6363
Szczegóły |
Tytuł |
6363 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6363 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6363 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6363 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
TOMASZ OLSZAKOWSKI
PAN SAMOCHODZIK I...
ZAGINIONE POSELSTWO
OFICYNA WYDAWNICZA WARMIA
WST�P
Pawe� Tarnowski wl�k� si� noga za nog� przez wypalon� s�o�cem sawann�. S�o�ce sta�o wysoko na niebie. G�ry zbli�a�y si� niesko�czenie wolno.
- Jeszcze troch� - powtarza� sobie. - Jeszcze kawa�ek.
Juczny wielb��d z coraz wi�kszym trudem wyci�ga� kopyta z ciemnej, sypkiej ziemi. Szlachcic obejrza� si� na swoich ludzi. Byli zm�czeni, wychudzeni, ich twarze rozpala�a gor�czka. Ale szli. Pop�kane, poczernia�e wargi, oczy na p� przymkni�te powiekami, w�osy sklejone potem. Wygl�dali jak poch�d widm.
- Dojdziemy - powiedzia� z trudem.
Przymkn�� oczy i jedn� r�k� trzymaj�c si� pakunk�w ruszy� dalej. Drugi miesi�c przedzierali si� przez dzikie poga�skie kraje wabieni mira�em wielkiego chrze�cija�skiego cesarstwa. Teraz w ich serca wkrad�o si� zw�tpienie. Od dawna nie natrafiali na �adne �lady krzy�a. Ostatni ko�ci�, le��cy od wiek�w w ruinie, min�li przed trzema tygodniami. Chrze�cija�skie cesarstwo na kra�cu �wiata... Mityczny kraj, by� mo�e nie istniej�cy. Nie, przecie� przybywali z niego ludzie... Gdzie� tam pot�ny w�adca podejmie ich w pa�acu i pozwoli pi� z fontanny... U�wiadomi� sobie, �e bredzi. Pa�ace? W tej krainie lepianek wznoszonych z suszonych na s�o�cu cegie�? Pot�ny w�adca? Tu, gdzie realn� si�� stanowi�y trzy szable. Cesarstwo? Tu, gdzie lokalni wodzowie niecz�sto byli w stanie kontrolowa� ziemie kryj�ce si� tu� za horyzontem... Fontanny? W krainie, gdzie wod� od dawna widzieli tylko w swoich buk�akach...
Obok niego po kamieniach prze�lizn�� si� jaki� cie�. Po niebie ko�owa� s�p. Czeka�. Tarnowski wyj�� zza pasa kr�cic� i wycelowa� w ptaka. Hukn�� strza� i padlino�erca upad� nieopodal. Wielb��dy zaniepokojone wystrza�em unios�y na moment g�owy, a potem apatycznie je opu�ci�y. Min�o po�udnie. G�ry by�y coraz bli�ej, ale w�drowcy wiedzieli ju�, �e ocena odleg�o�ci w tym kraju mo�e by� z�udna. Jedno ze zwierz�t pad�o nieoczekiwanie na kolana. Dow�dca pow��cz�c nogami cofn�� si�. Konaj�ce stworzenie przewr�ci�o si� na bok, gniot�c cz�� juk�w. Kopyta w m�ce bi�y w powietrze. Wyci�gn�� szabl� i kr�tkim mocnym ciosem przerwa� agoni�.
Z juk�w zabra� ma�� butelk� �wi�conej wody i sk�rzany tubus z mapami. Przejrza� je w zadumie. Nie by�y potrzebne. Od dawna nie pokazywa�y �adnych przydatnych szczeg��w. Zaznaczono na nich miasta, kt�re istnia�y tylko w wyobra�ni kartograf�w; rzeki, kt�re nigdy nie p�yn�y przez piaski; szlaki karawanowe, prowadz�ce w zupe�nie innych kierunkach ni� w rzeczywisto�ci. Zakr�ci� rur� i oboj�tnie rzuci� w piach. Jedwabne suknie, kt�re planowali sprzeda� po drodze, polecia�y w �lad za tubusem. Konarski podszed� z no�em i przeci�� martwemu wielb��dowi szyj�. G�sta krew splami�a podstawione d�onie. Ch�epta� ciep�� jeszcze posok�.
- Panie Konarski, miarkuj si� pan - powiedzia� Tarnowski z nagan�.
Podeszli pozostali uczestnicy. Wielb��d by� martwy, ale ci�gle jeszcze zawiera� wod�.
Tarnowski ci�� szabl� garb. Nauczyciele kiedy� m�wili mu, �e zwierz�ta te dlatego mog� d�ugo przebywa� na pustyni, bo w garbach maj� wod�. Teraz rozczarowa� si� srodze. By�o tam tylko troch� ��tawego t�uszczu o konsystencji s�oniny.
Uderzeniem szabli rozp�ata� g�ow� ods�aniaj�c m�zg. By� do�� obrzydliwy w smaku, ale za to prawie rozp�ywa� si� w ustach. Ugasili cz�ciowo dr�cz�ce ich pragnienie. Na twarzach pozosta�y im �lady zakrzep�ej krwi.
- Jest woda - powiedzia� unosz�c butelk�.
Popatrzyli na niego zgorszeni.
- Czy godzi si� wod� �wi�con� pi�? - zapyta� z nagan� w g�osie Utracki.
- B�g zrozumie i wybaczy - wyszepta�.
- Niegodni�my - zaprotestowa� kt�ry� z cz�onk�w poselstwa. - G�ry ju� niedaleko, tam znajdziemy wod�.
Pozostawiwszy za sob� truch�o wielb��da ruszyli dalej przez spalony s�o�cem step.
ROZDZIA� PIERWSZY
�NIE�NA ZADYMKA � POCZTA DYPLOMATYCZNA � TAJEMNICZY TUBUS � ZAGADKOWA MAPA � TOK ROZUMOWANIA � CZY POLACY ODWIEDZALI SUDAN W XVII WIEKU?
Pierwsza tej zimy zadymka �nie�na... Po placu Pi�sudskiego wiatr przegania� tumany �niegu. Grudzie� dopiero si� zacz��, ale na termometrze by�o minus dwana�cie stopni. Potr�jne szyby oddziela�y mnie od �niegu i mrozu. Lubi�em tak� pogod�, oczywi�cie, gdy by�em po bezpiecznej stronie okna. Szef wszed� do biura i powiesi� p�aszcz na wieszaku. Odmota� z szyi d�ugi we�niany szal i zacz�� rozciera� d�onie. Na m�j widok szeroko si� u�miechn��.
- Masz co� ciekawego? - zapyta� wskazuj�c gestem ekran komputera.
- Nic nowego - powiedzia�em. - Opracowuj� statystyk� udaremnionych pr�b przemytu dzie� sztuki.
- Mam co�, co zapewne ci� zaciekawi - Pan Samochodzik potrz�sn�� szarym workiem z nadrukiem w kilku r�nych j�zykach, g�osz�cym: �Poczta dyplomatyczna�.
- C� to takiego? - zapisa�em zbi�r i wy��czy�em komputer.
- Rewelacja.
Pan Tomasz rozsznurowa� worek i wydoby� ze �rodka poczernia�� i pop�kan� ze staro�ci sk�rzan� rur� o �rednicy oko�o dwudziestu centymetr�w i d�ug� na ponad osiemdziesi�t. Rura, na skutek d�ugiego le�enia, odkszta�ci�a si� powa�nie.
- C� to takiego? - zdziwi�em si�.
- Tubus na mapy - wyja�ni� szef. - Zreszt� sam obejrzyj.
Na jednym ko�cu rur� mo�na by�o otworzy�. Wieko przytrzymywa�y parciane paski z mosi�nymi sprz�czkami. Sprz�czki by�y zupe�nie za�niedzia�e. Ogl�da�em znalezisko, staraj�c si� przed otwarciem wydedukowa� jak najwi�cej.
- I co o tym powiesz? - zagadn�� szef.
- Hmm. Wydaje mi si�, �e to sk�ra wo�owa, dobrze czym� zaimpregnowana. Przez ostatnie lata tubus le�a� w ziemi - na biurku wok� utworzy�a si� ju� warstewka py�u. - W tym miejscu by� wyt�oczony jaki� herb - wskaza�em. - I poz�ocony. Sk�ra wielokrotnie mia�a kontakt z wod�. Wygl�da, jakby przez kilka lat tubus le�a� na powierzchni lub, co bardziej prawdopodobne, przysypany cienk� warstewk� ziemi. Gdyby zakopano go g��biej, rura zgniot�aby si� z czasem. By� mo�e znajdowa� si� w grocie lub szczelinie skalnej. W ka�dym razie w �rodowisku suchym, bowiem pop�ka� na kraw�dziach. Nie ma tu �ladu obecno�ci �adnych paso�yt�w, nie nadgryz�y go gryzonie, z wyj�tkiem tego miejsca - wskaza�em. - Mog�o to nast�pi� jeszcze zanim zosta� ukryty.
- A wi�c �rodowisko suche i pozbawione w znacznej mierze �ycia biologicznego? - u�miechn�� si� szef. - Ukrai�ski step ko�o Czarnobyla?
- Pustynia lub step. By� mo�e pustynne g�ry, gdzie� w Azji lub w Afryce. Albo na Bliskim Wschodzie. Mo�e Turcja?
- Otwieraj - poleci�.
Odpi��em sprz�czki. Sznurki kiedy� zapewne natarto �ojem, dlatego te� dot�d si� nie rozpad�y. Ze �rodka wydoby�em ostro�nie rulon jakich� papierzysk. Roz�o�y�em je na stole.
- Prze�arte grzybem prawie na wylot, ale chyba da si� je uratowa� - powiedzia�em.
By�y to mapy. Kilkadziesi�t r�nej wielko�ci map. Po�udniowe obszary Rzeczypospolitej, Wo�oszczyzna, Mo�dawia, Ziemia �wi�ta, Bliski Wsch�d.
- Wszystkie rysowane r�cznie przez zdolnego kartografa - powiedzia�em. - Dziwne. Przecie� w XVII wieku robiono je ju� odbijaj�c z akwaforty lub czasem jeszcze z drzeworytu i potem tylko r�cznie kolorowano.
- Sk�d wiesz, �e s� z XVII wieku? - zaciekawi� si� pan Tomasz.
- Tu jest data i napis - wzi��em lup�.
- Skre�lono na podstawie - tu jest niestety zamazane - 1683. Szef kiwn�� w zadumie g�ow�. Przegl�da�em mapy. Przerysowano je do�� starannie, ale to nie mog�o zniwelowa� niedostatk�w wiedzy �wczesnych kartograf�w.
- Ci�ka sprawa - powiedzia�em. - S� cenne, ale szczerze m�wi�c wola�bym drukowane.
Szef wzruszy� ramionami. Ostatnia mapa by�a inna. Wyrysowano j� na pergaminie. Rozmycia na brzegach wskazywa�y na to, �e kilkakrotnie zamok�a. Czarne zacieki od ty�u pokazywa�y miejsca, gdzie poplami�y j� inne mapy, rozpuszczaj�c si� w zamoczonym tubusie.
- Ta jakby nie pasowa�a do zestawu - zauwa�y�em.
Pan Tomasz kiwn�� w zadumie g�ow�.
Ogl�da�em map�. Przedstawia�a kawa�ek Afryki. Widzia�em Morze Czerwone, P�wysep Somalijski, zatok�, nad kt�r� le�y wolny port i male�ka kupiecka republika D�ibuti, oraz spor� cz�� po�udniowego Sudanu. Nazwy miejscowo�ci naniesiono jakimi� dziwnymi hieroglifami.
- C� to za pismo? - zdziwi�em si�. - Podobne troch� do hebrajskiego, ale jednocze�nie inne. Niekt�re litery wygl�daj� jak greckie lub fenickie. A przecie� mapa nie jest du�o starsza od pozosta�ych.
- Ciesz� si�, �e sam wyci�gasz naukowe wnioski - powiedzia� prze�o�ony. - Ja szczerze m�wi�c nie wiem, co to za pismo. Mapa tego kawa�ka �wiata powinna by� opisana po arabsku...
Na marginesie bieg� mocno zatarty w�yk arabskiego alfabetu.
Obejrza�em go przez szk�o powi�kszaj�ce.
- Napis po arabsku i tymi znaczkami wykonano, jak mi si� wydaje, jedn� r�k� - powiedzia�em. - I jednakowym czarnym atramentem.
Policzy�em znaki dziwnego pisma.
- Hmm, 26 symboli - powiedzia�em. - Mamy wi�c do czynienia z alfabetem. Mo�e to pismo samaryta�skie? R�ni si�, z tego co pami�tam, od hebrajskiego.
- Samarytanie jeszcze istniej�? - zdziwi� si� szef.
- Tak. Mieszkaj� na terenie Izraela - wyja�ni�em. - To ostatnia pozosta�o�� sporego niegdy� narodu. Jest ich chyba tylko kilkana�cie tysi�cy.
- Je�li ich pismo wywodzi si� z hebrajskiego...
- Raczej oba te j�zyki maj� wsp�lne korzenie - u�ci�li�em.
- To powinno by� mniej znak�w. Zwr�� uwag�, �e w j�zykach semickich nie zapisuje si� zazwyczaj samog�osek.
- Faktycznie - mrukn��em. - A wi�c jaki to mo�e by� j�zyk? Na pewno �aden z indoeuropejskich...
- Czekaj, tocharski te� zaliczamy do naszej grupy j�zykowej. A Tocharowie mieszkali gdzie� przy jedwabnym szlaku... Mogli zapuszcza� si� do Konstatntynopola lub Jerozolimy. Mo�e penetrowali te� ziemie le��ce dalej na po�udniu? A sanskryt?
- Na pewno nie - pokr�ci�em g�ow�. - Mieli�my kiedy� zaj�cia z kryptografii i pozna�em znaki sanskrytu. Przynajmniej na tyle, �eby je rozpozna�.
Wyci�gn��em z p�ki ksi��k� Davida Dilingera �Alfabet� i zacz��em j� kartkowa�. Po kilkunastu minutach natrafi�em na odpowiedni obrazek.
- Szefie, mam.
- I c� to jest takiego? - zaciekawi� si�.
- To alfabet etiopski, u�ywany do zapisu j�zyk�w amharskiego i gyez.
Kiwn�� g�ow�, przetrawiaj�c informacj�.
- W porz�dku - powiedzia�. - Je�li pozwolisz, opowiem ci teraz pewn� do�� ciekaw� histori�. Jeden z naszych dyplomat�w akredytowanych w Sudanie w�druj�c po bazarze trafi� na male�ki antykwariacik. Na wystawie le�a�a jedna z tych map, najlepiej zachowana. W�a�ciciel zakonserwowa� j� dora�nie.
- Jak rozumiem, dyplomata wszed� do �rodka i kupi� od razu ca�y komplet.
- W�a�nie. Zaskoczy�o go, �e mapy opisane po polsku znajduj� si� w Chartumie. Zw�aszcza tak stare mapy.
- Zapyta� sprzedawc� o ich pochodzenie?
- W tym ca�y problem, �e nie zapyta�. Podekscytowany znaleziskiem zani�s� je czym pr�dzej do ambasady i zacz�� dok�adniej ogl�da�. Wreszcie zapakowa� do worka i poczt� dyplomatyczn� wys�a� do kraju. Trafi�y do Biblioteki Narodowej, a tamtejsi fachowcy, nie mog�c wyj�� ze zdumienia, powiadomili mnie.
- Hmm - zamy�li�em si�. - Sk�d w Sudanie mog�y si� wzi�� mapy z tego okresu. W kraju tym przeczekiwa�o wojn� wielu naszych rodak�w. Ukrywano tam tak�e sze�� skrzy� ze srebrem FON-u. Kto� uciekaj�c z Polski przed okupacj�, zabra� ze sob� tubus z kolekcj� map. Potem na obczy�nie przyci�ni�ty n�dz� sprzeda� je bogatemu Arabowi albo Anglikowi, kt�ry rzuci� je na strych. Teraz kto� je wyci�gn�� i zani�s� do sklepiku.
Pan Samochodzik powoli w zadumie kiwn�� g�ow�.
- To dobra teoria - powiedzia�. - Prawdopodobna. A jak wyja�nisz spraw� mapy opisanej po etiopsku?
- Mo�e nasz kolekcjoner emigrant na pocz�tku mia� troch� pieni�dzy i wzbogaci� swoj� kolekcj� o ten ciekawy egzemplarz.
- Dobrze. Wobec tego jeszcze jedno pytanie. Dlaczego te wszystkie mapy s� z jednego okresu?
- Bo ja wiem? Mo�e to cz�� kolekcji, a zbiera� chronologicznie. W ka�dym tubusie mapy z innej epoki.
- Dobrze. A dlaczego wszystkie wysz�y spod jednej r�ki? Wy��czaj�c etiopsk� rysowa� je prawdopodobnie jeden cz�owiek.
- Pami�tki po przodku kartografie - b�ysn��em kolejnym pomys�em.
Pan Tomasz powoli skin�� g�ow�.
- Do tego nie pasuje mapa etiopska...
Poskroba�em si� po g�owie.
- Sam nie wiem, jak to wyja�ni�. A mo�e przodek kolekcjonera nie zd��y� tej mapy przerysowa� i do zbior�w trafi� orygina�?
- Sk�d polski kartograf w tym okresie m�g�by mie� etiopsk� map�? - wzruszy� ramionami. - Masz jaki� pomys�?
- Chyba zrobimy ksero z tego arabskiego napisu i pojedziemy na orientalistyk�. Niech nam to przeczytaj�.
- No to do dzie�a.
Godzin� p�niej triumfalnie wpad�em do gabinetu szefa powiewaj�c w powietrzu t�umaczeniem wykonanym na poczekaniu przez doktora Muchameda.
- Szybko obr�ci�e� - ucieszy� si� pan Tomasz. - I czego si� dowiedzia�e�?
- No c� - powiedzia�em. - Wedle specjalisty, s�dz�c po kroju liter, mamy do czynienia z inskrypcj� szesnasto- lub siedemnastowieczn�. Obecnie nale�a�oby to zapisa� tak - pokaza�em znaczki arabskiego pisma na papierze.
Nieznacznie r�ni�y si� od pierwotnego napisu.
- To jest j�zyk fuscha? - zagadn�� Pan Samochodzik.
- Klasyczny arabski - potwierdzi�em. - Doktor stwierdzi�, �e bardzo �adna kaligrafia.
Szef obejrza� kartk� przyniesion� przeze mnie. Odwr�ci� j� na drug� stron�, a potem spojrza� przez ni� pod �wiat�o. Poza w�ykiem arabskich literek nie plami�o jej �adne inne s�owo.
- S�dzi�em, �e jednak uzyskasz informacje, co tu jest napisane - mrukn��.
Z portfela wyj��em drug� kartk�.
- �Map� skre�li� D�alalladin Jussuf Abu Alin, wedle starszej kopii na zlecenie klasztoru Kaplicy Odnalezienia Krzy�a� - przeczyta�em. - Troch� dziwny ten napis. Klasztor Kaplicy...
- A wi�c jeste�my w Jerozolimie - powiedzia� pan Tomasz. - Kaplica ta jest cz�ci� Bazyliki Grobu Pa�skiego. Zbudowano j� na miejscu, w kt�rym cesarzowa Helena odnalaz�a w podziemnej cysternie pozosta�o�ci Krzy�a �wi�tego.
- A co to za klasztor? - zaciekawi�em si�.
Zaduma� si�.
- Musia�bym to oczywi�cie sprawdzi�, ale chyba chodzi o niewielki koptyjski monaster, wzniesiony na sklepieniu kaplicy - powiedzia�. - W XII wieku, zaraz po wyparciu krzy�owc�w z Jerozolimy, w�adca Etiopii, Lalibela, wys�a� do kalifa Saladyna poselstwo z pro�b�, aby etiopscy Koptowie mogli zaopiekowa� si� o�tarzem i kaplic�. Saladyn wyrazi� na to zgod�.
- Etiopczycy w Jerozolimie? - zdumia�em si�. - I to w dodatku chrze�cijanie?
Pan Samochodzik wpi� we mnie o�owiane spojrzenie.
- Kiedy Etiopia przyj�a chrze�cija�stwo? - zapyta�.
Zamy�li�em si�.
- Zapewne w okresie nowo�ytnym - powiedzia�em niepewnie. - Mo�e w okresie wielkich odkry� geograficznych?
Szef popatrzy� przez okno i zab�bni� palcami po stole.
- Etiopczycy przyj�li religi� chrze�cija�sk� w IV wieku naszej ery - wyja�ni� wreszcie. - Od chwili, gdy najazd arabski odci�� im drog� l�dow� przez Egipt, stracili kontakt z cywilizacj� basenu Morza �r�dziemnego. Lepiej by�oby powiedzie�, �e zerwali kontakt, bowiem w Jerozolimie zawsze istnia� ich klasztor. S�u�y� im jako co� w rodzaju ambasady i jednocze�nie zbiera� dane wywiadowcze. �wiat o nich zapomnia�, ale oni, cho� z daleka, obserwowali, co si� dzieje. Gdy w XIII wieku zwo�ano synod powszechny, ku ogromnemu zdumieniu hierarch�w, przyby�a na� kilkudziesi�cioosobowa delegacja etiopskich teolog�w i duchownych. Odnotowano, �e pos�ugiwali si� �acin� o bardzo archaicznym metrum oraz do�� pod�ym aramejskim. Klasztor pracowa� wi�c prawid�owo. Mnisi poznali dat� synodu i przekazali informacj� gdzie trzeba. I to z wystarczaj�cym wyprzedzeniem, �eby cesarz zd��y� przygotowa� misj�...
- Zdumiewaj�ce - powiedzia�em. - No to mam now� teori�. Jaki� Polak w XVII wieku zapl�ta� si� do Jerozolimy i trafi� do tego klasztoru. Poniewa� by�o to gniazdo szpieg�w, zaproponowali mu okr�g�� sumk� za jego mapy, kt�re nast�pnie wyekspediowali na po�udnie. W�r�d nich znajdowa�a si� jedna mapa wykonana w klasztorze czy te� na jego zam�wienie.
Tan Tomasz u�miechn�� si� lekko.
- Interesuj�ca teoria - powiedzia�. - Co wi�cej, brzmi bardzo prawdopodobnie. Tylko co� mi w niej nie pasuje. Przyjmijmy, �e Etiopczykom potrzebne s� mapy naszej cz�ci �wiata. Mieszkaj� w Jerozolimie, sk�d statki kupieckie, mimo ci�g�ego zagro�enia ze strony pirat�w, p�ywaj� jednak do Europy. Mnisi zamawiaj� sobie atlasy w najlepszych holenderskich czy niemieckich wydawnictwach kartograficznych. W miesi�c od z�o�enia zam�wienia maj� �wietne mapy odbijane z akwaforty i kolorowane, opracowane przez najlepszych kartograf�w.
- Mo�e nie chcieli zwraca� na siebie uwagi?
- Za du�o si� naczyta�e� ksi��ek o szpiegach - u�miechn�� si�. - Ale zaraz co� ci poka�� - wyci�gn�� z p�ki �Wielki atlas XVIII-wiecznego �wiata�.
- Popatrz na �wczesne mapy. Kartografowie zaznaczali na nich miasta wedle w�asnego widzimisi�. Kto�, kto rysowa� mapy znalezione w tubusie, korzysta� z kilku r�nych i przenosi� na swoje wszystkie szczeg�y. W ten spos�b chcia� stworzy� co� lepszego. Mapy o niespotykanym stopniu dok�adno�ci. I oczywi�cie wszystko zacz�o si� miesza�, bo by�y w r�nych skalach.
- Czyli s�dzi pan, �e te mapy by�y w pewien spos�b lepsze ni� takie z �wczesnych atlas�w?
- Nie. Ten, kto je wykona� s�dzi�, �e b�d� lepsze. Potrzebowa� map bardzo dok�adnych. A to mo�e oznacza�, �e wybiera� si� w drog�.
Milcza�em, usi�uj�c rozgry�� tok rozumowania Pana Samochodzika.
- Czyli s�dzi pan - podj��em po chwili zadumy - �e jaki� Polak, odwiedziwszy uprzednio klasztor w Jerozolimie, zapu�ci� si� do po�udniowego Sudanu? I to w dodatku w XVII wieku?
Pan Samochodzik powa�nie kiwn�� g�ow�.
- Na razie nie mamy �adnych przes�anek, by m�c wykluczy� tak� ewentualno��. S�dz�, �e trop mogliby�my podj�� w Jerozolimie.
- Pomys� ciekawy - zauwa�y�em. - Tylko jest jeden problem.
- Mo�emy tam by� za trzy dni - powiedzia� z u�miechem.
- Nie sta� mnie na bilet - ja tak�e si� u�miechn��em.
- Ach, ty nic nie wiesz. Dostali�my troch� pieni�dzy z rezerwy ministerstwa. Jest tego kilka tysi�cy z�otych. Problem w tym, �e musimy je wyda� do ko�ca roku. W przeciwnym razie ministerstwo nie dostanie dotacji w roku przysz�ym.
- Kupmy radar geologiczny - zaproponowa�em.
- Ile kosztuje najta�szy radar? Trzydzie�ci tysi�cy dolar�w? Otrzymana suma jest przecie� znacznie mniejsza.
- Teraz nam daj� - westchn��em. - A gdy by�o nam potrzeba, to kasa ministerstwa by�a pusta. Bo ja wiem, co mo�na by kupi�?
- Nic konkretnego. To fundusz celowy, przeznaczony na dzia�ania operacyjne, a nie na zakup �rodk�w trwa�ych. To oznacza, Pawle, �e mo�emy kupi� sobie na przyk�ad bilety do Jerozolimy, ale nowego biurka ju� nie.
- Demoralizacja - powiedzia�em. - Za pieni�dze podatnik�w mo�emy sobie zrobi� wycieczk� do ciep�ych kraj�w?
- Tak, bo gdyby�my to wp�acili na przyk�ad na ratowanie jakich� zabytk�w, to zostaniemy uznani za defraudant�w i aferzyst�w.
- Czyli mo�emy ruszy� tropem map...
Pan Tomasz kiwn�� uroczy�cie g�ow�.
- Je�li masz ochot�, mo�emy sp�dzi� tydzie� albo dwa w klimacie zdecydowanie ciekawszym ni� ten - gestem wskaza� okno.
Zaduma�em si� na chwil�.
- Doko�cz� tylko t� statystyk� przemytu - powiedzia�em. - I mo�emy jecha�.
- W takim razie id� za�atwia� wizy i bilety - u�miechn�� si�.
ROZDZIA� DRUGI
GAR�� ZAGADNIE� HYDROGRAFICZNYCH � BAZYLIKA GROBU PA�SKIEGO � ODWIEDZINY W ETIOPSKIM KLASZTORZE � KIM BY� PAWE� TARNOWSKI � WZG�RZE �WI�TYNNE � KOLEBKA GOTYKU � TRZECIA �WI�TYNIA
- Uroki biurokracji - powiedzia� pan Tomasz, patrz�c w zadumie na przesuwaj�cy si� za oknami klimatyzowanego autokaru krajobraz. - Pomy�le�, �e gdyby nie idiotyczne przepisy, siedzieliby�my teraz w ministerstwie, patrz�c na �nieg pr�sz�cy z nieba.
- Zawsze s�dzi�em, �e Izrael to pustynie, a w�r�d nich niewielkie oazy i pastwiska nad Jordanem - powiedzia�em.
Szef u�miechn�� si� lekko. Za oknem przesuwa�y si� pokryte winnicami i plantacjami wzg�rza. Wsz�dzie wida� by�o trud i wysi�ek w�o�ony w zagospodarowanie terenu.
- Pami�tasz opisy w Starym Testamencie? Zreszt� w ewangeliach jest podobnie. Ta ziemia wygl�da�a kiedy� zupe�nie inaczej. Jeszcze w czasach podboju rzymskiego wsz�dzie tu ros�y zagajniki i le�a�y urodzajne pola. Potem jednak niekontrolowane wycinanie drzew sprawi�o, �e zachwia�a si� gospodarka wodna. Tereny niegdy� urodzajne zamieni�y si� w stepy, a te ju� w okresie wypraw krzy�owych by�y na dobr� spraw� p�pustyniami. �ydzi, buduj�c swoje niepodleg�e pa�stwo, stoczyli walk� z pustyni� i nawodnili spor� jej cz��. Na d�ugo to jednak nie starczy. Ju� w tej chwili narasta konflikt z Syri�.
- Konflikt? - zdziwi�em si�.
- O podzia� w�d Jordanu - wyja�ni�. - Syryjczycy te� chc� mie� pola i plantacje mandarynek. Woda na pustyni to towar deficytowy. Je�li nawodnimy jaki� kawa�ek, inny pozostanie bez wody. Je�li ludzie wypij� jej cz��, komu� innemu zabraknie.
- A odsalanie wody morskiej?
- Stosowane jest ju� na do�� du�� skal�, ale tak uzyskiwana woda jest zbyt droga na tym etapie technologii - wyja�ni�. - Pobieranie wody z Jordanu do nawadniania p�l i sad�w wywo�a�o te� inne skutki. Jaka jest g��boko�� depresji wok� Morza Martwego?
- Chyba 392 metry poni�ej poziomu morza. Tak uczono mnie w liceum.
- A ja kupi�em najnowszy atlas �wiata i tam zaznaczono ju� 404 metry. Tafla wody opada. Podobnie jest zreszt� nad Jeziorem Aralskim. Tam te� pompuj� wod� w plantacje bawe�ny i olbrzymie jezioro kurczy si� z roku na rok. Niekt�re dawne porty le�� ju� dwadzie�cia kilometr�w od obecnej linii brzegowej. Tu na szcz�cie chyba do tego nie dojdzie.
- Mogliby do Morza Martwego przetoczy� rurami troch� wody z Morza �r�dziemnego - b�ysn��em pomys�em. - Je�li trzeba, nawet kilka kilometr�w sze�ciennych...
- Tak, tylko musieliby po�o�y� kilkaset kilometr�w ruroci�gu, pokona� g�ry, co wymaga�oby licznych stacji przepompowywania... Ale pewnie kiedy� tak zrobi�.
Zamy�li� si� g��boko. Podziwia�em krajobraz. Jak wygl�da�o to miejsce w czasach na przyk�ad kr�la Dawida? Lasy, pola uprawne, stada owiec? Czy na wzg�rzach obecnie pokrytych winnicami pas�y si� kozy, czy mo�e ros�y tamaryszkowe zagajniki? Studnia z kamienn� cembrowin�... G�azy na kraw�dzi g��boko ponacinane przez sznury, kt�rymi opuszczano do �rodka wiadra, aby nabra� wody. Lina trze o kamie� opuszczaj�c wiadro w d�; lina trze, gdy pe�ne wiadro w�druje do g�ry. Dziesi�tki razy dziennie, przez tysi�ce lat... A mo�e tylko przez setki? Sznury przecieraj� si� szybciej ni� kamienie. Ale bloki skalne tkwi� na miejscu te same, a liny ludzie przynosz� ci�gle nowe...
Wyjechali�my na do�� wysokie wzg�rze. Pod nami ukaza�o si� rozleg�e miasto zabudowane chaotycznie tysi�cami bia�ych dom�w. Jerozolima. Szef ockn�� si� z zadumy.
- Wygl�da na to, �e jeste�my prawie na miejscu - powiedzia�.
Wysiedli�my z ciep�ego wn�trza autobusu i od razu w twarze dmuchn�� nam lodowaty wiatr.
- Zdaje si�, �e usi�owali�my uciec przed zim� - mrukn��em podci�gaj�c suwak kurtki a� pod brod�.
- Nie zapominaj, �e to miasto le�y ponad siedemset metr�w nad poziomem morza - u�miechn�� si�.
- Jerozolima - mrukn��em.
- Czyli dawne �ydowskie Salem - powiedzia�. - Wedle najpopularniejszej teorii pocz�tkowo nazywano to miejsce Salem, czyli pok�j. Potem Grecy dodali do tego Hiero Salem, czyli �wi�ty pok�j. St�d Jeruzalem. Nie jestem j�zykoznawc�, ale ta teoria wydaje mi si� nieco naci�gana.
Kiwn��em powa�nie g�ow� na znak, �e si� z nim zgadzam. Pan Tomasz wyci�gn�� plan miasta z kieszeni.
- Jeste�my tutaj - pukn�� palcem. - Gdyby�my poszli prosto, wyjdziemy na wzg�rze �wi�tynne. Ale my mamy doj�� do Bazyliki Grobu �wi�tego. Czyli mo�emy i�� s�ynn� Via Dolorosa.
- Dlaczego ta ulica jest s�ynna? - zaciekawi�em si�.
- Co roku na Wielkanoc odbywaj� si� na niej procesje drogi krzy�owej. Podobno prowadzi ona t� tras�, kt�r� szed� Chrystus na Golgot�. Oczywi�cie to tylko teoria i to niezbyt prawdopodobna. Stacje drogi urz�dzono wprawdzie w miejscach, kt�re identyfikowane s� jako faktyczne miejsca m�ki, ale identyfikacja ta jest bardzo p�na... Zreszt�, nawet je�li zlokalizowano je poprawnie, to uk�ad ulic m�g� si� mieni�.
- S�dz�, ze dla wierz�cych nie ma to wi�kszego znaczenia - powiedzia�em. - Liczy si� prze�ycie. Dla Boga te� nie ma wi�kszego znaczenia, czy ludzie id� dok�adnie t� tras�, czy inn�...
Szef powa�nie kiwn�� g�ow�.
- Naprz�d - powiedzia�.
Pow�drowali�my po bruku. Miasto przypomina�o mi odrobin� turecki Igdir. Takie same domy, pozbawione okien, �ci�ni�te ciasno. Gdzie� tam, za ceglanymi b�d� glinianymi murami, znajdowa�y si� wewn�trzne podw�rka. Zapewne na niekt�rych ros�y drzewka i krzewy. Dlaczego Arabowie buduj� domy do wewn�trz, odgradzaj� si� od ulicy niebotycznymi murami, podczas gdy przedstawiciele cywilizacji �aci�skiej wol� posiada� okna wychodz�ce na ulice, a nie na podw�rze?
Gdzieniegdzie otwarte drzwi zaprasza�y do sklepik�w, ale witryn w stylu europejskim prawie si� nie widzia�o. Mury by�y jasne, pobielone wapnem, ale osiad� ju� na nich kurz. Zastanawia�em si�, czemu fasady znajduj�ce si� tu� przy ulicy nie s� pochlapane b�otem, ale potem u�wiadomi�em sobie, �e deszcze musz� by� tu bardzo rzadkie. Powoli poddali�my si� nastrojowi miejsca. Arabowie, Ormianie, �ydzi przekrzykiwali si� w swoich j�zykach. Od czasu do czasu kto� na nasz widok wykonywa� zach�caj�ce gesty, ale omijali�my oboj�tnie tul�ce si� do �cian dom�w kramy. Turyst�w nie by�o wielu, ale wyr�niali si� spo�r�d t�umu. Ha�a�liwi niemieccy emeryci, krocz�cy tak, jakby miasto by�o ich �wie�o podbit� w�asno�ci�, grupki cichych, grzecznych Japo�czyk�w z aparatami fotograficznymi. Gdzie� w dali rozleg� si� d�wi�k dzwon�w i po chwili zawt�rowa�y mu inne dzwony z jakiego� ukrytego mi�dzy budynkami ko�cio�a. Po g�uchym d�wi�ku rozpozna�em prawos�awne. Zwr�ci�em na to uwag� szefowi.
- S�ysz� - powiedzia�. - Nie ma si� co dziwi�. Jeszcze przed pierwsz� wojn� �wiatow� �y�a tu spora kolonia rosyjska. Zajmowali si� g��wnie obs�ug� docieraj�cych tu pielgrzymek. Do tej pory istnieje tu rosyjski dom dla pielgrzym�w, jeden z najwi�kszych w mie�cie. Ufundowa� go, zdaje si�, kuzyn cara Aleksander Michaj�owicz... Poza tym jedna z dzielnic Jerozolimy nazywana jest dzielnic� ormia�sk�.
- Tylko czy Ormianie u�ywaj� tego typu dzwon�w? - zamy�li�em si�.
- Nie da si� wykluczy� - u�miechn�� si�. - Trzeba by pojecha� do Armenii i pos�ucha�. Je�li b�dzie kolejna rezerwa, to pojedziemy w przysz�ym roku. Widzisz, jak biurokracja demoralizuje?
- Widz� - powa�nie skin��em g�ow�. - Czy Golgota zosta�a zidentyfikowana ze stuprocentow� dok�adno�ci�?
- S�dz�, �e tak. Cho� by�y pewne w�tpliwo�ci. Jednak wszystko przemawia za tym, �e w�a�nie w miejscu, gdzie dzi� stoi Bazylika Grobu �wi�tego, Rzymianie wykonywali wyroki. Przed zabudow� znajdowa�y si� tu kamienio�omy, a u ich podn�a ogrody, z kt�rych jeden nale�a� do znanego ci z ewangelii J�zefa z Arymatei. Pierwszy ko�ci� na miejscu ukrzy�owania wzniesiono pono� oko�o 66 roku naszej ery... Zosta� do�� szybko zniszczony prawdopodobnie podczas najazdu Tytusa. Niewiele wiemy o chrze�cija�skiej wsp�lnocie w Jerozolimie po tym okresie, prawdopodobnie jednak wyznawcy Chrystusa ci�gle �yli i dzia�ali. W 313 roku cesarz Konstantyn og�osi� s�ynny edykt mediola�ski, daj�cy chrze�cijanom pe�ne prawa religijne i b�d�cy podstaw� uznania tego wyznania za religi� pa�stwow�. W�wczas te� przyby�a do Jerozolimy jego matka, cesarzowa Helena. Jako gorliwa chrze�cijanka pragn�a otoczy� opiek� wszystkie miejsca zwi�zane z �yciem Chrystusa i aposto��w. Cze�� tych miejsc wskazano jej dzi�ki tradycji ustnej, w innych ju� wcze�niej postawiono budowle sakralne. Jeszcze inne odnaleziono czy te� raczej nale�a�oby powiedzie� pr�bowano odnale�� na podstawie opis�w w ewangeliach, co oczywi�cie nie zawsze da�o efekty... A oto i cel naszej wyprawy.
Stali�my przed bazylik�. Po uiszczeniu op�aty za zwiedzanie weszli�my do �rodka. Patrz�c z zewn�trz nie spodziewa�em si�, �e wn�trze b�dzie tak ogromne. �wi�tynia sk�ada�a si� z kilku du�ych kaplic, po��czonych galeriami i korytarzami. Szef poprowadzi� mnie w g�r�. W sporej okr�g�ej sali, otoczonej wewn�trz kolumnad� zatrzymali�my si�.
- To w�a�nie miejsce, w kt�rym sta� krzy� Chrystusa - szef wskaza� znajduj�cy si� po�rodku o�tarz. - Tu zaczyna si� historia chrze�cija�stwa, dla wierz�cych historia zbawienia... Brak natomiast �lad�w po pozosta�ych krzy�ach, na kt�rych zawi�li dwaj z�oczy�cy. By� mo�e gdzie� pod posadzk�...
Pomodlili�my si�, a potem ruszyli�my na d�.
- Za czas�w pierwszej fundacji tu po bokach znajdowa�y si� kaplice, w kt�rych przechowywano najcenniejsze relikwie - wyja�ni�. - Niestety, po zniszczeniu bazyliki wi�kszo�� z nich przepad�a bez �ladu. Jeszcze inne przeniesiono do Konstantynopola.
Min�li�my niedu�e pomieszczenie os�oni�te krat�.
- Wi�zienie Chrystusa - wyja�ni� szef. - Tu wedle tradycji by� przetrzymywany przed ukrzy�owaniem. Mnie jednak nie wydaje si� to mo�liwe. Zwr�� uwag�, �e ta kaplica pochodzi z czas�w Konstantyna, znajduje si� do�� wysoko ponad poziomem ska�y. Tak rodz� si� legendy... Jak na przyk�ad historia z trzema upadkami Chrystusa nios�cego krzy�. Te stacje drogi krzy�owej pojawi�y si� dopiero w XII wieku, nie ma o nich wcze�niejszych wzmianek. A co najwa�niejsze, nie wspominaj� o tym ewangelie, kt�re nale�y potraktowa� jako najwa�niejsze �wiadectwa tych wydarze�... Oczywi�cie mog�o tak by�, ludzie pami�taj� wa�ne rzeczy przez ca�e pokolenia... Albo historia z Weronik�, kt�ra mia�a otrze� Chrystusowi twarz lnianym r�cznikiem.
- I twarz odbi�a si� na p��tnie...
- W�a�nie. Jan Wilson, znany badacz relikwii, twierdzi, �e �adna Weronika nie istnia�a. Zreszt� o niej te� nie wspominaj� ani ewangelie ani wczesne apokryfy, czyli ksi�gi, kt�re nie wesz�y do kanonu...
- To sk�d ta historia?
- C�. W bazylice w Watykanie przechowywana jest relikwia zwana chust� �wi�tej Weroniki. Od bardzo dawna, co najmniej od dwustu lat nie by�a pokazywana pielgrzymom... Pono� znajduje si� na niej wyblak�e odbicie twarzy... Relikwia ta nazywana by�a potocznie �Weronik��, co wed�ug tego badacza jest zniekszta�conym �aci�skim vcro icons - czyli wierne odwzorowanie, odbicie.
- Nie doko�czy� pan o matce cesarza.
- Cesarzowa Helena postanowi�a odrestaurowa� wszystkie miejsca zwi�zane z pocz�tkami religii, kt�rej by�a tak gorliw� wyznawczyni�. Na jej rozkaz wyburzono oblepiaj�ce wzg�rze chaty i wzniesiono pierwsze sanktuaria. Rotund� woko�o miejsca Ukrzy�owania oraz ko�ci� wok� le��cego opodal grobu...
Zatrzyma� si� i wskaza� gestem kolejn� kaplice. W �cian� wpuszczono marmurowy �uk, prowadz�cy do niewielkiej sali, tak�e wy�o�onej marmurem.
- Tu wedle ustale� cesarzowej znajdowa� si� gr�b, w kt�rym z�o�ono cia�o Chrystusa - powiedzia� szef powa�nie. - Tu tak�e mia�o miejsce zmartwychwstanie Chrystusa.
- Pierwotn� jaskinie ob�o�ono szlachetniejszym kamieniem?
- No c�. Prawdopodobnie gr�b zlokalizowano prawid�owo. Niestety, podczas budowy bazyliki wykuto ska�� wok� zostawiaj�c tylko jaskini� tkwi�c� w monolitycznym bloku. Podczas najazdu Arabowie roztrzaskali skale m�otami. Gdy Jerozolim� zdobyli krzy�owcy, podj�li oczywi�cie prace restauracyjne. Kamienie posk�adali z grubsza tak, aby odtworzy� grot�, brakuj�ce detale wymurowali starannie. Potem wy�o�yli wn�trze marmurem, aby stopy profan�w nie dotyka�y �wi�to�ci... Podczas kolejnego najazdu dosz�o do nast�pnej dewastacji. Niemniej jednak cz�� tego pomieszczenia jest autentyczna.
Szli�my teraz w d� do kolejnej kaplicy.
- Oto cel naszej podr�y - powiedzia� pan Tomasz. - Kaplica Odnalezienia Krzy�a. Nad nami na dachu znajduje si� etiopski klasztor.
Odruchowo podnios�em g�ow�. W stropie znajdowa�a si� latarnia, czyli okr�g�y otw�r o�wietlaj�cy.
- A sk�d wzi�a si� nazwa? - zapyta�em.
- Tu w�a�nie cesarzowa Helena odnalaz�a relikwie Krzy�a �wi�tego - wyja�ni�. - Konkretnie w wykutej pod tym pomieszczeniem starej cysternie na wod�. Rzymianie wrzucali tu resztki krzy�y, a zapewne te� zw�oki skaza�c�w, kt�re nie zosta�y odebrane przez rodzin�. Istnieje do�� szczeg�owy opis tego zdarzenia...
Na d� nie mo�na by�o zej��, schodki prowadz�ce do cysterny blokowa�a bowiem solidna i niestety zamkni�ta na g�ucho krata.
- Zastanawia mnie wystr�j �wi�tyni - powiedzia�em. - Katolickie krzy�e, prawos�awne ikony...
- Bazylik� opiekuj� si� cztery wyznania - wyja�ni� szef. - Katolicy, prawos�awni, Ormianie i Koptowie, reprezentowani tu przez mnich�w z Etiopii. Dawniej dochodzi�o do spor�w o odprawianie nabo�e�stw, ale teraz szcz�liwie panuje spok�j...
- Ko�ci� czy te� zesp� ko�cio��w wzniesionych przez cesarzow� zosta� zniszczony przez Arab�w?
- Tak. Przybyli tu w 636 roku naszej ery. Arabowie posiadali pewien szacunek do lud�w ksi�gi, czyli chrze�cijan i �yd�w. Traktowali ich jak starszych braci, ostatecznie Mahomet uzna� Chrystusa za jednego z wa�niejszych prorok�w. Jednak oko�o 1000 roku dosz�o tu do pewnych zaburze�. Ludzie oczekiwali rych�ego ko�ca �wiata, na tym tle dosz�o do jakich� wa�ni religijnych. W�adz� obj�� fanatyczny kalif Ibn Hakim, za kt�rego rz�d�w dosz�o do zniszczenia sporej cz�ci �wi�tyni, a w 1009 roku do wspomnianej ju� dewastacji Grobu Pa�skiego. Gdy kalif zmar� w 1030 roku, przyst�piono do odbudowy, cho� oczywi�cie nie dysponowano �rodkami finansowymi umo�liwiaj�cymi wierne odtworzenie pierwotnego wygl�du. Gdy krzy�owcy odzyskali Jerozolim�, kontynuowali odbudow�. Jednak ich za�o�enie zaj�o mniejszy obszar ni� pierwotne. Po prostu nie mieli wystarczaj�cej ilo�ci pieni�dzy, mimo �e pielgrzymi hojnie wp�acali datki, a i cz�� �up�w sz�a na materia�y budowlane. Ich bazylika przetrwa�a do 1808 roku, kiedy to strawi� j� po�ar... Potem zosta�a odbudowana w obecnym kszta�cie. Za ka�dym razem by�a coraz mniejsza...
Wyszli�my z ko�cio�a. Szef poci�gn�� mnie w boczn� uliczk�, gdzie do pot�nych mur�w tuli�y si� dziesi�tki arabskich sklepik�w. Nieoczekiwanie pomi�dzy glinianymi �cianami zarysowa�o si� w�skie przej�cie i schodki prowadz�ce w g�r�.
- To chyba tu - przymkn�� oczy, jakby por�wnywa� plan bazyliki z okolic�.
Wspi�li�my si� po starych kamiennych stopniach, b�d�cych pierwotnie chyba p�ytami posadzki jakiej� budowli. Na szczycie schod�w znajdowa�y si� drzwi, a obok widnia�a tablica z mocno za�niedzia�ego mosi�dzu, pokryta napisami w kilku alfabetach. Po�r�d nich wida� by�o etiopskie. Drzwi wygl�da�y niepozornie. Drewno, chyba akacjowe, z biegiem stuleci sta�o si� prawie czarne. Okucia z br�zu pociemnia�y i tylko w rowkach zachowa�y si� �lady srebra, kt�rym niegdy� je powleczono.
- Klasztor wygl�da na zamkni�ty - powiedzia� Pan Samochodzik.
- Dlaczego tak pan s�dzi? - zaniepokoi�em si�.
Wskaza� na skrzynk� przeznaczon� na obuwie stoj�c� obok wej�cia.
- Powinny by� na niej buty - powiedzia�. - Widocznie u nich, podobnie jak w wi�kszo�ci wschodnich miejsc �wi�tych, nale�y si� rozzu� przed wej�ciem do �rodka. Na p�eczkach le�y gruba warstwa py�u...
- Nie wiem, jak szybko tu si� kurzy - zauwa�y�em. - Ale niedaleko jest pustynia. Wystarczy, �e powieje wiatr i na uliczkach Jerozolimy zaraz pojawia si� gruba warstwa py�u...
W tym momencie drzwi otworzy�y si� ze zgrzytem. Stan�� w nich wysoki powa�ny stary Murzyn w bia�ym stroju. W pomarszczonej d�oni trzyma� d�ugi kij rozwidlony na g�rnym ko�cu.
- Czym mo�emy s�u�y�? - zapyta� nienagann� angielszczyzn�.
- Mamy kilka pyta� - odpowiedzia� szef. - Jeste�my pracownikami polskiego Ministerstwa Kultury i Sztuki.
Pokazali�my legitymacje. Kiwn�� powa�nie g�ow�.
- Zapraszam - odsun�� si� z drzwi.
Zdj�li�my buty i weszli�my na ma�y dziedziniec. Otacza�y go niskie ulepione z gliny zabudowania. Spomi�dzy nich stercza�y ruiny dawnego ko�cio�a i klasztoru. To u�amana kolumna, to kawa� kamiennego muru z za�lepionym prze�witem okna. Mnich uj�� w d�o� krzy� wisz�cy mu na piersi i trzykrotnie da� nam do uca�owania, a nast�pnie dotkn�� nim naszych cz�.
Odwr�ci� si� i poprowadzi� nas w�skim korytarzem. Przekroczyli�my trzy pary ci�kich, nabijanych �elazem drzwi. W �cianach przej�cia wida� by�o w�skie otwory.
- Chyba strzelnica - zauwa�y� szef. - W razie gdyby kto� pr�bowa� wedrze� si� do �rodka.
Mnich przez chwil� jakby zastanawia� si� nad jego s�owami (Pan Samochodzik m�wi� po polsku), po czym odezwa� si� po rosyjsku. Jego rosyjski by� r�wnie nienaganny jak angielski.
- To otwory umo�liwiaj�ce uderzanie w�skimi, d�ugimi pasterskimi no�ami - powiedzia�. - Tylko raz zdarzy�o si�, �e wdarli si� tu napastnicy. Poddali si� jednak, zanim ich krew zd��y�a splami� to �wi�te miejsce.
Po kr�conych schodach weszli�my na g�rne pi�tro. Tu tak�e by�o cicho i pusto, cho� od czasu do czasu w mijanych korytarzach i pomieszczeniach wida� by�o modl�cych si� lub pracuj�cych ludzi. W jednej z cel zauwa�y�em nawet b��kitny poblask monitora komputerowego. C�, cywilizacja wdziera si� wsz�dzie. Wreszcie wprowadzi� nas do sporego pomieszczenia. Uk�oni� si� starcowi siedz�cemu za biurkiem, po czym wyszed�, zamykaj�c cicho drzwi. Starzec studiowa� przy blasku kilku �wiec opas�� ksi�g� drukowan� lub pisan� na pergaminie. W d�oni trzyma� cienk� d�ug� trzcin�, kt�r� wodzi� za tekstem. Wreszcie dotar� do ko�ca karty i zamkn�� tomisko.
- Witajcie - powiedzia� po angielsku. - Mo�emy rozmawia� po �acinie, amharsku, gyez, suahili, ormia�sku lub arabsku...
- Po angielsku b�dzie nam naj�atwiej zrozumie�.
- Spocznijcie - wskaza� nam dwa taborety o siedzeniach wyplecionych z cienkich czarnych rzemyk�w. - Poprosz� was jeszcze o kilka chwil cierpliwo�ci.
Usiedli�my i czekali�my. Jedna ze �wiec zaskwiercza�a, ale nie zgas�a. Wszed� inny mnich, tym razem bardzo m�ody. M�g� mie� szesna�cie, mo�e osiemna�cie lat. Przyni�s� perforowan� kartk� z wydrukiem komputerowym. Starzec popatrzy� na ni� w zadumie.
- Pan Samochodzik i Pawe� Daniec - powiedzia�. - Ludzie, kt�rzy kiedy� szukali Arki Noego.
Zatka�o mnie. Sk�d wiedzia�!?
- Jestem Hagos. Zarz�dzam tym klasztorem. Co sprowadza was tutaj? Od razu zastrzeg�, �e na �adne pytania dotycz�ce Arki Przymierza nie odpowiadam - uni�s� pomarszczon� d�o� w ostrzegawczym ge�cie.
- Stan�li�my wobec zagadki historycznej, kt�rej nie jeste�my w stanie rozwik�a� - powiedzia� szef. - Oto pewna mapa... - wr�czy� starcowi kserograficzn� odbitk� etiopskiej mapy.
Mnich uj�� j� w d�o� i przygl�da� si� jej d�ug� chwil�. Nast�pnie wyj�� z szuflady telefon i powiedzia� kilka s��w do s�uchawki.
- Faktycznie t� map� wykonano dla nas - powiedzia�. - Nasze zbiory kartograficzne s� do�� bogate, cho� nigdy nie przywi�zywali�my do nich jakiego� szczeg�lnego znaczenia. Bardziej interesuj� nas traktaty filozoficzne i teologiczne oraz pisma religijne. Niestety, wi�ksz� cz�� zbior�w bibliotecznych musieli�my przenie�� gdzie indziej, konstrukcja stropu kaplicy, tak lekkomy�lnie nadbudowanej przez naszych poprzednik�w, nie wytrzymuje ju� bowiem obci��enia.
�No c�, jak si� buduje dwupi�trowy budynek na kopule...� - pomy�la�em.
Wszed� jeszcze jeden mnich, dzier��c spor� ksi�g�. Usiad� na wolnym siedzisku i otworzy� j� w miejscu za�o�onym b��kitn� wst��k�. Wypowiedzia� kilka s��w po amharsku.
- On m�wi, �e map� t� otrzyma� od nas w prezencie Pawe� Tarnowski.
Nowo przyby�y znowu wypowiedzia� kilkana�cie wyraz�w.
- Je�li was to interesuje, przekazali�my mu j� w 1684 roku.
Mnich sk�oni� si� i odszed�, zabieraj�c wolumin ze sob�.
Popatrzyli�my na siebie zaskoczeni.
- Kim by� ten Tarnowski? - zapyta�em. - I dlaczego mapa znalaz�a si� w Sudanie?
Gospodarz u�miechn�� si�.
- Mapa przedstawia Sudan, wi�c widocznie zaopatrzy� si� w ni� przed wyruszeniem w dalsz� drog� - powiedzia�. - A kim m�g� by�? Wy, jako Polacy, powinni�cie wiedzie�. Ksi�gi go�ci z tego okresu zawieraj� wiadomo�ci do�� fragmentaryczne... W XIX wieku w czasie epidemii cholery wymarli wszyscy mnisi z tego klasztoru. W�wczas Ormianie nam�wili tureckiego namiestnika, aby w ramach walki z zaraz� spali� nasze archiwum. Niewiele ocala�o pod warstwami popio��w...
Mnich bibliotekarz powr�ci� z wi�ksz� ksi�g�, oprawion� w sk�r�. Ogie� obliza� niegdy� brzegi jej kart. Po�o�y� j� na biurku, znowu otwart� w miejscu za�o�onym wst��k�.
- Wasz cz�owiek przyby� do nas ze sporym orszakiem - odezwa� si� znowu prze�o�ony. - Przyby� morzem z Italii. Odnotowali�my, �e chcia� zobaczy� si� z naszym cesarzem. W tym celu mia� listy polecaj�ce od waszego kr�la, a my tak�e dali�my mu glejt umo�liwiaj�cy przekroczenie granicy Etiopii - urwa� na chwil� i s�ucha� dalszej wypowiedzi czytaj�cego z ksi�gi. - Otrzymawszy od nas map� i wypytawszy o dalsz� drog� ruszy� nad morze, by tam poszuka� statku mog�cego zawie�� go do Aleksandrii w Egipcie.
Czytaj�cy uroczy�cie zatrzasn�� ksi�g�.
- Czy to wszystkie pytania, na kt�re chcieli�cie uzyska� odpowiedzi? - zapyta� z lekko kpi�cym u�miechem. - Tak czy inaczej, my nie wiemy nic wi�cej. Przez blisko dwa tysi�ce lat kolejne pokolenia naszego ludu �y�y w tym �wi�tym mie�cie. Poznali�my wiele tajemnic. Ale wy jeste�cie dopiero drugimi Polakami, kt�rzy nas odwiedzili.
Teraz zauwa�y�em, �e mnich wpisuje co� do innej ksi��ki. Zapewne notowa� nasze nazwiska oraz cel wizyty. Za kolejne trzysta lat...
Pok�onili�my si� i ten sam cz�owiek, kt�ry przyprowadzi� nas do prze�o�onego, odprowadzi� nas do wyj�cia.
W kilka minut p�niej znale�li�my si� na ulicy. Potrz�sn��em g�ow�.
- Rozumie pan co� z tego? - zapyta�em.
Pan Tomasz zamy�li� si� na d�ug� chwil�.
- Czuj�, Pawle, �e dotkn�li�my jakiej� wielkiej tajemnicy - powiedzia� powa�nie. - Tak wielkiej, �e jej rozwi�zanie zmieni� mo�e niekt�re utarte pogl�dy na nasz� histori�.
- Kto� z listem od naszego kr�la wybra� si� w ko�cu XVII wieku do Etiopii? - mrukn��em. - Po co? Sk�d wiedzia� o istnieniu takiego kraju? Nie, to niemo�liwe.
- Niemo�liwe? Przecie� istniej� notatki w ich inwentarzach. No i kto� w Sudanie zgubi� mapy, kt�re przywiod�y nas tutaj.
- Wlekli�my si� taki kawa� tylko po to, �eby us�ysze� jedno nazwisko - powiedzia�em. - Nast�pnym razem chyba trzeba b�dzie po prostu zatelefonowa� albo wys�a� poczt�wk�.
- No c�. Nie chc� ci� martwi�, ale w naszej rezerwie zosta�o jeszcze ponad sze�� tysi�cy z�otych.
Popatrzy�em na niego zaskoczony.
- Je�li dobrze zrozumia�em...
- Tak, Pawle. Musimy to wyda�. Jak w bajce o z�otej kaczce. Mamy mieszek dukat�w, kt�re trzeba wyda� do p�nocy 31 grudnia.
- Je�li dobrze zrozumia�em...
- Tak, Pawle. Zrozumia�e� prawid�owo. Sprawdzimy na miejscu w Chartumie, gdzie dok�adnie znaleziono te mapy. Ale skoro ju� tu jeste�my, to chc�, �eby� zobaczy� jeszcze jedno miejsce.
Z�apa� taks�wk� i przez chwil� wyk��ca� si� z kierowc� o cen�. Wreszcie wsiedli�my. Po kilkunastu minutach szale�czej jazdy w�skimi uliczkami zatrzymali�my si� na niewielkim placu. Z jednej strony zamyka� go kamienny mur. Szef zap�aci� za przejazd, po czym przez kut� w �elazie furtk� weszli�my do niedu�ego parku. Po�r�d grubych, strasznie poskr�canych drzew sta� niewielki ko�ci�.
- Gdzie jeste�my? - zapyta�em.
- To ogr�d Getsemani, gdzie Chrystus modli� si� przed uwi�zieniem i gdzie zosta� zdradzony przez Judasza - powa�nie wyja�ni�. - Znawcy Pisma �wi�tego przypuszczaj�, �e Jego uczniowie cz�sto zbierali si� w�a�nie tutaj. Ogr�d le�a� na granicy miasta i mia� t� zalet�, �e w razie gdyby kto� chcia� ich pochwyci�, a nie zapominaj, �e faryzeusze nie pa�ali do nich szczeg�ln� mi�o�ci�, mogli zawsze pr�bowa� ucieczki na pustynie - wskaza� le��ce u podn�a pag�rka domy. - Dawniej tych zabudowa� oczywi�cie nie by�o - wyja�ni�.
Podeszli�my do �wi�tyni, ale by�a zamkni�ta na g�ucho
- Ko�ci� Wszystkich Narod�w - wyja�ni� szef. - Nie wejdziemy. A szkoda.
Popatrzy�em na drzewa. Wygl�da�y raczej kiepsko. Z grubej kory wyrasta�y nieliczne zielone ga��zie.
- To oliwki - powiedzia�. - Od nich to miejsce wzi�o nazw�: Ogr�d Oliwny. Te, kt�re tu rosn�, maj� ponad dwa tysi�ce lat.
- To znaczy �e...
- Tak. Ros�y tu tak�e tej nocy - powiedzia� powa�nie. - Dlatego w�a�nie oszcz�dzono je. Od dawna nie wydaj� przecie� owoc�w. To jedne z najstarszych drzew na �wiecie. Cho� oczywi�cie sekwoje maj�ce po cztery tysi�ce lat i sosny o�ciste licz�ce sobie jedena�cie tysi�cy lat mog� poszczyci� si� d�u�szym wiekiem...
Usiedli�my w cieniu na �awce.
- Nie wiem, czy tu maj� ambasad� Sudanu - powiedzia�em w zadumie. - Chyba nie nale�y na to specjalnie liczy�. Tam rz�dz� fundamentali�ci...
- Gdyby�my pojawili si� na granicy Sudanu z izraelskimi wizami w paszportach, to ukamienowaliby nas - u�miechn�� si�. - Dlatego musimy najpierw wr�ci� do kraju i zmieni� dokumenty na �czyste�. To jest jeden z problem�w, na jakie napotykaj� ludzie chc�cy odwiedza� Ziemi� �wi�t�... Odpocz��e�?
Kiwn��em g�ow�.
- To zwiedzimy sobie jeszcze Wzg�rze �wi�tynne - machn�� r�k� na wsch�d.
Jak si� okaza�o, taks�wka czeka�a na nas przed bram�.
- Kiepski zarobek - wyja�ni� taks�wkarz �aman� angielszczyzn�. - Klient�w przed �wi�tami ma�o, to ka�dego trzeba pilnowa�, �eby nie uciek� do konkurencji - u�miechn�� si� pokazuj�c ol�niewaj�co bia�e z�by.
Zam�wili�my kurs do �ciany P�aczu. Szef znowu musia� si� intensywnie potargowa�. Wreszcie stan�li�my na niedu�ym placu. Z jednej strony zamyka� go mur wzniesiony z kamiennych blok�w.
- A wi�c to tylko pozosta�o ze �wi�tyni Salomona - mrukn��em.
Pobo�ni �ydzi modlili si� pod �cian�, a potem odchodzili, pozostawiaj�c w szczelinach kartki z pro�bami.
- No, nie jest to jedyny relikt - u�miechn�� si� Pan Samochodzik. - Pod tym wzg�rzem s� jeszcze inne �lady. Tunele, podziemne zbiorniki na wod�, by� mo�e piwnice budowli. Niestety, archeologom nie pozwolono tu kopa�. Wzg�rze �wi�tynne zajmuj� meczety bardzo wa�ne dla religii islamskiej. Meczet Ska�y. W jego �rodku znajduje si� kamie�, z kt�rego pono� prorok Mahomet zosta� wzi�ty do nieba... Obok meczet Al-Aksa, w kt�rym swojego czasu rezydowali templariusze. By� mo�e kiedy� sytuacja si� zmieni i b�dzie mo�na przeprowadzi� powa�ne badania.
- Mo�na przeprowadzi� je ju� teraz - powiedzia�em powa�nie. - Wystarczy przejecha� po powierzchni najnowocze�niejszym radarem geologicznym. Wska�e wszystkie podziemne pomieszczenia, by� mo�e nawet te, w kt�rych ukryto kosztowno�ci i sprz�ty �wi�tynne, by nie wpad�y w r�ce naje�d�c�w.
- Ju� ja to widz� - u�miechn�� si� szef. - Wje�d�asz swoj� maszynk�, a oni zdaje si� lubi� kamienowa� �wi�tokradc�w.
- Sami nie s� ciekawi, co kryje si� pod ich meczetem?
- Gdyby byli ciekawi, ju� by przeprowadzili badania. Widocznie nie chc� narusza� miejsc �wi�tych.
Poszli�my naoko�o i po schodach wdrapali�my si� na szczyt wzg�rza.
- Pierwsza �wi�tynia by�a �wi�tyni� zbudowan� przez Salomona - zauwa�y�em. - Ale przecie� by�a te� druga �wi�tynia...
- Tak. Kaza� j� wznie�� z bia�ego marmuru kr�l Herod. Tak przynajmniej opisa� j� J�zef Flawiusz. Wedle jego relacji, spalili j� Rzymianie, gdy zdobyli Jerozolim� po powstaniu w 70 roku naszej ery. Na kolumnie Tytusa, wystawionej na pami�tk� zwyci�stw militarnych, wyobra�ono w�r�d �up�w mi�dzy innymi menor� - siedmioramienny �wiecznik. Obecnie fakt istnienia w tym miejscu budowli z marmuru kwestionuje si�.
- Dlaczego?
- No c�, wprawdzie powa�niejszych bada� archeologicznych, jak ju� m�wi�em, nie przeprowadzono, ale gdyby zburzono tu du�y budynek kamienny, kawa�ki marmuru wala�yby si� wsz�dzie woko�o.
- Marmur w wysokiej temperaturze chyba si� pali.
- Owszem. W XIX wieku Turcy przerobili nieprzebran� ilo�� cennych zabytk�w architektury na wapno... Tyle tylko, �e po�ar �wi�tyni nie m�g� doprowadzi� do zniszczenia a� takiej ilo�ci kamiennych blok�w.
Stan�li�my przed nakrytym z�ocist� kopu�� Meczetem Ska�y. Do �rodka nas nie wpuszczono, trwa�o bowiem tam w�a�nie nabo�e�stwo. Skierowali�my swoje kroki ku meczetowi Al-Aksa. On te� by� zamkni�ty na g�ucho, a oplataj�ce budowl� rusztowania wyja�nia�y po cz�ci przyczyn�...
- Szkoda - mrukn�� pan Tomasz. - Maj� tam, wedle przewodnika, ciekaw� ekspozycj� muzealn�.
- Mo�e za rok znowu znajdzie si� jaka� rezerwa bud�etowa - pocieszy�em go. - A wi�c tu rezydowali templariusze?
- Tak. Siedmiu pierwszych braci zakonnych osiedli�o si� w�a�nie w tym opuszcz