6346
Szczegóły |
Tytuł |
6346 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6346 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6346 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6346 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Rudolf Steiner
Kronika Akaszy
prze�o�y�:
Jan Rundbaken
WYDAWNICTWO MITRA SOSNOWIEC
O1S
Projekt ok�adki: Jacek Jaworski
Redakcja i korekta: Jacek Ka�mierczak
Copyright � by . . Wydawnictwo Mitiii/i Sosnowiec 1994
Wydanie III
,B{OW A ,uaom2tx4 iso >(Jon�0q;�w as i W .?i
H ^worioub p ^^si� ari,
jib iaff
>ub w o�9�?t< K ,ok>rrtu i jsin ob psaub psb
to�orniw sasi�
ISBN 83-86341 -15-7t
Od t�umacza
Kronika Akaszy � odwieczna pami�� Wszech�wiata � obejmuje czasy poprzednie i przysz�e, podobnie jak pami�� ludzka moment tera�niejszy naszego bytu.
Aby wyja�ni� wsp�czesno��, trzeba si�gn�� do przesz�o�ci. Cz�owiek obecny jest wypadkow� przesz�o�ci. Trzeba zna� fakty przesz�o�ci, trzeba zna� histori� stworzenia cz�owieka, bowiem cz�owiek jest wypadkow� wszystkich si� poza sob�, kt�re si� na� w przesz�o�ci z�o�y�y i doprowadzi�y do tego momentu, kiedy przez samowiedz� uzyska� mo�no�� samoistno�ci. Przez t� samo-istno�� przesta� by� tylko wypadkow�, tylko stworzeniem, sta� si� niejako tw�rc� samego siebie � w swojej my�lowej �wiadomo�ci. W tym momencie ujawni�y si� moce sprawcze, ca�a przesz�o�� poza nim, kt�ra go wytworzy�a i w kt�rej spoczywa jego tre�� rozwojowa. Kronika Akaszy daje cz�owiekowi prawdziwe samo-poznanie, kt�re ukrywa si� w pod�o�u naszej samowiedzy. Przez jej poznanie wype�nia cz�owiek w�asn� tre�ci� swoj� w�asn� przesz�o�� � pusty inaczej akt samowiedzy. Kosmiczna pami�� Akaszy jest z nim jednorodna, jest jego utracon� pami�ci�, jest nim samym. Ta jednorodno��, ten fakt pochodzenia pozwala mu zrozumie� to, czego sam, nie b�d�c jeszcze jasnowidz�cym, nie mo�e ogl�da� ani przypomnie� sobie. Przeto czuj�c i rozumiej�c prawd� w tej jednorodno�ci poznaje siebie samego, spe�nia nauk� misteri�w, nakaz wtajemniczenia. Wiedz�c, jak by� kszta�towany w przesz�o�ci mo�e podj�� w samowiedzy swobodn� my�l� d��enie i cel Si�, kt�re go stworzy�y. Dotychczasowa straszliwa, ob��dna obco�� pomi�dzy nim a kosmosem znika, kiedy wype�nia dan� mu porzez jasnowidz�cego wiedz� duchow�, dot�d tajemn�. Uzyskuje my�l i samowiedz� kosmiczn� �Ty jeste� mn�" � m�wi do
poj�tego w duchu kosmosu. A wola, p�yn�ca z takiego zrozumienia i ufno��, p�yn�ca ze wsp�lnoty cz�owieka i kosmosu � prowadz� dusz� do przebudzenia si�. W ten spos�b ucze� podejmuje drog� poznania, najpierw przez wiedz� duchow� a nast�pnie przez wzmo�one �ycie wewn�trzne w duchu przyczyn stw�rczych, aby kiedy� sta� si� jasnowidz�cym, aby przynajmniej d��y� do tego, jako do istotnej godno�ci ludzkiej.
Jan Rundbaken
ite?
�fa� vw
-bil
notn
n 9
w
-r,
-J �
K
�1
tasbodo? "i
� t J>s�ntux
w
\sn
'��') �
i O
Cz�� Pierwsza
Z kroniki Akaszy
n
rriii.
Wprowadzenie do Cz�ci Pierwszej
Historia mo�e nauczy� cz�owieka ma�ej zaledwie cz�stki teg5, co prze�y�a ludzko�� w przesz�o�ci. �wiadectwa historyczne rzucaj� �wiat�o na nieliczne tylko tysi�clecia. R�wnie� bardzo ograniczony jest zakres wiedzy, jakim*mo�e nas obdarzy� archeologia, paleontologia, geologia. Z ograniczeniem ��cz� si� jeszcze braki wynik�e z oparcia si� na �wiadectwach zewn�trznych.
Pomy�le� tylko, jak zmieni� si� obraz kt�regokolwiek z niedawno minionych zdarze� albo te� narodu, w zale�no�ci od nowo wykrytych dokument�w historycznych. Por�wna� � cho�by napisy tej samej tre�ci, podane przez r�nych historyk�w � a przekona� si� �atwo na jak niepewnym znajdujemy si� gruncie. Wszystko, co nale�y do zewn�trznego �wiata zmys��w nie zdo�a orzec, o ile istotne jest to, co si� w�a�nie zachowa�o.
Jednak wszystko, co w czasie powstaje, bierze sw�j pocz�tek z wieczno�ci. Tylko, �e wieczne jest niedost�pne dla zmys�owego postrzegania. Ale drogi do postrzegania wieczno�ci otwarte s� dla cz�owieka. Mo�e tak wykszta�ci� drzemi�ce w sobie si�y �e zdo�a pozna� to wieczne. W rozwa�aniach pt. �Jak osi�gn�� poznanie wy�szych �wiat�w" podano drogi prowadz�ce do omawianego wykszta�cenia. W toku wzmiankowanych rozwa�a� wykazano, �e cz�owiek w pewnym wysokim stopniu swoich poznawczych zdolno�ci mo�e przenikn�� do wiekuistych pocz�tk�w rzeczy zmiennych w czasie. (Niechby tylko czytelnik mia� cierpliwo��. O rzeczach tych bowiem mo�na m�wi� jedynie stopniowo).
Kiedy zatem cz�owiek rozwija swoje zdolno�ci poznawcze, uwalnia si� od musu polegania na �wiadectwach zewn�trznych przy osi�ganiu wiedzy o przesz�o�ci, poniewa� wtedy mo�e ogl�da� to w (minionych) zdarzeniach, co nie jest zmys�owo postrze-
galne, co nie ulega niszcz�cemu dzia�aniu czasu. Od przemijaj�cej historii przechodzi do nieprzemijaj�cej. Ta ostatnia napisana jest innymi literami, ni� zwyk�a. W gnozie, w teozofii nazywaj� j� Kronik� Akaszy. Mowa nasza mo�e da� o niej s�abe wyobra�enie, poniewa� nasza mowa odpowiada �wiatu zmys��w. Przeto na niewtajemniczonym, kt�ry nie przekona� si� jeszcze w�asnym do�wiadczeniem o faktyczno�ci odr�bnego �wiata ducha, mo�na �atwo uczyni� wra�enie fantasty, je�li nie gorsze. Kto za� osi�gn�� zdolno�� postrzegania w duchowym �wiecie, poznaje minione zdarzenia w ich wiekuistym charakterze. Staj� one przed nim nie jak martwe dokumenty ale w pe�ni �ycia W pewnej mierze odgrywa si� przed nim to, co si� dzia�o kiedy�.
Wtajemniczeni w takie �yj�ce pismo mog� patrze� wstecz, w znacznie dalsz� przesz�o��, ni� to podaje zewn�trzna historia, mog� r�wnie� � na mocy bezpo�redniego duchowego postrzegania � zobaczy� rzeczy, kt�re rozwa�a historia, znacznie bardziej wyczerpuj�co, ni� to ona mo�e uczyni�. Aby zapobiec mo�liwemu b��dowi, zaznacza si� jednocze�nie, �e r�wnie� i duchowego ogl�du nie cechuje jaka� bezb��dno��. I on r�wnie� mo�e si� �udzi�, mo�e wiedzie� nie�ci�le, krzywo, przewrotnie. R�wnie� na tym polu �aden cz�owiek nie jest wolny od b��du, cho�by sta� jak najwy�ej. Przeto nie trzeba si� zra�a�, je�li r�ne relacje, pochodz�ce z omawianych duchowych �r�de�, nie zawsze godz� si� dok�adnie ze sob�. Jednak dostate^zno�� obserwacji jest tu znacznie wi�ksza, ni� w zewn�trznym �wiecie zmys�owym. A co r�ni wtajemniczeni poda� mog� o historii i prehistorii, zgodne b�dzie w swej istocie. I faktycznie egzystuje taka historia i prehistoria we wszystkich szko�ach tajemnych. A panuj�ca w�r�d nich od tysi�cleci zgodno�� jest tak zupe�na, �e nie da si� z ni� zgo�a por�wna� ta zgodno��, jaka zachodzi pomi�dzy zewn�trznymi historiopisa-mi tego samego stulecia. Wtajemniczeni wszystkich czas�w i kraj�w podaj� w istocie jedno i to samo.
Po tych uwagach wst�pnych b�d� tu podane niekt�re rozdzia�y z Kroniki Akaszy. Zaczn� si� od opisu fakt�w, jakie mia�y miejsce w�wczas, kiedy istnia� jeszcze � pomi�dzy Ameryk� a Europ� � l�d sta�y zwany Atlantyd�. Na tej cz�ci powierzchni naszej Ziemi by� kiedy� l�d. Grunt tego l�du tworzy dno Oceanu
t*-J >*5 A***^ >j ., �* l
l
10
Atlantyckiego. Platon jeszcze opowiada o ostatniej pozosta�o�ci tego l�du, wyspie Poseidonis, kt�ra le�a�a zna zach�d od Europy i Afryki. O tym, �e powierzchnia Oceanu Atlantyckiego by�a kiedy� l�dem sta�ym, �e w ci�gu miliona lat blisko by�a widowni� kultury bardzo r�ni�cej si� od naszej wsp�czesnej, jak r�wnie� o tym fakcie, �e ostatnie resztki tego l�du znikn�y w dziesi�tym tysi�cleciu p. n. Chr. � mo�e czytelnik dowiedzie� si� z ksi��ki pt. Atlantis wed�ug �r�de� okultystycznych, napisanej przez W. Scott-Elliot). Niniejsze relacje o tej prastarej kulturze uzupe�niaj� podane w owej ksi��ce. O ile tam opisywano stron� raczej zewn�trzn�, zewn�trzne przygody tych naszych poprzednik�w atlantyckich, tutaj zostanie okre�lony ich duszny* charakter i wewn�trzna natura warunk�w, w jakich �yli. Zatem czytelnik musi przenie�� si� my�l� do epoki, kt�ra le�y prawie na 10.000 lat przed nami, a przetrwa�a wiele tysi�cleci. Tre�� opisu ma dotyczy� nie tylko l�du, zalanego obecnie przez wody Atlantyku, ale r�wnie� i s�siednich kraj�w Azji, Afryki, Europy i Ameryki. P�niejsze dzieje tych okolic s� dalszym rozwojem owej wcze�niejszej kultury.
W chwili obecnej zobowi�zany jestem jeszcze do zachowania milczenia o �r�d�ach niniejszych relacji. Kto w og�le wie co�kolwiek o tego rodzaju �r�d�ach, ten rozumie, dlaczego tak by� musi. Od zachowania si� wsp�czesnych zale�y ca�kowicie, jak wiele nale�y udzieli� z zasobu wiadomo�ci utajonych w �onie teozoficz-nego d��enia. I oto pierwszy wypis, jaki wolno mi poda�.
* Duszny � przymiotnik od �dusza", dotyczy odr�bnej jako�ci zjawisk psychicznych.
U
flflfo'
1. Nasi atlantyccy przodkowie
Nasi przodkowie atlantyccy r�nili si� znacznie bardzieffra wsp�czesnego cz�owieka, ni� to mo�e sobie kto� wyobrazi�, kto ograniczy� swoj� znajomo�� rzeczy wy��cznie do �wiata zmys��w. Ta odr�bno�� dotyczy�a nie tylko wygl�du zewn�trznego, ale i zdolno�ci duchowych. Ich poznanie, jak r�wnie� sztuka techniczna i ca�a kultura by�a czym� innym, ni� to co wykazuje dzisiejszy stan rzeczy. Kiedy wracamy do pierwszych czas�w atlantyckiej ludzko�ci, stwierdzamy jej zupe�nie r�n� od naszej konstrukcj� duchow�. Ci pierwsi atlantyjczycy nie posiadali wcale logicznego rozs�dku, ani rachunkowej kombinacji, na kt�rych to polega wszystko, cokolwiek dzi� si� wytwarza. Posiadali za to wysoce rozwini�t� pami��. Pami�� by�a najwybitniejsz� ich zdolno�ci� duchow�. Oni na przyk�ad nie liczyli tak, jak my to czynimy, �e przyswajamy sobie pewne prawid�a, kt�rojiast�pnie stosujemy. �Tabliczka mno�enia" by�a zupe�nie nieznan� w tych pierwszych czasach atlantyckich. Nikt nie wt�acza� im tego do rozs�dku, �e trzy razy cztery czyni dwana�cie. Kiedy atlantyjczyk mia� wykona� jaki� rachunek, orientowa� si� w ten spos�b, �e uprzytamnia� sobie (poprzednie) podobne albo identyczne przypadki. Przypomina� sobie, jak to by�o w poprzednich wypadkach.
Nale�y przy tym wnikn��, �e za ka�dym razem, kiedy wykszta�ca si� w jakiej� istocie nowa zdolno��, dawna traci na sile i ostro�ci. Dzisiejszy cz�owiek g�ruje nad atlantyjczykiem logicznym rozs�dkiem, zdolno�ci� obliczania. Dlatego przygasa jego pami��. Ludzie my�l� teraz poj�ciami: atlantyjczyk my�la� obrazami. I kiedy wynurza� si� obraz przed jego dusz�, przypomina� sobie wiele innych (obraz�w), kt�re ju� kiedy� prze�y�. Tym si� kierowa� w swoich s�dach. St�d te� odbywa�a si� w�wczas wszelka
12
nauka inaczej, ni� to ma miejsce p�niej. ^
Nie by�o tego w planie, aby zaopatrywa� dziecko w pewne regu�y, �wiczy� jego rozs�dek. Przedstawiano mu raczej �ycie w pogl�dowych obrazach (kt�re mia� zapami�ta�), aby kiedy� m�g� sobie mo�liwie wiele przypomnie�, kiedy nadarzy mu si� sposobno�� dzia�ania w tych czy innych warunkach. Kiedy dziecko wyros�o i wesz�o w �ycie, mog�o przypomnie� sobie w ka�dej okazji, �e co� podobnego widzia�o ju� kiedy�, podczas swej nauki. Najlepiej si� orientowa�o w wypadkach podobnych do niegdy� widzianych. W zupe�nie nowych warunkach atlantyjczyk zawsze bywa� wystawiony na pr�b�, kiedy wiele pod tym wzgl�dem oszcz�dzone zosta�o wsp�czesnemu cz�owiekowi, jako zaopatrzonemu w pewne regu�y. Mo�e on je stosowa� �atwo r�wnie� w tych wypadkach, jakich dot�d jeszcze nie spotyka�. Tamten system wychowania nadawa� ca�emu �yciu cech� pewnej jednostajno�ci. W ci�gu bardzo drugich okres�w czasu prowadzono rzeczy zupe�nie jednakowo. Wierno�� pami�ci nie pozwala�a na co� podobnego, jak chy-�o�� naszego post�pu, cho�by w jak najmniejszym stopniu. Robiono tylko to, co dawniej (zawsze) �widziano". Nie wymy�lano nic: przypominano sobie. Nie ten by� autorytetem, kto wiele si� nauczy�, ale ten kto wiele prze�y� i st�d wiele m�g� pami�ta�. W epoce atlantyckiej by�o niemo�liwo�ci�, aby ktokolwiek � przed doj�ciem do pewnego wieku � m�g� decydowa� w jakich� wa�nych okoliczno�ciach. Ten tylko posiada� zaufanie, kto m�g� spogl�da� wstecz na d�ugotrwa�e do�wiadczenie (swojego �ycia).
Powy�sze nie dotyczy wtajemniczonych i ich szk�, gdy� wyprzedzaj� oni stopie� rozwoju swojej epoki. O przyj�ciu do takiej szko�y decyduje nie wiek, ale ta okoliczno��, czy (kandydat) osi�gn�� w dawniejszych wcieleniach zdolno�� do przyj�cia wy�szej m�dro�ci. Zaufanie, jakim darzono wtajemniczonych i ich towarzyszy w epoce atlantyckiej, nie polega�o na zasobie ich osobistego do�wiadczenia, ale na dawno�ci ich m�dro�ci. U wtajemniczonego osobowo�� traci�a znaczenie. Odda� si� by� ca�kowicie s�u�bie wiecznej m�dro�ci. Dlatego nie dotyczy go r�wnie� charakterystyka jakiegokolwiek okresu czasu.
O ile zatem atlantyjczycy (mianowicie dawniejsi) nie posiadali jeszcze logicznej si�y my�lenia, posiadali natomiast � w zwi�zku
13
ze swoj� wysoce rozwini�t� si�� pami�ci � co�, co nadawa�o ca�ejs ich dzia�alno�ci szczeg�lny charakter. Z istot� jednej ludzkiej si�y ��cz� si� zawsze inne. Pami�� znajduje si� zawsze bli�ej ni� si�� rozs�dku g��bszych pod�o�y natury ludzkiej. W zwi�zku z ni�, rozwin�y si� inne si�y, podobne bardziej do owych podrz�dnych, istot natury, ni� do si� tera�niejszych pop�d�w ludzkich. St�d mogli atlantyjczycy tym w�ada�, co nazywamy si�� �ycia. Jak dzi� wydobywamy z w�gla kamiennego si�� ciep�a, kt�ra przemienia si� w si�� ciep�a w naszych �rodkach komunikacji, podobnie pot s�ugiwali si� atlantyjczycy si�� nasienn� �yj�cych istot. Powy�sz� mo�na sobie wyobrazi� w spos�b nast�puj�cy. Zastan�wmy si$-nad ziarnem zbo�a. W nim drzemie pewna si�a. Si�a ta sprawia, �e �d�b�o kie�kuje z nasienia. Przyroda potrafi budzi� t� si��, spoczyf waj�c� w ziarnie, za� wsp�czesny cz�owiek nie potrafi tego uczy^ ni� w�asn� wol�. Musi ziarno ziemi posadzi�, a rozbudzenie pozon stawia si�om przyrody. Atlantyjczyk potrafi� co innego, Wiedzia�^ jak post�pi�, aby zbiorow� si�� pewnej masy ziaren przemieni� w pewn� si�� techniczn� � podobnie, jak wsp�czesny cz�owielfc potrafi przemieni� w tak� si�� � si�� ciepln� pewnej masy w�glat kamiennego. W epoce atlantyckiej hodowano ro�liny nie tylko po-'to, aby je u�y� na pokarm, ale �eby drzemi�ce w nich si�y zastosowa� do lokomocji i przemys�u. Kiedy posiadamy urz�dzenia dla przetwarzania drzemi�cej w w�glu kamiennym si�y na si�� poruszaj�c� w naszych lokomotywach^ tedy atlantyjczycy posiadali urz�dzenia, kt�re � mo�na powiedzie� � ogrzewali za pomoc� ziaren ro�linnych i gdzie przetwarza�a si� si�a �ycia na si�� daj�c� si� technicznie stosowa�. W ten spos�b porusza�y si� pojazdy atlantyjczyk�w, unosz�ce si� na niewielkiej wysoko�ci nad ziemi�. Porusza�y si� one na wysoko�ci mniejszej od wysoko�ci g�r atlantyckich i posiada�y urz�dzenia sterowane, za pomoc� kt�rych wznosi� si� mog�y ponad te g�ry.
Trzeba sobie wyobrazi�, �e z biegiem czasu uleg�y wielkiej zmianie wszystkie warunki na Ziemi. Wspomniane pojazdy atlantyjczyk�w nie da�yby si� zupe�nie w naszych czasach zastosowa�, poniewa� mo�no�� ich zastosowania polega�a na tym, �e �wczesna atmosfera Ziemi by�a bardziej zg�szczona, ni� obecna. Czy tak wielka g�sto�� powietrza odpowiada poj�ciom nauki wsp�czes-
14
nej, to nas nie powinno tu zajmowa�. Wiedza i my�lenie logiczne jako takie nie mog� nigdy rozstrzyga� o tym, co jest mo�liwe, a co nie. Ich zadaniem jest wyja�ni� to, co ustala do�wiadczenie i obserwacja. A dla okultystycznego do�wiadczenia r�wnie� pewn� rzecz� jest omawiana g�sto�� powietrza, jak jakikolwiek b�d� wsp�czesny dany zmys�owy fakt. R�wnie� pewny jest fakt, nie znany wsp�czesnej fizyce i chemii, �e woda na ca�ej Ziemi by�a znacznie bardziej rozrzedzona w�wczas, ni� obecnie. A dzi�ki temu rozrzedzeniu pos�ugiwano si� wod� przy stosowaniu si�y nasiennej do cel�w technicznych, co dzi� by�oby niemo�liwo�ci�. Dawniejszy kunsztowny spos�b przesta� by� mo�liwy, na skutek zg�szczenia si� wody. Z powy�szego ju� wida� dostatecznie, �e cywilizacja epoki atlantyckiej r�ni�a si� zasadniczo od naszej. I st�d rozumie si� nast�pnie, �e r�wnie� natury fizyczne atlantyjczy-ka i wsp�czesnego cz�owieka by�y zupe�nie r�ne. Zupe�nie inaczej eksploatowa� wod� atlantyjczyk z pomoc� si�y �ycia, tkwi�cej w jego w�asnym ciele fizycznym. A wi�c atlantyjczyk m�g� w�asno-wolnie u�ywa� swoich si� fizycznych zupe�nie inaczej, ni� cz�owiek wsp�czesny. Mo�na powiedzie�, �e posiada� �rodki pot�gowania w sobie si� fizycznych, kiedy potrzebowa� ich do pracy. Daje to w�a�nie wyobra�enie o atlantyjczykach, kiedy ma si� na uwadze, �e posiadali zupe�nie inne, ni� cz�owiek wsp�czesny poj�cie o zm�czeniu i zu�yciu si�.
Osiedla w czasach atlantyckich � jak to wynika z ca�eg# poprzedniego opisu � posiada�y zupe�nie inny charakter, nlfc wsp�czesne miasta. W takim osiedlu wszystko znajdowa�o si� raczej jeszcze w zwi�zku z przyrod�. S�aby obraz tego przedstawia nast�puj�ce: W pierwszych czasach atlantyckich � nieco w po�owie trzeciej podrasy* � osiedle podobne by�o do ogrodu, gdzie domy urz�dzano z drzew spl�tanych ze sob� sztucznie ga��-
* W dalszym ci�gu wyk�adu podany jest dok�adnie opis podzia��w czasu i odno�nych nazw. Tymczasem zaznacza si�, �e okres trwania ca�kowitej epoki ziemskiej (trwanie planety) dzieli si� na siedem takich epok, jak atlantycka, zwanych rasami g��wnymi, z kt�rych ka�da dzieli si� na siedem podras, jakby wsp�czesnych kult�r � takich, jak staro-indyjska, staroperska itd. ' '* K
ziami. Wytwory r�ki ludzkiej w onym czasie jakby wyrasta�y z przyrody. I cz�owiek sam czu� si� jak najzupe�niej pokrewnym przyrodzie. Przeto zgo�a innym, ni� w dobie obecnej, by� jego zmys� spo�eczny, bo przyroda jest wsp�lna wszystkim ludziom.
Co zbudowa� atlantyjczyk na pod�o�u przyrody, to uwa�a� za dobro wsp�lne r�wnie naturalnie, jak dzisiejszy cz�owiek uwa�a za swoje dobro prywatne, to co sam wypracowa�. �Kto oswoi si� z my�l�, �e atlantyjczycy byli wyposa�eni w takie si�y duchowe i fizyczne, jak wy�ej opisano, mo�e r�wnie� rozumie�, �e w tych dawnych czasach wygl�d ludzko�ci s�abo tylko przypomina to, do czego dzi� si� przywyk�o. I nie tylko cz�owiek, ale r�wnie� otaczaj�ca go przyroda zmieni�a si� ogromnie z biegiem czasu. Zmieni�y si� ro�liny i formy zwierz�ce. W og�le ca�a ziemska przyroda uleg�a przemianie. Niegdy� zamieszkane okolice Ziemi znikn�y, a inne � powsta�y. Poprzednicy atlantyjczyk�w zamieszkiwali zaginion� cz�� l�du le��cego przewa�nie na po�udnie od dzisiejszej Azji. W pismach teozoficznych nazywaj� ich lernuryjczykamk/ Po przej�ciu przez r�ne stadia rozwoju wi�kszo�� tych lemuryj* czyk�w uleg�a upadkowi. Stali si� oni uwstecznionymi lud�mi, kt�rych potomkowie dzi� jeszcze zamieszkuj� niekt�re cz�ci Ziemi, jako tzw. dzikie ludy. Ma�a tylko cz�stka lemuryjskiej ludzko�ci by�a zdolna do dalszego rozwoju. Od nich pochodz� atlantyjczycy. Co� podobnego powt�rzy�o sig p�niej. Wi�kszo�� ludno�ci atlantyckiej upad�a i z ma�ej jej cz�stki p&wstali tzw. ariowie, do kt�rych nale�y nasza wsp�czesna kultura.
Lemuryjczycy, atlantyjczycy i ariowie, zgodnie z nomenklatur� wiedzy tajemnej stanowi� zasadnicze rasy ludzko�ci. Poniewa� dwie takie rasy zasadnicze poprzedza�y lemuryjczyk�w, a dwie nast�pi� po ariach (aryjczykach) w przysz�o�ci, tedy otrzymali�my w og�le siedem (ras zasadniczych albo g��wnych). Zawsze powstaje jedna z drugiej w spos�b scharakteryzowany ju� uprzednio tam, gdzie mowa o lemuryjczykach i ariach. Ka�da rasa zasadnicza posiada inne ni� poprzednia w�asno�ci fizyczne i duchowe. Kiedy, na przyk�ad, za atlantyjczyk�w doprowadzono pami�� i wszystko co ma z ni� zwi�zek do szczeg�lnego rozwoju, tedy zadaniem aryjczyk�w jest rozw�j si�y my�lenia wraz z tym, co do niej nale�y.
Ka�da rasa zasadnicza sama musi r�wnie� przej�� przez r�ne
stadia. A tych znowu jest zawsze siedem. W pocz�tkach epoki, kt�ra nale�y do pewnej rasy zasadniczej spotykamy jej g��wne cechy jakby jeszcze w stanie m�odocianym, kt�re z wolna dojrzewaj�, aby kiedy� znowu zmarnie�. St�d rozpada si� ludzko�� pewnej rasy zasadniczej na siedem podras. B��dem by�oby jednak mniema�, �e pewna podrasa znika z chwil�, gdy inna powstaje. D�ugo trwa jeszcze ka�da, kiedy ju� obok nowa si� rozwija. St�d na Ziemi �yj� obok siebie ludy, kt�re wykazuj� r�ny stopie� rozwoju.
Pierwsza podrasa atlantycka powsta�a z daleko posuni�tej i zdolnej do dalszego post�pu pewnej cz�ci lemuryjczyk�w. U tych ostatnich zaznaczy} si� dar pami�ci dopiero w najpierwszych jej stadiach i ju� u schy�ki rozwoju tej rasy. Wyobra�my sobie, �e lemuryjczyk m�g� wprawdzie formowa� sobie wyobra�enia o tym, co prze�y�, nie m�g� jednak zachowa� tych wyobra�e�. Zaraz zapomnia�, co sobie wyobrazi�. �e jednak znajdowa� si� na pewnym stopniu kultury, �e posiada� np. narz�dzia pracy, �e co� budowa� itd. � wszystko to zawdzi�cza� nie swojej w�asnej zdot-no�ci (kojarzenia), ale tkwi�cej w nim sile duchowej, kt�ra � rzec mo�na � by�a instynktowna. By� to jednak instynkt innego rodz�* ju, ni� wsp�czesny instynkt u zwierz�t. j
W pismach teozoficznych pierwsza podrasa nosi nazw�: Rmoahals. Pami�� tej rasy wype�niaj� przede wszystkim �ywe wra�enia zmys�owe. Barwy, kt�re oko ogl�da�o, d�wi�ki, kt�re ucho s�ysza�o d�ugo jeszcze pozosta�y czynne w ich duszy. Wyrazi�o si� to w uczuciach, kt�re rozwin�li w sobie Rmoahalsowie, a kt�rych nie znali ich lemuryjscy poprzednicy. Do uczu� tych nale�y na przyk�ad przywi�zanie si� do prze�ytej przesz�o�ci.
Od rozwoju pami�ci zale�y r�wnie� rozw�j mowy. Dop�ki cz�owiek nie posiada� jeszcze pami�ci minionych rzeczy, nie m�g� r�wnie� dzieli� si� z kimkolwiek swoimi prze�yciami za pomoc� mowy. A poniewa� w ostatniej epoce lemuryjskiej powsta� pierwszy zal��ek pami�ci, zatem mog�a powsta� w�wczas r�wnie� zdolno�� nazywania rzeczy widzianych i s�yszanych. Tylko ludzie posiadaj�cy zdolno�� pami�ci wiedz� og�lnie, co pocz�� z imieniem nadanym pewnej rzeczy. Zatem w epoce atlantyckiej poczyna si� rozw�j mowy. A wraz z mow� wytworzy�a si� ��czno��
17
pomi�dzy dusz� ludzk� a rzeczami poza cz�owiekiem. Tworzy� on sobie s�owo-d�wi�k i to s�owo-d�wi�k dotyczy�o przedmiot�w �wiata zewn�trznego. R�wnie� pocz�a si� nowa ��czno�� pomi�dzy cz�owiekiem a cz�owiekiem przez porozumiewanie si� za pomoc� mowy. Wprawdzie u Rmoahals�w mia�o wszystko to jeszcze pierwotn� form�, odr�nia�o ich jednak znacznie od lemu-ryjskich przodk�w.
Si�y duszy owych atlantyjczyk�w mia�y w sobie co� pokrewnego z si�ami przyrody. Ci ludzie byli bardziej bliscy otaczaj�cej ich istocie przyrody, ni� ich nast�pcy, poniewa� si�y ich duszy by�y bardziej si�ami przyrody, ni� u ludzi obecnych. R�wnie� s�owa-d�wi�ki, wydawane przez nich, posiada�y co� z pot�gi przyrodzonej. Nie tylko nazywali rzeczy, ale w ich s�owach tkwi�a w�adza nad rzeczami, jak r�wnie� nad bli�nimi-lud�mi. S�owo Rmoahals�w posiada�o pr�cz znaczenia jeszcze si��. Kiedy m�wi si� o czarodziejskiej mocy s��w, posiada to daleko wi�ksz� rzeczywisto�� w stosunku do ludzi �wczesnych, ni� obecnych. Kiedy cz�owiek u Rmoahals�w wymawia� s�owo, wywiera�o ono podobn� moc, jak i sam przedmiot przez nie okre�lany. Wyra�a�o si� to w ten spos�b, �e s�owa w tym czasie posiada�y si�� lecznicz�, wywo�ywa�y ro�niecie ro�lin, mog�y poskromi� srogo�� zwierz�c� i w og�le powodowa�y podobne dzia�ania. Wszystko to traci�o coraz bardziej i bardziej na sile u p�niejszych jjodras atlantyckich. Mo�na powiedzie� �e z przyrody wyros�a pe�nia* si� � gin�a powoli. Rmoahal-sowie odczuwali t� pe�ni� si� ca�kowicie jako dar pot�nej przyrody � i ten ich stosunek do przyrody mia� religijny charakter. Szczeg�lniej mowa uwa�ana by�a przez nich za co� �wi�tego. A nadu�ycie pewnych g�osek, w kt�rych tkwi�a znaczna w�adza, by�a w�r�d nich niemo�liwo�ci�. Ka�dy cz�owiek czu�, �e takie nadu�ycie musia�oby go przyprawi� o olbrzymi� szkod�. Czar tego rodzaju s��w odwr�ci�by si�; s�owo w�a�ciwie u�yte powodowa�o b�ogos�awie�stwo, stosowane zuchwale, sta�oby si� czym� niszcz�cym dla samego inicjatora. W pewnej niewinno�ci swoich uczu� Rmo-ahalsowie przypisywali swoj� moc dzia�aj�cej w nich boskiej przyrodzie raczej, ni� samym sobie.
To ulega ju� zmianie w czasie drugiej podrasy (u tzw. lud�w Tlavatli). Ludzie tej rasy zacz�li ju� odczuwa� swoj� osobist�
18
l
warto��. O ile kto� chcia�by w�wczas uznania dla swoich minionych czyn�w, musia� wykaza� � przez nowe czyny � �e posiada jeszcze dawn� moc. Musia�, przez nowe dzie�a, dawne niejako zbudzi� w pami�ci. Co kiedy� uczyni�, to nie mia�o jeszcze samo przez si� znaczenia. Dopiero druga podrasa liczy si� o tyle z osobistym charakterem cz�owieka, �e jego minione �ycie ma na wzgl�dzie przy ocenie tego charakteru.
Dalszym nast�pstwem w�adzy pami�ci we wsp�yciu ludzkim by� ten fakt, �e wytworzy�y si� grupy ludzkie z��czone wspomnieniem wsp�lnych czyn�w. Uprzednio takie tworzenie si� grup zale�a�o zupe�nie od si� natury, od wsp�lno�ci pochodzenia. W�asnym duchem cz�owiek nie przyczynia� si� jeszcze pod �adnym wzgl�dem do tego, co przyroda z niego czyni�a. Teraz pewne gromady ludzi przyci�ga�a do siebie, a pami�� o wsp�lnym czynie tworzy�a grup� spo�eczn�.
Ten rodzaj spo�ecznego wsp�ycia zaznaczy� si� �ci�le dopiero w trzeciej podrasie (u Toltek�w). Dopiero ludzie z tej rasy ugruntowali to, co nazwa� mo�na gmin�, pierwszym rodzajem pa�stwowego ukszta�towania. Kierownictwo, zarz�d tej gminy przechodzi z przodk�w na potomk�w. Co dawniej trwa�o tylko w pami�ci innych ludzi, teraz przekazywa� ojciec synowi. Ca�e pokolenia mia�y nie zapomina� o dzie�ach przodk�w. Jeszcze potomkowie cenili to, co przodek ich uczyni�. Tylko trzeba sobie to uprzytomni�, �e w onych czasach ludzie rzeczywi�cie posiadali si�� przekazywania potomkom swoich talent�w. Przecie� na tym polega�o wychowanie, �e przedstawiano �ycie w pogl�dowych obrazach. A wp�yw tej metody wychowania polega� na osobistej mocy wychodz�cej od wychowawcy. Nie �wiczy� on si�y rozs�dku, ale uzdolnienia instynktownego rodzaju. Taki system wychowawczy w wi�kszo�ci wypadk�w rzeczywi�cie przenosi� uzdolnienia ojca na syna. W tych warunkach osobiste do�wiadczenia za czas�w trzeciej podrasy nabiera�y coraz wi�kszego znaczenia. Pewna grupa udzielaj�c si� w celu za�o�enia nowej gminy, zachowuje pami�� prze�y� z dawnych czas�w. Ale w tym wspomnieniu tkwi co�, co uwa�a za nieodpowiednie dla siebie, w czym czuje si� niedobrze i co stara si� zast�pi� czym� nowym. W ten spos�b, przy ka�dym nowym formowaniu si� gminy, polepsza�y si� warunki. Naturalnie,
�e ulepszenia znajdowa�y na�ladowc�w. Oto fakty, za spraw� kt�rych powsta�y za czas�w trzeciej podrasy owe kwitn�ce gminy opisywane w literaturze teozoficznej. A dokonywane osobiste do�wiadczenia znajdowa�y poparcie u wtajemniczonych w wiekuiste prawa duchowego rozwoju. Pot�ni w�adcy sami otrzymywali wtajemniczenie, w kt�rym ich osobista dzielno�� znajdowa�a ca�kowite oparcie. Osobista dzielno�� cz�owieka czyni�a go z czasem zdolnym do otrzymania wtajemniczenia. Najpierw mia� si�y swoje wzwy� rozwin��, aby nast�pnie udzielono mu z wy�yn o�wiecenia. Tak powstali wtajemniczeni � kr�lowie i nauczyciele lud�w atlantyckich. Wielkim by� zakres ich mocy i wielk� by�a cze��, jak� im oddawano.
Ale fakt ten by� r�wnie� dowodem zaniku i upadku. Wykszta�cenie si�y pami�ci doprowadzi�o do pe�ni si� osobowo�ci. T� swoj� pe�ni� si� chcia� cz�owiek zawa�y� (na szali wypadk�w). Im wi�ksz� stawa�a si� jego moc, tym bardziej chcia� j� wykorzysta� dla siebie. Rozwini�ta ambicja przesz�a w sobkostwo. Za tym posz�o nadu�ycie si�. Kiedy si� pomy�li, ile mogli uczyni� atlantyjczycy w�adaj�c si�� �ycia, zrozumie si� r�wnie�, jak pot�ne skutki musia�y wywo�a� podobne nadu�ycia. Szerok� w�adz� nad przyrod� podporz�dkowano osobistej mi�o�ci w�asnej.
Powy�sze zarysowuje si� w ca�ej pe�ni za czas�w czwartej p�-rasy (pra-Tura�czyk�w). Nale��cy.do tej rasy posiadali umiej�tno�� w�adania wzmiankowanymi si�ami i u�ywali ich niejednokrotnie w celu zaspokojenia swoich ��dz i �ycze�. W ten spos�b u�yte si�y niweczy�y si� jednak nast�pnie w swych skutkach � tak jakby nogi jakiego� cz�owieka samowolnie porusza�y si� naprz�d, kiedy g�rna jego po�owa chce cofn�� si� wstecz.
Dla pow�ci�gni�cia tego dzia�ania u cz�owieka, pocz�a si� wytwarza� si�a wy�sza. By�a to si�a my�li. Logiczne my�lenie dzia�a�o powstrzymuj�ce na egoistyczne osobiste po��dania. Pocz�tk�w tego logicznego my�lenia nale�y szuka� w pi�tej podrasie (u pora-semit�w). Ludzie pocz�li por�wnywa� r�ne prze�ycia, a przez to wyszli poza sam� tylko pami�� przesz�o�ci. Rozwija�a si� si�a s�dzenia (umys�owa). I zgodnie z t� si�� s�dzenia porz�dkowano ch�ci, po��dania. Pocz�to liczy�, kombinowa�. Uczono si� pracowa� my�l�. O ile przedtem oddawano si� ka�dej ch�ci, obe-
20
cnie pytano naprz�d my�li, czy t� ch�� potwierdza. O ile ludzie czwartej podrasy w celu zadowolenia siebie rozp�tywali dziko swoje ��dze, tedy w okresie pi�tej zacz�li s�ucha� wewn�trznego g�osu, a ten g�os wewn�trzny oddzia�uje hamuj�co na ��dze, cho�by nawet nie m�g� zniweczy� uroszcze� egocentrycznej osobowo�ci.
Pi�ta podrasa przenosi pobudki do czynu wewn�trz cz�owieka. Wewn�trz siebie usposabia si� cz�owiek do tego, co ma czyni� lub zaniecha�. Ale co uzyskano w ten spos�b od wewn�trz przez si�� my�lenia, okupiono utrat� panowania nad zewn�trznymi mocami przyrody. Za pomoc� kombinuj�cego my�lenia mo�na opanowa� tylko si�y �wiata mineralnego, nie za� si�� �ycia. Ale w�a�nie przez to wytworzy�a si� zarodek-dalszego rozwoju cz�owieka. Usuni�ty zosta� wp�yw osobowo�ci i cho�by jak najwi�kszej mi�o�ci w�asnej, a nawet sobkostwa. Samo my�lenie, ca�kowicie wewn�trz pracuj�ce, nie mog�o nadal narzuca� bezpo�rednio przyrodzie rozkaz�w, nie mog�o powodowa� takich niszcz�cych skutk�w, jakie sprawia�y nadu�ywane si�y dawniejsze. Spo�r�d tej pi�tej podrasy wybrano najbardziej uzdolnion� cz��, kt�ra prze�y�a upadek czwartej zasadniczej i utworzy�a zarodek pi�tej rasy (zasadniczej) aryjskiej. Zadaniem tej ostatniej sta� si� doskona�y wyr�b si�y my�lenia wraz z tym, co do niego nale�y.
Ludzie sz�stej podrasy (akadyjczycy) posun�li si�� my�lenia dalej ni� pi�ta podrasa. Odr�niali si� tym od tzw. pra-semit�w, �e stosowali wzmiankowan� zdolno�� w szerszym zakresie, ni� tamci. Powiedziano wy�ej, i� kszta�tuj�ca si� si�a my�li nie pozwala uroszczeniom samowolnej osobowo�ci powodowa� pustosz�cych dzia�a�, mo�liwych u ras poprzednich, chocia� tym samym nie niweczono tych uroszcze�. Na razie pra-semici regulowali warunki swego osobistego bytu zale�nie od tego, jak to im poddawa�a si�a my�li. Na miejsce nagich ��dz i zachcianek wst�puje m�dro��*. Pojawiaj� si� inne stosunki �yciowe. O ile minione rasy sk�ania�y si� do uznawania za przyw�dc�w tych, czyje czyny upami�tni�y si� g��boko, czyje �ycie obfitowa�o we wspomnienia,
* W znaczeniu przemy�lno�ci (Klugheit).
21
obecnie przyznawano t� rol� m�drym (przemy�lnym). I o ile dawniej miarodajnym by�o to, co przetrwa�o w dobrym wspomnieniu, obecnie uwa�ano to za najlepsze, co sta�o si� jako takie � wobec my�li. Pod wp�ywem pami�ci przytrzymywano si� dawniej pewnej rzeczy tak d�ugo, zanim nie okaza�a si� niewystarczaj�c�, a wtedy przenikano j� czym� nowym, co mia�o zaradzi� brakowi. A pod wp�ywem si�y my�lenia rozwin�a si� sk�onno�� do poszukiwania nowo�ci i pragnienie zmiany. Ka�dy chcia� to zrealizowa�, co nasuwa�a mu jego przemy�lno��. St�d pocz�y si� za pi�tej podrasy niespokojne (nieustalone) stany i doprowadzi�y � za sz�stej podrasy do tego, �e odczuto potrzeb� podporz�dkowania samowolnej my�li poszczeg�lnych jednostek og�lnym prawom.
�wietno�� pa�stw trzeciej podrasy st�d pochodzi�a, �e wsp�lno�� wspomnie� powodowa�a porz�dek i harmoni�. Za sz�stej � sprawowano porz�dek przy pomocy przemy�lanych praw. W tej w�a�nie sz�stej podrasie nale�y szuka� pocz�tku prawnych i prawodawczych porz�dk�w. W epoce trzeciej podrasy wydziela�a si� wtedy tylko pewna grupa ludzka, kiedy zosta�a ju� niejako wyparta z dawnej wsp�lnoty, poniewa� przestawa�a si� czu� dobrze w stanie rzeczy podtrzymywanym przez wspomnienia. Zupe�nie inna by�a istota tego procesu za sz�stej podrasy. Kombinuj�ca si�� woli poszukiwa�a nowo�ci jako takiej, pobudza�a do przedsi�wzi�� i nowych urz�dze�. Dlatego akadyjczypy byli przedsi�biorczym, ochoczym ludem zdolnym do kolonizacji. Szczeg�lniej handel dawa� karm m�odzie�czym, kie�kuj�cym si�om my�li i s�dzenia.
Podobnie kszta�towa�a si� si�a my�lenia za si�dmej rasy (mongolskiej). Ale przetrwa�y w niej cechy dawniejszych podras, a mianowicie czwartej, w daleko mocniejszym stopniu, ni� w pi�tej i sz�stej. Pozosta�a ona wierna zmys�owi pami�ci. A przeto przysz�a do przekonania, jakoby to, co najdawniejsze, by�o r�wnie� najm�drzejszym i mog�o osta� si� najlepiej wobec si�y my�li. Ludzie tej rasy r�wnie� utracili w�adz� nad si�� �ycia, ale rozwini�ta w nich si�a my�li sama posiada�a w sobie co� z �ywio�owej natury si�y �ycia. Cho� utracili moc nad �yciem, nigdy jednak bezpo�redniej, naiwnej w to wiary. Ta moc sta�a si� ich bogiem, w jej imi� czynili wszystko, co uwa�ali za s�uszne. Przeto wydawali si� s�siednim ludom jakby nawiedzonymi od tej tajemnej si�y, oddawali si�
22
jej w �lepej ufno�ci. Ich potomkowie w Azji i w niekt�rych krajach europejskich wykazywali i jeszcze wykazuj� wiele z tej w�a�ciwo�ci.
Zaszczepiona w ludziach si�a my�lenia dopiero wtedy mog�a doj�� do swojej zupe�nej warto�ci, kiedy w pi�tej rasie zasadniczej otrzyma�a now� do tego podniet�. Czwarta rasa mog�a tylko pos�ugiwa� si� ni� w tym wszystkim, co ju� zapocz�tkowa� (uprzednio) dar pami�ci. Dopiero pi�ta osi�gn�a takie formy �ycia, kt�rych w�a�ciwym narz�dziem jest zdolno�� my�lenia.
rt
L:
t
2. Przej�cie od czwartej rasy zasadniczej
do pi�tej
Niniejsze relacje dotycz� przej�cia czwartej (atlantyckiej) rasy zasadniczej w pi�t� (aryjsk�), do kt�rej nale�y wsp�czesna ludzko�� cywilizowana. Zrozumie je ten, kto zdo�a wnikn�� w my�l rozwoju w jej ca�ym zakresie i znaczeniu. Wszystko, co spostrzega cz�owiek doko�a siebie znajduje si� w stadium rozwoju. R�wnie� dopiero w stadium rozwoju znajduje si� zdolno�� pos�ugiwania si� my�l�, kt�ra cechuje ludzko�� naszej pi�tej rasy zasadniczej. Jest to mianowicie ta rasa, kt�ra z wolna i stopniowo doprowadza si�� my�li do stopnia dojrza�o�ci. Wsp�czesny cz�owiek decyduje si� (w my�li) na co�, co nast�pnie wykonuje, jako skutek w�asnych my�li. U atlantyjczyk�w dopiero przygotowywa�a si� ta zdolno��. My�li nie w�asne, ale sp�ywaj�ce od wy�ej zorganizowanych jestestw wp�ywa�y na ich wol�. Zatem ptowajdzono j� (wol�) niejako od zewn�trz.
Kto przyswoi sobie ten rodzaj poj�cia rozwoju cz�owieka i rozpozna, �e ziemski cz�owiek by� w przesz�o�ci zupe�nie inaczej zorganizowan� istot�, ten zdo�a wznie�� si� r�wnie� do wyobra�enia o zupe�nie innych (ni� cz�owiek) jestestwach, o kt�rych mowa w relacjach. Rozw�j, kt�ry zauwa�amy, rozci�ga si� na niezmiernie wielkie czasokresy, o czym w nast�puj�cych relacjach.
Co powiedziano uprzednio o czwartej, atlantyckiej rasie zasadniczej, dotyczy wielkiej gromady ludzko�ci. Ale podlega ona przyw�dcom, kt�rzy g�rowali znacznie nad ni� przez swoje zdolno�ci. M�dro��, kt�r� posiadali ci przyw�dcy-nauczyciele i si�y, kt�rymi w�adali nie dawa�y si� osi�gn�� przez �adne wychowanie ziemskie. By�y im udzielane przez wy�sze nie nale��ce bezpo�rednio do Ziemi jestestwa. St�d by�o to tak naturalne, kiedy wielka
24
masa ludzka odczuwa�a w tych swoich nauczycielach istoty �szego rodzaju � �wys�annik�w" bog�w, poniewa� za pomoc� ludzkich organ�w zmys�owych i ludzkiego rozs�dku nie mo�na by osi�gn�� tego, co wiedzieli i mogli czyni� owi nauczyciele. Czczono ich jako �wys�annik�w boga", podlegano ich rozkazom i przyka* zaniom, przejmowano ich nauk�. Istoty tego rodzaju uczy�y ludz-t ko�� wiedzy, sztuk, wyrabiania narz�dzi. Tacy �wys�annicy bog�w'^ albo sami prowadzili zespo�y ludzkie, albo uczyli sztuki rz�dzenia ludzi dalej posuni�tych w rozwoju. M�wiono o tych nauczycielach, �e �obcuj� z bogami" i przez nich wtajemniczeni s� w prawa, wed�ug kt�rych ludzko�� musi si� rozwija�. I tak by�o w rzeczywisto�ci. W miejscach o kt�rych t�um nie wiedzia� odbywa�o si� wtajemniczanie � to obcowanie z bogami. Takie miejsca wtajemnicze� nazywano �wi�tyniami misteri�w. Z nich wychodzili przewodnicy rodzaju ludzkiego.
Co zatem odbywa�o si� w �wi�tyniach misteri�w, by�o niepoj�te dla ludu. R�wnie� nie rozumia� on zamiar�w swoich wielkich nauczycieli, poniewa� za pomoc� swoich zmys��w lud m�g� ogarnia� tylko to, co dotyczy�o bezpo�rednio Ziemi, a nie � objawia�y wy�sze �wiaty dla jej dobra. St�d nauki nauczycieli musia�y by� uj�te r�wnie� w form� niepodobn� do tej, w jakiej wyra�ono zdarzenia ziemskie. Mowa, kt�r� przemawiali w misteriach bogowie do swoich wys�annik�w nie by�a wcale mow� ziemsk�, a postacie, w kt�rych objawiali si� ci bogowie, nie mia�y r�wnie� nic ziemskiego. �W ognistych chmurach" ukazywa�y si� duchy wy�sze swoim wys�annikom, aby ich zwiastowa�, jak maj� ludzi prowadzi�. Tylko cz�owiek m�g� si� przejawia� w postaci ludzkiej; jestestwa o zdolno�ciach przerastaj�cych ludzko�� musia�y objawia� si� w postaciach obcych Ziemi, a �wys�annicy bog�w" otrzymywali te objawienia, jako najbardziej doskonali spo�r�d swoich braci ludzkich. Przeszli ju� to na wcze�niejszych stadiach rozwoju, co wi�kszo�� ludzi mia�a jeszcze do przebycia. Tylko pod jednym wzgl�dem nale�eli do ludzko�ci. Mogli przyjmowa� ludzk� posta�. Ale ich duszne-duchowe cechy by�y nadludzkiego rodzaju. Posiadali zatem bosko-ludzk� podw�jno�� istoty. Mo�na ich zatem okre�li�, jako duchy wy�sze, kt�re wzi�y na siebie cia�a ludzkie, aby pomaga� ludzko�ci w jej ziemskiej drodze. Ich w�a�ciwa ojczyzna by�a
25
nie na Ziemi. Istoty te prowadzi�y ludzi, nie mog�c udzieli� im zasad swego kierownictwa, poniewa� a� do czasu pi�tej podrasy atlantyckiej � prasemit�w, ludzie nie posiadali zupe�nie zdolno�ci do pojmowania tych zasad. Tak� zdolno�ci� sta�a si� dopiero si�a my�lenia, kt�ra rozwin�a si� u tej podrasy. Ale zdolno�� ta rozwija�a si� powoli i stopniowo. Nawet ostatnie podrasy atlantyckie ma�o jeszcze mog�y rozumie� te zasady swoich boskich nauczycieli. Na razie pocz�y one � zreszt� zupe�nie niedoskonale � przeczuwa� co� nieco� z tych zasad. St�d ich my�li, jak r�wnie� prawa, o kt�rych mowa przy ustrojach pa�stwowych, by�y raczej wyczute, ni� jasno pomy�lane.
G��wni nauczyciele pi�tej podrasy atlantyckiej przygotowywali j� stopniowo, aby p�niej, kiedy przeminie rodzaj �ycia w�a�ciwy tej epoce atlantyckiej, m�g� powsta� nowy rodzaj, rz�dz�cy si� ca�kowicie si�� my�li.
Trzeba sobie uprzytomni�, �e ku ko�cowi epoki atlantyckiej mamy do czynienia z trzema grupami jestestw rodzaju ludzkiego:
1. Z wymienionymi �wys�annikami bog�w", kt�rzy znacznie wyprzedzili w rozwoju wielkie masy ludu, nauczali m�dro�ci bo�ej i wype�niali dzie�a bo�e.
2. Wielka masa sama o przyt�umionej jeszcze sile my�li oraz ze zdolno�ciami wyros�ymi z przyrody, a'utraconymi u dzisiejszej ludzko�ci. _ ,
3. Ma�a ilo�� tych, kt�rzy rozwin�li si�� my�lenia i przez to w�a�nie tracili powoli samorodne zdolno�ci atlantyjczyk�w, natomiast wyrabiali w sobie zdolno�� do my�lowego uj�cia zasad �wys�annik�w bo�ych".
Druga grupa istot bo�ych po�wi�cona by�a na powolne wymarcie. Trzecia za� mog�a by� � przez istoty pierwszego rodzaju � doprowadzona do przej�cia kierownictwa nad sob� we w�asne r�ce.
Najzdolniejszych spo�r�d tej trzeciej grupy wybiera� wzmiankowany g��wny nauczyciel (Manu), aby wytworzy� z nich now� ludzko��. Tacy najzdolniejsi nale�eli do pi�tej podrasy. Si�a my�lenia sz�stej i si�dmej podrasy zesz�a w pewnej mierze na bezdro�a i ju� by�a niezdolna do dalszego rozwoju. Najlepsze cechy najlepszych musia�y by� rozwijane. A dokona�o si� to wtedy, kiedy
26
nauczyciel odosobni� wybranych w (upatrzonej) miejscowo�ci, w Azji �rodkowej i pozbawi� ich wszelkiego wp�ywu uwstecznionych lub zesz�ych z drogi. Nauczyciel postawi� sobie zadanie: do tego stopnia doprowadzi� rozw�j swej gromady, aby nale��cy do niej zdo�ali uj�� we w�asnej duszy, w�asn� si�� woli te zasady, wed�ug kt�rych prowadzono ich dot�d, a kt�re � raczej wyczuwali, nie zdaj�c sobie z nich jasno sprawy. Ludzie mieli pozna� si�y bo�e w my�l kt�rych nie�wiadomie post�powali. Dot�d przez swych wys�annik�w prowadzili bogowie ludzi, teraz ludzie mieli wiedzie� o tych boskich jestestwach. Mieli nauczy� si� patrze� na siebie samych, jako na organy wykonawcze bo�ej opatrzno�ci.
Wyodr�bniona w ten spos�b gromada stan�a przed wa�k� decyzj�. Boski nauczyciel znajdowa� si� po�r�d niej, w postaci ludzkiej. Od takich wys�annik�w bo�ych otrzymywa�a przedtem ludzko�� wskazania, rozkazy co czyni�, lub zaniecha� nale�a�o. Kszta�cono j� w umiej�tno�ciach opartych na postrzeganiu zmys�owym. Ludzie postrzegali boski rz�d �wiata, odczuwali go we w�asnych poczynaniach, jednak jasno go sobie nie u�wiadamiali. Oto nauczyciel ich pocz�� m�wi� do nich w zgo�a nowy spos�b. Naucza�, �e niewidzialne moce rz�dz� tym, co przed nimi rozpo�ciera si� widome i �e oni sami s� s�ugami tych mocy niewidzialnych, �e moc� swojego my�lenia maj� wype�nia� prawa owych si� niewidzialnych. Ludzie s�uchali o tym nadziemsko-boskim i o tym, �e niewidzialna duchowo�� by�a tw�rc� i zachowawc� widzialnej cielesno�ci. Do widzialnych wys�annik�w bo�ych, do swoich nadludzkich wtajemniczonych (jednym z nich by� tak m�wi�cy do nich) wznosili oni dot�d wzrok, a ci im wie�cili co czyni�, a co zaniecha� nale�y. Teraz stali si� godnymi tego, �e wys�annik bog�w m�wi� im o bogach samych. Pot�na by�a rzecz, kt�r� gromadzie swej stale nakazywa�: Dot�d ogl�dali�cie tych, kt�rzy was prowadzili, ale s� wy�si przewodnicy, kt�rych nie widzicie. I tym przewodnikom b�d�cie poddani. Macie wypebiia� rozkazy Boga, kt�rego nie ogl�dacie i macie by� pos�uszni temu, kt�rego �adnego obrazu nie zdo�acie sobie uczyni�. Tak brzmia�o nowe, najwy�sze przykazanie w ustach wielkiego nauczyciela, nakazuj�c cze�� Bogu, do kt�rego nie m�g� by� podobny �aden zmys�owo widziany obraz i kt�rego to (obrazu) te� czyni� nie nale�a�o. Pod�wi�kiem
21
tego wielkiego przykazania pi�tej rasy jest znane: �I nie b�dziesz sobie czyni� �adnego bo�yszcza, ani jakiegokolwiek obrazu tego, co jest w g�rze, na niebie, ani tego, co jest w dole, na ziemi, ani tego, co jest w wodzie, ni�ej ziemi".
G��wnemu nauczycielowi (Manu) towarzyszyli inni wys�annicy bo�y, kt�rzy w poszczeg�lnych dziedzinach �ycia wype�niali jego zamiary i pracowali nad rozwojem rasy, poniewa� chodzi�o o pokierowanie ca�ym �yciem w my�l nowego poj�cia ludzkiego rz�du �wiata. My�li cz�owieka wsz�dzie mia�y zwraca� si� od tego^ co widzialne, do niewidzialno�ci. �ycie wyznaczaj� moce przyrody. Od nocy i dnia, od zimy i lata, od promienia s�onecznego i deszczu zale�y przebieg tego ludzkiego �ycia. W jakim po��czeniu z niewidzialnymi mocami znajduj� si� te bogate we wp�ywy, widzialne fakty i jak ma si� zachowywa� cz�owiek, aby �ycie swoje urz�dza� zgodnie z tymi niewidzialnymi mocami: to im wskazywano. Wszelka wiedza i praca mia�a by� w my�l tego prowadzona. W biegu gwiazd i zachowaniu si� wiatru mia� cz�owiek boskie wskazania ogl�da�, wyp�yw bo�ej m�dro�ci. Astronomia i meteorologia by�y wyk�adane w tym sensie i swoj� prac�, swoje �ycie obyczajowe mia� cz�owiek tak uk�ada�, aby odpowiada�y one pe�nym m�dro�ci prawom b�stwa. Wed�ug bo�ych przykaza� porz�dkowano �ycie, podobnie jak w biegu gwiazd, w zachowaniu si� wiatru itd. badano bo�e my�li. Przez ofiarne post�powanie mia� cz�owiek uzgodni� swoje dzie�a ze zrz�dzeniami bog�w. Zamiarem Manu by�o: wszystko w �yciu ludzkim zwr�ci� do wy�szych �wiat�w. Wszelki czyn ludzki, wszystkie zarz�dzenia mia�y nosi� charakter religijny. W ten spos�b podj�� Manu w�a�ciwe zadanie obowi�zuj�ce pi�t� ras� zasadnicz�� nauk� prowadzenia siebie za pomoc� swego my�lenia. Lecz na dobre wyj�� mog�o takie samostanowienie jedynie wtedy, o ile cz�owiek odda� si� sam na us�ugi si�om wy�szym. Cz�owiek mia� pos�ugiwa� si� swoj� si�� my�lenia, ale t� si�� (my�li) u�wi�ca�o ogl�danie bosko�ci.
Tylko wtedy rozumie si� dok�adnie dzieje �wczesne, o ile si� wie, �e rozw�j si�y my�lenia (poczynaj�c od pi�tej podrasy atlantyckiej) mia� jeszcze inne skutki. Mianowicie � ludzie przyszli � z pewnej strony � do posiadania wiadomo�ci i sztuk nie znajduj�cych si� w bezpo�rednim zwi�zku z zadaniem jakie wzmianko-
28*
wany Manu uwa�a� za w�a�ciwe dla nich. Te wiadomo�ci i sztuki nie posiada�y na razie religijnego charakteru. Dosta�y si� one cz�owiekowi w ten spos�b, �e m�g� je odda� tylko na us�ugi swojej w�asnej korzy�ci, swoich potrzeb osobistych* .
Do takich nale�y np. znajomo�� ognia w zastosowaniu do ludzkich urz�dze�. W pierwszych czasach atlantyckich cz�owiek obywa� si� bez ognia, poniewa� mia� si�� �ycia na swe us�ugi. Im mniej jednak z biegiem czasu m�g� pos�ugiwa� si� t� si��, tym bardziej musia� nauczy� si� wytwarza� sobie narz�dzia, sprz�t z tzw. rzeczy nieo�ywionych � za� w tym celu pos�ugiwa� si� ogniem. Podobnie rzecz si� mia�a z innymi si�ami przyrody. A wi�c nauczy� si� pos�ugiwa� innymi si�ami przyrody, nie b�d�c �wiadomym ich boskiego pochodzenia. Tak by� mia�o, bowiem nie mia� by� (w niczym) przymuszony do poddania boskiemu porz�dkowi �wiata tych rzeczy, kt�re podlega�y jego w�asnej sile my�lenia. Powinien by� uczyni� to raczej dobrowolnie � w swoich my�lach. Do tego zmierza� Manu, aby doprowadzi� ludzi do samodzielnego, wynikaj�cego z wewn�trznej potrzeby po��czenia omawianych rzeczy z wy�szym porz�dkiem �wiata. Ludzie mieli wybra�, czy osi�gni�te umiej�tno�ci zastosuj� do cel�w czysto osobistej korzy�ci czy te� do s�u�by religijnej � wy�szemu �wiatu. O ile wi�c cz�owiek musia� przedtem uwa�a� si� za cz�on boskiego rz�du �wiata, kt�ry darzy� go w�adz� � na przyk�ad nad si�� �ycia, bez potrzeby stosowania jego ludzkiej my�li, tedy obecnie m�g� r�wnie� u�ywa� si�y przyrody, nie zwracaj�c my�li do bosko�ci.
Nie wszyscy spo�r�d tych ludzi, kt�rych Manu doko�a siebie zgromadzi�, doro�li do takiego stanowienia; raczej niewielka ich ilo��. A tylko spo�r�d tych ostatnich m�g� Manu istotnie wytworzy� zarodek nowej rasy. Tedy odosobni� si� wraz z nimi, aby ich dalej rozwija�, kiedy reszta zmiesza�a si� z pozosta�� ludzko�ci�. Ze wzmiankowanej, nieznacznej liczby ludzi, kt�rzy ostatecznie zgromadzili si� ko�o Manu, powsta�o to wszystko, co po dzi� dzie� jeszcze stanowi prawdziwe ziarno post�pu pi�tej rasy zasadniczej.
* Niedozwolone jest na razie udzielanie jawnych relacji o pochodzeniu tych wiadomo�ci i sztuk. Dlatego nale�y pomin�� to miejsce w Kronice Akaszy.
29
St�d r�wnie� jasno wynika, �e dwa rysy charakteru przechodz� wskro� ca�y rozw�j tej pi�tej rasy zasadniczej. Jeden rys cechuje ludzi, kt�rych dusz� sta�y si� wy�sze idee, kt�rzy uwa�aj� si� za dzieci bo�ej mocy �wiata; drugi � odpowiada tym, kt�rzy oddaj� wszystko na us�ugi tym interesom, w�asnej korzy�ci.
Tak d�ugo pozostawa�a ma�a gromadka przy Manu, dop�ki nie zosta�a tak dostatecznie umocniona, �e mog�a ju� w nowym duchu dzia�a� i przekaza� tego nowego ducha ludzko�ci, pozosta�ego po minionych rasach. Naturalnie, �e ten nowy duch przybra� u r�nych lud�w r�ne charaktery, w zale�no�ci od tego, jak one same rozwin�y si� w r�nych krajach. Dawne, zachowane rysy charakteru zmiesza�y si� z tym, co wnie�li ze sob� wys�annicy Manu do r�nych cz�ci �wiata. Przez to powsta�y r�norodne nowe kultury i cywilizacje.
W tym celu Manu wybra� najbardziej uzdolnione osobisto�ci ze swojego otoczenia; z wolna wtajemniczy� je bezpo�rednio w swoj� bosk� m�dro��, aby mog�y sta� si� nauczycielami pozosta�ych. St�d do szeregu dawnych wys�annik�w bo�ych przybywa nowy rodzaj wtajemniczonych. Tych, kt�rzy wykszta�cili w sobie si�� my�lenia w spos�b ziemski tak samo, jak bli�ni im ludzie. Inaczej, ni� poprzedni wys�annicy bog�w (w��cznie z Manu). Ich rozw�j nale�a� do wy�szych �wiat�w. Oni � wnie�li swoj� wy�sz� m�dro�� do bytu ziemskiego. To, czym darzyli ludzko��, by�o �darem z g�ry". Przed �rodkiem epokPatlantyckiej ludzie nie rozwin�li si� jeszcze tak dalece, aby mogli poj�� � o w�asnej sile � istot� nakaz�w bo�ych. Teraz�w omawianej epoce (dopiero) mieli doj�� do tego. Ziemska my�l mia�a wznie�� si� do poj�cia bosko�ci. Ludzcy wtajemniczeni pojawili si� obok nadludzkich. Wyra�a si� w tym wa�ny prze�om w rozwoju rodzaju ludzkiego. Jeszcze pierwsi atlantyjczycy nie mieli do wyboru, czy maj� uwa�a� swoich nauczycieli za wys�a�c�w boga czy te� nie, poniewa� co oni wype�niali, by�o im narzucone, jako czyn wy�szych �wiat�w, nosi�o stygmat boskiego pochodzenia. Z powodu swojej mocy wys�annicy w epoce atlantyckiej byli u�wi�conymi jestestwami otoczonymi blaskiem, jakiego im ta moc u�ycza�a. Ludzcy wtajemniczeni czas�w nast�pnych byli lud�mi po�r�d ludzi. Pozostawali jednak w ��czno�ci z wy�szymi �wiatami, a relacje i objawienia wys�annik�w
30
bo�ych przenika�y do nich. Wyj�tkowo jednak, kiedy nadarza�a si� wy�sza konieczno�ci oni stosowali pewne si�y, kt�rych im stamt�d u�yczano. W�wczas dokonywali czyn�w, kt�rych ludzie poj�� nie mogli na mocy znanych im praw rozumu i uwa�ali je wobec tego s�usznie za cuda. Jednak w tym wszystkim by�o wy�szym zamiarem postawienie ludzko�ci �na w�asne nogi" i nadanie doskona�ego rozwoju jej sile my�lenia. Ludzcy wtajemniczeni s� dzi� po�rednikami pomi�dzy lud�mi a �wiatami wy�szymi � a tylko wtajemniczenie czyni zdolnym do obcowania z wys�annikami bog�w.
W pocz�tkach pi�tej rasy zasadniczej ludzcy wtajemniczeni, �wi�ci nauczyciele stali si� przyw�dcami pozosta�ej ludzko�ci. Wielcy kr�lowie-kap�ani przesz�o�ci, o kt�rych wprawdzie nie historia, ale podania �wiadcz�, nale�eli do rz�du tych wtajemniczonych. Coraz bardziej usuwali si� wy�si wys�annicy bog�w z Ziemi i przekazywali kierownictwo ludziom wtajemniczonym, wspieraj�c ich jednak rad� i czynem. Inaczej cz�owiek nigdy by nie doszed� do swobodnego stosowania swojej si�y my�li. �wiat znajduje si� pod boskim kierownictwem, ale cz�owiek ma to przyj�� nie z przymusu, a raczej w swobodnym rozwa�aniu powinien w to wnikn�� i zrozumie�. Kiedy jest dalej posuni�ty, wtedy wtajemniczeni stopniowo ods�aniaj� mu swe tajemnice. Nie dzieje si� to jednak nagle. Ca�y rozw�j pi�tej rasy zasadniczej jest powoln� drog� do tego celu. Najpierw sam Manu prowadzi� swoj� gromad� jak dzieci. Nast�pnie, zupe�nie powoli, przechodzi�o kierownictwo na ludzkich wtajemniczonych. I dzi� wci�� jeszcze post�p polega na mieszaninie �wiadomych i nie�wiadomych czyn�w i my�li cz�owieka. Dopiero w ko�cu pi�tej rasy zasadniczej, kiedy do�� du�a ilo�� ludzi stanie si� � w ci�gu sz�stej i si�dmej podrasy � zdolna do wiedzy, b�dzie m�g� jawnie im si�