6355
Szczegóły |
Tytuł |
6355 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6355 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6355 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6355 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Philip Jose Farmer
Jezus na Marsie
Prze�o�y�: Micha� Jakuszewski
PHANTOM PRESS INTERNATIONAL GDA�SK 1992
Tytu� orygina�u: Jesus on Mars
Redaktor: Joachim Mieduwa�
Ilustracja: Marcin Konczakowski
Opracowanie graficzne: Phantom Press International
Copyright � 1979 by Philip Jose Farmer � Copyright for the Polish edition
by PHANTOM PRESS INTERNATIONAL
GDA�SK 1992
Printed and bound in Great Britain Wydanie I
ISBN 83-7075-358-2
Mojej matce
1.
Wielki kompleks kanion�w Yallis Marineris wygl�da� niczym czarna rana na czerwonym ciele planety. Ci�gn�� si� trzy tysi�ce mil ze wschodu na zach�d, wzd�u� r�wnika Marsa. W najszerszym miejscu mia� pi��dziesi�t mil, w najg��bszym kilka. Przypomina� g��bokie rozci�cie na sk�rze zw�ok albo te� olbrzymi� stonog�, kt�rej odn�a stanowi�y rowy przecinaj�ce wy�yn� z obu stron wielkiej rozpadliny; ich drobniejsze odga��zienia wygl�da�y jak szczecinka na jej nogach.
Richard Orme spogl�da� z pok�adu Ariesa, statku znajduj�cego si� na orbicie stacjonarnej, jak ze szczytu niewiarygodnie wysokiej g�ry. S�abn�cy wiatr przegania� wysoko ponad kanionami ostatnie ob�oki z kryszta��w lodu oraz zawieszone nieco ni�ej chmury czerwonego py�u. Zas�ania�y one punkt, kt�ry by� celem trwaj�cej ju� cztery miesi�ce ekspedycji. Orme odwr�ci� si� od luku i unosz�c si� w powietrzu, pop�yn�� w stron� Madeleine Danton, kt�ra siedzia�a przed ekranem, przypasana do fotela pok�adowego. Za jej plecami zawisn�li w powietrzu Nadir Shirazi i Avram Bronski. Trzymaj�c si� r�koma oparcia fotela, spogl�dali ponad g�ow� kobiety na ekran.
Orme z�apa� Shiraziego za barki, okr�ci� si� wok� niego i znieruchomia�. Na ekranie widoczny by� ods�oni�ty tunel, kt�ry satelita sfotografowa� przed pi�ciu laty. Sklepienie, kt�re tworzy�a niegdy� cienka skorupa ska�, zapad�o si�, ujawniaj�c przej�cie o szeroko�ci dziesi�ciu, wysoko�ci dwudziestu i d�ugo�ci osiemdziesi�ciu st�p.
Burza py�owa uniemo�liwia�a zobaczenie czegokolwiek przez luki statku, a z obraz�w przekazywanych przez automatyczn� sond�, kt�ra wyl�dowa�a przed dwoma laty, wystarczaj�co wyra�ne by�y tylko te w zasi�gu pi��dziesi�ciu st�p. Dalej wida� by�o tylko czerwon� mgie�k�.
Dno tunelu powleka�a warstwa py�u. Wylot by� ukryty pod t� cz�ci� sklepienia, kt�ra si� nie zapad�a. Na przeciwleg�ym ko�cu znajdowa�y si� drzwi, ledwie widoczne pod osadem. Wykonano je z jakiego� ciemnego materia�u, kt�ry r�wnie dobrze m�g� by� me-
talem, jak kamieniem. Ich g�adko�� wskazywa�a na to, �e by�y skonstruowane maszynowo.
Na czarnej powierzchni drzwi widnia�y dwa wielkie pomara�czowe znaki. By�y to greckie litery: wielkie tau i wielka omega. Owalna twarz Madeleine Danton nie wyra�a�a �adnych uczu�. Wyostrzone rysy Shiraziego zdradza�y napi�cie, przywodz�c Orme'o-wi na my�l jastrz�bia, kt�ry w�a�nie spostrzeg� kr�lika. Na �niadej, urodziwej twarzy Bronskiego pojawi� si� u�mieszek.
Na jego w�asnym czarnym obliczu mo�na by�o, jak podejrzewa�, dostrzec wyraz lekkiej ekscytacji.
Serce wali�o mu jak m�ot. Gdyby mia� pod��czone sensory, w�wczas w Houston w ci�gu jedenastu i p� minuty odebrano by informacj� o nag�ym przyspieszeniu jego akcji. Mia� jednak na sobie kombinezon.
Do startu zosta�y jeszcze dwie godziny. Do tego czasu wichura na dole powinna przej�� w �agodny zefirek.
- Popatrzmy na statek - zaproponowa�.
Danton nacisn�a odpowiednie guziki na niewielkiej, znajduj�cej si� przed ni� konsolecie. Obraz przesun�� si�, ukazuj�c s�abo widoczn� poprzez py� powierzchni� g��bokiej na mil� rozpadliny, a nast�pnie olbrzymi przedmiot... a raczej jego niewyra�ne rysy, nieomal�e widmo.
Sonda posuwa�a si� w jego kierunku. Min�o par� minut, zanim �agodna krzywizna sta�a si� lepiej widoczna. Danton wyda�a robotowi ustny rozkaz zatrzymania si�. Mogli teraz zobaczy� wyra�niej wielki owalny przedmiot. Po raz pierwszy dostrzeg� go satelita zwiadowczy przed sze�ciu laty. Odkrycie to wywo�a�o na ca�ej Ziemi szok i podniecenie, doprowadzaj�c w rezultacie do pierwszej za�ogowej wyprawy na Czerwon� Planet�.
- Widzia�em to ju� ze sto razy na Ziemi - stwierdzi� Orme - i wci�� nie mog� uwierzy�. Statek kosmiczny!
Nikt mu nie odpowiedzia�. By�o oczywiste, �e odezwa� si� tylko po to, aby z�agodzi� napi�cie.
Jak dawno temu ten statek wyl�dowa� lub rozbi� si� tutaj? Sto lat? Tysi�c? De czasu min�o, odk�d pokry�a go lawina piasku i kamieni? De lat temu cz�� zalegaj�cej go warstwy obsun�a si�, od-
8
krywaj�c niewielki fragment kolosa? A mo�e zosta� on celowo ukryty w ten spos�b przez cz�onk�w za�ogi?
Gdyby nie ciekawo�� pewnego australijskiego uczonego, �przeczucie", kt�re kaza�o mu zwr�ci� uwag� na niewyra�ny przedmiot na fotografii, gdyby nie wrodzona podejrzliwo�� i gdyby nie jego up�r, wreszcie, statek pozosta�by nie zauwa�ony. By� mo�e nie odkryto by go nigdy. Z czasem dostrze�ono r�wnie� wylot tunelu, a po up�ywie trzech lat wys�ano automatyczn� sond�, �eby m�c przyjrze� si� temu z bliska. Ca�y �wiat ogarn�o podniecenie.
Richard Orme, urodzony w roku 1979 w Toronto, w Kanadzie, mia� trzydzie�ci lat, gdy IASA przyzna�a, nie bez opor�w, �e tajemniczy obiekt nie jest rzeczywi�cie dzie�em natury. Orme przewidzia�, jaki obr�t sprawy wezm�. �y� i pracowa� z my�l� o tym, by zosta� jednym z cz�onk�w ekspedycji. Rzut monet� zadecydowa� o tym, �e to w�a�nie on, a nie australijski astronauta, zosta� kapitanem i czwartym cz�onkiem za�ogi Ariesa. Pechowy konkurent u�miechn�� si� i pogratulowa� mu, lecz tej samej nocy upi� si� i zosta� ci�ko okaleczony w wypadku samochodowym. Cho� wiedzia�, �e to irracjonalne, Kanadyjczyk czu� si� winny, wezbra�a w nim duma i rado��, a fakt, i� sta�o si� to w chwili, gdy los okaza� si� jego sprzymierze�cem, wzmaga� jeszcze bardziej poczucie winy.
Orme spojrza� na chronometr.
- Pora rozpocz�� nast�pn� faz� - oznajmi�.
Danton zosta�a za konsoletk�. Bronski i Shirazi pomogli Or-me'owi w�o�y� skafander. Nast�pnie kapitan wraz z Ira�czykiem zakuli Bronskiego w jego �zbroj�". Jednocze�nie Danton, m�wi�ca po angielsku z lekkim akcentem francuskim, nieustannie podawa�a dane dotycz�ce panuj�cych na zewn�trz warunk�w oraz stanu przygotowa�. Nie by�o to �atwe, poniewa� z uwagi na znaczne op�nienie transmisji musia�a pami�ta�, co m�wi�a wcze�niej, gdy by�a zmuszona odpowiada� na pytania nadsy�ane z Ziemi za po�rednictwem satelity znajduj�cego si� nad Houston.
S�ucha� jej ca�y �wiat Mia�o si� to powtarza� przy ka�dej stosownej okazji. Spodziewano si�, �e operacja przebiegnie g�adko, cho�by z uwagi na to, �e cz�onkowie za�ogi nabrali du�ej wprawy
w tego rodzaju akcjach podczas �wiczebnych l�dowa� na Ksi�ycu. Zawsze jednak istnia�a mo�liwo�� awarii sprz�tu.
Na koniec Orme i Bronski w�lizn�li si� przez w�az do �adownika, kt�ry nosi� nazw� Barsoom. Przewodnicz�cy IAS A by� w dzieci�stwie entuzjast� Edgara Rice'a Burroughsa. Nazywa� si� John Carter, podobnie jak bohater wczesnych opowie�ci Burroughsa o Marsie, nazywanym przez jego fikcyjnych mieszka�c�w - Barsoom. Carter od razu zaproponowa� t� nazw� i na skutek pewnej manipulacji z jego strony zosta�a ona zaakceptowana. Ci, kt�rzy chcieli nazwa� �adownik Tau Omega, ze wzgl�du na dwie litery umieszczone na drzwiach tunelu, przegrali niewielk� r�nic� g�os�w.
Po p�godzinnej kontroli sprz�tu Orme wyda� rozkaz startu.
Barsoom zacz�� oddala� si� powoli od macierzystego statku, poruszaj�c si� na ma�ym ci�gu. Orme poczu� ciep�o w okolicy p�pka, jak gdyby psychiczna p�powina, ��cz�ca go z macierzyst� planet�, zosta�a przeci�ta. Nie by�o jednak czasu na introspekcj�. Musia� skoncentrowa� sw� uwag� na celu, pozycji �adownika w stosunku do powierzchni planety oraz nieustannie nap�ywaj�cych danych. Musia� teraz dzia�a� bezb��dnie jak maszyna. Czas na podziw i zachwyty oraz satysfakcj� z tego, czego dokona�, nadejdzie po wyl�dowaniu na Marsie. O ile nie pojawi� si� �adne nowe, wymagaj�ce natychmiastowej reakcji problemy.
Na Ziemi za�oga �wiczy�a l�dowanie w znacznie pot�niejszej maszynie, przystosowanej do silniejszego przyci�gania oraz g�stej atmosfery; trening odbywa� si� r�wnie� na Ksi�ycu, gdzie przyci�ganie by�o znacznie s�absze ni� na Ziemi, a atmosfera praktycznie nie istnia�a. Tutaj jednak pow�oka gazowa, cho� rzadka, stanowi�a znacz�cy czynnik. Niemniej l�dowanie na Marsie zosta�o rozpracowane teoretycznie i cz�onkowie ekspedycji �wiczyli je wielokrotnie w warunkach symulacji, tak wiec nie spodziewano si� �adnych k�opot�w.
Przez cztery dni za�oga Ariesa czeka�a, a� wiatr si� uspokoi. Wreszcie, zar�wno wysoko przep�ywaj�ce chmury lodowe, jak i unosz�ce si� nad gruntem ob�oki py�u, zacz�y opada�. Pod dnem statku sun�o ju� tylko kilka rzadkich cirrus�w i nic nie wskazywa�o na to, �eby warunki panuj�ce na powierzchni planety mia�y sprawi� badaczom jakiekolwiek trudno�ci.
10
Czerwony glob stawa� si� coraz wi�kszy. Szczyt wulkanu Olympus Mons, zajmuj�cego powierzchni� r�wn� obszarowi stanu Nowy Meksyk i wysokiego na pi�tna�cie i p� mili, znikn�� z pola widzenia.
Pasmo g�r Tharsis, przypominaj�ce wygl�dem grzbiet olbrzymiego dinozaura, pokryty p�ytami kostnymi - zdawa�o si� rozszerza�, po czym r�wnie� znikn�o.
R�w tektoniczny o nazwie Tithonius Chasma, maj�cy ponad czterdzie�ci sze�� mil szeroko�ci i kilka mil g��boko�ci, stanowi�cy cz�� zespo�u kanion�w Yallis Marineris, rozwiera� si� z ka�d� chwil�.
Na dwadzie�cia sekund poch�on�a ich biel, jak gdyby przechodzili przez d�ugi i g�sty ob�ok lodowy. Na wschodzie zaleg� cie�. Marsjaiiski zmierzch nadci�ga� niemal w takim tempie, jak to bywa�o na Ziemi. Ciemno�ci i straszliwy ch��d wype�ni�y przestworza w okamgnieniu. Nie znaczy to wcale, �e na powierzchni by�o ciep�o. Gdy wyl�duj�, zetkn� si� z temperatur� blisk� dwudziestu stopni Celsjusza.
Orme skierowa� �adownik na zach�d, poniewa� pr�d atmosferyczny zacz�� ich znosi� w przeciwn� stron�. Ustali� ci�g silnik�w tak, aby zr�wnowa�y� si�� wiatru. Barsoom schodzi� coraz ni�ej. Orme zauwa�y�, �e chocia� atmosfera stawa�a si� g�stsza, wiatr wia� coraz s�abiej. Zmniejszy� ci�g. Instrumenty wskazywa�y, �e Barsoom schodzi do l�dowania pod sta�ym k�tem. Linia prosta wyznacza�a miejsce l�dowania na dnie Tithonius Chasma.
Orme systematycznie przekazywa� dane, tworz�c w ten spos�b komentarz do transmitowanego za spraw� nadajnika obrazu powierzchni Marsa.
Zacz�li pogr��a� si� w rozpadlinie jak w gardzieli. Olbrzymie kratery wulkan�w znikn�y z pola widzenia. Po chwili statek by� ju� poni�ej kraw�dzi przepa�ci. Wci�� o�wietla�y ich ostatnie promienie s�o�ca.
Orme spogl�da� od czasu do czasu przez luk. Metaliczny po�ysk obiektu, kt�rego fragment wystawa� spod stosu kamieni, przykuwa� jego uwag�. Wiatr by� s�aby, co u�atwia�o Orme'owi zadanie,
Bronski z wra�enia zapomnia� si� i zamiast po angielsku zacz�� m�wi� w swoim ojczystym j�zyku, czyli po polsku. Francuskiego
11
nauczy� si� dopiero w wieku lat dziesi�ciu, gdy jego rodzice uciekli do Szwecji, a stamt�d do Pary�a. Po chwili zreflektowa� si�.
- To rzeczywi�cie sztuczny obiekt! Statek! - wykrzykn��.
Orme pomy�la�, �e nale�a�o najpierw dowie��, i� by� to statek kosmiczny, nie mia� jednak czasu na dyskusje. Poza tym przeczuwa�, �e Bronski ma racj�.
�adownik stan�� pewnie na swych sze�ciu teleskopowych podp�rkach, kt�re ugi�y si� nieco, amortyzuj�c wstrz�s. Kapitan wy��czy� silnik. Przez chwil� siedzia� bez ruchu, wczuwaj�c si� w s�abe marsja�skie przyci�ganie i ws�uchuj�c si� w cisz�.
- Marsjanie. Oto jeste�my! - powiedzia� po chwili z dum�.
Przygotowa� kilka kr�tkich m�w - mniej lub bardziej patetycznych - ostatecznie jednak postanowi� da� sobie z tym spok�j. Powie to, co przyjdzie mu do g�owy.
Cisz� przerwa� g�os Danton.
- Gratuluj�, kapitanie.
Tymczasem Bronski obj�� go niespodziewanie ramieniem i rykn�] mu do ucha.
- Na Boga, uda�o nam si�!
- A jak�e, ON te� na pewno jest z nami - powiedzia� Orme i naprawd� tak s�dzi�. - Nawet je�li to miejsce wygl�da jak pracownia diab�a.
2.
Kapitan odpi�� pasy i powoli wsta� z miejsca. Pami�ta�, �e tutejsze przyci�ganie nie mog�o r�wna� si� z ziemskim. Spojrza� przez luk i w kilku s�owach opisa� to, co zobaczy�. �adownik sta� w odleg�o�ci kilometra od osuwiska skalnego. Spocz�� na dnie kanionu, w miejscu, kt�re dostrzegli ju� wcze�niej z pok�adu Ariesa. By�o ono wyj�tkowe, jak gdyby uprz�tni�to st�d g�azy i skalny mia�. Stan�� na skale, kt�r� wiatr oczy�ci� z wszelkiego py�u. Przez g�rny luk wida� by�o niebo - jasny b��kit powleczony kilkoma pasmami bieli. W stron� przybysz�w zbli�a�a si� sonda RED H, kt�ra jako pierwsza zarejestrowa�a dwie pierwsze litery na drzwiach tunelu. To Danton poleci�a jej skierowa� si� do �adownika i obrazy wysiadaj�cych z niego marsonaut�w przekaza� na Ariesa, sk�d mia�y by�, za po�rednictwem satelity, przetransmito-wane na Ziemi�.
Dwa i p� kilometra za sond� znajdowa� si� tunel. Orme i Bron-ski wzi�li si� do roboty. Po w�o�eniu skafandr�w i he�m�w oraz sprawdzeniu ich weszli do ciasnej komory dekompresyjnej, zamykaj�c za sob� w�az prowadz�cy do wn�trza �adownika. Kapitan ustawi� wska�nik na po��danej warto�ci i nacisn�� guzik. Po trzech minutach ci�nienie w komorze zr�wnowa�y�o si� z tym na zewn�trz. Orme otworzy� w�az i roz�o�y� metalow� drabink�. M�g�, co prawda, z �atwo�ci� zeskoczy�, jako �e grunt znajdowa� si� cztery i p� metra pod nim, by�o to jednak zabronione. Nie wolno im by�o podejmowa� nawet najmniejszego ryzyka.
Zszed� na d� po drabince i rozejrza� si� woko�o. Poczu� zawr�t g�owy, lecz wcale nie wywo�a�o go mniejsze przyci�ganie. On, Ri-chard Orme, czarnosk�ry Kanadyjczyk, zrobi� pierwszy krok na powierzchni Czerwonej Planety. Cokolwiek by si� mia�o jeszcze wydarzy�, on przeszed� ju� do historii jako pierwszy cz�owiek na Marsie. Sonda - przypominaj�ca z wygl�du du�ego metalowego owada - ca�y czas przekazywa�a relacj� z tego wiekopomnego wydarzenia. On, Richard Orme, jako pierwszy Ziemianin postawi� stop� na prastarych ska�ach obcej planety.
13
- Kolumbie, szkoda, �e ci� tu nie ma! - powiedzia�, zdaj�c sobie spraw� z tego, �e po up�ywie nieca�ych dwunastu minut miliardy ludzi us�ysz� jego s�owa. Nie zwerbalizowa� jednak swojej nast�pnej my�li: �Narobi�by� w portki z wra�enia!" Starodawny podr�nik nie m�g�by nawet �ni� o czym� takim.
� Przebyli�my szmat drogi przez te pi��set dwadzie�cia trzy lata! - doda�, nie wdaj�c si� w szczeg�y. Na Ziemi jest dostatecznie wielu ludzi, kt�rzy zrozumiej�, co mia� na my�li, i wyja�ni� to telewidzom.
Bronski zszed� po drabinie jako drugi. Przez chwil� rozgl�da� si� po okolicy, po czym przywo�any gestem przez Orme'a podszed� do niego, aby pom�c mu w pracy. Ze skrytki w kad�ubie �adownika wyj�li lin�, wiertark� i sonar, dzi�ki kt�remu przekonali si� wnet, i� grubo�� skalnego pod�o�a wystarczy do zakotwiczenia. Bronski wwierci� si� w bazalt, a nast�pnie od��czy� wiertark� od �r�d�a zasilania. Do wystaj�cej ponad powierzchni� cz�ci urz�dzenia przytwierdzony by� jeden z ko�c�w liny. Orme przygotowa� cement i wla� go w wyborowany otw�r z zamiarem unieruchomienia wiertarki. Czekaj�c, a� szybko schn�cy materia� stwardnieje, podeszli do metalowego obiektu po�yskuj�cego srebrzy�cie spod skalnych od�am�w. Orme nie m�g� wyj�� z podziwu. Je�li mia� przed sob� pojazd kosmiczny, a tak z pewno�ci� by�o, to jego rozmiary musia�y odpowiada� wielko�ci dawnego statku pasa�erskiego, na przyk�ad Queen Mary albo sterowca, jak cho�by Hinden-burg. Ktokolwiek go skonstruowa�, musia� dysponowa� �r�d�ami energii nieznanymi na Ziemi. Aby wzbi� tego potwora w przestworza, poprowadzi� go w przestrzeni mi�dzygwiezdnej i wyl�dowa� tutaj, potrzebna by�a moc, kt�r� strach by�o sobie wyobrazi�.
De czasu przele�a� na dnie tego olbrzymiego kanionu? Z pewno�ci� wystarczaj�co d�ugo, aby skalny mia� opadaj�cy z wietrzej�cych �cian przykry� go w ca�o�ci: a potem jaka� si�a, by� mo�e bardzo mocne wiatry wiej�ce przez d�ugi czas, odkry�y z kolei ten fragment jego pow�oki.
Mo�liwe jednak, �e �w segment nigdy nie by� zakryty. Satelita zwiadowczy fotografowa� to miejsce wielokrotnie, lecz �aden z areograf�w nic nie zauwa�y�, zanim Lackley, ten Australijczyk, nie objawi� swoich �przeczu�".
14
Niewykluczone te�, �e jakie� istoty zacz�y odkopywa� wehiku�, lecz co� przerwa�o ich prac�. Orme a� si� wzdrygn�� na t� my�l. W�osy zje�y�y mu si� na g�owie. Mimo woli zerkn�� za siebie. Rzecz jasna, �adna grupa Marsjan nie zachodzi�a go bezg�o�nie od ty�u. Roze�mia� si�.
- Co ci� tak bawi? - zapyta� go Bronski.
- Nic szczeg�lnego. Za�mia�em si�, bo... zreszt�, niewa�ne. Mo�e z rado�ci. Chod� i wyjmij zestaw.
Odwr�ci� si� plecami do Bronskiego, �eby ten m�g� wydoby� z przypi�tego do nich cylindra niewielk� skrzynk�. By�o to mini-laboratorium, s�u��ce do przeprowadzania test�w fizyko-chemicz-nych. Bronski postawi� skrzynk� na ziemi i otworzy� pokryw�. Nast�pnie obaj z Orme'em przeprowadzili wszystkie niezb�dne badania. Sprawno�� w ich wykonaniu zawdzi�czali d�ugim �wiczeniom. Gdy sko�czyli, Orme przekaza� sw�j raport.
- Drzwi s� chyba metalowe. Jak s�yszycie w audiometrze, przestrze� za nimi jest pusta. Uderzone stalowym m�otkiem wydaj� metaliczny d�wi�k. Nawet diamentem nie spos�b ich zarysowa�. Kwas azotowy nie zostawia na nich �adnego �ladu. Nie chc� u�ywa� lasera, poniewa� dost�p powietrza m�g�by - przy za�o�eniu, �e w �rodku cokolwiek jest - spowodowa� nieodwracalne uszkodzenia. Nie wiem, z jakiego materia�u je wykonano; w ka�dym razie ziemskiej nauce jest on nieznany.
Bronski w�o�y� skrzynk� z powrotem do cylindra. Obaj m�czy�ni zawr�cili w stron� �adownika. Cement ju� stwardnia�. Tutaj, gdzie ci�nienie atmosferyczne by�o r�wne panuj�cemu na wysoko�ci dziesi�ciu mil nad powierzchni� Ziemi, wilgo� ulatnia�a si� szybko.
Orme, przy pomocy ma�ego ko�owrotka, mocno naci�gn�� lu�n� lin�. Teraz nawet wiatr wiej�cy z pr�dko�ci� dwustu pi��dziesi�ciu mil na godzin� - co zreszt� nie by�o prawdopodobne na dnie kanionu - nie zdo�a ruszy� �adownika z miejsca.
Nadir Shirazi, kt�ry w tej chwili zast�powa� Danton, zapyta�: . - Jak si� czujecie? Czy chcecie odpocz�� przed wej�ciem do tunelu?
- Jestem zbyt podekscytowany, aby zwleka� - odpowiedzia� Bronski. - Wola�bym wyruszy� ju� teraz.
15
Ze schowka, w kt�rym trzymali przedmioty u�yte do zakotwiczenia, wyj�li aluminiow� teleskopow� drabin� oraz skrzynk� materia��w wybuchowych. Podeszli do wlotu tunelu. Skrzynk� ni�s� Orme. Robot pod��a� za nimi. Jego kamery przekazywa�y obraz dwojgu ludziom na pok�adzie A riesa oraz miliardom na Ziemi. Kapitan postawi� pakunek i otworzy� go. Bronski opu�ci� drabin� do tunelu. U�ywaj�c silnej lampy, Orme o�wietli� wn�trze korytarza. Na lewo od obu m�czyzn sta� robot. Skierowa� swe czujniki tam, gdzie pada� blask.
Orme ogl�da� ju� wielokrotnie wn�trze tunelu, korzystaj�c z uprzejmo�ci robota. Teraz jednak, kiedy widzia� je wreszcie na w�asne oczy, poczu� taki sam dreszcz, jak wtedy, gdy zobaczy� je po raz pierwszy w laboratorium, w Houston.
Na ko�cu korytarza spostrzegli stos u�o�ony z kamieni. Pochodzi�y zapewne z zawalonego sklepienia. Za nimi kry�y si� prawdopodobnie nast�pne drzwi. Od�amki skalne, ma�e i du�e, zalega�y zreszt� ca�� pod�og� w tunelu. Drzwi w jego drugim ko�cu by�y r�wnie� cz�ciowo zasypane. Wszystko pokrywa� czerwony py�, lecz zalega� cienk� warstw�, tote� nasuwa� si� wniosek, �e sklepienie uleg�o zniszczeniu stosunkowo niedawno.
C� mog�o spowodowa� jego zapadni�cie? Nikt nie potrafi� przedstawi� wiarygodnej teorii. Tunel znajdowa� si� zbyt daleko od urwiska, aby mog�a run�� na niego lawina kamieni. Poza tym ani w tunelu, ani w jego okolicy nie by�o �adnych wielkich odprysk�w. Co prawda niedaleko le�a�o kilka pot�nych g�az�w, musia�y zosta� jednak przyniesione przez wod� w odleg�ej przesz�o�ci.
Jeden z naukowc�w wysun�� hipotez�, �e sklepienie zosta�o strzaskane przez niewielki meteoryt. Jednak�e wok� nie dostrze�ono najmniejszego nawet krateru. By�by to zreszt� niezwyk�y zbieg okoliczno�ci, gdyby tak rzadkie zjawisko, jak upadek meteorytu, wydarzy�o si� akurat w tym miejscu, ujawniaj�c to, co w przeciwnym razie nigdy nie zosta�oby odkryte.
Orme skierowa� snop �wiat�a na pomara�czowe litery widniej�ce na czarnej, matowej powierzchni drzwi. By�y to wielkie litery T i ii. Czy jednak ten, kto je tu umie�ci�, musia� zna� grek�? Czy� te znaki nie by�y na tyle proste, �e mog�y ich u�ywa� r�wnie� inne istoty rozumne? Symbole Tau i Omega mog�y przyj�� do g�owy
16
ka�demu, kto zamierza� stworzy� alfabet O ile owe znaki rzeczywi�cie stanowi�y litery alfabetu. R�wnie dobrze mog�y to by� litery pisma sylabicznego lub ideogramy podobne do tych, jakich u�ywali Chi�czycy, a nawet symbole arytmetyczne.
Orme gestem nakaza� Bronskiemu, aby zszed� po drabinie w d�. Skoro nie m�g� by� pierwszym cz�owiekiem, kt�ry stan�� na powierzchni Marsa, niech chocia� b�dzie tym, kt�ry pierwszy dotknie stop� dna tego tunelu.
Robot znajdowa� si� przy samym wej�ciu. Jedna z jego kamer skierowana by�a na Orme'a, druga wodzi�a za Francuzem. Gdy Orme spostrzeg�, �e Bronski zszed� ju� z drabiny, rzuci� mu skrzynk�. Francuz z�apa� j� z �atwo�ci�,
Wkr�tce kapitan do��czy� do Bronskiego. Francuz wdrapa� si� na niewielki stos gruzu, aby lepiej przyjrze� si� drzwiom. Orme podni�s� kamie�, mniej wi�cej wielko�ci swej g�owy, i wyrzuci� go z tunelu, upewniaj�c si� przedtem, �e nie uderzy w sond�. Bronski zszed� z usypiska, aby mu pom�c. Po oko�o pi�ciu minutach drzwi zosta�y ods�oni�te. W �wietle lampy ustawionej na skale Bronski ponownie si�gn�� do cylindrycznego pojemnika przytroczonego do plec�w Orme'a. Testy wykaza�y, �e drzwi wykonano ze stali.
- S� bardzo szczelne - powiedzia� kapitan. - Z pewno�ci� jest to �luza zapobiegaj�ca uchodzeniu powietrza. Przypuszczalnie zamontowano j� na wypadek tego, co faktycznie mia�o miejsce, to jest zawalenia si� cz�ci tunelu.
W przeciwie�stwie do tego, co uwa�ali za pancerz statku kosmicznego, drzwi by�y znacznej grubo�ci. Uderzenie m�otkiem wywo�a�o g�uchy odg�os.
- Mogliby�my je wysadzi� - powiedzia� Orme - ale my�l�, �e lepiej b�dzie wyj�� na powierzchni� i dosta� si� do nast�pnego odcinka tunelu z g�ry.
Wyszli zatem i wr�cili do �adowni. Orme zacz�� odczuwa� zm�czenie, co powinno oznacza�, �e Bronski ma ju� do��. Murzyn mia� tylko pi�� st�p i osiem cali wzrostu, lecz by� nadzwyczaj mocno zbudowany. Na Ziemi wa�y� sto dziewi��dziesi�t funt�w, bez odrobiny zbytecznego t�uszczu. Szczup�y Bronski porusza� si� szybko, lecz nie m�g� nad��y� za swym kapitanem.
17
Orme zaproponowa�, aby zjedli co� i odpocz�li troch�, a mo�e nawet przespali si� chwilk�, lecz Francuz odm�wi�.
- Wci�� jestem na�adowany - powiedzia�.
Jednak�e Carter, ze swojego stanowiska dowodzenia w Houston, rozkaza� im pod��czy� aparatur� kontroln� i odczytawszy wska�niki, rzek�:
- Musicie na�adowa� baterie, ch�opaki. Jeste�cie naprawd� wyko�czeni.
Zanim wiadomo�� nadesz�a, zd��yli sko�czy� posi�ek. Nast�pnie przez godzin� odpoczywali na roz�o�onych fotelach. Orme skoncentrowa� si�, aby wywo�a� w m�zgu rytm alfa, co zazwyczaj u�atwia�o za�ni�cie, lecz i tak, jak pokazywa�y monitory, zaj�o mu to dwadzie�cia minut M�g�by przysi�c, �e nie spa� ani przez chwil�.
Dwadzie�cia minut p�niej ponownie znale�li si� u wej�cia do tunelu. W odleg�o�ci osiemnastu cali od drzwi Orme, pos�uguj�c si� wiertark� laserow�, wyci�� niewielki otw�r w sklepieniu. Gdy przebi� si� na drug� stron�, eksplozja uwi�zionego w �rodku powietrza wyrzuci�a narz�dzie w g�r�. Spodziewaj�c si� tego, Orme odsun�� si� na bok, lecz i tak o ma�y w�os wiertarka nie wypad�a mu z r�k.
Wzi�� si� natychmiast do roboty. Wywierci� pi�� dalszych otwor�w, tworz�c kr�g o �rednicy trzech st�p. M�g�by je po��czy�, wycinaj�c ca�� bry�� przy pomocy lasera, musia� jednak oszcz�dza� energi�. Umie�ci� wi�c w otworach �adunki gelignitu i zdetonowa� je z odleg�o�ci przy u�yciu baterii. Okr�g�a skalna p�ytka wylecia�a w g�r� w�r�d dymu i deszczu od�amk�w. Wznios�y si� wy�ej, ni� mia�oby to miejsce na rodzinnej planecie m�czyzn. Dym rozwia� si� �atwiej, a py� opad� szybciej.
- Je�li jest tam automatyczny system zamykaj�cy i je�li nadal dzia�a, to drzwi na ko�cu tego odcinka zatrzasn� si� - powiedzia� Orme. - B�dziemy musieli je otworzy�, lecz wtedy zamkn� si� drzwi w nast�pnym przedziale. Brak nam materia��w wybuchowych i przyrz�d�w, aby przebi� si� przez kilka takich przegr�d
Je�eli tunel bieg� w linii prostej, musia� prowadzi� do �ciany kanionu i mo�e dalej, w g��b. By�o coraz ch�odniej, jednak marso-nauci czuli si� ca�kiem dobrze w swoich skafandrach, cho� by�y one niezgrabne i obci��one znacznym ekwipunkiem. Wewn�trz
18
znajdowa� si� pojemnik z wod�, kt�r� mogli ssa� przez rurk�, pochylaj�c nieco g�ow� ku jednemu z bok�w. Zosta�a im jeszcze po�owa zapasu. Zbiornik na mocz przytwierdzony by� z przodu jednej z n�g.
Mimo to John Carter rozkaza� im na noc przerwa� prac� - ale dopiero po tym, jak ustal�, czy tunel ma dalszy ci�g pod �cian� kanioniu.
- Pracuj�c za dnia, zaoszcz�dzicie baterie w waszych lampach. Poza tym b�dziemy mogli was uwa�niej obserwowa�.
Kapitan nie by� zadowolony, lecz musia� si� podporz�dkowa�. Po wys�aniu potwierdzenia, �e tunel istotnie prowadzi w g��b skalnej �ciany, powiedzia� Bronskiemu, �e musz� wraca�.
- Jutro po�wi�cimy na to ca�y dzie�. B�dziemy wypocz�ci. L�dowanie naprawd� nas wyczerpa�o. Mimo �e �wiczyli�my przez ca�y czas lotu Ariesa, nie jeste�my w pe�ni formy. Niewa�ko�� to podst�pna bestia. Os�abia organizm, gdy sp�dza si� w niej d�u�szy czas.
- Jasne - odrzek� Bronski. Jego ton wskazywa�, �e wiedzia� o tym i Orme wiedzia�, �e on wie. I^epiej jednak by�o powtarza� w k�ko te same bana�y, ni� ws�uchiwa� si� w cisz�.
Pojawi�y si� ju� gwiazdy. �wieci�y tu ja�niej ani�eli poprzez g�st� atmosfer� Ziemi. Przebywali na dnie kanionu, co dawa�o podobny efekt, jak gdyby znale�li si� w studni. Gwiazdy wygl�da�y z�owrogo. Mog�oby si� wydawa�, �e nie podoba�a im si� obecno�� tych dw�ch intruz�w.
Orme zdawa� sobie spraw� z tego, �e to zm�czenie daje zna� o sobie. Pomi�dzy gigantycznymi �cianami kanionu wra�enie, �e istoty �yj�ce gdzie� w dole mog� okaza� si� niebezpieczne, zdawa�o si� pot�gowa�. Nie wiedzia�, co prawda, dlaczego mia�oby tak by�, skoro mieszka�cy Ziemi nie stanowili �adnego zagro�enia dla Marsjan -je�li oni w og�le istnieli. Nie potrafi� te� znale�� �adnego powodu, dla kt�rego mieliby oni uzna� dw�ch przybysz�w za wrog�w.
Jednak�e pogrzebany w rumowisku statek by� tworem bardzo zaawansowanej techniki, a tunel najprawdopodobniej �wiadczy� o tym, �e ci, kt�rzy przybyli tym pojazdem, ukryli si� pod powierzchni� Marsa. Je�li zdo�ali tam prze�y�, dlaczego nie wyszli na
19
zewn�trz, aby usun�� uszkodzenia? Musieli przecie� przebywa� tu od dawna. O ile statek rzeczywi�cie uleg� awarii.
Nie by�o sensu zaprz�ta� sobie tym zbytnio g�owy. Jutro, pojutrze albo za tydzie� czy dwa poznaj� odpowiedzi na wszystkie te pytania.
Orme cieszy� si� jednak, �e znalaz� si� z powrotem w �adowniku. Cho� nie by� to najwygodniejszy ani najbardziej przestronny z dom�w, stanowi� jednak, w pewnym sensie, cz�stk� Ziemi. M�czyzna zasn�� z �atwo�ci�, lecz w �rodku nocy obudzi� si� nagle. Wyda�o mu si�, �e s�yszy jakie� stukanie w podw�jny pancerz �adownika. Zerwa� si� i spojrza� przez luk, lecz nie dostrzeg� nic opr�cz ogarniaj�cej wszystko ciemno�ci. Jedynie gwiazdy migota�y wci�� ponad kanionem. Sonda by�a zaledwie niewyra�nym kszta�tem. Gdyby nie wiedzia�, �e tam jest, wzi��by j� za g�az.
Gdy tak patrzy� w tamt� stron�, ujrza� nagle snop �wiat�a, kt�ry pad� na tunel, a nast�pnie podni�s� si� w g�r�, zataczaj�c ko�o. Po dw�ch minutach reflektor zgas�. Co godzina, zgodnie z poleceniem Danton, sonda o�ywa�a i omiata�a okolic� wi�zk� �wiat�a widzialnego, podczerwieni i fal radarowych. Je�li cokolwiek w promieniu kilku mil by si� poruszy�o, w �adowniku i na Ariesie nast�pi�by alarm.
Reszt� nocy Orme przespa� bez problem�w. Na d�wi�k budzika, w��czonego drog� radiow� z Ariesa, oprzytomnia� natychmiast Wci�� jeszcze by�o ciemno, lecz powoli niebo ponad kanionem zaczyna�o si� przeja�nia�. Po z�o�eniu niezb�dnych raport�w, sprawdzeniu ekwipunku i zjedzeniu �niadania wyszli z Bronskim na zewn�trz. Gdy zbli�yli si� do jednej ze �cian, ujrzeli fragment szarego poszycia wystaj�cego spod gruzu. Je�li tunel sko�czy si� �lepo, zaczn� odkopywa� statek spod g�az�w. Gdyby po wielu dniach pracy nie odnale�li luku czy innego sposobu na �atwe dostanie si� do �rodka, spr�buj� utorowa� sobie drog� przy pomocy lasera.
Na Ziemi usuni�cie tych g�az�w - a niekt�re z nich mia�y imponuj�ce rozmiary - by�oby niemo�liwe bez u�ycia d�wi�ku lub du�ej ilo�ci materia�u wybuchowego. Tutaj dw�ch m�czyzn powinno podnie�� ka�dy z kamieni, kt�re tworzy�y stosy. W razie czego Shirazi i Danton mogli przyby� im z pomoc�.
20
Gdy Orme przechodzi� obok robota, pomacha� do niego r�k�. Ch�d tamten wygl�da� jak Marsjanin z filmu sciencefiction, to jednak mia� w sobie co� swojskiego, budzi� wi�c zaufanie. B�d� co b�d� pozwala� utrzymywa� wi� z ojczyst� planet�.
Kapitan obejrza� si�. Robot pod��a� za nim jak pies za panem. Danton, kt�ra pe�ni�a dy�ur, rozkaza�a mu, aby im towarzyszy�. Gdy zeszli razem z Bronskim do tunelu przez otw�r, kt�ry wykonali poprzedniego dnia, robot wsun�� za nimi swoje gi�tkie rami�, na ko�cu kt�rego znajdowa�y si� reflektor i kamera. B�dzie mia� oko na wszystko, aby dw�jka w Ariesie i miliony ludzi na Ziemi mog�y obserwowa� ich post�py - lub brak takowych.
Orme pokr�ci� g�ow�. Ponure my�li k��bi�y si� w jego g�owie. Zawsze s�dzi�, �e jest tak wielkim optymist�, jak tylko mo�na by�, wci�� pozostaj�c normalnym. W ka�dym jednak kryj� si� mroczne pok�ady, kt�rych nie zdo�aj� odkry� nawet najdoskonalsze testy psychologiczne. Tkwi� one tak g��boko, �e nawet w�a�ciciel nie ma o nich poj�cia, zanim sprzyjaj�ce okoliczno�ci nie wydob�d� ich na wierzch. W�a�nie zaistnia�a jedna z takich okoliczno�ci. Orme nie zamierza� jednak pozwoli�, aby �w nastr�j nad nim zapanowa�. Gdy tylko zabierze si� do roboty, na pewno mu przejdzie.
Kapitan, kt�ry szed� przodem, znalaz� si� ju� niemal na wyci�gni�cie r�ki od drzwi, za kt�rymi - jak si� spodziewali � mia� si� znajdowa� nast�pny odcinek tunelu. Gdyby sta� cho�by o krok bli�ej, zosta�by zwalony z n�g, by� mo�e dozna�by ci�kich obra�e� lub nawet straci� �ycie, bowiem nagle drzwi otworzy�y si� z impetem.
Wygl�da�o to tak, jakby w s�siednim pomieszczeniu nast�pi�a eksplozja. Fala uderzeniowa unios�a Orme'a w g�r� i obr�ci�a go o sto osiemdziesi�t stopni. Zdo�a� tylko dostrzec �wiat�o i niewyra�ny kszta�t jakiej� kopulastej maszyny, po czym run�� na ziemi�.
Oszo�omiony le�a� bez ruchu przez minut� lub d�u�ej. Nie wiedzia�, gdzie si� dok�adnie znajduje, ani nawet kim jest. Zanim odzyska� panowanie nad zmys�ami, uj�li go jacy� osobnicy w skafandrach. Ich twarze by�y ukryte pod maskami he�m�w. Byli przeci�tnego dla ludzi wzrostu, mieli dwie r�ce, dwie nogi i po pi�� palc�w u d�oni. Dw�ch z nich unios�o Orme'a i powlok�o go w stron� wielkiej maszyny na ko�ach.
Danton lamentowa�a Orme'owi prosto w ucho:
21
- Co si� dzieje, Richard? Richard?! S�yszysz mnie? �Widzisz mnie, prawda?" - pomy�la�, gdy zacz�� wraca� do siebie. Przez minut� jednak nie odpowiada�. Wreszcie wymamrota�:
- Nic mi nie jest. To co�... tak jakby ludzie...
Zosta� wepchni�ty przez otwarte drzwi pojazdu i brutalnie umieszczony w fotelu. Poczu�, �e zapinaj� mu co� na piersi. Po chwili zda� sobie spraw�, �e jest to metalowa ta�ma, kt�ra kr�puje mu ramiona.
Nast�pnie wci�gni�to opieraj�cego si� Bronskiego i posadzono go przed Orme'em. Opr�cz foteli ustawionych rz�dem wzd�u� pojazdu, na przedzie, obok deski rozdzielczej, znajdowa�y si� dwa siedzenia. By�o tam miejsce dla kierowcy oraz jeszcze jednej osoby. P�okr�g�a przednia szyba umo�liwia�a obserwowanie pola w zakresie stu pi��dziesi�ciu stopni, dzi�ki czemu Orme m�g� obserwowa� poczynania niekt�rych napastnik�w.
- Madeleine, oni umieszczaj� w poprzek tunelu sze�� metalowych pr�t�w - relacjonowa�. - Teraz do��czaj� do poziomych sze�� takich samych pionowych. Tak jakby je przylepiali. W tej chwili... przyklejaj� do nich siatk�.
Rami� robota wci�� pozostawa�o w otworze, jednak poprzez g�st� siatk� by�o ledwie widoczne.
- Co� na tej siatce rozpylaj�. Wydaje mi si�, �e instaluj� co� w rodzaju prowizorycznej zapory, aby m�c z powrotem wpompowa� powietrze do tej cz�ci korytarza. Czy s�yszysz mnie, Madeleine?
Nie by�o odpowiedzi. Przegroda blokowa�a r�wnie� fale radiowe.
Robotnicy podeszli do ty�u pojazdu, gdzie -jak Orme przypuszcza� - schowali narz�dzia. Nast�pnie wdrapali si� do �rodka i zaj�li swoje miejsca. Zamkni�to drzwi. Maszyna zawr�ci�a i skierowa�a si� ku nast�pnym drzwiom, gdzie czekali oko�o dziesi�ciu minut Gdy zosta�y otwarte i pojazd ruszy� ponownie, mogli podziwia� kolejny odcinek korytarza, r�ni�cy si� od poprzednich jedynie tym, �e pod sklepieniem by�y zainstalowane �wiat�a.
Orme pomy�la�, �e Nadir i Madeleine musieli w�a�nie zacz�� odchodzi� od zmys��w. R�wnie� na Ziemi, gdzie wkr�tce dotr� pierwsze obrazy oraz nagrania jego g�osu, ludzi ogarnie szale�stwo.
- Bo�e spraw... aby oni... byli przyja�nie nastawieni - powiedzia�. -1 aby przychodzili od Ciebie.
3.
- Mo�liwe, �e to najbardziej luksusowa cela wi�zienna w ca�ym uk�adzie s�onecznym - rzek� Bronski.
Znajdowali si� w czteropokojowym, wykutym w skale apartamencie, wysoko na jednej ze �cian gigantycznej groty. Pomieszczenia wy�o�one by�y jasnym, czerwonawobr�zowym tworzywem imituj�cym drewno. Kamienny sufit pokryty by� malowid�ami przedstawiaj�cymi zwierz�ta domowe. Nie mogli dopatrze� si� na nich �adnych �Marsjan". Podobnie jak na zdobi�cych �ciany, oprawionych w ramy obrazach. Wisia�y tam dzie�a abstrakcyjne, martwe natury, wizerunki budynk�w oraz stworze�, kt�re albo istnia�y tu naprawd�, albo � co bardziej prawdopodobne � mia�y charakter mitologiczny. Niekt�re z nich przywodzi�y na my�l smoki. Na jednym z p��cien widnia�o monstrum przypominaj�ce wieloryba o siedmiu rogach, wynurzaj�ce si� z morskich fal.
Bronski mia� oczywi�cie swoj� prywatn� hipotez�. Wyrazi� przekonanie, �e obowi�zuj�ce tu wcze�niej prawo, kt�re zakazywa�o przedstawienia istot �ywych na obrazach, w rze�bach czy jakichkolwiek innych formach sztuki, zosta�o z�agodzone; przypuszcza� jednak, �e wyobra�anie istot rozumnych by�o nadal zabronione.
- Jednak�e nie w ��czno�ci holograficznej - doda�. - Poza tym, poniewa� ich wiedza medyczna wydaje si� bardzo zaawansowana, musz� pokazywa� cia�o ludzkie w podr�cznikach czy te� sporz�dza� kopie narz�d�w na u�ytek student�w i tak dalej. Nie mam zielonego poj�cia, czy stosuj� sekcj� zw�ok.
Holograficzne telewizory w ich apartamencie mo�na by�o nastawi� tak, aby podawa�y dok�adny czas. Po trzech dniach uwi�zienia Orme i Bronski nauczyli si� cyfr w stopniu wystarczaj�cym, aby zrozumie� ca�y system. Bronski, kt�ry na Ziemi by� nie tylko czo�owym areografikiem, lecz r�wnie� znanym poliglot�, opanowa� s�owa odpowiadaj�ce poszczeg�lnym symbolom. Nastawili w�asne chronometry na czas lokalny. Nie wybierali si� jednak nigdzie w najbli�szej przysz�o�ci, czas nie by� wi�c dla nich zbyt istotny.
Jedn� z niewielu rzeczy, kt�re zdo�ali ustali�, by� fakt, �e tau
23
/ omega na drzwiach tunelu nie pochodzi�y z greki. Co prawda niekt�rzy tutaj znali ten j�zyk, lecz symbole arytmetyczne u�ywane w telewizji wywodzi�y si� z miejsca bez w�tpienia odleg�ego od Ziemi.
Orme wsta� z krzes�a i podszed� do Bronskiego, aby wraz z nim podziwia� panoram�, kt�ra- cho� by�a im ju� dobrze znana - nadal ich urzeka�a. Wi�zienie znajdowa�o si� na wysoko�ci mniej wi�cej trzydziestu metr�w. Podstawa �ciany przeciwleg�ej by�a oddalona, jak oceniali, jakie� trzydzie�ci pi�� mil. Szczytowy punkt tej bazaltowej kopu�y zdawa� si� znajdowa� na wysoko�ci dwu i p� kilometra.
Z miejsca, w kt�rym stali, mogli dostrzec siedem olbrzymich bram w kszta�cie podkowy oraz dwadzie�cia jeden mniejszych. Musia�y dawa� pocz�tek korytarzom wiod�cym do innych, podobnych jaski�. S�dzili, �e ta, w kt�rej si� znale�li, stanowi jedynie fragment ogromnego podziemnego kompleksu.
Wsz�dzie, poza podstaw� kopu�y, kamie� by� b��kitny jak niebo. Nie by� to naturalny kolor bazaltu, ska�a musia�a wi�c zosta� pomalowana lub przeobra�ona w jaki� inny spos�b. Niezale�nie od tego, jak� metod� zastosowano, kopu�a przypomina�a do z�udzenia niebo nad Ziemi� w bezchmurny dzie�.
Oko�o trzydziestu metr�w poni�ej zwie�czenia groty by�a zawieszona jasna jak s�o�ce kula. O godzinie 17.30 zaczyna�a przygasa�. P� godziny p�niej �wieci�a ju� tak s�abo, jak gdyby s�o�ce by�o zast�powane przez ksi�yc. To by�o jedyne �wiat�o - nie licz�c tego, kt�re pada�o z okien dom�w -jakie rozja�nia�o wn�trze kopu�y a� do 6.00, gdy �s�o�ce" zaczyna�o �arzy� si� na nowo.
Nic nie wskazywa�o na to, �eby �wietlisty obiekt by� zawieszony na linie. Co prawda silny blask utrudnia� obserwacj�, jednak je�li faktycznie nie by�o �adnej liny, oznacza�o to, �e obiekt podtrzymywany by� w g�rze przez jakie� urz�dzenie antygrawitacyj-ne. Do tej pory Orme i Bronski uwa�ali, �e antygrawitacja jest mo�liwa jedynie w powie�ci scienceflction, chyba �e nale�a�o uzna� za urz�dzenia anty grawitacyjne schody, drabiny, windy, balony, ster�wce, samoloty i rakiety.
Jak dot�d �s�o�ce" by�o jedynym zaobserwowanym przez nich cia�em unosz�cym si� samoistnie w powietrzu. Ludzie, kt�rych
24
uda�o im si� dostrzec, poruszali si� na piechot�, konno, wzgl�dnie je�dzili zaprz�onymi w konie wozami lub doro�kami, a tak�e rowerami oraz nielicznymi pojazdami silnikowymi.
Dno jaskini nie by�o ani p�askie, ani te� wypuk�e tak, aby utworzy� horyzont. By�o natomiast lekko wkl�s�e. Od �rodka wznosi�o si� �agodnie we wszystkich kierunkach. Z otwor�w u podstawy �cian wyp�ywa�a woda, tworz�c kr�te strumyki, potoki i wreszcie zlewa�a si� w dwie rzeki, kt�re mia�y oko�o tysi�ca dwustu metr�w szeroko�ci. Rzeki kierowa�y swe wody do znajduj�cego si� w centrum jaskini jeziora, przypominaj�cego kszta�tem u�o�on� poziomo klepsydr�. Mia�o ono osiemset metr�w szeroko�ci w najszerszych miejscach i trzy i p� kilometra d�ugo�ci.
Wsz�dzie wida� by�o pola uprawne, parki, a nawet niewielkie lasy. Gdzieniegdzie spo�r�d zieleni wynurza�y si� wioski. Jedynie stodo�y wznosi�y si� wy�ej ni� na dwa pi�tra. Ka�d� ludzk� siedzib� otacza�o rozleg�e podw�rze, a ponadto w pobli�u zawsze znajdowa� si� ogr�d. Niekt�re z budynk�w wygl�da�y na szko�y. Ka�da z wiosek mia�a stadion, na kt�rym odbywa�y si� zawody lekkoatletyczne, wy�cigi konne oraz mecze r�nych gier zespo�owych. Jedna z nich bardzo przypomina�a pi�k� no�n�, a inna stanowi�a chyba jak�� odmian� koszyk�wki. Nie brakowa�o tak�e publicznych basen�w, cho� na prywatnych posesjach nie by�o ich w og�le.
Przez lornetk�, kt�r� da� im Hfathon - jeden z tych, kt�rzy ich pojmali - mogli przyjrze� si� wielu rzeczom, kt�re inaczej widzieliby bardzo niewyra�nie albo wcale. Gdyby gdziekolwiek znajdowa�y si� wysokie budynki, z pewno�ci� byliby w stanieje dostrzec z uwagi na krzywizn� pod�o�a.
Dwupasmowe drogi ��czy�y ze sob� osiedla i farmy. Orme i Bronski nie widzieli �adnych ci�ar�wek, za to sporo zaprz�onych w konie woz�w za�adowanych produktami rolnymi.
Blisko jeziora znajdowa� si� niski, parterowy budynek, do kt�rego o godzinie 8.00 wchodzi�y rzesze ludzi. Po po�udniu wychodzili, aby urz�dzi� piknik w parku lub pop�ywa� w jeziorze. Godzin� p�niej wracali do budynku, a o 14.00 opuszczali go ostatecznie. Wi�kszo�� z nich mieszka�a w domach po�o�onych w promieniu p�tora kilometra, inni jednak przemieszczali si� na rowerach lub konno do bardziej odleg�ych miejsc.
25
Bronski s�dzi�, �e w tym budynku mo�e si� mie�ci� siedziba rz�du.
- Nie spos�b powiedzie�, ile pi�ter kryje si� pod ziemi�.
Naprzeciwko tej budowli, po drugiej stronie jeziora, znajdowa�o si� co�, co by�o zapewne miasteczkiem akademickim. Inne domy - s�dz�c po liczbie os�b odwiedzaj�cych je podczas szabatu -musia�y by� miejscami kultu.
Wszystkie budynki posiada�y dachy. Orme zastanawia� si�, po co, skoro ca�a jaskinia z pewno�ci� by�a klimatyzowana. Czwartego dnia pozna� odpowied�. Przez p� godziny ze sklepienia groty pada� deszcz.
- To dlatego na farmach nie ma system�w irygacyjnych.
Wi�niowie zjedli sw�j po�udniowy posi�ek, ustawili brudne naczynia na tacy i wysun�li przez otw�r w �cianie. W chwil� p�niej ujrzeli Marsjan zbli�aj�cych si� dwoma pojazdami, kt�re rych�o znikn�y pod nawisem. Nied�ugo potem ujrzeli g�owy pasa�er�w pierwszego z nich. Tu� obok wi�zienia przebiega�a droga prowadz�ca pod g�r�, ale Marsjanie najwyra�niej woleli porusza� si� piechot�, gdy tylko by�o to mo�liwe.
Jak dot�d Orme i Bronski nie mogli si� uskar�a� na z�e traktowanie. Przebadano ich dok�adnie pod ka�dym wzgl�dem, a nast�pnie przes�uchano. Byli przetrzymywani w zadowalaj�cych warunkach, dobrze karmieni i nie niepokojono ich zbyt cz�sto.
Sz�stka Marsjan zatrzyma�a si�, czekaj�c, a� przednia �ciana pokoju, wykonana z niet�uk�cego si� szk�a, skryje si� w szczelinie nad ich g�owami. Orme wiedzia�, �e przezroczystego materia�u nie spos�b st�uc, poniewa� pr�bowa� tego dokona� przy pomocy kilku krzese�, w�asnej obutej nogi oraz ci�kiej wazy z br�zu.
Trzech spo�r�d przybysz�w nale�a�o niew�tpliwie do gatunku homo sapiens. Byli bardzo wysocy, dobrze zbudowani i ubrani w pow��czyste szaty. Dwaj byli ciemnosk�rzy i mieli d�ugie ciemne w�osy i brody. Trzeci by� przedstawicielem bia�ej rasy, mia� ciemnoniebieskie oczy, za� brod� z�ocistobr�zow�. Wszyscy nosili d�ugie kr�cone pejsy.
Pozosta�ych trzech mia�o humanoidalne kszta�ty, lecz mieszkaniec Ziemi m�g� na pierwszy rzut oka rozpozna�, �e pochodz� z innej planety. Mieli ponad dwa metry wzrostu, co nie by�o niczym
26
nadzwyczajnym dla Ziemianina w roku 2015. B�d�c tak wysokimi, mieli odpowiednio d�ugie nogi i ramiona, a ponadto byli szczupli i bardzo sprawni fizycznie, dzi�ki czemu mogliby kandydowa� do najlepszych dru�yn koszykarskich na Ziemi. Posiadali po pi�� palc�w, zako�czonych d�ugimi paznokciami, u r�k i u st�p. Pomijaj�c twarze, niewiele r�nili si� od ludzi. Ich sk�ra by�a jasnobrazowa, oczy niemal fioletowe, a w�osy mi�kkie jak puch. Jeden mia� czupryn� blond, drugi w kolorze tycjanowskim, trzeci za� czarn�. Ich twarze by�y pozbawione zarostu. Ziemianie nie wiedzieli jeszcze, czy by� to efekt starannego golenia, czy te� po prostu nie wyrasta� im takowy. Podobnie jak towarzysz�cy im ludzie, nosili d�ugie kr�cone pejsy. Mieli znacznie wi�ksze uszy ani�eli normalni ludzie, o ma��owinach pe�nych barokowych - z punktu widzenia Ziemianina - zawijas�w. Ich pot�ne podbr�dki przypomina�y Or-me'owi fotografie ludzi cierpi�cych na akromegali�. Nosy mieli r�wnie� olbrzymie i wyra�nie zakrzywione, a nozdrza obwiedzione niebiesko-czam� lini�. Wargi wygl�da�yby jak ludzkie, gdyby nie ich czarnozielone zabarwienie. Poza tymi szczeg�ami bardzo przypominali homo sapiens, nawet kszta�tem uz�bienia.
Wszyscy przybysze ubrani byli w jednocz�ciowe szaty z cienkiego, zwiewnego materia�u. Niekt�re z nich pozbawione by�y r�kaw�w, inne mia�y ma�e ko�nierzyki lub te� dekolt w kszta�cie litery V. Kolory by�y rozmaite: od g��bokiej czerni, poprzez pomara�czowy i zielony, a� do r�nobarwnych pas�w. Wi�kszo�� okry� si�ga�a do kostek, lecz niekt�re ko�czy�y si� tu� poni�ej kolan. Jeden z m�czyzn mia� na sobie p�aszcz obszyty na obrze�ach ozdobnymi fr�dzlami. Na stopach mieli sanda�y lub koturny z odkrytymi palcami. Str�j jedynej kobiety by� bogato wyszywany. Wszyscy natomiast posiadali jak�� bi�uteri�, pier�cienie, z�ote lub srebrne bransolety oraz kolczyki.
Nosili nakrycia g�owy rozmaitych kszta�t�w i rozmiar�w. Jedno z nich wygl�da�o jak olbrzymi kapelusz kowbojski. Dwa inne przypomina�y tr�jgraniaste kapelusze z ��iemnastego wieku - jeden przybrany by� wielkim powiewaj�cym pi�rem. Kobieta roztacza�a wok� pi�mow� wo� perfum. Mia�a niebieski cie� na powiekach i ��t� obw�dk� wok� prawego nozdrza.
Hfathon, najwa�niejszy spo�r�d istot, kt�re okre�la�y si� mia-
27
nem Krsz�w, wszed� do �rodka jako pierwszy. Tu� za nim, jak przysta�o drugiemu rang�, wszed� Jaakob bar Abbas, kt�ry by� cz�owiekiem. Mia� wielki orli nos, masywny kark i nadzwyczaj szerokie bary. Wygl�da� na czterdzie�ci pi�� ziemskich lat, je�eli jednak to, co powiedzia� Bronskiemu, by�o prawd�, mia� ich sto trzydzie�ci. Pozosta�ymi krajanami Hfathona byli Hmmindron -m�czyzna, oraz �kisz - kobieta. Ludzie nazywali si� Jirmeja ben Jochanan i Szaul ben Hebhel.
Hfathon pozdrowi� wi�ni�w, unosz�c praw� r�k� do g�ry. Dwa palce d�oni wyci�gn�� na kszta�t litery V, a kciuk u�o�y� do nich pod k�tem prostym. U�miechn�� si�, ods�aniaj�c z�by, niebieskie od jakiego� rodzaju gumy do �ucia. Przem�wi� do Jaakoba, kt�ry nast�pnie powiedzia� co� po grecku do Bronskiego. Orme zrozumia� z tego nie wi�cej ni� jedno s�owo. Bronski - poliglota -stwierdzi�, �e ani aramejski, ani greka koine nie by�y tu w powszechnym u�yciu, lecz uczeni zachowali je i w�adali nimi biegle. Bronski potrafi� czyta� w koine - grece Nowego Testamentu - z �atwo�ci�, nie mia� jednak wprawy w mowie. Niemniej, gdy przes�uchuj�cy zwracali si� do nich, m�g� zrozumie� wi�kszo�� s��w.
Wiele wyraz�w zosta�o zapo�yczonych z j�zyka krsz, poniewa� w staro�ytnej grece brak by�o - z oczywistych wzgl�d�w - okre�le� na zaawansowane poj�cia naukowe � filozoficzne. Trzeba je by�o wyja�ni� Bronskiemu po grecku.
Orme by� zadowolony, �e istnia� cho� jeden j�zyk zrozumia�y dla obu stron. W przeciwnym razie up�yn�oby wiele tygodni, zanim zdo�aliby nawi�za� jakiekolwiek porozumienie z tymi, kt�rzy ich wi�zili. Danton i Shirazi te� byli, w pewnym sensie, uwi�zieni - na pok�adzie statku. Je�li w ci�gu trzech tygodni nie otrzymaj� wiadomo�ci od swoich towarzyszy, b�d� zmuszeni powr�ci� na Ziemi�.
Tak przynajmniej s�dzi� Orme. Marsjanie mogli r�wnie dobrze wys�a� na orbit� jeden ze swych statk�w lub skorzysta� z ich �adownika, aby pojma� tych dwoje. Bronski pyta� ich, czy tak uczynili, lecz jedyn� odpowiedzi� by� u�miech.
W trakcie przes�uchania Bronski t�umaczy� Orme'owi niekt�re z pyta�.
Przez pierwsze dni byli oddzieleni od przes�uchuj�cych prze-
28
zroczyst� �cian�. Tym razem jednak Marsjanie weszli do �rodka. Oznacza�o to, i� wszystkie przeprowadzone testy wykaza�y, �e Ziemianie s� zdrowi. Przynajmniej na ciele. Z tego, co m�wi� Bronski, wynika�o, �e Marsjanie nie s� pewni ich zdrowia psychicznego, czy te� raczej: statusu teologicznego.
- A wi�c na Ziemi lesous ho Christos jest czczony jako Syn Mi�osiernego? I on sam r�wnie� jest Mi�osierny? Czy wszyscy podzielaj� t� wiar�, czy te� istniej� dysydenci? - pyta� Jaakob.
Patrz�c w jego znu�one oczy, Orme odni�s� wra�enie, �e wypowiedzia� on ostatnie zdania ze szczeg�ln� niech�ci�.
Avram Bronski odrzek�:
- Jak ju� m�wi�em, na Ziemi mieszka oko�o czterech miliard�w chrze�cijan, dziel� si� oni jednak na wiele od�am�w r�ni�cych si� co do tego, jak� natur� mia� ho Christos. Ortodoksyjni chrze�cijanie wierz�, �e lesous ho Christos zosta� pocz�ty z woli Bo�ej przez dziewic� o imieniu Mariam. Ponadto sama Mariam zosta�a pocz�ta w spos�b niepokalany, to znaczy, �e jej matka pocz�a j� bez grzechu. Tak wi�c, w pewnym sensie, jej matka by�a babk� Boga.
Ca�a sz�stka przes�uchuj�cych wytrzeszczy�a oczy. Wydali z siebie s�owo, o kt�rym nawet Orme m�g� powiedzie�, �e nie by�o greckie.
- Powinienem skonsultowa� si� w tych sprawach z kapitanem Orme'em - rzek� Bronski. - Chocia� czyta�em wiele na temat chrze�cija�stwa, nie jestem chrze�cijaninem, lecz �ydem. Kapitan jest chrze�cijaninem, nale�y do sekty zwanej baptystami. To pobo�ny cz�owiek i ma znacznie wi�ksze ni� ja przygotowanie do rozmowy o dogmatach wiary.
Francuz przet�umaczy� Orme'owi swoj� wypowied�.
- To nieprawda - sprzeciwi� si� tamten. - Powiedz im, �e wiesz du�o wi�cej na temat religioznawstwa por�wnawczego ode mnie. Je�li b�dziesz mia� jakie� w�tpliwo�ci w sprawie baptyst�w, mog� ci� wesprze�.
Jaakob przem�wi� po grecku z pr�dko�ci� karabinu maszynowego. Bronski poprosi� go, aby m�wi� wolniej. Tamten powiedzia� to samo jeszcze raz.
- Kapitanie, on mnie zapyta�, jak mog� uwa�a� si� za �yda,
29
skoro nie wierz�, �e lesous by� Mesjaszem. Powiedzia� te�, �e �yd nie by�by ogolony, lecz nosi�by brod� i pejsy -relacjonowa� Bronski. Omie by� zniecierpliwiony i zmieszany.
- Powiedz mu, �e p�niej podyskutujemy na tematy religijne. Teraz mamy wa�niejsze sprawy na g�owie. Do diab�a, nie wiemy nawet, sk�d pochodz� Hfathon i jego wsp�plemie�cy! A cho�by tego, sk�d wzi�li si� ludzie?! Musimy te� porozumie� si� z Danton i Shirazim!
- To rzeczywi�cie wa�ne, ale tylko dla nas - stwierdzi� Bronski. - Obawiam si� jednak, �e dla nich najistotniejsze s� kwestie religijne. Zrozum, �e nie mog� ich zmusi� do rozmowy o tym, co nas interesuje.
Bronski wygl�da� na r�wnie zak�opotanego jak Orme.
Murzyn wzni�s� r�ce do g�ry.
- Kto by uwierz� w co� takiego.
Tym razem odezwa� si� Hfathon. Bronski przet�umaczy�:
- Chce wiedzie�, co si� sta�o temu br�zowemu cz�owiekowi.
- Wyja�nij, �e jestem czarny, a nie br�zowy. Hfathon zn�w zatrajkota� zapominaj�c si�. Pozostali roze�mieli si�.
- Zapyta�, dlaczego osoba nie rozr�niaj�ca kolor�w zosta�a wybrana na dow�dc� wyprawy kosmicznej.
- Wyt�umacz mu, �e �czarny" to okre�lenie umowne. Je�li masz kr�cone w�osy, wywini�te wargi i ciemnobr�zow� sk�r�, jeste� czarny. To jest... hmmm... kwestia semantyczna. A nawet polityczna. Mo�esz mie� proste w�osy, niebieskie oczy i w�skie wargi i mimo to by� czarnym. Ech, do diab�a z tym! - zako�czy� i uczyni� niecierpliwy gest.
Oto byli tutaj - pierwsi ludzie na Marsie (jak im si� zdawa�o) -i tracili czas na dyskusje o religii i semantyce.
- My�l�, �e tego nie przet�umacz� - oznajmi� Bronski. - I tak mamy ju� niez�e zamieszanie bez zag��biania si� w tego typu kwestie.
Hfathon odezwa� si� ponownie.
- M�wi, �e jego sk�ra jest tego samego koloru, co twoja, a on jest z ca�� pewno�ci� br�zowy - przet�umaczy� Bronski.
Jaakob przem�wi� ostrym tonem, jakby zda� sobie spraw�, �e
30
przes�uchanie zesz�o na boczny tor. Bronski udzieli� odpowiedzi na nast�pne pytanie:
- Wyja�nienie, dlaczego uwa�ani si� za �yda, zaj�oby jeszcze wi�cej czasu i by�o r�