdarcie prowadzi do Omtose Phellack. Z twarzy Canniga Tola odp�yn�a krew. � Ruszaj do Morn, rzucaj�cy ko�ci � wyszepta� w�dz klanu. � Nie jeste�my okrutni. �piesz si�. Pran Chole pok�oni� si�. Poch�on�a go grota Tellann. Uwolni�a tylko minimaln� dawk� mocy, tyle ile by�o potrzeba, by unie�� dzieci do paszczy bramy. Nim dziewczynka do niej dotar�a, rozp�aka�a si� z t�sknoty za matk�, kt�ra � jak wierzy�a � czeka�a na ni� po drugiej stronie. Potem dwie male�kie postacie znikn�y w �rodku. Rzucaj�ca ko�ci westchn�a. Nadal spogl�da�a w g�r�, szukaj�c oznak, �wiadcz�cych, �e przej�cie by�o nieudane. Nie dostrzeg�a jednak �adnych nowych ran, z portalu nie buchn�a te� nieokie�znana moc. Czy wygl�da� on teraz inaczej? Nie by�a tego pewna. Nie zna�a tych okolic i brakowa�o jej nabytej dzi�ki do�wiadczeniu wra�liwo�ci, kt�ra pozwala�a jej orientowa� si� na terenach klanu Tarad, le��cych w sercu Pierwszego Imperium, gdzie sp�dzi�a ca�e �ycie. Za jej plecami otworzy�a si� grota Tellann. Kobieta odwr�ci�a si�, w ka�dej chwili gotowa przybra� jednopochwycon� posta�. Z groty wyskoczy� polarny lis, kt�ry na jej widok zwolni� i wr�ci� do postaci Imassa. Ujrza�a przed sob� m�odego m�czyzn�, kt�ry na ramionach nosi� sk�r� totemowego zwierz�cia, a na g�owie wymi�toszon� czapk� ozdobion� poro�em. Twarz mia� wykrzywion� w grymasie strachu. Nie spogl�da� na ni�, lecz na portal za jej plecami. Kobieta u�miechn�a si�. � Pozdrawiam ci�, rzucaj�cy ko�ci. Tak, wys�a�am je na drug� stron�. Twoja zemsta ju� ich nie dosi�gnie i bardzo mnie to cieszy. Wbi� w ni� spojrzenie p�owych oczu. � Kim jeste�? Z jakiego klanu? � Porzuci�am klan, ale ongi� liczono mnie mi�dzy Tlan�w Logrosa. Nazywam si� Kilava. � Szkoda, �e nie pozwoli�a�, bym znalaz� ci� noc� � powiedzia� Pran Chole. � Wtedy uda�oby mi si� ci� przekona�, �e szybka �mier� b�dzie wi�ksz� �ask� dla tych dzieci ni� to, co uczyni�a�, Kilavo. � S� wystarczaj�co ma�e, by mo�na je by�o adoptowa�... � Dotar�a� do miejsca zwanego Morn � przerwa� jej zimnym g�osem Pran Chole. � Do ruin staro�ytnego miasta... � Jaghuckiego... � Nie jaghuckiego! Wie�� zbudowali Jaghuci, ale sta�o si� to znacznie p�niej, w czasie, jaki up�yn�� mi�dzy zag�ad� miasta a T�ol Ara�d, wyciekiem lawy, kt�ry pogrzeba� co�, co by�o ju� martwe. � Uni�s� d�o�, wskazuj�c na wisz�c� w powietrzu bram�. � To w�a�nie ta... ta rana... zniszczy�a miasto, Kilavo. Grota, kt�ra si� za ni� znajduje... czy nie rozumiesz? To nie jest Omtose Phellack! Powiedz mi, jak zamyka si� takie rany? Znasz odpowied�, rzucaj�ca ko�ci! Kobieta odwr�ci�a si� powoli i przyjrza�a rozdarciu. � Je�li t� ran� zamyka�a dusza, powinna zosta� uwolniona... gdy przyby�y dzieci... � Uwolniona � wysycza� Pran Chole � w zamian! Kilava spojrza�a na� z dr�eniem. � W takim razie, gdzie ona jest? Dlaczego si� nie pojawi�a? Pran Chole odwr�ci� si�, by zerkn�� na centralne wzniesienie. � Och � wyszepta� � pojawi�a si�. � Ponownie spojrza� na rzucaj�c� ko�ci. � Powiedz mi, czy oddasz z kolei swoje �ycie za te dzieci? S� teraz uwi�zione w wiecznym koszmarze b�lu. Czy twoje wsp�czucie jest tak wielkie, �e po�wi�cisz si� za nie w kolejnej wymianie? � Przyjrza� si� jej uwa�nie, a potem westchn��. � Nie? Tak s�dzi�em. Otrzyj �zy, Kilavo. Rzucaj�cym ko�ci nie przystoi hipokryzja. � Co... � zdo�a�a po chwili wykrztusi� kobieta � co zosta�o uwolnione? Pran Chole potrz�sn�� g�ow�, raz jeszcze przygl�daj�c si� centralnemu wzniesieniu. � Nie jestem pewien, ale pr�dzej czy p�niej b�dziemy musieli co� w tej sprawie przedsi�wzi��. Podejrzewam jednak, �e nie musimy si� z tym �pieszy�. Istota musi najpierw uwolni� si� z grobowca, a ten wyposa�ono w liczne zabezpieczenia. Ponadto, kurhan pokrywa teraz kamienny p�aszcz T�ol Ara�d. Niemniej czasu z pewno�ci� nam nie zabraknie � doda� po chwili. � Co masz na my�li? � Zwo�ano zgromadzenie. Czeka nas rytua� Tellann, rzucaj�ca ko�ci. Splun�a. � Wszyscy jeste�cie ob��kani. Wybra� nie�miertelno�� w imi� wojny to czyste szale�stwo. Nie pos�ucham wezwania, rzucaj�cy ko�ci. Kiwn�� g�ow�. � Tak czy inaczej, rytua� si� odb�dzie. Chodz�c z duchami, widzia�em przysz�o��, Kilavo. Widzia�em w�asn�, zwi�d�� twarz z czasu, od kt�rego dzieli nas z g�r� dwie�cie tysi�cy lat. B�dziemy mieli nasz� wieczn� wojn�. � M�j brat si� ucieszy. G�os Kilavy by� przepe�niony gorycz�. � Tw�j brat? � Onos T�oolan, Pierwszy Miecz. Pran Chole odwr�ci� si� nagle. � Ty jeste� odrzucaj�c�. Wymordowa�a� w�asny klan... w�asn� rodzin�. � Tak. Po to, by zerwa� wi� i zdoby� wolno��. Niestety, okaza�o si�, �e talenty mego najstarszego brata przerastaj� moje. Niemniej jednak, oboje jeste�my teraz wolni, cho� ja si� z tego raduj�, a Onos T�oolan przeklina ten fakt. � Oplot�a si� ramionami i Pran Chole dostrzeg� w niej ca�e pok�ady b�lu. Nie zazdro�ci� jej tej wolno�ci. � Kt� wi�c zbudowa� to miasto? � zapyta�a po chwili. � K�Chain Che�Malle. � Znam t� nazw�, ale nic w�a�ciwie o nich nie wiem. Pran Chole skin�� g�ow�. � S�dz�, �e b�dziemy mieli okazj� ich pozna�. II Kontynenty Korelri i Jacuruku, w Czasie Umierania 119 736 lat przed snem Po�ogi (trzy lata po upadku Okaleczonego Boga). Upadek spustoszy� ca�y kontynent. Lasy p�on�y, burze ogniowe roz�wietla�y horyzont ze wszystkich stron, oblewaj�c karmazynow� po�wiat� ci�kie, nios�ce popi� chmury, kt�re przes�ania�y niebo. Po�ary zdawa�y si� nie mie� ko�ca, po�era�y ca�y �wiat, ci�gn�y si� tygodniami, a potem miesi�cami. Przez ca�y ten czas by�o s�ycha� straszliwe wrzaski boga. Z b�lu zrodzi� si� gniew. Z gniewu trucizna i infekcja, kt�ra nie oszcz�dza�a nikogo. Przy �yciu pozosta�a garstka rozproszonych uchod�c�w. Zmuszeni do powrotu do barbarzy�stwa wa��sali si� oni po krainie usianej ogromnymi kraterami, kt�re wype�nia�a brudna, martwa woda. Nad g�owami mieli wiecznie k��bi�ce si� chmury. Wi�zy krwi zosta�y zerwane, a mi�o�� okaza�a si� zbyt ci�kim brzemieniem. �ywili si� tym, co mogli znale��, cz�sto sob� nawzajem, i obserwowali spustoszony �wiat z intensywno�ci� drapie�nik�w. Jeden z nich w�drowa� sam. Spowija�y go butwiej�ce �achmany, wzrostu by� przeci�tnego, a grubo ciosana twarz nie budzi�a sympatii. Dostrzega�o si� w niej jednak co� mrocznego, mia� w oczach ci�k� nieugi�to��. Jego kroki sugerowa�y, �e gromadzi w sobie cierpienie, nie zwa�aj�c na jego ogromny ci�ar, jakby nie by� w stanie da� za wygran�, odrzuci� dar�w w�asnego ducha. Bandy obdartus�w przygl�da�y mu si� z daleka, gdy przemierza� krok za krokiem spustoszony kontynent, kt�remu miano w przysz�o�ci nada� nazw� Korelri. G��d m�g�by ich sk�oni� do podej�cia bli�ej, lecz mi�dzy ocala�ymi z Upadku nie by�o g�upc�w, trzymali si� wi�c na dystans, gdy� ich ciekawo�� t�umi� strach. M�czyzna by� bowiem staro�ytnym bogiem, kt�ry zst�pi� pomi�dzy nich. K�rul wch�on�� tak wiele cierpienia, �e z rado�ci� pocieszy�by ich z�amane dusze, lecz ju� od pewnego czasu karmi� si� przelan� tu krwi�, a prawda wygl�da�a tak, �e b�dzie mu potrzebna zrodzona w ten spos�b moc. Tam, gdzie przeszed� K�rul, m�czy�ni i kobiety zabijali m�czyzn, kobiety i dzieci. Okrutna rze� by�a rzek�, kt�rej nurt ni�s� pradawnego boga. Pradawnym bogom zawsze towarzyszy�y nieprzyjemne wydarzenia. Gdy obcy b�g zst�pi� na Ziemi�, zosta� rozerwany na strz�py. Opad� na ni� w kawa�kach, smugach p�omienia. Jego b�l by� ogniem i gromem, kt�rego g�os s�yszano na po�owie �wiata. B�l i w�ciek�o��. A tak�e, pomy�la� K�rul, �al. Minie wiele czasu, nim obcy b�g zacznie powoli skupia� ocala�e fragmenty w ca�o�� i w ten spos�b ods�oni sw� natur�. K�rul obawia� si� nadej�cia owego dnia. Z takiej katastrofy m�g� si� zrodzi� jedynie ob��d. Wzywaj�cy zgin�li. Zabi�o ich to, co przywo�ali. Nie by�o sensu ich nienawidzi�, wyczarowywa� wizji kary, na kt�r� zas�u�yli. Ostatecznie byli zdesperowani. Wystarczaj�co zdesperowani, by rozerwa� tkanin� chaosu, otworzy� drog� do odleg�ego, obcego kr�lestwa, a nast�pnie pobudzi� ciekawo�� tamtejszego boga, by zwabi� go w pu�apk�, kt�r� mu zgotowali. Szukali mocy. A wszystko po to, by pokona� jednego cz�owieka. Pradawny b�g przemierzy� spustoszony kontynent, przyjrza� si� �ywemu cia�u Upad�ego, ujrza� nieziemskie robaki pe�zaj�ce w jego gnij�cym, wiecznie pulsuj�cym mi�sie oraz po�r�d po�amanych ko�ci. Widzia� te�, w co przeobrazi�y si� owe larwy. Nawet teraz, gdy dotar� do spopiela�ych brzeg�w Jacuruku, staro�ytnego kontynentu, kt�ry by� siostr� Korelri, owe stworzenia kr��y�y nad nim na wielkich, czarnych skrzyd�ach. Wyczuwa�y jego moc i pragn�y jej skosztowa�. Silny b�g m�g� jednak ignorowa� ci�gn�cych za nim padlino�erc�w, a K�rul by� silny. Budowano mu �wi�tynie. Od pokole� jego niezliczone o�tarze broczy�a krew. Rodz�ce si� miasta spowija� dym z ku�ni i stos�w, czerwona �una �witu ludzko�ci. Na po�o�onym na drugim ko�cu �wiata kontynencie powsta�o Pierwsze Imperium. Imperium ludzi, zrodzone z dziedzictwa T�lan Imass�w, kt�rym zawdzi�cza�o sw� nazw�. Nied�ugo jednak by�o samo. Tutaj, na Jacuruku, w cieniu ruin pozosta�ych po dawno wymar�ych K�Chain Che�Malle, powsta�o drugie imperium, brutalne i niszcz�ce dusze. Jego w�adca by� niezr�wnanym wojownikiem. K�rul zamierza� go obali�. Przyby� tu po to, by uwolni� z �a�cuch�w dwana�cie milion�w niewolnik�w. Nawet jaghuccy tyrani nie traktowali swych poddanych tak bezlito�nie. Tylko �miertelny cz�owiek m�g� uciska� w�asnych pobratymc�w z podobnym okrucie�stwem. Do Imperium Kalloria�skiego zbli�ali si� te� dwaj inni pradawni bogowie. Decyzja zapad�a. Tych troje � ostatni z pradawnych � po�o�y kres despotycznym rz�dom wielkiego kr�la. K�rul wyczuwa� ju� swych towarzyszy. Oboje byli blisko, oboje byli ongi� jego przyjaci�mi, lecz z czasem wszyscy troje zmienili si� i oddalili od siebie. To b�dzie ich pierwsze spotkanie od tysi�cleci. Wyczuwa� te� obecno�� kogo� czwartego, straszliwej, staro�ytnej bestii, kt�ra zw�szy�a jego trop. By�a to istota zrodzona z ziemi, z mro�nego tchnienia zimy. Jej bia�e futro zbroczy�a krew. Odniesione podczas Upadku rany omal nie doprowadzi�y do jej �mierci. Zosta�o jej tylko jedno oko, kt�rym mog�a spogl�da� na spustoszon� krain�. Ongi� � na d�ugo przed powstaniem imperium � by�a to jej ojczyzna. Sz�a jego tropem, ale nie chcia�a si� zbli�y�. K�rul wiedzia�, �e pozostanie ona tylko odleg�ym obserwatorem wydarze�. Pradawny b�g nie m�g� traci� czasu na u�alanie si� nad ni�, nie by� jednak oboj�tny na jej b�l. Wszyscy staramy si� przetrwa�, jak tylko mo�emy, a gdy nadchodzi chwila �mierci, szukamy samotno�ci... Imperium Kalloria�skie rozci�ga�o si� po wszystkie brzegi Jacuruku, lecz gdy K�rul wyszed� na jego l�d, nie zauwa�y� nikogo. Ze wszystkich stron otacza�y go martwe pustkowia. Powietrze wype�nia� szary popi� i py�, a nad g�ow� mia� chmury kipi�ce niby o��w w kowalskim kotle. Pradawny b�g poczu� pierwsze tchnienie niepokoju, jego dusz� przeszy� nag�y zi�b. Z g�ry dobiega�o krakanie zrodzonych z boga padlino�erc�w. W umy�le K�rula rozleg� si� znajomy g�os. Bracie, jestem na p�nocnym wybrze�u. � Ja na zachodnim. Co� ci� niepokoi? � Tak. Wszystko wydaje si�... martwe. Spalone. G��boko pod popio�em kryje si� jeszcze �ar. Pod popio�em... i ko��mi. Odezwa� si� trzeci g�os. Bracia, ja nadchodz� z po�udnia, gdzie ongi� by�y miasta. Wszystkie zniszczono. Wci�� s�ycha� tu echo �miertelnego krzyku ca�ego kontynentu. Czy wprowadzono nas w b��d? Czy to jest iluzja? � Draconusie, ja r�wnie� s�ysz� ten krzyk � potwierdzi� K�rul, zwracaj�c si� do pierwszego z rozm�wc�w. � Tyle b�lu... jego aspekt by� jeszcze bardziej przera�aj�cy ni� krzyk Upad�ego. Je�li to nie iluzja, jak sugeruje nasza siostra, co w takim razie uczyni�? Wszyscy ju� dotarli�my do tej krainy i czujemy to samo, co ty, K�rulu � odpowiedzia� Draconus. Nie jestem pewien, jak wygl�da prawda. Siostro, czy zbli�asz si� ju� do siedziby wielkiego kr�la? Tak, bracie Draconusie � odpar� trzeci g�os. � Czy do��czycie do mnie z bratem K �rulem, by�my mogli razem stawi� czo�o owemu �miertelnikowi? � Tak. Otworzy�y si� groty, jedna daleko na p�nocy, a druga tu� przed K�rulem. Dwaj pradawni bogowie stan�li u boku swej siostry na spustoszonym wzg�rzu, gdzie wiatr rozwiewa� popio�y, unosz�c ku niebu pogrzebowe wie�ce. Przed nimi, na stosie zw�glonych ko�ci, sta� tron. Siedz�cy na nim m�czyzna u�miecha� si�, spogl�daj�c na nich ze wzgard�. � Jak widzicie � wychrypia� po chwili � przygotowa�em si� na wasze przybycie. Och tak, wiedzia�em o waszych planach, Draconusie z rodu Tiam. K�rulu, Wytyczaj�cy �cie�ki. � Spojrza� na trzeci� z pradawnych. � I ty. Moja droga, wydawa�o mi si�, �e zerwa�a� ju� ze sw�... dawn� osobowo�ci�. Ze zst�powaniem pomi�dzy �miertelnik�w i odgrywaniem roli umiarkowanie pot�nej czarodziejki. To bardzo ryzykowne, ale by� mo�e to w�a�nie ci� kusi w zabawach �miertelnik�w. Bywa�a� na polach bitew, kobieto. Wystarczy�aby jedna zb��kana strza�a... Pokr�ci� powoli g�ow�. � Przybyli�my po�o�y� kres twym rz�dom terroru � oznajmi� K�rul. Kallor uni�s� brwi. � Chcecie odebra� mi to, na co tak ci�ko zapracowa�em? Potrzebowa�em pi��dziesi�ciu lat, drodzy rywale, by podbi� ca�y kontynent. Och, by� mo�e Ardatha jeszcze si� trzyma�a, zawsze si� oci�ga�a z przysy�aniem nale�nego haraczu, ale ignorowa�em takie ma�o istotne gesty. Czy wiecie, �e uda�o si� jej uciec? Suka. Wydaje si� wam, �e jeste�cie pierwszymi, kt�rzy rzucili mi wyzwanie? Kr�g sprowadzi� tu obcego boga. Ach, ich poczynania przynios�y... nieoczekiwane rezultaty, co oszcz�dzi�o mi wysi�ku zabicia tych g�upc�w. A Upad�y? No c�, minie wiele czasu, nim odzyska si�y, a nawet, gdy to si� stanie, to czy wydaje si� wam, �e zechce spe�nia� czyjekolwiek polecenia? Nigdy... � Do�� tego � warkn�� Draconus. � M�czy mnie twoje gadanie, Kallorze. � Prosz� bardzo � westchn�� wielki kr�l. Pochyli� si� na tronie. � Przybyli�cie wyzwoli� moich poddanych spod w�adzy tyrana. Niestety, nie zwyk�em ust�powa� w takich sprawach. Ani wam, ani nikomu innemu. � Rozsiad� si� i machn�� ospale d�oni�. � Dlatego odebra�em wam to, co chcieli�cie odebra� mnie. Cho� K�rul mia� prawd� przed oczyma, nie potrafi� w ni� uwierzy�. � Co uczyni�e�... � Czy jeste� �lepy?! � wrzasn�� Kallor, �ciskaj�c por�cze tronu. � Wszystko zniszczone! Nie ma ich! Chcieli�cie skruszy� ich �a�cuchy? Prosz� bardzo, oddaj� ich wam! Wszystko wok� was jest teraz wolne! Popi�! Ko�ci! Wszystko to jest wolne! � Naprawd� spopieli�e� ca�y kontynent? � wyszepta�a pradawna siostra. � Jacuruku... � Przesta�o istnie� i nigdy ju� si� nie odrodzi. Uwolniony przeze mnie czar nigdy nie straci mocy. Rozumiesz? Nigdy. I wszystko to wasza wina. Wasza. Szlachetna droga, kt�r� zapragn�li�cie kroczy�, jest wybrukowana ko��mi i popio�em. Wasza droga. � Nie mo�emy do tego dopu�ci�... � To ju� si� sta�o, ty durna babo! Musimy to uczyni� � przem�wi� K�rul w umys�ach swego rodze�stwa. Stworz�... miejsce dla tego wszystkiego. Wewn�trz siebie. Grot�, kt�ra to wszystko pomie�ci? � zapyta� przera�ony Draconus. Bracie... Nie, trzeba to uczyni�. Po��czcie ze mn� si�y, gdy� zadanie nie b�dzie �atwe... To ci� z�amie, K�rulu � sprzeciwi�a si� jego siostra. Musimy znale�� inne wyj�cie. To niemo�liwe. Gdyby�my zostawili ca�y kontynent w obecnej postaci... nie, ten �wiat jest m�ody. Gdyby naznaczy�a go taka blizna... A co z Kallorem? � zada� pytanie Draconus. � Co z tym... t� kreatur�? Naznaczymy go � odpowiedzia� K�rul. Wiemy, czego najbardziej po��da, nieprawda�? A jak d�ugo b�dzie �y�? D�ugo, przyjaciele. Zgoda. K�rul zamruga� i wbi� ci�kie, mroczne spojrzenie w wielkiego kr�la. � Kallorze, za t� zbrodni� wymierzymy ci odpowiedni� kar�. Dowiedz si�, �e ty, Kallor Eiderann Tes�thesula b�dziesz wiecznie �y� jako �miertelnik. Wiecznie, bez wzgl�du na dolegliwo�ci staro�ci, b�l ran i cierpienie rozpaczy. Na obr�cone w gruzy marzenia. Na zwi�d�� mi�o��. W cieniu widma �mierci, jako gro�ba dla tego, czego nie potrafisz si� wyrzec. � Kallorze Eiderann Tes�thesula, nigdy nie zostaniesz Ascendentem � oznajmi� Draconus. � Kallorze Eiderann Tes�thesula, gdy tylko si� wzniesiesz, zawsze spotka ci� upadek � doda�a ich siostra. � Wszystko, co osi�gniesz, obr�ci si� w twych d�oniach w popi�. To, co uczyni�e� tutaj, zostanie z kolei uczynione wszystkiemu, co zdo�asz zbudowa�. � Przeklinaj� ci� trzy g�osy � zaintonowa� K�rul. � Dokona�o si�. Siedz�cy na tronie m�czyzna zadr�a�. Wykrzywi� usta w pot�pie�czym u�mieszku. � Zniszcz� was. Wszystkich troje. Przysi�gam na ko�ci siedmiu milion�w tych, kt�rych z�o�y�em w ofierze. K�rulu, znikniesz ze �wiata i zostaniesz zapomniany. Draconusie, to, co zamierzasz stworzy�, zostanie u�yte przeciwko tobie. A je�li chodzi o ciebie, kobieto, nieludzkie d�onie rozerw� twe cia�o na strz�py na polu bitwy, a mimo to nie zaznasz spokoju, Siostro Zimnych Nocy. Kallor Eiderann Tes�thesula, jeden g�os, wypowiedzia� trzy kl�twy. Dokona�o si�. Zostawili Kallora na jego ustawionym na stosie ko�ci tronie. Po��czyli sw� moc, by opasa� �a�cuchami kontynent rzezi, po czym wci�gn�li go do groty stworzonej wy��cznie w tym celu, zostawiaj�c tylko nag� ziemi�, kt�ra b�dzie mog�a si� zagoi�. Wysi�ek zdruzgota� K�rula, naznaczy� go ranami, kt�re nie znikn�, dop�ki b�dzie istnia�. Co wi�cej, wyczuwa�, �e jego kult zacz�� ju� zanika� pod wp�ywem kl�twy Kallora. Ku jego zaskoczeniu zabola�o go to mniej, ni� tego oczekiwa�. Stan�li we troje obok portalu wiod�cego do nowo powsta�ego, martwego kr�lestwa i przez d�ugi czas przypatrywali si� swemu dzie�u. � Ju� od czas�w Wszechciemno�ci trudzi�em si� nad wykuciem miecza � oznajmi� Draconus. K�rul i Siostra Zimnych Nocy zwr�cili si� nagle w jego stron�. Nic o tym nie wiedzieli. � Robota trwa�a d�ugo � ci�gn�� Draconus � ale zbli�am si� ju� do ko�ca. Moc, kt�r� nasyci�em or�, cechuje si�... nieodwracalno�ci�. � W takim razie musisz odmieni� jego ostateczn� posta� � wyszepta� K�rul po chwili zastanowienia. � Na to wygl�da. Czekaj� mnie d�ugie rozwa�ania. Po d�ugiej chwili obaj bogowie spojrzeli na sw� siostr�. Wzruszy�a ramionami. � B�d� ostro�na. Gdy nadejdzie chwila mej zag�ady, z pewno�ci� spowoduje j� zdrada, a przed ni� nie spos�b si� zabezpieczy�. Gdybym spr�bowa�a tego dokona�, moje �ycie obr�ci�oby si� w koszmar podejrze� i nieufno�ci. Nie ulegn� takiemu losowi. Dop�ki �w czas nie nastanie, nie przestan� si� oddawa� grom �miertelnik�w. � Uwa�aj wi�c, dla kogo walczysz � wyszepta� K�rul. � Znajd� sobie towarzysza � poradzi� Draconus. � Godnego zaufania. � Wasze s�owa s� m�dre. Dzi�kuj� wam za nie. Nie zosta�o ju� do powiedzenia nic wi�cej. Spotkali si� po to, by zrealizowa� pewien zamiar, i osi�gn�li sw�j cel. By� mo�e nie tak, jakby tego pragn�li, niemniej jednak osi�gn�li. Zap�acili te� cen�. Z w�asnej woli. �ycie trojga i �ycie jednego zosta�o zniszczone. Dla jednego by� to pocz�tek wiecznej nienawi�ci. Dla trojga korzystna transakcja. Jak powiadano, pradawnym bogom zawsze towarzyszy�y nieprzyjemne wydarzenia. Stworzenie przygl�da�o si� z oddali tr�jce postaci, kt�re rozesz�y si� w r�ne strony. By�o rozdarte b�lem, z bia�ego futra skapywa�a krew, zamiast jednego oka mia�o ziej�c� ran� i ledwie mog�o utrzyma� masywne cielsko na dr��cych nogach. Pragn�o �mierci, lecz �mier� nie chcia�a nadej��. �akn�o zemsty, ale ci, kt�rzy je zranili, ju� nie �yli. Zosta� mu tylko siedz�cy na tronie m�czyzna, kt�ry spustoszy� jego ojczyzn�. Nadejdzie jeszcze czas sp�aty tego d�ugu. Jego udr�czon� dusz� wype�ni�o ostatnie pragnienie. Po�r�d po�ar�w Upadku i chaosu, kt�ry nasta� p�niej, utraci�o towarzyszk� i zosta�o samo. By� mo�e �y�a jeszcze i w�drowa�a ranna, wypatruj�c jego �lad�w na pustkowiu. A mo�e schroni�a si�, pora�ona b�lem i strachem, w grocie, kt�ra da�a ogie� jej duchowi. Je�li tylko �y�a, odnajdzie j�, gdziekolwiek jest. Trzy odleg�e postacie otworzy�y groty i znikn�y w swych pradawnych kr�lestwach. Stworzenie nie pod��y�o za �adnym z nich. W por�wnaniu z nim i jego towarzyszk� by�y to m�ode jestestwa, a grota, w kt�rej mog�a si� ona schroni�, by�a znacznie bardziej staro�ytna od grot pradawnych bog�w. Rysuj�ca si� przed nim droga by�a pe�na niebezpiecze�stw i jego ci�ko bij�ce serce przepe�nia� strach. Za portalem, kt�ry si� przed nim otworzy�, widnia�a szara, wiruj�ca nawa�nica mocy. Po chwili wahania stworzenie wkroczy�o do �rodka. I znikn�o. KSI�GA PIERWSZA ISKRA I POPIO�Y Strata pi�ciorga mag�w, przybocznej i niezliczonych imperialnych demon�w, a tak�e kl�ska, do kt�rej dosz�o w Darud�ystanie, wszystko to sta�o si� dla cesarzowej usprawiedliwieniem wyj�cia spod prawa Dujeka Jednor�kiego oraz jego sponiewieranych legion�w. Umo�liwi�o to Jednor�kiemu i jego Zast�powi rozpocz�cie nowej kampanii, tym razem jako niezale�na si�a, i zawarcie przera�aj�cych sojuszy, kt�re w efekcie doprowadzi�y do kontynuacji Czarodziejskiej Kanonady. Mo�na jednak twierdzi�, �e by� to jedynie skutek uboczny. Z drugiej jednak strony niezliczone ofiary owej niszczycielskiej epoki mog�yby, gdyby Kaptur przyzna� im taki przywilej, wyg�osi� ca�kiem odmienn� opini�. By� mo�e najbardziej ironicznym szczeg�em wydarze�, kt�re otrzyma�y potem nazw� wojen pannio�skich, by� fakt, kt�ry sta� si� wst�pem do ca�ej kampanii, kiedy to jaghucki tyran zniszczy�, oboj�tnie i od niechcenia, kamienny most, zd��aj�c na spotkanie losu, czekaj�cego go w Darud�ystanie... Wojny imperialne (wojna pannio�ska) 1194-1195, Tom IV, Genabackis Imrygyn Tallobant (ur. 1151) Rozdzia� pierwszy Wspomnienia s� gobelinami, za kt�rymi ukrywaj� si� twarde mury. Zdrad�cie mi, przyjaciele, jaki jest odcie� waszej ulubionej nici, a powiem wam, z czego jest ulepiona wasza dusza... �ycie w snach Wied�ma Ilbares 1164 rok snu Po�ogi (dwa miesi�ce po darud�ysta�skiej fecie) Czwarty rok Pannion Domin Rok Drugiego Zgromadzenia Tellann Bloki gadrobijskiego wapienia, z kt�rego wzniesiono most, le�a�y poczernia�e w b�ocie na brzegu, jakby d�o� boga zmiot�a kamienn� konstrukcj� w zdawkowym, pogardliwym ge�cie. Zrz�da podejrzewa�, �e nie jest to zbyt dalekie od prawdy. Wie�ci dotar�y do Darud�ystanu po niespe�na tygodniu od katastrofy, gdy pierwsze w�druj�ce na wsch�d karawany przyby�y tu i znalaz�y zamiast mostu tylko stert� gruzu. Kr��y�y pog�oski o staro�ytnym demonie uwolnionym przez agent�w Imperium Malaza�skiego, kt�ry ruszy� mi�dzy Wzg�rza Gadrobi, pragn�c zniszczy� sam Darud�ystan. Zrz�da splun�� na poczernia�� traw� obok powozu. Nie da�o si� zaprzeczy�, �e przed dwoma miesi�cami podczas miejskiej fety dosz�o do dziwnych wydarze� � co prawda nie by� w�wczas na tyle trze�wy, by zdo�a� cokolwiek zauwa�y� � i by�o wystarczaj�co wielu �wiadk�w, by musia� uwierzy� w smoki, demony i wisz�cy przera�aj�co nisko nad miastem Odprysk Ksi�yca, lecz czar tak pot�ny, �e spustoszy�by ca�� okolic�, z pewno�ci� dotar�by r�wnie� do Darud�ystanu. A poniewa� miasto nie zmieni�o si� w dymi�c� kup� gruz�w � a przynajmniej nie w wi�kszym stopniu ni� po ka�dym wielkim �wi�cie � nic takiego z pewno�ci� si� nie wydarzy�o. Nie, to najprawdopodobniej by�a d�o� boga albo mo�e trz�sienie ziemi, cho� Wzg�rza Gadrobi nie uchodzi�y za zbyt niespokojne. By� mo�e Po�oga poruszy�a si� nerwowo w swym wiecznym �nie. Tak czy inaczej, widzia� teraz na w�asne oczy, co sta�o si� z mostem. Jego szcz�tki le�a�y na ziemi, rozrzucone a� po bram� Kaptura, a nawet dalej. Pozostawa�o te� faktem, �e za zabawy bog�w zawsze p�ac� ci�ko pracuj�ce, ubogie sukinsyny, takie jak on. Do u�ytku przywr�cono stary br�d, po�o�ony trzydzie�ci krok�w w g�r� rzeki od miejsca, gdzie jeszcze niedawno sta� most. Nikt nie korzysta� z niego ju� od stuleci, a po tygodniu nietypowych o tej porze roku deszcz�w oba brzegi rzeki przerodzi�y si� w trz�sawisko. Przed brodem t�oczy�y si� liczne karawany. Te z nich, kt�re przystan�y tam, gdzie ongi� by�y podjazdy, albo przeprawia�y si� w�a�nie przez wezbran� rzek�, ugrz�z�y beznadziejnie w b�ocie, podczas gdy na drodze po obu stronach czeka�y dziesi�tki nast�pnych. Kupcy, stra�nicy i zwierz�ta z godziny na godzin� stawali si� coraz bardziej podenerwowani. Czekali tu ju� dwa dni i Zrz�da by� zadowolony ze swych podkomendnych. Oboje byli prawdziwymi oazami spokoju. Harllo wszed� do rzeki i zbli�y� si� do szcz�tk�w najbli�szego filaru mostu. Siedzia� teraz na nim, trzymaj�c w r�ku w�dk�. Stonny Menackis wskaza�a bandzie obdartych stra�nik�w karawanowych drog� do wozu Storby�ego, kt�ry z zadowoleniem powita� szans� sprzeda�y gredfalla�skiego ale po wyg�rowanej cenie. Co prawda, wszystkie jego beczu�ki by�y przeznaczone dla przydro�nej gospody pod Saltoanem, lecz c�, ober�ysta po prostu mia� pecha. Je�li dalej tak p�jdzie, wkr�tce powstanie tu targ, a potem przekl�te przez Kaptura miasteczko. Pr�dzej czy p�niej jaki� nad�ty planista w Darud�ystanie dojdzie do wniosku, �e dobrze by by�o odbudowa� most i za jakie� dziesi�� lat uda si� w ko�cu to zrobi�. Chyba �e nowe miasteczko stanie si� dla nich wa�niejsze. W tym przypadku wy�l� tu poborc� podatk�w. Zrz�da by� r�wnie� zadowolony ze spokoju okazywanego przez jego pracodawc�. Opowiadano, �e kupcowi Manquiemu po drugiej stronie rzeki p�k�a �y�a w g�owie, co doprowadzi�o go do natychmiastowej �mierci. Taka reakcja by�a bardziej typowa dla przedstawicieli tego zawodu. Nie, pan Keruli by� naprawd� wyj�tkowy, do tego stopnia, �e zagra�a�o to starannie hodowanej niech�ci, kt�r� Zrz�da zawsze darzy� wszystkich kupc�w. To w�a�nie d�uga lista osobliwych cech Kerulego zrodzi�a u kapitana stra�nik�w podejrzenie, �e ten cz�owiek tak naprawd� wcale nie jest kupcem. Nie mia�o to zreszt� znaczenia. Pieni�dz to pieni�dz, a Keruli p�aci� dobrze. Lepiej ni� przeci�tny kupiec. Dla Zrz�dy m�g�by r�wnie dobrze by� ksi�ciem Arardem w przebraniu. � Hej, ty! Zrz�da oderwa� wzrok od bezowocnych w�dkarskich wysi�k�w Harlla. Obok wozu sta� stary, posiwia�y m�czyzna, kt�ry przygl�da� si� mu, mru��c powieki. � C� za arogancki ton � warkn�� kapitan. � A przecie�, s�dz�c po tych twoich �achach, jeste� albo najgorszym kupcem na �wiecie, albo s�u��cym jakiego� biedaka. � �ci�le m�wi�c, lokajem. Nazywam si� Emancipor Reese. I m�j pan bynajmniej nie jest biedakiem. Wprost przeciwnie. Po prostu od dawna jeste�my w drodze. � Potrafi� w to uwierzy� � zgodzi� si� Zrz�da. � Nie poznaj� twojego akcentu, a w moim przypadku to wiele m�wi. Czego chcesz, Reese? Lokaj podrapa� si� po poro�ni�tej srebrnaw� szczecin� szcz�ce. � Po starannym wypytaniu tego mot�ochu doszed�em do konkluzji, �e mi�dzy stra�nikami karawanowymi cieszysz si� sporym szacunkiem. � Mi�dzy stra�nikami karawanowymi by� mo�e � zgodzi� si� z przek�sem Zrz�da. � I co z tego? � Moi panowie chc� z tob� porozmawia�, kapitanie. Je�li nie jeste� zbyt zaj�ty, rozbili�my ob�z niedaleko st�d. Siedz�cy wygodnie na �awie Zrz�da przypatrywa� si� przez chwil� Reese�owi, po czym st�kn�� g�o�no. � Nie mog� si� spotyka� z innymi kupcami bez pozwolenia pracodawcy. � Ale� oczywi�cie, kapitanie. Mo�esz go te� zapewni�, �e moi panowie nie zamierzaj� mu ci� odebra� ani w �aden spos�b sk�oni� do z�amania kontraktu. � Naprawd�? No dobra, zaczekaj tutaj. Zrz�da zeskoczy� z koz�a po przeciwnej stronie karety. Podszed� do ma�ych drzwi o zdobnej framudze i zapuka� jeden raz. Drzwi otworzy�y si� cicho i ze wzgl�dnej ciemno�ci wn�trza pojazdu wyjrza�a pyzata, pozbawiona wyrazu twarz Kerulego. � Tak, kapitanie, id�. Przyznaj�, �e ja r�wnie� jestem ciekawy obu pan�w tego cz�owieka. Postaraj si� jak najlepiej zapami�ta� szczeg�y waszej rozmowy. Je�li zdo�asz, ustal te�, co dok�adnie porabiali od wczoraj. Kapitan mrukn�� cicho, staraj�c si� ukry� zaskoczenie niew�tpliwie nienaturaln� wiedz� swego pracodawcy, kt�ry ani na moment nie opu�ci� karety. � Jak sobie �yczysz � odpar�. � Aha, i wracaj�c zawo�aj